Pokój braci Cross

Hunter
Gif :
Pokój braci Cross - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Wto 26 Lip - 11:43
Pokręciłem głową - nie ma zamienników. Mówiłem...to eksperymentalne leki i muszę je brać tylko kilka dni - przyznałem trochę sennym głosem. Potem będzie już lepiej w sumie już następnego dnia powinno być lepiej bo będę mniej zmęczony po zabiegu - jestem po prostu zamulony - dodałem jeszcze, lekko się do niego łasząc. Przysypiałem, chciałem sobie poleniuchować, odpocząć, nadrobić trochę czasu z bratem. Chciałem odpocząć, być sam jednak po tych trzech miesiącach miałem już tego dość. Nie chciałem siedzieć sam.
Nie odpowiadałem. Nie chciałem mu tego mówić, jednak gdy Russ uznał, że też jestem synem tego człowieka, westchnąłem ciężko - dla niego jestem chodzącym portfelem oraz powodem dla którego stracił żonę - zamknąłem oczy. Westchnąłem i puściłem brata, usiadłem. Niepewnie zacząłem masować miejsce połączenia protezy z ciałem - tolerował mnie tylko ze względu na ciebie.... mnie nienawidził. Udawał miłego i kochającego tatusia tylko przy tobie....gdy byliśmy sami...lał mnie ile wlezie. Początkowo tak, żebyś nie widział, albo...karał mnie za samo bycie, niszcząc to co dostawałem czy od niego czy od Ciebie....gdy zacząłem wracać pobity zaczął to robić otwarcie w końcu nie zorientujesz się, czy to z bójki czy od niego - westchnąłem, pewnie brzmiałem jak mięczak - raz nawet trafiłem na kilka dni do szpitala...po tych zdarzeniach mam wiele blizn... - zerknąłem na niego niepewnie - gdy się wyprowadziliśmy, nadal mieliśmy kontakt....nadal mnie lał. Miałem siłę by się bronić...nie robiłem...ze względu na ciebie - westchnąłem ciężko i przeczesałem długie włosy. Zamilkłem na chwilę po czym pociągnąłem brata tak, że usiadł między moimi rozchylonymi udami i mógł się oprzeć o mój tors, choć pewnie nie było mu wygodnie, dlatego zdjąłem z lekkim trudem bandaż i przytuliłem go obiema rękami. Brodę oparłem o czubek jego głowy - uwielbiałeś go, jeździłeś z nim na wycieczki, dostawałeś co chcesz - powiedziałem, ale nie miałem żalu do niego - potem...gdy zacząłem zarabiać w mniej lub bardziej legalny sposób....zaczął wyciągać ode mnie forsę. Mówił...że jeśli ja mu jej nie dam... to będzie nękał Ciebie...nie chciałem psuć waszych relacji - przyznałem, zamykając oczy i wtulając się w rude, rozczochrane włosy brata - nadal uważasz, że się przejął? Pewnie jedynie tym, że odetnie go to od środków - przyznałem. Oparłem się mocniej o Ruru. Nadal byłem zaspany - nie chcę się z nim widzieć... - powiedziałem proszalnym głosem. Naprawdę nie miałem ochoty z nim się widzieć...tym bardziej w tym stanie.
- Nie chciałem Cię budzić - przyznałem. Oparłem się o ścianę, przyglądając mu się. Pokręciłem głową, gdy zaczął coś mówić o projektach. Szybko jednak się jednak opamiętał - zadzwoniłem do Szefa, zgodził się bez problemu - położyłem się i wciągnąłem go pod kołdrę, bo trochę zaczynało mi być zimno. Przytaknąłem głową - weźmiesz mi też kilka rzeczy z domu? I z mojego auta? - dopytałem jeszcze. W końcu w samochodzie w sumie zostało wszystko co nie było mi potrzebne na badania - i... możesz pojechać później... zostań na razie, Farfocel sobie poradzi - poprosiłem jeszcze. Musiałem zacząć powoli ćwiczyć, im szybciej tym lepiej, a skoro rany nie są zagojone, a w sumie to do tego im daleko...lepiej, żeby Russell przy tym był. Na razi jednak mi się nie chciało....

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój braci Cross
Wto 9 Sie - 12:37
Rudy nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Im dłużej Hunter opowiadał o tym, jak zachowywał się względem niego ich adoptowany ojciec, tym bardziej wątpił, że zna tego człowieka. Russell całe swoje życie uważał go za dobry wzór do naśladowania, troskliwą osobę, która ich obu do siebie przygarnęła i wychowała, kiedy ich matka się zabiła. Jasne, Carmel wiedział, że ciężko zniósł on jej śmierć i na początku był chłodno do Huna nastawiony, ale nigdy by nie podejrzewał, że go bił! Nie miało w tej chwili znaczenia nawet to, że HunHun nie czuł bólu: sam akt przemocy skierowany na dziecko tylko ze względu na fakt, że żyje? To nie była jego wina! Dzieci nigdy nie proszą o bycie urodzonymi, planowane, wpadki, czy też z gwałtów. To nie jest ich wina. Nie i jeszcze raz nie. Ich matka kochała małego Huntera, dlatego postanowiła go urodzić, a dopiero potem się zabić! To coś musiało znaczyć!
Nie wiedział, jak się czuł. Cały jego światopogląd uległ destrukcji. Wszystko, w co wierzył, okazało się być kłamstwem. Totalną maskaradą.
- Przepraszam – powiedział drżącym głosem – przepraszam, że nigdy niczego nie zauważyłem – nie mógł uwierzyć, że nigdy, ale to nigdy nie zauważył niczego niewłaściwego. Jak mgło się to skończyć w taki sposób? Czy to właśnie dlatego mały Hunter był w gangu? Bo potrzebował ucieczki? Przemocy, żeby się jakoś wyładować?
- Aaa – warknął rozeźlony? Rozczarowany? Zirytowany? Chyba tak. Chyba czuł to wszystko na raz.
- On tego pożałuje HunHun, przysięgam – jeszcze nie wiedział w jaki sposób, ani kiedy, czy też gdzie. Ale zemści się za takie postępowanie z jego małym braciszkiem. Oj pożałuje.
Wciąż był trochę niestabilny emocjonalnie, ale przytknął bratu.
- Oczywiście – pozwolił się wciągnąć pod kołdre. – Na razie możesz odpocząć, a ja zostane z tobą, zwłaszcza, że źle się czujesz po tych lekach.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Pokój braci Cross - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Pią 12 Sie - 8:15
Westchnąłem i przytuliłem brata mocniej - Ruru nie przejmuj się, to nie Twoja wina - powiedziałem spokojnie. Powoli zaczynałem się rozbudzać ale do pełni świadomości, a szczególnie sprawności było mi jeszcze w chuj dalej - sam starałem się, żebyś nie zauważył....wydawałeś się zawsze taki...szczęśliwy - westchnąłem, opierając brodę o czubek jego głowy i zamykając oczy - nie chciałem psuć waszej relacji... - dodałem jeszcze. Trzymałem go mocno jednak nie na tyle by zrobić mu krzywdę, albo by zabrakło mu tchu. Choć nie mogłem być pewny, czy prawą ręką nie robiłem tego za mocno. Trochę zajmie mi nauczenie się tego i miałem szczerą i głęboką nadzieję, że Ruru mi w tym pomoże. Nauczyć się znów używać dwóch rąk.... Gdy uczyłem się żyć tylko z jedną, było mi naprawdę trudno, gdy nie było go w pobliżu, jednak nie miałem zamiaru się do tego przyznawać - nawet ciotka nie wiedziała, że coś mi robił... - dodałem jeszcze. Chciałem poprawić mu trochę humor. Pokazać, że nie był jedynym, który nie wiedział. Był zaślepiony tym, że był rozpieszczany, ale nie mogłem mu tego powiedzieć no i też....nie chciałem mu nic wypominać.
- Gdyby nie Ty, nie przetrwał bym nawet dnia....kto wie gdzie bym trafił, jakbyś się do mnie nie przylepił, jak ten rzep - zaśmiałem się krótko.
Poczochrałem jego rudą czuprynę, gdy zaczął się irytować - spokojnie rzepie - powiedziałem rozbawiony, uśmiechałem się delikatnie - daj mi dojść do siebie, potem się coś wymyśli - obiecałem mu - na razie....nie pokazuj mu, że coś wiesz....spotkaj się z nim i bądź jak zawsze - poprosiłem go - w końcu dobry z Ciebie aktor - wiedziałem, że da sobie radę. Poza tym Steve wcale nie jest najgorszym skurwielem z jakim miał do czynienia. Sam pokroił ich pewnie więcej niż był w stanie spamiętać. Kto wie. Może i ten mężczyzna trafi do jego kolejki eksperymentów? A może zmieni się w mokrą Karmę dla Farfocelka? Kto by tam wiedział co go spotka. Na pewno jednak nie będzie to ani trochę przyjemne. Oczywiście dla niego! Bo dla Ruru jak najbardziej!
Przytaknąłem głową, przytulając go. Tym razem dla odmiany ręka nie do końca chciała mnie słuchać i po prostu była przewieszona przez jego nagie ciało. Sam jednak schowałem się pod kołdrę, wtulając się w niego i wsłuchując w bicie jego serca. Tak jak to robiłem, gdy byłem jeszcze mały. Potrzebowałem jednak teraz tej bliskości. Takiej, którą tylko on mógł mi dać - zjedzmy razem...nim pojedziesz - zaproponowałem. Czułem się już trochę lepiej. Potrzebowałem jeszcze kilku, może kilkunastu minut i będę już na chodzie na tyle, żeby móc coś zjeść i może trochę się poruszać.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój braci Cross
Pią 19 Sie - 20:03
Hunter wcale nie poprawiał Russellowi nastroju, mówiąc, że to nie jego wina. Oczywiście, że nie była to wina rudego, w końcu to nie on robił mu te wszystkie straszne rzeczy! Po prostu.. powinien zauważyć, jakiekolwiek znaki, sygnały, cokolwiek. To właśni dręczyło starszego Crossa, nic innego! On nie by przemocodawcą, ale.. czy stojąc z boku i będąc zaślepionym ojczymem, całym tym dobrem, które od niego dostawał, nie sprawił, pośrednio, że Hun cierpiał? Widząc, jak Russ dobrze się bawi z ojcem, jak cieszy się jego towarzystwem i jak ten czuje tak samo w stosunku do Carmel, ale dla niego jest taki okrutny? HunHun musiał bardzo cierpieć. Tak bardzo. Widział nic, a radość brata. Ugh. Chyba było mu niedobrze.
- Chyba mnie miażdżysz – stwierdził w końcu. Nowa ręka zdecydowanie nie była jeszcze pod jego panowaniem i Russell teraz doskonale się o tym przekonywał. Na samym początku nawet nie zauważył, tak skupiony na własnych myślach i emocjach. Teraz jednak coraz trudniej było mu oddychać.
- Niech będzie, spróbuje teraz o tym nie myśleć i po prostu cieszyć się tym, że jesteś – wyznał, kiedy Hunter zmienił pozycję, uwalniając go od ciężaru protezy.
- Bardzo dobry! Gdybym nie zajmował się nauką ścisłą, to jak nic poszedłbym w aktorstwo. To w sumie mój backup plan, gdyby coś poszło nie tak… - wyznał. Co jednak mogłoby pójść nie tak, w jakim kontekście to mówił? Cóż, więcej rudy nie zdradził.
Uspokoił się trochę i złagodniał.
- Jesteś już głodny? To dobrze – uśmiechnął się lekko. – Myślisz, że będziesz chciał jeść sam? A może pozwolisz się nakarmić? Chcę to robić, póki jeszcze mogę, nim w pełni nauczysz się korzystać z ręki – wyznał, mając nadzieję, że to będzie okej. A nawet gdyby nie było, to pewnie i tak by nakarmił Huna. I obaj doskonale o tym wiedzieli.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Pokój braci Cross - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Pon 29 Sie - 8:03
Zaraz wziąłem rękę, gdy brat powiedział, że go miażdżę - sorry - powiedziałem i ziewnąłem szeroko.
Uśmiechnąłem się do niego delikatnie. Tak, wraca mój kochany starszy braciszek. Zaśmiałem się jednak gdy zaczął się chwalić jak dobrym jest aktorem - to wiem, że dasz radę - nie komentowałem tego, że mogło to być coś zapasowego jakby coś poszło z MORIĄ nie tak. Ale podejrzewam, że wtedy raczej nie daliby mu tak występować publicznie jakby chciał, ani też w jakiś telewizyjnych rzeczach, więc i tak by to nie wypaliło, ale nie chciałem go martwić bardziej. To nie o to teraz chodziło.
- Średnio - przyznałem. Nie miałem apetytu, jednak nie mogłem go przecież trzymać nie wiadomo ile. Trzeba coś zjeść tym bardziej, że już było bliżej południa niż ranka. Zamyśliłem się na jego pytanie - mam ochotę na jajka na miękko ze świeżymi bułeczkami - na pewno mamy jeszcze takie do zrobienia. Mieliśmy jakieś w zamrażalniku na okazję jakby nam się nie chciało wychodzić z mieszkania po coś do jedzenia - więc nie ma szans bym sam jadł - dodałem jeszcze. Chodziło to za mną odkąd...odkąd straciłem rękę, a tym złomom w willi nie ufałem więc musiałem się obejść ze smakiem - ale najpierw się ogarnijmy....i zrób coś z tym co mam na głowie - westchnąłem jeszcze i przeczesałem długie czarne jak noc włosy.
Gdy Russell wstał, żeby poszukać nam coś do ubrania, przeciągnąłem się, unosząc obie ręce nad głowę po czym Ruru mógł słyszeć jakby tąpnięcie po czym moje warknięcie, gdy ręka nagle spadła mi na łeb. Spojrzałem na nieruchomy kawał metalu z nienawiścią. Muszę ją ogarnąć jak najszybciej! Pomasowałem miejsce, w którym na pewno pojawi się guz - mamy jakiś lód? - zapytałem za bratem. Nie bolało ale wolałem nie łazić z jakąś naroślą na środku łba!
Z ubrań wybrałem spodnie dresowe oraz "żonobijkę". (a może "bratobijkę"?) Na razie się nigdzie nie wybierałem, więc mogłem chodzić z ręką na wierzchu a tak będzie wygodniej i łatwiej. Jak tylko mogłem to założyłem temblak, żeby ręka nie przeszkadzała. Poza tym i tak obecnie bardziej nauczony byłem do korzystania z jednej ręki a nie dwóch, więc tylko by mi przeszkadzała, póki nie nauczę się jej używać i pewnie póki rany się nie zabliźnią. Głównie na to muszę czekać, zanim zacznę nią porządnie ruszać.
Nim Russ wybrał ubranie dla siebie rozejrzałem się też po pokoju - kurwa....fajki się skończyły.... - burknąłem ale na pewno to usłyszał. No co ja mogę....zapaliłbym....

Zjedliśmy spokojnie śniadanie, Russ nie pomagał mi, a raczej karmił jak małe dziecko. W sumie nie przeszkadzało mi to. Miło było znów być porozpieszczanym przez brata. W końcu nie widzieliśmy się kilka miesięcy, a mieszkaliśmy razem praktycznie całe moje życie. Poczochrałem go jeszcze na do widzenia, nie wiedząc, że robię to po raz ostatni.

Przespałem praktycznie większość dnia. Gdy się obudziłem, zaczynało się ściemniać a...Russella nadal nie było. Mój telefon został w samochodzie, a jego w domu. Próbowałem się dodzwonić, ale włączała się sekretarka. Pewnie padła mi bateria. Jednak....czemu miałem jakieś złe przeczucia co do tego wszystkiego?

Powrót do góry Go down





Streicher
Gif :
Pokój braci Cross - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Kurt Streicher
Wiek :
36 lat
Wzrost / Waga :
186/90
Znaki szczególne :
Ślepe, lewe oko i poparzenia wokół niego. Siwizna nad czołem.
Pod ręką :
Przepustka, portfel z dokumentami, telefon, broń.
Broń :
Pistolet Beretta 92FS INOX kal. 9x19mm, Amok V980.
Zawód :
Zastępca Zarządcy MORII
Stan zdrowia :
Połamane żebra, liczne otarcia skóry, poparzenia na twarzy. Połowicznie oślepiony.
Leczona bezsenność, zespół chronicznego zmęczenia i PTSD.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t753-kurt-streicher#9208 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1117-streicher
StreicherStrzelec
Strzelec
Re: Pokój braci Cross
Nie 30 Paź - 13:36
Nikt nie lubił przynosić złych wieści. A już na pewno nie takich, z jakimi Kurt miał dziś pojawić się w kwaterze Crossów. Chociaż... Chyba od razu powinien zacząć przyzwyczajać się do liczby pojedynczej.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, kiedy do gabinetu zapukał jeden z szeregowych żołnierzy, oznajmiając, że ze Streicherem pilnie chce się spotkać policja. Początkowo zmarszczył brwi i zwlekał z rozkazem wpuszczenia funkcjonariuszy, lecz wiedział że im dłużej przeciąga sprawę, tym bardziej wydaje się być podejrzany, jeśli w ogóle widniał na liście. Fakt, że policjanci zostali wpuszczeni głęboko w trzewia Forvaxu świadczył o tym, że mają wiele wspólnego z MORIĄ, dlatego też nie było obaw, że coś nieodpowiedniego stąd wyniosą.
Wciąż marszcząc brwi z niepokoju, nakazał by goście weszli. A właściwie gość, bo drugi mężczyzna został przed drzwiami.
- Freddie! - Niemiec wstał i wyszedł zza biurka, witając się z policjantem, nie jakoś specjalnie wylewnie, lecz z sympatią. Funkcjonariusz miał skórę niemal czarną jak noc z racji afroamerykańskiego pochodzenia, lecz rysy twarzy raczej miał delikatniejsze, usta mniej wydatne a nos prosty i zgrabny. Oczy w kolorze ciepłego brązu dziś były przygaszone.
- Kopę lat. - dodał Kurt, chcąc jakoś zmniejszyć dystans z dawnym kolegą z wojska. Kiedyś zdarzyło im się razem ćwiczyć a gdy Streicher dostał propozycję od MORII ich drogi się rozeszły. Kto by pomyślał, że macki Organizacji sięgną również i po Freddiego?
- Gdybyś wiedział z czym przychodzę, raczej nie cieszyłbyś się na mój widok. - powiedział tamten, posyłając mu lekki uśmiech, w którym próżno było szukać wesołości. - Usiądź, Kurt.
- Postoję. - odpowiedział Streicher, patrząc na niego podejrzliwie.
- W takim razie ja usiądę. - Freddie bez chwili zwkłoki podszedł do krzesła ustawionego naprzeciwko fotela Zastępcy Zarządcy MORII i opadł na nie ciężko, wzdychając - Chodzi o jednego z waszych... Tych ważniejszych.


Korytarz poniósł echem stukot podbitych butów. Jednej pary należącej do odzianego w mundur policji mężczyzny, drugiej pary tego, który w tej chwili miał spełnić rolę posłańca, niosącego straszną wieść. Być może Kurt podchodził do tego zbyt emocjonalnie, bo przecież codziennie MORIA traciła wartościowych żołnierzy, lecz w tym wypadku wiedział, że musi przekazać wiadomość osobiście. Choćby przez wzgląd na samego odbierającego i policjanta.
Szli normalnym tempem. Streicher ubrany w czerń - czarną koszulę zapięta pod samą szyję, czarne spodnie spięte paskiem. Nie ubrał się tak specjalnie na okazję, po prostu Freddie zastał go takim w gabinecie. Nie wypadało, by przy okazji takiej tragedii odstawiać jeszcze szopkę z przebieraniem się w coś odpowiedniejszego.
Milczeli przez całą drogę, Kurt już usłyszał co miało być przekazane. Układał w głowie plan działania na wypadek niemal każdej ewentualności, bo to, że Zwiadowca przyjmie wiadomość na spokojnie, mogli włożyć między bajki.
Gdy dotarli na miejsce Niemiec przystawił do czytnika swój identyfikator. Wiedział, że w pewnym momencie będzie musiał ustąpić policjantowi, aby całość przynajmniej nosiła znamiona profesjonalizmu. Dlatego gdy tylko wewnątrz pokoju rozbrzmiał komunikat, dający mieszkańcowi pokoju czas na ewentualne ogarnięcie się i przekazujący, kto stoi pod drzwiami, Streicher zrobił krok w tył, stając ramię w ramię z Freddiem, tak aby żołnierz który im otworzy, widział ich oboje.
Kiedy w końcu drzwi stanęły otworem, Kurt poczuł jak w gardle rośnie mu gula. Co się z nim dzisiaj działo? Przecież tak wiele razy przynosił wieść o śmierci...
- Pan Hunter Cross? - zapytał policjant, chociaż wcale nie musiał tego robić - Funkcjonariusz Frederic Williams, Komenda Główna Glassville. Czy możemy wejść?
Hunter nie miał nic przeciwko, bo przecież nie wiedział z czym przychodzą, prawda? Jego twarz, wciąż zaspana ale zwyczajowo martwa, nie wyrażała żadnych emocji. Streicher patrzył w nią jak zaczarowany, zastanawiając się, czy ujrzy na niej coś więcej, kiedy już dotrą do niego najgorsze wieści.
- Panie Cross, przynoszę informacje o pańskim bracie, Russellu. - Freddie westchnął cicho - Około południa miał miejsce wypadek, w którym pański brat brał udział. Ustalamy jeszcze przyczyny i dokładną godzinę zdarzenia ale...
- Russell nie żyje. - wtrącił Niemiec, nie spuszczając oka z Huntera. Na chwilę zapadła ciężka cisza. Policjant zamarł w bezruchu, nie spodziewając się zapewne takiej brutalności ze strony Streichera... Nie wiedział, że Kurt zna swojego Zwiadowcę i wie, że owijanie w bawełnę nie poprawi wcale sytuacji a jedynie może chłopaka jeszcze bardziej zdenerwować.
Zastępca zrobił krok do przodu i stanął przed Crossem, zasłaniając funkcjonariusza i w ten sposób odgradzając go w razie ataku. Nie bez powodu Hunter nosił swój pseudonim. Nikt nie mógł być pewien tego, co stanie się zaraz.


Blood on our hands.
There's no telling what you'll find
In the shadows where we hide.


Once you've seen it
There's no going back in time.
It's a darkness you can't fight.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Pokój braci Cross - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Nie 30 Paź - 22:39
Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Przespałem prawie cały dzień, odkrywają, że Russell jeszcze nie wrócił i nie miałem się jak z nim skontaktować. Z jednej strony to nic wielkiego, jednak....zaczynałem się naprawdę denerwować. Nie wziął też swojej Blaszki więc nie mogłem skontrolować, czy na pewno wszystko w porządku.
Analizowałem rękę, starałem się ją jakoś na spokojnie opanować, co niestety mi niezbyt szło, gdy nagle pojawił się komunikat, że za drzwiami stoi....Kurt? A on tutaj czego?
Przewiesiłem rękę na temblaku, a na górę założyłem luźną bluzę z kapturem. To nie tak, że nie chciałem, żeby wiedział, ale...chyba nie byłem sam gotowy, żeby się do tego przyznać. Ech...gdyby głupia proteza była teraz moim największym zmartwieniem, a raczej...gdybym zdawał sobie z tego sprawę, że tak nie jest....
Szybko otworzyłem drzwi, włosy miałem w nieładzie. Warkocz, który Ruru zrobił mi przed wyjściem, był cały rozświechtany, a niesforne kosmyki wyrwały się również i zwisały luźna przy twarzy.
Otworzyłem drzwi i spojrzałem na mężczyzn. Kurt i ...jakiś policjant? A ten tu na chuja? Ciemnoskóry szybko się przedstawił, a ja skinąłem mu głową i wpuściłem ich do środka.
Zamknąłem za nimi drzwi i poczekałem, aż łaskawie wyjaśnią mi co takiego się stało. Tym bardziej, dlaczego Kurt przyprowadził policjanta tutaj, a nie wezwał mnie do siebie. Normalnie pewnie by tak zrobił.
Skierowałem swoje zmęczone spojrzenie na mężczyznę, gdy zaczął mówić. Informacje o Ruru? Co on naskrobał. Przekroczył prędkość, rozjechał kogoś? Słowa o wypadku, miałyby wtedy sens...ale w południe....
Kurt musiał się wtrącić i sprawił, że zamarłem na moment. Czekaj...co?! Wpatrywałem się w niego, szeroko otwartymi oczami, wstrzymując oddech. Czy...czy ona właśnie powiedział, że...że Ruru...nie....
Nagle, moje ciało poruszyło się samo. Gdy tylko Zastępca Zarządcy wykonał w moim kierunku ruch, sam został boleśnie przyszpilony do ściany, a z jego płuc wypchnięte zostało zgromadzone tam powietrze - powtórz to! - warknąłem do niego. Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Błagam. Niech to nie będzie prawda. Nie mogłem stracić brata. Nie teraz! Nie gdy wszystko zaczynało się układać! Gdy miałem wrócić na służbę, miałem znów spędzać z nim czas, po tych długich miesiąca, gdy nawet nie zamieniliśmy słowa....dane nam było spędzić tylko marne kilka godzin ze sobą?!
Może...może Kurt żartował.... Wpatrywałem się mu prosto w oczy. Jednak...on nigdy nie żartował. Tym bardziej nie w takich tematach.
- Nie.... - odsunąłem się od niego. Ignorowałem na razie mundurowego o ile ten nie postanowił zrobić czegoś głupiego, jak na przykład wciągnięci broni.
Cofnąłem się, póki nie wpadłem na kanapę. Schowałem twarz w dłoni, oddychałem szybko i płytko, a moje serce waliło jak szalone.
- Nie....dlaczego... - mówiłem pod nosem, do siebie. Kurt na pewnie to słyszał - co się stało.....jak... - powiedziałem głośniej, podnosząc wzrok na Kurta. Zrobiłem się blady. Nie czułem się ani trochę dobrze. Do tego w ramieniu zacząłem czuć jakieś...dziwne rwanie. Jakby nerwy akurat teraz postanowiły dać o sobie znać, że się dostosowują do nowej sytuacji.
Zaraz jednak sobie coś uświadomiłem - dlaczego....dlaczego do cholery DOWIADUJĘ SIĘ DOPIERO TERAZ?! - wrzasnąłem w stronę policjanta. Skoro wypadek był około południa....a był już wieczór. Co oni do kurwy nędzy robili przez cały ten czas! Bo nie powiedzą mi, że Ruru leżał gdzieś w rowie i nikt kurwa go nie zauważył! Oczy lśniły od łez, jednak żadna nie znalazła drogi na lico. Byłem wściekły, ale to co się działo wewnątrz mnie...to inna historia.
Policjant mógł tego nie zauważyć, jednak Kurt mógł zobaczyć, że nie jest ze mną dobrze. I nie chodziło o to, że w każdej chwili mogłem na nich naskoczyć. Wczorajsza operacja, leki, ogólne wycieńczenie i teraz to.... Dlaczego teraz....dlaczego nic nie może iść dobrze....

Powrót do góry Go down





Streicher
Gif :
Pokój braci Cross - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Kurt Streicher
Wiek :
36 lat
Wzrost / Waga :
186/90
Znaki szczególne :
Ślepe, lewe oko i poparzenia wokół niego. Siwizna nad czołem.
Pod ręką :
Przepustka, portfel z dokumentami, telefon, broń.
Broń :
Pistolet Beretta 92FS INOX kal. 9x19mm, Amok V980.
Zawód :
Zastępca Zarządcy MORII
Stan zdrowia :
Połamane żebra, liczne otarcia skóry, poparzenia na twarzy. Połowicznie oślepiony.
Leczona bezsenność, zespół chronicznego zmęczenia i PTSD.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t753-kurt-streicher#9208 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1117-streicher
StreicherStrzelec
Strzelec
Re: Pokój braci Cross
Pon 31 Paź - 23:49
Przewidział to a jednak nie zareagował w żaden sposób, który mógłby jeszcze bardziej rozjuszyć Huntera. Wiedział, że wieści jakie przyniósł były koszmarne, nikt nie chciał usłyszeć o tym, że utracił najważniejszą osobę. W pewien sposób Kurt czuł się tak, jakby go okaleczał, ale wiedział, że musi to zrobić bo w innym razie, gdyby ktoś inny miał się za to zabrać, mógłby źle odebrać reakcję Crossa.
Gdy zderzył się ze ścianą, wypuścił powietrze i stęknął cicho. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie bolało. Hunter miał parę, nawet teraz gdy wyglądał jak siedem nieszczęść. Poinstruowany wcześniej, w gabinecie Zastępcy Freddie jedynie cofnął się o krok i pozwolił Niemcowi wziąć na siebie gniew podopiecznego. Przecież znał go najlepiej... Lepiej znał go tylko Russell, którego niestety od dziś będzie Hunterowi brakować.
Kiedy brunet się odsunął i zaczął mamrotać, Streicher westchnął cicho i skrzywił się, strzelając karkiem. Nie wybrażał sobie jak mogła boleć ta strata... A może sobie wyobrażał? Od lat nosił na szyi nieśmiertelnik. Kochał ją, ale ich znajomość nie była tak rozwinięta jak więzi braterskie dwóch Crossów, ciężko było się porównywać. Kurt wiedział, że musi przeczekać jego gniew. W zasadzie byłby wkurwiony, gdyby Unsterben nie zareagował w żaden sposób.
Policjant wyciągnął przed siebie ręce, pokazując Hunterowi, że nie jest uzbrojony i nie zamierza się bronić przy pomocy żadnego narzędzia. Na jego twarzy odmalowało się współczucie podszyte strachem. Uniesiona ręka Kurta uspokoiła go nieco, bo Zastępca Zarządcy dawał sygnał, że w razie czego będzie interweniował i postara się przechwycić oszalałego z gniewu mężczyznę.
- W-wypadek samochodowy... - powtórzył Freddie, zerkając na Streichera kiedy ten przeszedł przed Crossa i stanął naprzeciw. Nie powiedział nic więcej bo nie wiedział co zamierzał Niemiec.
A Kurt po prostu spojrzał Hunterowi w oczy, zaciskając usta w cienką kreskę. Chłopak miał prawo wyrażać emocje, miał prawo czuć ból, domagać się wyjaśnień, szukać sprawiedliwości. Jednego mu jednak nie było wolno - atakować policjanta. Bo nawet jeśli Frederic był związany z MORIĄ, jeśli wyjdzie stąd z limem albo w kawałkach, Streicher będzie się musiał gęsto tłumaczyć, a wystarczyło mu problemów na jeden wieczór. Cholera, przecież dosłownie chwilę temu dowiedział się, że Hunter prawie zginął!
- Hun. - powiedział miękko, ze spokojem który był niemal niemożliwy do zachowania w takiej sytuacji a jednak Niemiec nim emanował - Wiem, to boli. Musi boleć, był przecież twoim bratem. - dodał okazując współczucie, wyciągając ku niemu rękę jakby chciał go chwycić - Wypadek był w południe...
- Dopiero godzinę temu udało nam się wyjąć ciało z wraku. - powiedział Freddie cichym, zrezygnowanym głosem na co Streicher odwrócił się do niego, pozostając jednak bokiem do Huntera - To... to wszystko niestety trwa. Identyfikacja, ustalenie czy był ktoś jeszcze... Miał wasz identyfikator, dlatego trwało to pół dnia a nie trzy dni.
Niemiec pokiwał głową. Policja niestety nie działała tak prędko jak MORIA, być może Hunter o tym po prostu zapomniał.
- Znaleźliśmy też ciało... zwierzęcia. Nasi długo sprawdzali czym to w ogóle jest. Dobrze, że na miejscu pojawił się wasz patrol który od razu zajął się kwestią... eksperymentu. - Freddie najwidoczniej było dobrze poinformowany ale nie wiedział czy bardziej powinien rozwodzić się nad sprawą potwora czy po prostu odpuścić.
- Hunter. Spójrz na mnie. - polecił Streicher - Przed przyjściem tutaj rozmawiałem z funkcjonariuszem Williamsem. Gdyby nie on, dowiedzielibyśmy się o sprawie z mediów, a to chyba najgorsza z opcji. Frederic od razu przyjechał z tym do mnie. - wyjaśnił spokojnie - Nie wiemy jak zginął Russell ale wszystko wskazuje na zaśnięcie za kółkiem. Jechał bardzo szybko...
- Niestety nie miał szans przeżyć. Samochód był dosłownie zwinięty w harmonijkę. - dodał ciemnoskóry na co Kurt posłał mu chłodne spojrzenie. Na szczegóły jeszcze przyjdzie czas.
Streicher odczekał chwilę po czym podszedł do funkcjonariusza i poklepał go po ramieniu.
- Przyjdź jutro. Na dziś już wystarczy, zajmę się resztą. - mruknął Zastępca, odprawiając w ten sposób gościa. Policjant kiwnął głową i żegnając się cicho po prostu wyszedł, kierując kroki ku wyjściu z Forvaxu.
Niebieskooki podszedł do Crossa i westchnął, stając naprzeciwko niego. Być może zaraz dostanie po mordzie, ale jeśli to pomoże w jakiś sposób chłopakowi, wytrzyma. Hun był teraz w jego oczach bezbronny, jak każdy komu świat wali się na jego oczach.
Nie zważając na nic, chwycił go nieco brutalnie za ramię, przyciągnął do siebie i po prostu zamknął w uścisku. On też kiedyś potrzebował takiego prostego gestu lecz go nie otrzymał. Może Hunter kiedyś, za kilka lat doceni to co robił teraz starszy stopniem, wiekiem i doświadczeniem żołnierz. Każdy, nawet najtwardszy facet jest po prostu człowiekiem. A ludziom wolno od czasu do czasu zapłakać.


Blood on our hands.
There's no telling what you'll find
In the shadows where we hide.


Once you've seen it
There's no going back in time.
It's a darkness you can't fight.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Pokój braci Cross - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Wto 1 Lis - 13:19
Na chuja powtarzali ciągle to, że był to wypadek samochodowy? Uważają, że nie słyszałem czy sami muszą to powtarzać bo tak. Kurwa mać. Miałem dość tego dnia. A dla mnie się jeszcze nawet nie zaczął. Obudziłem się stosunkowo niedawno. Zdążyłem tylko zjeść leki i choć trochę popracować z protezą, która teraz spoczywała pod luźną bluzą.
Kurt nie musiał się martwić o to, że zaatakuje mundurowego. Nie miałem takiego zamiaru. Owszem, miałem ochoty mu wpierdolić, ale wiedziałem, że to nie on zabił Ruru. On tylko przyszedł w roli, która nie była zbyt przyjemna. Przyszedł przynieść źle wieści. Jednak...jak on w ogóle dostał się do policji? Jego strach i współczucie, które z niego emanowały, tylko pogorszyły mój humor. Nie powinien ich okazywać, nie powinien tak trząść portkami. Ale w sumie....tam znajdują się same pizdy. To wiem na pewno ...w swoim życiu spotkałem może....dwóch prawdziwych policjantów? Reszta w głównej mierze hełpiła się swoją władza nad innymi.
Warknąłem ponownie, gdy Kurt się odezwał - nadal nim jest - powiedziałem wprost i rozczochrałem bardziej długie włosy. Będę musiał je rozpleść, ale co potem....
Ruru nadal był moim bratem i to, że nie....nie ma go już z nami wcale nie zmienia tego stanu.
Podniosłem na niego wzrok - wiem, że to było w południe! Już mówiliście - naprawdę coraz bardziej miałem tego wszystkiego dość. Coraz mniej mi się ta sytuacja nie podobała.
Słowa czarnucha mnie jednak trochę uspokoiły. Westchnąłem ciężko - racja....przepraszam - powiedziałem cicho. Miał rację....oni nie umieli załatwić nic szybko i porządnie. Wszystko trwało. Trwało za długo! Żeby tak długo wyciągać kogoś z auta....miałem nadzieję....że chociaż nie cierpiał....
Zamrugałem, gdy mundurowy znów się odezwał - F..Farfocel z nim był? - zapytałem i opuściłem wzrok. Zamknąłem oczy - czyli wracał.... - dodałem cicho. W końcu pojechał głównie po psa. Przy okazji miał zabrać inne rzeczy.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na przełożonego. Mój wzrok był pusty. Byłem zmęczony, zdenerwowany i ...chciałem, żeby to wszystko było tylko jakimś jebanym snem. Chciałem zostać sam. W końcu na to byłem skazany. Nie miałem już nikogo. Do tego...muszę jeszcze siedzieć na dupie. Nie mogłem trenować, nie mogłem nawet iść pobiegać....nie miałem na to siły.
A więc jechał swoim autem....jechał szybko....nie mógł przeżyć tego....zginął na miejscu...nie cierpiał ... Chociaż tyle... - nie...nie zasnąłby....musiał zasłabnąć... - powiedziałem i podkręciłem głową - mogłem z nim pojechać....wtedy na pewno....- w moim gardle pojawiła się gula. Pierwszy raz od nawet nie wiem kiedy. Przełknąłem z trudem ślinę.
Skinąłem policjantowi tylko głową na pożegnanie. Czyli jutro też przyjdzie....wiedziałem , że raczej tego nie uniknę.
Gdy mnie uścisnął, mógł poczuć jak bardzo napięte są moje mięśnie, jak zaczynają drżeć z wysiłku. Nie odwdzięczyłem uścisku ale też się nie odsunąłem. Oparłem głowę o jego ramię, mimo, iż Niemiec był ode mnie o głowę niższy i targnął mną pojedynczy szloch. Z oczu pociekły łzy. Może nie okazywałem zwykle emocji...jednak to nie było coś co można było tak łatwo ukryć. Wierzyłem też, Kurt nikomu o tym nie powie - będę mógł...go zobaczyć? - zapytałem gdy trochę się uspokoiłem, jednak nie prostowalem się. Chciałem, żeby łzy choć trochę przeschnęły zanim się mu pokaże.

Powrót do góry Go down





Streicher
Gif :
Pokój braci Cross - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Kurt Streicher
Wiek :
36 lat
Wzrost / Waga :
186/90
Znaki szczególne :
Ślepe, lewe oko i poparzenia wokół niego. Siwizna nad czołem.
Pod ręką :
Przepustka, portfel z dokumentami, telefon, broń.
Broń :
Pistolet Beretta 92FS INOX kal. 9x19mm, Amok V980.
Zawód :
Zastępca Zarządcy MORII
Stan zdrowia :
Połamane żebra, liczne otarcia skóry, poparzenia na twarzy. Połowicznie oślepiony.
Leczona bezsenność, zespół chronicznego zmęczenia i PTSD.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t753-kurt-streicher#9208 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1117-streicher
StreicherStrzelec
Strzelec
Re: Pokój braci Cross
Wto 8 Lis - 22:25
Frederic nic już więcej nie powiedział. Widząc wzburzenie i wiedząc, że wcale nie poprawi nastroju brata ofiary wypadku, wycofał się grzecznie z zamiarem powrotu jutro. Nie był wcale pewien, czy MORIA w ogóle dopuści zwykłą policję do szczegółów, ale skoro Zastępca zakończył na dziś spotkanie z Crossem... cóż, nie ma sensu naciskać.
Gdy zostali sami, Streicher okazał młodszemu chłopakowi współczucie w jedyny, cywilizowany sposób jaki przyszedł mu do głowy. Sam z siebie nie bywał szczególnie wylewny, ale gdy chodziło o jego podopiecznych, a zwłaszcza Huntera... złośliwi plotkowali, że Kurt faworyzował Zwiadowcę. Może coś w tym było.
Trzymając go w objęciach czuł jak napięte było jego ciało, jak drżały zmęczone mięśnie. Stres z pewnością wyniszczał go od jakiegoś czasu a jeszcze teraz to...
Gdy Hunter wsparł głowę na ramieniu swojego przełożonego i zadał pytanie, Strecher zacisnął usta w cienką kreskę, na chwilę zamykając oczy. Bardzo chciał oszczędzić mu tych wszystkich formalności związanych ze śmiercią brata, a już najbardziej samego widoku Russella. Można być nawet największym twardzielem, lecz gdy patrzy się na kogoś, kogo się utraciło... Nie, to po prostu okropny widok. Już i bez tego Kurt niemal słyszał odgłos popękanego serca młodego Crossa.
Uniósł rękę i położył ją na głowie Huntera. Tak, tamten był wyższy i lepiej zbudowany, ale w tej chwili w jego ramionach był taki malutki... Zastępca Zarządcy przesunął palcami po włosach w czymś, co miało być miłym gestem. W zasadzie po prostu go pogłaskał, jak starszy brat gnojka, który rozwalił sobie kolano i teraz ryczy bo chciałby się dalej bawić ale nie może. Nie... Ta strata bolała bardziej niż kolano i niemożność zabawy.
Odczekał chwilę i pozwolił mu się uspokoić, może nawet i wypłakać w koszulę. Wiele razy informował żołnierzy o ich poległych kolegach i to nie tak, że głos mu uwiązł w gardle czy coś. Po prostu czasami milczenie wyraża więcej i niesie ze sobą o wiele większy ładunek emocjonalny niż słowa.
Po dłuższej chwili puścił Huntera i przeszedł wgłąb mieszkania, kierując kroki do kuchni. Nie lubił panoszyć się u kogoś, ale w obecnej sytuacji musiał po prostu przejąć inicjatywę i odciągnąć myśli Unsterbena od niebezpiecznych tematów. Świat mu się zawalił, ale Strecher nie pozwoli mu skonać w gruzach, choćby miał wydzierać go spod kamieni siłą.
- Usiądź. - polecił cicho, krzątając się w kuchni - Pewnie obaj wolelibyśmy coś mocniejszego... Ale zrobię nam herbatę. Musimy być trzeźwi. - dodał wyjmując kubki i nastawiając wodę - Chwilę tu razem posiedzimy a potem... pojedziemy do Russella. - bez problemu znalazł wszystkie potrzebne rzeczy. Już po chwili woda bulgotała, gotowa do zalania liści wsypanych do naczyń. Kurt może nie był mistrzem parzenia herbaty i niespecjalnie odnajdował się w roli koguta domowego, ale potrafił najprostsze rzeczy. Postawił kubek przed Hunterem, drugi naprzeciw i usiadł przy stole.
Opadając na krzesło wyjął paczkę papierosów i wsunął sobie jednego do ust. Zanim odpalił, przesunął po blacie fajki w stronę Crossa, częstując go jeśli ten miał ochotę. Jeśli miał, Streicher wyciągnął rękę i najpierw podpalił koniec jego papierosa, potem swój.
Zaciągnął się mocno i wypuścił dym, odchylając głowę do tyłu. Czy musiał mówić, że dziś był naprawdę paskudny dzień? Nie, i to było w ich relacji naprawdę dobre. Dużo milczeli a jednak wykształciła się między nimi wyjątkowa przyjaźń.
Minęła prawie godzina a oni w tym czasie wypalili prawie całą paczkę, czyniąc z pomieszczenia palarnię. Wypili też po dwie herbaty a gdy Hunter wydawał się uspokoić, Streicher polecił, by poszedł się przebrać. W czasie gdy Cross zmieniał ubranie i doprowadzał się do ładu, Kurt posprzątał, trzymając przy uchu słuchawkę i rozmawiając z Zarządcą Organizacji, Reinhardtem. Chociaż tamten zapewne dostałby wszystko w raporcie, Niemiec przedstawił pokrótce całą sytuację i poprosił o zgodę na zabranie Huntera do kostnicy. Sam Garlindt powiedział, że w takiej sytuacji ta prośba wydaje się być co najmniej niestosowna i logicznym jest, że taką zgodę otrzymują.
Po raporcie poprawił się w lustrze i patrząc na siebie w lustrze, marszczył brwi. Stary jeszcze nie był, ale czas powoli zaczynał odciskać na jego wyglądzie swoje piętno. Zmarszczki na twarzy, coraz więcej jasnych pojedynczych włosów pomiędzy ciemnymi...
- Hunter? - zawołał, niepokojąc się o podwładnego - Jesteś gotowy? Chodź, czas na nas. - wsunął telefon do kieszeni spodni - Chciałbym jeszcze zahaczyć o swój gabinet, zabrać coś na grzbiet i kluczyki do auta. Pojedziemy moim SUVem.


Blood on our hands.
There's no telling what you'll find
In the shadows where we hide.


Once you've seen it
There's no going back in time.
It's a darkness you can't fight.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Pokój braci Cross - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Sro 9 Lis - 20:35
Doceniałem to, że Kurt się nie odzywał. Nigdy nie lubiłem za dużo gadać...no może całkiem za dzieciaka, ale kto by tam przywiązywał do tego jakąkolwiek uwagę. Byłem zmęczony, cały zesztywniały do tego...serce waliło mi jak szalone. Dlaczego to musiało się stać teraz? Dlaczego nie mogę już przytulić swojego brata....małego gaduły, który wtryniał się wszędzie czy go chcieli czy też nie. Nie mogłem uwierzyć, że nikt nie będzie mi już truł tyłka, nie będzie mnie zmuszał do przebieranek czy brania udziału w różnych dziwnych sesjach zdjęciowych. Ktoś by mógł powiedzieć, że najwyższa pora, żebym odpoczął od tych głupot, ale już wiedziałem...że będzie mi ciężko bez tego żyć. W końcu te trzy miesiące były ciężkie....a co dopiero całe życie? Już wiedziałem, że będę spędzał o wiele więcej godzin na treningu niż do tej pory. Coś musiałem robić...siedząc w samotności po prostu mi odpierdoli. Bo może i nie lubiłem gadać...ale to nie znaczyło, że lubiłem siedzieć cały czas w ciszy....
Kurt nie odpowiedział na moje pytanie, w zamian pogłaskał mnie po głowie. To było....miłe ale również dziwne. Nie sądziłem, że będzie zdolny do takich czułości ze swoimi podopiecznymi. Ale...jakoś się nad tym nie zastanawiałem. Trochę, pomogło mi się to uspokoić.
Gdy Streicher odsunął się, nie protestowałem, ale nie byłem w stanie na niego spojrzeć. Spojrzałem gdzieś w bok, tak, że grzywka i rozczochrane włosy zakryły mi oczy. Nie chciałem by mnie takiego oglądał.
Nie wiedziałem jednak co ze sobą zrobić, dlatego gdy tylko powiedział, że mam usiąść zrobiłem to bez słowa. Usiadłem na kanapie i wpatrywałem się w papiery na stole. Teraz będę musiał się skontaktować z lekarzami i zapisać na rehabilitacje....nie miałem już nikogo kto by mi w tym pomógł bez konieczności łażenia wszędzie. Oparłem się na łokciu, chowając twarz w dłoni. Będę miał teraz tyle do zrobienia....nie chciałem by ojczym miał cokolwiek wspólnego z pogrzebem ale wiedziałem, że muszę go o tym poinformować, będę się musiał wszystkim zająć...w końcu nie mieliśmy nikogo...no dobra. Ruru miał ojca w MORII, ale co z tego? Nawet nie wiem czy oni w ogóle kiedykolwiek ze sobą rozmawiali na inne tematy niż jakieś ich doświadczenia. Więc nie miał on znaczenia i to najmniejszego. Nawet nie byłem pewien, który dekiel dokładnie to był. Ech....może Kurt będzie wiedział....ale to nie był teraz czas na takie pytania.
- I tak nie mogę pić - odpowiedziałem mu i uniosłem w górę fiolkę z lekami. Ale to nie oznaczało, że nie miałem na to ochoty. Najchętniej bym się najebał....tak porządnie i jeśli bym się obudził, to z nadzieją, że to kac będzie moim największym problemem....a śmierć brata, byłaby tylko jakimś pijackim majakiem.
Skinąłem mu głową, gdy dał mi herbaty. Złapałem kubek dłonią i upiłem trochę gorącego napoju. Zrobiło mi się trochę cieplej, ale...wcale to nie pomogło.
Bardzo chętnie przyjąłem też fajki i dałem go sobie odpalić i zaciągnąłem się. Rozsiadłem się wygodnie na kanapie i spojrzałem w sufit, wypuszczając dym. Zaraz jednak wstałem i podszedłem najpierw otworzyć okno...Ruru nie lubił gdy paliłem w pokoju... po drodze zabrałem popielniczkę. Dostałem ją od brata...ale zabrałem ją automatycznie. Zdobiona, metalowa. Z tego co wiem kupowana na zamówienie.
Postawiłem ją na środku stołu i usiadłem ponownie. Nie potrzebowałem żadnej rozmowy. Wystarczyło mi, że nie siedziałem tam teraz sam. Nawet nie zauważyłem kiedy wypaliliśmy praktycznie całą paczkę fajek. Choć czas miałem wrażenie, że ciągnie się niemiłosiernie. Gdybym miał zegar ze wskazówkami taki na baterie, mechaniczny, a nie elektroniczny wyświetlany na różnych powierzchniach, to ten pewnie by już dawno został rozjebany i wyjebany przez okno.
W międzyczasie zjadłem też odpowiednie leki. Nie mogłem omijać dawek. Chciałem wrócić do formy...chciałem móc robić coś więcej niż tylko siedzieć na kanapie...chciałem wrócić na służbę. Chciałem pokazać, że nie jestem kaleką!
Drgnąłem, gdy Kurt się nagle odezwał. Skinąłem mu głową i poszedłem do sypialni, by się tam ogarnąć. Założyłem z lekkim trudem czarne jeansy, skarpetki. Chciałem założyć koszulę, ale ręka nie ruszała się na tyle sprawnie. Dziś się nie lubiliśmy, prawie w ogóle nie chciała mnie słuchać, dlatego musiałem zadowolić się T-shirtem oraz czarną, świeżą bluzą. Pod nią ukryłem protezę znów przewieszoną przez temblak. Skoro mnie nie słuchała to nawet nie miałem się co z nią pokazywać...choć lepiej by było jakbym się ubrał bardziej elegancko. Sam nie wiedziałem....na pogrzebach byłem tylko tych z gangu czy też innych żołnierzy MORII, którzy byli chowani przez Organizację, więc wyglądało to inaczej...z resztą...nie wybierałem się na pogrzeb. Jechaliśmy pożegnać Ruru....to była moja ostatnia szansa by zobaczyć brata. Może lepiej by było, gdybym go nie oglądał, żebym go zapamiętał takiego, jakim był rano...jednak. Czułem, że muszę to zrobić. Nie mogłem się nie przyjść pożegnać.
Na koniec rozpuściłem i rozczesałem długie (przynajmniej jak na mnie bo sięgające mocno za łopatki) włosy, ale...nie mogłem zrobić nic więcej.
Kurt z kimś rozmawiał, ale ignorowałem go. Nie chciałem jednak przeszkadzać, więc usiadłem na łóżku i spojrzałem na zdjęcie, które zrobiłem niedługo przed utratą ręki z Ruru. Wywołał je i oprawił. Pogładziłem palcami jego lico, a z moich oczu znów pociekły łzy, które szybko starłem, słysząc jak Kurt mnie woła. Westchnąłem i wyszedłem do niego.
Zaskoczony odkryłem, że posprzątał -  nie musiałeś... -powiedziałem niepewnie i podszedłem do drzwi, by ubrać buty jednak zorientowałem się...że nie mam żadnych, które mogę ubrać jedną ręką. Wszystkie wymagały zawiązania - Ruru miał mi przywieźć buty - westchnąłem do siebie, jednak Zastępca Zarządcy mógł to spokojnie usłyszeć. I usłyszał, bo mimo moich zapewnień, że jakoś dam sobie radę, uparł się, że pomoże mi je założyć. To było...dziwne. Poczułem się przez to gorzej. W willi miałem roboty zrobione przez brata...tutaj miałem jego. Teraz....czułem się naprawdę jak jebany kaleka, który nie potrafi sobie założyć zasranych butów.
Musiałem jednak przełknąć dumę i pozwolić Niemcowi sobie pomóc. Nie miałem zamiaru się kłócić...nie teraz. Ruru by tego nie chciał. Westchnąłem ciężko, gdy byłem już ubrany - czy...byłbyś w stanie...spiąć mi włosy? - nie wiedziałem, czy Kurt zdawał sobie sprawę jak trudne jest dla mnie zadanie takiego pytania. Nie chciałem żadnej nie wiadomo jakiej fryzury, jednak gdy włosy były rozpuszczone, po prostu mnie irytowały. Nie chciałem ich jednak ścinać. W końcu obiecałem to Ruru...że nie zetnę ich, póki nie wrócę na służbę.
Jeśli Streicher się zgodził, podałem mu gumkę i odwróciłem do niego tyłem. Po czym podziękowałem za wszystko. Wziąłem kartę do pokoju i poszedłem za Przełożonym. Nie brałem nic więcej. Dokumenty miałem w samochodzie...o ile Ruru ich ze sobą nie wziął.....

Powrót do góry Go down





Streicher
Gif :
Pokój braci Cross - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Kurt Streicher
Wiek :
36 lat
Wzrost / Waga :
186/90
Znaki szczególne :
Ślepe, lewe oko i poparzenia wokół niego. Siwizna nad czołem.
Pod ręką :
Przepustka, portfel z dokumentami, telefon, broń.
Broń :
Pistolet Beretta 92FS INOX kal. 9x19mm, Amok V980.
Zawód :
Zastępca Zarządcy MORII
Stan zdrowia :
Połamane żebra, liczne otarcia skóry, poparzenia na twarzy. Połowicznie oślepiony.
Leczona bezsenność, zespół chronicznego zmęczenia i PTSD.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t753-kurt-streicher#9208 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1117-streicher
StreicherStrzelec
Strzelec
Re: Pokój braci Cross
Pią 11 Lis - 20:13
Nie wymagał od Huntera wiele, ale musiał zmuszać go do działania. Sam wiedział, że po stracie najgorszy jest bezruch. Nie chodziło wcale o przejście ze wszystkim do porządku dziennego, bo w obliczu takich wydarzeń targające człowiekiem emocje były całkowicie na miejscu. Ale jeśli pozwolimy, by smutek i żal wciągnęły nas na samo dno czarnego, mulistego jeziora zwanego rozpaczą, już nigdy nie wypłyniemy na jego powierzchnię. Grunt, to zanurzyć się na bezpieczną głębokość i dryfować, nie zanurzając twarzy.
Ktoś powiedziałby "Twardziel nie płacze", jednak Niemiec wiedział, że nawet najtwardszy uroni łzę, kiedy jego świat ugina się pod naporem strasznych doświadczeń. Życie wykuwa człowieka na przemian w ogniu i wodzie, gdzie tym pierwszym są chwile radosne i przepełnione szczęściem, a tym drugim te, które wyciskają z oczu łzy a z ust szloch. Ważnym było, by jego podopieczny nie zapadł się w sobie, nie pozwolił by powstałe na powierzchni jego charakteru rysy doprowadziły do pęknięcia stali. A Streicher trzymający w tej chwili młot zamierzał uderzać twardo, bez litości, by móc kiedyś powiedzieć z czystym sumieniem, że Hunter wyrósł na mężczyznę silnego pod każdym względem, idealnego żołnierza MORII.
Pomógł mu z butami bez słowa. Wiedział, jak trudnym było dla Crossa proszenie kogokolwiek o pomoc, dlatego sam zareagował. Co jak co, chłopak był dumnym człowiekiem. Dlatego też wsuwając na jego stopy obuwie, działał sprawnie i bez ceregieli, nie racząc Huntera ani słowem. Zawiązał sznurówki i kiedy było po wszystkim, wstał patrząc na tamtego wyczekująco. Zwiadowca był gotowy do wyjścia a jednak było jeszcze coś, co nie dawało mu spokoju.
Słysząc pytanie Huntera, spojrzał mu w oczy. Ich twarze były pozbawione wyrazu, niemal martwe a jednak oczy zdradzały targające nimi emocje. Lekkie zmarszczenie brwi zdradziło, że Kurt nie czuje się dobrze w roli fryzjera, jednak nie odmówił i chwycił podaną gumkę. Gdy młodszy się odwrócił, wsunął palce w jego włosy i przeczesał je powoli. Były zaskakująco miękkie i przyjemne w dotyku... Streicher złapał się na tym, że zastanawiał się nad uczuciem ich dotyku w miejscach mniej wystawionych na działanie promieni słonecznych. Ganiąc się w myślach za skandaliczne odbieganie od tematu, chwycił obiema rękami włosy w gruby kuc, wysoko, zbierając niesforne włosy.
- Są za długie. Będą ci przeszkadzały w treningach. - burknął cicho, ciesząc się że stoi za jego plecami, i że Cross nie widzi teraz zdradzieckich rumieńców na jego policzkach. Związał kuc gumką, pociągnął wcale nie delikatnie by poprawić fryzurę i gdy wszystko było gotowe, cofnął się o krok, gryząc wnętrze ust by ostatecznie doprowadzić się do ładu.
- Jedziemy. - zakomenderował i jeśli tamten nie miał nic przeciwko, otworzył drzwi i razem udali się do garażu organizacji, gdzie pracownicy trzymali swoje samochody. Kurt nacisnął pilota wywołując sygnał i mrugnięcie świateł dużego, czarnego SUVa i bez wahania podszedł do maszyny. Nie musiał mówić Hunterowi, by tamten wsiadał, po prostu poczekał aż mężczyzna znajdzie się w samochodzie a gdy się to stało, odpalił silnik. Warkot na chwilę zagłuszył natrętne myśli, kiedy wyjeżdżali na zewnątrz.
- Chciałbyś...coś później porobić? - zapytał patrząc na drogę. Nie spieszyli się zanadto, Kurt wiedział gdzie jechać ale nie przesadzał z prędkością. Dla niego niejednokrotnie przejażdżki były dobrym sposobem na odreagowanie.


Blood on our hands.
There's no telling what you'll find
In the shadows where we hide.


Once you've seen it
There's no going back in time.
It's a darkness you can't fight.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Pokój braci Cross - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Nie 13 Lis - 13:04
Widziałem, że Kurt nie jest zadowolony z mojej prośby, jednak mimo wszystko spiął mi włosy. Przymknąłem oczy, gdy mi je przeczesywał. Sam nie wiem czemu, ale...było to nawet relaksujące. Jego duże...silne dłonie, mimo iż dla wielu służyły do zadawania bólu, teraz...były dość...delikatne. Przygryzłem mocno środek policzka. To nie czas na takie myślenie! Tym bardziej nie ze swoim przełożonym. Nie przeszkadzało mi, że był mniej delikatnym, gdy zaczął już związywać włosy, ale podziękowałem mu cicho.
Na jego słowa, westchnąłem cicho - wiem....ale obiecałem Ruru... - powiedziałem cicho, opuszczając wzrok - obiecałem, że nie zetnę ich, póki nie wrócę na służbę - powiedziałem, mając nadzieję, że mój przełożony to zrozumie. W końcu można było powiedzieć, że było to jedno z ostatnich życzeń mojego starszego brata. A te należy uszanować.
Skinąłem mu głową, wziąłem klucz do pokoju i ruszyłem za Kurtem do jego gabinetu. Poczekałem aż weźmie wszystko co jest mu potrzebne i ruszyliśmy do garażu, po drodze nie odzywając się do siebie.
Wsiadłem do auta i zapiąłem się, spoglądając cały czas przez okno, opierając się łokciem o ramę okna. Nie miałem ochoty na pogaduszki, nie miałem ochoty na cokolwiek.
- Chciałbym pobyć sam - powiedziałem wprost. Co miałem powiedzieć? Jasne wyskoczmy do klubu pooglądać panienki? Nie miałem siły na trening. Ta operacja jakoś bardziej mnie wykończyła czyż samo ucinanie ręki. Do tego leki wcale nie były takie słabe, wiec wolałem unikać jakiegoś wysiłku.
Drogę przejechaliśmy w ciszy, choć mógł usłyszeć jak zgrzytam zębami, gdy przejeżdżaliśmy obok miejsca, gdzie wypadek miał miejsce. Skąd wiedziałem, że to to miejsce? Cóż....po prostu wiedziałem. Nie miałem tego za złe Kurtowi, w końcu mógł nie wiedzieć, gdzie to dokładnie się stało. Zamknąłem oczy i starałem się uspokoić, by mnie nie poniosło, gdy już dojedziemy na miejsce. Szczerze? Zaczynałem się tym stresować.
Ten czarnuch, który przyjechał poinformować nas o wypadku, był akurat w Kostnicy by dowiedzieć się czegoś więcej, więc nie mieliśmy jakiś większych problemów z tym, żeby nas wpuścili, choć nie byli tym zadowoleni.
Wysłuchałem ich wersji wydarzeń i dałem swoją opinię, po czym poprosiłem, żeby zostawili mnie na chwilę samego z bratem. W końcu mają tam kamery, więc będą mogli skontrolować, czy nie robię czegoś dziwnego, jednak...chciałem mieć ostatnie chwile z swoją jedyną rodziną.
Trochę z nim posiedziałem, pogadałem...wiedziałem, że mi nie odpowie, ale chyba tego potrzebowałem. Przeprosiłem go za wszystko i ucałowałem w jego blade, poranione czoło. W końcu wyszedłem i podziękowałem pracownikom za tę możliwość po czym ruszyłem do wyjścia. Kurt oczywiście mnie zatrzymał, nie chcąc bym wracał po nocy sam. Krótka droga to nie była, jednak uparłem się, że chcę się przejść. W końcu i tak nikt na mnie nie czeka, do pracy rano też nie muszę iść, wiec gdzie mi się spieszy? Obiecałem jednak, że pójdę prosto do Forvaxu i zamelduję się jak wrócę. Ech....po chuja....jednak zgodziłem się na to by dał mi w końcu spokój i ruszyłem w drogę, po drodze zaglądając tylko do sklepu by kupić kilka paczek fajek. Coś mi mówiło, że raczej szybko mi się skończą....Tym bardziej, że od następnego dnia zacznie się robić pracowicie i to w mało przyjemnym tego słowa znaczeniu.

ZT x2

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach