Aleja Straconych Nadziei

Seamair
Gif :
Aleja Straconych Nadziei Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Aleja Straconych Nadziei
Czw 2 Wrz - 22:22
Aleja Straconych Nadziei

Ta dość przygnębiająca nazwa, to wytwór miejscowych, którzy mogą pochwalić się dość specyficznym poczuciem humoru. Nazwa okazała się jednak na tyle adekwatna, że szybko zyskała na popularności, przez co skutecznie wyparła oryginał. Dlaczego Aleja Straconych Nadziei? By odpowiedzieć sobie na to pytanie, wystarczy przyjrzeć się rodzajowi lokali funkcjonujących w tej dzielnicy. Możemy natrafić tu na wszelakie maści podejrzane sklepiki, lombardy, kasyna, tawerny i tanie noclegownie. Powietrze w tym rewirze, przesiąknięte jest zapachem desperacji. Ściągają tu Lustrzanie, którzy liczą na łatwy zarobek czy możliwość nabycia niecodziennego a często i nie całkiem legalnego towaru. Można dobić tu naprawdę ciekawych targów, a jeśli nie jest się dostatecznie ostrożnym stać się ich obiektem...
Choć dziś okolica ta jest uważana za szemraną, można się w niej doszukać oznak dawnej świetności. W licznych budynkach można dostrzec piękne, choć często uszkodzone witraże. Niegdyś można było przespacerować się tu najdłuższym i najpiękniejszym pasażem w całym Mieście Lalek.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Aleja Straconych Nadziei Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Minęło trochę czasu od mojej ostatniej wizyty w Alei Straconych Nadziei, na przekór nazwie odwiedzając to miejsce, zwykle byłam jej pełna. A dokładniej zawsze liczyłam na szansę powiększenia swej kolekcji magicznych artefaktów. Kilka przedmiotów, które posiadałam, pochodziły właśnie z tutejszego lombardu. Lombard pod Złotą Strzałą był jednym z porządniejszych w tej dzielnicy, co oczywiście nie oznaczało, że jego pracownicy nie będą próbowali cię okantować... Wydałam tu więcej pieniędzy, niż chciałabym głośno przyznać i to na rzeczy, które ostatecznie okazały się jedynie ładnymi ozdóbkami. Niestety miałam do tak owych słabość, co skrzętnie wykorzystywał jeden z pracujących tu Marionetkarzy. Dziś również przybyłam tu po otrzymaniu od niego nęcącej informacji o tym, że do ich asortymentu trafiło kilka perełek, które mogłyby mnie zainteresować. Obiecałam sobie, że jeśli tym razem Bastien ściągnął mnie tu na darmo, bo wydawało mu się, że rzecz jest magiczna... to w akcie sprawiedliwej zemsty, nieco namieszam w głowie jego ulubionego Reyuina. Oczywiście nie byłoby to nic strasznego... ale przekonanie bestii by nieco uprzykrzyła życie swego właściciela, nie powinno być szczególnie trudne. Byłoby to również mniej traumatyczne niż postraszenie go którąś z moich własnych... w każdym razie większości z nich. Mało kto zląkłby się na widok uroczego avi, choć mógłby zmienić zdanie, gdyby tylko wdał się z nim w dyskusję.
Wyprawa po nic byłby tym bardziej denerwująca...bo wizyta w tej dzielnicy nie należała do łatwych, od kiedy na ogonie siedział mi pewien natrętny Dachowiec. Coraz trudniej było mi opracować skuteczne sposoby na wymknięcie się spod jego pieczy... Na moje szczęście, dziś obyło się bez podstępów i forteli, ponieważ Strażnikowi przydzielono jakieś inne zadanie. Oby na stałe...

Tym razem postanowiłam lepiej przygotować się na potencjalny handel i targi. Miałam coś na wymianę. Piękny kieszonkowy zegarek na srebrnym łańcuszku, ciążył mi niczym kotwica...przez związane z nim wspomnienia. Podarunek od Zegarmistrza, który niegdyś obiecał mi cały czas świata... Nie zdołał spełnić swej obietnicy, a ja nie chciałam więcej słyszeć podobnej. Pragnęłam skupić się na tym, co ważne. Aby to osiągnąć, należało wyzbyć się bzdurnych sentymentów... Gdy zbliżałam się do alei, uchyliłam wieko torby, aby upewnić się, że spakowałam zegarek, choć od mojej sklerozy bardziej prawdopodobne było, że świecidełko spodobało się jednemu z moich nowych podopiecznych. Ciche tykanie, na które byłam nader wyczulona, zdradzało, iż czasomierz był na swoim miejscu.

Dziś nie chciałam za bardzo rzucać się w oczy, w takiej okolicy nie należało obnosić się z rogami. W moim przypadku, do zamaskowania poroża wystarczała tkanina kaptura, który zaciągnęłam na głowę. Wysypywały się spod niego luźne różowe pasemka, którym udało się umknąć z karbów luźno splecionego warkocza. Strój, jaki miałam dziś na sobie, był dobrze dopasowany (niektórzy stwierdziliby pewnie, że zbyt dobrze), różnił się nieco od kreacji, na które decydowałam się podczas wizyt w mieście. Tego dnia nie miałam w planie zgrywania Upiornej panienki z dobrego domu, to też pozwoliłam sobie na większą swobodę. Jej dowodem był również długi i cienki ogon, zakończony ostrą strzałką. Kołysał się hipnotycznie, poruszany rytmem moich kroków. Czarci ogon stanowił chyba najdziwniejszą cześć mojego magicznego arsenału i do tej pory nie udało mi się rozgryźć, jak ktoś mógł wpaść na pomysł stworzenia czegoś takiego... widziałam wiele zalet w posiadaniu tej dodatkowej kończyny, choć początkowe próby oswojenia się z nią wcale nie były łatwe. Pamiętam doskonale, jak często upadałam, potykając się o własny niewłasny ogon... Dziś potrafiłam go kontrolować równie dobrze co każdą inną część swego ciała.

Co jakiś czas rzucałam ukradkowe spojrzenia w kierunku dachów pobliskich budynków i ciemnych zakamarków, w obawie, że nagle ujrzę tam znajomą postać...



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Iskra
Gif :
Aleja Straconych Nadziei DsVkl5j
Godność :
Eva M. Markovski // Iskra (Étincelle) Rosenthal
Wiek :
wizualnie 20+, mentalnie z 55 i ciut.
Rasa :
Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
Wzrost / Waga :
1,65 m // 54 kg
Znaki szczególne :
piegowata skóra, ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy (u Ludzi nosi przyciemniające soczewki); roślinny tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym przedramieniu i brzuchu
Pod ręką :
Frank i Ivor: kopertówka z Bezdenną Sakwą w środku || Wrona: czarna nerka ze szmacianką-zabawką przewieszona w poprzek piersi || Wrona: nerka zawieszona w poprzek piersi, termos z kawą || Sea: Duża, czarna torebka na ramię z przywieszką-szmacianką, część magicznych przedmiotów wśród biżuterii
Broń :
Walter P99 dawno temu zabrany Moriemu - gdzieś na dnie torby
Zawód :
projektant magicznych przedmiotów codziennego użytku || Bogu ducha winna dziennikarka
Kontrahent :
(nie)chciany asystent Saul Fyortersole?
Stan zdrowia :
fizyczny nienaruszony, ogólnie hemofobia || EVENT: trauma po widoku wybuchającego ciała Artemis i/oraz budzący się lęk przed krwią + częściowa niepoczytalność i fantomowe bóle (Koszmar)
https://spectrofobia.forumpolish.com/t264-iskra https://spectrofobia.forumpolish.com/t265-czy-ze-zmrozonego-serca https://spectrofobia.forumpolish.com/t266-kontakt-iskra-rosenthal-eva-markovski https://spectrofobia.forumpolish.com/t1088-iskra
IskraWybryk Natury

Ostatnim słyszalnym dźwiękiem było trzaśnięcie drzwiami. W zasadzie nie, ostatnie były jej teatralne słowa, wypowiedziane zgoła nie teatralnym tonem:
”Zgubił pan gdzieś swoje maniery, monsieur Laurent. Proszę je znaleźć albo ja znajdę nowego doradcę.”
Drzwi za nią zostały zamknięte cicho i spokojnie, jakby nie obeszła jej sytuacja sprzed chwili, ale po kobiecie, z którą się spotkali nie było już ani śladu. Ulica przed Meluzyną – lokalem idealnie łączącym oba człony swej nazwy – była wyludniona i ciemna. Czuła się zażenowana zachowaniem Marionetkarza, ale przecież nie miała jak poszukać agentki nieruchomości. Czy jakkolwiek tutaj nazywali się ci ludzie. Istoty.
Największym zaskoczeniem – dla niej samej, bien sûr – okazało się jak bardzo zrelaksowana i opanowana wtedy była. Wydawała się. Pozbawiona niepotrzebnych emocji, rozproszeń, idealnie zgrana z darem Tchnienia Muzy. Chwilami obca samej sobie. Chwilami w lustrze widywała maman.
Odwróciła się na pięcie, nie chcąc poświęcać Laurentowi już ani jednej myśli więcej. Sposób, w jaki odzywał się do tej kobiety, w jaki oskarżył ją o marnowanie ich czasu… Marionetkarz zrobi co zechce. Oczywistym było, że nie wybiegnie teraz za nią, prosząc o wybaczenie albo sugerując zmianę zdania. To nie było w jego stylu. W ogóle ciężko było powiedzieć co jest lub nie w jego stylu prócz faktu, że odpowiada tylko przed sobą i zrobi co będzie dla niego bardziej korzystne – czy to odpuszczenie sobie Iskry, czy skorygowanie swojego własnego zachowania. Ciężkie westchnienie we wciąż jeszcze ciepłe powietrze wieczora miało być dziś ostatnim nad tym mężczyzną.

W myśl zasady „dress to impress” francuską, niedbałą elegancję musiała zostawić w Glassville. Do garderoby we Wieży przeniosła z kolei wszystkie sukienki i kostiumy, które dotąd chowała tak głęboko jak tylko mogła. Zastukała obcasami na wieczornym bruku, uśmiechając się gorzko. Gdybyż to matka wiedziała do czego doszło!
Przymknęła uczernione powieki. W Krainie nie nosiła soczewek i choć zachodzące słońce tłumiły wszechobecne mgły i opary dzielnicy, wciąż błyszczały bardziej niż powinny. Ubrana i umalowana była znów monochromatycznie i obok włosów tylko białe spodnie rozjaśniały grafitowo-granatowy monolit. Wcześniejsze wizyty w Mrocznych Zaułkach dowiodły już, że tak wygląda wystarczająco niedostępnie dla żebrzących uliczników i wystarczająco pewnie siebie dla drobnych złodziejaszków. Dodatkowo wielokrotnie widywaną ją w towarzystwie Laurenta, którego otaczała pewna niewidoczna estyma, automatycznie unosząca się wtedy i wokół niej. Z każdym kolejnym spotkaniem Iskra coraz bardziej podejrzewała, że umyka jej jakiś bardzo istotny element całej gry. Respekt i rezerwa nie biorą się znikąd. Niestety, opinie o „francuskim” Marionetkarzu były niezmiennie pozytywne, a fakt ten w ogóle nie pomagał jej odkryć, dlaczego o mężczyźnie mawiano nieznacznie cichszym tonem.

Jeszcze kwadrans temu powiedziałaby, że to będzie dobry wieczór i miłe spotkanie. Pasywno-agresywny wybuch Laurenta i zupełnie nie pasywny wybuch Samary przekreślił te nadzieje. Kwestie, które wymagały uwagi wprawiono w ruch, a jej pozostawały jedynie finalne spotkania. Jak na razie – żadne jeszcze nie zakończyło się jakąkolwiek, choćby wstępną, umową. Minęły wprawdzie nieco więcej niż dwa tygodnie od jej pierwszego listu do barona Tyree, ale odniosła niezaprzeczalne wrażenie, że arystokrata nie należy do tych cierpliwych osób. Jeszcze by gotów  o s o b i ś c i e  sprawdzić postępy prac.
W każdym razie – jej niezły humor szlag trafił. Dlatego też naprawdę nie zazdrościła rabusiowi, którego ręka właśnie zacisnęła się na mieszku, który wyjmowała z torebki. Cholernica będzie zaraz tylko przeszkadzać, ale w tej chwili jej masywność i to, że po założeniu na ramię jej kwadrat kończył się niemal pod pachą Iskry dawało kobiecie przewagę.
Napastnik zaszedł rudą od tyłu i sięgnął w trójkąt pomiędzy torbą a uniesionym ramieniem, gdzie miał najlepszą widoczność i dogodność. Nie wziął chyba jednak pod uwagę, że ofiara może się bronić – albo był bardzo pewien swoich sprytu i szybkości.
Prawa ręka Iskry ściskała wyrywany mieszek, ale lewa była zupełnie wolna, więc Eva chwyciła obcego za nadgarstek i pociągnęła. Wtedy zakleszczyła złodziejskie ramię własnym i kroczkiem w tył nadepnęła na jego stopę, więc gdy spróbował się wyrwać – piękne to było potknięcie. Niestety, sakwa wypadła obojgu z rąk i plasnęła o ziemię. Ruda szpetnie zaklęła, ale zamiast skoczyć ku niej, skoczyła do odzyskującego równowagę bandyty.
A raczej – bandytki. Spod kaptura wystawały jasne włosy, a sylwetka pod peleryną była na tyle smukła, że w rozmytej szarpaninie wskazywała bardziej na kobietę niż mężczyznę. Dziewczynę wręcz. Nie było jednak żadnego zważania na płeć czy solidarności jajników. Jak wspomniano – humor miała dziś ruda parszywy.
Gdyby miała ścianę, pchnęła by je na nią, ale teraz musiała zadowolić się jakimś unieruchomieniem. A może właśnie na to liczyła? Może właśnie powstrzymywała się, by nie dać upustu złości na jakiejś nieszczęsnej dziewce, która musi kraść, by się najeść. A może powinna, bo tamta jest częścią gangu siejącego postrach w Zaułkach. Zagryzła zęby i zawahała się, zamiast iść po tchawicę. Wtedy małpa chwyciła ją za bluzkę i naszyjnik i Eva z dziką radością nagle strzeliła ją w twarz, w tym samym czasie jeszcze się zbliżając i chwytając tamtą za nadgarstek. Wisior tani nie był. Złodziejka nie poluzowała chwytu, więc ruda zmieniła taktykę i zamiast dźwigni, rąbnęła ją oburącz w uszy, a później złapała za nie i zaczęła pchać w dół, do parteru. I miałaby ją w ten paskudny i mało widowiskowy sposób, gdyby dziewczyna nagle nie rozpadła się w chmurę konfetti i brokatu.
Co do chuja.

Jak ona
Nienawidziła
Magii.

Instynktownie się cofnęła, obniżając wysokie dotąd buty do płaskiej, solidnej podeszwy. No, Czarodziejską Wstęgę trochę lubiła.
I dobrze, bo sekundę później od frontu uderzył w nią kolejny obłok – ni to dymu, ni tego cholernego brokatu. Ten jednak został nagle zassany bezpośrednio przed rudą, po prostu znikając, nim Iskra zdołała choćby unieść gardę. Rozglądała się w osłupieniu, próbując wypatrzeć kolejny atak, jednak jeszcze jeden błyszczący opar był parę metrów dalej i zdecydowanie się oddalał.  Ruszyła za nim, chwytając po drodze porzucony woreczek. Nie zawierał pieniędzy, jak się pewnie wydawało złodziejce. Eva rozsupłała go w biegu i cisnęła zawartość za siebie. Kryształowy proszek był w zupełnie innym kolorze niż jej oczy, a jednak gdy dosiadała Widma, wciąż słyszała kulawe komplementy na temat ich ogólnej zieleni.
Rumak dogonił ją, ale Eva nijak nie mogła dogonić chmury brokatu. Przez sekundę, gdy wskakiwała na konia, a spróbujcie zrobić to bez strzemion i w biegu, napastniczka – a może już teraz ofiara? – zniknęła za winklem. Galopując wzdłuż kolejnej ulicy nie widziała już ani chmury, ani postaci przypominającej jej złodzieja. W końcu na następnym skrzyżowaniu zobaczyła oddalającą się, smukłą postać w pelerynie. Łut szczęścia. Może zew krwi. Zeskoczyła kilka metrów za nią, przekształcając podeszwy (obecnie) balerinek w kauczukowe, które nie wydadzą żadnego dźwięku podczas pościgu i dopadła postaci od tyłu. Zrobi jej niemal to samo co tamta małpa jej.
Chwyciła dziewczynę za ramię, dynamicznie odwróciła i pchnęła na ścianę, w tym samym czasie chwytem unieruchamiając jej prawą rękę, a drugą wpychając w tchawicę, ponad obojczykami i zaraz pod tym uroczym chokerem. Nie pchnęła palcami na nokaut, a tylko obszarem pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym – z naciskiem na pierwszą kość śródręcza. Dosłownie. Chciała sobie z nią jeszcze porozmawiać, o ile da się rozmawiać  podczas wrażenia, że zaraz albo się zadławisz, albo zrzygasz.
Ruda była tak wściekła, że dopiero po chwili zwróciła uwagę na coś innego niż lewa ręka dziewczyny, której nie miała jak zablokować, albo kolana, którymi może próbować uderzać, czy też biczyk zwisający obok nogi tamtej. Na przykład na fakt, że ta tutaj jest ubrana ze trzy razy lżej niż faktyczna napastniczka, albo że kolor i rysy twarzy też niezbyt się zgadzają. Ruda była świadoma, że tamta mogła się transformować, ale wreszcie zaczęła mieć wątpliwości. Jak zawsze – po fakcie.
Pytanie, czy Seamair poczeka aż te dojdą do głosu, czy będzie się bronić, wszczynając kolejną bójkę. Właśnie wtedy też za dogodne uznała ujawnić się brokatowa chmura, która wybuchła wokół kobiet, wypełniając powietrze dymem i wrażeniem duszności i łzawienia. Jeśli coś to pomoże, należało wspomnieć, że do kaszlu i łez doprowadzała nie tylko ofiarę, ale i napastniczkę.


Ostatnio zmieniony przez Iskra dnia Wto 7 Gru - 23:33, w całości zmieniany 2 razy

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Aleja Straconych Nadziei Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że tonąc w rozmyśleniach, zboczyłam z drogi, która miała doprowadzić mnie wprost do antykwariatu. Niektóre ze wspomnień potrafiły być równie zwodnicze co spacer przez mokradła, idziesz sobie pewnie, aż nagle twoje stopy tracą stały grunt, a ty nie wiesz jak wyrwać się z grzęzawiska przeszłości... Od czasu pamiętnej rozmowy ze Strażnikiem, pewne wspomnienia znów zaczęły się wypiętrzać, mimo iż tyle trudu sprawiło mi, aby wcześniej zepchnąć je do najciemniejszych kątów umysłu. Nie chciałam zmian... bo nie wierzyłam, by miało z nich wyniknąć coś dobrego. Bycie ciągle rozdartym i niepewnym... myślenie o tym, kim by się teraz było, gdyby wtedy wszystko potoczyło się inaczej. To była słabość, nic więcej. A ja nie mogłam sobie na nią pozwolić.
Zatrzymałam się naprzeciw jednej ze sklepowych witryn, kolejny sklep z wszystkimi i niczym, jakich tu nie brakowało. Ironiczny uśmieszek wykwitł na moim obliczu, gdy zauważyłam, że na wysokości mojego wzroku znajduje się myśliwskie trofeum, oprawiona para pokaźnych rogów. Pochyliłam się odrobinę, tak by lepiej wpasować własne odbicie z porożem, które kiedyś zdobiło głowę jelenia lub innego mu podobnego stworzenia. Posiadanie tak rozłożystego poroża byłoby mało wygodne. Drgnęłam na myśl o tym, że ktoś mógł zapragnąć, kolekcjonować w ten sposób poroże Upiornych... choć wątpiłam, aby ktoś miał połakomić się na moje, to ta koncepcja będzie się we mnie budziła za każdym razem, gdy dojrzę podobne trofea...
I właśnie wtedy w niezbyt czystej szybie, poza własnym odbiciem dostrzegłam jeszcze czyjeś... Niestety zdecydowanie za późno zdałam sobie sprawę, z tego co się działo. Nim zdążyłam choćby się odwrócić, czyjaś dłoń zacisnęła się na moim ramieniu.
Gdy zostałam pchnięta na ścianę i poczułam nacisk na gardle, byłam już pewna, że zostałam zaatakowana.
Sam fakt, iż mogłam być celem czyjejś wrogości, zupełnie mnie nie dziwił, byłabym w stanie ułożyć niemałą listę osób, które mogłyby chcieć się mnie pozbyć. Jednak większość person, które znalazłyby się, na tej liście powinny mieć na tyle taktu albo chociaż pragnęłyby satysfakcji, aby zrobić to osobiście. Była też Moria, która nadal mogła chcieć mnie ścigać, byłam w końcu pierwowzorem jednego z ich większych projektów naukowych. Ale taki frontalny atak mi do nich nie pasował, tak jak twarz mojej napastniczki nie pasowała do reszty mojej czarnej listy... Logiczne, że jako kolejny wniosek nasunął się rabunek... ale to nie miało dla mnie teraz większego znaczenia. Fakt, czy ktoś chciał mnie zabić, czy jedynie okraść... zaatakował mnie i to był błąd. W takich chwilach dawałam się porwać tej części natury, której było znacznie bliżej do bestii. Tej, która wraz z falą adrenaliny, dawała ponieść się instynktom. Fakt, że zaczynałam czuć braki w dopływie powietrza, jedynie pogarszał sytuację...nakazywał, działać szybko.
Moje usta zaczęły się poruszać, jakbym chciała coś powiedzieć, lecz sens słów dla mojej napastniczki musiał brzmieć jak istny bełkot. W rzeczywistości tym, co pospiesznie wycharczałam była inkantacja zaklęcia, w które pchnęłam na tyle mocy, aby nagle między mną a rudowłosą buchnął tęczowy płomień. Tym, co płonęło, był rękaw koszuli, ręki, którą kobieta trzymała na moim gardle. Ogień rozprzestrzeniał się szybko, trawiąc szykowną tkaninę, której w innych okolicznościach byłoby mi żal.
Było to pierwsze i ostatnie ostrzeżenie, jakiego miałam zamiar udzielić agresorce, licząc na to, że w jej przypadku również zadziała instynkt. Człowiek, który nagle zajmuje się ogniem, zwykle stara się odsunąć od jego źródła i próbować go zagasić. Ta reakcja powinna być zakorzeniona dostatecznie głęboko, aby nieznajoma nie spostrzegła, iż płomień nie zostawia na jej skórze oparzeń, a niszczy jedynie tkaninę, tym bardziej że w czasie spalania wydzielało się intensywne ciepło. Co do prób zagaszenia, czegokolwiek rudowłosa by nie zrobiła, skończyłyby się marnym skutkiem, ponieważ tylko ja mogłam zgasić ów płomień. I jeśli odskoczyła dostatecznie szybko, byłam skłonna oszczędzić resztę jej bluzki, ta potyczka stałaby się bowiem niezręczna, gdyby napastniczka musiała paradować tu w samej bieliźnie...
Jeśli sam płomień okazał się niewystarczającym środkiem, aby zachęcić nieznajomą do zachowania społecznego dystansu, to kolejnym krokiem miał być atak z użyciem czarciego ogona. A ten nie bez powodu był zakończony ostrą strzałką...
Wówczas nastąpił kolejny atak, a świat rozbłysł w chmurze błyszczących drobin i pyłu, który podrażniał gardło i oczy. Kolejna sztuczka napastniczki? W dodatku marna, skoro sama padła ofiarą własnej zagrywki. Miałam ochotę parsknąć, lecz zęby nadal miałam zaciśnięte i obnażone niczym gotujący się do ataku wilk. Przymrużonymi i załzawionymi oczami, wypatrywałam rudowłosej postaci.
Noszenie butów z wysoką cholewą miało wiele zalet, jedną z nich był fakt, iż stanowiły świetne miejsce do przemycania rzeczy. Takich jak na przykład niewielkie ostrze, czy zapalniczka. Teraz gdy sięgnęłam po to pierwsze, poczułam ostre szarpniecie, a zaraz po nim trzask, zrywanego paska mojej torby!
-Cholerna złodziejka!
Rzuciłam, jednocześnie zamachnąwszy się ogonem w stronę bezczelnie okradającej mnie kobiety. Przeklęta chmura brokatu i dymy unoszącego się w powietrzu odwiodła mnie od pomysłu, posłania ku nieznajomej kuli ognia.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Iskra
Gif :
Aleja Straconych Nadziei DsVkl5j
Godność :
Eva M. Markovski // Iskra (Étincelle) Rosenthal
Wiek :
wizualnie 20+, mentalnie z 55 i ciut.
Rasa :
Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
Wzrost / Waga :
1,65 m // 54 kg
Znaki szczególne :
piegowata skóra, ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy (u Ludzi nosi przyciemniające soczewki); roślinny tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym przedramieniu i brzuchu
Pod ręką :
Frank i Ivor: kopertówka z Bezdenną Sakwą w środku || Wrona: czarna nerka ze szmacianką-zabawką przewieszona w poprzek piersi || Wrona: nerka zawieszona w poprzek piersi, termos z kawą || Sea: Duża, czarna torebka na ramię z przywieszką-szmacianką, część magicznych przedmiotów wśród biżuterii
Broń :
Walter P99 dawno temu zabrany Moriemu - gdzieś na dnie torby
Zawód :
projektant magicznych przedmiotów codziennego użytku || Bogu ducha winna dziennikarka
Kontrahent :
(nie)chciany asystent Saul Fyortersole?
Stan zdrowia :
fizyczny nienaruszony, ogólnie hemofobia || EVENT: trauma po widoku wybuchającego ciała Artemis i/oraz budzący się lęk przed krwią + częściowa niepoczytalność i fantomowe bóle (Koszmar)
https://spectrofobia.forumpolish.com/t264-iskra https://spectrofobia.forumpolish.com/t265-czy-ze-zmrozonego-serca https://spectrofobia.forumpolish.com/t266-kontakt-iskra-rosenthal-eva-markovski https://spectrofobia.forumpolish.com/t1088-iskra
IskraWybryk Natury
Re: Aleja Straconych Nadziei
Pią 12 Lis - 13:06
Naturalnie, że spodziewała się magii, a jednak gdy buchnęły wokół nich płomienie, siłą woli musiała powstrzymać się przed wycofaniem. Oczywiście, że instynkt nakazywał ucieczkę, lecz marne jej wyszkolenie gdyby wziął nad nią górę. A Iskra nie była marnie wyszkolona. Choć teraz już znacznie rzadziej, trenowała sztuki walki od ósmego roku życia. Niektórzy poświęcają dzieciństwo konkursom chopinowskim albo doskonaleniu wagarowania, a ta mała ruda żmija skupiła się na ucieczce w ćwiczenia fizyczne – w jedyne miejsce, gdzie maman z pewnością by za nią nie poszła.
Wzmagając dławienie kobiety, by nie próbowała niczego, Eva na sekundę zanurkowała w zgięcie łokcia, by osłonić przed płomieniami twarz i zacisnęła zęby w przygotowaniu na piekący ból oparzeń. W tej samej chwili zapoczątkowała regenerację tkanek na ramionach i jeśli być szczerym – to był główny powód jej brawury. Gdyby nie była pewna, że potrafi wyleczyć większość obrażeń jeszcze w trakcie walki, z pewnością próbowałaby ich unikać, w końcu półżywa nic nie wskóra.
Ogień pełzł po ramieniu, trawiąc skórę i bluzkę, pozostawiając na widoku kilka bransoletek i więcej niż kilka podłużnych blizn na nadgarstku, a Eva go ignorowała, bo nie mogła stracić impetu. Złodziejka wciąż nie próbowała uwolnić się z duszenia i przypuszczalnie następna obrona też będzie magiczna. Należało  działać szybko, by sprawnie i bez większych uszkodzeń wyłączyć ją z gry.

Można przyjąć, że z powodu wyszkolenia i świetnej kondycji Eva była dwa razy bardziej sprawna i wytrzymała od zwykłych istot. W tej chwili granatowy kamyk na bransoletce, pamiątka po bliskim spotkaniu z zaświatami (i małpami-mutantami), jarzył się wewnętrznym światłem, zwiększając tak atrybuty gołej siły i szybkości, jak i umiejętności rudej. Jeśliby przesadzić, Kryształ je dublował, więc Eva była cztery razy sprawniejsza od Seamair. Jeśliby przyjąć, że to przesada i obciąć rachunek o pół, nadal dwukrotnie przewyższała ją siłą, szybkością, kondycją i wyszkoleniem w walce wręcz.
Nie chciała jej jednak pobić, tylko unieruchomić, więc naraz puściła dziewczynę i nawet jeśli tamta zdążyła zaatakować ogonem, stalowym uściskiem złapała ją za ramiona i wraziła kciuki w doły nadobojczykowe, zaraz przy szyi. W tym miejscu znajduje się splot ramienny odpowiadający za kontrolę kończyn górnych, a Eva bardzo dobrze wiedziała gdzie celować – oprócz lat doświadczenia, koordynację i czucie też miała polepszone. Atak na pakiet nerwów paraliżował ręce od barków w dół i od tego momentu ramiona Seamair będą bezużyteczne na przynajmniej pięć minut.

Po tym w końcu odskoczyła, szczególnie, że powstałe kłęby brokatowego pyłu dusiły i działały jak gaz łzawiący. Zatrzymała się pod drugą ścianą, kaszląc, niemal zgięta w pół. Mrugając zawzięcie, trzymała nieznajomą na oku, ale musiała też zlustrować własne obrażenia. Odnotowała dwie rzeczy: ogień pochłonął już rękaw i połowę falban na piersi, pozostawiając ją roznegliżowaną niemal jak dziewczyna po drugiej stronie, ale na skórze brakowało charakterystycznych dla oparzeń blizn i zaczerwienień. Nawet jej leczenie nie potrafiło regenerować uszkodzeń tak błyskawicznie.
Zerknęła na różowowłosą podejrzliwie i pewnie by coś powiedziała o brzydkim używaniu iluzji, gdyby tamta nie zaczęła się nagle miotać dookoła, wrzeszcząc za złodziejką. Czyżby faktycznie wśród dymu przesuwało się coś skupionego? Seamair została w epicentrum barwnego oparu, a ten równie dobrze mógł mieć halucynogenne działanie. Jednak sam fakt, że obie miały na pieńku ze „Złodziejką z Kolorowej Chmury”… Nie mogła być jednak kompletnie pewna. Ruda powoli odsunęła się jeszcze, na drugą stronę alejki, i dzieliło je już z dwa metry, ale rozmyślnie ustawiła się pod kątem, blokując drogę do wyjścia, u wlotu uliczki czekało zaś wiernie Widmo, jej rumak z pyłu i piasku.

Zdobyła się, by wreszcie ruszyć głową i zamiast znów rzucać na oślep, chciała poczekać i obserwować – tak różowowłosą, jak i kłębowisko koloru. Wprawdzie zostawiała ją na potencjalną pastwę i dymu, i bandyty, prawdopodobnie pozbawioną władzy w rękach, ale wszystko można później połatać. No, oprócz zaufania.
Gdyby rzeczony rabuś spróbował coś zwędzić, prawdopodobnie musiałby przyjąć bardziej materialną niż dym formę, więc jeśli to Seamair miała rację, złodziejka wypadając z oparu znów trafi na Iskrę. A jeśli po prostu nawdychała się halucynogenów, powinna zacząć wykrzykiwać inne niekoherentne rzeczy, jak „oddajecie mi moje rogi” i „kupię ci nową bluzkę”.
Ten moment na odsapnięcie poświęciła też na obejrzenie dziewczyny, którą napadła. (Shame on you, Iskierko.) Ubrała się głównie w buty z cholewami i opończę, resztę zostawiając jako sugestię. Nie, żeby Iskra miała na sobie wiele więcej jeśli tęczowy ogień dokończył dzieła i pozostawił ją w granatowym push-upie. Całe szczęście dzisiejszy był z materiału i koronek, a nie koronek i mgły. To jednak nie brak ubrań i firanka ledwo zasłaniająca łono zwróciły uwagę rudej, a masywna, stara blizna biegnąca wzdłuż mostka. Dziwiła się, że dziewczyna nie pozbyła się jej w jakiś magiczny sposób, ale może potrzebowała tej blizny, jak ruda potrzebowała swoich. Nadal trzęsąc się od adrenaliny, zasłoniła lewy nadgarstek i czekała.
Nie była pewna czy robiła takie dzikie rzeczy za rzadko, czy za często.


Ostatnio zmieniony przez Iskra dnia Pon 17 Sty - 23:09, w całości zmieniany 2 razy

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Aleja Straconych Nadziei Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Ten dzień, choć ledwo miał swój początek, dostarczył mi ponadprogramowej dawki zaskoczeń. Niestety w żadnym razie niedane mi było zakwalifikować, nawet części z nich jako miłe niespodzianki.
Ostatecznie największym wstrząsem, okazało się rozczarowanie samą sobą. Dotarło to do mnie w chwili, gdy moje działania nie przyniosły zamierzonego rezultatu. Pozwoliłam sobie na słabość... zagrałam zbyt zachowawczo i przyszło mi za to zapłacić. A przecież nie chodziło tylko o kupienie sobie czasu i okazji na rozeznanie się w tej całej sytuacji... Atakujący zazwyczaj ma motyw, a ja chciałam go poznać. Tyle że jeszcze kilka lat temu nie miałabym podobnego dylematu, nie wahałabym się... Pierwszy atak, powinien być również tym ostatnim. Tego zwykle trzymali się przeciwnicy. Z czasem też, zaczęłam stosować się do tej metody. Co się zmieniło? Czy za zmianą metod kryła się moja pycha, czy może umoralniające gadki pewnego kocura. Trudno nie zacząć, zastanawiać się nad sobą, gdy twoją moralność kwestionuje, ktoś, kto zawodowo zajmuje się tropieniem i eliminacją wrogów stowarzyszenia.

Czy nie doceniłam możliwości mojej napastniczki? W zasadzie początkowo chciałam ją odstraszyć, odzyskać przestrzeń i pole manewru... gdy to się nie udało, miałam jasny sygnał, że nie można pozwolić sobie na zlekceważenie przeciwnika. Ale to przeświadczenie przyszło za późno. To nie był, głupi wybryk czy niecodzienna forma zaczepki... Tylko czego chciała tamta?
Bo nie zabić mnie... a przynajmniej nie od razu, skoro do tej pory mając okazję, jeszcze nie zadała kończącego ciosu. Ale może po prostu trafiła mi się psychopatka, która lubiła bawić się ze swoją ofiarą? Czy wyglądała na taką? Prawdziwi obłąkańcy bardzo często potrafili wyglądać całkiem „normalnie”. W Różanej Wieży zdarzyłam się przyjrzeć, nie jednemu takiemu... choć Ci najgorsi zwykle nie trafiali do niej żywi.

Gdy kobieta ode mnie odskoczyła, zamarłam, czując nagły ból, po którym obie moje ręce jakby zmartwiały. Nie wpadanie w panikę w takich chwilach nie należało do łatwych. Jednak życie doświadczyło mnie wystarczająco, abym wiedziała jak się zachować. Słabość i strach, nauczyłam się, aby ich nie okazywać. Za wszelką cenę. Najłatwiejszym sposobem było przekuć je w złość. Poczułam się jak kukiełka, której sznurki nagle zostały przecięte. Zwykle taka metafora kojarzyła mi się z odzyskaniem poczucia wolności, ale tym razem była jak najzupełniej dosłowna.
Moja teoria na temat psychopatki nagle zaczęła zyskiwać na realności...

Po czasie spostrzegłam, że agresorka nie tylko pozbawiła mnie władzy w rękach, ale jeszcze wyrwała wstawkę mojej bluzki. Tą, którą nosiłam, aby zamaskować bliznę... Niemożność jej zakrycia była teraz tym bardziej frustrująca. O istnieniu tych skaz wiedziało naprawdę niewiele istot i nie miałam zamiaru powiększać tego grona.

Potem wszystko potoczyło się szybko, a nawet zbyt szybko, gdy otoczyła nas kurtyna kolorowego dymu i błyszczących drobin. Początkowa myśl, że to rudowłosa jest sprawczynią, tego barwnego zamieszania uleciało. Wcześniejszy pomysł, że padła ofiarą własnego fortelu, zdawał się marnym wyjaśnieniem. Nie chciałam też, aby ktoś, kto zdołał mnie podejść i zaatakować nagle okazał taką nieudolność, byłaby to jeszcze większa rana pozostawiona na moim ego. Może zatem dziewczyna miała wspólnika, który nie bardzo przejął się ewentualnym uszczerbkiem na swej partnerce? To wyjaśniałoby, dlaczego ktoś właśnie zbiegł z moją własnością, a ja nadal w oddali przez powoli rozrzedzający się kolorowe kłęby dostrzegałam postać napastniczki. Nawet jeśli była dodatkowo rozmazana, przez cisnące się do oczu łzy.

Wbrew wszystkiemu, całe to brokatowe zamieszanie, było dla mnie szansą. Nie miałam zamiaru stawać do dalszej walki i to przeciwko nie jednej a teraz już potencjalnie dwojgiem przeciwników. A w każdym razie, nie w takim stanie... Krztusząc się coraz mocniej od dławiących oparów, szybko przewertowałam wspomnienia swojej trasy przez aleje. Przywołując w pamięci płaski dach jednego z budynków mijanych kilka uliczek wstecz, otworzyłam na ziemi niewielki portal. Mojej obserwatorce mogło się wydawać, że koło mnie pojawiła się nagle świetlista tęczowa kałuża, w którą od razu wskoczyłam, co sprawiło wrażenie, jakbym dosłownie zapadła się pod ziemie.

Portal zasklepił się, zaraz po tym jak przez niego przeszłam, a ja wylądowałam na dachu, z pewną niezgrabnością przez zachwiane poczucie równowagi. Dzieliło nas teraz kilka budynków, więc szanse na to, że kobieta od razu mnie odnajdzie, były nikłe. Mimo to wodziłam wokół czujnym wzrokiem, starając się zdławić kolejne kaszlnięcia.
Musiałam się spieszyć, szczególnie że nie zamierzałam ot, tak odpuścić tej sprawy. Bardzo cieszył mnie fakt, że postanowiłam dziś skorzystać z czarciego ogona, który teraz okazał się dla mnie małym wybawieniem. Nie był tak sprawny, jak zręczne palce, ale wystarczył, abym z pomocą jego i zębów zdołała zdjąć i rozsupłać bezdenną sakwę. Cała ta scena wahała się między komizmem a żałością, więc liczyłam na to, że nikt jej nie zauważył.
Serca na chwilę mi się, zatrzymały, gdy po wypowiedzeniu nazwy leczniczego eliksiru, ten z trzaskiem upadł na twarde podłoże...
Ulga, jaka do mnie napłynęła, gdy miałam pewność, że fiolka się nie rozbiła, była ogromna. Naprawdę nie miałam ochoty dodawać do dzisiejszej listy upokorzeń, zlizywanie eliksiru z podłogi. Czarci ogon owinął się wokół flakonu. Musiałam dosłownie wgryźć się w korek, aby otworzyć fiolkę i wlać sobie jej zawartość do gardła. Kilka kropel ściekło po mojej brodzie i szyi, znacząc je zielonkawymi kroplami i zapachem zbliżonym do miętowego olejku. Leczy ciało i odświeża oddech, dwa w jednym. O ile faktycznie było co leczyć... jeśli ruda potraktowała mnie magią, mogło się okazać, że moje wysiłki pójdą na marne.
Czekając aż, eliksir zacznie działać, postanowiłam uzbroić się w jeszcze kilka drobiazgów, które wysypały się z sakwy. Niezgrabnie nałożyłam na ramiona płaszcz zmiennokształtności, uznając go za dostateczne zabezpieczenie, nie licząc pierścieni, które już miałam na palcach, całe szczęście, bo wciśnięcie ich na bezwładne palce byłoby więcej niż problematyczne. Po chwili zastanowienia wylądował przede mną jeszcze jeden przedmiot a była nim urocza maskotka w kształcie pluszowego białego królika, odzianego w gustowne dodatki. Dotąd żałowałam, że wyśmiałam dziadka za podarowanie mi zabawki... choć wtedy nie wiedziałam, że to nic innego jak magiczny wykrywacz kłamstw.
Gdy moje palce z wysiłkiem zacisnęły się na Kłamcożercy, wiedziałam, że eliksir zaczyna działać. Tyle musiało mi wystarczyć. Na ponowne dotarcie do feralnej alejki, wybrałam najszybszą z metod, a zatem tą samą, która pozwoliła mi z niej uciec.
Nie sądziłam by ruda, spodziewała się mojego powrotu, lecz zostawiłam sobie bufor bezpieczeństwa, na miejsce przeniesienia wybierając skraj alejki. Poczułam nagły zawrót głowy, a krajobraz przed moimi oczami na chwilę się przyciemnił... anomalia trwała ledwie uderzenie serca, a ja zrzuciłam ją na zbyt nagłe zużycie magicznej mocy. Mimo że zwykle nie zdarzało się to przy tak małych odległościach...
Wychyliłam się z lustra portalu, (tym razem ustawionego pionowo przede mną) na tyle, by móc ocenić, że nagle nie wpadnę na swoją dręczycielkę, musiałam jednak przenieść się całkiem, aby dokładniej się za nią rozejrzeć.
Jeśli tylko okazało się, że rudowłosa nadal była w pobliżu, od razu ruszyłam w jej stronę, nadal odurzona złością, co jasno dało się odczytać z mojej postawy. Ale przez rzuceniem się na dziewczynę powstrzymywała mnie pamięć, o tym, co zrobiła mi chwilę temu, oraz dalej nurtująca mnie kwestia jej motywów. Zatrzymałam się więc i wykrzyczałam w jej kierunku.
-Czegoś się na mnie uwzięła ruda łachudro?! I gdzie jest tamta druga wywłoka!?
Drgnęłam, gdy ciemność znów zamajaczyła mi przed oczami, a ziemia jakby się poruszyła... Kolejne sztuczki?

*Gdyby dziewczyny nie było już w zaułku, skorzystałabym z Amoralasu i po doprawieniu sobie parki uroczych demonicznych skrzydeł, przeleciałabym się nad okolicą w poszukiwaniu zguby. Nawet gdyby jej wytropienie miało mi zająć, nie wiadomo ile...


(1/2 eliksir plaster w płynie -zużyty)


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Iskra
Gif :
Aleja Straconych Nadziei DsVkl5j
Godność :
Eva M. Markovski // Iskra (Étincelle) Rosenthal
Wiek :
wizualnie 20+, mentalnie z 55 i ciut.
Rasa :
Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
Wzrost / Waga :
1,65 m // 54 kg
Znaki szczególne :
piegowata skóra, ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy (u Ludzi nosi przyciemniające soczewki); roślinny tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym przedramieniu i brzuchu
Pod ręką :
Frank i Ivor: kopertówka z Bezdenną Sakwą w środku || Wrona: czarna nerka ze szmacianką-zabawką przewieszona w poprzek piersi || Wrona: nerka zawieszona w poprzek piersi, termos z kawą || Sea: Duża, czarna torebka na ramię z przywieszką-szmacianką, część magicznych przedmiotów wśród biżuterii
Broń :
Walter P99 dawno temu zabrany Moriemu - gdzieś na dnie torby
Zawód :
projektant magicznych przedmiotów codziennego użytku || Bogu ducha winna dziennikarka
Kontrahent :
(nie)chciany asystent Saul Fyortersole?
Stan zdrowia :
fizyczny nienaruszony, ogólnie hemofobia || EVENT: trauma po widoku wybuchającego ciała Artemis i/oraz budzący się lęk przed krwią + częściowa niepoczytalność i fantomowe bóle (Koszmar)
https://spectrofobia.forumpolish.com/t264-iskra https://spectrofobia.forumpolish.com/t265-czy-ze-zmrozonego-serca https://spectrofobia.forumpolish.com/t266-kontakt-iskra-rosenthal-eva-markovski https://spectrofobia.forumpolish.com/t1088-iskra
IskraWybryk Natury
Zaskakujące, ale nieświadomie miały z Seamair podobne modus operandi – nie krzywdziły poważnie przeciwnika z pragmatyzmu, nie miłosierdzia. W końcu martwi (przeważnie) nie gadają. Gdyby nie zaczęła wreszcie zauważać niezgodności w postaci „złodziejki”, też by pewnie teraz pomstowała w myślach.
Poprzez dym zobaczyła, że jej „ofiara” wsiąka w ziemię, ale nie miała kiedy (albo) odetchnąć z ulgą (albo) zastanowić się, czy dziewczyna nie wychynie zaraz ze ściany, żeby ją od tyłu zadusić, bo z migotliwych oparów wypadła na nią inna postać. A więc to jednak nie były majaki lub przywidzenia w dymie. Eva ruszyła gwałtownie wprzód, gotowa obalić chude dziewczę o święcących jak żarówki oczach, jednak nogi się pod nią ugięły. Koniec pieśni i wiekopomnej akcji.
Chwyciła złodziejkę za ramiona, jednak ta zdołała się wyrwać, bo bez podparcia lewej nogi ruda nie miała wystarczającej siły. Przez krótką chwilę spoglądały sobie w oczy, a później tamta pobiegła w głąb uliczki, by znów zniknąć za rogiem. No, prawie. Iskra miała jej opończę, którą tamta zrzuciła w biegu, gdy ruda spróbowała zatrzymać ją po raz wtóry, tym razem za fraki.
Westchnęła.
A później westchnęła jeszcze raz, czując, że schodzi z niej adrenalina, a wzmaga się ból. Rzuciła ciemną pelerynę rabusia obok swojej zapomnianej na amen torebki, zaprzestając na razie pościgu. Jedna uciekła i druga uciekła, nic na to nie poradzi. Musiała zachować czujność, a jednak musiała też doprowadzić się do porządku.
(Własnoręczna) obdukcja zewnętrzna wykazała, że ogon różowej jednak doszedł celu, ale była najwyraźniej zbyt zajęta widmowym ogniem, żeby się wtedy przejąć. Poza tym, co zaskakujące, skanowanie mocą mówiło, że nic jej nie jest. W takim razie to łupanie w czaszce to z pewnością kac moralny. O, i jeszcze wyrwałaś jej kawałek sukienki, będzie jeszcze bardziej goła. Pas mal, mała.

Znów westchnęła. Głowa jej ostygła, gniew wyparował i była już tylko bardzo, ale to bardzo zirytowana. Albo zmęczona. Na jedno wychodzi.
Uleczyła mięśnie, w które ogon wraził się jak strzałka, zarzuciła na bark zdobyczną pelerynę i wygrzebała z torebki tabliczkę nadziewanej malinami czekolady. Pogryzając ją jak batonik, dumała co dalej.
Chwilę później – schowana w Bolerku Niewidku – odwołała Widmo do sakwy i ruszyła w stronę, w którą uciekła złodziejka. Nie była w sumie pewna dlaczego, oprócz dumy nic jej nie zginęło. No, może było jej trochę przykro z powodu różowowłosej. Pewnie by nie ucierpiała i nie została okradziona, gdyby Eva nie poprowadziła rabusia wprost na nią.
Irytacja znikała równocześnie z czekoladą i pozostawało tylko ściskanie w czaszce. No i poczucie winy. Iskra naprawdę nie wszczynała bójek bez powodu. A jeśli nawet, to potrafiła się przyznać do błędu. Obecnie nie miała jednak komu czego przyznać, więc wędrowała dalej, niemal gotowa spisać wieczór na straty i wrócić do wieży Gildii.
Oczywiście akurat wtedy dojrzała na niebie postać różowowłosej, kołującej nad ulicami jak drapieżny ptak, i nie było już wymówek przed próbą wyjaśnienia zaszłej sytuacji. (Równocześnie naszą Marionetkarkę naszła zupełnie randomowa myśl, że sama nie byłaby na tyle odważna, by unosić się nad innymi w takiej „spódnicy”, nawet jeśli towarzyszyły jej rajstopy.) Wytrwałość nieznajomej, nawet po tym jak została zraniona, nie wróżyła najlepiej samej Iskrze, jednak chciała – należało nawet! – jakoś zadośćuczynić pomyłce. Czy wzięła ze sobą Amoralas?

Nadal spowita w Bolerko, wzniosła się w górę, taszcząc ze sobą i torebkę zawieszoną w łokciu, i opończę złodziejki. Ta z kolei nieco ciężkawo obijała się o udo rudej. Czyżby na dodatek okradła kieszonkowca?
Tym razem postanowiła zbliżyć się do swojej niedoszłej ofiary od przodu. Wcale by jej nie zdziwiło, gdyby nieznajoma okazała się ździebko… nerwowa przy tym kolejnym spotkaniu. Zatrzymała się naprzeciw dziewczyny, choć w odległości wystarczającej na wykonanie uniku gdyby przeprosiny nie zostały dobrze przyjęte. Wiatr łopotał pelerynką i spódnicą tamtej, a gdy Eva spojrzała w dół, ziemia wydawała się być bardzo, bardzo daleko. Jak wysoko się wzniosły? I kiedy?
Zakręciło się jej w głowie, a przecież nie miała lęku wysokości. Czując narastającą panikę, przeniosła uwagę na nieznajomą i sprawę, z którą tu przybyła. Była nieco bledsza niż gdy się poprzednio spotkały, ale jaskrawozielone oczy błyszczały jej tak samo.
Marionetkarka odrzuciła czerwony kaptur Bolerka i niewidzialność zniknęła. Unosiła się na podwójnych skrzydłach przypominających motyle – były czarne i eleganckie jak aksamit, ale wyglądały też na podatne na rozdarcie niczym delikatna dentelle de Calais. Niech cholera weźmie podświadome manifestacje magicznych Przedmiotów.
Bez słowa wysłuchała epitetów skierowanych pod swoim adresem, ale nie mogła nie docenić takiego słowotwórstwa. Pluszak w dłoniach różowowłosej tylko dodawał wyzwiskom uroku. Wyglądała jednak na całą i zdrową, zupełnie inaczej niż ją zostawiała.
— „Szelmo”, nie łachudro — uśmiechnęła się krzywo, ale szeroko, prawdziwie wesoło. — Ewentualnie „Iskro”, do wyboru. — Wiatr coraz bardziej się wzmagał, a Iskra dopiero po chwili zorientowała się, że nie czuje zimna, które powinno mu towarzyszyć. Zbliżyła się odrobinkę, o dwa machnięcia skrzydeł, na tyle, na ile pozwalał zdrowy rozsądek – bo chciała zostać usłyszana i zrozumiana, a przekrzykiwanie się w powietrzu nie było ulubionym sposobem komunikacji rudej. Odgarnęła sprzed oczu grzywkę; starannie ufryzowane na dziś wieczór fale rozpadały się przy każdym kolejnym powiewie. Chciała zawołać, by przestały się wznosić – choć przecież tego nie robiły – ale teraz musiała powiedzieć co innego.
— Chcę przeprosić, mademoiselle i zaoferować rozejm. I zadośćuczynienie. Zaślepił mnie gniew, a że nie wybaczam łatwo, ruszyłam w pogoń i pomyliłam osoby. — W jasnym spojrzeniu Iskry nie pozostał już ani ślad wcześniejszej buty, a ton głosu choć nie był specjalnie proszący, brzmiał szczerze i prosto. Nie kluczyła i nie tłumaczyła się. Choć może trochę? — Obie mamy na pieńku z „drugą wywłoką”, więc pomogę pani odzyskać rzeczy. Cofnę też rany, które zadałam. Chyba, że chce pani czegoś innego. — Eva dopiero teraz zorientowała się, że może nie być świadoma jakichś lokalnych statutów i dekretów. Czy tutaj w ogóle istniało prawo żądania satysfakcji? I czy pojedynkowanie się z powodu „pojedynku” to nie bezsens i rechot losu?

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Aleja Straconych Nadziei Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Widać to nie mi, szczęście postanowiło dzisiaj sprzyjać. Ta zdrada ze strony fortuny zdecydowanie odciśnie się w mojej pamięci i to na długi czas. Tak, zdecydowanie należałam do osób pamiętliwych, co zresztą tłumaczyło moje aktualne postępowanie. Nie lubiłam zamiatać spraw pod dywan.
Nie zastałam rudowłosej tam, gdzie się spodziewałam, co zmusiło mnie do przeniesienia swych poszukiwać na wyższy poziom i to całkiem dosłownie. Odcinałam się na tle nieba całkiem wyraźnie, to też w dole spostrzegłam kilku uważniejszych obserwatorów, wodzących wzrokiem w ślad za moją postacią. Rozłożyste skrzydła o czarnych niczym smoła błonach, przypominały te, które na swych grzbietach nosiły Gatto. Choć znalazłoby się też kilka innych podobieństw nawiązujących do istot rodem z mitologi ludzkiego świata. Mimo iż wiedziałam, że skrzydła były wytworem magii, to teraz czułam, jakby od zawsze stanowiły część mnie. Łatwo było się do nich przyzwyczaić w przeciwieństwie do czarciego ogona, którego doczepienie czy demontaż, zdecydowanie nie przebiegały równie bezproblemowo.
Mijały kolejne minuty, a cel moich poszukiwań nadal widniał pod statusem -zaginiony, to zaś wzmagało moją irytację. Dziewczyna mogła z użyciem magii przenieść się już na drugi koniec krainy albo i obcego świata. Istniało też prostsze wyjaśnienie, czyli schronienie się w którymś z budynków. Wówczas ten sposób poszukiwań również mógł okazać się zawodny. Chciałam postawić na szybkość, ale widać, będę musiała podejść do sprawy od innej strony. Gdyby faktycznie użyła teleportacji, to niewiele zdziałam, ale jeśli nadal była w mieście, to już inna sprawa. W myślach już zaczęłam rozpatrywać, która ze znanych mi istot sprawdzi się najlepiej w postaci tropiciela, a jednocześnie nie wzbudzi zbyt wielkiej sensacji, pojawiając się nagle wśród miejskich alejek.
Moje rozważania zostały jednak przerwane, gdy znienacka w niebiańskim przestworze pojawiła się przede mną persona, której tak zawzięcie szukałam. Fakt, iż objawiła w się tak niespodziewanie, sprawił, że znów poczułam buzującą w żyłach adrenalinę. Nie chciałam znów kolejny dać się tego dnia zaskoczyć...a stało się to właśnie po raz kolejny. Momentalnie dało się poczuć nagłą falę ciepła w otaczającej mnie przestrzeni, kiedy na czułkach moich palców (wolnej dłoni) zatańczyły najpierw kolorowe płomyki, które jednak szybko przekształciły się w regularny płomień. Ogniki otoczyły mnie, rozrastając się jednocześnie do niepokojących rozmiarów. Wisiały w powietrzu, między mną a rudowłosą w oczekiwaniu na kolejny przejaw agresji. Zdałam sobie sprawę, że wyczekuję go z utęsknieniem... bo byłoby to przyzwolenie, aby zamknąć tę całą sprawę w najprostszy i najszybszy ze znanych mi sposobów. Część mnie właśnie tego chciała, druga jednak nadal uparcie domagała się wyjaśnień. I o dziwo, właśnie je otrzymałam.
Moje palce mocniej zacisnęły się na Kłamcozercy, który lada moment powinien odezwać się i głosem pełnym pretensji, wytknąć rudowłosej, że kłamie. Gdy dziewczyna zamilkła i nie słychać było nic, poza uderzeniami naszych skrzydeł, dopadła mnie niemała konsternacja... Kątem oka rzuciłam spojrzenie na zabawkę i potrząsnęłam nią lekko, w nadziei, że ta jednak się odezwie. Pluszak nadal siedział cicho, to zaś oznaczało, że kobieta mówiła prawdę... Długo i intensywnie wpatrywałam się w jadowicie zielone oczy, jakby szukając w nich dodatkowego zapewnienia, dla słów, które już zdarzyły paść. W moich własnych kłębiła się teraz mieszanina najróżniejszych emocji. Miałam już inny plan dla dalszego ciągu, tego spotkania i nie podobało mi się, że muszę wprowadzać weń modyfikacje, w dodatku tak znaczące.
Westchnęłam ciężko, po czym szybkim gestem zgasiłam płonące wokół mnie ogniste pociski. Los bywa zwodniczy... gdyby sprawy potoczyło się trochę inaczej, całkiem możliwe, że obie spróbowałybyśmy pozbyć się siebie nawzajem w imię pomyłki. Myśl ta z jakiegoś powodu mnie rozbawiła, co zdradził cień uśmiechu kładący się na moich wargach. Kilka uderzeń skrzydeł, pozwoliło mi zmniejszyć dzielący nas dystans, tak aby żadna z nas nie zmuszała drugiej do nadmiernego podnoszenia głosu.
Jeśli i z mojej strony zielonooka oczekiwała przeprosin, to tak owych się nie doczekała. Nie czułam się winna, wszak to nie ja zaatakowałam pierwsza, moje działania można było zatem uznać za słuszną i konieczną samoobronę.
-Los potrafi pisać najróżniejsze scenariusze, ale nie często zdarza mi się trafiać do komedii pomyłek.
Skwitowałam, po czym zajęłam się przytwierdzeniem Kłamcożercy do jednego ze swych pasów. Wolałam jeszcze nie pozbywać się magicznego przedmiotu, nawet jeśli wiązało się to z pewnym uszczerbkiem dla własnego wizerunku, który psuł nieporęczny dodatek w postaci uroczego pluszaka.
-Zabawne jest też to, że przedmiotem kradzieży stała się rzecz, której właśnie próbowałam się pozbyć. Nie oznacza to jednak, że zamierzam puścić płazem fakt, że zostałam okradziona.
Słysząc o cofnięciu zadanych ran, przechyliłam lekko głowę, a na moich ustach zatańczył triumfalny uśmiech.
-Obejdzie się, sama umiem o siebie zadbać.
Na potwierdzenie tych zmów, wykonałam kilka bardziej skomplikowanych gestów ręką, która jeszcze niedawno jedynie zwisała bezwładnie u mego boku. Znałam się na eliksirach i każdy, kto miał do czynienia z moimi wyrobami, mógł temu zaświadczyć. Nie licząc rzecz jasna, tych, które dopiero przechodziły swą fazę testową, tutaj bywało już różnie. Ale postęp miał soją cenę. Poznałam podstawy magicznych tajników, które z czasem uzupełniłam właśnie alchemią a wszystko to po to właśnie, by uniknąć konieczności dopuszczenia do siebie kogokolwiek, kto choćby chciał tylko mnie przebadać. Miałam zbyt wiele do ukrycia, nie wspominając już o traumach, jaką wywoływał we mnie sam widok aparatury medycznej w czyichś rękach. Nie ufałam medykom i wątpiłam, by coś miało się w tej kwestii zmienić.
-Nie chce zadośćuczynienia... ale skoro obie szukamy jednej osoby, będzie szybciej wytropić ją dwójkę.
Nagle zaczęłam czuć, jakby coś wpadło mi pod powieki, dlatego szybko przetarłam oczy dłońmi, gdy jednak odjęłam ręce od twarzy, krajobraz pode mną uległ kompletnej zmianie... Miałam przed oczyma rozległą zieloną dolinę, na której skraju stał zamek z jasnego szarego kamienia. Była to posiadłość, której murów niedane było mi opuścić przez większość swego życia... miejsce, w którym byłam niczym więcej jak obiektem doświadczalnym...
Szok, jaki wywołał u mnie ten widok, sprawił, iż na chwilę zapomniałam o obecności swojej rozmówczyni, jak również o tym, że aby latać, należy poruszać skrzydłami cały czas... W efekcie tego po prostu zaczęłam spadać, a obraz, jaki mamił mnie chwilę wcześniej, ustąpił miejsca rzeczywistości... Łapczywie złapałam oddech, starając się znów ustabilizować swoją pozycję w powietrzu...
-Co to do cholery miało być...
Dłonie mi drgały, lecz przez to dostrzegłam na palcach ślady migotliwego brokatu... Zacisnęłam mocniej zęby, gdy obraz rzeczywistości, znów zaczął się zniekształcać, choć teraz zmiany sięgały jedynie jego fragmentów.
-Zlećmy na ziemię, wtedy omówimy resztę.
Krzyknęłam do Iskry, nie sprawdzając nawet, czy ta zdarzyła już ku mnie podlecieć, przypominając sobie miano, jakie podała rudowłosa, uświadomiłam sobie, że sama nie zdarzyłam się przedstawić. Wahałam się przez moment czy na poczekaniu nie rzucić jakiegoś fałszywego przydomka, ale w ostateczności zrezygnowałam z tego pomysłu. Być może los, miał jakiś interes w tym, abyśmy się spotkały?
-Jestem Seamair.
Przedstawiłam się krótko, nie dodając nic więcej, ponieważ żadne znane mi uprzejmości towarzyszące powitaniom, zwyczajnie nie były odpowiednie do tych okoliczności. Rozejrzałam się po okolicy, szukając miejsca dogodnego do lądowania, co oznaczało takie z odpowiednio dużą ilością miejsca oraz niewielką liczbą gapiów. Wybór padł na niewielki placyk, który czasy swojej świetności dawno miał już za sobą, na to wskazywała przynajmniej wyschnięta fontanna i zaniedbane fasady budynków.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Iskra
Gif :
Aleja Straconych Nadziei DsVkl5j
Godność :
Eva M. Markovski // Iskra (Étincelle) Rosenthal
Wiek :
wizualnie 20+, mentalnie z 55 i ciut.
Rasa :
Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
Wzrost / Waga :
1,65 m // 54 kg
Znaki szczególne :
piegowata skóra, ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy (u Ludzi nosi przyciemniające soczewki); roślinny tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym przedramieniu i brzuchu
Pod ręką :
Frank i Ivor: kopertówka z Bezdenną Sakwą w środku || Wrona: czarna nerka ze szmacianką-zabawką przewieszona w poprzek piersi || Wrona: nerka zawieszona w poprzek piersi, termos z kawą || Sea: Duża, czarna torebka na ramię z przywieszką-szmacianką, część magicznych przedmiotów wśród biżuterii
Broń :
Walter P99 dawno temu zabrany Moriemu - gdzieś na dnie torby
Zawód :
projektant magicznych przedmiotów codziennego użytku || Bogu ducha winna dziennikarka
Kontrahent :
(nie)chciany asystent Saul Fyortersole?
Stan zdrowia :
fizyczny nienaruszony, ogólnie hemofobia || EVENT: trauma po widoku wybuchającego ciała Artemis i/oraz budzący się lęk przed krwią + częściowa niepoczytalność i fantomowe bóle (Koszmar)
https://spectrofobia.forumpolish.com/t264-iskra https://spectrofobia.forumpolish.com/t265-czy-ze-zmrozonego-serca https://spectrofobia.forumpolish.com/t266-kontakt-iskra-rosenthal-eva-markovski https://spectrofobia.forumpolish.com/t1088-iskra
IskraWybryk Natury
No pewnie, że mogło pójść gorzej. Gdyby to Evę ktoś zaskoczył, pewnie wystrzeliłaby te ogniste pociski jeden po drugim. Potrafiła się kontrolować podczas walki wręcz, bo było to coś, co znała jak własne imię i nosiła jak drugą skórę, jednak magia… magia była przeokropna. Nieokiełznana, nieprzewidywalna i o zmiennych regułach – tak bardzo podobna do samej Evy, a przecież ruda wiedziała jak trudny jest jej niepokorny charakter. Dlatego wiedziała, żeby się bać, a z pewnością nie ufać.
Bać się nawet tej młodej, różowowłosej dziewczyny przed nią, pomimo że wygląda jakby wyskoczyła prosto z anime, nie weekendowego szkolenia dla nastoletnich magów. Z jakiegoś powodu ściskała w ramionach pluszaka, ale jej szkarłatne oczy ciskały gromy i choć z pewnością ruda na to wszystko zasłużyła, raz po raz powracała myśl czy to nie baron Tyree miał rację, że aby przetrwać w Krainie Luster, należy zostać potworem większym od innych potworów.
Znów zawiało, a Evie wszystko zawirowało przed oczami i już miała prosić o powrót na ziemię – choć niedyspozycja chwilę po zawarciu chwiejnego sojuszu była bardziej niż ironiczna – gdy owa malownicza, pełna trawy ziemia okazała się zgoła inna niż budynki dosłownie przed chwilą. Zimny dreszcz przebiegł jej po grzbiecie, bo oto ziszczał się jeden z najgorszych snów Iskry – przestawała nad sobą panować. Obecnie sprowadzało się to do niemocy ciała, a nie znów – Dieu merci! – umysłu, ale i tak spięła się cała, tym bardziej gotowa do zejścia na ziemię. Na tyle często używała skrzydeł z Amoralasa, by wiedzieć, że nie przeleciała takiego szmatu drogi poza miasto przypadkiem, z wiatrem.
Odwróciła się do różowowłosej akurat w chwili, by zobaczyć jak tamta zaczyna spadać.

Ruda nic nie myśląc złożyła skrzydła i runęła jak kamień w ślad za nią. Zanurkowała, złapała chudziutki nadgarstek dziewczyny i jedynie odrobinę przyhamowała ich lot, bo nie wydawało się, by nieznajoma straciła przytomność. Pal sześć łopoczącą jak u Supermana pelerynę i B65 wystawione w pełnej okazałości na widok ludzi w dole. Nawet pal sześć przechyloną torebkę, z której właśnie coś wyleciało i z radością poszybowało ku twardej ziemi.
Dwa cosie, bo następna była zdobyczna, obciążona czymś peleryna.
Też nie miała pojęcia co to, do cholery, miało być. Gdy różowowłosa wyglądała już na ustabilizowaną – albo gdy już się wyrwała, you will never know – chętnie zleciała z nią na dół.

Łąka z wcześniej zniknęła, ale na ich oczach sucha dotąd fontanna zaczęła wypluwać z siebie strugi brokatowej wody. Eva zamrugała, odwróciła się na pięcie i z kamienną twarzą zaczęła się rozglądać za upuszczonymi rzeczami. Pas mon cirque, pas mes singes. Miała za plecami urażoną piromankę – Seamair – i nie potrzebowała więcej problemów.
Pod bezlistnym drzewem znalazła rozbity w drobny mak puder, którego nie dało się już uratować, a ciemna peleryna złodziejki zwisała z rzygacza budynku nieopodal. Gdy wróciła z nią do dziewczyny, fontanna nadal tryskała, a otoczenie wokół Iskry wciąż od czasu do czasu falowało. Ucisnęła tylko wewnętrzne kąciki oczu, w ostatniej chwili pamiętając, że jest w pełni umalowana. Nie siliła się już  na konwenanse; z pewnością nadzieję na pierwsze dobre wrażenie Eva zabiła w momencie wciśnięcia kciuków w sploty ramienne Seamair.
— To peleryna „drugiej wywłoki”. Po tym jak uciekłaś, ona też wypadła z tej chmury brokatu, ale nie dałam rady jej złapać — machnęła przelotnie ręką w kierunku plamy krwi na swoich białych spodniach. — Można powiedzieć, że zraniłaś mnie podwójnie: na ciele i dumie — uśmiechnęła się cierpko ruda. — Dzięki temu jednak mogę ją teraz znaleźć.
Uniosła narzutkę i chciała kontynuować, ale za plecami dziewczyny dostrzegła paskudnie znajomą postać. Wchodziła do jednej z kamienic. Szczupła sylwetka, szerokie ramiona i blond włosy w odcieniu nieprzypominającym niczego co Eva znała. Kalina. To było  n i e m o ż l i w e .
— Chodź — rzekła prawie bez tchu i ruszyła do przodu nieomal nie potrącając Seamair, w kierunku bramy i drzwi, za którymi znikała blondynka. Iskra nie oglądała się więcej, pędząc na łeb, na szyję.
Jeszcze w wejściu, trzymając obdrapane drzwi, spojrzała w tył. Jeśli Seamair nie poszła za nią, powtórzyła z naciskiem, spanikowana, a moc Szeptu Królowej nieświadomie wzmocniła jej słowa:
Szybko, bo ją zgubimy.
Ruszyła przejściem obitym bordową tapetą, usiłując nie spuszczać spojrzenia z miodowych loków.
— Panna, kolejka jest! — rozległo się gdzieś obok, ale nie zwróciła żadnej uwagi, omijając ludzi i drzwi po obu stronach korytarza. Parła dalej, próbując dogonić kobietę.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Aleja Straconych Nadziei Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Nie całkiem rozumiałam, czego właśnie doświadczam, a w każdym razie nie od razu... Pewna byłam jedynie tego, iż stan, w jakim się znalazłam, dalece odbiegał od normalności. A to zdecydowanie mi się nie podobało. Sytuacja, w której należało kwestionować osąd własnej percepcji... dla mnie stanowiła koszmarne doświadczenie i szczerze nie rozumiałam, jak można było samemu doprowadzać się do podobnego stanu. A przecież nie brakowało zwolenników najróżniejszych używek, zarówno tych magicznych, jak i bardziej przyziemnych. W Różanej słyszało się coraz więcej niepokojących doniesień na ten temat. Lecz ten rodzaj problemów trawiących nasz Świat, nie leżał w obrębie przydzielonych mi obowiązków. Teraz zaś zdecydowanie powinnam skupić się na własnych, takich jak choćby zmniejszająca się nieuchronnie ilość metrów dzieląca mnie od ziemi.

W przywróceniu mi kontaktu z rzeczywistością niespodziewanie pomógł nagły dotyk. Poczułam, jak czyjaś dłoń zamyka się, na moim nadgarstku a tego zignorować nie mogłam. Gdy dostrzegłam nagły ruch czarnych aksamitnych skrzydeł i postać ich rudowłosej właścicielki opanowałam odruch gwałtownego wyszarpnięcia ręki. Choć nie było to wcale takie proste, zważywszy na to, jak chwilę temu prezentowała się nasza relacja. Teraz jednak po weryfikacji przeprowadzonej z użyciem Kłamcożercy, byłam spokojniejsza. Na tyle spokojna, by nie ryzykować, że paznokcie kobiety przy mojej próbie oswobodzenia się, potną mi skórę. Mimo wszystko wycofałam dłoń, gdy tylko miałam ku temu okazję, nie chcąc, aby tamta wyczuła jej drżenie. Słabości nie wolno okazywać.

Do melodii uderzeń motylich skrzydeł wkrótce dołączyły moje własne, co przy akompaniamencie wiatru ponownie sprawiło, iż warunki do rozmowy uległy znacznemu pogorszeniu. Przez to nie byłam pewna czy krótkie „dzięki”, zostało posłyszane przez zielonooką, dlatego też podziękowanie uzupełniłam o lekkie skinienie głową.

Gdy obie już bezpiecznie znalazłyśmy się na ziemi, nie od razu schowałam swe skrzydła. Miast tego otuliłam się nimi szczelniej, jednocześnie myślami sięgając do czarodziejskiej wstęgi. Nie miałam zamiaru, dłużej wystawiać na światło dzienne sekretu, którego cały czas tak usilnie strzegłam. Peleryna z kapturem, którą dotąd miałam na sobie, teraz zaczęła zmieniać się w dobrze skrojone i eleganckie bolerko, które od przodu aż po kraniec szyi zapinało się na drobne guziki. Kolor samego materiału, jak i wykończeń zmieniał się kilkukrotnie, nim dobrałam go tak, aby właściwie komponował się zresztą stroju. Ostatecznie zatrzymał się na wyrazistym burgundzie i złocie. Pozwoliłam sobie na odrobinę fantazji i miejscami złote tasiemki wykończeń przeplatały się ze sobą tak, aby stworzyć niewielki wzór czterolistnej koniczyny. A najlepsze było to, że całość tej transformacji zajęła nie więcej niż minutę. Za to właśnie kochałam czarodziejską wstęgę. Demoniczne skrzydła zniknęły, ulatniając się, jakby nigdy ich nie było, ja zaś znowu zaczęłam przecierać oczy, starając się pozbyć obrazu, który wydawał mi się fałszywy. Bo przecież jeszcze chwilę temu fontanna stojąca przed nami z całą pewnością była wyschnięta.

Coś kusiło mnie, aby podstawić dłoń w strumień migotliwej cieczy, lecz rozsądek zdecydowanie zabraniał tego rodzaju posunięć. Jeśli to przez tę chmurę brokatu obie zostałyśmy potraktowane jakąś toksyną... to trzeba było uważać i mieć nadzieję, że nie pozostawi długotrwałych skutków. Szukanie antidotum dla czegoś o kompletnie nieznanym składnie...do łatwych nie należało.

Odwróciłam się ku rudowłosej, w której dłoni powiewała ciemna płachta materiału. Uśmiechnęłam się nieznacznie, ucieszona tym znaleziskiem, bo z czymś należącym do wywłoki będzie ją zdecydowanie łatwiej wytropić. Potem mój wzrok przeniósł się na plamę, która z krwistoczerwonej zmieniała się już powoli w brunatną.
-Proponowałaś mi pomoc z moimi obrażeniami, zatem własnymi zapewne już się zajęłaś? Co zaś tyczy się zranionej dumy, na to chyba jeszcze nikt nie znalazł skutecznego lekarstwa. Choć znajdzie się kilka sposobów na jej znieczulenie... ale do tego tematu można powrócić, gdy już uporamy się z tą uliczną gnidą.
Po chwili znów przytaknęłam swej rozmówczyni, gdy ta wypowiedziała na głos, to o czym sama jeszcze przed chwilą myślałam. Zastanawiało mnie, w jaki sposób miała zamiar wytropić naszą wspólną ofiarę. Po co sięgnie w tym celu? Jakiś własny talent, a może tak jak zrobiłabym to ja, posłużyłaby się na przykład Animicus'em ? Od razu z dozą zainteresowania zerknęłam na jej dłoń, zastanawiając się, czy zdobi, jaką podobna bransoleta, która spoczywała i na mojej własnej. W międzyczasie naszej rozmowy zdarzyłam schować Kłamcożercę do bezdennej sakwy. Bieganie z nim po mieście było mało wygodne, zatem musiałam postawić sobie wyzwanie i obdarzyć zielonooką odrobiną zaufania, bez dalszej możliwości sprawdzania jej prawdomówności.

Nie spodziewałam się, że Iskra podejmie trop tak nagle, tym bardziej że nie stało się nic, co wskazywałoby na wykonanie jakiegoś dodatkowego działania z jej strony. Po prostu nagle pognała przed siebie, a ja ledwo zdążyłam usunąć się jej z drogi. Nie ruszyłam od razu, tylko dlatego, że sama starałam się doszukać, tego co najwyraźniej mi samej umknęło. Nie bałam się jednak, że mogę nie dogonić towarzyszki, w końcu cały dystans, który sama właśnie pokonała, ja mogłam przemierzyć, stawiając jeden krok przez swój portal. Ale na razie nie było takiej potrzeby.

Ruszyłam biegiem za zielonooką, gdy nagle moją głowę przeszył nieprzyjemny i znajomy zarazem ból. Doświadczyłam go już wystarczająco wiele razy, aby wiedzieć, z czym się wiązał. Z irytacją obejrzałam się po najbliższym otoczeniu, lecz nie znalazłam tam nikogo, kogo mogłabym obwinić. Za to pochwyciłam przynaglające spojrzenie Iskry i szybko dotarło do mnie pod czyj adres kierować pretensje.

Ominąwszy słusznie zresztą zbulwersowanego mężczyznę, dałam mu tylko kolejny powód do irytacji, posyłając jedno ze swych palących spojrzeń. Ten nie powiedział jednak ani słowa więcej, po tym, jak lepiej mi się przyjrzał, a ja zdałam sobie sprawę, że zmieniając pelerynę na bolerko, pozbyłam się kaptura. Wiele mieszkańców miasta z czystej ostrożności, woli unikać konfliktów z rogaczami. Nawet jeśli nie mają pewności czy faktycznie Ci pochodzą z jakiś liczących się rodów.
Kiedy już dogoniłam swą towarzyszkę, zrównałam się z nią i złapałam ją za ramię, po czym odezwałam się ściszonym głosem, tak aby tylko ona mogła mnie usłyszeć.
-Mamy jej trop, więc tak łatwo nie ucieknie, a jeśli zauważy, że gonimy ją jak wściekłe ogary, to się spłoszy.
Znalazłyśmy się w zamkniętym pomieszczeniu, któremu dopiero teraz zaczęłam się lepiej przyglądać... Pogoń była ważna, ale nie należało zapominać również o innych aspektach polowania.
-I na przyszłość... jeśli masz zamiar mieszać komuś w głowie, upewnij się, że ten nie ma cię w zasięgu wzroku albo że jesteś jedną z wielu podejrzanych. Na większość taka sztuczka podziała, ale ten niewielki procent, który się jej oprze, będzie dobrze wiedział, że czegoś próbowałaś... A nikt nie lubi, gdy ktoś nieproszony pęta mu się po umyśle...
Ostrzeżenie i praktyczna rada zarazem. Nie ma za co.. Byłyśmy teraz na tyle blisko swego celu, że byłam wstanie zignorować to, co miało miejsce przed chwilą. Tym bardziej że nie mogłam mieć całkowej pewności co do intencji dziewczyny.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Iskra
Gif :
Aleja Straconych Nadziei DsVkl5j
Godność :
Eva M. Markovski // Iskra (Étincelle) Rosenthal
Wiek :
wizualnie 20+, mentalnie z 55 i ciut.
Rasa :
Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
Wzrost / Waga :
1,65 m // 54 kg
Znaki szczególne :
piegowata skóra, ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy (u Ludzi nosi przyciemniające soczewki); roślinny tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym przedramieniu i brzuchu
Pod ręką :
Frank i Ivor: kopertówka z Bezdenną Sakwą w środku || Wrona: czarna nerka ze szmacianką-zabawką przewieszona w poprzek piersi || Wrona: nerka zawieszona w poprzek piersi, termos z kawą || Sea: Duża, czarna torebka na ramię z przywieszką-szmacianką, część magicznych przedmiotów wśród biżuterii
Broń :
Walter P99 dawno temu zabrany Moriemu - gdzieś na dnie torby
Zawód :
projektant magicznych przedmiotów codziennego użytku || Bogu ducha winna dziennikarka
Kontrahent :
(nie)chciany asystent Saul Fyortersole?
Stan zdrowia :
fizyczny nienaruszony, ogólnie hemofobia || EVENT: trauma po widoku wybuchającego ciała Artemis i/oraz budzący się lęk przed krwią + częściowa niepoczytalność i fantomowe bóle (Koszmar)
https://spectrofobia.forumpolish.com/t264-iskra https://spectrofobia.forumpolish.com/t265-czy-ze-zmrozonego-serca https://spectrofobia.forumpolish.com/t266-kontakt-iskra-rosenthal-eva-markovski https://spectrofobia.forumpolish.com/t1088-iskra
IskraWybryk Natury
Gdyby tylko uświadamiały sobie, że są bardziej podobne niż im się wydaje! Wracając z peleryną Drugiej Wywłoki (znak towarowy zastrzeżony) ruda zdążyła na końcowe poprawki bolerka Seamair. Z lekkim uśmiechem przekształciła swoje płaskie dotąd buty w jasne botki z kwadratowymi, stalowymi obcasami i okutymi tym samym metalem noskami. Skórzane buty leżały doskonale, jak to tylko Czarodziejska Wstęga potrafiła, i były dużo bardziej… nieprzyjemne niż sztyblety. To, że przeprosiła Seamair nie znaczyło, że jej mściwy, paskudny humor się ulotnił. Dla złodziejki byłoby lepiej, gdyby dała radę skutecznie zniknąć.
Uniosła brew najpierw na drobiazgowe zdobienia na okryciu różowowłosej, a później na sugestię propozycji „po” akcji. Akcji. Nadal nie była pewna co chce zrobić z dziewczyniną, która ją napadła, a później spowodowała, że sama ruda zaatakowała przypadkową, nieco podobnie wyglądającą osobę.
Iskra nie zdążyła już wyjaśnić jak zamierza wytropić „zgubę”, bo wyprysnęła w przód jak oparzona, ale pewnie potrafiłaby wyobrazić sobie jak stoją we dwie, głowa przy głowie, i wymieniają się ciekawostkami o najbardziej użytecznej, a przy tym najładniejszej biżuterii jaką posiadają w swoim arsenale. Na pierwszy rzut oka widać było, że obie cenią sobie śliczne, a praktyczne rzeczy, czy to w formie ubrań czy świecidełek.

Nie mogło jej tu być. To było nie tyle nieprawdopodobne czy nierzeczywiste, ale wydawało się po prostu aberracją. Eva wiedziała, że niemożliwym jest, by Kalina przyjechała do Glassville, a co dopiero przekroczyła Karminowe Wrota, a jednak dzika panika goniła ją do biegu, popychała w głąb korytarza, w ślad za blondynką. Bo gdyby niewyobrażalne stało się prawdą, nigdy by sobie nie wybaczyła. Znowu.
Dopiero chwyt za ramię wyrwał ją z galopady, choć tylko po to, by odwróciła się gwałtownie i z sykiem wyrwała rękę. Jasne oczy miała szeroko otwarte, pełne ni to furii, ni przerażenia, a uszminkowane usta zaciśnięte w wąską kreskę, jak krwista szrama na piegowatej twarzy.
Lepiej, żeby zauważyła, że gonię ją jak ogar piekielny i sama zaczęła się tłumaczyć.
Ale Seamair nie chodziło o Kalinę. Nie miała o niej pojęcia, nigdy jej nie widziała, teraz też przecież nie proponowałaby planu dogonienia jej...
Ruda obróciła głowę i w miejscu niemal, niemal, dogonionej blondynki, w tej samej niebieskiej sukience, stała teraz jakaś smagła piękność, zdecydowanie nie blond i nie Rosjanka.
Cofnęła się o krok, poza zasięg różowowłosej, i odwróciła głowę. Zamrugała kilka-kilkanaście razy, bardzo szybko, i wyprostowała ramiona. Połączyła fakty.
— Halucynogenny brokat, kurwa jego mać — warknęła do nikogo konkretnie, wciąż z zaciśniętymi szczękami. — Przepraszam — powiedziała już wyraźnie, nadal na nią nie patrząc.
Następne słowa usłyszała oparta o drzwi, które właśnie zatrzasnęła. Nie miała siły patrzeć na nie-Kalinę, na resztki swojej godności rozwleczone pomiędzy spojrzeniami ludzi na korytarzu. A więc uciekła, jak zawsze. Uniosła jednak zaskoczony wzrok na Seamair, nie pojmując o czym ona mówi. Słowa tworzyły logiczny ciąg, a wciąż nie miały dla niej sensu.
Oczywiście, że nikt nie lubi mieszania w głowie, całkiem niedawno miała podobne starcie z nowo poznanym Baśniopisarzem; porównując reakcje, dziewczyna obeszła się z rudą bardzo łagodnie. Eva zmarszczyła brwi, niepewna dokąd ta – skądinąd zasłużona, czego jeszcze nie wiedziała – tyrada zmierza, lecz po chwili wargi same ułożyły się na obraz i podobieństwo zaskoczonego Pikachu.
— Ojej — stwierdziła bardzo elokwentnie. Uniosła gładki łańcuszek z białego złota zaraz przy wisiorze – pięknym kamieniu, który wyglądał, jakby w jego wnętrzu coś żyło – i spojrzała, jakby widziała go po raz pierwszy. Poczuła gęsią skórkę gdy wyjęła rękę spod Bolerka, jednak na razie nic nie mogła zrobić ze swoją prawie-golizną. — Jednak działa?
Odepchnęła się od drzwi i ruszyła ku dziewczynie, pewna, że (znów) ją uraziła.
— Kupiłam po okazyjnej cenie, bo opale wyglądają fe-no-me-nal-nie i po prostu musiałam go mieć — wyjaśniła z werwą, prawie zapominając o tej przykrej sprawie sprzed chwili w korytarzu. Brzmiała, jakby właśnie opowiadała koleżance o nowym cacuszku cudem zdobytym na promocji. — Sprzedawca coś bąkał o magicznych, magnetycznych zdolnościach, ale powiedzmy sobie szczerze – w szarej strefie rzeczy albo są tym, za co je podają, albo kompletnymi bublami, więc nie przywiązywałam do tego wagi. Liczyło się, że sam kamień nie był podróbką. — Oczy jej się świeciły, gdy zachwycała się grą kolorów w kamieniu, cała w skowronkach, że dorwała taki unikat.
— Także nie miałam na celu wymuszać czegoś magią. Prawie spaliłam Księciu Marzycieli księgę jego życia za podobne potraktowanie — podsumowała. No, nieomal. Groźba byłaby bardziej prawdziwa gdyby zaklęcie Evy wywoływało ogień, a nie światło. Chciała dodać coś jeszcze, ale kolejne, tym razem dłuższe spojrzenie na pokój uświadomiło jej ich położenie.

Tutaj ściany ozdobione były nie tapetą, a bardziej niż nieprzyzwoitymi freskami (wątpliwej wartości artystycznej, jeśli mogła wyrazić opinię) ludzi i istot w bardziej niż nieprzyzwoitych pozycjach, a szerokie łoże, stanowiące centrum i punkt kulminacyjny pokoju, miało zmęczony życiem, półprzeźroczysty baldachim i prześcieradła udające satynowe.
Mocno przycisnęła dłoń do ust i zaczęła chichotać. Absolutnie nieadekwatnie do okoliczności.
Dlaczego ja kończę w takich sytuacjach?
— Twoja rada jest świetna, przyjęłam ją do wiadomości — dorzuciła, z kącików oczu ocierając łezki, tym razem radości. — A teraz rozejrzyj się, proszę, i zobacz gdzie nas poprowadziłam — wydusiła pomiędzy parsknięciami, opierając się ciężko o brokatowy fotel. W tej samej chwili z okrzykiem oderwała od niego rękę, bo w sumie nie wiadomo co tam mogło wcześniej być.
Przełknęła kolejną falę wesołości i – wciąż bezgłośnie się trzęsąc, po przekręceniu kluczyka w zamku – zaproponowała towarzyszce, żeby się stąd w diabły wynosiły. Szczególnie, że po drugiej stronie drzwi zaczęli się dobijać ludzie – nie była pewna czy pytając o rezerwację, czy zapłatę.
Ze śmiechem dopadła okna, otworzyła je na oścież i spośród mnogich bransoletek wybrała Tropimyszki, które potarła o pelerynę złodziejki. Zwierzątka ożyły, poruszyły ogonkami i ruszyły w dół zewnętrznej ściany. Eva przełożyła pas zasuniętej torebki przez głowę i w poprzek piersi i tym razem już nie potrzebowała słów, po prostu z szerokim uśmiechem wskazała brodą wieczór za oknem, a potem w niego wskoczyła, rozkładając aksamitne skrzydła.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Aleja Straconych Nadziei Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz


Gdy moja ognistowłosa towarzyszka wyrwała przed siebie, niczym gończy pies, który właśnie złapał trop, nie pozostawało mi wiele możliwości. Również ruszyłam w pogoń, chociaż sama nie widziałam jeszcze naszego celu. Konieczność zdania się na cudze umiejętności nie była mi w smak, jednak czas uciekał i podobnie jak on, czyniła to również nasza złodziejka.

Przez całą gonitwę powstrzymałam się przed zadawaniem nurtujących mnie pytań, obawiając się, że mogłabym tym spłoszyć naszą przyszłą ofiarę. Polowanie miało swoje reguły, których należało przestrzegać. Choć osobiście wolałam takie, na które można było się należycie przygotować. Przemyślenie strategii, sposobu działania zwierzyny, rozstawienie pułapek i zaplanowanie konfrontacji. Nabyłam w tym doświadczenia, tępiąc kłusowników wdzierających się na teren Malinowego Lasu. Mimo moich usilnych działań, po krótkich okresach spokoju, nowe przestępcze pomioty pojawiały się równie licznie co muchomory w czarcich kręgach. Dawało mi to możliwość w doskonaleniu swego warsztatu. Chociaż nie byłam pewna czy w tym konkretnym wypadku, ów doświadczenie się przyda. Nie byłam pewna na ile swobody będę mogła sobie pozwolić w obecności swojej nowej znajomej oraz co ona sama uważała za „załatwienie sprawy”.

Pogoń znalazła swój finał w dość kontrowersyjnej lokalizacji... i przyznam, że porwana wirem wydarzeń nie od razu zorientowałam się, gdzie nas przywiało. Odkrycie prawdy nie należało do miłych i dało się u mnie wyczuć pewne spięcie. Nie wynikało ono ze speszenia czy pogwałcenia tego, co można było nazwać moją moralnością. Przeraziła mnie myśl, że Strażnik jakimś cudem dowiedziałby się o mojej wizycie w tej spelunie... a wówczas miałby na mnie używanie, przez co najmniej kolejną dekadę. Albo do czasu aż jedno z nas zacznie gryźć piach. Takiej możliwości też nie należało wykluczać. Choć gdyby dać wiarę ludzkim wierzeniom tyczącym się życia po śmierci, piekło czekałyby wówczas poważne problemy klimatyczne. Jedno przyniosłoby ze sobą lodowaty ziąb, zaś drugie niebezpiecznie podgrzałoby atmosferę. Rogaty Pan i władca tamtejszego przybytku mógłby nie być zadowolony z takiego obrotu spraw. Chociaż czy wiara w demony nie narodziła się po spotkaniu przez ludzi jakiegoś Upiornego Arystokraty, czy innego rogatego stwora, choćby Sennej zjawy? Wydawała się to całkiem prawdopodobna teoria. Zawsze obiecuję sobie, że w dawnych archiwach lustrzanych bibliotek poszukam czegoś na ten temat, ale też zawsze braknie mi na to czasu. Tak jak i teraz nie była to odpowiednia pora na podobne gdybania, o czym upomniałam się, gdy Iskra zaczęła objaśniać naturę tajemniczego naszyjniku, który właśnie mi zaprezentowała.

Słuchając wyjaśnień kobiety, przez chwilę wahałam się, czy ponownie nie posłużyć się kłamcożercą. W ostateczności zaufałam intuicji. Czy raczej wolałam wierzyć, że jej słowa są prawdą, a próba owładnięcia moją wolą stanowiła „wypadek”. Jej słowa wydały mi się bardziej wiarygodne, gdy sama przypominałam sobie o własnych magicznych wpadkach, kiedy to testowałam możliwości nowych artefaktów. W mojej kolekcji nadal tkwiło kilka takich, których działania nie udało mi się rozgryźć, a które bez wątpienia skrywały w sobie magię.

Nie znałam wisiorka, który mi zaprezentowała. Zresztą magiczne przedmioty często różniły się swą formą, zachowując przy tym te same właściwości. W tej krainie nawet kawałek aksamitnej wstążki, czy garść cukierków mogła okazać się bardzo zwodnicza.
-Najkorzystniej jest trafić na sprzedawcę, który nie wie, czego tak naprawdę chce się pozbyć. Mnie samej kilkukrotnie udało się mieć takie szczęście. Choć trzeba mieć się na baczności, gdy ktoś za walutę stawia przysługi. W takich formach transakcji szczególnie lubują się Kapelusznicy...

Przez moment zastanowiłam się, czy podzielić się historią mojego zakupu Tchnienia Muzy, która to właśnie wiązała się z pewnym natrętnym Kapelusznikiem i jego osobliwymi zamiłowaniami... wówczas jednak moja rozmówczyni wspominała o czymś, co skierowało moje wspomnienia na inny tor. Lekko zmrużyłam oczy, głowiąc się nad tym, czy było możliwe, abyśmy obie spotkały tego samego Baśniopisarza. Ale wzmianka o księdze, nakazała mi myśleć, że owszem.
-Tego wzrostu, z różowymi włosami i irytującą osobowością? Jak siebie określał... kolekcjoner marzeń?
Zapytałam, jednocześnie wskazując jaką wysokość miałam na myśli. Mimowolnie uśmiechnęłam się przypominając sobie jak sama potraktowałam baśniopisarza w czasie naszego pierwszego, a zarazem ostatniego na ten czas spotkania.

-Ja niemal nie spaliłam jego samego... miał szczęście, że sprzyjała mu rzeczywistość, którą wówczas wykreował.
Chwilę później reakcja dziewczyny mnie zdumiała. Obawiałam się, że może to znów wpływ błyszczącej toksyny, ale powód rozbawienia, rudowłosej okazał się inny.

-Istotnie mogłyśmy trafić lepiej. Zastanawiam się, która opcja podejrzeń, jakie mogą na nas spłynąć, jest tą gorszą. Że tu pracujemy czy tylko przyszłyśmy się zabawić.
Omiotłam wnętrze pokoju krytycznym spojrzeniem, zdając sobie sprawę, że biorąc pod uwagę poziom, tego miejsca (czy raczej jego brak) to obie opcje wydały mi się równie złe.
-Chociaż zawsze można zadbać o to, by nie pozostawić świadków...
Dodałam przyciszonym głosem, bardziej kierując tę myśl pod własną rozwagę niż ku swej towarzyszce.

Iskra najwyraźniej nie dzieliła moich obaw, bo postanowiła, że po prostu opuścimy to miejsce jak gdyby nigdy nic. Teraz jeszcze będzie to wyglądało, jakbyśmy wymykały się w pośpiechu, najpewniej bez uiszczenia stosownej opłaty. Gdy zielonooka, już przesadziła przez parapet, rozkładając swe motyle skrzydła, ja zostałam jeszcze chwilę. Wpatrywałam się w drzwi, które teraz podrygiwały, w rytm walących do nich pięści. Przez ułamki sekund, te drzwi zmieniały się na moich oczach, przeistaczając się w te prowadzące do gabinetu mego fałszywego ojca. Zacisnęłam zęby, a na koniuszkach palców zatańczyły mi płomyki... Dopiero wołanie towarzyszki wyrwało mnie z zawieszenia, zaś jeden z zawiasów drzwi, który właśnie wylądował u mych stóp, sprawił, że ruszyłam się z miejsca. Wybrałam podobną drogę ewakuacji co i moja poprzedniczka, lecz zbyt późno przywołane skrzydła sprawiły, że lądowanie nie okazało się tak czyste, jakbym sobie tego życzyła. Goniły za nami rozzłoszczone okrzyki, kilku mężczyzn, których sylwetki można było dostrzec w oknie pokoju, który jeszcze przed chwilą oblegałyśmy. Jakaś część mnie żałowała, iż wszyscy okazali się zbyt leniwi, aby wszcząć za nami pościg. Zbyt długo tłumiona złość ewidentnie szukała dla siebie ujścia...

Okazało się, że oszczędzono mi przemiany i tropienia złodziejki. Co mnie nawet uciszyło, bo zbliżałyśmy się do dzielnicy, w której już mój zwyczajny nos mógł poskarżyć się na panujący w niektórych zakamarkach fetor. W końcu dotarłyśmy do czegoś, co w latach świetności można by nazwać kamienicą a teraz jedynym pasującym określeniem była -rudera.

Mali mysi tropiciele, którymi posłużyła się Iskra, nieomylnie wskazywali właśnie tę lokalizację.
-To dobry moment na pewne ustalenia... co z nią zrobimy, gdy już ją dorwiemy?
Zniżyłam głos do szeptu, po czym zaciągnęłam na siebie bolerko niewidko. Wiedziałam, że moja rozmówczyni również jest w jego posiadaniu. Jeśli miałyśmy zgotować złodziejce niespodziankę, to porządną.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Iskra
Gif :
Aleja Straconych Nadziei DsVkl5j
Godność :
Eva M. Markovski // Iskra (Étincelle) Rosenthal
Wiek :
wizualnie 20+, mentalnie z 55 i ciut.
Rasa :
Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
Wzrost / Waga :
1,65 m // 54 kg
Znaki szczególne :
piegowata skóra, ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy (u Ludzi nosi przyciemniające soczewki); roślinny tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym przedramieniu i brzuchu
Pod ręką :
Frank i Ivor: kopertówka z Bezdenną Sakwą w środku || Wrona: czarna nerka ze szmacianką-zabawką przewieszona w poprzek piersi || Wrona: nerka zawieszona w poprzek piersi, termos z kawą || Sea: Duża, czarna torebka na ramię z przywieszką-szmacianką, część magicznych przedmiotów wśród biżuterii
Broń :
Walter P99 dawno temu zabrany Moriemu - gdzieś na dnie torby
Zawód :
projektant magicznych przedmiotów codziennego użytku || Bogu ducha winna dziennikarka
Kontrahent :
(nie)chciany asystent Saul Fyortersole?
Stan zdrowia :
fizyczny nienaruszony, ogólnie hemofobia || EVENT: trauma po widoku wybuchającego ciała Artemis i/oraz budzący się lęk przed krwią + częściowa niepoczytalność i fantomowe bóle (Koszmar)
https://spectrofobia.forumpolish.com/t264-iskra https://spectrofobia.forumpolish.com/t265-czy-ze-zmrozonego-serca https://spectrofobia.forumpolish.com/t266-kontakt-iskra-rosenthal-eva-markovski https://spectrofobia.forumpolish.com/t1088-iskra
IskraWybryk Natury
Pomimo chwilowej wesołości, kuriozalnej wizyty w ni mniej, ni więcej burdelu oraz polepszenia atmosfery pomiędzy kobietami, w Evie nadal, wewnętrznie, gdzieś w głębi jej piersi tliła się wcześniejsza agresja. Mimo biegu, mimo lotu, mimo skupiania na małych myszkach przemykających od ulicy do ulicy, Markovskiej ponownie coraz bardziej zaciskało się gardło, a każdy oddech smakował tłuczonym szkłem.
Gdy stanęły pod odrapanymi drzwiami do kamienicy, a białe żyjątka próbowały dostać się dalej, poruszyła ramionami, zauważając jak bardzo spięte są. Od zaciskania pięści i mięśni bolała ją cała obręcz barkowa, a przecież – bogowie wiedzą – zaraz z przyjemnością będzie jej używać.
Nie była pewna gdzie i w którym momencie zostawiła tę radosną, ciekawską dziewczynę i przemieniła się w hybrydę wyniosłej, pełnej niespokojnej energii matki i wszystkich lęków, które ścigały rudą od samego początku. Od samego cholernego, krwawego początku. Może kroplą, która przelała czarę stało się dopiero zniknięcie Dumnego, który ją gruntował, który wniósł w jej przerażone, chaotyczne życie nieco swojego złamanego, brudnego światła – a które wystarczyło, by znów zaczęła błyszczeć. A może już sam pierwszy kontakt z Krainą Luster i jej magią, spuścizną, której nigdy nie chciała i która przyniosła do jej domu tylko żółć i ból, złamał ducha rudej i zapoczątkował to stoczenie. Dawna Eva nigdy nie odpowiedziałaby agresją na agresję, a jedyne napady, które uprawiała, dotyczyły jej własnego ciała. A teraz zamierzała zostawić blizny nie na sobie, a na innej osobie.
Uśmiechnęła się gorzko, blado. Zaledwie cień uśmiechu, który pokazywała Seamair jeszcze chwilę temu.
— Zamierzam ją skrzywdzić — zaakcentowała cichym, ciemnym głosem — tak jak próbowałam skrzywdzić ciebie. A po tym możesz z nią zrobić co zechcesz. — Ledwo omiotła wzrokiem lokalizację, w której się znalazły. Ni mniej, ni więcej same slumsy Mrocznych Zaułków. Zgodnie z wiedzą Laurenta… — nikt jej nie będzie szukał, ale trupy w szafiepun intendedzawsze ktoś znajduje, więc postaram się wstrzymywać.
Wepchnęła zdobyczną pelerynę pod pasek torebki, szarpnięciem nałożyła kaptur peleryny i zniknęła, tak naprawdę nie czekając na odpowiedź towarzyszki. Jedynym świadkiem jej obecności było pchnięcie spróchniałego skrzydła drzwi, a potem już nic. Wchłonęła ją ciemność korytarza, a stąpała tak bezgłośnie jak tylko gimnastyczki potrafią. Jedynie bieg białych myszek mógł wskazywać Seamair którędy ruszyć: schodami na górę, a potem w lewo, do jedynych po tej stronie drzwi. Te otworzyły się do wewnątrz same z siebie (ta, jasne), uderzając o ścianę i w drzazgi posyłając zamek. Najwyraźniej ruda nie zamierzała być więcej dyskretna. Nie, żeby powietrze, które właśnie wtargnęło do twojej nory i popchnęło cię na ścianę, nie było porządną niespodzianką.

Zdarła kaptur prawą ręką, wiodącą nadal dławiąc złodziejkę za gardło.
NIE MA SENSU UŻYWAĆ MOCY — warknęła, tylko na wpół świadomie używając mocy Szeptu Królowej, a potem szarpnęła i się, i nią, i wbiła przerażoną dziewczynę prosto w brudną szybę kamienicy. Szkło popękało pod potylicą, tworząc aureolę; z gardła tamtej wydobyło się charczenie, z ust rudej warkot.
Zaciskała palce obu dłoni jak szpony, a w głowie tłukło się, że złodziejka jest uosobieniem wszystkiego, czego Eva nienawidziła: wyciągania na wierzch brudnych tajemnic i manipulowania postrzeganiem. Wywoływania wszystkiego, co chciało się pochować głęboko w grobie, stwarzania sytuacji, które mają rozedrzeć cię na strzępy. Tylko jej i wyłącznie jej wina, że zadarła z Markovską. Jej wina, że ruda zobaczyła przed sobą ukochaną Kalinę, którą zostawiła z dnia na dzień, ruszając za siostrą do Anglii. Jej wina, że halucynacja wyryła w duszy Evy kolejne krwawe bruzdy i otwarła stare – bo bez względu czy Kalina stanęłaby przed nią naprawdę, czy byłaby tylko majakiem, obie opcje były tak samo nie do zniesienia. Jej wina, że prowokowała nowe rany, gdy te po Dumie jeszcze się nie zabliźniły, gdy nie wiedziała, czy powinna wreszcie go odpuścić – a przecież szumne „życie dalej” stanowiło udrękę. Jej wina, że zaatakowała tą, która do stracenia ma więcej niż ktokolwiek, mimo że nie posiada niczego. Ta, która wikłała się w sieci zastawione na głupców nie z lekkomyślności, a desperacji.
Eva podniosła tamtą wyżej, odchylając do tyłu szczękę zaciśnięta tak samo jak jej własna, rozsmarowując po szkle ciemną krew. Ręka jej drżała, oczy płonęły, kryształ na nadgarstku jarzył się wewnętrznie granatem, a nogi złodziejki wierzgały, próbując znaleźć punkt podparcia.

Powrót do góry Go down





Iskra
Gif :
Aleja Straconych Nadziei DsVkl5j
Godność :
Eva M. Markovski // Iskra (Étincelle) Rosenthal
Wiek :
wizualnie 20+, mentalnie z 55 i ciut.
Rasa :
Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
Wzrost / Waga :
1,65 m // 54 kg
Znaki szczególne :
piegowata skóra, ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy (u Ludzi nosi przyciemniające soczewki); roślinny tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym przedramieniu i brzuchu
Pod ręką :
Frank i Ivor: kopertówka z Bezdenną Sakwą w środku || Wrona: czarna nerka ze szmacianką-zabawką przewieszona w poprzek piersi || Wrona: nerka zawieszona w poprzek piersi, termos z kawą || Sea: Duża, czarna torebka na ramię z przywieszką-szmacianką, część magicznych przedmiotów wśród biżuterii
Broń :
Walter P99 dawno temu zabrany Moriemu - gdzieś na dnie torby
Zawód :
projektant magicznych przedmiotów codziennego użytku || Bogu ducha winna dziennikarka
Kontrahent :
(nie)chciany asystent Saul Fyortersole?
Stan zdrowia :
fizyczny nienaruszony, ogólnie hemofobia || EVENT: trauma po widoku wybuchającego ciała Artemis i/oraz budzący się lęk przed krwią + częściowa niepoczytalność i fantomowe bóle (Koszmar)
https://spectrofobia.forumpolish.com/t264-iskra https://spectrofobia.forumpolish.com/t265-czy-ze-zmrozonego-serca https://spectrofobia.forumpolish.com/t266-kontakt-iskra-rosenthal-eva-markovski https://spectrofobia.forumpolish.com/t1088-iskra
IskraWybryk Natury
fabuła aktualnie zawieszona

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach