Arcyksiążę i Puchate Ogonki

Violet Ni’ur
Gif :
Arcyksiążę i Puchate Ogonki 88eda4a0673c5c533004f119182a3b92
Godność :
Violet Ni’ur
Wiek :
25 lat
Rasa :
Lisiczka
Wzrost / Waga :
168 cm i 55 kg
Znaki szczególne :
Białe lisie uszka i długi oraz puchaty lisi ogon
Pod ręką :
Sztylet
Broń :
Pazury, sztylet
Zawód :
Służka
Stan zdrowia :
Doskonały
https://spectrofobia.forumpolish.com/t557-violet-ni-ur#4459 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1170-violet-niur
Violet Ni’urDachowiec z Wysp Księżycowych
Dachowiec z Wysp Księżycowych
Lisica czekała na ten dzień całe swoje życie. Od kiedy tylko trafiła na szkolenie do włości Pana Se’vere i usłyszała o tym, że ma być podarkiem dla możnowładcy z odległej krainy – wiedziała, że któregoś dnia przyjdzie czas rozstania z Wyspami Księżycowymi. Niemniej jednak, gdy tylko wczesnym porankiem padł rozkaz, by Lisy poszły się spakować i wyszykowały do podróży, Violet musiała usiąść i odczekać kilka chwil, nim jej nogi na nowo będą jej posłuszne.
- Nie spodziewałam się, że to tak szybko… - powiedziała bratu, gdy schodzili po schodach. Trzymała się kurczowo jego ramienia, tak jakby był on ostatnią deską ratunku dla blondynki. Niebieskooka sądziła, że będzie się tutaj szkolić przynajmniej wiek nim dojdzie do sytuacji, w której zostanie zabrana. A jednak, pan Azara Se’vere postanowił, że to czas na nich. Zabrał ich zatem z Lunis, wydzielonej, wschodniej części wyspy, w której znajdowały się domy dla możnych i tylko dla nich.
Rodzeństwo przed wejściem do powozu, mającego zawieść ich na statek zostało zakute w kajdany, by przypadkiem nie uciekło.
- Macie się zachowywać – poczuł ich arystokrata, poprawiając rękawy swojego garnituru. Dla efektu siły jego donośnego i mocnego głosu, dołożył jeszcze uderzenie laską w bok karocy. Nie chciał przypadkiem, by lisy nagle zaczęły ukazywać nieposłuszeństwo.
Tak oto ambasadro Lunis zabrał Violet i Armira do portu, gdzie czekał już statek z resztą delegacji. Zapowiadała się długa podróż.
*****
Dotarli najpierw do portu w Krainie Luster. Później przesiedli się do kolejnej karocy, tym razem przysłanej przez Pana tych ziem. Ni’ur była zbyt przerażona, by podziwiać widoki. W końcu kogo tak naprawdę mogła się spodziewać? Był samym Wielkim Lordem Protektorem, Arcyksięciem. Nikt nie stał wyżej. On był wszelką władzą i… mógł zrobić z nimi to, co tylko chciał. Och! Chociaż tak bardzo pragnęła wyrwania się spod okrutnej władzy jej Panów, teraz nie mogła powstrzymać drżenia rąk. Obawiała się nieznanego miejsca równie tak mocno, jak nieznanego Pana.
Marzyła tylko o tym, by nie bił ich zbyt często (najlepiej w ogóle), by był wyrozumiał. Ale wiedziała, że to najpewniej tylko dziecięce mrzonki. W końcu dlaczego miałby się chociaż trochę (na lepsze) różnić od jej obecnych Panów? Jedynie mogło być tylko gorzej.
Przytuliła Armira jeszcze bardziej. Nie ukrywała strachu czy też niepewności jaką nią targała. A zwłaszcza, że byli coraz bliżej celu podróży. Nie podejmowała prób rozmowy z czarnym lisem. Oczekiwała. Albo końca, albo początku gorszego życia.
******
Dojechali.
Komitet powitalny był liczny i głośny. Donośne trąby grajków oznajmiły ich przybycie. Melodia rozniosła się echem po najbliższej okolicy. Powozy zatrzymały się przed głównymi schodami do Różanego Pałacu. Z dwóch pierwszych wyszli ambasadorowie Wysp Księżycowych. Z trzeciej, równie wspaniale ozdobionej, lisy zostały wyprowadzone. Brzdęk łańcuchów wypełnił przestrzeń. Violet o mało co nie potknęła się o swoją długą suknię – była błękitna, z kwiecistymi wzorami, pasująca do koloru nieba.
Rodzeństwo stanęło za swoimi dawnymi Panami z ich lewej strony. Blondynka spuściła białe uszy i nieśmiało, z przestrachem wręcz, spoglądała na to, co dzieje się z przodu.
- Miłościwy Lordzie Protektorze – odezwał się Valmino, ambasador z zachodniej części Wyspy – dziękujemy Ci z całego serca za powitanie i spotkanie. Ufam, że Ty i Twoja małżonka, jesteście dobrego zdrowia? – skłonił się on płytko, jakby nonszalancko i bez przykładu. W końcu nie nawykł do kłaniania się innym. To inni mieli oddawać pokłony jemu. – Wierzę, że zaczniemy w ten sposób obiecująca współpracę i puścimy w nie pamięć waśnie naszych rodów.
Kolejny z Panów, tym razem szyderczy i wyjątkowo okrutny Lose’eniere, trzymający wiecznie bat w dłoniach i uważający za dobrą zabawę machanie nim na prawo i lewo, zabrał głos.
- W ramach podzięki, przyjmij Panie tych dwoje sług. To nasze najznakomitsze okazy. Dwa lisy, rodzeństwo Ni’ur. Biały lis, Violet i czarny Armir. Przez całe swoje krótkie życie przygotowywali się do tej chwili. Wyrażamy głębokie nadzieję, że Pan, Panie Rosarium przyjmiesz je i pozwolisz żyć w Pańskim wspaniałym Pałacu.
Lisiczka skłoniła się, kiedy tylko wzrok Arystokratów skierował się na nich. Był to ukłon głęboki, na tyle, na ile pozwały jej ubrania i kajdany. Co będzie ich teraz czekać? Ach, jakże chciałaby wiedzieć. Równie mocno, co przestać się trząść i spoglądać na bat z czystym przerażeniem.


Ostatnio zmieniony przez Violet Ni’ur dnia Wto 4 Lut - 0:35, w całości zmieniany 1 raz


Snowy white fox of the Arctic,
was it your brush-like tail
that sprayed snow, like crystal sparks,
adorning the dark sky with a shimmering veil?
A beautiful blaze of auroral displays

Arcyksiążę i Puchate Ogonki 29bf52224b08a0d95f5956e79c9cc172
#87cefa
x x x x x

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Karoca poruszała się po stabilnej drodze, bez nieoczekiwanych wstrząsów czy zakłóceń podróży. Odrobinę szkoda, może kołysanie budki na kołach ukoiłoby nerwy i pozwoliłoby na sen, chwilę zapomnienia. Trasa sama w sobie nie była męcząca fizycznie, wykańczało jednak psychicznie zmierzenie się z nowym, niepewnym losem. Armir większość czasu spędził między wyglądaniem przez okno, a szybkimi zerknięciami na małą, mocno trzymającą się jego ramienia od rozpoczęcia tej piekielnej przeprawy. Bez niej, do tego czasu zdążyłby zrobić coś lekkomyślnego. Przykładowo wyskoczyły z powozu. Spowodował pożar. Udusił stangreta. Opcji istniało wiele, drobne ramię owinięte wokół własnego powodowało momentalne przerwanie snucia kolejnego planu ucieczki. Jeżeli istniałby chociaż cień szansy, zawahanie z jego strony, które sprawiłoby przykrość siostrze, miałoby ją rozzłościć, nie darowałby sobie tego. Tak więc siedział posłusznie, ściskając dłoń Lisiczki i oczekując spotkania z przeznaczeniem.
******
Cała otoczka ich przyjazdu, przedstawienie odgrywane wokół nich było aż cukierkowe. Wszyscy wyglądali na zadowolonych, jakby nie było to sprzedanie dwóch niewinnych osób na popychadła dla większego dupka niż oni, waszmościowie byli. Dla nich było to wymiganie się od sięgania do własnych kies by pokryć podatek. Wysłanie pary mniej lub bardziej przydatnych Dachowców. Co dalej z rodzeństwem będzie? To nie należało już do ich problemów. Byli wolni, aż do kolejnej daty poboru zapłaty. Wyjście z powozu było uciążliwe. Łańcuchy utrudniały przemieszczanie się, ich brzdęk był monotonnym stukotem. Dźwięk ten był jedynym słyszalnym dla lisa. Zamieszanie spowodowane ich przyjazdem wydawało mu się idiotyczne, ignorował hałaśliwy komitet. Stawiał krok za krokiem, sprawdzając co rusz, czy Vi jest obok. Wątpił by chcieli ich przedstawiać osobno - wszak oboje byli częścią tej transakcji - jednak jej obecność nieco otrzeźwiała go i skłaniała do bycia bardziej obecnym. I oto stanęli za swoimi poprzednimi właścicielami.
- Będzie dobrze, mała - zdążył wyszeptać z pocieszającym uśmiechem do lisicy, podczas, gdy wielcy panowie zaszczycali siebie wzajemnie uprzejmościami.
Wykorzystując swój wzrost chciał wyłapać jakieś fragmenty przyszłego "dobroczyńcy". Stawanie na palcach było trudnym zadanie, gdy obręcze blokowały ruchy kostek. Zaprzestał prób jednak dopiero, gdy musieli się poruszyć. Nadszedł czas na ich ukłon. Ostatnie muśnięcia czarnego odzienia, powinien prezentować się najlepiej jak potrafi. Mogliby mu jeszcze wepchać jabłko do ust, po czym podać na stole, nie czuł by dużej różnicy. Zgięcie się z kajdanami, utrzymać balans i nie upaść na twarz były priorytetami Armira. Następnym było zebranie całej odwagi, dumne wyprostowanie pleców. Skierował wzrok na Arcyksięcia, szykując najbardziej szyderczy grymas na ile zostało mu sił. Jego wyobrażenia człowieka, do którego pałał tak gorącym uczuciem, definitywnie różniły się od rzeczywistości. Nie był to podstarzały gbur z brzuchem wielkości beczki, brodą w warkoczyki, oblepiony klejnotami w równej mierze, co kobietami. Mając określić go pojedynczym słowem, lis bez wahania odparłby - Biel.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Arcyksiążę i Puchate Ogonki D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Szkarłatne spojrzenie Arcyksięcia mierzyło przybyszów z wysp z góry. Stojąc u szczytu schodów z wiernymi gwardzistami u boku obserwował jak ambasadorowie powoli zbliżają się w jego stronę, wspinając się po kolejnych stopniach.
Słuchał ich uważnie z kamienną twarzą. Wiedział dość o wyspiarzach by rozumieć, że wszystkie ich słowa będą pustymi pochlebstwami. Archipelag nie wysłałby nikogo w podróż, nie ofiarowałby darów dla pogardzanej Arystokracji z kontynentu, gdyby pilnie nie potrzebowali pomocy. Lord Protektor z potężną armią był najlepszym kandydatem do aliansu.
Byli jednak głupi, jeśli myśleli, że dwoje kolejnych sług przekona go do czegokolwiek. Różany Pałac pełen był Dachowców, dwa kolejne nie były czymś, co mogłoby wpłynąć na stanowisko Rosarium. Sztuką było jednak grać, zachować maskę tak długo, jak było to niezbędne.
Na ich niezdarne pokłony stuknął tylko srebrną laską o posadzkę.
- Jako Lord Protektor nie przemawiam w imieniu mojego rodu, lecz w imieniu całej Krainy Luster i wszystkich jej części, które potrzebują wsparcia. - Łagodny ton mógł ukryć przynętę. Nie chciał spędzić na tym spotkaniu więcej niż było to konieczne, a musiał się upewnić, czy oczy delegatów rozbłysną, gdy tylko usłyszą obietnicę pomocy wypowiedzianą z ust Arcyksięcia.
- Różany Pałac pełen jest Dachowców, lecz i te dwa przyjmę jako dar od Wysp Księżycowych. - Delegaci wydawali się być z siebie zadowoleni. Dar został przyjęty, więc w ich mniemaniu Rosarium był ich dłużnikiem. Ten jednak nie skończył mówić. - Ile mają lat? - Dla wyspiarzy, w tym Violet i Armira to pytanie mogło się wydawać w niczym nie różniące się do nabywców niewolników, którzy sprawdzali dokładne parametry zakupywanego towaru. W rzeczywistości jednak Agasharr nie mógł oprzeć się pokusie, by zmienić tego co ambasadorom wydawało się tryumfem na gorzką porażkę. I wszystko to pod płaszczem rzekomej niewiedzy.
W końcu Dachowce nie wyglądały na dzieci. Dlatego też, gdy uzyskał odpowiedź kontynuował, zmuszając wyspiarzy do ujawnienia swoich kłamstw, bądź do logicznej gimnastyki, by wykazać, że w ich słowach nie było fałszu. Należało się, nawet wręczając dar próbowali go obrazić nazywając panem Rosarium.
- Nie wiedziałem, że Wyspy planowały wysłać do Arcyksięstwa delegację od tak dawna. W innym wypadku pewnie kazałbym wyprawić z tej okazji bal. Niestety o wszystkim dowiedziałem się ledwie kilka dni temu. - Nie zwracał specjalnej uwagi na Dachowce. Fakt, że te przypominały lisy, były lisami, nie oznaczał w obecnej chwili zupełnie niczego.
Dłonią skinął na jednego z gwardzistów.
- Rozkuć ich. - Co dla Wyspiarzy, którzy tak duży trud włożyli, by Dachowce zostały przyprowadzone w kajdanach musiało być niczym policzek. Tylko czy odważą się na tę zniewagę odpowiedzieć?

Powrót do góry Go down





Violet Ni’ur
Gif :
Arcyksiążę i Puchate Ogonki 88eda4a0673c5c533004f119182a3b92
Godność :
Violet Ni’ur
Wiek :
25 lat
Rasa :
Lisiczka
Wzrost / Waga :
168 cm i 55 kg
Znaki szczególne :
Białe lisie uszka i długi oraz puchaty lisi ogon
Pod ręką :
Sztylet
Broń :
Pazury, sztylet
Zawód :
Służka
Stan zdrowia :
Doskonały
https://spectrofobia.forumpolish.com/t557-violet-ni-ur#4459 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1170-violet-niur
Violet Ni’urDachowiec z Wysp Księżycowych
Dachowiec z Wysp Księżycowych
Niewinna Violet chciała wierzyć swojemu bratu ze wszystkich sił. Jednak czy naprawdę mogła? W końcu żadne z nich nie potrafiło przewidzieć przyszłości. Ponieważ gdyby mogli, wiedzieliby, że wszelkie obawy są nieuzasadnione. W ich świadomości znalazł się fakt, że Arcyksiążę nie jest okrutną osobą, która zniszczy ich jeszcze bardziej. Zdawaliby sobie sprawę z tego, że to miejsce będzie po stokroć lepsze niż Wyspy Księżycowe. Gdyby tylko mogli spojrzeć te kilka godzin w przód.
Jeżeli Agasharr przypuszczał, że ambasadorom spodobają się jego słowa, to po ich wyraźnie zadowolonych minach mógł je potwierdzić. Każdy z nich, jak jeden mąż, wyszczerzyli się jeszcze szerzej, tym bardziej nawet mniej sztucznie. Obietnica pomocy ze strony Rosarium bardzo przypadła im do gustu.
- Ależ oczywiście, mój Panie, racz wybaczyć mi me nieadekwatne słowa. Rzeczą naturalną jest, iż przemawiasz w imieniu nas wszystkich – Valmino wyraźnie zaakcentował wyraz „nas” podczas swojej wypowiedzi. Upewniając siebie oraz Lorda Protektora w tym, że uważał Wyspy Księżycowe za wyjątkowo istotną część Krainy Luster. A to, że nie mieli ze sobą kontaktu przez długie, ciągnące się niczym ślimaki, wieki? To było niczym więcej lecz małym szczegółem! W końcu Wyspy z swoim rzadkim oraz drogocennym metalem, mogły przyczyniać się do tworzenia broni przeciwko nawiedzających krainy Koszmarów. Handel z nimi był, w mniemaniu mówcy, najlepszym interesem dla Krainy Luster.
Czy fakt, że w pałacu roiło się od Dachowców w jakikolwiek sposób przeszkadzał delegacji? Ani trochę. Byli ucieszeni, że podarek został przyjęty. Reszta nie miała znaczenia. Lisy w końcu były tylko sługami – tak naprawdę, gdyby nie zwęszyli okazji związanej z całą tą maskaradą, to nie przejmowaliby się jakim gatunkiem zwierząt są czy są rodziną, czy nie. Zostaliby wysłani do kopalni i o ile można by przewidywać, że czarny lis sobie poradzi i przetrwa tam młodość oraz następne naście lat, o tyle biały lis raczej długo by tam nie pobył. Padłaby z wyczerpania po kilku miesiącach, może roku. A jej truchło leżałoby w głębokim rowie, dawno zjedzone przez okoliczne ptaki czy inne ssaki. W końcu kto by się kłopotał, by w ogóle chcieć to poprawnie chować. Nawet spalenia nie były warte: nędzne zwierzęta. I tak się powinny cieszyć za możliwość przysłużenia się komuś.
- Dwadzieścia pięć i o ani jeden dzień dłużej – zostało wyrzeczone. Jednak czy lisy faktycznie tyle miały? Nawet nie był co do tego pewien. Równie dobrze mogłyby i mieć 250, a on jako długowieczny, i tak by nie zauważył. Wcześniej jednak dopytał o ich wiek właśnie dla takiego pytania.
Lose’eniere zaraz zrzedła mina. Słysząc tylko, jak Lord demaskuje ich intencje oraz całą te przykrywkę. Rozgryzł to w kila chwil. Zamachał batem w ręce, a potem strzelił nim w otwartą, odzianą w skórzaną (najpewniej zrobioną z jakiegoś zdechłego Dachowca) rękawiczkę, dłoń. Dźwięk, jaki się rozległ sprawił, że Violet pisnęła i skuliła się w sobie, zamykając oczy i przyciskając zakute dłonie do siebie tak bardzo, jak tylko mogła. Ogon podwinęła, uszy spuściła. Nie było nawet mowy, żeby przestała się trząść.
- Oczywiście, że planowaliśmy! Jak już zostało powiedziane, nie pragniemy niczego innego, jak ponownego pojednania z Krainą Luster, Lordzie – sztuczny uśmiech znów wrócił na jego twarz. Skierował on wzrok na resztę delegatów, którym pot zaczął zbierać się na skroniach. Oni również byli zdenerwowani. Se’vere nie mógł jednak pozwolić, by stanęło na słowach Rosarium tak łatwo. – Zdajemy sobie sprawę z tego, że kontakty Wysp i Krainy nie były zbyt dobre ostatnimi czasy. Pracowaliśmy zatem ciężko, próbując rozwiązać ten problem oraz wszystko należycie przygotować – mówił, przechadzając się i wspinając coraz to wyżej. Zdawać by się mogło, że przywiezienie dwóch lisów było niczym mniej niż wielkim wyzwaniem! W końcu to podarek nie z tej ziemi, czyż nie? Rosarium powinien zatem przestać tyle gadać i cieszyć się ze sług. – Wyszkolenie ich wymagało czasu. Dlatego też przybywamy tak późno, mój panie – znalazł się siedem stopni od Tyka. Zatrzymał się tam oraz pozwolił przejąć pałeczkę innemu mężczyźnie.
- O bal się Lord Protektor obawiać nie musi. Nic nas tak nie cieszy, jak udana współpraca. Wytrawne przyjęcie byłoby tylko, bardzo miłym, acz zbędnym, dodatkiem. – Wydawał się zadowolony ze swojej odpowiedzi. Nawet bardzo. Tylko, czy było z czego?
Lose’niere najpierw myślał, że się przesłyszał. Dopiero, kiedy gwardziści podeszli do sług i zaczęli z nich ściągać kajdany – uświadomił sobie, że z jego słuchem wszystko w jak najlepszym porządku. Ścisnął bat tak mocno, że wręcz dało się usłyszeć ciągnący dźwięk skóry. Toż to było nie do pomyślenia. Uśmiech przerodził się w paskudny grymas, a potem przeszedł w obojętność.
- Panie Rosarium, rozkuwanie ich nie wydaje mi się pomysłem odpowiednim dopóki nie wejdziemy do Pańskiego pałacu – starał się nie brzmieć na bardzo zirytowanego – Nikt wszakże nie wie, czy takie swobody na świeżym powietrzu w nieznanym im miejscu nie przyczynią się do ich niestosownego zachowania. Pomimo doskonałego szkolenia, to tylko nieprzewidywalne zwierzęta.
Stojący najbliżej Arcyksięcia też przemówił: Ich miejsce jest w środku pałacu, łaskawy Panie. Nie mniej jednak, jakoże to Twoje sługi, możesz z nimi zrobić co chcesz. Razem z przyjacielem, nie chcieliśmy brzmieć nieodpowiednio – skłonił się znów, dość prostolinijnie – Naszą intencją było jedynie przypomnienie, głowie im, nie Tobie Lordzie! Żeby brak kajdan nie uderzył im do głowy. To nie te piękne ogrody, a mury będą ich domem.
Oni trzymali swoje nieliczne kocie sługi w obrębie murów. Tylko czasem pozwalali im wychodzić na zewnątrz. Zakładali, że ta praktyka musi być stosowana wszędzie. W końcu zwierzęta żadnych praw nie miały, więc czemu mogłoby niby swobodnie chodzić w miejscu, w którym pracować tak czy tak nie będą? Da Wyspiarzy było to bez sensu i sprawiało, że mieli ochotę pozbyć się Tyka,  potem zawładnąć całą Krainą Luster.


Snowy white fox of the Arctic,
was it your brush-like tail
that sprayed snow, like crystal sparks,
adorning the dark sky with a shimmering veil?
A beautiful blaze of auroral displays

Arcyksiążę i Puchate Ogonki 29bf52224b08a0d95f5956e79c9cc172
#87cefa
x x x x x

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach