Gabinet medyka

Hunter
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Gabinet medyka
Sro 25 Maj - 13:33
Byłem szoku....kto by nie był? Gdy coś postanowiło go obudzić spadając na łeb i to jeszcze po narkozie? Dodatkowo....BYŁABY TO ZUPEŁNIE NOWA RĘKĄ?! Wątpię czy ktoś by to całkowicie olał i wziął na spokojnie. No chyba, że by naprawdę nie miał emocji.
Doktorek chciał mi coś przekazać, ale...."mówił" za szybko! Mój mózg był jeszcze ociężały i im zdążyłem mu powiedzieć, żeby zwolnił on już chyba uznał, że nie znam migowego. Ale chuj....na razie nie ma to znaczenia.
Wpatrywałem się w niego po czym znów przeniosłem wzrok na dłonie. Czy on...chciał mi powiedzieć, że...to nie jest żadna przymiarka ani próba tylko...ta ręka już jest moja? Na stałe? Z wahaniem ruszyłem lewą dłonią, by złapać protezę. Była zimna...i nie miałem w niej czucia. Jednak...sam widziałem jak wcześniej się ruszyła no i ... też jakoś spadła mi na mordę. Znów spróbowałem trochę nią poruszyć i tym razem...udało mi się lekko ruszyć nadgarstkiem! I jak nie być tu w szoku.
Spojrzałem na niemowę, gdy ten uznał się oddali. Rozumiałem dlaczego nie chce być w pobliżu ale i tak pokręciłem tylko głową i wróciłem do analizy nowej kończyny. Jednocześnie próbowałem się uspokoić, jednak było to niemożliwe. Serce waliło mi jak szalone, a pikająca aparatura wcale w tym nie pomagała.
Już miałem zapytać czy można to cholerstwo jakoś wyłączyć, jednak w tym momencie ktoś wszedł do pomieszczenia. Otworzyłem szerzej oczy, widząc, że to wszedł sam Zarządca. Co się zmieniło, że postanowił się tutaj pojawić i do tego jeszcze....ze mną porozmawiać?
Skinąłem mu głową, bo na razie za wiele nie umiałem powiedzieć. Robiło mi się trochę słabo, może przez to, że do organizmu docierało powoli co się stało? Albo dlatego, że oddychałem teraz płycej niż normalnie. Nadal jednak uparcie siedziałem, prawdziwą ręką gładząc fakturę protezy. Nie mogłem się na razie skupić, żeby tak naprawdę móc zacząć ją rozpracowywać.
Szef też nie zbliżał się do mnie. Tym razem byli jednak ostrożni? Heh. Zerknąłem tylko na doktorka, gdy dostał polecenie by dać mi środek uspokajający. W sumie nie miałem nic przeciwko, bo zaczynałem czuć się naprawdę paskudnie, a to walenie serca było naprawdę nieprzyjemne.
W końcu powoli umysł zaczynał mi się rozjaśniać, oddech uspokoił a ja westchnąłem. Nie odpowiedziałem od razu, musiałem trochę pomyśleć. Wpatrywałem się w czarną dłoń, badając jej zimną fakturę - dlaczego? - zapytałem. Dlaczego zmienił zdanie, dlaczego jednak uznał, że dostanę protezę? Dlaczego nic mi nie powiedział wcześniej? Teraz jednak chciało mi się mówić jeszcze mniej niż zwykle. I to nie tylko z nim, ale ogólnie.
Jeszcze jedno pytanie ciągle chodziło mi po głowie - czy ja...nadal jestem.... - nie wiedziałem jak zapytać. Czy ja nadal jestem Człowiekiem? Nie czułem żadnych zmian poza dziwnym uciskiem w prawym ramieniu. Czułem, że chyba mam na sobie bandaże. Ale wyglądało na to, że są one by opatrzeć przytwierdzenie protezy. Wolałem się jednak upewnić, usłyszeć to z ust samego Zarządcy.
Kurt mówił, że na to by kogoś zmienić, z pracowników MORII, trzeba ich pisemną zgodę. Ja nic nie podpisywałem.... ale jednak....chciałem po prostu to usłyszeć.
Jak na razie nic innego nie przychodziło mi do głowy. No dobrze...może coś jeszcze by się znalazło, jednak nie miało to takiego znaczenia. Albo mogły poczekać na swoją kolej.

Powrót do góry Go down





Reinhardt
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Reinhardt Garlindt
Wiek :
455 lat
Rasa :
Doppelganger
Wzrost / Waga :
Zmienne.
Pod ręką :
Portfel z pieniędzmi i dokumentami.
Broń :
-
Zawód :
Zarządca MORII
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t401-reinhardt-garlind?highlight=reinhardt https://spectrofobia.forumpolish.com/t1110-reinhardt
ReinhardtDoppelganger
Doppelganger
Re: Gabinet medyka
Sro 25 Maj - 20:40
Gdyby Reinhardt był osobą bardziej małostkową, w tej chwili, patrząc na zaskoczeniem malujące się na twarzy Huntera, cieszyłby się w duchu jak dziecko że wreszcie zobaczył na jego martwej gębie emocje inne niż wisi-mi-to-izm. Martwa twarz była przydatna - kto jak kto, ale on sam wiedział czym jest lico niezdolne do okazywania uczuć - lecz w przypadku Crossa, kiedy to ta jego cecha łączyła się z nieodczuwaniem bólu, Hunter był momentami irytująco spokojny, zwłaszcza, że z charakteru wcale spokojny nie był. Garlindt przez ten czas kiedy to zastanawiał się nad przyznaniem kalekiemu Zwiadowcy protezy, rozpisywał sobie wszystkie za i przeciw, i właśnie tej cechy czyli martwej twarzy nie potrafił jednoznacznie przypisać do jednej kategorii. Czasem drażniła, innym razem była cudownie przydatna.
Nie był jednak małostkowy i nie przypisywał sobie zaskoczenia Huntera jako własnego zwycięstwa. Do ostatniej chwili nie był pewien, czy Cross powinien dostać rękę. Bo gdyby to jeszcze była zwykła, standardowa proteza z gównianych materiałów... Hunter nie był jeszcze świadom tego, że oprócz prezentu w postaci nowej kończyny, dostał nowy numer katalogowy i kategorię, która sprawi że mężczyzna będzie jeszcze uważniej obserwowany. Czy stał się eksperymentem? Zależy jak na to spojrzeć. Przecież nikt nie mógł przewidzieć, że stanie się kaleką a proteza przyszła przed wypadkiem. Szczęśliwym, bądź nieszczęśliwym zrządzeniem losu swoim wybrykiem przyczynił się do tego, że stał się dla MORII obiektem badań. Rzecz jasna utrata ręki była tragedią... ale czy nie lepiej nieszczęście przekuć w korzyść, skoro jest ku temu taka możliwość? MORIA zmieniła się za czasów nowego Zarządcy, bowiem wszędzie i we wszystkim można znaleźć coś, co w ostatecznym rozrachunku będzie plusem. Szkoda pozbywać się wybrakowanych jednostek, skoro można odpowiednio się nimi zaopiekować i uczynić z nich jeszcze bardziej lojalne istoty.
Reinhardt uśmiechnął się patrząc na Huntera a materiał maski wykrzywił się nieco, zdradzając uśmiech. Dobrze, że nie zdradził tego, że był raczej demoniczny niż uprzejmy.
- Po licznych badaniach, biorąc pod uwagę wyniki testów oraz zdania Rady oraz wyrywkowo przepytanych żołnierzy, uznałem, że mimo iż straciłeś rękę w wyniku swojej lekkomyślności, jako organizacja nie możemy zostawić cię w potrzebie. - powiedział spokojnie, splatając ręce z tyłu ciała.
Wystarczyła chwila by aparatura uspokoiła się i zaczęła wskazywać normujące się parametry. Nie było sensu pytać Huntera jak się czuje, zdradzał to komputer.
Zarządca przekrzywił lekko głowę, wsłuchując jego następnych słów. Nie odpowiedział od razu, budując milczeniem dramatyczną pauzę.
- Jestem przekonany, że mój Zastępca poinformował cię jak wygląda proces przeprowadzania takich...zabiegów. - powiedział nieco rozbawionym tonem - Jesteś Człowiekiem, Hunter. Nie czystej krwi, gwoli ścisłości, ale nadal Człowiekiem. - dodał a milczący medyk pokiwał głową na potwierdzenie słów szefa.
Garlindt przeszedł w kąt sali, nadal trzymając się na uboczu i odwrócił się do Huntera plecami, przyglądając się szafce z medykamentami i oceniając, czy czegoś nie brakuje.
- Powiedz. - zaczepił nie odwracając się do żołnierza - Masz do mnie żal?
Medyk korzystając z chwili wolnego czasu, podszedł bliżej i pochylił się odważnie nad twarzą Huntera, oglądając limo które właśnie wykwitało pod jego okiem, powstałe na skutek uderzenia stałą protezy o ciało. Pokręcił głową i zaczął się krzątać, przygotowując zimny kompres na oko.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Gabinet medyka
Pią 27 Maj - 19:47
Szef...chyba się uśmiechnął. Nie mogłem tego dokładnie określić przez tę jego maskę. Jego odpowiedź była trochę...okrężna. Bo rada tak uznała? Do tego jeszcze rozmowy z jakimiś randomowymi żołnierzami? Byłem w szoku. Trochę mu to zajęło, ale nie podejrzewałem, żeby w ogóle zmienił zdanie na ten temat. Do tego...zrobili mi....niespodziankę? Czy ja jednak umarłem i trafiłem do innej rzeczywistości czy co się tutaj wyczyniało? Siedziałem więc i wpatrywałem się w dłonie. Trochę też nie mogłem zrozumieć tego, że nie zostawią mnie w potrzebie. Ale...mogli mi dać jakąś...zwykła protezę, bo mimo iż nie wiedziałem jak niezwykła ta jest to coś mi mówiło, że jest to coś wyjątkowego.
Ta pauza mi się nie podobała. Przełknąłem z trudem ślinę, gdy czekałem na odpowiedź. Ale miałem nadzieję, że tego nikt nie zauważył. Dopiero gdy w końcu odpowiedział na moje pytanie....poczułem jak się rozluźniam. Położyłem się znów na leżance, żeby choć trochę ograniczyć zawroty głowy - poinformował - przyznałem - ale...chyba chciałem to usłyszeć od Szefa - to nie tak, że nie ufałem Kurtowi. Po prostu....potrzebowałem takiego zapewnienia i tyle. Zaskoczyło mnie jednak to, że lekarz wiedział o tym, że nie jestem czystej krwi - na wyczyszczenie krwi raczej nie znaleziono jeszcze sposobu - powiedziałem do bardziej do siebie, ale spokojnie mogli to usłyszeć. Na takie cuda to nawet w snach nie mogłem liczyć...chociaż nie. Przecież i tak nic mi się nie śniło, więc tam to tym bardziej nic takiego nie miałoby miejsca.
Zamknąłem oczy i westchnąłem. Zgiąłem jedną nogę w kolanie, żeby było mi trochę wygodniej.
Uspokoiłem się prawie całkowicie, więc na spokojnie zacząłem badać swoją nową kończynę. Podniosłem ją ostrożnie i obserwowałem. Na pewno nie była to zwyczajna proteza. Powoli rozpracowywałem jak poruszać palcami i odpowiednimi...stawami? W sumie nie wiedziałem jak to mam nazwać. Szło mi to trochę opornie, ale może było to spowodowane tym, że jednak kilka miesięcy nie używałem ręki, bo jej po prostu nie było i organizm przyzwyczaił się do braku? Sam nie widziałem.
Musiałem przemyśleć jego pytanie. Czy miałem do niego żal? Opuściłem rękę ale zaraz przed twarzą zobaczyłem mordę medyka. Zmarszczyłem brwi, patrząc na niego pytająco. Nie czułem, żeby mi było coś nowego, nie czułem lima, które kwitło mi pod okiem, ale....kiedy on się zrobił taki odważny?! Tutaj nie podejdzie bo mu jebnę w nos ręką, a tuta się pochyla jakby nigdy nic. Dziwny gość.
Zamknąłem oczy, żeby dać mu pracować i milczałem jeszcze chwilę - miałem - przyznałem po chwili - jednak nie o rękę - sprecyzowałem - sam sobie zawiniłem i nie byłem uważny....i go sprowokowałem - przyznałem. Cóż....wersja Mari nigdy nie była tą prawdziwą, w sumie też nie do końca wiedziałem, czemu poszła akurat w taką wersję - raczej...o dość nieprzyjemne słowa, które padły jako wyjaśnienie braku narkozy - nie wiem czy to dobrze, że mu to mówię czy nie... - choć teraz bardziej mnie irytują, głównie przez tego drugiego doktorka - skrzywiłem się. Całe szczęście, że go tutaj nie było. To prawda, że nigdy nie usłyszałem tych słów, od samego szefa, jednak....skoro on rozkazał nie dawać mi narkozy, to chyba mogłem wywnioskować, że to on je wypowiedział jako pierwszy. Cóż...przynajmniej dzięki temu, łatwiej było mi odpuścić żal w kierunku Szefa.
Miałem tylko nadzieję, ze ten irytujący koleś nie będzie moim lekarzem prowadzącym na czas rehabilitacji. W końcu...Marianne nie było chyba nawet w kraju, więc ona odpadała.
Nurtowało mnie jednak jeszcze jedno pytanie - czy...Kurt wie o tym, że zmienił Szef zdanie? - pewnie wiedział, choć wolałbym żeby nie. Oj będzie miał zdziwko jak przyjdę mu znów wpierdolić. Hue hue.....

Powrót do góry Go down





Reinhardt
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Reinhardt Garlindt
Wiek :
455 lat
Rasa :
Doppelganger
Wzrost / Waga :
Zmienne.
Pod ręką :
Portfel z pieniędzmi i dokumentami.
Broń :
-
Zawód :
Zarządca MORII
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t401-reinhardt-garlind?highlight=reinhardt https://spectrofobia.forumpolish.com/t1110-reinhardt
ReinhardtDoppelganger
Doppelganger
Re: Gabinet medyka
Sro 1 Cze - 0:21
Czy znęcał się nad swoim podopiecznym, przez taki czas trzymając go w niepewności w kwestii jego przyszłości w MORII. Może. Ktoś mógłby nazwać go skurwielem, bo przecież mógł dać chłopakowi przynajmniej strzęp nadziei, powiedzieć mu cokolwiek by ten nie wpadał w depresję. Reinhardt był jednak inny. On sam nie rozpatrywał tego czasu jako znęcania, na dobrą sprawę według niego nie była to nawet kara, chociaż ta Hunterowi bez wątpienia się należała. Nie. Ten czas, kiedy Cross godził się z utratą kończyny był sprawdzianem jego charakteru, silnej woli. Garlindt musiał się dowiedzieć, jak Zwiadowca zachowa się w obliczu takiej straty. Na przyszłość.
Faktycznie przeprowadzil mały wywiad, przeczytał jeszcze raz wszystkie akta. Badania dały mu obraz człowieka, który mimo kalectwa, dalej walczy i stara się zaakceptować nowy stan rzeczy.
Maska z ciemnego materiału skutecznie ukrywała wszelakie emocje malujące się na twarzy Zarządcy. Uśmiechał się, stojąc w odległości i przysłuchując się mężczyźnie.
- Ode mnie? - zaczepił, szczerze zaintrygowany - Oprócz stanowiska, w czym jestem od niego lepszy? Zdaję się, że macie dobry kontakt. Iście...braterski, chociaż mam wrażenie, że to słowo nie oddaje w pełni waszej relacji. - dodał z rozbawieniem wyczuwalnym w głosie - Nieważne. Nie musisz odpowiadać. Cieszy mnie twoje podejście.
Dalszy tok rozmowy był już nieco luźniejszy i wkraczał na płaszczyznę prywatną. Garlindt nigdy nie okazywał Hunterowi zbytniej czułości, jednak w stosunku do wszystkich członków organizacji zachowywał się jak mentor. Taką obrał drogę. Poprzedni Zarządca miał zupełnie inne metody i może właśnie to, brak poczucia przynależności, sprawiło że ostatecznie MORIA podupadła na sile. Teraz, chociaż nadal stosowano żołnierskie metody szkolenia, członkowie organizacji czuli się dobrze i wykazywali się zaskakującą lojalnością.
Reinhardt uśmiechnął się ponownie, słysząc odpowiedź. A więc Hunter nie miał za złe amputacji czy odmowy założenia protezy. Miał żal o jego słowa.
Zarządca nie wiedział, czy powinien się śmiać czy płakać i nie myślał w ten sposób ze złośliwości. Po prostu... Hunter udowodnił, że jest silny a jednocześnie bardzo wrażliwy. Pierwsze dotyczyło ciała, drugie duszy.
Czy powinien przeprosić? Nie, ale chłopak najwyraźniej chciał usłyszeć jakieś słowa wyjaśnienia. Niech wiec tak będzie.
- W tamtej chwili byłem wściekły I bardzo starałem się tego nie okazywać. - powiedział zadziwiająco szczerze - Być może moja decyzja wydała ci się niesprawiedliwa, lecz w tamtym momencie miałem ochotę cię ukarać. Byłeś jednak w takim stanie, że bestialstwem byłoby dodawanie ci męki. - wyjaśnił - Dlatego więc uznałem, że zabieg bez znieczulenia będzie odpowiednim posunięciem, dającym ci sygnał, że nadszarpnąłeś moją cierpliwość. I wyczerpie moje pragnienie ukarania cię. - dodał - Uznajmy zatem, że temat jest zamknięty. Masz prawo czuć żal, jednak chciałbym byś na powrót obdarzył mnie zaufaniem, bo ja, od dnia dzisiejszego, na powrót obdarzę nim ciebie. - odwrócił się do niego i podszedł bliżej, obchodząc leżankę - Wierze, że w niedługim czasie wrócisz do sprawności i będziesz mógł dalej realizować nasz wspólny cel. - pokiwał głową - Kurt... - zawiesił głos, zastanawiając się czy powinien używać imienia Zastępcy, czy nie lepiej przerzucić się na nazwisko, zaznaczając, że Streicher jest bezpośrednim przełożonym Crossa.
Przez chwilę patrzył na mężczyznę. Jego i Niemca łączyło coś więcej niż praca, jednak ciężko było określić co dokładnie. Może więc chwilowo można by dać im zielone światło i obserwować co z tego wyniknie? Być może obaj potrzebują czegoś więcej.
- Kurt nie wie. - powiedział w końcu - Ma ostatnio ciężki okres, źle znosi zmianę leków. - ponownie zdecydował się na szczerość, mówiąc Hunterowi więcej niż pewnie sam Kurt by powiedział - Sam uznasz jak poinformować go o swojej nowej ręce. I kiedy. Tymczasem, jeśli nie masz więcej pytań, udam się do swojego gabinetu by dopełnić formalności. Lekarze ocenią twój stan i udzielą ci wszelkich wskazówek. - dodał idąc w stronę wyjścia - Hunter. Nie zawiedź mnie znowu. - powiedział na koniec i jeśli faktycznie nikt nic już od niego nie chciał, wyszedł.
Milczący medyk podał Hunterowi zimny okład na oko i zabrał się za sprawdzanie parametrów wyświetlanych przez komputer.


ZT

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Gabinet medyka
Sob 4 Cze - 9:54
Niepewnie przytaknąłem głową, jednak nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć. Może po prostu dlatego, że to on był głową całej Organizacji oraz to, że Kurt jednak zajmował się sprawami bardziej wojskowymi kiedy to Garlindt zajmował się stroną bardziej naukową? Sam nie wiedziałem. Jednak na szczęście Szef nie naciskał na to bym mu odpowiedział. Właściwie to od razu uznał, że nie jest to ważne, więc trochę mi ulżyło. Moja głowa jeszcze nie do końca działała tak jak powinna. Narkoza jeszcze nie do końca ze mnie wywietrzała.
Byłem ciekawy dlaczego Szef przekazał informacje lekarzom w taki a nie inny sposób. Wysłuchałem jego wyjaśnień, jednak....nie otrzymałem odpowiedzi na swoje niewypowiedziane pytanie. Dowiedziałem się dlaczego zdecydował się na zabieg bez narkozy. W porządku, jednak...dlaczego użył tych słów? On i tak nic nie czuje. Te słowa...bolały. Jednak skoro uznał, że mamy zakończyć temat, nie byłem w miejscu, żeby się mu sprzeciwiać, dlatego tylko przytaknąłem głową. Na to pytanie chyba nie dane mi było usłyszeć wyjaśnienia i tyle. Będę musiał z tym jakoś żyć.
Podniosłem się lekko, gdy uznał, że znów zaczyna mi ufać. Czy ja mu ufałem? Sam nie wiedziałem co mam teraz myśleć, tym bardziej po tym co... mój...ojciec powiedział. Byłem wtedy zaślepiony wściekłością i może mi się zdawać, ale wyglądało to tak jakby wcale nie zrobił mojej matce nic złego. Ech....sam nie widziałem co o tym teraz myśleć - oczywiście Szefie - skinąłem głową. Dobrze, że nie umiał czytać w myślach....a przynajmniej miałem taką nadzieję, w końcu nigdy nic nie wiadomo. Bo wiedziałby jak teraz się wahałem. Nie chciałem opuścić MORII, nie chciałem się sprzeciwiać szefowi, ale....czy na pewno mogłem go obdarzyć pełnym zaufaniem? Nie wiedziałem. Musiałem to jeszcze przemyśleć. Na spokojnie. A ostatni czas za spokojny niestety nie był.
Zaraz jednak trochę się uspokoiłem - to wyjaśnia, czemu ostatnio nie miał ochoty na spotkanie - przyznałem, mówiąc do siebie. Ale chociaż wiedziałem jak mogę mu poprawić humor. Spuszczę mu taki wpierdol, że dawno go nie zapomni! Cóż...tak wyglądała nasza relacja. By poprawić sobie humory po prostu...laliśmy się po pyskach. Może innym się to nie podobało....ale w naszym wypadku to działało. Tym bardziej, że Kurt czasem marudził, że nie ma z kimś się pojedynkować. Bez jakiegoś zbędnego hamowania się. Albo nie mają na to jaj, albo po prostu dość szybko się to kończy. No cóż. Teraz będzie miał kogoś, kto zna go a jednocześnie będzie mieć coś ukrytego w rękawie o czym on nie wie. Dosłownie.
Skinąłem mu głową. Odprowadziłem go wzrokiem. Między nami był dystans, którego...wcześniej nie było ale w sumie sam nie wiedziałem teraz co o tym myśleć - dobrze....dziękuję za ponowne zaufanie - powiedziałem na pożegnanie.
Gdy zostaliśmy sami z niemową, westchnąłem i znów się położyłem. Wokół śmierdziało krwią i środkami medycznymi, ale nie mogłem tak szarżować. Spojrzałem na medyka, gdy wręczył mi jakiś okład. Spojrzałem na niego pytająco jednak gdy pokazał mi oko zorientowałem się, że faktycznie coś jest z nim nie tak. Przyjąłem okład i przyłożyłem do oka, dając się badać.
Było spokojnie, póki gaduła się znów nie pojawił. Jezu jak ja tego gościa nie trawię! Dlaczego musiałem złamać nos temu lepszemu gościowi?
Zajął się jednak swoją robotą. Kazali mi wykonywać różne ruchy nową ręką, sprawdzając czy wszystko działa. Dzięki temu choć trochę nauczyłem się jak jej używać. Przekazali mi też wszystko co musiałem wiedzieć jeśli chodziło o dbanie o protezę, wyjaśnili jak powinna wyglądać rehabilitacja, którą będę odbywać prywatnie oraz przekazali mi też wszystkie papiery na ten temat oraz skierowanie gdzie mam się zgłosić, gdy już poczuję się lepiej, czyli pewnie za kilka dni. Dawali mi mimo wszystko czas by dojść do siebie i przyzwyczaić choć trochę do nowej sytuacji.
Przepisano mi również leki, które mają wspomóc mój organizm w gojeniu się. Były to te same, których zażywałem po amputacji. Do tego doszły jeszcze jakieś inne.
Zbadali mnie również w związku z moim wypadkiem sprzed kilku dni. Widać...woleli zrobić to po swojemu, a nie wierzyć szpitalowi, który się mną zajmował. Ech...gdyby tylko mnie posłuchali i od razu tutaj wysłali a nie robili wszystko po swojemu.
W końcu mogłem się zbierać do siebie....wahałem się czy wracać do willi czy raczej iść do brata. Ale...chyba chciałem się z nim zobaczyć. Nie widzieliśmy się...trzy miesiące...to naprawdę sporo czasu tym bardziej, że nie mieliśmy w tym czasie ze sobą żadnego kontaktu.
Wstałem i poruszyłem jeszcze kilka razy ręką. Niemowa ruszył pierwszy do wyjścia jednak zatrzymałem go jeszcze. Trochę...koślawo bo nie umiałem jeszcze ruszać ręką, ale na migi pokazałem mu, że jestem mu winny piwo. Wskazałem na swój nos i puściłem mu oczko. Było jednak widać, że znam język migowy, jednak, fizycznie trochę trudno mi się go teraz używa. Ten ucieszył się, pomachał mi ręką, przytakując głową i poszedł. Drugi a szczęście nas ignorował więc ułożyłem rękę na temblaku, żeby nie przeszkadzała i założyłem bluzę. Wziąłem wszystko co miałem i pożegnałem się. Ruszyłem do pokoju. Miałem nadzieję, że Ruru tam będzie....

ZT

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Gabinet medyka
Wto 6 Gru - 22:40
Drogę do Gabinetu pokonaliśmy w ciszy. No...niezupełnie, bo jeden z sanitariuszy co chwila upewniał się, że nie zasnę. Wiedziałem, że nie mogę, jednak senność była ode mnie silniejsza. Do tego światła na korytarzu wcale nie pomagały. Były mocne, a w Gabinecie pewnie będzie gorzej. Przez to też, że wcale nie szli wolno, choć też daleko im było do sprintu, jakby faktycznie działo się coś niedobrego, to i tak było mi niedobrze, dlatego po prostu leżałem za zamkniętymi oczami, trzymając przy nosie mocno zakrwawiony ręcznik. Ten, który trzymał Kurt wcale nie wyglądał lepiej, choć sam jego nos pewnie nie był złamany. Przynajmniej nie przypominam sobie, żebym go w niego jebnął. Jednak bok jego żuchwy zaczynał już nabierać kolorków. To usiało boleć... chyba. Nie wiem, nie znam się.
Na miejscu, pierwsze co zrobili, to obu nas sprawdzili i prześwietlili. Musieli się upewnić, w szczególności ze mną, czy na pewno nie dzieje się nic poważniejszego, tym bardziej, że doktorek "powiedział", że mój chip zaczął wysyłać niepokojące sygnały. Cóż. Plusy i minusy tego urządzenia. Po mnie przyszła kolej Streichera, by sprawdzić, czy czasem nie pękła mu jakaś kość, w końcu nie wiedzieli w jaki sposób ode mnie oberwał. W międzyczasie ogarnęli mi nos, a Niemowę aż nosiło, żeby mi wygarnąć co myśli o tym nocnym wypadzie na salę treningową. Jednak, nie mógł tego zrobić, póki mnie nie poskłada do kupy, nie poszyje mi facjaty, Kurtem zajmował się drugi lekarz. Niemowa chyba czekał, aż poczuję się lepiej i trochę ogarnę, żebym cokolwiek zrozumiał. Wiedział w końcu, że rozumiem jego migi, jednak nie jestem jakimś ekspertem więc nie może wyskoczyć z nie wiadomo jakim elaboratem, tym bardziej, jak nie mogę się skupić.
W końcu kazał mi się rozebrać. Musiał obejrzeć, czy przez trening nie otworzyły mi się rany czy coś. Trochę ociężale ściągnąłem bluzę,, a Lekarz ostrożnie zdjął opatrunki i zaczął mnie dokładnie oglądać. Kurt pierwszy raz miał okazję zobaczyć jak teraz wyglądam. Zobaczyć nową, wielką bliznę, która otaczała przytwierdzenie ramienia, oraz samo czarne ramię, z czerwonymi zarysami "mięśni", która mimo, iż była sztuczna, poruszała się jak normalna ręka. Choć, widać było, że jeszcze sporo przede mną pracy, by nad nią całkiem zapanować. Niemowa obejrzał dokładnie wszystko, po czym kazał wykonać kilka ćwiczeń, zupełnie jak na naszych spotkaniach.
Gdy wszystko posprawdzał, pokręcił głową i odsunął się, wyrzucając do kosza rękawiczki. Kazał mi siedzieć i dać temu pooddychać. Siedziałem więc, starając się nie zasnąć. Niemowa w tym czasie, chciał powiedzieć coś do Kurta, jednak przypomniał sobie, że ten nie zna migowego, więc klepnął mnie w ramię i przekazał co mam mu powiedzieć, na co westchnąłem ciężko i przeczesałem włosy, oczywiście uważając na nowe szwy i opatrunki - mówi, że mamy tu siedzieć i się nawzajem pilnować - powiedziałem cicho, unikając wzroku Zastępcy Zarządcy. Byłem naprawdę zmęczony....
Medyk musiał na chwilę wyjść, a sanitariusze już się zmyli, gdy nie byli potrzebni. Nie powiedział jednak gdzie idzie, pozostało nam tylko czekać.

Powrót do góry Go down





Streicher
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Kurt Streicher
Wiek :
36 lat
Wzrost / Waga :
186/90
Znaki szczególne :
Ślepe, lewe oko i poparzenia wokół niego. Siwizna nad czołem.
Pod ręką :
Przepustka, portfel z dokumentami, telefon, broń.
Broń :
Pistolet Beretta 92FS INOX kal. 9x19mm, Amok V980.
Zawód :
Zastępca Zarządcy MORII
Stan zdrowia :
Połamane żebra, liczne otarcia skóry, poparzenia na twarzy. Połowicznie oślepiony.
Leczona bezsenność, zespół chronicznego zmęczenia i PTSD.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t753-kurt-streicher#9208 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1117-streicher
StreicherStrzelec
Strzelec
Re: Gabinet medyka
Sob 10 Gru - 22:54
Streicher nigdy nie był przesadzie rozgadany. Niemal od dziecka wyznawał zasadę, by bez potrzeby nie wywijać ozorem. Dziś, kiedy miał zaskakująco dużo do powiedzenia, słowa ugrzęzły w gardle, a usta nie pozwalały wyjść um poza sferę myśli.
Był zły, miał żal, czuł się zdradzony. Coś jeszcze? Nie, tyle naprawdę wystarczyło, by całe ciało Kurta napinało się jak do walki. Dyskomfort wywołany tym wszystkim był naprawdę irytujący, zwłaszcza, że gdy pojawili się medycy , Zastępca musiał przywdziać maskę profesjonalisty. Chłodny, spokojny, opanowany. Wdech, wydech, wdech, wydech...
Hunter nieźle go poturbował, ciężko było to przyznać nawet przed samym sobą, a co dopiero przed innymi. Zostawił mu nawet pamiątki w postaci siniaków...
Poczuł ogromną potrzebę by się napić. Zamknąć się w pokoju, samemu, i po prostu upić się do nieprzytomności, wywołać upragniony sen i... zapomnieć.
Jaka szkoda, że był profesjonalistą i nie mógł pozwolić sobie ani na sekundę, na taką nieodpowiedzialność.
Poszedł z nimi, cóż miał innego do roboty? Nie poprawi sytuacji jeśli zniknie we własnych kwaterach a tak przynajmniej doprowadzą go do porządku. Ręcznik który otrzymał zmienił kolor a przecież do jutra muszą wyglądać jak ludzie. Obaj.
W gabinecie pozwolił się obejrzeć i ogarnąć. Kątem oka zerkał w stronę Crossa i oglądał jego ciało. Tak znajome... tak inne.
Ile to już lat minęło? Wszystko zlało się w całość. Streicher nawet nie zauważył jak ze szczyla, który był gotów pyskować nawet samemu Szatanowi, wyrósł wielki, silny chłop. Dalej miał skłonności do wpadania w kłopoty i kiedy wydawało się, że już dojrzał, wywijał numer który mroził krew w żyłach.
Ciężko się patrzyło na złamanego wychowanka. Niemiec znał go i traktował jak własnego brata, trochę faworyzował, nagradzał kiedy Hun osiągał dobre wyniki i spuszczał łomot kiedy było trzeba.
Lekarz "mówił" coś do Crossa ale z racji, iż Kurt nigdy nie uczył się migowego, ich rozmowa pozostała tajemnicą. Z resztą... żal mocno zasnuwał jakiekolwiek inne emocje, toteż chociaż Zastępca patrzył na Huntera, nie miał zamiaru prowokować go do rozmowy.
Kiedy wreszcie został przebadany i umyty, po prostu siedział i czekał na rozwój wydarzeń. Wiedział, że jest jeszcze za wcześnie na udanie się do kwater.
Słysząc słowa podopiecznego, zamknął jedynie oczy i przez chwilę wyglądał tak, jak by spał na siedząco. Miał dość, chciał chociaż przez kilka chwil nie być nikim ważnym, skryć się w cieniu, z dala od kamer jednostki.
Jeśli Cross oczekiwał, że Niemiec coś do niego powie, to niestety przeliczył się. Być może pogorszy to ich relację... albo będzie miało zbawienny wpływ. Któż to wie.
Nie minęło nawet pięć minut, kiedy drzwi gabinetu rozsunęły się a do środka wszedł nie kto inny jak Garlindt. Ciężko było ocenić w jakim jest stanie, bo jego twarz zakrywały jak zwykle zawoje czarnego materiału.
Streicher wstał i oddał honory, przygotowując się na gorzkie słowa reprymendy. Nie dbał o to, czy Hunter pójdzie w jego ślady.
Reinhardt przeszedł się po sali i obejrzał ich jak eksponaty w muzeum. Albo zwierzęta w zoo.
- Emocje są szalenie ciekawym tematem, nad którym naukowcy pochylają się od wielu, wielu lat, a i tak pozostają one niezrozumiane. - powiedział spokojnie Zarządca, zatrzymując się w miejscu. Długa pauza jaka nastąpiła po jego słowach sprawiła, że obecność przełożonego stała się jeszcze bardziej przytłaczająca.
- Cieszę się, że widzę was w relatywnie dobrym stanie. - powiedział po chwili, z fałszywą wesołością - Z każdym z was porozmawiam na osobności, w odpowiednim momencie. Dziś chciałem jedynie przypomnieć, że czasy przedszkola macie już za sobą. A Forvax, miejsce naszej pracy i dla wielu dom, nie jest waszą prywatną piaskownicą. - dodał o wiele bardziej surowo.
Streicher nie zamierzał odpowiadać na słowa dowódcy, który miał rację w stu procentach. Spuścił głowę pokornie i czekał.
- Skoro już pofatygowałem się tu do was, to może macie jakieś pytania? Albo chcielibyście coś powiedzieć, korzystając z mojej obecności i roli mediatora, jaką przez wzgląd na sytuację mogę przyjąć. - Reinhardt stanął naprzeciw swoich żołnierzy, powodując w ten sposób, że jeszcze chwilowo nie zamierza wracać do swoich, o wiele ważniejszych od sprzeczki ludzi spraw.


Blood on our hands.
There's no telling what you'll find
In the shadows where we hide.


Once you've seen it
There's no going back in time.
It's a darkness you can't fight.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Gabinet medyka
Nie 11 Gru - 21:33
W trakcie całego opatrywania oraz badania, odzywałem się tylko by odpowiadać lekarzowi. Niestety musiał ciula zadawać dużo pytań. A to czy nie czuję jakiegoś dyskomfortu, a to o apetyt i ta dalej. Wkurwił się Niemowa, gdy usłyszał, że źle sypiam i nie mam apetytu, ani nie czuję za bardzo smaku, bo powinienem mu to powiedzieć już dawno. Ostrzegał, że jeśli jeszcze coś takiego zataję przed nim to albo zrezygnuje z roli mojego głównego lekarza i przejmie mnie jego kolega....ten którego tak nienawidzę, albo wymyśli coś innego, ale żadna z opcji nie będzie dla mnie za dobra. Przytaknąłem tylko głową, na potwierdzenie, że rozumiem. No cóż...w końcu i tak by się dowiedział. Z resztą....pytał mnie kilka razy czy na pewno dobrze się odżywiam i czy sypiam. Uznał pewnie, że mój wygląd jest wynikiem ostatnich wydarzeń, ale teraz już nie będzie taryfy ulgowej. W sumie może to i lepiej? W końcu ktoś przestanie się nade mną użalać i zacznie robić swoją robotę.... Dodatkowo zapowiedział, że mam się przygotować na nową terapię...już się bałem co zaś wymyślili. Ech.... cóż. Widać nawet bez podpisania jakiś specjalnych papierków, można się stać eksperymentem....takim bądź innym.
Nie odzywałem się jednak do Kurta, nawet nie patrzałem na niego, poza tym jednym momentem gdy musiałem przetłumaczyć migi medyka. Później jednak siedzieliśmy w dwójkę jak te dwa ciule, nie odzywając się do siebie i nawet na siebie nie patrząc. Miałem nadzieję, że doktorek wróci jak najszybciej, powie co i jaki odeśle nas do swoich mieszkań. Choć coś czułem, że spędzę tę noc na obserwacji, by w razie czego mogli zareagować. W końcu nawet jeśli mam tego chipa to i tak zanim ktoś dobiegnie i dobije się do mojego pokoju, to może być za późno. Chociaż...czy lekarze nie mieli jakiś specjalnych kluczy by w razie czego móc wejść bez problemu? Muszę kiedyś o to zapytać, ale teraz nie jest na to ani czas ani miejsce. Wolę poczekać, aż będę z nim sam na sam.
Te kilka minut, dłużyło się niemiłosiernie. Oczy same mi się zamykały, głowa co chwila opadała, ale chociaż nie kręciło mi się w niej już tak strasznie. Siedziałem na stole, nie kładłem się by mieć większe szanse na to, że nie zasnę. Chociaż z drugiej strony....byłem w stanie zasnąć w każdych warunkach. Ech...to nie było teraz dobre.
W końcu jednak ktoś wszedł do środka. Już chciałem powiedzieć coś doktorkowi, gdy zorientowałem się kto wszedł zamiast niego. A więc...poszedł naskarżyć i jeszcze postanowił poczekać na zewnątrz? Pierdolony zdrajca. Oj będę musiał sobie z nim pogadać, oj tak.
Wstałem, choć nie tak szybko jak Kurt  i również się wyprostowałem. To nie był czas na fochy i marudzenie, że się źle czuję.
Czułem się...dziwnie, gdy tak nas oglądał. Nigdy nie widział dwóch obitych facetów? Z tego co wiem, nawet w MORII często zdarzało się, że żołnierzy ponosiło, w szczególności gdy jeszcze do tego wchodził honor czy jakieś inne brednie i często kończyli gorzej niż my. Dlaczego więc się nam tak przyglądał? W sumie mało ważne. Oby tylko szybko się skończyło. Naprawdę chciałem iść spać...
Unikałem wzroku Zarządcy. O ile w ogóle można powiedzieć o unikaniu wzroku kogoś, kogo oczu nawet się w życiu nie widziało. Słuchałem go jednak uważnie, wpatrując się w jakiś tylko sobie znany fragment podłogi.
Gdy powiedział, że porozmawia z każdym z nas na osobności, gdy przyjdzie na to odpowiednia pora, przeszedł mnie dziwny dreszcz i nie był on ani trochę przyjemny. Miałem tylko nadzieję, że go nie zauważył. Co innego były bury, które dostawałem od Ruru, które można było nazwać bardziej wkurwiającymi a czasem uroczymi, co innego były bury Kurta, które zazwyczaj kończyły się wpierdolem, a co innego bury od Szefa...których chyba nikt nie chciał. Te rozmowy nigdy nie były przyjemne, a do tego....ostatnio zdarzały się coraz częściej. Ech....od mojego awansu co chwila musze z nim gadać, nie licząc czasu od utraty ręki, do uzyskania protezy. Wtedy nawet go na oczy nie widziałem, nie mówiąc nic o rozmawianiu z nim. I gdy miałem go nie zawieść, znów czeka mnie poważna rozmowa. Lekko zagryzłem wnętrze policzka.
Wszystko co mówił...było prawdą. Miał rację, porównując nas do dzieciaków...jednak patrząc na nasze obrażenia, to raczej nastolatków niż przedszkolaków, ale...to nie był czas na kłótnie.
Zerknąłem na Kurta. Nie wyglądało na to, żeby chciał coś powiedzieć. Sam też nie miałem na to ochoty. Wyzwał mnie od zdrajców i sam się na mnie rzucił, zadając mi większe obrażenia niż ja jemu. W końcu on skończył na kilku siniakach i chyba rozwalonym łuku brwiowym, a ja na złamanym nosie, wstrząśnieniu mózgu, pękniętym łuku brwiowym i to zdaje się zaraz obok blizny, którą też on mi zostawił po tym jak straciłem łapę oraz na siniakach, które niestety nie zejdą tak szybko ja zawsze, przez te pierdolone leki, które musiałem jeszcze jakiś czas brać.
Przeniosłem wzrok na szefa. Oj tak...nie puści nas stąd, póki nie wyjaśnimy sobie niektórych spraw. Pewnie jeśli będzie trzeba, będzie nas tu trzymał, na stojąco aż do pogrzebu. Bo raczej nie jest tak bezduszny by zabronić mi iść na pogrzeb własnego brata.
Staliśmy tak jeszcze kilka minut...a może były to niemiłosiernie ciągnące się sekundy? A chuj....kto to może wiedzieć. Streicher wyglądał na zmęczonego...bardziej niż zazwyczaj. W sumie...obecnie chyba obaj tak wyglądaliśmy. Zmęczeni, z czerwonymi oczami, z poobijanymi mordami. Widać było, że obaj mieliśmy już dość.
W końcu westchnąłem cicho. Niech mnie uzna za słabeusza, ale nie chciałem tutaj stać po nic. On też na pewno nie chciał się już męczyć. I to było jedyne w czym dziś się zgadzaliśmy, że najwyższa pora iść się położyć. Każdy we własnym łóżku.
- Przepraszam, poniosło mnie - powiedziałem, nie patrząc jednak na żadnego z mężczyzn - myślę, że każdy z nas ma teraz trudny czas....dlatego powinienem bardziej pilnować swojego języka - w końcu od tego się zaczęło. Od mojej niewyparzonej gęby, która powiedziała kilka słów za dużo. Gdyby nie one to pewnie to by się tak nie skończyło....
Coś czułem, że po pogrzebie, na który z tego co mówił się wybiera, nie zobaczymy się jakiś czas. Nie tylko przez to, że pewnie będę miał szlaban na treningi ale dlatego, że po prostu Niemiec nie będzie chciał mnie oglądać. Ale jakoś to przetrwam. Przecież i tak jesteśmy tylko przełożonym i podwładnym, nawet, jeśli inni żołnierze plotkują, że jest zupełnie inaczej.

Powrót do góry Go down





Streicher
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Kurt Streicher
Wiek :
36 lat
Wzrost / Waga :
186/90
Znaki szczególne :
Ślepe, lewe oko i poparzenia wokół niego. Siwizna nad czołem.
Pod ręką :
Przepustka, portfel z dokumentami, telefon, broń.
Broń :
Pistolet Beretta 92FS INOX kal. 9x19mm, Amok V980.
Zawód :
Zastępca Zarządcy MORII
Stan zdrowia :
Połamane żebra, liczne otarcia skóry, poparzenia na twarzy. Połowicznie oślepiony.
Leczona bezsenność, zespół chronicznego zmęczenia i PTSD.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t753-kurt-streicher#9208 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1117-streicher
StreicherStrzelec
Strzelec
Re: Gabinet medyka
Sro 21 Gru - 21:16
Przybycie Dowódcy sprawiało, że ich małe zbiegowisko otrzymywało zupełnie inną rangę. Już nie było zwykłą przepychanką czy kłótnią żołnierzy, Reinhardt pofatygował się w środku nocy do swoich podopiecznych by przypomnieć im gdzie ich miejsce. Pewnie gdyby Kurt miał dziesięć lat mniej, złościłby się na wszystkich dookoła a już w szczególności na szefa, właśnie za to, że postanowił przyjść i wmieszać się między walczących. Miał jednak za sobą lata pracy z Garlindtem i szanował go ponad wszystkich, dlatego też widząc spacerującego po gabinecie przełożonego, po prostu spuścił łeb i czekał aż pogadanka się zakończy.
Zarządca nie powiedział wiele, ale tyle wystarczyło, by wywrzeć zamierzony efekt. Niemiec nie potrzebował więcej, bo wiedział, że zrobił źle. Wdając się w bójkę z Hunterem, pozwolił by emocje wzięły górę a przecież powinien nad nimi panować. Na nic zdałoby się tłumaczenie, że dotknęła go nieszczerość Crossa. Dotąd wydawało mu się że byli...
Przyjaciółmi? Też coś. A czy w organizacji takiej jak MORIA można się przyjaźnić? Już na podstawowym szkoleniu nowym rekrutom wpajane jest, by nie przywiązywali się do towarzyszy, bo w każdej chwili mogą ich stracić. W domyśle więc dostają polecenie, by nie zawiązywać przyjaźni. A jak było w praktyce? Jak w życiu, ciężko nie nawiązać więzi z kimś, kogo widzi się codziennie, z kim się trenuje, je i pije, a przede wszystkim chodzi na misje. A Streicher znał Huntera od lat, nie był maszyną więc to normalne, że zdołali się zbliżyć. Może nawet zaprzyjaźnić.
Wszystko to wzięło w łeb kiedy Cross postanowił zataić prawdę. Co, ktoś mu kazał? Okej, może i tak ale...
Nie było ale. Sam przecież wiedział, że rozkaz, to rozkaz. Nie wiedział dlaczego Hunter zataił prawdę, możliwe, że dostał taki rozkaz. Niezależnie jednak od motywu, Niemiec nie powinien rzucać się na niego z łapami.
Miał mętlik w głowie, był zmęczony i poobijany. W przeciwieństwie do młodszego, czuł ból i miał ochotę po prostu oddalić się do kwatery i odpocząć.
Słysząc przeprosiny, podniósł spojrzenie niebieskich oczu na tamtego i patrzył na niego przez cały czas jego wypowiedzi. Odczekał chwilę po czym westchnął.
- Ja także przepraszam. - powiedział twardym, poważnym tonem - Nie powinienem atakować żołnierza, dając upust własnej frustracji. - dodał.
Zarządca pokiwał powoli głową, zakładając ręce na piersi.
- Nie powinieneś, dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę i głośno o tym informujesz. - skwitował spokojnie - Jest już późno, jak stąd wyjdziemy, każdy ma udać się do swoich kwater. Nad karą zastanowię się na dniach. - ruszył w stronę drzwi - Mam nadzieję, że na pogrzebie będziecie się prezentować godnie, a przynajmniej tak, by nie przynosić wstydu sobie i nie wprawiać innych w zakłopotanie. - dodał na koniec, po czym żegnając się uprzejmie, wyszedł.
Na chwilę nastała kłopotliwa cisza a atmosfera była tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Streicher spojrzał na młodszego i przez chwilę na niego po prostu patrzył.
- Wybacz. - powiedział cicho, podchodząc do Huntera i wyciągając ku niemu rękę.


Blood on our hands.
There's no telling what you'll find
In the shadows where we hide.


Once you've seen it
There's no going back in time.
It's a darkness you can't fight.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Gabinet medyka
Wto 27 Gru - 10:06
Streicher przeprosił, ale Hunter nawet na niego nie spojrzał, tak samo jak nie podniósł wzroku na Szefa. Wyglądało na to, że Kurtowi oberwie się bardziej niż mnie. Już teraz to on zbierał więcej uwagi naszego przełożonego niż ja, chyba, że ten znów postanowił mnie ignorować i tyle. Ech....sam już nie wiedziałem co myśleć. Zagryzłem wnętrze policzka, czekając aż Garlindt skończy. Jego słowa skomentowałem tylko prostym - tak jest - po czym westchnąłem cicho i lekko się rozluźniłem, gdy w końcu nas zostawił. Na chwilę byliśmy jeszcze sami, widać Niemowa musiał coś jeszcze załatwić.
Spojrzałem na Kurta dopiero, gdy ten zbliżył się do mnie, podając mi dłoń. Spojrzałem na niego uważnie, wypranym z emocji wzrokiem, chyba bardziej niż zwykle, jednak w końcu sam wyciągnąłem swoją metalową dłoń i uścisnąłem jego, miałem nadzieję, że nie za mocno - Ty również - powiedziałem krótko. Nie puściłem jednak od razu jego dłoni. Zawahałem się chwilę po czym przyciągnąłem go do siebie - dzięki - poklepałem go po plecach i w końcu puściłem - potrzebowałem porządnego wpierdolu - powiedziałem, jednak nadal unikałem jego wzroku. Byłem zmęczony i to bardzo.
W końcu pojawił się niemowa informując mnie, że nie wracam na noc do siebie, ale zapewniając również, że nie spóźnię się na pogrzeb, że sam tego dopilnuje. W końcu on też się wybierał. Ech....nie pasowało mi to, ale może tak będzie lepiej.
Pożegnałem się z Kurtem i oddałem w ręce lekarza, a raczej w ręce pielęgniarki, która miała mnie doglądać. Całe szczęście to nie jedna z tych idiotek co chichoczą i mają mokre majty jak tylko zobaczą umięśnione ciało faceta.
Pomogła mi się ogarnąć i zaprowadziła mnie do sali gdzie miałem spędzić noc. Dlaczego mnie nie zdziwiło, że raczej nie było tam łóżka a raczej wielka tuba z jakimś płynem? Nie miałem jednak sił się kłócić. Widać taką karę wymyślił sobie doktorek. Skoro nie umiałem się sam upilnować to sami będą mnie pilnować przy każdej najmniejszej okazji.
Nie mogłem powiedzieć, że się wyspałem, ale na organizm choć trochę odpoczął. Dziewczyna pomogła mi się ogarnąć, później też ubrać. Nawet zaplotła mi włosy, by nie przeszkadzały i bym się jakoś prezentował na pogrzebie. Nie chciałem iść...jednak nie mogłem zachowywać się jak małe dziecko. Już nie mogłem sobie na to pozwolić....
Dopilnowała, żebym zjadł śniadanie oraz leki. Stała nade mną póki nie skończyłem tego co miałem zjeść. Nie miałem w ogóle apetytu plus nie czułem smaku, więc....musiałem to jakoś w siebie wepchnąć.
Ruszyłem do garażu by wsiąść do samochodu i ruszyć do celu....musiałem być tam i tak pierwszy.

ZT x2

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Gabinet medyka
Sro 28 Cze - 10:08
Czekałem na posiłki. Nie miałem co ślęczeć nad Kurtem. Medycy już jechali a nie wiem co bym mógł zrobić w jego przypadku by im nie przeszkadzać. Wpatrywałem w miejsce, w którym przed chwilą leżałem, przytrzymując swojego ojca. Rękę trzymałem na ranie brzucha, nie zauważając, że z pleców też cieknie mi krew.
Wzdrygnąłem się, gdy nagle ktoś mnie złapał. Robiłem się senny i robiło mi się zimno. Pojawiły się zimne poty, miałem problem, żeby się na czymkolwiek skupić. Uspokoiłem się lekko, gdy zobaczyłem, że to niemowa. Westchnąłem i dałem się przytrzymać. Mógł poczuć jak drżę. Już miałem mu powiedzieć, żeby najpierw zajęli się Kurtem ale wtedy spojrzałem na niego i przekonałem się, że już się nim zajmują. Do mnie też dotarli ratownicy medyczni, a ja oparłem się mocniej o Niemowę.
Nie musiał się ze mną siłować. Nie miałem sił, a miałem tak wiele do przemyślenia. Usiadłem ciężko, oddychało mi się ciężko. Zaraz ułożył mnie na noszach. Wsadzili mnie do karetki i od razu starali się zatamować krwawienie. Mi robiło się coraz ciemniej przed oczami.
- Mordecai....co za głupie imię - rzuciłem jeszcze, zakrywając żywą ręką oczy. Spodnie były przesiąknięte krwią. Czułem się ja gówno. W końcu jednak zapanowała ciemność. Czułem tylko jak ktoś mną lekko potrząsa i próbuje ocucić oraz słyszałem jak medycy mnie wołają. Ale to wszystko szybko ucichło....

Obudziłem się w białej sali. A raczej zacząłem się budzić, powoli. Byłem słaby. Słyszałem wkurwiające działanie aparatury, czułem zapach czystości. Uchyliłem oczy ale zaraz je zamknąłem. Chciałem je przetrzeć, ale coś nie pozwalało mi podnieść ręki. Byłem przykuty? Może...ale dlaczego. Jakoś nie miało to znaczenia.
Obok łóżka stał statyw z kroplówką oraz krwią, jednak mi to wszystko wisiało. Czułem się tak bardzo bezsilnie.
- Napiłbym się - wyszeptałem do siebie, nie wiedziałem nawet czy siedzę tam sam czy nie.

Powrót do góry Go down





Reinhardt
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Reinhardt Garlindt
Wiek :
455 lat
Rasa :
Doppelganger
Wzrost / Waga :
Zmienne.
Pod ręką :
Portfel z pieniędzmi i dokumentami.
Broń :
-
Zawód :
Zarządca MORII
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t401-reinhardt-garlind?highlight=reinhardt https://spectrofobia.forumpolish.com/t1110-reinhardt
ReinhardtDoppelganger
Doppelganger
Re: Gabinet medyka
Pon 3 Lip - 20:46
W związku z atakiem Kruczego Barona, cała organizacja została postawiona w stan gotowości. Po ulicach miasta rozeszły się patrole, treningi nowych rekrutów zostały przyspieszone a badania chwilowo wstrzymano, by skupić się na militarnej stronie MORII. Reinhardt nie wiedział czego może się spodziewać po istocie z Krainy Luster, bo chociaż samemu było mu bliżej do Lustrzanina niż do Człowieka, nie potrafił przewidzieć ruchów swoich krajan. Na tym polegała magia, prawda? Była nieprzewidywalna. I właśnie przez ten swoisty brak schematu Ludzie nie potrafili doprowadzić kwestii Lustrzan do ładu, zdominować ich raz a dobrze i trzymać pod butem, ku ogólnej radości. Przecież musi być jakiś porządek, prawda?
Może nie powinien zachodzić do Huntera Crossa, jeśli wziąć pod uwagę to, że Człowiek z którym zżył się tak, że aż czasami robiło mu się niedobrze, leżał kilka sal obok ze zniszczoną twarzą. Ciężko było patrzeć jak lekarze uwijają się nad Streicherem, jeszcze ciężej czytało się jego kartę pacjenta. Cóż, młody facet i będzie ślepy na jedno oko. Życie jest brutalne.
Nie mniej było brutalne dla Crossa, chociaż może... może nawet bardziej? Garlindt czasami zastanawiał się co sprawiało, że kłopoty imały się chłopaka jak rzep psiej sierści. Może to zasługa domieszki krwi, brudnego procenta który sprawiał, że chociaż Hunter był człowiekiem, śmierdział Lustrzakiem. I przyciągał ich jak magnes.
Tak więc stał właśnie w kącie sali i patrzył na łóżko, na którym leżał ten młody popapraniec z metalową ręką. Zarządca MORII wewnątrz gotował się na samą myśl, że postanowił zaufać osądowi środowiska i słowom Kurta i podarował gnojkowi protezę. Złościło go to, że dzieciak ściągał problemy akurat teraz, kiedy były im one zbędne.
Kiedy Zwiadowca się przebudził i wypowiedział kilka słów, Reinhardt przechylił lekko głowę. Na jego skrytej za bandażami masce nie malowały się żadne emocje, bo chociaż czuł gorycz, był przecież lepszy od Ludzi, prawda? Potrafił nad sobą panować. Szkoda, że inni nie mieli takich umiejętności.
Ubrany w czarny mundur, ze skrzyżowanymi rękoma na piersi, odbił się lekko od ściany i podszedł do małego stolika, który stał obok łóżka. Opatrzony Człowiek leżał na wyciągnięcie jego ręki. Źródło kłopotów. Destabilizator. Ten, przez którego prawa ręka była zraniona i chwilowo wyłączona z użytku, a być może nawet pozostanie niesprawna do końca życia. Unsterben, ten młody skur...
- Bardzo proszę. - powiedział pogodnym tonem, podtykając mężczyźnie szklankę pod nos i pomagając mu się napić - Chociaż muszę przyznać, że to zadziwiające, bo pochłonąłeś już kilka kroplówek. - w głosie Zarządcy brzmiała pewna wesołość. Tylko sam Reinhardt wiedział, że była fałszywa, bo najchętniej wywaliłby gnojka na zbity pysk albo przerobił go na Cyrkowca. Nic by się nie zmarnowało, wypraliby ten jego zwichrowany mózg, nastawili od nowa i wszystko działałoby bez zarzutu.
- Cieszę się, że się obudziłeś. - powiedział po chwili, co wcale nie było kłamstwem - Lekarze mówią, że miałeś sporo szczęścia. Udało im się ciebie poskładać do kupy. - dodał - Znowu. - ostatnie słowo było wypowiedziane o wiele poważniej, mocniej. Zarządca stanął w bezpiecznej odległości, chociaż w razie problemów pasy powinny zatrzymać porywczego Zwiadowcę.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Gabinet medyka
Pon 3 Lip - 21:45
Nie słyszałem, gdy ktoś podszedł do łóżka. W przeciwieństwie do poprzednich razów, nie miałem mocnego bodźca, który by mnie rozbudził, przynajmniej na tyle bym normalnie ogarniał otoczenie. Byłem zmęczony, nie miałem siły na nic.
Drgnąłem, gdy poczułem zimne szkło na ustach oraz, że ktoś unosi trochę moją głowę. Uchyliłem oczy i zauważyłem zabandażowaną twarz szefa. Upiłem kilka łyków i podziękowałem cicho. Może i pochłonąłem kilka kroplówek, ale jakoś chyba potrzebowałem nawilżyć gardło i usta. Po prostu. Zamknąłem znów oczy i odwróciłem głowę w drugą stronę. Spojrzałem na kroplówki, gdy szef znów się odezwał.
Czy ja się cieszyłem, że się obudziłem? Sam nie wiedziałem. W sumie nie do końca wiedziałem jakie dokładnie obrażenia mi zadano. Wiedziałem, że ten chuj przebił mnie swoim ostrzem, ale czy coś zrobił mi wcześniej....nie zarejestrowałem takich informacji w trakcie walki. Czułem jakiś opatrunek na twarzy, ale nie umiałem sobie przypomnieć dlaczego akurat tam. Tego na ramieniu nie czułem. Pewnie temu, że nie mogłem za bardzo ruszać rękami.
Miałem wrażenie, że...ostatnie słowo miało skrytą w sobie pretensję - tym razem to nie moja wina - nie kłamałem. Wybiegłem z mieszkania Kurta, żeby stawić czoła potworowi, jednak coś mi mówiło, że gdybym tego nie zrobił, Cień zaatakował by nas w budynku, a to nie skończyło by się dobrze ani dla nas ani dla niczego nieświadomych mieszkańców kamienicy. Co miałem innego zrobić? Wezwać posiłki? Kurt też mógł to.... własnie! Kurt!
- Co ze Streicherem? - zapytałem, przekręcając głowę i patrząc na szefa zmęczonym głosem. To było dla mnie ważniejsze niż powód, dla którego w ogóle jestem przykuty. Coś czułem, że kryło się za tym coś więcej, niż tylko troska o zdrowie lekarzy, którzy by mnie doglądali w trakcie mojej pobudki. Gdzie w ogóle są lekarze? Mogli być poza zasięgiem mojego wzroku, jednak chyba ktoś powinien tu być. Chociaż...jakie to teraz miało znaczenie?
W głowie miałem mętlik....nie wiedziałem co zrobić z informacjami, które zdobyłem. Co chwila kłębiły mi się słowa Cienia...moje imię, jego imię....oraz to jak nazwał mnie "ukochanym synem, mojego ojca"...

Powrót do góry Go down





Reinhardt
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Reinhardt Garlindt
Wiek :
455 lat
Rasa :
Doppelganger
Wzrost / Waga :
Zmienne.
Pod ręką :
Portfel z pieniędzmi i dokumentami.
Broń :
-
Zawód :
Zarządca MORII
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t401-reinhardt-garlind?highlight=reinhardt https://spectrofobia.forumpolish.com/t1110-reinhardt
ReinhardtDoppelganger
Doppelganger
Re: Gabinet medyka
Wto 4 Lip - 0:18
Garlindt spojrzał na mężczyznę z góry. Wcale nie było mu trudno, bowiem nie dość, że Hunter leżał, to jeszcze był przykuty więc miał mocno ograniczone pole manewru.
- Tym razem... - powtórzył cicho, przechodząc w bok sali, gdzie rozpoczął powolny spacer, niby to przyglądając się sprzętom, które uratowały Crossowi życie.
- Pozwolisz, że ja to ocenię. - dodał twardo - Coś zbyt często ostatnio spotykasz Lustrzan, prawda? - zatrzymał się na chwilę i odwrócił ku niemu - Czy to nie dziwne, biorąc pod uwagę, że w naszym świecie jest ich niewielu? - zrobił pauzę - Co cię tak do nich ciągnie?
Hunter miał prawo czuć się źle bo nawet jeśli nie czuł bólu, sytuacja w której się znalazł była naprawdę nieciekawa. Nie powinno go dziwić dlaczego sam Zarządca chce z nim porozmawiać. Chociaż... chyba mądrzej byłoby to nazwać przesłuchaniem.
- Nie zapytam o przebieg walki, bo jej wynik jest nam znany. - wskazał dłonią na mężczyznę a potem na aparaturę - Zastanawia mnie jednak pewna kwestia... Ale do tego jeszcze dojdziemy. Powolutku. - powiedział łagodnym tonem.
Chcąc nie chcąc, Cross znalazł się w kręgu podejrzanych. Lustrzanie od tak nie atakują Ludzi, z licznych obserwacji wynikało, że bardzo rzadko decydują się zaatakować cywila. A przecież w tamtej chwili Hunter i Kurt byli cywilami, prawda? Otóż nieprawda. I Baron, ten który ich zaatakował, doskonale o tym wiedział. Tylko skąd? Reinhardt nie podejrzewał Streichera o koneksje z Lustrzakami. Niemiec za bardzo się ich brzydził, z resztą nie miałby powodu by się z nimi układać. Co innego ten tu leżący sobie gagatek.
Garlindt przechylił lekko głowę. Zwiadowca nie mógł tego dojrzeć przez bandaże - oczy Zarządcy zwęziły się jak u kota co było oznaką nieufności w jego przypadku. Dobrze, że ukrywał wszystkie elementy twarzy.
- A czy to ma jakieś znaczenie? - zapytał zaciekawiony - Tak, jest twoim przełożonym, ale czy jego stan obchodzi cię przez wzgląd na waszą... przyjaźń? Czy może chodzi o coś innego? - zrobił krok w przód, potem kolejny.
Na chwilę zapadła przytłaczająca cisza. Reinhardt nie zamierzał jej mącić od razu, dlatego ponownie przeszedł się po sali by wreszcie stanąć tyłem do Huntera a przodem do szyby, która była weneckim lustrem. To właśnie za tą szybą stali lekarze, przyglądając się całej scenie.
- Zakładam, że to troska. - westchnął w końcu - Przynajmniej na ten moment. Bo widzisz... Zastanawiam się, czy warto dalej ci ufać.
Zarządca nawet nie odwrócił się w jego stronę. Stał tak, tylko pozornie zastanawiając się co powiedzieć w następnej chwili. W rzeczywistości przeciągał tę chwilę po to, by zmusić Crossa do jakichkolwiek uczuć. A medykom dać czas na zbadanie parametrów.
- Twoje rany były poważniejsze. - powiedział w końcu - Ale jego w ostatecznym rozrachunku będą dotkliwsze. - odwrócił się bardzo powoli i podszedł do łóżka, stając nad Crossem - Kurt Streicher ma poparzoną twarz i stracił wzrok w lewym oku.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Gabinet medyka
Wto 4 Lip - 8:03
Co on pierdolił? Jakie często spotykam się z Lustrzakami? Poza pracą spotkałem tego Potwora dwa razy....raz gdy szukałem o nim informacji i raz, gdy ten postawił zjebać nam spokojne, smaczne śniadanie. Chcieliśmy odpocząć po intensywnej nocy, o której chyba żaden z nas nie chciał rozmawiać. Spędzić trochę czasu poza pracą, jak dwóch normalnych kumpli. Chyba służba MORII nie zabraniała na coś takiego...ale ten potwór musiał wszystko zjebać.
- Dobrze szef wie, jaki był mój cel w awansowaniu na Zwiadowcę - powiedziałem cicho, zmęczonym głosem - skąd miałem wiedzieć, że pewnego dnia po prostu przylezie i postanowi zjebać mi życie? - dodałem jeszcze. Nie taki był mój plan. Chciałem go odnaleźć, dowiedzieć się co trzeba i go zajebać...ale teraz wiedziałem, że nie będzie to takie proste jak mi się wydawało. Coś mi mówiło, że nawet zaczajenie się gdzieś i zdjęcie go z ukrycia było mało możliwe. Skąd w ogóle chuj wiedział, gdzie mnie szukać, poza tym, że w Świecie Ludzi i w Glassville? Nie miałem pojęcia, a też nie umiałem się skupić na tyle by coś logicznego wymyśleć.
Dlaczego czułem się jak na jakimś przesłuchaniu? Czy według niego powinienem siedzieć tylko u siebie w pokoju albo najlepiej w willi i nie ruszać stamtąd tyłka, w razie jakby jakiś durny wybryk natury chciał mnie zaatakować? Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Ale chociaż za chwilę miało się wyjaśnić, dlaczego w ogóle jestem przykuty do łóżka.
Nie miałem pojęcia co chodzi szefowi po głowie. Ale może to i lepiej? Gdybym wiedział, że jestem głównym podejrzanym o zdradę....nie wiem co bym zrobił.
Zmarszczyłem brwi, gdy nie odpowiedział na moje pytanie. Co tu się od chuja wyprawiało? Dlaczego nie chciał dać mi prostej odpowiedzi? - o co innego może mi chodzić? - zapytałem, zupełnie nie rozumiejąc jego pytania.
Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego słów. Dopiero, gdy przyznał, że nie wie, czy warto mi nadal ufać. Zaśmiałem się gorzko, spoglądając w przeciwnym kierunku - racja...zapomniałem, że wszystko co dzieje się złego, jest z mojej winy - powiedziałem do siebie - samobójstwo matki... wypadek brata... obrażenia Kurta....oraz to, że jestem synem jakiegoś jebanego barona, Ivora Tyree! - przy ostatnich słowach spojrzałem w stronę Zarządcy. Byłem zmęczony, czułem się jak totalne gówno, coś mi mówiło, że kroplówki nie miały służyć tylko przywróceniu mi właściwego poziomu krwi oraz nawodnienia czy podania leków. Byłem teraz jebanym podejrzanym na przesłuchaniu. W moich zmęczonych oczach mężczyzna mógł dostrzec nienawiść, jednak w czyją stronę była ona skierowana. Potwora, który zakłócił spokojny poranek i postawił na nogach całą MORIĘ czy może Zarządcy, który stał przede mną. A może mnie samego? Któż to mógł wiedzieć.
Wysłuchałem go uważnie. Moje obrażenia były poważniejsze? Co takiego mi było, że byłem w gorszym stanie niż Kurt, którego zabierali stamtąd nieprzytomnego, a ja jakoś jeszcze stałem na nogach. Otworzyłem szerzej oczy, słysząc, że Kurt stracił częściowo wzrok. - Skurwiel - warknąłem, odwracając znów wzrok w przeciwną stronę. Zamknąłem powieki. Dlaczego ostatnio musi się dziać tyle złego. Dlaczego gdy przybył wyglądało jakby chciał mnie wyeliminować, a na koniec zaczął mnie nazywać innym imieniem i jeszcze nie zabił żadnego z nas. A nawet nazwał mnie swoim ukochanym synem. Ech...chyba nigdy nie zrozumiem Lustrzaków.

Powrót do góry Go down





Reinhardt
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Reinhardt Garlindt
Wiek :
455 lat
Rasa :
Doppelganger
Wzrost / Waga :
Zmienne.
Pod ręką :
Portfel z pieniędzmi i dokumentami.
Broń :
-
Zawód :
Zarządca MORII
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t401-reinhardt-garlind?highlight=reinhardt https://spectrofobia.forumpolish.com/t1110-reinhardt
ReinhardtDoppelganger
Doppelganger
Re: Gabinet medyka
Wto 4 Lip - 19:48
Chociaż bardzo nie chciał dopuścić do siebie tej myśli, Reinhardt Garlindt był rozżalony. Jak dotąd przekonany, że emocje go nie dotyczą i potrafi bez nich żyć, teraz z trudem hamował złość. Czyżby przebywając z Ludźmi nauczył się od nich odczuwania? A może zawsze czuł, lecz nie potrafił nazwać emocji?
Patrzył na Huntera zza swoich bandaży i chociaż pozornie zachowywał spokój, cały gotował się wewnątrz.
- Pewnego dnia przyjdzie... - podchwycił zjadliwie, ponownie rozpoczynając wędrówkę po sali - Chciałbym uświadomić ci, mój drogi, w jak beznadziejnym położeniu się znalazłeś. Jesteś osobą inteligentną, zatem mniemam, że w lot połączysz ze sobą fakty i na końcu przyznasz mi rację. - wyjaśnił na wstępie - Rację, co do tego, że mam pełne prawo by podejrzewać cię o najgorsze.
Zarządca celowo robił pauzy by nadać tej chwili powagi. Niech Hunter nazywa to, jak chce, w tej chwili Reinhardt po prostu rozpoczął pierwsze przesłuchanie. Niech gówniarz cieszy się, że nie ma zrywanych paznokci lub wypalanych dziur w ciele. Czasy się zmieniły i dzięki temu mógł liczyć na ulgowe traktowanie.
- Jak wytłumaczysz mi to, że wszystkie twoje obrażenia, chociaż poważne, zostały zadane tak by nie wyrządzić ci większej krzywdy? - przechylił lekko głowę - Zostałeś przedziurawiony na wylot. A mimo to w ostatecznym rozrachunku nic ci nie jest, bo ostrze ominęło wszystkie ważne organy. Natomiast twój przełożony... Jeszcze nie odzyskał przytomności. Został silnie poturbowany przez kogoś, kto miał bardzo dużo siły... lub wsparcie w postaci metalowej ręki. - wskazał na kończynę Huntera - Wierzę w pojawienie się Lustrzanina, nasze radary wyły jak dzikie. Podaj mi jednak jeden sensowny kontrargument przeciwko tezie, że Kruczy Baron pojawił się... Na zaproszenie. - głos Garlindta ociekał jadem - Z ustaleń wynika, że dzień wcześniej byliście w lokalu, który jest powiązany z twoją przeszłością. Nawet jeśli założymy, że było to zwykłe spotkanie towarzyskie, to istnieje bardzo dużo przesłanek za tym, że dalsze wydarzenia nie były przypadkiem. - podszedł do Huntera i pochylił się nad nim wiedząc, że Zwiadowca i tak nie zrobi mu krzywdy - Kurt w ciebie wierzył. Zawsze. Powtarzał mi, że jesteś dobrym człowiekiem, tylko potrzebujesz przewodnictwa. - westchnął - Ja natomiast zawsze uważałem, że nie da się ciebie oswoić. Nie sądziłem jednak, że nie da się również wytresować. - dodał z goryczą - Twój przełożony, Kurt Streicher przeżył lecz do końca życia zapamięta to, co wydarzyło się tuż przed jego mieszkaniem. Myślisz, że będziesz w stanie spojrzeć mu w... oko i powiedzieć szczerze, że nie miałeś nic wspólnego z atakiem twojego ojca? Nie był to zwykły przypadek? - odsunął się od łóżka - Sądzę, że po tylu latach poświęceń z jego strony możesz przynajmniej odwdzięczyć się tym, że nie będziesz wbijał mu noża w plecy. Powiedz wszystko mnie, a ja zadbam, by dowiedział się o wszystkim bezboleśnie. - uniósł lekko głowę - Jeśli naprawdę ci na nim zależy, zdobądź się, chociaż raz, na szczerość.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Gabinet medyka
Wto 4 Lip - 22:32
Spoglądałem na niego. Początkowo na mojej twarzy pojawiło się zaskoczenie. Dlaczego to wszystko na mnie zwala. Zaraz jednak zaskoczenie zastąpiła pustka. Całkowita. Żadnej złości, żadnego smutno. Oczy zrobiły się mętne. No tak...powinienem się do tego już przyzwyczaić. W końcu od urodzenia byłem tylko źródłem tego co najgorsze. Tylko Ruru starał się mi udowodnić, że to nieprawda. Ale Ruru już z nami nie było. I to też była moja wina.
Zamknąłem oczy i przełknąłem ślinę. Z trudem powstrzymywałem emocje ale jakoś się udawało. Jakoś dawałem radę sobie z tym poradzić.
- A jak mam to wyjaśnić? - zapytałem i zerknąłem na niego - pierwszy pocisk udało mi się uniknąć, drugi miał mnie chyba tylko odstraszyć, a miecz.... - zawahałem się - sam nie wiem jak miałbym to wymierzyć, żeby zaszarżować na Cienia i nadziać się akurat tak, żeby się nie zajebać - powiedziałem wprost. Po co miałem kłamać - póki nie wyjął ze mnie ostrza nawet nie wiedziałem, że je we mnie wbił - dodałem jeszcze - nie siedzę w głowie tego skurwiela, żeby wiedzieć dlaczego Streichera potraktował tak a nie inaczej, a mnie oszczędził - w głowie kołatały mi się jego słowa, jednak coś czułem, że lepiej ich teraz nie wypowiadać na głos. Z resztą coś mi mówiło, że w ogóle miałem małe szanse, że mi uwierzy w cokolwiek co powiem. W jego oczach byłem teraz wrogiem i pewnie tylko fakt, że trochę zrobiłem dla Organizacji sprawiał, że leżałem tutaj, a nie na metalowym stole jednego z laboratoriów.
Zaśmiałem się. Naprawdę mnie to rozbawiło, ale miałem też już tego dość! - chce mi szef powiedzieć, że spece MORII nie potrafią tego co potrafi policja - spojrzałem mu prosto w twarz, w miejsce, gdzie powinien mieć oczy - nie potrafią odróżnić obrażeń zadanych butem a tych zadanych pięścią? - zapytałem. Byłem zmęczony, zestresowany, czułem się chujowo, a do tego zostałem oskarżony tylko dlatego że... - gdyby to był jakikolwiek inny Lustrzak a nie mój ojciec, zareagowałby Szef tak samo? - zapytałem, ignorując jego pytanie o kontrargument na zaproszenie Cienia. On serio mnie miał za takiego skurwiela? Miło, naprawdę. Zajebiście miło!
Warknąłem cicho - chciałem go przeprosić za bójkę, która zawiązała się przed pogrzebem Russella, zaprosiłem więc go do klubu, czy to jest zbrodnia? Chęć spędzenia czasu jak normalny człowiek? - zapytałem. Oskarżał mnie o coraz gorsze rzeczy. Może jeszcze zaraz się dowiem, że Kurt nie odbył ze mną stosunku z własnej woli tylko go upiłem, wykorzystałem brutalnie, by następnie ofiarować go swojemu ojcu jako zabawkę do bicia? Kurwa mać to się robiło chore!
Kolejne słowa zabolały. Uważał mnie za swojego szczeniaczka, którego można oswoić i wytresować? Zacisnąłem mocno pięści, moje mięśni napięły się niebezpiecznie. I pomyśleć, że kiedyś uznawałem go za kogoś, kto mógłby być dla mnie wzorem ojca. Przynajmniej częściowym. Ale teraz nie wiedziałem co mam o tym wszystkim myśleć.
On naprawdę uważa, że przyznam się do tego czego nie zrobiłem? Uważa, że będę w takiej sytuacji kłamał? - Mam być szczery? - zapytałem, napinając mięsnie do granic możliwości i nagle więzy trzymające prawą rękę popuściły. Ludzkie ciało ogranicza tylko ból i wyobraźnia, a gdy doda się do tego metal....
Ręka wystrzeliła w jego stronę, wyprostowałem się do siadu i złapałem Zarządcę za koszulę pod szyją, przyciągając go brutalnie tak, że jego twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od mojej - nie doszłoby do tego wszystkiego, gdybym nie miał odebranej broni - warknąłem, mówiąc do niego na tyle cicho, że tylko on to usłyszy. No o ile nie miał na sobie jakiegoś podsłuchu, ale miałem to gdzieś - tak nam tu wbijacie do łbów, jacy to Lustrzanie są niebezpieczni, ale pozostawił Szef żołnierza bezbronnego przeciwko tak potężnej istocie - mówiłem mocno trzymając jego ubranie - nie wiem jak ten chuj mnie znalazł, akurat gdy z Kurtem planowaliśmy wycieczkę do Krainy by go odnaleźć i dowiedzieć się o nim coś niecoś - kontynuowałem. Po mojej skroni spływał pot, szwy na ranach ciągnęły, z trudem utrzymując wszystko na swoim miejscu - naprawdę Szef myśli, że planowałbym spotkanie, mając za jedyną broń kuchenny nóż i własne ciało? Przeciwko istocie uzbrojonej w magię, rewolwer oraz miecz? - zapytałem warcząc groźnie. Chyba pierwszy raz miał okazję mnie takiego widzieć, w innej sytuacji niż na ekranie tych swoich monitorów za którymi się zawsze chowa - jestem agresywny, jestem trudny do opanowania, ale nie jestem idiotą. Nie gryzę ręki, która mnie karmi - odepchnąłem go, może trochę za mocno i spoglądałem na niego, oddychając głęboko. Oczy jarzyły się groźnie, a mięśnie napinały z każdym oddechem. Aparatura szalała - dzięki Kurtowi mogłem zacząć żyć normalnie, mogłem się wyżyć, jako jedyny dał mi szansę i serio sądzisz Szefie, że bym go wystawił? Że zrobiłbym mu coś takiego? - mojemu jedynemu przyjacielowi? Dodałem już w myślach - skoro mi Szef nie ufa, to niech zaczeka aż Kurt się obudzi. Potwierdzi moją wersję. Potwierdzi, że Tyree początkowo obrał sobie za cel tylko mnie, prawie całkowicie ignorując Streichera - dodałem jeszcze i opadłem znów na łózko. Gdybym mógł odwróciłbym się do niego tyłem i miał go głęboko w dupie. Miałe gdzieś czy mnie ukaże za to co zrobiłem. Jednak nie dam się wrobić w zdradę. Pracowałem dla MORII i to się nie zmieni, nie miałem zamiaru przechodzić na druga stronę. Miałem gdzieś czy uzna to wszystko za zemstę za zabranie zabawek, ale naprawdę nie miałem na to sił - to naprawdę nie była moja wina - powiedziałem jeszcze słabym głosem, odwracając głowę od Szefa i zamykając oczy. Nie opierając się czemukolwiek co teraz mnie czekało.

Powrót do góry Go down





Reinhardt
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Reinhardt Garlindt
Wiek :
455 lat
Rasa :
Doppelganger
Wzrost / Waga :
Zmienne.
Pod ręką :
Portfel z pieniędzmi i dokumentami.
Broń :
-
Zawód :
Zarządca MORII
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t401-reinhardt-garlind?highlight=reinhardt https://spectrofobia.forumpolish.com/t1110-reinhardt
ReinhardtDoppelganger
Doppelganger
Re: Gabinet medyka
Nie 9 Lip - 17:51
Chociaż sam nie chciał tego przed sobą przyznać, emocje targały nim mocno. Zawsze opanowany, dziś czuł a mieszanina złości i rozżalenia szapie jego duchem bardzo mocno, nie pozwalając na spojrzenie na sytuację z boku, wzięcia jej na chłodno. Może tak byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby lata temu nie pozwolił sobie na przywiązanie do swojej prawej ręki, gdyby lata temu nie pozwolił Kurtowi Streicherowi stać się kimś ważnym.
- Wszystko co mówisz nie ma znaczenia. - warknął, zdradzając zniecierpliwienie - Liczą się fakty, a fakty przemawiają na twoją niekorzyść. Zaatakowała cię istota, która jest twoim ojcem, a którą ty jakiś czas temu spotkałeś w czasie swojej wyprawy. Naprawdę muszę tłumaczyć na czym polega mechanizm drażnienia drapieżnika? Polazłeś tam, rozdrażniłeś ojca a on teraz odwdzięcza się tym samym! - Reinhardt przy całej swojej złości mimo wszystko zachowywał klasę i nie miotał się na wszystkie strony a jedynie podniósł głos - Istnieje też drugi scenariusz: będąc w Krainie Luster zawiązałeś sojusz. Mało to słyszy się o takich przypadkach? Ojciec przybył do ciebie by zlikwidować Zastępcę Zarządcy, doskonale wiedząc że w ten sposób zada mocny cios organizacji. Dwa scenariusze! Jeden zakłada twoją głupotę, drugi spryt! Który jest prawidłowy?!
Zamilkł na chwilę i odsapnął poruszywszy ramionami by rozluźnić spięte ciało. Kilka sal obok leżał nieprzytomny Kurt i chociaż lekarze zdołali go poskładać do kupy, nie wiadomo było czy atak Barona nie zrobił rysy na psychice żołnierza. Streicher był twardzielem, ale czasem nawet najtwardsi osiągają limit. Myśl ta doprowadzała Reinhardta do ogromnej złości.
Gdy nagle Hunter złapał go za ubranie, Garlindtem wstrząsnął dreszcz. Pochylił głowę by spojrzeć poprzez zawoje materiału na rękę chłopaka. Siedzący za szybą medycy zerwali się na równe nogi, nagle rozbrzmiała syrena. Cross wyrzucał z siebie bardzo dużo słów, zaskakująco dużo jeśli wziąć pod uwagę jego małomówność. W przerwie między kolejnymi frazami, Zarządca uniósł dłoń i odwrócił się w stronę szyby, by skinięciem głowy dać sygnał, że panuje nad sytuacją. Alarm umilkł.
Wysłuchał wszystkiego co miał do powiedzenia w milczeniu a gdy Zwiadowca puścił ubranie, Reinhardt się nie cofnął a jedynie wygładził dłonią wymiętą koszulę. Poruszył się, rozluźniając ramiona. Patrząc na niego z góry słuchał skamlenia i zastanawiał się, czy powinien już teraz zabić tego słabeusza, czy może dać mu jeszcze jedną szansę. Kolejną.
- Zapewniam cię, że zbadamy całą sprawę. - powiedział śmiertelnie poważnie - Ja ci nie ufam, ale Kurt tak, dlatego jeśli wierzysz w jakiegoś boga, zacznij modlić się o to, by Streicher się obudził. - dodał pochylając się ku chłopakowi - Ach, i jeszcze jedno. - wymruczał niskim głosem - Ostatni raz pozwalam ci się dotknąć, smarkaczu. Zważaj na słowa i znaj swoje miejsce. - warknął po czym wyprostował się i podszedł do drzwi - Jeśli chcesz powiedzieć coś jeszcze, teraz jest na to czas. Nie będziesz tu więziony, jak tylko nasi medycy doprowadzą cię do ładu, wrócisz do swojej kwatery ale wiedz, że do czasu wyjaśnienia całej sprawy, jesteś zawieszony w obowiązkach członka organizacji. - chwycił za klamkę ale odczekał chwilę aż tamten coś powie, jeśli ma ochotę.

ZT


Ostatnio zmieniony przez Reinhardt dnia Nie 16 Lip - 15:41, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Gabinet medyka - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Gabinet medyka
Nie 9 Lip - 21:38
Skoro to co mówię nie ma znaczenia, to po jakiego chuja w ogóle do mnie przyszedł, żeby mnie przesłuchać. Fakty....kurwa raczej mrzonki. Oskarżał mnie zupełnie jakbym był jakimś nowym członkiem Organizacji i się wpierdolił po prostu z butami tylko by ją zniszczyć - dlaczego miałbym chcieć zniszczyć MORIĘ? - zapytałem wprost. Garlingt doskonale wiedział, że odkąd zacząłem tutaj pracować to tu czułem się najlepiej, tutaj czułem się jak w domu. A teraz miałbym to wszystko zniszczyć tylko dlatego, że spotkałem swojego biologicznego ojca? Co to za gówno! Serio wierzył w takie coś? Bo co? Straciłem swoją jedyną rodzinę? Dlatego miałbym się przymierzać z kimś takim?
- Nie wierzy szef w słowa Marianne? Widziała mojego ojca dłużej niż ja gdy byliśmy w Krainie - powiedziałem wprost. Widziała go cały czas i widziała nas razem więc nie ukrywałaby raczej, że z kimś coś knułem. Bo co? Bo ją nastraszyliśmy?
- Poza tym czemu miałbym się sprzymierzać przeciwko MORII z kimś, kto jest odpowiedzialny z śmierć mojego brata? - zapytałem jeszcze, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. Kurwa gdzie tu logika.
Stłumiłem warknięcie gdy powiedział, że jest to albo spryt albo głupota. Jak miałem na to odpowiedzieć?! Przyznać się do głupoty czy raczej wkopać z zdradę, która nawet nie miała miejsca!
Nie wiedziałem czy Cień mówił prawdę, że namieszał w głowie Ruru, ale chyba w to wierzyłem. Naprawdę, jak mogę współpracować z kimś, kto urżnął mi rękę, najprawdopodobniej przyczynił się do śmierci mojej jedynej rodziny i jeszcze teraz zranił Kurta! Kurwa mać! Straciłem brata, który mnie zawsze wspierał....i teraz co?
Alarm dzwonił mi w uszach ale i tak nie puściłem go. Chciałem powiedzieć swoje i pokazać mu, że nie wrobi mnie w to tak łatwo jakby tego chciał. Nie byłem jakimś wywłoczkiem, który da sobą pomiatać! Może i ten cały Ivor Tyree uważał mnie za słabego, ale taki nie byłem i miałem zamiar to wszystkim udowodnić.
Prychnąłem - nie wierzę, że Kurt wybrał jedną z nielicznych dzielnic, które nie mają kamer - rzuciłem odwracając wzrok. Naprawdę to taki problem, żeby odkryć jak było naprawdę? Serio?! Kurwa....ta organizacja przebijała cały świat ludzi jeśli chodzi o technologię, a mimo to miała problemy z takimi rzeczami jak odtworzenie wydarzeń? Kurwa mać!
Gdy postanowił powiedzieć mi coś na ucho, zadrżałem. Choć mało zauważalnie. Ja doskonale znałem swoje miejsce. Jednak to bolało. Zarówno mój ojciec jak i Szef uważali mnie za słabego dzieciaka. Cały czas byłem tak traktowany. To samo mój ojczym.
Nie odpowiedziałem na jego prowokację. Przyjąłem do wiadomości, że jestem zawieszony. Chuj....miałem to jakoś gdzieś. Znajdę sobie jakieś zajęcie. Kto wie może wrócę do gangu. Pierdole to. Dlaczego to ja zawsze musiałem być tym złym? To nie moja kurwa wina, że w moich żyłach płynie krew Kruczego Barona! Nie wybierałem sobie kurwa rodziców....
Gdy tylko wyszedł poleżałem jeszcze, jednak nim dobiegli do mnie lekarze po prostu usiadłem, uwalniając lewą rękę i wyrywając obie kroplówkę. Wziąłem od Niemowy gazę i po prostu ruszyłem do swojego pokoju. Może się wykrwawię po drodze a może nie.
W pokoju odkryłem, że oddali mi broń oraz kluczyki do auta i motocykla. O jaka łaska. Przebrałem się, nie przejmując się wiadomościami od Niemowy, że mam natychmiast wracać i po prostu wsiadłem do auta. Może to tchórzostwo ale na co ja im tam? Skoro jestem zawieszony nie mam żadnych przywilejów poza mieszkaniem i ewentualnie pokojem wypoczynkowym choć tego nie jestem pewien. No,....może do leczenia mam nadal dostęp, bo w końcu to co mi się stało było jeszcze w trakcie mojej służby. Ale chuj z tym.
Nim zdołałem wyjechać na drodze stanął mi Niemowa. Nie mogłem go rozjechać więc dałem mu podejść do auta. Szybko wygestykulował pytanie gdzie się do cholery wybieram oraz dał mi specjalny zegarek. Wyglądał i funkcjonował jak ten zwykły sportowy, który miałem połączyć z telefonem. Tja....nie jestem więziony ale jestem na smyczy. Urządzenie miało im dać znać jak zbliżę się do Bramy oraz będzie kontrolować moje dziwne połączenia. No cóż. Chuj z tym.
Pożegnałem się i nim lekarz wygestykulował, że następnego dnia do mnie wpadnie i że mam uważać, odjechałem swoim sześciokołowcem do domu.
Znów byłem sam...tym razem jednak całkiem....sam....

ZT

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach