Pierwsze spotkanie Drzazgi ze Szronem

Seamair
Gif :
Pierwsze spotkanie Drzazgi ze Szronem Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Miejsce:Różana Wieża-Komnata różanych źródeł

Minęło już południe, które okazało się całkiem produktywne. Podobnie jak i ostatnie dni, w których czasie zbierałam składniki, do eliksirów. Cierniści Egzekutorzy musieli, zrobić się leniwi skoro coraz chętniej sięgali po ekstrakt prawdy. Jak dla mnie była to zbyt prosta droga, z drugiej strony, była to spora oszczędność czasu, kiedy na przesłuchanie trafiała jakaś twardsza sztuka. Mimo wszystko dużo zabawniejsza wydawała mi się strategia, jaką obrał pewien ze szpiegów. Poproszono mnie wówczas o uwarzenie eliksiru cielistego, szpieg dał się pojmać razem z podejrzanym i z czasem, gdy niewola zbliżyła oboje do siebie, począł sprytnie wyciągać informacje od skazańca. W Różanej huczało wówczas od zakładów, pamiętam, że i ja postawiła wtedy niewielką sakiewkę, mimo iż zwykle unikam podobnych „zabaw”.
W każdym razie od samego rana tkwiła w swej komnacie, zajęta warzeniem eliksirów. Czułam, że do cna przesiąknęłam wonią ziół oraz innych składników niezbędnych do stworzenia magicznych mikstur. Zaraz po powrocie do swego pałacyku, miałam zamiar zafundować sobie długą kąpiel. Nic nie odprężało tak jak gorąca woda wzbogacona o wonne olejki i płatki świeżo ściętych kwiatów. Był to jeden z dowodów na to, że do szczęścia nie trzeba wcale tak wiele.

I zapewne zażywałabym tych drobnych chwil szczęścia i spełnienia, gdyby, nie fakt, iż na korytarzu wręczono mi informację, że mam się natychmiast stawić w komnacie różanego źródła. Już samo miejsce spotkania, wywołało we mnie uczucie niepokoju.... wiedziałam, iż owa sala może i jest ogólnodostępna, lecz zwykle wykorzystywano ją właśnie do prowadzenia poufnych rozmów. Wszak właśnie po to została stworzona. Niewielka salka miała w sobie coś mistycznego, przywodziła na myśl coś w rodzaju kapliczki. Może za sprawą kilku rzędów kamiennych ław, naprzeciw których stała zdobna mównica. A może przez piękny witraż, który ożywał w promieniach słońca, ukazując utkwiony w nim wizerunek róży oraz otaczających ją cierni. Jednak największe wrażenie robiły cztery fontanny umieszczone w rogach pomieszczenia. Wykonane z niezwykłym kunsztem, zdobione srebrem i rubinami, z których wykonano różane kwiaty. Fontany, miały jednak ważniejsze zadanie niż cieszenie oczu estetów, ponoć płynąca w nich nieprzerwanie woda była zaklęta. Sprawiała, że słowa wypowiadane w komnacie nie mogły wypłynąć poza nią.

Czy powinnam jednak budzić w sobie obawy? Wszak w tej sali kilkukrotnie sama omawiałam sprawy związane z projektem, a wzywała mnie jedna z Ciernistych Wiedźm. Zapewne chodziło o coś związanego z Anielska Klątwą albo o opracowanie jakiegoś nowego eliksiru. Nie mniej, cokolwiek na mnie czekało, żałowałam, że nie mogło zaczekać do jutra...

Poświęciłam chwilę na poprawienie swego munduru oraz maski. Mimo iż w murach Różanej Wieży jej członkowie mogli poruszać się swobodnie, nie kryjąc się ze swą tożsamością, ja walałam figurować tu jako Drzazga, a nie Koniczynka. Niewielu, wiedziało, że pod maską kryje się oblicze młodej kobiety, niegdyś będącą Upiorną Arystokratką. Szkarłatny kaptur skrywał niewielkie rogi, mogące stać się wskazówką, przy próbach rozszyfrowania mej tożsamości. Nie mogłam nic poradzić na włosy, które miały dość charakterystyczną barwę, nawet jak na realia magicznego świata. Różowe pasemka, zawsze wymykały się, nawet kiedy starałam się zapleść włosy w ciasny warkocz.

Korytarzem niosło się echo moich kroków, do czasu aż zatrzymałam się przed podwójnymi zdobionymi drzwiami, do których przystępu tym razem bronił jeden ze strażników. Widać wiedział, że to na mnie czekano, bo bez zbędnych pytań otworzył drzwi, które równie szybko zamknął, gdy znalazłam się wewnątrz. Od razu poczułam na skórze delikatne mrowienie czaru, działającego w pomieszczeniu. Być może celowo, nie tuszowano działania magii?

Od razu skupiłam spojrzenie na stojącej za mównicą Wiedźmie... nie spodziewałam się, spotkać akurat tej konkretnej. Znana w szeregach organizacji jako Złota Rozpacz, nie trudno było, domyślić się skąd wziął się owy przydomek. Wystarczył bowiem jeden rzut oka na maskę, z której oczodołów wypływały strugi płynnego złota.

U boku Wiedźmy stał wysoki mężczyzna, również jego oblicze przesłaniała maska... której jednak nie rozpoznawałam. Szybko jednak doszukałam się cech, które mogły wskazać mi rasę nieznajomego. Długi koci ogon, zdawał się dziwnie puszysty, w dodatku zdobiły go dość nietypowe cętki. Kojarzyłam ten wzór... lecz nie mogłam przypomnieć sobie, nazwy, jaką nosił jeden z przedstawicieli wielkich kotów...
-Drzazgo... Proszę usiądź. Otrzymałam list od Lorda Protektora, w którym zawierają się pewne wytyczne dotyczące osoby Twojej oraz obecnego tu Strażnika.
Mówiąc, wiedźma wskazała na dachowca, któremu tym razem staram się przyjrzeć dokładniej. Nie bardzo wiedziałam, o co chodzi z tym całym wezwaniem... jeśli chodziło o Anielską, to miast Strażnika spodziewałabym się raczej innej czarownicy czy samej Wiedźmy bądź Czarnoksiężnika.
-Szron, został już wtajemniczony w szczegóły powierzonego mu zadania, którym jest zapewnienie Ci bezpieczeństwa. Na rozkaz samego Lorda, od dnia dzisiejszego Szron, będzie pełnił funkcję Twego osobistego Strażnika. Jeśli masz jakieś p-
-Słucham? Proszę wybaczyć, ale musiało zajść jakieś śmieszne nieporozumienie... Ja nie potrzebuję, żadnej dodatkowej ochrony. Sama doskonale potrafię o siebie zadbać, musi chodzić o jakaś inną Czarownicę.
Mimo iż do tej pory siedziałam, tak teraz na skutek wzburzenia podniosłam się, jednocześnie powstrzymując przed bardziej żywiołowymi reakcjami. To byłby jakiś absurd...
-Moja droga... dostałam szczegółowe informacje, możesz zatem wykluczyć możliwość zaistnienia „pomyłki”. Wiem o projekcie, który prowadzisz. Powinnaś być wdzięczna, nie każdy w naszych szeregach doczekał się podobnego przywileju.
W tej chwili dziękowałam Czarnej Róży jedynie za fakt, że wymyśliła, byśmy skrywali nasze prawdziwe oblicza. Gdyby nie maska, to tamta dwójka mogłaby zobaczyć złość malującą się na mojej twarzy. Jak mógł zrobić mi coś takiego! Za kogo mnie miano! Za dziecko, które samo nie potrafiło o siebie zadbać!
Zacisnęłam obie dłonie w pięści, czując, jak paznokcie wbijają się w napiętą skórę... Starałam się ułożyć jakaś odpowiedź, coś, co mogłoby skutecznie uciąć tę farsę, nim ta rozkręci się na dobre.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Pierwsze spotkanie Drzazgi ze Szronem 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Taką miał pracę. Musiał to znieść, niezależnie jak wielkim gównem by się okazało. Nawet gdyby za zadanie otrzymał pilnowanie wielkiego niedźwiedzia z wścieklizną, on zrobiłby to z uśmiechem. Bo taki jest jego cholerny obowiązek. Dołączył do tej organizacji dobrowolnie i dobrze wiedział, jakie niesie to za sobą konsekwencje. Konsekwencje okazały się takie, że musi wykonywać rozkazy, niezależnie jak bardzo by mu się nie podobały. Chociaż zasadniczo, to do teraz nie był w stanie określić, czy ta konkretna misja rzeczywiście mu się nie spodoba. Teraz jednak z całą pewnością mógł stwierdzić, że "tak". Od wejścia tej kobiety i jej pierwszych reakcji już wiedział, że nie czeka go łatwa robota. Przeczuwał to już niestety nawet w momencie, gdy z korytarza dochodziły jej kroki. A potem wlazła do środka... I cały ten cyrk się zaczął.
- Witam Panią. Miło mi poznać.
Stwierdził z grzecznością gdy Wiedźma już o nim wspomniała i skinął krótko głową, mając ręce wciąż założone z tyłu. Jego głos w żadnym stopniu nie zdradzał tego, że jest mu miło na poznanie jakiejkolwiek osoby obecnej w tym pokoju. Chłodny, oficjalny i opanowany. Opanowanie zawsze mu pomagało, gdy musiał przejść przez te mniej przyjemne momenty swojej pracy. Sam przecież miał sporo niepewności co do swojej misji. On jednak nie mógł, tak jak Drzazga, wyrazić ich w tak jawny sposób. Bo ta chwilę później postanowiła to właśnie zrobić. Poza zwykłym przywitaniem, milczał jedynie i nie wykazywał żadnych emocji, które zresztą i tak nie były widoczne spod maski. Jedynie jego ogon leniwie falował to w jedną, to w drugą, wyrażając w ten sposób spokój jaki udawało mu się zachować. Gdy arystokratka tylko zaprotestowała, ten sam ogon nagle zatrzymał się w miejscu. Mężczyzna ukradkiem zerknął w dół, na dłonie Drzazgi. Właśnie dla takich chwil wolał je zawsze trzymać z tyłu przy oficjalnych spotkaniach.
- Jeśli Pani pozwoli... - zabrał w końcu głos - Na sercu leży nam bezpieczeństwo Pani oraz pańskiego projektu. Rozumiem wątpliwości związane z zaistniałą sytuacją, zapewniam jednak, że moim zadaniem jest jedynie chronić. Nieproszony nie będę ingerować w postępy prac.
W tym momencie zamilkł na chwilę, by samemu przyjrzeć się nieco dokładniej kobiecie. Pozostawał prawie że nieruchomy, i to jego oczy jedynie lustrowały różowowłosą od góry do dołu. Przyglądał się jej reakcji. Szczególnie jej dłoniom, które przecież tak wiele mówiły na temat jej odczuć.
- Zapewniam również, że jestem dosyć kompetentny, by wykonać powierzone mi zadanie. Nie zawiodę.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Pierwsze spotkanie Drzazgi ze Szronem Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Wiedziałam, że tamta feralna wizyta w zamku skończyła się nazbyt łagodnie.... Co ja głupia sobie myślałam... że naigrawanie się z samego Lorda Protektora, nie będzie miało swych konsekwencji... skąd mogłam jednak wiedzieć, że to był właśnie, On.
Sprawdziła się zatem stara znana prawda. Jeśli zrobiłeś coś głupiego i nie zostałeś za to ukarany od razu, to tylko dlatego, iż ktoś potrzebował czasu na wymyślenie dotkliwego sposobu na wymierzenie wyroku,.
I oto moja „kara” stała teraz przede mną we własnej osobie, machając na boki puchatym srebrzystym obonem, przyglądają mi się pod osłoną białej maski...
Przez złość, która się we mnie roznieciła, nie pamiętałam już nawet czy zdarzyłam się powitać z tą dwójką. Cóż... w ostateczności wyjdę na bezczelną, a przecież nie mijało się to wiele z prawdą. Mimo iż otrzymałam dworskie zachowanie, druga strona mojej natury często okazywała się tą posiadającą lepszy refleks.
Słowa dachowca, choć spokojne i rozsądne, wcale nie zganiły mojej niechęci dla tego niedorzecznego pomysłu... Już sama jego obecność wchodziłaby mi w drogę, nawet gdyby zachowywał się jak rasowy asasyn.
Starałam się skupić, aby móc przywdziać na siebie maskę opanowania. Jeśli miałam przekonać tę dwójkę do swoich racji, musiałam odwołać się do odpowiednich argumentów. Moje własne życzenie czy zdanie, to za mało... co szybko mi uświadomiono.
Najpierw postanowiłam odwołać się do wypowiedzi Różanego Strażnika.
Delikatnie rozluźniłam dłonie, które ułożyłam blisko ciała, po to, by ukryć ich drżenie.
-Nie wątpię w to ani tym bardziej w Pańskie kompetencje w czasie wykonywanej służby. Dlatego tym bardziej, dziwi mnie ta decyzja. Czemuż by marnować Pańskie talenty, kiedy z całą pewnością nie braknie miejsc czy osób, którym przydałyby się znacznie bardziej.
Postąpiłam krok ku zebranym, dwie pary magicznych iluzorycznych oczu poruszały się i skupiały spojrzenie wyłącznie na Dachowcu.
Wybranie odpowiedniej maski zajęło mi wiele czasu, lecz byłam zadowolona ze swego ostatecznego wyboru. Lubiłam zmieszanie malujące się na twarzach rozmówców, gdy starali się nadarzyć za spojrzeniami rzucanymi przez dwie pary upiornych ślepi.
Zrobiłam jeszcze kilka, kroków, aby w końcu znaleźć się naprzeciw mównicy oraz tkwiącej za nią Wiedźmy.
-Naprawdę nie widzę powodu, dla którego potrzebowałabym specjalnej ochrony. Badam Anielską Klątwę, tutaj w Krainie. Nie muszę podczas tego w pojedynkę, stawiać czoła oddziałom Morii. Informacje, zdobywam przede wszystkim od już zarażonych Opętańców, gdzie zatem może czaić się na mnie ryzyko. Wielu naszych agentów, co dzień ryzykuje znacznie bardziej niż ja przez cały czas trwania moich badań.
-W takim razie, może jesteś w stanie wyjaśnić mi, dlaczego tak często wyczuwam w Tobie magię, leczniczych eliksirów? Tak, potrafię czytać rodzaje magii równie sprawnie, jak Ty zagłębiasz się w umysły bestii. Od kiedy otrzymałam, rozkaz od Lorda, zaczęłam przyglądać Ci się dokładniej. Nie próbuj zatem zaprzeczać. Wiem o Tobie, więcej niż chciałabyś mi zdradzić...
-Przecież to są tyl-
-Wystarczy! Ta dyskusja i tak jest bezcelowa. To polecenie samej Czarnej Róży, kwestionowanie go jest bezcelowe. Oczywiście, możesz napisać oficjalny list z prośbą o odwołanie, lecz wątpię w powodzenie tej prośby. Możesz bardzo przysporzyć się naszej sprawie, lecz na cóż zda się Twoja wiedza, jeśli kiedyś zgubi Cię własna brawura... Znam referencję tegoż strażnika i mogę Cię zapewnić, iż trafiłaś w niezwykle kompetentne ręce. Teraz zostawiam Was samych, bo w zaistniałych okolicznościach na pewno znajdzie się wiele spraw, które Wasza dwójka, powinna na spokojnie omówić. Życzę powodzenia... i żegnam.
Wypowiadając ostatnie słowa postać kobiety, rozbłysła delikatnym blaskiem, po czym zniknęła, pozostawiając w powietrzu drobiny złotego pyłu... Teleportacja. A zatem w sali można jednak spokojnie korzystać z magii. Jedna z Czarownic, upierała się, iż zaklęcie ciszy, blokuje również własną magię, ja zaś nie miałam do tej pory ochoty tego sprawdzać. Teraz jednak miałam ochotę obrócić coś w proch...
Nie mogłam jednak dać za wygraną! Nie, kiedy stawką była moja własna swoboda! Skoro nie udało mi się przekonać Wiedźmy, zaś pisać zażaleń do Arcyksięcia nie miałam zamiaru (byłoby to jak jawne przyznanie się do porażki)... pozostawało mi przekonać samego Strażnika... Musiałam tylko pomyśleć, w jaki sposób... jakich słów użyć i do jakich ambicji się odnieść...


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Pierwsze spotkanie Drzazgi ze Szronem 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Trudno było może w to uwierzyć, ale mężczyzna przez cały czas zachowywał spokój. Zdawał się doskonale wiedzieć, jak kobieta będzie reagować w dalszej kolejności. To przecież było oczywiste... On sam już wiedział, że nie czeka go zbyt miły czas. Rozwydrzona arystokratka tym bardziej musiała mieć jakieś obiekcje. Będzie się rzucać, krzyczeć, kłócić... Wszystko, byleby odsunąć od siebie "opiekuna". W pewnym sensie nawet ją rozumiał, bo kto by chciał mieć ochroniarza? Na pewno nie on. Chyba jedynie jacyś obrzydliwie bogaci, nie mający na co więcej trwonić pieniędzy. Oczekiwał wręcz od Drzazgi tego, że będzie się stawiać. Z tego powodu jego wzrok praktycznie cały czas wyrażał coś pomiędzy znudzeniem, a ponurą akceptacją zaistniałej sytuacji. Wszystkiego się spodziewał, każdego chwytu... Ale nie tego, że postanowi dla odmiany zachować się rozsądnie. Wtedy to chyba po raz pierwszy przez dziurki w masce można było dostrzec nikłe zaskoczenie w jego oczach, które zaraz momentalnie znikło. Lizusostwo... Jedna z rzeczy, których najbardziej nienawidzi na tym świecie.
- Ohh, nie musi Pani. - odpowiedział z udawaną wdzięcznością - Z pewnością są bardziej doświadczeni ode mnie strażnicy. Moje talenty nie są jeszcze w pełni doszlifowane i jestem całkowicie pewien, że jeśli tylko Pani pozwoli, wspólnie będzie możliwe nauczyć się czegoś od siebie.
Oczywiste kłamstwo, bo nie zamierzał niczego uczyć się od tej kobiety. Nie posiadała żadnych umiejętności, które by mu na ten moment imponowały. Mógł się co prawda pomylić, jednakże mimo wszystko był pewien, że różowowłosa myśli podobnie jak on. Postanowiła w dodatku dalej ciągnąć całą tę sprawę. Podeszła do mównicy, a wraz z nią poruszał się wzrok mężczyzny, który w duchu ciekaw był, co jeszcze ona wymyśli, by się od niego uwolnić. Między wiedźmą a Drzazgą wywiązał się krótki dialog, którego Szron słuchał jak zwykle w milczeniu. Odwrócił się jedynie, by mieć je obie naprzeciwko siebie. A potem wiedźma zniknęła. Zostali sam na sam, rzuceni samemu sobie w tej dość nieciekawej sytuacji. Nastała cisza, będąca chyba jeszcze lepszym skwitowaniem ich przyszłych relacji, niż głośne bluzgi i kłótnie.
- Sugerowałbym się z tym pogodzić.
Odezwał się po kilku chwilach ciszy, wyciągając wreszcie ręce zza pleców i zakładając je na piersi. Patrzył nieugięcie na myślącą intensywnie kobietę, czekając na jej kolejne słowa. Nad czymś myślała, co nieszczególnie się dachowcowi spodobało. Kombinowała, a to niedobrze w przypadku członków tej organizacji. On bowiem nie zamierzał porzucić zadania, a ona z całą pewnością chciała mu przeszkodzić w jego wykonaniu. Dlatego, nim arystokratka w ogóle zdążyła cokolwiek mu zaproponować, ponownie się odezwał.
- Chciałbym, by ta współpraca była owocna i przyjemna dla nas obu... - zaczął z typową dla siebie grzecznością - Jestem tu, by tobie pomóc i nie musisz obawiać się o swoją prywatność, czy badania. Dlatego byłbym wdzięczny, gdybyśmy darowali sobie dyskusje na temat stosowności tego rozkazu. Nie zgłosiłem się z całą pewnością na ochotnika.
Pod koniec swej wypowiedzi chyba po raz pierwszy powiedział coś, co chociaż w najmniejszym stopniu odstawało od formalności. Wcześniej przez cały czas starał się zachować profesjonalizm i prawić typowe dla takich sytuacji farmazony o świetlanej przyszłości ich współpracy. Nieczęsto go w takich stawiano, przyswoił sobie jednak zwroty pozwalające mu zwracać się grzecznie do nawet najbardziej znienawidzonych. Miał jednakże głębokie wrażenie, że jego profesjonalizm za chwilę ponownie spotka się z humorkami kobiety. Niczym skała, która obserwuje cierpliwie gromadzący się na horyzoncie sztorm. Tak samo jak ta skała, on nie mógł ruszyć się z miejsca. Jedynie czekać, by fale wreszcie rozpoczęły swój niszczycielski atak. Wiedźma jednakże zniknęła, więc i on coraz mniej miał ochoty udawać, że wszystko mu pasowało. Widać to było chociażby w tym, że nagle zaczął się do dziewczyny zwracać na "ty".

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Pierwsze spotkanie Drzazgi ze Szronem Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Było źle... a z każdą chwilą robiło się jeszcze gorzej. Nadzieja, która jeszcze chwilę temu tliła się we mnie żywym płomieniem, teraz została narażona na wygaśniecie. Zniknięcie Wiedźmy, było bowiem niczym podmuch lodowatego wiatru, który właśnie rozbijał się prosto o moja twarz.
Gdyby udało mi się ją przekonać... zyskałabym sojuszniczkę, której zdanie miało więcej mocy przez samą jej pozycję w Organizacji. To w jak nagły sposób się ulotniła, tylko potwierdziło moje obawy... że mój bunt, mógł ją do mnie dodatkowo zrazić. Nigdy nie miałam dobrego kontaktu z tą właśnie Wiedźmą... jeśli potrzebowałam porady zwykle szukałam jej u jednego z Ciernistych Czarnoksiężników. Niestety Wodnik, na którego ewentualną pomoc mogłabym liczyć, już od dwóch miesięcy przebywał na misji gdzieś w sercu Kryształowego Pustkowia. Szanse na to, że pojawi się w Różanej Wierzy w najbliższym czasie były zatem znikome. Z resztą proszenie się o pomoc, było jedną z ostatnich rzeczy na jaką miałam ochotę... lecz kiedy jedną z opcji wyboru, było posiadanie prywatnej „niańki”? Czy faktycznie był jakiś wybór.
Gdy kocur zasugerował że, powinnam pogodzić się z sytuacją, prychnęłam cicho i nieznacznie pokręciłam głową na boki. Nie odezwałam się jednak, gdyż zrobił to mój nieszczęsny towarzysz.
Ledwo powstrzymałam się przed wywróceniem oczami gdy Strażnik zaczął mówić o owocnej i przyjemnej współpracy. Podwójna para oczu umieszczona na masce, odzwierciedlała ruch moich własnych, zatem ten prosty gest nabrałby podwójnej mocy. A wbrew pozorom obrażenie Dachowca, wcale nie było moim celem. Zadanie zostało mu narzucone, co zresztą potwierdził swą ostatnią wypowiedzią. Nie powinnam zatem kierować swojej złości na niego... lecz jak miałam tego robić jeśli, on sam tak łatwo pogodził się z sytuacją, która była przecież tak kuriozalna...

Dopiero kiedy cisza znów zawisła między naszą dwójką , ruszyłam pod jedną z kamiennych ścian, po to by znaleźć w niej oparcie. Minęła jednak dobra chwila, nim zimno przedarło się przez poszczególne warstwy garderoby, spełzając wzdłuż kręgosłupa.
-Jesteśmy sami a w obrębie tej komnaty, bardziej niż gdziekolwiek indziej można pozwolić sobie na szczerość.
Zaczęłam po czym oparłam jedną z stóp o ścianę i skrzyżowałam dłonie na wysokości klatki piersiowej, podobnie jak uczynił to kocur. Mowa ciała, często zdradzała znacznie więcej niż wypowiadane słowa. Postawa, ułożenie rąk oraz wiele innych znacznie subtelniejszych gestów... a każdy niósł ze sobą informacje oraz przesłanie dla rozmówcy. Mniej lub bardziej świadome.
-Nie mam nic do Ciebie, ale zwyczajnie nie potrzebuję pomocy o której mówisz. Wiem dlaczego Cię do mnie przydzielono... to kara, która niepotrzebnie wszystko komplikuje...
Moje palce, mocniej zacisnęły się na rękawach szkarłatnego płaszcza. Trzymając ręce w tej pozycji, musiałam uważać na kolce które wystawały z rękawic na długości przedramion. Z początku, ten strój był strasznie kłopotliwy, lecz specjalnie utwardzone kolce na rękawicach oraz butach, zdawały egzamin właśnie podczas walki. Potrafiłam zadać nimi naprawdę paskudne obrażenia.
- Nie spędzam dni między zakurzonymi tomiszczami. Nigdy nie bałam się rozlewu krwi i radzę sobie w walce. Gdyby faktycznie, chodziło o troskę względem badania, to nie przydzielili by Cię do mnie, tylko jakiejś Wiedźmy, która zapewne również zgłębia tematy niezwykle istotny dla Stowarzyszenia. Ale padło na mnie, bo trzeba było mi pokazać że trzeba płacić za-
Ucięłam, szybko po czym zaśmiałam się gorzko. Odbiłam się od ściany, po czym sprężystym krokiem ruszyłam ku zamaskowanej postaci.
-nieważne za co... Zastanawia mnie tylko, czy i dla Ciebie ma być to jakaś forma „zadość uczynienia” czy może po prostu miałeś pecha?
Zatrzymałam się naprzeciw Dachowca, gdy dzieliło nas os siebie jakieś półtora metra. By lepiej przyjrzeć się zielonym oczom widocznym za maski, musiałam zadrzeć głowę do góry, dzieliła nas wszak pewna różnica wzrost. Na tyle duża iż, buty na wysokim obcasie, stanowiły teraz niewielkie wsparcie.

Swoboda i wolność, były w moim życiu czymś czego mogłam bronić za wszelka cenę. Zbyt długo żyłam w izolacji... murach postawionych w kamieni oraz tych utkanych z kłamstw. Nikomu, nie pozwolę, znowu sobie tego odebrać... Sprawienie mi „opiekuna”, który chcąc nie chcąc musiał wtargnąć do mojego życia, traktowałam jako atak na swą niezależność. Dlatego też srebrnowłosy, nawet jeśli kierował się swymi wytycznymi oraz dobrymi chęciami, z góry został obsadzony w roli mojego wroga... Mimo, że to nie on pociągał za sznurki tej intrygi.
Wiedziałam jednak, że mam w tej chwili tylko dwie drogi do pozbycia się niechcianego towarzystwa. Pierwszą było sprawienie by to sam kocur, zrezygnował z powierzonej mu misji... Drugą stanowiło jak najszybsze ukończenie projektu i zostanie Wiedźmą. Skoro rzekomo, miano bronić mnie przez wzgląd na moje zasługi dla Projektu Dedal... to jeśli ten dobrnie do finału, nie będę potrzebowała ochrony. Badania jednak mogły zająć nawet lata... a tyle czasu nie miałam zamiaru się męczyć....


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Pierwsze spotkanie Drzazgi ze Szronem 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Samo prychnięcie wystarczyło, by przekonać mężczyznę, iż sytuacja ani trochę nie uległa poprawie. Kobieta nadal pozostawała buntowniczką i tylko na chwilę przywdziała twarz osoby rozsądnej, by zrealizować swoje dziecinne cele. Dachowiec również z wielką chęcią przewróciłby oczami, powstrzymał się jednak z pewnych powodów. Wrócił do słuchania tego, co jeszcze różowowłosa ma mu do powiedzenia. On w przeciwieństwie do niej nie miał nikogo, do kogo mógłby zwrócić się w tej sprawie. Rodzina przepadła, przyjaciele również, zostali tylko przełożeni i współpracownicy. W żadnym z nich nie widział kogoś, kto mógłby załatwić mu zwolnienie z tej... bezcelowej misji. Była bezcelowa, bo nawet on nie wierzył w to, że ta arystokratka była na tyle sławna, by ktoś na nią zapolował. Nawet jednak jeśli miałby taką opcję, nie przyjąłby zwolnienia. Za młodu ubzdurał sobie, że powinien robić to co mu każą, a będzie piął się coraz wyżej. Coś w tym musiało być, skoro zaszedł tak daleko. Nawet jeśli kobieta go irytowała, nie zamierzał rezygnować z tak błahego powodu.
- Czyżby?
To jedno słowo było odpowiedzią na jej gadanine o prywatności. Dachowiec nie znał się na magii i nie wiedział, jak dokładnie działają tutejsze zabezpieczenia. Był jednak świadom, że jeśli ktoś zechce kogoś podsłuchać, to tą osobę podsłucha. W tym przypadku ich. Mężczyzna jednak nie wspominał o tym fakcie więcej, słuchał jedynie kolejnych z jej słów. Wszystkie te skargi, wyjaśnienia, żale... On kwitował jedynie nieco już znudzonym spojrzeniem zielonych oczu. Z jakiegoś powodu arystokratka postanowiła mu się tłumaczyć. Jakby naprawdę sądziła, że cokolwiek jej to może dać. Chociaż trudno jej się dziwić, jako że osób tak oddanych pracy jak Christopher było naprawdę mało. Mogło jej się wydawać, że przekona go lub przekupi. Cały ten występ nie miał na celu wyjaśnić między nimi spraw, a pozbyć się go. Szron w pewnym momencie już nie wytrzymał. Właśnie wtedy, gdy kobieta urwała i zaczęła iść w jego kierunku. W normalnych okolicznościach już sięgnąłby po broń, byle nie dać się zaskoczyć ewentualnemu napastnikowi. Tu jednak, a przynajmniej tak wierzył, mógł broń na chwilę zostawić w spokoju. Co i tak nie zmieniało faktu, iż nie podobało mu się, że Drzazga się do niego zbliża.
- Skończyłaś wreszcie? - odezwał się w końcu - Naprawdę mało mnie obchodzi, z jakiego powodu zostałem przydzielony właśnie tutaj.
Odpowiedział jej ze słyszalną w głosie dezaprobatą. Pozostał na tym samemu miejscu, obniżając jedynie celowo głowę, by różowowłosa nie musiała stawać na palcach. W pewnym sensie z niej zadrwił, a skoro chciała gapić mu się w oczy, mogła to zrobić. Niewiele tam jednak znalazła czegoś, czego dachowiec nie przekazałby już w swoich słowach.
- Nie miałem pecha i nie zadość uczynie... Chociaż może rzeczywiście, jakiś bóg złapał mnie w końcu i pokarał tak niesubordynowaną buntowniczką. Robię to dlatego, że mi kazano. A kazano mi, ponieważ uznano ten nakaz za logiczny i sensowny w zaistniałej sytuacji.
W tych słowach czaił się niemal namacalnie wyczuwalny chłód. Uderzyła w jakiś punkt, w który nie powinna uderzać. Nie w ten. Nie w jego poczucie obowiązku i potrzebę dobrze wykonanej pracy. To wszystko, co mu zostało i nie zamierzał pozwolić, by podważała je jakaś smarkula.
- Ta decyzja jest n i e o d w o ł a l n a. I nawet gdybyś dała mi opcję porzucenia tego zadania, właziłbym ci w drogę dwukrotnie bardziej, niż wcześniej. Ponieważ udowodniłabyś tym tylko, że rzeczywiście potrzebujesz nie tylko ochrony, ale i opieki.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Pierwsze spotkanie Drzazgi ze Szronem Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Zaskakujące jak wiele może zdarzyć się w przeciągu zaledwie kilku minut. Przez tak krótki czas, czyjeś życie może lec w gruzach... i taki los czekał właśnie nieszczęsnego kocura. Mimo iż chwilę temu, przykazałam samej sobie, by trzymać się chłodnej logiki i nie obwiniać Różanego Strażnika, za kaprysy naszego przywódcy... tak teraz moja dobra wola prysła niczym bańka mydlana. Łudziłam się, iż naszej dwójce uda się dojść do porozumienia, wszak na oboje z nas spadło coś, czego nie chcieliśmy. Niestety, zamiast pomyśleć nad tym, jak znaleźć wyjście z tej niewygodnej sytuacji, dachowiec wolał się poddać i przyjąć swój obowiązek, niczym wyrok, od którego nie było już odwrotu....
-Logiczny i sensowny... bajania, ale proszę, wierz sobie w to, jeśli ma być Ci z tym lżej.
Oznajmiłam kpiąco, wykonując jednocześnie teatralny gest dłońmi. Skoro chciał zabawy z odkrytymi kartami, to proszę bardzo, będzie ją miał... Zabawa w podchody skończyła się, równie szybko co się zaczęła.
Znów postąpiłam o krok, zbliżając się tym samym do Strażnika, zauważyłam, że to zmniejszenie dzielącego nas dystansu, raczej mu się nie spodobało. Byłam dobrą obserwatorką. To jedna z cech, jakie posiadały drapieżniki... a ja miałam z tych istot naprawdę wiele. Gdyby zliczyć każdą transfuzję krwi, każdy zamieniony czy też dodatkowy organ, jaki znalazł się w moim ciele. To wszystko niosło swoje konsekwencje... o które nie troszczył się mój „twórca”, a z którymi ja musiałam żyć.
-Czyżby?
Odezwałam się, jednocześnie naśladując sposób, w jaki sam niedawno wypowiadał to słowo. Moje dłonie spoczęły na biodrach, zaś ja wyprostowałam się jeszcze mocniej, starając się instynktownie dodać swej pozycji, więcej pewności siebie. Nigdy mi jej nie brakowało i nie raz zastanawiałam się, czy nie jest to zasługą mego pochodzenia. Na raz w mojej głowie zaczęły rozkwitać myśli, później przekształcające się w pytania typu: Ile mu o mnie powiedziano? Jak dokładną wiedzą dysponuje? Ile wie samo Stowarzyszenie....
Jedno było jednak pewne, mężczyzna nie mógł, wiedzieć w jak wielkie kłopoty postanowił się wpakować, stawiając się bezpośrednio w roli mego przeciwnika, miast pozostać w taj, gdzie stanowił jedną z wielu ofiar Arcyksiążęcej zabawy. Ciekawe czym Lord Protektor, postanowi mnie ukarać za zamęczenie jednego z Różanych Strażników! Tak, ten kocur jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, przed jak ciężki zadaniem go postawiono. Uśmiechnęłam się do siebie samej, zdając sobie sprawę z tego, że to nie ja będę w najgorszym dla siebie położeniu. Doprawdy, byłam ciekawa, w jaki sposób ten służbista miał zamiar dotrzymać mi kroku....
-W takim razie, już możesz zacząć... Choć nie zamierzam dawać Ci przyzwolenia, nie... sprawię, że sam zechcesz porzucić tę śmieszną misję. I nie obchodzi mnie, co o mnie sądzisz. Wspominałeś coś o uczeniu się od siebie nawzajem... mogę Ci zatem zagwarantować lekcję pod tytułem „Jak skutecznie utrudniać życie innym”.
Uśmiechnęłam się mściwie i tym razem żałowałam, iż mężczyzna nie mógł dostrzec ów uśmiechu, który skrywał się za zasłoną maski. Wyrok zapadł. A pobożne życzenie o przyjaznej i owocnej współpracy, zostało zdeptane niczym nikomu niepotrzebny i niechciany niedopałek papierosa. Rozpoczynała się zatem walka... która miałam nadzieję, nie potrwa zbyt długo. Właściwie jak by też mogła... kiedy miałam zamiar pokazać zielonookiemu, że zdecydowanie nie jestem bezradnym, dzieckiem potrzebującym ochrony, a już tym bardziej opieki! Starałam się jednak okiełznać złość, przypadkowe podpalenia w siedzibie organizacji, również nie byłby mile widziane...
-Zatem chyba wyczerpaliśmy temat, dotyczący naszej „owocnej” współpracy. Nie sądzisz? Zatem wybaczysz, ale wrócę do własnych spraw...
Powiedziałam, przechyliwszy głowę i ponownie skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Trwało to jednak ledwie chwilę, gdyż nie miałam zamiaru czekać na dalsze dyskusje. Odwróciłam się napięcie, po to, by ruszyć w kierunku drzwi wyjściowych. Miałam zamiar jak najszybciej dostać się do swej komnaty, po czym przywołać do siebie Ra. Wiedziałam, że tego dnia nie zrobię już nic produktywnego... rzecz jasna, poza wymyślaniem sposobów na uprzykrzenie życia dachowcowi. Musiałam też poszukać w swoich encyklopediach, nazwy tego wielkiego kota, z którym „mój obrońca” dzielił wspólne cechy.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Pierwsze spotkanie Drzazgi ze Szronem 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Dachowiec w żadnym wypadku nie zdawał się przejmować tym, że w oczach kobiety popełnił ogromny błąd. Podpisał na siebie wyrok śmierci? Nie raz to słyszał i zawsze wtedy mu się udawało. A jednak... Tym razem miał dziwne przeczucie, że prędzej, czy później będzie zmuszony zrezygnować. Liczył, ża na tyle późno, by misja się zakończyła. Kobieta zdawała się już tylko rozważać to, jak go do tego nakłonić. Co dziwne, w pewien sposób motywowało go to tylko do jeszcze większej zawziętości. Skoro arystokratka tak się wzbraniała, to miała widocznie ku temu powody. Powody, które dla osoby z boku oznaczały jeszcze więcej argumentów do pilnowania jej.
- Dzięki. Ty za to porywcza i nierozsądna. Może to dlatego właśnie przydzielono ci ochroniarza?
Odparł z dość mocno wyczuwalnym sarkazmem, patrząc w kierunku rozmówczyni wzrokiem jasno sugerującym, że takimi stwierdzeniami go nie przestraszy, ani obrazi. Jeśli w ogóle do głowy jej przyszło, by go sprowokować, to był to zapewne jeden z głupszych jej pomysłów tego roku. Chociaż kto wie, po tej osobniczce Szron mógł się spodziewać praktycznie wszystkiego. Rok się jeszcze nie skończył, a ona wyglądała na taką, która nie obejdzie się bez przeskrobania czegoś. Nawet gdyby go jej nie przydzielono, zrobiłaby coś innego, zapewne jeszcze gorszego w skutkach. Morrison był cierpliwy, toteż mógł znieść jej dąsy i fantazje. Gdyby trafił jej się mniej wyrozumiały kocur... Cóż, zapewne już leżałaby obezwładniona.
- Marne próby...
Wymamrotał cicho na widok tego, co robi. Jej starania dorównania mu w wysokości były doprawdy... urocze. Momentalnie ta konfrontacja skojarzyła mu się z dwoma kogutami, które muszą sobie coś udowadniać. On nie dbał o takie sprawy, ale najwyraźniej dziewczyna tak. Brakowało mu tylko tego, by zaczęła stawać na palcach. Co jednak chyba jeszcze bardziej go rozbawiło, to jej następne groźby w jego kierunku. Dachowiec doprawdy nie rozumiał, co też Drzazga chce osiągnąć w ten sposób. Najwyraźniej jeszcze nie dostrzegła, że tego typu wypowiedzi go nie zrażą. Wręcz przeciwnie... O ile wcześniej była jedynie wkurzającą, niedojrzałą dziewczyną, tak teraz stanowiła wyzwanie. Coś, co niemal każdy mężczyzna kochał najbardziej w świecie. Możliwość wykazania się swoją siłą i determinacją. Arystokratka stała się teraz takim wyzwaniem, i to głównie dzięki jej własnym słowom. Fakt ten, gdy tylko dotarł do strażnika, niemal wywołał na jego twarzy nikły uśmiech. Mimo, że to ona wiodła prym w tego typu deklaracjach, sama wpakowała się w coś niedobrego. Zapewne jeszcze gorszego, niż piekło, jakie mu planowała zgotować.
- Zdaje się, że będzie to raczej moje zadanie. Z naszej dwójki, to tobie mocno najwyraźniej przeszkadza moja obecność. Możesz próbować... Ale ostrzegam cię. Ochrona obejmuje również rozwiązania "siłowe".
Ogon mężczyzny ponownie zaczął się poruszać. Powoli, leniwie przewracał się z jednej strony na drugą, niczym włochate wahadło. Mogło to oznaczać wiele rzeczy, ale w przypadku Morrisona pokazywało jego zadowolenie. Mógł opuścić gardę, bowiem ta konfrontacja się zakończyła. Mężczyzna tylko jeszcze odprowadził Drzazgę wzrokiem, nie mając w żadnym wypadku zamiaru jej zatrzymywać.
- Nic nie szkodzi. Ostatecznie przecież, i tak nie oddalę się daleko. Na tyle blisko, że gdy zawołasz, ja przybędę na pomoc... Moja Pani.
Rzucił jedynie z kpiną w jej kierunku na sam koniec, schylając przy tym teatralni głowę. Niedługo po tym jak ona opuściła pomieszczenie, sam uczynił podobnie. Czekała go praca.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach