Dworzec AKL

Geograf
Gif :
Dworzec AKL C2LVMSY
Wiek :
Wieczny
Pod ręką :
Mapa i luneta
https://spectrofobia.forumpolish.com
GeografKonto Administracyjne
Dworzec AKL
Pią 18 Sty - 12:06

Dworzec Arcyksiążęcej Kolei Lustrzanej w Mieście Lalek został ukończony na krótką chwilę przed rozpoczęciem balu karnawałowego, na którym to został oficjalnie otwarty. Budynek góruje nad miastem, żeby w sposób symboliczny pokazać objęcie władztwa nad nim przez Arcyksięcia. Oczywiście sam budynek nie jest wyłącznie symbolem, każdy mieszkaniec Krainy Luster może dzięki niemu przyjechać do Miasta Lalek, czy też wybrać się z tego miasta w podróż.
W głównej sali połączonej z peronami wieloma kładkami znajduje się umieszczona centralnie ogromna mapa Miasta Lalek, a także umieszczona nad makietą tablica z informacjami o pociągach. Nieco mniejsze można znaleźć na każdym peronie, dzięki czemu tylko najmniej rozgarnięte osoby powinny mieć problem z trafieniem do właściwego pociągu. Ponadto można tutaj kupić bilety, w kasach umieszczonych niedaleko wejścia do miasta. Ponadto zmęczeni mogą usiąść na jednej z licznych ławek, czy przejść do dalszej części budynku jednymi z trzech przejść. Można wstąpić również do jednego z lokali, które przedsiębiorcy mieszkańcy Krainy Luster mogą wynajmować i prowadzić tam swoje interesy.
Pierwsze przejście prowadzi do holu hotelowego, na którego środku znajduje się wielka fontanna, a w którym można wynająć jeden z pokoi w hotelu znajdującym się w tym samym co dworzec budynku, a także przejść do restauracji. Drugie przejście prowadzi do muzeum, w którym można podziwiać najróżniejsze eksponaty związane z koleją. Ostatnie z przejść jest zamknięte i prowadzi do administracji budynku, a także koszarów dla lokalnego garnizonu.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Dworzec AKL
Sro 22 Maj - 20:22
Przeniesione ze starego forum dla wygody.


Mavet
Mavet stał całkowicie bez ruchu pod ścianą przy jednej z podpór bocznego wejścia. Przez ten całkowity bezruch można go było przeoczyć. Potraktować jak część otoczenia - ostatecznie zazwyczaj tylko powyższe pozostaje w takim bezruchu. I to nie zawsze.
Dziewczyna miała jeszcze dwie minuty i dwanaście sekund zanim się spóźni na umówioną godzinę. Poinformował ją ledwie wczoraj i to wyjątkowo zdawkowo.
Minęła sekunda.
Oznacza to, że jest jeszcze sześć minut i osiemnaście sekund do odjazdu pociągu o ile nie będzie opóźnień.
Nawet jej nie wypatrywał. Nie powinien jej rozpoznać.
Przynajmniej o ile pamiętała, że ma nadal ćwiczyć co oznacza niemal ciągłe granie kogoś innego.
Dwie minuty i dwie sekundy.
Nie niecierpliwił się. Był tak cierpliwy jak cierpliwe może być cokolwiek co nie jest martwe. Zabójstwa to mało zabijania, a dużo czekania. Przynajmniej te ważne.
Wpadł na niego jakiś podpity jegomość.
Już chciał go zwyzywać gdy zobaczył szpon, który odsłonił rękaw, który lekko się przesunął przez impet uderzenia.
Szybko zmienił zdanie i zwiał.
Minuta i czterdzieści sześć sekund.

Zoya
Dał jej ledwo kilka dni.
Kilka dni na znalezienie medyka, który naprawi jej obolałe ciało. Odwiedziła Klinikę na wzgórzu i oczywiście przyjęli ją, ale nie obyło się bez pytań. Musiała udawać kogoś kim nie jest, kłamać, opowiadać wymyślone historie o rodzinie, mamusi która ją tutaj wysłała a sama jest w pracy. Zwaliła wszystko na bójkę w parku, zwykłą walkę o dziewczynę.
O dziewczynę? No tak, w końcu w Klinice była pod postacią młodego chłopaka. Sztuczna powierzchowność ukryła prawdziwe obrażenia, badanie nie wykazało żadnych nieprawidłowości... A może domyślili się, że coś jest nie tak ale z grzeczności nie zadawali więcej pytań? Ich lekarz był dziwny, gapił się na nią swoimi zielonymi oczami, przewiercał ją i uśmiechał się sztucznie.
Ostatecznie ją wyleczył i opuściła przybytek. Nie chcieli wysokiej zapłaty, dobre i to.
Schwytaną mysz zostawiła w domu. Nasypała jej do pudełka górę jedzenia, dała miseczkę z wodą. Stworek powinien przeżyć te kilka godzin w samotności.
Wiadomość od Maveta pojawiła się nagle i była zdawkowa. Podał lokalizację i właściwie nic więcej. Ostrożności nigdy za wiele... Problem w tym, że Zoya nie znała Krainy Luster na tyle dobrze by bez problemu odnaleźć dworzec.
Początkowo kluczyła. Pod postacią mężczyzny średniego wzrostu i w średnim wieku o krótko przystrzyżonych czarnych włosach, pytała o drogę pamiętając o tym, by nie zdradzić akcentu. By wyglądać bardziej...magicznie, zmieniła kolor swych oczu na mocny fiolet a na jednym policzku utworzyła opalizujące łuski. Nikt nie odbierał jej w tej postaci jako kogoś podejrzanego, przecież wielu było takich, którzy jeszcze nie znali tego miejsca.
Na szczęście miejscowi byli dość pomocni - szybko znalazła się na dworcu. Zapełniony po brzegi spieszącymi przejezdnymi, pachnący smarem, jedzeniem i potem. Mimo pięknego wnętrza, nie podobało jej się tutaj.
Chwilę rozglądała się z zaciekawieniem, udając zagubionego turystę. Nie podziwiała widoków ani architektury, szukała jednej osoby.
Stał pod ścianą. Nieruchomy, milczący. Jak posąg. Stalowy strażnik, uruchamiany tylko w celach niszczenia. Zagłada, krocząca na dwóch nogach, skrywająca lico pod metalową maską.
Bała się go ale jednocześnie był tak przyciągający, że gdy tylko go ujrzała poczuła dreszcz ekscytacji. Już samo przebywanie w jego towarzystwie budziło w niej mocne, skrajne emocje. Chciała jednocześnie schować się do mysiej dziury ale i nie puszczać go, przylegając do niego całym ciałem.
Kiedyś jeszcze uda jej się zdjąć jego maskę. Ujrzeć prawdziwą twarz. Może zobaczy w jego oczach swoje odbicie i coś więcej? Może pozwoli jej się ucałować, spić gorycz z mocno zaciśniętych ust.
Przez chwilę patrzyła na niego z zainteresowaniem godnym zwykłego przechodnia. Jeśli udało jej się uchwycić jego spojrzenie, jej fioletowe oczy nie odwróciły się ani na chwilę. Łuski zamigotały kiedy mężczyzna ruszył w stronę peronu, który go interesował. Pociąg miał być lada chwila, a jeśli ma na niego zdążyć, musi już teraz udać się na właściwą platformę.

Mavet
Zaczął mu się przypatrywać jeden facet. Już sam fakt, że ktoś się w niego wpatruje był dziwny.
Twarz nie pasowała do ubrań. Ubranie do postawy. Dobry, ale kostium. Można wiele ukryć za magią, ale nie można ukryć zachowania.
Mógł się mylić, ale obstawiał, że szansa jak cztery na pięć, iż to jego...
Podopieczna? W sumie chyba mógłby ją tak nazwać. Jakkolwiek dziwnie by nie brzmiało zestawienie tego terminu z jego osobą.
Która jak zwykle robiła wszystko po swojemu. A jeśli to nie ona to się spóźniała. Tak czy siak nie wykonała polecenia dokładnie.
Niesubordynacja bądź niedbalstwo są zaś nieakceptowalne. Inicjatywa i improwizacja wejdzie w jej repertuar o wiele później. Najpierw musi mieć podstawy.
Ruszył powoli za podejrzaną jednostką. Po chwili wahania wybrała odpowiedni peron co zwiększało szanse na to, że się nie mylił.
Już na peronie podszedł do niej i stuknął ją lekko acz stanowczo w plecy. Między łopatkami. Tam gdzie u dziewczyny znajdowałyby się rosnące i bardzo delikatne skrzydła.
Zapobiegawczo otoczył ich strefą ciszy.
Byłoby to potwierdzenie tożsamości i kara w jednym. Efektywne.
Gdyby się pomylił łatwo by to było zbyć jako zwykłą pomyłkę nieznajomego jako znajomego. Bezpieczne.

Wykupił cały przedział w pierwszej klasie. Prywatność cenił o wiele wyżej aniżeli oszczędności. Nie miał pożytku dla pieniędzy poza zwiększaniem skuteczności swoich działań. To było coś takiego. Długofalowego i raczej niepodobnego do niego, ale zawsze warto mieć alternatywy.
Nie znał się najlepiej na ludziach, ale miał wrażenie, że coś ciągnęło małą Zoy do niego. Reagowała zaskakującym entuzjazmem na wszystko co było z nim związane. I to całe przyczepianie się do niego przy każdej okazji.
Zdecydowanie było coś na rzeczy.
- Co zabrałaś ze sobą? - powiedział zamiast powitania i zamilkł w oczekiwaniu. Jego maska leżała na siedzeniu obok. Zasłonki były zasłonięte, a w przedziale panował półmrok.

Zoya
Teatrzyk trwałby w najlepsze, gdyby Mavet nie dotykał mężczyzny z łuskami na twarzy. I nawet nie chodziło o taki zwykły dotyk - on szturchnął go, wcale nie lekko w plecy.
Zoya poczuła przeszywający ból który prawie zmiótł ją na kolana. Ugięła się jakby ktoś strzelił ją batem, pochyliła twarz zgrzytając męskimi, dużymi zębami i gdy uniosła na niego swoją twarz, mógł ujrzeć w jej oczach niezrozumienie. Fioletowe oczy mignęły na chwilę kolorami oczu dziewczyny a na policzkach pojawiły się charakterystyczne pasy. Ścieżki łez, które pozostawił jej kiedy ostatni raz widzieli się w czynszówce.
Zacisnęła usta tłumiąc krzyk i jęk. Bolało jak cholera, on wiedział gdzie uderzyć. A było to tym intensywniejsze, że zrobił to celowo. Zrobiło jej się straszliwie przykro bo o ile mogła zrozumieć przemoc dzięki której on osiąga spełnienie, tak teraz nie miało to sensu.
Grzecznie poczłapała za nim do przedziału, utrzymując swoją sztuczną postać. Starała się zachowywać normalnie ale plecy rwały ją niemiłosiernie. Dopiero gdy usiedli w pustym przedziale, zdobyła się na porzucenie maskarady.
Z usteczkami w podkówkę usiadła na jednej z kanap i podwinęła kolana pod brodę. Był obok i pragnęła jego bliskości ale nie mogła wybaczyć mu tego co zrobił przed chwilą.
Spuściła wzrok i wpatrywała się wilgotnymi oczami w podłogę. Może żałowała, że stawiła się we wskazanym miejscu? Nie tak wyobrażała sobie ich spotkanie.
- Pieniądze. - powiedziała cicho i zadrżała, jakby ze strachu - I nóż który mi dałeś. - dodała, nie zapominając o broni.
Mrugnięcie oczami sprawiło, że po policzkach pociekły łzy. Już sama nie wiedziała czemu znowu ryczy.
Chyba liczyła na coś więcej niż tylko bezsensowny ból.

Mavet
Nie pozwoliłby jej upaść. Momentalnie gdy zauważył reakcję chwycił ją. Utrzymała się jednak o własnych siłach. Jak na coś tak małego była całkiem odporna.
Powróciły cechy jej wyglądu. Będzie musiał się spytać dlaczego.
Wysłuchał odpowiedzi. Pokiwał lekko głową na znak, że zrozumiał.
Zauważył, że płacze. Zrzucił winę na ból.
- Rozumiem, że boli. Jednak to była kara. Nie wykonałaś moich poleceń dokładnie. Niesubordynacja czy niedbalstwo - nieistotne. Pamiętaj o tym na przyszłość. - kara ma sens tylko wtedy kiedy karany wie za co jest karany. Prawie zapomniał wytłumaczyć swoje zachowanie. Nigdy nie musiał się tłumaczyć. To znaczy nigdy nie licząc jego Pani.
Nachylił się lekko i powiedział martwym głosem:
- Mam kolejne dwa pytania. Wtedy, na peronie straciłaś kontrolę czy zrobiłaś to celowo? Oraz co zapomniałaś zabrać? Ciekaw jestem czy się w ogóle domyślisz.
Odchylił się i spojrzał dziewczynie w oczy.
Jego ogon lekko bujał się w rytmie pociągu trochę pod nogami dziewczyny.
Zastanawiał się czemu teraz się do niego nie przykleja. Zrobił coś? Odwidziało jej się? Nie chciał zadawać pytania. Musiał się sam nauczyć, bo inaczej będzie miał problemy z kontrolowaniem dziewczyny.

Zoya
Gdy się odezwał, poczuła się tak, jakby nie słyszała jego głosu od wieków. Szorstki, poważny, jakby trochę mechaniczny. Każde słowo było jak szorowanie drucianą szczotą o gładką powierzchnię tablicy szkolnej. Wiedziała jak brzmi ten dźwięk, bo pewnego dnia umazała taką tablicę markerem permanentnym. Tata nie był zły ale kazał jej pozbyć się tego za wszelką cenę. No i pozbyła się, ale przy okazji zniszczyła całą tablicę. Miała dobre chęci ale... No cóż. Miała dobre chęci.
Zacisnęła pięści słysząc jego wyjaśnienie. Naprawdę musiał ją karcić jak zwierzę? Nie wystarczyło powiedzieć, co jest nie tak? Przecież słuchała go jak diabeł grzmotu. Gdyby zdecydował się na słowną reprymendę może nawet podziałałaby mocniej niż kara cielesna.
- Zapamiętam. - powiedziała cicho, pociągając nosem.
Jest pewna zasada: nie bij psa zbyt często bo kiedyś się odgryzie. Oczywiście Zoya była zbyt mała i słaba by mu się postawić, ale jeśli on wywoła w niej nienawiść, nie będzie mógł liczyć na jej lojalność. Czym innym jest wywołanie strachu związanego z szacunkiem a czym innym panicznego lęku.
Był zrelaksowany. A przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Wysławiał się jasno, spokojnie. Jego ogon poruszał się, zdjął też maskę ukazując "twarz". Oczywiście wiedziała, że to nie jest jego prawdziwe lico.
Nie poruszyła się kiedy zadał jej pytanie. Odwróciła wzrok i wbiła go w okno, za którym krajobraz przesuwał się jak szalony. Nie przyznała się, ale to była jej pierwsza podróż. Czuła ekscytację ale i strach związany z czymś nowym. Do małego nie opuszczała Laboratorium - wszystko było dla niej nowe i nieco straszne. Zwłaszcza wtedy, kiedy nie miała wpływu na sytuację.
- Zrobiłam to celowo. - odburknęła nawet na niego nie patrząc - Mam też klucze do mieszkania. - dodała, odpowiadając na pytanie.
Unikała kontaktu. Sprawił jej niepotrzebny ból. I to wtedy, kiedy prawie zapomniała o tych cholernych kikutach.

Mavet
- Dobrze to zapamiętaj. Nie chcę cię zbytnio uszkodzić, a nie wiem jak inaczej mógłbym cię ukarać. - sam karany nigdy nie był. Nie musiał być. Sam też nigdy nie karał inaczej niż mordując. Nawet tortury nigdy nie były karą. Były środkiem do celu.
- Dobrze. - po krótkiej chwili dodał - Inaczej mogłoby to sprawiać pewne problemy.
Wzmiankę o kluczach zignorował. Nie o to mu chodziło.
Nie oczekiwał po niej jeszcze zbyt wiele. Dopiero się uczyła. Dla jej własnego dobra jeśli okaże się pojętną uczennicą.
- Nie masz map. Nie oczekiwałem, że je będziesz mieć, ale powinnaś się nauczyć przewidywać prawdopodobne miejsca, w których się znajdziesz przy nawet niewielu informacjach. Jak choćby to, którędy jedzie ten pociąg. Następne kilka razy powinnaś o tym pomyśleć, ale nie będę wymagał dokładności. Jest jednak jedna ważniejsza rzecz. Nie wiesz gdzie trafisz. Nie wiesz na jak długo. Musisz być przygotowana. Są sytuacje gdzie złoto jest bezwartościowe. Do niedawna przebywałaś w mieście. W mieście pieniądze są użyteczne. W dziczy... - tu sięgnął po torbę spod swojego siedziska. Wiedział jaki przedział zamówił i kazał ją tam wcześniej umieścić. - W dziczy jednak cenniejsze może być jedzenie i woda. - Tu rzucił torbę dziewczynie. Znajdowała się w niej spora manierka wody. Suszone mięso. Suchary. Suszone owoce. Racje podróżne. - Czasami będziesz musiała za kimś podążać poza miasta. Musisz dbać o siebie, bo inaczej zawiedziesz.
Sięgnął po maskę i ją założył.
Pociągnął za łańcuszek przy drzwiach. Po chwili pojawił się chłopak z obsługi. Ostatecznie to była pierwsza klasa.
- Przynieś co ona będzie chciała jeść i pić. Dla mnie nic. - rzucił mu srebrną monetę. By się postarał i pośpieszył.

Zoya
Popatrzyła na niego z ukosa. Rozumiała samą ideę kary, ale nie pojmowała dlaczego została ukarana w tak surowy sposób. Czy Mavet nie zauważył, że skrzydła były w tej chwili jej najsłabszą stroną? Wciąż rosły, nie prosiła nikogo o odcięcie... Cały proces bolał jak cholera, mimo to nie skarżyła się na głos. Co innego jednak, kiedy ktoś szarpnie ją za kikuta albo zdzieli we wrażliwe plecy.
Miała wziąć ze sobą mapy? Niby skąd? Nie wiedziała gdzie takowe można dostać, z resztą ostatnio była zajęta swoim zdrowiem. Jeśli faktycznie ma być użyteczna to musi być sprawna, prawda?
Nie skomentowała jego słów. Ostatecznie chyba miał rację. Chyba, bo przecież Zoya nigdy nie musiała walczyć o przetrwanie w terenie innym niż miasto. Mogła polegać na kradzieży dopóki w pobliżu byli mieszkańcy tego świata, ale jeśli ich zabraknie, faktycznie będzie miała problem.
Nie pytała też o cel podróży, bo mu ufała. Gdziekolwiek ją ze sobą zabierał, wiedziała, że będzie ciekawie. Nie znała Krainy Luster a zwiedzanie jej w jego towarzystwie było na swój sposób ekscytujące. Był szorstkim nauczycielem, ale pokazał już, że potrafi czerpać przyjemność z jej obecności. Sprawił jej co prawda ból ale... efekt był zadowalający. Jeśli tylko to daje mu satysfakcję, Zoya będzie mu pozwalać na wszystko.
Zamrugała słuchając co ma do powiedzenia i przyswajając informacje. Złapała bagaż ale nie otworzyła go, nie potrzebowała niczego sprawdzać bo z jego wypowiedzi wynikało co w nim schował. Spojrzała na torbę i przejechała dłonią po materiale. Uśmiechnęła się pod nosem. Troszczył się o nią.
Kiedy założył maskę ułożyła usta w podkówkę. Znowu ta maskarada? Mógłby wreszcie pokazać jej jak wygląda naprawdę... Spłoszyła się kiedy do ich przedziału zajrzał młodzieniec z obsługi. Spłonęła rumieńcem, bo miała wrażenie, że przygląda się jej i ocenia. Ocenia niespokojne oczy, wychudłe jeszcze ale zaczerwienione policzki, burzę blond włosów i rysy na buzi. Nie lubiła tego ale nie mogła się przemienić, bo wtedy zdradziłaby swoją moc.
Nie bardzo wiedziała o co mogłaby poprosić, ale na samą myśl o jedzeniu zaburczało jej w brzuchu. Była co prawda dorosłą pannicą ale nie potrafiła o siebie zadbać. Mavet dał jej pieniądze, ale i tak zapominała, że musi jeść. Było wiele ciekawszych rzeczy.
Poprosiła o jakieś danie obiadowe, właściwie jakiekolwiek. Do tego jakiś słodki napój. Podziękowała nawet nie patrząc na chłopaka i po jego wyjściu, spojrzała na stalowego.
- Dziękuję. - powiedziała uśmiechając się do niego nieśmiało i przysunęła się do niego.
Nie trzeba było długo czekać, przylgnęła go jego boku obejmując jego rękę i wtulając się w zimny metal. Brakowało jej bliskości. A on bardzo przypominał Jurija, był tak samo chłodny i nie mówił o swoich uczuciach.
Wierzyła, że jest dla niego ważna, inaczej nie dbałby o to by jadła, nie kupiłby jej ubrań i nie dał pieniędzy. Jeszcze nadejdzie czas, kiedy będzie mu przydatna, ale na chwilę obecną, kiedy nie miała żadnego konkretnego zadania, chciała zwyczajnie spędzić z nim czas.
Po kilku minutach, pewna, że chłopak z obsługi tak szybko nie wróci, wspięła się na kolana Maveta (o ile ten pozwolił) i uśmiechnęła się do niego słodko. Ta pozycja odpowiadała jej najbardziej.
- Wiesz? Byłam w tej Klinice. Wyleczyli mnie całkowicie! - pochwaliła się - Mają tam takiego dziwnego lekarza, który leczy dotykiem. Oczywiście nie dotykał mnie...tam. - dodała szybko i zrobiła oburzoną minę - Ale już wszystko mam sprawne. Jeśli chcesz...możemy... - przywarła do jego piersi jak zwierzę spragnione czułości i zamknęła oczy.
Chłodny pancerz Maveta po chwili lekko się nagrzał a ona poczuła się kochana.

Mavet
Nawet on był w stanie zobaczyć, że wejście chłopca ją zaskoczyło. Zdecydowanie nie podróżowała dużo, a na pewno nie w takich warunkach. Jakkolwiek nie przeszkadzałyby mu warunki wagonu towarowego to zawsze korzystał z pierwszej klasy. Większa prywatność i w zasadzie każdy jego ważniejszy cel z niej korzystał. Dlatego był przyzwyczajony do takich warunków i brał je za oczywiste. Tak jak i obsługę.
Znowu się do niego przykleiła. Nadal nie był do końca pewien dlaczego tak robi. Skreślił już fakt, że może jej być wygodnie. Był świadom tego, że jest twardy i zimny. Dowiedział się jednak, że ludzie często dążą do fizycznej bliskości. Nawet nie chodziło o to, że nigdy tego nie widział. Po prostu go to nie obchodziło. Bo i po co? Najbliższy kontakt z nim zazwyczaj mieli kiedy ich patroszył.
Oczywiście wiedział co ona robiła. Obserwował ją. Nie cały czas osobiście, ale wiedział, że może stanowić potencjalne zagrożenie dla jego Pani. Będzie śledzona dopóki nie zyska pewności, że nie zdradzi go. Patrząc na jego znajomość ludzkich emocji i motywacji mogło to potrwać dość długo.
- Wiem. Dlatego zawsze się upewniam czy ktoś jest martwy. Mają tam za dobrych lekarzy.
Jak ma się pieniądze to można wszystko kupić. Dał też jasno do zrozumienia, że jeśli będzie miał wątpliwości co do prawdomówności to już nie będą się musieli już nim nigdy martwić.
Ani niczym innym.

Siedział w bezruchu aż przybył posiłek dla dziewczyny. Wjechał wózeczek, na którym stały zamówione potrawy. Jako, że nie było ono precyzyjne oznaczało to, że musieli trochę zgadywać co też dziewczynie posmakuje. Był to prosty kurs obiadowy. Za przystawkę robił faszerowany pomidor. Główne danie składało się z cynaderek jagnięcych w sosie śmietanowo-grzybowym i kluseczkami cieciorkowo-gryczanymi. Deser składał się z małej porcji creme brulee i dwóch czekoladowych trufli. Do picia miała dzbaneczek soku z owoców leśnych.
Chłopak sprawnie wprowadził wózeczek, który robił także za stolik. Zablokował go by się nie ruszał. Nalał pierwszą szklanicę soku, poinformował w jakiej kolejności powinien posiłek być spożywany, życzył smacznego i zniknął.
Jedzenie skrywało się pod kopulastymi przykrywkami z polerowanego mosiądzu, który błyszczał się jak złoto i wspaniale komponował się z wystrojem przedziału. Sztućce były oczywiście osobne do każdego dania. Czy dziewczyna będzie wiedzieć jak sobie z tym poradzić? Mavet je na pewno nie pomoże z tego prostego powodu, że sam nie jada.

Zoya
Nachmurzyła się kiedy usłyszała jego słowa. Była pewna, że go zaskoczy. Chciała go zaskoczyć czymś, o czym wiedziała tylko ona! Ale najwidoczniej medycy z Kliniki są powszechnie znani.
Jego kolana nie były wygodne, nie były nawet ciepłe, ale były jego. Zoya uwielbiała wszystko, co jest z nim związane. Można powiedzieć, że zrodziła się w jej małej, niemądrej główce pewna obsesja.
Mavet strasznie przypominał jej Rosjanina, który ją szkolił, a w którym później zakochała się bez pamięci. Mimo, iż był zakuty w stalową zbroję, miał dziwną maskę i ogon, widziała wiele cech wspólnych. A może przypisywała je na siłę?
Teraz, gdy był obok, czuła się bezpieczna. Mimo, iż nie okazywał jej żadnych uczuć, wiedziała, że znaczy dla niego więcej. Chciała w to wierzyć.
Kiedy obsługa przyniosła jedzenie, blondynka posłała chłopakowi gniewne spojrzenie. Dlaczego im przerywał? Nie robili co prawda niczego niestosownego, ale Opętana zawstydziła się, kiedy do przedziału wjechał wózek, a wraz z nim pojawił się kelner.
Nie wiedziała, że wszystko co zobaczy obsługa pierwszej klasy, zostanie momentalnie zapomniane. Nie mogła o tym wiedzieć, przecież podróżowała pierwszy raz.
Odczekała aż wyjdzie i dopiero po tym zeszła z kolan Maveta i zainteresowała się zawartością półmisków. Uniosła przykrywkę skrywającą danie główne i... prawie zemdlała z rozkoszy, kiedy do jej nozdrzy dotarł przepiękny zapach.
Z trudem utrzymała ślinę wewnątrz ust, bo woń potraw była niesamowicie smakowita. Od razu też dało się słyszeć burczenie, dochodzące z jej brzucha.
Nie czekała na pozwolenie, bo pamiętała o tym, że Mavet nie je. Zastanawiała się czemu, ale nie zadawała pytań. Może nie lubił jeść w towarzystwie?
Na stoliczku leżało dużo talerzy nakrytych ładnymi, miedzianymi pokrywkami i cała masa sztućców. Od czego zacząć?
Zakłopotanie nie trwało długo, była zbyt głodna by się zastanawiać. Chwyciła pierwszy z brzegu widelec i zabrała się za pałaszowanie pomidora. Był przepyszny, o czym oczywiście nie zapomniała wspomnieć. Zamierzała też poczęstować mężczyznę, ale w ostatniej chwili zrezygnowała z zamiaru. Resztę warzywa zjadła w ciszy.
Patrzyła za okno. Świat mknął jak szalony, zostając w tyle. Jej pierwsza podróż, chociaż nie była specjalnie ekscytująca bo oprócz samej jazdy i jedzenia niewiele się działo, była bardzo przyjemna.
- Mavet? Co porabiałeś kiedy się nie widzieliśmy? - zapytała niewinnie, wkładając kolejny kęs o ust.

Mavet
Mimo niewątpliwej niepraktyczności jaką jest konieczność spożywania posiłków w miarę możliwości regularnych interwałach czasowych Mavet zauważył, że ludzie potrafią czerpać niewątpliwą przyjemność w tym koniecznym do utrzymania się przy życia akcie. Tak jak jeszcze był w stanie ogólnie określić wartość odżywczą posiłku to smak pozostawał daleko poza jego pojmowaniem. Był świadom, że to jeden ze zmysłów, ale to by było na tyle.
Dziewczyna nie omieszkała go poinformować, że posiłek w istocie jej smakuje. Była ona jednak na tyle ekspresywna, że nawet bez tego raczej by się domyślił tego faktu.
Padło pytanie, które go wcale nie zaskoczyło lecz, na które nie miał specjalnej chęci odpowiadać. Może to brzmieć zaskakująco, ale Mavet nigdy nie musiał kłamać. Czasami po prostu prawdy nie mówił (bo nic nie mówił). Jeśli mówił, że urwie komuś rękę jeśli ten nie będzie współpracował to dokładnie to miał na myśli.
Na pewno nie powie, że ją śledził. Po pierwsze jest to o wiele łatwiejsze gdy cel nie wie. Po drugie raczej nikt nie lubi być śledzony, a chciał by mu ufała - wtedy by o wiele łatwiej było z niej korzystać.
Zdecydował się na prawdę. Nie całą, ale prawdę.
- Przygotowywałem ten wyjazd. To nie będzie wycieczka krajoznawcza choć jak znajdziesz na to czas to możesz też i to robić.
Spodziewał się, że już się zapyta o to co zaplanował, ale nie. Co doskonale także pokazywało, że wcale jej nie zna. Wiedział o niej tylko niezborne fragmenty nie dające sensownego poglądu na całość.

Zoya
Rozmowy z Mavetem zawsze były ciężkie, dlatego, że był wyjątkowo małomówny. Zoya też nie mówiła wiele, ale kiedy już zaufała drugiej stronie na tyle, by prowadzić swobodną rozmowę, poruszała przeróżne tematy.
Jego zwyczajnie była ciekawa, bo nie wiedziała o nim nic. Lubiła jego obecność, zwłaszcza kiedy poświęcał jej swoją uwagę. Mogłaby iść za nim do końca świata.
Jadła spokojnie, przeżuwając każdy kęs i rozglądając się dookoła. Wnętrze wagonu było ładne, przestronne i czyste. Nie przywykła do luksusów dlatego każda z tych rzeczy była dla niej trochę zbędna. Gdyby miała sama umeblować sobie mieszkanie, miałaby w środku tylko łóżko, biurko, może jakąś szafę. I tyle!
Odleciała myślami na chwilę do swojego lokum i małego lokatora, który zamieszkał z nią od niedawna. Tycimyszka była jeszcze nieufna, ale nie uciekała tak często jak na początku. Zoya traktowała ją dobrze, karmiła tym, co jedzą myszy (podsłuchała rozmowę kilku istot w sklepie zoologicznym) i maluszek rósł. Uszy razem z nim, co było nawet urocze.
Spojrzała na Maveta kiedy wyjaśnił co robił. Jak zwykle powiedział niewiele, Rosjance było mało. Zmarszczyła swoje jasne brewki i odsunęła puste naczynia, bo właśnie skończyła jeść.
- Gdzie jedziemy? - zapytała wprost i zbliżyła się do niego, łaknąc jego kontaktu. Trochę żałowała, że musiała dopominać się o atencję, wolałaby gdyby on sam się nią zajął.
Przesunęła dłonią po jego udzie, jakby chciała go pogłaskać. Hormony buzowały w młodziutkiej kobietce, nikt nie powinien się więc dziwić, że tak bardzo chce dotyku mężczyzny, który postanowił się nią zająć.

Mavet
- Na Odwrócone Osiedle. - odpowiedział krótko i zwięźle na zadane pytanie. Ostatecznie nie była to tajemnica.
Przysunęła się jeszcze bliżej choć z pozoru zdawało się to niemożliwe.
Na ruch jej ręki po jego nodze spojrzał z konsternacją. Co to miało znaczyć?
To było coś innego niż to całe przytulanie.
Ciekawe czy jest jakaś książka, która opisuje podstawowe interakcje międzypersonalne. Ostatecznie każdy uczy się tego jako dziecko więc nikomu by nie była potrzebna, ale widział już kilka całkowicie w jego mniemaniu bezcelowych książek.
Ułatwiłoby mu to rozumienie tej dziwacznej dziewczyny. Nadal nie mógł pojąć dlaczego przy ich pierwszym spotkaniu nie salwowała się ucieczką.
Lubiła jak odwzajemnił uścisk więc może...
Przejechał tępą stroną szpona po zewnętrznej części jej lewego uda.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Dworzec AKL
Sro 22 Maj - 20:48
Mavet i Zoya stanowili naprawdę dziwaczną parę. Nie byli partnerami, nie było nawet mowy o jakimkolwiek uczuciu ze strony mężczyzny, bo chociaż dziewczyna usilnie starała się okazać mu swoje względy, on pozostawał bierny. A przynajmniej tak to na pierwszy rzut oka wyglądało.
Kiedy przejechała po jego udzie i zauważyła jedynie zdumione spojrzenie, poczuła się głupio. Co ona wyprawiała? Wystawiała dupsko jak kotka w czasie rui. Przecież nie godzi się, żeby tak dopominała się jego uwagi. Co powiedziałby jej ojciec...?
Nic, bo nie żył. Wspomnienie tamtego strasznego dnia spadło na nią jak grom z jasnego nieba. Była trochę senna po sutym posiłku, jej zmysły były lekko przytępione dlatego wizja była tym bardziej dotkliwa.
Poczuła chłód na skórze, mimo, że w wagonie było ciepło. Ukłucie w sercu sprawiło jej ból, usłyszała w głowie ostatnie słowa Jurijego…
I wtedy właśnie Mavet przejechał po jej nodze swoim ogromnym, diablo ostrym szponem. Zrobił to jednak jego tępą częścią, z pewną... czułością.
Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, zaskoczona tym ruchem. Wcześniej miał problem z okazywaniem uczucia, wydawało jej się, że jest mu obojętna. Na jej policzkach pojawił się rumieniec i nieśmiały uśmiech. Czyżby jednak była mu bliska?
Bolesne wspomnienia odleciały w siną dal i w miejsce nich wykwitło nowe - wspomnienie z mieszkanka.
Zoya spuściła głowę i złączyła ze sobą kolana, zaciskając mocno uda bo nagle zrobiło jej się ciepło. Tam. Pamiętała jego brutalny dotyk, to jak sprawiał jej ból. Oczami wyobraźni widziała satysfakcję jaka malowała się na jego zamaskowanej twarzy, odbijała się w jego głosie.
Pragnęła go. Bardzo. Jego dotyku, uwagi. Bo nawet kiedy sprawiał jej ból, ona cieszyła się, bo wtedy wiedziała, że poświęca się tylko jej.
Był jej wybawcą. Widziała w nim niemal boga.
- Mavet? - podjęła wiercąc się i patrząc na niego nieśmiało, bo buzię miała czerwoną od emocji - Lubisz mnie?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Dworzec AKL
Sro 29 Maj - 19:33
Zastanowił się moment nad odpowiedzią. Lubił zabijać. Ale to była czynność. Był też nieskończenie oddany swej Pani i świata bez niej nie widział. Dla niej mógłby nawet prowadzić sierociniec gdyby tego od niego chciała. Jednak inni...
- Nie wiem. Nigdy nikogo nie lubiłem. Skąd mam wiedzieć czy lubię ciebie?
Wziął ją pod ramiona i przekręcił tak by mógł widzieć jej twarz. Dla niego była lekka jak piórko więc to nie był najmniejszy nawet problem.
- Wiem, że nie chcę cię zabić. W moim wypadku zaś to znaczy naprawdę wiele.
Z pewnym zaskoczeniem stwierdził, że rzeczywiście tak jest. Jak dotąd poza jego Panią niechęć do zabicia kogoś wynikała z czystej wygody i użyteczności. Nie zabija się informatora, bo trzeba by znaleźć następnego, a przez to, że zabił jakiegoś to byłoby utrudnione. Ot jeden przykład.
Z nią też się tak zaczęło. Widział ją jako potencjalnie użyteczne narzędzie. Lecz ją cały czas do niego ciągnęło. Nie bała się go. Nie brzydziła. To było...
Nowe.
Czy to znaczyło lubić kogoś?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Dworzec AKL
Nie 2 Cze - 19:38
Jego słowa były boleśnie szczere. Zoya nie wiedziała, jak powinna je rozumieć. Nie była to kwestia języka a zawiłości między nimi. Ich relacja była dziwaczna. Ciągnęło ją do niego, jak metalowy przedmiot do magnesu i nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego mimo krzywdy którą jej wyrządził, ona chciała spędzać z nim każdą swoją chwilę.
Gdy ujął ją pod ramionami, dała się podnieść. Wcześniej tak nie robił, dlatego posłusznie dała się przestawić, ciekawa tego, co zaraz nastąpi.
Kolejne słowa sprawiły, że dziewczyna podniosła wzrok i spojrzała na jego maskę. Kogoś innego pewnie mogłaby przerażać, ale dla niej Mavet był ideałem. Żałowała, że nie chce pokazać jej prawdziwej twarzy, ale może kiedyś nadejdzie ten dzień i dziewczyna będzie mogła ucałować jego usta. Poczuć ich smak.
Uśmiechnęła się delikatnie, rumieniąc się na twarzy i uniosła dłoń. Jej ruch był powolny, bo nie wiedziała czego się spodziewać. Dotknęła jego policzka, układając na nim rękę w czułej pieszczocie.
- A ja cię lubię, Mavet. - powiedziała cicho - Bardzo cię lubię. - dodała - Jesteś jedynym, który okazał mi serce. - jej oczy zalśniły. Postanowiła zdobyć się na śmiałość i pochyliła się, zabierając dłoń. Wdrapała się na jego kolana i objęła go tak, jak koala obejmuje pień drzewa - całym ciałem. Wtuliła ufnie policzek w jego pierś. Chłodną i nieruchomą.
- Nawet jeśli sprawiasz mi ból, ja i tak cię lubię. - wymamrotała, zamykając oczy. Jej jasna czupryna śmiesznie kontrastowała z ciemnym metalem jego pancerza.
Mogłaby tak zostać już do końca swoich dni. Była zauroczona tym mężczyzną, widziała w nim swojego ukochanego Jurija bo tamten był taki sam. Chłodny na zewnątrz, momentami brutalny... ale pokochał ją. Może i Mavet obdarzy ją uczuciem.
Odchyliła się i uniosła lekko, chcąc spojrzeć w jego oczy. Gdy ich twarze się zrównały, posłała mu nieśmiały uśmiech. Złożyła na jego masce krótki pocałunek, dokładnie w miejscu gdzie powinien mieć usta. Sprawiało jej to radość, nawet jeśli on nijak tego nie odbierał.
Przy nim czuła się na miejscu. Tak. Przy nim chciała być. Już na zawsze.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Dworzec AKL
Sro 12 Cze - 11:50
Pogładziła jego twarz. Miał coś na niej?
Nie, chyba widział to już kiedyś. To była oznaka tej tak zwanej czułości. Niby znał słownikową definicję, ale jakoś nie za bardzo potrafił ją zrozumieć.
Chwilę milczał.
- Dziękuję? - odpowiedział z pewnym wahaniem - W sumie powiedziałem, że nikogo nie lubiłem, ale też nikt mnie raczej nie lubił więc nawet specjalnie nie wiem jak zareagować.
Przeanalizował jej nową pozycję. W sumie w ten sposób mógłby ją niepostrzeżenie gdzieś dostarczyć. Jej masa nie robiłaby większej różnicy patrząc na jego, która była dość pokaźna.
Po chwili zrobił to co wiedział, że ona lubi - choć nadal nie wiedział dlaczego - i zamknął ją w ramionach. Nie używał siły. W zasadzie to trzymał je lekko uniesione, bo swoje ważyły, a ona była taka mała...
Jeszcze by ją uszkodził.
- Jesteś dziwną osóbką. - Ból był nieprzyjemny. Sam go nie odczuwał, ale tego był pewien. Ludzie raczej starali się go unikać i raczej nie darzyli sympatią jego źródeł. Ale ona? Ona mówiła, że go lubi nawet wtedy. Nie rozumiał jej wcale. Nie rozumiał ludzie, ale jej nie rozumiał jakoś bardziej.
Gdy się odchyliła spojrzał na nią uważniej. Zazwyczaj jak już się do niego przykleiła to starała się niemal w niego wejść więc to było odstępstwo od normy i jako takie wymagało obserwacji.
Gdy dotknęła ustami jego twarzy chciał się spytać co ona robi.
Jednak doznał olśnienia. Ona musiała go pocałować! Pocałować - okazać dość silny stopień przywiązania, który pojawiał się w rodzinach i między partnerami. Jego. Zabójcę. Kata. Oprawcę. Potwora.
- Czy ty...? - zaczął niepewnie, ale nawet nie wiedział jak skończyć. To było coś czego w ogóle się nie spodziewał. To nie było proste jak zabijanie. To nie było skomplikowane jak planowanie wyrżnięcia całego posterunku. To było coś o o wiele większym stopniu komplikacji.
Przynajmniej dla niego.
Niech się okaże pojętna, bo o lepszą pomoc chyba nawet nie mógł marzyć.


Ostatnio zmieniony przez Mavet dnia Wto 25 Cze - 23:30, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Dworzec AKL
Wto 25 Cze - 22:25
Powoli zaczynał akceptować jej obecność i pragnienie bliskości. Zoya nie mogła tego przyznać, ale pragnęła prostych gestów jak przytulanie, głaskanie, ponieważ w laboratorium Naukowcy nie mieli na to czasu. Z resztą, jak by to wyglądało? Dorosły mężczyzna w uniformie, będący dla dziewczyny 'wujkiem', przytulający ją albo okazujący czułość w inny sposób.
Jurija znała za krótko, właściwie do niczego wielkiego między nimi nie doszło. Zadurzyła się w nim bo on jedyny poświęcał jej więcej uwagi i ostatecznie...
Przylgnęła mocno do niego, zamykając oczy na bolesne wspomnienie. Kiedy nagle poczuła na plecach dotyk jego rąk, aż zadrżała z radości. Tak bardzo lubiła jego dotyk! Pragnęła go dzień w dzień, w nocy zwłaszcza. Żałowała, że Mavet tak rzadko ją odwiedza. Chciałaby kiedyś zasnąć w jego objęciach.
Zachichotała na jego nieco dziwaczny komplement. Zaczynała się przyzwyczajać do rozmów z nim i wiedziała, że nie jest zbyt wylewny. Ale może to nawet lepiej? Czasami dobrze jest pomilczeć, posiedzieć razem. Nie potrzebne są słowa.
Kiedy złożyła na jego ustach pocałunek, nie zniżyła siadu, nadal pozostała na wysokości jego twarzy i wpatrywała się w jego oczy. Spodobał jej się sposób, w jaki zadał pytanie i to, że je urwał. Zarumieniła się mocno i przygryzła dolną wargę. Pokiwała lekko głową.
Uniosła ręce, powoli, ostrożnie by go nie przestraszyć. Następnie zarzuciła je na jego ramiona i złożyła z tyłu jego głowy, jakby chciała objąć go jeszcze bardziej.
- Mavet… Ja cię bardzo, bardzo, BARDZO lubię. - powiedziała cicho i lekko przymknęła oczy - Bez ciebie jestem nikim. - przesunęła jedną dłoń i przejechała po jego karku, delikatnie, w dziwnej pieszczocie i ponownie go pocałowała, żałując w duchu, że nie może napotkać jego prawdziwych ust, nie może poznać ich faktury i smaku.
Pocałunek tym razem trwał długo, może za długo, biorąc pod uwagę w jak dziwnych okolicznościach się odbył i to, że ostatecznie Marionetka niczego nie czuła. Gdy Zoya skończyła, Mavet miał w miejscu ust lekką poświatę wilgoci. Dziewczyna przytuliła się do niego mocno, jakby się bała, że może go stracić.
- Kocham cię, Mavet. Niezależnie od tego, co zrobisz, już za późno. Jestem twoja. - wyszeptała - Jeśli... jeśli coś dla ciebie znaczę... Nie musisz nic mówić. Po prostu obejmij mnie... wszystkimi swoimi rękoma.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Dworzec AKL
Sro 26 Cze - 0:03
Gdyby nie fakt, że i tak był całkowicie nieruchomo poza tymi chwilami kiedy chciał się ruszyć to by zesztywniał gdy zarzuciła mu ręce za głowę. Pół dłoni wyżej i poharatała by sobie dłonie o ostrza na jego głowie. Z doświadczenia wiedział, że potrafią ciąć nawet do kości o ile ktoś nie ma pancernej rękawicy.
Dość poważne rany dłoni byłyby problematyczne. Gdyby uszkodzone zostały nerwy i/lub ścięgna to bez magicznej interwencji by się nie obeszło gdyby chciała mieć kiedykolwiek pełną władzę w palcach.
Powoli i spokojnie powiedział:
- Nie ruszaj dłoni ani kawalątek w żadną stronę, popatrz uważnie na moją głowę i pomyśl ile masz szczęścia.
Nie skomentował tego, że powiedziała, iż go lubi. Robił to przed chwilą i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Nie było sensu tego powtarzać. Ona też nie musiała. Chyba to lubiła tak jak przywieranie do niego. Mavet z typowym dla niego całkowitym brakiem wyczucia w takich sprawach i jednoczesną morderczą prawdomównością odparł na to:
- Fakt. Beze mnie byłabyś teraz prawdopodobnie w rynsztoku lub martwa. - nie mógł zaprzeczyć, że dziewczyna miała potencjał. Tylko potencjał. Gdy ją pierwszy raz spotkał nie wiedziała w zasadzie niczego użytecznego i nawet nie potrafiła do końca poprawnie mówić. Nadal jak byli sami i się bardziej przejęła to jej dziwny akcent się trochę przebijał.
Znów go pocałowała. Tym razem dłużej. Czy długość miała jakieś znaczenie? Możliwe, ale niekonieczne. Ludzie mieli wiele dziwnych zwyczajów, które miały dla niego zupełnie niepojęte reguły. To był jeden z nich.
Gdy przestała znów przywarła do niego jak najbliżej tylko mogła. Zaczynał się do tego przyzwyczajać. Czuł lekką wilgoć na twarzy.
Gdy powiedziała, że go kocha mimowolnie drgnął - nigdy jeszcze nie ruszył się
nie całkowicie świadomie. To, że go lubiła było trochę dziwne. O ile dobrze znał implikacje tych słów to to było szalone. Czy żeby kogoś kochać nie trzeba go najpierw dobrze poznać? I inne takie. On uczuciem, które można tak określać darzył jedną, jedyną osobą. Jego Twórczynię, jego Panią.
Burza myśli w głowie istoty stworzonej do zabijania trwała ułamek sekundy.
Postanowił spełnić jej życzenie. Ostatecznie coś dla niego znaczyła - była ciekawostką, która szczerze się go nie bała i potencjalnie użytecznym narzędziem. I to bardzo oddanym. Nie wiedział czy dla niej był, ale spełnianie jej życzeń było małą ceną za coś takiego.
Lekko ją odepchnął od siebie i z bezgłośnym kliknięciem zwolnił dodatkową parę rąk.
Górnymi, metalowymi objął ją wokół ramion.
Dolnymi, ceramicznym objął ją wokół bioder.
Ogon delikatnie owinął wokół jednej z jej nóg.
Delikatnie oparł podbródek na jej głowie.
Dał jej tyle jej ukochanego kontaktu ile był w stanie.
Tak znieruchomiał i trawił dalej to co usłyszał.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Dworzec AKL
Sro 26 Cze - 19:31
Było tak miło! Już miała przejechać to tylnej części jego głowy kiedy postanowił się odezwać. Zamarła i wychyliła się, by zobaczyć co się stało. Faktycznie, miała dłoń między częściami które z pewnością uszkodziłyby jej rękę. Odetchnęła lekko z ulgą i zabrała ją, nie chcąc narażać siebie i jego na takie niedogodności, jakbym byłoby w tej chwili uszkodzenie kończyny.
Działała bez pomyślunku, emocje targały nią. Czy miała prawo wygłaszać, że go kocha? Nie znała go. Nie wiedziała czym jest prawdziwa miłość, nie znała różnicy między nią a zauroczeniem czy przywiązaniem. Obecnie po prostu odczuwała ogromną potrzebę przebywania z nim, imponowania mu. Była posłuszna. Zdawała sobie sprawę, że jeszcze niewiele umie, ale chciała się kształcić, żeby być jeszcze lepszą.
Zrobi dla niego wszystko.
Kiedy lekko ją odepchnął spojrzała na niego z pytaniem wymalowanym na twarzy ale i obawą. Może tylko jej się wydawało, że coś dla niego znaczy. Może ubzdurała to sobie i teraz próbuje go zmusić, żeby odpowiedział na niezadane pytanie.
Ale kiedy jego cztery ręce zamknęły się wokół niej... Kiedy poczuł długi ogon owijający się wkoło nogi i gdy wreszcie przylgnęła do niego, a on oparł głowę na jej... Myślała, że zwariuje ze szczęścia.
Uśmiechnęła się szeroko i objęła go mocno, tym razem najpierw badając powoli co ma z tyłu, na plecach.
- Jesteś idealny. - powiedziała w przypływie szczerości - Najlepszy! - dodała szczerząc się ze szczęścia - Wiesz, odrastanie tych... skrzydeł, boli. Naprawdę boli. Ale kiedy jestem z tobą... Wszystko jest lepsze! - stwierdziła z radością w głosie.
Było cudownie. Nie liczył się już kierunek podróży, mógłby ją zabrać na koniec świata. Była gotowa zostać z nim na zawsze, nawet jeśli będą musieli bardzo uważać. Szkoda tylko, że nie mogła zobaczyć jego twarzy. Ucałować jego prawdziwych ust. Poczuć ciepła skóry... Ale taki był jeszcze lepszy. Unikalny. Obleczony w metal, nie potrafiący mówić o uczuciach i przyjemnościach a jednak...
Wspomnienie tego co zrobił jej w mieszkaniu spadło jak grom z jasnego nieba. Przeszedł ją dreszcz, przesunęła się nieco wygodniej ocierając jak kotka o jego udo...
Nie! Byli w pociągu, do cholery. Publicznie takie rzeczy są zakazane! Powinna się wstydzić, a jednak... Mavet był jak magnes. Działał tak, że zapierało jej dech w piersi i gotowa była do naprawdę straszliwych czynów, byleby tylko jeszcze raz okazał jej trochę uczucia i świadomie doprowadził do spełnienia w jego czterech ramionach.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Dworzec AKL
Sob 13 Lip - 21:50
Milczał. To nie tak, że nigdy nie słyszał pochwał. Zdarzało się. Były to jednak odnośnie jego skuteczności. To...
To było inne. Nie rozumiał jak jego obecność może coś zmieniać.
Ludzie byli dla niego wciąż niezrozumiali pod wieloma względami. A ona była jeszcze bardziej niezrozumiała. Wciąż nie wiedział dlaczego się go nie bała lub się nim nie brzydziła. To były najczęstsze reakcje na jego widok.
Rozległo się pukanie do drzwi przedziału.
Mavet wstał trzymając dziewczynę, poprawił płaszcz by ją z grubsza przykrywał i podszedł do drzwi. Po drodze ubrał maskę.
Uchylił drzwi.
Nie odezwał się słowem.
Chłopiec z obsługi po chwili niezręcznego myślenia poinformował, że za jakieś pół godziny dojadą do celu. Oznaczało to, że pasażerowie mogą się powoli szykować do wysiadania.
Równie bez słowa zamknął drzwi i usiadł. Nie miał bagażu. Dziewczyna też nie. Poza torbą. W zasadzie nie było co się szykować.
- Już niedługo i będziesz wiedzieć co dla ciebie przyszykowałem.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Dworzec AKL
Pon 29 Lip - 20:39
Reszta podróży upłyneła spokojnie, chociaż dziewczynie ciężko było usiedzieć na miejscu. Wprawdzie kolana Maveta były najlepszym miejscem do podróżowania, ale to była jej pierwsza jazda pociągiem, dlatego co chwilę wyciągała szyję, patrząc za okno. Otwierała usta z wrażenie i wytrzeszczała oczy, na przemian.
Kiedy ją podniósł, skuliła się nie bardzo wiedząc o co chodzi. Przylgnęła do niego jak koala i nie zamierzała puszczać a kiedy zauważyła, że zakłada on maskę, spłoszyła się lekko. Otworzył drzwi ale najpierw okrył ją płaszczem, co samo w sobie było naprawdę kochane.
Jeszcze bardziej go polubiła.
Obsluga poinformowała, że zbliżają się do celu i właśnie to wywołało u Zoyi ukłucie ekscytacji. Już niebawem pozna cel podróży! Dowie się, co przygotował dla niej Mavet! Jakaś głupiutka, naiwna część dziewczyny miała nadzieję, że mężczyzna da jej coś w prezencie albo pokaże coś ładnego, w dowód swoich uczuć. Marzyła, by ją pokochał. Jego sygnały były dla niej bardzo jasne, mimo nieśmiałości, i gotowa była skoczyć w ogień za swoim wybawcą. On jeden okazał jej uczucie.
Czekała grzecznie, starając się nie wiercić zbyt mocno. Jeśli kazał jej zejść, puściła go i gdy nadszedł czas końca podróży, wyszła za nim na swoich nogach. Jeśli poprosił, by zmieniła postać dla niepoznaki, zrobiła to bez wahania, słuchając go jak diabeł grzmotu.
I tak właśnie osiągnęli cel podróży. Pociąg zatrzymał się i wydał z siebie ogłuszający dźwięk ogłaszcający postój, na co Rosjanka lekko podskoczyła, ale zaraz posłała Mavetowi promienny uśmiech.
Jakże ona go uwielbiała.

zt x 2

Powrót do góry Go down





Violet Ni’ur
Gif :
Dworzec AKL 88eda4a0673c5c533004f119182a3b92
Godność :
Violet Ni’ur
Wiek :
25 lat
Rasa :
Lisiczka
Wzrost / Waga :
168 cm i 55 kg
Znaki szczególne :
Białe lisie uszka i długi oraz puchaty lisi ogon
Pod ręką :
Sztylet
Broń :
Pazury, sztylet
Zawód :
Służka
Stan zdrowia :
Doskonały
https://spectrofobia.forumpolish.com/t557-violet-ni-ur#4459 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1170-violet-niur
Violet Ni’urDachowiec z Wysp Księżycowych
Dachowiec z Wysp Księżycowych
Re: Dworzec AKL
Sob 25 Sty - 18:12
Violet nie mogła uwierzyć własnym oczom. Ta przypominająca biedną, chorą dziewczynę krwiożercza bestia w pewnym momencie wpadła do fontanny z głośnym pluskiem. Jednak Jej ciała w niej nie było. Tak, jakby zmieniła się w powietrze i wyparowała, może scaliła z wodą lub teleportowała? Lisica nie wiedziała. Pewna była natomiast tego, że nawet po ubraniach nie pozostał ślad.
- Cholera jasna – zaklął kontrolujący wodę strażnik. Wena im uciekła. Spartolili robotę.
Drugi ze strażników zamiast zamartwiać się znikającą Wena, podszedł do Violet i zapytał czy wszystko dobrze.
- Nie. Ale dziękuję za troskę – powiedziała wciąż trochę zadziwiona blondyna. Gdyby nie fakt, że jest cała we krwi, to mogłaby przysiąść, ze te wydarzenia były niczym innym jak sen. I jak wiele Vi by dała, by faktycznie było to koszmarem, gdyż przysnęła na ławeczce. Niestety do snu tej sytuacji było daleko. Stało się to na jawie, nie ważne, jak lisica chciałby temu zaprzeczyć. W końcu rzeczywistość jednak okazała się brutalna i nawet kwiaty pokryte były szkarłatną posoką.
- Po prostu chodźmy już – złapała perłę w ręce i zachwiała się. Była ona cięższa niż pamiętała. Nie chciała jednak pomocy strażników, chciała przynieść podarek dla Armira o własnych siłach.
- Co z kwiatami? – zapytał stojący w jej pobliżu i asekurujący ochroniarz.
- One na nic się nie zdadzą. Nie, kiedy spływa z nich krew.
Lisica poświęciła im jeszcze kila chwil, spoglądając na ich piękno, które zostało nawet podkreślone i uwypuklone przez czerwień. Chociaż ukazywały brutalny akt, były piękne.
Błękitnooka odwrócił się i powoli ruszyła w stronę Różanego Pałacu.
****
Siedziała teraz w pociągu należącym do Arcyksiążęcej Kolei. Jako jego sługa, jeździła za darmo, co w tej sytuacji było jej na rękę. Była już zmęczona tym traumatycznym dniem, a sam fakt, że się przebrała nie poprawił jej samopoczucia. Założyła tym razem żółtą sukienkę do ziemi z czarnym paskiem, który zapinany był na talii. Miała ona bardzo intensywny kolor, przez co nie dało się nie zauważyć ogoniastej. Rzucała się w oczy niczym sygnalizacja świetlna lub odblaskowa kamizelka (to nic, że one są w innym kolorze, chodzi o efekt). Miała czarne sznurowane buty do połowy łydki oraz czarną perłową kolię i pasującą do tego bransoletkę, założoną na błyszczący rękawek. Na drugiej dłoni (tej bez bransoletki) miała pierścionki na dwóch palach, środkowym oraz tym „od serca” w ciemnym kolorze. Obydwa przedstawiały lisy.
Pomimo złego samopoczucia uśmiechała się do każdego, kto tylko na nią spojrzał. Nawet jeśli rzuci w jej stronę obelgą. Przywykła już do takiego zachowania – wiecznie uśmiechnięta, nie ważne co. Nie ważne było wszakże jej emocjonalne i psychiczne zmęczenie, a fakt, że musi odgrywać swoja rolę.
teoretycznie w Różanym pałacu nie musiała tego robić, mogła być bardziej sobą, jednak jeszcze bardziej niż była zmęczona, nie mogła siedzieć w murach tego miejsca. Potrzebowała wyjść i uwolnić się od widoku perły.
Jej strażnicy teraz zostali zmienieni na kogoś innego – Violet nigdy ich nie widziała wcześniej, więc nie wiele mogła powiedzieć na ich temat. Opisanie samej aparycji wydawało jej się niestosowne. Jedną rzeczą, której była w nich pewna był fakt, że wyraźnie nie odpowiadała im rola nianiek.
Błękitnooka delikatnie westchnęła, nie wiedziała nawet dokąd ten pociąg zmierza. Po prostu wsiadła do pociągu. Byle jakiego.


Snowy white fox of the Arctic,
was it your brush-like tail
that sprayed snow, like crystal sparks,
adorning the dark sky with a shimmering veil?
A beautiful blaze of auroral displays

Dworzec AKL 29bf52224b08a0d95f5956e79c9cc172
#87cefa
x x x x x

Powrót do góry Go down





Wena
Gif :
Dworzec AKL 093205cd83a7da5e2990ebaeff9e8b89
Godność :
Astrid Lumizione, bądź inaczej i każde z imion równie prawdziwe.
Wiek :
500 lat
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
Raz taka, innym razem inna... Może żadna, skoro to tylko kula światła?
Pod ręką :
Nic
https://spectrofobia.forumpolish.com/t414-kuleczka https://spectrofobia.forumpolish.com/t1154-opisy-weny https://spectrofobia.forumpolish.com/t989-wampirze-lisciki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1125-wena
WenaKrwiopijca
Re: Dworzec AKL
Sob 25 Sty - 22:03
- Wybitnie niepokojące. - Mruknął tylko Aristide pod nosem wsiadając kilkanaście minut temu do pociągu i wybierając sobie pusty przedział, by jego myśli nie rozpraszały żadne nędzne poczwary, które by ze sobą gadały, czy co gorsze odzywały się do zmartwionego Aristide.
Tym razem Wena nie była małą dziewczynką. Zjawa mierzyła ponad 185 centymetrów i była młodym, liczącym nie więcej niż trzydzieści lat mężczyzną o bladej cerze i długich, niemal czarnych włosach. To jednak co przykuwało szczególną uwagę to jego strój. Był bardzo egzotyczny, zupełnie inny nawet od tego, co spotyka się na co dzień w Krainie Luster, a ponadto na głowie miał lisią maskę, która skrywała jego czoło i do tego miała uszy. Cóż za dziwny pomysł. Spoglądające gdzieś za okno bursztynowe oczy wskazywały jednak na melancholijne zamyślenie.
Dlaczego w tak wielu miejscach skóra Aristide się zmieniła? I to pomimo starań! Przecież za takie na pewno można uznać zmianę w swoją oryginalną formę. To nie powinno się przenosić! Wena była niezwykle zirytowana tym wszystkim. To nie było estetyczne! To nawet nie wydawało się mieć swojego konkretnego celu. Może to dżuma? Zjawa słyszała coś o tej chorobie, lecz jako że ta nie była ani piękna, ani zaszczytna, to nigdy w temat się nie wgłębiała. Wiedziała jednak, że to było poważne i na to się umierało. Czy to oznaczało, że Zjawa umrze? Tej myśli nawet nie dopuszczała do swojej głowy. Traktowała to jak przygodę! Musi tylko znaleźć lekarstwo. Musiała tylko znaleźć jakieś duże miasto - w takich na pewno jest ktoś, kto będzie mógł udzielić jej pomocy. O wydarzeniu z fontanny zdążyła już całkiem zapomnieć. Za dużo zbyt istotnych rzeczy miała teraz na głowie. Tak w zasadzie to jedną... Ale jakże niezwykle, przekropnie ważną!
Szczerze mówiąc mężczyzna nie zwrócił nawet uwagi, że ktoś dosiadł się do jego przedziału. Znaczy jego uszy zarejestrowały dźwięk otwieranych drzwi i kroków, a nawet głosy gdyby Violet lub jej strażnicy jakieś wydali. Może nawet kątem oka dostrzegł żółtą sukienkę. To jednak nie mogło przedrzeć się do jego świadomości jakby to była horda zombie, której nie można wpuścić do bezpiecznego schronienia. Po prostu patrzył przez okno, siedząc niemal wyprostowany, nieznacznie tylko pochylony w stronę okna, przez które nieustannie wyglądał - jakby próbując coś tam dostrzec. Może cel podróży, do którego było mu tak śpieszno?

Powrót do góry Go down





Violet Ni’ur
Gif :
Dworzec AKL 88eda4a0673c5c533004f119182a3b92
Godność :
Violet Ni’ur
Wiek :
25 lat
Rasa :
Lisiczka
Wzrost / Waga :
168 cm i 55 kg
Znaki szczególne :
Białe lisie uszka i długi oraz puchaty lisi ogon
Pod ręką :
Sztylet
Broń :
Pazury, sztylet
Zawód :
Służka
Stan zdrowia :
Doskonały
https://spectrofobia.forumpolish.com/t557-violet-ni-ur#4459 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1170-violet-niur
Violet Ni’urDachowiec z Wysp Księżycowych
Dachowiec z Wysp Księżycowych
Re: Dworzec AKL
Sro 29 Sty - 21:54
Początkowo blondyna zignorowała jedynego pasażera (oprócz niej i jej strażników) oraz schowała twarz w dłoniach. Wciąż nie mogła uwierzyć, że ten dzień potoczył się w taki, a nie inny sposób – jak ona teraz spojrzy w oczy bratu? Nie widziała się z nim po powrocie do Pałacu i nie była pewna czy chciała. W końcu miała krew na rękach. Oczywiście, nie zabiła ten drapieżnej dziewczyny, ale i tak przelała jej krew.
Co zrobiła jednak  perłą, zabraną z tego nieszczęśliwego ryneczku? Wypolerowała, położyła na łóżku w pokoju Armira i zostawiła karteczkę, w której napisała, że to prezent oraz że kiedyś muszą wybrać się razem do portu, by mogli nazbierać więcej takich ślicznych pereł, a może i nawet muszelek z plaży. Może gdyby poszli tam razem, to lisica złapała by pozytywnych wspomnień oraz nie obawiała aż tak wizji powrotu tam.
Oderwała gwałtownie głowę od rąk i pokiwała nią na boki. Zwróciła się do – jak się okazało – mężczyzny, siedzącego dwa rzędy za nią. Miał wspaniałe, długie włosy i nietypowy ubiór. Jednak to ani nie jego włosy czy ubrania przykuły uwagę Vi. Ku jej przerażeniu, były to wyraźne oznaki choroby, odznaczające się na jego skórze. Dokładnie takie same, jak miała ta dziewczyna. No, może trochę bardziej zaawansowane.
Lisicę na ten widok zmroziła krew w żyłach. I wcale nie miała tutaj na myśli swojej mocy czy umiłowania do chłodu. Nie. To było czyste przerażenie. Violet zaczęła się obawiać, że skoro miała tak bezpośredni kontakt z krwiopijcą i jej paskudną chorobą ona sama mogła się zarazić. Może i już miała tego potwornego wirusa? Może nawet zaniosła go do Pałacu…?
Wzięła wdech, a potem zrobiła wydech. Uspokoiła się. Zacznie panikować jak zobaczy objawy na sobie. Póki co jej nic nie było, więc przesadne reagowanie było nie na miejscu.
- Przepraszam Pana za śmiałość – zaczęła, niepewnie wstając ze swojego miejsca i podchodząc bliżej. Strażnicy tym razem byli bardziej czujni i oni również podeszli tak blisko, jak mogli. – Jeśli mogę zapytać, to czy dobrze się Pan czuje?
Stała przed (raczej obok miejsca, na którym siedział) nim z zatroskaną miną, rękami przyciśniętymi do piersi oraz puszczonym ogonem. Jej żółta sukienka wyraźnie odznaczała się na tle siedzeń i ogólnej kolorystki przedziału.
- Pytam Pana, ponieważ już widziałam kogoś z czymś podobnym… i ta osoba…mogę powiedzieć, że nie czuła się najlepiej. Wierzę, że potrzebowała medyka…
Opuściła uszy, a potem głowę. – Nie chcę się Panu narzucać, naprawdę przepraszam za przerwanie rozmyśleń, jednak niepokoje się o Pańskie zdrowie. Czy mogłabym spróbować Pana uleczyć? Mogę zapytać też czy w pociągu jest jakiś lekarz, który mógłby to zobaczyć, jeśli by Pan chciał?
Uniosła wzrok, by zobaczyć jak mężczyzna zareaguje na jej słowa. Miała nadzieję, że pozytywnie. Że nie skrzyczy jej ani nie będzie chciał atakować. W końcu mogła się spodziewać chyba wszystkiego.


Snowy white fox of the Arctic,
was it your brush-like tail
that sprayed snow, like crystal sparks,
adorning the dark sky with a shimmering veil?
A beautiful blaze of auroral displays

Dworzec AKL 29bf52224b08a0d95f5956e79c9cc172
#87cefa
x x x x x

Powrót do góry Go down





Wena
Gif :
Dworzec AKL 093205cd83a7da5e2990ebaeff9e8b89
Godność :
Astrid Lumizione, bądź inaczej i każde z imion równie prawdziwe.
Wiek :
500 lat
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
Raz taka, innym razem inna... Może żadna, skoro to tylko kula światła?
Pod ręką :
Nic
https://spectrofobia.forumpolish.com/t414-kuleczka https://spectrofobia.forumpolish.com/t1154-opisy-weny https://spectrofobia.forumpolish.com/t989-wampirze-lisciki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1125-wena
WenaKrwiopijca
Re: Dworzec AKL
Nie 2 Lut - 15:48
Słowa, słowa, słowa. Niczym niczego nieświadoma ofiara, myszka nieduża o futerku szarym wędrująca w tunelach w śniegu wydrążonych, która złapana zostaje przez ostre kły drapieżnika, tak Aristide został wyrwany ze swojego błogiego zamyślenia, miliona myśli przez słowa Violet.
Bursztynowe oczy leniwie oderwały się od dali, gdzie pod wpływem wiatru tańczyły wysokie drzewa i przeniosły się ku mówiącej kobiety. Twarz Zjawy wyrażała zdziwienie i to niezrozumienie sytuacji właściwe chwili, gdy ktoś zostaje zapytany o sprawy, których się nie spodziewał.
Łagodny uśmiech nijak się miał do przekleństw miotanych w myślach. Nim jednak jakiekolwiek słowo padło z ust wampira, jego spojrzenie skierowało się w dół, ku rękawom. W tym samym czasie palce lewej ręki delikatnie wsunęły się pod materiał rękawa, odchylając go nieznacznie, by lepiej móc ujrzeć fioletowe narośle na nadgarstku i wewnętrznej stronie dłoni.
- Nie dość jest słów, nie dość gwiazd na bezkresnym niebie, by wyrazić ten stan wszechogarniającego niepokoju. - Rękaw wrócił na swoje miejsce, a lewa dłoń zacisnęła się w pięść, delikatnie wracając na kolano mężczyzny.
- Ból nie zawitał w progi, szanując, że nie był w nie proszony. Osłabienie może ledwo zajrzało przez okno i czmychnęło gdzieś w dal. Mimo to te kształty to niepokój. Nieodgadniony sekret, którego istoty nie mogę pojąć. - Ta postać Aristide nie była małą dziewczynką, a więc niech odgrywa myśliciela, który rozważa wszelkie kwestie i może nawet będzie jakimś kapłanem? Na to jeszcze Zjawa się nie mogła zdecydować.
- Na nic zwykłe metody, na nic prości uzdrowiciele. Widziałem ich, rozmawiałem i na nic to wszystko. Prób nie hamuje, lecz próżne się okażą. - Wena zdążyła już zaczepić troje medyków, których moce nie przyniosły żadnego skutku. Ta dziwna magiczna zaraza wydawała się łamać wszelkie zasady chorób, czy klątw. Stąd pragnęła udać się do specjalisty i tam poszukiwać pomocy.
Irytowało ją jakieś nieszczęsne dziewczę, które nie mogło zająć się swoimi sprawami. Na co jej pomoc, kogoś kto ledwie widział gdzieś wcześniej podobne objawy? To jakby ujrzawszy dwa razy pociąg stać się od nich specjalistą i nie tylko umieć naprawić, lecz także od podstaw zbudować. Nonsens!

Powrót do góry Go down





Violet Ni’ur
Gif :
Dworzec AKL 88eda4a0673c5c533004f119182a3b92
Godność :
Violet Ni’ur
Wiek :
25 lat
Rasa :
Lisiczka
Wzrost / Waga :
168 cm i 55 kg
Znaki szczególne :
Białe lisie uszka i długi oraz puchaty lisi ogon
Pod ręką :
Sztylet
Broń :
Pazury, sztylet
Zawód :
Służka
Stan zdrowia :
Doskonały
https://spectrofobia.forumpolish.com/t557-violet-ni-ur#4459 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1170-violet-niur
Violet Ni’urDachowiec z Wysp Księżycowych
Dachowiec z Wysp Księżycowych
Re: Dworzec AKL
Sro 5 Lut - 14:16
Lisica słuchała mężczyzny. Sposób w jaki się wypowiadał, przypominał jej trochę wampirzą dziewczynkę. W końcu nawet oznaki choroby mieli te same. Jednakże blondynka nawet nie przypuszczała, że naprawdę może mieć do czynienia z tą samą osobą, tylko pod inną postacią. Niby sama była zmiennokształtna, ale przez myśl jej nie przeszło, żeby aż tak zmienić swoją postać, by z małej dziewczynki nagle stać się dorosłym mężczyzną! Mało tego, powinna zostać rozpoznana przez nią (niego), więc taka rozmowa nie miałaby nawet miejsca.
To na pewno był tylko zbieg okoliczności.
- Bardzo cieszy mnie, że Pana nic nie boli – zaczęła, posyłając mu uśmiech –nie mniej jednak te odznaczenia na skórze wyglądają bardzo niepokojąco – stwierdziła, rzecz chyba najbardziej oczywistą w świecie. Każdy przecież, po jednym spojrzeniu wie, że fioletowe plamy nie są czymś codziennym.
Ogoniasta pozwoliła sobie przysiąść obok długowłosego. Oczywiście zaraz przeprosiła za niegodziwe zachowanie, jakim się teraz wykazała. Wolała jednak siedzieć, gdy będzie próbować go leczyć.
- Wiem, że to pewnie nie przyniesie żadnego efektu, ale proszę mi pozwolić chociaż spróbować – powiedziała, unosząc swoją dłoń. Zaraz płatki iskrzącego śniegu zaczęły spadać z jej ręki. Niestety, tym razem jej wysiłki również na nic się nie zdały. Fioletowe odznaczenie na szyi nie zniknęło.
- Przepraszam – spuściła uszy – wiem, że nie jestem prawdziwym medykiem i tak naprawdę niczego nie wiem o chorobach czy ranach. Chciałam jednak spróbować, bo skoro mogę leczyć złamania, to pomyślałam, że i z tym sobie poradzę. Niestety wygląda na to, że miał Pan rację i moje czyny na nic się nie zdały.
Nie chciała robić nadziei ani jemu, ani sobie. Niestety, wierzyła, że pomimo wcześniejszej porażki, teraz sobie poradzi. Zawiodła się na swojej mocy. W końcu, gdyby była silniejsza, lepiej by sobie z tym poradziła. Nie. Tak po prawdzie, to może by coś zdziałała. Może.  
- Zmierza Pan szukać kolejnego lekarza? – zapytała, wciąż nie podnosząc uszu. Skoro już zabrała mu trochę czasu, może odebrać mu jeszcze kilka innych chwil.
Straż w tym czasie rozsiadła się z bronią w rękach. Jeden a siedzeniu przed Weną, by móc obserwować, drugi zaś z boku, by w razie czego łapać Violet szybko oraz odciągnąć ją od potencjalnego napastnika.


Snowy white fox of the Arctic,
was it your brush-like tail
that sprayed snow, like crystal sparks,
adorning the dark sky with a shimmering veil?
A beautiful blaze of auroral displays

Dworzec AKL 29bf52224b08a0d95f5956e79c9cc172
#87cefa
x x x x x

Powrót do góry Go down





Wena
Gif :
Dworzec AKL 093205cd83a7da5e2990ebaeff9e8b89
Godność :
Astrid Lumizione, bądź inaczej i każde z imion równie prawdziwe.
Wiek :
500 lat
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
Raz taka, innym razem inna... Może żadna, skoro to tylko kula światła?
Pod ręką :
Nic
https://spectrofobia.forumpolish.com/t414-kuleczka https://spectrofobia.forumpolish.com/t1154-opisy-weny https://spectrofobia.forumpolish.com/t989-wampirze-lisciki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1125-wena
WenaKrwiopijca
Re: Dworzec AKL
Pon 10 Lut - 19:45
Co jeżeli dziwne zabarwienie skóry doprowadzi do tego, że Wena cała zostanie pochłonięta przez to spaczenie? Przeobrazi się potworną istotę z innego wymiaru i zacznie siać postrach? O ile samo sianie postrachu nie wzbudzało w Aristide grozy, to przyjęcie potwornej postaci było już wybitnie niepokojące. Niczym wyrzeczenie się własnego ja! Zrezygnowanie z siebie! No dobrze. Przyznajmy, że estecie, jakim jest Wena chodziło jedynie o rzecz tak prozaiczną jak wygląd.
Jako potwór z innego wymiaru zapewne będzie dość brzydki i niepokoiło go to niemało, aż wzdrygnął się gdy pierwszy raz pomyślał o tej okropności - co mogło zostać odebrane jako jedna z oznak choroby.
Za taki nie można było jednak uznać teatralnego przewrócenia oczami, gdy Wena usłyszała, że jej objawy są niepokojące. Wsiadła nawet do tego głupiego pociągu właśnie przez ogarniający ją niepokój. Dlaczego więc ktoś ośmielał się mówić takie oczywiste rzeczy i nie pozwalać jej zapomnieć! Skandal!
- Mówiłem przecież, że na nic... - Aristide przerwał gdy zdał sobie sprawę, że w miejscu, gdzie skierowało się jego spojrzenie nie dostrzegł tej irytującej dziewczyny. Otworzył szeroko oczy, po czym dopiero zdał sobie sprawę, że ta siedzi obok niego.
Kiedy się tu znalazła? Wena nie wiedział, lecz dobrze, że nie zdawał sobie sprawy, że ta zdążyła na nim użyć swojej mocy, a on niczego nawet nie spostrzegł - zbyt zaaferowany tą paskudną choroba.
Zmrużył oczy patrząc na nią, jakby licząc, że ta sama mu wyjaśni dlaczego jest tutaj, a nie tam. Ostatecznie jednak będąc w tej postaci nie mógł wyjść z roli i nie zadał pytania - licząc, że jego konsternacja nie zostanie spostrzeżona.
- Czy nie to właśnie czynię? Czy nie wkroczyłem do tego wagonu wiedząc, że ten zabierze mnie niechybnie ku miejscu, gdzie znajdę kogoś, kto być może zna się na tego typu przerażających klątwach, co ciało trawią. - Co prawda nie czuł się, jakby jego ciało było przez cokolwiek trawione, lecz jednocześnie Zjawa nadto lubiła dramatyzować, by nie pozwolić sobie na nieco zbyt wygórowane epitety.

Powrót do góry Go down





Violet Ni’ur
Gif :
Dworzec AKL 88eda4a0673c5c533004f119182a3b92
Godność :
Violet Ni’ur
Wiek :
25 lat
Rasa :
Lisiczka
Wzrost / Waga :
168 cm i 55 kg
Znaki szczególne :
Białe lisie uszka i długi oraz puchaty lisi ogon
Pod ręką :
Sztylet
Broń :
Pazury, sztylet
Zawód :
Służka
Stan zdrowia :
Doskonały
https://spectrofobia.forumpolish.com/t557-violet-ni-ur#4459 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1170-violet-niur
Violet Ni’urDachowiec z Wysp Księżycowych
Dachowiec z Wysp Księżycowych
Re: Dworzec AKL
Sro 12 Lut - 21:44
Lisica czuła się jak zagubione dziecko. Znalazła dorosłego, którego zaczepiła, licząc że ten znajdzie jej rodziców i odprowadzi dni nich. Wena jednak nie wiedział, kim mogliby być jej teoretycznie rodzicie, więc nigdzie by jej nie zaprowadził. Jej przeszkodzenie, naruszenie prywatności i dosiądziecie się wraz z próbami leczenia miały podobny wydźwięk. Tak samo nieprzyjemne i niepotrzebne. A ona dalej pozostawała osamotniona i zagubiona.
Zauważyła jego wyraźną dekoncentracje i zdziwienie, jednak ni jak nie dała po sobie poznać, że tak właśnie było. Nie skomentowała tego nawet delikatnym ruchem ogona.
- Wierzę, że właśnie tak Pan postąpił – odpowiedziała uprzejmie, posyłając mu lekko smutny uśmiech. – Obawiam się jednakże niezmiernie, że ta tajemnica choroba nie będzie niczym łatwym do pokonania – złapała materiał sukni w dłonie i zaczęła się nim bawić – jak Pan wcześniej wspominał, kilku lekarzy już to wiedziało i nic nie mogli poradzić. Uzdrawiające moce również na nic się nie zdają… - wypuściła żółty materiał z dłoni oraz wygładziła wymięcie – co w takiej sytuacji Pan zrobi? Gdy żaden medyk nie będzie mógł pomóc? – zapytała, ciekawa jego odpowiedzi.
W końcu musiał już rozważyć te kwestię, prawda? Czy myślał zatem, by się malować? Może używać jakiegoś zaklęcia maskującego? Albo ubierać się tak szczelnie, że każdy element skóry będzie zakryty? Były przecież takie wierzenia kulturalne w Świecie Ludzi (lecz Violet nie pamiętała, w którym ich zakątku), że chyba kobiety nie mogły niczego praktycznie odsłaniać i jedyne co było widać, to oczy. Tajemniczy nieznajomy posiadał bardzo ładne oczęta: żółte, wręcz złote. Lisica zdała sobie nawet sprawę, że zbyt długo i zbyt intensywnie wręcz w nie spogląda. Zawstydziła się swoim brakiem wychowania, zaczerwieniła nieznacznie i spuściła wzrok niebieskich tęczówek na dłonie. Przeprosiła go cicho: Nie chciałam być niegrzeczna, przepraszam Pana -  poruszyła się nieznacznie na siedzeniu obok niego. Wróciła do swoich myśli, mając na uwadze każde jego ewentualne słowo. A może zaryzykuje i zrobi sobie tatuaże w miejscu tych śmiesznych przebarwień? Kto wie. Każda z tych opcji wydawała się Vi tak samo prawdopodobna.


Snowy white fox of the Arctic,
was it your brush-like tail
that sprayed snow, like crystal sparks,
adorning the dark sky with a shimmering veil?
A beautiful blaze of auroral displays

Dworzec AKL 29bf52224b08a0d95f5956e79c9cc172
#87cefa
x x x x x

Powrót do góry Go down





Wena
Gif :
Dworzec AKL 093205cd83a7da5e2990ebaeff9e8b89
Godność :
Astrid Lumizione, bądź inaczej i każde z imion równie prawdziwe.
Wiek :
500 lat
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
Raz taka, innym razem inna... Może żadna, skoro to tylko kula światła?
Pod ręką :
Nic
https://spectrofobia.forumpolish.com/t414-kuleczka https://spectrofobia.forumpolish.com/t1154-opisy-weny https://spectrofobia.forumpolish.com/t989-wampirze-lisciki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1125-wena
WenaKrwiopijca
Re: Dworzec AKL
Sro 19 Lut - 10:51
Jasne, długie palce Aristide zacisnęły się na śliskim, miękkim i cienkim materiale mankietów orientalnej szaty. Gest, któremu tak łatwo nie przypisać żadnego znaczenia, nawet gdyby spojrzenie zatrzymało się na ledwo wystających z rękawa palcach. Oznaczał jednak wiele. Był wyrazem niepokoju, który nadszedł niczym ledwo żywy żołnierz, co wpadłszy na wystawny bankiet nim skonał zdołał tylko łamiącym się głosem oznajmić o wrogu pod murami. Nieoczekiwana choroba i jej tajemnicze skutki - to dość by wzbudzić steach przed nieznanym. Lęk, który przyrównać można do stąpania we mgle po po niepewnym drewnianym i dziurawym moście. Niepewność wzbudzała gniew, a irytujący świergot uszatej tylko podsycał go będąc paliwem dla płomieni wennej złości.
Przypominała mu o tym wszystkim co próbował zepchnąć gdzieś na bok. Choć wcale tego nie chciała odrywała go od niosących nadzieję planów i inicjatyw mogących przynieść uzdrowienie. Zamiast tego przynosiła Zjawie myśli o tym, że obrana droga, choć zdaje się piękna, niczym rajska okazać się może donikąd prowadzić. Może nawet gorzej i zamiast do raju wyleczenia zaprowadzi do świadomości bez sensu walki.
To wszystko wina tej futrzastej wężycy, co jabłko oferując zwodzi ku bezkresnemu smutkowi.
Kolejny ledwo dostrzegalny gest, zmarszczenie nosa na dźwięk pytań Violet ukryty przez twarz zwróconą ku oknu.
- Znajdę innego! A jeżeli i ten okaże się być be bezużyteczny to szukać będę tak długo aż znajdę kogoś kto wie jak sobie radzić z tym paskudztwem. - Jego głos był poważmy, dało się wyczuć lekkie zirytowanie. Wena w ten sppsób pragnął odegnać od siebie wszelkie wątpliwości i wygnać zgniłe owoce wężowej mowy z raju nadziei.
- Czemu mnie dręczysz? Czego chcesz od chorego, któż wie, czy nie umierającego nieznajomego! Brak Ci rozsądku, czy może wiesz więcej i znęcać się pragniesz? Nie boisz się zarazić… Czy tak właśnie jest?! - Spojrzał na nią bursztynowymi ślepiamk wyczekując odpowiedzi. Głos jego z początkowego, podobnego do tego, gdy mówi się komuś "zostaw mnie w spokoju" zmienił się. Aristide uwierzył w teorię, co do jego głowy zawitała, że to żart jakiś nieśmieszny! Może działała w spółce z tym dzieciakiem spod fontanny? Była nawet podobna, choć nieco niższa. Młodsza siostra?
Skąd ten pech na biednego wampira zrzucony?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Dworzec AKL
Nie 23 Lut - 19:46
Siedząc obok Violet, nie tracił czujności nawet na ułamek sekundy, by w razie potrzeby szybko zareagować na ewentualny atak mężczyzny. Nie był sam, miał ze sobą jeszcze jednego strażnika, ale nie znał go i nie wiedział jakie są jego zdolności w zakresie walki, co nie było na rękę zwłaszcza po wcześniejszych wydarzeniach, w których blondynka została zraniona. Opętaniec nie chciał nawet myśleć, że na jego warcie Violet zostanie choćby draśnięta. Zwyczajnie nie mógł do tego dopuścić bo gdyby tak się stało to zapewne zostałby odsunięty od pełnienia funkcji jej strażnika, a niespecjalnie chciał by tak się stało. Zdążył już polubić lisice.
Mężczyzna nagle, nerwowo odwrócił się do Violet, krzycząc na nią. Tyle jednak wystarczyło, by można było zareagować. I tak też się stało. Velnar, jak można było się spodziewać, zareagował dużo szybciej od drugiego strażnika, łapiąc Violet i przyciągając ją do siebie, równocześnie jednym, błyskawicznym ruchem zadbał o utrzymanie dystansu między nimi a mężczyzną wymierzając swoją kataną prosto w kierunku jego szyi, uniemożliwiając mu szybki atak wprost na nich.
- Jeszcze raz na nią krzykniesz, podniesiesz głos czy też zrobisz cokolwiek, co jej się nie spodoba lub ją zasmuci, to odetnę Ci po kolei palce, dłonie, ręce, stopy, nogi i uszy potem przebije Ci brzuch kilkanaście razy, a na końcu odetnę ci łeb i nabije na pal w środku miasta, rozumiesz? - Powiedział do mężczyzny poważnym, a jednocześnie groźnym głosem, ciągle trzymając Violet przytuloną do siebie, by mieć pewność, że nic jej się nie stanie.

Powrót do góry Go down





Violet Ni’ur
Gif :
Dworzec AKL 88eda4a0673c5c533004f119182a3b92
Godność :
Violet Ni’ur
Wiek :
25 lat
Rasa :
Lisiczka
Wzrost / Waga :
168 cm i 55 kg
Znaki szczególne :
Białe lisie uszka i długi oraz puchaty lisi ogon
Pod ręką :
Sztylet
Broń :
Pazury, sztylet
Zawód :
Służka
Stan zdrowia :
Doskonały
https://spectrofobia.forumpolish.com/t557-violet-ni-ur#4459 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1170-violet-niur
Violet Ni’urDachowiec z Wysp Księżycowych
Dachowiec z Wysp Księżycowych
Re: Dworzec AKL
Sro 26 Lut - 15:48
Celem blondynki nie było rozgniewanie Weny. Niebieskooka nie chciała, by ciemnowłosy znalazł w niej irytujące stworzenie, które niczym zły duch go męczy. Pragnęła jedynie porozmawiać – chociaż nie mogła go uleczyć swoją magią, mogła przynieść mu otuchę poprzez rozmowę. Zostanie samemu w takiej sytuacji jest trudne i sprawia, że osamotnione osoby cierpią. W samotności zmagają się z problemami, nie mogąc nawet się odezwać: bo i do kogo? Sami z sobą mieliby prowadzić dialog, a raczej monolog? Nie przyniosłoby to nawet drobiny lepszego samopoczucia. Dlatego też biały lis narzucał złotookiemu swoją wolę, podtrzymywał rozmowę, starając się pokazać mężczyźnie, że nie jest sam. Że może zdradzić jej swoje palny oraz przemyślenia. Że już nie musi żałować każdej wypełnionej ciszą sekundy.
Gdy zaczął na nią krzyczeć, przycisnęła uszy do głowy i zamknęła oczy. Nie wiedziała czego się spodziewać, jednak z reguły po krzykach zawsze nadchodziło bicie. Szykowała się zatem, że zaraz dostanie w twarz, bądź też inną cześć ciała.
Z głośnym wdechem nabrała powietrza do płuc, gdy Velnar ją do siebie przyciągnął. Myślała, że prędzej dotknie ją krzywdząca ręką niż ta jej strażnika.
Wystraszona, zdezorientowana słuchała jego mocnych słów. Groził on samą śmiercią Wenie! Na swój sposób było to miłe, czuła, że o nią dba, jednak nie mogła pozwolić, by wszystko się tak skończyło.
- Przepraszam – powiedziała i lekko odsunęła się od Velnara. Złapała go za ramię i mocno ścisnęła. – Nie chciałam być nieuprzejma, ani pana niepokoić – spuściła wzrok na ziemię – chciałam mieć pewność, że wie Pan co powinien zrobić. To wszystko – był to czysty przejaw troski, nic innego. – Przepraszam, naprawdę – podniosła na niego mokre spojrzenie. Było jej przykro, że doprowadziła go do takiego stanu oraz że na nią nakrzyczał i wystraszył.
Potem zwróciła się ku strażnikom: Dziękuję Wam, głownie Tobie Vel – posłała mu lekki uśmiech, wciąż tkwiąc przyczepiona do niego.
Zaraz jedna pod nogami Vi, Velnara i Weny pojawiły się czerwone tulipany, których płatki układały się w małe serduszka. Lisica jakby zapomniała o całym wydarzeniu postanowiła przy nich kucnąć i wciągnąć przyjemny zapach, jaki rozprzestrzenił się dzięki nim po wagonie, nosem.
- Jakie one są śliczne! – zachwyciła się nimi. – Czym one są? – zapytała też w nadziei, że któryś z jej towarzyszy podróży będzie wiedział. – I czemu pod mymi nogami pojawiły się aż dwa? – przekrzywiła głowę w prawo, zastanawiając się na głos. Nie czekała jednak na specjalne zaproszenie bądź też czyjeś pozwolenie. Naiwnie zerwała jeden z kwiatów i nim zdążyła przyłożyć go do nosa, by mocniej się nim zaciągnąć: zmienił się on w klejnot o lodowym odcieniu z otoczką ze złotymi wzorami. Można by go było przerobić na śliczną broszkę bądź też łańcuszek.
- Ciekawe do czego może służyć… - uśmiechnęła się. Prezent od losu bardzo przypadł jej do gustu. Rozejrzała się po mężczyznach, ciekawa co oni postanowili zrobić ze swoimi kwiatami.


Snowy white fox of the Arctic,
was it your brush-like tail
that sprayed snow, like crystal sparks,
adorning the dark sky with a shimmering veil?
A beautiful blaze of auroral displays

Dworzec AKL 29bf52224b08a0d95f5956e79c9cc172
#87cefa
x x x x x

Powrót do góry Go down





Wena
Gif :
Dworzec AKL 093205cd83a7da5e2990ebaeff9e8b89
Godność :
Astrid Lumizione, bądź inaczej i każde z imion równie prawdziwe.
Wiek :
500 lat
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
Raz taka, innym razem inna... Może żadna, skoro to tylko kula światła?
Pod ręką :
Nic
https://spectrofobia.forumpolish.com/t414-kuleczka https://spectrofobia.forumpolish.com/t1154-opisy-weny https://spectrofobia.forumpolish.com/t989-wampirze-lisciki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1125-wena
WenaKrwiopijca
Re: Dworzec AKL
Nie 8 Mar - 23:14
Aristide nienawidził, gdy ktoś wtrącał się do prowadzonego przez niego rozmowy. W zasadzie to Zjawa nie przepadała za wtrącaniem się jako takim, bez względu na okoliczności. Za bezczelnością nie przepadała jeszcze bardziej.
To czego jednak mężczyzna nie mógł tolerować to zupełny brak klasy. Bo czyż słowa Valnara nie były tak absurdalne, że wręcz żałosne? Machał tym swoim mieczykiem, groził skierowaniem ostrza ku szyi, a zaczął coś jęczeć o odcinaniu palców. Aristide nie wiedział czy jest bardziej na niego zły, czy też może zażenowany kompletnym brakiem ogłady. Postanowił się zemścić, a najlepszym do tego celu narzędziem była jego zdaniem biedna Violetka. Najpierw prychnął w komentarzu do słów strażnika, po czym znudzonym, nazbyt teatralnym głosem rzekł:
- Mówisz więc, że jeżeli nie przyjmę jej miłości, to będziesz robił te wszystkie bezsensowne rzeczy aż nie umrę z nudów? - Jednocześnie wraz z tymi słowami Aristide użył swojej zdolności właściwej wszystkim krwiopijcom, którzy potrafili zwodzić ludzi, czarować ich swoim pięknem i sprawiać, że Ci sami oddawali swoją krew. Wraz z sugestią, że działania Violet były wywołane jakimś nieistniejącym uczuciem Wena podjęła kroki, by chociaż pozory tego uczucia pojawiły się naprawdę.
Na chwilę jego myśli uciekły od dziwnej choroby. Wena nie zauważyła nawet kwiatu i faktu, że w miejscu którego dotykały jej palce kolor siedzenia zmienił się na różowy.
- Czy tak trudno jest po prostu dać mi spokój? - Stwierdził ostatecznie przechylając lekko głowę i spoglądając na tę pokraczną dwójkę, która wciąż psuła mu nastrój. Jego głos był znudzony, ale też zasmucony, jakby zawiedziony, że te półgłówki nie rozumieją tak prostych zasad - odczepcie się do kulki i zajmijcie sobą.
Skoro jednak nie chcieli to... Aristide użył już swojej mocy i teraz wystarczyło tylko zaczekać co z tego wyniknie. W każdym razie był na tyle ostrożny, że zaatakowany mógł bez problemu przenieść się w inny miejsce, by z całkowitą pewnością uniknąć ostrza.

Powrót do góry Go down





Violet Ni’ur
Gif :
Dworzec AKL 88eda4a0673c5c533004f119182a3b92
Godność :
Violet Ni’ur
Wiek :
25 lat
Rasa :
Lisiczka
Wzrost / Waga :
168 cm i 55 kg
Znaki szczególne :
Białe lisie uszka i długi oraz puchaty lisi ogon
Pod ręką :
Sztylet
Broń :
Pazury, sztylet
Zawód :
Służka
Stan zdrowia :
Doskonały
https://spectrofobia.forumpolish.com/t557-violet-ni-ur#4459 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1170-violet-niur
Violet Ni’urDachowiec z Wysp Księżycowych
Dachowiec z Wysp Księżycowych
Re: Dworzec AKL
Sob 14 Mar - 16:01
Lisica rozmarzona patrzyła na piękny klejnot. Zaraz jednak koło jej głowy pojawiła się radosna, śliczna i latająca istota. Miała ona zielono-różowe ciało i przypominała niewielką roślinkę, kwiat w szczególności. Bowiem zamiast włosów miała właśnie płatki, najprawdopodobniej różyczki.
- Jesteś taka słodka – zamachała radośnie ogonem. Pociągnęła Velnara za rękaw, wskazując na Fliksa, bowiem tym, a nie czymś innym bestyjka ta była. – Czyż nie jest piękna? – zapytała swojego strażnika. Całkiem się nie przejmując tym, że on i Wena są bliscy walki w niewielkim przedziale pociągu.
- Jestem pewna, że Rose jest znakiem, żebyśmy dzielili się pokojem i miłością, zamiast niepotrzebnie próbować wzajemnie się ranić.
Otworzyła dłonie przed sobą (wcześniej chowając klejnocik do kieszonki w sukience) i pozwoliła, by usiadła na nich kwiecista wróżka – w taki sposób można było bowiem nazwać uroczą Rose.
Istota uśmiechnęła się czarująco i zaczęła pokazywać coś na migi. Violet w tym czasie przekręciła łepek, niewiele z tego rozumiejąc.
- Przykro mi, moja droga, ale niewiele z tego rozumiem. Nie martw się jednak, szybko się uczę przydatnych umiejętności, więc wierzę, że niedługo będziemy mogły się bez problemu dogadać.
Bestia chyba zrozumiała, że Vi naprawdę się postara dotrzymać tej obietnicy, bo tylko zamachała swoimi skrzydełkami i wzbiła się w powietrze, by uradowana latać po przedziale.
Nagle, znienacka wręcz, dziwne uczucie dopadło Dachówkę.
- Co się dzieje? – zapytała, jakby sama siebie. Poczuła się nieswojo, dziwne dreszcze dopadły jej ciało. Wzięła kilka wdechów, a później niesamowite gorąco dopadło jej policzki, a serce przyśpieszyło swój rytm. Spoglądała bowiem na Wenę i jego piękne długie włosy oraz zachwycające oczy. Pragnęła móc dotknąć lśniących kosmyków lub zabrać przynajmniej kawałek, by móc nosić je w medalionie, tuż przy sercu.
- Jakże mogłabym myśleć o daniu Panu spokoju? – zaczęła cicho, nieśmiało spoglądając na jego usta – jedynym czego teraz pragnę jest tylko być przy Panu. Jakoby urok magiczny, miłości nagłej, został na mnie rzucony.
Przyłożyła dłonie do piersi i spuściła uszy, cała zarumieniona.
- Czy mogłabym, chociaż chwilę jeszcze zostać z Panem? Chociaż kilka ulotnych, niczym westchnienie minut? – zapytała cichutko.
Nie rozumiała skąd jej się to wzięło. Ważne jednak było, iż czuła jakim uczuciem go nagle obdarzyła. Nieznajomego, tajemniczego i zdecydowanie nie pragnącego jej towarzystwa mężczyznę. Nic nie mogła jednak poradzić na to, że bardziej niż chętnie znalazła by się w jego ramionach.
Spojrzała na Velnara z drżącymi oczami. Przepełnione były miłością, niepewnością i niezrozumieniem. Szybko jej wzrok powędrował jednak ponownie do Weny.


Snowy white fox of the Arctic,
was it your brush-like tail
that sprayed snow, like crystal sparks,
adorning the dark sky with a shimmering veil?
A beautiful blaze of auroral displays

Dworzec AKL 29bf52224b08a0d95f5956e79c9cc172
#87cefa
x x x x x

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Dworzec AKL
Pon 30 Mar - 18:44
Odpuścił mężczyźnie i schował miecz do pochwy. Nie zmienił jednak nastawienia do nieznajomego i nadal był w pełnej gotowości by zainterweniować w razie potrzeby.
Pod nogami młodzieńca, podobnie jak w przypadku lisicy, pojawiły się kwiaty. Velnar podświadomie schylił się i zerwał wszystkie trzy na raz. Pierwszy z kwiatów zmienił się w latającą istotkę o jasnoróżowym ciałku i zielonych skrzydłach, które przypominały liście. Opętaniec wystawił rękę w kierunku istotki by spróbować ją pogłaskać. Ku jego zaskoczeniu istotka szybkim ruchem zmieniła położenie i zaczęła łasić się o jego policzek. Velnar złączył przed sobą ręce, tworząc w ten sposób powierzchnię, na której mogła usiąść ta niewielka istota. - Nazwę Cię Pirika - powiedział, gdy usiadła na przygotowanym miejscu i lekko się uśmiechnął. Trzeba przyznać, że takie zachowanie Velnara mogło zdziwić wszystkie osoby jakie go znały, ale jakoś nie zawracał sobie tym głowy. Jest przecież tylko z jedną z nich, a ona się raczej nie wygada.
Pozostałe dwa kwiaty niemalże jednocześnie zniknęły zostawiając po sobie różowy dymek, który dość szybko się ulotnił, a obok Velnara pojawiły się 3 serduszka, które lewitowały przy nim. Odganianie ich nic nie dawało, więc Opętaniec po kilku próbach zrezygnował z próby odgonienia ich. Pewnie i tak zaraz znikną powiedział sam do siebie w myślach, a jednocześnie wzdychnął.
W końcu popatrzył na Violet, którą nieco zignorował po zerwaniu kwiatów. Nie wiedzieć czemu kobieta stała wpatrzona w mężczyznę i lekko się rumieniła. Zdezorientowany chłopak wpatrywał się w nią jeszcze przez chwilę, a w tym samym czasie blondynka zaczęła zachowywać się jakby faktycznie była zakochana w tym kimś. Chwile temu była wystraszona, później w ogóle nie zwracała na niego uwagi, a teraz nagle jest w nim zakochana? Coś tutaj jest nie tak mówił sam do siebie w myślach, starając się znaleźć jakieś wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. Gdy jednak Violet zapytała o możliwość pozostania chwile dłużej z tym mężczyzną, a potem zerknęła na Velnara, ten natychmiast zareagował i stanął przed kobietą, tym samym zasłaniając jej widok mężczyzny i zapytał: Dobrze się czujesz skarbie? - Zaraz... SKARBIE?! Dlaczego to powiedział? Przecież wcale tego nie chciał. - Wybacz, nie wiem czemu tak do Ciebie powiedziałem misiu. - Chciał przeprosić, ale... znów to samo. Nie wiedział co się dzieje i szybkim ruchem uderzył się w twarz, ale czy zadziałało?

Powrót do góry Go down





Wena
Gif :
Dworzec AKL 093205cd83a7da5e2990ebaeff9e8b89
Godność :
Astrid Lumizione, bądź inaczej i każde z imion równie prawdziwe.
Wiek :
500 lat
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
Raz taka, innym razem inna... Może żadna, skoro to tylko kula światła?
Pod ręką :
Nic
https://spectrofobia.forumpolish.com/t414-kuleczka https://spectrofobia.forumpolish.com/t1154-opisy-weny https://spectrofobia.forumpolish.com/t989-wampirze-lisciki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1125-wena
WenaKrwiopijca
Re: Dworzec AKL
Sro 1 Kwi - 23:58
Cóż to za przedstawienie godne podrzędnego pisarzyny, który tworzy swoje dramaty na targu rybnym siedząc pod stołem uginającym się pod ciężarem towaru i skrobiąc po starym kawałku papieru ukradzionym przechodzącemu kupcowi.
W tak katorżniczych warunkach nie można stworzyć dzieła lekkiego o zaplanowanej konstrukcji i przede wszystkim wartego uwagi. I taka była ta sytuacja - niezmiernie absurdalna. Wena dotknięta problemami o wiele poważniejszymi niż małostkowe przepychanki tej dwójki krzykaczy. Ich problemy były dla Zjawy ledwie pyłem, który poruszony drażnił jej nozdrza, lecz nie miał żadnego znaczenia i najchętniej by się go pozbyło. Zajęty swoimi sprawami był zmartwiony tym, że nie mógł zaznać spokoju. Tak więc postanowił się zemścić - jak na paskudnego Krwiopijcę przystało.
Aristide zajęty obmyślaniem planu zemsty, pogrążony w trosce o swój stan zdrowia nie zauważył nawet, że lewy rękaw, na którym leżała prawa dłoń zmienił swój kolor i stał się różowy. Wyjątkowa niedogodność, która na szczęście została przeoczona.
Zjawa westchnął słysząc słowa kobiety i leniwie skierował na nią swoje spojrzenie. Tak naprawdę to nie chciał nawet kierować swojego wzroku ku tym hałaśliwym potworkom - jakimi byli Velnar i Violet, lecz zemsta tego wymagała! Zemsta nie tylko za zakłócenie spokoju, lecz także za czelność grożenia tak wspaniałej istocie, jaką była Zjawa.
Nie chciał jednak odpowiadać tak szybko. Umyślnie zwlekać by dać czas narwanemu beztalenciu interweniować. Nie wiedział kim on jest dla Violet - mało go to obchodziło. Jednak widział już dosć, żeby wnioskować, że ten nie będzie stał w milczeniu z boku. Nie pomylił się.
Choć chciał się uśmiechnąć, uradowany trafnością swoich przewidywań, zachował kamienny wyraz twarzy. Po słowach Velnara donośnie odpowiedział na wcześniejsze pytanie Violet, licząc, że ta będąc pod wpływem uroku pozwoli mu na ugodzenie w tego głąba.
- Och! - Na początek teatralne westchnięcie. - Może i byłbym skłonny na to przystać. - Zaczął z lekką, choć wyczuwalną - to przecież wszystko był jedynie teatr - nutką entuzjazmu - jednak nieszczęśliwie chyba twój ukochany jest temu przeciwny. - Aristide spuścił nieco wzrok, tak by jednak wciąż móc widzieć nogi tych dwóch małp - na wypadek, gdyby został zaatakowany, z czym się liczył. Tonem głosu starał się przekazać żal, tak jakby rzeczywiście odmowa przyjęcia oferty Violet go przygnębiła.
I pomyśleć, że wszystko co czynił miało na celu jedynie zemstę. Nie chciał nawet ich krwi, miał teraz na głowie większe problemy. Wyrastające na jego ciele macki, a ponadto - o czym jeszcze nie wiedział - rękaw, który stał się już do łokcia całkowicie różowy.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach