Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair

Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Ciepły posiłek i gorąca czekolada, pozwoliły mi przez jakiś czas uchronić się przed chłodem. Niestety po dłuższym siedzeniu w bezruchu, mroźna aura znów zaczęła mi doskwierać i to na tyle, że postanowiłam wrócić do zajazdu. Miło było znów mieć dach nad głową. Schludny pokój, wanna i ciepło, nagle urosły do rangi pałacowych luksusów. Choć zapewne nie doceniłabym tego w taki sposób, gdyby nie droga i warunki, jakie musieliśmy pokonać, aby tu dotrzeć.
Moje usta ułożyły się w delikatnym uśmiechu, choć głowa zakołysała się na boki w geście zaprzeczenia. Doprawdy trudnym było zaakceptowanie „lekcji”, jakiej udzielił mi Strażnik. Nie oznaczało to oczywiście, że miałam zamiar porzucić własne sposoby podróżowania, które również kryły w sobie wiele zalet... ale satysfakcja z dotarcia do miasteczka po tym wszystkim, cóż trudno było od tak się jej wyprzeć.

W czasie naszej wyprawy udało mi się dostrzec coś, nad czym faktycznie warto było się zatrzymać. Jednym z powodów, dla których tak długo trwałam przy ognisku, gdy rozbijaliśmy obóz i zapadł zmrok, był widok rozgwieżdżonego nieba. W tej mroźnej krainie wyglądało ono wyjątkowo zjawiskowo. Zastanawiałam się, czy w tych okolicach można było natknąć się również na zorzę. Miałam okazję podziwiać jej spectrum nad tęczowym kraterem. Piękne zjawisko, do dziś cały wachlarz barw rozświetlających niebo, wypalił się w mojej pamięci. Starałam się jednak nie wracać do tych wspomnień za często, gdyż z tamtym miejscem wiązała się też inna historia, po której moja duma nadal nosiła sporą ranę. Że też, dałam się wtedy tak podejść i okraść z czegoś, czego ni jak nie dało się już odzyskać.
Nie mniej, nocami z nadzieją wpatrywałam się w niebo, licząc na świetlny spektakl.

W drodze powrotnej do zajazdu zaczęły napływać do mnie dziwne refleksje. Początkowo cały pomysł zabrania mnie w tę podróż, widziałam jako sposób na utarcie mi nosa. Bardzo dosłownie potraktowaną „zemstę na zimno”.
Ale coraz dobitniej zaczynało do mnie docierać, że mimo licznych niewygód i groźby zostania mrożonką, były w tym wszystkim chwile, których musiałam uznać za pozytywne, a nawet miłe...
Jakąś część mnie to odkrycie zwyczajnie przerażało. Zdarzenia i atmosfera ostatnich dni, zdecydowanie za bardzo zaburzały moje myśli. Być może byłam uważana przez Strażnika, za chaotyczną i podejmującą zbyt pochopne działania... ale były pewne kwestie, które lubiłam mieć uporządkowane i nie bardzo radziłam sobie z emocjonalnym bałaganem, który narastał w mojej głowie.
Teraz gdy mogłam nacieszyć się, chwilą swobody, wyzwolona spod czujnego wzroku Christophera, padałam ofiarą sabotażu własnych myśli. Miast korzystać z chwili wolności, mój umysł stwierdził, że krótka przechadzka w drodze powrotnej to idealny czas na analizę tego, co działo się w ostatnich dniach i nocach... a nawet przestudiowania tego jak to wszystko wyglądało, przed wyjazdem Szrona na ostatnią misję.
” Wiele się zmieniło... Zdajesz sobie z tego sprawę.” słowa wypowiedziane przez Strażnika, rozbrzmiały w mojej głowie, będąc trafnym skwitowaniem moich przemyśleń.
Tylko czemu tak trudno było mi pogodzić się z tą zmianą. W jaki sposób płynnie przeskoczyć z postrzegania kogoś od „celu do wyeksmitowania ze swojego życia” do … . No właśnie? Nie wiedziałam jaką etykietkę, powinnam przypiąć teraz do osoby Christophera. Żadna nie wydawała mi się w pełni odpowiednia... czy właściwa. Ta przemiana nie przyszła też od tak z dnia na dzień. Nasza znajomość można było już liczyć w miesiącach... a przez charakter zadania, jakie powierzono kocurowi, była również bardziej intensywna. Jeśli się nad tym zastanowić to jedyną osobą, którą widywałam równie często i regularnie co Dachowca, było moje własne odbicie w lustrze...
Aż zaśmiałam się pod nosem na to spostrzeżenie, czym ściągnęłam na siebie uwagę jakiejś mijanej pary. W pewnym momencie zboczyłam z obranego kursu, dostrzegając w jednej z uliczek rząd straganów, których musiałam przeoczyć wcześniej. W zasadzie kupiłam wszystko, czego było mi aktualnie potrzeba, ale ciekawość nie pozwoliła mi zignorować tego odkrycia.
Być może odwlekałam również swój powrót. Zapewne ten czas odpoczynku od mojej osoby dobrze zrobi i ucieszy Szrona. Nie wiedziałam, co dokładnie ściągnęło go do tego miejsca, może tylko i aż sentyment? A może i coś więcej. Oczywiście ciekawiło mnie to i mogłabym zabawić się w szpiega... ale nie chciałam, a przynajmniej nie podstępem, choć tak zwykle przecież działałam.
To miejsce, już sama droga do niego, wpływały na zielonookiego w nie do-końca zrozumiały dla mnie sposób. Ciężko było mi ubrać w słowa swoje odczucia w tej sprawie... nie podobała mi się konfrontacja z myślą, jak wielu rzeczy ostatnio nie pojmowałam.
Pochłonięta swym wewnętrznym dialogiem przystanęłam naprzeciw straganu, w którym obiekt sprzedaży, stanowiły figurki wyrzeźbione w drewnie. Wykonanie było niezwykle staranne i misterne, wiele z nich zostało również pomalowanych, co tylko nadawało im realizmu. Starszy mężczyzna, siedzący w kącie właśnie strugał swe kolejne dzieło. Zdawało się, że nieco przy tym odpłynął, nucił cicho jakąś melodię i nie od razu dostrzegł potencjalnego klienta. Moją uwagę zwrócił fakt, iż najczęstszym motywem rzeźb, była śnieżna pantera. Czy powinno mnie to zaskakiwać, skoro znalazłam się, w którego miasteczku zdecydowana większość mieszkańców, nosiła atrybuty tego właśnie stworzenia? Uśmiechnęłam się na widok figurki, która przedstawiała irbisa, trzymającą w pysku własny ogon. Mając na uwadze, że wszystkie wielkie koty to doskonale skuteczne drapieżniki, było w tym coś irracjonalnie uroczego.
Wróciłam do zajadu bogatsza o ten mały kawałek lokalnej sztuki. Nie zostało mi już zapewne wiele czasu, a musiałam przygotować się do wydarzenia wieczoru. Taniec, tak. Zawsze był dla mnie czymś wyzwalającym. Po cichu liczyłam, że choć przez jakiś czasu uda mi się zadeptać niesforne myśli i to w rytm muzyki.
Próg karczmy przekroczyłam przyprószona cienką warstewką śniegu, który zaczął padać w dość sporej ilości. Otrzepując płaszcz, jednocześnie powiodłam spojrzeniem po lokalu, wypatrując Strażnika. Tak jak i o poranku, zastałam go z tajemniczą lekturą, co od razu zdeterminowało mnie, aby tym razem podejrzeć jej tytuł. Ciekawe czy i tym razem, książka zostanie równie szybko ukryta, gdy tylko podejdę, co też postanowiłam sprawdzić.
-Ostatnie chwile spokoju...
właśnie minęły. dopowiedziałam już w myślach, jednocześnie rzucając dyskretne spojrzenie w kierunku lektury kotowatego. Zauważyłam, że ilość miejsc w lokalu została ograniczona, najpewniej, aby przeznaczyć więcej przestrzeni dla przyszłego parkietu.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
W normalnych okolicznościach strażnik zapewne dostrzegłby Seamair momentalnie - obserwował niemal każdego, kto wchodził do pomieszczenia, tak jak zresztą zawsze to czynił. Miał naturalny odruch badania całego otoczenia wokół siebie, niezależnie czy był na tajnej misji, przesłuchiwał kogoś, czy kupował po prostu jedzenie w markecie gdzieś na mieście. Pewnych nawyków nie było łatwo się wyzbyć i nie było też potrzeby się ich wyzbywać, bo ratowały mu życie, teraz jednak jakoś zostały uśpione. Być może była to kwestia gawiedzi zebranej w środku, a może jego rozkojarzenia czy faktu, że czytał... Przegapił jednak jakoś moment, w którym arystokratka przekroczyła próg zajazdu. Spostrzegł jej obecność dopiero, gdy ta szła już w jego kierunku, co wychwycił poprzez spostrzeżenie kątem oka różowej czupryny na tle głów swoich pobratymców, którzy nosili się raczej w jasnych barwach i mieli jasne włosy. Dziewczyna mogła ujrzeć prostą okładkę z jakąś ilustracją z czarnych konturów, zatytułowaną "Podróże..." i zapewne dalej nie zdążyła doczytać, gdyż strażnik subtelnie, acz całkiem szybko schował swą lekturę. To, co jednak zobaczyła zapewne i tak dawało jej całkiem sporo informacji na temat tego, co strażnik studiuje sobie w wolnym czasie.
- Szczerze spodziewałem się, że nie wrócisz tu dzisiaj o wyznaczonej godzinie.
Zmarszczył lekko brwi na jej widok, mierząc ją wzrokiem od stóp do głów. Wiedział, że nie opuściła miasta i musiała przecież zatrzymać się gdzieś, gdy na zewnątrz się ściemniało, tego jednak ona nie wiedziała i chciał, aby tak pozostało. Zresztą naprawdę zdziwiło go, że nie uciekła w jakiś inny zakątek miasteczka, dla samego faktu zrobienia Christopherowi na złość.
- Ale nie będę narzekać... Może i okolica jest bezpieczna, ale chodzenie po ciemku może być i tak... Ryzykowne. Jak wszędzie.
Westchnął cicho i schował nieco głębiej do swoich pakunków książkę. Uniósł kubek z winem do ust i upił nieco, rozglądając się po pozostałych gościach. Zamówił je sobie, aby skosztować nieco większej ilości asortymentu lokalu, a przecież i tak nie mógł się tym upić, także nic straconego (poza pieniędzmi, na których brak nie narzekał). Dachowiec spostrzegł, że ludzie powoli szykowali się do zaczęcia wieczornej imprezy, czego początkowo nie skomentował w żaden sposób. Poczekał jedynie, aż jego towarzyszka usiądzie i nieco odsapnie. Śnieg na jej głowie i ramionach sugerował, że trochę zabawiła na zewnątrz i zapewne zziębła.

Poczekał cierpliwie, aż dziewczyna zamówi sobie coś do zjedzenia i zaspokoi chociaż pierwszy głód. Sam by zapewne zapłacił za nią, ale nie miał pojęcia, czego właściwie chce, więc postanowił podarować sobie taką wspaniałomyślność. Wsparł się jedynie rękami na stole i obserwował ją w milczeniu, co mogło być niekomfortowe dla kogokolwiek, kto nie był przyzwyczajony do wzroku strażnika przez ostatnie wiele miesięcy. Rzadko kiedy te dwa zielone ślepia opuszczały jej osobę.
- Jak miasto... Znalazłaś coś ciekawego?
Spytał cicho i powoli, jakby bardzo uważnie dobierał słowa do sentencji, która przecież była prosta jak budowa cepa. Kryło się w tym pytaniu poza typową dla niego obojętnością nieco zainteresowania. Strażnik był ciekawy, co takiego jego podopieczna uważa o mieście i gdzie właściwie zawitała, choć miał wątpliwości, czy Seamair podzieli się w ogóle z nim tą wiedzą. Otworzył usta, aby spytać o coś jeszcze, lecz wtedy drzwi otworzyły się, a do środka wparowało paru dachowców z futerałami, których cały lokal przywitał gromkimi oklaskami i krzykami radości. Przybył więc najwyraźniej zespół, który po dość wylewnym przywitaniu z resztą lokalnych, rozstawił się gdzieś w kącie i zaczął przygotowywać. Stroili instrumenty, dobierali repertuar, panowała w pomieszczeniu swego rodzaju atmosfera ekscytacji i napięcia przed zbliżającymi się zabawami. Christopher miał bardzo mgliste wspomnienia takich wydarzeń z dzieciństwa, przeważnie bowiem o takich godzinach kazano mu już iść spać. Przyglądał się całemu temu zamieszaniu z zamyśleniem, niczym zahipnotyzowany, co trwało przez kilkanaście długich sekund. Potem nieco się zreflektował i wrócił wzrokiem do własnego kufla, kontynuując rozmowę.
- Podejrzewam, że przy straganach też nie próżnowałaś...
Rzucił nieco ironicznie, zerkając na jej bagaże. Pamiętał, że zwykła wszystko wciskać do jakiś magicznych pojemników, przez co rzadko kiedy widać było coś na wierzchu, może jednak coś miała przy sobie. Kobieta zapewne, jak to kobieta, kupiła dla siebie jakieś ubrania, pamiątki, ozdoby, czy lokalne wytwory... Co by jednak nie sądził o czarownicy, to wiedział też, że zwykła zabierać ze sobą rzeczy bardziej użyteczne. Mruknął z zamyśleniem, próbując przypomnieć sobie stragany po drodze i wyobrazić, które z nich mogły ją w zasadzie zainteresować. Po dłuższym czasie tej rozmowy, którą zapewne sam strażnik musiał ciągnąć patrząc na nastrój arystokratki, rozbrzmiały pierwsze nuty muzyki. Christopher ledwo widocznie strzygnął uszami i drgnął, zerkając w kierunku grajków, którzy na dobre już zaczynali swój występ. Skądś tą melodię kojarzył.
- Jeśli zamierzałaś się dołączyć, to... - przeniósł wzrok znów na nią - Zdaje się jest odpowiednia chwila.
On sam nie planował wbijać się do tańca. Nie czuł się pewnie w tej dziedzinie, zresztą robienie tego w obecności Seamair zawsze kończyło się dziwnie, teraz pewnie byłoby jeszcze gorzej.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Rąbek tajemnicy został uchylony, czym na chwilę obecną musiałam się zadowolić, ponieważ dachowiec, gdy tylko mnie spostrzegł, ponownie skrył książkę. Podróże... małe i duże? Przez śnieżne ostępy? Jak wędrować, by nie zwariować? Cóż możliwości było wiele i choć początkowo założyłam, że może być to coś w rodzaju przewodnika, tak nadal nie można było wykluczyć książki typowo fabularnej albo biograficznej? Pomimo wszystko, nadal nie rozumiałam, dlaczego kotowaty tak się z tym krył a w każdym razie przed moją osobą, bo jak zdarzyłam zauważyć, przechadzający się wokół bywalcy lokalu nie zmuszali go do przerwania lektury. Hmm...
-Karmią tu dobrze, więc nie ma sensu omijać kolacji. Ani dzisiejszych atrakcji.
Otrzepawszy się z pozostałości śniegu, ściągnęłam z siebie płaszcz, po czym zajęłam miejsce z boku stolika. Przez chwilę ocierałam o siebie zmarznięte dłonie, które uległy ofiarą mrozu, mimo iż nowe rękawiczki sprawowały się lepiej od swych poprzedniczek. Chłód jak widać potrafi być zwodniczy. Nawet przy najlepszej ochronie, często udawało mu się wkraść, tam, gdzie go nie zapraszano. Tracił na swej śmiałości, dopiero w obliczu innego źródła ciepła, ognia albo... drugiej osoby. Wraz z tą myślą przeniosłam ukradkowe spojrzenie na Christophera, co w tym konkretnym momencie, podziałało niczym utrącenie kostki domina dla serii krępujących wspomnień, które tak licznie nagromadziły się w ostatnich dniach.
Na domiar złego w tej samej chwili przyłapałam Strażnika na lustrowaniu mnie wzrokiem. Nie było w tym nic niezwykłego, wszak byłam pod jego nadzorem, co wiązało się z obserwacją. Czy przesadzał? W moim odczuciu oczywiście. Ale niestety nie znałam nikogo innego, komu przydzielono ochronę, aby móc wymienić się z nim doświadczeniami i ewentualnymi obawami. Teraz z biegiem czasu zwyczajnie przywykłam do pary zielonych oczu, których cienkie źrenice podążały za mną niczym celownik. Lecz bardzo dobrze pamiętałam irytację, która towarzyszyła początkom naszej znajomości, oraz wszystkiemu, co teraz można było nazwać codziennością.
Wiedziona nutką sentymentu, podjęłam dawną grę, którą niegdyś określałam jako łamanie spojrzeniem. Całość zwyczajnie sprowadzała się do tego, które szybciej zerwie kontakt wzrokowy. Zwykle to ja przegrywałam na tym polu, ale dziś zaczynałam bez towarzyszącej temu wyzwaniu złości i uporowi. W tym momencie bardziej pozamawiała przeze mnie zwykła ciekawość i może próba utemperowania nieznośnych reakcji, takich jak właśnie chęć ucieczki spojrzeniem...
-Ciemność to jeszcze nie mrok. Zresztą, jeśli komuś bardzo zależy na skrzywdzeniu kogoś, to pora dnia nie będzie stanowiła dla niego przeszkody.
Czujna kelnerka już po chwili przydreptała do naszego stolika, uprzedzając moje próby przywołania jej zawczasu. Po krótkim namyśle zamówiłam dla siebie zupę oraz koktajl kryjący się pod uroczą nazwą „malinowa chmura”. Założyłam, że coś nazwane tak słodko, musiało być jakąś łagodniejszą alternatywą tutejszych trunków i typowym „kobiecym drinkiem”, co dawało mi nadzieję na możliwość napicia się czegoś smacznego bez nadmiernej utraty trzeźwości.
Na swoje zamówienie nie musiałam długo czekać, gdy energiczna Dachówka postawiła przede mną miskę z parującą zupą. Od razu wręczyłam jej zapłatę, aby nie musiała fatygować się do stolika po raz kolejny.
Nazwa mojej potrawy niewiele mi mówiła, ale zupa była gęsta i treściwa. Starałam się rozszyfrować, co stanowiło jej główne składniki. Na pewno rozpoznałam dynię oraz paprykę, całość miała lekko wędzony dymny posmak, co nadawało daniu ciekawszego wydźwięku. Uwagę, którą koncentrowałam teraz na posiłku, płynnie przeniosłam na Dachowca, który odezwał się po dłuższej chwili, zadając mi dość niepewnie brzmiące pytanie.
-Nie zdążyłam zwiedzić całości, ale tak natknęłam się na kilka interesujących rzeczy. Widać, że dobra kuchnia cieszy się tu uznaniem, a przynajmniej tak można wywnioskować po ilości straganów z przekąskami.
Przyjemne i smaczne aromaty, którymi nasiąkły niektóre z uliczek były miłym aspektem, jednym z wielu, które powodowały, iż to miejsce zdawało się emanować pozytywną aurą. Choć z całą pewnością, skrywały się tu jakieś cienie... gdyż te zawsze były obecne wszędzie tak, gdzie byli ludzie... tak przez ten krótki pobyt, na razie nie udało mi się spostrzec, niczego co wzbudziłoby mój większy niepokój. Może z wyjątkiem nazbyt mocnych trunków...
Kelnerka jakby zwabiona tą myślą, właśnie zostawiła na stole mój trunek. Tak jak podejrzewałam, prezentował się apetycznie. Koktajl podany w zaskakująco wysokim naczyniu przechodził od bieli do różu, aż po rubinową czerwień, z czego dwie pierwsze warstwy przypominały mleczną pianę, gęstszą niż tą, która wieńczyła kufle z piwem. Podziękowałam kotce, która pospieszyła zbierać kolejne zamówienia. Ja zaś z pewną obawą przypatrywałam się swemu napitkowi, lekko przytłoczona jego ilością.
-Dość łatwo traci się tu czujność... czego zwykle nie doświadcza się w miastach.
Dopowiedziałam po chwili, starając się przekuć swe odczucia w odpowiednio brzmiące słowa.
Postanowiłam w końcu spróbować zamówionego przez siebie trunku, który kusił, rozsiewając wokół intensywny owocowy aromat. Niespodziewanie na sali nagle zawrzało od radosnych wiwatów i braw, zaskoczyło mnie to na tyle, że musiałam złapać potężną szklanicę oburącz, aby nie wylać jej zawartości. W pośpiechu starłam z nosa i ust różowawą pianę, która nie powinna się tam znaleźć. Wówczas swe spojrzenie wbiłam w sprawców całego zamieszania, którymi okazali się muzycy. Ja również ich przybycie odebrałam z entuzjazmem, którego mógł dowodzić lekki uśmiech rozciągający się na moich wargach. W międzyczasie wzięłam jeszcze kilka łyków swego drinka, który przypominał bardziej płynny deser. Alkohol był w nim mało wyczuwalny, choć dzięki jego obecności napój nie był mdły ani przesłodzony.
Kątem oka spostrzegłam, że mój towarzysz przez moment sprawiał wrażenie nieobecnego. Przez ostatnie dni, jego zachowanie wielokrotnie odbiegało od tego, do którego zdążyłam przywyknąć. Mogłabym pokusić się o stwierdzenie, iż w ostatnim czasie Strażnik – nie jest sobą, ale z jakiegoś powodu to wyrażenie nie do końca mi odpowiadało.
-Tutejsze sklepy odzieżowe mają całkiem bogaty asortyment, choć nieco dziwnie czuję się z faktem, że część mojej nowej garderoby posiada wycięcie na ogon...
Całe szczęście zdaniem sprzedawczyni, owe wycięcia dało się łatwo zasznurować, tak że stawały się mało widoczne. Byłby całkiem użyteczne, gdybym zdecydowała się korzystać teraz z czarciego ogona, jednak przy takich temperaturach posiadanie kolejnej kończyny do odmarzania, nie stanowiło kuszącej wizji.
-A ty? Dawno wróciłeś do zajazdu? Widzę, że pochłonęła Cię lektura.
Wspominając o tym, chciałam uświadomić zielonookiego, że nie ma sensu kryć się z książką, skoro i tak został przyłapany w dodatku na czymś tak normalnym, że przecież nie miałabym do czego się „przyczepić”.
Powoli zaczynałam czuć, jak robi mi się gorąco, na co wpływała po części gorąca zupa, drink, jak i panująca w lokalu ekscytacja, która rosła wraz z pierwszymi nutami wygrywanego utworu. Wstałam, po czym zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
Owszem, ale muszę się jeszcze przebrać. To nie są dobre buty do tańca...
To nie tak, że nie mogłabym w nich tańczyć, tylko po co zadowalać się półśrodkami, gdy nosiło się ze sobą pół garderoby? Zresztą w moim mniemaniu, odpowiednie wydarzenia wymagały odpowiedniej celebracji.
Upiłam jeszcze spory łyk swego trunku, w obawie, że podczas mojej nieobecności ten mógł zostać sprzątnięty przez obsługę, a byłaby to spora strata. Określenie go mianem płynnego deseru, nadal pasowało mi wyjątkowo trafnie.
Miałam już ruszyć do swojego pokoju, gdy przypomniałam sobie o czymś i z pewnym zawahaniem wyciągnęłam z kieszeni płaszcza średnich rozmiarów jutowy woreczek, zwieńczony zieloną tasiemką. Krył w sobie malowaną, drewnianą figurkę w kształcie śnieżnej pantery, trzymającej swój ogon w pyszczku, którą „upolowałam” przy jednym ze straganów. Postawiłam woreczek na stole, tuż przez srebrnowłosym.
-Zdaniem autora, to tutaj popularna rzecz, ponoć ma zapewniać szczęście w domu. Ile w tym prawdy i czy faktycznie to coś wpisującego się w lokalne obyczaje, nie mam pojęcia. W każdym razie Tobie przyda się bardziej. Ja mam własne talizmany. Ot pamiątka.
Mówiąc to, ujęłam między dwa palce łańcuszek, na którego końcu kotowaty mógł dostrzec wisiorek w kształcie czterolistnej koniczyny. Był to nieodłączny akcent towarzyszący mojej osobie, zwykle kryjący się właśnie w postaci biżuteria czy zdobień na ubraniach.
Dopiero po chwili uderzyła mnie niezręczność tej sytuacji i w przypływie zakłopotania, porzuciłam swą ciekawość na rzecz taktycznego odwrotu. To też nie dając Dachowcowi zbyt wiele czasu na reakcje, pospiesznie ruszyłam w stronę schodów, rzucając za sobą tylko wzmiankę o tym, że muszę się pospieszyć i przebrać...
Przeklinając się za... sama nie wiedziałam jak dokładnie sprecyzować zarzuty winy... zatem za całokształt, zniknęłam w swoim pokoju. Oszacowałam, że wliczając przedarcie się przez torby z zakupami i przy pomocy czarodziejskiej wstęgi, ogarnięcie się nie powinno zająć mi więcej niż kwadrans. Nawet na wyższym piętrze i za zamkniętymi drzwiami, doskonale dało się słyszeć skoczną melodię, zatem biada tym którzy planowali się dzisiaj dobrze wyspać.
Spieszyłam się, to też postawiłam na prostą stylizację. Włosy spięłam w luźny niski kok, pozwalając aby wokół twarzy pozostało kilka luźnych różowych pasemek. Mój strój stanowiła biała bluzka oraz czerwona gorsetowa spódnica, sięgająca nieco ponad kolana, kilka drobnych ozdób w postaci spinek i kokardek dopełniało całość. Zrezygnowałam z typowych obcasów, na rzecz wysokich na kilka centymetrów stabilnych koturn. Zamknęłam za sobą drzwi i energicznym krokiem ruszyłam do sali głównej, gdzie odbywała się zabawa. Nawet mimo swego ekspresowego tempa, zdarzyłam przegapić, zdaje się trzy pierwsze utwory. Nadal liczyłam jednak, że znajdę sobie miejsce wśród grona tańczących, które jak się okazało było całkiem liczne.
Ciężko było mi powstrzymać cisnący się na usta uśmiech, gdy dałam się porwać radosnej muzyce, a pod stopami czułam drżenie drewnianej podłogi. Coś, czego nie sposób było doświadczyć na pałacowych marmurach. Podobnie jak panującej wokół jowialnej atmosfery. Nim zdecydowałam się wpaść w krąg tancerzy, rzuciłam jeszcze spojrzeniem w stronę stolika, który wcześniej zajmował Strażnik, sprawdzając, czy nadal trwał na swym posterunku, a może postanowił zbiec przed panującym wokół zgiełkiem? Na wszelki wypadek potoczyłam badawczym spojrzeniem, po pozostałych zakamarkach sali, choć ciężko było się czegoś dopatrzyć wśród wiru roztańczonych ciał i ogonów, na które odnotowałam w pamięci, że będzie trzeba uważać.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Dachowiec uśmiechnął się gdzieś w duchu, bardzo głęboko, słysząc że czynnikiem, który ostatecznie ją tu przygnał było jedzenie. Jakoś nigdy nie kojarzył dziewczyny ze smakoszem, teraz jednak jak na to spojrzał to uświadomił sobie, że przecież wielokrotnie widział jaką wagę przykładała do regularnych posiłków oraz tego, z czego się one składają. Oczywiście mogła udać się zawsze zjeść gdzie indziej, ale później mogłaby nie zdąrzyć na tańce, które no cóż... Były chyba jeszcze większą zachętą dla niej, co jeszcze bardziej go zdziwiło. Proponując jej wzięcie udziału w zabawach nie spodziewał się takiego entuzjazmu do tego, zwłaszcza że przecież on będzie tutaj obecny cały ten czas, co w przeszłości skutecznie przeszkadzało jej w czerpaniu przyjemności z jakiejkolwiek imprezy, jak to zauważył. No chyba, że upicie się i wzięcie udziału w zakładzie ze swym nemezis można uznać za rozrywkę, wątpił jednak patrząc na to, jak finalnie skończyła przez całą sytuację. Z myśli wyrwał go fakt, że rogaczka ni z tego, ni z owego postanowiła zmierzyć się z nim na spojrzenia, czego przecież raczej nigdy nie udało mu się przegrać. Głównie dlatego, że ucieczka wzrokiem wiązała się głównie z próbą uniknięcia konfrontacji albo wstydem przed czymś, a Christophera ciężko było zarówno złamać, jak i zawstydzić. I tym razem po prostu wbił w nią żelazne spojrzenie o nieodgadnionych emocjach skrytych za jego lodową maską, spostrzegł jednak, że Seamair wcale nie wydaje się... Wściekła. Czy ogólnie skora do walki, było to spojrzenie dość zwyczajne, co go ponownie zaskoczyło, bo nie wiedział wówczas, po co właściwie to robi. Uniósł jedynie lekko brwi, licząc że kelnerka wkrótce zerwie ten kontakt wzrokowy, gdy przyjdzie odebrać od niej zlecenie.
- Ale zdecydowanie mu z tym pomaga. I przeszkadza tym, którzy mogliby chcieć ci pomóc.
Skwitował krótko, nawiązując jeszcze lekko do swojej roli. Nie mogli mieć przecież pewności, że nikt ich nie śledził i nie wykorzysta obniżonej czujności w tym miejscu, aby ich zaatakować. Gdyby Christopher chciał kogoś zabić, to zrobiłby to właśnie tak we właśnie takim miejscu. O dziwo jednak ta myśl go jakoś nie trwożyła. Może miał zbyt duży sentyment do tego miejsca i poczucia bezpieczeństwa, jakie miał jako dziecko. Miasteczko miało zresztą pewną aurę, przez którą ciężko posądzać je o bycie potencjalnym miejscem zbrodni, co wszak nie znaczyło, że nie miało swoich problemów. W końcu kelnerka zmusiła ich do przerwania gapienia się na siebie, co dachowiec skwitował dość leniwym przesunięciem oczu gdzieś na ścianę lokalu, gdy tylko czarownica zaczęła zamawiać swoje danie. Wynikło z tego tyle, że o ile to był w ogóle pojedynek, to skończył się on remisem...
- Z tego co kojarzę, to podobnie jak u ciebie. - skomentował jej ocenę kuchni w tym mieście - I tak jednak nie skosztowałaś raczej najbardziej osobliwych dań stąd. I też pewnie niezbyt będzie ci odpowiadać ta bardziej "tłusta" kuchnia.
Zmierzył ją nawet lekko wzrokiem przy tym. Seamair była szczupłą osobą, wątpił więc aby zawierała wiele tłuszczu w swoich potrawach. Kojarzył ją raczej ze zdrowym, lekkim jedzeniem, a przecież nie to było głównym upodobaniem ludów żyjących w górach. Tłuszcze dawały sporo kalorii, które szybciej uciekały na mrozie, poza tym łatwiej go pozyskać niż rośliny. Był zwyczajnie bardziej praktyczny, a przez to można w pewnym sensie powiedzieć, że nadużywany... Zdziwiłby się szczerze, gdyby Seamair udało się wcisnąć w siebie chociaż jedną z tych tłustych, ociekających masłem kluch z dodatkami warzywnymi. W pewnym momencie przed kobietą wylądował jeszcze alkohol, co Christopher skwitował lekkim przekrzywioniem głowy. Dziewczyna zdawała się wcześniej od niego stronić, czyżby zmieniła zdanie? Poczekał z takim osądem do czasu, aż nie napije się czegoś mocniejszego.
- Można tak powiedzieć... Według ciebie to źle?
Spytał na jej komentarz o czujności. Widać miała w tej materii podobne odczucia do niego samego, a to wzbudziło w nim drgnienie satysfakcji. Nie wiedział, czy to przez jego trucie nad jej głową, czy może sama wyuczyła się większej ostrożności, cieszył się jednak, że dostrzega takie rzeczy. Miał poczucie, że w ten sposób będzie trochę bezpieczniejsza i to bez jego obecności. Chwilę później jego uwaga skupiona już była na muzykantach oraz wydarzeniu, jakie miało miejsce po ich przybyciu, co przerwała mu sama Seamair. Drgnął lekko, jakby wyrwany z czegoś i przeniósł wzrok na jakiś inny obszar w lokalu, zorientowawszy się, że na moment odpłynął. Jej zdanie brzmiało, jakby celowo go "dźgnęła" by się obudził, a to budziło obawy, że może spostrzegła jego odpłynięcie. Odetchnął głębiej i pokiwał krótko głową.
- No tak. Niektórym sprzedawcom brakuje nieco... Perspektywy na inne gatunki. - zmrużył nieco oczy i spojrzał w jej kierunku - Parę godzin temu. Lektura... No... Powiedzmy. Nie miałem wiele okazji do czytania w ostatnim czasie.
Zmarszczył nieco brwi. Jej stwierdzenie zabrzmiałoby jak przytyk, gdyby nie to, że w ogóle nie było nacechowane złośliwością. Odnosił cały czas dość nienaturalne wrażenie, że pokazując jak czyta pokazuje jednocześnie siebie w stanie, w którym nie jest skupiony na byciu czujnym. Oczywiście że miał też swoje życie, ale mimo wszystko... Sama świadomość, że arystokratka go tak widziała była... Nienaturalna. Abstrakcyjna na tyle, że chował lekturę skrzętnie, co jednak nic nie dało jak widać.

Skinął głową na jej słowa i miał już wrócić do popijania własnego trunku, gdy przed nim na stole wylądowała drewniana figurka w woreczku. Nieco zmrużył oczy, jakby badając postawiony przed nim przedmiot i dopiero po bardzo długiej chwili sięgnął po niego, odpakowując, aby go obejrzeć bez słowa. Badał go wzrokiem bardzo dokładnie, doszukując się jakiś ukrytych czarów czy znaku, że to jakiś wymyślny żart... Nie znalazł jednak nic takiego. Zachodził więc w głowę, dlaczego dziewczyna zdecydowała się kupić mu coś takiego, bo wymykało się to jego rozumowaniu, zresztą jak wiele rzeczy ostatnio.
- Dziękuję. To hm... - szukał przez chwilę słowa, wciąż obserwując figurkę - Miłe.
Musiał jej przyznać rację w kwestii talizmanów, bo sam słyszał o podobnych rzeczach jeszcze lata temu. Sam nie wierzył w zabobony, czy szczęście, czemu jednak miałby nie postawić jej u siebie. W końcu nie codziennie dostawał prezenty... W zasadzie to praktycznie nigdy. Pokiwał parę razy głową i uniósł na nią wzrok, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zniknęła ona na schodach nie dając mu okazji. Christopher westchnął cicho, z nutą rezygnacji w głosie i postawił figurkę obok siebie, zerkając co jakiś czas w jej kierunku, gdy siedział przy ławce i popijał piwo. Nie minęło dużo czasu, nim na schodach pojawiła się rogaczka w kolejnym z oryginalnych strojów, których jak zauważył strażnik, miała od groma na każdą okazję. Christopher uśmiechnął się mimowolnie kącikiem ust, widząc to i przyglądając jej się dłuższą chwilę. Musiał przyznać w myślach, że potrafiła się wystroić, czuł jednak niegdyś politowanie w związku z wiedzą na temat rozmiarów jej szafy... Teraz go to po prostu bawiło i ciężko byłoby mu wyobrazić sobie Seamair, która chodzi wszędzie w tej samej koszuli i płaszczu, tak jak robi to on sam. Kotowaty jakby zaszył się jeszcze bardziej w ciemnym kącie, wycofując od głośnego i wesołego tłumu. Nie miał nic przeciwko byciu obecnym w nim, chciał jednak uniknąć zostania zaczepiony przez jakiś obcych. Gdyby ktoś przypadkiem dosiadł się do niego i zaczął rozmowę, mógłby mieć naprawdę trudności w wybrnięciu z tego i nie wzbudzaniu podejrzeń. Nie miał ochoty na swój "wielki powrót" w stronach, gdzie niegdyś żył. Takie coś by go mogło po prostu przytłoczyć, a przecież nie tego tutaj szukał. Mężczyzna nie wrócił już do czytania książki, wiedząc że i tak nie zdoła się wystarczająco skupić, zamiast tego odszukał wzrokiem Seamair, co trudne nie było. Wyróżniała się dosyć mocno z roztańczonego tłumu. Obserwował dłuższy czas jak wiruje i powróciły wtedy do niego jak żywe wspomnienia z zimowego balu, na którym przyszło im odbyć taniec wspólnie. Były to kompletnie inne okoliczności od takich, jak te, naturalnie jednak przychodziły jako skojarzenia. Oparł się o stół i zmrużył nieco oczy, wpatrując się w arystokratkę i przemknęła mu przez głowę myśl, że w ostatecznym rozrachunku tamten taniec nie był zły. Poza oczywiście finałem, który raczej nie mógłby wyglądać inaczej przy ich relacji. Nieco zdziwił się, gdy dostrzegł krążący wzrok dziewczyny, który najwyraźniej szukał jego. Chcąc uniknąć jakiejś niezręcznej konfrontacji przeniósł go po prostu w kierunku muzyków. Może i nie wyróżniał się dla normalnych gości, czarownica jednak zapewne nie miała problemu namierzenia go przesiadującego w kącie z kuflem w ręku i figurką obok. On sam nie był pewien, ile czasu będzie tu tak sterczał, nie miał jednak póki co gdzie się udać. Zostawało mu tylko i aż siedzenie tutaj obserwując Seamair oraz innych tańczących.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Lodowa maska, początkowo pokryta grubą warstwą białego szronu, mocna i nieprzenikniona. W tej postaci zdawała egzamin, lecz z czasem przybywało na niej rys i pęknięć, które były śladami naszych licznych interakcji. Teraz z kolei momentami odnosiłam wrażenie, że owa lodowa bariera staje się przejrzysta… i przez to niekiedy widzę, więcej niż powinnam.
To zmuszało mnie do zadumy nad stanem mojej własnej maski… Wiedziałam, że i ta nie pozostała bez szwanku, lecz czy nadal pozostawała na swym miejscu? Chowając, to co powinno być ukryte? Coraz bogatszą gamę sprzecznych uczuć, których obecności nie umiałam zrozumieć, albo też zaczynałam pojmować ich sens, dopiero po czasie… Miałam ochotę przytknąć palce do twarzy, po to, aby sprawdzić, czy rzeczona maska faktycznie się jej trzyma. Choć było to głupie, wiedziałam przecież, iż była to jedynie moc imaginacji oraz kunszt aktorski. Acz w tej Krainie można by natknąć się na istoty, które mogły naginać prawa rzeczywistości do swej woli. Niestety mnie natura ani okrutna „nauka” nie obdarzyła podobnym darem. Ale może to i lepiej, byłam nazbyt porywcza… i nie lubiłam granic, a przy takich możliwościach, łatwo można by ulegać pokusom.
-Z tego, co zdarzyłam zauważyć, odnajdujesz się w ciemności całkiem nieźle.
Skomentowałam krótko, nawiązując do właściwości, które posiadały kocie oczy mego ochroniarza. Początkowo było mi trudno oswoić się z parą zielonkawych ogników, pobłyskujących w mroku pod sklepieniem namiotu. Choć zapewne ich posiadaczowi również nie było lekko z faktem, iż nie mógł kryć się z tym, gdzie podąża jego wzrok. Coś, co bywa kłopotliwe już w świetle dnia, nocą zdawało się nabierać dodatkowej mocy.

Już miałam spytać kotowatego, skąd wysnuł podobny wniosek, lecz wtedy w głowie zaraz przewinęła mi się migawka z pamiętnego poranka, podczas którego zaserwowano mi nawet śniadanie. Strażnik zapoznał się wtedy całkiem dokładnie z zawartością mojej spiżarni… Nie brakowało wiele, abym w szale złości pozwoliła na to, by w kuchni roztańczyły się płomienie. Dobrze, że Christopher nie był wówczas na tyle bezczelny, by pokazać się z serwowanym śniadaniem w drzwiach mojej sypialni… Zaspana i zdezorientowana, mogłabym zareagować jeszcze gwałtowniej. A może uznałabym to za obraz na tyle niedorzeczny, że z całą pewnością zakwalifikowałabym go jako senny majak i poszła spać dalej?

O tym, że moje myśli nie krążyły teraz wyłącznie w temacie jedzenia, Dachowcowi mogło podpowiedzieć dość przenikliwe spojrzenie, którym przez dłuższą chwilę obdarzyłam jego osobę. Po chwili zawróciłam myśli z niebezpiecznej ścieżki wspomnień, skupiając się na aktualnym temacie. Tym bardziej że nagle zabrzmiał on jak swego rodzaju wyzwanie. A ja lubiłam podejmować rękawice, nawet jeśli ktoś rzucał ją całkiem nieświadomie.
-W takim razie, wybór jutrzejszego menu pozostawiam Tobie. Na tym polu możesz się nieźle zdziwić…
Po licznych eksperymentach opuściłam laboratorium ojca bogatsza nie tylko o dodatkowe serce. Mój układ pokarmowy również, nie przypominał tego, jakim mogła pochwalić się zwykła osoba. Ale tego nie można było stwierdzić, lustrując mnie spojrzeniem, co właśnie czynił zielonooki. Skomentowałam to jedynie lekkim uniesieniem brwi.
-I tak i nie.
Muzyka, która rozbrzmiewała w lokalu, utrudniała koncentrację na czymkolwiek innym niż ona sama. Choć konkurencję nadal stanowiły talerze pełne parujących potraw oraz naczynia, wypełnione rozmaitymi trunkami. Wiadomym było jednak, że ich zawartość zniknie znacznie szybciej, niż zapał i energia grajków. Już na pierwszy rzut oka, dało się znać, że owi muzykanci, byli zaprawieni w koncertowych bojach.
Przez moment analizowałam wypowiedź Dachowca, szczególnie jej ostatnią część. Zastanawiałam się, czy wspominając o braku czasu na lekturę, miał na myśli swoją ostatnią misję, czy raczej całokształt. Możliwość poczytania książki w spokoju wydawała się rzeczą tak normalną… że aż zaczęło mnie zastanawiać, jak wiele wyrzeczeń kosztowała go rola Strażnika. Czy może raczej jego podejście do tej funkcji, które nader często odbierałam jako skrajny pracoholizm.
Owszem sama też potrafiłam wpadać w obsesje, gdy pracując nad czymś, byłam bliska przełomu, ale takie sytuacje określiłabym mianem nielicznych epizodów.

Konsternacja, z jaką kotowaty przyglądał się podarkowi, tylko pogłębiła moje poczucie zażenowania dla tego pomysłu. Jego podejrzliwość była jak najbardziej na miejscu, biorąc pod uwagę moje dawne wybryki i przewiny. Nie zdziwiła mnie zatem ani tym bardziej zasmuciła, a jedynie dała do myślenia, że był to dziwny gest z mojej strony. Dlatego też zdecydowałam się na szybką ucieczkę z miejsca „zbrodni”, zanim zrobiłoby się jeszcze bardziej niezręcznie, bądź padło pytanie, na które sama nie znałam odpowiedzi.

Czułam ekscytację, przemierzając salę, aby dołączyć do kręgu tańczących. Nie miałam doświadczenia w tego rodzaju zabawach, bo przyjęcia, na których mogłam wykazać się na parkiecie, były zazwyczaj znacznie bardziej formalne. Panująca tutaj energia była zgoła czymś innym, emanowała swobodą i zabawą. Początkowo miałam pewne obawy, czy jako „obca” nie zostanę pominięta albo swoją obecnością nie nadszarpnę splendoru urokliwej atmosfery. Jak się okazało, moje zmartwienie były niesłuszne. Gdy tylko odnalazłam właściwy rytm i nieco przyjrzałam się ruchom tancerzy, dołączyłam do grupy. Nie padły żadne sprzeciwy, wręcz przeciwnie. Widać to, co obce, niektórym wydało się ciekawe, bo nie mogłam się poskarżyć na brak partnerów do tańca.
Tańczyliśmy w grupie, parach, ale i w pojedynkę. Ktoś odchodził z parkietu, ale zaraz po tym nowy śmiałek zajmował jego miejsce. Momentami miałam wrażenie, że lokal zatrzęsie się w posadach, gdy muzykanci podsuwali coraz to żwawsze melodie, w których rytm podrygiwały dziesiątki stóp. Fakt, że większość tancerzy stanowili Dachowce, również nie był obojętny. Istotnie trzeba było uważać, by przypadkiem nie zaplątać się o czyjś ogon. A było to trudne wyzwanie, bowiem właściciele długich puchatych kit, porwani zabawą nie zawsze zwracali uwagę na ich „zasięg”. Często czułam muśnięcia czyjegoś ogona, na wysokości swoich łydek co początkowo wybijało mnie nieco z rytmu. Uczucie łaskotania ciężko było ot, tak zignorować. Może dlatego właśnie tak wielu tancerzy pozwalało sobie na radosne śmiechy? Niewykluczone.
Łatwo było tu zarazić się radością. Sama również nie podtrzymywałam uśmiechu cisnącego się na usta.
Nie miałam pojęcia, ile już tak wirowałam w takt muzyki, ale zrobiło mi się nieznośnie gorąco… aż dziw, że w tych stronach można się było na to poskarżyć. W głowie czułam lekki szum, choć nie miałam pewności czy wywołało go chwilowe zmęczenie czy wcześniej wypity drink. Nie dokończyłam go i miałam nadzieję, że kelnerka nie zdarzyła jeszcze zgarnąć go ze stolika.
Co jakiś czas zerkałam w stronę ławy, którą zajmował Christopher. Nie umknęło mi, że jego spojrzenie nie raz zatrzymywało się na tańczących. Zastanawiało mnie, czemu nie zdecydował się dołączyć do zabawy. Potrafił tańczyć, o czym przekonałam się osobiście w czasie balu. Co zatem stało mu na przeszkodzie? Być może właśnie niesmak, jaki pozostawił nasz mały pojedynek żywiołów, który rozegrał się właśnie w czasie tańca? A może przyczyna leżała jeszcze gdzie indziej? Czy drążenie tego tematu było wskazane? Wiedziałam, że nie. A jednocześnie zerkanie na kotowatego siedzącego w towarzystwie kufla trunku, którym i tak nie mógł się upić, jakoś mnie ubodło.
W końcu muzyka ucichła na moment, gdyż artyści również potrzebowali krótkiej chwili na złapanie tchu i zwilżenie gardeł. Część z tańczących rozeszła się do stolików, choć sporo par nadal pozostało na parkiecie, zbierając się w grupki i wdając w żarliwe dyskusje. Nie zdarzyłam podsłuchać o czym, bowiem sama powędrowałam do stolika, przy którym miałam nadzieję nadal zastać Strażnika oraz resztę swego napitku...

Zgarniając naczynie, bokiem oparłam się o stolik, po czym ugasiłam pragnienie. Uznałam, że nie ma sensu się rozsiadać, skoro miała być to jedynie krótka przerwa. Gardło zapiekło mnie od alkoholu, którego większe ilości kryły się w dolnej warstwie koktajlu. Kciukiem starłam z ust resztki, mleczno-malinowej piany, której zapach znów poczułam z całą intensywnością.
-Trzeba przyznać, że potrafią tutaj trzymać tempo.
Skomentowałam, jednocześnie przeciągając spojrzenie po blacie, gdzie nadal spoczywała figurka. Jej widok od razu przypomniał mi o uczuciach, które towarzyszyły mi podczas jej wręczania, to też szybko uciekłam od niej spojrzeniem, tym razem mierząc je bezpośrednio w zielonookiego. Nim jeszcze dobrze się zastanowiłam nad tym, czy w ogóle się odzywać, z moich ust padło pytanie.
-Nie chcesz dołączyć? Przecież potrafisz tańczyć.
Odstawiłam swoją szklanicę na miejsce, po czym zajęłam się drobnymi poprawkami swojej garderoby, która ucierpiała nieco podczas tanecznych zawirowań.
-Nie tak często, trafia się okazja, by móc się wyszaleć i nie zważać na, że ktoś będzie oceniał każdy twój krok, nie tylko na parkiecie.
Nawiązałam do własnych salonowych doświadczeń, gdzie podając się za Arystokratkę, musiałam stale się pilnować. W pałacowych marmurach nie ma co liczyć na swobodę. Oczywiście i tam można dobrze się bawić, lecz zawsze będzie to później okupione ryzykiem, choćby stania się tematem dworskich plotek.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Pokiwał parę razy głową ledwo widocznie, była to bowiem prawda. Widział w ciemnościach całkiem dobrze, na pewno lepiej od zwykłego człowieka, a to mógł zawdzięczać swoim kocim genom, których zresztą tutaj nie brakowało. Ciężko mu było jednak uwierzyć, że Seamair po prostu pogodziła się z myślą jego pomocy i tego, że w razie zagrożenia postara się ją zawsze z niego wyciągnąć. Taką miał pracę, oboje to wiedzieli nie od dzisiaj, czarownica jednak dała mu wielokrotnie do zrozumienia, że wolałaby zostać porwaną, niż skorzystać z jego wsparcia. Nie wątpił, że nawet tutaj sytuacja miałaby się podobnie i co by mógł wtedy zrobić? Nie znałby ani jej lokalizacji, ani by w ogóle nie wiedział, że cokolwiek z nią się dzieje.
- Nawet ja nie potrafię przeniknąć każdych ciemności... - rzekł krótko, chcąc uspokoić nieco jej zapał co do swoich zdolności - Poza tym musiałbym wiedzieć najpierw, gdzie jesteś, by udzielić tobie pomocy. Oboje wiemy, że raczej starasz się tego unikać.
Nadał ostatnim słowom nieco sarkastycznego wydźwięku, chcąc wbić lekką szpilę, tak jak mieli to przeważnie w zwyczaju. Szybko uświadomił sobie jednak, że nie ma z tego już takiej satysfakcji, jak dawniej, czy w ogóle jakiejkolwiek satysfakcji. Uciekł na krótki moment wzrokiem, gdy przez jego głowę przebiegła owa myśl. Dosyć szybko postanowił, że dzisiejszego dnia daruje sobie złośliwości. Nie chciał przypadkiem powiedzieć czegoś, czego będzie żałować potem.
- W twoim przypadku już zapewne naprawdę niewiele mnie zdziwi... - westchnął ciężko - Tutejsze dania nawet dla mnie bywają przesadą, ale skoro tak uważasz... Coś wymyślę.
W myślach wertował przez krótką chwilę menu, szybko jednak poddał się i odłożył to zadanie na dzień następny. Teraz nie miał głowy do analizowania jedzenia i rozważania o tym, co mogłoby rogaczce przypaść do gustu. W ogóle sama ta sytuacja jeszcze parę miesięcy temu byłaby dla niego potwornie absurdalna i nie do pomyślenia. Że on ma wybierać dla niej potrawy? Brakowało tylko, by sam je gotował, na to na pewno nie było szans. Przypomniał sobie swoje śniadanie w jej mieszkaniu, jedyne zresztą jak dotąd i zapewne ostatnie. Ich aktualny wyjazd to był naprawdę dziwny okres... Wręczanie prezentów było jedną z rzeczy, które powodowały ów dziwność i dachowiec po prostu nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Nie zbierał pamiątek, nie kolekcjonował niczego, jego szafy więc stały puste lub uzupełnione najbardziej nudnymi rzeczami, jak rośliny. Ta figurka będzie chyba pierwszym przedmiotem, do którego mógłby mieć jakiś sentyment. Gdy Seamair zniknęła, pozwolił sobie nawet na krótki, ledwo widoczny uśmiech, był to jednak mimo wszystko uśmiech. Poczuł ukłucie satysfakcji z otrzymanego prezentu, a to chyba liczyło się najbardziej.

Jego próba zatuszowania faktu, że obserwował Seamair zakończyła się chyba powodzeniem, bowiem arystokratka nie przyglądała mu się nigdy zbyt długo i też nie "przyłapała" go, nie musiał więc zatem czuć ponownie tego dziwnego skrępowania, którego przecież nie powinien czuć. Normalnie nie miał żadnego problemu z mierzeniu nią spojrzeniami, ba, przeważnie wygrywał z nią owe pojedynki wzrokowe, było to jednak przy okazji ich kłótni lub wymian złośliwości. Teraz zaś... Nie miał pojęcia, czemu ją w zasadzie obserwuje, nie miał chyba zbytnio żadnego racjonalnego wyjaśnienia. Czuł od początku tej wyprawy emocje, których jeszcze nie doświadczał, a to sprawiało, że nie potrafił ich zidentyfikować oraz odpowiednio spożytkować. Z każdym dniem jednak nabierał podejrzeń. Nieco zdziwiło go, gdy nagle Seamair dopadła do stołu i chwyciła za swojego drinka. Otworzył usta, chcąc jej coś z początku odpowiedzieć, szybko jednak urwał czekając, aż sama dziewczyna się odezwie.
- To dachowcy, czego się spodziewałaś?
Odparł jej, unosząc nieco brwi. Musiał przyznać rację, nawet w jego pamięci koci muzykanci nie byli tak żywi. Zapewne większość towarzystwa by już dawno padła ze zmęczenia, gdyby nie alkohol podtrzymujący ich stale na duchu. Rozglądając się po sali widział jeszcze wiele wesołych oraz żywych twarzy, które lada chwila miały wrócić na parkiet. Podświadomie szukał w nich kogoś znajomego, by go rzecz jasna unikać, nie mógł jednak rozpoznać nikogo. Może to i dobrze, chociaż fakt że on nikogo nie poznawał nie znaczył, że ktoś nie mógł rozpoznać jego. Bądź co bądź nie był tu częstą twarzą, a przez to się wyróżniał, czego bardzo chciał uniknąć.
- Co?
Spytał, słysząc jej pytanie i wracając na nią wzrokiem. Spotkał jej oczy i przez chwilę zastanawiał się o co go właściwie spytała, bo treść jej słów zdawała mu się absurdalna. Bardzo długo myślał, czy się nie przesłyszał, a gdy dotarło do niego, że nie, to aż przekrzywił lekko głowę ze zdziwienia. Nie takiego pytania się na pewno spodziewał i zerknął na krótki moment by ocenić, ile wypiła alkoholu. Cały... Ale nie zdawało się, żeby to on przez nią przemawiał.
- Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł...
Odpowiedział niemal machinalnie, nastawiając się domyślnie na odmowę w tego typu sytuacjach. Zawsze to robił i miał dlatego wyuczony zestaw stwierdzeń przeznaczonych do tego, zresztą naprawdę mógł mieć w tym przypadku wiele wątpliwości. Nie był pewien, czemu w ogóle arystokratka o to spytała i czy w takim razie sama chciała z nim zatańczyć. Byłoby to nad wyraz niespodziewane patrząc na to, jak ostatnim razem zareagowała na tego typu pomysł. A jeśli nie chciała, to czemu pytała? Wraz z każdym przeciw, pojawiało się jednak jakieś za, a raczej cicha myśl, że ostatecznie nie ma to większego znaczenia. Gdy Christopher już zdążył odmówić, dotarło do niego kilka rzeczy. Po pierwsze, że w istocie mógłby mieć ochotę na coś podobnego, chociaż sam był tym faktem zaskoczony. Po drugie zrozumiał, że w przypadku odmowy na pewno by tego w jakiś sposób żałował, a po trzecie wyglądało na to, że pytanie arystokratki było szczere. Przyglądał jej się przez chwilę, marszcząc brwi i rozważając intensywnie propozycję, aż w końcu wstał powoli od stołu. Zsunął z ramion płaszcz, pozostając jedynie w luźnej, białej koszuli oraz wygodnych spodniach, po czym opuścił wreszcie ciemny kąt.
- Powiedzmy... Że mogę spróbować.
Powiedział ostrożnie i stanął przy niej. Wyciągnął do niej dłoń, tak jak to czyniło się na zimowym balu, tym razem jednak oboje przecież robili to dobrowolnie. Jeśli tylko Seamair złapała go za rękę, to dachowiec pociągnął ją w kierunku tańczących, dla których przerwa się skończyła i teraz grajkowie zaczęli wyjątkowo skoczną muzyką. Christopher ją znał... I pamiętał chyba nawet, jak ją tańczyć, ale początkowo musiało mu to oczywiście iść drętwo. Pierwszym krokom towarzyszyło nieustanne zerkanie na sąsiadów, mężczyzna jednak sam był zaskoczony tym, jak łatwo odnalazł taniec w pamięci. Szybka melodia zmuszała bawiących się do częstych przejść i energicznych kroków, włączając w to również chwilową zmianę partnera, łatwo jednak było złapać rytm oraz wczuć się w radosny nastrój. Sam Christopher może nie wyglądał jakoś na uradowanego, bowiem typowo dla siebie ograniczył mimikę twarzy, w jego ruchach kryła się jednak pewna energia, której zdecydowanie brakowało na balu. Gdzieś mniej więcej w połowie tańca uświadomił sobie, co właśnie robi, że tańczy z samą Seamair, z jakiegoś jednak powodu nie przerażało go to, ani nie krępowało. W pewien sposób nawet cieszyło i strażnik na krótki czas jakby zapomniał, kim jest na co dzień i co dzieli go z jego partnerką.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Sarkazm, zawsze byłam zdania, że można było przyrównać go do dobrej przyprawy. Nadawał charakternego smaku i ostrości, na którą każdy miał inną tolerancję. Sama lubiłam po niego sięgać, zatem nie miałam problemu z jego wyczuwaniem. A już w szczególności, gdy posługiwał się nim zielonooki. Pod tym względem oboje poznaliśmy się aż za dobrze.
Czasem wystarczyła uwaga zawoalowana między wierszami, niekiedy krótkie spojrzenie i już wiedziałam, że Strażnik doskonale zrozumiał, co mam na myśli. Co prawda wiele z owych myśli stanowiły właśnie złośliwe przytyki wycelowane w jego osobę… ale fakt, że tak trafnie je odczytywał, zawsze wywoływał we mnie ukłucie satysfakcji, pomieszane z nutą niepokoju. Istnienie płaszczyzny na której, oboje rozumieliśmy się zbyt dobrze, wydawało się niewłaściwe? A przynajmniej dziwne…

Pozostawały jednak kwestie, które niezmiennie nas różniły, a Dachowiec poruszył właśnie jedną z nich. Mimo iż temat ten był poruszany często, mój protektor nadal nie rozumiał, skąd brał się mój opór. Z drugiej strony, czy kiedykolwiek wysiliłam się na tłumaczenie wychodzące poza: „sama sobie poradzę”, „zrobiłabym to lepiej” albo „nie potrzebuje Cię”… oraz wiele innych, choć podobnych uwag, nasyconych złością i jadem, który świetnie nadawał się, by ukryć kilka innych emocji. Takich jak zażenowanie czy niepewność.
Tknięta dziwną atmosferą, która przywarła do naszej dwójki, już miałam otworzyć usta, by wyjaśnić, czemu tak bardzo wzbraniam się przed pomocą ze strony Strażnika. Lecz gdy muzyka i radosne śmiechy rozbrzmiały już na dobre, zrezygnowałam z tego pomysłu. Liczyłam zatem, że kotowaty uzna w tym momencie, że w przypływie lepszego nastroju powstrzymałam się przez rzuceniem jakiejś kąśliwej uwagi.
Zdradzać mógł mnie jedynie wyraz twarzy, po której przez moment przebiegł ten rodzaj emocji, którego nie miałam w zwyczaju pokazywać światu. Była to jednak tylko chwila, którą zmiotły radosne nuty nieznanych mi melodii. Razem z myślą o tym, że gdy niemal całe życie ludzie wokół potrafili tylko kłamać, krzywdzić i zawodzić to nie zostaje nic więcej niż samemu o siebie zadbać. Nauczyłam się samodzielności i nie zwykłam, wyręczać się kimkolwiek, jeśli sama mogłam podołać wyzwaniu.
Oraz że każda praca czy zadanie ma w końcu swój kres... A trafnie u mojego boku i dbanie o moje bezpieczeństwo, było zadaniem, które aktualnie powierzono Christopherowi. Stawiał własne życie na szali w imię obowiązku. Taką miał pracę.
Ale prawda była taka, że, żadne z nas nie widziało, ile miało potrwać to konkretne zlecenie. W każdej chwili Strażnik, mógł otrzymać ważniejszą misję niż pilnowanie, jak to zwykle lubił się wyrażać rozwydrzonej pannic.
Wyjątkowo dobitnie uświadomiła mi to jego ostatnia nieobecność… Przez ten czas, doszłam do wielu ciekawych wniosków, których większość nieszczególnie przypadła mi do gustu. Choćby taki jak powielanie dawnych błędów. Mimowolne przywiązanie się do osoby, która mogła zniknąć wraz z kolejnym wydanym rozkazem. Do kogoś, kto większość czasu przede wszystkim grał mi na nerwach tym, że trwał uparcie przy swoim, podobnie jak i ja to czyniłam.
A przecież, życie dało mi już nauczkę, czym kończy się przywiązanie, powinnam być zatem mądrzejsza. I nadal starałam się być.
Dlatego też odepchnęłam od siebie te smętne myśli i skupiłam na tym, na czym powinnam – na zabawie.

Nie wiedziałam, czy to wpływ tego miejsca, czy może mój nieprzyzwyczajony do chłodu organizm, doznał obrażeń w postaci odmrożeń na mózgu… bo decyzje, które podejmowałam, wydawały mi się coraz bardziej nierozważne. I sądząc po zdumionej minie Christophera, nie byłam jedyną, która tak uważała.
Przyglądając się temu, jak kotowaty najwyraźniej nie może przeprasować, tego, co właśnie usłyszał, ogarnęło mnie rozbawienie. Powstrzymanie uśmiechu, który cisnął mi się na usta, wymagało zmobilizowanie całej siły woli, jaką obecnie dysponowałam.
Zapewne, gdybym spytała, czy nie zechce przyłączyć się do mojej rewolty, aby przejąć władzę w stowarzyszeniu… byłby mniej zaskoczony.

Z kolei mnie nie zaskoczyła odmowa, spodziewałam się jej. Jednak sprzeciwy rzadko kiedy powstrzymywały mnie przed dalszym działaniem. Tak było i tym razem.
Teraz to ja przechyliłam głowę, jednocześnie lustrując swego rozmówcę uważnym spojrzeniem.
-Ponieważ?
Nim Dachowiec zdarzył odpowiedzieć na zadane pytanie, sama postanowiłam go uprzedzić. W końcu wydawało mi się, że wiedziałam, co stanowi źródło jego obaw.
-Obiecuję, że tym razem nie będę sięgać po żadne magiczne sztuczki.
Chciałam nawet wykonać gest, który składano podczas wygłaszania przysięgi, ale zrezygnowałam, zdając sobie sprawę, że aby uczynić go prawidłowo, potrzebowałabym dodatkowej ręki. Przybrałam za to nieco bardziej poważny wyraz twarzy, by podkreślić szczerość swego przekazu. Chociaż wiedziałam, że me zapewnienia nie były wiele warte. Z całą pewnością właśnie to podpowiadało Strażnikowi, wcześniej nabyte doświadczenie w obcowaniu z moją osobą. Nie mniej jednak teraz byłam szczera i miałam zamiar dotrzymać złożonej obietnicy.
Jednakoż mimo całej swej charyzmy, wątpiłam, aby udało mi się sprostać wyzwaniu, jakim było, wyciągniecie Christophera na parkiet. Wiedziałam jednak, że czułabym żal, nie próbując. Choć nie wiedziałam dlaczego…

Salę na nowo wypełniła muzyka, która poniosła się z jeszcze większą werwą. Na chwilę odwróciłam wzrok, uciekając przed badawczym spojrzeniem zielonych kocich oczu, których właściciel nadal uparcie zdawał się szukać jakiejś poszlaki, która ujawniłaby mój niecny podstęp. Cóż, tym razem miałam rozczarować swego opiekuna.
Głośna melodia zagłuszyła moment, w którym Dachowiec, opuścił swoje miejsce, by zatrzymać się naprzeciw mnie. Przez to właśnie, gdy odezwał się, jednocześnie wyciągając dłoń w geście zaproszenia, przez mgnienie sprawiałam wrażenie lekko oszołomionej. Niepewnej tego, co miałam przed oczami.
Lekko rozchylone usta, które zastygły w wyrazie zdziwienia drgnęły, jakbym miała coś jeszcze powiedzieć. Miast tego, ułożyły się w uśmiech przyprawiony nutą triumfu. Ujęłam dłoń srebrnowłosego i razem z nim ruszyłam ku parkietowi, jednocześnie zostawiając w tyle wątpliwości i najpewniej podszepty rozsądku.

Szybko zostaliśmy porwani do kręgu tańczących, który przez tę krótką chwilę imponująco się rozrósł. Nie znałam kroków tutejszych tańców, więc również każdy swój taniec zaczynałam obserwacją. Jedynie biegłość w tej sztuce, sprawiała, że potrafiłam szybko wczuć się w rytm i w razie pomyłek dokonywać korekt czy własnych improwizacji. I absolutnie nikt nie patrzył tu krzywo na cudze potknięcia czy pomyłki. To właśnie w tej swobodzie i energii było coś ujmującego.
Jak sięgam pamięcią w czasie tańca, jeszcze nigdy nie poczułam realnej groźby… zgubienia butów. Tutejsi muzycy z całą pewnością znajdowali przyjemność z narzucania bawiącym się, tak szaleńczego tempa. Otaczały mnie roześmiane i rozemocjonowane twarze, którym, choć nie było to proste, przyglądałam się wnikliwie podczas licznych przejść czy obrotów. Tym istotnym szczegółem z tłumu wyróżniał się Strażnik, który nawet teraz pilnował się, by jego oblicze pozostawało nieodgadnionym. A jednak potrafiłam już zbyt sprawnie przenikać za tą woalkę tajemnicy i przez to móc snuć przypuszczenia, że zielonooki dobrze się bawił. Ja nie kryłam się z tym od początku, będąc zbyt skupioną na tańcu i czerpaniu z tej chwili. Widzieć się w takim stanie, było czymś nowym dla nas obojga… lecz porzucony gdzieś w tyle zdrowy rozsądek, jeszcze nie mógł uzmysłowić mi, że to kolejny dobry powód, by dać przytłoczyć się skrępowaniu i niezręczności. I pewnie dlatego, nie miałam też problemu z tym, by otwarcie przypatrywać się swemu partnerowi, by lepiej poznać tę nową wersję...którą musiała przebudzić w nim muzyka.
Radosny szum, coraz bardziej huczał mi w głowie. Nie wiedziałam w jakim momencie, moje splecione wcześniej włosy postanowiły domagać się wolności. Uświadomiłam sobie to dopiero z chwilą, gdy smagnęłam kogoś różowymi puklami, podczas wykonywania energicznego obrotu. Byłam pełna podziwu, że przy takiej intensywności zabawy i trunków, jeszcze nikt na nikogo nie wpadł, czyniąc z tańczących żywego domino.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Zmierzył ją wzrokiem, widząc, że ta zamierzała mu coś odpowiedzieć na jego kąśliwą uwagę, co specjalnie go nie zaskoczyło. Zdziwiło go natomiast, że ostatecznie tego nie zrobiła oraz że na jej twarzy odmalowały się emocje, których wcześniej u niej nie widział. Cała ich relacja opierała się zasadniczo na kilku problemach, których nigdy nie mieli okazji tak naprawdę przegadać. Nigdy nie próbowali, bo nigdy też chyba nie chcieli. Przez głowę mu przemknęła myśl, że może to jest ten dzień, szybko jednak muzyka sprowadziła go na ziemię. Nie był to czas i miejsce na rozdrapywanie tych ran i docieranie kto, gdzie oraz dlaczego. Wypuścił powietrze przez nos i obniżył nieco wzrok, wyrażając ledwo widoczny zawód, a raczej zmęczenie. Nie był zmęczony fizycznie, ostatni okres wyczerpywał go głównie jeśli chodzi o psychiczny aspekt. Ale z tym będzie musiał sobie chyba już sam poradzić.

Dachowiec niespecjalnie wiedział, co miałby jej odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie chce tańczyć. Wydawało mu się to swego rodzaju odsłanianiem, którego wolał uniknąć, jednak i tę kwestię bardzo szybko pokryła Seamair, która uprzedziła w porę jego wspomnienie o zimowym balu. Nawet gdyby zamierzał to zrobić. Arystokratka jednak mimo wszystko nie miałaby aż tyle upartości w sobie, aby przekonać go do zmiany decyzji, gdyby sam tego nie zrobił. Zapewne ona sama była tego świadoma, bo gdy wreszcie strażnik wstał od stołu i podszedł do niej, ta zdawała się równie zdziwiona, co on zadanym przez nią pytaniem. Widząc jej uśmiech prychnął tylko cicho.
- Zdziwiona, prawda?
Spytał z nutą ironii, nie mógł bowiem jej przepuścić takiego komentarza. Nie trwało to jednak długo, bo chwilę później już pędzili w kierunku parkietu i szaleńczego tłumu wirującego w rytm skocznej muzyki. Niewiele minęło, nim dał się pochłonąć zabawie i nie było tego po nim widać, ale było w tym coś wyzwalającego. Była to swoboda, na którą sobie na co dzień nie mógł pozwolić, a do tego zwyczajnie nie chciał sobie pozwalać. Nie chciał, bo odsłaniało to zbyt wiele przed osobami, przed którymi nie chciał się odsłaniać, a do nich na samym szczycie listy należała Seamair. Przynajmniej do niedawna. Teraz postanowił dobrowolnie porzucić wszelkie blokady i hamulce, które wcześniej kazały mu powstrzymywać się. Dotarło do niego, że męczyło go to. Teraz mógł rzeczywiście... Bawić się. Spoglądał co jakiś czas na czarownicę, widząc, że ta patrzy na niego tak samo. Była zafascynowana i nie mógł jej winić, ponieważ jego wzrok wyrażał zapewne podobne emocje, których nikt poza arystokratką nie potrafiłby odczytać. Czuł się dziwnie, trochę tak, jakby się upoił alkoholem, wiedział jednak, że nie było to fizycznie możliwe. Więc być może co innego powodowało taki stan. Sytuacja na parkiecie zmieniała się regularnie, przyszedł jednak w końcu czas, kiedy spotkali się znów i przez krótki przynajmniej moment tańczyli wspólnie. Christopher wykorzystał ten czas, aby przyjrzeć jej się dokładnie i spostrzegł wtedy, że jej włosy rozpuściły się samoistnie, wirując teraz dziko wraz z muzyką. Pozwolił sobie na krótki uśmiech, którego nie potrafił zmazać w porę z twarzy. Bawił go ten widok, głównie przez fakt tego, jak absurdalny on był. Bawił, ale i w pewnym sensie urzekł.
- Dobrze ci. Powinnaś częściej tak chodzić.
Wyrwało mu się z ust, nim zdołał to w porę powstrzymać. Choć nie był pewien, czy nawet po dłuższym namyśle nie zdobyłby się na powiedzenie tego. Był to fakt, który go uderzył i był dla niego tak nowy oraz dziwny, że nie mógł nie wspomnieć go na głos. Abstrakcja. Jak cały ten taniec, cały ten wieczór i cały ten wyjazd. Chwycił dłoń dziewczyny i okręcił ją w rytm tańca, póki co jeszcze nie wypuszczając, zwłaszcza że tempo nieznacznie zmalało i mieli chwilkę na odsapnięcie. Dachowiec przyglądał się nadal dziewczynie, nie tak jednak jak przeważnie, czujnym i oceniającym spojrzeniem, a z ciekawością. Często powtarzał, że potrafi zadbać o swój wygląd i że prezentuje się należycie, przez co nie może narzekać na brak pretendentów, sam jednak nigdy jakoś nie zastanawiał się, co właściwie za tymi słowami stało. Teraz jakby pierwszy raz dostrzegał, co sam przez cały ten czas miał na myśli. Krył się w niej ogień, zarówno w charakterze, jak i urodzie, która potrafiła urzec, zwłaszcza w chwilach jak ta. Christopher przez długi czas po prostu to ignorował, bo nie było to częścią jego pracy, dzisiaj jednak przełamał pewną granicę postawioną sobie przez samego siebie. I był z tym... Szczęśliwy. Seamair była piękną kobietą, a on z nią tańczył i to tylko się liczyło.
- Dziękuję.
Rzekł w końcu, ni z tego, ni z owego. Nie wyjaśnił do końca za co, sam nie byłby w stanie tego konkretnie wyjaśnić... Wiedział jednak, że zapewne po samym tonie jego słów Seamair będzie widziała, co ma na myśli.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz

W obliczu dzisiejszych zdarzeń, nawet pewne doświadczenie i doza aktorskiego talentu, okazały się niewystarczające w próbie zakamuflowania emocji. Jak widać, czasem zdumienie bywa tak silne, że zaciera pamięć o własnych możliwościach. W czym szybko utwierdził mnie komentarz, Christophera. Całe szczęście, zasłyszana uwaga, na nowo rozbudziła trybiki w mojej głowie, dzięki czemu to chwilowe zawieszenie, mogłam uznać za niebyłe. Tym razem nie pozostałam dłużna i płynnie sparowałam kocią zaczepkę.
-Równie mocno, jak i Ty sam.
Wraz z tymi słowami, pogłębiłam uśmiech, który już wcześniej gościł na mym obliczu.

W drodze na parkiet, przez moment moje spojrzenie zsunęło się w dół, po krzywiźnie ręki, aż do naszych złączonych dłoni. Był to dziwny obrazek i z chwilą, gdy dotarła do mnie ta myśl, wiedziałam, że teraz zachowa się w mojej pamięci.
Liczyłam, że w przypływie łaskawości mój złośliwy umysł nie zmieni go w kolejne narzędzie, mącące spokój mego ducha. Choć miałam względem tego spore obawy. Intensywność i dokładność wspomnień, które na nowo ożywały w mojej głowie, mogły świadczyć tylko i wyłącznie o rozwijającym się we mnie masochizmie. Bo czy nie torturą było, rozpamiętywanie chwil, które wprowadzały Cię w stan dziwnego zakłopotania? I zmuszały do kwestionowania rzeczy, które normalnie nawet nie przeszłyby mi przez myśl…
Takich jak na przykład - czy to właściwe, że zaczynałam dobrze bawić się na wyjeździe, do którego zostałam poniekąd zmuszona (własnym honorem po akceptacji porażki)? Tym bardziej po tym w jak ekstremalnych warunkach odbywała się większość naszej wyprawy. I nie dotyczyło to jedynie ujemnych temperatur...

Gdyby parę miesięcy temu, ktoś zasugerował mi, że mam dzielić ze Strażnikiem jedno posłanie a w dodatku jeszcze umieć się wyspać w takich warunkach… nie wiem, czy zmieniłabym owego śmiałka w zjawiskowe ognisko, czy może była bardziej zajęta pohamowaniem własnego ataku śmiechu.
Ale teraz kiedy myślałam o tej sytuacji to poza oczywistym skrępowaniem, czułam również wdzięczność… że srebrnowłosy postarał się, bym przez noc nie przemarzła do szpiku kości, nawet ceną własnego komfortu. W jego przypadku to poranki zdradzały, że te sytuacje nie pozostawały w nim bez echa. A przynajmniej takie odnosiłam wówczas wrażenie… być może mylne.
Może tylko ja, nie byłam w stanie bez potknięć przejść do tej dziwnej nowej rzeczywistości, w której potrafiliśmy odbyć rozmowę bez wzajemnego trucia się jadem albo razem bawić się na tanecznym parkiecie… Zdawało się to kuriozalne, a jednak się działo.

Trudno było zliczyć, z iloma osobami udało mi się dziś zatańczyć. Częste przejścia i zmiany stale powiększały tę liczbę. Ostatecznie, jednak gdy cykl się zakańczał, powracało się, do tego z kim taniec się rozpoczęto. I zdałam sobie sprawę, że tego momentu wyczekuję. Byłam ciekawa, jak przy tej roztańczonej szaleńczej gonitwie, bawił się zielonooki. Każde takie, ponowne spotkanie, nawet jeśli czasem trwało tylko chwilę, dawało możliwość odkrycia czegoś nowego. Werwa, z jaką się poruszał, przyłapanie go na podążaniu za mną wzrokiem a przede wszystkim… radość, którą zaczęło sprawiać mu to doświadczenie. Zauważenie tego wszystkiego, sprawiło mi niemałą satysfakcję, której nie próbowałam tuszować. Dobrze się bawiłam i nie chciałam zakłócać tego stanu, a z jakiegoś powodu podzielenie się nim, przydało tej chwili większego splendoru.

Gdy po raz kolejny, natrafiliśmy na siebie w tańcu, utwór zdarzył się zmienić i tępo nieco zwolniło. Ja zaś stałam się świadkiem, niezwykłego zjawiska, jakim było dostrzeżenie na twarzy Christophera szczerego radosnego uśmiechu. W dodatku zaraźliwego, bo niemal od razu poczułam, jak i na mojej twarzy rysował się wyraz radości.
Nie byłam gotowa na ten widok ani tym bardziej na to, co usłyszałam chwilę później.

Widząc, że Dachowiec chce coś powiedzieć, nieznacznie pochyliłam się ku niemu, w obawie, że słowa zaginą wśród nut i trzasków drewnianej podłogi. I choć wypowiedź mężczyzny zdołała do mnie dotrzeć, była na tyle nieoczekiwana, że chwilę zajęło mi zrozumienie właściwego kontekstu. A gdy już udało mi się go pojąć, to przez moment mogłam sprawiać wrażenie, jakby słowa zostały wypowiedziana dialektem, którego nie znałam i najpewniej słyszałam pierwszy raz w życiu.
A przecież otrzymywanie komplementów nie było dla mnie czymś nowym. Goszcząc na Różanym dworze czy podczas innych pomniejszych okazji, zdarzyłam nasłuchać się ich sporo. I choć wiele z nich przez chwilę syciło próżną część mej natury, to pochlebstwa szybko blakły. Ostatecznie były dla mnie nieistotne, podobnie jak i osoby, które je wypowiadały. Uśmiechnąć się, podziękować i iść dalej, zwykle do tego się to sprowadzało.
Teraz jednak znany schemat został poważnie naruszony, gdy uwaga padła z ust, osoby, o której nie mogłam pomyśleć – nieistotna. I właśnie, przez to nagle, nie wiedziałam jak się zachować…

Pocieszała mnie myśl, że przez ciągły ruch i śmiech już wcześniej na moją twarz wypłynęły rumieńce. Dlatego teraz liczyłam na to, że bardziej już zarumienić się nie mogłam… nawet jeśli czułam, że tak się właśnie dzieje.
Po chwili, która wydała mi się nieznośnie długą, w końcu odzyskałam zdolność składania liter w słowa…
-Dziękuję..
Odpowiedziałam, choć głos drgnął mi przy tym nieznacznie. Uśmiech, który tkwił na moim obliczu, zmienił się. Był łagodniejszy i bardziej ciepły, od tych które zwykle przywdziewałam.
Świat znów zawirował z kolejnym obrotem, po którym płynnie wróciłam do poprzedniej pozycji, układając dłoń na ramieniu Dachowca. Ponownie, pozwoliłam utonąć swym myślom w muzyce i ruchu, przez co znów ogarnęła mnie miła swoboda. Nie płoszyło jej nawet zagadkowe spojrzenie, którym mierzyły mnie zielone oczy, których kocia natura dziś zdawała się wyjątkowo wyrazista.

Nie powinnam aż tak się w niego wpatrywać. Skarciłam się za ten brak dyskrecji, a jednak nie przeniosłam spojrzenia. Zastanawiało mnie, jak w tym samym czasie można było sprawiać wrażenie bycia odległym myślami i całkowicie pochłoniętym trwającą chwilą, jednocześnie… bo taki właśnie obraz miałam teraz przed sobą.

Krótkie „dziękuje”. Zaskoczyła mnie moc drzemiąca w tym słowie. Na które po równi składał się ton głosu mężczyzny, jak i atmosfera chwili oraz parę innych czynników.
-Ja również.
Ponownie delikatnie nachyliłam się, mu srebrnowłosemu, aby zwiększyć swe szanse, na zostanie usłyszaną. Dla lepszego efektu nawet wspięłam się na palcach, starając się przy tym nie zgubić tanecznego kroku.
-Nie przypuszczałam, że będę się tutaj tak dobrze bawić.
Chciałam, aby to usłyszał.

Nadal do końca nie wiedziałam, jaka była moja rola w tym wyjeździe ani jaki był jego prawdziwy cel. Nawet jeśli miał stanowić formę kary, to ten wieczór udaremnił tę możliwość. Może robiłam błąd, opuszczając gardę… ale zaczęłam dopuszczać do siebie myśl, aby faktycznie potraktować to wszystko jako małe wakacje. Z dala od Różanych knowań i pilnowania swego statusu na każdym kroku.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Słysząc jej słowa zmarszczył nieco brwi, myśląc nad tym, czy rzeczywiście ma rację. Bo kto z nich bardziej był zdziwiony - on, który otrzymał taką propozycję czy ona, która dostała jej potwierdzenie? Być może rzeczywiście z obu stron były to absurdalne ruchy, jednak w gruncie rzeczy skoro on się zgodził, to znaczy że nie miał nic przeciwko temu, a skoro ona się spytała, to również. Nie był pewien, czemu dziwią ich własne emocje... Świat byłby prostszy, gdyby potrafili być ze sobą i z innymi bardziej szczerzy, zabrakło mu jednak czasu, aby długo nad tym myśleć. Idąc czuł jej rękę i było to dość abstrakcyjne odczucie, nieprzystające do tego, co jak dotąd miał okazję doświadczać. Dotyk był dziwnym, wręcz intymnym nierzadko zjawiskiem, ale przecież nie musiał być. Christopher czuł jej drobniejszą od swojej dłoń, złudnie delikatną i wiedział, że różni się to od tego, jak zawsze dochodziło między nimi do kontaktu fizycznego. Nie chłodny, profesjonalny lub spięty dotyk, a serdeczny i pełen ekscytacji. Naprawdę dziwne uczucie, choć przemknęło mu też przez głowę, że zbyt wyolbrzymia tak drobne wydarzenie, jak chwycenie Seamair za dłoń na te paręnaście sekund w drodze do tańca. Niemniej owo odczucie, a tym samym przemyślenia odnośnie dotyku towarzyszyły mu jeszcze później.

Czuł się w trakcie tego energicznego tańca jak w transie. W pewnym sensie, choć trochę się również czuł, jakby się z transu wyrwał - odrzucenie swojej otoczki lodowego profesjonalisty, który nigdy nie robi czegoś dla samego siebie było wyzwalające, jak się można było tego spodziewać. Rzadko to robił i nigdy w takich okolicznościach, jego ponury nastrój towarzyszył mu niemal zawsze i wszędzie, nawet w domu, do którego nigdy nie mógł się przywiązać, bo zawsze wisiało nad nim widmo natychmiastowej przeprowadzki, czy to dlatego, że jego adres gdzieś wypłynął, czy dlatego, że zaczynał operację w jakimś nowym mieście. Teraz po prostu to odrzucił. Powściągliwość w emocjach była już częścią jego natury, to się tyczyło jednak wyłącznie ich okazywania, a cała reszta? Nie pozwoliłby sobie normalnie na zabawę w ten sposób, parę chwil wcześniej przecież mówił sobie, że bezpieczniej będzie zostać w kącie i nie wychylać się... Ale chrzanić bezpieczeństwo, to był jego dom. Muzyka grajków, nawet jeśli nie zawsze znał melodię, budziła w nim wspomnienia, a te sprawiały, że na krótki moment wracało do niego coś, czego nie czuł od wielu lat - radość z życia. Krótkie nawiedzenie dawnego Ja z dzieciństwa, które wiedział, że zniknie tak szybko, jak umilknie muzyka i opuści parkiet. Korzystał jednak z tego, ciesząc się również z obecności swojej partnetki, do której przywykł już chyba tak bardzo, że ciężko byłoby mu po prostu o tym zapomnieć i pójść dalej... Z każdym tygodniem tej świadomości ciężej było mu utrzymać rolę wrogów, która towarzyszyła im przez tyle lat. Bo czy naprawdę można być wrogami, gdy robi się tyle rzeczy razem? Nim się obejrzał, znów był przy niej. Jego niezbyt wylewny komplement okazał się wystarczający, by wywołać u czarownicy reakcję, której nie spodziewałby się kiedykolwiek u niej ujrzeć. Przez jego twarz przemknął wyraz satysfakcji, na ledwie ułamek sekundy. Tak jak przeważnie satysfakcję sprawiało mu uderzanie w nią kolejnymi złośliwościami i obserwowanie, jak nie potrafi się do nich odnieść, tak teraz czuł coś podobnego w zwykłym skomplementowaniu jej. Zgadywał, że to naturalne, choć i tak zaskoczyło go, że bycie miłym dla ludzi też potrafi być przyjemne. Widział, że uśmiech na jej twarzy zmienił się jakby, choć ciężko było mu ocenić, co to znaczyło. Nie poznał jej nigdy od tej strony, więc nie mógł wiedzieć, czy wyraża on zawód, smutek, radość, wstyd, czy co innego. Na pewno nie wyrażał złośliwości i jadu, a coś z bardziej pozytywnego spektrum emocji, więc tym nie miał się co martwić.
- Ciekawe... Pierwszy raz cię taką widzę.
Wypowiedział swoje myśli na głos, pełen dyskretnej fascynacji nowym widokiem. Poczuł na ramieniu jej dłoń i uniósł nieznacznie brwi, wracając myślami do swych rozważań z wcześniej. Nie było to nic nowego, tańczyli już w podobnej pozycji na balu, choć wtedy muzyka była zdecydowanie spokojniejsza. Był już w tej sytuacji, dlaczego więc wydawała mu się obca? Mimo, że na pierwszy rzut oka niczym się to nie różniło, to czuł różnicę. Nie było w tym spięcia, rywalizacji i sztywności... Przeciwnie, ten dotyk, którego teraz byli udziałem był spokojny, radosny i nosił znamiona czegoś, co chyba mógł nazwać zaufaniem. Był świadom, jak ich prywatność, a zwłaszcza fizyczność jest ważna dla nich obu, dla Seamair pewnie jeszcze bardziej. Skoro dopuścili dobrowolnie siebie nawzajem tak blisko, to musieli ufać sobie choć odrobinę. Ta myśl nieco rozjaśniła umysł Christophera. Uśmiechnął się znów na krótko, choć tym razem nadal szczerze, to dziewczynie mogłoby się wydać, że bez powodu.
- To ważny wyjazd... Dobrze że tu jesteś.
Odpowiedział jej, chcąc dosyć krótko dać do zrozumienia coś, czego nie mógł przekazać przez całą podróż. Nie była tu za karę, choć wiedział, że tak to postrzegała. Miała do tego prawo, cieszył się jednak, że jest z nim w trakcie samotnej wędrówki przez śnieżne szczyty. Że była tu, przekonała go by dał porwać się zabawie, że nie tkwił tu sam w trakcie tego wszystkiego. Nachylił się do niej, by to wyraźnie usłyszała, widząc, jak ona sama staje co chwila na palcach. Po tych słowach spoglądał na nią spokojnie, bez cienia zakłopotania, które normalnie towarzyszyło takim sytuacjom. Co jakiś czas jedynie wykonywał taneczny krok, aby za bardzo nie odbiegali od reszty przez swoją małą rozmowę. Chciał powiedzieć jeszcze coś, wyjątkowo się zresztą rozgadując jak na siebie, muzykanci jednak wyrwali się nagle z nowym utworem. Dachowiec zacisnął usta ledwo widocznie, wdzięczny w pewnym sensie, bo cały czas czuł pewien niepokój, że powie coś, czego później będzie żałować. Postanowił skupić się na tańcu.

Skrzypkowie, fleciści, śpiewacy... Wszystko to składało się na niesamowitą, żywiołową melodię, która sprawiała, że co mniej wytrwali wypluwali płuca. Dwójka strażników jednak kondycję miała bądź co bądź, Christopher postanowił więc wyjątkowo oddać się temu konkretnemu utworowi. Chwycił nieco mocniej Seamair, aby nie wypuścić jej przypadkiem w trakcie i po paru pierwszych, wolniejszych taktach, kiedy oswajał ją z krokami tańca, mogli dać się porwać zabawie. Nie był on trudny, ale tempo czyniło go wręcz zabójczym. Dachowiec raz za razem wirował z czarownicą, ściskając mocno jej dłoń, nawet gdy nie było to do końca konieczne. Po dłuższym czasie pozostało już niewiele par, a sam Christopher dyszał lekko, z każdą chwilą coraz mocniej, trwając jednak do końca i obserwując w trakcie partnerkę z dziwną radością w oczach. Finalnie, gdy krótka nuta zakończyła melodię, ci którzy zdołali wytrwać nagrodzeni zostali brawami od reszty gawiedzi. Był to w końcu jakiś wyczyn. Mężczyzna lekko dysząc stał z Seamair, spoglądając na nią z dziwnym zadowoleniem.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Przelotny wyraz zadowolenia na twarzy mężczyzny rozwiał moje nadzieje względem tego, że udało mi się jakkolwiek zamaskować swe onieśmielenie. Nie mogłam jednak winić, się za bardzo...
Zatajenie czegoś w sytuacji, kiedy stoisz z kimś twarzą w twarz, a dzielący was dystans można zmierzyć za pomocą złamanej szkolnej linijki to prawdziwe wyzwanie. A już w szczególności, gdy uzmysłowisz sobie, że ta osoba zna Cię na tyle dobrze, że z czasem potrafiła rozpoznawać twe zamiary już po jednym spojrzeniu. Wiedziałam, że mój uśmiech czy mowa ciała były wtedy niczym znaki zwiastujące nadejście burzy, które Dachowiec nauczył się dostrzegać z zaskakującą wprawą. Choć bywało i tak, że ta wiedza nie była w stanie uchronić go przed gromami konsekwencji mych wybryków, co zapewne wprawiało go w nie lada irytację.
Teraz to, co sobą reprezentowałam, było nowe, również dla mnie. Zapewne zabrzmi to dość niedorzecznie, lecz w tamtym momencie poczułam się obco z własną autentycznością. Myśl ta ukuła mnie w dwójnasób, tym jak często gram i rozmyślnie planuje każde swe posunięcie… a także, że to przecież nie zbrodnia, pozwolić sobie na radość z miłego słowa. Dlaczego więc jakaś cząstka mnie, czuła jakbym została przyłapana na najwyższym wykroczeniu?

Uwaga wypowiedziana przez mego partnera, równie dobrze pasowała i do jego osoby. W Świecie gdzie magia lubi płatać figle, można by żywić obawę, że w jakiś czarodziejski sposób Strażnik został podmieniony…
Różnica między jego obecnym stanem a tym, który znany był mi przez te wszystkie miesiące, zdawała się równie przepastna co odmęty Szkarłatnej Otchłani. Było to frapujące, jak jednocześnie czyjaś cała istota mogła zdawać się znajoma, ale i obca zarazem. Mimo to było w tej obcości, coś ujmującego… Coś, dzięki czemu nie sposób było traktować jej jak dziwną anomalię, a bardziej niczym zagubione fragmenty układanki, które z powrotem trafiły w należne im miejsca. W taki właśnie sposób myślałam teraz o uśmiechu, w którym rozciągały się usta strażnika. Uśmiechu, który tak bardzo zmienił znaną mi twarz, nadając jej dziwnego uroku. Powinien częściej się tak uśmiechać. Było mu do twarzy z radością, z tą iskrą życia, która roztańczyła się w głębi jego źrenic. Choć niezliczone razy potrafiłam w nie spoglądać, gdy przeszywaliśmy się wzrokiem, dziś po raz pierwszy poczułam się, jakby kocie spojrzenie nabrało hipnotycznej mocy. Byłam oszołomiona, lecz w dziwnie przyjemny sposób… i bardzo chciałabym móc winą za ten stan obrzucić jakąś magiczną moc. Ale jako czarownica dobra w swym fachu, wiedziałam, że wyczułabym echa rzucanego czaru.
Jedyna magia, jaka między nami zawisła, była tą płynącą z radości – którą niosła muzyka, taniec i bliskość drugiej osoby.
Myśl tego rodzaju, zwykle odbiłaby się buntem, w każdym razie powinna… Byłam jednak zbyt zajęta trwającą chwilą, aby poświecić tym rozważaniom więcej uwagi.
-Taką, czyli jaką?
Postanowiłam dalej pociągnąć go za język. Nawet jeśli domyślałam się, co mógł mieć na myśli... chciałam, aby wypowiedział je na głos. Może po to, by rozwiać własne wątpliwości.

Przez cienki materiał koszuli, czułam pod palcami ciepło bijące od ciała mężczyzny. Było to dość osobliwe odkrycie, nawet jeśli już kilka nocy temu okoliczności uświadomiły mnie, że chłodna aura, którą zawsze owiewała postać srebrnowłosego, nie całkiem tyczyła się jego fizyczności. Jedno odkrycie samoistnie pociągnęło za sobą kolejne, a dokładniej fakt, iż rzadko kiedy miałam okazję widzieć Dachowca w podobnym „negliżu”. Przez krótki moment w moich oczach dało się spostrzec rozbawienie jakie, wywołała myśl o nazwaniu negliżem, kogoś w pełni odzianego. Prawdą było jednak, że Strażnik, rzadko kiedy rozstawał się z płaszczem nawet w cieplejsze dni, co również podtrzymywała wokół niego pozór zimowego pancerza. Przyłapałam się na tym, że powiodłam po nim badawczym spojrzeniem. W porę udało mi się jednak zreflektować, kiedy dotarło do mnie, że w aktualnym położeniu trudno było o zachowanie w tym dyskrecji.

Zwłaszcza gdy chwilę później srebrnowłosy nachylił się ku mnie, ponownie zaskakując mnie swymi słowami. Pierwsza część jego wypowiedzi sprawiała, że na moje usta naturalnie cisnęło się pytanie – dlaczego? Wiedziałam jednak, że chwila nie była odpowiednia, by pociągnąć ten temat. I tak wiedziałam już więcej. Dostatecznie dużo, aby zweryfikować własne nastawienie.
Z kolei jego dalsze słowa, spowodowały to, że nie bardzo wiedziałam, co mogę odpowiedzieć… Znów ogarnęło mnie poczucie, że za prostym zwrotem, kryło się więcej. Coś, co początkowo trudno było mi zrozumieć, ponieważ w życiu rzadko tego doświadczałam. Tego, że ktoś chce Twojej obecności… bez stawiania zadań czy żądań, które sprowadzają tę obecność do bycia użytecznym. Poczułam się speszona tą nową wiedzą. Strażnikowi zapewne ciężko było w tym momencie odczytać moje emocje. Zdawało się też, że chciał dodać coś jeszcze, lecz udaremnił to muzyczny zwrot akcji.
Nowy utwór wspiął się na zupełnie inny poziom, jeśli szło o utrzymanie tempa. Przy tak skocznej melodii, każdy ruch nabierał niesamowitej intensywności.
Całkowicie zatraciłam poczucie czasu, nie miałam pojęcia, ile już tak wirowaliśmy. Spostrzegłam za to, że jako jedni z nielicznych nadal pozostaliśmy na parkiecie. Sala wirowała w niebezpiecznym tempie, a mój oddech zaczynał się rwać, sprawiając, że w płucach czułam żar. Nie przeszkadzało mi to. Hamulce już dawno się strzaskały, ale nie chciałam zwalniać. Nie bałam się tego tempa, czy upadku. W tanecznym objęciu Christophera czułam się pewnie, zaś wyraz jego twarzy, sprawiał, że sama również zapominałam o tym, że kiedyś będzie trzeba się zatrzymać.

Moment zakończenia utworu przyszedł równie nagle co i jego rozpoczęcie. Łapiąc oddech, stałam, nie będąc w pełni przekonana o tym, czy moje nogi faktycznie miały kontakt z podłogą. Wzrok nadal miałam utkwiony w swym partnerze, trwając w tanecznej pozycji. Dopiero owacje przyniosły mi oprzytomnienie i przypomniały o całej reszcie świata. Nadal zdyszana, delikatnie odsunęłam się od Christophera, po czym posłałam mu ciepły uśmiech, który tlił się również w szkarłacie mego spojrzenia. Swe nieme podziękowanie zwiększyłam eleganckim dygnięciem, którego grację udało mi się podtrzymać, mimo iż nogi zaczynały mi się trząść.

Po tej chwili poddałam się i z rwącym się w gardle śmiechem, oświadczyłam.
-Nie wiem jak Ty, ale ja muszę usiąść…
Z tymi słowami, ostrożnie ruszyłam ku stolikowi, który wcześniej okupywał kotowaty. Instynktownie nasłuchiwałam czy dotrą do mnie odgłosy, podążających w mój ślad kroków strażnika.
Tym razem miast krzesła, wybrałam miejsce na krańcu ławy, tuż przy jednym z okien. Opadłam na nią pełna wdzięczności, dla jej twórcy. Rozparłam się wygodniej, opierając głowę o ścianę. Mój oddech nadal był zdecydowanie zbyt szybki… ale wyciszenie aż dwóch serc, wcale nie było takie łatwe. Dawno nie byłam tak rozpalona, bez wcześniejszego używania ognistych zaklęć. Mój wzrok powędrował w stronę okna, w którym szkło pokryło się mroźnymi malunkami szronu. Rękę przyłożyłam do zmarzniętej szyby, pozostawiając na niej wytopiony ślad swej dłoni, którą chwilę później przytknęłam sobie do szyi. Moje ciało przebiegł krótki dreszcz, był jednak ceną, jaką mogłam znieść za tą odrobinę ulgi. Pozwoliłam sobie na zamknięcie oczu, uznając, że może uda mi się dzięki temu szybciej wyciszyć, a przynajmniej uspokoić oddech.
-Mniej zdyszani byliśmy po misji na Ur'Nathum… a przecież uciekaliśmy z rozpadającej się wyspy...
Nie wspominając o tym, że próbowali nas tam zabić, co dopowiedziałam już w myślach. W moim głosie czuć było zmęczenie, ale nadal tliło się w nim więcej rozbawienia.

Niespodziewanie do naszego stolika zawitała jedna z kelnerek, na której twarzy widniał szeroki zadowolony uśmiech. Wraz z nią na blacie pojawiły się dwa potężne kufle. Przyniesiony trunek, bardzo przypominał piwo, choć jego kolor nie był złoty, lecz perłowo srebrny. Gdy posłałam ku zielonookiemu pytające spojrzenie, panna odezwała się radośnie.
-Nagroda dla wytrwałych, na koszt firmy!
Uciekła, nie zdradziwszy, co właściwie nam zaserwowano. Potem dziewczyna mignęła mi przez moment, spiesząc się gdzieś na drugi koniec sali, ponownie niosąc ze sobą naczynia z identyczną zawartością co i nasze.
-Miłe. Ale niech zgadnę, jutro bym po tym nie wstała z łóżka?
Oznajmiłam z obawą, mając w pamięci, to co mój towarzysz wspominał o tutejszym zamiłowaniu do mocnych trunków.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Odpowiedź nie przyszła mu od razu. Choć Christopher przeważnie miał myśli proste, a język cięty, na tyle, że zawsze wiedział, co odpowiedzieć, tak nawet jemu zdarzało się, że nie potrafił czegoś wyrazić. Zwłaszcza, jeśli chodzi o emocje, zwłaszcza o cudze. Był... Fatalny, jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie, ale to już zapewne wszyscy wiedzieli, łącznie z samą Seamair. Wiedział, co chce powiedzieć, ale nie wiedział, jak ma to ująć. To dziwne uczucie, gdy zbyt wiele osobynych słów opisuje jedno wrażenie, a przecież wybrać można tylko jedno z nich, inaczej rozwodziłby się tu pół godziny. W końcu po chwili namysłu zdecydował się na pewne określenie, nie będąc jednak przekonanym co do jego trafności.
- Szczęśliwą... Wśród ludzi, a nie zwierząt.
Drugą część dodał, aby uściślić nieco swe słowa, inaczej mogła oponować. Nie był pewien, czy to dobre określenie, bo miał wiele więcej myśli na temat jej aktualnego stanu. Poprzestał jednak na tym, aby nie wpaść w zbędną gadatliwość, która niczemu by teraz nie służyła. Mieli przed sobą jeszcze długi wieczór, który z pewnością będzie owocować w wiele niespodzianek. Strażnik dostrzegł w pewnym momencie rozbawienie na twarzy swojej podopiecznej, co nie mogło mu umknąć, gdy obserwował ją przecież cały czas. Nie przeszkadzało mu więc, gdy ona sama badała całą jego postać wzrokiem, stąd trochę nie rozumiał, dlaczego chwilę później zrezygnowała, jakby speszona. Zdawało mu się tak przynajmniej, a może to jedynie gra świateł i cieni w karczmie... Nie oceniał jej na pewno, bo sam byłby wówczas hipokrytą. Nie mógł zresztą poruszyć tego, bo zabrakło mu czasu. Zdążył ledwie powiedzieć jej o tym, że cieszy go jej obecność, gdy chwilę później skupić się musieli na szaleńczym tańcu. Widział, że jego słowa ją skołowały, zapewne podobnie jak i nieco jego, dlatego muzyka, która mogła oderwać ich myśli była jakby wybawieniem. Pozostawienie tego aspektu bez komentarza było chyba najlepszym wyjściem, gdyż nie chciał bardziej rozgadywać się w swoich prawdziwych celach podróży tutaj. To nie była rozmowa na tę chwilę, o ile w ogóle się do tego w końcu przyzna.

Dachowcowi jakby pociemniało przed oczami od nieustannego, szaleńczego tańca, który mógłby powalić nawet najbardziej wytrwałego. Gdy ma koniec patrzył na Seamair, to nie był do końca pewien, jaki widok ma przed sobą. Dziwna mgiełka wyczerpania przesłoniła mu wzrok. W jednej chwili dziewczyna się patrzyła, równie zdziwiona nagłym zakończeniem, co on, w następnej odsunęła się od niego, a chwilę później dygnęła. Mężczyzna skinął jej w końcu głową, samemu nie siląc się na dworskość. Otarł pot z czoła, wciąż jeszcze rozgrzany i rozejrzał się po otaczających go parach. Naprawdę niewiele zostało, byli jednymi z nielicznych, a ich obcość ściągała na siebie uwagę. W jednej chwili jego zadowolenie nieco oklapło, bo zrodził się niepokój, że w jakiś sposób zwrócił na siebie uwagę. Spojrzał za odchodzącą rogaczką i szybko ruszył w jej ślad, zamierzając ewakuować się i zaszyć w swoim dawnym kącie. Byli na parkiecie tak długo, że chyba nie powinna mu zarzucać izolowania się.
- Tam nie robiliśmy tego dla przyjemności. I nikt nam za to nie przynosił alkoholi...
Spoczął na ławce po przeciwnej stronie i obserwował przez chwilę wymęczoną partnerkę. Swoje drugie słowa skierował w momencie, gdy spostrzegł, że w ich kierunku idzie kelnerka z napojami. Sama Seamair również zresztą zwróciła uwagę na jej obecność.
- Dziękuję.
Rzucił krótkie, uprzejme podziękowanie dla młodej dziewczyny za przyniesiony alkohol. Nie dziwiło go coś takiego, choć nie spodziewał się tego również. Chwycił za swój kufel i przyjrzał mu uważnie, przeszukując w odmętach pamięci wspomnień podobnego piwa. Nie mógł go z niczym skojarzyć, toteż skosztował nieco z mocnego, słodkawego trunku. Zerknął na Seamair i odłożył naczynie na stół.
- Taka specyfika tutejszych alkoholi. Przecież wiem, że zapewne trzymasz w swojej torbie mnóstwo eliksirów na kaca.
Wzruszył ramionami, aby ponownie unieść piwo do ust. Oparł się o ścianę i zaczął obserwować salę, czekając zresztą, czy jego towarzyszka zdecyduje się na picie mimo wszystko. Nie winił by jej, gdyby sobie odpuściła, zwłaszcza, że przecież dawała już wczoraj do zrozumienia, jak nie ma ochoty upijać się w jego towarzystwie. Dachowiec dziękował bogom za zimny trunek, który spłukał jego rozpalone gardło. Westchnął ciężko z ulgą i wsparł rękę z kuflem na stole.
- To było... Ciekawe.
Rzucił wreszcie, nie będąc pewnym, jakich innych słów użyć do ich wspólnego tańca. Wyszło to tak nagle, że nie zdążyli tego w ogóle przemyśleć i teraz musieli borykać się z konsekwencjami, o ile można to tak nazwać. Strażnik cieszył się, że do tego doszło, uważał też, że wszystko w trakcie rzekł szczerze... Ale trochę nie rozumiał, jak był w stanie się na to zgodzić. Godziło to w jakiś jego abstrakcyjny kodeks postępowania. Upił znów srebrnawego piwa, mając go pod dostatkiem w ogromnym kuflu. Przeniósł wzrok na czarownicę, obserwując co robi i jakie ma odczucia po tym wszystkim. Próbował też jakoś odtworzyć w głowie jej obraz z tańca, wesołej i z rozrzuconymi niczym walkiria włosami, co nie przyszło mu jakoś ciężko. Poza oczywistym komentarzem, jaki wtedy złożył miał bardzo wiele dziwnych, acz chyba pozytywnych uczuć co do tego widoku.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Zabrakło czasu, abym sama mogła dodać jakiś komentarz do słów Dachowca. Nie mniej mógł spostrzec, że jego wypowiedź nie wzbudziła mego protestu a jedynie zadumę. Miał rację. Gdy już zdarzało mi się przejawiać oznaki radości, zwykle dochodziło do tego w otoczeniu moich bestii. Znałam je, ufałam im i mogłam się przy nich czuć w pełni swobodnie. Ludzie, rzadko dawali mi podobny komfort… choć, zrażona dawnymi doświadczeniami, zwykle nie dawałam im ku temu sposobności. Pytanie brzmiało, dlaczego teraz było inaczej? Może dlatego, że nie musiałam grać kogoś, kim przecież nie byłam, pilnując się przy tym na każdym kroku, aby nie popełnić jakiegoś błędu ? Ta wioska była mi przecież całkiem obca, a jednak potrafiłam czuć się tu swobodnie… lecz zasługa tego nie leżała jedynie w samym miejscu, a w osobie, która mnie doń przywiodła. I znów, była to jedna z tych jakże abstrakcyjnych myśli, które wyjątkowo często dopadały mnie tego wieczora a których prawdziwość, była trudna do podważenia.

Gdy w końcu zaległam na ławce, w pełni dotarło do mnie, jak intensywne było to całe doznanie. A w każdym razie w kwestii fizycznej, o czym usilnie przypominał mi teraz każdy mięsień oraz spora część organów. Mimo usilnych starań nie mogłam odnaleźć w pamięci podobnego doświadczenia, które jednocześnie tak by mnie wymęczyło, ale i przyniosło zaskakująco wysoką dawkę endorfin. Było to coś zupełnie innego niż satysfakcja z treningu, który przekraczał bariery wytrzymałości czy adrenaliny towarzyszącej misjom. Nie czułam się jeszcze w pełni oswojona z tym stanem, ale też bałam się go spłoszyć, zbyt wnikliwymi doczekiwaniami.

Wsłuchałam się w szum rozchodzący się po karczmie. Muzyka ucichała, a wnętrze pomieszczenia znów nabrało wyraźnych kształtów, które w tańcu były jedynie rozmytym tłem wirującym w blasku światła. Ci, którzy nie zdecydowali się, poszukać rozrywki na parkiecie wcale nie wyglądali na znudzonych, wokół nadal panował gwar rozmów, śmiech i pobrzękiwanie uderzających o siebie naczyń. Co prawda część stolików zdarzyła opustoszeć, ale dalej panowało tu życie. Choć nie dziwiło mnie to, sama mimo wyraźnego wyczerpania, nie miałam ochoty utonąć w ciepłej pościeli. Byłam zdecydowanie zbyt rozemocjonowana, aby myśleć o śnie.
-Fakt. Widać adrenalina a endorfina, choć mają ze sobą trochę wspólnego, finalnie przynoszą inne efekty.
Żadne z nas nie czuło się najwyraźniej w żaden sposób zagrożone, to też mogliśmy pozwolić sobie na zmęczenie oraz dać sobie czas na odzyskanie sił. Te aspekty natury oraz psychologi, bywały całkiem intrygujące. A niekiedy i kłopotliwy.
Skinieniem głowy zdarzyłam podziękować odchodzącej kelnerce. Moja uwaga skupiała się teraz na alkoholu, którym zostaliśmy obdarowani. Toczyłam ze sobą wewnętrzną walkę, w której ciekawość i pragnienie, konfrontowały się ze zdroworozsądkowym myśleniem. Czy istniała szansa, że się spiję? Tak. Czy przyszło mi kiedyś z tego coś dobrego? W teorii nie… w praktyce cóż… nadużycie alkoholu przyczyniło się do tego, gdzie znajdowałam się aktualnie. Zatem sprawa była bardziej skomplikowana.
Słowa Strażnika uświadomiły mi, że źle sformułowałam pytanie. Powinnam raczej zapytać, czy będę po tym w stanie trafić do łóżka… ale postanowiłam nie ubierać swych obaw w słowa.
Uśmiechnęłam się, słysząc sugestię na temat eliksirów i na moment przeniosłam wnikliwe spojrzenie na swego towarzysza.
-To eliksiry lecznicze, na zatrucia. Ale tak w praktyce kac to nic innego, jak zatrucie organizmu. Chociaż, jestem prawie pewna, że nie tak dawno temu, uznałbyś to za marnotrawienie „zasobów”.
Czy poglądy Strażnika stały się mniej restrykcyjne, a może czynił wyjątek w ramach tego wieczoru? Widać było, że ten dzień nadal uparcie podążał trasą, którą kartograf opisałby jako szlak zakasujących zdarzeń. Takie trasy zwykle nie są bezpieczne… ale za to ciekawe.
Z tą myślą oraz złamana widokiem Strażnika gaszącego pragnienie, sama również sięgnęłam po trunek. Zachwiałam się przez moment, podobnie jak samo naczynie, po tym, jak źle oceniłam jego wagę. Szczęśliwie udało mi się nie doprowadzić do małej powodzi, choć to zagrożenie zawisło nad nami przez ułamek sekundy. Musiałam wspomóc się drugą ręką, aby podnieść kufel i uraczyć się, czymś, co równie dobrze mogłabym teraz nazwać eliksirem życia, dla mojego suchego niczym pustynia gardła. Dopiero z kolejnym łykiem skupiłam się również na smaku, przyjmując z aprobatą przyjemną słodową nutę trunku. Czując na sobie badawcze spojrzenie zielonych oczu, przywdziałam swój zadziorny uśmiech i skomentowałam.
-Powiedźmy, że mnie przekonałeś. Ale ostrzegam, nie wdawaj się ze mną żadne zakłady…
Dodałam zapobiegawczo, wiedząc, że w chwilach „zamroczenia” miałam tendencję do opuszczania gardy względem swych słabości. Nie spodziewałam się, że jedną z tak owych będzie hazard. Znacznie później dowiedziałam się, że „mam to we krwi” po tym, jak dziadek w przypływie dobrego humoru, postanowił opowiedzieć mi coś więcej o sobie. Spora część prezentów w postaci magicznych przedmiotów, które od niego otrzymałam, pochodziła z pokerowych partii.

Zmiana w panującej atmosferze była wręcz namacalna. Wraz z opadającymi emocjami, świat powinien powracać do dawnego ładu. Lecz to całe zamieszanie stworzyło elementy, dla których dawny ład po prostu nie przewidywał miejsca. Czułam się niczym bibliotekarz, trzymający w dłoniach nową księgę, której nie jest w stanie poprawnie skatalogować… Wspomnienie towarzyszącej nam przy tańcu energii, zmiany w spojrzeniu Christophera oraz szczerym radosnym uśmiechu, który przez chwilę gościł na jego obliczu. To wszystko krążyło jeszcze wokół mnie, nadal powodując dziwną dezorientację, ale i ciekawość.

Gdy srebrnowłosy przemówił, wiedziałam, że najwyraźniej jego własne myśli względem aktualnych wydarzeń, również nie mogły znaleźć sobie miejsca. Cóż, przynajmniej nie musiałam czuć się osamotniona z tym problemem.
-W istocie… zaskakujące pod wieloma względami.
Mogłabym na tym poprzestać, lecz było to zbyt duże niedopowiedzenie… oraz ucieczka, z którą czułabym się równie źle co i dozą zakłopotania, którą niosły ze sobą me dalsze słowa.
-Choć były to wyjątkowo miłe zaskoczenia… Niekiedy warto ryzykować. Liczę zatem, że miałeś z tego, choć w połowie tyle frajdy, co ja sama. Nawet jeśli pod koniec jej ceną, była groźba wyzionięcia ducha.
Skwitowałam, po czym przeniosłam spojrzenie na Strażnika, ciekawa jego reakcji na te słowa. Przyglądał mi się, co nie było wszak niczym nowym. Zdarzyłam oswoić się z tymi spojrzeniami, choć… teraz zaczęłam mieć względem tego wątpliwości.

Po pewnym czasie mój wzrok uciekł w stronę parkietu, który chwilę wcześniej stanowił ostoję tanecznego szaleństwa. Tknięta nagłym sentymentem, odezwałam się, zaskakując samą siebie podobnym wyznaniem.
-Taniec… przez bardzo długi czas, był jedną z nielicznych rzeczy, które przynosiły mi w życiu trochę radości. Pusta sala, lustro i stary gramofon, pozwalały mi uciekać od rzeczywistości. Zatracać się w czymś… tak bardzo, że można było poczuć się wolny. Dopiero po latach, odkryłam, że można, czerpać z niego w inny sposób. Trwając. Chłonąc chwilę, z każdym taktem i nutą. Jak dziś.
Upiłam kolejny łyk piwa, aby spłukać posmak gorzko-słodkich słów, trunkiem, który ironicznie posiadał podobne nuty smakowe.
Niegdyś wspominałam swemu opiekunowi, że taniec jest mi bliską dziedziną. Nigdy jednak nie wyjaśniłam dlaczego. Czemu, postanowiłam zmienić coś w tym temacie? Sama nie wiedziałam, tym bardziej że nie przepadałam za podobnymi zwierzeniami czy też wracaniem do przeszłości.
Mimo iż była czymś, od czego nie potrafiłam się uwolnić.
-Co planujesz względem jutra?
Wtrąciłam, starając się szybko zmienić temat, nawet jeśli miało mi to wyjść niezdarnie. Moje palce, rytmicznie postukiwały o grube chłodne szkło kufla, zaś spojrzenie odnotowywało ilość trunku, jaka zdarzyła zeń ubyć. Nadal byłam jednak zbyt rozgrzana po tańcu, aby czuć czy alkohol coś w tej sprawie zmienił.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Dachowiec umilkł na dłuższą chwilę po jej słowach, myśląc nad zasłyszanym zdaniem. Przyszło mu do głowy, że owo stwierdzenie rzeczywiście niesie za sobą wiele sensu, mimo że wcześniej tego nie dostrzegał. W zasadzie całe swoje życie opierał na robieniu rzeczy związanych z adrenaliną, tak bardzo, że w pewnym momencie zaczął ją po prostu utożsamiać z byciem szczęśliwym. Mimo, że gdzieś tam zapewne jego umysł domagał się przyziemnych rozrywek, to dusił owy głos możliwie, bo przeszkadzał mu jedynie on w wykonywaniu pracy. Był wtedy bardziej skuteczny, a przynajmniej tak to mu się prezentowało. Teraz owa myśl go o dziwo aż tak nie bolała, może dlatego, że odkrył rzeczywiście jakąś malutką cząstkę, której mu wcześniej brakowało. Bycie szczęśliwym bez jednoczesnego poczucia zagrożenia, to coś, na co nie mógł przeważnie liczyć, więc teraz... Zdawało się to jednocześnie obce oraz znajome. Jak coś, co z dawna zapomniał i teraz do niego wróciło. Jeszcze jakiś czas temu być może ta myśl by wywołała u niego dyskomfort, atakowała bowiem dotychczasowy porządek rzeczy, teraz jednak już i tak zbyt wiele runęło, aby jedna dodatkowa rzecz zrobiła różnicę.
- Pytanie, które z tych jest lepsze... Zapewne to nie takie oczywiste.
Mruknął w odpowiedzi zdawkowo, wyrażając tym samym swoje własne rozważania. Alkohol nieco mu pomógł, trzymanie bowiem czegoś zimnego przy ustach rozjaśniało umysł. Upić się nie mógł, więc tą kwestią się nie martwił, w przeciwieństwie do jego towarzyszki, która miała wyraźnie wątpliwości. Skierował ku niej spojrzenie kocich oczu znad kufla, lustrując wzrokiem spokojnie, acz dość przenikliwie. Jej stwierdzenie wywołało u niego lekkie uniesienie brwi. Nie dlatego, że nie miała racji, ale dlatego, że przytaczała to, jakby ją owy fakt dziwił. Christopher był służbistą, ale w ostatnim czasie próbował nowych rzeczy i przekraczał granice, które wcześniej pozostawiał w spokoju. Dlaczego to robił? Nie był do końca pewien, choć udział w tym miała osoba samej Seamair, nie potrafił jednak jeszcze w pełni ocenić, jaki dokładnie. Zrezygnowanie z oszczędności w zapasie eliksirów nie byłoby najdziwniejszą decyzją, jaką dachowiec podjął w trakcie ich wyprawy.
- Nic tu nam nie grozi... - odparł krótko i zmierzył ją wzrokiem, odwracając go następnie gdzieś na salę - Jesteśmy na wakacjach.
Ostatnie słowo zabrzmiało wyjątkowo dziwnie w jego ustach. On sam to wiedział, przez co ledwo widocznie się nastroszył. Zmarszczył brwi i wykrzywił na krótki moment usta, uświadamiając sobie po raz kolejny, że praktycznie nigdy wcześniej nie wziął urlopu. Teraz do niego docierało, że być może powinien taką decyzję podjąć o wiele wcześniej. Wreszcie usłyszał, że odniósł zwycięstwo, co wzbudziło na jego twarzy nikły, słaby uśmiech, przykryty kuflem oraz pianą w nim. Ów uśmiech niedługo potem zniknął, ale satysfakcja dachowca pozostała, bo wreszcie po tak długim czasie udało mu się Seamair do czegoś przekonać. Zresztą nie pierwszy raz na tej wyprawie, mógł być chyba z siebie dumny...
- Ja sam nie jestem hazardzistą. Zresztą... Nie ma chyba aktualnie rzeczy, którą mógłbym chcieć od ciebie wygrać. Nie sądzę, byś ty również miała co ode mnie zwyciężyć.
Zamrugał parę razy i odwrócił jeszcze bardziej wzrok, spoglądając po grajkach składających instrumenty. Słowa jego nie niosły za sobą z pozoru niczego konkretnego, jednak strażnik już wcześniej uznał, że po tym wszystkim zapewne nie da rady wrócić do dawnej rutyny. Nie będzie tak krótko już trzymał jej smyczy, bo nie byłby w stanie, nawet gdyby chciał. Ich znajomość stała się zbyt... równa. Nastał w pewnej chwili moment, kiedy jedyne, co dawało mu przewagę nad dziewczyną, to formalna ranga, a to nie wróżyło dobrze ich dalszej wojnie. Nie chciał dłużej jej odmawiać swobody, przynajmniej tak bardzo, jak miało to miejsce wcześniej.

W trakcie gdy mówiła, obserwował ją uważnie. Oceniał emocje, zamiary... Na tyle, na ile potrafił, a nie był w tej kwestii najlepszy. Jedyne, co dawało mu w tej kwestii jakiekolwiek szanse, to znajomość dziewczyny, która w chwilach jak ta go potrafiła niemało zaskoczyć. Dlaczego mimo nienawiści, jaka ich łączyła tak długi czas, jednocześnie poznał ją na tyle dobrze, by wiedzieć dokładnie to co czuje w danej sytuacji? Co za abstrakcja - zakołatało w jego głowie, myśl o tyle frustrująca, co i ciekawa. Na jej słowa uśmiechnął się krzywo i zaczął mówić, bardzo powoli i ostrożnie.
- Masz w tym... nieco racji. - owe słowa wywołało u niego na moment zawahanie - Nie będę ukrywał, że było to przeżycie dość nietypowe i na swój sposób satysfakcjonujące.
Sposób, w jaki to powiedział był wyjątkowo nijaki i mało wylewny, podszyty jednak szczerością, która w jego przypadku była najistotniejsza. Ktoś taki, jak on nie potrafił zwyczajnie odnaleźć konkretnych słów na tego typu przeżycia, a przez to w chwilach, jak ta brzmiał, jakby składał jedynie kolejny raport do różanego dowództwa. Wreszcie oderwał wzrok od niej i wbił go w taflę piwa, przynajmniej do momentu, aż nie usłyszał nagłego wyznania swojej towarzyszki. Uniósł brwi ze zdziwieniem i zerknął na nią, czekając cierpliwie, aż skończy, choć i tak nie miał w tej chwili pojęcia, co na to odpowiedzieć. Cisza, jaka po tym nastała ciągnęła się dosyć długo, paręnaście, może dwadzieścia sekund, po których wreszcie odezwał się, podejmując decyzję, by nieco ulżyć swojej towarzyszce. By nie zostawić jej tak, gdy się odsłoniła i samemu nieco się odsłonić.
- Mnie za to taniec nigdy szczególnie nie dotykał. - stwierdził i mruknął z zamyśleniem - Ale przychodziłem tu często jako dziecko. I choć widziałem tańczących, to nigdy nie śmiałem dołączyć się do zabawy... Aż do dzisiaj w zasadzie.
Umilkł znów na dłuższą chwilę, krążąc wzrokiem po piwie i podłodze w karczmie. Myślał o tym, co sam powiedział, nie miał bowiem wcześniej okazji w ogóle rozważyć tej kwestii. Była to jedna z tych, które powstają i od razu są kierowane na zewnątrz. Rzadko, bardzo rzadko mu się to zdarzało. Westchnął cicho i przetarł twarz, postanawiając skończyć myśl.
- Widać ta zabawa w nas oboje wzbudziła coś istotnego. - skierował ku niej znów wzrok - Nie sądzę, by było w tym coś złego.
Poczekał chwilę na jej odpowiedź, nie spuszczając przy tym z niej wzroku. Miał czujne spojrzenie, jak zawsze, choć i przepełnione nową ciekawością. Ostatnie pytanie skwitował krótkim wzruszeniem ramion. Zaakceptował zmianę tematu, nie zamierzając dręczyć dziewczyny o poruszoną przez nią kwestię.
- Jeszcze nie do końca wiem. Odwiedzę pewnie kilka miejsc, sprawdzę stare sklepy... Możesz mi towarzyszyć lub ruszyć w swoją stronę, tak jak dzisiaj. Twoja wola.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Na chwilę przymknęłam powieki, po czym zaciągnęłam się powietrzem przesyconym słodką chmielową nutą, zapachem drewna i świec oraz czymś jeszcze co było znacznie bardziej nieuchwytne. Może to niedawne emocje nadal krążyły po sali, nadając atmosferze elektryzującego posmaku… niczym powietrzu na chwilę przed burzą. Chciałam to wszystko dobrze zapamiętać i utrwalić, w końcu podobne wieczory nie zdarzały się często. A przynajmniej nie mnie.

Otworzyłam oczy w porę, aby móc stać się świadkiem zmieszania, które właśnie dopadło mego towarzysza. Za ten stan odpowiedzialne było jedno krótkie słowo o dziwnie miękkim i przyjemnym wydźwięku „wakacje”. Przyglądałam się kotowatemu z zaciekawieniem, gdyż rzadko kiedy pozwalał swoim reakcjom na taką jawność. Choć zapewne większość zgromadzonych, w ogóle by tego nie spostrzegła. Sama pozwoliłam sobie na lekko rozbawiony uśmiech, który po chwili ukryłam za kuflem, biorąc kilka kolejnych łyków trunku.
Jesteśmy na wakacjach... nagle uderzyło mnie to stwierdzenie i myśl, że to nie samo słowo wakacje przydawało mu dziwności. Bo czy wakacje nie polegały na odcięciu się od pracy? Z kolei Christopher postanowił zabrać na swą wyprawę, osobę, która poniekąd była jego pracą. To właśnie „my” czyniło chaos w logicznym ładzie i porządku rzeczy. Ale przecież, uświadomiłam sobie to znacznie wcześniej...a później zwyczajnie zaczęłam ów myśl ignorować. Być może przez ciekawość. A może przez to, że z czasem ta cała idea, mimo napotykanych trudności zaczęła nabierać uroku i zaskarbiać sobie moją sympatię.

Wypowiedź srebrnowłosego sprawiła, że niemal od razu na mojej twarzy rozkwitł uśmiech, przybrany nutami zadziornej przebiegłości. Oparłam rękę o brzeg ławy, po czym powoli przechyliłam głowę, układając ją w zgięciu dłoni.
-To oznacza, że z nas dwojga to ja mam znacznie bogatszą wyobraźnię.
Bo i owszem, nie miałam najmniejszego problemu, z wymyśleniem co takiego mogłoby stanowić stawkę potencjalnego zakładu… Wiedziałam jednak, że ostatnio moje szczęście hazardzistki nieco kulało, to też powinnam wystrzegać się podobnych myśli. Przynajmniej do czasu, aż nie poczuję, że moja dobra passa powróciła.

Gdy Strażnik nagle odwrócił wzrok, powoli podążyłam za jego spojrzeniem. Przez krótką chwilę oboje przypatrywaliśmy się muzykantom, którzy z wprawą, ale i delikatnością chowali swe instrumenty. Byłam pełna podziwu dla ich kunsztu oraz wytrwałości. Te wszystkie szalone melodie, mogły stać się czymś, do czego jeszcze niejednokrotnie się zatęskni.

Słowa, które padły z ust srebrnowłosego, wiele go kosztowały. Widziałam to aż nader wyraźnie. Cenną wskazówką w tej kwestii, był choćby fakt, iż mężczyzna znacznie częściej niż to miał w zwyczaju, uciekał wzrokiem. Poruszenie tej kwestii wcale nie należało do prostych, lecz oboje byliśmy świadomi, iż nie jest to temat z rodzaju tych, które można ot, tak zamieść pod dywan. Z równym powodzeniem pod owym dywanem można by schować szafę i udawać, że wcale się o nią nie potykasz przy każdym przejściu… A do niedawna wiele naszych rozmów, polegało właśnie na wyczekiwaniu i wykorzystaniu najdrobniejszego potknięcia, tego drugiego. Najwyraźniej oboje nie czuliśmy się w pełni oswojeni z tą zmianą podejścia. Dowodem tego było, nastanie długiej chwili ciszy, którą ostatecznie przegnało wyznanie Dachowca.
Przyglądałam się swemu towarzyszowi z zamysłem, jednocześnie usiłując wyobrazić sobie go jako chłopca. Ilość srebrzystego trunku, który zdążyłam do tej pory w siebie wlać, nie ułatwiała mi tego zadania, za to coraz dobitniej odbijała się echem w moim organizmie.
-To dobrze, że udało Ci się przekroczyć tę granicę. I to z taneczną gracją.
Znów czułam jak fala ciepła, rozlewa się po moim ciele, niosąc ze sobą przyjemne uczucie rozluźnienia. Przeciągnęłam się delikatnie, szukając najwygodniejszej pozycji, po czym ujmując ciężkie szklane naczynie, usadowiłam je na swoich kolanach. Przez dobrą chwilę wpatrywałam się w pienistą falę, rozbijającą się o ściany kufla.
-Na tym to chyba powinno nawet polegać. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Zdecydowanie miałam na myśli coś bardziej elokwentnego, lecz trudno było mi ubrać swą wypowiedź w bogatszą formę. Przez chwilę dało się dostrzec na moim obliczu krótki wyraz niezadowolenia. Można by przypuszczać, że jego źródło kryło się gdzieś na dnie kufla, a przynajmniej na to wskazywałaby intensywność, z jaką się weń wpatrywałam.
Powoli zaczynało do mnie docierać, że wcześniejszy drink, doczekawszy się procentowej kawalerii i rozpoczyna własną zabawę, której skutki cóż… dla mnie samej były trudne do przewidzenia. Z cudzych opowieści wiedziałam tyle, że potrafiłam robić się dość chaotyczna.
Aktualnie czułam jednak zamroczenie, które zagościło również w moim spojrzeniu.
-Miałeś zapoznać mnie z tutejszą kuchnią… więc liczę na ciekawe śniadanie. Chcę też dowiedzieć się… czegoś o tym miejscu. A skoro mam pod ręką darmowego przewodnika, głupio byłoby marnować okazję.
Na usta znów przybłąkał mi się uśmiech, zaś w głowie niczym mantra wracało słowo „okazja”. Odchyliłam głowę w bok i przez chwilę zapatrzyłam się w ciemność, którą rozświetlały jedynie płomienie oliwnych lamp i światła migoczące w oknach pobliskich domostw. Noc, zimna i śnieżna dawała okazję…
Niespodziewanie zarówno dla siebie samej, jak i zapewne zielonookiego poderwałam się ze swojego miejsca, odkładając kufel na brzeg stolika.
-Chcę upolować zorzę…
Oznajmiłam znienacka, wbijając w kotowatego pełne powagi spojrzenie, które jednak nie było w stanie zbyt długo utrzymać się na mojej twarzy.
-Przejdźmy się! Skoro nie chcesz, bym sama chodziła po nocy… to chodź.
Nie dając Strażnikowi, zbyt wiele czasu do namysłu lekko chwiejnym krokiem ruszyłam ku najbliższemu z wieszaków, z którego szybko ściągnęłam odzianie. Co prawda, kolor się zgadzał, lecz z całą pewnością potężny ciężki płaszcz nie należał do mnie… W nagłym zrywie energii nie przejmowałam się jednak takimi drobiazgami, jak to, że, dosłownie tonęłam w materiale, którego spora część ciągnęła się za mną po ziemi. Przez moment stałam nawet, wyciągając przed siebie ręce i z niezrozumieniem przyglądając się zbyt długim rękawom. Z podobnym niezrozumieniem przypatrywał się temu również sam właściciel garderoby, choć nie wyglądał na szczególnie skorego do interwencji. Jeszcze.
Ja zaś z pewnym mozołem, gdyż ciężkie odzienie znacznie krępowało mi ruchy oraz zaburzało i tak już rozchwianą równowagę, usiłowałam ruszyć ku wyjściu.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Mężczyzna prychnął cicho i zerknął do wnętrza swojego kufla. W tafli piwa tańczyły karczemne światła, tworząc dosyć osobliwe widowisko, które na moment stanowiło miejsce, na którym mógł utkwić spojrzenie. Czuł dziwne... oderwanie od rzeczywistości. Jakby był pijany, mimo, że nie było to przecież fizycznie możliwe. Czasem tego żałował, alkohol z pewnością uciszyłby wiele z jego niepożądanych myśli. Słowa dziewczyny odbijały się echem w jego głowie raz za razem, a on przez moment próbował wymyślić, co takiego mogłaby od niego chcieć. Niegdyś nie miałby problemu przytoczyć zwyczajnie jakiegoś sposobu, by go upokorzyć, ale teraz nie był pewien, czy tego właśnie szukała Seamair. Miała ku temu wiele okazji od początku ich wyjazdu, a mimo to zawieszenie broni pozostawało. Nie był pewien, na jak długo i czuł się dziwnie z myślą, że po tym wszystkim miałoby to w ogóle nastąpić.
- Zakłady... Brzmi to, jak swego rodzaju gra. - mruknął wreszcie i podniósł wzrok na rozmówczynię - Nie sądzę, by gry były moją mocną stroną. Nawet, jeżeli jak dotąd udało mi się parę razy wygrać.
Odłożył na moment kufel na stół, nie ściągając jednak z niego ręki. Posłuży mu jako rekwizyt do odciągania własnej uwagi jeszcze pewnie nie raz w trakcie ich konwersacji. Po raz pierwszy od bardzo dawna czuł się, jakby wkraczali na podłoże, na którym nie czuł się pewnie. Zawsze wszystko wiedział z wyprzedzeniem, sprawdzał, uczył się, dowiadywał... Na wszystko miał przygotowaną odpowiedź i w ten sposób starał się trzymać w szachu czarownicę, nie dając jej się podejść nawet na moment. Nawet, jeżeli czasem ta obrona zawodziła. Teraz zaś rozmawiali w tonie i o rzeczach, które sprawiały, że czuł się kompletnie odsłonięty. Było to dziwne uczucie, wywołujące pewien dyskomfort, ale i zalążek ciekawości tego, w jaki sposób się to wszystko skończy. Christopher postanowił przynajmniej spróbować opanować swoją i tak już niską gardę, wbijając wzrok w swoją podopieczną i obserwując, jak ona sama reaguje w trakcie ich rozmowy. Wiedział, że na tym etapie ilość alkoholu, który wypiła i zmęczenie dadzą mu sposobność do rozczytania jej prawie jak otwartą księgę. Nie miał ku temu zbyt często okazji, bo podobnie jak on sam, wznosiła wokół siebie wiecznie mury, które miały ją chronić przed zranieniem ze strony opiekuna. Strażnik uniósł jedynie kącik ust na wspomnienie o lokalnej kuchni. Skinął krótko głową, wiedząc, że uczepiła się wyjątkowo mocno owej propozycji. Nie był pewien, co ma w związku z tym jej zaprezentować, czuł jednak zainteresowanie owym pomysłem, zwłaszcza że sam musiał odświeżyć sobie tutejszy jadłospis.
- Niewiele osób interesuje się dziurą, jak ta. - odparł jej i westchnął cicho - Zdajesz sobie pewnie sprawę, że wykłady historyczne nie są częścią twojej "kary", jakby to ująć.
Nie był pewien, czy słowo to odpowiednio ujmowało to, co teraz tu robili. Z pewnością oboje spodziewali się, że po przegranym zakładzie czarownicę spotka właśnie rzekoma kara i to początkowo Christopher planował zrobić. Dopiero później poczuł, że w ten sposób znajdzie lepsze zastosowanie dla swojej wygranej. Nie wiedział, na którym etapie zmienił zdanie i dlaczego, ale cieszył się w zasadzie, że do tego doszło. Teraz tylko zastanawiał się, czy jego podopieczna sama nie postrzega tego jako kary. Wtem dziewczyna zerwała się i powiedziała coś, co początkowo zbiło kompletnie strażnika z tropu. Patrzył się na nią, nie rozumiejąc, czego od niego właściwie oczekuje, przy okazji uświadomił sobie, że musi być nawet bardziej niż bardzo pijana. To nie wróżyło dobrze, a przynajmniej nie dla niej. Nim cokolwiek zdołał zrobić, czy zaprotestować, ona już ruszała ku drzwiom, święcie przekonana o słuszności celu swojej misji, myląc przy okazji swój płaszcz z cudzym. Christopher stęknął cicho i podniósł się powoli.
- Stój! Stój...
Zatrzymał ją, nie siląc się nawet na protesty, bo wiedział, że w obecnym stanie nie przyjęłaby ich w żadnej formie. Westchnął ciężko i podszedł do niej, chwytając za ramię i ściągając delikatnie płaszcz, w który zdążyła się okryć. Rzucił właścicielowi tylko krótkie spojrzenie, które nie wyrażało jednak żadnych przeprosin, a może wręcz ostrzeżenie, by darował sobie komentarza - po tym podszedł do wieszaka i odwiesił go. Chwycił właściwy dla Seamair i wrócił do niej, narzucając na ramiona dziewczyny. Sam również zapiął się pod samą szyję w swoim odzieniu, spodziewając się wyjątkowo ostrego, nocnego chłodu. Dopiero wtedy pozwolił im obu wyjść na zewnątrz.

- To nie jest zbyt dobry pomysł. - rzucił jeszcze w drodze, patrząc na dziewczynę z niesmakiem - Samotne wędrowanie po górach w środku nocy może się skończyć katastrofą.
Pokręcił krótko głową, wiedząc doskonale, że czarownica zapewne i tak go nie usłucha. Mógł ją po prostu zaciągnąć siłą do karczmy, ale zdawał sobie sprawę z jej możliwości i z tego, że jeśli zechce zobaczyć tę zorzę, to zwyczajnie teleportuje się na zewnątrz. Z dwojga złego rzeczywiście wolał już ją przypilnować i pójść razem z nią, choć nie miał pojęcia, skąd taki pomysł zrodził się nagle w jej głowie. Ostatecznie po prostu skupił wzrok na wąskiej, górskiej ścieżce pnącej się ku szczytowi, prowadząc przed sobą podopieczną. Korzystał z tego, że dzięki kocim genom potrafił widzieć w ciemnościach znacznie lepiej, o ile brak upojenia alkoholowego i lepsza znajomość terenu nie stanowiły i tak wystarczającego argumentu, by to on obierał trasę. Mimo, że ścieżka była uczęszczana, to i tak grzęźli w śniegu po kostki. Strażnik rozmyślał w trakcie marszu, czy w ogóle cokolwiek zdołają zobaczyć. Nie zawsze widać było zorze polarne, ale może będą mieli szczęście.
- Skąd ten pomysł w twojej głowie?
Mruknął wreszcie, przytrzymując czarownicę, jeśli ta się chwiała lub szykowała do nagłego upadku. Jednocześnie spoglądał cały czas ku górze, czekając na moment, kiedy rzeczywiście dotrą do końca. Po około kwadransie wreszcie im się to udało i mogli stanąć w dogodnym punkcie, by jak to ujęła Seamair, "upolować zorzę". Przed nimi rozciągał się krajobraz na ośnieżone, górskie szczyty, skąpane w blasku księżyca, piętrzące się jeden za drugim aż po horyzont. Można by rzec, że sama ta sceneria stanowiła niesamowity widok, ale przecież nie po to tutaj przybyli.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Jakież to myśli kłębiły się w głowie srebrnowłosego… Niegdyś ta zagadka nie stanowiła dla mnie szczególnego wyzwania. Oboje doskonale wiedzieliśmy czego się po sobie spodziewać i na co mieć baczenie. Teraz jednak, a w zasadzie od powrotu kotowatego z jego samotnej misji ta przewidywalność i rutyna uległy wytrąceniu z „odwiecznej” równowagi. Było to niepokojące, a z czasem zrobiło się również ciekawe… i na pewno nadal było uznawane za dziwne i to przez nas obojga. Potrafiłam dostrzec tę dozę niepewności, która rozrosła się we mnie. Widziałam ją również u Christophera. Dostrzegałam ją teraz…
-Zapewne też niewielu wie o tym miejscu. Fakt, że jest tak trudne do odnalezienia, czyni je ciekawszym. W lesie aby dotrzeć na najpiękniejsze z polan, również trzeba być wytrwałym. Albo wiedzieć do kogo zwrócić się z pytaniem o drogę.
Coraz głośniejsze szumienie, które rozlegało się w mojej głowie, przez chwilę skojarzyłam z pieśnią liści na wietrze. Na krótki moment dałam się porwać zewowi tęsknoty za zapachem malin mieszającym się z leśnym runem. Las zmienia się nieustanie, stale potrafi zaskoczyć czymś nowym i to było w nim niezwykłe. Co takiego zaskoczy mnie, gdy znów do niego zawitam? I czy przyjmie w swe progi, tę dziwną wersję mnie, która zaczęła gubić się w tym, co myśleć i czuć? Całe szczęście nie mogłam rozwodzić się nad swymi wątpliwościami zbyt długo, gdyż Strażnik postanowił poruszyć w swej wypowiedzi istotną kwestię, jaką była kara.
-Tak… spodziewałam się przykrych konsekwencji. Ale jeśli TO jest karą, to cóż... Nie wychodzi Ci to za dobrze… karanie. Wiesz...
Nie trzeba było być wybitnym obserwatorem, aby dojść do wniosku, że alkohol coraz żywiej szalał w moim organizmie. Wskazywało na to całkiem sporo rzeczy, lecz szczególnie zdradliwe było spojrzenie, które jednocześnie zdawało się rozespane jak i niebezpiecznie pobudzone. To pełne sprzeczności połączenie nie zwiastowało nic przewidywalnego… to zaś było zwiastunem nocy pełnej chaotycznych wrażeń i to nie tylko dla mojej osoby.

Nie sprawiałam wrażenia szczególnie zadowolonej, kiedy Strażnik postanowił zabrać mi moje okrycie. Nie zareagowałam, głównie dlatego, że byłam zajęta układaniem w głowie protestu wobec jego działania. Nim jednak udało mi się dobrać słowa o odpowiednim wydźwięku, Dachowiec zarzucił na moje ramiona inne okrycie. Moment czy może dwa zajęła mi wnikliwa ocena nowego odzienia. Pachniało zdecydowanie lepiej niż poprzednie i zdawało się też pasować odpowiednio, ponieważ w rękawach bez problemu mogłam odnaleźć swoje ręce. Nieco problemów sprawiło mi uporanie się z zapięciem, lecz w aktualnym stanie, mój wewnętrzny esteta mody postanowił przemilczeć sprawę.
Konfrontacja z mroźnym nocnym powietrzem niosła nadzieję na, choć chwilowe oprzytomnienie. Jak się szybko okazało była to jednak złudna nadzieja, gdyż rozgrzana alkoholem oraz dawką dobrego humoru (wszak właśnie realizowaliśmy mą zachciankę) zdawałam się ignorować panujący wokół chłód. O jego obecności przypominał mi głównie skrzypiący pod butami śnieg oraz oddech zmieniający się w obłoczki pary, co przez chwilę stanowiło główny obiekt mojego zainteresowania.
-Przecież idziemy we dwoje, więc jak może być to samotna wędrówka.
Obejrzałam się przez ramię na swego towarzysza, jednocześnie wytykając błąd w jego rozumowaniu. Rozmyślnie postanowiłam pominąć część dotyczącą katastrofy. Te mogłyby nas dopaść i bez opuszczania karczmy. Zresztą alkohol zdecydowanie za mocno szumiał mi w głowie, abym mogła skupić się na myśleniu o takich pesymistycznych scenariuszach.
Aktualnie wyzwaniem, któremu musiałam sprostać, było utrzymanie równowagi, aby nie wylądować w śnieżnej zaspie. Szło mi to naprawdę dobrze, a przynajmniej tak mi się wydawało, do czasu aż kątem oka nie spostrzegłam stabilizującego mnie ramienia Strażnika, które zapobiegało moim upadkom. Jakaś część mnie kazała sobie odnotować ten fakt… lecz czy tak się stanie, zapewne przekonam się dopiero kolejnego dnia.
Przystanęłam, przechylając głowę i przez moment przyglądając się swemu towarzyszowi. Unosząc spojrzenie ku niebu, intensywnie zastanawiałam się, nad zadanym mi pytaniem, o czym mógł świadczyć cichy pomruk „hmmmm…” wydobywający się z mojego gardła.
-Bo jest niezwykła i magiczna. Zorza. Widziałam ją tylko raz, ale dalej pamiętam tą ferie barw.
Powiedziałam z autentycznym przejęciem w głosie, po czym nagle westchnęłam z lekkim rozdrażnieniem. Za wachlarzem trunkowego upojenia dało się dostrzec nadal żywe emocje, z którymi nie udało mi się uporać.
-Ale nie mogę iść TAM by znów ją zobaczyć. Okradł mnie tam… z -czegoś...
Zmilczałam, ale na mojej twarzy pojawiło się wyraz zawstydzenia.
-Przeklęty Lunatyk…
Lekko niepewnym ruchem pochyliłam się, aby zgarnąć z ziemi nieco śniegu, po czym zaczęłam lepić z niego śnieżkę. Wkładałam w to całkiem sporo energii, jakbym w kawałku śnieżnej bryły faktycznie mogła zamknąć niewygodne wspomnienie, którym mój trzeźwy umysł z nikim by się nie podzielił. A już szczególnie ze Strażnikiem, któremu przez tyle miesięcy próbowałam wpoić do głowy, że świetnie umiem o siebie zadbać w pojedynkę. Co gorsza, skupiona na maltretowaniu ścieżki dodałam jeszcze nieco ściszonym głosem…
-Na dodatek mam niespłacony dług u tego przeklętego ZŁODZIEJA… więc nie chcę bywać w miejscu, które też mógłby zechcieć odwiedzić…
Pozbycie się śnieżnej kulki okazało się mało satysfakcjonującym, gdyż podczas rzutu ta wyślizgnęła mi się z ręki i znalazła jedynie kilka metrów od nas. Warknęłam tylko z niezadowoleniem, po czym na nowo skupiłam się na wspinaczce.

Gdy dotarliśmy do punktu widokowego, dałam sobie chwilę na złapanie oddechu, którego najwyraźniej potrzebowałam, choć umysł dalej nie dopuszczał do siebie wszelkich innych oznak zmęczenia. Kiedy w końcu podniosłam oczy na rozciągający się krajobraz, dało się w nich spostrzec iskierki zachwytu. Niczym ćma wabiona przez światło ruszyłam przed siebie, chcąc podejść bliżej krawędzi, aby jeszcze zwiększyć swe pole widzenia.
-… pięknie tu. Biel też potrafi czarować.
W konfrontacji z górskimi szczytami można było poczuć się naprawdę kruchym, lecz ich widok budził jeszcze szereg innych emocji. Z uporczywą intensywnością, zaczęło mnie zastanawiać jakie wrażenie wywołuje ów krajobraz u innego odbiorcy, w roli którego występował aktualnie Christopher.
-Co czujesz?
Pytanie to można było interpretować na naprawdę wiele sposobów, zważywszy na to, że nie połakomiłam się o jego doprecyzowanie. W tym momencie wydawało mi się całkiem oczywistym, że srebrnowłosy od razu pojmie, iż chodzi mi o wrażenia, wywołane widokiem.
Zadając to pytanie, wpatrywałam się uporczywie w zielone kocie spojrzenie, jakby to w nim miała być zapisana odpowiedź na moje pytanie.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Strażnik przekrzywił ledwo widocznie głowę na owe porównanie, którym uraczyła go dziewczyna. Nie postrzegał tego miejsca, czy ogólnie tej wyprawy jako okazywaniem czegoś wyjątkowego. To miasteczko kryło się tu już od bardzo dawna i każdy co dociekliwszy lustrzanin mógłby dowiedzieć się o nim z pewnych źródeł, kwestia jednak głównie dotarcia. Był pewien, że istniały bardziej ludzkie drogi przybycia tutaj, przynajmniej na pewno takie powstały odkąd on przeprawiał się przez góry, wolał jednak tego nie sprawdzać. Ciężka wyprawa przez śnieżne szczyty wydawała mu się ciekawsza i bardziej... Nawet nie był pewien, jak to określić, ale przywodziła wspomnienia. Był pewien, że na koniec dnia czarownica również bardziej usatysfakcjonowana będzie wyzwaniem, niż zwyczajnym przespacerowaniem w to miejsce. Ale czy było w nim coś wyjątkowego? Czy było to coś najpiękniejszego w tych górach? Zmrużył nieco oczy, jakby do samego siebie, nieprzekonany co do owego porównania. Wydawało mu się zwyczajne jak wszystko inne, być może jednak to jego wypaczona perspektywa. Może chciał, żeby było zwyczajne, aby nie czuł się tu obco mimo upływu tylu lat...
- Gorzej, gdy samemu się nie prosimy o wycieczkę na ową polanę, prawda? - odparł z nutą luźnej ironii - Na koniec dnia ważne jest tylko, czy uważamy, że widząc już wszystko, było to tego warte.
Wzruszył krótko ramionami, nie mogąc jeszcze do końca rozszyfrować, czy tak właśnie jest w jej przypadku. Miał ku temu pewne przesłanki, nigdy jednak nie był przyzwyczajony do czytania tak subtelnych i... innych emocji. Pozytywnych można by rzec. Potrafił oceniać kłamstwo, wściekłość, po spojrzeniu oczu stwierdzić, czy ktoś jest jego wrogiem, ale nie potrafił powiedzieć, czy jego podopiecznej podoba się miejsce, do którego ją zabrał i wydawało mu się to głupie. Na jej komentarz o karze sapnął tylko cicho z ledwo wyczuwalnym rozbawieniem. To fakt, nie był w formie, choć Seamair jak widać też, widząc stan jej trzeźwości.

Zdecydowanie bardziej mróz tym razem dokuczał Christopherowi, niż jego bardziej letniej towarzyszce. Nie był pijany, przynajmniej nie alkoholem, a przez to odczuwał z całą mocą nocny chłód i nie mógł zwyczajnie go zignorować, w przeciwieństwie do czarownicy, która spita trunkiem nie czuła już pewnie nic. Skrzywił się nieco na te myśl, choć był i nieco rozbawiony chichotem losu. Całą wyprawę to on lepiej znosił temperatury, teraz marzł, gdy tymczasem ona parła do przodu przez zaspy. Pilnował jej niemniej stale, nie chcąc, by wpadła gdzieś i coś sobie zrobiła.
- Dziwnie ujęłaś to w słowa.
Skomentował tylko krótko jej odpowiedź, marszcząc przy tym brwi. Miał na myśli oczywiście co innego, samej na pewno by nie puścił czarownicy w noc po pijaku, niemniej dla jej nietrzeźwego umysłu wyraźnie nie było to takie oczywiste. Strażnikowi znów przemknęło przez głowę, że jak na znienawidzone przez siebie osoby, spędzają ze sobą wiele czasu. Zdecydowanie więcej, niż wymagały tego od nich obowiązki.
- Widziałem ją wiele razy, potrafi spowszednieć, jak wszystko inne...
Odrzekł jej, bez jednak przekonania w głosie. Prawda jest taka, że praktycznie nie pamiętał już jej widoku. Wydawała mu się teraz czymś zupełnie obcym, podobnie jak dla Seamair, a przecież nie powinna. Wiedział, jak wiele osób postrzegało to zjawisko jako coś przepięknego, ale on nigdy nie potrafił czuć nic wyjątkowego w obecności tańczących świateł. I nie był pewien, czy teraz będzie inaczej, choć im dłużej o tym myślał, tym bardziej na to liczył. Christopher otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, czekał jednak cierpliwie na to, co zrobi z lepioną śnieżką. A tą po prostu wyrzuciła. Był zdziwiony tym, co nagle usłyszał, nie miał bowiem kompletnie pojęcia o czym mówi. Nie brzmiało to jak pijacki bełkot, ale czy powinien się tym przejmować? Odrobina z jej przeszłości, która nieuważnie się wymsknęła. Może powinien odpuścić, ale nie potrafił.
- Lunatyk... Okradł ciebie. A mimo to masz u niego niespłacony dług? Chyba nie tak brzmi złodziejstwo.
Rzekł do niej cicho, próbując pociągnąć ją nieco bardziej za język. Nie pozostało mu jednak zbyt wiele czasu na przepytywanie.

Strażnik przystanął obok dziewczyny, pilnując jej. Nie zmęczył się w przeciwieństwie do niej, przynajmniej nie aż tak bardzo, by się zdyszeć. Patrzył ku niej w tym czasie, marszcząc brwi z niezadowoleniem, przeczuwając już rychłą chorobę gardła od wdychania nocnego powietrza. O ile nie miała w zanadrzu magicznych specyfików albo ogromnej odporności, to przewidywał, że jutrzejszego dnia będą musieli odwołać wycieczki. Ale może jej nie doceniał... W końcu postanowił uraczyć wzrokiem i krajobraz, który przyszedł tu jej pokazać. Na krótki moment zapomniał wówczas o swojej podopiecznej, analizując rozciągające się przed nim szczyty. Pamiętał to, pamiętał podobne widoki. Przez upływ tylu lat niewiele się zmieniły. Wkrótce jednak na niebie zamajaczyły pewne błyski po to, by chwilę później wykwitły nagle na nim całe szlaki różnokolorowych smug światła. Zorza polarna, udało im się. Christopher patrzył na nią przez chwilę i z zaskoczeniem odkrył, że rzeczywiście czuje się nietypowo, choć światła niewielki miały w tym udział. Spojrzał na czarownicę, zdziwiony jej pytaniem. Milczał. Dobrych paredziesiąt sekund, myśląc nad jakąkolwiek składną odpowiedzią i ostatecznie również nad tym, czy powinien jej udzielić. W końcu wypowiedział słowa, które najlepiej zdawały się podsumowywać jego wrażenia z ostatnich dni i z tego.
- Zażenowanie samym sobą. - odparł spokojnie, jakby nie było to nic takiego - Własną głupotę i rzeczy, o których już dawno zapomniałem. Większość naszego czasu tutaj zastanawiam się, czy to wcześniej przez cały czas się myliłem, czy to teraz umysł przesłaniają mi mrzonki. Czuję się dziwnie widząc to wszystko i widząc ciebie razem z tym.
Zmarszczył brwi i urwał w końcu. Potok słów, nietypowy jak na niego wreszcie ustał. Strażnikowi było o tyle łatwiej, że wiedział, iż większości z tego dziewczyna nie zapamięta. Jej pytanie jednak było tak abstrakcyjne, że odpowiedź chyba musiała być przynajmniej równie abstrakcyjna. A teraz stał i patrzył na nią skonsternowany, mimo że główny spektakl rozgrywał się gdzie indziej.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Alkohol bywał bardziej zdradliwy niż nie jedna trucizna. W przypadku tych drugich zwykle działały w jasno określony i przewidywalny sposób. Z mocnymi trunkami było inaczej… potrafiły podziałać w zupełnie inny sposób na osoby raczące się zawartością tej samej butelki. Gdyby dano mi wybór, zdecydowanie wolałabym należeć do tej grupy osób, która po spożyciu odpowiedniej porcji trunku zaczyna popadać w miłą i bezpieczną senność. A przynajmniej bezpieczną o tyle, jeśli zdarzy się dojść do własnego łóżka, miast zasypiać gdzieś na barowym stołku czy w kącie tawerny. Nadal jednak ten scenariusz wydawał mi się zdecydowanie mniej problematyczny.
Mój własny stan upojenia bywał chaotyczny a w dodatku tajemniczy, gdyż nie zawsze kolejnego dnia mogłam mieć pewność co do wydarzeń ubiegłego wieczora. Dlatego jako rozsądna istota, powinnam zwyczajnie trzymać się z daleka od mocniejszych napitków. Tyle że bycie rozsądną istotką czasem bywa trudne, a nie kiedy zwyczajnie nudne. A ja zdecydowanie nie należę do osób, które potrafią się nudzić.

-Prawda… i też prawda.
Odpowiedziałam, jednocześnie rytmicznie przytakując przy tym głową, co nieco odbiło się na moim trzymaniu pionowej postawy. Sprawy nie ułatwiały również zaspy, przez które musieliśmy brnąć. O naszej małej wyprawie musiały wiedzieć zapewne całe góry i wioska. A przynajmniej tak sądziłam, oceniając głośność, z jaką śnieg skrzypiał pod naszymi stopami. Był to nawet zabawny dźwięk, ale zdecydowanie zbyt głośny. Jak w takich warunkach się gdzieś zakraść? Albo do kogoś. Przez moment moje myśli krążyły wokół tego zagadnienia, aż zmąciło je odgłos, który wydobył się z gardła kotowatego.
Zwolniłam nieco, spoglądając na Strażnika z uwagą, jednocześnie podając ów dźwięk swym wewnętrznym procesom deszyfrującym. Trwało to, co prawda dłużej niż zazwyczaj, w dodatku po drodze zgubiłam gdzieś ogólne pojęcie, z czego owa reakcja wynikała. Ale, jako że uznałam ją za pozytywną, w odpowiedzi uśmiechnęłam się tylko zagadkowo i ruszyłam przed siebie. Zabolały mnie policzki, które od razu rozmasowałam, uznając przy tym, że moja twarz nie nawykła do uśmiechu, który nie stanowił części aktorskiej palety. Winowajcą mogło okazać się również mroźne powietrze… lecz aktualnie, panująca temperatura spadła dla mnie na odległy plan. Miałam swój cel i nadzieję na łaskawość ze strony nocnego nieboskłonu.
-Nie wierzę. Znaczy w to, że coś takiego może spo- spwsz- … się znudzić.
Oświadczyłam, choć w trakcie język postanowił odmówić mi posłuszeństwa, lecz udało mi się wybrnąć z tej sytuacji na tyle szybko, iż, byłam przekonana, że nie zdradzam się ze swym stanem.
-To tak, jakbyś mówił, że zachód słońca czy gwiazdy na niebie mogą się znudzić. Niemożliwe.

Gdy srebrnowłosy postanowił dalej pociągnąć temat historyjki z przeszłości, jakaś podświadoma część mnie widocznie uznała, że nie jest do dobry pomysł, ponieważ nagle przyspieszyłam kroku. Niestety aktualne warunki terenowe nie pozwalały na rozwijanie szczególnie imponujących prędkości.
-Interesy to jedno, a jego złodziejstwo to drugie. Konieczność robienia interesów ze złodziejem to... trzecie.
Zamyśliłam się przez chwilę, po czym postanowiłam sprostować niejasną kwestię.
-Złodziejstwo jest, wtedy gdy bierzesz coś, co do Ciebie nie należy bez pozwolenia. A gdy jest to coś, czego nie da się już potem odzyskać, jest to już prrfidne złodziejstwo.
Mówiłam z wyraźnym oburzeniem w głosie, a przez moje oblicze przetoczyło się kilka skrajnie różnych emocji. W krótkim przebłysku szerszej świadomości nagle przysłoniłam usta ręką.
-Za dużo mówię...
Oznajmiłam jakby przytomniej, po czym skupiłam się na dalszym marszu.

Noc okazała się nam przychylna, gdyż już kilka chwil po tym, jak dotarliśmy na miejsce, niebo rozbłysło feriom barw. Zieleń, fiolety, błękit, a nawet odrobiny srebra i złota rozwijały się na niebie niczym rozrzucone sukna najdroższych magicznych tkanin. To niezwykłe wyczucie czasu, wręcz zmuszało mnie do tego, aby uwierzyć, iż fortuna znów zaczynała się do mnie uśmiechać.
Wpatrzona w ten magiczny obraz, pozwoliłam bez reszty pochłonąć się zachwytowi. Mój zamroczony umysł na krótką chwilę, starał się przekierować całą swą energię w to, aby jak najlepiej zapamiętać ten niezwykły widok.
-Niezwykła…
Z trudem oderwałam wzrok od nieba, lecz w tej chwili wszystko było skąpane w tych czarownych barwach. Wystawiłam przed siebie ręce, przyglądając im się uważnie, analizując nowe połączenia barw, lecz później moja uwaga skupiła się na Christopherze, który ku mojemu zdziwieniu odpowiedział na zadane pytanie, jednak nie tak jak mogłabym się tego spodziewać. Przyglądałam się zatem twarzy mężczyzny, po której przesuwał się blask zorzy, a na mojej własnej on sam mógł doszukać się pewnego zmieszania. Nie rozumiałam wszystkiego, ale jakaś cześć mnie (widać ta, do której nie dotarła jeszcze moc procentów) podpowiadała, iż padło właśnie coś ważnego. W jego słowach wyczuwałam też swego rodzaju...obawę a ta zdawało się zwyczajnie nie pasować do tego, co tu i teraz. A to właśnie na tym postanowiłam się skupić. Wszak uważałam się za zaradną, a to wiązało się z umiejętnością rozwiązywania problemów. Idąc za tą myślą, podeszłam do Dachowca. Na moich ustach błąkał się zagadkowy uśmieszek, który zwykle stanowiłby oznakę nadciągających kłopotów. Jednakże w zestawieniu z lekko zamglonym spojrzeniem oraz rumieńcami kwitnącymi na policzkach i nosie tracił on na swej zwyczajowej „grozie”.
-Czasem skomplikowane sprawy… mają proste rozwiązania.
Dość niespodziewanie wyciągnęłam ręce przed siebie, aby zaraz po tym zrobić coś jeszcze bardziej nieoczekiwanego. O ile srebrnowłosy nie zareagował w porę, cofając się bądź mnie blokując, tak wówczas moje dłonie ujęły jego twarz, po czym miękkim ruchem zmusiły mężczyznę do zadarcia głowy w górę. Dopiero po tym jedna z moich dłoni oddaliła się, aby wskazać na niebo i zdobiące je świetlne rozbłyski.
-Wystarczy wiedzieć, na czym się skupiać… a teraz to na tym się należy… Tu i teraz nie ma już miejsca na przejmowanie się czymkolwiek innym…
Zamknęłam dłoń, którą wskazywałam zorzę, jakbym chciała, uszczknąć dla siebie choć trochę tej magii zamykając ją między palcami. Gdy ponownie, postanowiłam odwrócić się do Strażnika, zrobiłam to zbyt gwałtownie, przez co świat znów na chwilę przypomniał mi moment zejścia z parkietu. Wirował zbyt szybko. A ja nie szczególnie miałam pomysł, jak zmusić go do tego, aby przestał to też, najzwyczajniej w świecie zignorowałam tę narastającą dolegliwość, starając się jedynie zachować pion.
Zaśmiałam się cicho, rozbawiona własną spostrzegawczością to też, od razu postanowiłam podzielić się cenną radą, z zielonookim.
-Plus, jeśli będziesz mierzył tak wysoko… to niepasującymi elementami krajobrazu, będą jedynie czubki moich rogów… a to już powinno wpasować się łatwiej niż... całokształt.
Chcąc zobaczyć reakcję Christophera na mój komentarz, zbyt gwałtownie zadarłam głowę do góry, to zaś okazało się błędem, bo rzeczywistość znów uległa zachwianiu. Po krótkiej chwili namysłu oraz niepewności, jaka owiała skazą moją zdolność sprawnego poruszania się, najbezpieczniejszą opcją wydawało się pozostać tam, gdzie teraz, przynajmniej do czasu aż, dyskoteka w mojej głowie nieco nie ucichnie.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Strażnik nienachalnie przystawił dłoń do jej pleców, gdy ta się zachwiała. Zmarszczył brwi zdziwiony, z jaką łatwością dziewczyna potrafiła stracić równowagę w tym stanie. Nie pamiętał już, jak to jest móc się upić, nie pamiętał nawet, czy kiedykolwiek był w takim stanie. Był młody, gdy dostał się do niewoli, a po wyjściu nic już nie było takie samo. Czy naprawdę brak trosk i rozluźnienie było warte takiego sponiewierania się? Takiego odsłonięcia na wszelkie możliwe ataki... Mógłby ją lekko pchnąć, a ta wyrżnęłaby w śnieg i nawet nie mogła wstać. Również mógłby ją pchnąć dalej słowami, obserwując, jak ta wywraca się na wzniesionych przez siebie murach i wyjawia kolejne sekrety. Nie był pewien, czy takie coś było do końca uczciwe i ku zaskoczeniu samego siebie, miał pewne wątpliwości moralne wyciągania w ten sposób informacji od swojej podopiecznej.
- Wszystko potrafi spowszednieć po odpowiednio wielu razach. - odparł jej spokojnie, wiedząc, że i tak niewiele wyniesie z tej rozmowy w tym stanie - Gdybyśmy oglądali zachód słońca każdego jednego wieczora, to w końcu nie bylibyśmy w stanie znaleźć w nim już niczego nowego. Stałby się powszedni, tak jak deszcz, wiatr, czy chmury.
Wzruszył ramionami, nie wkładając zbyt wiele uwagi w tę krótką dysputę. Jaki sens miało spierać się z kimś, kto ledwo trzymał pion od ilości trunku płynącego w żyłach? Większą już uwagę przykuwało mu pilnowanie tego, by Seamair nie wywróciła się w śnieg oraz by on sam się gdzieś nie zapadł. Mimo, że mniej więcej znał ścieżkę na szczyt, to nie tak trudno było z niej zboczyć i wdepnąć w dwumetrową zaspę, z której nie tak łatwo byłoby się wygrzebać. Jego uwagę przykuło na powrót dopiero, gdy dziewczyna postanowiła rozwinąć swoją wcześniejszą paplaninę. Christopher czuł, że może to być coś istotnego, ale nie wiedział jeszcze dokładnie co. Zignorował też swoje wcześniejsze wyrzuty sumienia związane z przesłuchiwaniem kogoś po pijaku - i tak nie zamierzał wykorzystać tych informacji w żaden sposób przeciwko niej. Już dawno przestał takie rzeczy robić.
- Zdaje się ta osoba budzić w tobie dużo emocji. - odparł z tym samym spokojem, co wcześniej, a przynajmniej pozornie - To, co ci zabrał odnoszę wrażenie, że nie jest niczym materialnym. Inaczej z pewnością dałabyś radę już to odzyskać. Więc co to może być...
Snuł dalej, ignorując jej ostatni komentarz na temat swojej gadaniny. Wiedział, że w pewnym momencie nawet mimo otępienia urwie temat i zamknie się w sobie, ale liczył, że ten jeszcze nie nastąpił. Badał grunt i dość ostrożnie wychwytywał kolejne informacje, które mimowolnie czarownica podsuwała mu pod nos. Z pewnością później zrobi z nich użytek, ale jeszcze nie teraz. Teraz nie miał głowy do składania tego wszystkiego do kupy i analizowania. Zresztą niedługo mieli dotrzeć na szczyt, a wówczas będzie to chyba ostatnia rzecz, jaka zaprzątać mu może głowę.

W trakcie, gdy ona podziwiała zorzę, on większość czasu patrzył na nią. Wiele myśli z prędkością światła przemykało przez jego głowę, a Christopher nawet nie próbował ich chwytać. Miał kompletny mętlik, który idealnie odzwierciedlały chaotyczne świata tańczące na niebie. Ich blask odbijał się na nich samych, dając nieco lepszy wgląd na wszelkie emocje i dodatkowe informacje do słów, które wypowiadali. Tak wiele przecież skrywało się nie w tym, co wychodzi z ust, a całej mowie ciała wokół tego. Christopher dzięki kocim zmysłom mógł to dostrzec lepiej, światła zorzy jednak nieco wyrównały ich szanse. Po jego odpowiedzi, którą on sam był nieco zaskoczony, gdy zdał sobie sprawę, jak ujął to w słowa, czarownica dość pokracznie podeszła do niego. Strażnik przekrzywił nieco głowę, spoglądając na nią podejrzliwie, niepewny co ona właściwie zamierza zrobić. W pewnym sensie był spięty i czuł, że jego serce nieco przyśpieszyło, z drugiej jednak nie obawiał się tego, że coś mu zrobi. Mogłaby przecież teleportować go gdzieś albo otumanić jakimś zaklęciem... Ale po co miałaby to robić? Nie teraz. Nie drgnął więc nawet w momencie, gdy ta złapała go za twarz. Poczuł chłód jej rękawic na swojej twarzy, ale nie zareagował. Być może był to swego rodzaju szok, nie był pewien i niewiele o tym myślał. Pozwolił swój wzrok na krótki moment skierować ku górze, ku tańczącym światłom. Oglądał je przez chwilę, ale wraz z tym, jak Seamair udzieliła swej mądrości, spuścił wzrok z powrotem na nią.
- Jestem skupiony na tym, na czym powinienem.
Odparł krótko, marszcząc nieco brwi. Dziewczyna wydawała się kompletnie w swoim świecie, dachowiec zaś czuł, że nijak interesują go w tej chwili tańczące światła. Fakt, był to piękny i niezwykły widok, jego głowę jednak mało zaprzątał ten fenomen przyrody, a bardziej osoba stojąca przed nim. Przemknęło mu przez myśl znów, jak absurdalnie potoczyły się koleje losu, że od tego nieszczęsnego spotkania w gabinecie znaleźli się tutaj, w zdecydowanie innej i bardziej skomplikowanej relacji, niż byłby zdolny to opisać słowami. Czarownica znów odwróciła się, zadzierając głowę w górę. Strażnik dostrzegł, że ta się praktycznie chwieje od tak nagłych ruchów i niemal odruchowo chwycił ją za ramię, aby przytrzymać. Otworzył usta, odpowiedź jednak nie wyszła z nich od razu. Blokowało go ku temu naprawdę wiele rzeczy.
- Wcale mi na tym nie zależy. Widziałem ten krajobraz wiele razy i nie jest on tym, co cieszy moje oko. - zawahał się znów przez chwilę - Ja... Cieszę się, że tu jesteś.
Po tych słowach jakby nieco opadł z sił. Było to tak proste stwierdzenie, a mimo to wymagało od niego takiego ogromu wysiłku. I nie było nawet zbytnio tym, co cisnęło mu się na usta. Naprawdę nie potrafił wyrazić swoich myśli, powoli to do niego docierało od paru dni, ale nie uzmysłowił sobie tego nigdy bardziej, niż tak jak w tej chwili. Westchnął cicho, jakby zrezygnowany samym sobą. Ona zresztą nawet nie była trzeźwa.
- Jak pijana musisz być.
Dodał wreszcie mrukliwie, spoglądając na jej zaczerwienioną twarz. Zdał sobie sprawę, że sytuacja może rano okazać się taką, w której zwyczajnie mówił do słupa. Czy ona cokolwiek zapamięta? Nie wiedział i nie wiedział też, czy chce tego, czy nie. Trzymał wciąż dłoń na jej ramieniu, niby pilnując, by wciąż trzymała pion, choć w rzeczywistości po prostu nie miał w sobie siły, by ją zdjąć. Niemalże o tym zapomniał, że ją trzyma.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Nie tam dawno temu, obiecałam sobie, że będę unikać sytuacji, przez które znów przypomnę sobie, jak to jest płonąć ze wstydu. Cóż, najwyraźniej niezależnie od formy, żywioł ognia zdawał się zbyt bliski mym sercom. Gdybym tylko mogła teraz spojrzeć na siebie z boku, bardziej trzeźwym spojrzeniem… cóż poza blaskiem zorzy, świat rozbłysłby również pożarową łuną.
Jednak to nie było zmartwienie, które nękało teraźniejszą mnie.
Liczyła się chwila, która zachwycała swą wyjątkowością, a martwił zaś fakt, iż mój towarzysz zdawał się jej nie dostrzegać.
Słysząc wypowiedź strażnika, pokręciłam tylko głową, dając do zrozumienia, że nie zgadzam się z jego słowami.
-Nic z tego, co wymieniłeś, nadal nie zdążyło mi spowszednieć. Wszystko to jest unikalne, chmury zawsze mają inną kombinację. Podobnie zmienia się intensywność wiatru czy deszczu. Więc doświadczamy tego wszystkiego… tak naprawdę tylko raz w tej konkretnej chwili.
Chciałam dodać jeszcze coś na temat zachodów słońca, ale moje myśli zaplątały się na „Gdybyśmy” a dokładniej na „my”. Dachowiec z całą pewnością mówiąc to, miał na myśli ogół wszelkich istot, nie zaś konkretnie naszą dwójkę. A jednak, do mojej głowy nieproszona wdarła się scenka, jak przypatrujemy się słońcu, które właśnie ginie za linią horyzontu.
Wydałam z siebie dźwięk, który jednocześnie mógł świadczyć o rozbawieniu, jak i zadumie. Była to dziwna myśl, choć ostatnie dni sprawiły, iż nie wydawała się tak nierealna, jak powinna. Wszak, czy nie zmierzaliśmy właśnie razem w mrozie nocy, wypatrując zorzy? To przecież było znacznie bardziej nierealne… Jakby się nad tym wszystkim zastanowić… może to sen? Moje zakwestionowanie rzeczywistości, szybko udało się obalić. Gdy potknęłam się o coś w śniegu, od razu poczułam na plecach dłoń Strażnika, która powstrzymała mnie przed upadkiem. A było to nazbyt realne odczucie, abym mogła nadal winić swą fantazję o snucie fałszywych sennych wizji.

Nie powinnam ciągnąć tego tematu. I powiedział to przecież na głos, więc tym bardziej wiedza ta powinna do mnie dotrzeć. Nie wiedziałam, czy w stanie upojenia działanie na przekór sobie, zaczęło sprawiać mi jakąś satysfakcję… czy może była to kwestia spokoju w głosie mego rozmówcy, który podświadomie zachęcał do dalszych zwierzeń…
Nie wiedząc, które z nas powinnam za to zganić… zignorowałam wewnętrzny konflikt i po prostu mówiłam dalej.
-Ciężko uniknąć emocji, kiedy było się zakochanym. A tym bardziej, gdy ten stan wzmocniono magią…
Nim tę myśl, zdołała wywołać we mnie gorycz, dalsza wypowiedź mężczyzny paradoksalnie sprawiła, że na mojej twarzy zatańczył figlarny uśmiech. Zatrzymałam się nagle, spoglądając na białowłosego z dość zagadkowym wyrazem oblicza.
-Brawo, trochę już mnie znasz. Gdybym mogła odebrać co moje, to bym nie odpuściła.
Przez dłuższą chwilę przyglądałam się jeszcze mężczyźnie, jakbym w ten sposób próbowała coś ocenić. W końcu przerwałam niezręczną chwilę ciszy, wypowiadając tylko jedno słowo.
-Zgaduj…
W moim tonie dało się słyszeć zaczepną nutę. Skoro już i tak powiedziałam za wiele… Czemu by nie sprawdzić fantazji Dachowca?
-Daję Ci trzy próby.

Ze zdziwieniem odnotowałam, że moje zamiary się powiodły. Normalnie poświęciłabym temu zdziwieniu znacznie więcej uwagi. Wszak zielonooki miał całkiem spore pole manewru, aby uniknąć tego kontaktu. Jeszcze niedawno z całą pewnością nie pozwoliłby mi na coś takiego. Zbyt dobrze znał moje możliwości… a takie celowe zmniejszenie dzielącego nas dystansu odebrałby zapewne jako próbę ataku…
Zdołałam pochwycić niepewność w jego spojrzeniu, choć ta zdawała mi się dziwnie obca. Nie przypominałam sobie, aby w kocich oczach tliła się wcześniej w takiej właśnie formie… a może to wina odbijającej się w nich zorzy?
Chwilę później, gdy świat znów zdawał się tańczyć w szaleńczym tempie, od którego zakręciło mi się w głowie, poczułam dotyk na swoim ramieniu. Nie wiedziałam, czy to przez ten gest i idące za nim poczucie bezpieczeństwa… czy alkohol, ale momentalnie uległam pewnemu rozluźnieniu. Poddałam się i miast dalej walczyć o zachowanie równowagi, zrobiłam pół kroku w tył, znajdując oparcie w postaci Christophera. Nie byłam pewna, jak ten na to zareagował, ponieważ wolałam nie ryzykować kolejnych nagłych ruchów głową.
Gdy mój towarzysz odezwał się ponownie, już chciałam go skarcić za nieczułość względem piękna, które oferował nocny krajobraz. Jednakże to, co padło z jego ust chwilę później, sprawiło że zgubiłam wcześniej ułożone słowa. Zdecydowanie nie spodziewałam się usłyszeć podobnego wyznania i przez to zupełnie nie wiedziałam jak zareagować. Słowa mężczyzny docierały do mnie wyraźnie, nawet jeśli sama nieco plątałam się z własnymi, to alkohol nie stępił jeszcze mojego pojmowania. Acz, teraz przez dobrą chwilę zastanawiałam się, czy aby na pewno…
Dopiero znajomy dźwięk, jakim było ciężkie westchnięcie Strażnika, na powrót przywołało mnie do rzeczywistości.
-Niewystarczająco bym grzecznie zasnęła. Na tyle, by sprawiać kłopoty. I… dostatecznie, aby pozwalać sobie na bycie szczerą.
Tę ostatnią część dodałam nieco ciszej. Moje usta drgnęły w nieco niepewnym ja na mnie uśmiechu.
-Też cieszę się, że mnie tu zabrałeś.
Przymknęłam powieki na krótką chwilę, do momentu, w którym ponownie nie zmąciłam ciszy nocy.
-Ale to miejsce ma dziwne działanie… Oboje zachowujemy się… Chociaż, nie. To się zaczęło jeszcze zanim tu dotarliśmy… Już, po Twoim powrocie.
Przez chwilę mój umysł skoncentrował swe wysiłki na odnalezieniu przyczyny tego wszystkiego… Co wydawało się dość mało wykonalnym zadaniem, skoro podświadomie to samo starałam się zrobić ostatnimi dniami i to na trzeźwo.
-Może to wina tęsknoty?
Z autentyczną zadumą, wypowiedziałam na głos swą wątpliwość. Próbowałam jeszcze sobie to jakoś poukładać. Dopiero po zbyt długiej chwili, dotarło do mnie, do czego przyznałam się wraz z tym pytaniem. Speszyłam się, lecz mój podchmielony umysł, postanowił dać sobie taryfę ulgową i nie karcić się za to potknięcie.

Wsparta o swego opiekuna z czasem wyczułam, że ten trząsł się z zimna. Zaskoczyło mnie to, gdyż sama aktualnie zdawałam się niewzruszona niską temperaturą. Zapewne i jej skutki dotrą do mnie z opóźnieniem, ale na razie martwić musiałam się w tej kwestii o kotowatego.
-Powinniśmy wracać. Drżysz…
Powoli odwróciłam się tak, by móc spojrzeć w twarz mężczyzny i posłać mu karcące spojrzenie. Miało być groźne i skłonić białowłosego do refleksji na temat swego zachowania, czyli zatajania tak istotnych faktów. Czy było takie faktycznie? Miałam co do tego pewne wątpliwości, biorąc pod uwagę swój stan.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Pokręcił krótko głową, wciąż nie do końca zgadzając się z Seamair. Zauważył z lekkim zaskoczeniem, że mimo tak dużej ilości wchłoniętego alkoholu i ewidentnie pijackiego zachowania, to wciąż potrafiła zachować na tyle trzeźwy umysł, aby prowadzić dyskusję. I to na całkiem przyzwoitym poziomie. Niemniej wolał też, aby skupiła się na marszu, bo dywagując na temat zjawisk przyrody mogła paść ofiarą jednego z nich - śniegu, a przez to mocno się wyziębić. Christopher skrzywił się tylko nieco, czego ta zapewne nie dostrzegła w ciemnościach.
- Dla ciebie to coś wyjątkowego. Dla mnie to po prostu... Gaz unoszący się wysoko oraz woda spadająca z nieba. Czy powietrze przemieszczające się z miejsca na miejsce. Było, jest i będzie.
Jego głos brzmiał na nieco zrezygnowany. Głowę zaprzątało mu tak wiele myśli, że ledwie mógł skupić się na marszu, a co dopiero na odbijaniu jej argumentów. Przyroda, magia, to wszystko... Nigdy nie stanowiło dla niego niczego imponującego. Po prostu było. Nie doceniał tego mimo, a może właśnie przez to, że urodził się samemu pośrodku śnieżycy. Widywał piękne górskie krajobrazy na co dzień, stawiał czoła żywiołom od samego początku, regularnie doświadczał też uroków tańczących po niebie świateł. Wszystko "po prostu było" i nawet, jeżeli nie potrafił sobie wyobrazić świata bez tych wszystkich elementów, to nie stanowiły czegoś, nad czym mógłby pochylić się i zachwycić. Nie wiedział nawet, czy to z nim było coś nie tak przez to, bo i taka myśl mu się przewinęła.

Christophera coś ukłuło w momencie, w którym usłyszał to konkretne słowo. "Zakochanym"... Jakoś nie potrafił sobie wyobrazić dziewczyny w takim stanie, mimo tego całego jej żywiołu. Podejrzewał, że gdyby kogoś obdarzyła uczuciem, to było by ono równie płomienne i nieprzewidywalne, co ona sama, jakoś ciężko jednak było mu to sobie wyobrazić. Krążył za nią od praktycznie samego początku i ani razu nie przejawiała zainteresowania płcią przeciwną. Być może to właśnie dlatego? Nie mógł tego wiedzieć, choć dziwnie nurtowała go ta kwestia mimo, że nie powinna.
- Musiałaś być naprawdę młoda... I naiwna. Jeszcze młodsza i bardziej naiwna, niż teraz. - pozwolił sobie na nieco uszczypliwej złośliwości, choć ton jego głosu nie zdradzał wrogich intencji - Kolejna gra?
Prychnął cicho, zatrzymując się wraz z nią. Spoglądał na Seamair przez chwilę i zastanawiając, czy powinien mieszać się w kolejne takie wyzwanie. Jak dotąd szło mu to bardzo dobrze i zawsze wygrywał, ale i tak nie przepadał za hazardem. Przekrzywił nieco głowę i choć rozsądek wołał, by sobie odpuścił, to on chciał wiedzieć.
- Może chodzi o stracony czas... Na ile mi wiadomo, tego magia jeszcze nie potrafi przywrócić.
Przeczuwał, że nie chodzi dokładnie o to, postanowił jednak nieco podroczyć się i wejść w tę grę. Miał wszak jeszcze dwie próby... Tylko co właściwie ten osobnik mógł jej zabrać, czego nie potrafiła odzyskać? Kilka z potencjalnych odpowiedzi naprawdę go niepokoiło.

Nie spodziewał się z pewnością tego, co wydarzyło się potem. Dziewczyna zamiast ustać twardo w miejscu dzięki jego dłoni utrzymującej ją w pionie, to opadła w jego kierunku. Oczywiście nie była to kwestia braku równowagi, a zatem musiała to zrobić celowo. Dachowiec zamarł na dłuższą chwilę, nie wiedząc kompletnie, co ma z tym zrobić. Tak bardzo pijana... zabrzmiało w jego głowie poirytowanym tonem. Nie wiedział tylko, czym tak właściwie jest sfrustrowany - tym, że przez alkohol zachowuje się w ten sposób, czy może dlatego, że zachowuje się tak ale dopiero pod wpływem? I wraz z nastaniem poranka nie będzie nawet pamiętać tego wszystkiego. Z pewnością wyrzuciłby te myśli, odbierając je jako niedorzeczne, wrogie i obce gdyby nie to, że przez ostatnie dni zdążył się już w pewnym sensie z nimi oswoić. To były jego myśli i po pewnym czasie zaakceptował w końcu, że dzieje się z nim coś dziwnego. Nie wiedział tylko co.
- Nie tak się używa nóg.
Rzucił nieco ironicznym tonem po dłuższej chwili, jako że było to jedyne, co przyszło mu do głowy. Stary, utarty schemat, do którego postanowił uciec. Mimo wszystko, wciąż miał pustkę w głowie. Czuł ciężar czarownicy opierający się o niego i było to o tyle dziwne uczucie, że tym razem nie zmuszała ich do tego ani pogoda, ani inne nieproszone okoliczności. Wreszcie zdał się na pewien instynkt, który mówił mu, by zwyczajnie przestał myśleć i analizować. By przestał robić coś, co robił od zawsze i co stanowiło niemal jego tożsamość - ten jeden raz jednak postanowił się tego wyrzec. Ułożył dłonie na obojczykach dziewczyny dość niezdarnie, ostrożnie opatulając ją w ten sposób. Nie wiedział czemu, czy to po to, by utrzymała równowagę, czy po to, aby ją ogrzać, czy też przez coś jeszcze innego. Wiedział tylko tyle, że chciał i miał przeczucie, że powinien to zrobić. Chciał ją chronić.
- Wystarczająco, by być świadomą tego, co się wokół ciebie dzieje?
Dopytał ją cicho, wbijając wzrok w rozciągającą się dolinę. Światła zorzy oświetlały ich nienachalnie, odkrywając wiele, wiele jednak wciąż pozostawiając w mroku. Strażnik pozwolił sobie na krótki, ledwo widoczny uśmiech po jej słowach... Ukradkiem, tak, aby nikt poza nim samym nie był go świadomy. Ulżyło, gdy ta przyznała, że również cieszy się obecnością tutaj. Jej następne słowa jednak wywołały u niego samego lekką zadumę. Poruszyły coś, czego on sam nie był pewien i co dręczyło go od tygodni. I miała rację... To zaczęło się dużo wcześniej, nawet wcześniej, niż ten nieszczęsny wyjazd.
- Tak... W trakcie mojej misji zmieniło się całkiem sporo. - odparł głucho i milczał przez chwilę - Miałem wtedy czas, by przemyśleć wiele rzeczy.
Westchnął ciężko i przymknął na chwilę oczy, czując lekki ból z tyłu głowy. To wszystko go chyba przytłaczało. Usiłował zachować spokój i utrzymać swoją lodową maskę, choć ta opadła już dawno na tyle, by czarownica z łatwością mogła dostrzec kotłujące się w nim sprzeczności i frustrację z tego wynikającą. Sugestia, jaką rzuciła w tej sprawie zmroziła go na moment. Choć wcześniej o tym nie myślał, to zaskakująco pasowała mu do wszelkich objawów "choroby", jaka toczyła go od dawna. Czy to naprawdę mogło być to... Zdawało się idealnie uzupełniać to, co odczuwał przez ten czas.
- Może... - urwał na moment, wahając się - Chyba... Na to wygląda. Wiesz... Naprawdę kiepsko mi idzie wyrażanie tego, co siedzi w mojej głowie. To chyba bardziej twoja działka.
Przeszył go pewien dreszcz, gdy wiatr powiał od strony zbocza. Był przyzwyczajony i ciepło ubrany, nawet on jednak nie mógł oprzeć się w pełni nocnemu chłodowi, zresztą nie był pewien, czy był on związany wyłącznie z temperaturą. Zacisnął krótko zęby. Podświadomie nie chciał przerywać tej chwili. Spojrzał na nią z góry, gdy ta się do niego odwróciła.
- To nic takiego. - odparł niemal machinalnie, spoglądając w jej oczy, jakby szukając tam dawnej wrogości - Nie przez zimno, zresztą... Słuchaj... Widzisz chyba, że coś jest nie tak. Ja tego chyba nie rozumiem. Siebie nie rozumiem.
W jego głosie pojawiła się autentyczna rezygnacja. Nie potrafił tego wyrazić, choćby chciał. Liczył, że ona po prostu się domyśli i sama mu podpowie, co to dokładnie jest.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Moje życie uczuciowe, a już w szczególności relacje romantyczne, stanowiły temat tabu. Gdybym mogła, to wszelakie wspomnienia z tym związane wrzuciłabym na dno stalowej skrzyni, zamknęłabym ją na klucz i wyrzuciła gdzieś na dno Morza Łez. Klucz zaś dla pewności spocząłby na dnie jakiegoś jeziora. Jak zatem wyjaśnić, iż po kilku głębszych zarówno skrzynia, jak i klucz nie dość, że magicznie wynurzyły się z otchłani, to jeszcze zostały wystawione na widok publiczny?
Słysząc znajomy ton w głosie towarzysza, znów obdarzyłam go uważniejszym spojrzeniem. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i, mimo że musiałam zadzierać głowę, aby spojrzeć na srebrnowłosego, to posłałam mu wyniosłe spojrzenie.
– Młoda owszem, ale nie naiwna. W każdym razie już nie.
Z ostatnim słowem szybko odwróciłam wzrok. Nikt nie lubił przyznawać się do dawnych błędów, czy słabości. Nawet jeśli nie były, to te z gatunku najgorszych. Wszakże ich konsekwencje odbijały się tylko na mnie. Z tym że to „tylko” bardzo często w mojej głowie przechodziło w „aż”.
– Powiedzmy… Wygrywając zaspokoisz ciekawość. Za to, jeśli przegrasz… hmm… coś wymyślę.
Może i należało od razu ustalić warunki, ale nie czułam pośpiechu. Nie chciałam również zapeszać, po swoich ostatnich klęskach. Nie ma nic miłego w wyznaczeniu nagrody tylko po to aby ta później stała się nieosiągalna. Chociaż, w tym konkretnym „rozdaniu” mogłam mieć całkiem spore szanse albo po prostu nie doceniałam fantazji swego towarzysza. Gdy kotowaty podjął się wyzwania i udzielił pierwszej odpowiedzi na mojej twarzy odmalowało się nieskrywane zadowolenie. Wyciągnęłam przed siebie dłoń z wystawionymi trzema palcami. Po dramatycznej chwili napięcia zgięłam jeden z nich, jednocześnie kiwając głową na znak zaprzeczenia.
– Źle.
Przyglądałam się swemu rozmówcy z pewnym zamyśleniem. Gdy odezwałam się ponownie w moim głosie dało się wyczuć pewne zawahanie.
– Naprawdę muszę popracować nad Twoją wiedzą w zakresie magii.
Wtrąciłam ostatecznie, choć zdawać się mogło, iż początkowo chciałam powiedzieć coś innego albo też dodać coś do swej wypowiedzi. Kwestia poszerzenia znajomości strażnika w zakresie magii… naprawdę powinnam poważnie rozważyć. Nawet jeśli moja własna wiedza nie sięgała jeszcze poziomu eksperckiego, to potrafiła ułatwić życie. A pewne informacje nawet owo życie uratować. A przecież, już dawno zdałam sobie sprawę, że nie chcę, aby mój protektor opuścił ten świat przedwcześnie. A już na pewno nie z winy podobnego zaniedbania. Wszak kroczyli wśród nas tacy, którzy nad czasem potrafili zapanować. Nie chciałam jednak budzić wspomnień o Zegarmistrzu, który to zademonstrował mi, czym jest zatrzymanie czasu.
– Zostały Ci dwie szanse, więc zastanów się dobrze. Nie ustaliliśmy limitu czasowego… więc ten Cię nie goni.
Czyż nie był to miły gest z mojej strony? Aż, nie w moim stylu. Jak widać, była to konsekwencja dobrego humoru, jaki mnie ogarniał i nie chciał opuścić.

Czułam się dziwnie. Nieco oderwana od rzeczywistości, a jednocześnie momentami obecna w niej tak bardzo, iż gubiłam się we własnych odczuciach. Część tego wszystkiego mogłam zrzucić na karby, alkoholu krążącego w moim organizmie, ale to nie była jedynie jego zasługa. Już wcześniej bywałam pijana i nie czułam się wówczas, tak jak teraz… kiedy wsparta o strażnika, spod lekko przymrużonych powiek podziwiałam oblicze nocy.
Musiałam zszokować kotowatego, przynajmniej takie wnioski wyciągnęłam po przedłużającym się czasie jego reakcji. Na jego komentarz, jedynie uśmiechnęłam się leciutko. Mogłabym wejść z nim w dysputę, że i owszem tak również można nóg używać… z tym że, po raz pierwszy od w zasadzie nie wiem, kiedy, uznałam, że nie czuję takiej potrzeby. Nim się spostrzegłam, dłonie srebrnowłosego wylądowały na moich ramionach. Ruch ten był jednak na tyle delikatny, że lekko przechyliłam głowę, aby upewnić się, czy faktycznie to, co mi się wydawało, miało odzwierciedlenie w rzeczywistości. Miało.

Gdy Christopher zadał mi pytanie w pierwszych sekundach bardziej niż nad odpowiedzią, zastanowiła się nad tym, że słyszenie czyjegoś głosu z tak bliska jest… osobliwe. Waga tego pytanie była dla mnie równie odczuwalna co dotyk dłoni otulających moje ramiona i podejrzewałam, że jedno z drugim jest na swój sposób powiązane. Mój brak buntu musiał zatem mocno zdziwić Dachowca. A jeszcze bardziej, powinien zdziwić mnie samą… lecz nie znalazłam ani chęci, ani czasu, aby poświęcić się temu zjawisku.
– Wystarczająco…
Z lekką dezorientacją przyglądałam się zmieszaniu swego towarzysza. Nie miałam wątpliwości, że spowodowały je moje słowa… Z tym, że sugerując działanie tęsknoty myślałam o własnych odczuciach. Przez co reakcja Christophera mnie zdziwiła… bowiem, właśnie przyznawał się do przeżywania podobnego odczucia. Po tym, jak bardzo utrudniałam mu egzystencje, trudno było mi pogodzić się z myślą, że strażnik, mógł zatęsknić za moją osobą. Nie widziała go jeszcze w takim stanie. Zmieszanego i niepewnego…

Moją obserwację, na chwilę przerwał podmuch lodowatego wiatru, przez który musiałam przytrzymać swój kaptur, aby ten pozostał na swym miejscu. Gdy moje spojrzenie znów napotkało zielone oczy o kociej naturze, ponownie doznałam swego rodzaju konsternacji. To co się w nich kryło, było mieszanką tak różnych emocji… z czego, wielu z nich Strażnik nigdy wcześniej nie pozwalał dawać znać o swym istnieniu. Wsunęłam rękę na kieszeni płaszcza, po to aby oswobodzić ją z rękawicy, po czym niewiele się zastanawiając przytknęłam ją do czoła mężczyzny. Być może utrudniłam mu tym gestem możliwość dokładniejszej obserwacji, sama zaś przyglądałam mu się z zadumą.
– Z medycznego punktu widzenia… nie masz gorączki, więc to nie maligna. Wydaje mi się…,że po prostu jesteś szczęśliwy. I że za długo odmawiałeś sobie tego stanu.
Zamilkłam a w mojej głowie przez chwilę przemknął wizerunek srebrnowłosego w momencie, gdy nasz taniec dobiegł końca. Moja dłoń zsunęła się z czoła dachowca, opuszką palca lekko uniosłam jeden z kącików jego ust.
– A do twarzy Ci z uśmiechem. Nie musisz się z nim tak kryć. Jeśli to kwestia Twojej osławionej chłodem reputacji to…
Nieznacznie pochyliłam się do przodu, wspięta na palcach i konspiracyjnym szeptem dodałam.
– Nikomu nie powiem. Obiecuję.
Uniosłam dłoń do góry, drugą zaś, kładąc na sercu, aby po chwili namysłu, gest ten powtórzyć, odwracając jedynie układ stron. Kolejny smagnięcie, ostrego wiatru postanowiło przypomnieć o sile swego żywiołu, szarpiąc połami ubrań i zrywając z ziemi warstwę białego puchu.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Mruknął cicho słysząc jej odpowiedź, w głębi duszy zadowolony z tego, że mimo pijaństwa nie była jeszcze aż tak nieprzytomna, aby nie móc się odgryźć. Czy bronić. Choć z tym drugim był problem, bo mimo wszystko uznała za stosowne odsłonić swoje sekrety, do których nie wpuszczała swojego opiekuna nigdy wcześniej. Christopher nie wątpił, że Seamair brakuje rozsądku i bywa czasem naiwna w pewnych kwestiach, z perspektywy czasu jednak wierzył, że nie wychodziła pod tym względem od normy. Każdy bywał naiwny, nawet on, a jej charakter i wiek w jakim była sprawiał, że zapewne tym głośniejsze były pewne emocje przesłaniające jej zdrowy rozsądek. Zresztą on sam nie był pod tym względem żadnym wyznacznikiem, jego ostrożność zahaczała wręcz czasem o paranoję podszytą profesjonalizmem. Mimo wszystko zwrócił uwagę na fakt, że pod koniec ta odwróciła wzrok, jakby rzeczywiście słowa strażnika były bliższe niż dalsze prawdy. Przyjrzał jej się dokładnie, ale nie ciągnął tego przytyku.
- Nie brzmi to zbyt uczciwie... Ale patrząc na dotychczasową tendencję, to nie będę się musiał tym zbytnio martwić.
Westchnął ciężko i zamyślił się na chwilę, próbując ułożyć kolejną odpowiedź. Ta pierwsza nie była jego najlepszym typem, ale wolał nie wychodzić od razu z tym co najbardziej podejrzewał. Zerknął na nią, aby sprawdzić towarzyszące jej emocje. Przeczuwał, że nie dokładnie o to wciąż chodziło, ale mimo wszystko sama jej reakcja mogła wiele mu podpowiedzieć.
- Być może zabrał ci kogoś bliskiego. Lub sam odszedł... Nie wątpię, że już kiedyś próbowałaś zapewne znaleźć specyfik na wskrzeszanie zmarłych, ale raczej ci się nie udało.
Christopher zamyślił się na chwilę. Im dłużej to rozważał, tym bardziej wiedział, że nie to było odpowiedzią. Mimo wszystko mogło mu to coś podpowiedzieć... A trzeciej odpowiedzi mógł udzielić później, gdy już wszystko przemyśli.

Nieco drgnął słysząc jej głos. I dla niego było dziwnym usłyszeć ten dźwięk z tak bliska, w takich okolicznościach. Czuł się jednak dziwnie spokojnie, jakby wszystko było na swoim miejscu, mimo tej całej niepewności i dezorientacji, jakie szalały mu teraz w głowie. To jedno słowo czarownicy nieco nim potrząsnęło. Wcześniej zakładał przez ten cały wieczór, że cokolwiek się stanie i cokolwiek jej powie, to zginie w odmętach alkoholu dominującego teraz w jej głowie. Ale zdawała się mimo wszystko troszkę trzeźwa, a przez to trochę świadoma... I sama wreszcie mu przyznała, że być może zapamięta z tego wszystkiego więcej, niż początkowo zakładał. To była myśl, z której nie wiedział czy powinien się cieszyć, czy nad nią ubolewać. Ten chaos w jego głowie i lawinę emocji przerwało dopiero, gdy wyrwany nieco z zamyślenia spostrzegł dłoń dziewczyny kierowaną nagle ku jego czole. Otworzył nieco usta, jakby chciał coś powiedzieć lub zaprotestować, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Jej obserwacja okazała się dla niego czymś więcej, niż mogłoby się wydawać. Trafiła, w pewnym sensie, bo też nie do końca. Ale był to rzeczywiście ten aspekt, którego jakoś nie potrafił sformułować w myślach wcześniej. Czy naprawdę już od tak dawna nie był szczęśliwy... Że zapomniał, jak to jest? Absurdalna, acz jedyna logiczna myśl. Pozwolił jej poruszyć nieco kącikiem swoich ust, a gdy ta zabrała swą dłoń, na moment jego mina momentalnie zrzedła. Już chwilę później jednak ten sam kącik uniósł się nieznacznie, stanowiąc jakby echo jej gestu. Jego uśmiech, tak rzadko widziany, był bardzo skromny... Ale mimo wszystko wyrażał pewne emocje i robił to całkiem szczerze.
- To nie kwestia reputacji. - odparł cicho i urwał na moment - Po prostu... Ciężko się odsłonić.
W jego głosie zabrzmiał ledwo słyszalny wyrzut. Oboje wiedzieli doskonale co miał na myśli. Nie pokazywali swoich emocji tak długo, że teraz mimo, iż miał taką potrzebę, to czuł się jakby odsłaniał się na atak. Na wyśmianie, zlekceważenie i zdeptanie. Christopher poczuł się nagle, jakby był znów nastolatkiem, tak bardzo dziecinne zdało mu się jego podejście do własnych emocji. A jednocześnie przerwanie pewnych barier wydawało mu się wręcz niemal niemożliwe. Mimowolnie, gdy ta przybliżyła się nieco aby szepnąć do jiego, nieco szybciej zabiło mu serce. I dlaczego do diaska? Nie ułatwiało to mu niczego w tej chwili. Strażnik patrzył przez chwilę na jej przysięgę i sam ten widok zdał mu się tak dziwny, że nie mógł powstrzymać kolejnego krótkiego uśmiechu lekkiego rozbawienia. Wreszcie sam wysupłał dłoń ze swojej rękawiczki i chwycił tę Seamair, którą ona wcześniej wystawiła na działanie zimna.
- Zmarzną ci ręce.
Mruknął nieco karcąco, na tyle jednak luźno, że nie musiała tego odbierać jako reprymendy. Dachowiec w tym czasie szukał znów jakiś słów, które mogły wyrazić to jak się teraz czuje. To wszystko nie miało trochę sensu, ale musiał spróbować.
- Wiem, że nie... - westchnął ciężko i spojrzał na jej twarz, brakowało mu jednak tej wiecznej hardości - Ufam ci. I w tym rzecz. Bo czy powinienem? Nie tak powinno być, nie tak podpowiada logika...
Znów urwał, przyglądając się jej przez ten cały czas. Była dla niego tylko i wyłącznie problemem, zresztą ze wzajemnością. Niemożliwe wydawało im się dojść ze sobą do ładu przez tak długo, więc co się zmieniło? Nie było żadnej wyraźnej granicy, gdy tak się stało i przez to czuł, jakby coś robił źle. Jakby łamał ich niepisaną umowę.
- Wtedy na misji... Brakowało mi ciebie. Nie wiem dlaczego, bo przecież tego właśnie chciałem. - w jego głosie pojawiła się nuta irytacji - Nienawidziłem tego przydziału. Tyle czasu tak się czułem, a potem po prostu... Dotarło do mnie, jak nudne i puste życie wiodłem przedtem. Przestałem sobie wyobrażać zajmować się czymś innym. Niż ochrona ciebie.
Słowa ugrzęzły mu w gardle. Czuł niesamowity ucisk w żołądku gdy to wszystko mówił, a serce kołatało mu jakby był w środku walki, ale jednocześnie doświadczał pewnej ulgi. Westchnął ciężko i odwrócił na moment wzrok.
- Nie chciałbym, aby coś ci się stało. Czuję się przy tobie... Szczęśliwy. Ciężko to wyrazić...
Zacisnął usta, niezbyt wierząc że powiedział to wreszcie na głos. Nieco mocniej ścisnął jej dłoń, nie będąc nawet tego do końca świadom. Czuł się jak idiota. Tyle lat pracował na reputację, która teraz runęła jednej nocy. Drżał nieco, ale już nie wiedział czy to od zimna. Mimo to nie chciał stąd odchodzić, nie chciał jej opuszczać.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 5 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Słysząc o dotychczasowej tendencji… posłałam kotowatemu spojrzenie nieskrywające pewnej pretensję. Nie przyłapałam go na oszustwach i, prawdę powiedziawszy, również go o nie, nie posądzałam. Być może, to jeszcze bardziej podbijało moją frustrację związaną z pasmem porażek. Bo co też się stało z moim szczęściem w hazardzie? Towarzyszyło mi wiernie, aż do czasu, gdy swych sił postanowiłam spróbować w starciu przeciw Dachowcowi. Czyżby mój uśmiech losu był myszą, która czmychnęła na widok podobieństwa do swego odwiecznego prześladowcy?
Możliwe, że było na to wszystko inne wyjaśnienie, bliższe logice i realności, ale na razie go nie dostrzegałam.
– Jeśli sam nie stawiasz warunków, to kto inny zrobi to za Ciebie.
Dodałam z uśmiechem, w którym kryło się więcej satysfakcji z odnalezieniu w myślach tej sentencji, niż docinek kierowanych ku mężczyźnie.

Druga odpowiedź, jakiej udzielił strażnik, zmusiła mnie do obdarzenia go bardzo wnikliwym spojrzeniem. Usta rozchylone w pytaniu, które ostatecznie nie padło oraz zdumienie tlące się w spojrzeniu były jednak dostatecznie wymowne. Nawet przy użyciu całego warsztatu aktorskiego, jakim dysponowałam nie byłabym w stanie wyprzeć się, iż coś takiego faktycznie miało miejsce… Dotarło też do mnie, że mój towarzysz uważnie słucha i sprawnie operuje pozyskaną wiedzą. Takie umiejętności z całą pewnością były mu niezbędne podczas zleceń, które przydzielało mu stowarzyszenie. Wiedziałam o tym, choć liczyłam że w kategorii której dotyczył zakład, te umiejętności okażą się zawodne.
– To… inna historia. Nie jej dotyczy nasza rozgrywka. A zatem znów źle. Ostatnia szansa…

Ciepły uśmiech goszczący na twarzy mego opiekuna, dalej stanowił dla mnie nowość. Nic, zatem dziwnego, że w tamtej chwili przypatrywałam mu się z pełnym zaangażowaniem. Nieco przezornie, jakby w obawie, że to, co właśnie się rozgrywało, miało okazać się wynikiem jakiejś magii. Czaru, który działał w tym miejscu, czy może tej konkretnej nocy?
I czy takie myślenie z mojej strony powinno dziwić? Nawet w Świecie, gdzie magię wkłada się tylko między karty bajek, ludzie chętnie powołują się na jej działanie… gdy dzieją się wokół nich rzeczy, których nie są w stanie w pełni zrozumieć.
Aktualnie również czułam się zagubiona w podobny sposób. Z tym że, nie powodowało to we mnie lęku a odczucia zgoła przeciwne. Dlatego błądziłam dalej. Świadoma, że coraz mocniej oddalam się od znanej sobie ścieżki. Tej, której trzymałam się kurczowo przez tyle miesięcy.
Zerknęłam na własną dłoń. Nim zdążyłam pomyśleć o sięgnięciu nią po rękawiczkę, mężczyzna zamknął ją w uścisku własnych palców. Przeszył mnie przyjemny impuls. Po części związany z samym dotykiem i ciepłem, ale i czegoś jeszcze.

Nie wiem już po raz, które tego wieczora, słowa wypowiedziane przez Szrona zaskoczyły mnie tak bardzo, że nie byłam w stanie kryć emocji, które wywołały.
Ufam Ci… pierwszy raz w życiu, ktoś skierował do mnie te słowa wprost. I szczerze. A ja nie wiedziałam, co zrobić z tą wiedzą.
Miałam dziwne wrażenie, jakbym nagle zaczęła zapadać się w śniegu… jak gdyby waga tych informacji, faktycznie na mnie osiadła. Szok spowodowanym wyznaniem zielonookiego, przyczynił się do tego, iż na dłuższy moment zapomniałam jak składać ze sobą litery, słowa, zdania…
Przez mgnienie czułam się jak zwierze, spłoszone nagłym wystrzałem… pragnące uciec, lecz ostatecznie odwracające się, aby kroczyć w stronę myśliwego…
– Masz rację. Nie tak powinno być i … nie wiem, co się stało.
Cały czas czułam na sobie pełne wyczekiwania spojrzenie. I byłam nim dziwnie skrępowana. Nie tylko tym, w jaki sposób, on sam przyglądał się mi, ale też tym, że byłam tego świadkiem. Jakbym widziała coś, czego nie powinnam… ale jednocześnie też nie chciałam odwrócić wzroku.
– Od samego początku, na wszelakie możliwe sposoby starałam się Cię do siebie zrazić. A mimo to, znasz mnie lepiej niż, ktokolwiek inny. Również od tej złej strony. Wiesz, jaka jestem… i mówisz, że czujesz się przy mnie szczęśliwy?
Uważałam się za istotę inteligentną, potrafiłam szybko się uczyć i szukać kreatywnych rozwiązań problemów. Ale w tym momencie to, co miało miejsce przerastało moje pojmowanie. Przyjemne otępienie, które powodował alkohol nagłe przygasło, stłamszone przez emocje.
– Też nienawidziłam tego przydziału… Dalej nienawidzę.
Dopiero teraz odwróciłam wzrok, znów, spoglądając na nasze złączone dłonie. Westchnęłam, uwalniając z ust kłąb pary oraz to, co blokowało mnie do tej pory.
– Bo boję się, że przeze mnie głupio zginiesz. Nie chce tego.
Zadrżałam, czując niby realną gorycz, jaką niosły ze sobą moje słowa.
– Sam pomysł stawiania czyjegoś życie ponad drugie… i godzenia się na to w imię rozkazu. No i to przydział… trwający do czasu. Gdy skończę swoją pracę nad projektem, nie będzie już sensu, aby pilnować, bym miała szansę tę pracę ukończyć, nie ginąć przed jej finalizacją.
Chcąc dobitniej uzmysłowić strażnikowi, o czym mówię, cofnęłam się półkroku, nadal, jednak trzymałam go za rękę.
– Co wtedy?
Jakby na przekór smutkowi, którego cień mężczyzna mógł dojrzeć w moim spojrzeniu, zaśmiałam się cicho i przywołałam na usta uśmiech. Wówczas znów zajrzałam w chłodną zieleń jego oczu.
– Zostawisz mnie wtedy wybrakowaną… bo przez to, że jesteś obok za słabo się pilnuję, łatwiej rozkojarzam. Poczułam się bezpiecznie… choć wcale mi się to nie należy.
Zamknęłam oczy i w skrytości wzniosłam cichą prośbę do jakiegoś śnieżnego Bóstwa, które mogło przebywać gdzieś w tych górach. O to, aby mnie pokarało i naprawdę, zamroziło moje usta, powstrzymując mnie przed dalszym pogrążaniem się… przed szczerością.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach