Gabinet zabiegowy

Kejko
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 Animesher.com_blue-eyes-shigatsu-wa-kimi-no-uso-black-cat-1706833
Godność :
Kejko Hanari
Wiek :
23 wiosny
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
170 cm / 57 kg
Znaki szczególne :
Piękne neonowo niebieskie kocie oczy.
Pod ręką :
Torebka a w niej bardziej lub mniej istotne drobiazgi.
Broń :
dwa półdługie miecze, cienki srebrny łańcuch
Zawód :
Poszukiwaczka kłopotów... znaczy przygód // Muzyk solista
Stan zdrowia :
Poobijana po niedawnym starciu. Płytkie rany i zadrapania na ramionach, nogach oraz plecach. Rozcięcie na policzku.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t267-kejko-hanari-alias-kolysanka#415 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1091-kejko
KejkoLwie Serce
Re: Gabinet zabiegowy
Wto 16 Mar - 23:19
Głos... nasz naturalny instrument, którym tak wprawnie władamy. Do czasu aż na scenę nie wyjdą emocje, wówczas ów instrument może okazać się perfidnym zdrajcą. Bo zwykle coś prędzej czy później zdradza... spojrzenie, gest, mimika czy ciało... albo właśnie głos. Zdrada ta boli szczególnie dotkliwie w chwili, kiedy udało się zapanować nad całą resztą...
Nowa nuta w głosie medyka oraz spojrzenie zmrużonych oczu sprawiły, że ponownie owiały mnie wątpliwości... które jeszcze chwilę temu udało mi się skutecznie wygnać z głowy. Teraz powróciły ze zdwojoną siłą... Zakłopotanie, przez chwilę ustąpiło innemu uczuciu. Temu, które niespodziewanie wymalowało na moich ustach uśmiech zdradzający, iż komentarz, ze strony Blackburna nie umknął mojej uwadze...
W tym momencie byłam wdzięczna nieznośnej istocie, która wiła się zawzięcie w mych złączonych dłoniach. Bowiem nie brakowało wiele, abym i ja powiedziała nieco za dużo... Bym dopuściła do myśli ten niezdrowy rodzaj głodu, który łatwo dało się dostrzec w spojrzeniu, nawet jeśli stanowił jedynie przebłysk. Otrzeźwienie przyszło wraz z nagłym ukłuciem bólu, kiedy niewielu, lecz ostry haczyk będący częścią Grimmowego ogonka, wbił się w moje palce.
-Auć!
Zmuszona skupiłam uwagę na bestyjce, starając się lepiej ją pochwycić, aby ustrzec się przed kolejnym mało przyjemnym atakiem. W końcu moja dłoń ledwo co została uzdrowiona i nie chciałam, aby wysiłki ze strony doktora zostały zniweczone. Ulżyło mi słysząc, iż stworzonko nie okazało się pupilem medyka. Mimo iż nie zrobiłam krzywdy bestii i w dalszym ciągu nie miałam zamiaru, wiedziałam jednak, że nie każdy znalazłby dostatecznie wiele wyrozumiałości dla tego rodzaju „wybryku”.
-Mógł przylecieć na gapę na którymś z pacjentów... przyczepi się to do ciemnej torebki albo płaszcza i nie trudno o przeoczenie.
Dodałam w gwoli wyjaśnienia, starając się, już w pełni skupić na tym, co działo się teraz, a nie krótką chwilę wstecz...
Nagle rozległ się dźwięk, podobny do tego towarzyszącemu nadepnięciem na kruchą lodową taflę z tym, że znacznie donośniejszy... A zaraz po nim setki szklanych odłamków rozbiły się na podłodze lekarskiego gabinetu. Nie od razu zrozumiałam, co właśnie się stało... i niczym oniemiała wpatrywałam się w różanym ogród, który niczym fala przypływu wlewał się do niewielkiego pokoju. Powietrze momentalnie wypełniło się kuszącą wonią kwiecia. Zaś sam widok róż rozkwitających w zawrotnym tempie miał w sobie coś hipnotyzującego. Nie wiedziałam, na czym powinnam skupić wzrok.
Spięłam się momentalnie, gdy nieoczekiwanie w naszym kierunku pomknęły różane pnącza. Nim jednak zdarzyłam zrobić cokolwiek, zostałam złapana i odciągnięta do tyłu. Grimm wykorzystał ten moment na ucieczkę, mała skrzydlata drobina szybko zniknęła gdzieś między zbuntowaną roślinnością.
Czułam się dziwnie wybita z rytmu, gdy znalazłam się za plecami Blackburna, który w momencie zagrożenia trzeba było przyznać, iż zachował się iście rycersko. I chyba właśnie to zachowanie zdziwiło mnie bardziej, niż fakt, iż coś atakuje mnie bez jakiegokolwiek logicznego powodu czy ostrzeżenia... W takich chwilach zwykle byłam zdana na siebie bądź sama wcielałam się w rolę obrońcy.
Zaklęłam w myślach, widząc jak pnącza, oplatają się wokół Bane, a następne pełzną, by pochwycić i mnie. Zamiast się wycofać, zaparłam się w miejscu i skoncentrowałam. Co w tych warunkach do łatwych nie należało. Kilka uradzeń serca później, przed naszą dwójką roztoczyła się półprzejrzysta magiczna bariera emitująca delikatny niebieski blask. Niestety już w chwili stawiania bariery czułam, że coś było z nią nie tak... osłona nie była stabilna i nie wiedziałam, ile czasu miała się utrzymać.
-Ani ja!
Krzyknęłam w odpowiedzi na oświadczenie medyka, starając się podtrzymać osłonę, na której kładło się coraz więcej pnączy. Jakby tego było mało, wydawało się, iż moja interwencja tylko je rozwścieczyła. Coraz więcej białych kwiatów rozkwitało, częstując nas kolejną dawką swego słodkiego zapachu, którego stężenie sprawiało, iż zaczynałam czuć się co najmniej nieswojo... czy dało się upić zapachem? Dochodziłam do wniosku, że najwyraźniej tak...
-Czemu nas atakują?! Przecież nic nie zrobiliśmy...
Prawda? Dobrze od czasu do czasu zdarzało mi się przycinać krzewy we własnym ogrodzie, ale to chyba nie chodziło o to...
Gabinet zmienił się w piękny, lecz niewątpliwie zdziczały ogród. Wystarczyła chwila, byśmy oboje utknęli w jednej wielkiej ciernistej klatce. W pomieszczeniu nagle zapanował półmrok, kiedy to wszystkie okna zniknęły za szczelną zasłoną splecioną z liści, łodyg i białych niczym śnieg delikatnych płatków.
Siła obcej magii stawała się wręcz namacalna...okazał się też zbyt potężna! Jaśniejąca tarcza rozpadła się pod naporem pnączy, które runęły ku nam z drapieżnością, o którą nikt nie podejrzewałby kwiatów.
Zasyczałam z bólu, czując jak wokół mego ciała, ciasno oplatają się pnącza, pozbawiając mnie jakiejkolwiek możliwości manewru. W tej sekundzie, czując jak ciernie, kaleczą odsłoniętą skórę... pożałowałam, że zamiast spódnicy nie miałam na sobie spodni... Wiedziona instynktem, szarpnęłam się kilkukrotnie, starając się wyrwać spod kwiecistej niewoli. W efekcie jęknęłam jedynie z bólu, po tym, jak roślina ciaśniej zamknęła na mnie swe pęta.
-P-powinieś zwolnić ogrodnika...
Z tymi kwiatami było zdecydowanie coś nie tak... bo zwykle w sytuacji zagrożenia nie silę się na bycie dowcipną... coraz mocniej szumiało mi w głowie od wszechogarniającej woni kwiatów.

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Re: Gabinet zabiegowy
Pon 5 Kwi - 0:06
Gdyby ktoś zapytał go rano, czy Bane spodziewa się rewelacji w postaci ataku zmutowanych kwiatów, mężczyzna zaśmiałby się sztucznie, wziął łyka z piersiówki i powiadomił pytającego, by zmienił dilera. Chociaż w Kranie Luster wszystko było możliwe, Cyrkowiec przyzwyczaił się, że nawet ten świat ma pewne granice, jeśli chodzi o zdarzenia niesłychane i pozornie niemożliwe. Dlatego też nie spodziewał się, że Klinikę obrosną ogromne kwiaty, których pnącza wedrą się do środka i zaczną oplatać wszystko co spotkają na swojej drodze.
Kątem oka obserwował meble, które pękały pod naciskiem. Szkło rozpryskiwało się na wszystkie strony, kiedy gabloty wykrzywiały się na wszystkie strony, miażdżone w śmiertelnych splotach róż. Widok był co najmniej groteskowy, zwłaszcza, że zapewne za chwilę do mebli dołączą ciała dwóch żywych jeszcze do niedawna istot.
Tak ma wyglądać jego koniec? Oczywiście zasłużył sobie na bolesną śmierć. Za te wszystkie skurwysyństwa jakich się dopuścił, należała mu się najboleśniejsza śmierć jaką można byłoby wymyślić. Ale róże? Zmiażdżenie może i nie należało do najprzyjemniejszych, lecz Bane już raz doświadczył czegoś podobnego, gdy rozbił się samochodem a jego własna kierownica sterczała mu z piersi, niczym wielki klucz nakręcanej zabawki. Bolało jak jasna cholera, można więc było powiedzieć, że śmierć w splotach magicznej róży nie jawiła mu się na specjalnie bolesną. Mógł się mylić, bo kolce faktycznie kaleczyły, lecz nie bał się rośliny, bo z grubsza był przygotowany na ten specyficzny, konkretny rodzaj bólu.
Nie, nie pogodził się ze śmiercią. Byłby idiotą, gdyby tak do tego podchodził. Nie po to chwytał się życia jak tonący brzytwy, by teraz zginąć we własnej Klinice. Z przekleństwem na ustach obmyślał plan, jednak nic konkretnego nie przychodziło mu go głowy.
Spojrzał na Kejko. Ona również została uwięziona, co więcej, roślina zbliżała ich ku sobie. Dachowiec była coraz bliżej i bliżej. Zapach kwiatów wdzierał się nosem prosto do mózgu, opanowując umysł i nie pozwalając racjonalnie myśleć.
W zasadzie... Czarnowłosa wyglądała całkiem seksownie, opleciona tymi pnączami. I była blisko. Na tyle blisko, by czuł jej słodki zapach...
Jego twarz wygładziła się a oczy zmętniały. Maślanym wzrokiem podążył za jej twarzą, szukając pięknych oczu. O tak, Kołysanka była śliczna. I była blisko, baaaardzo blisko. Gdyby tylko zdołał ją dosięgnąć...
Róża żyła własnym życiem, jednak zdawała się odczytywać sygnały płynące z naćpanego ciała Cyrkowca. Zbliżyła uwięzionych ku sobie i zaczęła zaplatać razem. Bawiła się pochwyconymi, jak mała dziewczynka lalkami, które zbliża do siebie udając, że się całują.
Czując jak ciało dziewczyny dosłownie jest wciskane w jego, spojrzał jej w oczy. Z odległości kilku centymetrów widział wszystkie kreseczki na jej tęczówkach, widział delikatne zmarszczki i fakturę skóry. Był odurzony zapachem róż a jej obecność podziałała na niego jeszcze silniej.
Jej uwaga o ogrodniku dotarła do niego jakby zza grubej, miękkiej materii kurtyny. Każde wypowiadane przez nią słowo było bełkotliwe i wypowiedziane bardzo powoli. Miał straszliwie ciężkie powieki ale... ochota by sprawdzić jedną rzecz była silniejsza.
Spleciony z nią w jeden, roślinny kokon, znajdując się zaledwie kilka centymetrów od jej twarzy i prawie stykając się nosami, wysunął język, nachylił się i będąc w amoku, pchany śmiałością jaką nabył za sprawą silnej woni, bez pardonu i bez ostrzeżenia, wsunął go między wargi Kejko odnajdując jej język i atakując go łapczywie.
Hmmm... A więc tak smakuje Dachowiec. Pysznie!
Wiele osób mówiło mu, że całuje naprawdę dobrze. On jednak nie dbał co powie Kołysanka, bo jej usta były teraz rozkosznie bliskie, dostępne i upajająco słodkie a cholerne róże w obecnej chwili były błogosławieństwem. Sploty zacieśniały się bowiem, powodując że Bane napierał na dziewczynę a jego język wsuwał się głębiej i głębiej. Jeśli próbowała ugryźć, wycofywał się dla jej własnego dobra.
Pocałunek nie trwał jednak wiecznie. Szkoda, bo białowłosy, mimo iż był naćpany, bawił się naprawdę dobrze. Róża nagle zdrętwiała, po czym wydała z siebie straszliwy pisk, zupełnie jak ranione zwierzę. Dosłownie w ułamku sekundy korzenie które zatrzymywały drzwi cofnęły się wijąc na wszystkie strony. Drzwi wyleciały przed siebie, wyważone jednym, zręcznym, silnym kopniakiem a do sali wparował nie kto inny, a Ordynator, Marionetka Jan Sebastian. Miał na sobie garnitur a jego pospolita, choć dla niektórych całkiem przystojna morda, pozostawała niewzruszona. Czerwonymi oczyma odnalazł Dyrektora, splecionego w "miłosnym" splocie z pacjentką. Widząc co wyprawia Bane, uniósł lekko jedną brew po czym spokojnym ruchem zdjął okulary.
Żuchwa opadła bezwładnie, odsłaniając szeroką dyszę. Nie dane było jednak długie podziwianie rury, bowiem już po chwili Jan Sebastian, dosłownie, zaczął ziać ogniem, przypalając złośliwą różę.
Roślina wiła się i miotała na wszystkie strony, sploty zostały poluźnione a słodki zapach zastąpił smród spalenizny. Cyrkowiec dosłownie wypadł z kokona, uderzył głową o podłogę i uniósł się na łokciu, patrząc szeroko otwartymi oczyma przed siebie. Co się stało? Co on zrobił?
W międzyczasie do Kejko podszedł ziejący ogniem Jan (kierował dyszę z dala od dziewczyny) i patrząc czerwonymi ślepiami na roślinę, podał jej butelkę wódki. Takiej zwykłej, czystej. Ruchem ręki zamknął na chwilę dyszę, domykając żuchwę.
- Wypłucz tym usta. - polecił mówiąc przez zęby po czym odszedł dwa kroki i puścił szczękę. Ogień rozpanoszył się na dobre, wypędzając różę, jednak zanim odejdzie ona na dobre, minie trochę czasu.
Bane rozglądał się na boki zdezorientowany. Roślina, płomienie... Co się stało? Przecież przed chwilą siedzieli sobie razem i rozmawiali z pacjentką o protezach!
Wyczulone zmysły były jego przekleństwem. Widział za dużo i w zbyt ostrych barwach, wywąchał za dużo bo smród spalenizny drażnił gardło i wyciskał łzy z oczu. A przede wszystkim czuł za dużo, bo w ustach miał smak Kołysanki. Smak, który zdobył w niestosowny sposób.



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Kejko
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 Animesher.com_blue-eyes-shigatsu-wa-kimi-no-uso-black-cat-1706833
Godność :
Kejko Hanari
Wiek :
23 wiosny
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
170 cm / 57 kg
Znaki szczególne :
Piękne neonowo niebieskie kocie oczy.
Pod ręką :
Torebka a w niej bardziej lub mniej istotne drobiazgi.
Broń :
dwa półdługie miecze, cienki srebrny łańcuch
Zawód :
Poszukiwaczka kłopotów... znaczy przygód // Muzyk solista
Stan zdrowia :
Poobijana po niedawnym starciu. Płytkie rany i zadrapania na ramionach, nogach oraz plecach. Rozcięcie na policzku.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t267-kejko-hanari-alias-kolysanka#415 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1091-kejko
KejkoLwie Serce
Re: Gabinet zabiegowy
Pon 12 Kwi - 23:21
Czy koty faktycznie mają dziewięć żyć? A jeśli tak, to ile z owego limitu udało mi się wykorzystać? Starałam się przywołać z zakamarków pamięci, wszystkie te zdarzenia, które mogłabym podpiąć pod kategorię – skrajnie niebezpieczne. Szybki rachunek, którego dokonałam, nie wypadł najlepiej...
Ale czy naprawdę miałam zginąć w takich okolicznościach?
W lekarskim gabinecie, do którego zawitałam ze zwykłym stłuczeniem dłoni?
Miałam zupełnie inne plany i wyobrażenia dotyczące własnego końca istnienia. Byłam bowiem świecie przekonana, iż będzie to wynikało z mojej głupoty czy brawury... Myślałam, że ciekawość zaprowadzi mnie kiedyś do miejsca, z którego nie będzie już powrotu.
Co więcej, nie sądziłam też, aby mogło dojść do sytuacji, kiedy w okolicznościach zagrożenia życia, coś miałoby rozpraszać mnie bardziej niż sama możliwość pożegnania się ze światem żywych. O dziwo, właśnie przekonywałam się o tym iż było to jak najbardziej możliwe...
Czy natura mogła zbliżyć do siebie dwójkę niemalże całkiem obcych sobie osób? Zapewne, gdyby okazała się wspólną pasją... ale w tym wypadku mnie oraz Blackburna natura faktycznie postanowiła ze sobą zbliżyć... łamiąc przy tym wszelkie zasady przyzwoitości.
Próbowałam się uwolnić, nie zważając na to, że różane ciernie jeszcze mocniej kaleczą moje ciało. Bolało, ale ból zdawał się choć przez chwilę zachować przytomność umysłu. Jak wyrwać się z tego różanego koszmaru? W czym szukać ratunku? Spanikowana rozglądałam się po gabinecie, który nikł pod kolejnymi warstwami pnączy i rozkwitających kwiatów. Próbowałam sięgnąć do swojej klatki piersiowej a konkretniej do pieczęci, wytatuowanej na wysokości mojego mostka. Gdyby tylko udało mi się przyzwać miecz albo cokolwiek innego, czym zdołałabym przeciąć pęta. Niestety moje wysiłki spełzły na marne, a dłonie bezradnie wylafowały na torsie medyka, z którym utknęłam w śmiertelnym potrzasku.
Roślina coraz mocniej zaciskała się na naszych ciałach. Miałam wrażenie, iż zwyczajnie usiłuje nas zmiażdżyć... i że idzie jej to całkiem nieźle. Było mi coraz trudniej oddychać... w dużej mierze była to wina zaciskających się kolczastych splotów oraz słodkiego i dławiącego kwiatowego zapachu, który wypełniał gabinet. Tym, co jeszcze mnie paraliżowało, było teraz spojrzenie medyka. Pod tym wzrokiem mógłby stopnieć lód... a może nawet zająć się magicznym płomieniem?
Czy właśnie takiej tajemnicy starałam się doszukać w tych tajemniczych oczach? Pięknej, dzikiej, ale i zarazem diabelnie niebezpiecznej... w podobny sposób można by opisać kwiatowe piekło, w które zostaliśmy porwani.

Czułam się, jakby ktoś podziałał na mnie hipnozą... ponieważ nie byłam w stanie oderwać spojrzenia od twarzy Blackburna, która z sekundy na sekundę znajdowała się coraz bliżej mojej własnej. Był tam blisko, nie spuszczałam z niego wzroku ani na chwilę a mimo to w moim umyśle rozbiła się fala zaskoczenia, kiedy mężczyzna wpił się w moje wargi. Zamknęłam oczy, a świat pochłonął mrok, w którym liczyły się jedynie gorące usta spoczywające teraz na moich własnych. Gdy białowłosy pogłębił pocałunek, w mojej głowie, niczym motyl schwytany w pajęczą sieć, zatrzepotała myśl, że powinnam się odsunąć . Przerwać tą coraz żarliwszą pieszczotę... która pozbawiała mnie zdrowych zmysłów, szybciej niż narkotyczne różana woń.

Całował aż zbyt dobrze. Czułam jak po moim ciele, rozlewa się dziwne upojenie, jakbym z każdym kolejnym ruchem warg medyka, przyjmowała dawkę niezwykle silnego narkotyku.
Do cholery, przecież w tej chwili nie miało prawa być mi tak dobrze... Jakaś niewielka cześć mojej jaźni próbowała mi przypomnieć, że za chwilę mogę zginąć zmiażdżona przez cierniste pęta. A jednocześnie czułam jak różany agresor, zmusza nasze ciała do bliskości... i to tak drastycznej, że wyczuwałam już jak pod warstwą ubrań, grają mięśnie mężczyzny.
Powinnam się opierać, ale nie byłam w stanie... a może zwyczajnie nie chciałam? Miast tego, pozwoliłam, aby i we mnie coś pękło. Z krótką dozą niepewności zaczęłam oddawać pocałunek mężczyzny. Medyk nie mógł jednak nacieszyć się tym zbyt długo, gdyż właśnie w tamtej chwili żywotność róż doznała potężnego szwanku. Moje wrażliwe kocie uszy zdążyły położyć się po sobie, gdy dotarł do nich paskudny dźwięk, którego nie dało się pomylić z żadnym innym. Pieść agonii...
Być może to kwestia kociej zwinności czy większej praktyki, lecz w przeciwieństwie do białowłosego szczęśliwie udało mi się wylądować na cztery łapy. Syknęłam z bólu, bo pokaleczone dłonie oraz nogi w kontakcie z posadzką dały o sobie znać.
Czułam się otumaniona... i to do tego stopnia, że morderczy kac, którego doświadczyłam po weselu siostry, mógł się schować.
Nagle słodka woń kwiatów zaczęła ustępować miejsca zapachu spalenizny i właśnie to zmusiło mnie do heroicznego wysiłku, jakim było teraz podniesienie się z posadzki i rozejrzenie wokół. Utkwiłam spojrzenie na żywym miotaczu ognia, który właśnie rozprawiał się z napastliwymi różami. Marionetka o szkarłatnych oczach, której zawdzięczaliśmy ratunek. Siedziałam w zupełnym bezruchu, wpatrując się w umierającą roślinę, której wizg przyprawiał o zimne dreszcze.
Gdy podano mi butelkę, słowa nie dotarły do mnie zbyt wyraźnie. Nie zastanawiałam się nad zawartością naczynia, chciałam tylko ugasić pragnienie, z którego zdałam sobie sprawę, gdy moje palce zacisnęły się na szklanym flakonie.
Już pierwszy łyk, uzmysłowił mi, jak wielki błąd popełniłam. Ten moment „uświadomienia” idealnie wręcz odmalował się w moich szeroko rozwartych oczach, ma sekundę przed tym, jak zaniosłam się ostrym kaszlem. Moje spojrzenie momentalnie wypełniło się łzami. Zasłoniłam usta dłonią, czując jak, alkohol spływał mi po brodzie i gardle.
-Co się....
Z autentyczną pretensją popatrzyłam na butelkę, nie rozumiejąc, dlaczego dano mi w tej chwili wódkę?! Miałam sobie „golnąć” na uspokojenie? I kiedy mój wzrok, znienacka natrafił na spojrzenie Blackburna... a usłużny, choć nadal otumaniony umysł, przypomniał o tym, w jakim położeni oboje tkwiliśmy ledwie chwilę temu... uznałam, że może faktycznie potrzebuję czegoś na uspokojenie.

Speszona jak jeszcze nigdy w życiu, momentalnie odwróciłam wzrok, jednocześnie starając się pochylić głowę tak, by choć cześć twarzy zniknęła za kurtyną czarnych włosów.
Co się stało... Co my... Dlaczego pozwoliłam... Co mnie opętało...
Dziesiątki podobnych myśli atakowały mnie w tej chwili niczym stado rozwścieczonych os. Drżałam, a nogi miałam jak z waty, mimo to usilnie próbowałam wstać. W ręce wciąż trzymałam butelkę z trunkiem, nie wiedząc co z nią począć. Choć aktualnie przez trzęsące się palce, wisiało nad nią widmo rozlania czy stłuczenia.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, chwycić za bursztynowy kompas i zniknąć w miodowym rozbłysku światła. Powstrzymywały mnie przed tym tylko dwie rzeczy. Po pierwsze, nie miałam na to chwilowo siły. A po drugie obawiałam się, że znikając tak nagle, mogłabym skłonić kogoś do pomyślenia, że cały ten rozgardiasz mógł okazać się moją sprawką. A za cudze winy płacić nie zamierzałam.


~Mrau~
Gabinet zabiegowy - Page 3 Funnygifsbox.com_2016-11-24_15-27-34-1
#0099cc

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Re: Gabinet zabiegowy
Pią 16 Kwi - 21:56
Ogień rozpanoszył się po sali, trawiąc wszystko co napotkał, zmieniając w popiół meble, wszelakie sprzęty ale przede wszystkim roślinę, która postanowiła wziąć klinikę w posiadanie. Róża cofała się, zupełnie jakby ogarnęła ją panika, znana jedynie ludziom i zwierzętom. Pisk jaki wydawała również zbliżony był do zwierzęcego, co tylko potwierdzało, że nie była zwykłym zielskiem. Kraina Luster pełna była dziwactw, a jednak potrafiła zaskoczyć nawet swoich mieszkańców.
Bane leżał na podłodze, wsparty na łokciu i obserwował przedstawienie Jana Sebastiana. W tej jednej chwili naprawdę cieszył się z jego obecności, chociaż im dłużej przyglądał się płomieniom buchającym z jego ust, tym bardziej utwierdzał się w tym, że Marionetka była straszliwym narzędziem. Rozumiał już czemu Jan nosił okulary ale nie sądził, że powstrzymywały żuchwę skrywającą tak niebezpieczne ustrojstwo.
Pozbywanie się róży nie trwało długo. W pewnym momencie medyk usłyszał kaszel Kołysanki i spojrzał w jej kierunku. Patrzyła na trzymaną w dłoni butelkę z oskarżeniem wypisanym na jej twarzy. Czyli wzięła łyk. Mógł odetchnąć z ulgą, bo mimo iż jego ślina nie była tak toksyczna jak jego inne wydzieliny, to uczucie pieczenia w ustach można było ukryć alkoholem i udawać, że nie stało się nic złego.
Wiedział, że czeka go tłumaczenie się ze swojego czynu. Nie ważne czy był pod działaniem narkotyku, nie wolno mu było napastować pacjentek. W przeszłości przychodziło mu to niezmiernie łatwo a stawanie naprzeciw oskarżeniom kończyło się jedynie uśmiechem i przypomnieniem, że przecież jemu wolno wszystko.
Nie. Nie wolno mu było wszystkiego. Przekonał się o tym wielokrotnie, ale czy wyniósł jakąś naukę z wydarzeń minionych?
Obecność Jana, chociaż uratował ich z objęć róży, boleśnie przypominała, że chociaż Bane był dyrektorem i miał władzę w klinice, był tylko człowiekiem. I to człowiekiem słabym, poddającym się własnym żądzom.
Nie odważył się ruszyć. Obserwował płomienie, zastanawiając się co będzie dalej. Będą musieli przeprowadzić remont tego gabinetu, odkupić meble i sprzęty a przede wszystkim... Wypłacić odszkodowanie pacjentce.
Myśl o tym, że dziewczyna może ponieść wieść o przeżyciach w klinice była niewygodna i uwierała jak cierń pod paznokciem. Klinika dotąd miała dobrą reputację i szkoda by było ją niszczyć. Czy jednak Kołysanka będzie skłonna do milczenia?
Kiedy ostatnie pędy rośliny zamieniły się w popiół a straszliwy pisk umilkł, Jan dłońmi zatrzasnął żuchwę i założył okulary, blokując jej samoistne opadanie. Jak na sygnał, do pokoju wbiegły cztery marionetki z wielkimi wiadrami wody i zaczęły gasić pożar, zalewając ostatnie języki ognia. Nie dało się uratować nic, co wcześniej zostało podpalone, ale przynajmniej im nic wielkiego się nie stało. Byli trochę poharatani, poobijani i w szoku, ale ostatecznie żadne nie doznało poparzeń, mimo szalejącego żywiołu.
Gaszenie zajęło kilka minut. Kilka minut ciężkiej, niezręcznej ciszy.
Jan odwrócił się do Blackburna i spojrzał na niego z góry, błyskając czerwonymi ślepiami. Bane zauważył coś na kształt zawodu w jego martwej twarzy i irytacji. Zupełnie jakby miał zaraz powiedzieć: "Wiedziałem, że w końcu przyniesiesz nam wstyd."
Białowłosy zagryzł zęby i uciekł przed jego oczyma, świadom że i tak czeka go poważna rozmowa z drugą, najważniejszą osobą w klinice - z Ordynatorem. Postanowił jednak ruszyć dupsko, dźwignął się z podłogi i zbliżył do Dachowca, wyciągając ku niej dłoń.
- Bardzo przepraszam. - powiedział, nie precyzując o co dokładnie mu chodzi. Czuł na języku smak jej ust i chociaż uczucie było naprawdę przyjemne, było mu głupio, że pchany narkotykiem zrobił coś, czego nie powinien robić profesjonalista.
Jan uniósł jedną brew i podszedł do dwójki, poprawiając okulary. Marionetki bez twarzy dogaszały płomienie i zbierały zniszczone przedmioty, nie przejmując się tym, że w pomieszczeniu jest jeszcze medyk, pacjentka i zarządzająca nimi kukła o czerwonych oczach.
- W ramach rekompensaty, proszę przyjąć dokument uprawniający do korzystania z usług kliniki bezpłatnie, przez następny rok. - powiedział z powagą Jan, sięgając za pazuchę marynarki, wyjmując notatnik i skreślając na nim kilka słów. Gdy skończył podał notes Bane'owi i wskazał palcem gdzie ma podpisać, na co białowłosy bez zastanowienia chwycił pióro i nakreślił parafkę.
- Przepraszamy za niedogodności i mamy nadzieję, że sytuacja która dzisiaj miała miejsce już się nie powtórzy. - dodał oficjalnie, patrząc dziewczynie w oczy. Spławiał ją. No tak, po Janie nie można się było spodziewać jakichkolwiek wyższych uczuć. Nie współczuł, nie litował się nad innymi. Dla niego usługa dobiegła końca i należało pożegnać pacjentkę, odprowadzając ją do drzwi.
Bane jednak nie pozwolił tego zrobić. Wyciągnął rękę i chwycił Kejko za nadgarstek pewnie, aczkolwiek w miarę delikatnie by nie dołożyć jej bólu. Widział zadrapania jakie zostawiła na jej skórze agresywna róża i nie mógł pozwolić, by Dachowiec opuściła klinikę w stanie gorszym od tego, w jakim przybyła.
- Momencik. - powiedział cicho i nie pytając o zgodę, drugą ręką chwycił za jej drugi nadgarstek. Trzymając ją oburącz, użył swojej mocy, bo chociaż był otumaniony i obolały, potrafił wyleczyć draśnięcia bez specjalnego skupienia.
Trwało to dosłownie minutkę, po której kociczka wyglądała jak nowo narodzona. No, może była troszkę przybrudzona sadzą. Ale wyglądała nieźle, jeśliby zignorować szeroko otwarte w szoku oczy.
- Gotowe. - mruknął, spuszczając wzrok. Było mu wstyd, ale co miał zrobić więcej? Miał nadzieję, że Kejko mimo przeżyć, będzie kojarzyć klinikę z niesieniem pomocy.
Odczekał chwilę po czym spojrzał niepewnie w jej oczy. Milczenie ciążyło, wisząc między nimi jak topór kata nad szyją skazańca. Mężczyzna nie mógł odnaleźć słów, którymi wyraziłby swój stan. Jan przeszywał ich szkarłatnym, bezlitosnym spojrzeniem ale również się nie odzywał.
Kto pierwszy postanowi zmącić ciszę?



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Kejko
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 Animesher.com_blue-eyes-shigatsu-wa-kimi-no-uso-black-cat-1706833
Godność :
Kejko Hanari
Wiek :
23 wiosny
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
170 cm / 57 kg
Znaki szczególne :
Piękne neonowo niebieskie kocie oczy.
Pod ręką :
Torebka a w niej bardziej lub mniej istotne drobiazgi.
Broń :
dwa półdługie miecze, cienki srebrny łańcuch
Zawód :
Poszukiwaczka kłopotów... znaczy przygód // Muzyk solista
Stan zdrowia :
Poobijana po niedawnym starciu. Płytkie rany i zadrapania na ramionach, nogach oraz plecach. Rozcięcie na policzku.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t267-kejko-hanari-alias-kolysanka#415 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1091-kejko
KejkoLwie Serce
Re: Gabinet zabiegowy
Wto 20 Kwi - 2:50
Już naprawdę dawno nie czułam się tak zdezorientowana. I równie dawno, nie otaczał mnie taki ogrom chaosu co dziś. Przyglądając się, konającym roślinom w pewnej chwili poczułam irracjonalny żal. Smutek nad przemijaniem tego, co piękne i ulotne... nawet jeśli to coś kilka chwil temu próbowało cię zabić...
Przygnębienie dopadało również na widok zrujnowanego gabinetu. Trzeba było jednak przyznać, że nawet w takiej sytuacji Klinika zaskakiwała swym zorganizowaniem. Choć marionetki bez twarzy miały w sobie coś upiornego, to działały bardzo sprawnie, dogaszając resztki tlących się mebli czy różanych korzeni. Zapach spalenizny i dymu drażnił nos i oczy a mimo to w obecnej sytuacji wolałam czuć go niż słodką kwiatową woń. Byłam przekonana, że po tej przygodzie przez dłuższy czas będę omijać różane pod wszelką postacią szerokim łukiem. Co może być problematyczne, biorą pod uwagę obecność kilku okazałych krzewów w moim własnym ogrodzie...

Gdy odwróciłam spojrzenie, dostrzegłam przed sobą wyciągniętą dłoń medyka. Odstawiłam butelkę z alkoholem, na ocalały stolik. No może niemal ocalały, jednak jego kaleka wersja nadal trzymała się jakoś na nogach. Zawahałam się przez moment, nim ostatecznie przyjęłam pomoc mężczyzny, tym samym podnosząc się z osmalonej podłogi. Przeprosiny... czy i ja powinnam przeprosić? W końcu też pozwoliłam się owładnąć. Nim jednak zdołałam coś z siebie wydusić, zjawiła się przy nas szkarałatnooka marionetka.
Jakoś nie byłam w stanie w pełni zrozumieć, tego, co właśnie zaszło. Czyli momentu, w którym w mojej dłoni wylądował papierek upoważniający mnie do korzystania z usług Kliniki za darmo przez rok. Dlaczego? Przecież coś tak szalonego, jak atak monstrualnych narkotycznych róż mógł przytrafić się w każdym innym zakątku Krainy. Prawda?
-D-dziękuję...
Odparłam, nadal widocznie speszona całym tym zajściem. Doznałam też intensywnego emocjonalnego kontrastu, gdyż chłodne opanowanie bijące od Marionetki, zawało się wręcz namacalne. Miałam sobie pójść. To jedno bardzo szybko do mnie dotarło.
Z jednej strony nie chciałam... nie bez choćby cienia wyjaśnienia. Może istniała szansa, że szkarłatnooki wiedział, czemu roślina nas zaatakowała? Czy w jej ataku ucierpiał ktoś jeszcze? Inni pacjenci czy personel Kliniki? Z drugiej strony... naprawdę chciałam po prostu wyjść i w spokoju odreagować to wszystko...
-Przepraszam, jak się Pan nazywa? Chciałabym wiedzieć, wobec kogo i ja mam dług wdzięczności.
W końcu to kruczowłosy, nas ocalił, o czym nie miałam zamiaru zapominać. Nawet jeśli w obecnej chwili nie bardzo wiedziałam, w jaki sposób mogłabym się odwdzięczyć.
-Też mam taką nadzieję... Czy ktoś jeszcze ucierpiał?
Tak na to pytanie chciałam znać odpowiedź. Zarówno z autentycznej troski, jak i chęci zrozumienia, z czym przyszło nam się mierzyć. Liczyłam na to, że jeśli faktycznie roślina zaatakowała innych, to mogli liczyć na równie skuteczny ratunek co nasza dwójka.
Niezależnie od tego, czy otrzymałam odpowiedzi na swe pytania, czy też nie, postanowiłam odejść. Napięcie panujące w zrujnowanej sali doskwierało mi teraz równie mocno co objęcia plątaniny wściekłych pnącz i korzeni.
-Pójdę już-
Mój głos wybrzmiał ciszej niż planowałam. Nim jednak zrobiłam choćby krok w stronę wyjścia, poczułam, jak na moim nadgarstku zacisnęła się dłoń Blackburna. Zatrzymałam się, jednocześnie posyłając medykowi pytające spojrzenie.
W odpowiedzi, poczułam jak moje ciało powoli przeszywa znajomy już rodzaj magii. Podobnie jak i za pierwszym razem, mimowolnie zjeżyłam futro... choć nie tak okazale, jak podczas pierwszego kontaktu z uzdrawiającą mocą białowłosego. Niczym wiosenna mżawka, osiadło na mnie uczucie ulgi. W każdym razie tej dotyczącej fizycznego bólu, gdyż spojrzenie Bana przypomniało mi o innym „dyskomforcie”. Ta krótka wymiana spojrzeń, wystarczyła mi, aby upewnić się, że nie tylko ja czuję się nieswojo z tym co zaszło. Uspokoiło mnie to, a nawet pozwoliło na wykrzesanie z siebie zmęczonego, acz szczerego uśmiechu.
-Dziękuję. Proszę tylko pamiętać by i o siebie zadbać.
Mówiąc to pozwoliłam sobie na delikatne uściśnięcie dłoni białowłosego. Nie chciałam by widział we mnie żal. Oboje padliśmy ofiarą... czegoś dziwnego, jednak liczyło się przede wszystkim to, że żyjemy. I tym właśnie zamierzałam się cieszyć. Co oczywiście nie zmieniało faktu, że gdy tylko znajdę się sama z całą pewnością przez jakiś czas będę jeszcze to wszystko przeżywać.
-Cóż rozmowę na temat protezy, na razie odłóżmy... może na wszelki wypadek do czasu aż minie sezon na róże. Do widzenia.
Nadal lekko wybita z rytmu, acz nie na tyle, by zapomnieć o podstawach kultury, pożegnałam obu mężczyzn ruszając do wyjścia. Nie miałam żalu... ale niedawny strach wymagał przetrawienia.
Po drodze natrafiłam na lustro, ze zgrozą oceniając swój aktualny wizerunek. Zostałam uzdrowiona, lecz moc Blackburna niestety nie objęła moich ubrań, które wyglądały dramatycznie. Sadza również nie dodawała szczególnego uroku... to też nie zastanawiając się długo, drzwi kliniki przekroczyłam już w swej kociej postaci. Na czarnym futrze, znacznie trudniej doszukać się jakiegokolwiek śladu sadzy.

Zt.


~Mrau~
Gabinet zabiegowy - Page 3 Funnygifsbox.com_2016-11-24_15-27-34-1
#0099cc

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Re: Gabinet zabiegowy
Sro 21 Kwi - 11:00
Chociaż Kraina Luster co dzień zaskakiwała jakimś dziwactwem, Blackburn, chociaż dotąd uważał, że zdążył przyzwyczaić się do tego świata, nadal bywał zaskakiwany i niebyt dobrze się z tym czuł. Właśnie wtedy, w momentach gdy kraina ta postanawiała pokazać swoje nieprzewidywalne oblicze, mężczyzna czuł jak wszystko dookoła niego, chociaż do niego należało, jest mu obce. Nawet teraz, chociaż stał w Klinice która była jego domem i miejsce pracy, czuł się jak intruz. Obecność uwijających się przy bałaganie spokojnych Marionetek jedynie potwierdzała, że świat ten rządził się swoimi prawami a on, nie potrafiąc zaakceptować tego, że zawsze coś się może stać, odstawał od reszty. Jan Sebastian ze swoim chłodnym obliczem również utwierdzał go w tym, że jego strach był przesadzony. Czy wcześniej spotkał się już z atakiem róż?
Szkarłatnooki spojrzał na dziewczynę i zdając sobie sprawę z tego, że nie przedstawił się należycie, wyciągnął ku niej swoją martwą, marionetkową dłoń. Jeśli ją uścisnęła, zamknął wokół jej ręki swoje palce i lekko potrząsnął na znak powitania, jeśli natomiast nie, to odczekał chwilę po czym zabrał rękę.
- Jan Sebastian. Jestem Ordynatorem Kliniki. - powiedział z powagą - Nie ma mowy o żadnym długu. Przekraczając mury tego miejsca pacjenci spodziewają się pomocy i bezpieczeństwa. Pani, wystawiona na atak doświadczyła dzisiaj stresu. Roślina pokaleczyła panią, zatem można z czystym sumieniem powiedzieć, że chociaż obdarzyła pani naszą placówkę zaufaniem, zaufanie to zostało nadszarpnięte. Dlatego proszę przyjąć przeprosiny oraz ten dokument, w rama rekompensaty. Mamy nadzieję, że rozumie pani iż dzisiejsza sytuacja była tak samo niecodzienna dla pani jak i dla nas. - wyjaśnił, a jego spokój działał kojąco.
Stojący obok Bane westchnął cicho. Jan był jedyną stałą tego miejsca. Niejednokrotnie już pokazał, że choćby cały świat postanowił się zawalić, on będzie na swoim miejscu. Chociaż ich znajomość ciężko było nazwać przyjaźnią, Cyrkowiec wiedział, że na tej Marionetce może polegać. Jej może ufać.
- Nie chcę by zabrzmiało to dziwnie, lecz równocześnie nie mogę skłamać w tej kwestii: Nie, nikt więcej nie ucierpiał. Nie potrafię zrozumieć motywu rośliny, jednak fakty są takie, że zaatakowała jedynie panią i doktora Blackburna. - powiedział Ordynator - Z tego co się zorientowałem, w całej Krainie Luster zaobserwowano dziwną aktywność magiczną, bliższą chaosowi, lecz nie zdołano wyjaśnić z czym ma związek. Prawdopodobnie w najbliższym czasie temat zostanie podjęty przez prasę. - spojrzał w stronę Bane'a i przez chwilę milczał - Właśnie otrzymałem informację od personelu pracującego w ogrodzie: pod jednym z krzewów znaleziono ranne stworzenie nieznanej rasy. Psowate. Warto byłoby to sprawdzić.
Cyrkowiec nadal był w lekkim szoku, lecz słysząc Jana, pokiwał głową. Nie mógł jednak tak po prostu stąd wyjść. Należało odpowiednio pożegnać pacjentkę.
- Proszę nie żywić do mnie urazy. - powiedział cicho, gdy wszystkie zadrapania na jej ciele zniknęły jak za dotknięciem magicznej różdżki - A w temacie protezy... - uśmiechnął się blado na jej komentarz - Tak, zapraszam w innym czasie. Coś postaramy się zaradzić na pani ubytek.
Gdy wychodziła odprowadzał ją wzrokiem. Nie tak powinna wyglądać wizyta w przychodni. Przeklęta Kraina Luster i jej dzika magia postanowiły jednak po raz kolejny uprzykrzyć mu życie i przypomnieć, że w tym świecie nie ma miejsca na normalność.
Obejrzał gabinet. Osmalone ściany, zniszczone meble, sprzęt który nie nadawał się już do niczego... Jan, niby to przypadkiem, trącił go ręką, zwracając na siebie uwagę. Poruszył głową co miało oznaczać mniej więcej tyle, że powinni wyjść i zostawić Marionetki z ich pracą, bowiem na nich czeka coś innego.
I faktycznie, w ogrodzie pod jednym z większych krzewów leżała istota o czarnym futrze i białym pysku. Oczy miała zamknięte, brak wyraźnie zaznaczonych uszu kazał myśleć, że może być głucha. Grzbiet miał pokryty dziwaczną roślinnością i grzybami, które zdawały się wyrastać spomiędzy smoliście czarnej sierści.
- Wiem co to jest. - powiedział Bane, przypominając sobie opis z jednej z książek, które miał okazję czytać - To Alam. Magiczna Bestia.
Jan spojrzał na niego badawczo po czym przeniósł wzrok na zwierzę. Chociaż leżało, pozornie martwe, jego klatka piersiowa unosiła się nieznacznie. Nigdzie nie było też widać krwi, lecz z komunikatu Mariinetek wynikało, że był ranny.
- Został uśpiony, więc można bezpiecznie przenieść go do środka. - powiedział Ordynator. Na kiwnięcie Bane'a, personel zgarnął stworzenie i zaniósł do pierwszego wolnego gabinetu. Tam, będąc nadal pod wpływem środka usypiającego, Alam został obejrzany przez Cyrkowca.
Wilkopodobna bestia wyglądała na zabiedzoną. Była chuda, miała skołtunioną sierść, wyczuwalne pod palcami żebra. Rana okazała się być rozcięciem na prawym boku i chociaż sama w sobie nie była groźna, była zapaskudzona brudem, co było jawnym zaproszeniem do zakażenia.
Ranę oczyścił Jan, w tym czasie jedna z Marionetek bez twarzy ogoliła miejsce dookoła rozcięcia. Po chwili Bane zabrał się za szycie bez obaw, że może stać się coś niedobrego. Dzięki mocy sprawił, że rana zasklepiła się pięknie, zatem już po kilku minutach można było delikatnie wyjąć świeżo założone szwy.
- Zamknijcie go w jednej z dużych klatek, podajcie świeżą wodę i coś do jedzenia, ale niewiele. Możliwe, że głód przygnał go do naszego parku. Nie chcemy jednak by się zakrztusił. - powiedział białowłosy, biorąc głębszy oddech. Dopiero teraz poczuł jak bardzo jest zmęczony.
Jan kiwnął głową i już po chwili Marionetki wynosiły Alama. Był duży, ale pracownicy nie mieli problemu z przenoszeniem naprawdę dużych ciężarów.
- Koniec pracy na dziś. - zakomunikował nagle szkarłatnooki - Przynajmniej dla ciebie.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". Wyglądasz fatalnie a teatrzyk który dziś odstawiłeś sprawił, że nie mam pewności czy to się nie powtórzy. Dlatego ja dopełnię resztę obowiązków. Na temat twojego wybryku porozmawiamy jutro. - powiedział twardo - Do widzenia.
Ostatnie słowa były sygnałem, że Bane ma się po prostu wynosić. Nadszarpnął zaufanie pacjentki oraz swojego Ordynatora. Czy uda mu się jutro wytłumaczyć swoje zachowanie?
Idąc w stronę wyjścia zatrzymał się jeszcze na chwilę. Nie mógł wrócić do Tulki w takim stanie, uwalany sadzą i śmierdzący dymem. Powlókł się do swojego skrzydła gdzie zmył z siebie brud i założył czyste ubranie, na które składały się ciemne spodnie, niebieska koszula i szary płaszcz. Sprawdził też czy Blaszka jest czysta. Julia z pewnością miała mętlik w głowie, lecz musiała być gotowa na mieszankę emocji z jego strony, bowiem lekarz nigdy przez cały dzień nie jest spokojny.
Klinikę opuścił ze wstydem. Gabinet nadawał się do remontu, Kołysanka na pewno pomyślała sobie swoje, Jan był na niego zły. A w domu czekała go jeszcze poważna rozmowa z ukochaną.
Czy powinien powiedzieć jej, że po raz kolejny nie utrzymał łap przy sobie?

ZT



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Re: Gabinet zabiegowy
Sro 29 Wrz - 20:01
Słuchałem go ze znudzeniem oraz znużeniem w srebrnym oku. No tak. Musiał dodać swoje trzy miedziaki do tego wszystkiego. Ale...tym razem powiedział za dużo. Wypowiedział słowa, które niestety nie działały na jego korzyść.
Zaśmiałem się krótko ale zaraz tego pożałowałem i zgiąłem się w pół - symbol męskości tak? - spojrzałem na niego, nadal trzymając się za żebra - to faktycznie jeleń nie pasuje - powiedziałem i spróbowałem się wyprostować - męskość, odpowiedzialność, delikatność? - prychnąłem - czyli ja nie jestem mężczyzną, bo jak znajomy jest ranny to mu pomagam, a na niego nie krzyczę. Nie daję mu po mordzie widząc, że ma jakąś ranę na głowie, nie przyduszam i nie przybijam do ściany kogoś ze złamaną ręką i uszkodzonymi żebrami. Nie pokazuje swojej siły nie znając obrażeń drugiej osoby - pokręciłem głową - faktycznie jestem cienka pipka przy tobie - spojrzałem na niego znów gadzim wzrokiem - i nawet nie myśl o tym, że to, że sobie zasłużyłem Cię usprawiedliwi - powiedziałem jeszcze. Mając nadzieję, że to go utka chociażby na moment.
Wywróciłem oczami, gdy Eri uznał, że musi mnie pilnować - tja bo jestem małym dzieckiem...i ucieknę od małej strzykawki - powiedziałem jakby do siebie. Byłem już tym wszystkim zmęczony. Wszystko mnie bolało. Może nie wyglądałem na to, ale naprawdę chciałem to mieć z głowy i tylko położyć się do swojego wygodnego łóżeczka, schować pod ciepłą kołdrą i udawać, że nie istnieję. Kilka dni nie zrobi różnicy pracownikom. Musiałem odpocząć po tej wycieczce.... dodatkowo miałem wiele do przemyślenia. To co się stało, to co się będzie dziać. Chciałem od tego uciec....ale coś mi mówiło, że na to nie mam co liczyć...
Słysząc, że Erishi potrzebuje mojej zgody, żeby iść z nami, spojrzałem na niego, a następnie na lekarza - wszystko mi jedno...byle nie przeszkadzał - powiedziałem krótko. Już się sporo nagadałem, a pewnie jeszcze trochę mnie czeka. Im szybciej będziemy mieć to za sobą tym lepiej - nie szoruj i nie klep to dam radę - odpowiedziałem na pytanie Blackburna. Pewnie potem się okaże, że i tak będe musiał dostać coś przeciwbólowego, jednak jak na razie chyba jeszcze adrenalina i wkurw się mnie trzymały, przez co nie odczuwałem bólu aż tak bardzo.
Oparłem się znów o smoka i ruszyliśmy do Gabinetu. Tam podszedłem ostrożnie do stołu i usiadłem na nim ze stęknięciem. Z niego dam radę zejść, a noga też już miała coraz bardziej dość. Westchnąłem i chciałem się schylić, żeby zdjąć buty. W końcu muszę się rozebrać, żeby Bane mnie obejrzał. Szybko pożałowałem jednak tego pomysłu. Żebra odezwały się jak tylko schyliłem się odrobinę. Stęknąłem dość słyszalnie i od razu znów złapałem za obolałe miejsce. Spojrzałem na smoka - pomożesz? - może i będzie to trochę wyglądało jakby był moim sługą czy coś ale miałem to gdzieś. Po co dokładać Medykowi pracy, skoro Erishi już z nami przylazł?
Sam wziąłem kilka urywanych oddechów po czym ostrożnie zacząłem ściągać koszulę, powoli odsłaniając znane już Blackburnowi, wypalone znamie, które jednak rozrosło się aż na złamaną obecnie rękę, ale również ujawniły się szramy po walce z Erishi. Te już się zabliźniły, wprawne oko jednak wiedziało, że mają już parę miesięcy.


Gabinet zabiegowy - Page 3 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Gabinet zabiegowy
Czw 30 Wrz - 18:40
Czy Mefisto miał racje, mówiąc te wszystkie rzeczy, które Erishi zrobił? Owszem. To było nic, a prawda. Marzenie straciło (przez gniew) całkiem resztki swojego zdrowego rozsądku. Zdecydowanie przesadził i wiedział o tym. Świadomość, że okazał się nie wiele lepszy niż Koszmar – teoretyczny kuzyn Sennego, sprawiała, że było mu niedobrze.
Mimowolnie podkulił pod siebie ogon, który ukazał się spomiędzy jego obwisłych szat. Nie tak ich spotkanie miało wyglądać. Zawinił. Gdy tylko znajdą się sami: przeprosi za swoje zachowanie, jak na dorosłego przystało.
Jak upiorny miał w nadziei – jego słowa sprawiły, iż Gwiezdny zamilkł, owiany winą oraz zniesmaczeniem do samego siebie. Zamyślił się zatem, próbując przemyśleć swoje zachowanie, by ułożyć odpowiednie przeprosiny.
Dopiero pytanie lekarza, czy Eri może udać się z nimi do gabinetu zabiegowego, wytrąciło go z rytmu. Zamrugał, spoglądając na czerwonowłosego. Zagrała w nim nuta niepewności. Czy po tym wszystkim Mefisto pozwoli mu towarzyszyć sobie? Czy będzie tego chciał?
Smokowi ulżyło, gdy tamten w mniej lub bardziej oczywisty sposób przyzwolił na towarzystwo Szkarłatnego.
Kiwnął lekko głową rogatemu w podzięce, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Mimo tego, co ostatnio razem przeszli, czerwonowłosy wciąż chciał jego towarzystwa w tak ważnym dla siebie momencie, jak bycie badanym przez medyka. To było bardziej niż miłe.
Pomógł się zatem wybrać Mefisto do gabinetu. Przyglądał się później jego ostrożnym ruchom i skrzywił wewnętrznie, widząc, jak ciężko mu się przemieszczać.
- Oczywiście – odpowiedział, by następnie przyklęknąć oraz ściągnąć mu buty, a następnie zabrać się za rozpinanie spodni.
Wspólnymi siłami Mefisto został rozebrany do bielizny. Tyle powinno wystarczyć, chyba że medyk stwierdzi inaczej.
Brązowowłosy wyprostował się i spojrzał na blizny Arystokraty. Przejechał po nich opuszkami palców. Nie lubił ich. Ich walka była zbyt brutalna, a całe to zdarzenie zbyt… niewłaściwie. Oczarowany Ladon zbyt długo czekał na użycie swoich mocy. Eh…
Następnie przeniósł spojrzenie na znak, pozostawiony przez Koszmar. Nie zapowiadało się, ażeby miał zniknąć w najbliższym czasie. O ile w ogóle.
Jeżeli doktor wcześniej nie widział klatki piersiowej Mefisto: niesamowicie się zdziwi, widząc, jak ona się prezentuje.
Ubrany w czerwone hanfu mężczyzna odsunął się na kilka kroków od rannego. Oparł się bokiem o ścianę i czekał.
- W razie czego, doktorze, służę pomocą – powiedział, przyglądając się lekarzowi i jego poczynaniom.


Gabinet zabiegowy - Page 3 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Re: Gabinet zabiegowy
Czw 30 Wrz - 21:15
Im dłużej przysłuchiwał się tej dwójce tym bardziej przekonywał się do tego, że Upiorni Arystokraci byli w istocie dużymi dziećmi. Dziećmi, które dzierżyły w swych serdelkowatych paluszkach niebezpieczne przedmioty, atrybuty władzy, oraz posiadały niepojętą magię. Cóż za ironia losu. Najpotężniejsze w Krainie Luster istoty bywały jednocześnie tak teatralnie głupkowate.
Bane w milczeniu obserwował kłótnię, chłonąc każde słowo jak gąbka. Szybko otrzymał potrzebne mu informacje - zatem to drugi mężczyzna, ten który przyniósł Mefisto był jego katem. To on sprawił, że Weles ledwo stoi na nogach, broczy krwią i zapewne kurwi na cały świat. No ładnie.
Uśmiechał się z politowaniem, starając się pokazać że scena jest dość kłopotliwa. On jako medyk nie powinien stanowić widowni dla sporu, nawet jeśli przekrzykiwanie niosło ze sobą bardzo dużo przydatnych informacji.
Przeszli do sali. Weles zgodził się na obecność mężczyzny w ciekawych szatach. Mało tego, tamten zaznaczył że w razie potrzeby służy pomocą.
Cyrkowiec przyglądał się mężczyznom gdy jeden drugiemu ściągał buty i resztę zbędnych ubrań. Śledził jego ruchy, gdy palce musnęły skórę. Było w tym ruchu coś... intymnego. Coś, co powinno pozostać sprawą tych dwojga a jednak zainteresowało białowłosego na tyle, by jego wyobraźnia zaczęła działać na pełnych obrotach.
Mefisto lubił więc panów. Dobrze wiedzieć, nie wiadomo kiedy ta wiedza mu się przyda. Ciekawe co na to żoneczka?
- Przepraszam, mam wrażenie że zapomnieliśmy wymienić uprzejmości. - zagadnął, kiedy nieznajomy odsunął się pod ścianę - Bane Blackburn van Wassenaer, Dyrektor tej placówki. - przedstawił się, używając pełnego nazwiska, również tego nadanego mu przez skurwysyna, który wcześniej tu rządził - Dziękuję za pomoc przy rozebraniu, chwilowo na tym poprzestańmy, dobrze? - uśmiechnął się lekko, dając w ten sposób sygnał, że rogaty jest wolny. Nie wskazane było by łaził po sali, lecz w zasadzie miał wolną rękę.
Bane najpierw umył Welesa, przecierając jego ciało namoczonym w wodzie ręcznikiem (jedna z Marionetek przyniosła mu miskę z ciepłą wodą i pozostała, by co chwilę wymieniać ją na czystą). Krwi było bardzo dużo, ale Cyrkowiec starał się czyścić Mefisto najdelikatniej jak potrafił. Uśmiechał się przy tym zagadkowo. Oczy miał lekko zmrużone i wyglądał na zrelaksowanego, w rzeczywistości jednak analizował to co widział pod brudem. Upiorny był solidnie poturbowany.
Najciekawsza było jego ramię a raczej to co się na nim znajdowało. Kiedy był tu po raz pierwszy, wypalone znamię było o wiele mniejsze. Blackburn zmienił szybko rękawiczki na czyste i założył maskę, by następnie pochylić się nad kończyną tamtego. Przez chwilę analizował znamię ale ostatecznie nie odezwał się ani słowem, bo mieli obecnie inne problemy.
Marionetka przyniosła czystą wodę w kilku strzykawkach i podała Bane'owi wszystko na srebrnej tacy.
- Odchyl się trochę. - polecił Welesowi, chwytając go jedną ręką delikatnie za szczękę - Teraz przemyję ci oko czystą, letnią wodą bo nie dość że masz je sklejone to jeszcze mam wrażenie, że coś w nim tkwi i uniemożliwia ci normalne mruganie, podrażniając oko. - wyjaśnił i nie czekając ani chwili dłużej, zabrał się za robotę.
Wylał dużo wody, oko (swoją drogą wyglądające zupełnie inaczej od tego, jakie Mefisto miał wcześniej) zrobiło się przekrwione ale po chwili oblewania wyglądało na czyste. Okazało się, że Upiorny Arystokrata miał w nim coś na kształt włosa, cieniutkiego ale dostrzegalnego bez lupy. Bane chwycił cholerstwo pęsetą i wyjął igiełkę, odkładając ją na tacę z brudnymi strzykawkami. Może włos, może kolec... Nie było potrzeby badać, bo pacjent miał jeszcze parę innych schorzeń jakimi należało się zająć.
Znowu wymienił rękawiczki i tym razem pociągnął go lekko do siebie, żeby mężczyzna się wyprostował. Wytarł mu twarz, przy okazji oglądając zadrapania i zmiany jakie zaszły w jego wyglądzie.
- Teraz... czas na coś o wiele mniej przyjemnego. - powiedział wskazując na rękę - Zagryź mocno zęby, to niemęskie krzyczeć z bólu. - szepnął, puszczając mu oko.
Złapał jego rękę i zaczął ją sprawdzać, ugniatając całkiem mocno. Szybko znalazł to, czego szukał - łapa była złamana.
- Uwaga. - ostrzegł i w następnej chwili szarpnął ręką, nastawiając ją w staromodny i bolesny sposób. Jeśli Weles krzyknął, miał do tego prawo. Bane nie podał mu znieczulenia nie dlatego, że nie chciał. Ostatnio mieli braki w wyposażeniu...
Gdy było po wszystkim, to samo zrobił z drugą ręką której nadgarstek był naruszony. Sprawdził też nogi i znalazł problem z kostką. Ją też nastawił. Nie zdziwiłby się gdyby rogacz padł nieprzytomny z bólu.
- No, gotowe. - powiedział przenosząc spojrzenie na klatkę piersiową - Jeszcze korpus.
Wybadał połamane żebra, ale ich nie mógł nastawić. Obserwując jednak Mefisto mógł stwierdzić, że złamania nie naruszyły płuc, bo w takim przypadku miałby problem z oddechem i nie byłby taki rozmowny.
Przez chwilę oczyszczał zadrapania i inne rany wacikiem nasączonym alkoholem (tego mieli w Klinice pod dostatkiem). Nic nie wymagało szycia, tylko niektóre rozcięcia złapał łączącym plasterkiem.
- Podejrzewam też wstrząs mózgu, ale na to jedynym lekarstwem jest odpoczynek. - powiedział na koniec, cofając się o krok od Upiornego by na niego spojrzeć z odległości - Mam nadzieję, że masz przy sobie sakiewkę. - uśmiechnął się złośliwie - Nasz kliniczny hotel nie należy do najtańszych.
Spojrzał na drugiego mężczyznę i przez chwilę w milczeniu nad czymś myślał. Czy wypadało zaczepić ich o to co powiedzieli wcześniej? Jeśli ten tu jegomość tak poturbował Welesa, to co ich łączyło?
Porzucił ciekawość. Może później od samego Mefisto dowie się czegoś więcej.
- Za chwilę zacznę łączyć kości i zabliźniać rany. Jeśli chcecie panowie o coś zapytać, teraz jest na to czas bo w czasie leczenia wolałbym pozostać skupiony na ciele pacjenta. - powiedział wprost - Macie jakieś pytania?



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Gabinet zabiegowy
Sob 2 Paź - 16:01
Ach, tak, przedstawienie się oraz zapoznanie z lekarzem. Marzenie całkiem o tym zapomniało, zbyt zaabsorbowane Mefisto oraz własnym poczuciem winy.
- Przepraszam za brak manier, jestem dziś dość…roztrzepany – wyrzucił z siebie ostatnie słowo z wyraźnym niesmakiem w głosie. – Miło Pana poznać, dyrektorze Blackburn – miał nadzieję, że białowłosy nie obrazi się za użycie, tylko pierwszej części jego nazwiska – Erishi Ver'se – uścisnął jego dłoń pewnie oraz mocno. Całkiem zapomniał o swoich ranach na przedramionach i poplamionych krwią dłoniach.
Nie przedstawił również swojego zawodu z prostego powodu: był tyloma rzeczami, wykonywał tak wiele różnych prac oraz zadań, że nie potrafił wybrać tego, które było głównym. Lider Bractwa? Zoolog? Krawiec? A może właściciel serii sklepów zoologicznych? Zresztą, czy młodego medyka interesowało co i czy Erishi w ogóle wykonywał jakąś pracę? W końcu jego szaty były wykonane z najwyższej jakości tkaniny i nawet niesprawne oko było w stanie wyłapać różnicę. Zatem Bane mógł się domyślić, iż smok jest bogaty. Tak więc teoretycznie nie musiał robić nic.
- Oczywiście, w razie czego proszę mówić.
Kiedy wymienili się już uprzejmościami, czerwonooki odsunął się oraz poszedł do siedzącego na stole rogacza. Stanął za nim, pozwalając mu się oprzeć o swój korpus w razie takiej potrzeby.
Nim dyrektor placówki zaczął oczyszczanie – Erishi zgarnął do tyłu długie włosy pacjenta, by ułatwić mu pracę.
Samo mycie przebiegło dość sprawnie; Marzenie w niczym nie przeszkadzało lekarzowi, a Mefisto trzymał się tak dobrze, jak tylko potrafił. Dopiero później zaczęły się nieprzyjemności. Przy wyciąganiu czegoś z oka, Arystokrata wciągnął głośniej powietrze, aczkolwiek siedział tak nieruchomo, jak tylko był w stanie.
Mefisto nie krzyczał przy nastawianiu ręki (Eri nie miał pojęcia, że była złamana. Jak to się stało, że tego nie wyczuł wcześniej? Jeszcze bardziej podkulił pod siebie ogon w geście wielkiego zasmucenia i rozczarowania sobą). On wydał z siebie warknięcie. Typowej bestii, smoka, którym był. Zadrżał też wtedy, nie przestając podwarkiwać przy dalszym zajmowaniu się jego ranami. Ladon nie wiele mógł zrobić w tej sytuacji. Zaczął głaskać go delikatnie po głowie, wydając z siebie ciche dźwięki, które mógł usłyszeć jedynie Mefisto. Chciał go uspokoić i pocieszyć.
- Świetnie ci idzie – powiedział do coraz słabiej wyglądającego mężczyzny. Senny wcale by się nie zdziwił, gdyby niedługo stracił przytomność. Chociaż znając upartość Arystokraty – do samego końca będzie się trzymać i prezentować tak dobrze, jak tylko może w tych okolicznościach.
Przy oczyszczaniu alkoholem – z ledwością powstrzymywał się przed wiciem z bólu. Wyraźnie było po nim widać, że jest wykończony. Jego twarz nie starała się tego nawet ukryć. Może nawet nie była w stanie.
Dłoń Gwiezdnego zamarła nad głową rogatego. Miał wstrząs mózgu..? Niebiosa, przecież on właściwie przyszpilił go do ściany! Pomyśleć, że mógł mu poważnie zaszkodzić… Z każdą chwilą zdawał sobie coraz większą sprawę, jak dużym okazał się brakiem jakiejkolwiek poczytalności i zdrowego rozsądku.
- Proszę się nie martwić zapewnianiem mu opieki – odsunął się odrobinę od wspomnianego rogacza – zabieram go do domu, by tam się nim zająć.
Najpewniej nie było to coś, czego lekarz się spodziewał, ale wydawał się być osobą łatwo i szybko przystosowującą się do najróżniejszych sytuacji (jak na medyka przystało).
- Nie sądzę bym miał pytania…. Jest jednak pewna sprawa, prośba, o którą chciałbym, żeby pan spełnił – zagarnął dyrektora, by obaj odeszli trochę dalej od pacjenta – Proszę nie używać na nim mocy. Niech kończyny będą w gipsach, niech pojawią się szwy jeżeli jest taka potrzeba… - jego prośba brzmiała źle, bardzo źle. Szybko zatem wytłumaczył – Mefisto jest moim podwładnym, wykazał się niesubordynacją, wpakował się w poważne tarapaty i doprowadził do takiego stanu. Oczywiście, powinienem wcześniej go tutaj przyprowadzić oraz nie pozwolić na poniesienie się emocjom, jednakże… błędów przeszłości nie można naprawić inaczej niż w teraźniejszości i przyszłości. Odpokutuje jeszcze swoje winy, ale Mefisto również musi przecierpieć za swoje. Zatem proszę nam przepisać wszelkie potrzebne leki, środki przeciwbólowe.  
Odsunął się od Bane, podchodząc ponownie do Mefisto.
- Zapłacimy tak, jak gdyby usługa została wykonana razem z użyciem mocy. O koszty proszę się nie martwić – posłał mu lekki uśmiech.


Gabinet zabiegowy - Page 3 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Re: Gabinet zabiegowy
Wto 5 Paź - 15:09
Kompletnie nie znał się na szlacheckich rodach, dlatego nazwisko mężczyzny niewiele mu powiedziało. Pewnie gdyby chciał, nauczyłby się ich na pamięć by później wiedzieć, kogo naciągnąć na kasę, ale był zbyt leniwy. No i miał ciekawsze rzeczy do roboty, jak na przykład spędzanie czasu ze swoją ukochaną (w pierwszej kolejności, bo z nią było najmilej), leczenie w Klinice (no skoro był lekarzem, to wypada wykorzystywać umiejętności) czy choćby chlanie wódki (na to zawsze była dobra pora).
W czasie leczenia niewiele mówił, głównie dlatego, że chciał skupić się na Mefisto. Chociaż jego stosunek do pacjentów był taki, że traktował ich jedynie jako swoje źródło dochodu, wiedział, że przy Upiornych musi zachowywać się przyjaźnie. Byli przewrażliwieni na swoim punkcie. Weles był co prawda równym gościem, ale w dalszym ciągu był Upiornym, choćby nie wiadomo jak bardzo starał się ukryć ten fakt. Rogi można spiłować, ale liczyła się ogólna prezencja.
Zachowanie Erishi zastanawiało go przez dłuższą chwilę. Dotykał on Arystokratę, głaskał, szeptał coś na uszko... Czy byli kochankami? Bane obserwował mężczyznę z neutralnym uśmiechem, zapamiętując każdy gest i czytając z jego mimiki twarzy jak z otwartej księgi. Bez wątpienia łączyło ich coś więcej niż tylko przyjaźń. No chyba, że się mylił i wszyscy Upiorni są tak wylewni w stosunku do swoich pobratymców. W sumie... nie zdziwiłby się, gdyby tak było. Nawet nie zdziwiłby się, gdyby pośród szlachty popularne było kazirodztwo.
Weles z każdą chwilą robił się coraz bledszy, chociaż nie płakał i nie jęczał zanadto. Zasługiwał na pochwałę, jeśli wziąć pod uwagę że zabiegi miał robione na żywca. Cyrkowiec, wstyd się przyznać, czuł pewną satysfakcję z tego, że nie podał mu znieczulenia. Niech lordziątko trochę pocierpi, może wtedy zobaczy jak to jest być zwykłą, szarą istotą.
Zapach alkoholu sprawił, że straszliwie zachciało mu się pić. Rozpaczliwie! Obiecał Julii, że będzie się ograniczał... Gdy skończył "naprawiać" Mefisto, wstał by zmienić kitel na świeży, pozbyć się rękawiczek i doprowadzić do ładu. W tym czasie słuchał słów Erishi, odwrócony do niego tyłem. Korzystając z okazji, łyknął potajemnie z piersiówki i uśmiechnął się czując rozlewające się po jego ciele ciepełko. Nie upije się, ale będzie mu milej a oni i tak nie wyczują, że łyknął wódki. Wszystko tu śmierdziało wódą.
Nie podobała mu się perspektywa wypisania Welesa do domu, ale nauczył się, że z Upiornymi po prostu się nie dyskutuje. Pokiwał głową w milczeniu, nadal odwrócony i sączący z małego naczynka. Jeśli zapytają, co pił, powie że syropek. Wolno mu, to jego Klinika.
Drgnął na prośbę mężczyzny i wpierw chowając piersiówkę do kieszeni, odwrócił się do tamtych, patrząc na Erishi z uniesionymi brwiami. Zarzucił świeży kitel na ramiona, ale nie wpuścił rąk w rękawy.
- S-słucham? - parsknął, nie mogąc się powstrzymać - Nie sądzi pan, że to odrobinę niegrzeczne mówić lekarzowi jak ma leczyć? To tak, jakbym zamawiając w kawiarni kawę, powiedział wykwalifikowanemu bariście jak ma ją parzyć. Z tą różnicą, że barista ratuje tylko humor, nie życie drugiej osoby. - dodał poważnie, patrząc na swojego rozmówce nieprzychylnie - Zaiste, Upiorni Arystokraci mają ciekawe poczucie humoru. - skrzywił się, jawnie okazując dezaprobatę - Oferuję przywrócenie do zdrowia w zaledwie kilka minut. Nie będę się narzucał, ale uważam, że pańska prośba jest skrajnie nieodpowiedzialna, żeby nie powiedzieć... po prostu głupia. - skrzyżował ręce na piersi, dając jasny sygnał, że tor jakim popłynęła rozmowa wcale mu się nie podoba.
Czuł się urażony, bo o ile Weles przylazł po pomoc i znosił zabiegi bez pretensji, tak drugi rogacz wyobrażał sobie nie wiadomo co. Wytłumaczenie tylko podniosło mu ciśnienie.
- Karą za niesubordynację nie powinno być skazywanie podwładnego na cierpienie, spowodowane gojeniem się ran. Nauka powinna być niesiona w inny sposób, nawet jeśli jest się zwolennikiem uczenia na własnych błędach. - powiedział ostro - Marny to pan, który skazuje poddanych na bezsensowny ból, gdy mógłby ten czas przeznaczyć na wymierzenie lekcji. - dodał mrużąc oczy - Ale... jak to mówią, jak wół pierdzi to obora słucha. Niech będzie tak, jak sobie pan życzy. Nie będę go leczył mocą. Nie przyjmę też pieniędzy za usługę, która nie została wykonana. - Bane mimo wszystko miał jakiś tam kręgosłup moralny. Giętki i cienki jak dupa węża, ale jednak kręgosłup.
Rozmowa zirytowała go, dlatego ubrał do końca kitel i podszedł do Welesa, skupiając na nim resztę uwagi. Nie ignorował Ver'se, lecz dawał do zrozumienia, że pacjentem był Mefisto i to na nim powinien skupić się medyk.
- Jak się czujesz? - zapytał cicho, nadal marszcząc brwi. Pytanie nie było efektem troski... a może trochę było? Blackburn był ciekaw odczuć Upiornego, który z nich wszystkich wydawał się być najnormalniejszym. Nawet jeśli trochę narwanym, bezpośrednim do bólu i pakującym się w kłopoty, to najnormalniejszym.



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Re: Gabinet zabiegowy
Sro 6 Paź - 20:14
W końcu się sobie przedstawili. I dobrze. Nie musiałem się już tym przejmować. W sumie to i tak miałem to w dupie. Nie moja sprawa czy się znają czy nie, a też nie sprawa Doktorka, kogo ze sobą przyprowadzam. O ile ten nie przeszkadza w żaden sposób w pracy lekarza. Ale cóż chociaż tyle mieliśmy z głowy i może zrobi się mniej niezręcznie. Tak tylko per pan i per pan... co prawda nie zapowiadało się na to, żeby zaczęli mówić do siebie po imieniu, jednak Eri przestał być całkowicie bezimienny.
Stanął za mną. W sumie byłem mu wdzięczny. Zawsze byłem sam w takich sytuacjach. O ile nie zacznie mi zaś matkować, niech tutaj jest... będzie mi raźniej, w szczególności, że doskonale zdawałem sobie sprawę z tego iż ta wizyta nie będzie za przyjemna. Wszystko już i tak mnie bolało. Marzyłem o tym, żeby umyć się porządnie i iść do łóżka. Nic więcej nie chciałem. Byłem głodny do tego, ale to mogło poczekać aż odpocznę. To był teraz mój priorytet.
Nie miałem sił by się sprzeciwiać pieszczotom mężczyzny. Skupiałem się raczej na bólu. Wyciąganie tego czegoś z oka wcale nie było przyjemne i coś czułem, że na razie i tak nie dam rady go otworzyć na tyle by go używać, ale pewnie Bane coś na to zaradzi.
Przy czyszczeniu ran alkoholem skrzywiłem się mocno, w szczególności gdy dotarł do dość głębokiego rozcięcia na boku szyi, które znów się otworzyło, gdy odchyliłem głowę w bok. Szczypało jak jasna cholera! Kto wie czy akurat tego nie będzie trzeba zeszyć. Miejsce nie było zbyt przyjemne dla takich ran... i ich gojenia się.
Nastawianie już w ogóle nie było przytulaniem. Bolało jak jasna cholera. Ale nie będę tutaj się darł jak jakiś podrostek. Pociłem się, drżałem mocno i warczałem, dysząc. Moje mięśnie mocno napinały się pod porysowaną skórą, uwidaczniały się bardziej, ukazując nie tylko te nowe blizny.
- Pierdol się - wysapałem na słowa smoka. Co ja jakieś małe dziecko, że musi mnie chwalić za to, że daję rade u lekarza? No chyba go już pojebało! Do tego jeszcze chciał mnie do siebie zabrać? Do mnie było o wiele bliżej.... jak już chce to niech se posiedzi, ale żeby od razu brać i mnie ciągać do Malinowego? Bez sensu.
Widząc, że Bane idzie zmienić swoje ubranka oraz, że chyba coś pije, wtrąciłem się zanim Erishi ode mnie odszedł - ja mam pytanie - powiedziałem dość cicho. Choć jeszcze miałem na tyle sił... no i musiałem się skupić na czymkolwiek innym niż moje samopoczucie - napachniałeś, narobiłeś ochoty i pijesz sam? - nie wiedziałem co on tam pije. Może to być nawet zwykła woda z krany, miałem to gdzieś. Chciałem rozluźnić się trochę. Z resztą... doktorek wiedział, że ja też lubię sobie golnąć. W końcu już tutaj trochę spędziłem i mieliśmy okazję, żeby sobie pogadać na różne tematy.
Spojrzałem na Erishi, gdy ten ode mnie odszedł. Jaaasne. Tutaj wielce mnie asekuruje i rzuca durnymi tekstami, a tutaj jak ledwo nawet siedzę to idzie w pizdu? Zajebisty opiekun, nie powiem. Ciekawe czy za dzieciaka mnie też tak pilnował...
Nie słyszałem jako wyraźnie, ale sens do mnie dotarł. Blackburn ma mnie nie leczyć... ma zostawić wszystko działaniu czasu. To...zabolało. Ja wiem, że nie dałem mu znać i tak dalej, ale żeby aż tak? - pierdolony padalec, wyliniała jaszczurka - powiedziałem w dawnym języku Upiornych. Miałem gdzieś czy mężczyźni wiedzieli co mówię czy nie. Z resztą...mówiłem do siebie. A to czy słyszeli miałem w dupie.
Lekarzowi też się to nie spodobało. Westchnąłem ciężko - Bane, zostaw... go nie przegadasz - spojrzałem na niego swoim gadzim, teraz znów złotym okiem - on i tak za chwilę zacznie sobie wytykać sam swoje błędy o ile już tego nie robi w tej swojej gadziej łepetynie - unikałem patrzenia na Marzenie - a ja nie mam sił na kłótnie czy słuchanie ich...chcę się umyć, położyć bo pewnie napić się mi nie pozwoli - westchnąłem - i żaden z niego pan. To nawet nie Upiorny, tylko...powiedzmy, że Senna Zjawa, więc jeśli chcesz patrzeć na politykę to ja tu mam o wiele więcej do powiedzenia - zamknąłem oko i przeczesałem długie włosy drżącą dłonią, ulizując je bardziej - skoro jednak chce się bawić znów w moja niańkę to chciałbym go wyznaczyć na osobę, która ma być informowana, jakbym pojawił się tu znów jak ostatnim razem. Bo mam nadzieję, że nie rozpowiadacie kogo i na co tu leczycie - spojrzałem w dziwne oczy medyka - chce mnie mieć na głowie to będzie mnie miał więcej niż jest to potrzebne - uśmiechnąłem się kącikiem ust.
Westchnąłem ciężko - jak gówno... ale to pewnie widać - spojrzałem na niego znów - jeśli możemy zróbmy co mamy zrobić, naprawdę chciałbym się już ogarnąć i iść spać...  - opuściłem wzrok. Może w ten sposób nie pasował do dumnego Upiornego ale co mi to by dało? Byłem pacjentem ale byłem też po prostu żyjącą istotą, która tak jak każdy chce spokoju i możliwości by móc do siebie dojść. Szkoda, że nie było Azusy gdy wróciłem. Tak chciałem ją przytulić... miałem nadzieję, że wszystko z nią w porządku. Zupełnie nie miałem nastroju na cokolwiek.
- Ale najpierw mam prośbę - przeniosłem wzrok na Erishi - wylecz mu proszę ręce. Skoro już ma się mną zajmować, to lepiej by był sprawny - może i powinienem się mścić. Ale co to za zemsta? Lepiej będzie patrzeć jak robi mu się głupio, jak coraz więcej win do niego dociera. Taka zemsta w tym momencie o wiele bardziej pasowała mi do sytuacji.
Wszystko co mówiłem mówiłem dość cicho, ale było widać, że starałem się trzymać jak najlepiej i nie robić za jakąś ofiarę. Siedzenie cicho jednak wiedziałem, że sprawi, że będę tutaj siedział dłużej niż jest to konieczne.


Gabinet zabiegowy - Page 3 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Gabinet zabiegowy
Pon 11 Paź - 15:28
Pokręcił głową na słowa czerwonowłosego, nie przerywając czynności.
- Hej, przecież tylko mówię, że jesteś bardzo dzielny i dobrze sobie radzisz. Nie wielu byłoby w stanie wytrzymać coś takiego bez większych krzyków.
Czy on sam byłby w stanie to wytrzymać? Nie był tego taki pewny.
- Zapachniał czymś? – zaczął węszyć w powietrzu, ale jedyne co wyczuł to krew, spirytus, brud, zapach koszmaru i woń Mefisto. Sam białowłosy stał za daleko, żeby wyczuć jego zapach (cóż, przynajmniej teraz, bo wcześniej już zdążył go wyniuchać mniej lub bardziej celowo). Co zatem wyczuł Mefisto? Sok? Herbatę? Hmm. Nie. On przecież lubi alkohol. Czyżby ze zmęczenia pomieszały mu się zmysły i założył, że zapach spirytusu, którym był odkażany, to jakiś drink? Albo lekarz był alkoholikiem i popijał w pracy. To też była jakaś opcja, ale brązowosłowy raczej w nią nie wierzył. Zmrużył jednak oczy i spojrzał na lekarza, czekając czy ten coś powie w tej sprawie.
To nie tak, że miał nadzieję, iż lekarz zrozumie jego tok myślenia, który teraz wydawał się Marzeniu tak logiczny oraz oczywisty! (później pewnie siebie za to znienawidzi, albo przynajmniej będzie mu ciążyło jeszcze większym poczuciem winy i wstydem niż wszystkie jego błędy robią to obecnie. Ale to dopiero wtedy, gdy złość na Upiornego mu przejdzie). Mefisto nie potrafił usiedzieć w miejscu. Musiał ciągle coś robić, nie zważając na swoje rany, na to jak bardzo sobie tym szkodzi. Jedynym sposobem, żeby wypoczął i zregenerował się tak, jak należy, było zabranie go do siebie oraz osobiste pilnowanie.
- Takie rozwiązanie wydaje mi się odpowiednim i chociaż zgodzę się, że to brzmi jak mówienie panu, jak wykonywać swoją pracę; wcale takie nie jest w rzeczywistości. Nie proszę przecież o całkowite zostawienie go takim, jaki jest. Gdyby mi nie zależało, by odzyskał sprawność, nie zaciągałbym go tutaj – powiedział, chcąc przedstawić swój punkt widzenia. – Chcę, aby otrzymywał potrzebną pomoc, bez użycia mocy. Taką, jaka dostają ludzie. Za potrzebne leki, by uśmierzyć ból, zostanie zapłacone, będzie miał całodobową opiekę, kogoś, kto wie, czego może się spodziewać – dyrektor placówki nie mógł wiedzieć, po prostu nie mógł (o ile Mefisto mu nie powiedział), że może stracić nad sobą panowanie i zmienić się w rozszalałego smoka. Bezpieczniej było, aby pozostał z dala od innych pacjentów, których może zabić. U Ladon, nawet jeżeli nie będzie go osobiście – w końcu ma wiele spraw do załatwienia – zawsze znajdzie się chociaż jedna osoba, która wie, co mogłaby zrobić. Jego służba nie należy do Bractwa, ale doskonale zdają sobie sprawę z jego istnienia, wiedzą z kim w razie potrzeby się kontaktować, gdyby Erishi był niedostępny razem z Sagą i Tydiusem.
Gdy w końcu Bane zgodził się na jego osobliwą prośbę, Senny podziękował lekarzowi.
- Jeżeli taka jest pańska wola – stwierdził, gdy usłyszał, że weźmie tylko pieniądze za „podstawowe” leczenie. Cóż, dobrze wiedzieć, że są uczciwi medycy w okolicy.  Może nie najbliższej, ale jednak.
Nie spodziewał się, że Mefisto się zgodzi na to. Właściwie nie sądził, iż będzie jeszcze na tyle przytomny, by mówić tak pełnymi zdaniami. Wrócił jednak do niego, słuchając dalszych słów arystokraty.
Cóż, nigdy nie mówił, że jest arystokratą, prawda? To Bane musiał z góry to założyć  fakt, że nie zauważył ogona pomiędzy jego szatami…. Chociaż nazywanie go panem nie powinno być niczym dziwnym. W końcu dopiero się poznali.
- Och – zamrugał zszokowany. Mefisto naprawdę wyznaczył go, by był prawnie i legalnie informowany o jego stanie? To… zaskakująco miłe z jego strony. Niespodziewane, ale bardzo miłe. Jak w końcu dotrze do niego ta informacja w stu procentach, podziękuje mu za to lepiej.
- Dziękuję – zamachał lekko ogonem zza pleców rogacza. Wciąż troch w to nie dowierzał.
Zmarszczył brwi. Jego potrzebował leczenia? Jak to? Spojrzał na swoje dłonie, które były pokryte krwią. Tylko że nie mogła należeć do Mefisto, bo wciąż była lekko mokra. Jego zdążyłaby już wyschnąć.
Dopiero po chwili dotarło do niego, że och, w rzeczywistości wcześniej wbił sobie pazury w przedramiona. Całkiem o tym zapomniał. Z tego wszystkiego już nawet bólu nie czuł.


Gabinet zabiegowy - Page 3 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Re: Gabinet zabiegowy
Pią 15 Paź - 19:54
Mefisto zauważył. Cholerny Mefisto Weles zauważył, że Bane popijał i od razu postanowił zaczepić Cyrkowca, narażają go na utratę renomy. W Świecie Ludzi za chlanie w pracy wyleciałby z hukiem, tu w Krainie Luster były inne zasady, ale w dalszym ciągu picie nie było uważane za coś dobrego. Wiedział to od Tulki.
Odwrócił się do Arystokraty i spojrzał na niego, uśmiechając się przymilnie. Zamrugał kilkukrotnie, sprawiając że uśmiech stał się na chwilę słodziutki. I chociaż z całego serca miał ochotę powiedzieć "Zamknij mordę!", po prostu popatrzył na niego przez chwilę i zmilczał pytanie. Jeśli Upiorny będzie chciał się z nim napić, to na pewno nie teraz. Nie powinien też wyciągać takich rzeczy na wierzch, jeśli miał ochotę kiedykolwiek jeszcze tu wrócić i zastać dobrego medyka.
Przyjął tłumaczenie Erishi ze spokojem. Postanowił już, że nie będzie dyskutował z szanownymi paniczykami, którym się w życiu nudzi i chcą marnować swój czas na dochodzenie do siebie w normalny sposób. Nie będzie się przecież narzucał. Nie chcą skorzystać z jego mocy, proszę bardzo.
- Taką, jaką dostają Ludzie? - zaczepił, bo przecież nie byłby sobą, jakby się do czegoś nie dowalił - A więc wie pan, że różni się od tej niesionej mieszkańcom Krainy Luster? Ciekawe. - uśmiechnął się złośliwie - Mniejsza z tym. - machnął dłonią, by następnie wysłuchać Welesa, który postanowił wytłumaczyć mu kim właściwie jest Erishi.
Bane spojrzał na mężczyznę i przez chwilę badawczo mu się przyglądał. Tamten nie wyglądał jakoś dziwnie, po prostu Cyrkowca zastanawiało podobieństwo Erishi do Upiornych Arystokratów. Oczywistym elementem który go upodabniał były rogi i tylko i wyłącznie dlatego Blackburn wziął go za pobratymca Welesa.
Zaskoczyły go słowa Mefisto i pogarda jaka pojawiła się w jego głosie. Przesunął spojrzeniem po rogaczu, by następnie wrócić do Erishi i ponownie przeskoczyć na pacjenta.
- Nie wnikam, jakiej kto jest rasy, każdego traktuję z należytym szacunkiem. - powiedział uśmiechając się profesjonalnie, trochę sztucznie - Każdy jest dla mnie "panem" i "panią", póki nie każą do siebie mówić inaczej. - dodał wzruszając lekko ramionami - Co się tyczy upoważnienia do wglądu w dokumentację medyczną, da się to załatwić. Jak będziecie panowie wychodzić, w recepcji proszę podpisać stosowne dokumenty i sprawa załatwiona. Alice, recepcjonistka je dla panów przygotuje. - wyjaśnił i postanowił wrócić do kwestii leczenia - Sporządzę listę leków i zaleceń. Jeszcze dziś założymy gips na załamaną kończynę i sądzę, że na tym zakończymy zabawę. Za jakiś czas dobrze byłoby wpaść na kontrolę, ale nie podam konkretnej daty, pozostawiam to do decyzji. Na kontroli zdecyduję, kiedy zdejmujemy gips.
Kiedy Mefisto powiedział o leczeniu Erishi, Bane spojrzał na jego ręce. Faktycznie wyglądały nie najlepiej, ale wcześniej Cyrkowiec myślał, że krew należy do Welesa. Podszedł do mężczyzny i przyjrzał się jego przedramionom dokładniej, po czym odszedł na chwilę by założyć sterylne rękawiczki. Wrócił po niespełna minucie i wrócił do oglądania, tym razem chwytając je delikatnie i obracając na wszystkie strony.
Przyniósł czysty gazik i nasączając go wcześniej w spirytusie, zaczął ścierać juchę, racząc pacjentów kolejnymi oparami alkoholu. Jak się nawdychają, to może będą spokojniejsi.
- Czy w tym przypadku mam użyć mocy? - zapytał kontrolnie.
Jeśli Erishi się zgodził, Bane zaleczył rany przy pomocy magii. Wzory na jego ciele rozbłysły światłem i rozlały się po skórze, a ciepło ogarnęło pacjenta by dosięgnąć skaleczeń i zagoić je w kilka sekund.
Jeśli się nie zgodził, Cyrkowiec obmył wszystko spirytusem, na szybko założył szwy w paru miejscach, ponaklejał opatrunki i tyle. Nie było przy tym wiele roboty.



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Re: Gabinet zabiegowy
Sob 16 Paź - 10:53
Słysząc jego tłumaczenie, tylko warknąłem cicho - nie jestem już dzieckiem - dlaczego więc mnie tak traktował? Nie potrzebowałem takiego wsparcia. Sam wiedziałem doskonale, że to nie jest proste by nie krzyczeć przy nastawianiu kończyn. Byłem już tym wszystkim zmęczony. Nie chciałem być sam ale nie chciałem być traktowany jak jakiś młokos. Nie byłem już nim.
Widziałem minę lekarza. Westchnąłem i podniosłem dłoń by pokazać, że już się nie odzywam. Tak bardzo chciało mi się pić, czegokolwiek. Robiło mi się dziwnie ciepło. W gardle paliło. Jednak nie tak jak to się dzieje przy chorobie, raczej jakby ktoś powoli rozpalał mi tam ogień. Pomasowałem gardło mając nadzieję, że to choć trochę zmniejszy to dziwne uczucie. Coś mi jednak mówiło, że była to mała zapowiedź czegoś, co będzie jeszcze mniej przyjemne.
A ci dalej dyskutowali. Ja czułem się coraz słabszy. Ogień przelewał się z gardła do płuc, przez co coraz trudniej mi się oddychało. Oddychałem ciężko i położyłem dłoń na wypalone znamię, które teraz było wręcz gorące. Po skroniach zaczął spływać pot, a na policzkach pojawiły się znów smocze łuski, na razie skutecznie zakrywane przez moje długie włosy.
Dlaczego Erishi znów pierdolił, dlaczego nie mógł powiedzieć wprost? Zwykła, prosta wymówka. Nie musi mówić o Bractwie czy Koszmarach. Nie musi mówić o tym czego się boi. Może powiedzieć wprost, to co przecież o mnie myślał.
Łeb bolał mnie coraz bardziej, było mi coraz cieplej. Nie słyszałem już dalszych ich słów. Ani tych skierowanych do mnie, ani do smoka.
- Czy do kurwy nędzy nie możesz powiedzieć wprost, że uważasz mnie za pierdolonego pracoholika?! - warknąłem groźnie. Może już po czasie, ale już nie kontaktowałem. W sumie po tych słowach, nie było już nic. Zrobiło mi się słabo, gorąco, a przed oczami zrobiło się...ciemno....

- A może przyznaj się, że się mnie boisz - nagle pojawił się inny głos. Nienależący do Mefisto. Nie dało się wyczuć czy należał on do mężczyzny czy kobiety. Raczej brzmiał jakby mówiły dwie osoby. Erishi powinien doskonale pamiętać ten głos. Choć wtedy wydobywał się ze smoczego gardła, a nie tego bardziej ludzkiego.
Mefisto, (a raczej jego ciało) wyprostował się i wstał. Odwrócił się w stronę mężczyzn, a z dolnej części jego pleców wystrzelił czerwono-złoto-czarny ogon, z szerokimi, skórzanymi piórami na końcu. Trafił na wózek z narzędziami i od razu go zniszczył.
- A najlepiej oddaj go mnie! Już i tak jest mój - powiedział głos, wydobywający się z ust Arystokraty. Znamię zarówno na piersi jak i jego część na ramieniu, wglądały jakby płonęły złotym ogniem. Nogi od stóp po kolana oraz przedramiona i łokcie były pokryte czarną łuską. Paznokcie zmieniły się w złote pazury. Na szyi pojawiły się czarne i czerwone łuski, tak samo jak na bokach twarzy. Zęby wyraźnie się zaostrzyły. Na rogach pojawiły się złote kropki. Oko płonęło złotym blaskiem. To już nie był Mefisto Weles.
- To ciało jest moje! Niech odpokutuje co zrobiło! - powiedział głos, a ogon uderzył jak bicz i w momencie roztrzaskał okno oraz wygiął umieszczone w nim kraty. W gabinecie zrobiło się cieplej, a Ein Sof powoli zaczął się odwracać by wygiąć kraty do końca i wrócić do swojej groty, by zasadzić nowe, złote drzewo.


Ostatnio zmieniony przez Mefisto dnia Nie 17 Paź - 1:02, w całości zmieniany 1 raz


Gabinet zabiegowy - Page 3 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Gabinet zabiegowy
Sob 16 Paź - 14:14
Mefisto wyraźnie nie rozumiał jego intencji, co… w ich przypadku nie było niczym takim  niezwykłym. Mieli wzajemne problemy z komunikacją, aczkolwiek Erishi starał się wypowiadać ze zrozumiałym zamiarem. Najwyraźniej mu to nie wychodziło.
- Nie tylko dzieci mogą być chwalone – stwierdził, odpowiadając na warczenie Upiornego. – Dorośli też powinni. Nigdy nie chwaliłeś swoich pracowników za dobrze wykonane zadania?
Nie znał zwyczajów rogatego i tego, w jaki sposób traktował swoich pracowników. Nie mniej, sądząc po interakcjach z nimi oraz ogólnie wyczuwalnej trosce, z jaką o pracodawcy mówili – musieli być w dobrych stosunkach. Świadomość tego sprawiła, że Eri przyjął, iż Mef jest z nimi tak samo blisko, jak on ze swoimi. Ciekawe kiedy i w jakich okolicznościach pozna prawdę. Niezależnie od tego, jaka by ona nie była.
- Oczywiście, że wiem. Dlaczego miałbym nie wiedzieć? – zapytał, odpowiadając na zaczepkę – W końcu ludzie nie mają mocy, które pozwalają łączyć kości czy też pozbywać się ran otwartych. Muszą radzić sobie w inny sposób –  nawet jeżeli tym sposobem byłoby używanie nowoczesnych maszyn, to i tak nie są to moce – myślałem, że to raczej normalne i dla każdego zrozumiałe… Czyżby istniał tak duży odsetek istot, niezdających sobie z tego sprawy, że ci, którzy rozumieją te prostą różnicę – powodują zdziwienie?
Istoty w Krainie Luster czy tez Szkarłatnej Otchłani wiedziały o istnieniu ludzi oraz o tym, że mają oni swoją technologię, bo nie mają mocy, które ułatwiają im życie. To przecież mieszkańcy Świata Ludzi nie zdawali (w większości) sobie sprawy o istnieniu stworzeń humanoidalnych, które mogą używać magii. Dlaczegoż więc medyk tak dopytywał? Jeszcze z dziwnie złośliwym uśmiechem na ustach. Chciał coś udowodnić? Może zakładał, że Marzenie jest niedoinformowane? Albo stwierdził – wnioskując na bazie jego dość… rozkojarzonego obycia – że zachowuję się tak cały czas i wolno albo w ogóle nie łączy faktów w jakieś konkretne myśli? Kto wie.
Gdy wrócił do boku Mefisto, coś zaczęło zaprzątać jego myśli – wcześniej tego nie wyczuł lub raczej zdawało mu się, że zapach innego koszmaru został po prostu pozostawiony na arystokracie. Jednak czas mijał, ten z jego ubrań zniknął już niemalże całkiem (przykryty wonią krwi i koszmaru w Mefisto, a także jego samego) – ten z torby nie. Wciąż był tak samo intensywny. Mogło to zatem świadczyć, że znajduje się w niej esencja. Miał co do tego złe przeczucia. Nie powinno się chodzić ot, tak z tym niebezpiecznym obiektem. Ten dzień stawał się coraz trudniejszy i z każdą chwilą był bardziej kłopotliwy dla nich wszystkich.
- Dziękujemy za informacje i organizację – odparł, gdy zostali poinformowani, że przy wyjściu będą mogli podpisać dokumentację, która pozwoli Erishi mieć wgląd w kartę medyczną Mefisto.
Przytaknął, słysząc o liście leków, które medyk zamierza przygotować; a następnie spokojnie wysłuchał jego dalszych słów. Już miał się odezwać, że w recepcji pozostawi swój adres, gdy przerwał mu pacjent.
- Tak, masz rację, ale nie musisz od razu krzyczeć – nie był to jedyny powód, dla którego chciał go zabrać do domu. Obaj dokładnie zdawali sobie z tego sprawę.
Zajął się swoimi przedramionami i dłońmi. Nie wyczuł się pojawiającej się różnicy w intensywności zapachu koszmaru Mefisto. Wcześniej był znacząco przytłoczony przez woń medykamentów i spiritusu. Teraz stawał się intensywniejszy, przedzierający się uparcie przez inne zapachy kliniki.
Drgnął, słysząc znany sobie głos. Ogon najeżył się. Było coraz gorzej. Mefisto zaczął się powoli przeobrażać. Obecnie to już nie był Arystokrata.
Odepchnął Bane z dala od Koszamru i zasięgu jego ogona w porę. Kilka sekund za późno, a to nie wózek z narzędziami zostałby trafiony.
- Ein Sof – wydał z siebie smocze warknięcie, samemu też częściowo zmieniając postać. Obecny ogon zmienił się na gadzi: był cieńszy od ogona Mefisto, porośnięty srebrnymi łuskami, piórami i futrem. Jego górna część porośnięta była wypustkami, końcówka przypominała duży oraz ostry grot strzały. Dłonie wraz z paznokciami zmieniły się łapo-szpony, a twarz została ozdobiona srebrzystymi łuskami. Z włosów zaczęło wystawać kilka piór w kolorze łusek. Same włosy stały się śnieżnobiałe, a rogi zaiskrzy się niebieskim blaskiem. Zęby zmieniły się w kły, oczy przybrały barwę nocnego księżyca.
Na wszelki wypadek osłonił ogonem medyka oraz torbę z esencją. Jeżeli En Sol się do niej dobierze i przemieni w smoka – wielu zginie. Erishi nie mógł na to pozwolić.
- Przepadnij! – któregoś dnia znajdzie sposób, by pozbyć się tego przekleństwa z Mefisto. Nic go nie powstrzyma. Nie straci już nikogo, kto jest mu bliski. Nie w taki sposób.
Użył kwitnącego deszczu, by uspokoić koszmar i pomóc Mefisto wrócić pod kontrolę. Kolorowe płatki kwiatów zaczęły opadać gęsto na terenie całego pomieszczenia.
Nim koszmar dopadł do krat w oknach i je wyrwał: opadł na kolana. Złoto naznaczające pierś zapulsowało i zniknęło. Mefisto opadł na kolana, ciężko przy tym dysząc.
Ladon odczekał chwilę, upewniając się, że Ein Sof zniknął. Następnie uklęknął przy Arystokracie, kładąc mu dłoń na plecy.
- Wróciłeś do nas? Chcesz pić? Na pewno chcesz, rozgrzałeś się przez niego – zapytał delikatnym tonem i przeniósł wzrok na medyka. – Dlatego wolę go zabrać do siebie. Myślę, że więcej nie trzeba tłumaczyć.
Żaden z nich się jeszcze nie odmienił. Może tak było lepiej.
- Przyniesiesz mu wodę? Im więcej, tym lepiej.  I coś na uspokojenie? Będzie tego potrzebował.
Pogłaskał go lekko po plecach.
- Pooddychaj jeszcze chwilę, zaraz wstaniemy. Bez pośpiechu.
Ulżyło mu, że Ein Sof tak szybko zniknął. W smoczej formie najpewniej musiałby stoczyć z nim walkę. Wtedy zniszczenia byłyby poważniejsze, a ilość zabitych i rannych: niezliczona.


Gabinet zabiegowy - Page 3 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Re: Gabinet zabiegowy
Nie 17 Paź - 13:17
Miał nadzieję, że wizyta Mefisto i Erishi przebiegnie gładko. Naprawi Welesa, pomoże drugiemu, pogadają o dupie Maryni i na tym koniec. Ale przecież nie byli w Świecie Ludzi. Wszystko w tej Krainie było powalone, każdy dzień był pełen niespodzianek a za każdym rogiem czyhało niebezpieczeństwo.
Tym razem niebezpieczeństwo znowu zawitało w progi Kliniki. Nie tak dawno mieli tu atak róż, po którym należało zrobić remont. Bane myślał, że limit wypadków w Klinice został już wyczerpany.
Mylił się.
Nawet nie zdążył zareagować, bo został odepchnięty. Zachwiał się na nogach ale utrzymał równowagę i z odległości obserwował całą scenę.
Wózek z narzędziami zamienił się w kupę złomu. Okno zostało roztrzaskane i sypnęło szkłem na posadzkę. Ogon, który pojawił się nagle u Welesa, młócił jak szalony, niszcząc wszystko co znalazło się w jego zasięgu.
Oprócz złości jaka u Cyrkowca narosła, pojawił się strach. Kolejny smok... Kolejny, cholerny, niszczący wszystko smok.
Stojący przed nim Erishi osłonił go w taki sposób, że dopiero teraz Bane zauważył, że i on ma ogon. Czyli było ich trzech. Trzech ogoniastych. Z tym, że Blackburn ukrył swój pod kitlem i nie rzucał nim na boki.
Białowłosy patrzył szeroko otwartymi oczami na scenę i drżał na całym ciele. Bardziej od Upiornych Arystokratów nienawidził tylko jaszczurów.
Cofnął się jeszcze kilka kroków i oparł o ścianę, po czym widząc zmienionego Mefisto, zjechał o niej do siadu. Miał dosyć, naprawdę miał serdecznie dosyć.
Gdy nagle spod sufitu zaczęły spadać płatki kwiatów, Bane zmrużył oczy i skrzywił się. Magia. Tam gdzie była magia iluzji, tam pojawiały się kłopoty. Zawsze.
Patrzył na mężczyzn ale nie odzywał się ani słowem. Dopiero kiedy został poproszony o przyniesienie wody, otworzył szerzej oczy i kiwnął głową. Wstał i wyszedł, ale pierwszym co zrobił za drzwiami nie było udanie się po wodę. Oparł się dłońmi o ścianę i pochylił, oddychając głęboko. Dlaczego musiało go to wszystko spotykać? Owszem, był narażony na stres ale czasami wystarczył niewielki, nowy bodziec żeby wszystko wypłynęło na wierzch.
Cyrkowiec wyjął piersiówkę i opróżnił ją łapczywie, dysząc jak po maratonie. Mijające go Marionetki bez twarzy zatrzymywały się na chwilę ale nie zaczepiały go. Bane jednak wiedział, że Jan z pewnością otrzymał już komunikat o tym co działo się z chirurgiem.
W końcu przyniósł wodę w szklanej karafce. Mógłby dać taką z kranu, ale jakoś o tym nie pomyślał.
Podał karafkę Erishi i cofnął się, by następnie przygotować zastrzyk z lekiem uspokajającym. Trwało to chwilę, ale gdy skończy, podał strzykawkę mężczyźnie i poinstruował go jak należy zrobić zastrzyk. Nie chciał dotykać w tej chwili Welesa, wolał trzymać się od niego z daleka.
Odszedł parę kroków i odwrócił się do nich plecami. Jeszcze nie przerobił wielu swoich traum, wszystko było świeże. Nie wiedział jak powinien się zachować. Czy krzyczeć, czy uciekać...
Nie odzywał się ani słowem i właśnie to było niepokojące dla wszystkich tych, którzy znali Bane'a. A Mefisto go znał, ale to on był powodem strachu i dystansu medyka.
Blackburn potrzebował chwili żeby się ogarnąć.



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Gabinet zabiegowy
Nie 17 Paź - 21:24
Nie zwracał szczególnej uwagi na medyka. Miał pewność, że tamten jest bezpieczny – stojący przy samej ścianie, chroniony przez jego długi ogon, którym był gotów w każdej chwili wykonać odpowiednie ruchy.
Spokojnie głaskał Mefisto, aż jego kaszel mnie minął. Wtedy pomógł mu usiąść prosto oraz oprzeć się bokiem o swój własny bok. Srebrnymi oczami obserwował go uważnie; doszukując się niemalże skrajnego wyczerpania, bólu oraz zaczerwienionej twarzy po nagłym wzroście temperatury.
Po opuszczeniu przez Bane gabinetu opuścił ogon i splątał go z tym, należącym do Mefisto. Nie tylko w akcie ewentualnego powstrzymania go przed nagłym poruszaniem czy też kolejnym atakiem (gdyby taki miał nastąpić), ale ze zwykłej troski. Samolubnego uczucia, które niczym instynkt nakazało mu na wykonanie tego gestu. Ciekawe, czy będzie w stanie dodać Upiornemu otuchy. Miał szczerą nadzieję, że tak – po pokryciu się złotą łuską, zobaczeniu tych wszystkich zniszczeń i ponownym nadużyciu swojego ciała, na pewno będzie miał wiele do przetrawienia.
Odgarniając mu włosy z twarzy, pomyślał, że jeżeli prześladuje go złoto koszmaru – Erishi stanie się srebrem, które go ukoi. Będzie jaśniejącym obliczem chłodu księżyca, błądzącego  pośród mroku, tak ja Mefisto jest palącym słońcem wędrującego dnia.  
Przyjął naczynie z wodą od lekarza. Kiwnął mu w podzięce głową, a potem pomógł rogatemu się napić, trzymając karafkę pewną ręką.
- Spokojnie, nie tak łapczywie – nie mógł go winić za coś takiego. Musiał być niewyobrażalnie spragniony po żywym ogniu, który w nim kilka chwil wcześniej wirował.
Erishi chyba powinien zacząć naukę wodnego lub lodowego zaklęcia. Tak, żeby móc ostudzić jego temperaturę. Zresztą, w walce też się przyda.
- Nie martw się, potrafię zrobić zastrzyk – uśmiechnął się lekko do czerwonowłosego, kiedy otrzymał strzykawkę. Ostrożnie wbił igłę w jego ramię i nim obaj się spostrzegli – już wyciągał jednorazówkę, którą teraz położył na ziemi. Nieśpiesznym ruchem odepchnął ją od nich. Tutaj i tak trzeba posprzątać.
- Wierzę, że ta sytuacja wymaga wyjaśnień – zaczął, kierując gadzie spojrzenie na dyrektora placówki. Nie puszczał jednakże rogatego, tak więc patrzył na niego z poziomu osoby siedzącej ja podłodze. – To, co widnieje na klatce piersiowej Mefisto, jest naznaczeniem klątwy, która została na niego rzucona. Z biegiem czasu jej moc rośnie, a symbol się rozrasta. Wcześniej był tylko na klatce piersiowej, teraz, jak widać, nachodzi już na ramię – było to niepokojące i nie trzeba było posiadać wszystkich informacji, by wiedzieć, że rozrastanie się czegoś takiego zwiastuje niemałe kłopoty.
- Nie wiemy, co powoduje aktywację tej klątwy, jednak byłem na miejscu, kiedy stało się to ponad dwa miesiące temu: Mefisto zmienia swoją fizyczną formę – co z resztą zauważyłeś – w smoczą. Jedna z moich mocy powala mi na zmiennokształtność, więc również mogę się zmieniać. To ja zostawiłem mu te blizny… Byłem nieprzygotowany na to, co się stało tamtego dnia. Musieliśmy stoczyć walkę, bym mógł go uspokoić tak, jak teraz.
Wciąż źle się czuł z tym faktem. Nie chciał pozostawiać na nim takich śladów. Gdyby tylko wykonał swoją pracę prawidłowo, wszystko wyglądałoby inaczej.
- Wolę go osobiście pilnować, zwłaszcza że zdaje się, iż im bardziej jest osłabiony, tym bardziej jego ciało zdaje się być podatne na działanie klątwy; co za tym idzie – może nie tylko spowodować zniszczenie przedmiotów, czy też budynków. Jestem wprost przekonany, że Ein Sof poprzez pozbawianie go woli i kontrolowanie ciała, będzie chciał wymordować niewinnych, nie licząc się z niczym – jak naziści albo sowieci, przeszło mu przez myśl, lecz tego nie dodał. – Ranni, chorzy, młodzi, starzy; nic się nie liczy, tylko odnalezienie ofiary, rozszarpanie jej na strzępy, ewentualnie pożywienie się nią.
Czy Koszmar zmusiłby arystokratę do jedzenia lustrzan? Lub picia ich krwi? Prawdopodobnie. Tak okrutnym stworzeniem był.
- W końcu jego ciało by nie wytrzymało i najprawdopodobniej umarłby z wycieńczenia. A tego, ofiar i niszczenia mienia w stopniu większym niż obecnie: nie chcemy.
Westchnął. Tyle informacji dla Blackburna powinno być wystarczające.
- Możesz jeszcze zając się jego ranami na szyi? Jak już się uspokoisz i przetworzysz na spokojnie podane fakty. Co prawda wolałbym, żeby stało się to szybciej niż później, ale nie musisz się za to zabierać od razu.
Zastanowił się kilka sekund.
- Och i nie martw się, zapłacimy…. – chciał dodać, że zapłacą za szkody, ale nagły ruch Mefisto wytrącił go z rytmu rozmowy.


Gabinet zabiegowy - Page 3 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Re: Gabinet zabiegowy
Pon 18 Paź - 1:46
Koszmar nie przejmował się niczym. Co zniszczy, kogo uszkodzi czy zabije. Nie przejmował się tym, że w budynku znajdowały się inne osoby. Gdyby mógł rozwaliłby cały obiekt i nawet by się nie obejrzał. Za sobą zostawiłby krew, ból, strach, śmierć i rozpacz. Jednak te istnienia nie miały dla niego znaczenia.
Złapał za kratę, a złamana ręka chrupnęła nieprzyjemnie. Ein Sof jednak nie czuł bólu, to co działo się z ciałem nie miało znaczenia, póki mu służyło. Odwrócił się, słysząc swoje imię z ust Marzenia. Uśmiechnął się okrutnie - to chyba moje - powiedział jeszcze, chcąc sięgnąć ogonem do torby, jednak tym razem Erishi w porę zareagował. Koszmar ryknął, czując, że nie da rady panować dalej nad Upiornym - wrócę tu... - powiedział tylko cicho, gdy Mefisto opadał na kolana, wracając do świadomości.

Cała klatka mnie paliła. Spojrzałem na Eri, nie do końca wiedząc co się dzieje - co się... - rozejrzałem się. Czemu byłem na podłodze? Czemu Erishi...wyglądał inaczej - czy...to...ja... - mówiłem słabo, zachrypniętym głosem. Gardło nadal paliło jakbym właśnie połknął wodoodporną pochodnię. Oczywiście zapaloną. Dopiero po chwili dotarło do mnie co widzę. Zauważyłem swoje ręce oraz...ogon? Czy ja miałem...ogon?!
Znowu to się stało. Znowu straciłem panowanie...ale tym razem nie pamiętałem z tego nic a nic.... Spojrzałem od razu na osoby, które znajdowały się ze mną w gabinecie. Nie było krwi, nie było trupów. Nikomu nic się nie stało...tylko ucierpiały rzeczy martwe. Westchnąłem z ulgą, jednak szybko zwróciłem uwagę na zachowanie medyka. Czy on się mnie...bał? To zabolało. Byłem potworem.
Klęczałem na kolanach, siedząc na piętach. Nie chciałem się ruszać. Miałem dość. Nagle jednak dostałem ataku kaszlu. Wszystko przychodziło do mnie z opóźnieniem. Nie było to przyjemne. W końcu sam kaszel nie jest za dobry, a co dopiero gdy ma się połamane żebra. Otuliłem się ramionami. Bolało. Tak cholernie bolało! Zagryzłem zęby i jęknąłem. Oddychałem płytko, urywanie.
Zerknąłem ukradkiem na Marzenie, gdy ten splótł swój ogon z moim. Byłem mu za to wdzięczny. Potrzebowałem tego. Nie chciałem być sam. Nie teraz. Nie gdy znów to się stało! Gdy Koszmar znów nade mną zapanował. Bałem się....bałem się nie tylko sam siebie. Bałem się, że pewnego dnia zrobię krzywdę komuś bliskiemu. Że tym razem nie wrócę i moje sny się spełnią.
Wypiłem wodę praktycznie duszkiem. Bolało....ale potrzebowałem tego. Chłodna woda przyjemnie łagodziła pieczenie, ale nadal było mi za ciepło. Byłem cały rozpalony. Jednocześnie drżałem. Sam nie wiedziałem czy z wycieńczenia, czy może ze strachu. Pot kapał na podłogę, mieszając się z krwią, która wypływała z rany na szyi.
Miałem gdzieś czy umie robić zastrzyk czy nie. Chciałem już stąd iść. Chciałem się położyć. Chciałem by ten ból się skończył!
Serce waliło mi jak oszalałe. Czułem narastającą panikę. Bałem się, że Ein Sof znów wróci. Nie mogłem teraz odpoczywać, nie mogłem znów stracić kontaktu z rzeczywistością. Nie póki jesteśmy w takim miejscu. Po zastrzyku jednak zacząłem się uspokajać. Oddech nadal był płytki ale już nie taki łapczywy. Nie potrafiłem jednak wziąć porządnego wdechu. Żebra zbyt mocno mnie bolały.
Słuchałem opowieści Erishi, starając się skupić na czymś swoją uwagę i nie stracić przytomności. Początkowo nie było to nic takiego. Ale z czasem, miałem wrażenie, że posuwa się za daleko.
Spojrzałem na białowłosego...tak...zdecydowanie to nie był dobry czas. Był jeszcze bardziej przerażony - Eri.... - mówiłem cicho. Za cicho. Smok nie słyszał mnie, albo po prostu mnie ignorował. Sam nie chciałem tego słuchać. To nie pomagało, ani trochę. Czułem się coraz gorzej. Byłem spokojny przez leki, jednak to nie znaczyło, że mnie to nie dobija.
Próbowałem kilka razy i w końcu złapałem Marzenie za ubranie i pociągnąłem do siebie, całując go. Miałem gdzieś co pomyśli Bane.
Pocałunek był słaby, delikatny. Była to prośba, by Eri się w końcu zamknął - za dużo....nie pomagasz... - wyszeptałem i spojrzałem znów na dyrektora tej placówki. Był blady, oczy prawie mu wypadły z oczodołów, do tego był...za cichy. Nie znalem go jakoś dobrze...ale to mi do niego nie pasowało....
- Bane... - zacząłem cicho, ale coś mi mówiło, że on to usłyszy i tak - przepraszam.... wiem...to nie wystarczy.... - musiałem robić co chwila przerwy. Było widać, że mam problem z mówieniem, ale musiałem to powiedzieć - jestem potworem.... wiem.... ale... nie chcę tego.... - przyznałem i nadal na kolanach schyliłem głowę i lekko tułów na tyle na ile pozwalały mi żebra. Tak... oto Upiorny Arystokrata przełykał swoją dumę, kłaniając się przed Cyrkowcem, przepraszając go, dosłownie, na kolanach.
- Ja... wynagrodzę Ci...ten stres... - musiałem to powiedzieć teraz, póki jeszcze byłem w stanie. Głos był słaby, drżał z bólu, czuć było w nim skrajne zmęczenie - pozwól...gdy wydobrzeje....daj się zaprosić do Lotosu... z osobą towarzyszącą - podniosłem na niego niepewnie wzrok - mam nadzieję, że...z narzeczoną... na kolacje.... tylko wy...ja...i Erishi...dla bezpieczeństwa.... - mówiłem nie do końca składnie...ale miałem nadzieję, że zrozumie co chcę przekazać. Jeśli słyszał cokolwiek o moim lokalu mógł wiedzieć, że nigdy nie zamykam go dla dwóch osób. Nigdy nie obsługuję sam. Dla niego robiłem wyjątek. Wszystko dogada się w swoim czasie. Teraz chciałem tylko zaznaczyć co chciałbym dla niego zrobić. Poza oczywiście zapłatą za szkody. Nie pomyślałem o tym, że przecież jego ukochana, dla której kupował pierścionek się mogła nie zgodzić. Oby tak nie było, bo tym bardziej będzie niezręcznie.
W międzyczasie łuski z nóg i rąk zniknęły. Oko wróciło do swojej srebrnej barwy. Zęby wróciły do poprzedniego stanu. Kły nadal były dłuższe niż wcześniej, przed Rytuałem ale obecnie był to ich normalny stan. Zostało kilka łusek na moich policzkach oraz ogon. Nadal spleciony z ogonem Marzenia. Nie chciałem go na razie puszczać.
Jeśli Cyrkowiec przyjął moje przeprosiny, niepewnie poprosiłem Eri by pomógł mi wstać. Krzywiłem się przy tym i stękałem, ale naprawdę wszystko mnie bolało. Nie miałem już sił. Chciałem do domu, ale jednocześnie nie chciałem. Wiedziałem, że w domu będę już całkowicie sam....
- Zanim...wrócimy do...zamiany mnie...w mumie....i....cerowania.... mógłbym dostać coś...na...gorączkę?...Proszę - zapytałem jeszcze, będąc już w pionie. Czekając na decyzję Medyka. Czy zmieniamy pomieszczenie, czy kończymy tutaj. Oraz czy się uspokoi. Teraz nawet dzieciak by mi dał radę. Więc miałem nadzieję, że przestanie się aż tak bać. Nie chciałem tego....


Gabinet zabiegowy - Page 3 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Re: Gabinet zabiegowy
Pon 18 Paź - 22:59
Słowa Erishi trafiały do niego, lecz słyszał je tak, jakby byli pod wodą. Głos był odległy, rozmyty, zagłuszany. Bane patrzył to na jednego, to na drugiego i bladł jeszcze bardziej, z każdym nowym zdaniem wyjaśnienia.
Nnn-nie chcę brać w tym udziału. Mam za dużo własnych problemów. Nie chcę kolejnych.
Nie zadawał pytań, milczał przez cały tyn czas, a jednak w jego głowie narastała ochota na krzyk. Najchętniej wypierdoliłby ich za drzwi.
Pocałunek mężczyzn sprawił, że Medyk drgnął, ale nie było to przejawem obrzydzenia czy sprzeciwu. On po prostu był tak zaskoczony i wystraszony tym wszystkim, że aż jego umysł stwierdził "Okej, stary, czas na Stand By." i białowłosy mimo iż widział co się wokół działo, nie pojmował sensu scen.
Dopiero kiedy Weles zaczął padać przed nim na podłogę, medyk otrząsnął się z odrętwienia, ale nie pozbył się strachu. Cofnął się jeszcze pół kroku. Nie dbał o to, czy Mefisto poczuje się urażony, bo kierował nim czysty strach. Znowu smok mieszał w jego życiu. Kiedy się to skończy?
Zarejestrował słowa Upiornego ale zabrakło mu języka w gębie by odpowiedzieć. Nie chciał zapłaty, nie chciał zadośćuczynienia. On chciał po prostu świętego spokoju. Spędzić czas z Julią, jak wtedy na polance kiedy mógł choć na chwilę zapomnieć o problemach. Chciał cieszyć się każdym dniem. Leczyć i otrzymywać za leczenie zapłatę. Uzdrawiać ciało... Ale nie umysły! Był ostatnim, który byłby zdolny uzdrowić umysł kogokolwiek! Skoro nawet nie potrafi uzdrowić własnego!
Prośba o pomoc sprawiła, że skierował swoje dziwne oczy najpierw na Erishi, potem na Mefisto. Pokiwał powoli głową i już miał coś powiedzieć, lecz otworzył jedynie usta by zaraz je zamknąć, jak rybka wyrzucona na brzeg.
Uniósł rękę, jakby w ten sposób mógł utworzyć dodatkową barierę oddzielającą go od smoków.
- P-przepraszam... Na chwilę... - powiedział bardzo cicho, lecz słyszalnie z racji panującej w sali ciszy. Nie czekając ani chwili dłużej szybkim krokiem przeszedł do sąsiadującej z gabinetem łazienki. Pchnął drzwi prowadzące do toalety i w ostatniej chwili pochylił się nad muszlą.
Kwas, którego się pozbył, był obrzydliwą, zieloną mazią, syczącą w zetknięciu z wodą w sedesie. Bane bardzo starał się być cicho, lecz mężczyźni z pewnością słyszeli przynajmniej te silniejsze torsje.
Rzygał dobre kilka minut, które w jego mniemaniu było wiecznością. W końcu gdy już nie miał czym a niekontrolowane użycie  Venenosis wyczerpało jego pokłady magii, Cyrkowiec chwiejnym krokiem przeszedł do umywalki i wcisnął twarz pod strumień wody. Lodowata ciecz ocuciła go, przepłukał usta i kilka razy poklepał się po policzkach, by doprowadzić się do ładu.
Wyszedł wyprostowany a na jego twarzy znowu widniała maska profesjonalisty. Tylko cienie pod oczami i nerwowe drżenie kącika ust zdradzali, że czuł się źle.
Przeszedł przez gabinet, ignorując zniszczenia i od razu odnalazł w szafce przy ścianie odpowiednie tabletki. Wysypał dwie do małego kubeczka i podał go Welesowi, zachowując się tak, jakby nic się nie stało. Wciąż milcząc.
W następnej kolejności przygotował sobie narzędzia i przysunął do Upiornego krzesełko. Zmienił też kitel i rękawiczki, już nie pamiętał który raz z rzędu.
- Usiądź proszę naprzeciw mnie i spójrz w bok. Rany są brzydkie i dość głębokie, zszyję je najlepiej jak umiem. - powiedział dziwnie formalnie, niemal mechanicznie i korzystając z chwili, nawlókł nici na igłę.
Jeśli Weles nie oponował, zdezynfekował rany i zabrał się za szycie a robił to fantastycznie, mimo iż w środku cały aż chodził ze stresu.
Nie bez powodu nazywano go mistrzem w kwestii szycia. Szkoda tylko, że pierwszy raz w czasie wykonywania szwu musiał zagryzać policzek, by zagłuszyć myśli.



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Gabinet zabiegowy
Wto 19 Paź - 11:05
Slowa Ein Sof tylko go zirytowały jeszcze bardziej. Zawarczał ponownie.
- Obyś przepadł na wieki - skwitował na koniec, nie przejmując się, że koszamr już go nie słyszy.
Powinien być zaskoczony pocałunkiem. Powinien, ponieważ nie był to pierwszy raz, gdy Mefisto go całował. I chociaż wtedy okoliczności były zgoła inne – wydarzenie to miało miejsce. Dlatego też przyjął te odrobinę czułości (sposobu, żeby uciszyć Marzenie?), wzmacniając uścisk na splecionych ogonach.
Zamilkł więc całkowicie. Nie sądził wcześniej, by jego słowa mogły mieć aż taką moc. W końcu we wszystkich znanych światach dochodzi do krwawych i zabójczych incydentów, do morderstw, zabójstw, tortur, gwałtów, przetrzymywania w niewoli przez krótszy lub dłuższy okres czasu; całej mieszanki wcześniej wymienionych czynności. Jako lekarz, jako istota, która winna w swoim życiu widzieć wiele cierpienia – Bane powinien być twardszy. I gotowy na wszystko. Senny jednak się przeliczył, medyk mógł być zbyt młody, aby pamiętać czasy wojen, by brać udział w niekończącej się rzezi. Albo przeciwnie – brał w niej udział, został złapany przez Morię i przerobiony na cyrkowca. Może nawet zmuszali go do mordowania swoich bliskich oraz pożywiania się nimi? Kto wie, jaki okrutny los spotkał dyrektora placówki medycznej. W końcu los bywał niezwykle trudny i bolesny.
Serce zadrżało nierówno, a później ścisnęło się z żalu, gdy słuchał słów Mefisto. Arystokrata uważał się za potwora, za dziką bestię, niezdolną do niczego innego, a do destrukcji. Ale to nie była prawda – Erishi zrobi wszystko, aby mu udowodnić inaczej. Pokaże upiornemu, że któregoś dnia będzie w stanie pokonać koszmar, nie musząc się już nigdy więcej obawiać o to, co może uczynić.
- Dla poczucia komfortu mogę zając się podawaniem posiłków, które Mefisto przygotuje – najwidoczniej przesadził z opisem sytuacji, więc chciał chociaż trochę to wynagrodzić białowłosemu, który wyglądał, jakby stanął ze śmiercią oko w oko.
Kiedy cyrkowiec wyszedł z pomieszczenia: Ladon odplątał ich ogony, następnie pomagając Mefisto wstać i ponownie usiąść na stoliczku.
- Nie jesteś potworem – powiedział twardo, kładąc dłonie (które ponownie stały się zwyczajne) na policzkach różnookiego – nigdy nim nie byłeś, nigdy nie będziesz. Nie odpowiadasz za to, co Ein Sof czyni, gdy przejmuje kontrolę. Nie odpowiadasz za to, że nie zdążyłem zareagować w porę, by w ogóle go nie wypuszczać – pióra i łuski zniknęły z jego twarzy. Nie zmienił jednak koloru oczu i włosów, a także nie schował ogona. Odrobina komfortu i stabilności przyda się im obu.
- Jeżeli chcesz kogoś obwiniać, zrzuć winę na mnie, ale nie na siebie. Nigdy na siebie – złożył delikatny pocałunek na jego czole, po czym stanął za nim, by medyk po powrocie mógł zając się odpowiednio jego ranami. Ostrożnie przyciągnął sylwetkę Mefisto do siebie, aby w pełni mógł się oprzeć o tors Marzyciela.
Nawet nieznajomy mógłby wyczuć zmianę w sposobie zachowania Bane. Nie trzeba było mieć też dobrego nosa i słuchu, aby wiedzieć, że biedak musiał opróżnić cały żołądek z nerwów oraz stresu. Pomimo prób uporządkowania się – wciąż wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć.


Gabinet zabiegowy - Page 3 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Re: Gabinet zabiegowy
Wto 19 Paź - 12:49
Erishi potwierdził moje słowa. Byłem mu wdzięczny, że nie oponował. Że sam też chciał pomóc. Nie wyglądał na przymuszonego do tego. I dobrze. Jeśli Bane się zgodzi, to zarówno on jak i ja powinniśmy się czuć pewniej.
Lekarz jednak nie odpowiedział. Do tego odsunął się jeszcze bardziej. To tylko potwierdzało moje przypuszczenia. Bał się mnie i to bardziej niż powinien. Co by było, gdybym zmienił się całkiem? Wtedy na pewno nie mógłbym już liczyć na pomoc z jego strony, a kto wie jak by to na niego samego wpłynęło.
Wstałem chwiejnie, z pomocą Smoka. Byłem wyczerpany do tego wszystkie rany tak cholernie bolały. Łzy zbierały się pod powiekami, jednak udało mi się je powtrzymać. Musiałem jakoś je powtrzymać już za dużo mojej dumy ucierpiało tego dnia. To wystarczyło....
Nie potrafiłem spojrzeć Eri w oczy. Unikałem jego wzroku, spoglądałem gdzieś w bok. Złapałem jego lewą dłoń i odsunąłem od policzka. Złamaną ręką nie za bardzo mogłem ruszać - powiedz to komuś.... kto patrzy na ciebie z przerażeniem.... kto nie widzi już w tobie tego, kogo poznał wcześniej... - odwróciłem głowę i spojrzałem na zwisający ogon. Zmieniałem się i nie do końca mi się te zmiany podobały - miałeś tak kiedyś? Czy ktoś kiedyś...reagował na ciebie...tak?- dodałem jeszcze.
Zagryzłem policzek od środa gdy pocałował mnie w czoło. Jak na razie on jedyny się mnie nie bał, nie pokazywał tego, przynajmniej. Jedyny się nie odsuwał. Ale ile to potrwa, ile jeszcze będę mu potrzebny na tyle, żeby mnie przy sobie trzymał? Nie wiedziałem tego....
Słyszałem co działo się w łazience. Było aż tak źle? Aż tak bardzo się zestresował? Wiedziałem, że nie lubił gadów, ale żeby to było aż tak? Jak mam obwiniać jakieś jebane, złote drzewo, gdy sam byłem za słaby, żeby zrobić z nim cokolwiek?
Przyjąłem tabletki i przełknąłem je z trudem. Popiłem resztką wody, która została  karafce.
Zgarnąłem długie włosy na drugie ramię i odsłoniłem szyję. Nie odzywałem się, nie mogłem nawet na niego spojrzeć. Syknąłem przy odkażaniu, ale byłem już zbyt zmęczony by jakoś bardziej reagować. Dałem sobie zszyć i zakleić rany. Bane nawet przez rękawiczki mógł wyczuć jak mocno byłem rozpalony. Choć to pewnie ani trochę nie pomagało w tym jak się czuł.
Pozostało owinąć tors, nadgarstek i kostkę, po czym zagipsować złamanie i możemy iść. Bane w końcu odpocznie od rogatego potwora, z którym prawie stanął dziś oko w oko....


Gabinet zabiegowy - Page 3 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Re: Gabinet zabiegowy
Pią 22 Paź - 0:32
Mężczyźni rozmawiali między sobą, ale Bane wyłączył mózg. Skupił się na pracy, na tym by wszystko wykonać idealnie, jak przystało na najlepszego lekarza w tym kurwidołku, zwanym ładnie Krainą Luster.
Nie patrzył w oczy ani Erishi, ani Welesowi. Na ten moment obaj go przerażali, nie tyle swoim zachowaniem co wyglądem i tym, że mieli coś wspólnego ze smokami. Działo się coś, czego Blackburn nie rozumiał i niestety ile by nad tym nie myślał, i tak nie pojmie tych całych klątw i złożonej magii. I nie była to wina ignoranctwa, on po prostu był kiedyś Człowiekiem, czyli istotą zamkniętą na istnienie czegoś takiego jak magia.
Pracował w ciszy. Najpierw zajął się szyją, wpatrując się w rany. Nie trwało to długo, lecz był świadom, że po tym będzie musiał zająć się całą resztą. Mimo wszystko chciał się nim zaopiekować najlepiej jak umiał.
Po szyi, zajął się klatką piersiową. Opatrunek był ciasny, ale nie utrudniający normalne funkcjonowanie. Cyrkowiec nie chciał dodawać Mefisto bólu, bez względu na to, że przed chwilą facet rozwalił w Klinice okno. Pal licho, zrobi się kolejny remont, przecież Bane srał pieniędzmi.
Cisza okazała się być jeszcze gorsza od rozmowy. Blackburn już po chwili milczenia poczuł, że nie daje rady. Myśli kłębiły się w jego głowie, mieszały jak w kotle i niewiele brakowało, żeby się po prostu wylały w niekontrolowany sposób. A Cyrkowiec przekonał się już, że jak mu się ulewało, to ranił wszystkich dookoła, mimo iż tego nie chciał. Przykładem była Julia - wiecznie przez niego raniona a jednak nadal go kochająca.
Gdy przyszedł czas na nadgarstek, białowłosy westchnął zanim ujął chorą rękę Upiornego. Spojrzał na niego ostrożnie, spomiędzy rzęs i przez chwilę po prostu patrzył, jakby zastanawiał się czy warto w ogóle zabierać głos.
Warto, bo inaczej zwariuję. Niewiele mi brakuje.
- Miałem kiedyś... Dobrego przyjaciela. Właściwie kogoś, kogo mógłbym nazwać mentorem. A nawet swego rodzaju drugim ojcem. - zaczął cicho, bardzo cicho, mówiąc tylko do nich - Stworzyła mnie MORIA, to żadna tajemnica. Po tym jak znalazłem się w tym świecie, nie miałem się gdzie podziać. Do Kliniki trafiłem przynosząc ranną istotę... Wtedy go poznałem. Wystarczyło kilka słów byśmy znaleźli wspólny język. Zatrudnił mnie tu, dał mi dom, posadę. Zastąpił rodzinę. Wreszcie poczułem, że mogę gdzieś przynależeć. - uśmiechnął się lekko, lecz uśmiech ten nie sięgnął oczu - Uczył mnie. Wychowywał. Dbał o mnie... - dodał po chwili, lecz urwał kręcąc głową - Szanowałem go. Wierzyłem mu. Byłem przedłużeniem jego ręki. - mówił tak, jakby nie wierzył w te wszystkie słowa. Na chwilę urwał i przetarł twarz, po czym zmarszczył brwi i zabrał się na bandażowanie nadgarstka. Nie dbał o to, czy go słuchają. Po prostu musiał się wygadać.
- Miał taką ciekawą moc, zmieniał się w wielkiego gada. Lubił określać się mianem smoka, żartował że tak jak one jest wyrachowany i cholernie niebezpieczny. - powiedział po chwili po czym jeszcze mocniej zmarszczył brwi - I pewnego dnia zniknął. Zostawił po sobie list, w którym opisał swoje życie. Zostawił mi Klinikę, przepisał wszystkie prawa... - głos mu się obniżył, wkradł się żal i złość - Ale najważniejszym dla mnie było to... Że ten skurwysyn był jednym z nich. Jednym z potworów, którym wydaje się, że są nowymi bogami. Pracował dla MORII! - warknął, zatrzymując się z bandażem, bo ręce zaczęły mu drżeć - To wszystko co przeżyłem, wszystko co mi zbudował... Runęło w jednej chwili, bo kutas wiedział kim jestem i nie zatrudnił mnie tu z altruistycznych pobudek. On nadal zbierał o mnie informacje i sprzedawał je MORII, w zamian za fundusze. A kiedy na horyzoncie pojawił się... - ugryzł się w język. Nie mógł powiedzieć o Alkisie, o Dysterze. Musiałby wtedy przyznać się do popełnienia morderstwa!
Westchnął. Nagle zabrakło mu sił na kontynuowanie opowiadania, więc po prostu kontynuował owijanie ręki.
- Historia skończona. - powiedział grobowym tonem. Miał nadzieję, że mężczyźni połączą fakty i zrozumieją, dlaczego bał się smoków jak diabła. Nienawidził całego jaszczurzego nasienia tylko przez to, co zrobił mu Anomander. Za te wszystkie kłamstwa, sztuczne uśmiechy, puste słowa pochwał, obietnice...
Bez słowa zabrał się na nogę a gdy skończył i z tym, do sali weszła prowadząca wózek Marionetka bez twarzy. Przywiozła wszystko co było potrzebne do wykonania usztywnienia złamanej ręki - gipsu.
Przygotowanie masy trochę trwało, ale Bane celowo się nie spieszył, żeby pacjenci mieli chwilę na przemyślenie paru spraw i ewentualną rozmowę między sobą.
Tak naprawdę nic do nich nie miał, bo to przecież nie ich wina, że mają smocze ogony i gadzie wejrzenie. Cyrkowiec po prostu wielu rzeczy jeszcze nie pojmował, a niewiedza była gorsza od czegokolwiek innego. Nadal był zestresowany, lecz ta krótka spowiedź pozwoliła mu nieco uporządkować myśli. Wyglądał jak siedem nieszczęść, ale przynajmniej przestał uciekać wzrokiem i zaczynał przyzwyczajać się do obecności Welesa i Erishi.



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Gabinet zabiegowy
Pią 22 Paź - 12:35
Pytanie Mefisto przywołało smutek. Nie ten nagły, krótkotrwały, który znikał, gdy tylko znajdzie się coś powodującego radość. Nie. To żałość, która ciasno otulała serce, dusze, całe jestestwo i nieważne jak silne warstwy szczęścia, radości, życia, by nie były – on zawsze tam się krył. Było dokładnie tak, jak powiedział to Murakami: Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada cicho na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy. Japońskiemu publicyście udało się bezbłędnie określić prawdziwość żałości.
Marzenie spuściło wzrok na podłogę. W jego oczach odbił się ból przeszłości.
- Porozmawiamy o tym, gdy już poczujesz się lepiej, mój drogi. To nie jest odpowiednia chwila, aby o tym rozmawiać. Nie mniej, nie trzymając cię w niepewności i poczuciu osamotnienia – powiem, że tak. Doświadczyłem tego rodzaju traktowania.
Wciąż doświadczał i będzie doświadczać, tak długo, jak znajduje się w świecie materialnym. Tylko jego dom, ten prawdziwy i pierwotny pozwalał mu trwać takim, jakim jest.
Powrócił wspomnieniami do Esteru: tysięcy młodych Marzeń, które poszukiwały swoich mistrzów, kapłanów i kapłanek, śliwkowych jezior, pomarańczowych szczytów górskich, bezdennych oceanów; wiecznej światłości.
Dopiero gdy lekarza zaczął opowiadać o swojej przeszłości – wytrącił się z przemyśleń. Erishi nie spodziewał się, że ten w ogóle się odezwie, a już na pewno nie, że zacznie im opowiadać o drodze, którą przebył.
Im dłużej Bane opowiadał, tym lepiej Senny rozumiał. Powoli zaczął zmieniać swój wygląd, by powrócił do tego, który miał, gdy się zapoznali. Była to tylko odrobina komfortu, może nawet nic na dyrektora nie znaczyła, ale chciał oszczędzić mu więcej cierpienia spowodowanego przyglądaniem się gadom.
- Bane – powiedział miękko, gdy tamten zakończył swoją historię. – Przykro mi, że spotkało cię tak wielkie nieszczęście – nie ruszając się z miejsca, by Arystokrata wciąż mógł się o niego opierać: wyciągnął przed siebie lewą dłoń, która powoli zmierzała w stronę ramienia Bane’a. W każdej chwili mógł uniknąć dotyku, jeżeli go nie chciał.
- Przeznaczenie bywa okrutne – jeżeli pozwolił na położenie dłoni na ramieniu, lekko je ścisnął w geście dodania otuchy – obdziera nas ze wszystkiego, w co wierzymy; pozbawia jedynego szczęścia, które mieliśmy i wrzuca w otchłań niepewności – mówił spokojnie, nie kryjąc się z tym, że wiele już doświadczył w życiu. – Wnioskując po wcześniejszych słowach Mefisto, masz osobę, którą kochasz i która kocha ciebie. Los pozwolił Ci upaść, zdeptał i zranił, by przynieść osłodę. Wiem, że nigdy nie zapomnisz bólu przeszłości, że nie uwolnisz od własnych demonów. Nikt z nas tego nie może dokonać. W końcu zawsze znajdą się inne potwory, czasem brutalniejsze niż te, od których uciekaliśmy całe życie – zabrał rękę, próbując nawiązać kontakt wzrokowy z Bane’m.
- Wierzę, że to oznacza, iż żyjemy. Bez wszystkiego, co negatywne; nie wiedzielibyśmy, czym są pozytywy. Jakże puste byłoby życie, gdybyśmy tkwili w obojętnej neutralności? – odetchnął głośniej – nie pozwól, żeby przeszłość zatruwała twoją teraźniejszość i przyszłość. Zadanie to jest trudne, może nawet i nie możliwe, ale skup się na miłości. Trzymaj się jej desperacko i kochaj: swoją partnerkę, kwiaty, kolor nieba, uśmiech pacjentów, których wyleczysz. Kochaj tak bardzo, pozwól się kochać w takim stopniu, że z ledwością będziesz mógł oddychać, a łzy same zaczną cisnąć się do oczu.
Przymknął powieki, pozwalając ciszy wypełnić pokój. Jeżeli Mefisto chciał coś powiedzieć, teraz miał na to idealną okazję.
Nim Cyrkowiec zabrał się za obklejanie ręki rogacza, odezwał się ponownie: - Jeżeli chciałbyś kiedyś porozmawiać, o czymkolwiek, zawsze jesteś mile widziany w rezydencji. W miarę możliwości odpowiem również na listy, czy też przybędę na spotkanie. Nie musisz nosić swojego ciężaru samemu, bez względu na to, jak prywatnym się może zdawać. A jeżeli nie chcesz niepokoić swojej drugiej połówki; nie chce obarczać jej przeszłością – służę pomocą.
Przyciągnął prawą rękę do piersi i lekko pochylił głowę.
- Nie odpowiadaj mi teraz, zastanów się nad moją propozycją, gdy już odpoczniesz. Możesz nigdy z niej nie skorzystać lub zrobić to po kilku stuleciach. Po prostu postaraj się o niej pamiętać.
Posłał mu słaby uśmiech.


Gabinet zabiegowy - Page 3 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Gabinet zabiegowy - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Re: Gabinet zabiegowy
Pią 22 Paź - 20:03
Zerknąłem tylko na smoka. Czyli w tym nie byłem osamotniony. Ech...mała to ulga. Ale cieszyłem się, że nie będzie mnie teraz męczył jakimiś monologami. Oko zaczynało mi się zamykać.
Dałem sobie spokojnie zaszyć rany na boku szyi. Nie było to ani trochę przyjemnie, ale starałem się nie ruszać. Na szczęście nie trwało to za długo. Bane był naprawdę dobry. Założył opatrunek, a ja poruszałem trochę głową. Trochę ciągnęło, ale nie było to jakoś straszne. Dam radę. Za kilka dni powinno się zagoić na tyle, że nie będzie mnie to już tak ciągnąć, ale coś mi mówiło, że ślad i tak zostanie.
Bandaż mocno mnie oplatał. Nie mogłem wziąć porządnego oddechu. Ale w sumie...przez żebra i tak nie mogłem tego zrobić. dodatkowo opatrunek wymuszał, żebym ciągle siedział prosto, przez co trudno było mi się opierać plecami o Erishi. Oddychałem płytko. Trzeba będzie się przyzwyczaić.
Spojrzałem pytająco na medyka, gdy ten nagle, zawahał się? Nie wiem sam. Zrobił sobie przerwę, po czym zaczął powiadać.
Wyjaśniło się, czemu tak zareagował. Trochę mi ulżyło. Ale tylko trochę, bo zaraz Erishi musiał wcisnąć swoje pięć miedziaków. Słuchałem ich uważnie, starając się nie ziewać. To nie tak, że zanudzali, ale mój organizm coraz bardziej domagał się snu. Jeszcze tylko głowa i ręka i będziemy mogli iść.
Zerknąłem na Marzenie, a następnie na Medyka. Chyba też trzeba by było coś powiedzieć. Westchnąłem i przeczesałem długie, brudne od krwi włosy - ja...mogę zaproponować tylko...kielona i wysłuchanie co masz do powiedzenia... choć - nieświadomie otuliłem się ogonem i smyrnąłem go lekko w nogę - mam wrażenie, że raczej teraz...już w ogóle cię nie namówię - dodałem i uciekłem wzrokiem w bok. Nie potrafiłem zmieniać wyglądu tak jak Erishi. Utknąłem w tej postaci w jakiej byłem. Kto wie, może jak znów się całkiem zmienię to wrócę do poprzedniego wyglądu, jednak...patrząc na ogon, raczej nie będzie to możliwe....


Gabinet zabiegowy - Page 3 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach