Pokój braci Cross

Hunter
Gif :
Pokój braci Cross - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Wto 12 Paź - 17:58
Spojrzałem na brata kątem oka, widać było jak bardzo jestem zmęczony. A ten jeszcze mi tutaj nauki dawał jak powinienem wychowywać własnego psa? Co z tego, że to on go stworzył, to ja miałem zająć się jego tresurą - czyli tylko mnie się może obrywać za odruchy? - zapytałem - zajebiście, dobrze wiedzieć - no cóż. Ja też się nasłuchałem, że nie powinienem łamać nosa lekarzowi. Ale to nie moja wina, że nie byłem poddany narkozie i typo postanowił dobrać mi się do gaci. No i pewnie gdyby nie mój stan oraz to w jakim szoku był Ruru to pewnie sam bym dostał po głowie.
Nie widziałem Mari, więc nie mogłem reagować na to jak się zachowywała. A też jakoś nie do końca mnie to interesowało. Chciałem się jak najszybciej wygrzać.
Przytaknąłem mu głową, że schowa go w szufladzie. Nie wiem czemu, ale jakoś nie chciałem się go pozbywać. Może dlatego, że była to jedyna materialna rzeczy po którymś z biologicznych rodziców? Nie ważne kim by byli? Sam nie znałem odpowiedzi na to pytanie.
Zerknąłem na jego nogę. Nie krwawiła jakoś super mocno, więc może faktycznie nie było się o co martwić. Dlatego też nie komentowałem tego w żaden sposób. Chciałem, żeby ten dzień już się skończył i to jak najszybciej. Najbardziej to bym chciał, żeby to był po prostu zły sen. Szkoda, że to nie było możliwe....
No i pięknie. Szybko przeszedł do tematu, na który nie miałem zbytnio ochoty. Wiedziałem, że kiedyś będę musiał się przyznać mu do tego w jakim gangu oraz na jakim stanowisku byłem, ale dlaczego akurat dzisiaj musiało do tego dojść?
Uciekłem wzrokiem gdzieś w bok i zamknąłem oczy, wzdychając ciężko, gdy w końcu zobaczył, że mój tatuaż skrywa pewną małą tajemnicę.
- Tak...należałem do Kruków - powiedziałem krótko. Już nie było sensu tego więcej ukrywać. Nie musiałem nawet patrzeć na to, który malunek na moim ramieniu pokazuje.
Wiedziałem jak mnie nazywano oraz jakie plotki o mnie krążyły, ale mój drogi braciszek nie miał pojęcia, że właśnie mówi o mnie. Zamrugałem zdziwiony, gdy powiedział, że Demon z Glassville jadł dzieci - co kurwa? - zapytałem, patrząc na niego swoim zmęczonym wzrokiem - pierwsze słyszę... - powiedziałem i westchnąłem. Przeczesałem swoje wilgotne włosy.
- Ruru.... nigdy nikogo nie zgwałciłem i na pewno nigdy nie jadłem dziecka... masochistą też bym się nie nazwał - wyprostowałem się z lekkim trudem i spojrzałem bratu prosto w oczy - Ruru, to ja jestem... Demonem z Glassville.... - powiedziałem w końcu. Nie wiedziałem, czy dobrze robię czy też nie, że się przyznaję. Widziałem jak robi się blady, a następnie zielonkawy. do tego miał głupie pomysły....że ja bym nawet za dzieciaka dał sobie wjechać w garaż? Nie ma chuja.
- To już przeszłość.... rozwiązałem gang... nie ma co tego rozpamiętywać - najchętniej zakryłbym ten tatuaż teraz. Jedyny taki. Należący do szefa gangu. Poprzednich już nie było na tym świecie.
Z resztą... gang nie robił tylko złych rzeczy. Wykorzystywałem go by chronilo Russella gdy mnie przy nim nie mogło być....
Miałem nadzieję, że Mari nie zacznie o tym rozpowiadać. Co prawda Szef i Kurt wiedzieli, ale to nie znaczy, że wszyscy musieli o tym wiedzieć, w szczególności, że już spotkałem tutaj kilka osób i walczyłem z nimi w drużynach, które raczej chętnie by się mściły za przeszłość. Nie ważne, że to nie było za moich czasów. Wolałbym nie musieć się jeszcze pilnować w pracy.
Moje przemyślenia jednak przerwał kolejny atak kaszlu. Nadal było mi zimno... - mógłbyś trochę zwiększyć temperaturę? - prosiłem, mając nadzieję, że to odwróci choć trochę jego uwagę od przeszłości.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój braci Cross
Czw 14 Paź - 11:53
To nie tak, że chciał, żeby Hun się nasłuchał za to, co robi. Po prostu nie powinien krzyczeć na biedne zwierzę, które, chociaż wysoce inteligentne (rudy wie, co mówi, w końcu on je zrobił) – jest tylko zwierzęciem. I tak dobrze, że tylko uwalił, a nie postanowił rozszarpać mięsa… Niby to wciąż szczenię, ale bardzo niebezpieczne. Z wiekiem będzie jeszcze bardziej przerażające oraz potężne.
- Wiesz, że nie to miałem na myśli – westchnął. Nie chciał się kłócić. W innych okolicznościach, z wielką chęcią, teraz było to ostatnie, o czym mógł myśleć.  W końcu, jak mógłby? Jego braciszek ledwie uszedł z życiem, stracił rękę i najprawdopodobniej Moria mu nie zafunduje nowej, mechanicznej… Chociaż to się jeszcze okaże. Hun dostanie rączkę, albo Russell puści to miejsce z dymem. W najlepszym wypadku oczywiście.
W łazience dał Mari myjkę, żeby mogła się zająć realnym pomaganiem przy kąpieli.
- Poczekaj, aż przejdziesz do przodu następnym razem – rzucił zaczepnie, wiedząc, jak bardzo młoda lekarka jest zawstydzona i najpewniej zaraz się zapali z tego wszystkiego. Cóż, jego brat w rzeczy samej był niezłym ciachem.
Jego „dobry” nastrój minął, gdy Hunter zaczął odpowiadać na zadane mu pytania. Zatrzymał się w połowie mycia z gąbką  dłoni. Zatrząsnął się z nerwów. Hun należał o kruków. Do tych psychopatów, socjopatów i innych patów, którzy byli tak złymi ludźmi! Och. O nie. Jak to się w ogóle mogło stać? Czy naprawdę aż tak zawiódł jako brat?  Jako ktoś, kto powinien spoglądać na niego i pilnować, żeby nie wpakował się w kłopoty?
- T-tak mówią ludzie…. – czuł, że zaraz zwymiotuje. Jeżeli Hunhun był wykorzystywany seksualnie przez tego potwora….
- Boże – wydusił ostatecznie, kiedy poznał prawdę. Gdy dowiedział się, że to jego słodki braciszek był DEMONEM Z GLASSVILEE. Upuścił gąbkę, samemu opadając na zalane wodą płytki.
Zawiódł. Przez te wszystkie lata, gdy Hun tam należał…. Gdy przewodził nimi i on się nie zorientował? Totalna porażka, nie brat. Do tego starszy!
Chociaż ulżyło mu, że Hun nie był wykorzystywany. Nawet bardzo.
Po chwili wstał na chwiejnych nogach, podnosząc myjkę. Zmienił temperaturę wody na lodowatą i oblał się nią całą, później podkręcając znowu na ciepłą. Szok termiczny zaliczony. Będzie żyć. Jakoś.
Popatał go lekko po plecach, gdy zaczął kaszleć.
- Okej, dam trochę cieplejszą. Chcesz potem się owinąć w kocyk? – zapytał, wracając do poprzedniej czynności i podkręcając temperaturę wody.
Jego nerwy nie wytrzymają, jak tak dalej pójdzie.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Pokój braci Cross - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Czw 14 Paź - 12:50
Wiem, że nie to miał na myśli. Ale jaka tu sprawiedliwość? To, że Farfocel był szczeniakiem wcale go nie usprawiedliwiało. Z resztą, tylko go lekko pacnąłem, nic mu nie zrobiłem, nawet nie podniosłem głosu. Jednak nie miałem sił na dyskutowanie. I tak bym pewnie nie wygrał. Nigdy nie wygrywałem jeśli chodziło o słowne gadanie. Nie lubię mówić....
Uniosłem jedną brew pytająco, gdy Ruru zwrócił się do kobiety za mną. Obejrzałem się. Czemu ona taka czerwona? Może jednak była bardziej niewinna niż myślałem? Jakoś nie przyszło mi do głowy, żebym to po prostu ja tak na nią wpływał - jak nie chcesz to nie musisz....tego robić. Następnym razem sami sobie damy radę - powiedziałem cicho i znów się odwróciłem. Nie miałem zamiaru jej do niczego zmuszać, do tego dwie jedna niańka mi wystarczy, a Mari pewnie i tak będzie miała pełno innych zadań do wykonania niż mycie mnie. Myślę, że jak odpocznę, to nie będę potrzebował już w tym pomocy... miałem nadzieję. Nie chciałem być przez całe życie uzależniony od kogoś innego. Już i tak powoli docierało do mnie jak wiele się zmieni w moim życiu i nie chodziło tylko o służbę. Ale i o życie codzienne.
- Ciekawe...kto rozpuścił taką...durną plotkę... - powiedziałem do siebie. Nie mogłem jednak się skupić na tyle, żeby przeanalizować to co się działo gdy byłem jeszcze w gangu. Ech... może kiedyś się dowiem. Kto wie, może jeszcze jacyś członkowie nie pozabijali się nawzajem albo nie wpadli w łapy psów. Jednego chyba nawet Russell kroił raz z tego co widziałem. Ale był to ktoś tak mało ważny, że tylko kojarzyłem, że taki ktoś w ogóle był w naszych szeregach.
- Ruru? - zapytałem widząc jak opada na kolana - to już przeszłość... nie myśl o tym - powiedziałem spokojnie. Położyłem mu dłoń na głowę. Nie powinienem tego mówić, tym bardziej teraz. Ech.... miałem już dość. A było coraz gorzej.
Zadrżałem cały gdy nagle oblał się lodowatą wodą. Trochę jednak na mnie naleciało, przez co spiąłem się cały mocno, jeszcze bardziej prezentując swoje wyrobione mięśnie. No cóż... Mari raczej nie będzie miała ze mną łatwo.
Skinąłem tylko głową, gdy zapytał o koc. Normalnie spałem nago, nie przejmowałem się za bardzo okryciem, chłód nigdy mi nie przeszkadzał jednak dziś potrzebowałem jak najwięcej ciepła. Było mi tak cholernie zimno, jakbym bawił się ostatnie kilka godzin w morsa i pływał w lodowatej wodzie w samym środku zimy.
Siedziałem chwile spokojnie, wykonując polecenia swoich nianiek i dając się odkładnie umyć - Ruru chyba mi trochę...słabo - powiedziałem cicho i znów dostałem ataku kaszlu. Tym razem jeszcze mocniejszego. Zgiąłem się w pół, cały spięty i kaszlałem dobrą chwilę. Dopiero gdy się trochę uspokoiłem, odkryłem, że na kafelkach, pojawiła się krew, którą szybko zmyła płynąca woda. Ale skąd ona... - cholera - wychrypiałem i dotknąłem nosa. No zajebiście... Przyłożyłem dłoń do krwawiącego nosa oddychając przez usta. Jeszcze tego brakowało!

Powrót do góry Go down





Marianne
Gif :
Pokój braci Cross - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Marianne Anne Blackwood
Wiek :
28 lat
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
170cm/65kg
Znaki szczególne :
Tatuaż pod lewym obojczykiem, blizna na lewym przedramieniu
Pod ręką :
Drobne, telefon, słuchawki, naszyjnik z Kamieniem Dusz, Bursztynowy Kompas
Zawód :
Lekarz w Morii.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t751-marianne-anne-blackwood#9176
MarianneNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Czw 28 Paź - 22:00
Z zaciekawieniem przysłuchiwała się historii gangu Srebrnych Kruków, którą zaczął opowiadać Russell. Cóż ciekawy zbieg okoliczności, skoro Cień, którego spotkali używał właśnie chyba kruków. Czyżby Huntera ciągnęło podświadomie do ojca, że zapisał się do gangu? Marianne zaczęła mycie pleców od umycia skóry w okolicach kikuta. Kiedy Russell powiedział o tatuażu przyjrzała mu się zdziwiona. Ocho, chyba trafiła na rodzinną dramę czy coś. Słysząc obawy rudowłosego zamrugała zaskoczona, a kąciki jej ust delikatnie podniosły się do góry. Pracowała przy sprawach gangów i seryjnych morderców ale takich bajek to nawet ona nie słyszała. Przecież to nie mogła być prawda. Chociaż kto wie, może to był prawdziwy demon.
Słysząc komentarz Russela lekarka zaczerwieniła się jeszcze bardziej, chociaż to chyba było niemożliwe. Twarz na chwilę zakryła dłonią by się uspokoić. Dopiero obojętny głos Huntera sprowadził ją na ziemię. No tak, była tu tylko z rozkazu przełożonego i jest to jedyny powód. Przecież nie była jakąś głupią nastolatką by romansować w pracy z młodszym od siebie.
-Jestem tutaj z rozkazu, mam się tobą opiekować przez cały okres rehabilitacji.
Widać było po jej twarzy, że chociaż trochę się uspokoiła i rumieniec na jej policzkach zelżał. Jednak nie czuła się spokojniejsza. Myśli o pracy jej nie uspokajały. Zastanawiała się skąd Hunter dorobił się tylu szpetnych blizn.
Odpowiedź Huntera i dalsza część rozmowy mężczyzn odpowiedziała na większość jej pytań. Cóż widocznie Hunter ukrywał wiele rzeczy przed starszym bratem. Nic dziwnego, parząc na tą delikatną postać sama by pewnie tak zrobiła.
Widząc jak Russel opada na podłogę Mari przerwała swoją czynność by podejść do mężczyzny. W odpowiedniej chwili jednak się zatrzymała by nie oberwać zimną wodą. Gdy wszystko się uspokoiło wróciła do swojego zajęcia i sprawnie dokończyła mycie Huntera przed jego bratem. To tylko praca i nie powinna się na tym nadmiernie skupiać.
Odłożyła gąbkę na półkę i chciała wyjąć jednak pacjent dostał napadu kaszlu. Widząc jak zasłania twarz dłonią odezwała się.
-Nie tamuj krwi oddychaj przez usta. Russell powiedz mi gdzie są ręczniki? Przyda się chłodny kompres by zamknąć szybciej naczynia włosowate w nosie.
I oto ona, wiecznie trzeźwo myśląca pani doktor, która żyje tylko pracą.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój braci Cross
Nie 31 Paź - 17:42
Russell doświadczył dziś tak dużego emocjonalnego rollercoasteru, że zdecydowanie mu to wystarczyłoby na kilkanaście następnych tygodni. Biedak nie widział, ile emocji go jeszcze czeka. Ten dzień zapowiadał się na jeszcze bardzo długi.
Odetchnął głębiej kilka razy. Zrobił się zmęczony. I to wcale nie fizycznie (chociaż nie spał od niecałych dwóch dni: przyzwyczaił się do swojego pracoholizmu i tego, że to zazwyczaj Hunter go odrywa od pracy, kiedy nadchodzi na to pora, a kiedy go nie ma, to harował, dopóki nie padł – tak więc obecnie fizyczne zmęczenie mu nie dolegało. Było na to za wcześnie), ale psychicznie. Nie chciał nawet wiedzieć, jak potwornie umordowany musiał był Hunun.
Jak miał o tym nie myśleć? Totalnie zawiódł swojego braciszka. Na całej linii. Tak po prostu. Jakby nie był dla niego najważniejszą osobą na świecie. Chciało mu się płakać. Jednak wcześniej, jak myślał, że Hun umarł… wtedy wyrzucił ze swojego ciała taką ilość płynów, że nie był do tego zdolny. Ale to dobrze. Mari nie musiała widzieć jego załamanie nerwowego. A przynajmniej nie większego niż teraz.
- W takim razie dostaniesz kocyk – powiedział, kiwając przy tym głową. – Czy.. – zaczął, ale zrezygnował. Nie sądził, by był w stanie teraz zapytać, czy coś jeszcze przed nim ukrywa. Carmel potrzebował chwili na ogarnięcie swoim umysłem, że jego braciszek był przywódcą kruków. Jezu. Kuźwa. Argh.
Dobrze, że nikt ci krzywdy nie zrobił – powiedział zamiast tego. W takich chwilach żałował, że nie ma drugiej połówki, której mógłby się wyżalić. Która by go pocieszyła. Zazwyczaj do tego wystarczał mu brat. To on trzymał go w objęciach, tulił do snu i nie pozwalał, żeby przejmował się podłymi ludźmi, którzy chcieli się tylko nim zabawić. Jemu też mówił o swoich niepowodzeniach w pracy, widząc, że chociaż on nie rozumie naukowej części problemu, to rozumie ogół sensu wypowiedzi starszego i nie uznaje go za wariata.
Problem zaczynał się, kiedy jego życiowe rozterki dotyczyły brata. O tym nie miał z kim rozmawiać. Znaczy, jasne, mógł się żalić swoim współpracownikom, czy nawet samemu szefowi, ale to nie było to. W takich chwilach był boleśnie świadomy swojej samotności. Dlatego też będzie usilnie próbować spiknąć Mari z Hunem. On jej się podoba, a ona jest mądra i słodka. Jest lekarką, ocaliła mu życie oraz zna życie Morii. Nadawała się idealnie na partnerkę dla niego.
- Hunhun! – krzyknął, kiedy ten zaczął kaszleć, a na ziemie zaczęła spływać krew.
- W tamtej szafce – wskazał rękę, nie przejmując się tym, że to dalekie od kulturalnego.
Trzymaj się Hunhun, już idę po kompres! – i cały mokry wybiegł z łazienki, pozostawiając za sobą plamy z wody. Miał to głęboko gdzieś.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Pokój braci Cross - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Pokój braci Cross
Sro 3 Lis - 22:05

Kocyk niezaprzeczalnie byłby miłym prezentem, lecz nie jedynym, który nieoczekiwanie zawitał w świecie Carmel, Marienne i Huntera. Był nim alarm. W przerwach od wyjących syren rozbrzmiewały słowa.
- Uwaga! Uwaga! Z Laboratorium zbiegł Obiekt Badawczy. Może być niebezpieczny. Ktokolwiek go widział powinien niezwłocznie powiadomić odpowiednie służby.
Choć głos rozbrzmiewał z głośników na korytarzu, był na tyle głośny, by dało się go bez problemu usłyszeć.
Na razie jednak nic się nie wydarzyło. Wszystko początkowo wskazywało na to, że alarm ten w żaden sposób nie wpłynie na życie osób znajdujących się w pokoju dwójki braci.

Przed uwzględnieniem dalszej części posta proszę napisać jedną kolejkę!

Alarm nie ustawał od jakiegoś czasu. Nic dziwnego, że znajdujący się w pokoju nie usłyszeli kroków i zaskoczeni zostali przez nagle otwierające się drzwi. Do środka wbiegła dziewczynka mająca maksymalnie trzynaście lat. Jej złote oczy spoglądały z przerażeniem na znajdujące się w pokoju osoby. Rozczochrane czarne włosy pozostawały w nieładzie. Dziewczę najwidoczniej szukało schronienia, bezpiecznej kryjówki w nieprzyjaznym jej świecie. Zdradzało ją ubranie, które jednoznacznie określało jej rolę w kompleksie MORII - była obiektem badawczym, który zbiegł i był teraz szukany przez żołnierzy.

Nie wyglądała groźnie. Była przerażona i zamarła, gdy zrozumiała jak wielki błąd popełniła. Chcąc uciec dała się złapać. Ktoś uważny byłby w stanie dostrzec na jej pulchnych policzkach ślady łez.

Co zrobią Carmel, Hunter i Marienne z nieoczekiwanym gościem? Złapią, by wydać w ręce służb, a może okażą mu litość? O tym zdecydujecie już sami, albowiem wprowadzam wam postać niezależną, której los jest w waszych rękach. Sami rozważcie, co dla was najlepsze i czy dziecko okaże się być w istocie niebezpieczne za sprawą swych mocy, czy może raczej będzie jedynie niewinną ofiarą?

Powrót do góry Go down





Marianne
Gif :
Pokój braci Cross - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Marianne Anne Blackwood
Wiek :
28 lat
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
170cm/65kg
Znaki szczególne :
Tatuaż pod lewym obojczykiem, blizna na lewym przedramieniu
Pod ręką :
Drobne, telefon, słuchawki, naszyjnik z Kamieniem Dusz, Bursztynowy Kompas
Zawód :
Lekarz w Morii.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t751-marianne-anne-blackwood#9176
MarianneNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Pią 5 Lis - 12:54
Mari podeszła do szafki i wyciągnęła z niej ręczniki. Jak tylko krew przestanie ciec Hunterowi z nosa powinni go wytrzeć i położyć spać bo przeziębi się do reszty jeśli za długo będą go trzymać pod wodą. Z ręcznikiem w dłoni zatrzymała się w połowie ruchu zamykając szafkę. Syrena alarmowa i komunikat, który słyszała zadziałały lepiej niż cokolwiek, co mogło ją postawić na nogi.
Serio?! Naprawdę pozwolili uciec jakiejś niebezpiecznej istocie? Przecież to powinno być niedopuszczalne! Nie nosiła przy sobie broni ostrej i też nie powinna pozwolić by Russel jako ranny i tym bardziej ledwo żywy Hunter mieli dołączyć się do poszukiwań tego czegoś. Właśnie. To było najgorsze, że nie wiedzą na co trafią.
Marianne z spokojem wymalowanym na twarzy zamknęła szafkę i wróciła do braci. Odetchnęła głęboko i odezwała się.
-Lepiej się tym nie przejmować i zostać tutaj. Szczególnie ty Hunter, nie przejmuj się tym. Russel, trzymaj ręczniki. Jak tylko Hunterowi przestanie lecieć krew wytrzyj go i do łóżka. O ile pozwolisz poczekam na was w pokoju.
Dało się zauważyć zawstydzenie na twarzy lekarki gdy mówiła o wycieraniu Huntera. Tym razem jednak nie tylko umięśnione ciało mężczyzny, któremu uratowała życie było tego powodem. Liczyła, że mężczyźni zgodzą się na jej propozycję i dzięki temu będzie miała czas rozplanować co teraz zrobić. Skoro w ośrodku szukają niebezpiecznej istoty nie powinna wracać do swojego pokoju. Jednak wizja spania z dwoma mężczyznami w jednym pomieszczeniu też jej nie ratowała.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój braci Cross
Pią 5 Lis - 17:59
Mało go interesował alarm, który teraz rozbrzmiewał. Ważniejsze było zapewnienie Hunterowi opieki, zatrzymanie jego krwawienia oraz położenia go do łóżka. Biedaczek był wychłodzony przez wzgląd na fakt, że stracił tyle krwi.
Pośpiesznie wrócił do łazienki i podał lekarce kompres, samemu przyjmując od niej ręczniki.
- W tej sytuacji lepiej, żebyś nie wychodziła i została z nami – powiedział, podciągając nosem. Jemu też zrobiło się w końcu zimno po oblaniu lodowatą wodą.
- Mam dużo ubrań, coś sobie do spania znajdziesz – stwierdził, gdy już wychodziła z łazienki.
Starając się nie myśleć o niczym innym niż zdrowiu braciszka – czekał, aż ten przestanie krwawić. Wtedy też pomógł mu się osuszyć i przyniósł mu ciepłe ubrania.
Hunter nie miał żadnej bluzy do spania, wolał spać nago, więc Russell musiał wyciągnąć coś od siebie. Całe szczęście, że kiedyś przypadkiem kupił fajną bluzę z tygryskiem w rozmiarze Huntera. A tak przynajmniej zakładał i miał nadzieję,  że nie będzie za ciasna na niego.
Kiedy już Hun został ubrany, Russell zrzucił z siebie górna część ubrania, odsłaniając klatkę piersiową. Pomaganie Hunterowi, by dostał się do pokoju, było dobrym pomysłem, kiedy nie miał na sobie mokrych ubrań. W końcu po coś ubierał brata, ale na pewno nie po to, by zaraz jego ciuchy przesiąkły wodą.
Wspólnymi siłami udało im się przetransportować młodszego do pokoju, gdzie zaraz został posadzony na łóżku.
Farfocelek zwinął się w kojcu po drugiej stronie pokoju oraz patrzył na właścicieli różnokolorwymi oczami. Też się biedak musiał martwić. Pamiętał jednak, że naukowiec zawsze po nim krzyczy, jak wchodzi do łóżka, więc nawet się tam nie pchał.
- Będziesz mogła iść się umyć pierwsza; przyszykuje ci ubrania i miejsce do spania na kanapie – zwrócił się do kobiety. – A ty się kładź i nie przejmuj alarmem. Nie wszyscy muszą się angażować. Zresztą, wiesz, że ostatnio pracowałem nad nowymi kotkami… świetnie nadają się do śledzenia swojej ofiary. Szybko znajdą to cholerstwo.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Pokój braci Cross - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Sob 6 Lis - 17:34
Westchnąłem ciężko - opiekować się, zajmować, co nie oznacza, że masz mnie myć - powiedziałem wprost. Gdyby miała się zajmować mną do tego stopnia, miałaby rozkaz by w ogóle tutaj zamieszkać i mieć mnie na oku przez całą dobę. Teraz to Russell poprosił ją o pomoc nic więcej. A skoro nie dostała nakazu pilnowania mnie cały czas to nie ma obowiązku by się mną w takim stopniu zajmować. Rehabilitacja rehabilitacją, jednak mycie z tego co wiem nie jest pod nią podciągane. Tym bardziej nie w takim wypadku.
Wzruszyłem tylko ramionami na wzmiankę o tym, że nikt nie zrobił mi krzywdy. Gdyby nie pewne okoliczności to nigdy bym pewnie się do gangów nie pchał. To nie było dla mnie coś ciekawego. Bić po mordach innych i pokazywać dominację. Nie pomyślał, czemu nagle Kruki zostały rozwiązane? Cóż....widać aż tak nie łączył faktów. Mimo swojego wielkiego komputera pod czerepem.
- Nie drzyj się - powiedziałem cicho. Przecież nic się nie dzieje poważnego. To tylko krwotok z nosa. Zerknąłem tylko na niego gdy wybiegł z łazienki. Pierdole. Przesadzał. Po tym co mnie dziś spotkało mały krwotok z nosa nie jest jakimś wielkim problemem. Zaraz mi przejdzie.
- Za kogo ty mnie masz? - zapytałem Mari. Serio myśli, że polecę zaraz szukać jakiegoś gówna, merdając na boki ogonkiem? Widać, że nic o mnie nie wie. Ruru był tutaj więc nie miałem po co się rwać do szukania tego stwora. Rozkazu nie dostałem też takiego, ani nie dostanę.... A nie będę się rzucał w pościg w moim stanie. Wolałem zniknąć z oczu Szefa. Lepiej go bardziej nie drażnić.
Od kiedy on taki troskliwy? A z resztą, niech robi co chce.
Krew w końcu przestała lecieć. Wziąłem jeden ręcznik i ogarnąłem nos. Dałem się osuszyć i bez słowa ubrałem tę paskudną bluzę oraz dresowe spodnie. Tych miałem pod dostatkiem, w końcu nie każdy trening odbywał się w mundurach czy strojach munduropodobnych. Te na sali zazwyczaj właśnie odbywałem w dresach. Z resztą dobrze nadawały się do biegania. Teraz nadawały się tylko do spania....
Przeszedłem do sypialni, nawet nie zerkając na kobietę. Usiadłem ciężko na łóżko i przeczesałem włosy dłonią, jednak gdy Russ znów odezwał się na temat alarmu zacisnąłem na nich palce - odwalcie się w końcu! - warknąłem. Co mi to da że ruszę za jakimś gównem? Tylko znów podpadnę. W obecnym stanie nie nadawałem się do żadnych zadań i coraz bardziej sobie to uświadamiałem.
Z ignorowaniem alarmu było gorzej. Wył i wył a ja miałem bardziej czuły słuch od większości przebywających tutaj Ludzi. W sumie z Ludzi Ludzi chyb tylko Kurt miał podobne.
Wlazłem pod kołdrę i zakryłem nią głowę - Farfocel - zawołałem a ten zerkając niepewnie na Russa podszedł szerokim łukiem do mnie i gdy tylko podniosłem kołdrę wskoczył pod nią i wtulił się we mnie, grzejąc. Był mały więc dużo to nie dawało jednak zawsze to było choć odrobinę więcej ciepła.
- Ruru zamknij drzwi...skoro jakieś gówno uciekło - powiedziałem jeszcze spod kołdry. Może nie zachowywałem się teraz jak dorosły czy wielki facet, ale naprawdę miałem dość tego dnia. A jeśli faktycznie ten eksperyment jest taki groźny, nie mogłem zagwarantować, że ich obronię.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój braci Cross
Nie 26 Gru - 20:46
Nie skomentował już faktu, że Farfocelek wszedł do łóżka. Hunter był w wystarczająco złym stanie i pod ogromną presją, która najpewniej uderzy w niego dopiero, jak się porządnie wyśpi. Westchnął więc tylko, przecierając twarz dłońmi. Rudy też miał dość. Najchętniej to zamknąłby się w łazience i ryczał pod prysznicem, póki ma łzy i poszedł spać, próbując się nie martwić o brata oraz jego przyszłość. Chociaż znając siebie, to jego zaśnięcie równałoby się padnięcie z wyczerpania. Tyle dobrego, że od dwóch dni nie spał, więc istniała szansa, że padły szybciej niż później.
- Zamknę, nie martw się. Tylko przyszykuje jej ubranie, nie pali się – nie wiedząc, jak bardzo się myli: podszedł do szafy oraz przyszykował kobiecie piżamę króliczka. Jutro niech sobie sama wybierze, w czym chce wyjść z pokoju. Dla niego równie dobrze mogła wyjść w króliku i byłoby okej. Sam kiedyś też wyszedł… chyba w kocie albo psie, kiedy w ciągu czterech dni spał ze dwie godziny. Był tak pochłonięty pracą i swoimi zadaniami, że jak mu ktoś dawał jedzenie pod nos, to czasem coś skubnął, a tak to jedyne przerwy, jakie robił to na toaletę. Bez Huna, który by go pilnował (wtedy był na misji czy szkoleniu, czy innym cholerstwie); tak się kończyło jego zaangażowanie w pracę. Udał się więc do laboratorium w piżamie i dopóki jeden z jego współpracowników nie zwrócił mu na to uwagi – beztrosko wydawał polecenia to temu, to tamtej, krzyczał na niczego winnych żołnierzy, który się pałętali i pilnowali obiektów, mając na sobie uroczy kostium nocy. Później oczywiście go nie przebrał, bo stwierdził, że to strata czasu i dalej w nim chodził, teraz jednak świadomie.
Zatem Mari nie byłaby pierwszym rudzielcem, który chodzi w piżamie po siedzibie organizacji.
- Spróbuj zasnąć i zignorować ten alarm, zaraz przyjdę – powiedział do brata i poszedł do salonu. Wcześniej wręczył kobiecie ręcznik i piżamę. Chciał zamknąć drzwi oraz zacząć szykować dla niej posłanie na kanapie. Wtem drzwi otwarły się na oścież, a do środka wpadło dziecko. Wyglądała na przerażoną i gdy tylko ich ujrzała – pobiegła w głąb pokoju, szukając innej drogi ucieczki niż korytarz pełen żołnierzy.
- Kurwa mać – skwitował, pokonany przez los. Oto znalazł się zbiegły obiekt. Wyraźnie było to widać po jej stroju, a także ogólnej prezentacji wyglądu. Ten dzień naprawdę nie należał do udanych.
Obserwujac zapędzone w kozi róg dziecko, podszedł do drzwi i je zamknął, żeby gówniara nie uciekła. Czy mogła go zabić swoimi mocami? Jasne. Czy w tej chwili miał siłę się tym przejmować? Nie. Całą swoją energię poświęcił na zastanawianie się, co potrafi. Jakim rodzajem bestii jest? A może to człowiek, którego chcą zmienić  nieludzia? Może mieszaniec o brudnej krwi? Przeraźliwa bestia, która potrafi przyjąć wygląd dziecka? A może niewinna istota, która nie potrafi skrzywdzić muchy?
Russell uśmiechnął się do niej, w dość przerażający sposób.
- Powiedz, eksperymencie 230AFG, jak cennym obiektem jesteś? – skąd znał jej numer? To proste; miała go nie dość, że wytatuowane na ręce, to jeszcze na jej ubraniu widniały cyfry i litery, które ją znakowały. – Czy twoja śmierć sprawi, że szef się na mnie wścieknie? A może pozwoli mi zatrzymać cię dla siebie, jeśli okażesz się interesująca? – uważnie obserwując dziecko, zbliżył się do aneksu kuchennego i wyjął spod lady nóż wojskowy. Cóż, mieli bronie – nie tylko białe – w różnych miejscach.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Pokój braci Cross - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Pon 27 Gru - 19:34
Farfocel był cieplutki i dość szybko wcisnął mi się pod bluzę, grzejąc jeszcze bardziej swoim mięciutkim futerkiem i piórkami - skoro coś uciekło...to się pali - westchnąłem do brata. On naprawdę uważał, że to nic takiego? Jeśli to coś tu wejdzie to nie będę w stanie im pomóc. Russell może i był również szkolony, do tego chodził na treningi ale nadal był drobny i dość słaby. To ja tutaj byłem od siły... siły której obecnie nie miałem.
Zerknąłem jeszcze na brata. Łatwo powiedzieć, zignoruj alarm. Wył jak jasna cholera. Schowałem się pod kołdrą całkiem, razem z głową, żeby jakoś się odgrodzić od hałasu, jednak nie było to możliwe. Nawet wyczerpanie tutaj nie pomagało. Możliwe, ze to przez ten jebany eksperyment. W końcu byłem żołnierzem i już od ładnych paru lat nie mogłem po prostu spać gdy coś się działo. Nie ważne w jakim stanie bym się nie znajdował. Przejebane.
Coś długo Ruru nie zamykał drzwi. Do tego Farfocel zaczął się jakoś niespokojnie ruszać. Czułem jak się najeżył do tego zaczął groźnie syczeć i warczeć. No kurwa mać! Nie mówcie, że to gówno do nas wlazło.
Dlaczego ten geniusz nigdy mnie nie słucha?!
Wstałem z lekkim trudem i złapałem się za głowę. Kręciło mi się w niej jak cholera. Ciepła kąpiel wcale nie pomogła, było jeszcze gorzej. Jednak nie mogłem po prostu leżeć w łóżeczku. Zauważyłem na szafce moją Sakwę, dlatego od razu do niej sięgnąłem. Z pomocą zębów otworzyłem ją, wyciągnąłem Kruka i wywaliłem bez problemu magazynek. Wygrzebałem drugi, początkowo nie orientując się, że są w nim same ślepaki. Załadowałem go i wyszedłem z sypialni. Farfocel nadal znajdował się pod moją bluzą. Wystawał mu tylko łeb i przedmie łapki, żeby w ogóle móc się utrzymać. Czułem go pod brodą, jednak nie przeszkadzał mi.
No i wydało się. Drzwi były zamknięte, a w pokoju znajdował się jakiś bachor. Nie opuszczałem jednak gardy. To był Eskperyment. Nie dziecko do tego przeznaczone tylko takie w trakcie badań. Świadczyły od tym oznaczenia. Nie byłem naukowcem jednak byłem przeszkolony na tyle by to wiedzieć.
Wycelowałem w to gówno, a Russell mógł nie dość, że zobaczyć większe przerażenie eksperymentu, gdy patrzała nad jego głową to jeszcze usłyszeć za sobą dźwięk naciąganego kurka oraz syczenie i warczenie "psa" - lepiej do niego zadzwoń i zapytaj - powiedziałem. Mimo, iż było mi słabo, byłem blady, moja dłoń nawet nie drgnęła mimo iż Kruk nie był bronią do strzelania z jednej ręki. No cóż...sam mam wielkie łapy ale to nie miało znaczenia. Celowałem prosto w środek czoła bachora - poinfmuj innych. Już! - warknąłem na brata. Co prawda zawsze dawałem mu się pobawić, teraz jednak nie chciałem bardziej podpadać naszemu szefowi. A w takim wypadku to ja jestem odpowiedzialny za swojego starszego braciszka.
Mari nigdzie nie było...prawdopodobnie była już w łazience, jednak nawet nie zawracałem na to uwagi.
Russell jednak nie chciał tak łatwo odpuścić. Chciał się pobawić i w normalnych warunkach pewnie bym mu na to pozwolił, mówiąc, że jak mu się coś stanie to sam się ma o to martwić. Jednak tym razem chciałem się położyć. Nie chciałem zaś obrywać. Alarm wył i wył co wcale nie pomagało mojemu samopoczuciu. Czułem jak zimny pot ścieka mi po karku. Było mi słabo, zimno. Czułem się tak cholernie chujowo!
Zauważyłem wtedy, że magazynek jest oznakowany. Ślepaki. Bez zastanowienia, skierowałem broń w kierunku drzwi i wystrzeliłem kilka razy. Kruk był na tyle charakterystyczny, że na pewno kapną się gdzie iść. Odwróciłem się do wkurzonego brata. Czekałem jeszcze chwilę, żeby mieć pewność, że gówniak nie ucieknie i nie spróbuje czegoś, jednak czy na pewno byłem w stanie się skupić na tyle czy schować się zanim ktoś tutaj bije?

Powrót do góry Go down





Streicher
Gif :
Pokój braci Cross - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Kurt Streicher
Wiek :
36 lat
Wzrost / Waga :
186/90
Znaki szczególne :
Ślepe, lewe oko i poparzenia wokół niego. Siwizna nad czołem.
Pod ręką :
Przepustka, portfel z dokumentami, telefon, broń.
Broń :
Pistolet Beretta 92FS INOX kal. 9x19mm, Amok V980.
Zawód :
Zastępca Zarządcy MORII
Stan zdrowia :
Połamane żebra, liczne otarcia skóry, poparzenia na twarzy. Połowicznie oślepiony.
Leczona bezsenność, zespół chronicznego zmęczenia i PTSD.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t753-kurt-streicher#9208 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1117-streicher
StreicherStrzelec
Strzelec
Re: Pokój braci Cross
Nie 2 Sty - 23:51
Alarm rozbrzmiewał od dłuższego czasu, niosąc się korytarzami kompleksu w każdy, nawet najdalej wysunięty kącik. Przerywał badania, treningi, odpoczynek czy inne codzienne czynności pracowników tej części Forvax, lecz na powierzchni i tam gdzie przebywali cywile i niewtajemniczeni, panowała cisza a życie toczyło się dalej. W trzewiach budynku czyli wszędzie tam gdzie prowadzono czynności operacyjne organizacji zapanowała nerwowa atmosfera, w związku z ucieczką jednego z Obiektów.
Ucieczki nie zdarzały się często a gdy już do nich doszło, szybko pozbywano się problemu ponieważ z siedziby MORII tak po prostu nie dało się uciec. Z pomocą magii owszem, bo niestety Ludzie nie opracowali jeszcze antymagicznych zamków do drzwi czy pół ochronnych mogących pełnić rolę klatki, lecz póki Obiekt nie korzystał z mocy, nie miał szans na wydostanie się poza Forvax.
Kurt Streicher przebywał akurat w swoim gabinecie dopinając pasek spodni, gdy rozbrzmiały pierwsze komunikaty o ucieczce. Traf chciał, że dopiero przyszedł do pracy i miał świeży umysł bo chociaż był jak zwykle zmęczony, zareagował natychmiast, kończąc ubieranie by wykonać szybkie telefony. W kilka minut zebrał załogę i po potwierdzeniu rozkazów, ruszyli korytarzami w pełnym rynsztunku, szukając zguby.
Żołnierz MORII w mundurze zawsze wyglądał imponująco a gdy dodatkowo obserwowało się ich w akcji, przywodzili na myśl jeden, perfekcyjnie działający organizm. Nie było mowy o zbędnych ruchach czy niezrozumiałych sygnałach.
Kurt sunął więc korytarzem trzymając w pogotowiu broń, obserwując otoczenie. Kto mógł, pochował się do swojej kwatery zatem nie było tłoku. Dwóch idącym z nim żołnierzy miało oprócz karabinów sprzęt potrzebny do złapania Obiektu czyli paralizator, pistolecik na strzałki usypiające i zwykłą, tradycyjną siatkę.
Szukali długo a świdrujący mózg dźwięk alarmu zaczynał po prostu drażnić, lecz szli dalej, powoli i czujni jak mało kiedy. Jeśli nie dorwą uciekiniera teraz, trzeba będzie zorganizować szerszą akcję a tego Streicher bardzo nie chciał bo to by oznaczało przymus całkowitej reorganizacji pracy Forvaxu.
Przesuwali się powoli i w milczeniu, nasłuchując cz skądś nie dobiegnie jakiś podejrzany odgłos, niepasujący do dźwięków codziennego życia w budynku.
Gdy nagle padły strzały, mężczyzny spieli się unosząc karabiny. Napięcie sięgnęło zenitu ale nie poruszyli się ani o milimetr, słuchając wystrzałów. Musieli zlokalizować skąd dochodzą.
Zastępca Zarządcy pierwszy ruszył truchtem przed siebie a za nim reszta. Wszędzie rozpoznałby dźwięk tego konkretnego pistoletu, dlatego od razu skierował się w stronę znajomych drzwi, za którymi mieściła się kwatera prywatna braci Cross. Zatrzymał się przed nią, wykonał kilka ruchów dłonią przekazując rozkazy żołnierzom po czym nie czekając ani chwili odsunął się by następnie z całej siły kopnąć w drzwi, otwierając je z buta.
Pierwsi wpadli żołnierze, wykrzykując komunikaty by tamci się nie ruszali. Od razu dostrzegli Obiekt a jeden z nich bez rozkazu wycelował w dziecko pistolecik. Strzałka wbiła się w szyję istoty i zanim tamta zdążyła jakkolwiek zareagować, jej ciało zwiotczało i po prostu osunęło się na podłogę.
Wtedy też do pokoju wszedł Kurt, opuszczając karabin by nie zrobić nikomu przypadkiem krzywdy.
- Czy wszyscy są cali? - zapytał kontrolnie patrząc na przebywających w pokoju ludzi. Zauważył na podłodze Obiekt I wskazał by go wyniesiono, skinął też na powitanie Russelowi a gdy żołnierze podnosili ciałko zrobił im miejsce.
- Kłopoty chyba was lubią, co? - mruknął kręcąc głową i wzdychając z rezygnacją - Jak chcesz to będziesz mógł to zbadać, Russel. Masz wzrok jakbyś wreszcie przyłapał w pracy Wróżkę Zębuszkę. - prychnął i spojrzał na drugiego z braci.
To co zobaczył sprawiło że twarz mu stężała a po plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Hunter wyglądał...jak wrak człowieka. Miał podkrążone oczy, był blady jak śmierć i chwiał się na nogach. Kurt poczuł ukłucie zaniepokojenia i pewnym krokiem doszedł do mężczyzny, wyciągając rękę.
- Koszmarnie wyglądasz, zabieram cię do lekarza. Bez dyskusji. - chciał chwycić za łokieć bruneta i w zasadzie zrobił to, ale gdy nie napotkał pod rękawem bluzy ani mięśni ani kości tamtego, cofnął dłoń patrząc na niego z niedowierzaniem, szeroko otwartymi oczami. Zaskoczenie na twarzy Streichera, tak nieczęste do zaobserwowania, sprawiło że jego twarz wyglądała naprawdę dziwnie. Usta miał uchylone, brwi uniesione wysoko a czerwone żyłki w zmęczonych oczach mocno widoczne, każda z osobna.
Przez trzy sekundy trwał w bezruchu patrząc na Huntera, nie rozumiejąc co się stało. Po tym czasie jednak drgnął, zamknął usta zaciskając mocno szczękę po czym marszcząc brwi zabrał rękę, chwytając nią na powrót za karabin.
- Idziesz ze mną. Natychmiast. - warknął. Nie patrząc już więcej na Russela, przepuścił w drzwiach wynoszących Obiekt żołnierzy i Huna, którego dodatkowo dźgnął lekko lufą nadając jego spacerowi konkretny kierunek, do jego gabinetu.
Przez całą drogę milczeli a Streicher ledwo panował nad gniewem. Gdy jednak dotarli do drzwi, Kurt otworzył je i wpuścił chłopaka, by następnie samemu wejść i zamknąć za sobą drzwi trochę nazbyt mocno.
Nadszedł czas konfrontacji z przełożonym.

ZT Streicher i Hunter

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój braci Cross
Pon 6 Cze - 14:45
Russell przeżywał ciężkie chwile. Po kłótni z Hunterem, całym tym stresem związanym z jego ranami i faktem, że mu ujebało całą rękę(!) był emocjonalnie oraz fizycznie wycieńczony.
Szef kazał mu iść na terapię i jeżeli chciał zachować swoją pracę (a chciał, w końcu gdzie indziej mógłby praktycznie robić co chce oraz rozwijać się jako naukowiec i inżynier jednocześnie?); nie miał wyjścia, musiał się na nią wybrać.
Na początku było bardzo ciekawie. Jego terapeuta była piękną kobietą, powabną. Carmel znany z tego, ze uwodzi każdą piękną osobę, w ramach swojej personalnej terapii – zaczął swoje łowy. Ich wspólnie spędzony czas był bardzo miły, ale tak naprawdę po za dwoma czy trzema sesjami, które skończyły się na seksie – nic z tego nie wynikło. Nie chcąc jednak, żeby Rein się czepiał i przypadkiem ograniczał mu pracę, pozbawiając kontaktów z podwładnymi, musiał przerzucić się na kolejną osobę.
Za drugim razem terapeutą był starszy mężczyzna, praktycznie ślepy i bardzo nie w typie Russella. Czuł się niemal niekomfortowo, kiedy rozmawiali.
Staruszek stwierdził, że rudy ma zaburzenia więzi, że darzy brata jakąś toksyczną miłością. A pfy. Ich relacje nie były toksyczne! Nie szkodzili sobie, nie dręczyli się! I okej może jak nie było drugiego przy tym pierwszym, to było trudno. Może spali razem itp., ale nie byli dla siebie toksyczni! Nie ma mowy! Nie godził się na taki rzeczy. Co prawda zdiagnozował u niego jeszcze kilka innych zaburzeń, ale to związane z młodszym bratem było najpoważniejsze. Miało charakter priorytetowy.
I chociaż nienawidził tego starego dziada, rozmawiał z nim. Bo musiał. Bez Huntera przez tak długi okres czasu praktycznie szalał. Jego ludzie nie mogli go znieść. Ilość pracy, jaką nałożył na siebie i na nich była przytłaczająca. Wszyscy funkcjonowali chyba tylko i wyłącznie za sprawą kawy oraz energetyków. Chyba go nienawidzili przez to wszystko, ale cholera z nimi! Nie ma nic lepszego jak rzucenie się w pracoholizm, by zapomnieć, że nie ma przy nim Huna, że się nie odzywa, że nie może go zobaczyć! Z resztą, cieszyli się, jak odkryli nowy pierwiastek z Krainy Luster. Cieszyli się również po ukończeniu Projektu AXWZJA134, w skrócie AXW. Powstały cudowne, idealne stworzenia, które można wysyłać do lustrzanków, czy też wykorzystywać do obrony bazy.
Russella dręczył jeden osobnik. Kotowaty nie wykazywał wszystkich założonych parametrów, zawalał niektóre testy i sprawiał wrażenie mniej sprawnego fizycznie od pozostałych. Sześć cudów nauki, techniki i technologii, które mniej lub bardziej były kotowatymi; czekały w gotowości do wyruszenia na swoje pierwsze misje. Siódmy, ach ten cholerny i nieszczęśliwy siódmy, był defektem. Odstawał od reszty, był błędem. Trzeba było się go pozbyć. Czekała go dezintegracja. Ale Carmel nie mógł na to pozwolić. Koteczek był śliczny, wciąż zabójczy i wciąż fantastyczny! Do tego tęsknił jak jasna cholera za bratem i potrzebował desperacko wręcz towarzystwa, które go nie opuści. Wyprosił więc szefa, żeby mógł go zachować. I tak oto naukowiec przodujący projektu, ten, który słynie ze swojego sadyzmu – okazał łaskę oraz miłosierdzie, przygarniając nieudany eksperyment.
Terapeutycznym działaniem było również umawianie się na nocki z każdym, kto chciał. Jedna osoba na raz, co prawda, płeć bez znaczenia. Nie było chyba osoby, której nie wziąłby do łóżka. Byle tylko nie być samemu. Ach te niezdrowe relacje z sobą i z innymi ludźmi. Ciało przy ciele, chwile uniesienia, zaspokojenia.
Wizyty u terapeuty pomagały. Nie cierpiał aż tak bardzo. Chociaż czy to aby na pewno zasługa staruszka? A może raczej przeciążenia organizmu, zbyt małej ilości snu, zbyt małej ilości jedzenia i odpoczynku? Raczej stawiał na to drugie. W końcu to  było najlepszym uzależnieniem, najwspanialszym narkotykiem. Praca i jeszcze raz praca. Seks, długi i namiętny, pozbawiony czegokolwiek innego niż potrzeby, bez jakichkolwiek zobowiązań.
Niedawno wrócił do naturalnego koloru włosów. Ściął je. Sięgały mu karku, najdłuższy kosmyk, którym lubi się bawić, kończył się gdzieś w połowie ramienia, może sięgał do klatki piersiowej. Złoto-zielone oczy wyraźnie ukazywały zmęczenie. Nawet makijaż (chociaż delikatny i zrobiony na odwal) nie był w stanie zakryć ciemnych worów pod oczami. Był w fazie męskich ubrań. Tak więc nie przypominał już ślicznej pani, a przystojnego i słodkiego pana.
Obecnie przesiadywał u nich w pokoju. Jadł śniadanie. Ubrany był w zwykłe czarne spodnie, do tego ciemną koszulę z krótkim rękawkiem we wzorki kwiatowe. Nie chciało mu się nakładać biżuterii. Depresja aż przez niego przemawiała. Cholera jasna wie, co jeszcze.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Pokój braci Cross - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Wto 7 Cze - 9:13
Wahałem się. Nawet w pewnym momencie ruszyłem w kierunku garażu jednak przypomniałem sobie słowa lekarza, że mam zakaz prowadzenia pojazdów, póki nie dojdę do siebie. I to, że się w miarę dobrze czuję wcale nie oznaczało, że nie potrzebuję odpoczynku i posiłku. Nie chciałem jeść, nie miałem apetytu, mimo iż nie jadłem dziś nic jeszcze. W końcu miałem przyjechać bez śniadania, a dodatkowo zabieg nie zaczynał się wcześnie rano. Było może późne popołudnie, gdy w końcu wypuścili mnie z poleceniem, że mam nocować w Forvaxie.
Ech...
Wyglądało na to, że nie mam wyjścia. Musiałem iść do pokoju i spotkać się z bratem. Skłamałbym, mówiąc, że się nie stresuję, jednak na pewno przed nikim bym się do tego nie przyznał!
W końcu dotarłem na miejsce i złapałem się na tym, że stałem z dłonią na klamce nie wiedząc czy otwierać czy nie. Jednak nie miałem wyjścia. Nasza willa stała dość daleko od bazy więc spacer odpadał. W normalnych warunkach nie byłoby problemu jednak dziś nie miałem na to ani siły ani ochoty.
Westchnąłem ciężko i nacisnąłem na klamkę. Russell był w pokoju...sam nie wiem czy miałem nadzieję, że go nie będzie czy jak. Przełknąłem ślinę i po prostu wlazłem do środka, nie pokazując nic po sobie - hej Russell - rzuciłem.
Wyglądał...okropnie! Pewnie sam nie wyglądałem lepiej. Cały poobijany i blady.
Nie wyglądał na zadowolonego z tego, że przyszedłem. Rzuciłem teczkę z papierami oraz leki na stół, na co on zaczął swój wywód co to jest, a jak się dowiedział, że nowe wytyczne to zaczął psioczyć zarówno na mnie jak i na lekarzy. Że wymyślają nowe rzeczy zamiast po prostu mi pomóc.
Odwrócił się do mnie plecami. Pokręciłem głową i zrzuciłem bluzę ukazując kolejne siniaki, otarcia i rany. Oraz świeże opatrunki oraz metalową rękę. Zdjąłem temblak i poruszałem nią trochę. Dam radę.
- Russell.... - nie słuchał mnie, nie chciał na mnie patrzeć. Warknąłem cicho i podszedłem do niego - Ruru! - powiedziałem głośniej i dopiero gdy się odwrócił, złapałem go mocno i podniosłem wysoko nad siebie. A Ruru po raz pierwszy od naprawdę dawno mógł zobaczyć na mojej twarzy...prawdziwy, szczery, chłopięcy uśmiech, pełny szczęścia. Trzymanie go w górze było dziwnym uczuciem. Czułem, że coś trzymam, czułem obciążenie, ale nie czułem przecież protezą, mam sporo do nauki zanim wrócę na służbę, jednak teraz powinno być już łatwiej, gdy nie będę siedział sam w domu. Teraz będę miał tego pokurcza zawracającego mi znów dupsko. Ale chyba wolę to od tego robota w domu....
Trzymałem go tak póki nie uspokoił się by go po tym po prostu puścić. Nie...nie odstawić na podłogę, tylko dosłownie puścić i złapać go w objęcia i przytulić mocno. Poczuć jego ciepło, poczuć go blisko. Tęskniłem...naprawdę tęskniłem....

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój braci Cross
Pon 13 Cze - 16:08
Czy czuł jakąś konkretną emocję, kiedy usłyszał głos Huntera? Czy poczuł ulgę, a później przerodziła się ona w coś innego – spokojnie i płynnie, stabilnie zmieniając kształt? Nie. Cała gama emocji się w nim odezwała: zdenerwowanie – bo jak to tak, wchodzi tutaj jak gdyby nic? Bez żadnego uprzedzenia, słowem wcześniej się nie odezwał! Aż twarz zrobiła mu się czerwona. Wyglądał zatem jak wspaniały okaz nie zdrowia. Zbyt blady, z czerwonym odznaczeniem złości.
Poczucie winy było następne. W końcu Russell sam mógł się odezwać do brata. Samodzielnie mógł pojechać do ich domu, po prostu wejść do środka i z nim porozmawiać. Ale nie. Nie zrobił tego. Najpierw był zbyt wściekły; na Huna, potem na siebie za ten wybuch. Jego brat stracił rękę, a on postanowił roztrząsać dramy z przeszłości właśnie teraz! No i chyba najważniejsze – im dłużej czekał po ostygnięciu, opadnięciu emocji –, tym trudniej było mu chwycić za słuchawkę i zadzwonić; co dopiero pojechać.
Ulga, ponieważ w końcu widzi go (ale nie naprawdę, nie zauważył zmiany w swoim bracie, dodatkowego żelastwa, które ten nosił), bo jest cały i zdrowy, chociaż tyle złego go spotkało. Ten cholerny wypadek!
Zaczął swój wywód. Na temat tych choler z Mori, którzy uważali się za dobrych lekarzy. Jak mogli dawać mu te paskudne leki, wypuszczać go, kiedy wyglądał jak z krzyża zdjęty. Czemu nie mogli go całkiem wyleczyć? Czy to pomysł Reina? Czy ich szef znowu się znęca?
- No co chcesz? – zapytał, w połowie wykrzyczał, gdy odwracał się do niego. I wtedy został podniesiony. Złoto-zielone oczy rozszerzył w szoku.
- HunHun…? – poruszył ustami bez żadnego dźwięku, a tak mu się przynajmniej wydawało. Przez chwilę wpatrywał się w szeroki uśmiech brata i zalał się łzami. – Och, och! – w końcu zrozumiał, co się dzieje. Jego brat jest szczęśliwy. Tak bardzo szczęśliwy, ale nie tylko dlatego, że się widzą po takiej długiej rozłące, nie. Hunter go trzymał go swoimi rękoma. Miał drugą rękę, którą mógł ruszać. Szef musiał się zlitować.
- To wspaniałe! – rozluźnił się i wtedy dostał zawału serca, bo braciszek go puścił. Nie zdążył jednak nawet krzyknąć, gdy został wzięty w objęcia. Niemalże automatycznie go przytulił z całej siły.
- W końcu jesteś w domu, cały i zdrowy, z nowymi możliwościami – powiedział, wciąż płacząc. Były to jednak łzy szczęścia i radości. Uśmiech trzymał się jego twarzy. Obecnie nic innego nie miało znaczenia; poczuci winy, złość, rany na jego ciele, czy cokolwiek innego. Hun miał się dobrze. Jego życie nie zostało skończone. Będzie mógł pozostać w MORII, wciąż będzie żołnierzem; będzie robić to, co lubi.
Wtulił policzek w jego klatkę piersiową i słuchał. Rytmu serca, miarowego oddechu. Jak dobrze było go znów mieć przy sobie.
Po jakimś czasie odsunęli się od siebie. Rudy wziął twarz brata w dłonie i spojrzał w dwukołowe oczy. – Pewnie jesteś głody, co? – uspokoił się trochę. Przestał płakać, ale za to wciąż się uśmiechał jak szalony. – Schudłeś i to dużo. Wyglądasz też na kogoś, kto potrzebuje dobrego prysznica i całej masy snu – pogładził go po policzku kciukiem, po czym wziął go za dłoń i usadowił na kanapie.
Śmiało, dziabaj i tak nie byłem głody – stwierdził, przysuwając mu swój talerz ze „śniadaniem”. Pora na śniadanie minęła już wieki temu, ale jemu nie robiło to większej różnicy. Od zawsze miał złe nawyki żywieniowe. Zazwyczaj tyczyło się to jednak jego godzin nauki/pracy, a także snu. Teraz po prostu nie był w stanie wiele zjeść przez brak Huna. Jedzenie stawało mu w gardle, niekiedy czuł niesmak, gdy na nie patrzył.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Pokój braci Cross - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Czw 16 Cze - 10:53
Russell dość szybko się uspokoił, gdy postanowiłem go podnieść. Choć widziałem, że trochę zajęło mu zorientowanie się, co się tak właściwie stało. Gdy już to jednak nastąpiło, popłakał się. Nie spodziewałem się tego, jednak mimo to, uśmiech z mojej twarzy nie znikał. Nawet gdy trzymałem go już w swoich ramionach. Nie odtrącał mnie jednak, tylko przytulił mocno. Ulżyło mi, naprawdę. Może w końcu zacznie się coś układać, a nie tak jak przez ostatnie kilka miesięcy...gdzie nic się nie układało tak jak powinno.
- Jeszcze, nie jestem zdrowy - westchnąłem. Rehabilitacja raczej będzie trochę trwać, a coś mi mówiło, że pojawią się jeszcze jakieś komplikacje w związku z protezą. Miałem tylko nadzieję, że nie będzie to nic bardzo poważnego. Naprawdę chciałem już wracać do prawdziwych treningów, już nie mówiąc nawet o powrocie do służby. Nosiło mnie i to bardzo, ale jednocześnie dobijało mnie to. Bo mało mogłem zrobić, żeby jakoś zmienić ten stan. Teraz będzie już inaczej.
Postawiłem go na podłodze, jednak jeszcze nie puszczałem. Czułem jednak, że moje mięśnie zaczynają mieć dość i zaczynają po prostu drżeć. Musiałem się położyć, jednak mogło to jeszcze trochę poczekać. Nie było ze mną tak źle jak przy amputacji ręki. Jednak narkoza też robiła swoje, a wypuścili mnie jednak dość szybko. Pewnie dlatego, że miałem zostać na miejscu i w razie czego mogli szybko zareagować.
Pogładziłem go po włosach. Nie licząc tego jednego kosmyka, moje były teraz dłuższe. Będę go musiał poprosić by mi je ogarnął, ale to może jeszcze poczekać.
Przytaknąłem głową, gdy powiedział, że na pewno jestem głodny.
Ręka opadła luźno przy boku. Byłem zmęczony a jeszcze jej nie opanowałem. No i ... odzwyczaiłem się od tego, że mam drugą kończynę - mówisz o sobie? - zapytałem -  wyglądasz okropnie - przyznałem. Nim pociągnął mnie na kanapę, wziąłem temblak i założyłem go. Żeby ręka mi nie przeszkadzała.
Usiadłem na kanapie i pociągnąłem brata na kolana - najpierw Ty - powiedziałem głosem nieznoszącym sprzeciwu. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak Russell się odżywiał przez te kilka miesięcy. Teraz już koniec z tym. Będę musiał go ogarnąć. Przynajmniej będę miał się czym zająć, poza swoimi sprawami. Tym bardziej patrząc na to co miał przygotowane. Płatki, z zimnym mlekiem. A nigdy by ich normalnie nie tknął. Było mu widać wszystko jedno co je.
Poczekałem aż zjadł chociaż kilka łyżek. Nie miałem siły się upierać, że ma zjeść wszystko, a był pod tym względem jak małe dziecko, więc gdy wmusił w siebie kilka łyżek, po prostu sam zabrałem się za dokończenie. Moje ciało jednak miało naprawdę dość, bo ręka trzęsła mi się mocno, przez co mój kochany braciszek pomógł mi. Uśmiechnąłem się kącikiem ust i nie marudziłem. Dziś niech mnie porozpieszcza. Wiedziałem, że to mu też pomaga. Od zawsze tak było. Gdy się stresował, po prostu dawałem się mu porozpieszczać i od razu było mu lepiej. Nie ważne czego to dotyczyło.
Gdy zjedliśmy, poczochrałem go ciężką dłonią - pomożesz mi? - zapytałem i spojrzałem mu w zmęczone oczy - tobie też przyda się prysznic...a ja przyszedłem tu prosto z sali operacyjnej i nie mam siły - poza tym.... Ruru miał ode mnie o wiele lepszą wiedzę na temat jak zajmować się takimi ranami. Nieraz już na pewno dawał jakieś żelastwo swoim stworom - będziesz mógł sobie pooglądać co to za kupa żelastwa - zachęciłem jeszcze.
Gdy się zgodził, wstałem i wrzuciłem miskę do zlewu. Potem się tym zajmiemy, nie pali się. Poszedłem do łazienki pierwszy, musiałem się jeszcze załatwić. W końcu nie byłem jakimś pierdolonym robotem. Choć czasem szkoda...

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój braci Cross
Pon 20 Cze - 13:58
Ostrzeżenie; lekki incest, nagość, a później pocałunki

Oczywiście, że zdawał sobie sprawę, iż Hunter nie jest w Pełni zdrowy. Nie był. Czekała go masa roboty – nauka kontrolowania nowej ręki, rehabilitacja, ponowna budowa masy ciała i jego sprawności poprzez treningi, które nie będą zaliczane  do działu rehabilitacji. Ale sam fakt, że miał rękę i ona działała! Był wystarczający.
- Wiem, wiem – powiedział pośpiesznie, wciąż drżąc z emocji – ale jesteś bardziej zdrowy, niż byłeś. Mam na myśli, że masz rękę i ja wiem, że trochę potrwa, ale kiedy nauczysz się jej używać, będzie super – jego wyszczerz był autentyczny i w żadnym wypadku wymuszony.
Jakże on tęsknił za dotykaniem brata. Za jego dużą dłonią, która gładziła go po włosach ze szczególną delikatnością. Nawet jeżeli był wycieńczony, a jego mięśnie drżały z wysiłku.
- Podobasz mi się w długich włosach – stwierdził, czekając, aż ten ubierze temblak – ale jednak krótsza fryzura pasuje ci lepiej. Wyglądasz wtedy bardziej sexy – puścił mu oczko. Dobrze było pożartować, mieć luźniejszą rozmowę i do tego taką… zwyczajną. Tego było mu trzeba.
- Może i wyglądam okropnie, ale uwierz mi, ty jeszcze gorzej – nie chciał dobijać Huna, ale taka była prawda. Wyglądał mizernie, na wymęczonego.
Z radością usadowił się na jego kolanach.
- Niech będzie – zjadł kilka łyżek płatków bez większego entuzjazmu. Nawet powrót Huntera nie sprawił, że jego apetyt się polepszył. Przynajmniej na razie. Rudy sądził jednak, że będzie to raczej długotrwały proces, powolnie mozolny, nim będzie jadać bardziej normalnie. No, a przynajmniej w większej ilości i chociaż trochę bardziej systematycznie.
Potem pozwolił Hunterowi przez chwilę jeść samemu, ale kiedy tylko zaczął mieć trudności – przejął łyżkę i zaczął go karmić. Bez żadnego zbędnego komentarza, z uśmiechem na twarzy.
- Oczywiście, że ci pomogę – powiedział entuzjastycznie, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalało mu zmęczone ciało. – Nie musisz mnie przekupywać ręką, chociaż masz rację, chętnie ją obejrzę z bliska – Hun dobre zakładał, że Russ ma wiedze, która dotyczy zajmowania się ranami związanymi z połączeniami żywej tkanki z elementami maszyn. Wiele razy już sprawdzał i upewniał się, że jakaś mechaniczna noga dla zwierzaka, czy tam cyrkowca działa tak, jak powinna i nie jest odrzucana przez ciało, ani nie prowadzi do infekcji.
Gdy młodszy Cross poszedł się załatwić, starszy przygotował odpowiednie materiały i środki do oczyszczania ran. Przygotował świeże ręczniki i wszedł do łazienki.
- Myślę, że powinniśmy zacząć od sprawdzenia ręki, jak już się rozbierzemy – odłożył rzeczy na półkę i podszedł do Huntera. – Pomogę ci – o ile ten nie rozebrał się wcześniej, rzecz jasna – i zaczął go rozbierać. Potem sam się rozebrał, żeby mieć to już z głowy i usadowił brata na taboreciku. Zabrał przygotowane materiały, następnie biorąc się do roboty. Oczywiście obejrzał ramię i stwierdził, że jeszcze nigdy nie widział takiej technologii. – Wow, Hun, nie wiem, czy wiesz, ale takiego cacuszka jeszcze w życiu nie widziałem. To coś nowego, bardzo zaawansowanego. Nie zdziwiłbym się, gdybyś kiedyś mógł mieć w niej czucie. – pokręcił głową. Teraz nie było na to czasu. Musiał oczyścić rany.
- Dobra, gotowe. Nie ma infekcji i nie widzę znaków, by twoja biologia miała odrzucić protezę. Na chwilę obecną wszystko jest dobrze, możemy iść się myć – powiedział po jakimś czasie. – Dasz radę ustać, czy wolisz siedzieć podczas mycia? – zapytał, ale później stwierdził, że i tak musi siedzieć, żeby starszy mógł umyć mu włosy – zapomnij, nieważne. Usiądziesz. Łatwiej będzie mi myć twoją głowę – posłał mu ciepły uśmiech.
Czy krępował się, będąc całkiem nago ze swoim bratem w łazience? A gdzie tam. Wiele razy już brali prysznic razem. Z resztą nawet gdyby nie brali prysznica, to ich kabina i tak jest szklana i wszystko przez nią widać.


Ostatnio zmieniony przez Carmel dnia Sro 7 Wrz - 23:43, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Pokój braci Cross - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Wto 21 Cze - 9:17
Przytaknąłem głową. Tak, pod tym względem na pewno byłem zdrowszy niż gdy się ostatnio widzieliśmy. Dodatkowo wtedy jeszcze męczył mnie kaszel i byłem przeziębiony.
Uniosłem jedną brew, gdy wyraził swoje zdanie na temat mojej nowej fryzury - nawet jakbyś mnie namawiał, to bym wrócił do krótkich - powiedziałem wprost i zdjąłem gumkę, żeby rozpuścić gęste, czarne jak noc włosy. Przeczesałem je palcami. I tak musiałem się jeszcze umyć, więc musiałem je rozpuścić. Russ na pewno doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie lubiłem mieć długich włosów. Kiedyś za dzieciaka miałem przez chwilę dłuższe, ale szybko z nich zrezygnowałem. Obecnie miałem ulubiona długość i tylko grzywka mogła być dłuższa, która zakrywała moje zielone oko, odziedziczone po ojcu - zetniesz mi je jutro? Nie ufam tej kupie złomu - mówiłem oczywiście o komputerze, który kierował całym domem. Był pomocny tak samo jak roboty, które były z nim połączone jednak.... jakoś wolałem, żeby zajął się tym Russ, który obcina mnie od prawie zawsze i wie co i jak niż robot, który będzie się upierał, że taka fryzura na pewno mi będzie pasować i do tego jest szczytem mody. Russell chociaż już aż tak nie naciskał jeśli o modę chodzi, przynajmniej w tematyce fryzur oraz moich włosów. Ze swoimi niech sobie robi co chce!
- Ja wypocznę i znów będę śliczny a Ty...no może być gorzej - tak. Zdecydowanie było ze mną lepiej. Nie byłem agresywny, ale złośliwości się mnie trzymały. Domyślałem się jednak o co mu chodzi. Jednak...co miałem zrobić? Dosłownie przyszedłem prosto z sali operacyjnej i nie miałem okazji nawet przemyć twarzy, ba! Nawet nie zaglądałem do lustra by obejrzeć limo, które świeżo wykwitło mi pod okiem, jako nietrwała pamiątka po przebudzeniu się z zabiegu. Czułem jednak pod okiem charakterystyczne ciepło, świadczące o tym, że limo jest na pewno widoczne, nawet mimo zimnego okładu, który dostałem od niemowy.
Całe szczęście Ruru nie kłócił się jeśli chodziło o jedzenie. Nie zjadł za wiele, ale lepsze to niż nic. Będę musiał się za niego znów zabrać. Ech.... jakbyśmy kiedyś mieli z jakiegoś powodu zamieszkać osobno, to nie wiem jakby to przeżył. Dosłownie. Wykończyłby się przez te swoje złe nawyki. Nie tylko żywieniowe ale również te związane ze spaniem oraz pracą. Wystarczyło teraz na niego spojrzeć. No i wiedziałem co się dzieje z nim za każdym razem gdy znikałem na kilka dni na akcje czy szkolenia. Całe szczęście dzięki Blaszce mogłem go choć trochę kontrolować jednak przez ostatnie trzy miesiące...nie mieliśmy ze sobą nawet takiego kontaktu.
Uniosłem lekko kącik ust, w ledwo zauważalnym uśmiechu. Również byłem zmęczony, ale cieszyłem się, że Ruru chętnie mi mimo wszystko pomoże.
Nie czekałem na niego długo. Skinąłem mu głową - nadal nie ufasz lekarzom? - zapytałem lekko rozbawiony. Zawsze musiał po nich mnie sprawdzić, skontrolować, zmienić opatrunki. Nigdy nie mógł mi tego odpuścić, nie ważne jak zmęczony po pracy bym nie był. Z resztą...nie ważne też jak bardzo on był padnięty. No...chyba, że jak wróciłem to spał to nie budziłem go po to. Przynajmniej miałem trochę spokoju.
Sam się rozebrałem. W końcu miałem na sobie tylko buty, spodnie i bieliznę. Bluzę zdjąłem chwilę wcześniej, by móc użyć nowej ręki.
Usiadłem na swoim miejscu i gdy mnie już pooglądał, zamrugałem i zerknąłem na niego, po czym przeniosłem wzrok na protezę - serio? - zapytałem i poruszyłem palcami, każdym osobno, tak jakby t była najzwyklejsza ręka - w sumie...lekarze mówili, że będę jej mógł używać jak zwyklej ręki - przyznałem. Nawet nie zwróciłem uwagi, że coś mówili na temat, że poza brakiem czucia nie będzie się to wiele różnić od zwykłej ręki jeśli chodziło o sprawność - podobno ma działać nawet w Krainie - dodałem jeszcze. Zastanawiałem się więc jak ona tak naprawdę działa. Skoro nie ma tam elektroniki to jak ona działa z taką dokładnością, że spokojnie może zastąpić w pełni funkcjonalną rękę? Może kiedyś zapytam szefa, jak już się wszystko uspokoi.
Nie zdążyłem odpowiedzieć na jego pytanie, nim sam to zrobił. Wolałem sobie posiedzieć jeszcze trochę no i faktycznie nie umyje mi włosów gdy będę stał. Byłem na to zdecydowanie za wysoki.
Przenieśliśmy się do kabiny i dałem mu się umyć. Potrzebowałem chyba takiej odrobiny relaksu. W pewnym momencie, gdy stał za mną, po prostu odchyliłem się w tył i oparłem o jego tors głową. Westchnąłem i zamknąłem oczy. Trwałem tak przez chwilę, potrzebowałem tego krótkiego wyciszenia.
W końcu jednak uchyliłem powieki i spojrzałem w zmęczone oczy brata. Wahałem się chwilę, po czym niepewnie podniosłem prawą rękę i najostrożniej jak umiałem, poczochrałem mu włosy. Pewnie i tak trochę za mocno to zrobiłem ale musiałem się kiedyś nauczyć.
W końcu się odsunąłem i pochyliłem do przodu, opierając łokciami o uda. Spojrzałem na protezę i drugą ręką zacząłem badać jej strukturę - jak myślisz...ile zajmie mi jej opanowanie? - zapytałem niepewnie, po czym zamknąłem znów oczy - kto by pomyślał...że Szef umie robić niespodzianki - dodałem jeszcze. W końcu Russ mógł nie wiedzieć, że sam nie miałem pojęcia, póki się nie wybudziłem, że dostanę jednak protezę. Westchnąłem głęboko, dając się wymyć do końca. Oczywiście jeśli Russ chciał, to odsunąłem się i dałem mu usiąść przed sobą. Podłoga nie była taka zła, a ja nie miałem zamiaru wstawać, tak będzie nam obu łatwiej. Starałem się być delikatny ale mógł zauważyć, że jakby naturalnie (dla mnie) używam tylko jednak ręki i tylko gdy sobie przypominam, że mam drugą, jej używam by sobie trochę pomóc. Cóż....z jednej strony trzy miesiące to nie dużo, ale na tyle dużo, że przyzwyczaiłem się do braku kończyny co na pewno trochę utrudni naukę posługiwania się protezą.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój braci Cross
Pon 27 Cze - 18:43
Teraz kiedy Hunter tak mówił o tym, że wróciłby do krótkich włosów, naszła go myśl. Podła, ale nie okrutna czy też dramatycznie paskudna.
- Wiesz co? – zatrzepotał rzęsami – myślę, że to będzie twoja taka mini kara za doprowadzenie siebie i mnie do stanu nerwicy zmieszanej z depresją i kurwicą – mówił z uśmiechem – twoje włosy zostaną takiej długości, dopóki nie wrócisz na czynną służbę! No, może trochę jutro ci przy twarzy je przytnę, żebyś na oczy coś widział, a tak to… męcz się z nimi! Ha! – klasnął w dłonie, jakoby wpadł na najlepszy możliwy pomysł na świecie.
Tak więc prośba Huntera o ścinanie włosów była bezwartościowa; będzie musiał się z nimi męczyć jeszcze przez jakiś czas.
- Jeżeli ty będziesz śliczny po wypoczynku, to ja zostanę miss Anglii – rzucił, odpowiadając na złośliwość braciszka. Tego też mu bardzo brakowało. Niesamowicie wręcz. A wcześniej sądził, że jest to zbędne i nie muszą sobie dogryzać aż tak często. No, zatęsknił, jak mu tego zabrakło – dokładnie jak w powiedzeniu, że człowiek uświadamia sobie co miał, kiedy to stracił i zaczął tęsknić.
Wydał z siebie prychnięcie, kiedy ten zapytał o jego zaufanie do lekarzy. A raczej jego brak. – Oczywiście, że nie. Cholera wie, co mogli ci zrobić, zwłaszcza jeżeli nigdy wcześniej nie zajmowali się przytwierdzaniem nerwów, żeby mogły odbierać impulsy z mózgu. To nie taka prosta sprawa i chociaż będziesz mieć niejako ograniczone ruchy; zwłaszcza palcami, to sądząc po tym cacuszku – nie będą one duże.
Przerwał swoją pracę, gdy Hun mu wyznał, że ma działać nawet w Krainie. – Jak? – zdołał tylko z siebie wykrztusić. To nie była jakaś prosta struktura, jedna z tych, które dawał swoim tworom, żeby w razie czego mogły jeszcze chodzić, czy mniej więcej ruszać ręką/palcami. To była zaawansowana technologia! Ona nie miała prawa działać w krainie. To było niemożliwe… ale jeśli jednak rzeczywiście było? Kto ją zrobił? Najpewniej główny inżynier. Przegryzł wargę. Będzie musiał się do niego wybrać. Pal sześć, że może mu nie dać schematów (rudy by w życiu nie dał swoich), byle niech zrobi tego więcej. Dużo więcej.
Potrząsnął głową. Nie teraz. Ręką zajmie się potem. Teraz liczyło się umycie Huntera i zaprowadzenie go do spania. Nic więcej.
Czule się uśmiechnął, czując jak HunHun się o niego opiera. Sam Russell również poczuł się bardziej zrelaksowany oraz spokojny. A do tego zmęczony. Odepchnął od siebie ostatnią falę, zajmując się obmywaniem brata.
- Jestem z ciebie dumny – powiedział, gdy ten go poczochrał. – Masz ją niespełna ile? Godzinę? Dwie? A już możesz nią poruszać na tyle, by nie tylko sięgnąć do mojej głowy, ale i mniej więcej delikatnie mnie poczochrać. To jest duży wyczyn, Hunter. Bardzo duży – pochylił się trochę oraz lekko objął go na wysokości szyi, a potem pocałował w czubek głowy.
Zmarszczył brwi. – Niespodzianki? Nie wiedziałeś, że dziś ją dostaniesz? – chciał zweryfikować swoją wiedzę. – Miałeś, co? Przyjechać na kontrolę i nagle bum! Śpisz i potem budzisz się z ręką? Tak to było? – jeżeli taka była prawda, to Hunter pewnie prawie padły by jak długi z emocji, gdyby nie fakt, że wciąż leżał, gdy się obudzi. Kuźwa. A rudy myślał, że to tylko jemu szef słówkiem nie pisnął.
Skorzystał z oferty brata. Usadowił się przed nim, pozwalając umyć. Zawsze jest miło, kiedy ktoś szoruje mu plecki.
- Dobra, czas się wycierać, myć zęby i możemy iść spać – powiedział, kiedy już skończyli. Następnie ruszył zgrabny, acz wychudzony tyłek, poszedł po ręczniki i wytarł Huntera oraz siebie.
Później obaj umyli zęby i skierowali się do pokoju. Wciąż byli nago, ale Hunter zazwyczaj spał w taki sposób, a Russell chciał czuć jego ciepło przy swoim boku bez zbędnych ubrań. Zresztą, w pokoju mają masę ubrań.
Starszy zapomniał jednak o jednej ważnej i energicznej osóbce. Axela, jego mała „panterka” rzuciła się na stopę Huna, gdy tylko ten przekroczył próg pokoju. Na szczęście kociak był jeszcze malutki, więc nic poważnego mu się nie stało. No i Russ od razu ją zbeształ oraz wziął na ręce. Potem odwrócił się do wyższego z przepraszającym wyrazem twarzy. – Przepraszam, że cię nie ostrzegłem. Totalnie o nim zapomniałem – westchnął, gładząc futro czarno-niebiesko-fioletowego kociaka. – Hunter to jest Axela, Axela to Hunter. Mój mały braciszek. Masz być miły dla niego, okej? – zapytał kotowatego, który wlepił ślepia w Huna i na znak, że słucha swojego pana, miauknął tylko.
Puścił kotka na podłogę. Zwierzę zaciekawione obwąchało młodszego z braci, a potem wydało z siebie mruknięcie. Axela przeciągnął się, by następnie ziewnąć oraz wrócić do swojego legowiska. Ponieważ zwierzęta nie śpią w łóżku. No i jeszcze nie spotkał Farfocla. I jak tamten się wbije, to kot też nie odpuści.
- Jest jednym z moich eksperymentów. Nie udany, nie do końca. Miał iść na śmierć, ale go przygarnąłem. Chyba brakował mi towarzystwa. W każdym razie to zwierzę bojowe i totalnie przystosowane do chodzenia po Krainie. No, ale o nim możemy pogadać jutro, albo po prostu przeczytasz sobie specyfikacje.
Nie czekając na Huna, rzucił się na łóżko. Czas wtulić się w niego i iść spać. – Och, może trochę świecić w nocy, ale się nie przejmuj. Nie panuje jeszcze nad tym zbyt dobrze – kiedy tylko młodszy Cross znalazł się na łóżku, Russell z automatu się na niego praktycznie wpakował oraz wtulił.
Dobranoc.
Jeśli Hun coś powiedział, ten tego nie usłyszał. Momentalnie zasnął.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Pokój braci Cross - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Sro 29 Cze - 11:14
Spojrzałem na niego i zmarszczyłem brwi. Westchnąłem ciężko i pokręciłem głową. Wiedziałem, że i tak go nie przekonam do zmiany zdania. Jakoś wytrwam ten czas w długich włosach. Nie miałem siły się kłócić. Przynajmniej póki nie zacznę treningów, tych poważniejszych, a nie jakieś przepychanki przed piwkiem. Pokręciłem głową i westchnąłem - to chociaż zrób mi znów grzywkę  - może było to mało męskie pytanie, jednak przyzwyczaiłem się już do takiej fryzury. Chociaż tyle chciałem mieć z czegoś co znam. Już jakoś przeżyję te długie kudły. Przynajmniej miałem gęste włosy a nie tak jak co poniektórzy, którzy wielce mieli włosy po dupę, ale było ich pięć na krzyż.
- Utniesz sobie chuja? Czy już Ci odpadł? - może nie było to miłe. Jednak skoro chciał być miss, to raczej z chujem by mu to nie wyszło. Już widzę jak zakłada bikini i zastanawia się jak pokazać jak najwięcej a jednocześnie nie zdradzić, że ma coś między nogami. Tym bardziej, że nie miał jakiegoś tiktaka, choć oczywiście do mnie było mu daleko!
Pokręciłem głową. No tak...Nie ważne jaki lekarz się mną zajmował on i tak musiał sprawdzić i poprawić. Nie przeszkadzałem mu jednak. Sam niepewnie zerknąłem na swoje ramię, jak to rozwiązali. Wyglądało to trochę tak, jakby metalowa ręka wyrastała spod skóry. W sumie, podobał mi się ten motyw. Kto wie, może jak się już wyleczę, to wytatuuję sobie to miejsce, żeby zakryć blizny (nie żeby mi te przeszkadzały) i dodam coś co bardziej będzie wyglądać jakby nie była to proteza. Kozak.
Poruszyłem lekko palcami. W sumie nie umiałem określić, czy ruchowość jest taka sama. Tylko tyle co mogłem zobaczyć...ale nic więcej. Obecnie jednak nie mogłem się skupić na tyle, żeby to określić. Ale skoro Russell mówił, że będę miał mniejszą...jakoś sobie z tym poradzę. Nie mam zbyt wielkiego wyboru.
Wzruszyłem ramionami - nie do końca miałem głowę, żeby o to wypytywać - powiedziałem spokojnie. Może w tych papierach, które mi dano, będzie coś wyjaśnione. Jak na razie i tak nie wybierałem się na Drugą Stronę. Nawet do bazy w Szkarłatnej. Najpierw muszę się wykurować i to jak najlepiej.
Spojrzałem w oczy brata, gdy powiedział, że jest ze mnie dumny, a w moich dwubarwnych mógł wyczytać pytanie. Jednak szybko mi na nie odpowiedział - gdybym dostał ją wcześniej....szło by mi to jeszcze lepiej - wtedy pamiętałbym dokładnie jak porusza się ręką. Zbadałem znów fakturę metalu zdrową ręką. Było mi trochę smutno. Nie wiedziałem czy wrócę kiedykolwiek do dawnej sprawności. Co prawda sprawność palców nie jest dla mnie aż tak ważna, o ile proteza nie zawiedzie, gdy będzie najbardziej potrzebna. Będę musiał porozmawiać o tym z Ruru, jednak to może zaczekać. Mówił, że wcześniej nie widział takiej protezy...jednak trochę się na tym zna, więc może... coś mi będzie w stanie na ten temat powiedzieć.
Przytaknąłem głową - mniej więcej - powiedziałem i westchnąłem - miałem...przyjść na badania....narkozę wyjaśnili tym, że są one obciążające dla organizmu - powiedziałem pokrótce ale coś mi mówiło, że to mu nie wystarczy. Wahałem się, ale w końcu zamknąłem oczy. Milczałem, póki nie usiadł przede mną. Dopiero wtedy zacząłem mówić. Ugh....czemu ostatnio tak mnie do tego zachęcano nawet nic nie mówiąc?! - gdy....wyniosłem się do willi, nie było ze mną dobrze - pewnie to wiedział, na pewno śledził co się dzieje z moim zdrowiem - brałem eksperymentalny lek, stworzony dla Cyrkowców - zgrzytnąłem lekko zębami - nie...nie dlatego, że mnie w jednego planowali zmienić...musiałbym się na to zgodzić, jednak...sam wiesz, że tworzycie również twory, które nie czują bólu i inaczej się regenerują - westchnąłem i zabrałem się za mycie jego rudych kłaków - było...ze mną źle. Ale potem było już lepiej. Dlatego, nie było dla mnie dziwnym to, że chcą mnie uśpić do jakiś badań - zaraz potem zaśmiałem się krótko. Spłukałem pianę z włosów brata i pogładziłem go delikatnie nową ręką - zorientowałem się w momencie...gdy w trakcie budzenia się...zajebałem sobie protezą w pysk i nabiłem limo - przyznałem, wyjaśniając, dlaczego jeden z siniaków jeszcze się tworzy.
Skinąłem głową i wstałem. Dałem się wytrzeć, sam jednak ogarnąłem swoje włosy. Przeczesałem je i umyłem zęby. Nim Russell uciekł do sypialni, zatrzymałem go i poprosiłem by założył mi opatrunki oraz zabezpieczył rękę. Na pewno wiedział jak, jednak i tak przekazałem mu zalecenia lekarzy. Połknąłem prochy i ruszyłem do sypialni.
Nie spodziewałem się ataku na moją stopę. Nie zdążyłem jednak zareagować w żaden sposób, gdy Ruru wziął malucha na ręce. Pokręciłem tylko głową i usiadłem na łóżku. Rozmasowałem lekko stopę, usuwając z niej krew. Troszkę mnie zadrapał, ale nie było to nic czym bym się musiał przejmować. Rano nie będzie nawet śladu.
Przytaknąłem głową - dobra chodź już spać - powiedziałem, uciszając go. Nie miałem teraz ochoty słuchać o nowym zwierzaku. Rano i tak będę musiał pojechać po swojego zwierza. Zdecydowanie wolałem psy. Ale cóż... nie będę kazał mu wywalać kociaka tylko dlatego, że za nimi średnio przepadam.
Ułożyłem się na łóżku i westchnąłem ciężko gdy się na mnie położył - dobranoc - westchnąłem i zasnąłem dość szybko. Byłem bardzo wyczerpany.

Rano obudziłem się dość wcześnie. Jednak nie sam z siebie, tylko przez brzęczący telefon Russella. Usiadłem i odebrałem go bez większego zastanowienia.
- Czego?! - warknąłem do słuchawki, zachrypniętym głosem.
- Kto mówi?! Gdzie jest doktor Cross? - odpowiedział nieznany mi głos. Nie podobał mi się.
- Jego brat... - zacząłem, ale koleś zaś się wtrącił.
- Od nie ma brata! Nigdy o nim nie... - nie dał rady dokończyć. Ktoś zaczął się z nim szamotać i chyba wyrwał mu telefon z ręki.
- Hunter?! To Ty? - zapytał bardziej znajomy głos.
- Mhm...po chuj dzwonicie? - sam nie wiem czemu, nagle usłyszałem jakieś krzyki radości. O chuj chodziło?
- Powiedz mi, czy Russell dziś przyjdzie? - gdy usłyszeli, że raczej nie, bo jeszcze śpi i pewnie nie przyjdzie przez kilka do pracy usłyszałem więcej okrzyków i podziękowania, po czym bez słowa się rozłączyłem. Chyba musiałem  zadzwonić do Szefa i załatwić bratu wolne.
Nim to jednak zrobiłem, usłyszałem miałczenie. Kociak czegoś chciał. Westchnąłem ciężko i poszedłem do kuchni. Nalałem mu mleka, bo to mi pokazywał. Następnie zadzwoniłem do Szefa i wyjaśniłem sytuację. Na szczęście zgodził się, by Ruru wziął kilka dni wolnego. Dopytał też czemu nie dzwonię ze swojego numeru. Cóż...zostawiłem telefon w samochodzie, a po zabiegu do niego nie wróciłem.
Porozmawialiśmy chwilę o moim samopoczuciu i gdy skończyliśmy, sam napiłem się jeszcze wody i zjadłem kolejne leki. Nie zapowiadało się jednak by Ruru miał się szybko obudzić, dlatego położyłem się i uznałem, że jeszcze się zdrzemnę. Dziś nic nie miałem w planach, poza pojechaniem po Farfocla.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój braci Cross
Pon 4 Lip - 13:25
Na grzywkę mógł się zgodzić, żaden problem. Byle się pomęczył z resztą długich kłaków.
- Zrobię, wolę, żebyś coś widział. Jeszcze zrobisz sobie krzywdę przez włosy na oczach – westchnął. To byłoby smutne doświadczenie; poważnie się uszkodzić, bo czarne włoski wpadły mu prosto na twarz i zasłoniły cały widok.
- No zabawne – prychnął, chociaż kąciki jego ust lekko zadrżały, zdradzając niewielkie rozbawienie tym komentarzem – dla twojej wiadomości mój penis ma się bardzo dobrze.. i jak mógłbym się go pozbyć? To ograniczałoby mnie tylko do pozycji bottoma! No i utrudniało seks z kobietami – stwierdził z powagą, jakby to rzeczywiście była najpoważniejsza konwersacja, do której się przygotowywał całe życie. – Z resztą, wierzę w równouprawnienie! Także nawet z penisem zostanę miss! No i wiesz, są specjalne tasiemki, żeby go sobie przykleić, tak by nie leżał luźno w majtach. Powinieneś zacząć oglądać ze mną Rupaul DragRace, doedukowałbyś się!
W końcu co jest lepszego niż oglądanie mega uzdolnionych DragQuenn, które biorą udział w różnych, zabawnych konkurencjach? Ubrania, które sobie szyją są niesamowite, tak samo jak zdolności artystyczno-taneczne. No, przynajmniej części z nich.
Gdy usłyszał wyjaśnienia Huntera, dlaczego nie uznał za dziwne, że chcą go poddać narkozie do zwykłego badania – głęboko  w sobie poczuł przeraźliwe zimno, a serce zabiło mu z boleścią. Och. To nie powinno wyglądać w ten sposób…
- Hunter tak mi przykro – powiedział, czując, że zaraz znowu się rozpłacze – Jesteśmy debilami, ja jestem – podciągnął nosem. – Nie powinienem rozgrzebywać przeszłości w tak trudnym dla ciebie okresie… - nie powiedział już, że Hunter nie powinien wynieść się z domu tak, jak stał, zostawiając wszystkie rzeczy za sobą i biorąc jedynie Farfocelka. Jednak HunHun mógł wyczuć w sposobie, w jaki zakończył zdanie, że ma coś jeszcze dopowiedzenia. Mógł się też domyślić, o co chodziło.
- Hunter, czy ty zdajesz sobie sprawę, co to znaczy? Jak po obudzeniu się mogłeś ruszyć ręką? – podekscytował się – czas rehabilitacji i nauki jej używania będzie jeszcze krótszy niż sądziłem! – uśmiechnął się, a łzy przestały już spływać mu po twarzy.

Russell zaczął się powoli wybudzać. Pierwszym co dotarło do jego nieprzytomnego mózgu, było to, że czuje koło siebie dobrze umięśnione, nagie i ciepłe ciało. Jak przez mgłę pamiętał Huntera, lecz uznał, że to był tylko sen i znowu ma kochanka przy swoim boku.
Wydał z siebie leniwe mruknięcie i – wciąż nie otwierając oczu – wdrapał się na drugiego mężczyznę.
- Dzień dobry – powiedział cicho, by następnie znaleźć ustami, jego usta i zacząć całować. Najpierw wolno, przechodząc w coś bardziej namiętnego.
Zakołysał biodrami, ocierając się o poranny wzwód kochanka. Mruknął  w jego usta z aprobatą. Przyrodzenie mężczyzny było duże – dokładnie tak, jak lubił.
W końcu oderwał się od ust drugiego; uniósł się trochę, by opaść na męskość kochanka, lecz nim to zrobił, w końcu otworzył oczy. Oprzytomniał  kilka sekund.
- HUNTER?! – opadł na łóżko, tuż obok niego. – Czemu mnie nie powstrzymałeś! – rzucił z wyrzutem, by przenieść wzrok na jego nową rękę. – Och, nie śniło mi się to! Masz nową łapę! I jesteś tu, jak dobrze! – uśmiechnął się do niego, po czym wstał przywitać się z Axelą, jak gdyby nic się nie stało. – Cześć piękności moja – pogłaskał kociaka i pociumał po główce.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Pokój braci Cross - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Sro 6 Lip - 14:03
No i się rozgadał. Zakryłem mu twarz dłonią - przytkaj się, nie chcę wiedzieć czy Twój tik-tak się dobrze czuje - powiedziałem z wrednym tonem - uwierz mi, że nie chce wiedzieć jakich tasiemek się używa. Z resztą mojego byś nie ukrył - wyprostowałem się jeszcze, dumny. W końcu byłem od niego większy nie tylko w tych najbardziej widocznych miejscach, choć nigdy mu tego nie wypominałem. No...czasem się droczyłem z tego powodu, ale co mnie interesowało co mój brat nosi w majtach? - co za Ciebie za facet, że musisz se go przyklejać - pokręciłem głową z dezaprobatą. Owszem... gdy nie był w zwodzie to wiadomo, że się średnio prezentował. Ale, żeby go od razu chować. Może wynikało to z tego, że sam kiedyś byłem striptizerem, w swoim własnym klubie, gdy jeszcze szefowałem Szklanym Krukom, a w tej branży nawet jeśli nie pokazywało się samego ciałka, to musiało się wyglądać... jednak jakoś nie docierało do mnie po chuj to robić. No...co innego na jakąś misję, gdzie musiał udawać babę. To jeszcze tak, ale cóż.... raczej miss by i tak nie został.
Wzruszyłem ramionami, gdy uznał, że jest my przykro i że nie powinien rozdrapywać przeszłości. Przeszłość to przeszłość i nie było co nad nią bóldupować. Wiele się wydarzyło, ale jeśli każdy będzie rozpamiętywał to co robił dawniej to nikt do niczego nigdy nie dojdzie. Nie pouczałem go jednak. Wiedziałem, że najchętniej jeszcze by coś dodał ale już tego nie komentowałem. Może i nie powinienem sobie wtedy iść w pizdu, jednak czułem, że tak będzie lepiej. Potrzebowałem się wyciszyć. To nie było po prostu złamanie czy kontuzja, a jednak coś co mogło dość mocno zadecydować o mojej przyszłości, a raczej jej braku....
Spojrzałem na niego, gdy ten się nagle podniecił faktem, że od razu mogłem poruszyć całym ramieniem - lekarz był bardziej zdziwiony chyba tym, że tak szybko się rozbudziłem, niż tym, że mogę poruszać ręką - przyznałem i poruszyłem cały barkiem, kilka razy podnosząc rękę, po czym westchnąłem - obyś miał rację - coś mi mówiło, że to wcale nie będzie takie proste jakby się wydawało.

Bodźce do mnie docierały jak przez mgłę. Nie orientowałem się co się dzieje, póki Russell nie zwrócił się do mnie po imieniu - nie...zdążyłem - przyznałem.
Odwróciłem się na bok i spoglądałem na niego. Również nie ciągnąłem tematu. Musiałem się rozbudzić. Leżałem i przyglądałem się zaspany jak brat wita się ze swoim potworkiem.
- Ruru, chodź jeszcze tu na chwilę - poprosiłem i gdy tylko znów się położył...wtuliłem się do niego. Przycisnąłem twarz do jego płaskiej klatki. Wtuliłem się mocno, domagając tym samym odrobiny czułości. Nie...nie seksualnej. Zwykłej bratniej czułości.
Westchnąłem głęboko - tęskniłem braciszku - wyszeptałem, ale wiedziałem, że mnie usłyszał. Mógł zobaczyć, że nadal jestem bardzo senny, a ten widok....był naprawdę nietypowy. Lekko przysypiałem, jednak starałem się utrzymać przytomność, odpoczywałem ciesząc się bliskością brata. Oddychałem powoli i głęboko. Nową rękę miałem nadal przywiązaną do ciała bandażem, a tylko tą zdrową przytulałem brata. Może dla niego nie było to zbyt wygodne, ale teraz to nie to się liczyło.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój braci Cross
Wto 19 Lip - 16:42
Wywrócił oczami, kiedy Hun kazał mu siedzieć cicho i zaczął mówić o jego „tic-tacku”. Nie wina Russella, że jest mniejszy od brata nie tylko wzrostem, ale i rozmiarem przyrodzenia. Chociaż gdyby miał być szczery, to czułby się raczej nieswojo, gdyby pomimo takiej różnicy w budowie ciał, ich prącia byłyby do siebie podobne. A gdyby to penis Huntera był mniejszy od tego Carmel… Zdecydowanie czułby się niekomfortowo.
- Nie musze – powiedział, kiedy udało mu się wydostać i uwolnić usta spod ręki braciszka – ale czasami chcę. Mało tego, często dobrze jest przykleić, jak się przebieram w kobiece ubrania. Wiesz, robią mi zdjęcia pod różnymi kątami – wyszczerzył się, dumny z siebie i swoich osiągnieć jako modela. Nie wspominając już o jego byciu inflaucerem, cykaniem sobie fotek oraz wrzucaniem ich na instagrama. Hajs się musi zgadzać. I popularność wśród fanów.
- A ty się dziwisz, czemu nie ufam lekarzom, jak tamci się dziwią mało istotnymi rzeczami – pokręcił głową – najważniejsze dla nich powinno być to, że od razu byłeś w stanie ruszać ręką, mało tego: całkiem ją unieść, zgiąć w łokciu i uderzyć się w twarz. To jest duży wyczyn. Bardzo duży.


Westchnął, słysząc jego wymówkę. A przynajmniej zdawało mu się, że była to wymówka. Niekiedy nawet rudemu ciężko było powiedzieć, jaka jest dokładnie ich relacja.
- Kocham cię, Hun Hun, serio, ale jak starszy brat może kochać młodszego. Nic więcej – stwierdził, mając wewnętrzną potrzebę, żeby to wyjaśnić. Może i był toksyczni, ale bez przesady.
Cross wygłaskał i wyciumał swojego kociaka, a potem wrócił do łóżka tak, jak prosił go o to Hunter.
- Już dobrze – powiedział cicho, obejmując brata jedną ręką, a drugą gładząc go po włosach.
- Ja też tęskniłem – przyznał, totalnie nie przejmując się faktem, że jest mu mega nie wygodnie.
- Hun, chciałbyś zobaczyć się z ojcem? – wciąż gładził go powolnymi ruchami – jestem przekonany, że jak byłeś w domu, to się nie kontaktowaliście, a na pewno chciałby wiedzieć, że chociaż spotkała cię krzywda, to „nic” ci nie jest, wrócisz do pełni sprawności.
Russ wiedział, że tamta dwójka nie rozmawia ze sobą zbyt często, ale nie zmieniało to faktu, że był ich ojczymem. Mało tego: co jakiś czas kontaktował się on z rudym i mniej więcej wiedział, co się dzieje u braci.
Zmrużył oczy, kiedy promienie słońca padły na jego twarz. Wtedy też jego mózg zaczął pracować. Olśniło go.
- Muszę iść do roboty! – niemalże krzyknął. Poderwał się do siadu, strącając z siebie brata. - Jezu, z tego wszystkiego prawie zapomniałem. Jakim cudem to się mogło wydarzyć?! Już jestem spóźniony! Och, słońce dawno wstało! – może i dramatyzował, ale słusznie. W końcu jego praca była ważna.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Pokój braci Cross - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Pokój braci Cross
Wto 19 Lip - 23:13
Wywróciłem oczami - wiem....widziałem to zbyt wiele razy - powiedziałem spokojnie. Wiele razy widziałem Russella w trakcie zdjęć, w końcu bardzo często mnie na nie zaciągał. Sam często musiałem się przebierać, ale na szczęście ja raczej musiałem bardziej uwidocznić swoje wdzięki niż je ukrywać tak jak mój kochany braciszek. Trudno by było mnie przerobić na jakąś laskę, dlatego bardziej chcieli uwidocznić moje męskie ciało. Teraz może w końcu się ode mnie odczepi. Raczej nie będę taki dla nich atrakcyjny, mając metalową łapę. A przynajmniej miałem taką nadzieję.
Uniosłem lekko brew, naznaczoną blizną sprzed kilku miesięcy, którą zostawił mi Kurt, przy naszej wymianie ciosów trzy miesiące temu - to serio taki wyczyn? Po prostu podniosłem rękę...a ona mi spadła na łeb - wzruszyłem ramionami. Pomasowałem lekko miejsce przyczepu ramienia. Miałem nadzieję, ze to chociaż się szybko zagoi i będę mógł w pełni zacząć ćwiczyć, bo na razie musiałem oszczędzać bark, żeby na pewno nic się nie naruszyło.

Pokręciłem głową - też Cię kocham Ruru... - przyznałem, co nie było dla mnie częste. Zamknąłem oczy i westchnąłem głęboko - niedawno brałem leki... zamulam - dodałem jeszcze, by wyjaśnić dlaczego nie zareagowałem od razu. Normalnie pewnie zaraz bym go zrzucił z siebie i jeszcze mu przywalił. Ale teraz bym po prostu spał i nic więcej. Byłem zmęczony. Oczy same mi się zamykały ale wiedziałem, że muszę coś niedługo zjeść i zajechać po Farfocla, ale na razie nie za bardzo się nadawałem do siadania za kółko.
Zamruczałem nisko, gdy pogłaskał mnie po głowie. Czasem wychodził ze mnie pieszczoch, mało kto jednak miał okazję to zobaczyć.
Spiąłem się mocno, gdy wspomniał ojca. Domyśliłem się jednak, że raczej nie mówi o tym moim biologicznym. Tym bardziej patrząc na jego dalsze słowa - bardziej interesuje go mój portfel niż stan zdrowia - podniosłem wzrok, żeby spojrzeć na niego - mówiłeś mu co mi się stało? - zmarszczyłem brwi. Wolałbym, żeby nie wiedział co dokładnie się wydarzyło. Żeby nie wiedział, że straciłem rękę. I tak wystarczy mi to, że wiedział, że byłem w domu...o tym na pewno dowiedział się od Ruru. Bo od kogo innego...w końcu nie mógł dowiedzieć się od Kurta czy Reindhardt'a.
Stęknąłem niezadowolony, gdy Russ się nagle zerwał - nie spiesz się - powiedziałem i wciągnąłem go znów na łóżko i okryłem nas kołdrą - masz jak na razie tydzień wolnego - ziewnąłem i wtuliłem się do jego pleców, otaczając go mocniej ramieniem - dzwonili za tobą jakieś dwie godziny temu....zadzwoniłem do Szefa by dał Ci wolne. Przydasz mi się - dodałem jeszcze, rozluźniając się - muszę zajechać po Farfocla - dodałem jeszcze, starając się jakoś nie zasnąć.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój braci Cross
Pon 25 Lip - 14:08
Hunter patrzył na to ze złej strony, chociaż może właściwszym stwierdzeniem byłoby, że spoglądał na to przez pryzmat osoby niedoświadczonej, niezaznajomionej z biologią oraz technologią, a co dopiero biotechnologią. Jemu, zdaniem Russella, wydawało się, że ruszanie nową ręką, protezą, niczym nie różni się od ruszania ręką biologiczną, którą miało się od zawsze. Co oczywiście nie jest poprawnym założeniem. Proteza odpowiada jedynie za sygnały nerwowe, wysłane z mózgu, by się poruszała. Nie ma w niej mięśni, które by ją stymulowały. Mało tego: przez fakt, że jej nie miał, że w tak okropny sposób został jej pozbawiony: niektóre z jego połączeń nerwowych mogły zostać nieodwracalnie uszkodzone, więc w teorii mógłby mieć nawet jeszcze mniejszą władzę nad protezą. Jednakże jego poruszenie ręką wskazywało na to, że mózg wysyła sygnały w sposób prawidłowy, a nerwy Huntera docierają do protezy i wywołują u niej funkcje mechaniczne bez większym problemów.
- Uwierz mi na słowo, to prawdziwy wyczyn – powiedział, bardzo zadowolony z tego zdarzenia.

Ucieszył się, słysząc słowa braciszka. Hun Hun nie był wylewną osobą, rzadko kiedy mówił otwarcie, że kochał Carmel, więc rudy za każdym razem cieszył się jak dziecko, które zaraz miało znaleźć prezenty pod choinką.
- No dobrze – westchnął. Okej, teraz rozumiał, czemu nie został powstrzymany. Hunter był po lekach i sądząc po jego stanie – sprawiały, że bardzo wolno kojarzył fakty. – Jakbyś miał po nich jakieś dziwne skutki uboczne, to daj znać, poszukam jakichś zamienników – uświadomił go, uśmiechając się. Radosny wyraz twarzy starszego jednak zaraz zniknął.
- Dlaczego miałby interesować go twój portfel? – nie rozumiał. Przecież Steve nigdy nie brałby pieniędzy od swoich synów. Dlaczego więc Hunter sugerował, że brał coś od niego? Znaczy jasne, jeśli coś było nie tak z jego np. zdrowiem, to by mógł poprosić, ale czemu w tajemnicy przed Carmel? – Nie bądź taki, oczywiście, że się martwi. Jesteś jego dzieckiem. Nie biologicznym, ale jednak.
Zastanowił się chwilę.
- To było w emocjach, tuż po tym, jak się pokłóciliśmy, a ty odszedłeś. Powierzchownie mu powiedziałem, co się stało, jakie wydarzenia do tego doprowadziły, że wróciłeś do naszego domu. Jeśli dobrze pamiętam, to wie tyle, że byłeś dość poważnie ranny, ale chyba nic nie mówiłem, że biologiczny stary, ci rękę ujebał, bo byłeś nieostrożny.
Nie zamierzał zrobić mu krzywdy, ale nawet nie przemyślał swojego zerwania się z łóżka. Pęd i fakt, że był spóźniony do pracy, sprawiły, że zrobił to, co zrobił.
- Dzwonili? A ja nic nie słyszałem… - tak, cóż, Russell spał jak zabity, więc trudno się było dziwić, że nie słyszał telefonu. – I och, dostałem wolne? Ale moje proje – przerwał w połowie słowa. Nie było to istotne. Hunter był ważniejszy. – Dzięki – powiedział w końcu, po czym przytulił się do niego na powrót. – Zapomnij, ja po niego pojadę, ty zostajesz w domu, jasne? – surowy ton wkradł się w jego głos. Nie zamierzał kłócić się w tej kwestii i wyraźnie zakomunikował, że to on wybiera się po psa.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach