Gotowanie

avatar
Gif :
Gotowanie 5PUjt0u
Godność :
Ludovic Aristance Masséna
Wiek :
Wizualnie około dwudziestu lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
177 cm / 62 kg
Znaki szczególne :
Blizny po kajdanach na kostkach i nadgarstkach
Pod ręką :
Spora torba na ramię z lekami i ziołami, portfel, nóż
Broń :
Nóż
Zawód :
Alchemik
https://spectrofobia.forumpolish.com https://spectrofobia.forumpolish.com/t1096-ludo
LudoDiabelski Bibliotekarz
Gotowanie
Sob 17 Cze - 19:31
Ludo nie był do końca pewny, który dzień z rzędu spędzał w swojej pracowni. Bez reszty pochłonięty zadaniem, które miał do wykonania, ledwo zwracał uwagę na cykl dnia i nocy, o dniach tygodnia nie wspominając. Zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później będzie musiał się przespać, żeby nie ryzykować spadku koordynacji ruchów, która przy tym, co właśnie robił, była absolutnie kluczowa; raz po raz odkładał jednak ten moment w czasie, zbyt pobudzony, żeby sen mógł nadejść szybko. Nie hamował go nawet fakt, że w alchemii nie wszystko da się zrobić od ręki — niektóre procesy wymagają czasu, wielu godzin albo nawet dni, i nawet największy zapał nie zdoła tu niczego przyspieszyć. Ludo znalazł jednak sposób i na tę przeszkodę. Kiedy przy pierwszym rozpoczętym projekcie dotarł do takiego wymuszonego przestoju, po prostu zaczął równolegle pracować nad drugim, a potem nad trzecim. Obecnie miał ich sześć. Sześć silnych trucizn, z których jedna, jak obiecał swoim przyjaciołom, dokona tego, czego wielu już próbowało, ale nikomu się nie powiodło — zabije niejakiego Adama Starhemberga.

W pracowni panował półmrok, na tyle mroczny, by Ludo nie musiał się martwić o stan substancji, które należało przechowywać w chłodnym i suchym miejscu, ale nie na tyle, żeby utrudniać pracę. Ciszę urozmaicało jedynie świszczące pogwizdywanie przez zęby — coś, co Ludo zwykle podświadomie robił przy wszelkich czynnościach wymagających precyzji. Samo pomieszczenie było przestronne, poprzedzielane rozstawionymi w równych odstępach regałami i podłużnymi stołami, na których z kolei stały rozmaite przyrządy alchemiczne. Większą część jednej ze ścian zajmował wielki, obecnie wygaszony piec. W powietrzu unosił się silny, bardzo specyficzny zapach powstały z mieszaniny najróżniejszych odczynników i alkoholi, obecnie zdominowany przez mdląco słodką woń wydzielaną przez owoce bligii purpurowej, gatunku występującego wyłącznie w Krainie Luster. To właśnie na bligiach, których Ludo pozyskał zawczasu kilka palet, bazowało sześć powstających trucizn.

Ludo zakręcił zawór miedzianego destylatora i podniósł naczynie, żeby lepiej przyjrzeć się uzyskanemu produktowi. Zadowolony z wyniku oględzin, przemierzył kilka kroków, by znaleźć się przy stanowisku roboczym. Czekała go teraz  szczególnie chirurgiczna robota, bo przy proporcjach mikstur nie było miejsca na najdrobniejszy błąd. Nie spiesząc się, Ludo włożył rękawice ochronne — porządne, z tego samego kompletu, co fartuch, który miał na sobie. Prezent od brata na osiemdziesiąte urodziny. Pozostawali ze sobą w przyjaznych stosunkach, choć nie widywali się zbyt często, obaj zajęci własnymi lunatyczymi sprawami. Dawno też minęły czasy, kiedy brat składał Ludovicowi niezapowiedziane wizyty, jeśli akurat się nudził — choć nadal miał chyba zapasowe klucze do jego domu.

Ile pan sobie życzy? — Ludo mruknął do wyimaginowanego Starhemberga, biorąc do ręki szklaną pipetę. — Siedem jak nic, co? A, niech będzie osiem. Odrobina trucizny jeszcze nikogo...

Przełykając chichot, pochylił się nad kotłem i zaczął odmierzać krople.

Powrót do góry Go down





Eliot
Gif :
Gotowanie 6o4KVpA
Godność :
Eliot Wels
Wiek :
trzydzieści parę kilka coś, nie chce się przyznać do tej czwórki z przodu
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
178 cm | 79 kg
Znaki szczególne :
blizna na lewym boku, Suzuku: Generis Collare w użyciu!
Pod ręką :
papierosy, Animicus, Bezdenna Sakwa: m.in. Kosmata Brosza, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.)
Zawód :
ŚL: olaboga pisarz, z zawodu barman, w sercu na zawsze pan z warzywniaka | KL: informator/kurier informacji
https://spectrofobia.forumpolish.com/t1022-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1024-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1045-kontakt-z-eliotem#15620 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1081-eliot
EliotKolekcjoner Przypadkowych Obiektów
Re: Gotowanie
Nie 18 Cze - 19:06
Eliot, a raczej Eliotek, ileż to mogło mieć przecież lat, dziewięć, może dziesięć, kto by tam nadążył za wiekiem wszystkich dzieciaków państwa Welsów, szedł przez korytarz. Jak się znalazł wewnątrz domu swojego wujka Ludo? Może zwinął zapasowy klucz swojego ojca, może drzwi były niezamknięte, może wlazł przez okno na piętrze, po uprzednim wdrapaniu się tam przez balkon czy ścianę, kto wie. Ludo mógłby mieć most zwodzony i fosę wypełnioną po brzegi żrącymi substancjami, ale nic nie powstrzymałoby dzieciaka z misją i wypiekami na twarzy przed wdarciem się do środka, żeby pochwalić się swoimi zdobyczami. Na razie jednak szedł niepewnie, zaglądając w pokoje, szukając tego jedynego właściwego, gdzie Ludo spędzał niepokojąco dużo czasu. Nie wołał i nie krzyczał, nie przebierał nogami, chyba trochę przytłoczony samotnością, wystrojem domu i niekończącymi się regałami książek, których grzbiety zerkały na niego z wyższością. Eliotek nie przepadał za czytaniem. Dopiero za jakieś dziesięć lat zacznie się w nich zaczytywać na długie godziny, a za kolejne dziesięć sam kilka napisze. Na razie były one uznane za dość nudne o ile nie miały wystarczająco porywających rysunków w środku. Szedł też cicho, bo zdawał sobie sprawę, że najpierw wypadałoby zadzwonić dzwonkiem albo chociaż zapukać, a nie tak włazić byle jak, ale maniery usuwały się w cień w obliczu powagi sytuacji z jaką szedł do Ludo. Przy okazji Eliot zawsze był cichym, wiecznie zamyślonym dzieciakiem, aż w pewnym momencie jego matka zmartwiła się, czy wszystko z nim w porządku.

Zacisnął spocone dłonie na pasku torby, która przy każdym ruchu wydawała ciche dźwięki, ni to szeleszczące ni stukające, kilkanaście rzeczy w środku tarło i obijało się o siebie. Cokolwiek to było, musiało być niesamowicie cenne i ważne, bo Eliot zerkał co chwilę na torbę i klepał ją, żeby sprawdzić czy wszystko dalej tam jest. Wreszcie dostrzegł znajome drzwi, za którymi czaił się teren zakazany, tajemnicza nora pełna gryzących i niepokojących zapachów, granica, której nie wolno było przekraczać. Dobra, dobra, nie czas na jakieś głupie zakazy, kiedy tu się działy poważne sprawy w torbie Eliota. Przełknął ślinę, i krok za krokiem, coraz szybciej, bo będąc coraz bardziej zdenerwowanym i podekscytowanym, pod koniec już praktycznie biegnąc, pchnął drzwi i wpadł z impetem do środka, aż delikatniejsze szkło zadrżało na stołach.
- Wujku! Wujku Ludo!! - zawołał, dostrzegając go gdzieś w półmroku pomieszczenia. Zaczął się przedzierać i brnąć w gryzące powietrze, zbyt skupiony na sobie, żeby w ogóle zarejestrować co się działo w mistycznej pracowni truciciela.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Gotowanie 5PUjt0u
Godność :
Ludovic Aristance Masséna
Wiek :
Wizualnie około dwudziestu lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
177 cm / 62 kg
Znaki szczególne :
Blizny po kajdanach na kostkach i nadgarstkach
Pod ręką :
Spora torba na ramię z lekami i ziołami, portfel, nóż
Broń :
Nóż
Zawód :
Alchemik
https://spectrofobia.forumpolish.com https://spectrofobia.forumpolish.com/t1096-ludo
LudoDiabelski Bibliotekarz
Re: Gotowanie
Wto 27 Cze - 21:23
Gdyby Eliot – albo jakikolwiek inny intruz – chciał zaskoczyć Ludovica i zbliżyć się do niego niezauważonym, nie musiałby się nawet specjalnie skradać; wystarczyłoby zwyczajnie otworzyć drzwi i wejść do pracowni. Bez reszty pochłonięty pracą alchemik nie usłyszałby kroków, a zapewne nawet chrząknięcia czy kichnięcia. Każda kropla, którą w najwyższym skupieniu wpuszczał do kolby, powodowała krótkie wzburzenie przezroczystej cieczy, które następnie ustępowało bez żadnego dającego się zaobserwować gołym okiem efektu. Ludo zdawał się odmierzać nawet czas pomiędzy każdą kolejną kroplą, zerkając na leżący na stole zegarek z dewizką. Potrzeba by wystrzału z broni palnej albo pęknięcia struny w jakiejś hipotetycznej gitarze żeby zwrócić jego uwagę. Albo szczególnie zaaferowanego bratanka.

Nagły łomot i krzyk sprawiły, że Ludo wzdrygnął się jak oparzony, a szklana pipeta wyślizgnęła mu się z dłoni, brzęknęła o krawędź kolby i wpadła do środka. W połowie gotowy roztwór spienił się i zawrzał, pryskając jak rozgrzany olej z patelni, a pan domu gwałtownie obrócił się w miejscu, wodząc dookoła błędnym wzrokiem jak, nie przymierzając, rozbudzony z transu lunatyk.

Co ty tu... — zaczął, ale szybko urwał, zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie przedstawiała zaistniała sytuacja. Unoszących się w powietrzu oparów on sam już nawet nie zauważał, w końcu od urodzenia wykazywał nadzwyczaj wysoką odporność na szkodliwe substancje; nie powinny one jednak stanowić zagrożenia dla innych. O wiele większy niepokój budziły niektóre z butli i słoiczków poustawianych na regałach. Ich rozmieszczenie zawsze wydawało się Ludovicowi dobrze przemyślane i najzupełniej bezpieczne; on sam wiedział dokładnie, gdzie co się znajduje, mógłby każdą substancję odnaleźć nawet po omacku i nie było mowy o ryzyku, że przypadkiem pomyli ją z jakąś inną. Ba, wszystkie pojemniki stały równiutko jak żołnierze na defiladzie, w odpowiedniej odległości od krawędzi półek. Wszystko to jednak przestało wydawać się wystarczające, gdy do pracowni wtargnął Eliot. Pełnymi zgrozy oczyma Ludo patrzył, jak przewieszona przez ramię chłopaka wypchana torba zawadza o krawędź jednego z regałów, poruszając lekko szklaną butlę, zawartość której w żadnym wypadku nie powinna znaleźć się na podłodze w pobliżu żywej, oddychającej istoty.

Ostrożnie! — jęknął, już niemal słysząc brzęk tłuczonego szkła i rzężąco-charczące odgłosy, które nieuchronnie zaczęłyby się w kilka sekund po nim. Szybko skoczył naprzód, bokiem wyminął niespodziewanego gościa i złapał butlę, zapobiegając potencjalnej katastrofie. Serce, które wcześniej na chwilę zamarło, wróciło do alarmująco szybkiego bicia.

Co ty... — Przełknął ślinę, bo przez te kilka sekund zdążyło zaschnąć mu w gardle. — Co ty tu w ogóle robisz, co? Wiesz, że nie wolno ci tu wchodzić...

Ludo właściwie nie był pewny, czy kiedykolwiek przedstawił Eliotowi taki zakaz wprost; uznał jednak, że miał prawo oczekiwać od brata, że zadba o coś tak oczywistego. Zanim zdążył dodać coś jeszcze, chwilę względnego spokoju przerwało głośne syczenie – oznaka, że w kontakt z blatem weszła gęsta czapa piany, która przelała się z pozostawionej na stole kolby. Alchemik zaklął, głośno i wyraźnie zresztą, podskoczył z powrotem do stanowiska, złapał za spory blaszany pojemnik i obficie sypnął z niego na pianę czymś przypominającym żwirek dla kota. Syczenie powoli ucichło, a Ludo, z twarzą lśniącą od potu, zwrócił na swojego młodego krewniaka wielkie jak dwa spodki oczy. W ciemnej pracowni miały one kolor jasnoróżowy, przywodzący na myśl gumę do żucia.

Powrót do góry Go down





Eliot
Gif :
Gotowanie 6o4KVpA
Godność :
Eliot Wels
Wiek :
trzydzieści parę kilka coś, nie chce się przyznać do tej czwórki z przodu
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
178 cm | 79 kg
Znaki szczególne :
blizna na lewym boku, Suzuku: Generis Collare w użyciu!
Pod ręką :
papierosy, Animicus, Bezdenna Sakwa: m.in. Kosmata Brosza, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.)
Zawód :
ŚL: olaboga pisarz, z zawodu barman, w sercu na zawsze pan z warzywniaka | KL: informator/kurier informacji
https://spectrofobia.forumpolish.com/t1022-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1024-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1045-kontakt-z-eliotem#15620 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1081-eliot
EliotKolekcjoner Przypadkowych Obiektów
Re: Gotowanie
Sob 15 Lip - 18:36
Jakiś potrącony przez nieuwagę mebel wystrzelił w powietrze butlę, coś się wywróciło i zatoczyło koło na blacie, w oddali z korytarza dla dramatyzmu i dodatkowego chaosu zegar zaczął wybijać głębokim tonem godzinę, a jego wujek w tym rytmie tańczył jak akrobata, jak klaun w cyrku, jak pielęgniarka wśród noworodków w czasie trzęsienia ziemi, ratując wszystko co kruche, ważne i prawdopodobnie wysoce trujące, ratował wszystko co było w destrukcyjnym zasięgu zatroskanego Eliota, którego anielsko niewinna twarz w skupieniu obserwowała i analizowała sytuację.

- Co ja? - powiedział, z bardzo nietypowym dla siebie oburzeniem, jakby cokolwiek tu było jego winą, no pewnie. To przecież nie on tu miał całą kolekcję cienkiego szkła w którym syczało jakieś pradawne zło. Jak nic wujek sam się prosił o kłopoty, jeśli jego laboratorium nie było przystosowane do zatrzymania jednego dzieciaka. Dzieci, nawet w teorii tak bezproblemowe jak Eliot, to jednak niepowstrzymana energia zniszczenia i chaosu. - Wyjątkowe sytuacje wymagają wyjątkowych działań, prawda? - spytał, czy też bardziej wyjaśnił swoje działanie, obserwując jak Ludo wykonuje kolejny zwinny, akrobatyczny akt ratując kocim żwirkiem swój blat przed dalszymi dziurami.

Głowa Eliota cofnęła się w ramiona jak głowa żółwia w skorupę, słyszalne "gulp" przełkniętej śliny rozbrzmiało echem, kiedy gigantyczne sowie oczy Ludo wbiły się w małego winowajcę. Wielkie oczy małego winowajcy automatycznie odpowiedziały tym samym, zielone oczęta na wpół zdezorientowane, na wpół oczekujące co dalej. Nie, dobra, nie było czasu na jakieś szarady kto pierwszy mrugnie, nie ma mrugania, nie po to tu przybiegł, żeby teraz dać się rozsadzać po kątach. Niech już wujkowi będzie, mrugnie pierwszy, chociażby dlatego, że przez jakieś piekące opary zaswędziały go powieki.
- Eee...  przepraszam? - powiedział, już wymijając Ludo, telekinezą ustawiając parę rzeczy do pionu. Dobrze, że telekinezą, przynajmniej miał jeszcze tyle oleju w głowie, bo inaczej z pewnością mieliby tu zaraz jakieś smażone dziecięce paluszki w sosie trująco-słodkim.
- Nie złość się, dobrze? Obiecaj, OBIECAJ, że nie powiesz nic rodzicom, dobrze? DOBRZE? Musisz mi pomóc, ale obiecaj, że nic nie powiesz! To ważne - powiedział. Znalazł na stole trochę wolnego miejsca, odsunął łokciem jakieś przyrządy i żwirek który potoczył się aż do tego miejsca, i postawił tam torbę. Spojrzał wyczekująco-świdrującym-błagalno-podekscytowanym spojrzeniem na Ludo. Nie był do końca pewien, dlaczego przyszedł tutaj. Mógł pójść do rodzeństwa, albo jakiejś wyrozumiałej ciotki, do tego innego, bardziej zabawnego i mniej przerażającego wujka, ale z jakiegoś powodu to właśnie Ludo zostaw wybrany na powiernika tej jakże ważnej tajemnicy.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Gotowanie 5PUjt0u
Godność :
Ludovic Aristance Masséna
Wiek :
Wizualnie około dwudziestu lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
177 cm / 62 kg
Znaki szczególne :
Blizny po kajdanach na kostkach i nadgarstkach
Pod ręką :
Spora torba na ramię z lekami i ziołami, portfel, nóż
Broń :
Nóż
Zawód :
Alchemik
https://spectrofobia.forumpolish.com https://spectrofobia.forumpolish.com/t1096-ludo
LudoDiabelski Bibliotekarz
Re: Gotowanie
Sob 12 Sie - 13:17
Ludo nie miał zamiaru wdawać się z bratankiem w pojedynki "kto pierwszy mrugnie", ale i tak spędził dobre dziesięć sekund gapiąc się na niego w bezruchu, podczas gdy sytuacja dookoła stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Mózg alchemika, który jeszcze przed chwilą dawał wspaniały pokaz wielozadaniowości, precyzji i dyscypliny, obecnie nie był w stanie sformułować składnej myśli, jak gdyby zamiast niego wewnątrz czaszki nagle znalazła się uderzająca o siebie talerzami małpka.

Wyjątkowe sytuacje — powtórzył tępo, a jego słowa skontrapunktował brzękliwy trzask pękającego szkła gdzieś za jego plecami. Alchemik wzdrygnął się i obrócił w miejscu, starając się ogarnąć umysłem stan rzeczy i zadecydować, który element zaistniałego kryzysu najpilniej wymagał jego uwagi. — Yyy... aldryna, węgorz... tak... psiakrew! — To ostatnie nie było składnikiem żadnej z sześciu powstających mikstur, a reakcją na widok Eliota bezceremonialnie odsuwającego na bok horrendalnie drogi zestaw delikatnych naczynek i dozowników. Przynajmniej dzieciak chwilowo stał w miejscu, co Ludo czym prędzej wykorzystał – przysunął nogą pobliski taboret, przetarł siedzenie rękawem i stanowczym ruchem usadził na nim nieproszonego gościa. — Siedź tu, dobra? Niczego nie ruszaj. I się też nie ruszaj!

Każdy, kto kiedyś coś gotował, wie, że proces ten nie zawsze da się przerwać by wrócić do niego później, zwłaszcza, gdy ma się różne rzeczy na ogniu. Ludo "gotował" jednocześnie sześć smakowitych specjałów, a każdy z przepisów wymagał wykonywania kilku kroków w odpowiedniej synchronizacji. Alchemik nie mógł po prostu wyłączyć palników, przykryć kotłów i zrobić sobie przerwy, a potem kontynuować tam, gdzie skończył – raz, że oznaczałoby to bezpowrotne zmarnowanie wielu godzin pracy i niemałych pieniędzy wydanych na odczynniki, dwa, że kolejne godziny musiałby spędzić na wydłubywaniu z naczyń zwarzonych substancji o konsystencji cementu oraz utylizacji bezużytecznych półproduktów, których nie mógłby przecież po prostu wylać do kibla czy na trawnik przed domem. Wszystko to było nader frapujące, jednak chwilowo musiało zejść na dalszy plan w związku z faktem jeszcze bardziej palącym, czyli obecnością Eliota.

Dobra, dobra... jasne... — Ludo nie bardzo zdawał sobie sprawę, na co się zgadza; obecnie zależało mu głównie na tym, żeby dzieciak siedział na tyłku i nie zrobił sobie krzywdy. Po chwili nerwowego grzebania w szufladach – a tak się przecież szczycił, że wie dokładnie, gdzie co się znajduje w jego laboratorium! – wyciągnął coś przypominającego parcianą torbę i bezceremonialnie, nie zważając na ewentualne protesty, naciągnął ją Eliotowi na głowę. Była to prosta maska przeciwgazowa z filtrem, który powinien zapewnić jako takie bezpieczeństwo. Śmierdziała chemikaliami jak wszystko inne w pracowni, a przeszklone otwory na oczy miały rozstaw niedopasowany do użytkownika, ale Ludo te szczegóły ewidentnie miał gdzieś.

No i co jest takie ważne? — spytał, odgarniając włosy ze spoconego czoła. — Co ty w ogóle masz w tej torbie?

Powrót do góry Go down





Eliot
Gif :
Gotowanie 6o4KVpA
Godność :
Eliot Wels
Wiek :
trzydzieści parę kilka coś, nie chce się przyznać do tej czwórki z przodu
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
178 cm | 79 kg
Znaki szczególne :
blizna na lewym boku, Suzuku: Generis Collare w użyciu!
Pod ręką :
papierosy, Animicus, Bezdenna Sakwa: m.in. Kosmata Brosza, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.)
Zawód :
ŚL: olaboga pisarz, z zawodu barman, w sercu na zawsze pan z warzywniaka | KL: informator/kurier informacji
https://spectrofobia.forumpolish.com/t1022-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1024-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1045-kontakt-z-eliotem#15620 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1081-eliot
EliotKolekcjoner Przypadkowych Obiektów
Re: Gotowanie
Sob 4 Lis - 21:23
Wujek wydawał się dosyć... zabiegany. Przyglądał mu się cierpliwie, na ile tajemnice torby mu na to pozwalały. Nie stawiał oporu na naciągniętą mu przez Ludo maskę. Podobała mu się nawet! Choć śmierdziała to przypominała mu trochę, choć wystarczająco jeśli użyje się wyobraźni dziecięcej, coś w rodzaju dziwacznej części skafandra kosmicznego.
- Pamiętaj, obiecałeś! - zaznaczył Eliot lekko przyduszonym głosem spod ochronnej warstwy. Ale chwila, zaraz-- skąd w ogóle u dzieciaka z Krainy Lustra, który nigdy nie widział nawet ułamka Świata Ludzi, skojarzenie z ekwipunkiem do podróży w kosmos?! Ach, no właśnie, może jednak coś Eliot widział...

Z torby jak z puszki Pandory zaczęły wyskakiwać przedmioty-demony, których Eliot nie powinien mieć. Ostrożnie wyciągał jeden po drugim, w milczeniu podnosił je i demonstrował wujkowi. Pomarańczowa plastikowa butelka, zabawka dinozaur (Stegozaur), łopatka do piaskownicy, coś co wyglądało jak zepsuta część samochodowa, cztery baterie AAA, jeszcze nie odpakowane dwa lizaki (jeden wcisnął Ludo do ręki zapewniając, że są bardzo słodkie i bardzo dobre), puszka po tuńczyku z zapachem włącznie, plakat zespołu heavy metalowego, stary podręcznik do ekonomii, samochodzik, kilka figurek żołnierzyków w strojach moro z karabinami, kilkanaście klocków Lego, przełamany na pół telefon z klapką, kilka porysowanych płyt CD. Wyciągał dalej, niektóre zaraz chowając z powrotem do torby, ewidentnie zbyt cenne aby miały być wystawione na chemię warsztatu wujka, reszta lądowała na stół. Część przedmiotów wyglądała jakby podarował mu je inny dzieciak, a reszta jak, no cóż, reszta wyglądała jak śmieci. A jednak przyciągnęły uwagę Eliota, bo były inne niż przedmioty, które znał. Jego figurki i zabawki w domu były głównie z drewna, jedna z jego sióstr miała kolekcję ceramicznych kotków, a inna zwierząt z mosiądzu. Żadna z tych rzeczy nie była nawet bliska atrakcyjności plastikowego żołnierzyka w moro!

To wszystko jednak sugerowało jedno - o ile ktoś mu tej kontrabandy nie dał w Lustrze, co było raczej wątpliwe biorąc pod uwagę jego zachowanie, to Eliot był w świecie ludzi. Ale jak, spytacie? Przecież Lunatyk najpierw musi odwiedzić dane miejsce zanim będzie mógł się do niego przelunatykować, prawda?
- Nie możesz powiedzieć rodzicom, bo wtedy wpadnę nie tylko ja, ale też reszta - wyjaśnił ponuro. Wiadomo, że jak młodszy brat podkibluje starsze rodzeństwo to potem nie będzie miał życia w domu.
- Znaleźliśmy odprysk lustra w lesie. Chyba ostatnia magiczna burza go przywiała. I... no... weszliśmy w niego! Bezpośredni portal do świata ludzi! - wykrzyknął Eliot, kokosząc się z ekscytacją na krześle. Otwierało to wiele możliwości przed młodym Lunatykiem.
- Czy mogę je u ciebie przechować? Proszę? Zanim nie znajdę dobrej kryjówki gdzieś indziej? Jak rodzice to znajdą w domu, to się na pewno wściekną, zupełnie niepotrzebnie przecież - wymamrotał, lekko zdyszany z powodu maski i z całej tej sytuacji.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach