Recepcja i poczekalnia

Bane
Gif :
Recepcja i poczekalnia - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Re: Recepcja i poczekalnia
Nie 10 Lis - 12:00
Lektura listu od Anomandera wyprowadziła go z równowagi. Przez cały wieczór był zdenerwowany i biegał po Klinice, dopełniając wszelkich formalności. Okazało się, że wiele spraw nie jest dopiętych do samego końca i wymagały podpisów samego Dyrektora. Biorąc pod uwagę rady starego gada, Bane postanowił przejąć jego nazwisko, doklejając je do swojego, żeby nikt nie mógł podważyć jego praw do Kliniki. Dlatego po podpisaniu dokumentów usynowienia i zapewnieniu Jana, że zostaną zabezpieczone, mógł nazywać się Bane Blackburn van Vassenaer. Co tylko dowodziło, że skrzydlaty skurwiel kłamał jak z nut i nazywał się zupełnie inaczej.
Nieważne. Najważniejsze było teraz to, że Bane nabył praw do tego miejsca i mógł się nazywać od tej chwili pełnoprawnym właścicielem i spadkobiercą Anomandera.
Przez cały dzień nie przyjmował pacjentów a jednak był wyczerpany. Nie spotkał też Julii bo miał za dużo na głowie, ale z raportu Marionetek wynikało, że wyjechała do pacjenta. Poradzi sobie.
Wymęczony jak nigdy, położył się spać późno i... nie pospał długo. Trochę po trzeciej w nocy jego Kula Pomocna ustawiona na szafce nocnej zalśniła jasnym światłem a u drzwi rozległo się pukanie. Wstał i wściekły jak osa, przeklął głośno, uderzając pięścią o pościel. Wredotek zerwał się i nasyczał na swojego pana, po czym przeniósł się spać na kanapę, na dół.
Wkurwiony Cyrkowiec poszedł szybko do łazienki i doprowadził się do ładu, ubrał i zszedł na dół a gdy zobaczył po drugiej stronie drzwi Jana, wiedział już że sprawa nie należy do błahych.
Ordynator poinformował go o nagłym wypadku i 'gościach' którzy zakłócili spokój Kliniki w nocy. Nie wdawał się zbytnio w szczegóły, ale przedstawił to co było najważniejsze. Medyk podziękowawszy, odesłał Marionetkę, zapewniając że sam zajmie się pacjentem.
Ależ był zły. Aż się w nim gotowało. Nienawidził, jak ktoś budził go w środku nocy. Idąc korytarzem zgrzytał zębami i zaciskał dłonie w pięści.
Kiedy dotarł do recepcji, obrzucił przybyłych nieco pogardliwym spojrzeniem. Co mu mogą zrobić? Nic. Nikt nie powiedział, że lekarz ma być miły, ma być skuteczny.
Za Bane'm przyjechało łóżko prowadzone przez Marionetki. Personel podjechał nim do rannego... Arystokraty.
Cyrkowiec przeklął w duchu. Rogatych nienawidził najbardziej. Byli nadęci, przekonani o swojej wyższości, przyzwyczajeni do luksusów. Niczego nie osiągnęli ciężką pracą.
Nakazał położyć pacjenta na łóżku i przewieźć do sali zabiegowej. Odprawił tych, którzy go przynieśli tłumacząc znudzonym tonem, że pewnie pan szlachcic ich ozłoci jak wyzdrowieje. Jeśli wyzdrowieje.
Zwierzę które łaziło po pomieszczeniu kazał Alice złapać i zamknąć w dużej klatce kennelowej, żeby nie przeszkadzało. Może i Anomander bywał dla swoich pacjentów milszy, ale jakoś tak już było, że przyjmował ich za dnia, a Bane już po raz kolejny został wyrwany w nocy z łóżka do nagłego ratowania jakiegoś dupka, który postanowił pobawić się w "Ała".
O tej porze wkurzało go wszystko. Od uśmiechniętej, fałszywej Alice, przez konającego na łóżku Upiornego, aż po skórę na jego własnej piersi, która po zagojeniu postanowiła niesamowicie go swędzieć.
Szlag by trafił wszystko i wszystkich!

z/t x2 -> Sala zabiegowa



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Kejko
Gif :
Recepcja i poczekalnia - Page 2 Animesher.com_blue-eyes-shigatsu-wa-kimi-no-uso-black-cat-1706833
Godność :
Kejko Hanari
Wiek :
23 wiosny
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
170 cm / 57 kg
Znaki szczególne :
Piękne neonowo niebieskie kocie oczy.
Pod ręką :
Torebka a w niej bardziej lub mniej istotne drobiazgi.
Broń :
dwa półdługie miecze, cienki srebrny łańcuch
Zawód :
Poszukiwaczka kłopotów... znaczy przygód // Muzyk solista
Stan zdrowia :
Poobijana po niedawnym starciu. Płytkie rany i zadrapania na ramionach, nogach oraz plecach. Rozcięcie na policzku.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t267-kejko-hanari-alias-kolysanka#415 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1091-kejko
KejkoLwie Serce
Umiejętność stawiania sobie w życiu pewnych granic była niezwykle cenna. Zwykle to spostrzeżenie przychodzi do nas, po tym, jak owe granice zostaną przekroczone. A dokładniej, kiedy przychodzi nam się mierzyć z konsekwencjami, jakie niosło ich przebycie.

Od czasu zniknięcia pewnego Szklanego Człowieka, nie mogłam sobie znaleźć miejsca, a przez to pakowałam się w coraz większe kłopoty. Na mapie moich eskapad, pojawiały się coraz to odleglejsze miejsca, o których posiadałam jedynie strzępki informacji. Ostatnio zaczęłam nawet zbierać zlecenia i cieszyłam się nawet całkiem niezłym zainteresowaniem. Gdzie diabeł nie może tam kota pośle... zmodyfikowałam jedno z powiedzonek zasłyszanych w Świcie Ludzi.

Podczas ostatniego zlecenia, miałam eskortować pewnego Lunatyka, któremu zamarzyło się zbadać ruiny twierdzy na obrzeżach Kryształowego Pustkowia. Facet przy okazji ewidentnie chciał się również przekonać, czy z tymi dziewięcioma życiami u kotów to prawda...
Ruiny bywają naprawdę niebezpieczne. Trzeba w nich uważać choćby na to, aby konstrukcja nadszarpnięta przez zęby czasu nie zwaliła się na głowę. Ale to nie wszystko, w niektórych można trafić na zabezpieczenia, które jak na ironię mimo upływu lat czy nawet wieków nadal mogą okazać się bardzo sprawne... Nie można zapominać również o dzikich lokatorach. Niezależnie od tego, czy będzie to Lustrzanin a może bestia... nikt nie przepada, kiedy bez zapowiedzi wparowuje się na jego teren. Mówiąc, krótko moja ostatnia wyprawa obfitowała w atrakcje... które najchętniej wyrzuciłabym z pamięci. Do domu wróciłam poobijana a miejscami również podrapana... Nie były to jednak groźne urazy, najbardziej martwiła mnie ręka... Dłoń kiepsko zniosła niefortunny upadek oraz zostanie zmiażdżoną... przez jakieś dziewięćdziesiąt kilo żywej wagi... jak niewiejącej. W życiu nie dałabym się tak urządzić, gdybym nie starała się chronić cholernego Lunatyka... żadne pieniądze nie były w stanie wynagrodzić mi tego stresu... który w dodatku trwał w najlepsze.

Po dwóch dniach, kiedy to ból w dłoni miast zelżeć zaczął się nasilać, wiedziałam, że coś było nie tak... Przestałam się też łudzić, że „samo przejdzie”. Jak na czarnego kota przystało, miałam pecha, bo urazu doznała kończyna, którą życie zdarzyło już okrutnie doświadczyć. Brakowało w niej serdecznego palca, który nie został odcięty, lecz wydarty... to dziwne, że wspomnienia dotyczące czegoś takiego jak utrata kończyny mogły być tak mętne. Od tamtego wydarzenia minął już ponad rok. To chyba dość długo, by uzmysłowić sobie, że pomimo życia w krainie pełnej magii... nie ma co liczyć na to, iż palce odrośnie w jakiś czarodziejski sposób... Czułam zażenowanie, bo krótko po stracie naprawdę na coś takiego liczyłam. Głupia. Może i na to uda się coś zaradzić...
Westchnęłam dość ciężko, nim w końcu odważyłam się przekroczyć drzwi Kliniki. Nie chodziło o to, że bałam się lekarzy czy tego, co mogłam od nich usłyszeć. Nie. Najzwyczajniej w świecie, wolałabym nie znajdować się w sytuacji, która zmusza mnie do pojawienia się w tego typu miejscu.

Jeszcze będąc na progu, zdążyłam wzbudzić niesmak jakiejś starowinki, która zmierzała ku wyjściu. Bardzo ostentacyjnie kręciła nosem na mój widok. Ktoś tu nie lubił mody pochodzącej ze Świata Ludzi (albo Dachowców). Mimo że miałam na sobie ładnie dopasowaną czarną sukienkę, sięgającą nieco nad kolana, mój wizerunek odbiegał od tego właściwego dla „damy”. Przeczyła mu choćby czarna skórzana ramoneska. Nie wybierałam się jednak na koncert Noworoczny ani bal u Arcyksięcia, aby musieć jakość szczególnie martwić się swym wizerunkiem. Długie czarne kozaki sięgające kolan, chroniły przed chłodem. Wciągnięcie na siebie rajstop z jedną nie całkiem sprawną ręką okazało się zbyt wielkim wyzwaniem i po podarciu pierwszej pary, zrezygnowałam. W rozpuszczone włosy wplotłam niebieską wstążkę, pasującą odcieniem do moich oczu. Kolejny barwny dodatek stanowił błękitny kryształ osadzony na długim srebrnym łańcuszku. Mój nierozłączny dodatek.

Nie przejmując się starszą kobietą i jej humorkami ruszyłam w kierunku recepcji. Na widok ogromnego psa wylegującego się na białym futrze, odruchowo zjeżyła mi się sierść na ogonie... Dawało o sobie znać uprzedzenie, którego nabawiłam się, mieszkając w Świecie Ludzi. Włóczenie się w kociej formie po cudzych podwórkach było moją częstą rozrywką, która nie raz zakończyła się dziką ucieczką przed czyimś burkiem. Teraz po latach wiedziałam już, że nie należy okazywać zdenerwowania, to też skupiłam się na dopełnieniu wszystkich formalności.
Po skończonej rozmowie z recepcjonistką zajęłam jedno z wolnych miejsc. Widząc dość spory tłumek, jaki zebrał się w przychodni, doszłam do refleksji, że należało pojawić się tutaj z samego rana. Już na pierwszy rzut oka, widziałam kilka przypadków znacznie poważniejszych niż mój, zatem zapowiadało się, że trochę sobie poczekam. Nie martwiło mnie to jednak, bo nie miałam dziś żadnych planów zmuszających mnie do pośpiechu i punktualności. Mogłam jedynie mieć nadzieję, że moje pupile nie rozniosą domu w czasie mojej nieobecności.


~Mrau~
Recepcja i poczekalnia - Page 2 Funnygifsbox.com_2016-11-24_15-27-34-1
#0099cc

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Recepcja i poczekalnia - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Kilkudniowa nieobecność w Klinice poskutkowała stosem papierów na biurku, złośliwym uśmieszkiem Jana Sebastiana który donosił kolejne, oraz ogólnym wybiciem z rytmu. Bane nie sądził, że zatęskni za tym latającym cyrkiem jakim była Klinika, ale w istocie właśnie tak było. Dopiero gdy przekroczył mury i znalazł się w swoim gabinecie, poczuł ulgę opadając na krzesło. Co z tego, że czekała go papierkowa robota. Był w swoim świecie, w swoim królestwie. W miejscu gdzie mógł zapomnieć o tym, kim się stał, co zrobił. Tu mógł się skupić na pracy.
W czyściuteńkim, wykrochmalonym kiltu spacerował więc po obejściu i sprawdzał pacjentów, oferując im pomoc jeśli jej potrzebowali. Po obchodzie, nadszedł czas na przyjęcie kilku nowych pacjentów.
Pierwsze cztery przypadki były żałośnie błahe. Katarek, otarcie kolana, obite skrzydło, wysypka po zjedzeniu trujących owoców. Bane zaczynał wątpić w mieszkańców Krainy Luster i ich przystosowanie do świata w którym żyją. Jan Sebastian szczerzył się złośliwie, kiedy przychodził do gabinetu i wysłuchiwał narzekania dyrektora. Cyrkowiec przez kilka dni zapomniał jak wkurzający potrafią być pacjenci.
I wtedy trafił się przypadek poważniejszy. Lunatyk w jakiś sposób stracił ucho i zachlastany niebieską krwią, wpadł do Kliniki z odciętą częścią ciała w ręku, błagając o pomoc. Trafił na moment, w którym Bane składał dyspozycje recepcjonistce. Złapany za rękaw, musiał zareagować na przybysza. Od razu zabrał go do gabinetu, zajął się nim odpowiednio i pozostawił Marionetkom, które potrafiły opiekować się takimi przypadkami równie dobrze, co on sam. Jan zaoferował pomoc, dzięki czemu Bane miał czas przebrać się u siebie w czyste ubrania i kitel, brudne od razu oddając do utylizacji z racji utytłania krwią.
Czysty i pachnący, ubrany w jasnoniebieską koszulę, czarne spodnie i brązowe, eleganckie buty oraz śnieżnobiały kitel, wrócił do recepcji aby zawołać kolejnego pacjenta.
Szybkie spojrzenie na zgromadzonych i już wiedział kogo powinien poprosić w następnej kolejności. Pośród zgromadzonych istot, pociągających nosem Kapelusznika i Opętanego, kolorowej Baśniopisarki drapiącej prawą rękę oraz Marionetkarza, który znany już był z hipochondrii, siedziała drobna dziewczyna z kocimi uszami. Ubrana była schludnie, ale minę miała nietęgą i zerkała zaniepokojona na swoją dłoń.
Czarno-zielone oczy skierowały się w stronę kończyny. Zauważył brak jednego palca, bo nie stał daleko, ale nic więcej na pierwszy rzut oka. Co tylko wzmogło jego ciekawość.
- Zapraszam panią. - powiedział, robiąc krok w jej stronę i patrząc na nią z góry.
- Chwileczkę! - sapnął Marionetkarz - Ja byłem pierwszy!
Bane obrzucił go znudzonym spojrzeniem. Recepcjonistka uśmiechnęła się pod nosem, przewidując dalszy przebieg wydarzeń.
- I co z tego? - zapytał Cyrkowiec - To nie kolejka w monopolowym. Lekarz decyduje o kolejności przyjęć, mając na uwadze to, z czym przychodzi pacjent. - dodał znudzonym tonem - Niech się pan uspokoi i cierpliwie czeka na wezwanie. Proszę to odebrać jako dodatkowy czas na przemyślenie, z czym pan do mnie przychodzi.- uśmiechnął się samymi kącikami ust, po czym odwrócił twarz w stronę Dachowca, wyciągając rękę w zapraszającym geście - Zapraszam. - powiedział łagodnie i jeśli potrzebowała pomocy, podał jej ramię, dzięki czemu mogli od razu przejść do gabinetu.


ZT



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Kejko
Gif :
Recepcja i poczekalnia - Page 2 Animesher.com_blue-eyes-shigatsu-wa-kimi-no-uso-black-cat-1706833
Godność :
Kejko Hanari
Wiek :
23 wiosny
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
170 cm / 57 kg
Znaki szczególne :
Piękne neonowo niebieskie kocie oczy.
Pod ręką :
Torebka a w niej bardziej lub mniej istotne drobiazgi.
Broń :
dwa półdługie miecze, cienki srebrny łańcuch
Zawód :
Poszukiwaczka kłopotów... znaczy przygód // Muzyk solista
Stan zdrowia :
Poobijana po niedawnym starciu. Płytkie rany i zadrapania na ramionach, nogach oraz plecach. Rozcięcie na policzku.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t267-kejko-hanari-alias-kolysanka#415 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1091-kejko
KejkoLwie Serce
Klinika tętniła życiem, a jednocześnie działała niczym dobrze naoliwiona machina. Lubiłam prowadzić obserwację i to nią właśnie zajęłam się w czasie oczekiwania. Wyłapywałam poszczególne osoby, odprowadzałam je wzrokiem, aż znikały za drzwiami czy na schodach, kierując się na wyższe piętra budynku. Było tu całkiem sporo marionetek, pełniących istotne funkcje. Czyżby Kliniką zarządzał jakiś Marionetkarz, który obsadził swe twory w roli cześć personelu? Nim udało mi się, bardziej rozwinąć tę myśl do poczekalni wbiegł przerażony Lunatyk, cały zbryzgany we własnej krwi. Od razu zmarszczyłam nos, zaatakowany intensywną wonią świeżej posoki. Było mi żal mężczyzny, który dosłownie uwiesił się na rękawie jednego z lekarzy. Sytuacja została opanowana błyskawicznie, dyspozycje rozdane a ranny zabrany na salę. W poczekalni dalej panowała jednak wrzawa, gdyż to zdarzenie wyraźnie wstrząsnęło częścią pacjentów. Czasem zapominałam, że inni Lustrzanie wiodą stosunkowo spokojne i stabilne życie i nie mają zbyt wielu okazji, aby oglądać podobne akcje...
Może też, zamiast latać na smoczym grzbiecie po odległych krańcach krainy, powinnam pomyśleć w końcu o jakimś ustatkowaniu własnego życia? Ale gdy próbowałam wyobrazić sobie takie spokojne życie w moim wykonaniu, okazywało się, że moja wyobraźnia szwankowała. I nawet utkwienie spojrzenia w opuchniętej i okaleczonej dłoni, nie potrafiło, sprawić by wizja zmiany stylu życia przybrała na realności... Problem leżał gdzie indziej.

Byłam odrobinę zdziwiona, słysząc zaproszenie ze strony Doktora. Kolejność zwyczajnie kłóciła się z tą, jaką już jakiś czas temu zaplanowałam we własnej głowie. Drgnęłam, słysząc nagle rozeźlony protest ze strony Marionetkarza. I faktycznie myślałam, że mężczyzna trafi do gabinetu znacznie wcześniej. Przynajmniej tak wnioskowałam na podstawie zasłyszanej rozmowy. Marionetkarz zadręczał siedzącą koło niego Baśniopisarkę całą listą swych niedawnych bolączek i dolegliwości. Facet musiał być strasznie chorowity... całą swoją paplaniną sprawiał, że człowiek też tak jakoś zaczynał marniej się czuć. Gdy już otwierałam usta, by zaoferować, że mogę zaczekać i przepuścić Marionetkarza, doktor szybko i skutecznie uciął dyskusję. Po usłyszeniu wypowiedzi, ze strony medyka, nie miałam zamiaru protestować ani tym bardziej się kłócić.
-Dziękuję.
Skinęłam tylko i podniosłam się z miejsca. Grzecznie ruszyłam za białowłosym medykiem. Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć, że spławiony Marionetkarz właśnie wwierca we mnie nienawistne spojrzenie... Mogłam mieć tylko nadzieję, że nie posiadał jakiejś dziwnej mocy, umożliwiającej mu sypaniem gromów z oczu... bo pewnie wchodziłabym teraz do gabinetu ze znacznie dłuższą listą dolegliwości.

Zt.


~Mrau~
Recepcja i poczekalnia - Page 2 Funnygifsbox.com_2016-11-24_15-27-34-1
#0099cc

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Recepcja i poczekalnia - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Ostatnie dni były snem. Przepięknym majakiem, przepełnionym szczęściem, uśmiechami, spokojem. Sielanką, jakiej nie doświadczył nigdy wcześniej.
Spędzenie czasu z Julią początkowo wydawało się trudne, jednak gdy Bane przypomniał sobie ile razem przeszli, zdawał sobie sprawę że wiedzą o sobie tyle, ile nie wie nikt inny. Mogą sobie pozwolić na swobodę, na naturalne zachowanie.
I tak oprócz randek czy spacerów, bywał czas kiedy po prostu siedzieli razem w domku i odpoczywali, wtuleni w siebie. Bywał też czas, gdy kotłowali się w pościeli. Mieli czas dla siebie.
I chyba każdemu z nich było to potrzebne, aby zrozumieć się na nowo, przyzwyczaić do nowej sytuacji. Tulka mogła zobaczyć Cyrkowca spokojnego i szczerego, co nie zdarzało się często. Miała też okazję oglądać go rozczochranego, wymiętego i ogólnie nieogarniętego, co było dość ciekawym widokiem jeśli wziąć pod uwagę to, że w pracy Bane zawsze wyglądał jak milion dolców.
Ale i taki czas dobiega końca. Urlop minął, trzeba wrócić do roboty, do pacjentów i małego królestwa nad którym pod nieobecność białowłosego pieczę sprawował szkarłatnooki sztywniak.
Bane nie wymknął się cichaczem tak, jak ostatnio. Tym razem obudził Opętaną, wzięli wspólny prysznic (niepolegający tylko na myciu się wzajemnie) i zjedli śniadanie. Na koniec dał jej buziaka i wyruszył do pracy. Obrazek jak z przyjemnego filmu.
Nie spodziewał się Armagedonu i takowego nie zastał - Klinika działała jak zwykle, poczekalnia była jak zawsze pełna chorych i rannych istot. Dzień jak codzień.
Marionetki uwijały się przy przybyłych, Alice uśmiechała się do każdego miło a on rozpoczął dzień pracy od ogarnięcia sprawozdań pisanych przez Jana. Nie trwało to długi, bo na szczęście pod jego nieobecność nie działo się nic dziwnego.
Cyrkowiec chciał z nim porozmawiać, ale usłyszał od Alice że Sebastian jest zajęty jakąś pacjentką. Toteż odpuścił i wrócił do obowiązków.
Potem obchód. Standard w zasadzie. Następnie wizyty, niesienie pomocy i gdy nadszedł czas że recepcja chwilowo opustoszała, wrócił do Alice i poprosił ją o mocną kawę. Marionetka z uśmiechem mu taką przyrządziła i wróciła do wpisywania w księgę archiwalną przyjętych pacjentów i ich przypadki.
Pił zatem kawę stojąc przy kontuarze. Rozglądał się z nudów na boki, oglądając miejsca które za czasów Smoka były legowiskami psów. Oj straszne to były bestie...
Kawa jak zwykle była wyborna.
Jedyny element Kliniki, który nie uległ zmianie.



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Recepcja i poczekalnia - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Re: Recepcja i poczekalnia
Sro 22 Wrz - 19:13
Warknąłem cicho - a gadaj ile wlezie, po prostu Cię zignoruję - powiedziałem patrząc mu prosto w oczy. Byłem barmanem już od jakiś stu lat, miałem wprawę w tym, żeby słyszeć, ale nie słuchać. Reagował właściwie na to co mówią klienci, jak wylewają swoje żale, zalewając się prawie w trupa. Niestety w pracy musiałem czasem zapamiętać co mówią, choć sami przypominali jaki był ostatni temat nasze "rozmowy". Czasem jednak można było po prostu przytakiwać i nawet nie zauważyć kiedy klient sobie idzie. Oczywiście zaraz po tym jak zapłaci! Owszem, byłem hojny i często stawiałem drinki albo obiady pewnym osobą. Ale wiedziałem komu. Nie zrobiłbym tego dla jakiegoś randoma. Miałem swoje powody, by podlizywać się w ten sposób pewnym osobom. W końcu, dobrze jest mieć kontakty.
Nie ciągnąłem już tego tematu. Wiedziałem, że są osoby, którym byłoby smutno jakbym nagle zniknął. Ale ile osób na tym zyska? A ci, którym byłoby niby smutno, szybko by o mnie zapomnieli, albo zaczęli wspominać to czego raczej nie powinni. Nie byłbym pewnie zbyt dobrze zapamiętany. Inaczej...czemu wszyscy by mnie opuszczali?
Rodzice nawet nie zaczęli się mną zajmować...do dobra, początkowo zajmowali w miarę, a potem? Najchętniej to by wykreślili mnie z historii. Potem opuścił mnie dziadek...jedyny, który nie zrobił tego z własnej woli. Zrobił to przez mojego ojca i jego chciwość. Potem siostra....Sybilla, Azusa.... teraz przyszła kolej Eri. Wiedziałem, że miły czas, który z nim spędziłem raczej nie będzie się ciągnąć wiecznie. Szybko się to wszystko skończy.
- I chuj! Niech oglądają! - warknąłem, wyrzucając z jednej z toreb brudne ubrania oraz zbędny balast. Włócznię odłożyłem w odpowiednie miejsce. Wziąłem czystą (chyba) koszulę, spodnie, pieniądze i zacząłem to ładować do torby, krzywiąc się przy tym z bólu.
Gdy rzucił tym debilnym tekstem o zazdrości spojrzałem na niego zmęczonym wzrokiem. Podszedłem do niego i bez pardony powiesiłem na jednym z rogów spodnie - masz rację, mogą być przydatne - powiedziałem tylko jakby nigdy nic i wyszedłem. Na szczęście kareta już podjeżdżała. Na chuj w ogóle kareta?! Jebany smok łasy na pieniądze....

Przez całą drogę milczałem. Nie było to daleko, w końcu Klinika również znajdowała się w Mieście Lalek. Mimo wszystko stukot kół oraz kopyt sprawiał, ze coraz trudniej było mi utrzymać przytomność. Oko samo mi się zamykało, a głowa raz za razem opadała. Raz opadła bardziej, ale szybko się obudziłem. Kochane żeberka nie pozwolą mi zasnąć oj nie.
Miałem nadzieję, że będzie Bane. Wyleczy mnie i chuj spadam do domu. Nie przypuszczałem wtedy co wymyślił mój drogi Lider. Oj nie miałem pojęcia....
Podróż, poza denerwującą sennością, przeszła spokojnie. Łuski zniknęły tak samo jak złoty kolor mojej tęczówki. Problemy pojawiły się, gdy musieliśmy wysiąść. Zapomniałem się i za szybko wyprostowałem, przez co żebra bardzo mocno zaprotestowały, przez co musiałem aż znów usiąść, zagryzając mocno zęby. Niestety musiałem liczyć na pomoc Erishi... a tak tego nie chciałem.
Wepchnąłem mu mieszek z pieniędzmi, dając tym samym znać, że ma zapłacić. I tak coś mi mówiło, że mnie samego tu nie zostawić. A szkoda...
Musiałem złapać kilka oddechów, dlatego podjąłem drugą próbę dopiero gdy smok zaczął się rozliczać z woźnicą. Wtedy też z jego pomocą wyszedłem i opierając się na nim ruszyłem do Kliniki, kulejąc mocno.
O dziwo, nie było ruchu. Cóż to? Nikt nie łamał rąk, nie wywracał się ani nie dostał po mordzie? A to ci nowina. Czyżbym trafił do innego świata?
Szybko zauważyłem lekarza. Stał i popijał swoją kawusię. No tak...nie ma co robić to co? Flirtuje z recepcjonistką, a może pilnuje by czegoś w papierach nie najebała? Skinąłem jej uprzejmie głową, po czym zwróciłem się do Blackburna - widzę, że Pan Doktor bardzo zajęty, może wpadniemy kiedy indziej? - rzuciłem zmęczonym, ale wyraźnie przyjaźnie nastawionym głosem. No niestety lekarzowi nie można podpadać...nie tuż przed leczeniem.


Recepcja i poczekalnia - Page 2 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Recepcja i poczekalnia - Page 2 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Recepcja i poczekalnia
Pią 24 Wrz - 13:56
Wyglądało na to, że rozmawianie w tej chwili z Mefisto było czynnością bezcelową. Upiorny uparł się, iż nie będzie słuchać słów, które Erishi zamierzał wypowiedzieć. Dalsza kontynuacja rozmowy był zatem bezużyteczna.
Westchnął, odwracając wzrok od iskrzącego się złotem oka. Pod niektórymi względami czerwonowłosy zmienił się tak, że był nie do rozpoznania; pod innymi – pozostał dokładnie taki sam, jak za dziecka. Jego upartość, kłótliwa natura, bezczelność i bezpośredniość… Że też obaj byli tak różni (podobni, niekiedy zbyt bardzo). Jak ogień i lód. Nie mogli istnieć razem bez wzajemnego ranienia się, odbierania mocy oraz kształtu… Tyle że razem byli w stanie stworzyć nową potęgę, coś, czego wcześniej im brakowało. Wszakże czymże jest woda, jak nie rwącym żywiołem? Spokojną taflą, która kryje w sobie niespokojne fale? Wyznacznikiem życia oraz śmierci? Obusiecznym mieczem, ochroną i atakiem. To, co dla jednego było słabością, dla drugiego stawało się okazją do podjęcia walki.
Obaj byli swoją własną zgubą.
- Nie jestem wieszakiem – ściągnął z rogów  rzucone na niego spodnie. Ugh, bezczelny! Tak bardzo bezczelny.
Ladon wyszedł tą samą drogą, którą wszedł. Przeprosił głównego barmana za nieprzyjemny ton oraz poinformował go, że Mefisto od teraz będzie znajdować się w jego posiadłości, dopóki nie wydobrzeje.  A w sytuacji, w której nic poważnego by mu nie było: dopóki nie zostanie odpowiednio zdyscyplinowany oraz nauczony postępowania w bractwie.


W karcie milczał. Jeżeli tego życzył sobie jaśnie pan – na którego wciąż Marzenie było złe – tak pozostanie. A przynajmniej dopóki nie znajdą się już bezpośrednio w klinice. Wtedy przeczuwał, że będzie musiał się odezwać więcej niż raz. Nie tylko, by udzielić medykowi informacji o Mefisto oraz jego stanie. Nie zamierza odpuścić sobie opowiedzenia ich lekarzowi (lekarce?) o fakcie, iż Arystokraty nie było przez długi okres czasu, podczas którego na pewno doznał obrażeń; co za tym idzie – możliwe, że ma nie do końca wyleczone rany lub źle zrośnięte kości. Gdyby smok tylko wiedział, jak wyglądała prawda odnoście stanu swojego podwładnego wcześniej….
Zauważył to już wcześniej, ale czyżby Mefisto mógł mieć problem z żebrami? Ten charakterystyczny sposób, w jaki się łapał… A on go lekko poddusił. Jakim głupcem był Erishi! Niemądra istota, która dała ponieść się swoim własnym emocjom.
Gdy otrzymał pieniądze, poprosił woźnicę, by poczekał na nich. A później pomógł rogatemu wysiąść z karety. Dopiero teraz, kiedy wyższy mężczyzna musiał opierać na nim swoje ciało, Szkarłatny zrozumiał swoje błędy. Mógł zostawić te przeklętą kłótnię na później i natychmiast zabrać go do kliniki.
Eri posłał rogaczowi nieprzyjemne spojrzenie, kiedy ten w taki, a nie inny sposób przywitał lekarza. Wciąż zirytowany na czerwonowłosego, poprawił go sobie na ramieniu (co najpewniej sprawiło mu trochę bólu) przywitał się uprzejmie z lekarzem, a także z pielęgniarką, z którą tamten wcześniej rozmawiał.
- Doktorze, Mefisto niezwłocznie potrzebuje pańskiej pomocy – powiedział spokojnie, przyglądając się szaroskóremu o zdecydowanie nietypowych oczach. Gdyby tylko znaleźli się w innych okolicznościach, można by było uznać to za coś zabawnego: każdy z nich posiadał niezwykłe oczy. – Proszę go zatem nie słuchać i zrobić co do pana należy – ton miał łagodny, w końcu nerwowość sennego nie była z nim w żaden sposób powiązana. Była tylko i wyłącznie przeznaczona Mefisto.


Recepcja i poczekalnia - Page 2 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Recepcja i poczekalnia - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Re: Recepcja i poczekalnia
Pią 24 Wrz - 19:18
Pewnie stałby tak sobie dalej, aż do końca dnia, gdyby nie charakterystyczne skrzypnięcie dużych drzwi i stukot butów na drewnianej podłodze. Stukot i szuranie, zatem do recepcji zbliżała się jedna osoba zdolna iść normalnie i druga, prawdopodobnie prowadzona. Uniósł spojrzenie czarno-zielonych oczu akurat w chwili gdy z naprzeciwka zaczęła zbliżać się ku niemu dwójka rosłych... Upiornych Arystokratów.
Kurrrwa mać...
W porę ugryzł się w język i zamienił początkowe skrzywienie na neutralny, sztuczny uśmiech akwizytora. Tak, cokolwiek by się nie działo, musiał zachować twarz i pozostać kulturalnym do samego końca. Ale czemu ostatnimi czasy tak pełno tu było rogaczy!? Co, nie mieli własnych medyków!? Przecież stać ich było na osobistych lekarzy, mogli nawet opłacać im mieszkanie w ich zamczyskach. Tak właśnie robili kiedyś królowie, nieprawdaż?
Początkowo nie poznał Welesa. Patrzył na niego, bo to on był prowadzony, i odruchowo szukał widocznych obrażeń. Facet był straszliwie brudny, to na pewno. Na kilometr śmierdziało od niego krwią, zarówno tą zaschłą jak i świeżą, co potwierdzało, że był ranny. Oprócz tego, że wyglądał jak siedem nieszczęść, to wyglądał znajomo. Ale kim on do cholery był...?
Kiedy tamten się odezwał, puzzle wskoczyły na swoje miejsce i Bane rozpoznał Arystokratę. Mefisto Weles! Wyglądał co prawda jak gówno, ale z pewnością to był on. Zmienił się znacznie, ale co w tej posranej Krainie się nie zmienia?
- Chciałeś chyba powiedzieć: "może zostanę PRZYWLECZONY kiedy indziej". - powiedział z uśmieszkiem. Nawet jeśli Weles był w bardzo złym stanie, nie zagrażał on jego życiu. Gdyby było inaczej, facet nie zaczepiałby go takim tekstem. Człowiek na skraju życia i śmierci albo prosi o dobicie albo o pomoc, to samo tyczyło się mieszkańców Krainy Luster.
Przeniósł wzrok na drugiego rogatego. Tego nie poznawał. Należało zatem przywitać się i zachować jak na kulturalnego Cyrkowca przystało.
- Widzę, dziękuję za przyprowadzenie go tutaj. - powiedział grzecznie - Na mojej warcie nie zginie, nie dam mu popsuć sobie statystyk. - dodał luźniej. No co, musiał przynajmniej udawać przyjemnego.
Alice w międzyczasie posłała po wózek. Jeśli tamten miał problemy z chodzeniem, wygodniej będzie przetransportować go do sali. Bane'owi nie uśmiechało się tachać tak wielkiego chłopa samemu, a drugi Arystokrata z pewnością był już zmęczony.
- Co się stało? - zapytał w międzyczasie, chcąc zapełnić ciszę powstałą w czasie oczekiwania na Marionetki.



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Recepcja i poczekalnia - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Poczekać? No pięknie... miałem kasę i to sporo. Dodatkowo teraz miałem znów dostęp do rodowego majątku, a właściwie to nim rządziłem, więc opłacenie karety nie było problemem...nie lubiłem jednak wywalać kasy na takie głupoty, gdy nie było to konieczne. Zwykły powóz byłby wystarczający. Mimo swojego tytułu, nie lubiłem się z nim obnosić. A teraz niestety chyba będę musiał się do niego na nowo przyzwyczaić... ech.
Eri siedział cicho, przynajmniej, póki nie weszliśmy do budynku. Oczywiście musiał wtrącić dwa grosze, wcześniej poprawiając chwyt co nie było zbyt miłe z jego strony, dlatego ostrzegawczo zacisnąłem palce na jego barku. Jak chce mi pomagać to niech pomaga, a nie dodaje mi bólu. Sam sobie go so prawda teraz dodałem, bo nadgarstek się odzywał, ale cóż. Nie pokazywałem tego po sobie. Na to przyjdzie czas w gabinecie. Bo raczej nie będę mógł nic przed nimi ukryć.
Erishi jak zawsze robił sceny. Ma mnie nie słuchać? Ok. Skoro tak chce to rozegrać, to może uda się coś z tego uklecić. Jeszcze nie przeszło mi na tyle, bym był potulnym chłopczykiem, który grzecznie zrobił to co ten jebany lider powie. O nie. Nie ma tak łatwo! A ta odrobina bólu, którą mi sprawił, jest o wiele za mała bym odpuścił.
- Wypraszam sobie! Nikt mnie tu nie przywlókł, ten Jeleń to tylko podpórka - powiedziałem, trochę bardziej obciążając Marzenie. Uśmiechnąłem się do niego półgębkiem po czym wyprostowałem ostrożnie i tylko lekko opierał o Smoka. Żeby utrzymać równowagę i jak najbardziej odciążyć ranną kostkę.
Wywróciłem "oczami" słysząc ich wymianę zdań. Pierdole....nigdzie się nie wybierałem. O ile Eri nie dobije mi żeber to chyba tylko jakieś zakażenie by mnie zdjęło, jeśli chodzi o otrzymane rany. Ręka się zrośnie, stawy wyleczą, głowa tak samo. Nie było się czym przejmować. Choć trochę martwiłem się o oko, bo nie wiedziałem co z nim jest nie tak. Poza tym, że przez krew nie mogłem go otworzyć. Złamanie nie wyglądało źle w końcu Eri nie zorientował się jeszcze, że ono w ogóle jest. Gdyby było inaczej sam by mi tę rękę usztywniał i oglądał, nawet mimo wkurwu. Na tyle chyba już go znałem, żeby móc to o nim powiedzieć.
Pokręciłem ostrożnie głową, słysząc o wózku - nie ma takiej potrzeby - powiedziałem spokojnie - temu tu przyda się trochę ćwiczeń, a poza tym - stanąłem bardziej samodzielnie na moment i podrapałem się mniej poturbowaną ręką (drugą trzymałem przy żebrach) po tyle głowy - podejrzewam, że jak siądę to będziecie mieli problem mnie podnieść - no cóż. Nie czas na kozaczenie. Nie aż takie. Widziałem co było po wycieczce w karecie. Kości i mięśnie, zmęczona po długiej podróży i ciężkiej walce postanowiły odpocząć i już nie byłem w stanie wstać i maszerować sam. Potrzebowałem tego zasmolonego smoka do pomocy. Jeśli teraz usiądę na wózku żebra i kostka już mnie nie puszczą bym ponownie wstał, a nie chciałem robić na ich oczach za jakiegoś słabeusza. Wolałem się jeszcze chwilę pomęczyć. Byłem po prostu zmęczony i odpoczynek w postaci siedzenia nie był mile widziany. Nawet jeśli była to tylko chwila. Tak...pewnie do badań potem też mam siedzieć, ale wstanie ze stołu, a wstanie z wózka to dwie różne sprawy.
Spojrzałem na niego i westchnąłem gdy zadał pytanie. Jakby tu to powiedzieć, mówiąc jak najwięcej rzeczy dla niego istotnych, ale jak najmniej zdradzić? - Wróciłem z prawie dwumiesięcznej podróży statkiem po Szkarłatnej Otchłani i zanim dotarłem na miejsce, wpadłem na jakiegoś dziwnego stwora, trochę jak połączenie psa z wężem.... walka nie była zbyt prosta...ale gdy się skończyła, wróciłem jakoś do domu, gdzie nawiedził mnie ten Jeleń i zabrał tutaj - tyle informacji chyba wystarczy... miałem taką nadzieję. I tak będę musiał to potem powtórzyć, ale ze szczegółami pewnemu smokowi, więc nie chciało mi się powtarzać. Poza tym nie miałem teraz na to ochoty. Byłem zmęczony po długiej podróży, walkach z Kultem praz walce z Koszmarem już po powrocie. Chciałem tylko, żeby mnie wyleczył, a potem dał wrócić do domu gdzie w spokoju... i tak dobrze znanej mi samotności, będę mógł odpocząć. Ech...jak padnę, to nie zdziwię się, jak będę spał trzy dni. Czułem się bardziej wycieńczony niż po Rytuale.


Recepcja i poczekalnia - Page 2 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Recepcja i poczekalnia - Page 2 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Recepcja i poczekalnia
Nie 26 Wrz - 12:43
Mefisto publicznie zachowywał się tak samo, jak w prywatności. Rzucał tymi swoimi tekstami, robiąc co tylko w jego mocy, by coraz to bardziej zirytować smoka.
- Mój drogi, jeżeli naprawdę dalej chcesz nazywać mnie jeleniem, pomimo mojego wcześniejszego oświadczenia, iż nim nie jestem…. Powinien wyjaśnić ci symbolikę tego stworzenia. Jelenia uznaje się za pana, króla lasu w wielu kulturach. W celtyckiej podnosi się go do rangi boga, którego się czci w imię jego potęgi; a także w ramach wszystkie, co symbolizuje – witalności, męskości, szacunku, odpowiedzialności, mądrości oraz delikatności – wyjaśnił mu uprzejmie z lekkością głosu – Nigdy nie uważałem siebie za króla czy też boga, nie mnie jeżeli nalegasz, by tak się do mnie zwracać, kimże ja jestem, by się sprzeciwiać? – zastanawiał się, czy teraz uda mu się trochę utemperować rannego mężczyznę.
- Dziękuje doktorze – posłał białowłosemu lekki uśmiech – ja również postaram się być przydatnym i w razie potrzeby przytrzymam go nieruchomo lub uspokoję.
Początkowo z dezaprobatą słuchał jego słów i przyglądał się poczynaniom mniejszego smoka. Dopiero gdy przypomniał sobie jego trudności ze wstania z karety oraz samodzielnego dostania się tutaj: zrozumiał, że najprawdopodobniej, gdyby Mef teraz usiadł – ponownie musiałby prosić o pomoc przy wstawaniu.
Poczucie winy się w nim odezwało. Jak mógł być takim głupcem, by nie zareagować wcześniej? Czy naprawdę wściekłość przysłoniła mu wszelkie znaki, że Mefisto jest poważniej ranny, niż sądzi? Zakłóciła wszelki zdrowy rozsądek? Przecież miał być tym, który chroni i pomaga w potrzebie.
Arystokrata potwierdził przypuszczenia Erishi, mówiąc, że najpewniej nie udałoby mu się wstać, gdyby teraz usiadł na wózku.
Gdy medyk zapytał, co spowodowało takie rany, Ladon był gotowy w każdej chwili interweniować i przerwać odpowiedź Upiornego. Nie chcieli, by zbyt duża ilość ludzi wiedziała o ich organizacji i o Koszmarach. Chociażby dla ich własnego spokoju ducha i umysłu.
- Potwierdzam, że znalazłem go już w takim stanie – Senny cieszył się, że Mefisto nie wygadał za dużo. – Zatem czy moglibyśmy już przejść do Sali zabiegowej? Byłbym spokojniejszy, gdyby zaczął go już pan badać.
Kiedy Bane zezwolił na zabranie rannego do odpowiedniego pomieszczenia: Marzenie ponownie ujęło Mefisto mocniej, by ten mógł się na nim wygodniej oprzeć i swobodniej przejść do gabinetu.


Recepcja i poczekalnia - Page 2 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Recepcja i poczekalnia - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Mefisto Weles w gruncie rzeczy wcale nie był takim złym Upiornym. Dało się z nim porozmawiać, można było pożartować a nawet napić się wódki. Na pierwszy rzut oka wydawał się być takim jak każdy inny rogacz - eleganckim, wyniosłym, niebezpiecznym skurwielem z całym zastępem służby i stojącym za nim wojskiem. Z takimi nie warto było zadzierać.
Kraina Luster była zaiste dziwnym tworem. Wszystko co ją tworzyło było na swój sposób spaczone a jednak w zestawieniu z resztą tworzyło spójną całość. Nawet władza była w tym świecie inna - niby rządził jakiś Szklany Król o którym nie słyszano od dawna, faktycznie rządził Arcyksiążę lecz kilka Upiornych Rodów starało się mu przypominać, że jego władza nie wynika z siły, lecz z ich przyzwolenia. Taki układ musiał być wygodny, skoro sprawdzał się od dłuższego czasu. A może Arystokraci co jakiś czas po prostu siadali przy stole i ciągnęli słomki o to, kto będzie rządził? Któż ich tam wie...
W każdym razie Weles był naprawdę w porządku. Był poza polityką i walką o władze. Nawet jeśli angażował się w te przepychanki, robił to na tyle subtelnie, by ktoś taki jak Bane, czyli absolutny ignorant w kwestii polityki, mógł uważać go za równego gościa.
Cyrkowiec przyglądał się Upiornemu badawczo w czasie wymiany zdań. Weles mówił przytomnie i energicznie, co świadczyło albo o niewielkich w gruncie rzeczy obrażeniach, albo o jego wytrzymałości na ból. A jeśli wziąć pod uwagę słowa drugiego rogacza, Blackburn skłaniał się do wiary w to drugie.
Chwileczkę. Czy on go nazwał... Jeleniem?
Białowłosy stłumił parsknięcie cichym kaszlem. No, takiego określenia w stronę Upiornego to jeszcze nie słyszał. Czy to oznaczało, że drugi z mężczyzn był zdradzany przez partnerkę? Co za smutna historia.
Tłumaczenie tamtego może i było ciekawe, ale Cyrkowiec wyłączył chwilowo zmysł słuchu. Przyglądał się rannemu chcąc ocenić, jak szybko będzie musiał działać. Weles był strasznie brudny, dlatego kąpiel była musem. Czy jednak mieli na nią czas i możliwości?
Argument Mefisto przeciw siadaniu na wózku był... sensowny. Bane odwołał Marionetkę, dziękując za jej pracę. Nie wyobrażał sobie siebie samego dźwigającego z wózka takiego rosłego byka jakim był Weles. Wszyscy Upiorni byli przerośnięci i cholernie ciężcy. Może przez rogi?
Gdy przedstawiał okoliczności powstania tych wszystkich obrażeń, Bane kiwał głową. Nie potrzebował więcej informacji, w zasadzie było to nieistotne jak do tego wszystkiego doszło, bo tak czy siak medyk ma obowiązek udzielić mu pomocy. A z mocą jaką dysponuje, pomoc Mefisto będzie trwała zaledwie kilka minut.
- Tak, naturalnie. Ale zanim dokładnie sprawdzę stan pana Welesa, należałoby go umyć. Zrobię to w gabinecie, jednak chciałbym aby sam pacjent wyraził opinię na temat pana obecności w czasie mycia i ewentualnych zabiegów. - powiedział uprzejmie, kierując słowa ku nieznajomemu a następnie przenosząc wzrok na Mefisto - Jeśli ból jest zbyt silny lub nie wytrzymasz mycia, chciałbym o tym wiedzieć teraz. Nie będę cię szorował, ale życie tego... wszystkiego może zająć kilka dobrych minut. - dodał wskazując na twarz zalaną zaschnięta krwią.
Niezależnie od odpowiedzi zaprowadził ich do zabiegowego. Ten drugi Upiorny nie wyglądał na zadowolonego ze stanu Welesa, żeby nie powiedzieć że był mocno zaniepokojony. Aby jeszcze bardziej nie nakręcać rogacza, Bane postanowił grzecznie spełniać jego prośby. Wiedział bowiem, że lepiej nie zadzierać z Upiornym Arystokratą, któremu na czymś lub na kimś zależy.

ZT x3 (c.d. w Gabinecie Zabiegowym)



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Mari
Gif :
Recepcja i poczekalnia - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Marionette, ale woli jak mówi się do niej Mari
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
167/45
Pod ręką :
szkicownik, torba, broń
Broń :
sztylet
https://spectrofobia.forumpolish.com/t241-kp-mari https://spectrofobia.forumpolish.com/t1099-mari
MariNieaktywny
Re: Recepcja i poczekalnia
Pon 15 Sie - 20:43
Już nie ciągnęła tematu jej siostry. Jeśli będzie chciała pomocy to na pewno Mari zostawi jej jakieś namiary na siebie. Chętnie pomoże jej odbić kotkę z praktycznie niewoli. Jeśli będzie miała okazję uratować kogoś od życia, jakie spotkało ją samą, to czemu by nie spróbować tego zrobić. Ryzykowała wiele, ale jakoś...polubiła tę wpadającą w kłopoty kotkę i chciała jej pomóc. A skoro może w ten sposób też zjednoczyć ją z siostrą, której pewnie nie miała okazji poznać....zrobi to! Kto wie, może jej Kruczek też w tym trochę pomoże?
Zaśmiała się jednak na jej kolejne pytanie - nie. Mam doświadczenie w unikaniu sytuacji, które nie są zbyt przyjemne, albo przynajmniej umykaniu jak już się w takich znajdę. Czemu więc tego nie wykorzystać i nie pomóc komuś, kto miał mniej szczęścia? - zapytała i puściła jej oczko, uśmiechając się do niej przyjaźnie. Nie wiedzieć czemu sama poczuła jakąś więź z Niamh, choć nie umiała tego zrozumieć. Ale cóz...pewnie jak jej pomoże to już się nie spotkają. Trochę szkoda.
Przytaknęła głowa i zawołała swoją Gatto. Ruszyły w stronę Kliniki.

Po drodze kotki plotkowały, troszkę bardziej się zapoznawały. Choć daleko im było nawet do bliskich znajomych, nie mówiąc już o przyjaciółkach. Lwica jednak dokładnie obserwowała swoją towarzyszkę, szukając jakichkolwiek oznak, które wskazywałyby na to, że jest ranna, czy że powinna się o coś martwić. Nie widziała nic takiego jednak wolała się upewnić. Wiedziała jak Marionetki potrafią być silne, a Niamh możliwe, że poczuje to dopiero następnego dnia. Gdy emocje opadną, a ciało w końcu pokaże, że jednak coś jest z nim nie tak.
Weszły na teren Kliniki i Mari od razu nie spodobało się to, że kręci się tutaj tyle Marionetek. Ale nie mogła nic powiedzieć. Duża ich część wyglądała na Personel. Nic nowego.
Podeszła spokojnie do recepcji i przywitała się z Pielęgniarką, pytając od razu czy jest może dostępny jakiś lekarz, który mógłby zbadań jej przyjaciółkę. Jeśli trzeba było to wyjaśniła po krótce sytuację, nie zdradzając jednak szczegółów. Powiedziała tylko, że wdały się w dyskusję z pewnym Marionetkarzem i kotka została złapana przez jego Marionetkę i martwi się o to, że przyjaciółce mogło się coś stać. Czegoś takiego w końcu nie można bagatelizować.

Powrót do góry Go down





Niamh
Gif :
Recepcja i poczekalnia - Page 2 B09814a7327f1f061e4ef28d753e7e9c
Godność :
Niamh Muurteilat
Wiek :
17
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
150/40
Znaki szczególne :
Różowe oczy, dziecięcy wygląd
Pod ręką :
Fabuła: Wiklinowy koszyk z niedużą ilością monet i kluczami, w kieszeni krótki nożyk, pod sukienką do uda doczepiony sztylecik
Broń :
Dwa sztylety przymocowane paskiem do uda
Zawód :
Służka, mały złodziej
Stan zdrowia :
w pełni zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t873-niamh https://spectrofobia.forumpolish.com/t990-skrzynka-pocztowa-niamh https://spectrofobia.forumpolish.com/t1103-niamh
NiamhMiaucząca Zmora
Miaucząca Zmora
Re: Recepcja i poczekalnia
Wto 23 Sie - 23:57
W trakcie spaceru nie poruszała tematu siostry, a pozwoliła rozmowie płynąć swoim własnym leniwym torem. Monotonia drogi dawała się kotce we znaki, Miasto Lalek wszak do najmniejszych nie należy, a ona rzadko zapuszczała się w okolice Kliniki. Nigdy na szczęście nie była bardziej ranna lub chora, a z jej obrażeniami bez problemu radzili sobie dzielnicowi uzdrowiciele, nieraz szarlatani, których w metropolii Marionetkarzy było mrowie na każdym rogu. No ale interes kołem się toczy czy coś w tym stylu.
W gruncie rzeczy to Niamh zazwyczaj lądowała na cztery łapy, i miała to szczęście, że szybciej uciekała niż ją goniono. Talent do znikania też swoje robił - lecz adrenalina związana z pogonią zawsze była niemalże uzależniająca. Bo nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by go gonić.
Mari wydawała się być miłą i bezinteresowaną, która wydawała się być warta bliższego zapoznania. No i miała te niespotykane, urocze ogonki, o które młodsza panna Muurteilat mogłaby być zazdrosna  Niamh zastanawiała się nad planem, dzięki któremu mogłaby się do kotki zbliżyć - ale nic nie przychodziło jej do głowy. Może nawet to, że zgodziła się pójść do Kliniki, chociaż nic jej nie było, nie było tylko czystym przypadkiem dyktowanym przez chęć zapełnienia sobie czasu, a po prostu chciała spędzić z albinoską więcej czasu?
- To długo mieszkasz w Mieście Lalek?- zagadnęła po drodze, nim weszły do budynku.
Omiotła wzrokiem wnętrze Kliniki i jak cielę poszła za Mari do recepcji. Nie zabierała głosu oprócz fragmentów, gdzie potakiwał żywiołowo pielęgniarce, by uwiarygodnić historię starszej kotki. Zajęła wolne krzesełko i czekała.


Recepcja i poczekalnia - Page 2 7pso9y

Powrót do góry Go down





Mari
Gif :
Recepcja i poczekalnia - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Marionette, ale woli jak mówi się do niej Mari
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
167/45
Pod ręką :
szkicownik, torba, broń
Broń :
sztylet
https://spectrofobia.forumpolish.com/t241-kp-mari https://spectrofobia.forumpolish.com/t1099-mari
MariNieaktywny
Widziała znużenie młodszej kotki, ale naprawdę wolała, żeby ktoś kto naprawdę się na tym zna, a nie ktoś kto tylko wyciągnie pieniądze i wymyśli szereg obrażeń albo uzna, że nic jej nie jest, twierdząc, że nie musi jej nawet badać, bo jego moc mu umożliwia widzenie co innym jest. Ugh...za wiele razy z takimi się spotykała. Ale miała też ukryty motyw. Od jakiegoś czasu zastanawiała się, czy nie odwiedzić Kliniki w ... prywatnej sprawie. Podobno Dyrektor tej placówki bardzo dobrze radził sobie z wszelkimi skazami na ciele. A Mari trochę ich miała, zwłaszcza te, które zdobiły je plecy. Ostatnia i najbardziej doskwierająca aż do teraz pamiątka po swoim właścicielu oraz o jej pierwotnym życiu. Sama nie wiedziała, czy chce się ich pozbywać, prawdę mówiąc bała się tego, ale nie chciała się ich wstydzić przez całe życie. Tym bardziej, że teraz znalazła kogoś z kim mogła to życie spełnić i nie chciała by je oglądał.... nie chciała go zasmucać za każdym razem, gdy musiał na nie patrzeć, a przecież nie mogła się przez Kruczkiem cały czas ukrywać...przecież nie o to w tym chodziło.
Zamrugała zaskoczona, gdy Niamh poruszyła nagle zupełnie inny temat. Zamyśliła się - obecnie mieszkam na Odwróconym Osiedlu, nie w Mieście Lalek - poprawiła ją, uśmiechając się przyjaźnie - mieszkałam na obrzeżach tego miasta przez jakieś...siedemnaście lat. Potem jednak opuściłam....dom... - to słowo widać było, że z trudem przeszło jej przez gardło, wręcz zgrzytnęła swoimi zębami na samą myśl, że to miejsce mogła tak nazwać - i włóczyłam się przez kilka lat po różnych miastach Krainy Luster ale również i po Szkarłatnej Otchłani zanim znalazłam swoje miejsce - wzruszyła ramionami - skąd takie pytanie? - dodała jeszcze, popychając drzwi, prowadzące do środka Kliniki.
Załatwienie wizyty nie trwało długo. Usiadły w poczekalni i oczekiwały na lekarza, który by mógł się nimi zająć. Posłała pocieszający uśmiech do młodej kotki. Pewnie tylko przesadzała, jednak wiedziała do czego zdolne są Marionetki. Wolała więc nie ryzykować. Tym bardziej, że stało się to przez jej własną nieuwagę. No i poza tym...to nie one płaciły! Więc czemu nie iść do najlepszego lekarza, zamiast do jakiś podejrzanych znachorów?

Powrót do góry Go down





Jan Sebastian
Gif :
Recepcja i poczekalnia - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Jan Sebastian
Wiek :
35
Rasa :
Marionetka
Wzrost / Waga :
188 cm / 368 kg
Znaki szczególne :
Zaostrzone, trójkątne zęby.
Pod ręką :
Notatnik, pióro.
Zawód :
Ordynator Kliniki.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t393-jan-sebastian
Jan SebastianBlaszany Żołnierzyk
Re: Recepcja i poczekalnia
Pon 29 Sie - 23:14
Odkąd w Klinice zaczęła panoszyc się Zora, personel wydawał się być podenerwowany. Chociaż Marionetki potrafiły dostosowywać się do każdej sytuacji a ich twarze nie zdradzały żadnych emocji, bo były puste, dało się wyczuć w ich ruchach, że wcale nie podoba im się to, że po budynku swobodnie poruszają się uzbrojone istoty. Sam Dyrektor nie był zadowolony z takiego obrotu spraw, lecz przyciśnięty do muru ostatecznie zgodził się nieść pomoc wszystkim tym, którzy jej potrzebują. Nie sądził, że będzie to pomoc takiego kalibru i że będzie długoterminowa, a Zora właduje się do Kliniki i zajmie ją na czas prowadzonych walk. Cóż, układ musiał być mimo wszystko korzystny dla Dyrektora, bo gdyby taki nie był, Bane nigdy nie zgodziłby się by wojska tak po prostu wlazły, jak do siebie.
Jan Sebastian swoje obowiązki wykonywał jak zawsze sumiennie i mimo iż spacer korytarzami już nie był tak łatwy, jak do niedawna, bo Marionetka musiała przepychać się przez wojsko, czerwonooki nie rezygnował z obchodu i sprawdzania wszystkiego po piętnaście razy dziennie. Wędrując między pokojami sprawdzał pacjentów, przyjmował nowe informacje, wydawał polecenia... Robił wszystko by odciążyć Dyrektora, który na czas bytności Zory, zajął się wizytami domowymi.
Ubrany w schludny garnitur, z okularami na nosie, wkroczył do recepcji i omiótł spojrzeniem czerwonych oczu zebranych w poczekalni pacjentów. Zapowiadało się na spokojny dzień. Rannymi żołnierzami Zory zajmowali się ich medycy, zatem Jan mógł skupić się na tych, którzy nie wyglądali na związanych z żadną ze stron konfliktu. Otrzymując spis od Alice, zapoznał się z listą oczekujących i gdy ocenił, kim powinien zająć się w pierwszej kolejności, z obojętnością wypisaną na twarzy skierował swoje kroki w stronę dwóch kobiet, Dachowców.
- Dzień dobry. Nazywam się Jan Sebastian, jestem Ordynatorem Kliniki. Zapraszam panie za mną, do gabinetu zabiegowego. - powiedział, nie wdając się w żadne dłuższe rozmowy. Będzie czas na dyskusję...a może i nie? Czas pokaże. W tej chwili jego celem było udzielenie pomocy jak największej liczbie oczekujących pacjentów. Ale nie jak najszybciej, a jak najlepiej.

ZT (Możecie zrobić zt w następnym poście, albo od razu napisać w zabiegowym)

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach