Kieł Pustyni

Batul
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
180
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
165/50
Znaki szczególne :
Wąsy i cętki na ciele
Pod ręką :
nic
Stan zdrowia :
Liczne siniaki i zadrapania na ciele.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t772-batul#9505
BatulNieaktywny
Re: Kieł Pustyni
Pon 26 Lip - 20:17
Czuła, że coś się święci. Napięcie panujące w burdelu przeciekało przez ściany, sprawiając, że ciarki przechodziły po plecach. Batul wbiła się w kąt pryczy, próbując zniknąć, odciąć się od świata. Wiedziała, co to oznacza. Kwestią czasu było, aż ktoś otworzy kraty i siłą zawlecze ją do specjalnego gościa. W końcu była jedną z lepszych, ciekawszych, bardziej doświadczonych, znającą tyle sztuczek, że nie da się zliczyć na palcach obu dłoni wszystkich osób w burdelu.
Słysząc otwierane drzwi do piwnicy, nadstawiła uszu, choć od razu wiedziała, co usłyszy. Cichy, zduszony głos wypowiadający jej pseudonim sprawił, że wbiła się jeszcze bardziej w kąt, otulając wystrzępionym gdzieniegdzie ogonem wychudzone ciało. W ciemności błyszczały tylko jej kocie oczy, które uważnie wpatrywały się w kraty, licząc zbliżające się kroki. Raz… Dwa… Trzy…
Jęki pozostałych uwięzionych były nie do zniesienia dla przeciętnego człowieka. Na szczęście Batul nie była przeciętna, bez trudu odcięła się od nich, skupiając na zbliżających się strażnikach. Ci szybko dotarli pod jej celę, otworzyli kratę i bez zbędnych ceregieli wyszarpnęli ją z niej, niemalże wyrywając ręce ze stawów. Warknęła gardłowo, gdy jeden ze zbirów szarpnął ją za uszy, zmuszając do spojrzenia na swojego klienta. Był przystojny, musiała to przyznać. Ale już niejednego przystojniaka gościła, więc ładna buźka na pewno nie zdołała jej oczarować. Był takim samym draniem jak inni.
Odruchowo szarpnęła się, gdy zaczęli wlec ją po posadzce prowadząc do komnat. Wiedziała, że nie ma z nimi najmniejszych szans, ale nie chciała pokazać, że udało im się ją całkowicie złamać i upodlić. Miała jeszcze swoją godność, choć na co dzień musiała ją trzymać głęboko schowaną. W końcu znaleźli się w pokoju, który widziała już setki razy. Czekała, aż nieznajomy zamknie drzwi i zabierze się do dzieła. Mężczyzna zrobił jednak coś zgoła odmiennego.
Widząc nieprzytomnych strażników, odebrało jej mowę. Wpatrywała się w nich szeroko otwartymi oczyma, ledwo słysząc, co Rudy do niej mówił. Dopiero imię jej córki otrzeźwiło ją na tyle, by jakoś zareagować.
-Rim… – wyszeptała, a w jej oczach stanęły łzy. Wieść, że jej jedyne dziecko zdołało uciec, przeżyło i ba, nawet przyszło ją ratować, było czymś, o czym nawet nie śmiała marzyć. Nie miała pojęcia, czy to nie jest pułapka, ale miała to serdecznie gdzieś. Ważne było to, że jej córka żyła i że być może w końcu ją zobaczy.
Próbowała się skupić na słowach jej wybawcy, jednak jej myśli wciąż uciekały do córki. Mężczyzna wcisnął jej jakiś słoik, mówił coś o jakichś wstęgach i pelerynach, a ona próbowała za nim nadążyć, choć to wszystko wydawało się nierealne.
- Gdzie ona jest?- Udało jej się w końcu wydusić, wbijając w mężczyznę przenikliwe spojrzenie. Ściskała w dłoniach słoik z podejrzaną zawartością tak mocno, że zbielały jej palce. Ale chciała to usłyszeć. Chciała usłyszeć, dowiedzieć się, gdzie jest jej najdroższa córka, jedyna istota, która do tej pory trzymała ją przy życiu.

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Kieł Pustyni
Wto 27 Lip - 1:26
Zaskoczenie Batul udzieliło się Keerowi. Przez kilka sekund miał ochotę prewencyjnie nakryć jej usta dłonią, zanim krzyk kogoś zaalarmuje. Kolejnych parę przyniosło karcącą myśl, że to chory i zwichrowany pomysł, zupełnie jak on sam. Wziął głębszy oddech by oczyścić umysł i w końcu zobaczył ją całą, prawdziwą. Dorosłą kobietę, zatroskaną matkę i skrzywdzoną istotę, która nie spodziewała się przechylenia szali na jej korzyść. Kogoś, kto mimo rozgrywającej się wokół makabry nie zdziczał i nie poddał się kuszącej spirali przemocy. Próżno było szukać w niej pierwiastka wulgarności.
Przytaknął skinieniem głowy, gdy powtórzyła za nim imię. Wiedział, że znaczenie ponad połowy słów do niej nie docierało. Pusty wzrok i łzy zdradzały jej stan. Cień przeczesał włosy i przygryzł wargę zmieszany i zniecierpliwiony, bo bawić się w niańkę i dom mogli potem, po ucieczce. Starał się jak mógł, tłumaczył tak wolno jak to było możliwe, aż w końcu padło pytanie, które musiało paść. Gdzie, jak, kiedy i tak dalej. Cały zestaw przerobią później.
Musiał być delikatny, ale stanowczy. Szarpanie i potrząsanie nie wchodziło w grę. Oderwał się od drzwi, postąpił dwa kroki naprzód i przyklęknął na jedno kolano w bezpiecznej odległości. Nie chciał nad nią wisieć, wydawać się duży i groźny, lecz nadal wymuszał kontakt wzrokowy. Już pierwsza reakcja Batul uświadczyła go w przekonaniu, że jest gotowa na szereg poświęceń dla swojej ukochanej córki, lecz wpierw należało wytrącić ją ze stuporu.
- Zapewne ze swymi przyjaciółmi czy sprzymierzeńcami. Nie wyjawiła mi, gdzie przebywa ani gdzie mamy się spotkać, na wypadek, gdyby nas złapano. Wiem tylko, gdzie zostawić wiadomość. Sprytu jej nie brakuje... - Posłał jej współczujące spojrzenie i delikatny uśmiech. Rim z pewnością oczekiwała na ich powrót w zamku, ale jeśli miał dziś kogoś uratować, musiał posłużyć się znienawidzonym przez siebie kłamstwem. Vaele pewnie wyśmiałby jego rozterki lub wiedziony ciekawością dokonał na Cieniu moralnej wiwisekcji, byleby dotrzeć do jego pobudek. Prawdą było, że blef zwyczajnie Gawaina męczył. Skrzyżowanie ścieżek szubrawców, którzy akurat mieli chętkę porozmawiać, każdorazowo zakładało kłam każdej ze stron. Liczyło się tylko to, kto ma więcej asów w rękawie i lepiej mataczy. I po co? Żeby i tak koniec końców obić czyjąś mordę lub zarobić kosę.
- Nie musiała mówić wiele. Wiem, kto tu rządzi i co się ze mną stanie, jeśli mnie dorwą. Rozumiem jej ostrożność... Każdy w końcu kiedyś pęka, a to ty masz iść do niej. Nie na odwrót. Więc jedz, inaczej nie będziesz miała siły na zmianę w kota. Albo nie jedz i się wysmaruj. Obojętne. - Wstał nie spuszczając z niej spojrzenia dziwacznych oczu, które zamigotały zielonkawo w przyjemnym półmroku pokoju.
- Byle szybko - dodał z napięciem w głosie. Zerknął w stronę drzwi i zmełł mankiety koszuli. - Musimy odjechać możliwie daleko, zanim zorientują się, że zniknęłaś. - Znów obrócił głowę w jej stronę. Fakt, że Batul nie kuliła się na drugim końcu łóżka, wróżył sukces, ale na ile mu ufała lub była w stanie zaryzykować, tego Keer nie wiedział. Tak wiele zależało teraz od prostej i czystej matczynej miłości, że zaczynał się obawiać, że przesadził ze swoją opowiastką.


Kieł Pustyni - Page 2 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Kieł Pustyni
Sob 31 Lip - 11:59
Zanim wyszli zatopił obu byłych przeciwników w krysztale. Lepiej było dmuchać na zimne, a skoro już burdellordowie wpadli w łapy Arystokratów, żal było dać im sposobność do ucieczki, czy to fizycznej czy też w śmierć. Koniec końców, każde przewinienie winno otrzymać słuszną i stosowną zapłatę, a w tym przybytku przewinień było bardzo wiele.
Nie wiedział, o czym myśli jego towarzysz, ale gdy tak szli cuchnącymi i lepkimi od brudu korytarzami, głowę Viridiana zaprzątała przyszłość tego miejsca.
Tereny pustynne nie należały do zasobnych w pokarm i roślinność. Nie rosły na nich lasy ani nie płynęły większe rzeki. Prawdę mówiąc, na ten moment jedynym znanym Kryształowemu Księciu towarem eksportowym był piasek i niewolnicy. Piasek, a dokładniej jego pozyskanie, eksport i sprzedaż w obecnych warunkach, były mało opłacalne, a niewolnictwem się brzydził.
Jednakże żyjąc przez ponad pięćset lat zdążył dostrzec pewną zależność. Księstwa i terytoria od nich zależne, zwane czasem prowincjami, były jak psy pasterskie pilnujące dobrostanu powierzonej w opiekę zwierzyny. Gdy nie miały zajęcia, zaczynały przynosić straty, ale gdy w pobliżu pojawiał się wilk lub inny napastnik, wszystkie jak jeden organizm rzucały się by go szarpać i w efekcie zabić lub przegonić. Zatem nic na świecie nie jednoczy państw, księstw czy prowincji tak bardzo jak wojna prowadzona przeciwko wspólnemu wrogowi. Tym samym nic tak nie napędza gospodarki jak działania wojenne prowadzone w sposób średnio intensywny na cudzym terenie.
Pozostawała zatem wojna, ale przeciw komu, gdzie i jakimi siłami?
Nie mógł zaatakować ziem należących do rodu Vaele nie dlatego, ze byłaby to zdrada czy z tego powodu, że sprawiłby przykrość Bękartowi. W ekonomii księstwa takie rzeczy były zupełnie nieistotne.
Liczyło się coś innego.
Otóż każde dwa kraje dzielące ze sobą łańcuchy dostaw dla głównych gałęzi przemysłu, nie mogą iść z sobą na wojnę, nie dlatego, że dyplomatycznie jest to strzał w kolano zrażający inne strony umów handlowych, ale dlatego, że zakłócenia gospodarcze sprawią, że każdy konflikt będzie zbyt kosztowny, by go kontynuować. W przypadku relacji Vaele – Laraziron takimi surowcami są drewno i metale szlachetne.
Pozostawał atak na kogoś z kim żadnej ze stron nie łączą oficjalne umowy handlowe …
No, ale problem leży jeszcze w jednym miejscu. Otóż by prowadzić wojnę z użyciem sił ze świeżo zdobytych ziem, należało najpierw owe siły sobie podporządkować i zapewnić ich lojalność, a tego nie da się zrobić w ciągu jednego dnia czy nawet miesiąca. Tu też trzeba działać sposobem.
Żołnierze przymuszeni do walki prędzej zdezerterują niż ruszą do boju za nieznanego władcę, który nie oferuje im zupełnie nic. Jednak jeśli przynajmniej połowa sił będzie widziała sens w walce dla swojego wodza, wówczas można zaryzykować stwierdzenie, że takie oddziały nie uciekną z pola walki ani nie obrócą się przeciw swojemu panu. Jak tego dokonać?
Warunkiem niezbędnym jest poprawienie losu mieszkańców zajętych ziem. Można to zrobić przez reformy gospodarcze, reformy rolne, zmniejszenie lub zmianę typu obciążeń, budowę traktów komunikacyjnych, połączeń handlowych i wiele innych. Narzędzi jest wiele, a spodziewany efekt wielce zadowalający. Właśnie dlatego kolejną możliwością wykorzystania pustyni w celu osiągnięcia zysków było założenie szlaku handlowego. Dokąd miałby wieść ów szlak? O tym decydować będą kupcy i ich cechowi zwierzchnicy, ale z pewnością będzie on przecinał pustynię. Ważnym było jednak, by ów szlak był bezpieczny, w miarę prosty, przejezdny i wyposażony w przystanki. W zamian za e udogodnienia, na transportujących swoje towary będą ciążyły konkretne obowiązki jak chociażby konieczność wystawienia swoich towarów w głównych oazach czy opłaty drogowe zwane również mytem.
Tak, to może być klucz ...
Nim wkroczyli do sali, Vyron miał już w głowie zarys tego, czym w przyszłości stanie się „Kieł Pustyni” i jak będzie wyglądała tutejsza organizacja. Pozostawało mieć nadzieję, że Aeron zrozumie w czym rzecz, ale to już pokaże czas.
Widząc podchodzącą ku nim dziewczynkę, Vyron zatrzymał się i popatrzył na nią. Dopiero teraz przerwał rozmyślania i powrócił do rzeczywistości. Jadowita zieleń, niczym ostrze noża, wbiła się w błękit. Czego chciała? Jakim prawem zbliżała się do lepszych od siebie?
Słowa dziecka, które padły, a które zapewne nauczono tylko tego, jak dogadzać gościom burdelu w łożnicy, sprawiły, że z zadumą pokiwał głową.
A zatem to tak urządzony był tutejszy świat? Na takich prawach i obyczajach się opierał?
Usłyszawszy słowa Młodego Vaele, Vyron popatrzył mu w oczy. Uśmiercanie chorych i rannych w tym momencie nie miało sensu zarówno z punktu wizerunkowego jak i społeczno-ekonomicznego. Albowiem kto lepiej służy swemu panu, pies żywy czy pies martwy? Korzyści płynące z posiadania martwego psa są relatywnie niewielkie, a żywy pies, mimo tego, że generuje pewne koszty, zdecydowanie zwiększa liczbę korzystnych opcji. Dlatego, choć bardzo chciał „zaśpiewać” Bękartowi w tej chwili trzy słowa z pewnej jakże wspaniałej piosenki , to opanował się.
- Nie... – odpowiedział Vyron głosem spokojnym jak tafla jeziora w bezwietrzny dzień, ale jednocześnie chłodnym jak zimowy wiatr – Nie są, ale nie tobie ich sądzić Aeronie. Popatrz na nich. Są okaleczeni, zmaltretowani, przerażeni, niepewni jutra, pozbawieni godności i pokryci bliznami... – powiedział podchodząc do przerażonych, zbitych w kupę i istot - Ale ja dostrzegam, przynajmniej w części z nich, desperacką wolę przeżycia. Zastanów się, czy Ty – tu Zielonooki spojrzał na swojego rozmówcę, świadomie robiąc pauzę pozwalającą interlokutorowi na wpisanie tak dumnie brzmiących „tytułów” jak: Bękart, zakała rodu, niechciane dziecko czy kundel - ostatni z rodu, naprawdę różnisz się od nich tak bardzo, by brać na siebie taką rolę? Pomyśl, czy los jednej istoty tak bardzo różni się od losu drugiej? Zamień miejscami osoby, burdel zamień na koszary i wtedy dasz mi odpowiedź.
Gwardia przyboczna w napięciu obserwowała jak Vyron spokojnym krokiem podchodzi do niedawnych ofiar, przygląda im się z uwagą, z niektórymi zamienia kilka słów, a innych podnosi na duchu dotykiem, uśmiechem lub gestem.
Zachowywał się w tej chwili jak dobrotliwy władca-ojczulek, który przybył na Pustynie tylko po to, by wspomagać biednych i ratować tych, którzy owego ratunku desperacko potrzebowali. Był teraz rycerzem na białym rumaku, albo jak kto woli, superbohaterem godnym własnego komiksu. A przecież, to był ten sam Upiorny Arystokrata, który o poranku skazał na zagładę trzy wsie pełne mieszkańców, po czym z uśmiechem na twarzy oglądał ich rzeź. Czemu to robił? Co nim powodowało? Dlaczego wcześniej nie ulitował się nad niewinnymi a teraz litował się nad ladacznicami i niewolnikami?
Gdzieś opuściła go wrodzona czujność.
Gdzieś zapodziała się nabyta ostrożność.
Gdzieś zniknęła nieodłączna obawa.
Ukucnął koło dziewczynki, po czym tuląc ją do siebie, wziął na ręce. To nie były pożądliwe objęcia pedofila łaknącego małego, dziecięcego ciała. To było coś innego, inny rodzaj ciepła przywodzący na myśl bardziej ojca tulącego i chroniącego własne dziecko. Przecież powszechnie wiadomym było, że po świecie grasowały Vyronowe bękarty, a on sam nie kwapił się specjalnie do okazywania im względów. Dlaczego teraz to robił?
Na jego twarzy nie pojawił się nawet cień grymasu obrzydzenia. Nie ważnym było to, że dziewczynka była brudna i śmierdząca. Była dzieckiem, któremu choć powinno dalej cieszyć się dzieciństwem, jakieś bydle siłą odebrało niewinność i dzieciństwo. A przecież dziecko, powinno móc być dzieckiem!
Stanął na środku sali z dzieckiem na rękach i uważnie przyglądał się wszystkim zgromadzonym.
- Goniec! – zawołał Viridian, ciągle tuląc do siebie dziewczynkę i głaszcząc ją po skołtunionych włosach.
Minęła chwila, a w sali zjawił się jeden z żołnierzy korpusu specjalnego.
- Na rozkaz mój Panie!
- Rozstawić namioty i zorganizować lazaret ze służba medyczną. Wydać dodatkowe racje żywnościowe do bieżącej dystrybucji. Przygotować na Samum miejsce do ewakuacji części ofiar. Zapamiętałeś?
- TAK JEST!
- Wykonać.
Głoska „ć” jeszcze wisiała w powietrzu, gdy łącznik rozpłynął się w powietrzu.
- Dowódca plutonu, do mnie! – polecenie zabrzmiało jak strzał z bicza i chwilę później do sali wpadł jeden ze strzelców stając na baczność
- Melduję się na rozkaz!
- Ewakuować budynek. Wyprowadźcie z budynku wszystkich potrzebujących pomocy i zbierzcie ich przy rozkładanym właśnie lazarecie. Niech medycy przeprowadzą triaż. Pobierzcie też racje żywnościowe dla tych nieszczęśników.
- Tak jest! Strzelcy, do mnie! - zawołał oficer rozpoczynając ewakuację budynku i wydając stosowne polecenia.
Vyron popatrzył na dziewczynkę trzymana na rękach. Była mała, chuda i zabiedzona, ale była w niej wola życia.
- Mam tu jeszcze trochę spraw do załatwienia, ale pan oficer zaprowadzi cię na zewnątrz, tam dostaniesz jeść, a medycy cię opatrzą i sprawdzą ogólny stan zdrowia. – powiedział stawiając dziecko na ziemi i wskazując mu ręką na oficera.
Może nie był mistrzem w rozmowach z dziećmi, ale uznał, że rzeczowe przedstawienie sprawy jest lepsze od durnego ciućkania i pieszczenia się. Poza tym ta dziewczynka nigdy nie była traktowana jak dziecko.
Podszedł do reszty ofiar.
- Przed wejściem właśnie powstaje szpital polowy, tam zostanie wam udzielona pomoc medyczna i tam dostaniecie jedzenie oraz picie. Spokojnie, dla wszystkich wystarczy. Nie lękajcie się, nikt nie zrobi wam krzywdy ani nie wykorzysta waszej słabości. Idźcie śmiało. – mówił spokojnie, rzeczowo, ale tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Gdy ofiary pracy przymusowej w niedawnym przybytku zaspokajania żądz cielesnych opuściły salę Vyron podszedł do Aerona.
- Za chwilę na zewnątrz powinni pojawić się również Gawain i matka Rim, myślę że powinniśmy ich tam powitać. Raczej nie spodziewają się tego co w międzyczasie zaszło. Poza tym, musisz jeszcze nagrodzić tego swojego sprzedawczyka. Jeśli zaś chodzi o obecnych w tej sali, to jak widzisz zostali sami funkcyjni. Zrobisz z nimi co zechcesz, ale odradzam ich zabijanie. Uważam również, że ktoś powinien posprzątać tutejszy pierdolnik, a oni nadają się do tego wręcz wzorcowo – powiedział to na tyle głośno, że zebrani usłyszeli. Szkoda tylko, że nie widzieli grymasu jaki zagościł na ustach Kryształowego Księcia, a był to był wyjątkowo zły i okrutny uśmiech obiecujący wszystkim śmierć rozciągniętą na bardzo długi czas – Dlatego jeśli chcesz znać moje zdanie, to wszyscy oni winni znaleźć tu zatrudnienie. Swoją ciężką i ofiarną pracą postarają się bowiem naprawić to, co popsuli, przemyśleć swoje czyny i zadośćuczynić ofiarom, a jako, że przemyślenia najczęściej przychodzą do nas wtedy, gdy mamy pusty żołądek, to sugeruję zadbać o to, by nie przejadali się niepotrzebnie. Poza tym jeśli nie będą jedli nie będą też srali, a to ogranicza powstawanie pierdolniku.
Oddał jeńców pod opiekę straży a sam, razem z Aeronem, ruszył do wyjścia z budynku.
Po drodze minęli zebranych pod ścianą i kolejno rewidowanych gości burdelu. Zasadniczo można ich było podzielić na trzy grupy: nauczycieli („ja was nauczę!”), ekshibicjonistów(„Ja wam pokażę!”) i nieznanych („Wy nie wiecie, kim ja jestem!”). Wszyscy krzyczeli, a Vyron miał już dość krzyków. W pierwszym odruchu chciał zabić jednego z gości przynależącego do grupy „nieznanych”, który krzyczał najwięcej i najgłośniej powstrzymał się jednak, ale i tak uznał za celowe interweniować. Żaden śmieć nie będzie krzyczał na jego żołnierzy!
Przeczesując włosy dłonią podszedł do Krzykacza
- Zamknij ten pierdolony ryj ty opasła kupo gówna, albo za chwilę tego pożałujesz! – warknął nachylając się i patrząc gościowi głęboko w oczy
- W nie wiecie kim ja jestem! Ja jestem wpływowy! Ja mam swoje dojścia i kontakty! Ja was wszystkich ...
- Ostrzegałem. – odwrócił się na pięcie i zwrócił do Aerona - Możesz zrobić jeszcze raz tę sztuczkę z oczami? Bardzo proszę. – powiedział wskazując od niechcenia kciukiem na Krzykacza za sobą.
Miał gorącą nadzieję, że Aeron spełni jego prośbę i użyje swojej mocy jeszcze raz. Vyrona nie obchodziło na jakiej zasadzie ona działa, chciał tylko popatrzeć jak ten wkurwiający typ wije się, piszczy i jęczy. Prawdę mówiąc, trochę żałował, że sam takowej mocy nie posiada. Gdyby ją miał, życie stałoby się o wiele prostsze i bardziej zabawne.
Jeśli Aeron użył swojej mocy, Vyron stał i patrzył ze szczerym, niemal dziecięcym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Gdy użycie mocy dobiegło końca, z tym samym uśmiechem podziękował Aeronowi i dziarskim krokiem ruszyli ku wyjściu.
Jeśli jednak Aeron odmówił, Vyron podszedł do mężczyzny i gdy tamten mówił włożył mu do ust kawałek kryształu, który natychmiast przekształcił się w kolczastą kulę. Kolce przebiły policzki usta, gardło, ale nie zabiły ofiary. Sprawiły jedynie że ta zamiast się wydzierać zaczęła jęczeć i pokwikiwać.
- Jak już z tobą skończą to znajdź mnie, uwolnię cię od tego knebla – powiedział, a pomyślał Już moja w tym głowa żebyś mnie nie znalazł.
Po czym uśmiechnął się i ruszył do wyjścia.
Chciał opuścić to śmierdzące miejsce i wrócić tu dopiero wtedy gdy przynajmniej część tego syfu zostanie uprzątnięta przez skazanych na powolną śmierć głodową byłych pracowników funkcyjnych byłego burdelu.
Gdy wyszli nabrał pełne płuca powietrza.
- Poczekamy tu na Gawaina i Batul. Wolę zapach pustynnego kurzu niż odór bijący z wnętrza tego budynku. Poza tym za chwilę wyniosą twojego teścia i jego wspólnika, a ty musisz jeszcze wypłacić nagrodę sprzedawczykowi. – mówiąc o sprzedawczyku uśmiechnął się zauważalnie.
Ciekawe jaka będzie jego nagroda? Czy trafi prosto do serca czy też stopniowo odbierze mu dech?
Cóż, bycie kolaborantem w zdobytym przyczółku to ciężki kawałek chleba. No, ale nie był to problem Vyrona.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Kieł Pustyni
Sro 4 Sie - 22:01
To co zobaczyli w burdelu, noszącym dumną nazwę Kieł Pustyni, przechodziło najśmielsze oczekiwania. Ładnie wystrojone sale w których zabawiali się goście były jedynie przykrywką, ładną otoczką dla gnijącej od środka prawdy. Wszystko tu ociekało brudem, chorobą i smrodem. Aeron widział twarze żołnierzy, którzy chociaż bardzo pilnowali mimiki, krzywili się co jakiś czas porządkując korytarze, czy przenosząc ledwo żywych "mieszkańców" tego miejsca.
Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. W swoim pięćsetletnim życiu naoglądał się już cierpienia, widział istoty które straciły nadzieję ale i takie, które kurczowo trzymały się życia, chociaż tak naprawdę już dawno powinny się poddać. Widywał również takich, którzy chociaż żywi, byli jedynie pustymi skorupami, pozbawionymi emocji czy nawet myślenia. Czy odbieranie życia można było w takim wypadku nazwać łaską?
Choć starał się tego po sobie nie pokazywać, był roztrzęsiony. Nie spodziewał się, że w Kle będzie aż tak źle. Oczywiście przygotowując się do wyprawy brał wiele możliwości pod uwagę, jednak wyglądało na to, że jego prognozy były zbyt optymistyczne.
Będzie musiał usiąść i pomyśleć co dalej, bo na ten moment był zbyt rozemocjonowany by myśleć logicznie. Na domiar złego właśnie się zdradził, prosząc Viridiana rozwiązanie sprawy najprościej jak się da, lecz wcale nie w zgodzie z jego naturą.
Czy byłby w stanie ich wszystkich wymordować? Tak. Czy po masakrze zasnąłby w spokoju, wiedząc, że zaczyna z czystą kartą? Nie. Życie nawet najpodlejszej kreatury było nadal życiem, czymś co najcenniejsze a co powinno się odbierać w ostateczności. A w Kle Pustyni nie trzeba było sięgać po ostateczności.
Vyron uderzył z całą mocą i wymierzył tak, by zabolało jak diabli. Vaele spojrzał na niego szeroko otwartymi fioletowymi oczami, bo początkowo nie wierzył w dobór słów.
K-koszary...?
W zielonych oczach zobaczył własne odbicie i nagle zalała go fala wspomnień, których wcale nie chciał w tej chwili wywoływać, a które miały ogromne znaczenie. Będąc młodzikiem, doświadczył przykrości, które ukształtowały jego charakter. Sam nie był lepszy od tych wszystkich zebranych w sali kurew i ich oprawców. Nikt nie jest kryształowy...
Gdzieś uleciała z niego cała pewność siebie, zniknęła też trwoga, wraz z innymi zdradzanymi przez twarz emocjami. Obserwował jak Laraziron bierze na ręce brudną dziewczynkę, podążył za nim gdy ten przeszedł na środek sali. Jak cień, milczący i bierny, bo w obecnej chwili to Viridian stanowił centrum.
Żołnierze prężyli się przed nim gdy wydawał rozkazy. Opadali na kolana, patrzyli z szacunkiem. Jego słowo było świętością.
Tak. Vyron Laraziron był prawdziwym władcą. Takim, za którym podążą miliony.
Takim... za którym podąży i on, Aeron Vaele. Oto Pan i Dowódca, zdolny zawładnąć wszystkimi trzema światami, dzierżąc w dłoni miecz niosący zgubę wrogom, niosąc łaskę tym, którzy na nią zasługują.
Upiorny Arystokrata poczuł się nagle bardzo zmęczony. Wyczerpany swoimi działaniami, intrygami. Znużony staraniami. Bo po cóż zabiegać o władzę, gdy obok stoi ktoś, komu się ona po prostu należy?
Ruchem ręki przywołał swojego oficera i korzystając z chwili w której Kryształowy wydaje rozkazy, przeniósł uwagę na żołnierza.
- Władający telekinezą mają pomóc przy budowie lazaretu. - powiedział ciszej, kierując swoje słowa jedynie do oficera - Medycy mają pomóc przy ofiarach. Przygotować mi spis wszystkich funkcyjnych, z nazwą stanowiska i długością stażu. - dodał patrząc w stronę grupy zwyrodnialców - Wezwać Kaevana do gotowości. Wykonać.
Nie krzyczał, ale mówił na tyle twardo by żołnierz nie miał żadnej wątpliwości, że pozostaje nadal poddanym Vaele. Mężczyzna od razu zabrał się do przekazywania rozkazów, a Aeron mógł wrócić do przysłuchiwania się słowom Viridiana.
- Moje zdanie w tym temacie jest podobne, jednak pozwól, że oceny ich przewinień dokonam dopiero po zapoznaniu się ze spisem. Wtedy też dobiorę odpowiednią... ścieżkę ich dalszego życia. - powiedział spokojnym, zmęczonym tonem. Cóż miał powiedzieć? Nie interesowała go historia pracujących tu skurwysynów, jednak jeśli nowy właściciel miał nie być bestią podobną do poprzedniego, musiał przynajmniej zachować pozory sprawiedliwości. Największe potwory otrzymają najsroższą karę.
Krzyki gości były irytujące, dlatego Upiorny nie zdziwił się kiedy zielonooki warknął na jednego, każąc mu się zamknąć. Nie trudno było przewidzieć, że poproszony nie spełni prośby, dlatego gdy Viridian poprosił o wsparcie białowłosego Aerona, Arystokrata zbliżył się i stanął na przeciw trzymanego przez żołnierzy jegomościa.
Nie odezwał się ani słowem. Wolnym ruchem uniósł dłoń i chwycił tamtego za żuchwę, przytrzymując twarz w miejscu i zmuszając, by tamten patrzył mu w oczy.
Użycie mocy po raz drugi było wyczerpujące, ale Vaele nie mógł się do tego przyznać. Póki moc stanowiła jego broń i była naprawdę potężnym atutem, okazywanie słabości nie wchodzi w grę. Nie przy Vyronie, który kila minut wcześniej udowodnił, że urodził się by władać wszystkimi dookoła.
Minuta wycia, minuta dławienia się własnym krzykiem, i wreszcie nastała cisza. Gość burdelu po prostu zwiotczał i mamrocząc pod nosem bezgłośne słowa, został wyprowadzony sprzed oblicza Arystokratów. Aeron odprowadził go wzrokiem, czekając aż czerń ustąpi zwykłej bieli twardówek. Trwało to zdecydowanie za długo i nie należało do najprzyjemniejszych, co tylko potwierdzało to, że nad mocą trzeba będzie jeszcze popracować.
Wyszedł za Viridianem i gdy tylko znaleźli się na wolnym powietrzu, odetchnął i rozluźnił mięśnie ramion i karku. Okładanie Dachowca zmęczyło go trochę, dostał też parę razy dlatego nie można było powiedzieć, że wyszedł bez szwanku. Ubranie w niektórych miejscach było poszarpane, czuł się też brudny. Przesiąknięty smrodem tego miejsca.
Wysłuchał Vyrona i odczekał chwilę, po czym skrzywił się paskudnie i splunął na piasek, pozbywając się z ust smaku nagromadzonego w burdelu syfu i krwi. Chyba przygryzł sobie policzek w czasie mordobicia, albo język. Nieważne.
- Gładko poszło. - powiedział pozbawionym radości głosem, pozwalając sobie na swobodniejszy ton z racji tego, że byli sami a reszta była zajęta wypełnianiem rozkazów - Dziękuję. - dodał po chwili, wyciągając ku niemu dłoń - Twoja obecność wiele dla mnie znaczy. Chociaż okoliczności raczej nie skłaniają do wybuchów entuzjazmu, to cieszę się, że razem możemy uczestniczyć w tym... syfie.
Przynajmniej nie jestem sam.
Przeniósł wzrok na otaczającą ich z każdej strony pustynię. Gdzieś tam w dali były ich góry, ich pałace. Ich włości, poddani. Ich radości, smutki. Problemy. A na Namalowanej Pustyni napiszą kolejny rozdział ich historii.
- Vyronie... - zaczepił cicho po dłuższej chwili wpatrzony w horyzont Upiorny Arystokrata - Za chwilę załadujemy się na Samum i udamy do swoich domów, bogatsi o kolejne ziemie i doświadczenia. - dodał z delikatnym uśmiechem - Czy masz do kogo wracać?[/b][/color]

Powrót do góry Go down





Batul
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
180
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
165/50
Znaki szczególne :
Wąsy i cętki na ciele
Pod ręką :
nic
Stan zdrowia :
Liczne siniaki i zadrapania na ciele.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t772-batul#9505
BatulNieaktywny
Re: Kieł Pustyni
Pon 9 Sie - 18:16
No tak, Rim wychowana na pustyni, wiedziała, że pewnymi rzeczami nie należy się dzielić. Jedną z takich informacji była jej lokalizacja. Jeśli miała przeżyć, jak najmniej osób powinno o niej wiedzieć. Uśmiechnęła się do siebie, dalej zaciskając palce na pojemniku, jaki dostała.
Mężczyzna naprawdę wyglądał, jakby chciał jej pomóc. Nie szarpał nią jak inni, nie krzyczał. Był wyrozumiały na tyle, na ile dało się w tej sytuacji. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby współpracowała. Żeby wykorzystała jego naiwność do wyrwania się z tego miejsca.
-Mądra dziewczynka… – powiedziała z uśmiechem, bardziej do siebie niż do mężczyzny.
Gdy zaczął ją popędzać, złapała za pierwszy z brzegu sucharek i wcisnęła sobie do ust, jednocześnie usiłując sobie przypomnieć, jaki w ogóle był plan. Trochę głupio było jej ponownie zapytać, ale chyba nie miała wyjścia.
- To… Co mam robić? – spytała, lekko zmieszana. Głupio było przyznać, że go nie słyszała, gdy znajdował się z nią twarzą w twarz. Nie mieli czasu, strażnicy pewnie za niedługo zorientują się, że coś jest nie tak i przyjdą ją szukać, a ona zapomniała, co miała robić. Złapała kolejnego suchara, pochłaniając go łapczywie. Była wygłodniała, a mimo że posiłek nie był zbyt wartościowy, to i tak był o wiele lepszy niż to, co miała w ustach od ostatnich kilku tygodni.
Gdy mężczyzna powtórzył jej plan, odkręciła słoik i powąchała zawartość. Nie pachniała jakoś podejrzanie, więc pomiędzy kolejnymi kęsami, zaczęła zdejmować szmaty, które miała na sobie, kompletnie nie przejmując się obecnością nieznajomego. Rozbieranie się publiczne nie było dla niej niczym niezwykłym, w końcu tym zarabiała na życie. Zaczęła nanosić maść na skórę, już po krótkiej chwili czując, jak zaczyna działać, ściągając i zmniejszając jej rozmiar z nie do końca przyjemnym odczuciem. Zacisnęła jednak zęby, dbając o to, by pokryć maścią każdy centymetr ciała. Nie minęły 3 minuty, gdy osiągnęła podążany rozmiar. Oddała resztę maści mężczyźnie, próbując jednocześnie zgarnąć ostatniego suchara. Mimo wszystko dalej była potwornie głodna.
- Okej, chyba możemy iść dalej – rzuciła, chrupiąc suchara, trzymając go w obu dłoniach, jak chomik. Ogon delikatnie kołysał się na boki z niepokojem. Dopiero teraz dotarło do niej, co zamierzają zrobić.
I już nie mogła się doczekać.

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Kieł Pustyni
Pon 9 Sie - 20:12
Lata obcowania z ofiarami, swoimi lub czyimiś, zaowocowały. Wyglądało na to, że postanowiła mu zaufać, a przynajmniej zagrać skorą do współpracy. Nadal jednak miał przed sobą najprawdziwszego Dachowca. Rzadko polegał na stereotypach i właśnie wtedy przejechał się na ogoniastych. Po tym jak Raucyta i jej grupa obdartusów zrobiła go na szaro z trudem przychodziło mu ignorowanie skojarzeń. Zachłanni kombinatorzy, oszuści, zdrajcy. Dachowce tworzyły luźny kolektyw mniej lub bardziej zwichrowanych indywiduów i nie polegały na lojalności czy wdzięczności. Przeważnie. Mimo to uśmiechnął się, widząc jak Batul bierze suchar, choć wolałby opcję z maścią. Koty trudno było utrzymać we wszelkiego rodzaju pojemnikach.
- Wiem, że to niezbyt wygodne i może trochę straszne, ale będziesz podróżować w mojej torbie. Stąd maść. - spokojnie powtórzył, nie dając po sobie poznać, że to naprędce sklecony plan. Nie był jednak głupi. Mniejszy rozmiar oznaczał mniejsze zagrożenie, a nie wątpił, że Batul może chcieć uderzyć w chwili nieuwagi i spróbować ucieczki. Za to mniejsze łatwiej się chowa, dlatego obiecał sobie, że torbę zapnie najciaśniej jak tylko się da. Choćby ze względu na niezbyt przyjemny zapach, nawet jeśli nie była to jej wina. Mało kto jednak myślał o nieprzytomnych. Nie można napoić ich eliksirem, ale wysmarować w rękawiczkach już tak. A potem wynieść maluczkich, ot tak.
- Jeśli się zmniejszysz, wyczaruję ci ubranie, potem zakryję bolerkiem, tak jak zrobiłem ze strażnikami. Wypuszczę cię, gdy tylko będzie bezpiecznie, a potem damy się znaleźć Rim. To może potrwać, ale nie możemy pozwolić sobie na błędy - wytłumaczył, jakby faktycznie mieli jechać parę dni, ukrywać się i dawać nieznajomym parom oczu tajemne sygnały. Tak po prawdzie, nie wykluczał tej, małej bo małej, możliwości. Batul była kartą przetargową, którą Kryształowy Książę mógł chcieć w jakiś sposób wykorzystać przeciwko rozemocjonowanemu Aeronowi.
O dziwo, pomimo pochłoniętych sucharów, Batul i tak sięgnęła po maść. Nie żeby jej żałował, po prostu był to z jej strony dość niespodziewany ruch. Nie gapił się na nią w trakcie uporczywego smarowania się. Zresztą nie było na co, bo kobieta nikła w oczach, taka była chuda i dodatkowo szybko zmalała. Resztka pozostawionej maści nie starczyłaby dla dziecka. I dobrze, bo inaczej nie weszłaby do torby. Mierzyła teraz niecały łokieć, a suchar skutecznie zasłaniał jej intymność.
Słysząc cienki głosik, mimowolnie się uśmiechnął i pokiwał głową. Siłą rzeczy Batul przypominała teraz wiewiórkę.
- Jak najbardziej, ale nie nago - Wygrzebał z torby Wstęgę i wyczarował prostą acz schludną tunikę, którą bezzwłocznie wręczył Batul. Poczekał aż ponownie się ubierze, po czym poprzestawiał parę rzeczy w torbie i przykucnął, by mogła do niej wejść. Podarte i umorusane szmaty wrzucił pod łóżko. Na statku coś dla niej znajdą.
- Teraz znów będzie przez chwilę cicho. Nie chcę ich obudzić. - Spojrzał na małą Batul skuloną między szpargałami, po czym wyciszył ich oddechy i bicia serc, jakby znaleźli się w próżni. Uchylił drzwi i ściągnął z uśpionych strażników Bolerko Niewidko. Nakrył nim Batul, przyłożył palec do ust, nakazując milczenie i zapiął sprzączki torby. Ciasno. Bardzo ciasno, ale świeże powietrze będzie miała. Doszedł do końca korytarza i przystanął przy ścianie. Jak spod wody dochodziły do niego gniewne okrzyki. Nie obudziły strażników, więc nie martwił się, że zostanie zaskoczony. Opuścił barierę i usłyszał coś, czego zupełnie się nie spodziewał. A potem zobaczył i mocniej docisnął klapę torby, bo w powstałym harmidrze Batul naprawdę mogłaby dać dyla.
Żołnierze prowadzili oniemiałe ofiary niemoralnego procederu lub wytargiwali szarpiących i wykłócających się klientów. Poszedł więc za nimi. Na zewnątrz, z dala od brudu, smrodu i cierpienia, gdzie słońce zaatakowało go ze zdwojoną siłą. Cień zaklął cicho i gdy tylko odzyskał ostrość wzroku ocenił sytuację. A potem zaklął ponownie. Do diaska, co jest?! Przecież mieli przeprowadzić cichą, dyskretną akcję! Łaska i gniew jaśniepanów, jeśli go pamięć nie myliła, miała spaść na tę lepiankę po, a nie przed wyciągnięciem Batul! Tymczasem Kieł Pustyni został całkowicie spacyfikowany, Upiorni wydawali polecenia, żołnierze w swych wypucowanych zbrojach biegali w ferworze z opatrunkami i jedzeniem. Jeden tytuł, jeden rozkaz i naprawdę będzie musiał ścigać Batul przez gorące piaski Namalowanej Pustyni. Ruszył ku książętom i przystanął, gdy go zauważyli, o co nie było trudno. Odziany w czernie i szarości odcinał się ostro na tle sięgającego horyzontu beżu.
Im również gestem zalecił ciszę i odradził zbliżanie się, po czym delikatnie uniósł torbę, a w końcu ruchem głowy wskazał na Samum. Im szybciej znajdzie się na statku tym lepiej. By uspokoić odmienionego przez Czarodziejską Różdżkę Aerona uniósł obie dłonie i powoli zbliżył je do siebie, starając się przekazać fakt pomniejszenia Kotki. Jeśli kalambury Keera na coś się zdały, spotkają się na pokładzie. W przeciwnym wypadku czekają go zawiłe tłumaczenia i próby utrzymania rozszalałej Batul w środku.


Kieł Pustyni - Page 2 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Kieł Pustyni
Sro 11 Sie - 20:14
Nawet nie przypuszczał, że wyjście z budynku na skwarne powietrze aż tak poprawi mu humor i samopoczucie. Jak ktokolwiek mógł z własnej woli wytrzymać dłużej niż pięć minut w tym siedlisku brudu i smrodu. I jeszcze ci wszyscy Cherethi i Felethi. Brudni, śmierdzący, niemal pozbawieni woli i rozumu. Jak można było czerpać przyjemność z fizycznego obcowania z czymś takim?
Splunął na piach by pozbyć się niesmaku, który pojawił się w ustach.
Popatrzył na Bekarta po czym uścisnął wyciągniętą dłoń i pokiwał głową. Tak, to była prawda. Uczestniczyli w syfie. Ba! Mało tego! Tkwili w syfie po uszy, ale to się miało niedługo zmienić.
Odeszli kawałek na bok i przystanęli przy skrzyniach
- Przepraszam, ale co tu tak kurwa śmierdzi? – powiedział, z niesmakiem rozglądając się wkoło, a nie znalazłszy w stosownym zasięgu nic co mogłoby rozsiewać niemiłą woń, pochylił głowę i wziął głęboki wdech przez nos - Wychodzi na to …. że to ja… Noż kurwa ich mać, jak ten burdel mógł mieć jakichkolwiek gości? Co oni, gromadnie powonienie stracili, czy ki chuj?. – niesmak wykrzywił mu twarz a chwile po nim na pustynny piasek poleciała plwocina.
Wstał, przywołał do siebie jednego z gońców, który nagle zniknął, po czym kilka chwil później równie nagle się pojawił, trzymając w rękach sort mundurowy jaki nosili szeregowi strzelcy konni, skórzany bukłak i niewiele większą od orzecha włoskiego białą, niekształtną bryłkę jakiejś substancji.
Viridian kiwnął mu głową dziękując, po czym odebrał mundur, grudkę i bukłak. Rozejrzał się w około ewidentnie czegoś szukając. O tym, że znalazł co chciał, świadczył delikatny uśmiech. Podszedł i położył sort na jednaj z kilku skrzyń stojących nieopodal, po czym, nie kryjąc się zanadto przed wzrokiem innych, zaczął zdejmować z siebie dotychczasowy ubiór i ozdoby. Mimo tego, że byli z Aeronem równego wzrostu, Bękart górował nad nim masą i budową ciała. Ważąc prawdopodobnie w okolicach 8 kamieni (103 kg) był przeciwnikiem, z którym należało się liczyć, a jego głównym atutem w walce była siła i wytrzymałość. Vyron, ważąc niecałe 6 kamieni (77 kg), choć ciało miał wyrzeźbione niczym młody bóg, był fizycznie słabszy. Niedostatek ten nadrabiał za to szybkością i sprawnością fizyczna.
Gdy tak się rozbierał, dało się dostrzec na jego ciele historię ponad pięćsetletniego życia. Różnorakie blizny po cięciach, postrzałach i oparzelinach pokrywały znaczną część jego torsu, ramion i nóg, ale widać było, że się ich nie wstydzi. Nie był typem arystokraty, który rządzi z pałacu i kryje się za plecami swoich poddanych. Vyron należał do tych, którzy prowadzili, przewodzili i motywowali, a od swoich podkomendnych i poddanych wymagał dokładnie tyle samo, ile wymagał od samego siebie. W końcu skoro on dawał z siebie wszystko, czemu inni by nie mieli?
Gdy był już nagi, zwilżył ciało wodą z bukłaka, po czym zaczął nacierać je ową niekształtną bryłką, która zaczęła się lekko pienić wydzielając jednocześnie dość przyjemny korzenny zapach. Gdy natarł nią całe ciało, odczekał chwilę, po czym spłukał wodą wlewaną najpierw do dłoni a następnie przenoszoną na ciało. Po niewielkiej ilości płynu, którego do tego używał, należało sądzić, że takie mycie było dla niego czymś równie naturalnym jak zakładanie butów czy dopinanie końskiej uprzęży, czyli niemal codziennością.
Gdy skończył się myć, wytarł się kawałkiem płótna po czym przywdział mundur strzelca. Za pas włożył sobie rewolwer, przypasał pałasz i sakiewkę z pyłem. Tę z kosztownościami i ozdobami włożył za pazuchę. Poprzednie ubrania złożył razem w estetyczny pakunek obwiązany i zabezpieczony noszonym wcześniej pasem po czym wrócił do Aerona pociągając łyk wody z bukłaka, z którego wcześniej się polewał.
- Musiałem się umyć i tobie rdzę to samo. – powiedział patrząc na istoty stojące w kolejce do lazaretu i te wychodzące z budynku - Nie chcesz chyba złapać czegoś, z czego musiałbyś się gęsto tłumaczyć przed swoją przyszłą żoną, prawda?
Powiedział podskakując i siadając na jednym ze stosów skrzynek.
Słysząc słowa Aerona odruchowo odwrócił głowę w stronę Himmelhofu. Mimo tego co zakotłowało się w jego głowie, twarz pozostawała be wyrazu. Może to i dobrze? Po co ktokolwiek miałby wiedzieć.
Czy miał do kogo wracać?
Miał.
Czekała na niego w wielkiej, położonej głęboko pod zamkiem geodzie pełnej różnobarwnych kryształów, rozświetlanej teraz jedynie maleńkim płomieniem wiecznej lampki. Jedyna istota we wszystkich tych światach, którą szczerze kochał. Ta, którą wielbił do szaleństwa, a bez głosu, śmiechu i zapachu której, wszystko stało się szare, nijakie i puste.
Tak, miał do kogo wracać.
Stała tam zimna, nieruchoma i milcząca, trzymając w swoich delikatnych dłoniach różę, która od ponad trzydziestu lat nie zwiędła. Miała zamknięte oczy i kryształowym noskiem wdychała nieistniejący zapach kryształowego kwiatu. Po jej pozbawionym skazy obliczu błądził delikatny, rozmarzony uśmiech. Włosy czesał jej niewidoczny wiatr wiejący z prawej strony, który nigdy w jaskini nie wiał. Ten sam nieistniejący wiatr marszczył materiał zwiewnej, letniej sukienki.
Tak, była tam i czekała na niego.
Miłość jego życia i matka jego córki, której nigdy nie dane było przytulić.
Czekała na kolejną porcję opowieści o świecie oświetlanym promieniami słońca, o poszumie płynącej wody, szeleście opadłych liści i wietrze rozwiewającym włosy. Czekała na kolejne łzy smutku, dławiący szloch i wściekłość na własną bezradność, na wszystkie żywe istoty i niedającą się naprawić ani wynagrodzić stratę. Tak bardzo chciałby ją odzyskać. Choćby na jedną, krótką chwilę, na te kilka uderzeń serca, aby mógł się pożegnać i powiedzieć jej jeszcze raz jak bardzo ją kocha i że jest jego całym światem oraz, że ją pomści.
Tak, miał do kogo wracać.
W Himmelhofie czekała na niego zemsta. Wiecznie żywa i gorąca jak płomienie tysiąca piekieł.
Popatrzył na Aerona, ale nie zamierzał się uzewnętrzniać. Nawet Bękart nie mógł wiedzieć, że on, Vyron Laraziron ma jakąkolwiek słabość. Nit nie mógł wiedzieć, że stracił miłość swojego życia razem z córką, której nigdy nie poznał.
- A jesteś pewny, że masz DOKĄD wracać? Wiesz, „Samum” jest tutaj, ale „Bajkał” ... – mówiąc to uśmiechnął się złośliwie kończąc jednocześnie rozmowę na temat powrotu.
W tej chwili podszedł do nich jeden z żołnierzy Vyrona, który widząc Aerona w towarzystwie strzelca, zwrócił się do Arystokraty
- Proszę o wybaczenie Panie, ale przybywam z zapytaniem...
- O co chodzi Gaav? – zapytał Vyron zaciekawiony, z czym przybywa żołnierz, który śmie przerwać rozmowę Szlachetnie Urodzonych.
Wydawać by się mogło, że żołnierzowi albo stanie serce, albo szczeka wypadnie z zawiasów. Chwilowy zwis ryja przerywany krótkimi seriami złożonymi wyłącznie z głoski „y” o różnej artykulacji i długości, był dopełnieniem niecodziennego stroju Vyrona. Prawdziwym kwiatkiem w butonierce.
- Widzisz Aeron, prawdą jest, że jak to ujął poeta, „twarz zmienia się przy szaty zmianie.” – powiedział uśmiechając się - No dobra, dość tego „y-ania”, co się stało?
- Panie, znaleźliśmy w klatce … eee … coś dziwnego
- Coś dziwnego, czyli co?
- Nie wiem Najjaśniejszy Panie! Skórę dziwadło ma czarną jakby się w sadzy wytarzało, na łbie rogi jak u kozła, na łapach pazury jak u ekskluzywnej ladacznicy tyle, że czarne no i ma zeza.
- Pokaż mi to dziwactwo – powiedział Vyron z pewnym wahaniem, bo sam nie wiedział czy chce oglądać owego stwora, czy też lepiej nie.
Zeskoczył ze swojego siedziska i ruszył za żołnierzem na tyły burdelu. Jeszcze nim się zbliżyli do jego uszu doszła kłótnia dwóch medyków-lunatyków. Czasem zastanawiał się, czemu Bera wybrała akurat ich, ale nauczył się na niej polegać na tyle, by nie zadawać durnych pytań.
- Mówię ci, że to MURZYN!
- Żaden murzyn tylko SATYR lub FAUN!
- Widziałeś kiedyś czarnego fauna, ty kurwo bez szkoły?!
- A widziałeś kiedyś murzyna z rogami i kopytami, ty zjebany ryju?!
Gdy Viridian końcu dotarł na miejsce, ujrzał, że dwaj bracia medycy-lunatycy stali obłożeni książkami niczym murami mikro warowni, co i raz przywołując kolejne woluminy i pokazując je sobie umacniali lub obalali wzajemnie swoje argumenty.
- Co tu się do cholery dzieje?! – zawołał Vyron przekrzykując kłócących się i podchodząc do klatki z czarnym jak noc, zezowatym nieszczęśnikiem.
- Panie! Otóż znaleźliśmy w klatce takiego MURZYŃSKIEGO SATYRA- powiedział pierwszy z braci
- Albo jak kto woli SATYRA MURZYNA – uzupełnił drugi
Słysząc ich słowa stwór zasyczał ostrzegawczo i wściekle potrząsnął klatką. Viridian ukucnął i popatrzył na niego przez chwilę. Zieleń jego oczu spotkała się z intensywną żółcią ślepi stwora.
- Nie obchodzi mnie czym właściwie jesteś. Możesz sobie być tym całym „mutyrem” czy tam „samurem”, ale jeśli jesteś rozumny, radzę ci się uspokoić i odpowiadać na pytania.
Czarny stwór popatrzył na niego z płonączą w oczach nienawiścią
- Kiwnij łbem na „tak” a pokręć na „nie”, rozumiesz? – powiedział, następnie dla pewności powtórzył to w pradawnym języku Upiornych.
Najpierw była chwila spokoju, po czym nastąpiło kiwnięcie.
- No proszę, jesteś rozumny. Chcesz pić i jeść?
Kiwnięcie głową i to powtórzone wielokrotnie
Wyciągnął rękę do jednego z żołnierzy, który natychmiast oddał mu swój bukłak z wodą i torbę z prowiantem.
Stwór rzucił się na jedzenie i picie jakby głodzono go od wielu dni.
- Jesteś stąd, z pustyni?
Stwór pokręcił rogatym łbem.
- Tyle mi wystarczy. Ładować go na „Samum” – leci z nami, a ty żołnierzu idź do kwatermistrza i powiedz by wydał ci nowy przydział. Gdyby miał coś przeciwko niech przyjdzie do mnie będę w pobliżu lazaretu. – powiedział wstając po czym ewidentnie coś sobie przypomniał i ponownie ukucnął przy klatce - Słuchaj mnie uważnie. Jeśli zranisz kogoś z moich podwładnych to osobiście cię zamęczę. Uwierz mi, zdechniesz w takich cierpieniach, o jakich ci się nie śniło. Zatem dobrze ci radzę, nie bądź skurwysynem.
Wstał i ruszył z powrotem do Aerona.
Wrócił do Bękarta ledwie chwilę przed pojawieniem się Cienia, który natychmiast zaczął im coś pokazywać. Nie był to język symboli stosowany w wojsku ani w trakcie działań operacyjnych, zatem Vyron miał pewne problemy ze zrozumieniem o co właściwie chodzi.
Uniesiona torba.
Ruch głowy ku górze.
Dwie ręce w górze zbliżające się do siebie.
Już wiedział!
Jakież to było proste!
Gawain przekazywał bezgłośnie (pewnie by nie wywołać paniki), że truchło Batul ma w torbie, biedaczka odeszła w zaświaty, zatem módlmy się za nią, albo jak kto woli, Bogu niech będą dzięki.
- Widzisz?! No i, że tak powiem, problem się rozwiązał! – powiedział Viridian ewidentnie zadowolony z efektu pracy Gawaina. Od razu wiadomo, że profesjonalista! Zabrał ciało by mieć dowód, że ją odnalazł, ale nie zdołał ocalić bo przybyli zbyt późno.
Vyron obiecał sobie, że jeśli Aeron poskąpi mu grosza, to on osobiście się dołoży. Koniec końców, profesjonalista w dzisiejszych czasach to prawdziwy skarb.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Kieł Pustyni
Czw 12 Sie - 1:30
Chociaż można było powiedzieć, że najgorsze mieli już za sobą, Aeron wiedział, że to dopiero początek problemów z Kłem Pustyni. Miejsce obrosło legendą za sprawą burdelu, do którego mimo brudu, smrodu i chorób przyjeżdżali przedstawiciele przeróżnych ras. Upiorny Arystokrata nie potrafił zrozumieć fenomenu Kła, bo chociaż sam sens istnienia domu publicznego pojmował, tak nie mieściło mu się w głowie obcowanie ze stworzeniami zagłodzonymi i doprowadzonymi na skraj życia. Jeszcze przez jakiś czas obserwował maszerujących po przedpolu żołnierzy i prowadzonych przez nich byłych pracowników. Lazaret będzie jedynie pierwszym przystankiem. Wszyscy tu przetrzymywani potrzebowali rozłożonej w czasie opieki medyka, jeśli nie od ciała, to od umysłu.
Viridian uścisnął mu dłoń w milczeniu i było to sygnałem, że zgadza się co do słów młodego Vaele. Może dziś jeszcze nie myśleli o tym ile pracy ich czeka, lecz jutro trzeba będzie zakasać rękawy. Nowe ziemie oznaczały nowe możliwości, ale i nowe obowiązki.
Kto by pomyślał, że przejmowanie włości będzie takie proste, prawda? Ot, dwóch rogaczy wpadło, wydarło mordę, pobiło poprzednich właścicieli i cała okolica należała teraz do nich. Pestka!
Prawdą było jednak to, że mieli po prostu szczęście. Zaskoczyli burdellordów swoją pewnością siebie i wykorzystali ich odrętwienie, aby przedstawić swoje racje. Aeron nie dopuściłby do takiego scenariusza, gdyby wcześniej odpowiednio się do niego nie przygotował, bo chociaż akcja wyglądała na zupełnie nieprzemyślaną, szpiedzy Upiornego od wielu tygodni badali grunt i właścicieli Kła Pustyni. Arystokrata wiedział więc, że ojciec Rim nie ma żadnej rodziny, oprócz niej samej. Ostatni męski przedstawiciel rodu został zaszlachtowany przez ostatniego męskiego przedstawiciela innego rodu, czyż to nie ironia losu? Nie, bo ojciec Rim jeszcze żył. I w zasadzie nikt nie powiedział, że straci życie. Jego dalszy los zależał tylko i wyłącznie od humoru Larazirona.
Wuj był większym skurwysynem, dlatego też Aeron zajmie się nim osobiście. W czasie drogi powrotnej będzie mógł przemyśleć czym wynagrodzi mu za te wszystkie lata okrucieństwa wobec nie tylko Upiornej, ale i znalezionych w Kle istot.
Z zamyślenia wyrwał go komentarz Viridiana. Białowłosy mężczyzna spojrzał na kompana i uniósł lekko jedną brew a gdy Vyron kontynuował swoje dochodzenie w sprawie smrodu i ostatecznie rozwiązał zagadkę, Vaele cicho parsknął. Kryształowy jak zawsze nieprzewidywalny. Okazuje się bowiem, że ma coś takiego jak dystans do siebie i nie boi się przyznać, że śmierdzi.
Aeron również nie pachniał kwiatami. Pot i krew tworzyły mieszankę wybuchową, ale rogaty przyzwyczaił się już do tego, że zawsze po mordobiciu będzie śmierdział, niezależnie od tego co wcześniej jadł lub jakimi perfumami się spryskał. Przemoc nigdy nie pachniała kwiatami.
Obserwował w milczeniu Viridiana oraz gońca, który przyniósł mu nowe, czyste ubranie i wodę. Istniały szybsze i łatwiejsze sposoby na pozbycie się smrodu lub szybkie umycie ciała, ale najwidoczniej Laraziron lubił tradycyjne metody, wykorzystując przy tym bukłak i kostkę myjącą. Proste, skutecznie ale dość staroświeckie.
Przyglądanie się nagiemu Vyronowi nie należało do ulubionych czynności Arystokraty, chociaż trzeba było przyznać, że ciało miał niczego sobie. Może gdyby nie okoliczności i sam charakter właściciela smukłego, umięśnionego ciała, Vaele zastanowiłby się nad zaproponowaniem małego tête-à-tête. Nie miał problemu ze spędzaniem czasu z mężczyznami, bo chociaż sam określał się jako wielbiciel płci pięknej, w życiu próbowało się wielu rzeczy.
Sam również przywołał żołnierza, któremu polecił zawołanie kogoś, kto posiada odpowiednią moc. Marnowanie wody z bukłaków nie było według niego dobrym posunięciem, dlatego zdecydował się skorzystać z usług osoby kontrolującej wodę. Potrafili wyciągnąć wodę nawet z kamienia, zatem nie musiał się martwić o źródło mocy.
Również i on otrzymał nowy zestaw ubrań, na który składały się brązowe, proste spodnie, buty z wysoką cholewą i lniana koszula. Nic zdobnego, bowiem nie było już potrzeby imponować wyglądem. I tak wyglądał inaczej, przez białe włosy i śniadą cerę.
Jego ciało znacząco różniło się od Viridianowego już samym rozmiarem, a dokładniej szerokością ramion. Przez całe dzieciństwo wszyscy powtarzali mu, że przez szerokie bary nie nadaje się na szermierza, bo łatwo będzie go trafić. Przez aparycję szafy faktycznie miewał problemy z wykonaniem uniku na czas, lecz jeśli już udało mu się przyprzeć przeciwnika do muru, nadrabiał braki w mobilności siłą i wytrzymałością.
Zdjął brudne ubrania i pozwolił się szybko obejrzeć. Kilka nowych zadrapań nie stanowiło problemu, przybyły na miejsce medyk władający mocą wody przetarł zranione miejsca jakimś specyfikiem i było po sprawie. Następnie zebrał trochę wody (zapewne z ziemi, bowiem przezroczysta kula mokrej substancji wyciekła z podłoża) i chlusnął nią na swojego pana, mocząc całe jego szerokie ciało.
Krople wody spływały po ramionach i plecach, dziś o ciemniejszej karnacji, sunęły między wzorami skomplikowanego tatuażu, wijącego się ciernistymi pnączami po skórze Upiornego Arystokraty. Malunek był na swój sposób piękny, ale i surowy. Gałązki przeplatały się ze sobą by na plecach mężczyzny opleść kwiat, będący niegdyś dumnie wyglądającą różą. Dlaczego niegdyś? Po wydarzeniach całkiem nieodległych i operacji przeprowadzonej w Klinice, róża zmieniła swój kształt. Roślina wyglądała teraz tak, jakby cierniste sploty tworzyły jej klatkę, zamykając ją już na zawsze w więzieniu stworzonym z jej własnego ciała. Bo przecież każda róża miała ciernie.
Nie marnował czasu. Umył się za pomocą przyniesionej przez medyka szmatki i buteleczki z pachnidłem. Po wszystkim poprosił o oblanie wodą, wytarł się a gdy był już w miarę suchy, ubrał na siebie świeże ciuchy. Pomocnika w toalecie odesłał, dziękując za udzielenie mu mocy.
Przez dłuższy czas obserwował Viridiana, zastanawiając się co też dzieje się w jego głowie. Zielonooki zdawał się nad czymś myśleć, lecz jego twarz pozostawała nieodgadniona, dlatego też ciężko było powiedzieć, czy Laraziorn faktycznie ma do kogo wracać, czy nie. Rim co prawda opowiedziała mu o pani Admirał (swoją drogą, cholernie niebezpiecznej, skrzywdzonej istocie) fantastycznie sprzedając przy okazji informacje o samym Vyronie, lecz wszystko to nie było takie jasne, jakie mogło się początkowo wydawać. W zasadzie romans Larazirona i jego pracownicy byłby scenariuszem całkiem uroczym (i oczywiście plotkogennym!) ale póki co Vaele wiedział tylko tyle, co powiedziała mu jego przyszła żona, a ta powiedziała mu tylko tyle, że pani Admirał jest zauroczona Kryształowym Księciem.
Na pytanie Vyrona uśmiechnął się słodko. O tak, wrócił złośliwy dupek. Przekomarzanki były stałym elementem ich relacji i Aeron zaczynał się powoli niepokoić, gdzie podział się jego najlepszy wróg.
- Tak, jestem pewien. - powiedział z uśmiechem - Moje oczy pozostają szeroko otwarte, przyjacielu, i mają naprawdę spore pole widzenia. - dodał spokojnie - Z resztą... Jak stracę zamek to wybuduję kolejny. Stać mnie. Sam przecież zadbałeś, żebym nie musiał się martwić zawartością skarbca.
I była to prawda. Spływające z Kimmelhofu zamówienia na drewno były naprawdę duże i częste, co zapewniało młodemu Vaele ciągłość w biznesie. Wykonywał zlecenie z sumiennością, inkasując za towar niemałe sumy. Nie zdzierał z sąsiada, ale i nie można było powiedzieć, żeby oddawał drewno za darmo.
Jego imię w ustach Viridiana brzmiało obco. Stalowy przyzwyczaił się do tego, że był nazywany po nazwisku lub przezwisku, w tym przypadku po statusie urodzenia, dlatego też za każdym razem gdy Vyron zwracał się do niego po imieniu, Upiorny Arystokrata czuł dreszcz. Nie było mowy o uzyskaniu szacunku od zielonookiego, bo ten nie szanował nikogo z wyjątkiem siebie samego, dlatego należało przyjąć, że to tylko pozory. Po prostu nie wypadało, żeby książę zwracał się do swojego koregenta jak do gorszego, bo jak by to o nim świadczyło?
Na czas gdy Laraziron załatwiał swoje sprawy, Aeron załatwił swoje. Porozmawiał chwilę z oficerami i poznał ogólną sytuację ofiar wyniesionych bądź wyprowadzonych z Kła, oraz otrzymał już pierwszy arkusz nazwisk pracowników, tych bardziej skorych do rozmowy i ewentualnego układania się.
Gdy znowu znalazł się w towarzystwie zielonookiego, skinął mu jedynie głową, chowając zwój za pazuchę. Mógłby od razu pokazać mu co dostał, ale zauważył zbliżającego się ku nim Gawaina Keera. Zmarszczył brwi i w napięciu oczekiwał na to co powie Cień.
Kalambury nie były trudne do rozszyfrowania, ale nie podobało mu się to, że Batul została schowana do torby. Sam nie wiedział czemu. Tłumaczył to sobie na szybko tym, że przecież inaczej nie mogłaby być bezpiecznie przetransportowana na statek. Zakładał, że Kotka będzie panikować, ale przecież mówił, że w razie czego należy ją ogłuszyć. Widać Gawain nie potrzebował takiego rozwiązania, lecz sygnał, że mają pozostać cicho był zastanawiający.
Spojrzał w stronę Samum i kiwnął głową na znak, że zrozumiał przekaz. Viridian wyglądał na zachwyconego takim obrotem wydarzeń.
- Rozwiązał się. - przytaknął cicho Vaele, bez cienia wesołości. Ku nim zbliżał się bowiem jeszcze ktoś, w towarzystwie dwóch żołnierzy Upiornego Arystokraty.
Wtyczka. Szpicel. Sprzedawczyk, albo jak kto woli kolaboracjonista. Szedł ku nim z szerokim uśmiechem, pozdrowił Keera skinieniem głowy i gdy stanął naprzeciw szlachciców, padł na kolana.
- Panie mój... - powiedział cicho. Żołnierze stanęli za nim w odległości i szybko wytłumaczyli stojącym rogaczom z kim mają do czynienia. A że sprawa dotyczyła Aerona i jego rozliczenia się z zaprzedańcem, postanowił od razu zabrać się za to co konieczne.
- Zauważyłem twoją pomoc i jestem ci wdzięczny. - powiedział z powagą Upiorny, zerkając na tamtego z góry - Słyszałem też o cenie jaką wyznaczyłeś, lecz chciałbym usłyszeć ją jeszcze raz, z twoich ust. Przemyśl jednak dokładnie to, o co poprosisz.
Na chwilę zapadła cisza. Sprzedawczyk uniósł lekko głowę i uśmiechnął się, zerkając na Arystokratów z szacunkiem, lub nawet... uwielbieniem. Przez kilka minut milczał, układając w głowie to, co chciałby powiedzieć.
- Miłościwi, Najjaśniejsi Książęta, Panowie Potężni! - zaczął, co w ocenie Aerona było grubą przesadą i niepotrzebnym teatrem - Stalowy Książę, Panie mój, nie proszę o wiele, jedynie o to, bym mógł służyć ci w szeregach twego wojska, nieść sztandar ciernistej róży i sławić twe imię! Chciałbym...
Naraz stało się dużo i niewiele jednocześnie. Charakterystyczny strzał rozbrzmiał tuż przy stojących Upiornych a przed nosem klęczącego mężczyzny zmaterializował się zamaskowany, skulony blondyn. Zaskoczony szpicel wywrócił się w tył, lądując zadem na rozgrzanym piasku, na co istota, które właśnie się przed niego teleportowała doskoczyła do niego i pięknym, płynnym ruchem rozpłatała mu gardło.
Vaele krzyknął, na co żołnierze rzucili się na blondyna i szarpiąc się z nim odciągnęli go od rannego. Wszystko działo się tak szybko... Upiorny dopadł dławiącego się krwią sprzedawczyka i złapał go w ramiona, próbując jednocześnie zatamować buchającą z szyi fontannę.
- Ks-Książę... - wydusił szpicel, zerkając szeroko otwartymi oczami na Upiornego - Chciałem... Służyć ci... Nie rozumiem...
- Zabrać skurwysyna! Za bezpodstawny atak na mojego żołnierza pójdzie pod sąd! Czeka go śmierć! - wrzasnął Arystokrata do swoich, którzy zaczęli odciągać zamachowca, szarpiąc go za ubranie i włosy.
- T-twojego...? - zapytał ranny, uśmiechając się blado. Tracił ogromną ilość krwi.
- Nic już nie mów, zabierzemy cię do Dunkelheit. Tam zostaniesz opatrzony, zaopiekujemy się tobą a potem dostaniesz przydział i...
- Nie, mój panie. - mężczyzna zakaszlał, opluwając koszulę Aerona krwią i śliną - Ja umieram...
- Nie! Jeszcze nie! - krzyknął Arystokrata - Medyka! Szybko!
- Dziękuję wam, miłościwi książęta, że wyciągnęliście mnie z tego bagna. Że daliście nadzieję... Dziękuję.
Zamknął oczy. Aeron krzycząc szaleńczo potrząsnął nim parę razy, nie mogąc uwierzyć, że tamten naprawdę umarł. Ciało stało się jednak nieruchome, krew przestała wyciekać. To koniec.
Jeszcze przez chwilę szlochał nad umarłym. Czas na chwilę zatrzymał się, upamiętniając tę chwilę ciszą.
- Dobra, wystarczy tego teatru. - powiedział wreszcie Upiorny, zrzucając z siebie ciało sprzedawczyka. Żołnierze puścili blondyna, na co tamten wygładził ubranie.
- Ale za włosy to nie musieliście mnie szarpać...
- Cisza. - rzucił twardo Vaele, podnosząc się na równe nogi - Zabrać ciało, pochować gdzieś z dala od lazaretów i samego Kła Pustyni. Może być w piachu, jest mi wszystko jedno. - dodał, krzywiąc się z niesmakiem - Kaevan, przynieś mi mokre płótno i świeżą koszulę. Nie przewidziałem, że będzie tak sikał.
Żołnierze poszli w swoją stronę, blondyn również. Ciało zaciągnięto z dala od Upiornych. Aeron przeciągnął się i podparł pod boki, obserwując martwego sprzedawczyka.
- Nienawidzę zdrajców. - mruknął i splunął w piach - Ruszamy?

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Kieł Pustyni
Pią 13 Sie - 13:07
Aeron zatwierdził jego wejście na Samum, a Vyron z niewiadomego powodu wyglądał na zadowolonego jak wszyscy diabli i tylko oni wiedzieli dlaczego. Upiorni wymienili jakieś spostrzeżenie, ale Cierń się nie uśmiechał. Keer szybko poznał powód jego marsowej miny. Dwóch żołnierzy prowadziło ich kontakt, który przyjaźnie skinął mu głową. Gawain przystanął, ale nie odpowiedział. Naciągnął tylko maskę i odprowadził go wzrokiem swoich dziwnych oczu, ciekaw jakąż to nagrodę przyjdzie mu dostać. Szepnął do Batul w torbie, żeby nie martwiła się bezruchem. I tak musiał poczekać, aż Samum obniży dla nich swoje progi.
Obsypią go złotem? Dadzą mundur? Z każdą przemijającą na zastanawianiu i płaszczeniu się chwilą coraz bardziej w to wątpił. Dlaczego? Przez Aerona, który zamiast zadawać pytania odnośnie akcji przeszedł do koncertu życzeń.
Wtedy powietrze rozdarł tak dobrze mu znany i do cna znienawidzony trzask.
Widok Kaevana skręcił i tak puste kiszki Cienia. Mimowolnie spiął się i zapomniał oddychać. Błysnęło ostrze, bryzgnęła jucha. Krzyki, szlochy i szamotanina budziły zainteresowanie i popłoch zgromadzonych. Sam stał jak wryty, gdy Vaele krzyczał i groził, potem nawet wzywał medyka i płakał, lecz nie było jak chłopa ratować. Spragnione piaski pustyni zachłannie przyjęły jego krew i ducha. Padło tyle słów, że dopiero cisza pozwoliła Gawainowi je przetrawić. Oburzenie Keavana, późniejszą obojętność Aerona. Przez cały cholerny dzień miał ochotę uciekać lub rzucić się na Vi Rimma. Gdy zbrojni go trzymali aż prosił się o pięść w swej pięknej buźce. Teraz Cień stał i patrzył na niego z nowo odkrytym spokojem. To właśnie jemu skinął głową, po czym odszedł w stronę Samum pod drodze zbierając wodę, prowiant i czyste ubranie dla Batul.
Po tym przedstawieniu w końcu pojął, że nic nie wie, a prawda pozostaje poza jego zasięgiem.
Obojętnym było, kto kogo pierwszy wskazał. Keavan przedstawił jego osobę Aeronowi? Aeron Keavanowi, żeby dał mu zlecenie i sprawdził, przy okazji załatwiając własne sprawy? A może samo tak jakoś wyszło. Czy gdyby wiedział wcześniej o ich znajomości, miałby takie same opory przed zabiciem Nishanta i Eileen? Co było dla Aerona niewybaczalną zdradą? Porzucenie swych przekonań czy panów? Po co cały ten dramatyzm?
Miał mętlik w rozgrzanej słońcem głowie, ale przynajmniej przestał obawiać się Kaevana. Nadal żywił do niego urazę i nie sądził by kiedykolwiek był w stanie go polubić, lecz teraz widział jak bardzo są do siebie podobni. Wkurwiało go to. To oraz jak obcesowo Aeron potraktował Vi Rimma w trakcie i po zakończeniu pozornie bezcelowej farsy, nawet jeśli Kaevan był typem doprowadzającym do szału każdego bez wyjątku. Dodatkowo w Wieży nazywano go Ciszą, więc tym mocniej odczuł szorstkie tony rozkazu wyniesienia i pogrzebania ciała. Sapnął zirytowany tą drobną niewygodą.
- Głupiec... mógł prosić o darowanie mu życia. A tak został żołnierzem i zginął. Co za romantyzm! - myślał, wkraczając na pokład Samum. Książę darowałby sprzedawczykowi życie, a "zły i wyrodny" Vi Rimm zaszlachtowałby go tak czy siak. Chociaż kto ich tam wie.
Zgodnie z przewidywaniami kajuta kapitańska została zamknięta na cztery spusty i obstawiona strażnikami. Zszedł na niższy pokład, znalazł w miarę niezagracone i osłonięte od korytarza pomieszczenie. Przycupnął na skrzyni, otworzył torbę i odkrył nadal maciupką Batul.
- Jesteśmy na statku. Może pani na chwilę wyjść, umyć się i coś zjeść. Zaraz zacznie się załadunek. Będę musiał poszwędać się na pokładzie, ale podróż nie potrwa długo. Zaledwie parę godzin.
Przejście na bardziej oficjalny ton było naturalne i niewymuszone. Sprawnie wyłożył obok torby dwa bukłaki, kolejne parę sucharów i mirabelkę, którą ktoś zwinął z burdelowego baru. Miał nadzieję, że warstwy bolerka, torba i przedmioty wewnątrz skutecznie wytłumiły większość dźwięków lazaretu. Aeronem i Kaevanem się nie przejmował. Do burdelu zjeżdżały osoby o różnym statusie i poważaniu, by zaspokoić pierwotne rządze, ubijać interesy lub siebie nawzajem. Najwyżej Batul ucieszy się, że to nie ona znalazła się pod ostrzem.
- Co pani zrobi, gdy zejdzie się z córką? - zapytał cicho, patrząc na swoje okryte rękawicami dłonie.


Kieł Pustyni - Page 2 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Batul
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
180
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
165/50
Znaki szczególne :
Wąsy i cętki na ciele
Pod ręką :
nic
Stan zdrowia :
Liczne siniaki i zadrapania na ciele.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t772-batul#9505
BatulNieaktywny
Re: Kieł Pustyni
Wto 14 Wrz - 16:15
Wykonywała polecenia bez zbędnego gadania. Wiedziała, że narzekanie nie przybliży jej do wolności. Miała szansę się stąd wyrwać i nie zamierzała tego zmarnować. Dziwna maść na szczęście nie zablokowała jej umiejętności magicznych, więc w każdej chwili mogła się bronić. Suchary nieco ją pokrzepiły, więc raczej powinna dać sobie radę, gdyby rudzielec zaczął coś kombinować. Ubrała się w tunikę, która była przyjemną odmianą od wyzywających poniszczonych ubrań jakie do tej pory nosiła. Miękki materiał otulił jej ciało, dając uczucie bezpieczeństwa, jakiego dawno nie zaznała. Nie często miała okazję nosić coś, co zakrywało więcej niż strategiczne części ciała.
Niewiele mówiąc wykonała następne polecenie, jakim było wejście do torby. Było tam ciemno, ale w miarę przestronnie, choć musiała przyznać, że poczuła lekkie ukłucie niepokoju, gdy mężczyzna ją zapiął. W myślach powtarzała sobie, że przecież robi to dla swojej córki. Wizja spotkania z Rim zdecydowanie dodawała jej sił. A świadomość, że może w końcu oderwie się od tego tyrana była dodatkowo pokrzepiająca. Gdy torba zaczęła się ruszać, zwiastując przemieszczanie się mężczyzny, wbiła się pomiędzy znajdujące się tam przedmioty, by nie poobijać się za bardzo. Pewnie siniak lub dwa nie zrobiłby na jej ciele najmniejszej różnicy, jednak wolała uniknąć poważniejszych obrażeń. W końcu jej ciało było teraz o wiele mniejsze, a co za tym idzie, podatniejsze na urazy.
Nie miała pojęcia, ile czasu spędziła w torbie. Odgłosy z zewnątrz były przytłumione, ona sama też starała się nie wydawać zbyt wielu dźwięków, mimo że była pewna, że mężczyzna zadbał o to, by nie było jej słychać. W końcu torba otworzyła się, ukazując twarz młodzieńca. Pomógł jej wyjść, a jej oczom ukazało się schludne pomieszczenie, prawdopodobnie na jakimś statku. Z wdzięcznością przyjęła ubrania, wodę i jedzenie. Odkręciła jeden z bukłaków, by trochę się obmyć.
- Dziękuję - powiedziała, choć sama nie wiedziała, czy dziękowała za jedzenie, opiekę, wyjaśnienia czy za całokształt. Wciąż chyba nie do końca do niej docierało, że za parę godzin zobaczy się z córką. Do tej pory była pewna, że już nigdy więcej jej nie zobaczy. A teraz? Teraz miała nadzieję.
- Nie wiem. Przyznam szczerze, że do niedawna nawet nie łudziłam się, że zobaczę ją choćby z daleka. Nie próbowałam sobie wyobrazić naszego spotkania, żeby nie robić sobie nadziei - odparła na pytanie mężczyzny, wgryzając się w mirabelkę. Gdzieś w głębi serca zaczęła kiełkować niemalże dziecięca radość, wciąż jednak skutecznie tłumiona przez obawy. Nie wiedziała w sumie, czy to wszystko nie jest tylko snem, albo czy jej brat nie ruszy za nimi w pościg. Nie chciała narażać swojego jedynego dziecka na niebezpieczeństwo, a jednocześnie pragnęła jak najszybciej się z nią spotkać. Jakby nie patrzeć, Rim była jedyną rzeczą trzymającą ją przy życiu.

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Kieł Pustyni
Pią 17 Wrz - 15:21
Widząc nadchodzącego Sprzedawczyka, Vyron uśmiechnął się do swoich myśli, a w zielonych oczach pojawił się prawdziwie wilczy błysk. Och! Gdybyż ten Sprzedawczyk należał do niego... Gdyby to jemu, a nie Aeronowi ów chciał się przypodobać, ślubować wierność i oddanie to Vyron wiedziałby jak go nagrodzić. Zdrada, nawet jeśli niosła ze sobą niebagatelną korzyść, zawsze pozostawała zdradą, a ta, z zasady powinna być karana tak, by innym, nawet tym najgłupszym i opornym na wiedzę, do łba nie przyszło, że mogą pójść podobną drogą. Poza tym, kto byłby na tyle naiwny by zaufać zdrajcy? Dlatego też festiwal kaźni, jaki urządziłby mu Vyron, byłby jednocześnie cenną i niezapomnianą nauką dla wszystkich autochtonów i łazików, aby ci nigdy nie próbowali podążać śladami Sprzedawczyka.
To co stało się później sprawiło, że obliczę Viridiana wykrzywił grymas niesmaku i niechęci, który jednak dość szybko zniknął pod maską obojętności. Zamiast tak jak należy, osobiście zamęczyć zdrajcę, Aeron wolał robić jakieś błazenady i odgrywać teatrzyki. Brakowało tylko dramatycznego rozrywania koszuli na piersi i wygłaszania podniosłych słów godnych lepszej sprawy. Vyron nie potrafił w tej chwili stwierdzić, czy to dlatego, że Młody Vaele bał się powrotu sprzedawczyka zza grobu, czy też nieumiejętnie odgrywał jakąś rólkę mającą pokazać go jako pana dobrego i łaskawego. Nieistotne.
Słysząc pytanie skinął tylko głową.
- Szkoda żeś nie zaczął wyrywać sobie włosów z łba i nacierać ryja piaskiem … Po cholerę był ten teatrzyk? – zapytał gdy byli już sami na pokładzie okrętu – Z resztą, nieważne. Zadbaj jednak o to, by dokładnie wyjaśniono to zachowanie twoim żołnierzom, w innym wypadku może się ono przerodzić w nie lada problem. Jeśli jeszcze nie wiesz o co mi chodzi, to pomyśl o tym, co myśli sobie teraz zwykły, niezbyt wykształcony żołnierz ...
Nie miał zamiaru tłumaczyć Aeronowi tego, jak ukryty żal do dowódcy wpływa na morale i zachowanie żołnierzy tak w koszarach jak i na polu bitwy. Nie miał zamiaru mówić mu o tym, jak musieli się poczuć i co pomyśleć koledzy poległych żołnierzy, widząc lament Aerona nad zdrajcą. Ci żołnierze nie zapamiętają końcówki przedstawienia, ale za to w ich sercach i umysłach odmaluje się wizerunek dowódcy, który płacze nad zdrajcą, ale nie nad lojalnymi i służącymi mu z serca wojakami.
- No, ale żeby nie było, że cały czas tyko cię pouczam i besztam jak byle kadeta, to przyjmij gratulacje za sprawnie wykonaną akcję z Sierściuchem. Zawsze uważałem, że solidne, mocne i dobre walenie kota to, coś co cieszy każdego mężczyznę, no powiedz, nie jest tak? – powiedział uśmiechając się, i nagle przypomniało mu się to co „wygestykulował” Gawain, a co on Kryształowy Książę, wzór nieomylności, z pewnością poprawnie zinterpretował - No i … przyjmij moje kondolencje z powodu śmierci matki Rim. Spóźniliśmy się, ale może to i wizerunkowo lepiej dla ciebie? Chodź, poszukamy Gawaina i dowiemy się co i jak.
Powiedziawszy to ruszył do przodu, ale nim to uczynił, w przypływie cholera wie jakich uczuć, poklepał Aerona po ramieniu. To był odruch, gest na który sam Zielonooki nie zwrócił uwagi.
Bo i na co miał zwrócić uwagę? Przecież nie było możliwości, by on, Kryształowy Książę zaprzyjaźnił się z byle Bękartem, a już na pewno mu nie współczuł.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Kieł Pustyni
Pią 24 Wrz - 18:57
Viridian był bardzo trudnym rozmówcą a jeszcze trudniejszym kompanem we wspólnej sprawie. Mimo iż diablo inteligentny i nad wyraz sprytny, miał też to, co sprawiało, że każdy z nim poruszony temat w końcu stawał się kłopotliwy a sama wymiana zdań po prostu męcząca - Laraziron był do bólu przemądrzały i nadęty. Za każdym razem gdy otwierał jadaczkę, to prędzej czy później zaczynały się z niej sypać złośliwe uwagi, komentarze i "szpileczki", które miały wwiercić się głęboko i zawadzać później przy każdym ruchu. On po prostu uwielbiał udowadniać wszystkim dookoła, że są jedynie robactwem tłoczącym się pod jego butem i tylko od jego decyzji zależy, czy rozdepcze je teraz czy za pięć minut.
Teatrzyk odegrany przez Aerona był głupi, lecz miał swoje znaczenie o którym Upiorny po prostu nie chciał rozprawiać. Chociaż wiele razy zmuszony był grać i zachowywać się niezgodnie ze swoimi przekonaniami czy charakterem, nie lubił tłumaczyć swoich działań, ponieważ, jak każdy, cele które chciał osiągnąć pozostawały jego prywatną sprawą.
Na pokład wszedł w milczeniu, poruszając lekko ramionami by pozbyć się napięcia mięśni. Ciężko było uwierzyć, że już po wszystkim, że cała misja właśnie dobiegła końca. Mieli wrócić do swoich zamków by tam w domowych zaciszach zaplanować dalsze ruchy, by ustalić co dalej z ich pustynnym przyczółkiem. Zdobyte w tak śmieszny sposób włości nie od razu będą w pełni ich własnością, bo należało pamiętać, że oprócz pracowników i niewolników burdelu, zagarnięty skrawek Namalowanej Pustyni zamieszkiwali tubylcy, którym należało przedstawić nowych panów i wyjaśnić zmiany jakie zajdą prędzej czy później.
Gawain poszedł w swoją stronę by zapewne odpocząć i wytłumaczyć uratowanej w jakiej sytuacji się znalazła. Vaele nie zamierzał go w tym powstrzymywać, Cień wykonał naprawdę dobrą robotę - pewnie gdyby nie otwarta agresja i atak, udałoby mu się wyprowadzić kobietę niepostrzeżenie. Cóż, jak to w życiu bywało, plan zakładał inaczej a wyszło jak zwykle.
Zmęczony burdelem przeszedł w głąb statku ale zanim wszedł do kajuty kapitana w której chciał poruszyć z Vyronem parę ważnych spraw, zielonooki Upiorny Arystokrata zaczepił go nie owijając w bawełnę. Vaele przystanął i spojrzał na mężczyznę obojętnym wzrokiem i wysłuchał tego, co tamten ma do powiedzenia. Zastanowił go sens zadawania pytania, skoro Viridiana tak naprawdę nie interesowała odpowiedź, co nie omieszkał zaznaczyć.
- Tak zrobię. - powiedział ulegle, chociaż tak naprawdę na usta cisnęło mu się zwykłe, chamskie "Odpierdol się, dobrze?". Vyron na pewno o tym wiedział, w końcu znali się już ładnych parę setek lat.
Kolejne słowa tamtego trochę zaskoczyły Upiornego, przez co przez chwilę wpatrywał się w Larazirona, szukając w jego twarzy jakiegokolwiek znaku, że to co mówi jest nieszczere. Na próżno. Czy zapomniał już jakim wyśmienitym kłamcą jest Kryształowy Książę? Pod tym względem byli do siebie bardzo podobni. Niemal jak bracia.
Uśmiechnął się krzywo na wspomnienie kocura i wpierdolu jaki mu zaserwował. Racja, walenie po mordzie zawsze było dobrą zabawą, lecz Aeron nie zawsze miał okazję by zabawić się w taki sposób. Żeby nie powiedzieć, że dawno już nie miał okazji do czystej przemocy. Czym innym były turnieje organizowane na Arenie, czym innym bójka.
- Należało mu się. - powiedział krótko - Gdyby nie to, że przewidziałem dla niego jeszcze inne atrakcje, z przyjemnością zatłukłbym go na miejscu. Nie miałbym oporów. - wzruszył ramionami. Czy faktycznie by ich nie miał? Któż to może wiedzieć.
Prawą dłonią chwycił lewego barku i ścisnął by rozmasować mięśnie. Niby regularnie ćwiczył, lecz w tej chwili nie mógł pozbyć się wrażenia, że cały jest spięty. Może to nerwy? Jeszcze przez jakiś czas będzie musiał tłumaczyć sobie, że wszystko jest już w porządku...
A gówno, przecież nie mogli osiąść na laurach! Czeka ich cała masa roboty, od organizacji życia na Pustyni po reformy. Aeron chciał podejść do nich poważnie, przede wszystkim by przygotować swoich żołnierzy na ewentualny atak. Czy miał się kogo obawiać? Wyliczać mógłby przez długi czas.
Kiedy tamten postanowił złożyć mu kondolencje, Vaele otworzył szerzej oczy i spojrzał na niego jak na wariata. Wysłuchał go w milczeniu i zamrugał kilkukrotnie, licząc na to, że tamten zaraz wybuchnie śmiechem co potwierdzi tylko, że się zgrywa. Ale nie! Viridian naprawdę myślał, że Batul nie żyje.
Poklepanie po ramieniu było gestem całkowicie niespodziewanym, przez co Aeron odczuł dotyk Upiornego tak, jakby poraził go prąd. Nie wzdrygnął się ani nawet nie ruszył, bo zbyt zszokowany był postawą Vyrona i wiedzą, jaką tamten posiadał.
Nagle po prostu nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Kondolencje w takiej sytuacji były po prostu głupim żartem. Schodzący z rogacza stres również zrobił swoje. Śmiał się więc szczerze, ale nie jakoś rubasznie. Chichotał mrużąc oczy i patrząc na Larazirona z sympatią.
Zrobił krok ku niemu i również poklepał go po ramieniu, nieco mocniej ale nie przesadnie, by nie przewrócić smuklejszego od siebie mężczyzny.
- Nie spóźniliśmy się, przyjacielu. - powiedział, po czasie zdając sobie sprawę, że używanie takiego sformułowania było dość ryzykowne - Tak tak, chodźmy. - zachichotał, wymijając Upiornego i kierując się w stronę kajuty w której przebywał Gawain i uratowana przez niego kobieta.
Jeśli jednak to on, a nie Vyron, źle zrozumiał gesty Keera i Batul faktycznie nie przeżyła, wyjdzie z tego niezły pasztet.
Aeron wolał wierzyć w umiejętności Cienia.

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Kieł Pustyni
Pią 1 Paź - 11:43
Usta Cienia rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu, lecz fakt ten zdradzały jedynie kurze łapki wokół dziwacznych, zielono skrzących się oczu. Resztę skrywał gładki materiał maski.
- Miło to słyszeć, mając świadomość, że ktoś inny będzie tej nocy klął na czym świat stoi. - Nie ukrywał satysfakcji, która rozbrzmiała w jego głosie niską chrypką. Zaśmiał się krótko i poprawił palce rękawicy, podczas gdy Batul obmywała swe ciało najcenniejszą walutą pustyni. Parszywe psy nawet nie wysypały cel piachem, który można byłoby wymienić, a teraz proszę... miała cały bukłak dla siebie. Może to niewiele, może dostanie mu się za to. Porzucenie przykrywki póki co nie wchodziło w grę. Na to pozwoli sobie, gdy Samum wzniesie się wysoko ponad wydmy i pozostawi za sobą ojczyznę swego burzliwego miana.
Przekrzywił głowę w zamyśleniu.
- Postąpiłbym tak samo. - Tym razem Batul odpowiedział bezbarwny ton. Jedynie w odległym teraźniejszości spojrzeniu Cienia dało wyczytać się głęboką zadumę.
Co zrobiłby, gdyby znów zobaczył swoich rodziców? W jakim stanie by ich zastał? Wolał nie zapuszczać się w te meandry. Nie niosły nic prócz złudnej nadziei i losów gorszych niż śmierć.
- Myślę, że pani córka również tego nie wie. Takie spotkania są snami na jawie. Nie do uwierzenia, a jednak w pełni realne. - Wypełnił ciszę najbliższymi w danej chwili odczuciami. Zerknął w jej fioletowe oczy. Duże od targających Batul emocjami, niezmiennie ciekawskie i czujne. Nie straciła ducha. Nie zniszczyli jej.
Zastanawiał się, jak zmieni ją pobyt w zamku. Będzie musiała się wiele nauczyć... a raczej oduczyć. Z jej aktualnymi manierami byłaby łatwym celem każdej dwórki, adresatką wszelkich kpin i niesmacznych żartów. Potrafił wyobrazić sobie oba scenariusze. Dumną Kotkę, której nikt nie potrafi zagiąć ani złapać na afroncie oraz ubraną w bogate stroje, lecz nadal z ustami pełnymi nieprzemyślanych i naiwnych ripost. Oby szybko pojęła Grę.
- Postąpiłbym tak samo. - Nadzieja, miłość, wiara, wszystko to ślepy optymizm, który osłabia umysł w chwili największej próby. Każde będzie musiał poświęcić, by dopiąć swego, ale Cień był coraz mniej pewien, czy faktycznie pragnie poznać odpowiedzi i zaznać smaku zemsty. Miałby odrzucić przyszłość przy boku Yako? Przeszłość już teraz przestawała go hamować i powoli poluźniała ucisk swych szponów. Czuł jakby pierwszy raz od dawien dawna naprawdę żył. Z drugiej strony... jakby śmiał zostawić to bez rozwiązania? Jak odpuścić i nie czuć wyrzutów sumienia?
Uwagę Gawaina przykuła zmiana atmosfery na pokładzie. Kroki i krzątanina falą ustępowały szuraniu i przesuwaniu się. Ktoś komuś warknął, żeby się przymknął, ktoś inny, by przestał się wygłupiać. Najpewniej szli ku nim Vyron i Aeron. Wstał ze skrzyni spodziewając się, że lada moment Upiorni wejdą do kajuty. Wyjrzał na wąski korytarz, po czym ponownie zawiesił swój wzrok na Batul.
- Mam nadzieję, że spotkanie z córką wynagrodzi ci moje kłamstwo. - Chciałby głośno powiedzieć, lecz nawet sekunda przewagi mogła okazać się brzemienna w skutki.
- Wyruszamy. - powiedział zamiast tego. Teraz należało liczyć na dobrą wolę Larazirona, talent aktorski i siłę argumentów Aerona oraz rozsądek Batul. Tak dużo mogło się jeszcze schrzanić, że wolał nie wyobrażać sobie kolejnych wersji tej samej rozmowy.


Kieł Pustyni - Page 2 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Batul
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
180
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
165/50
Znaki szczególne :
Wąsy i cętki na ciele
Pod ręką :
nic
Stan zdrowia :
Liczne siniaki i zadrapania na ciele.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t772-batul#9505
BatulNieaktywny
Re: Kieł Pustyni
Pon 1 Lis - 19:05
Obserwowała tego tajemniczego mężczyznę, jednocześnie próbując wsłuchać się w odgłosy na statku. Postukiwania, skrzypnięcia, kroki załogi, to wszystko było zupełnie inne, niż do tej pory znała. Mężczyzna też wydawał się być zamyślony, gdy usłyszał odpowiedź kocicy odnośnie córki. Pewnie też miał kogoś, za kim tęsknił, kogo nie widział miesiącami, może nawet latami, dla którego mógłby oddać życie. A może próbował zrozumieć, co nią kierowało, a odpowiedź była automatyczna. Nie potrafiła przeniknąć przez jego spojrzenie, szczególnie, że poza oczami nie widziała absolutnie nic.
Przez chwilę słychać było jedynie odgłosy życia na statku przerywane od czasu do czasu mlaskaniem mirabelki. Pozwoliła mężczyźnie pogrążyć się w zadumie, sama też próbując poukładać sobie to wszystko w głowie. Jeszcze dziesięć, piętnaście minut temu tkwiła za kratami, a teraz siedziała w ciepłej kajucie, w czystych ubraniach, zajadając się słodkimi owocami. To musiał być sen. Zaraz pewnie obudzi się na swojej pryczy, poganiana przez ochroniarza. Albo ten przemiły mężczyzna wyciągnie nóż i zadźga ją z szaleńczym śmiechem.
Obie opcje były równie prawdopodobne co fakt, że właśnie odzyskiwała swoje życie.
- Mam nadzieję, że jeszcze mnie pamięta. – zamyśliła się, trzymając w rękach pestkę owocu. Nawet nie zauważyła, kiedy zjadła ostatni kęs.
Znów zapadła cisza pełna zamyślenia, kiedy każde z nich pogrążyło się w swoich myślach. Nie miała pojęcia, co ją teraz czeka, nie dopuszczała do siebie myśli, że coś może pójść nie tak. Jej córka żyje, zobaczy się z nią i tylko to się teraz liczyło.
Nagle coś się zmieniło, dało się wyczuć zmianę w dźwiękach statku. Zaniepokojona rozejrzała się po kajucie, nie wiedząc, czego się spodziewać. Nigdy nie była na statku, więc wszystko było dla niej nowe. Mężczyzna też wydawał się być zaniepokojony, albo tak jej się wydawało. Skinęła głową na jego słowa. Poczuła, jak mirabelka zaciążyła jej na żołądku wraz z uciskiem strachu, który zacisnął na niej swoją żelazną pięść. Teraz dopiero zaczynało powoli do niej docierać, co się dzieje. To nie był sen. Naprawdę uciekła z tamtego miejsca. Naprawdę była wolna. A przynajmniej nie musiała już patrzyć na parszywą gębę swojego braciszka.
- Czyli to się dzieje naprawdę… – powiedziała ni to do mężczyzny, ni to do siebie.
Nagle, poza uciskiem w żołądku, poczuła coś jeszcze. Jej ciało zaczęło się zmieniać, poszczególne członki zaczęły się wydłużać w podobnym tempie, jak wcześniej malały. Po krótkim czasie ubranie, jakie miała na sobie, stało się zdecydowanie za małe i w ostatniej chwili zdążyła je zdjąć, zanim zdążyło się podrzeć. W następnej minucie musiała zeskoczyć z półki, na której się znajdowała, zanim ta stała się zbyt mała, by ją pomieścić. Po chwili była już w swoim normalnym rozmiarze i stała przed mężczyzną, zasłaniając się jedynie ogonem. Na jej twarzy malowało się zdziwienie i zdezorientowanie. Niby wiedziała, że kiedyś mazidło przestanie działać, ale nie spodziewała się, że będzie to tak szybko.
- Chyba coś poszło nie tak… – wymamrotała, kładąc uszy po sobie i patrząc się z lekkim niepokojem na mężczyznę. Nie wiedzieć czemu, czuła się nagle totalnie bezradna, a całe jej wcześniejsze opanowanie szlag trafił.

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Kieł Pustyni
Sro 3 Lis - 14:30
Vyronowi nawet do głowy nie przyszło, by po umyciu się na pustyni i przywdzianiu munduru zwykłego strzelca, teraz iść się przebrać w coś godniejszego i bardziej zdobnego. Dobrze czuł się w mundurze swoich wojsk i nosił go z niemałą dumą, albowiem jego Strzelcy byli wojskową elitą i pierwszym „nowoczesnym” wojskiem Krainy Luster.
Tak oto, ubrany w mundur zwykłego Strzelca Konnego, Vyron kroczył przez pokład, prowadząc Aerona w stronę kajuty, w której zatrzymał się Gawain. Ich eskapada właśnie dobiegała końca, a to znaczyło, że powinni obgadać kilka spraw, jak choćby fakt, że nie udało się uratować Matki Rim, kwestię podziału terytoriów oraz ekonomiczno-gospodarcze aspekty funkcjonowania punktu pomocy medycznej na środku pustyni.
Gdy stanął przed drzwiami kajuty zapukał w nie kilkukrotnie, dając Gawainowi znak, że lada moment wejdzie do środka. W normalnym wypadku, być może z szacunku do Cienia, tudzież ze względu na kulturę osobistą, poczekałby na coś w stylu „Proszę!” tudzież „Otwarte!” lub „Zapraszam!”. Niestety, teraz nie mógł tego robić. Musiał zachować idiotyczne, a nawet zakrawające na chamstwo, pozory, że jako gospodarz może wejść wszędzie i o każdej porze i nikt nie może mieć mu tego za złe.
- Jak tam, cały jes... – nagle urwał zadawane pytanie i przeniósł wzrok na nagą kobietę, która starała się ukryć nagość za ogonem. Kobieta miała ewidentnie zwierzęce cechy, a to znaczyło ...
Twarz mu stężała, usta mimowolnie wygięły się do dołu w delikatnym, ledwie zauważalnym grymasie złości pomieszanej z niechęcią i obrzydzeniem. Nienawidził Dachowców! Gardził tymi istotami bardziej, niże jakąkolwiek rasą, choć sam nie pamiętał czemu tak było. Po prostu nienawidził ich za to, kim byli i jacy byli, ale czy mógłby powiedzieć, że postępował słusznie?
Rasa ta od zawsze kojarzyła mu się z brudem, smrodem i nielegalnym zajmowaniem starych, przeznaczonych do rozbiórki budynków. Ich sposób bycia i bliski zwierzęcemu wygląd sprawiały, że nie był w stanie się przemóc do tego, by traktować ich jak inne istoty niższego stanu. Dla niego byli po prostu zwierzętami i jako takie posiadały prawa stosowne dla zwierząt.
Wielokrotnie zastanawiał się nad tym, czy owa niechęć została mu wpojona jeszcze gdy był dzieckiem, czy też mimowolnie sam ją sobie wpoił? Nie znalazł jednak odpowiedzi na to pytanie.
- No proszę … – powiedział patrząc w oczy Gawainowi i lekko przy tym kiwając głową. Ponownie przeanalizował znaki, które pokazał im Cień i wychodziło na to, że to nie znaki były niedokładne, tylko on zrozumiał je w taki sposób, w jaki chciał je zrozumieć. - A jednak się pomyliłem...
Jego duma wyła, skowyczała i wiła się teraz jak katowany pies, ale na twarzy nie pojawił się najmniejszy grymas. Popełnił błąd, którego nie mógł zwalić na cudze barki i do którego musiał się przyznać nie tylko przed samym sobą, ale też przed cholernym Bękartem, który znaki Gawaina zinterpretował poprawnie. Jak mógł popełnić tak oczywisty błąd? Jak mógł pozwolić sobie na taka nadinterpretację? Przecież to było niemal niemożliwe! Nie w Jego przypadku! Nie w przypadku kogoś, kto posiada poczucie niemal boskiej nieomylności!
- Matka tej twojej Rim, jak na nieboszczkę, wyglądała zdecydowanie zbyt żywo. – powiedział odwracając się do Aerona. Specjalnie dodał "tej twojej" aby Aeron poczuł się choć troszkę niezręcznie. W końcu stara zasada mówi, aby w trudnych chwilach "życzyć drugiemu co tobie nie miłe - w kupie raźniej" - Raduj się! Przybyłeś w porę.
Powiedziawszy to odwrócił się na pięcie, podszedł do drzwi kajuty, otworzył je i wyszedł bez słowa, zostawiając obu mężczyzn i Batul samym sobie.
Jakiś czas później drzwi otworzyły się i ponownie stanął w nich Viridian, ale tym razem z ciemnozielonym workiem w ręce.
- Ubierz się. Gdy się wzbijemy i dolecimy w okolice Gór, może zrobić się zimno. – powiedział podchodząc i podając kobiecie ubiór treningowy czyli koszulkę, bluzę z kapturem, spodnie i lekkie buty. Sort ten był identyczny z tymi, jakich używali jego żołnierze w trakcie porannych ćwiczeń i podczas tak zwanych „patroli WSW” [wiadro,szmata,woda czyli sprzątanie koszar]. Ubrania były na Batul nieco zbyt duże , ale wojsko to wojsko, tu numery ubrań niemal ustawowo są wyłącznie za duże albo za małe.
Podszedł i oprawszy się plecami o ścianę przy drzwiach, ostentacyjnie odwrócił głowę od kobiety dając jej czas na ubranie się. Nie było mowy by odwrócił się do dachowca plecami, ale mógł przez chwilę wytrzymać bez patrzenia na jej nieco zbyt kościste ciało.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Kieł Pustyni
Nie 7 Lis - 0:54
Chociaż całe przedsięwzięcie było szaleństwem, które ciężko było traktować poważnie, ostatecznie przejęcie burdelu zwanego Kłem Pustyni stało się faktem. Do Aerona jeszcze nie docierało, co się stało. On i Vyron stali się właścicielami kolejnego skrawka ziemi, opuszczonego przez los i dotąd niechcianego przez jakiegokolwiek, trzeźwo myślącego szlachcica. Tylko oni dojrzeli w tonach piachu potencjał. A że przy okazji udało się przejąć Batul, matkę Rim, wybranki młodego Vaele... Upiorny Arystokrata lubił piec kilka pieczeni nad jednym ogniem.
Wszystko działo się strasznie szybko, za szybko, jeśliby zapytać samego rogacza. Aeron lubił długimi godzinami ślęczeć nad mapą i zastanawiać się nad następnym krokiem. Tak było kiedyś...
Świadom, że w dalszym ciągu ma zmieniony wygląd, przeszedł przez pokład statku. Ubrany w prostą, białą koszulę i skórzane spodnie wyglądał zaskakująco pospolicie. Nie wyróżniało go spośród załogi statku nic, poza wystającymi z białych włosów rogami.
Chciało mu się śmiać. Vyron był przekonany, że Batul nie żyje. Ciekawe jaka będzie jego mina, kiedy zobaczy, że jest zupełnie inaczej.
Nie musiał czekać na tę chwilę długo, bowiem już po chwili wkroczyli do środka kajuty, którą zajmowali Gawain i uratowana Dachowiec. Odrobinę zdziwił się, słysząc że Viridian zapukał, lecz nie skomentował tego zwalając to co się stało na dobre maniery zielonookiego Arystokraty. Kryształowy może i był kutasem jakich mało, lecz czasami potrafił się zachować.
Aeron przywołał na twarz maskę obojętności. Miał swój własny cel w tym, jak będzie wyglądał i jak zostanie odebrany. Nie chciał wywoływać niepotrzebnego strachu.
Wszedł za Vyronem i z trudem powstrzymał parsknięcie, słysząc jego urwane zdanie. Twarz Larazirona stężała momentalnie, a obserwujący ją Vaele prawie posikał się ze śmiechu, tłumionego śmiechu, skrytego za kamienną maską. Skierował spojrzenie fioletowych oczu najpierw na Gawaina, szukając na jego ciele jakichkolwiek oznak tego, że Cień potrzebuje opieki medyka. Wyglądało jednak na to, że Keer wyszedł bez szwanku.
Celowo ignorował Batul, jakby była meblem. Podszedł do rudzielca i uprzejmym, lecz stanowczym tonem poprosił o zmianę kolorów na jego własne. Jeśli tamten się zgodził, już po chwili w pomieszczeniu stał nie jeden, a dwóch rogatych brunetów. Aeron cofnął się na bezpieczną odległość i dopiero doprowadzony do ładu, uraczył kobietę swoją uwagą.
Próbowała ukryć ciało za puchatym ogonem. Wyglądała fatalnie, sama skóra i kości...
Słowa Viridiana sprawiły, że Upiorny uśmiechnął się samym kącikiem ust, nie dopuszczając do tego, by uśmiech sięgnął oczu. Grał, znowu grał. Lecz nie był jedynym aktorem w tej sztuce.
- Proszę, nie wspominaj więcej o mojej Rim w jej obecności. Na wszystko przyjdzie pora. - powiedział do Kryształowego w twardym, starym języku Upiornych. Nie życzył sobie wybuchu ze strony Batul, a jeśli znowu usłyszy o swojej córce, gotowa jeszcze rzucić się na niego i żądać spotkania z córką. Nie tędy droga. Dachowiec musiała najpierw pojąć, jak zmieniła się jej sytuacja. A najważniejszym było przyswoić, na kogo łasce od teraz będzie.
- Przybyłem w porę. - potwierdził twardo, patrząc na Batul obojętnym wzrokiem. Wyglądała tak żałośnie, że mogłaby wzbudzić żal nawet pośród kamieni. Mimo to, Arystokrata przyglądał się jej chłodno, oceniając stan jej ciała. Kiedyś musiała być naprawdę piękną kobietą...
Viridian wyszedł na chwilę, co było świetną okazją do szybkiej konfrontacji. Należało jednak postąpić na tyle delikatnie, by nie urazić Gawaina, i na tyle stanowczo by kocica wiedziała, kogo powinna całować po butach. I chociaż początkowo miał ochotę wziąć na siebie całą chwałę, uznał, że Laraziron odegrał w tym wszystkim zbyt ważną rolę.
- Jestem Aeron Vaele, Koregent Kryształowych Pustkowi oraz Namalowanej Pustyni, Pan na zamku Dunkelheit... oraz od dziś twój dobrodziej. - powiedział z lekkim uśmiechem, kierując słowa do Batul - Jesteś tu, ponieważ ja tak chciałem.
Jego nonszalancki wygląd nie korespondował z tym, co mówił. Nie wyglądał jak książę i może właśnie to było w tym wszystkim najważniejsze? Nawet Aeron wiedział, że nie powinno się oceniać istot po wyglądzie, bowiem nie raz ten wyglądający najpodlej może okazać się posiadaczem największej fortuny i mocy.
- Od teraz należysz do mnie i będziesz wykonywać wszystkie moje rozkazy. Nie lękaj się, nie spotka cię żadna krzywda o ile okażesz posłuszeństwo. - dodał z satysfakcją - A gwarantuję, że prędzej czy później je okażesz, jeśli chcesz spotkać swoją córkę.
Przeszedł przez kajutę i przeniósł spojrzenie na Gawaina. Tak, brzmiał jak dupek, lecz przyzwyczajona do słuchania rozkazów Batul mogła się czuć oszołomiona nagłą wolnością, dlatego zakotwiczenie jej w świecie kolejnymi rozkazami było jedynym dobrym scenariuszem. Nawet jeśli w tej chwili poczuła się źle, być może za jakiś czas będzie skłonna mu za to podziękować.
Gdy wrócił Viridian, Aeron z zaciekawieniem obserwował jego poczynania i nie mógł się nadziwić jego zachowaniu. Nie dość, że Arystokrata zachowywał się całkiem sympatycznie (jak na Vyronowe możliwości, był cholernie sympatyczny!) to jeszcze przyniósł Dachowcowi ubranie. Vaele uniósł lekko brew, kiedy tamten podał ciuchy Batul i powiedział kilka słów, które nawet brzmiały tak, jakby się troszczył.
Bogowie. Laraziron zaiste był zagadką niemożliwą do rozwiązania.
W przeciwieństwie do Kryształowego, nie odwrócił się na czas ubierania się kobiety. Nie czerpał z obserwowania jej przyjemności, robił to z czystego pragmatyzmu - musiał ją poznać, by po dotarciu do Dunkelheit wiedzieć jakiej pomocy jej udzielić. W głowie układał już konkretny plan i precyzował rozkazy, by zaraz po zacumowaniu ruszyć wszystkie tryby, potrzebne do wykonania planu tak, jak on tego chciał.
- Dziękuję, panie Keer. - powiedział nagle, mącąc ciężką, zawisłą w kajucie ciszę - Wiedziałem, że mnie pan nie zawiedzie. - posłał mu uśmiech. Szczery uśmiech, przeznaczony tylko dla niego, podszyty prawdziwą wdzięcznością. W oczach pojawił się błysk. Chociaż mężczyźni nie mogli się ze sobą dogadać i darli koty przy każdej okazji, Aeron cieszył się z tej znajomości. Głównie z powodu korzyści z niej wynikłych.
Zza drzwi dobiegły ich krzyki, świadczące o tym, że statek lada chwila ma ruszyć. I nie musieli czekać długo, bo już po kilku minutach okręt zakołysał się a nawoływanie załogi ostatecznie potwierdziło start.
Było tyle kwestii do poruszenia, tyle tematów do obgadania... Lecz nagle cała chęć na rozmowę uleciała gdzieś w siną dal. W powietrzu wisiało coś niebezpiecznego, coś co mogło bardzo szybko, za sprawą pojedynczej iskry zmienić się w masakrę.
Mężczyźni, chociaż cała akcja poszła naprawdę dobrze, mimo zmęczenia byli nabuzowani a Batul z pewnością zdezorientowana. Tylko co będzie dalej? Upiorni wrócą do domów bogatsi o nowe włości. Ale czy będzie to początek czegoś nowego, czy może pierwszy gwóźdź do ich trumien?

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Kieł Pustyni
Nie 7 Lis - 18:18
Kontrolnie zerknął na Batul i zmełł w ustach cisnące się na nie przekleństwo. Obawa przed możliwym napadem paniki i próbą ucieczki rosła z każdą sekundą.
- Owszem, ale wszystko jest pod kontrolą... - rzucił, po czym widząc, jak członki Dachowca zaczynają raptownie rosnąć, podszedł do niej, by pomóc jej z ubraniem.
- ...prócz twojego metabolizmu, choć eliksir spełnił swe zadanie. - Strzepnął ubranko i zamienił je w koc, lecz nim zdążył podać go Batul lub zareagować na pukanie do drzwi stanął w nich Viridian.
Struchlał, orientując się, że Batul nie ma na sobie zupełnie nic, a on stoi w głupkowatej pozie z wyciągniętym kocem. O dziwo Upiorny miał dobry humor.
- Oboje, sir. - odparł na niedokończone pytanie i natychmiast odsunął się od kobiety, a materiał skurczył się i zniknął w jego dłoni w mgnieniu oka. Równie szybko zmieniło się nastawienie Larazirona. Nienawiść i odrazę na jego twarzy wypisały delikatne zmarszki. Cień nie mógł być całkowicie pewien, czy zmysły go nie myliły, ale musiał przestać gapić się na Vyrona.
Pomylił się? Niby kiedy? Keer zachodził w głowę i tym razem nie odrywał wzroku od doniosłej postaci Upiornego. Za stwierdzeniem błędu mogło stać wiele rzeczy. Nie miał jednak czasu na podobne rozważania, bo stanął przed nim Aeron. Zupełnie olał Batul i zażądał zmiany kolorów. Keer przytknął różdżkę tu i tam, co załatwiło sprawę.
Wtedy Vyron wbił pierwszą szpilę.
Kurwa... Co też pomyśli Batul słysząc jego słowa? Nie miała teraz szans uciec, ale jej nastawienie mogło zaprzepaścić szansę na lepsze życie. Aeron był dość wyrozumiały, ale Vyron? Na statku to on był panem, a wystarczy nieodpowiednia odzywka Kotki i wszystko stanie pod znakiem zapytania. Nachylił się do niej.
- Spokojnie... to nie tak, jak myślisz. - mruknął cicho. Co innego miał zrobić? Musiało wystarczyć. Tłumaczenia zostawił Vaele, który wyprzedzał Cienia w ubieraniu niewygodnych kwestii w piękne słówka.
Ledwo powstrzymał parsknięcie, gdy usłyszał, że przybyli w porę. Ponownie zerknął na Batul i nawet maska ani ciemna oprawa oczu nie ukryły zwątpienia i przytłoczenia Keera. Jedynie fakt, iż Batul zgodziła się na ucieczkę i cieszyła z szansy, bronił tej tezy.
Vyron wyszedł i kiedy sądził, że sytuację załagodzi Aeron ten również palnął głupotę. Rozumiał czemu użył takich słów, ale kurwa, takiego popisu bucerady Keer już dawno nie uświadczył.
Jesteś tu, bo tak chciałem. Posłuszeństwo za brak krzywdy i kary. Jedźcie ze mną do kurwidołka na końcu świata, bo tak chciałem. Gorzej niż z babą w ciąży - przedrzeźniał Aerona w myślach, żeby móc trzymać nerwy i język na wodzy. Jakby tego było mało, Viridian wrócił z ubraniami i radą dla Batul. Jego wcześniejsze zachowanie Kotka mogła sobie wytłumaczyć swoim opłakanym stanem. Przy Kryształowym Aeron wychodził na zadufanąw sobie gnidę. Gawain, pochwyciwszy jego spojrzenie, zmarszczył brwi w zmartwieniu i delikatnie pokręcił głową. Czy Upiorny zdawał sobie sprawę, jak fatalnie brzmiały jego słowa w kontekście "twojej Rim"?
Tracisz punkty Vaele...
Najpierw teatrzyk ze sprzedawczykiem, teraz pokaz siły. Co się z nim dziś, do cholery, działo?
Drgnął słysząc swoje nazwisko i lekko się skłonił.
- To zaszczyt ci służyć. - W jego głosie i postawie odbijała się profesjonalna obojętność. Grał swoją bezpieczną rolę, pomimo odrazy dla metod Aerona. Męczyła go emocjonalna ruletka, nieustanne odsiewanie prawdy, niekończąca się maskarada. Poznał dziś tylu Aeronów, że określenie, który z nich stał obecnie przez Gawainem, było niemożliwe, podobnie jak odróżnienie klonów Viridiana. Ilu więcej siedziało i czekało pod rogatą kopułą? Chyba wolał nie wiedzieć.


Kieł Pustyni - Page 2 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Batul
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
180
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
165/50
Znaki szczególne :
Wąsy i cętki na ciele
Pod ręką :
nic
Stan zdrowia :
Liczne siniaki i zadrapania na ciele.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t772-batul#9505
BatulNieaktywny
Re: Kieł Pustyni
Sro 1 Gru - 11:01
Weszło ich dwóch. Żaden z nich nie wydawał się być zachwycony, widząc Batul. Ba, jeden z nich zdawał się być zdziwiony, że w ogóle żyła. Serce zaczęło bić jej mocniej, krew pulsowała w żyłach, sierść na ogonie i uszach wyraźnie się najeżyła, a ona sama byłą coraz bliżej ataku paniki. Była przerażona. Stała naga przed grupą mężczyzn, bezbronna, bez jakiejkolwiek możliwości osłony. Aura, jaka biła od przybyszy była zdecydowanie inna niż ta, którą wyczuwała od mężczyzny opiekującego się nią do tej pory. Szum krwi w uszach skutecznie też zagłuszał jego słowa, ba, nawet nie zauważyła, że podał jej koc, którym mogłaby się okryć. Przybysze zdecydowanie robili wrażenie.
Wbiła wzrok w podłogę, automatycznie robiąc krok do tyłu, o mało nie przewracając się o blat, na którym nie tak dawno siedziała, gawędząc ze swoim wybawicielem. Nie miała pojęcia, co się dzieje. Przed chwilą miała nadzieję, że w końcu jest wolna, spotka swoją córkę, nie będzie już musiała płaszczyć się przed żadnym mężczyzną, a tu nagle słyszy, że jej słodka Rim do kogoś należy. Czyżby słowa rudowłosego były tylko słodkim kłamstwem? Czyżby miała trafić z jednych brudnych rąk do drugich? Strach, jaki ją ogarnął, był paraliżujący. W jej głowie trwała walka, nie wiedziała, czy powinna atakować, uciec stąd jak najdalej, czy się poddać, licząc na łaskę. Ledwo słyszała, co do niej mówiono, ale przekaz był jasny.
Jesteś śmieciem, nikt cię tu nie szanuje, nikt się z tobą nie liczy.
Nie zmieniło się kompletnie nic. No, może poza właścicielem.
Powoli jej serce zwolniło bieg, wracając do normalnego rytmu. Wiedziała, jak się zachować, przecież robiła to cale życie. Jej mięśnie rozluźniły się nieco, choć dalej wbijała wzrok w podłogę. Im bardziej uległa będzie, tym mniejszą karę dostanie.
- Tak, Panie – odpowiedziała cicho, starając się opanować drżenie głosu. Każdy nieodpowiedni ton, każda źle wypowiedziana sylaba mogła na nią sprowadzić karę. A wolała jeszcze się nie przekonywać, do czego jest zdolny jej nowy właściciel.
Nawet nie zauważyła, kiedy drugi z mężczyzn wyszedł i wrócił z powrotem, niosąc ze sobą jakiś worek. Po chwili wręczył jej naręcze ubrań, które już na pierwszy rzut oka wyglądały na nieco za duże. Ale co jak co, teraz nie był to moment na narzekanie. I tak wyglądały o niebo lepiej niż to, co nosiła na pustyni.
- Dziękuję, Panie - powiedziała, kłaniając się przed mężczyzną w podziękowaniu i odbierając od niego ubrania. Kątem oka spojrzała na swojego nowego właściciela, obawiając się jego reakcji. Wciąż nie wiedziała, na ile może sobie pozwolić i kogo ma słuchać, żeby nie podpaść. Jego wyraz twarzy wciąż był jednak dla niej zagadką. Szybko więc zaczęła się ubierać, choć ze zdenerwowania szło jej to trochę nieporadnie. Kilka razy zaplątała się w nieco przyduże ubrania, ale koniec końców udało jej się jakoś zakryć nagość. Musiała włożyć koszulkę i bluzę w spodnie, żeby nie spadały z jej kościstego tyłka. Ale musiała przyznać, że dotyk zwykłej, czystej bawełnianej koszulki był naprawdę przyjemny. Prawie udało jej się rozpłynąć w tym niezwykle obcym i zarazem przyjemnym uczuciu, gdy głos Aerona przerwał ciszę w kajucie, ustawiając ją do pionu. W momencie wyprostowała się, zaplatając ręce przed sobą i wbijając wzrok w podłogę. Wystający spod bluzy ogon owinął się wokół jej lewej nogi, a jego końcówka drgała nerwowo, choć z całej siły starała się to opanować. Gdy statek zatrząsnął się, wyruszając w drogę w nieznane, zachwiała się, kładąc uszy po sobie, jednak wciąż nie podnosząc wzroku. Starała stać się niewidzialna i jak najszybciej odkryć zasady gry, jaka tu się toczyła. Od tego przecież zależało jej życie, prawda?

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Kieł Pustyni
Czw 2 Gru - 21:46
Przystojną twarz Zielonookiego wykrzywił taki grymas, jak gdyby słowa wypowiedziane przez Młodego Vaele nie tylko sprawiły mu fizyczny ból, ale jednocześnie przyprawiły o skrajne obrzydzenie.
- Do ciężkiej i niespodziewanej cholery! Nie dość, że szyk to jeszcze wymowa… Aeron, do chuja wafla, zlituj ty się nad moimi uszami! Czy naprawdę musisz mówić z takim Zachujuszczańskim akcentem? Jesteś Arystokratą, a nie jakimś zdziczałym, zawszonym świniopasem wychowanym przez psy, gdzieś hen, na dalekim zadupiu, gdzie mgła konie dusi i dziki chujami hamują. Przykładaj język do zębów jak mówisz „s”. Zachowaj szyk i kładź akcent tam, gdzie należy! – odpowiedział Zielonooki głosem niskim i lekko zachrypłym. Z rozmysłem przeciągał głoski i stosował przydechy, w efekcie czego jego wypowiedź brzmiała bardziej jak recytacja eposu heroicznego spisanego w języku samego diabła.
Prawda był taka, że Aeron w pradawnym języku upiornych wcale nie mówił tak źle. Z łatwością dało się go zrozumieć, a przekaz zawsze był jasny. Po prostu wytykanie Bękartowi błędów (faktycznych lub jedynie domniemanych) było dla Vyrona osobistą, niemalże uświęconą, tradycją.
Popatrzył na Batul.
Może i nienawidził dachowców, ale czy ta wychudzona istota stojąca przed nimi, miała jakikolwiek wpływ na to kim się urodziła? Nie! W związku z tym, tak jak każdemu kogo wyrwano z tamtego pustynnego burdelu, należała się jej pomoc.
Westchnął pod nosem i wyszedł z kajuty po coś, co mógłby jej ofiarować jako tymczasowy przyodziewek. Mógł jej oddać swoje najlepsze podróżne szaty, w końcu i tak były brudne, ale nie wiedział jakie stosunki panują w siedzibie Bękarta, a choć nie szata zdobi użytkownika, to jednak potrafi o nim wiele powiedzieć. Otóż, gdyby Batul weszła bogato odziana, służba od razu mogłaby zacząć traktować ją jak wielką panią, a sądząc po tym co powiedział Bękart, nie na tym mu zależało. Odzienie musiało być zatem pospolite, wskazujące na pewną zależność, ale mogło mieć dobrą jakość.
Rozkazał dać sobie jeden z kompletów treningowych, po czym wrócił do kajuty.
Wszedł kilka uderzeń serca przed tym zanim Gawain stwierdził, że zaszczytem jest służyć Aeronowi. Jakże żałował, że nie słyszał o czym rozmawiali, ale nawet on nie mógł mieć ani wiedzieć wszystkiego.
- Aeron, będziemy mogli odświeżyć się nieco w Dunkelheit? – zapytał siadając na jednym z wolnych krzeseł - Mam nieodparte wrażenie, że ten pustynny pył wlazł mi w takie miejsca, gdzie nie chciałbym go mieć.
Gdy Batul w końcu się ubrała, ponownie przeniósł na nią spojrzenie chłodnych, zielonych oczu.
I to dla czegoś takiego ryzykowali zdrowie i życie? To po to wymizerowane coś lecieli tak daleko? Zaprawdę, jej córka, ta cała Rim, musiała ciągnąć druta tak dobrze, że Bękart pośród jęków i wzdychań dupą prześcieradło zasysał, no bo z jakiego innego powodu chciałby lub miałby ratować jej matkę, która trudniła się taką, a nie inną profesją i w dodatku była Dachowcem?
- Przed nami noc lotu. Do Dunkelheit powinniśmy dotrzeć jutro cztery godziny po świcie. Proponuję, żebyśmy nieco odpoczęli. Jeśli chodzi o jezdnie to niedługo powinno zostać dostarczone do kajut. Życzę wam spokojnej nocy i dobrego wypoczynku.
Powiedziawszy to wstał, uniósł dłoń w geście pozdrowienia i skłoniwszy się przed Batul wyszedł z kajuty. Może i była Dachowcem, ale była tez kobietą, przyszłą teściową Arerona i jego gościem, a zatem należał jej się choćby minimalny szacunek.
Gdy dotarł do swojej zdjął z siebie całe uzbrojenie, rozpiął mundur i usiadł przy stoliku. Z plecaka wyjął papier i przybory piśmiennicze, odpalił świecę w lampie, a potem długo coś pisał. I tylko na chwilę zerknął przez bulaj za którym świeciły gwiazdy i księżyc. Ciekawe czy jego Starszy Brat czuł się kiedyś w taki sam sposób? Pewnie tak, ale tego raczej nigdy się nie dowie.
Nagle, jego uwagę przykuło „coś”, jakieś drgnięcie na ramie bulaja. Wstał i ostrożnie otworzył iluminator, pozwalając żeby owe coś wpadło do środka.
To był Avi! Mały, przemarznięty i wymęczony, ale żywy.
Viridian położył stworzenie na dłoni, by na niej nieco się ogrzało, a następnie uwił z ubrania przytulne, ciepłe gniazdo, w którym położył malucha przybliżając go możliwie blisko lampy. Nie był lekarzem i jedyne co mógł zrobić to albo zatopić malucha w krysztale, albo zapewnić mu ciepło i liczyć, że przeżyje do rana. Wybrał tę drugą opcję, gdyż zatopienie w krysztale nie tylko wiązało się z utratą sił, ale było też mało przyjemne, dlatego stosował je jedynie w ostateczności.
Noc, podobnie jak i świt, minęły spokojnie.
Zbliżali się do Dunkelheit.
W oddali już majaczyły wieże zamku, a zatem to był ten moment na który czekał.
Vyron wyszedł przed tłum i stanął na fordeku. To był dobra pora na wygłoszenie kilku słów do żołnierzy i wszystkich tych, którzy brali udział w akcji. Wyciągnął zza pasa rewolwer i wypalił w powietrze zwracając uwagę wszystkich na pokładzie.
- Wracamy do domu Chłopaki! – zawołał Viridian wesoło, biorąc się pod boki – Wszyscy, tak jak wyruszaliśmy, tak wracamy do domu!
Zebrani na pokładzie strzelcy wznieśli radosny okrzyk. Nie często się zadrżało, że z pola walki wracali wszyscy towarzysze broni. Zazwyczaj komuś kończyło się to tak zwane „żołnierskie szczęście” i zostawał na placu boju, a rodzinie trzeba było przekazać list i wyjaśnić, że tata, mąż, syn czy brat nie wróci już do domu. Tym jednak razem nikt nie musiał pisać listów ani przekazywać ponurych wieści.
- Wiecie Chłopaki, czego dziś dokonaliśmy?! Położyliśmy kres rządom morderców, sadystów i tyranów, którzy za nic mieli sobie cudze życie! Uwolniliśmy z Pustynnego Kła dziesiątki zniewolonych, chorych i zmaltretowanych istot! Daliśmy im nowe życia! Daliśmy im wolność! Daliśmy im nadzieję! To dzięki nam i naszemu dzisiejszemu wysiłkowi, Namalowana Pustynia stanie się miejscem bezpiecznym, w którym zapanują prawo i porządek!
Przez chwilę patrzył na wiwatujących żołnierzy. Tyle im wystarczy. Nie było sensu zagłębiać się dalej w temat ekonomii pustynnych ziem oraz ich ewentualnej roli w kolejnych posunięciach Księstwa. Teraz trzeba było przejść do czegoś na co wszyscy czekali.
- Żołnierze! Strzelcy! Spisaliście się na medal! Byliście zgrani, sprawni i dokładni! Dziękuję wam za to! Gdybym kiedykolwiek miał pójść w trzewia MOLOCHA to tylko z wami!
Odczekał chwilę, pozwalając by wszyscy złożyli sobie i przyjęli pełne poklepywań i czochrań po głowach gratulacje.
- To wy sprawiliście, że spokojnie i sprawnie udało się uwolnić i zwrócić wolność tym wszystkim nieszczęśnikom! Dziękuję wam zarówno w swoim jak i ich imieniu.
Poczekał aż wiwaty i okrzyki przebrzmią. Teraz nadeszła pora na zaznaczenie ich roli. Żołnierz musi wiedzieć, że w czasie gdy on działa, dowództwo nie pozostaje bierne i nie czeka z założonymi rękoma.
- Powiem wam jeszcze coś ciekawego ... – zawołał po czym zawiesił głos, czekając aż wszyscy złapią przynętę - Chłopaki! Gdybyście widzieli jak Stalowy Bastard prał po mordzie Dachowca zarządzającego tym przybytkiem! Zamiast rozmawiać, pertraktować czy przekonywać, jak to mieliśmy początkowo w planach, to skoczył na niego jak ryś na zająca i dalejże, walić w mordę jak w bęben! I tak go nauczał kultury i obyczajów, że gdyby ten nie był zatopiony w krysztale, to z pewności kurwi syn srałby dziś własnymi zębami!
Tym razem, pomiędzy wojskami znowu poniosły się wiwaty, ale przeznaczone dla Aerona, a Vyron wiedział już, że określenie Stalowy Bastard rozejdzie się wśród wojska i poddanych niczym świeży chleb. Ciekawe kiedy wojacko i poniekąd dumnie brzmiący „Bastard” zastąpi pogardzanego i trywializowanego „Bękarta”?
To była najlepsza chwila na to, by dać Aeronowi szansę na wybicie się i zajęcie pozycji stosownej do prowadzenia późniejszych działań. Teraz pozostawało odczekać, aż wszystko się rozejdzie. Wtedy nawet jeśli poślubi Rim - byłą służącą, której matką w dodatku była ladacznicą - to wszyscy stwierdzą, że „Stalowy Bastard” uczynił to dlatego, że taki miał kaprys i widzi w tym jakieś korzyści. Gdyby to samo zrobił zwykły „Bękart Vaele”, to wszyscy mówiliby, że oto trafił swój na swego, a układ Bękart, Służka i teściowa kurwa jako żywo przypomina sytuację z dowcipu.
Pozostało tylko mieć nadzieję na to, że Aeron zacznie myśleć, a jego ośrodek decyzyjny przesunie się z powrotem do rogatej głowy.
Tymczasem żołnierzom ewidentnie pobadało się to co słyszeli. Zatem gdy oni szykowali się do akcji a następnie do niej weszli zabezpieczając budynek, to dowódcy już dawno walczyli. I to osobiście! Czyli nie byli tymi co wydają rozkazy z bezpiecznego miejsca i patrzą jak wojsko ginie, ale tymi, którzy sami wchodzą w największy ogień i z niego wydają polecenia!
- Będący z nami Gawain też spisał się paradnie! Miał za zadanie zlokalizować uprowadzoną i zabezpieczyć ją wyprowadzając z budynku. Udało mu się to! Wyprowadził jeńca tak sprytnie i skrycie, że nawet ja pomyślałem, że mu się nie udało! Nic nie dał po sobie poznać! Wchodzimy na pokład, idziemy do kajuty by dowiedzieć się co i jak, a tam stoi wyzwolona cała i zdrowa! – zawołał rozkładając ręce i robiąc minę w stylu „Było, a nie ma! Ale heca!” i wywołując tym samym śmiech żołnierzy, który następnie zamienił się w gratulacje i okrzyki na cześć Cienia.
Viridian stał i patrzył na zebranych. Ciekawe czy kiedykolwiek, jakikolwiek tłum wiwatował na cześć tego zabójcy i agenta do zadań specjalnych?
Biorąc udział w tej wyprawie jasno zadeklarował się po stronie Aerona. Z pewnością już teraz, niektóre języki cichcem przenosiły wieść, że oto Gawain Kreer wstąpił na służbę do Bękarta, co nie tylko nie wróżyło najlepiej jego ewentualnej dalszej karierze, ale też zagrażało bezpieczeństwu jego najbliższych. Już wkrótce Stalowy Bękart Aeron Vaele zacznie mieć wielu przeciwników. Nawet jego dotychczasowi sojusznicy (o ile jakichś miał), którym na rękę było trzymanie z możnym choć słabym socjalnie Bękartem, mogą się od niego odwrócić. To będzie oznaczało, że wszyscy, którzy są przy nim, lub zadeklarowali w jakikolwiek sposób poparcie dla niego, staną się potencjalnymi celami. To co Vyron mógł uczynić by zapewnić bezpieczeństwo Gaweinowi i jego najbliższym, to pokazać wszem i wobec, że Cień jest sprytny, doświadczony, potrafi maskować swoje działania i co najważniejsze, biorąc udział w wyprawie, opowiedział się również po stronie Kryształowego Księcia i był mile widziany we włościach Larazironów. To powinno wystarczyć, by posypały się zlecenia i aby trzymać sztylety z dala od jego najbliższych oraz jego samego – w końcu nikt rozsądny nie chce zadzierać z dwoma z trzech najpotężniejszych Upiornych na tym świecie.
- Dlatego dziś będziemy świętować! Będziemy pić, śpiewać, tańczyć i bawić się aż Himmelhof będzie drżał w posadach! – powiedział unosząc ręce w górę - Mam nadzieję, że przyjmiecie moje zaproszenie ... – zawołał w stronę Gawaina oraz Aerona i jego żołnierzy - ... i razem przepłuczemy gardła z pustynnego kurzu?
Powiedziawszy to zeskoczył z pokładu dziobowego i ruszył w stronę towarzyszy.
- No panowie, za chwilę wysiadamy! Chodźmy się szykować!
Nie minęło pół godziny, jak statek zacumował przy wieży, z której kilka dni temu wyruszali.
Wyprawa na pustynie dobiegła końca, cele zostały osiągnięte, nie było strat w żołnierzach ani cywilach a teraz schodzili się odświeżyć. Czyż mogło być lepiej?
No pewnie, że mogło! I będzie! Wieczorem!


(Jakby co, to napiszcie ZT za Vyrona )

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Kieł Pustyni
Nie 5 Gru - 15:03
Działo się za dużo i w zbyt szybkim tempie. Przyzwyczajony do spokoju w swoim życiu Aeron czuł, że miota się jak świeżo złapany ptak w klatce. Jak dotąd wszystkie jego działania były przemyślane, skrupulatnie zaplanowane, a oto porwał się na coś całkowicie spontanicznie, i co najciekawsze, wszystko poszło jak po maśle. Był oszołomiony i sam nie wiedział co o tym wszystkim ma myśleć. Jedno było pewne - nie może w tej chwili doprowadzić do zachwiania tych kruchych ram planu, który został nakreślony na kolanie. To, że jak dotąd udało im się dokonać tego, co zamierzyli, nie oznaczało, że koniec ich wyprawy będzie tak samo przyjemny jak jej początek.
Patrzył na Gawaina i Batul, oczekiwał od nich służalczej postawy i ją otrzymał, ale czy wiedzieli jak było to w tej chwili ważne? Czy wiedzieli, że to wszystko jest częścią gry, scenariusza który nie podobał się ani Upiornemu, ani nikomu innemu w tej kajucie? Było nieprzyjemnie, ale musiało tak być, jeśli chcieli zachować spokój i nie popaść w nadmierną ekscytację. Na to jeszcze przyjdzie pora.
Batul zachowała się tak, jak chciał, a przynajmniej miał nadzieję, że tak się zachowa. Prowadzenie z nią rozmów na temat jej sytuacji życiowej nie mogło odbywać się tutaj, na statku Vyrona. Musiała więc czuć się tak, jakby z łap jednego despoty trafiła w łapy drugiego. Tak było po prostu łatwiej, by gdyby nagle dowiedziała się, że jest wolna, nie wiadomo co by zrobiła. Bestii która została odebrana złemu właścicielowi nakłada się początkowo kaganiec, żeby przypadkiem nie pogryzła nowego właściciela. Tak było z Caiusem, tak było również z Bianką i Aldenem, tak też musi być z Batul.
Zignorował przytyk Laraziorna, bo przyzwyczaił się do jego komentarzy. Jednym uchem wleciało, drugim wyleciało. Nie pierwszy i nie ostatni raz z resztą.
Bardzo starał się samym spojrzeniem przekazać Gawainowi to, co działo się w jego głowie naprawdę. Cień pokazał, że jest godzien zaufania i mimo tego, że nie przepadali za swoim towarzystwem, był jedną z nielicznych istot którym ufał. Dłonie ukrył za plecami, wypinając dumnie pierś. Nie widzieli więc jak drżą mu ręce.
Powrót Vyrona sprawił, że napięcie przytłoczyło go jeszcze bardziej, bo chociaż zielonooki Arystokrata zachowywał się nadzwyczaj swobodnie, Aeron czuł, że niewiele brakuje by atmosfera w kajucie zgęstniała jeszcze bardziej. Przeszedł w stronę drugiego krzesła na sztywnych nogach, kiwając głową Keerowi w niemym zaproszeniu do stołu, Batul ignorując i dając jej czas by się w spokoju ubrała.
- Naturalnie. - powiedział siląc się na swobodny ton. Głowa bolała go niesamowicie, już sam nie wiedział czy z emocji czy po bójce, bo przecież i on dostał wpierdol. Lekki, bo lekki, ale był poobijany.
Po tym jak Viridian ich pożegnał i opuścił pomieszczenie, Aeron zrobił to samo, uprzednio posyłając Gawainowi rozchwiane, zdradzające stres spojrzenie. Nie mógł poprosić, by Cień zrozumiał. Mógł tylko prosić, by Cień wytrzymał jeszcze chwilę.
W swojej kajucie najpierw usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach, krzywiąc się paskudnie. Najchętniej skopałby otaczające go meble, ale w ten sposób z pewnością zwróciłby uwagę nie tylko swoich żołnierzy, których słyszał za drzwiami, ale i załogi, a wreszcie Vyrona. Nie chciał okazywać słabości, a czuł się naprawdę słaby. Słaby psychicznie, bo fizycznie mimo zmęczenia wszystko było w porządku.
Jak mógł działać tak lekkomyślnie? Tłumaczył sobie, że odbicie Batul było akcją "przy okazji" podboju Pustyni. Chciał w to wierzyć, lecz sumienie krzyczało co innego. Naraził Larazirona, Keera i żołnierzy na niebezpieczeństwo dla własnego kaprysu. Bo Rim nie jest zdecydowana, a on jest zachłanny i chciałby ją całą. Teraz, zaraz.
Nie bez powodu mówi się, że większość wojen wybuchła przez kobietę. Myśl o tym sprawiła, że zaśmiał się gorzko, odejmując dłonie od twarzy i odchylając się w tył.
Nie mógł zasnąć, dlatego po odświeżeniu się, wyszedł z pokoju i udał się na dziób, by w ciszy nocy obserwować rozgwieżdżone niebo. Musiał przemyśleć wiele spraw, a noc nadawała się do tego idealnie.
Gdy na horyzoncie zamajaczyły pierwsze wieże Dunkelheit, poczuł ucisk w żołądku i mdłości. Opanował chęć zwrócenia kolacji i z kwaśnym grymasem, odwrócił się od zamku, zawieszając wzrok na żołnierzach, którzy przygotowywali się do rozładunku. Obie armie dogadywały się ze sobą zaskakująco dobrze, jakby tak naprawdę od lat się znali i walczyli u swojego boku wiele razy. Widok ten sprawił, że poczuł się lepiej.
Vyron wyszedł do żołnierzy i zakrzyknął wesoło. Aeron korzystając z wybuchu entuzjazmu zbliżył się do Kryształowego Księcia i stanął obok niego, pięć centymetrów za nim. Nie mógł pokazać, że jest mu podległy, lecz nie mógł też manifestować teraz swojej władzy, bo statek należał do Larazirona.
Mowa Viridiana była naprawdę dobra, mimo iż wygłoszona prostymi słowami. Może właśnie o to chodziło? Zwracał się do żołnierzy jak do swoich, niezależnie czy patrzył na własnych ludzi czy na ludzi Vaele. A tamci odpowiadali okrzykami, widząc w nim przywódcę za jakim poszliby w ogień.
On także się uśmiechał, bo przecież nie mógł nie okazać radości. Cieszył się, że wszystko się udało, że nie stracił nikogo i skończyło się jedynie na draśnięciach.
Gdy nagle Vyron wypowiedział jego imię a wraz z nim wiele innych słów, będących w istocie pochwałą, Aeron poczuł jak dreszcz przebiega mu po plecach. Przygryzł od środka policzek, ale uśmiechnął się do wiwatującego tłumu, unosząc dłoń na znak tego, że Kryształowy nie kłamie. Nie wymagało to potwierdzenia, lecz młody Vaele musiał jakoś ukryć zażenowanie i to, że aż cały płonął ze wstydu. Jeszcze nigdy nie słyszał tak głośnych okrzyków na swoją cześć. A wszystko to za sprawą paru słów Viridiana.
Gawain również otrzymał swoją dolę, co spotkało się ze szczerym uśmiechem tęczowookiego. Naprawdę doceniał działania Cienia i uważał, że należy mu się uznanie. Zostanie sowicie wynagrodzony, to na pewno. Laraziron jednak poszedł o krok dalej i dał Keerowi to, czego Aeron nigdy nie mógłby mu dać, bo chociaż jego władza sięgała daleko, Vaele nigdy nie będzie tak potężny jak zielonooki Upiorny Arystokrata.
Razem z żołnierzami wzniósł okrzyki radości a gdy padło zaproszenie do wspólnego picia, odpowiedział równie ochoczo jak reszta. Nie mógł zabronić swoim picia po udaje wyprawie, a skoro Vyron ich zapraszał, tym bardziej nie wolno im było odmówić.
Gula w gardle na chwilę przesunęła się w głąb i zniknęła w żołądku, co prawie pozwoliło zapomnieć Aeronowi o tym, co wyprowadzało go z równowagi. Postanowił cieszyć się chwilą, bo przecież co było, już nie wróci, prawda? O długach i ich spłacie będzie się martwił później. Ma na to czas, a nawet jeśli nie, to go sobie wytworzy. Musi wrócić do wolnego działania, w oparciu o plany, bo spontaniczne akcje nie odpowiadały mu prawie tak bardzo, jak Larazironowi obecność Dachowców w jego otoczeniu.
Gdy Vyron do nich dołączył i zapowiedział rozładunek, Aeron skinął głową i ruszył za nim, lecz jeszcze przed rozpoczęciem zbierania się do zejścia na zamek, podszedł do Gawaina i skłonił mu się lekko.
- Cieszę się, że nic ci nie jest. - powiedział szczerze, tonem który sprawił, że ktoś kto go nie zna uznałby, że Upiorny jest o wiele młodszy niż w rzeczywistości - Rad jestem też, że poznałeś księcia Larazirona. On da ci wszystko to, czego ja nie mogę. Jego władza sięga dalej, bo i on sam patrzy wyżej. - dodał ciszej, klepiąc Cienia w ramię - Sto lat moich działań, to minuta jego działań. Dobrze, że zauważył twój potencjał. - klepnął go drugi raz, posyłając mu ostrożny uśmiech, po czym wszedł do swojej kajuty by się spakować.
Batul mieli zająć się żołnierze, podstawieni na rozkaz Keera, bo przecież rudzielec z nich wszystkich wiedział o kotce najwięcej. Wszyscy byli wobec niej delikatni, ale stanowczy, sprowadzając ją na zamek by w nim rozpoczęła kolejny, zupełnie nowy rozdział swojego życia.

(dokończmy kolejkę tutaj, Batul niech da ZT za wszystkich)

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Kieł Pustyni
Pon 6 Gru - 13:09
Słowa w dziwnym języku niepokoiły samym brzmieniem. Drugą, ważniejszą kwestią było to, że niczego nie rozumiał. Nie umiał nawet wyłapać pojedynczych słów, gdyż zawiły akcent i intonacja sprawiały, że zlewały się w jeden długi ciąg. A może lepiej było nie wiedzieć? Usłyszał i zobaczył dziś tyle, że emocji i przygód starczy na zapas. Plan, nawet jeśli się go nie trzymali, wypalił. Tylko jaką cenę przyjdzie im za to zapłacić?
Wszystkie istoty o wspólnym mianie "nie wiesz kim ja jestem" mogą zacząć pociągać za sznurki, wszczynać bunty, jeśli dojdą za porozumienia. Co uczynią inni arystokraci, gdy dojrzą zagrożenie?
Aeron, Vyron i teraz Batul. Co Keer robił w tym równaniu? Upiorni mieli swoje rodzinne więzy, polityczne mariaże i armie. A on?
Czego ode mnie chcesz i jak to z ciebie wydusić...
Patrzył na Aerona, nieustannie marszcząc brwi, jakby chciał wyryć je na swojej twarzy. Doskonale rozumiał, dlaczego Vaele zachowuje się tak, a nie inaczej. Cieniowi było zwyczajnie przykro i gdzieś tam czaiła się kapka żalu. Upiorny mógł użyć innych słów, dać Batul kapkę nadziei. Kurna, przecież był w tym dobry!
Cały dzień stąpał na paluszkach, pierdzielił się z każdym słowem i gestem, jak na przedstawieniu tylko po to, by wszystko poszło w las.
Tak, Panie.
Dziękuję, Panie.
Strach, smutek, beznadzieja w głosie Batul dobiły Keera, który odwrócił i spuścił głowę. Mocno zacisnął palce, jednak brakowało mu mankietów, które zwykle pomiędzy nimi pocierał, gdyż wpuścił koszulę w rękawice. Z trudem wytrzymywał świadomość, że Batul kłania się przed swoim przyszłym zięciem, tylko dlatego, że boi się potencjalnej kary. Czy Aeron widział tamten loch? Czy wyobrażał sobie, jakiego piekła doświadczyła Kotka?
Od ponurych myśli oderwał go powrót Vyrona. Nieco ociężale podszedł do wolnego krzesła i zajął miejsce. Znużenie zaczynało go doganiać. Kiwnął głową. Odpoczynek. Miód na jego uszy.
- Samych dobrych snów. - odparł, nie całkiem podnosząc się z krzesła, by wykonać lekki ukłon. Posłał zdziwione spojrzenie drugiemu Upiornemu. Aeron chciał stąd uciec. Widać było jak na dłoni.
- Zajmę się wszystkim. Wezmę kogoś z nocnej warty i też się potem prześpię. - zapewnił i poczekał, aż Aeron opuści pomieszczenie. Przysiadł na blacie. Cisza przytłaczała, tak samo jak poczucie winy i wstyd. Zsunął maskę. Nie chciał się za nią teraz kryć.
- Mam nadzieję, że wybaczysz mi kłamstwo... Rim przekazała nam sporo informacji. Przewidywaliśmy, że będziesz bała się Upiornych, więc wysłali mnie. Gdybym nie owijał w bawełnę, nigdzie byś nie poszła. A tak? Spotkasz się ze swoją córką.
Dał jej trochę czasu na przetrawienie jego słów. Choć wszystko zakończyło się pomyślnie, nie silił się na uśmiech. Wyciągnął granatową chusteczkę i przetarł nią twarz.
- I zapewniam, naprawdę nic nie grozi ci ze strony pana Vaele ani nikogo innego na tym okręcie. - wstał, zebrał swoje rzeczy i ruszył ku drzwiom.
- Zjedz coś, odpocznij. Dobrej nocy, Batul. - rzucił na odchodne.
Szybko znalazł nocną wartę, przekazał nieskomplikowane instrukcje. Pilnować, nie przekazywać ostrych przedmiotów i być na każde skinienie. Nie dawać zbyt dużo jedzenia naraz i możliwie lekkostrawne. W razie paniki, gróźb i podobnych ekscesów, budzić go i wołać. A tak to obudzić go przy zmianie warty.

Poczuł się bezpiecznie. Zbyt bezpiecznie. Żywym dowodem był szturchający go młodzian w barwach Larazirona.  Podziękował za pobudkę i przetarł powieki. Jego sprzęt walał się po kajucie, podobnie jak ubrania.
Widać, że nie byłem w wojsku... - uśmiechnął się pod nosem, po czym odświeżył się i odział, poukładał bajzel. Upewnił się, że kolejnemu wartownikowi przekazano prawidłowe instrukcje i wrócił do siebie, by rozłożyć mechanizm kuszy i przeczyścić go z pustynnego pyłu. Proste, powtarzane przez lata czynności pozwoliły mu skutecznie ignorować sny współtowarzyszy. Kipiały ekscytacją i niepokojem. Adrenaliną. Choć statek był cichy, czuł się jak w ulu.
Skończyło się na tym, że wypolerował i wytrzepał wszystko, co mógł, zanim wyszedł na pokład. Wschód już dawno nabrał rumieńców, a Dunkelheit malutki niczym domek dla lalek właśnie wyrastał na horyzoncie. Keer wsparł się o reling i obserwował poranną krzątaninę. Zauważył wymiętoszonego Aerona, a chwilę później wyszedł ku nim Vyron. Huk wystrzału zastąpił mu poranną kawę.
Jasny szlag! - zaskoczenie wymalowało na jego twarzy uśmiech, tak samo jak widok rozpromienionego Larazirona. Przemowa była prosta, ale serdeczna. Świąteczny nastrój szybko udzielił się Keerowi i ani się obejrzał już wiwatował razem z resztą. Nie musiał kojarzyć mordy żadnego z żołnierzy, żeby gratulować im dobrze wykonanej roboty. Jedyne strzały jakie oddali były ostrzegawcze.
Gdy usłyszał miano, jakim określił Aerona Vyrona, prawie by się zapomniał i zagwizdał z wrażenia. Stalowy Bastard. Pasowało jak ulał. To, że się prali po mordach nie było w tym wszystkim najciekawsze. Bardziej interesujący był jegomość zatopiony w krysztale oraz informacja, że Vyron jest zdolny do podobnych rzeczy. Jakoś nie czuł, by to miała być metafora. A trupa nie braliby w podróż...
Gdy myślał, że to już koniec śmichów-chichów padło jego imię. Zacisnął usta w wąską kreskę i posłał Vyronowi puste spojrzenie kogoś całkowicie oszołomionego. Nie powinien go wymawiać. Powinien je wymówić. Ryzyko. Bezpieczeństwo. Dostał coś niespodziewanego, na co faktycznie pracował... Stał pomiędzy tłumem a szlachetnymi panami, kompletnie nie wiedząc, co ma począć. Nikt nigdy tak nie wiwatował na jego cześć. Zupełnie obce, ale niezmiernie miłe uczucie właśnie przypiekało mu lica na czerwono. Uśmiech Aerona dodał Cieniowi otuchy, który wyszczerzył się do żołnierzy i skłonił się nisko w podziękowaniu za wiwaty, teatralnie machając przy tym dłonią. Przedstawienie zakończone!
- Oczywiście! - odkrzyknął na zaproszenie, nie przejmując się, że radosny ryk wokół prawie całkowicie go zagłuszył. Miał ochotę uchlać się w trupa.
Wyszedł na spotkanie Upiornym. Nie wypadało, by fatygowali się do niego. Krótko przytaknął na informację o zbliżającym się końcu podróży, gdy zaczepił go Aeron.
- Też bym ci przywalił - posłał mu figlarny uśmiech. Och, wczoraj naprawdę miał taką ochotę, bo książę pierdzielił od rzeczy. Sam rozegrałby rozmowę inaczej, ale jaki byłby tego skutek?
- Ufam, że wszystko u ciebie w porządku. - dodał spokojniej. Widać było, że Aeron nie spał. Obawiał się, że Cień zajrzy w jego sny czy ruszyło go sumienie?
- Razem możecie jeszcze więcej. Dziękuję... że dałeś mi szansę. - kiwnął głową, po czym ruszył po swoje rzeczy mając nadzieję, że nie natknie się na Vi Rimma. Sprawdził, czy wojacy wiedzą co i jak. W końcu mieli schodzić z pokładu w kolejności w jakiej wchodzili, więc musiał być gotów.


Kieł Pustyni - Page 2 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Batul
Gif :
Kieł Pustyni - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
180
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
165/50
Znaki szczególne :
Wąsy i cętki na ciele
Pod ręką :
nic
Stan zdrowia :
Liczne siniaki i zadrapania na ciele.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t772-batul#9505
BatulNieaktywny
Re: Kieł Pustyni
Sob 18 Gru - 20:57
Nie miała pojęcia jak długo stała tam ze wzrokiem wbitym w podłogę. Mężczyźni rozmawiali między sobą, wymieniając jakieś uwagi, wydawało jej się też, że słyszała ten dziwny język, którym upiorni często się posługiwali, gdy rozmawiali o czymś, o czym uszy pospolitej dziwki nie powinny słyszeć. Nie wiadomo, komu mogła przekazywać takie informacje, prawda?
W końcu dwaj arystokraci opuścili kajutę, a ona sama poczuła, jak schodzi z niej napięcie. Kolana zaczęły jej drżeć, więc zrobiła jeszcze krok do tyłu, opierając się o szafkę stojącą za nią, żeby nie upaść. Znów została sam na sam z Gawainem, któremu chyba ufała najbardziej z tej całej pokręconej ekipy ratunkowej.
- Nie masz za co przepraszać - uśmiechnęła się do mężczyzny delikatnie. W jej oczach dalej czaił się strach, choć ciało coraz bardziej domagało się zaspokojenia swoich podstawowych potrzeb. Mirabelka, którą zjadła wcześniej, już dawno była tylko wspomnieniem. Już nie wspominając o wszechogarniającym zmęczeniu. No i dalej czuła dziwne mrowienie w kończynach, pewnie po tej dziwnej maści zmniejszającej.
- Musiałeś wykonać swoje zadanie. Rozumiem - dodała, spoglądając na niego.
Mógł sobie mówić, co chciał, ale dwójka upiornych dalej wywoływała u niej gęsią skórkę. To była pieprzona arystokracja. Nieraz już doświadczała, jacy są niegroźni. Nie pamięta już, ile razy miała przez nich połamane żebra czy palce. O bliznach i siniakach nie wspominając.
Na szczęście jej wybawca nie musiał o tym wiedzieć.
- Dobrej nocy- odpowiedziała, gdy mężczyzna zbierał się do wyjścia. Gdy jego kroki ucichły za drzwiami, omal nie upadła gdy napięcie zeszło z niej jak powietrze z przebitego balonika. Z trudem doczołgała się do łóżka i usiadła na jego brzegu. Wyciągnięte przed siebie ręce drżały jak opętane. Organizm zaczynał odpuszczać całe napięcie, jakie jej do tej pory towarzyszyło. Nie wiedziała kiedy łzy zaczęły płynąć jej po policzkach. Cichy szloch wstrząsnął jej drobnym ciałem, gdy podciągnęła kolana pod brodę, chowając twarz w dłoniach.
Nie miała zielonego pojęcia, co ją teraz czekało. Nie miała pojęcia, kiedy zasnęła, zwinięta w pozycji embrionalnej na łóżku. Obudził ją dźwięk otwieranych drzwi, gdy strażnik przyniósł jej posiłek. Jakaś owsianka z owocami, szklanka wody, suchary. Niedużo, ale na tyle, aby zaspokoić pierwszy głód i nie doprowadzić głodzonego miesiącami organizmu do katastrofy. Odprowadziła strażnika czujnym spojrzeniem i dopiero gdy drzwi się za nim zamknęły, zeszła z łóżka, praktycznie rzucając się na jedzenie. Dopiero teraz poczuła jak była głodna. A wciąż nie miała pewności, czy to nie jest jej ostatni posiłek.
Po posiłku wróciła na łóżko, wciskając się w kąt i obejmując dłońmi i ogonem. Wokół rozbrzmiewały odgłosy pracującej maszyny, kroki ludzi, śmiechy wartowników. Myśli krążyły jej jak szalone, nie miała pojęcia, co teraz będzie. Czy faktycznie spotka Rim? A jeśli tak, co wtedy? Co, jeśli Rim dalej jest niewolnicą, dalej musi usługiwać, tylko że pod władzą tego przeklętego arystokraty? Co, jeśli nie żyła, a fakt, że jest jej córką, wykorzystali, żeby łatwiej ją wyrwać z Kła? Co, jeśli Kieł tak naprawdę był najlepszym miejscem, w jakim kiedykolwiek mogła żyć i teraz czeka ją tylko gorsze?
Czas płynął nieubłaganie, strażnicy co jakiś czas zaglądali do niej, czy czegoś nie potrzebuje, ale ona tylko siedziała w kącie, obserwując ich znad kolan. Bała się, co przyniesie przyszłość i nic nie była w stanie na to poradzić. Modliła się w duchu, aby ta podróż skończyła się jak najszybciej.
Albo trwała całą wieczność.
[zt everyone~]

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach