Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair

Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Mężczyzna pokręcił tylko głową, niejako milczeniem zamykając kontrowersyjny temat polityki stowarzyszenia. Nie lubił o tym mówić i jak dotąd nie miał w sumie z kim. Seamair niejako była jedyną osobą, z którą mógłby podzielić się takimi przemyśleniami, a w jej przypadku nie wątpił, że z chęcią wykorzysta jego wątpliwości na jakiś pokrętny sposób przeciwko niemu. Mimo wszystko zapewne miała mniejsze pojęcie o brudnych zagrywkach, niż on sam. Miała z tym wszystkim mniejszy kontakt i nie spodziewał się, że w pełni zrozumie, co to znaczy być trepem przeznaczonym do pozbywania się innych. Sama świadomość tego to nie wszystko, nawet jeżeli jakimś cudem docierały do niej wieści z tak skrzętnie ukrywanych części polityki róży. Gotowanie trucizn to też co innego, niż wbijanie noży prosto w czyjeś serce albo podawanie mu tych trucizn. Christopher miał ochotę powiedzieć jej, że pieprzy głupoty i nie powinna wmawiać sobie, że zajmuje się czymś, czym nie powinna. Ale był zmęczony lawirowaniem w tak niewygodnych dla niego tematach... Każde słowo rzeknięte w kontekście stowarzyszenia bolało go w pewien sposób. Bolało, gdy uświadamiał sobie, że to po prostu wszystko, co mu zostało. Mężczyzna wypuścił powietrze z płuc i nie spojrzał nawet na swoją rozmówczynię.

Dachowiec przygotowany był na reakcję kapelusznika. Wręcz zdziwiony by był, gdyby nie zaczął reagować w ten sposób, bo przeważnie tak to się właśnie kończyło, gdy mroził go swoim spojrzeniem. Mimo miesięcy spędzonych z kobietą, na której przestało to już zwyczajnie działać, wciąż pamiętał, że to nie kwestia jego braku daru przekonywania, tylko jej bezczelność i usposobienie dosłownie nastawione na to, żeby działać mu na nerwy. W każdym razie sprzedawca zaczął trząść się jak galareta i pleść trzy po trzy. Christopher zmrużył tylko jeszcze bardziej oczy, nie odrywając od niego wzroku. Doprawdy fascynowało go, co też ten darmozjad próbował im sugerować swoimi słowami. Zestaw dla par... Jeśli było coś, co go mogło zirytować to to, gdy ktoś sugeruje im, że czarownica i jej ochroniarz kręcą ze sobą jakiś cukierkowy romans. Czasami miał podejrzenia, że arcyksiążę tak widzi ich relację, ale nigdy nie rozmawiał z nim bezpośrednio poza zimowym balem...
- Nie będę przełamywać żadnego lodu z nią.
Odparł mu krótko, acz dosadnie i powoli, unosząc przy tym nieco głowę. Miał w ten sposób zamiar nieco bardziej zwiększyć poczucie, że stoi wyżej od kapelusznika. Prawda była taka, że był nieco zirytowany, nie było to jednak na tyle, aby rzeczywiście chcieć nieszczęśnika rozszarpać, tak jak zapewne się teraz obawiał. Po prostu się z nim bawił... A przy okazji pilnował, by jak najmniej miał ochotę coś im sprzedawać. Wiedział, że ta rasa rzadko kiedy rozumie znaczenie słowa "nie". Christopher zerknął krótko przez ramię w kierunku Seamair, która najwyraźniej dobrze się bawiła. Zmrużył nieco oczy, po czym wycofał się, dając sprzedawcy sposobność do sfinalizowania transakcji. Był nieco zdziwiony, gdy okazało się, że kapelusznik nadal łudził się, by ten chciał coś kupować.
- Nie. Zjeżdżaj stąd i zabieraj te słodycze.
Mruknął do niego, zajmując z powrotem miejsce w przedziale. Gdy tylko ten pozbył się słodyczy z ich przedziału, kopnięciem nogi zamknął drzwi, na powrót znów odcinając ich od reszty pociągu. Po dłuższej chwili wbił wzrok w Seamair, zastanawiając się czemu i ta uparła się, aby próbować wcisnąć mu słodycze. Nie jada ich... Odnosił wrażenie, że po prostu z niego kpiła.
- Nie kupuję jedzenia w takich miejscach. Mogą być zatrute. - pokręcił głową, po czym spojrzał na okno - Zresztą nie przepadam za słodkim.
Drugie dodał znacznie ciszej. Nie minęło dużo czasu, aż rogata wreszcie zasnęła... Ułatwiając mu znacznie zadanie pilnowania jej... Ciekawiło go, jak potrafi to robić. Że gdy śpi, to i nawet on czasami się łapał. Wierzył, że po przebudzeniu przecież nie będzie tak źle.

Obudził ją chłód w powietrzu oraz szczęknięcie podwozia pociągu, który wreszcie wylądował na peronie stacji docelowej. Było tu znacznie zimniej, niż gdy zasypiała... Co najzabawniejsze, to nawet nie był jeszcze cel ich podróży. Christopher niemal natychmiast wstał z siedzenia i zabrał się za ściąganie swojego plecaka. O ile Seamair nie obudziła się w tym czasie, podszedł do niej i postukał parę razy w jeden z jej rogów.
- Wstawaj księżniczko.
Mruknął, po czym odczekał, aż ta się przebudzi i zabierze swoje bagaże. Następnie wyszedł na korytarz pociągu, mając zamiar skierować się z nią do wyjścia... Co mogło przykuć przede wszystkim jej uwagę, to fakt, że za oknem nie były widoczne malownicze krajobrazy pustyni, a nie tak odległe góry zajmujące praktycznie cały horyzont. Góry, które w całości pokrywał śnieg.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Widziałam, że nie rozumie... Ale czy należało go za to winić? Postrzegał mnie przez pryzmat Czarownicy i tego, co robiłam i mogłam zrobić dla stowarzyszenia. Róża mało kiedy wymagała, aby jej badacze łapali się za oręż. Oczywiście nie licząc koniecznej obrony własnej, ale to było logiczne. Rzecz w tym, że ja sama sięgałam po ostrze oraz inne mniej finezyjne rozwiązania, gdy uznałam, że zachodzi ów konieczność. Robiłam to jeszcze zanim trafiłam do stowarzyszenia... po tym, jak osiedliłam się w Malinowym Lesie i po raz pierwszy natknęłam się na kłusowników polujących na bestie. Przelałam więcej krwi, niż Christopher mógłby przypuszczać...walcząc zarówno mieczem, podstępem, a nawet kłami czy pazurami istot potężniejszych ode mnie. Tak było trzeba...nie uważałam, by czyniło mnie to potworem a jedynie katem z konieczności.
Dobrze zapamiętałam naszą dyskusję poprzedzającą feralną akcję w Skrzydłach Nocy. Zdałam sobie wówczas sprawę, że nasze spojrzenie na moralność znacznie się różniło. Często wracałam myślami do tej rozmowy...

Podziwiałam tego Kapelusznika za wytrwałość i wiarę w siebie, które jednak paradoksalnie topniały w starciu z lodowatą aurą Dachowca. Wyglądało też na to, że Christopher znalazł sobie rozrywkę w przepłoszeniu intruza, zdradzały go subtelne sygnały, jakie nauczyłam się wychwytywać. A w każdym razie ich większość. Miałam zdecydowanie większe doświadczenie w wychwytywaniu tych świadczących o podirytowaniu czy złości.

Gdy Strażnik rzucił tekst o tym, że jedzenie z takich miejsc może być zatrute, jedynie się uśmiechnęłam, a moje brwi lekko uniosły ku górze. Zwalczyłam w sobie pokusę, aby wypomnieć mu, że nieproszony śmiał stołować się w moim domu, gdy bezczelnie zakradł się do niego w swej kocie postaci. Co więcej, jeszcze tego samego ranka pił zioła, które przyrządziłam... jeśli istniał ranking miejsc, w których można było spodziewać się trucizn, to dom czarownicy zdecydowanie zajmował wyższe miejsce, niż „stragan” obwoźnego sprzedawcy.
-Z tego, co pamiętam, nieszczególnie obawiasz się trucizn... Zresztą na dobrą sprawę, można na nie trafić wszędzie, jeśli będzie miało się pecha to nawet w ulubionym sklepie. Nie przeczę jednak, że bywają miejsca, gdzie o wystąpienie ów pecha łatwiej.
A zatem nie pomyliłam się w swych przypuszczeniach. Zagadkę stanowiło jedynie, czemu poczułam satysfakcję, przy czymś tak... błahym jak odgadnięcie preferencji żywieniowych Christophera. Raczej trudno było podciągnąć, to pod wiedzę użyteczną, którą mogłabym obrócić przeciwko niemu... Nie raz przyłapywałam się na zapamiętywaniu, podobnych nieistotnych faktów.

Naprawdę dawno nie spało mi się równie dobrze... czymkolwiek Kapelusznik doprawił swoje wyroby, należało mu oddać, że znał się na rzeczy. Zapewne znacznie później zacznę zastanawiać się nad faktem, co by się stało, gdybym trafiła na inne magiczne ulepszenie... Magiczne używki były teraz w modzie, w mieście Lalek dało się natknąć na coraz więcej lokali oferujących choćby „szczęście w proszku” czy zapomnienie w trzech kroplach. Większość tych miejsc lawirowała na granicy legalności. To jednak nie było moje zmartwienie, tym bardziej, teraz gdy sama doceniałam dobroczynny aspekt odrobiny magii. Miłe i spokojne sny były luksusem, na który moja podświadomość rzadko kiedy się godziła.

Powrót do rzeczywistości nie był już tam miły, tym bardziej, gdy rozpoczynało go uczucie, jakby ktoś właśnie pomylił twoją czaszkę z drzwiami. Uchyliłam głowę w bok i wydałam z siebie pomruk dezaprobaty. Miałam ochotę spać dalej... ale świadomość tego, że ktoś był na tyle blisko by tknąć moje poroże, zmusiła mnie do otworzenia oczu. Przez chwilę mierzyłam stojącego nade mną Dachowca, nieco zamroczonym spojrzeniem. Powiedział coś... czego sens nie bardzo do mnie dotarł, to też nie zareagowałam na zaczepny zwrot. Gdy dostrzegłam, że Strażnik ma przy sobie swój ekwipunek, a krajobraz za oknem stanął w miejscu... połączyłam ze sobą pasujące fakty. Mieliśmy wysiadać, tylko... czemu do cholery było tu tak zimno. Kiedy rzuciłam spojrzenie na obraz roztaczający się za oknem, przeszły mnie dreszcze... Coś się tutaj bardzo nie zgadzało... ale resztki przyjemnej senności, które nadal ciążyły w moim umyśle, utrudniały mi właściwą ocenę sytuacji.
Byłam na siebie zła, że pozwoliłam sobie na ewidentnie zbyt długą drzemkę. I zbyt dobrą, bo naprawdę trudno było mi w pełni oprzytomnieć. Strażnika zapewne zaskoczyło, że bez słowa sprzeciwu zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam za nim, po drodze zmagając się z dreszczami wywołanymi tą nagłą zmianą klimatu.
Brak mojego sprzeciwu nie był jedynie wynikiem rozespania, ale również tego, że zdołałam w logiczny sposób wyjaśnić sobie, dlaczego wysiadamy w tym miejscu. Nie kwalifikowałam owej stacji za nasz końcowy przystanek, lecz punkt przesiadki. Może nie znałam się szczególnie na latających kolejach, ale wiedziałam, że w niektórych kursach istniała konieczność czy możliwość przesiadki. Widać dotyczyło to i naszej podróży.
Zawahałam się przez chwilę, gdy zmierzaliśmy do wyjścia, a mój oddech zaczął zmieniać się w mroźne obłoczki... Perspektywa wystawiania się na chłód nie bardzo mi się podobała.... niestety ostatecznie nie pozostawało mi nic innego jak podążyć w ślad za „kierownikiem wycieczki”. Jedyny pożytek, jaki niósł ze sobą chłód, to moje szybsze oprzytomnienie... nim zeskoczyłam na peron, zdołałam aktywować czarodziejską wstęgę, która zmieniła się w długą i ciepłą czerwoną pelerynę, której brzegi i kaptur zdobiło srebrzyste futro. Miałam nadzieję, że nie będziemy czekać tu zbyt długo...
-Nie mogłeś wykupić bezpośredniego kursu...
Uskarżyłam się lekko zaspanym głosem, jednocześnie rozglądałam się wokół, wypatrując czy pociąg, którym mieliśmy polecieć dalej, już czekał na stacji. Podróż miała trwać siedem godzin... ile spałam? Raczej nie długo, bo zmiana klimatu z lodowca do pustyni zapewne zajmie jeszcze trochę czasu...


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Christopher łypnął na nią krótko, marszcząc przy tym brwi. Kusiło go, by odpowiedzieć jej "czego się tak szczerzysz?" ale wiedział dobrze, że tylko na to czeka. Nie rozumiał, co śmiesznego jest w przezorności. To nie wcale tak, że ma paranoję... Może trochę. Ale gdyby ktoś żył tak jak on, to doszukiwałby się zagrożeń wszędzie. Nie widział powodu, by postrzegać obawy o trucizny jako zabawnym. On może i był w znacznej części odporny, ale nie całkowicie. Były specyfiki, które potrafiły i jego przynajmniej otumanić. Ale z wiadomych przyczyn trzymał w ścisłym sekrecie taką listę trucizn, które mogły mu potencjalnie zrobić krzywdę.
- Dlatego kupuję jedzenie zawsze w różnych sklepach, a nierzadko je badam. Nie zbieram go na pewno od podejrzanych kapeluszników w pociągu, którzy słyną z tego, że są cwani i żądni zysku. Wielu z nich robi również jako szpiedzy i... inni.
Mruknął, postanawiając jej nieco wytłumaczyć jednak swoje obawy. Wydawało mu się oczywiste takie podejście i Seamair powinna rozumieć to jak nikt, skoro sama jest czarownicą przygotowującą trucizny. Oczywiście jej nie mógł zabronić, bo to już by było robienie scen... Zresztą rzeczywiście ryzyko nie było zbyt duże. Między innymi dlatego wyjazd był tak spontaniczny, by nie zwrócić niczyjej uwagi i by nikomu nie wpadło do głowy załatwiać porachunki z którymś z nim akurat, gdy jadą na wakacje. A raczej gdy dachowiec jedzie na wakacje, a jego podopieczna niezbyt z własnej woli mu towarzyszy. Na szczęście nie musieli specjalnie długo o tym rozmawiać, bo dziewczyna zaraz zasnęła... Christopher tylko zmarszczył brwi. W pierwszej chwili zmartwił się nieco, czy aby nic jej się nie dzieje, ale na oko widział, że oddech jest spokojny. Poszła spać i o ile było to dziwne, bo raczej nie zasypiała w jego obecności, tak nie wątpił, że czekolada w pociągach miała różne "dodatki". Które najwyraźniej jej nie szkodziły. Zresztą nie miał na co narzekać, wolał ją zdecydowanie, gdy nie buntowała się na jawie.

Pobudka rzeczywiście w wykonaniu Christophera mogła wyglądać, jak w wojsku. Żadnych wyjaśnień, żadnego czekania, oczekiwał zawsze po prostu, że osoba natychmiast się pozbiera. Tak robił samemu, a reakcja Seamair jedynie utwierdziła go w przekonaniu, że jest to całkowicie normalne. Dziewczyna szybko zebrała się z siedzenia i wzięła bagaże, także mogli wyjść na zewnątrz... Stanęli na peronie, odśnieżonym dość niedawno. W okolicy mieściła się mała wioska, z której droga wiodła już tylko w góry. Strażnik uniósł wysoko brwi, słysząc pretensjonalne pytanie podopiecznej... I niemalże się uśmiechnął z rozbawieniem. Najwyraźniej nadal nie rozumiała, co się dzieje. Pokręcił głową i ruszył z plecakiem w kierunku drogi, to znaczy w kierunku gór.
- Wykupiłem bezpośredni kurs.
Odparł krótko i odwrócił się, aby sprawdzić, czy ta za nim podąża. Liczył, że skoro jeszcze nie ogarnia co się dzieje i jest tak śpiąca, to nie będzie stawiać większych oporów. Jeśli ta podążyła za nim, poprawił paski, po czym kontynuował wędrówkę, która wiodła ich prosto z dala od cywilizacji. Czyli tak jak lubił... Szkoda tylko, że zabrała tę wstęgę i to częściowo zepsuło jego "żart". Miało jej być przede wszystkim zimno. Chociaż jak sobie w końcu uświadomił, nie przemyślał tego zbytnio i dziewczyna bez grubszego odzienia szybko by zamarzła tam, gdzie zmierzają. Gdy minęli ostatnie domy postanowił wreszcie ją oświecić.
- Sprężaj się, czeka nas dobre parę dni wędrówki... Mam nadzieję, że wzięłaś odpowiednie buty.
Oczywiście, że nie wzięła. I liczył, że tym razem nie wyciągnie nagle pary magicznych kaloszy, które dowolnie zmieniają kształt.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Z każdą chwilą spędzoną na mrozie, senność opuszczała moje ciało. Budzić zaczynały się wyjątkowo złe przeczucia... Coś było tu bardzo nie tak. Choćby to, że nigdzie nie widziałam drugiego pociągu...
Mimo wszystko ze sporą dozą niepewności ruszyłam za Strażnikiem, jednocześnie starając się rozeznać w sytuacji. Może dalsza część podróży miała się odbyć w inny sposób? Tylko jaki? Bo miejsce, do którego zawitaliśmy, nie wyglądało na jedno z tych, mogących pochwalić się bogatą ofertą środków publicznego czy prywatnego transportu... Najszybciej spodziewałabym się tutaj śnieżnego zaprzęgu...
Słowa Christophera zdołały rozbudzić mnie na dobre, gdy tylko zrozumiałam ich sens. Przyglądałam się mężczyźnie z malującym się na twarzy niedowierzanie... z nadzieją, że to wszystko to jedynie głupi żart.
Rzuciłam ukradkowe spojrzenie w stronę pociągu, od którego coraz bardziej się oddalaliśmy, a który już za chwilę mógł znów poderwać się do lotu...
Czekałam, ciągle czekałam na moment, w którym mój Ochroniarz przyzna się do marnego dowcipu i zawróci w stronę żelaznej machiny.
Zacisnęłam mocniej zęby, gdy po okolicy rozniósł się metaliczny zgrzyt połączony z serią gwizdów. O tym, że ów sygnały oznaczały ponowny start maszyny, upewnił mnie donośny okrzyk jednego z konduktorów, nakazujący odsunięcie się od krawędzi peronu. Pociąg lada moment miał ruszyć w dalszą trasę...bez nas. I właśnie wtedy do mnie dotarło... Fakt, że było coś znacznie gorszego, niż paść ofiarą marnego dowcipu... a dokładniej stanie się ofiarą rzeczywistości.
Dachowiec jakby wyczuwając moje rozterki, odwrócił się, aby kilkoma słowami doszczętnie pozbawić mnie nadziei.
Byłam rozdarta, z jednej strony miałam ochotę się roześmiać, a z drugiej rzucić w Strażnika kulę ognia... Jakimś cudem powstrzymałam się przed obiema tymi rzeczami. Bardzo nie chciałam pokazywać, jak mocno ruszyła mną cała ta sytuacja. Byłam święcie przekonana, że w tym momencie Dachowiec spodziewał się z mojej strony dramy. I to nie małej w dodatku. Mimo coraz silniej gotującej się we mnie złości, nie mogłam dopuścić do sytuacji, w której sama podaje mu na srebrnej tacy, coś, czego oczekiwał. Bo gdyby było inaczej, to na cóż byłaby ta cała szopka z zatajaniem miejsca podróży... Tak, zdecydowanie próbował wyprowadzić mnie z równowagi...
Twoje niedoczekanie....
Zatrzymałam się raptownie, po czym przeniosłam wzrok na nie tak odległe budynki i chatki. Musiałam dobrze zapamiętać to miejsce, tak samo, jak stację. Mój dar miał swoje ograniczenia, w przypadku tworzenia portali, musiałam znać okolicę, do której chciałam się przenieść. Przynajmniej z widzenia. Ale nie tylko z tego powodu, zaciekle rejestrowałam każdy niepozorny lokal. Pod warstwą białego puchu wszystkie wyglądały podobnie, ale mnie interesowały ich szyldy.
-Owszem wzięłam. Odpowiednie na pustynię... ale nie na przedzieranie się przez cholerne zaspy.
Miałam nadzieję, że Strażnikowi udało się wyczytać z mojego spojrzenia zapowiedź, tego, jak miałam ochotę go teraz potraktować. Nie brakowało mi na to pomysłów... Niestety porcja terroru, którą chciałam w niego wymierzyć, mogła robić, mniejsze wrażenie niż chciałam. Trudno bowiem potraktować poważnie groźby, których autor właśnie dygocze z zimna...
Nawet jeśli miałam na sobie wyjątkowo ciepłą pelerynę, to nadal było za mało. Reszta mojej garderoby nie była odpowiednie dla tego klimatu. Co prawda przygotowałam ubrania, niezbędne, by przetrwać chłód pustynnych nocy... ale to był zupełnie inny poziom zimna.
-Jeśli jedną z Twoich atrakcji miało stanowić, oglądanie jak odmrażam sobie kończyny... nie trzeba było wywozić mnie na drugi koniec Krainy. Mogłeś po prostu skorzystać z własnych mocy...
Użył jej na mnie tylko raz, ale moment, który wybrał, sprawił, że zapamiętałam sobie ten mroźny dotyk, bardziej niż bym chciała... W dalszym ciągu nie przetrawiłam poczucia zażenowania, jakie wywołała we mnie moja własna reakcja... Gdybym tylko wiedziała jak, z chęcią słono bym zapłaciła, aby wymazać tę część wspomnień związanych z Zimowym Balem.
-Na twoje szczęście, lepiej by był tu jakikolwiek sklep z odpowiednim wyposażeniem... bo zacznę rozglądać się za innymi sposobami na uzupełnienie braków... a materiału na potencjalny ciepły szal daleko szukać bym nie musiała.
Specjalnie rzuciłam wymowne spojrzenie w kierunku jego ogona, po czym nie zważając na ewentualne protesty, ruszyłam w stronę pobliskich chat.

Proste rozwiązania bywają najbardziej skuteczne, dlatego to od nich postanowiłam zacząć. Kupienie odpowiedniego obuwia i okrycia oszczędziłoby mi większej kombinatoryki. Miałam jeszcze kilka dobrych sposobów na poradzenie sobie z ujemną temperaturą. Strażnik musiałby rozbroić mnie z niemal całego magicznego arsenału, abym stała się zupełnie zdana na łaskę pogody. W przypadku artefaktów problem polegał jednak na tym, że większość z nich w końcu się wyczerpie... a czas ponownego ich napełnienia energią bywał różny. Choćby taka magiczna wstęga, nie będzie działać w nieskończoność, a wtedy ciepła peleryna, znów stanie się niewielką aksamitną wstążeczką, która ni jak nie uchroni mnie przed mrozem.
Musiałam sobie poradzić w ten czy inny sposób. Była to kwestia dumy. Jeśli Christopher roił sobie, że trochę śniegu i zimna będzie w stanie złapać mojego ducha, to... zrobię wszystko, co konieczne, by pokazać mu, że będzie inaczej.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Ten tylko mierzył ją spojrzeniem w odpowiedzi... Żart miał sam w sobie dość niewinny i drobny. Christopher nie wiele myślał o tym, jaka zasadniczo będzie reakcja Seamair na zastane warunki. Widział to bardziej jako drobny psztyczek w nos, niż poważną intrygę, taką jakie często arystokratka stosowała w stosunku do niego. A jednak nie mógł przewidzieć tego, że tak wiele satysfakcji odczuwał widząc, jak chociaż raz utarł jej nosa. To niedowierzanie i ukradkowe zerkanie na pociąg było wystarczające, aby uświadomić mu, że istotnie dziewczyna nie spodziewała się nawet przez chwilę co nadejdzie. Gdyby wiedziała, na pewno zabezpieczyłaby się jakkolwiek, aby nie skończyć tak, jak teraz. Marznąć na lodowym pustkowiu, zdana na jego laskę, wciąż jeszcze dochodząca do tego, że została oszukana. Strażnik uniósł nieznacznie brwi z rozbawieniem. Stał tak w milczeniu, oglądając kolejne emocje rysujące się na jej twarzy wraz z tym, jak pociąg odjeżdżał. Być może miała nadzieję do samego końca... Ta nadzieja runęła niemal natychmiast. Dachowiec postanowił nie dawać jej czasu na namysł i wkrótce ruszył na skraj wioski, obdarzając ją wcześniej komentarzem na temat butów.
- Przecież chyba wiesz, że pustynie bywają różne...
Wymamrotał, wbijając jej jeszcze jedną szpilę. Oczywiście wiedział, że nikt nie mógłby przewidzieć czegoś takiego i było to widać w jego głosie. A jednak drwił z niej cały czas... Czuł również gniew w jej głosie i ukrytą groźbę. Wiedział, że czegoś będzie próbował. Cóż, na to liczył i szczerze był ciekaw co znowu wymyśli. Nie mógł jej na pewno odebrać tego, że była ambitna i jej plany bywały... Oryginalne. Oczywiście to wszystko przed tym, jak dotrą na miejsce. Nie pozwili wtedy jej sobie wchodzić w paradę.
- Świetnie się bawię... - wymamrotał cicho i obejrzał się na nią przez ramię - Gdybym użył mocy w ten sposób, szybko oskarżyła byś mnie o molestowanie. I nie... Tutaj raczej turystów nie ma, więc nie liczylbym na ciepłe ubrania.
Odwrócił się i już chciał iść, ale Seamair po prostu odwróciła się na pięcie i go zostawiła tam, gdzie stał. Mężczyzna uniósł nieco brwi i patrzył za nią, aż ta nie weszła do sklepu z odzieżą. Naiwna... Podobne stroje sprzedawano tylko dla narciarzy albo tych, którzy wędrowali po brzegu gór. Wewnątrz na niewiele jej się to pewnie zda. Gdy ta wspomniała o szalu, zerknął na swój ogon zwisający na mrozie. Pokręcił tylko głową i czekał. A gdy ta wyszła obładowana sprzętem, ten był gotowy i niemal natychmiast zmusił ją do szybkiego marszu z dosyć morderczym tempem.

O ile nie zaczynała jakiś rozmów, to wędrówka przebiegała im póki co w ciszy. Strażnik wędrował przez coraz głębsze zaspy wytyczając szlak, zerkając co jakiś czas spod szala na swoją podopieczną, czy gdzieś nie wpadła. Po wkroczeniu w góry klimat bardzo gwałtownie się zaostrzył i mróz coraz dotkliwiej szczypał twarze. Na szczęście nie padał śnieg i mogli obserwować piękne, skrzące się górskie szczyty... I tu jednak musieli uważać, aby nie oślepnąć przypadkiem. Wędrowali tak przez długi czas, aż Christopher wreszcie odezwał się.
- Wspinałaś się kiedyś?
Spytał niby od niechcenia, rozglądając się jakby uważniej po okolicy. Wypadałoby powoli szukać miejsca na nocleg... Nie był pewien, czy mieli jak rozpalić ogień i liczył, że jeżeli sam czegoś nie wykombinuje, to rogata to zrobi.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Zadowolenie na obliczu Dachowca było rzadkim widokiem. W moim uznaniu nie dość rzadkim, ponieważ zwykle objawy jego wesołości wiązały się z momentami, w których akurat powinęła mi się noga... zazwyczaj po tym, jak sam podstawił mi własną. Tak jak teraz... Miałam ochotę zgarnąć grudę śniegu i zetrzeć mu z twarzy ten drwiący uśmieszek... Powstrzymywały mnie przed tym tylko dwie rzeczy. Raz, było mi aktualnie cholernie zimno, a kontakt z lodowatym puchem tylko by ten stan pogorszył. Dwa... kto wie, czy tego chodzącego lodowca taka bliskość ze swym żywiołem czasem by nie ucieszyła...
Słysząc kolejne zaczepki, posłałam kocurowi rozognione spojrzenie. Doprawdy gdzie i kiedy popełniłam błąd? Który moment naszej burzliwej relacji zadecydował o tym, że Strażnik postanowił wyjść poza granice swego profesjonalizmu, aby móc dawać odwet moim własnym intrygom i atakom. Kiedy to się stało...i czy faktycznie uważałam to za fatalne konsekwencje swych działań? Gdzieś w głębi swej świadomości, tej zwykle wypieranej... wiedziałam, że był to niecodzienny rodzaj sukcesu. Że moment, w którym Christopher podniósł rzuconą mu przeze mnie rękawicę, uczynił całą tę sytuację znacznie ciekawszą. Było zabawniej...
Gdzieś pod całą tą otoczką złości, kryła się drobina irracjonalnego zadowolenia. Z faktu, że rzucono mi nowe wyzwanie. Bo tym, czego w rzeczywistości nienawidziłam najbardziej (nie licząc Morii) była nuda i monotonia.
Nim się odezwałam, musiałam skupić się głównie na tym, by nie szczękać zębami z zimna. Potrzeba jednak znacznie gorszego chłodu, aby zmrozić mój cięty język.
-Molestowanie? Wolne żarty... Po prostu przyznaj, że w tej scenerii potencjalne zamarzniecie, wyglądałoby zdecydowanie bardziej naturalnie. Wszak dobranie odpowiedniego miejsca dla potencjalnej zbrodni, to już połowa sukcesu.
Oczywistym było, że i ja z niego kpię. Znałam go już dostatecznie dobrze, by wiedzieć, iż nie rozwiązuje problemów w taki sposób. Lubiłam igrać z teoriami spiskowymi, a myśl o potencjalnym sfingowaniu mojej własnej śmierci bawiła mnie. Czy było to normalne? Nie wiem, ale znając siebie, gdyby ktokolwiek planował coś takiego, byłabym w stanie wytknąć mu, że można było zrobić to lepiej.
-Miejscowi też muszą skądś brać ubrania...
Rzuciłam na odchodne, otulając się ciaśniej peleryną i szybkim tempem krocząc w stronę upatrzonego sklepu.
Moje zakupy nie trwały długo, głównie przez fakt, że nie bardzo było w czym wybierać... Właściciel sklepu przyglądał mi się z dziwnym niedowierzaniem i komentarzem cisnącym się na usta. Widać było jednak, że nie chciał złośliwościami spłoszyć swego klienta, choć spojrzenie, jakie rzucił na moje cienkie buty na obcasie, mówiło samo za siebie. Większość ubrań, które kupiłam, było za duże i daleko im było do miana stylowych. Teraz jednak liczyło się dla mnie głównie to, aby były ciepłe...wiedziałam, że nie ubiorę ich nigdy więcej. Jedynie buty zasługiwały na odrobinę uznania, od razu dało się znać po nich jakość. Jeszcze w sklepie ubrałam się, w to co mogłam. Ciepły płaszcz i dodatki w postaci rękawiczek, szala i czapki. Gdy oznajmiłam sprzedawcy, że biorę po dwa komplety wszystkiego, aż zaświeciły mu się oczy. Oczywiście nie obyło się bez prób wciśnięcia mi całej masy innych rzeczy niezbędnych na górskich szlakach. Część z nich istotnie kupiłam, bo faktycznie nie wiadomo co jeszcze będzie mnie czekać na tej kociej eskapadzie. Wreszcie ubrana stosowniej do panujących warunków, opuściłam sklep i jego niezmiernie zadowolonego właściciela. Zapewne nie miewał tu często równie rozrzutnej klienteli.

Bez słowa wyjaśnienia dołączyłam do Strażnika, by niemal od razu ruszyć za nim. Gdzie i czemu tak się spieszył, wiedział tylko sam jeden. Mnie pozostawało się domyślać, bo nie miałam ochoty znów ciągnąć go za język. W końcu ostatecznie i tak się przekonam...
Wbrew swym zwyczajom, nie wyrywałam się na czoło tej dwuosobowej wycieczki. Nie znałam jej celu, więc nie miało to sensu. A co ważniejsze idąc za Christopherem, nieco ułatwiałam sobie życie, wykorzystując już wydeptaną przez niego ścieżkę. Dosłownie szłam jego śladami. Mimo to brnięcie przez coraz gęstszy śnieg nie było łatwe, a coś podpowiadało mi, że będzie tylko gorzej...i zimniej. Już teraz miałam ochotę otoczyć się kilkoma ognistymi kulami, bo jakoś przepędzić chłód. Nie sięgałam jednak po magię, jeszcze nie teraz... Wytrzymam, tak długo jak będzie to możliwe, tylko po to, by nie dać mu powodu do zadowolenia...
Nie zauważyłam kontrolnych spojrzeń, które co jakiś czas rzucał ku mnie Christopher. Wpatrywałam się w ślady na śniegu. Zresztą przez futrzastą czapkę, która zsuwała mi się co jakiś czas na oczy, mało co widziałam. Będę musiała później wyciąć w niej otwory na rogi, by pewniej trzymała się na swoim miejscu. Gdy unosiłam wzrok, robiłam to głównie po to, by przyjrzeć się otaczającemu nas krajobrazowi. Szukałam jakichś charakterystycznych punktów, aby móc umieścić to miejsce na swej mentalnej mapie.
Głos Dachowca niespodziewanie przebił się ponad szum wiatru i rytmiczne skrzypienie śniegu. Powiodłam ku niemu spojrzeniem, które trudno było dojrzeć, po tym, jak szczelnie opatuliłam twarz szalem. Mimo to policzki i nos piekły mnie od mrozu.
-Czyżbyś zapomniał o naszej przygodzie na klifie?
Spytałam z nutą zaciekawienia wymieszaną z zaczepnym tonem. Był to chyba pierwszy poważniejszy wybryk z mojej strony. Nadal dobrze pamiętam zirytowany wyraz twarzy Dachowca, po tym, jak spadliśmy ze skalnej ścianki wprost do mojego portalu. Tak, z mojej strony był to pierwszy tak frontalny „atak” na niego. Ale sam tego chciał, było się za mną nie pchać na klif, gdy ostrzegałam, że paluję nad sytuacją.
-Mam jako takie doświadczenie w tej materii.
Dodałam po chwili, nie wspominając jednak, że ów doświadczenie dotyczy bardziej drzew, i głębokich jaskiń czy ruin. Z samymi górami jeszcze się nie mierzyłam. Nie było ku temu ani okazji, ani potrzeby.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Dachowiec pozostał niewzruszony na ogniste spojrzenia i ewidentną frustrację swojej podopiecznej. Rzecz jasna tylko z wierzchu, w głębi duszy kryło się duże zadowolenie, że chociaż raz cokolwiek mu się udało, co czasami rzutowało na jego twarzy. Z jakiegoś powodu nie przewidział, że niskie temperatury bez odpowiedniej odzieży mogą być wyjątkowo niebezpieczne dla kogoś, kto nie był nim. Ale przecież nigdy nie przechodził szkolenia w opiekowaniu się innymi... To pozostawało zawsze najbardziej absurdalne. Mógł być ochroniarzem, bo znał się na ochronie vipa, ale nigdy nie był uczony czegoś takiego, jak zadbać o zdrowie drugiej osoby. Jak uczynić tak, by ta nie zginęła, nie narażając za nim. Teraz też nie do końca zdawał sobie sprawę, jak bardzo chłód musiała odczuwać arystokratka... Bo też zwyczajnie nigdy go tego nie nauczono, że innym zimno doskwiera o wiele bardziej.
- Jeśli nie będziesz tracić energii na kłapanie, to nie zamarzniesz...
Wymamrotał do niej nieco zniesmaczony, gdy pojął, że ta mu zarzuca próbę morderstwa. Mógłby wybrać dziesięciokrotnie gorsze miejsca na śmierć... Zasadniczo on sam lubił góry na tyle, że dla niego byłaby to dobra śmierć. Nigdy w górach nie był, odkąd odszedł z domu, dlatego nigdy nie był tego świadom... Ale rodzinne strony miały w sobie urok. Bardzo chętnie ruszył w wędrówkę, a w jego aurze dało wyczuć się tę samą pogodę ducha, co na początku podróży. Na twarzy pozostawał niewzruszony, to fakt, ale cała reszta... Jego chód, ruch ciała, ogólna prezencja minimalnie ożyła. Co dziwnie kontrastowało z jego byciem lodowcem przez niemal cały czas.

Christopher był rad, że skupiona na wędrówce arystokratka nie mówiła za dużo. Nie znaczyło to jednak, że rozmowy nie chciał podejmować w ogóle... Po prostu w jej wykonaniu to zawsze przypominało mu festiwal zaczepek. A maszerując przez śnieg wiele godzin można było oszaleć, gdy nie rozmawiało się w ogóle z drugą osobą. Stąd jego pytanie, na które odpowiedzią miało być ich wspólne wspomnienie... Dachowiec nieco skrzywił się, czego nie było widać. Nieznacznie przyspieszył kroku, bowiem dostrzegł w oddali odpowiednie miejsce na obozowisko.
- Nie sądziłem, że zapuszczałaś się kiedykolwiek w góry. - rzucił przez ramię i rozejrzał się - Może nie zginiesz, gdy złapie nas lawina...
To drugie dodał znacznie ciszej. Mimo upływu lat czuł się jak w swoim żywiole. Ludzi przeważnie przerażały lawiny, a on akurat wiedział jak ich unikać. Gdzieś zaświtało mu z tyłu głowy, jak często przejezdnych straszono tego typu rzeczami... I zaraz nagle stracił humor, gdy uświadomił sobie, że łapie go nostalgia. Natychmiast trochę przygasł, nie dając jednak nic po sobie poznać. Był przecież nadal tym samym lodowcem.
- Dzisiejsza noc będzie wyjątkowo zimna.
Dodał bardziej do samego siebie, chociaż po części też po to, żeby nastraszyć i ostrzec arystokratkę. Górskie noce potrafiły solidnie dać w kość... Dla niego problem to nie był, gorzej dla Seamair. Dość niezbyt rozsądnie uznał, że jakoś sobie poradzi. Wkrótce utkwił swój wzrok wyłącznie w miejscu obozowym, którym okazał się kawałek terenu pod ścianą skalną niemalże pionową, także mieli pewność, że nie zgromadził się tam śnieg. Po raz ostatni obejrzał się przez ramię i obserwował tak przez dłuższą chwilę, oceniając jak sobie radzi. Zmarszczył brwi, gdy uświadomił sobie, że idzie po jego śladach. Zabawnie wyglądała w tych wszystkich niedopasowanych ubraniach... Było w tym coś urzekającego. Skrzywił się, gdy uświadomił sobie, że znów zapomina. Znów zapomina o naturze arystokratki i że ta chociaż wygląda zabawnie, to pewnie tylko czai się, aby mu wbic sopel w gardło. Zresztą to było dziwne, że bawiły go tak idiotyczne rzeczy. Jak dziecko.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Wyglądało na to, że Christopherowi brakowało mojego dystansu, względem kwestii mojej potencjalnej śmierci. Szkoda, ale jak widać los, nie był sprawiedliwy, gdy rozdzielał zasoby poczucia humoru. Albo nawet żartobliwa myśl o czarnej plamie na Strażniczej reputacji, wyprowadzała Kocura z równowagi.
Brnąc, w coraz gęstszym śniegu z każdym kolejnym krokiem zadawałam sobie pytanie – Co ja tutaj robię? Dla urozmaicenia ów pytanie zaczęłam ubogacać coraz bardziej kwiecistymi przekleństwami. Przez chwilę pomagało mi to nie myśleć o zimnie i o tym, że już wkrótce zrobi się jeszcze zimniej… Jedynym plusem tych śmiesznych niedopasowanych ubrań było to, że nie było spod nich widać, jak się trzęsłam. Bardzo chciałam wierzyć w to, że pierwszy szok w końcu minie i oswoję się z zimnem. Zresztą nie miałam wyboru… nie dam się pokonać, nawet cholernym żywiołom. A już na pewno nie kaprysom Christophera, który parł przed siebie z wręcz nienaturalną swobodą. Nie rozumiałam, skąd brał teraz tę energię…
-Nie w takie… lepiej odnajduję się na Kryształowych szlakach.
Mruknęłam w odpowiedzi, jednocześnie wracając pamięcią do kilku swoich wypraw. Szafirowe góry zdecydowanie różniły się od tych, tam przeszkody nie stanowiła temperatura, lecz tysiące ostrych kryształowych grotów. Za bycie nieostrożnym płaciło się tam wysoką cenę. Tutaj upadek skończy się klapnięciem w śnieg, tam zaś wbitym w ciało ostrym fragmentem klejnotu czy głęboką raną ciętą.
-Zginąć z Tobą pod jedną lawiną? Nie ma szans.
Odparłam tonem świadczącym o zupełnej pewności, jakby słowa wypowiadała istota mogąca decydować o kolejach losu. Nie byłam z kolei pewna czy mój Ochroniarz, właściwie zinterpretuje wypowiedź, której nie ubarwiłam nutą sarkazmu. Nie chodziło mi bowiem o to, że święcie wierzyłam, iż będąc u boku Christophera, nie mógł mnie czekać tak smutny koniec. Rzecz tyczyła się samego faktu zginięcia u jego boku w mogile, którą stałyby się tony śniegu... Jeśli już ginąć w ten sposób, to zdecydowanie powinniśmy mieć osobne lawiny. Tak...

Z drugiej strony wiedziałam, że i pierwsze stwierdzenie nie mija się dalece z prawdą. Byłam pewna, że ze względu na swój upór i niezrozumiałą dla mnie zawodową determinację, będzie mi trudno pożegnać się ze światem, jeśli Strażnik będzie w pobliżu. B
Wyglądało na to, że byłam już bardziej zmęczona, niż chciałabym to przed sobą przyznać. A przynajmniej na to wskazywały moje plączące się i irracjonalne myśli.
Na moje nieszczęście, tego dnia kolejny już raz zabito moje nadzieje... tym razem tą, dotyczącą miejsca odpoczynku. Skrycie liczyłam na to, że jednak zmierzamy ku jakiejś cywilizacji... albo chociaż jej śladów w postaci schroniska czy niewielkiego domku... Niestety mój towarzysz ewidentnie rozglądał się za miejscem na rozbicie obozu, które zresztą szybko znalazł. Rozbicie obozu... przeklinałam w myślach wybryk zielonookiego, przez który nie spakowałam się wystarczająco dobrze. Mając w głowie obraz pustynnej osady czy oazy, nie myślałam o zabraniu ze sobą choćby namiotu skonstruowanego odpowiednio dla panującego zimowego klimatu.
Nie rozumiałam dziwnego procesu, jaki zachodził w postaci dachowca... ten w ogóle nie wyglądał na zmęczonego. Wręcz przeciwnie mogłoby się zdawać, że im głębiej zapuszczamy się w góry, tym więcej w nim sił. Aktualnie zazdrościłam mu tej energii, jak i tego, że ewidentnie nie doskwierał mu chłód...
-Dobrze wiedzieć...
Zatrzymałam się w niewielkiej odległości od Dachowca, mając zamiar przyjrzeć się jego dalszym poczynaniom. Mogło to wyglądać, jakbym faktycznie na coś się czaiła...Lecz w tym momencie, zastanawiałam się jedynie co dalej... Oczywiście mogłabym po prostu spytać, bo z naszej dwójki to Kocur był ewidentnie doświadczony w takich scenariuszach. Wymagałoby to ode mnie czegoś, co nie przychodziło mi łatwo, czyli schowania dumy do kieszeni. Wolałam zatem obserwować, jednocześnie rozważając swoje chwilowe alternatywy.
Może tak zmienić się w polarnego lisa i wykopać sobie norę na noc? Ile mogłoby mi to zająć? Zaczęłam to sobie kalkulować, jednocześnie starając się wpaść na lepsze rozwiązanie problemu.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Dachowiec nie mógł oczywiście wiedzieć, w jakim stanie jest teraz arystokratka, ale był w stanie zgadywać. Pamiętał dokładnie, jak w kość potrafią dać te góry przejezdnym... I jemu zapewne by dały, gdyby był kimś chociaż lekko innym. To, co jednak już jest bryłą lodu nie może zamarznąć bardziej. Sama Seamair zaś zdawała się przeciwieństwem tego. Miał nadzieję, że chłód i śnieg ostudzą chociaż trochę jej ognisty temperament. Nie widział zatem co się z nią dzieje... Nie mógł wiedzieć, że cała się trzęsie. Ale zgadywał tak i nawet jeżeli nie miał racji, to zamierzał wmówić sobie, że czuje teraz zimno, bo to dawało mu swego rodzaju poczucie zwycięstwa. Chyba po raz pierwszy znaleźli się w jego żywiole i zamierzał pokazać jej, jak brutalny i bezlitosny potrafi on być.
- To kompletnie inny rodzaj wspinaczki. - pokręcił głową i zerknął w kierunku odległych zboczy - To fakt... Zbyt dobrze znam te śniegi, by nie wiedzieć, gdzie się nie zapuszczać.
Odparł jej z cichym zadowoleniem w głosie. Trudno było ocenić, czy rzeczywiście zrozumiał na opak jej słowa, czy też zwyczajnie chciał jej zrobić na złość. A może po prostu pozbyć się jadu wiszącego w powietrzu... To ostatnie było raczej najmniej prawdopodobne. Nawet jednak jeżeli nie miał w planach zagęszczać atmosfery między nimi, to musiał kolejny raz tego dnia ją rozczarować...

Stanął więc na miejscu obozowym i odwrócił do niej, rozkładając krótko ręce. Przyglądał jej się, widział bowiem, że znów zdołał ją zaskoczyć. Jej zawiedziona mina na miejsce noclegowe była chyba najlepszą rzeczą, jaką mógł sobie wyobrazić... Na koniec założył tylko ręce na piersi i czekał, aż ta do niego dołączy. Miał ochotę rzucić jakiś komentarz, ale widząc zmarnowaną dziewczynę zapadającą się w śniegu i w dołach pozostawionych przez jego własne stopy, która w dodatku pewnie marzła jak cholera, uznał z lekkim zawodem, że chyba jej wystarczy. Teraz w sumie dotarło do niego, że gdyby nie kupiła ubrań, musiałby jej dać coś własnego, bo zwyczajnie by zamarzła w tych górach. Teraz też pewnie mogła zachorować, nie zdziwiło by go to naprawdę. Była mimo wszystko raczej drobną osobą. I chociaż ona ostatnie, czego by chciała, to się do tego przyznać, a sam Christopher wciąż nie potrafił tego do końca rozgryźć, to mimo wszystko zdawała mu się też krucha. Zapewne to przez sytuację ze strzykawkami...
- Czas się rozbijać.
Rzucił krótko i położył swój plecak na ziemi, wyciągając z niego natychmiast masę rzeczy. Może i nie była to jakaś bezdenna sakwa, ale aż dziw brało, ile zmieścił w środku. Jedną z pierwszych rzeczy była czapka uszatka... Sam strażnik nie pamiętał dokładnie, jak ją zdobył, ale spodobała mu się. Pamiętał tylko historię, że pochodziła zza lustra. Należała rzekomo do jakiegoś wojownika żyjącego na lodowych pustkowiach, który musiał walczyć za kraj i już nie wrócił do domu. Samo pojęcie państwa zdawało mu się wtedy dziwne, ale nie myślał o tym nigdy zbyt wiele. Ludzi postrzegał wciąż przez pryzmat MORIA. A teraz wcisnął na łeb czapkę jednego z nich i zaczął rozkładać niewielki, może maksymalnie dwuosobowy namiot. Nawet nie był łaskaw uściślić kwestii, czy zabrał coś dla niej.
- Wyciągnij jedzenie, jest gdzieś na wierzchu...
Spojrzał na nią przez ramię i zmrużył nieco oczy, ponownie oceniając jej stan. Całą drogę była bardzo oszczędna w słowach, co do niej niepodobne. Do niego samego też takie zachowanie było niepodobne, dlatego zbeształ się w myślach. Nie okazywał nigdy entuzjazmu do tego stopnia i teraz też raczej nie powinien. Czasami po prostu zapominał się, że nie jest sam.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Moje myśli krążyły teraz wokół zamachu... a dokładniej zamachu stanu. Choć rewolucja nie była mi do niczego potrzebna, lecz ewidentnie byłaby następstwem tego, co miałam ochotę zrobić z Arcyksięciem. Bo w ostateczności, to, że zamarzałam na jakimś śnieżnym pustkowiu, było jego winą. To przez tego rogacza w moim życiu pojawił się Dachowiec, który na ów pustkowie mnie przywiódł... Gdyby nie jeden głupi rozkaz, zapewne jedyny kontakt, jaki miałabym z Christopherem, to przypadkowe minięcie się na zgromadzeniu czy korytarzu w Różanej Wierzy.
Ostatnio zastanawiałam się, czy w przeszłości faktycznie kiedyś już na siebie nie wpadliśmy. Choć było to mało prawdopodobne, zwykle wolałam przesiadywanie we własnej komnacie czy pracowni.
Czy faktycznie byłam aż tak aspołeczna, jak próbował mi to zasugerować Strażnik?
Odgoniłam od siebie tę myśl, uznając, że roztrząsanie tego teraz i tak nic nie przyniesie. Zresztą właśnie mimo woli uczestniczyłam w „wyjeździe iteracyjnym”... o ile za integracje można było uznać powolne tonięcie w zaspach.

Zbyt dobrze poznałam już paletę reakcji i emocji Dachowca, wiele byłam w stanie przewidzieć... i pewnie dlatego z obawą i rezerwą podchodziłam do tych nowych. Takich jak nienaturalne ożywienie towarzyszące Szronowi, już rano, gdy złożył mi niezapowiedzianą wizytę, przy której padło hasło „pakuj się". Tu już nie chodziło o samo zrobienie mi na złość... choć miałam co do tego wątpliwości, widząc satysfakcję, rodzącą się w spojrzeniu mężczyzny wskazującego gdzie będziemy obozować. Zdecydowanie był zadowolony, lecz ów zadowolenie rosło, im głębiej zapuszczaliśmy się w stronę gór. Jak mógł w ogóle nie być zmęczony po tylu godzinach marszu w mrozie?
Zaczynałam mieć obawy względem własnej kondycji... mimo iż, nie dopuściłam się żadnych jej zaniedbań. Było to irytujące...

Przyglądając się ilości rzeczy, jaką w przeciągu chwili kotowaty wydobył ze swego bagażu, trudno było nie być pod wrażeniem. Widać znał się na pakowaniu. Z drugiej strony miał na to tyle czasu ile tylko chciał, w przeciwieństwie do mnie...
Kąciki moich ust nieznacznie uniosły się ku górze, na widok czapki, którą Strażnik właśnie założył. Znaczy, że i jemu, choć w niewielkim stopniu doskwierało zimno, albo dopiero zaczęło... Już chciałam wtrącić jakiś komentarz, na temat tego gustownego nakrycia głowy, lecz w porę przypomniało mi się, co sama ma na sobie.
Z rosnącym niepokojem przyglądałam się konstrukcji, której rozbiciem zajął się Dachowiec. Ponownie zaczynałam rozważać pomysł wykopania nory... wyrzucałam sobie też fakt, że będąc w wiosce i kupując ubrania oraz inne akcesoria nie pomyślałam o schronieniu. Jakie jeszcze miałam możliwości?
Nie buntowałam się przeciw poleceniu, które właśnie rzucił Strażnik, wolałam zająć się czymkolwiek by choć na chwilę odwlec konieczność myślenia o niekomfortowej sytuacji, w jakiej się znalazłam.
Pochyliwszy się nad plecakiem, przyjrzałam się rodzajowi prowiantu, jaki zabrał ze sobą mój towarzysz. Suszone mięso, suchary oraz inne produkty typowe dla wędrowców.
-Na co możemy się natknąć w tych górach? Mam na myśli zwierzęta, a dokładniej takie, które mogłyby chcieć polować na nas.
Spytałam, zabierając z plecaka odpowiednią w moim mniemaniu porcję żywności. Sama miałam własne zapasy, również składające się z suszonych czy uwędzonych produktów. Na ile wystarczą? Skrzywiłam się lekko na myśl o konieczności polowania, od dawna nie musiałam tego robić sama. Może gdzieś w pobliżu przebiegała rzeka, wówczas wystarczyłoby regularnie zastawiać sieci...
Pokręciłam tylko głową, wyrywając się z rozmyślań.
-Pytam, bo wtedy resztę jedzenia lepiej przenieść gdzieś dalej by niczego niepotrzebnie nie zwabić.
Gdyby była to głodna bestia, mogłabym ją bez problemu odprawić jednak wilk czy niedźwiedź nie znalazłby ze mną tego samego porozumienia. Dałoby się go przepłoszyć magią, ale można też było zabezpieczyć się w inny sposób.

Zajęłam się rozbiciem paleniska, co szło mi zaskakująco sprawnie i to nie tylko dlatego, że było mi wyjątkowo spieszno, aby poczuć, choć odrobinę ciepła. Z bezdennej sakwy posypały się sprawnie powiązane partie chrustu oraz pocięte sosnowe polana. Stos ułożyłam w bezpiecznej odległości od namiotu, bo wątpiłam, aby ewentualny pożar i spłonięcie lokum miało sprawić, że ta wycieczka znajdzie swój przedwczesny finał. Nie było warto ryzykować...
Choć była to w tym momencie tortura, zsunęłam z dłoni ciepłą rękawiczkę i drżące palce skierowałam w stronę drewna. Pierścień na moim palcu zajaśniał, a na polanach zaczęły tańczyć płomienie, które powiększały się z każdą chwilą. Gdy tylko ogień się ustabilizował, szybko założyłam rękawiczkę.
Wraz z pierwszą falą gorącego żaru, na mojej twarzy odmalowało się uczucie ulgi, od razu przysunęłam się bliżej ogniska, czerpiąc każdą drobinę ciepła.
-Góry... mamy zamiar tylko je przekroczyć, czy plan Twojej wycieczki uwzględnia też zdobywanie szczytów?
Spytałam po chwili, odwracając się w stronę Christophera. W końcu dalej nie powiedział mi, gdzie tak naprawdę zmierzamy... zatem równie dobrze, mogłam zakładać, że zamarzyła mu się alpinistyka. Choć miałam nadzieję, że nie.... ale dzisiejszy dzień dowodził, że moje nadzieje w tym miejscu nie miały szczególnie długiego żywota.
W międzyczasie zajęłam się szukaniem własnej racji prowiantu, który miałam zamiar wzbogacić porcją suszonych owoców i orzechów. Dopiero gdy przestałam myśleć o chłodzie, zdałam sobie sprawę z tego, jak głodna byłam...


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Sam Christopher może i kawałem lodowca był, ale całkowitej odporności na zimno nie posiadał. Nawet, jeżeli tak mogło się na pierwszy rzut oka wydawać i nawet, jeżeli on sam mógłby chcieć sobie tego życzyć. Niefortunnie jego organizmowi też zaczęło doskwierać wreszcie zimno, a jak dotychczas był to w stanie ignorować głównie przez swoje pochodzenie. Można powiedzieć, że śnieg miał we krwi. Poza tym czapka, którą ubrał wydawała mu się zawsze całkiem przyjemna. Nie pokazywał się w niej zbyt często, bo też nie było takiej potrzeby, ale lubił ją... Oczywiście nieoficjalnie, bo oficjalnie nigdy by się do takiego faktu nie przyznał. Teraz musiał ją założyć, gdyż uszy zaczęły mu odmarzać, a on musiał jeszcze troszkę czasu na zewnątrz spędzić.
- Natknąć się? - uniósł brwi, nie odrywając wzroku od namiotu - Skądże... W tych górach żyje niewiele rzeczy. A przynajmniej w tym rejonie. Jest tu zbyt zimno i śnieg jest zbyt głęboki. Czasami trafi się niedźwiedź albo... Coś magicznego.
Po rozwianiu tych wątpliwości wreszcie mógł spojrzeć na swoje gotowe dzieło. Namiot stał rozstawiony i zadbał o to, aby śnieg nie przygniótł ich nocą. Ścianki były mocno napięte, a przy samych bokach wykopał głębokie doły w śniegu, aby biały puch miał gdzie się osuwać. Ostatnie, czego chciał to ugrzęznąć pod śniegiem razem z Seamair i w ten sposób umrzeć. Nie chciał umierać, a na pewno nie w taki sposób, niezależnie od tego jakie mógł czasami sprawiać wrażenie, gdy rzucał się na misjach w wir walki, jak głodne zwierze na kawał mięcha. Wrzucił wreszcie swoje bagaże do namiotu, zostawiając na wierzchu tylko jedzenie, którym miała zająć się rogata. W pewnym momencie podszedł nawet do plecaka jego podopiecznej, gdy ta przygotowywała ogień i wrzucił go w ślad za swoim. Dobrze wiedział, że nie kupiła namiotu... A jeśli kupiła, to cóż, przeniesie sobie plecak najwyżej. Nawet ona nie mogła być tak głupia, by spać pod chmurką, czy włazić do jakiejś jaskini. Te zdarzały się w tych okolicach, ale istniało zbyt duże ryzyko, że zostaną nocą przysypane śniegiem.

Wreszcie podszedł do ognia, stając przy nim z założonymi na piersi rękoma, także jedyne, co się mogło w jego przypadku grzać, to nogi. Wiedział, że okazanie słabości względem zimna dałoby arystokratce poczucie triumfu... A nie zamierzał ośmieszać się w swoim własnym żywiole, mimo że naprawdę było mu mimo wszystko zimno. Zapadł zmrok, temperatura gwałtownie się obniżała i nie sądził, by długo mieli tak psiedzieć na zewnątrz.
- Zmierzamy do konkretnego miejsca. Wiedza co to takiego cokolwiek zmieni w twojej sytuacji? Bo zakładam, że tak poza tym niewiele ciebie to obchodzi.
Spojrzał ku niej spod przymrużonych powiek. W jego głosie kryło się lekkie zmęczenie i rezygnacja względem postawy Seamair. Nigdy nie oczekiwał, że będzie jej się tu podobać... Miała tylko mu towarzyszyć, aby mógł uniknąć sensacji związanej z wzięciem urlopu. Pół biedy gdyby był kimkolwiek innym. W jego przypadku arcyksiążę zacząłby szybko coś podejrzewać, bo mu się po prostu nie zdarza brać urlopów. Dachowiec nachylił się nad ich zapasami i wziął kawałek suszonej wołowiny, aby zacząć ją gryźć, a później rzuć w spokoju. Zapewne była to spora część jego posiłku.
- Nie powinnaś marnować drewna, jeżeli zamierzasz rozpalać ogień więcej, niż raz. I tak nie wysiedzisz tu długo.
Powiedział jej to z całą pewnością, jak gdyby stwierdzał fakt, że słońce świeci. Wiedział, że arystokratka nie wytrzyma długo na mrozie i tylko zmarnuje masę opału, którą mogliby wykorzystać potem. Bo w tych górach o drewno dosyć ciężko mimo wszystko. Sam Christopher po zjedzeniu kawałka mięsa sięgnął jeszcze po garść sucharów... Jeśli Seamair umiała liczyć, to widziała, że zapasów miał sporo, przy założeniu jednak, że wziął je wyłącznie dla siebie. Na ich dwóch starczyć mogły na góra pięć dni. Nagle przez góry przewinął się lodowaty wiatr, który dosłownie zmroził krew w żyłach, po czym ustał po kilkunastu sekundach... Zapewne nie raz jeszcze nawróci.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Podczas rozpalania ogniska, co jakiś czas rzucałam spojrzenie w stronę Dachowca i jego pracy. Pomijając fakt, że sam widok tak niewielkiej przestrzeni, jaką stanowiła powierzchnia namiotu, przyprawiał mnie o klaustrofobię... starałam się czegoś nauczyć. Dotąd nie byłam zmuszona do przetrwania w podobnych warunkach, dlatego potrzebowałam wiedzy. Obserwacja była jednym ze sposobów na jej zdobycie, nawet jeśli była dokonywana ukradkiem.
-Coś magicznego mnie nie martwi...
Dodałam tylko ściszonym głosem, po czym z bezdennej sakwy wyciągnęłam własne zapasy. Pod tym względem byłam przygotowana, choć po powrocie przywrócenie spiżarni do stanu dobrobytu zapewne zajmie mi trochę czasu. Zwłaszcza odpowiednie zamarynowanie i uwędzenie mięsa. W zasadzie nie wiedziałam, na jakim poziomie stały moje umiejętności kulinarne. Nie porywałam się na szczególnie skomplikowane przepisy, lecz znałam podstawy i receptury dań, które uznawałam za apetyczne. Z tym że, jedyna osoba, dla której przygotowywałam posiłki, byłam ja sama. Strawa dla bestii nie mogła się liczyć, większość z nich nie miała zbyt wygórowanych oczekiwań.
Tylko czemu miałabym się tym przejmować? Może dlatego, że zdążyłam przejrzeć też część prowiantu Christophera i we własnym mniemaniu uznałam go za zbyt mało zróżnicowany? Ale przecież była to tylko moja opinia, skoro Strażnik zabrał takie, a nie inne rzeczy, widać uznał, iż w zupełności mu wystarczą. Ot byłam bardziej wybredna.

Na widok mojej torby znikającej za zasłoną namiotu, miałam chęć wydać z siebie okrzyk dezaprobaty... tyle że alternatywą była noc na mrozie. Mogłabym też poszukać innego schronienia, stworzyć je sobie tak jak planowałam, tyle że to zachowanie nawet mnie wydawało się dziecinne w tych okolicznościach. Argument, BO NIE... nie zrobiłby odpowiedniego wrażenia, a aktualnie nie posiadałam żadnego lepszego.
Parsknęłam śmiechem, gdy nagle uświadomiłam sobie, jak kilkanaście godzin temu sądziłam, że przebywanie z Christopherem w małej zamkniętej przestrzeni, jaką stanowił kolejowy przedział, może być problematyczne. Nie mogłam wtedy przypuszczać, że podróż będzie stanowiła tą miłą i łatwą cześć.
Wsłuchując się w trzaski płonącego drewna, po raz kolejny zadawałam sobie pytanie Co ja tutaj robię...

Podniosłam spojrzenie na swego ochroniarza, nie bardzo rozumiejąc jego rozdrażnienia. Cóż zwykle w mojej obecności był to jego naturalny stan, ale dało się w nim wyczuć odchylenia od normy. Mogłam sobie to tłumaczyć tym, że też po prostu był zmęczony tak jak i ja sama. Choć coś w jego słowach i tonie, nie dało mi spokoju. Zmarszczyłam brwi, przyglądając mu się dokładniej, szukając w mimice, tego co nie zostało dopowiedziane w słowach.
-A chciałbyś, aby zaczęło obchodzić?
Spytałam z powątpiewaniem, choć w moim głosie nie dało się doszukać złośliwości czy drwiny. Nie rozumiałam, czego właściwie ode mnie oczekiwano, a przez to sama zaczynałam się gubić. Byłoby inaczej gdyby to była po prostu kolejna misja.
-Przecież nie chcesz, aby ktokolwiek ze Stowarzyszenia się tym zainteresował. I po to tu jestem.
W zasadzie też wliczałam się do grupy „ktokolwiek ze Stowarzyszenia”, zatem ciągłe pytania o cel podróży faktycznie były bezcelowe.
Pełniłam funkcję przykrywki. Zabrał mnie ze sobą tylko w tym celu. Nie licząc oczywiście tego, że przy okazji mógł się na mnie odegrać. I to bardziej niż byłam skłonna przyznać...
-Ale masz rację, ta wiedza niewiele zmieni.
Może z wyjątkiem tego, że gdyby miejsce, do którego mamy się udać okazałoby się, choć odrobinę cieplejsze niż to, gdzie znajdowaliśmy się aktualnie... miałabym motywacje do szybszej wędrówki. Dopowiedziałam w myślach, po czym idąc w ślady zielonookiego, zajęłam się jedzeniem. Wgryzając się w kawałki wędzonego mięsa, czułam jak bardzo, moje usta są spierzchnięte od mrozu. Całe szczęście temu zaradzi później miodowy balsam. Postanowiłam też, zadbać o to by kolejny posiłek był ciepły i rozgrzewający...
-O opał martwić się akurat nie musisz... noszę ze sobą jakieś pół tartaku... dosłownie.
Odparłam z równą pewnością co chwilę wcześniej mój przedmówca. Lubiłam być zabezpieczona a, jako że z ogniem pracowałam wyjątkowo często, poczyniłam ku temu odpowiednie kroki. Przekupienie kilku Satyrów winem i słodyczami pozwalało mi uwolnić się od wielu nudnych i żmudnych prac, takich jak choćby zadbanie o ogród, składowanie opału czy nawet robienie prania. Obie strony były zadowolone z tego układu, który trwał już od kilku dobrych lat.

Gdy w moim spojrzeniu zajaśniały iskierki buntu i właśnie miały paść słowa „Chcesz się przekonać?!”, po okolicy rozbrzmiał świst wiatru, którego siłę oboje mogliśmy poczuć aż nadto. Skuliłam się odruchowo, chowając głowę między ramiona i osłaniając twarz szalem, który zsunęłam na czas posiłku.
-Cholera...
Zaklęłam cicho, skupiając się na uspokojeniu płomieni poruszonych silnym podmuchem powietrza.
Ponowie toczyłam z sobą wewnętrzną wojnę, a tym na czym wyładowywałam w tej chwili złość była garść orzechów, które właśnie jadłam. Kolejne ukradkowe zerknięcie na namiot a zaraz później na jarzące się płomienie ogniska. Zaczekałam, aż oboje skończymy jeść, po czym z moich ust wydobyło się bezgłośne westchnięcie, kiedy ogień zaczął przygasać za sprawą mej magicznej interwencji. Po szybkim zabezpieczeniu paleniska , wyprostowałam się i z pewnymi oporem ruszyłam w stronę naszego chwilowego schronienia, rzuciwszy jeszcze przez ramię.
-Mam nadzieję, że nie chrapiesz...
Albo nie budzisz się z krzykiem w nocy wyrwany z koszmaru... Jak zdarzało się to czasem mnie...



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Christopher zaraz po wrzuceniu bagażu artystokratki do namiotu wrócił do ognia. Nim jednak na dobre mógł wrócić do grzania sobie nóg ciepłem bijącym od ogniska, usłyszał krótkie parsknięcie śmiechem. Zmarszczył nieco brwi i spojrzał na swoją podopieczną, jak ja wariatkę. Śmiech był ostatnią rzeczą, jaką spodziewał się od niej na tym zapomnianym przez Boga pustkowiu. Jak dotąd głównie wściekała się, rozpaczała, złorzeczyła i narzekała. Coś ją rozbawiło i szczerze ciekawiło go, co to takiego było.
Darował sobie jednak pytanie jej o to. Wydawało mu się to... Niepotrzebną dociekliwością. Bo co miało go obchodzić, dlaczego Seamair się zaśmiała? Zwłaszcza, że niedługo potem poruszyli inny, wyraźnie mniej lekki temat. Westchnął cicho i pokręcił delikatnie głową na jej pytanie. Uświadomił sobie, że rzeczywiście był całkiem zasadne biorąc pos uwagę, jak szybko zmienił nastrój. Skakanie po skrajnościach było w jego przypadku czymś tak nienaturalnym, jak śnieg w lecie. Wpierw był wyraźnie entuzjastyczny, jak na niego, a potem nagle zmęczyła go sama kwestia tego, że arystokratka znów pyta o cel ich podróży. Liczył, że już dawno zorientowała się, że chce jej tego mówić. Była to rzecz, którą wołał pozostawić dla siebie i to nie tylko dlatego, aby irytować dziewczynę. Od tych pytań o wiele gorsze było jednak to, którym obdarzyła go teraz... Czy on chciał, by ją to obchodziło? Tym cięższa była odpowiedź, że nie zdawała się teraz przejawiać złośliwości.
- A czy ty... Jest to w stanie ciebie obchodzić? - odparł pytaniem na pytanie, ale szybko dodał - Nie ukrywam, że nie byłoby źle od czasu do czasu spotkać się z zainteresowaniem, które nie ma prowadzić do umożliwienia ci lepiej uprzykrzać mi życie.
W jego głosie pojawiła się nuta niezadowolenia. Wyjątkowo się rozgadał jak na niego... Nie był w stanie jednak ująć tego w słowa inaczej, niż w ten sposób. Chociaż i teraz, jak sobie uświadomił, zabrzmiało to jak skarżenie się. Coś, co w jego przypadku zbyt często się nie zdarzało. Westchnął ciężko i postanowił zwalić to wszystko na zmęczenie.
- Stowarzyszenie nie powinno wiedzieć o wszystkim. O czym nawet nie myślałem długi czas... Może więc zabieranie ciebie jest zaprzeczeniem tego celu, ale było to niezbędne. Nie oczekuję od ciebie niczego więcej, niż bierności.
Ale miło by było, gdyby nie musiał czuć się jak z wrogiem u boku. To cisnęło mu się na usta, nie dał jednak tego po sobie poznać. Odwrócił tylko wzrok, spoglądając na śnieżne zbocza. Przy ostatnich zdaniach jego głos zabrzmiał nieco sztywno, bo tego właśnie potrzebował. Zapominał się, że tylko w teorii ochrania arystokratkę, a w praktyce ta szuka jego potknięć. Musiał się odrobinę zdystansować i nabrać tonu typowego, gdy pracował. Chociaż arystokratka i tak już pewnie usłyszała i zobaczyła więcej, niż by chciał.

Stał później zamyślony przez dłuższą chwilę. Nastała pewna niepokojąca, choć w dziwny sposób kojąca cisza, gdy słychać było jedynie zawodzenie wiatru między górskimi szczytami... Aż nie powiało mocniej. Christopher wzdrygnął się nieco, po czym spojrzał na ogień. Ten bardzo szybko sam zgasł, może wręcz za szybko, bo drewna jeszcze nie brakowało. Dachowiec łypnął na artystokratkę, która była temu winna. Przynajmniej nie zamierzała rzucać się, że śpią w jednym namiocie.
- To nie ja rozwaliłem kanapę rogami podczas snu.
Odparł jej pod nosem nieco kąśliwym tonem, po czym zgarnął resztę rzeczy i ruszył w jej ślady. Wrzucił je do środka, a tam po odczekaniu, aż sama Seamair ułoży się dobrze, zaczął szykować swoje własne legowisko. Zamknął połę namiotu i w prawie ciemnościach rozłożył wpierw parę karimat, a później dwa swoje śpiwory, w których miał zamiar przetrwać całą tę noc. Wreszcie odetchnął głębiej, wsunął się w nie i wbił wzrok w dach namiotu, milcząc. Czuł się dziwnie ze świadomością, że ma spać obok osoby, którą szczerze nie cierpiał tyle czasu. Wnętrze namiotu wypełniały jedynie zawodzenie podmuchów wiatru, wyjątkowo silnych o tej porze. Tak silne, że czasami zdawało się, jakby miały porwać namiot. Przy którymś z nich znów się wzdrygnął, uświadomiwszy sobie, jak mroźno jest. Nawet on dobrze przygotowany odczuwał nieprzyjemny chłód. Zerknął kątem oka na arystokratkę, pocieszając się ponuro myślą, że jej musi być jeszcze gorzej.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Czy na tym lodowym pustkowiu ogień zaczynał przejawiać swe magiczne właściwościowi? To przypuszczenie zrobiło się we mnie, przez słowa i reakcję Christophera. Czyżby poza otaczającym nas śniegiem tym co również zaczęło topnieć, była barykadą jaką zawsze otaczał się Dachowiec...
Te kilka słów, jakie teraz padło zdołało mnie zaskoczyć bardziej niż wszystkie inne „niespodzianki”, z którymi musiałam się dziś zmierzyć. Z tą różnicą, że na tamte wiedziałam jak reagować...zaś teraz narastała we mnie coraz większa konsternacja.
Nie wiedziałam, w jaki sposób Strażnik odbierał moje milczenie, choć prawda była taka, że wynikało ono z tego, że nie wiedziałam co na to wszystko powiedzieć. Odtwarzałam w głowie wypowiedzi dachowca, starając się doszukać w nich czegoś... Chciałam zrozumieć, lecz gdy wydawało mi się, że pojęłam sens jego sów, zaczynały mi się zdawać zbyt irracjonalne.
Czy ja aby na pewno dobrze usłyszałam? Srebrnowłosy chciał z mojej strony zainteresowania? Lecz nie takiego wynikającego z chęci ulepszenia moich „wojennych” strategii względem jego osoby czy raczej roli jaką przyszło mu pełnić w moim życiu.
Dlaczego miałby go chcieć? Po tym wszystkim...
To odkrycie, porządnie mną wstrząsnęło i ostatecznie nie zdobyłam się na udzielenie odpowiedzi.
Mogłam to uczynić dopiero po chwili, gdy kotowaty odezwał się ponowienie, zaś w tonie jego głosu zabrzmiały znacznie bardziej znajome chłodne i oschłe nuty. Repertuar który uznawałam za normalność, nawet jeśli teraz zdołał się weń wkraść fałszywy akord.
-Wiesz, że wyznaje zasadę „Im mniej wiedzą, tym lepiej”. I nadal zamierzam się tego trzymać.
Zapewniłam, uznając za zbędne wspominanie o tym, że sama miałam w tej kwestii dług u Strażnika, kiedy ten sfałszował swój raport, dotyczący tego, co zdarzyło się w Skrzydłach Nocy... Nienawidziłam mieć długów, ale przestrzegałam swoich zasad. Długi należało spłacać. Niezależnie od tego u kogo się je zaciągnęło.
Bierność... do czego powinnam ją sprowadzić?
Na początek postanowiłam zaniechać pytań o cel Jego podróży. Nie dlatego że przestałam być go ciekawa. To mogło okazać się czymś bardzo osobistego. Czymś, na co znów nie będę wiedziała, jak powinnam zareagować...

Powstrzymałam się od kontry dotyczącej uwagi o rozpruciu kanapy. Przypominanie sobie teraz o tamtych wydarzeniach zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. Już teraz panująca atmosfera wydawała się dostatecznie nienaturalna a w każdym razie wychodząca poza schematy zachowań nas obojga.
Nie mniej wspomnienie o kanapie, sprawiło, iż postanowiłam nie rozstawać się z czapką. Wolałam, aby namiot nie podzielił losu wcześniej wspomnianego mebla...
Gdy już znalazłam się we wnętrzu naszego schronienia, od razu zaczęłam wyciągać z sakwy, wszystko co mogło zapewnić mi tej nocy jak najwięcej ciepła. Na dnie znalazła się płachta grubego szczelnego materiału, zaś na niej rozłożyłam coś przypominającego owczą skórę. Nie zabrakło również ciężkich koców, żałowałam, że posiadałam tylko trzy, choć owinięcie się już jednym na tak ograniczonej przestrzeni stanowiło spore wyzwanie...
Na koniec rzuciłam szybkie spojrzenie w bok, porównując oba nasze posłania. Moje wypadało zdecydowanie mniej profesjonalnie i schludnie. Cóż musiałam sobie radzić z tym, co miałam. Sklep w którym dostałam ubrania, nie był zbyt bogato wyposażony. A ja w pośpiechu też nie pomyślałam o wszystkim.

W niewielkie wnętrze zalał mrok i pozorna cisza, bowiem nieustanie dało się słyszeć wycie górskiego wiatru i moment w którym jego podmuchy rozbijały się o ściany namiotu. Cała konstrukcja zdawała się wtedy bardziej napięta... a w mojej głowie pojawiała się wtedy wątpliwość, czy te kilka ścian z tkaniny zdoła oprzeć się potędze żywiołu. Oby tak.
Słyszeć dało się też każdy szmer czy szelest materiału, a zatem i każdy wykonany ruch, co nie pozwalało zapomnieć o obecności drugiej osoby. Choć byłam wyjątkowo zmęczona i liczyłam, że właśnie dzięki temu zasnę zaraz po położeniu się, tak teraz cała senność zdawało się bezpowrotnie opuścić moje ciało...
Odwróciłam się na bok, tak by mieć przed sobą ścianę namiotu, wpatrywanie się w materiał falujący pod wpływem wiatru szybko jednak zaczęło mnie denerwować... ciężko byłoby usnąć, z czymś co cały czas szamocze Ci się przed nosem. Mocno zacisnąwszy oczy, przewróciłam się na drugi bok z zamiarem upartego ignorowania faktu, że dla odmiany teraz przed nosem będę mieć postać śpiącego Dachowca.
Minęła chwila, a namiot znów cały zatrząsł się od podmuchu wiatru. Skuliłam się mocniej, podciągając jeden z koców po sam czubek nosa. Fakt, że nadal drżałam z zimna pod taką ilością okrycia, zwyczajnie przekraczał moje pojmowanie. Gdy delikatnie uchyliłam powieki, drgnęłam niespokojnie zaskoczona widokiem dwóch niewielkich punktów mieniących się zielonkawym światłem. Z chwilą, gdy oba punkciki nieznacznie się poruszyły, uświadomiłam sobie, że Christopher właśnie utkwił we mnie spojrzenie. I znów urosło we mnie poczucie konsternacji, przez chwilę walczyłam z chęcią ponownego odwrócenia się do ściany namiotu. Tylko niby czemu miałabym być zakłopotana? Przecież w świetle dnia, potrafiliśmy mierzyć się nie raz znacznie bardziej intensywnym spojrzeniem. Mrok i ograniczona przestrzeń nie powinny mieć na to wpływu. Nawet jeśli czułam, że było inaczej.
-Wszystkim Dachowcom oczy świecą w ciemności?
Pospiesznie rzuciłam pytanie. Głos miałam stłumiony, dlatego lekko zsunęłam krawędź swojego przykrycia. Oddech zmieniający się w obłoczki pary dobitnie przypominał o tym, jak było zimno.
Zdziwiłam się, że przez cały ten czas, nigdy nie udało mi się zauważyć, że oczy Strażnika rzucają światło w mroku. Cóż najwyraźniej jak dotąd, nigdy nie znaleźliśmy się razem w dostatecznie ciemnej przestrzeni.
Fakt, że z cała pewnością widział w ciemności lepiej niż ja też nie był pocieszający...



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
W jego myślach zaczął powoli żałować... Milczenie bowiem w tej sytuacji było chyba najgorszą możliwą reakcją. Skrzywił się w myślach roztrząsają swoje własne słowa raz po raz, rozumiejąc na jak różne i dziwaczne sposoby mogły zostać zinterpretowane. A skoro dziewczyna nawet nie była w stanie mu odpowiedzieć bądź też nie chciała, to znaczyło, że coś jest nie tak. Że nie przeszła obok tego tak obojętnie, jak się tego spodziewał i to go drażniło. A może raczej to, że popełnił podobny błąd wypowiadając takie zdanie. Mógł jedynie zrzucać winę na samą arystokratkę za to, że sama wpierw rzuciła tak niewygodne pytanie... Gdy ta wreszcie odezwała się, zrobiła to dopiero po tym, jak przybrał znów bardziej dawny ton. Czuł się poirytowany, bo nie był w stanie w ogóle ocenić jej reakcji. Jedynie patrząc na jej twarz widział lekką konsternację... Co dawało nadzieje, że nie stało się aż tak źle i nie drwi z niego w duchu.

Samo pytanie o cel podróży również zostało przemilczane. Dachowiec czasami miał ochotę dla świętego spokoju to powiedzieć, wiedział bowiem, że z czasem przestanie go bawić pastwienie się nad nią. Już w sumie odczuł pierwsze oznaki znużenia tym, ale tylko niewielkie. Wtedy jednak przypominał sobie, że nawet gdyby chciał, to nie byłoby to takie proste. Pozostał więc tylko pójść spać po tej niezręcznej wymianie zdań. Christopher rzucił krótko wzrokiem na jej posłanie gdy jeszcze je rozkładała, trafnie oceniając, że sprawdzi się raczej nie najlepiej w stosunku do prawdziwych śpiworów. Miało się również okazać, że samo pójście spać może okazać się nawet bardziej niezręczne, niż tamta rozmowa przy ognisku. Dachowiec czuł, jak dziewczyna przewraca się wte i we wte, nie reagował na to jednak zbytnio. Chociaż irytował go nieco szelest materiału i poczucie obok, że coś tam się wije. Dachowiec nieświadom nawet, że jego oczy są tak widoczne, zerknął w jej kierunku... I nieźle się zaskoczył widząc jej własne oczy. Zamrugał nawet raz ze zdziwieniem, że jednak nie śpi, a może bardziej ze zdziwieniem, że ona sama przewróciła się w jego kierunku i gapiła na niego. Szybko ukrył zaskoczenie. Jej pytanie jakoś dziwnie wybrzmiało w dotąd panującej ciszy.
- To zależy. Ale nie wszystkim.
Mruknął krótko w odpowiedzi, ta bowiem była mocno niejednoznaczna. Taka cecha była niczym kolor włosów albo rozmiar nosa. Ciężko było to określić, niektóre osobniki, czy nawet całe grupy nie posiadały takiej cechy. W innych środowiskach zaś dachowce potrafiły mieć niemal wszystkie dwa świetliki zamiast oczu. To trochę, jakby poszczególne rasy dachowców różniły się pod tym względem. Ale dlaczego on w ogóle o tym myślał teraz...
- Trzęsiesz się w kółko.
Odparł pod nosem, mrużąc przy tym oczy, co wyglądało, jak gdyby zarzucał jej jakąś zbrodnię. Było to ot stwierdzenie faktu, czuł to cały czas do pewnego stopnia, przynajmniej tyle miał z tej ciasnej przestrzeni. Zastanawiał się, jak tym razem zostaną odebrane jego słowa. Czy kąśliwa uwaga, przejaw troski, czy może coś pomiędzy... Obstawiał raczej opcję pierwszą, nawet jeżeli nie było w jego głosie jakiejś złośliwości. Potem odwrócił wzrok, po czuł się dziwnie mierząc się z nią spojrzeniem w takiej sytuacji. Założył tylko ręce na piersi myśląc nad tym, że może rzeczywiście popełnił błąd nie pozwalając jej się przygotować.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Chłód... okazał się, trudniejszym przeciwnikiem niż mogłam się tego spodziewać. Trudno zwalczyć coś tak nieuchwytnego, a cielesnego zarazem, bowiem każda część mojego ciała czuła jakby zaciskały się na niej palce mrozu. Sądziłam, że gdy w końcu będę mogła w spokoju usiąść i odpocząć, to zagłębię się w książkach albo dokładniej przejrzę swój ekwipunek, aby tym sposobem odnaleźć sposób na zwalczenie zimna. Musiał być przecież jakiś trik, eliksir, przedmiot... cokolwiek co pozwoliłoby mi się dogrzać, bez ryzyka puszczenia z dymem namiotu...
Z rozgoryczeniem przyjęłam też fakt, iż jakiegoś sposobu nie podłapałam, obserwując kładącego się do snu Dachowca. Wyglądało na to, że Strażnik nie potrzebował dodatkowej porcji ciepła. Szczerze mu zazdrościłam...

Zostałam przyłapana na obserwacji... wiedziałam o tym, gdy zielone ogniki zamrugały, a zaraz po tym głowa Christophera przechyliła się delikatnie. Jak dobrze widział w ciemności? Zapewne dostatecznie dobrze, sporo zdecydował się odwrócić wzrok, pod wpływem mojego spojrzenia.
Gdy kotowaty odpowiedział na moje pytanie, od razu miałam ochotę zadać mu kolejne. „Od czego to zależy?” Uznałam jednak, że dalsze zagłębianie się w temat cudzej anatomii, byłoby mało taktowne.
Przez odgłos wiatru dmącego w poły namiotu, wybił się głos Dachowca. Po zdawkowej odpowiedzi, jakiej udzielił mi chwilę wcześniej, nie spodziewałam się, usłyszeć go ponownie aż do rana. Znów szerzej uchyliłam powieki, instynktownie posyłając spojrzenie ku swemu rozmówcy. Tym razem to ja pierwsza uciekłam spojrzeniem, znów dobitnie przeświadczona o tym, że wgapianie się w siebie nawzajem w ciemności jest co najmniej dziwne. W każdym razie ja czułam się z tym dziwnie.
Miałam ochotę jakoś mu się odgryźć, ale zwyczajnie nie miałam już na to siły... Zdawałam sobie sprawę, że trzęsę się jak osika, ale nie wiedziałam, jak mogłabym to zamaskować. Zapewne zapadnięcie w sen by pomogło...choć nie wykluczone, że również przez sen moje ciało postanowi nadal wyrażać bunt wobec chłodu, a wyglądało na to, że jedyny dobrze znany mu przejaw buntu to dygotanie z zimna i szczękanie zębami. Na jawie, chociaż nad tym drugim mogłam w miarę panować.
-Zapewne dlatego, że jest cholernie zimno... a ja nie znalazłam jeszcze sposobu na ocieplenie atmosfery, bez ryzyka podpalenia czegoś wokół.
Odpowiedziałam, mimo iż słowa Dachowca przecież pytaniem nie były. Uświadomiłam sobie, że mając do wyboru potępieńcze jęki wiatru a czyjś głos (nawet jeśli ów głos należał on do Christophera...) to wolę to drugie, a przynajmniej do czasu aż nie zrobię się na tyle śpiąca, aby ignorować to pierwsze.

Objęłam się rękoma, przesuwając palcami po ramionach, usiłując wykrzesać, choć odrobinę ciepła. Uznałam, że skoro Kocur jasno dał mi do zrozumienia, że widzi, jak bardzo się trzęsę, to nie ma najmniejszego sensu już tego ukrywać. Zamknęłam oczy licząc, że w ten sposób szybciej opadnie na mnie senność.
-Jeśli Cię to rozprasza, to niestety wróżę Ci tej nocy niewiele snu...
Dodałam po chwili, sama nie wiem po co... przecież miałam próbować zasnąć.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Gdyby Christophera spytać o to, czy ma ochotę dalej zdradzać tajniki swojej rasy w namiocie, w środku nocy, bez w sumie większego konteksfu dla całości... To szczerze sam nawet by nie wiedział, jak odpowiedzieć. Nie był nigdy jakimś wielkim fascynatem biologii i niezbyt interesował go również jego własny rodzaj, bo uważał go w znacznej większości za złodziejski oraz zbyt głośny, ale siłą rzeczy musiał znać niektóre fakty. Choćby dlatego, że zdarzało mu się nie raz zajmować i dachowcami w trakcie swoich misji. Miał więc jakąś podstawową wiedzę o kocim rodzaju, choćby przez znajomość samego siebie. Ale czy miał ochotę dzielić się nią z Seamair? Wydawało mu się to trochę dziwnym, zwłaszcza w tej niezręcznej atmosferze, jaka zapanowała. Strażnik trochę później zorientował się, jak gapienie na siebie jest... Dziwaczne w zaistniałej sytuacji. Ale nawet na to nic nie mógł poradzić, przecież to normalne, że zwraca się wzrok ku komuś, gdy ma się do niego jakąś sprawę. Nic nie mogl poradzić na to, że w tak grobowych ciemnościach zarówno blask jego ślepi, jak i jego głos pośród zawodzenia wiatru mają jakiś dziwny wydźwięk.
- To kwestia przyzwyczajenia. - odparł zdawkowo i odetchnął głębiej, po czym dodał - Ty nigdy nie operowałaś w niskich temperaturach.
Był to raczej fakt oczywisty dla nich obu. W sumie Christophera już kiedyś ciekawiło co by się stało, gdyby wywalić arystokratkę na środek lodowego pustkowia, gdzie temperatura potrafi zabić. Czy osoba posługująca się ciepłem oraz ogniem, z równie ognistym temperamentem przetrwa surowy żywioł? Czy może złamie się i wyczerpie się jej zapał. Oczywiście mógł tylko podejrzewać, że skoro dziewczyna para się ogniem, to nie będzie przepadać za zimnem. Wyczuł w jakiś sposób również w jej stwierdzeniu pewną zaczepkę do niego samego. Że niby on zna sposób na pokonanie zimna... Stąd właśnie jego odpowiedź. To kwestia przyzwyczajenia.
- Wiercisz się jak wściekły szerszeń, oczywiście, że rozprasza.
Odparł nieco kąśliwie. Ale tylko po to, by usprawiedliwić to, co miał zaraz zamiar zrobić. Dotarło do niego, że ze wszystkich jego genialnych planów i w całej jego nieomylności, ciągnięcie dziewczyny bez żadnego sprzętu na wyprawę w tak surowy klimat mogło być nienajlepszym pomysłem. Zresztą on rzeczywiście nie wiedział, jak ma zasnąć, gdy ta zaraz mu zacznie zębami stukać. Westchnął cicho i rozpiął swoje dwa śpiwory. Wzdrygnął się mimowolnie, czując wdzierające się zimno.
- Tylko się przestań wiercić.
Syknął cicho i poprawił swoje całe legowisko. Końce śpiworów które teraz miały bardziej posłużyć jako kołdra, zarzucił przez arystokratkę, natychmiast ją w ten sposób okrywając razem z nim. Nie zważając na protesty, bo odnosił wrażenie, że te zaraz się pojawią. Niestety nie znał innych sposobów na zwiększenie temperatury w takiej sytuacji... Znaczy jakieś jeszcze były, ale mimo, że w obecnym położeniu niektórym wydawałyby się naturalne, tak dachowiec był pewien, że Seamair by na to nie poszła. On też by chyba nie zmrużył już oka więcej, ale wcale nie przez zimno, czy hałas.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Miał rację, nie byłam przyzwyczajona do chłodu, a już na pewno nie tak ekstremalnego. Mimo to przez krótką chwilę miałam ochotę wznieść protest wobec tego stwierdzenia, gdy w moich myślach wybiło się jedno ze wspomnień otoczone śnieżną aurą. I nie chodziło tu wcale o zimowy bal organizowany przez Arcyksięcia.
Seria dość pokrętnych zdarzeń przywiodła mnie wówczas do miejsca, w którym panowała wieczna zima... choć trzeba było przyznać, że bardzo łagodna. Utrzymujący się tam mróz, był silny tylko na tyle, aby cała ta śnieżno lodowa otoczka mogła trwać w najlepsze. Było tam pięknie a panującą atmosferę, trudno było określić inaczej niż magiczną. Wątpiłam jednak, aby Christopher zapuszczał się kiedykolwiek w okolice Tęczowego Krateru. Zresztą, po tym, co mnie tam spotkało, sama już nigdy więcej nie postawiłam tam nogi. Nie miałam bowiem pewności, czy Lunatyk, który mnie tam zwiódł, a mówiąc dokładniej uwiódł... dokonał tego za sprawą własnych mocy czy może samo miejsce potrafiło namieszać w głowie odwiedzających je wędrowców. Pewna byłam tylko jednego, musiała wpłynąć na mnie jakaś magia czy zaklęcie,bo za niemożliwe uważałam, bym ot, tak dała się aż tak zauroczyć...

Jednakże to zdecydowanie nie było miejsce ani czas na tego rodzaju wspominki... w zasadzie na wspominanie tamtych wydarzeń nigdy nie było właściwego czasu, ani miejsca. Acz to, w jakim znalazłam się teraz, było zupełnie nieodpowiednie. Przygryzłam dolną wargę, licząc na to, że ukłucie bólu sprawi, iż moje myśli zdołają wrócić na właściwy tor.

Całe szczęście nie musiałam czekać długo, aby co innego zaczęło zaprzątać moją uwagę. Stwierdzenie, które padło z ust Dachowca, zmusiło mnie do stłumienia parsknięcia śmiechem. Swoją drogą powinnam to potraktować jako osobisty sukces, skoro z różowej wszy awansowałam na wściekłego szerszenia. Rozbawiło mnie to tym bardziej, bo aktualnie naprawdę starałam się panować nad swoimi odruchami. Zapewne również dlatego miałam problem z zapadnięciem w sen, byłam zbyt spięta, dosłownie.
-Jeśli to uważasz za poziom „wściekłego szerszenia” t-
Przerwałam w pół słowa, nasłuchując nagłej szamotaniny, jaką Strażnik toczył z materiałem i błyskawicznymi zamkami. Phi, a sam dosłownie przed chwilą to mi zarzucał wiercenie się... Gdy już lekko uniosłam się na wspartych łokciach i otwierałam oczy, by zerknąć, co ten wyprawia. Wtedy wzdrygnęłam się, gdy coś przeleciało mi nad głową.
Dopiero po sekundzie, która zdawała się trwać nieznośnie długo, mój wzrok na nowo zaczął dostrzegać zarysy w ciemności.
W zasadzie nie wydarzyło się wiele, lecz trudno było mi przyjąć do wiadomości zaistniały fakt, przez wzgląd na to, że w moim umyśle, leżał na półce zatytułowanej „nielogiczne / niemające prawa bytu”. Ewentualnie mógł też się znaleźć w dziale „fantastyka”, bo gdzie jeszcze miałby pasować scenariusz, w którym Christopher robi wobec mnie coś miłego? W dodatku własnym kosztem. Moja świadomość, naprawdę starała się, intensywnie zaprzeczyć temu, co właśnie miało miejsce. Niestety okrywający mnie materiał śpiwora należącego do Dachowca, był niezbitym dowodem tego, że nie była to senny majak mojego zmęczonego umysłu.
Cała ta zdarzenie zaskoczyło mnie na tyle, że zwyczajnie nie wiedziałam jak na nie zareagować. Nadal wydawało mi się, iż zawieszenie, w jakie wpadłam, trwało wieki a nie czas, który można by odmierzyć kilkoma uderzeniami serca. Być może gdybym była mniej wycieńczona dzisiejszą wędrówką i chłodem, zdołałabym wyperswadować kocurowi, że podobnego problemu nie byłoby, gdyby tylko pozwolił mi się odpowiednio przygotować. Zapewne znalazłabym jeszcze wiele innych drażliwych czy kąśliwych odzywek... Wszystko wskazywało na to, że byłam zmęczona, bardziej niż mi się wydawało, gdyż w tym momencie jedyna właściwa odpowiedź, jaka przyszła mi do głowy to ciche...
-Dziękuję...
Znów mnie zmroziło, choć tym razem nie z powodu zimna, lecz tego, że dotarło do mnie, co właśnie powiedziałam. Momentalnie, dopadła mnie przemożna ochota przekręcenia się na drugi bok, nie zważając na rozpraszającą mnie wcześniej ciągle falująca ścianę namiotu. Tyle że miałam się więcej nie wiercić...
Dlatego jedyne, na co się zdobyłam to ułożenie rąk, tak aby te, choć w nieznacznym stopniu przysłoniły moją twarz. Miałam nadzieję, że jego zdolność widzenia w mroku nie była aż tak dobry, aby mógł dostrzec emocje, które naznaczyły moją mimikę. Moje zawstydzenie, było jednym z tych stanów, których zdecydowanie nie powinien mieć szansy oglądać...
Ostatnim razem, kiedy przyszło mi mu podziękować, mogłam wybiec i zamknąć za sobą drzwi. Teraz jedynym miejscem, w które miałam szanse uciec, był sen. Zatem zyskałam potężną dawkę motywacji, aby mimo niesprzyjających okoliczności, naprawdę postarać się zasnąć...
Przeklinałam ten nagły gestu życzliwości ze strony Strażnika, ale też i swoją własną reakcję. Po zsumowaniu tylko wszystkiego, stężenie panującej dotąd niezręcznej atmosfery wzrosło do drastycznie groźnego poziomu. Aby nie przerodził się on w poziom krytyczny, musiałam uparcie wypierać cisnącą się stale na myśl świadomość, że wylądowałam pod jednym posłaniem z osobą, która miała u mnie status osobistego nemezis... z którym toczona wojna przybierała coraz dziwniejszą formę.

Nie wiedziałam, kiedy senność w końcu zwyciężyła nad moją skołataną świadomością. Błoga nieświadomość przyniosła ze sobą wybawienie. Dodatkowa warstwa okrycia sprawiła, że udało mi się w końcu rozluźnić i przestać dygotać. Mimo wszystko byłam przyzwyczajona do zdecydowanie wyższych temperatur, więc uczucie niedosytu pozostawało. Byłam też przyzwyczajona to tego, że zwykle gdzieś na łóżku koło mnie zwykle drzemała któraś z moich bestii. Pozwalałam na to tym mniejszym. Był to powód dla którego, nocą nagle wyciągnęłam przed siebie rękę, sunąć nią po posłaniu w poszukiwaniu, zwiniętej w kłębek futrzarskiej istoty,która poruszała się w rytm spokojnego oddechu. Nie odnalazłszy zguby, wydałam z siebie stłumione senne mruknięcie, wracając do spokojnego snu.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Christopher jakoś nieszczególnie dbał o to, co tam sobie chrząkała jego podopieczna... Spodziewał się, że na złośliwość odpowie złośliwością i nie spodziewał się, by miała odpuścić sobie. Sam zresztą przecież w pierwszej kolejności określił ją mianem wściekłego szerszenia... Z jakiegoś powodu ją to jednak rozbawiło. Mężczyzna wolał nie wnikać w to i po prostu kontynuował wygrzebywanie się ze śpiworów, aby finalnie przykryć swoją własnością również dziewczynę, co powinno dać jej na tyle izolacji, aby nie narzekała rano, że odmarzły jej wszystkie kończyny. A przede wszystkim, by mogła pójść wreszcie spać. Chodzenie w górach, zwłaszcza w tak trudnym terenie było męczące i oboje będą potrzebowali regularnego odpoczynku. Stąd też brały się rosnące wątpliwości strażnika, jak to rozwiąże potem, bo czuł się dziwnie z myślą, że będzie musiał z nią tak spać każdej jednej nocy, aż do końca tej wyprawy. Dachowiec nie oczekiwał w tamtej chwili od niej ani wdzięczności, ani w ogóle czegokolwiek, po prostu tego, by poszła spać. Chwilę po tym, jak powiedział swoje i ta na moment przestała się ruszać, przymknął oczy, przez co dwa ogniki, które jak dotąd jarzyły się w ciemnościach, po prostu zgasły. Było tak do momentu, gdy usłyszał ostatnie na dzisiaj słowa z ust arystokratki. "Dziękuję" rozbrzmiało w jego głowie i miało tak abstrakcyjny wydźwięk, że musiał parę razy przemyśleć, czy dobrze usłyszał. Dopytywanie się jej teraz, czy na pewno nie pomyliła się albo nie ma gorączki wydawało mu się czymś, co tylko pogorszyłoby te już i tak niezręczną atmosferę... Ale mimo wszystko uderzyła go jedna zabawna myśl. Po tym wszystkim, ile przeszedł i ile musiał jej pilnować, nie uzyskawszy nawet krzty wdzięczności, ta czekała go po tym, jak wręczył jej najzwyczajniejszy śpiwór i to jeszcze nie na wyłączność. Sapnął tylko cicho z rozbawieniem i ponownie przymknął oczy, którymi wcześniej przez chwilę lustrował dziewczynę. Zauważył wtedy, że uparcie zasłania swoją twarz, jakby nie chcąc czegoś pokazać. Spróbował nie myśleć o tym, odprężyć się, zignorować wszelkie sygnały obecności kobiety obok i pójść zwyczajnie spać...

Ale w nocy przyszło mu się jeszcze raz obudzić, nie z powodu zimna jednak, ani obecności jakiegoś intruza w obozowisku. Ledwie parę sekund Christopher zastanawiał się, co takiego właściwie go zbudziło, skoro nie słyszał niczego, nie czuł niczego i nie widział niczego, do tego było mu może nie przyjemnie, ale na tyle komfortowo, by był w stanie wypoczywać. Po tych paru sekundach spostrzegł w ciemnościach dłoń Seamair, która wodziła bez sensu do śpiworach. Uniósł nieco brwi z zaskoczeniem i spojrzał na nią, uświadamiając sobie, że ta śpi. Musiał to być więc jakiś senny odruch. W pewnym momencie arystokratka mruknęła cicho, jakby z niezadowoleniem. i przerwała... Christopher skrzywił się nieco, po czym najdelikatniej jak mógł chwycił jej rękę za nadgarstek i wsunął z powrotem pod śpiwór. Przynajmniej nie będzie ona powodem, przez który się obudzi przy mocniejszym podmuchu wiatru. Po tym wydarzeniu spróbował znów zasnąć, co udało mu się całkiem szybko. Aż finalnie nastał poranek dnia drugiego...
- Pobudka śpiąca królewno.
Mruknął do niej z lekką dezaprobatą, budząc z samego rana i wyrywając z sennego ciepła oraz bezpieczeństwa. Nadszedł czas wrócić do zimnej, mozolnej wędrówki przez góry, bez żadnego śladu życia poza nimi samymi. Dachowiec wstał zdecydowanie wcześniej od Seamair, ponieważ nie był aż tak przywiązany do ciepłego posłania, ale i tak miał z tym ciężko. Jedynie jasne promienie słońca przebijające się przed namiot jakkolwiek zachęcały do tego, by wyjść na zewnątrz. Christopher nie chcąc ogólnie robić zbyt brutalnej pobudki, zaraz po tym, jak zasygnalizował jej, że ma przestać śnić, wyszedł na zewnątrz. Tam zajął się rozpaleniem ognia oraz przygotowaniem najbardziej podstawowego posiłku w postaci wstawienia wody do gotowania i wyłożenia swoich sucharów do późniejszego zjedzenia. Zakładał, że arystokratka sama wybierze, co chce zjeść, gdy już się obudzi. Ten więc usiadł jedynie przy ognisku, czekając w milczeniu aż wylezie i żując suszoną wędlinę.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Zmęczenie czasem okazywało się przydatne. Przynajmniej w kwestii docenienia tego, jaką przyjemnością i luksusem mogło okazać się coś tak zwyczajnego, jak sen. Chociaż dzisiejsze warunki określiłabym mianem ekstremalnych, tak nie mogłam zaprzeczyć, że spało mi się dobrze. Wyczerpanie sprawiło, że zapadłam w wyjątkowo głęboki sen. Być może nawet zbyt głęboki… ale wątpiłam w to, by przez noc mogło umknąć mi coś istotnego. Bo co też miałoby to być? Zwiania nam namiotu znad głów czy potencjalnego ataku (choć ponoć w tych okolicach ciężko było o towarzystwo) raczej bym spokojnie nie przespała.
Poranki niemal nigdy nie są łatwe, a w pamięci miałam niewiele sytuacji, kiedy pobudkę nazwałabym przyjemną. Otulająca mnie przyjemna błoga senność, została przegoniona całkiem szybko. Nie z powodu brutalności samego procesu budzenia, lecz mechanizmom, które nabywałam przez ostatnie miesiące. Bo choć byłam pół przytomna, tak bez problemu rozpoznałam, do kogo należał głos, który rozdarł senną ciszę. Z kolei fakt, że rozbrzmiał tak blisko… automatycznie przyprawił mnie o ukłucie paniki. Minęło kilka uderzeń serc, nim do zaspanej świadomości dotarło, gdzie tak właściwie byłam. Wspomnienia wczorajszego dnia leniwie napływały do moich myśli, boleśnie przypominając o wszystkich wyzwaniach, którym będzie trzeba stawić czoła po wygrzebaniu się spod ciepłego okrycia. Przez chwilę mój wzrok zatrzymał się na śpiworze, a wspomnienie tego, skąd się na mnie wziął, od razu pomogło mi się wybudzić.
-Nie nazywaj mnie tak…
Odezwałam się zaspanym głosem, który rozbrzmiał, ciszej niż powinien.
-Z jej budzeniem było znacznie więcej zachodu.
Znałam tę baśń, choć czas zatarł już moją pamięć o jej szczegółach. Pamiętałam jednak, że królewna zapadła w sen trwający sto lat, a wybudzenie jej wymagało spełnienia jakiś dziwnych warunków… w głowie świtało mi coś, o ukłuciu zaklętym wrzecionem, a to zdecydowanie nie kwalifikowało się do miłych pobudek. Zadrżałam na myśl o tym, jak wyglądałoby moje własne przebudzenie w takiej sytuacji. Moja reakcja na igły była dość gwałtowna… Ale jako królewna z całą pewnością nie miałabym za sobą traumy związanej z eksperymentami, jakich podjęła się na mnie MORIA. Znalazłyby się pewnie inne problemy, chociaż wszystkie bajki, które poznałam w młodości, nieodmiennie kończyły się zwrotem „żyli długo i szczęśliwie”. Już wtedy wydawało mi się to podejrzane, choć jeszcze nieoderwane od rzeczywistości.
Gdy Dachowiec odsłonił wejście do namiotu, wpuszczając doń jasne promienie światła w towarzystwie fali mroźnego powietrza, od razu szczelniej osłoniłam się posłaniem. Niestety wiedziałam, że będę musiała wyjść na zewnątrz i to prędzej niż później. Wykorzystałam swobodę, jaką mi pozostawiono, aby doprowadzić się do jako takiego ładu. Nie wiedziałam, co w tej chwili doskwierało mi bardziej, chłód czy fakt, iż nie mogłam rozpocząć poranka od ciepłej i aromatycznej kąpieli. Bardziej niż dotychczas poczułam, pokusę złapania za bursztynowy kompas i przeniesienia się do domu… Miałam tę możliwość cały czas, choć nie byłam pewna czy Kocur jest tego świadom. Ostatecznie jednak poczucie własnej dumy i Determinacja przewyższała wygodnictwo, do jakiego przywykłam.
Nim wyłoniłam się z namiotu, mogło minąć jakieś dwadzieścia minut, tyle zajęło mi ocucenie się i poranna toaleta w okrojonym zakresie. Zadbałam o to, aby lepiej zabezpieczyć skórę przed wiatrem i mrozem, dlatego dało się ode mnie wyczuć słodkawy zapach przywodzący na myśl migdały pomieszane z owocową nutą. Tak pachniał balsam, którego użyłam. Mimo tego, że w mieście Lalek można było dostać najróżniejsze specyfiki, lubiłam samodzielnie zajmować się wyrobem niektórych olejków czy kosmetyków. Była to miła odskocznia od eliksirów i trucizn, ponadto byłam przeczulona, na temat tego, co miało kontakt z moim ciałem… gdy sama wyrabiałam produkty, miałam pewność, że nie znajdzie się w nich żadna niepożądana substancja.
Poza dotychczasową garderobą, na moich ramionach można było dostrzec narzucony biały zdobny płaszcz, zdecydowanie nieodpowiedni do panujących warunków atmosferycznych. Zdawał się nie pasować tym bardziej, iż ubrałam go na ten, który zakupiłam wczoraj w wiosce przy stacji. Nie wątpiłam, że strażnik uzna ten zabieg jako desperacką próbę zapewnienia sobie większej ilości ciepła. I istotnie, tak właśnie było, jednak płaszcz miał zdecydowanie ciekawszą naturę niż typowe ubrania. Z jej zdradzeniem miałam jednak zamiar jeszcze trochę poczekać.
Stłumiłam przekleństwa cisnące się na usta, kiedy rozgrzane snem ciało musiałam wystawić na działanie mrozu. Ile mógł trwać proces oswajania się z chłodem? Ile jeszcze dni minie, nim zacznę funkcjonować w nim względnie prawidłowo? I czy ten proces mogłabym jakoś przyspieszyć? Potrzebowałam informacji…
Śnieg skrzypiał pod butami, a mróz sprawiał, że lodowe kryształki skrzyły się w słońcu niczym cyrkonie. Ten efekt wizualny zawsze urzekał, choć teraz otaczającej bieli było tyle, że wzrok nie mógł jej ogarnąć. Podkradnięcie się do kogoś w takich warunkach byłoby naprawdę trudne. Ruszyłam w stronę srebrnowłosego, który zdarzył już rozpalić ognisko. Kątem oka spostrzegłam pozostawioną porcję sucharów, ale tak jak obiecałam sobie to wczoraj, dzień miałam zamiar rozpocząć od ciepłego posiłku.
Wyjmując kolejne przybory z bezdennej sakwy, wydłużałam zawisłą między nami ciszę. Było to dziwne rozpoczynać dzień w czyjejś obecności, zdawało mi się to bardzo nienaturalne. Nie przywykłam do towarzystwa, zwłaszcza podczas wykonywania czynności tak trywialnych, jak przygotowywanie śniadania. Tak jak wspominałam, udało mi się spakować pół swojej spiżarni, dlatego miałam zamiar dbać o różnorodność posiłków. Nie pytałam i nie zastanawiałam się nad tym za wiele…po prostu przygotowałam dwie porcje. Owsiankę przybrałam orzechami i garścią suszonych leśnych owoców, gdy miałam dodać również miód, zatrzymałam się.
Westchnęłam cicho, po czym przeniosłam spojrzenie na Christophera.
-W kwestii słodyczy, miodu też nie tolerujesz?
Zależnie od odpowiedzi ostatecznie podeszłam do mężczyzny, podając mu sporą drewnianą miseczkę, wypełnioną parującą jeszcze owsianką. Nie zabrakło również drewnianej łyżki. Podróżny zestaw całkiem pasował do naturalnej górskiej otoczki, był też zwyczajnie trwalszy niż porcelana a milszy w kontakcie niż metal. Tak, zwracałam uwagę na tego rodzaju drobiazgi.
Mimo tego, że czułam się nie na miejscu, robiąc coś takiego jak częstowanie mojego mimowolnego prześladowcy posiłkiem, to darowałam sobie rzucenie jakiejś uwagi na temat trucizn czy magicznego doprawiania… Teraz byłam po prostu głodna i wolałam, skupić się na jedzeniu. Przystanęłam bliżej paleniska, aby jak najdłużej móc cieszyć się ciepłem. Gorący posiłek traktowałam jako jedna z nielicznych przyjemności, na jaką będę mogła pozwolić sobie w najbliższym czasie. Było jednak pewna istotna kwestia, jaką należało ustalić.
-Ile powinno zająć nam dotarcie do celu? W przybliżeniu… Muszę wiedzieć by właściwie po porcjować racje.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Uniósł nieco brwi ze zdziwieniem, gdy w trakcie pobudki usłyszał nagle głosik dziewczyny. Nie spodziewał się, że w ogóle się odezwie, a co dopiero głosikiem, który możnaby przypisać prędzej jakiejś niewinnej istotce, niż porywaczemu wrzodzie, jakim była. Zwłaszcza, że sama zdawała się zawsze chcieć unikać tego typu oznak słabości. Właśnie dlatego między innymi w nocy tak ciężko było jej przyznać się, że trzęsie się z zimna. Christopher zerknął na nią krótko, mrużąc przy tym oczy. Ton głosu to jedno, słowa to drugie. Razem z treścią zabrzmiało to dosyć żałośnie...
- Więc jeśli nie chcesz, bym sięgał po metody z tej bajki, ruszaj tyłek.
Dobrze znał tę baśń. Pochodziła ze świata ludzi, chociaż powiadali, że swe korzenie miała w krainie luster. Nie zdziwiłby się, gdyby to była prawda... Chociaż zapewne mocno ją przekręcono, gdyż w tym świecie wszystko jest tak absurdalne, że romantyczna historia brzmi niedorzecznie. W każdym razie i tak by nie użył metod ze wspomnianej bajki, nawet gdyby musiał. Był jedynie ciekaw jak wielkim oburzeniem zareaguje arystokratka lub czy w ogóle skojarzy jej treść. Ale bajki nie były teraz szczególnie istotne, toteż po chwili dachowiec odwrócił od niej wzrok i wyszedł. Zajął się przygotowaniem sobie oraz jej posiłku, w granicach swoich możliwości. Trochę wody, którą zagotował na ogniu przeznaczył nie na posiłek, a na zaparzenie kawy. Naprawdę paskudnej, gdyby tylko Seamair jej skosztowała, ale nie było niczym nowym, że mieli różne gusta. Dla rogatej zabrał z kolei herbatę... Też nie jakąś szczególnie bogatą. Wydawać by się mogło, że wziął do ręki byle co z domu, ale jak na jego standardy była i tak wyjątkowo wyrazista. Jedyna owocowa, jaką miał, a której nigdy nawet raz nie użył. Pojedyncza torebka spoczęła w kubku, aby mogła ją sobie zalać lub wywalić. Sam Christopher nie marnował tych dwudziestu minut, które dała mu Seamair. Żując mięso patrzył na kompas w milczeniu, jakby go kontemplował. Kartka z paroma liniami, które ciężko było w ogóle nazwać, najwyraźniej była mapą.
- Co? - zmarszczył brwi i podniósł na nią wzrok - Jaki... Nie. Nie przepadam za nim.
Kwestia smaku, ale i zdrowia. Cukier tuczy, rozleniwia... Ci, którzy zbyt w nim gustują kończą jako spaślaki bez kondycji. Cukier dla niego był w pewnym sensie oznaką słabości. Przynajmniej w tak dużych ilościach, jakie serwowała arystokratka. Dachowiec był zdziwiony, bo nie sądził, że zdecyduje się go częstować. Miał swoje jedzenie, ona miała swoje. Suchary i to, co jej dawał zawsze dawał bardziej z siły przyzwyczajenia. Zabrał ją tu, miał ją chronić, czuł więc też że zapewnienie posiłku jest częścią jego powinności w roli ochroniarza. Ta jednak, jak się przekonał gdy spojrzał na zostawion suchary, radziła sobie samemu. Odebrał od niej miskę, patrząc na nią lekko podejrzliwie. Powąchał krótko owsiankę...
- Takimi karmili u nas dzieci.
Mruknął, chwytając łyżkę i wkładając do ust powolnym ruchem. Owsinka może i była smaczna oraz pożywna, ale kojarzyła mu się bardziej z berbeciami. Dorośli w jego rodzinie karmili się prędzej tym, co on jej próbował serwować. Mruknął cicho i kontynuował posiłek. Dopiero po dłuższej chwili podziękował krótkim "dzięki".
- Około tygodnia.
Odpowiedział krótko na jej pytanie. Powoli przeżuwał ofiarowany posiłek, patrząc w zamyśleniu na śnieg. W pewnym momencie wiatr powiał w specyficzny sposób, niosąc ze sobą zapach Seamair. Drgnął krótko i spojrzał na nią.
- Doprawdy podziwiam, że w takich warunkach byłaś w stanie umazać się kosmetykami.
Sam zapach mu nie przeszkadzał, był przecież przyjemny. W ogóle w jego głosie zabrzmiała nuta rozbawiona... Ale był zwyczajnie zdziwiony, że dbała o coś takiego, jak higiena w takich warunkach. Był to zbędny wysiłek jak dla niego, ale nie zamierzał jej krytykować, skoro chciała marnować na to czas. W końcu, po skończonym posiłku Dopił kawę i umył naczynia, by później ruszyć zebrać obozowisko, zostawiając dziewczynę ze swoim jedzeniem w spokoju. Musieli wyruszać powoli.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Względem zaspanej i pół przytomnej istoty nie należało mieć zbyt wielkich oczekiwań. Dotyczyło to również mnie samej. Zdawałam sobie sprawę, że wyrwana ze snu nie zawsze bywam równie racjonalna, jak zwykle... zwyczajnie nie musiałam się tym martwić, gdyż niemal nikomu nie trafiała się okazja, aby zastać mnie w takim właśnie stanie. Pewnie również dlatego nie przejęłam się zmianą w swoim głosie, ponieważ dla mnie samej był on po prostu cichszy... chociaż zdziwione spojrzenie Dachowca, które zdarzyłam zarejestrować, powinno dać mi do myślenia.
Groźby rzucane z samego rana, zapowiadał się kolejny piękny dzień...nie ma co. Wątpiłam jednak w realność jej spełnienia.
-Szczerze wątpię, byś nosił ze sobą magiczne wrzeciono...
Mruknęłam tylko z przekąsem, spoglądając w kierunku postaci, która już chwilę później zniknęła za połą namiotu.

Podczas przygotowywania posiłku szybko spostrzegłam pozostawiony kubek, w którym spoczywała saszetka herbaty. W powietrzu niósł się za to zapach kawy, za którą nigdy nie przepadałam. Kilka podejść i prób zabicia kawowej goryczy to cukrem, to mlekiem czy obydwoma tymi składnikami nie dawały zadowalających efektów. Dopadła mnie mieszanina dziwnych odczuć... był to niewielki gest, ale świadczył o kilku rzeczach. Część z nich napawała mnie podświadomymi obawami.
Strażnik mógł zgadywać czy domyślić się, że nie przepadam za kawą, ale i to wynikało z niczego innego jak obserwacji. Coś we mnie protestowało...na myśl o tym, że ktoś zna tak małe i pozornie nieistotne detale dotyczące mojej osoby. Spostrzeżenie ich to było jedno, fakt, że zostały zapamiętane to już zupełnie co innego. Gdy chciałam pocieszyć się tym, że przecież sama również znam całkiem sporo faktów dotyczących Christophera, że nauczyłam się, dostrzegać w jego zachowaniu to, co umyka innym...poczułam się jedynie bardziej nieswojo.

Spanie w jednym namiocie, pod jednym posłaniem... a teraz wspólne śniadanie. A to był dopiero drugi dzień podróży, która ponoć miała trwać parę tygodni. Nadal miałam nadzieję, że kocur celowo zawyżył ilość dni, by wywołać moją trwogę, co zresztą mu się udało, nawet jeśli wówczas starałam się jej nie okazywać.

Kątem oka zerkałam na Strażnika, który z pewną nieufnością odebrał ode mnie miskę z owsianką. Kącik moich ust uniósł się nieznacznie, gdy spostrzegłam, jak wącha posiłek. Zastanawiało mnie, co się zmieniło, że nagle najwyraźniej wróciła do niego obawa przed tym, że mogę uraczyć go czymś doprawionym magią czy trucizną. Czyżbym wyglądała na aż tak zdesperowaną? A może wcale nie chodziło o to?
Na jego komentarz, wzruszyłam ramionami, a odpowiedziałam dopiero po tym, jak przełknęłam pierwsze kęsy przyjemnie ciepłego posiłku. Trochę więcej niż odrobina miodu, sprawiała, że nawet w takich warunkach, udało mi się nacieszyć tą krótką chwilą słodkiej przyjemności. Mój organizm potrzebował sporej dawki energii i jadłam zdecydowanie więcej, niż wskazywałaby na to moja drobna sylwetka. Taka już była moja specyfika, która niewątpliwie wiązała się z koniecznością „zasilenia” kilku ponadprogramowych organów, o jakie wzbogacono mnie lata temu.
-Co zapewne wyszło im na dobre. Jest pożywna i zdrowa. Do tego łatwo przyrządzić ją w warunkach polowych.
Skomentowałam po czym, zajmując się dalszym jedzeniem, zaczęłam rozmyślać nad usłyszanym ledwie chwilę temu zwrotem. u nas... Miał na myśli dom rodzinny? Przez chwilę miałam ochotę dopytać, szybko jednak uznałam, że zapewne to oczywiste. To dla mnie dom czy rodzina wydawały się czymś dziwnie obcym, do tego stopnia, że trudno było mi sobie wyobrazić, jak mogłaby wyglądać taka rzeczywistość. Zresztą wyobrażenie sobie Christophera jako dziecka, też nadwyrężało możliwości mojej fantazji.
Wspomniałam własne śniadania, gdy jeszcze byłam dzieckiem. Owsianka występowała również w moim meni. Przyniesiona pospiesznie na tacy przez służącą, która opuszczała mój pokój tak szybko jakby powietrze w nim było skażone. Wspólne posiłki z „ojcem” nie zdarzały się zbyt często, a zwykle przybierały postać formalnych obiadów. Mimo to celebrowałam każdą z tych okazji i starałam się wypaść jak najlepiej, siedzieć prosto, nie grymasić...licząc, że zapewni mi to więcej takich chwil.
Przez chwile moje palce mocniej zacisnęły się na drewnianej misce, szybko jednak odgoniłam od siebie cień przeszłości. Akurat wtedy dotarło do mnie, że Christopher odezwał się ponownie, przez co instynktownie utkwiłam w nim spojrzenie. Dopiero gdy uderzenie serc później zrozumiałam, że słowem, jakie wypowiedział, było podziękowanie, szybko uciekłam wzrokiem przed siebie, wbijając go w ognisko. By zająć czymś zarówno uwagę, jak i ręce, zaparzyłam herbatę, którą zostawił dla mnie srebrnowłosy. Po jej zalaniu od razu uderzył mnie zapach leśnych owoców. Przyjemny i przywodzący na myśl domowe leśne zacisze, za którym jak się okazało, można było zatęsknić już po dniu rozłąki.

Nie spodziewałam się tego, że zawisła cisza zostanie teraz przerwana przez coś niebędącego komendą wymarszu, to też znów szkarłat mojego spojrzenia poszukał zieleni kocich ślepi. Nie bardzo wiedziałam, czy słowa Strażnika mam zakwalifikować jako kpinę? Czy coś innego... w tym większą dezorientację wprowadzałam mnie ton, z jakim ów słowa zostały wypowiedziane. Nie takiego używał, gdy zwykle ciskał drwiące komentarze. A może to ja nie wybudziłam się dostatecznie, aby rozpoznawać te subtelne niuanse? Oszukiwanie siebie samej wychodziło mi kiepsko, nie było sensu niewiedzy tuszować czymkolwiek innym.
-Trudne warunki nie zwalniają z konieczności zadbania o siebie. Nie mam zamiaru prezentować się gorzej niż cokolwiek, co ewentualnie moglibyśmy napotkać w tych górach.
A podobne rejony zwykle lubiły pochwalić się jakimiś legendami o lokalnych upiorach i monstrach. Nie chciałam by i mój wizerunek dołączył do listy tak owych.
Tłumaczenie się z czegoś takiego wydało mi się śmieszne, zmieszanie ukryłam za kubkiem z herbatą. Zbyt pośpiesznie wzięty łyk sprawił, że sparzyłam się w język...

Wkrótce po tym Dachowiec zajął się zbieraniem obozowiska, był to nieuchronny znak tego, że czeka nas dalsza wędrówka w mrozie... Dopijając herbatę, a później zajmując się spakowaniem pozostawionych przy palenisku rzeczy, zaczęłam się zastanawiać czy da się usprawnić przebieg tej wyprawy. Miałam kilka pomysłów, ale musiałam je jeszcze rozważyć.
W międzyczasie do głowy przyszło mi inne pytanie.
-Kiedy byłeś tu ostatni raz?


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
- Nie miałem na myśli wrzeciona.
Skwitował krótko. Nie chodziło mu przecież o uśpienie, tylko wybudzenie, ale najwyraźniej dziewczyna nie do końca zrozumiała aluzję... Może to i lepiej. Nieco później, gdy siedzieli już przy ogniu i Seamair zabierała się za robienie jedzenia, wbiła spojrzenie w kubek z saszetką herbaty, które mężczyzna zauważył kątem oka. Było ono jakoś dziwne, a dziewczyna zdaje się miała jakieś opory z wypiciem naparu. Spodziewał się, że odrzuci herbatę i zaparzy sobie coś samemu. Przyszło mu na myśl, że pamiętała stan tego co spożywał dachowiec i mogła mieć pewien uraz. Nie dziwiło go to i też nie raziło, zabranie bowiem tej herbaty wiązało się raczej ze spokojem własnego ducha. Jej sprawa, czy ja przyjmie... Jak się finalnie okazało, przyjęła, zrobiła to jednak dopiero po skończonym posiłku. Christopher sam w sobie nie widział tego jako nic nie zwykłego. Ot, widział że pije przeważnie herbatę. Najwyraźniej sama Seamair podchodziła do tego inaczej, ale o tym już nie mógł wiedzieć. Zamiast tego sam otrzymał coś, co potraktował z ogromną rezerwą. Nie spodziewał się otrzymać posiłku od kogoś, kto de facto powinien go nienawidzić za te wszystkie nieprzyjemności, jak chociażby ta wyprawa. A mimo to trzymał teraz miskę owsianki... Jego podejrzliwość... Sam nawet nie wiedział, czenu ją powąchał. Bardziej by się w ogóle przekonać o smaku, niż truciznach. Podejrzliwość nie miała z tym specjalnie nic wspólnego.
- Mi z pewnością wyszło na dobre...
Mruknął drwiąco, ale mimo wszystko ładł. Co by nie mówić miała rację, chociaż tak bogaty posiłek był ponad jego surowe standardy. Czuł się dziwnie gdy wyjątkowo mógł zjeść coś smacznego. Spożywając posiłek uderzyła go ta myśl na tyle, a zwłaszcza to, że dostał jedzenie od niej, że zmarszczył brwi z lekką konsternacją. Czuł się też w obowiązku powiedzieć jakiekolwiek, chociaż najprostsze dziękuję. Mimo, że i to przyszło mi z jakimś takim uczuciem odrealnienia i zmieszania. Dziewczyna jednak nie dostrzegła najwyraźniej tych emocji, bo zorientował się w trakcie, że na czymś się skupiła i dopiero to że się odezwał wyrwało ją z zadumy.
- Brzmisz jakbyś była przekonana, że spotkasz w tych górach kogokolwiek poza mną samym.
Mruknął w odpowiedzi na jej dość dziwaczne stwierdzenie. W głębi ducha nawet go lekko rozbawiło... Czyli rzeczywiście, nawet w takich warunkach miała manię na punkcie swojej prezencji. Typowa arystokratka, szczęście że chociaż potrafiła sama o siebie zadbać w tej kwestii.

W trakcie zbierania obozu Seamair znów postanowiła się do niego odezwać... Co jego samego lekko zdziwiło. Odwrócił się do niej i zmarszczył nieco brwi, kontemplując to pytanie. W pierwszej chwili wyglądał, jakby nie miał zamiaru odpowiadać na to pytanie. Finalnie jednak zdecydował się powiedzieć cokolwiek. Bardzo ostrożnie, jakby sam nie był pewny odpowiedzi lub tego, czy powinien się nią dzielić.
- Dawno... Temu.
Mruknął. Po tych słowach znów się zamyślił nad czymś na parę chwil, po czym wrócił do zwijania obozu. Uwinął się z tym jakoś szybciej i nim arystokratka się obejrzała, pognał ich do marszu.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Jeśli nie o wrzecionie było mowa to o czym? Nie było mi dane się dowiedzieć, a wypytywanie o treść starej bajki zdawało się śmieszne. Ale postanowiłam, sprawdzić jak dokładniej prezentowała się historia Śpiącej Królewny. Z dostępnością do baśni nie powinno być kłopotów, zapewne wystarczy wizyta w jednej z miejskich księgarni. Rzecz jasna o ile uda mi się przetrwać tę całą wycieczkę... gdzieś w głowie ciągle chodziło mi wspomnienie tancerzy zaklętych w lodowych figurach, zdobiących Zimowy Bal Rosarium. Niestety nie mogłam liczyć na to, że zamarzając gdzieś pośród lodowego pustkowia, będę prezentować się równie urodziwie.

Dawno temu... Zabrakło jedynie bardzo i można by uznać tę odpowiedź za wstęp do jakiejś ciekawszej opowieści. Dachowiec poprzestał jednak na tych dwóch słowach, a zdawało się, że już samo ich wypowiedzenie przyszło mu z niejakim trudem. Dlaczego? I czym było wedle jego miary dawno? Rok? Dekada? A może tylko kilka miesięcy? Dla każdego „dawno” mogło stanowić zupełnie inny czas... a przez to odpowiedź stała się jeszcze mniej użyteczna. Sprawiła tylko tyle, że w mojej głowie niczym kwiaty po deszczu, rozkwitały coraz to nowsze pytania.
Co powstrzymywało go przed powrotem w to miejsce? Oraz dlaczego akurat teraz wezbrała w nim potrzeba powrotu... do miejsca, w które zmierzaliśmy. No i oczywiście dokąd zmierzaliśmy...
Świadomość nieznania odpowiedzi na tak wiele pytań była dla mnie zwyczajnie frustrująca.

No i czy faktycznie przez cały ten czas, nie mieliśmy spotkać żadnej innej żywej duszy? Nie chciało mi się wierzyć, skazywałby się na udrękę, płynącą z mojego towarzystwa nie mając w zanadrzu alternatywy. Chyba nawet on nie był aż tak szalony... A jeśli tak, to sama powinnam zacząć poważnie martwić się o stan własnego zdrowia psychicznego. Może byłoby inaczej gdybym całą tę wyprawę mogła podciągnąć pod misję... ale nie byłam w stanie, nie znając jej celu. Wymyślenie go sobie, też jakoś mi nie szło...

Wpatrywałam się w przestwór otaczającej nas bieli, szukając na horyzoncie jakichś znaków szczególnych i zastanawiając się, w którą stronę ruszymy. Przestałam, dopiero gdy musiałam przetrzeć oczy, w których kącikach zapiekły mnie słone krople. Biel, najbardziej czysta i niewinna w palecie barw, w nadmiarze potrafiła ranić. Mój wzrok nie nawykł jeszcze do jej mocy.

I znów zaczęła się śnieżna tułaczka... Tak jak i wczorajszego dnia, korzystałam ze strategii na ułatwienie sobie marszu, krocząc ścieżką wydeptaną przez Strażnika. Szczelniej owinęłam się szalem, podciągając go aż po czubek nosa. Bezczynność to ona doskwierała mi teraz bardziej niż mróz, choć ten również zawzięcie walczył o należny mu laur zwycięstwa.
Nie byłam pewna, ile minęło już czasu, nie zerkałam też za siebie, aby sprawdzić, jak daleko znaleźliśmy się od miejsca naszego obozowiska, czułam, że odpowiedź by mnie nie usatysfakcjonowała.
Jeśli Christopher nadal milczał, sama po raz kolejny przerwałam ciszę.
-Mówiłeś, że dotarcie powinno zająć około tygodnia. Ale czy musi tyle? Czy wynika to z czasu potrzebnego na pokonanie tej trasy? Czy konieczności dotarcia o konkretnej porze?
Niechętnie zeszłam z udeptanej ścieżki, aby zrównać krok z Dachowcem, oczywiście na miarę swoich możliwości, przez co i tak zostawałam nieco w tyle.
-Dawno temu, nie miałeś takiej możliwości, ale teraz można skrócić ten czas. O ile dostatecznie rozpoznajesz okolicę i punkty orientacyjne... Mogę rozpiąć portal... na tyle daleko na ile sięgam wzrokiem. Więc trasę, która zajęłaby nam kilka godzin, można pokonać w sekundy.
Zostawiłam go z tym pomysłem do rozpatrzenia. W moim głosie nie było ponaglenia, postarałam się o pewną neutralność. Była to z mojej strony propozycja, która mogła ułatwić życie nam obojgu ot, zwiększyć wydajność. Coś podpowiadało mi, że srebrnowłosy nie będzie chętny na nią przystać. Choćby z czystej przekory. Bo jaki mógłby być inny powód?
Sztuczki z portalami mogłabym użyć kilkukrotnie tego samego dnia, choć musiałam się pilnować. Nie chciałam w tych warunkach pozwolić sobie na zupełne wyczerpanie magii, bo gdy ta niknęła, zwykle mój organizm odczuwał to dość boleśnie.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Ferie zimowe – czyli wspólny wyjazd Christophera i Seamair  - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Monotonny spacer okazał się tym, co umysł Christophera przyjmował wyjątkowo dobrze. Dla niektórych może to jest strata czasu albo coś, co bardziej irytuje, niż daje przyjemność, ale dachowiec nie był standardowym osobnikiem. Dla niego zimno, cisza i przestwór bieli były w pewnym sensie jego żywiołem, tak jak ogień był żywiołem Seamair. Ona najlepiej czuła się w ciepłym, przytulnym mieszkanku, na misjach zaś pustosząc wszystko w wyjątkowo chaotyczny sposób. On wołał spokojne i rozważne działanie w sytuacjach, gdy pośpiech nie był niezbędny. Jego obycie było tak samo chłodne, jak zalążki magii, jakie w sobie miał. Tak też i teraz, gdy on prowadził ich i bez najmniejszego problemu przemierzał kolejne zaspy, jakby robił to od zawsze, arystokratka ledwo nadążała, jedynie depcząc po jego śladach. Ponownie, gdy co jakiś czas zerkał na nią aby sprawdzić, czy się czasami gdzieś nie zgubiła, czuł ukłucie rozbawienia... Tak jak bowiem normalnie nie mógł tego osiągnąć, tak przynajmniej brocząc w śniegu szła po jego śladach. Ale zaczęło też kołatać się w jego głowie pytanie... Czy ogień da się pogodzić z lodem? Czy kiedykolwiek miał jakiekolwiek szanse utemperowania dziewczyny, skoro ten chaotyczny żywioł zdawał się nie być nawet jej częścią, a całą istotą? Ciekawa kwestia, która spowodowała, że nawet części ją obserwował i bynajmniej nie groziła mu nuda w trakcie wędrówki. Gdy jednak maszerowali tak parę godzin już, wreszcie Seamair sama zdecydowała się przerwać ciszę. Dachowiec wtedy zerknął na nią z uniesionymi brwiami. Chyba pierwszy raz jej się to jak dotąd zdarzyło.
- Ścieżka jest trudna i długa... Stąd taki czas. - odparł spokojnie i rozejrzał się po okolicy, marszcząc brwi - Góry są zdradliwe, dlatego lepiej nie skakać na ślepo. A ty powinnaś oszczędzać energię...
Nie dodał, że na wypadek gdyby coś ich napadło. Uznał, że było to oczywiste. Początkowe zdziwienie związane z faktem, że arystokratka sama się odezwała, minęło w momencie, gdy zaczęła wypytywać o trasę. Zdawał sobie sprawę, że musi być jej ciężej, niż jemu, ale nie chciał używać magii... Z paru powodów. Przede wszystkim chciał przebyć tę trasę normalnie. To była część całości, nie można było jej pomijać, Seamair zaś potrzebowała lekcji cierpliwości. Wiedział zresztą, że gdy przyjdzie co do czego, nie pożałuje... Krajobrazy górskie bowiem potrafiły tutaj zapierać dech w piersiach. Dzikie, nieskalane stopą rozumnej istoty i majestatyczne.
- Ciężko ci jest iść?
Spytał po dłuższej chwili, bo kwestia ta też stała się dla niego mocno istotna. Mimo wszystko odpowiadał za jej bezpieczeństwo i zdrowie. Musiał też pilnować, aby nie padła z wycieńczenia albo zimna... A skoro rzucała już takie propozycje, to być może musieli coś zmienić chociażby w rozkładzie bagaży. Nie oczekiwał wszak, że będzie tak wytrzymała w marszu, jak on.
- W tamtym miejscu zrobimy przerwę.
Wskazał wreszcie palcem na drogę prowadzącą nniej więcej na szczyt jednego z ośnieżonych wzniesień. Ścieżka oczywiście była niewidoczna, bo też żadna nie istniała, ale Christopher potrafił ocenić po niedużych śladach w jakim kierunku iść... Zwierzęta wszak nie zniknęły. Otaczały ich zewsząd. Odnosił wrażenie, że ten postój powinien odbyć się właśnie tam, dlatego nieznacznie przyspieszył kroku.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach