Fontanna Pałacowa

Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Wto 7 Gru - 23:43
Moda jest wyjątkowo kapryśnym doradcą. Wystarczy stwierdzić, że każdy, kto próbuje ja złapać jest skazany na niepowodzenie. Potrafi się nieustannie zmieniać i zdaje się nie kierować żadnymi zasadami, a logika jest dla niej rzeczą równie obcą jak bezkresna piaszczysta pustynia dla wodnych stworzeń. Z drugiej strony jeżeli miało się cechy, które pozwalały na kreowanie mody, było się o krok przed wszystkimi. Nie tylko nie musiało się gonić, lecz można było spoglądać na innych, którzy próbują nadążyć.
Moda nie miała rzecz jasna wiele wspólnego z polityką, niezaprzeczalnie jednak niektóre nastroje można było wykreować niemalże sztucznie, czy może raczej za pomocą dostępnych środków skierować je na pożądane tory. Działania takie są dobrym narzędziem zarówno dla monarchów, którzy pragną utrzymać swoją władzę, jak również dla ich przeciwników, pragnących rewolucji.
Walka o masy była grą znacznie bardziej subtelną niż wytaczanie armat na pola bitew, lecz niemniej skuteczną.
Wyspiarze nie rozumieli jednak tej subtelności. Wszystkie problemy starali się rozwiązać za pomocą uzbrojonych gwardzistów i zakazów, a wszystkie niewygodne jednostki bądź zabijali, bądź wypędzali do podmiasta - gdzie jak liczyli zginie nie brudząc ich rąk. Jak mieli zatem przeciwstawić się komuś, kto mógł nie być od nich wcale lepszy, lecz potrafił zwrócić się do nieprzekonanych. Niezliczonej rzeszy, które jednego dnia wiwatuje na cześć księcia, by następnego wziąwszy do ręki kosy, widły i pochodnie szturmować jego pałac.
Arcyksiążę nie skierował swoich palców na policzek Colette by wprawiać ją w zakłopotanie, choć zdawał sobie sprawę, że może wywołać zmieszanie mieszkanki Wysp Księżycowych. Widział jej wcześniejsze reakcje, lecz obecnie chciał by słuchając jego odpowiedzi patrzyła mu prosto w oczy. Chodziło o podkreślenie wagi jej prośby i ceny jaką kobieta będzie musiała zapłacić.
Nie chodzi jednak tylko o samo wykonanie zadania, o którym Arcyksiążę zdążył już wspomnieć mimochodem, lecz o coś znacznie bardziej perfidnego. Nie podkreśla się wagi prezentu, gdy nie chce się, by obdarowany był za niego zobowiązany do wdzięczności.
Odpowiedź Colette była poprawna, przynajmniej wedle standardów wysp. Wyuczona formułka grzecznościowa nie mająca w oczach Arcyksięcia wiele wspólnego z prawdziwą wdzięcznością. Nad tym jednak można popracować nieco później, gdy Arystokratka wróci z Miasta Lalek. Bez wątpienia widok prawdziwego Divarda potrafi o wiele lepiej wzbudzić pożądanie do posiadania takiego stworzenia, niż rzucona na dziedzińcu obietnica rozważenia akceptacji dla nierozsądnej prośby Colette.
- Wartościowa nagroda wymaga zadania o odpowiednim stopniu trudności. - Cofając dłoń Agasharr uniósł jeszcze nieznacznie twarzyczkę Colette przy pomocy ostatniego z palców, który dotykał jej skóry - przynajmniej pod warunkiem, że kobieta wciąż postanowiła nie sprzeciwiać się gospodarzowi.
Następnie dłoń mężczyzny spoczęła na palcach Upiornej dotykających jego ubrania. Wsunął kciuk pod dłoń Colette, jednocześnie wyjawiając nieco niewypowiedzianych planów, które roiły się w jego głowie.
- To jednak nie czas by się zatrzymywać, a przynajmniej nie jeżeli nie chcesz jeszcze bardziej oddalić perspektywy nagrody i ujrzenia zarówno Lustrzanej Kolei jak i Miasta Lalek, które tak Cię zaintrygowało. - Po tych słowach puścił jej dłoń i upewniwszy się, że zrozumiała, ruszył w dalszą drogę, która zaprowadzić ich miała na Dworzec Główny Arcyksiążęcej Kolei Lustrzanej.
- O Mieście Lalek można powiedzieć wiele. - Nawiązał do wcześniejszego pytania, które pominął, zajęty sprawami o wiele istotniejszymi, a które miało teraz swoj czas. - Niegdyś w istocie było to Miasto zamieszkiwane przez Marionetkarzy wzniesione za pomocą Marionetek, lecz dogodne położenie geograficzne i zapewne kilka innych czynników - także losowych, sprawiło, że obecnie Marionetkarze i Marionetki mogą nie stanowić nawet grupy najliczniejszych mieszkańców Miasta Lalek. - Różany Pałac i miasteczko wyrosłe w jego sąsiedztwie były o wiele mniejsze od Miasta Lalek, to prawda, lecz to tutaj ściągali Lustrzanie z najdalszych nawet zakątków Krainy Luster, a wśród mieszkańców można było znaleźć także osoby pochodzące ze Szkarłatnej Otchłani. Czy więc czas doprowadzi do tego, że kolejna metropolia powstanie na Herbacianych łąkach? W takim wypadku Rosarium, gdyby nie miał zacisza w postaci zakątka, na pewno tęskniłby za dawnym spokojem tego miejsca.
- Najważniejsze co musisz wiedzieć, to że Miasta Lalek jest ogromne i na tyle różnorodne, że niemal każdy może znaleźć tam zarówno przyjaciół jak i wrogów. Na Twoje szczęście tych pierwszych nie będziesz nawet musiała szukać. Choć jak sądzę możesz nie docenić swojego szczęścia. - W końcu Colette była niezwykle uprzedzona do Dachowców, a miała z jednym z nich współpracować. Co więcej był to Dachowiec z Wysp Księżycowych.
- Dwie kobiety rodem z księżycowego archipelagu powinny się trzymać razem w niegościnnym, obcym świecie, chyba się ze mną zgodzisz? - Machnął ręką, na znak, że wcale nie oczekuje odpowiedzi. Do jego głowy wpadł pomysł, który wydał mu się wart zrealizowania.
- Twoi krewniacy przywieźli mi w prezencie Violet i jej brata, a ja dałem jej wolną rękę, by krzewiła opowieści o Lunis i swej ojczyźnie. Bez wątpienia będziecie mieć wiele wspólnych tematów, a Rubeol przypilnuje, żebyście nie zboczyły z właściwej drogi. - Biedna Coletta. To oczywiste, że Rosarium prowokował. Wiedział dobrze, co Lunis powiedziałoby na wieść co Arcyksiążę zrobił z otrzymanym prezentem. Lord Protektor wiedział, że Lunis się o tym dowie i na to liczył. Władza Górnego Miasta nie sięgała na kontynent, a na pewno nie do Różanego Pałacu i dobrze było o tym czasem przypomnieć Upiornym z wysp.
Prowokował także Rubeolem. Jeśli Colette prawidłowo odczytałaby słowa swojego gospodarza, wiedziałaby, że różowa sowa ma nie tylko strzec, by kobiety trafiły do właściwego miejsca, lecz przede wszystkim by poddani Arcyksięcia nie występowali przeciwko sobie.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Nie 12 Gru - 21:45
Duch polityki bywał przewrotny, targany bywał bowiem humorami społecznymi, które – tak jak moda – potrafiły zmieniać się jakże dynamicznie. Istniało przecież tyle czynników mających na niego wpływ! Niezadowolenie społeczne potrafiło rozrosnąć się jak rak toczący zdrowe tkanki społeczeństwa, wpierw niepozorne, małe ogniska buntu potrafiły dawać przerzuty w nawet daleko położonych organach, by w końcu zająć cały organizm, a konsekwencji – skazać go na bolesną agonię.
     Czy więc dziwnym winny się jawić stanowcze, nieraz wręcz prostacko brutalne próby stłumienia potencjalnie niebezpiecznego czynnika, który mógł rzutować się na całe funkcjonowanie społeczeństwa? Czy z osobami siejącymi terror należy pertraktować licząc, iż ci kierując się rozsądkiem postanowią pójść – mimo oczywistego elementu zaskoczenia – co najwyżej na niesatysfakcjonujący kompromis? O ile oczywiście tacy wywrotowcy gotowi byliby na negocjacje, czemu ich czyny w sposób wyraźny przeczyły – chcieli przecież swoimi metodami wydrzeć władzę Upiornej Arystokracji.
     W ostateczności wszystko niemalże sprowadza się do walki o władzę. Wpierw trzeba do niej w jakiś sposób dotrzeć: przeciętny aspirujący delikwent podejmie się statystycznie wielu czynów, których natura moralna pozostawia wiele wątpliwości, by położyć swoją rękę na sterze władzy. Potem, gdy już wdrapie się na swój upragniony szczyt, musi działać tak, by utrzymać go jak najdłużej i jak najwięcej terenu zająć.
     Choć może divide et impera byłoby rozwiązaniem, które ustabilizowałoby pozycję księżycowej Upiornej Arystokracji? Bo wszak nie Wysp, które z pewnością stanęłyby jeszcze bardziej w płomieniach. Stworzenie mniejszych, realniejszych wrogów, z którymi to pospólstwo mogłoby walczyć byłoby bardziej satysfakcjonujące dla tłuszczy, która to pogrążyłaby się w walkach między sobą. Ale czy tak powinien postąpić dobry władca? I – przede wszystkim – czy takie rozładowanie nastrojów ludu, który od wieków krzyczy panem et cirenses byłoby skuteczne, czy tylko na chwilę wyciszyło bunt, który tylko wezbrałby na sile?
     Czy można być wdzięcznym za samą obietnicę rzuconą mimochodem podczas spaceru wśród przypałacowych ogrodów? Choć to w kuluarach często kształtowały się ustalenia mające wpływ na całą, globalną politykę, to często były to bardzo wyraźnie określone zobowiązania, których interpretacja semantyczna nie pozostawiała żadnych wątpliwości. Dlatego też Colette nie była w stanie okazać należytego entuzjazmu, wszak „zasłużyć” jest czymś, co trudno zwartościować. Czy jeżeli wykona pierwszą misję zasłuży sobie odpowiednio, czy może będzie musiała podbić wpierw całe Wyspy? A może wystarczy, że zaśpiewa ładną piosenkę?
     Dodatkowo dochodził czynnik urażonej dumy. Wypowiedź mężczyzny implikowała, że nie jest sama w sobie wystarczająco wartościowa, by otrzymać lisią krew! Jej ojciec z pewnością rozważyłby rozstrzygnięcie tego w formie pojedynku, jednak pójście na szable z samym Arcyksięciem pośrodku ogrodów przypałacowych nie jawiło się Colette jako rozwiązanie jakkolwiek inteligentne, toteż poprzestała na bardzo subtelnym grymasie niezadowolenia, który mężczyźnie mógł jawić się jako oznaka smutku.
     - Jest to jedynie miraż i fanaberia dziewczęcego pragnienia, a nie rzecz wartościowa pod względem użyteczności, sir. Doskonale wiemy, że te duchowe istotki prócz wyglądu nie mają nic wspólnego ze swym pierwowzorem, są li-tylko bladym cieniem prawdziwej istoty. – odparła powoli zadzierając nieco wyżej głowę, niejako odpowiadając na gest ze strony Rosarium – Jeżeli chodzi o odległą obietnicę podarowania mi gustownej ozdoby to owszem, jestem ci wdzięczna, sir.
     Ale tylko trochę. Bycie zdanym na cudzą łaskę nie należy przecież do rzeczy przyjemnych, zwłaszcza, gdy obie osoby zdają się czysto formalnie zajmować jednakową pozycję społeczną. A Lysandra w swoim krótkim jak na Upiorną życiu dostatecznie długo musiała podporządkowywać się woli swoich możnych protektorów, na których dworze przyszło to jej zabawiać przez kilkadziesiąt lat swojego życia. Choć oficjalnie była gościem i wychowanką, to była w pełni świadoma, iż przyszło jej grać bardzo dziwną rolę więźnia politycznego czy karty przetargowej; ukłucia ze strony rodu Morvan były subtelne, ale skutecznie godziły w godność Upiornej. Liczyła, że na kontynencie uda jej się od tego wyswobodzić.
     Jak widać – myliła się. Mało tego, sama wręcz spowodowała, że między nią, a mężczyzną wytworzyła się podrzędności i nadrzędności, gdy zechciała wstąpić w szeregi Stowarzyszenia.
     - Oczywiście, sir, czas nas z całą pewnością goni.
     Ruszyła za nim i w milczeniu wysłuchiwała opowieści mężczyzny o Mieście Lalek, od czasu do czasu kiwając głową i pomrukując na znak, iż ten ma pełnię jej uwagi.
     - Brzmi imponująco. Oprócz Lunis ciężko uświadczyć na Wyspach podobnych metropolii. – rzuciła mimochodem. Archipelag nie miał wielu większych miast, w większość na pomniejszych wyspach były albo małe, lokalne wioski, albo jak w przypadku jej rodowej wyspy Kaer’Bunnon -  możni wnosili swoje fortece rodowe. I nic poza tym.
     Obróciła głowę i wbiła spojrzenie w zamaskowany profil twarzy Arcyksięcia. Nie mogła się zgodzić ze słowami mężczyzny – choć wspólnota plemienna gwarantowała najbardziej pierwotny (i prymitywny) rodzaj więzi, to często wewnątrz niej dochodziło do najkrwawszych czynów i największych zbrodni. Sama przynależność do danej grupy niekoniecznie musiała implikować pozytywnych walorów łączącej ich członków relacji – nawet pomimo wspólnych doświadczeń. Colette nawet nie przyszło do głowy, iż mężczyzna bawi się nią, lecz chęć polemizowania z jego wypowiedzią została szybko zduszona przez kolejne słowa Rosarium. Miast tego zrodziło się w niej pewne rozdrażnienie, a słowa Arcyksięcia zabrzmiały jak siarczysty policzek wymierzony w lico panny Lucan.
     Bo w obronie przynależności narodowej rzadko kiedy chodzi o abstrakcyjne pojęcia i wartości, jakie naród sobą reprezentuje. Spojrzenie czysto idealistyczne ustępuje miejsca temu przyziemnemu – obrażając grupę, obraża się każdą jednostkę z osobna, niejako implikując, iż narodowe cechy są dla niej charakterystyczne.
     Miał jej w końcu przypaść zaszczyt współpracy z Dachowcem z Wysp, który z całą pewnością przedstawiał jej rasę jako istoty z najczarniejszych odmętów Krainy Snów poprzez rozsiewanie na ich temat niedorzecznych plotek w sposób niekontrolowany – i to z błogosławieństwem samego Lorda Protektora, Arcyksięcia Agasharra I Rosarium.
     Lecz czy powinna otwarcie dawać upust swojej złości? Nie ułatwiłoby to w żaden sposób powierzonego jej zadania. Może nawet przekreśliło jej szanse na wstąpienie w szeregi Stowarzyszenia? Z trudem przełknęła narastające w niej rozsierdzenie i nieumyślnie zacisnęła dłoń w pięść; długie paznokcie wbiły się w blade ciało i naznaczyły je purpurowymi pręgami – gest ten był na tyle subtelny, iż idący obok Rosarium miałby trudność w wychwyceniu go.
     Miast tego poprzestała na wyszukaniu spoiw między słowami mężczyzny, które naprowadziłyby ją na plan widziany z szerszej perspektywy – co nie było zadaniem łatwym, zwłaszcza, gdy jest się targanym nieprzyjemnymi emocjami. Przytuliła do siebie mocniej Lorda Skoczysława który w międzyczasie zdążył zasnąć.
     - Bardzo hojnie z twojej strony, panie Arcyksiążę. – dygnęła przesadnie nie przerywając marszu – Z pewnością mam odnaleźć Violet w Mieście Lalek? Co mam zrobić, gdy już ją odnajdę? Bo z pewnością nie chodzi ci, sir, o wymianę poglądów na temat różnic i podobieństw między wyspami a kontynentem przy herbacie.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Nie 12 Gru - 21:50
Zręczny polityk rozumie pewne subtelności, maleńkie detale wpływające na dobór najlepszych możliwych środków rozwiązywania problemów. Używanie wciąż jednej metody rozwiązywania problemów świadczy raczej o politycznym troglodyctwie, niźli zręczności, sile czy mądrości. Czynu podobnym do małpy próbującej dopasować klocki do otworów w ten sposób, że niezależnie od kształtu obiektu stara się siłą przecisnąć klocek przez najbliższą szczelinę.
Wytoczenie armat przeciwko protestując może być skuteczne. Zarówno krótko jak i długofalowo. Ten jednak kto nie rozezna się dobrze w sytuacji i wytoczy najcięższe i ostateczne argumenty nie w czas, nie będzie miał już żadnych kart, którymi mógłby zagrać. W arsenale władców pozostaje o wiele więcej środków i nie muszą się ograniczać do otwartej przemocy. Muszą być gotowi jej użyć, nie wahać się gdy nadejdzie pora, lecz pamiętać, że to już ich ostateczny argument.
Słowa potrafią wiele, a nieznaczne ustępstwa mogą przynieść wymierne korzyści. Lepiej jest się cofnąć, by przejść rzekę mostem, niż z oślim uporem forsować ją wpław. Księżycowa arystokracja nie potrafiła negocjować, chcieli rozkazywać. Gdy okazało się, że nie są w stanie narzucić swojej woli Różanemu Pałacowi najchętniej zerwaliby obrady. Nie mogli jednak się na ten krok zdecydować. Okazali swoją słabość zapominając, że to oni potrzebują pomocy kontynentu. Myśleli, że księżycowy metal i inwazja Koszmarów są ich błogosławieństwem. Nie wiedzieli o ekspedycji na Ur'Nathum i słabości swoich argumentów. Ostatecznie poszli na ustępstwa daleko bardziej idące, niż byliby w stanie wynegocjować wykazując się lisią przebiegłością.
Nie wszystkie problemy da się rozwiązać dialogiem. Jednak nawet użycie siły może być subtelne. Zamiast walenia ogromną maczugą na oślep wystarczy precyzyjne pchnięcie rapiera. W pierwszej linii nie stały arcyksiążęce legiony, lecz Stowarzyszenie Czarnej Róży, które uderzało w ciemności, niewidocznie i w samo źródło problemów. Wyprawa na Ur'Nathum nie jest przykładem modelowym, lecz pokazuje, że lepiej jest przebić serce potwora, niż zmagać się z wciąż odrastającymi głowami.
Colette bez wątpienia nie powinna wypowiadać swych wątpliwości na głos. Oznaczałoby to, że wprost zarzuciłaby Agasharrowi kłamstwo czy chociaż podważyłaby obietnicę daną przez monarchę. Powinna się nauczyć, że w polityce nie ma oczywistości i wyraźnych deklaracji - chyba że formalnych bądź nieszczerych. Podobnie jak Upiorni z Wysp negocjujący traktat kobieta nie zdawała sobie sprawy, że nie jest już na Wyspach i nie otrzyma niczego za ładny uśmiech. Choć ten bez wątpienia będzie mile przez Arcyksięcia widziany, to nie stanowi czynnika kluczowego.
Czy krew Divarda była małym prezentem, nie wartym zachodu? W oczach mieszkanki Wysp mogło tak być, lecz nie zapominajmy, że chodzi o Divarda arcyksięcia. Rzadką bestię, która należy do jednej z najpotężniejszych osób na kontynencie. Colette dla własnego kaprysu chciała zranić - cóż że nieznacznie - stworzenie należące do Lorda Protektora. Mimo to zamiast wdzięczności, że dano jej szansę, tupała nóżką, że nie otrzyma krwi bezwarunkowo.
To chyba oczywiste, że Rosarium nie chciał, by duchowa imitacja jego cennego lisa była ozdóbką kobiety, która przy pierwszej okazji będzie spiskować przeciwko niemu ze saymi rodakami.
- Zjawa mojego Divarda jest oczywistą oznaką łaski, a tej nie mogę ofiarować pochopnie. - Odparł tylko krótko na słowa dziewczyny.
Minęło całkiem sporo kroków nim Arcyksiążę ponownie zabrał głos. Był świadom, że kobieta postrzega opowieści snute przez Violet jako największą obrazę dla jej rodaków. Niemniej czy Upiorni z Wysp sami nie byli sobie winni? Gdyby rządzili dobrze i sprawiedliwie, to bez wątpienia nie musieliby obawiać się słów małego Dachowca. Cóż to za imperium, które upada przez małą dziewczynkę i jej słowa?
- Spotkasz ją w pociągu, lecz nie spotkanie będzie istotą zadania. Celem Twojej misji jest sprowadzić zarówno ją, jak również obrożę dla mojego Divarda, a także pewien bardzo istotny list, który musi trafić do mnie zapieczętowany w możliwie najszybszym terminie. - Co takiego mogło znajdować się w tej tajnej korespondencji? Raporty Stowarzyszenia? Tajemnice, o których nikt nie powinien wiedzieć? A może wstydliwe sekrety Różanego Dworu? Bez względu na to co mogło być w środku akcent jaki Rosarium położył na ten list wskazywał, że to była najważniejsza część zadania. - Przy okazji musisz poznać uroki Miasta Lalek. Mam całkiem wiarygodne informacje, że nadchodzące wydarzenia w tym uroczym miejscu będą na ustach wszystkich, włącznie z Twoimi rodakami.
Rozmowa zajęła im całą trasę wzdłuż Głównego Pałacu, teraz znajdowali się już z dala od dziedzińca. Colette mogła ujrzeć w oddali wejście do podziemi, gdzie znajdował się centralny Dworzec Kolei Lustrzanej.
- Jednakże polecam herbatę w pewnej urokliwej kawiarence. Rubeol wskaże wam drogę. Violet nie będzie wiedzieć skąd pochodzisz. Wypytaj ją o wyspy, poznasz inny, a przez to interesujący punkt widzenia. - Zatrzymał się i spojrzał w pustą przestrzeń. Kiwnął nieoczekiwanie głową i ponownie zwrócił się do Colette.
- To już nie jest część zadania, zrób jak uważasz. Myślę jednak; że nie przebywa się morza, by trwać przy tym co było dotychczas. - Ewentualnie będzie mogła donieść Lunis, że zły Arcyksiążę przyzwala na rozpowiadanie kłamstw o władcach Wysp. Choć nie spostrzegł złości Colette, to zauważył jej milczenie. Bez wątpienia nie było to zachowanie typowe dla dziewczyny i ją zdradzało.
Dłoń Arcyksięcia powędrowała na głowę Colette, by poklepać dziewczynę kilka razy delikatnie po głowie. Cofnąwszy dłoń Rosarium ruszył w stronę widocznego wejścia na Arcyksiążęcy Dworzec.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Sro 15 Gru - 15:24
Dziewczęce humory bywają niezwykle zmienne. Tyczy się to zwłaszcza dziewcząt z dobrych rodów, które całą służbę miały na skinięcie palca oraz artystów – targanych gwałtownymi porywami natchnienia. Colette – jak widać – była więc dziwaczną mieszanką pełną zmienności, nic więc dziwnego, że do ponownego rozchmurzenia się nie potrzebowała wiele – ot wystarczyła tylko informacja o tajnej misji i jeszcze tajniejszym liście, które do połączyła z faktem jej dołączenia do Stowarzyszenia Czarnej Róży.
     - Skąd otrzymam ten list? Od Violet? Czy będę musiała pozyskać go z innego źródła? A może zdobyć podstępkiem? Brzmi wspaniale! A obrożę rozumiem, że mam pozyskać od najlepszego jubilera w całej Krainie Luster, o którym tak wspominałeś, sir? Czy Rubeol mnie również tam zaprowadzi, czy sama będę musiała to odkryć…? – kolejne pytania, niczym wartki, górski potok popłynęły z ust Colette, która widocznie poruszona słowami mężczyzny poczęła niemalże drżeć z ekscytacji niczym mały szczeniak na wieść o misji, jaka została jej powierzona.
     Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z małego faux pas, jakiego właśnie się dopuściła. Odchrząknęła tylko cicho i odwróciła twarz czując, iż jej policzki pokrywają się zdradliwym, różanym rumieńcem. Emocje potrafią być niezwykle krnąbrne i nieraz utrzymanie ich na wodzy graniczy z cudem – nawet w przypadku osoby, którą od dziecka uczono, że dawanie upustu swoim namiętnościom jest czymś odczłowieczającym; czymś, co sprawia, że dumny przedstawiciel arystokracji nie różni się niczym od niższych warstw czy tak pogardzanych zwierząt, w konsekwencji więc tracąc swoją godność.
     - Sir, ja przepraszam… Proszę mówić! – odparła zawstydzona i spuściła wzrok na przyjemnie stukającą pod jej drobnymi obcasikami kostkę brukową, czyniąc tym samym przestrzeń dla wypowiedzi Agasharra.
     Kolejne słowa arcyksięcia napełniły ją niepokojem; były jak ołowiane chmury zawieszone nad miastem, grożące, że w każdym momencie może zerwać się gwałtowna burza. Źdźbło obawy kiełkowało w brzuchu Colette, która to nie wiedziała niemalże niczego o wydarzeniach w Mieście Lalek – tylko tyle, co mogło zmieścić się w urywkach plotek zasłyszanych na korytarzach Różanego Pałacu. Lecz jak wiadomo – wiele plotek bywało nieprawdziwych, a zaledwie tylko kilka z całego morza zawierało kilka kropel prawdy.
      - Co masz na myśli sir? Cóż takiego dzieje się w Mieście Lalek…?
     Wizja ujrzenia obrazu wysp, jaki malował się z ust Dachowca brzmiała jak dziwaczna propozycja z rzędu tych nawet-nie-do-rozważenia dla porządnej Upiornej Arystokratki rodem z Wysp Księżycowych. Z pewnością odrzuciłaby ją od razu, gdyby nie ta otoczka tajemniczości – miała przecież w tajemnicy zebrać informacje! Czasami forma bywa ważniejsza od treści, nawet jeśli chodzi li-tylko o podjęcie decyzji.
     - Sir, to będzie starcie dwóch odrębnych światów, może więc przebiec bardzo gwałtownie! Wszak gdy zimne powietrze zderzy się z ciepłym powstają burze, które nieraz mogą przerodzić się w prawdziwy Armagedon. Cóż począć, jeśli dojdzie do rękoczynów? – świadoma tonu, w jakim zabrzmiała wypowiedź, uznała, że zasługuje ona na pewne sprostowanie: - Nie będę oczywiście jak barbarzyńca rzucać się na nią! – dodała pospiesznie unosząc lekko do góry dłonie z wnętrzami skierowanymi w stronę mężczyzny, jakby w geście kapitulacji – Zrobię sir, jak każesz.
     W istocie, cóż innego pozostawało jej, niż kolaboracja? Z pewnością mogła więcej dzięki niej osiągnąć, może nawet wkupić się w łaski samego arcyksięcia? Spojrzała z pewną zadumą przed siebie.
     - Skuszę się, o ile będą posiadać w swoim asortymencie torciki z nadzieniem z dzikiej róży. I herbatę z anyżem i goździkami. - rzekła bardziej do siebie, niż do towarzyszącego jej mężczyzny: cóż by go obchodziły gusta kulinarne przypadkowo spotkanej w ogrodach osoby?
     Szybko jednak porzuciła swoje fantazje kulinarne. Zatrzymała się obok Rossarium i wzrokiem powędrowała za spojrzeniem mężczyzny próbując dostrzec to, czego może on wypatrywać. Następnie zaintrygowana wypowiedzią arcyksięcia przeniosła swój wzrok na zakrytą twarz mężczyzny, jakby przez materiał maski próbowała wyczytać mimikę i intencję kryjącą się za jego słowami. Nim jednak zdążyła skomentować i zaprzeczyć mu w jakikolwiek sposób, zauważyła dziwny gest, jaki skierował w jej stronę; początkowo wiedziona starała się uniknąć jego dłoni – odsunęła się nieznacznie – lecz gdy mimo wszystko wylądowała na jasnych włosach Colette zamarła w bezruchu. Wbiła oniemiała spojrzenie w zakryte oczy mężczyzny i ze zdziwionym wyrazem twarzy i wpółotwartymi, posiniałymi od zimna ustami (pamiątce po nieudanej wypowiedzi) zastygła w bezruchu. Trwała tak w oderwaniu od czasu i rzeczywistości przez kilka długich chwil starając się przeprocesować, co takiego właściwie zaszło przed chwilą. Nie pomogło nawet to, że Rossarium zaczął iść w stronę wejścia do dworca.
     Może i trwałaby tak w nieskończoność, pogrążona w dziwnej zadumie wywołanej przez jakże dziwaczny gest ze strony mężczyzny, gdyby nie mała, puchata kulka, która wyłoniła się z pobliskiego różanego krzaku i na swych małych skrzydełkach podleciała do Colette, by ostatecznie usiąść na koronie jej głowy – w miejscu, którego dotknęła arcyksiążęca ręka. Oczywistością jest, że panna Lucan zamarła jeszcze bardziej, tym razem z obawy, że strąci istotkę z głowy.
     - Co to za czary? – wydukała z siebie przyciskając jeszcze mocniej do swej piersi Lorda Skoczysława z niemą prośbą o pomoc wymalowaną na twarzy.
     Bo nie było innego wytłumaczenia. Mężczyzna musiał być w istocie kocim przywoływaczem, który tym niecodziennym gestem zwabił puchatą kulkę we wskazane miejsce.


⋆˖⁺‧₊☽◯☾₊‧⁺˖⋆
spinning the spheres.
WE SEVERED THE

STARS
☽◯☾

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Sro 22 Gru - 21:56
Rosarium nie poczuwał się do bycia kocim przywoływaczem. Podobnie nie uważał się za przywoływacza jakichkolwiek innych stworzeń. Nie zmieniłoby tego nawet wręczenie mu kostura Agm nie zmieniłoby tej sytuacji. Dość powiedzieć, że Arcyksiążę nie nazwałby się nawet magiem.
Oczywiście pod pewnymi względami, jeżeli maga rozumieć jako osobę posługującą się magią, to magami był każdy mieszkaniec Krainy Luster i znaczna większość mieszkańców Szkarłatnej Otchłani. Należy sobie zadać jednak pytanie: cóż to za mag bez kultowej spiczastej czapeczki? Zarówno Rosarium, jak i Colette nie posiadali na swoich głowach odpowiedniego nakrycia głowy. Dlatego też byłoby herezją nazywać ich magami, chociażby z rąk swych ciskali kulami ognia.
Wracając jednak do sedna stwierdzić należy, że Rosarium nie tylko świadomie nie przyłożył się w żaden sposób do nieoczekiwanego pojawienia się Ćmokota, lecz także żadnego jego działania nie miały skutku przywołującego tego małego futrzaka.
Pojawienie się stworka w miejscu, które całkiem przypadkiem zostało chwilę wcześniej dotknięte przez Arcyksięcia nie było oznaka monarszej łaski, lecz zwykłym przypadkiem. Kto wie, może Agasharr nawet wyjaśniłby ten fakt Colette, gdyby wiedział, że ta mylnie połączyła dwa niezwiązane ze sobą fakty.
Zamiast tego na dźwięk pytania dziewczyna Arystokrata jedynie zerknął w jej stronę zastanawiając się, czy siedzący na jej głowie Ćmokotek to jakiś jej kolejny pupilek. Może tym razem Imbirek albo Pierniczek?
Sięgnął do kieszeni, wyciągając srebrny zegarek zdobiony na wieku trzema wygrawerowanymi różami.
Colette zadała pytania, na które udzielenie odpowiedzi było wysoce wskazane. Bez tego biedne dziewczę nie byłoby w stanie skutecznie wykonać powierzonego jej zadania.
- List otrzymasz od jubilera, o którym wcześniej rozmawialiśmy. Dotrzesz do niego bez większych problemów, jeżeli tylko zaufasz różowemu wybawcy królików. Rubeol zaprowadzi was do celu. Uważaj jednak, by nie zgubić mojej drogiej sowy, inaczej nie będziesz mieć dowodu na występowanie w moim imieniu. Oznaczałoby to, że nie otrzymałabyś listu do ręki, a musiała zdobyć go w inny sposób. - Wizja Colette, która włamuje się pod osłoną mroku do okazałego warsztatu zacnego jubilera by zdobyć list. Urokowi tej sceny dodawał fakt, że w planach Arcyksięcia nie było takiej konieczności. Korespondencja była zabezpieczona na tyle dobrze, że próba jakakolwiek próba jej otwarcia i przeczytania bez wiedzy o tych zabezpieczeniach skończyłaby się bezpowrotną utratą treści korespondencji.
- Ach! jeszcze jedno. Violet nie wie nic o tym liście. Próżne więc byłoby pytanie jej o jakiekolwiek detale zleconego zadania.
Rosarium umyślnie pozostawił Arystokratce decyzję, czy wtajemniczyć kotkę w zlecone przez niego zadanie.
Arcyksiążę schował zegarek i krótkim słowem pośpieszył Colette, by ta nie zatrzymywała się i nie dała się oczarować urokiem Ćmokotka. To oznaczałoby spóźnienie się na pociąg, a jednocześnie o wiele utrudniłoby kobiecie zadanie. Może trzeba było jej to wyjaśnić?
- Chodźmy. Jeżeli spóźnisz się na następny pociąg, to bez wątpienia znalezienie Violet może okazać się zadaniem o wiele trudniejszym niż wtedy, gdy podążysz za moimi wskazówkami.
Nim zejdą po schodach na perony Kolei Lustrzanej minie jeszcze kilka chwil, a zanim znajdą się u drzwi pociągu - gdzie przyjdzie im się pożegnać, gdy Colette wyruszy w świat ku przygodzie - upłynie dość czasu, by poświęcić go na rozmowę o Mieście Lalek i jego mrocznych sekretach.
- Dwa obce sobie światy w istocie mogą zderzyć się z ogromną siłą. Nie zgodzę się jednak, że spory pomiędzy obcymi są równie krwawe co spory rodzinne. Miasto Lalek jest specyficzną rodziną, w której poza oficjalnymi strukturami istnieje półświatek, który wydaje się być niczym odrębne państwa w granicach Miasta Lalek. Poszczególne rodziny Marionetkarzy posiadają swoich generałów, żołnierzy, a często nawet własnych wasali w postaci mniejszych ugrupowań. - Oczywiście Marionetkarze nie byli zbyt przychylni dla tradycji Upiornych i nigdy nie nazwaliby podległych sobie rodów wasalami, lecz stosunki pomiędzy najmniejszymi, a tymi którzy chcieli schronić się w ich cieni niczym nie różniły się od stosunków wasalnych.- W tej wielkiej, przestępczej rodzinie bracia patrzą na siebie z zazdrością, pilnując by żaden z nich nie naruszył wypracowanej przez wieki równowagi sił pomiędzy największymi ugrupowaniami. Kiedy jeden z Marionetkarskich gangów postanawia wbrew wszelkiej logice wystąpić przeciwko równowadze pozostali nie będą siedzieć z założonymi rękami. - Na twarzy Rosarum pojawił się delikatny uśmiech. - Mówiąc prościej sądzę, że żyjący obok siebie od wieków Marionetkarze nie będą mieli Twoich hamulców i nie poprzestaną tylko na rękoczynach.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Wto 1 Lut - 2:29
Osłupienie, jakie wywarło na Colette nagłe i niespodziewane zjawienie się małej puchatej kulki, która to postanowiła wylądować na jej głowie, trwałoby z pewnością całe eony - położenie jednak temu kresu miało przypaść Lordowi Skoczysławowi w jakże niedługim czasie. Królik, z pewnością wyczuwszy inną i obcą mu woń dochodzącą z bardzo bliskiej odległości, począł wiercić się niemiłosiernie w ramionach Colette, która to z kolei próbowała z jednej strony balansować w taki sposób, by nie zrzucić głowy drzemiącego ćmokocięcia, a z drugiej - nie wypuścić z objęć schwytanego uciekiniera. Kto wie, czy tym razem nie uciekłby na dobre, machając li-tylko Upiornym na pożegnanie jasnym i przykrótkim ogonkiem? Wszak trzeba by było zastanawiać się, czy królik potrafi być zazdrosny, czy może kierowałby się wyłącznie instynktem samozachowawczym?
     Pozycję, w której znalazło się ciało kobiety, z całą pewnością nie można było określić mianem pozycji komfortowej - w istocie każdy jej najmniejszy ruch groził strąceniem zeń ćmokotka. A te przecież mogły mieć naturę wybitnie obrażalską! Kto wie, czy raz urażona ćmokocia duma może zostać w jakikolwiek sposób naprawiona, a zdeptany ogród przyjaźni na nowo wspólnie pielęgnowany?
     Z tego też powodu spojrzała błagalnie w stronę mężczyzny wielkimi ze zdziwienia, jasnymi oczami, z niewypowiedzianą prośba tańczącą na wpół otwartych, drobnych ustach. W istocie trudno jest prosić o pomoc, zwłaszcza w tak absurdalnej sytuacji. Choć czuła, iż znowu stawia się w pozycji dłużnika i duma nie pozwalała jej na zwerbalizowanie swojej prośby, to nie wydawało jej się - o ironio - by mogła uczynić cokolwiek innego, by wyjść z tej sytuacji z honorem.
     Jeżeli mężczyzna postanowił podać jej pomocną dłoń i wyswobodzić jej głowę od ciężaru ćmokotka, uśmiechnęła się z zakłopotaniem i wypowiedziała nieskładne przeprosiny. Gdyby jednak taki zaszczyt jej nie przypadł - pozostawało jej podążać nadmiernie wyprostowaną, drobnymi krokami za mężczyzną, niczym w trakcie stereotypowej nauki odpowiedniej postawy, w czasie to której młoda dama zwykła balansować z ciężarem książek na głowie. Nie było to jednak najbardziej efektywne tempo.
     Gdzieś w tyle głowy Lysandry brzęczały cichy i niewyraźny głos, iż w istocie nie godzi się, by Demoniczna Księżna wykonywała zadania przeznaczone dla podrzędnego chłopca na posyłki. I to dla osoby z kontynentu. Czy był to głos specyficznego wychowania, czy może wpajanej od dziecka dumy - ciężko orzec. W istocie liczyć powinno się to, iż był dosyć skutecznie zagłuszany przez ciekawość Lysandry i jej chęci przeżycia przygody. Kto wie, może przyjdzie jej przeżyć jedną z tych pełnych splendoru historii, o której będą śpiewać minstrele zarówno z kontynentu, jak i z Wysp?
     Nie ukrywając rzecz jasna dochodził tu również element fascynacji osobą jej zleceniodawcy. Dane jej było rozmawiać z mężczyzną, który sam się proklamował Lordem Protektorem. Mężczyzną, z którym musieli układać się jej rodacy i od którego dobrej woli zależało powodzenie nawiązania misternych stosunków dyplomatycznych. Przebywając w tym niegościnnym fragmencie świata, byli niejako zdani na jego łaskę - choć fakt ten nie był jeszcze w pełni uzmysłowiony przez Colette. Możliwość zaprezentowania się z jak najlepszej strony przed osobą, z którą wiązała dalsze plany swoiście rozumianej formy "współpracy", napełniała ją determinacją do działania.
Zaśmiała się cicho na dźwięk słów Arcyksięcia. Zły humor wyraźnie już minął i ustąpił miejsca dziewczęce mi wręcz entuzjazmowi.
     - Towarzystwo Rubéola to dla mnie zaszczyt. I, prawdę powiedziawszy, oczywiście duże ułatwienie zadania; prędzej obawiałabym się, iż to jemu przypadłoby zgubienie mojej osoby, wszak z pewnością zna Miasto Lalek lepiej ode mnie. Liczę więc, że będziemy się pilnować wzajemnie jak oka w głowie. - zaśmiała się cicho z zakłopotanym rumieńcem na twarzy - W Mieście Lalek z pewnością jest wielu jubilerów, gdzie dokładnie go znajdę?
     Na kolejne słowa mężczyzny tylko skłoniła głową. Powody, z których mężczyzna nie poinformował swojego niewolnika o istnieniu listu, mogły być liczne. Wątpliwa pozostawała kwestia tego, czy mężczyzna nie ufał Violet - ostatecznie sam powiedział, że dał jej wolną rękę do rozgłaszania "prawdy" o Wyspach Księżycowych. Z drugiej strony mogło to wynikać wyłącznie z jego kaprysu. Lecz nie zamierzała zaprzątać sobie tym dalej głowy - resztę swoich czynów będzie planować, gdy odnajdzie Dachowca.
     Ze słów Arcyksięcia wyłaniał się obraz bardzo złożonej społeczności quasi-państwowej. Ukłucie grozy ścisnęło jej żołądek, a Lysandra stała się nieco bledsza niż zazwyczaj. Nie ze względu na to, iż dane jej będzie wejść do jaskini lwa. Stała za tym raczej obawa, że w podobny sposób Marionetkarze z Wysp mogliby zacząć się organizować. Oczywiście o ile już tego nie zrobili.
     - I ty, sir, godzisz się na takie układy? Czy tak liczne, dobrze zorganizowane ugrupowania Marionetkarzy nie mogą stanowić zagrożenia dla twoich wpływów? - podniosła wzrok i wbiła go wyczekująco w oczy mężczyzny. Szybko jednak zarumieniła się, będąc świadomą, iż zbyt bezpośrednio uzewnętrzniła swoje prywatne obawy i z drobnym rumieńcem szybko spuściła wzrok - Wybacz sir, ale nie znam się na tutejszych strefach wpływów. Mogę tylko przypuszczać, że lud ostatecznie może w pewnym momencie chcieć wyciągnąć rękę po władzę.


⋆˖⁺‧₊☽◯☾₊‧⁺˖⋆
spinning the spheres.
WE SEVERED THE

STARS
☽◯☾

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Sro 30 Mar - 18:47
Zwierzęta, a szczególnie te przystrojone mięciutkim futerkiem, są istotami o niezwykłym uroku - aż dziw, że nikt ich nie wykorzystuje do rzucania potężnych czarów. NIezaprzeczalnie są słodkie i przez swą zwierzęcą naturę często bezbronne przeciwko istotom potrafiącym nie tylko trzeźwo ocenić sytuację, lecz także potrafią tworzyć skomplikowane plany wymagające przeanalizowania wielu złożonych powiązań pomiędzy poszczególnymi elementami tych planów.
Colette przekonała się, że zwierzęta często nie myślą o konsekwencjach swoich działań i robią to, co w danej chwili podpowiada im instynkt. Pech chciał, że Ćmokot czuł potrzebę odbycia popołudniowej drzemki, podczas gdy królik wyspawszy się zapragnął pobiegać. Kobieta stała natomiast pomiędzy nimi stojąc przed trudnym dylematem - zerwać stare sojusze dla nowego sprzymierzeńca, czy też pozostać przy trwających dotychczas traktatach. W wyborze najgorsze było to, że żaden nie był ani zły, ani też dobry. Nie jest bowiem problemem podjąć decyzji, gdy jedna cechuje się samymi zaletami, druga jest jednoznacznie zła.
Na całe szczęście Colette różniła się od trzeciej rzeszy tym, że mogła liczyć na realną pomoc. To znaczy nie taką, która okaże się być bardziej przeszkodą w realizacji planów, niźli wsparciem. To jakby ktoś chcąc pomóc komuś podgrzać wodę, by ta posłużyła do zaparzenia herbaty, postanowił podpalić cały dom. Wszak jeżeli wszystko spłonie, to nikt nie powie, że woda nie została dostatecznie podgrzana, czyż nie?
Pomoc udzielona Upiornej przez Rosarium nie była tego typu wsparciem. Gdy Arcyksiążę spostrzegł rozdarcie swojego gościa i skonsternowane spojrzenie uśmiechnął się tylko na ten widok i podszedł dwa kroki. Na tyle blisko, by wyciągnąwszy ręce być w stanie ostrożnie chwycić Ćmokota i zdjąć go z głowy Colette.
- Mogłoby się wydawać, że Różany Pałac jest niebezpiecznym miejscem - ma licznych wrogów. Chyba jednak ich nieco przeceniam skoro Ćmokoty tak chętnie tu przylatują. - Ton jego głos i łagodny uśmiech wskazywał na rozbawienie monarchy, który odwrócił się by ruszyć w dalszą drogę - tym razem trzymając śpiącego Ćmokota.
Trudno powiedzieć jakie zadania były odpowiednie dla arystokratów, a jakie nie. W końcu czy odebranie niezwykle drogocennego przedmiotu dla samego Arcyksięcia nie równa się najwyższemu z zaszczytów? To niemalże jak przewozić relikwię dla jakiegoś papieża, czy innego cesarza. Ich zgubienie równałoby się rozpętaniu świętej wojny. Jest to zadanie nie tylko wymagające, lecz także prestiżowe! Nie można też zapominać, że w kwestii wykonywania zadania to Colette była przede wszystkim rekrutem Stowarzyszenia Czarnej Róży, a Ci nie bez powodu noszą na twarzach maski.
- Najpewniej Miasto Lalek zamieszkuje wielu jubilerów i tych, którzy za takich pragną uchodzić. - W końcu nawet na najlichszych uliczkach, gdzie mech porasta bruk tak gęsto, że można je pomylić z łąką, można znaleźć choćby Dachowca, który sprzedaje przechowywane pod płaszczem błyskotki. Byli też tacy, którzy myśleli, że wystarczy im magia, by stworzyć coś pięknego i są teraz głównym źródłem tanich świecidełek dla lokalnych domów publicznych. Wypytywanie o jubilerów na ulicach bez wątpienia nie zdałoby się na nic. Colette trafiłaby pod wiele adresów, lecz czy którykolwiek z nich byłby trafny? Same Miasto Lalek choć ogromne, to nie było najlepszym miejscem do sprzedaży cennej biżuterii. Najsławniejsi i najprzedniejsi z jubilerów mających swoje pracownie w Mieście Lalek szukali klientów przede wszystkim wśród Upiornej Arystokracji, a dopiero w drugiej kolejności wśród wpływowych Marionetkarzy. W związku z tym ich warsztaty nie wyglądały jak sklepy Świata Ludzi i mogłyby być wzięte za zwyczajne mieszkania.
Rosarium nie był nieufny, lecz jednocześnie rzadko kiedy zawierzał komuś całkowicie. O niektórych sprawach powinno wiedzieć jak najmniej osób, by te mogły pozostać tajemnicą. Co więcej dzięki dość wąskiej grupie osób, które znały konkretny sekret, łatwo było wytropić tego, kto jest odpowiedzialny za jego ujawnienie. To czym miała zajmować się Violet nie miało żadnego związku z listem, który Colette miała odebrać od Marionetkarza. Tym samym nie było żadnego powodu, by o nim wiedziała.
- Wszystkie znane mi ugrupowania Marionetkarzy z Miasta Lalek, które mają jakiekolwiek znaczenie, powstały na długo zanim ogłosiłem się Lordem Protektorem.
Odparł wyraźnie rozbawiony słowami Colette. Te zdradzały pośrednio jej pochodzenie. Niczym typowy Upiorny wprost z Wysp Księżycowych chciała zbrojnie stłumić wszelkie oznaki buntu.
I jeśli zastanowić się nad możliwościami, to w istocie Agasharr miał dość mieczy by wejść do Miasta Lalek i zbrojnie rozgonić wszystkie tamtejsze gangi. Jednak Miasto Lalek jest ogromną metropolią. Pilnowanie porządku przy niedobitkach gangów czających się w każdym zakamarku, każdej uliczce i każdym kanale pochłonęłoby zbyt wiele środków. W gruncie rzeczy więc zamiast wzmocnić osłabiłoby tylko Arcyksięstwo. Aktualna sytuacja przynosiła Różanemy Pałacowi o wiele więcej niż pokonanie gangów. I to nawet jeżeli nie brać pod uwagę przestoju w handlu.
Co więcej o gangach wywiad Stowarzyszenia wiedział całkiem sporo. Byli dość tajemniczy i zamknięci, lecz mimo tego udało się zebrać całkiem sporo informacji. Wszystko dzięki temu, że rodziny miały na tyle silną pozycję, że część interesów prowadzili w świetle dnia. Czy naprawdę rozsądnym byłoby odcięcie się od źródła informacji i zepchnięcie gangów do podziemi? To tylko pchnęłoby ich do sojuszu z jakąś szemraną szajką.
Ostatecznie należy zauważyć także, że takie działanie byłoby inwazją na Miasto Lalek. Ktoś deklarujący ochronę mieszkańców Krainy Luster i przyniesienie sprawiedliwości nie powinien sprawiać wrażenia zdobywcy. To byłby tylko argument w rękach jego przeciwników.
- Można by raczej zapytać czemu ugrupowania trzymające w swych rękach Miasto Lalek nie zareagowały, gdy na ich ulicach ogłosiłem, że obejmuje Krainę Luster, jak i znajdujące się w nim Miasto Lalek, pod swoją protekcję.
Oczywiście przywódcy półświatka Marionetkarzy zdawali sobie sprawę, że wojna z Arcyksięstwem nie służy ich interesom. Należy jednak rozważyć, czy wyciągnięcie do nich dłoni nie jest korzystniejsze niż skierowanie ku nim miecza.
Stojąc już na pierwszym stopniu schodów podrapał Ćmokota za uchem. Ciekawiło go przez chwilę, czy kobieta będzie chciała przygarnąć kolejnego pupila. Jednak to nie czas na takie pytania. Ten nastanie za kilka minut.
- Zagrożenie trzeba oceniać racjonalnie i do jego eliminacji stosować odpowiednie środki. Przede wszystkim jednak najważniejsze to jest bycie świadomym ewentualnego ryzyka. Myślę, że choćbym zrównał Miasto Lalek z ziemią, to Marionetkarze nie porzuciliby swych ugrupowań. Tylko gdzie wtedy bym ich szukał i skąd miałby przyjść odwet?
Podsumował w krótkim zdaniu swoje rozważania czując jak puchata łapa Ćmokota przesuwa się po jego dłoni, zupełnie jakby stworzenie się gdzieś wspinało.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Wto 5 Kwi - 13:36
Gdy tylko korona głowy Upiornej została wyswobodzona od niespodziewanego ciężaru Ćmokota, Colette mogła lepiej przyjrzeć się drobnemu, puchatemu intruzowi. W rzeczy samej nie dane było jej nawet słyszeć żadnych historii o tej bestii, a co dopiero widzieć ją na własne oczy! Nic więc dziwnego, że przyglądała się istocie z wymalowaną na zarumienionej, zawstydzonej twarzy mieszaniną zdumienia i czegoś na kształt zachwytu. Cudem powstrzymała pisk radości, który to zdradziecko próbował wyrwać się z jej piersi i narastającą ekscytację, która niemalże doprowadziła Lysandrę do rzucenia się na bestię w celu przeprowadzenia zmasowanego aktu głaskania puchatej kulki. Miast tego jednak, będąc posłuszną obyczajom, stała osłupiała wpatrując się w stworzenie i bezwiednie powtórzyła za mężczyzną:
    - Ćmokoty? – nie dane było jej jednak długo pozostać obojętną na wdzięk intruza – Jest taki uroczy! Nie słyszałam o nich i nigdy sobie tego nie wybaczę, to jak żyć nie widząc słońca! – w istocie Colette w tym momencie byłaby w stanie bronić dobrostanu stworzenia kosztem swojego życia -   Myślisz, że jest ich tu więcej? A mogę go pogłaskać? – ostatnie słowa, absurdalne w swej naturze, opuściły ją dużo mniej pewnie od wcześniejszego potoku słów.
    Istota zdawała się czuć wybitnie komfortowo w ramionach Arcyksięcia, a Lysandra wyszła z założenia że wszystko, co znajduje się na terenie Różanego Pałacu, niejako musi należeć do Rosarium. Zerkała więc zazdrośnie w stronę Ćmokotka jak tylko zrównała krok z mężczyzną. Mimo całego jego uroku nie może zapominać, że ma ważne zadanie do wykonania. I to zadanie, od którego będzie zależeć jej przyszłość w Stowarzyszeniu Czarnej Róży!
Skinęła wolno głową, wszak z pewnością Miasto Lalek musiało zamieszkiwać wielu jubilerów, mniej lub bardziej utalentowanych, zatem konkurencja musiała być spora. Pozostawało więc zaufać ślepo Rubeolowi i pozwolić mu się prowadzić.
    Na usta Lysandry cisnęły się same pytania odnośnie tego, jak to wszystko funkcjonuje na kontynencie. System władzy wydawał jej się być niezwykle zawiły, nie miała też wielu informacji na temat tego, czym różni się Arcyksięstwo od Protektoratu Krainy Luster. Ani o chronologii wydarzeń. Ogólnie rzecz biorąc samo pojęcie protektoratu zdawało się  brzmieć jej obco i nie pasować do utrwalonych i wyuczonych sieci pojęciowych. Bezpośrednia inkorporacja danych ziem do państwa, choć z pewnością mniej wyrafinowana politycznie jak i budząca więcej problemów z ludnością lokalną, zdawała się jej jawić jako coś, co w sposób bardziej jednoznaczny wskazywało na potęgę danego stronnictwa. A przynajmniej wydawało się, że zapewnia większą, twardszą władzę.
    -  Sir, z pewnością bycie Lordem Protektorem wiąże się z dużą odpowiedzialnością? – spytała świadoma naiwności swoich słów – Te ziemie zawsze jawiły mi się jako coś jednorodnego, jakby niejako Arcyksiążę sprawował władzę absolutną na terenach swoich wpływów. – długie, jasne palce błądziły między futrem Lorda Skoczysława, na co ten wydawał z siebie pełne ukontentowania pomrukiwania.
    Kimże zatem jest Arcyksiążę, skoro nie jest zdobywcą? Czy w istocie chodziło wyłącznie o ochronę słabszych i niesienie sprawiedliwości pokrzywdzonym przez niesprawiedliwe rządy lokalnych władyków?  Taka postawa była czysto idealistyczna, Colette zdawała się kontrastować z pragmatyzmem, jaki zdawał jej się przejawiać Agasharr. Lecz czy rzeczywiście te dwie cechy muszą istotnie ze sobą kontrastować? Czy nie można połączyć w sobie tych dwóch, może pozornych, sprzeczności i być osobą pragmatyczną, a wierną swoim ideałom? Lecz za czynami Rosarium mogło czaić się coś jeszcze. I Colette postanowiła, że bawiąc się w detektywa, postara się odkryć skrywaną prawdę - o ile ta oczywiście istnieje.
    Ludzie wszak sięgali po władzę nie po to, by chronić swoich podwładnych i występować w ich interesie, lecz by zwyczajnie mieć jak najwięcej władzy. W czasie swojego dzieciństwa na dworze w Lunis Upiorna mogła posmakować owej Wielkiej Gry, w której tak rozmiłowana była tamtejsza arystokracja. Szlachta plotła misterne sieci intryg, uwodząc, zdradzając, wywołując nieraz gorszące skandale. Czasem kogoś otruto, czasem wmieszano w zdradę, która dziwnym trafem szybko wychodziła na jaw, a pojedynczy uśmiech, zdawało się, mógł być bardziej zabójczy od ostrza sztyletu. Arystokraci potrafili posunąć się do dziwnych rzeczy, by wzmocnić lub utrzymać swoją pozycję.
    - Rzeczywiście, sir, byłaby to walka z wiatrakami. Zwłaszcza, gdy sami zgodzili się przyjąć twoją protekcję. – przytaknęła na słowa mężczyzny z pewnym wahaniem – Proszę mi wybaczyć, byłam pewna, że władza twa została nałożona raczej za pomocą podboju i konieczności przykrych ustępstw, niż za pomocą zręcznej dyplomacji. – zdawało jej się wszak, że mężczyzna sprawuje rządy absolutne, a przynajmniej takie plotki chodziły po Wyspach Księżycowych.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Wto 5 Kwi - 22:26
Ćmokoty znane są nie z tego, że mają puchate poduszeczki na łapkach, lecz z poszukiwania miejsc bezpiecznych. Takich gdzie żaden kłusownik, ani też naturalny wróg nie będą zagrażały ich spokojnemu istnieniu. Stąd nie trudno wysnuć wniosek, że w Różanym Pałacu, gdzie nic nie dzieje się bez wiedzy Stowarzyszenia Czarnej Róży i Gwardii Arcyksiążęcej nie ma zbyt wielu zagrożeń dla Ćmokotów, a ponadto przewijające się przez różany dwór tłum zapewni im nieco darmowych smakołyków, którymi będą mogły się żywić bez zwyczajowego poszukiwania pożywienia. Stąd odpowiedź wydawała się sama nasuwać na usta i bez chwili zastanowienia Rosarium odparł:
- Jestem przekonany, że jest ich tu więcej, choć wśród raportów, które codziennie są mi składane nie włączono jeszcze tych dotyczących populacji Ćmokotów w obrębie pałacowych murów.
Nie bez powodu zostało przez Lorda Protektora użyte słowo jeszcze. Skoro Ćmokoty naturalnie podążają do miejsc bezpiecznych, to śledzenie ich populacji wydaje się być dobrą drogą do potencjalnego przewidywania zagrożeń. Te mogły wystąpić w miejscach, które z jakiegoś powodu były przez Ćmokoty konsekwentnie unikane. Bez wątpienia trzeba zlecić jednej z Różanych Czarownic zbadanie tych stworzeń i opracowanie planów na ich wykorzystanie dla ochrony centrum Protektoratu.
Wraz z kolejnymi stopniami oczom Colette i Agasharra ukazał się stojący przy pobliskim peronie pociąg o czarnych wagonach zdobionych czerwonymi pasami i subtelnymi złoceniami. Nie był tak imponujący jak Helios czy Eden, lecz dla wyspiarzy, przyzwyczajonych raczej do statków i powozów, mógł wydać się niezwykły. Szczególnie, że w magicznym świetle para wytworzona przez lokomotywę dodawała scenerii pewnego mistycyzmu.
Na słowa wyspiarki dłoń Arcyksięcia przeniosła się na głowę Ćmokota, tak że monarcha potarł dwoma palcami o ucho stworzonka - co temu się wyraźnie spodobało.
Władza absolutna dla samej władzy? Rzecz jasna brzmi to niezwykle kusząco, lecz pogoń za władzą absolutną jest tak naprawdę pogonią za tym, czego nigdy nie będzie można osiągnąć. Gonitwa, która powoduje zatracenie się w walce z wrogiem, którego nie sposób pokonać niezależnie od wygranych bitew. W tej walce każde zwycięstwo jest pyrrusowe.
Czym bowiem jest władza absolutna? Władzą, która nie napotyka żadnych ograniczeń. Jednak natura istot materialnych powoduje, że granice są nieodłączną częścią istnienia. Czy król Francji mógł wszystko, czego tylko zapragnął? Oczywiście, że nie! W szczególności nie mógł nawet tknąć praw fundamentalnych. Mógł zrobić wiele, lecz nie wolno było mu wyznaczyć swojego następcy, chociażby jego syn był głupcem myślącym tylko o wymykaniu się nocą do paryskich burdeli, a młody generał byłby idealny materiałem na króla. Przy całej swojej władzy francuski monarcha był związany ograniczeniami, z którymi nie był w stanie nic zrobić.
Nawet władanie milionem planet, zasiadanie na tronie całego wszechświata nie uwalnia ludzi od ograniczeń. Zawsze będą istniały grupy, z których zdaniem trzeba się będzie liczyć. Traktaty, których nie wolno złamać i wreszcie słabości wiążące się z emocjami.
Żadna władza nie była pozbawiona granic, a wszelkie próby sięgnięcia po bezgraniczne rządy były skazane z góry na porażkę. Gdyby Rosarium był głupcem, który poszukuje nierealnego, już dawno wysłałby swoje legiony umocniwszy je wcześniej obiecanym przeznaczeniem, może nawet religijnym fanatyzmem. Może nawet udałoby mu się zjednoczyć magiczne światy, a kto wie czy nie sięgnąłby także po ludzkie imperia. Tyle że Arcyksięciu w żadnym stopniu nie zależało na władzy.
Lord Protektor nie był tym, który pragnął tronu, honorów i chwały dla samego tylko faktu, że może nazywać się władcą. Posiadał władzę bliską absolutnej we własnych dobrach, w całej domenie rodu Rosarium i mógł do woli decydować o wszystkim co miało miejsce w jego władztwie. Po cóż miałby rozciągać tę władzę dalej, skoro nawet ogrodów Różanego Pałacu nie sposób objąć wzrokiem. Dla Arcyksięcia wszelka władza nad Krainą Luster czy Szkarłatną Otchłanią była narzędziem. Nie potrzebował rządzić każdym miasteczkiem, odbierać hołdów od wszelkich magnatów Krainy Luster. Tak długo jak Kraina Luster sama zajmowała się własnymi problemami wewnętrznymi, tak długo Lord Protektor mógł pozostawić ją samą sobie, by zająć się walką z zagrożeniem zewnętrznym.
Rzecz jasna nie wykluczał konieczności interwencji w sprawach możnych, bądź miast Krainy. Napięta sytuacja w Mieście Lalek, w którym jedno z największych ugrupowań - Milicja Zory - niemal otwarcie wystąpiło przeciwko sojuszowi, który Arcyksiążę zawarł, mogło być przyczyną do interwencji. Co więc powstrzymywało Rosarium przed wysłaniem swoich legionów do Miasta Lalek i zaprowadzeniem tam porządku?
Bynajmniej władze Miasta Lalek, które nie wyraziłyby zgody na takie działanie. Nie byłoby problemu przedstawić ich jako skorumpowanych, sprzyjających przestępcom obłudników. Jednak to oznaczałoby otwarcie nowego frontu i kto wie czy nie ewentualną partyzantkę tych, którzy utracili swe wpływy. Walka w Mieście Lalek zaszkodziłaby nie tylko samemu miastu i Arcyksięciu, lecz także mieszkańcom Miasta Lalek i w szerszej perspektywie całej Krainie Luster przez handlowe znaczenie dumy Marionetkarzy.
Był jednak jeszcze jeden powód, o którym nie można było mówić na głos. O szczegółowych warunkach traktatu wiedziało tylko najbliższe otoczenie Arcyksięcia i wyspiarze. Za sprawą zaufania podpartego wywiadem Protektoratu Rosarium był pewien, że Zora musiała się dowiedzieć szczegółów od wyspiarzy. O ile pierwszy atak mógłby zostać uznany za przypadkowy - wyspiarze nie kryli się ze swymi dostawami pusząc się jak pawie, o tyle atak na magazyny przeznaczone do składowania przybyłego z wysp metalu był zbyt precyzyjny i dobrze zaplanowany, by mówić o przypadku.
Byłoby bardzo nierozsądnym wypłoszyć prawdziwego sprawcę zamieszania w Mieście Lalek arcyksiążęcymi legionami. Ofiarą interwencji stałyby się gangi, które pomimo swych przestępczych działań miały swoje zalety. Jedno z ugrupowań pomagało najbiedniejszym, a drugie otoczyło artystów patronatem. To nie biedota i twórcy powinni być karani za nikczemność wyspiarskich elit, kimkolwiek był ten, kto stał za Zorą i bez znaczenia jakimi argumentami zwiódł ich na swoją stronę. Zresztą Rosarium domyślał się, że chodziło o magiczne właściwości księżycowego metalu. Dzięki nim Zora mogła uzbroić swoich ludzi w znamienity oręż. Tylko czy ten nie byłby wykorzystany do rozlewu krwi w Lunis? Agasharr nie przepadał za arystokratami z wysp, którzy byli zaślepieniu żądzą władzy i przekonani o swojej wyższości mającej polegać tylko na tym, że przez ostatnie kilka tysięcy lat stali w miejscu, gdy cały świat szedł do przodu. Jako Protektor Krainy Luster nie mógł jednak dopuścić do bezmyślnej rzezi na terenie objętym jego ochroną.
Można sobie zadać pytanie: skoro Arcyksiążę nie pragnął władzy, to jaka była jego motywacja? Czy chodziło o ideały, czy też może miał w tym swój osobisty interes? Zdecydowanie bliższa prawdzie jest pierwsza z opcji, a to dlatego, że mając niemal absolutną władzę w swych rodowych dobrach Rosarium nie brakuje w zasadzie niczego. Przez długi czas wiedział o niesprawiedliwości jaka została wprowadzona w Krainie Luster przez brak stróża, który mógłby ukrócić samowolę wielkich, którzy siłą brali co chcieli. W pewnym sensie Rosarium nie różnił się od nich niczym poza faktem, że nie działał dla bogactwa, sławy i władzy, lecz chcąc objąć rolę strażnika mającego siłę, której nikt nie może zlekceważyć. Ponadto Rosarium nie robiłby tego, gdyby nie odziedziczone Stowarzyszenie Czarnej Róży. Objęcie regencji nad tą organizacją sprawiło, że jednym z celów działań Arcyksięcia stała się walka z MORIĄ i zapewnienie bezpieczeństwa Krainie. Nie mógłby jednak tego zrobić mając w rękawie jedynie zamaskowane różę. Potrzebował zarówno monopolu na handel w Szkarłatnej Otchłani, jak również Protektoratu. Wszystkie elementy układanki były na wyciągnięcie ręki.
Zatem kto inny, jak nie Agasharr Rosarium, miał stanąć w roli stróża Krainy Luster, który ukróci wszechwładzę bezmyślnej siły oraz upewni się, że MORIA już nigdy więcej nie odważy się skierować swych karabinów ku Krainie Luster i Szkarłatnej Otchłani? Gdyby obecny Lord Protektor dostrzegł kogoś innego, kogo uznałby za godnego, z chęcią wsparłby go siłami Arcyksięstwa, jednocześnie nie rezygnując z wygody życia wśród fontann i krzewów Różanego Pałacu. Niestety jednak Arcyksiążę nie dostrzegał nikogo takiego i nie miał wyboru jak tylko sięgnąć po władzę.
Mówiąc prościej Rosarium nie dążył do rozszerzenia swojego władztwa, lecz w jego ocenie to rozszerzenie jest konieczne dla wyższych celów.
- Ależ tak właśnie jest. Sprawuję władzę, którą można by nazwać absolutną nad swoimi rodowymi dobrami, które nie ustępują w rozległości i bogactwie żadnemu Arystokracie tak z wysp jak i kontynentalnemu. Resztą Krainy władać nie muszę, by osiągnąć swoje cele. Nikomu jeszcze nie przyniosło chwały rozstrzyganie sporów sąsiedzkich o kawałek pola pośród bagien. - Dlaczego więc wyspiarze o pomoc zwrócili się właśnie do Arcyksięcia? Powód był prosty, pomimo braku formalnej władzy wiele osad Krainy Luster, czy wielu arystokratów uznało jego zwierzchnictwo. Rosarium nie narzucał swych praw, lecz stworzył warunki, by ich odrzucenie było niekorzystne. W ten sposób powoli, niejako bez jego ingerencji. kolejne osady uznawały arcyksiążęce prawo. Dzięki Kompanii i wygranej walce z piratami miał monopol na handel w Szkarłatnej Otchłani, a także stał za Arcyksiążęcą Koleją Lustrzaną, która była zbyt dużym udogodnieniem, ażeby ktokolwiek chciał z niej rezygnować. Wpływy Arcyksięcia były niewidoczne, lecz oplatały już niemal całą Krainę Luster. Jak na razie Lord Protektor był ostrożny w stawianiu żądań względem mieszkańców Krainy. Kto wie jednak, czy na obecnym etapie żądania te nie zostałyby spełnione. Z wielu powodów.
Arcyksiążę zaśmiał się na słowa Colette, która przedstawiała typowo wyspiarskie myślenie. Lunis od wieków nie podbiło niczego poza jakimiś kawałkami skał na morzu, a mimo to sławili się jako zdobywcy Krainy Luster.
- Czy szukając zaginionego królika podpalasz labirynt? Właśnie tym byłby bezmyślny podbój. Cel może zostałby osiągnięty, lecz za cenę pięknego żywopłotu. Miecz to argument ostateczny, gdyż po sięgnięciu po niego bardzo trudno jest pojedynkować się słowami. - Zerknął na kobietę, przerywając w pół zdania. Ruchem głowy dał do zrozumienia Arystokratce, iż pragnie by ta spojrzała w stronę pociągu.
- Dostaniesz się za jego pomocą do Violet, a także do Miasta Lalek, które jest celem Twojej podroży. - Dopiero teraz przyprowadzony przez Arcyksięcia grajek i rekrut Stowarzyszenia mógł przyjrzeć się lepiej peronowi. Gwardziści byli bardzo liczni i czujni. Ich mundury wyróżniały się wyraźnie od mundurów pracowników Kolei Lustrzanej, którzy udzielali podróżnym rad, sprawdzali ich bilety oraz pomagali z bagażami. Do odjazdu było jeszcze dostatecznie dużo czasu, by peron był pełen ludzi. Rosarium wraz z towarzyszką dość szybko jednak skierowali się ku wagonowi najbliżej lokomotywy, a raczej do tej części peronu, która była odcięta od reszty przez gwardzistów. Ci po ujrzeniu znaku, który umknął uwadze Colette, przepuścili ich bez słowa.
- Gdybym wojował znacznie częściej zapewne nie spotkalibyśmy tego maleństwa. - Mówiąc to raz jeszcze pogłaskał stworzenie o cechach psa i ćmy po puchatej główce. - Ćmokoty są magiczne, można by nawet powiedzieć, że mają wrodzone zdolności przewidywania przyszłości. Wiedzą gdzie jest bezpiecznie, a gdzie grozi im niebezpieczeństwo. Weźmiesz go ze sobą do Miasta Lalek i będziesz obserwować, a nie trafisz w żadne miejsce, którego odwiedzin możesz żałować. - Na razie jednak Arcyksiążę nie wyciągnął w jej stronę zwierzęcia. Wszak rozmowa nie była jeszcze skończona. Teraz gdy nie byli już w tłumie mogli znów rozmawiać swobodnie, bez obaw że nieproszone ucho stanie się świadkiem ich rozmowy.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Sro 6 Kwi - 17:47
Wyrafinowanie, zręczność i idealizm rzadko kiedy w naturze występują ze sobą łącznie. Colette dzięki swym doświadczeniom nabytym w Lunis szybko porzuciła dziewczęce iluzje harmonii świata i natury ludzkiej. Można by nawet rzec, że w pewnych aspektach stała się zgorzkniała – zwłaszcza, gdy chodziło o motywacje szlachty. Widząc możliwość ucieczki ze złotej klatki, w jakiej została zamknięta przez ród Morvan, uczepiła się jej jak ostatniego promyka nadziei i opuściła ojczyznę, by wyruszyć w obce jej tereny.
    Wysłuchawszy całości wypowiedzi mężczyzny, w zamyśleniu pokiwała srebrzystą głową, a biżuteria, którą była obwieszona, zadźwięczała przyjemnie. Trwała tak w ciszy wsłuchując się w odległy szmer rozmów, krocząc drobnymi krokami obok towarzyszącego jej mężczyzny. Musiała włożyć sporo wysiłku, by dotrzymać mu kroku. A wyglądać musieli niecodziennie – oboje ze śpiącymi zwierzętami w ich ramionach.
    - Zaskakująco nieortodoksyjne stanowisko prezentujesz, sir. Większość osób, które znam, dla samego tylko dzierżenia władzy byłaby gotowa spalić świat, by rządzić jego prochami. Czy apetyt nie rośnie w miarę jedzenia? Czy w naturze ludzkiej nie jest zapisane owe dziwne pragnienie nieskończoności, które pcha nas do ciągłego stawania się i dążenia po jeszcze więcej? A świat nie jest w stanie nas zaspokoić, zawsze gdzieś obok będzie obecna ta pustka, która żąda ciągłego zapełniania, bo inaczej grozi, że nas pochłonie. Stąd też robimy wszystko po to, by powiedzieć, że to jest „moje”. – słowa stanowiły raczej uzewnętrznienie wewnętrznych obaw Upiornej, niż próbę polemiki z Rosarium – Choć nie można powiedzieć, iż takie podejście jest najmądrzejsze. Bo czyż nie czyniłoby to nas niewolnikami samych siebie i swoich pragnień i ograniczało nas w działaniu?
    Kolejna wypowiedź kobiety została oddzielona niemalże dramatyczną przerwą, w której Colette szukała możliwie najbardziej hiperbolicznych słów. W rzeczywistości Colette nie była wyrobionym politykiem.
    - Sir, życie to ciągła wojna i podbój. Czy lepiej sprawować władzę strachem, czy miłością? – wydęła drobne usta i zadarła głowę, by spojrzeć na Rosarium – Rządzić podstępem jest rzeczą trudną, a bezmyślna siła zawsze rodzi pewien odruchowy, instynktowny niemalże respekt. Bo cóż zrobić, gdy ktoś postanowi zdmuchnąć misternie ułożony domek z kart, oparty na luźnych powiązaniach?
    Peron z pewnością prezentował się okazale, zdawało się wręcz, że z każdego kąta wyziera imperialistyczny niemalże przepych. Bogato zdobione tablice informacyjne przykuwały wzrok przechodzącej Colette; spojrzenie liliowych oczu błądziło od jednej do drugiej nie w celu sprawdzenia danych nań umieszczonych, lecz podziwiało misterną robotę ram je okalających. Wszak forma jest równie istotna co treść. Przechodząc przez długie korytarze Upiorna poczuła się całkiem zaskoczona ilością przebywających na dworcu podróżnych – rzeczywiście zatem kolej musiała stanowić bardzo powszechny sposób transportu w tej części Krainy Luster. I, zdawałoby się, wygodny.
Przystanęła na chwilę, gdy jej oczom ukazała się owa osławiona kolej. Colette zadarła głowę, by dobrze przyjrzeć się pociągowi i zmarszczyła lekko nosek, jakby w geście niezadowolenia.
    Maszyna zdawała się być niezwykle ciężka, toporna wręcz w swej konstrukcji, będąc w rzeczywistości wielką, żeliwną bryłą. Nie miał w sobie niczego ze smukłości kadłuba leniwie wyłaniającego się z pomarszczonej tafli wody, ni z majestatyczności długich na wiele sążni szczupłych masztów uzbrojonych w białe, lśniące żagle, które przyjemnie łopotały na wietrze. Czyż z jej pokładu można śledzić misterną grę słońca na wodzie lub jutrzenkę odciskającą swe różowate palce na budzącym się z głębokiego snu niebie?
    Najbardziej rzucała się kakofonia dźwięków zeń dochodząca. Dudnienie mechanizmów i syk pary, nieznośny szum silnika i buczenie czegoś bliżej nieokreślonego. Na Colette, która ze swych zmysłów najbardziej wyostrzony miała zmysł słuchu, tworzyło to przytłaczające wrażenie, jakby wielka, bawełniana chmura oblepiła jej ciało, a w skroniach zaczął pulsować tępy ból. Dlaczego też migrena postanowiła objawić się akurat w tym momencie? Upiorna przyłożyła do skroni rękę wolną od króliczego ciężaru i poczęła rozmasowywać ją wolnymi, kulistymi ruchami.
    Mimo wszystko w powietrzu unosiła się pewna nutka tajemnicy; jakoby owa dziwna machina zawierała w sobie mnóstwo niewypowiedzianych historii, które tylko czekały, aż ktoś je wysłucha i odkryje. Zamknięta przestrzeń, tak typowa dla pociągów, zdawała się łączyć w sobie widmo przygody i możliwości nawiązania nowych, całkiem przypadkowych relacji. Kobietę ciekawiło wnętrze maszyny i eteryczna zeń bijąca aura.
    Mimo wszystko Colette nie mogła odmówić jej – choć dosyć specyficznego – uroku.
    - Z pewnością prezentuje się niezwykle okazale. – odparła z drobnym uśmiechem, choć nie wiedziała, czy mężczyzna spodziewa się z jej strony jakiegokolwiek słowa komentarza. Uznała jednak, że grzeczność wymaga zadośćuczynienia pewnym zasadom; wszak gospodarz prezentował jej coś, czego na wyspach Lysandrze nie dane byłoby ujrzeć nigdy w życiu.
    Czyżby zatem przyszli tu nie z błahego powodu zwieńczenia ich spaceru, lecz w ściśle określonym celu? Colette drgnęła zaskoczona nie czując się gotową do swojej pierwszej misji.
    - Jak się domyślam, mam się tam udać bezzwłocznie? Nie prowadziłbyś mnie raczej, sir, w tak bezpośrednie towarzystwo pociągu, bym tylko mogła podziwiać go z daleka. – uniosła brew i spojrzała wyczekująco na mężczyznę – Lecz jakże mam ruszyć w dalszą drogę nie zebrawszy drużyny? Cóż ja pocznę ze swoimi zwierzętami? – na twarzy kobiety malował się wyraz zmartwienia odciskający się lwią zmarszczką między brwiami kobiety – Wybacz te słowa, sir, i nie traktuj ich jako marudzenia tej oto osoby. To wszystko jest zaskakująco nagłe! Lecz mimo lęku cieszy mnie taki obrót spraw. – uśmiechnęła się, by dodać sobie animuszu. Wszak czasem autosugestia potrafi zdziałać prawdziwe cuda.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Czw 7 Kwi - 22:04
W ocenie Arcyksięcia większość ludzi mogłaby być co najwyżej gotowa spalić świat, by rządzić popiołami, lecz później żałowaliby swej decyzji. Nie jest jednak rzadkością zarówno działanie pod wpływem chwili, jak również wieczyste zwlekanie. Obie postawy nie przynoszą niczego dobrego.
Rosarium uśmiechnął się słysząc słowa Colette, jednocześnie leniwie przeczesując puchatą sierść Ćmokota.
- Czy właśnie to nie dlatego ja jestem Lordem Protektorem Krainy Luster bo nie muszę gonić za desperacką próbą spełnienia nieokreślonych i niedorzecznych pragnień. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jestem od nich o tyle mądrzejszy, że wiem do czego dążę naprawdę i gdybym to kiedyś miał osiągnąć nie będę musiał niczego żałować. Pozostawię popioły wyłącznie tam, gdzie chciałem by te się znalazły.
Brak umiarkowania uniemożliwiał trzeźwą ocenę sytuacji. Stawianie tytułów ponad faktami spowodowało już upadek wielu dawnych rodów Upiornej Arystokracji, które ufne w swoje herby zlekceważyły mniej znamienitego lecz lepiej uzbrojonego konkurenta.
- Dlaczego nie sprawować jej zarówno strachem i miłością? Miłość dla tych, którzy postępują zgodnie z nakazami władcy i respektują ustanowiony przez niego porządek, lecz strach dla buntujących się przeciwko monarszemu ładowi. - Odparł na słowa Colette tuż po tym jak jego uwagę przykuła jakaś osoba w tłumie. Może Dachowiec, który przemknął wśród tłumu, a może wysoki Kapelusznik? Colette nie będzie dane się tego dowiedzieć, szczególnie że dość szybko Arcyksiążę ponownie spojrzał w jej oczy.
- Kto osiągnie lepszy skutek? Szermierz uderzający precyzyjnie swoją szpadą, czy może żółtodziób używający tego samego ostrza niczym miotły? Sama siła nie znaczy nic, jeżeli nie wie się jak powinna zostać użyta. Mówisz o domku z kart. - Krótka pauza wypełniona szerokim uśmiechem szczerego rozbawienia. - Ten domek z kart nie jest tak łatwy do zniszczenia jak mogłoby się wydawać. Sądzę, że nie tylko podmuch by nie wystarczył, lecz nawet młot mógłby mieć z nim problemy. Oczywiście o ile przebiłby się przez strzegące go mury arcyksiążęcych legionów. - Patos słów Agasharra rozbawił go jeszcze bardziej, niż wcześniejsza metafora domku z kart, toteż kolejna przerwa pochłonięta została przez śmiech. - Przynajmniej to jest wersja oficjalna, którą śmiało możesz powtórzyć na wyspach.
Czy to oznacza, że Rosarium sam nie wierzył w swoje słowa? Czy może raczej był świadomy, że nie powinien być zbyt przekonany o własnej wspaniałości. Niestety nie miał nikogo kto przypominałby mu o tym, że jest tylko człowiekiem - niczym rzymskim tryumfatorom - sam musiał więc pełnić tę niewdzięczną rolę.
- Pozwól, że opowiem Ci historię odległą tak miejscem, jak i czasem. Historię nie pochodzącą z Krainy Luster, lecz pokazującą, że siła jest czasem bezsilna wobec "luźnych" powiązań. Siłą jest wódz, który dzięki niebezpiecznej wędrówce zaskoczył swych przeciwników, pokonywał armie znacznie liczniejsze od jego sił, a mimo to przegrał wojnę. Pomimo militarnych sukcesów i pukania do bram swego rywala poczuł smak porażki. Dlaczego? Gdyż nie docenił "luźnych" powiązań. Przekonany był, że manifestacja siły, wygranie kilku bitew zapewni mu rozbicie koalicji stworzonej przez jego wrogów. Czas mijał, a jego przeciwnicy trwali przy sobie pomimo porażek i pustoszenia ich ziem. W końcu nie zdziaławszy po kilku latach grabieży został zmuszony do powrotu do domu, by go bronić. I to na swojej ziemi spotkał porażkę, która zakończyła wojnę. Gdyby koalicja jego wrogów była ledwie "luźnymi powiązaniami", to nie spędziłby na obcej ziemi tych wszystkich lat. Lat, które dały jego wrogom czas by zagrozić jego własnemu domowi.
W żadnym razie Rosarium nie chodziło tutaj o przekonywanie Colette, że użycie siły nigdy nie przyniesie skutki. Jednak siła może nie wystarczyć, a gdy się po nią sięgnie nie pozostaje już nic innego.
- Są słowa silniejsze od legionów a luźne powiązania mogą okazać się trwalsze od wielkich imperiów. Jeżeli poddani będą żyć w strachu w końcu chwycą za broń. Będą za nią chwytać później jeszcze wielokrotnie.
Ćmokoty miały wyjątkowo miłe w dotyku skrzydła, jednakże dotykanie ich nie było wskazane, gdyż te były bardzo delikatne. Łatwo było sprawić takiemu maleństwu ból i zachęcić go do ucieczki. Toteż Agasharr dość przezornie omijał same skrzydła.
- Powiedz mi. Gdybyście w Lunis pozwolili odejść Dachowcom gdziekolwiek tylko zechcą. Ilu z nich zostałoby na Wyspach? To oczywiste, że nie znasz dokładnych liczb, lecz wyobraź sobie jak wiele z nich chciałoby zostać, a ilu pragnęłoby opuścić swój dawny dom. Mogę cię zapewnić, że Ci mieszkający w Różanym Pałacu przybyli tu z własnej woli i pozostają tu, choć nie zabraniam nikomu odejść. Strach nie dotyczy ich na co dzień, strach jest dla tych, którzy pragną zrobić coś niegodziwego. Oni jednak nie mają poparcia nawet wśród swych braci.
Gdy widziało się ogromne, przypominające ruchome zamki pociągi Helios i Eden, to widok zwykłej liniowej lokomotywy wraz z przyczepionymi do niej wagonikami nie budził większego zainteresowania. Toteż sam Arcyksiążę nie poświęcał zbyt wiele uwagi pociągowi, którym Colette miała wyruszyć w swoja pierwszą podróż.
- Zgadza się, wyruszasz niezwłocznie za drużynę mając Rubeola i nowopoznanego Ćmokota, który obu was ostrzeże przed niebezpieczeństwem. Ten pierwszy powinien niebawem dołączyć. Jeżeli natomiast chodzi o króliki nie musisz się martwić, że stanie się im coś złego. Gdy wrócisz z powierzonego zadania zobaczysz się z nimi tuż po tym jak złożysz mi raport. - Tuż przed ostatnim słowem dłoń Arcyksięcia przeniosła się z głowy Ćmokota na podbródek Colette unosząc go nieznacznie dwoma palcami.
- Wysłucham też raportu samego Rubeola i liczę, że będę mógł z czystym sumieniem podarować Ci coś więcej niż tylko krew Divarda.
Po tych słowach cofnął swą dłoń i gdyby Colette zapragnęła teraz spojrzeć w stronę wejścia na peron zobaczyłaby, że służący rzeczywiście niesie w ich stronę klatkę, w której siedziała znana już jej różowa sowa.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Sob 9 Kwi - 2:25
Zdaje się, że w ciągu życia człowiek zwykł wyznaczać sobie swego rodzaju ogólny cel, który zarówno stanowi motywację, jak i kieruje jego działaniami. Dla jednych to będzie zdobycie sławy, dla kolejnych – zbudowanie rodu, a jeszcze dla innych – zaniesienia wojny religijnej po znane granice świata. Zdaje się, że w ciągu życia każdy chce coś osiągnąć, by w jakiś sposób zapisać się dla potomności, uczynić z siebie jednostkę wybitną, zajmującą ponadprzeciętne miejsce w pamięci spadkobierców i niejako osiągnąć w ten sposób nieśmiertelnpść. Bo czyż nie miło jest mieć pomnika trwalszego od spiżu? Kobieta lekko przechyliła głowę w dosyć dziecinnym geście.
    - Do czego zatem dążysz, sir? – pytanie samo cisnęło się jej na usta i w końcu znalazło ujście.
    W istocie najbardziej optymalne dla sprawowania władzy zdawała się być postawa łącząca w sobie zarówno spryt, jak i siłę. Czyżby zatem tuż pod jej nosem stał władca idealny, który potrafi być zarówno lisem jak i lwem, zachowując przy tym jasność myślenia i przewidując długofalowe skutki? Jeśli tak, musi być tak samo groźny, jak utalentowany. Ciekawiło ją, co na temat tego nieortodoksyjnego arcyksięcia sądzą władze Wysp Księżycowych. Czy jego postać śniła się po nocach dostojnikom z Lunis jako kolejny koszmar majaczący na horyzoncie, stanowiący zagrożenia dla ich statusu quo, a może pozwalali swoim uprzedzeniom na uznanie go za kolejnego li-tylko barbarzyńcę zza morza, który ma im tylko pomóc rozwiązać dręczący ich problem, a z którym nie są w stanie sami sobie poradzić?
    - Brzmi to całkowicie racjonalne, lecz domyślam się, że rzadko sprawujący władzę patrzą dalej, niż za koniec własnego nosa. – niemalże ugryzła się w język uświadomiwszy sobie, jakiego kolokwializmu się dopuściła; i to w osobie samego arcyksięcia! – Umiarkowanie i trzeźwość osądu to cechy godne pozazdroszczenia; bo czyż nie wiele książąt zginęło przez własną pychę, brawurę i uleganie namiętnościom?
    W przepychankach o władzę z reguły najbardziej cierpią poddani. Przecież to nie królowie ni lordowie zwykli walczyć w pierwszych szeregach, a prosty gmin.
    - Sir, nie można odmówić zasadności twoich twierdzeń, lecz dla osoby nieuzbrojonej, a możemy przyjąć, że takowych jest większość, zarówno pierwszy, jak i drugi będzie stanowić śmiertelne zagrożenie. Obawiam się, że o ile nie wzrośnie w nich bunt za doznaną niesprawiedliwość, bardziej skorzy są podporządkować się, niż cierpieć ze strony swoich oprawców. – zawahała się, wracając myślami do pechowych zdarzeń na wyspie, które de facto były powodem, dla którego Colette stała tu dziś i rozmawiała z Rosarium.
Czy zatem jako szpieg powinna tak łatwo zdradzić kraj swego pochodzenia? Mężczyzna dawał wcześniej subtelnie znać, że wie, skąd przybyła Colette, lecz teraz wyraźnie to powiedział.
    - Och, to aż takie oczywiste? – zapytała cicho, pod nosem, jakby bardziej siebie niż mężczyznę i zmarszczyła brwi.
    Historia, choć przekazana jej lapidarnie, bez żadnych poetyckich uniesień czy ozdobników zaintrygowała ją – wszak była jej zupełnie obca, nie kojarzyła ani faktów, ani osób, ani miejsc. Lecz wyłaniał się z niej obraz wodza, który wygrał bitwę, a nie wojnę. Wodza zwyczajnie nieudolnego, zbyt chłapiącego się swymi małymi sukcesami, by dostrzec prawdziwe, czające się w cieniu niebezpieczeństwo.
    - Skąd jest ta opowieść? I czy ważniejsze, ułożono o niej ballady?
    Oczywistym było, że panna Lucan nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie Rosarium, ani w żaden sposób wejść z nim w polemikę. Bo i jak bronić swych rodaków, nie narażając się na ostracyzm ze strony gospodarza? Rzecz w tym, że Colette w całej sprawie nie posiadała własnego zdania; mogła jedynie powtarzać wyuczone przez ojca i opiekunów frazesy, podparte poniekąd własnymi, negatywnymi doświadczeniami z Dachowcami. Nie wiedziała również o skali, w jakiej wykorzystywane były powszechnie na Wyspach ani o warunkach, w jakich dane było im żyć poza dworami.
    - Sir, Lunis niestety rządzi się swoimi prawami. A prawo nie patrzy na Dachowce jak na obywateli. Przyjęło się, że niczym nie różnią się od swoich zwierzęcych braci, nie powinni zatem liczyć na przywileje zarezerwowane dla civitas. Zresztą, nawet civitas nie są sobie równi. – zmarszczyła w nosek i delikatnie pogłaskała śpiącego na ramionach mężczyzny ćmokota za uchem. – Sir, bo to wszystko jest tak skomplikowane! – rzekła trochę bezradnie z malującym się na twarzy cieniem smutku.
    Czując dotyk, Colette spojrzała wielkimi ze zdziwienia oczami na Rosarium, a policzki przykrył zdradliwy różany rumieniec. Nie odwróciła wzroku, lecz wydąwszy małe usta, wbiła go w oczy mężczyzny i delikatnie się przysunęła. Cóż to  miało znaczyć? Lecz nim dane było jej uzewnętrznić pytanie, jej uwaga została skutecznie odciągnięta widmem majaczącej na horyzoncie nagrody.
    - Och, poruszasz, sir, dziewczęcą fantazję! Czy dostanę kawałek ziemi, niczym rycerze z prastarych bajd, a może czeka mnie pocałunek z ust pięknego księcia, jak w balladach szeptanych w żeńskich zgromadzeniach? – na jej wargach zatańczył filuterny uśmiech, a w oczach pojawiły się iskierki rozbawienia. – Zrobię co w mojej mocy, by Rubeol nie był zawiedziony. Ani ty, sir!
    Zaśmiała się – nieco zawstydzona – i odwróciła spojrzenie liliowych oczu, przypadkowo natrafiając na sługę, który zdążał w ich stronę z czymś w rękach.
    - O! Jest i mój króliczy wybawca! Zaszczyt mieć cię za towarzysza, drogi Rubeolu. – dygnęła przesadnie w stronę sowy.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Nie 10 Kwi - 18:15
Do czego Rosarium dążył? Czy tylko do zaprowadzenia porządku w Krainie Luster, czy może miał jakieś ukryte cele. Czy chodzi o pamięć o nim jako jednoczycielu? Zapisanie się na stałe na kartach Krainy Luster. Wręcz przejście do legendy? Bez wątpienia stworzyłby trwały pomnik jednocząc Krainę Luster i może nawet rozpocząłby kult swojej osoby, trwający dłużej niż cokolwiek dotychczas istniejącego w Trzech Światach.
Nieszczęśliwie Colette nie będzie dane poznać odpowiedzi, gdyż jej słowa spotkał się z jednym tylko komentarzem ze strony Arcyksięcia - łagodnym uśmiechem. Bez wątpienia Rosarium był zarazem wybawieniem i przekleństwem Lunis. Choć był od nich skrajnie różny, to tylko dzięki temu mogli szukać u niego pomocy. Gdyby rządy Lorda Protektora były takie, jak sobie wyobraża mieszkanka wysp, to arystokraci Lunis nie mogliby szukać u niego wsparcia. Te oznaczałoby automatyczne wcieleni ich do rozrastającego się imperium Arcyksięcia - despoty. Różany dwór był dla nich szansą na uzyskanie pomocy i zachowanie swojej władzy. Agasharr był arystokratą i chociaż wielokrotnie podczas rozmów poruszał temat traktowania poddanych, to Lunis wiedziało, że nie zależy mu na odebraniu im władzy, bądź dopuszczeniu do niej mieszkańców Wysp.
- Osobę nieuzbrojoną od uzbrojonej dzieli tylko dzierżenie oręża, a ten można zdobyć bardzo łatwo. - Odparł na jej słowa łagodnym głosem. Trzeba pamiętać, że niewiele trzeba by z prostych narzędzi wykonać prowizoryczną broń. Kosy, sierpy, siekiery w wielkiej masie wystarczyły, by pokonać znacznie mniej liczne wojska Arystokratów. Odpowiednio zmotywowane ludzkie masy nie będą zważały na straty. Oczywiście Lunis miało niezwykle liczne gwardie, lecz mimo to Upiorni stanowili mniejszość.
- Nie wiem czy napisano o niej jakąś balladę, lecz bez wątpienia kilka ich mogło się pojawić. Sama historia nie pochodzi z tego Świata, lecz z odległej ziemi, o której na Wyspach raczej nie słyszano. To nie czas na takie opowieści i ich szczegóły. Na to przyjdzie jeszcze czas w przyszłości.
W końcu opowieści o Hannibalu, kartagińskim wodzu mogą zająć wiele godzin, których Upiorni w żadnym wypadku nie mieli ze względu na stojący na torach pociąg mający zabrać dziewczynę w podróż.
Monarcha nie wymagał, by dziewczyna rozumiała skomplikowane polityczne zależności. Zresztą Rosarium nie pytał nawet o równość obywateli Wysp wobec prawa. Jedyny jego cel był taki, by pokazać, że obrana przez niego droga zapewnia wierność Dachowców Różanego Pałacu, której próżno szukać na Wyspach Księżycowych. Nie miał zamiaru jednak kontynuować tego tematu i na jego zakończenie odparł tylko:
- Dla władców prawo nigdy nie jest przeszkodą. - Po czym uśmiechnął się łagodnie unosząc delikatnie Ćmokota w stronę Colette, by przekazać jej zwierzaka i mogła zabrać go ze sobą w podróż - jako pupila, lecz także ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem.
Jednocześnie Agasharr pochylił się lekko, tak by jego usta znalazły się blisko ucha kobiety.
- Gdybym zdradził istotę podarunku już teraz, to nie byłaby ona niespodzianką. Zapewniam jednak, że podarunek uczyni zadość Twoim pragnieniom. - Następnie o ile kobieta odebrała od niego Ćmokota, to uniósł swoją dłoń i dwoma palcami podniósł delikatnie podbródek Colette, kciukiem przesuwając od kącika jej ust, po policzku kobiety.
- Rubeolu zaprowadzisz Colette do jubilera. - Dłoń, która jeszcze przed chwilą dotykała policzka Colette teraz sięgnęła po leżącą w klatce różę której płatki przechodziły od bieli na końcach, przez róż, aż do czerwieni w centrum kwiatu, a wyciągnął ją w stronę Upiornej Arystokratki.
- Weźmiesz ten kwiat i strzeż go. Gdyby coś poszło nie tak, doszłoby do nieoczekiwanych sytuacji, to możesz go wykorzystać by powrócić do Różanego Pałacu wraz z resztą drużyny. Nim jednak go użyjesz ofiaruj mu odrobinę krwi - niska cena za bezpieczeństwo.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Pon 11 Kwi - 3:07
Pisarze, zwykło się mawiać, to małe wrony, które na każdym kroku próbują podchwycić złoto cudzych żywotów i przenieść je do gniazda własnej twórczości. Nie różnili się oni zbyt wiele od poetów i kompozytorów. Panna Lucan uwielbiała cudze historie, stanowiły one swoistą pożywkę dla jej twórczości, toteż nic dziwnego, że w momencie odmowy na jej twarzy zawitał na krótką chwilę smutny wyraz rozczarowania, który równie szybko został rozproszony przez uśmiech.
    - Liczę więc, iż dane mi będzie ją usłyszeć z twoich ust przy najbliższej możliwej okazji i że będę na tyle pamiętliwa, bym w ferworze wydarzeń nie zapomniała o twojej obietnicy, sir.
    Upiorną uderzyło bogactwo bodźców zmysłowych, wywołane samym tylko skróceniem dystansu dzielącego ją od arcyksięcia: czuła promieniujące od niego ciepło, zapach czegoś bliżej nieokreślonego, czego Colette nie potrafiła nawet nazwać, bijący z jego ust wprost w jej ucho tember głosu i dziwny żar zeń płynący. Abstrahując oczywiście od przesłania słów, które nęciły kobietę słodką tajemnicą nagrody, która według słów Upiornego miała ją usatysfakcjonować. Wszystko to stanowiło dziwną mieszaninę zdającą się oplatać jej ciało i umysł mackami obezwładniającego uczucia, niemalże żywego ognia buzującego w jej brzuchu – jakże dziwne czasem potrafią być objawy skoku adrenaliny. Uczucie było jakże podobne do tego, które ogarniało Colette, gdy robiła rzeczy, które nie byłyby mile widziane przez jej opiekunów; zwłaszcza wtedy, gdy ciemną nocą po raz pierwszy wymknęła się z posiadłości i udała do pełnej życia i obcości tawerny na jej rodzinnej wyspie.
    - Sir, czynisz wszystko, bym jak najszybciej chciała wrócić już z misji. – odpowiedziała półszeptem do jego ucha i zachichotała cicho.
    Choć mechanizm zdawał się być ten sam, to jednak Lysandra czuła się obco. Z pewnym zmieszaniem przyjęła od Rosarium nowego towarzysza w ramiona, uważając, by nie przestraszyć śpiącego maleństwa gwałtownością ruchów. Ćmokotek w nowym miejscu otworzył tylko jedno oko – drugie wszak przykryte było jego łapką – i wydał z siebie w pełni zadowolony pomruk, po czym dalej pogrążył się w sennej krainie.
    - Jest taki ciepły i mięciutki… - westchnęła z pewnym rozmarzeniem czując aksamitny puch sierści pod koniuszkami bladych palców.
    Kolejnym bodźcem okazał się być dotyk – zdawał się być niemalże elektryzujący, powodując, że po plecach kobiety przeszedł dziwny dreszcz rezonujący mrowieniem na całe ciało. Teraz to Colette wydała z siebie cichy pomruk, w którym dzwoniła nutka zaskoczenia. Kobieta przymknęła liliowe oczy, w rzeczywistości obawiając się co mógł wyczytać z nich Agasharr, a z pewnością nie było to nic, z czego mogła być dumna. Przylgnęła odrobinę policzkiem do jego dłoni, lekko uchylając usta i poddając się tej dziwnej czułości.
    „Jedyne, co różni ludzi od zwierząt, to możliwość kontrolowania własnych namiętności i odruchów. Uleganie zmysłom przynosi małą śmierć dla ciała, a wielkie unicestwienie dla woli.” – stare, wyuczone motto rozbrzmiało w jej umyśle, przynosząc pewne opamiętanie.
    Cień niezadowolenia zagościł w umyśle kobiety, gdy dłoń Agasharra cofnęła się i znalazła w innym miejscu, przerywając ten zdaje się krótki kontakt. Lysandra wolno otworzyła oczy, najpierw spojrzała z zaskoczeniem w twarz arcyksięcia, po czym z widocznym zawstydzeniem skierowała go na swoją dłoń głaszczącą jej nowego towarzysza. Myśli Upiornej zdawały się tworzyć niekończący się węzeł pytań, lecz nie mogła liczyć, że sprytny władca go rozetnie.
    - Lecz pewnie ten Ćmokotek nie ma imienia? Nie godzi się przecież, byśmy podróżowali anonimowo, lub bym wołała go po jego rodzaju. – długie palce pianistki zawędrowały pod małą bródkę puchatej istotki – Może niech nosi godność Arcyksięcia Ćmokotów? Wszak na twoją cześć, sir, bo w twoim to towarzystwie miałam możność go spotkać. – uśmiechnęła się lekko, lecz zaraz się zamyśliła, jakby uprzytomniła sobie oczywistą niedorzeczność – Choć chyba jest ono zbyt długie do wymówienia, a zwierzęta zwykły lubić krótkie miana, najlepiej dwusylabowe i jak najbardziej melodyjne. To może Książę? Co myślisz, sir?
    Wolną ręką ujęła ostrożnie ofiarowaną jej różę bacząc, by przedwcześnie nie wykorzystać jej właściwości i nieopatrznie się nie skaleczyć. Wiedziona nieco dziecinnym odruchem, uniosła kwiat do góry i zanurzyła w niej nos przymykając oczy.
    - Śliczna to rzecz, sir, dziękuję za podarek. Choć liczę, iż nie będę musiała go użyć w innym celu, niż dla dekoracji. - z wdzięcznością uśmiechnęła się w stronę Rosarium - Czy powinnam coś jeszcze wiedzieć?

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Wto 12 Kwi - 22:26
Wielkie historie toczą się własnym tempem. Opowiadanie wielogodzinnej epopei w kilka minut, które pozostały do odjazdu pociągu nie byłoby satysfakcjonując ani dla opowiadającego, ani też dla słuchającego. Jeden nie mógłby wgłębić się we wszystkie ciekawe szczegóły, a drugi poznałby ledwie streszczenie odarte z wszelkich niuansów, emocji i głębi.
- Cechą opowieści o przeszłych wydarzeniach jest to, że te trwają niezmienne. Jeśli inne wydarzenia przyćmią moją obiecaną opowieść, to nic straconego - później także będę mógł się z nią podzielić.
Nie próbował unikać wykonania swojej obietnicy. Stał jednak na stanowisku, że jeżeli sama obietnica nie pozostawi w pamięci Colette śladu, to opowieść nie jest na tyle istotna by koniecznie musieć dzielić się z nią niezwłocznie. Każda przyszła okazja będzie równie dobra, a może nawet lepsza - jeśli będą jej bardziej sprzyjały okoliczności. O wiele lepiej podczas oficjalnego składania raportu byłoby przecież mówienie o tajemnicach Świata Ludzi podczas wieczornej przechadzki wśród zieleni ogrodów.
- Kontrola dla samej kontroli nie jest w niczym lepsza od pozwolenia na poniesienie się instynktom. Kluczowe jest nie wyzbycie się ich, lecz świadomość kiedy można, a kiedy nie powinno się im ulegać. Czasem bezmyślne unikanie bólu prowadzi do śmierci, to prawda. Paniczna ucieczka w dół bezkresnej przepaści w obawie przed podrapaniem nie może zostać określona inaczej niż tylko głupotą. Czy bezcelowe sięganie ku pazurom, by zostać podrapanym, z tego tylko powodu, ażeby móc udowodnić sobie i innym panowanie nad własnymi namiętnościami i odruchami jest w jakimkolwiek stopniu mądrzejsze od rzucenia się w przepaść? Odpowiedź jest oczywista.
Mówiąc to Arcyksiążę znajdował się wciąż bardzo blisko Colette, a zatem mówił niemal szeptem. W trakcie słów jego dłoń znalazła się blisko jej ucha, tak że Upiorny nie miał problemu by chwycić palcami kilka kosmyków włosów dziewczyny.
- Kontrola namiętności i odruchów nie oznacza wyzbycia się ich, lecz władzę nad nimi i oddawanie się im, gdy to jest korzystne. Czyż to właśnie nie tak było? - Wraz z ostatnim pytaniem dłoń Arcyksięcia uwolniła śnieżnobiały pukiel i samymi opuszkami palców przesunęła po szyi Upiornej, by zatrzymać się na jej ramieniu. Patrząc w oczy Colette, Rosarium uśmiechał się delikatnie, a gdy usłyszał propozycję imienia dla Ćmokota pozwolił sobie zachichotać.
- To zaszczyt dać imię dla tak urokliwego a zarazem niemało przydatnego stworzenia jak ten mały Ćmokot. Niech zatem nazywa się Księciem.
Wciąż pozostając stosunkowo bisko, lecz cofnąwszy się o krok w tył i uwolniwszy ramię Colette od delikatnego dotyku monarszej dłoni Agasharr wręczył dziewczynę Różę Teleportacyjną opracowaną przez Stowarzyszenie Czarnej Róży dla celów organizacji.
- Być może jest wiele rzeczy, o których powinienem wspomnieć, lecz nawet nie przeszły mi przez myśl. Zamiast więc poszukiwać nieodgadnionego powtórzę, co już powiedziałem. Najważniejszy jest list i dlatego powinien pozostać tajemnicą. Tak długo jak nikt nie zna jego wagi, tak długo nie stanie się przedmiotem pragnień tych, którzy chcieliby go wykorzystać do swoich celów. Miasto Lalek ma swoje własne władze i miejskie straże, lecz okolice dworca chronione są przez moich gwardzistów. Róża oraz Ruboel dla wtajemniczonych będą stanowić nic innego, jak dowód występowania w moim imieniu. Ruboel pozwoli Ci odebrać list, lecz szeregowych członków Stowarzyszenia musisz przekonać kwiatem. Książe pozwoli Ci unikać niebezpieczeństw, lecz przy zwiedzaniu miasta nie zapomnij o zadaniu. Sowa zna wiele odpowiedzi, nawet jeżeli nie dzieli się nimi zbyt chętnie. Nie obawiaj się szukać wsparcia u Rubeola. To chyba wszystko
Następnie zwrócił się do służącego, którzy przyniósł sowę i polecił mu, żeby zabrał króliki Colette w bezpieczne miejsce i dopilnował by dostały odpowiednio dużo uwagi oraz nie zapomniano ich nakarmić.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Pią 15 Kwi - 14:04
Liliowe oczy skryły się nieśmiało za kaskadą jasnych rzęs albinoski, a z piersi wydarło się ciche, zdradliwe westchnienie. Trwała tak chwilę w bezruchu, niejako skupiając swoją uwagę na odczuwaniu wszystkimi swoimi zmysłami otaczającej ją rzeczywistości, jakby próbując uchwycić coś nieuchwytnego i ulotnego w głosie mężczyzny. Wkrótce jednak jasne spojrzenie z pewną zadumą napotkało karmazynowy wzrok Agasharra, a usta mimowolnie rozwarły się nieznacznie, jakby kobieta próbowała coś powiedzieć.
    Żadne słowa nie znalazły jednak ujścia. Zamiast tego prawa dłoń wolno uniosła się wyżej, a blade palce oparły się delikatnie o ramię mężczyzny. W pierwszej chwili przez umysł Lysandry przemknął cień myśli, że powinna odtrącić dłoń Rosarium, wszak groziło to nieobyczajnością, a ona sama do końca nie wiedziała, co się z nią dzieje. Lecz cóż mogła poradzić, gdy ciało niemalże instynktownie dążyło do przedłużenia tego kruchego kontaktu, poddania się kolejnemu dotykowi?
    Czy powinna oponować, postawić się wszechogarniającej mocy adrenaliny? Czuła, że tętni jej w uszach, a bicie serca zdawało się być podobne do niepokoju zwierzęcia zamkniętego w ciasnych szczękach obławy. Lecz czyż opór dla samego oporu nie jest czymś dziecinnym, naiwnym w swoim wymuszonym buncie?
Zamiast tego kciuk przesunął się lekko wzdłuż ramienia Rosarium, a kącik usta drgnął i zaowocował wąskim, niepewnym uśmiechem.
    - Jednak niekontrolowany ogień potrafi spopielić wszystko na swojej drodze, a będąc nieostrożnym łatwo idzie się oparzyć.
    Lecz cóż mogła poczynić, gdy uczucie zdawało się być tak obezwładniające? Kolejne westchnienie wydarło się z jej piersi, gdy dłoń mężczyzny błądziła po jej szyi; choć Upiorna pierwotnie zadrżała czując na sobie nowy dotyk, a blada skóra pokryła się gęsią skórką, głowa Colette mimowolnie odchyliła się w przeciwległą stronę, niejako uwydatniając smukłość karku.
    - Kiedy można wiedzieć, że to jest ten właściwy moment, że chwila zapomnienia i braku kontroli przyniesie więcej pożytku, niż szkody?
    Czy Colette powinna tak łatwo poddawać się urokowi dopiero co poznanego Upiornego? Odpowiedź zdaje się być przecząca, a postawa Lysandry niemalże naiwna. Pomijając fakt, że nić sympatii, jaką Upiorna darzyła Agasharra mogłaby tak czy inaczej zaszkodzić w wykonywaniu powierzonej jej przez Lunis misji; lecz to zdawało się być w tym momencie nieistotne, niejako zepchnięte na tyły świadomości panny Lucan, która niejako zachłysnęła się nowymi dla niej doznaniami. Któż uniknie czaru przyjemnej rozmowy, długu wdzięczności i autorytetu władzy?
    Czemu by więc nie popłynąć z prądem i nie pozwolić sobie na drobną zabawę? Niski wzrost bywa zarazem przekleństwem jak i błogosławieństwem. Colette w przypływie chwili wspięła się na palce na tyle, na ile pozwoliły jej drobne trzewiczki i w dziecinnej niemalże manierze musnęła delikatnie ustami policzek arcyksięcia.
    - To, sir, w ramach podziękowania za miły spacer i różę. - utkwiła czujne oczy w twarzy mężczyzny.
    Przecież mogła nie różnić się niczym od zwierzęcia, na które urządzono zasadzkę.
    Wyraz aprobaty co do godności nowego towarzyszą tylko utwierdził ją w mniemaniu, iż uczyniła dobrze z wyborem imienia. Z powagą spojrzała na stworzenie, które przeciągnęło się leniwie w jej ramionach.
    - A więc postanowione, od dziś nazywasz się Książę. - drobna dłoń powróciła z pewnym nabożeństwem na głowę ćmokota i zanurzyła się w jego miękkim futerku.
    Colette w tym momencie pożałowała, że natura obdarzyła ją nie dwoma, a jedna parą rąk - lecz musiała sobie jakoś radzić. Róża powędrowała do kieszeni czarnego płaszczyku, a ćmokotek wylegiwał się na lewym ramieniu. W głowie dźwięczała myśl, że musiała o czymś zapomnieć. Niemniej gwizdek pociągu zdawał się zwiastować niedługi kres rozmowy - Colette domyślała się, iż pociąg lada moment będzie ruszać i wzywa ostatnich pasażerów.
    - Dobrze, sir, będę to mieć w głowie. Proszę zatem życzyć mi powodzenia.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Wto 19 Kwi - 16:10
Czy ogień jest w istocie kiedykolwiek pod kontrolą? Można decydować o tym, kiedy ma przestać płonąć i sterować przy pomocy najróżniejszych narzędzi, w tym magicznych, nad jego siłą. Zarówno jednak za pomocą technologii znanej w Świecie Ludzi, jak też za pomocą magii - choć tutaj mieszkańcy Krainy dotarli o wiele dalej od swych konkurentów - nie udało się zapanować nad każdym najdrobniejszym aspektem płomienia. Jego taniec pozostawał niespętany, bo nawet jeżeli za pomocą magicznych zdolności uformować go w konkretny kształt, to płomienie wewnątrz poruszały się wedle własnego uznania, a gdy tylko magia znikła płomień nic sobie nie robił z dawnych więzów.
Rosarium nie tylko nie odtrącił drobnej rączki, która znalazła się na jego ramieniu, lecz zgiąwszy łokieć musnął palcami jej ramię słuchając słów wypowiadanych przez Colette.
- Choć zwykle spopielenie wszystkiego na swojej drodze wygląda nierozważnie, to istnieją sytuacje, w których jest nie tylko uzasadnione, lecz także konieczne. Ogień sam w sobie, choć niszczycielski jest przewidywalny. Pragnie pochłonąć wszystko, lecz nie wszystko przychodzi mu strawić z taką samą łatwością. Nie ognia należy się bać, a tego czego przewidzieć nie można. Świadomość konsekwencji pozwala lepiej ocenić właściwość decyzji. Zupełnie jak wiedza o nurcie rzeki pozwala zrozumieć kiedy wolno dać się ponieść nurtowi, a kiedy trzeba przybić do brzegu ze względu na śmiertelną pułapkę wodospadu. Nieszczęśliwie dla nas, nigdy nie wie się dostateczni dużo, by móc przewidzieć wszelkie konsekwencje. Niekiedy wodospad nie jest wcale tak wielki, a na lądzie czekają niebezpieczeństwa o wiele od niego większe.
Chwilę później, w czasie gdy dziewczyna tłumaczyła się, że gest jej stanowi podziękowanie, Agasharr przeniósł swoją dłoń na jej plecy i raz jeszcze zbliżył swoje usta do jej ucha, by cicho dokończyć swoją wcześniejszą myśl.
- Sprawy nigdy nie są tak oczywiste, by tylko jedna droga była tą właściwą i słuszną. Tak jak nie należy palić mostów, tak samo nie można obawiać się przechodzenia przez nie. Za każdą decyzją stoi przyczyna, choćby nienazwana i najważniejsze by ją odkryć oraz zrozumieć. Zamiast pytać kiedy chwila zapomnienia i braku kontroli będzie korzystna, zapytaj dlaczego postanawiasz zapomnieć i zrezygnować z kontroli. Zapytaj też dlaczego miałabyś tego nie robić, czy tylko dla tego, by udowodnić innym panowanie nad sobą, czy jest coś innego, bardziej godnego uwzględnienia. Oddanie się własnym namiętnością jest korzystne, gdy ma się ku temu powód, cel i przyczynę.
Zwykle każde działanie ma konsekwencje zarówno pozytywne, jak i negatywne. Zazwyczaj jednak łatwiej jest znieść wszelkie negatywy oraz cieszyć się z pozytywów, gdy swoje działania są dobrze umotywowane i mają sens. Chyba że ktoś miałby dostęp do wszelkich możliwych przyszłości i potrafił przewidzieć wszelki konsekwencje swoich działań. Nawet jednak wtedy podejmowałby decyzje, z których nie byłby zadowolony, albowiem musiałby często działać wbrew sobie w danej chwili, by uzyskać pożądany skutek w odległej przyszłości.
Arcyksiążę uniósł głowę i spojrzał raz jeszcze na Ćmokota. Zdecydowanie trzeba będzie komuś powierzyć zbadanie ich właściwości i możliwość ich wykorzystania.
Dłoń dotąd spoczywająca spokojnie, bezruchu poruszyła się nieznacznie, by delikatnie podrapać Colette po plecach - ot niewerbalne życzenie powodzenia zanim Upiorna o to zażądała. Sam Arcyksiążę zrobił krok w prawą stronę, by nie stać kobiecie na drodze do pociągu, do którego musiała niebawem wsiąść.
- Życzę powodzenia całej trójce. - Odparł na słowa dziewczyny spoglądając kolejno na Colette, Ćmokota i Rubeola, który to wyglądał jakby właśnie spał i możliwe, że tak było w istocie. Odpoczynek przed zadaniem jest niemniej ważny, niż błogosławieństwo korony - choć o te drugie znacznie trudniej.

Kilka chwil później Colette wraz ze swoją tymczasową świtą w postaci puchatego Ćmokota i Różowej Sowy Arcyksiążęcej, lecz już bez królików - zebranych przez służbą w bezpieczne miejsce, wyruszyła pociągiem do Miasta Lalek na przyszłe przygody.

zt x 2

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach