Historia Fatum

Fatum
Gif :
Historia Fatum 5PUjt0u
Godność :
Fenrisa Arcelia Timandra Unenia Meara (FATUM) Weridust
Wiek :
Wyglądam na jakieś 24 i na tyle się czuję!
Rasa :
Kapelusznik albo niedorobiony Cyrkowiec, mentalnie coś pomiędzy.
Wzrost / Waga :
Całe 173 cm i niecałe 61 kilogramów chodzącego uroku osobistego, doprawionego gramem szaleństwa.
Znaki szczególne :
Ja cała jestem szczególna!
Pod ręką :
Jasper(czapka), o ile rękę trzymam na głowie.
Zawód :
Artystka sceniczna! Błazen - akrobata, dawca uśmiechów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t436-fatum#2159 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1083-fatum
FatumOaza Spokoju
Historia Fatum
Sro 29 Maj - 12:30
~Historia~

No i dochodzimy do momentu, w którym możesz uznać mnie za problematyczną. Nie jestem sklerotyczką, ale mam pewien bardzo specyficzny problem z pamięcią. Na dodatek kompletnie nie wiem, skąd się wziął, co było jego przyczyną. Udało mi się jednak zaobserwować kilka rzeczy, które powtarzały się na przestrzeni wieków. Co jest problemem? Zapominanie, ale nie chodzi tu wcale o typowe urwanie się filmu, czy trwałą amnezję. Wiem, kim jestem, gdzie i jak żyłam, co robiłam… ale nie pamiętam z kim. „Ludzie”, którzy byli dla mnie w życiu ważni oraz wszyscy Ci, z którymi łączyły mnie silne emocje… ich twarze i głosy znikają z mojej pamięci. Chyba mogę nazwać to klątwą, myślę, że to pasujące określenie. Z czasem nadałam temu bardziej osobistą nazwę - „Czystka”. Spotyka mnie to w przybliżeniu co dekadę… nie da się ustalić konkretnej daty… próbowałam. Zatem cholerstwo potrafi uderzyć z zaskoczenia i zostawić istną pożogę w życiu osobistym, które w jednej chwili traci rację bytu. Próbowałam z tym walczyć, począwszy od tysięcy notatników i zapisków na temat swych bliskich, aż po eliksiry czy rytuały, które miały mnie „wyleczyć”. Nic nie pomagało, nikt nie potrafił też wskazać mi źródła czy przyczyny mej „przypadłości”…

Notatniki sprawiły, że moje życie, zamykało się między papierowymi stronicami. Które w ostateczności nie pomogły, ocalić kogoś, kogo kochałam. O tym, że kochałam, dowiedziałam się z pamiętników. Już po tym, jak, ten leżał martwy u mych stóp, a ja czułam, jak jego krew ścieka mi po rękach… Załamałam się po tym. Ta wiedza złamała mnie i zmiażdżyła… tak bardzo, że odechciewa mi się goszczenia na tym świecie. Przeżyłam wiele takich załamań, a jednak nigdy nie starczyło mi determinacji, by powiedzieć swojej egzystencji „żegnaj”. Gdy myślę o tym teraz, cieszę się, że mi jej zabrakło. To byłaby nieoceniona strata dla Świata.
Pewnym stało się, iż, niedane było mi wieść normalnego żywota. Pogodziłam się z tym i zaakceptowałam to. Tak jak przyjęłam do wiadomości, iż straciłam i będę tracić swoich bliskich. Ale przecież każdego dnia mogę mieć nowych albo poznawać tych starych w całkiem nowym świetle. Notatniki spaliłam, przestałam też szukać sposobu na zdjęcie z siebie klątwy. Postanowiłam po prostu trwać, cieszyć się pełnią życia. Tym, co tu i teraz. Nie wracać do wspomnień, bo widzę w nich tylko zamazane twarze, zaś głosy zlewają się w niewyraźne szmery. To potrafi przyprawić o migrenę, że już o szaleństwie nie wspomnę.
Pamiętam swoje nazwisko, pamiętam dzieciństwo, ale nie poznałabym na ulicy własnych rodziców czy młodszej siostry. Wiem, jednak że ją miałam… i że ją kochałam. I, że to właśnie przez miałam okazję bliżej zapoznać się z MORI-ą. A może raczej, to oni mieli okazję poznać mnie? W końcu dobrowolnie oddałam się w ich ręce. Po to by chronić siostrę, którą pojmali. Ciekawe czy przyjęliby mnie równie chętnie, gdyby tylko wiedzieli, jakiego bałaganu narobię im w robocie. Osobiście nie polecam tego ośrodka, fatalna obsługa, zero klimatu ani rozrywek dla rezydentów. A jedzenie? Już lepiej nie wspominać. Daje jedną gwiazdkę na sto. A miałam czas by dobrze ich podsumować, ponieważ spędziłam tam ponad trzy lata. I wiecie, co jest w tym najzabawniejsze? Że wyszłam stamtąd w prawie nienaruszonym stanie. Co prawda, pobierali ze mnie próbki, a i owszem, a nawet brałam udział w projekcie dotyczącym badania mocy magicznych. Chcieli chyba w jakiś sposób, wykombinować jak pozbawić nas istoty magiczne swoich mocy. No cóż, trochę kiepsko im to wyszło, w dodatku do mojej grupy przypisali jakiegoś konowała! Codzienne kłucie, strzykawki i kroplówki z jakimś kolorowym syfem i co? Efekt jest taki, że jedna z moich mocy zaczęła, działać intensywniej i żyć własnym życiem. Tak więc, brawa dla tamtego Pana „doktora”! Niby tłumaczył się, że mój organizm wykazuje jakaś dziwną odporność na związki chemiczne… ale co niby to moja wina, że był głupi? Myślę, że w końcu go zwolnili, choć pewności nie mam, bo miałam lepsze zajęcia. Pomagałam w organizowaniu ucieczki, z tego pożal się Boże kurortu. Musiałam, ponieważ chemia zdecydowanie gorzej wpływała na moją siostrę. Wiem, że podczas ucieczki zostałyśmy rozdzielone. Mogę mieć tylko nadzieję, że dobre jej się wiedzie, bo dziś mam już tylko świadomość tego, że była… ponieważ dołączyła do grona „ludzi” bez twarzy i głosu… W każdym razie, po tej całej akcji z MORI-ą zraziłam się nieco do Świata Ludzi, choć nie na tyle, by całkiem zaprzestać odwiedzania go. Mają tam zbyt wiele ciekawych, kolorowych i głośnych rzeczy.
Po powrocie do swego rodzimego świata zaczęłam żywot taki, jaki wiodło wielu innych cyrkowców. No bo przecież też byłam nim po części. Może i niedorobionym, jeśli chodzi o fizjonomię, ale mentalnie jak najbardziej odnajdywałam się w tej grupie. A przynajmniej miałam zamiar odnajdywać się przez jakiś czas. Życie znów nabrało biegu, a ja czerpałam z niego każdą nawet najmniejszą odrobinę szczęścia. Gdyby więcej, istot miało takie spojrzenie na świat, to ten albo byłby piękniejszy, albo zwariował. Mój własny po prostu pięknie zwariował, od kiedy stałam się częścią cyrkowej trupy. To właśnie tam, odkryłam nowe pasje i możliwości dla istoty tak pokręconej i po części niestabilnej życiowo. Od zawsze miałam talent do rozśmieszania ludzi, teraz jednak dałam tej bestii pełną swobodę, za co większość chyba nadal mnie przeklina. Ale ja wiem, że gdzieś tam w środku też się cieszą. Stałam się błaznem, jokerem, dawcą śmiechu i pewnie inni znaleźliby kilka mniej uroczych przydomków… ale mniejsza z tym. Aby nie dać dogonić się przeszłości, ciągle szukałam i nadal szukam dla siebie najrozmaitszych zajęć. Czy to walka bronią białą, nauka zaklęć, gonienie za bestiami, otwieranie hodowli węży, organizowanie pokazów spirytystycznych, rozdawanie na ulicy ciastek z wróżbą… i wiele innych. Mój umysł wymaga stałej stymulacji, całe szczęście moja kreatywność jest niczym studnia bez dna.
Mimo iż przestałam liczyć lata, gdzieś z tyłu głowy zawsze wisi nade mną groza nadejście dnia „Czystki”… I, mimo że pogodziłam się z życiem, skażonym klątwą i nauczyłam się nim cieszyć, to tylko Jasper wie, że gdzieś tam w środku nadal się boję… Ale to nic, bo strach kiedyś minie, już teraz nie mam na niego czasu. Mam zbyt wiele pomysłów i energii, by tracić cenne minuty na coś tak głupiego, jak wewnętrzne leki…pfff.

A teraz czas dać kolejny spektakl. Stać się żniwiarzem radości i śmiechu! Zatem szykuj się, ma kochana publiko!

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach