John Noel Byron

John N. Byron
Gif :
John Noel Byron 5PUjt0u
Godność :
John Noel Byron
Wiek :
118 lat, ale wygląda na 26 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
188 cm / 80 kg
Znaki szczególne :
Śnieżnobiałe włosy, blada cera oraz błękitne niczym głębia oceanu oczy
Pod ręką :
Przypięty do szlufki przy lewym biodrze złoty zegarek kieszonkowy z ilustracją sowy na tarczy oraz wygrawerowanymi imionami rodziców na klapce, schowany w lewej kieszeni marynarki. W prawej kieszeni spodni ma czarny, skórzany portfel ze złotymi monetami oraz funtami brytyjskimi z wyhaftowanym złotą nicią napisem "Emissary". Za pazuchą marynarki skórzany, zapinany na guzik szkicownik oraz mały ołówek.
Broń :
Kusarigama przypięta do lewego biodra, schowany w prawym bucie nóż sprężynowy 15 cm wysuwany przy odpowiednim naciśnięciu piętą podłoża
Zawód :
Szmugler
Stan zdrowia :
Fizycznie zdrów jak ryba, mentalnie też nie narzeka.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t728-john-noel-byron#8881
John N. ByronNieaktywny
John Noel Byron
Wto 29 Gru - 13:59
Pozłacana, lekko zardzewiała, okrągła klamka zaczęła delikatnie dygotać, a następnie została poruszona z zewnątrz. Drewniane, spróchniałe drzwi od zamkniętego od lat sklepu ze skórami zaczęły się powoli uchylać. Rozległ się dźwięk dzwonka przymocowanego do futryny, który wywołał głuche echo. Do zakurzonego wnętrza budynku zaczęły wkradać się strugi deszczu oraz odbijające się w nich świetlne błyski wytworzone przez uderzające w oddali pioruny. Z każdą sekundą otwierania się wrót do lokalu nasilał się dźwięk panującej na zewnątrz burzy. W progu stał młody mężczyzna w czarnym, przeciwdeszczowym płaszczu zapiętym wysoko aż do nosa. Na nosie miał czarne, okrągłe okulary, w których odbijały się szalejące błyskawice z dworu. Trzymając między wargami odpalonego papierosa rozejrzał się po wnętrzu budynku. Zaciągnął się, wypuszczając przy tym smugę mlecznego dymu, po czym zrobił krok do przodu. Wchodząc do starego, zarośniętego pajęczynami pomieszczenia będącego niegdyś przedsionkiem rzemieślniczej pracowni. Wzdłuż pokoju ciągnął się wąski, prostokątny dywan, niegdyś lśniący bordowym kolorem, dziś zaś wyblakły, szary. Przybyły mężczyzna ruszył do przodu gasząc papierosa i wystrzeliwując go za siebie w kierunku otwartych na oścież drzwi wejściowych. Papieros w momencie opuszczenia domu zniknął w ścianie deszczu.

Zamaskowany, tajemniczy facet miał na nogach skórzane, zabłocone trzewiki, które z każdym krokiem pozostawiały za nim brudne smugi mułu, wydając przy tym specyficzny, nieprzyjemny dźwięk. Oprócz odgłosu odklejającej się od posadzki podeszwy buta, po całym budynku niosło się skrzypienie starych podłóg.

Budynek ten był stosunkowo starą, samodzielną budowlą, która miała ponad trzysta lat. Był on trzypiętrowym pałacykiem, który niegdyś tętnił życiem. Jego ostatni lokatorzy, potomkowie słynnej rodziny Starskich, znanej ze swej rzemieślniczej działalności zmarli cztery dekady temu. Umiejscowiony był na obrzeżach miasta. otoczony ciągnącym się kilometrowym lasem. Poza dobudowaną na podwórzu drewutnią nie było w okolicy żadnych sąsiadujących domów,. Do frontowych drzwi nie prowadziła wybudowana droga, a jedynie wydeptana ścieżka. Podwórko było obsypane drobnymi kamieniami, z których wyrastały kujące, przerośnięte krzewy. Nikt od dawna nie pokusił się na przejęcie parcelu i otworzenie własnego sklepu, bądź zamieszkanie w nim. Zapewne z powodu miernej lokalizacji. Jednakże nawet miasto niespecjalnie wydawało się nim interesować, a przecież była to duża powierzchnia, którą warto byłoby wykorzystać.

W mieście Glassville znana była miejska legenda, mówiąca o tym, że ostatni Pan Starsky, jeden z najbogatszych mieszkańców, a zarazem najczęściej odwiedzanych domów kuśnierskich w okolicy, zwariował. Podczas jednej kolacji nie odzywał się do nikogo, ani nic nie jadł. Tego samego wieczoru zszedł na parter pałacu, do swej pracowni, w której zaczął namiętnie czegoś poszukiwać. Według ustalonej na podstawie służby historii spędził tam resztę czasu. O godzinie pierwszej, w samym środku nocy Michaił Starsky wyszedł ze swego biura trzaskając za sobą drzwiami i udał się do służby poinformować ich, że mają opuścić jego dom. Tej pamiętnej nocy o godzinie trzeciej nad ranem Pan Starsky wrócił do części mieszkalnej, na pierwsze piętro i ruszył w kierunku sypialni swych dzieci. Przy pomocy brzytwy do golenia poderżnął gardło zarówno swojej żonie jak i dwóm córkom. Ich ciała ponoć zniósł na parter, rozebrał do naga, by następnie ułożyć je w kupce na środku biura. Na koniec całego zajścia powiesił się w nim na pasku od swych spodni własnej produkcji.

Z pewnością z powodu tejże opowieści nikt nie chciał być powiązany z tym przeklętym miejscem. Starsi mieszkańcy Glassville wciąż jednak opowiadali młodszym mieszkańcom historię o Panu Michaiłem Starskim i o jego wyjątkowych futrach, które każdy chciał mieć. Ponoć stworzone przez niego produkty miały wyjątkowe, niespotykane w całej Anglii odcienie skóry, a struktura futer, była miększa od wszystkich jakie znano. Wprost jakby pochodziły z jakiejś odległej, nieznanej krainy, do której nikt prócz Państwem Starskim dostępu.

Mężczyzna ubrany w czarny płaszcz stał naprzeciw podłużnej mahoniowej lady, która służyła niegdyś do przyjmowania od klientów zamówień. Wszystko wyglądało jakby dopiero co, jeszcze parę dni temu ktoś tu był, pracował, a następnie wyszedł i nigdy nie wrócił. Aż w końcu minęło trzydzieści lat nim drzwi do pracowni kuśnierskiej zostały otworzone na nowo przez ów tajemniczego przybysza. Rozejrzawszy się po pomieszczeniu dostrzegł porozkładane na ladzie, otwarte notesy oraz leżące na nich pióra. Skierował w ich kierunku swoje trupioblade dłonie i przykładając palec zaczął czytać zapisane notatki. Gdy podniósł wzrok znad notesu, ujrzał księgi ustawione w biblioteczce wiszącej na ścianie za ladą. Poukładane nyły według kolejności alfabetycznej i miały podpięte etykiety.

- Był Pan więc zorganizowanym człowiekiem pracy, Michaił, nim zwariowałeś.

Pomyślał lustrując pomieszczenie spod czarnych okularów. Jedna z ksiąg była rozłożona na stoliczku obok, a nieopodal niej leżała linijka i lupa. Wydawało się, że jedna strona została wydarta siłą z księgi .

- Praca wre, co Panie Starsky? Ciekawe jaki sekret skrywała twa pracownia przez te wszystkie lata?

W jego głowie dudniły myśli i pytania. Mężczyzna sięgając po zapięcie przeciwdeszczowego płaszcza zaczął go rozpinać. Ściągnął z głowy przemoknięty kaptur. Spod materiału wyłoniły się śnieżnobiałe, siwe kosmyki włosów, a z cienia ciemności można było dojrzeć niebieskie, błyszczące się oczy. Jego twarz wcale nie wyglądała staro, mógł mieć co najwyżej dwadzieścia parę lat. Spoglądając na zapisane w księdze numery zamówień oraz nazwiska klientów mężczyzna zachowywał się jakby starał się dostrzec w ów zapiskach coś wyjątkowego. Jego uwagę zwróciło miejsce po wyrwanej kartce, jeździł po nim palcem wskazującym rozmyślając nad historią skrywaną przez pracownię kuśnierską.

Postanowił jednak nie przedłużać tej czynności i spoglądając na drzwi do dalszej części domu ruszył w ich kierunku. Złapał za klamkę do biura Pana Starskiego i podobnie jak przy pierwszym kontakcie z drzwiami frontowymi zatrzymał się na chwilę nasłuchując czy nic co skryte za jego wzrokiem nie zaczęło się przemieszczać, bądź zmieniać układ. Odwrócił głowę spoglądając na ladę, przy której dopiero co stał.

Ku jego zdziwieniu w jej miejscu stało potężne, rozłożyste biurko. Na środku pokoju widać było ciemną plamę oraz ciągnące się do drzwi, przy których stał pasmo starej krwi. Ściany się dosłownie rozpadały, a po całym pokoju były porozrzucane sterty papierów. Za biurkiem stała wielka komoda ze szklanymi, rozbitymi drzwiami. Wszędzie było pełno ciemnobordowych śladów dłoni. Na środku pokoju zwisał z żyrandola zawieszony, zakrwawiony pasek z pękniętą sprzączką. W rogu pokoju stał kaflowy, brudny od smoły, zakurzony piec, a nieopodal niego stał ciemnogranatowy, welurowy, gnijący fotel. Gdy odwrócił głowę i spojrzał na drzwi okazało się, że stoi już po ich drugiej stronie. Nie musiał się zbyt długo zastanawiać, by wiedzieć, że demon kontrolujący ten dziwny, przeklęty budynek pogrywa z nim. Najwyraźniej próbował dać mu do zrozumienia swoje istnienie oraz przewagę jaką nad nim posiada. Białowłosy uśmiechnął się pod nosem rzucając w eter słowa:

- Czy to Pan, Panie Starsky?

Odwróciwszy głowę z powrotem w kierunku biura Pana Starskiego ujrzał palące się wewnątrz pieca drewno, rzucające lekką poświatę na granatowy fotel. Wnętrze na powrót wyglądało schludnie i zadbanie. Porozrzucane na ziemi papiery zniknęły. Zniknęły ślady dłoni, a po miejscach gdzie była zerwana tapeta i wystawały spod niej podgniłe ściany zniknął ślad. Biurko błyszczało, a komoda ze szklanymi drzwiami stała naprawiona. Pokój na nowo wyglądał jak biuro Pana Starskego sprzed słynnej tragedii. Skupiając wzrok na piecu, zrozumiał, że dostrzega odbijającą się od światła ognia postać siedzącą na fotelu. Emanowała ona dziwną, paranormalną energią, był w stanie wręcz dostrzec czarną poświatę, która otaczała siedzisko. Persona skryta w ciemnościach biura ruszyła się w kierunku przybysza, ukazując swoją postać.

- Nazywam się John Noel Byron, przyszedłem Cię wyegzorcyzmować i przejąć twą esencję, Koszmarze!

Warknął w jego kierunku mężczyzna o białych włosach nakładając swój środkowy palec na palec wskazujący lewej ręki. W ten nad jego głową zaczęła latać biała sówka. Po chwili jego oczy zabłysnęły błękitnym blaskiem, a na twarzy zaczął malować się szeroki od ucha do ucha uśmiech. Przykucnął pozwalając zjawie rozpocząć pojedynek.

Postać, która na niego patrzyła nie miała żadnej twarzy, choć przypominała człowieka. Było w nim coś nieludzkiego, emanował czarną jak smoła energią, która sprawiała, że powietrze w wykreowanym w jego iluzji biurze stawało się ciężkie. Spoglądał na niego nie wydając z siebie żadnych dźwięków.

W ten John Noel Byron poczuł jak dziwny prąd wypycha go z biura, w którym aktualnie stał. Przeleciał przez korytarz, w bardzo szybkim tempie wpadając niczym pocisk do przedsionka, który wyglądał zupełnie inaczej niż podczas ostatniej jego wizyty. Wszystkie papiery latały w powietrzu, notesy i książki były pootwierane, kartki same przelatywały na kolejne strony. Część ze stron została wydarta jakąś dziwną siłą z dzienników i trafiały do obiegu wirujących papierów. Prąd powietrza, który wypychał go w kierunku frontowych drzwi coraz bardziej się nasilał, drzwi które wcześniej z dziwnego powodu zostały zamknięte nagle się otworzyły. Na zewnątrz panowała wichura, tnący deszcz padał na werandę niczym ostre igły. Drzewa w lesie nieopodal pałacyku huśtały się raz w jedną, raz w drugą stronę. Można byłoby wręcz uważać, że zaraz zostaną wyrwane z korzeniami i uderzą w wille Państwa Starskich.

Nim John wyleciał z domu na zewnątrz złapał się za futrynę na ułamek sekundy próbując pozostać jeszcze chwile wewnątrz domu. Zapierając się z całych sił rzucił jedynie z zaciśniętej od wysiłku buzi

- Cholerny demonie, myślisz, że mnie pokonasz?

Jego ciało zostało wypchnięte na dwór i zniknęło w ścianie deszczu. Sądząc po sile z jaką został wypchnięty zapewne leżał gdzieś z połamanymi kośćmi w koronach drzew. Drzwi od domu Starskich zostały zamknięte, a wir powietrza przechodzący zarówno przez dom jak i podwórze ustąpił. Koszmar opadł na fotel, nie wydając z siebie nadal żadnego dźwięku. Złożył jednak dłonie na swej twarzy imitując próbę wydrapania sobie nieistniejących oczu.
Nagle na środku biura, w miejscu w którym wcześniej była kałuża zaschniętej krwi pojawił się Byron. Stał z wyprostowaną prawą ręką w kierunku demona. Układ jego palcy przypominał jakby głowę węża. Patrząc na zaskoczoną zjawę wycedził:


-Wężowe Przekleństwo


W ten z jego ręki wystrzelił biały bicz o wężowym pysku. Uczepił się czarnej postaci owijając się wokół jego klatki piersiowej oraz ramion. Zmora była unieruchomiona, a jej przeciwnik ruszył do przodu wyciągając z rękawa schowany sztylet.

Wskakując na Koszmar nogami zaczął wbijać swoje ostrze w jego ciało, które w odpowiedzi tryskało czarną jak smoła fontanną krwi. Po kolei przekuwał jego głowę, tors, brzuch i nogi by następnie odskoczyć od niego w kierunku środka pokoju i przygotować się do ewentualnej obrony.

Choć wąż zniknął, jego moc unieruchomienia nie była już potrzebna. Czarna zjawa przypominała już formę gluta onyksowej galarety. John stał z założonymi rękoma patrząc jak jego przeciwnik zapada się do środka pozostawiając po sobie krągłą kule mieniącą się na różne kolory, tak jakby w jej wnętrzu było zaklęte światło. Czym dłużej patrzył wewnątrz niej tym więcej zaczynał dostrzegać.
Odwrócił głowę sięgając w stronę kulistej materii.

- A więc to będzie moja nagroda, huh? Czemu nie, wchodzę w to!

Wycedził chwytając pewnie trofeum i przyciskając je do klatki piersiowej. Choć Koszmar wydawał się być silny jego umiejętności okazały się być lepsze. Wiedząc o tym opuścił głowę, mamrocząc coś pod nosem i kucając. Po krótkiej chwili, będąc gotowym wrócić do Krainy Luster i zgłosić raport z polowania, zniknął.

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach