Ogrody Pałacowe

avatar
GośćGość
Ogrody Pałacowe
Nie 20 Paź - 18:34

Ogrody Pałacowe


____ Rozległe tereny znajdujące się za Różanym Pałacem. Rosną tu prawie wszystkie odmiany roślin ozdobnych, jakie można znaleźć w trzech światach, jednak najliczniejszymi z nich są róże w każdym gatunku; wylewają się z wszędobylskich donic, przyozdabiają drewniane łuki rozciągające się nad głowami spacerowiczów oraz służą za naturalne ogrodzenia oddzielające wyłożone kostką chodniki od trawnika.



Opis zostanie rozbudowany wkrótce.
 
Kod został stworzony przez Lynnette i nie podlega udostępnieniu.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ogrody Pałacowe
Nie 20 Paź - 22:14
____Biegła ile sił w króciutkich nóżkach, próbując znaleźć Drossel i donieść jej na wybryki Ivora. Ktoś szepnął jej, że biała dama może przebywać w ogrodach, co oczywiście było kłamliwym kłamstwem i podłą zmyłką coraz bardziej zmęczonej rudowłosej. A niechże ognie Tykowe pochłoną tego, kto dla zabawy kazał Lynne błądzić pomiędzy różanymi krzewami!
____Ogrody były taaaaaaakie wielkie, a ona taka malutka... nic dziwnego,  że w końcu zmęczyła się bezsensowną gonitwą za nieuchwytną (bo w końcu nieobecną!) arystokratką. Usiadła na kamiennej ławeczce i ukryła twarz w dłoniach próbując uspokoić oddech. Może lepszym wyjściem byłoby powiedzenie o wszystkim Tykowi zamiast zawracać głowę obcej upiornej? Tak zrobi, tylko... Oh, pałac wydawał się być tak daleko, a twarda ławka nagle stała się tak przyjemnie wygodna... Chyba nikt się na nią nie pogniewa jeśli odpocznie sobie minutkę, albo i cały dzień?

Powrót do góry Go down





Francesca
Gif :
Ogrody Pałacowe 5PUjt0u
Godność :
Sybilla Francesca z Cournard
Wiek :
498 | 28/29
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
172 | 64kg
Znaki szczególne :
Długie, białe włosy. Złote oczy . Niewielkie, dwa białe różki pod czupryną włosów.
Pod ręką :
parasolkę, torebeczkę z drobnymi rzeczami, wachlarz
Broń :
parasolka ze schowanym ostrzem, Kosa, Torebka z drobiazgami
Zawód :
Arystokratka | Bezrobotna
Stan zdrowia :
Obolała w niektórych miejscach, po ostatniej napaści.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t375-sybilla
FrancescaNieaktywny
Re: Ogrody Pałacowe
Nie 20 Paź - 22:29
Białowłosa szła spokojnym krokiem bez pośpiechu bo miała taki kaprys odwiedzić rodzinę w różanym pałacu. Po wejściu na teren zobaczyła przepiękny ogród różany, w niektórych miejscach były widoczne białe róże, nie przepadała za tym kolorem, bo uważała je za nieładnie ale dlatego, że matka sadziła dużo ich i patrzenie na nie przejadły się upiornej bardzo. Kobieta nie wiedziała że ktoś tu przebywa, bo nie rozglądała się dookoła w ogrodzie. Z drugiej stronie byłoby miło kogoś tu spotkać żeby powiadomił o gościu z rodu Renardów. Sybilla stukotem szła przed siebie idąc ścieżką miała identyczny chód co kuzyneczka Rozalina, z którą bardzo często mylili i jak z wyglądu. Na ten moment stała tyłem spoglądając na pałac.



grande iconepetite icone
I love flowers
LADY SUR EPICODE

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ogrody Pałacowe
Sro 23 Paź - 9:18
____Obudził ją coraz głośniejszy stukot kobiecych (a przynajmniej tak jej się wydawało) obcasów. Gwałtownie podniosła się z ławki przecierając zaspane oczy. To nie tak, że zdrzemnęła się w trakcie pracy, ale... Nie, w sumie to zdrzemnęła się na służbie. I co Tyk jej zrobi? Obetnie jej wypłatę? Phi! Jeszcze żeby Lynnette dostała jakąś wypłatę!
____Rozejrzała się w poszukiwaniu źródła dźwięku, który nieoczekiwanie ucichł. Na szczęście nie musiała szukać długo, bowiem zaraz wypatrzyła białe włosy zza różanego krzewu. Oh, czyżby to była żona Arcyksięcia? Poczuła jak jej żołądek nieprzyjemnie się zaciska na samą myśl o tej kobiecie... podobnie jak na myśl o innych, które otaczają Agasharra, ale nie potrafiła wyjaśnić dlaczego tak się dzieje. Westchnęła cicho i ruszyła przed siebie. Może ona będzie wiedziała, gdzie podziała się Drossel? Albo chociaż gdzie polazł ten Arcybłazen.
____Wasza Wysokość — zwróciła się do stojącej do niej tyłem arystokratki — Czy mogę w czymś pomóc?
____Wątpiła, by Lynnette Dwie Lewe Ręce Östergård miała się do czegoś przydać, ale już przywykła do bycia na każde skinienie upiornych. Szczególnie tego jednego zrzędliwego starucha, który trzymał w garści cały ten dziwaczny świat.

Powrót do góry Go down





Francesca
Gif :
Ogrody Pałacowe 5PUjt0u
Godność :
Sybilla Francesca z Cournard
Wiek :
498 | 28/29
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
172 | 64kg
Znaki szczególne :
Długie, białe włosy. Złote oczy . Niewielkie, dwa białe różki pod czupryną włosów.
Pod ręką :
parasolkę, torebeczkę z drobnymi rzeczami, wachlarz
Broń :
parasolka ze schowanym ostrzem, Kosa, Torebka z drobiazgami
Zawód :
Arystokratka | Bezrobotna
Stan zdrowia :
Obolała w niektórych miejscach, po ostatniej napaści.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t375-sybilla
FrancescaNieaktywny
Re: Ogrody Pałacowe
Sro 23 Paź - 18:49
Francesca dotykając zgrabnymi palcami czerwonego płatka czerwonej róży na trochę zamyśliła się myśląc, przez chwilę, że tu nic nie zmieniło. Nadal ogród jest przepiękny jak przedtem, a co najlepsze zamieszkiwała tutaj ze swoją kuzynką i chodziła na zajęcia śpiewu oraz grania na instrumencie. Uśmiechnęła się delikatnie przez moment do czasu jak usłyszała czyjąś obecność. Może to ogrodnik? Lub inny upiorny arystokrata? W tamtych czasach znała jedynie Tyka, Rozalinę i chyba kuzynkę jej męża, ale nie pamiętaj czy w ogóle się poznały w jakiś okolicznościach. No oczywiście trudno zapomnieć o ich dzieciach, które kojarzy od dziecka, ale to były dawne czasy, a nawet nieprawda, bo mogą nie pamiętać dobrej ciotki. Po chwili usłyszała czyjeś kroki, które skierowała w stronę arystokratki, a potem usłyszała słowa, które trochę zamurowały, czyli jednak nic się nie stało nadal ją mylili z kuzynką arcyksiężną, ale na dobrą sprawę wyglądały jak bliźniaczki jednojajowe, wtedy zaczynała zastanawiać się, czy ciągnąć tę zabawę pomiędzy nią a służbą lub darować to chcąc dojść do sedna. Po chwili zaśmiała się przyjaźnie przez jej słowa, które usłyszała przed chwilą.
- Ahh, nic się nie zmieniło w tym miejscu nadal widać, że jesteśmy mylone - odwróciła się wtedy spojrzała na rudowłosą dziewczynę. Sybilla była z wyglądu normalnie bardzo podobna, jedynie co ich różniło, że mieli inny kolor oczu. Czasami zastanawiała się, czy została przypadkiem zaadoptowana w rodzinie pobocznej u Renardów, a nie jest siostrą bliźniaczką arcyksiężnej — żony Agasharra.
- Moje miano brzmi Sybilla Francesca Renard, jestem najbliższą kuzynką Arcyksiężnej i szwagierką Agasharra — odpowiedziała krótko. - innym słowem, jestem jej rodziną — dopowiedziała do tamtych słów. - Chciałabym zobaczyć się z Arcyksięciem Agasharra i jego żoną oraz z dziećmi — odparła spokojnym tonem głosu.


Ostatnio zmieniony przez Francesca dnia Czw 24 Paź - 21:13, w całości zmieniany 1 raz



grande iconepetite icone
I love flowers
LADY SUR EPICODE

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ogrody Pałacowe
Czw 24 Paź - 17:58
____W rzeczy samej, ogrody były przepiękne i nawet zbliżająca się zima nie była w stanie tego zniszczyć. Ciepłe promienie październikowego słońca przebijały się pomiędzy złotymi koronami drzew oblewając kręte ścieżki swoim blaskiem. Do tego te róże...! Jak oni to robili, że zachowywały swój kolor nawet jesienią? Czy była to jakaś specjalna odmiana? Czy może magia?
____Kobieta się odwróciła, a Lynnette wówczas  zrozumiała swój błąd. Cofnęła się kilka kroków do tyłu, jakby w obawia, że zostanie skarcona biczem smagającym jej nagą skórę.
____Ah, najmocniej Panią przepraszam~! — bąknęła czerwieńsza niż jabłka w sadzie w październiku, zakładając za ucho rude włosy, podobne kolorem do liści klonu pod jej stopami. Gdzież podziali się ogrodnicy? Trzeba to zagrabić na kupkę, w której będzie mogła się ukryć pod postacią lisa!
____Arcyksiążę jest teraz bardzo zajęty, Pani, w związku z czym nie przyjmuje żadnych gości. Co do żony to... w Pałacu przebywa ich kilka. — dlaczego jej głos drżał, gdy wspominała o małżonkach Tyka? To chyba ze współczucia. Tak, zdecydowanie współczuła tym kobietom małżeństwa z tym okropnym dziadem i tyranem! — O którą konkretnie Pani chodzi?

Powrót do góry Go down





Francesca
Gif :
Ogrody Pałacowe 5PUjt0u
Godność :
Sybilla Francesca z Cournard
Wiek :
498 | 28/29
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
172 | 64kg
Znaki szczególne :
Długie, białe włosy. Złote oczy . Niewielkie, dwa białe różki pod czupryną włosów.
Pod ręką :
parasolkę, torebeczkę z drobnymi rzeczami, wachlarz
Broń :
parasolka ze schowanym ostrzem, Kosa, Torebka z drobiazgami
Zawód :
Arystokratka | Bezrobotna
Stan zdrowia :
Obolała w niektórych miejscach, po ostatniej napaści.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t375-sybilla
FrancescaNieaktywny
Re: Ogrody Pałacowe
Czw 24 Paź - 21:23
Spokojnie spoglądała się na służkę najwyraźniej, która pewnie pracuje w Różanym Pałacu dlatego uznała, że nie będzie karciła za popełniony błąd dziewuszki w takim momencie. W dodatku nie widziała Francescy do tego stopnia, żeby z nią obcować. W takim momencie uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Nic się nie stało, pewnie jesteś tutaj niedawno w tym miejscu — odparła łagodnym i poważnym tonem głosu, który modulowała wypowiadając pojedyńcze słowa. Po wysłuchaniu, że szwagier jest zajęty, to trochę zmartwiło ją, bo powinien pętak odpocząć.
- On ciągle pracuje, powinien cholernik odpocząć, niedługo nabawi się zawału jeszcze - westchnęła mówiąc prosto z mostu o nim. Nie oszczędzała słów na męża Rozaliny. - Kilka żon? Czekaj czyżby Agasharrowi znudziła się mu jedna żona Rozalina, nóż cholera — odparła niezadowolona na ten fakt. Właściwie wuj z rodu Renardów, brat ojca musiał mieć nie po kolei w głowie, że przejrzał, jaki jest naprawdę jego przyszły zięć, a raczej teraźniejszy.
- Chciałabym się z Rozaliną, moją kochaną kuzyneczką — rzekła uspokajając głos, bo nie chce denerwować się przy Lynette.



grande iconepetite icone
I love flowers
LADY SUR EPICODE

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Ogrody Pałacowe 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Re: Ogrody Pałacowe
Pią 25 Paź - 11:26
Po brukowanej ścieżce Ogrodów, dokładnie w kierunku Sybilli i Lynnette, parli po kolei wysoka, młoda kobieta, dwóch strażników – żołnierz z oddziału Heliosa i członek Gwardii Pałacowej – i na koniec lewitujący, inkrustowany kufer sporych rozmiarów. Parli, bo tempo jakie narzuciła dystyngowana brunetka nie było tempem ni spacerowym, ni nawet marszem. Przemknęli, stukając obcasami pantofli i dwóch par oficerek, obok obu pań, a ze strzępów rozmów – o ile można tak było odebrać prośby strażników kierowane do pleców kobiety – dało się wywnioskować, iż bardzo się na coś nie zgadza.
Nagle gdzieś kilkadziesiąt kroków dalej arystokratka – z bliska wyglądająca bardziej na nastolatkę – gwałtownie przystanęła, zmuszając oficerów do zrobienia użytku z ćwiczonego codziennie refleksu. Rozprysnęli się po bokach, by na nią nie wpaść, zaś samobieżny chyba kufer zatoczył elegancki łuk i bezkolizyjnie przycupnął za plecami właścicielki. Ta z kolei obróciła się z furkotem lekkiej, jeansowej sukienki; tak pasującej do jej wysokiej, szczupłej sylwetki i niepasującej do realiów Krainy Luster czy Różanego Pałacu. Długie włosy uderzyły wściekle o ramiona.

— Ile razy mam powtórzyć – cisnęło się na usta „bałwany”, ale pewnie by nie zrozumieli – panowie – „wy tumany” – że nie zmusicie mnie do przyjęcia obstawy? – Jej blada twarz była niewzruszona jak zawsze, ton głosu tylko nieznacznie wzmocniony, ale mowa ciała wyraźnie sygnalizowała irytację – tego nie potrafiła i nie próbowała nawet ukrywać. – Będziecie potrzebowali do tego wyraźnego rozkazu arcyksięcia. Na piśmie! – fuknęła na koniec i pospieszyła dalej, do najbliższego wejścia. Kufer jak posłuszny pupil ruszył za nią, zaś skonsternowani strażnicy stali tam gdzie ich zostawiła.
No i proszę. Jednak istnieją rzeczy, które w kamiennej hrabinie de Chardonnay wyzwalają emocje.


[zt]



Ogrody Pałacowe Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





Francesca
Gif :
Ogrody Pałacowe 5PUjt0u
Godność :
Sybilla Francesca z Cournard
Wiek :
498 | 28/29
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
172 | 64kg
Znaki szczególne :
Długie, białe włosy. Złote oczy . Niewielkie, dwa białe różki pod czupryną włosów.
Pod ręką :
parasolkę, torebeczkę z drobnymi rzeczami, wachlarz
Broń :
parasolka ze schowanym ostrzem, Kosa, Torebka z drobiazgami
Zawód :
Arystokratka | Bezrobotna
Stan zdrowia :
Obolała w niektórych miejscach, po ostatniej napaści.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t375-sybilla
FrancescaNieaktywny
Re: Ogrody Pałacowe
Sob 26 Paź - 18:46
Sybilla spojrzała się na młódkę, która zaczynała dziwnie zachowywać była co nie co zaciekawiona tą sytuacją do momentu jak strażnicy mieli jakieś poważne i smutne miny. Westchnęła widząc całokształt wydarzenia. Na dobrą sprawę Renard mogłaby przyjść później do pałacu różanego, żeby porozmawiać z rodziną, a że on nie ma czasu dlatego nie chce przeszkadzać im na dobrą sprawę.
- Przyjdę innym razem muszę załatwić kilka rzeczy, jednakże proszę powiadomić Agasharra o mojej obecności, że byłam w pałacu różanym - rzekła krótko dając informację służce. W takim momencie uśmiechnęła się lekko i poszła w kierunku wyjścia.

z.t



grande iconepetite icone
I love flowers
LADY SUR EPICODE

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ogrody Pałacowe
Pon 4 Lis - 19:53
____Zmarszczyła brwi zaskoczona. Czyżby kobieta nie miała pojęcia o wyczynach Arcyksięcia? Przecież huczało od nich w całej Krainie Luster! Każdy Upiorny szeptał sobie do uszka coraz to pikantniejsze szczegóły z haremu Agasharra, dodając przy okazji coś od siebie. W ten sposób powstawały historie o orgiach trwających całe noce. Kto wie, czy nie były prawdziwe? Lynnette wszak nie wiedziała, czym zajmował się jej pan, kiedy ona już smacznie spała otoczona lisimi kitami.
____Umm... Arcyksiążę najwidoczniej nie potrafi się zdecydować na jedną kobietę... — próbowała nieudolnie obrócić całą sytuację w żart. Właściwie, to co za mężczyzna trzyma wszystkie swoje żony w jednym miejscu? Chyba taki lubujący się w chaosie!
____Rozalinda? No tak, przecież to za nią wzięła Arystokratkę. Problem polegał na tym, że nie wiedziała w jakiej części Pałacu może znajdować się krewna jej rozmówczyni, a bieganie po tych wszystkich krętych schodach wcale jej się nie uśmiechało. Już miała otworzyć usta, by grzecznie wybrnąć z całej sytuacji, gdy kobieta sama postanowiła się ulotnić. Cóż, jeden obowiązek mniej.
____Lynnette pożegnała ją skinieniem głowy, gotowa wrócić do swoich zajęć, gdy nagle jej uwagę zwróciła fioletowa plama na jej dłoni. Podwinęła rękaw sukienki i jej oczom ukazało się znacznie więcej nienaturalnych przebarwień skóry, w dodatku niemiłosiernie swędzących. O Boże, czy właśnie złapała Anielską Klątwę? Będzie musiała rozmówić się z tym Arcybłaznem!

z/t

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Ogrody Pałacowe D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Ogrody Pałacowe
Pią 27 Gru - 3:14
Jeśli metody, którymi Seamair się posługiwała były zgodne z wytycznymi, które jej przekazał Arcyksiążę, tym lepiej dla niej. Oznaczało to, że nie musi wprowadzać zbyt wielu poprawek do swojej metody badawczej. Gorzej, gdyby jego wytyczne rozminęły się z praktyką czarownicy. Znacznie więcej czasu poświęcili za to na spór na temat wykorzystywaniu jeńców MORII do badań. Może problemem była kwestia tego, czy zasługują na jakiekolwiek względy humanitaryzmu, czy też - jak uważał Rosarium - można było sprowadzić ich do roli królików doświadczalnych, które są pod nieustanną obserwacją aż do czasu, gdy stają się zbędne, a wtedy się je po prostu zabija.
Nie byłoby tu jednak celowe przytaczać całej rozmowy, która miała miejsce, choć warto przytoczyć słowa, które Rosarium wypowiedział na najważniejsze z pytań, te które odnosiło się do warunków awansu Różanej Czarownicy.
- Mówię o obu. - I te krótkie słowa powinny jej wystarczyć. Rzucone zresztą mimochodem przez Arcyksięcia jasno wskazywały, że ten myślami jest już w ogrodach. Przemówił ponownie dopiero gdy opuścili Pałac .
- Oczekuję regularnych raportów, a najbliższy będziesz mieć okazję złożyć na najbliższym balu. Warto się tam pojawić także dlatego, że kto wie, czy nie trafisz na zdesperowanego człowieka, który zapragnie latać. Minęli rosnące tuż przy pałacu gęste krzewy różane i szli przed siebie, tak że widzieli rozległy centralny ogród przed sobą.
- Widzisz tę monetę? - Uniósł dłoń z przedmiotem, który od tak długiego czasu starał się zaczarować. Czy jego próby przyniosły jakikolwiek skutek? Nie był w stanie sam tego wyczucć, zaklęcie nie działało na użytkownika. Potrzebował więc królika doświadczalnego. - Może być jednym z wielu sposobów, by rozwiązać problem, o którym... - Nie dokończył, gdyż tuż przy nim znalazł się niewysoki mężczyzna, można by rzecz, że chłopiec, który ukłoniwszy się nisko powiedział:
- Arcyksiążę, nowa komoda dla Marceille jest gotowa, zgodnie z rozkazem. Jeśli wolno... - Lord Protektor słuchając tych słów ukrył swoje zdziwienie. To prawda, że kiedyś kazał chłopcu wykonać dla jednej z jego dwórek komodę, ze względu na to, że poprzednia musiała być jakaś wadliwa i uległa uszkodzeniu, lecz było to już jakiś czas temu i był pewien, że sprawa od dawna jest zamknięta. Skinął jednak głową, przyzwalając mu kontynuować i tylko porozumiewawczo spojrzał na Seamair, by dać jej znać, by chwilę zaczekała. Służący kontynuował: - Jeśli wolno - powtórzył - sądzę, że sama ją zniszczyła.
I choć sprawa ta mogła się wydawać młodzieńcowi niezwykle ważna, to Rosarium nie widział powodu, by uznawać ją za pilną. Co więcej wszelkie meble były narażone na to, że mogą się zepsuć. Choć rzeczywiście sytuacja była nieco podejrzana. Arcyksiążę nie widział jednak żadnych skutków, których uniknięcie kazałoby się zająć sprawą natychmiast. Jak gdzieś spotka Marceille, to po prostu ją spyta o to.
- Zajmę się tym, wracaj do swoich spraw. - Powiedział tylko, dając do zrozumienia, że na tę chwilę nie może oczekiwać nic więcej i zwrócił się ponownie do Seamair.
- Moneta, weź ją do ręki i spróbuj spalić. - Zapomniał jakich dokładnie słów używał, lecz ledwie krótkie spojrzenie w stronę trzymanego w ręku przedmiotu przypomniało mu co chciał zrobić. Wręczył Czarownicy przedmiot, jeżeli ta tylko wyciągnęła po niego rękę. Jeżeli zaklęcie się udało, to spalenie monety nie powinno być możliwe, gdyż użycie magii przez Seamair powinno zostać zablokowane. Tylko czy zrobił wszystko właściwe?
Wolnym krokiem ruszył dalej, niezależnie od tego czy kobieta przyjęła monetę, czy nie.

Nauka: 9 postów

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ogrody Pałacowe Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Ogrody Pałacowe
Wto 31 Gru - 3:28
Każda kolejna chwila, toczącej się między nami dyskusji, jak na razie przysparzała mnie o więcej obowiązków. Czym innym było bowiem samo badanie i poznawanie natury pasożyta, a zgoła inną rzeczą było szukanie leku, o którym marzyło jakże wielu ludzi... i o którym marzyła też MORIA...
Lek, czy możliwość ochrony przed Klątwą, istotnie można by wykorzystać jako cenną kartę przetargową albo też przynętę. Byłby to bowiem, zbyt łakomy kąsek, aby przejść koło niego obojętnie. Był tu zatem sens, była logika, lecz kryło się też wyzwanie...
Tego „tortu” nie dam rady zjeść sama... wolałam kosztować różnych smaków, nie zaś męczyć się z jednym aż do swych sędziwych dni. Nie byłam żadną wybitną badaczką, która z lubością cała oddaje się nauce. Owszem nie brakowało mi bystrości umysłu oraz było mnie stać na pewne wyrzeczenia, lecz to wszystko to jeszcze za mało... Mój młody wiek na tym etapie stanowił problem, bo zwyczajnie nie dysponowałam takim życiowym doświadczeniem jak ktoś, kto przemierzał życiowe ścieżki, nie lata, lecz stulecia... Zatem jeśli, ten plan miał zakończyć się powodzeniem... będę potrzebowała pomocy... Zaś proszenie o nią, nigdy nie było dla mnie czymś miłym ani też łatwym. Było jednak parę osób, z którymi zawarcie przymierza, nie wydawało się tak tragicznym pomysłem...
Nie było jednak sensu wspominać o tym, teraz gdy jeszcze nie miałam stu procentowej pewności... kogo polecić. Zresztą, nagle inny problem zaczął zaprzątać moją uwagę...
-Balu? Łatwiej „pracować” mi w bardziej kameralnych warunkach. Czy nie będą to zbyt ryzykowne okoliczności? Chyba że i tu nie brak zaklętych sal...
Pomysł wydał mi się zwyczajnie niedorzeczny, czego jednak nie chciałam dać po sobie poznać. W końcu teraz już mniej więcej wiedziałam, z kim przyszło mi spędzać czas. Nie musiałam znać personaliów, wystarczyła sama wiedza, iż mężczyzna stał ode mnie wyżej w hierarchii Stowarzyszenia. Co więcej, moją sympatię, a przynajmniej jej ułamek zyskał z chwilą, kiedy pozbył się rudowłosej służki, która dużo lepiej niż pokojówka sprawdziłaby się w roli narzędzia tortur. Gdyby zamknąć to to, z kimś w jednym pomieszczeniu na dostatecznie długo, z czasem ataki migreny stałyby się wykańczające.

Moje spojrzenie skupiło się teraz na srebrnej monecie. Szukałam w niej jakichś oznak, wynoszących ją ponad ramy przeciętności. Niestety nie udało mi się nic dostrzec.
Dopiero słowa rogacza, rzuciły nieco więcej światła na całą sprawę. Zaśmiałam się, a na moich ustach, jak i w spojrzeniu, zapłonęły figlarne płomyki. Przyspieszyłam kroku, aby nieco wyprzedzić swego towarzysza i móc lepiej przyjrzeć się jego reakcji.
-Sądzisz, że przekupstwo to właściwa droga?
Rzuciłam zaczepnie, będąc ciekawa, jakiej riposty się doczekam. Warto było, skorzystać z okazji i sprawdzić, do czego mogą doprowadzić podobne zabawy. Tym bardziej że nie zanosiło się na moje ponownie odwiedziny w Różanym Pałacu. Gdyż pomysł ze ściąganiem mnie, na jaki kol wiek bal, przybierał dla mnie formę mało zabawnego żartu.

Żart... O tym, jak los potrafi być złośliwy, miałam przekonać się już za chwilę, kiedy to przed naszą dwójką zatrzymał się młody chłopak. Pierwsze słowo, które wypowiedział, było ostatnim, do jakiego przywiązałam uwagę.... nic co mówił dalej, już do mnie nie docierało. Wpatrywałam niewidzącym wzrokiem w zginającego się w ukłonie młodzieńca, zamarłam jak kamień...
Zapewne nie każdy zdążył doświadczyć podobnego wrażenia, lecz Ci mający ów nieszczęśnicy, pojmą, jak czułam się w tamtej chwili. A było to jak zrobienie kolejnego kroku, podczas spaceru po zamarzniętej tafli jeziora. Lecz tym razem pod butem rozlegał się głośny trzask, dający do zrozumiania, iż tym razem lód okazał się zbyt cienki. I ta chwila, kiedy dociera do Ciebie, że nie możesz zrobić już nic... że za chwile wpadniesz w objęcia lodowatej głębiny...

Nie byłam w stanie jakkolwiek ukryć czy chociaż zamaskować bezbrzeżnego wyrazu zaskoczenia oraz niedowierzania, jakie odcisnęły się na mojej twarzy. Doprawdy, nie byłam w stanie uwierzyć, że los był w stanie aż tak perfidnie ze mną pogrywać. Gdy przypominałam sobie cały przebieg, naszego spotkania, miałam szczerą chęć zapaść się pod ziemię... Może to właśnie takiego zaklęcia powinnam się uczyć... miast bawić się w piromankę.

Zrobiłam krok w tył, po czym pół twarzy przysłoniłam sobie dłonią. Staram się powstrzymać przed wpadnięciem w nerwowy śmiech. A przynajmniej do czasu zniknięcia marionetki. Przez ledwie parę chwil przez moją głowę przetoczyła się lista konsekwencji, jakie mogłam czy może raczej, nadal mogę ponieść po tym wszystkim.
-Na głębie Szkarłatnej Otchłani.... jak w ogóle do tego doszło... Mój jedyny fart w tym wszystkim, to, że powstrzymałam się przed opowiedzeniem tych najbardziej „pikantnych” plotek.... Czemu nie powiedziałeś tego, zanim przypięłam Ci łatkę zamachowca...
Tak, teraz bardziej niż kiedykolwiek indziej czułam, że mam ogromną potrzebę napić się czegoś mocniejszego. Nie zdawałam sobie bowiem sprawy, że w dalszym ciągu zwracam się do mężczyzny na „ty”, miast próbować naprawić swój błąd...

Fala frustracji, jaka rozbijała się teraz w moim umyśle, odbiła się echem również po ciele. Nawet nie spostrzegłam, kiedy w mojej dłoni pojawiła się moneta, której przyglądałam się teraz intensywnie, tylko po to, by mieć, pretekst, aby nie musieć spoglądać na Arcyksięcia...
-Tak, z chęcią coś teraz spalę...
Mruknęłam cicho, bardziej do siebie niż kogokolwiek innego, po czym skupiłam wolę i zaczęłam inkantować zaklęcie. Przez chwilę, można było, zobaczyć jak wokół metalowego krążka zaczynają tańczyć kolorowe płomyki, które jednak gasły, nim zdążyły choćby osmolić monetę. Podobny efekt przyniosło również, kilka kolejnych prób...
-Co jest... dlaczego moja magia zawodzi?


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Ogrody Pałacowe D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Ogrody Pałacowe
Sob 4 Sty - 3:22
Nie żartował. Choć na pozór ciemna, bezdźwięczna noc może się wydawać najlepsza by knować, to tam gdzie jest cisza nawet najcichszy szept roznosi się niczym krzyk, a w tłumie, w morzu dźwięków nawet krzyk może pozostać niezauważonym.
To właśnie przy dźwiękach orkiestry, gdy każdy będzie zajęty sobą, najłatwiej było zebrać kilka wtajemniczonych osób i zaszyć się w jakieś ukrytej komnacie, o której nikt nie ma pojęcia. Nikt nie spostrzeże zniknięcia kilku osób wśród setek, nawet jeżeli jedną z nich będzie sam gospodarz. Co ważniejsze na balu będą także inni członkowie zajmujący się projektem Dedal. To dobry czas, by przedstawić sobie wtajemniczonych, przynajmniej niewielki ich krąg, by Ci mogli dzielić się efektami swoich prac i wzajemnie pomagać. Każdy inne spotkanie mogłoby wzbudzić podejrzenia, na balu każde z nich ma powód by się stawić - osobiste zaproszenie od Arcyksięcia.

Do uszu białowłosego dotarły bluźniercze słowa - oskarżenie go o próbę przekupstwa. Jakże nietrafne były to słowa w obliczu tego, co planował. Nim jednak zdążył odpowiedzieć został pochłonięty przez meblowe problemy i obdarzył Seamair jedynie krótkim, rozbawionym spojrzeniem.
Nie zdawał sobie sprawy, bo i zdawać nie mógł, że kobieta nie uwierzyła mu gdy się przedstawił. Nie spostrzegł tej przewrotności losu, gdy jedne z niewielu wypowiedzianych tego wieczoru na poważnie słów zostały wzięte za żart. Miał co prawda ku temu pewne przesłanki, lecz nie spodziewał się, że wyparcie takiej możliwości u Czarownicy jest tak silne, że przypadkowe potwierdzenie jego słów przez mijanych mimochodem dworzan wywoła u niej tak duży szok.
To było oczywiste, że Rosarium będąc władającym całym Arcyksięstwem tyranem nie był w stanie zrozumieć co czuje osoba, która stanęła przed nim niespodziewanie i uczyniła tyle rzeczy, za które mogły czekać ją wymyślne kary. Nikt kto przyjął punkt widzenia Arystokraty nie był w stanie zrozumieć paniki jaka owładnęła Seamair. Dla niego cała ta sytuacja była dość zabawna, toteż słuchając jej niepewnych słów na jego twarzy malował się delikatny uśmiech.
Nie przejmował się czy przypięto mu łatkę zamachowca, tyrana, okrutnika, czy jakąkolwiek inną tak długo, jak nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Kobieta mogła wezwać straże i nie zmieniłoby to zupełnie nic. No może tylko jego próba udawania kogoś innego i rozegrania swoistej gry zostałaby przerwana zdecydowanie zbyt szybko jak na jego gust.
- Z chęcią usłyszałby te najciekawsze plotki. Dobrze wiedzieć co ludzie mówią o tych, którzy nie słyszą ich słów. - Powiedział to bez specjalnego zaangażowania, przechodząc płynnie w dalszą drogę, stawiając pewny krok w stronę zakątka - gdzie zmierzał. Zatrzymał się jednak i spojrzał jeszcze raz na Seamair.
- Rozumiesz chyba, że oczywistym jest poniesienie konsekwencji za spalenie dywanu, czy zachowania, które nie przystoją w stosunku do przełożonego, czy gospodarza w ogóle. Na straszenie służącej przymknę oko. Odpracujesz to w Lisim Zakątku, powiedzmy kilka dni w miesiącu przez rok powinno być wystarczającą karą. Skoro mamy już to za sobą możesz odetchnąć i przestać się tym zamartwiać.
Nie miał powodu by być w złym humorze, szczególnie, że staranie jakie włożył w uczynienie monety narzędziem do zablokowania zdolności magicznych Czarownicy okazały się skuteczne. Niemal całą ich dotychczasową rozmowę po spaleniu dywanu poświęcił, by moneta stała się małym psikusem, który uczynił rogatej.
- Jeśli będziesz tak miła... spróbujesz użyć jakiejś innej magii? Wrodzonych zdolności, odmiennego zaklęcia... no czegokolwiek. Chciałbym zobaczyć, czy moje przekupstwo będzie dość czarujące. - Tutaj uśmiechnął się, nawiązując do wcześniejszych słów. Zaklęcie powinno zablokować wszelkie możliwości używania przez kobietę magii, czy mocy, wyłączając zdolności pasywne, bądź te, nad którymi nie miała żadnej kontroli. Oznacza to, że nie tylko zaklęcie nie powinno spalić monety, lecz niczego innego - tak długo jak Czarownica trzymała monetę w dłoni.
Wiedział, że jego zaklęcie wymaga dopracowania. Płomienie, które pojawiły się na krótką chwilę - to coś, co nie powinno się wydarzyć. Mimo wszystko był zadowolony. Wykonana próba była w pełni obiektywna - kobieta nie miała pojęcia, że tak ma zadziałać prezent od Arcyksięcia.
Mając na względzie, że jego zaklęcie nie dało rady w pełni zablokować czaru, który nie został jeszcze w pełni opanowany przez Seamair, wymykał się spod jej kontroli, tym bardziej chciał zobaczyć jaki będzie mieć skutek na jej moce. Wypaczy je w jakiś sposób? Osłabi, lecz nie wpłynie na możliwość użycia? Ile pytań! Rosarium żądał odpowiedzi, choć nie wypowiedział żadnego słowa, dało się to dojrzeć w jego szkarłatnych oczach.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ogrody Pałacowe Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Ogrody Pałacowe
Nie 5 Sty - 1:26
W głowie dziwnie mi szumiało, jakby chwilę temu przetoczyło się przez nią tornado i wywiało wszystkie myśli... Przeżywałam coś, czego wielu mogło nie zrozumieć. Zwątpiłam w swój dobry omen, szczęśliwy amulet, który zwykle sprawował się bez zarzutów. Dzisiejszy poziom pecha rzucił nań ciemną smugę. Może dlatego nie usłyszałam pierwszej z wypowiedzi Arcyksięcia, który musiał obejść się bez dalszej części intrygujących ploteczek na temat jego osoby.
No i nadszedł czas na konsekwencje... musiałam naprawdę się postarać, aby nie okazać w tej chwili większego zdenerwowania. Zdecydowanie łatwiej było mi mówić o ponoszeniu odpowiedzialności, gdy nie wiedziałam, kim tak właściwie jest mój rozmówca... Teraz jednak wszystko się zmieniło, a ja przywoływałam w pamięci każdą wypowiadaną przez siebie kwestie, po to, by podpiąć ją do kategorii „głupota”.
Gdy mój przełożony, zaczął, wymieniać czym to się naraziłam, momentalnie zaschło mi w ustach. Poczułam, jakby powietrze wokół mnie nagle zaczęło się nagrzewać i przez moment przestraszyłam się, że to za sprawą zaklęcia. Gdybym skupiła je teraz niechcący na samej sobie, moją garderobę spotkałby smutny los, zaś ja mogłabym tylko mieć nadzieje, iż w porę okiełznam żywioł. Albo, że jego moc ograniczy się tylko do wierzchniej warstwy stroju. Paradowanie po Pałacowych ogrodach w samej osmalonej bieliźnie zawsze byłoby lepsze, niż pozostanie bez tak owej... Szczęśliwie tym razem nic nie zapłonęło, zaś w mojej głowie, niczym w zaciętej płycie gramofonu zaczęły odtwarzać się słowa: „Odpracujesz”, „Lisim Zakątku”, „kilka dni w miesiącu”, „przez rok” „karą”. Najbardziej dobitnie wracał do mnie zwrot „przez rok”.
Spuściłam wzrok, domyślając się teraz jak oczywisty wyraz zdumienia i niedowierzania malował się na moim obliczu. Nie wiedziałam jeszcze, jak miałam właściwie odpracować swoją winę, ani czym był „Lisi Zakątek”. Bardzo nietuzinkową nazwą dla prywatnej sali tortur? Oby nie... Logika podpowiadała, że miejsce miało coś wspólnego z lisami... tyle że w kwestii nazewnictwa, lubiły pojawiać się nie oczywistości. Bo czy popularny smakołyk o nazwie „ptasie mleczko” faktycznie miał związek z ptakami? Bynajmniej. A podobnych niejasności czy zmyłek było całe mnóstwo. Zatem było jeszcze za wcześnie na nie martwienie się. To, że w wypowiedzi nie padły zwroty takie jak loch, chłosta, degradacja czy podobne... to było za mało, póki nie dowiem się, co dokładnie będzie mym zadaniem...
-Czy mógłbyś, jeszcze wyjaśnić czym jest ten „Lisi Zakątek” i gdzie jest? Nazwa wskazywałabym, że to coś związanego z lisami, ale niekiedy nazwy bywają mylące... No i na czym polegałaby moja rola? Czym dokładnie miałabym się zająć?
Dopiero gdy sama usłyszałam, jak brzmiał mój głos, z którego ktoś skradł sporą część pewności siebie, otrząsnęłam się. Wyprostowałam się, chcąc tą postawą nadać ciału nowej energii. Liczyło się przecież, by utrzymać się na swojej pozycji, a raczej, by piąć się wyżej. Mężczyzna wspomniał już wcześniej o możliwości dalszego awansu, zatem moje przewinienia nie wpływały na tę kwestię. Byłam potrzebna i dysponowałam wiedzą, o czym miałam zamiar udowodnić. Nawet jeśli będę musiała zrobić to podczas.... balu.

Wpatrywałam się w monetę, ponownie próbując ją spalić... tym jednak razem nie pojawił się, nawet najmniejszy płomyczek za to ja poczułam narastający ból głowy. Czułam ubytek własnej energii, który nie przynosił jednak pożądanych rezultatów... Czy to przez nerwy? Wolną dłonią złapałam się za nasadę nosa, po czym przez chwilę wodziłam palcami po czole, starając się rozluźnić ból. Migreny często dopadały mnie podczas nauki, podobnie zresztą jak omdlenia. To też i tak cieszyłam się z faktu, iż dalej trzymałam się na nogach.
-Cóż... mogę spróbować jeszcze tego.
Rzekłam, po czym przed naszą dwójką pojawiły się dwa świetliste zwierciadła, pobłyskujące tęczowymi barwami. Miał być to pokaz, zatem zarówno wejście, jak i wyjście znajdowały się w zasięgu naszego wzroku. Gdy jednak zbliżyłam dłoń do zwierciadła, to zafalowało, po czym zniknęło.... A coś podobnego nie zdarzyło mi się nigdy, od czasu, gdy zapanowałam nad swą mocą. Coś zatem było zdecydowanie nie tak i teraz z całą pewnością wiedziałam, że problem nie leżał we mnie.
Znów przeniosłam spojrzenie na srebrny krążek, przyglądając mu się znacznie bardziej wnikliwie oraz snując teorie. W końcu zwróciłam się do białowłosego.
-Groźne... To Twoja magia? Czy może moneta jest jakimś artefaktem? Ma tłumić moce innych tak? Jak to dokładniej działa?
W tej chwili kierowała mną czysta naukowa ciekawość, nie chodziło o chęć zgłębienia Arcyksiążęcych sekretów. Podobne pytania usłyszałby każdy, kto zademonstrowałby mi podobną sztuczkę.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Ogrody Pałacowe D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Ogrody Pałacowe
Wto 7 Sty - 18:51
- Mógłbym. - odparł krótko, jakby żartując z biednej kobiety wykorzystując jej pytanie, użyte w nim słowa, przeciwko niej samej. Wielce to niestosowne przecież, bowiem Seamair najpewniej tylko z grzeczności zamiast zażądać wyjaśnień spytała o ich możliwość.
Obrót głowy w stronę, którą Arcyksiążę zamierzał podążyć i pierwszy, a za nim drugi krok mogły utwierdzić Czarownicę w przekonaniu, że na tym skończy się jego odpowiedź i usta jego nie wypowiedzą nic, co zbliżyłoby ją do odpowiedzi na pytanie w co się wpakowała dając się ponieść emocjom i spopielając niczemu niewinny dywan.
Wyczuł niepewność w jej głosie. Na swój sposób wytrącenie jej z rytmu, odebranie tej jedynej cząstki wiary w szczęście, było dla Lorda Protektora niezwykle zabawne. I chociaż Seamair nie mogła tego dostrzec na twarzy Arcyksięcia pojawił się delikatny uśmiech wywołany niczym innym jak rozbawieniem.
Arystokrata nie okazał się jednak być aż takim potworem i nim Seamair zdążyłaby trzykroć mrugnąć, to z jego ust ponownie wydostały się słowa, tym razem dające jej nieco pełniejszy obraz sytuacji.
- Z doświadczenia wiem, że słowa poparte obrazem trudniej jest błędnie pojąć. Rozumiesz co mam na myśli, prawda? Wracając jednak do Zakątka, to co prawda mógłbym odpowiedzieć na Twoje pytania już teraz, lecz skoro właśnie tam zmierzamy, lepiej jest wstrzymać się z odpowiedzią, by nie tracić czasu na próżne słowa.
Przeszli kilka kroków, nim zatrzymali się przy fontannie z uzbrojonym w trójząb aniołem o szeroko rozpostartych skrzydłach, którego wzrok dumnie sięgał ku przestworzy. Ponoć w dniu jego urodzin, równo o dwunastej, posąg ten stojący nad sadzawką fontanny patrzył prosto na złocistą tarczę słońca unoszącą się na niebie. Może. Nigdy tego nie sprawdzał.
I choć Rosarium nie zdawał sobie sprawy, jego zachowanie miało pewne elementy działania w z góry powziętym zamiarze, a przynajmniej tak mogło to wyglądać dla Seamair. W końcu czy nie mogła przyjąć, że od początku zamierzał ją zaprowadzić do lisiego zakątka? Czy jej anegdota opowiedziana dla rozluźnienia nastroju nie mogła stać się inspiracją dla kary, która dopiero co spadła na Czarownicę?
Odwrócił się na pokaz Seamair i przyglądał się stworzonym przez nią portalom. Nie było problemu by odgadnąć przeznaczenie tej zdolności. Sekretem nie były jednak umiejętności, którymi dysponowała Seamair, a skuteczność działania jego prezentu - monety, którą jej ofiarował. Uśmiechnął się, zadowolony z faktu, ze przeniesienie czegokolwiek przez portal okazało się niemożliwe, choć zaniepokoił się, że ten się w ogóle pokazał. To oznaczało, że moneta nie była wystarczająca, by zniwelować całą magię. Jedyne co osiągnął to pewne zaburzenie. Obraz mocy, nie pozwalający jednak na realne działanie i wpłynięcie na rzeczywistość.
I choć to ograniczało zdolności bojowe Seamair, czy w przyszłości każdego ewentualnego wroga, który mógłby zapragnąć otwarcie wystąpić zbrojnie przeciwko Rosarium, to dla Arcyksięcia nie było wystarczające. Stare księgi mówiły jasno, że użycie jakiegokolwiek rodzaju magii nie powinno być możliwe.
- To magia, ale nie działa w pełni skutecznie. Moneta nie jest niczemu winna, to jedynie pośrednik. - W jego słowach dało się wyczuć melancholijną nutę, którą trudno jednak było powiązać z rozważanymi właśnie w głowie Arystokraty możliwymi błędami przy użyciu tego jakże przydatnego zaklęcia. - Pech chciał, że żadne z nas nie przygotowało się do dzisiejszego występu i zamiast się wzajemnie oczarować przyszło nam znieść zawód, gdy okazało się, że nie tak łatwo ujarzmić płomienie, a moneta rzuca nazbyt widoczne światło. - Dość długi monolog wypowiedziany z oczami wpatrzonymi gdzieś w dal zakończył się cichym westchnięciem, po którym Rosarium wykonał krok w stronę Koniczyny i stanął tuż przy niej, tak by nikt nie słyszał kolejnych słów.
Może czasem był nazbyt ostrożny, lecz niewiele osób, nawet bardzo mu bliskich, była świadoma jakie ma moce. To dawało mu przewagę. Nie można przygotować się do walki, jeżeli nie zna się wroga, a on nie miał zamiaru dać się poznać zbyt łatwo.
Wśród żywopłotów, za fontannami mogło kryć się wiele uszu, które przypadkiem zdobywszy jakąś informację zrobiłby z niej zły uczynek. To nie musiał być nawet szpieg. Wystarczył zbyt rozgadany Dachowiec.
Sprawa ta była tym ważniejsza, że dotyczyła magii. Kluczem do pokonania każdego, nawet najpotężniejszego zaklęcia jest jego zrozumienie. Poznanie podstaw działania, prawdziwych, a nie tylko widocznych efektów. Nie liczą się bowiem objawy, a przyczyna, choć tę często trudniej jest wskazać.
- To dość proste zaklęcie. - Zaczął zerkając gdzieś w bok, skąd dobiegł go jakiś dźwięk. Ujrzawszy jednak, że to jedynie ptak wzlatujący z gałązki różanego krzewu kontynuował: - Choć może bardziej klątwa? Księgi nie są do końca zgodne. Polega na zaczarowaniu przedmiotu tak, by ten uniemożliwił mającemu z nim kontakt użycia magii. Bez znaczenia, czy ta jest wrodzona, czy też są to wyuczone formułki - jakakolwiek magia powinna być bezskuteczna tak długo jak trwa kontakt. W teorii nawet trzymając monetę w kieszeni twoje czary powinny być bezskuteczne, coś jednak poszło nie tak. - Mówił zdecydowanie ciszej niż wcześniej, a głos jego wyraźnie dawał znać o powadze. Postanowił jej zaufać i zdradzić ten sekret, a może w ten sposób chciał zaspokoić jej ciekawość, by nie poruszała tego tematu w Stowarzyszeniu i o jego nowych zdolnościach wiedział jak najmniejszy krąg osób? - Jeśli to klątwa, to wyjątkowa kapryśna bowiem nie można pozbyć się jej inaczej niż poprzez czas. - Zrobił krok do tyłu i odwrócił się ponownie w stronę zakątka, jednocześnie unosząc dłoń i dając znać Seamair, że powinna ruszyć za nim.
- Monetę możesz zatrzymać albo wyrzucić. Po prostu zrób z nią co chcesz. Nie jest mi potrzebna. - Jego głosowi ubyło powagi, a na koniec pozwolił sobie nawet na krótki chichot. Rozbawiła go myśl, że jeszcze chwilę temu kobieta nazwała go artefaktem, a on teraz tak bezceremonialnie wzgardził tym kawałkiem metalu.
O wiele ważniejsze było zaklęcie, a pomysł wykorzystania pieniędzy by osłabić ewentualnych wrogów był godny uwagi. Z tym że dość niepraktyczny. Choć nie wypowiedział tego na głos - zostawiając kilka kart nieodkrytych - czas działania był odpowiedni do czasu używania zaklęcia, a więc chcąc wyłączyć kogoś na kilka lat - a tyle może trwać nim dojdzie do konfrontacji - musiałby spędzić naprawdę długie lata trzymając w ręku monetę i pozostając skupionym. Stąd w praktyce zaklęcie nie mogło działać dłużej niż tyle, ile jego użytkownik był w stanie wytrzymać bez snu w pełnym skupieniu.
Czy to wystarczyło Koniczynie? Jeżeli nie, to odpowiedział jeszcze na kilka ewentualnych pytań, jeżeli te okazały się zbyt szczegółowe udzielił dość niejasnych, enigmatycznych odpowiedzi o czym będzie jednak w kolejnym poście.


Nauka 11 postów

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ogrody Pałacowe Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Ogrody Pałacowe
Pią 10 Sty - 23:30
„Mógłbym”... zaklęłam w myśli, wytykając sobie użycie tego zwrotu, o którym zresztą przypomniałam sobie w ostatnim momencie, gdy już miałam zadać pytanie. Powinnam być przecież bardziej uprzejma dla swego przełożonego oraz gospodarza, skoro zawiniłam swym zachowaniem. Lecz i sam gospodarz nie motywował mnie do podejmowania prób poprawy tak jak w tym wypadku... Pogodziwszy się z faktem, iż dziś nie doczekam się odpowiedzi, zamilkłam, przenosząc wzrok na jeden z mijanych krzewów. Chociaż woń tych szlachetnych kwiatów, była osłodą dla nieszczęść dzisiejszego dnia.
Gdy Upiorny odezwał się ponownie, słuchałam uważnie, a w mojej głowie zaczęły rodzić się coraz to nowsze pytania. Choćby takie jak to, dlaczego szliśmy do tego przeklętego Zakątka już teraz? Czyżbym miała być zmuszona, od razu przystąpić do swojej „pokuty”? Z drugiej strony, gdybym miała trwać w niepewności do czasu swej kolejnej wizyty w pałacu... chyba bym oszalała. Lepiej było zatem wyjaśnić wszystko tu i teraz. Tak bym potem nie musiała pokazywać się Arystokracie na oczy, bardziej niż wymagała tego konieczność. Naprawdę dostatecznie skomplikowałam już swoją sytuację. I mimo że w życiu nie obawiałam się ryzykować, tak teraz przebywanie w towarzystwie Agasharr uznawałam za zwykłe kuszenie złego losu. Skinęłam jedynie głową na znak zgody i dalej ruszyłam w ślad za mężczyzną.
Ożywiłam się, dopiero gdy ten postanowił zdradzić mi kilka informacji na temat magii, którą starał się okiełznać. Byłam też zadowolona z faktu, iż moje przypuszczenia się sprawdziły, a wina w szwankowaniu mocy nie leżała po mojej stronie.
Gdy jednak rogacz, nagle zmniejszył dzielący nas dystans, musiałam się pohamować, by nie zrobić kroku wstecz. Mimo iż nie podejrzewałam go o wrogie zamiary, a w każdym razie nie... do czasu aż nie znajdziemy się w miejscu przeznaczenia (czytaj przeklętym Lisim Zakątku, który nadal mógł okazać się salą tortur... ). W tej chwili działał jednak instynkt, pobudzony świadomością, iż na obecną chwilę bez magii, oraz rękojeści miecza czy sztyletu w ręce stawałam się bezbronna. A to uczucie zdecydowanie mi nie odpowiadało... przytłaczało mnie i budziło instynkty, które powinny trwać uśpione. Uczucie niepokoju wywoływały również rozmyślania, nad zastosowaniem zaklęcia, jakim posłużył się Arystokrata. Skoro moneta była jedynie pośrednikiem... a stanowiła zwyczajny przedmiot... nawet gdyby przyjąć ograniczenie, iż zaklęcie można zakląć jedynie w metalu... jak łatwo byłoby niepostrzeżenie pozbawić kogoś jego talentów. Moneta, jakikolwiek element biżuterii, guzik ulubionej marynarki czy w końcu nabój... Gdyby na polu walki zostać trafionym, zaklętym pociskiem, mogłoby się okazać, że nie sama rana stanowi śmiertelne zagrożenia. Była to potężna broń oraz zabezpieczenie, nawet jeśli zaklęcie samo w sobie mogło być proste... W tej chwili zapisałam w pamięci, by z większą rozwagą przyglądać się wszelkim darowanym prezentom.
-Magia nigdy nie jest rzeczą prostą do opanowania, niektórzy poświęcają i pół życia na jej zgłębianie czy okiełznanie. Skoro zaklęcie spełnia swoje zadanie, to już zapewne kwestia „doszlifowania” szczegółów. Ja ze swoim zaklęciem męczę się od tygodni.
Na moment przeniosłam wzrok na swoje ręce, teraz zakryte przez długie aksamitne rękawiczki. Jeszcze niedawno poobwijane bandażami nasączonymi leczniczymi eliksirami. Gdyby nie mój talent w dziedzinie alchemii oraz zaprzyjaźniona Innocenzy, która postanowiła podzielić się kilkoma łzami, zapewne moje ciało szpeciłyby dodatkowe blizny. Mimo iż zaklęcie miało być niegroźne dla istot żywych, stawało się takim, dopiero gdy skutecznie opanowało się jego formułę.
-Z początku więcej czasu musiałam poświęcać na leczenie poparzeń niż same ćwiczenia. Potem było palenie ubrań, niespodziewane wybuchy ognia w najbliższym otoczeni... moje zaklęcie, czerpie cześć swej mocy ze mnie samej, więc jeśli w porę nie wyczuję granicy... zwykle kończy się to utratą przytomności. Czy Twoje również nastręcza tyle problemów, czy tylko ja tak kiepsko trafiłam z wyborem?
Wiedziałam, że dalej czeka mnie sporo ciężkiej pracy podczas okiełznywania pożogi, jednak nawet najmniejszy sukces, cieszył i napełniał niejaką dumą. Żałowałam jedynie, iż nie mogę podzielić się własnymi przemyśleniami z twórcą zaklęcia, który o ironio spłonął... wieki temu.
Zamknęłam palce na monecie, którą postanowiłam zachować jako pamiątkę oraz przestrogę z dzisiejszego dnia. Zaskakiwało mnie czasem, jak bardzo sentymentalna potrafiłam się okazywać. Lecz to bywało przydatne w życiu, przeszłość... popełnione błędy oraz odniesione sukcesy, stawały się filarami dla przyszłości. Tego, co było, nie dało się wymazać, można było jedynie starać się zamknąć.
Już miałam zamiar schować monetę, kiedy do głowy wpadł mi jeszcze jeden pomysł. Wszak nie wypróbowałam, każdego rodzaju magii, którym dysponowałam. Moja własna moc i zaklęcie nie zadziałały. Lecz jak było w przypadku magii zaklętej w przedmiotach. Nieco zwolniłam kroku, aby przemyśleć swój ostatni eksperyment. Nie musiałam jednak zastanawiać się długo, pod ręką czy raczej na ręce miałam już odpowiedni przedmiot. Animicus. Z kolei wybór istoty, której formę miałam przyjąć, był aż nazbyt oczywisty, uśmiechnęłam się ironicznie, sama do siebie, po czym bez słowa wyjaśnienia, zaczęłam przemianę.
Arcyksięcia mogło zaniepokoić bądź zaintrygować to, że nagle ustał dźwięk podążających za nim kroków. Mógł też spostrzec delikatny złoty rozbłysk światła, który rzucało blask tuż za jego plecami. Jeśli zatem się odwrócił, mógł spostrzec, iż w miejscu, które jeszcze niedawno zajmowałam stała teraz piękna biała lisica, o niezwykle błyszczącym i zadbanym futerku. Po wnikliwszej obserwacji można było dostrzec, iż futerko ów lisicy, miejscami wpadało w kremowy odcień, który zaś po chwili przechodził w delikatny róż.
Drobna wada Animacusa powstała, kiedy podczas walki, o bransoletę zawadziło ostrze. Znałam pewnego Kapelusznika, który był w stanie skorygować ów usterkę... lecz jakoś zawsze było mi nie po drodze z wizytą w jego warsztacie. Sama wada nie była przecież aż tak istotna. Kiedyś w końcu uda mi się dopiąć tę sprawę do końca. Kiedyś.
W każdym razie stałam teraz pod lisią postacią, trącając łapką, srebrną monetę, aby upewnić się, czy i tym razem działanie magii zostanie znienacka przerwane. Nic takiego jednak nie miało miejsca, nawet kiedy stanęłam na pieniążku obiema przednimi łapami. Trwałam tak przez moment, bez ruchu, jedynie kołysząc na boki puszystym ogonem. Wolałam mieć, całkowitą pewność, nim podzielę się swoimi wnioskami z Arcyksięciem. W końcu właśnie odkryłam lukę w jego „broni” co napawało mnie zadowoleniem, bowiem z powrotem odsuwało ode mnie status „bezbronna”.
Zadarłam jedynie łepek, by zobaczyć jak daleko odszedł już mój rozmówca, oraz aby rzucić mu spojrzenie będące wyrazem niewielkiego triumfu. Co jednak, raczej było trudne do rozszyfrowania z lisiej mimiki.

Po przemianie ->
Spoiler:


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Ogrody Pałacowe D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Ogrody Pałacowe
Nie 12 Sty - 0:07
Przygotowania do balu. To ich stan Rosarium pragnął osobiście skontrolować, skoro tylko tego popołudnia nie miał żadnych innych istotnych planów, które wymagały jego uwagi. Nie miał pojęcia i nie mógł mieć pojęcia, że Seamair uzna, że ich mały spacer ma związek z karą - nie zdawał sobie sprawy, że kobieta nie uwzględnia, że karę wymyślił dopiero kilka chwil temu. Zresztą nawet się nad tym nie zastanawiał.
- Całkiem niedawno byłem w Różanej Wieży. - Zaczął wspominając jednocześnie tę wyprawę. Przypomniał sobie w szczególności, że zostawił Palmirę w sypialni i że nie zainteresował się za bardzo co ona w ogóle tam robiła. Po cichu liczył jednak, że pomimo jego prośby nie opuściła jego prywatnej kryjówki i mogła się zająć Soph razem ze swoimi podwładnymi ze Stowarzyszenia Czarnej Róży.
Zdał sobie także sprawę, że widział się z przełożoną Seamair zaledwie kilka chwil przed tym, jak trafił do nieszczęsnego salonu, który został pozbawiony dywanu. Powstrzymał się jednak przed informowaniem o tym Czarownicy i to nie tylko dlatego, że jego słowa mogły zostać opatrznie odebrane. Jeszcze jakiś głupiec, który zasłyszałby fragment rozmowy zacząłby rozpowiadać, że rozdaje stanowiska w Stowarzyszeniu swoim kochankom, bądź też że jedyny sposób na awans to zostanie kochanką Tyka.
Sama myśl jednak, że ktoś mógłby wziąć takie brednie na poważnie rozbawiło Arcyksięcia i wywołała na jego twarzy uśmiech, o tyle niepokojący dla Różanej Czarownicy, że nie znała powodu, dla którego ten zawitał na twarz Lorda Protektora.
- Tam właśnie znalazłem w starych księgach ukrytych w archiwach Stowarzyszenia to zaklęcie i pamiętam słowa umieszczone na pierwszej stronie, a przynajmniej ich treść, bo nie jestem w stanie przytoczyć tutaj dokładnego brzmienia. - Istnieją sprawy podobne do przerzucania kamieni przez rzekę. Na nic księgi, ślęczenie nad przepastnymi tomami, by pojąć jak powinno się to robić. Najwięcej da ciągłe próbowanie i choć z początku kamienie będą wpadać do wody, to wkrótce pofruną śmiało ponad rwącym nurtem. Magia nie należała jednak do tego typu spraw, a jej praktykowanie wymagało nie tyle ćwiczeń, co zrozumienia. Najpotężniejsi mistrzowie zaklęć, którzy w Świecie Ludzi zapewne zostaliby nazwani magami, skutecznie stosowali zaklęcie już przy pierwszej próbie. Nie musieli się go nawet uczyć, wystarczyło im zrozumieć jego istotę i właściwie pokierować wszechobecną energią magiczną. - Magię trzeba zrozumieć. Zaklęcia są jak poezja. Można je przeczytać i może nawet coś z tego wyniknie, lecz nie pojmując zawartych między wersami uczuć, emocji i ukrytych sensów nie będzie się w stanie ich zrozumieć. - Posępny uśmiech zagościł na krótko na twarzy Rosarium, gdy ten spojrzał w stronę kobiety. - Dlatego właśnie niepokoi mnie, że coś nie wyszło, a ja nie jestem w stanie powiedzieć w czym tkwił problem. - I tyle wystarczyło. Nie widział powodu, by zwierzać się ze swoich obaw. Zaklęcie, którego nie rozumiał mogło zadziałać źle w każdej chwili, a skutki błędu mogły być druzgoczące, jeżeli wystąpił w złej chwili.
Wysłuchał za to z uwagę, choć wciąż idąc w stronę zakątka, o zaklęciu Seamair. Dość niebezpieczne, jeżeli czerpało swoje siły z użytkownika, a przynajmniej - bo tak zrozumiał Rosarium - odbierało te siły używającemu. Oznaczało to, że jeżeli chciała użyć tej magii, to musiała liczyć się z ryzykiem utraty części własnych sił i odsłonięciem się na atak. Lord Protektor nie był zwolennikiem tego typu broni, lecz zdawał sobie sprawę, że odpowiednio użyte potrafią być naprawdę potężne. Przypomniał sobie na przeklęte przedmioty magiczne, które były używane czasem przez piratów, a które przysporzyły wiele problemów Kompanii.
Uprzedzając nieco fakty trzeba zauważyć, że Rosarium nie będzie zaskoczony tym, że jego zaklęcie nie działa na magiczne przedmioty. Źródło ich magii było w nich samych i przez to nie można było ich zablokować przy użyciu tej prostej magicznej sztuczki. Poświęcono temu cały rozdział, choć wystarczyły ogólne informacje o istocie zaklęcia.
Usłyszał, że kroki idącej za nim kobiety ucichły. Z początku zrzucił winę na szum pobliskiej fontanny. Stwierdzić należy, że fontann w pałacowych ogrodach było naprawdę dużo. Nie szli zbyt długo, a mijali obecnie trzecią. Dość szybko jednak zrozumiał, że to coś zupełnie innego.
Czy przerażona wizją kary postanowiła uciec? To było niezwykle nierozsądne! Trudno było się ukryć przed kimś posiadającym takie wpływy jak Arcyksiążę, a już szczególnie będąc członkiem Stowarzyszenia Czarnej Róży.
Odwrócił się by sprawdzić o co chodzi i ujrzał coś, co wywołało szeroki uśmiech na jego bladej twarzy. Ujrzał białoróżowego lisa i po rozejrzeniu się na boku upewnił się, że zbieg okoliczności był zbyt duży, by mówić o pomyłce.
Aktualnie nie było żadnego powodu, by lis pojawił się w tej części ogrodów, a także nie ujrzał nigdzie w okolicy Seamair, która nie mogła odejść zbyt daleko. Dodając do tego jeszcze kilka innych refleksji, których wspominanie tu jest bezcelowe należy wysnuć prosty wniosek, że lisiczka przed nim to właśnie Różana Czarownica, która mu towarzyszyła w spacerze.
Odwrócił się w jej stronę i zrobił dwa, może trzy kroki, by skrócić dzielący ich dystans do około dwóch metrów, po czym przykucnął.
- I w ten właśnie sposób rodzą się te niegodziwe plotki na mój temat, jakobym zmieniał ludzi w lisy. - Odpowiedział tylko rozbawiony, po czym wstał czekając na dalszy ruch. Co prawda kobieta mogła chcieć dopasować się do otoczenia i pozostać w formie lisa, skoro zmierzali do LISIEGO zakątka. Wtedy jednak zapewne ruszy w jego stronę nie przybierając poprzedniej postaci. Jak jednak sądził, Seamair chciała tylko sprawdzić czy moneta zablokuje również jej przemianę - inaczej nie stałaby swoimi łapami na niej.
Choć może została tylko w tej formie uwięziona? Padła ofiarą kolejnej już dziś dziwnej klątwy i nagle nieoczekiwanie zmieniła się w lisa? Wtedy jego słowa mogły być dla niej naprawdę przewrotne i okrutne! I jakże źle mogła odebrać rozbawienie Arcyksięcia. Ten jednak postanowił i tak poczekać. W końcu ile klątw może spaść na jeden pałac w ciągu jednego popołudnia?

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ogrody Pałacowe Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Ogrody Pałacowe
Pon 13 Sty - 23:37
To, co mówił na temat magii, nieco zmieniło mój punkt widzenia. Może faktycznie, no zaklęcia trzeba było podejść niczym do formy sztuki, zwyczajnie ją poczuć... tak jak czułam taniec, gdy dawałam się porwać muzyce. Potrafiłam się wtedy wyciszyć, skupić tylko na tym, co tu i teraz. Miałam tylko nadzieję, że poezja sama w sobie miała stanowić jedynie przenośnię. Lubiłam ciekawą literaturę, nie raz ani nie dwa zdarzało mi się zasnąć z nosem w książce, która pochłaniała mnie do tego stopnia, że przerywałam lekturę, dopiero kiedy zupełnie opadałam z sił. Jednak poezja... choć dla wielu tak piękna, we mnie często budziła wspomnienia, które pragnęłam wypalić z pamięci. Związane z dzieciństwem a później z Dorianem... który chętnie, recytował przede mną nazbyt śmiałe utwory...
Porzuciłam jednak te myśli, chcąc uniknąć ataku mdłości. Przypomniałam sobie za to o głodzie... mimo iż zupełnie na to nie wyglądało, jadłam dość sporo. Nie chodziło jednak o wielkość porcji, lecz częstotliwość posiłków. Potrzeby, mojego organizmu były dość specyficzne, przez to, iż ktoś poczynił się wprowadzić weń własne poprawki. W bezdennej sakwie miałam cały zapas różnorakich przekąsek. Problem polegał jednak na tym, iż średnio wypadało mi teraz po nie sięgać.

Musiałam przyznać, iż nagła zmiana formy, wiązała się z pewnym dyskomfortem. Choćby takim, iż potrzebowałam chwili na to, aby przywyknąć, że wszystko wokół jest teraz tak wielkie. To też z zadowoleniem, przyjęłam fakt zmiany postawy mężczyzny, który na chwilę przykucnął, aby najwyraźniej lepiej mi się przyjrzeć. Ze zdziwieniem przechyliłam łepek, wpatrując się w uradowane oblicze Arystokraty. Nie sądziłam bowiem, iż moja przemiana czy wybrana forma, może stać się przyczyną dla popadnięcia w radosny nastrój.
Który co ciekawe udzielił się i mnie, wraz ze słowami wypowiedzianymi przez mężczyznę. Przez moją głowę przewinęło się ciche „I dobrze, Ci tak! Niech gadają”. Dopiero po chwili, kiedy zdałam sobie sprawę, że owe gadanie obejmowałoby, też moją osobę zmieniłam zdanie... To jednak uświadomiło mi pewien problem, nad którego rozwiązaniem będę musiała się zastanowić. Otóż nie bardzo chciałam moje regularne wizyty w pałacu, na które się zanosiło... zapadły w czyjąś pamięć, czy choćby zwróciły większą uwagę. Martwiło mnie to, tym mocniej, że nadal nie widziałam, czym jest lisi zakątek oraz jaką rolę miałabym w nim odgrywać. Cóż może faktycznie lisa? Wówczas, Arcyksiążę nie musiałby się nawet kłopotać rzucaniem stosownych klątw... sam mogłam go wyręczyć w tej sprawie, co właśnie zademonstrowałam.
Na znak zrozumienia żartu, położyłam uszy po sobie i energicznie zamachałam na boki puchatym ogonem. Postanowiłam wykorzystać swoją przemianę w jeszcze jednym celu. To też skoro mężczyzna i tak najwyraźniej czekał, aż do niego dołączę ja zaczęłam się przeciągać jak gdybym dopiero co wybudziła się z naprawdę długiej drzemki. Wolałabym pobiegać, ale na aktualną chwilę, to również podpinałam do kategorii „nie wypada”. Chciałam jednak choć w minimalnym stopniu uwolnić się od napięcia, które zalegało mi w mięśniach. Gdy tylko wrócę do siebie, będę musiała sobie zafundować gorącą kąpiel, a w najbliższym czasie zorganizować sobie również wycieczkę do gorących źródeł.
W końcu jednak zgrabnym krokiem ruszyłam w kierunku Upiornego, aby zatrzymać się przy nim, będąc już w swym prawdziwym obliczu.
-Zatem jest luka.
Odezwałam się, po czym urwałam, odwracając się nagle i odchodząc, po pozostawioną monetę. Zdmuchnęłam z jej powierzchni kurz po czym, wsunęłam ją do bezdennej sakwy.
-Jak długo czar, będzie na nią działał?


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Ogrody Pałacowe D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Ogrody Pałacowe
Sob 18 Sty - 4:12
Nie od razu Arcyksiążę zrozumiał o czym Seamair mówi, gdy stwierdziła, że jest luka. Długi czas spędzony na obserwowaniu jej w formie lisa, gdy postanowiła się przeciągać, jakby myślała, ze przemiana pozwoli jej wybudzić się z koszmaru, w którym tkwiła i zaklinała rzeczywistość, choć ta w przedziwny sposób okazywała się być odporna na wszelkie uroki, sprawił, że nie od razu Arystokrata pomyślał o zaklęciu.
Zresztą myśli jego uciekły w stronę dwóch Dachowców, którzy przechodzili całkiem nieopodal. Poznał ich. Znał zresztą osobiście ogromną część kotów przyjętych pod opiekę w progi Różanego Pałacu. Przez wielu był nazywany tyranem, choć pomimo surowych zasad niewiele kotów decydowała się opuścić jego dom. I nie wynika to z faktu, że nie miały wyboru, gdyż znacząca większość mieszkających w stolicy Arcyksięstwa Dachowców była tutaj dobrowolnie.
Dopiero kolejne słowa uzmysłowiły mu o czym kobieta mówiła i dlatego też sformułował odpowiedź, choć jak to on miał w zwyczaju nie mówił wprost:
- Dzisiaj, skoro świt wybrałem się mały spacer po zacisznej części ogrodów przy pałacowych murach. - Głos jego, dość swobodny i lekko rozbawiony podobny był opowieściom, w których wszystko jest kłamstwem, a liczy się jedynie przesłanie, które te za sobą niosą. - I usłyszałem jak dwóch żołnierzy, którzy strzec mieli bezpieczeństwa moich drogich gości. Jeden z nich stwierdził, że trafił dziś na okropną lukę w murach. Tak wielką, że wozy mogły się spokojnie wyminąć. - Ujął podbródek palcami w geście zamyślenia, przemierzając kolejne metry dzielące ich od okrytego złą sławą Lisiego Zakątka. - Strwożyłem się tym wcale niemało! Przecież to dziura, którą cały batalion mógłby wpaść do środka! Szybko jednak uspokoiłem się i ruszyłem w dalszą drogę z u śmiechem, a wiesz dlaczego? - Zadał Czarownicy pytanie, na krótką chwilę kierując w jej stronę swoje spojrzenie. Nim jednak zdążyła odpowiedzieć, a może by uniknąć odpowiedzi pochopnej, nieprzemyślanej, kontynuował.
- Co do pytania. Wiem i nie wiem zarazem. Znam rządzące tym zaklęciem zasady. Długość na jaki będzie on blokował zdolności magiczne zależy tylko od tego jak długo rzuca się tę przeuroczą klątwę na przedmiot, który jest pośrednikiem. Przy dobrym opanowaniu czaru ma się zawsze dwa razy więcej czasu. W tym wypadku nie mam pojęcia ani jak długo zajęło mi zaklęcie monety, zapomniałem spoglądać na zegarek, ani tym bardziej jak niedoskonałe opanowanie tej umiejętności wpływa na czas działania. Najpewniej jednak jeśli moneta jeszcze nie utraciła swych właściwości, to lada chwila powinna je utracić. - Przed nimi dało się zauważyć już zaciszny kawałek ogrodów, który został wydzielony pod Lisi Zakątek. Prowadziła do niego drewniana brama, która została otwarta, gdy tylko dostrzeżono zbliżającego się Arcyksięcia. To co za nią było można określić jako o wiele dziksze, mniej regularne niż reprezentatywny, dokładnie zaplanowany Główny Ogród.
- Znasz odpowiedź dlaczego nie przejąłem się, że w murach strzegących pałacu jest luka tak wielka, że dwa wozy mogą obok siebie przejechać? - Odpowiedź na to pytanie będzie jednocześnie odpowiedzią na stwierdzenie o znalezieniu luki. Może Seamair nie wiedziała o tym, lecz zaklęcie to zostało stworzone dla transportu więźniów do cel pod Różaną Wieżą, które blokowały wszelkie zdolności magiczne. Przedmioty nie były problemem - dało się je skonfiskować. Problemem w takiej sytuacji były zdolności pochodzące z samego użytkownika i to właśnie w nie miało uderzyć zaklęcie, którego Lord Protektor się uczył.

Nauka 13 postów

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ogrody Pałacowe Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Ogrody Pałacowe
Wto 21 Sty - 19:04
Odpowiedź, której się nie spodziewałam, była długa. W zasadzie stała się opowiastką. Historyjki z morałem, którymi tak często raczono dzieci. Nie było to coś, w czym się odnajdywałam, być może za sprawą tego, że „ojciec” nie lubił marnotrawienia czasu. Zdecydowanie bardziej, wolał jasno i krótko określać swe oczekiwania wobec mnie. Wszelka troska, jaką byłam obdarowywana, stanowiła jedynie grę pozorów. Kłamstwa, tak wiele, kłamstw, których wtedy nie byłam sama przejrzeć. Teraz zaś po tylu latach, sama przekonywałam się o tym, jak skuteczną bronią potrafiły się okazać... Bywało, że brzydziłam się sobą... jednak dorosłość, która nadeszła nadspodziewanie szybko, rozmyła złudzenia dotyczące świata, w którym dane było mi żyć.
-Rozumiem. Ciekawe czy istniałaby możliwość nadania permanentnego działania... na przykład za pomocą innego zaklęcia. W końcu tak właśnie musi się dziać w przypadku przedmiotów magicznych właśnie.
Przez to, że posiadałam, pewnej ilości wspomnianych przedmiotów, interesowałam się tym jak w ogóle powstały. Niestety, większość była już na tyle wiekowa, że zamiast rzeczowych informacji napotkałam jedynie legendy. W takich zawsze dało się znaleźć ziarno prawdy, lecz ja byłam znacznie bardziej zachłanna. Samo ziarno, mimo iż magiczne nie mogło mnie zadowolić. Wiedza dawała wolność i poza zemstą na MORII, była jedną, z jakich rzeczy szukałam w Stowarzyszeniu Czarnej Róży.
-Moje zaklęcie z kolei, działa tak długo aż strawi to, na czym zostało użyte. Im coś większe lub trwalsze, tym więcej mocy i czasu będzie wymagało, lecz mimo to ten ogień znacznie różni się od zwykłego. I to nie tylko przez wzgląd na barwę... w teorii powinnam też potrafić powstrzymać płomienie, wygasić je na własne życzenie. Rozjuszenie ich, jest jednak stokroć prostsze, niż ugaszenie. Przynajmniej na razie...
Dałam się pochłonąć rozmowie oraz własnym przemyśleniom na tyle, że przez moment przestałam przyglądać się otoczeniu.
Być może przegapiłam kolejną już z wielu innych pięknych fontann lub krzewów, które ktoś zmienił w misterne, zielone rzeźby, na które składała się natura, czyjaś cierpliwość i zapewne odrobina magii. Dopiero kiedy dotarliśmy do bramy, poczułam jak, moje serca nieco przyspieszyły swój rytm. Czyżby to już tu?
Z pewną dozą niepokoju, lecz nadal dumnie zadartą głową wyczekiwałam tego, co, miało ukazać się za drewnianą bramą... Zaledwie odrobinę, skróciłam długość swych kroków, chcąc odwlec to, co nieuniknione, choćby o sekundę czy dwie. Wtedy też mężczyzna wrócił do swego pytania. A ja, mimo że brałam je pod rozwagę, nie byłam w stanie dać swemu rozmówcy konkretnej odpowiedzi. W każdym razie nie takiej, która gładko wpakowałaby się w przytoczoną przezeń historyjkę.
-Wiem tyle, że niemal każdą lukę da się wykorzystać, ale również na własną korzyść. Tym bardziej, kiedy tylko my sami jesteśmy świadomi jej istnienia. Można dzięki niej podsycić w kimś nadzieję, wykorzystać niewiedzę, zmylić pozorami i zwieść... po to, by samemu zyskać. Tak jak zwodzić można choćby odpowiednią powierzchownością...
Ostatnie sowa wypowiedziałam już ciszej. Ponownie pozwoliłam aby naczynie, w które starałam się wlać, całą swą przykrą przeszłość zaczęło przeciekać... A krople goryczy wlewały się w umysł i przesiąkały w wypowiadane słowa. Bowiem, to co powiedziałam może i nie było piękne ani honorowe, było jednak prawdziwe. Była t wiedza, jaką szybko zgłębić musiała młoda dziewczyna, pozostawiona samej sobie, aby przetrwać i móc iść przez życie z zadartą głową. Tak jak przystało na Upiorną, którą przecież już nie byłam. To wszystko przypomniał mi nagle o pewnym istotnym problemie... Bal. Jeśli faktycznie musiałam w nim uczestniczyć to jako kto? Nie mogłam przyjść jako Drzazga... a nie miałam rodu... w każdym razie żadnego, do którego pragnęłabym się przyznawać.
Wszak mój brat, będący teraz głową rodu, nie uznał mnie... i nawet jeśli dziadek miał inne zdanie, nie chciałam do tego mieszać swej „prawdziwej” rodziny. Postanowiłam więc zwrócić się z tą sprawą, bezpośrednio do źródła swych problemów. Podniosłam spojrzenie na Arcyksięcia, po czym odezwałam się, nieco niepewna czy i tym razem, moje wybiegi nie wpędzą mnie w tylko większe problemy.
-Jest pewna kwestia, która mnie martwi a wiąże się z obecnością na Zimowym Balu. Jeśli rzeczywiście mam w nim uczestniczyć, to nie mogę robić tego pod własnym mianem. Nie bez powodu do tej pory trzymałam się z dala od dworskiego życia i intryg. Nie chcę by nagle, ktoś zaczął interesować się... moim pochodzeniem. I sama, nie widzę rozwiązania dla tej kwestii.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Ogrody Pałacowe D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Ogrody Pałacowe
Czw 23 Sty - 17:05
Wieczność była pokusą tak starą i tak silną jak świat, lecz on sam nie był nieskończony. Wszystko co istniało miało swój początek i zapewne także koniec. Cechą bytów jest przemijalność i pomimo magii tak powszechnej w Krainie Luster i Szkarłatnej Otchłani nikt nie rozwiązał tego problemu.
To prawda, że Lustrzanie byli długowieczni, lecz wciąż daleko im było do prawdziwej nieśmiertelności. Istniały zdarzenia, których następstwa wciąż są widoczne, o których nie pamiętał już nikt, nie przeżył żaden ich naoczny świadek. Podobnie było z przedmiotami, które choć wydawały się trwałe, a ich magia mogła trwać przez milenia, nie były prawdziwie permanentne.
- Z tego co jest mi wiadome rzecz zaczarowana różni się od magicznej już u samych podstaw swoje istnienia. To jednak są tylko teoretyczne rozważania. W praktyce możliwe, że istniałby sposób, by wzmocnić zaklęcie i sprawić, że jego działanie byłoby tak trwałe, że czasowe ograniczenie byłoby pomijalne, lecz nie ma to zbytnio sensu. Można podobny efekt osiągnąć innymi środkami, o wiele mniej kłopotliwymi.
W końcu przedmiot był tylko nośnikiem, który miał przenieść zaklęcie. Istotą zaklęć nie była ich trwałość. Większość z nich mogła trwać przez ograniczony czas, jeżeli nie wszystkie. Nawet magia, którą Seamair spaliła dywan daleka była od wieczystości. To użytkownik był źródłem czarów, a przedmiot jedynie nośnikiem. Istota przedmiotów magicznych była zupełnie inna - same były źródłem swojej energii, a więc z natury były o wiele trwalsze. Tkwiące w nich moc nie zużywała się, tak jak nie kończy się woda w źródle. Przy przedmiotach zaklęcie Rosarium było jedynie butelką napełnioną wodą, a wszystkie próby przedłużenia jego czasu trwania jedynie dolewaniem do tej butelki wody, tak by nikt tego nie spostrzegł.
Przynajmniej tak sprawy się miały w oczach Rosarium, a nie wykluczone, że ten mógł się mylić. Mimo całkiem dużej ilości przeżytych lat nie był nieomylny.
Wiedza była tym czego Seamair poszukiwała w Stowarzyszeniu Czarnej Róży, a przedziwny los chciał, że zamiast tego trafiła na konieczność odbycia kary wśród puchatych lisów w najspokojniejszym kawałku Różanego Pałacu. Biedactwo!
- Rozumiem. To zresztą dość zrozumiałe. Łatwiej jest rzucić kamień, niż go zatrzymać w locie. - Płomienie dalekie były od kamienia, lecz słowa Rosarium wskazywały na pewną ważną cechę problemów kobiety. Opanowała już zdolność wzniecania płomieni, lecz wciąż jeszcze nie umiała ich kontrolować i te żyły własnym życiem, niezależnym od Seamair, a jednak czerpiąc z jej sił. Musiała nad tym koniecznie popracować, by jej własny atak nie mógł obrócić się przeciwko niej. Jednak o tym wiedziała.
Wysłuchał jej odpowiedzi i uśmiechnął się, choć przejęta tym by iść jak najwolniej i odwlec ich wkroczenie do zakątka Czarownica mogła tego nie dostrzec. Jej odpowiedź nie była zła, choć całkowicie pomijała jego historię i to, co pragnął przekazać.
- Chodziło o bramę. - Wyjaśnił jej krótko, gdyż właśnie wkroczyli do zakątka i skoro tylko przekroczyli próg to pojawił się przy nich jakiś lis. Obejrzał ich ciekawskim spojrzeniem i uciekł, znikając w jakiejś norce. Szybko się jednak okazało, że tych zwierząt - zgodnie z nazwą - jest znacznie więcej. - W tym wypadku należy przede wszystkim ustalić co uważamy za lukę. Tak nieskuteczność zaklęcia wobec przedmiotów, jak również istnienie bramy, przez którą można wjechać w obręb murów nie są przypadkowe, nie powstały wbrew zamierzeniom ich twórców. Bramy są niezbędne, bo inaczej mury nie byłyby schronieniem, a więzieniem. Czar, o którym rozmawiamy, został stworzony by transportować więźniów Stowarzyszenia do lochów. Trudno jest w trakcie walki zmusić kogoś, by trzymał monetę. Jeśli zostanie pokonany można ją zmienić na więzy i odebrać mu wszystkie przedmioty, których mógłby chcieć użyć przeciwko organizacji. - Wyjaśnił sens wcześniejszej historii. Pozostało jednak jeszcze jedno zdanie do wypowiedzenia.
- Cieszę się jednak, że to sprawdziłaś. Od Różanych Czarownic oczekuję zaangażowania w prowadzone badania i nie poprzestawania na pobieżnej obserwacji. - Mówiąc to przystanął i obrócił się w stronę kobiety. W końcu uznać, że Arcyksiażę zlekceważył jej starania - nic bardziej mylnego. Potrafił docenić poszukiwanie prawdy, nawet jeżeli w jego opinii nie udało się do niej dotrzeć.
Byli już na miejscu i mogli przejść do innych kwestii - jej zadań w tym miejscu oraz nazwiska, które przysparzało zmartwień.
- Skoro mamy bal, musi być i maska. Powiedział krótko obracając się i ruszając w głąb zakątka. Jego metafora szybko została wyjaśniona, bo już po pierwszym kroku mówił dalej:
- Członkowie Stowarzyszenia, do czego przywykłem, mają podwójną tożsamość. W takim razie nic nie stoi na przeszkodzie, byś miała potrójną. Niech pomyślę… - Jeżeli mieli być w swoim oszustwie wiarygodni nie mogli zrobić z Seamair przedstawicielki nieistniejącego rodu, a jednocześnie na tę chwilę, bez konsultacji z zaufanymi Arystokratami nie mógł liczyć, że ktoś potwierdzi, że Czarownica jest jego krewną. Musiał więc szukać rodu, którego przedstawiciele już nie żyją, najlepiej takiego, o którym krążą legendy o zaginionych członkach, lecz ród na tyle znany, by nikt nie drążył tematu.
- Słyszałaś o Niremie Aureavem. To Upiorny Arystokrata, którego zamiłowanie do dzieł sztuki jest szeroko znane w Krainie Luster. Mówi się, że jego kolekcja była tak duża, że na ścianach rodowej posiadłości nie pozostał nawet skrawek wolnego miejsca, a i to nie wystarczyło dla wszystkich malowideł Nirema. - Przerwał na chwilę, gdy jeden z lisów oparł się łapami o jego nogę. Dłoń powędrowała na głowę futrzaka, a Upiorny kontynuował:
- Wiele lat po jego śmierci ród Aureavem wdał się w konflikt z sąsiadami. Coś z początku wyglądające na niewinną sprzeczkę o najmłodszą wnuczkę Nirema przerodziło się w otwarty konflikt zbrojny. Nie wdając się w szczegóły stwierdzę, że zwycięstwo Aureavemów było początkiem ich końca. Zaangażowali się całym sercem tracąc nie tylko większość członków, lecz również całe bogactwo. Cenne obrazy zostały sprzedane, bądź skonfiskowane przez wierzycieli. Przy życiu pozostała zaledwie trójka, a dziś już tylko jeden członek tego rodu, który porzucił nazwisko. Niemal nikt nie wie co wydarzyło się z najmłodszą córką, która była widywana jeszcze na żałobie po śmierci swojej matki, a o której nie mówiono później. Może gdyby była dziedziczką fortuny... lecz jedyny jej majątek to kilka starych ubrań. - Czy miał w tym swój ukryty cel? Bycia mecenasem Arystokracji, która z jakiegoś powodu popadła w kłopoty? Tak naprawdę o tym nie myślał w tej chwili, a jedynie próbował odnaleźć dla Seamair dobrą tożsamość, by ta mogła pokazać się na balu, bez żadnych obaw.
- Jeśli odpowiada Ci podszywanie się pod jedną z członkiń rodu Aureavem, to każę sprawdzić czy nic nie stoi temu na przeszkodzie i listem poinformuje Cię o wszystkim co powinnaś wiedzieć. - Podczas tej opowieści, którą Rosarium snuł nieśpiesznie dotarli w głąb lisiego zakątka tak daleko, że nie dało się już dostrzec bramy, przez którą wcale nie tak dawno tu weszli.
- Jak widzisz jesteśmy w lisim zakątku. Wstęp poza członkami mojego rodu mają tylko osoby upoważnione. Twoim zadaniem będzie między innymi dopilnować, by tak pozostało. Będzie strzec tego miejsca oraz czuwać, by nikt nie zakłócił jego spokoju. Jeśli nic się nie będzie działo możesz robić co chcesz, o ile oczywiście pozostaniesz w zakątku. Poza tym ogólnym wskazaniem dodam jeszcze, że będziesz zobowiązana wykonywać moje polecenia oraz osób wyznaczonych przeze mnie do zarządzania tym miejscem, ale to oczywistość. - W zasadzie nie zależało mu wcale, żeby ją ukarać. Toteż kara nie była zbyt dotkliwa i poza konieczność przebywania w naprawdę sporej klatce - wszak zakątek  był otoczony murem, to prawie jak więzienie, przez większość czasu będzie mogła prowadzić swoje badania. I już miał się odwrócić, by ruszyć w dalszą drogę, gdy przypomniał sobie o pewnych wymogach estetycznych.
- Jeśli masz swojego ulubionego krawca, to wraz z listem informującym o Twojej masce na bal prześlę także wytyczne względem stroju, który będziesz nosić podczas przebywania w zakątku.
W końcu nie mogło być tak, że osoby pracujące tutaj, do których można się zwrócić o pomoc będą wyglądały jak każdy inny. Konieczne było ich odpowiednio oznaczyć. Także dlatego, żeby nie doszło do prób podszywania się pod pracowników Lisiego zakątka przez osoby, które dostały się tutaj przypadkiem, bądź nadużyły zaufania Rosarium.
- Jeśli masz jakieś pytania, to teraz jest chyba najlepsza chwila na ich zadanie.

Nauka 14 postów


Ostatnio zmieniony przez Tyk dnia Pon 27 Sty - 19:03, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ogrody Pałacowe Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Ogrody Pałacowe
Pon 27 Sty - 1:36
Pominąwszy całą nerwowość, związaną z sytuacją, w jaką się znalazłam... gdzieś w głębi ducha musiałam przyznać, że miło jest móc podyskutować otwarcie na podobne tematy. Prawda była taka, że na co dzień, brakło mi partnera do podobnych debat o naturze magii oraz prawach rządzących tym światem. Krainą, która jeszcze tyle przede mną kryła, a jednak zaskakująco szybko odnalazłam się na jej łonie. Biorąc pod lupę fakt, że przecież większość swojego życia spędziłam w Świecie Ludzi, w niewoli, z której nawet nie zdawałam sobie sprawy.
Bratnie dusze znacznie szybciej udawało mi się odnajdywać wśród bestii, niźli Lustrzan. Wyjątki stanowili jak na razie Soren, z którym los zetknął mnie w dość nietypowy sposób oraz Gawain. Cień, którego poznałam w szeregach organizacji, chyba oboje do tej pory dziwimy się, nad tym, jak łatwo udało nam się odnaleźć wspólny język.

Krocząc u boku Upiornego, wsłuchiwałam się w jego przemowę, starając się jednocześnie zrozumieć tok myślenia mężczyzny. Był zdecydowanie bardziej zawiły niż mój własny, tego miałam pewność. Cóż się jednak dziwić. Arcyksiąże, mimo iż wyglądał na młodziana, liczył sobie już niemal tysiąc lat. Może niecały, trudno było jednak ustalić konkrety, ponieważ informacje, na jakie udawało mi się natrafić w księgach, niejednokrotnie sobie przeczyły. Szukałam informacji dotyczących Lorda Protektora z chwilą, świeżo po swym wstąpieniu w szeregi organizacji. Teraz jednak wolałam po prostu ignorować myśl o tak wielkiej otchłani dzielących nas lat. Mnie głowa zaczynała boleć, ledwo kiedy myślałam o tym, jak moje życie mogłoby wyglądać za dekadę czy dwie. A że większość scenariuszy, jakie dla siebie pisałam, przewidywała zgon w wyniku nadmiernie często podejmowanego ryzyka... uznawała za bezcelowe snucie planów oddalonych o więcej niż pięć lat.
-Rozumiem... gdyby jednak stworzyć odpowiedni pocisk i to go uczynić nośnikiem zaklęcia, można by również znacznie skrócić ewentualną walkę. Oczywiście w grę wchodzi wiele innych czynników. Jak również ryzyko, śmiertelnego postrzału... Może zatem strzałki... Cóż, jedynie głośno myślę. Rozumiem przekaz.
Zmieszałam się nieco, słysząc komplement względem swej postawy. Czułam się niezręcznie w podobnych sytuacjach, ponieważ nie wiedziałam jak wówczas reagować. Także teraz nieco sztywno skłoniłam głowę w geście podziękowania. Całe szczęście, moja uwaga szybko została porwana i wciągnięta w dalszy nurt dyskusji, który teraz wpłynął w nowe narzecza.
Pokręciłam przecząco głową na wspomniane miano, nie odzywałam się jednak, czekając na rozwinięcie podjętego wątku.
Gdy pierwszy z wielu tu obecnych lisów, postanowił się zaprezentować, uśmiechnęłam się mimowolnie. Zatem niektóre plotki, mają w sobie więcej niż tylko ziarno prawdy . W czasie naszego dalszego spaceru jeszcze kilka stworzeń, obdarzonych przez naturę niezwykle puchatą kitą, postanowiło nas powitać. Sama powstrzymywałam się przed większym kontaktem z lisami, wiedziałam jak na moją obecność, reagowała większość zwierząt. One znacznie szybciej niż lustrzanie, odkrywały drugą część mej natury. Tej, której instynkt nakazywał się obawiać, bowiem zwykle oznaczała zagrożenie. Z drapieżnikami, było nieco łatwiej. Nie wiedziałam dlaczego, ale szczególnie źle reagowały na mnie konie.
Nie odganiałam zaciekawionych mną lisów, wystawiałam jedynie dłoń, by te mogły lepiej zapoznać się z moim zapachem. Jeden o czarnym futrze i pomarańczowych oczach, wyraźnie był w zaczepnym nastroju, ponieważ kilkukrotnie próbował podgryzać dół moje sukni. Zrezygnował, kiedy najwyraźniej natrafił na fragment spowity popiołem, ponieważ odszedł z dość zdegustowanym wyrazem pyszczka.

Ród Aureavem miał całkiem ciekawą historię. Może przez to, że było w niej tak wiele niewiadomych? Zapewne przestanę myśleć w ten sposób, kiedy będę musiała spędzać wieczory nad przystawaniem sobie ich pełnej historii. Było powszechnie wiadome, że Arystokraci szczycili się posiadanymi przez siebie korzeniami. Nawet jeśli któraś z gałęzi genealogicznego drzewa była schorowana czy uschnięta... wówczas po prostu z całych sił, starano się przekierować uwagę na pozostałe bujne i piękne gałęzie oraz ich owoce.
-Kłopoty z utratą pozycji, majątku oraz śmierć w rodzinie. Wystarczająco wiele powodów, aby na dłuższy czas nie wyłaniać się z cienia. Zatem, jak najbardziej mi odpowiada. Będę musiała, nieco bardziej przyjrzeć się również sztuce malarstwa. Wypadałoby wiedzieć coś więcej niż, podstawy, jeśli ów ród był z nią tak ściśle związany. Na moje szczęście i zgubę... znam osobę, która będzie mogła mi pomóc w tej kwestii.
Westchnęłam cicho na myśl o wysłuchiwaniu marudzenia pewnej marionetki... Zawsze jednak lepiej szukać wśród różnych źródeł, gdyż nie wszystko, co cenne da przelać się na papier.

Część moich obaw ulotniła się, gdy Lisi Zakątek faktycznie okazał się, tym na co wskazywała jego nazwa. Tak sale tortur zdecydowanie powinny posiadać nazwy wzbudzające większą grozę i lęk...
Pierwsza część, dotycząca opisu moich nowych obowiązków nie brzmiała wcale tak źle. Oczywiście od razu nasunęło mi się kilka pytań, które należało zadać. Najpierw jednak musiałam wysłuchać Upiornego do końca. Skoro była to kara, gdzieś zatem musiał tkwić słynny haczyk, jakieś, ale... Odkryłam je, w drugiej części wypowiedzi, tej dotyczącej wykonywania poleceń... bowiem w takich mogło kryć się wszystko... Nie byłam pewna, czy warto było pytać z jakimi prośbami... nie, POLECENIAMI mogłam się spotkać.
-Rozumiem. W jaki sposób zatem postępuje się z potencjalnym intruzem?
Nie wiedziałam, czy podobna interwencja powinna zakończyć się na upomnieniu, pojmaniu a może likwidacji potencjalnego zagrożenia. Nie miałabym problemów również z tym trzecim, dlatego musiałam wiedzieć jak się zachować. Nie chciałabym okazać się przypadkiem nadmiernie „skuteczna” w swych działaniach.
Przez moment, przypatrywałam się swemu rozmówcy nieco zdziwiona. Była to reakcja, na fakt, iż właśnie dowiedziałam się, że będę podczas kary, będę zmuszona paradować w jakimś mundurku. Szybko jednak ukryłam cienie obiekcji. Wszak nawet nie widziałam, jak wyglądać miał owy strój. A przecież istniało nikłe prawdopodobieństwo, iż Strażnicy Zakątka, mieli paradować w czymś śmiesznym. Rozluźniłam się zatem i skinęłam głową.
-Oczywiście.
Zastanowiłam się przez chwilę. W głowie kłębiło mi się naprawdę wiele pytań, lecz logika podpowiadała, że na nie wszystkie będę musiał poznać odpowiedź, już podczas pierwszego odbywania swojej kary... Listy osób, procedury oraz tym podobne. Było jednak, inne pytanie, które było szczególnie istotne dla mnie samej.
-Czy istnieje możliwość, bym zabierała tu ze sobą jedną z moich bestii? Znacznie ułatwi mi to kwestie podróży tutaj i nie tylko. Chodzi mi o Ra, mogę zapewnić, że nie będzie sprawiał problemów, to dumna i rozważna istota, w pełni mi oddana.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Ogrody Pałacowe D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Ogrody Pałacowe
Pon 27 Sty - 20:57
Czy tworzenie pocisków za pomocą zaklęcia Rosarium było dobrym pomysłem? Z początku idea spodobała się Lordowi Protektorowi, który zajęty dotąd poznawaniem tajników zaklęcia nie rozmyślał jak można je praktycznie zastosować. Z każdą kolejną myślą pojawiały się jednak coraz to liczniejsze wątpliwości, które nakazywały być ostrożnym z tak nowatorskimi ideami.
Rosarium pamiętał opowieści, które wyczytał w jakiejś książce o Świecie Ludzi, gdy to Ci próbowali uporać się z niemałym problemem. Dokładniej ze słoniami, które tratowały ich żołnierzy zapewniając przeciwnikowi zwycięstwo. I na nic były wyszukane machiny, które miały zatrzymać wielkouche olbrzymy, a dopiero rozwiązanie najprostsze z możliwych okazało się być najskuteczniejszym.
- Używanie zaklęcia na pociskach nie brzmi źle, aczkolwiek ma pewne wady. - Przerwał spoglądając w bok i dostrzegając swojego Divarda, który przebywał wśród innych lisów zakątku. Dostrzegł jego płomienny ogon, lecz nie skupił na nim swojego uwagi na dłużej. Odwrócił wzrok do Seamair i kontynuował, przechadzając się z nią po Zakątku. - Pocisk, czy to wystrzelony z pistoletu, czy z jakiegokolwiek innego urządzenia, może chybić. Przygotowanie większej ilości zajęłoby natomiast dużo czasu i wymagało więcej niż jednej osoby. Dla kogoś, kto chciałby użyć tego zaklęcia samodzielnie ilość szans byłaby naprawdę ograniczona. Myślę, że wydział I Stowarzyszenia nie będzie zbyt entuzjastycznie przyglądał się temu pomysłowi. - Nie wolno także zapomnieć o sprawie niezwykle oczywistej, jeżeli chodzi o wykorzystanie zaklęcia przeciwko MORII - większość ich członków to niemagiczni ludzie. Strzelanie do nich zaklętą amunicją byłaby marnotrawstwem czasu.
Dopiero ta niezobowiązująca rozmowa uświadomiła Arcyksięciu, że w ostatnim czasie MORIA nie była jego głównym problemem. Cokolwiek jej członkowie, zbrodniarze nadmiernie zafascynowani panem ze śmiesznym wąsikiem, czynili, to były to działania na tyle skryte, że do Różanej Wieży docierały jedynie meldunki nie wskazujące na nic specjalnego. Zwykłe patrole, to wszystko co wpisywało się w normalny tryb życia tej nędznej organizacji. To mogło oznaczać, że bądź to rzeczywiście niczego nie planują i czekają aż Szkarłatna Otchłań się uspokoi, bądź też szykują coś wielkiego i to na tyle sprawnie, że umknęło to czujnemu spojrzeniu arcyksiążęcych szpiegów.
Z drugiej strony w samej Krainie Luster pojawiły się liczne zagrożenia, które były o wiele pilniejsze. niż odległa MORIA mająca swą siedzibę w odległym świecie. Nie tylko Koszmary, które przez swą niezbadaną naturę były sporym zagrożeniem, lecz także piraci, czy marionetkarze, plujący na jakiekolwiek, dość sensowne zasady, które na pewno funkcjonowałyby w każdym racjonalnym społeczeństwie niezależnie czy to w wyniku umowy społecznej, czy zostałyby oktrojowane przez jakąś władzę. No i dochodził też problem Archipelagu.
- Słyszałaś o wyspach księżycowych? - Niewielu pamiętało o istnieniu kilku wysp dumnie nazywanych archipelagiem. Od kiedy tamtejsi Upiorni odcięli się od świata Wyspy przestały funkcjonować w zbiorowej świadomości. I choć Arcyksiążę słyszał o nich, sam zapomniał o ich istnieniu, nie uwzględniając w swoich planach tamtejszych możnych. Do czasu, gdy ich statek przybił do brzegu. Wyjątkowo niefortunny był fakt, że mieszkańcy Wysp byli skłóceni nawet w nielicznej, zaledwie stuosobowej delegacji, a co dopiero musiało dziać się w samym księżycowym mieście. Może spory były tam słabsze przez wieści o bestiach grasujących nocami w ciasnych zaułkach?
Z zamyślenia, w jakie wprawił go temat Archipelagu wyrwały go słowa Seamair, która zapytała o postępowanie z nieproszonymi gośćmi. Rosarium zdawał sobie sprawę, że tych nie będzie wiele. Lisi zakątek był spokojnym azylem, w którym najważniejsze osoby w Pałacu mogły odpocząć, lecz wtedy miały dodatkową ochronę. W pozostałe dni nie było powodu, by się włamywać. Najczęściej były to zagubione Dachowce, w szczególności te niezbyt dorosłe. Mimo to, Rosarium w typowym dla siebie sposób postanowił zakpić.
- Zabij. - Powiedział tylko krótko, po czym zatrzymał się, by spojrzeć na twarz Seamair. Chciał dowiedzieć się jak kobieta zareagowała na jego słowa, choć nie spodziewał się zaniepokojenia. Była członkinią Stowarzyszenia i choć zajmowała się badaniami, to wątpił, by miała jakiekolwiek opory przed zabiciem kogoś. - Jeżeli będziesz podejrzewać, że jest szpiegiem MORII lub będzie wyjątkowo uciążliwy. Niegroźnym najpierw każ się stąd wynieść, a jeśli to nie zadziała wyrzuć ich z zakątka. Szczególnie jeżeli to będą małe Dachowce. Jeżeli to jednak możliwe unikaj walki. To miejsce ma być spokojne, więc nie powinno przypominać poligonu wojskowego. - Jego wyjaśnienie nie było zbyt szczegółowe. Zresztą nie musiało być, gdyż Seamair dowie się jeszcze wszystkiego, gdy rozpocznie swoją karę. Wtedy będzie konieczne, by upewnić się, że kobieta wie co trzeba zrobić. Na tę chwilę wystarczyło, by miała tylko ogólne pojęcie o tym jak powinna się zachować. Zresztą, gdyby miała jakieś wątpliwości - mogła pytać.
- Tak długo dopóki twój Ra nie będzie sprawiał w tym miejscu żadnych problemów, tak długo możesz go ze sobą zabierać. To jest jedyny warunek jaki stawiam. Jeżeli się polubi z tutejszymi mieszkańcami, to nawet gdyby tu zamieszkał nie przejąłbym się tym specjalnie. - Co nie znaczy, że nagle otworzył przytułek dla Ra. Najzwyczajniej w świecie chciał przez to powiedzieć jedynie, że Seamair nie musi się niczego obawiać i może zabierać tu swojego pupilka. I w tym miejscu zza drzew wyszedł płomiennoogoniasty Divard, który się do nich zbliżył - może uznał, że inna Bestia to będzie dla niego konkurencja, bądź magiczny towarzysz, tak inny od większości lisów w zakątku, które nie miały zbyt silnych magicznych właściwości. Lis jednak nie zbliżył się do nich, a usiadł około trzech metrów dalej, niedaleko linii drzew, za którymi się dotąd skrywał.


Nauka 15 postów

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ogrody Pałacowe Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Ogrody Pałacowe
Sob 1 Lut - 4:12
Już od dłuższej chwili coś drażniło moje zmysły, a dokładniej te związane z naturą Poskramiacza. Czułam obecność, lecz trudno było mi określić jaka bestia, znalazła schronienie pośród lisich gromad. Ta tajemnicza obecność działała na mnie dekoncentrująco...
Mimo to starałam się brać jak najbardziej czynny udział w dyskusji, dzieląc się własnymi przemyśleniami na omawiany przez nas temat. Sprawa istotnie była warta wnikliwszej analizy... choć to nie mi w udziale, przypadło zgłębianie arkan magicznych zaklęć. Może, jeśli uda mi się zakończyć pracę nad Projektem Dedal, powinnam pomyśleć o tym, by obrać właśnie taką ścieżkę? Dawała naprawdę wiele możliwości, tym bardziej, jeśli ktoś miał płodny umysł. Z drugiej jednak strony... czy nie potrzebowałam jednak czegoś, co przynosiłoby mi więcej emocji? W końcu przy pracy nad Anielską nie miałam czasu, aby narzekać na nudę czy brak atrakcji. Skarżyć mogłam się jedynie na dylematy natury moralnej.
Ożywiłam się z chwilą, kiedy obecność bestii stała się realna. Niedaleko przed nami pojawiła się jedna z lisich bestii Divarda. Był piękny, zaś ja nie ukrywałam zachwytu, który pojawił się na mojej twarzy, po tym, jak zaszczyciło nas tak niezwykłe stworzenie. I w takich właśnie momentach, dawała o sobie znać moja natura. W moim życiu to bestie właśnie zajmowały pierwsze miejsce na podium. I choć logika podpowiadałaby, że spacerując po ogrodach w towarzystwie Lorda Protektora, Przywódcy Stowarzyszenia Czarnej Róży, nie powinien znaleźć się nikt, kto zdołałby przyćmić jego osobę. A jednak. Czułam się jak dziecko, które podziwia witrynę sklepu z zabawkami. Narastał we mnie podobny poziom ekscytacji, której przejawy ciężko jednak było odnaleźć w mojej postawie. Jedynie oczy, które teraz dosłownie nabrały blasku, zdradzały zdecydowanie zbyt wiele na mój temat.
Gdy już moje ciało postąpiło kilka kroków w stronę bestii, znów rozbrzmiał głos Lorda. Przez chwilę przyglądałam mu się, po czym zamrugałam kilkukrotnie i wróciłam do „skupiania się”.
-Księżycowe wyspy? Nie, nie znam tej lokacji. Czy mają jakiś związek z moim „nowym” rodem?
Jedynie takie logiczne nawiązanie, wydawało mi się sensowne. Jeśli się nie myliłam, to wychodziło na to iź czekało mnie jeszcze więcej nauki. Czy istniała możliwość wybrania się na wspomniane wyspy? A może, najmłodszej córce niedane było ujrzeć rodzinnych stron? Tego wszystkiego zapewne dowiem się z listów od Arcyksięcia.

W istocie krótka odpowiedź nie wywołała niepokoju, może jedynie zdziwienie, które sugerowały lekko zmarszczone brwi. Szybko jednak skinęłam głową na znak akceptacji. Nie należałam do osób, które posuwały się do mordu, jeśli nie było do niego dostatecznie przekonujących powodów. W końcu nie byłam, bezwolną narzędziem niosącym śmierć. Choć właśnie tym stać się powinnam, gdyby mojemu „twórcy” udało się zakończyć pracę nade mną. Nie zdołał, lecz jego plany były naprawdę ambitne... pomimo tego, że już tak wiele lat temu strawił je pożar, który roznieciłam w zamku... nadal ich obraz nawiedzał mnie w koszmarach. Takich, które potrafiły wyrwać z mej piersi krzyk, zaś z oczu wycisnąć znienawidzone przeze mnie łzy...
-Tak też zrobię.
Skwitowałam krótko, zastanawiając się jak często, ktoś ośmiela się zakłócać spokój tego swoistego lisiego rezerwatu. Prawdę powiedziawszy, miałam nadzieję, że potencjalne „ataki” będą dość częste, w przeciwnym razie zwyczajnie będę się nudzić. Nawet jeśli miejsce zdawało się naprawdę urocze, to ja sama nie miałam w zwyczaju zbyt często zażywać biernego wypoczynku. Wyjątek stanowiły kąpiele w gorących źródłach.
-Wątpię, by planował przeprowadzkę, jest ze mną dość zżyty. Ale zdecydowanie mniej problematyczny niż moja skromna osoba.
Oznajmiłam, posyłając mężczyźnie ciepły uśmiech. Teraz kiedy choć w pewnym stopniu wiedziałam, co mnie czeka... udało mi się odrobinę rozluźnić. Choć w głębi duszy dalej uważałam, iż karanie mnie za podobne „wybryki” jest niesłuszne... Niestety brakowało mi w tej dyskusji argumentów, które dały mi, chociaż cień szansy na wygraną.
Towarzyszyłam Arcyksięciu jeszcze przez dość długi czas... Jakoś dziwnie brakło mi śmiałości, aby oznajmić „Władcy Krainy”, że w sumie mam już zamiar wrócić do domu. Choć w ostateczności tak właśnie się stało. Rzecz jasna, tym razem nie chcąc popełnić więcej żadnej gafy, to też pożegnałam się w sposób dość uroczysty.
Poprosiłam również o wieści dotyczące niemocy Hrabiny, którą w końcu porzuciłam na pastwę jej niedoszłego zabójcy...
zt.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ogrody Pałacowe
Nie 2 Lut - 22:15
Siedzenie bezczynnie podczas wolnego czasu byłoby jego czystym marnotrawstwem, wycieczki po nieznanych jeszcze zakamarkach wydają się dużo bardziej interesująco perspektywą. Szczególnie tutaj, gdy pojawienie się w nieodpowiednim korytarzu o równie nieodpowiedniej porze mogło zostać gładko wyjaśnione zabłądzeniem w "nowym" miejscu. A, że gubić się lubię tak często, ilekroć mam na to chwilę, penetrowanie coraz to dalszych komnat jest umileniem czasu w trakcie szukania drogi powrotnej. Teoretycznie można spytać służby przechodzącej obok, wtedy powstają komplikacje w postaci wyjaśnień. Jak komuś wytłumaczyć, że to tylko przypadkiem znalazło się w garderobie Lorda Protektora (i, że definitywnie nie chce się tam wracać)? Wpadanie na innych zawsze kończyło się niezręcznie, omijanie ich miało zapewnić komfort zarówno im, jak i mnie.
Zazwyczaj na zewnątrz kłębi się służba czy ogrodnicy, doglądający ogrodu. Dziś najwyraźniej dopisywało mi szczęście, wyglądając przez okno nie dostrzegłem żywej duszy. Wychodzenie przez owe okno nie było planem błyskotliwym. W późniejszym rozważaniu mogę to uznać za pomysł niedorzeczny, w tym momencie myślałem tylko by wyjść oraz by ruchliwy ogon nie zaczepił o framugę. Spadłem z głuchym tupnięciem. Przez chwilę rozważałem przemianę w mniejszą, zwierzęcą formę, lecz byłaby możliwie nawet lepiej widoczna pośród barwnych roślin anżeli zieleń dzisiejszej koszuli. Szybkim krokiem dążyłem do pierwszych alejek, trafniej mówiąc zapach mnie niósł w ich stronę. Było to przyjemne uczucie. Pośród otwartej przestrzeni, mogłem biegać nieskrępowanie, cieszyć się samym patrzeniem na kolorowe krzewy i upijać zapachem doskonalszym niż jakiekolwiek dania pałacowej kuchni. Patrząc z boku prawdopodobnie wyglądam na szaleńca, prawie tańczącego wśród kolczastych krzewów. Odrobina racji zostałaby im przyznana. Jeżeli wolność miała być utratą zmysłów, właśnie taki chciałby się stać. Wariatem pośród róż. Usiadłem, gdzie się zatrzymałem, przodem do jednej z gałęzi pełnej szkarłatnego kwiecia, opierając dłoń o policzek. Próbowałem dotknąć pąku, niefortunnie plącząc rękawiczkę między ciernie. Wyciągnięcie dłoni okazało się dużo prostszym zadaniem, z rękawiczką odrobinę gorzej. Udało się jednak po chwili walki z upartą rośliną. Po szybkiej jej lustracji, okazała się raczej nie do ponownego założenia. Z cichym westchnięciem zdjąłem i drugą, zapasowe pary trzymam w skrzyni, a teraz nie mam czasu tam zaglądnąć. Została mi chwila tylko na pospieszny skok przez okno, stwierdziłem patrząc na niebo. Miałem wstawać i zmykać, powstrzymał mnie szelest z niedalekiej alejki. Mógł być to tylko ogrodnik czy ktoś ścinający kwiaty dla jednej z dam. Wyglądając zza krzewu, w innych okolicznościach, widząc porcelanowe oblicze pomyślałbym o posągu, otrzepał ubranie, po czym ruszył nie spoglądając wstecz. Okoliczności były takie, a nie inne. Parę kroków dalej stała osoba, która mogłaby skrócić mnie o głowę bez mrugnięcia okiem. Jeżeli miałem sensowne wyjaśnienia przy poprzednich ekspedycjach, tak aktualnie nie mogłem przypomnieć sobie żadnej. Stojąc profilem w moim kierunku istniała dość wątła szansa by mnie zauważył. Mogło tak być i mnie zignorował, ruszył dalej. Wychylając czubek głowy ponownie, poczułem jak zastygam. Stał naprzeciwko, patrząc na mnie z góry.
- Arcyksiąże - to chyba było tyle po moich wymówkach.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach