Pub Pod Jeleniem

avatar
GośćGość
Pub Pod Jeleniem
Sob 23 Mar - 23:30

Pub Pod Jeleniem Kj4DswM

Ciężkie, drewniane meble. Pod ścianami drewniane ławy, stoły, dębowy lśniący „czystością” bar. Za barem szklane półki niebezpiecznie wygięte pod ciężarem alkoholi, maści wszelakiej. Ściany obwieszone licznymi trofeami z polowań, z przeważaniem głów jeleni. Budzące respekt poroża, dumnie zdobiły ponure ściany.
Na piętrze pubu znajdziemy parkiet, zwykle świecący pustkami, oraz stanowiska hazardowe. Poker, zakłady, ruletka, jednoręki bandyta. Czego dusza zapragnie. Do tego kilka stołów bilardowych i obskurna łazienka, która lata swej świetności ma już dawno za sobą.
Powietrze typowo wypełnione solidnymi oparami alkoholu, smrodu spoconych ciał, dym tytoniowy. Typowy dla tego typu miejsc rumor, bywał przeważnie zagłuszany osobliwymi piosenkami z szafy grającej. Co takie urządzenie robi w Krainie Luster? O to trzeba by spytać właściciela. Kelnerki ubrane dość skąpo, z twarzami wykrzywionymi z powodu różnych emocji. Barman ze znudzoną miną, wsłuchujący się w pijackie opowieści swoich klientów.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pub Pod Jeleniem
Sob 23 Mar - 23:58
Od zrezygnowania z dryfowania po Szkarłatnej Otchłani, minął ponad tydzień. Nadal niczego nie żałowała, zdecydowała się na to w ostatniej chwili, także rezygnacja z całej tej farsy niczego jej nie kosztowała. Właściwie nawet nie zmarnowała nawet jakiejś większej ilości czasu.
To jak to wszystko było zorganizowane, to jakie towarzystwo się zebrało i to jak dużo było niewiadomych… skutecznie by zniechęciło większą część poszukiwaczy przygód. Nie miała nawet pewności, czy jakakolwiek nagroda za całą pracę którą by w to włożyła byłaby tego warta.
Kto, kto poważnie myśli o czymś takim, do zespoły bierze syrenę z mentalnością wyjątkowo nieporadnego i cichego dziecka? Albo murzynkę która mówi, ale jakby nie mówiła? Kto normalny organizuje coś takiego i nie przekazuje, żadnych prawie jasnych informacji? Nie pojawia się nawet na spotkaniu organizacyjnym…
Jakby nie miała niczego lepszego do roboty…
Gdy wróciła, zabrała się ostro za trenowanie pączusia. Bestia pomimo tego, że dała się początkowo oswoić, okazywała się z dnia na dzień wyjątkowo wściekłym, upartym i wrednym stworzeniem. Ilość siniaków, ran ciętych, ugryzień jak i wszelakich otarć na jej ciele, z każdym treningiem rosła. Nie narzekała, wiedziała że gra jest warta świeczki. Na tych treningach poznawała go coraz lepiej, zaczynała rozumieć mowę jego ciała. Coraz więcej ataków z jego strony, była w stanie uniknąć, coraz lepiej potrafiła do niego dotrzeć.
Aktualnie byli na poziomie takim, że jak rzucała mu truchło do żarcia to nie próbował odgryźć jej głowy, a to już coś. Nie znała się na pieskach, kotkach, misiach i innych srysiach. Nigdy w życiu, nie odpowiadała za czyjeś życie, ani nie musiała się nikim opiekować. A teraz? Gdyby nie to, że Pączuś koniec końców będzie przydatny podczas zdobywania materiałów do badań, czy wszelakich misji bądź zleceń, to po prostu by go zabiła.
Cały materiał do badań na nim, miała już zebrany. Próbówki ze skórą, tkanką mięśniową, kawałkami narządów, krwią i innymi, godnie zdobiły jej półki i czekały aż zaszczyci je swoją uwagą. Nie śpieszyła się z tym jakoś specjalnie, jeśli się zepsują, to przecież może wziąć od niego więcej. Zdawała sobie poniekąd sprawę z tego, że robienie na nim badań może być tym bodźcem który utrudnia jej przekonanie go do siebie, ale jeszcze niespecjalnie o to dbała. Nie rozkręciła się jeszcze, więc nie powinien na nic narzekać…
Przez cały ten Tydzień starała się go oswoić i nauczyć kilku przydatnych komend. Wciągnęła się w to do tego stopnia, że zapomniała pobierać pożywienia. Gdy w końcu jej umysł wypadł z transu, pragnienie zwaliło ją z nóg. Ostatni raz tak głodna była… Nie pamiętała kiedy. Bywała w gorszym stanie, ale było to dość dawno temu. Przywykła do regularnych posiłków, w Krainie Luster nie musiała się ani trochę ukrywać ze swoimi preferencjami pokarmowymi, to też nie szczędziła sobie aromatycznych posiłków.
Ruszyła więc na miasto, w podłym nastroju. Była obolała, spragniona i poirytowana. Poirytowana swoim stanem. Pierwszy lepszy facet, którego spotkała na ulicy posłużył za pożywną przystawkę. Nie planowała go zabić, więc nie osuszyła go całkiem. Gdy tylko zaspokoiła chociaż częściowo swój głód, do świadomości uderzył inny głód. Jej ciało szalało przez napięcie seksualne, które musiała rozładować. Było jej z nim jeszcze ciężej niż z głodem krwi.
Weszła więc do pierwszej lepszej speluny. Usiadła przy barze, zamówiła whisky i szukała. Szukała swojej dzisiejszej zabawki. Bądź zabawek. Pożądanie które paliło jej ciało, raczej nie sposób byłoby aktualnie zaspokoić w pojedynkę...

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pub Pod Jeleniem
Pią 29 Mar - 20:15

Ostatnimi czasy jej życie wychodziło na prostą. W coraz dalszych zakątkach umysłu lądowały wspomnienia o nękających ją problemach. Za mgłą schowały się ostatnie kłótnie z narzeczonym, psychika usuwała ostatnie toksyny, a ciało już dawno nie było tak wypoczęte. Powrót do normalności był kosztowny i pełen zarówno wyrzeczeń jak i definiowania wolności na nowo. Musiała inaczej planować przygody, odpuścić spontaniczne wybory i skupić się na przewidywaniu skutków ubocznych, a jednocześnie ograniczaniu przejmujących ją obowiązków. Oczywiście, nie przyszło jej to łatwo i nie dotyczyło każdego dnia. Vega zawsze czerpała energię z niespodziewanego, a ciężki fizycznie dzień zwracał się z nawiązką w postaci satysfakcji i chęci pełniejszego angażowania się, podjęcia w kolejnym dniu jeszcze większego wysiłku.
Mijały tygodnie i zaczęły mijać miesiące. Przelotne znajomości poprawiały jej humor, pozwalały ponownie otworzyć się na ludzi. Powoli zanikał dystans do obcych, choć jej uwaga nie malała. Nadal starała się kalkulować, myśleć czego może się po innych spodziewać. Było jej jednak tym wygodniej, że porzuciła pracę w świecie ludzi i przyjmowała niewiele zleceń z Morii. Przemieszczała się między bajkowym światem tej strony Lustra i biurami Morii, częściej będąf w tym pierwszym, jakby nagle lepszym dla niej świecie.
Ale krzywdy, jakiej jej wyrządzono, długo nie zapomni. Nadejdzie czas, gdy dokona zemsty.

Baśniowy styl zadomowił się w jej ubiorze, a w zachowaniu dominowała swoboda i lekkość. Gustowała w kolorowych, wymyślnych sukienkach, żakietach czy bogato zdobionych spodniach. Nie odmawiała sobie bycia na bieżąco w lustrzanej modzie. Potrzebowała wtopić się w otoczenie, odgrywać Baśniopisarkę. Dbała o to, aby nie posiadać tu ze sobą żadnych ludzkich przedmiotów. I tak oto kolorowy kapelusz nakrywał różowe włosy, którym kontrastowały czerwone usta. Błękitna tunika, pełna kwiatów ukrywała Vegusiowe piękności, a różowe baleriny jakby sprzeciwiały się utrzymywaniu trzeźwego kontaktu z podłogą. Siedziała bowiem przy jednym ze stolików, mając przed sobą bombę kaloryczną w postaci słoika pełnego lodów, galaretek, owoców i czekolady, a wszystko to skropione odpowiednim alkoholem. mogła sobie jednocześnie jeść łyżeczką i pić przez słomkę z tego słoika różności. A że knajpka generalnie nie cierpiała na natłok kolorów, pomyśleć można było, że sama wniosła tutaj swój deser. Nic bardziej mylnego - jedna ze stron w menu oferuje te przecukierkowe słoje.
I nie była sama - jej kochana bestyjka, Estris, była wraz z nią. Wylegiwała się na twardym stole, za poduszkę mając drugą dłoń Vegi.


Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Pub Pod Jeleniem 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Pub Pod Jeleniem
Pią 5 Kwi - 22:33
W powietrzu czuło się nadchodzącą wiosnę. Krzewy zaczynały pokrywać się kwieciem i listowiem, drzewa wypuszczały nieśmiałe pąki, a spod ziemi wyrastały pierwsze kwiaty. Właśnie wśród takich kwiatów, na Herbacianych Łąkach, chwilę spokoju znalazł Kryształowy Książę – Vyron Laraziron zwany Viridianem. Koń pasł się nieopodal a on sam usiadł i oparłszy się plecami o drzewo, wystawił twarz do ciepłych promieni słońca. Zamknął oczy i wsunął do ust źdźbło trawy.
Tak bardzo chciał się zrelaksować.
Ostatnimi czasy, nawał obowiązków i konieczność weryfikacji raportów dotyczących ekonomii księstwa, składanych mu cyklicznie przez zarządców, sprawiła, że nie maił czasu nawet na to, by pomyśleć o sobie. Jakby tego było mało, ciągle w pamięci miał oblicze Eriki Venefici – pyskatej, przemądrzałej i nierozważnej pannicy, której udało się wyprowadzić go z równowagi. Gdy tylko przypomniał sobie rozmowę z tą „dumą lędźwi” Maksymiliana Veneficusa, grymas niesmaku wykrzywił mu twarz. Miał nadzieję, że dziewczyna nabawi się jakiejś paskudnej, przewlekłej choroby albo przynajmniej dyzenterii, która sprawi, że podczas którejś z licznych w tej chorobie wizyt w latrynie, wyciśnie z siebie wątpia razem z płucami.
Kurwa jej mać! Pierzona gówniara! – powiedział Viridian gniewnie wypluwając z ust trawę - Durna, pierdolona, niewychowana pizda!
Poderwał się z ziemi i z całej siły kopnął niewielki kamyk, który poszybował w powietrzu niczym nabój z arbaletu.
Musiał się jakoś wyładować by zapomnieć o tym wszystkim. Najchętniej pojechałby do włości Maxymiliana, spalił kilka manufaktur, wyciął mu w pień pracowników, a następnie dokonał zajazdu na jego rezydencję. Kazałby tę małą, pyskatą sukę wywlec za na dziedziniec, a następnie na oczach wszystkich zebranych zgwałcił by ją po czym oddał w ręce żołnierzy. Wtedy na własnej skórze poznałaby jak wielki błąd popełniła.
Podszedł do konia i poklepał go po boku szyi. Ogier zaparskał i podrzucił łbem. Viridian wskoczył na siodło i poklepał go po szyi.
Zamierzał teraz pojechać do Miasta Lalek, kupić u krawca nowe odzienie, skorzystać z łaźni, a następnie przebrać się i wpaść do lokalnej karczmy na kufel lub kieliszek czegoś mocniejszego. Kto wie, może napatoczy się jakaś niebrzydka niewiasta? Zmrużył lekko oczy, a w kroczu przyjemnie zamrowiło. O tak, właśnie tego teraz potrzebował! Nic tak nie łagodzi stresu i tłumionego gniewu jak porządny seks. Uśmiechnął się do swoich myśli półgębkiem. W wojsku, na czynność, której zamierzał się całym „sercem” oddać, mieli znacznie mniej wyszukane określenia zaczynające się na literę „J” lub „P”, przy czym to ostatnie więcej miało wspólnego z ostentacyjnym wygłaszaniem głupot niż posypywaniem czegoś startymi owocami rośliny zwanej Piper nigrum.
Spojrzał przelotnie w kierunku swojej siedziby, która stojąc na szczycie gór, jaśniała w słońcu, dał koniu ostrogę i ruszył do miasta.
W mieście, kupił czarną koszulę wyszywaną srebrną nicią, czarne spodnie i tego samego koloru kurtkę, której krój przywodził na myśl wojskowy uniform. Po skorzystaniu z łaźni, przebrał się i ruszył do baru. Na jego szyi wisiał naszyjnik z zielonym kryształem, a na nadgarstkach zapięto dwie srebrne bransolety, w które również wstawiono zielone kamienie. Słońce, odbijające się od srebrnych okuć na rogach, tańczyło po ścianach i twarzach mijanych domów i ludzi.
Idąc na miejsce Vyron zastanawiał się co powinno być pierwsze piwo czy kobieta. W kroczu po raz kolejny przyjemnie zamrowiło, co nie pozostawiało najmniejszych wątpliwości, jeśli idzie o korzystanie z uroków życia. Słusznie głosiło sławne powiedzenie odnośnie tego, że „kobiety mają pierwszeństwo”.
Speluna nie wyglądała tragicznie. Ilość egzotycznego ptactwa w postaci pijackich pawi na chodniku i „niebieskich ptaków”, które wywinęły orła z powodu upojenia również była do zaakceptowania.
Poza tym, jak to mówi kolejne prastare, wojskowe powiedzenie: „Wybredny nie rucha”.
Ponadto „Pod Jeleniem” wydawało się idealną nazwą. Przez chwilę patrzył na szyld po czym przeniósł wzrok na wyjątkowo malowniczy, choć nietrwały element wystroju spelunki.
Pod ścianą, oparłszy się o nią plecami, siedział półnagi, skrzydlaty, złotowłosy grubas o twarzy mało rozgarniętego dziecka. Ot, debil z puchatymi skrzydełkami na plecach, które za żadne skarby nie uniosłyby nawet cal ponad ziemię jego spasionej dupy, odziany w prześcieradło z pomalowanymi na czerwono ustami i burzą blond loczków, który w ręce zakończonej krótkimi, serdelkowatymi palcami trzymał zapewne zabawkowy łuk. Spaślak, nie przejmując się przechodzącymi mieszkańcami, wolną ręką pakował do ust słodycze i mlaskał z zapałem godnym lepszej sprawy.
Viridian aż przystanął, tak bardzo zdziwił go widok fikuśnego spaślaczka.
- Dobrze się czujesz pasibrzusiu? – zapytał z pewną troską w głosie.
Słysząc jego słowa grubas podniósł głowę i popatrzył na Vyrona swoimi małymi, wodnistymi, błękitnymi oczkami, po czym wyszczerzył się radośnie. Ani chybi debil.
- Puciu, puciu Pasibrzusiu. Chcesz cukieraska? – powiedział Viridian ze śmiechem wyjmując z kieszeni czekoladę
Spaślak, dalej siedząc na ziemi wyciągnął po nią pulchne łapki. Śmiejąc się, Vyron wręczył mu czekoladę, którą ten natychmiast wpakował sobie do ust.
Pasibrzuch był zabawny ale nie przyszedł tu dokarmiać grubasów.
Z lekkim uśmiechem pchnął drzwi baru i spojrzał do wnętrza.
A to Ci heca!
Przy barze siedziała panna, z którą nie tak dawno brali udział we wspólnej misji. Rosemary nie była wprawdzie wysokiego rodu, ale w chwilach takich jak ta, Vyron nie należał do specjalnie przesądnych. Już miał odrzucić precz przesądy klasowe i schylić się do dziewczęcia stanu niskiego gdy jego uwagę przyciągnęła dziewczyna barwna niczym papuga czy freski na ścianach w jego pałacu.
W chwili gdy na nią spoglądał coś łupnęło go między łopatki z taką siłą, że aż odebrało mu dech. Obejrzał się za siebie.
W drzwiach stał umorusany czekoladą spaślak z łukiem, który zapiszczał i zakwilił radośnie jak debil, któremu udało się złapać za kuśkę, i w niezdarnych podskokach, trzepoczą skrzydełkami, zaczął uciekać w dół ulicy.
A to skurwysyn pierdolony! Spasiona, niewdzięczna, pierdolona świnia! – pomyślał i pewnie wybiegł by za nim, gdyby nie fakt, że zew lędźwi stał się wręcz niemożliwy do opanowania. Problem w tym, że wszelkie jego plany dotyczące ostrego, dzikiego seksu prysły jak sen złoty.
Nie wiedział co się właściwie z nim dzieje, ale odwrócił głowę w stronę kolorowej dziewczyny. Nadeszła pora na zaloty.
Jak w transie minął siedzącą przy barze Rosemary i podszedł do kolorowej dziewczyny.
- No cześć, Maleńka – powiedział opierając się nonszalancko o bar - Mówił Ci już ktoś, że byłabyś genialnym marynarzem, bo szybko potrafisz postawić maszt.. – powiedział patrząc jej prosto w oczy i posyłając ustami buziaka.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pub Pod Jeleniem
Pon 8 Kwi - 23:43
Jedna szklanka whisky, druga, trzecia, czwarta. W przybywających do pubu istotach, nadal nie zauważyła nikogo kto spowodowałby, że chciałaby do niego się pofatygować. Chciała się rozerwać, wyluzować, odreagować, ale żadna zakrapiana morda którą do tej pory widziała, nie wydała jej się ani trochę ciekawa. Nie miała też ochoty na seks do tego stopnia, by pójść z byle kim. Nigdy nie była tak zdesperowana, chociaż nie raz aż ją telepało przez chcicę.
Zna swoją wartość i ani myśli ją zaniżać.
Przyglądała się pierzastemu barmanowi. Nie miała ochoty na żadne pogaduchy, on jak widac nauczony wieloletnim doświadczeniem, nie nalegał. Robił po prostu swoje. Polerował to cholerne szkło w milczeniu. Przyglądanie się temu monotonnemu zajęciu, było odmóżdżające. Piła więc i przyglądała się temu, do momentu aż w Pubie coś się zmieniło. Otóż wszedł doń ktoś, kogo w znacznym stopniu, można by nazwać interesującym. Odziany w czerń, z typowym dla niego wyrazem twarzy, prezentował się aż nadto kusząco. Do tego jego zapach, był tak inny od typowych spelunowych oparów, że aż załaskotał ją w nos. Jak widać, nie tylko ona zrezygnowała z tego całego wypadu po skarb. Poczuła się z tym jakoś dobrze. Przynajmniej nagroda przeszła koło nosa, nie tylko jej.
Po zachowaniu Larazirona na statku, nie oczekiwała teraz tego, by do niej podszedł. Ba, byłaby w niemałym szoku gdyby się tak stało. Jednakże, skoro osoba taka jak ona, przychodzi w miejsce takie jak to, to mogą być ku temu tylko trzy powody.
Seks, interesy, alkohol.
Niekiedy wszystko to, łączyło się ze sobą. Nie było w tym absolutnie nic dziwnego. Rzecz ludzka, by łączyć przyjemne z pożytecznym. Jej wzrok mimowolnie podążył za nim. Dostrzegła więc, jak ten sam grubas który kilka chwil wcześniej zdzielił ją w ramie, jebnął go porządnie w plecy. Parsknęła mimowolnie, widząc reakcje szanownego Lorda. Nie mogła ukryć zdziwienia, gdy podszedł do dziewczynki odzianej barwniej niż niejeden ptak w Papugarni.
Dlaczego wcześniej nie zwróciła na nią uwagi? Przecież wyróżniała się do tego stopnia, że niemożliwym wręcz było, by prześlizgnęła się niezauważenie wśród grupy ponurych pijaczków.
Gdy tylko zwróciła na nią uwagę, coś dziwnego stało się z jej trzewiami. Zemdliło ją, a czuła się tak jakby ktoś zasadził jej niezłego kopniaka z glana prosto w wątrobę. Naszła ją też nieodparta chęć, by podejść do tej dwójki i im przeszkodzić. Czy to możliwe, by Vyron w jakikolwiek sposób jej się spodobał?
Zamówiła jeszcze jeden kieliszek whisky. Zdrowy rozsądek, zdecydowanie odradzał jej jakąkolwiek interakcję z tą dwójką, ale z drugiej strony była tak wynudzona i tak zszokowana narastającym uczuciem, że zdrowy rozsądek niewiele miał tu do powiedzenia.
Chcąc bardziej lub mniej, zapłaciła i ruszyła w ich stronę wolnym krokiem.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pub Pod Jeleniem
Pią 12 Kwi - 23:01
//psst, Vega siedzi przy stoliku

Omal nie roześmiała się do łez, gdy najpierw posłyszała stłumione wyzwiska o brzuchach, dochodzące sprzed knajpy, a potem gruba świnia zaatakowała rogatego ważniaka. Przysłoniła dłonią usta jak na wychowaną damę przystało, choć w głębi duszy dalej miała ubaw o znamionach wyższości nad głupimi magicznymi istotkami. Rasizmu ot tak się nie wyrzuca z organizmu. Można go stłumić, schować w specjalnej szufladzie, ale nie ma we wsi chuja, żeby tak po prostu niechęć do innych ras wyparowała, a jej miejsce zastąpiła miłość czy inne mądrze brzmiące głupstwo.
Ze śmiechu wyszła dopiero wtedy, gdy rogaty wojskowy urzędnik, bo tak sobie jego funkcję oceniła, zbliżył się do jej stolika. Vega miała dobry humor i otwarta była na bezpośrednie rozmowy. Dobrze znała charakter tego miejsca, choć niekoniecznie miała zamiar obdzierać się ze człowieczeństwa.
- A lubię, jak drzewa, maszty i faceci nade mną górują - pociągnęła tę sprośną rozmowę, objęła ciepło swój słoiczek w obie dłonie i upiła nieco trunku przez słomkę. Nie kiwnęła jednak głową, aby się przysiadł, jeszcze nie.
- A wiesz, że też mam dziewczynę w każdym porcie? - odparła półszeptem, a wtedy kątem oka zobaczyła, że jakaś babka w jej stronę spogląda. W tej pierwszej chwili Vega uznała, że raczej bywa tu częściej.
- Ale Ty chyba nie jesteś tak rozrzutny, lecz masz swoją jedną jedyną, prawda, em... szlachcicu? - sugerowała mu wierność, choć nietrudno było się domyślić, że to tylko skrojone na ironię retoryczne pytanie.
Vega bez przeszkód kontynuowała te banalne tematy, ale przez swoją dziewczęcość i chęć zabawy dodawała im tajemniczości i wyrafinowania. Wysoki poziom w rozmowie o masztach i miłosnych upodobaniach, też ci heca. Zupełnie taka, jak kolorowy wypasiony deser pośród pijackich łotrów w jeleniowatej spelunie. No i te różowe włosy, na które nawet jej Estris spojrzała z lekkim, chwilowym zmieszaniem.

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Pub Pod Jeleniem 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Pub Pod Jeleniem
Nie 14 Kwi - 5:12
We własnym mniemaniu, Vyron uchodził za prawdziwego łamacza serc i wielkiego amanta. Istotę uberseksualną i doskonałą, przed którą rodzaj niewieści nie ma żadnych tajemnic. Ba! Uważał się ze prawdziwego Cazzonovę* (czy jak tam było temu Człowiekowi) Krainy Luster i całej „Zalustrzanii”.  
Puścił do dziewczyny oko i uśmiechnął się ukazując dwa rzędy równych, białych zębów. Oto wystudiowany przez lata, firmowy uśmiech numer pięć, który z zasady winien działać na kobiety niczym najlepszy afrodyzjak i zamieniać nieprzystępną pustynię w pełną wilgoci oazę, w której, ku radości obojga ewentualnych nupturientów, spokojnie można napoić strudzonego konia.
- Jestem Viridian, – powiedział ze swadą, i na tyle głośno, by cała speluna mogła usłyszeć, któż to zaszczycił jej zaplute progi swoją obecnością. - Tak też możesz mnie zwać, Piękna. Teraz zaś, powiedz mi, jak mam się zwracać do ciebie.
Wyprostował się dumnie, tak by ci, którzy jeszcze nie rozpoznali Kryształowego Księcia mieli ku temu wszelką sposobność.
Patrzcie dybidzbany, garnkoskroby, portkosraje i inne niebieskie ptaki! Podziwiajcie przeto w niemym zachwycie wy śmierdzący łajnem opoje, obleśne kozojeby i inne zawszone łasidupy! Oto Jaśnie Oświecony Pan przybył! Paszli won, którzy macie dość oleju w głowie, lub wetknijcie mordy w swoją strawę i starajcie się nie rzucać w oczy psując, i tak już mizerną, estetykę tego miejsca.
Stał przy stoliku i spoglądał na dziewczynę swoimi limonkowozielonymi oczyma.
Na siedzącą podówczas przy barze Rosemary nie zwrócił najmniejszej uwagi.
Interesowała go tylko panna o różowych włosach.
Czuł motyle w brzuchu i miał wrażenie, że zaraz zaczną mu się trząść ręce.
Schował jedną z nich do kieszeni, w której wymacał cztery spore odłamki kryształu. Ścisnął w dłoni dwa z nich i zamienił je w małe, lśniące, misternie ukształtowane i niemal idealne gwiazdy.
Musiał wziąć się w garść!
Wszystkie rozmowy, które odbył ze swoimi żołnierzami przy obozowym ognisku świadczyły o tym, że kobiety lubią jak facet jest ognisty, tajemniczy i bezczelnie pewny siebie. „Powiadam wam, kurwa jego mać, że Dziewoje lecą na takich śmiałych kozaków-jebaków … ” – przypomniał sobie słowa jednego ze swoich Pułkowników
A może Sorrento de Megrez nie był najlepszym przykładem? W końcu przed jego zalotami nie chroniła nawet śmierć. Pstrykał palcami, wskrzeszał nieboszczkę i dalejże uderzać w koperczaki, póki jeszcze ciepła. Cóż, jak to mawiają, przedstawienie musi trwać!
Problem w tym, że niektóre z dziewcząt, a Różowowłosa Piękność mogła do nich należeć, preferują  wrażliwych romantyków, u których uczuciowość jest tak rozwinięta, że po masturbacji, czule całują swoją dłoń i dziękują jej za wspólne niezapomniane chwile, pełne ciepła i miłości.
I jak tu to wszystko pogodzić?
Miał pomysł!
To było tak genialne, że chyba kiedyś napisze książkę o uwodzeniu kobiet!
- A wiesz, że tak naprawdę, mam wrażliwą i romantyczną duszę? Proszę, to dla Ciebie. - powiedziawszy to wyjął z kieszeni dwie uformowane przed chwilą gwiazdy i położył na stole koło dziewczyny - Wiesz, ja jestem romantykiem I mogę być Twój … – powiedział patrząc jej w oczy - Widzisz te gwiazdy? Przy tobie to chuj.
I CYK! Pozamiatane!
Nie dość, że walnął wierszyk, dał pannie prezent to jeszcze połączył romantyka z ognistym, pewnym siebie kozakiem!
Musiał przyznać, że Panna mu się podobała. Nie peszyła się przesadnie, była ładna i rozmowna.
Gdy usłyszał o tej „jednej jedynej” uśmiechnął się szczerze i pogodnie niczym prawdziwy hulaka i zawołany rębajło na myśl o ślubach czystości.
- Wiesz, jeśli tego nie spie…zepsujesz, to Ty możesz być tą Jedną Jedyną. – powiedział odrzucając zawadiacko połę szaty, odsłaniając tym samym pałasz o białej rękojeści i przysiadając się do stolika. - Słyszę, że interesuje cię tematyka marynistyczna, więc jeśli chcesz, to z przyjemnością oddam swój „handszpak” w twoje zgrabne dłonie. – uśmiechnął się i puścił do dziewczyny oko - Wiesz, dziewczyny w każdym porcie są dobre, ale żadna zęza nie zastąpi prawdziwego, prężnego masztu.
Nadeszła pora na drinka, lub ewentualnie pięć drinków, wino i coś mocniejszego. No i jakąś zagrychę przydało by się zorganizować bo siedzieć z Panną o suchym pysku  ni jak nie wypada.
Czy mogę zaproponować Ci coś do picia lub jedzenia? Masz na coś ochotę? – powiedział zupełnie ignorując fakt, że dziewczyna ma obok siebie naczynie z którego sączy coś przez słomkę. Samodzielnie kupione drinki się nie liczą.
Wpatrzony w oblicze Różowowłosego Anioła, uniósł rękę i pstryknął kilka razy palcami wzywając obsługę. Prawdę powiedziawszy nie spodziewał się, że będzie musiał wysilać się na tyle, aby przywoływać  kogokolwiek z personelu. W końcu wszyscy pracownicy tegoż przybytku wątpliwych rozkoszy są od obsługi klienta tak jak dupa od srania.
Cóż, przywykł do innych standardów obsługi.
Odczekał kilka sekund i rozejrzał się po sali. W ich stronę zmierzała Rosemary. Zatem to tu pracowała! Cóż, żadna praca nie hańbi, ale też nie każda przynosi  należyty szacunek.
Poczekał aż Niebieskooka podejdzie po czym uśmiechnął się do niej uprzejmie.
- Witaj Rosemary, cieszę się, że cię widzę. – powiedział grzecznie, w końcu chciał się pokazać Różowowłosej Piękności z tej dobrej strony. I tak, za spóźnienie i opieszałość, nie da Rosemary napiwku. - Przynieś nam proszę kartę dań. Jeśli chodzi o napoje to wybierzemy za chwilę, ale dla mnie, w celu nadgonienia, poproszę czerwone, wytrawne wino. – powiedział uśmiechając się miło.
Najchętniej wychyliłby kufel zimnego piwa zagryzając to dobrze wypieczoną golonką, ale musiał zachować pozory.
Miał tylko nadzieję, że czerwone wino nie okaże się być jakimś Łajdackim Kwasiborem, oraz że kelnerka nie popełni szeregu błędów przy jego serwowaniu.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pub Pod Jeleniem
Pon 15 Kwi - 3:00
Nie musiała wcale podchodzić blisko, by usłyszeć jakiego klauna robi z siebie Viridian. Własnym uszom nie wierzyła. Czy naprawdę można być aż tak pysznym i narcystycznym by chamski podryw, przemienić w obleśne podchody pełne podtekstów, dwuznacznych zwrotów i wulgaryzmów? Sądziłam raczej, że kogoś pokroju arystokraty, stać na coś więcej. Szyk, elegancję, subtelny żart, odważny podryw... Ale nie spodziewała się czegoś takiego. Ja statku wyraźnie stawiał granicę, mur, między swoim stanem, a plebsem jakim w jego oczach na pewno było wszyscy tam zgromadzeni, prócz Aerona. Jasno dawał to wszystkim do odczucia.
Dlatego stanęła wryta, słysząc w jaki sposób ten zaleca się do różowowłosej. Nie była pewna czy się śmiać, zwymiotować czy zmyć się, zanim zwróci na nią większą uwagę.
Zastanawiała się, która jego wersja była tą prawdziwą. Ten pyszałkowaty, obnoszący się ze swoim stanem arystokrata ze statku, czy też błazen który przed nią teraz stoi i zaleca się do dziewoii stanu niskiego.
Koniec końców, ledwo powstrzymywała śmiech. Jeszcze bardziej utrudniło jej to, to że dziewczyna odpowiadała mu w podobnym tonie. Nie odstępowała mu ani trochę w śmieszności. Skąd oni biorą pomysły na taki podryw? Nie była pewna, ale raczej nie chciała się w to zagłębiać. Jeszcze okazałoby się to w jakiś sposób zaraźliwe. Cholera wie jaki syf lata po tym świecie.
Gdy usłyszała fragment o gwiazdach, które przy niej to chuj, złapała się za brzuch. Co to kurwa miało być... Nie była teraz pewna czy mdlące uczucie w trzewiach, wywołane było zniesmaczeniem, czy też może było efektem chcicy jaka nią targała od rana. Co on w niej widział? Wyglądała jak dziecko, wyjęte ze snu jakiegoś bachora. Pstrokata, krzykliwa, przesłodzona. Jej widok zwiększał u niej mdłości, jednocześnie przyprawiając o szybsze bicie serca. Jej towarzystwo jest niezdrowe, było to aż nazbyt oczywiste.
Poprawiła swój biały żakiet i podeszła do ich stolika. Ton Viridiana był jak kopniak w brzuch. Czemu był taki milusi? Naprawdę aż tak chciał zaimponować tej dziewczynie? Było to wręcz upiorne... Naprawdę wziął ją za kelnerkę? JĄ?
Czy kelnerki się tak teraz ubierają? Czy ona w swoim białym komplecie, jasnych, blond włosach, ze swoimi atutami i urodą, naprawdę tak bardzo pasowała do tej speluny, że można ją było pomylić z kelnerką? Ciśnienie jej skoczyło, a jakże. Nie przywykła do takiego traktowania, miała ochotę poderżnąć mu gardło.
Z drugiej strony ta farsa, mogła być całkiem zabawna. Uśmiechnęła się więc leciutko, kiwając głową.
- Ależ nie. To mnie jest bardzo miło, że znowu się spotykamy. To wielka przyjemność Cię znowu zobaczyć.- powiedziała to najsłodszym głosikiem na jaki było ją stać. Gdy tylko odwróciła się od nich i ruszyła do baru, uśmieszek z jej ust zszedł jak ręką odjął. Najchętniej zabiłaby ich oboje, ale byłoby z tym za dużo syfu. Tak jak ta dziewczyna mogła być nikim ważnym, tak z morderstwem tego pajaca, narobiłaby sobie jedynie problemów.
Dobre, czerwone wino?
Przejrzała półki za kontuarem i wybrała Pavillon Rouge, 2010, Chateau Margaux. Francuskie wina zwykle nie zawodziły, a ten szczep był wyjątkowy dobry. Wprawdzie wolała whisky, ale wino od czasu do czasu było miła odmianą.
Barman o mało na zawał nie zszedł. Widać było, że nie codziennie zamawiają u niego tak drogie wina. Wskazała na Viridiana i powiedziała że on płaci, barman się wyraźnie uspokoił. Nie zdziwił się nawet jakoś specjalnie gdy poprosiła o tacę, korkociąg, serwetkę, koszyk, dwa kieliszki i dwa menu.
Widać nie chciał mieć żadnych problemów. Ten pajac musiał mieć ładna reputację w tym świecie. Przełożyła serwetkę przez lewą rękę, wino włożyła do koszyka, etykietą do góry kładąc następnie na tacę z całym ekwipunkiem. Nie musiała się w to wszystko bawić, ale była ciekawa do czego to wszystko zmierza.
Ze słodziutkim uśmiechem, zaprezentowała Viridianowi wino. Jeśli nie miał żadnych obiekcji, odcięła folię na szyjce butelki, oczywiście poniżej "obrączki". Po zdjęciu folii przetarła korek serwetką. Następnie otworzyła je korkociągiem, uważając by nie przebić go na wylot. Gdy je otworzyła, powąchała korek. Zapach był cudowny, aż sama miała ochotę się napić. Ślina nabiegła jej do ust. Dała korek do powąchania Viridianowi. Cała ta sytuacja była tak komiczna, że każda chwila kosztowała ją niemały wysiłek, by nie ryknąć śmiechem. Położyła oba kieliszki na stoliku.
Ponownie przetarła szyjkę butelki i jeśli mości książę nie miał żadnych obiekcji, nalałam mu wina do kieliszka, jakaś 1/4 pojemności. Nie miała ochoty być specjalnie dokładna. W końcu tu nie pracuje, więc po chuj miałaby się starać?
Położyła wino na środku stolika, podała im nawet menu.
Nie odeszłam od stolika, spojrzałam z dezaprobatą na obydwoje. Co tu się odpierdala i dlaczego ona bierze w tym udział?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pub Pod Jeleniem
Sob 20 Kwi - 22:38
Vega była osobą, która potrafiła nadkładać sobie drogi, wysiłku i marności czasu, byleby sobie z kogoś zadrwić lub ucieszyć gorączkową ciekawość. Tak było i tym razem, kiedy to jegomość zasiadł naprzeciw niej i ucieszył jej spokojne uszy swoim imieniem. Jego jestestwo nabrało już formy, można było go określić nie tylko z wyglądu, a że nie grzeszył spokojem, jego roztargniona postura szybko zapadała w pamięci.
  - Viridianie, jestem dzieckiem księżycowego światła, Księżniczką imieniem Vega z szanownego rodu Jardine, wspaniałych baśniopisarzy.
 Podałaby mu grzecznościowo dłoń, ale wolała nie przerywać pieszczot ofiarowanych swojej towarzyszce. Można by się zastanowić, gdzie jest jakiś naparstek dobrego wywaru dla tej małej, ale jakże szlachetnej damy, lecz biada tym, co tak rozważają, bo nie wiedzą, co też przysmakiem tych istot jest.
  W spokoju przyglądała się jego czynom, obserwując to, jak z dłoni wysypują się gwiazdy, a raczej tanie błyskotki, lepsze co prawda od tego, co spotkać można na bazarze, ale nie bardziej ujmujące niż piękne kamienie szlachetne, czyż nie? A nawet jeśli były równie dorodne, to uwagi Vegi nie zajęły na dłużej.
  - A chuj - zawtórowała mu. Tak jak sądziła, to tylko tania sztuczka, a ona sobie liczyła na coś więcej, jakieś czary na przykład.
Czary mary, hokus suisiak, przecedzę cię przez druszlak!
  Wzięła swoją towarzyszkę na dłoń i skierowała na ramię. Estris, zwana Ciernistą, ułożyła się wzdłuż szyi i powoli ześlizgiwała się po gładkiej skórze, wpadając pod koszulkę. Vega odchyliła się ze spokojem do tyłu. Wszystko to było reakcją na jego słowa o jednej jedynej i dalszym rozważaniom o trudach marynarki i kunszcie drzemiącym w masztach.
  - Nie trzeba mówić, że będę jedna, skoro mam być jedyna. - pozwoliła sobie na ten drobny, językowy przytyk. Uśmiechnęła się w ten sprytny sposób. Złapała go na powtarzaniu za nią głupot, ha! - I nie myśl sobie, że właśnie ci odmówiłam, bo ja nie wliczam dziewczęcych przygód w związek tak jak i nie wlicza się kochanek do rodziny - puściła mu oczko. Odparła zdecydowanym tonem, choć nie sposób było powiedzieć, że krzyczy. Nie wypada przecież księżniczce podnosić głosu w tematach tak delikatnych jak na przykład penisy mężczyzn.
  Wyciągnęła ręce za siebie i ponad głowę. Rozciągnięcie mięśni - oznaka, że nie siedzi tu na tyle długo, by musieć wstać, ale na tyle długo w jednej pozycji, że musiała już przypomnieć kościom o tym, że nie wypada im pozostawać w bezruchu.
  - Drogi Viridianie, ależ oczywiście, że możesz mi zaproponować i dlatego też muszę ci odmówić odpowiedzi na drugie pytanie, bo jakbym mogła zabrać sens twoim, zapewne wartym uwagi, propozycjom?! - znowu łapała go za słówka. Polubiła tę grę, co jeszcze nie znaczy, że polubiła też jego.
  Położyła dłonie na stole i potarła wewnętrzne strony w geście narastającego w niej niedoczekania. I niestety, on się już pośpieszył, zawołał kelnerkę i niecierpliwie wyczekiwał jej nadejścia. Musiała Vega przyznać, ze coraz zabawniej było jej w tym uczestniczyć i aż ją trochę zasmyrało tam gdzieś, poniżej pępka. Nie dała oczywiście się w tym poznać i wcale to nie była sprawka Ciernistej!
  Zasięgnęła pyszności ze słoja stojącego przed nią i składała ze sobą fakty.
  Różowowłosej nie pasował ten element układanki. Była pewna, że ta kobieta z kelnerką ma tyle wspólnego, co wiedza Viridiana z żeglugą morską. Tutaj musiał tkwić jakiś haczyk, a to, że znał imię białowłosej kobiety tylko potęgowało tajemniczość, jaka znienacka narosła wokół tej dwójki.
  Gdy po chwili powróciła z winem i z dużą gracją zaprezentowała produkt mężczyźnie, Vega z łatwością dojrzała etykietę wina pochodzącego ze świata ludzi. To wszystko wyglądało już nawet nie jak ze snu, a jak z bajki! Próbowała swoje spostrzeżenie zachować tylko dla siebie i po raz kolejny ukryła usta w swoim słodkim trunku, który już był na wykończeniu.
  - Viridianie, co sądzisz o tym, żebyśmy zamówili jakąś tackę degustacyjną? Myślę, że nie mam na nic bardziej ochoty jak na nabijanie wykałaczką oliwek czy też plasterków dojrzałej szynki.
  Był zboczony, więc musiał to sobie odebrać dwuznacznie. Tak przynajmniej głosiły myśli Vegi. Ona zaś naprawdę miała ochotę pobawić się wykałaczką z jedzeniem i robiłaby to nawet wtedy, gdyby z pełnym zaangażowaniem lub w złośliwości obgryzał mięso do kości i babrał przy tym swoje łapska w półpłynnych tłuszczach zwierzęcych, a soki tryskałyby na szerokość stolika lub nawet dalej. Smakowałaby tak także wtedy, kiedy gryzłby z poświęceniem niemal surowy kawał mięsa, a krew barwiłaby mu zęby.
  - Może zechcesz się przysiąść, droga Rosemery? - zapytała znienacka kobietę w ten bezpośredni sposób.

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Pub Pod Jeleniem 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Pub Pod Jeleniem
Pią 26 Kwi - 2:08
Patrzył dziewczynie prosto w oczy, szukając w nich iskierek zwierzęcego pożądania. Przecież nie było możliwości, by po tak pełnych klasy i gracji zalotach, Panna pozostawała nieczuła na jego męskie, wręcz samcze, wdzięki. Nawet jeśli nie miała ochoty na zabawę, to Viridianowi zawsze pozostawał ukryty w rękawie As, ale to już zupełnie inna sprawa.
Fakt, że nie znalazł owych kurwików od razu, wytłumaczył sobie tym, że Różowowłosa Ptaszyna jest zapewne w wielkim szoku, że ktoś tak niesamowity, atrakcyjny, bogaty i przystojny jak On, może zalecać się do takiej prostej dziewczyny jak ona.
Cóż, miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej szaleństwo.
Kiwał głową i przytakiwał ze spojrzeniem utkwionym w jej oczach. Bardzo się starał słuchać tego, co dziewczyna mówi, ale główny ośrodek decyzyjny mimochodem przesunął się z rogatej głowy, do jego lekko ściśniętego w spodniach członka.
- Zero, fryzurka czy naturalne? – jego myśli kręciły się i lgnęły do wzgórka łonowego Różowowłosej jak muchy do miodu*.
Zmrużył lekko oczy, albowiem typowo męski proces myślowy się pogłębiał.
Słysząc, że dziewczyna jest jakąś tam księżycową księżniczką z rodu, o którym nigdy nie słyszał, pokiwał tylko głową.  
- Jeśli są, to ciekawe jaki mają kolor? – popatrzył na brwi dziewczyny szukając punktu odniesienia.
To była pradawna i wypróbowana przez całe pokolenia samców metoda. Niechaj ziemia lekka będzie wszystkim tym, który swoje życie oddali jej dopracowywaniu! Niechaj w niebiosach, czy gdziekolwiek się znajdują, piją nektar błogosławionych ci, których połączone tysiąclecia obserwacji, starań, prób i błędów pozwoliły sformować mężczyznom jedno, niezwykle ważne twierdzenie. Twierdzenie, które mówi: „po kolorze brwi je poznacie”. Tak, tak, włosy na głowie prawie zawsze kłamią, z wyjątkiem gdy panna jest ruda ale to zupełnie inna bajka, dlatego nie wolno dawać im wiary. Jednak sprawa ma się inaczej, jeśli chodzi o kobiece brwi. O ile nie są nadmiernie pomalowane, są niczym ogony u psów, zawsze zdradzają z pozoru dobrze ukryte tajemnice. Reasumując, kolor brwi jest niemal identyczny z kolorem włosów na kobiecym gniazdku.
Z zamyślenia wyrwało go przybycie Rosemary z winem.
- Znakomite wino. – powiedział kiwając głową.
Wino faktycznie było dobre. Ciekawe skąd pochodziło?
Propozycja wybrania deski była mu niemal obojętna. Był w prawdzie wyposzczony i pragnął ten głód zaspokoić, ale zdecydowanie nie chodziło o zwykłe jedzenie.
- Jeśli tylko masz na nią ochotę, Vego. – powiedział przełykając kolejny łyk czerwonego trunku - Mówił ci już ktoś, że jesteś nie tylko piękna ale też inteligentna?
Wpatrywał się w Vegę jak gekon w muchę. Gdyby tylko miał dłuższy język to z powodzeniem mógłby oblizać sobie gałki oczne.
Gdy Vega zaproponowała by „kelnerka” dosiadła się do ich stolika, jego wzrok na jedną, krótką chwilę przykuła Rosemary.
Choć sam nie wiedział czemu był rozpalony jak Piec Molocha. Jak tak dalej pójdzie, to para buchnie mu z uszu, a zębami zacznie krzesać iskry.
- Rosemary ma niezły tyłek. A może by tak obie na raz? – pomyślał w typowo samczym przekonaniu o wszechmocy, nieugiętości, prężności i potędze swoich lędźwi.
Prawdę mówiąc, jakoś tak już jest, że większość mężczyzn myślących o trójkątach czy innych konfiguracjach z przewagą płci pięknej, jest święcie przekonanych o tym, że swoim „orężem” w magiczny sposób zaspokoją obie panie. Może i niektóry to potrafią, ale większość, gdy przychodzi co do czego, w ciągu kilku pierwszych minut oddaje jeden, ostatni strzał i pada bez ducha. Niech panie bawią się dalej same.
Całe szczęście Vyron należał do owych „niektórych”, a przynajmniej tak mu się w tej chwili wydawało.
- Vega ma rację, może zechcesz się … przyłączyć? – zapytał a kurwiki w jego oczach fiknęły kozła, zatańczyły polkę-galopkę i stanęły dęba. Niekoniecznie w tej kolejności.
Może Vega miała ochotę na zabawę w większym gronie?
Ot, Mała Ptaszyna dzielnie sobie poczyna!

*I choć inne słowo, łączące się z muchami, pasowałoby równie dobrze jak „miód”, to nijak nie pasuje ono do wątku miłosnego, no chyba, że ktoś lubi takie „egzotyczne” klimaty

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pub Pod Jeleniem
Sob 27 Kwi - 14:26
Taca degustacyjna. Serio?
Cała ich rozmowa była tak żenująca, że Rosemary odebrało mowę. Naprawdę, wrażenie jakie zrobił na niej wielki lord Laraziron okazało się totalnie mylne. Tam grał nadętego buca, który nie przystaje z plebejskimi pomiotami, a tu? Robił z siebie durnia, przed tą słodka jak lukier dziewczynką.
Czekaj co? Jaką? Potrząsnęła lekko głową. Miała mind fucka. Przecież nie gustuje w kobietach, ta tutaj nawet nie powinna być za takową uznana. Przecież wygląda jak dziecko...
Ba. Związki homoseksualne wywoływały u niej odrazę. Brało ją na mdłości, gdy widziała dwoje facetów migdalących się ze sobą, czy dwie kobiety połykające swoje twarze.
A teraz? Czuła niepokojące uczucie w żołądku, do tego w głowie miała mętlik ilekroć spojrzała na tę tutaj.
Czy jeśli ją wypatroszę, to uczucie zniknie? Gdyby nie Vyron, to najprawdopodobniej tak by właśnie zrobiła. Był to najszybszy i najprostszy sposób na pozbawienie się tego niepokoju. No ale ten dureń się do niej zalecał, co uniemożliwiało jej podjęcie takich działań. Gdyby podniosła teraz na nią rękę, prawdopodobnie upiorny by jej ją upierdolił przy samej dupie.
Cała ta sytuacja była irytująco męcząca.
Wiedziała że to dobre wino, nieraz miała okazję go kosztować na bankietach w Ludzkim Świecie. Gospodarze uważali że jak podadzą niebotycznie drogie wino, to goście to docenią. No niestety, ale większość tych bogatych kretynów w dupie miała wyjątkowy smak wina. Pili je by mieć czym się zająć, podczas nużących rozmów o polityce.
Ciekawiło ją, czy ta dwójka tutaj wie o tym drugim świecie. Z własnych obserwacji, doszła do dość szokujących wniosków. Większa część Lustrzanego społeczeństwa, nie miała bladego pojęcia o istnieniu ludzkiego świata.
Odniosła wrażenie, że zaproszenie od Vegi miało zupełnie inny wydźwięk, niż to od Vyrona.
Normalnie ochoczo zajęłaby się nim. Tym bardziej że jest aktualnie trochę wypostowana.
Ale coś było nie tak, bardziej niż nim, zainteresowała się tą różowa landrynką.
Usiadła obok niej, czując mściwa satysfakcję spoglądając na Viridiana. Czuła się w tamtym momencie jak jakiś bachor, cieszący się mikroskopijna przewagą.
- Kogo jak kogo, ale Ciebie Viridian się tutaj nie spodziewałam. Kim jest Twoja rozkoszna towarzyszka?- może to dziecko tęczy należało jednak do bogatej rodziny? Może to stąd to zainteresowanie ze strony upiornego? Uśmiechnęła się uroczo do Vegi, niby przypadkiem muskając jej dłoń swoją.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pub Pod Jeleniem
Sro 1 Maj - 21:04
Vega nie lubiła, gdy jej piękne naturalne włosy stawały się obiektem żartów. Uwielbiała je, niemal zawsze układając je tak samo i często podcinając u profesjonalnych fryzjerów tak, aby były długości bliskiej ideału. O ile nie przepadała za długimi posiedzeniami przed lusterkiem, tak o włosy dbała z nawiązką. A trzeba też wspomnieć, że przecież swoją piękność otrzymała w genach. W niej po prostu trzeba się kochać!
- Naturalne. Może zasłużyś na to, by samemu to sprawdzić, ale na razie zostań z moim słowem.
Czy to sprawka jakiejś czarodziejskiej różdżki, czy może kwestia innej magii, fakt był faktem - to był jej naturalny kolor w obecnym czasie.
Wskazał na brwi i one faktycznie w tym miejscu krzyczały o czarnym barwniku kształtującym bujne kosmyki włosów. Cienkie czarne brwi podkreślały jej oczy i kontrastowały z różowymi włosami. Dowód na kłamstwo Vegi czy dowód na użycie magii, która je na wieczność wykoloryzowała?
To nie czas na gdybania, lecz na działania.

Rose przybyła do stolika i nawiązała kontakt. Vega nie zamierzała tracić czasu, czuła jej intencje, a przynajmniej tak się jej wydawało. Coś zaś się tyczy intencji arystokrata, to on chętnie by się z Vegą postykał. Nie miała nic przeciwko seksowi z przypadkowym nieznajomym, była na antykoncepcji od dłuższego czasu.
Przytuliła się do Mary, pogładziła ją po policzku.
- Panie kapitanie, dziękuję za komplementy. Albo jednak nie dziękuję, podziękuję czynem. Chodźmy się zabawić na piętrze. - bardziej te słowa kierowała do Mary, ale arystokrata także był ich adresatem, głównym nawet.
Odważna była w swoich słowach. Trochę brawurowa przez alkohol, ale też i potrzebowała tej chwili całkowitej i bezczelnej intymności, po której chce się uciec do samotności.
A jej mała Estris wysunęła się nad dekolt i uśmiechała w ten tajemniczy sposób. Chyba chciała im przekazać, że tam w dole jest czym się bawić.
Jeśli sami nie zamierzali, Vega ruszyła z inicjatywą. Powstała od stołu, wyjęła z kieszeni klucze i podeszła pod schody prowadzące na górę.
Miała chcicę, marzyła o pięknych, choć niezbyt długotrwałych chwilach.

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Pub Pod Jeleniem 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Pub Pod Jeleniem
Czw 2 Maj - 0:04
[Rozumiem, że Vega jest przenikliwa, a Vyron to tylko facet, ale jako człowiek w myślach niestety nie czyta. To co zostało napisane „kursywą” stanowi jedynie skryte przemyślenia Vyrona]

Widząc jak Rosemary siada obok Vegi zmrużył lekko oczy. Oblicze Niebieskookiej panny miało w sobie coś takiego, co przywodziło na myśl tłustego, piegowatego, rudego i złośliwego dzieciaka, który siedząc z łopatką i wiaderkiem w piaskownicy, z premedytacją zesrał się w gacie, a teraz z perwersyjnym uśmiechem i zapałem godnym lepszej sprawy, trze dupskiem o górki, dołki, babki i pozostałości zamków, byleby tylko wszystko dokładnie „rozmaślić” oraz by nieszczęsna matka miała więcej prania. Ot, zwykły skurwiel. Uśmiechnął się lekko i czarująco, ale przez jego umysł, wartko niczym górski wodospad, przelała się cała rzeka bluzgów, z których eufemistyczne określenie kurtyzany nader brutalnie poddanej czynnościom seksualnym było chyba najłagodniejszym i najbardziej kulturalnym.
- Sam się nie spodziewałem, że tu przyjdę. – wyznał szczerze i obrzucił całe pomieszczenie taksującym spojrzeniem - Gdyby to ode mnie zależało wybrałbym lepszy lokal, ale cóż … – już miał walnąć tekstem o tym, że „wybredny nie rucha”, ale szybko ugryzł się w język - … urzekła mnie uroda Vegi i oto jestem.  - zakończył puszczając oko.
Ha! Uczcie się chamskie ryje, świniopasy i inne oczajdusze! Mistrz retoryki dał występ! Oto wybrnął z rzeki gówna, w jaką o mało sam się nie wpakował, w sposób iście artystyczny. Typowa dla niego dezynwoltura niemal go zgubiła, a tu proszę jaki pokaz! To się nazywa Lew salonowy przez duże „L”.
- Odpowiadając na drugą część Twojego pytania, moja przeurocza towarzyszka nazywa się Vega. – musiał naprawdę wysilić mózg by przypominać sobie jak przedstawiła się dziewczyna. - Vega Jardine .
Po raz kolejny mało nie dał plamy.
Nigdy nie słyszał o rodzie Jardine. Może był ignorantem, a może po prostu nie interesowało go to specjalnie? Dla niego większość osób szlachetnie urodzonych mogła tytułować się „Sir Ktokolwiek z Ktogowie” albo „Lady Jakaśtam z Ktobydbał”
Myślenie o strefach intymnych rozmówczyni jednak nie było tym, co kulturalny Upiorny robi na pierwszej randce. Cóż, chromolić kulturę, pruderię i zabobony klasowe! Dziewoje z ludu mają identyczne dziurki jak szlachcianki. Pytanie brzmiało kto był bardziej zadbany? Panny które były świadome swej wysokiej pozycji, czy dziewczyny które w każdej chwili mógł czekać „awans społeczny”?
- A ty Rosemary co robisz w takim miejscu jak to? – zapytał przekornie upijając łyk wina.
Cholera, serio było smaczne.
Słysząc słowa dziewczyny o „pójściu na pięterko” roześmiał się.
- Vego, a może jednak najpierw coś zjesz? – powiedział z uśmieszkiem licząc na to, że i ona zrobi coś, co nieco ich rozpali.
Nie od dziś wiadomo, że pożywienie i seks idą w parze. Nie trzeba być romantykiem by dostrzec tę prostą zależność. Mówimy tu oczywiście o dobrym, pieszczącym zmysły posiłku, który z wolna rozpala skrytą namiętność, a nie zabraniu panny na byle hot-doga, a następnie szczuciu jej swoim zaganiaczem w obskurnym szalecie i zmuszaniem do połknięcia „gratisu”.
- Na zabawę mamy sporo czasu, a nie chciałbym byś podczas igraszek opadła z sił. – powiedział - albo co gorsza przedwcześnie zemdlała. – pomyślał.
Spojrzał na Rosemary, ale nie chciał jej zmuszać do ganiania po sali w roli i, w końcu kto wie, może urozmaici im zabawę? Trójkąty zawsze są ciekawe.
Uniósł rękę i pstryknął palcami przyzywając kogoś z obsługi. Mógł to być nawet barman, który wyczuwając zarobek zabrał się za kelnerowanie. Było mu to obojętne.
Viridian w takich miejscach jak to uznawał, że po jednej stronie lady jest On – klient spragniony kulinarnych uniesień, a po drugiej stronie lady stoi … ladaco gotowe spełniać życzenia niczym bajkowy dżin z lampy.
Gdy barman podszedł, Viridian zamówił największą z możliwych „desek degustacyjnych” pełną oliwek, ostryg i innych pobudzających przysmaków, tak by wszyscy mogli nacieszyć zmysły przed czekającą ich zabawą.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pub Pod Jeleniem
Nie 5 Maj - 11:47
Intencje Rosemary raczej nie były jasne. Sama nie do końca wiedziała czego chce. Pierwszy raz w swoim życiu, nie miała pojęcia o co jej samej chodzi. Gdy różowa landryna się w nią wtuliła i dotknęła jej policzka, serce zjawy omal nie wyskoczyło z jej piersi. Poczuła się jakby miała jakaś zapaść, czy inna cholerę. To na pewno kwestia tego, że Vega używa na niej jakichś czarów. Powinno ją to wkurwić, a jeszcze bardziej ją ta myśl nakręciła.
- A co innego może robić w takim miejscu, ktoś taki jak ja? Poluję misiaczku.- domyślała się, że to sformułowanie może wyprowadzić go z równowagi. No bo jak to tak, plebs odzywa się w ten sposób do szanownego Pana Arystokraty. Nadmuchane ego upiornych, było tak śmiesznym zjawiskiem, że aż samo prosiło się o podobne prowokacje...
Zabawić na piętrze. Rosie parsknela śmiechem. Te słowa kompletnie nie pasowały do tej dziewczyny. Zaskoczyła ją po raz kolejny. A z drugiej strony... Czemu by nie? Fakt, faktem. Wizja niej samej z inną kobietą, napawała Rosemary tak wielkim obrzydzeniem, że ciężko było to sobie wyobrazić. Ale oto teraz! Pierwszy raz w życiu, czuła... Że w sumie ma na to ochotę. Nadal najchętniej wypruła by z Vegi flaki, byle pozbyć się tego paskudnego uczucia, ale nie wyklucza to seksu. Ile razy do czegoś podobnego dochodziło, gdy znajdywała odpowiedniego partnera? Nie zaliczyła by tego, nawet gdyby chciała.
- Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale zgadzam się z Vyronem. Lepiej coś zjedz ptaszyno, bo zanim do czegokolwiek dojdziemy, opadniesz nam z sił. A z tego raczej marna frajda. - powiedziała, unosząc głowę Vegi za podbródek, tak by ta patrzyła w jej oczy. Miała chrapkę na Viridiana, odkąd zobaczyła go na statku. A właściwie to nie. Chyba raczej odkąd potraktował ją jak śmiecia najgorszego sortu. Gdyby wczoraj ktokolwiek powiedziałby jej, że znajdzie się w takiej sytuacji, to prawdopodobnie pozbawiłaby go głowy. A jednak siedzi tutaj. Nakręcona na dziecko kwiatów i buca arystokratę. Nie wykluczała, że obecny jej stan był efektem mocy bądź jakiejś lokalnej choroby, ale niespecjalnie miała ochotę to teraz drążyć.
Efektem zupełnego przypadku, jej stopa opuściła szpilkę w którą była odziana i znalazła się między nogami Vyrona, delikatnie go drażniąc.
Ciekawe jak do tego doszło...

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pub Pod Jeleniem
Nie 5 Maj - 21:57
Różowowłosa chciała się zabawić. W dużej mierze dzięki urokowi drinka, którego od dłuższego czasu już sączyła, aktualnie stał pusty, a który najwyraźniej miał dobrze skrytą dużą porcję alkoholu. A może coś jeszcze tam barman dosypał jej? Może urok rzucił?
Chęci na coś więcej miała i niby powstała od stołu, ale w sumie prędko do niego przysiadła. Ma coś zjeść, aby móc dłużej wytrwać? Popatrzyła na sufit, pokręciła oczami i przeszła dość szybko w narzucony jej temat.
- Koniecznie dużo różnorodnych oliwek! - dodała, kiedy Arystokrata kończył już składać zamówienie. Oliwki czasem jadła jak orzeszki — garściami.
Vega była jednak Vegą i musiała czasem się do czegoś przypierniczyć, dorzucić te trzy grosze, nawet jeśli taca na ofiarę powędrowała już dwa rzędy i 3 sekundy świetlne dalej.
- Wiesz, jeśli o jedzenie chodzi, to zniechęciłam się, kiedy się okazało, że zamiast zaprosić kelnerkę, to zamówiłeś, znaczy się, namówiłeś, znajomą. I niech lepiej się z tą przekąską pośpieszą! - rzuciła w stronę Vyrona, najpewniej jeszcze zanim Rosemary uraczyła go swoją natrętnością. O niej zaś, choć wypowiadała słowa może i krzywdzące, to jednak nie przykłądała do nich wagi i nie warto było uznawać, że Vega ma wobec kobiety jakąś niechęć, bo było wręcz przeciwnie. A i o wilku mowa, bo właśnie zapragnęła sobie pokierować wzrok Vegi na swoją twarz. Rozbawiona, rozluźniona Vega nie protestowała, a brnęła dalej w tę igraszki.
- Oczywiście. Możesz mnie tak trzymać i wkładać po oliwce, moja miła, nie obrażę się. Takie przyjemne, chłodne masz dłonie...
Vega miała wrażenie, że ta kobieta nie należy do osób z najczystszą kartoteką, ale jednocześnie wiedziała, że nie da jej powodów do znudzenia i warto inwestować w dobrą, bliską relację. Nawet jeśli z kieszeni wypełzać mają węże i to z obu żakietów czy co tam na sobie dziewczęta, jeszcze, na sobie miały.
I oto degustacyjna taca zawędrowała na stół, zajmując jego większość. Przeróżne smakołyki, mniej lub bardziej mięsne. Oliwki, sery, wędliny, smalce, frutti di mare. A do tego liczne malutkie buteleczki z sosami i oliwami. Ktokolwiek za to zapłaci, jego portfel nie będzie już taki sam.
A czemu Vega ma nie być tak kolorowa, jak ją się maluje?
Estris już kiedyś pozbyła się determinacji i męskiej siły u przelotnego partnera Vegi poprzez posilenie się jego krwią. Od tamtej pory Vega uznała, że chyba żaden śmiertelnik nie może już dotrzymać jej słowa w swoich złotoustnych obietnicach, a Estris nie może odpuścić tej małopowtarzalnej okazji do wbicia kłów prosto w tę szyję, w żyły ją okalające, w których krąży żywa krew, a obok buzuje testosteron. Popęd z ofiary ucieka jak powietrze z balona, a Vega dokańcza ceremonię we własnej dominacji przy krwawej dekoracji.
Bo nie jedna Rosemery przy tym stoliku wymaga więcej niż książkowych pieszczot.

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Pub Pod Jeleniem 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Pub Pod Jeleniem
Nie 5 Maj - 23:55
W mniemaniu Vyrona, Vega nie krępowała się szczególnie tym co się święci i poczynała sobie dość odważnie. Ciekawe czy w łóżku też wykaże się takim animuszem? Nie ukrywał, że chce zobaczyć dwie panie w akcji. Rosemary była tą odważniejszą, ostrzejszą i bardziej niepokorną, zatem aby nieco ją „ukarać” uczyni się ją z początku bierną. Vega zajmie się nią, a on Vegą. Później zrobi się zmianę, bo mimo tego, że Różowowłosa Panna opanowała jego myśli i serce, to wojownicza i niepokorna dusza nie ścierpiałaby przepuszczenia takiej okazji jak Rosemary. Ba! Pewnie z żalu urwałby sobie jaja.
Już teraz słyszał już bicie swojego serca i mimowolne napięcia mięśni. Nawet na miejscu było mu trudno usiedzieć. Wyobrażenia tego, czemu za jakąś chwilę się oddadzą sprawiały, że dość szybko robiły się nad wyraz ciasne. Co raz więcej kosztowało go to, by nie ryknąć jak ranny zwierz, złapać obie baby za włosy i zaciągnąć do jaskini rozpusty, grożąc okolicznym samcom wzwiedzionym członkiem. A czemu za włosy a nie np. za nogę? Cóż, to bardzo proste. Jak się ciągnie za włosy, to do środka dostaje się mniej piachu i mniej drapie podczas zabawy.
- To, że jest znajomą, nie wyklucza możliwości bycia kelnerką. – uśmiechnął się zadziornie - Mam nadzieję że mimo zniechęcenia coś jednak zjesz. Przed nami długa i intensywna noc.
Cholera, musiał nad sobą panować!
Przez chwilę miał ochotę złapać ją za te różowe kudły, wcisnąć do ust garść oliwek jakby to był knebel, pchnąć na stół, zedrzeć to, co oddzielało go od przedmiotu pożądania, i przy akompaniamencie dzikiego, wręcz zwierzęcego ryku wyposzczonego samca, zwyczajnie zerżnąć.
Miał nadzieje że to nie będzie jej pierwszy raz …
Upił solidny łyk chłodnego wina. Nie pomogło. Ba! Było chyba jeszcze gorzej niż przed chwilą.
W myślach już rozbierał je obie. Całował po szyjach, obojczykach i schodził w dół do piersi a później przez linię brzucha ...
O cholera!
Nie wiedział, co zrobił mu ten cholerny pasibrzuch, ale nad wyraz mu się to podobało. Taki pasibrzusio-wyjebliwek byłby świetną atrakcją arystokratycznych przyjęć.
Kurde, to byłaby prawdziwa perła w koronie!
Wyobraź sobie zabranie takiego figlarza na wesele. Co ja mówię, wesele! Na stypę! To byłaby najbardziej owocna i wesoła stypa w historii Krainy Luster. Ośmielam się wierzyć, że wśród rodzin uczestników owej stypy, nad wyraz szybko przybywałoby osób „nieodżałowanej pamięci” poświęconych w imię dobrej zabawy, na której honorowym gościem byłby właśnie Figlarz Pasibrzusio.
Obiecał sobie, że jak skończą zabawę to pójdzie poszukać tego spaślaka, a jeśli się okaże, że ten zbiegł, to wyśle w pogoń za nim ludzi. Musi dopaść tego tłustego figlarza!
Czując subtelny dotyk między swoimi nogami pozwolił sobie na lekki opuszczenie się na krześle. Nie miał zamiaru uciekać od tego co było przyjemne. Wręcz przeciwnie.
Poruszył delikatnie nogą starając się wyczuć kierunek, z którego płynęła ta niespodziewana przyjemność.
Spojrzał na Rosemary z błyskiem w oku. Choć słowo błysk nie oddaje tego co naprawdę pojawiło się w jego oczach. To był pożar! Nie miał zamiaru obłaskawiać jej oliwkami ani innymi pierdołami!
W tej chwili miał ochotę pokazać jej, czego nauczył się przez ostatnie 350 lat za swojego 550 letniego życia.
Nie wiedział czy w pokoju tego wątpliwej klasy przybytku jest łazienka z prysznicem, ale przed zabawą musiał się umyć. Nienawidził smrodu.
- Barman! Na jednej nodze! Macie tu pokoje z prysznicami? Jeśli tak to bierzemy ten z największym łóżkiem! Jeśli nie, to daj pokój z największym łóżkiem i przygotuj mi kąpiel. Tylko pędem, bo cię będę za koniem po dziedzińcu włóczyć aż grama skóry na tobie nie zostanie! – zawołał Viridian wstając od stołu.
Spojrzał na Rosemary i na Vegę, a w jego oczach była żądza, ogień, krew i furia. To były oczy wojownika-zdobywcy! Wyposzczonego ogiera! Bestii gotowej na naprawdę ostrą zabawę…

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pub Pod Jeleniem
Sob 18 Maj - 11:26
Nie skomentowała nijak preferencji smakowych Vegi. Oliwki na pewno nie należały, do lubianych przez Rosemary przekąsek, tym bardziej że pozostawiały dziwny posmak w ustach. Patrząc na to, do czego to wszystko zmierza, oliwkowe pocałunki nie brzmiały specjalnie kusząco.
Słowa dziewczyny nijak nie wpłynęły na Rosemary. Tylko ostatni głupiec, mógłby sądzić że coś takiego wywoła na niej jakiekolwiek wrażenie. Senna Zjawa jak mało kto, doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak inni ją odbierają. Latami kreowała sobie taki a nie inny wizerunek. Wiedziała że wiele istot marzy o kilku chwilach z nią i są w stanie za to płacić w sposób różnoraki. Nic więc dziwnego, że przy jej aparycji, sposobie bycia i manierze, wielu odbierało ją jako zwykłą dziwkę. Blond seks bomba, nic więcej. Pusta, ale zachwycająca skorupa bez zawartości. Nie miała nic przeciwko, ba. Taka opinia niejednokrotnie działała na jej korzyść. W Świecie Ludzi otwierała jej drzwi dzięki którym zdobywała nowe możliwości. Nigdy nie kryła się z zadowoleniem, jakie ta sytuacja w niej wywoływała, tak więc i tym razem jedynie się słodziutko uśmiechnęła.
- Tak jak Vyron powiedział. Jedno nie wyklucza drugiego cukiereczku. Zamówić, czy jak kto woli wynająć, może mnie każdy... Jeśli spodoba mi się forma zapłaty. Albowiem nic co piękne, tanie nie jest.- wzruszyła ramionami i ściągnęła marynarkę. Było jej zdecydowanie za ciepło, a lokal ten nędzny i urokiem nie oszałamiający, jakąkolwiek formą klimatyzacji nie grzeszył. Czuła, że gdyby oparła się teraz o sofę na której siedzą, jej skóra przykleiła by się do tej którą jest obite siedzenie.
Gdy Vega poruszyła temat karmienia jej oliwkami, Rosie puściła jej brodę. Może i jej trzewia paliły się od pożądania w tym momencie, ale jeszcze jej nie popierdoliło.
Reakcja mężczyzny była dobra. Nie uszło uwadze zjawy, że jego głównym obiektem zainteresowania była teraz Vega, nie zamierzała jednak nijak zostawać w tyle. To co zobaczyła w jego oczach, gdy na nią spojrzał wywołało przyjemny dreszcz, który powędrował wzdłuż kręgosłupa, kierując się niżej i niżej.
Już miała zamiar kontynuować to niewinne droczenie się, gdy mężczyzna wstał od stołu. Zaśmiała się, gdy z takim zaangażowaniem i energią, oznajmił wszem i wobec co się będzie działo. Nie trzeba być Einsteinem by dodać dwa do dwóch.
Kwestie kąpieli rozumiała, sama niespecjalnie lubiła przechodzić do czegokolwiek, gdy nie była czysta. Zarówno ona jak i jej towarzysz.
Zanim wyszła z mieszkania, wzięła długą kąpiel, ale było to trzy godziny temu. Sama chętnie by się teraz wymyła, tym bardziej że potrzebowała ochłody. Wewnętrzny żar domagał się zaspokojenia, ale ten zewnętrzny lepiej by było, jakby został ugaszony.
- Łóżko wcale nie jest jakieś bardzo potrzebne. Gdy są chęci, są też możliwości. A tego nam raczej nie brakuje, nie mylę się?- westchnęła, masując sobie ramię.
- Zamiast jeść, wolałabym przejść już do rzeczy. Apetyt rośnie w trakcie jedzenia. - zabrzmiała jak niezadowolone dziecko, robiąc z ust dzióbek.

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Pub Pod Jeleniem 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Pub Pod Jeleniem
Sob 8 Cze - 17:43
Pub Pod Jeleniem LCON9oa

- Szefie! Szefie! Szefie! – przez uchylone okno, drąc pyszczek na cały regulator, wpadł do pubu mały, puszysty nietoperz w kraciastym kaszkiecie i czerwonej chustce zawiązanej pod szyją. W łapkach trzymał jakiś błyszczący wisiorek.
Jeden z bardziej pijanych klientów pubu usiłował złapać puszystą kuleczkę z błyskotką, ale Kapeluterek wykonał sprawny unik i usiadł na belce pod dachem.
- Kurwa twoja mać! W dupę sobie wsadź te osrane łapy, ty opoju pierdolony! Wkurwiłeś mnie! Za karę zjem twoje dzieci! – wrzasnął puchaty zwierzak po czym wyszczerzył zęby i wyciągnął pazurek na skrzydle w stronę opoja . Złapał mocniej wisiorek w łapki i zeskoczywszy z belki, machając ile tylko miał sił w skrzydłach, skierował się w stronę siedzącej przy stoliku trójki.
Vyron, wyrwany na chwilę z erotycznego szału, wyciągnął rękę by zwierzak mógł usiąść wygodnie.
- Przeszkadzasz mi Kazik … – powiedział przez zęby - Co to z gówno ?
Zapytał, odbierając złoty medalik ze skrzydełkami i przyglądając mu się przez chwilę.
- Przepraszam Panie! To było tak: Jechaliśmy sobie spokojnie przez miasto, gdy nagle jakiś na poły rozebrany przygłup strzelił do Larsa z łuku! – relacjonował Kapeluterek usiadłszy przed Vyronem na stole - Prawie udało się go złapać, ale skurwysyn zniknął! Pffffyyyt! I już go nie ma. Został po nim tylko ten wisiorek. – powiedział Kazik i obrócił pyszczek w stronę jednego z bywalców baru.
- Co się kurwa gapisz?! Przypierdolić ci ochlaptusie jebany?! – zawołał zaczepnie i pewnie kontynuowałby wymianę poglądów, gdyby Vyron palcem nie odwrócił mu pyszczka w swoją stronę.
- Przerywasz mi tylko dlatego, że uznałeś za stosowne, W TEJ CHWILI, przygnieć mi ten wisiorek? – zapytał Vyron a na jego twarzy pojawił się wyjątkowo paskudny grymas uśmiechu pomieszanego z sadyzmem.
- Nie Panie! Dlatego że od tego strzału Larsowi coś się pojebało we łbie i zaczął się zalecać do swojej kobyły! Chłopaki go przytrzymały, ale on się nie poddawał. Dalejże do kobyły wierszami gadać, wspólne stajnie proponować i krągłości zadu wychwalać -powiedział ze strachem Kazik - Jak się wyrwał i złapał ja za … sam szef wie za co, to tak mu strzeliła kopytami, żeśmy pomyśleli, że zamiast na piwo to na pogrzeb pojedziemy. Ale nie! On się podniósł, uśmiechnął bezecnie i stwierdził, lubi takie ostre zabawy. Kurwa! Chwała ze to nie na mnie parol zagiął by bym dupy cało nie uniósł.
Viridian natychmiast ochłonął.
Erotyczne ciągoty w stosunku do Vegi całkowicie mu minęły. Co on w niej widział ?
Nie było teraz czasu na przemyślenia.
Trzeba było gnać na miejsce i uspokoić tego debila zanim ludzie zaczną z niego szydzić, a Bera, naczelny medyk, która od dawna czeka za syn się ustatkuje, urwie mu łeb.
- Panie wybaczą, obowiązki wzywają. – powiedział i założył sobie na szyję wisiorek przyniesiony przez Kazika. - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
Szybkim krokiem poszedł do lady aby uregulować należność.
W tym czasie Kazik znalazł chwilę dla siebie.
- O, Estris! – wykrzyknął uradowany i szybko przeczesał pazurkiem puszek na głowie -No cześć Mała. Fajna dupka z ciebie, wiesz? – powiedział Kazik podpełzając z wolna w stronę estrisa  siedzącego u Vegi - Przetrzepać ci futerko między nogami? Jestem w tym mistrzem! Wiesz, jak kiedyś wyruchałem królika to zdechł. – puścił oczko i oblizał się obleśnie -  Mam nadzieję, że lubisz analne harce? A z resztą, to nie ważne co lubisz. To jak, wypniesz swój kształtny kuperek?
Pewnie kontynuowałby „zaloty” gdyby nie to, że Vyron podszedł do stołu, złapał Rosemary, odwrócił do siebie, i chwytając ją za kształtny pośladek, zachłannie pocałował.
Gdy w końcu oderwał się od jej ust popatrzył jej w oczy
- Gdy już to wszystko ogarnę, znajdę cię. – nachylił się do jej ucha  - A wtedy się zabawimy. - wyszeptał. Przesunął ustami i językiem po małżowinie ucha, zszedł niżej i ugryzł ją w szyję. Lekko, na tyle by nie zostały zbyt widoczne ślady.
Wyprostował się, a spodnie wydały się nagle w kroku o kilka numerów zbyt małe. Wziął głęboki oddech, po czym kiwnął głową Vedze, złapał Kazika w garść i ruszył do wyjścia.
Musiał wyjść i to szybko.
- Szefie, a nie chciałbyś może złapać nam Estrisa? Takiego z niebieskimi oczyma i blond włosami, co ? – zapytał Kazik wystawiając łeb z pięści Viridiana - Bo jakbyś chciał to wiem, gdzie takiego naleźć. Fajna z niej dupka. No i lubi jak samczyk ma gęste futerko i duże skrzydła.
Vyron odwrócił głowę by jeszcze raz popatrzyć na niedoszłe partnerki.
- Kurwa Kazik … przez Larsa straciłem taką zajebistą zabawę. Lepiej dla niego, żeby ta kobyła go zabiła, bo jak mnie zaczną za jakiś czas boleć jaja od przepełnienia, to go chyba …
- Zerżniesz w dupsko bez nawilżenia?
- Nie, kurwa ty mały pedale. Zabiję.
Powiedziawszy to wyszedł z Pubu.
Czuł się jak Jeleń.
Faktycznie, nazwa była adekwatna.

ZT (Vyron i Kazik)

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pub Pod Jeleniem
Wto 18 Cze - 18:34
Dziwne zainteresowanie różowowłosą dziewczyną, ze strony Rosemary zniknęło równie szybko co się pojawiło. Zrzuciła więc to na karb nudy. W końcu z nudy ludzie różne rzeczy odpierdalają, nie?
Nie mniej jednak, chcica na buca Vyrona jej nie minęła. Nic nie mogła poradzić na to, że pragnęła zawsze tego co było ciężkie do zdobycia. A ten tutaj właśnie taki w tym momencie był. Ślepo zapatrzony w to dziecko, niespecjalnie się skupiał na zjawie. Działało jej to na nerwy, ale jednocześnie jeszcze bardziej zachęcało by w to wszystko wejść jeszcze głębiej i sprawdzić gdzie się to wszystko skończy.
Jej plany pokrzyżowało jednak, wtargnięcie w te boską scenerię, małego pierdka. A dokładniej rzecz ujmując małej, puchatej kulki która była jakąś marną imitacją nietoperza. Wparował do pubu, drąc się w niebo głosy, jakby swój rozmiar próbując zamaskować natężeniem dźwięku jaki był w stanie z siebie wydobyć. Co więcej, okazał się wyjątkowo wulgarnym zwierzem. Zasób jego słownictwa, był zaiste imponujący, jak i jego miłość do świata.
Najbardziej jednak zadziwiające było to, że zwierz był własnością Vyrona. Tego się nijak nie spodziewała. Upiorny nie wyglądał na takiego, co się bawi w dom i opiekuje takimi stworzeniami. Z drugiej strony, taki nietoperz mógł być przydatny gdyby go odpowiednio wytresować.
Kazik.
Ostatkiem sił, powstrzymała się przed wybuchnięciem śmiechem. Tego nie spodziewała się tym bardziej. Wielki pan szlachcic, ze swoim Kazikiem. Brzmiało jak kiepski żart, który opowiadają sobie pijaczyny po dziesiątym kufle piwska. Ale było prawdą. Ten nietoperz należał do Larazirona i nazywał się Kazik. Ta sytuacja wydawała się już tak absurdalna, że bardziej się już chyba nie dało.
Jak się jednak okazało, dało się. Opowieść jaką przekazał swojemu szefowi, była tak idiotycznie nierealna, że Rosemary uznała ją z początku za wymyśloną. No kurwa, jakie jest prawdopodobieństwo zdarzenia się czegoś takiego, gdy trójka młodych ludi ma iść zaraz na pięterko, by oddać się cielesnym uciechom? Nie trzeba być dobrym z matematyki, by dojść do wniosku, że są one wyjątkowo małe.
A jednak. Viridian zamierzał sobie iść, bo jakiś kretyn zamierzał zerżnąć jakąś kobyłę.
Poszedł ot tak zapłacić za to całe niepotrzebne żarcie, a ten jego Kazik przez ten czas zaczął w wyjątkowo obsceniczny sposób, podbijać do stwora Vegi.
To wszystko wprawiło ją w takie osłupienie, że ocuciła się dopiero gdy poczuła usta Vyrona na swoich i jego dłoń zaciskającą się na jej pośladku. Zamruczała zadowolona, by już po chwili westchnąć z niezadowolenia. Ledwie zdążyła go musnąć, a ten już skończył. Jednakże obietnica jaką jej złożył, była w tamtym momencie wystarczającą rekompensatą.
Odprowadziła go wzrokiem, a gdy tylko zniknął przeklęła wyjątkowo soczyście.
- Nic tu w takim razie po mnie.- Rzuciła w stronę Vegi, zarzuciła na ramiona marynarkę i wyszła. Czuła jak odprowadza ją do wyjścia wiele spojrzeń. Jak zawsze.
Już wyczekiwała spotkania z Vyronem. Musiała również coś zaradzić na głód który w niej rozpalił, ruszyła więc w stronę klubu. Umarłaby z frustracji, gdyby tej nocy nie szczytowała chociaż raz.

z.t

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach