Historia Feniksa

avatar
GośćGość
Historia Feniksa
Wto 28 Maj - 2:43
20 września- 2 października 1187 r. Jerozolima

Urodzony około roku 1170, młody Egipcjanin Szihab Usamah, stał w pełnym słońcu wraz z kilkoma tysiącami Muzułmańskich wojowników, opodal murów Jerozolimy. Suche powietrze, chłostało bezlitośnie twarze, wykrzywione zmęczeniem ale i determinacją. Niespokojne oddechy, smród przepoconych ciał, ciężar uzbrojenia. Stał on wśród piechoty, patrząc z powątpiewaniem na swój ekwipunek. Wyszczerbiony miecz, lekko za duża , skórzana zbroja. To wszystko co miało pomóc mu i jemu podobnym wygrać.
Ich obóz znajdował się po zachodniej stronie przyległego do muru terenu. Gdyby Balian z Ibelinu nie objął dowództwa nad miastem, starliby się na otwartym terenie, tak jak tego właśnie chcieli Chrześcijanie. Pragnęli zemsty, lecz Balian był godnym rywalem dla ich Saladyna. Doradził wzmocnienie fortyfikacji, pogłębienie fosy, zamontowanie katapult, ustawienie straży za murami.
Uciekinierzy błagali królową Sybillę, o porozumienie się z Saladynem.
Oblężenie było intensywne, strzały padały gęsto niczym grad, ktokolwiek odważył się wystawić chociażby nos poza mury, zostawał trafiony. Ilość trafionych, była tak ogromna że wszyscy szpitalnicy i lekarze Jerozolimy, nie nadążali z ich opatrywaniem.
Szihab wraz z resztą muzułmanów, brali udział w marszach przed murami miasta. Tańczyli w gorączce, krzycząc i próbując w ten sposób zastraszyć wrogów, zasiać w nich przerażenie. Brał on również udział w rzezi wioski Betanii, znajdującej się po drugiej stronie. Nie oszczędzili nikogo. Szihab już do końca życia miał zapamiętać wrzask rodziców, oglądających śmierć swoich potomków.
Król Syrii był przebiegły. Po pięciu dniach oblężenia, nakazał zwinąć obóz. Lud Jerozolimy pożałował swojego przedwczesnego entuzjazmu. Był to bowiem element strategii. Machiny oblężnicze przetransportowano do części miasta położonej między bramą św. Stefana, a wieżą w rogu północnym. Frankowie próbowali odeprzeć ich atak, obydwie strony poniosły straty w ludziach. Szihab znajdował się w oddziale który przełamał obronę wroga. Przedostali się przez fosę i podminowali część murów.
2 października po długich negocjacjach, doszło do kapitulacji. „Spadkobierca zapłacił, aby dać się wyzuć ze swojego dziedzictwa”.



Nie było pewne skąd się wziął i kim byli jego biologiczni rodzice. Po prostu pewnego dnia, Usamah Tahir (czyt. Usamah syn Tahira) wraz z żoną Ikram, znaleźli pod drzwiami swojego domu, dziecko niespełna półroczne owinięte w hidżab. Usamah chciał utopić podrzutka, jednakże jego żona ten jeden jedyny raz, sprzeciwiła mu się. Ona sama od lat nie mogła zajść w ciąże, marzyła o dziecku. Mężczyzna nie chciał się zgodzić. Dziecko było dziwne. Obce. Mimo ciemnej karnacji, nikt nie wziąłby go za ich dziecko. Miało bowiem oczy w kolorze płynnego złota i włosy które w świetle słońca, wyglądały jakby płonęły. Usamah nie przyznałby tego nikomu, ale bał się tego dziecka. Było obce.
Widząc jednak jak bardzo jego żona go pragnęła, ten jeden raz uległ. Nakazał żonie by pilnowała tego, aby nikt nie dostrzegł tego jak dziwnym dzieckiem jest podrzutek. Miał do końca życia mieć włosy zgalane brzytwą, ukrywane pod chustą. Nadali mu imię Szihab- ogień.
Chłopiec nie mógł oddalać się od domu, miał zakaz pokazywania komukolwiek swojej głowy, był nauczony by nie patrzeć nikomu w oczy. Rodzice utrzymywali, że ich syn jest po prostu opóźniony. Dorośli milknęli gdy znajdywał się w pobliżu, a dzieci z sąsiedztwa nie szczędziły mu szyderstw i bólu. Usamah nigdy nie traktował Szihaba jak swojego prawdziwego syna. Był dla niego oschły, unikał nawiązania kontaktu. Łatwo wybuchał złością i nie raz zdarzyło mu się podnieść rękę na dziecko. Ikram zaś była wpatrzona w chłopca. Oddawała mu całą swoją miłość i uwagę. Osładzała dziwnemu chłopcu, gorycz związaną z odrzuceniem, zarówno ze strony ojca jak i całego otoczenia.




13 sierpnia 1704 r. Blenheim

Erwin Moser otarł twarz, umazaną we krwi. W zasadzie niewiele mu to pomogło. Szmata którą to zrobił, była brudniejsza niż sama ziemia.
Bitwa skończona!
Większość z nich wątpiła, że tego dokonają. Nie pokładali swoich nadziei w księciu Marlborough. Gdy wręcz rzucił 80 szwadronów i 22 bataliony piechoty w której znajdował się Erwin, przeciwko 60 szwadronom i 9 batalionom piechoty francuskiej, zwycięstwo było ich. Gdy około 16:30 siły angielskie uderzyły na Blenheim, gdy seria z dział zmiotła Francuzów strzałami z bliskiego zasięgu, styrani rzucili się w szale do walki. Niewiele myśląc, ślepo wypełniając rozkazy, pozbywali się wrogiego wojska. Ich przewaga była druzgocąca, Francuzi rozpoczęli odwrót. Ich tchórzostwo utonęło wraz z wieloma, gdy zarwał się most na Dunaju. Chcieli wyjść z tego z twarzą, zgodzili się na warunki kapitulacji.
Uratowali Wiedeń i całą wielką koalicję. Udało im się.




Szihab mimo wszelkich przeciwności losu, wyrósł na przyjaznego i ciepłego człowieka. Co więcej, mimo ułomności którą zarzucali mu wszyscy, wiele kobiet z jego otoczenia do niego wzdychało. Ojciec mimo niechęci, znalazł mu żonę. Buszra była córką jego przyjaciela. Dostali własny dom i zaczęli życie razem, w innym mieście.
Tego samego roku, Buszra dała Szihabowi dwoje synów. Bliźnięta nijak nie przypominały ojca. Na ich szczęście, całkowicie wdali się w matkę. Żyli dobrze, chociaż nie mogli poszczycić się bogactwem. Chłopcy zdrowo się rozwijali, Szihab miał dobrą pracę w kuźni, Buszra zajmowała się gospodarstwem. Na przestrzeni lat urodziła mu jeszcze dwie córki. Gdy dzieci osiągnęły wiek nastoletni, nastąpiła przebudowa domu na większy. Szihab czerpał garściami ze szczęśliwego rodzinnego życia.
Nie trwało to jednak wiecznie. Dokładnie 13 lat po ich zaślubinach, jego żona jak i dzieci umarły wskutek Ospy. Po tym wydarzeniu Szihab sprzedał cały swój dobytek i wyniósł się do Kairu. Tam przybrał nowe imię jak i postać. Odkrył wtedy bowiem, że drzemie w nim moc magiczna. Ogień okazał się jego sprzymierzeńcem. Dzięki mocy przemiany, został wzięty za boskiego ptaka- Feniksa. Symbol słońca i odrodzenia. Pozostawał w tej formie przez lata. Nie wiedział ile. Pogrążył się w żałobie, doskonaląc swoje sztuki magiczne i umiejętności walki, zsyłając błogosławieństwo feniksa na lud.
Po prawie pięciuset latach musiał zniknąć. Stworzenia mistyczne, boska otoczka i czczenie wielu bogów stało się piętnowane. Nie był już bezpieczny w swoim kraju. Przedostał się do Europy.




19 lutego 1942 r. Darwin

Warkot silnika, trzeszczenie całej maszyny. James Artur Watanabe źle się czuł tej metalowej puszce. Kochał latać, kochał wolność związaną z lotem. Lot torpedowcem Nakajima B5N2 „Kate”, niewiele miało wspólnego z wolnością.
Brał udział w pierwszym nalocie na Darwin. Zaplanowane były dwa. Nalot ten był przełomem, był największym atakiem, jaki kiedykolwiek Japonia, albo jakiekolwiek obce państwo przeprowadziło na Australijskim terytorium. Czuł dumę związaną ze swoją rolą. Walczył tyle razy, po tylu różnych stronach. Widział setki cierpień, miliony wdów, zniszczonych gospodarstw, setki upadków ludzkości. Widział w swoim życiu tak wiele cierpienia, a nie potrafił mimo tego nie angażować się. Czuł wewnętrzną potrzebę uczestniczenia w losach ludzkości. Mimo że sam niewiele miał wspólnego z ludźmi. Nigdy nie spotkał nikogo takiego jak on sam. Ludzkość nigdy więcej nie usłyszała o boskim ptaku, zwiastującym obfitość plonów. Ukrywał się w swojej ludzkiej powłoce, uważając na każdym kroku. Gdyby jakimś cudem ludzie odkryli to czym jest… Wiedział jak nikt inny do czego są zdolni.
Wstrząs, dźwięk wypuszczanych z luku bomb, strzały z karabinu. Nie myślał o tym, do kogo strzelał. Robił to, bo taki dostał rozkaz. Wstrząsy były odczuwalne nawet tak wysoko. Ile osób tym razem zginęło?




James Artur Watanabe, pod takimi danymi był zarejestrowany w Japońskim urzędzie. Jako obcokrajowiec o tak oryginalnej urodzie, robił wręcz furorę w towarzystwie. Dostał pracę w urzędzie. Praca za biurkiem mu odpowiadała. Nie musiał się w nic angażować, nikomu nie przeszkadzał jego wygląd. Był to okres, gdy na ulicach było pełno pstrokatych ptaków. Czasy gdy ludzie zaczęli wychodzić z szaf, a bycie „innym” było pożądane.
Nie zajęło mu długo, by poznać kolejną żonę. Toshiko pracowała na tym samym piętrze co on. Nie była nadzwyczaj piękna, ani jakoś specjalnie bystra. Przyciągnął go do niej jej charakter. Wyniosła, oschła, stawiała mury wokół siebie, a on za wszelką cenę chciał je zburzyć. Była wierząca, a jej rodzina trzymała się restrykcyjnie wszelkich tradycji. Wzięli więc ślub w tajemnicy. Z czasem ją pokochał, zaoszczędzili pieniądze na dom, obdarzyła go dzieckiem. Znowu cieszył się życiem. Uspokajała go, gdy w nocy budził się krzycząc. Widma licznych bitew, wojen, oblężeń, nie dawały o sobie zapomnieć. Wdzierały się w każdą szczelinę jaką znalazły w pancerzu Jamesa.
I tym razem nie nacieszył się rodziną. Do Japonii wdarła się wojna, wydzierając z jego rąk Toshiko, ich syna jak i jego życie. Po raz kolejny pogrążony w żałobie, spalił za sobą mosty przybierając nową tożsamość.




4-7 czerwca 1942 r. Midway

Christopher Artur Collins skulił się, gdy okrętem wstrząsnęła kolejna seria z okrętów japońskich. Nie tak dawno walczył po drugiej stronie, a teraz? Za wszelką cenę próbował przeżyć, zabierając na drugą stronę jak największą ilość wrogów.
Ocean Spokojny w tych dniach, przyjął w swe objęcia niezliczoną ilość ofiar i zestrzelonych samolotów.
Kolejny wstrząs. Japończycy chcieli umocnić swoją władzę nad Pacyfikiem, ale amerykańskie siły nie zamierzały im tego ułatwiać. Midway było bardzo ważnym punktem strategicznym przez wzgląd na swoje położenie i wojskowe zaopatrzenie. Ostrzał zaczął się o 6:30. Amerykanie zaskoczyli Japończyków. Zniszczyli 11 samolotów japońskich, a obrona przeciwdesantowa Atolu praktycznie nie ucierpiała. Gdy Japończycy zajęli się walką nad Midway, Amerykanie zaatakowali ich okręty kilkoma grupami samolotów bombowo-torpedowych oraz bombowców nurkujących, wysłanych z Midway przed nalotem. Niestety siły amerykańskie zostały zdziesiątkowane, Japończycy okazali się skutecznymi pilotami. Po południu amerykańskie bombowce nurkujące zaatakowały „Hiryū”. Zamienili go w płonący wrak, który zatonął o 9:00 następnego dnia. Tym posunięciem udało im się złamać japońską ofensywę. W nocy z 4 na 5 czerwca, Japończycy rozpoczęli odwrót.
Po raz kolejny Chritopherowi udało się przeżyć.




Po raz kolejny zmienił tożsamość. Było to niezbędne, tak samo jak częste zmiany wizerunku, stylu mowy, obycia. Musiał się pilnować cały czas. Nie mógł również zostawać w jednym miejscu za długo, za bardzo rzucał się w oczy. Na obcej ziemi jego uroda była zbyt egzotyczna.
Jako David Roger Simmons rozpoczął medyczne studia w Stanford University na specjalizacji chirurgi urazowej. Nie był wyśmienitym studentem, żadnym prymusem, ale starał się i ciężko pracował na to, by zdać szkołę z wyróżnieniem. Dzięki wstawiennictwu swojego dziekana, dostał staż w Stanford Hospital & Clinics. Tam zaś rzucało się w oczy jego ogromne opanowanie przy jakichkolwiek urazach, nigdy nie zatrzęsła mu się ręka. Zawsze starałam się pomóc, kierował się narzuconymi sobie zasadami, co wychodziło mu na dobre.
Po Staford, przeniósł się do San Francisco. Dostał się na tamtejszy uniwersytet, tym razem wybrał kierunek pielęgniarstwa. Nie pozwalał sobie na studenckie życie, rodem z Amerykańskiego filmu młodzieżowego. Uczył się pilnie, nie rozpraszając się kobietami, mężczyznami i bardziej przyziemnymi sprawami. Całkowicie pochłonęła go nauka. Tym razem udało mu się ukończyć szkołę z wyróżnieniem. Kolejna praktyka, w kolejnym szpitalu.
W ten sposób ciągnęło się jego życie przez dłuższy czas. Oddał się całkowicie naukom, cały czas ukrywając przed światem swoją prawdziwą naturę. Nadal udoskonalał swoje umiejętności magiczne i bojowe. Nie wiedział kiedy, ale wiedział że mu się jeszcze przydadzą. Nie bardzo się w tej kwestii pomylił.

Wziął udział jeszcze w kilku mniej znaczących bitwach w Europie, gdy postanowił że czas dowiedzieć się czegoś o swoim pochodzeniu. Po ciężkim powrocie do przeszłości, przestudiowaniu setek ksiąg, przewertowaniu setek archiwów, wszystkie ścieżki zaprowadziły go do Wielkiej Brytanii. Brytyjska pogoda jak i sposób życia nie bardzo mu odpowiadał. Nie znalazł się tam jednak po to by się osiedlić. Szukał. Nieustannie, wręcz obsesyjnie szukał odpowiedzi. Aż w końcu coś mu się udało. Nie wiedział jednak jak do tego doszło, nie pamiętał praktycznie niczego z dnia poprzedniego… ale obudził się po drugiej stronie. A skąd ta pewność? Stąd, że w zwyczajnym świecie jeziora nie są czekoladowe.

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach