Mieszkanie Racheli

avatar
GośćGość
Mieszkanie Racheli
Sob 2 Lut - 23:34

Okolica

Kamienica numer 9 należy do najstarszych w Glassville. Na skraju miasta, nieopodal osiedla nowych domków znajdują się resztki dzielnicy przeznaczonej niegdyś dla robotników pracujących przy wyrobie luster. Można pomyśleć, że te zabudowania nie należą już do miasta. Chodniki zarosły mchem i chwastami, co druga latarnia nie świeci lub mruga niepokojąco. Wzdłuż ulic i na trawnikach rosną stare, powykręcane drzewa. Wszystko jest zapomniane, dzikie i jakieś takie nieprzyjazne. Do teraz ostało się tam zaledwie kilka budynków, a jednym z nich jest dziewiątka - sześciopiętrowa kamienica odsunięta nieco od pozostałych. Stojąc w odosobnieniu robi wrażenie mroczniejszej i bardziej zaniedbanej od reszty. Szarobrązowy tynk pęka i odlatuje płatami ukazując ściany z czerwonej cegły. W oknach nie wiszą firanki, nie stoją donice z kwiatami. Mieszkańcy to podejrzane persony, które lepiej omijać szerokim łukiem.

Wnętrze

Kamienica ma tylko jedną klatkę schodową, do której wejście znajduje się po środku pomiędzy dwoma przygarbionymi jabłoniami. Wąskie drewniane schody o spróchniałych, wytartych stopniach wiją się w górę. W klatce schodowej unosi się zapach kurzu i starego drewna. Na każdym piętrze są dwa mieszkania. Z szóstego piętra jest jeszcze wyjście na poddasze. Schody strome prawie jak drabina dorobiono dużo później. Prowadzą one do ostatnich drzwi, na których nie ma tabliczki z nazwiskiem. Nie ma też dzwonka ani klamki. Tylko dziurka od klucza.

Mieszkanie

Całe poddasze należy do Racheli. Jej mieszkanie jest dość duże, jednak niski strop i skosy sprawiają, że robi wrażenie ciasnego. Wschodnie okna ukazują widok na dość odległą centralną część miasta, z zachodnich doskonale widać stary cmentarz, a także resztki zakładów przemysłowych.

Pierwsze pomieszczenie to przedpokój z wielką, przesuwną szafą zajmującą całą ścianę i przejściem do łazienki. Idąc dalej na wprost korytarzem, po lewej jest salon – najbardziej przestrzenne pomieszczenie z kanapą, regałem na książki i dużym, staromodnym radiem. W skośnym suficie są dwa duże okna dachowe doświetlające pokój. Na prawo znajdują się dwa pomieszczenia – mała, przestronna kuchnia oraz gabinet pełen książek, papierów i mnóstwa innych rzeczy związanych z pracą i podróżami właścicielki. Wszystkie meble w mieszkaniu obrobione są ciemnym, lakierowanym drewnem z bordowymi obiciami.  W głębi, na końcu korytarza są jeszcze jedne schody prowadzące w górę, na malutką antresolę, która służy za sypialnię Racheli. Jest to tak niskie pomieszczenie, że nie można zupełnie się wyprostować. Zamiast łóżka jest tam materac położony pod największym oknem dachowym w taki sposób, by leżąc można było oglądać gwiazdy. Poza tym tylko komoda i szafka.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Mieszkanie Racheli
Nie 3 Lut - 0:27
Kilka dobrych chwil szarpała się z zamkiem zanim udało jej się otworzyć drzwi. Była niewypowiedzianie wykończona podróżą, ręce jej drżały, a rana na brzuchu, mimo magicznych zabiegów Blackburna bolała jak cholera. Jednak już było po wszystkim. Wprost nie posiadała się z radości, że udało jej się wreszcie wrócić. Przejęło ją to przemiłe uczucie, które nawiedza człowieka (no, co? Cień też człowiek) ilekroć wraca do domu z długiej podróży. Zdjęła buty schylając się jak najostrożniej, by nie urazić bolącego miejsca, rzuciła torbę podróżną na kanapę i włączyła stare radio. Stłumione, szumiące, ciepłe dźwięki sączyły się z wiekowych głośników tego starocia, który kupiła w jakimś sklepie z gratami. Oczywiście jazz. Dla Racheli nie było nic piękniejszego niż delikatne zawodzenie saksofonu w pustym mieszkaniu. Położyła się na kanapie i przymknęła oczy wsłuchując się w te dźwięki. Szybko usnęła nie myśląc absolutnie o niczym.
Obudził ją zimny dreszcz. Gdy ponownie otworzyła oczy było już ciemno. Wieczór przyszedł, gdy spała. Zapaliła lampę, której żółte światło ociepliło mrok. Spojrzała w górę. Przez okno dachowe widać było gwieździste niebo i sierpowaty księżyc.
-Dobra, miło się spało, ale trzeba by się z tym uporać... - mruknęła parząc na swoją torbę podróżną.
Nie zwlekając wzięła się za rozpakowywanie bagażu. Ubrania z wierzchu poszły do prania, chociaż część po ostatniej przygodzie nadawała się do wyrzucenia, aż zesztywniały od  zaschniętej krwi. Pod nimi była broń zawinięta w ciemne płótno - noże do rzucania i jeden z dwóch sztyletów, drugi zgubiła tamtej nocy, gdy została ranna. Całe zawiniątko zaniosła do gabinetu i schowała w sobie tylko znanym miejscu. Resztę torby podróżnej zajmowały jakieś drobiazgi, resztki prowiantu i rzeczy osobiste. Gdy Rachela opróżniła torbę zupełnie, wstała, by pójść schować ją do szafy. Wtedy wypadł z niej jeszcze jeden mały przedmiot kształtem przypominający niewielką kostkę.
Zupełnie zapomniała, że ma to ze sobą. Dziwne znalezisko trafiło w jej ręce podczas podróży przez Szkarłatną Otchłań. Wykonując jedno ze zleceń, cały dzień i noc spędziła na strychu domu pewnego marionetkarza, by się na niego zaczaić. Poza obserwacjami nudziła się okropnie, więc zaczęła oglądać jego rzeczy. Pośród przeróżnych dziwacznych szpargałów natrafiła właśnie na tą kostkę, której ściany po wciśnięciu świeciły jakiś czas. Spodobało jej się to, więc zachowała znalezisko. Martwemu raczej już na nic się nie przyda.
Obróciła kostkę parę razy w dłoniach i położyła na szafce obok radia ponownie o niej zapominając. Odłożyła torbę na miejsce i powędrowała do gabinetu, by zrobić porządek ze swoimi mapami i dokumentami z podróży. Przekładanie papierów zajmowało jej mnóstwo czasu, ale taka już była - dokładna aż do przesady. Fakt, że nie posiadała żadnych wspomnień z młodości zrodził w niej potrzebę dokładnego spisywania i dokumentowania podróży i wydarzeń. Usiadła za biurkiem, rozłożyła przed sobą kilka kartek. Na jednych były szkice i mapy, na innych zapiski. Poprawiała, podkreślała, a przede wszystkim notowała w swoim oprawionym w skórę dzienniku. Tak właśnie upłynęła jej większość nocy aż do trzeciej nad ranem.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Mieszkanie Racheli
Pon 4 Lut - 14:17
Noc mijała nieubłaganie. Minuty niespostrzeżenie przelatywały przed jej oczyma, a Anastasia wciąż błądziła wśród domów - tych mniejszych i większych, zachwycających swoimi ponurymi, zarośniętymi ogrodami, w których nie raz miała ochotę się skryć. Co jeszcze tu robiła? Wieczór w domu Noritoshiego... Lub raczej tej... Ugh. Obrzydliwej, bliżej nieokreślonej istoty. On naprawdę postradał zmysły. Nie chciała go już znać, ale i łączyło ich coś, co skutecznie uniemożliwiało tak łatwo się go wyzbyć ze swoich myśli.
Odruchowo przyłożyła opuszki palców do podłużnej blizny na szyi. To wtedy się to skończyło. Na cmentarzu. Może powinna się tam udać, by historia zatoczyła koło? Teraz jednak obawiała się świtu. Słyszała wiele o zmianach i nowych rygorach, choć sama nie miała jeszcze okazji się z nimi zapoznać. Tym bardziej wolała uniknąć MORII czy też... Och, jakże ciekawe czy wspaniałomyślny Pan Wilk byłby bardzo zasmucony jej nagłym zniknięciem.
- Pewnie nawet by nie zauważył nya. Pewnie nawet już nic go nie obchodzi - westchnęła cicho pod nosem, którym zaraz później pociągnęła i kichnęła. Ktoś z dali krzyknął "na zdrowie" i to był dla Straszki pierwszy i ostatni sygnał, którego potrzebowała, by pomyśleć o schronieniu.

Kamienica była pierwszą lepszą, jaką wybrała sugerując się potencjalną ilością lokatorów - im mniej tym lepiej, łatwiej będzie ukryć ewentualne ciała. Czy coś.
Zajęła sobie wygodne miejsce na najwyższym piętrze w oknie klatki schodowej, które posiadało idealny ku temu parapet. Powyżej znajdowało się już tylko poddasze, choć na pierwszy rzut oka nie można było stwierdzić czy nie ma tam jeszcze jakichś mieszkań. To aktualnie nie miało znaczenia, Anastasia się już nie przejmowała, pogrążona we własnych myślach. Niebawem czekało ją sporo zmian. Nie na wszystkie była gotowa, lecz wiedziała, że stawi im czoła z wysoko podniesionymi uszami.
- Nie chcę już tu, nya, wracać, Brzask. To chyba moja ostatnia wizyta w przeklętym Świecie Ludzi. Nienawidzę go nya. Zawsze przyprawia mnie o migreny, a te żyjątka są takie... Nyah. Nawet nie wiesz, jak chętnie złapałabym te ich urocze, żywe główki... Nyahaha - zaśmiała się, rozkoszując niesionym po klatce echem. - Ciepłe, pulsujące, kochające... Czujące. Och, Brzask, nya. Zróbmy to! Jesteś genialny. Znajdźmy sobie więcej, nya, przyjaciół! Bo ci tutaj... Nienawidzę ich! - warknęła i w ostatecznym niekontrolowanym geście uderzyła z impetem pięścią w szybę.
Niczym w zwolnionym tempie na szkle zaczęło pojawiać się coraz więcej rys promieniujących dookoła jej dłoni wydających charakterystyczny dla siebie zgrzyt. Stłuczone szkło rozsypało się w większości na zewnątrz, ale i część dźwięcznie powędrowała kila schodków w dół.
Lisi chowaniec na szczęście w porę uskoczył w bezpieczne miejsce z zainteresowaniem obserwując okaleczoną dłoń kotki.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Mieszkanie Racheli
Czw 7 Lut - 20:27
Podniosła głowę usłyszawszy jakiś odległy hałas. Nie wiedziała, która jest godzina, ale kolor nieba za oknem wskazywał na to, że niedługo będzie świtać.  Najwyraźniej usnęła nad papierami. Pierwszym i niepodważalnym na to dowodem była sporych rozmiarów plama czarnego atramentu na jej prawym policzku. Dostrzegła ją, gdy mimochodem przejrzała się w wypolerowanym blacie swojego biurka. Nieudolne próby starcia jej dłonią tylko pogorszyły sprawę. Nie przejęła się tym jednak zbytnio, bardziej interesowało ją źródło tego dziwnego dźwięku, który przed chwilą usłyszała.
-Skąd mógł dochodzić? - snując myśli opuściła gabinet i poszła korytarzem w kierunku wyjścia. Dźwięk był na tyle stłumiony, że musiał dobiegać z klatki schodowej. Minęła salon, radio wciąż grało niestrudzenie jazzowe kawałki lat trzydziestych. Znalazłszy się w przedpokoju najpierw po cichu przylgnęła do drzwi, nasłuchiwała przez chwilę. Gdy nie usłyszała niczego, zwyczajnie, bez ceregieli szybkim ruchem otworzyła drzwi i po stromych stopniach zeszła, prawie zbiegła na piętro, o ile tylko pozwalała jej na to świeżo zszywana rana. Zawsze szybko reagowała, czasami za szybko. Ale jeżeli ktoś kręcił się w pobliżu jej mieszkania, musiała to sprawdzić. W tej dzielnicy nigdy nic nie wiadomo. To, co zobaczyła, było widokiem dość niezwykłym, jak na ten świat, ale jej nie zdziwił aż tak bardzo. Dostatecznie długo przebywała po tamtej stronie, żeby przywyknąć do przeróżnych stworzeń.
We zionącej pustką wnęce okiennej na parapecie pośród kawałków stłuczonego szkła siedziało jakieś kotopodobne licho ze zranioną ręką... łapką... czy czym tam innym. Widok ten trochę rozbawił Rachelę. Spodziewała się raczej przerośniętego sąsiada o aparycji niedźwiedzia albo pałającego rządzą zemsty dawnego wroga. A tym czasem spotyka kota, który przegrał walkę z szybą. Starając się zabrzmieć jak najbardziej poważnie zwróciła się w stronę stworzenia:
-Nic ci się nie stało?- zrobiła krok w stronę kociego stwora - W mieszkaniu mam apteczkę, mogę to opatrzyć. - dodała wskazując na zranienie.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Mieszkanie Racheli
Sob 9 Lut - 20:13
Anastasia nawet przez chwilę nie brała pod uwagę myśli o wywabieniu zainteresowanych hałasem mieszkańców, zupełnie jakby wszystko nagle straciło jakiekolwiek znaczenie. Trwała tak w zamkniętej przestrzeni – ona i jej własna dłoń. Zdarzało jej się to zdecydowanie zbyt często i nigdy nie znajdowała dla takich chwil właściwego wytłumaczenia. Po prostu. Coś w tym było.
Nie dziwne więc, że z niemałym zaskoczeniem przyjęła słowa kobiety, które prawdę powiedziawszy nie w pełni do niej dotarły. Z zagubionym wzrokiem szukała wpierw chowańca, a uświadomiwszy sobie, że ten jest wciąż niewidoczny, zmarszczyła brwi i powoli wracając świadomością na ziemię spojrzała na kobietę.
- Ręka… Ach, tak, nya – zamilkła. Coraz baczniej obserwowała nową towarzyszkę i nie miała absolutnie żadnych wątpliwości, że albo spotkanie stworzenia jej pokroju nie jest dla panny nowością, albo sama ma coś wspólnego z Drugą Stroną Lustra. Pewności mieć nie mogła. I choć istniało też kilka innych opcji, to jednak te wydawały się być najbardziej prawdopodobne. Cóż. - Może rzeczywiście przydałaby mi się, nya, mała pomoc.Tutejsi to uroczo dziwne, nya, a czasem wręcz i naiwne istotki.
Nie miała prawa narzekać. Dzień niebawem zapanuje w najlepsze, a i sąsiedzi mogą zainteresować się obecnością Straszki. Musiała gdzieś przeczekać do zmroku, by wyruszyć w dalszą drogę.
- Ale nie chciałabym ci, nya, przeszkadzać lub… – tu zrobiła znaczącą przerwę – narobić kłopotów.
Kotka zsunęła się ostrożnie z parapetu, starając się nie narobić jeszcze większego szklanego rabanu. Interesujące, nya. Czy te piękne buźki Szklanych Ludzi podczas śmierci również tak pięknie się rozpadają? Co za urokliwe zakończenie ich żywota. Nyahahaha. Zachichotała w myślach, a jej twarz natychmiast się rozpromieniła. Nie była to emocja szczera – tejże akurat w niej brakowało, ale coś tam jeszcze poudawać potrafiła.
Czekała na ostateczne zaproszenie ze strony kobiety, a jeśli ta wciąż nie miała nic przeciwko, Anastasia gotowa była grzecznie powędrować za nią do mieszkania. Furbo na pewno też by się gdzieś po cichutku przemknął.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Mieszkanie Racheli
Sob 16 Lut - 16:28
Spotkanie z kotem było dla Racheli kolejnym dowodem na to, że po przejściu na tamtą stronę, tak naprawdę nie ma powrotu. Zawsze coś się przywlecze, pojawi, przemknie w cieniu. Takie sytuacje zdarzały jej się zdecydowanie zbyt często, ale już przestała się tym przejmować. Znają drogę, to przechodzą - myślała. Inna sprawa, że wprawny obserwator pochodzący z tamtego świata byłby w stanie rozpoznać jej pochodzenie mimo wszystkich środków ostrożności, jakie podejmuje albo po prostu wyczuć, że nie jest zwyczajnym człowiekiem. Jednak w tamtej chwili nie miało to większego znaczenia. Propozycja pomocy, jaką złożyła nieznajomej była trochę lekkomyślna. Jednak Rachela wciąż miała w pamięci tę noc, gdy sama nieomal zginęła. Takie przygody zawsze wzbudzały w niej resztki dobroci... przynajmniej na jakiś czas.
-Ja zawsze mam kłopoty. - uśmiechnęła się lekko i poszła przodem.
Idąc schodami w górę nasłuchiwała kroków tamtej, oceniała odległość. W obecności obcych nigdy nie traciła czujności, to był już odruch. Przez parę lat swojej działalności zyskała już kilku wrogów. Z jednymi udało jej się uporać, inni wciąż żywi chodzą po świecie i zapewne chcą zemsty.
W końcu weszła do mieszkania i powędrowała korytarzem do kuchni. Radio w salonie milczało, widocznie płyta dobiegła końca. Myśli Racheli wróciły do kuchni. Ostatnia szafka na lewo - przywołała w pamięci. Dawno jej tu nie było. W ogóle rzadko odwiedziła swój dom. Traktowała go raczej jak składzik na klamoty i sanatorium, gdzie mogła opatrzyć rany, odpocząć.
Wyjęła z szafki kuferek i postawiła na kuchennym stole. Z wnętrza zaczęła kolejno wyciągać bandaże, gazy, spirytus i układać na blacie.
-Czy w ranie jest szkło? - zapytała nie przerywając szperania w kuferku. Miała już okazję robić takie opatrunki po własnych przygodach z szybami. W trakcie walki została wypchnięta z katedry przez okno tłukąc przy tym wielki witraż. Oczyszczanie ran z odłamków było koszmarnym zabiegiem.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Mieszkanie Racheli
Pon 18 Lut - 19:18
Odczekała stosowną chwilę, nim ruszyła za kobietą, by w razie czego płotka się nie spłoszyła. Oczywiście w tym momencie nie miała humoru na większe zabawy, w zasadzie była jakaś taka wyprana z emocji, brakowało jej zastrzyku nowości, które tak często uderzały w nią w tym przeklętym świecie ludzi. A teraz… Pustka. Widocznie zaglądała w niewłaściwe miejsca, ale nie wszystko było stracone.
Przekroczyła próg mieszkania, a gdy miała pewność, że podążający za nimi chowaniec również znalazł się w środku, zamknęła za sobą drzwi. Wnętrze domostwa od razu przykuło jej uwagę. Tutejsze gusta, do których kotka nigdy nie przywyknie… I choć mieszkała długi czas w domu swojego – już chyba mocno nieaktualnego – pana, nigdy nie lubiła otaczać się całym tym zbędnym bałaganem. Trudno przychodziło więc zrozumienie dla istot magicznych, które wybierały takie właśnie życie.
Wchodząc do kuchni zawiesiła na chwilę, prawdopodobnie niezauważalnie wzrok na widniejącym opodal cmentarzu, zaraz jednak złote oczy utkwiła w twarzy kobiety nieustannie próbując ją rozgryźć.
- Nie. Nie sądzę, nya – szybko odpowiedziała na jej pytanie. - Życie tutaj chyba nie należy do, nya, najłatwiejszych? Jestem Anastasia.
Rana nie krwawiła na tyle mocno, by kotka musiała po raz drugi mierzyć się ze śmiercią. W zasadzie, jakby się przyjrzeć, dłoń postanowiła spłatać psikus i stać się półprzezroczysta. Cóż. Straszka ciężko westchnęła, a jej ogon zawirował w lekkim zdenerwowaniu.
Błahostki, pierdoły, przyziemne sprawy. Och, dość tej nudy, czas na małą zabawę.
Jak powinna się teraz czuć? Jakie emocje powinny w niej siedzieć? Czy wciąż pamiętała jak to jest być żywą?
Kobieta była dla niej zbyt życzliwa, a Topielica nie potrzebowała troski. Chciała się czymś ciekawym pożywić. Konkretne emocje mogła wziąć sobie przecież sama. Tak, tak! Wnet zapragnęła by w tamtej wezbrała złość. Ta emocja chyba powinna teraz wypełniać Straszkę. Irytacja, wściekłość, nienawiść. Te wszystkie paskudne, ale i zarazem niezwykle dla niej urocze stany.
Kotka zaśmiała się w myślach. Czy będziesz tak, nya, miła i pobawisz się ze mną, Piękna?

Moc rangowa: kontrola emocji osoby. Post 1.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Mieszkanie Racheli
Nie 24 Lut - 18:00
Skoro rana nie była poważna, odkażenie i bandaż w zupełności powinny wystarczyć. Zdawało się, że miała już wszystko, co będzie potrzebne. Zabawne, jak szybko wszystko może zmienić się o 360 stopni. Niedawno to ona leżała na blacie z rozpłatanym brzuchem, a teraz opatruje jakieś kocie licho.
-Rachela. - odpowiedziała krótko i po chwili dodała - Nie wiem, rzadko bywam w tych stronach.
Odwróciwszy się do koto-stwora spostrzegła, że zraniona wcześniej ręka stała się przezroczysta. To będzie ciekawy dzień... - pomyślała i uśmiechnęła się pod nosem.
-Mam nadzieję, że twoja dłoń nie zamierza zupełnie zniknąć, bo jeśli tak, nici z opatrunku. - powiedziała.
Zaraz potem poczuła coś dziwnego. Coś jest nie tak. - przeszło jej przez myśl, ale nie zdążyła pomyśleć już nic więcej, bo jej umysł zalała fala jakiegoś obcego wpływu. Zupełnie nieprzygotowana na mentalny atak ze strony kotki nawet nie miała czasu na jakąkolwiek próbę obrony. Poczuła złość. Wściekłość, która przejmowała nad nią kontrolę. Jakby wszystkie rzeczy, które wzbudzały w niej tę emocję nagle odżyły i stanęły jej przed oczami. Spławienie Balckburna, spaprany kontrakt, cholerna rana, która pewnie będzie się goić tygodniami, półprzezroczyste kocie ścierwo, które w podzięce za ofertę pomocy miesza jej w głowie i wreszcie wielka czarna dziura zamiast wspomnień z młodości... wszystko to nagle zaczęło kąsać jak chmara wściekłych os. Ponieważ jednak Anastasia była jedynym powodem wściekłości w zasięgu wzroku Racheli, wszystko skupiło się na niej.
-Ty... ty mały padalcu... - wycedziła przez zęby i nie mówiąc nic więcej wyciągnęła z apteczki nożyczki, po czym zamachnęła się i rzuciła w kotkę, jakby miotała nożem. Zawsze należała do ludzi czynu, zbyt wiele słów uważała za zbędne, nawet w obliczu zaślepiającego gniewu.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Mieszkanie Racheli
Wto 26 Lut - 10:50
Nie zdecydowała się ostatecznie podać dłoni w celu jej opatrzenia. Rana jak rana, do wesela się zagoi, teraz jej uwagę przykuło coś zupełnie innego.
Z szerokim, z sekundy na sekundę coraz szerszym, ukazującym jej kocie kły uśmiechem stała wpatrując się w twarz Racheli. Gdyby mogła, skakałaby w szczerej radości - w końcu odrobina zabawy w tym szarym i męczącym dniu. Delektowała się swoim małym podstępem, wcale nie licząc na to, że kobieta nie będzie miała jej tego za złe. Widziała, ale przede wszystkim czuła kotłującą się w niej wściekłość i należało jedynie cierpliwie zaczekać na jej wybuch - ta emocja rzadko kiedy niewzruszenie spływała po wszelakich istotach. Była silna, wyrazista, miała nieopisanie przyjemny smak i doprowadzała do stanów, których ludzie często się po sobie nie spodziewali. A to dopiero początek. Szkoda by było marnować taki potencjał i kończyć repertuar przed czasem.
Nie miała pojęcia, jakie konkretne myśli teraz krążą po głowie Racheli. W zasadzie nic ją to nie interesowało. Każdy ma coś, co go denerwuje, chociażby małego, słodkiego i zepsutego do szpiku kości kotka!
Polecam się na przyszłość, nya - przemknęło jej przez myśl, jednak całość postanowiła rozegrać inaczej.
- Biedactwo, nya... - odpowiedziała jej niewinnym głosem na to brzydkie określenie, lecz nim dokończyła swoją wypowiedź, Zła Pani miała już w dłoni nożyczki, którymi - trzeba jej to przyznać - doskonale rzuciła i celowała.
Wyćwiczona nożowniczka kontra zwinny kot. Kto wygra? Jak potoczy się ten pojedynek?
Anastasia była chora, a to nie działało na jej korzyść. W ogóle jakoś, cóż, miała pecha w tym świecie ludzi. Jedni rzucają w nią krzesłami, inni nożami - CO JESZCZE?! Nie udało jej się w pełni uniknąć ataku, nożyce świsnęły ocierając się o jej ramię i zostawiając po sobie kolejne już rozcięcie na ciele Straszki.
Wciągnęła powietrze przez zaciśnięte zęby.
- Co ci, nya, odbiło?! To jest to twoje "leczenie"?! - Teatralnie złapała się za ramię. - Jak chcesz mieć we mnie wroga, to ostrzegam, nya, że droga do tego jest łatwa! - Głos miała podniesiony. Zareagowała zdecydowanie zbyt impulsywniej niż początkowo planowała, a wszystko przez przyjemnie przepełniającą ją złość, którą pożywiała się od Racheli, przez co jej własna stopniowo mogła słabnąć.
Ale. Tak, znów było ale. Opowieści trwaj dalej.
- Co się stało? - zapytała już łagodniej, wystawiła przed siebie otwarte dłonie w geście "uspokojenia" kobiety. I tak w zasadzie powinno się stać, bowiem Anastasia miała teraz widzimisię na smutek. Oj, przytłaczający do bólu smutek.
- Wszystko w porządku, nya? Rachela...? Co oni ci zrobili?
Nie wiedziała, co znaczyło ostatnie pytanie. W jej własnym życiu zawsze byli jacyś ONI. Z NIMI nigdy nie wiązały się przyjemne wspomnienia, więc gdyby sama była w podobnym stanie... Chciałaby o NICH porozmawiać. I pocierpieć.
Jeśli Rachela się uspokoiła, kotka podeszła do niej z najłagodniejszym wyrazem, na jaki było ją teraz stać. A dla sztuki mogła zrobić wiele.

Moc rangowa: kontrola emocji osoby. Post 2.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Mieszkanie Racheli
Wto 26 Lut - 21:51
Nożyczki świsnęły raniąc kotkę nieznacznie. Była szybsza niż Rachela się spodziewała. To jej nie zadowoliło, o nie... Gdy ktoś lub coś doprowadziło ją już do wściekłości, musiało zginąć w sposób tak okropny, jak ona uznała za stosowne. Bez wątpienia miała w sobie coś z sadystki, ale ta część jej natury rzadko wypełzała na światło dzienne. Jednak teraz magia, której użyła jej nowa znajoma sięgnęła do głębi, do samych trzewi gniewnej natury Racheli i raz po raz wywlekała te mroczne zapędy. Cienista była niemal pewna, że wszystko, co się z nią dzieje jest zasługą koto-stwora. Mimo tej świadomości nie mogła nad sobą zapanować.
Nożyczki to za mało. Nóż kuchenny był zdecydowanie lepszy. Rachela uniosła szerokie, błyszczące ostrze, dostrzegła w nim odbicie swoich pałających gniewem ognistych oczu. W ciągu sekundy wyważyła broń w dłoni przygotowując się do kolejnego rzutu. Tym razem nie spudłuje. Nigdy nie pudłowała. Nożyczki to coś innego, łatwo zakłócić trajektorię lotu. Ale noże zawsze jej słuchały. Powoli uniosła ostrze na wysokość głowy,  rozmieściła palce w taki sposób, żeby podczas rzutu mogły rozluźnić się jak sprężyna. W serce... nie, nie za szybka śmierć... może w głowę? Widowiskowo... ale to też szybki zgon. Brzuch. Ale z brzuchem zawsze jest mnóstwo sprzątania. Nie, nie... już wiem...Zabawmy się... - zakończyła szybki ciąg myśli i ostatecznie jej wzrok opadł na tętnicę szyjną - Tylko drasnę - usta wykrzywił straszny uśmiech.
Mięśnie drgnęły napięte, adrenalina rozsadzała skronie. Ułamki sekund dzieliły ją od zabójczego rzutu, który bez wątpienia rozpłatałby kotce tętnicę. Jednak w tej sekundzie do jej umysłu wpłynęła kolejna fala obcości paraliżując bez reszty wszystkie odcienie gniewu, jakie w tej chwili odczuwała. Złość z chwili na chwilę zaczęła topnieć i zmieniać się w nieznośny żal. Rachela wypuściła ciężki kuchenny nóż, który z brzękiem upadł na posadzkę. Co ona ze mną robi? - tylko tyle zdążyła pomyśleć zanim nowa emocja owładnęła nią całkowicie. Gniew przestał mieć jakiekolwiek znaczenie, tak samo, jak pragnienie zabicia intruza. Ten tak silny, ale niczym nie uzasadniony smutek w połączeniu z tonem, jaki przybrała kotka rozbroił ją zupełnie. Usiadła na podłodze wodząc dłońmi po zimnych płytkach.
Nie płakała od... nie mogła sobie przypomnieć. Zawsze ganiła siebie za okazywanie jakiejkolwiek słabości, łzy, nawet bólu nie wchodziły w grę. Po jej policzku nie spłynęła ani jedna kropla, ale oczy miała szkliste jak dwa jeziora. I po co to wszystko? Dokąd iść nie wiedząc nic nawet o samej sobie? No i jeszcze on... ten cholerny doktorek. Dlaczego o nim myślę? Przecież już nigdy więcej go nie spotkam.  - zza kurtyny myśli wyrwało ją pytanie kotki.  
-Co? Kto? - pytała jak nieprzytomna - Ja nie wiem... kiedy się obudziłam, po prostu nie było niczego. Żadnych myśli, wspomnień, uczuć... byłam pusta.- nie powiedziała tego nikomu wcześniej, a teraz te słowa jakby same opuściły jej usta. Nawet nie zastanawiała się nad ich znaczeniem, po prostu wyrzuciła z siebie najbardziej bolesną rzecz.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Mieszkanie Racheli
Wto 5 Mar - 13:41
Pogrywanie na czyichś uczuciach momentami potrafiło być piękne. Szczególnie, kiedy zupełnie losowa emocja trafiała w samo sedno problemu. Anastasia spodziewała się, że każdy ma swoje mniej i bardziej nieszczęśliwe momenty z życia, które natychmiast wypłyną na wierzch w przypływie odpowiedniego pociągnięcia za sznureczki. Nie miała jednak pojęcia, że zupełnie losowa osoba spotkana przypadkiem w zapyziałej kamienicy będzie borykać się z czymś poważniejszym. Może to nie był dobry pomysł? Ale co ją to teraz obchodziło... Za grosz w trupie szukać współczucia, którym... Tak naprawdę mogłaby się wykazać, bo doskonale znała cierpienie Racheli. Ja... Nya... Ja też kiedyś nie pamiętałam, nya...
- A później umarłam - kontynuowała swoje myśli na głos, przez co było to zdecydowanie wyrwane z kontekstu, rzucone jakby po chwilowym przebudzeniu. - I wiesz co? Lepiej było żyć w niewiedzy, niż nie żyć ze świadomością całej przeszłość. Nyahaha - zaśmiała się na swój koci sposób, lecz był to wyraźnie wyczuwalny nerwowy chichot.
Straszka pokusiła się nawet o przykucnięcie zaraz przy Racheli. Jak się reaguje w takich sytuacjach? Ach, tak. Spokojnie zdrową dłonią pogładziła ją po włosach, coś niezrozumiałego cicho powtarzała na uspokojenie.
I znów cięcie! Akcja stop.
- Cóż za okropni ludzie to musieli być, nya. I jakim prawem żyją teraz pełnią szczęścia? Wolni, nya, bezkarni. Jak ty się z tym czujesz? Biedactwo...
Zawiść, nya. To będzie piękne zwieńczenie tego seansu. I później, obiecuję ci, moja droga, już koniec. Każda zabawa kiedyś się nudzi. Nyaha.

Moc rangowa: kontrola emocji osoby. Post 3.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach