[ Halloween 2020 ] Zmierzch

Seamair
Gif :
[ Halloween 2020 ] Zmierzch  - Page 3 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz


Gdy się ocknąłem, nie wiedziałem, co działo się wokół.... atakowały mnie nieznane dźwięki mechanicznego warkotu. Którego nigdy nie chciałem słyszeć równie wyraźnie jak teraz... ludzkie machiny poruszające się na kołach, ciągnące za sobą smugi czarnego zatrutego dymu. Widziałem je wcześniej i zaczynałem kojarzyć z panującymi tu odgłosami. A to oznaczało, że musiałem trafić do wnętrza jednej z nich...

Strach ściskał mi żołądek i nie pozwalał otworzyć oczu.... gdy zdobyłem się na ten akt odwagi, krzyknąłem z trwogi. Otaczała mnie ciemność, a najgorsze scenariusze właśnie się potwierdziły. Oprawcy mnie oślepili! Zapewne po to bym nie był w stanie więcej uciekać.

Naprawdę długą chwilę zajęło mi zrozumienie, że mam coś na głowie i to właśnie to ogranicza mi widoczność jak i swobodę oddychania. Tkanina mokra od mojego oddechu traciła zapachem szmaty, którą ktoś właśnie skończył myć wyjątkowo zasyfianą podłogę...

Znów gdzieś mnie ciągnęli... zmuszali by iść w nieznane... z którego miałem już nie wrócić. Pokiereszowana twarz piekła od spływających po niej łez. Nie widziałem już nadziei... nie, gdy czułam, jak ciężkie kajdany ciągną moje ramiona w dół...

I wtedy coś się stało... coś, co można by nazwać cudem. Moi oprawcy zaczęli uciekać! Nie wiedziałem jednak przed czym, ale instynktownie odwróciłem się w przeciwną stronę i ruszyłem przed siebie. W końcu zacząłem krzyczeć, błagać o to by ktoś mnie uwolnił... Szarpałem się, próbując ściągnąć z głowy worek. Ktoś albo coś właśnie wtedy popchnęło mnie na ziemię, która dosłownie usunęła mi się spod nóg.

Gdy tylko udało mi się ocknąć, nagrałem oddechu tak łapczywie, że płuca zapiekły mnie żywym ogniem. Wszędzie były gruzy, walał się kurz ziemia oraz jakieś elementy konstrukcji mogącej wcześniej uchodzić za budynek... Co się stało? Gdzie się znalazłem? Worek na mojej głowie się rozdarł, ale chmura kurzu była gęsta niczym mgła.

Złamana noga oraz inne obrażenia nie pozwalały mi już iść... ale jakimś sposobem znów miałem wolne ręce, choć w każdej co najmniej dwa złamane palce. Udało mi się dostrzec coś w rodzaju tunelu... w którym chciałem się ukryć... nim jednak dotarłem do niego, natrafiłem na ciało... kogoś z mojego Świata. Dziewczyna o kocich uszach... kot, który w tej bitwie stracił ostatnie z dziewięciu żyć. Metalowy pręt wystający z jej ciała oraz brak, jakiej kolwiek reakcji dawały jasno do zrozumienia, iż była martwa... Była taka jak ja... być może chciała mi pomóc? Walczyć z tamtymi...

I pomogła... kątem oka dostrzegłem złotawy przedmiot wystający z jej kieszeni. Zagarnąłem go łapczywie, odrętwiałymi palcami przycisnąłem do klatki piersiowej.

To był bursztynowy kompas... działał... bo już sekundę później zniknąłem w rozbłysku światła, a wszystkie moje myśli krążyły wokół domu..




~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
[ Halloween 2020 ] Zmierzch  - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Zaciągnęli mnie do samochodu... na głowę wcisnęli jakąś szmatę, przez którą niemal się dusiłam. Łkałam spazmatycznie, modląc się, sama nie wiem do kogo... by to wszystko już się skończyło. Byłam wieziona od lat, ale przyzwyczaiłam się do tej rutyny... wiedziałam, co mógł przynieść kolejny dzień... jedną z możliwości była również śmierć. Chociaż z żywego więźnia zawsze jest większy pożytek... zwłaszcza kiedy owy więzień został złamany i współpracował. A tak przecież było ze mną... byłam już posłuszna i grzeczna, za co więc spotkało mnie to wszystko? Czemu miałam tak cierpieć? Nic już nie rozumiałam... a ból coraz mocniej mącił mi w głowie.

-Robiłam, co chcieli... dziś miałam dostać nagrodę.... czemu to robicie? Ja nie uciekłam! To oni-

Próbowałam się tłumaczyć gdy wytargano mnie z wozu. Słowa zagłuszył krzyk, kiedy złamaną nogą uderzyła o drzwi auta. Zacisnęłam zęby, starając się zdusić kolejną falę szlochu.

Szarpnęłam się na tyle mocno, że udało mi się wyrwać z czyichś rąk. Skuliłam się na ziemi pewna jednego... że nie pozwolę im się zabić, że nie zrobię już ani kroku więcej.


I wtedy się zaczęło... Piekło. Huk eksplozji, strzałów krzyków ludzi i czyichś jeszcze. Pozbawiona wzroku słyszałam, to wszystko zdecydowanie wyraźniej niż chciałam. Nakryłam uszy dłońmi, a moje ciało całe dygotało ze strachu i bólu. Ktoś z biegnących wpadł na mnie i sam podnosząc się, z ziemi odepchnął mnie z taką siłą, że obiłam się o ściankę auta... Czy Ci, z którymi właśnie walczyli moi oprawcy, chcieli mi pomóc? A co jeśli nie... jeśli trafię do kogoś, kto znów będzie chciał mnie wykorzystać.... okaleczyć, zabić. Skąd miałam wiedzieć, że tamci będą lepsi... jak po tym wszystkim zaufać komukolwiek...


Mój świat runął, a wraz z nim runęła ziemia, na której leżałam....

Nie wiem, co się działo... musiałam stracić przytomność... obudził mnie żar ognia, który niebezpiecznie zbliżał się do mojej dłoni... Nie udało mi się odsunąć jej od źródła gorąco... Nie mogłam ruszyć też nogami... w ogóle nie czułam swoich nóg...

Gdy w końcu udało mi się, otworzyć oczy zapuchnięte od łez z mojego gardła wybuchł histeryczny śmiech. Leżałam przygnieciona szczątkami furgonetki...

Jakoś szybko dotarło do mnie, czemu nie czułam nóg... miałam przetrącony kręgosłup... wokół mnie walały się jedynie gruzy i kurz a w powietrzu czułam dym i zapach własnej krwi. Miałam już dość... po prostu dość tego wszystkiego. Jeśli ktoś mnie znajdzie w takim stanie, pewne jest jedno... pójdę na części, niczym sztuka mięsa w rzeźni. Ludzie nie lubią marnotrawstwa... nie będzie już szans na ucieczkę. Żadną, również tą od cierpienia... chyba, że sama o nią zadbam.

Przez chwilę zamarłam, widząc w strzaskanej szybie odbicie nienależące do mnie... widziałam uśmiechniętą twarz swej przyjaciółki, zaciskającej palce na srebrnej obroży... tak jak ja teraz. Uśmiechnęłam się, po czym z wszystkich sił, jakie mi zostały, szarpnęłam za obrożę, zwalniając jej morderczy mechanizm....

Gdzieś w tej niezmierzonej ciemności, jaka na mnie opadła... gdzieś tam musiała kryć się ta wolność....

Powrót do góry Go down





Queen
Gif :
[ Halloween 2020 ] Zmierzch  - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Raven Black
Wiek :
Wygląda na dwadzieścia parę
Rasa :
Kotostrach
Wzrost / Waga :
160 cm | 50kg
Znaki szczególne :
Blizna na prawym policzku, kocie uszy i puszysty (jak u persa) ogon
Pod ręką :
Bursztynowy kompas (w kieszeni spódnicy), zapałki i zapalniczki, noże (przypięte specjalnymi pasami do ud)
Broń :
Noże, spluwy, pazurki
Zawód :
Średniej klasy szlachcianka
Stan zdrowia :
Wyśmienity
https://spectrofobia.forumpolish.com/t306-queen
QueenNieaktywny
Walczyła do pewnego momentu. Bardziej słownie niż w jakikolwiek inny sposób. Krzyczała, wyzywała, pluła, nawet gryzła, gdy miała taką sposobność.
Trzęsła się ze strachu. Leżąc w wozie. Bolało. Wszystko tak bardzo bolało. Ból przytłumiał wszystko inne. Wiedziała, że to źle. Miała złamaną rękę i nogę. Nie było dobrze. Adrenalina już całkiem przestała działać – pewnie wylała się razem z krwią, barwiącą podłogę na czerwono.
- NIE!!!!! – zawyła, gdy zrzucili jej na głowę worek, a ręce zakuli w coś ciężkiego i emitującego dziwne ciepło. To nie mogło się tak skończyć, nie! Nie mogła się z tym pogodzić, nie ma mowy. Nie, e!
- AŁAŁ! – załkała, gdy kazali jej stanąć na złamanej nodze. Kość przesunęła się oraz przerwała skórę. Nie mogła tak iść! Dostała w głowę. Upadła na ziemię. Kilka kopniaków w plecy i… zaczęli ją ciągnąc. Dobrze, że chociaż za zdrową kończynę.
Atak sprawił, że nadzieja wróciła do jej serca. Czyżby miała zostać ocalona? Czyżby miała przetrwać? Och, jak dobrze!
Zaczęła czołgać się w przeciwną stronę do tej, w którą była ciągnięta. Nie udało jej się dopełznąć zbyt daleko. Nagle straciła grunt pod sobą, upadła. A z nią wszyscy inni.
Kiedy udało jej się otworzyć oczy, zauważyła, że worek się rozdarł, kajdany otworzyły. Wokół niej były trupy. Głownie zasypane ziemią.
Nie mogła się skupić. Co chwile ciemniało jej przed oczami. Zauważyła jednak tunel, kilkanaście centymetrów dalej. Wpełzła do niego przekonana, że jeszcze wyjdzie z tego z życiem. Nie przewidziała tylko tego, że fakt, dla którego nie czuje już bólu nogi jest taki, że… była tylko korpusem, który właśnie się wykrwawił. Umarła, gdy tylko jej głowa została pochłonięta przez ciemność tunelu.


Przez noc droga do świtania,
Przez wątpienie do poznania,
Przez błądzenie do mądrości,
Przez śmierć do nieśmiertelności.

[ Halloween 2020 ] Zmierzch  - Page 3 TDFI7p

#00b7eb | #d23b68 | #a4254b
x x x

Powrót do góry Go down





Violet Ni’ur
Gif :
[ Halloween 2020 ] Zmierzch  - Page 3 88eda4a0673c5c533004f119182a3b92
Godność :
Violet Ni’ur
Wiek :
25 lat
Rasa :
Lisiczka
Wzrost / Waga :
168 cm i 55 kg
Znaki szczególne :
Białe lisie uszka i długi oraz puchaty lisi ogon
Pod ręką :
Sztylet
Broń :
Pazury, sztylet
Zawód :
Służka
Stan zdrowia :
Doskonały
https://spectrofobia.forumpolish.com/t557-violet-ni-ur#4459 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1170-violet-niur
Violet Ni’urDachowiec z Wysp Księżycowych
Dachowiec z Wysp Księżycowych
Bez wyrazu wpatrywała się w przestrzeń przed sobą. To nic, że nie była w stanie niczego dostrzeć. Jej oczy zdawały się widzieć nicość już od jakiegoś czasu: całkiem się zamknęła na to, co dzieje się w jej ciałem. To chyba trauma, ale nie była pewna. Nie, żeby ją to specjalnie obchodziło. Czy żyje, czy też zdechnie.
Nie protestowała, gdy wepchali ją do machiny. Nawet nie wydała z siebie jednego dźwięku, kiedy złamana noga, boleśnie wykręciła się, a kość przebiła skórę. Krwawiła z pleców, z miejsca w którym powinny być skrzydła. Leżały gdzieś, oderwane, podziurawione i rozszarpane. Ciekawe, czy będzie żyć wystarczająco długo, by w ogóle zaczynały odrastać?
Nie zwróciła uwagi na fakt, że w ogóle zakryli jej oczy. Poczuła ciężar kajdan na dłoniach, ale to byłoby tyle. Gdy wyszarpali ją z samochodu – szła (na tyle ile może ktoś ze złamaną nogą), prowadzona w nieznane.
Nie ruszyła się z miejsca, gdy nastąpił atak. Zamiast tego, usiadła, czekając. Wszystko było jej obojętne.
Kiedy zawaliła się ziemia: nie miała szczęścia. Worek zaczepił się o coś, może korzeń, może jakiś pręt i udusił ją. Szkoda, że nie trwało to krócej. Wisiała tam długimi minutami, godzinami, dniami, tygodniami, miesiącami, całą wieczność nim wyzionęła ducha. Cierpiała do ostatniej sekundy.


Snowy white fox of the Arctic,
was it your brush-like tail
that sprayed snow, like crystal sparks,
adorning the dark sky with a shimmering veil?
A beautiful blaze of auroral displays

[ Halloween 2020 ] Zmierzch  - Page 3 29bf52224b08a0d95f5956e79c9cc172
#87cefa
x x x x x

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
[ Halloween 2020 ] Zmierzch  - Page 3 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Bał się. Po raz pierwszy w swoim życiu autentycznie bał się o siebie. Z reguły nie przejmował się swym losem – biegał wolno, polował, wylegiwał się, był wolnym duchem. A teraz ludzie usilnie próbowali złamać jego wolę, pozbawić duszy, później zmysłów.
Pogryzł ich, gdy próbowali mu założyć worek na głowę. Musieli go przytrzymać. Syczał i warczał, próbując ich zabić. Wydrapał komuś blizny na rękach nim udało się skuć go w kajdany. Nie poddawał się łatwo. Teraz też nie zamierzał.
Szedł z trudem, wolno. Złamana noga nie pomagała w jego sytuacji: niezdolny do biegu, nie mogący niczego chwycić, oślepiony. To naprawdę źle wróżyło.
Już miał się poddać, odrzucić resztki nadziei na przetrwanie, gdy usłyszał inne istoty. Poczuł zapach magii. Uśmiechnął się, czego ludzie nie mogli zauważyć. Spiął się, w napięciu. Nawet jeżeli jakiś człowiek to zauważył – najpewniej założył, że to dlatego, iż zmierzają do laboratorium.
Rzucił się biegiem (kuśtykał, nie poruszając się zadziwiająco szybko) w stronę atakujących, gdy tylko został wypuszczony z łap ludzi.
Nagle poczuł, że ziemia osuwa się pod jego nogami. Zaklął. Źle to wróżyło.
przygotował się mentalnie na upadek, który nigdy nie nastąpił. Uświadomił sobie, że ktoś go złapał za górę ubrania. Zaczęli go wciągać. Nie wiedział, kto go ma w łapach. Wróg? Czy też przyjaciel?
Gdy ściągnęli mu worek i pozbyli się kajdan; zobaczył swych wybawicieli. Dachowiec z psimi uszami i ogonem trzymał go w objęciach i ze smutnym uśmiechem szeptał, że już jest dobrze. Kapelusznica stała obok, trzymała go za rękę i pocieszała go.
- Dziękuję – pozwolił swoim powiekom opaść. Był wykończony.
Poczuł, jak wstają. Psowaty i Kapelusznica zabierali go w bezpieczne miejsce. Przeżył. Może nawet nie znienawidzi psów tak bardzo, jak myślał.


[ Halloween 2020 ] Zmierzch  - Page 3 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Iskra
Gif :
[ Halloween 2020 ] Zmierzch  - Page 3 DsVkl5j
Godność :
Eva M. Markovski // Iskra (Étincelle) Rosenthal
Wiek :
wizualnie 20+, mentalnie z 55 i ciut.
Rasa :
Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
Wzrost / Waga :
1,65 m // 54 kg
Znaki szczególne :
piegowata skóra, ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy (u Ludzi nosi przyciemniające soczewki); roślinny tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym przedramieniu i brzuchu
Pod ręką :
Frank i Ivor: kopertówka z Bezdenną Sakwą w środku || Wrona: czarna nerka ze szmacianką-zabawką przewieszona w poprzek piersi || Wrona: nerka zawieszona w poprzek piersi, termos z kawą || Sea: Duża, czarna torebka na ramię z przywieszką-szmacianką, część magicznych przedmiotów wśród biżuterii
Broń :
Walter P99 dawno temu zabrany Moriemu - gdzieś na dnie torby
Zawód :
projektant magicznych przedmiotów codziennego użytku || Bogu ducha winna dziennikarka
Kontrahent :
(nie)chciany asystent Saul Fyortersole?
Stan zdrowia :
fizyczny nienaruszony, ogólnie hemofobia || EVENT: trauma po widoku wybuchającego ciała Artemis i/oraz budzący się lęk przed krwią + częściowa niepoczytalność i fantomowe bóle (Koszmar)
https://spectrofobia.forumpolish.com/t264-iskra https://spectrofobia.forumpolish.com/t265-czy-ze-zmrozonego-serca https://spectrofobia.forumpolish.com/t266-kontakt-iskra-rosenthal-eva-markovski https://spectrofobia.forumpolish.com/t1088-iskra
IskraWybryk Natury
Nie śledzę naszej trasy – w zamkniętym, stęchłym schowku nie mam nawet jak. Wszystko dookoła buczy i trzęsie się, wywołując jeszcze więcej mdłości i bólu w moim i tak nadwyrężonym ciele. Nie sądziłam, że zdoła być jeszcze gorzej. Wibracje nie przypominają niczego co dotychczas znałam, nawet jazda powozem po wątpliwej jakości traktach nie nie powodowała tylu (nieprzyjemnych) wrażeń. A może to wina mojego niezadowolenia. W końcu zostałam otruta, pobita i porwana. W dowolnej kolejności, wybierzcie sobie.
Ból nadal trzyma mnie w ciasnym uścisku, a więc nawet nie próbuję otrząsnąć się z obojętności, w której się schroniłam. Nie liczę sekund czy zakrętów, nie próbuję dociekać co dalej i jak się wydostanę. Choć zawsze solennie sobie przyrzekałam, że nigdy się nie poddam, że zawsze walczę do końca, że nic nie złamie hartu mego ducha, ta sytuacja to dla mnie za wiele. Kocie zmysły – zwykle tak pomocne - teraz odbierają zdecydowanie za wiele bodźców, a ciało jest zbyt delikatne, by poradzić sobie z… czymkolwiek mi zrobili. Okazałam się kolejną panną w opałach. I nawet nie ma mi kto przyjść z pomocą.

Znów worek na głowie, znów wiązanie i szarpanie, jakbym była li i wyłącznie dzikim zwierzęciem. Nie opieram się. Niczego nie widzę, nie czuję, nie pragnę.
Czy to Ludzie? Czy to oni jeżdżą w śmiesznych, gładkich automobilach? Przez głowę przemyka mi, że zawsze chciałam zobaczyć drugą stronę Lustra, jednak z pewnością nie w ten sposób.

Złamana noga ugina się pode mną z każdym krokiem, ale obchodzi to tylko mnie – nadal jestem ciągnięta niczym worek, a może bardziej popychana jak bela, skoro tym razem darowano siatkę i „pozwolono”  użyć własnych kończyn. Szkoda, że ktoś mi wcześniej tę nogę złamał.
Następowały po sobie kolejne trzeszczenia, zgrzyty – więcej, więcej, więcej metalu, wrót, kajdan i niewoli. Nie mam pojęcia czy stanę się eksponatem, czy zwierzyną łowną. Dopiero po chwili przychodzi mi jeszcze do głowy, że być może w tym jednostronnym wydarzeniu macza palce sama MORIA. Na tą myśl rozpaczliwie szarpię się w okowach, po raz pierwszy od schwytania okazując jakiekolwiek emocje. Wydaje się to idiotyczne, wszak sytuacja nie stanie się lepsza czy gorsza, ale ani polowanie, ani ludzki cyrk nie napawają mnie aż takim strachem jak świadomość, że mogę paść ofiarą eksperymentów. Mówi się „nieludzkich”, a wszak to Ludzie je prowadzą.
W chwili, gdy po raz kolejny mam się potknąć, atmosfera dookoła zmienia się. Dłonie ciągnące mnie bezlitośnie do przodu najpierw zaciskają się mocniej, a po chwili zupełnie puszczają. Nie ruszam się z miejsca, przekonana, że to tylko przekazanie celu, więźnia, obiektu czy czymkolwiek jestem, ale głosy narastają – zarówno te zdenerwowane, jak i gniewne. Pierwszy wystrzał z broni cuci moje otępiałe zmysły, drugi powoduje, że podskakuję na jedynej nodze, bo odbija się gdzieś bardzo niedaleko. Nadal mam na sobie cholerny worek i widzę całe nic. Nim jednak podejmę decyzję, coś przygina mnie do ziemi i wrzeszczę, próbując chronić złamaną kość. Lub kości.
A później czuję zapach pomarańczy, tak podobny do mojego zwykłego zapachu, i zatyka mnie z ulgi.

Nim zdołamy wypowiedzieć choć słowo, grunt pod nami trzęsie i zaczyna zapadać, grożąc pogrzebaniem. Nie wiem czy to sprawka Elijaha, ale ziemia łamie się i jęczy i ręka Kitty wysuwa się spod mojego ramienia. Znów jestem samiuteńka, z zakutymi dłońmi i cholernym workiem na głowie, i dodatkowo zsuwam się w dół. Próbuję hamować nogami, ale jest to stosunkowo trudne, gdy jedna z nich składa się jak harmonijka, a druga jest pokaleczona i bosa. Niemniej, I’m doing my best. Nogi można na nowo złożyć, przebite przypadkową gałęzią płuco nie bardzo. Strzygę uszami i gdzieś nad głową słyszę posypujące się miarowo kamyczki i ziemię. Brzmi jakby zbliżały się do mnie i jest to prawdopodobnie Kitty, która ruszyła za mną w chwili, gdy tylko nas rozdzielono. Dźwięków jest jednak więcej i zaczynam zastanawiać się ile naprawdę ofiar pochłonęło to trzęsienie ziemi. I czy pościg jest na naszym tropie. I ile osób wciągnęli w tą szaloną misję ratunkową. Wszystkie myśli pierzchają, gdy nadobny worek zahacza o sterczącą w osuwisku gałąź, a ta prawie nie wybija mi oka. By było zabawniej, oko omija, zostawiając mnie z paskudną szramą na policzku, ale nagle zatrzymuję się gwałtownie, gdy gałąź klinuje się na materiale, a ten na mojej tchawicy. Charczę i niby znów żegnam się z życiem, ale przecież chwilę temu jakiś paskudny kamień uderzył mnie w ramię i przypadkowo roztrzaskał kajdany. Rzucam się bok, nie chcąc do końca zawisnąć i udaje mi się zarzucić ogonem o ową nieszczęsną gałąź. Nie ma tak łatwo. Nie po to wszystko znosiłam, żeby dać się załatwić przypadkiem.
Zabawne jak bardzo wzmacnia mnie sama świadomość obecności siostry.
Chwilę później ktoś chwyta mnie za ramię i zadziera worek i znów mogę oddychać. Wpatrują się we mnie bursztynowe oczy Kitty, nieco ciemniejsze od moich, teraz pełne łez. Zerka w górę, jakby sprawdzając otoczenie, i przytyka mi do ust mały flakonik. Czuję w obitych ustach smak mięty i przełykam, starając się nie zwracać uwagi na towarzyszący mu żelazny posmak. Mój posmak. Niemal natychmiast zalewa mnie kolejna fala ukojenia, niemal porównywalna z chwilą, gdy poczułam wokół zapach siostry. Rozglądam się w poszukiwaniu reszty ekipy ratunkowej, ale ziemia  znów się osuwa i lecę na łeb, na szyję w dół. Tyle pamiętam.

Gdy otwieram oczy, widzę nad sobą blade twarze: ta ze zmarszczonymi brwiami to Elijaha, nakrapiana piegami, które teraz bardzo się odcinają od skóry to oczywiście Kitty, zaś twarz Luny jak zawsze przesłonięta jest jedwabistymi włosami. Oczy ma zaczerwienione jakby płakała. Nie sądziłam, że szwagierka aż tak przejmie się moim losem.
Próbuję się ruszyć i okazuje się, że jestem zabandażowana jak mumia, a w ustach czuję całą grządkę mięty. Przy bliższej lustracji orientuję się, że Kitty nie wygląda wcale lepiej ode mnie, a najczystszym – i to nie znaczy, że czystym! - członkiem ekipy ratunkowej jest Luna, od której pochodzą wszystkie eliksiry i zmartwione spojrzenia. Moje rodzeństwo dla odmiany jest bardzo milczące, ale zdeterminowane. Świat stanął na głowie. Musiałam zostać otruta, pobita i porwana, żeby zobaczyć ich w innym wydaniu.
Z koca robią nosze, których końce chwytają mój brat i jego filigranowa żona. Oglądam się na Kitty, która byłaby bardziej oczywistym wyborem, ale właśnie udaje przede mną, że nie kuleje. Nad nami zieje wielka dziura, odsłaniająca niebo bez gwiazd, za to z wieloma sztucznymi światłami w górze. Przed nami z jednej strony jest usuwisko, na które może zdołają się zdrapać zdrowi i sprawni (czyli nie ja, i pewnie już nie moja siostra), a z drugiej tunel wyglądający jak część czegoś starszego i większego. Oby nie podziemia laboratorium.
Nie zamieniając ani słowa – między rodziną jest to niepotrzebne – ruszamy w głąb, a ja kurczowo trzymam się nadziei, że nie sprowadziłam na nas wszystkich zagłady.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach