Zamek Himmelhof

Gawain
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Zamek Himmelhof
Pon 22 Sie - 3:06
Na odzywkę Aerona Cień wydął usta w dziób. Jak zwykle musiał prowokować i obracać Dachowca ogonem. Wielki Pan już udawał, że zapomniał, jak mocno ostatnio oberwał.
- Uważaj, bo wykuję łopatę - w głosie Keera dało się wyczuć swobodę. Nie było zwyczajowego stresu, spięcia, gotowości na wszystko, lecz i tak znalazło się miejsce na odrobinę oschłości. Ot, żartował, tak jak przed chwilą Upiorny, ale nie chciał być mu dłużny.
Parsknął na wymianę zdań pomiędzy Arystokratami, lecz nie silił się na ukrywanie swych grymasów. Odchylił się w krześle, wsparł kostkę na kolanie i przez dłuższy czas spoglądał na Baśniopisarkę, Vyrona i w końcu samego Vaele. Doprawdy, że też ten ostatni się nie opanował. Intrygujący widok.
- Obyś nie skończył jak torebki na Herbacianych Łąkach podczas ulewy - uśmiechnął się mgliście, nim zwrócił się do Vyrona.
- Długa? Właśnie miałem brać kąpiel w czarnych wodach Skrzydeł Nocy, kiedy otrzymałem informację od tamtejszego ciecia, że muszą wytrzeć całą salę. O ile Aeron był trzeźwy, to jego kompan nie, ale wątpię, by to zrobiło jakąkolwiek różnicę. Za to nasz kawalarz porozpinał dziewojom to i owo, a potem wychyliliśmy kilka kielonów. - rozłożył ramiona. Tak. Z grubsza właśnie tak się poznali, a reszta faktycznie była długą historią, za którą mógłby gnębić Aerona przez stulecie lub dwa, lub więcej, bo nie znał sam siebie na tyle dobrze, by określić odpowiednią ilość czasu na zemstę tego typu.
- Natomiast drogiej Julii ciężko nie znać, będąc w Klinice choć raz. No i jesteśmy sąsiadami - wyznał, choć bardziej interesowało go, w jakich okolicznościach Aeron poznał Julię, gdy liczyła sobie zaledwie kilka wiosen. Czy już wtedy była przyuczana na nadwornego medyka?
Zwrócił się ku pani Admirał, która nareszcie zyskała miano i miejsce w jego pałacu pamięci. Zwykle podobne pogaduszki zanudziłyby go na śmierć, lecz dziś bawili się wszyscy. Właśnie dlatego nie szukał dziury w całym i dał się ponieść rozluźnionej atmosferze.
- Miło poznać - i faktycznie było, w przeciwieństwie do wielu poprzednich razów, gdy próbowano go urobić na niższą stawkę, dodatkowe zadania, czy przy zwyczajnej próbie wywiedzenia w pole. Dziś w słowach Baśniopisarki nie wyczuwał podobnych podchodów.
Uciekł wzrokiem, gdy wspomniała o jego oczach, lecz szybko wrócił nim do przyjemnego, lekko zarumienionego oblicza Iris.
- Każdy widzi w nich coś innego - wychrypiał ciepło, połechtany prostym komplementem. Miał ochotę wypytać o to, co o nim mówiono, niby czego takiego wielkiego dokonał, lecz rozprawianie o trupach wolał zostawić na pertraktacje. Obrócił głowę w stronę Tulki, która postanowiła się wtrącić. Zmierzył ją wzrokiem, po czym sięgnął po dorodną mirabelkę i przytknął ją do ust Lisiczki.
- Wypchaj się. Sam. Jej. Po. Wiem - wymruczał z wielką satysfakcją, mrużąc powieki, by powrócić do Iris, która o mało co nie zaczęła piać peanów na jego cześć. Zupełnie niezasłużenie.
- Niech pani nie przesadza - tym razem uśmiech był delikatny niczym więdnący kwiat. - Moim największym dokonaniem, po wszystkich innych, jest siedzenie tutaj z wami.
Zauważając chęć Iris do spiskowania i plotek, nachylił się ku niej. Początkowo znalazł się odrobinę zbyt blisko, gdyż łokieć objechał mu na blacie, lecz zaraz się poprawił. Naprawdę zaczynał czuć wpływ procentów. Zachichotał cicho słysząc o swojej urodzie.
- Obym był taki jak najdłużej! - zaśmiał się głośno i błysnął ząbkami, widząc jak go mierzy. Doskonale znał ten gest. Na samo wspomnienie załupało go w krzyżu, więc przeciągnął się lekko i ponownie opadł na oparcie.
- Ależ nic się nie stało! - machnął ręką w odpowiedzi, upił kolejny łyk. - Zwalanie dobrze łączy się ze zboczeniem - wzruszył ramionami. - Moja babka i ciotka malują. Pozowałem tyle razy, że anatomii uczyłem się z własnych bolących stawów i zastałych mięśni. Sam tej sztuki nie posiadłem. Rośliny naszkicuję, ale czyjąś figurę? Zapomnij! - porzucił oficjalny ton i dokończył kielich. - Niezmiernie mnie ciekawi, jak byś mnie ujęła. Wy, Baśniopisarze, jesteście obdarzeni snem na jawie. - Zielonkawe źrenice zabłysły leciutko pomiędzy bursztynem i onyksem, zanim wdał się w dyskusję z Julią.
Na słowa o wygodzie ludzkiej technologii kilkukrotnie pokiwał głową. Sam chętnie korzystał z podobnych udogodnień, nawet jeśli były trudno dostępne. Słuchając wywodu Renard odrobinę się rozmarzył. Fotografia go nie interesowała, ale muzyka owszem. Pamiętał pierwszy przemycony patefon i kładzioną płytę. Wtedy ich jeszcze trochę było. Szkoda, że zostało tak niewiele.
- Z MORIĄ chodziło mi o to, że to nie jest taka szybka akcja. Ktoś nieznający realiów, szybko się wkopie. Umówmy się tak, że jeśli trafię na trop, to załatwię ci sprzęt. Będę się rozglądał i tyle. - puścił jej oczko i lekko ścisnął ramię zdrowej ręki, ale zaraz odrobinę się zasępił. - Ale przesyłanie zdjęć na telefon jest dość martwiące. Przegapiłem ten szczegół, a ludzie nie ustaną w wysiłkach, by wszystko było dostępne dla wszystkich. Będzie nam coraz trudniej - westchnął ciężko i dolał siedzącym obok niego.
Informacje odnośnie róż były zastanawiające. Od dawien dawna kwiaty stanowiły wyraz czyjejś troski. Ktoś wykosztowywał się na kielichy, słupki i pręciki, a te krzaki dzieliło kilkadziesiąt kilometrów.
Spojrzał na Vyrona spod jasnych rzęs i zanim zdołał przeanalizować wszelkie możliwości takiego rozwoju wydarzeń, Upiorny przemówił i rozwiał wszelkie wątpliwości. To on go tam zasadził. Coś sklęsło we wnętrzu Cienia. Język kwiatów nie zmienił się zbytnio przez ostatnie kilkaset lat. Ba, był niesamowicie podobny po drugiej stronie Bramy, ale praktycznie nieużywany. Symbolikę zamienili na emotki, skróty, memy. Odcięli się od korzeni. Z każdym rokiem stawali się mniej i bardziej ludzcy. Zrozumienie ich zachowań wymykało się jego pojmowaniu coraz bardziej.
Róże. Kwiaty. Białe. Czerwone. Fioletowe, zwane czarnymi, wypełniły jego myśli, aż porządniej przypił.
Wino. Aromatyczny bukiet. Białe. Czerwone. Ciemne jak krew, płynęło jego żyłami i uderzyło, kiedy najmniej się tego spodziewał. Przeholował, lecz było już za późno. Prośba Viridiana zdała mu się nostalgiczna. A może przesadzał? Wiedział tylko tyle, że emocje odnalazły powierzchnię. Jego własne również.
Julię zaczepił Vyron. Aeron był dziwny, pił na umór i gadał jak Kapelut, a Iris nie znał. Padło więc na Stalowego Bastarda, który ponownie zionął samotnością. O nie. Nie ma mowy.
- To, że jesteśmy w Krainie nie oznacza, że masz chlać do lustra - polał mu z nowo przyniesionego dzbana, po czym przybił z porządnym brzdękiem. -  Wyglądasz jakbyś w gówno wdepnął, pomimo tego, że jest złote. Na ulicach już dawno byś zarobił, ale w mordę, więc wyszczerz perełki, bo wszystko się udało. Nawet jeśli to była powalona akcja. - Wlał w siebie kolejne procenty i lekko klepnął go w ramię. - Będzie dobrze - szlifierski głos Keera ponownie przetoczył się blisko uszu Vaele. Szeroko otwarte oczy Cienia pochłaniały sylwetkę Aerona. Zabłysły intensywnie, ukazując delikatne, złote plamki na dnie, które nie dawały się zgasić. Zmierzwiona rdza okalająca bladą twarz żonglowała świetlnymi refleksami. Cień skąpany w blasku świec i kryształu nachylił się ku Upiornemu, nadal wpatrując się w tęcze.
- O ile będziesz to kontynuował - powiedział, pogładziwszy kciukiem palce trzymające obcy kielich. Vaele mógł poczuć na sobie gorący oddech i palące spojrzenie nieustępliwego Keera, pachnącego burzą i miętą. Cień wstał, nadal nachylając się ku Aeronowi i muskając powietrze pod jego brodą miękkim, zagarniającym ruchem dłoni, jakby chciał złapać go za podbródek.
- Jeśli twa wizja jest równie żywa, co miłość do niej, masz we mnie sojusznika. Dlatego nie wątp w siebie. Ten rodzaj śmierci jest najgorszy. Zapewniam - wyszeptał mu na ucho.
Wyprostował się, a z jego postawy biła drapieżność. Może liczył sobie parę wieków mniej, może nie posiadł wielkiej mądrości, lecz odczuwał rozterki i bolączki Śniących. Widział ich strach i apetyt na życie. Wraz z matką witał noworodki na tym świecie, by żegnać innych w sile wieku. Nic a nic się nie zmieniło.
Energicznie wyciągnął ramię ku tłumowi i dał się porwać pierwszej, chętnej dłoni, posyłając Upiornemu zuchwałe spojrzenie. Komety na rozciętych połach płaszcza wzniosły się i zawirowały. Poruszały się, jak nakazał im rytm i tempo. Gawain oddał się tańcu i czasem, wiedziony przelotną myślą, spoglądał to na Iris, to Vyrona, Julię i Aerona. Widział ich. Ich sny o miłości, nieśmiertelności, pewności i władzy. Gdyby tylko mógł zobaczyć te należące do Yako, za którymi tęsknił.


Zamek Himmelhof - Page 4 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Himmelhof
Pon 22 Sie - 21:00
Julia o mało się nie udusiła, gdy usłyszała jakie teksty na podryw Kryształowy zaserwował Cierniowy. Matko...to działa na kogokolwiek? Wyobraziła sobie jak Bane rzuca do niej takim tekstem i.... z trudem powstrzymała napad śmiechu. Będzie musiała mu to opowiedzieć! Jednak jeśli rzuci coś takiego przed jakimiś łóżkowymi sprawami...może być pewny, że Opętana dłuugo się nie ogarnie po tym. Co równa się temu, że raczej nici z jakichkolwiek igraszek! Poważny pan Doktor, Dyrektor Kliniki....i takie teksty. Niee to by się nie wydarzyło. Nie ma mowy!
Położyła po sobie uszy, gdy Aeron postanowił pokazać, jaka była malutka, gdy się poznali - Książę Vaele, jako grzeczny i uczynny Gwardzista, robił mi kilka lat temu za niańkę. Pierwszy raz widziałam, żeby dorosły mężczyzna objadał się taką wielką górą lodów - zachichotała, pokazując jaką wielką kopę słodkości w siebie wcisnął. Nie, nie miała zamiaru być dla niego miła. Nie zasłużył. Pech chciał, że miał do czynienia z Nastolatką, która już umiała postawić na swoim i była praktycznie jedną nogą w dorosłości, ale drugą nadal trzymała się uparcie na dziecięcych psotach. Do tego była liskiem! Czego się więc spodziewał?
Na wyjaśnienie Cienia, zaśmiała się zakłopotana - ostatnimi czasy praktycznie mnie tam nie ma, ale mam nadzieję, że szybko wrócę do pracy. Widzę, że Bane potrzebuje każdej pomocy, a dodatkowa osoba mogąca leczyć na pewno mu się przyda - przyznała. Widziała jaki wyrzuty wracał z pracy. Czasem nawet nie brał prysznica tylko rozbierał się i zwalał do łóżka. Tylko by rano znów wstać i wrócić do pracy. Wiele razy mu mówiła, ze w takich sytuacjach niech zostanie w Klinice. W końcu do domu miał spory kawał drogi do przebycia. Wystarczy, że wyśle kogoś z wiadomością, żeby dziewczyna się nie martwiła i tyle. Ech....naprawdę szkoda, że nie ma tutaj telefonów...pogadałaby z tym szarym gburem.... Wyciągnęła nieświadomie Blaszkę i zaczęła się nią bawić, skupiając się na rozmowie Iris z rudzielcem obok.
Prychnęła i wybulczała coś, gdy Gawain zatkał jej usta owocem. Zaraz jednak spałaszowała go ze smakiem, lekko merdając ogonem. Częstując również swoją Bestię. A niech ma paskud jeden.
Zaraz zrobiła jednak naburmuszoną minkę - nie tylko Baśniopisarze tak mają - wybulczała cicho, ale rozmówcy mogli ją spokojnie usłyszeć. Wzrok skierowała w kierunku pani Admirał, rzucając jej małe wyzwanie. W końcu Lisiczka szczyciła się praktycznie fotograficzną pamięcią, oraz tym, że jej rysunki były prawie jak zdjęcia. Wyglądały jak żywe. Może to przez alkohol ale jej duma trochę została urażona gdy znajomy Cień wychwalał przy niej umiejętności kogoś innego.
Pokręciła głową - może znajdę kogoś kto ma taki aparat - uśmiechnęła się - hmmm a pani Luci nie ma? Albo pan Lusian? - zamyśliła się - może jak ich spotkam to zapytam....w końcu bardziej siedzą w tej tematyce - zarumieniła się lekko. Mimo wszystko kiedyś podziwiała to rodzeństwo, a nie do końca jeszcze odrzuciła wszelkie zachowania pochodzące ze Świata Ludzi.
Zamrugała zaskoczona i podrapała się zakłopotana z tyłu głowy - obecnie niestety nie jest w najlepszym stanie, jednak róże pilnują tego budynku - uśmiechnęła się - jest nimi praktycznie cały obrośnięty, do tego znajduje się w najgłębszej części parku otaczającego Klinikę, więc mało kto się tam zapuszcza czy nawet o niej wie - dodała jeszcze - ale widzę, że na pewno kryje w sobie więcej tajemnic i wspomnień. Tak samo jak sama Klinika - dodała jeszcze, uśmiechając się przyjaźnie - sama znalazłam tam pewnego rodzaju azyl, gdy potrzebowałam uciec od wszystkiego.... choć nie spodziewałam się, że w okolicy kręci się mała Marionetka....nazywała się chyba Dyster...pewnie została stworzona przez właściciela Kliniki....zanim w ogóle stała się Kliniką - alkohol trochę rozwiązał jej język, do tego rozluźniła się dość mocno. Choć jeszcze nie zachowywała się tak niewłaściwie jak ostatnio gdy postanowiła wypić większą ilość trunku niż powinna.
Zamrugała i skinęła Upiornemu z lekkim wahaniem. Co mógł takiego chcieć wiedzieć o tym miejscu?
Zaczęła więc opowiadać o tym miejscu, jak wygląda, że składa się z głównego budynku i skrzydła, w którym znajdują się kwatery pracowników. Opowiedziała, że głównym personelem są tam Marionetki, które nie posiadają twarzy - są jednak dwie, które się wyróżniają - zaznaczyła w trakcie - Jan Sebastian, który jest tam teraz Ordynatorem oraz pani Alice, która jest pielęgniarką i siedzi w recepcji zajmując się przyjęciami i kartotekami - wyjaśniła - dyrektorem za to jest doktor Bane Blackburn van Vassenaer - specjalnie podała pełne nazwisko ukochanego. W końcu nim się teraz posługiwał. Po krótce opowiedziała też o działalności tego miejsca. Nie mówiła jednak nic o Zorze...bo po prostu o niej nie wiedziała. I może to lepiej dla Dyrektora? Jeszcze by mu złoiła skórę na swój własny sposób!
- Myślę jednak, że pozostałe tutaj osoby też mogą coś dodać. W końcu chyba tylko Książę nie był jeszcze w Klinice - spojrzała po towarzystwie i dopiero teraz zauważyła, że Aeron prawie leży na stole, a Gawaina gdzieś wcięło. Rozejrzała się i zobaczyła jak wywija na parkiecie. Pokręciła głową i wróciła wzrokiem do Gospodarza - ale to chyba przy następnej okazji - zauważyła lekko zakłopotana - ale jeśli ma Książę jeszcze jakieś pytania do mnie, to chętnie na nie odpowiem....o ile oczywiście będę w stanie - dodała jeszcze. Zauważając, że kielich znów jest pełny, z lekką tęsknotą spojrzała na dzban przygotowany dla Ciernia, jednak grzecznie popijała wino. Było naprawdę smaczne! Choć dziewczyna nie piła go tak szybko jak pozostałe towarzystwo i tak zaczynała odczuwać jego działanie.

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Pią 11 Lis - 18:34
Patrzył jak Aeron upija się w trupa i jak Gawain daje się porwać do tańca i uśmiechnął się lekko. Cieszyło go to, że Rudzielec nareszcie zaczął się bawić. A mówiąc dokładniej, że rozluźnił się na tyle by pozwolić sobie na zabawę.
- Możliwe, choć nie sądzę by marionetka o tym imieniu wyszła spod ręki Eliasza. – odparł szczerze zdziwiony tym co powiedziała Julia - Jedyną małą marionetką, którą kojarzę, był Rido. Wykonany z drewna wiśni towarzysz zabaw Eliaszowego wnuka.
Słowa „eliaszowy wnuk” zabrzmiały w jego ustach jakoś tak dziwnie chłodno i obco, ale może to była kwestia wypitego alkoholu, który ewidentnie rozwiązał mu język?
- Byłem obecny przy tworzeniu owego Rido, którego twórca roboczo nazwał „sercem dzwonu”. Było to bodaj ostatnie działo Eliasza Drosselmeyera.
Nalał sobie … tym razem wody i łapczywie wypił cały puchar.
Słysząc dalsze słowa Julii tylko kiwał głową. Wyglądało na to, że przez te trzydzieści lat (z niewielką górką) sporo się w tamtym miejscu zmieniło. Nie było już Drosselmeyerów, a ich miejsce zajął jakiś przybysz.
- Blackburn van Vassenaer … – bezwiednie powtórzył nazwisko szefa Kliniki. Wyglądało na to, że choć stara się w jakiś sposób połączyć nazwisko owego Bane’a  nie tylko z Krainą Luster ale też samą rezydencją Drosselmeyerów, to ni jak mu to nie wychodzi. Nie pytał jednak o niego dalej.
- Potrzebuję porady od kogoś, kogo życie jeszcze do końca nie zepsuło. Jak Pani myśli, doktor Renard, ważniejszy jest spokój własnego sumienia czy wypełnienie ongiś danej obietnicy? – zapytał, a po jego twarzy widać było, że faktycznie interesuje go to, jakiej odpowiedzi udzieli dziewczyna.
Niezależnie od odpowiedzi, uśmiechnął się do skrzydlatej dziewczyny.
- Dziękuję, wezmę sobie do serca to co Pani powiedziała.
Powiedziawszy to, wstał, przeprosił siedzące przy stole towarzystwo po czym odszedł w róg sali.
Ci który nadal obserwowali ruchy Kryształowego Księcia, mogli zobaczyć, że przez chwilę rozmawiał on z wyjątkowo bladym mężczyzną, o czarnych włosach spiętych w koński ogon i wyjątkowo złych oczach, po czym odprawił go machnięciem ręki i powrócił do stołu z uśmiechem.
- Wiecie, co dzisiaj za noc? – obwieścił wszystkim siedzącym -  Samhain, albo jak mawiał mój Pradziadek – Dziady! Dziś przesłona między światami jest najcieńsza ….
Powiedziawszy to nalał sobie do pełna wina i ponownie jednym haustem opróżnił naczynie.
- … odpierdolmy coś pojebanego!
Widać było, że i na niego alkohol podziałał, ale miast stać się cichym bełkotaczem albo prytulaśnym żłopusiem, stał się nader śmiałym opojem, co ani chybi zamierzał udowodnić.
Odbiegł, jednym susem wskoczył na stojący na środku sali stół i rozłożywszy ręce zawołał na całe gardło:

Już straszna północ przybywa,
Zamykajcie drzwi na kłódki;
Weźcie smolny pęk łuczywa,
Stawcie w środku kocioł wódki.
A gdy laską skinę z dala,
Niechaj się wódka zapala.
Tylko żwawo, tylko śmiało.

Jakby na zawołanie, do sali wniesiono i we wskazanym miejscu ustawiono kocioł pełen wódki. Widząc co się dzieje i przeczuwając na co się zanosi, Aeron podniósł się ze swojego miejsca i chwiejnym krokiem podszedł do Vyrona by wspomagać go przy rytuale,  albowiem jak to mawiają starcy, życz drugiemu co tobie nie miłe - w kupie raźniej.
Thorn podszedł do kotła z gorzałką i czekał na znak, a gdy Vyron ponownie uniósł ręce, podpalił zawartość, która buchnęła ogniem i zgasła.

- Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?
- zaszumiał tłum zebranych osób

 
„Dalej wy z najcięższym duchem,
Coście do tego padołu
Przykuci zbrodni łańcuchem
Z ciałem i duszą pospołu.
Choć zgon lepiankę rozkruszy,
Choć was anioł śmierci woła,
Żywot z cielesnej katuszy
Dotąd wydrzeć się nie zdoła.
Jeżeli karę tak srogą
Ludzie nieco zwolnić mogą
I zbawić piekielnej jamy,
Której jesteście tak blisko:
Was wzywamy, zaklinamy
Przez żywioł wasz, przez ognisko!”  

W sali zrobiło się nara jakby ciemniej i chłodniej. Chyba faktycznie coś się działo, bo Viridian uniósł rękę i wskazał w stronę okna, gdzie unosiła się jakaś niewyraźna postać.
„Wszelki duch! Jakaż potwora!
Widzicie w oknie upiora?
Jak kość na polu wybladły;
Patrzcie! patrzcie, jakie lice!
W gębie dym i błyskawice,
Oczy na głowę wysiadły, Oko
Świecą jak węgle w popiele.
Włos rozczochrany na czele.
A jak suchy snop cierniowy
Płonąc miotłę ognia ciska,
Tak od potępieńca głowy
Z trzaskiem sypią się iskrzyska.”

Faktycznie, przybyły upiór zdawał się płonąc i sypać iskry wkoło. Widząc to zarówno Viridian jak i Bastard jednym głosem zawołali:
- A jak suchy snop cierniowy
Płonąc miotłę ognia ciska,
Tak od potępieńca głowy
Z trzaskiem sypią się iskrzyska.


(Wyzwanie halloween + rytuał krewniaka)

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Pią 11 Lis - 21:39
Szum wypełnionej po brzegi sali skutecznie zagłuszał myśli i wprawiał Arystokratę w nieco senny nastrój. Wcale nie pomagała wlana w siebie ilość alkoholu, która zaczynała poważnie mieszać zmysły i powodować, że język pęczniał w ustach i nie przepuszczał na zewnątrz słów układanych w głowie. Może to i dobrze, bo Aeron był już w naprawdę dobrym humorze. Spuszczona garda, mętny wzrok... Był wystawiony na atak ewentualnych zdrajców, ale mocno wierzył, że w Zamku Himmelhoff nie znajdzie się żaden, który chciałby podnieść na niego rękę. Całe szczęście Vaele zbyt wiele w okolicy znaczył a jego wsparcie wojskowe było Viridianowi potrzebne, jeśli zamierzał utrzymać władzę na Kryształowych Pustkowiach i ziemiach do niego należących. Można było powiedzieć, że razem tworzyli siłę, której mógł obawiać się sam Arcyksiążę, osobno zaś byli jedynie pomniejszymi książętami, bawiącymi się we władców.
Na skrót okoliczności zapoznania się z Keerem uśmiechnął się jedynie i potarł podbródek. Cóż, można uznać, że było tak jak powiedział Gawain, nie było potrzeby wdawać się w szczegóły. Później, gdy towarzystwo zajęło się sobą, miał czas by przez chwilę pozostać sam z własnymi myślami.
Miał wątpliwości. Poważne wątpliwości. Czy tak wyobrażał sobie własne długie życie? Kilka setek lat spędzone na cichym budowaniu kruchych przyjaźni, poszukiwaniu tych, którzy mimo pochodzenia, spojrzą w stronę Bastarda łaskawszym wzrokiem. Powiększanie majątku, rozszerzanie wpływów... Nie zawsze prowadził czyste interesy. Poruszając się w blasku słońca, z wysoko i dumnie uniesionym obliczem, budował wizerunek silnego, sympatycznego władcy, który pod swoje skrzydła przyjmie każdego, kto tylko potrzebuje opieki. A później co? Zachłysnął się potęgą, pozwolił by ambicja zmąciła umysł i kiedy rozpaczliwie, kaszląc łapał oddech, jego działania stały się chaotyczne, żałosne i po prostu śmieszne. W kręgach arystokratów ponownie stał się po prostu pociesznym bękartem, który chociaż coś tam już posiada, nadal nie potrafi rządzić. Za dużo wziął na ramiona a teraz przyjemnie jest oglądać jak ugina się pod ciężarem własnych marzeń.
Nakarmiony kłamstwem, że kiedyś będzie kimś. Że przegoni dziadka, matkę... być może i ojca. Tego, którego obserwował niemal cały czas. Z mroku, wyczekując odpowiedniego momentu na to, by Arystokrata splamił palce własną krwią z ran zadanych przez ciernie.
Vyron zajął się rozmową z Julią a siedząca przy nim Iris, przysuwając mu przyniesiony dzban, posłała mu uśmieszek i wróciła do przysłuchiwania się wymianie zdań między Opętaną a Kryształowym Księciem. Z zamyślenia wyrwał Aerona sam Keer, nalewając mu hojnie... wody. Bo właśnie to w tej chwili chlupotało w dzbanku załatwionym przez Baśniopisarkę.
Klepnięcie przyjął z cieniem uśmiechu na twarzy. Powieki miał ciężkie i przez upojenie, ciężko było mu wypowiedzieć coś sensownego. Obecność Gawaina działała na niego zarówno kojąco, jak i niepokojąco, zwłaszcza, że był tak blisko...
Czy on zawsze miał w oczach złoto?
Upiorny pochylił się w stronę rudowłosego i uchylił usta, wyłapując jego zapach. Bardzo chciał coś powiedzieć, lecz zamiast tego zdał sobie sprawę, że przygląda się spod półprzymkniętych oczu swojemu rozmówcy i chłonie to, co tamten miał do powiedzenia jak gąbka. Skrywana przed wszystkimi cząstka jego jestestwa, podrażniona miętą i burzą oraz głębokim tembrem głosu, pełznąc pod skórą dała o sobie znać, rozpalając w Arystokracie uczucie, nad którym jeszcze nie potrafił zapanować.
Dotyk jego palców parzył skórę i był tak... ekscytujący. Tęczowe oczy przesunęły się leniwie po sylwetce Cienia a uchylone usta ułożyły w zagadkowy uśmiech. Język przejechał po zębach. Ciało Aerona... dawało przyzwolenie. I pewnie ta ich subtelna gra złożona ze słów Keera i przydechów Arystokraty trwałaby dalej, stając się może nawet i odważniejszą potyczką, gdyby nie to, że Gawain nagle wstał i dał się porwać tańczącym. Upiorny spojrzał za nim tęsknie i był gotów odszukać go w tłumie... Tęsknota wyrwała się z piersi Stalowego Bastarda i pomknęła w stronę tego, który miał kiedyś zabrać jego ostatni sen.


Porwany w tłum Gawain zapewne początkowo nie zdawał sobie sprawy kto chwycił jego dłoń i kto postanowił przyciągnąć go do siebie, pozwalając by twarde ciała zderzyły się w tańcu i niesione przygrywaną muzyką, dołączyły do wirujących na parkiecie par. Jasne jak słoma włosy spiętego wysoko kuca w czasie pląsu owinęły się dookoła szyi Cienia, kiedy jego partner w tańcu złapał go mocno i pewnie, zmniejszając dystans jeszcze bardziej.
- Cóż za zbieg okoliczności. - powiedział mężczyzna, wpatrując się w twarz Keera, posyłając mu leniwy uśmiech - A może przeznaczenie? - dodał Kaevan, nie puszczając Cienia i wciąż tańcząc pośród innych.


Widząc jak Laraziron zgarnia uwagę zebranych, również Aeron spojrzał na Księcia, z trudem ogniskując na nim spojrzenie tęczowych oczu. Ile on wypił? Przecież jak dotąd miał silną głowę, co więc się stało takiego, że teraz prawie słaniał się, siedząc na krześle i ryzykując upadek pod stół? Gonitwa myśli... nieopanowane pragnienie... radość i żal... Wszystko zmieszane w wielkim kotle, którym była teraz jego głowa.
Zdążył spojrzeć jedynie na Julię by w jej twarzy szukać odpowiedzi na to co się działo, jednak już po chwili kiedy Vyron wskoczył na stół, stało się jasnym, że zaraz stanie się coś, co jednocześnie zapadnie w pamięć ale i może przerodzić się w coś, czego wszyscy będą bardzo żałowali. Patrząca w stronę swojego Księcia Baśniopisarka uśmiechała się od ucha do ucha, ślepo zauroczona Vyronem, zatem próżno było szukać w niej oparcia.
Ostatni płomień rozsądku zgasł gdy Vaele postanowił dołączyć do zielonookiego. Dotarł do wielkiego kotła i wspierając się na jego brzegu, rzucił Larazironowi wyzywające spojrzenie.
- Jużem gotów.
Daję hasło.
Buchnęło, zawrzało
I zgasło.
- powiedział donośnym głosem, dając się ponieść chwili. Skoro Kryształowy chce wykonać rytuał, niech i tak będzie.
Czując ciężar własnego przyzwolenia na barkach, ugiął się pod nim i gdy z kotła buchnął ogień. Zebrani w sali, zainteresowani wyczynami Upiornych i niepochłonięci tańcom odpowiedzieli chórem, sprawiając że naraz atmosfera stała się gęsta od magii. Skupiając się na własnych, nabytych niedawno umiejętnościach, Bastard zacisnął mocno zęby i dołączył do rytuału, również decydując się na przyzwanie zjawy.
Widząc zjawę Vyrona poczuł, jak strach zaciska żelazną pięścią jego szyję. Udało mu się... Ale zaraz.
- A jak suchy snop cierniowy
Płonąc miotłę ognia ciska,
Tak od potępieńca głowy
Z trzaskiem sypią się iskrzyska.
- rzekł do wtóru z przyjacielem, wpatrując się w przyzwaną istotę szeroko otwartymi oczami. Nie ogień czy iskry sprawiły, że zamarł w bezruchu. Za widmem przyzwanym przez Viridiana stało bowiem to, które przybyło wezwane przez drugiego Arystokratę. Pozostając w cieniu uśmiechało się, szczerząc śliczne ząbki. Niby znajome, a jednak tak obce.


(Seans spirytystyczny i Rytuał Upierdliwego Krewniaka)


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Zamek Himmelhof
Pon 28 Lis - 0:15
Gawain wydobył z siebie niski chichot, gdy Julia zazdrośnie broniła swojego stanowiska.
- Nie tylko, ale bardzo to podkreślają. Niekoniecznie potwierdzają - posłał Iris wyzywające spojrzenie. Nie był w tym wredny. Wiedział, że jej podobni rozpuścili te pogłoski i niekoniecznie musiała podzielać ich zdanie. Poza tym, uważał tego typu pomówienia za zabawne. Coś jak "nie mów Cieniowi dobranoc, bo potraktuje to jako życzenie dobrego posiłku". Każda rasa musiała rozprawić się z własną legendą. Nieważne jak bezsensowna by nie była.
- W każdym razie, to Cienie widzą wasze sny, nie wy. Część pamiętacie bo tak, bo ich nie zjedliśmy, ale fakt pozostanie faktem - większość z nich jest do bani. Śnicie o szykowaniu się na kolejny dzień pracy, o waszych pragnieniach i skrytych miłostkach, których nie rozważacie na jawie, na poważnie - wzruszył ramionami i pociągnął łyk... wody. Posłał Iris uprzejmy uśmiech i odsunął kielich. Niestety woda mogła zaszkodzić mu niemniej od alkoholu, więc ograniczył się do puszczenia Baśniopisarce oka.
- Pewnie gdzieś mają. Są ode mnie o wiele starsi, a ich piwnice są odpowiednio głębsze - odpowiedział Julii i spiekł lekkiego raka. Dziwnie było mu myśleć o Yako w kategorii rodzeństwa czy znanych aktorów. Dla niego Demon przynależał do innej kategorii.
- Lecz z pewnością posiadają wiedzę, której szukasz. - bąknął i przeczesał rdzawą czuprynę.
- Zapytam, jeśli aż tak ci zależy - zaproponował Lisiczce, zanim dał się porwać bitwie na spojrzenia z Aeronem.
Upiorny czarował, jak zawsze. Rozpościerał nieistniejące miraże, ale nie zniknął wraz z nimi. Upojony alkoholem i obecnością towarzyszy, otwierał się na innych. Keer pochwycił jego spojrzenie. Rozchylone usta Arystokraty wołały o atencję, o nienadchodzące pocałunki. Upiorny przywoływał Cienia spod półprzymkniętych powiek, wpółuchylonych ust. Gawain nareszcie widział Aerona słabym i odkrytym. Miał na niego haka i rozumiał, skąd mogła wziąć się jego obsesja na punkcie Yako. Posłał Upiornemu uśmiech zaskoczenia i nieskrępowanej radości, zanim został pociągnięty do tańca. Stanął twarzą w twarz z Vi Rimmem, którego długie, chłodne włosy owinęły się mu wokół szyi. Skrzywił się lekko, lecz nie odpychał od siebie mężczyzny. Na wzmiankę o przeznaczeniu zaśmiał się ostro.
- Nie wierzę w nie - odparł poważnie i ciągnął taniec dalej. Nie było w tym niczego niecodziennego czy zdrożnego. Wszak wiele układów powstało dla mężczyzn. Tango, fokstrot i pewnie wiele innych, których nazw nie pamiętał.
Spojrzał w pogodny błękit, przeciągnął słomiany blond między opuszkami. Inaczej niż wtedy, gdy próbował wbić ostrze w Kaevana, czuł pod palcami jego ciężar i pęd, nie martwiąc się, który z nich będzie krwawił.
- Lepiej powiedz, czemu postanowiłeś mu pomóc - dopowiedział, zanim taniec przerwało obwieszczenie Vyrona. Musieli się rozdzielić i uspokoić. Obrzucił blondyna nienawistnym spojrzeniem i skupił się na przemawiającym Upiornym. Patrząc na stojącego na stole Larazirona, stwierdził, że zupełnie mu odpierdoliło. Ot, szlachciury urobiły się jak nigdy i teraz chłopi będą plotkować o nich przez kolejnych kilka miesięcy.
Keer westchnął cicho i przestąpił z nogi na nogę. Z rosnącym zainteresowaniem i zaskoczeniem obserwował, jak wnoszą na salę kocioł wypełniony wódką. Każdy chciałby dorwać się do takiego woltażu. Wtedy Vyron wygłosił mowę, tłum odpowiedział, a Aeron podszedł do kotła.
- A jak suchy snop cierniowy
Płonąc miotłę ognia ciska,
Tak od potępieńca głowy
Z trzaskiem sypią się iskrzyska.
- powtórzył bezwiednie za Vyronem i Aeronem, czując jak na jego ciele wzbiera gęsia skórka. Po ich wspólnym zawołaniu sala nagle ucichła i wychłodła. Zwrócił oczy w kierunku okien. Oblicza obcych zjaw przyspieszyły mu puls. Dłonią próbował odszukać rękojeść ostrza, lecz żadnego nie znalazł. Wpatrując się w znajome twarze, które wyłoniły się spośród tych nierozpoznawalnych, na oślep macał się po udzie w poszukiwaniu ostrza.
Spodziewał się ojca lub matki. Chciałby, żeby to było jedno z nich. Przynajmniej wiedziałby, że zaznali spokoju.
Patrzył w martwe oczy ludzi, których pozbawił szansy na dalszy żywot. Śledził wzrokiem ich opuszki, pozostawiające ślady na szybie. Keer miał nadzieję, że nikt więcej nie widzi tego co on.
Opuścił głowę, zacisnął pięści, po czym odwrócił się plecami do okien. Miał gdzieś, czy Kaevan i reszta widzi, co się z nim dzieje. Wrócił do stołu, sięgnął po dzban i nalał wina do kielicha. Tak, sprawdził, czy to faktycznie było wino. Było.
- Nie będę z nimi rozmawiał - powiedział ni do towarzyszy, ni do tłumu. Podszedł do okna i zamachnął się pełnym kielichem. Duchy wydały się być zadowolone.


Zamek Himmelhof - Page 4 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Himmelhof
Sro 4 Sty - 19:24
Machnęła niezadowolona ogonem. Jej pstryczek nie zadziałał. Księciunio był już tak nabombany, że całkowicie ignorował to co się do niego albo o nim mówi. No ładnie. O takim odpoczynku marzyła. Patrzeć jak inni wlewają w siebie alkohol. Ech...nie powinna się zgadzać.
Jej uwaga jednak szybko została odwrócona przez Rudzielca. Prychnęła tylko i wydęła śmiesznie policzki. Może i się tym szczycili, ale mimo to byli wysławiani nawet jak nie robili nic niezwykłego, a przedstawiciele niższych ras mało kiedy potrafili się wybić, bo byli przedstawicielami niższych ras. Próbowała, nie wyszło, trudno, jednak i tak uważała takie stereotypowe traktowanie jako nieprzyjemne, nie ważne kogo one dotyczyły. Choć niektórzy, dość mocno pokazywali, że stereotypowe myślenie o nich, doskonale się sprawdza.
- Sny nie zawsze są przyjemne, a dla niektórych prawie nigdy nie są przyjemne, a obrazy mało kiedyś są nieprzyjemne dla oka o ile ktoś nie ma jakiś smutnych wspomnień z nimi, albo po prostu nie mają mieć takiego przesłania - prychnęła jeszcze. Nie było więc sensu, porównywać snów do rzeczywistości. Tym bardziej, że ostatnimi czasy piękne sny raczej jej zbyt często nie nawiedzały. Poza tym...sny może i były rzadsze, w końcu mało kiedy się je pamięta, ale obrazami może się cieszyć każdy. Snem się nie pochwalisz, ale tym co na ich podstawie powstanie? Już tak.
Zamrugała zaskoczona. Foxsoulowie byli dużo starsi od Gawaina? Ciekawe jak bardzo. Jednak...to chyba nie było dobre miejsce, ani dobry czas na takie pytania. Pokręciła jednak głową - nie trzeba, nie chcę sprawiać problemów. Sama zapytam, gdy będę miała okazję - uśmiechnęła się do mężczyzny - ale dziękuję - dodała jeszcze. Nie chciała zawracać mu głowy, bo z tego co wiedziała, jest raczej zajętą osobą. Poza tym...chętnie skorzystałaby z okazji by z nimi porozmawiać, no i nie spieszyło jej się zbytnio do tego.
Zamyśliła się, gdy zaczął opowiadać o małej Marionetce - kto wie, może zmienił swoje imię, w końcu jest to możliwe - wzruszyła ramionami. Może przy spokojniejszej okazji, zapytałaby o to jak ta Marionetka wyglądała, obecnie jednak...jakoś nie przyszło jej to do głowy. W końcu skoro znał twory tego Marionetkarza, to spokojnie by je poznał po opisie lub szkicu, czyż nie?
Zamrugała zaskoczona pytaniem Upiornego - myślę, że to pytanie powinno się zadać samemu sobie. Jednak... - zawahała się - jeśli uważa Książę, że dotrzymanie obietnicy będzie spędzać sen z powiek i tylko doda stresu i zmartwień, to można pomyśleć nad złamaniem jej. Poza tym, zależy też jak stara jest to obietnica, komu dana i jak ważne jest dla nas dotrzymanie jej - wiedziała, że za wiele nie pomogła, ale co taka małolata jak ona mogła doradzić komuś tak wiekowemu? Sama nie wiedziała, co by mogła w takiej sytuacji zrobić. Dotrzymywanie obietnicy było ważne, ale wiedziała....że nie zawsze da się tego dokonać, nie ważne jakby się starało. Poza tym...czasem trzeba odpuścić, by nie popaść w szaleństwo. Widziała już osoby, które coś komuś obiecały i ...straciły przez to wszystko, razem ze zdrowiem.
Gdy Książę oddalił się od niej i w sumie przy stole została sama z Iris (bo nie liczyła Aerona, gdyż ten był w swoim świecie), pochyliła się do Baśniopisarki i nieśmiało zapytała o kierunek do łazienki. Cóż...każdy miał swoje potrzeby. Podziękowała, zapewniając, że nie musi jej prowadzić. Ruszyła we wskazanym kierunku, chcąc trochę odetchnąć, od tego zamieszania, bo nadal nie czuła się dobrze w tłumach, a tym bardziej w takim towarzystwie. Odwróciła się tylko, słysząc głos Księcia Vaele. Teraz to umie się odezwać... westchnęła jeszcze i gładząc swojego wiernego Auerum pod brodą, ruszyła we wskazanym jej kierunku.

(na razie mnie omijajcie, już dość was zatrzymywałam, a nie chcę wam odbierać możliwości zdobyć punktów z wyzwań. Wrócę w swoim czasie)

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Nie 29 Sty - 23:21
Przybywając do Himmelhofu, wszyscy wiedzieli, że skończą na popijawie. Ale czy ktokolwiek przewidywał, że wszystko potoczy się w taki, a nie inny sposób? Hektolitry alkoholu, muzyka, tańce... wywoływanie duchów. Gdyby ktoś zapytał Aerona, czy nastawiał się na magię, która niekoniecznie należała do bezpiecznych, prawdopodobnie spojrzałby na pytającego, jak na idiotę. A jednak gdy z ust Vyrona padły słowa inkantacji, on jak ostatni skończony kretyn po prostu wstał i nie zważając na konsekwencje, wziął udział w rytuale.
Laraziron dał się ponieść i chyba faktycznie coś przywołał, podobnie drugi Arystokrata, lecz młody Vaele był już tak pijany, że ciężko było mu stwierdzić, czy widzi zjawę czy może ma przywidzenia. Nastrój w jednej chwili stał się o wiele mroczniejszy, granicząc z nieprzyjemnym i wszystko wskazywało na to, że gospodarz ani myśli o powrocie do wesołych rozmów przy stole.
Wszystko stało się tak szybko... W jednej chwili Upiorni wywoływali duchy a inni się im przyglądali, część tańczyła w rytm muzyki, inni po prostu spadali od stoły. Przednia zabawa. Wśród biesiadników nie wszyscy jednak pozwalali sobie na bezmyślne szaleństwo.

Kaevan trzymał partnera pewnie i posyłając mu zagadkowe uśmiechy, wirowali wspólnie w tańcu. Ruda czupryna mieszała się ze złocistą barwą włosów vi Rimma. Nie dane im jednak było pobyć ze sobą dłużej, bo już po chwili ktoś inny postanowił odebrać niebieskookiemu Gawaina. Przyjmując pełne nienawiści spojrzenie z zaskakującym spokojem i pokorą, Kaevan skłonił się lekko i wygaszając uśmiech, odsunął się w cień, robiąc miejsce wszystkim, którzy chcieli brać udział w zabawie.

A zabawa jak szybko się zaczęła, tak szybko się skończyła. Gdzieś w tłumie pojawił się trzeźwy mieszkaniec zamku i przepychając się łokciami, dotarł do swojego księcia. Kilka wypowiedzianych szeptem słów i Viridian zrezygnował z prowadzenia seansu. Marszcząc brwi przeprosił towarzystwo i udał się w sobie tylko znanym kierunku. Najwidoczniej nie był to pierwszy raz kiedy gospodarz opuszczał imprezę, bo gdy tylko Arystokrata wyszedł, reszta od razu zajęła się zawartością kotła, nie bacząc na ewentualną obecność czy nieobecność jakichkolwiek duchów.
Trącony ramieniem prze jakiegoś wyjątkowo spragnionego gorzały gościa, Aeron zachwiał się i rozejrzał nieprzytomnie po pomieszczeniu. Przesadził z piciem i czuł, że jeszcze chwila i źle się to skończy. Kątem oka zauważył Keera i w jego głowie pojawiła się myśl, by zaczepić Cienia. Nie miał żadnej konkretnej sprawy, ot uznał, że Gawain wygląda na zagubionego... a może tylko tak mu się wydawało?
Minęła dłuższa chwila zanim zrobił krok. Towarzystwo zdążyło już wychłeptać wszystko z kotła i teraz pokładało się po kątach. Teraz albo nigdy.
W jednej chwili wyrósł przed nim Kaevan. Niebieskie oczy wpatrywały się badawczo w twarz Arystokraty, ściągnięte usta świadczyły o tym, że ich właściciel nie zamierza wdawać się w rozmowę. Wystarczyła krótka chwila, trwający dosłownie sekundę pojedynek spojrzeń... a może wymiana informacji? Może vi Rimm chciał coś powiedzieć, ale widząc stan swojego dobroczyńcy dał sobie spokój? Jedno było pewne, dzięki temu Aeron porzucił pomysł narzucania się Keerowi i po prostu skierował się w stronę stołu, przy którym siedziała Baśniopisarka. Zajmując miejsce obok niej odpowiedział na krótkie pytanie o to, gdzie się podziała Tulka i oparł policzek na dłoni, oddając się własnym myślom. W tym czasie pani Admirał wstała i rozglądając się po sali, zaczęła szukać Lisicy. Wszystko wskazywało na to, że dla niektórych zabawa dobiega końca.

- Tulko? - Iris przechodziła szybkim krokiem korytarzami zamku, w stronę łazienki. Zaszła do środka i nie od razu zbliżyła się do drzwi, za którymi mogła być dziewczyna. W ciszy nasłuchiwała odgłosów. Zauważyła, że dziewczyna nie czuła się zbyt dobrze w towarzystwie pijanych mężczyzn, dlatego kiedy poprosiła o wskazanie drogi do toalety, Iris bez wahania wskazała jej drogę do łazienki na uboczu, by skrzydlata w miarę potrzeby odsapnęła trochę. Trwało to jednak za długo.
- Jesteś tam? - zapukała w drzwi - Wszystko w porządku?

Kaevan, głaszcząc kucyk jasnych włosów, chwycił dwa kieliszki nieco lżejszego trunku w jedną rękę, po czym podszedł do Gawaina, przyglądając się Cieniowi badawczo. Nie od razu postanowił zabrać głos, najpierw wręczył tamtemu drinka.
- Ja mu nie pomagam. - powiedział, od razu przechodząc do rzeczy - Ja dla niego pracuję. Prosty układ. Ja wykonuję rozkazy, on zapewnia mi godny byt. - dodał od razu z zaskakującym spokojem - Nie doszukuj się drugiego dna, prawda jest prostsza niż ci się wydaje. - na twarzy pojawił się cień uśmiechu - Masz prawo myśleć o mnie źle, poznaliśmy się w dość niecodziennym okolicznościach. Czasu nie cofnę. W zasadzie... Z niczego nie muszę się tłumaczyć, sam na pewno wiesz najlepiej, że nikt nie jest czarny czy biały. Myślę jednak, że wcale nie jestem aż tak... zły, jakim mnie widzisz. - uniósł naczynie w niemym toaście i nie czekając na odpowiedź, upił odrobinę - W porządku. Dziś wszyscy jesteśmy pijani, zwalmy więc moją opowieść na pijacką wylewność. - zaśmiał się z samego siebie, jednak ciężko było dopatrywać się w tym śmiechu wesołości - Przykro mi, teraz już musisz mnie wysłuchać. Sam tego chciałeś. - puścił mu oczko - Bo widzisz... Kochałem Nishanta. Całym sercem. - westchnął - Dawno temu... cóż, zaczynam opowieść, która zabrzmi jak baśń... Dawno temu, jeszcze przed wojną z Ludźmi, planowaliśmy wspólną przyszłość. Kupiłem dom, wspólnie go urządzaliśmy, cieszyliśmy się na wspólną przyszłość. Moja siostra zawsze była zazdrosna. O wszystko, o moją urodę, o włosy, o miłość rodziców czy wreszcie miłość Nishanta... - zamieszał cieczą w naczyniu - Wybuchał wojna. Brałem w niej udział, nie ważne w jakich wojskach, nie ma znaczenia nic poza tym, że walczyłem przeciwko Ludziom. Widziałem jak giną moi przyjaciele, byłem przy nich jak konali w mękach, próbując wyszarpnąć z ciał przeklęte pociski, wypluwane przez dziwaczną broń wroga. - zmarszczył brwi i upił kolejny łyk - Nie powalczyłem zbyt długo. Wybuch pozbawił mnie przytomności a gdy się ocknąłem w szpitalu, dowiedziałem się, że przywieźli mnie żołnierze jednego z Upiornych Arystokratów i... zostałem okaleczony. Ale żyłem, cholera, żyłem! - Kaevan uśmiechnął się - Tak wtedy myślałem, wiesz? Cieszyłem się, że żyję. Miałem gdzieś, że prawdopodobnie Upiorny zgłosi się po zapłatę za uratowanie życia. Przeżyłem i mogłem wrócić do swojego Nishanta. Wyobrażasz sobie moją minę, kiedy dotarłem do domu, tego samego który miał być naszym wspólnym, i w drzwiach spotkałem Eileen, całą w skowronkach i z wielkim brzuchem? Przywitałem ją, szczęśliwy że i on znalazła szczęście. A że zamieszkała w naszym domu... Nieważne, grunt, że była cała. - dopił trunek - Rozpoznała mnie. Widziałem to w jej oczach. Ale ona skrzywiła się i krzyknęła, bym odszedł. Protestowałem, tłumacząc że ta twarz... że ta szpetota to pozostałość po wojnie i na pewno da się coś z tym zrobić. Wtedy ona chwyciła się za brzuch, nachyliła się ku mnie i powiedziała mi coś, co sprawiło, że moje serce pękło: "On wreszcie jest mój. Noszę jego dziecko. Wiesz, co to znaczy?". Tak, wiedziałem, bo Nishant zawsze pragnął dziecka. Rozmawialiśmy o tym, planowaliśmy adopcję. Dlatego gdy usłyszałem, że moja siostra jest w ciąży z moim ukochanym... - zrobił pauzę - Nie wnikam, czy wiesz jak to jest być wyrzuconym z własnego domu. Nie wiem, czy kiedykolwiek doświadczyłeś zdrady. Czy zdałeś sobie sprawę, że przyszłość legła w gruzach a ten, który zapewniał cię o swojej miłości, wyruchał twoją siostrę i zrobił jej bachora. Wszystko dlatego, że tak zajebiście chciało mu się mieć dzieciaka. - warknął - W tamtej chwili nie myślałem jasno. Zaszyłem się w najgorszej dzielnicy, zarabiałem w przeróżny sposób. A kiedy nadszedł czas rozwiązania i moja siostra oraz Nishant cieszyli się z dzidziusia, całkowicie zapominając o mnie, zaplanowałem zemstę. Tak, zabiłem to dziecko. Zrobiłem to świadomie. - Kaevan z trudem tłumił emocje - [color=#DAA520]Po wszystkim brzydziłem się sobą i chciałem zakończyć swoje męki. Ale wtedy zjawił się ten Arystokrata. Chyba nie muszę mówić, kto nim był. - poruszył głową wskazując siedzącego przy stole Aerona - Jego oferta była... hojna. Przynajmniej na tamten moment. Zaoferował mi pracę, wykonywanie czarnej roboty. Nie pytał o przeszłość, nie interesowały go zbrodnie. Dopiero po długim czasie dowiedział się, że miałem na rękach krew niewinnego dziecka. - ponownie westchnął - Kazał mi zakończyć to wszystko tak, bym uwolnił się od przeszłości. W jakikolwiek sposób. Zaznaczył, że mam to zrobić zgodnie ze swoim sumieniem. Spanikowałem i... resztę znasz. Poszedłem do niej z zamiarem zabicia. Sam nie potrafiłem, bo jestem tchórzem, to nic nowego. Rzuciłem klątwę i uprowadziłem Nishanta, wymuszając na nim odpowiedzi na wszystkie pytania jakie zrodziły się w moej głowie. Po czasie wynająłem cię, bo chciałem byś wykonał za mnie najgorszą robotę. Sam chciałem zabić Nishanta, za kłamstwa jakim mnie karmił, za to że od początku miał plan by mieć dziecko z Eileen. Tłumaczył to tym, że ona jest moją siostrą i dziecko byłoby podobne i do niego, i po części do mnie. Pierdolił mi jakie to byłoby cudowne, wlewał do głowy syf, od którego cierpła mi skóra. Że gdybym zgodził się na to jedno dziecko, to postarałby się o kolejne, i kolejne, i kolejne... I mielibyśmy wielką, szczęśliwą rodzinę a Eileen byłaby jedynie naszym narzędziem. - skrzywił się paskudnie - Rzygać mi się chce jak o tym pomyślę. Musieli zginąć. Dobrze, że ostatecznie tak się stało. To co chcieli robić było... chore. - potrząsnął głową - Tak jak powiedziałem, myśl o mnie co chcesz. Pewnych czynów żałuję, innych nie. Wykorzystałem cię, ale ostatecznie zapłaciłem. Z natury bywam złośliwy, dlatego ci dokuczałem. Nie oczekuję też, że mnie zrozumiesz, nie zależy mi na tym. - wzruszył ramionami - Ale myślę, że skoro już znasz moją wersję, twój obraz Kaevana vi Rimma będzie pełniejszy. Co ty zrobisz z tą wiedzą, twoja wola. Na ten moment nadal pracuję u księcia Vaele. Wreszcie mogę... po prostu żyć. Z dnia na dzień. Wykonywać polecenia, od czasu do czasu bawić się i nie myśleć o tym co było. - zerknął na swój kieliszek - Nie wzniosę drugiego toastu, bo już nie mam czym. Ale jeśli chciałbyś mojego towarzystwa, będę w pobliżu. - skłonił się i wyraźnie lżejszy na duszy, odszedł na bok, zostawiając Keera z nową wiedzą.
Pytanie tylko, ile było w tym wszystkim prawdy?


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Zamek Himmelhof
Sro 1 Lut - 21:18
Popatrzył na Julię spod przymrużonych powiek. Początkowo wyglądał na znudzonego, lecz po chwili  drapieżnie się uśmiechnął.
- Nie smędź. Tylko się droczę. - Wymruczał nisko, rozbawiony świętym oburzeniem nastolatki. Gdyby to nie była Kraina Luster zazdrościłby jej całej drogi, którą miała przed sobą. Lecz ta była naszpikowana ostrymi kamieniami i nie zanosiło się na szybką poprawę.
- Nawet nie wiesz, jaki mają smak. W miarę go lubię, więc zostawiam wam więcej pięknych marzeń. - Uśmiechnął się krótko i zerknął tęsknie w zawartość kielicha. Napitku miał dość, lecz snów za mało. Dodatkowo wziął sprawę Renard i całkiem nieprzyjemnej ferajny.
Jeśli Julia nie otworzy się przed nim, będzie musiał sięgnąć po inne środki. Ostatnie widziadła miały mało sensu, a nie mogąc ich nikomu pokazać miał małe pole manewru. Skrzywił się myśląc o tym, co go czeka.
Że też bohaterować mi się zachciało.
Na wzmiankę o tym, że dziewczyna zapyta Yako samo, zaciśniętymi palcami symbolicznie zasznurował wargi i nie ciągnął tematu.

* * *
Taniec przyspieszył puls Gawaina i nieco go otrzeźwił. Przypomniał mu, że nie może czuć się bezpieczny. Nigdy. Choć pragnął wierzyć, że kiedyś będzie. Tutaj, w tej sali, Cień zachowywał jedynie pozory spokoju i ucywilizowania, na które nie było miejsca w uliczkach, z których wypełzł i w których znajdował bezbronne istoty z umęczonymi obliczami. Keer porzucił roztańczony krąg.
Podobnie pognębione twarze spoglądały na rozbawione towarzystwo. Wino mogło wyglądać dla nich jak ofiara krwi. Zresztą, czy mało przelał swojej w czyjejś obronie? Rachunek miał praktycznie wyrównany... ale nie ze samym sobą. Zakręciło mu się w głowie od oparów alkoholu, hałasu, emocji. Spostrzegł lekko zgarbionego i nieobecnego Aerona, kiedy stanął między nimi Kaevan. A potem blondyn skierował się w jego stronę.
Gawain wyprostował się i usiłował zebrać skołatane nerwy oraz zagubione myśli. Skłonił się uprzejmie Vi Rimmowi. Po raz pierwszy cieszył się z ciemnych oczu. Ciężej było z nich wyczytać jego faktyczny stan. Lekko rozłożył ręce na boki. Nie miał zamiaru atakować. Nie był jakimś prostakiem.
- Przypiję, gdy uznam, że warto. - Przyjął kieliszek i plecami oparł się o belkę, która rozdzielała szerokie okna.
- Wytłuścił mi to wystarczająco dobitnie. - skrzywił się boleśnie. Czemu po prostu sobie tego nie darował? Czemu dał się tak głupio sprowokować?! Jak zwykle dał się ponieść paranoicznym wizjom zamiast przyjąć najbardziej oczywistą wersję.
- Zły? Nie, ja sądzę, że jesteś po prostu kolejnym skurw... uch, jeszcze się panowie obrażą, kolejnym wypełzłym z kloaki gnojkiem. Jeśli nie wiesz, czemu, to tym gorzej. - Wzruszył ramionami i również upił łyk, bo widać Vi Rimm nie przyszedł do niego ot tak sobie. Westchnął patrząc gdzieś w bok, gdy przedstawiono mu jego brak wyboru, ale w kącikach ust czaił się cień uśmiechu.
Na wszystkie Koszmary, skoro tak chcesz, to chyba muszę.
Słuchał i im więcej słów składało się w zdania, tym bardziej bolało. Bo był tam. Nie na wojnie rzecz jasna, ale... poza domem. Domem, który mógłby mieć, o który walczył, ale nie potrafił do niego wrócić lub nie był w nim mile widziany.
Odrzucany raz po raz. Zdradzany z różnych powodów. Zapomniany. Niechciany.
Twarz Gawaina ściągnęła się w żalu. Skulił się w sobie, jakby przybyło mu kilkunastu lat i być może, gdzieś na dnie bursztynowych oczu zamigotały pierwsze drzazgi czerwieni. Gdy Kaevan wspomniał o powrocie ze szpitala do domu, zacisnął powieki, pod którymi rozbłysnął wyraźny obraz tej sceny sycony tysiącami niegdyś wchłoniętych podobnych snów. Potwierdził kiwnięciem głową, po czym uniósł kieliszek i wypił jego zawartość jednym haustem. Vi Rimm mógłby poprzestać na opisie pary majaczącej się w drzwiach wejściowych, bo znał już resztę. Teraz wszystko miało sens.
- Przynajmniej zrobiłeś cokolwiek - wychrypiał z trudem tłumiąc emocje. Sam chciałby się wygadać, ale nie powinien. Nie chodziło o niego i to był czas Kaevana. Rudzielec zadarł głowę do góry, wziął głęboki oddech i pozwolił żalowi przez siebie przepłynąć. Nie chciał wyć, choć najchętniej skuliłby się na ziemi lub w nią zapadł, by potem zasnąć na sto...
Nie, nie, nie! Nie mogę znów niekontrolowanie zapaść w letarg!
Odkleił się od ściany i rozmasował dłonie, gdy poczuł w nich mrowienie. Nadal jednak uważnie słuchał Vi Rimma i nawet zaśmiał się gardłowo, po czym spojrzał na niego spod jasnych rzęs.
- Hojna oferta! Miałem takich na pęczki. Wszystkie pochodziły od totalnych czubków i on jest nielicznym wyjątkiem. - Przekrzywił głowę w stronę Upiornego i z każdą chwilą czuł, że jest dalej. Dalej od siebie samego. Bardziej Cieniem niż Gawainem Keerem. Kolejne wyznania Kaevana były więc dla niego oczywistością. Naturalną koleją rzeczy. Ego domagało się uwagi. Gdy jej nie otrzymało, oczekiwało wytłumaczenia. Gdy w końcu i to nie nadchodziło, zadośćuczynienia lub sprawiedliwości. Krwawej w tym przypadku.
I owszem, obraz stał się pełniejszy. A skoro to toast był problemem, to czemu miałby czegoś nie zdobyć? Flaszek i kieliszków wokół było pełno. Co za kłopot?
Kazał sobie przynieść kieliszki i otworzyć im butelkę. Pragmatyzm i paranoja brały górę. Nie tylko one.
- Zaczekaj! - rzucił za Vi Rimmem, po czym i tak za nim polazł. Zaproponował kontr-toast. Sam wzniósł pierwszy kieliszek i go wychylił. Odczekał, aż Vi Rimm oddalił się od postronnych osób.
- Ależ rozumiem! Byłem tam. W tych złych dzielnicach. W najgorszej robocie. Nishant mnie nawet przeklął, tak jak ty przekląłeś siebie. Tchórzem! Widać miał talent do wciskania innym tej jednej, irracjonalnej myśli. - Wzruszył ramionami, lecz było widać, że go to zabolało. Polał im, jeśli Kaevan miał pusty kieliszek.
- Nie rozumiem tylko jednego. Dlaczego skłamałeś? Wtedy mógłbyś mi dać zlecenie również na niego. No, ale jak skłamałeś raz, to drugi raz też byś mógł... Już na początku miałem podejrzenia, bo zwykle słyszę wtedy historię życia danego zleceniodawcy, ale robota to robota. - Wycelował w niego palcem.  - Gdybyś się wtedy nie pojawił, byłoby łatwiej. - Westchnął, nagle wyraźnie poirytowany. Niedbale wskazał na Aerona, żeby mógł się wymówić, że to przypadkiem.
- Pod tym względem, żeście się idealnie dobrali. Nie można z wami roboty normalnie wykonać, bo musicie się bawić w theatrum mundi. To na pustyni? Szczerze zastanawiałem się, czy nie spierdolić z okrętu wcześniej, żeby też tak nie skończyć. Bo co trzyma tu ciebie i mnie? Hojna oferta? - Upił łyk, po czym założył ramiona na piersi i uniósł brew. Oboje wiedzieli, że benefity nie grały pierwszych skrzypiec. Przynajmniej nie te oczywiste. Aeron był w wojsku i był majętny. Kaevan był w wojsku, byś może. To nie to samo co ulice. Z jego opowieści, oczywiście jeżeli była prawdziwa, wynikało, że nigdy nie wsiąknął w to środowisko. Nigdy się w nim nie zatracił.
- Co do mojej natury, to bywam pedantem i jeśli chcesz wpaść kiedyś razem ze mną, to jesteś na dobrej drodze. Każdy Dachowiec wywęszyłby cię z daleka. Każdy Kapelusznik wytknąłby nudne poszlaki, które normalnie wskazują na czyiś kryzys - wyartykułował ostatnie zdania z nieukrywaną lubością. Może nie badali tu DNA czy rozbryzgów krwi, ale służby nadal miały swoje sposoby na odnajdowanie sprawców. Wiele dowodów odkrywano naturalnie, z niemalże rytmicznym rytualizmem rozmaitych ras Krainy. Żadna metoda nie była nieskuteczna, a zbrodnie przedawniały się jedynie ze śmiercią wszystkich oskarżycieli. Wcale nie mieli łatwiej niż Ludzie.
- Aeron mnie ci sprzedał czy źródła po drugiej stronie postanowiły cię wydoić z kruszcu? - Uśmiechnął się półgębkiem.


Zamek Himmelhof - Page 4 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Himmelhof
Pią 3 Lut - 13:15
Uniosła jedną brew, gdy Cień zaczął mówić o tym, że lubi dane sny - to sny mają...smak? - zapytała. Nie wiedziała w sumie jak to wygląda, czy dany sen jest bardziej sycący od innego dla danego Ciernia czy jakoś inaczej sobie wybierały co takiego chcą zjeść. Nie miała okazji porozmawiać nigdy z żadnym, a też nie chciała się zbytni narzucać.

Nawet nie wiedziała ile czasu spędziła w łazience. Musiała skorzystać, a też chciała się oddalić od tej sali, ale nie chciała szwędać się po nieznanym sobie terenie. Nikogo tutaj nie znała poza Iris, a przynajmniej tak jej się wydawało, że nikogo nie zna, w końcu nie wiedziała kto pełni tam rolę kucharza, a kręciło się tutaj pełno nieznanych jej mężczyzn, o różnym nastawieniu. Nie lubiła takich sytuacji.
Dodatkowo ręka zaczynała ją trochę boleć, tak samo jak bolał ją policzek. Nie czuła się na siłach by go leczyć, ale też nie chciała tego robić. Wytrzyma tę odrobinę bólu, ale chciała, żeby po powrocie Książę widział co zrobił. Żeby do niego dotarło jak daleko się posunął, jak się zmienił. Wcale nie na lepsze. Siedziała chwilę w toalecie, chcąc trochę odpocząć, do tego...miała dość słabą głowę i wino sprawiało, że trochę jej szumiało w głowie.
Gdy usłyszała pukanie, spięła się po czym westchnęła - t...tak...zaraz wyjdę - odpowiedziała, słysząc znajomy głos. Trochę się ogarnęła i w końcu wyszła, mając nadzieję, że Iris jest sama - czy coś się stało? - zapytała, ale nie patrzyła kobiecie w oczy. Jej były lekko zaczerwienione. Nie płakała, ale ból robił swoje - miałam się właśnie zbierać do powrotu - przyznała, uśmiechając się lekko, ale trochę sztucznie. Nie chciała wracać, ale....musiała. Skoro już dała się tutaj zaciągnąć.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Sro 15 Lut - 20:02
Nie dane mu było pogrążyć się w samotności tego wieczoru. Może była to odpowiedź na to, że czuł się zbyt pewny na dworze obcego Arystokraty? Zamek Himmelhof był naprawdę piękny, ale mimo przyjaznych uśmiechów zgromadzonych, pijanych już istot, nadal był miejscem obcym, w którym należało zachować ostrożność.
Kaevan odszedł dosłownie kilka kroków gdy usłyszał wołanie Keera. Odwrócił się ku niemu niespiesznie, ze swoistą dla niego gracją. Już taki był, każdy ruch wyglądał jak figura taneczna. Wystudiowany, po prostu piękny.
Mężczyzna spojrzał na niego badawczo i wysłuchał jego słów.
- Przeklął cię? - zapytał, unosząc brew. Teraz, gdy Nishanta nie było pośród żywych, gniew i ból blondyna były jedynie cieniem dawnych emocji. Być może dziękował Gawainowi, a może nie? Przeszłość była już przeszłością, a on, dzięki opowieści czuł się... lepiej. Może podzielenie się historią z tym rudzielcem przyniosło mu odkupienie w zaświatach? Któż to wie?
Przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę i posłał Cieniowi uśmiech, w którym rozbrzmiał cały, skrywany pod fasadą piękna i elegancji smutek. Nie od razu odpowiedział. Pozwolił echu słów zginąć w pijackiej wrzawie.
- Wszyscy tu jesteśmy kłamcami. - powiedział, wykonując ręką ruch wskazujący zebranych - Jedni gorsi, drudzy lepsi. Nie pytaj mnie więc czemu skłamałem, bo to tak, jakbyś zapytał czemu oddycham. - dodał z westchnieniem - Sztuką jest kłamać tak, by nie czuć się z tym podle. Najwidoczniej nie opanowałem jej na tyle dobrze, by sypiać spokojnie. Właśnie dlatego o wszystkim ci powiedziałem, Smakoszu Snów. - zrobił krok ku niemu i ściszył głos - Byś to wszystko zabrał. Zdarł ze mnie, bo zasłużyłem na obdarcie z wszystkich kłamstw, czyż nie? Uczyniłem ci krzywdę, tak jak wielu przedtem. Nie czujesz chęci powzięcia zemsty?
Mimowolnie sięgnął po jasny kucyk włosów i pogładził go, dając tym samym najstarszy sygnał odnośnie własnej pewności siebie. A raczej braków w tym temacie.
- Fakt, pewnie gdybym tam nie przybył, wszystko skończyłoby się inaczej... - spojrzał na napełniony przez Keera kieliszek po czym nagle uniósł go nieco wyżej i posłał mu szczery, zaskakująco prawdziwy uśmiech - Niemniej cieszę się, że tak się to wszystko potoczyło. - skinął mu w toaście i wypił zawartość.
Słysząc o Aeronie pochylił się i zaśmiał dyskretnie pod nosem. Spojrzał w stronę siedzącego samotnie Arystokraty. Było w nim coś, co sprawiało, że wyglądał żałośnie - otoczony tyloma podległymi istotami... Podległymi nie jemu, a temu który spoglądał na świat jadowicie zielonymi, pełnymi gniewu oczami.
- Tacy jak on... - wskazał ruchem głowy, chociaż wcale nie musiał - Chorują na pragnienie kontrolowania wszystkiego wokół. Wystarczy by jedna cegiełka poczęła się kruszyć, a ich pałace zaczynają chwiać się w posadach. - westchnął - A jednak jest w tym coś... co sprawia, że chciałbym być świadkiem, czy to triumfu, czy upadku.
Siedzący przy stole Upiorny, wspierający się na ręce odleciał myślami tak daleko, że sprawiał wrażenie śpiącego. Gdyby nie otwarte oczy i powolne mruganie, ktoś mógłby powiedzieć, że Aeron faktycznie śpi. Bogowie wiedzieli, o czym myślał w tej chwili. A może wcale o niczym nie myślał?
- Królowie świata sięgają gwiazd
Najpotężniejsi ci panowie miast
Nie wiedzą, że inaczej widać ich stąd
Dla nas głupcami, a nie królami są.
- zanucił cicho Kaevan, uśmiechając się pod nosem i wciąż patrząc na swojego księcia.
- Królami świata rządzi dziś strach
Bo gubią się we własnych sidłach i grach
W walce o to, by wciąż zajmować sam szczyt
Budują mur, by ukryć ból swój i wstyd.
- dokończył po chwili, kręcąc głową z dezaprobatą. Jak na zawołanie, Aeron poruszył się i zmienił pozycję, rezygnując z elegancji i po prostu kładąc się na stole. Wszyscy dookoła byli pijani, prawda? Nikt nie zauważy szlachcica w niegodnej pozie. Żadne oczy nie skierują się w jego stronę...
Kaevan pokiwał głową na kolejne słowa. Nigdy nie miał się za eksperta w temacie popełniania zbrodni. Żeby nie powiedzieć, że był bardzo niedbały. Nawet wtedy po prostu uciekł, mimo iż mógł stanąć do walki z rudowłosym skrytobójcą. Cóż, był tchórzem, a jakże.
- On powiedział tylko, bym załatwił swoje sprawy. - odparł, wzruszając ramionami - Sam szukałem kogoś, kto wykona robotę bez zadawania zbyt wielu pytań. O waszej znajomości dowiedziałem się chwilę później i...byłem trochę zły, że tak wyszło. - wyszczerzył zęby w uśmiechu - Jakbym wiedział, że się znacie, załatwiłbym sprawę inaczej. Nie chciałem, żeby się w to mieszał, wtedy chciałem udowodnić, że panuję nad swoim życiem. - dodał - Wyszło jak wyszło, a kiedy spotkaliśmy się tam na targu, widząc cię z rodziną, kipiałem z chęci dosrania ci z czystej złośliwości. Nie patrz tak na mnie, już ustaliliśmy, że bywam chujem. - zaśmiał się swobodnie - W każdym razie on nie ma z tym nic wspólnego. A to co odjebał na Pustyni... Daj spokój, nie chce mi się nawet tego komentować. - machnął ręką - Póki zapewnia mi godny byt, będę za nim stał. Wbrew pozorom niewiele mi potrzebne do szczęścia, nie mam już przecież nikogo na kim mogłoby mi zależeć. I nie, nie narzekam. Tak jest mi wygodnie! - uśmiechnął się szeroko po czym zamilkł na dłuższą chwilę - Dziękuję. - rzekł z powagą po czym wyprostował się przez Keerem i pokłonił mu nisko, nie mówiąc nic więcej.


Iris wcale nie uwierzyła Julii na słowo i gdy dziewczyna wyszła z łazienki, Baśniopisarka otaksowała ją wzrokiem od stóp aż po głowę i końcówki piór na skrzydłach. Nie znała dobrze medyczki, ale zaczerwienione oczy wcale nie wskazywały na to, by była w dobrym nastroju.
- Szukałam cię bo... - zaczęła kobieta z wahaniem - ...bardzo długo nie wracałaś. Wszyscy tam są już pijani jak bele, bałam się, że ktoś mógłby zrobić ci coś niedobrego. - przyznała - Wiesz, nie znam tu jeszcze wszystkich i nie mogę ręczyć za każdego nawalonego mężczyznę. A że jesteś naprawdę śliczną kobietą... - zaśmiała się nerwowo - Co ja plotę... - warknęła na samą siebie i potrząsnęła głową - D-dobrze się czujesz? - zapytała, ponownie się jej przyglądając - Jeśli potrzeba, zawołam Efrana, to mój oficer ratowniczy... A, przecież sama jesteś medykiem. Co też mi przyszło do głowy. - ponownie się zaśmiała, zdradzając podenerwowanie.
Na chwilę zamilkła i zagryzła usta, zerkając przez ramię. Były same, w oddali było słychać śmiechy dochodzące z wielkiej sali. Widziała, że jej książę gdzieś znika i martwiła się, że stało się coś, o czym powinna wiedzieć.
- Hmm... Może chciałabyś, abym zorganizowała ci jakiś transport to domu? Nie wszyscy z mojej załogi pili, mogliby zapewnić ci bezpieczeństwo w drodze do domu. Ręczę za nich. - zaproponowała posyłając jej niepewny uśmiech.


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Zamek Himmelhof
Nie 19 Lut - 21:36
Przez ułamek sekundy sądził, że Kaevan się ku niemu nie zwróci. Mimo wszystko Cień nie ciągnął go za ubranie czy ramię. Daleko było mu do prawdziwej nachalności czy desperacji. Jednak Vi Rimm ostatecznie wykonał swój piruet i naparł na Gawaina czujnym spojrzeniem.
W aksamitnym głosie blondyna dosłyszał niedowierzanie, lecz uśmiech podpowiadał, iż trafił w sedno.
Tak samo jak to, że Kaevan nazwał go smakoszem snów, innym rodzajem odkrywcy. Swego rodzaju pozbawiaczem.
Oj, Aeronie. Chyba musimy sobie pogadać. - Kwaśna myśl na moment splamiła osąd Keera.
Musiał z całej siły zmusić ciało do pozostania w bezruchu, by nie odepchnąć Vi Rimma, ani nie zrobić kroku w tył. Był jednak równie podpity, co jego nieoczekiwany kompan, więc przynajmniej paranoiczne przyzwyczajenia miały wychodne.
- Musiałbym obedrzeć z kłamstwa cały świat - odparł z chrapliwą kpiną. Dla jednych kłamstwo było środkiem, dla innych celem. Keer nie do końca rozumiał, nie czuł w kościach, dlaczego tak jest lub być powinno. W Krainie Snów wszystko było prawdą, a na jawie często kłamstwem. Rozmyta linia miała prawo bytu jedynie w ramach jednej istoty, która na zewnątrz stawała się żałosną i zakłamaną. Wypierała się snu lub przyjmowała go w pewnych aspektach, lecz nadal po to, by zwodzić samą siebie. Nieliczni wynosili naukę z sennych eskapad.  
Czy Kaevan zasłużył na karę? Co najwyżej na nauczkę. A zemsta... Keer tylko zachichotał nisko i zakrył usta, by ukryć swój grymas.
- Zemsta... była gorąca, potem chłodna, aż w końcu poszarzała i zaczęła ciążyć niczym głaz. Opłaca się tylko politycznie. - Odpowiedział rzeczowym tonem, zaskakująco trzeźwo jak na kołyszącego się jak marynarz faceta. Rozłożył ręce na boki, po czym przypił z Vi Rimmem, gdy tamten stwierdził, że się cieszy. Choć tyle dobrze. Chociaż on jeden się z czegoś cieszył, kiedy reszta przyjmowała mdłą i wątpliwą, jak lukrecja na języku, radość opłaconą cierpieniem.
Spojrzał za Kaevanem na upitego Aerona i próbował pojąć śmieszność jego osoby. Jej geneza była dla Keera jasna i nieodkrywcza, a przez to mało zabawna. Dodatkowo Vi Rimm potwierdził przypuszczenia Cienia.
- Ja także. Jest w tym coś... pierwotnego?
Aeron mógłby dostać zawału tu i teraz. Taki upadek byłby do dupy. Cień podążał za sylwetką Upiornego, bo liczył na coś więcej. Dlaczego? To Aeron musiał odkryć sam.
Uśmiechnął się pod nosem słysząc piosnkę. Musiał przyznać, że Kaevan miał smykałkę do śpiewu.
Król świata. Aeron nie był taki. Aspirował, ale wyraźnie otaczał się osobami, które w przyszłości miały go ustrzec przed podobnym osądem. Z oczywistych powodów już teraz przejawiał pewne cechy wspomniane w pieśni. Keer także był ich przedstawicielem. W imię własnego bezpieczeństwa rozdzieliłby rodziny, rozczłonkowałby czyiś umysł i odsunąłby lub usunął wątpliwy element.
- O mały włos bym ci przyklasnął - wymruczał, podpierając brodę na zawiniętej dłoni i spoglądając na iluzorycznie piękne oblicze Vi Rimma. Blask źrenic przeniósł się na sylwetkę Aerona i sam poczuł, że w pomieszczeniu jest zbyt duszno i gorąco. Gorzała porządnie weszła mu w krew i do rudego czuba.
- Jak na tak wielkiego chuja, bardzo starasz się, żeby ktoś cię skrócił o głowę, bo to dalej nie była odpowiedź na moje pytanie - wybełkotał i posłał blondynowi rekini uśmiech. Wykonał przy tym palcami gest odcinania czegoś nożycami. Zaraz jednak odwrócił wzrok, zawstydzony uwagą, jakby chciał powiedzieć ciche "No wiem". Miał intensywne spojrzenie. Wiedział o tym, lecz wzmianka przypomniała mu, jakie wrażenie potrafił wywrzeć na innych. Zmarszczył brwi, gdy Kaevan peplał o tym jak mu dobrze, jak niewiele mu trzeba. Przechodziły go od tego ciary. Przeżył z tą myślą ostatnie kilkanaście lat, ale jakoś sobie radził. Inaczej by się nie udało. W ogóle, kiedy ostatni raz ktoś podziękował i pokłonił mu się za robotę? Odkłonił się lekko, co zdecydowanie nie podziałało nań kojąco. Błędnik naprawdę stawał się coraz to bardziej błędny. Ciężkie serce cięższe.
- Nic się nie martw. Posprzątałem. I Kaevan... Niech ci się wiedzie - życzył mu i nieznacznie się zatoczył, celując ciałem w kierunku Aerona. Wygiął się i zaczął iść w kierunku Upiornego. Krok miał pewny, lecz iście słoniowy. Gdy w końcu znalazł się przy Vaele, klepnął go w ramię i mimowolnie lekko się o niego oparł, nim odchylił się w drugą stronę.
- Wszystko w porządku? Aeronie, nie zasypiaj mi tu. - Dźgnął go palcem w bark, bo potrząsanie nie wyszłoby na dobre żadnemu z nich. - Chooodź. Przemyjesz twarz, odetchniesz świeżym powietrzem... mi też się przyda. - Pociągnął Upiornego za ramię w próbie odklejenia go od blatu, po czym nachylił się ku niemu.
- Chodź, bo potem się będziesz wstydził. A potem wyżywał na wszystkich. No chodź, zanim zaśniesz i zobaczę wszystko... - wycedził mu do ucha już lekko nabuzowany. Czy podjąłby takie ryzyko? No pewnie, że tak! Czekał na okazję, a może na pozwolenie, może rozkaz, od dawna! Od czasu tej romantycznej gadki o czystych Cieniach! Pociągnął po raz kolejny, głupiego króla gwiazd... księcia świata, czy jak to tam szło. A mur, tak, Aeron go normalnie miał, ale teraz, to jego jedynym murem były jego portki i grzywa zakrywająca odciśnięte od stolika lico. Keer parsknął cicho na tę myśl.
Coachowanie widać miał we krwi, bowiem Arystokrata powstał ze swego siedziska, bełkotliwie oznajmił wszem i wobec, że czuje się dobrze, wsparł wcale nie lekkie ciało na Cieniu i pozwolił się poprowadzić w stronę toalet. Keer w duchu dziękował innowacyjnemu duchowi Vyrona, że zadbał o ten aspekt swojej siedziby. Tuż przy drzwiach docisnął Aerona do ściany, bo ktoś był w środku. Iris dobijała się do kogoś. W stanie upojenia Więź umykała zmysłom Keera, dlatego, gdy Julia wyszła z łazienki, Rudowłosy dopiero teraz skojarzył fakty i twarze. Iris, Julię, jakieś daty i transporty.
- Spokojnie. Wróci ze mną. Po wszystkim! - Bezceremonialnie oparł Aerona o ścianę i uśmiechnął się do Iris, po czym spojrzał na Julię przepraszająco. Miała wyraźnie opuchnięte powieki.
Kurde. Spartoliłem sprawę.
- Wybacz. Wiem, że obiecałem coś innego, ale nie sam nie wiedziałem, czego się spodziewać. Najważniejsze, że jesteś bezpieczna. - Popatrzył na Aerona, który trzymał pion dzięki ścianom.
- Muszę ogarnąć tego pana, o tu, a potem, jeśli dacie mi chwilę, chciałbym z tobą porozmawiać, Julio. Dali nam za mało czasu! Nic tylko protokół. - Uśmiechnął się szeroko i wepchnął rogacza do komnaty higienicznej.
- Zaraz wrócę! - rzucił jeszcze, po czym trzasnął drzwiami, znikając w pomieszczeniu z Aeronem. Keer oparł Vaele o misę i czekał.


Zamek Himmelhof - Page 4 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Himmelhof
Pon 20 Lut - 20:48
Zamrugała zaskoczona i lekko pomasowała obolałe lico - wybacz...nie zwróciłam uwagi ile tutaj już siedzę - przyznała i uśmiechnęła się niezbyt wysoko - gdyby ktoś mnie zaczepił, podejrzewam, że wszyscy by wiedzieli - powiedziała i pogładziła pod brodą swojego granatowego Aureum, który wyłonił się spod jej włosów i usiadł wygodnie na jej ramieniu - Leviathan nie pozwoliłby komukolwiek mnie tutaj choćby dotknąć, więc pewnie wszyscy by usłyszeli albo jego ryk albo wrzask wszystkich wokół - zachichotała. Po tym jak Aeron ją uderzył, Levi był bardziej przewrażliwiony i pewnie póki nie wrócą na jego zamek, nie opuści jej nawet na krok. Nawet jeśli miałby sobie zrobić głodówkę. Chociaz...jako wielka jaszczurka, raczej nie jadł często, co było sporym plusem. Tym bardziej patrząc na to jaki rozmiar może osiągnąć.
Pokręciła głową - jest w porządku...nie jestem jeszcze nauczona do picia - przyznała i lekko zagryzła dolną wargę - jedyne w czym by mi pomógł, to mógłby mi dać coś przeciwbólowego...jednak skoro też trochę wypiłam, nie byłby to dobry pomysł - uśmiechnęła się przepraszająco - ale dziękuję za troskę, potrzebowałam po prostu trochę odsapnąć - przyznała - taka masa pijanych facetów to jednak trochę za dużo - zaśmiała się zakłopotana i podrapała po tyle głowy.
Już miała odpowiedzieć na pytanie Baśniopisarki, gdy do łazienki wszedł również Gawain i...Aeron. Choć ten to chyba dziwne, że nie został wniesiony albo wręcz wturlany.
Skinęła rudzielcowi głową i niepewnie pociągnęła Iris na zewnątrz. Raczej nie chciała tego słuchać. Nie chodziło nawet o danie mężczyznom prywatności, ale o sam fakt....że nawet jeśli jako lekarz była przyzwyczajona do czegoś takiego to nie znaczyło, że musiała to lubić. Tym bardziej, że sama nie czuła się wcale najlepiej.
- Tak jak powiedział Gawain...wrócę z nim - powiedziała spokojnie, zerkając na wejście do łazienki - szczerze...chciałabym wrócić już do domu, ale w zamku Aer....znaczy, księcia Vaele mam pacjentów, którymi się muszę zająć, bo niestety użycie mocy, nie zawsze jest wystarczające - westchnęła - po prostu... - zagryzła niepewnie dolną wargę i uciekła wzrokiem w bok - szczerze...nie chciałam tu przyjeżdżać - przyznała cicho ale zaraz podniosła dłonie i pokręciła głową w obronnym geście - ale nie dlatego, że mam coś przeciwko księciu Larazironowi - dopowiedziała szybko - po prostu ostatnio... nie jestem w najlepszej formie - przyznała i niepewnie pogładziła się po gipsie - w sumie to tylko Gawainowi tutaj Levi naprawdę ufa więc też podróż z nim będzie spokojniejsza - powiedziała z lekkim zamyśleniem, gładząc smoka po złotej grzywie.
Spojrzała ponownie na drzwi pomieszczenia. Ciekawe czy długo tam będą i ... o czym Gawain w ogóle chce z nią porozmawiać? Nie chciała jednak by Iris się o nią martwiła, nie chciała pokazywać jak bardzo policzek i ręka jej dokuczają, dlatego zerknęła w końcu na nią - a teraz się przyznaj...lecisz na pewnego rogacza, prawda? - wyszczerzyła się wrednie, czego zaraz pożałowała, po ranka na wardze się znów otworzyła, jednak Julia tylko przyłożyła do niej chusteczkę, którą wyciągnęła z kieszeni i zaklęła po francusku, przepraszając kobietę.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Pon 6 Mar - 22:06
Być może, gdyby noc była dłuższa a i okazja nieco inna, Kaevan i Gawain mogliby kontynuować rozmowę. Ile znaleźliby wspólnych tematów? Może nawet między nimi rozbłysła złota, cieniuteńka nić porozumienia. Może nawet czegoś więcej... ale czy w tym świecie, świecie układów, wiecznych kłamstw było miejsce na przyjaźń?
Blondyn dobrze czuł się w towarzystwie tego, którego oszukał, którego wykorzystał. Początkowo obawiał się jego zemsty, lecz szybko okazało się, że rudowłosy zabójca... nie jest bezmyślną maszyną do likwidowania tych, którzy znudzili się światu.
Niewiele można byłoby tu dodać. Znaleźli wspólny język, lecz ciężko było stwierdzić, czy była to zasługa szczerości czy alkoholu. Nawet vi Rimm zataczał się lekko, chociaż z ich dwójki to właśnie on trzymał się lepiej. Keer wzbudzał w tej chwili sympatię, ale czy jutro będzie tak samo? Któż to może wiedzieć.
Odkłonił się, uznając że w tym właśnie miejscu należy zakończyć ich rozmowę. Może kiedyś będzie okazja wymienić parę słów. A może nie? Kaevan posłał Cieniowi uprzejmy uśmiechi kiedy tamten skierował swe kroki w stronę stolika, przy którym siedział wyjątkowo żałośnie wyglądający Upiorny, blondyn dopił trunek i cofnął się, by z bezpiecznej odległości przyglądać się tej dwójce. Czujne spojrzenie wychwytywało nawet najskrytsze gesty, tworząc w głowie pełny obraz tego, któremu służył. Pytanie tylko... jak długo będzie to wszystko znosił?


Dźgnięty, Aeron Vaele, który prawdopodobnie w tym momencie nawet nie pamiętał jak się nazywa, pijany jak bela, poderwał głowę i od razu pożałował tego ruchu. Wyrwane z pijackiego snu spojrzenie tęczowych oczu ciężko było utkwić w jednym punkcie, mimo iż twarz rudzielca była naprawdę blisko. Nawet nie starał się zrozumieć, o co tamtemu chodziło, a tym bardziej nie starał się w jakikolwiek sposób odpowiedzieć.
Dał się podnieść, chociaż z pewnością było to dla Cienia nie lada wyzwanie. Łeb ciążył mu niemożebnie, przez co przy każdym kroki Arystokrata wywijał rogami jak rozjuszony byk.
Coś tam chyba jednak powiedział, bo Gawain, którego Aeron zdążył rozpoznać, wyglądał na ukontentowanego. Chyba. A może nie? Hmm... Ciężko było stwierdzić.
Parsknął pijackim śmiechem, opadając na wspierającego go mężczyznę. Szeroki uśmiech na mokrych od wina ustach był potwierdzeniem, że szlachcic czuł się wyśmienicie. Zmartwienia uleciały gdzieś w siną dal. Nic go nie bolało. Niczego się nie bał. Niczym nie martwił. Czego chcieć więcej?
Przyparty do ściany, roześmiał się ponownie i czując na plecach chłód, osunął się lekko w dół. Skąd się tu wzięły piękne panie?
- Do dupy pojedzieszzz... - zaśmiał się z własnego "żartu" - Góóówno zobaczyszzz. N-nigdzie z tobą nie iiiiidę. - uniósł dłoń i dźgnął Cienia palcem - Ty... idzieszzz ze mną. - zrobił krok ku niemu, a że był nawalony jak nigdy, potknął się o własne nogi i jeśli nic nie stało się w międzyczasie, po prostu opadł na Gawaina, lądując twarzą w jego koszuli, czy co tam miał na sobie - Ładnie p-pachnieszzz...


Baśniopisarka spojrzała na Julię i chociaż na jej twarzy błąkał się niepewny uśmiech, wcale nie uwierzyła dziewczynie, że wszystko było w porządku. Skrzydlata była taka młoda...
- Dobrze mieć takiego obrońcę. - kiwnęła głową na wzmiankę o Leviathanie - Wiesz... Pijani faceci nie są aż tak groźni, jeśli są sami. Ale w grupie... Cóż, zmartwiłam się po prostu.
Zanim powiedziała cokolwiek jeszcze, napatoczyli się dwaj pijani. Kobieta zmarszczyła nos, ale widząc z kim ma do czynienia, uśmiechnęła się i skinęła im głową. Wysłuchała słów rudowłosego i ponownie kiwnęła głową.
Pociągnięta przez Tulkę, wyszła oglądając się za sobą. Gdy zostały same, ponownie wbiła w nią zatroskany wzrok. Wysłuchała słów dziewczyny po czym westchnęła i posłała jej ciepły, spokojny uśmiech. Wyciągnęła w jej stronę dłoń i jeśli Julia nie miała nic przeciwko, położyła ją na jej policzku. Skąd miała wiedzieć, że dotknęła tego... uderzonego?
- Jesteś wspaniałą osobą. - powiedziała - Masz w sobie tyle siły... - dodała a głos jej odrobinę zadrżał - Wtedy... W Klinice... - zaczęła, ale zbyt ciężko było jej zebrać myśli, co potwierdziła przygryzioną wargą - Nigdy ci tego nie zapomnę. Masz we mnie przyjaciółkę. Myśl o mnie co chcesz, ale jeśli kiedyś wyciągniesz dłoń w moją stronę, pochwycę ją by wesprzeć cię najlepiej jak będę potrafiła. Tak, jak ty wsparłaś mnie. W najczarniejszej z godzin. - w oczach błysnęły łzy, ale Iris powstrzymała je, przywołując na usta uśmiech.
Następne pytanie Tulki zaskoczyło ją i sprawiło, że spłonęła mocnym rumieńcem. Przeszedł ją dreszcz i obejrzała się, czy aby na pewno są same. Nie chciałaby by ta rozmowa odbyła się przy którymś z pijanych gości.
- Eeemmm... - zaczęła, ale zabrakło jej słów, dlatego zaśmiała się z zakłopotaniem po czym pochyliła w jej stronę - Aż tak to po mnie widać?


Zaciągnięty przez Keera, chichotał jak idiota, obijając się o ściany, meble... czy coś tam. Nieważne. Dopiero gdy tamten ustawił go przed misą, Aeron był w stanie otworzyć szerzej oczy i spojrzeć...
W odbiciu zobaczył samego siebie. Zniekształcony przez wodę w misie obraz poruszał się, lecz Arystokrata bez trudu rozpoznał samego siebie. Pijanego, z głupawym uśmiechem błąkającym się na ustach. Gdzieś wewnątrz zapalił się słaby płomień wstydu, chwilowo jeszcze zbyt mały, by Vaele w ogóle się nim przejął. Ponownie parsknął i obrócił ciężki łeb tak, by przynajmniej udawać że patrzy na Gawaina.
- Po co... - język puchł w ustach, sztywniał i nie pozwalał normalnie mówić. Mężczyzna uśmiechnął się więc głupawo i cofnął, odnajdując dłonią chłodną ścianę, o którą następnie oparł się odchylając głowę w tył i nie zauważając nawet, że rogami rysuje powierzchnię. Było mu... śmieszno. Tak bardzo śmieszno.
- Chodzi, chodzi noc po lesie... - melodyjka sama wyrwała się spomiędzy ust - W koszu sny przeróżne niesie. Kolorowe, śnieżnobiałe... Jak biedronki, w kropki całe! - zamknął na chwilę oczy i zaśmiał się z pioseneczki - Każdy jakiś sen dostanie: Sen o łące, sen o mamie… - zaśpiewał wesoło - Nie dla ciebie, mój syneczku, sen w mięciutkim twym łóżeczku. - kontynuował niezrażony tym, że fałszował a słowa sklejały się w bełkot - Chciane dzieci dawno śpią... Tyś mą, synku, ostatnią łzą.
Aeron zamarł, kończąc rymowankę. Otworzył oczy i spojrzał niewidzącymi oczami w górę. Śmiech uwiązł mu w gardle, ciężkie ciało domagało się odpoczynku. I tylko gdzieś w głowie tlił się ostatni, chwiejny płomyczek świadomości. Podlany alkoholem, dopalał się w ciszy.
Spragniony snu.


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Zamek Himmelhof
Sro 15 Mar - 21:17
Spoglądając na smukłą sylwetkę Kaevana łamiącą się w uprzejmym ukłonie, Cień poczuł się oczyszczony. Mimo krążącego w jego żyłach alkoholu myślał ostrzej, jaśniej. Przykre wspomnienia stały się zaledwie niemiłe, gdy nabrały sensu. Nadal uważał, że Vi Rimm jest podły, lecz nie mógł mieć mu tego za złe.
Sam wykorzystywał i brutalnie wymagał przeróżnych działań, jeśli mu się to opłacało. Sam doświadczył podobnego traktowania nie raz, nie dwa i cóż, żył z tym.
Nie wierzę... odzwyczaiłem się od psychopatów!
Parsknął pod nosem na tę myśl, lecz nie potrafił pozbyć się wewnętrznego oporu. Napierającego nań wrażenia, że znajduje się w niewłaściwym miejscu, w złym czasie, że nie rozumie istot wokół. Czy na tym polegała Gra? Na odkrywaniu i zmienianiu zasad? Badaniu granic? Kiedyś wszystko było prostsze. Limitem było parę metrów od powierzchni własnej skóry, które dzieliło je od napierającego ostrza lub pocisku.
Rozumiał Kaevana, lecz na podstawowym poziomie. Emocje, darwinizm, przyczyny i skutki - łatwo było je rozczłonkować. Teraz trzeba było zająć się kolejną niezrównoważoną jednostką, zanim ta wywali szachownicę do góry nogami. I wiedział, że jej nie pojmuje. Być może nie było czego zgłębiać. Zwyczajnie każdy czegoś pragnął i na tym kończyła się ta cała osławiona Gra.

Gdy Aeron uniósł głowę, jasnym było, że jest całkowicie ululany i nie powinien więcej pić. Mógł posyłać Keerowi uśmiechy godne samego Adonisa w negliżu, lecz fizycznie i wizerunkowo dalsze spożycie trunków byłoby niebezpieczne. Gawain ledwo go podźwignął, stęknął cicho pod zwalistym Upiornym. Chwiejnie, lecz skutecznie doczłapali do celu. Zaskakująco pomogło wbijanie wzroku w czubki butów. Ustabilizowało go to, ale i pozwoliło uniknąć rogów, którymi Vaele bezwładnie wymachiwał.
W końcu oparł księcia o ścianę i przytrzymał go lekko, by mu nigdzie nie zwiał. Vaele był rozgrzany, o ciężkim oddechu i włosach tak mokrych, że można było je zawijać w loczki bezpośrednio na czole. Słowem najebany. Keer usiłował powstrzymać zniesmaczenie wywołane okołoklozetowymi tematami, a potem uśmiech, gdy Aeron stwierdził, że to Cień idzie z nim, nie na odwrót.
- Chyba nie mam wyboru! – wychrypiał z rozbawieniem, po czym zrobił wielkie oczy, w ostatniej chwili obejmując Upiornego, a drugą ręką wspierając się o ścianę za sobą. Musiał wygiąć się mocno w tył i użyć całej swojej, teraz mocno śniętej, siły mięśni, by utrzymać ich obu z dala od poziomu. Uniósł brew, słysząc komentarz zatopionego twarzą w jego torsie Aerona. No, miał nadzieję dobrze pachnieć. Przypuszczenia, przypuszczeniami, ale serio powinni zniknąć z oczu postronnych osób.
- To tylko naturalne repere… repelenty. - skwitował, gdy znaleźli się za drzwiami. Ta konkretna mieszanka ziół powinna działać głównie na mole. Jak widać skutkiem ubocznym byli namolni rogacze.
- Żeby oszczędzić ci nieco wstydu. - Rzucił zarówno tekstem jak i okiem w kierunku Aerona. Musiał pozbyć się alkoholu i to szybko. Podszedł i pochylił się nad dziurą i już prawie włożył palce do gar... Pod wpływem smętnej piosnki zrezygnował z tego pomysłu. Chyba jednak wypił za mało. Westchnął i ograniczył się do zwilżenia twarzy wodą z misy, z przyjemnością przyjmując jej chłód.
- Masakra... naprawdę go tak traktowano? I to w imię czego… herbów, tytułów, władzy, o których nie miał pojęcia przychodząc na ten świat.
Wyprostował się i obrócił lekko w stronę Vaele. Zza pazuchy wyciągnął chustkę, zwilżył ją i przystanął przed Aeronem.
- Udręczon śnieniem, co nie raczy ukojeniem… – Wyszeptał i przyłożył schłodzony materiał do czoła półprzytomnego księcia. - wzywam ciebie, co cię zowią Cieniem. - Jeśli Aeron nie przytrzymał chustki,  bezceremonialnie rozpiął pierwsze dwa guziki jego koszuli i wsunął chustkę na jego kark. Arystokrata prowokował. Odsłaniał się, emocjonalnie obnażał. Dla Keera nie było większej pokusy. Cofnął się o parę kroków i zamachnął się rękoma na boki na moment wzbijając naszyte na materiał komety w powietrze. - Wzywaj śmiało, wzywaj głośno! Sen twój mym pragnieniem! Wezmę śnienie, wezmę piosnkę, aż zaciśniesz palce w piąstkę. A w tej piąstce świat mój cały, linią życia rysowany... - wyrecytował z okrutną radością, po czym skrzywił się odrobinę, gdyż musiał zagryźć policzki, by nie dokończyć.
Już cię nigdy nie opuszczę, jak spróbujesz, to uduszę. Wszystkich wokół wolę skruszę. To jest credo Dręczyciela, twego wiecznego wielbiciela.
Opuścił głowę, zbierając myśli. Zupełnie jakby miał je znaleźć na kamiennej posadzce łazienki. Znalazł tam tylko zawroty głowy. Wszystko falowało mocniej. Wieczność okazała się żałosną mrzonką. Podniósł wzrok a światło świec odbiło się zielenią w oczach Gawaina. Zwierzęca i pusta. Zbliżył się i położył dłoń na przedramieniu mężczyzny.
- Aeronie, nie mogę. Jeszcze nie teraz, za słabo się znamy - wybełkotał z żalem. Musiał go jakoś powstrzymać przed tym pomysłem. Każdy Cień, każda Senna Zjawa natychmiast wyczuje Więź. Yako wiedział, Julia pewnie by to zbagatelizowała, ale Aeron... był zbyt wysoko w hierarchii, by mógł tak ryzykować swoim życiem oraz wizerunkiem Upiornego. Bianka, Caius, Alden - znienawidziliby go za narażanie ich pana i przysparzanie im zmartwień. Nie utrzymałby władzy nad taką jednostką jak Vaele... a może?
Puścił go, głośno wydmuchując powietrze nosem. Nie mógł pozwolić sobie na podobne dyrdymały.


Zamek Himmelhof - Page 4 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Himmelhof
Pią 17 Mar - 17:33
Przytaknęła jej głową - wiem....zdaję sobie z tego sprawę - przyznała i przeczesała niepewnie włosy. Wiedziała też, że nawet Levi by mógł sobie z nimi nie poradzić, w końcu nie wie jakie mają moce, czy będą w stanie je kontrolować. Było naprawdę wiele niewiadomych. Aureum połasił się do jej zdrowego policzka dziewczyny i musnął ją swoim jęzorem.
Syknęła i lekko się odsunęła, gdy Iris dotknęła ją w siny polik. Uciekła wzrokiem w bok. Przełknęła z trudem ślinę i westchnęła. Gdyby mogła, oddałaby Cierniowi za to....albo pozwoliłaby Leviathanowi walnąć go ogonem, niech się rogacz nauczy w końcu latać.... i to tak bez skrzydeł.
Pokręciła głową - nie jestem ani silna, ani wspaniała - przyznała, a Levi zeskoczył z jej ramienia, zwiększając rozmiary do tych kuca i wtulił się w swoją właścicielkę, chcąc ją pocieszyć - naprawdę najchętniej wróciłabym do domu, ale mam jeszcze coś do załatwienia, kilku pacjentów, których nie mogę zostawić - przyznała, opuszczając wzrok i gładząc złotą grzywę smoka - i...nic takiego nie zrobiłam w Klinicee - spojrzała Iris mieniące się złotem oczy - spędziłam tylko z tobą trochę czasu...chciałam odciągnąć uwagę czymś...co zdaje się, że lubisz....albo lubiłaś robić... - opuściła ponownie wzrok i przytuliła do siebie swoją Bestię - sama nie wiem i nigdy się nie dowiem jak to jest....chciałam jakoś...nie wiem...poprawić Ci humor? Może....może jakoś odwrócić uwagę, a miałam wrażenie, że od tego Marionetkarza tego nie otrzymywałaś... - westchnęła i pokręciła głową - przepraszam, nie chciałam Ci tego przypominać - w końcu skoro była tutaj to raczej nie była już z nim. A miała wrażenie, że naprawdę go kochała. Wiedziała jak to jest stracić kogoś, kogo się kochało, stracić kogoś bliskiego, ale nigdy nie zrozumie jak to jest stracić dziecko i to nienarodzone. Do tego nie mieć wsparcia swojej ukochanej osoby.
Bane może i był dupkiem....ale widziała, że ją wspiera. Gdyby był taki jak ten Marionetkarz, nie pozwoliłby jej tutaj przyjechać. Nie póki nie doszłaby do siebie, albo nie odkryli co dokładnie jej jest. Tym bardziej, że oboje doskonale wiedzieli, że ostatnie jej zniknięcie było po tym jak pojechała do pacjenta na Kryształowe Pustkowie, a tutaj musiała przejechać właśnie przez nie. Złapała w dłoń Blaszkę i zamknęła oczy. Tęskniła i była ciekawa co takiego robi jej narzeczony. Pracuje? Śpi? A może korzysta z okazji, że jej nie ma? Jednego była pewna. Nie zdjął swojej połówki, więc na pewno nie balował z inną. Chociaż tyle dobrego....
- Dziękuję za wsparcie, jak będę potrzebować to chętnie z pomocy skorzystam - uśmiechnęła się, choć uśmiech nie dotarł do jej dwubarwnych oczu.
Zaśmiała się i nachyliła się lekko do Baśniopisarki - może nie każdy to widzi, ale ja tak. Na pewno wpadł Ci w oko, choć nie jestem pewna jak głęboko - zachichotała - spokojnie, ze mną możesz porozmawiać, jeśli potrzebujesz - puściła jej oczko - uwierz mi, umiem dotrzymać tajemnicy, a chyba obecnie żadna z nas nie chce wracać na salę - wskazała głową w kierunku biesiady, z której dobiegały naprawdę głośne dźwięki zabawy.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Pią 17 Mar - 21:20
Melodia nabrzmiała mu w ustach goryczą i nie pomogło wcale to, że już skończył, odchylił głowę w tył i odpoczywał w ciszy. Może właśnie to było gorsze? Jak wypowiedziane wbrew woli słowa, które miały następnie czas ponieść się echem nie tylko po pomieszczeniu. Aeron czuł się fatalnie. Można było zwalić to na wódkę, na zmęczenie całą tą wyprawą... ale on, mimo iż w głowie szumiało i nie odróżniał obecnie twarzy stojących przy nim osób, wiedział, że cierpi z innego powodu - od nadmiaru splątanych ze sobą w węzeł emocji. Ileż z nich nie powinno wyjść poza bezpieczne ramy uprzejmego uśmiechu...
Wielka gula urosła mu w gardle i gdy już miał coś powiedzieć, cokolwiek co nie byłoby słowami kołysanki, usłyszał go. Znajomy głos, upragniony i jednocześnie znienawidzony ton. Chropowaty, jak ustępujące pod ciężarem buta gałązki, słodki jak doprawiony trucizną miód. Wzbudzający jeszcze więcej... niechcianych emocji.
Aeron uchylił oczy i spojrzał na stojącego przy nim Cienia. Wsłuchując się w wersy, skrzywił się, przywołując na twarzy grymas pełen udręki. Chciał krzyczeć, wyć, dać upust temu wszystkiemu co kotłowało się pod czaszką. Wreszcie odpocząć z dala od... siebie samego.
Nawet nie zarejestrował wsuniętej na kark chusteczki, po prostu trwał przy ścianie, chłonąc jej chłód, starając się zachować trzeźwość. Nie rozumiał tego co działo się wokół, tylko jedno było w tym wszystkim znajome - rude włosy.
- Z-zabierz je. - wybełkotał żałośnie. Oczy błyszczały mu, ni to z powodu pijaństwa, ni to z innego. Wyglądał o wiele młodziej gdy pozwalał by na jego twarzy pojawiły się szczere uczucia. Miotał się wewnątrz złotej klatki, do której przecież sam postanowił wejść, lata temu. Wspomnienia nie dawały mu spokoju, otaczający go świat wymuszał by z dumą szedł do przodu. Niemały wpływ miał sam Vyron, który patrząc na swojego rywala, wymuszał na nim ciągłą gonitwę. Nawet gdy obaj łapali zadyszkę, parli do przodu. Jeden nazwałby to zdrową rywalizacją i w zasadzie Vaele nigdy nie miał za złe zielonookiemu metod wsparcia. Wszak byli sobie przyjaciółmi, prawda? Jednak... nawet on miewał gorsze dni, gorsze tygodnie, gorsze miesiące czy lata. Ostatni czas był właśnie tym gorszym. Czasem wątpliwości, działania pod wpływem brawury, palenia mostów tam gdzie powinno się je wzmacniać.
Co miał na myśli? Zabrać pieniądze? Kosztowności? A może coś więcej? Tytuły, honor, sławę, znajomości...
Nazwisko.
Wspomnienia.
Wszystkie sny...
Zaczerpnął powietrza i zrobił krok w jego stronę, wyciągając dłoń jak tonący, który błaga o pomoc. Jeśli Keer nie zareagował w porę, Upiorny Arystokrata upadł mu do stóp, dając świadectwo temu, że jego siła jest jedynie fasadą. Łuszczącą się, cieniutką warstewką pięknej farby, pod którą skryto chorą konstrukcję.
- Wielki sen... Nie może skończyć się... A ja chcę zbudzić się...- wymamrotał, zdjęty ogromnym żalem, który wypisany na twarzy, nadawał jej iście groteskowego wyrazu - Złota pusta sala... To jest moje serce... - zacisnął dłoń na materiale jego ubrania, nawet nie bacząc czy jest to fragment buta, nogawka spodni czy może materiał koszuli - Obudź mnie... - po policzku spłynęła łza a tęcza w oczach jakby przygasła. Przesunął spojrzeniem po jego twarzy by następnie utkwić wzrok gdzieś wyżej, gdzieś dalej.
Potrzebował chwili by... co właściwie? Jak mógł w ogóle dopuścić do tego, że... Drgnął i wygiął plecy w łuk, zupełnie jakby... Nie, on już dawno nie żył. Jego laska już nigdy nie dosięgnie pleców żadnego dziecka.
Zamrugał kilkukrotnie i spojrzał na Gawaina zaskakująco przytomnie. Tylko po to, by w następnej chwili zerwać się na równe nogi i skoczyć ku dziurze, której postanowił powierzyć zawartość żołądka.
I długi czas tak trwał, pozwalając sobie w przerwach na wyrzucenie z siebie nagromadzonej złości. Gniewny krzyk mieszał się z żałosnym pojękiwaniem zbitego psa.
Czy tak właśnie kończą ci, którzy mierzą za wysoko?


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Iris
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Iris
Wiek :
Wizualnie 25 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
175/70
Znaki szczególne :
Zmieniające kolor włosy i oczy.
Pod ręką :
Zwój papieru, pędzel i czarny tusz. Sakiewka z pieniędzmi. Broń.
Broń :
Bat.
Zawód :
Admirał Floty Wielkiego Księcia Larazirona
Stan zdrowia :
Zdrowa.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t133-iris-arcus https://spectrofobia.forumpolish.com/t1087-iris
IrisPonury Komediant
Re: Zamek Himmelhof
Pią 17 Mar - 21:22
Baśniopisarka uśmiechnęła się delikatnie, przyglądając się twarzy dziewczyny. Obie trochę wypiły, ale żadna nie była pijana. Na pewno nie tak, jak zgromadzeni w sali biesiadnicy czy panowie, którzy ukryli się za drzwiami łazienki.
- Wiesz... Czasami wystarczy właśnie takie spędzenie z kimś czasu. - powiedziała cicho - Mój... ówczesny partner mówił wiele. Zapewniał mnie, że będzie nam wszystkim tak dobrze. - dodała - A wyszło jak wyszło. Cóż, może tak właśnie miało być. Niemniej na swojej drodze spotkałam ciebie i dziękuję ci za każdą minutę twego czasu, którą postanowiłaś mi podarować. - zakończyła, nie chcąc brnąć w temat. Nadal był dla niej bolesny i gdy o nim mówiła, tęcza jej włosów przygasła.
Gdy Leviathan zmienił postać, Iris cofnęła się odrobinę, sama nie wiedząc czemu. Wiedziała, że stwór nie zrobi jej krzywdy... a przynajmniej nie w obecności swojej pani i nie gdy spokojnie rozmawiały. A jednak mając ten rozmiar budził respekt.
Zachichotała zakłopotana i rozejrzała się ukradkiem po korytarzu. Były same a jednak poczuła ogromną potrzebę by schować się w którejś z komnat. Zanim odpowiedziała na jej słowa, skinęła w kierunku jednych drzwi.
- Może usiądziemy? Sale są puste, nikt nie będzie nam przeszkadzał. - zaproponowała i jeśli Julia się zgodziła, Baśniopisarka otworzyła przed nią pokój i pozwoliła jej wejść do środka. Wnętrze było małym salonikiem, dość ciemne przez ciężkie meble z ciemnego drewna i ciemnozielone zasłony.
- Niedługo po tym jak wróciłam do zdrowia, straciłam dom. A właściwie zostałam z niego wypędzona. - powiedziała cicho, wybierając jeden z foteli by w nim usiąść - Długo błąkałam się po okolicy, ale nie mogłam znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca. Dawniej całe miasteczko było dla mnie domem a każdy mieszkaniec potencjalnych pracodawcą ale... to się zmieniło. W końcu upadłam tak nisko, że zaczęłam żebrać. - westchnęła - Vyron... Książę Laraziron znalazł mnie pod drzewem. Była taka straszliwa ulewa... Zaoferował ciepły koc, skromny posiłek i swoje towarzystwo. Niewiele, prawda? A jednak w tamtej chwili czułam się tak, jakbym otrzymała od niego ogromny skarb. - uśmiechnęła się - Odrobina życzliwości... - dodała kręcąc głową bo wspomnienie, chociaż bolesne, było piękne - Zabrał mnie ze sobą. Przygarnął. Dał sposobność bym znowu stanęła na nogi. Mam teraz pracę, własny kąt i załogę, którą mogę nazwać rodziną. On... bywa bardzo trudny... - przygryzła usta szukając odpowiednich słów - Ale inspiruje mnie. Stojąc u jego boku czuję się tak, jakby jego blask otaczał i mnie. A gdy rozmawiamy, za każdym razem czuję wewnątrz rój Estrisów. - zaśmiała się zupełnie jak nastolatka, ale szybko opanowała emocje - Gadam jak potłuczona, nie przejmuj się. W każdym razie... Jest dla mnie ważny. Bardzo. Ale raczej bez wzajemności. - wzruszyła ramionami - Nie szkodzi, odpowiada mi tak stan. Przynajmniej nikt nie wyrzuci mnie na ulicę, bo jestem uczciwa i wykonuję swoją pracę najlepiej jak umiem.
Na chwilę zapadła cisza, którą już po chwili zmąciło pukanie do drzwi. Iris odwróciła się do nich i spojrzała na Julię ze zdziwieniem, ale odkrzyknęła: Wejść. Przez uchylone drzwi wsunęła się męska głowa, w dodatku brodata z burzą jasnych, połowicznie uplecionych w warkocze włosów wkoło. Spojrzenie miał ten jegomość zaskakująco trzeźwe. Jedno oko przecinała długa szrama.
- Varn! - zaczepiła Iris na co on uśmiechnął się szeroko, ale nie zamierzał wchodzić do środka, a przynajmniej nie od razu.
- Pani Admirał... przepraszam, szukałem Wielkiego Księcia. - bąknął.
- Wyszedł. Myślałam, że z tobą. - powiedziała nieco pewniejszym tonem kobieta, marszcząc brew.
- Cóż... Nie ze mną. Nic to, szukam go dalej. - pomachał dłonią - Czy wszystko w porządku, drogie panie? Czegoś wam nie trzeba?
Iris uśmiechnęła się i odgoniła go ręką, jak natrętną muchę. Mężczyzna zaśmiał się wesoło i zamknął drzwi, odchodząc w sobie tylko znanym kierunku.
- To właśnie był jeden z moich. Varn Celtigar. Pływał jeszcze z moim ojcem. - wyjaśniła szybko - A teraz pływa ze mną. Jest mi trochę jak ojciec, trochę jak starszy brat. - dodała z uczuciem - Jak widać, jest mi tu naprawdę dobrze. Ale dość o mnie! Może zechciałabyś opowiedzieć mi o swoim lubym, skoro już postanowiłyśmy usiąść na ploteczki?



#ff0066

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Himmelhof
Nie 19 Mar - 13:22
Uśmiechnęła się delikatnie. Sama nie wiedziała czy wynikało to z tego, że miała obowiązek zająć się pacjentką czy sama chciała to zrobić. To prawda, że sama wymyśliła, jak zająć jej głowę, żeby nie popadła w depresję i jakoś poradziła sobie przynajmniej początkowo. Ucieszyła się jak ją zobaczyła, że dała sobie radę, mimo wszystkie co ją spotkało i wyglądało na to, że dobrze sobie radziła, przynajmniej pozornie.
Przystała na propozycję i weszła do pomieszczenia, które wskazała Baśniopisarka. Usiadła w jednym z foteli a Levi trochę się zmniejszył i usadowił na oparciu, kładąc kościstą głowę na ramieniu dziewczyny i wysuwając co jakiś czas gadzi jęzor.
Wysłuchała jej historii. Opuściła smutno uszy. Jak można, zaraz po tym jak kobieta straciła dziecka i przeszła ciężką operację, po prostu ją wyrzucić, nawet nie dając jej odsapnąć czy dość do siebie. Co to za człowiek, co tak robi, wcześniej obiecując, że da jej wszystko i że będzie dobrze. Po czym po tragedii...po prostu ją wywalił z domu? To było nieludzkie....nawet pomijając fakt, że on nie jest Człowiekiem....ale wiadomo o co chodzi. Złapała ją za dłoń i ścisnęła delikatnie, by wskazać jej wsparcie. Naprawdę, jak tak można.
Uśmiechnęła się delikatnie słuchając co się stało dalej - jednak rogacze, potrafią zrobić coś dobrego - zaśmiała się. Choć nie do końca radośnie. Pozwoliła jej jednak kontynuować. Czyli, jednak coś dobrego z tego wynikło. Uwielbiała statki, a teraz rządziła jednym, miała dobrą załogę, miała rodzinę, choć pewnie nie taka, której by każdy chciał, czy oczekiwał, ale to jednak rodzina.
Zachichotała - kto wie, może się to zmieni - wzruszyła ramionami i uścisnęła jej dłoń jeszcze raz nim ją puściła - ale skoro jesteś tu szczęśliwa, to trzymaj się tego - dodała jeszcze - a o tym, że mówisz jak potłuczona się nie przejmuj. Każdy ma do tego prawo - zaśmiała jeszcze serdecznie.
Spięła się i postawiła wysoko uszy, gdy ktoś nagle zapukał. Kto w trakcie imprezy puka? Nie odzywała się, pozwoliła Iris zająć się mężczyzną. Na szczęście okazało się, że ma tylko pytanie i zaraz poszedł sobie. Wesoły i ... wyglądający na trzeźwego. Może faktycznie jej załoga nie jest taka zła? Ale to trochę za mało, żeby Julia zaufała mężczyźnie na tle, by teraz wracać przez Pustkowie bez nikogo innego.
Zarumieniła się, gdy Iris zapytała o jej lubego. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok i zaczęła bawić się swoim pierścionkiem - n...nie wiem czy pamiętasz....czy go w ogóle się z nim widziałaś.... - westchnęła - moim lubym jest obecny Dyrektor Kliniki....Bane Blackburn. Jak się poznałyśmy, był Ordynatorem - uśmiechnęła się delikatnie -w życiu zrobił wiele złego....wiele razy mnie skrzywdził - zacisnęła palce na Blaszce - jednak mimo to jest ze mną i ...przestał to robić - uśmiechnęła się delikatnie - nie jest idealny ale martwi się o mnie - spojrzała w złote oczy Baśniopisarki - niedawno miałam....wypadek. Pojechała do pacjenta na Kryształowe, tam zostałam porwana i zrobili sobie ze mnie zwierzynę łowną. Leviathan i Gawain mnie uratowali. Gdy wróciłam.... - zagryzła dolną wargę - nigdy nie widziałam, żeby Bane był taki roztrzęsiony. Spędzał ze mną dużo czasu, zamieszkał ze mną. Naprawdę o mnie dba - westchnęła i pogładziła się po gipsie - był przeciwny temu, żebym tutaj przyjechała, jednak wiedział, że nie odpuszczę. Dał mi swoją apteczkę, kazał nosić Blaszkę i nie oddalać się od Leviathana - zachichotała - nie cierpi Upiornych, a z księciem Vaele łączyła mnie....miła przeszłość... - zaraz podniosła dłonie - nie...nie miałam z nim romansu...był mi raczej jak starszy brat - dodała - ale to już przeszłość.... - pokręciła głową - Bane...gdyby nie Klinika pewnie by tutaj przyjechał za mnie, albo ze mną....więc chyba nie trafiłam tak źle...prawda? - zapytała niepewnie kobiety.

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Zamek Himmelhof
Sob 1 Kwi - 22:27
Wyuczona i pielęgnowana cierpliwość, choć nie miał jej zbyt wiele, nareszcie się opłaciła. Ostatnim razem, kiedy Aeron był na wyciągnięcie ręki, okładał go po mordzie, mówił, co myśli o nim i jego chorej potrzebie ciągłego testowania wszystkich wokół. Być może i te wydarzenia były konieczne, by nawiązała się pomiędzy nimi nić porozumienia.
Mocząc się w Dunkelheit książę otworzył się odrobinę bardziej, ale teraz… to co Keer widział teraz było największym obnażonym kłamstwem Arystokraty. Był nim sam Aeron Vaele we własnej, obdartej z ułudy, osobie. Każdy wypowiadany przez Cienia wers rył w obliczu Ciernia kolejne bruzdy, jakby przygotowując obraz osobistego piekła do odlania w brązie.
- Miło cię poznać, Aeronie…
Gawain nigdy nie ośmielił się nawet pomyśleć o sobie w kategorii artysty. Może mógłby być koneserem?
Błagania, a może rozkazu, wysłuchał z niemałą satysfakcją. Cierń nie miał zielonego pojęcia, jak kusząca była to oferta. Cień odetchnął głęboko, by zebrać falujące na pijackiej mgiełce myśli.
Przekrzywił głowę i uśmiechnął się uprzejmie, gdy Arystokrata wyartykułował swą potrzebę.
- Nasza umowa tego nie obejmowała. Poza tym, chciałbym, żeby to było takie proste – odparł z okrutną iskrą w oku. Mógłby zabrać każdy najmniejszy nawet koszmar, lecz niewiele by wskórał. Musiałby zabrać lub całkowicie pozbyć się wielu rzeczy na jawie. W przeciwnym wypadku usunąłby jedynie objaw i dodatkowo naraziłby ich obu. Czy Bianka, Caius a przede wszystkim Alden już połączyli kropki i donieśli mu o podejrzeniach? Czy Aeron cokolwiek wiedział o Dręczycielach? Nie było ich wielu, a już na pewno nie w otoczeniu Upiornych Arystokratów, lecz Vaele był wiekowy. Pewnie coś tam posłyszał.
Z zamyślenia wyrwał go ruch Aerona, na który zareagował automatycznie. Jednakże sam był pijany, plątały mu się język i nogi, toteż bardziej zderzył się z księciem niż go złapał. Nie dał rady go utrzymać, lecz powstrzymał  spotkanie monarszej facjaty z gruntem. Przynajmniej uzębienie rogacza nie doznało uszczerbku i może to nawet było coś warte. Za to był pewien, że coś sobie nadwyrężył. Ponieważ Aeron się nie zamykał i brnął w knieję rozpaczy, Gawain niepewnie położył dłoń na silnym ramieniu skulonego chłopca jakim był teraz jego towarzysz. Zupełnie mu odpływał. Bredził i aż się prosił o lepę.
- Nie będzie puste, jeśli Rim naprawdę jest ci miła – usiłował pocieszyć umęczonego Aerona. O ile w Skrzydłach Nocy Arystokrata jedynie na moment się wyłączył, to dziś upił się na filozofa z apokaliptyczną wizją przyszłości. - Dasz radę - starał się zapewnić Upiornego, że mimo tego, co przeżywa, jest bezpieczny.
Zrobił to wszystko tylko po to, by Aeron mógł się wyrzygać. Nareszcie!
Oparł się o chłodną ścianę i rozpiął koszulę, słuchając krzyków i wymiotów rogatego. Wiele dziś w nim zobaczył. Może więcej niż mógłby w jego snach. Widok Upiornego wyrzucającego z siebie krzywdę i żal był dotkliwie przykry. Przykry, bo nieznośnie prawdziwy. Pokłady fałszu, niezliczone warstwy fasady opanowania oraz ułuda stoicyzmu właśnie znajdowały ujście w pańskim wychodku.
- Nikomu nie powiem... - mruknął, starając się wymazać z pamięci pełną udręki twarz Aerona, jego łzy, gromadzony przez wieki ból. Cieszył się, że są po tej samej stronie. Nie bez kozery mówi się, że najgorszy kat jest wyjątkowo empatyczny. Mając tak wiele empatii z łatwością mógłby go teraz zgnieść.
- Aeronie - zagaił, gdy zobaczył, że żołądek kompana był już pusty. Delikatnie odepchnął się od ściany i objął arystokratę w pasie. - Chodź spać. Nic już dziś nie ugrasz. Odprowadzę cię do komnaty. Tylko powiedz, kto ma trzymać wartę - wybełkotał, starając się trzymać pion.


Zamek Himmelhof - Page 4 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Nie 16 Kwi - 20:06
Spektakl, jaki Gawainowi zafundował Upiorny Arystokrata, był potwierdzeniem tego, że chociaż fasada twierdzy, za jaką Aeron miał swój charakter, była pozbawiona skaz. Jego wnętrze, prawdziwe ja którego nie pokazywał wielu osobom, wyciekło jak piach przez palce. Czy było co ratować? Nie. Po takim pokazie resztki szacunku w najlepszym wypadku zmieniły się w litość.
Aeron potrzebował dłuższej chwili by pozbyć się zawartości żołądka. Tak to już było, we wszystkich światach, że im dłużej się wymiotowało, tym większa była nienawiść do alkoholu. Rogaty mężczyzna obiecywał więc sobie i całemu światu, że nigdy więcej nie weźmie do ust niczego, co miałoby doprowadzić go znowu do takiego stanu. Słodka naiwność.
Nie miał ochoty zastanawiać się nad słowami Keera a jednak gdy kolejne torsje wstrząsały jego ciałem, głos Cienia powracał w głowie i odbijał się echem po zakamarkach udręczonego umysłu. Chciałby nie myśleć. Chociaż raz zablokować tę swoją cechę analizowania wszystkiego, co usłyszy. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej, dlaczego więc cały czas obmyślał błyskotliwą odpowiedź?
Żal i wstyd wypluł razem z wymiocinami, poczuł się o wiele lepiej. Zmęczenie sprowadziło na niego spokój, jakiego próżno było szukać u niego jeszcze chwilę temu.
Nikomu nie powiem...
Vaele spojrzał na stojącego nieopodal rudowłosego mężczyznę. Na twarzy malowała się udręka, lecz w oczach błysnęła wdzięczność. Ledwie zauważalnie skinął mu głową.
To co stało się w następnej kolejności zaskoczyło padniętego Arystokratę. Czując dotyk, spiął się mocno i odczekał chwilę. Nie wytrzeźwiał, po prostu poczuł się lepiej lecz posmak wymiocin sprawiał, że miał ochotę uciec stąd i doprowadzić się do ładu.
Powoli wsunął ręce pod obejmujące go ramiona i wyswobodził się, nie bez żalu. Zrobił krok w stronę mis z czystą wodą.
- Daj mi chwilę. - powiedział zachrypniętym od krzyku głosem, po czym pochylił się nad jednym naczyniem i zanurzył w nim twarz. Nie trwało to długo, obmył ją najlepiej jak mógł mocząc przy tym włosy. Następnym ruchem było pozbycie się posmaku. W tym celu nabrał wody z innej misy, wypił wszystko i wypłukał usta.
- Dziękuję. - powiedział cicho odwracając się do swojego kompana. Gawain chwiał się na boki dowodząc, że on również poszedł w tany.
Aeron obrzucił go spojrzeniem, taksując od stóp po głowę. Keer miał w sobie coś co działało jak magnes. Nawet w takim stanie był bardzo interesujący.
Upiorny zmarszczył brwi i westchnął. Przepłukanie ust odrobinę pomogło, lecz najchętniej mężczyzna wypiłby coś, co dodatkowo wyeliminowałoby wspomnienie rzygania. Ale skoro nie ma nic w pobliżu...
Brunet zbliżył się do Cienia i stanął bardzo blisko, patrząc mu w oczy. Ta ich mała... dość przykra dla samego Aerona przygoda w łazience podziałała spajająco. Ciężko było to wytłumaczyć, ale Keer stał mu się nieco bliższy.
- N-nie musiałeś tego robić. - powiedział cicho - Nie musiałeś mnie tu zabierać i... - urwał mrużąc lekko oczy - Czego chcesz w zamian? - przeniósł ciężar z nogi na nogę, przez co lekko się zachwiał - Na sen jeszcze przyjdzie cz-czas. - mruknął - Chcę... byśmy byli kwita.
Im dłużej przy nim stał, tym więcej szczegółów wyglądu dostrzegał. Głowa bolała go tak, jakby całą noc spędził przy mapach, swoją drogą podarowanych prze Keera. Cień z tej odległości zdawał się jeszcze bardziej interesujący.
Aeron, w przypływie...brawury? uniósł dłoń i sięgnął nią do jego kołnierza, odchylając go delikatnie i przysuwając nos do jego szyi.
- Mówiłem ci już... że ładnie pachniesz? - zapytał bardzo cicho i musnął skórę nosem, uważając by rogami nie wykłuć rudemu oka.
Sam rozumiał swoich czynów, ale czy nadal nie był pijany? Pozbycie się tego co miał w trzewiach zniwelowało ból brzucha, ale w głowie nadal mu szumiało.
Aeron czuł, że właśnie ma niepowtarzalną okazję. Grzechem byłoby jej nie wykorzystać.


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Iris
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Iris
Wiek :
Wizualnie 25 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
175/70
Znaki szczególne :
Zmieniające kolor włosy i oczy.
Pod ręką :
Zwój papieru, pędzel i czarny tusz. Sakiewka z pieniędzmi. Broń.
Broń :
Bat.
Zawód :
Admirał Floty Wielkiego Księcia Larazirona
Stan zdrowia :
Zdrowa.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t133-iris-arcus https://spectrofobia.forumpolish.com/t1087-iris
IrisPonury Komediant
Re: Zamek Himmelhof
Pon 17 Kwi - 17:33
Tak jak kiedyś Julia postanowiła podarować skrzywdonej Baśniopisarcie swój cenny czas, tak dziś Iris chciała podarować go Opętanej. Nie w ramach podzięki, nie z powodu wyrzutów sumienia. Chciała wysłuchać dziewczyny, bo czuła, że skrzydlata właśnie tego potrzebuje. Sprawiała wrażenie zagubionej, może nie odnajdywała się w towarzystwie złożonym w większości z mężczyzn? Powodem mogło być wszystko, lecz czy znały się na tyle by Iris mogła dociekać jej uczuć? Chyba jeszcze nie. Czym innym były plotki, czym innym rozmowa o głębokich uczuciach, strachu czy przeszłości. I chociaż o tym co było już rozmawiały, Baśniopisarka nie chciała dociekać co było powodem jej samopoczucia. Chciała pozostawić jej przestrzeń chociaż w tym jednym aspekcie.
Uśmiechnęła się do niej wysłuchując opowieści. Kilka razy uniosła brew zaskoczona nowościami jakie usłyszała.
- Fiu fiu, sam dyrektor! - pochwaliła - Chyba nie miałam okazji go poznać, być może widziałam go w czasie pobytu ale... Wybacz, nie pamiętam. - powiedziała zakłopotana.
Kiedy Julia powiedziała o krzywdzeniu, Iris zmarszczyła brwi. Każdy by tak zareagował, prawda? Kobieta nie wyobrażała sobie jak ten cały Bane mógłby ją skrzywdzić, ale skoro dziewczyna o tym w ogóle wspomniała, musiało to mieć znaczenie.
Już miała coś powiedzieć, lecz rudowłosa pospieszyła z wyjaśnieniami które uspokoiły Iris. Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Chcę wierzyć, że jesteś szczęśliwa. - powiedziała z westchnieniem - Jeśli on daje ci poczucie bezpieczeństwa, trzymaj się go. Nauczyłam się, że to naprawdę ważna rzecz. - dodała z delikatnym uśmiechem - Wiesz... Mężczyźni to dziwne stworzenia. Niby myślą o wszystkim, dostrzegają nawet najmniejszy błąd gdy ktoś go w ich obecności. A gdy przychodzi co do czego, nie widzą co dzieje się z ich najbliższymi. - powiedziała w zamyśleniu - Jakby...Byli zaślepieni pewnością, że bliskie im osoby są zawsze szczęśliwe. - zamknęła na chwilę oczy - A potem gdy okazuje się, że schwytany i zamknięty w klatce ptaszek przestaje śpiewać, obwiniają o to świat. Nigdy siebie. - spojrzała jej w oczy - Mam nadzieję, że Bane jest dla ciebie dobry. Najlepszy. Zasługujesz na to. - skinęła głową - A w kwestii księcia Aerona... Nie znam go, ale mogę powiedzieć, że Upiorni Arystokraci są... specyficzni. Mam wrażenie, że są więźniami długowieczności. Baśniopisarze też żyją bardzo długo, ale my każdy dzień przeżywamy z pasją. Nie znam Baśniopisarza, który myślałby o przyszłości ignorując teraźniejszość. A Upiorni właśnie tak mają. Budują te swoje imperia, tylko po co? Ano dla potomnych. Często sami będąc nieszczęśliwymi budują świat rozpaczliwie pragnąc, by znaczyli więcej niż reszta ras. Szkoda, że kosztem relacji z innymi. - powiedziała - Kiedyś mieliście dobre relacje... Może da się to naprawić? Książę zapewne zauważył gdzie popełniono błąd lecz teraz będzie rozmyślał wieki nad tym, jak go naprawić. A ty nie masz setek lat na rozmyślanie. - uśmiechnęła się do niej łagodnie - Nie mówię, byś to ty wykonywała pierwszy ruch. Ale może mogłabyś...zasugerować mu, że tęsknisz za tym co było? - przechyliła głowę - Ach, mądrzę się, prawda? Przepraszam! Sama nie jestem święta a moje relacje z otoczeniem nie są wcale takie kolorowe. - zaśmiała się - Ale tak to właśnie jest. Najwięcej do powiedzenia ma ten, co w dupie był i gówno widział, jak to mówi moja załoga. - puściła jej oczko, uśmiechając się szeroko.



#ff0066

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Zamek Himmelhof
Pon 17 Kwi - 17:55
Pod płaszczykiem pilnowania kolegi kupował chwilę dla siebie. Aeron okazał się na tyle zborny, że nie trzeba było go zbytnio przytrzymywać, dlatego Gawain, niczym rozgwiazda na ścianie akwarium, chłonął chłód ściany i był równie rozmowny. Natura zadbała o rogacza, uznając, że się struł i torsjami wymusiła pozbawienie go zawartości żołądka. Przez naprutą bańkę przeszła mu absurdalna myśl, że może do pijanych przychodzą niewidzialne istoty i kopią ich w brzuch, co objawia się w ten sposób.
Ja pierdolę, to już – uśmiechnął się jakby witał starą przyjaciółkę. Co miał poradzić? Aeron naprawdę sprawiał takie wrażenie.
Keer wiedział, że powinien uczynić to samo, ale dziś nie chciał. Mało miał okazji na bezczelne chlanie. Będzie żałował, lecz dopiero jutro. Widział, że Upiorny spojrzał na niego, lecz spod ciężących powiek nie odnotował skinięcia. Brak uwag i prychnięć mu wystarczył.
Próba wysłania Vaele do łóżka spełzła na niczym, a ciepło wyślizgnęło się z jego ramion.
- Nie pali się – wychrypiał z dziwnym poczuciem, że właśnie się w coś wkręcił. Na osobę arystokraty ponownie spłynęły spokój i kolory. Wyglądał i pachniał o niebo lepiej niż gdy tu weszli. A teraz się stał przed nim, odświeżony i zwyczajnie się gapił. Chyba nie zrobił niczego nieodpowiedniego?
- Ależ proszę. Do usług. – Wyszczerzył się i rozpostarł ramiona w koleżeńskim geście. Nie było mowy, by nabrał się drugi raz na to samo, tego samego dnia. Uśmieszek szybko został starty przez niepewność. Vaele nagle znalazł się blisko, za blisko i niedawne przeświadczenie, że coś się kroi, stało się faktem. W pierwszej chwili Cienia zatkało, bo Upiorny przez moment zdawał się być niezadowolony. W drugiej zorientował się, że Aeron zbierał myśli, stąd to marszczenie brwi. Nawet w takim stanie starał się pilnować.
- Jak wielu innych rzeczy – odparł, nie spuszczając z niego drapieżnego spojrzenia. Na pytanie jedynie przekrzywił głowę. Czego chciał? Czego? Była tylko jedna rzecz, której mógł chcieć, gdy nie wiedział jeszcze, co to jest.
- Drobnej przysługi. Byś mnie wyratował i wsparł jak ja teraz. Niczego więcej – wyjaśnił spokojnie. Wiedział jednak, że Aeronowi może być trudno się odwdzięczyć. Wszystko zależało od sytuacji w jakiej przyjdzie mu spłacić niepozorny dług.
Otworzył szeroko oczy, gdy Vaele złapał go za kołnierz. Uniósł rękę, jakby chcąc się zasłonić, lecz natrafił tylko na silną pierś i mocno bijące pod nią serce. Jego własne również zabiło szybciej. Przymknął powieki i drżąco wciągnął powietrze, czując dotyk i oddech na szyi. Każdy włos stanął mu dęba. Uwielbiał tę pieszczotę.
Ponownie go objął. Rosło w nim pożądanie oraz sprzeciw. Nie mógł tego jednak zakończyć. Jeszcze nie teraz. Odchylił głowę do tyłu, odsłaniając się i dając przyzwolenie. Palce drugiej dłoni wplótł między atramentowe, jeszcze wilgotne kosmyki. Podejrzewał, że Aeron ma podobne ciągoty, w zasadzie od samego początku. Tylko czy w nie wierzył? Nie do końca.
Czy to kolejny test? Kolejna pułapka? Szukanie haków?
Żadne z nich. To czyste szaleństwo.
Delikatnie pociągnął go za włosy do tyłu i spojrzał w połyskujące nowym blaskiem tęcze. Uśmiechnął się samymi kącikami ust i kurzymi łapkami, gładząc silny kark. Nie gustował w facetach, ale nie przeszkadzało mu to w cieszeniu się ich uwagą. Tę odrobiną władzy, którą wówczas zyskiwał. Nachylił się do jego ucha i przygryzł je lekko.
Nieprzyjemne szumy, rozpraszająca wrzawa, którą zostawili za drzwiami naraz ucichły, zostawiając Upiornego jedynie z biciem własnego serca i słowami…
- Tak, ale nie powiedziałeś mi jeszcze, jak smakuję – szorstki szept Keera wybrzmiał z nową siłą. Dopiero wtedy pozwolił na powrót odległego gwaru.


Zamek Himmelhof - Page 4 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Himmelhof
Pon 17 Kwi - 23:02
Pokręciła głową - nie martw się, to nie jest aż takie ważne - wzruszyła ramionami - nie spędziłam z tobą całego czasu w Klinice, więc nie byłam pewna czy go spotkałaś czy nie - uśmiechnęła się - poznałam go...zanim nawet zaczął pracować w Klinice, co prawda jakieś...dwa dni wcześniej, w dość niefortunnych warunkach - zarumieniła się zakłopotana - ale jednak.
Ewidentnie poprawił jej się humor. Nie jakoś znacznie, ale było widać, że jest lepiej. Rozluźniła się. Brak obecności mężczyzn, czy to trzeźwych czy też nie, ale jednak jej obcych mężczyzn. W sumie...tych mniej obcych też tutaj nie było ale to dobrze. W sumie nie miała nic przeciwko, by pierwszy raz od.....daaaaawna nie miała okazji porozmawiać z inną kobietą. Bo też z kim. Siedziała większość czasu w domu, w Klinice pojawiała się tylko na kontrolach, albo jak się nudziła i uznała, że pójdzie po narzeczonego do pracy. Z Leviathanem aż tak się nie stresowała, choć nadal chodzenie samotnie było dla niej dość stresujące.
Spojrzała w okno, spoglądając na zimowy krajobraz, gładząc swojego smoka, który umościł się na jej kolanach.
Wróciła wzrokiem do Baśniopisarki, po czym przygryzła dolną warg - czuję się przy nim bezpiecznie - przyznała, trochę ostrożniej - prawdę mówiąc... - zawahała się - to jedyny mężczyzna, przy którym czuję się w pełni bezpiecznie... - uciekła wzrokiem w bok - kiedyś czułam się bezpiecznie jeszcze przy jednej osobie....zaczynam ufać jeszcze jednej, ale tylko przy Banie, czuję się naprawdę dobrze.... jemu pierwszemu zaufałam po.... - westchnęła - odkąd trafiłam do Krainy i mimo, iż nie widziałam się z nim....trzy lata, nie wyobrażam sobie nawet, żeby być z kimś innym - pogładziła się po karku. Nie wiedziała, czy dobrze robi, zwierzając się Iris, ale....chyba tego potrzebowała.
- I wiem, że faceci są ślepi - zaśmiała się - uwierz, potrafię mu dokładnie pokazać co jest nie tak - wyszczerzyła swoje lisie ząbki - według Świata Ludzi, nie jestem jeszcze pełnoletnia, ale to on jest jak dziecko i czasem trzeba do niego tak podejść - wzruszyła ramionami - wiesz...zabrać zabawki, dać na coś karę, czasem dać nagrodę. Jest ode mnie sporo starszy....przynajmniej jak na ludzkie standardy - zaczęła bawić się Blaszką i zaśmiała - ale nawet teraz....wiem, że się dobrze bawi, gdy mnie nie ma, jak nastolatek, gdy nie ma rodziców na weekend - uśmiechnęła się delikatnie.
Wysłuchała jej słów na temat Upiornych. Miała rację...Julia nie miała czasu na to, żeby czekać aż ten się ogarnie. Ale też...nie miała zamiaru z nim rozmawiać....nie miała zamiaru mu mówić jak tęskni za ich dawną relacją.
Pokręciła głową - nie zrobię pierwszego ruchu, nie powiem mu, że tęsknię za dawną relacją - położyła po sobie uszy, wyraźnie zirytowana - powiedziałam mu już dobitnie, że się zmienił i to wcale nie na lepsze - zgrzytnęła zębami i wyjęła chusteczkę z kieszeni i lekko ją pośliniła, dyskretnie po czym starła sobie część makijażu z policzka - gdyby Leviathan mnie nie słuchał, Kraina byłaby uboższa o jednego Księciunia - prychnęłam a Aureum zasyczał, jakby na potwierdzenie jej słów. Może zachowywała się trochę jak obrażona nastolatka....ale czy właśnie nie była nastolatką? - póki nie przeprosi, nie odezwę się do niego w prywatnych sprawach - spojrzała kobiecie w oczy, w jej własnych pojawiła się wredna iskierka - ale za to chętnie trochę uszczuplę jego portfel. Jestem w pracy i nikt nie powiedział, że po znajomości obniżę cenę, albo....nie policzę czegoś dodatkowo - wzruszyła ramionami - Bane na pewno chętnie przyjmie jakiś nowy krawat, albo spinki do mankietów - zachichotała - albo dla mnie jakieś nowe opakowanie - zarumieniła się.
Pokręciła głową - nie przejmuj się, masz o wiele większe doświadczenie niż ja...prawie we wszystkim - przyznała i uśmiechnęła się do niej przyjaźnie - a szczerze....chyba potrzebowałam takiej....rozmowy z drugą....przedstawicielką płci lepszej - uśmiechnęła się - ale taką, która też swoje przeszła, a nie jest jakąś....dziunią, która widzi siebie w centrum wszystkiego - poruszyła puchatym ogonem - dziękuję - dodała jeszcze.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Nie 23 Kwi - 20:40
Chociaż gdzieś w oddali dało się usłyszeć gwar dogasającej już biesiady, w komnatach łaziebnych w których się znajdowali, jedyną muzyką dla uszu dwóch przebywających w ich wnętrzu mężczyzn były ich własne oddechy. Krzyk, niesiony echem po zamku już dawno przebrzmiał, zupełnie jakby sam Himelhof chciał zabrać go ze sobą i skryć w najmroczniejszych czeluściach. Jak skarb, którym było wspomnienie upodlenia jednego Upiornego Arystokraty. Tego, którego triumf, lub upadek przyjdzie kiedyś oglądać również i murom tej posiadłości.
Aeron będąc tak blisko czuł jego zapach, ziołowe nuty których nie potrafił nazwać, a które kojarzyły się bezpośrednio z lasem. Na słowa o formie zapłaty, uśmiechnął się blado, patrząc na Cienia spod przymrużonych powiek. Pochylił się lekko w dworskim ukłonie, nie za niskim by nie upaść, ale i nie zbyt płytkim by został odebrany jako kpina.
To co stało się w następnej chwili miało być początkiem, lub końcem. Czego? Tego nie wiedział nikt, prawdopodobnie nawet i sami zainteresowani.
Odświeżająca, lodowata woda zmyła z jego twarzy słone łzy, spływająca strugami po tym jak ochlapał lico zabrała ze sobą wszystkie dowody słabości. Czuł się o wiele lepiej, mimo iż w głowie nada mu huczało a ruchy nie były tak pewne, jak pewnie by chciał. Nie był w tym jednak sam. O nie.
Czując dłoń na swojej piersi zatrzymał się, lecz tylko na chwilę by upewnić się, że chociaż Keer zapewne początkowo myślał o zaznaczeniu granicy, szybko ten zamiar porzucił. Na ustach Arystokraty nie pojawił się jednak uśmiech. Było w tym coś, co sprawiało, że pożądanie jakie zaczynało w nim narastać było... inne. Bardziej wysublimowane, o ile w ogóle można je nazwać takim epitetem.
Nosem trącił pachnącą ziołami skórę, zadał ciche pytanie... Odpowiedź przyszła o wiele wcześniej nić słowa. Gawain objął go, odchylając głowę w tył i jednocześnie lekko ciągnąc go na włosy na karku by obejrzał ten swoisty spektakl przyzwolenia z odpowiedniej odległości.
Tęcza w oczach rozbłysła kiedy spojrzeniem odnalazł jego piękne, dziwne oczy. Te, w których zawsze szukał odpowiedzi na niezadane pytania. Te same, które widział w swych snach i których obecności znaczenia nie pojmował. Czy była to niezdrowa fascynacja? Być może. Ciężko było to wytłumaczyć.
Nie potrzebował dodatkowej zachęty. Na słowa Cienia sapnął cicho a na policzkach wykwitł rumieniec. Nie wahał się, celowo zbliżył się do niego bardzo powoli, całym sobą chłonąc chwilę. Jednocześnie wsunął dłoń pod jego koszulę i chłodnymi palcami przesunął po brzuchu Gawaina. Niejako chcąc odciągnąć uwagę tamtego od dłoni, przysunął usta do jego szyi, tuż pod uchem.
- Sam jestem ciekaw. - mruknął - Czas zacząć ucztę. - dodał i przesunął językiem po skórze by już po chwili przylgnąć do Keera ustami.
Poświęcił mu każdą chwilę, każde westchnienie, każdy pocałunek. Badał go, sprawdzał na ile może sobie pozwolić. Działał delikatnie, lecz stanowczo, dając Cieniowi wszystko to, co miał w sobie najlepsze, przynajmniej jeśli chodzi o pieszczoty.
Młody Vaele nigdy nie przyznałby się do tego otwarcie, lecz Gawain od bardzo długiego czasu przyciągał jego uwagę, nie tylko przez wzgląd na jego fach. Zagubiony we własnych myślach, nie wiedział jak ma rozumieć przyspieszające w obecności Cienia serce.
Ośmielony postawą rudowłosego, przysunął się jeszcze bardziej, napierając na niego całym ciałem. Nie był od niego wyższy, jeśli nie liczyć imponujących rogów, ale z pewnością szerszy więc gdyby ktoś w tej chwili postanowił im przeszkodzić, nie byłby w stanie zaatakować Keera bo jego sylwetka była ukryta przez Aerona.
Arystokrata odsunął się na chwilę ale tylko po to, by zmienić stronę i obdarzyć pocałunkami drugi bok szyi. Dłonią wodził po jego brzuchu, nie zapędzał się ani wyżej, ani niżej, ciekaw tego co nadejdzie z jego strony.
Po dłuższej chwili odsunął się od niego i spojrzał w twarz, konfrontując się z jej wyrazem. Potrzebował chwili, by ocenić co widzi, bo w głowie nadal mu szumiało a pragnienie było silniejsze niż przypuszczał.
- Chcesz poznać odpowiedź? - zapytał cicho - Obawiam się, że nie mogę się nią z tobą podzielić. Jeszcze nie. - dodał a w oczach rozbłysła psotna iskierka, kiedy zabrał rękę z jego brzucha i przeniósł ją na jego pierś, przesuwając po materiale dokładnie tam, gdzie powinny znajdować się w tej chwili najwrażliwsze miejsca.
Obserwował. Mimo upojenia i zmrużonych oczu, spojrzenie miał o wiele bystrzejsze niż jeszcze przed chwilą. Zarumienione policzki były jedyną oznaką tego, że książę ledwo panuje nad chęcią poczynienia odważniejszych kroków. Widać dobre wychowanie wzięło górę. A może... niepewność?
- Mów do mnie. - powiedział nagle, patrząc na jego usta - Chcę znać twoje myśli. - nachylił się ku jego twarzy, zbliżając wargi go jego warg, lecz zatrzymując się kilka centymetrów od nich - Twoja myśl, za moją myśl. Twój czyn, za mój czyn. - mruknął - Czy to nie uczciwa transakcja? - w oczach błysnęła wesołość.
W oddali nadal słychać było muzykę z sali biesiadnej, lecz dla Aerona liczyła się ta, której słuchał w tej chwili: bicie dwóch serc, oddechy dwóch splecionych ze sobą istot.
Taka okazja nie trafi się drugi raz.


Ostatnio zmieniony przez Thorn dnia Nie 23 Kwi - 21:03, w całości zmieniany 1 raz


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Iris
Gif :
Zamek Himmelhof - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Iris
Wiek :
Wizualnie 25 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
175/70
Znaki szczególne :
Zmieniające kolor włosy i oczy.
Pod ręką :
Zwój papieru, pędzel i czarny tusz. Sakiewka z pieniędzmi. Broń.
Broń :
Bat.
Zawód :
Admirał Floty Wielkiego Księcia Larazirona
Stan zdrowia :
Zdrowa.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t133-iris-arcus https://spectrofobia.forumpolish.com/t1087-iris
IrisPonury Komediant
Re: Zamek Himmelhof
Nie 23 Kwi - 21:01
Uśmiechnęła się na słowa dziewczyny. Bardzo przyjemnie słuchało się jej opowieści. Z pewnością swoje przeszła, bo w Krainie Luster nie było istoty, która nie miałaby chociaż jednego smutnego epizodu w przeszłości, jednak dobrze było wiedzieć, że są i tacy, którzy nie załamali się i żyją w miarę szczęśliwie.
- Ciekawe czy on wie, że tak dobrze się o nim wyrażasz. - powiedziała z uśmiechem - Słyszę, że jest dla ciebie naprawdę ważny. - skinęła głową.
Czy była zazdrosna? Ani trochę. Owszem, sama też chciałby mieć kogoś takiego, na kim będzie mogła się wesprzeć w każdej chwili, kto będzie o nią dbał i dawał poczucie bezpieczeństwa... ale czy naprawdę nie miała nikogo takiego w swoim otoczeniu?
Po przybyciu do Humelhofu wreszcie znalazła dla siebie kąt, Vyron podarował jej nowe życie. Nadal nie potrafiła zrozumieć co nim wtedy pokierowało, lecz chociaż pytanie to tłukło się w jej głowie, nie miała odwagi zadawać je na głos. Może przez surowe spojrzenie jakim ją wtedy obdarzał, za każdym razem gdy okazywała brak wiary w jego decyzje czy świadectwo swojej niskiej samooceny. Nie mówiła tego nikomu, ale nawet i teraz, gdy mieszkała w raju, zdarzały jej się bezsenne noce kiedy patrzyła w niebo siedząc w oknie i myśląc o tym, co było. Nie żałowała decyzji, bo właśnie dzięki nim znalazła się tu, gdzie była w tej chwili, ale jaki będzie następny dzień? Przybierając maskę pewnej siebie pani Admirał, skrywała kompleksy i na czas pracy łatała wielką, ziejącą w sercu ranę. Robiła wszystko, by inni nie zobaczyli jej słabości.
Jednocześnie... była sobą i nią nie była. Każdego dnia spędzała czas z załogą, patrzyła tęsknie w stronę swojego księcia. Czasami wyobrażała sobie co by się stało gdyby... gdyby on wiedział.
Tak, zrobiła to nieszczęsne ciasto i pamiętała, że zostawiła je w jego gabinecie. Ciężko było powiedzieć, czy żałowała tego czynu podyktowanego przez serce. Może tak, może nie? Jedno było pewne - Vyron wyszedł z biesiady a to napawało ją niepokojem. Nie martwiłaby się o niego, gdyby jej na nim nie zależało.
Zamrugała gdy usłyszała o stanowisku Julii w stosunku do Arystokraty. Sięgnęła ku jej twarzy i czułym gestem odgarnęła jej kosmyk włosów z twarzy.
- Dobrze mu powiedziałaś. - mruknęła - Jeśli tego, chcesz, to życzę ci by wasza relacja wróciła na dawne tory. - dodała z delikatnym uśmiechem. Na chichot dziewczyny i jej dalsze słowa zareagowała złośliwym uśmieszkiem i wzruszyła ramionami.
- Nie od dziś wiadomo, że usługi medyków są drogie. - puściła jej oczko - Ale wiesz? Na twoim miejscu użyłabym dodatkowych funduszy do tego, by zrobić coś dla siebie. Może potrzebujesz jakiegoś ładnego stroju? Lub biżuterii? - podsunęła - W mieście mówi się o jednym wyjątkowo utalentowanym rogaczu, który zajmuje się obróbką kamieni szlachetnych. Może zaproponowałby coś, co by ci się spodobało? - przechyliła lekko głowę - Jeśli chcesz... możemy iść razem. Sama też chętnie rozejrzę się po jego asortymencie.
Jej podziękowania były szczere i trąciły serce Iris w miły, ciepły sposób. Baśniopisarka uśmiechnęła się do skrzydlatej i otworzyła ręce, w razie gdyby Julia chciała przytulasa. Jeśli nie, nic się nie stanie.
- Ja również dziękuję. - powiedziała - Jeśli kiedyś będziesz chciała powtórki, wiesz gdzie mnie szukać. - uśmiechnęła się drapieżnie - Nigdzie się stąd nie ruszam. Tym razem nie dam się tak łatwo wygonić.



#ff0066

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach