Historia 15

15
Gif :
Historia 15 5PUjt0u
Godność :
Alice Murphy
Wiek :
19 lat
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
158/49
Znaki szczególne :
Bordowe oczy i rogi?
Pod ręką :
Czarna Karta, papierosy, krucza papierośnica, krucza zapalniczka, zapalniczka zippo.
Broń :
Kastet, rewolwer, sztylet, dwa magazynki.
Zawód :
Wszystkim za co zapłacisz.
Stan zdrowia :
Jeszcze zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t275-policz-do-15
15Nieaktywny
Historia 15
Pon 18 Lut - 18:27

Każda długa opowieść ma w sobie jakiś romans i wzruszającą, smutną sytuację, która przybliży nam bohatera opowieści i wzbudzi do niego sympatię.
Ta właśnie się tak zaczyna, a dokładniej w ogrodzie lilii. Gdzieś w świecie, gdzie wszystko mogło stać się prawdziwe. Szlachetnie urodzona panna spotkała młodego artystę i zakochała się w nim bez opamiętania. Ich spotkania pełne namiętności oglądały zawstydzone kwiaty. Jednak rodzina panienki szybko dowiedziała się o romansie, ponieważ kobieta spodziewała się dziecka. Z miesiąca na miesiąc brzuch rosnął, a młoda para szczęśliwie oczekiwała swego potomka w nadziei, że będą mogli spędzić życie razem. Jednak upragnione dziecko pojawiając się na tym świecie zabrało ze sobą życie matki.
Młody Lunatyk siedział za drzwiami sypialni, kiedy usłyszał płacz dziecka. Wbiegł uradowany przez drzwi jednak zatrzymała go akuszerka.
-Nie idź tam, nie chcesz tego oglądać.- znad głowy kobiety zauważył jak ciało jego ukochanej leży pod białym prześcieradłem. -Lepiej stąd wyjdź.
-Co z dzieckiem? Co z naszym dzieckiem? - mężczyzna zaczął potrząsać kobietą. Żal i smutek wypełniały jego serce i oczy łzami. Widział jak ciało jego ukochanej się nie rusza. Widział, że kobieta nie żyje, ale gdzie było jego dziecko? Owoc jego miłości, przecież słyszał jego płacz. W amoku biegał po pokoju, a akuszerki bezskutecznie próbowały go uspokoić jednak się nie dało.
Teleportował się na korytarz rezydencji, już miał zacząć krzyczeć kiedy usłyszał głosy z pokoju przyległego do tego, gdzie rodziła jego najdroższa.
-Nie możemy jej wychować.
-Ale jest taka podobna do Milery, popatrz jaka ładna.
-Wiem, jednak nie jest jedną z nas, nie ma rogów. A co jak będzie chciała się ubiegać o majątek swej matki? Nie możemy pozwolić na taką hańbę. Pozbędę się jej.
Ojciec dziecka wpadł w szał, wbiegł do pokoju i zanim ktoś się zorientował zniknął razem z niemowlęciem. Szybko się jednak zorientował, że nie ukryje jej w swoim świecie, rodzina jego ukochanej używała wszystkich swoich kontaktów by odnaleźć Lunatyka. Mała potrzebowała pokarmu i kobiecej opieki. Oddał ją więc do sierocińca sióstr zakonnych w Świecie Ludzi. Czasami tam zaglądał, gdy tylko był w okolicy z jakimś prezentem dla sierot. Uwielbiał te dzieci jednak nie spodziewał się, że jego własne stanie się sierotą.
Przy kocyku zostawił karteczkę z imieniem Lilia i zniknął z tego świata. Dziewczynka rosła, a razem z nią jej ciekawość świata. Szybciej od innych dzieci nauczyła się mówić i czytać. Miała już 4 lata, kiedy sama czytała sobie bajeczki i wyjątkowo rzadko pytała się o jakieś trudniejsze słowo. Na nieszczęście trzy lata później upomniała się o nią krew nieludzi. Dziewczynce z jasnej jak len główki zaczęły wychodzić ostre, krwistoczerwone rogi. Przerażone zakonnice odizolowały dziewczynkę od reszty dzieci. Oczywiście bały się tego pewnie szatańskiego pomiotu, demona, który przybył w niewinnej formie by ich zgładzić. Wezwały księdza egzorcystę, jednak religijne rytuały nie dawały skutku. Pewnego dnia po dziewczynkę przyszedł starszy mężczyzna tłumacząc, że wie co jest dziecku i może je wyleczyć. Tłumaczył, że jest chora na bardzo rzadką genetyczną przypadłość, przez którą tworzą się człowiekowi na ciele różne narośle i z czasem nie jest w stanie funkcjonować. Początkowo niechętne zakonnice jednak się zgodziły słysząc o sporej sumie datków na sierociniec, poza tym pozbyły się wielkiego kłopotu, więc nikt nie mógł mieć im tego za złe.

Pamiętam pokój, było w nim jasno, chociaż nie miał okien. Był dość duży, przy ścianach stały w rzędzie piętrowe łóżka. Starsi wyżej, młodsi niżej. Niektóre dzieci dziwnie wyglądały, miały na sobie bandaże, inne ogony, jeszcze inne były strasznie brzydkie. Bałam się ich, chciałam wrócić do domu. Do siostry Anny i Mari, które biły nas, gdy zrobiliśmy coś źle, ale tam były okna, a dzieci nadal się śmiały. Te były inne.

Mała Lilia po przybyciu do ośrodka od razu została poinstruowana o zasadach tu panujących przez naukowców. Musiała oddać swoje ubranie i założyć koszulę nocną. Tylko w tym mogła chodzić i nie miała żadnych butów. Były ustalone godziny posiłków, jednak to czy go dostała, czy nie zależało od lekarzy. Nie można nam było używać imion, tylko numerków jakie były powieszone na pryczach. Miała zachowywać się cicho i słuchać wszystkich poleceń lekarzy.

-Jeśli nie będziesz krzyczeć na badaniu możesz nawet dostać cukierka. I jeśli będziesz chora nic nie mów, nie płacz bo cię wyślą do bloku B. A stamtąd już dzieci nie wracają.
Te słowa jako jedyne wyryły mi się w pamięci tamtego dnia, a było ich wiele. Nie pamiętam twarzy dziecka, które wtedy do mnie mówiło.


Dziennie budził ich rano donośny alarm. Mieli szybko pościelić łóżko i ustawić się przy łóżkach na liczenie. Nie było to nikomu potrzebne, ponieważ nikt nie zwracał uwagi, czy jakieś dziecko umarło czy nie, jednak już uczyli dzieci musztry wojskowej. Przecież miały stać się bronią. Potem szli na śniadanie. Dostawali bułkę i mleczną zupę. Niektóre dzieci próbowały przemycić pieczywo na później, jednak było to surowo karane. Potem wszyscy wracali na swoje prycze i byli wywoływani na badania. Dzieci płakały na samo wspomnienie o badaniach. Inne wracały z nich dopiero po paru dniach, jeszcze inne nigdy nie wracały. Tylko jedna osoba z personelu zabierała ich rzeczy. Nie było ich dużo, tylko poduszka, pościel i koc. Nie mieli nic dla siebie, nic prywatnego. Przybory toaletowe znajdowały się w łazience i miały wyznaczone dla siebie miejsce, na które mieli je odkładać.

Na początku nie było ciężko. Trochę podobnie jak w sierocińcu. Pamiętam, że dzieci mi zazdrościły, bo miałam krótkie badania.
Były głupie, nie wiedziały, że to dopiero początek. Zazdrościli mi, a sami mieli lepiej. Oni byli ludźmi, a ja byłam potworem, egzotycznym zwierzakiem. Pupilkiem, pieprzoną zabaweczką.


Na początku mała Lilia, która stała się numerem 15, faktycznie nie miała trudno. Badania ograniczały się do rezonansów, pobierania krwii, śliny i moczu. Po tych zabiegach pogłaskana po głowie przez pielęgniarkę została pochwalona i odprowadzona do sali. Tam miała chwilę przerwy, gdzie jedli obiad złożony z wodnistej zupy, dwóch ziemniaków i jakiegoś mięsa, które wątpliwie, należało do zdrowego zwierzęcia. Potem prowadzono ją z innymi dziećmi do innej, dużej sali. Tam mieli ćwiczyć. Biegać w kółko póki wszyscy nie zaczęli się wywracać. Jeśli ktoś upadł pierwszy to miał pecha, takie dziecko pośpieszał “trener” kopem. Uderzał gdzie popadło, a miał dość twarde buty, nie takie jak zwykłe adidaski, tylko ciężkie, jak te wojskowe. Potem byli przypadkowo dobrani w pary i mieli za zadanie powalić przeciwnika. Zwykła walka w klatkach, młodsi nie mieli szans ze starszymi, ci, którym nic nie dolegało z tymi, którzy niedawno przeszli mutację. Wygrywał najsilniejszy i dostawał przywilej w postaci dokładki zupy na obiedzie następnego dnia. Po powrocie z ćwiczeń szli się myć i przebrać w czystą koszulę. Brudne musieli sobie sami uprać, jeśli nie chcieli śmierdzieć. Po prysznicu przychodziła pora na kolację, która składała się z bułki, plasterka szynki i sera. Po kolacji wracali do pokoju, byli liczeni i kładli się spać. W nocy było najgorzej, ciężko było zasnąć słysząc szlochy i jęki z pokoju lub korytarza. Na szczęście póki byli cicho to nikt nie wchodził więc czasem w nocy zbierali się blisko siebie i starsze dzieci opowiadały bajki tym młodszym by oderwać myśli od nieprzyjemnych odgłosów bólu. Niektóre znane, inne wymyślone na poczekaniu. Jednak ten drobny gest rozpalał w nich światło nadziei na lepsze jutro, na nowy dzień bez bólu. Na życie w wolnym świecie.
Tak mijały dni, a z nich zrobiły się miesiące. Pietnastka zasłużyła sobie na sympatię innych dzieci, kiedy parę razy opowiedziała czytaną przez siebie bajkę i nawet pomogła paru słabszym podnieść się nim dorosły uraczył ich kopniakiem na ćwiczeniach fizycznych. Oczywiście normalnie za takie zachowanie dostałoby się karę, jednak ona była kimś lepiej traktowanym, powodem tego były jej już dobrze widocznie spomiędzy włosów rogi.
Coraz częściej na badaniach dostawała jakieś dziwne zastrzyki. Parę godzin później zawsze się źle czuła, była rozpalona, miała wysypkę lub nie potrafiła oddychać, czasami nie mogła jeść, by nie siedzieć cały dzień w łazience. Jednak starała się być dzielna, nie narzekała i próbowała uczestniczyć w zajęciach. Bardziej doświadczone dzieci robiły chorym mokre okłady na czoło albo pilnowały by nie zemdleli na liczeniu.
Na początku zostawiali ją na cały okres choroby w we wspólnym pokoju z resztą obiektów. Jednak później po zastrzyku zamykali ją w osobnym, małym pomieszczeniu, gdzie była umywalka z działającym kranem i toaleta. Na środku tego miejsca była prycza z samym kocem. Jedzenie podawali zwykłe i o normalnych godzinach trzy razy dziennie. Czasami całymi dniami leżała trawiona przez gorączkę, nie mogąc się doczołgać do jedzenia czy wody. Po innych zastrzykach czuła jak krew w jej żyłach się gotuje. Próbowała rozszarpać sobie ręce i szyję,ale nie potrafiła.

Długo mnie badali, bo widocznie przede mną mieli inne potwory. Nie mogłam być pierwszym takim obiektem, bo wszystko mieli dokładnie zaplanowane. Na początku musieli testować moją wytrzymałość, ale coś musiało pójść nie po ich myśli, bo złościli się i obrażali mnie przy badaniach kontrolnych po zastrzykach. Miałam zadziwiające zdolności regeneracyjne. Nawet kiedy raniłam sobie skórę na rękach z bólu, chcąc umrzeć, to i tak przeżywałam. Nie wiem jakie świństwo mi podawali,ale wszystko przeżyłam.

Minęło 6 lat od czasu jak 15 trafiła do rąk badaczy z Morii. Po wielu próbach z truciznami, chorobami i innymi znanymi człowiekowi toksynami, mutacjami przeniesiono dziewczynę z powrotem do bloku dziecięcego. Nie zauważono u niej, żadnej zmiany. Nie udało się wykonać na niej żadnej transformacji, nie udało się stworzyć mocy, ani wykonać przeszczepu, który by się przyjął. Stała się dla badaczy bezużyteczna, ponieważ nie udało się zamienić jej w broń.
Liczne okrutne badania zmieniły dziewczynę, nie potrafiła panować nad swoimi myślami, zachowaniem, czy mocami. Czasem jak zaciskała oczy i chciała uciec to teleportowała się do innego pokoju. Naukowcy szybko zauważyli jej umiejętność i próbowali ją kontrolować. Bez skutku. Dziewczyna nagle uciekała im z badań albo nie potrafiła zniknąć jak próbowała. Znajdowała się w miejscach, w których nie powinno jej być. Nie potrafili kontrolować jej zachowania. Nie potrafili jej zmutować, nie wiedzieli co z nią robić. Postanowili więc zacząć od początku albo raczej dokończyć swego dzieła.
-Jeszcze jednego nie próbowaliśmy. Jeśli wlejemy jej do żył tak toksyczną mieszankę i przeżyje, to spróbujemy znowu, musi coś się w końcu udać. Przecież jest zza Lustra! Niemożliwe by żadna mutacja się nie udała. Mało mamy takich obiektów, musimy ją jakoś wykorzystać, może coś odkryjemy dzięki temu eksperymentowi.
-Ale doktorze, jak nie przeżyje?
-To ją potniemy i sprawdzimy co w niej jest, też się przyda, a na darmo nie ma po co jej trzymać.

Tego dnia umarłam. Nie wiedziałam tego na początku, ale umarłam. Nie wiem co mi podali jednak było tego dużo. Cztery kroplówki rozpalały i rozrywały moje żyły od środka. Moje wrzaski niosły się po całym budynku, próbowałam wyrwać się, szarpałam, aż słychać było trzask kości.
A potem była ciemność.
Tylko ciemność.


Nie minęło wiele czasu od podania kroplówki, kiedy 15 zaczęła się rzucać. Na początku zaciskała wargi by nie krzyczeć jednak szybko przegryzła je i zaczęła się wyrywać. Po 4 minutach od podania zaczęły się zmiany jej ciała. Żyły wyszły na wierzch i zaczęły pękać zmieniając kolor jej skóry na sino-czerwony. Rogi urosły na długość 20 cm, uzębienie widocznie się zmieniło. Przeważały ostro zakończone siekacze. W dziesiątej minucie eksperymentu 15 wyrywając się wybiła sobie bark i skręciła kolano. Trzy minuty później ustały funkcje życiowe. Zwłoki przewieziono do kostnicy, gdzie następnego dnia miała odbyć się sekcja zwłok.

Wiesz co zrobiłam gdy się obudziłam w kostnicy? Zjadłam człowieka, pierwszego jakiego zobaczyłam. Po prostu go zjadłam rozszarpałam ubrania, skórę i go zjadłam. Jak prawdziwy potwór. Nic mi nie zrobił, nie zdążył.

Dziewczyna przypomniała sobie fragmenty wspomnień z przeszłości, pamiętała pierwszy dzień w laboratorium, badania i własną śmierć. Najgorsze, że nic z tego co sobie przypomniała nie zdziwiło jej. Czuła się wyprana z emocji. Zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. Wyszła na korytarz i zaczęła szukać wyjścia z laboratorium. Szła spokojnie korytarzem zaglądając po kolei do następnych pomieszczeń ciekawa co znajdzie. W jednym z nich były prysznice. Inne niż te, które mieli. Tu, nad umywalką, wisiało wielkie lustro. Początkowo nieufnie zaczęła się zbliżać do lustra. Niczym zwierze, ruszała się przed nim, dotykała go chcąc sprawdzić czy to nie ktoś inny. W końcu stanęła przed nim i przejrzała się. Przemiana całkiem ją przeobraziła. Co prawda jej ciało niewiele się różniło, dalej była niska i chuda, na klatce piersiowej zaczęły się pojawiać zalążki przyszłych piersi, jako znak, że zaczyna dorastać. Jednak jej skóra się stała się porcelanowo biała, dodatkowo dziwnie się błyszczała. Jej zęby przypominały te, które miały dzikie zwierzęta. Oczy, dalej duże, zyskały czerwoną barwę. Jej włosy z platynowych stały się krucze. A do tego rogi, wielkie rogi wystające z jej głowy. Zastanawiała się kiedy tak szybko jej urosły. Jednak wzruszyła ramionami i postanowiła się umyć. Pod prysznicem zmyła z siebie krew ofiary i przyglądała się spływającej po jej ciele wodzie. Wtedy usłyszała rozmowę z korytarza. Widocznie osoba, która jej uciekła przyprowadziła posiłki. Pietnastka zakręciła wodę i wyszła spokojnie z pomieszczenia. Przez długi korytarz biegło trzech mężczyzn w kamizelkach kuloodpornych i z bronią w ręce. Dziewczyna zaczęła się śmiać niczym prawdziwy psychopata z horrorów. Wybiegła naprzeciw i usłyszała huk. Nie minęła chwila, gdy ból przeszył jej lewą rękę. Zacisnęła oczy i pojawiła się nad swoimi oprawcami. Rzuciła się na jednego z nich wbijając mu ostre zęby w bark. Słyszała wycie i poczuła krew w ustach. Nagle pojawiła się w innym miejscu, za plecami wrogów. Zaczęła uciekać, jednak słyszała za sobą huk wystrzałów. Przestraszona zamknęła oczy i nagle uderzyła w ścianę. Znalazła się w innym pomieszczeniu. Widziała w celach zdeformowanych ludzi, jakiś poraniony chłopak zaczął krzyczeć, chyba ruszyły ją wtedy resztki sumienia, otworzyła zasuwkę w kratach jego i parę innych i zniknęła. Znalazła się w kolejnym pomieszczeniu. Oczy szybko przyzwyczaiły się do półmroku, widziała cele. Za kratami, w których spały potwory, osoby zmutowane i dziwne, dużo gorsze od tych, które widziała na co dzień. Zdeformowane kończyny czasami przypominały te zwierzęce, innym razem były podobne do broni, a niektórzy całkowicie nie podobi do niczego co widziała. Poczuła jak zawartość żołądka podchodzi jej do gardła. Niestrawione kawałki mięsa i krew wypłynęły z jej ust podrażniając gardło i przełyk. Łzy zasłaniały jej obraz strasznych eksperymentów. Czuła się strasznie zmęczona i przerażona. Przetarła twarz rozmazując łzy i krew po policzkach. Podbiegła do drzwi i zaczęła je szarpać jednak się nie otwierały. Widziała jak jedna z bestii w klatkach się budzi. Oddzielały ich kraty, ale i tak się bała. Zaczęła krzyczeć i walić pięściami w drzwi.

Pierwszy raz w życiu tak mocno się bałam, nie wiedziałam co robić. Nie obchodziło mnie co jest za drzwiami, byleby się tylko otworzyły.

W końcu klamka puściła, czuła taką ulgę, że ucieknie od tych bestii, że aż się uśmiechnęła na widok człowieka w białym kitlu. A po chwili zapadła ciemność. Mężczyzna sprawnie wbił jej strzykawkę z środkiem nasennym i uśpił. Obudziła się na podłodze izolatki, przykuta do łóżka kajdankami zapiętymi na jej prawej ręce. Okropny ból rozsadzał jej głowę. Jednak nie miała sił by uciec z tego więzienia. Nie wiedziała ile minęło czasu, nikt do niej nie przychodził i nie dawał jej jedzenia. Jednak odzyskała na tyle siły, że wiedziała, że może się wydostać. Skupiła się na rozmowach z innych pomieszczeń. Słyszała lekarzy, albo przynajmniej kogoś z obsługi laboratorium. Bali się jej, nie wiedzieli co mają z nią zrobić. Nie potrafili jej kontrolować. Chcieli ją zabić.
Dziewczyna uśmiechnęła się i oblizała usta. Musiała zdjąć kajdanki by się przenieść do innego pomieszczenia. To była jedyna jej możliwość.

Albo umrę uciekając, albo sami mnie zabiją. Tylko to siedziało mi w głowie.

Wyrywała się długo, zanim udało się jej zdjąć kajdanki. Przez długą chwilę zdawało się jej, że zdejmując kajdanki złamała sobie rękę, ale jednak nie. Tylko wybiła sobie kciuk. Oddychała ciężko, jakby przebiegła maraton. Czuła przypływ adrenaliny i strachu. Zamknęła oczy i skupiła się dokładnie na tym by się uwolnić z tego miejsca. Gdy je otworzyła, znajdowała się w jakimś dziwnym korytarzu. Pobiegła przed siebie szukając za licznymi drzwiami drogi wyjścia. Unikała pomieszczeń, w których słyszała głosy. Nawet tych, które należały do dzieci, nie wiedziała co spotka ją za drzwiami. Nie powinna ufać nikomu.

Nie pamiętam jakim cudem udało mi się teleportować poza laboratorium. To był moment w którym przestałam wierzyć, że coś mi się uda, kiedy widziałam, że się zorientowali bo ktoś zobaczył mnie na korytarzu. Kiedy widziałam, że tym razem na dobre mnie zabiją…
I nagle znalazłam się gdzieś w środku lasu. Sama. Lasu, którego nie widziałam od 8 lat.


Na początku żywiła się tym co znalazła w lesie, albo co słabszą zwierzyną, którą udało jej się upolować. W dzień szła przed siebie starając się unikać większych domostw, a w nocy spała między krzakami lub na wysokich drzewach by nikt jej nie zauważył. Obserwowała z daleka obrzeża miasta nie wiedząc jak się zbliżyć do ludzi. Jak miała się pozbyć swoich rogów? Co zrobić by ludzie nie rozpoznali we 15 potwora? Pomysł przyszedł sam, gdy zobaczyła ślepca z kijem, który poruszał się o lasce, z zawiązanymi oczami. W nocy podkradła się do bezdomnych i ukradła im parę ubrań śmierdzących alkoholem i wszelkimi chyba możliwymi wydzielinami. Jednak musiała jakoś zbliżyć się do ludzi, przecież nie będzie wiecznie się ukrywać. Tej samej nocy wyrwała sobie rogi, tak, że na jej głowie zostały tylko dwa ostro zakończone, podłużne w kształcie wzgórki puste w środku. Nie potrafiła zasnąć do rana z bólu i smrodu łachów. Ubrana była w warstwy, na głowie miała chustę, a na niej czapkę, a na oczach cienki materiał, tak, że coś przez niego widziała, na tyle by się przez przypadek nie potknąć o coś lub nie wpaść pod samochód. Chodziła trochę po mieście, jednak szybko głód zaczął jej doskwierać. Zaczęła żebrać o pieniądze na jedzenie. Dużo osób się nad nią zlitowało, przecież była biednym, ślepym dzieckiem. Jednak szczęście jej nie dopisywało. Przechodząc między budynkami, jedną rękę opierając się o ścianę poczuła jak ktoś ciągnie ją za źle wyleczoną dłoń w ciemny zaułek. Grupa młokosów postanowiła się zabawić na kalece. Pobili ją i zabrali pieniądze, jednak to było za mało i postanowili ją wykorzystać. Z rozerwanymi ubraniami i obolała leżała tak do wieczora.

Tego dnia zastanawiałam się, gdzie świat jest gorszy i gdzie ludzie się bardziej zezwierzęcili.

Była głodna i z bólu nie potrafiła się ruszyć. Wtedy poczuła lekkie kopnięcie buta w rękę.
-Halo, żyjesz? Jeśli nie chcesz tu zdechnąć to się ruszaj. - Wstała, było jej już wszystko jedno. Mężczyzna zaprowadził ją gdzieś do budynku śmierdzącego papierosami i tanimi perfumami. Kazali jej zdjąć ubrania, na co się posłusznie zgodziła. Jakiś mężczyzna chodził wokół niej i oglądał.
-Nie jest źle, nadasz się, masz parę blizn ale to trudno. Jak masz na imię?
-Nie mam imienia.
-To jeszcze lepiej, skąd pochodzisz, rodzina?
-Żadnej. I na pewno nikt się o mnie nie upomni.
-Dobrze, zdejmij czapkę i opaskę na oczy.
Nie zareagowała na to polecenie, co skutkowało ostrym ciosem w twarz. Z drugiej strony ktoś ją przytrzymał, a mężczyzna, który do niej mówił zdjął jej czapkę i przepaskę na oczy. Ujrzał dwie narośle, które wyglądają jak okropnie brzydkie strupy i przymrużone, brudne, przekrwione oczy.
-Nie wiem co ci się stało, ale mnie to obrzydza. Zamknij oczy. Założymy jej perukę i będzie dalej udawać ślepą. Lena! Weź te szmaty i przygotuj ją na spotkanie z szefem! Tylko szybko, bo mnie na wymioty zbiera!

Tak zaczęła się moja przygoda jako specjalnej dziewczyny do towarzystwa dla zboczeńców, którzy mieli ochotę wykorzystać nieletnią, ślepą dziewczynkę. Po wszystkim okradałam ich portfele by mieć za co żyć. Najczęściej czekałam aż zasną by się ulotnić z kasą. Musiałam oddać tylko umówioną wcześniej kwotę. Nikt nie bał się o złodziei, ta którą przyłapano zginęła w wypadku. Załatwiono mi papiery by nie było problemu przy kontroli policyjnej. Schemat był ten sam, spotkanie, kasa, taksówka do hotelu, seks, kradzież i do miejsca, gdzie miałam przekazać pieniądze. Tak pracowałam przez dwa lata, aż do wypadku…

Klient zostawił portfel przy aneksie kuchennym, więc musiała po niego pójść, zawsze zamawiał tańszy pokój, jednak z aneksem i prysznicem. Mówił, że woli czuć się jak w domu, było to obojętne 15. Przyzwyczaiła się, że praca to praca, niezależnie od dziwnych zachcianek klientów. Tym razem jednak było inaczej, mężczyzna miał w portfelu ładną sumę pieniędzy. Wzięła połowę i włożyła sobie za obcisły gorset, który nosiła pod ubraniem. Słyszała jak wstaje i zaczęła poruszać się po kuchni, udając, że ubiera się dopiero. Mężczyzna tylko spojrzał na portfel, który leżał w innym miejscu i złapał ją za tył głowy by uderzyć nią o przeszkloną szafkę. Ledwo się uchyliła.
-Ty! Wiedziałem, że nie jesteś ślepa.
Zdążyła się obrócić jak złapał ją za gardło dwoma rękami by ją udusić.
-Ile to razy już mnie okradłaś,co? Mało ci płacę? Niewdzięczna szmato, powinnaś zdechnąć.
Wymacała nóż za swoimi plecami, chwytając go, po czym wbiła w przedramię klienta. Zaklął, jednak ją puścił. Drugi cios trafił w jego szyję.

Nie wiem czemu, ale nie mogłam się powstrzymać, by nie oblizać kropli krwi, które były na mojej twarzy. Ta cała adrenalina pulsująca mi w żyłach, zapach i smak, coś niesamowitego.

Oczywiście zgłosiła wypadek, mieli wprawę w sprzątaniu zwłok. Jednak zamiast kary, awansowała. Szef był zadowolony z jej umiejętności i zaczęła brać inne zlecenia. Kiedy trzeba było komuś przypomnieć o spłacie długu, komuś podrzucić paczkę z obciętym uchem własnego dziecka. Miała więcej swobody, więc 15 pasował taki układ. Mogła chodzić gdzie chcę, mieszkać gdzie chce i pracować w normalnej robocie. Zatrudniła się na umowie zlecenie w kawiarni stylizowanej na te wschodnie, gdzie dziewczyny nosiły stroje pokojówek i do każdego oblecha mówiły braciszku.

Jednak mam wyższe ambicje, robota fajna, ale nie lubię oddawać swojej zapłaty jakiejś świni. Więc cię muszę zabić. Trochę mi zajęło zebranie informacji o tobie. Dlatego postanowiłam się podzielić swoją historią.
A teraz żegnaj.


Od dwóch lat na deepwebie można znaleźć osobę o pseudonimie 15, która specjalizuje się w wykonywaniu nietypowych zleceń. Wystarczy wysłać prośbę o kontakt, a ponoć zleceniobiorca sam cię znajdzie. Oczywiście, jeśli nie jesteś tajniakiem.
Przez te 7 lat bardzo dobrze nauczyła się jak radzić sobie w świecie poza laboratorium.

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach