Z życia Carmel

avatar
GośćGość
Z życia Carmel
Sob 26 Gru - 15:41
Z czasów wczesnego dzieciństwa pamięta jedynie ciepły uśmiech matki, jej skrzące niebieskie oczy oraz miłość, jaką mu dawała. Jego ojciec, nigdy się synem nie przejmował, chłodne zielono-żółte oczy rzadko kiedy zawieszały a nim wzrok. O piękną, młodą kobietę, która urodziła jego potomka, również nie dbał. Zbyt zajęty swoimi badaniami, podążaniem za zdobyciem nowej dawki wiedzy, za osiągnięciem swojego celu.
Russell pamięta również, kiedy Lenore płakała cicho, w sypiali w nadziei, że jej mały chłopiec tego nie usłyszy. Czasem widział na jej twarzy ból, gdy zbyt długo patrzyła w oczy syna: posiadające identyczną barwę, jak jego ojciec. Wtedy, jeszcze tego nie rozumiał. Jak bardzo cierpiała, udając, że wszystko jest w porządku.
Gdy Russ miał pięć lat, zabrała go z domu, rozwiodła się z mężem i poszła do innego mężczyzny, który stał się ojczymem chłopaka. Wtedy, możliwe, że po raz pierwszy w swoim krótkim życiu, dostał realną uwagę od mężczyzny. Cieszył się, ale i smucił, nie rozumiejąc, dlaczego ktoś obcy miałby mu dawać więcej uczuć, niż biologiczny tata, z którym przecież wcześniej mieszkali.
Carmel był ciekawskim dzieckiem, posiadał zamiłowanie do nauki – tak samo, jak jego rodzice – oraz był w tym dobry. Chociaż emocje, w tamtych czasach stanowiły dla niego zagadkę, tak liczba przeczytanych książek rosła. Zaczęło się od prostych bajek dla dzieci, jak zawsze z resztą, później przechodząc na literaturę dla trochę starszych dzieciaków: bardzo lubił ideę fantastycznych stworzeń, magii i czarodziejstwa. Do czasu, kiedy jego matka została zgwałcona przez bestię z innej krainy. Z pięknej kobiety, zmieniła się w blady, na wpół żywy wrak człowieka. Jej dawniej lśniące włosy i oczy straciły cały blask, zachodząc się szarością. Może i przetrwałaby to, żyłaby inaczej, gdyby nie zaszła wtedy w ciąże. Im bliżej terminu porodu była, tym bardziej płakała, wyjąc i zawodząc o tym, jak nieszczęśliwe ma życie. Jego ojczym, starał się ją wspierać, jednak nie potrafił. Nawet mały Russ nie mógł poprawić jej nastroju.
Przez to wydarzenie znielubił bajki i historie o magicznych stworzeniach. Znienawidził je dopiero wtedy, gdy krótko po wydaniu na świat jego brata – odebrała sobie życie. Wiedziała, że dziecko nie jest niczemu winne, ale nie potrafiła żyć z myślą, że urodziła mieszańca, połowiczną bestię, mającego w swojej krwi cień.
Ojczym zajął się Hunterem, jego bratem. Obiecał to jej. Obiecał Russowi, że ich nie porzuci. Z poczucia obowiązku, a może dlatego, że rudy tak bardzo przypominał matkę? Był takim pięknym dzieckiem, które od razu pokochało małego braciszka. Chyba po prostu nie potrafił sobie tego odmówić: posiadana cząstki utraconej miłości obok siebie.
To on zajmował się bratem, kiedy był na tyle duży, żeby to zrobić. Ojczym nie pałał do małego wielkimi uczuciami, jednak zapewniał mu wszystko, co było potrzebne. Russell nigdy nie zauważył, ze coś, poza tą obojętnością, byłoby nie tak.
Chłopcy dorastali, Russell zajmował się naukami ścisłymi, Hunhun zaś – skupiał się na aktywności fizycznej. Szybko przerósł starszego brata, wplatał się w jakieś walki gangów i uliczne bójki. Carmel zawsze starał się go przekonać, aby udał się do szpitala; ten odmawiał… Ojczym nie przejmował się wystarczająco. Skoro półcień nie odczuwał bólu i było mu obojętne, w jakim jest stanie, to jemu również. Z tego powodu rudy zajął się naukami medycznymi, ucząc się, jak zajmować się poturbowanym bratem.
W wieku nastoletnim zainteresował się sztuką cospleyu oraz odkrył w sobie zamiłowanie do kobiecych ciuchów. Na początku trochę się tego wstydził, ale po tym, jak ojczym pochwalił go za urok (co teraz wydaje się skrajnie niewłaściwe), przestał się tego obawiać i zaczął się tak nosić nie tylko w domu, ale i na ulicach. Kilka razy został z tego powodu pobity, ale kiedy jego młodszy brat dorósł wystraczająco, by móc realnie sprać kogoś za dręczenie jego brata, ewentualne problemy z jego ubiorem były już przekazywane mu jedynie drogą słowną czy też sporadycznym niszczeniem rzeczy.
W dniu, kiedy Carmel osiągnął pełnoletniość, przeprowadzili się razem z bratem do znajomej ich matki: miała dać im, zwłaszcza Hunterowi, poczucie kobiety dominującej w rodzinie, zdaniem ich ojca mogłoby to pomóc przy jego buntowniczym zachowaniu. Tak naprawdę, Russell podejrzewał, że ojczym nie ma ochoty użerać się z kłopotliwym nastolatkiem.
Russell oprócz zajmowania się naukami biologicznymi (skończył studia związane z tym kierunkiem w trybie przyśpieszonym ze względu na swój geniusz), zajmował się inżynierią. Tworzył nowe maszyny, głównie „zabawki” samonaprowadzające czy też mniej lub bardziej przydatne roboty. Przybrana ciotka mu na to zezwalała tak długo, jak pewnego dnia nie wydarzył się wypadek. Jedna z jego broni oszalała i go zaatakowała. Hun zasłonił go, ale sam dostał z niej rykoszetem. Przez swoją nieuwagę, głupotę jego mały braciszek ma ciało pełne blizn. Najbardziej nie może sobie wybaczyć tego, że twarz jego brata na zawsze została skalana. I chociaż główny poszkodowany tym się nie przejmuje, po dzień dzisiejszy Carmel dręczy poczucie winy.
Po tym incydencie kobieta zdecydowała, że Russell powinien zajmować się tworzeniem takich wynalazków z odpowiednim sprzętem w laboratorium. Po znajomości załatwiła mu pracę W MORII (czyli tam, gdzie pracował jego biologiczny ojciec oraz matka). Gdy Hunter się o tym dowiedział, zażądał tego samego. Po namowach i argumentacji mówiącej, dlaczego jest do dobry pomysł, obaj zostali przyjęci do organizacji.
Im więcej zdobywał wiedzy o magicznych stworzeniach, tym bardziej zaczęły go fascynować. Na powrót zakochał się w bajkowej magii i fantastyce. Niestety, wciąż pałał do lustrzan nienawiścią. Uważał, że nie posiadają oni w sobie dobra, iż są wszystkim tym, co złe. Dokładnie tak, jak istota, która sprawiła, że Lenore postanowiła odebrać sobie życie. Nie potrafił zatem spojrzeć na te stworzenia inaczej nić wcielenia diabłów. Zwłaszcza że niektóre z nich naprawdę wyglądały jak demony piekielne. Z czerwonymi ślepiami, czarnymi jak smoła rogami. Albo kłami, pazurami i zwierzęcymi pyskami.
Swoje sadystyczne zapędy zatem wyładowywał na obiektach badań, które tak, jakby uważały, że mają prawo zachowywać się tak ludzko – błagały, aby przestał. Przeklęte stwory, udające niewinne. Ujawniające się jako bezsilne oraz przerażone. Grały na jego uczuciach, próbując zrobić z niego takiego samego potwora, jakim były.
Dołączenie do MORII było jego najlepszą, a zarazem najgorszą chwilą w życiu.
W końcu tylko ktoś spowity ciemnością może sobie poradzić z jej uosobieniem. Ktoś, kto nie obawia się spoglądać w otchłań tak długo, aż ona zacznie patrzeć na niego.
Dodatkowym profitem wynikającym z bycia w organizacji była możliwość rozejrzenia się za jego biologicznym ojcem. Russell obwiniał również jego za to co się stało z jego matką. Ojciec najprawdopodobniej nie był nawet świadom tego, że dwadzieścia lat temu kobieta, którą kiedy poślubił, zakończyła swój żywot. Mieli sobie do pogadania.

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach