Miasteczko Ślepego Słońca

Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Widzieć nie widziałam. Ale skoro coś może istnieć na płótnie, czemu nie miałoby istnieć też w rzeczywistości?
Arari już nie pierwszy raz śniła się ta istota. Za każdym razem wyglądała inaczej, ale to musiało być to samo. Napadł ją najpierw w koszmarze, z którego się obudziła z nagłym strachliwym skurczem nogi. Uderzyła w ścianę, bolało ją strasznie, ale była dość zobojętniała. Normalnie bała się go panicznie, ale teraz? Potwór wiedział, gdzie się znajduje, miał ją namierzoną, przyciągał go przyjemny zapach. Była wspaniałym ciasteczkiem i słodkim zwierzątkiem. Sama czuła, że istota jest jej znajoma. Cień nigdy nie odważył się jednak przechodzić do świata luster. Znał jej uczucia i wiedział, że teraz była najbardziej bezbronna i piękna. Kochał widok rozpaczy i utraconej nadziei, ślina mu niekontrolowanie ciekła, gdy dmuchał w nią obłokami gorącej pary. Rozpoznawał, że była poddana psychicznie i chciał ją złamać jeszcze bardziej. Tak jasno świecąca gwiazda na szczycie nieboskłonu, lecąca prosto na dno morza. Podniecał go taki widok. Chciał być blisko i doświadczać tego. Arariel za mało czasu spędzała w Krainie Snów, nie chciał czekać, aż ona wróci, przyszedł więc do niej i uśmiechał się swoją potworną paszczą.

Czy świat jest wart życia? Teraz wiem, że Mama miała rację, jest on straszny i beznadziejny. Po co poznawać ludzi, skoro i tak nikomu już nie zaufam? Nie chcę nikogo znać. Niech wszyscy o mnie zapomną. Zostaną tylko po mnie obrazy na pustyni. Ta melodia jest tak kojąca i piękna. Chcę po prostu zniknąć… bez śladu.

Płacz porzuconego dziecka. Przeżywała już coś podobnego, gdy Eruviele, jej stworzycielka odeszła bez słowa. Wtedy było to jednak o wiele bardziej łagodne, gdyż przekonała samą siebie, że Matka na pewno powróci. Czy teraz był to prawdziwy dołek i załamanie? Jako niedojrzała psychicznie osoba była wrażliwa na huśtawki nastroju i skrajności. Pewnie by w końcu sama z tego wyszła, miała dobrą wyobraźnię i serce pełne miłości. Pewnie dlatego obrał ją za cel. Abstrakcja nie miała pojęcia, że Cień po prostu przyszedł jej potowarzyszyć. Nie chciał jej skończyć, jak sobie wyobraziła, pastwił się samym jej widokiem i emocjami, które wywoływał.

Okno przesunęło się gwałtownie do góry i z gracją pofrunęła lśniąca stal. Po chwili Lorianne dobiegło głuche ukłucie w okolicy własnego podbrzusza. Poczuła oblewający ją gorący przyjemny płyn. Na zewnątrz wydawało się nagle jakoś chłodniej, ale ciecz była kojąca.

Dobiegł z wewnątrz głośny dziewczęcy krzyk. Na pewno była to malarka. Ciężko po dźwięku określić, czy to przerażenie z powodu nagłego się pojawienia, czy może ujrzała swymi oczyma coś strasznego, czego nie chciałaby widzieć.
Anioł stróż. Anioł stróż. Czemu, gdy Senna Zjawa była już gotowa na pojednanie się ze światem, ona znów była w progu, by ją ratować. Tym razem nie drzwi, tylko okna, choć oba równie więziły malarkę w poprzednim życiu. Miewała swoje przebłyski myślenia, gdy jej umysł bardzo zwiększał obroty. W krótkim czasie mogła wtedy dojść do bardzo dalekich wniosków. Teraz miała kolejny taki, choć obrazy, które się jej ukazywały, były dość trudne.
W Arariel toczyła się epicka bitwa między dwiema armiami.
Wybrała złą stronę, wybrała złą stronę. Zwątpiła w swoją jedyną i najbliższą przyjaciółkę. Mogła stanąć na czele rewolucji i iść ku wypragnionej wolności, ale postanowiła by walka trwała bez jej ingerencji. To tęczowłosa została zdradzona? Nie, teraz się już jej wydawało, że to ona zdradziła. Było jej tak głupio przez tą sytuację. Nie zdawała sobie w pełni jeszcze sprawy z tego, co się dzieje z Kapeluszniczką.
- Przepraszam, ja chce... JA CHCĘ ŻYĆ! - wykrzyczała nagle wbrew swoim niedalekim myślom i podniosła się, ruszając w stronę okna z łzami w oczach. Był to wzniosły, choć naprawdę żałosny widok, w związku z mokrością jej ciała i zasmarkaną twarzą.

Cień był zniesmaczony nagłą przemianą wewnętrzną Sennej Zjawy. Taki widok był dla niego brzydki, będzie musiał przyjść przy innej okazji, bo aż mu się niedobrze robiło. Dostał w środek paszczy, sapnął z bólu, leciała z niego czarna gęsta ciecz, która wyróżniała się na czerwonym języku i wnętrzu szczęki. Ostrze zostało upaprane lepką wstrętną krwią, jednak Lorianne miała teraz większe zmartwienia.
Postanowił się powoli wycofać w bok pomieszczenia i zakryć cieniem przy pomocy swojej mocy. Zaczął się dematerializować do Krainy Snów.

Cień ??? – Dręczyciel KP
Spoiler:

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Nagłe uderzenie w brzuch sprawiło, że Lorianne zachwiała się na miotle, szczęśliwie już wcześniej zaczęła się wycofywać ku najbliższemu dachowi. Ból omal nie wydarł wrzasku z jej gardła, paraliżując na ułamek sekundy mięśnie i zmysły. Dostała, jeszcze nie wiedziała jak ani czym, ale ciepła krew rozlewająca się po podbrzuszu i udzie nie pozostawiała zbyt wiele wątpliwości. Ewentualnie mogła to być iluzja, te jednak wpływały na ograniczone zmysły. Zdecydowanie działały tu wzrok, węch i dotyk, ból wydawał się jak najbardziej realny. Mimo wszystko przesunęła dłonią po przesiąkającej krwią odzieży, a potem posmakowała czerwonej cieczy, oblizując palec końcem języka. Teoria z iluzją była piękna, niestety trzeba było jednak zejść na ziemię. Rana była prawdziwa, tak jak krew, ból, i zagrożenie w pokoju Arariel. Prawą ręką ścisnęła mocniej łańcuch.
- Jak chcesz żyć to mi nie zasłaniaj - zawołała zduszonym głosem, pojawienie się Arariel w oknie sprawiło, że Kapeluszniczka rozdzielona została ze swoim przeciwnikiem.
Nie widziała go, wiedziała jednak, że nadal tu był, złączeni byli łańcuchem i bólem. Każdy jego ruch sprawiał, że wbite ostrze przemieszczało się odrobinę, to zaś wiązało się z kolejnymi falami bólu dla ciemnowłosej. O mamo, jak bolało, chyba została przebita na wylot? Średnio wyobrażała sobie dalszą walkę w tych warunkach.
- Posłuchaj mnie uważnie - sapnęła, zwracając się do Arariel - Wiem, że się boisz, ale jeszcze przez chwilę zdołam go utrzymać. Otwórz drzwi i biegnij na dół, poproś o pomoc. Powiedz, że... że zostałaś napadnięta w swoim pokoju. Nie wracaj na górę, dopóki nie będzie bezpiecznie.
Wiedziała oczywiście, że ma do czynienia z Cieniem, nie mogła jednak stwierdzić, jakiego rodzaju. Najbezpieczniej było założyć najczarniejszy scenariusz, czyli taki, gdzie istota planowała zeżreć Arariel przy pierwszej otrzymanej okazji, w końcu była Senną Zjawą, deserkiem. Ciasteczkiem z lukrem. Niestety nie był to świat, w którym ktokolwiek przejmowałby się losem milczących ciasteczek, jeśli chcesz przetrwać, musisz włożyć w to trochę wysiłku. Krzyczeć. Biec. Szarpać się z całą mocą słabych ramion. Zawołać pomoc, zanim będzie za późno.
- IDŹ! - krzyknęła jeszcze na wypadek, gdyby Abstrakcja się wahała albo nie była w stanie opanować strachu.
Dopóki miała potwora spętanego łańcuchem, powinna być w stanie uniemożliwić mu podejście do jasnowłosej. Istniało niestety ryzyko, że wysiłek negatywnie odbije się na niej samej, adrenalina już i tak robiła swoje, serce pompowało krew jak szalone. Bum, bum, bum, bum...! Miotła leżała jej pod nogami, podczas gdy Lorka stała na dachu sąsiedniego budynku, przyciskając wolną ręką brzuch by jakoś spowolnić proces wykrwawiania się. Naturalnie zdawała sobie sprawę, że jest niedobrze, ale Lorianne była osóbką w całości nastawioną na realizację celu - a tym była obecnie ochrona Arariel. Sobą zajmie się, jak już wreszcie jasnowłosa zniknie z zasięgu wzroku.

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Im bardziej zbliżała się do okna, tym bardziej rosła jej świadomość sytuacji. Przed chwilą była skuloną owieczką, gotową na pożarcie. Wiedza o otaczającym ją świecie nie była wtedy potrzebna, toteż odcinała się od tego. Teraz uderzały zapachy, odpychany wcześniej ból nogi, hamowane myśli. Coś było nie tak z Lorianne. Dziwnie się kuliła, dotykając swój brzuch. Miała czerwona dłoń, jej odzież zmieniała miejscem kolor i coś zaczynało skapywać po jej udach i kroczu, lecąc prosto na dół. Arariel zamarła. Doświadczenia z takimi sytuacjami nie miała, ale znała prostą implikację. Rana, utrata krwi, duże bubu. Przypomniała się jej dramatyczna scena, w której książę, by ratować swojego przyjaciela, wyciągnął po niego miecz, by miał się czego złapać. Sam chwycił jednak za ostrze, by druga osoba mogła się swobodnie chwycić rękojeści.
Nie rozumiała, jak do tego teraz doszło, ale jednego była pewna. Pierwszy raz ktoś się dla niej w jakiś sposób poświęcił. Była to osoba, w którą zwątpiła i którą zdradziła. Nienawiść do samej siebie poszybowała jeszcze dalej niż zwykle.
Gdy wierzyła, że jest sama, malutka, w tym ogromnym świecie. Tak wielkie miasto, tysiące mieszkańców, ona zupełnie sama pod kocem, skryta w pokoju. To było tak dziwne, czuć się samotnie, gdy wszędzie wokół byli ludzie, można było usłyszeć nawet czasem ich krzyki. Nie spodziewała się, że coś takiego odczuje, zawsze chciała być wśród innych i myślała, że to wystarczy. W swoim domu nie miała o czymś takim co marzyć. Jednak tak naprawdę odkąd poznała Lori, to nie była już samotna, nawet na chwilę. Ta niesamowita istotka czuwała nad nią nawet teraz, choć Senna Zjawa nie była wcześniej tego świadoma.
Ciemnowłosa nakazała jej ucieczkę i powiadomienie innych. Gdyby Arari była prawdziwą bohaterką, złapałaby za pościel czy jakąś linę i sfrunęła po niej przez okno. Nogi jednak jej chybotały się na boki, jakby zaraz miały się złamać. Czy z Lori było wszystko w porządku? Nie chciała już jej stracić. Bała się, że jak odejdzie, to już jej nigdy nie zobaczy. Chciała być blisko. Bała się zostać…

Nie była już samotna, nawet na chwilę.
Cieszę się, że cię znalazłam.
Sikanie w samotności musiało być frustrujące.
Cieszę się, że mnie znalazłaś.


Nucenie, słyszała w głowie nucenie. Ta melodia z wcześniej nie pochodziła od potwora, tylko od jej Anioła. W obliczu rozpaczy i załamania, niebiański chór był przy niej i czule gładził włosy. Mimo że po czasie, nadal czuła jego działanie. Przeżyje, by jeszcze raz móc usłyszeć te dźwięki. Przeżyje i napije się z nią herbatki. Przeżyje i dopilnuje zdrowia Kapeluszniczki. Musi przeżyć.
Kiwnęła głową, zaciskając wargi, z nosa leciały jej smarki. Przetarła twarz rękawiczką i zacisnęła swoje drobne piąstki. Obróciła się, w biegu pochwyciła torbę i wypadła przez drzwi. Prosto na schody i zjechała po poręczy.
- Ratunku! W pokoju numer trzynaście jest potwór! Atakuje moją przyjaciółkę! – jej tragiczny wygląd nadawał słowom wiarygodności. Wybiegła przez frontowe drzwi, krzycząc o pomoc. Ruszyła naokoło budynku, by móc podejść od strony okien. Jeśli Kapeluszniczka gdzieś tam upadnie albo obniży lot, będzie mogła jej wtedy pomóc. Chociażby swoją wątłą siłą miała ją zanieść na koniec świata. Miała nadzieje, że bestia nie zaatakuje na zewnątrz. Trochę jej jednak zajmie okrążenie budynku, zwłaszcza w takim mieście.
Była późna pora, ale recepcjonista, wraz z jednym z gości, ruszyli na górę.

Cień ciągnął ze sobą łańcuch w tył pomieszczenia. Nie wdawał się w agresje, kontynuował dematerializację.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Życie pod kloszem nie było tak całkowicie złe. Może i brakowało w świecie Abstrakcji wszystkiego, począwszy od innych ludzi, na zakupach kończąc, ale przy najmniej była bezpieczna. Przeżywanie przygód zapisanych na kartach powieści niepełnowartościowe, ale bez żadnego ryzyka. Naiwne byłoby założenie, że na zewnątrz wszystko jest piękniejsze, wspanialsze, lepsze. Nic z tego. Prawdziwy świat skrywał nieskończone ilości piękna do odkrycia, równoważył to jednak podobną ilością okrucieństwa, brudu i trudnego do ogarnięcia rozumem upodlenia, które czekały tylko na niewłaściwy krok. Na szczęście los był ślepy, dlatego zawsze można było starać się uprzedzać jego działania, a w ostateczności zamknąć mocno oczy i modlić się, bo może to jeszcze nie teraz, może tragedia przejdzie bokiem.
Ale im więcej masz do stracenia, tym więcej ryzykujesz, opuszczając w dół zasłonę powiek.
- Diabli nadali... - stęknęła głośniej Kapeluszniczka, kiedy już Arariel ruszyła wreszcie po pomoc.
Jedną dłoń zaciskała mocno na łańcuchu, który dodatkowo owinęła sobie dwa razy wokół przedramienia. Stalowe ogniwa wpijały się w skórę, nie od rzeczy byłoby zapewnienie sobie jakichś karwaszy, jeśli miałaby realizować takie akcje częściej. W trakcie swych podróży spotykała się z różnymi niebezpieczeństwami, od czasu do czasu zmuszona była walczyć, dlatego teraz potrafiła zachować trzeźwość umysłu i nie ulegać panice, wolną dłonią przyciskała kapelusz do ciała tam, gdzie po ataku na potwora pojawiła się rana. Nie chciała być bohaterką i nie czuła się bohaterką. Po prostu pilnowała swojej własności, którą w jej mniemaniu była Arariel. Do czasu, gdy wypełni wyzwanie rzucone przez los, musiała jakoś utrzymać jasnowłosą przy życiu, choćby nawet w postaci gadającego korpusiku.
Szlag, jakie ilości krwi można utracić, nim opadnie się z sił i dojdzie do omdlenia?
Nie miała czasu czekać na pomoc. Krew uciekała z niej jak piasek z obróconej klepsydry, bezlitośnie odmierzając czas. Musiała myśleć i działać, póki jeszcze miała na to siłę. Rozejrzała się dookoła, zmuszając się do zignorowania bólu i skupieniu na szczegółach. Jakieś słupy, ściany, okna, witryny... Rozwarła palce prawej dłoni, pozwalając, by zimny łańcuch przesunął się po nich, nim jednak całkiem opadł, pochwyciła go swoją telekinezą. Cała broń znajdywała się już poza kapeluszem, pozwoliła więc, by drugi koniec pofrunął ku najbliższemu słupowi i owinął się wokół niego kilka razy, jednocześnie wsuwając szpikulec pomiędzy ogniwa, by całość zakleszczyła się ze sobą. Srebrny sznur zawisł pomiędzy dwoma budynkami, jakby zapraszając, by ktoś spróbował po nim przejść.
Lorianne przełknęła, znów poczuła słony smak w ustach.
Ostrożnie przyklękła na dachu, podnosząc miotłę spod nóg. Chciałaby zobaczyć tę sprawę do końca, rozumiała jednak, że należało się wycofać. Arariel uciekła, a choćby istota postanowiła ją teraz ścigać, Lorianne nie była w stanie już zrobić zupełnie nic. Pozostanie tutaj dłużej oznaczało jedynie, że wkrótce stanie się niezdolna do zadbania o siebie i obciąży własną osobą bezradną, nieporadną malarkę. Płaczem jej przecież nie pomoże, w obrazie nie zamknie. Na miotle we dwie nie polecą. Trzeba było działać już, nie zdając się na wątpliwe możliwości innych.
Odleciała na miotle, trzymając się linii dachów. Pozostał po niej tylko łańcuch, w którego ogniwach odbijało się światło księżyca, i kałuża krwi na sąsiednim dachu. W pokoju nie zostawiła nic, ale pewnie będą musieli dostać się tam oknem, w końcu zostawiła klucz w zamkniętych drzwiach. Pochylona nad rączką miotły, szukała pośród sklepów tabliczki wskazującej na gabinet medyka.

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Zderzenie fikcji z rzeczywistością było brutalne, ale ta pierwsza siła nie miała po prostu szans. Opowieści może i były epickie, wspaniałe i na ogromną skalę. Walczono o los świata, z istotami wielkości zamków, wzywając na pomoc potężne siły. Teraz sprzedałaby je wszystkie, wyczyściła ze swojej pamięci i ze świata, by tylko móc znów siedzieć przy ciepłym ognisku, z obandażowanymi rękami, parząc się zupę i śliniąc na czekające ciastka... razem z Nią.
Musiała działać, jeśli chciała zawalczyć o to, co dla niej ważne. Nie wybaczyłaby sobie teraz patrzeć bezczynnie, jak strumień czasu płynie, a wydarzenia same się toczą, gdy mogła coś zmienić.
Okrążyła budynek, znalazła tylko łańcuch rozwieszony między budynkami. Gdzie oni są. Jeśli nie mogła znaleźć dziewczyny, jak miała jej pomóc. Błysk. Patrzała w górę, to był błąd! Zwróciła swój wzrok na kamienną drogę. Była bardzo jasna i brunatne krople wyraźnie się odznaczały. Nadawały pewien kierunek, za którym mogła podążać. Ruszyła w pogoń.
Co zrobi, gdy już ją znajdzie? Gdzie jest tutaj ktoś, kto mógłby pomóc. Machała głową, jakby licząc, że szybciej będzie dzięki temu myśleć. Czy mogła coś począć? Miała moc naprawy, ale sprawa wydawała się zbyt skomplikowana jak na jej wiedzę, bez której nie mogła działać. Czy miała jakąś umiejętność, która mogła być przydatna?

W czym jesteś dobra poza malowaniem?
Hmm… poza malowaniem, ale nie wiem w jakim stopniu to przydatne, ale zdaje się, że mam lepszą pamięć od innych.


Było to niesamowicie przydatne! Cecha, którą zazwyczaj umniejszała, mogła uratować teraz Lorianne. Droga i kierunek był w miarę prosty, zamknęła oczy i skupiła się na wywoływaniu obrazów. Starała się wrócić do momentu, w którym trafiły do tego miasteczka i gdy wędrowały jego ulicami, oglądając stoiska i przechodniów. Co widziała nietypowego, jakieś tabliczki, informacje o kimś, kto mógł pomóc? Kupiec obracający czapkę na drugą stronę; tabliczka „Żonkilka i Tulipany”; dwie damy z różowymi twarzami, pijące przezroczysty napój z małych kubków; piętnaście ludzi na tarasie; tańcząca para, jedno z nich miało pomalowane paznokcie; nastolatek gwiżdżący w stronę podłogi; ktoś się za kimś skradał, po czym zasłonił jego oczy; zapłakane dziecko z obtartą do krwi nogą, które ugryzło się w dłoń, po czym zniknęło w skracającej się uliczce. Rozwarła nagle oczy. Widziała ją, Kapeluszniczkę! Tam w oddali!
Złożyła dłonie wokół ust, by uformować lepiej wiązkę dźwięku. Stanęła w miejscu. Napięła się całym ciałem.
- UGRYŹ SIĘ W DŁOŃ I PATRZ NA TABLICZKI! – wykrzyczała jak nigdy w życiu. Nie wiedziała, że coś takiego jest się w ogóle z niej w stanie wydobyć. Determinacja dodawała jej siły, by działać ponad swoją miarę.

W tle dwójka wpadła do pustego pokoju. Ostrze zostało uwolnione z tej strony, przejechało po podłodze, zostawiając po sobie czarną smugę. Zatrzymało się tuż pod oknem. Koc niedbale leżał na ziemi, łóżko było przemoczone, framugę zdobiły kroplę krwi.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Kap... kap... To zabawne, tak patrzeć jak z każdą kroplą powoli ucieka z ciebie życie. Całe istnienie policzyć można było z pomocą tych drobnych, pozostawionych za Lorianne plamek. Ile z nich padło już na podłoże z piaskowca, wypite przez wiecznie spragniony surowiec pustyni, a ile wciąż pozostało w garści? Zawroty głowy i szum w uszach dość jasno mówiły, że nie miała dużo czasu, na miotle trzymała się głównie siłą woli, bo władza w rękach jakby częściowo jej już odeszła. Wszystko było takie miękkie i robiło się coraz bardziej zimno, a przy tym wszelkie głosy dochodziły jakby z daleka, zza zasłony z waty. Oczywiście cukrowej.
Czy bała się śmierci? Zdecydowanie nie. Troszkę bała się umierania, ale takiego brutalnego, bolesnego, w agonii i krzyku. Tutaj nie było najgorzej, ból stępiał już i teraz tylko pulsował głucho, coraz słabiej, w miarę jak świadomość Kapeluszniczki stawała się coraz słabsza.
Kap... kap... kap... Chciałaby teraz spotkać tego chłopca, któremu "zjadła" ojca. Powiedziałaby mu... Haha! Powiedziałaby, że żałuje swojego czynu, bo zjadła go za szybko. Pierniczki smakują najlepiej jak trochę odleżą, przecież to fakt oczywisty. Maluch zapewne odnalazłby w sobie mężczyznę i ją dobił, kończąc tym samym swą wendettę. Mógłby od tej pory skupić się już tylko na przyszłości, wyciągając naukę z gorzkich wydarzeń, nawet jeśli wcale nie były prawdziwe. Ale czy nie były? Świat jest tylko taki, jakim go widzimy, w świecie tego dziecka Lorianne rzeczywiście była kanibalką, która pożarła jego ojca. Gdyby jednak udało jej się zakończyć żywot z jego ręki, przynajmniej oznaczałoby to, że nawet jej śmierć miała w sobie jakiś cel, a całe istnienie ciemnowłosej byłoby pełne. dawałoby coś innym od początku do końca. Nie w naiwny, altruistyczny sposób, pełen głaskania po głowie i szeptania słodkich kłamstw. Postęp rzadko pojawiał się tam, gdzie wszystko było wspaniałe i dobre.
Zacisnęła zęby, wydając z siebie cichy jęk. Chłopca, jak na złość, nie było nigdzie w okolicy. Trzeba było zebrać się do kupy i znaleźć kogoś, kto zgodzi się ją jakoś poskładać. Niespodziewanie dobiegł do niej głos, krzyczący gdzieś z drugiego końca uliczki.
UGRYŹ SIĘ W DŁOŃ I PATRZ NA TABLICZKI!
Chciała się zaśmiać, ale jęknęła tylko, bo wywołało to kolejną falę bólu. Polecenie było absurdlane, a i wykonanie - w jej obecnym stanie - zdecydowanie niełatwe. Jedną ręką trzymała się kurczowo miotły, drugą przyciskała ociekający już krwią kapelusz do pokaleczonego brzucha. Analiza szła mozolnie, która dłoń była jej mniej potrzebna? Spróbowała pochylić się ku tej na trzonku, ale omal nie przypłaciła tego wywrotką. Znieruchomiała na moment, odzyskując niełatwą obecnie do utrzymania równowagę. Czuła się trochę jak akrobata w cyrku, realizujący właśnie jakąś wyjątkowo trudną sztuczkę, taką wymagającą nadludzkiej zręczności i gibkości. Panie i panowie, oto widowisko wieczoru, Lorianne Flitwick przeleci sto metrów na poruszającej się w żółwiowym tempie miotle i nie spadnie nawet raz! Oddychała ciężko, podejmując wreszcie decyzję, nie ma co się bawić w sentymenty.
Palce zaciśnięte na kapeluszu rozwarły się, a przemoczona krwią i porządnie wymięta tiara opadła ciężko na błękitną płytę chodnika. Gdy dziewczyna uniosła dłoń do ust, wydawała jej się ona dziwnie obca. No i szlag, jak mocno miała się ugryźć? Nie wspominając już o tym, że właściwie nie wiedziała nawet, po co. Zacisnęła zęby na przestrzeni pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym, z nadzieją, że nie umrze nagle, zastygając w takiej pozycji. Niby łatka kanibala jej nie ruszała, ale trochę głupio by rodzice usłyszeli, że zginęła, próbując pożreć samą siebie.
Magicznym sposobem budynki rozsunęły się przed nią, ujawniając ukryte wcześniej, niewielkie podwórko. W malutkim ogródku rosły zioła, choć trudno powiedzieć, jak w ogóle dawały radę przetrwać w pustynnym klimacie. Sam budynek miał dwa piętra i jak pozostałe, przypominał wyciętą z bloku piaskowca bryłę, opatrzoną tu i ówdzie wąskimi okienkami. Drzwi były zamknięte, nigdzie nie paliło się światło, ale frontowa ściana opatrzona była dużą tabliczką LECZNICA SAKHIMA. Gdyby Lorianne potrafiła się teraz lepiej skupić, dostrzegłaby także mniejsze literki: Specjalista od Dachowców, pozostali leczeni na własną odpowiedzialność. Opadła ciężko pod drzwiami, pozwalając sobie wreszcie na utratę sił. Zanim odpłynęła w kuszące objęcia nieświadomości, zdołała jeszcze uderzyć kilka razy w drzwi. Pozostało mieć nadzieję, że ktoś był w środku i dosłyszał jej pukanie.

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Teraz kierunek w tył był zbędny. Nic ważnego za sobą nie zostawiały, trzeba było przeć do przodu. Świat jeszcze tam istniał. Pełen nowych przygód do przeżycia.
Arariel biegła ile sił w nogach. Nie było tego za wiele, zwłaszcza po długiej podróży przez pustynie i bardzo skrócony sen. Wszelkie obtarcia nie miały teraz znaczenia. Unikała ich, żyjąc bezpiecznie w domu, jednak tam nigdy nie była szczęśliwa. Dopiero na zewnątrz zaznała smak tego uczucia. Cieszyła się, że droga jest przynajmniej twarda i jest się o co zaprzeć, nie jak o rozsypujące się góry piasku. Jej myśli po wykonanym zadaniu przestały szaleć i fruwać. Skupiała się dopilnowaniu, by wszystko przebiegło pomyślnie.
Tiara pofrunęła na dół. Arari oczywiście się po nią zatrzymała. Nie znała zasad mocy dziewczyny, ale już sama była przywiązana do tego przedmiotu. Dopilnuje, żeby był czyściutki, nawet jeśli plama wygląda strasznie i nigdy sobie z takimi nie radziła!
Kawałek dalej ciemnowłosa zniknęła w jednej ze ścian. Wniosek był jeden, musiało się jej udać trafić. Senna Zjawa również ugryzła się, bez zawahania, w rękę. Zrobiła to zupełnie niedbale, bez poszanowania dla swojej najważniejszej części, której potrzebowała do malowania.

- Proszę jej pomóc! Zapłacę ile trzeba, dam nawet duszę! – błagała, gdy medyk oglądał nieprzytomną ofiarę. Zaparkowała miotłę w środku i odłożyła kapelusz i torbę z boku.
Starszemu mężczyźnie zdecydowanie nie w smak była dusza jakiegoś dziwadła. Widział jednak jej przekonanie i poświęcenie dla sprawy, skoro była w stanie postawić wszystko na szali. Postanowił nie zwlekać z pomocą.

Do Lori mogły powoli dochodzić zmysły. Ciężko określić upływ czasu, miejsce też było zupełnie obce. Leżała w dużym łóżku, przykryta cienkim kraciastym kocem. Była ubrana w coś nieznajomego. Nie swoja koszula i spodnie. Były bardzo miękkie i wygodne, idealne do spania. To pastelowa błękitna piżama, na tyle luźna i rozciągliwa, że dobrze na nią pasowała. Na brzuchu mogła poczuć opięty materiał, owinięty wokół.
Ściany z wewnątrz były z surowego piaskowca, bez żadnych ozdób, pomieszczenie dość małe, z jednym łóżkiem.
- Panie DOKTUR, budzi się! – dobiegł znajomy glos z dość bliska, choć skierowany był na zewnątrz, w stronę drzwi. Obok była Abstrakcja. Wyglądała normalnie, pewnie zdążyła się umyć i o siebie zadbać.
- KTO RANO WSTAJE, JAK FENIKS Z POPIOŁÓW, Z KURAMI, TEMU PAN BÓG DAJE! – wybuchnęła podekscytowana Arari, jakby zbierała to w sobie przez dobrych kilka godzin. Powinna była powiedzieć tylko jeden, ale jej gębka ze szczęścia nie mogła się zamknąć, zresztą i tak nie mogłaby się zdecydować.
Senna Zjawa trzymała w rękach kapelusz. Głaskała go niczym normalna osoba kota. Był czysty i pachnący! Mięśnie jej dziwnie drżały. To nie tak, że nie chciała skoczyć na Kapeluszniczkę i jej od razu wytulać, po prostu Sakhim jej zabronił.
- Umiem już wyprać krew! – pochwaliła się. Jej uśmiech układał się w najbardziej zakręcony banan na świecie. Sposób był o wiele prostszy, niż sobie wcześniej wyobrażała, choć może nie była to pierwsza informacja, jaką powinno się dzielić.
Do sali wszedł niski mężczyzna. Mimo że wyglądał jakby był tylko trochę od nich starszy, to miał już siwe krótkie włosy. Był ubrany w blado-żółty zbyt duży kitel, nosił okulary w czarnych oprawkach i białe rękawiczki.
- Jak się panienka czuje? – spytał troskliwym głosem, podchodząc do łóżka. Przyłożył jej delikatnie dwa palce do czoła.
- Panienki znajoma nie chciała opuszczać łóżka na dłużej niż kilka minut. Poza tym faktem była nawet pomocna. – dodał, po czym skupił się na dłuższą chwilę.
- Ravette, proszę podać herbatę - zwrócił się już poważniej, odwracając głowę w stronę drzzwi.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Śniły jej się koty. Nie Dachowce z Krainy Luster, tylko takie zwykłe, małe, puchate, poruszające się zgrabnie na czterech łapkach. Zaczęło się niewinnie, jak zwykle. Kitek na łóżku, kitek pod krzesłem. Miaucząca gromadka powiększała się szybko, w miarę jak Loriannne znalazła kolejnego w wazonie, koszu na pieczywo i w ulubionym dzbanku. Miaukanie zwabiło ją do rozbicia dyni, umorusane w pomarańczowej papce i pestkach zwierzątko ledwie żyło w środku. A gdy sięgnęła do kapelusza po szmatkę, zamiast tego wyciągnęła kota... i kolejnego. I znowu. Puchata gromadka rosła, miaukanie nasilało się, a ona wciąż nie mogła wydobyć niczego innego ze swojej czapki, zupełnie jakby szerokie rondo prowadziło nie do jej kieszonkowego wymiaru, tylko do kociego nieba.
Gwałtownie otworzyła oczy, wyrywając się z koszmaru.
Gorączkowym spojrzeniem omiotła pomieszczenie, w obawie przed kolejnymi, czworonożnymi paskudami. Z pewną ulgą dostrzegła tu tylko Arariel, wyglądała dość normalnie, dopiero po chwili trzeźwiejąca Lorianne dostrzegła w jej oczach cały ogrom intensywnych emocji. Była jak woda w czajniku, która już się gotuje, ale gwizdek jeszcze nie zakomunikował tego głośnym świstem.
KTO RANO WSTAJE, JAK FENIKS Z POPIOŁÓW, Z KURAMI, TEMU PAN BÓG DAJE!
Lorka parsknęła cichym śmiechem, czego bardzo szybko pożałowała. Przed oczami ujrzała gwiazdy. Ból w trzewiach uzmysłowił jej jednak, że jest bardzo żywa i bardzo słaba. Uśmiechnęła się blado do koleżanki.
- Mam nadzieję, że to co daje, to herbata - wymamrotała, pokonując suchość w gardle.
W odpowiedzi na wypranie czapki po prostu się uśmiechnęła. Stopniowo przypominała sobie wydarzenia ostatniej nocy... szlag, trudno powiedzieć, jak długo spała. Senna Zjawa wyglądała na zadbaną, więc zapewne trwało to już jakiś czas. Nijak nie przypominała tej kupki nieszczęścia, która siedziała obejmując kolana w oczekiwaniu na pożarcie przez potwora.
- Co z Cieniem? - zapytała, nie odkładając na później istotnej rozmowy.
Chciała usłyszeć jak najwięcej przed nadejściem lekarza. Kiedy niski mężczyzna stanął w drzwiach, skinęła mu głową. Mimochodem uwolniła swoją moc, by jako-tako zorientować się w sytuacji. Za ścianą ktoś był. Dachowiec. I dalej, kolejny. Na piętrze niżej również czuła dwóch Dachowców, kręcili się po pomieszczeniu nerwowo, z wyraźnym wyczekiwaniem. Siwowłosy, niestary mężczyzna nie był jednak przedstawicielem tej rasy. Opętaniec. Dziwnie obszerny kitel zapewne ukrywał skrzydła.
- W porządku - przyszło jej do głowy kilka rzeczy, na które mogłaby się poskarżyć, nic jednak nie wydawało się szczególnie istotne.
Do wnętrza weszła młoda dziewczyna o wielkich, błękitnych oczach. Długie, białe włosy opadały jej na drobne ramiona, a u szczytu głowy sterczała para kocich uszu. Lorianne mimowolnie wzdrygnęła się, choć aromat herbaty sprawił, że szybko wybaczyła owej Ravette nawiązanie do nieprzyjemnego snu. W sumie to nie była jej wina.
Herbata smakowała dziwnie, wyraźnie przygotowana została z domieszką jakichś ziół. Nie było to zaskakujące ze względu na okoliczności, Kapeluszniczka postanowiła więc potraktować tę obcą nutkę jak osobliwą przyprawę. Wypić wypije, pochwalić pochwali, ale następnym razem poprosi o klasycznie parzony napar.
Po wypiciu lekarstwa czekało na nią jeszcze badanie. Spodziewała się, że medyk rozwinie bandaż owinięty wokół jej brzucha, ten jednak uniósł jej dłoń i zaczął oglądać paznokcie. Następnie miała rozdziawić paszczękę i zrobić głośne "aaa". Nie sprzeciwiała się, choć kompletnie nie widziała sensu, przecież nie przyszła tutaj z przeziębieniem? Z cierpliwością modliszki pozwoliła mu obejrzeć swoje uzębienie, potem sprawdził uszy i zajrzał w źrenice. Cóż to miało znaczyć?
Powoli rodziło się w jej głowie przekonanie, że lekarz jest niespełna rozumu. Tym większy cud, że udało jej się ponownie otworzyć oczy. A może planował ją sprzedać jako niewolnika?
- I jak wypadły oględziny? - zapytała, zupełnie jakby nie brała teraz udziału w czymś dziwnym.
- Znakomicie! Zero wibrysów, uszy w normie, w źrenicach tylko bardzo subtelny owal. Ostatni niestandardowy pacjent, któremu pomogłem, po terapii zaczął cierpieć na niekontrolowane miaukanie, ale panienka również nie wykazuje takich objawów. Proszę powiedzieć, czy jedno z rodziców nie było Dachowcem? - zapytał, wyraźnie zachwycony sukcesem.
Lorianne pokręciła przecząco głową, powoli docierało do niej, co właśnie powiedział. Obróciła głowę w stronę Arariel, wyraźnie pamiętała, że to głos Abstrakcji wskazał jej drogę w to miejsce.
- Wysłałaś mnie do weterynarza?
Siwowłosy zaśmiał się z lekkim zakłopotaniem.
- Muszę powiedzieć, że gdyby nie trafiła panienka tutaj, zapewne rana okazałaby się śmiertelna. Taka głęboka, taka głęboka...! - westchnął, kręcąc głową - Odrobina futra to naprawdę niewielka cena.
- Odrobina... futra...? - wzrok Lorianne znów stał się czujny.
Sakhim zawahał się na chwilę, ale widząc, że pacjentka jest w dość dobrym stanie, polecił Ravette przyniesienie świeżego opatrunku. Sam zdjął z niej pościel i zaczął odwijać bandaże. Widać było, że ma w tym ogromną wprawę.
Lorianne zarobiła ranę z lewej strony brzucha, na wysokości pępka. Spodziewała się ujrzeć wstrętnego strupa albo bliznę, nic z tego jednak. Znaczy, może było, najpierw jednak trzeba by było pozbyć się gęstego futra, które porosło całą lewą część brzucha Kapeluszniczki, od linii żeber aż po kość miednicy.
Mężczyzna gwizdnął cicho przez zęby.
- Hm... ciekawe, bardzo ciekawe... - wymamrotał, wyraźnie zaskoczony.
- Co jest takie ciekawe? - Lorianne była pewna, że nie ucieszy się z odpowiedzi.
Mężczyzna roześmiał się, ponownie zakłopotany.
- Wygląda na to, że się rozrasta...

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Arariel zaśmiała się na wspomnienie o herbacie. To był dobry znak, że odpowiednie priorytety są na pierwszym miejscu i wszystko pracuje należycie.
- Ni ma, chowa się w cieniu. – trochę jej zapał zelżał na poruszenie tej kwestii, przy czym odwróciła wzrok. To była rozmowa, którą musiały przebyć, ale jak do tego podejść, co się wydarzyło? Senna Zjawa obawiała się, do czego mogą ostatecznie dojść. Poczuwała się jako ta, co zdradziła i doprowadziła do takiego stanu Kapeluszniczki. Przygotowywała się mentalnie na to, że ciemnowłosa już nie będzie chciała z nią podróżować. Co myśli Lori na ten temat? Istota nie zawitała w jej snach od tamtego czasu, choć Arari odnosiła wrażenie, że ciągle gdzieś jest na skraju i ją obserwuje.
- Proszę do dna. – polecił medyk, dostrzegając jej zdziwienie smakiem. – Przeczytaliśmy w opracowaniu o Kapelusznikach, że brak herbaty powoduje apoptozę komórek i może aktywować agresywne procesy autofagowe. – jego podstawowa wiedza na temat metabolizmu i funkcjonowania reszty ras lustrzanego świata była ograniczona, co skłoniło do szybkiego nadrabiania. Brzmiało to niepokojąco, ale duże doświadczenie widocznie przewyższyło, skoro jeszcze żyła.
- Ravette, proszę teraz przygotować dwulitrowy dzbanek herbaty. Nie chcemy, żeby pacjentka wyszła czasem z anemią. – polecił, odsyłając ją. Mieć takie lekarstwo jako Kapelusznik to super sprawa, ale ten smak… Nie mieli prawdopodobnie zbyt dużego wyboru ani chociażby rozległej wiedzy na temat przygotowywania tego napoju.
- Panienka Arariel przerażona tą informacją chciała już panienkę poić przez rurkę, ale odradziłem z oczywistego powodu negatywnego wpływu na sen. – opowiadał uśmiechając się. Senna Zjawa zawstydziła się swoją nadgorliwością. Musieli mieć tutaj niezłe przeboje, starając się wspólnymi siłami coś zdziałać i dopasować odpowiedni program leczenia. Malarka mogła dużo się od niego nauczyć.
- Lori, a wiesz, że masz w sobie takie fajne JELCIE? – wtrąciła się tęczowłosa, pokazując w powietrzu dłońmi jakby długi sznurek, po czym wzięcie dwóch połówek i połączenie ich razem. Akompaniowała temu mlaszczącymi dźwiękami. Czyżby była przy samym procesie i obserwowała, jak to wyglądało? Ich relacja coraz bardziej się zacieśniała, Arari widziała nawet piękno jej wnętrza.
Naburmuszyła się, gdy skrytykowano podjętą przez nią decyzje pójścia do weterynarza.
- Co z różnicaa, dowiedziałam się, że i tak byliśmy kiedyś małpami i w ogóle to po ziemi to chodziły dinozauury. – chciała jakoś uciec od odpowiedzialności, więc zaczęła rzucać głupimi wymówkami. Liczyła na jakąś pochwałę, czy coś. Jej spryt naprawdę rósł, skoro była do tego zdolna. Nowe słowa sprawiały trochę problem w wymowie. Skąd u niej taka nadprogramowa wiedza? Dorwała się do biblioteczki Sakahima i mogła położyć łapki na czymś naprawdę naukowym. Problem w tym, że nie zdawała sobie sprawy, że czyta o zupełnie innym świecie niż ten, w którym żyje.
- Oj tam, oj tam, zafarbuje się. – umniejszała efektowi ubocznemu, gdyż musiałaby się przyznać do swojej niekompetencji. Chłopak, który tutaj wtedy przybiegł ze zdartą nogą, był co prawda dachowcem, ale skąd miała wiedzieć, że to takie ważne?
- Jest piękna! - w każdym razie, według niej Lorianne była cudem, a kępka futra nie mogła w tym postrzeganiu w żaden sposób przeszkodzić.
Do pomieszczenia wszedł nagle biały jak śnieg mały kotek i miauknął nieśmiale. Abstrakcja odłożyła kapelusz na skraj łóżka, po czym pobiegła w stronę zwierzęcia. Wzięła go w ręce, po czym przyniosła do Kapeluszniczki, wyciągając zwierzę w jej stronę.
- Pacz, to Mruczek. – mówiła rozpromieniona. Trzymała go jak skarb. Nie poszła do zoo, ale wreszcie doczekała się swoich wymarzonych interakcji z nieco większymi zwierzętami, które można nawet przytulić.
- A miau to w ogóle nie brzmi jak to, co one mówią… - dodała rozczarowana. Zwierzęce onomatopeje były dalekie od doskonałości, głupio jej było, że wyrobiła sobie taki obraz.
- Yyy… no i ten… - wzięła kota bliżej siebie i przytuliła do klatki piersiowej. – Spędziliśmy tu kilka dni... no i... Jest problem z zapłatą… - zwróciła się w stronę mężczyzny, by wytłumaczył. Nie miały na tyle monet, by móc mu zapłacić.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Zdaniem Lorianne, istniała bardzo wielka różnica pomiędzy "nie ma" a "chowa się...". Pierwsze słowa sugerowały raczej, że problem rozwiązany - był Cień, nie ma Cienia. Oczywiście ryzyko pojawienia się innego istniało zawsze, ale nieroztropnie jest pozostawiać przy życiu istoty, które nie chciały tego samego uczynić dla ciebie. Fakt, że potwór wciąż istniał i w każdej chwili mógł wrócić po niedoszłą ofiarkę oznaczał, że Kapeluszniczka nie będzie mogła sobie pozwolić na głęboki sen. Przynajmniej do czasu, aż Arariel się ogarnie. Złotooka wciąż pamiętała, jak Abstrakcja ulegle siadła, czekając na pożarcie.
- Chodź no tu - przywołała koleżankę ręką, dając znać, by pochyliła się nad łóżkiem - Bliżej...
Kiedy blade liczko znalazło się w zasięgu jej niekoniecznie teraz silnych ramion, uniosła dłoń i dała Arariel pstryczka w czoło.
- Jak jeszcze raz zobaczę, że się poddajesz bez najmniejszej walki, to cię zostawię. Miałaś być bohaterką. Bohaterowie zawsze próbują, nie ważne, jak bardzo beznadziejna wydaje się sytuacja. - zdawała sobie sprawę, że Arariel nie przyjmie krytyki najlepiej, ale to było coś, co naprawdę trzeba było jej głęboko wbić do głowy - Na tym polega różnica między bohaterem a zwykłym pochłaniaczem herbaty.
Każdy mógł chwycić za broń i pokonać przeciwnika wtedy, gdy miał przewagę lub stali na podobnym gruncie. Nie wymagało to wcale heroicznej odwagi ani niesamowitego hartu ducha - ot, kwestia prostych kalkulacji, obliczenia szans. Gdyby Lorianne wzięła swój łańcuch i poszła pacyfikować odzianych w worki bandytów na drodze, może i pomogłaby wielu osobom, ale bohaterstwa w tym nie byłoby żadnego.
Wreszcie pozwolili jej się napić. Gardło miała niemal boleśnie wyschnięte na wiór, nie trzeba było jej zachęcać. Jak to mawiają Kapelusznicy, herbatki i pciorka nie odmawiam. Kiwała przy tym entuzjastycznie głową, słuchając o tej apoptozie i innych dziwnych rzeczach. Nigdy w życiu nie słyszała takich terminów, zdawała sobie jednak sprawę, że brak cudownego naparu odbija się na organizmie po prostu ź-l-e. Ba! Istniało nawet podejrzenie, że każdej chorobie dałoby się zapobiec, gdyby tylko piło się odpowiednie ilości herbaty. Cały szkopuł polegał wyłącznie na tym, że bardzo trudno jest odkryć, ile to dokładnie miałoby być.
Ciemnowłosa oddała puste naczynie.
Właściwie mogłaby poprosić o dzbanek wrzątku i osobiście przyrządzić swój napój, ale skoro chcieli ją poczęstować, nie mogła okazać się niewdzięczna. Jeśli będzie okazja, podpowie co nieco Ravette na temat parzenia herbaty, póki co jednak zdecydowała się pozwolić im zająć się wszystkim.
- Jelcie... - dopiero po chwili zrozumiała, że chodzi o jelita.
Sama wnętrzności nigdy nie oglądała, ale kiedyś miała okazję oglądać księgę anatomiczną w bibliotece hrabiego. Jeśli dobrze pamiętała, była to plątanina rurek?
- Mam nadzieję, że nie powiązałaś mi tam żadnych kokardek? - uśmiechnęła się blado, niespecjalnie przejęta losem własnych jelć.
Skoro się obudziła i czuła całkiem dobrze, to raczej wszystko było w porządku. Pozostało zregenerować siły i pić dużo herbaty. Małpy? Dinozaury? Myśli Arariel znowu uleciały w jakieś dziwne rejony, Lorianne nie chciała nawet pytać.
I zdecydowanie nie była zachwycona faktem, że lewą stronę jej brzucha porastało teraz zwierzęce futerko. Miała futro. I to jeszcze wciąż się rozrastało. Za kilka dni rzuci się na ręce i nogi? A potem twarz? W wyobraźni zobaczyła siebie w takiej postaci, może i praktyczne na zimę, ale zdecydowanie nie w jej guście. I jeszcze kłaki byłyby wszędzie, w filiżankach, na ciastkach, w kapeluszu...!
Zanim mężczyzna zdołał się od niej odsunąć, pochwyciła go za nadgarstek. Nie była w stanie włożyć w to dużo siły, za mało jeszcze herbaty wypiła po odzyskaniu przytomności. Szlag, naprawdę żałowała, że Arariel potajemnie nie poiła jej przez rurkę.
- Na pewno coś się da zrobić, prawda?
Mężczyzna uśmiechnął się pobłażliwie. Wyszła też sprawa z zapłatą. Lorianne miała wprawdzie jakieś oszczędności, były one jednak odłożone na czarną godzinę, rezerwa absolutna. O ile to możliwe, wolałaby ich nie ruszać, a przecież facetowi dobrze z oczu patrzyło. Lepiej niż temu całemu Mruczkowi, którego jasnowłosa tuliła do siebie z zapałem. Chyba nie planowała zabrać kociaka ze sobą w drogę? Kapeluszniczka znów przypomniała sobie sen z apokalipsą kitków.
- Usługi weterynaryjne nie są chyba aż tak drogie? - zapytała z nadzieją.
Sakhim uśmiechnął się dobrodusznie i z jego oczu dziewczyna wyczytała, że z pewnością nie zamierzał jej liczyć jak za Dachowca. Przypuszczała nawet, że jej niewinny żarcik sprawił, że cena podniosła się jeszcze wyżej.
- Jeszcze nie wiem, ile jestem dłużna, ale mogę zapewnić, że mnie nie stać - wyjaśniła prosto z mostu, nie będzie się bawić w podchody wokół prostych faktów - Jest szansa, byśmy załatwili ten dług inaczej?
Lekarz westchnął. Lokalizacja jego budynku nie była najlepsza, a i klienci zwykle nie należeli do najbardziej zamożnych. Z pewnością liczył na to, że czapka Kapeluszniczki skrywa jakieś ogromne pokłady bogactwa, tymczasem znów czekał go zawód. Tak wyraźnie odbiło się to na jego twarzy, że Lorianne niemal zrobiło się go żal. Niemal.
- Myslę, że bylibyśmy kwita, gdybyście pomogły mi w zdobyciu kilku składników, nie mogę ich dostać w żadnym sklepie. Sam lecznicy nie opuszczę, Ravette nie wyślę poza miasto by się błąkała na wydmach. Tylko... - zawahał się i wzrokiem przewędrował od Lorianne w piżamie do tulącej kociaka Arariel - To może być niebezpieczne.
Jedna była już nogą w grobie i musiała teraz odzyskać siły, drugą zdążył sobie pooglądać przez ostatnich kilka dni. Choć była sympatyczna, nie wyobrażał sobie Abstrakcji samej w pustynnym piekle. Bezradnie rozłożył ręce.
- Być może w kapeluszu znajdzie się coś wartego parę groszy...? - zasugerował jeszcze takie rozwiązanie, w końcu Kapelusznicy słynęli z tego, że zawsze mieli przy sobie kolekcje niezwykłości.

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Czy to zezwolenie na trochę czułości, wreszcie, po takim czasie? Jednak wszystko było w porządku? Nie zostawi jej? Może ją pogłaszcze czy coś. Malarce brakowało tego, a sama się wzbraniała dla jej zdrowia. Arariel naiwnie pochyliła się na życzenie ciemnowłosej. Została przywitana pstryczkiem.
- iik – zacisnęła mocno powieki zaskoczona, zmarszczyła nos i się wycofała. – Kto daje i zabiera, ten się w piekle poniewieraa… - zripostowała. Tak naprawdę to nic nie miała dostać, tylko sama sobie uroiła jakąś wizję, ale czuła się lepiej po odgryzieniu się.
- To znaczy, że mnie nie zostawisz teraz?! – niby tak wynikało z wypowiedzi, ale musiała się upewnić. To była taka dobra wiadomość! Odetchnęła z widoczną ulgą. Teraz to Lori mogła ją nawet kopnąć, jak będą razem, to nie ma to znaczenia.
- To dziwne do opisania, ale nie czułam wtedy nawet sensu walki. Nie czułam w ogóle żadnego niczego, nie było co i po co, niczego nie było. – zaczęła się tłumaczyć. Ciężko ubrać w słowa stan, który przeżywała. Załamanie podstawowych wartości, celów życiowych i poczucia sensu trzeba było po prostu przeżyć.
- Ale teraz jest już dobrze. Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie byłam sama, nawet gdy myślałam, że byłam. I to było dobre. – wyrażanie uczuć nie szło jej najlepiej. Nigdy nie musiała z nikim ich tak komunikować. Robiła to perfekcyjnie na płótnie, ale tylko artysta mógłby to pojąć. Jak dzielić się emocjami z innymi osobami? To będzie jeszcze długa nauka dla niej.
- Noo… dziękuje. – to powinna była po prostu od razu powiedzieć. Uśmiechnęła się, a jej twarz się rozjaśniła, oczy lekko zaszkliły. Chciałaby powiedzieć więcej… Dziękuje, że żyje. Dziękuje, że byłaś. Dziękuje, że mnie nie zostawiłaś. Dziękuje, że mnie znalazłaś. Dziękuje, że się poświęciłaś.
Czy mimo takiej wpadki nadal będzie mogła być bohaterem? Bywało, że i w heroicznych opowieściach nie wszystko się udawało i trzeba było się z czymś borykać. Miała nadzieje, że i tak jest w tej historii.
Zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu jak osoba przyłapana na gorącym uczynku. Oczywiście osoba, która nie umiała się ukrywać.
- Yyy… no chciałam, żeby było w kokardę, bo bałam się, że się rozleci, ale doktur mówi, że to się tam trzyma jakoś normalnie i bez tego! Jelcie są niesamowite. – chyba mało co nie potrafiło jej zafascynować. Nawet w zwierzęcych odchodach znalazłaby jakąś magię i temat do rozmyślań.
- Trzeba pójść tam, gdzie diabeł mówi dobranoc, czy tam, gdzie król chodzi piechotą? – oczy jej się rozwarły na wspomnienie o niebezpieczeństwie. To nie było już zwykłe zmierzanie do najbliższego miasteczka, to prawdziwe zadanie, jak na grupę poszukiwaczy przygód przystało! Lochów nie ma, ale za to jakieś wydmy!
W ogóle motyw diabła i boga często pojawiał się w tych związkach frazeologicznych. Powtarzała je, bo brzmiały mądrze i sensownie, ale te pojęcia nadal były dziwne. Czemu tak twórcy lubują się, by umieszczać ich na piedestale? I czemu książka ma tytuł związki frazeologiczne świata ludzi…
- My zdobędziemy! Pan obrazki pokaże, ja zapamiętam dobrze. – kolejny raz, kiedy jej niedoceniona umiejętność może się przydać. Dobrze już poznał jej fotograficzną pamięć. Dodawało to trochę jej lepszej samooceny i wiary we własne możliwości.
- I tak nic nie mamy teraz do roboty, podróżujemy, to możemy zwiedzić okolicę, co nie?! – spojrzała na ciemnowłosą, jakby oczekując potwierdzenia od kierownika wycieczki. Mimo wszystko nadal czuła, że to Kapeluszniczka tutaj szefowała i trzymała rzeczy w ryzach. Nie były chyba przecież na równi? Czy nadejdzie kiedyś taki dzień?
Lorianne dostała wielki dzbanek i filiżankę. Przystąpiła do powolnego picia.
- Pacz jak chłepcze, nie będzie autofagozy ani żadnych rododendronów. – zwróciła się do Mruczka, tłumacząc mu jak dziecku. Lori w tym przypadku była niczym zwierzę na wystawie albo jakiś dziwny eksponat, pokazywała na nią palcem. Zdecydowanie zdążyła się z nim zaprzyjaźnić przez ten czas. – Jak będziesz tyle pić herbaty, to może też Herbaciany Bóg da ci kapelusz. – czworonóg z czapką, to byłoby coś pięknego! Strach czym Abstrakcja była gotowa go karmić. To nie była wystarczająco odpowiedzialna osoba, by się kimś lub czymś opiekować.
- Możemy go zatrzymać? – znów spojrzenie na Lori, jakby ona tu o wszystkim decydowała. Sakhim zdecydowanie dawał teraz do zrozumienia twarzą, że ta opcja raczej nie ma szansy bytu, choć jak zawsze Abstrakcja nie potrafiła odczytywać poprawnie myśli osób wokół.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Lorianne też była zdania, że Arariel nawaliła tamtej nocy. W jej opinii jednak nie chodziło o to, że uciekła i zamknęła się sama w pokoiku noclegowni. To nic, że trzeba było włożyć trochę wysiłku - i czasu - w odnalezienie jej, a potem jeszcze kombinować, jak znaleźć się blisko bez zdradzania swojej obecności. Problemem nie był nawet fakt, że jasnowłosa ściągnęła sobie na głowę Cienia. Była Senną Zjawą, deserkiem, przyciągała te istoty niezależnie od własnej woli. Ale to, że po prostu tam siedziała i nie próbowała walczyć, bić, uciekać, prosić o życie, no tego Kapeluszniczka nie mogła przeboleć.
Nawet jeśli nie zmieniłoby to wyniku ich starcia, zrobienie czegokolwiek zawsze jest lepsze niż bierne czekanie, aż wszystko wydarzy się samoistnie. Cała ta awantura miałaby inny smak, kto wie, co znalazłyby za drzwiami nowych, otwartych możliwości. Los to stary figlarz i uwielbia zaskakiwać, ale nie dostanie ku temu szansy, jeśli nie naciśniesz najpierw na tę durną klamkę.
Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się lekko.
- Tak długo, jak nie zgubisz z oczu swojego celu, nigdzie się nie wybieram - wyjaśniła.
Otwarcie, jako towarzyszka podróży, albo jako diabeł stróż, Lorianne planowała podążać za Arariel. Szczęśliwie jasnowłosa nie odeszła sama po tym, jak Kapeluszniczka wylądowała w kociej lecznicy. Gdyby była kilka dni podróży do przodu, odnalezienie jej stałoby się problematyczne, szczególnie tutaj, na pustyni.
Dotarło do niej, że Arariel bała się samotności. Było to zaskakujące, ale patrząc na fakt, że spędziła swoje życie w zamknięciu i izolacji, dość usprawiedliwione. Niedobrze byłoby jednak, gdyby uzależniła się przesadnie od obecności innej osoby. Złote oczy obserwowały, jak dziewczyna tuli białego kociaka.
Bestia.
Arariel potrzebowała bestii.
Istoty, której obecność przyniesie jej otuchę w chwilach samotności, która będzie w stanie porozumieć się z nią przy pomocy zrozumiałej mowy.
- Wygląda na to, że sporo się nauczyłaś przez tych kilka dni. Warto było stracić trochę krwi - zadziorny uśmieszek na twarzy Lorianne pojawiał się rzadko, teraz dodatkowo sięgnęła dłonią i poczochrała Arariel po jasnych, opalizujących włosach - Dobra robota.
Wyprawa na wydmy... Magicznie zasklepiona rana ćmiła jeszcze bólem, ale raczej nie groziło jej otwarcie. Najbardziej we znaki dawało się osłabienie związane ze znacznym ubytkiem krwi i długotrwałą gorączką, wkrótce jednak powinna dojść do siebie. Wypoczywać, przyjmować lekarstwa i pić dużo herbaty. Z pewnością nie od rzeczy byłoby też zjedzenie czegoś, by dostarczyć organizmowi sił, ciemnowłosa jednak czuła mdłości na samą myśl o posiłku. Ostatnie, co miała w ustach, to głowa ciastka na ulicy Ślepego Słońca.
- Mogłabym dostać coś... łatwego do zjedzenia? - zapytała, tłumacząc sobie, że da radę pokonać mdłości i trochę wcisnąć.
Musiała jak najszybciej odzyskać sprawność, choćby Arariel miała jej to wlewać przez słomkę do jelć, czy gdziekolwiek to powinno iść.
Ravette została więc poproszona o przygotowanie zupy, podczas gdy Sakhim czekał nadal na ich decyzję. Wyprawa czy poświęcenie czegoś z kapelusza. Po jego oczach widziała, że liczył bardziej na pierwszą opcję, widocznie składniki były naprawdę trudne do zdobycia. Sama też nie chciała rozstawać się ze swoimi drobiazgami, pomijając już fakt, że niczego naprawdę wartościowego tam nie miała. No bo co...? Miotła? Otworzyła szerzej oczy.
- Arariel, co z moją miotłą? - zapytała, na łańcuch nie miała większej nadziei skoro pozostawiła go przy noclegowni.
Zresztą, utrata magicznego środka transportu zabolałaby o wiele bardziej. To nie był przedmiot, który byle kto mógłby wykonać. Co prawda podróżowanie z jasnowłosą uniemożliwiało wykorzystanie pełni możliwości latającej miotły, nadal jednak bardzo zyskiwały na jej posiadaniu.
- Zdobędziemy te składniki - oznajmiła wreszcie, choć zabawnie musiało to brzmieć z ust osoby przykutej do łóżka - Arariel, to będzie twoje pierwsze zadanie. Nie czuję się dobrze, więc będę ci pomagać tylko wtedy, gdy nie będzie innego wyjścia. Oj jak boli, oj jak boli... - wymamrotała beznamiętnym głosem, typowym dla kiepskiego aktora - Mam nadzieję, że nie będziesz mnie przesadnie męczyć.
Kolejny krok, by pomóc jasnowłosej się usamodzielnić. Nie była pewna, jak wielki efekt będzie w stanie wywrzeć tymi słowami, warto było jednak spróbować. Póki co Arariel była zależna od innych, trzeba było czasem puścić jej dłoń i pozwolić, by stawiała kroki z pomocą własnych sił. Kapeluszniczka westchnęła w duchu. Naprawdę została niańką. Niestety dla Abstrakcji, raczej bezlitosną. Im szybciej wyjdą z tej relacji, tym lepiej dla wszystkich.
- Co? Nie. - Lorianne nawet nie musiała patrzeć na znaki dawane przez Sakhima, prośba o zatrzymanie kotka spotkało się z natychmiastową ścianą - Zginie przy pierwszym zagrożeniu i zostanie ci kupka okrwawionego futra i jelci. Nie mam zamiaru patrzeć, jak ryczysz przez tydzień. Absolutnie odmawiam.
Nie pomogą słodkie minki an kocie oczka, tym bardziej po śnie, który nawiedził Lori, gdy była nieprzytomna. Zapewne wiązało się to z niekontrolowanym użyciem mocy, nieświadomie zczytywała swoją okolicę, wypełnioną przede wszystkich Dachowcami. Westchnęła ciężko. Nie poprawiał jej nastroju fakt, że sama również obrastała futrem.
- Jeśli zdobędziecie dla mnie te składniki, będę w stanie przygotować specjalny eliksir na zgubienie sierści. Powinien zadziałać, tak. - mimo tych słów, Sakhim nie wydawał się naprawdę przekonany - Choć rozważyłbym opcję pozostawienia rzeczy jak jest. Może panienka staje się Dachowcem? - rozważył z wyraźnym rozmarzeniem, ewidentnie dla niego nie było wspanialszych istot.
Lorianne wyobraziła sobie siebie z kocimi uszkami na głowie. Nie, absolutnie nie. W ramach protestu nasadziła swój kapelusz na czoło i przykryła nim twarz aż po sam nos.
- Zdecydowanie odmawiam! - oznajmiła, a mężczyzna zaśmiał się.
Ustalili jeszcze parę drobiazgów i opuścił pomieszczenie, pozostawiając dziewczyny same. Miał na dole oczekujących pacjentów, więc nie mógł stracić tutaj za dużo czasu, obiecał jednak przyjść później.

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Tak długo, jak nie zgubisz z oczu swojego celu, nigdzie się nie wybieram.
To były ważne słowa, które będą dodawać Arari otuchy. Proste, bezkompromisowe stwierdzenie, którego potrzebowała. Obietnica o braku samotności. Nie była świadoma, do czego Lorianne była skłonna, że gotowa byłaby ją szukać nawet kilka dni drogi od miasta. Miała wrażenie, że ciemnowłosej o wiele mniej zależy niż samej malarce. Czuła więc potrzebę upewniania się, że na pewno wszystko jest w porządku.
Dobra robota
Serduszko Abstrakcji zaczęło się topić. Była bardzo złakniona pozytywnych słów i komplementów, jakby chcąc nimi podnieść swoją samoocenę. Dobrze było wiedzieć, że jest się na prawidłowej drodze. Twarzyczka rozmarzyła się w uśmiechu. Zamruczała niczym kot, gdy została poczochrana po głowie. Takie miłe słowa na dodatek nie od byle kogo, tylko od samej nieuchwytnej Lori.
Gdyby ktoś zły, zdał sobie z tego sprawę, mógłby bardzo źle taką wiedzę wykorzystać, rzucając jej kłamliwe miłe słówka, by mieć ją całą w garści. Przez jej naiwność uzależniłaby się od takiej osoby. Kapeluszniczka wiadomo, nie była idealna, ale przynajmniej nie miała na celu krzywdy Sennej Zjawy.
- Nom, dużo się nauczyłam! Takie diplodoki są i w ogóle i mamuty i kwaggi. A koty są małe i duże i szablo zębne. Pająki umieją tańczyć, a wydry to trzymają się za rączki podczas snu, żeby nie odpłynąć, bo one w wodzie żyją. – zaczęła wyliczać, o jakich zwierzętach się dowiedziała. Czemu takich rzeczy nie było w jej książkach? W sumie… może i dobrze? Gdyby miała tak nieograniczony dostęp do wiedzy u siebie, to miałaby mniejszą motywację, żeby wyruszyć. Mogłaby wtedy poznawać otaczający ją świat od każdej strony, tak znała tylko mały ułamek.
- Miotła zaparkowana bezpiecznie w przedpokoju. Nie chciała wrócić do kapelusza. – definitywnie tego próbowała, ale po prostu Arari nie miała takiej mocy. Czy chciała się dorwać do cudów zupełnie jak ten chłopak z targu. Raczej prędzej w jej głowie było włożenie jakichś miłych prezencików, które Kapeluszniczka mogłaby znajdywać przypadkiem, gdy czegoś szukała.
Zrobiła niezwykle zmartwioną minę na podrzędne aktorstwo Lori. Była w pełni przekonana.
Będzie prawdziwym liderem drużyny? Już miała tego przedsmak w miasteczku Snowflake, gdy została zapytana co robić. Teraz jednak wyglądało na to, że będzie decydować od początku wyprawy do końca! Katusze koleżanki było straszne, ale idea decydowania, kiedy jest pora na ciastka intrygująca.
- Niech doktur da coś na ból… - poprosiła. Mimo wszystko jej empatia nie mogła znieść cierpienia bliskiej osoby, a Sakhim jakoś sam z siebie nie reagował. Co on, głuchy?
- Obiecuje męczyć tylko w najgłębszej potrzebie! – czyli prawdopodobnie często, ale była to już jakaś deklaracja. Zaczęła w głowie snuć plan wydarzeń, co będzie im potrzebne, ile czasu im to zajmie. Miała trochę mało informacji.
Nawet jeśli nie była tego świadoma, Arariel z każdą chwilą dorastała coraz bardziej, ewoluowała, usamodzielniała się. Na samym początku traktowała Lorianne jak istne bóstwo, teraz była w stanie czasem kwestionować autorytet, niedawno nawet się naśmiewała z koleżanki, obgadując ją do kota. Oczywiście ciemnowłosa była przy tym, ale to i tak duży krok. Dni, w których będą podróżować jako partnerzy na równi zamiast podopiecznej i niańki zbliżały się powoli.
- Bym go trzymała blisko siebie, na ramieniu albo głowie. Zresztą doktur umie leczyć jelcie. – bełkotała po cichu pod nosem, niezadowolona z twardej odmowy. Szybko jednak zaakceptowała słowa Zjawy Deserowej. Ciemnowłosa była dobrym wojownikiem, a w jakim stanie wylądowała. Przez chwilę trzymała ją na rękach i była przy całym procesie rekonwalescencji.
- Ehh.. no mogę ciężko znieść widok czegoś takiego znowu… - przyznała w końcu. Niby Sakhim ją zapewniał, że od pewnego momentu powinno być wszystko w porządku, ale ciągle się martwiła i spała płytko z nerwów.
- Tak! – odparła zadowolona w tym samym momencie, w którym Lori oznajmiała „Zdecydowanie odmawiam”. Zrobiła kwaśną minę, czy naprawdę jej przyjaciółka nie chciała wyglądać jak kot? Przecież one były takie słodkie. Gdyby to tak połączyć, to byłaby najsłodszym kotem na świecie.
- Naprawdę? No weeź, ja już myślałam, że zostaniesz jednym z nich, przygotowałam nawet obrazek, jak będziesz wyglądać! – na te słowa wyskoczyła do korytarza, by odnaleźć dzieło.
- Poleciłbym jeszcze zostać na trochę, zwłaszcza na tę noc. Panienka Arariel powinna przespać się wreszcie w normalnym łóżku, bo nie chciała wcześniej stąd wychodzić w nocy. – wykorzystał okazję Opętaniec. Pomieszczenie było małe, nawet ciężko byłoby zmieścić porządnie śpiwór na podłodze. Musiała widocznie spać na krześle. Po tych słowach mężczyzna wyszedł, a malarka wróciła z naciągniętym płótnem.
- Pacz, jakie masz ładne uszki i ogon. – trzymała przed nią malunek. Był narysowany bardzo abstrakcyjnym stylem, głównie przy użyciu czerwieni i pomarańczy, oraz bieli płótna.
Odłożyła przedmiot pod ścianą, by był widoczny w całej swojej okazałości.
- Idę po zupę, bo widziałam, że już odgrzana, gotowa. – wróciła szybko z pełną miską. Usiadła na krawędzi łóżka. Napełniła łyżkę parującym bulionem, byleby jeszcze złapać nieco makaronu i kawałek warzywka, po czym przystawiła ją dziewczynie do ust.
- Powiedz Ammm, leci aeroplan! – mówiła niczym jak wcześniej do kotka. Twarz miała roześmianą, bawiła się przednio. To ciekawe złożenie losu, jeśli naprawdę Lori miała coś wspólnego z samolotami, w poprzednim życiu.

Dzień się chylił ku końcowi. Medyk podał później jeszcze jakieś leki i ponownie sprawdził stan pacjentki. Gdy Kapeluszniczka była już nakarmiona i napojona, Arariel mogła wreszcie się umyć i spocząć. Zgodziła się więc przespać w pokoju obok. Liczyła tylko na to, że zła istota znów się nie pojawi. Kolejne dni miały przynieść niezwykłe przygody!

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Radosnemu szczebiotaniu Arariel nie było końca, a Lorianne powoli odzyskiwała typowy dla siebie stan spokojnej pewności siebie. Wypełniła luki w informacjach, zaplanowała kolejne kroki - choć w bardzo ogólny sposób, skoro losy wyprawy zdecydowała się powierzyć w ręce koleżanki. Zaiste, dziecko. Jasnowłosa nie speszyła się, nie próbowała wycofać albo wykręcać brakiem doświadczenia, wyobraźnia nie podsuwała jej obrazów niepowodzenia. Godziła się na podjęcie misji z podniesioną głową i odwagą, choć brakowało jej umiejętności, którym mogłaby zaufać. Taka naiwna, taka dzielna.
Należało bardzo uważać, by jej nie zepsuć.
- Jak już nauczysz się walczyć, pomyślimy o zwierzęcym towarzyszu dla ciebie. - obiecała, marchewka-zachętka póki co naprawdę świetnie działała na Arari.
Póki co wszystko wskazywało na to, że to ona, Lori, zostanie drużynowym zwierzaczkiem. Porastanie futrem drażniło jej poczucie estetyki, a perspektywa obrośnięcia nim w całości sprawiała, że mimowolnie zaciskała dłonie w pięści. Nie ma mowy. Nie w tym życiu! Obrazek malarki normalnie spotkałby się pewnie z cieplejszym przyjęciem, no ale tak psuć dobry kapelusz uszami jakiegoś pchlarza?
- Ładny łańcuch - pochwaliła martwym głosem.
Teraz, gdy jej przyszły los został dodatkowo zwizualizowany, naprawdę miała ochotę ruszyć na wydmy choćby zaraz. Przymknęła oczy, przekonując samą siebie, że wszystko ma swój porządek i nie można ulegać niecierpliwości. Z pomocą Arariel zjadła więc zupę, a potem wymówiła się zmęczeniem i pragnieniem snu, by jasnowłosa poszła wreszcie sama odpocząć. Obie musiały odzyskać jak najwięcej sił przed nadchodzącym dniem.

Nie mówiąc nic koleżance, wymknęła się na chwilę z lecznicy i udała do noclegowni, w której kilka nocy temu wcześniej stoczyły swój bój. Łańcuch nie wisiał już w miejscu, w którym go zostawiła - niestety. Nie oczekiwała jednak, że pójdzie tak łatwo. Rozpytała pracowników i dowiedziała się, że faktycznie mieli go u siebie, choć zdjęcie go ze słupa stanowiło nie lada wyzwanie. Ostatecznie Kapeluszniczka zmuszona była "odkupić" od nich przedmiot, szczęśliwie płacąc o wiele mniej, niż gdyby miała zapłacić kowalowi za przygotowanie nowego. Łańcuchy w świadomości większości osób nie posiadały siły ofensywnej, to po prostu narzędzie, nawet jeśli po obu stronach dyndają dziwne szpikulce. Wróciła do lecznicy z poczuciem, że wszystko układa się jak należy.

Do świtu wciąż jeszcze pozostało sporo czasu, kiedy Lorianne nacisnęła na klamkę pokoiku, w którym miała wypoczywać Senna Zjawa. "Miała" - bo według sensora ciemnowłosej, we wnętrzu nie było nikogo. Coś tam kojarzyła wprawdzie o tej rasie i ich dziwnych metodach "śnienia", ale wrażenie i tak było nieprzyjemne. Chyba nie poszła nigdzie, kiedy Kapeluszniczka spała? Nie mając nic lepszego do roboty, podniosła księgę frazeologizmów i zaczęła przerzucać kartki, wodząc wzrokiem w poszukiwaniu haseł, których jeszcze nie znała. Na głowie miała swój kapelusz, a w nim wszystko spakowane w przygotowaniu do podróży, z miotłą i łańcuchem włącznie. Na swojej prostej sukience miała dodatkowo obszerną chustę w barwie jasnego beżu - gdy już znajdą się na otwartej pustyni, to ona będzie chronić dziewczynę przed palącym słońcem.
Podobna, bladobłękitna, przygotowana była dla Arariel. Tylko gdzie ona się włóczyła...?

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Obietnica towarzysza była szczególnie energetyzująca i motywująca. Jak on będzie wyglądać? Będzie mogła wybrać? Do giga psa mogłaby się przytulić i wręcz spać na nim. Delfin piękny, choć ciężko byłoby się opiekować. Idealnym byłoby coś ze skrzydłami, mogłyby wtedy razem podróżować w powietrzu i nie przejmować się ograniczeniami miotły. Gryf albo pegaz jak nic.
- A wiesz, że jest takie zwierze jak Kukang i ono jest z rodziny LORIsowatych, może jesteście spokrewnieni? – zaczęła się śmiać, stopniowo coraz bardziej, nie mogąc się w pewnym momencie kontrolować. Żart był niskiego sortu, ale ze swojego, to jak rżała jak głupi do sera. Gdy przeglądała książkę, to nie mogła uwierzyć w to, co czyta. Takie podobieństwo imion? Niby pochodzili od małp, ale czemu by niektórzy nie od Kukangów? Też jakieś takie małpowate były.
Kwestia nauki walki. Miecz był bronią najbardziej klasyczną, główną spotykaną w jej opowieściach. Chciała być jak taki prawdziwy rycerz. Ehh, powinna poświęcać na to więcej czasu, a nie tylko malować w wolnych chwilach.
Uśmiechnęła się na skromną pochwałę części obrazu. W zasadzie Lori była jedną z nowo poznanych osób, której pokazywała swoje dzieła. Sakim oczywiście był ciekawy i chciał zobaczyć, ale za każdym razem, gdy wchodził do sali, to zasłaniała sztalugę ciałem z piskiem. Większość czasu obraz był przykryty.
Nadszedł w końcu czas snu. Arariel ukradła Mruczka do łóżka, nie tolerując żadnego sprzeciwu, choć ten szybko zbiegł, gdy odpłynęła w sen i nie była już go w stanie trzymać.

Śnił się jej przystojny naukowiec. Wysoki, blondyn w okularach, miał takie niesamowicie jasne oczy, zupełnie jak niebo. Miał taki ogromny słój na ciasteczka, jednak w środku nie było żadnych ciasteczek, tylko falująca galaretka. Wyglądał na bardzo zadowolonego, może bardzo lubił to jeść i mu ślinka ciekła? Takie zapasy kiślu i innych cudów, to dobre marzenie!

Zmaterializowała się na łóżku, nad swoim kocykiem. Była dość rozwalona i rozkraczona, w niegodziwej pozycji, ale dzięki noszeniu nocnych spodni i koszuli nie przynosiło to problemów. Zdecydowanie jeszcze spała, spokojna nieco rozmarzona mina i stabilny oddech.
Coś ją nagle zbudziło.
- Jeszcze pięć minutek… - zareagowała, otwierając powoli ślepia i dopiero orientując się w sytuacji. Wyglądało na to, że Lori trochę już tu stoi, miała otwartą książkę i ją przeglądała, na dodatek była w pełni ubrana.
Czy to już pora na przygodę? Nie było jednak na zewnątrz jeszcze ciemno? Jeszcze chętnie by pospała.
- Mogłaś mnie zbudzić wcześniej… - doznała nieprzyjemnego uczucia, na myśl, że ktoś ją obserwuje podczas snu. Zaczęła się leniwie zwlekać, by powoli zacząć przygotowania do dnia.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Szczęśliwie Arariel nie kazała na siebie długo czekać. Zmaterializowała się na łóżku, wyraźnie jeszcze pochłonięta snem, tak jakby ciało wracało pierwsze, przed świadomością. Ciekawe. Niewiele myśląc, Lorianne sięgnęła dłonią i uszczypnęła dziewczynę w policzek - bardzo była ciekawa, czy na tym etapie czuła własne ciało, czy był to moment rozłączenia.
- Działa... - skonstatowała z zadowoleniem, kiedy jasnowłosa niechętnie zaczęła się budzić.
Zbudzić wcześniej...? Uśmiechnęła się krzywo, Arariel chyba nie sądziła, że Lorka była w stanie za nią biegać po snach? Znając ją, mogła faktycznie wyobrażać sobie, że wszyscy potrafią to co ona.
Dała dziewczynie chwilę na zorientowaniu się w sytuacji, podczas gdy sama odłożyła na miejsce książkę. Na niewielkiej szafce nocnej stała lampka, z którą przyszła wcześniej Lori, ukryty za szkłem płomień drżał, rozświetlając pomieszczenie. Kapeluszniczka poklepała złożoną w kostkę chustę, którą poprzedniego dnia zdobyła dla towarzyszki.
- Dla ciebie, przyda się na otwartej pustyni. Im wcześniej wyruszymy, tym lepiej, ciężko będzie wędrować w pełnym słońcu. - jeśli dobrze wyliczyła, będą w stanie obejrzeć wschód słońca zaraz po wyjściu z miasta - Ale poza tym nie poczyniłam większych przygotowań. Jest coś, co chciałabyś jeszcze zdobyć, zanim wyruszymy....?
Jeśli Arariel poszła się ochlapać i ubrać, ciemnowłosa poczekała spokojnie w jej pokoju, popijając herbatkę. Wypadało zjeść solidne śniadanie, ale nie chciała myszkować w kuchni Sakhima - lepiej po prostu kupić coś na nocnym targu, z pewnością wciąż jeszcze dało się znaleźć otwarte sklepiki. Temperatura na zewnątrz znacząco spadła, dopiero po wschodzie słońca miała zacząć ponownie rosnąć, aż do nieludzkich wartości - ot, paradoks pustyni. Nadal jednak było lepiej niż podczas podróży przez las czterech pór roku, kiedy to przypadkiem zbyt szybko przemaszerowały z lata w zimę.

Składniki do zdobycia:

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
- Pożegnałaś się z Panem Mruczkiem już?
Tak… Zdecydowanie jej umysł pojawiał się później i nie był jeszcze w pełni sprawny. Przez nieświadome nocne eskapady, zazwyczaj wymagała dłuższego snu niż normalne osoby, toteż ciężko było się pożegnać z miękkim łóżkiem i jego wciągającymi mackami.
- Niee możemy po prostu zamknąć pustyni? – ziewnęła, wstając w końcu. To przecież logiczne i zresztą wygodniejsze rozwiązanie, po co wchodzić do otwartej i się zasłaniać. Przyjrzała się chustce. Schyliła się do swojej torby i zaczęła formować stosik rzeczy do ubrania.
- Idę się ogarnąć… - powiedziała zaspana, biorąc rzeczy w ręce i kierując się w stronę łazienki. Potrzebowała odświeżenia i czasu, żeby umysł wrócił do swojej naturalnej niskiej sprawności. Szybko się przemyła i po chwili już była przebrana i przymierzała na różne sposoby chustkę. Wróciła do koleżanki. Wrzuciła wszystkie swoje rzeczy do torby BIS.
- Czas na podbój świata! Czego jeszcze potrzebujemy? Hmm… - zaczęła się zastanawiać. Pożyczyły od Sakhima klatkę na skorpiona, ale jeszcze kilka rzeczy by się przydało.
- Trzeba kupić porządną siatkę na owady. Jakaś przynęta? Pewnie słodycze wystarczą, kto by się oparł. – a mieli ich pod dostatkiem, dzięki wspaniałości Lorianne.
Pożegnały się z wszystkimi chętnymi i wyszły na zewnątrz, jeszcze można było poczuć przyjemny chłód. Udało im się znaleźć i kupić nadmiarowo dużą siatkę, ale idealnie mogła się zmieścić przez rondo kapelusza. Pora była jednak coś zjeść, by nabrać siły na podróż.
- Sakhim mówił, że są dobre grillowane rybki, tylko wystarczy się pogłaskać za uchem. – przez kilka dni jak ciemnowłosa dochodziła do siebie, to zdążyła usłyszeć trochę o mieście, oraz miejscach wartych odwiedzenia. No i najlepsze skróty!
Po wykonaniu znaku ukazał się obok budyneczek, bez przedniej ściany, dzięki czemu był pełny przewiew. W wejściu stały stoliki i krzesła, głównymi klientami, jak i obsługującymi byli oczywiście dachowcy. Zajęły miejsce, szybko przybiegła do nich młoda kelnerka. Krótkie rude włosy, kocie uszy i ogon i czarno biały fartuszek.
- Danie dnia i piwa karczmarzu! – zasadniczo ani to karczma, ani karczmarz, ani w ogóle mężczyzna, ale tak długo się zbierałaby wypowiedzieć te słowa, że nie mogła się powstrzymać.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Kiedy Arariel niespodziewanie zażądała piwa, Lorka była w zasadzie pewna, że się przesłyszała. Co prawda nie wspominała jeszcze o tym głośno, ale jasnowłosa w jej opinii była dzieciaczkiem, takim maluszkiem, co jeszcze mleko matki miał pod nosem. Pomysł wypicia alkoholu przed misją również wydawał jej się nietrafiony - wprawdzie to tylko jedna szklana (na razie), ale kto wie, ile jasnowłosa potrzebowała by się ululać?
Nie wspominając już o tym, że po wypiciu piwka będzie musiała odejść na stronę raz, drugi i trzeci, a to w upale momentalnie doprowadzić może do odwodnienia. Ha, ciekawie się zapowiadało.
- Dla mnie danie dnia i woda - poprosiła, podchodząc do stołka sąsiadującego z tym, na którym usadziła się Arariel.
Tyle dobrego, że kramik z rybkami kusił wspaniałym zapachem, od którego aż ślinka zaczęła się zbierać pod językiem. Oprzytomnienie przyszło nagle i Kapeluszniczka zamarła, nie kwapiąc się do już zajęcia stołka obok Abstrakcji.
Do tej pory reagowała w ten sposób wyłącznie na ciastka.  
Zmarszczyła nos, spoglądając w stronę pieczonych się na widoku rybek. Ich zapach naprawdę wydawał się zniewalający, obiecywał delikatne, mięciutkie mięsko, które rozpłynie się w ustach przy każdym kęsie. Czyżby Sakhim nie żartował, mówiąc, że czeka ją przemiana w Dachowca?  
Opadła na stołek z dość nieobecnym spojrzeniem.
- Nie możesz siatki narysować? - zainteresowała się Lorianne, która wprawdzie była w stanie wydać jeszcze parę srebrnych monet, ale granice mocy jasnowłosej nadal pozostawały dla niej zagadką.
Klatkę dostały od Sakhima, więc nie było najgorzej. Ważki jakoś się połapie. Kapeluszniczka wątpiła co prawda, by skorpion połasił się na herbatniki i eklerki, zawsze jednak można było zaprezentować mu żywą przynętę. Arariel z dziwnym entuzjazmem czekała na swoje zamówienie, nie było co psuć jej nastroju. Właściwie to nawet zrozumiałe, wreszcie mogły kontynuować przygodę, był cel do osiągnięcia i problem do rozwiązania. Lorianne także czuła się z tym dobrze, nawet pomimo kociego futra porastającego jej brzuch.
A skoro mowa o kotach, czy nie zaczęły się przesadnie mieszać z Dachowcową społecznością? Wszystkie wskazane przez Sakhima miejscówki prowadziły do punktów oblężonych przez tę rasę, kocie uszka były wszędzie. Futro, futro, futro... Lorka wyciągnęła z czapki notes i dyskretnie zapisała coś na karcie papieru, po czym pokazała ją koleżance w taki sposób, by tylko ona mogła przeczytać krótkie ostrzeżenie.
Pilnuj dobrze swoich rzeczy, tutejsi mają lepkie rączki, a my nie jesteśmy jednymi z nich.
Wiedziała, że gdyby były Dachowcami, nie musiałyby się tym za bardzo przejmować. Swoich nie powinni ruszać. One jednak "swoje" nie były, nawet jeśli Lorianne porastała futrem i dostawała ślinotoku na sam zapach grillowanej ryby. Ledwie też zdołała zamknąć notes, ktoś zbliżył się do nich od pleców i zarzucił poufale ręce na ich ramiona, obejmując obie jednocześnie. Młodzieniec, ewidentnie dachowiec, białowłosy i czerwonooki, odziany w sposób kojarzący się z awanturnikiem. Ewidentnie za nic sobie mając takie głupstwa jak "strefa osobista" wcisnął się między nie, choć w taki sposób, by nie zasłaniać im siebie nawzajem. Dla osoby z zewnątrz musieli wyglądać jak trójka dobrych przyjaciół.
- Na rany wielkiego kocura, całe wieki was nie widziałem! Jak ja się cieszę, że z wami wszystko w porządku! - zawołał z entuzjazmem i głębokim poruszeniem, twarz promieniała wręcz szczerą i zaraźliwą radością - Tęskniłem!
Lorianne obróciła ku niemu pytające spojrzenie, nie wyrywała się jednak ani nie krzywiła. Wiedziała, że wszystko miała bezpieczne w kapeluszu, ale ten nie nadawał się na łup. Kapeluszniczy po prostu nie byli ulubieńcami złodziei. Czyżby upatrzył sobie więc Arariel? A może naprawdę się kiedyś spotkali, tylko zapomniała...?
Eee, nie ma mowy, zapamiętałaby. Miał zbyt dużo charakteru w oczach, ewidentnie należał do osób, których się nie zapominało.

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Arari, wyobrażała sobie te dziesiątki talerzy i wypitych kufli, które w siebie wciśnie, jednak przeceniała rozmiar swojego żołądka. Dostała wreszcie wymarzony napój, był idealnie schłodzony, na ściankach skraplała się woda. To miała być ta podróżnicza ambrozja. Legendarny trunek, spożywany przez każdego pełnowartościowego poszukiwacza przygód. Ciekawe co było w nim takiego specjalnego? Powąchała, nie było zachęcające, ale są takie rzeczy, które dobrze smakują mimo tego.
Wzięła łyk.
Ugh… toż to gorzkie. Aż się jej zrobiło niedobrze. Czy to się czasem nie zepsuło? Nie pomylili się przy podawaniu jej? Może cukru nie dosypali? Nigdzie cukierniczki nie było jednak widać. Wyobrażała sobie najsłodszy miód, który napełniał energią na kolejne dni, a dostała co? Jakaś zupę z chwastów. Czy Lori widziała tę wtopę? Ona pewnie jako włóczykij nie raz to piła. Abstrakcja nie mogła znieść tego smaku. Dyskretnie wyciągnęła notes. Przesunęła piwo, by zasłonić je za doniczką.
- Ale ładnie tu, la, la la! – chciała dać sobie jakiś pretekst do malowania, choć w jej głosie można było wyczuć sztuczność i fałszywość bijącą na kilometry. Szybko wmalowała farbkami zawartość kufla w obrazek.
- Ale dobreee, takie nie za gorzkie! – zawołała hucznie podnosząc nagle pusty pojemnik. – To poproszę teraz… yyy… wody. – postanowiła naśladować koleżankę. Co za intryga, co za intryga! Mogła teraz spokojnie przystąpić do jedzenia. Jakie to pyszności były, ryba rozpływała się w ustach, bogata paleta smaków i przypraw. Aż zamruczała znów, zaciskając powieki. Była tu naprawdę miła lokalna atmosfera. Rozchodzące się różne zapachy i szczęśliwy klienci.
- Mogę namalować, ale może się przydać w przyszłości taka duża i mocna. Może będziemy łapać smocze pisklęta? – małe smoki to były pisklaki prawda? Też musiały wychodzić z jajek jak miały skrzydła.
Przeczytała ostrzeżenie. Dość szybko po tym zbliżył się do nich dachowiec, co nieco przestraszyło Abstrakcje, niczym właśnie spełniająca się przepowiednia. Ale…
Na rany wielkiego kocura.
Ten ktoś… mówił językiem jej ludu! Nadal go jednak nie znała.
- Ja wiem, że okazja czyni złodzieja, ale co komu Bóg naznaczy, złodziej nie ukradnie! – pomachała karcąco paluszkiem do nowoprzybyłego. Dzięki słowom Kapeluszniczki przejrzała jego zamiary na wylot. Co tam, że bardzo niegrzeczne było tak się do kogoś zwracać. Może nawet w tym wypadku rasistowskie.
Poklepała wszystkie rzeczy sprawdzając, czy czegoś jej nie brakuje.
- Ja tydzień temu wyszłam z domu, to pomówienie, żadne wieki! – ile musiałaby mieć lat, chwila, to był kolejny związek frazeologiczny. To był naprawdę czarodziej słów! Czemu jednak musi być zły?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Po tym jak już upiła pierwszy łyk, mina Arariel była po prostu bezcenna. Lorianne parsknęła cicho, zupełnie nieprzygotowana na taki widok. Dopiero teraz dotarło do niej, że musiała to być pierwsza przygoda Zjawy z alkoholem - choć diabli jedni wiedzieli, czemu wymyśliła sobie piwo akurat teraz. Świętowanie ozdrowienia Kapeluszniczki? A może po prostu naczytała się w książkach, że poszukiwacze przygód raczyli się tym trunkiem przy każdej okazji? Skwaszona buźka, skrzywdzone spojrzenie i te ręce z kuflem, które zdawały się nie wiedzieć, czy powinny teraz odsunąć od siebie napój jak najdalej, czy po prostu wylać złotą zawartość za plecy.
Lorianne patrzyła z postępującym wciąż rozbawieniem, jak Abstrakcja wyciąga swój szkicownik i wmalowywuje alkohol do środka.
- Ale musiałaś być spragniona, osuszyłaś ten kufel w mgnieniu oka! Skoro takie dobre, weź jeszcze jedno. - skinęła na pracownika, by podał Arariel kolejne piwo - Na zdrowie!
Oczywiście udawała, że nie dostrzegła sztuczki malarki. W spokoju delektowała się zawartością własnego talerza. Kto by pomyślał, że ryba może być tak pyszna? Na tym etapie naprawdę nie potrafiła już powiedzieć, czy winna była transformacja w kota. Może po prostu trafiły na boga grilla? Z pewnością wolałaby, żeby druga opcja była tą prawdziwą, choć zdawała sobie sprawę, że szansa była niewielka. Lokalik był zbyt malutki i tani.
- Smocze pisklęta? - Kapeluszniczka nie była z tych, co mówią "nie" przygodzie - Może być, ale wtedy siatka będzie najmniejszym problemem. Słyszałam, że smoczyce są bardzo niezadowolone, gdy ktoś wykrada ich dzieci.
I co Arariel by chciała z takim smoczątkiem zrobić, sprzedać? Przypomniała sobie Pana Mruczka i porzuciła tę wizję. Nie, pewnie wychować. A potem zostać smoczym jeźdźcem czy innym dziwadłem, żywcem wyjętym z książek dla ludzi o zbyt dużej wyobraźni.
Dachowiec nie przejął się słowami Arariel, być może nawet przyzwyczajony był do takich rasistowskich uprzedzeń. Uśmiechał się nadal przyjaźnie, emanując szczęściem.
- Dokładnie, dokładnie, tak właśnie jest! - zgodził się z Arariel ochoczo - Chyba was nie przestraszyłem?
W kieszeniach i torbie Arariel wszystko zdawało się być na miejscu. Dachowiec przyglądał się tym zabiegom z rozbawieniem, wciąż zachwycony spotkaniem.
- Być może, ale już się bałem, że nie uda mi się was ponownie zobaczyć. Uratowałyście mi życie! - zawołał, wtulając się nawet ciaśniej, choć wcześniej wydawało się to niemożliwe - Gdy byłem głodny i bez sił, by iść dalej, przyniosłyście mi ocalenie. Nigdy tego nie zapomnę.
Wreszcie wypuścił obie dziewczyny z objęć i stanął o krok za nimi. Zarumienił się lekko, a uśmiech na jego twarzy wydawał się teraz z lekka nieśmiały. Podrapał się po karku z zakłopotaniem.
- Choć chyba się zapędziłem. W końcu pamiętać mnie możecie wyłącznie w takiej formie
Transformacja była momentalna, choć osobie nieprzyzwyczajonej mogła zepsuć apetyt. Kończyny i tułów chłopaka skurczyły się gwałtownie, twarz nabrała przerażających rysów, a całość obrosła futrem. W mgnieniu oka jednak karykatura przeobraziła się w słodkiego kotka o brązowym futerku w ciemne prążki. Miauknął szczęśliwie, po czym zaczął ocierać się o nogę Arariel, mrucząc niczym traktor. Nawet w tej formie okazywał swoją sympatię.
Lorianne spojrzała na koleżankę pytająco.
- Ile kotów głaskałaś, kiedy byłam nieprzytomna?

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Arariel była tak zaaferowana piwem i własnym wstydem, że nie była świadoma, że jest obserwowana. Zresztą, beznadziejny z niej agent, nic nie umiała ukryć, nawet jeśli myślała, że zasłania wszystko patyczkowatą ręką. Była pewna pomyślnego przebiegu misji, gdy nagle pojawiły się komplikacje. Działała zbyt pochopnie i szybko, dając do zrozumienia Lorianne, że malarka jest bardzo spragnionym poszukiwaczem przygód i potrzebuje jeszcze trochę ambrozji. Co teraz? Wyleje do doniczki? To capiło tak niemiłosiernie, że łatwo ktoś pozna. Szkoda zatruwać zresztą piękny kwiatek, od tej goryczy skona tak samo, jak ona. Wypić duszkiem i ryzykować zwijaniem się jelci? Nie chciała znowu nadwyrężać Sakhima i tak miały już dług do spłacenia. Zaczęła nerwowo oglądać się po okolicy, szukając odpowiedniej skrytki.
- Czemu są niezadowolone? Przecież nie będziemy chcieli ich skrzywdzić. – jeśli miały dobre zamiary, to w czym problem? Ponoć niektóre umiały gadać, więc i myśleć pewnie też.
- Jak będą złe, to trzeba usiec! – i tu objawia się amoralność wychowania na odludziu. Smoki były zazwyczaj odczłowieczane w historiach, traktowane jako stopień do przejścia, by stać się bohaterem. Zazwyczaj miały dużo na sumieniu i szkodziły wszystkim wokół albo były zbytnio pazerne. Zabicie matki i zabranie jej dzieci. Chyba nawet tego nie przemyślała, zanim to wyrzuciła. Te dwa zdania, które wypowiedziała, brzmiały dość sprzecznie, choć to nie pierwszy raz.
Latanie na smoku samo w sobie brzmiało epicko. Nie miałaby co zazdrościć wtedy takiej malutkiej miotły. Jeszcze jakby zionął ogniem!

- Ja się przestraszyłam – odpowiedziała szczerze. Wydarzyło się to tak nagle i tak blisko pisemnej uwagi Kapeluszniczki, że było niepokojące.
Mężczyzna zaczął opowiadać historię, a Arariel coraz bardziej coś lśniło w głowie, jednak czegoś brakowało, jakby na końcu języka. Dopiero gdy się przemienił w kota, to była pewna, że go nie pamięta.
- Yyy, możesz się nazywać Hefajstos! – zawołała. Wyszła kolejna sprawa, niech nigdy Senna Zjawa nie nadaje imion. Mruczek to była nazwa nadana przez Sakhima, więc była sensowna i w porządku, ale gdy ją porywała wyobraźnia, to szła za daleko.
- Mam pamięć fotograficzną Hefajtos, pamiętam wszystkie sześćdziesiąt osiem kotów, które głaskałam. Chociaż w sumie sześćdziesiąt siedem, bo Gryziświnek okazał się kretem. – jak można było pomylić te zwierzęta? Oczywiście, że znała ich dokładną liczbę. Co za problem przejrzeć wspomnienia. To musiały być bardzo pracowite dni, gdy ciemnowłosa spała.
- Nie jesteś żadnym z nich! Nawet nie tym niedoścignionym żbikiem ze szpadą i peleryną! – niepokój i zmartwienie coraz bardziej rosły. W co została wplątana? Widząc przemianę, miała nadzieje, że sobie przypomni, jednak okazało się, że wcale go nie zna. Mimo wszystko szarlatan czy nie, nie mogła się powstrzymać od pieszczot. Schyliła się do kotka i zaczęła go mocno czochrać i głaskać. Tak mruczał, to był u niej odruch bezwarunkowy. Ale nie da mu sobie wskoczyć na nogi, bo był zbyt podejrzany! Przysunęła się bliżej stolika.
- Ile sekund temu to było i czemu mówisz w liczbie mnogiej, jak Lorianne cały czas spała, więc nie mogła być przy mnie! – sprzeciw wysoki sądzie, znalazłam lukę w zeznaniach! Świadek nie jest wiarygodny!

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Pfff-! Lorianne podparła twarz na dłoni, chowając w ten sposób nieco zbyt szeroki uśmiech. Arariel wciąż jeszcze nie potrafiła skutecznie ukrywać swoich emocji, nawet jeśli podejmowała już próby dyskretnego załatwiania pewnych problemów. Jeszcze kilka dni temu otwarcie wyznałaby, że napój jej nie smakuje, może nawet wywaliłaby język na wierzch albo pobiegła zapić słodkim sokiem. Więc chciała być już postrzegana jak doświadczona awanturniczka, która potrafi wyzerować kufel piwa na jednym oddechu? Dojrzewała w oczach - takie wyjaśnienie wydawało się Lorianne bardziej prawdopodobne niż pomysł, że jasnowłosa mogła odgrywać taką karczemną scenę w swych marzeniach wciąż i wciąż, i jeszcze raz...
- Och - mruknęła Kapeluszniczka tym swoim głosem kiepskiego aktorzyny - coś mi wpadło do oka.
Pośmiać się pośmiała, nie było jednak powodu, by przesadnie Arariel torturować. Zmuszać jej od wypicia trunku też nie chciała - byłoby z tym potem sporo problemów. Trąc powiekę dała więc koleżance czas, by pozbyła się kolejnej porcji alkoholu.
- O kurcze, smokobójczyni się trafiła. A co ze smoczątkami w takim razie? Też usiec? - kiedy już jej się wydawało, że potrafiła objąć i zamknąć w pewnych ramach charakter i poziom moralności Arariel, Senna Zjawa zawsze wyskakiwała z czymś zupełnie nowym - Można potem oddać zwłoki na magiczne składniki jakiemuś adeptowi alchemii, same korzyści.
Porywać smocze dzieci i mordować ich matki, i to nie mając ku temu absolutnie żadnego powodu! Uśmiech nie schodził z twarzy Kapeluszniczki. Sama nie miała nic do smoków, najwyraźniej jednak Arariel w jakiś sposób podpadły. Biedne gadzinki, co takiego mogły uczynić, by zasłużyć na tak surowy osąd zazwyczaj pełnej miłości do wszystkiego malarki? To ona przecież chciała pokonywać potwory, zaprzyjaźniając się z nimi.
Dachowiec nazwany Hefajstosem miauknął niewinnie, kiedy jasnowłosa wyraziła wszystkie swoje wątpliwości. Nie przestawał też łasić się do niej, a jeśli postanowiła go w końcu odsunąć od siebie, zmienił swój cel i zaczął się przymilać do nóg Lorianne, wykorzystując całą potęgę swego uroku osobistego. Kapeluszniczka wciąż była niechętnie nastawiona do pchlarzy, ale ostatecznie pochyliła się i pogłaskała zwierza z zupełnie obojętną miną. Miauknął z zadowoleniem i wskoczył jej na kolana, gdzie zwinął się w kulkę i kontynuował mruczenie. Wyglądało na to, że w tej formie nie był zdolny do ludzkiej mowy. Zdawał się też dość wychudzony, więc sięgnęła do talerza i dała mu kawałek rybki. Zajadał tak szybko, jakby nie jadł niczego od miesiąca.
- Arariel, w niektórych kulturach mówi się, że jesteś odpowiedzialna za to, co nazwiesz. Chyba nie chcesz się nim opiekować...? - spojrzała na koleżankę z rozbawieniem, jeszcze chwilę temu ostrzegała ją przed obcymi, a ta już nadała nowemu znajomemu imię.

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Arariel snuła już wielokrokowe plany, które mogłaby przedsięwziąć, by pozbyć się piwa. Znaleźć okazję do toastu i podczas niego wylać cały kufel przypadkowo. Ponarzekać na smak potrawy, sięgnąć po sól i w drodze powrotnej przypadkowo strącić kufel. Znalezienie ofiary oraz motywu, by podarować komuś kufel, jako nagrodę.
Nagle zauważyła, że Kapeluszniczka dłubie sobie przy oku, to znaczy, że nic nie będzie widziała. Wszystko było fair play, nawet najbardziej agresywne plany. Na miejscu z tyłu stał pusty jeszcze kufel. Sięgnęła po niego szybko, zamieniła ze swoim, po czym stuknęła nowym o blat.
- Ohohoho! Jakie dobre, ale już starczy tego piwa, bo do wieczora tak mogłabym siedzieć i pić, a przygoda się nie wykona sama, nie?! – Lori nie starała się szczególnie w swoim aktorstwie, ale i tak naiwna osoba mogła się złapać. Na drewniane słowa malarki nikt nie mógł się złapać. Wyolbrzymiała wypowiadanie słów, przeciągała je, w każdą literę wkładała nadmiar emocji, które tylko mówiły sztuczność. Nigdy nie śmiała naprawdę, a jedynie wypowiadała śmiech na głos, zupełnie jakby czytała z kartki.
- Smoczki wychować, żeby móc na nich latać oczywiście! Albo wcielić do armii, by broniły królestwa. – była mocna w gębie, ale prawdopodobnie, gdyby doszło co do czego, to dobrego smoka nigdy by nie zabiła. Brakowało jej teraz wyobraźni, jak taka sytuacja realnie mogła przebiegać.
- Magiczne mikstury i artefakty… tak! – zaświeciły się jej oczy. Przemawiała przez nią chciwość i chęć szybkiego zdobycia niesamowitych rzeczy. Życie złego smoka, który zagraża całemu królestwu, było i tak policzone, czemu nie przerobić by go na magiczne przedmioty?
Naprawdę miała uraz do smoków.

- Fałszywy jak te szlachcianki, co o nich opowiadałaś. Żadnych całusów dla takiego. Nawet się nie próbuje wytłumaczyć. A złapałam go na gorącym uczynku. – nie zamierzała go wpuszczać na własne kolana, ale wyglądało na to, że ciemnowłosa się poddała.
- Yyy… w niektórych? Ale chyba nie w tej? – zapytała zmartwiona. O niczym takim nie słyszała. Kot był ładny jak to kot, ale jakoś była zrażona do niego przez jego słowa. Jak tak z kimś żyć bez zaufania.
- Nie zna mojego, nie przejdzie przez próg drzwi… CHWILA, WŁAŚNIE MU POWIEDZIAŁAŚ! – zauważyła oburzona po fakcie. Mogłaby udawać, że to ksywka czy coś, ale nie była na tyle bystra.
- To kotem trzeba się opiekować? Same wychodzą i przychodzą kiedy chcą. Jedzą co chcą i piją co chcą. Tylko są głaskane, kiedy ja chce, haha. – zatriumfowała pod koniec, by pokazać swoją dominację. Może już było ją stać na dowodzenie bandą pchlarzy jako samica alfa.
- Komu w drogę, temu szkło w nogę. Jak Hefajstos chce, to pójdzie za nami. Może się nawet przyda, jak zna okolicę. – nie podobało się jej, że gdy przestała go przez chwilę pieścić, do od razu uciekł do Kapeluszniczki. Patrzała na niego złowrogo.
- Chodźmy. – powiedziała, odsuwając pusty talerz. Ciężko będzie mu się przymilać w drodze. Wstała, czekając na koleżankę, po czym wyszła. Poprawiła chustę na głowie.
- W stronę zachodzącego słońca! – obrała kierunek, jeśli nic ich nie zatrzymało. Chyba już niczego więcej nie potrzebowali.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Lorianne zaśmiała się już otwarcie, ocierając łzę uciekającą spod zbyt mocno przetartej powieki. Atmosfera była tak rozluźniona, jakby obie wracały już po wykonanej robocie, tymczasem wszystko dopiero przed nimi. Wędrówka przez piaski bez jasno określonego celu, potrzebne składniki mogły znaleźć się zaraz za wioską, ale mogły też czekać kilka dni drogi stąd. Wszystko zależało przede wszystkim od ich szczęścia.
- Racja. Jak wrócimy, koniecznie trzeba będzie opić nasz sukces~ - poparła koleżankę Lorianne i chociaż była Kapelusznikiem, wątpliwe, by w tej chwili miała na myśli nieprzyzwoite ilości herbaty.
Próbowała też sobie wyobrazić takie spotkanie potężnego smoka z malutką Arariel. Butne deklaracje robiły wrażenie tutaj, w budce z grillowanymi rybkami, ale w obliczu prawdziwej bestii zapewne nie zostałoby jej nic z tej determinacji i odwagi. Interesujące było jednak wspomnienie o królestwie. Co za królestwo znowu? Widocznie kolejne bajki.
- Żal mi cię rozczarować, ale nie mamy tu królestwa. Nie ma króla, cesarza ani choćby tyrana. Najwięcej władzy obecnie skupia się w dłoniach arcyksięcia... - zdawała sobie sprawę, że niepotrzebnie zaczęła wchodzić w szczegóły polityki, szybko więc postanowiła wrócić do mniej ciężkich tematów, w tej chwili Arariel nie potrzebowała szczegółowej wiedzy o tych sprawach - Z pewnością jednak znajdzie się parę prawdziwych książąt i księżniczek. Niestety, żeby móc uciąć sobie z nimi pogawędkę, musiałabyś najpierw sama stać się kimś wielkim albo ważnym.
Ktoś mógłby się oburzyć, że każda istota jest przecież ważna i nie powinna podcinać Arariel skrzydeł, to jednak nie była prawda tak długo, jak społeczeństwo posiadało ustrój feudalny. Bezpieczniej było więc przypomnienie o tym malarce od czasu do czasu. Jeśli będzie jej zależało, zacznie szukać sposobu, by podnieść swoje znaczenie w oczach tych wstrętnych hien. Albo mogła mieć wszystko głęboko w kapeluszu tak jak Lori i po prostu robić swoje, starając się nie wchodzić arystokracji w drogę. Ten świat miał przecież tyle do zaoferowania, a nawet jeśli kiedyś się znudzi, pozostawały jeszcze Szkarłatna Otchłań i Kraina Ludzi.
- W tej czyli której? W mojej, tak. W twojej? Nie wiem. W jego? Też nie wiem - kot wydał w tej chwili miauknięcie, trudno jednak stwierdzić, co miało oznaczać.
Swoją drogą, trzeba znać imię Arariel by przejść przez próg jej domostwa? O tym z kolei Lorianne usłyszała po raz pierwszy.
- Tak? - Kapeluszniczka niewinnie przekrzywiła głowę, zupełnie jakby nie miała sobie niczego do zarzucenia.
Nakarmiła Hefajstosa resztkami z talerza i wstała, odkładając go wcześniej ostrożnie na ziemię. Znów zaczął się ocierać o ich nogi, choć zdecydowanie więcej czasu spędził przy Lorianne - najwyraźniej uznał, że jest przyjaźniej nastawiona. Nie zbliżał się do torby Arariel, nie wyglądało też na to, by cokolwiek im zginęło.
- Fuj, chcesz, by twój kot jadł byle co znalezione podczas spacerów? Jeszcze się pochoruje i zdechnie. Nie byłoby ci żal Pana Mruczka? - Kapeluszniczka naprawdę doszła do wniosku, że malarka nie nadaje się do posiadania zwierzątka.
Hefajstos też miauknął z oburzeniem. Nie opuszczał ich, chociaż wyszły już na główną ulicę i kierowały się ku wyjściu z miasteczka. Człapał leciutko na tych swoich czterech łapkach, czasami wyprzedzając je, by potem siąść na tyłku i czekać, wylizując przednie łapki z kolorowego pyłu pustyni. Blask wschodzącego słońca malował niebo na czerwienią, obiecując kolejny, upalny dzień.
Spoiler:
Nikt ich nie zatrzymywał, kiedy opuszczali miejskie bramy. Pustynia wabiła pięknymi barwami i brakiem jakichkolwiek limitów - jak okiem sięgnąć, wszędzie ciągnęły się łachy kolorowego piasku. Idąc wzdłuż traktu, z pewnością dotrą w końcu do jakiejś oazy - będzie do jednak miejsce, przez które każdego dnia przetacza się sporo ludzi. Spoglądając ku horyzontowi, ciężko było dostrzec cokolwiek pozwalającego wytyczyć nowy kierunek - pofalowane wydmy oszukiwały wzrok grą światła i cienia, a co z daleka wydawało się być stertą skał, z bliska okazywało się jedynie kolejną górą piachu.
To co teraz, Arariel?

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Zaczęła się na siebie wkurzać, że doprowadziła do takiego nieporozumienia. Lori pewnie lubiła piwo, więc nie był to dla niej problem, by żłopać. Abstrakcji za to już się robiło niedobrze na samą myśl. Było jednak za późno, żeby się po prostu wycofać.
NAWARZYŁA SOBIE PIWA.
Unikać karczm, wchodzić tylko do restauracji…
Na tłumaczenie o królestwach patrzała ze zmarszczonymi brwiami i widocznym zadziwieniem. Takie informacje były szokujące. Przecież zawsze byli królowie i to wielu, skąd się więc się to brało?
- Czemu w tych wszystkich historiach są królestwa? Czy to tak kiedyś było, czy co? – nie miało to sensu. Odeszli od czegoś, co było piękne i dobre? A może były to tylko marzenia idealnego systemu, które nigdy nie zostały osiągnięte? Tyle razy wyobrażała sobie pałace, nawet ciemnowłosa wspominała o szlachcie, jak to mogło istnieć bez króla?
- I nagroda w postaci ręki księżniczki i pół królestwa poszła w piach. – westchnęła rozczarowana. Nie będzie łatwo, nikt nie posiadał takiego bogactwa, nie mógł się więc nim podzielić. Naprawdę będzie musiała ciułać bogactwo krok po kroku.
Rozumiała słowa Kapeluszniczki. Ci wyżej postawieni byli po prostu… wyżej. Tak samo, jak wielcy artyści. Nie każdy mógł się z nimi po prostu zadawać, ona sama nawet nie wiedziała jak. Trema by ją zjadła przed wymienieniem paru słów, musiała więc popracować nad swoją samoocena, a mogła to osiągnąć przez stanie się kimś.
- Upss… duża część z tych sześćdziesięciu siedmiu kotów była bezpańska, a każdy dostał imię. Lepiej, żeby tak nie było, jak mówisz, bo mi rąk nie starczy i nie będę miała czasu na malowanie. – jak można było zaspokoić głaskaniem tyle bestii naraz? Ona robiła to na raty, w różnych porach dnia, lokacjach i dniach.
Dom Arariel niestety nie był tak magiczny, ale gdzieś przeczytała, że bestie nie przejdą niezaproszone czy bez imienia. Oczywiście, gdy wpuszczała Kapeluszniczke, to totalnie o tym zapomniała, bo była tak przejęta i zauroczona, że nic złego o niej pomyśleć nie mogła.
Nie miała pojęcia, że jedzenie czegokolwiek może być jakimś zagrożeniem. Czy zwierzęta były aż tak głupie, żeby wypić przypadkowo piwo i skonać? Zjawa Deserowa chyba chciała naprawdę jej wejść na wyrzuty sumienia.
- Jak to tyle roboty i pilnowania, to nie chcem! Myślałam, że są mądrzejsze i nie jedzą kupek. – czyli jak typowe dziecko chcące zwierzaka, ale gdy dochodzi do odpowiedzialności, to nie jest to już takie przyjemne i opiekuni muszą się pupilem zajmować. Miałaby jeszcze ryzykować, że się zakocha, a najbliższy zwierzak pochoruje się z takiego powodu i odejdzie? Już wolała sobie odpuścić w takim wypadku.
- Miałaś jakieś zwierzaki u siebie? Jakie ci się najbardziej podobają? - spytała ciekawa jej doświadczeń.
Ten Hefajstos ciągle przytakiwał Kapeluszniczce i się do niej łasił. Za bardzo się asymilował, Senna Zjawa czuła coraz większe zagrożenie, jeśli chodzi o ich relację.
Przeszli przez miejską bramę na odludzie. Wzięła głębszy wdech powietrza wolnego od zgiełku i miasteczkowych zapachów. Naprawdę lubiła tę ludność i czuła z nimi więź, ale nadal czuła przyzwyczajenie do pustelniczych widoków ogromu pustyni. Było tu o wiele ciszej i łatwiej się myślało. Zresztą ten widok, zapierał w piersiach. Piękny kolor nieba na tle wydm. Zatrzymała się na chwilę by po podziwiać.
- Jeśli nie jesteś na siłach, to pożycz miotłę. Przydałoby się rozejrzeć, żeby jakiś kierunek obrać. – chętnie szłaby dalej w kierunku słońca, ale miała świadomość, że będzie to mało efektywne. Gdyby szły w kierunku przeznaczenia to co innego, ale jak miały przeczesać okolicę w poszukiwaniach…
Gdy ją dostała, wzniosła się powoli w górę. Coraz lepiej wychodziła jej kontrola, Lori nie musiała już czyhać na każdym kroku z telekinezą, by malarka nie rozbiła sobie głowy.
Po rozejrzeniu się zleciała, oddając pojazd.
- Hmm… nic ciekawego w okolicy. – czego mogła się spodziewać oprócz gór piasku. – Ale widziałam jakiś ciemny punkt w oddali, może coś tam być! – powiedziała, obierając ów kierunek.
Dla zabicia nudy zaczęła myśleć nad jakąś zabawą.
- Co widzę? – zapytała, starając się przechylić głowę i wzrok, by odpowiedź nie była zbyt banalna.



Ostatnio zmieniony przez Arariel dnia Czw 27 Sie - 0:05, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach