Dokuczliwa przeszłość

avatar
Gif :
Dokuczliwa przeszłość 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Dokuczliwa przeszłość
Wto 25 Paź - 21:10
Biedny doręczyciel paczek nie miał ostatnio szczególnie dobrego czasu, o ile można powiedzieć, żeby kiedykolwiek go miał w tej przeklętej krainie. Minęło już tyle czasu odkąd tutaj przybył, a wciąż miał pewne problemy z zaklimatyzowaniem się wśród społeczności dziwaków, psychopatów i rzeczy, których nie potrafił nawet nazwać. Popełniał wiele błędów w trakcie swojego rezydowania i może większość skakała by z radości na możliwość przeżywania magicznych, dzikich przygód, ale nie on. On wolał spokój, a ten mógł znaleźć jedynie w pubach przy jakimś fikuśnym piwie (modląc się, by nie było zatrute albo nie rozpuściło mu żołądka bo przeznaczone dla smoków), wieczory spędzał zatem najczęściej w pubach, pijąc samotnie za licha pensję z donoszenia niekoniecznie legalnych przesyłek. Tak też było dzisiaj, rozmyślał o tym, jak dostarczał nieduże zawiniątko do wyglądającego na ostro naćpanego typa. Czy miał rozterki moralne z tego powodu? Może, ale ponura aura jego życia codziennego skutecznie już dawno odarła go z tego typu wątpliwości. Mieszkał w obskurnym mieszkaniu, samemu, wolny czas spędzając samemu lub biorąc po pijaku udział w jakiś bójkach. Osoby, które poznał jak dotąd w tej krainie i były mu jakkolwiek życzliwe dawno gdzieś się zaszyły, a on? On nadal nie mógł zdobyć się na to, żeby wrócić do świata ludzi, bowiem nawet jeśli ukryje skrzydła, to nie mógłby żyć normalnie tak, jak wcześniej. Uznano go zapewne dawno za zmarłego. Myśląc o tym aż bolała go głowa, więc mężczyzna spróbował zagłuszyć to, biorąc parę haustów z kufla i pocierając skroń z cichym westchnieniem. Oparł się o stół i rozejrzał po pubie zmęczonym wzrokiem, czyniąc sobie za rozrywkę analizowanie tych wszystkich cyrkowców, czy kapeluszników, choć tego wieczoru nie było ich zbyt wiele. Dostrzegł natomiast jakiegoś wytatuażowanego jegomościa w kącie, pijącego ze śmiechem kielich za kielichem. Uniósł nieco brwi, przypominając sobie swoje przygody z tego typu osobami jakiś czas temu. Ten tu wyglądał nieco, jakby mógł pracować dla bractwa, choć szczerze w to wątpił.
- Co za dno...
Mruknął do samego siebie, mając na myśli zarówno swój aktualny stan życia, stan tego lokalu, jak i swoją głupotę wtedy, gdy jeszcze próbował angażować się w światek przestępczy. Nie był taki... Po prostu potrzebował wtedy pieniędzy, ale to i tak było głupie. Po jednej akcji, w której prawie zginął zasztyletowany przez nieznajomych, spierniczył razem z paczkami, w których okazały się być jakieś podejrzane zioła. Zioła spieniężył i od tamtego czasu nie słyszał więcej o tej nieszczęsnej organizacji. Liczył nawet, że rozpadła się gdzieś po drodze i były na to nawet spore szanse, skoro jak dotąd nikt go nie szukał. Podobnie zresztą nie wyszlo mu z tropicielami... Aż musiał się znów napić na wspomnienie swojej inicjacji, podczas której gołymi rękami musiał zabić koszmar. Mieli go po tym jakoś spaczyć, ale z tego też zwiał.
- Może jestem tchórzem.
Dodał przyciszonym głosem i parsknął śmiechem, odchylając się do tyłu na krześle. Wbił wzrok ponownie w osiłka z tatuażami, pogrążając się w myślach.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Dokuczliwa przeszłość A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Dokuczliwa przeszłość
Nie 30 Paź - 16:50

Miasto Lalek wypełniała zatęchła woń zgnilizny - jesienne deszcze dzień za dniem młóciły dachy różnobarwnych kamieniczek grubymi jak groch kroplami bezbarwnej wody, która spływając po rdzawych dachówkach mieszała się z miejskim pyłem i tworzyła na bruku rozległe kałuże wodnistej brei. Manewrowanie między wysepkami grząskiego błota dodatkowo męczyło już i tak zmęczoną Lunatyczkę, którą nieszczęsny los o nazwisku Candran przywiał do metropolii Marionetkarzy w celu załatwienia bliżej nieokreślonych sprawunków powierzonych jej przez jej liderkę. I choć sama podróż dla Scavell nie stanowiła większej trudności ze względu na jej przyrodzony talent translokacyjny, wszechogarniający spleen w żadnym wypadku nie umniejszał jej permanentnemu zmęczeniu!

Była w drodze od kilku tygodni i potrzebowała odpoczynku. W normalnych warunkach być może zwlekałaby z wyruszeniem w kolejną podróż licząc, iż nie wyczerpie tą drobną zwłoką ograniczonych pokładów cierpliwości Candran i nie skończy z głową oddzieloną od ciała. Tak się jednak nie stało, a powodem był list adresowany do Diany, który Scavell znalazła wśród jej rzeczy przeznaczonych do wyrzucenia, a który wyszedł spod ręki nowego członka mającego dołączyć do drużyny Chciwości. Tropiciel in spe miał według treści korespondencji przejść rytuał inicjacji - rytuał, który według wiedzy Lunatyczki ostatecznie się nie odbył. Powodów mogło być mrowie, lecz adeptka przyjęła, że najbardziej wiarygodnym wyjaśnieniem sytuacji było to, że Diana zwyczajnie zapomniała o swoim liderskim zobowiązaniu - toteż nie pozostawało jej nic innego, niż zbadać całość sprawy.Być może kierowała nią jej wrodzona ciekawość, aby może chęć wciągnięcia kolejnej osoby w grząskie błotko bycia sługusem Diany - co dwie głowy to nie jedna, a co dwie pary rąk to o wiele mniej pracy dla Scavell. Nie zwlekała więc słysząc, że ma udać się do Miasta Lalek; od razu skojarzyła tę metropolię z enigmatyczną osobą o imieniu "Frank", która to miała tam rezydować.

Krocząca wśród równych rzędów miejskiej zabudowy płowowłosa kobieta szczelniej owinęła się swoim czarnym płaszczem o złotych obszyciach, jakby w ten sposób starając się wygrać bój z zimnymi mackami wiatru próbującymi wedrzeć się pod jej podróżny strój. Lodowate powiewy w żaden sposób nie zmniejszały się na sile, a Scavell wbrew pozorom nie przejawiała skłonności masochistycznych - gdy do wiatru dołączyła kolejna fala ulewnego deszczu Tropicielce nie pozostawało nic innego, niż poszukanie schronienia w pobliskim lokalu.

Zaskakująco łatwo jest spaść z deszczu pod rynnę - wystarczyło jedno krótkie i przelotne spojrzenie, by Lunatyczka mogła się przekonać, że nie trafiła do porządnej herbaciarni. Spuściła niżej na twarz skórzany kaptur i starając się nie rzucać w oczy weszła do środka izby starając się znaleźć wolne miejsce. Jakkolwiek towarzystwo było szemrane, przynajmniej nie padał na nią deszcz. Pozostawało się modlić, by ulewa przeszła jak najszybciej.

Pub pełen był ludzi, brakowało wolnych miejsc, a Scavell z ręką na rękojeści Nysrathu kroczyła wśród stolików szukając dla siebie siedziska. Nie miała wielkiego wyboru - albo mogła usiąść obok niepozornie wyglądającego Opętańca, albo obok wielkiego jak dąb awanturnika, którego widocznie rozbawił żart opowiedziany mu przez trzymany kufel. Kobieta wzdrygnęła się i położyła dłoń na oparciu drewnianego krzesła.
Pan pozwoli, że się przysiądę. — szepnęła cicho zajmując miejsce przy stoliku Opętańca — Lecz proszę bez dekadentyzmu. Aura jest dostatecznie przygnębiająca.


Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Dokuczliwa przeszłość 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Gdy tak przyglądał się hałaśliwej personie, nagle od strony wejścia padł zgryzt drzwi, a chwilę później wnętrze zalała nieprzyjemna fala zimna. Frank nadął usta i przeniósł wzrok na niedużą postać w płaszczu, momentalnie zwracając jednak uwagę na pewne nietypowe elementy jej ubioru. Zerknął po pozostałych gościach by sprawdzić, czy tylko on zauważył nowego przybysza, ale najwyraźniej każdy zajęty był swoimi sprawami. Sylwetka sugerowała kobietę, obszycia zaś kogoś bogatego... Czyżby jeden z arystokratów postanowił zaszczycić swoją wizytą jakiś obskurny lokal? Opętaniec spojrzał do swojego kufla na moment, zastanawiając się czy powinno go to jakkolwiek przejmowqc... Odpowiedz szybko jednak pojawiła się sama, gdy zakapturzona kobieta sama postanowiła się przysiąść.
- Ym no... Tak. Niech będzie.
Odparł jej lekko skołowany, chociaż ta i tak już zajęła miejsce. Zasadniczo poerwsze przy tym stole padło stwierdzenie, a nie pytanie, więc była to kolejna poszlaka tego, z kim Frank może mieć do czynienia. Zaczął przyglądać jej się bynajmniej nie dyskretnie, po czym poprawił kurtkę i postanowił wreszcie poruszyć temat jej wizyty.
- Skądże znowu... - odparł nieco zdziwiony na jej prośbę - Mogę wiedzieć, co kobieta w takim stroju i takim wyglądzie robi w takim lokalu, jak ten?
Zmarszczył nieco brwi i odstawił kufel na bok, jako że i tak zdążył go już gdzieś w międzyczasie opróżnić. Wsparł się jedną ręką na stole i wbił w nią wzrok, ponownie się z tym nie kryjąc, nie miał bowiem tego w zwyczaju. Nie miał pojęcia czego spodziewać się od nieznajomej, więc postanowił zacząć dość ostrożnie.
- Chyba że to sprawa konkretnie do mnie, ale wątpię... Może zamówię coś na rozgrzanie.
Postanowił zacząć w nieco bardziej lekkim tonie. Ostatnio miał jakoś za dużo kłótni i sprzeczania się z kompletnymi obcymi.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Dokuczliwa przeszłość A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz

Powszechnie przyjmuje się, że człowiek przesiąka częścią zachowań osób, z którymi bardzo często przebywa i w naturalny sposób kopiuje niektóre mechanizmy ich zachowań. Scavell, która przez kilka miesięcy spędziła z pewną chciwością w pierwszej chwili zmarszczyła jasne brwi niezadowolona, iż siedzący przed nią Opętaniec próbuje wciągnąć w - zdaje się - niezobowiązującą pogawędkę. Głowa mężczyzny jednak nie poleciała bynajmniej nie z pacyfistycznej natury Lunatyczki, lecz z powodu bardziej błahego - wchodzenie w nieprzyjemne utarczki słowne z nieznajomym było co najmniej nieracjonalne, gdyż po pierwsze sama się do niego przysiadła, a po drugie - nie wiedziała, kto z obecnych jest jego stronnikiem.

Aura była przygnębiająca, a Scavell zdążyła porządnie się wychłodzić. Ściągnęła mokry kaptur z głowy i odgarnęła z twarzy klejące się do niej wilgotne kosmyki włosów. Chwilę namyślając się nad pytaniem mężczyzny pobieżnie go zlustrowała spojrzeniem stalowych oczu, nim zabrała głos. Nie mogła przecież prostacko stwierdzić, że wyłącznie chowała się przed deszczem.
Szuka i schronienia i informacji. —  zabębniła palcami o drewniany blat stołu — No i oczywiście wina. Pogoda tak paskudna, że nie wiadomo, jakie jeszcze bydle wynurzy się ze swojej koszmarnej nory. —  westchnęła przeczesując palcami skołtunione pasma popielatych włosów.

Koszmary były istotami na tyle przewrotnymi, że do świata materialnego potrafiły się wedrzeć z byle błahego powodu. I choć może nie tyle Adeptka co jej koszmarne Somnoficium miało nieprzebrany apetyt na esencję koszmaru, to kobieta liczyła, że nie skrzyżuje swoich dróg z nielegalnym przybyszem z Krainy Snów.
Skoro schronienie znalazłam, pozostaje mi tylko druga część mojego zadania. —  na jej ustach zatańczył cień uśmiechu wieńczący całą wypowiedź.

Czasami bywa tak, że moment olśnienia przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie - na przykład czasie rozmowy z nieznajomym w obskurnym lokalu deszczowego dnia. Scavell nie znała się na Opętańcach, nie wiedziała też, czy jako ludność niejako przybyła do Krainy Luster przedstawiciele tej rasy tworzyli jakąś złożoną i ukrytą społeczność diaspory. Nie mogła jednak wykluczać, że niezasymilowani skrzydlaci trzymali się w pomniejszych grupach, które składały się z im podobnych. Opętaniec, który chciał dołączyć do Bractwa musiał być w takim razie przedmiotem licznych plotek, toteż Lunatyczka założyła, że być może słyszał coś o jej zgubie. Nie zaczynała jednak jeszcze tematu, lecz na słowa Franka o trunku odszukała wzrokiem w tłumie służącą - Dachowca ubranego w poplamiony fartuch, który kiedyś być może był biały, lecz teraz przypominał burą szmatę z kieszonką na przodzie.
Wina. Dla mnie i dla kolegi. — uprzedziła siedzącego przed nią nieznajomego zatrzymując gestem dłoni przechodzącą nieopodal dziewkę.


Ostatnio zmieniony przez Scavell dnia Sob 19 Lis - 0:20, w całości zmieniany 2 razy

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Dokuczliwa przeszłość 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Mężczyzna przyglądając jej się całkiem szybko dostrzegł drobny gest niezadowolenia, który sprawił, że ten natychmiast jakby stracił pewność siebie. Może raczej bardziej trafnym byłoby stwierdzenie, że stracił zapał do sympatycznego traktowania obcej osoby, bo ten drobny grymas na twarzy przypomniał mu, gdzie jest i że arystokraci w większości nie są tacy, jak Rim... Zamiast tego są kapryśni i pyszni, traktując większość lustrzan jak swoje podnóżki. Frank nie znał osoby przed nim, widział jednak wyraźnie rogi, a jej maniera w sumie przypominała mu stereotyp rogacza. Westchnął cicho i nieco zrezygnowany odchylił się do tyłu wraz z tym, jak dotarło do niego, że spędzi ten wieczór zapewne samemu, jak zawsze. Wraz z końcem deszczu nieznajoma wyniesie się... No ale trudno.
- No... W tym mieście nie brakuje ani zwykłych bydlaków, ani tych koszmarnych. - mruknął, podpierając głowę na dłoni zaciśniętej w pięść - Schronienie przy moim skromnym stole znajdziesz, ale informacji to... Zależy pewnie jakich. Nie jestem przewodnikiem turystycznym.
Uniósł oczy ku sufitowi na moment, próbując przypomnieć sobie czy w zasadzie kiedykolwiek spotkał kogoś takiego w lustrzanym świecie. Turystyka rządziła tu się swoimi prawami i często wyprawy do bardziej egzotycznych miejsc wymagały i przewodnika, i ochroniarza w jednym. On nie pracował ani jako jeden, ani drugi, ale też podejrzewał że arystokratka turystką nie jest. Nie miał tylko pojęcia, jakie informacje mogła mieć nadzieję zdobyć od kogoś tak mało znaczącego, jak on.
- Służę swą pomocą piękna pani.
Mruknął nieco drwiąco, choć zrobił to bardziej machinalnie i zaraz odchrząknął cicho, jakby zamierzał przykryć okazane jej zlekceważenie. Sam nie był pewien, czy to ten drobny grymas z początku rozmowy wpłynął tak bardzo na jego podejście, czy może ogólnie dzisiaj granica między życzliwością, a złośliwością była bardzo cienka. Odwrócił wzrok i zaczął się bawić wcześniej opróżnionym kuflem, zauważając kątem oka kelnerkę w niezbyt okazałym stroju. Wyprostował się nieco i otworzył usta, aby zamówić dwa piwa, lecz nieznajoma uprzedziła go swoim własnym zamówieniem. Frank zmarszczył brwi i zamknął usta, odchylając się do tyłu na krześle w milczeniu. Z początku chciał protestować, ale zarówno jego strój, jak i obecność w tym miejscu jasno sugerowały stan majątkowy, warto zaznaczyć niezbyt imponujący. Uśmiechnął się krótko, choć nieco krzywo, gdy wino wylądowało przed nim na stole. Ta kobieta chyba naprawdę zamierzała go o coś wypytać.
- Tak więc... Czego tak szanowana i urodziwa persona może chcieć się dowiedzieć od skromnego, a na pewno niezbyt szanowanego i nieurodziwego kuriera? Dzięki za wino swoją drogą.
Westchnął ciężko i podniósł alkohol do ust, pijąc nieco, po czym marszcząc brwi. Dawno nie miał niczego z wyższej półki w ustach, w sumie to od czasu zimowego balu. Cóż za niezwykły wieczór to był... Zerknął w kierunku wejścia, gdy jakiś inny gość wparował do pubu, zaraz jednak wzrokiem wracając na arystokratkę, drapiąc się odruchowo palcem wskazującym po oparzeniu. Często mu się to zdarzało, minęło parę lat a cholerstwo nadal swędzi.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Dokuczliwa przeszłość A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz

Diabelski Bibliotekarz zapewne chciałaby czytać ludzi tak samo łatwo, jak przychodziło to jej z książkami. Scavell jednak od kilku ładnych lat stroniła od kontaktów międzyludzkich, których utrzymywanie w nowych warunkach było dodatkowo utrudnione przez kapryśną naturę jej liderki. Nienawykła do wychwytywania drobnych niuansów nie zauważyła więc drobnej zmiany, jaka zaszła w ciągu zaledwie kilku sekund w zachowaniu nieznajomego Opętańca.  
Bydlaków nigdzie nie brakuje. — odparła krótko rzucając przelotne spojrzenie w stronę awanturujących się nieopodal mężczyzn, z których jedne wykrzykiwał wobec drugiego obelżywe określenia wskazujące na zbyt bliskie stosunki z własną matką.

Ciepło pomieszczenia powoli rozgrzewało zziębnięte i przemoczone członki ciała Irith, a kobieta powoli zaczynała się odprężać - oczywiście na tyle, na ile możliwe to było w zgiełku podrzędnej karczmy, gdzie w każdej chwili mogła stać się ofiarę pierwszego lepszego złodziejaszka. Wyciągnęła przed siebie nogi i przeciągnęła się leniwie przysłuchując się słowom Opętańca.

Nie spodziewała się, że zostanie wzięta za turystkę. Splotła ramiona na wysokości piersi i posłała siedzącemu przed nią mężczyźnie rozbawione spojrzenie jasnych oczu.
Bez obaw. Studiowałam kilka lat na Akademii Zwycięstwa, znam to miasto prawie jak własną kieszeń. — machnęła niedbale dłonią, a jej usta drgnęły nieznacznie i uformowały mały uśmieszek na wspomnienie studenckich czasów — Ale tutejszych mieszkańców już nie.  — ponownie ściągnęła brwi i spojrzała pusto w przestrzeń zbierając myśli.

Niezręcznie było jej przechodzić ad rem. W gruncie rzeczy to cała rozmowa zdawała jej się być niezręczna, toteż na kolejne słowa Opętańca wbiła w niego wzrok i uniosła cienką brew nie mając żadnego pojęcia, w jaki sposób powinna interpretować wypowiedź mężczyzny. Gdyby nie ta dziwna nuta czająca się w jego głosie, Lunatyczka być może odebrałaby jego słowa jako próbę flirtu. Dostając jednak sprzeczne sygnały siedziała zdezorientowana z dłonią w rękawiczce przytkniętą do policzka.
Zaraz chyba się zarumienię. — wydukała z siebie i również podążył wzrokiem za kelnerką.

Ku jej uldze kobieta szybko podała zamówiony trunek. Wino to wino, Scavell nie zamierzała wybrzydzać, a zwykło się mawiać, że alkohol łagodzi obyczaje - choć w gruncie rzeczy nie wiedziała, czy czegoś nie pomyliła w przysłowiu.
Częstuj się. — skinęła w lapidarnym geście głową i sama uniosła kielich do ust — Szukam… pewnego aspirującego Tropiciela. — zrobiła krótką pauzę, nim ponownie zaczęła — Choć to chyba bardziej on powinien szukać mnie, nim będzie za późno. Ale to nieważne.  — uświadomiła sobie niepotrzebną dygresję i powróciła wzrokiem do siedzącego przed nią mężczyzny — Znam tylko imię, a od… współpracowniczki dowiedziałam się, że jest Opętańcem. Jak widzisz, nie mam za bardzo się czego uczepić.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Dokuczliwa przeszłość 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Słysząc, że ta nie szuka informacji natury turystycznej zaciekawił się nieco bardziej, choć tym samym zaniepokoił jednocześnie. No bo w takim razie czego ona szukała? Miał się wkrótce dowiedzieć, ale w pierwszej chwili miał pewne wątpliwości. Słysząc rozbawienie w jej głosie sam uśmiechnął się nieco krzywo, postanawiając ponownie postawić siebie w świetle osoby raczej niezbyt ciekawej. To zawsze działało lepiej, niż bezmyślne pakowanie się do każdego konfliktu, jaki mógł mu się napatoczyć.
- Tak? Ciekawe, ja to go nie znam, mimo że też mieszkam tu parę lat. Doprawdy... Zwariowane miejsce.
W jego głosie mimowolnie pojawiła się nutka niechęci skierowana do mieściny, w której mieszkał. To miasto jest niebezpieczne i brudne, a widoki takie, jak arystokratka przed nim to miał okazję podziwiać niezwykle rzadko, zresztą nawet ta teraz nie była raczej zainteresowana bliższym zapoznaniem się. Frank nie lubił wychylać się w tym przeklętym mieście, a to naturalnie prowadziło do tego, że nie znał wszystkich zakamarków, chociażby tych gdzie walki sobie urządzają marionetkarze. No ale nie szkodziło mu chociaż spróbować pomóc nieznajomej.
- Proszę się nie krępować, tutaj każdy rumieni się prędzej, czy później... - aż parsknął śmiechem - Jedni od emocji, inni od alkoholu. Większość od alkoholu.
Jak już przy alkoholu, wino mu podarowane nie pił wcale tak, jak to się zwykło robić. Nie potraktował trunku w żaden sposób jako okazję do degustacji, a zamiast tego wypił je całkiem szybko i odstawił, zupełnie jakby miał w ręku zwykle piwo. Po tym, jak skończył pić odstawił naczynie i westchnął ciężko, skupiając wzrok na swojej rozmówczyni. Słysząc jej opis poszukiwanego zamrugał parę razy, nieco tknięty, choć minimalne były przecież szanse, że mówiła akurat o nim. Opętanców było mnóstwo, a takich aspirujących do tych nieszczęsnych tropicieli koszmarów również dużo.
- To trochę... Mało rzeczywiście. - odparł powoli i uciekł na moment wzrokiem, myśląc nad czymś - A imię? Nazwisko, cechy szczególne? Nie integruje się z "pobratymcami", ale spotkałem paru w swoim życiu. Może gdzieś mi się przewinął...
Przełknął ślinę i odczekał chwilę, aż arystokratka przestanie pić. Wtedy dał tylko znak kelnerce, umowny gest w tej knajpie, aby przyniosła im później wiecej tego, co mieli aktualnie na stole. Nie liczył na wiele, nie chciał się również upić, ale spodziewał się że kobieta przed nim ma mniejszy spust i w końcu trochę wymięknie, aby mógł nie martwić się, że coś wypapla głupiego. Zresztą nie chciał cały wieczór wisieć na czyjś koszt, przynajmniej zapłaci za drugą kolejkę, a w ostateczności wypije sam, jeśli się zawinie.
- Swoją drogą rzucasz się trochę w oczy... Nie tylko przez urodę, o której wspominałem. Chyba masz tego świadomość.
Mruknął jej po jakimś czasie, nieco zbaczając od tematu poszukiwań. Nie miał pojęcia czy jej zależało, by się nie wychylać, ale szło to kiepsko, bi każdy menel z daleka dostrzeże bogatszą suknie.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Dokuczliwa przeszłość A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz

Lunatyczka z wolna oderwała wzrok od studiowania otoczenia i skierowała swoje jasnoniebieskie oczy na siedzącego przed nią szatyna. Na jej ustach zatańczył koślawy uśmiech, a sama kobieta odchyliła się w krześle.
Miasto Lalek to duża metropolia, aby jej naprawdę doświadczyć potrzeba by kilku żyć. — rzekła dosyć obojętnie nie odrywając wzroku od siedzącego przed nią Opętańca.

Minęła dobra chwila, nim początkowe zdezorientowanie ustąpiło miejsca zaciekawieniu. Spięta postawa kobiety rozluźniła się, a plecy wygodnie spoczęły na oparciu krzesła.
To miłe. — niejako na potwierdzenie słów Lunatyczki, jej głowa drgnęła nieznacznie, a jasne rzęsy przysłoniły jasne oczy. — Spotkać takiego szarmanckiego jegomościa… W takim razie proszę, napijmy się, coby zamaskować moje małe faux pas. — uniosła kielich do ust i napiła się drobnego łyka; gdy naczynie ze stuknięciem wylądowało na stole, na wargach Irith czaił się cień uśmiechu.

Lecz nie trwało to długo, bo mężczyzna szybko sprowadził ją na ziemię. Z jej piersi wydarło się ciężkie westchnienia, machinalnym ruchem dłoni rozmasowała skronie. Była świadoma absurdu sytuacji w jakiej się znalazła – nie potrafiła jednak znaleźć innego rozwiązania swojego problemu; przez Miasto Lalek przewijały się całe tłumy ludzi, więc osoby, której poszukiwała, dawno mogło już nie być w metropolii Marionetkarzy.
Widzisz, czasem przychodzi taki etap w życiu człowieka, że jego mottem przewodnim staje się jakaś ludowa mądrość. — zaczęła unosząc w górę dłoń ze wskazującym palcem wbitym w zakopcony sufit pijalni lichych trunków, z wielkimi rumieńcami na twarzy — Moim stało się to, że tonący brzytwy się chwyta. — westchnęła opierając się przedramieniem o wezgłowie krzesła i przygryzała wargę jakby ważąc słowa. — Ale o tym zaraz. W zasadzie, powinno mi zależeć, by jak najwolniej wykonać swoje zadanie. Inaczej będę musiała wrócić, skąd przybyłam, a tam zapewne będzie czekać na mnie kolejne zadanie bojowe.

W międzyczasie pozbyła się rękawiczek, które energicznie wcisnęła w obszerną kieszeń płaszcza. Palce nadal były zgrabiałe od zimna, toteż próbując przywrócić w nich krążenie, Irith kilkukrotnie zgięła je i zacisnęła.
O to się nie martwię. — rzekła z uśmiechem, który objął również jej oczy — Potrafię i się obronić, i zniknąć. Z reguły. — zachichotała cicho i napiła się kolejnego łyka — Zresztą, przyjemnie jest wyrwać się z posiadłości. Mogę mieć przynajmniej pozory wolności i mniej oczu, które śledzą każdy mój ruch.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Dokuczliwa przeszłość 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Skinął krótko głową i uśmiechnął się grzecznie, nie chcąc wnikać w temat. Nie miał wiele do powiedzenia w tej kwestii, zwłaszcza jeśli arystokratka zdawała się widzieć o tym więcej od niego. Zresztą chciał spędzić miło wieczór, a nie ględzić o tym beznadziejnym mieście, w którym każdego dnia żałuje że mieszka. Dawno nie flirtował z żadną kobietą (głównie przez ich dziwną aparycję, dziwne umiejętności lub dziwne powiązania), więc uznał że może ten wieczór być dobrą okazją na spróbowanie czegoś nowego chociaż raz, zwłaszcza że los zesłał mu nie tak źle wyglądającą kobietę, a i takbbyłoby to spore niedomówienie w jego mniemaniu.
- Ale że od razu... - chciał powtórzyć za nią owe stwierdzenie w obcym języku, ale wyleciało mu z głowy - No... Mniejsza. Z chęcią się natomiast napiję w towarzystwie, gdyż komuś jak ja rzadko się zdarza taka okazja.
Chwycił swoje naczynie i kontemplował przez chwilę powierzchnię wina, by chwilę później pochłonąć go w gardle. Taki fascynujący napój... Wystarczyło ledwie parę łyków, aby stać się pewnym siebie oraz w pewien sposób też głupim, opętańca owy efekt nie ominął zresztą. Spojrzał na oczy kobiety i można powiedzieć, że na moment się zatracił. Obserwował je ze swego rodzaju fascynacją, niby otwarte, a jednak skryte w dużej części pod gęstymi rzęsami jego rozmówczyni, co dodawało temu widok specyficznej tajemniczości. Lubił obserwować kolor cudzych oczu, była to jedna z tych rzeczy, których długo nie chciał przyznać. Lustrzanie, zwłaszcza lustrzanki miały niezwykle ich barwy, które bardzo często przyciągały jego uwagę. Dopiero po dość długiej chwili oderwał wzrok,. zerkając do kubka i kiwając głową nad jej odpowiedzią. Nawet szczerze się uśmiechnął, bowiem rozumiał w całości jej postępowanie. Sam miał dość luźne podejście do sumienności przy zadaniach w pracy.
- Jeśli będziesz chciała wrócić do tematu, to daj w takim razie znać. - skinął głową, obserwując jej dłonie i unosząc nieco kielich w górę, jakby wznoszac toast - Postaram się nie zanudzić panny zbytnio, acz w tej kwestii mogę zagwarantować tyle, że kilka kielichów dobrego alkoholu odwaliłoby większość mojej roboty.
To powiedziawszy chwycił mocniej naczynie i przechylił je, wlewając do gardła część zawartości. Westchnął cicho i odchylił nieco do tyłu, znów wracając wzrokiem na lunatyczkę. Wolał obserwować ją, aby upewnić się, że jej intencje rzeczywiście są szczere. Czy czasem nie chce go po prostu wykorzystać jak zwykłego robaka, co zrobiłaby większość arystokratów. Nachylił się nieco w jej kierunku nad stołem, podpierając przy tym na łokciach.
- Nie wątpię, w lustrzanym świecie mało kto jest bezbronny, mimo wszystko radzę rozwagę. Przemieszczanie ulic jest niebezpieczne. W takich miejscach też różne typy w dziwnymi pomysłami się kręcą, rzadko widzą taką piękność to mogą mieć... Różne plany.
Odwrócił na chwilę wzrok obserwując pozostałych w karczmie. Nie było ich wiele, wątpił też by któryś okazał się złodziejem albo gwałcicielem,. ale ostrożności nigdy za wiele. Póki co jednak wolał przejść do bardziej weselszych tematów.
- Ale skoro już zaczęliśmy rytuał poznawania się, to może opowiedz trochę o sobie. Bywasz w takich miejscach? Często, rzadko? Jakie masz odczucia?

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Dokuczliwa przeszłość A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz

Wodziła w zamyśleniu opuszkiem palca po zimnym brzegu kieliszka, całkowicie ignorując przekrzykujących się w tle jowialnych Kapeluszników. Nie spodziewała się, że w podrzędnej knajpie spotka kogoś przyjemnego w obyciu! W zasadzie może powinna być ostrożniejsza, nie znała przecież mężczyzny, a okolica była nad wyraz szemrana – nie miało to jednak dla niej w tej chwili znaczenia. Może zbyt bardzo polegała na swoich szermierczych umiejętnościach i wrodzonych predyspozycjach do błyskawicznej translokacji, by uważać, że obroni się przed byle zbirem gotowym czyhać na jej drogocenne klejnoty (którymi zwyczajnie nie dysponowała), a może to po prostu była kwestia procentów szumiących jej w głowie i przyjemnego ciepła bijącego z paleniska, które tylko potęgowało miłe rozluźnienie – kobieta nie potrafiła tego ocenić.
Lecz pewne było jedno. Irith zasadniczo cieszyła się, że może wreszcie porozmawiać z inną ludzką istotą! Wszak jej liderki nie można było zaliczyć do grona osób w jakimkolwiek stopniu towarzyskich, natomiast wysłuchiwanie narzekań Somnoficium w pewnym momencie przestawało być zabawne, a stawało się męczące. Poza tym ile można mówić do zarozumiałego stosu kartek?
Nie miała odwagi unieść oczu – i choć jej spojrzenie nie spotkało się ze wzrokiem Opętańca, to czuła na sobie ich ciężar. Dziwaczne, onieśmielające uczucie w pewnym stopniu sparaliżowało ją i zmusiło do zabawy trzymanym w dłoni kieliszkiem. Na szczęście stan odrętwienia nie trwał długo, a słowa mężczyzny zaskakująco sprawiły, że poczuła się zdjęta z celownika.
Nie śpieszmy się. — zaśmiała się krótko, tłumiąc śmiech w zgięciu nadgarstka; któż nie lubi, jak mu się schlebia? — Proszę się nie martwić. Spotkania z nowymi, obcymi ludźmi zazwyczaj są bardzo ożywczym doświadczeniem. Czy nie powiedział Scheler, że przez człowieka i na człowieku można studiować metafizykę nie tylko człowieka, lecz całego wszechświata we wszystkich jego sferach i stopniach bytowych…? — urwała; czując, że nieco się zagalopowała, oblała się rumieńcem i posłała mu przepraszający uśmiech — A alkohol zwykł temu sprzyjać. — uniosła w górę kielich w geście toastu i opróżniła jego zawartość.
W momencie, w którym mężczyzna w niemalże konspiracyjnej manierze pochylił się w jej stronę, uaktywniła się mimiczna maniera Lunatyczki; wsparła się łokciem o blat, na zgiętej dłoni ułożyła policzek, zmniejszając tym samym dzielący ich dystans. Nawet drobne przejawy troski co do losów nieznajomych bywały rzadkością – tak niespodziewaną, że Irith nie potrafiła przeanalizować słów Opętańca, a tym bardziej stosownie odpowiedzieć. Patrzyła jedynie z rozszerzonymi oczami w oczy nowego kompana od alkoholu.
Och, to w zasadzie prawda. — wydukała wreszcie, szukając w głowie stosownej wymówki — Choć prawdziwy potwór czeka na mnie w domu. — rzekła nad wyraz prosto i wzruszyła delikatnie ramionami — Przy niej Incuberre to miła papużka!
Zaskakująco dziwna wydała jej się ta… normalność. Niezobowiązująca rozmowa przy winie z nieznajomym zdawała się urastać niemalże do rangi luksusu, na którego nie mogła sobie pozwolić ostatnimi czasy – w zasadzie od czasu, gdy dołączyła do Bractwa.
Od dłuższego czasu jestem w trasie. — zaczęła powoli, wzrokiem uciekając w głąb karczmy — Z małymi przerwami, oczywiście. Moim zdaniem zdecydowanie za krótkimi. — zamarudziła cicho, lecz zaraz pokręciła głową i posłała mu drobny uśmiech — Moja… profesja wymaga ode mnie, bym była w ciągłej drodze. Może i bym ją porzuciła, może nawet jej nie wybrała w innych okolicznościach, ale czasami człowiek bywa pozbawiony możliwości wyboru. — jej dłoń mimowolnie powędrowała do jedwabnej apaszki, którą obwiązaną miała szczelnie dookoła szyi, a czoło Lunatyczki przecięła zmarszczka — Jeżeli chodzi o Miasto Lalek — kontynuowała po chwili, wracając spojrzeniem do siedzącego przed nią mężczyzny — muszę przyznać, że dawno mnie tu nie było, tym bardziej w podobnej okolicy. W barze. Ciotka wydziedziczyłaby mnie jak tylko by się o tym dowiedziała. — zachichotała cicho rozbawiona wizją swojej krewniaczki rzucającej na prawo i lewo gromami za niemoralne prowadzenie się dorosłej już de facto bratanicy — Osobiście preferuję mniej tłoczne miejsca, ale dobrym winem nie pogardzę. A prawie każde wino jest dobre! Liczę, że nie przeszkadza ci wybór trunku?


Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Dokuczliwa przeszłość 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Opetaniec na moment zmieszał się słysząc jej słowa, starał się jednak tego po sobie nie poznać. Nie chciał przecież wyjść na ignoranta, prawda jednak była taka, że pierwsze słyszał w kwestii nazwiska, które mu wymieniła. Musiał odnotować w głowie, że kobieta zapewne wie więcej od niego samego i iście drogą wiedzy raczej było marnym pomysłem na jakiekolwiek zaimponowanie jej. Starając się przykryć swój brak zorientowania w temacie, uśmiechnął się tylko krótko i skinął jej głową, starając się przejść jak najszybciej obok nieznanego mu nazwiska.
- To się zgadza... Procenty pchają nas do szaleńczej pewności siebie, nieprawdaż? Mimo, że to w praktyce płynna trucizna, to pod jej wpływem nawet najbardziej idiotyczne pomysły zyskują sens, a to sprawia, że wszystko jest możliwe...
W tym i rzeczy, o których nie wypadało mówić w kulturalnym towarzystwie. Ostatnim razem, gdy Frank spił się w obecności kobiety to z tego, co pamiętał skończył w łóżku z jakąś marionetką... Dziwne były wspomnienia z tamtego wieczoru. Ciężko mu ocenić co było prawdą, a co alkoholową fantazją, nie chciał jednak stracić kontroli nad sobą podobnie jak wtedy, po paru dłuższych łykach więc odłożył na jakiś czas kielich. Mimo wszystko mężczyźnie ciężko byłoby sobie wmówić, że miałby coś przeciwko, zwłaszcza że kobieta sama zbliżyła się do niego w trakcie pochylenia. Opetaniec uśmiechnął się krótko na ten widok, kontynuując jednak rozmowę póki co, zamiast bawić się w zażyłości z dopiero co poznaną osobą. Nawet jeśli trunek w jego głowie, był tego pewien, skłoni go w pewnym momencie do tego.
- Phe... Potworów wszak w krainie luster nie brakuje... Kto to taki czyha na życie panny po powrocie? Nadopiekuńczy rodzice, partner, współlokatorka? Czy może dosłowna bestia?
W tych stronach wszystko było możliwe, o czym Frank przekonał się nie raz. Jej słowa były raczej metaforą, ale równie dobrze mogła być przecież jakąś kultystką, która w piwnicy trzyma prawdziwego cthulu... Bo dlaczego by nie? Gdy kobieta zaczęła nieco opowiadać, mężczyzna oparł się na krześle i uniósł znów kielich do ust. Liczył jedynie, że pod wpływem alkoholu sam nie zacznie się rozklejać i snuć o swojej marnej sytuacji życiowej. Miał naprawdę dosyć myślenia o tym.
- Spodziewałem się raczej, że osoba o takim pochodzeniu nie podróżuje zbyt wiele... A przynajmniej nie służbowo. Oczywiście gdzie mi tam znać się na sprawach arystokratów, ale nie spodziewałem się, że ktoś to określa "profesją". Zajmujesz się tutaj jakimiś rozmowami, czy może to co innego?
Po opróżnieniu całego kielichu odstawił go na stole i zaczął nim się bawić mimo woli, obracając go po okrągłej podstawce na stole, nie dając mu jednak upaść. Słysząc o ciotce i o mieście lalek zmarszczył nieco brwi, zaraz jednak rozchmurzył się na jej pytanie.
- Nie, nie mam nic przeciwko, alkohol mi smakuje. Liczę, że tobie również. - zamyślił się na chwilę - Podają tu dobre trunki, choć to fakt, że okolica najprzyjemniejsza nie jest. Nie chcę straszyć, jednak większość lokali w okolicy to obskurne miejsca, w tym i to również...
Westchnął cicho i pomasował skroń, próbując przypomnieć sobie dlaczego właściwie tu w takim razie przychodzi. Z jego rozmyślań za każdym razem wynikało tyle, że po prostu się nudził i nie miał co lepzzego ze sobą zrobić. Gdyby miał siedzieć cały czas w mieszkaniu, to by w końcu zwariował od tego. Samotność popychała ludzi w różne miejsca, w tym takie, gdzie "dostać w ryja" wyjątkowo łatwo.
- Samo miasto również. Ostatnio tutaj... Niepewna sytuacja. Jakieś walki na ulicach, lepiej się nie mieszać. Niemniej odwiedziny w tym skromnym lokalu z pewnością umila obecność inteligentnego rozmówcy.
Skinął jej głową na koniec. Sam nie był pewien, czy jeszcze się stąd dzisiaj ruszy, ale zasadniczo nie miałby nic przeciwko, skoro już znalazł jakieś towarzystwo.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Dokuczliwa przeszłość A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz

Odgarnęła za ucho niesforny kosmyk, który wymsknął się z jej warkocza i przymrużyła oczy, czując w sobie dziwaczną mieszaninę nieśmiałości i – o zgrozo – śmiałości. Wino przyjemnie szumiało jej w głowie, zamieniając rozmowy innych patronów w nieskładny i otulający jak ciepła kąpiel szum.  
Narobiłam sobie długów u nieodpowiednich osób i teraz muszę je spłacać. — zaśmiała się krótko, nerwowo, uciekając wzrokiem gdzieś w głąb pomieszczenia — Moja szefowa, tak ją nazwijmy. — powiedziała po chwili wahania — Chciwa jak nie wiem, chyba powinnam ją nazywać smoczycą. — mruknęła cicho, bardziej do siebie niż do swojego rozmówcy.
Irith rozgadała się na dobre, zatem wbrew rozsądkowi nie czuła większych oporów wobec obnażania się z większych i mniejszych sekrecików dotyczących swojego życia. Można by rzec, robiła to wręcz groteskowo ochoczo – na szczęście dla wszystkich nie idąc w zbyt obrazowe opisy. Pociągnęła kolejny łyk wina, aby dodać sobie animuszu – niestety ku jej nieszczęściu efektem ubocznym owego środka był wielki rumieniec rozlewający się po jej policzkach i szyi.
Drogi panie, w moich żyłach płynie błękitna krew, jednak dokonać tu trzeba nieco… literalnej wykładni. — uśmiechnęła się delikatnie, odchylając się na krześle — Jestem aspirującym łowcą i badaczem koszmarności wszelakich, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.

Zapewne gdyby przez myśl przeszła jej podobna propozycja kilka kieliszków wina wcześniej, Lunatyczka spaliłaby się ze wstydu. Jedyną nadzieją dla Irith było to, iż karczemne rozmowy nie zapiszą jej się zbyt mocno w pamięci następnego dnia, gdy po alkoholowym upojeniu zostanie jedynie nieprzyjemny kac.
Proponujesz zatem przenieść się gdzieś indziej? Nie chcę stracić sakiewki w byle podrzędnej karczmie w sposób inny, niż na trunki. — szepnęła i zaśmiała się. Niestety wprawiła w nieskoordynowany ruch swoja dłoń, w wyniku czego resztki wina wylały się na jej płaszcz. Zmarszczyła niezadowolona nos.
Schlebiasz mi. — raz jeszcze uśmiechnęła się do mężczyzny, zakładając nieuważnie nogę na nogę  — Ciekawi mnie, co stoi za wzmożoną aktywnością gangów, lecz kto ich tam wie, oni nie potrzebują większego powodu do wojny. Dziwi mnie tylko, że to rozrosło się na taką skalę.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Dokuczliwa przeszłość 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Mężczyzna przekrzywił nieco głowę na wieść o długach. Uśmiechnął się śmiało, snując w głowie o podobieństwach jej sytuacji do jego własnej. On co prawda nie był niczyim dłużnikiem, ale przez swoje przeszłe próby zarobku, czy odnalezienia celu w życiu narobił sobie kłopotów, od których teraz raczej cały czas uciekał. Ale o tym jego rozmówczyni nie musiała wiedzieć, nikt nie musiał wiedzieć, dopóki nie przyjdzie czas na konfrontację. Chciał jej uniknąć za wszelką cenę i cicho liczył, że będzie się mógł ukrywać, aż wreszcie o nim wszyscy zapomną. Tylko co on wtedy u licha będzie robił... Być może skończy znów w punkcie wyjścia.
- Nieprzyjemna sprawa, wiem... Ciąży to na umyśle i na portfelu taki dług. - zasłonił usta, powstrzymując czknięcie - A szefowa to cóż... W moich stronach, znaczy niegdysiejszych stronach, nazywamy je suczami. Wybaczy mi panna za to wyrażenie.
Uśmiechnął się znów, niezbyt żałując swych słów wbrew przeprosinom. Uniósł na moment wzrok do sufitu, obserwując odrapane z farby deski oraz przyćmiony żyrandol. Sączył powoli swe wino, zapominając już o tym, że powinien postawić sobie gdzieś granicę. Chociaż czy musiał... Najgorsze, co go czeka za to wszystko, to kac. Konsekwencje dnia następnego, którymi teraz się nie musiał martwić. W końcu wrócił wzrokiem na swą rozmówczynię, podziwiając jej bogaty rumieniec rozlany na twarzy. Zmrużył nieco oczy i wydął lekko usta, próbując coś sobie przypomnieć.
- Łowcy... Koszmary... Jakby mi się to z czymś kojarzy. Paskudna sprawa.
Mruknął zamyślony, wyraźnie już jednak zbyt rozochocony alkoholem, by uruchomił się w nim jakiś alarm. Sam przecież nie słyszał wiele o owej organizacji, raptem tyle,. że przyjmują ochotników, a on miał być jednym z nich. Zbyt mało, aby kojarzyć ją mógł po drobnych słówkach. Przeszedł w głowie natychmiast do następnej kwestii, jaką była zmiana lokalu. Mruknął z zamyśleniem i wciągnął powietrze, rozmyślając o potencjalnych miejscach, gdzie mogli się udać. Większość wyglądała tak, jak ten, w dodatku po ulicach teraz krążyły te dziwadła marionetkarzy... Był trochę pijany, ale nie aż tak, by chcieć włóczyć się i ryzykować spotkanie potworów z koszmarów.
- Mam mieszkanie nieopodal, w nim trochę zapasów alkoholu. - rzekł wreszcie, wychodząc z wyjątkowo śmiałą propozycją - Oczywiście zrozumiem odmowę, acz w ostatnim czasie niemal wszędzie kręcą się nieprzyjemne typy. Zapraszam więc panienkę do swojego skromnego lokum...
Pokiwał ze dwa razy głową i dopił swoje wino, obserwując następnie przez chwilę puste dno, jakby szukając tam śladów po alkoholu. Westchnął ciężko i pomasował skroń na wspomnienie o marionetkarzach.
- Walka o władzę, tyle i tylko tyle... Eskalacja jest no... Bardzo łatwa.
Sięgnął po swoją kurtkę, spodziewając się, że wkrótce opuszczą lokal, by udać się w którymkolwiek kierunku. Utkwił wzrok w kobiecie, czekając na decyzję.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Dokuczliwa przeszłość A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Dokuczliwa przeszłość
Pią 26 Maj - 21:49

Palce zabębniły i blat wysłużonego stołu, a jasne spojrzenie oczu Lunatyczki skierowało się na mężczyznę, odnajdując w jego oczach nutkę tajemniczości i czegoś na kształt współczucia. Uśmiechnęła się, po czym omiotła wzrokiem nieporządne wnętrze karczmy. Przyjęcie zaproszenie do mieszkania Opętańca brzmiało jak wybawienie w obliczu nieprzyjemnych osobników, którymi lokal był wypełniony. Przez chwilę wahania przyglądała się nieszczęsnej plamie wina na płaszczu. Cóż, wyglądało na to, że nie tylko kac będzie jej towarzyszył kolejnego dnia.
Oczywiście, że miała pewne obawy co do tego, czy powinna zaufać temu nieznajomemu, alkohol jednak robił swoje, podsycając w niej uczucie śmiałości oraz pewności swoich umiejętności. W głębi duszy pragnęła odskoczni od swoich „długów” i problemów.

Skłoniła głową w akcie zgody na propozycję. Jej warkocze, niegdyś uplecione starannie, teraz zaczęły się rozplątywać, spływając po ramionach kobiety jak smętne węże. Irith nie zwracała na to uwagi. Jej myśli były już zupełnie gdzie indziej.
Z przyjemnością przyjmę twoje zaproszenie. — odparła cicho, z lekkim rumieńcem na policzkach. — Na imię mi Irith de L’Orgueilleus, jednak jestem bardziej znana jako Scavell.

Podniosła się z krzesła, czując lekkie zamroczenie oraz niemoc w nogach, ale starała się utrzymać równowagę. Wyciągnęła rękę w kierunku mężczyzny, gotowa podążać za nim.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Dokuczliwa przeszłość 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Mężczyzna uśmiechnął się z satysfakcją, gdy usłyszał zgodę. To będzie dobry wieczór, przynajmniej taką miał nadzieję. Wstał ochoczo od stołu, gotowy przenieść ich spotkanie do mieszkania, sam poczuł jednak zawroty przez wypity już trunek. Złapał się za głowę i zmarszczył nieco brwi, ostatecznie jednak udało mu się zachować równowagę. Zerknął na towarzyszkę i dostrzegł, że ona radziła sobie nieco gorzej od niego samego. Znalazł się więc szybko obok niej, chwytając pod rękę, aby nie wywaliła się po drodze. Chciał się stąd szybko ulotnić.
- Miło mi poznać Irith, to piękne imię. Zwą mnie Frank. Znaczy... No tak się nazywam.
Uśmiechnął się krótko i zaprowadził ją do samych drzwi, wychodząc następnie na chłodną ulicę. Odetchnął głęboko świeżym, nocnym powietrzem, momentalnie nieco trzeźwiejąc. Spojrzał znów na kobietę obok, pomysł spędzenia wieczoru u niego wciąż jednak wydawał mu się kuszącą propozycją. Ruszył z nią ulicą, rozglądając się jedynie w milczeniu po wszystkich ciemnych zaułkach. Nawet pijany wiedział, że należy się pilnować.
- Ugh na Boga...
Wymamrotał, widząc jakąś podejrzaną marionetkę włóczącą się w ciemnej uliczce. Mimowolnie przyspieszył, aż nie dotarli pod drzwi niepozornej kamienicy. Wygrzebał klucze z kieszeni, weszli po schodach pod same drzwi, a tam Frank wpuścił kobietę do mieszkania.
- Witam w moich skromnych... Naprawdę skromnych progach. Zdaje sobie sprawę, że to nie warunki arystokracji, ale cóż...
Wzruszył ramionami i nie dokończył, bo ruszył samemu do kuchni. Kobiecie wskazał podlużną kanapę obok stolika kawowego. Wnętrze było rzeczywiście skromne, ledwie parę szafek, kanapa, fotel, wyjście na balkon i parę magicznych świec. Żarówek nie zdołał jeszcze odnaleźć. Wkrótce opętaniec wrócił z dwoma butelkami wina oraz kubkami na owe, stawiając je na stole i rozlewając ochoczo. Z owego saloniku były przejścia do jeszcze trzech pokojów, kuchni, łazienki i sypialni. Opętaniec wyszczerzył się lekko i padł na kanapę.
- Jak obiecałem... Możemy pić do rana droga Scavell.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Dokuczliwa przeszłość A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Frank. Zwalczyła w sobie rodzącą się paranoję i uśmiechnęła uprzejmie. W Mieście Lalek mogło przecież mieszkać wielu ludzi o podobnych imionach, a rasa w tym przypadku nie grała dużego znaczenia.

***

Nocny chłód obsypał ciało Scavell gęsią skórką, z radością więc weszła do środka mieszkania Opętańca, które w swojej prostocie wydało jej się być urokliwe. Westchnęła w odpowiedzi i delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu.
— Nie martw się, Frank. Nie szukam luksusu, lecz miłego towarzystwa. — posłała mu uśmiech.

Opętaniec wskazał jej kanapę i zniknął w kuchni. Siadła na miękkim meblu, ciesząc się chwilą spokoju. Jej myśli były wciąż zamroczone, ale obecność mężczyzny w irracjonalny sposób dodawała jej otuchy. Zadarła głowę, gdy jej gospodarz wrócił z nowym trunkiem, a jego zamaszysty upadek na kanapę sprawił, że roześmiała się cicho. Wyciągnęła przed siebie nogi, a jej palce zacisnęły się na kieliszku z winem.
— Zdrowie — powiedziała, patrząc Frankowi w oczy — Za nowe znajomości i odskocznię od codzienności.

Uniosła kieliszek do ust i wypiła niewielki łyk wina. Jego smak rozchodził się po podniebieniu Lunatyczki, dodając wieczorowi egzotyczną nutkę przyjemności. Odchyliła głowę do tyłu, opierając się potylicą o zagłówek kanapy i westchnęła rozmarzona.
— Zabawne, chyba tego mi trzeba było od miesięcy — zachichotała cicho i przeciągnęła się — Miłe towarzystwo i dobry trunek zawsze są w cenie!
Oczywiście, że mogła okazać się lekkomyślna. Mężczyzna mógł być psychopatycznym mordercą czyhającym na nierozważne arystokratki, by z ich kości złożyć nowe ciało swojej dawno utraconej miłości. Zdawało się, że jej instynkt samozachowawczy nie działał w należyty sposób. Scavell jednak od dłuższego czasu czuła się skostniała, a nowe obowiązki odbierały jej energię do czegokolwiek. Dreszczyk emocji zdawał się być wręcz ożywiający.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Dokuczliwa przeszłość 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Frank obejrzał się przez ramię, wpierw na dłoń kobiety, później zaś na samą Scavell, uśmiechającą się do niego pokrzepiająco. Opętaniec odpowiedział krótkim uśmiechem samemu, nieco zbyt pijany, aby dłużej się nad tym rozwodzić, ale mimo wszystko usatysfakcjonowany, że jego jakieś tam głębokie wątpliwości zostały rozwiane. Arystokratka najwyraźniej nieco się różniła od większości z tej bandy... Albo udawała.
- O ile będziesz mieć szczęście, to może znajdziesz dzisiaj choć jedno z tych dwóch.
Odparł, a już po chwili oddalił się do kuchni. W samym pomieszczeniu westchnął cicho, szukając w międzyczasie butelek. Co on robi... Chyba już naprawdę stał się desperatą, że sprowadza obce osoby do swojego mieszkania. Zdaje się, że w gruncie rzeczy mało go już obchodziło. Na koniec dnia - jakie znaczenie miało pochodzenie, czy upodobania napotkanych osób? Nie będzie jej się podobać, to wyjdzie. On spije się samemu. Póki co jednak nie zapowiadało się, by szlachetnie urodzona osoba oczekiwała szlachetnych warunków.

Legł wreszcie na kanapie. Starej i zużytej, ale jego własnej kanapie, no przynajmniej od paru miesięcy i do czasu, aż nie skończą mu się pieniądze lub z jakiegoś powodu będzie musiał się przenieść. Przymknął na moment oczy, a gdy je otworzył, towarzyszka już trzymała w dłoni wino, gotowa ochoczo rozpocząć wieczór. Franka znów tknęła drobna szpileczka wątpliwości, przebijająca się przez wszystkie warstwy upojenia zarówno alkoholem, jak i atmosferą wieczoru. Czy powinien ją tu zapraszać? Finalnie ową szpilkę zignorował. Przepadła tak szybko, jak się pojawiła.
- Zdrowie. - uśmiechnął się delikatnie i odpowiedział jej wzrokiem - Za słodką odskocznię od codzienności.
Rzekł to najszczerzej, jak mógł, bo i nie mógł się bardziej zgodzić z arystokratką. Potrzebował odskoczni, potrzebował nowych doznań, bo inaczej straci rozum w tych ciasnych mieszkaniach, pracując w niewdzięcznej robocie bez wizji, marnując wieczory w obskurnych pubach. Potrzebował odskoczni na ten jeden dzień, czyli towarzystwa kogoś takiego, jak ona, przynajmniej tak mu się zdawało w tamtej chwili.
- To prawda, są. - zgodził się, upiwszy łyk wina - Kocham alkohol za to... Że zawsze potrafi zaprowadzić nas w najróżniejsze ciekawe sytuacje. Byłem kiedyś na balu...
Zmarszczył brwi i myślał przez chwilę, próbując sobie przypomnieć, co właściwie usiłował jej powiedzieć. Mruknął z namysłem i milczał parę chwil. Dosyć szybko zgubił wątek, ale to bynajmniej nie zniechęciło go do picia.
- Wiele tam wypiłem. - sapnął i wypił praktycznie duszkiem wino - Uhm... Było zabawnie. Mówił ci już ktoś, że masz... Piękne oczy?
Przy ostatnim, nieco niewyraźnym, za to wyraźnie wyciągniętym z kontekstu zdaniu, uniósł znów wzrok ku rzeczonym oczom Scavell. Miał nieco nieobecne spojrzenie, roztrzepane włosy i mrugał co jakiś czas, stan więc, za który mogło odpowiadać tylko pite cały wieczór wino.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Dokuczliwa przeszłość A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Dokuczliwa przeszłość
Pią 28 Lip - 12:14

Scavell uśmiechnęła się lekko, słuchając zapewnień Opętńca o potrzebie odskoczni od codzienności. W gruncie rzeczy nie zwracała uwagi na ewentualnie niedociągnięcia. Ba! Za swoich studenckich czasów – pomyślała z ironią – bywała w wielu miejscach, z wieloma piła. A do tego potrzeba było niewiele – wygodnego siedziska, przedniego trunku i znośnego towarzystwa, bowiem w przypadku jego braku podchodziło to już pod skrajny alkoholizm. W przypadku ostatniego z tych trzech warunków trafiła lepiej niż zazwyczaj – Frank wydawał się być osobą przyjemną w obyciu, a przede wszystkim nienachalną.
Poczuła się zrelaksowana w towarzystwie Opętńca, a jego komplement o jej oczach zaskoczył ją i sprawił, że zarumieniła się lekko. Przyjęła to jako wyraz upojenia alkoholowego, ale w głębi duszy doceniła to miłe stwierdzenie.
A Tobie że pięknie czarujesz panie? — zachichotała i zbliżyła się, gdy odpadła z niej pierwsza skorupa wstydu — Dziękuję. — odparła po chwili milczenia i spuściła wzrok.

Może mężczyzna posiadał milsze wspomnienia związane z balami, niż sama Scavell. Pamiętała zbyt wyraźnie, jak bardzo niezręcznie wypadł Bal Zimowy, na który trafiła z kolegą z wydziału, którego szybko zgubiła w tłumie, a potem wpadła w ramiona pewnej jasnowłosej Kapeluszniczki. Zmarszczyła brwi ze wstydu. Szkoda, że zawartość kieliszka Lunatyczki zbyt szybko wylądowała na jej pięknej jasnej sukni.
Na balu, powiadasz? — podjęła po chwili temat, gdy usączyła sążny łyk wina, który rozpłynął się swoją miłą słodkością po podniebieniu Scavell — Widzę, że mam do czynienia z prawdziwym lwem salonowym. — miała nadzieję, iż nie przesadziła ze swoją przewrotnością, ale zbyt późno ugryzła się w język.

Chociaż wiedziała, że mężczyzna może mieć trudności z utrzymaniem spójności opowieści, była gotowa wysłuchać go z zainteresowaniem. Być może wspomnienia z tamtej nocy, choć rozmyte alkoholem, były dla niego ważne i wartościowe.
A więc, Frank — powiedziała łagodnie — opowiedz mi więcej o tym balu, a potem może ja podzielę się swoją historią. Oczywiście, jeśli będziesz zainteresowany...


Dokuczliwa przeszłość 3lgQ88B
#886b8e | #af522d

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Dokuczliwa przeszłość 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Mężczyzna sapnął z rozbawieniem i pokręcił głową. Nie uważał siebie za świetnego w prawieniu komplementów, czy ogólnie w kontaktach z innymi ludźmi, dlatego na trzeźwo zapewne odpuściłby sobie podobne cyrki. Ale po takiej dawce alkoholu? W zasadzie to nawet nie podjął słownej próby protestu, jedynie wyszczerzył się lekko na moment i spojrzał w rzeczone oczy, które tak chwalił.
- Panie... Co za dziwne słowo w kontekście kogoś takiego, jak ja.
Mruknął z rozbawieniem i wypił praktycznie duszkiem ze swojego kielicha resztę, przenosząc wzrok na stół, gdy towarzyszka opuściła wzrok. Nieco go zastanawiało, skąd tyle nieśmiałości i ostrożności w osobie o takiej pozycji, z której mogłaby dostać w zasadzie wszystko co chciała. Nie poświęcił jednak tej kwestii wiele uwagi, woląc skupić się na tu i teraz.
- Lwem? - zaśmiał się cicho - Nie... Nie, myślę że nie. W zasadzie to tamto zaproszenie musiało dotrzeć przez przypadek albo to jakaś akcja ku uciesze ludu, nie mam pojęcia. Choć byłoby to dziwne, spotkałem tam wielu arystokratów.
Wypuścił powietrze z płuc i zamyślił się na chwilę. Wspomnienia balu rozmywały się w jego umyśle, po części przez czas, jaki upłynął, a po części przez alkohol. Nachylił się nad stolikiem i nalał sobie wina, zerkając przy okazji na Scavell. Jeżeli i jej brakło alkoholu, to ochoczo dolał jej go, nie chcąc pozostać jedynym tak pijanym w pomieszczeniu. Uśmiechnął się krótko na jej propozycję i wyprostował, upijając trunku.
- Wiele dziwnych osób tam spotkałem, szczerze nie wiem, czy którekolwiek z nich było człowiekiem. - mruknął z zamyśleniem, zerkając znów na oczy kobiety - Spotkałem tam kobietę jakby stworzoną z kryształu. Poszliśmy do tej... Sypialni na górze. Oszczędzę ci szczegółów, ale była absolutnie chłodna. To było dziwne...
Zmarszczył brwi, przypominając sobie znów konsternację, jaką czuł po doświadczeniu dotyku skóry kobiety. Jakby była martwa, a jednocześnie nie... Oczy Scavell zdradzały mu, że ona również nie była człowiekiem. Nikt tu praktycznie nie był, dlatego przyzwyczaił się do tego, choć tęsknił za "normalnymi" osobami.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Dokuczliwa przeszłość A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Dokuczliwa przeszłość
Pią 29 Wrz - 20:32

I w tym momencie Irith połączyła wszystkie kropki w jedną całość, a oświecenie spłynęło na nią, jakby przyniesione z niebios przez dwa Estrisy.
Może mówisz o Balu Zimowym, wielkiej fecie, przez którą w naszych progach zawitali ci przeklęci Wyspiarze? — jej ton był rzeczowy, trochę prześmiewczy, a Lunatyczka zakołysała zamaszyście kielichem, wylewając kilka kropli na swoją koszulę. Syknęła cicho i odłożyła kieliszek na stół, mrucząc pod nosem nieskładnie: — Cholera, kolejna do prania.
Irith nie miała opinii na temat delegacji z Lunis, zależało jej jedynie na metalu, jaki zobowiązali się dostarczyć Tropicielom. Zwiastowało to istotną szansę, że uda w końcu, po tak długim czasie, wykuć swój oręż. Polityczne kuluary i zobowiązania, jakie zostały zaciągnięte w Zimowej Świątyni, mniej już ją interesowały. Nigdy nie przejmowała się zbytnio sprawami możnych. Na wzmiankę o jednonocnej przygodzie tylko uniosła brew i uśmiechnęła się speszona.  
Też byłam na Balu. — kontynuowała, gdy uporała się ze swym nowym problemem — Poszłam tam z dawnym kolegą z wydziału Akademii Zwycięstwa. Było nudno, całkowicie przypadkowo zgubiłam się mu w tłumie, lecz znalazłam sporo trunku. Żadna to strata. — zaśmiała się cicho i przymrużyła oczy — Poznałam Kapeluszniczkę. Nie pamiętam już, jak się nazywała, ale przetańczyłyśmy razem kilka tańców. Byłam jej to winna. Widzisz, mam dwie lewe ręce i zbyt często rozlewam wino nie tylko na siebie.

Przeciągnęła się leniwie i pomasowała się po potylicy, krzywiąc się przy tym, jakby na wspomnienie o bolesnym wydarzeniu.
Wszystko było w porządku, dopóki Candran nie postanowiła wyciągnąć mnie za włosy, bo potrzebowała kogoś, kto wyczyści jej miecze. Walczyła chyba w labiryncie, w innych wypadkach przypuszczałabym, aby kogoś pozbawiła głowy, jednak było za dużo strażników.

Po chwili pochyliła się w stronę Opętańca i zawijając pasmo włosów na palcu uśmiechnęła się do niego.
Wiesz co, Frank? Cieszę się, że na siebie wpadliśmy. — rzekła w przypływie śmiałości wywołany przyjemnym ciepłem rozchodzącym się po jej ciele.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Dokuczliwa przeszłość 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Opętaniec zamrugał parę razy, myśląc intensywnie nad zasłyszaną informacją. Bal zimowy... tak, to o to wydarzenie chodziło. Zimę rzeczywiście czuć tam było wszędzie, a on z każdą chwilą przypominał sobie więcej nieszczęsnych sytuacji z owego balu. Obudziło w nim to delikatny niesmak, nawet jeżeli cały wieczór ogólnie można było zaliczyć do udanych.
- Niewiele wiem o owych wyspiarzach, jednakże zaiste chodzi o bal zimowy. - zmarszczył brwi i prychnął, spoglądając na plamę na jej koszuli - Można ją zapewne wrzucić razem z moimi, skoro już moje wino ją ubrudziło...
Mężczyzna niezbyt wiele myślał o sensowności takiego działania, wszak jutro już się rozejdą. Ogólnie nie myślał zbyt wiele. Z tym większą wdzięcznością przyjął fakt, że teraz była to kolej jego towarzyszki, aby mówić. Frank upił całkiem sporo wina i wbił w nią wzrok, słuchając ze skupieniem historii. Z pewnością połowę z niej zapomni później, ale naprawdę się starał i naprawdę na więcej raczej go nie było stać.
- Candran... co za nietypowe imię. - mruknął i odstawił pusty już kielich - Brzmi na kobietę o ognistym temperamencie. Nie, żeby takich brakowało w mieście, ale chyba cieszę się, że nie borykam się z kimś takim na co dzień.
Wyciągnął się nieco bardziej na kanapie i myślał przez chwilę. Z owych rozmyślań wyrwały go dopiero slowa Scavell, których nie był pewien, jak ma interpretować. Spojrzał na nią, na jej pochyloną ku niemu twarz i rozważał coś przez chwilę. Alkohol palący go w żyłach, przyjemne otępienie i ogólne zmęczenie całym swoim dotychczasowym życiem sprawiły, że sam uznał za stosowne posunąć się dalej. Wyprostował się, zbliżając w ten sposób samemu swoją twarz do niej i wyciągnął dłoń, którą dość sugestywnie, acz delikatnie ułożył na jej boku.
- Jak i ja. - uśmiechnął się krótko, patrząc w jej oczy - Niemniej wieczór ten może okazać się nawet przyjemniejszy.
Spoglądał na nią czekając jakby na coś. Na zgodę, czy ogólnie chęć, mimo wszystko nie był aż tak pijany, by bezrefleksyjnie spróbować tego z kobietą ewidentnie mogącą go zabić. Miał też jednak dosyć po tym wszystkim zabawy w konwenanse.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Dokuczliwa przeszłość A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz

Żadnym zaskoczeniem nie powinien sprawiać kierunek, jaki obrała ich rozmowa - Lunatyczka jednak nie mogła wyjść ze zdziwienia, jak szybko potoczyły się sprawy. Zimne żądło wątpliwości próbowało wbić się w szczelinę świadomości Adeptki, lecz z marnym skutkiem.
W to nie wątpię. — odparła prosto, a jej dłoń powędrowała do Frankowego policzka.

Nie potrzebowała dalszych zaproszeń. Ciepła dłoń niemal paliła ją przez materiał koszuli. Uśmiechnęła się jedynie i przygryzła wargę w zamyśleniu, chwilę wodząc wzrokiem po sylwetce mężczyzny, nim nieco chwiejnie podniosła się z kanapy, by ostatecznie usiąść okrakiem na kolanach Opętańca. Z pewnym wahaniem spojrzała na jego skrzydła i sfrapowała się - lotki wyglądały na ostre i zdawały się być wykonane z metalu. Nie naciskała więc na jego plecy, lecz odchyliła się nieznacznie. W międzyczasie pozbyła się z siebie zabrudzonego odzienia - był to czyn, którego zapewne w innych warunkach Lunatyczka wstydziłaby się, a i rano, gdy już miłe wirowanie przestanie kręcić światem przed jej oczami, zapewne przyniesie jej więcej szkody niż pożytku.

W tym momencie liczyło się dla niej tylko to, iż jej towarzysz był zachęcająco ciepły, a woń wina, którą z tak bliskiej odległości była dla niej doskonale wyczuwalna, ponaglała ją do dalszego działania. Zaśmiała się cicho i ostrożnie przylgnęła do niego.
Powiedz mi, Frank. — wyszeptała mu do ucha i pogładziła go dłonią po chropowatej skórze lewego policzka — Ukrywasz przede mną jeszcze jakieś tajemnice? — zaśmiała się cicho i spojrzała mu prosto w oczy, wyczekująco. W jej własnych błyskała mała, nieuchwytna iskra.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Dokuczliwa przeszłość 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Kiepskie światła jego mieszkania zaczęły mu się rozmazywać na skraju jego wizji, twarz kobiety zresztą również, widział ją jednak na tyle ostro, aby móc ją podziwiać. Mężczyzna odetchnął cicho czując jej dłoń na policzku i przez jego głowę przemknęło kilka myśli. Jakiś głosik w jego umyśle krzyczał, aby dał sobie spokój i nie robił tego, że to głupota - ale ktoś tak bardzo samotny, jak on nie był w stanie opierać się pewnym rzeczom, nawet jeśli przezorność na co dzień była w nim bardzo silna. Kobieta zresztą bardzo szybko przeszła do działania, wprawiając Franka wręcz w lekkie osłupienie, które jednak nie trwało długo. Uśmiechnął się krótko, spoglądając na odsłonięte ciało jego towarzyszki, ciesząc się tym widokiem jak tylko mógł. Była to jakaś pierwotna uciecha, wyzwolona przez ten nieszczęsny alkohol, nie omieszkał jednak brnąć w nią dalej.
- Jest taka pewna... - mruknął zadziornie, spoglądając na nagie ciało łowczyni - Nie do końca zaprosiłem tu ciebie tylko na alkohol.
Przesunął dłonią po jej boku, ciesząc się ciepłem drugiego (nie)człowieka. Mając jej twarz tak blisko siebie nie mógł powstrzymać się aby nie posmakować jej ust - smaku, który co ciekawe miał w sobie dużo z wina. To jednak mu nie przeszkadzało, gdy przymknął nieco oczy i zatopił się w usta równie pijanej lunatyczki. Ten krótki pocałunek był ledwie wstępem, bo już chwilę później mężczyzna pozbył się swojej koszuli odsłaniając wysportowany tors. Pogładził znów białowłosą po szyi, a następnie pociągnął delikatnie w dół na kanapę, by tam kontynuować igraszki pozwalając jej nawet pozostać na górze. W jego oczach błyskało teraz coś więcej - coś, czego na co dzień tak mu brakowało. Jakaś iskra życia i radości, która zapewne zniknie z nastaniem poranka.
- Musisz mieć wyjątkowo kiepski gust tak szczerze... - mruknął gdzieś w międzyczasie, spoglądając na sylwetkę łowczyni - Z pewnością niejeden z tamtej karczmy chciałby być teraz na moim miejscu.
Pozwolił sobie nawet na nieco rozbawiony uśmiech.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach