Historia Scotta

avatar
GośćGość
Historia Scotta
Sro 13 Lut - 0:19
Najdalsze wspomnienie, do którego kiedyś Scott był w stanie sięgnąć, to on sam w niewielkim, szarym, ale czystym pokoju. Meble nie były pierwszej jakości, pobrudzone ściany nie widziały pędzla od paru lat, a w pomieszczeniu chłopak znajdował się wraz z pięcioma innymi chłopczykami. Tak, pierwsze wspomnienie Scotta powiązane jest z sierocińcem, w którym się wychowywał. Obecnie Avarez nie ma bladego pojęcia o tym czy wiedział dlaczego rodzice go porzucili. Zginęli? Nie chcieli go? A może samotna matka nie dawała sobie rady z jego wychowaniem? W zasadzie powód, dla którego znajdował się w tym przybytku nie miał większego znaczenia. Faktem było jednak to, że zamieszkał wśród innych wyrzutków i tak jak oni miał nadzieję na to, że pewnego dnia los się do niego uśmiechnie. Sierociniec to dla niego jedynie urywki wspomnień. Pamiętał jadłodajnie, w której spożywał posiłki z innymi dzieciakami, potrafił sobie przypomnieć kuchnie, w której zmywał naczynia, a najlepiej chyba mógł przywołać z pamięci gabinet dyrektorki sierocińca, u której na dywaniku spędzał kilkadziesiąt minut dziennie. Nie jest jednak w stanie przypomnieć sobie dlaczego.

  Pewnym jest natomiast to, że oprócz powyższych wspomnień, w jego głowie zakodowało się jeszcze inne, które było jednocześnie najwyraźniejszym wspomnieniem z okresu przebywania w bidulu. Ciepły, letni poranek miał być tym, co odmieniło jego życie na zawsze. Jak zwykle zszedł z kolegami na śniadanie, ale po jego spożyciu został wezwany do gabinetu dyrektorki. Trochę za wcześnie jak na reprymendę, bo nie zdążył jeszcze nic zbroić. Dlaczego więc zawołano właśnie niego? Wszystko się wyjaśniło, kiedy w pokoju ujrzał nieznajome mu małżeństwo. Mężczyzna był wysokim, postawnym blondynem, którego koszula była nienagannie wyprasowana, a garnitur wyglądał tak, jakby został uszyty na miarę. Kobieta natomiast zapadła w pamięci Scavy jako krótko obcięta brunetka o zielonych oczach i niezwykle pełnych, podkreślonych szminką ustach. Wyglądali jak para z wyższych sfer, które dane mu było obserwować w kolorowych czasopismach. Z początku nie wiedział po co się tu znaleźli, ale dyrektorka szybko rozwiała jego wątpliwości - rodzice zastępczy. Pierwszą reakcją Scotta była nieopisana euforia, która ogarnęła jego ciało. Mógł wydostać się z sierocińca, dane mu było zacząć normalne życie pośród kochających go rodziców. Koniec z wytykaniem palcami w szkole, koniec z wypominaniem mu, że został porzucony. Ktoś zainteresował się jego losem. Na dodatek, po krótkiej rozmowie z małżeństwem bardzo ich polubił. Widzieli się jeszcze kilkanaście razy nim procedury dobiegły końca, aż wreszcie pewnego dnia ubrano Scotta w odświętną koszulę i wyszedł z bidula, trzymając za ręce swoich nowych rodziców. Jakież było jego zdziwienie kiedy okazało się, że jego życie nie będzie wyglądało tak, jak sobie to zaplanował.

  Okazało się, że dzieciak był jednym z wielu, których wybrano do “pomocy” w tajnym eksperymencie organizacji, która za nic miała życie swoich małych pomocników. Tak, w wieku ośmiu lat Scott trafił do tajnych laboratoriów Morii i zaczęło się jego życie królika doświadczalnego. Z początku nie różniło się ono zbytnio od tego, którego doświadczał w domu dziecka. Dyscyplina, określone godziny posiłków, przydzielanie zadań, słuchanie poleceń. Przez pierwsze miesiące Scott zachowywał się jak posłuszna, bezduszna marionetka. Nie rozumiał czemu się tu znajduje, nie wiedział dlaczego ma się słuchać lekarzy, a przede wszystkim nie zgadzał się z tym, żeby zwracać się do innych po numerkach. Kary szybko go jednak nauczyły, że nawet jeśli z czymś się nie zgadza, to lepiej nie zgadzać się z tym w duchu. Dla naukowców Morii nie istniało coś takiego jak nieposłuszne dziecko. Były tylko dzieci niewystarczająco wyedukowane, co uświadamiali Avarezowi na każdym kroku. Wtedy to też obudzili w nim pierwsze przejawy jego buntowniczej natury. Początkowo skuteczne kary przestały przynosić efekty i musiano zwiększać nie tylko ich częstotliwość, ale także i intensywność. Obiekt numer 439 przejawiał nieposłuszeństwo nie tylko w sposób bezpośredni, ale także pośredni poprzez próby podburzania innych dzieci. W efekcie, po krótkiej obserwacji, został oddzielony od reszty grupy, z którą widział się tylko na czas badań, eksperymentów oraz treningów. Do dyspozycji dostał niewielki pokój o wymiarach 4x4, w którym spędził kilka następnych lat, podsycając w sobie nienawiść do wszystkich ludzi, przez których się tutaj znalazł. Nie wiedział jeszcze wtedy, że w ten sposób działał na swoją niekorzyść. Jego buńczuczność nie uszła bowiem uwadze nadzorujących eksperyment naukowcom, którzy postanowili go trochę utemperować.

  Ten trening miał być taki, jak wszystkie inne do tej pory. Wielka sala gimnastyczna, instruktor i lista zdań, które młodzieniec miał wykonać. Tym razem przed wejściem podano mu jednak trzy zastrzyki. Czuł jak ciepły płyn rozchodzi się po jego żyłach, ale poza tym nie działo się z nim nic dziwnego. Wszedł do pomieszczenia, w którym nie odnalazł jednak innych dzieci – druga lampka ostrzegawcza. Drzwi zamknięto, a on został sam na sam z instruktorem, który zaczął z nim coś, co nazywano treningiem walki wręcz, a co tak naprawdę często było jednostronnym znęcaniem się nad obiektem testowym. Nie inaczej było tym razem. Z każdym ciosem, który rozbijał się na ciele Scotta, zgromadzona przez lata złość młodzieńca zaczynała szukać ujścia. Najpierw znalazła je we wzroku chłopaka, który sprowokował trenera do bardziej wytężonego wysiłku. To jednak nie wystarczyło. Zirytowanie i nienawiść znalazły następnie ujście w obelgach skierowanych pod adresem dorosłego, które naturalnie zwiększyły intensywność łomotu. I wreszcie kiedy wszystkich emocji było za dużo, żeby zdołały się pomieścić w małym ciele jedenastolatka, do akcji wkroczył wstrzyknięty specyfik. Chyba nikt nie spodziewał się tak gwałtownej reakcji cieczy, a już na pewno nie sam Scott. W jednej chwili jego ciało przeszył straszliwy ból, a skóra zajęła się ogniem. Z początku Avarez nie wiedział czy agonia jest spowodowana dziwną cieczą czy też płomieniem, ale kiedy jego ciało przeszyła druga fala bólu już wiedział, że zastrzyk to nic przy uczuciu palącej się skóry. Krzyki rozdzierały salę gimnastyczną dobre kilkanaście sekund zanim naukowcy stwierdzili, że trzeba przerwać eksperyment, żeby nie stracić obiektu doświadczalnego. Kolejne tygodnie Scott przeżywał jak przez mgłę. Wybudzenie wiązało się z bólem spalonej skóry, ból wiązał się z krzykiem, a krzyk i próba walczenia z agonią skutkowały omdleniem. Krąg ten powtarzał się niemiłosiernie często z racji tego, że naukowcy wcale nie starali się załagodzić jego bólu, jednocześnie nie pozwalając mu na zbyt długie odpłynięcie. Utrzymywano go przy życiu, ale nie leczono postanawiając, że los zdecyduje o życiu chłopaka. Dane uzyskane z żywego czy martwego ciała były dla nich tak samo ważne.  

  Wbrew wszystkiemu Scott jednak przeżył, choć wtedy nie wiedział czy powinien nazywać to pechem czy szczęściem. Jego ręce nie przypominały już tych kończyn, z którymi przeżył tyle lat. Były fioletowe od ran, a każdy ruch sprawiał, że wrażliwa skóra otwierała się na nowo. Jakby tego było mało, okazało się, że zapłon nie był jednorazowy. Sporadycznie, czy to pod wpływem emocji czy bez ich udziału, ogień wybuchał na nowo. Scava nie miał jednak nad nim żadnej kontroli, co skutkowało kolejnymi oparzeniami i oszpeceniami ciała. Każdy taki przypadek był jednak starannie sprawdzany przez naukowców Morii, którzy chcieli odkryć przyczynę aktywacji mocy. Ku ich niezadowoleniu, samoczynny zapłon zdarzał się z czasem coraz rzadziej. Sądzili, że chłopak jest nieudanym eksperymentem i jego dar zaczynał zanikać, ale nie mogli wiedzieć o tym, że Scott powoli zaczynał panować nad ogniem. To on sprawiał, że wybuchu były coraz rzadsze, to dzięki jego silnej woli nawet jeśli zapłon się już zdarzył, to trwał krócej niż zazwyczaj, aż to wreszcie dzięki jego uporowi i zdolnościom przestał mu towarzyszyć ból palonej skóry. Od tej pory chłopak, który miał być rzekomo niewypałem, tak naprawdę był jedynie zapalnikiem czekającym na odpowiednią iskrę.

  I ta w końcu do niego przyszła. Pewnego razu na korytarzu połączonym z jego celą rozległ się krzyk, a następnie zapanował chaos. Scott słyszał nie tylko męskie głosy, ale także dźwięki upadających ciał i wystrzały z broni. Przebywał w tym miejscu przez dziewięć lat, ale nigdy czegoś takiego nie doświadczył. Nigdy nie nadarzyła mu się okazja, którą mógłby tak bezwstydnie wykorzystać. Przez kraty w drzwiach wystawił swoje oszpecone ręce z nadzieją, że sprawca zamieszania je zauważy. Jakby tego było mało, zaczął drzeć się na całe gardło licząc na litość głupiej duszyczki. Na jej miejscu biegły dalej przed siebie i nie zważał na innych, ale nie ona. Nie ta dziewczynka o bladej cerze i zakrwawionej facjacie. Wraz ze Scavą uwolniono kilka innych eksperymentów, których nie dało się tak łatwo spacyfikować. To właśnie wtedy chłopak po raz pierwszy dał posmakować swoim oprawcom mocy, którą w nim zaszczepili. Tego dnia korytarze laboratorium Morii wypełnił niebieski płomień, który nie dyskryminował nikogo - każdego palił, szpecił i zabijał z taką samą lubością. To jednak nie wystarczyłoby do ucieczki, gdyby wraz z nim z laboratorium nie próbowały wydostać się inne dzieciaki. Nie wszystkim się to oczywiście udało, ale Scotta niezbyt to obchodziło. On znalazł się wśród czterech szczęśliwców, którzy razem z nim przedzierali się przez lasy jak najdalej od laboratorium. Czy innym się udało? Nie wiedział. Czy długo o tym myślał? Nie. Dla niego liczyło się jego własne życie, które ostatecznie udało mu się ocalić, choć przystosowanie się do świata zewnętrznego zajęło mu trochę czasu. Z kolejnymi miesiącami poruszał się jednak coraz sprawniej po wszelakich miastach, aż ostatecznie zdobył nie tylko fałszywe dokumenty, ale także kontakty, które pozwalały mu się utrzymać. Za dnia, ze względu na swój niecodzienny wygląd, był magazynierem, gdzie nie musiało go oglądać zbyt wielu ludzi. W nocy? W nocy dorabiał sobie na sposoby, z których Moria byłaby dumna. Od tamtej pamiętnej ucieczki minęło osiem lat, ale Scott nadal nie wybaczył nikomu, kto naraził go na tamto piekło.

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach