Gabinet medyka

Hunter
Godność : Hunter Cross
Wiek : 21
Rasa : Człowiek
Lubi : Duże auta, papierosy, mordobicia, spokój
Nie lubi : Słodyczy, przebieranek, gadatliwych ludzi
Wzrost / Waga : 210cm/160kg
Znaki szczególne : Blizny na prawej stronie szczęki, szyi i boku torsu. Metalowa proteza prawej ręki, tatuaż na lewym ramieniu, blizna nad lewym okiem. Prawie oko szmaragdowe, lewe ciemnoniebieskie. W pełni funkcjonalna proteza prawej ręki
Pod ręką : Sakiewka
Zawód : Zwiadowca MORII
Broń : Desert Eagle, Berrett M82a1,
Stan cywilny : Kawaler
Stan zdrowia : Fizycznie - rehabilitacja po zamontowaniu protezy ręki
Psychicznie - głęboka depresja po utracie jedynego członka rodziny - starszego brata.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892
HunterMieszkaniec
Mieszkaniec

Gabinet medyka - Page 3 Empty Re: Gabinet medyka
 by Hunter Sro 25 Maj - 13:33


Byłem szoku....kto by nie był? Gdy coś postanowiło go obudzić spadając na łeb i to jeszcze po narkozie? Dodatkowo....BYŁABY TO ZUPEŁNIE NOWA RĘKĄ?! Wątpię czy ktoś by to całkowicie olał i wziął na spokojnie. No chyba, że by naprawdę nie miał emocji.
Doktorek chciał mi coś przekazać, ale...."mówił" za szybko! Mój mózg był jeszcze ociężały i im zdążyłem mu powiedzieć, żeby zwolnił on już chyba uznał, że nie znam migowego. Ale chuj....na razie nie ma to znaczenia.
Wpatrywałem się w niego po czym znów przeniosłem wzrok na dłonie. Czy on...chciał mi powiedzieć, że...to nie jest żadna przymiarka ani próba tylko...ta ręka już jest moja? Na stałe? Z wahaniem ruszyłem lewą dłonią, by złapać protezę. Była zimna...i nie miałem w niej czucia. Jednak...sam widziałem jak wcześniej się ruszyła no i ... też jakoś spadła mi na mordę. Znów spróbowałem trochę nią poruszyć i tym razem...udało mi się lekko ruszyć nadgarstkiem! I jak nie być tu w szoku.
Spojrzałem na niemowę, gdy ten uznał się oddali. Rozumiałem dlaczego nie chce być w pobliżu ale i tak pokręciłem tylko głową i wróciłem do analizy nowej kończyny. Jednocześnie próbowałem się uspokoić, jednak było to niemożliwe. Serce waliło mi jak szalone, a pikająca aparatura wcale w tym nie pomagała.
Już miałem zapytać czy można to cholerstwo jakoś wyłączyć, jednak w tym momencie ktoś wszedł do pomieszczenia. Otworzyłem szerzej oczy, widząc, że to wszedł sam Zarządca. Co się zmieniło, że postanowił się tutaj pojawić i do tego jeszcze....ze mną porozmawiać?
Skinąłem mu głową, bo na razie za wiele nie umiałem powiedzieć. Robiło mi się trochę słabo, może przez to, że do organizmu docierało powoli co się stało? Albo dlatego, że oddychałem teraz płycej niż normalnie. Nadal jednak uparcie siedziałem, prawdziwą ręką gładząc fakturę protezy. Nie mogłem się na razie skupić, żeby tak naprawdę móc zacząć ją rozpracowywać.
Szef też nie zbliżał się do mnie. Tym razem byli jednak ostrożni? Heh. Zerknąłem tylko na doktorka, gdy dostał polecenie by dać mi środek uspokajający. W sumie nie miałem nic przeciwko, bo zaczynałem czuć się naprawdę paskudnie, a to walenie serca było naprawdę nieprzyjemne.
W końcu powoli umysł zaczynał mi się rozjaśniać, oddech uspokoił a ja westchnąłem. Nie odpowiedziałem od razu, musiałem trochę pomyśleć. Wpatrywałem się w czarną dłoń, badając jej zimną fakturę - dlaczego? - zapytałem. Dlaczego zmienił zdanie, dlaczego jednak uznał, że dostanę protezę? Dlaczego nic mi nie powiedział wcześniej? Teraz jednak chciało mi się mówić jeszcze mniej niż zwykle. I to nie tylko z nim, ale ogólnie.
Jeszcze jedno pytanie ciągle chodziło mi po głowie - czy ja...nadal jestem.... - nie wiedziałem jak zapytać. Czy ja nadal jestem Człowiekiem? Nie czułem żadnych zmian poza dziwnym uciskiem w prawym ramieniu. Czułem, że chyba mam na sobie bandaże. Ale wyglądało na to, że są one by opatrzeć przytwierdzenie protezy. Wolałem się jednak upewnić, usłyszeć to z ust samego Zarządcy.
Kurt mówił, że na to by kogoś zmienić, z pracowników MORII, trzeba ich pisemną zgodę. Ja nic nie podpisywałem.... ale jednak....chciałem po prostu to usłyszeć.
Jak na razie nic innego nie przychodziło mi do głowy. No dobrze...może coś jeszcze by się znalazło, jednak nie miało to takiego znaczenia. Albo mogły poczekać na swoją kolej.

Powrót do góry Go down





Reinhardt
Godność : Reinhardt Garlindt
Wiek : 455 lat
Rasa : Doppelganger
Lubi : Spokój, ciszę, badania naukowe, muzykę, sztukę przedstawiającą.
Nie lubi : Lustrzan, głupoty, nieposłuszeństwa.
Wzrost / Waga : Zmienne.
Pod ręką : Portfel z pieniędzmi i dokumentami.
Zawód : Zarządca MORII
Broń : -
Stan cywilny : Wolny
Specjalne : Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t401-reinhardt-garlind?highlight=reinhardt
ReinhardtDoppelganger
Doppelganger

Gabinet medyka - Page 3 Empty Re: Gabinet medyka
 by Reinhardt Sro 25 Maj - 20:40


Gdyby Reinhardt był osobą bardziej małostkową, w tej chwili, patrząc na zaskoczeniem malujące się na twarzy Huntera, cieszyłby się w duchu jak dziecko że wreszcie zobaczył na jego martwej gębie emocje inne niż wisi-mi-to-izm. Martwa twarz była przydatna - kto jak kto, ale on sam wiedział czym jest lico niezdolne do okazywania uczuć - lecz w przypadku Crossa, kiedy to ta jego cecha łączyła się z nieodczuwaniem bólu, Hunter był momentami irytująco spokojny, zwłaszcza, że z charakteru wcale spokojny nie był. Garlindt przez ten czas kiedy to zastanawiał się nad przyznaniem kalekiemu Zwiadowcy protezy, rozpisywał sobie wszystkie za i przeciw, i właśnie tej cechy czyli martwej twarzy nie potrafił jednoznacznie przypisać do jednej kategorii. Czasem drażniła, innym razem była cudownie przydatna.
Nie był jednak małostkowy i nie przypisywał sobie zaskoczenia Huntera jako własnego zwycięstwa. Do ostatniej chwili nie był pewien, czy Cross powinien dostać rękę. Bo gdyby to jeszcze była zwykła, standardowa proteza z gównianych materiałów... Hunter nie był jeszcze świadom tego, że oprócz prezentu w postaci nowej kończyny, dostał nowy numer katalogowy i kategorię, która sprawi że mężczyzna będzie jeszcze uważniej obserwowany. Czy stał się eksperymentem? Zależy jak na to spojrzeć. Przecież nikt nie mógł przewidzieć, że stanie się kaleką a proteza przyszła przed wypadkiem. Szczęśliwym, bądź nieszczęśliwym zrządzeniem losu swoim wybrykiem przyczynił się do tego, że stał się dla MORII obiektem badań. Rzecz jasna utrata ręki była tragedią... ale czy nie lepiej nieszczęście przekuć w korzyść, skoro jest ku temu taka możliwość? MORIA zmieniła się za czasów nowego Zarządcy, bowiem wszędzie i we wszystkim można znaleźć coś, co w ostatecznym rozrachunku będzie plusem. Szkoda pozbywać się wybrakowanych jednostek, skoro można odpowiednio się nimi zaopiekować i uczynić z nich jeszcze bardziej lojalne istoty.
Reinhardt uśmiechnął się patrząc na Huntera a materiał maski wykrzywił się nieco, zdradzając uśmiech. Dobrze, że nie zdradził tego, że był raczej demoniczny niż uprzejmy.
- Po licznych badaniach, biorąc pod uwagę wyniki testów oraz zdania Rady oraz wyrywkowo przepytanych żołnierzy, uznałem, że mimo iż straciłeś rękę w wyniku swojej lekkomyślności, jako organizacja nie możemy zostawić cię w potrzebie. - powiedział spokojnie, splatając ręce z tyłu ciała.
Wystarczyła chwila by aparatura uspokoiła się i zaczęła wskazywać normujące się parametry. Nie było sensu pytać Huntera jak się czuje, zdradzał to komputer.
Zarządca przekrzywił lekko głowę, wsłuchując jego następnych słów. Nie odpowiedział od razu, budując milczeniem dramatyczną pauzę.
- Jestem przekonany, że mój Zastępca poinformował cię jak wygląda proces przeprowadzania takich...zabiegów. - powiedział nieco rozbawionym tonem - Jesteś Człowiekiem, Hunter. Nie czystej krwi, gwoli ścisłości, ale nadal Człowiekiem. - dodał a milczący medyk pokiwał głową na potwierdzenie słów szefa.
Garlindt przeszedł w kąt sali, nadal trzymając się na uboczu i odwrócił się do Huntera plecami, przyglądając się szafce z medykamentami i oceniając, czy czegoś nie brakuje.
- Powiedz. - zaczepił nie odwracając się do żołnierza - Masz do mnie żal?
Medyk korzystając z chwili wolnego czasu, podszedł bliżej i pochylił się odważnie nad twarzą Huntera, oglądając limo które właśnie wykwitało pod jego okiem, powstałe na skutek uderzenia stałą protezy o ciało. Pokręcił głową i zaczął się krzątać, przygotowując zimny kompres na oko.

Powrót do góry Go down





Hunter
Godność : Hunter Cross
Wiek : 21
Rasa : Człowiek
Lubi : Duże auta, papierosy, mordobicia, spokój
Nie lubi : Słodyczy, przebieranek, gadatliwych ludzi
Wzrost / Waga : 210cm/160kg
Znaki szczególne : Blizny na prawej stronie szczęki, szyi i boku torsu. Metalowa proteza prawej ręki, tatuaż na lewym ramieniu, blizna nad lewym okiem. Prawie oko szmaragdowe, lewe ciemnoniebieskie. W pełni funkcjonalna proteza prawej ręki
Pod ręką : Sakiewka
Zawód : Zwiadowca MORII
Broń : Desert Eagle, Berrett M82a1,
Stan cywilny : Kawaler
Stan zdrowia : Fizycznie - rehabilitacja po zamontowaniu protezy ręki
Psychicznie - głęboka depresja po utracie jedynego członka rodziny - starszego brata.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892
HunterMieszkaniec
Mieszkaniec

Gabinet medyka - Page 3 Empty Re: Gabinet medyka
 by Hunter Pią 27 Maj - 19:47


Szef...chyba się uśmiechnął. Nie mogłem tego dokładnie określić przez tę jego maskę. Jego odpowiedź była trochę...okrężna. Bo rada tak uznała? Do tego jeszcze rozmowy z jakimiś randomowymi żołnierzami? Byłem w szoku. Trochę mu to zajęło, ale nie podejrzewałem, żeby w ogóle zmienił zdanie na ten temat. Do tego...zrobili mi....niespodziankę? Czy ja jednak umarłem i trafiłem do innej rzeczywistości czy co się tutaj wyczyniało? Siedziałem więc i wpatrywałem się w dłonie. Trochę też nie mogłem zrozumieć tego, że nie zostawią mnie w potrzebie. Ale...mogli mi dać jakąś...zwykła protezę, bo mimo iż nie wiedziałem jak niezwykła ta jest to coś mi mówiło, że jest to coś wyjątkowego.
Ta pauza mi się nie podobała. Przełknąłem z trudem ślinę, gdy czekałem na odpowiedź. Ale miałem nadzieję, że tego nikt nie zauważył. Dopiero gdy w końcu odpowiedział na moje pytanie....poczułem jak się rozluźniam. Położyłem się znów na leżance, żeby choć trochę ograniczyć zawroty głowy - poinformował - przyznałem - ale...chyba chciałem to usłyszeć od Szefa - to nie tak, że nie ufałem Kurtowi. Po prostu....potrzebowałem takiego zapewnienia i tyle. Zaskoczyło mnie jednak to, że lekarz wiedział o tym, że nie jestem czystej krwi - na wyczyszczenie krwi raczej nie znaleziono jeszcze sposobu - powiedziałem do bardziej do siebie, ale spokojnie mogli to usłyszeć. Na takie cuda to nawet w snach nie mogłem liczyć...chociaż nie. Przecież i tak nic mi się nie śniło, więc tam to tym bardziej nic takiego nie miałoby miejsca.
Zamknąłem oczy i westchnąłem. Zgiąłem jedną nogę w kolanie, żeby było mi trochę wygodniej.
Uspokoiłem się prawie całkowicie, więc na spokojnie zacząłem badać swoją nową kończynę. Podniosłem ją ostrożnie i obserwowałem. Na pewno nie była to zwyczajna proteza. Powoli rozpracowywałem jak poruszać palcami i odpowiednimi...stawami? W sumie nie wiedziałem jak to mam nazwać. Szło mi to trochę opornie, ale może było to spowodowane tym, że jednak kilka miesięcy nie używałem ręki, bo jej po prostu nie było i organizm przyzwyczaił się do braku? Sam nie widziałem.
Musiałem przemyśleć jego pytanie. Czy miałem do niego żal? Opuściłem rękę ale zaraz przed twarzą zobaczyłem mordę medyka. Zmarszczyłem brwi, patrząc na niego pytająco. Nie czułem, żeby mi było coś nowego, nie czułem lima, które kwitło mi pod okiem, ale....kiedy on się zrobił taki odważny?! Tutaj nie podejdzie bo mu jebnę w nos ręką, a tuta się pochyla jakby nigdy nic. Dziwny gość.
Zamknąłem oczy, żeby dać mu pracować i milczałem jeszcze chwilę - miałem - przyznałem po chwili - jednak nie o rękę - sprecyzowałem - sam sobie zawiniłem i nie byłem uważny....i go sprowokowałem - przyznałem. Cóż....wersja Mari nigdy nie była tą prawdziwą, w sumie też nie do końca wiedziałem, czemu poszła akurat w taką wersję - raczej...o dość nieprzyjemne słowa, które padły jako wyjaśnienie braku narkozy - nie wiem czy to dobrze, że mu to mówię czy nie... - choć teraz bardziej mnie irytują, głównie przez tego drugiego doktorka - skrzywiłem się. Całe szczęście, że go tutaj nie było. To prawda, że nigdy nie usłyszałem tych słów, od samego szefa, jednak....skoro on rozkazał nie dawać mi narkozy, to chyba mogłem wywnioskować, że to on je wypowiedział jako pierwszy. Cóż...przynajmniej dzięki temu, łatwiej było mi odpuścić żal w kierunku Szefa.
Miałem tylko nadzieję, ze ten irytujący koleś nie będzie moim lekarzem prowadzącym na czas rehabilitacji. W końcu...Marianne nie było chyba nawet w kraju, więc ona odpadała.
Nurtowało mnie jednak jeszcze jedno pytanie - czy...Kurt wie o tym, że zmienił Szef zdanie? - pewnie wiedział, choć wolałbym żeby nie. Oj będzie miał zdziwko jak przyjdę mu znów wpierdolić. Hue hue.....

Powrót do góry Go down





Reinhardt
Godność : Reinhardt Garlindt
Wiek : 455 lat
Rasa : Doppelganger
Lubi : Spokój, ciszę, badania naukowe, muzykę, sztukę przedstawiającą.
Nie lubi : Lustrzan, głupoty, nieposłuszeństwa.
Wzrost / Waga : Zmienne.
Pod ręką : Portfel z pieniędzmi i dokumentami.
Zawód : Zarządca MORII
Broń : -
Stan cywilny : Wolny
Specjalne : Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t401-reinhardt-garlind?highlight=reinhardt
ReinhardtDoppelganger
Doppelganger

Gabinet medyka - Page 3 Empty Re: Gabinet medyka
 by Reinhardt Sro 1 Cze - 0:21


Czy znęcał się nad swoim podopiecznym, przez taki czas trzymając go w niepewności w kwestii jego przyszłości w MORII. Może. Ktoś mógłby nazwać go skurwielem, bo przecież mógł dać chłopakowi przynajmniej strzęp nadziei, powiedzieć mu cokolwiek by ten nie wpadał w depresję. Reinhardt był jednak inny. On sam nie rozpatrywał tego czasu jako znęcania, na dobrą sprawę według niego nie była to nawet kara, chociaż ta Hunterowi bez wątpienia się należała. Nie. Ten czas, kiedy Cross godził się z utratą kończyny był sprawdzianem jego charakteru, silnej woli. Garlindt musiał się dowiedzieć, jak Zwiadowca zachowa się w obliczu takiej straty. Na przyszłość.
Faktycznie przeprowadzil mały wywiad, przeczytał jeszcze raz wszystkie akta. Badania dały mu obraz człowieka, który mimo kalectwa, dalej walczy i stara się zaakceptować nowy stan rzeczy.
Maska z ciemnego materiału skutecznie ukrywała wszelakie emocje malujące się na twarzy Zarządcy. Uśmiechał się, stojąc w odległości i przysłuchując się mężczyźnie.
- Ode mnie? - zaczepił, szczerze zaintrygowany - Oprócz stanowiska, w czym jestem od niego lepszy? Zdaję się, że macie dobry kontakt. Iście...braterski, chociaż mam wrażenie, że to słowo nie oddaje w pełni waszej relacji. - dodał z rozbawieniem wyczuwalnym w głosie - Nieważne. Nie musisz odpowiadać. Cieszy mnie twoje podejście.
Dalszy tok rozmowy był już nieco luźniejszy i wkraczał na płaszczyznę prywatną. Garlindt nigdy nie okazywał Hunterowi zbytniej czułości, jednak w stosunku do wszystkich członków organizacji zachowywał się jak mentor. Taką obrał drogę. Poprzedni Zarządca miał zupełnie inne metody i może właśnie to, brak poczucia przynależności, sprawiło że ostatecznie MORIA podupadła na sile. Teraz, chociaż nadal stosowano żołnierskie metody szkolenia, członkowie organizacji czuli się dobrze i wykazywali się zaskakującą lojalnością.
Reinhardt uśmiechnął się ponownie, słysząc odpowiedź. A więc Hunter nie miał za złe amputacji czy odmowy założenia protezy. Miał żal o jego słowa.
Zarządca nie wiedział, czy powinien się śmiać czy płakać i nie myślał w ten sposób ze złośliwości. Po prostu... Hunter udowodnił, że jest silny a jednocześnie bardzo wrażliwy. Pierwsze dotyczyło ciała, drugie duszy.
Czy powinien przeprosić? Nie, ale chłopak najwyraźniej chciał usłyszeć jakieś słowa wyjaśnienia. Niech wiec tak będzie.
- W tamtej chwili byłem wściekły I bardzo starałem się tego nie okazywać. - powiedział zadziwiająco szczerze - Być może moja decyzja wydała ci się niesprawiedliwa, lecz w tamtym momencie miałem ochotę cię ukarać. Byłeś jednak w takim stanie, że bestialstwem byłoby dodawanie ci męki. - wyjaśnił - Dlatego więc uznałem, że zabieg bez znieczulenia będzie odpowiednim posunięciem, dającym ci sygnał, że nadszarpnąłeś moją cierpliwość. I wyczerpie moje pragnienie ukarania cię. - dodał - Uznajmy zatem, że temat jest zamknięty. Masz prawo czuć żal, jednak chciałbym byś na powrót obdarzył mnie zaufaniem, bo ja, od dnia dzisiejszego, na powrót obdarzę nim ciebie. - odwrócił się do niego i podszedł bliżej, obchodząc leżankę - Wierze, że w niedługim czasie wrócisz do sprawności i będziesz mógł dalej realizować nasz wspólny cel. - pokiwał głową - Kurt... - zawiesił głos, zastanawiając się czy powinien używać imienia Zastępcy, czy nie lepiej przerzucić się na nazwisko, zaznaczając, że Streicher jest bezpośrednim przełożonym Crossa.
Przez chwilę patrzył na mężczyznę. Jego i Niemca łączyło coś więcej niż praca, jednak ciężko było określić co dokładnie. Może więc chwilowo można by dać im zielone światło i obserwować co z tego wyniknie? Być może obaj potrzebują czegoś więcej.
- Kurt nie wie. - powiedział w końcu - Ma ostatnio ciężki okres, źle znosi zmianę leków. - ponownie zdecydował się na szczerość, mówiąc Hunterowi więcej niż pewnie sam Kurt by powiedział - Sam uznasz jak poinformować go o swojej nowej ręce. I kiedy. Tymczasem, jeśli nie masz więcej pytań, udam się do swojego gabinetu by dopełnić formalności. Lekarze ocenią twój stan i udzielą ci wszelkich wskazówek. - dodał idąc w stronę wyjścia - Hunter. Nie zawiedź mnie znowu. - powiedział na koniec i jeśli faktycznie nikt nic już od niego nie chciał, wyszedł.
Milczący medyk podał Hunterowi zimny okład na oko i zabrał się za sprawdzanie parametrów wyświetlanych przez komputer.


ZT

Powrót do góry Go down





Hunter
Godność : Hunter Cross
Wiek : 21
Rasa : Człowiek
Lubi : Duże auta, papierosy, mordobicia, spokój
Nie lubi : Słodyczy, przebieranek, gadatliwych ludzi
Wzrost / Waga : 210cm/160kg
Znaki szczególne : Blizny na prawej stronie szczęki, szyi i boku torsu. Metalowa proteza prawej ręki, tatuaż na lewym ramieniu, blizna nad lewym okiem. Prawie oko szmaragdowe, lewe ciemnoniebieskie. W pełni funkcjonalna proteza prawej ręki
Pod ręką : Sakiewka
Zawód : Zwiadowca MORII
Broń : Desert Eagle, Berrett M82a1,
Stan cywilny : Kawaler
Stan zdrowia : Fizycznie - rehabilitacja po zamontowaniu protezy ręki
Psychicznie - głęboka depresja po utracie jedynego członka rodziny - starszego brata.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892
HunterMieszkaniec
Mieszkaniec

Gabinet medyka - Page 3 Empty Re: Gabinet medyka
 by Hunter Sob 4 Cze - 9:54


Niepewnie przytaknąłem głową, jednak nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć. Może po prostu dlatego, że to on był głową całej Organizacji oraz to, że Kurt jednak zajmował się sprawami bardziej wojskowymi kiedy to Garlindt zajmował się stroną bardziej naukową? Sam nie wiedziałem. Jednak na szczęście Szef nie naciskał na to bym mu odpowiedział. Właściwie to od razu uznał, że nie jest to ważne, więc trochę mi ulżyło. Moja głowa jeszcze nie do końca działała tak jak powinna. Narkoza jeszcze nie do końca ze mnie wywietrzała.
Byłem ciekawy dlaczego Szef przekazał informacje lekarzom w taki a nie inny sposób. Wysłuchałem jego wyjaśnień, jednak....nie otrzymałem odpowiedzi na swoje niewypowiedziane pytanie. Dowiedziałem się dlaczego zdecydował się na zabieg bez narkozy. W porządku, jednak...dlaczego użył tych słów? On i tak nic nie czuje. Te słowa...bolały. Jednak skoro uznał, że mamy zakończyć temat, nie byłem w miejscu, żeby się mu sprzeciwiać, dlatego tylko przytaknąłem głową. Na to pytanie chyba nie dane mi było usłyszeć wyjaśnienia i tyle. Będę musiał z tym jakoś żyć.
Podniosłem się lekko, gdy uznał, że znów zaczyna mi ufać. Czy ja mu ufałem? Sam nie wiedziałem co mam teraz myśleć, tym bardziej po tym co... mój...ojciec powiedział. Byłem wtedy zaślepiony wściekłością i może mi się zdawać, ale wyglądało to tak jakby wcale nie zrobił mojej matce nic złego. Ech....sam nie widziałem co o tym teraz myśleć - oczywiście Szefie - skinąłem głową. Dobrze, że nie umiał czytać w myślach....a przynajmniej miałem taką nadzieję, w końcu nigdy nic nie wiadomo. Bo wiedziałby jak teraz się wahałem. Nie chciałem opuścić MORII, nie chciałem się sprzeciwiać szefowi, ale....czy na pewno mogłem go obdarzyć pełnym zaufaniem? Nie wiedziałem. Musiałem to jeszcze przemyśleć. Na spokojnie. A ostatni czas za spokojny niestety nie był.
Zaraz jednak trochę się uspokoiłem - to wyjaśnia, czemu ostatnio nie miał ochoty na spotkanie - przyznałem, mówiąc do siebie. Ale chociaż wiedziałem jak mogę mu poprawić humor. Spuszczę mu taki wpierdol, że dawno go nie zapomni! Cóż...tak wyglądała nasza relacja. By poprawić sobie humory po prostu...laliśmy się po pyskach. Może innym się to nie podobało....ale w naszym wypadku to działało. Tym bardziej, że Kurt czasem marudził, że nie ma z kimś się pojedynkować. Bez jakiegoś zbędnego hamowania się. Albo nie mają na to jaj, albo po prostu dość szybko się to kończy. No cóż. Teraz będzie miał kogoś, kto zna go a jednocześnie będzie mieć coś ukrytego w rękawie o czym on nie wie. Dosłownie.
Skinąłem mu głową. Odprowadziłem go wzrokiem. Między nami był dystans, którego...wcześniej nie było ale w sumie sam nie wiedziałem teraz co o tym myśleć - dobrze....dziękuję za ponowne zaufanie - powiedziałem na pożegnanie.
Gdy zostaliśmy sami z niemową, westchnąłem i znów się położyłem. Wokół śmierdziało krwią i środkami medycznymi, ale nie mogłem tak szarżować. Spojrzałem na medyka, gdy wręczył mi jakiś okład. Spojrzałem na niego pytająco jednak gdy pokazał mi oko zorientowałem się, że faktycznie coś jest z nim nie tak. Przyjąłem okład i przyłożyłem do oka, dając się badać.
Było spokojnie, póki gaduła się znów nie pojawił. Jezu jak ja tego gościa nie trawię! Dlaczego musiałem złamać nos temu lepszemu gościowi?
Zajął się jednak swoją robotą. Kazali mi wykonywać różne ruchy nową ręką, sprawdzając czy wszystko działa. Dzięki temu choć trochę nauczyłem się jak jej używać. Przekazali mi też wszystko co musiałem wiedzieć jeśli chodziło o dbanie o protezę, wyjaśnili jak powinna wyglądać rehabilitacja, którą będę odbywać prywatnie oraz przekazali mi też wszystkie papiery na ten temat oraz skierowanie gdzie mam się zgłosić, gdy już poczuję się lepiej, czyli pewnie za kilka dni. Dawali mi mimo wszystko czas by dojść do siebie i przyzwyczaić choć trochę do nowej sytuacji.
Przepisano mi również leki, które mają wspomóc mój organizm w gojeniu się. Były to te same, których zażywałem po amputacji. Do tego doszły jeszcze jakieś inne.
Zbadali mnie również w związku z moim wypadkiem sprzed kilku dni. Widać...woleli zrobić to po swojemu, a nie wierzyć szpitalowi, który się mną zajmował. Ech...gdyby tylko mnie posłuchali i od razu tutaj wysłali a nie robili wszystko po swojemu.
W końcu mogłem się zbierać do siebie....wahałem się czy wracać do willi czy raczej iść do brata. Ale...chyba chciałem się z nim zobaczyć. Nie widzieliśmy się...trzy miesiące...to naprawdę sporo czasu tym bardziej, że nie mieliśmy w tym czasie ze sobą żadnego kontaktu.
Wstałem i poruszyłem jeszcze kilka razy ręką. Niemowa ruszył pierwszy do wyjścia jednak zatrzymałem go jeszcze. Trochę...koślawo bo nie umiałem jeszcze ruszać ręką, ale na migi pokazałem mu, że jestem mu winny piwo. Wskazałem na swój nos i puściłem mu oczko. Było jednak widać, że znam język migowy, jednak, fizycznie trochę trudno mi się go teraz używa. Ten ucieszył się, pomachał mi ręką, przytakując głową i poszedł. Drugi a szczęście nas ignorował więc ułożyłem rękę na temblaku, żeby nie przeszkadzała i założyłem bluzę. Wziąłem wszystko co miałem i pożegnałem się. Ruszyłem do pokoju. Miałem nadzieję, że Ruru tam będzie....

ZT

Powrót do góry Go down





Hunter
Godność : Hunter Cross
Wiek : 21
Rasa : Człowiek
Lubi : Duże auta, papierosy, mordobicia, spokój
Nie lubi : Słodyczy, przebieranek, gadatliwych ludzi
Wzrost / Waga : 210cm/160kg
Znaki szczególne : Blizny na prawej stronie szczęki, szyi i boku torsu. Metalowa proteza prawej ręki, tatuaż na lewym ramieniu, blizna nad lewym okiem. Prawie oko szmaragdowe, lewe ciemnoniebieskie. W pełni funkcjonalna proteza prawej ręki
Pod ręką : Sakiewka
Zawód : Zwiadowca MORII
Broń : Desert Eagle, Berrett M82a1,
Stan cywilny : Kawaler
Stan zdrowia : Fizycznie - rehabilitacja po zamontowaniu protezy ręki
Psychicznie - głęboka depresja po utracie jedynego członka rodziny - starszego brata.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892
HunterMieszkaniec
Mieszkaniec

Gabinet medyka - Page 3 Empty Re: Gabinet medyka
 by Hunter Wto 6 Gru - 22:40


Drogę do Gabinetu pokonaliśmy w ciszy. No...niezupełnie, bo jeden z sanitariuszy co chwila upewniał się, że nie zasnę. Wiedziałem, że nie mogę, jednak senność była ode mnie silniejsza. Do tego światła na korytarzu wcale nie pomagały. Były mocne, a w Gabinecie pewnie będzie gorzej. Przez to też, że wcale nie szli wolno, choć też daleko im było do sprintu, jakby faktycznie działo się coś niedobrego, to i tak było mi niedobrze, dlatego po prostu leżałem za zamkniętymi oczami, trzymając przy nosie mocno zakrwawiony ręcznik. Ten, który trzymał Kurt wcale nie wyglądał lepiej, choć sam jego nos pewnie nie był złamany. Przynajmniej nie przypominam sobie, żebym go w niego jebnął. Jednak bok jego żuchwy zaczynał już nabierać kolorków. To usiało boleć... chyba. Nie wiem, nie znam się.
Na miejscu, pierwsze co zrobili, to obu nas sprawdzili i prześwietlili. Musieli się upewnić, w szczególności ze mną, czy na pewno nie dzieje się nic poważniejszego, tym bardziej, że doktorek "powiedział", że mój chip zaczął wysyłać niepokojące sygnały. Cóż. Plusy i minusy tego urządzenia. Po mnie przyszła kolej Streichera, by sprawdzić, czy czasem nie pękła mu jakaś kość, w końcu nie wiedzieli w jaki sposób ode mnie oberwał. W międzyczasie ogarnęli mi nos, a Niemowę aż nosiło, żeby mi wygarnąć co myśli o tym nocnym wypadzie na salę treningową. Jednak, nie mógł tego zrobić, póki mnie nie poskłada do kupy, nie poszyje mi facjaty, Kurtem zajmował się drugi lekarz. Niemowa chyba czekał, aż poczuję się lepiej i trochę ogarnę, żebym cokolwiek zrozumiał. Wiedział w końcu, że rozumiem jego migi, jednak nie jestem jakimś ekspertem więc nie może wyskoczyć z nie wiadomo jakim elaboratem, tym bardziej, jak nie mogę się skupić.
W końcu kazał mi się rozebrać. Musiał obejrzeć, czy przez trening nie otworzyły mi się rany czy coś. Trochę ociężale ściągnąłem bluzę,, a Lekarz ostrożnie zdjął opatrunki i zaczął mnie dokładnie oglądać. Kurt pierwszy raz miał okazję zobaczyć jak teraz wyglądam. Zobaczyć nową, wielką bliznę, która otaczała przytwierdzenie ramienia, oraz samo czarne ramię, z czerwonymi zarysami "mięśni", która mimo, iż była sztuczna, poruszała się jak normalna ręka. Choć, widać było, że jeszcze sporo przede mną pracy, by nad nią całkiem zapanować. Niemowa obejrzał dokładnie wszystko, po czym kazał wykonać kilka ćwiczeń, zupełnie jak na naszych spotkaniach.
Gdy wszystko posprawdzał, pokręcił głową i odsunął się, wyrzucając do kosza rękawiczki. Kazał mi siedzieć i dać temu pooddychać. Siedziałem więc, starając się nie zasnąć. Niemowa w tym czasie, chciał powiedzieć coś do Kurta, jednak przypomniał sobie, że ten nie zna migowego, więc klepnął mnie w ramię i przekazał co mam mu powiedzieć, na co westchnąłem ciężko i przeczesałem włosy, oczywiście uważając na nowe szwy i opatrunki - mówi, że mamy tu siedzieć i się nawzajem pilnować - powiedziałem cicho, unikając wzroku Zastępcy Zarządcy. Byłem naprawdę zmęczony....
Medyk musiał na chwilę wyjść, a sanitariusze już się zmyli, gdy nie byli potrzebni. Nie powiedział jednak gdzie idzie, pozostało nam tylko czekać.

Powrót do góry Go down





Streicher
Godność : Kurt Streicher
Wiek : 36 lat
Wzrost / Waga : 186/90
Znaki szczególne : Zmęczone, niebieskie oczy.
Pod ręką : Przepustka, portfel z dokumentami, telefon, broń.
Zawód : Żołnierz/Zastępca Zarządcy MORII
Broń : Pistolet Beretta 92FS INOX kal. 9x19mm, Amok V980.
Stan zdrowia : W normie.
Leczona bezsenność, zespół chronicznego zmęczenia i PTSD.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t753-kurt-streicher#9208
StreicherMieszkaniec
Mieszkaniec

Gabinet medyka - Page 3 Empty Re: Gabinet medyka
 by Streicher Sob 10 Gru - 22:54


Streicher nigdy nie był przesadzie rozgadany. Niemal od dziecka wyznawał zasadę, by bez potrzeby nie wywijać ozorem. Dziś, kiedy miał zaskakująco dużo do powiedzenia, słowa ugrzęzły w gardle, a usta nie pozwalały wyjść um poza sferę myśli.
Był zły, miał żal, czuł się zdradzony. Coś jeszcze? Nie, tyle naprawdę wystarczyło, by całe ciało Kurta napinało się jak do walki. Dyskomfort wywołany tym wszystkim był naprawdę irytujący, zwłaszcza, że gdy pojawili się medycy , Zastępca musiał przywdziać maskę profesjonalisty. Chłodny, spokojny, opanowany. Wdech, wydech, wdech, wydech...
Hunter nieźle go poturbował, ciężko było to przyznać nawet przed samym sobą, a co dopiero przed innymi. Zostawił mu nawet pamiątki w postaci siniaków...
Poczuł ogromną potrzebę by się napić. Zamknąć się w pokoju, samemu, i po prostu upić się do nieprzytomności, wywołać upragniony sen i... zapomnieć.
Jaka szkoda, że był profesjonalistą i nie mógł pozwolić sobie ani na sekundę, na taką nieodpowiedzialność.
Poszedł z nimi, cóż miał innego do roboty? Nie poprawi sytuacji jeśli zniknie we własnych kwaterach a tak przynajmniej doprowadzą go do porządku. Ręcznik który otrzymał zmienił kolor a przecież do jutra muszą wyglądać jak ludzie. Obaj.
W gabinecie pozwolił się obejrzeć i ogarnąć. Kątem oka zerkał w stronę Crossa i oglądał jego ciało. Tak znajome... tak inne.
Ile to już lat minęło? Wszystko zlało się w całość. Streicher nawet nie zauważył jak ze szczyla, który był gotów pyskować nawet samemu Szatanowi, wyrósł wielki, silny chłop. Dalej miał skłonności do wpadania w kłopoty i kiedy wydawało się, że już dojrzał, wywijał numer który mroził krew w żyłach.
Ciężko się patrzyło na złamanego wychowanka. Niemiec znał go i traktował jak własnego brata, trochę faworyzował, nagradzał kiedy Hun osiągał dobre wyniki i spuszczał łomot kiedy było trzeba.
Lekarz "mówił" coś do Crossa ale z racji, iż Kurt nigdy nie uczył się migowego, ich rozmowa pozostała tajemnicą. Z resztą... żal mocno zasnuwał jakiekolwiek inne emocje, toteż chociaż Zastępca patrzył na Huntera, nie miał zamiaru prowokować go do rozmowy.
Kiedy wreszcie został przebadany i umyty, po prostu siedział i czekał na rozwój wydarzeń. Wiedział, że jest jeszcze za wcześnie na udanie się do kwater.
Słysząc słowa podopiecznego, zamknął jedynie oczy i przez chwilę wyglądał tak, jak by spał na siedząco. Miał dość, chciał chociaż przez kilka chwil nie być nikim ważnym, skryć się w cieniu, z dala od kamer jednostki.
Jeśli Cross oczekiwał, że Niemiec coś do niego powie, to niestety przeliczył się. Być może pogorszy to ich relację... albo będzie miało zbawienny wpływ. Któż to wie.
Nie minęło nawet pięć minut, kiedy drzwi gabinetu rozsunęły się a do środka wszedł nie kto inny jak Garlindt. Ciężko było ocenić w jakim jest stanie, bo jego twarz zakrywały jak zwykle zawoje czarnego materiału.
Streicher wstał i oddał honory, przygotowując się na gorzkie słowa reprymendy. Nie dbał o to, czy Hunter pójdzie w jego ślady.
Reinhardt przeszedł się po sali i obejrzał ich jak eksponaty w muzeum. Albo zwierzęta w zoo.
- Emocje są szalenie ciekawym tematem, nad którym naukowcy pochylają się od wielu, wielu lat, a i tak pozostają one niezrozumiane. - powiedział spokojnie Zarządca, zatrzymując się w miejscu. Długa pauza jaka nastąpiła po jego słowach sprawiła, że obecność przełożonego stała się jeszcze bardziej przytłaczająca.
- Cieszę się, że widzę was w relatywnie dobrym stanie. - powiedział po chwili, z fałszywą wesołością - Z każdym z was porozmawiam na osobności, w odpowiednim momencie. Dziś chciałem jedynie przypomnieć, że czasy przedszkola macie już za sobą. A Forvax, miejsce naszej pracy i dla wielu dom, nie jest waszą prywatną piaskownicą. - dodał o wiele bardziej surowo.
Streicher nie zamierzał odpowiadać na słowa dowódcy, który miał rację w stu procentach. Spuścił głowę pokornie i czekał.
- Skoro już pofatygowałem się tu do was, to może macie jakieś pytania? Albo chcielibyście coś powiedzieć, korzystając z mojej obecności i roli mediatora, jaką przez wzgląd na sytuację mogę przyjąć. - Reinhardt stanął naprzeciw swoich żołnierzy, powodując w ten sposób, że jeszcze chwilowo nie zamierza wracać do swoich, o wiele ważniejszych od sprzeczki ludzi spraw.


Blood on our hands.
There's no telling what you'll find
In the shadows where we hide.


Once you've seen it
There's no going back in time.
It's a darkness you can't fight.

Powrót do góry Go down





Hunter
Godność : Hunter Cross
Wiek : 21
Rasa : Człowiek
Lubi : Duże auta, papierosy, mordobicia, spokój
Nie lubi : Słodyczy, przebieranek, gadatliwych ludzi
Wzrost / Waga : 210cm/160kg
Znaki szczególne : Blizny na prawej stronie szczęki, szyi i boku torsu. Metalowa proteza prawej ręki, tatuaż na lewym ramieniu, blizna nad lewym okiem. Prawie oko szmaragdowe, lewe ciemnoniebieskie. W pełni funkcjonalna proteza prawej ręki
Pod ręką : Sakiewka
Zawód : Zwiadowca MORII
Broń : Desert Eagle, Berrett M82a1,
Stan cywilny : Kawaler
Stan zdrowia : Fizycznie - rehabilitacja po zamontowaniu protezy ręki
Psychicznie - głęboka depresja po utracie jedynego członka rodziny - starszego brata.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892
HunterMieszkaniec
Mieszkaniec

Gabinet medyka - Page 3 Empty Re: Gabinet medyka
 by Hunter Nie 11 Gru - 21:33


W trakcie całego opatrywania oraz badania, odzywałem się tylko by odpowiadać lekarzowi. Niestety musiał ciula zadawać dużo pytań. A to czy nie czuję jakiegoś dyskomfortu, a to o apetyt i ta dalej. Wkurwił się Niemowa, gdy usłyszał, że źle sypiam i nie mam apetytu, ani nie czuję za bardzo smaku, bo powinienem mu to powiedzieć już dawno. Ostrzegał, że jeśli jeszcze coś takiego zataję przed nim to albo zrezygnuje z roli mojego głównego lekarza i przejmie mnie jego kolega....ten którego tak nienawidzę, albo wymyśli coś innego, ale żadna z opcji nie będzie dla mnie za dobra. Przytaknąłem tylko głową, na potwierdzenie, że rozumiem. No cóż...w końcu i tak by się dowiedział. Z resztą....pytał mnie kilka razy czy na pewno dobrze się odżywiam i czy sypiam. Uznał pewnie, że mój wygląd jest wynikiem ostatnich wydarzeń, ale teraz już nie będzie taryfy ulgowej. W sumie może to i lepiej? W końcu ktoś przestanie się nade mną użalać i zacznie robić swoją robotę.... Dodatkowo zapowiedział, że mam się przygotować na nową terapię...już się bałem co zaś wymyślili. Ech.... cóż. Widać nawet bez podpisania jakiś specjalnych papierków, można się stać eksperymentem....takim bądź innym.
Nie odzywałem się jednak do Kurta, nawet nie patrzałem na niego, poza tym jednym momentem gdy musiałem przetłumaczyć migi medyka. Później jednak siedzieliśmy w dwójkę jak te dwa ciule, nie odzywając się do siebie i nawet na siebie nie patrząc. Miałem nadzieję, że doktorek wróci jak najszybciej, powie co i jaki odeśle nas do swoich mieszkań. Choć coś czułem, że spędzę tę noc na obserwacji, by w razie czego mogli zareagować. W końcu nawet jeśli mam tego chipa to i tak zanim ktoś dobiegnie i dobije się do mojego pokoju, to może być za późno. Chociaż...czy lekarze nie mieli jakiś specjalnych kluczy by w razie czego móc wejść bez problemu? Muszę kiedyś o to zapytać, ale teraz nie jest na to ani czas ani miejsce. Wolę poczekać, aż będę z nim sam na sam.
Te kilka minut, dłużyło się niemiłosiernie. Oczy same mi się zamykały, głowa co chwila opadała, ale chociaż nie kręciło mi się w niej już tak strasznie. Siedziałem na stole, nie kładłem się by mieć większe szanse na to, że nie zasnę. Chociaż z drugiej strony....byłem w stanie zasnąć w każdych warunkach. Ech...to nie było teraz dobre.
W końcu jednak ktoś wszedł do środka. Już chciałem powiedzieć coś doktorkowi, gdy zorientowałem się kto wszedł zamiast niego. A więc...poszedł naskarżyć i jeszcze postanowił poczekać na zewnątrz? Pierdolony zdrajca. Oj będę musiał sobie z nim pogadać, oj tak.
Wstałem, choć nie tak szybko jak Kurt  i również się wyprostowałem. To nie był czas na fochy i marudzenie, że się źle czuję.
Czułem się...dziwnie, gdy tak nas oglądał. Nigdy nie widział dwóch obitych facetów? Z tego co wiem, nawet w MORII często zdarzało się, że żołnierzy ponosiło, w szczególności gdy jeszcze do tego wchodził honor czy jakieś inne brednie i często kończyli gorzej niż my. Dlaczego więc się nam tak przyglądał? W sumie mało ważne. Oby tylko szybko się skończyło. Naprawdę chciałem iść spać...
Unikałem wzroku Zarządcy. O ile w ogóle można powiedzieć o unikaniu wzroku kogoś, kogo oczu nawet się w życiu nie widziało. Słuchałem go jednak uważnie, wpatrując się w jakiś tylko sobie znany fragment podłogi.
Gdy powiedział, że porozmawia z każdym z nas na osobności, gdy przyjdzie na to odpowiednia pora, przeszedł mnie dziwny dreszcz i nie był on ani trochę przyjemny. Miałem tylko nadzieję, że go nie zauważył. Co innego były bury, które dostawałem od Ruru, które można było nazwać bardziej wkurwiającymi a czasem uroczymi, co innego były bury Kurta, które zazwyczaj kończyły się wpierdolem, a co innego bury od Szefa...których chyba nikt nie chciał. Te rozmowy nigdy nie były przyjemne, a do tego....ostatnio zdarzały się coraz częściej. Ech....od mojego awansu co chwila musze z nim gadać, nie licząc czasu od utraty ręki, do uzyskania protezy. Wtedy nawet go na oczy nie widziałem, nie mówiąc nic o rozmawianiu z nim. I gdy miałem go nie zawieść, znów czeka mnie poważna rozmowa. Lekko zagryzłem wnętrze policzka.
Wszystko co mówił...było prawdą. Miał rację, porównując nas do dzieciaków...jednak patrząc na nasze obrażenia, to raczej nastolatków niż przedszkolaków, ale...to nie był czas na kłótnie.
Zerknąłem na Kurta. Nie wyglądało na to, żeby chciał coś powiedzieć. Sam też nie miałem na to ochoty. Wyzwał mnie od zdrajców i sam się na mnie rzucił, zadając mi większe obrażenia niż ja jemu. W końcu on skończył na kilku siniakach i chyba rozwalonym łuku brwiowym, a ja na złamanym nosie, wstrząśnieniu mózgu, pękniętym łuku brwiowym i to zdaje się zaraz obok blizny, którą też on mi zostawił po tym jak straciłem łapę oraz na siniakach, które niestety nie zejdą tak szybko ja zawsze, przez te pierdolone leki, które musiałem jeszcze jakiś czas brać.
Przeniosłem wzrok na szefa. Oj tak...nie puści nas stąd, póki nie wyjaśnimy sobie niektórych spraw. Pewnie jeśli będzie trzeba, będzie nas tu trzymał, na stojąco aż do pogrzebu. Bo raczej nie jest tak bezduszny by zabronić mi iść na pogrzeb własnego brata.
Staliśmy tak jeszcze kilka minut...a może były to niemiłosiernie ciągnące się sekundy? A chuj....kto to może wiedzieć. Streicher wyglądał na zmęczonego...bardziej niż zazwyczaj. W sumie...obecnie chyba obaj tak wyglądaliśmy. Zmęczeni, z czerwonymi oczami, z poobijanymi mordami. Widać było, że obaj mieliśmy już dość.
W końcu westchnąłem cicho. Niech mnie uzna za słabeusza, ale nie chciałem tutaj stać po nic. On też na pewno nie chciał się już męczyć. I to było jedyne w czym dziś się zgadzaliśmy, że najwyższa pora iść się położyć. Każdy we własnym łóżku.
- Przepraszam, poniosło mnie - powiedziałem, nie patrząc jednak na żadnego z mężczyzn - myślę, że każdy z nas ma teraz trudny czas....dlatego powinienem bardziej pilnować swojego języka - w końcu od tego się zaczęło. Od mojej niewyparzonej gęby, która powiedziała kilka słów za dużo. Gdyby nie one to pewnie to by się tak nie skończyło....
Coś czułem, że po pogrzebie, na który z tego co mówił się wybiera, nie zobaczymy się jakiś czas. Nie tylko przez to, że pewnie będę miał szlaban na treningi ale dlatego, że po prostu Niemiec nie będzie chciał mnie oglądać. Ale jakoś to przetrwam. Przecież i tak jesteśmy tylko przełożonym i podwładnym, nawet, jeśli inni żołnierze plotkują, że jest zupełnie inaczej.

Powrót do góry Go down





Streicher
Godność : Kurt Streicher
Wiek : 36 lat
Wzrost / Waga : 186/90
Znaki szczególne : Zmęczone, niebieskie oczy.
Pod ręką : Przepustka, portfel z dokumentami, telefon, broń.
Zawód : Żołnierz/Zastępca Zarządcy MORII
Broń : Pistolet Beretta 92FS INOX kal. 9x19mm, Amok V980.
Stan zdrowia : W normie.
Leczona bezsenność, zespół chronicznego zmęczenia i PTSD.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t753-kurt-streicher#9208
StreicherMieszkaniec
Mieszkaniec

Gabinet medyka - Page 3 Empty Re: Gabinet medyka
 by Streicher Sro 21 Gru - 21:16


Przybycie Dowódcy sprawiało, że ich małe zbiegowisko otrzymywało zupełnie inną rangę. Już nie było zwykłą przepychanką czy kłótnią żołnierzy, Reinhardt pofatygował się w środku nocy do swoich podopiecznych by przypomnieć im gdzie ich miejsce. Pewnie gdyby Kurt miał dziesięć lat mniej, złościłby się na wszystkich dookoła a już w szczególności na szefa, właśnie za to, że postanowił przyjść i wmieszać się między walczących. Miał jednak za sobą lata pracy z Garlindtem i szanował go ponad wszystkich, dlatego też widząc spacerującego po gabinecie przełożonego, po prostu spuścił łeb i czekał aż pogadanka się zakończy.
Zarządca nie powiedział wiele, ale tyle wystarczyło, by wywrzeć zamierzony efekt. Niemiec nie potrzebował więcej, bo wiedział, że zrobił źle. Wdając się w bójkę z Hunterem, pozwolił by emocje wzięły górę a przecież powinien nad nimi panować. Na nic zdałoby się tłumaczenie, że dotknęła go nieszczerość Crossa. Dotąd wydawało mu się że byli...
Przyjaciółmi? Też coś. A czy w organizacji takiej jak MORIA można się przyjaźnić? Już na podstawowym szkoleniu nowym rekrutom wpajane jest, by nie przywiązywali się do towarzyszy, bo w każdej chwili mogą ich stracić. W domyśle więc dostają polecenie, by nie zawiązywać przyjaźni. A jak było w praktyce? Jak w życiu, ciężko nie nawiązać więzi z kimś, kogo widzi się codziennie, z kim się trenuje, je i pije, a przede wszystkim chodzi na misje. A Streicher znał Huntera od lat, nie był maszyną więc to normalne, że zdołali się zbliżyć. Może nawet zaprzyjaźnić.
Wszystko to wzięło w łeb kiedy Cross postanowił zataić prawdę. Co, ktoś mu kazał? Okej, może i tak ale...
Nie było ale. Sam przecież wiedział, że rozkaz, to rozkaz. Nie wiedział dlaczego Hunter zataił prawdę, możliwe, że dostał taki rozkaz. Niezależnie jednak od motywu, Niemiec nie powinien rzucać się na niego z łapami.
Miał mętlik w głowie, był zmęczony i poobijany. W przeciwieństwie do młodszego, czuł ból i miał ochotę po prostu oddalić się do kwatery i odpocząć.
Słysząc przeprosiny, podniósł spojrzenie niebieskich oczu na tamtego i patrzył na niego przez cały czas jego wypowiedzi. Odczekał chwilę po czym westchnął.
- Ja także przepraszam. - powiedział twardym, poważnym tonem - Nie powinienem atakować żołnierza, dając upust własnej frustracji. - dodał.
Zarządca pokiwał powoli głową, zakładając ręce na piersi.
- Nie powinieneś, dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę i głośno o tym informujesz. - skwitował spokojnie - Jest już późno, jak stąd wyjdziemy, każdy ma udać się do swoich kwater. Nad karą zastanowię się na dniach. - ruszył w stronę drzwi - Mam nadzieję, że na pogrzebie będziecie się prezentować godnie, a przynajmniej tak, by nie przynosić wstydu sobie i nie wprawiać innych w zakłopotanie. - dodał na koniec, po czym żegnając się uprzejmie, wyszedł.
Na chwilę nastała kłopotliwa cisza a atmosfera była tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Streicher spojrzał na młodszego i przez chwilę na niego po prostu patrzył.
- Wybacz. - powiedział cicho, podchodząc do Huntera i wyciągając ku niemu rękę.


Blood on our hands.
There's no telling what you'll find
In the shadows where we hide.


Once you've seen it
There's no going back in time.
It's a darkness you can't fight.

Powrót do góry Go down





Hunter
Godność : Hunter Cross
Wiek : 21
Rasa : Człowiek
Lubi : Duże auta, papierosy, mordobicia, spokój
Nie lubi : Słodyczy, przebieranek, gadatliwych ludzi
Wzrost / Waga : 210cm/160kg
Znaki szczególne : Blizny na prawej stronie szczęki, szyi i boku torsu. Metalowa proteza prawej ręki, tatuaż na lewym ramieniu, blizna nad lewym okiem. Prawie oko szmaragdowe, lewe ciemnoniebieskie. W pełni funkcjonalna proteza prawej ręki
Pod ręką : Sakiewka
Zawód : Zwiadowca MORII
Broń : Desert Eagle, Berrett M82a1,
Stan cywilny : Kawaler
Stan zdrowia : Fizycznie - rehabilitacja po zamontowaniu protezy ręki
Psychicznie - głęboka depresja po utracie jedynego członka rodziny - starszego brata.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892
HunterMieszkaniec
Mieszkaniec

Gabinet medyka - Page 3 Empty Re: Gabinet medyka
 by Hunter Wto 27 Gru - 10:06


Streicher przeprosił, ale Hunter nawet na niego nie spojrzał, tak samo jak nie podniósł wzroku na Szefa. Wyglądało na to, że Kurtowi oberwie się bardziej niż mnie. Już teraz to on zbierał więcej uwagi naszego przełożonego niż ja, chyba, że ten znów postanowił mnie ignorować i tyle. Ech....sam już nie wiedziałem co myśleć. Zagryzłem wnętrze policzka, czekając aż Garlindt skończy. Jego słowa skomentowałem tylko prostym - tak jest - po czym westchnąłem cicho i lekko się rozluźniłem, gdy w końcu nas zostawił. Na chwilę byliśmy jeszcze sami, widać Niemowa musiał coś jeszcze załatwić.
Spojrzałem na Kurta dopiero, gdy ten zbliżył się do mnie, podając mi dłoń. Spojrzałem na niego uważnie, wypranym z emocji wzrokiem, chyba bardziej niż zwykle, jednak w końcu sam wyciągnąłem swoją metalową dłoń i uścisnąłem jego, miałem nadzieję, że nie za mocno - Ty również - powiedziałem krótko. Nie puściłem jednak od razu jego dłoni. Zawahałem się chwilę po czym przyciągnąłem go do siebie - dzięki - poklepałem go po plecach i w końcu puściłem - potrzebowałem porządnego wpierdolu - powiedziałem, jednak nadal unikałem jego wzroku. Byłem zmęczony i to bardzo.
W końcu pojawił się niemowa informując mnie, że nie wracam na noc do siebie, ale zapewniając również, że nie spóźnię się na pogrzeb, że sam tego dopilnuje. W końcu on też się wybierał. Ech....nie pasowało mi to, ale może tak będzie lepiej.
Pożegnałem się z Kurtem i oddałem w ręce lekarza, a raczej w ręce pielęgniarki, która miała mnie doglądać. Całe szczęście to nie jedna z tych idiotek co chichoczą i mają mokre majty jak tylko zobaczą umięśnione ciało faceta.
Pomogła mi się ogarnąć i zaprowadziła mnie do sali gdzie miałem spędzić noc. Dlaczego mnie nie zdziwiło, że raczej nie było tam łóżka a raczej wielka tuba z jakimś płynem? Nie miałem jednak sił się kłócić. Widać taką karę wymyślił sobie doktorek. Skoro nie umiałem się sam upilnować to sami będą mnie pilnować przy każdej najmniejszej okazji.
Nie mogłem powiedzieć, że się wyspałem, ale na organizm choć trochę odpoczął. Dziewczyna pomogła mi się ogarnąć, później też ubrać. Nawet zaplotła mi włosy, by nie przeszkadzały i bym się jakoś prezentował na pogrzebie. Nie chciałem iść...jednak nie mogłem zachowywać się jak małe dziecko. Już nie mogłem sobie na to pozwolić....
Dopilnowała, żebym zjadł śniadanie oraz leki. Stała nade mną póki nie skończyłem tego co miałem zjeść. Nie miałem w ogóle apetytu plus nie czułem smaku, więc....musiałem to jakoś w siebie wepchnąć.
Ruszyłem do garażu by wsiąść do samochodu i ruszyć do celu....musiałem być tam i tak pierwszy.

ZT x2

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Gabinet medyka - Page 3 Empty Re: Gabinet medyka
 by Sponsored content


Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach