Historia Patrizii Callegari

Patrizia Callegari
Gif :
Historia Patrizii Callegari 5PUjt0u
Godność :
Patrizia Callegari
Wiek :
24
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190 cm/75 kg
Znaki szczególne :
Blizna na klatce piersiowej, liczne blizny na ogonie po przejściach w laboratorium MORII
Pod ręką :
Talizman z akwamarynów
Zawód :
Zbieraczka
Stan zdrowia :
Zdrowie psychiczne w rozsypce, ciężkie traumy.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t864-patrizia-callegari#11736
Patrizia CallegariNieaktywny
Panny, które żyją w słonych morzach, i od pasa górę są kobietami, a w dół - rybami, zrodziły się z milionów niespokojnych snów. Gdy dzieło odłączyło się od swego stwórcy i zaczęło żyć swoim własnym, niezależnym życiem, niezwykłe istoty przedostały się do świata ludzi i zamieszkały wodne głębiny.
      Jedna z tych sennych zjaw postanowiła poznać świat, który istniał na suchym, nieprzyjaznym lądzie. Jej prawdziwe imię niepodobna przełożyć na żaden ludzki język, toteż z początku zastąpmy je powszechną w mitach i legendach nazwą: Syrena.
    Kiedy wynurzała się z wody, bolały ją oczy od jaskrawego światła, a ostre barwy i dźwięki wpędzały w panikę. Inne morskie panny ostrzegały, aby nigdy nie opuszczała ich terytorium ukrytego pośrodku ciepłego morza ani nie pokazywała się ludziom przemierzającym wody statkami. Ciekawość wygrała jednak z rozsądkiem i Syrena rozpoczęła potajemne dalekie wędrówki. Jej siostry mniemały, że udaje się na romantyczne schadzki z kimś z innej ławicy, ale jest zbyt nieśmiała, aby się przyznać i przedstawić swego wybranka. Było to wygodne dla Syreny, gdyż nie musiała silić się na zbyt wiele, aby wyjaśnić regularne znikanie.
     Miała bardzo dobry słuch, toteż mogła podsłuchiwać żyjących na lądzie ludzi, wychylając się z wody w bezpiecznej odległości. To, co najbardziej zafascynowało ją w tamtym świecie, to właśnie słowa wymawiane przez dwunożne istoty. Morskie panny są z natury uzdolnione wokalnie, a ich pieśni mogą być zabójczą, hipnotyzującą bronią; potrafią też nauczyć się ludzkich języków. Choć powtarzanie zasłyszanych wyrazów przychodziło Syrenie z wielkim trudem, i niemal od razu rozbolało ją od tego gardło, nie poddawała się i kolekcjonowała w swoim umyśle kolejne słowa, a nawet całe zdania, których nie mogła zrozumieć. Stało się to jej niemałą obsesją.
  Czuła, że podpływanie tak blisko ludzkich osad było szalonym przedsięwzięciem, ale po kilkudziesięciu takich wyprawach była coraz pewniejsza siebie. I to właśnie ją zgubiło. Podczas kolejnej wędrówki zauważyła tuż nieopodal cień dużej łodz. Zagapiła się - nigdy nie pozwoliłaby na to, by znaleźć się tak blisko!
Przestraszona, odpłynęła chaotycznie, najszybciej jak potrafiła, gdy natrafiła na niemal niewidoczną barierę. Całe jej ciało oplotła mocna sieć i im silniej się w niej miotała, tym bardziej wpadała w pułapkę.
Serce waliło jej jak młot, gdy poczuła silne szarpnięcie do góry, by po chwili zostać wrzucona do wnętrza łodzi.
      Ujrzała przed sobą dwóch mężczyzn: starego i młodego. Wpatrywali się w nią z otwartymi ustami. Siłą umysłu mogła sprawić, by przed nimi wzniosła się morska fala i zatopiła łódź. Stało się jednak coś dziwnego, co chwilowo odciągnęło ją od tego zamiaru. Starzec uklęknął przed nią i drżącym głosem powiedział, wskazując na swoją pierś:
-Francesco.
Popatrzyła na mężczyzn z zaciekawieniem. Ani drgnęli, nie wydawali się też mieć przy sobie żadnych niebezpiecznych przedmiotów. Stary był ubrany w pomięte spodnie i rozpiętą u szyi koszulę. Wyglądał na spokojnego, statecznego człowieka. Młody miał czarne, niespokojne oczy i chudą sylwetkę; poruszał się nerwowo.
Syrena powtórzyła słowo za starcem:
-Francesco.
-Ona mówi! - szepnął młody - Na Boga, co z nią zrobić?
-Jak się nazywasz? - Francesco zwrócił się powoli do Syreny.
Wskazał raz jeszcze na siebie, powtarzając imię, a następnie na Syrenę. Pojęła, o co mu chodzi, lecz nie umiała mu odpowiedzieć. Chciała pokazać, że pragnie się z nim porozumieć, ale nie wiedziała, jak; w zdenerwowaniu przypomniała sobie zasłyszane ostatnio słowa dobiegające z jakiejś chaty, i wypowiedziała je najdokładniej, jak potrafiła:
-Trzeba…zrobić...ziemniaki!
Mężczyzna wykrzywił twarz w uśmiechu. Młody za nim wydał z siebie zbyt głośny śmiech, który miał rozładować jego emocje.
-Dobrze, zaraz przyniesiemy ziemniaki - starzec odsłonił krzywe zęby w uśmiechu - Czy w zamian za najlepsze patata pazze zdradzisz nieco o sobie?
W mężczyźnie było coś spokojnego i kojącego. Miał kilkudniowy zarost i zmierzchwione posiwiałe włosy. Wyglądał na młodszego, niżw rzeczywistości, a z umięśnionych ramion i wyprostowanej sylwetki biła siła. Poczciwy wyraz pomarszczonej twarzy zdawał się mówić: rozumiem cię. Czy ludzie także potrafią hipnotyzować?, pytała samą siebie w myślach, bo jej strach opadł, gdy patrzyła w brązowe oczy o życzliwym spojrzeniu i czuła, jakby znali się od wielu lat.
      Stary rybak chwycił za nóż i powoli podniósł sieć, by ją rozciąć. Syrena syknęła i przyparła do drewnianej ścianki. Zaczęła sama rozcinać siatkę długimi, ciemnymi pazurami, co było mozolną i długotrwałą pracą.
-Powinniśmy wyrzucić to...coś, ojcze - powiedział chłopak i przełknął ślinę. Nie spuszczał z oka ostrych pazurów, które przecięły sieć.
-Nie panikuj. Mam dobre przeczucia.
Francesco ponownie zwrócił się do Syreny i wskazał na młodego mężczyznę:
-Alessandro. To mój syn. Pójdzie po ziemniaki dla ciebie.
Zaczęli powoli wiosłować ku lądowi. Syrena przyglądała się im bacznie, gotowa w każdej chwili wpłynąć umysłem na morskie fale, by umożliwić sobie ucieczkę. Gdy zbliżyli się do lądu bardziej, niż kiedykolwiek zrobiła to podczas tajnych wędrówek, syknęła głośno i obróciła się, gotowa wyskoczyć z łodzi.
-Hej, hej, hej! Spokojnie! Dalej nie popłyniemy. Alessandro, idź, zaraz masz płyciznę. I nikomu ani słowa! Powiedz matce, że zgłodniałem. I że wkrótce przyniosę jej wspaniałe skarby...
Chłopak wyskoczył posłusznie, i zanurzony do ramion w wodzie, popłynął ku brzegowi.
Francesco mówił do Syreny spokojnym, jednostajnym głosem przez cały czas, gdy czekał na syna.
-Alesandro tomójsyn - odezwała się, gdy chłopak wrócił z drewnianą miską w rękach.
Francesco poprawił ją i postawił obok niej miskę z potrawą w środku.
-Ziemniaki - powiedział i chwycił jednego z nich, by wziąć kęsa -Jeść.
Syrena przysunęła kawałek do ust i ostrożnie ugryzła mały kawałeczek. Wspaniały, egzotyczny smak, jakiego dotąd nie znała, zadziwił ją. W podzięce zdjęła z szyi sznur czarnych pereł i zostawiła na ziemi. Wyskoczyła z łodzi i błyskawicznie zniknęła w morskiej toni.
    Francesco każdego dnia wpływał w to samo miejsce, gdzie spotkał Syrenę, i obserwował morze przez lornetkę. Ponad łodzią roznosił się zapach pieczonych ziemniaków. Alessandro już dawno mu w tym nie towarzyszył, lecz on uparcie czekał.
      Obserwowała starca wiele razy, nim wypłynęła mu na spotkanie. Na jej widok twarz mu pojaśniała, a w kącikach oczu pojawiły się łzy.
Wspięła się do łodzi i zjadła razem z Francesco pieczone ziemniaki.
    Ich spotkania odbywały się odtąd codziennie i polegały na wzajemnej wymianie: starzec dawał ziemniaki i lekcje swojego języka, tak że wkrótce była w stanie się z nim porozumieć, a nawet odczytać słowa zapisane na papierze, Syrena natomiast przynosiła sznury drogocennych pereł. Pewnego razu podpłynęła z wesołą wieścią:
-Mam wielki skarb!
-Ach, tak? - Francesco wyjrzał z łodzi. Na dźwięk słowa "skarb" w jego ciemnych oczach zalśniła iskra pożądliwości. Syrena wynurzyła dłonie i uniosła ku górze okrągłe, pokryte złotą, odchodzącą skórką warzywo zakończone zielonym pędem.
-To…cebula! - wykrztusił.
-Cebula - powtórzyła z czcią i pokiwała dumnie głową - Są tylko dwie w morzu!
-N-nie, chodziło mi...my mamy tutaj mnóstwo cebuli - zająknął się osłupiały Francesco - Chcesz, przyniosę ci cały wór...Ja potrzebuję tego, co masz na szyi! Złota i kamieni szlachetnych.
-Tego? - zdziwiła się i dotknęła masywnej kolii na swojej szyi z rubinów i szmaragdów, która zasłaniała jej klatkę piersiową - Ale tego dużo!
W oczach starca zaświeciła się jasna iskra, tak że zdał się przez moment młodszy o dwadzieścia lat.
-Proszę, przynieś jak najwięcej. My tego nie mamy.
     Wkrótce Francesco wprowadził Syrenę do swojej rybackiej chaty nieopodal brzegu; w nocy, okrytą ciemnym całunem, tak by nie ujrzały jej niepowołane oczy. Uboga rybacka chata miała zapadający się nieco dach i skromne wnętrze. Kuchnia łączyła się z salonem, w którym spał Francesco ze swoją żoną Mariettą, osobnymi lomieszczeniami była mała łazienka z wanną pośrodku i sypialnia Alessandro, w której ledwo zmieściło się łóżko i biurko. Wszystkie meble - stół i czterema krzesłami, komoda, regał na książki, wykonał samodzielnie Francesco. W ciasnym drewnianym domku panował przytulny klimat.
   Stara Marietta omal nie zemdlała na widok tego, co uważała za wariackie bredzenie starca. Jednak wówczas, gdy Syrena podarowała jej grube sznury złota, Marietta nie miała wyboru - musiała poukładać sobie wszystko tak, aby panna z rybim ogonem stała się akceptowalnym w przyrodzie zjawiskiem.
  Francesco starał się wyciągnąć z Syreny jak najwięcej informacji o jej życiu i o tym, skąd bierze te wszystkie skarby; ona milczała jednak jak zaklęta. Sama z kolei pytała bez ustanku o życie na lądzie, czytała książki i przeglądała gazety. Wylegiwała się w wannie wypełnionej wodą z solą, otoczona stertami książek i gazet, lub zaczytywała się w bujanym fotelu. Pewnego razu wskazała na zdjęcie wózka inwalidzkiego.
-Potrzebuję tego. I długiej zielonej sukni, i czarnych rękawiczek.
-Potrzebujesz wózka inwalidzkiego?! Wiesz, jakie to drogie?
-Nie wiem, dlatego zabrałam to - otworzyła worek utkany z wodorostów i wysypała z niego złoto i szlachetne kamienie.
-Aha, załatw mi też czarne okulary  - dodała, wskazując na zdjęcie celebrytki w okularach przeciwsłonecznych.
-Może...może być jedynie problem z długością sukni - odezwała się cicho Marietta, która utkwiła wzrok w złocie jak zahipnotyzowana.
-Pójdź do krawcowej, do cholery - wymamrotał Francesco - Idź, na co czekasz…a ja spłacę nasze długi…głupia kobieto, nie wierzyłaś, gdy mówiłem, że to nam się opłaci! Ta syrena…
Przerwało mu głośne odchrząknięcie.
-Nie jestem Syrena. Jestem… - powiedziała i przesunęła palcem po książce telefonicznej - Patrizia Callegari.
-Dobrze - odrzekł - Dobrze, Patrizio, załatwimy ci wszystkie te rzeczy, ale posłuchaj mnie: potrzebujemy więcej złota. Dasz radę przynieść jeszcze?
Skinęła głową.
Nazajutrz po raz pierwszy wyruszyła na wózku poza dom przyjaciela, by poznać małe portowe miasteczko. Jej szczęście burzyło jednak wrażenie, że ktoś stale się w nią wpatruje.
    Podczas następnych wizyt w domu Francesco wszyscy zauważyli, że jej zachowanie nieco się zmieniło; zniknęła gdzieś nieporadność i niepewność związana z byciem na lądzie. Z lubością wypowiadała kolejne zachcianki, nalegała, by gotować jej nowe potrawy, i kładła na stół kosztowności. Francesco mniemał, że wózek sprawił, że czuła się pewniej, a ubranie tuszujące błony pławne na dłoniach i ogon dawało jej poczucie bezpieczeństwa. Sądził też, że w nabraniu odwagi pomogły jej okulary przeciwsłoneczne, dzięki którym nie przytłaczały ją zbyt jaskrawe kolory i ostre światło.
Jedno było pewne: Patrizia Callegari miała o sobie dość wysokie mniemanie, uwielbiała się rządzić, a do tego poczuła się na lądzie jak u siebie. Prawdziwą przyczynę zmiany zachowania trzymała jednak w sobie. Wiedziała, że ludzi, których miała za przyjaciół, widok złota odmienia coraz głębiej, i w ich relacjach rozchodzi się już tylko o to; chowała więc urazę pod tą nową, zimną i władczą maską.
Marietta w towarzystwie Patrizii czuła się intruzem, a kolejne żądania ją poniżały. Alessandro zdawał się przybity, niekiedy nawet wrogi, Francesco natomiast uwielbiał jej towarzystwo jak zawsze, ale uleciała gdzieś z niego dawna szczera życzliwość, a pojawił się niezdrowy, szaleńczy błysk w oku.
  Pewnego dnia, gdy podano jej lasagne do stołu, Francesco dosiadł się do Patrizii z dziwnym uniżeniem, jakby czuł się winny. W tle rozbrzmiewała z gramofonu La Llorona Chaveli Vargas.

Wszyscy nazywają mnie mroczną, Llorono
Mroczną - ale tkliwą
Jestem jak chile verde, Llorono
Pikantna, ale smaczna


-Co jest? - zapytała, przegryzając lasagne.
-Patrizio, chciałem ci wyznać, że wierzę w naszą przyjaźń. Jesteśmy dla siebie jak rodzina i możemy na siebie liczyć.
-Także w nią wierzę, Francesco - odpowiedziała, nie spoglądając poza swój talerz.
-Patrizio, wiesz, że pomagałem ci od początku. Ludzie bywają okrutni, niestety wiem, co mówię. Dobrze, że trafiłaś na nas.
-Nie rozumiem.
-Dążę do tego…widzisz...muszę cię o coś prosić. Moja rodzina jest w niebezpieczeństwie. Mieliśmy wielkie długi, i dzięki tobie udało się spłacić większość z nich, ale to nie rozwiązało wszystkich problemów. Mój Alessandro, chcąc ratować nas przed głodem, zadał się kiedyś z bardzo złymi ludźmi. Wiesz, co to jest mafia?
-Czytałam - mruknęła.
-To na pewno rozumiesz, jak trudne jest moje położenie. Muszę zapłacić tym złym ludziom, aby dali mi spokój i nie zagrażali rodzinie.

Ah, moja Llorono,
Zabierz mnie nad rzekę
Przykryj swoją chustą, bo umieram z zimna…


-Chcesz więcej pieniędzy! - zgadła - Mogłeś tak od razu. To nie problem.
Francesco spuścił głowę.

Jeśli dlatego, że ja cię pragnę, ty pragniesz, Llorono
Pragniesz, bo życzysz sobie więcej…


-Niestety, ale muszę prosić cię o coś innego. Mafia uważa, że odkryłem na morzu jakiś skarb, możliwe nawet, że mnie śledzili. Pokaż, skąd bierzesz te wszystkie kosztowności, a wszyscy będziemy bezpieczni. Zaprowadź mnie tam.

To jeśli dałam ci już życie,
Czego jeszcze chcesz?!
Chcesz więcej?!


Patrizia uderzyła dłońmi w stół.
-Ty będziesz bezpieczny, nie ja! - wykrzyczała.
-Patrizio! Nie prosiłbym cię o to, gdyby nie chodziło o życie mojej rodziny, jesteś naszą jedyną nadzieją!
-Nie ma mowy. Wychodzę! - syknęła i odjechała na wózku w stronę drzwi wyjściowych. Zauważyła, że w zamku brakuje klucza. Szarpnęła za klamkę; drzwi ani drgnęły.
-Francesco, otwórz mi drzwi!
-Patrizio, Patrizio, błagam cię..! - zawodził - Wszyscy zginiemy!
-Ja też mam bliskich - zajrzała mu w oczy - Nie odkluczysz drzwi?
Mężczyzna jęknął jakby z bólu, a jego poczerwieniała twarz zmarszczyła się w przeraźliwym grymasie cierpienia.
Spuścił głowę, a jego łzy spłynęły na podłogę. Zdało mu się, że łzy zamieniają się w wielką, rozlewającą się kałużę. Potarł twarz i krzyknął w strachu. Stał w wodzie, która po chwili zaczęła sięgać mu kostek.
-Przepraszam, Francesco.
Wszystko potem stało się nierealne, jak ze snu.
Francesco krzyczał, Alessandro przybiegł i coś bełkotał, szukał klucza do drzwi. Dom napełniał się wodą, sięgała już do kolan. Patrizia wprawiła ją w gwałtowny ruch i stworzyła pośrodku wir. Stary Francesco przewrócił się z krzykiem bólu, Marietta z dziecinnym niezrozumieniem na twarzy pootwierała okna i próbowała wraz z synem pomóc staruszkowi.
Cały ich skromny dobytek zatapiał się w wodzie: runęły meble wykonane ręcznie przez Francesco, wspaniały regał i bezcenne książki.
Patrizia popłynęła do drzwi i natychmiast je wyważyła, nabierając sił dzięki przebywaniu w wodzie.
Woda wypłynęła drzwiami z budynku i cały koszmar się skończył. Patrizia doczołgała się z powrotem do wózka i czym prędzej odjechała na nim ku plaży. Musiała jak najszybciej zniknąć w morzu.
Wówczas poczuła ukłucie na ramieniu, a potem pociemniało jej przed oczami.


    Obudziła się w jasnym laboratorium, skuta łańcuchami i zakneblowana. Była umieszczona w prostokątnym akwarium.
Nie wiedziała, ile minęło czasu. Nie było już dni ani nocy. Czas odmierzały posiłki, zastrzyki, kolejne badania.
Substancja, którą jej podali, osłabiała ją i otępiała. Nie mogła panować nad wodą w akwarium.
Ciemność bywa lepsza od światła.
Ostre światła lamp oznaczały, że wybudziła się po kolejnym zabiegu. I wkrótce poczuje, co jej zrobiono.
Czasami w sali rozbrzmiewały przeraźliwe okrzyki; po chwili zdawała sobie sprawę, że to jej własny krzyk.
Kiedy kładli ją na zabiegowym fotelu, bała się bólu po operacji, lecz żyła w niej nadzieja, że już się nie obudzi. Gorzej było, gdy wywozili ją do sali eksperymentów.
   
      Któregoś dnia przyprowadzili do niej młodego naukowca. Nie rozpoznała jego twarzy, musiał być tam pierwszy raz. Patrzył na nią z fascynacją przez grubą szybę akwarium. Niezwykle ambitny, lecz niedoświadczony, wkrótce popełnił błąd.
   Kiedy został po raz pierwszy sam na sam z morską istotą, wyciągnął ją z akwarium i przeniósł na fotel. Zapragnął ujrzeć jej twarz i uzębienie; zdjął knebel, a ona natychmiast zaczęła śpiewać.
Całe ciało naukowca owładnęła euforia i pragnął tylko tego, aby magiczna pieśń bez słów trwała. Hipnotyczny głos opętał go i sprawił, że natychmiast zabrał się za rozkuwanie syreny. Kamery zarejestrowały, jak wymknął się pustym korytarzem ku wyjściu ewakuacyjnemu z syreną w ramionach, po czym skierował się na parking do swojego samochodu. Patrizia nie przestawała śpiewać aż do chwili, gdy znaleźli się sami na plaży spowitej mrokiem.
      Mężczyzna wszedł do wody po kolana i ułożył delikatnie Patrizię na morskiej fali. Czuł, że pragnie zostać w tej pieśni na wieczność. Potem oplatający ciało naukowca rybi ogon ściągnął go daleko w głębiny, a dłonie pięknej zjawy zacisnęły się mocno na szyi, aby mógł ofiarować jej swój ostatni wydech.

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach