Gabinet Lorda Protektora

Tyk
Gif :
Gabinet Lorda Protektora D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Gabinet Lorda Protektora
Sro 24 Kwi - 21:59
W okazałym pomieszczeniu przeznaczonym na gabinet przywódczyni organizacji wprowadzono pewne zmiany. Nie zmieniły one co prawda istoty tego pomieszczenia, lecz związane były z przejęciem gabinetu przez nowego przywódcę Stowarzyszenia Czarnej Róży.

Pomieszczenie znajdowało się niemal na samym szczycie wieży, otoczone z każdej strony tarasem porośniętym egzotycznymi, magicznymi roślinami sprowadzonymi z najdalszych zakamarków tak Szkarłatnej Otchłani jak i Krainy Luster. Ogród znajdował się jednak nieco niżej niż sam gabinet i schodziło się do niego schodami, tak, że tylko nieliczne z kwiatów i krzewów dało się zauważyć z wnętrza, choć widoczny był każdy kto przechadzał się przy oknach.

Tuż za wejściem znajdowało się coś w stylu salonu z kominkiem i ustawionymi wokół niego fotelami, sofą oraz niewielkim dwoma niewielkimi stolikami, na których można by postawić herbatę, czy odłożyć przeczytaną książkę. W zamyśle miało to być miejsce do przyjmowania gości mniej oficjalnych, czy też używane jako poczekalnia, na wypadek gdyby Lord Protektor nie mógł aktualnie nikogo przyjąć.

Dalej znajdowała się biblioteka, której ogromne regały oddzielały opisywany wcześniej salon od części pełniącej funkcję biura, a znajdującej się w miejscu otoczonym ze wszystkich stron książkami z widokiem na ogromne okna stanowiące przeciwległą ścianę. Widok mógł być zasłaniany tylko przez spory stół wypełniający nieco pustą przestrzeń, a przeznaczony do prywatnych narad za zamkniętymi drzwiami z najbardziej zaufanymi członkami Stowarzyszenia.

W miejscu gdzie kończyły się okna znajdowały się schody prowadzące na wyższe piętro, które jednak nie stanowiło już gabinetu, a raczej sypialnie, więc nie będzie uwzględniona w tym opisie.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Jej ciało reagowało nieprzyjemnymi dreszczami za każdym razem, gdy słyszała o Różanej Wieży, toteż nietrudno chyba wyobrazić sobie jej wielkie niezadowolenie, gdy Arcyksiążę nie dość, że zapowiedział swoją wizytę w tym paskudnym miejscu, to jeszcze zaproponował nakazał Lynnette, aby udała się tam wraz z nim. W przeddzień wyjazdu kipiała złością tak wielką, że nawet lisy w Lisim Zakątku czmychały przed nią do swoich kryjówek, choć zazwyczaj garnęły się do swojej nowej opiekunki. Niestety, żadne tupanie nóżką, groźby, a na końcu łzy (chyba za słabo udawała płacz) nie pomogły i targając walizkę wielkością dorównującą jej samej (no dobrze, może jednak nie aż tak ogromnej) wsiadła do wielkiego pociągu, by po kilku dniach przesiąść się na statek.
Skłamałaby jednak, gdyby stwierdziła, że sytuacja ta nie miała swoich plusów. Podróż może była i męcząca, a przy okazji Lynne odkryła, że cierpi na chorobę morską, ale przynajmniej zobaczyła kawałek tego dziwnego świata. No i widziała się z Tykiem tylko dwukrotnie, w dodatku przelotnie. Spokój od jego ględzenia nad uchem był warty złego samopoczucia na pokładzie. Cóż za niewdzięcznica!



Przekraczając próg Wieży odczuwała swego rodzaju niepokój połączony gniewem. Nic dziwnego, wszakże członkowie Stowarzyszenia Czarnej Róży po schwytaniu "bardzo niebezpiecznej" rudowłosej panny sprowadzili ją właśnie w to miejsce, aby poddać ją torturom przesłuchać ją. Teraz miała swoje zabezpieczenie w postaci Arcyksięcia i choć nie groziła jej już żadna krzywda, to nadal była niepewna. Gdy kilka tygodni temu opuszczała Wieżę w towarzystwie Tyka, rzuciła SCR kilka(naście) wulgaryzmów na pożegnanie, stąd nie spodziewała się ciepłego przyjęcia. Ale nie miała pojęcia, że jeden z jej poprzednich katów zacznie rzucać w jej stronę złośliwe uwagi. To cud, że ze swoim temperamentem wytrzymała aż dwa i pół kąśliwego komentarza!
Oż ty kurwa, zapierdolę cię, stary dziadzie! — prychnęła rzucając się na skołowanego mężczyznę. Musiała rozdzielać ich kolejna trójka, bowiem tym razem Lynne nie opuściła tak szybko gardy i rzucała się jak kot autorki na lodówkę.



Nie pamiętała jak to się stało, że trafiła na szczyt wieży, ale pewnym było, że kogoś przy tym ugryzła. Dalej czuła w ustach nieprzyjemny smak mydła i chociaż próbowała wytrzeć język w bluzkę, to nadal nie chciał zniknąć! To znaczy smak, a nie język. Bardzo lubiła swój język, bo potrafiła nim dotknąć nosa i nie chciała go stracić.
Początkowo waliła w drzwi w gabinetu, wykrzykując przy tym, że mają ją NATYCHMIAST wypuścić, bo powie o wszystkim Tykowi. Biedna, nie zdawała sobie sprawy z tego, że właśnie miała trafić do niego na dywanik. W końcu zmęczyła się rzucaniem wyzwiskami oraz groźbami, dlatego udała się na jeden z foteli, gdzie skuliła się niczym lisek i niedługo potem zasnęła.
A gabinet? Niech sobie będzie, ruda nie miała czasu na zwiedzanie. Musiała najpierw odespać wszystkie wrażenia!

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Gabinet Lorda Protektora D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
- Zarząd drugiego zostanie przeniesiony w bezpieczniejsze miejsce. Operowanie z Różanej Wieży przy badaniach jest mało praktyczne. Powiadomisz swoich ludzi?
Słowa te Lord Protektor wypowiadał na progu swojego gabinetu i nawet gdyby wichrzycielka Lynette nie postanowiła zasnąć, to nie byłaby w stanie dojrzeć adresata tych słów.
Szczególnie, że nawet później nie wszedł on do gabinetu i kolejne słowa były pożegnaniem, a drzwi został zamknięte przez pilnującego ich strażnika.
Nie wiedział jeszcze, że za swoje niewłaściwe zachowanie jedna z jego służących została zaprowadzona tutaj na karną rozmowę. Zapewne członek Stowarzyszenia, który miał go o tym poinformować nie był zbyt wysokiej rangi i przez to nie było dla niego miejsca przy stole podczas przyjęcia.
Później natomiast było zbyt wiele oficjalnych spotkań dotyczących nowej struktury Stowarzyszenia Czarnej Róży i bardzo istotnej zmiany, które powodowała, że Czarna Róża nie powinna być już więcej rozumiana jako przywódczyni organizacji, a raczej jako jedno z ramion Różanego Pałacu.
Prawie trzy godziny po tym jak wszyscy opuścili salę, w której odbyła się uczta, wciąż trwały rozmowy, które nie pozwalały Rosarium nawet na chwilę odpoczynku.
I już myślał, że nadejdzie ten czas, gdy zobaczył rude włosy, a niemal natychmiast po tym również ich właścicielkę.
Westchnął cicho, bo był świadom, że jej obecność tutaj oznacza, że najpewniej popadła w kolejny konflikt z członkami Stowarzyszenia.
I można się zastanowić dlaczego w ogóle wziął ją ze sobą, skoro wiedział o niechęci jaką żywi do Czarnej Róży. Tak naprawdę jest świadomy tego, że dziewczyna nie może atakować każdego członka jego - teraz już oficjalnie mógł tak powiedzieć - organizacji. Szczególnie, że Ci będą o wiele częściej odwiedzali teraz ściany Różanego Pałacu, a część z nich może szukać odpoczynku w lisim zakątku.
Musiałą się więc do nich przyzwyczaić. Z tego punktu widzenia zabranie jej ze sobą nie wydawało się złym pomysłem.
Zbliżył się do fotela, na którym siedziała i pochylając się nieznacznie pogłaskał ją po głowie.
Był w dobrym humorze. W zasadzie nie widział zbyt wielu niezadowolonych... może poza Madlinistami. Jednak samozwańczy "prawdziwi" dziedzice spuścizny Dark byliby przeciwni niemal wszystkiemu co nie jest pełną realizacją ich własnej wizji.
Zamyślił się wpatrzony w masywne okna znajdujące się po drugiej stronie pomieszczenia. Jego dłoń, choć wciąż spoczywała na głowie Lynette nie poruszała się już.
Zastanawiał się czy pozostawienie najważniejszego ze względów militarnych wydziału tak daleko od miejsca gdzie zwykł przebywać na pewno jest dobrym pomysłem. Zgadza się, miał tutaj całkiem sporo zaufanych ludzi, część z nich to starzy członkowie - których nikt nie posądzi o bycie mianowanym przez nowe władze organizacji.
Nawet przez chwilę myślał o przeniesieniu naczelnych struktur pierwszego wydziału w bezpieczniejsze rejony. Jednak byli w stanie wojny, a nawet dwóch. Piraci, MORIA. Nie dało się koordynować skutecznie działań siedząc bezpiecznie na zielonych łąkach i popijając herbatę. Z tego samego powodu i główne decyzje dotyczące bieżącego działania Kompanii zapadały w Szkarłatnej Otchłani.
Współdziałanie tych dwóch organizacji: Stowarzyszenia Czarnej Róży oraz Kompani wydawało się niezwykle istotne toteż konieczne stało się powiązanie tej pierwszej z Lordem Protektorem, który jako założyciel kompanii cieszył się wśród pragnących spokojnego handlu i bogacenie się możnych Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani o wiele większym zaufaniem niż pragnąca wojny Dark. Rosarium potrzebował nie tylko niechętnej zgody udziałowców Kompanii ale pewnego poparcie, a takie mógł uzyskać tylko wtedy, gdy Czarna Róża miałaby być ostrzem Lorda Protektora i miałaby dbać o ochronę przed zewnętrznymi, ale także przed tymi z wewnętrznych zagrożeń dla spokoju Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani, których nie można było rozwiązać normalnymi środkami.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Ciężko mówić o jakimkolwiek przyzwyczajeniu, jeśli chodziło o osobę pokroju Lynnette, która nie potrafi długo siedzieć w jednym miejscu; potrzebuje ciągłych wrażeń, a przy tym jest zbyt dumna i butna by zaakceptować obecną sytuację. Rudowłosa do tej pory nie potrafiła przyjąć do wiadomości tego, że od kilku tygodni jest służką Tyka z dwóch powodów.
Pierwszym z nich była wspomniane wcześniej duma oraz buntowniczość, które krzyczały wewnątrz niej: "nie mam nad sobą żadnego pana!". Drugim było jej podejście do ostatnich wydarzeń — nie zdawała sobie sprawy, a właściwie, to nie chciała sobie jej zdawać z tego, w jak wielkie wpadła bagno. Nie przestała żywić nadziei o to, że któregoś dnia obudzi się w swoim łóżku, w rodzinnym Glasville, zejdzie na dół na śniadanie i będzie żyć swoim nudnym, ale za to spokojnym życiem.
Bez względu na to, jak mocno się szczypała, nic się nie działo, nadal znajdowała się w tym samym miejscu. I pomyśleć, że jako mała dziewczynka pragnęła przygód jak Alicja w Krainie Czarów, a gdy jej małe marzenie się spełniło, chciała po prostu stąd uciec.
Ale czy naprawdę myślała o opuszczeniu Krainy Luster? Przecież mogła próbować wymknąć się z Różanego Pałacu w każdej chwili (a to z jaką skutecznością, to już inna kwestia), a mimo to nigdy tego nie zrobiła. W tym wypadku jej temperament przegrywał z logiką; Arcyksiążę dał jej dach nad głową i poczucie bezpieczeństwa w tym dziwnym, pokręconym świecie.
Ciepła dłoń gładząca jej włosy wyrwała Lynne z krainy marzeń, ale kąciki jej ust delikatnie uniosły się ku górze.  Zawieszona pomiędzy jawą a snem czuła cudowną błogość, już nie myślała o wcześniej awanturze, nienawiści do SCR i złości na Tyka, że ten zabrał ją ze sobą.
Przekręciła się na plecy i ostrożnie otworzyła zielone oczy. Nawet nie kryła się z tym, jak bardzo się ucieszyła na widok swojego pana.
...niektórym brakuje taktu. — szepnęła przeciągając się. Cóż za bezczelna panna z tej Lynnette! Chyba zapomniała kto na kogo rzucił się ze słowami, które zupełnie nie pasowały do młodej damy!

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Gabinet Lorda Protektora D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Wśród myśli o sprawach niezwykłej wagi: Kompanii, Piratach, Stowarzyszeniu Czarnej Róży, MORII i kto wie ilu jeszcze pomniejszych frakcjach, które należy brać pod uwagę w wielkim dziele, jakie Rosarium zaplanował, pojawił się głos o braku taktu.
Arystokrata przechylił nieznacznie głowę i kątem oka spojrzał w dół, na dziewczynę. Z radością stwierdził, że ta właśnie się obudziła, czemu dał wyraz w delikatnym uśmiechu.
Jeżeli coś ośmieliło się wślizgnąć w jego dzisiejsze plany. Kolejny problem po licznych bojach jakie przeszedł z niechętnymi mu członkami Stowarzyszenia Czarnej Róży. Niech zostanie szybko rozwiązany.
- Kto tym razem? - Wrócił do wyprostowanej pozycji i ruszył w stronę pomieszczeń znajdujących się we wnętrzu gabinetu, a nawet za nim, na piętrze.
Jego dłoń dała jeszcze sygnał, by dziewczyna podążyła za nim, a krótkie spojrzenie upewniło go, że wie o jego poleceniu.
- Gdybym był tak nierozważny i atakował każdego, kto na mnie źle spojrzy, to dzisiejszy dzień musiałby zostać nazwany dniem pojedynków. - Jego głos wskazywał, że jest nieco zmęczony, ale też zawiedziony. I o ile to pierwsze mogło mieć równie dobrze źródło zewnętrzne dla zaistniałej sytuacji, to przyczyną drugiego niemal na pewno była dziewczyna i jej kolejny wybryk.
Gdy skończył mówić znajdował się w pół drogi do stołu obrad.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Ona też miała swoje zmartwienia, których nie należało umniejszać! Wprawdzie na barkach maleńkiej Lynne nie spoczywało zarządzanie całą tą groteskową krainą, ale to nie oznaczało to, że mogła czuć się w tym miejscu beztrosko. Gdy ma się naście lat, każda błaha rzecz, najprawdziwsza drobnostka, zmieniała się w górski szczyt; odległy i trudny do zdobycia. Wspinaczka wymagała cierpliwości oraz rozwagi w postępowaniu, tymczasem rudowłosej pannie tych dwóch cech niestety zarzucić nie można. Była zbyt rozchwiana, zbyt nieprzewidywalna; zupełnie jak dzikie zwierzę, które ktoś schwytał i umieścił w klatce, by cieszyło gawiedź, ale ono zamiast tego rzuca się w stronę każdej osoby, która zanadto się zbliży.
Była też uparta, ale to nie wróżyło niczego dobrego, bowiem postanowiła, że nie zamierza zdobywać góry zwanej "Tolerancja wobec Stowarzyszenia Czarnej Róży" i obietnicy tej zamierzała dotrzymać choćby za cenę własnego życia. Była bardzo pamiętliwa, jeśli chodziło o własne krzywdy i nawet zapewnienia Tyka, że nikt jej więcej nie tknie, nie przyniosły pożądanego skutku.
Ten buraczany łeb, który mnie wtedy przesłuchiwał, a kto?! — prychnęła gniewnie, zsuwając się z fotela. Niechętnie opuszczała wygodne miejsce, ale skoro białowłosy rozkazał, Lynne musiała się słuchać. Przy okazji miała możliwość rozejrzenia się po gabinecie, w którym za karę została zamknięta i uznała, że to całkiem przyjemne miejsce.
Szli więc; najpierw Tyk, dumny i wyprostowany, jak na arystokratę przystało, a zaraz za nim jego maleńka służka i nierówny stukot obcasów, gdy zatrzymywała się z ciekawością młodego liska, by oglądać przedmioty znajdujące się w pomieszczeniu, co zawsze kończyło się doganianiem swojego pana.
Sugerujesz, że miałam nadstawić drugi policzek? — choć zniżyła swój głos do szeptu, to nie dało się nie usłyszeć w nim oburzenia. Poczuła się, jakby Arcyksiążę właśnie uderzył ją w twarz. Powinien przemianować się na Arcygłupka, skoro nie rozumiał, jak źle została potraktowana. Nawet nabrała powietrza w policzki i zrobiła groźną minę, a jej oczy, gdyby mogły, strzelałyby iskrami.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Gabinet Lorda Protektora D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Nadstawić drugi policzek może ten, kto został raz uderzony. Ktoś kto nie jest w stanie się obronić i pozostaje mu jedynie pokora i liczenie, że uległość osłabi agresję.
Więc nie rozumiała niczego. Mężczyzna przewrócił oczami mijając krzesła rozstawiona przy wielkim stole i zatrzymał się przy nim. Jego ręka spoczęła na oparciu najbliższego siedzenia, obrócił twarz ku dziewczynie i powiedział poważnym głosem.
- Stwierdzam - zaakcentował to słowo, żeby dać dziewczynie do zrozumienia, że jego słowa nie są żadną sugestią i powinny być przez nią odczytywane dosłownie, - że zachowałaś się głupio.
Ruszył dalej, rozpinając guziki munduru, który włożył z okazji uroczystej kolacji w Różanej Wieży.
- Zaatakowałaś Członka Stowarzyszenia w siedzibie Czarnej Róży, gdzie ma licznych sprzymierzeńców, samemu nie mając nikogo przy sobie. Natarłaś na niego bezbronna dając się sprowokować i kto wie, czy nie zrobiłaś tego, czego od Ciebie oczekiwał.
Stawił pierwszy krok na schodach prowadzących spiralą ku wyższemu piętru Gabinetu.
- Nie nadstawiłaś drugiego policzka, Ty o niego poprosiłaś, gdy tylko otrzymałaś takie polecenie.
Nie wiedział, czy dziewczyna pojmuje cokolwiek z tego co mówi. Jednego był jednak pewien, wkrótce się tego dowie.
Minęli już całą długość sporego przecież pomieszczenia, a on musiał jej wyjaśniać jedną z podstawowych zasad, że atak zawsze jest ryzykiem i należy się na nie zdecydować tylko wtedy, jeżeli szansa na zranienie oponenta jest większa niż zagrożenie z jego strony.
Lynnette zaatakowała nie mając nawet kropli nadziei, a przeciw niej było całe morze przeszkód, które musiałaby pokonać.
Człowiek rozsądny znalazłby najpierw okręt. Najlepiej solidny, który przetrwa wszystkie sztormy i zaniesie dziewczynę ku jej celowi. Głupiec wskoczył by w nieprzebraną toń nie zastanawiając się nawet nad tym, że nie jest zdolny jej pokonać.
Dziś jego służąca okazała się głupcem i to pomimo przykładu, który dał jej Rosarium budujący nie okręt, lecz całą ich flotę.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Zgadza się, niczego nie rozumiała. Dla Lynnette jej racja była tą najważniejszą, najmądrzejszą oraz najsensowniejszą. Z tą pozbawioną pokory dziewuchą więcej było problemów, niż pożytku. I naprawdę, niewiele brakowało, by śmiertelnie (to znaczy, do czasu kolejnego posiłku) obraziła się na Tyka, tupnęła nóżką i próbowała na własną rękę opuścić Różaną.
Skoro cierpliwe (w jej mniemaniu) tłumaczenie, że Stowarzyszenie Czarnej Róży to zło wcielone, więc wszystko, co złe, to właśnie oni, nie poskutkowało, postanowiła obrać troszeczkę inną taktykę i ze wściekłej wiewiórki zamieniła się w naburmuszoną kotkę. Hej, przynajmniej teraz na nikogo nie próbowała się rzucić! Swoją drogą, te małe piąstki nie miały szansy wyrządzić nikomu krzywdy.
Oh, przepraszam Wasza Ignoranckość, że nie pozwoliłam, by nazywano mnie "suką z MORII". — skrzyżowała dłonie na piersiach uważnie obserwując każdy jego ruch. Jej serce z niewyjaśnionych przyczyn biło coraz mocniej z każdym rozpinanym guzikiem munduru, aż ostatecznie musiała odwrócić wzrok, by arystokrata nie zauważył, jak policzki nastolatki przybierają różany odcień.
Czy chcesz mi właśnie powiedzieć, że powinnam porzucić godność, aby móc... żyć? Czy życie, w którym daje się poniżać bandzie obleśnych sparszałych dziadów w ogóle można nazwać życiem? — nie zapowiadało się na to, by Lynne miała łatwo odpuścić. Nadal uważała, że w całej tej sytuacji to ona była ofiarą i nie chciała spojrzeć na to z drugiej strony. W jej opinii atak był jak najbardziej uzasadniony, a to, że nie poszło po jej myśli... cóż, zdarza się. Jak nie teraz, to następnym razem dorwie tego śmiecia, który chciał jej wyrywać paznokcie zanim pojawił się Tyk. A wtedy nie okaże mu żadnej litości.
Oboje wiemy, że moja ewentualna śmierć nie byłaby dla Ciebie wielką stratą, więc dlaczego się tak nad tym roztrząsasz?
Rodzice, chociaż bardzo ją kochali, niejednokrotnie zastanawiali się za jakie grzechy przyszło im się użerać z tak cyniczną małolatą. Teraz niewdzięczne zadanie zwane studzeniem gniewu Lynne, spadło na Arcyksięcia.
A mógł ją spalić.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Gabinet Lorda Protektora D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
- O czym ona mówi? - Zapytał w myślach Rosarium, kiedy do jego uszu dotarły brednie o śmierci, o stratach i inne dość niedorzeczne manipulacje typowe dla dziewczyn w jej wieku.
Wsunął dłoń do kieszeni i westchnął cicho. Dziewczyna właśnie osiągnęła kolejne szczyty, choć może raczej doły. W końcu udało jej się ponownie próbować włożyć w usta swojego właściciela słów, których ten nigdy nie powiedział i całkowicie unikać zrozumienia tego, co do niej mówił.
- To co mówisz jest całkiem ciekawe. - Igrał z nią?
Zaczął wchodzić po schodach na wyższe piętro gabinetu, oczywiście zerknąwszy na początku na twarz dziewczyny - ciekawy jej reakcji.
- Czyli pobita, związana i wtrącona do lochu będziesz pełna godności? Zachowasz godność jak po trzech dniach każą Ci prosić o resztki? No i nie zapomina stać dumnie z uniesioną głowę trzęsąc się z zimna.
Przewidywał, że dziewczyna go nie zrozumie. Zdawał sobie sprawę, że usłyszeć może zarzuty, że jej grozi. I znów błąd Lynnette!
Chciał jej tylko uświadomić, że jej zachowanie nie prowadzi do utraty godności, a raczej do jej zachowania i że trupy rzadko kiedy przejmują się czcią.
Zresztą, gdyby był Lynnette to już musiałby ją zaatakować. W końcu ośmieliła się zwrócić do niego w sposób, który był niedopuszczalny, a on nawet nie obdarzył tego jednym, nawet niewerbalnym komentarzem.
Mogłoby się nawet wydawać, że zamyślony nie dosłyszał jej słów, bądź zbyt szybko przeszedł do późniejszych zdań i z głowy mu wypadło by odpowiednio zareagować?
A może po prostu po raz kolejny z niej drwił? Pokazał jej, że czegokolwiek by nie powiedziała, to nie jest nawet w stanie go zdenerwować. Choćby nawet zaczęła na niego klnąc, to nie mogłaby liczyć na odpowiedź.
I czy wtedy nie okazałaby słabości o wiele większej niż brak odpowiedzi? Nie udowodniłaby, że choć próbuje z całych sił nie jest w stanie niczego zyskać?
To jak strzelanie z procy do kamiennych murów. Nie wymaga nawet żadnej reakcji, gdyż z góry skazane jest na niepowodzenie.
Co nie oznacza, że żadna reakcja nie jest właściwa. Chodzi jedynie o to, by wiedzieć kiedy należy uderzyć, a kiedy nie jest to wskazane. Niezależnie czy powodem są zbyt nikłe siły własne, czy zbytnia nieudolność przeciwników.
- Twoje słowa - powiedział gdy był już na szczycie schodów i ściągnął rozpięte uprzednio ubranie oraz poprawiając podciągnięty przy rozbieraniu rękaw koszuli - prowadzą do czegokolwiek, czy po prostu rzucasz czymkolwiek, mając nadzieję, że jakoś to będzie?
Po wypowiedzeniu tych słów spojrzał na nią raz jeszcze, uśmiechając się przy tym.
W zasadzie nie cierpiał wcale musząc słuchać jej gniewnych epitetów. Raczej go bawiła.
Znaczy czasem był rozczarowany tym jak bardzo nie potrafi słuchać i nie próbuje nawet zrozumieć, że może nie mieć racji. Poza tym jednak była całkiem urocza.
Przypominała mu nieco walecznego wróbelka, który został przywiązany za nóżkę i uparcie próbuje rozdziobać swoje więzy, raniąc przy tym raczej swoją nogę.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Skrzyżowała dłonie na piersiach, zacisnęła usta, a jej policzki przybrały odcień intensywnej czerwieni. Znowu zaczęła się złościć, a spokój Tyka tylko bardziej ją nakręcał. Liczyła na kłótnię, albo chociaż odrobinę bardziej emocjonującą wymianę zdań. Tymczasem Arystokrata tłumaczył jej wszystko cierpliwie, tak jak tłumaczy się małemu dziecku, które dopiero co poznaje świat.
A przecież nie była już taka mała! Nie wiedziała już, czy bardziej irytuje ją fakt, że traktują ją tutaj jak głupiutką dziecinkę, która musi jeszcze nauczyć się wielu rzeczy o funkcjonowaniu Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani, czy to, że mieli rację. Nie rozumiała tego świata, ludzi i panujących w nim zasad i nie zapowiadało się na to, by szybko miała się tu zaaklimatyzować.
Przestań być taki opanowany! — wrzasnęła tupiąc nóżką. Co za bezczelna dziewucha, śmie jeszcze mówić co jej pan ma robić! Na stos z nią! Przynajmniej za pół godziny nie zacznie narzekać, że jej zimno. — Nie będę błagać o resztki, wolę umrzeć, niż prosić tych bałwanów o cokolwiek!
Jakim cudem osoba pokroju Lynnette, to jest całkowicie pozbawioną pokory oraz instynktu samozachowawczego, przeżyła aż siedemnaście wiosen? To chyba zasługa ojca, który czuwał nad swoją krnąbrną latoroślą przez te wszystkie lata. Ale pan Östergård nie będzie już dłużej nadstawiać karku za jej wybryki i wyciągać z każdej opresji.
Zatrzymała się kilka kroków za Tykiem, nieco zaskoczona reakcją własnego ciała, gdy jej pan pozbywał się części garderoby. Czy to te legendarne hormony powodujące szybsze bicie serca na widok przedstawiciela przeciwnej płci? Przygryzła wargę karcąc się w myślach. Nie czas na takie błahostki, gdy miała o wiele ważniejsze sprawy na głowie!
Prowadzą do tego, że burak jesteś i Cię nie lubię, Arcygłupku! — prychnęła, chcąc odwrócić się na pięcie, by zejść po schodach i poczekać na niższym piętrze, aż cały gniew minie. Niestety, pech chciał, że nie trafiła na stopień i poleciała w dół. Przed upadkiem zdążyła jedynie rzucić Tykowi przerażone spojrzenie i wyciągnąć ku niemu dłoń w akcie desperacji, ale nawet gdyby białowłosy postanowił pomóc swojej paskudnej służce, było już za późno. W akompaniamencie huku i własnych jęków sturlała się na dół. A potem na kilkadziesiąt długich sekund zapadła cisza.
Tylko cichy płacz, który po chwili odezwał z dołu, sugerował, że na (nie)szczęście przeżyła ten groźny upadek.  Ale czy w jednym kawałku?

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Gabinet Lorda Protektora D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Zarówno w wieku, którym nie osiągnęła nawet ćwierćwiecza, jak i wzrostem, gdyż była o ponad głowę niższa od Rosarium, Lynnette była mała. Zdecydowanie na tyle mała, by móc jej wybaczyć nierozważne słowa, tak jak wybacza się je małemu dziecku.
I podobnie jak małe dziecko, irytowała się, że nie jest traktowana poważnie. Chociaż sama się tak nie traktowała.
Na Arcyksięciu nie robiło wrażenia ani tupanie nóżką - w końcu przywykł do tego mając pałac pełen Dachowców i innych artystów, którzy lubili odwoływać się do wielkich wartości, a gdy ich argumenty pozostawały tak samo liche, tupali nogami, żądając zmian.
Także wydawane polecenia nie za bardzo go przejęły. Lynnette nie była w sytuacji, w której mogłaby go do czegokolwiek zmusić. Był świadomy przewagi jaką posiadał i działało to wybitnie uspokajająco. Nie musiał nikomu niczego udowadniać.
Dziewczyna była naprawdę rozkoszna w swej upartej postawie. Tyle, że nie zdawała sobie sprawy, że poza krótkim epizodem w Różanej Wieży, była traktowana naprawdę dobrze. Nie brakowało jej jedzenia, czy nie musiała nosić złych warunków. Nieważne jak pewnie wygłaszała swoje sądy, to nie znaczyły one nic, jeżeli nie znalazła się w sytuacji, o której Rosarium mówił.
Nawet nie patrzył na nią przez cały czas. Niespecjalnie przejął też się wyzwiskami, kolejnymi, rzucanymi w jego stronę. Dlatego nie spostrzegł chwili, w której dziewczyna się potknęła i gdy obrócił głowę, ujrzał tylko jak ta spada już do tyłu.
Najprawdopodobniej z zażenowania zamknął oczy, po czym rzucił ściągnięte ubranie na łóżko.
Lynnette nie wiedziała co Arystokrata robił, lecz w sytuacji, w której się znajdowała mogło jej się wydawać, że nie ma go całe wieki i całkiem o niej zapomniał. Dopiero już przebrany w nieco luźniejszy strój, podobny do tego, w którym podróżował, pojawił się u szczytu schodów i powiedział do leżącej wciaż dziewczyny.
- Schody też Cię obraziły? - Nie śpieszył się z wypowiadaniem tych słów. Robił przerwę po każdym słowie, w czasie której zdążył pokonać dwa, czasem trzy stopnie. Gdy znalazł się przy dziewczynie po prostu ją minął, tak by móc po chwili skierować się na jeden z foteli. Tych, gdzie Lynnette zasnęła na początku.
- Dość już tego użalania. Wstawaj i chodź.
Stał już cztery metry od niej, kiedy przystanął i obrócił się do niej, by wydać jej kolejne polecenie.
Czy był nieczuły i nie przejmował się jej losem? Tak i nie. Otóż schodząc po schodach dość widział, by być przekonanym, że nie dolega jej nic poważnego.
Zresztą ten upadek jest dla niej całkiem dobrą nauczką, że nie powinna z nim zadzierać. Jeszcze tylko wypadałoby wmówić dziewczynie, że to wszystko za jego sprawą. Poplątał jej nogi, czy w inny sposób uniemożliwił bezpieczne stawienie kroków.
Jednak nie był aż taki podły, by bawić się kosztem swojej służby, która nie była nawet w stanie zejść po schodach w oburzeniu.
Poza tym, gdy padnie zarzut, że jej nie pomógł, zawsze może złośliwie stwierdzić, że dziewczyna go nie lubi i przez to nie chciałaby jego pomocy. Na pewno.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Jego znieczulica łamała serduszko. Przecież spadła ze schodów, nie wiadomo, czy w ogóle przeżyła (chociaż to wycie można uznać za znak, że jednak tak), a on jak gdyby nigdy nic najpierw się przebrał, a później nieśpiesznie zszedł na dół. A co jeśli miałaby coś złamane? Zostawiłby ją na pewną śmierć w bólu i głodzie? Sadysta!
Oh... Dlaczego myśl o tym, że Tyk może uwielbiać sprawiać ból, napełniała ją dziwnym, aczkolwiek przyjemnym ciepłem? Przecież to zło, a zło jest złe! Ale nie mogła nic poradzić na rumieńce, szybsze bicie serca i wspomniane wcześniej osobliwe ciepło rozchodzące się po ciele?
Czy to...? Oo nie, na pewno nie jest nim zauroczona! Przecież to największy kretyn, jakiego w życiu spotkała! I niby na jego barkach spoczywa cały ten świat? W takim razie powodzenia z takim szefem, królem, czy kogo tam oni sobie uznają!
A mimo to to właśnie w tych ramionach czuła się bezpiecznie, toteż jęknęła zawiedziona, gdy Arcyksiążę minął ją bez zwrócenia na nią większej uwagi. A tak bardzo chciała do niego na rączki. Może powinna zamienić się w liska i w tej sposób spróbować zawalczyć o jego atencję?
A dostanę ciasteczko? — zapytała ocierając łzy spływające po jej policzkach. Chyba nie liczył na jakiekolwiek "przepraszam" z jej strony? Lynnette za żadne skarby świata nie przyzna się do tego, że popełniła błąd, a już na pewno nie przeprosi. Może i w hierarchii Krainy Luster była jedynie najmniejszym pionkiem, ale była pełna dumy, jakby co najmniej znajdowała się na miejscu samego Tyka.
Ale nauczkę dostała. I to bardzo dotkliwą, bo w postaci siniaków na tyłku. Przez dobre kilka tygodni nie będzie w stanie usiedzieć na nim normalnie!
Wreszcie obolała wstała i powoli podeszła do fotela ustawionego naprzeciwko tego zajmowanego przez Arcyksięcia. Nie pytając o pozwolenie, wsunęła się na niego (to znaczy na fotel, nie Tyka, choć bardzo chciała na tego drugie... Zakończmy to zdanie na tym, że usiadła na fotelu, o) i podciągnęła kolana pod brodę, wpatrując się w swojego pana.
Bardziej od Ciebie, nie lubię Stowarzyszenia Czarnej Róży i brokuł — wymamrotała po chwili. Wyglądało na to, że kryzys został zażegnany i mała wojująca panna stała się tylko małą panną. Swoją drogą, bardzo uroczą, gdy tak patrzyła na Tyka mokrymi od łez szmaragdowymi oczami i próbowała ukryć się w swoich rudych lokach.
Tęsknie za domem.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Gabinet Lorda Protektora D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
W istocie zostawiłby ją na pewną śmierć. W końcu nie musiał i tak zejść tymi schodami - wcześniej lub później - gdyż było to jedyne wyjście z górnego piętra gabinetu. Przynajmniej te oficjalne, a przecież nie będzie się przed leżącą dziewczynką wymykał ukrytymi ścieżkami.
Nadto chwila na uspokojenie na pewno dobrze zrobi nieco nazbyt pobudzonemu rudzielcowi. Może nawet będzie mogła w tym czasie przemyśleć swoje zachowanie.
Choć nie da się ukryć, że był nieco okrutny. Nie powinno się tego jednak rozważać w kategoriach sadyzmu, a raczej w zasadniczości, która zabraniała mu biec do rannej dziewczynki, która jeszcze chwilę temu ośmieliła się go obrażać.
Niech ma za swoje.
I postanowił wcale nie kończyć swojej zemsty tylko na niezwróceniu na nią uwagi. W końcu teraz, gdy dziewczynie przeszła złość i chciała nawet powiedzieć coś miłego - na tyle ile stwierdzenie, że brokułów nie lubi się bardziej może być miłe, była najlepsza okazja by odpowiedzieć na jej wszelkie bluźniercze słowa.
- To dotkliwe przegrać z brokułami, ale zdaje się, że może wpłynie nieco na twój osąd. - Powiedział do niej, uśmiechnąwszy się uprzednio delikatnie i patrząc prosto w jej oczy.
- Pozwolę Ci przynieść sobie ciastka i nawet się nimi poczęstować, ale dopiero wtedy, gdy przeprosisz za swoje niestosowne zachowanie.
Choć to prawda, że mogła wcale nie chcieć tych ciastek tak bardzo. To jednak nie miało wcale takiego znaczenia. Celem Rosarium nie było bowiem zmuszenie jej do proszenia o jedzenie, a raczej przypomnienie jej o konsekwencji działań w chwili, gdy ta się już nie spodziewała żadnych sankcji.
Mogła odmówić - wtedy nie dostanie ciastek. To prawda. Co jednak nie oznacza, że nie usłyszy ponownie tego samego żądania w innych okolicznościach, kto wie czy nie bardziej dotkliwych, gdy będzie jej znacznie bardziej zależało.
I może nawet wtedy sobie przypomni, że to jej własne zachowanie ją do tego doprowadziło i że pomimo starań, siermiężnych prób, licznych słów, nie udało jej się doprowadzić nawet do tego, że Rosarium podniósłby głos.
Co więcej! Wydawał się całkiem nieźle bawić jej kosztem.
Natomiast słowa o jej tęsknocie za domem zignorował całkowicie. Mógłby wprawdzie pytać, czy za dom rozumie Różany Pałac - właściwie, czy może mylnie wciąż nazywa tak swój dawny dom, który zostawiła za sobą już dawno. I nawet gdyby tam wróciła, to nie byłoby tak naprawdę powrotu. Choć niekoniecznie dziewczyna to rozumiała.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Stwierdzenie, że bardziej nie lubi brokuł, było chyba najmilszą rzeczą, jaką powiedziała Tykowi od kilku tygodni, to jest od momentu, w którym się poznali. Jeszcze w celi kręciła noskiem i tupała nóżką na wspomnienie o zabraniu jej do Różanego Pałacu; konkretniej rzecz ujmując, robiła to w myślach, bowiem stan, w jakim pozostawili ją członkowie SCR nie pozwalał na ruchy gwałtowniejsze, niż mruganie.
Ale teraz wyzdrowiała, nabrała sił (aż za dużo) i była gotowa wyrażać swoje niezadowolenie z niewoli. Nawet jeśli była traktowana całkiem w porządku — dach nad głową oraz zapewnione bezpieczeństwo były niewielką ceną w zamian za opiekę nad lisami i pomaganie Arcyksięciu w drobnych sprawach — nie potrafiła wyzbyć się uczucia wielkiej niesprawiedliwości.
A może by tak założyć związek zawodowy służących Tyka i ogłosić strajk? Jeśli sam Arcyksiążę go zdelegalizuje, to założy kolejny... i tak w kółko. W końcu będzie musiał odpuścić i jej ulec! Nawet ten uparciuch Lynne nie może opierać się w nieskończoność, więc i ten błazen nie powinien tak długo trwać przy swoim!
Twoje szanse, by z nimi wygrać, wzrastają z minuty na minutę. — prychnęła odrzucając kosmyk niesfornych (jak cała ich właścicielka) włosów do tyłu i odwróciła wzrok, nie mogąc wytrzymać jego spojrzenia. Dlaczego musiał być taki onieśmielający w irytowaniu rudej panny?
Agasharr — oho, zwróciła się do niego po imieniu. Gdzie postawić stos na to bezczelne dziewuszysko? — Chyba sobie ze mnie drwisz. Nie zrobiłam nic niestosownego!
Skrzyżowała dłonie na piersiach, założyła nogę na nogę, a jej policzki wzdęły się od nabranego w nie powietrza. Ona miała przepraszać? Niby za co! To Tyk nie rozumiał jej bólu i cierpienia, zmuszał do uczestniczenia w tym festiwalu upokorzeń, a na końcu kazał przepraszać! Może jeszcze powinna paść na kolana i błagać o wybaczenie tamtego dziada z SCR?!
Dlaczego Ty mnie tak nienawidzisz?! — zapytała po chwili ze łzami w oczach — Bawi Cię, że jestem słabsza i nic nie mogę Ci zrobić? Ja się tak nie bawię!
Podniosła się z fotela, otrzepała sukienkę z niewidzialnego kurzu i skierowała się w stronę wyjścia. O ile dobrze pamiętała, gdzieś w okolicy powinno być przejście do świata ludzi. Popyta po drodze, to może trafi.
Ale najpierw musiała opuścić gabinet, a to okazało się trudniejsze, niż sądziła, bowiem drzwi okazały się zablokowane. Albo zbyt ciężkie, żeby je otworzyć. Albo trzeba było je pchać, a Lynnette je ciągnęła. W każdym razie, nie poradziła sobie z ich otworzeniem.
Możesz mnie stąd wypuścić? — zapytała po chwili zdyszana po zmaganiach z drzwiami, które nie chciały ustąpić ani milimetra.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Gabinet Lorda Protektora D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Związek zawodowy służących Tyka byłby tworem naprawdę niezwykłym. Po pierwsze dlatego, że musiałby łączyć osoby o bardzo różnych motywacjach i bardzo różnym statusie. Od - w zasadzie - niewolników jak Lynnette, która została złapana przez SCR i miała do wyboru być wieziona w Różanym lub w Różanej - co za ironia - po osoby, które pracowały dla Rosarium całkowicie dobrowolnie i jeszcze mogły liczyć nawet na wynagrodzenie inne niż dach nad głową, jedzenie i ubrania - które nie zawsze były w guście noszącego.
I w jednym miała rację - bawiła go. Jej zachowanie, choć niesforne, przypominało mu raczej błazna, który miota wyzwiskami dla uciechy ludu, niż prawdziwe zniewagi wygłaszane przez wroga. Nawet gdy się oburzyła, nabrała w policzki powietrza i stwierdziła, że jej nienawidzi. Nawet wtedy była rozkosznie dziecinna w swoim gniewie.
A kulminacją było, gdy zrozumiałą, że drzwi są zamknięte... choć może wiedziała o tym już wcześniej i ruszyła w ich stronę tylko dlatego, że chciała pokazać swój gniew, a nie rzeczywiście stąd uciec.
W końcu nie mogła odejść i ona dobrze o tym wiedziała. Nawet gdyby sam Rosarium pozwolił jej opuścić gabinet pozostawałoby jeszcze całe Stowarzyszenie, które jest o wiele mniej przychylne ludziom.
- Owszem, bawisz mnie. - Jego słowa mogły być okrutne, choć przyjazny uśmiech na twarzy nieco łagodziły ich wydźwięk.
- Szczególnie, że sama obnażasz swoją słabość tak dobitnie, że jakbym był twoim wrogiem zacząłby podejrzewać, że to podstęp.
Mówiąc to wstał z zajmowanego przez siebie fotela. Wbrew temu co Lynnette o nim sądziła nie był na tyle zdziadziały, by stronić od jakiegokolwiek ruchu.
Podszedł do niej i już mogła liczyć na to, że ją wypuści. Może jednak zadrwi z niej? W końcu wiedział, że nie znajdzie w wieży zbyt wiele przyjaznych sobie osób, a więc nie mogła opuścić gabinetu - jeśli chciała być bezpieczna.
Otóż nie, gdyż jego dłoń nie wylądowała na grubych drzwiach arcyksiążęcego gabinetu, lecz na głowie dziewczyny, po której delikatnie przesunął od czoła, aż po włosy na wysokości karku, po czym wsunął dłoń w nie, tak że palcami dotykał jej pleców.
- I nie wyjdziesz stąd wcześniej, niż gdy Ci to rozkażę zrobić.
Palce musnęły policzek dziewczyny, a on odwrócił się i ruszył ponownie w stronę "salonu".

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
______Jej kostki oraz nadgarstki oplotły niewidzialne różane ciernie; im więcej miotała się w desperackiej walce o swoją niezależność, tym mocniej raniły one jej delikatną skórę. Zagryzanie warg do krwi i zaciskanie drobnych pięści z całej siły pozwalało jej przetrwać ból, jaki sama sobie zadawała, ale nawet Lynnette była świadoma tego, że stan ten nie utrzyma się długo i wkrótce będzie musiała pogodzić się z porażką.
______Będzie musiała pozwolić zamknąć się w złotej klatce. Jak ptaszyna. Zwierzątko. Czyjaś własność.
______Czy powierzenie swojego losu w cudze ręce było taką złą decyzją? Jakby na to nie patrzeć, chroniło od samotności, a ta wydawała się jeszcze gorsza, niż wykonywanie poleceń.
______Nie rozumiała dlaczego Agasharr jest dla niej taki dobry. Nawet jeśli dla niego były to okrutne drwiny z małej złośnicy, tak Lynne w głębi duszy podziwiała go za spokój i cierpliwość, jakimi nieprzerwanie ją obdarzał, nawet jeśli daleko jej było do idealnej służki. Wręcz przeciwnie; nastolatka miała o wiele więcej wad, niż zalet, a dłuższe przebywanie w jej towarzystwie było istną torturą.
______Nigdy nie będzie w stanie pojąć dlaczego Arcyksiążę sam skazał się na tę mękę.
A więc nie jesteś moim wrogiem? — zamrugała kilkakrotnie, przyglądając się szczupłej postaci zmierzającej w jej stronę. Dłonie, które do tej pory zaciskały się na klamce, opadły wzdłuż jej ciała, zupełnie jakby opuściła ją cała wola walki. A na pewno chęć opuszczenia Tyka.
______Nie. Otwieraj. Tych. Cholernych. Drzwi.
______Arcyksiążę wzbudzał w niej uczucia, o których istnieniu nawet nie miała pojęcia. Stąd też, gdy jego dłoń spoczęła na jej głowie, a następnie zaczęła wędrować niżej, znów poczuła to dziwne ciepło rozchodzące się po jej ciele, ale tym razem towarzyszyły mu myśli co najmniej bezwstydne; pragnęła, aby Agasharr nie poprzestał na dotykaniu jej karku, ale by przeniósł się nieco niżej, do zamka sukienki i dopiero wtedy rozpoczął swoją wędrówkę wzdłuż jej pleców. I nagle zrobiło jej się wstyd, z powodu tych zberezeństw, które przyszły jej do głowy. Rzuciła Arcyksięciu przerażone spojrzenie, zastanawiając się, czy ma pojęcie o tym, jak dziewczyna reaguje na jego bliskość.
Nie wiem dlaczego, ale Twój dotyk mnie parzy — wyznała nieco skruszona, gdy dłoń pana spoczęła na jej policzku, tylko po to, by wydać z siebie pełne zawodu westchnienie, gdy ją cofnął. I to wszystko? Nie mogła tego tak zostawić!
______Policzyła w myślach do dziesięciu, po czym ruszyła za Tykiem, a gdy już go dogoniła, bezceremonialnie przytuliła się do jego pleców, wbijając palce w jego tors. Odepchnie ją, czy będzie stał jak posąg? Druga opcja była całkiem prawdopodobna, ze względu na szokujące słowa, które po chwili padły z jej ust:
Przepraszam...

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Gabinet Lorda Protektora D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Rosarium, jako Lord Protektor Krainy Luster, był wręcz zobowiązany, choć tylko moralnie, do bycia dobrym dla wszystkich mieszkańców. Dobrym o tyle, że będzie władcą sprawiedliwym, słuchającym swojego ludu i nie każącym ich za błahe winy.
Natomiast wszelkie wykroczenia jakich dopuściła się Lynnette były niegroźne i bardziej bawiły, niż irytowały Arcyksięcia. I to oczywiste, że gdyby ośmieliła się publicznie zwrócić do niego w niewłaściwy sposób, musiałby ją ukarać.
Wtedy bowiem szkodliwość jej działań znacząco by wzrosła. Dałaby przykład osobom, które mogą być o wiele groźniejsze od niej i które trzeba utrzymać choćby strachem.
- Nie jestem, jestem twoim właścicielem.
I jakkolwiek te słowa brzmiałyby niedorzecznie w Świecie Ludzi, pełnym praw człowieka, deklaracji, konwencji i trybunałów, tak w Krainie Luster były czymś normalnym. Szczególnie, że Dachowce nierzadko same postanawiały zostać domowymi pupilkami.
W zasadzie była jak taki Dachowiec, z tym, że nie miała kocich uszu, ani ogona. Była zadziwiająco normalna.
Choć może nie do końca, skoro jego - zgoła przyjazny dotyk - był dla niej nieprzyjemny. Może jednak po prostu z tej złości nadmiernie przeżywała wszystko i znów po prostu dramatyzowała, tak jak wtedy gdy spadła ze schodów i choć nie stało się jej nic, to płakała stanowczo za długo leżąc na ziemi.
Nie zwrócił więc większej uwagi na jej słowa. Do czasu, gdy poczuł jak ta napadła go.
Wtedy przechylił głowę, spoglądając na jej rude włosy przez ramię.
Zdecydowanie jednak nie miał zamiaru ani jej odpychać, ani w żaden sposób nie zareagować na jej zachowanie.
- Więc dobrze, będą ciasteczka.
Zupełnie nie rozumiał po co zrobiła ten cały cyrk z próbą wychodzenia z gabinetu. Z drugiej strony wiedział, że cokolwiek ją do tego zmotywowało, to widząc, że nie daje to żadnego efektu, w końcu zaprzestanie tych prób.
Lewą ręką, tą, która nie przeszkodziłaby oczom Arcyksięcia, sięgnął przez ramię i podrapał ją po głowie, tak nieco z boku, że można nawet powiedzieć, że za uchem... choć nie do końca, bo jednak nieco dalej niż same ucho.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Lynnette była ostatnią osobą w całej Krainie Luster (i Szkarłatnej Otchłani i Świecie Ludzi w sumie też), która nadawałaby się na zwierzątko domowe. Chyba, że ktoś lubił koty; wredne, nieprzewidywalne i bardzo leniwe. Wtedy mogłaby być taką kicią, którą głaszcze się i karmi. Nawet mruczeć potrafiła na zawołanie.
Westchnęła ciężko, gdy poruszył temat własności i wywróciła oczami, ale o dziwo, nie skomentowała tego w żaden złośliwy sposób. Zupełnie jakby zużyła limit sarkastycznych odpowiedzi na dziś i pozostało jej nic innego, jak bycie grzeczną dziewczynką.
Ale tylko Ty — zdanie to zawisło pomiędzy pytaniem, a twierdzeniem. Sama Lynnette, gdyby została zapytana, nie potrafiłaby określić, czy wyrażała swoją wątpliwość, czy też była pewna swojej pozycji w Różanym Pałacu, to jest nietykalności przez innych upiornych arystokratów. Nie zdzierżyłaby, gdyby musiała usługiwać komuś poza Tykiem. Ledwo akceptowała jego nad sobą!
To znaczy, nad sobą, jako pana, a nie, że w łóżku na przykład... O rany, skąd się biorą te wszystkie niemądre myśli?
Z czekoladą? — wymamrotała wciąż wtulona w Agasharra. Była spokojniejsza, gdy mogła być bliżej niego, nawet jeśli miałby za chwilę rozkazać powieszenie młodej na placu przed Wieżą. Choć, znając go, zażyczyłby sobie zrobienia z panny Östergård ludzkiej pochodni.
Mruknęła zadowolona, gdy podrapał ją za uchem. A więc nie była dla niego takim utrapieniem, skoro jeszcze pozwalał sobie na pieszczoty w jej kierunku?

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Gabinet Lorda Protektora D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Lynnette była przede wszystkim zbyt pewna siebie, a przecież w końcu znudzi jej się ciągłe buntowanie, które nie przynosi żadnych efektów.
Natomiast trzeba stwierdzić, że jestem przekonany, iż zarówno obecność Tyka na Lynn jako jej zwierzchnika, jak również wykorzystywanie jej jako poduszki, bądź do bardziej niegrzecznych celów było od niej całkowicie niezależne.
Przynajmniej już teraz. Nie piszę o tym jednak, by to podkreślić, a by zauważyć, że przejmowanie się tymi problemami nie ma teraz znaczenia.
Szczególnie, że Rosarium nie potrafił dziś odpoczywać. Przebrzydły z niego typ, zamiast rozsiąść się wygodnie w fotelu i kazać Lynnette usiąść gdzieś obok i służyć czupryną, to postanowił przeczytać pewną książkę, która mogła się kiedyś, w przyszłości okazać całkiem przydatna.
Cofnął rękę i zwrócił się do Lynnette.
- Na biurku zostawiłem pewną książkę. Przynieś mi ją.
W końcu też wyrwał się z jej uścisku. Zdecydowanie za długo już stał w jednym miejscu, zatrzymany przez rudowłosą.
Nawet nie to, żeby specjalnie mu to przeszkadzało. Fotel jednak tak tęskno spoglądał w jego kierunku i nawoływał, by na nim usiąść.
Oczywiście w sensie metaforycznym z Rosarium nie jest jeszcze tak źle, że musiałby rozmawiać z elementami wyposażenia swojego gabinetu... jednego z gabinetów.
Od razu też zajął swoje poprzednie miejsce i spojrzał w stronę kominka.
Było spokojnie, a spokój mógł w takiej sytuacji oznaczać tylko jedno. Już wkrótce zdarzy się coś, co zaburzy mu odpoczynek. Ktoś wpadnie i powie, że krwiożercze rośliny zaatakowały członków Stowarzyszenia lub okaze się, że kilku piratów upiło się w porcie i rozpoczęło strzelaninę.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Nigdy nie znudzi jej się bunt! Będzie się stawiać Arcyksięciu nawet w najdrobniejszych drobnostkach, chociażby takich, czy będą jeść ciasteczka w polewie czekoladowej, czy tylko z kawałkami czekolady w środku. Była jak niejadowity wąż — nie zrobi krzywdy, ale będzie kąsać. Z tą różnicą, że ona nie robiła tego w desperackiej próbie samoobrony, a w zabawnym z jej punktu widzenia ataku.
Nie możesz sobie sa... — umilkła pod wpływem spojrzenia, jakim ją obdarzył. Chyba na moment zapomniała, że to ona jest tutaj od przynoszenia, podawania i zamiatania. Westchnęła zrezygnowana, jakby właśnie została wysłana na co najmniej dwutygodniową górską wyprawę. Tyk zdecydowanie za mało jej płacił za jej pracę. Wróć, on jej w ogóle nie płacił! Bo umówmy się, że jedzenie i dach nad głową nie wliczały się w zapłatę, zapewnienie jej godnego bytu było jego obowiązkiem! A w ogóle, to chciała umowę o pracę, z własnoręcznym podpisem Agasharra i to jeszcze z poświadczeniem od notariusza, żeby jego żona (Tyka, nie notariusza!), albo inna faworyta przypadkiem nie wykurzyła młodej z Pałacu, gdy on będzie się objadał pączkami z nadzieniem z lodów na drugim końcu Krainy Luster!
Tak więc rzucając coś pod nosem o "leniwym, starym piernikiem", ruszyła w głąb gabinetu, rozglądając się za biurkiem oraz książką. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby nie była tak rozkojarzona! W końcu odnalazła wspomniany mebel i chwyciła pierwszy lepszy wolumin z brzegu, radośnie wycofując się w stronę Tyka. Ale jej szczęście nie mogło potrwać długo, bowiem potknęła się o własne nogi i upadła na twarz tuż przed fotelem zajmowanym przez Arcyksięcia. Ale jest plus! Nie upuściła książki, którą przez cały czas trzymała nad głową, nawet w momencie, gdy jej ładna buzia szorowała posadzkę.
Taa, zdecydowanie za mało jej płacił.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Gabinet Lorda Protektora D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Gabinet Lorda Protektora
Pią 17 Maj - 20:35
Spór, nad którym najtęższe umysłu Krainy Luster głowiły się przez dziesięciolecia, mógł w oczach ignoranta ze Świata Ludzi wydawać się błahym, niewartym poświęcenia mu nawet krótkiej chwili. Mówiliby, że istnieją ważniejsze powody do przelewania krwi i może nawet pokazaliby tu jakąś bezsensowną trzydziestoletnią wojnę.
Jednak w Krainie Luster nie żartowało się ze sporu pomiędzy cistkami w czekoladowej polewie, a czekoladą w środku. Do czasu aż pewien genialny cukiernik stworzył, na zasadach iście heglowskich, syntezę tworząc ciastka z kawałkami czekolady w polewie czekoladowej.
Od tego czasu do Krainy Luster zawitał spokój i ład, a zwaśnione rody by się pogodzić, nie musiały już tracić swych dzieci, zakochanych w sobie do szaleństwa.
Nie było ważne co sądziła Lynnette, z tych spraw nie mogła żartować. I nawet jeżeli chciała kąsać swoimi zębami, to niech wybierze sobie inną nogę. Najlepiej taką należącą do wroga Arcyksięcia.
Dziewczyna nie mogła też liczyć na umowę o pracę, ani żadną inną umowę. Nie chodziło tu o fakt, że Rosarium chciał ją wykorzystywać i mieć tanią siłę roboczą. Chodziło o to, że Rosarium chciał ją wykorzystywać jako niewolnika, a więc za darmo i bez zdolności prawnej dla biednego rudzielca. Tym samym Lynnette po prostu nie mogłaby być stroną umowy, a taka czynność prawna byłaby de facto czynnością prawną jednostronną. Przypominam, że jednostronnie to sobie można spisać testament, a nie kogokolwiek zatrudnić.
Arcyksiążę zaprawdę nie okazywał dziewczynie troski, gdyż kiedy ta potknęła się tuż obok jego fotela ten schylił się, lecz nie by pomóc, nie spytać czy nic jej nie jest, a by podnieść przyniesiony tom. Wydał z siebie cichy dźwięk wskazując na to, że coś wydało mu się nie do końca pasować.
Nie powiedział jednak niczego, a zamiast tego położył książkę z zaklęciami na oparciu fotela a jego dłoń pewnie przeniosła się na głowę dziewczyny, po której ponownie głaskał, na tyle jednak delikatnie, by ta nie miała problemów ze wstawaniem.
- Masz chyba problemy z utrzymaniem równowagi. Czy poza atakowaniem moich ludzi robiłaś coś jeszcze, czego bym nie pochwalił?
Nie dodał jednak, pozostawił to jej domysłom, że oskarża ją o to, że się upiła. W zasadzie zachowanie dziewczyny nie wykluczała lekkiego upojenia.
Ileż to on miał z nią kłopotów, a mógł po prostu spalić.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Ale jak to w tym świecie nie obowiązywała Powszechna Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela?! Gdyby Lynnette o tym wiedziała, to nie uciekłaby do Szkarłatnej Otchłani, tylko już dała się pobić tym dwóm chłopcom, o! Ale skoro już się tutaj znalazła, to pora na wprowadzanie nowych, CYWILIZOWANYCH zasad, w myśl których małe dziewczynki będą miały zdolności prawne i będą mogły zawierać ze swoimi panami umowy o pracę, za którą będą otrzymywały należną im wypłatę — górę złota, prywatnego słonia oraz trzypiętrowy tort. Jako dniówkę, oczywiście.
A jeśli Tyk dalej będzie na nie, rozkręci jakiś ruch feminazistyczny i będzie rzucać kamyczkami w przebrzydłych facetów, którzy zgotowali jej taki okropny los. W końcu panowie pod wpływem ciężaru żwirku (bo gdzie Lynn znajdzie duże kamienie, które dałyby się jej podnieść?), jaki na nich spadnie, będą musieli odpuścić.
A potem... Potem wprowadzi wielkie zmiany, żeby ludzie zaczęli być traktowani jak ludzie z jej świata, a nie tego... tego czegoś! Miała do tego predeyspozycje, szczególnie, że była dość blisko (bowiem w odległości mniejszej niż pół metra) z jego... eeee... królem? Księciem? Dyrektorem do spraw ogarniania wszystkiego? No, zawsze może go spróbować udusić tymi drobnymi rączkami, albo zrzucić z wieży, a potem samą ogłosić siebie władczynią! Jak zrobi ładne oczka, to na pewno się zgodzą. Zbrodnią jest odmawiać takim uroczym istotom!
Dali mi popsuty sok z winogron! — poskarżyła się machając nóżkami — Chcieli mnie otruć, przysięgam!
Tak naprawdę, to młoda dostała wino, o które sama poprosiła i nawet skłamała, że ma zgodę Tyka na picie tego typu trunków i że poskarży mu się, jeśli natychmiast jej tego nie podadzą, a wtedy on ich spali. Zwalanie winy na SCR było jednak najwygodniejsze z dwóch powodów; po pierwsze — rudowłosa śmiertelnie ich nienawidziła i cieszyła się na ich przypały tak, jak cieszy się Janusz, gdy somsiadowi passat nie chce odpalić. Po drugie, zawsze lepiej obarczać winą kogoś innego.
Uniosła się do pozycji klęczącej i położyła brodę na otwartej książce, przerywając Arcyksięciu czytanie. Włączył jej się tryb atencjuszki, a zatem domagała się pieszczot, karmienia i innego poświęcania uwagi, zamiast skupiać się na jakimś starym papierze.
Co to w ogóle za książka? Jest tam napisane jak palić ludzi? — zapytała próbując śledzić wzrokiem tekst, ale do góry nogami w stanie lekkiego upojenia było to niemałym wyzwaniem. — Jezusku Cytrusku, czy to jest po suahili? Skąd Ty znasz język Świętego Mikołaja?

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Gabinet Lorda Protektora D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Jak każdy wie, z przypadku pewnej blondynki mającej wyjątkowego pecha do dzieci oraz karłów, słonie są tym czego potrzebuje każda szanująca się kobieta. Warto zauważyć nawet więcej. Słonie przydają się także wtedy, gdy dana kobieta się nie do końca szanuje ucieszyłaby się z prezentu jakim byłby słoń. Gdyby ten miał na głowie wstążkę koloru różowego lub czerwonego, to nawet najbardziej podła kurtyzana z podrzędnego zamtuzu położonego na jakimś dziedzińcu cudów czy innym tego typu miejscu byłaby wniebowzięta.
Mając na względzie powyższe postulaty Lynnette nie zasługują na uwzględnienie i zostają wrzucone do płonącego obok kominka, gdzie dołączą do innych bezsensownych idei, jak na przykład republika szlachecka i wybieranie władcy przez możnych.
Natomiast w jej wytłumaczenia po prostu nie uwierzył. Dziewczyna dla członków Stowarzyszenia, przynajmniej dla przeważającej większości z nich, za wyjątkiem może dwóch, czy trzech jednostek, była po prostu kolejną służącą ich nowego przywódcy. Nie mieliby więc powodu, by cokolwiek jej podawać, a ponadto kto dokonywałby zamachu nieświeżym sokiem?
A! Trzeba jeszcze wspomnieć, że byłby to zamach wyjątkowo nieudany, gdyż zamiast zabić dziewczyny to spowodował u niej tylko problemy z utrzymaniem równowagi. Zupełnie jakby ktoś ją po prostu upił...
I nawet miał pewne podejrzenia kto. Sprawca nie był wcale daleko, wręcz pod ręką. Przynajmniej w chwili, gdy Arcyksiążę położył swoją dłoń na jej głowie, delikatnie poruszając nią na boki i nieco rozczochrując.
Nie spojrzał jednak na nią. Przez cały czas jego oczy wpatrzone były w stronę, szczęśliwie nie tę, na której Lynnette leżała.
Słowa, które były zapisane należało pojąć w pełni, w końcu inaczej nie sposób jest zrozumieć istoty zaklęcia, a przede wszystkim użyć go - nawet podczas ćwiczeń, nie mówiąc o warunkach bojowych.
Mimo wszystko dziewczyna postanowiła mu przeszkadzać. Na dodatek czyniąc to w sposób kompletnie dla niego niezrozumiały.
O czym ona w ogóle mówi? Mógł zastanawiać się Rosarium, gdyby jego głowa nie była zaprzątnięta aktualnie sprawami o wiele ważniejszymi. Dlatego bez namysłu odpowiedział pierwsze, co do jego głowy przyszło:
-Tak, tak, znam. I nie ma tu nic o paleniu ludzi, ale jest wiele innych, przydatnych rzeczy. Niestety chyba nic o chłoście dla niesfornych, pijanych służących.
Kompletnie nie przemyślał tego co powiedział. I to nie tylko dlatego, że na pytanie skąd, odpowiada tak. No ale mimo wszystko bądźmy szczerzy, czego by nie mówić, to Lynnette w pełni zasłużyła na chłostę. Może nawet na dwie, lub trzy. W zasadzie to zamknięcie jej w ciemnych lochu i okazjonalne chłostanie byłoby chyba mniej kłopotliwe niż męczenie się z nią. Z drugiej strony schodzenie do lochu, nawet co kilka dni, to też nie lada problem.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
No dobrze, sama się poczęstowała pozostawionym przez członków SCR winem. Wielkie mi halo! Miała naście lat, chciała spróbować wszystkiego. Młodość miała to do siebie, że rządziła się swoimi własnymi prawami i często objawiała się w postaci diabełka na ramieniu podpowiadającego największe głupstwa. Swoją drogą, to czy przypadkiem ktoś nie powinien zostać ukarany za spożywanie alkoholu w godzinach pracy? I nie mowa tutaj o biednej rudowłosej pannie, której tylko chciało się pić, o. Tyk jej nie udowodni, że alkoholizowała się celowo.
Mruknęła czując jego dłoń na swojej głowie. Była jak niesforna kotka, która zrzuca ze stołu szklanki i drapie swojego pana, a na koniec i tak otrzymuje pieszczoty, bo jest zbyt urocza, by gniewać się na długo.
A któż powiedział, że jestem pijana, Wasza Przebrzydłość? — zapytała z trudem wypowiadając każde kolejne słowo. Lynnette nie należała do najlepszych służek pod słońcem; częściej irytowała, niż rzeczywiście na coś się przydawała, ale niezaprzeczalnie było w niej coś rozczulającego. W sposobie, w jaki próbowała odgryźć swoją smycz, niczym szczeniaczek, który nie ma jeszcze wystarczająco ostrych zębów.
A Ty znasz osobiście Świętego Mikołaja? — nie dawała za wygraną, uporczywie próbując odczytać chociaż jedno słowo z tej całej magicznej książki kucharskiejJeśli go znasz, to powiedz, że jestem najgrzeczniejszą dziewczynką na świecie i że na następne święta chce wrócić do domu. Mama i tata muszą się bardzo o mnie martwić!
A więc nie zapomniała o Świecie Ludzi. Mało tego, wierzyła, że jeszcze do niego wróci, cała i zdrowa, a jej życie wróci do normy. Całe to usługiwanie oraz pobyt w Krainie Luster traktowała jako sytuację przejściową.
Nie miała pojęcia o wirusie, którym mogła się zarazić w każdej chwili.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Gabinet Lorda Protektora D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Problem z upijaniem się przez Lynnette polegał na tym, że jako arcyksiążęca służąca była zawsze w pracy. Tym samym kiedykolwiek by nie piła, a nie otrzymałaby na to wyraźnego pozwolenia, bądź też polecenia picia. W tym przypadku nic takiego nie było i może tylko fakt, że Rosarium był zajęty aktualnie czytaniem o nowym zaklęciu sprawił, że nie została za to odpowiednio ukarana?
Jego dłoń wsunęła się pomiędzy kosmyki włosów dziewczyny, z początku sprawiając wrażenie, że chce ją pogłaskać, gdy wtedy palce zacisnęły się na czuprynie, a Rosarium uniósł dłoń ciągnąć Lynnette za włosy w górę, na tyle tylko by było to dla niej uciążliwe, nie musiała wcale wstawać.
- Jesteś okropnie niegrzeczną dziewczynką i jeżeli się nie poprawisz, to czekają Cię wakacje w zimnym lochu. - Z początku mówiąc to nie patrzył na dziewczynę, raczej zajęty był książką. Jednak w połowie spojrzał na nią i uśmiechnął się w sposób, który jest daleki od pocieszającego wyrazu twarzy dobrego wujka, który mówi "wszystko będzie dobrze" a bliższy raczej sadyście tylko czekającemu na pretekst by zrobić niewinnej istotce coś niegodziwego.
- Zdaje się, że wolałabyś tego uniknąć, prawda? - Rozluźnił uścisk i palcami chwycił jej brodę uniemożliwiając jej spojrzenie w inną stronę niż na niego.
Nie był na nią jednak zły. Czytając opis zaklęć zdał sobie sprawę, że traktuje jej zdecydowanie zbyt łagodnie. Przez to dziewczyna zaczyna nabierać złych nawyków. Trzeba ją było zatem nieco lepiej wytresować, choć może później. Teraz ważna była książka.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach