#1 Pierwszy kontakt, spotkanie ojca i córki.

Shadow Mistress
Gif :
#1 Pierwszy kontakt, spotkanie ojca i córki. 5PUjt0u
Godność :
Morgaine Calypso Blackburn
Wiek :
175 lat
Rasa :
Lunatyczka
Wzrost / Waga :
185 wzorstu & 68 wagi
Znaki szczególne :
Czarne włosy, czerwone oczka, mleczna karnacja, blizna na lewej stronie pleców, na prawym udzie, lewej goleni, podbrzuszu, lewym barku.
Pod ręką :
Czarna torebka z złotymi klamrami - Szklanka buteleczka z kokainą, plastikowa karta, drewniano metalowa składana fajka z niewielkim cybuchem, zapalniczka, woreczek z wymieszanym zmielonym zielonym ziołem oraz tytoniem, kluczyki od mieszkań, butelka koksowej wody, portfel z dolarami, sakwa z złotymi monetami, flakonik różanych perfum.
Zawód :
Wyjęta spod prawa gangsterka.
Stan zdrowia :
Zdrowiutka jak definicja młodości.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t754-shadow-mistress#9235 https://spectrofobia.forumpolish.com/t770-pamietnik-morgany#9392
Shadow MistressNieaktywny
~ VAL'RAKH ORAZ SHADOW MISTRESS ~
~ TYTUŁ OPOWIADANIA TO "PIERWSZY KONTAKT. ZEJŚCIE OJCA I CÓRKI" ~
~ NARRACJA FABUŁY: WSPÓLNA ~
~ CZAS AKCJI: DWA LATA TEMU ~
Miałam na sobie suknia wieczorowa, czarnego odcieniu, fasonu azjatyckiego. Podjechaliśmy z Brudnym Joe pod strzeżoną bramę, ja na siedzeniu pasażera przez uchyloną szybę zwróciłam się do młodego strażnika, w uniformie - Apartament 66, otwórz kochasiu - Ton głosu był definitywnie wypowiedziany jedną, stanowczą i zdecydowaną tonacją, pełną opanowania. Brama się otworzyła, Kliknął pilotem,  przyczepionym do paska, brama się rozwarła przed nami. Joe przycisnął i wjechaliśmy naszą niebieską subaryną. Zaparkowaliśmy na parkingu pod klatką, nikogo nie było wokół, obszar przed blokiem świecił pustkami. Popatrzyłam na kumpla i rzekłam do niego, żeby rzucił mi ten towar. Wyciągnęłam plik gotówki, położyłam obok skrzyni biegów, on wyciągnął spod kurtki zapakowaną paczuszkę ze stoma gramami jednej z najlepszej amfetaminy. Uśmiechnęłam się i oblizałam języczkiem umalowane szminką wargi, mój wyraz twarzy przypominał bardziej jadowitego węża, który czuł słodziutką myszkę na śniadanie. Odebrałam woreczek od niego, schowałam pod lewą pierś, jak to zwykle miałam w zwyczaju. Nic się nie stanie jej w tym rozkosznym, milutkim ciepełku. Choć w sumie powinnam później do wsadzić do lodówki. Substancja wystawiona na powietrzu, straci swoją moc, zacznie przypominać bardziej wysuszony proszek przeciwbólowy, znikną jej właściwości. Otworzyła lusterko nad sobą, popatrzyła na makijaż, wyciągnęłam szminkę i poprawiłam wargi, paluszkiem przejechałam pod oczkami, byłam gotowa na spotkanie z ojcem. W myślach pomyślałam, co powiedziałby na taką córkę, wyjętą spod prawa, królową lodu, mroczną lejdi, która parę godzin temu z brudnym Joe, podarowała kilka dziurek od kosy, a potem podcięłam gardło z uśmiechem na twarzy, temu staremu kapusiowi. Wsadziliśmy go do bagażnika, za dużo skurwiel pierdolił na lewo i prawo, chwalił się zbytnio tam, gdzie nie trzeba, aż cała grupka miała problemy z plotkami, na londyńskich dzielnicach, że ten ktoś coś ma albo po prostu jacyś nerdzi, studenci, nagle pisali mu wiadomości tekstowe. Na szczęście, że pojawiłam się wtedy w jego mieszkaniu, żeby go spotkać. Odwiedzić stare śmieci, pogadać o Marskie i dopytać się jak się interesy mają, plus czy by ją podwiózł do ojca. Wysiedliśmy oboje, otworzyliśmy bagażnik, a tam leżało truchło starego dziadka pizdzielca. Owinięte w folię przemysłową, która nie pobrudziła tapicerki bagażnika, wpatrzyłam się w jego zimne ślepa z pogardą, zdenerwowaniem i obrzydzeniem. Szepnęłam do kolegi, żeby go poćwiartowali i zakopali za miastem, ale dość głęboko, żeby żadne dzikie zwierzęta go nie wyniuchały. Po co kopać grób na dwa metry, jak można się pomęczyć i wykopać na pięć albo sześć? I tak będzie trzeba kopać dziurę. A tak to kapusia dopiero odkryją za jakieś paręnaście lat, gdy stwierdzą, że w tym parku narodowym jednak będzie trzeba wybudować osiedle mieszkalne, ta na pewno, osiedle mieszkalne w parku narodowym.

Zamknął bagażnik, uśmiechnęłam się do niego, cmoknęłam, a potem ruszyłam w kierunku klatki, wpisałam kod do domofonu, który podał jej ojciec w liście do matki. Przywołałam windę i wsiadłam do niej. Lubiłam windy, zawsze wiozły mnie tam, gdzie trzeba. Było w nich coś diabolicznego? A jak właśnie miała zatrzymać się na piętrze, gdzie spotka samego diabła wcielonego? Z opowiadań matki był inny niż ona, lunatyczka gangsterka, można by go uznać za magiczną rasę, lecz było to bardziej skomplikowane. Czułam dreszczyk na skórze, nie ze strachu, ale bardziej szaleńczego podniecenia, czymś, co właśnie wyniknie z rozmowy z nim, spotkania i nawiązania relacji, bliższej z jej genetycznym ojcem. Pomyślałam o brudnym Joe, o tym, że mógłby w sumie mnie odebrać od ojca, później, daleko później, może nad ranem? Bo sama nie wiedziałam, ile potrwa spotkanie. Zakładałam całą noc. Joe trochę nakopie się tą łopatą, ale pewnie zadzwoni po jakiegoś ziomka, z okolic Glassville. Plus, w sumie po spróbowaniu towaru, z chęcią rzuciłabym trochę grosza, żeby substancja też dostarczała przyjemności w moim imieniu. Zrobić skromny biznes, upichcić niewielki interes. Oczywiście nieoficjalnie, po cichu, jakiś tam niewielki procent. Zyski pojawią się po miesiącu albo dwóch. Potem wszystko wymieni się na złotą biżuterię, będę mogła wtedy ją ponownie wymienić w krainie luster, na lustrzaną walutę albo zostawić biżuterię. Totalnie wypiorę te śmierdzące dochody. Zostanę nadal w cieniu, jak to preferowałam. Bogatsza o większy procent niż ten, który rzuciłam. Winda się zatrzymała, tułowiem odepchnęłam się od poręczy, trzymając torebkę przed sobą w dłoniach, skierowałam się na klatkę schodową. Eleganckie kafelki, znakomita robota. Ojczulek wybrał sobie bogate, ekskluzywne lokum. Stukałam cichym dźwiękiem obcasów po korytarzu, szukałam apartamentu o numerze 66. Znalazłam, w kilka sekund. Stanęłam na wycieraczce, poprawiłam sobie dekolt, schowałam materiał koronkowego biustonosza pod sukienkę, zadbałam o to, żeby narkotyki w paczuszce nie wyleciały spod piersi. Przeczesałam grzywkę, kosmyki po boku. Byłam gotowa. Kliknęłam raz przyciskiem, potem przerwa, drugi raz, trochę dłużej. Dudniło mi w serduszku, czułam aż na cyckach, te całe sto gramów. Pociła mi się klatka, pachy, drżały mi nogi i ramiona. Dreszcze szalonego podniecenia nie ustawały. Wyobrażałam sobie jak mój ojciec za drzwiami, stawia kroki, żeby mi otworzyć wrota. Co powie pierwsze? Hej tato? Cześć tato, kopę lat? Makabrycznie tęskniłam? Chciałam Cię zawsze poznać? A może coś wyrafinowanego? Coś w stylu "Staruszku, sorki, że tak długo, ale bawiłam się w gangstera".

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach