Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair

Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Sama nie wiedziałam, kiedy dokładnie przysnęłam na kanapie w salonie, ani tym bardziej jaki okrutny los spotkał jeden z moich butów. Najwyraźniej, któraś z bestii uznała, że będzie to fantastyczny wstęp do rozpoczęcia zabawy... Mali atencjusze. Tyle że dziś nie miałam siły na tego rodzaju dokazywanie.
Zarwałam pół nocy, próbując ulepszyć recepturę własnego eliksiru... a gdy w końcu zdawało się, że sukces był już na wyciągnięcie ręki, okazało się, że zabrakło mi składników... i to takich, po które z samego rana musiałam wyprawić się do Miasta Lalek. Doprowadzając się do ładu i wybierając odpowiedni strój, przeklinałam wszystkich przedwiecznych alchemików oraz ich skłonność do swego rodzaju magicznych absurdów. Bo czemu akurat pył z chodnika w cieniu Zegarowej wieży, miałby być lepszy od tego, który osiadł na leśnej drodze? Magia miała swoje dziwne zawiłości, których jeszcze nie byłam w stanie pojąć. Może za jakieś pięćdziesiąt czy sto lat... Zobaczymy. Oczywiście o ile dożyję tego czasu, a z tym mogło być różnie. Szczególnie jeśli będę sobie pozwalać na opuszczanie gardy. Właśnie o tym myślałam, spoglądając w dół i rozglądając się za zaginionym butem.
Nie powinnam pozwalać sobie na takie nieplanowane drzemki... a już tym bardziej sen na tyle głęboki, że nawet kradzież obuwia, nie wyrwała mnie z Morfeuszoweych objęć. Nadal bardzo wyraźnie pamiętałam „lekcję”, której udzielił mi Christopher, zakradając się do mojego domu w kociej postaci. Nawet we własnym azylu nie można było czuć się całkiem pewnie. Choć po prawdzie nadal nie mogłam się w pełni wyzbyć tego uczucia. Nie, kiedy po pałacyku kręciły się bestie albo marudna marionetka.
Właśnie... w tej sprawie mógł być jeszcze jeden podejrzany. Skoro, bez pardonu potrafił zabrać mi ubrania z szafy, bo w artystycznym szale natchnienia postanawiał je ulepszyć... może zaczął przymierzać się również do szewskiej profesji. Dla mnie byłaby to zdecydowanie milsza perspektywa, wówczas zgubę znalazłabym w pracowni Marionetki i widmo szukania jej po Malonowym Lesie, prysłoby niczym mydlana bańka.

Przeciągnęłam się z cichym pomrukiem i podniosłam z kanapy, mimo iż po prawdzie miałam ochotę jeszcze pospać. Należało jednak sprawdzić, czy dokończyłam pracę, musiałam być, jeszcze nieźle zamroczona skoro tego nie pamiętałam.
Zsunęłam ze stopy ocalały but, niosąc go w dłoni. Chodzenie w jednym, zwyczajnie wyglądałoby głupio.
Wolną ręką, przeczesałam włosy, pozwalając by luźno opadły na ramiona. Zatrzymałam się dopiero przed drzwiami prowadzącymi do pokoju zamieszkiwanego przez Marionetkę, po czym kilkukrotnie uderzyłam w drzwi pięścią.
-Soren, przysięgam, że jeśli znowu bez pozwolenia zabrałeś moje rzeczy, to wrzucę Cię do roju termitów!
Niestety odpowiedziała mi cisza, a drzwi okazały się zamknięte. Zapewne lokator pokoju, znowu wybył gdzieś w poszukiwaniu nowych tkanin, wasążek i koronek. Albo, by spieniężyć cześć prac, które wyszły spod jego ręki. Oczywiście mogłabym, wejść do pomieszczenia korzystając z magii, ale w ostateczności sprawa mogła poczekać... W końcu moja garderoba nie należała do ubogich i nie byłam skazana na noszenie jednej pary pantofelków. Tu zwyczajnie chodziło o zasady.
Wizyta we własnej pracowni, czy raczej uchylenie do niej drzwi starczyło, aby wspomnienia z poranka powróciły. Słodka woń unosząca się w powietrzu niemal natychmiast przyprawiała o senność. Próba przekształcenia eliksiru Kołysanki w Zapominajkę... widać powiodła się w jakimś stopniu. Szkoda tylko, iż wszystko wskazywało na to, że skończyłam jako swój własny królik doświadczalny... Ironia.
Zamknęłam drzwi, odnotowując w pamięci, że pracowni należy zafundować gruntowne wietrzenie i ruszyłam do kuchni. Z nadzieją, że mocna herbata, przyprawiona odpowiednią porcją ziół pobudzających będzie w stanie postawić mnie na nogi. Oby.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Misja... Wreszcie jakaś misja, która nie jest związana z przeklętą dziewuchą, którą przyszło mu pilnować. W pierwszej chwili Christopher czuł wręcz ogromny entuzjazm na wieść, że arcyksiąże planuje wysłać go gdzie indziej. Może nawet zbyt ogromny, jak na kogoś takiego jak on, nie mógł jednak poradzić nic na ten stan rzeczy... Od miesięcy czuł się jak przedszkolanka w jednoosobowym przedszkolu i wreszcie mógł się wykazać w stary, sprawdzony sposób. Nie było to nic niezwykłego, miał zwyczajnie wytropić paru wrogów stowarzyszenia i przytargać ich przed oblicze "sprawiedliwości". Jak mu się udało? Wręcz wyśmienicie i czuł dziką satysfakcję, gdy mógł po staremu rzucić się w wir akcji, nie oglądając się przez ramię bez ustanku... Całość jednak potrwała dosyć długo. Z każdym kolejnym zaś dniem jego entuzjazm stopniowo malał zastąpiony przez jakieś dziwne uczucie niepokoju. Z początku nie rozumiał do końca, co to właściwie jest, aż wreszcie, ku swojemu niezadowoleniu, zrozumiał o co chodzi. Fakt, że nie musiał oglądać się przez ramię zaczął stawać się wręcz uciążliwym ciężarem... Robił to tak długo i tak intensywnie, że działając samemu czuł się jakoś potwornie nienaturalnie. Wreszcie w pełni uformował myśl, która krążyła w jego głowie na ten temat. Czuł niepokój o to, co dzieje się z różowłosą w tym czasie. To wydawało mu się kompletnie absurdalne biorąc pod uwagę ich relacje, ale nie mógł zwyczajnie siebie okłamywać. Podejrzewał, że była to jedynie kwestia przyzwyczajenia. Tak długo musiał robić za jej ochroniarza, że nie mógł nic poradzić na to, że jego myśli wiecznie krążyły wokół tego, czy coś lub, co bardziej prawdopodobne, ona sama nie zrobiły jej krzywdy. Głupota. Może dlatego był tak podirytowany po zakończeniu całej misji i postanowił w bardzo krótkim czasie wykorzystać pewną wygraną, którą uzyskał na balu zimowym już dawno temu. Zabawne, że dopiero teraz o tym pomyślał...

Pomieszczenie, w którym się znalazł miało w sobie dziwaczną, nużącą woń. Christopher aż zmarszczył noc z niesmakiem, czując że zaraz go zwali z nóg. Czym prędzej wyszedł z pomieszczenia, rozglądając się przez dłuższą chwilę po korytarzu. Był tu już kiedyś. Jeśli ktoś by go spytał, dlaczego nie zapukał zwyczajnie i wszedł frontowymi drzwiami... To dachowiec odpowiedziałby mu, że jest debilem. W tej relacji była to kompletna głupota i coś nienaturalnego. Nie chciał dawać arystokratce poczucia, że zdołała zabezpieczyć się przed jego wizytami. Nie zamierzał jednak również bawić się w podchody, jak ostatnim razem, dlatego najzwyczajniej w świecie ruszył do kuchni, skąd słyszał odgłosy krzątania się... To najpewniej tam spotka swoją podopieczną. Po raz pierwszy od wielu tygodni, ciekawiło go czy już urżnęła sobie połowę twarzy albo coś.
- Uroczo widzieć, że udało ci się nie zginąć beze mnie przez ten krótki czas.
Rzucił od wejścia, wyraźnie ironizując. Stanął w drzwiach, zakładając ręce na piersi i wpatrując się w nią intensywnie. Był ciekaw jej reakcji, ale przede wszystkim, chciał jej się na nowo przyjrzeć. Dawno jej nie widział, próbował dostrzec jakieś różnice. Chociaż czy dawno... To kwestia względna, dla kogoś kto pilnuje jej na trzy etaty parę tygodni to ogromna ilość czasów. Christopher jednak nie świdrował jej wzrokiem na długo, śpieszyło mu się bowiem, by przekazać jej wesołą nowinę.
- Pakuj się, jedziemy załatwić coś daleko stąd. - rzucił tonem, jakby mówił o zwyczajnym spacerku - Co najmniej parę tygodni. Zabierz lepiej jakiś kapelusz i okulary, to pustynia.
Ponownie wbił w nią wzrok, czekając na reakcję. Był ciekaw, jak długo zajmie jej pogodzenie się z tym, że widzi na nowo swój koszmar i ten z miejsca każe jej pakować manatki.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Czułam się jak na lekkim rauszu, a przecież nie piłam niczego, co zawierałoby choćby znikomą ilość procentów. A w każdym razie wczorajszego dnia. O wcześniejszych dniach nie wspominam, wszak miałam okazję, by świętować. Odzyskaną wolność, nawet jeśli jedynie tymczasowo... należało opić. Niestety nie byłam osobą nadającą się do zbyt długiego i intensywnego świętowania czegokolwiek... a co więcej miałam swoje obowiązki.
Przekazałam pierwsze próbki leku i prototyp ochronnego talizmanu, do Różanej Wierzy. Teraz mogłam tylko czekać. Ale oczywiście czekanie nie mogło być bezczynne, nie kiedy moje myśli krążyły coraz bliżej tematu egzaminu na wiedźmę. Należało się wykazać, stąd też cały pomysł z ulepszaniem i przekształcaniem eliksirów.

Zalewając filiżankę z ziołową herbatą, kątem oka dostrzegłam jak na parapecie kuchennego okna, wylądował mój Estris. Bestyjka sprawiała wrażenie zaniepokojonej, co zmusiło mnie, by baczniej się jej przyjrzeć.
-Coś się stało?
Spytałam spokojnie, nadal walcząc z uczuciem sennego rozluźnienia. Z chwilą, gdy cichy pisk bestii, w moim umyśle przekształcił się w słowa, cała moja ospałość zniknęła, a ja spięłam się mimowolnie, o mało nie rozlewając przez to herbaty.
”Wrócił”, z ust bestii padło tylko to jedno słowo, a ja nie musiałam, pytać kogo miała na myśli... Wiedziałam.
Zaklęłam w myślach, przeklinając wszystko na czym świat stoi. Miałam plany... całą masę planów na „odpowiednie” powitanie po tej rozłące. Teraz jak na złość, nie byłam w stanie zrealizować żadnego z nich... Jedyna przewaga, jaką posiadałam, to wiedza, że się zbliżał i zapewne sam będzie próbował mnie zaskoczyć. Niedoczekanie.
Znów utkwiłam spojrzenie w naczyniu z herbatą i po chwili zastanowienia, sięgnęłam po drugie identyczne. Napełnioną filiżankę, znad której unosił się aromatyczny obłok pary, postawiłam na skraju kuchennego stołu. Sama wróciłam na poprzednie miejsce. Opierałam się o kuchenny blat, zaciskałam palce na porcelanie i wyczekująco wodziłam spojrzenie ku drzwiom, w których za chwile miał pojawić się mój przeklęty dręczyciel.
Filiżanka z herbatą, wyczekująca gościa nie była w żadnym razie wyrazem gościnności. Była aluzją, znakiem tego, że wiem, co za chwilę nastąpi. Wiedziałam też, że Christopher nawet jej nie spróbuje, zresztą nie on jeden miałby opory przed spożyciem czegokolwiek w domu Czarownicy. Jednak to właśnie On, powinien mieć względem tego szczególne obawy, biorąc na wzgląd szczególną zjadliwość i zawiłość naszej relacji. Owszem był odporny na wiele trucizn, o czym sam niejednokrotnie mnie zapewniał... ale wiele to jednak nie wszystkie.
Dziś jednak, czekała na niego zwykła ziołowa herbata. I to w dodatku wyjątkowo dobra, w porównaniu z tym, co zawierały jego własne kuchenne szafki. Potrząsnęłam głową, chcąc wygonić z niej niechciane wspomnienie z poranka spędzonego w mieszkaniu Dachowca.
Teraz starałam się skoncentrować, nasłuchując kocich kroków... i próbując wyglądać na w pełni opanowaną.

Ile czasu minęło, od kiedy Rosrarium wysłał go na solową misję? Gdy starałam się dokonać owego obliczenia, w kuchennym progu pojawił się Christopher. Nie powstrzymałam się przed powitaniem go jakże jadowicie słodkim uśmiechem.
-Zdecydowanie zbyt krótkim jak na mój gust...
I znów czułam na sobie chłodną zieleń kociego spojrzenia, która niemal każdego z miejsca potrafiła przyprawić o dreszcze. Zapewne Strażnik, właśnie sprawdzał, czy po przymusowej przerwie, i ja nie dołączę do owego grona. Niestety kotek, będzie rozczarowany. Nasza wojenka trwała dostatecznie długo, dzięki czemu zdołałam się na pewne rzeczy uodpornić. Podobnie jak i on, na wiele z moich zagrań.
W tym wszystkim tylko jedno było dobre. Niespodziewane pojawienie się białowłosego, zdecydowanie pomogło mi się otrzeźwić. Znów czułam się jak stworzenie, wrzucone do pojemnika ze swym naturalnym przeciwnikiem... a to wymuszało czujność. Niespodziewanie dotarło do mnie, iż na nowo budziła się też we mnie również dziwna ekscytacja...
Spojrzenie Dachowca zdawało się czegoś we mnie szukać. Najpewniej płomyków ognia tańczących na krańcach palców albo ostrych przedmiotów, które mogłam mieć pod ręką.
Aktualnie za potencjalne narzędzie przyszłej zbrodni, można było uznać jedynie herbatę, nie licząc rzecz jasna magicznych przedmiotów, z którymi nie miałam w zwyczaju się rozstać. Ostatnim czasem moją kolekcję powiększył nowy nabytek, który bardzo łatwo dało się pomylić ze zwykłą biżuterią. Na dodatek taką, którą chętnie obdarowywały się zakochane pary. Moją szyję zdobił cienki srebrny łańcuszek, na którym wisiał uroczy naszyjnik w kształcie serca oplecionego parą skrzydeł. Całe szczęście poza wizerunkiem, ozdóbka nie miała nic wspólnego z miłością.
Strażnikowi mogło się również zdawać, iż ubyło mi kilka centymetrów wzwyż... czego przyczyną był aktualny brak obuwia. Fakt ten mógł się wydawać szczególnie dobitny, gdyż od czasu naszego poznania, nie nosiłam niczego, co miałoby mniej niż pięciocentymetrowy obcas.

Kolejne kwestie jakże swobodnie rzucone przez Strażnika, wywołały na mojej twarzy wyraz oszołomienia, którego nie zdołałam w porę zamaskować.
-Co?
Wtrąciłam mało elokwentnie, starając się przypomnieć sobie, kiedy ostatnio sprawdzałam swoje skrytki pocztowe. Misja mająca trwać kilka tygodni? Arcyksiążę przecież uprzedziłby mnie wcześniej... w końcu niespełna tydzień temu miałam okazję się z nim widzieć podczas comiesięcznego odpracowywania kary w Lisim Zakątku...
Opanowałam się momentalnie, przypominając sobie, przed kim właśnie stoję. Jeszcze tego brakowało, by widział we mnie choćby cień zdenerwowania. Odstawiłam do połowy pełną filiżankę na blat, po czym nonszalancko powtórzyłam gest Christophera, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Nic mi nie wiadomo o żadnej nowej misji, zakładającej mój udział. A skoro ma potrwać aż kilka tygodni, to z całą pewnością ktoś ze Stowarzyszenia pofatygowałby się poinformować mnie osobiście. A może bawisz się teraz w gońca i po drodze zatroszczyłeś się o moją pocztę, hm?
Całą swoją postawą starałam się, dać Strażnikowi do zrozumienia co sądzę, na temat tego nonsensu. Gdyby to było coś naprawdę nagłego, on sam również inaczej by się zachowywał. I dlaczego miałam wrażenie, że kocur jest z czegoś zadowolony? Zdecydowanie nie powinien być, skoro jego misja a tym samym wakacje ode mnie dobiegły końca.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Przylatując do rezydencji Seamair nie spodziewał się zbytnio, że przekroczy ją bez jakiegokolwiek alarmu... Nie było to zresztą potrzebne, czarownica nie mogła go od tak zaatakować, nawet jeżeli wdarł się na jej teren. Jej bestie mogły i można by to podciągnąć pod nieszczęśliwy wypadek, ale Christopher nigdy specjalnie się nimi nie przejmował, walczył bowiem już wielokrotnie z o wiele większymi i o wiele groźniejszymi potworami, a przede wszystkim z przestępcami, którzy byli istotami cwanymi, a to czasami miało większe znaczenie, niż czysta siła fizyczna. Także nie martwił się o swoje życie, gdy wkraczał na terytorium osoby, którą w teorii ma chronić od wszystkiego, gdyż jest tak cennym zasobem dla stowarzyszenia... Dosyć często strażnik podważał w swojej głowie to ostatnie, może dlatego, że sam nie znał się zbytnio na eliksirach i przez to nie rozumiał pracy, jaką ona tu wykonuje. Niestety wykrycia już nie mógł uniknąć tak łatwo, jak ran fizycznych, dlatego o ile nie stosował jakiś wymyślnych sposobów na włam (jak chociażby akcja z przebraniem się w kota, wykonana już spory kawał czasu temu), to Seamair była przeważnie uprzedzona o jego obecności. Tak też było i tym razem, czego szybko się domyślił przez dwie filiżanki herbaty obecne w kuchni. Coś mu jednak mówiło, że zawiadomiona została wyjątkowo późno, bo podejrzewał o wiele bardziej ciekawe przywitanie.
- Miło, że przygotowałaś mi coś na przywitanie... - mruknął cicho, zerkając w kierunku filiżanki - Ale sugeruję ci się pośpieszyć z twoją własną.
Wbrew temu, czego czarownica się spodziewała, dachowiec najzwyczajniej w świecie podszedł do blatu i złapał filiżankę w wyjątkowo nieelegancki sposób. Wyżłopał zawartość niemal od razu, po czym niezbyt delikatnie odstawił ją na blat. Chciało mu się trochę pić, a przeczuwał, że do naparu nic nie dolewała... Nie mogła być tak głupia, by sądzić, że ją tak po prostu wypije, prawda? Christopher miał wystarczająco czasu by przemyśleć sobie, że zrywanie schematów może być skuteczniejsze, niż to, jak dręczył ją dotychczas. Ale nie przyszedł tu ani by pić herbatkę, ani by wkurzać i poniżać swoją podopieczna... Przy czym to drugie było wyjątkowo na miejscu. Mężczyzna zerknął krótko na jej stopy i odkrył, że nie ma na sobie obcasów, które tak ubóstwia w jego towarzystwie. Czyli dobrze podejrzewał, że nie miała zbyt wiele czasu na przygotowanie się.

Strażnik nie wyglądał, jakby jej pytania zbiły go z tropu. Wbił tylko w nią wzrok, marszcząc przy tym nieco brwi.
- Nie mówiłem przecież, że misja jest zlecona od stowarzyszenia. - zerknął na nadgarstek, na którym ewidentnie nie miał zegarka - Mówiłem za to, żebyś sprężała się. Za parę godzin mamy pociąg.
Założył ręce na piersi i odchylił głowę nieco do tyłu. Jego zielone ślepia zwężyły się nieco, obdarzając Seamair dość zagadkowym spojrzeniem... Jak gdyby powstrzymywał ją od czegoś, tylko pytanie od czego. Od dalszej dyskusji? Krótki uśmiech pod nosem powinien dziewczynie szybko przypomnieć, o co tak naprawdę Christopherowi chodzi. Odbierał swoją nagrodę sprzed wielu miesięcy. Może i uznawał to za głupkowatą zabawę, ale teraz mógł to wykorzystać... Nie tylko po to, żeby pognębić podopieczną. Przede wszystkim dlatego, że naprawdę coś musiał załatwić i chciał ją mieć przy sobie. Parę tygodni w terenie i już dręczyły go podejrzenia, że rozwaliła gdzieś sobie łeb... Głupia sprawa biorąc pod uwagę, że nie miał obowiązku jej wtedy pilnować. Zwalał to na przyzwyczajenie. Teraz z kolei musiał ją pilnować, więc zwalił to na poczucie obowiązku.
- Dobrze wiesz, że nie masz wyjścia...
Zmrużył oczy jeszcze bardziej, po czym wyszedł powolnym krokiem z kuchni. Postanowił dać jej nieco sposobności, by się spakowała, a samemu rozejrzeć się nieco po domu. To był już spory sukces, że nie rzucała w niego nożami, nie widział jeszcze wnętrza inaczej, niż z perspektywy kota.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Czy może być coś bardziej irytującego niż, gość, który bez zaproszenia pcha Ci się do domu, tylko po to, by co rusz popędzać i poganiać ? W dodatku z marszu obwieszczający, że już teraz zaraz... masz jechać z nim nie wiadomo gdzie. Niedoczekanie...
-Pij na zdrowie...
Dodałam tylko słodko, starając się podtrzymać pozory „podstępu”. Nawet jeśli w rzeczywistości herbata nie stanowiła żadnego ryzyka, to chciałam, by Dachowiec myślał inaczej. Cokolwiek bym do niej dodała, mogło najzwyczajniej nie zadziałać, albo aktywować się po upływie czasu. Nie spodziewałam się, że wypije napar... Teraz będzie mnie dręczyło poczucie zmarnowanej szansy... co więcej ziołowa herbata miała właściwości pobudzające, bo właśnie takich sama potrzebowałam... Nie uśmiechała mi się wizja, tego, że za moją sprawą i kocur miał się niedługo poczuć, jakby zaserwowano mu zastrzyk z kofeiny. Tym bardziej że już teraz zdradzał dziwnie niepasujące do jego osoby ożywienie.
Przewróciłam oczami, widząc demonstracyjny gest ze strony Strażnika. Nie miałam najmniejszego zamiaru ruszyć się z miejsca. Do czasu aż nie dotrą do mnie jakieś sensowne argumenty, by ów stan rzeczy zmienić. W przeciwieństwie do swego nieproszonego gościa herbatą miałam zamiar się delektować i to dłużej niż kiedykolwiek wcześniej.

Gdy usłyszałam, że ta cała tajemnicza misja nie jest wymysłem Czarnej Róży, przechyliłam głowę lekko w bok, a na mojej twarzy odmalowało się zdziwienie. Które już chwilę później płynie przekształciło się w swoisty wyraz triumfu. Ostentacyjnie wzruszyłam ramionami.
-Skoro to nie sprawy „zawodowe” to, o czym my tu w ogóle mówimy? Hm?
W tej chwili mój nastrój uległ diametralnej poprawie a cała sytuacja, zrobiła się zwyczajnie śmieszna. Nie wiedziałam, czym ostatnim czasem zajmował się Dachowiec, ale wyraźnie przeholował z kocimiętką, jeśli sądził, że ma nade mną jakąkolwiek władzę. Nie licząc tej, którą nieproszony nadał mu nasz nadopiekuńczy szef... a z której respektowaniem również marnie mi szło, znosiłam i uznawałam jedynie absolutne minimum. I tylko po to, by nie dać Rosarium kolejnego pretekstu do szukania mi nowych kar.
-Nie masz żadnego prawa, by móc ot, tak mną komendero- …
Przerwałam swoją wypowiedź w pół zdania, gdy życzliwa pamięć, usłużnie przypomniała mi o pewnym wydarzeniu... które niejednokrotnie zdarzało mi się rozpamiętywać, budząc tym samym swe wszystkie wewnętrzne demony. Nadzieja na to, że feralny zakład zawarty w czasie Zimowego Balu, został zapomniany, została właśnie zrównana z ziemią. A może nawet starta na proch, sądząc po spojrzeniu, jakim uraczył mnie Strażnik, gdy zorientował się, że zrozumiałam...
W krótkim czasie, w głębi mego szkarłatnego spojrzenia przelała się cała mieszanina emocji, lecz w jej składzie z całą pewnością brakło tych pozytywnych.
-A więc to tak...
Odpowiedziałam, jednocześnie odstawiając filiżankę na blat stołu, w obawie, że delikatna porcelana panie ofiarą ogarniających mnie emocji. Wbrew pozorom i zapewne, oczekiwaniom nie wybuchłam furią i nic ani nikt w moim pobliżu nagle nie stanęło w płomieniach. Czego by nie mówić, durny zakład wyszedł z mojej inicjatywy i pretensje w rzeczywistości powinnam mieć do siebie. Z drugiej strony, kto nie ryzykuje, ten nie ma... A zyskać można było całkiem wiele, jak się właśnie okazało... W tej sekundzie przeklinałam się za to, że wówczas tak luźno i swobodnie podeszłam do sprawy ustalenia reguł naszej małej gry.
Mimo jakże fatalnego biegu zdarzeń poczułam nagły przypływ determinacji. Nie miałam zamiaru stać teraz jak jakiś zbity pies, zwłaszcza przed kotem. Miałam zamiar potraktować ten cały wyjazd jako wyzwanie. W końcu nie bez przyczyny mawia się „Co Cię nie zabije to Cię wzmocni...”. Kilka godzin... Strażnik dał mi naprawdę niewiele czasu. Być może w obawie, przed tym, że gdybym posiadała go więcej, znalazłabym jakiś sprytny sposób, by wykręcić się z tego wspólnego wyjazdu. Wspólny wyjazd... powtórzyłam te słowa w myślach, dodając im prześmiewczego tonu. To zwyczajnie musi skończyć się źle...
Niejako pogodzona z losem, dopiłam herbatę i faktycznie miałam iść zająć się pakowaniem, ale wtedy Christopher odezwał się ponownie. W tym czasie zdarzyłam wyminąć zielonookiego, jednak jego słowa sprawiły, że zatrzymałam się i odwróciłam, tak by stać z nim twarzą w twarz.
-Czyżby? Jakoś nie przypominam sobie momentu, w którym pozbawiasz mnie wolnej woli. Jeśli nie ma wyjścia, to je sobie stworze...
W tej chwili w moim spojrzeniu nie było złości, lecz coś innego... trudnego do uchwycenia, a jednocześnie niebezpiecznego w swej istocie. Pozwoliłam aby ta walka spojrzeń trwała jeszcze przez moment, po czym posłałam mężczyźnie uśmiech ze swej prywatnej kolekcji, tych opracowanych dla jego osoby.
-Ale nie martw się, nie łamię zasad, które sama ustalałam. Nie mniej, intuicja podpowiada mi, że będziesz żałował tej decyzji...

Nie czekając na odpowiedź, ruszyłam w kierunku schodów, proces pakowania się najłatwiej było zacząć od sypialni. Przez chwilę, biłam się z chęcią zdobycia jakichś bardziej szczegółowych informacji na temat tej całej wyprawy... Ostatecznie, uznałam, że w obecności Dachowca i tak muszę być po prostu gotowa na wszystko... Zresztą, zabieranie rzeczy zbędnych w moim wypadku nie było kwestią problematyczną. Nie od czasu, kiedy dysponowałam bezdenną sakwą. Bardziej niż samo pakowanie, martwił mnie fakt, czy Soren da radę, przetrwać nie wszczynając wojny z moim zwierzyńcem... Liczyłam na to, że przed wyjściem zdarzę z nim omówić te kwestie, a jeśli nie będę musiała zamieścić kilka wskazówek, zastrzeżeń i instrukcji w obszernym liście adresowanym do Marionetki.

Christopher nie mógł liczyć na swobodne zwiedzanie mojej posiadłości, trudno było znaleźć tu pomieszczenie, które nie byłoby okupowane czyjąś obecnością. Choć bestialscy mieszkańcy, nie sprawiali wrażenia szczególnie towarzyskich. Ciekawskie spojrzenia wodziły za srebrnowłosym, a jeśli stworzenia uznawały, że ten zapuszcza się gdzieś, gdzie nie powinien, dawały mu o tym jasno do zrozumienia, serią warknięć czy po prostu zastawieniem przejścia. Zatem na niejaką swobodę, Strażnik mógł liczyć głównie w obrębie salonu, kuchni oraz innych mniej znaczących pomieszczeń, jak choćby pokoje gościnne. Co ciekawe, jak na ilość dziczy zamieszkującej ów przybytek, w pomieszczeniach panował porządek i czystość. Od pewnego czasu aż przesadna, czego winowajcą była pedanteria Sorena.
Ja zaś krzątałam się to między swoją sypialnią, pracownią, spiżarnią a biblioteką zgarniając do bezdennej sakwy, wszystko, co uznałam za przydatne. W tym spory zapas eliksirów, różnorakich ubrań, lektur, broni... i wiele innych. Poświęciłam też sporą ilość czasu na rozmowę z kilkoma z moich pupili, nie mogłam wyjechać ot, tak, nie informując ich o całej sytuacji... Poważnie rozważałam również pomysł, zabrania ze sobą jednego ze stworzeń, ot choćby w ramach wsparcia psychicznego...
Po upływie niecałych dwóch godzin uznałam że jestem względnie gotowa. Włosy splotłam w luźny warkocz, a na nogi wsunęłam długie buty z wyjątkowo cienkiej skórki. Kocur wspominał coś o pustyni, to też zakładałam, że odwiedzimy Malowaną Pustynię albo jakieś odległe rubieże Kryształowego Pustkowia. Poza niewielką torbą na ramieniu i sakiewką przy pasie nic nie wskazywało na to, że podeszłam poważnie go tematu spakowania się. Wiedziałam, że bardziej gotowa i tak nie będę.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Mężczyzna wypił herbatę praktycznie na raz, jako że filiżanki, których używała Seamair były zapewne stanowczo za małe, jak na jego gust. W pierwszej chwili nawet nie podejrzewał, że mogłaby czegoś tam dosypać, bo wydawało mu się to po prostu nielogiczne... Niestety, gdy już wypił co trzeba, usłyszał od niej dość nieprzyjemny komentarz. Pokręcił nieco głową i łypnął na nią badawczo, nie komentując jednak w żaden więcej sposób tego, jak próbowała podkopać jego pewność w obecnej sytuacji. Jeśli dolała tam trucizny, zmarnowała ją w całości i powinna dobrze o tym wiedzieć. Jeżeli dolała tam jakiegoś eliksiru, ten nie mógł być jakoś specjalnie dziwny w swoim działaniu... Też nie wiedział, po co miałaby cokolwiek mu dolewać, skoro już stał w jej domu na dwóch nogach i nigdzie się stąd nie wynosił. Postanowił porzucić myśli o dziwacznej herbacie, bo uznał, że nie ma najmniejszego sensu głowić się nad tym, gdy tyle innych istotnych spraw goniło ich. Christopher wolał skupić się na sprawie, po jaką tu przyszedł i na przekonaniu czarownicy, by udała się za nim. Słusznie bowiem przewidział, że ta będzie stawiać opory, jeżeli nie podeprze się żadnym rozkazem od arcyksięcia... Mógł się szczęśliwie podeprzeć czym innym. Czymś, co zamiast zaboleć reputację dziewczyny zaboli jej dumę. Słusznie przewidział, że użycie tego konkretnego argumentu da zamierzony efekt. Uśmiechnął się nieznacznie pod nosem, dostrzegając kolejne z emocji, jakie przemknęły przez jej twarz. Aż ostatecznie stanęło na akceptacji.
- Tak więc to tak. Z przeszłością należy się rozliczyć.
To górnolotne stwierdzenie było w tym kontekście wyjątkowo niskolotne. Zakład, jaki zawarli wtedy na balu był absurdalny... Sam Christopher uważał go za wyjątkowo żałosny i głupi, nie zamierzał również używać swojej wygranej, która udała mu się chyba tylko dlatego, że Seamair schlała się w najlepsze. Nie sądził, że z taką determinacją będzie uciekać przed nim, iż posunie się do użycia eliksirów, a jednak mimo to udało mu się ją odnaleźć przez jej własną głupotę... I po bardzo wielu miesiącach znalazł wreszcie zastosowanie do nagrody, jaka przypadła mu tamtej nocy w udziale. Strażnik dopiero parę tygodni zdecydował, że będzie musiał podziękować jej za to, umożliwiła mu bowiem wzięcie urlopu bez brania urlopu, także w dokumentach wciąż będzie figurować, jakby wiecznie pracował, a on załatwić będzie mógł swoje pewne sprawy. Trudno bowiem ten urlop będzie nazwać wypoczynkiem, zwłaszcza z Seamair u boku. Gdy ta wyprzedziła go wychodząc z kuchni i odwróciła się w jego kierunku, napotkała typowy dla Christophera spokój.
- Mi intuicja podpowiada, że bardzo nie rozumiesz, jaki mam w tym wszystkim cel.
Odparł jej zdawkowo, nie przerywając owej walki spojrzeń. Gdy w końcu czarownica odeszła spakować się, strażnik pozwolił sobie westchnąć cicho... Ze zmęczeniem. Ostatnie tygodnie były wyjątkowo dla niego trudne, a teraz czekało jeszcze najgorsze. Zabierał Seamair, bo musiał, a nie dlatego, że chciał. Nawet gdyby nie był służbistą, to ostatnie, czego pragnął, to aby arcyksiążę dowiedział się, po co zmierza na pustynię.

Strażnik usiłował zwiedzić nieco dom swojej podopiecznej, ta jednak pozabezpieczała się praktycznie zewsząd. Gdzie drzwi nie były zamknięte, to drogę zagradzały mu stworzenia. Dachowiec na ich powarkiwania i wrogie zachowania unosił tylko nieco brwi, nie przejmując się zbytnio. Gdyby bardzo zależało mu na oglądaniu domu, to przemieniłby się we mgłę, której nie dosięgną przecież żadne pazury, ani szczęki. Co najwyżej odkurzacz, a takowego nigdzie tu nie widział na szczęście. Nie chciał jednak prowokować zwierząt i wszczynać w obcym domu awantur, zwłaszcza że już raz to zrobił, więc wycofywał się zwyczajnie z każdego miejsca, gdzie nie chciano go. Ostatecznie jego wycieczka okazała się wyjątkowo okrojona, ale i tak nie spodziewał się zbyt wiele.
- Widzę, że uwinęłaś się na czas... Imponujące.
Mruknął ironicznie, gdy Seamair okazała się nareszcie gotowa i mogli ruszać w drogę. Christopher nie określił dokładnie gdzie zmierzają i jakim transportem tego dokonają, ale czarownica raczej nie mogła spodziewać się ujawnienia takich szczegółów. Dopiero, gdy wyszli na zewnątrz, ochroniarz zasugerował jej nieco, by ta przeniosła ich na dworzec w mieście lalek. Mieli pojechać pociągiem.

Na miejscu okazało się, że bagaże Christophera już tam się znajdowały. Jakiś młody chłopak pilnował mu ich, po czym zwiał, gdy tylko otrzymał monetę za fatygę. Strażnik machnął krótko ręką na swoją podopieczną, prowadząc ją w kierunku pociągu szybkim krokiem. Zaszedł celowo od strony, od której niewidoczne będzie miejsce docelowe ich podróży. Liczył zresztą na to, że czarownica nie wpadnie na to, aby sprawdzić rozkład jazdy... Dachowiec w dodatku zadbał, aby żadna część ze sprzętu nie była widoczna w jego dużym plecaku. Można było tylko się domyślać, czym jest wypakowany. Uważał to wszystko za swego rodzaju niewielki, niewinny żarcik. O ile arystokratka nie stawiała się w żaden sposób problemów podczas całego zajścia, znaleźli się wkrótce na wyznaczonych miejscach.
- Nie masz przypadkiem choroby lokomcyjnej?
Spytał ze znudzeniem, rozsiadając się w przedziale, który im już wcześniej zakupił. Przypilnował, aby nikt inny nie dostał biletów razem z nimi. Całą podróż zatem skazani byli tylko na siebie.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Nikt nie lubi nagłych wyjazdów, na które ni jak nie dało się właściwie przygotować. A już, szczególnie gdy nie ma się bladego pojęcia, jaki jest cel i miejsce owej niespodziewanej wycieczki... Nie mniej jednak nagłe zniknięcia już mi się zdarzały i miałam nadzieję, że również tym razem mój dom, jak i zwierzyniec przetrwa ten czas rozłąki. Choć rozstanie się z wszystkimi podpieczonymi, byłoby dla mnie katorgą, to też pozwoliłam sobie na mały akt przemytu, o którym kocur nie musiał wiedzieć. A przynajmniej jeszcze nie teraz. Magiczny transporter, sprawiający wrażenie zwykłej torby nie obnosił się ze swą czarowną mocą, to też nie obawiałam się, że Strażnik zacznie coś podejrzewać. Tym bardziej że często nie doceniał potencjału magii oraz czarów i zaklęć zawartych w przedmiotach czy eliksirach. I dobrze. Jego niewiedza w tej materii dawała mi pewną przewagę. Czasami.

Nie pozwoliłam się sprowokować ironiczną uwagą. Za to na sugestię, że mam nas przenieść na dworzec AKL uniosłam tylko brwi. Ktoś tu się ewidentnie rozleniwiał w dodatku, nie przypominałam sobie momentu, w którym godziłam się na robienie za darmowego magicznego przewoźnika. Z drugiej strony, jeśli mogłam w ten sposób skrócić, choć cześć czasu przeznaczonego na naszą wspólną podróż... Z pewnym ociąganiem, otworzyłam przejście, które zaprowadziło nas wprost na Dworzec Główny.

Bagaż Christophera obrzuciłam dość krytycznym spojrzeniem. Czy jego właściciel nie mówił czasem o wyprawie trwającej kilka tygodni? Cóż widać faceci faktycznie miewali bardzo okrojone potrzeby, czego dowody dało się znaleźć w miejscach takich jak to. Wystarczyło rozejrzeć się nieco dokładniej, aby porównać ilość toreb i walizek ciągnących się za kobietami, oraz bagażu, jaki posiadali panowie. Zależność tą dało się odnotować niezależnie od miejsca zajmowanego w społecznej hierarchii.
Sama nadal zastanawiałam się, czy w trakcie pakowania nie pominęłam nic istotnego. Pocieszałam się jedynie myślą, że zabrana ilość złotych monet, pozwoli mi na swobodne zakupy i uzupełnienie potencjalnych braków. O ile będzie gdzie je wydać... a to już nie było takie pewne. Brak wiedzy o celu podróży zaczynał mnie coraz bardziej denerwować.

Niestety nie miałam zbyt wiele czasu na rozejrzenie się ani ustalenie dokąd zmierzał pociąg, którym mieliśmy lecieć. W dodatku słabo odnajdywałam się w miejscach takich jak to. Nie czułam się tu swobodnie. Atmosfera ciągłego pośpiechu, gwar ludzi i maszyn działały na mnie przytłaczająco. Nie miałam w zwyczaju korzystać z tego rodzaju środku transportu, od czasu, gdy pojawiłam się w Krainie Luster, zdarzyło mi się to jedynie trzykrotnie.
Mimo wszystko starałam się nie dać poznać po sobie lekkiego zmieszania, pewnym krokiem ruszyłam za Dachowcem, który odnajdywał się tu zdecydowanie lepiej. Łatwo dało się domyślić, że ten sposób podróżowania po Krainie jest mu dobrze znany.

Gdy dotarliśmy do właściwego przedziału, zatrzymałam się w przejściu. Szkarłatne spojrzenie przez dłuższą chwilę zatrzymało się na postaci Strażnika, po czym przebiegło po wnętrzu niewielkiego przedziału, a dokładniej po każdym z wolnych miejsc. Gdyby sugerować się teraz wyrazem mojej twarzy, można by pomyśleć, iż właśnie dokonuję w pamięci jakiś starannych i niezwykle skomplikowanych obliczeń. Co zresztą wcale nie było aż tak dalekie od prawdy. Choć sama określiłabym swój wewnętrzny dylemat, jako konieczność dokonania wyboru pomiędzy mniejszym złem. Nie miałam wiedzy na tego, że Christopher postanowił wykupić miejsca w całym przedziale, to też zakładałam, że w czasie podróży ktoś mógł się do nas dosiąść. Dlatego już teraz należało zająć odpowiednie miejsce. Nie mniej jednak wybór nie był łatwy, gdyż nie mogłam zdecydować, która z opcji jest tą gorszą... Konieczność siedzenia przy samym Strażniku, czy może raczej naprzeciw niego... Nie podobała mi się ani jedna, ani druga, lecz w ostateczności za mniejsze zło uznałam zajęcia miejsca naprzeciw Kocura. Zajęłam miejsce przy samym oknie, bo to w nie miałam zamiar wpatrywać się przez większość podróży.
Gdy już zajęłam wybrane miejsce, rozsiadałam się w nim wygodnie. Zakładając nogę na nogę, musiałam jednak uważać, by nie zawadzić o kolano Dachowca, co szybko uświadomiło mi, za czym jeszcze nie przepadałam w pociągach. Nie lubiłam ciasnoty... nawet jeśli przedział na swój sposób był przytulny, to aktualnie nie byłam w stanie tego docenić.
-Nie, lęku wysokości również... Choć teraz nie mam pewności co do klaustrofobii...
Odrzekłam, naśladując znudzony ton swego porywacza, bo właśnie tak postrzegałam całą tą „wycieczkę”. Musiałam się na nią zgodzić, była to kwestia własnego honoru... co nie zmieniało faktu, iż cały ten scenariusz, nadal przypominał porwanie... a w każdym razie z mojej perspektywy. Zapewne sam Christopher był przekonany, że postępował, wyjątkowo szlachetne dając mi aż kilka godzin na spakowanie się i załatwienie swoich spraw, nim wywiezie mnie nie wiadomo gdzie i po jaką cholerę... Właśnie. Te kwestie należało wyjaśnić. Choć jakoś nie byłam w stanie rościć sobie większych nadziei na uzyskanie jasnych odpowiedzi.
-Masz zamiar wyjaśnić gdzie w ogóle, jaki jest cel tej podróży i po jakie licho ciągniesz mnie tam ze sobą?
Posłałam mężczyźnie przeciągłe spojrzenie. Cała ta sytuacja zaczynała mi się coraz mniej podobać... Wyglądało na to, że maszyna już niebawem miała wystartować. Coraz więcej istot krzątało się w pośpiechu, szukając swych miejsc. Zwróciło moją uwagę, że przedział zajmowany przez naszą dwójkę, jak na razie był staranie omijany.
-Albo chociaż ile zajmie nam dotarcie do celu?
Długość tej podróży nie powinna być szczególnie istotna, skoro w perspektywie niczym koszmarne widmo, wisiała wizja spędzenia kilku tygodni u boku Strażnika.... Nie mniej jednak chciałam wiedzieć ile czasu będę zmuszona, wykręcać szyję tylko po to, aby uniknąć spojrzenia zielonych kocich ślepi.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Mężczyzna przez większość ich podróży wpierw na dworzec, a potem w pociągu pozostawał spokojny i opanowany. Pomijając oczywiście jego stoicką naturę, w przeciwieństwie do swojej towarzyszki miał jakiekolwiek pojęcie grzie się wybierają. Gdyby tylko Seamair siedziała w jego głowie, to mogłaby doznać niezłego szoku dowiedziawszy się, o co właściwie w tym wszystkim chodziło. Przede wszystkim sama kwestia pustyni i tego, że dał uej tak mało czasu na spakowanie się. Podejrzewał, że nie zabrała nawet namiotu czy czegokolwiek, co nadałoby się na pustynię, na którą jadą. Lodową pustynię. Sam strażnik postrzegał to jako wyjątkowo przedni dowcip, dlatego czarownica mogłaby dostać palpitacji serca znając jego myśli. Humor i żarty raczej nie leżały w jego naturze. Ten może i nie był zbyt niewinny, ale wciąż kwalifikował się pod żart. Ktoś by nawet mógł powiedzieć, że infantylny, czy głupi... Całe szczęście, że Christopher nigdy nie dbał o opinię innych, jeżeli nie dotyczyła ona jego skuteczności. Zresztą aktualnie tylko Seamair mogłaby go skrytykować, a jej zdanie tym bardziej go nie obchodziło. Byłaby to z jej strony mocna hipokryzja, gdyby oceniała jego humor.
- Świetnie, też nie lubię ścisku...
To krótkie zdanie mogło stanowić wskazówkę, co właściwie zrobił dachowiec, że jeszcze nikt się do nicu nie dosiadł. Fakt, że wykupił wszystkie miejsca w przedziale z każdą chwilą był coraz bardziej jasny. Robił to nawet często, nawet jeżeli podróżował samemu... Głównie dlatego, że cenił sobie prywatność w trakcie podróży. Ktoś mógłby nazwać to wyjątkowo kosztownym kaprysem, ale strażnikowi nigdy pieniędzy nie brakowało. Pracował tyle i żył tak skromnie, że oszczędności miał naprawdę pokaźną ilość, którą zwyczajnie nie miał na co wydawać.
- Zadziwiające... Czyli może jednak się czegoś nauczyłaś. - odparł jej z lekką kpiną w głosie - Przeważnie działasz tak narwanie, że nie dokonujesz żadnego rozeznania, co się wokół ciebie dzieje. Cóż... Zamierzamy na pustynię jak wspominałem. Zajmie to jakieś siedem godzin tym wybrykiem natury.
Postukał parę razy w ścianę pociągu. Można było wywnioskować, że ma dobry humor po tym, że tak dużo mówił. Przeważnie ograniczał się do krótkich i zwięzłych zdań, bez zbędnych środków stylistycznych. Myliła by się jednak Seamair, gdyby sądziła, że to wynik uprzykrzania jej życia. Nie czerpał już tak dzikiej satysfakcji z nękania jej i wytykania jej błędów. Jego radość wiązała się prędzej z ekscytacją, jaką czuł na cel podróży. Ekscytacją pomieszaną z niepokojem, ale obie te emocje ukrywał skrzętnie pod lodową maską. Tego typu emocje czuł przeważnie przed jakąś krwawą misją... To było dziwne uczucie czuć coś takiego w innym kontekście.
- Możesz tu nawet bawić się eliksirami... Nitk nie przyjdzie.
Dodał po dłuższej chwili, widząc że arystokratka siedzi jak na szpilkach. sam wyciągnął z plecaka gazetę, a konkretniej wydanie z miasta, w którym mieszkał. Zmrużył nieco oczy i oddał się lekturze, dając towarzyszce względny spokój.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Czy czegoś się nauczyłam? Oczywiście, że tak i to więcej niż Dachowiec mógłby podejrzewać. Wiedziałam na przykład, że zdawanie się z nim w dyskusje na temat moich kompetencji (czy raczej ich braku, zdaniem Kocura…) jest bezcelowe. Skoro uznawał, że jestem impulsywna, tylko dlatego, że potrafiłam podejmować decyzje szybciej od niego, cóż. Nie chciała marnować energii i strzępić języka na walkę, która z góry była skazana na porażkę.
Większe wrażenie, niż nieprzychylna krytyka zrobiła na mnie informacja, dotycząca czasu naszej podróży… W głębi moich oczu malowało się nieme pytanie „Że ile…?”. Wiele wysiłku kosztowało mnie, by nie westchnąć z niezadowolenia. Nie byłam przyzwyczajona do tak długich podróży w tak ograniczonej przestrzeni. Jako posiadaczka złotego kompasu oraz mocy umożliwiającej teleportację, przywykłam do możliwości szybkiego przemieszczania się. Tym razem skorzystanie z tej opcji było niemożliwe. Nie mogłam przenieść się za pomocą magii, do którego miejsca nie znałam. A samo określenie „pustynia” było bardzo ogólne. Czy chodziło o Namalowaną Pustynię? Tylko jaki interes mógł mieć w takim miejscu? W końcu była to pustynia… choć słyszało się to i owo na temat niewielkich miasteczek i oaz, ukrytych pośród piaszczystych rubieży. Zdecydowanie nie cieszyły się dobrą sławą, ale może właśnie o to chodziło? Skoro jednak nie była to misja, którą zleciło nam Stowarzyszenie, nadal nie wiedziałam po jaką cholerę Christopher, ciągnął mnie w podobne miejsce…
A niestety wyglądało na to, że zielonooki nie miał zamiaru zaspokoić mojej ciekawości w tej dziedzinie. Czego zresztą się spodziewałam. Nie chciałam jednak dopraszać się o informacje i cieszyć się ich skrawkami niczym nędzarz desperacko zbierający z podłogi marne grosze. Było to poniżej mojej godności i tylko dałoby satysfakcję Strażnikowi, który już teraz zdradzał oznaki wyjątkowo dobrego humoru. Choć każdy, kto wszedłby teraz do przedziału i rzucił spojrzenie na jego lodowate oblicze, z całą pewnością nie posądzałby Dachowca o dobry nastrój. Nadal ogarniało mnie swego rodzaju przerażenie, gdy zdawałam sobie sprawę, z tego, jak trafnie nauczyliśmy się „czytać” siebie nawzajem. I jak widać kilka tygodni rozłąki, to jeszcze za mało by coś się w tym zmieniło.
Siedem godzin to dużo. W każdym razie w moim odczuciu. Część tego czasu mogłabym spróbować przespać, lecz w najbliższych godzinach było to niemożliwe. Napar z ziół pobudzających działał teraz i to aż za dobrze. Z kolei sięganie po coś nasennego, zdawało mi się nazbyt desperackim krokiem. Choć czas pokaże, czy nie zmienię jeszcze zdania co do tej kwestii.
-Oszczędzę nam atrakcji wędzenia się w toksycznych i magicznych oparach. Myślę, że atmosfera i bez tego jest już wystarczająco... nasycona.
Delikatnie przechyliłam głowę w bok, posyłając w stronę srebrnowłosego badawcze spojrzenie. Moje zainteresowanie krążyło teraz wokół zwrotu „nikt nie przyjdzie”. Dlaczego by nie miał i to przez tak długi czas podróży? Tym bardziej zakładając, że pociąg będzie zatrzymywał się choćby na kilku stacjach. Do jedynej sensowej odpowiedzi, doszłam sama.
-Szkoda, że nie uprzedziłeś mnie wcześniej. Też postarałabym się o własny przedział i mógłbyś się cieszyć całkowitą pełnią swobody.
Oczywiście wówczas, musiałabym znać cel podróży i mogłabym się lepiej na wszystko przygotować. Decyzji o wykupieniu całego przedziału, nie skomentowałam jednak w żaden negatywny sposób. A to z racji tego, że prawdopodobnie postąpiłabym tak samo. Prawdopodobieństwo tego, że w czasie podróży trafiłoby się na „odpowiednie” albo ciekawe towarzystwo, zdawało się niewielkie. W czym utwierdzała mnie dalsza obserwacja korytarza oraz pasażerów poszukujących swych miejsc. W życiu przeżyłam wiele, ale gdybym trafiła do zamkniętej przestrzeni z grupką rozentuzjazmowanych Kapeluszników albo rodziną, która przestała panować nad swym rozwydrzonym potomstwem? Zawsze miałam dość mieszane uczucia względem dzieci... W każdym razie wizje podobnego towarzystwa napawały niepokojem i w ostatecznym rozrachunku sprawiały, że postać Christophera w roli współpasażera stawała się mniejszym złem.

Mimo wszystko brak dokładniejszej wiedzy na temat tego, dokąd zmierzamy i po co była tam Kocurowi moja obecność, nie dawał mi spokoju. I o ile tego drugiego, mogłam się dowiedzieć, zadając jedynie bezpośrednie pytanie, tak wiadomości o trasie lotu, powinnam znaleźć.
Odczekałam, aż pociąg wystartował. Wyglądając za szybę, mogłam dostrzec, jak Dworzec AKL staje się coraz bardziej odległy. Moje palce, znów z lekką nerwowością bawiły się wisiorkiem, przytwierdzonym do łańcuszka zdobiącego mą szyję. Zakład to zakład... musiałam powtarzać to sobie niczym mantrę w chwili, gdy szansa na opuszczenie pociągu minęła bezpowrotnie.
Nie mogąc znaleźć sobie zajęcia, w końcu podniosłam się z miejsca z zamiarem wyjścia na korytarz. Nie pamiętałam, czy istniały jakieś zakazy dotyczące przemieszczania się po pociągu w czasie jego lotu... ale postanowiłam zaryzykować. Ostatecznie, jeśli natrafię na kogoś, kto będzie chciał mnie za to upomnieć, będę mogła, dowiedzieć się od niego jak przebiega trasa. Jeśli nie, to może zwiedzając ten, jak to się Strażnik wyraził „wybryk natury”, odnajdę jakąś rozpiskę z planem czy mapą.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Christopher nie zdziwił się zbytnio, że czarownica już nie zadawała więcej pytań. Chociaż na jej miejscu zapewne by to zrobił, była to jedna z nielicznych okazji, kiedy jej ochroniarz wyjawiał nieco więcej ze szczegółów planu... A może po prostu też nigdy nie mieli okazji, żeby to on przewodził. Gdy o tym myślał, to uświadomił sobie, że jak dotąd każda jedna misja była dyktowana przez jego podopieczną, której on miał jedynie strzec i tułać się jej śladami, gdy realizuje jakiś dziwaczny plan. Nie narzekał na taki układ, w końcu był jedynie ochroniarzem, ale miło było ten jeden raz to jej narzucić swoje plany. Tak naprawdę nie stanowiła żadnej ich części i mógłby się z łatwością obejść bez niej, a może nawet będzie stanowić balast, ale musiał to zrobić, aby nie wzbudzać podejrzeń innych strażników. Dachowiec rad był, że sama Seamair nie zadawała za dużo pytań i po dosć ogólnych informacjach porzuciła temat. Nie skłamał jej w żadnym słowie, zmierzają na pustynię, podróż potrwa siedem godzin. Gdyby dziewczyna podróżowała częściej pociągiem, to może potrafiłaby wyliczyć, że czas podróży nieco nie zgadza się z tym, który musieliby poświęcić na dotarcie do malowanej pustyni.
- Jak tam sobie chcesz... Co masz na myśli poprzez nasyconą?
Mruknął w odpowiedzi przyciszonym głosem, nie podnosząc na nią wzroku. Kątem oka widział, że go obserwuje i śle ku niemu badawcze spojrzenia, ale ignorował je i udawał, że ich nie widzi. Gazeta, którą czytał była jego głównym zajęciem w tym momencie. Nie miał ochoty przez bite siedem godzin mierzyć się piorunującymi spojrzeniami z arystokratką, nawet jeżeli sama rozmowa by mu nie przeszkadzała. Nie przeszkadzałaby dlatego, że wiedział, iż byłaby wyjątkowo zdawkowa. Wreszcie Seamair sama dotarła do tego, co jej opiekun miał na myśli i nie musiał rozwijać tej kwestii. Nie poparł jednak jej pomysłu dotyczącego dwóch przedziałów. Nie wierzył, że mogłaby do tego stopnia naruszyć swoją godność, ale wolał nie ryzykować, że doniosłaby o dodatkowych wydatkach do arcyksięcia. Musiał mieć poza tym na nią oko w trakcie podróży. Po pociągu kręcą się różne osobistości.
- Nie mógłbym. Moją pracą jest ciebie pilnować. Sugerowałbym zostać, po starcie jest najwięcej turbulencji.
Mężczyzna nawet nie spojrzał w jej kierunku, gdy ta postanowiła powstać i wyjść z przedziału. Przeszedł płynnie z wyjaśnienia takiej decyzji do skomentowania takiego posunięcia. Seamair zapewne nie miała zbyt dużego doświadczenia z tymi pociągami, stąd podejrzewał, że nie wiedziała, jak się po nich poruszać. Czasami tego typu maszynami rzucało, zwłaszcza po starcie, jak wspomniał, dlatego nie zaleca się korzystanie w tym czasie z toalety. Ogólnie jednak nie było raczej zagrożenia dla życia. Christopher chciałby ją trzymać dłużej, bo wiedział, że spróbuje zapewne odczytać trasę, ale nie miał w pierwszej chwili pomysłu, jak zatrzymać ją w przedziale. Dopiero po dłuższej chwili do głowy przyszło mu, że mógł zwyczajnie zagadać ją... Jakkolwiek niedorzecznie nie brzmiałoby to w kontekście ich relacji.
- Słyszałem, że twoje badania ruszyły nieco do przodu.
Rzucił w jej kierunku przyciszonym tonem. Niby było to luźne stwierdzenie, zawierające w sobie ukryte pytanie, a jednak miało na celu zatrzymać czarownicę w miejscu. Miało być również wstępem do innych pytań, większości dotyczących tego, co robiła w czasie, gdy go nie było. W tamtej chwili strażnik nie pomyślał jeszcze o tym, że taka wiedza nie jest wymagana do jego pracy i zasadniczo stanowi jedynie element jego ciekawości.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Nie rozwiałam wątpliwości Kocura, dotyczących tego, co miałam na myśli przez nasyconą atmosferę. Dla mnie było to oczywiste, tak samo, jak byłoby oczywistym dla każdego, choć w miarę uzdolnionego obserwatora, który zagościłby teraz do naszego przedziału. Naszej relacji, od początku towarzyszył pewien specyficzny rodzaj napięcia, który dało się wyczuć nawet w pozornie spokojnej rozmowie. Ten rodzaj specyficznej aury otaczającej ludzi, po prostu dało się wyczuć, nawet jeśli nie można było dostrzec jej gołym okiem. Choć utarło się, że to kobiety lepiej pojmowały podobne, subtelne niuanse. Więc może, faktycznie Dachowiec zwyczajnie ich nie wyczuwał... Nie miałam jednak ochoty zagłębiać się w tego rodzaju tłumaczenia.

Słysząc uwagę na temat wstrząsów, zatrzymałam się i przez ramię rzuciłam w stronę kocura dość krytyczne spojrzenie. Od czasu startu nie czułam, żadnych gwałtowniejszych ruchów, to też uznałam, że maszyna musiała szybko się ustabilizować.
-Masz świadomość tego, że istnieje coś takiego jak urlop? I, że nawet w naszych szeregach można postarać się o jego przyznanie.
Nie byliśmy automatami, każdy, kto należał do Stowarzyszenia, poza nim miał też własne życie. No może prawie wszyscy... Mnie trafił się największy pracoholik, o jakim słyszało Stowarzyszenie Czarnej Róży. Doprawdy, już nawet Rosarium zdawał się zachować jakiś balans między życiem prywatnym a „zawodowym”, mimo iż to właśnie on stał na czele Stowarzyszenia.

W chwili kiedy moje palce musnęły drzwi kabiny, rzeczywistość pokazało, iż tego dnia, najwyraźniej postanowiła obrócić się przeciwko mnie. Wagonem szarpnęło tak nagle, że aby nie upaść instynktownie, wczepiłam się w materiał grubej ciężkiej zasłony. Tkanina napięła się niebezpiecznie, lecz całe szczęście nie zerwała... Puściłam ją momentalnie, gdy tylko odzyskałam równowagę. Jeden incydent to jeszcze za mało by mnie zniechęcić. Nawet jeśli słowa Strażnika na temat turbulencji okazały się prawdą...
Gdy już miałam ponowić próbę, białowłosy ponowienie się odezwał, co zmusiło mnie do ponownego skupienia na nim uwagi.
-Od kogo? Ów ktoś najwyraźniej ma za długi język. Albo zapomniał znaczenia słowa „tajne”.
Ledwo dokończyłam zdanie, a wagonem znów zarzuciło, tym razem na bok sprawiając, że raptem poczułam, jak moje plecy wbijają się w metalową ramę kabiny. Uchwyt drzwi, nieprzyjemnie wbijał się w moje biodro... nie dałam jednak po sobie poznać choćby grymasu bólu. Domyślałam się, iż w ów miejscu, będę mogła podziwiać później pokaźnego sińca.
-Piekielna machina, już na grzbiecie Aureum mniej rzuca...
Westchnęłam jedynie i z rezygnacją, ponownie opadłam na zajmowane przez siebie miejsce. Nienawidziłam bycia ograniczaną, nie miałam jednak zamiaru rozbijać się po korytarzu, tylko po to, by to udowodnić. Miałam czas i to więcej niż bym chciała... wycieczka musiała jeszcze chwilę zaczekać.
Tymczasem zajęłam się kontemplowaniem widoku za okna. Dziwnie było lecieć tak wysoko i nie czuć na sobie łoskotu wiatru, który targał włosami i połami ubrania. To właśnie podobne wrażenia zwykle towarzyszyły mi przy podróży. Uciążliwy wówczas był jedynie chłód, duża wysokość i pęd powietrza, potrafiły wywołać uczucie obezwładniającego chłodu... Tutaj nie musiałam się o to martwić i aktualnie przyjmowałam to za jedyny plus, tej metody przemieszczania się.
-Sądząc po ilości zajętych cel, Twoje łowy ostatecznie też można uznać za udane.
Rzuciłam, nieco ściszając głos. Nie znałam szczegółów misji, jaka została zlecona Strażnikami, lecz od słowa do słowa udało mi się zdobyć strzępy informacji. Z czego najwięcej od samego Rosarium. Tyran szybko jednak zdusił moją dociekliwość, samemu zaczynając zadawać pytania wyjątkowo niedorzeczne... Choćby takie, czy może ów ciekawość nie jest wynikiem tęsknoty... Doprawdy niewiele wówczas brakowało, aby monarcha pożegnał się z kolejną częścią salonowej aranżacji, stolik do herbaty wyglądał jednak na antyk, dlatego wolałam nie ryzykować, obawiając się kolejnej złośliwej kary.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Christopher rzecz jasna bardzo dobrze wiedział, co Seamair miała na myśli. Chciał jednak podroczyć się w ten sposób, a nóż powie coś ciekawego. Nie liczył na wiele i jak się okazało miał rację, bo nie powiedziała nawet slowa. Cóż, pozostanie zatem ta kwestia niejasna, w przeciwieństwie do napięcia wiszącego w powietrzu, wyjątkowo jasnego i widocznego. Nawet ktoś obcy by to zauważył.
- Urlop... Niestety wtedy nie mógłbym ciebie zabrać. Zresztą stowarzyszenie pyta o zbyt wiele szczegółów podczas wydawania urlopów. A ja wolałbym ich nie udzielać.
W ostatnie dwa słowa włożył nieco więcej mocy, tak że zabrzmiały wyjątkowo dobitnie. Christopher chciał coś ukryć przed stowarzyszeniem, a to było wyjątkowo niepodobne do niego. Nigdy nie miał tajemnic przed przełożonymi, może poza tą, że uważa arcyksięcia za niekompetentną osobę przez jego decyzje i trwonienie pieniędzy na imprezy. Mogła to być kolejna wskazówka dla Seamair aby doszła do tego, że cały ten wyjazd nie był tylko zwykłą fanaberią i co za tym idzie, że dziwna aura unosząca się wokół dachowca nie wiązała się tylko z gnębieniem jej. Nie pokazywał tego, tak jak zwykle, ale czuć był od niego coś dziwnego... Nigdy jeszcze nie czuł się w ten sposób. Oczywiście dręczenie czarownicy również dawało mu nutę satysfakcji, chociaż ostatnio nieco mniej, niż kiedyś. Mówił sobie, że to przez odkrycie jej przeszłości... Minimalnie obrzydziło mu to utrudnianie jej życia w zamian za to samo, ale tylko minimalnie.
- Nie zapomniał, ja po prostu mam dar przekonywania...
Mruknął cicho w odpowiedzi, kierując ku niej spojrzenie, gdy wróciła do przedziału. Ukłuła go satysfakcja, gdy spostrzegł, że wstrząsy przekonały ją do jego słów. Nie liczył że akurat teraz ich doświadczy, jego słowa miały ją jedynie przekonać do nie pałętania się po pociągu. Jeśli jednak los sam jej to zakomunikował, to nie będzie narzekać. Dachowiec powoli odłożył gazetę na swe kolana. Nie było w niej nic ciekawego, a on właśnie odkrył, że i w jego sprawie ktoś się wygadał. Zmrużył nieznacznie oczy.
- Wykonałem powierzone mi misje i tyle. Rosarium zaproponował jeszcze kilkoro do osadzenia, ale trochę zaczęło mnie to nudzić... - zwęził oczy jeszcze nieco bardziej - Po co pytałaś się o moją misję? Myślałem że będziesz cieszyć się urlopem.
Christopher oczywiście skłamał, bo powody były nieco inne niż nuda. Nie zamierzał się z nich jednak spowiadać przed arystokratką, zamiast tego skupił się na fakcie, że dziewczyna wypytała o niego jeszcze zanim wrócił. Nie wiedział do czego jej te informacje, ale zawsze niepokoił go fakt, że takowe zbierała. Że ktokolwiek zbierał cokolwiek na jego temat. W jego sytuacji zawsze znaczyło to coś niedobrego, a po Seamair mógł się wszystkiego spodziewać. Mężczyzna po dłuższej chwili przyglądania się dziewczynie skierował wzrok na okno. W dole właśnie mijali niewielkie wzniesienia. Pagórki falowały na zmianę, a między nimi wiły się błękitne rzeki i od czasu do czasu pola uprawne. Całość porastały również świerkowe i sosnowe lasy. Dachowiec złożył powoli gazetę i ją schował.
- Może zbyt bardzo polegasz na zwierzętach... Podróż pociągiem jak zwykli lustrzanie mniej rzuca się w oczy.
Mężczyzna po części wyjaśnił w ten sposób dlaczego wybrali akurat pociąg. Chociaż nie do końca jasne było, czy nie był to jedynie wymyślony na poczekaniu powód. W rzeczywistości również, mimo wszystko, Christopher po prostu lubił ten środek transportu... Kojarzył mu się jeszcze z czasami, gdy podróżował beztrosko po krainie.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Wyglądało na to, że chyba znalazłam odpowiedź na pytania dotyczące mojej roli w tej całej wyprawie. A przynajmniej częściowe... Miałam po prostu być przykrywką dla jakiejś prywatnej eskapady Dachowca. No pięknie...
Jednak... myśl o tym, że Strażnik ewidentnie próbował, zataić coś przed Stowarzyszeniem była intrygująca. O co mogło chodzić? Czego Rosarium i reszta Różanych nie mieli wiedzieć na temat jednego ze swych zaufanych członków? Przyglądałam się teraz zielonookiemu z nowym zainteresowaniem.
-Niestety z tym jednym muszę się zgodzić, za bardzo lubią bawić się w inwigilację we własnych szeregach...
Mruknęłam tylko, przypominając sobie zawartość licznych akt i archiw, które sama miałam okazję przeglądać. A przeczucie i doświadczenie podpowiadały, że to nie było wszystko, czym mogło pochwalić się SCR. Gdyby udało mi się awansować na Różaną Wiedźmę, zyskałabym dostęp do znacznie bogatszej bazy wiedzy, może nawet pełnych akt? Choć zapewne te były w prywatnym posiadaniu samego Arcyksięcia...
Z moich ust wydobyło się ciche parsknięcie, gdy tylko usłyszałam o „darze przekonywania” kocura... Powinnam współczuć nieszczęśnikowi, który powiedział zbyt wiele, pod wpływem chłodnego zielonego spojrzenia. Przez to, że sama w dużej mierze zdołałam się na nie uodpornić, zapominałam, jak potrafiło zadziałać na osoby mniej z nim obyte. Nie zmieniało to jednak faktu, że byłam daleka od wybaczenia choćby najmniejszej zdrady i uchylenia rąbka tajemnicy. A szczególnie jeśli zdobywcą informacji był właśnie Christopher.
Nadal uważałam, że im mniej wiedział, tym lepiej. Czego dowodziły zresztą niedawne wydarzenia, których wynikiem oboje dowiedzieliśmy się o sobie więcej, niżbyśmy chcieli. A przynajmniej ja wolałabym nadal nie znać faktu o tym, że przeszłość nas obojga posiada wspólny aspekt. Znacznie łatwiej nienawidzić kogoś, gdy nie wie się, że doświadczył podobnych cierpień co ty sam. Osamotnienie, niewola...MORIIA.
Przyglądając się własnemu odbicie w oknie, dostrzegłam jak, do mojego spojrzenia wkrada się cień żalu. Niechciany i niepożądany niczym chwast wśród kwiatów. Emocja, którą zdusiłam wystarczająco szybko, aby pozostała niepostrzeżona.
Całe szczęście, dalsza wypowiedź srebrnowłosego przyciągnęła moją uwagę i pozwoliła na kontrę.
-Nudzić?
Powtórzyłam za swym rozmówcą, posyłając mu spojrzenie pełne niedowierzania. Na wpół teatralnego, jaki i całkiem realnego.
-Co jest nie tak z dzisiejszymi dewiantami, że mogą się znudzić...?
Nieco mocniej wbiłam plecy w oparcie fotela, gdy poczułam, że maszyną ponownie zatrzęsło, choć tym razem słabiej. Wystarczyło mi miotania się i współczułam tym, którzy w ciasnych zatłoczonych przedziałach w porę nie zajęli własnych siedzisk. Desperackie chwytanie zasłony nie wydawało się takie złe, gdy pomyślało się, że równie dobrze mogła ją zastąpić czyjaś marynarka czy tren sukni.
-Zabawne. Dałabym sobie uciąć rogi, że jak najdłużej wykorzystasz okazję, by wrócić do prawdziwej pracy... Całe szczęście o to z nikim się nie zakładałam.
W swej wypowiedzi bardzo wyraźnie zaakcentowałam słowo prawdziwej. Wiedziałam doskonale, co Dachowiec sądził na temat zadania, jakie mu powierzono, czyli według niego „niańczenia” mnie. Według mnie była to zbędna opieka i utrudnianie mi życia.
Odruchowo uniosłam do góry prawą dłoń i opuszką palca, kilkukrotnie postukałam o ostrą końcówkę jednego ze swych rogów. Nie wyglądało na to, by ich rozmiar uległ zmianie pod nieobecność Strażnika. Czerwona barwa poroża była za to czymś unikatowym i trudnym do odnalezienia wśród Upiornego grona. Ze starego rodzinnego portretu, wiedziałam, że był to mój „spadek” po ojcu.
-Może po prostu chciałam wiedzieć, w przybliżeniu jak długo będę się nim cieszyć?
Odparowałam, starając się jednocześnie skopiować spojrzenie, którym właśnie mierzył mnie mój rozmówca. Taka gadatliwość była dla niego czymś naprawdę niecodziennym, co coraz mocniej dawało mi do myślenia. Kątem oka zerknęłam na odłożoną gazetę, którą zdawała się już utracić zainteresowanie swego czytelnika. Krótką chwilę rozwodziłam się nad tym, czym sam „kierownik wycieczki” miał zamiar się zająć przez tyle godzin podróży. Czy choć raz mogłam liczyć na to, że wykaże tak popularne dla swego gatunku umiłowanie do drzemania i prześpi większość kursu? Z drugiej strony... przez cały ten czas, nie pamiętałam, by choćby przysnął w mojej obecności... Czego niejednokrotnie żałowałam, gdyż byłaby to dogodna sposobność do wykorzystania w naszej wojence.
-Bestiach.
Poprawiłam go, a w moim głosie dało się znać nutę irytacji. Drażniło mnie, że po takim czasie, jaki przymusowo musiał ze mną spędzić, nadal nie widział różnicy między zwierzętami a bestiamii. Te drugie odznaczały się znacznie większą inteligencją, wiedzą oraz posiadaniem magicznych mocy.
-Może dlatego, że im mogę ufać i na nich polegać. One nie kryją się ze swoją naturą i zamiarami, tak jak mają to w zwyczaju „ludzie”.
W mojej wypowiedzi nie chowały się żadne ukryte przytyki, ot zapatrzona w zmieniający się krajobraz, pozwoliłam sobie na moment szczerości. Od bardzo dawna uważałam, że bestie są lepszym towarzystwem od wielu znanych mi lustrzan. Potrafiły żyć w zgodzie z sobą, znały własną naturę, swe limity i słabości... Znajdowały radość w prostotach i rozumiały, co było w życiu naprawdę istotne. Zazdrościłam im tego.
-Widzę, że naprawdę musi Ci zależeć, by się nie dowiedzieli....
Rzuciłam uwagę w kontekście do „nierzucania się w oczy”. Sprawa robiła się coraz ciekawsza. Zastanawiałam się też, w jaki sposób kocur miał zamiar wymusić ewentualną dyskrecję na mnie... Bo oczywiste było, że nie zawierzy jej „wzajemnemu zaufaniu”. Obstawiałam szantaż. Sam nie raz był świadkiem, gdy postępowałam wbrew przykazaniom Stowarzyszenia, czy też fabrykował odpowiednie raporty. Zawsze uważałam, że Róża nie musi wiedzieć o wszystkim...



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Dachowiec wbił w nią po raz kolejny swój koci wzrok, nie mówiąc nic przy tym. Co miałby odpowiedzieć w momencie, gdy wreszcie w czymś się z nim zgodziła? Christopher czuł w głębi duszy, że lepiej nic nie dodawać, bo jeszcze zdąży się rozmyślić... I będzie musiał rozwlekać ten temat. To chyba byłoby w tym wszystkim najgorsze, nie chciał bowiem zdradzać Seamair zbyt wiele na ten moment, nawet mimo tego że sam ją zabrał ze sobą. Wolał zwlekać z tym aż do chwili, w której nie będzie miał większego wyboru. Kontrolował w ten sposób sytuację, a ostatnie czego chciał, to żeby coś wymknęło mu się spod kontroli w tym konkretnym miejscu. Dlatego milczał. Milczał i obserwował jedynie arystokratkę, tylko czekając aż coś doda. Nie doczekał się jednak.
- Dewianci są mniej lub bardziej groźni. Stowarzyszenie z łatwością poradziło sobie bez mojej obecności...
Pokręcił delikatnie głową i spojrzał na szybę, jak gdyby to tam doszukiwał się źródła tego krótkiego zawahania na twarzy Seamair. Widział przebłysk emocji, jaki jej towarzyszył, znał ją bowiem bardzo dobrze. Skupiał zresztą teraz na niej większość swej uwagi, nie mogło mu to zatem umknąć. Z ich dwojga to on lepiej opanował ukrywanie emocji... O ile w ogóle je miał. Przeważnie dusił je w zarodku, czego jego podopieczna chyba nigdy się nie nauczy.
- Szkoda... - mruknął z odrobiną drwiny, kierując wzrok na jej rogi - Być może mniej rzucała byś się w oczy. Stowarzyszenie poradzi sobie bez moich usług. Ty tymczasem dziwię się, że nie zdążyłaś umrzeć pod moją nieobecność.
Wyprostował się nieco i założy ręce na piersi, mierząc ją znów wzrokiem. Widać wybił jej już z głowy pomysł opuszczenia przedziału. Mógł odbębnić sukces, musiał jednak uważać, aby w tej całej improwizowanej rozmowie nie dać samemu się złapać i nie powiedzieć coś, czego by potem żałował. To co podał jako powód nie mijało się wiele z prawdą, ale nie miał zamiaru tego mówić wprost, takim jakim było. Wolał ubrać to prędzej w złośliwość, pozostawiając arystokratce rozważania co do tego, co miał na myśli. Nim zresztą w ogóle mogłaby pomyśleć nad tym głębiej, przerzucił temat na nieco inny. Christopher zmrużył nieznacznie wzrok, widząc że jego towarzyszka odwdzięcza mu się tym samym.
- I co, nacieszyłaś się tym urlopem?
Spytał przyciszonym głosem, próbując wyczytać coś z jej twarzy. To nie brzmiało wiarygodnie, skoro zbierała na jego temat jakieś informacje, to wolał wiedzieć dlaczego. Ich rozmowa wkrótce zboczyła na temat stworzeń, które Seamair zwykła nazywać bestiami, a Christopher zwierzętami. Sapnął ostentacyjnie, gdy został poprawiony. Była to dla niego doprawdy żadna różnica. Bestia czy zwierze... Oba służyły jedynie swoim panom. Czasami zastanawiał się, czy sam nie stał się zwierzęciem poświęcając tak wiele pracy w stowarzyszeniu, ale wolał o tym nie myśleć. Jeszcze zacząłby wątpić w słuszność swojej pracowitości.
- W ten sposób zostaniesz sama... Otoczona przez stworzenia, które jedynie imitują kogoś bliskiego. Rozmawiasz z kimkolwiek poza mną i swoimi "bestiami"?
Pozwolił sobie znów na odrobinkę sarkazmu. Był do prawdy ciekaw, czy mylił się albo coś zmieniło się przez tę parę tygodni... Jak dotąd uważnie śledził jej życie prywatne, chcąc czy nie chcąc i nie dostrzegł nigdy, aby była towarzyska w stosunku do kogokolwiek poza swoimi zwierzątkami. Jej następne stwierdzenie trochę nie spodobało się strażnikowi. Zmarszczył brwi i skierował wzrok na krajobraz w dole. W pierwszej chwili nie chciał odpowiadać, ale uświadomił sobie, że nie pomoże mu to w żaden sposób.
- Są rzeczy, które powinny pozostać poza ich wzrokiem. Wiem dobrze, za kogo mnie masz, ale nie jestem fanatykiem... Nie dam się szantażować. Cenię sobie niezależność, a może dziwi cię to?
Przy ostatnim pytaniu w jego głosie pojawiła się lekka irytacja. Nie chciał nigdy więcej być czyimś więźniem, a stowarzyszenie... Nie mogło być wieczne. Sama myśl o tym, że mogliby poznać więcej szczegółów na jego temat, niż sam im podał napełniała go mieszanką przerażenia i wściekłości. Seamair nie była co prawda najlepszym powiernikiem sekretów, ale dla przykrywki musiał ją zabrać. Mógł zresztą szantażować ją informacjami, które sam pozyskał.
- Zabawne.
Mruknął po dłuższej chwili, bardziej chyba do samego siebie.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Odpowiedzi, jakiej udzielił Strażnik, nie dało się ocenić jako satysfakcjonująca. Coś mi w tym wszystkim bardzo nie pasowało, lecz nie byłam w stanie powiedzieć co dokładnie. Rezygnacja z zadania, jakim było pałętanie się za kryminalistami... i powrót do wcześniejszego, czyli trzymaniem nade mną pieczy… to zwyczajnie przeczyło logice. Mimowolnie przebiegłam spojrzeniem po twarzy Dachowca, szukając choćby najmniejszych śladów ewentualnego urazu głowy… Bo tylko tym, mogłam tłumaczyć sobie to naruszenie logicznego i zdroworozsądkowego działania z jego strony.
-Czasem rzucanie się w oczy bywa przydatne, gdy umie się dobrze grać i odpowiednio z tego korzystać... Czy może powinnam wcisnąć na głowę kapelusz albo czapkę, by nie rzucać się w oczy?
Odparłam z pewnością i dumą godną arystokratki. We własnym mniemaniu lata temu przestałam być Upiorną… Teraz byłam odmieńcem, Cyrkowcem… który miał na tyle szczęścia, iż jego twórca cenił sobie poczucie estetyki. Niemal każda ze swoich zmian i blizn byłam w stanie ukryć pod odpowiednią garderobą. Problem stanowiły jedynie oczy… zwężone i drapieżne źrenice nie były czymś typowym dla mej pierwotnej rasy. zdania.Ale nie dało się, stwierdzić, z czego wynikał ów defekt, dlatego nadal w oczach społeczeństwa mogłam uchodzić za Upiorną Arystokratkę.
-Tak się składa, że całe życie radziłam sobie bez cudzej opieki… A to znacznie dłużej niż te kilka tygodni naszej rozłąki. Wiec naprawdę musiałam mieć ogromne szczęście, że dożyłam dnia, w którym komuś innemu bardziej niż mi samej zależy na tym, bym przedwcześnie nie opuściła tego świata…
Moja wypowiedź podszyta była sarkastycznym tonem, lecz nie był to niczym nowym dla Kocura. Uznałam po prostu, że należy dać mu do zrozumienia, że nie wyszłam z wprawy… Choć miałam przykrą świadomość tego, iż z upływem czasu, ten nadużywany rodzaj orężna nie był już równie skuteczny co kiedyś…
Czy nacieszyłam się urlopem? Z całą pewnością nacieszyłabym się nim bardziej, gdybym akurat w tym okresie nie miała aż tyle roboty, przy testowaniu nowej receptury leku. Dobrze, że Christopher nie wyskoczył z tą całą wycieczką tydzień wcześniej… wówczas byłby to problem, nie tylko w kwestii mojego ogólnego nastawienia, ale i zaniedbania pracy.
Zastanawiałam się też, co Kocur zrobiłby w sytuacji, gdybym stawiała opory względem tego pomysłu? Teraz wiązały mnie reguły naszego zakładu… ale gdybyśmy nie zawarli, układu a Christopher musiał odbyć podobną ekspedycję? Co wtedy?
-Nacieszyłabym się nim należycie, gdybym akurat nie miała tyle pracy nad badaniami… Ale przynajmniej udało mi się w spokoju zrobić zakupy.
Przy ostatnim słowie na moich ustach zatańczył cień figlarnego uśmiechu. Oczywistym było, że nie mam na myśli pogoni po modnych butikach w Mieście Lalek. Postać Christophera siłą rzeczy ograniczyła sporą część moich doczesnych zwyczajów i rozrywek. Jednym z tak owych było pojawianie się na Czarnym Rynku, gdzie poszukiwałam kłusowników do eliminacji, ale również magicznych artefaktów. Ten rodzaj magii zaklęty w przedmiotach i miksturach niezwykle mnie fascynował i na miarę możliwości starałam się powiększać swą kolekcję. Stowarzyszenie potępiało, istnienie tego rodzaju miejsc. na Czarnym Rynku roiło się od podejrzanego towarzystwa, które rozsądek kazałby omijać szerokim łukiem. Nie wyobrażałam sobie wybrania się tam, mając za plecami Strażnika…
Zatem odrobinę wolności mogłam wykorzystać na dobicie kilku korzystnych targów.

Podobną niewiadomą była również pewna podejrzana przesyłka, czekająca na mnie w skrzynce pocztowej. Niewielkie pudełko, nie było opatrzone żadnym podpisem czy notką, dlatego podeszłam do niego dość nieufnie. Ostatecznie ciekawość zwyciężyła... Przesyłka kryła w sobie wisiorek, z którego emanowała magia. A do tego był też całkiem ładną ozdobą. Martwił mnie jednak fakt, że nie widziałam, kto wysłał mi ów tajemniczy prezent, a jeszcze bardziej przejmowałam się tym, że ktoś znał mój adres…
To było podejrzane i zapewne kwalifikowało się pod sytuację, o której należało poinformować swego opiekuna… Ja nie miałam zamiaru wspomnieć mu o tym choćby słowem. Już sama wizja tego, jak mógłby zareagować i konieczność wysłuchiwania monologu na temat mojej nieodpowiedzialności przyprawiała mnie o ból głowy. Wolałam uznać to za jakąś pomyłkę, albo coś, co samo wyjaśni się z czasem…
Kolejne słowa Dachowca sprawiły, że najpierw wpatrzyłam się w niego z autentycznym zdziwieniem, by po chwili cicho parsknąć śmiechem.
-A powinno mnie to martwić, ponieważ…? Powinieneś już zauważyć, że nie należę do osób, które lękają się samotności.
Moje palce mocniej zacisnęły się, na poręczach siedziska a sama pochyliłam się delikatnie do przodu, by lepiej wychwycić reakcję swego rozmówcy. Doprawdy zdołał mnie rozbawić, a do tego zabłysnąć hipokryzją… bo jakoś nie przypominałam sobie kręcącej się wokół niego rzeszy znajomych, nawet w Różanej Wieży sprawiał wrażenie samotnika. W jego mieszkaniu również nie zauważyłam rzeczy świadczących o tym by żył tam ktoś poza nim samym. Nie miałam jednak zamiaru głośno przytoczyć tego argumentu i tym samym zdradzić, że dostrzegałam takie rzeczy.
-Może dla Ciebie stanowią imitację bliskości, ale nie jesteś w stanie zrozumieć mojego postrzegania tych stworzeń ani tego, jak je rozumiem a one mnie. Chociaż jeśli chcesz, spróbować to proszę, zawsze mogę zafundować Ci kilka dawek odpowiedniego eliksiru… Zdziwiłbyś się, ile mógłbyś się dowiedzieć od swojej świetlistej sierpówki albo dziko żyjącego satyra.
Mówiłam całkiem szczerze. Byłabym w stanie poświęcić choćby cały zapas eliksiru zrozumienia, po to, by sprawdzić, czy zdołam w ten sposób naruszyć poglądy Christophera. Nie chciałam, by dzięki temu lepiej zrozumiał mnie, ale bestie właśnie.
-Poza tym nie musisz się martwić o moje życie towarzyskie…
Odburknęłam na koniec, odwracając wzrok ku oknu. Mijaliśmy właśnie wyjątkowo piękne pola uprawne, które poruszane wiatrem wyglądały niczym zielony ocean. Widok miał w sobie coś kojącego, ale nie zdołał załagodzić uczucia wzburzenia, jakie we mnie rosło. Miałam wrażenie, że ta rozmowa zaczyna wchodzić na nazbyt prywatne kwestie.
Przytyk ze strony Szrona, niechętnie uświadomił mi również, że niestety to On stał się osobą, w której towarzystwie najczęściej spędzam czas… Z Gawinem widywałam się ostatnio jedynie przelotem i głównie w wierzy… Sasza od dawna nie dawał znaku życia. A kolejny na liście był sam Rosarium… ha. No oczywiście był też Soren, marionetka roszcząca sobie prawa do mojego domu, gdyż niegdyś był własnością jego twórcy. Pozwoliłam mu zamieszkać pod swym dachem głównie dlatego, że był cichy i mało uciążliwy… no i pomagał w domu.
Nie miałam jednak zamiaru zgadzać się z osądem zielonookiego.
-Cenisz niezależność? Nie zauważyłam… chyba, że cudzej to stwierdzenie już nie dotyczy.


Ostatnio zmieniony przez Seamair dnia Sob 24 Lip - 2:57, w całości zmieniany 1 raz


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Obserwując Christophera Seamir rzeczywiście mogła coś zobaczyć... Nie były to jednak ślady po uderzeniu w głowę, czy jakiejś operacji mózgu. W ogóle nie było żadnych ran na jego głowie, wyglądał zdrowy jak zawsze, o ile można tak nazwać kogoś, kto ma żołądek z żelaza. Cyrkowcy w jakiś sposób nigdy nie byli do końca zdrowi, mimo że mogli wyglądać z wierzchu na normalne istoty. Ale czy Christopher mógł siebie nazywać cyrkowcem? Nie został w żaden sposób zmodyfikowany fizycznie, przynajmniej nie w tradycyjny sposób. Wolał myśleć o sobie jako o zwykłym dachowcu, skoro nie brakowało mu niczego z tej rasy. Arystokratka widząc jego twarz nie dostrzegła tam niczego co by wskazywało na chorobę i uraz. Ujrzała za to wyjątkowo niezadowolone spojrzenie dachowca, gdy ten spostrzegł jej wzrok. W jego wyrazie twarzy poza irytacją krył się też gdzieś głęboko wstyd... Mimo że tak pilnował się aby przedstawić tę sprawę możliwie normalnie i bez sensacji, całość skończyła się dla niego minimalną rysą na jego lodowej masce. Szybko zmrużył oczy i odwrócił wzrok, kierując go na okno. Zdawał się poirytowany, bardziej jednak na samego siebie.
- Sugerujesz że od czasu do czasu ubierasz coś ciasnego i flirtujesz z panami?
Mruknął ironicznie, co miało mu przywrócić znów animuszu. Rad był że sprawa jego wyjazdu skończyła się jedynie na badawczym spojrzeniu, a nie kolejnych niewygodnych pytaniach. Przytyk ten miał odgonić myśli dziewczyny od jego kwestii, chociaż był prawie pewien że nic z tego. Gdy ścierali się na ten swój dziwny sposób, Seamair rzadko odpuszczała tak po prostu te pojedyncze rysy, w które mogła wbić szpilę. Wolał do tego nie dopuścić, a kolejne słowa Seamair tylko jeszcze bardziej dały mu sposobność na przyduszenie jej do muru. Nigdy nie chciał wyciągać tego konkretnego wydarzenia, ale samo cisnęło się na uczta.
- Mhm, całe życie... Tak jak w barze, czyż nie? - mruknął cicho i odchylił głowę nieco do tyłu - Każdy na twoim miejscu nie narzekałby na to, co właśnie wymieniłaś.
Westchnął ciężko i pokręcił nieznacznie głową z politowaniem. Ktoś, komu bardziej zależy na twoim życiu, niż tobie samemu? To było zabawne, gdy tak to określiła. Christopher wiele dałby za taką osobę. Za kogoś, kto powstrzymałby w porę jego nałóg dotyczący pracy, który wypełniał pustkę w jego życiu. Kogoś kto powiedziałby mu, że ma się oszczędzać. Niestety nie miał ani kochanek, ani rodziny, ani ochroniarza. Oczywiście nie uważał, że on sam zapewnia jakąkolwiek z tamtych rzeczy Seamair, ale odrobinkę go bawiło że tak to właśnie określiła i na pewno ją chronił na swój sposób. Ciekawiło go też co takiego konkretnie robiła pod jego nieobecność. Liczył że to mu wskaże w jakimkolwiek stopniu po co zbierała dane na jego temat. Niestety nie powiedziała zbyt wiele...
- Wyglądasz na bardzo zadowoloną z siebie... Wiesz że mogłem ci po prostu przynieść co trzeba i nie było potrzeby żebyś tam się pakowała.
Spytał z minimalnymi zmęczeniem i rezygnacją. Oczywiście wiedział że nigdy nie poprosiłaby go o pomoc. Nie liczył nawet na sensowną, odpowiedź, jak zwykle tylko mówił formalnie, aby móc później w setkach raportów pisać że on ją ostrzegał. Ale z drugiej też strony znów nie wiedział po co ma go interesować jej życie poza jego ochroną. Nie odpowiadał już za nie. Rozmowa wkrótce zbiegła znów na temat stworzeń i ich przydatności... I znów objawiła się lekka ignorancja Seamair. Uważała Christophera za hipokrytę, chociaż nie dostrzegała różnic w zachowaniach ich obu. Dachowiec również nachylił się lekko do przodu.
- Skoro się jej nie lękasz, to po co otaczasz się zwierzętami? Daruję sobie rozmowy z nimi, wierzę że mogą mówić coś ciekawego... Nigdy nie będą kimś kto zastąpi inną osobę.
Przyglądał jej się znów. Chwilę tak patrzył, po czym gdy ta burknęła coś wpierw się nieco zdziwił, a potem zbeształ sam siebie w myślach. Może rzeczywiście nie miał po co prowokować gniazda os i włazić w to czy jest samotna. Po co go to w ogóle interesuje? Ostatnio był jakiś wyjątkowo rozkojarzony i mówi wiele głupich rzeczy.
- Ochroniarz dba chyba nie tylko o fizyczny stan obiektu, ale i psychiczny. Wychodzi więc, że jest to całkiem istotna część mojej pracy...
Mruknął do niej w odpowiedzi. Były to najbardziej neutralne słowa jakie wynalazł i jakie nie odbiegały od prawdy. Był ciekaw reakcji Seamair. Wyglądało to bowiem na coś, w co mógł uderzyć. Nie tylko aby odgonić ją od siebie, ale żeby wycisnąć coś też z niej.
- Możesz robić wszystko to co wcześniej... Chyba że jest niebezpieczne.
Odparł jej nieco sarkastycznie i przewrócił oczami. Nie miał ochoty na przytyki w tym momencie dotyczące jego misji. Słuchaj je już nie raz.. Oczywiście że jej swoboda nie ograniczyła się tylko w teorii.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Rysa. Niemal słyszałam w głowie ten charakterystyczny dźwięk, pękającego lodu. Za każdym razem, gdy dostrzegłam, że moje działania czy słowa zdołały naruszyć mur, który stawiał wokół siebie Christopher. Staranie zapisywałam w pamięci, każdy rodzaj mentalnego czy fizycznego narzędzia, które zdołało przynieść pożądany efekt. Dzięki temu zawsze mogłam po nie sięgnąć w przyszłości, do czasu aż to samoistnie się nie stępi.
Niestety triumfalny uśmiech został starty z mojej twarzy niespodziewanie szybko... za sprawą wyjątkowo bezczelnej wypowiedzi kocura.
„Sugerujesz, że od czasu do czasu ubierasz coś ciasnego i flirtujesz z panami?”... Przetrawienie tego, co właśnie usłyszałam, zajęło mi dobrą chwilę, w której czasie na moim obliczu odmalowała się dość zagadkowa mieszanina emocji. Ostatecznie mój rozmówca został zmierzony spojrzeniem, w którym można było doszukać się cieniu rozbawienia, ale przede wszystkim wyższości. W taki sposób patrzyło się na kogoś, kto został, przyłapany na czymś, na czym z całą pewnością nie chciałby zostać złapanym.
Aż nazbyt dobrze, zrozumiałam, co kocur chce osiągnąć, zagrywając taką, a nie inną kartą... ale postanowiłam obrócić ją, przeciw niemu samemu.
-Twoje myśli ewidentnie zbaczają na... niewłaściwe tory. Mówiłam wyłącznie o rogach i zgrywaniu Upiornej.
Gdy wyczekiwałam reakcji ze strony Strażnika, w mych szkarłatnych tęczówkach tańczyły złośliwe iskierki. W czerpaniu satysfakcji z wzajemnego uprzykrzania sobie życia, bez wątpienia było coś dziecinnego... Wyglądało jednak na to, że jeszcze nie „dorosłam” na tyle, by ot, tak móc z tego zrezygnować. Spoważnieć pomogło mi dopiero, uświadomienie sobie, że jakiejś części mnie brakowało tych utarczek w czasie nieobecności Christophera...
-Na balu miałeś doskonałą okazję, zobaczyć jak to wygląda.
Odparłam, przywołując w pamięci wspomnienia tego, jak obchodzono się z rogaczami podczas uroczystości. Przypomniałam sobie również o zainteresowaniu Barona, które było skierowane na mojej osobie i diametralnej zmianie jego zachowania, gdy wtrącił się Dachowiec.
Myślenie o balu nie było mądrym pomysłem, wszak to właśnie przez nieszczęsny zakład zawarty na tej imprezie, byłam teraz zmuszona spędzić kilka tygodni na pustyni... Wiatr, żar lejący się z nieba, tony piasku i nieprzyjemnie chłodne noce. Czego do cholery mógł szukać na pustyni... nie dawało mi to spokoju.

Oczywiście.... musiał to wyciągnąć. Nie wiedziałam, czemu głupio liczyłam na to, że ten temat mamy już za sobą. Że poranek po tym zdarzeniu był wystarczająco niezręczny dla nas obojga, by do tego nie wracać. Nie byłam pewna, co czułam w tej chwili złość czy żal? A może jeszcze co innego...
-Tak... w barze było blisko. Ale myślisz, że to jedyny raz, gdy tak było? Wbrew temu, co sądzisz, ja nie ryzykuję bezmyślnie, po prostu mam swoje cele i priorytety. Jeśli ich osiągnięcie niekiedy wymaga położenia na jednej z szal własnego życia... nauczyłam się z tym godzić. Nie znaczy to jednak, że dam się komukolwiek łatwo zabić.
Wiedziałam doskonale, że przebywanie z nim w małej zamkniętej przestrzeni ewidentnie mi nie służyło. I jemu najwyraźniej też, co dało się wywnioskować z tej dziwnej szczerości, na którą pozwalaliśmy sobie momentami. Zwykle wszystko to szło znacznie bardziej okrężną drogą.
-Zatem wychodzi na to, że nie jestem jak każdy.
I wiedziałam o tym aż za bardzo. Nie czyniło mnie to jednak wyjątkową a jedynie boleśnie świadomą tego, że nie widziałam dla siebie szans na to, by żyć... normalnie.
-Doprawdy? Może jeszcze wcisnąłbyś się w coś ciasnego i wynegocjował dla mnie dobre ceny, hm? A przy okazji postarasz się nie spłoszyć połowy targowiska swoją lodową aurą...
Tak, zapamiętałam sobie ten przytyk. Nie chodziło o to, że mnie zabolał, bardziej rozbawił. Flirt potrafił być całkiem niezłym narzędziem w drodze do osiągnięcia celu. Gdy wyciągałam informacje od Opętańców, często lampka wina i zalotny uśmiech, pomagały w rozwiązaniu języka.

Ta rozmowa ewidentnie zbaczała na niewłaściwe tory i miałam wrażenie, iż nieuchronnie zbliżamy się do miejsca, w którym dojdzie do wykolejenia...
-Wiesz, po co nam towarzystwo innych? Abyśmy w samotności nie zdziczeli przez własne myśli.
Znów nachylając się, w stronę swego Ochroniarza, który wciąż sondował mnie irytująco przenikliwym spojrzeniem.
Czy przesadziła? To zielonooki pierwszy zaczął pogrywać na drażliwych strunach... Ja chciałam szarpnąć mocniej, bo w końcu najskuteczniejszą obroną bywa atak.
Zwinęłam dłonie w pięści, czując nagłe drżenie palców. Moje myśli nie wracały do bolesnych wspomnień.
Strażnik nie miał prawa wiedzieć, że kiedyś miałam kogoś bliskiego...komu mogłam ufać, kto akceptował, to kim byłam. Kogoś, kto dał mi nadzieję na normalność, a potem odszedł. Zmarł... a ja czułam się wtedy krucha, mała i słaba...bez niego.
Nie chciałam się czuć tak nigdy więcej...wiedziałam jakie zagrożenie niosło ze sobą przywiązanie.
-Zatem w ramach ochroniarskiej praktyki, gdybym była z kimś po słowie, interesowałbyś się, tym jak układa się nam pożycie? Albo czy nie mam problemów wychowawczych z dziećmi... bo ostatnio wyglądam na przygnębioną?
Zaśmiałam się nieco nerwowo, słysząc własne słowa. Były dla mnie czystą abstrakcją. Wizją życia, równie odległą i nieosiągalną co gwiazdy na niebie. Nie będę miała rodziny, MORIA się o to postarała. I to skutecznie.
-Nie staraj się wykraczać poza własne kompetencje. Za mało utrudniam Ci życie, w kwestii pilnowania tego by ktoś nie przetrącił mi karku, że myślisz jeszcze o mojej psychice?
Rzuciłam Christopherowi wyzywające spojrzenie, w którym miało kryć się ostrzeżenie. Nie wiedziałam jednak, czy wystarczająco jasne, ponieważ ta rozmowa mnie samą, zdołała wyprowadzić z równowagi... Nienawidziłam go za to, że w ogóle był do tego zdolny. A siebie za to, że gdzieś w głębi się tym przejmowałam, że nie potrafiłam puścić tego wszystkiego mimo uszu.
-Ale jeśli tak pragniesz zadbać o mój komfort psychiczny, zawsze możesz powiedzieć coś więcej na temat tej całej wycieczki. Takie podróże, kiedy nie zna się ich dokładnego miejsca i celu... bywają stresujące...
Ponownie wtuliłam plecy w oparcie, głowę wsparłam na dłoni, przybierając pozę zaabsorbowanego słuchacza. Dla pełni wygodny ponownie założyłam nogę na nogę, uważając by i tym razem nie zahaczyć obcasem o kolana Strażnika. To nie stres był tym, co mnie nękało, lecz ciekawość.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Christopher zmrużył nieznacznie oczy. Był to z pozoru prosty i mało widoczny gest, widoczny jednak dla kogoś, kto od tylu miesięcy doszukiwał się w jego obliczu jakiejkolwiek zmiany. Spojrzenie to kryło w sobie nutę niezadowolenia oraz zażenowania. Nie miał on żadnych fantazyjnych myśli na temat swojej podopiecznej i ona dobrze o tym wiedziała. Co więcej, z pewnością czułaby się z tym faktem o wiele gorzej, niż on sam, dlatego nie docierało do niego po co próbowała mu coś sugerować.
- Moje myśli są na właściwym miejscu. - odparł jej dosyć chłodno - Wydaje ci się, że miałbym po nocach śnić o tobie w jakimś skąpym odzieniu? Już na jawie wystarczy mi pokaz twoich marnych umiejętności flirtowania.
Znowu ten przytyk związany z wizytą w barze. Oczywiście mogło chodzić o jakąkolwiek sytuację, ale mimo woli to właśnie tamten wieczór zapadł mu w pamięć z jakiegoś powodu... Odsłonił parę faktów. Nie chodziło tylko o całe to odkrycie swojej przeszłości, ale też uświadomienie sobie kilku rzeczy. Dzisiejsze złośliwości Christophera w istocie były bardziej przytykami, niż rzeczywistymi atakami w kierunku podopiecznej. Mógłby o wiele dotkliwiej wyrzucać jej niekompetencję. Nie miał jednak ku temu humoru.
- Sugerujesz mi coś...
Było to bardziej pytanie, niż stwierdzenie. Christopher taktycznie wycofał się z powrotem do fotela, nie chcąc by odległość ich dzieląca stała się aż za bardzo bliska, a przez to niekomfortowa. Wbił wzrok w Seamair, przyglądając się jej przeciągłym spojrzeniem. Wyczuł w jej słowach bezpośredni atak w jego kierunku. Jak zapewne spodziewała się, zagnie go na tym, że sam mieszkał sam.
- To by tłumaczyło twój dziki charakter... - zmrużył znów oczy - Masz rację, sęk w tym że taki stan czasami nawet bardziej przydaje się w stowarzyszeniu.
Jego słowa zabrzmiały wyjątkowo nieprzyjemnie. O ile w jego przypadku rzadko kiedy można było mówić o zmianie tonu, luzna sprzeczka teraz ustąpiła na moment lekkiej ponurości. Strażnik jednak szybko się otrząsnął, wracając do słownych utarczek. Jego podopieczna wszak miała jeszcze mnóstwo do powiedzenia. Z początku przynajmniej chciał wrócić do pół żartów przytyków, szybko tymczasem temat zboczył. I strażnik wyczuł nerwowość w zachowaniu aryatokratki oraz fakt, że ona również zaczęła brać to nieco poważniej.
- Nie wydajesz się kimś, kto dąży do macierzyństwa. Ani kimś, kto szuka kochanka. - spojrzał na nią badawczym spojrzeniem [color=#66ccff]- Nie muszę wchodzić ci do głowy, by widzieć pewne rzeczy... Z daleka obserwuje, jak kręcisz się po ogromnej, pustej rezydencji, otoczona przez zwierzęta. Z pewnością już dawno zdziczałaś od własnych myśli, jak to określiłaś.
Na koniec w swoje słowa tchnął nieco zgryźliwości. Przyglądał się dziewczynie cały czas, obserwując uważnie jej reakcję. Zdawało mu się, że dotyka jakiś drażliwych tematów. Chciał dokładnie widzieć, kiedy wreszcie nastąpi wybuch. Ta jednak jak na zloscy wracała do tematu jazdy. Christopher sapnął cicho.
- Powiedziałem ci gdzie jedziemy... Po co tam jedziemy to moja własna sprawa. Szczerze wątpię by to ciebie zresztą interesowało.
Pokręcił głową i skierował wzrok na okno. Podparł podbródek na dłoni, wpatrując się w mijane tereny. Te z każdym kilometrem miały coraz więcej lasów iglastych i więcej wzniesień. Teren nieco się zmieniał.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Słowa kocura mnie ubodły... a dokładniej moje ego. Zaczepka była wyjątkowo marna i wiedziałam, że powinnam ją zignorować... ale nie lubiłam, gdy wytykało mi się brak umiejętności. A szczególnie w dziedzinie, o której wiedziałam, że jestem dobra. Nie byłam jednak pewna, czy gdyby skrytykował jakość produkowanych przeze mnie eliksirów, uniosłabym się w podobny sposób. Zapewne powinnam przemyśleć piramidę swoich priorytetów… ale to kiedy indziej.
-Marnych? Wypraszam sobie... jakoś, nie przypominam sobie sytuacji, być miał okazję szczególnie często to oglądać... Chyba że mylisz moje „bycie miłą” z flirtem.
Prychnęłam cicho i już miałam zamiar coś powiedzieć, lecz w porę ugryzłam się w język. Skarciłam się w myślach za swoją skłonność do hazardu, bo właśnie miałam zamiar zaproponować memu ochroniarzowi kolejny zakład... Jakby już mało było mi przez nie problemów…
-Może...
Mówiąc, przeciągnęłam to jedno słowo, starając się zawrzeć w nim odpowiedni wydźwięk. Zaczynałam odnosić wrażenie, że Dachowiec był dziś dziwnie oszczędny w swych zgryźliwościach. Zbyt dobrze wiedziałam, że stać go na więcej. Nie rozumiałam, jedynie czemu się hamował? Wyszedł z wprawy? A może była to kwestia zmęczenia?
Przechyliłam głowę, a na mojej twarzy przez chwilę pojawił się triumfalny uśmiech. Właśnie usłyszałam z ust Christophera, że „mam rację” oczywiście musiało być do tego jakieś, ale.... choć mimo wszystko, powinnam zaznaczyć sobie tę datę w swoim dzienniku.
-Istotnie. Widzisz zatem, że nie ma sensu od niego stronić.
Zmiana w głosie mego srebrnowłosego sprawiła, że zaczęłam bardziej zastanawiać się, nad tym, jak potoczyła się ta rozmowa. Wyglądało na to, że właśnie dotknęłam tematu, który nie był obojętny mojemu obrońcy. Czyżby właśnie posmakował gorzkiej prawdy albo przypomniał sobie jej dawno zatracony smak?
W głowie znów przewinęły mi się obrazy z mieszkania Strażnika. Wydawało się chłodne, jak i sam jego właściciel. Wydawało się miejscem, które w razie potrzeby można szybko porzucić, wyrzekając się sentymentów i zostawiając po sobie jak najmniej śladów. Może były to pozory, a Christopher po prostu był zagorzałym fanem minimalizmu… lecz intuicja podpowiadała mi, że to pierwsze skojarzenie leżało znacznie bliżej prawdy.
-Nie tracę czasu na to, co nieosiągalne… i zbędne.
W chwili, gdy wypowiadałam te słowa, w moim głosie coś przygasło. Dawna złość, przez lata zdołała przerodzić się w coś innego. Świadomość tego, że zostałam pozbawiona wyboru… i to tak ważnego, bolała.
-Ja mam przynajmniej je, no i Sorena. Chyba że nie traktujesz Marionetek jako pełnowartościowe towarzystwo?
Cóż Soren był wyjątkowo cichym i mało zatruwającym życie lokatorem. Faktycznie bywały dni, że dało się zapomnieć o jego obecności… Christopher nie miał zbyt wielu okazji, aby widywać się z Marionetką, która zdecydowanie większą część dnia przesiadywała w swojej pracowni, albo na targowiskach w poszukiwaniu nowych materiałów. Nie byłam zatem tak osamotniona,jak starał mi się wmówić. W przeciwieństwie do niego samego.
-Nie rozumiem, czemu wytykasz mi taki styl życia… Skoro sam wiedziesz całkiem podobny. W tej kwestii różni nas głównie rozmiar mieszkań…
Nie tylko on obserwował i pilnie zbierał choćby najmniejszy strzęp informacji…
Umilkłam na dłuższą chwilę. Mój wzrok wciąż był wymierzony w Strażnika, który powoli zdawał się zmęczony tą konwersacją. Byłam przekonana, że właśnie teraz zaczynał uważać, że zabieranie mnie gdziekolwiek było jego ogromnym błędem.
-Pustynia… równie dobrze mógłbyś mi powiedzieć, że wybieramy się do sklepu w mieście lalek. W Krainie mamy całkiem sporo pustyń… Ten jeden raz, czuję się zainteresowana…


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Strażnik pokręcił tylko głową z dezaprobatą. Szczerze nie miał wielkich nadziei co do tej zaczepki... Nie mógł rzeczywiście wiedzieć zbyt wiele na temat jej umiejętności flirtowania, ale i tak z jakiegoś powodu dziewczyna się na to złapała. Jej priorytety czasami zaskakiwały go... Rzeczy, które on sam puściłby mimo uszu czy wręcz wyśmiał, Seamair potrafiły ugodzić w najczulszy punkt. Czy naprawdę tak bardzo zabolało ją stwierdzenie, że nie jest w oczach jej znienawidzonego strażnika dobrą uwodzicielką? Christophera bawiła ta myśl, powstrzymał jednak uśmiech, będąc świadomym, ze również z jego strony dość nieodpowiednie były tego typu sugestie. Jakby rzeczywiście zwracał uwagę na takie rzeczy...
- No jestem bardzo ciekaw, jak wygląda w takim razie twój flirt. - mruknął z nutą ironii, kierując powoli wzrok na okno - Będziesz miała teraz wystarczająco dużo czasu, aby mi go zaprezentować...
Krajobraz za oknem przesuwał się leniwie w dole, ukazując coraz to bardziej zmieniającą się rzeźbę terenu. Ile tak już siedzieli w tym przedziale? Ile jeszcze ich podróż będzie trwać? Zabawne, że mimo tak ponurych rokowań, wcale nie nudził się w przedziale z arystokratką. Miał w ten sposób przynajmniej czas, aby zadrwić z niej nieco i sprawdzić niektóre ze swoich przypuszczeń... Chociaż pewnie i to z czasem mu zbrzydnie, na przykład gdy ta odwróci planszę i zacznie go wypytywać o jego sprawy. Do tego wolał nie dopuścić. Czeka ich wspólne parę tygodni i rzeczywiście zastanawiał się, czy ugodzone ego arystokratki pozwoli jej przespać spokojnie taką zniewagę. Uśmiechnął się aż nieznacznie na myśl, że miałaby flirtować z mieszkańcami miejsca, do którego zmierzają... To byłoby zderzenie dwóch światów. Dosłownie i w przenośni.
- Stronić? - mruknął cicho, zerkając w jej kierunku kątem oka - Chyba nie wiesz o czym mówisz... Jednym on służy, drugim nie. Lepiej zastanów się, do której grupy należysz.
On dobrze wiedział, w której grupie leży. Co nie sprawiało, że lubił ten stan rzeczy. Skuteczność bywa nierzadko okupiona... Czymś innym. Dachowiec nigdy nie czuł palącego pragnienia albo poczucia, że czegoś mu brakuje, ale nie mógłby kłamać samemu sobie, że o tym nie myślał. Co by się stało, gdyby podjął w dzieciństwie inne decyzje? Jaki wiódłby teraz żywot? Czy to, co teraz robi będzie wykonywał do końca swoich dni? Bywał momentami rozczarowany rzeczywistością i chociaż nie przepadał za swoją podopieczną, nigdy nie życzyłby jej czegoś podobnego... Być może już była w tym samym miejscu, co on. Wiedział, że doświadczyła różnych rzeczy i może nawet dochodziła do tych samych wniosków, co on, on jednak podchodził do wszystkiego na chłodno. Ona zaś widziała świat przez pryzmat emocji... Dawno temu łudził się, że zdoła ją ostudzić i wzbudzić jej zdrowy rozsądek. Być może jeszcze kiedyś nadejdzie taki dzień.
- Czyżby? Bywają tacy, którzy oglądają się za tobą na ulicy... Widzę ich, bo muszę znać potencjalnych gwałcicieli. Widać, że wciąż jesteś mało czujna.
Odparł jej z nutą ironii w głosie. Postanowił powiedzieć na głos ten dość ciekawy fakt, który dotarł do niego już na początku ich znajomości. Mieszkańcy tej krainy nie różnili się zbytnio od ludzi oraz ich gustów. Wszyscy mieli podobne upodobania i można powiedzieć, że w wielu z nich mieściła się jego podopieczna. Gdy ona przeważnie rzucała w jego kierunku kąśliwe uwagi, on poza odpowiadaniem jej, musiał analizować okolicę w poszukiwaniu czegoś podejrzanego. Widział ociągające się spojrzenia, zerknięcia... Postanowił wspomnieć jej o tym i zburzyć fałszywy pogląd, że nie byłaby w stanie czegoś takiego osiągnąć. Z łatwością znalazłaby kochanka, gdyby tylko zaczęła interesować się mężczyznami tak, jak oni interesują się nią. Christopher nie zaprzeczał, że najpewniej odstraszyłby potencjalnych pretendentów, ale dziwiło go, że nigdy nie musiał robić czegoś podobnego. Tym bardziej ciekawiło go, czy rzeczywiście spróbuje udowodnić mu swoje umiejętności flirtu w ciągu najbliższych paru tygodni. Słysząc kolejną sugestię co do jej wyższości w kwestii towarzystwa, strażnik obrócił w całości głowę w jej kierunku, mrużąc przy tym oczy. Być może rzeczywiście jej się wydawało, że ich sytuacje nie różnią się niczym.
- W tej kwestii różni nas o wiele więcej. Ty jesteś czarownicą tworzącą lekarstwa oraz trucizny, ja zaś zwykłym trepem. Jeden z nas zajmuje się dyplomacją, drugi zaś wykonuje po cichu brudną robotę. Zastanów się dobrze, któremu z nas samotność służy, a któremu zdrowie psychiczne przyda się bardziej.
Wyprostował się nieco i odetchnął głębiej. Być może powiedział zbyt wiele, ale dziwiło go, że czarownica nie dostrzega tak podstawowych różnic. Tymczasem z jej ust padło po raz kolejny to samo pytanie, ubrane po prostu w inne słowa. Dokąd zmierzają? Było jeszcze za wcześnie, by ta nie zdążyła po prostu uprzeć się, że musi zawrócić zabrać cieplejsze ubrania.
- Dowiesz się na miejscu. Ostatnie, czego mi brakuje, to twoje opinie na temat celu naszej podróży. Nie zostało wcale tak dużo drogi.
Mruknął, kierując wzrok za okno.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Kontrola…lubiłam ją mieć, nawet jeśli miała dotyczyć rzeczy pozornie błahych, jak choćby kąśliwa rozmowa. Teraz powoli zaczynałam czuć jej coraz większy ubytek… który powodował, że zaczynałam żałować poruszenia owego tematu. Oczywistym było jednak, że odkrycie się z tymi faktem przed Kocurem absolutnie nie wchodziło w grę, to też jedyne co mi pozostawało to nadal kroczyć tą zwodniczą ścieżką.
-O ile tylko będę miała na kim… bo pustynne miraże, raczej nie będą stanowiły szczególnego wyzwania.
Odparowałam, po czym ponownie nadałam swojej postawie nieco więcej wyniosłości. Były to subtelne gesty, takie jak odpowiednie ułożenie dłoni czy uniesienie podbródka. Nie każdy dostrzegał owe detale, ale miałam pewność, że nie uszły uwadze Christophera. Przez te wszystkie miesiące, w których byliśmy zmuszeni, znosić swoją wzajemną obecność, oboje nauczyliśmy się, czytać siebie bardziej niż chcieliśmy to przyznać. A przynajmniej ja wolałam nie zdradzać się z tą wiedzą ani tym ile czasu poświęcałam na dyskretną obserwację, której celem był mój Ochroniarz.
-Nie uważam jej za coś krzywdzącego, a przynajmniej nie bardziej niż towarzystwo pewnych osobników.
W moim głosie zadźwięczała nuta złośliwości, z której nie byłam w stanie ot, tak zrezygnować. Tym bardziej że Dachowiec również korzystał z tego „dodatku”, którym oboje doprawialiśmy niemal każdą naszą konwersację. Dzisiaj jednak odniosłam wrażenie, iż używał jej oszczędniej niż zwykle… być może wynikało to z faktu naszej przymusowej rozłąki? Zapewne nie bardzo miał czas ani sposobność, aby poćwiczyć słowne utarczki na przestępcach, których wyłapywaniem był ostatnio zajęty.
Złośliwości… jak często wykorzystywałam je, aby zamaskować to, co niewygodne. Podejrzewałam jednak, że nie byłam tu jedyną, która obierała taką „strategię”. Tak było wygodniej, łatwiej i normalniej. Nie przywykłam do tego, aby zwierzać się komukolwiek z tak osobistych odczuć. Nie widziałam korzyści w zdradzaniu się ze swoimi słabościami czy lękami. Samotność boli mnie niż strata czy zdrada…
Zapatrzyłam się w obraz za oknem. Zmieniający się krajobraz coraz bardziej zyskiwał na urodzie, a ja powoli zaczynałam doceniać, możliwość obserwowania go w ten sposób. Było w tym coś wyciszającego. Podczas lotu na grzbiecie bestii można było liczyć na więcej ekscytacji, lecz jednocześnie trzeba było zmagać się z tnącym wiatrem i zachowaniem równowagi. Nie zawsze dało się wówczas skupić na aspektach wizualnych podróży. Nasz świat tętnił życiem i magią, było w nim tyle do odkrycia… Świadomość tego ile lat straciłam, podczas niewoli w Świecie Ludzi, bolała.
Okazało się, że zielonooki nie do końca zrozumiał, co miałam na myśli w kwestii tego, co dla mnie nieosiągalne. Ale może to i lepiej, nie miałam też zamiaru, wprost wyjaśnić, w czym leżał faktyczny problem. Byłoby to zdecydowanie zbyt…osobiste.
Przechyliłam głowę i delikatnie przymrużyłam oczy, spoglądając na swego rozmówcę spod kurtyny ciemnych rzęs. W zasadzie nie zdradził mi niczego, o czym nie wiedziałabym sama. Może nie licząc informacji, dotyczącej tego, jak szeroki zakres obejmowała patronat, który roztaczał nade mną Strażnik. Oczywiście nadal drażniło mnie to, że ktoś uznawał, że potrzebuję opieki… z drugiej jednak strony, zaskoczył mnie fakt, aż tak nadmiernej czujności.
Nie było jednak tak, że nie zauważałam zainteresowania, którym cieszyłam się w oczach wielu mężczyzn. Problem leżał w tym, że od czasu kiedy zostaliśmy skazani na swe wzajemne towarzystwo… bardzo sporą część mojej uwagi pochłaniała postać Strażnika. Zatem jeśli faktycznie moja czujność się pogorszyła, to sam stanowił przyczynę owego problemu.
-Byłam znacznie bardziej, zanim się pojawiłeś.
Mruknęłam tylko, nie komentując reszty jego uwagi. Uznałam, że nie muszę opowiadać o losie, który spotkałby potencjalnego gwałciciela… Nadal byłam przekonana o fakcie, że sama potrafię się doskonale obronić. Znałam swoje ograniczenia, z których główne stanowiło to, że niemal każdy potencjalny napastnik górowałby nade mną względem siły fizycznej. Może i brakowało mi siły, ale nadrabiałam ją szybkością i zwinnością. Potrafiłam o siebie zadbać… noc w barze była wyjątkiem… Niestety nie mogłam przeczyć temu, że ten wyjątek mógł być pierwszym i ostatnim w moim życiu…
-Tworząc trucizny, jestem odpowiedzialna za życie, które mają zgasić. Przekazuję narzędzie, które ma tylko jeden cel i jestem tego bardzo świadoma… to mniej uczciwe, niż wbicie komuś ostrza między żebra. Ale i te metody nie są mi obce, może Róża nie wymaga tego od swych Czarownic, ale moje życie i owszem wymagało.
Na wzmiankę o dyplomacji zaśmiałam się cicho, zaś moje spojrzenie nieco złagodniało. W pamięci przewinęły mi się słynne preparacje z zakonem Tropicieli. Do tej pory uważałam, że przydzielenie mi tego zadania było ze strony Rosarium przejawem desperacji…
-Myślę, że miałeś dość dużo czasu, aby zauważyć, że dyplomacja nie należy do moich mocnych stron, nadal uważam, że to była pomyłka. A co się tyczy Ciebie, biorąc pod uwagę aktualny charakter twojego zadania… nie wykonujesz tylko brudnej roboty po cichu. Potrafisz się też całkiem nieźle obnosić ze swoją natarczywą obecnością…
Czy chronienie życia było trudniejsze niż jego odbieranie? Nie byłam w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Domyślałam się jednak, że obrona tak problematycznego przypadku, jakim byłam ja, nie należało do łatwych. Bywały momenty, że nawet zaczynałam delikatnie współczuć Strażnikowi, choć nie na tyle, abym miała mu ułatwiać życie.
Przewróciłam oczami, słysząc jak Kocur, po raz kolejny po prostu mnie zbywa… tym samym tylko pogłębiając moją ciekawość.
-Zawsze mógłbyś ją po prostu zignorować, jak zwykle… ale jak sobie chcesz.
Odmruknęłam wyraźnie niezadowolona. Być może przypuściłabym kolejne podejście do wyciągnięcia informacji od Kocura, ale zainteresowało mnie nagłe poruszenie na korytarzu. Nie bardzo widziałam co się tam działo, czyżby konduktor przyłapał jakiegoś gapowicza? Ciekawe co groziło za taki numer… może wyrzucenie z pociągu?


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Christopher łypnął na nią tym swoim typowym, niezbyt zaimponowanym spojrzeniem spod przymrużonych powiek. Okazywanie wyniosłości działało tylko wtedy, gdy rozmówca mógł mieć jakiekolwiek wątpliwości co do swojej pozycji... Dachowiec ich nie miał. Gesty arystokratki nie robiły więc na nim żadnego wrażenia. W tej rozmowie to on sobie bardziej z niej pokpiewał, niż na odwrót. Udzieliło mu się to, że wie rzeczy, o których ona nie ma pojęcia... Na przykład gdzie właściwie jadą.
- Kogoś na pewno znajdziesz. W ostateczności będziesz mogła udawać, że mnie nie znasz.
Mruknął ironicznie i odchylił nieco głowę do tyłu, przymykając oczy. Te kpiny sprawiały mu w jakiś sposób radość... Nie wiedział w sumie skąd, bo nigdy jakoś specjalnie nie ciągnęło go do słownych potyczek. Może to właśnie niedosyt sprawiał, że brakowało mu możliwości, aby wykazać się intelektualnie. Każda jego robota to było - wytrop/zabij i ostatnio jeszcze do repertuaru doszło pilnuj. W sumie uświadomił sobie zabawną rzecz, mianowicie mimo faktu bycia kotem, zachowywał się trochę jak pies stróżujący. W młodości może by się za to obraził, ale teraz w sumie miał w nosie tych czteronogów. Był ponad te prostackie sprzeczki pierwowzoru jego gatunku.
- Dobrze wiem, że to nieprawda.
Odparł jej krótko, nie odchylając wciąż głowy w jej kierunku. Zignorował jej bardzo jasne nawiązanie do jego osoby i postanowił nieco utrzeć jej nosa. Dobrze wiedział, że żadne towarzystwo nie jest gorsze od nieustannej samotności... Seamair może nawet tego nie wiedziała, bo miała tak pokręcony umysł, ale było to swego rodzaju prawo istot rozumnych. Nawet Christopher w końcu zwariowałby, gdyby nie miał kontaktu w tak prozaicznych sprawach, jak kupno czegoś albo łapanie jakiegoś obwiesia. Rogata nierzadko łgała w ich rozmowach tylko po to, aby mu dopiec i strażnik był tego jak najbardziej świadomy... A wolał urwać kpiny akurat na ten temat, zanim zaczną iść dalej. Na przykład znów w kierunku, czemu właściwie zrezygnował tak wcześnie ze swojej starej roboty łapania przestępców. Nie byłby w stanie odpowiedzieć, bo też już z każdą godziną coraz mniej wiedział.
- Byłaś... Więc cóż takiego się stało, że akurat gdy zacząłem ciebie pilnować, twoja czujność się pogorszyła?
Mruknął nieco prowokacyjnie. Znów, dobrze wiedział o co jej chodziło, ale nie zamierzał dać jej tej satysfakcji. Jeśli zamierzała mu powiedzieć, że zatruwa jej życie i rozprasza ją, to będzie musiała powiedzieć mu to wprost. Słyszał to już co prawda wielokrotnie, ale takie bezpośrednie wypowiedzi w jakiś sposób burzyły tę kpiny, drwiny i ukryte słówka, w jakich lubowała się arystokratka. To musiało być zwyczajnie w jej naturze. Rogacze zawsze snuli się w swoich wypowiedziach, nigdy nie uderzając w sedno... Christopher lubił bawić się w tę zabawę, nawet teraz, ale wiedział dobrze, że bardzo łatwo może urwać takie snucia paroma prostymi pytaniami, a przez to nieco wytrącić rozmówczynię z rytmu.
- Oprócz trucizn tworzysz również lekarstwa... Leczysz również ludzi. Gdybyś ty ich nie wykonała, to zrobiłby to ktoś inny. Ja nożem nie jestem w stanie żyć ratować i jestem pewien, że gdybym nie zabrał się za to, niezliczona ilość osób by teraz żyła. Ale jakoś mi ich nie szkoda... Pokazuję ci prosty kontrast.
Zmrużył nieco oczy i wreszcie skierował na nią wzrok. Co niby takiego próbowała mu przekazać? Że jest bardziej odpowiedzialna za mordowanie wrogów stowarzyszenia, niż sam Christopher? Nie nie... Nie była to prawda i nie zamierzał przyznać jej racji. Tworzenie narzędzia to co innego, niż bycie narzędziem. Być może Seamair nie rozumiała tego przez brak perspektywy kogoś takiego, jak on sam. W sumie nie widział, by rozmawiała kiedykolwiek z kimś o fachu podobnym, do jego. Jej następne słowa wywołały na jego twarzy tylko ledwie widoczny, kpiący uśmiech. Znów to samo... Nawet na chwilę nie będzie mógł chyba odpocząć od tych uszczypliwości.
- Wolałabyś, bym skradał się za tobą tak, abyś nie wiedziała, kiedy jestem w pobliżu?
Mruknął cicho, przekrzywiając nieznacznie głowę w pytającym geście. Najwyraźniej bardzo przeszkadzało jej to, że tak często pojawiał się w jej życiu, ale zapominała o pewnym fakcie... Mogło być znacznie gorzej. Mógłby właśnie szpiegować ją jak przestępcę, nawet na moment nie ujawniając swojej tożsamości. Oczywiście z czasem nauczyłaby się go rozpoznawać, ale wtedy znalazłby po prostu inne sposoby. Nie brakuje przecież takich. Problem byłby wtedy tylko taki, że przestałoby to pasować do charakteru jego zadania... Mimo wszystko Seamair miał chronić, a nie obserwować dzień i noc jak groźnego przestępcę.
- Twoje opinie niestety nie ograniczają się tylko do słów. Dlatego sobie podaruję.
Westchnął ciężko i wstał powoli z siedzenia. Powolnym ruchem sięgnął do drzwi przedziału, aby sprawdzić, co takiego tam się odchrzania na korytarzu. Byle nic, co zakłóci ich podróż, bo osobiście wystrzela całą obsługę...

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Miałam szczęście, że chwilę po swej wypowiedzi Dachowiec odwrócił ode mnie wzrok... Nie byłabym zadowolona, gdyby zdołał spostrzec konsternację, która wykwitła na moim obliczu niczym kwiaty w wiosenny poranek.
Straciłam cenne sekundy, zastanawiając się jakie weto będzie w tym przypadku najcelniejsze. Stwierdzić, że nawet z pomocą magii nie byłabym aż tak dobrą aktorką? Nie umniejszyłabym tym samym własnym umiejętnościom... a co gorsza ukazałabym, że Strażnik mógłby stanowić jakiś rodzaj wyzwania, któremu nie dałabym rady podołać. Dobre sobie... nie potrzebowałabym magii, tylko znieczulenia w postaci sporej ilości trunku. Niestety cenny czas, w którym powinna, paść kąśliwa riposta upłynął... to też jedynie prychnęłam z dezaprobatą. Gdzieś we wnętrzu mojego umysłu rozbrzmiał nieprzyjemny dźwięk, przypominający metal przeciągany po tablicy... na której właśnie wyryto punkt dla Christophera...

Zielonooki perfidnie mnie prowokował... wiedząc, że iskry w postaci zaczepek czy odpowiednio wyprowadzonych pytań, padają na podatny grunt. Czasem aż nadto zdawałam sobie sprawę ze swego temperamentu. Czułam się jak palenisko, w którym tlący się popiół wystarczyło poruszyć, czy zasilić nową iskrą, aby znów rozgorzał płomieniem.
-Widać moja uwaga zaczęła się skupiać tam, gdzie nie powinna... albo też popadłam w mimowolne „rozleniwienie”, wiedząc, że jestem wyręczana w czymś, o co wcześniej dbałam sama.
To drugie oczywiście nie było prawdą. Fakt posiadania Ochroniarza nie sprawił, że przestałam uważać na otaczające mnie zagrożenia. Rzecz leżała w tym, że samego Christophera postrzegałam jako pewien rodzaj zagrożenia, które zaprzątało moją uwagę. Zwłaszcza na początku naszej znajomości, naszpikowanej przeróżnymi zwodami, podstępami i fortelami mającymi na celu zniechęcenie Kocura, co miało poskutkować jego kapitulacją. Czas pokazał, że moje wysiłki zdawały się przynieść odwrotne rezultaty... Ale jak niby miałam się tego spodziewać?
-Zbyt go upraszczasz. Nie polujesz na prawych obywateli, lecz tych, którzy im zagrażają. Eliminując jednych, przyczyniasz się do ocalenia drugich. Zatem nożem jesteś w stanie ratować innych.
Zastanawiała się, czy faktycznie tego nie dostrzegał, a może użył jedynie takiego argumentu, aby wygrać spór? Wierzyłam w koncepcję, którą właśnie przedstawiłam, mimo iż nie była wolna od pewnej dozy okrutności. Niestety życie mało kiedy stawiało nas w komfortowych sytuacjach, zwykle było sztuką dokonywania koniecznych wyborów.

Reakcja ze strony Strażnika sprawiła, że musiałam ponownie przeanalizować swoją wypowiedź. Ciężko zwalczyć przyzwyczajenia i nawyki a może to instynkt pilnował, abym nie zrobiła czegoś, czego nie powinnam. Na przykład, abym powiedziała coś miłego... bo zdałam sobie sprawę, że pod zawoalowaną uszczypliwością faktycznie chciałam przemycić swego rodzaju pochwałę.
Wszak przydzielenie takiego zadania jak czyjaś ochrona, wiązało się z pokładaniem zaufania i przeświadczenia o jego umiejętnościach. Bycie Łowcą również stanowiło wyzwanie, jednak dawało większą swobodę i możliwość planowania. Bycie obrońcą zaś wymagało stałej czujności, bo niemal nigdy nie wiedziało się, w jakim momencie może wydarzyć się coś wymagającego interwencji. Co więcej, to zadanie wymagało większego poświecenia się... i być może właśnie to tak irytowało mnie w fakcie posiadania Ochroniarza. Nie trafiała do mnie idea płacenia za cudze błędy własnym kosztem. Każdy miał własne życie i sam powinien za nie odpowiadać. Nie znałam innych schematów, które mogłabym wynieść choćby z rodzinnego życia. Idea rodziców chroniących dziecko, czy wspierającego się rodzeństwa... coś tak oczywistego dla większości, dla mnie było czymś obcym.

Spojrzenie, które posłałam, swemu towarzyszowi aż nazbyt dosadnie mówiło „Nawet nie próbuj...”. Już teraz miałam w kwestii tego wystarczające problemy. Już nie raz, nie dwa Dachowiec zdołał mnie zaskoczyć, co zdecydowanie mi się nie podobało. Podobnie jak myśl, że przewyższał mnie, w kwestii czułości wielu zmysłów a ja jeszcze nie znalazłam remedium w tej dziedzinie.
-Element zaskoczenia ma wiele plusów... ale miałam na myśli to, że w tej roli obnoszenie się ze swoją obecnością działa na korzyść... w aspekcie odstraszającym potencjalne zagrożenie...
Wiele kosztowało mnie, aby wydusić to z siebie, a jednocześnie ująć na tyle neutralnie, aby czasem nie zabrzmiało jak pochwała.
Strażnik, zapewne uważał, że nie rozumiem i nie dostrzegam, wali profesji, którą się aktualnie parał. Mylił się. Nie uważałam tego fachu za zbędny czy niewartego uznania. Po prostu nadal trwałam w przekonaniu, że nie wymagam cudzej opieki i sama najlepiej potrafię o siebie zadbać. Christopher mógłby w czasie, który marnuje u mego boku, pomóc komuś, kto faktycznie tej protekcji potrzebuje. Z całą pewnością lepiej by na tym wyszedł...

Widząc, że Dachowiec podnosi się z miejsca, posłałam mu pytające spojrzenie. Na chwilę przed tym, jak palce mężczyzny sięgnęły do uchwytu drzwi, te rozsunęły się energiczne, ukazując nam obojgu cudaczną postać... Fioletowe indywiduum... Bo w pierwszej chwili nie byłam w stanie lepiej tego określić, niemal zderzyło się z Christopherem, próbując znaleźć się w wejściu naszej kabiny.
Mężczyzna bądź kobieta... od stóp do głów był skąpany w najróżniejszych odcieniach fioletu. Ubiór, włosy, paznokcie, a nawet oczy błyszczały fioletem i tylko jasna skóra nie wpasowała się w ów paletę. Spory Kapelusz, udekorowany dwoma długimi piórami przypominającymi czułki ćmy, mógł stanowić wskazówkę w kwestii rasy przybysza.
-Witam szanownych państwa! Polecają się wyroby cukiernicze Fiołkowa Fantazja! Może strudzeniu podróżnicy, zechcą nadać swemu życiu nieco słodyczy?
Z jednocześnie rosnącym zaciekawieniem, jak i rozbawieniem przyglądałam się temu, jak, nieznajomy wyćwiczonymi teatralnymi gestami ściąga z głowy kapelusz, a następnie wydobywa z niego coraz to obszerniejsze smakołyki. We wnętrzu kabiny w powietrzu zaczęły unosić się lizaki, bezy, ciasteczka, czekoladki, ciasta a po chwili nawet coś przypominającego tort weselny... Wszystko bez wyjątku zdobione fioletowymi polewami, posypkami czy kremami.
-Nic, zapewniam nic, nie jest w stanie umilić podróży tak jak nasze słynne ametystowe pralinki albo lawendowe ciasteczka!
Aktualnie ciężko było poruszyć się choćby o centymetr, aby czasem nie przykleić się do którejś ze słodyczy tańczącej w powietrzu... mimo to ostrożnie odchyliłam głowę, będąc ciekawa reakcji Strażnika, na tę słodką napaść...
-Z kolei nasze czekolady potrafią dosłownie każdego zabrać do raju! A może zainteresuje was zestaw degustacyjny dla dwojga?! Wprost wyborny, by razem dzielić się tym co najlepsze!
Ostatnia sugestia, sprawiła że niemal parsknęłam śmiechem... Zdusiłam cisnący się na usta kpiący uśmieszek w obawie, że Kapelusznik może go błędnie zinterpretować.
Sprzedawczyk wodził wesołym spojrzeniem to na jedno to drugie z nas, najpewniej oceniając, które będzie stanowiło podatniejszy grunt w roli klienta. Widać był zdeterminowany, więc dla samego spokoju, miałam zamiar kupić kilka tabliczek owej rajskiej czekolady, aby tylko pozbyć się intruza. A poza tym faktycznie przez te wszystkie słodkie aromaty, zrobiłam się głodna.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Christopher mruknął cicho, słysząc jej słowa. Brzmiała, jakb była wyjątkowo niezadowolona z ochroniarza... Nie dostrzegała jednak, że dla stowarzyszenia wyglądała sprawa nieco inaczej. Go nie obchodziło to, czy Seamair potrafi o siebie zadbać, czy nie. Jest cennym naukowcem i to, czym ma się zajmować to badania, a nie spoglądanie przez ramię, czy nikt na nią nie dybie. Sam dachowiec niezbyt wiedział co w jej badaniach takiego specjalnego, ale kazali mu, to jej pilnował. Była zresztą cennym członkiem stowarzyszenia, którego nie mogli stracić również z paru innych powodów... Ale tych nie zamierzał mówić na głos. A przynajmniej w taki sposób, by ona mogła odebrać to jako komplement.
- Więc jak widać moje zadanie jest wypełniane dobrze.
Odparł jej ze spokojem, sugerując, że wcale nie rusza go taka odpowiedź. W raporcie nikt nie wymagał od arystokratki czujności... W przeciwieństwie do niego. Oczywiście sam działał nieco inaczej, za punkt honoru ubierając sobie utemperowanie rogatej, ale to szło mu dosyć opornie. Szczerze wątpił by kiedykolwiek udało mu się wypełnić to zadanie. Znał ją aż za dobrze... Tym bardziej zdziwiła go jej późniejsza wypowiedź. Nie okazał tego co prawda na zewnątrz, ale w środku dziwiło go, w jakim kierunku poszły jej rozważania i że nie miała problemów z ich wyrażeniem. Co bynajmniej nie znaczyło, że się z nimi zgadzał...
- Widać wyjątkowo mało wiesz na temat tego, czym kieruje się stowarzyszenie wyznaczając osoby do likwidacji.
Odparł nieco ciszej, jak gdyby obawiał się, że ten mały sekret usłyszy ktoś niepowołany. Albo że zostanie przyłapany na wyrażaniu się na temat stowarzyszenia w inny sposób, niż pochwalny. Nie mógł jednak tego zaprzeczać... Rzadko zdarzało się, że zabijał krwawych morderców. Częściej byli to przestępcy, co również oczywiście należało zaliczyć do pracy dla większego dobra, ale też nie zawsze. Czasami trafiają się po prostu wrogowie stowarzyszenia i ci, którzy w jakiś sposób krzyżują szyki, nie krzywdząc nawet przy tym nikogo. O tych zleceniach najmniej lubił mówić... Chociaż o żadnych w sumie nigdy z nikim nie rozmawiał. Nie miał z kim, bo Seamair nigdy raczej nie interesowała się szczegółami jego normalnej pracy. W ogóle w sumie mało rozmawiali w inny sposób, niż wzajemna złośliwość. Ten dzień był jakiś wyjątkowy... Dachowiec rzucił jej nieco podejrzliwe spojrzenie, doszukując się jakiegoś ale w jej słowach. Jak to sobie przeanalizował to wyszło mu, że przyznała, że dobrze wykonuje swoją pracę.
- Tak ciężko ci przyznać, że dobrze wykonuję swoją pracę?
Mruknął zniesmaczony. Następnie skierował się do drzwi, aby zobaczyć tam... No w sumie sam nie wiedział co. Jakiegoś pajaca w fioletowym stroju i dziwnym kapeluszu. Wyjątkowo głośny sprzedawca napotkał praktycznie lodową ścianę, nie tyle nawet płaską i martwą, co nastroszoną całą masą kolców. Jeden fałszywy ruch i mógł skończyć źle... No cóż, ważył się przerwać ich rozmowę. Przyglądał się w milczeniu całemu pokazowi, nie ruszając nawet o milimetr, dlatego słodycze nie były jego problemem. Na sam koniec, gdy wspomniał o zestawie dla par, strażnik przekrzywił nieco głowę.
- Schowaj te słodycze... - mruknął przyciszonym głosem, po czym wyprostował się - Co takiego... Skłoniło ciebie, aby zaproponować nam zestaw dla dwojga?
Ton jego głosu mimo, że raczej spokojny i jednostajny jak zwykle, krył w sobie coś groźnego, co kazał ważyć słowa.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Czy faktycznie wiedziałam mało na temat strategii i ścieżek, które obierało Stowarzyszenie? Być może... w końcu moja wierność sprawie w dalszym ciągu polegała głównie na transakcji wymiennej. Oddawałam siebie i swoje umiejętności w zamian za podtrzymanie wizji o upadku MORII. Z czasem w tę prostą zależność, wkradła się jeszcze ambicja... potrzeba pokazania, na co tak naprawdę mnie stać.
Często z rozmysłem wybierałam trzymanie się na uboczu. Nie doszukiwałam się informacji, które uważałam za zbyteczne. Nie bez powodu, ktoś dawno temu powiedział „Im mniej wiesz, tym lepiej sypiasz”. Ze stosowaniem się do owego przysłowia podchodziłam z pewną wybiórczością... nie mniej jednak nie byłam tak wielką ignorantką, za jaką zapewne brał mnie Strażnik.
Sam charakter moich badań oraz poświecenie, do którego zmuszałam jego uczestników... mówił mi wystarczająco wiele na temat moralności, jaką obierało Stowarzyszenie. Często poddawałam wątpliwości czy moja praca faktycznie, miała przyczynić się w walce o zachowanie pewnego określonego porządku.
-Mylisz się. Nigdy nie uważałam go za kryształowe... nie tylko na twój wydział padają cienie...
Lek i amulety ochronne, nad którymi pracowałam, mogły równie dobrze stać się narzędziem między światowego szantażu. Wszak poza tym, że zyskiwałam wiedzę jak zwalczać pasożyta, znacznie szybciej przyswoiłam temat, w jaki sposób można nim kogoś skutecznie zainfekować...
Projekt Dedal posiadał bardzo liczne możliwe rozgałęzienia... nawet jeśli na razie nie mówiło się o nich głośno... to zdawałam sobie sprawę, że Rosarium czy jego doradcy byli ich bardzo dobrze świadomi.
Z czasem nauczyłam się przymykać oczy na pewne kwestie... wiedziałam w końcu, że byli tacy, którzy szli do celu po niezliczonej liczbie trupów... Porównując Stowarzyszenie z szalejącymi po krainie Czarnymi Kartami czy wysłannikami MORII, można było nas nazwać aniołami (nawet jeśli części było bliżej do tych upadłych).
W tym wszystkim bardziej zaskakiwało mnie, że sam Christopher jest w stanie wytknąć rzeczy, o których zwykle nie powiedziałby fanatyk, zapatrzony w swoje dominium. Nie był to też pierwszy raz, gdy zaskoczył mnie w podobny sposób, co sprawiało, że łatka fanatyzmu, którą kiedyś przypięłam do jego osoby, została solidnie naderwana.

Czy było mi ciężko przyznać, że Dachowiec dobrze wykonywał swoją pracę ? Tak i chyba faktycznie nie zdawał sobie sprawy, jak ciężko... sądząc po jego reakcji. Wszak godzenie się z tym faktem, przeczyło temu, o co nadal walczyłam... odzyskani pełni swobód. Te kilka miesięcy, które spędziłam pod jego opieką, niekiedy zdawały mi się rozciągać w wieczność... Nie należałam do osób idących na kompromisy, dlatego zmienianie czegokolwiek w moim życiu traktowałam jako atak... Nawet jeśli logika potrafiła jasno wskazać plusy płynące z tej nowej sytuacji, mój upór skutecznie ją zagłuszał. Podobnie jak i to, że mogłam przecież trafić na kogoś znacznie gorszego niż Christophera. Często zastanawiałam się, dlaczego jeszcze nie doniósł Rosarium o problemach, które stwarzałam... Kwestia dumy czy czegoś jeszcze?

I znów miałam okazję podziwiać efekt „odstraszający”, jakim dysponował mój ochroniarz. Zdarzały się nieliczne momenty, że nawet pozazdrościłam mu tej umiejętności. Pozbawiona odpowiednich atutów, nie mogłam jednak liczyć na podobną skuteczność, ale miałam inne sposoby. Jednym z nich był właśnie cięty język, którym potrafiłam dać do zrozumienia, iż nie należę do miłych niewiast pragnących towarzystwa. Niestety bywali i tacy widzący w nim wyzwanie.

Sprzedawca strwożył się, widząc postawę Dachowca, co przez chwilę dało się odczuć nie tylko po cieniu strachu, ale i krótki zachwianiu w działaniu jego mocy. Słodkości, które do tej płynnie dryfowały w przestrzeni, zatrzęsły się na moment, przez co miałam wrażenie, że wszystko zaraz wyląduje na podłodze. Całe szczęście Fioletowy jegomość otrząsnął się w porę, oddalając widmo słodkiej katastrofy.
-Znaczy....miło się złożyło... podróżują państwo we dwoje...taka wspólna podróż, doprawiona odrobiną słodyczy to świetna okazja na przełamanie pierwszego lodu? A....a....
Z każdym wypowiadanym słowem sprzedawca jedynie się pogrążał i wyglądało na to, że sam również zaczął zdawać sobie z tego sprawę. Rzucił ku mnie spojrzenie, w którym wyraźnie kłębiło się wołanie o pomoc. Niestety owo wezwanie nie trafiło na szczególnie podatny grunt, bawiło mnie obserwowanie tej sytuacji.
-A-a poza tym to naprawdę bardzo opłacalny zestaw! Zawiera wszystkiego po trochu! I-istna perełka.
W ostateczności postanowiłam zlitować się nad cukiernikiem, bo zapowiadało się na to, że ponownie zbierał odwagę, by coś powiedzieć. A dla jego dobra, lepiej było, aby zamilkł i czym prędzej się ulotnił. Gdy między moimi palcami zabłysło kilka srebrnych monet, wyciągnęłam przed siebie wolną dłoń.
-Wezmę trzy czekolady i na tym zakończmy ten seans pomyłek... Dobrze?
Sądząc po minie Strażnika, gdybym poczekała jeszcze chwilę całkiem możliwe, że przestraszony sprzedawczyk zaoferowałby swej wyroby w formie gratisowych prezentów. Tabliczki czekolady wylądowały na moich dłoniach, a monety poszybowały wprost do Kapelusznika, który przepraszająco zerknął na Kocura i wymruczał jeszcze niepewnie...
-A szanowny Pan może się na coś zdecydował?
Gdy tylko sprzedawczyk zrealizował zamówienie Dachowca, o ile jakiekolwiek otrzymał, począł wycofywać się z przedziału, mrucząc przeprosiny o zakłóconej podróży i życząc smacznego. Wraz z intruzem wyfrunęły również wszystkie cukiernicze wyroby, oddając nam uprzednio zagarniętą przestrzeń.
Gdy zostaliśmy już sami, ułożyłam się wygodniej w swoim siedzeniu i niespiesznymi ruchami rozpakowałam i podzieliłam jedną z tabliczek czekolady na kostki. Miała delikatny odcień, przywodzący na myśl jeden z odcieni fioletu pojawiający się o zachodzie słońca.
-Czekolady?
Spytałam z wyraźnym powątpiewaniem w głosie. Christopher raczej nie był typem łasuch, ja natomiast lubiłam słodycze i miałam spory apetyt i nienaturalnie szybką przemianę materii, wiążącą się z faktem posiadania kilku dodatkowych organów.
Być może powinnam zastanowić się nad słowami sprzedawcy o tym, że czekolada potrafi zabrać każdego do raju.... nie powiązałam jej z sennością, która opadła na mnie po zjedzeniu trzeciej kostki. Sama nie wiedziałam, kiedy spadł na mnie sen, na tyle miły i przyjemny, że zupełnie zapomniałam o tym, gdzie i z kim jestem. Śniłam o spacerze po ciepłym piasku...w blasku zachodzącego słońca.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach