Plac przed Wieżą Zegarową

avatar
GośćGość
Plac przed Wieżą Zegarową
Pią 12 Kwi - 15:39

Plac przed Wieżą Zegarową Wiea10

Sam w sobie plac to nic wielkiego. Kamienie ułożone kiedyś w formie ogromnej mozaiki obecnie wyblakły i nie różnią się niemalże od tych w brukowanej drodze. Zachowały się za to liczne mechanizmy-rzeźby, przedstawiające niektóre z mechanicznych części Wieży Zegarowej. Jest też mała publiczna scena na wielkim kole zębatym. Wokół placu stoi mnóstwo kamieniczek, a wewnątrz każdej z nich jest sklepik, pracownia rzemieślnika, bądź zwyczajny dom. Albo wszystko na raz. Spokojne miejsce na spotkanie, jak również wypad z dziećmi. Bardzo popularne wśród Marionetek i Kapeluszników, z różnych, niekoniecznie rozgłaszanych powodów.



Ostatnio zmieniony przez Kayl dnia Pią 12 Kwi - 16:19, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Kayl pojawił się nagle niedaleko miasteczka. Pozornie normalnego z jego punktu widzenia. Przynajmniej dopóki nie przyjrzał się jego mieszkańcom. Podobieństwo do ludzi było duże, jednak po tym co zobaczył w Laboratoriach MORIi przed oczami nadal widział okaleczone istoty, które nie wyglądały naturalnie, tak jak tu obecni. Nie miał się jednak czasu zachwycać, przynajmniej jeszcze. Podszedł do rozmawiającej grupki starając się usłyszeć w jakim języku tu mówią, po czym uspokojony, że jest to język angielski, ruszył do sklepiku wyglądającego na sklep z antykami. A przynajmniej tak sugerowały wystawione towary.
Francuz zapytał już na wejściu, czy sklepikarz nie odkupi od niego srebrnej figurki, którą znalazł przypadkiem idąc po lesie, na co po kilku mruknięciach ostatecznie przystał sklepikarz- dachowiec z zezem rozbieżnym. Był wyraźnie niezadowolony, bo ostatnio więcej mu sprzedawano, niż sam był w stanie wyciągnąć od klientów. Kayla to jednak nie obchodziło. Przynajmniej dopóki nie spojrzał na wystawione artykuły. Na manekinie za kotem wisiał piękny płaszcz, idealny by zakryć fakt, że był w 100% zwykłym człowiekiem. Zaproponował więc, że zamiast pieniędzy, zamieni się za płaszcz, na co sklepikarz się roześmiał.
- Mmmasz oko. Czarodziejska wstęga to nie tylko płaszcz, zresztą sam się przeeekonasz. Ale dorzucisz jeszcze mmmmarynarkę. Podoba mi się.
- Stoi.- Odpowiedział i zdjął marynarkę. Wyjął z niej swoje rzeczy i położył na ladzie obok krzyża.
Sklepikarz zdjął płaszcz z manekina ciągnąc za kołnierz, a ten magicznie przemienił się w zieloną wstążkę. Następnie bez pytania zarzucił na szyję francuza, gdzie zmieniła się w nieco mniej kolorową wersje tego samego płaszcza.
- Jak ulał. Mmmmiłego dnia.- powiedział i wyszedł na zaplecze z krzyżem i marynarką. Po chwili wrócił w nią ubrany, jednak Francuza już nie było. Wyszedł i udał się w kierunku centrum. Szukał jakiejkolwiek wskazówki, lub nazwy którą zauważył w pamiętniku córki. Jego próby jednak nie dawały zbyt dobrych efektów.
Po godzinie chodzenia pomiędzy uliczkami i zaułkami, w końcu zatrzymał się na placu przed wieżą zegarową. Usiadł na jednej z ławek i zajrzał do swojego plecaka. Miał tam kilka najpotrzebniejszych rzeczy, łącznie z pamiętnikiem Jocelyn. Otworzył go jeszcze raz i po raz setny odczytał opis krainy luster. Chyba rzeczywiście była tak wielka jak się obawiał.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Dzień był naprawdę ładny, dlatego Moe nie mógł sobie pozwolić na to, by stracić taką okazję na jakiś zarobek. Tym razem udał się pod Wieżę Zegarową. Tutaj nie było za wiele miejsc, ale wystarczająco by coś sobie zarobić, a jednocześnie by komuś pomóc.
Tym razem wybrał się do sklepu z narzędziami do budowy zegarów. Taki zegarmistrz, ale też nie do końca. Dostał bardzo proste polecenie. Przenieść kilka pudeł na drugą stronę placu, gdyż pomocnik sprzedawcy niestety się rozchorował. I tak wszyscy wiedzieli, że po prostu zabalował poprzedniego dnia. Ba! Moe nawet widział jak ten wymiotuje w jednym z zaułków w towarzystwie jakiejś nie ładnie ubranej pani. Niby miała ubrania, ale chłopczyk uważał, że pokazuje o wiele za dużo. Całe szczęście zaułek ten był mało używany, więc mało komu będzie przeszkadzać, że ktoś tam napaskudził. Do tego czasu zdążą to zmyć deszcze.
Cień ochoczo zabrał się do roboty. Zaczął dzielnie przenosić pudła. Szło mu to nawet sprawnie. Przenosił po jednym na raz. Nadgarstek, który miał owinięty brudnym bandażem nie dokuczał mu zbytnio.
Wyglądał po prostu na pracującego, biednego dzieciaka. Od białowłosy dziesięcio, czy jedenastolatek, w za dużych, połatanych ubraniach, o dwukolorowych oczach...i bez Cienia, w miejscach, w których nie było ubrań.
Nosił dzielne, aż na ostatnie pudło, sprzedawca prosił by się pospieszył, dlatego też załadował mu dwa razy więcej. Moe miał już z tym problem. W połowie drogi, musiał odłożyć pudło i rozmasować obolały, lekko spuchnięty nadgarstek. To było ostatnie pudło, musiał je zanieść. Stanął akurat niedaleko jakiegoś eleganckiego mężczyzny, który siedział sobie na ławeczce, ale nawet nie próbował nawiązać z nim kontaktu.
Stał sobie chwilę, po czym próbował podnieść znów pudło, ale nie umiał tego zrobić. Nadgarstek odmawiał mu posłuszeństwa...a tak niewiele brakowało.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Kayl zatopiony w lekturze niemalże odciął się od świata. Niemalże, bo nadal zwracał uwagę na najbliższą okolicę. W momencie gdy zauważył małego chłopca biegającego z pudłami, odłożył pamiętnik i przyglądał się dziecku. Wyglądał na zwykłego malca, jednak nie miał na sobie żadnych porządnych ubrań, a na dodatek pracował fizycznie. I to dość ciężko. Nie wiedział tylko jak zostanie zrozumiany próbując mu pomóc. Więc siedział dalej, udając, że szykuje się do dalszego wyruszenia w drogę pakując kilka najpotrzebniejszych rzeczy do kieszeni nowego płaszcza. Chciał też przetestować jak zmiana wstęgi wpływa na zawartość kieszeni.
Po kilku rundkach noszenia, chłopiec ewidentnie osłabł. Albo dostał większy ciężar, ponieważ musiał odstawić pudła w połowie drogi, akurat niedaleko ławki na której siedział Kayl. Francuz zwrócił uwagę, że coś jest nie tak. Ręka chłopca była zdecydowanie spuchnięta, dodatkowo owinięty w jakiś brudny materiał, a ten uparcie próbował przenieść pudło dalej.
- Zaczekaj chwilę chłopcze!- Zawołał wstając z ławki z wyraźnym francuskim akcentem. - Widzę, że coś się stało. Pozwolisz sobie pomóc? - Zapytał już nieco ciszej, podchodząc do chłopca.
- Pokaż rękę - powiedział przyklękając przed chłopcem. Wyciągnął słoiczek maści i bandaż, kładąc je pod ręką i zaczął przyglądać się ręce, odkręcając prowizoryczny bandaż. Wieloletnie doświadczenie mówiło mu, że ma do czynienia ze zwichniętym nadgarstkiem, a opuchlizna obejrzana z bliższej odległości potwierdziła jego przypuszczenia.
- Swędzi i nie możesz użyć tyle siły co wcześniej, prawda? - Zapytał z delikatnym uśmiechem na ustach. - Mam tu coś co może pomóc. Zaufasz mi?- zapytał prezentując przed chwilą wyjęte przedmioty.
Wewnętrznie krzyczał do siebie, że powinien zadzwonić na policję i zaraz to zgłosić, bo dziecko ewidentnie potrzebowało więcej pomocy. niż to co mógł zaoferować. Z drugiej strony w tym świecie to mogło być w pełni normalne. Kto wie czy nie jest to demon w ludzkiej skórze. Powstrzymywał te słowa z tyłu głowy tylko dzięki wcześniejszym doświadczeniom z młodymi klientami apteki, w której zdarzało mu się wziąć dodatkowy dyżur w okresie świątecznym, żeby biedni podopieczni też mogli spędzić odrobinę czasu z rodziną. Nawet jeśli nie byli na kolacji wigilijnej, której Kayl nie pozwalał sobie opuścić. Ten jeden z niewielu dni zawsze spędzał z żoną i córeczką...
- Obiecuję, że nie będzie bolało - dodał nadal z uśmiechem patrząc w oczy chłopcu. Belle enfant pomyślał nadal czekając na odpowiedź.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Zatrzymał się i rozejrzał, gdyż nie był pewien, czy to na pewno do niego są skierowane te słowa. Widząc jednak, że nieznajomy mężczyzna na niego patrzy, spojrzał za siebie, na sklep, z którego niósł pudło i podszedł do mężczyzny, lekko przesuwając towar. Musiał go mieć pod ręką. Nie spieszył się jakoś specjalnie ale lepiej, żeby ktoś mu nie zajumał rzeczy, bo nie dość, że za to oberwie, to nie będzie miał na nic do jedzenia jeszcze jakiś czas, a trochę zaczynał odczuwać głód.
Przytaknął głową i podał rękę mężczyźnie. Spoglądał niepewnie na to co ten wyciągnął z torby, ale nic nie mówił. Lekko się tylko skrzywił, gdy mężczyzna o dziwnym akcencie odbandazował mu rękę.
Przytaknął głową, słysząc jego pytanie - niosłem ostatnio za dużo...i zaczęła boleć - przyznał. Bo po co miał kłamać? Jeszcze raz zerknął na przedmioty. Bandaż i chyba jakaś maść.
Uśmiechnął się, ale zauważył jakiś ruch za sobą - czy najpierw...pomógłby mi pan z tym pudłem? To już ostatnie, a właściciel sklepu chce dziś iść na obiad z córką bo przyjechała z daleka - poprosił grzecznie. Chciał mu pomóc i wiedział, że sklepikarz miał też sporo roboty w środku jeszcze. Dlatego miał nadzieję, że nieznajomy mu pomoże.
Jeśli nie to podziękował za chęć pomocy i ruszył znów by spróbować przenieść pudło, na drugą stronę, jeśli jednak pomógł, pokazał mu gdzie to dać i pobiegł szybko do sklepikarza i wziął swoją zapłatę, po czym wrócił do mężczyzny - dziękuję bardzo - uśmiechnął się szeroko, uroczo. Teraz już był wolny i mógł pozwolić nieznajomemu sobie pomóc. O ile nadal chciał.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Kayl przestawił pudło między nich.
- Zdrowie jest na pierwszym miejscu. Skoro tak lubisz pomagać, to postaraj się być pewny, że jesteś w stanie to zrobić. - Powtórzył słowa, które wielokrotnie słyszał gdy sam był w tym wieku i zaczął smarować opuchliznę maścią.
- Zaniosę to pudło. A potem obowiązkowo idziemy kupić Ci coś do jedzenia, musisz zregenerować siły.- powiedział, obwiązując rękę dziecka czystym bandażem. Przypominał sobie Jocelyn, która była równie uparta, chociaż dużo mniej pracowita w wieku chłopca. Następnie zgodnie ze swoimi słowami podniósł ciężar i nie zapominając reszty swoich rzeczy zaniósł pudło do wskazanego sklepu. Widząc, że jest tu jeszcze sporo do zrobienia, zaoferował, że może nieco pomóc jak już upewni się, że chłopiec zje cokolwiek. Wiedział też, że musi sam zarobić, bo na dobry wygląd, to może co najwyżej zwabić złodzieja. Na szczęście miał trochę lokalnych pieniędzy, które znalazł przy poprzednim właścicielu krzyża. I było to o wiele więcej niż myślał. Bez problemu opłacił jedzenie i dla siebie i dla chłopca. Po czym wrócił na tą samą ławkę co wcześniej.
- Pewnie wydaję się dziwny i fakt, nie jestem stąd. Ale nie mogę przejść obojętnie jak coś takiego się dzieje. Chociaż mam ochotę komuś przywalić, za to, że zostawił Cię samego na ulicy. Nawet będąc tak pracowity, przecież masz prawo do bycia dzieckiem... Przepraszam... jestem trochę... zmieszany. Ostatnio sporo się u mnie działo. I to wszystko wydaje mi się potwornie niesprawiedliwe. - Powiedział, przeżywając prawdziwy huragan emocji. Brakowało mu córki do tego stopnia, że aż postawił się w roli ojca bezdomnego chłopca. A ten nie mając nic, radził sobie lepiej od niego. Nie mówiąc o tym, że przynajmniej wiedział, gdzie może znaleźć pomoc. Nawet jeśli tak małą. Ale kto wie, trzeba mieć w końcu nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Nie mówiąc o tym, że nie chciał być żebrakiem gdy w końcu znajdzie córkę. Nadal wierzył, że przygotowana na trudy dziewczyna poradzi sobie wszędzie. Przecież to moja córka! Powtarzał sobie w chwilach niepewności. Na szczęście wiele ich nie było.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Spuścił pokornie wzrok na tę małą naganę i dał sobie spokojnie opatrzyć rękę. Trochę się przy tym skrzywił i raz syknął, ale nie marudził nawet przez chwilę. Nawet się potem szczerze uśmiechnął.
Zamrugał zaskoczony - nie trzeba - powiedział niepewnie. Zawsze czuł się dziwnie, gdy ktoś dawał mu coś za nic. Przecież dostał pieniążki od właściciela sklepu, ale tata zawsze mu powtarzał, że jeśli ktoś będzie chciał mu pomóc to nie może odmawiać. Dlatego też pokornie poszedł za mężczyzną i nie marudził przy wyborze jedzenia. Trochę już zgłodniał, więc tym bardziej ochoczo zabrał się za pałaszowanie, gdy już wrócili na ławkę.
Nie do końca rozumiał co mężczyzna do niego mówił. Nie przez język czy też ten dziwny akcent. Nie rozumiał dlaczego mu to mówi, ale słuchał grzecznie.
- Na ulicy nie jest źle - powiedział, uśmiechając się szeroko - tylko trzeba wiedzieć gdzie nie wolno chodzić i kogo unikać - powiedział pewnym siebie, chłopięcym głosikiem. Widać było, że wie co mówi.
Zainteresowała go jednak inna sprawa - skąd pan jest jak nie stąd? - przechylił lekko białowłosą głowę, a kosmyki odbijając światło, zalśniły wszystkimi kolorami tęczy. Nie rozumiał co jest takie niesprawiedliwe, ale już nie wnikał. Widać było, że mężczyzna przeżywa teraz ciężkie chwile i nie chciał się wtrącać. Spoglądał więc na niego, kończąc powoli swój posiłek. Był taki dobry! W końcu mógł się najeść.
Machał swoimi nóżkami, siedząc na ławce, czekając grzecznie na odpowiedź tymczasowego towarzysza.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Kayl przełknął głośno któryś z kolei kęs jedzenia. Zdecydowanie chłopiec był najzwyklejszym dzieckiem przyzwyczajonym do takiego życia, to on tutaj odstawał. I na dodatek zaczął z siebie wyrzucać wszystkie nerwy i stres... Nie powinien mówić wszystkiego, tego był pewien, ale było mu lepiej, z tym, że mógł to po prostu z siebie wyrzucić. 5 godzin temu po raz pierwszy odebrał komuś życie. A w ciągu kolejnych dwóch, powtórzył to jeszcze kilkukrotnie. I to dla ostatniej nici nadziei, że jego oczko w głowie jeszcze nie zginęło. Czemu więc jedyne co robi, to mówi?
Przestał się uśmiechać i pochylił się lekko nadal siedząc.
- Pochodzę ze złej krainy, która pozbawiła mnie wszystkiego. Chciałem zacząć od początku, więc przeniosłem się tutaj. A może uda mi się też przy okazji odzyskać z poprzedniego życia. Chociażby poczucie humoru. - Powiedział wystawiając język i domawiając sobie w duchu a przede wszystkim córkę.
- Bycie dorosłym jest ciężkie. Dawno nie miałem okazji wyrzucić z siebie co czuje i jest tego tak dużo... Przepraszam, że zrobiłem to tak bezmyślnie.... - Zawiesił się w sobie i odetchnął.
- Szczerze mówiąc, nie wiem nawet co gdzie jest. Ani jak daleko to jest od miejsca w którym poprzednio byłem. - Dodał szczerze. - Nie wiem czy znam tu kogoś, czy jestem zdany na siebie. Nie wiem nawet gdzie zacząć szukać có... jakiejś odpowiedzi. - powiedział i zaczął dalej gryźć swoją porcję. Znowu się otworzyłem... Muszę się opanować. Albo chociaż zamknąć jadaczkę zanim powiem coś, czego nie powinienem. Myślał, analizując sobie w duchu o czym rozmawiać z chłopcem.
- Oh, niegrzecznie z mojej strony, nie przedstawiłem się. Nazywam się Kayl - Powiedział uśmiechając się. - A ty?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Słuchał wszystkiego z szeroko otwartymi oczami. Zła kraina, w której mogą odebrać wszystko? To brzmiało naprawdę strasznie! A to niby to, że Moe mieszkał na ulicy było niesprawiedliwe? Ale po części wiedział co czuje mężczyzna. Sam stracił swojego przybranego ojca dość niedawno. Bo ile to jest rok, w perspektywie życia przez kilkaset lat?
Z lekkim wahaniem, Cień wstał i podszedł do mężczyzny od przodu i ... po prostu go przytulił. Nie za długo, ot tak chwilę, by pokazać, że nie jest sam. Moe też tego potrzebował, ale nie mówił tego na głos.
Gdy już się odsunął spojrzał na nieznajomego i uśmiechnął się - mój tata zawsze mówił, że dorośli też potrzebują przytulania i to częściej niż dzieci - powiedział poważnie, ale nadal się uśmiechał. Wrócił jednak na swoje miejsce, chyba, że siwy brunet chciał się jeszcze trochę przytulić.
Zamyślił się i spojrzał na swojego towarzysza - a czego pan szuka? Gdzie pan chce iść? - zapytał, przekręcając głowę - ja mogę powiedzieć, pokazać - zaproponował, spoglądając na małego Avi, który chyba się zgubił i szukał czegoś do jedzenia. Moe urwał kawałek swojej kanapki i rzucił mu. Samą bułeczkę. Avi napuszył się, rzucił szybkie dziękuję i uciekł czym prędzej, zanim zlecą się inne ptaszory, by go przegonić. Cień jeszcze chwilę śledził żółciutkiego ptaszka z zielonym brzuszkiem.
Wyciągnął rękę do mężczyzny - jestem Moe - uśmiechnął się szeroko, nawet nie zwracając uwagi na to, że ma troszkę sosu z kanapki w kąciku ust. Widać było, że mimo przeciwności losu, był naprawdę wesołym chłopcem, który chce tylko pomagać innym i to nie dla pieniędzy. Owszem cieszył się jak coś dostał, ale nie było to dla niego najważniejsze.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Kaylowi poleciała pojedyncza łza kiedy chłopiec go przytulił. Tak, potrzebował tego. Ale nie w taki sposób. I chłopiec chciał mu pomóc, więc może nie będzie złe... jeśli poprosi go o coś więcej.
- Nie szukam konkretnego miejsca... Szukam pewnej dziewczynki... Teraz już chyba jest dorosła. Mam prawo podejrzewać, że pojawiła się tu kilka lat temu, jednak nie miałem z nią żadnego kontaktu. Nie wiem nawet jak się zmieniła. Ale martwię się o nią.- Powiedział cicho.
Przez chwilę milczał patrząc w ziemię.
- Ale nie mogę jeszcze się z nią spotkać. Zła kraina to jedno, a jej mieszkańcy, którzy będą chcieli mnie złapać to drugie. Sprawiłem im spory problem i wiem, że nie ucieknę od konsekwencji. Więc najpierw chciałbym mieć bezpieczne miejsce, w którym mógłbym się zatrzymać. A co za tym idzie, jakąś pracę. Niekoniecznie tutaj. Mam spore doświadczenie jako far... jako zielarz i mógłbym się zajmować tym dalej, jeśli ktoś byłby tym zainteresowany. Lub zająć się czymś nowym. Nie będę się ograniczał. - Powiedział zgodnie z prawdą, podejmując ostatecznie decyzję.
- Dziękuję, że zostałeś ze mną pogadać, ale to chyba wszystko problemy z którymi muszę sobie poradzić sam. Ale z chęcią z Tobą porozmawiam przy innych okazjach. Ba, może poszukamy jakiejś dobrej pracy razem? - zaproponował wiedząc, że chłopiec nie porzuci łatwo tego trybu życia. A w ten sposób mógłby przypilnować, żeby nic więcej mu się nie stało. Polubił go. Mógł też dzięki temu dowiedzieć się więcej, już przez to, że rozmawialiby potencjalnie o niczym. Nie mówiąc, że chłopiec był mocną wymówką. Szukali samotnego uzbrojonego mężczyzny, nie samotnego ojca utrzymującego dziecko.
- Nie masz powodu by mi ufać, ale przynajmniej możemy spróbować zrobić coś dobrego dla siebie nawzajem, hmm?- Zasugerował wyciągając dłoń do uściśnięcia w stronę chłopca.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Zrobił smutną minkę. Skoro tu trafiła kilka lat temu to na pewno jej nie znał, ale gdzie by można zapytać? Straży? Nie...bo będą pytać skąd ten pan jest. Na pewno by było dużo problemów. Musiał pomyśleć, jakby jej poszukać.
Przytakiwał głową. Trochę się wystraszył, przez co Koszmarek wyszedł z niego, ale tym razem po postacią cienistego szczurka, który usiadł mu na ramieniu i spoglądał na mężczyznę. Nic jednak nie robił. Nawet Moe go nie zauważył, bo przecież cienie nic nie ważą, a do tego był już przyzwyczajony.
Wyprostował się nagle i klepnął bokiem pięści w otwartą położoną dłoń, na znak, że wpadł na jakiś pomysł - w Mieście Lalek, jest takie miejsce...Klinek....Klaneta......no takie miejsce, gdzie idą chorzy żeby nie być chorymi  - wyjaśnił co ma na myśli - jeśli umie pan robić takie leczące zioła, to może tam pan może pracować? - zapytał z nadzieją w swoich dwubarwnych oczkach - pracują tam miłe osoby, czasem dla nich zanoszę takie lecznicze ziółka do osób, które nie mogą wyjść z domu, albo jak się zgubiłem to tata zawsze mówił, żebym tam czekał i dostawałem zawsze coś ciepłego żeby się napić - wyjaśnił na tyle zwięźle na ile umiał.
Przytaknął głową z entuzjazmem - jeśli pan tam będzie pracował to mogę panu przynosić roślinki albo zanosić je tam gdzie trzeba - powiedział wesoło i wstał - to trochę daleko jeśli mamy iść na nogach - powiedział jeszcze, bo przecież nie wpadł na to, że można jechać wozem, których było tu pełno do wynajęcia. Ot takie taksówki, które były ciągnięte przez różnokolorowe konie.
Pokręcił głową - pan jest fajnym ale niech pan uważa, bo tu też nie każdy fajnym jest - powiedział i rozejrzał się, jakby szukając takich niefajnych osób. Jeśli tylko pan Kayl był gotowy, Moe wyrzucił grzecznie papierek po jedzeniu i pokazał mu drogę. Uznał, że go zaprowadzi bo i tak nie miał nic do roboty teraz. No i jeśli Francuz wybrał powóz, to też nie miał nic przeciwko temu. Było to dla niego coś nowego!

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
- Klinika... - szepnął pod nosem, żeby przypadkiem nie denerwować dziecka tym jak poprawnie się to mówi. To w sumie był całkiem niezły pomysł. A skoro to tak daleko, rozejrzał się i dojrzał dorożki, które do tej pory ignorował uznając za rzeźby. Ale nie da się zignorować niebieskiego konia tańczącego w miejscu. No tak, to nie jest monde réel... A przynajmniej nie mój. Myślał zatrzymując chłopca i wskazując na dorożkę z zielonym koniem.
- Może skorzystamy z tego? Ja stawiam... chwila, co to?- Powiedział, dopiero dostrzegając szczurka, którego wcześniej uważał za zwykły cień od jakiejś latarni. - To Twój zwierzak? - Zapytał spokojnie idąc już w kierunku dorożki.
- Dzień dobry, nie zawiózł... nie zawiozła by nas pani do kliniki? - Zapytał, postać w garniturze, która do tej pory stała twarzą do konia. Dziewczyna miała krótkie włosy i dość ciekawy kapelusz.
- Ależ oczywiście. Ale płaci pan z góry. - powiedziała z dziwnym uśmiechem na ustach i podała cenę, nadal leżącą w możliwościach Francuza. Zapłacił bez mrugnięcia okiem i wsiadł do dorożki, najpierw pomagając chłopcu wygodnie usiąść.
- Wio!- Zawołała dziewczyna i ruszyli, podziwiając widoki.
ZTx2

Powrót do góry Go down





Francesca
Gif :
Plac przed Wieżą Zegarową 5PUjt0u
Godność :
Sybilla Francesca z Cournard
Wiek :
498 | 28/29
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
172 | 64kg
Znaki szczególne :
Długie, białe włosy. Złote oczy . Niewielkie, dwa białe różki pod czupryną włosów.
Pod ręką :
parasolkę, torebeczkę z drobnymi rzeczami, wachlarz
Broń :
parasolka ze schowanym ostrzem, Kosa, Torebka z drobiazgami
Zawód :
Arystokratka | Bezrobotna
Stan zdrowia :
Obolała w niektórych miejscach, po ostatniej napaści.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t375-sybilla
FrancescaNieaktywny
Po dwóch godzinach dojechały dwie upiorne do Odwróconego Osiedla, gdzie znajdował się nieopodal plac przed Wieżą Zegarową. Dawno tutaj nie była w tym miejscu, bo ostatni raz była ze swoim bratem Alistairem. Niestety rodzice nie mieli dużo czasu, ale to nic. Sybilla wysiadła pierwsza, a potem czekała na Beatrice. Jeśli upiorna wyszła z pociągu to ruszyły w kierunku placu gdzie znajdowała znajdowała się Zegarowa Wieża.
- Niedługo będziemy na miejscu gdzie jest Wieża Zegarowa - odparła ze stoickim spokojem spoglądając na towarzyszkę.


Ostatnio zmieniony przez Sybilla dnia Wto 21 Maj - 13:18, w całości zmieniany 1 raz



grande iconepetite icone
I love flowers
LADY SUR EPICODE

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Plac przed Wieżą Zegarową 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Mimo, iż mam własną karczmę, która całkiem dobrze prosperuje i zawsze jest bardzo tłoczna, postanowiłem spotkać się ze starym znajomym u konkurencji. Mogę sobie na to pozwolić, bo czemu by tez nie? Smoczy Lotos jest otwarty przez cała dobę i to codziennie. Nie brakuje mi klientów, a dodatkowo mało kto przychodzi tam tylko na jedno piwko lub drinka. Choć nie grymaszę i przyjmę zarówno bogaczy jak i tych biedniejszych. A jak nie mają pieniędzy, zawsze mogą sobie potem to odrobić. Nie lubię za bardzo na to pozwalać, ale przecież nie jestem bez serca. O ile ktoś nie robi mi tam burdelu i nie postanawia sobie pozaczepiać innych lub pokłócić się zanim zdąży opuścić lokal. Ci są wykopywani, a jeśli jeszcze nie zapłacili, to dodatkowa kara była zależna od tego ile sobie nabili na rachunek. A były to różne kwoty. Byli przecież też tacy, którzy przychodzili, zamówili mnóstwo rzeczy, nawet jakieś dwie kolejki dla wszystkich, którzy są tam zgromadzeni, po czym wszczynali bójkę i myśleli, że uda im się wywinąć z płacenia. Jednak nie ze mną te numery!
Trochę sobie popiłem, ale to nadal było dla mnie za mało, żeby mieć problemy z mówieniem czy chodzeniem. Po prostu pachniało ode mnie wódą i nic więcej. Nawet nie byłem zarumieniony. No cóż…mam dość dużą tolerancję jeśli chodzi o procenty.
Nie mogłem jednak wrócić od razu do domu. Najpierw musiałem wybrać się na plac pod Wieżę Zegarową, by odebrać zamówienie na kamienie szlachetne, oraz podróbki do specjalnych zamówień. Trochę ostatnio się obijałem, więc musiałem nadrobić zaległości, żeby mój sklep nie stracił dobrej renomy, bo to tylko pokazałoby mojej pojebanej rodzinie, że faktycznie nic nie potrafię zrobić dobrze od początku do końca. A na to nie mogę pozwolić! W końcu to był mój życiowy cel. By uprzykrzyć życie oraz biznes rodowi Weles. Skoro oni nie potrafili być dla mnie mili, to ja taki tez nie będę!
Wszystko załatwiłem dość szybko i bez problemów i ruszyłem w drogę powrotną. Pogoda sprzyjała, więc uznałem, że nie będę wynajmował powozu. Przynajmniej się poruszam, w szczególności, że najbliższe kilka dni pewnie spędzę w swoim warsztacie, by móc wykonać wszystkie, a przynajmniej większość zamówień, jakie czekały na mnie w sklepie jubilerskim. A na pewno jeszcze coś do tego czasu doszło….
Nagle jednak, ktoś postanowił mnie zaczepić i zepsuć mi ten wspaniały dzień. Nie byłem czujny, dlatego też nie zauważyłem lecącej w moją stronę pięści. Lekko zatoczyłem się do tyłu i zostałem przygnieciony do muru oraz lekko podduszony. No tak…jacyś rabusie, którzy pewnie widzieli jak załatwiam kamienie, albo może nawet mnie kojarzyli. Nie wiem…nie mam pamięci do twarzy jeśli to nie są moi stali klienci. Chciałem się jakoś wyrwać, ale oberwałem drugi raz. No tak…skóra no kości policzkowej pękła, tak samo jak warga, a mnie to tylko rozdrażniło. Szkoda, że nie miałem przy sobie swojej ukochanej włóczni. Nie wiedzieć czemu dzisiaj postanowiłem ją zostawić w domu. Ech…trzeba jednak było ja zabrać. Całe szczęście niedaleko stała ławka, która nagle…ożyła! I rzuciła się na rabusiów, zanim Ci dostali się ze swoim nożem do odpowiedniej kieszeni, dzięki czemu ci szybko zwiali, ale niestety zostałem draśnięty w ramię nożem. Szczerze nawet tego nie zauważyłem.
Gdy rabusie uciekli, podniosłem się z ziemi, bo niestety upadłem, gdy ławka ruszyła na niedoszłych złodziei i otarłem krew z wargi i policzka, przeklinając głośno. Szkoda, że nie mogłem im wklepać. Lubiłem zawsze bójki, więc chyba by mnie zrozumieli prawda?
Nawet nie zwróciłem uwagi na rogate kobiety, które pojawiły się w mojej okolicy. I może to dobrze? A może właśnie nie, bo jedna z twarzyczek była aż nazbyt znajoma…..Choć na razie nie miałem o tym najmniejszego pojęcia.


Plac przed Wieżą Zegarową IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Dwie godziny minęły im na podróży aż do Odwróconego Osiedla. Tutaj Beatrice nie była nigdy w życiu, dlatego też wielce zdziwiło ją to, jak nagle perspektywa za oknem obraca się do góry nogami, chociaż ona sama nic takiego nie czuła.
Pociąg dotarł na miejsce i królowa śniegu wyszła z wagonu. Spojrzała wokoło. Grawitacja działała zupełnie tak samo, jak gdziekolwiek indziej w krainie, a jednak gdy spojrzała w górę, zobaczyła samą Krainę Luster. Zaprawdę niespotykany widok, nawet jak na ten świat.
- To dopiero nietypowe miejsce... - pomyślała głośno, z wyraźną fascynacją w głosie. U niej w domu czegoś takiego nie mieli. Jeśli już, to było coś pod ziemią, a nie nad nią - a już na pewno nie do góry nogami! Południe pełne jest najróżniejszych cudów magii i natury, i nie dało się miejscami pojąć, które jest które. Powróciła wzrokiem do swej przewodniczki i posłała jej ten sam łagodny uśmiech. Kiwnęła lekko głową i ruszyła zaraz za nią w kierunku celu ich małej wycieczki.

Powrót do góry Go down





Francesca
Gif :
Plac przed Wieżą Zegarową 5PUjt0u
Godność :
Sybilla Francesca z Cournard
Wiek :
498 | 28/29
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
172 | 64kg
Znaki szczególne :
Długie, białe włosy. Złote oczy . Niewielkie, dwa białe różki pod czupryną włosów.
Pod ręką :
parasolkę, torebeczkę z drobnymi rzeczami, wachlarz
Broń :
parasolka ze schowanym ostrzem, Kosa, Torebka z drobiazgami
Zawód :
Arystokratka | Bezrobotna
Stan zdrowia :
Obolała w niektórych miejscach, po ostatniej napaści.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t375-sybilla
FrancescaNieaktywny
Sybilla spoglądała się dookoła przymrużając rubinowymi oczami. Czekała spokojnie na swoją towarzyszkę, która zaraz będzie przy Upiornej. Potem spojrzała się na wieżę zegarową, a póżniej zawiesiła wzrok na męzczyznę który nie wyglądał najlepiej. Na początku chciała podejść żeby go spytać czy wszystko w porządku ale z drugiej strony nie chciała zostawić Beatrice samą w tym miejscu. Różyczka spojrzała się na nią, posyłając odwzajemniony uśmiech.
- Przepięknie tu jest nieprawda? - spytała się melodyjnym głosem. Upiorne weszły na plac przed Wieżą Zegarową, który z wyglądu naprawdę był niesamowity i mistyczny. Czuła jakby natura nadała magię temu miejscu, której nie da się pojąć swoim umysłem. Obecność trzeciej osoby nie dawało jej spokoju, dlatego z ciekawości czasami przyglądała się kątem oka, czy nie ma złych wobec nich zamiarów. Ciekawość dziewczyny była na tyle silna, że próbowała doszukać się podobieństw skąd go kojarzy. Z twarzy różyczki trudno było określić jakie posiada teraz uczucie. Na chwilę obecną nie potrafiła skupić się na zwiedzaniu okolic. Miała jedyną nadzieję, że Beatrice nie zauważy niczego złego w zachowaniu Upiornej.



grande iconepetite icone
I love flowers
LADY SUR EPICODE

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Plac przed Wieżą Zegarową 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Otrzepałem ubranie z kurzu i spojrzałem na chodnik pod sobą. Warga była rozcięta bardziej, niż mi się wydawało, bo krew aż z niej kapała. Akurat jak nie miałem ze sobą żadnej chusteczki, a wolałbym nie chodzić po mieście cały zakrwawiony. Pewnie by mi to normalnie nie przeszkadzało, ale akurat miałem na sobie jasnoszary T-shirt, którego wolałbym jednak nie uświnić na dzień dobry. Dopiero co go kupiłem, a już był i tak cały od pyłu. Ale tego przynajmniej byłem pewien, że pozbędę się bez najmniejszego problemu. Ale krew to była już inna sprawa.
Westchnąłem więc i starłem ponownie krew z brody. No ale ile tak jeszcze mogę robić? Musiałem znaleźć jakiś sklep, albo kogoś kto by mnie poratował. Rozejrzałem się więc i ….znalazłem! Nie opodal przechadzały się dwie panienki. Jedna chyba mi kogoś przypominała i to tak dość mocno, jednak nie miałem do tego teraz głowy.
Przeniosłem wzrok na ławkę i mocą nakazałem jej wrócić na swoje miejsce. Dosyć już tych psot. Rozejrzałem się jeszcze raz, po czym podszedłem w końcu do nieznajomych, uśmiechając się przy tym miło.
- Witam szanowne panie – lekko się pokłoniłem – przepraszam, że zakłócam paniom ten miły spacer, ale czy nie poratowałyby mnie panie jakąś chusteczką? Miałem małą przygodę, a niestety nie wziąłem dziś własnej – podrapałem się zakłopotany po tyle głowy, nie zwracając na razie uwagi z kim rozmawiam. Mając tylko nadzieję, że nie wezmą mnie za jakiegoś menela, nie zleją i nie pójdą sobie, zostawiając mnie bez chusteczki. Naprawdę była mi potrzebna! A zapachu alkoholu przecież sam nie czułem. Przecież nie wypiłem za wiele…przynajmniej w moim mniemaniu. Stoję prosto, nie bujam się, nie idę slalomem, z mową też nie mam problemu. Tak więc ilość alkoholu była odpowiednia, a nawet trochę za mała jak na mój krwisty łeb.
Nie lubię ścisłej etyki, ale widząc przed sobą przedstawicielki mojej własnej rasy, niestety musiałem się jakoś zachować. Bo nigdy nie wiadomo z kim ma się do czynienia….


Plac przed Wieżą Zegarową IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Szła tuż za swoją przewodniczką, uważnie przyglądając się okolicy. Wreszcie zdaje się dotarli na miejsce. Oczom Beatrice ukazała się ich wieża zegarowa, otoczona zewsząd uroczymi kamienicami, a także różnymi, ciekawymi rzeźbami ze zdaje się części samej wieży. W odpowiedzi na pytanie Sybilli uśmiechnęła się jedynie nieco szerzej i kiwnęła krótko głową.
Wtem jednak mina zrzedła lodowej Upiornej, kiedy dostrzegła zbliżającego się w ich stronę mężczyznę - również Upiornego! Wyglądał... nieciekawie, jakby brał udział w bójce. A pachniał jeszcze mniej przyjemnie. W głowie Bei już wykreował się możliwy scenariusz, jak to się stało, że stojący tu przed nimi Arystokrata wygląda w tej chwili jak po zejściu z ringu.
Mimo to przystała na jego prośbę. Sięgnęła do kieszeni kurty i wydobyła z niej chusteczkę z rodowym płatkiem śniegu; złożyła ją i lekko docisnęła do rozciętej wargi.
- Proszę. Jeszcze moment... - powiedziała i na krótką chwilę oddaliła się od Sybilli i nieznajomego. Udała się szybko do jednego z niezliczonych sklepików w okolicy i kupiła stamtąd butelkę wody. Powróciwszy do tej małej Upiornej gromadki, przesunęła po butelce wolną dłonią i wnet, na oczach obojga, woda wewnątrz zamarzła na kość. Jakim sposobem szklana butelka to przetrwała, tego nie wiedzą nawet najstarsi Bajkopisarze. Podsunęła ów prowizoryczny okład potencjalnie pijanemu nieznajomemu. - To powinno pomóc.

Powrót do góry Go down





Francesca
Gif :
Plac przed Wieżą Zegarową 5PUjt0u
Godność :
Sybilla Francesca z Cournard
Wiek :
498 | 28/29
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
172 | 64kg
Znaki szczególne :
Długie, białe włosy. Złote oczy . Niewielkie, dwa białe różki pod czupryną włosów.
Pod ręką :
parasolkę, torebeczkę z drobnymi rzeczami, wachlarz
Broń :
parasolka ze schowanym ostrzem, Kosa, Torebka z drobiazgami
Zawód :
Arystokratka | Bezrobotna
Stan zdrowia :
Obolała w niektórych miejscach, po ostatniej napaści.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t375-sybilla
FrancescaNieaktywny
Różyczka spoglądała się na męzczyznę który zmierza w ich kierunku czyli na główny plac. Niestety męzczyzna nie wyglądał na najlepiej bo był zakrwawiony ale czemu miała dziwne odczucie że coś przypomniało albo to tylko durna iluzja plata jej figle. Nie chciała być wścibska na tyle, żeby ciągle się gapić na niego jednakże odczuła wzrok na sobie. Wyczuła dziwne uczucie w klatce piersiowej jakby miało zaraz coś stać. Podczas rozmów na chwilę uspokoiła się, niestety długo to nie trwało do momentu jak podszedł do nich rudowłosy męzczyzna i tymbardziej upiorny. Po usłyszeniu jego głosu drgnęła, aż zdziwiła się zaskoczona bardzo przyglądając mu dokładniej. Do cholery jasnej przecież to .... nie dokończyła swoich myśli.
- Witaj - rzekła spokojnym głosem. Obserwowała sytuację co robi Beatrice jednakże powinna mu też pomóc. Dziewczyna wyciągnęła swoją chusteczkę też żeby miał możliwość wytarcia gdzie indziej swoich ran jak nie tylko rozciątej wargi.
- Czekaj Ty krwawisz jeszcze gdzie indziej - dziewczyna wyciągnęła z torby swój szal czerwony szal, który zawsze nosiła ale to nie czas na sentymenty bo trzeba pomóc osobie. Podeszła mimowolnie do męzczyzny widząc jak krwawi musiała mu opatrzeć ranę albo zatomować krew cięknącą z ramienia.
- Nie ruszaj się proszę - odpowiedziała melodyjnym i ciepłym głosem do Mefisto. Poznała mezczyznę ale czy on ją rozpozna to już jego sprawa. Sybilla była bardzo odważną arystokratką, która nie patrzyła z góry na innych bo każdego traktuje na równi. Spojrzała się na kąt gdzie ma ranę po ostrym narzędziu bo to wygląda że została skóra przejechana przez nóż ale mogła mylić się jak znała życie.
- Przepraszam, może zaboleć jednakże powinieneś być bardziej ostrożny Mefisto - rzekła głośniej wypowiadając słowa, ale imię ciszej zaakcentowała żeby Beatrice nie usłyszała tylko upiorny. Po założeniu mu apaszki na ranę miała nadzieję, że jak pójdzie do domu to przemyje ją spirytusem lub wodą utlenioną żeby oczyścił ranę po bójce. W tej sytuacji białowłosa zaczynała się bardzo dziwnie zachowywać przy upiornym, a pozwolić sobie na płacz nie mogła. W kilku minutach można zauważyć, że poddenerwowanie się zwiększyło niż przedtem. Jeśli różyczce udało się odejść na kilka kroków do tyłu można było zauważyć lekko mieniące rubinowe oczy i drobne rumieńce na twarzy Syb. Dziewczyna drobnymi palcami dotykała materiału sukienki gniotąc ją okazując nadal uczucia. Przymknęła oczy mówiąc sobie "będzie dobrze, spokojnie różyczko musi być dobrze!". Po otwarciu rubinowych oczu spojrzała się na Mefisto wtedy zamarła nie mogąc więcej powiedzieć. Te uczucie było bardzo dziwne. Z drugiej strony ucieszyła się, że go zobaczyła w tym miejscu ale zmartwił ją swoim stanem. Na dobrą sprawę mogłaby przemyć jego rany i opatrzeć, niestety nie było to jednak możliwe. Westchnęła cicho, bo na upiornej był można zauważyć smutek który powodowało jej życie prywatne i jak zmęczenie tamtym miejscem. Nie może nic robić co by chciała, czasem chciałaby być wolna jak ptaszyna. To jedynie marzenia małej dziewczynki, która nie ma takich zmartwień za pewne jak Sybilla.



grande iconepetite icone
I love flowers
LADY SUR EPICODE

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Plac przed Wieżą Zegarową 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Uśmiechnąłem się i lekko skłoniłem przyjmując chusteczkę. Szkoda jej trochę było, ale cóż...najwyżej potem jej ja wypiorę porządnie i znajdę by móc ją oddać. Bo na pewno nie dam jej takie uwalanej chusteczki w podzięce. No bez przesady!
Zaskoczony spoglądałem jak dziewczyna się oddala. Ale grzecznie nigdzie się nie wybierałem. Moją uwagę przykuła za to druga Upiorna. Zmrużyłem oczy, ale dopiero, gdy się do mnie odezwała, rozpoznałem ją - Syb... - powiedziałem i uśmiechnąłem się delikatnie. Przyjąłem też drugą chusteczkę i otwarłem nią policzek pod swoim srebrnym okiem.
Lekko się skrzywiłem, gdy zajęła się moim ramieniem - zostaw to tylko draśniecie, nawet nie poczułem, że coś jest nie tak - wzruszyłem ramionami. Spoglądałem jej prosto w oczy, póki się nie odsunęła. Nie wiedziałem czemu tak dziwnie się zachowuje. Odeszła kawałek dalej i wyglądała...dziwnie. Zrobiłem coś nie tak? Nie widzieliśmy się już z rok czy nawet dłużej, a ona ode mnie ucieka! Nie rozumiałem tego, ale nie miałem czasu zapytać, gdyż już wróciła jej towarzyszka.
Zamrugałem zaskoczony, widząc jak przemienia wodę w lód. Przyjąłem przedmiot i zawinąłem w chusteczkę od Sybille, a następnie przyłożyłem ją do policzka, by ten nie zdążył za bardzo spuchnąć i wyglądać jeszcze gorzej niż teraz - dziękuję bardzo za troskę - uśmiechnąłem się i przyłożyłem dłoń, w której trzymałem "śnieżną" chusteczkę do serca - jeśli panienka pozwoli, jestem Mefisto Weles - przywitałem się grzecznie i jeśli pozwoliła, ucałował ją delikatnie w dłoń. Nie wyciągnąłem jednak ręki by się przywitać, w końcu dobre wychowanie nakazuje, by jako pierwsza zrobiła to kobieta.
Spojrzałem na trzymaną chusteczkę - przepraszam... nie godzi się bym ją oddał w takim stanie. Mógłbym ją przechować do naszego następnego spotkania? Zająłbym się nią prawidłowo i oddał we właściwym stanie? - zapytałem, spoglądając na nią swoim dziwnym spojrzeniem, które tez co chwila uciekało w kierunku czerwonookiej. Dlaczego ona się tak zachowuje... Moje serce biło mocniej, a w oczach zabłysła ledwo zauważalna iskierka niepokoju. Nie mogłem jednak pokazać, że się martwię o moją najlepszą klientkę. Może przy okazji się dowiem co spowodowało takie nietypowe zachowanie u Arystokratki. Jednak nie czas teraz na to.


Plac przed Wieżą Zegarową IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Upiorny przyjął od niej chusteczkę, zaś ta prędko pokryła się krwią z jego rany. Kiwnęła jedynie głową na jego propozycję. Nie miała najmniejszego problemu z zostawieniem mu jej na pewien czas; nie wiązała z tą chusteczką żadnych sentymentów, a jemu w tej chwili przyda się bardziej niż jej.
Wyciągnęła ku niemu dłoń i przyjęła pocałunek w jej grzbiet. Nie zdjęła jednak rękawiczek, woląc zachować istnienie swych starych blizn dla siebie; damie ponoć nie przystoi odkrywać skaz ciała. Choć kto wie, czy kultura południa nie działa odwrotnie?
- Beatrice Aescher, to zaszczyt móc poznać innego Upiornego - rzekła łagodnym tonem.
Następnie w ciszy przyglądała się Sybilli oraz Mefisto, rozmawiającymi ze sobą w sposób nader... osobisty i emocjonalny. Czyżby mieli się ku sobie? Krewna arcyksięcia i... najwyraźniej jakiś młody rogaty awanturnik?
- Zgaduję, że się znacie - postanowiła wreszcie przemówić do dwójki kochasiów. - Czy... Czy moja obecność będzie sprawiać wam problemy? - zapytała, spoglądając na Upiornych. Czym takim odznaczał się panicz Weles, że zwrócił na siebie uwagę damy z samego Różanego Pałacu...?

Powrót do góry Go down





Francesca
Gif :
Plac przed Wieżą Zegarową 5PUjt0u
Godność :
Sybilla Francesca z Cournard
Wiek :
498 | 28/29
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
172 | 64kg
Znaki szczególne :
Długie, białe włosy. Złote oczy . Niewielkie, dwa białe różki pod czupryną włosów.
Pod ręką :
parasolkę, torebeczkę z drobnymi rzeczami, wachlarz
Broń :
parasolka ze schowanym ostrzem, Kosa, Torebka z drobiazgami
Zawód :
Arystokratka | Bezrobotna
Stan zdrowia :
Obolała w niektórych miejscach, po ostatniej napaści.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t375-sybilla
FrancescaNieaktywny
Upiorna nie wiedziała już jak ma się zachować przy Mefisto. Różyczka po cofnięciu się zaczynała liczyć do dziesięciu, mając nadzieję że jej to pomoże ogarnąć swoje podenerwowanie bo ile można do cholery pomyślała przez chwilę. Gdy obserwowała dwójkę lekko uśmiechnęła się chcąc zakryć swoje uczucia ale czy to pomogło chyba jedynie w połowie. Po usłyszeniu słów Beatrice serce mocno zabiło i odwróciła wzrok, zastanawiając co powiedzieć.
- Tak znamy się – rzekła. Zdziwiona była jak usłyszała, że Królowa Śniegu rzekomo im przeszkadza to była niedorzeczność.
- Czemu miałabyś nam przeszkadzać? mamy przecież zwiedzać Krainę Luster, a po drugie zgłodniałam – rzekła słysząc jak burczy jej w brzuchu ale nie aż tak, żeby cała okolica usłyszała te dziwne dzwięki.
- Um.. Mefisto znasz dobry lokal, gdzie możemy coś zjeść? – spytała się spoglądając na niego rubinowymi oczami. Lekkie rumieńce próbowała zakryć swoimi kosmykami włosów ale przy Beatrice nie da rady. No może jedynie zacznie symulować że jest jej gorąco. W dodatku cały czas zaczęła się martwić stanem upiornego, w dodatku te ramię które mu zawinęła swoim szalem.



grande iconepetite icone
I love flowers
LADY SUR EPICODE

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Plac przed Wieżą Zegarową 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Nie przejąłem się rękawiczkami u nowo poznanej Upiornej. Sam nie przepadam za etykietą, więc nie był to najmniejszy problem. Pewnie miała jakiś powód do tego, żeby ich nie zdejmować. Może coś ukrywała, albo po prostu jej się nie chciało. To w sumie i tak nie moja sprawa.
- Miło mi panienkę poznać - rzekłem, uśmiechając się do niej przyjaźnie. Trochę tajemniczo. Taki już byłem i chyba nikt tego nie zmieni.
Zamrugałem zaskoczony, słysząc słowa Beatrice - Pani Sybilla to moja najlepsza klientka. Jestem właścicielem sklepu jubilerskiego w Mieście Lalek. Trudno więc bym jej nie znał - powiedziałem, zerkając na czerwonooką. Taka była prawda. A to, że nie była to jedyna prawda, to już była nasza, a raczej moja prywatna sprawa. Nikt nie musiał o tym wiedzieć.
Pokręciłem głową i lekko oblizałem pękniętą wargę, jakby sprawdzając czy rana jeszcze krwawi - nie będzie nam panienka przeszkadzać. To ja się napatoczyłem i powinienem zapytać czy nie przeszkadzam. Ale mogę się zaraz oddalić - zapewniłem, unosząc lekko dłonie w górę. Pokazując, że nie mam żadnych złych zamiarów.
Już miałem się wycofywać i pożegnać, bo naprawdę nie chciałem im przeszkadzać, choć to dziwne zachowanie Syb trochę mnie zaniepokoiło, gdy usłyszałem pytanie Renard.
Teatralnie się zamyśliłem, po czym uśmiechnąłem wyraźnie zadowolony z tego pytania - drogim paniom polecam Smoczy Lotos. Karczmę, znajdującą się pod moim sklepem. Można tam dobrze zjeść, napić się i nie przejmować, że nagle ktoś zacznie się obok bić, lub wpadnie na urocze panie i poplami stroje - zaproponowałem. Jestem ciekaw czy się zgodzą. Jeśli Sybilla nie śledziła moich losów, to raczej nie mogła wiedzieć o tym, że otworzyłem karczmę. Stało się to dość krótko po naszym ostatnim spotkaniu. Ale myślę, że spodobałoby im się to miejsce.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
A zatem relacje pomiędzy panną Renard a panem Welesem są czysto interesowne? Może to prawda; może faktycznie nie ma między nimi niczego głębszego. A jednak... coś mówiło Beatrice, że raczej nikt nie zwraca się tak czule do kontrahenta. Najwięcej z tego wszystkiego mówiła jej o tym mowa ciała Sybilli. Zachowywała się... jakby zauroczona swym rozmówcą. A może owa relacja klient-usługodawca to nie tyle przykrywka, co przynajmniej półprawda? Ciekawiło królową śniegu, czy i tutaj się nie pomyli.
I nagle odezwał się Sybillowy żołądek, domagający się posiłku. Beatrice usłyszała go nawet mimo ogólnego hałasu miasta. Tymczasem Mefisto prędko zaproponował im lokal. Swój lokal.
- Smoczy Lotos... Brzmi egzotycznie - spostrzegła cicho Upiorna z północy. Wiedziała, co to smok, ale lotos - tego słowa chyba nigdy przedtem nie słyszała. Brzmiało jak nazwa jakiejś rośliny lub czegoś podobnego. W sumie ona sama również powinna coś zjeść. Od rana była właściwie na czczo, zjadłszy zaledwie kawałek słodkiego ciasta i wypiwszy kawę. - Chętnie się tam przejdę. Poznawanie nowego kraju najlepiej zacząć od kuchni, prawda? - Posłała dwójce Upiornych niewinny uśmieszek. Tak jej wpadł do głowy taki żarcik.

Powrót do góry Go down





Francesca
Gif :
Plac przed Wieżą Zegarową 5PUjt0u
Godność :
Sybilla Francesca z Cournard
Wiek :
498 | 28/29
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
172 | 64kg
Znaki szczególne :
Długie, białe włosy. Złote oczy . Niewielkie, dwa białe różki pod czupryną włosów.
Pod ręką :
parasolkę, torebeczkę z drobnymi rzeczami, wachlarz
Broń :
parasolka ze schowanym ostrzem, Kosa, Torebka z drobiazgami
Zawód :
Arystokratka | Bezrobotna
Stan zdrowia :
Obolała w niektórych miejscach, po ostatniej napaści.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t375-sybilla
FrancescaNieaktywny
Arystokratka spoglądała się spokojnie na Mefisto jak i Beatrice. W tym czasie wyglądała na zamyśloną nie wiedząc co powinna zrobić tak naprawdę. Było nieco zagubiona i zmęczona całym życiem. Miała ochotę na zmiany ale życie Upiornej było zbyt skomplikowane. Westchnęła uspokajając swój durny żołądek dotknęła go delikatnie dłonią.
- Eh przepraszam za upiorne dzwięki mojego żołądka - rzekła. Na twarzy Sybilli trudno teraz było odczytać co naprawdę myśli bo wyglądała na zmartwioną, zamyśloną lub zmęczoną swoim cholernym życiem. Mimika twarzy na chwilę była taka sama do momentu jak usłyszała słowa Królową Śniegu wtedy podniosła lewą brew ku zdziwieniu na słowa. Uśmiechnęła się jedynie.
- Właściwie jestem chętna też - odparła zamyślona mówiąc do Mefisto. Upiorna zgodziła się chcąc odwiedzić tamte miejsce.
Po usłyszeniu drobnego żarciku zaśmiała się trochę chcąc zakryć swoje uczucia. Można powiedzieć że Upiorny potrafi zaobserwować u Różyczki dziwne zachowania za pewne. Czasami mowa ciała wyrażała więcej niż słowa. W dodatku mogła zauważyć Beatrice jej dziwne zachowanie skierowane ku Welesowi. Obserwowała jedynie rubinowymi oczami, żeby apaszka którą zawiązała jego ranę nie odwiązała się podczas drogi. Upiorna była zbyt troskliwą osobą, tym bardziej dba o bliskich niż o samą siebie. Co wskazywało na przykład walkę z najstarszym bratem Samaelem który usiłował zabić brata blizniaka Alistaira. Długo będzie pamiętała te wydarzenie, które wyryło bliznę na jej psychice.
- Ahh przepraszam, zamyśliłam się. No to jak? W drogę? - spytała się dwójki. Gdy oderwała się od swoich rozmyśleń jedynie pogładziła swoją dłonią lewe ramię.



grande iconepetite icone
I love flowers
LADY SUR EPICODE

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach