Złota Łąka

Velo
Gif :
Złota Łąka 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Złota Łąka
Wto 18 Maj - 21:16

    Ze skraju Malinowego Lasu, choć nie od tej uczęszczanej strony, zdziczałe ścieżki poprowadzą ciekawskich wprost na rozległą, jasną łąkę. Niemal na ugór, oceniając szczerze po rzuceniu okiem na kołyszący się złoty przestwór, przywodzący na myśl łany dojrzałego, dzikiego zboża. Po kilku krokach staje się oczywistym, że to nie pszenżyto czy zyrys, a setki wyrosłych gęsto kwiatów – tych o gładkich, złotych płatkach i ciemnożółtych łodygach.Poprzez łąkę prowadzi kilka niemal niewidocznych ścieżynek i przesieków, których radzę poszukać, bo wbrew pierwszemu wrażeniu rośliny są dosyć sztywne i konia z rzędem temu, kto przedrze się na przełaj tych sięgających pasa złotych badyli.Nie byłoby w tym miejscu nic nadzwyczajnego, gdyby nie dwie zupełnie różne, przyciągające odmienne osoby rzeczy.
    Po pierwsze, wznoszący się cały czas teren łączki kończy się nagle, zwieńczony pionową skarpą oraz wczepionym w jej zbocze – a jakże! - złotym, bezlistnym drzewem i z tego to miejsca roztacza się obłędny wręcz widok na linię brzegową Morza Łez, którego ziemie zaczynają się tuż poniżej.
    Drugą sprawą jest bajda, jakoby nieliczne z tutejszych kwiatów były z najprawdziwszego złota – dokładnie tego, którym zwykło się płacić. Wiary dają jej jedynie desperaci i naiwniacy – i ta im się opłaciła, bowiem kilku z nich naprawdę znalazło kwiat z prawdziwego kruszcu. TO może tłumaczyć przedzieranie się w poprzek chaszczy.

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Złota Łąka 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Re: Złota Łąka
Pon 31 Maj - 2:48
Łąka przed nimi wyglądała jak jeden z ulubionych koców Luny – cała błyszcząca w słonecznym świetle i taka mięciutka. Prawdopodobnie. Velonika żwawo ruszyła w poprzek pola, niespecjalnie trudząc się odszukiwaniem ścieżek między kwiatami. Za sobą słyszała poruszającą się na skraju drzew Kejko Hanari.
Celem Velo był zachód słońca z wysokości karlaka wyrosłego na krawędzi łąki, a do tego zostało już niewiele czasu. Bywała tu wprawdzie parę razy wcześniej, zawsze na prośbę poszukiwaczy łatwego-akurat!-złota, jednak te wyprawy okazywały się fiaskiem, więc Dachówka zostawiła tutejszą legendę samą sobie. Dziś była tu dla widoków.


    Opal roześmiała się krótko, choć szczerze – i właśnie to wytrąciło z równowagi białowłosą Lithiel, nie korzeń w tej chwili przebijający się obok jej stopy czy spadający z nieba żwir.
    — Gdybym spróbowała zrozumieć co cię w naszej sytuacji bawi, mogłoby się okazać, że jestem równie szalona co ty! — sapnęła, uskakując przed kolejną falą kłączy, prującą w poprzek gruntu.
    Cyrkówka znów się wyszczerzyła – ni to drapieżnie, ni wesoło – i ruszyła biegiem, wprost na budynek, który oplatały ożywione gałęzie i konary. Żadna z nich nie sądziła, że bogate kurorty Morza Łez mogą okazać się tak ekscytujące.

Słońce zalśniło w równie złotych co płatki włosach, ale kotka tylko niecierpliwie je odgarnęła. Trzy szybkie kroczki i już podciągała się na najniższą – co nie znaczy niską – gałąź. Zadrgały mięśnie, strzelił długi ogon i Velonika stała już na kolejne i kolejnej, wyglądając płonącej, pomarańczowej tarczy. Kochała wysokości i piękne widoki. Nowe miejsca i te nieodwiedzane, a nawet zakrzaczone też. W sumie można powiedzieć, że uwielbiała być na zewnątrz, niezależnie od lokacji czy pogody, bo nic nie mogło się równać z uczuciem, że widzi coś jako pierwsza myśląca istota. (Choć mokre futerko to jednak żadna przyjemność!)Ostatnie wiotkie gałęzie posłusznie ugięły się pod jej ciężarem, a kotka wychyliła się, węsząc za morską bryzą. Poczuła jednak coś zgoła innego.


    Wydawało się, jakby gałęzie poruszały się bez składu i ładu, bijąc po prostu w kierunku głowy Anarchistki i łowczyni, a później wycofując w kierunku domku, z którego wyrastały. Działo się tak raz za razem i kobieta zaczęła widzieć w tych atakach powtórzenia i schematy. W jednej chwili Sophie rozprysła się na trzy kopie, a każda próbowała zbliżyć się do dachu budynku, który rośliny zdawały się tak chronić.
    Zaraz za nią była Lithiel, gotowa rozrzucić fiolki z proszkiem, który w kontakcie z wilgotnym powietrzem tworzył gęsty dym.

Nieziemski zapach był wszystkim, co teraz czuła. Otaczał ją i wabił, zapowiadając... co właśnie? Nie do końca była pewna, wszak nawet go nie rozpoznawała. Ona! Nie szkodziło jednak, by spróbować!Zamknęła oczy i uczyniła kolejny ciekawski kroczek, ale poczuła nie konar, a pustkę. Żołądek stał się ciężkim, zbitym kamieniem w głębi brzucha, bo choć palce szukały punktu zaczepienia, tylko muskały końce gałęzi. Obracała się w locie, próbując ustawić najbardziej korzystnie, ale jej zmysły były otumanione dziwną wonią, a ciało nie słuchało jej tak jak zawsze. Myśli wypełniła pustka, a na koniec przebiło się tylko uczucie żalu, że teraz Kejko zostanie sama z poszukiwaniami Świętego Drapaka, a Kitty nigdy nie dowie się, że zamierzała oddać jej ulubiony naszyjnik z ptasich piór zaraz po powrocie do domu.
Zastanawiała się też, czy będzie boleć. W końcu urwisko na Złotej Łące nie nazywało się tak bez wyraźnego powodu. Podobno jednak wszystko kończyło się w ułamku chwili – i taką też miała nadzieję bezpośrednio przed uderzeniem w porośniętą trawą ziemię, paręnaście metrów niżej niż rozpoczęła spadanie. Totalnie nie w stylu Alicji.


    Każda z Anarchistek usiłowała zbliżyć się do celu, choć tylko ta prawdziwa zdołałaby coś faktycznie zdziałać. Bez bliższego rzucenia okiem nie wiedziały jednak co tak naprawdę ożywia roślinność i budynek – ani dlaczego – bo Koszmary przybierały różne postaci i najczęściej dopiero zrozumienie ich istoty pozwalało na udaną próbę rozbrojenia tworu. Inaczej nie dało się tego nazwać, w większości wypadków bowiem Koszmary nie były fizycznymi przeciwnikami, a zagadkami do rozwiązania.
    I właśnie o tym Sophie zapomniała.
    Konary raz po raz przebijające ziemię zanurkowały bezbłędnie w kierunku oryginału, ignorując perfekcyjne, ciepłe, namacalne dla wszystkich kopie. Gdy kobieta uchyliła się przed pikującą gałęzią, wokół jej kostki owinął się przyczajony na ścieżce korzeń. Wyrwała z cholewy nóż, ale równie dobrze mogłaby próbować ściąć nim rosnące dalej młode drzewko. Szłoby równie ciężko i mozolnie, zwłaszcza gdy owy korzeń zaczyna cię wlec w głąb ogrodu. A tam warowały następne plątaniny konarów i gałęzi.
    — To nie myśli! — wrzasnęła, raczej by przekrzyczeć trzaski i szurania, niż ze strachu. Kątem oka zobaczyła jak przyparta do muru – do drzewa – Lithiel zostaje zmuszona do aktywacji mocy, która pozwala jej przenikać materię. Niestety, nie pomoże tym samej Soph.
    Cyrkówka nie znała niuansów większości uczuć, ale w jej umyśle zaległa cisza, jak często w stanie absolutnego skupienia. Idealny spokój i krystalicznie czysta wizja pozwoliły jej w ułamku sekundy stwierdzić, że musi odpuścić Mocowiązanie, albo zostanie rozdarta na pół, tak silne były koszmarne korzenie. Nie mogła ich odepchnąć, bo Przywiązała się uprzednio do tyłu – jedynie co zdołała to jednym ruchem cofnąć Lithiel na początek ogrodu, poza zasięg bijących pnączy i zdrewniałych, żywych łodyg.
    — TO NIE MYŚLI, tylko c z u j e !!! — zaskrzeczała, zasłaniając ręką szyję, przez co gałąź związała je razem, zamiast na miejscu zadusić Cyrkówkę. Nie pomagały bowiem żadne iluzje – znikania, szatkowania. Przez trzy sekundy wokół palił się nawet ogień, którego żar mogła poczuć nawet trzymana z dala łowczyni.
    ...To na nic — zawarczała w jej głowie Folly. — To na nic. — I brzmiała na spanikowaną. Odciąganie korzeni działało tylko częściowo, a gdy dorwały ją te wyrastające wprost z otworu przy drzwiach niepokojąco przypominających otwarte usta, nie mogła ich w żaden sposób ruszyć.
    Wolną ręką mogła albo odpychać korzenie, albo sięgać do magicznych Przedmiotów, ale nie miała ich przy sobie za wiele – z takiego właśnie jak ta sytuacja powodu. Większość pozostawiła w pokoju, który z Lithiel wynajęły, albo w ogóle w jednej z kryjówek, które służyły jej za dom i bazę wypadową. Szczęśliwa Ósemka w kieszeni, której nie mogła dosięgnąć akurat prawą ręką i Bezdenna Sakwa u pasa. Jakże zawsze polegała na iluzjach, swej koronnej, zabójczej broni.
    Widziała tylko korzenie, choć nagle okazało się, że pomimo wszelkich prób została przeciągnięta już przez połowę pozostałej do budynku długości. A swój sprint zaczynała w połowie ogrodu. Przez gorączkowe, niemal paniczne plany oswobodzenia przebiło się warczenie, a później kłąb zębów i pazurów runął na krępujące ją gałęzie.
    Na próżno.
    Zapłakała i ostatkiem Wiązań szarpnęła kochane wilczysko do tyłu, nim zdołały dosięgnąć je pnącza. Za plecami usłyszała stłumione tąpnięcie i wściekłe skomlenie, gdy Orem przetoczył się po ziemi w stronę Lithiel i unieruchomiony, nie mógł do niej wrócić.
    Wszystko na nic. Nie było sensu, by ginęli oboje.
    Gdyby walczyła z czymś, co ma fizyczną postać... ale przeciwko czystym siłom natury nie była przygotowana tak dobrze, jak jej się zawsze wydawało. Ba. Okazało się, że była bezsilna.
    Do otworu budynku zostało nie więcej niż kilka-kilkanaście metrów. Gdy jej drugą rękę chwyciła inna gałąź, wykręciła nadgarstek, ale ta ześlizgnęła się w kierunku łokcia i zablokowała staw. W tym momencie Soph stwierdziła, że plan odrąbania stopy wyłącznie przy pomocy noża i tak był skazany na porażkę.
    Została unieruchomiona. Przedmioty w Sakwie – gdyby zdołała do niej sięgnąć – były bojowo nieprzydatne. Uratować ją mógł tylko ktoś kontrolujący rośliny lub ziemię. Poczuła, że przygniata ją niewysłowiony ciężar, ale nawet druga niesamowita moc Lithiel nie uczyniła jakiejś różnicy. Została spętana, a korzenie z każdą chwilą zaciskały się mocniej.
    Chwilę przed połknięciem przez budynek poczuła rozbawienie, że była na tyle butna by sądzić, iż nie ma zadania ponad jej siły. Krzyki Lithiel i piski Orema dodawały jej odwagi do momentu, gdy wszystko zakończyło się w ciemności i bólu.

Być może za jej przeżycie można winić miękką glebę i spad terenu, przez które nie gruchnęła nań jak worek ziemniaków i nie roztrzaskała się jak dojrzały owoc malinowca. A może nie. W każdym razie, taką należałoby przyjąć wersję w razie gdyby opowiadania o dziewięciu kocich życiach wydawały się bujdą wprost ze Świata Ludzi.
Bo – co zaskakujące – Velonika Cheshire ów szemrany i dziwny wypadek przeżyła. A przynajmniej tak się mogło zdawać tym, którzy znaleźli w końcu jej połamane, skulone ciało u stóp Złotego Zbocza. Krwawiła – choć częściową winę ponosiły też strzaskane flakoniki u jej pasa – nie ruszała się, i nie mówiła, ale jej powieki trzepotały, a palce zaciskały się kurczowo u gardła, jakby się dusiła.



Złota Łąka Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





Kejko
Gif :
Złota Łąka Animesher.com_blue-eyes-shigatsu-wa-kimi-no-uso-black-cat-1706833
Godność :
Kejko Hanari
Wiek :
23 wiosny
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
170 cm / 57 kg
Znaki szczególne :
Piękne neonowo niebieskie kocie oczy.
Pod ręką :
Torebka a w niej bardziej lub mniej istotne drobiazgi.
Broń :
dwa półdługie miecze, cienki srebrny łańcuch
Zawód :
Poszukiwaczka kłopotów... znaczy przygód // Muzyk solista
Stan zdrowia :
Poobijana po niedawnym starciu. Płytkie rany i zadrapania na ramionach, nogach oraz plecach. Rozcięcie na policzku.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t267-kejko-hanari-alias-kolysanka#415 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1091-kejko
KejkoLwie Serce
Re: Złota Łąka
Sro 23 Cze - 0:50
Kolejna wyprawa, która niewątpliwie zapowiadała się, na jedną z tych kończących się kłopotami. Acz nie bez powodu w Krainie mawiano, iż pakowanie się w tarapaty to coś typowego dla Dachowców. Kto jednak mógł nas winić za posiadanie ciekawskiej natury, której podszeptom bardzo trudno było nie ulec. Było to coś, co nas wyróżniało i z czego należało być dumnym.
Choć gdy uzmysławiałam sobie, jak komiczny był cel moich aktualnych poszukiwań, jakoś ciężko było myśleć o poczuciu dumy. Święty drapak… nazwa sama w sobie brzmiała prześmiewczo, przez co mało kto na poważnie myślał o artefakcie.

Kolejna wyprawa i to jedna z tych, które na samym swym wstępie wróżyły kłopoty. Choćby z racji tego, iż udział w niej brały aż dwa Dachowce. A nie bez powodu w Krainie utarło się, że wpadanie w najdziwniejsze tarapaty to coś typowego dla przedstawicieli ów kociej rasy. Jako przedstawicielka kociej nacji, nie mogłam zaprzeczyć, że w owym stwierdzeniu kryło się wiele prawdy. Niemal każdego kotowatego, którego poznałam w ciągu swego życia, cechowała ciekawska natura, nad którą wyjątkowo trudno było zapanować. I która chętnie wodziła nas za nosy, doprowadzając do sytuacji, miejsc czy ludzi, w których towarzystwie nie oczekiwaliśmy się znaleźć.

Moją znajomość z Velo, można było przypiąć do takich właśnie przypadków. Obie lubiłyśmy odwiedzać ten sam targ w Mieście Lalek. Obie widziałyśmy też, że poza korzystnymi promocjami, można było tam dowiedzieć się, więcej niż można by przypuszczać. Wpadałyśmy tam na siebie podejrzanie często... w końcu okazało się skłonność do kroczenia podobnymi ścieżkami, miała proste wytłumaczenie. Zarówno jasnowłosą, jak i mnie zaciekawiła ta sama stara legenda, traktująca o niezwykłym artefakcie, który stanowił skarb kociego dziedzictwa.
Święty Drapak... nazwanie tak potężnego artefaktu, w tak trywialny sposób dowodziło, że Dachowcom, żyjącym wieki temu nie brakowało poczucia humoru.

Tym razem to nie ja przewodziłam wyprawie, to Velo udało natknąć się na całkiem obiecujący trop, który miał nas zaprowadzić do miejsca, o którym znałam jedynie opowieści. Jasnowłosa znała je już wcześniej i odnajdywała się w teranie aż za dobrze... mimo całych swych chęci i pokładów zwinności, trudno było mi nadążyć za towarzyszką. Przez głowę co jakiś czas przechodziła pokusa, by nieco ułatwić sobie życie i sięgnąć po latającą miotłę albo obudzić Lazura... choć w drugim przypadku musiałabym lecieć nad koronami drzew. Podziwiałam to stworzenie za umiejętność, drzemania w mojej torbie, gdy sama oddawałam się pogoni. A podobno to koty są mistrzami drzemek... magiczne gady a w każdym razie ten, którego byłam posiadaczką, stanowił ostrą konkurencję w tych zawodach.
W ostateczności jednak duma nie pozwoliła mi na takie wyjście z sytuacji, to też byłam zdana na pogoń w ślad za swą towarzyszką.

-Mogłabyś poczekać wiesz !
Zawołałam z udawaną pretensją, zatrzymując się na jednej z gałęzi, by lepiej rozejrzeć się po okolicy. Moje szanse na dogonienie jasnowłosej zmalały drastycznie, gdy kolejny zaczerpnięty oddech okazał się owiany zwodniczo słodką nutą. Momentalnie moje oczy napełniły się łzami, a przestrzeń przeszyły odgłosy salwy kichnięć... Od dawna nie pamiętałam u siebie równie nagłego ataku alergii, no może poza incydentem z tą magiczną, przez którą roniłam zły zmieszane z brokatem... Instynktownie przetarłam oczy, aby sprawdzić, czy i tym razem nie ma w nich błyszczących drobinek.
-Czy natura naprawdę mnie nienawidzi...
Nadal nie mogłam pozbyć się uczucia niepokoju, mijając różane krzewy, po tym, co zaszło w klinice. Czy teraz do mojej listy miały dołączyć kolejne kwiaty, od których miałam trzymać się z daleka? Zajęta samą sobą, przez chwilę zapomniałam o kocicy, dopiero po chwili udało mi się dostrzec jej zarys na szczycie drzewa...gdy...

-Velo!

Wrzasnęłam, widząc jak dziewczyna runęła w dół urwiska. Wszystko potoczyło się zbyt szybko... i niczym przez mgłę pamiętam, jak wykorzystałam zaklęcie, aby przyzwać latająca miotłę.
Kaszląc i krztusząc się, przeleciałam nad polaną z maksymalną prędkością, na jaką tylko było stać mój magiczny środek transportu. Widząc Velo bezwładnie leżącą na dole zbocza, zamarłam... sparaliżowana najczarniejszą z myśli... Liczył się czas... wiedziałam o tym zbyt, dobrze by dać sparaliżować się strachem.

Moje lądowanie nie należało do najczystszych, z pośpiechu o mało sama nie rozbiłam miotły, którą teraz porzuciłam, podbiegając do Veloniki. Żyła..
-Słyszysz mnie? Hej ? Co Cię boli?
Spodziewałam się, że wszystko... ale sama działałam w stresie i oczekiwanie ode mnie pełni racjonalności, było kiepskim pomysłem. Była to kolejna z sytuacji w których, przeklinałam ciągle odkładany w czasie zamiar, zabrania się za naukę choćby podstaw medycznych...
-Cholera...
Bałam się ruszyć jasnowłosej, mając w pamięci liczne historie dotyczące upadków i możliwości złapania kręgosłupa... Nie mogłam jednak nie robić nic, widząc jak na ubraniach kotki, powiększa się plama krwi. Moją uwagę zwróciły też fiolki, wypełnione różnobarwnymi płynami... Może była nadzieja, by pomóc jej choć trochę, wiedziałam jednak, że dziewczyna musi jak najszybciej znaleźć się pod fachową pomocą.
-Fiolki... czy któraś to leki, eliksir ? Jaki ma kolor ?
Błagałam wszystkich dawno zapomnianych bogów, by Velo się ocknęła... i by fiolki, które nosiła u pasa, okazały się przydatne. Gorączkowo obmyślałam najróżniejsze warianty tego, w jaki sposób mogłam przenieść ranną do Kliniki, tak by nie wyrządzić jej jeszcze większej krzywdy.


~Mrau~
Złota Łąka Funnygifsbox.com_2016-11-24_15-27-34-1
#0099cc

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Złota Łąka 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Re: Złota Łąka
Sro 23 Cze - 22:59
Nie mogła złapać tchu. Jej gardło się zaciskało, tchawica zgniatała pod ogromną siłą, większą niż jakiejkolwiek kiedykolwiek doświadczyła. Szarpała delikatną skórę, a pionowe pręgi na szyi, pręgi, które sama sobie wydrapywała, z każdą chwilą coraz bardziej podbiegały krwią.
Walczyła o ten jeden, ostatni oddech, walczyła gdy coś wewnątrz niej się szarpało, walczyła nawet gdy ucisk niespodziewanie zniknął. Była tak oszołomiona nagłą ulgą, że zupełnie inny ból – tętnienie w piersiach i tysiące noży w każdym z boków czy pulsowanie wygiętej pod dziwnym kątem prawej ręki – nie wydawał się w żadnym razie straszny i dotkliwy. Mogła znieść złamane żebra, mogła znieść przebite płuco. Nawet trzeszczenie i opór, które podświadomie poczuła z tyłu czaszki, gdy przetoczyła głowę z ramienia na ramię, nie mogło się równać z tym uczuciem przerażenia i bezwładności, przed którym właśnie uciekła.
Gdy obok niej opadła postać, spięła się instynktownie i w nagrodę za gwałtowne ruchy musiała zdusić jęk lub dwa bólu. Niezbyt jej to wyszło, ale hej, choć spróbowała! Potoczyła niewidzącym wzrokiem po czarnych włosach i kobiecej twarzy, zastanawiając się kim jest. Pytaniem pozostawało – chodzi jej o czarnowłosą czy o nią samą? Tamta kobieta poruszała ustami, ale w tej chwili skupienie poszkodowanej zataczało niewielkie kręgi wokół prób utrzymania przytomności. Zamrugała gwałtownie, by odpędzić koszmary, ale przy zamkniętych powiekach pojawiały się znacznie wyraźniej.

Eliksiry? Eliksiry-leki? Jak wzorowa uczennica wycharczała „zielony”, w końcu kto nie odpowie, ona? Podstawowy eliksirowy dress code był zasadniczo prosty jak budowa cepa – zielone to dobre, czerwone niebezpieczne, fioletowego nie ruszaj jeśli nie chcesz skończyć jako ciekawski ale otruty szczur – by ułatwić wybór leków nawet tym, którzy nie mieli specjalistycznej wiedzy. Choćby po to, by przypadkiem po gorączkowych zakupach nie potruli już chorych siostry i tatka.
Wokół w złotej trawie walało się szkło, ale ledwo co było znać resztki barwnych płynów. W końcu kotka miała do części z nich zbierać próbki roślin. U pasa miała z kolei przytroczoną linę, o której Kejko wiedziała już wcześniej, a w sakwie przy lewym boku krzesiwo i pełną miętowej wody manierkę oraz oprócz kilku innych szpargałów i nieco zdezorientowanej  – skoro milczącej – tak gwałtownymi wstrząsami Pyskatej Busoli  leżały – dzięki ci Magio! – dwa nieco popękane flakoniki z zielonym płynem. Wyglądały co nieco jak obrzydliwa, ogórkowa lemoniada, choć zdecydowanie mogła być to jakaś obrzydliwa, lecznicza lemoniada, w końcu Velo bez eliksirów nie ruszała się z domu.
Zdusiła jeszcze jeszcze jeden jęk i jeśli czarnowłosa próbowała sięgać do jej kieszeni czy właśnie sakwy, chciała odepchnąć jej ręce – pomijając, że pierwsza przy podnoszeniu zwisała pod śmiesznym kątem w połowie długości ramienia, a druga była tak słaba, że tylko muskała bezsilnie dłonie Kejko. Wybałuszyła oczy na widok ramienia.
Co się stało?
Co się?
– Co się stało?
Kim ona była?
Kim była?
– Kim jesteś?



Złota Łąka Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





Kejko
Gif :
Złota Łąka Animesher.com_blue-eyes-shigatsu-wa-kimi-no-uso-black-cat-1706833
Godność :
Kejko Hanari
Wiek :
23 wiosny
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
170 cm / 57 kg
Znaki szczególne :
Piękne neonowo niebieskie kocie oczy.
Pod ręką :
Torebka a w niej bardziej lub mniej istotne drobiazgi.
Broń :
dwa półdługie miecze, cienki srebrny łańcuch
Zawód :
Poszukiwaczka kłopotów... znaczy przygód // Muzyk solista
Stan zdrowia :
Poobijana po niedawnym starciu. Płytkie rany i zadrapania na ramionach, nogach oraz plecach. Rozcięcie na policzku.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t267-kejko-hanari-alias-kolysanka#415 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1091-kejko
KejkoLwie Serce
Re: Złota Łąka
Pon 5 Lip - 21:12
Jak to w ogóle mogło się stać? Co ze słynnym kocim spadaniem na cztery łapy? Sytuacja była jednak zbyt poważna, aby można rozwodzić się nad tym, że podobne zdarzenie to nic innego jak ujma dla kociego narodu, słynącego ze swej zwinności i poczucia równowagi.
Panikowałam. Opanowanie się stanowiło naprawdę nie lada wyzwanie… ale motywowała mnie myśl, że gdybym zobaczyła nad sobą, kogoś równie rozdygotanego z całą pewnością nie pomogłoby mi się to uspokoić… Ani nabrać pewności, że jestem w dobrych rękach, a ów ktoś się mną zaopiekuje. Łzy, które napływały mi do oczu, też nie prezentowały się najlepiej, lecz za nie odpowiedzialne były piękne łany złotych traw i kwiecia... Natura jasno dawała mi do zrozumienia, że jednak mam trzymać się z dala od tego miejsca. A przynajmniej w sezonie, gdy wszystko wszędzie i wokół zaczynało pylić.

Zignorowałam próby dziewczyny, gdy ta chciała odepchnąć od siebie moje dłonie. Cierpiała i była w szoku i najwyraźniej nie docierało do niej jeszcze, że próbuję jej pomóc. Byłam teraz skupiona na znalezieniu odpowiedniej fiolki. Nadstawiłam uszu, gdy Velo z trudem starała się udzielić mi odpowiedzi.

Elias również sporządzał eliksiry a po swych eskapadach, nie raz nie dwa wymagałam małego magicznego wsparcia, aby szybciej dojść do siebie oraz nie dorobić się paskudnych blizn… Miałam styczność z medykamentem dostatecznie często, aby być w stanie rozpoznać leczniczy eliksir po zapachu. A przynajmniej taką miałam nadzieję… Zielony to właśnie tę barwę wskazała leżąca przede mną Dachówka. Ostrożnie spróbowałam wysunąć jeden z ocalałych flakoników z sakwy u pasa, który dzierżyła ranna. Jednocześnie uważałam, aby nie pokaleczyć się rozbitym szkłem, odsunęłam jego odłamki od boku dziewczyny.
Gdy otworzyłam flakonik i pociągnęłam nosem, od razu dotarła do mnie znajoma drażniąca ziołowa woń. Paskudztwo… widać jasnowłosa i mój mentor, musieli stosować podobną recepturę. Trzymając lek w dłoni, dziękowałam losowi za to małe szczęście w nieszczęściu. W tym momencie ranna ponownie wydała z siebie zdławiony jęk.
-Spokojnie, próbuję Ci pomóc. Postaraj się nie ruszać...
Z pewną obawą popatrzyłam na flakonik wypełniony zielonym płynem, zastanawiając się, czy ranna powinna w całości go wypić, a może cześć powinnam wylać wprost na ranę? Nie byłam pewna.
-Dasz radę wypić?
Gdy moja dłoń właśnie zmierzała w kierunku głowy rannej kotki, ta przeszyła mnie spłoszonym spojrzeniem, zadając pytanie, przez które na moment zdębiałam.
Właśnie przypomniały mi się te lata mojego młodzieńczego życia, które spędziłam wpatrzona w ekran telewizora w świecie ludzi. Moty amnezji... przewijał się przez naprawdę sporą część seriali i filmów... A ja właśnie poczułam się, jakbym trafiła do jednego z nich.
-Spadłaś z dużej wysokości, jesteś ranna.
Starałam się, by mój głos brzmiał spokojnie i łagodnie, bo tak zwykle postępowali filmowi medycy, może to doświadczenie okaże się jakkolwiek przydatne.
-Jestem Kejko. Kołysanka. Znamy się, staram się Ci pomóc. Proszę, spróbuj to wypić. To jeden z Twoich eliksirów.
Mówiąc to, ostrożnie podsunęłam fiolkę pod twarz dziewczyny, pomogłam też unieść jej głowę, zapewniając jej podporę własną ręką. O ile jasnowłosa pozwoliła sobie pomóc.



~Mrau~
Złota Łąka Funnygifsbox.com_2016-11-24_15-27-34-1
#0099cc

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Złota Łąka 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Re: Złota Łąka
Nie 8 Sie - 0:15
I jej zaczęły się udzielać stos kamieni w żołądku i ściskanie w gardle i w jakiś przedziwny sposób – dużo bardziej niż kiedykolwiek poprzednio – była świadoma, że to czysta, gorąca panika. Była świadoma, że coś jest bardzo nie tak – że nie czuje władzy w nogach tak jak powinna, i że dłonie latają jej na boki jak cepy do młócenia zboża. Równocześnie czuła omywającą ją determinację i sama też zacisnęłaby w mobilizacji pięści (gdyby tylko nie miała połamanych rąk). Zaskakujące jak to potworne chwile łączyły ludzi (i nie-ludzi).
Obmacywanie poszkodowanej trwało bez większych przeszkód, no bo czym miała się bronić? bezwładnymi dłońmi? Szczęście w nieszczęściu, że znalazła ją „Kejko”, a nie jakiś wieczorny amator leśnych krzaków. (Grzybiarz, na przykład. Z jakiegoś powodu czuła ogromną niechęć do męskiego rodzaju.)
O, znów panika. Dlatego plotła w głowie trzy po trzy, miast planować, albo choćby rozmyślać jak się wydostać z tej kabały.
Upadek z wysokości. To by wiele wyjaśniało, łącznie z bólem wszystkich możliwych kości, a jednak nie wydawało się właściwe. Nadal czuła jeszcze echo własnego przerażenia i nie dotyczyło ono spadania, a… Wrażenie przeminęło, nadpisane przez niekończący się korowód szarpań i szpil przy każdej próbie poruszania. Dodatkowo, kobieta przed nią była pewna tego, co mówiła.

Kejko zaproponowała jej eliksir, ale w połowie połykania ranna uświadomiła sobie, że kotka wzięła go z sakwy u jej boku, co oznaczało, że to jej własny napar – tak, nawet jej to powiedziała! – a w obitej głowie miała jeszcze na tyle przytomności, by podświadomie pamiętać, że jej własne eliksiry były zwykle truciznami, i to zupełnie niechcący.
Więc natychmiast wszystko głośno wypluła.
— Czy ty chcesz mnie otruć?! — wycharczała, w jakiś sposób nagle pełna sił. — Nigdy przenigdy nie próbuj moich eliksirów. Czego bym nie zrobiła, i tak wychodzą niejadalne. Niespożywalne. Och, cokolwiek.
Splunęła resztkami napoju i pacnęła na złotą trawę, szeroko rozkładając ręce (te od łokci w dół żyły własnym życiem). Przez chwilę miała wrażenie, że ma to już w garści – z tyłu głowy, poruszające się jak za woalem, który już-już mogłaby odsłonić – po czym wszystko poszło w diabły i znów witała w głowie wielką, białą pustkę. Czuła się, jakby zamknięto ją w ogromnym pokoju o gołych ścianach i kazano wszystko znów meblować, od samego początku. Coś tam wiedziała, czegoś nie; wiedziała, że powinna poszukać lekarza, ale nie była nawet pewna gdzie się znajdowała. I dlaczego.
Część eliksiru jednak wypiła i chyba zaczynał dawać efekt – nie przeciwbólowy, ale czuła szumek w uszach i ogólnie przyjemne wytłumienie. Przekręciła głowę, ignorując to irytujące zgrzytanie w kręgach szyjnych (o, to też wiedziała?), i spojrzała na „Kołysankę”. Imię mówiło jej absolutne, kompletne nic, ale naszła ją nagle dziwnie niekoherentna myśl. Zmarszczyła brwi.
— Nie jesteśmy parą, prawda? Nie, żebym miała coś przeciwko, bo jesteś śliczna i, jak widać, bardzo dzielna.



Złota Łąka Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





Kejko
Gif :
Złota Łąka Animesher.com_blue-eyes-shigatsu-wa-kimi-no-uso-black-cat-1706833
Godność :
Kejko Hanari
Wiek :
23 wiosny
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
170 cm / 57 kg
Znaki szczególne :
Piękne neonowo niebieskie kocie oczy.
Pod ręką :
Torebka a w niej bardziej lub mniej istotne drobiazgi.
Broń :
dwa półdługie miecze, cienki srebrny łańcuch
Zawód :
Poszukiwaczka kłopotów... znaczy przygód // Muzyk solista
Stan zdrowia :
Poobijana po niedawnym starciu. Płytkie rany i zadrapania na ramionach, nogach oraz plecach. Rozcięcie na policzku.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t267-kejko-hanari-alias-kolysanka#415 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1091-kejko
KejkoLwie Serce
Re: Złota Łąka
Czw 19 Sie - 3:21
Wychodziło na to, że nie miałam szczególnych zadatków na pielęgniarkę… Albo trafiła mi się wyjątkowo oporna pacjentka. Z szeroko otwartymi oczami przyglądałam się temu, jak kotka wypluła większą część eliksiru, którym starałam się ją napoić. W pierwszej chwili myślałam, że mogła się zachłysnąć i powinnam jakoś inaczej ją ułożyć. Dopiero wyjaśnienia dziewczyny sprawiły, że przeszyła mnie fala strachu. Niepewnie zerknęłam na trzymaną w dłoni fiolkę, obawiając się, że faktycznie mogłam podać Velo truciznę…
Dopiero po powtórnym przeanalizowaniu wypowiedzi mojej towarzyszki nieco się uspokoiłam. Pokręciłam głową z dezaprobatą, zerkając na ilość zmarnowanego leku.
-Leki zwykle nie są smaczne, podobno im gorszy smak, tym skuteczniejsze działanie. Więc miejmy nadzieję, że ta reguła sprawdzi się również w wypadku twoich specyfików.
Nie wyglądało to dobrze… Velo potrzebowała fachowej pomocy i wiedziałam, gdzie musimy się udać. Problem polegał na tym, że bałam się przenieść kotkę w takim stanie z obawy, że przysporzę jej bólu. Niestety wyglądało, że nie będę miała innego wyboru. Liczenie na to, że w okolicy nagle pojawi się ktoś obdarzony darem uleczania, albo umiejącym za sprawą magii przenieść nas do Miasta Lalek, było wyjątkowo naiwne. Nie warto się łudzić, jeśli coś miało się zmienić, należało o to zadbać samemu. Życie już nie raz udowodniło mi prawdziwość tej myśli.
Z rosnącym zatroskaniem przyglądałam się rannej towarzyszce, jednocześnie układając w głowie plan w miarę bezpiecznego przetransportowania jej do kliniki. Z wiru myśli wyrwało mnie dość szokujące pytanie… a przynajmniej dla mnie takim właśnie było, co z pewnością odmalowało się na moim obliczu. Z drugiej strony, gdybym sama cierpiała na nagły atak amnezji, a ktoś kręciłby się wokół mnie z równą natarczywością, być może również chciałabym ustalić takie fakty.
Odchrząknęłam z lekkim zakłopotaniem i przecząco pokręciłam głową.
-Dziękuję… Nie, nie jesteśmy razem, ale się przyjaźnimy.
Przyciągnęłam do siebie torbę, uchylając jej wieku tak, aby na zewnątrz mogła wychynąć niewielka bestia. Jednocześnie bajeczne, jak i upiorne stworzenie przypominało miniaturkę mistycznych smoków.
-Trzeba zabrać Cię do lecznicy, ale nie będzie to zbyt komfortowa podróż… będziemy musiały polecieć.
Aureum nie potrzebował wielu zachęt z mojej strony, odfrunął od nas kawałek, jednocześnie coraz bardziej przybierając na masie. Minęło kilka sekund, a Lazur ukazał nam się w pełni swej klasy. Bestia miała niemal osiem metrów, a jej złota grzywa wkomponowała się w krajobraz polany.
-Niestety to jedyny sposób na wydostanie się stąd, jaki przychodzi mi do głowy.
Nachyliłam się nad Velo, przyglądając się jej z konsternacją… Nie wyglądała na szczególnie ciężką, z kolei ja nie wyglądałam na szczególnie silną. Całe szczęście kryształ, który nosiłam zawieszony na szyi, dawał mi pewne wsparcie w tej materii.
-Będę musiała przenieść Cię na Aureum. Postaram się, byś jak najszybciej otrzymała fachową pomoc.


~Mrau~
Złota Łąka Funnygifsbox.com_2016-11-24_15-27-34-1
#0099cc

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Złota Łąka 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Re: Złota Łąka
Pią 20 Sie - 22:44
Miała ochotę się sprzeciwić, że z pewnością smak miał niewiele do powiedzenia w przypadku działania i już bardziej prawdziwe by było, że „im gorszy czyli mocniejszy smak, tym mocniejsze działanie”, ale nie była wszak ekspertem. Jej teoretyczna wiedza o ziołach i specyfikach potykała się o wielki próg nazywany „intuicją”, którego nie potrafiła przekroczyć. Każdorazowa próba wytworzenia czegoś bardziej skomplikowanego od herbaty na niestrawność kończyła się porażkami w rodzaju tej, po której już zawsze będzie pachniała lawendą.
Gdy pacnęła na trawę, jeszcze raz z namysłem pociągnęła nosem, dopiero zauważając brak zapachu, który towarzyszył jej od bardzo dawna. Zaniepokoiłaby się nie na żarty, że pamięta tyle niby nieistotnych rzeczy, a nie ma pojęcia skąd wzięła się na tej burzowej łące, gdyby nie gwałtowna reakcja na jej czysto informacyjne pytanie. Zdumienie zakwitłe na twarzy towarzyszki, okrągłe ze zdziwienia oczy i ta fala gorąca, rozlewająca się wewnątrz żołądka i ruszająca przez pierś, ramiona i aż ku gardłu. Zamrugała, gdy Kołysanka się tłumaczyła. To ostatnie odczucie było dziwne.
— W takim razie dziękuję ci za tę przyjaźń — rzekła po prostu po przełknięciu wzbierającej w ustach krwi, wierząc na słowo stwierdzeniu tamtej. —  Mam nadzieję, że z czasem sobie ciebie przypomnę. — Po chwili namysłu łagodnie dodała: — Albo poznam cię na nowo.
Z każdą chwilą miły szumek w głowie się wzmagał. Czyżby pociągnęła głównie alkohol z eliksiru? To by wyjaśniało to wytłumienie, ale etanol nie niwelował bólu, a jednak czuła częściowo też takie działanie. Zacisnęła gwałtownie oczy, raczej z irytacji sytuacją niż bólu głowy, który już przestał narastać. Za dużo informacji bez żadnego kontekstu. Szczególnie w jej opłakanym stanie.
Otworzyła je jednak natychmiast, gdy Kejko oświadczyła, że do lecznicy udadzą się… drogą lotniczą, z braku innego określenia. Wokół dziewcząt zaczął kołować najprawdziwszy smokowaty, a gdy kotka wypowiedziała nazwę Bestii, nasza poszkodowana potrafiła sobie przypomnieć większość podstawowych informacji o tym gatunku.
Westchnęła, próbując z poziomu ziemi ogarnąć jego wielkość. Jeśli mają polecieć, to z pewności nie były tylko rzut kamieniem od jakiejkolwiek cywilizacji. Westchnęła ponownie, głębiej, po trosze gdy udzielał jej się nastrój Kołysanki, a po trosze, bo naprawdę nie miała ochoty na to, co postanowiła. I, bo nie miała lepszego niż lot pomysłu na wydostanie się z tej złotej dziury.
— Daj mi kolejne takie paskudztwo, jeśli jeszcze coś zostało. Zaskakujące, ale chyba bardziej leczy niż truje. A jeśli nie, to podobno wybieramy się do lekarza. — Kłapała, by przegadać szarpiący i dźgający przy każdym oddechu ból, i wyciągnęła po flakonik rękę, tą słabszą, w której było coś bardzo nie tak ze stawem. (Ale ta przynajmniej trzymała się w całości!) Później zerknęła na linkę, którą (na szczęście!) obwiązała się w pasie. Przezorny zawsze przygotowany. — Jeśli mamy lecieć, przywiąż mnie do siebie, najlepiej z przodu. I zanim ruszymy, sprawdź moje prawe ramię. — Spojrzała na rękaw już-nie-tak-białej bluzki, ale na ramionach nadal miała pelerynę z ciężkiego, wodoodpornego materiału, lamowaną skórką, i nie mogła podejrzeć co się działo pod granatową tkaniną. A działo się coś zdecydowanie mokrego. Oby Kejko lubiła surowe mięso i chude kości.

Obrażenia:


[Po długich i bolesnych — zt x 2]



Złota Łąka Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach