Silence dans l'eau

avatar
GośćGość
Silence dans l'eau
Czw 21 Mar - 8:02
Dom na obrzeżach miasta lalek, umieszczony jest pośrodku wielkiego stawu. Prowadzi do niego biały most, szerokości dwóch osób. Ma trzy piętra licząc z parterem. Porasta go od zewnetrznej ściany bluszcz. Wyłożony jest białymi cegłami, dach ma z ciemnego drewna. Przed budynkiem posadzone zostały cztery spore drzewa cytrusowe przez co w powietrzu czuć zawsze zapach pomarańczy. W środku znajduje się kuchnia wraz z jadalnią, salon, pokój Jocelyn, pokój dla jej siostry jak i pokój dla jej kochasia. Do tego dwie łazienki i spiżarnia.

Dom:
Silence dans l'eau XwKgEKu

Salon (na parterze):
Silence dans l'eau VwrDV5r

Kuchnia wraz z jadalnią (na parterze):
Silence dans l'eau Jq4MKVk

Spiżarnia(na parterze):
Silence dans l'eau LAfEHR0

Pokój Julii (na piętrze):
Silence dans l'eau Y0lSykn

Pokój Gregory'ego(na piętrze):
Silence dans l'eau L1PjfsX

Pokój Jocelyn(poddasze):
Silence dans l'eau 56rTAkp

Większa łazienka(na piętrze):
Silence dans l'eau P1r6mhV

Mniejsza łazienka(na piętrze):
Silence dans l'eau N5WgF3X

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Silence dans l'eau
Czw 21 Mar - 23:06
Greg przybył, i ciężko położył ciało Jocelyn w salonie. Był roztrzęsiony, ledwo łapał oddech, a zanikająca adrenalina przywróciła mu odczuwanie bólu, za co przeklinał swój organizm. Dobrze, że nikt go nie zaczepiał, kiedy przyszło co do czego - mieszkańcy lustra najwyraźniej woleli ignorować tak dziwne sytuacje. Najgorsze były drzwi - może i otwarte, ale i tak złapanie klamki w zęby należało do nie lada wyczynów. Gregory sapał, raz po raz poprawiając swoje upierzenie dziobem. Robił tak zawsze, kiedy nie wiedział, co ze sobą zrobić, kiedy myśli galopowały zbyt szybko w jego głowie. Najgorsze z tego wszystkiego były mdłości. Przecież nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego, był twardy. Czy to dlatego, że przez chwilę polował na nią jak zwierzynę? Czy teraz zwykła sugestia pożarcia jego lubej wywróciła mu żołądek na lewą stronę? Wracając się, aby zamknąć drzwi, zauważył rozwodnione kałuże krwi i oleistej cieczy, jakie wniósł za sobą. Jego krew. Jej krew. Pewnie dla niektórych dzikusów z buszu liczyło się to bardziej niż małżeństwo.
Wtoczył się po schodach na górę, wlazł do łazienki, gdzie w wannie nadal kołysała się woda przesycona olejkiem lawendowym. Na teraz wolał prysznic. Miał już dość lawendy. Przemył rany. Zażył aspiryny.
Wracając na dół, sprawdził jej stan. Oddychała, ale nadal była nieprzytomna, westchnął, sięgnął po papierosa i zaciągnął się nim. Nie zmieniał jeszcze postaci, czuł się na to zbyt zmęczony, a ponadto ona zasługiwała na najgorszego Grega, jakiego mogła dostać. Palił, czekał, puszczał kółka. Zastanawiał się, czy uda mu się na nią nie wydrzeć.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Silence dans l'eau
Nie 31 Mar - 17:43
Nie odzyskiwałam przytomności i na razie się na to nie zapowiadało. Co spowodowało to omdlenie? Można było się tylko domyślać, ale najbardziej prawdopodobnym był nadmiar emocji i przeżyć. Trzeba mieć na uwadze mój stan fizyczny. Nie był jeszcze za dobry. Wyrobienie nawyków żywieniowych o dziwo, nie należało do łatwych. Przynajmniej dla mnie. Zdawałam sobie sprawę z tego, jak wielkim obciążeniem jestem dla wszystkich, w szczególności dla Gregory’ego. Wiedziałam, że opieka nade mną nie jest łatwa. Już samo to, że trzeba mnie ze wszystkim pilnować sprawiało, że czułam się upokorzona. Sama doprowadziłam się do obecnego stanu, a najbardziej obrywa się za to jemu. Cholera, doskonale przecież o tym wiem. Dlaczego więc na to pozwalam? Dlaczego nie potrafię się wziąć w garść? Chciałabym znać odpowiedzi na te pytania, chciałabym coś z tym wszystkim zrobić… Ale nie potrafię. Ile bym się nie starała, jestem beznadziejnie bezradna. Ze wszystkim… Jedzeniem, lekami, codziennym wstawaniem… Jedyne co mi wychodzi to opieka nad zwierzętami i jako takie oporządzanie domu…

Chyba nie chciałam się budzić. Ta otaczająca mnie niemoc, cisza i czerń działały na mnie odprężająco. Nie chciałam wstać i zobaczyć zawód w jego oczach. Zawsze go widzę. Ilekroć na mnie spojrzy, czuję się jakby był ze mną z litości. Bo niby z jakiego innego powodu? Nie miałam œufs by się go o to otwarcie spytać, nie miałam również odwagi by go od siebie uwolnić. Czułam, że jedyne co utrzymuje mnie przy zmysłach to właśnie on…

W międzyczasie do domu wparował Samael i Banshee. Ich pełne brzuchy, jasno wskazywały na udane łowy. Z racji, że przywykli do tego typu widoków, nie zareagowali. Samael zwinął się w kłębek na dywanie, a Banshee tuż obok niego.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Silence dans l'eau
Czw 4 Kwi - 13:25
Powoli zaczynał tracić cierpliwość. Leżała i leżała. Leki powinny już jej chyba pomóc... może. A co jeśli dostała szoku anafilaktycznego? Znaczy... zaraz. To chyba było jak miało się uczulenie. Co jeśli Joce była uczulona na te całe lekarstwa? Czasem się tak zdarzało, ludzie od leków pisali tak na wszystkich receptach... nie żeby wierzył Big Pharmie, ale i tak wolał dmuchać na zimne. Czy to źle, że nawet w tak kryzysowej sytuacji nadal się o nią martwił? Trochę mniej niż delikatnie szturchnął ją bokiem zardzewiałego szponu, aby jakoś wykołysać ją z powrotem do przytomności. Nie dało to wiele. Zaburczał pod nosem jak stado trzmieli, odchodząc od kanapy. Rany nadal bolały go jak pies. Potrzebował założyć sobie opatrunek - ale nie miał jak ani gdzie. Miło by było, gdyby jednak się obudziła i była w stanie pomóc go opatrzyć.
Greg zawsze bał się Samaela bardziej, gdy znajdował się w swojej naturalnej formie. Kiedy stał na ludzkich nogach łatwiej myśleć mu było o sobie jako o człowieku, czymś wyższym, czymś, co posiada autorytet. W swej właściwej skórze czuł się z nim jak na równi i nie podobało mu się to, mimo iż nadal miał ten ludzki styl myślenia. Czasem bał się, że Sammy pokaże mu, kto tu jest alfą i nie pozwoli mu wejść z powrotem do domu. Cholerne psy. Banshee przynajmniej była mniejsza. Ostatnio dobrze dogadywała się z Ejty, ciągle zaczepiała go, tykała po zadku. Może przygotowują się na jakieś gody? Ciężko stwierdzić dla istoty, która została wyhodowana w probówce...
Widząc, jak położyli się na ziemi, sam przysiadł. Nie chciało mu się ciągle stać, musiał się uspokoić, nie ważne, jak ciężkie by to nie było. Nie może pozwolić, aby krew wypłynęła za szybko z jego ran. To był nowy dywan!

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Silence dans l'eau
Nie 7 Kwi - 1:03
Nie chciałam się wybudzać, serio. Czułam, że znowu stało się coś złego. A widok zawodu w oczach Grega, po raz kolejny, dobije mnie jeszcze bardziej. Byłam samolubna, a jakże. Ciągle myślałam tylko o sobie, o swoich problemach, swoim cierpieniu, dokładając kolejne cegły na barki mojego faceta.
Świetnie nie? Prawdopodobnie robiłam to, bo nadal miałam mu za złe, wszystko co zrobił. A raczej czego nie zrobił. Nie chciałam się do tego przyznawać sama przed sobą, ale chyba właśnie tak było.
Jestem podła…

W końcu jednak otworzyłam oczy. Jasność która nagle opanowała otoczenie wokół mnie, wywołało koszmarną migrenę. Kłujący ból, próbowałam stłumić, zaciskając mocno zęby. Nie pomogło ani trochę, czego mogłam się w zasadzie spodziewać. Czułam, że Gregory jest tuż obok. Nie musiałam nawet spoglądać w jego stronę, by to wiedzieć. Czułam jego zapach, słyszałam ciężki oddech, usłyszałam gdy usiadł na fotel.
Tak bardzo chciałam odwlec tę chwilę w czasie, naprawdę nie chciałam by okazało się, że znowu go skrzywdziłam, go albo kogoś innego. Za każdym razem gdy się budzę, boję się że w końcu kogoś zabiłam…
- Co się stało tym razem?- żadnego dzień dobry, żadnego przepraszam. Jestem najgorszym człowiekiem, na jakiego mógł trafić. Dlaczego jeszcze mnie nie porzucił? Po co się ze mną tak długo męczy? Czy naprawdę jest w stanie mnie kochać, po tym wszystkim co mu zrobiłam? Co mu robię i na pewno jeszcze zrobię? Mógł mieć przecież normalną kobietę. Bez chorego łba, bez paskudnej przeszłości, bez zbrukanego ciała…
Dlaczego się ze mną męczy tak długo?
Wiele razy chciałam go o to zapytać, wiele razy się nawet za to zabierałam… ale nigdy mi to nie wychodziło. Mogłam się zabierać za to dniami, a i tak gdy tylko spojrzałam w te jego ciepłe oczy, cała silna wola poszła w zapomnienie i po raz kolejny odkładałam te rozmowę na następny raz. Następny raz, który prawdopodobnie nigdy nie nadejdzie. Kto się tchórzem urodził, jako tchórz umrze...

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Silence dans l'eau
Pon 8 Kwi - 23:48
Gryf przeciągnął się, opierając się o kanapę. Kiedy nareszcie się obudziła, przez ciało przebiegł mu ostatni dreszcz adrenaliny, gdyby walka miała się wznowić. Jednak nic takiego się nie stało. Joce wróciła, gdziekolwiek by jej nie wywiało. "Co się stało?" Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Nie miał sił, żeby nawet prychnąć. Czuł się potwornie zmęczony. W jego głosie nie było jawnej wrogości, raczej pusta, gorzka i zmęczona obojętność:
- No musimy zamówić szklarza to raz, choć poza tym w twoim pokoju nie powinno być więcej zniszczeń. Uwaliłaś mnie w udo kataną to dwa. Ponadto latałaś z ową kataną po mieście to trzy, ale spokojnie, podobne akcje tutejsi mają w dupie. Rzucałaś w moją stronę wiązankami jakie zwykłem słyszeć w Czarnym Jednorożcu- to cztery. Prawie odgryzłaś mi palce to pięć. Acha, i nie wspominałaś, że umiesz przerobić swój miecz na kurwa konfetti. Liczę, że teraz przynajmniej pomożesz założyć mi opatrunek, bo po tej niespodziance mam ranek milion i trochę - przynajmniej udało mi się je odkazić.
Przez chwilę milczał. W dziobie mielił raz po raz wszystkie te pytania, zarzuty, wyzwiska, wszystkie potencjalne oskarżenia i w końcu próby usprawiedliwienia jej, jeszcze zanim sama zacznie. Ciężar ciszy narastał z minuty na minutę, póki nie zrobiła się nie do zniesienia.
- Czy ty jesteś poważna? - zapytał w końcu, spluwając papierosem na podłogę i dusząc płomyczek łapą, na której widać było jeszcze ranki w kształcie jej zębów układające się niczym pierścionki zaręczynowe. Na jej szczęście był praworęczny. Powinien teraz ryczeć, ale nadal udawało mu się zachować spokój, chłodny jak krypta na syberyjskim cmentarzu . Mówił prawie jak robot. Albo jak Bane, kiedy spotkał go po raz pierwszy. - Z tym całym "Tak Greg, biorę leki". Fiolka nie była nawet otwarta. Nie była otwarta, Jocelyn. Stała na półce od pierdolonych dwóch tygodni. Ja pytałem się ciebie o to zawsze, kiedy musiałem gdzieś wyjść. Przed chwilą wysłałem list do twojej siostry, z zapewnieniem, że wszystko u nas gra, że twój stan się polepsza. To był mój obowiązek, to oni cię leczą. Co ja teraz im powiem, jak zapytają się "jak z terapią?", co?
Przez jedną chwilę chciał powiedzieć jej, jak przez chwilę się czuł, kiedy na nią polował, żeby zrozumiała, że z jej winy otworzyły się w nim drzwiczki, które zawsze starał się zamykać na klucz człowieczeństwa. Ale nie mógł... wtedy znowu zdegenerowałby się do roli potwora w jej oczach. Nie mógł szantażować ją poczuciem winy za swoje własne spierdolenie. Jesteś facetem Greg! Jesteś ponad te tanie zagrywki!
- ...Mam nadzieję, że nic sobie nie zrobiłaś. Boli cię coś? - ostatnie pytanie zadał już nie tak chłodno i bezbarwnie, lecz jeszcze bardziej żałosnym i zmęczonym głosem. Nie posiadał ludzkiej mimiki, z żelaznych wizjerów i zębatego dzioba nie dało się nic wyczytać, jedynie głos sugerował, co tak naprawdę teraz czuł. Nie słychać było w nim zawodu - niestety głównie dlatego, że nie było w nim już prawie nic.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Silence dans l'eau
Wto 9 Kwi - 2:18
Nic z tego co powiedział, nie było dla mnie nowością. Nie zmieniało to jednak nijak tego, jak podle się z tym wszystkim czułam. Znowu to jemu się za to wszystko oberwało, bardziej niż ktokolwiek, odczuwa ciężar życia ze mną.
Po raz kolejny go zaatakowałam, zraniłam. Jakby tego było mało, to naszą potyczkę widziało całe miasto. Tak jak do tej pory, tylko wąskie grono osób wiedziało o moim spierdoleniu umysłowym, tak teraz wie o tym prawie całe miasto.  Tym razem zaatakowałam go moją mocą, jakby wszystko co do tej pory się stało, nie wystarczyło…
Nie odzywałam się, no bo i co miałam niby powiedzieć? Że znowu przepraszam? Że znowu zawaliłam? Że znowu pokpiłam sprawę? Że znowu wszystkich zawiodłam i najchętniej bym się zabiła? Że znowu naraziłam jego życie? Że do cholery znowu mi wstyd? Że znowu nie można na mnie polegać?
Znowu.
Znowu, znowu
Cholera jasna ZNOWU
Starałam się, naprawdę. Może z boku tak tego nie widać, może z boku wygląda to tak jakbym miała wszystko i wszystkich w dupie… ale tak nie było. W żadnym wypadku… Wszystko to przeżywałam równie okropnie co oni wszyscy razem wzięci…
Ale czy to coś zmienia?
Nie…
Nie odzywałam się. Wysłuchałam go do końca, przyjęłam wyrzuty na klatę. Nic więcej nie mogłam zrobić. A może i mogłam, ale nie chciałam? Może znowu wymyślam sobie powody, by znowu uciec? Całe moje życie tutaj, to nie kończąca się ucieczka. A los rzuca mi tylko kolejne kłody pod nogi i śmieje się, gdy upadam i coraz dotkliwiej siebie ranię. Siebie i bliskie mi osoby, które starają się mi pomóc…
Wstałam i poszłam do kuchni. Wyciągnęłam z szafki apteczkę i wróciłam do niego. Nie chciałam na niego patrzeć, najchętniej zapadłabym się pod ziemię.
- Zmień formę proszę- mój głos zabrzmiał tak obco… był wyprany z jakichkolwiek emocji… brzmiałam jak ktoś kto ma kompletnie dość, ktoś kto jest zrezygnowany i się poddaje…
Gdy tylko zmienił postać, to nasączyłam gazę w alkoholu i odkaziłam ranny. Z racji że katan wróciła do pierwotnej formy, wszystkie odłamki z ran zniknęły, toteż nie miałam czego z nich wyciągać. Te które były głębsze, zszyłam najlepiej jak umiałam.
Skończywszy z opatrywaniem ran, przejechałam palcem po księżycu na jego dłoni. Księżycu który był śladem po moim ugryzieniu…
- Greg…. Nie sądzisz, że powinniśmy się rozstać?- moje pytanie było całkowicie poważne, a gdy tylko wypowiedziałam je na głos, łzy zebrały mi się w oczach, a serce ścisnęło się z bólu. Wszystko we mnie krzyczało NIE, ale musiałam myśleć o nim. Nie mogłam ciągle myśleć tylko o sobie. On przy mnie marnieje, non stop tylko cierpi i się ze mną użera, a nawet nie jest moim mężem. Nic go do tego nie zmusza… więc prawdopodobnie jest ze mną ze względu na to, że jest mu mnie żal…
Myśl o tym płonęła w mojej głowie….

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Silence dans l'eau
Sro 10 Kwi - 11:26
Na jej słowa skinął łbem, podnosząc się z kanapy, trochę wolno z racji bólu, który piekł jego ciało:
- Czekaj, muszę znowu zapalić.
Podszedł do papierośnicy, w której trzymał swoje domowe papierosy. Joce nie lubiła, kiedy palił w pokoju, ale teraz za bardzo nie miał wyjścia. Po chwili siedział obok niej, skulony i nagi. Nie chciał się nawet ubrać, nie miało to sensu, w końcu i tak byli przecież parą. Ponadto musiał mieć wpierw nałożony opatrunek. Spojrzał na swoje palce - na zdrowy rozum przejście w formę dymu powinno leczyć jego rany, jednak nic takiego się nie działo - może tylko krwawił wolniej. "Ładny pierścionek zaręczynowy mi sprawiłaś" pomyślał, patrząc na nią z ukosa.
Proces obandażowania ran przebiegał w obopólnym milczeniu, przerywanym jedynie sykami bólu. Alkohol piecze rany, a Greg nawet nie miał sił znowu bawić się w twardziela. Milczeliby pewnie dalej, gdyby czarnoskrzydła nie postanowiła zapytać się o ich związek.
Nie miał pojęcia, czemu akurat to pytanie wyrwało go z tego obojętnie chłodnego stanu. Nie było to gorsze od niczego, co zdarzyło się w przeciągu ostatnich 30 minut, jednak prawdopodobnie sam fakt, że powiedziała to jako ona, jego Jocelyn, zadziałał na niego jak płachta na byka. Co zrobił nie tak?! Przecież się starał! Stawał dla niej na głowie! Czemu ona chce położyć na nim kreskę?!! Już zaczął podniesionym głosem:
- CO JA CI... - i w tym momencie do niego dotarło. To nie chodziło o niego. Chodziło o nią. Przez to wszystko nie pomyślał, jak mogłaby się po tym czuć. Ona też ma drzwi, których nie chce otwierać, kretynie. Jakby nie patrzeć, jest teraz bliżej ciebie niż kiedykolwiek. Ktoś nareszcie ma równie zjebane życie, co ty. Ciesz się, ty cholerny samolubie.
Od razu skulił się, myśląc o tym, że prawie nie wybuchnął. Zakaszlał parę razy - jeśli za bieganie po deszczu złapie go jakieś choróbsko, będzie zły. Wziął głęboki wdech, drapiąc się za uchem, bardziej jak kot niż jak człowiek.
- Przestań. Nie wygłupiaj się. - mruknął pod nosem, licząc, że powiedział to w sposób uspokajający. Spojrzał jej w oczy. - Musisz jedynie odzyskać kontrolę nad swoim życiem. Uwierz mi. Mam w tym wprawę. Psycholog ze mnie żaden, ale pomogę jak umiem.
Spróbował pogładzić ją po ramieniu - jeśli by sobie na to pozwoliła. Jeśli nie, próbowałby włożyć dłonie do kieszeni, których obecnie nie posiadał, więc tylko poklepałby się po udach i założył je na piersi.
- Najchętniej zabrałbym cię stąd. Zamieszkał na Ziemi, daleko od Glassville, może wyjechał do Stanów z tobą. Może do twojej Francji. To miejsce nie nadaje się dla ludzi. Zobacz, co z nami porobiło. Ale wszędzie indziej wezmą nas za potwory. Jesteśmy skazani na Lustro.  - podsumował swój krótki wywód ponuro, przysłuchując się stukaniu w szyby słabnącego deszczu. Szary blask płynący zza okna był jedynym oświetleniem w pokoju. Faktycznie, poczuł się, jakby był w więzieniu.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Silence dans l'eau
Nie 14 Kwi - 15:55
Nie znosiłam palenia samego w sobie. Nałogów samych w sobie. Zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że kto jak kto, ale ja nie mam prawa oceniać innych pod tym względem. Jeśli kiedykolwiek pod jakimkolwiek, miałam…
Nałóg jest kwestią słabego serca i mózgu. Sama zawsze byłam słaba i niepewna swojego, co starałam się zamaskować powierzchownym chłodem i dystansem. Ze skutkiem takim, że aktualnie jestem wrakiem człowieka. Co by pomyśleli rodzice, gdyby mnie teraz zobaczyli? Niezamężna, bez pracy, bez perspektyw, żyjąca z mężczyzną który daleko odbiega od ichniej wizji zięcia, z kiepskim zdrowiem i kompletnym bałaganem w głowie. Wszystko co zrobili, bym wyrosła na odpowiedzialnego człowieka, cały ich wkład w moje życie… Wszystko to, zepsułam. Czy byliby w stanie mi to wybaczyć? Czy uznaliby mnie za porażkę? Matka na pewno…
Wiedziałam, że żeby się przemienić musi zapalić, to też nie protestowałam. Byłam zmęczona tym wszystkim.
Spodziewałam się tego, że Gregory zacznie wrzeszczeć i wyklinać. Nie należał do osób które gryzą się w język. Był narwanym napaleńcem, dziki i nieokiełznany. Chyba to wszystko mnie tak do niego przyciągało. Był tak bardzo inny od chłopców których przedstawiano mi w domu, na przyjęciach. Miałam wyjść za dobrze sytuowanego młodzieńca, z dobrej rodziny przyjaciół ojca. Nie miałam nic przeciwko, był dobrym człowiekiem i dobrze mnie traktował…
Ale skończyłam tutaj, zastanawiałam się czasem czy mój przeszły, przyszły mąż, wyszedł za kogoś innego. I ile problemów moją ucieczką, narobiłam moim rodzicom…
Greg chyba zrozumiał co chciałam powiedzieć, bo zakaszlał parokrotnie speszony. Tak łatwo się w nim czytało. Wszystkie jego emocje, było widać jak na dłoni. Prawie każda jego myśl, była widoczna na jego twarzy.
Przejąć kontrolę nad swoim życiem co? Zrezygnowana uśmiechnęłam się do siebie, patrząc w sufit. Żeby to było takie łatwe, on myśli że co robię od tak dawna? Cholera jasna.
- Nic innego nie robię, odkąd trafiłam do tej przeklętej Krainy. Non stop walczę o to, by pozostać sobą Greg, ale mi to nie wychodzi. Nie poznaję sama siebie...- mówiłam cicho, nie planowałam mu tego mówić, ale co się stało to się nie odstanie.-- Mam już dość tego wszystkiego.- prawie wyszeptałam. Samael zaalarmowany czymś, wstał i podszedł z boku mnie, podstawiając pod moją dłoń swój pysk. Automatycznie go pogłaskałam. Banshee spała jak zabita, rozkraczona na środku miękkiego dywanu.
Nie miałam ochoty na żaden kontakt fizyczny, ale wiedziałam że by go to zabolało, toteż nie odtrąciłam dłoni Gregory’ego.
Skazani na lustro? Potwór?
Wiedziałam to, moje skrzydła są na to dostatecznym dowodem. Odrastają, sprawiając ogromny ból. Nigdy nie będę człowiekiem, nigdy nie wrócę do Francji. Nigdy nie zobaczę się z rodzicami. Jestem skazana na lustro.
-marzenie martwego- dawno nie miałam okazji użyć francuskiego, ale niekoniecznie miałam ochotę by on zrozumiał o co mi chodziło. Schowałam wszystko z powrotem do apteczki, odniosłam ją na miejsce. Samael mnie obserwował, więc gdy poszłam na górę się przebrać, poszedł za mną.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Silence dans l'eau
Pon 15 Kwi - 13:38
Owszem, Grego był słabszy niźli faktycznie by chciał. Ciężko mu było z codziennością, ciężko mu było z przebywaniem w rozwrzeszczanym, pulsującym Lustrze, w końcu najciężej było mu z nałogiem. Wiedział, że to jest niezdrowe, że go pewnego dnia dostanie nowotworu. Oszukiwał się, że przecież palenie przydaje mu się w pracy, jakby nie mógł użyć zwykłej zapałki czy kadzidełka. Może po prostu, słysząc raz po raz, jakie to niezdrowe i nieodpowiedzialne okopywał się na swoim stanowisku, z upartością osła paląc dalej na przekór wszystkim mądralom. Dragi przyszły dużo później, i dużo bardziej niszczyły mu życie, dlatego starał się być od nich wolny. Do tego też potrzebował palenia - gdyby nie uspokajał się szlugami, głód morfinowy by go zeżarł i pociągnął na dno - a na to nie mógł sobie pozwolić... Każda wymówka była dobra.
- Jezu, skarbie. - wyszeptał z niepokojem i głębokim współczuciem. Nie potrafił wymyślić nic więcej ponad to, gdyż trochę zabrakło mu słów. Kiedy spotkał ją po raz pierwszy, wydawała się być tak władcza, zdecydowana, nieustępliwa. Kiedy teraz rozlatywała się na jego oczach, pękało mu serce. Zazwyczaj kiedy napotykał w życiu na problem, usuwał go za pomocą pięści i ciętego języka - ale takiego problemu po prostu rozwalić się nie dało. W gardle czuł kolczastą gulę, jak wtedy, gdy wiele lat temu próbował połknąć upolowanego jeża. Powiedz coś! Ale na cokolwiek by nie wpadł, brzmiało pusto i sztucznie, jeszcze by pomyślała, że się z niej naśmiewa. Ta tylko powiedziała coś po francuzku. Cholera, naprawdę powinien zacząć się go uczyć.
Po zakończeniu procesu bandażowania przydałoby się jednak coś ubrać - bez ciuchów było mu chłodno, bo brak futra, poza tym istniała jeszcze ta cała przyzwoitość. Ubrania zostawił w tamtym zaułku. Nawet jeśli nie podebrał ich jakiś lokalny żebrak, to zapewne były już głęboko unurzane w błocie. Nie miał sił, aby teraz znowu ruszać na miasto i szukać tego jednego zaułka, ponadto każdy ruch przysparzał mu więcej bólu. Polazł więc do swojego pokoju i nałożył świeże ubrania, które sprezentowała mu Jocyś jeszcze podczas pobytu w Klinice - aby tylko coś wciągnąć na grzbiet i nie latać po domu jak go Pan Bóg z MORIą stworzyli. Sklepy dla Opętańców to była cudowna rzecz, gotowe zapinane otwory na plecach pozwalały mu nosić dowolne ciuchy bez kwadratowego garbu, który ściągał na niego niewygodne pytania. W koszyczku siedział Ejty. Greg podniósł to i spojrzał mu w oczy, jednak ten szybko zaczął pacać go miękkimi łapkami, dając mu znać "zostaw mnie, już dość, nie kcem" - więc go odłożył. Podszedł jeszcze do sypialni Joce, jakby chcąc sprawdzić, czy chce od niego coś jeszcze.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Silence dans l'eau
Sob 20 Kwi - 2:21
Jak tylko znalazłam się w pokoju wraz z Samaelem, zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku.
Naprawdę miałam dość, nie było to powiedziane na pokaz. Miałam dość samej siebie. Tej przeklętej bezradności, tego uczucia braku kontroli nad własnym życiem, brakiem samozaparcia... Gdybym jadła normalnie i brała leki, nie doszłoby do tego co się dzisiaj stało. Wiedziałam o tym, a jednak nadal nic to nie zmieniało. Zachowywałam się jak jakieś niesforne dziecko, które potrzebuje by je prowadzono za rękę i pokazywano palcem co ma robić. Chcąc nie chcąc, musiałam mieć kogoś kto we mnie wciśnie te leki, dopilnuje bym zjadła. Gdybym miała więcej pieniędzy, to wynajęła bym pielęgniarkę. Chociaż tak odciążyłabym Gregory'ego. Ale wybudowanie tego domu, zjadło wszystkie moje oszczędności. A w obecnym stanie, znaleźć jakąkolwiek pracę byłoby cudem. Nikt normalny nie zatrudni smętnej, wychudzonej baby, z ponurą mordą i syfem w głowie. Byłabym antyreklamą każdego miejsca w którym bym się pojawiła.
A nie mogłam przecież oszukać kogoś, kto będzie mi płacił za pracę. Co gdybym w czasie pracy straciła nad sobą kontrolę? To byłby koniec... O mojej przypadłości wie na razie grono osób i wolałabym by się to nie zmieniło. Świadomość, że ludzie się na Ciebie gapią bo jesteś nienormalna, byłaby cholernie ciężka.
Gregory się ze mną męczył. Wiedziałam to. Gdy mnie poznał byłam inna, to w tamtej mnie się zakochał. Nie w tej która teraz jestem.
Teraz jestem jedynie problemem, kotwicą która mu ciąży. Czułam że jest ze mną tylko i wyłącznie z litości, ale nigdy nie miałabym odwagi mu tego powiedzieć prosto w twarz... Wystarczająco go raniłam. Wystarczająco się męczył już teraz.
Przebrałam ciuchy. Włożyłam długi, biały, bawełniany sweter z grubym splotem, do tego białe zakolanówki. Włosy rozpuściłam. Użyłam perfum. Spojrzałam w lustro i nie zdziwiłam się widokiem. Kiedyś coś takiego, wyglądałoby na mnie dobrze. Teraz nogi były za chude, gdyby sweter maskował zmalałe piersi, widocznie odznaczające się żebra i wystające kości. Nie potrzebowałam siebie oglądać, by wiedzieć jak bardzo nieatrakcyjnie wyglądam. Westchnęłam i otworzyłam drzwi.
Nie zdziwił mnie widok Grega. Pewnie chciał się upewnić, czy sobie czegoś nie zrobię. Nie wiedział, że nawet na to nie mam już siły. Próby odebrania sobie życia, były bezsensowne.
- Co planujesz teraz robić?- splotłam ręce na piersiach, opierając się o framugę drzwi. Nie miałam pomysłu na to, co ze sobą zrobić.
- Z resztą. Nieważne. Idę na spacer. Sama. Muszę sobie przemyśleć kilka rzeczy. Skoro wzięłam leki, to chyba mi wolno prawda?- wyszło trochę ostrzej niż chciałam, ale przy nim nie potrafiłam nad sobą panować...
Wzięłam torbę i katanę po czym wyszłam. Dusiłam się w swoim własnym domu...


Z.t

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Silence dans l'eau
Pon 29 Kwi - 16:07
- Noo... nie wiem. Jakoś tak nie mam pomysłu. Napijesz się ze m... - i wtedy ona przerwała mu w pół słowa. Znowu poczuł się źle, jak kopnięty piesek - ale nie mógł jej mieć tego za złe. Sam był roztrzęsiony. No a ponadto brała leki. Leków z alkoholem brać nie wolno, sam dobrze o tym wiedział. Rewelacje żołądkowe byłyby najmniejszym problemem. Pokiwał głową i żałośnie odprowadził ją wzrokiem do drzwi, machając jej lekko.
Powolutku usiadł na fotelu przed kominkiem, sycząc z bólu. Nalał sobie whiskey do szklanki i praktycznie od razu ją opróżnił. Oczywiście morfina zadziałałaby dużo szybciej, dużo lepiej zabrałaby jego ból... masz być silny! Silny, blablablabla... Kurwa mać, zbyt długo starał się być silny, najsilniejszy ze wszystkich, najsilniejszy zawsze i w każdej sytuacji. Próbował udawać, że nie jest małym, zalęknionym zwierzątkiem, które bezradnie szczeka na większe drapieżniki, aby je odstraszyć. Drapieżników we własnej głowie nie da się tak łatwo pozbyć - prędzej czy później od ciągłego ujadania stracisz głos!
...Właśnie po raz drugi porównałeś się do psa, Greg. Naprawdę musisz się teraz nienawidzić.
Czas mijał, godzina, może dwie, trzy, cztery... W tym czasie Cyrkowiec zapodał jeden ze stojących na półce winyli - nie zdziwił się jej zamiłowaniem do ciężkiego rocka, ale do obecnego rozgoryczenia pasował on idealnie - rozłożył się na kanapie i pozwolił sobie zapaść w gorzki, ponury półsen pełen poniżających, ciernistych myśli. Kiedy się obudził, miał w ustach obrzydliwy posmak, a jej nadal nie było. Zaczął się niepokoić. Zerknął na zegarek - wszystkie wskazówki wskazywały na późną noc, prawie ranek i lekkie rozchmurzenie. Niepewnie wstał i zawołał ją. Potem znowu, głośniej. Poczłapał na górę, do sypialni. Poczłapał w dół. A co jeśli znowu uciekła? A co jeśli poszła sobie coś... zrobić?? A co jeśli...? Nie panikuj Greg. Nie. Panikuj. JAK MA NIE PANIKOWAĆ?! ONA JEST GDZIEŚ TAM SAMA CAŁKIEM A TY SIĘ WYLEGUJESZ. Odrobinę spokoju, daj ty mi chwilę wytchnienia - błagał w myślach, nie wiadomo, czy Jocelyn, czy samego siebie, już nawet nie wiedząc, czy to zwierzę oskarża człowieka, czy człowiek zwierze.
Zasuwając po salonie z kąta w kąt pobudził ich małych milusińskich - Samael już siedział na schodach i gapił się na niego wielkimi, mądrymi oczami.
- Ty, jesteś magiczny, nie? Wiesz, gdzie mogłaby poleźć? Czy stało się jej coś złego? - zapytał się, starając się, żeby jego głos nie zmieniał się w jęk. Rajskiptak tylko przekrzywił łeb i zaskomlił cicho. Wiedział, że Bestie zawsze były w stanie zlokalizować swojego właściciela. Nigdy nie widział, aby Jocelyn trzymała go na smyczy, dlatego po prostu podrapał go za uchem.
- Choć bambaryło. Idziemy na spacerek.

z.t

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach