Charlie, historia, pamiętniczki.

avatar
GośćGość

Hisoria losów Claude'a, z czasem Charliego.


Jako przedstawiciel rodu Cadieux, nowonarodzony Claude mógł pochwalić się co najwyżej kropelką szlacheckiej krwi w żyłach. Jego rodzina nie była bogata, co jednak nie przeszkadzało im w utrzymywaniu takiego pozoru: trzypiętrowy dom był pełen hebanowych mebli, olejnych portretów, wypchanych zwierząt, srebrnych sztućców i ręcznie malowanej ceramiki. Była też obarczona ogromnym długiem, nawiedzana przez karaluchy, szczury i inne szkodniki, porośnięta czarnym grzybem, nieogrzewana i co najgorsze: zamieszkiwana przez rodzinę Cadieux. Claude przyszedł na świat w jako siódmy syn. Młodzieńcowi przyszło dorastać na dworze, który stanowił jednocześnie wyraz rozpaczliwej nędzy jak i powierzchownego, sztucznego i fałszywego dobrobytu. Pozłacaną i udekorowaną luksusowymi świecidełkami posiadłość od wewnątrz przeżerała toksyczna pleśń - zupełnie tak jak jej mieszkańców. Rodzice Allarda wychwalali się stanowiskami, obracali w szanowanym towarzystwie, pili drogie wino i dokładali wszelkich starań, by uchodzić za godnych naśladowania arystokratów. Nie przekładało się to niestety nijak na wychowanie małego kapelusznika, który nawet nie miał ochoty liczyć ile razu padł ofiarą przemocy z ręki opiekunów. Wychowawcy Charliego o wiele bardziej przejmowali się tym, że Cadieuxowi nie przystaje mieć złamanego nosa niż tym, że właśnie roztraszkali mu wcześniej wspomniany nos. Chłopak był przekonany, że tak powinno być. Chodzenie do szkoły z szytą na miarę kamizelką, drogimi butami, złotym piórem i pustym od dwóch dni żołądkiem było naturalnym porządkiem rzeczy w głowie młodzieńca.


Do czasu. Ładne kilka stuleci temu, gdy Charlie był jeszcze nastolatkiem, do spróchniałych drzwi posiadłości zapukał smutny, starszy mężczyzna w czarnym garniturze. Wdał się w burzliwą dyskusję z ojcem Charliego, który nie rozumiał zrozumiał z niej ani słowa. Jego matka zalana była łzami, rodzeństwo było przerażone a dom został jeszcze przed zmierzchem przejęty przez właściciela długu.

Przyzwyczajenie się do nowego życia nie było łatwe i na pewno nie było przyjemne - materac, na którym musiał spać Claude w starej posiadłości był wprawdzie pełen pluskiew, ale był jego własnością. Z rozpadającej się, brudnej willi prosto do rozpadającego się, brudnego pokoju w starej kamienicy. Charlie nigdy nie doświadczył losu prawdziwego majątkowicza, ale różnica w komforcie egzystencji znacząco mu doskwierała.
Wykonywanie drobnych, dorywczych prac nie było stabilnym źródłem dochodu, tym bardziej dochodu, który zaspokoiłby jego potrzeby. Claude nie miał jednak wyboru. Dni i noce mijały mu na układaniu kostki, wyrywaniu chwastów, pucowaniu butów. Był równie głodny, schorowany i niezadowolony co wcześniej, ale tym razem z rękoma pełnymi niegodnej szlachcica roboty.
Uczciwa praca mijała się z leniwym i materialistycznym podejściem do życia, które wykształciło się u chłopaka podczas dojrzewania - w poszukiwaniu alternatywnych metod bogacenia się, Claude niejednokrotnie miał wątpliwą przyjemność zadawać się z półświatkiem Krainy Luster.
Dorastając nauczył się dobrze tylko jednej rzeczy: udawania kimś, kim nie jest. Lata wprawy w prezentowaniu się jako szanowany magnat pomagały w snuciu kłamstw i kłamstewek.
Od kradzieży kieszonkowej, przez pomniejsze oszustwa, kończąc na swoim fachu, w którym tkwi do dziś, czyli rzekomym spełnianiu życzeń - Claude nie mógł już przedstawiać się innym jako Claude, o nazwisku już nie mówiąc. Postanowił, że swój nowy żywot jako spełniacz życzeń będzie wiódł pod pseudonimem Charlie. Sam kapelusznik nie ma pojęcia dlaczego jego etycznie wątpliwa profesja przybrała z czasem magiczne cechy - może to los, chcący brutalnie ukarać wszystkich, którzy próbują go oszukać? Może klątwa, której zwiastunem jest nieświadom niczego Charlie? Czymkolwiek jest, pomogło mu opłacić czynsz i wiele kilogramów czarnej herbaty.

Na przestrzeni kolejnych lat, zdołał zgromadzić pokaźną kwotę, otworzyć biuro i wyrobić sobie wszelakiej maści opinie wśród lokalnych. Niektórzy twierdzą, że życzenia wyszeptane Charliemu na ucho faktycznie się spełniają, jeśli tylko złoży się w dobrej wierze podpis. Inni mówią, dość słusznie. że Charlie to szarlatan, który w najlepszym przypadku z zachciankami klientów nie robi nic, a w najgorszym obraca je przeciwko nim. Są jeszcze tacy, którzy uważają, że tak jak rzeczywiście kapelusznikowi brak jakichkolwiek magicznych możliwości spełniania życzeń, to pewność siebie, jaką daje usłyszenie zapewnienia, że ziszczą się nasze najskrytsze marzenia jest warta ceny usług Charliego.



Wybrane wpisy w dziennikach prowadzonych przez Charliego, które wciąż trzyma w jednej z szafek przy biurku.


Oprawiony w ciemnobrązową skórę notes wypełniony jest starannie zapisanymi kartkami w trójlinię. Pismo zdobiące wszystkie strony to szczyt kaligraficznych możliwości młodziutkiego dziecka, które dopiero niedawno nauczyło się pisać. Atrament swego czasu był granatowy, ale teraz większość stron jest niemal kompletnie wyblakła.

Pamiętniczku,
zebraliśmy się dzisiaj kolację na dole, bo z sufitu w jadalni zaczęła cieknąć woda. Dzisiaj zawiodłem całą swoją rodzinę, bo nic nie umiem i nie zabiłem szczura, który wskoczył mi na kolana i zaczął gryźć obrus. Podobno obrus był bardzo drogi, jedwabny i powierzony mojej mamie przez konsula z jakiejś odległej krainy. Mój tata złapał gryzonia, skręcił mu kark i uderzył mnie w żebra. Opowiedział nam też, że zamówił nowy zestaw do herbaty z białej ceramiki. Szkoda, że znowu nic nie zjedliśmy.




Pożółkłe, pomięte, czasem przesiąknięte wodą i herbatą kartki są sklejone w rogu. Wpisy są wykonane głównie ołówkiem.

Pamiętniku,
od dobrych trzydziestu godzin nie mogę zmrużyć oka nawet na moment. Myślę, myślę przez cały czas o tym, że w wewnętrznej kieszeni mojej starej kurtki mam poza torebką earl greya i trzema spinkami mam też kilka srebrnych monet. Są moje. Na wyłączność. Dostałem je od tego kretyna spod dworca, który zgodził się zapłacić mi połowę z góry za pracę, której jeszcze nie wykonałem. Nie ma znaczenia co to było, bo nie myślałem nawet przez moment o tym, by spełniać jego zachcianki. Po głowie bezustannie jednak krążą mi myśli. Plany! Ambitne plany. Czy którykolwiek z moich braci dorobił się bez kiwnięcia palcem sakiewki srebrniaków? Nie. Jeśli dalej tak pójdzie, to zamiast wyrywać gwoździe z desek, będę mógł po prostu składać obietnice i móc kupować za to chleb i herbatę.

Pamiętniku,
Zacząłem spełniać życzenia. Mówię poważnie. Śmiertelnie, poważnie, na tyle poważnie na ile potrafię. Pobieram drobną opłatę od każdej osoby, która zechce wyjawić mi swoje pragnienie i zapewniam, że wszystko pójdzie po myśli. Jestem jak fontanna albo studnia - wystarczy moneta, odrobina dobrej woli i wypowiedziane na głos życzenie, z tą różnicą, że płynie we mnie krew, nie woda i spełnianie zachcianek idzie mi chyba nieco lepiej, ale co ja tam wiem, nie byłem nigdy fontanną. Co tym bardziej studnią!




Wpisy są sporządzone na złączonych pozłacanymi pierścieniami stronach maszynopisu. Po licznych źle nadrukowanych literkach można dojść do wniosku, że autor dziennika dopiero co przyzwyczaja się do pisania na maszynie.

24.IX Środa
Wpadł do mnie dziś P. Albert. Sympatyczny, starszy i naiwny zoolog-amator, który zażyczył sobie, że przed końcem swych dni chciałby odkryć co najmniej jeden nowy gatunek zwierzęcia: najlepiej, żeby to był gryzoń. Zapewniłem go, że jego życzenie się spełni - bardzo miło jest wreszcie usłyszeć jakąś odskocznię od zachcianek typu pieniądze, pieniądze, miłość, pieniądze, miłość. W zamian chciałem jego gabloty z motylami, trochę pieniędzy i przysługę. Podpisał bez zastanowień. Albert nie jest naukowcem, żyje sam i wydaje się być podatny na klasyczne, nie-nadprzyrodzone mącenie równie bardzo co na hipnozę. Wypchałem watą i gazetami kunę, potem przyszyłem jej koci ogon. Albert dostanie swoją nową bestię z zapewnieniem, że nie może nikomu jej pokazać, bo ożyje i odgryzie mu wszystkie palce. Dopisek: Biorąc pod uwagę to, jakie figle magiczne cyrografy spłatały niejednokrotnie mi i moim klientom, to wcale bym się nie dziwił, gdyby stwór faktycznie pogryzł Alberta, niezależnie od tego czy komuś powie czy nie.


28.IX Niedziela
Cyrograf podpisał dziś młody kupiec, który paskudnie się zadłużył. Wiem, jak bolesne jest życie ze świadomością, że ktoś okropny, oślizgły, paskudny i kłamliwy ma prawo do majątku, na który się tak ciężko pracowało. Zażyczył sobie, jak wielu innych, by w jego posiadaniu znalazła się niebawem spora suma pieniędzy.
Chłopaczek zaciągnął się na porządną sumę u całkiem szemranych typów, którzy najpewniej pokroją go w kosteczki, jeżeli nie odda im należytego złota - jest to w sam raz, ponieważ życzenie się spełni. Nie ma się wobec kogoś długu, jeśli się nie żyje, prawda? Da się egzekwować majątek od umarlaków? Chyba nie.
Mam tylko nadzieję, że handlarzyna faktycznie tego nie przeżyje, bo jeszcze w obronie dobrego imienia swojego biznesu sam musiałbym się tym zająć - za dużo roboty!! Mam ściany do odmalowania i herbatę do zaparzenia.

29.IX Poniedziałek
Kupiec z wczoraj pozbył się swojego długu! Kolejny usatysfakcjonowany klient. Miał nieprawdopodobne szczęście. Dowiedziałem się, że grywa często w kości i karty - udało mu się ograć cały lokali pójść do domu z sakiewką wypełnioną po brzegi złotem, co spełnia jego życzenie wręcz nadprogramowo. Niestety, właściciel kasyna uważa się za eksperta w dziedzinie rachunku prawdopodobieństwa i stwierdził, że mój klient z pewnością oszukiwał za co musi spotkać go kara. Z tego co wiem to obcięli mu palce. złamali nogę, wydłubali oko (tylko jedno!) i skonfiskowali pieniądze. Smutne wydarzenie, ale biorąc pod uwagę, że życzenie spełniło się bez zarzutu, to również nierelewantne wydarzenie.
Dopisek: Pić herbatę z mlekiem w proporcjach 5:6 zamiast 4:5. Smakuje znacznie lepiej.

30.IX Wtorek
Miałem dzisiaj wątpliwą przyjemność pojawić się na zapleczu jadalni w paskudnej części miasta. Smród, szczury, karaluchy i ledwo dyszący wśród odpadów marionetkarz. Biedaczek miał w sercu dziurę. Nie, że mu czegoś brakowało (oprócz kawałka organu?), miał dosłownie otwartą ranę gdzieś tak w okolicach klatki piersiowej i widać było, że nie pożyje za długo. Oferowałem mu pomoc, której nie był w stanie odrzucić. Wystękał swoje życzenie.
Nie jestem lekarzem, raczej nim nie zostanę, ale wyjąłem z kapelusza trochę waty i włożyłem w otwartą ranę - czy tak wyglądają procedury medyczne? To w sumie całkiem łatwe. Tak czy siak, to zawarty kontrakt zrobił swoje, bo rana się zasklepiła i pozostawiła po sobie tylko czarną dyskolorację w kształcie gwiazdy o dziewięciu ramionach. Dowiedziałem się, że rzemieślnika ktoś dźgnął, okradł i całkiem dosłownie wyrzucił na śmietnik. Jest mi z tego powodu niezmiernie przykro, bo nie miał przez to przy sobie ani grosza. Nabyłem kolejnego dłużnika.

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach