Tawerna „Księżycowy Młyn”

Poe
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Amias Vernifer
Wiek :
25
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
175/58
Pod ręką :
Lusterko, grzebień, papierosy goździkowe, zapalniczka, pieniądze
Broń :
Rapier
Zawód :
Tancerz na szarfach
https://spectrofobia.forumpolish.com/t273-amias-poe-vernifer https://spectrofobia.forumpolish.com/t1109-poe
PoeBiały Królik
Biały Królik
Posłał Tajemniczemu uśmiech pełen równiutkich perełek. Doskonale kojarzył jego wyraz twarzy. Strach, niepewność i obrzydzenie wymieszane w jednym garncu. Biedny facet! Jeśli myślał, że na tym poprzestanie, był w głębokim błę... no w dupie był!
Amias miał dwie teorie. Albo czerwonooki odznaczał się wyjątkowo wysoką empatią, albo ma moc odczytywania myśli lub zamiarów... trzy, bo mógł posiadać gadżecik, który pozwalałby na eskapady do wnętrza czyjegoś umysłu. Jego własny bywał postrzegany jako nieszablonowy. Szczerze, poczułby się urażony, gdyby ktoś stwierdził inaczej.
Jakoś to już tak było, że nie ważne ile miało się mięśni, potężnych mocy czy czarnych pasów w sztukach walki, wystarczyło, że przekroczono twoją osobistą granicę wstydu, przyjętego konwenansu i już! Otrzymany rezultat był podobny do rozgrywającej się przed nim sceny.
Brunet odsłonił się w sposób odwiecznie intrygujący Vernifera. Bo czym jest ciało w obliczu głodu, jeśli nie pożywieniem. Ogniste pożądanie, chłód apetytu, pustka zazdrości, szorstkość pragnienia - one wszystkie trawiły żywe istoty, powoli wydrążały dziury, niszczyły najtęższe umysły. Dotknąć, posmakować, przeżyć. W ostatecznym rozrachunku nie liczyło się nic więcej, dlatego...
Guuuuuuuu~ - pusty brzuch zaprotestował głośno i nawet panujący gwar nie zdołał tego zagłuszyć. Amias nakrył go jedną ręką, tak jakby gest faktycznie mógł pomóc. Skarcił się za głupie przemyślenia, które wzmagały jego własny głód w najmniej odpowiednim momencie i starał się zachować twarz. Dosłownie, bo pod powiekami zatańczyły już charakterystyczne iskry, a każda kość zdawała się mrowić. A to nie był dobry czas i miejsce na przechodzenie wylinki.
- Ja bym tam eksperymentował, skoro to takie proste... - Brew Lunatyka nieznacznie powędrowała do góry. Ponownie zwilżył gardło winem.
- Nie pijesz? - zapytał ze zdziwieniem i tym razem do pierwszej brwi dołączyła druga. Był szczerze zaskoczony, lecz nie poświęcił ewentualnej odpowiedzi większej uwagi, bo kufel Parvatti właśnie dołączył do najnowszego zestawu dodatków dla lalki Barbie. - Nie łam się! Zawsze możesz zbić fortunę na Cukierkowej Ulicy! - zaśmiał się serdecznie. Oczami wyobraźni widział Paro stojącą za kramem różowych różności. Wszystkie w kwiatki, cuksy i serduszka. Komentarze zadziałały jak trzeba, bo już zaraz smutne tony i grymasy zmartwienia opuściły jego towarzyszkę. Teraz stał i lampił się na całkiem zgrabny tyłek, zastanawiając się jak do tego doszło i uznając, że dzisiejszy wieczór należy do udanych.
- Jeszcze jak! Mrrrau! - zamruczał kocio i zamachnął się otwartą dłonią, udając, że daje jej soczystego klapsa w pośladek, jednak jego dłoń musnęła jedynie powietrze. Za dobrze mu się z nią piło, by dawać jej powód do przywalenia mu w twarz. Przez krótki moment sądził, że mimo wszystko dostanie z liścia. Wycelowany w niego palec całe szczęście okazał się niegroźny, a jego właścicielka właśnie podchwyciła temat eksperymentów.
- Czyń swą powinność! - zakrzyknął teatralnie i rozpostarł ramiona. Paro poklepała go leciutko i już po chwili miał na sobie starą-nową koszulę. Efekt okazał się... zaskakująco przyzwoity! Początkowo się śmiał, lecz zaraz zaczął oglądać materiał z każdej możliwej strony. Palcami badał kwiaty wiśni, lecz tkanina była jak farbowana, muśnięta tuszem. Misterne gałązki i kwiaty w szczycie rozkwitu pochłonęły go na moment.
- Och, mam nadzieję, że to nie zniknie - szepnął z nadzieją w głosie. Wzór na tyle przypadł mu do gustu, że nie miał ochoty pozbywać się zmian. Sam lepiej by tego nie namalował.
No i dotarli do stałego punktu towarzyskich spotkań. Niezmiennie odczuwał napięcie przy przedstawianiu się. Na swój sposób było miłe, a cały krótki, choć znaczący proces dostarczał zastrzyku adrenaliny. Zaraz dowie się, czy jego naznaczona aferami i nieprzyzwoitościami zła sława zdołała go wyprzedzić. Jeśli nie... kurde, chyba powinien zacząć się martwić!
Elias Cetren. To miano nijak nie przywodziło na myśl żadnego rodu, wspólnego znajomego czy zajadłego wroga. Istniała więc nadzieja, że pan Elias go nie skojarzy i będzie mu dane zaskakiwać go na milion sposobów.
- Amias Vernifer - przedstawił się, po czym skinął głową w odpowiedzi na zaproszenie Parvatti. - Przy, na, jak ci wygodniej - wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko. Dobrze będzie sobie znów klapnąć. Co z tego, że potem ciężko będzie wstać? Przystanął na moment, gdy Parvatti zaproponowała Eliasowi dołączenie się do nich i obrócił głowę przez ramię, by sprawdzić czy mężczyzna odkleił się od kontuaru.


Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 Ev4vUTM

Powrót do góry Go down





Enkil
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-
Wzrost / Waga :
193 cm / 85 kg
Pod ręką :
Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t271-enkil-arantza#411 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1082-enkil
EnkilDręczyciel
Dręczyciel
Z tą kobietą będę miał, zdecydowanie więcej problemów niż można by przypuszczać... Takaż myśl zagościła w mojej głowie, kiedy to przyglądałem się jak Parvatti postanowiła droczyć się ze swoim znajomym. Miałem całkiem bogaty wachlarz informacji na jej temat, mogłem też swobodnie obserwować jej poczynania w Krainie Snów, lecz nie mogło to przynieść równie bogatych doznań co spotkanie w rzeczywistości. Czy może raczej świecie, który był rzeczywisty dla naszej dwójki. Mimo to nie należało lekceważyć wiedzy wciągniętej z każdego skrawka wspomnień, marzeń czy koszmarów. Kraina Snów czyniła śniącego wolnym, nawet jeśli zmagał się z lawiną swych najgorszych strachów. Nie każdy Cień zdawał sobie sprawę z możliwości, jakie dawało wędrowanie po snach, które poza smacznym posiłkiem stanowiły również skarbnicę wiedzy o swych twórcach.
Już nie raz przyszło mi żałować, że jak reszta przedstawicieli mojej rasy nie jestem w stanie zadowolić się konkretnym gatunkiem snów, bez wiązania się ze śniącym. Byłby to zdecydowanie prostszy układ. Ten, w którym trwałem obecnie, był niczym narkotyk, mogący potęgować doznania, ale również zatruwać umysł... sprawiać, iż ten z czasem podaje się coraz niższym instynktom. Zdarzało mi się już zabić innego Cienia, gdy ten pozwolił sobie zapuścić się do snu mojej ofiary. Było to ryzyko, z którym liczył się niemal każdy Dręczyciel, który nie nauczył się jak wziąć w cugle swą naturę. Problem polegał jednak na tym, że tępa zmian i siły emocji nie dało się przewidzieć, były czymś indywidualnym i zależnym od aktualnego śniącego. Już na tym etapie wiedziałem, że Baśniopisarka okaże się dość ryzykownym „rarytasem”.
-Być może, choć z doświadczenia wiem, że najpewniejszą metodą na pozbycie się uroku jest... pozbycie się tego, co go rzucało.
Mówiąc to, uśmiech na mojej twarzy przybrał nieco bardziej drapieżnego wyrazu. Przez chwilę mierzyłem się z białowłosą na spojrzenia, ciekaw jej reakcji na swoje słowa. W końcu jednak odpuściłem a moja mina jasno miała sugerować, że nie zamierzam wcielać w życie sprawdzonych metod. Zgrywanie niewiniątka w odgrywanej przeze mnie roli, zdecydowanie nie zdałoby egzaminu. Nie pozostawało zatem nic innego jak stopniowe „oswajanie” się z nowym towarzystwem.
-Słynna Baśniowa uciekinierka czyż nie?
Była to powszechnie znana informacja, a w każdym razie taka, na którą nie trudno się natknąć w miejscach, gdzie obiektem plotek staje się każdy bardziej wpływowy czy zamożny ród. Czarne rodowe owce wywołujące skandale i okrywające hańbą swych przodków to temat niezwykle wdzięczny nie tylko w podrzędnych karczmach, ale i na salonach. Ludzie lubią słuchać o cudzych nieszczęściach i niepowodzeniach głównie dlatego, że wówczas sami czują się lepsi, lub cieszą się, że w ich życia nie dosięgają podobne niuanse.
Przeniosłem spojrzenie na białowłosego, przyglądając mu się dość uporczywie i zastanawiając się, czy powinienem go znać. A raczej czy Cetren powinien go znać. Mnie samemu miano Vernifer obiło się o uszy wystarczająco wiele razy, by znaleźć się ,na liście osób które mogły okazać się użyteczne dla Czarnych Kart. Nie skojarzyłem jednak opisu z samą osobą, w końcu od procesu rekrutacji miałem swoich ludzi, sporo jednak nadarzała się okazja... Zachodził tu jednak pewien problem. Aktualnie walczyły we mnie dwa całkiem sprzeczne pragnienia względem osoby Lunatyka... i jeszcze nie byłem pewien, które wygra, prywata czy też „biznes”.
Ledwo zauważalnie skinąłem głową na znak, przystania na zaproszenie. Po chwili ruszyłem za białowłosą parką, zadowolony ze zmiany miejsca. Stolik w mniej zatłoczonej części lokalu zdecydowanie bardziej nadawał się do tego, co miałem aktualnie w planie. A działać należało szybko... zanim jeszcze zdążę zmienić zdanie.
Gdy wszyscy już wygodnie zajęli swoje miejsca, z jednej z licznych kieszeni wydobyłem zdobną srebrną papierośnicę. Nosiła ślady użytkowania, choć sam nie korzystałem z niej szczególnie często. Jej zawartość była na „specjalne okazje” takie jak właśnie ta. Po otwarciu puzderka można było dostrzec szereg papierosów owiniętych czarną bibułką, zaś sam tytoń miał intensywnie niebieski odcień. Już po samym otwarciu papierośnicy w powietrzu roztaczała się intensywna woń, miła każdemu miłośnikowi dobrego tytoniu. Bez wnikliwszej analizy nie sposób było odkryć, że papierosy zostały spreparowane. Zawierały w sobie sprytnie ukryty pyłek Fliksów, który uwalniał się w chwili zaciągnięcia się dymem. Był to wynalazek jednej z moich Eremitek, dyskretny i skuteczny, chyba że potencjalna ofiara była niepaląca. Wówczas jednak wystarczyło dyskretnie rozgryźć ustnik i dmuchnąć pyłem i resztkami tytoniu w swój cel.
Przyszedł czas by porozmawiać o interesach... w które nie miałem zamiaru wplątać Baśniopisarki.
-Ktoś ma ochotę? Muszę tylko ostrzec, że można po tym nieco „odlecieć”. Sprowadzane z Archipelagu.
Sam również sięgnąłem po papierosa, który w żaden sposób nie różnił się od pozostałych i zawierał swą małą niespodziankę. Różnica polegała na tym, że jako jedyny wiedziałem, czym skończy się pierwsze zaciągnięcie i jak mu zapobiec. Ta umiejętność wymagała pewnej praktyki, moje pierwsze próby skończyły się poparzeniem palców. Dopiero druga przegródka papierośnicy zawierała swoją standardową zawartość, którą łatwo było podmienić, gdy tylko pyłek zaczynał działać.

Powrót do góry Go down





Parvatti
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Parvatti Ray
Wiek :
1000 lat ponad, ale dalej się trzyma
Rasa :
Baśniopisarka
Wzrost / Waga :
165 cm/ 53 kg
Znaki szczególne :
Srebrno złote włosy, tęczowe oczy i elfie uszy.
Pod ręką :
Papierosy, klucze do mieszkania, portfel, zapalniczka, bransoletka Animicus.
Zawód :
Alkoholik, obieżyświat.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t189-parvatti
ParvattiNieaktywny
Słusząc burczenie w brzuchu białowłosego podniosła brwi i zachichotała zasłaniając twarz dłonią. Cóż to się nazywa wilczy apetyt. Albo to przez przyjemne zapachy pieczonych ziemniaków, królewsko przyrządzonego mięsa z dzikich zwierząt. Co jak co ale ta tawerna miała zawsze dobre jedzenie, któremu żaden łakomczuch by się nie oparł. Dziwne jednak ponieważ nie podejrzewała Poe o bycie smakoszem barowych rarytasów.
Słysząc jego kolejne słowa wzruszyła ramionami. Łatwo powiedzieć, jednak dla niej takie połączenia kolorystyczne nie przypadły specjalnie do gustu i wolała nie zamieniać więcej rzeczy. Jeszcze ją pociągną za koszty naprawy stolików czy podłóg i będzie musiała sprzedawać magicznie zamienione przedmioty na targu. Tak nisko jeszcze nie upadła, by Lustrzani widzieli ją w roli przekupki i niech tak to zostanie.
-Cóż łatwo powiedzieć. Jak wysmaruję podłogę w serduszka to trzeba będzie bardzo szybko uciekać.
Zaśmiała się sama, jednak jej mina wyrażała niedowierzanie w abstrakcyjność całej tej marnej sytuacji. Parvatti już miała przechylać kufel, kiedy usłyszała słowa Lunatyka.
-Nie obrażaj mnie! A czy Upiorni mają rogi? Of course że piję!
Paro pokręciła głową na boki i tak samo palcem wskazującym po czym przechyliła kielich. Zabawne jak można się dogadać z obcą, jeszcze chwilę temu myślała, że pojawi się przed nią taka opcja, a tu proszę jej nowy znajomy sam jej proponuje by się poniżyła. Tęczowooka z zmartwieniem pokiwała głową na potwierdzenie, że dopuszcza taką opcję do siebie, co prawda niechętnie ale jednak nie może o niej zapomnieć.

Słysząc słowa bruneta przyglądała mu się bez mrugnięcia. Nie mogła rozszyfrować czy mówił poważnie, czy próbował żartować. Cóż nie ważne, którą z możliwości by nie wybrać można się zaniepokoić. Jednak Parvatii dalej obserwowała jak jednooki spuszcza wzrok i ewidentnie rezygnuje ze swojego planu. Może to i dobrze, bo trochę już zaczęła się niepokoić i jednocześnie zaciekawiona jeszcze bardziej chciała wiedzieć z kim przyszło im się spotkać w karczmie. Po tej chwili kiedy zatrzymała się dziewczynie krew w żyłach, a serce mocniej biło wróciła na ziemię. Czerwone spodnie, sprośne docineczki, i zachwyt Lunatyka. Aż dotarli do punktu, jak na początku myślała Paro kulminacyjnego, czyli momentu odkrycia tożsamości mężczyzny.
Komentarz bruneta zakuł kobietę i rozbawił jednocześnie co dała po sobie poznać. Cóż widocznie po 700 latach za Lustrem wszyscy dalej lubią obgadywać stare czasy nie szukając pikantnych nowinek tylko odgrzewając stare kotlety. Trudno, dobrze że nie widzi przed swoimi oknami paparazzi bo by musiała uważać, by nie kąpać się przy otwartych oknach.
-Nie da się ukryć, że sława widocznie mnie wyprzedza. Albo raczej przewyższa.
Taki tam drobny jak jej wzrost żarcik. Szczególnie przy Eliasie wyglądała jak kurdupel, albo raczej skrzat. Proponując przeniesienie się do stolika nie spodziewała się takiej odpowiedzi od Amiasa, jednak nie była ona specjalnie zaskakująca. Tym razem ochłodziła trochę atmosferę, chociaż, kto wie jak podziałały jej słowa. Szczególnie powiedziane pół żartem pół serio.
-Może nie przy ludziach od razu?
Dobrze było zająć swoje miejsce, chociaż Baśniopisarka musiała uważać by nie zamienić drewnianego stołu w wyglądający jak plastik szajs. Gdy w końcu znalazła bezpieczną pozycję opierając dłonie na kuflu, który przy każdym dotknięciu mienił się to brokatem, to różowymi wzorkami spojrzała na bruneta, albo raczej na papierosy, które wyciągał. Parvatti siedziała z obojętną miną, jednak gdy mężczyzna proponował papierosa z uśmiechem sięgnęła po karafkę wina, która na nich czekała i rozejrzała się po zebranych.
-Może napijemy się za to miłe spotkanie? Znaczy głównie pan, panie Cetren. Nie ładnie tak odstawać od towarzystwa, nie napić się nawet i proponować ... - Paro zrobiła chwilę przerwy mrużąc oczy, jakby oceniając co może znajdować się w tym niebieskim tytonie, a w życiu próbowała wiele i tak pewnie nie odmówi, ale nie lubiła wciskania narkotyków bez mówienia co w nich jest. - No właśnie, co to za orientalne przyjemności pan proponuje?
Jej głos był miły i słodki na tyle, jakby chciał walczyć z brokatową srebrno-różową karafką, którą trzymała w lewej ręce.

Dłoń Miłosa 5/7

Powrót do góry Go down





Poe
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Amias Vernifer
Wiek :
25
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
175/58
Pod ręką :
Lusterko, grzebień, papierosy goździkowe, zapalniczka, pieniądze
Broń :
Rapier
Zawód :
Tancerz na szarfach
https://spectrofobia.forumpolish.com/t273-amias-poe-vernifer https://spectrofobia.forumpolish.com/t1109-poe
PoeBiały Królik
Biały Królik
Wyszczerzył się wrednie na wyobrażenie ubarwionej karczmy.
- TO. To powinna być kara za rozcieńczanie wina! - powiedział nieco zbyt głośno rzucając gospodarzowi za ladą dwuznaczne spojrzenie. Parę osób ciekawsko zerknęło do swych kufli i kubków, zanurzyło nosy, posmakowało trunku pod nieco innym kątem niż dotychczas. W pijanych umysłach rodziły się podejrzenia. Języki o znieczulonych kubkach smakowych raczej nie pomagały w formułowaniu prawidłowych wniosków. Maślane, odurzone spojrzenia co poniektórych nabrały niebezpiecznej ostrości. Zaraz się zacznie. Oj tak. A wymówki karczmarzowi mogły teraz jedynie zaszkodzić.
Na wieść, że panna jednak pije, Amias wniósł swój kielich.
- A więc za twoje, i naszego gościa, zdrowie. Oby klątwę przegonił świt. Podobnie zresztą jak kaca! - puścił jej oczko i przechylił naczynie. Posłał brunetowi badawcze spojrzenie. Rada, którą ich uraczył była niebezpieczna. Zwłaszcza w ustach Cienia, bo był nim bez wątpienia. Sam jego strój, co prawda przed przemianą, krzyczał "mhrok! mhrok!" a krwiste oczy zdawały się spragnione posoki zebranych pod dachem Księżycowego Młyna. Postanowił potraktować ją jako żart... z morałem.
- Czyli magicznego kwiatka, który wyparował sobie w nicość? - odparł retorycznie, po czym niemile parsknął pod nosem wytykając niedorzeczność podobnego przedsięwzięcia. Próżne nadzieje, choć Amias przeczuwał drugie, ukryte dno komentarza nieznajomego. - To byłoby zawzięcie godne podziwu - po chwili dodał z uznaniem, którego osobiście nie podzielał.
- Trudno byś nie przyćmiewała nas wszystkich - uśmiechnął się delikatnie do Parvatti. - Choć może jak założę obcasy, to ci dorównam - pokazał jej język, po czym omiótł salę wzrokiem. Większego rabanu nie było. Iluś tam plotkowało, patrzyło to na niego, to na karczmarza i próbowało rozgryźć o co poszło, że Amias zarzucił mężczyźnie czyn karalny. Karczmarz w tym gwarze chyba nie załapał, że coś się święci, ale fircyk wiedział swoje. Istnieją rzeczy gorsze od jednorazowej, urzędowej kary czy kontroli gwardii. Pomówienia, ploteczki. Tu taki chłop, a tu taki piękny chłopiec. Trochę się z klientami i sąsiadami będzie użerał.
- A widzisz tu jakichś ludzi, których mógłbym gorszyć? - odparł powracając spojrzeniem fiołkowych oczu do Eliasa i Parvatti oraz upragnionego krzesła i stołu. Zajął swoje miejsce, odczekał chwilę, by dać Cieniowi czas do namysłu, po czym podsunął swój kufel dziewczynie. Coś czuł, że dzisiejszego wieczora wzniosą jeszcze wiele toastów, ale każdy był mu miły. Zerknął na papierośnicę i oferowany poczęstunek, który zawierała. Ujął jeden z papierosów i zaczął go dokładnie oglądać.
- Dawno nie widziałem tak dobrze skręconych papierosów i ubitego tytoniu. Ma pan miarkę w dłoniach, panie Cetren - stwierdził oparty łokciami o blat stołu. Obracał papierosa między palcami i trzymał go na wysokości swoich oczu. - Niebieska barwa... to skutek uboczny czy zamierzony efekt? - zapytał z czystej ciekawości, by przeciągnąć skręconym tytoniem pod nosem. Aromat był tak doskonały, że białe rzęsy przymkniętych powiek Amiasa lekko zatrzepotały. Dawno nie palił czegoś z górnej półki, ale powtrzymał się jeszcze przez chwilę. Sam był ciekaw odpowiedzi na pytanie Parvatti.
- Heh. Pierwsze i tak jest darmo, droga Parvatti - zaśmiał się jeszcze, po czym spoważniał, bo białowłosa miała wiele racji. Wolał nie palić czegoś dziwnego i nieznajomego. Wprawdzie pachniało tytoniem, ale tym maskowano wiele innych substancji, więc... lepiej było nie ryzykować. Ułożył papierosa na blacie i przytrzymał go, jakby chcąc tym samym powiedzieć, że nie ruszy go, póki nie uzyska wyjaśnień.


Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 Ev4vUTM

Powrót do góry Go down





Enkil
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-
Wzrost / Waga :
193 cm / 85 kg
Pod ręką :
Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t271-enkil-arantza#411 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1082-enkil
EnkilDręczyciel
Dręczyciel
W tej chwili przypomniało mi się pewne porzekadło ze Świata Ludzi, brzmiało „Gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy”. Czy jakoś tak... Aktualnie czułem w tym pewną ironię... bo oto Diabeł postanowił się pospieszyć a przez to mieszać interesy z życiem prywatnym, co aktualnie przynosiło marne skutki. Wątpliwe było, aby stało się to powodem do radości dla jakiegoś człowieka, chociaż w zasadzie znalazłoby by się wielu, którzy nie darzyli mnie sympatią. Znaleźliby się wśród nich i tacy, co za punkt honoru przyjęli sobie władowanie mi kulki między oczy. Cóż pierwsze lata życia po drugiej stronie były nader ciekawym i obfitującym w emocje okresem.
-Jak sam stwierdziłeś magicznego. Nie ma zatem pewności czy na pewno wziął się znikąd, czy też celowo został tu... wyhodowany, czy raczej utkany z magii. W końcu żyjemy w świecie, gdzie niemal każda mijana istota dysponuje jakimś niecodziennym talentem. Jedni czerpią z nich zyski, inni wolą trwonić na błazenady.
Całkiem spokojnie odniosłem się do wypowiedzi białowłosego, niby to broniąc swego stanowiska, po chwili jednak niejako przyznałem mu rację.
-Ale istotnie, nawet gdyby był to czyjś wybryk, a nie przypadek, to ciężko byłoby odnaleźć winowajcę w takim tłumie.
Zerknąłem na karafkę z winem, po czym nieznacznie pokręciłem głową. Przecząco, zapewne ku niezadowoleniu swych towarzyszy.
-Bawię tutaj już od dłuższego czasu i choć tego nie widać stoję nad granicą, której nie powinienem przekraczać. Przynajmniej jeśli chodzi o trunki. Nieco gryzą się z moją codzienną dietą. Ale śmiało nie krępujcie się.
W swojej wypowiedzi celowo pozostawiłem niedomówienia. To, czy odgadną, że jestem Cieniem, w obecnej chwili niewiele mnie obchodziło. Przedstawicielom mojej rasy trudno było kryć się z pochodzeniem. Wystarczyło nieco światła i jedno spojrzenie... choć nie każdy potrafił wykazać się dostateczną spostrzegawczością. Już od jakiegoś czasu owy problem zaprzątał mi głowę, miał stanowić istotną przeszkodę w sztuce, którą planowałem zgłębić. Być może, będzie trzeba podzielić się owym „zmartwieniem” z pewnym Kapelusznikiem, którego dożywotnie usługi udało mi się wywalczyć. A wystarczyło tak niewiele. Niewola, głód i nieprzespane noce...wiele nieprzespanych nocy. Obecnie nasza współpraca była na całkiem zadowalającym poziomie. Strzec zdołał zyskać u mnie coś na kształt sympatii. Może jej dość wypaczonej wersji, ale zawsze.
Nagła niepewność, którą w jasnowłosej dwójce wywołał widok proponowanego „poczęstunku”, zdawała się wręcz namacalna. Rozbawiło mnie to, do tego stopnia, że na moich ustach przez chwilę zagnieździł się delikatny, lecz szczery uśmiech. Wiedziałem, że zarówno Lunatyk, jak i Baśniopisarka dobrze znali Ludzki Świat, dlatego na myśl przyszło mi, że wyglądali teraz, jakby właśnie odtwarzali w głowie wszystkie znane sobie hasła i obrazy widniejące na opakowaniach papierosów produkowanych przez ludzi. Przez chwilę miałem nawet chęć, podzielić się z nimi tym pomysłem, ale ostatecznie zrezygnowałem.
-Nie ja, ale przekażę komplement. Kolor z całą pewnością nie jest dziełem przypadku. Moja znajoma poza smakiem ceni sobie również walory estetyczne, to nie tylko kwestia koloru, czasem dym układa się w fantazyjne wzory, albo można w nim coś dostrzec. Lubi zaskakiwać i za to ją cenię. Miło było usłyszeć, że znów wróciła do interesu.
W tej kwestii nie kłamałem, tytoń faktycznie pochodził ze zbiorów mojej starej znajomej. Szkoda, że szafirowa panna nigdy nie raczyła wspomnieć o planowanym urlopie, zrobiłbym wówczas zdecydowanie większe zapasy. I zapewne odwiedzał ją zdecydowanie częściej, gdy jeszcze była okazja...
-Jeśli posmakują, to może jakoś dam się namówić, by zdradzić namiary. Może...
Trudno było spostrzec moment, w którym między moimi palcami pojawiła się złota zapalniczka, która dzisiejszego wieczora dwukrotnie zmieniła właściciela. Każda sztuka wymagała praktyki, a ja nie miałem zamiaru dopuścić do tego by umiejętności, nabywane latami, zaczęły rdzewieć. Odpaliwszy własnego papierosa, odkryłem, że i tym razem Szafir, potraktowała swoje wyroby magią. Niebieski dym skręcał się w fantazyjne spirale. Oczywiście w międzyczasie, zaproponowałem „ogień” pozostałej dwójce.

Powrót do góry Go down





Parvatti
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Parvatti Ray
Wiek :
1000 lat ponad, ale dalej się trzyma
Rasa :
Baśniopisarka
Wzrost / Waga :
165 cm/ 53 kg
Znaki szczególne :
Srebrno złote włosy, tęczowe oczy i elfie uszy.
Pod ręką :
Papierosy, klucze do mieszkania, portfel, zapalniczka, bransoletka Animicus.
Zawód :
Alkoholik, obieżyświat.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t189-parvatti
ParvattiNieaktywny
Słysząc oskarżenia, które wyszły z ust Poe białowłosa zastanowiła się, czy nie będą musieli za chwilę zmienić lokalu, bo pewnie zostaną wyproszeni za robienie burd i awantur, szczególnie, że każdy zainteresowany nagle zaczął zaglądać do kufla. Docinki Poe wielce ją bawiły. Dobrze jej się piło i rozmawiało w takim towarzystwie, mogła się zrelaksować i rozluźnić. Tak też zrobiła więc nawet nie zauważyła, że mogła powoli przystopować z szybkością wypitego przez niej alkoholu na pusty żołądek.
Słysząc z ust bruneta potwierdzenia jego rasy Paro na chwilę zamyśliła się jednak nie pozwoliła gonitwie myśli się opętać i szybko wróciła do towarzystwa. Przysłuchiwała się rozmowie mężczyzn i opróżniając kolejny kielich uderzyła nim o stół. Puściła go i rozciągnęła się prezentując zgrabną kibić przy stole. Cóż rozmawiało jej się świetnie jednak wino i gwar dawało o sobie znać. Policzki kobiety nabrały kolorów róży, a w jej oczach plątały się pijane iskierki omiatające wszystkie zmysły chmurką upojenia. Po tym klepnęła dłońmi w spodnie zmieniając ich barwę na odcień ciężkiego, jesiennego nieba, po którym leciały płatki kwiatów i liście.
Paro sprawnie wyciągnęła paczkę Black Devilów i przyjmując od Cienia zapalniczkę dotknęła jego dłoni i pochylając się odpaliła papierosa i zaciągnęła się dymem. Zanim odsunęła się na swoje miejsce przyjrzała się szkarłatowi jego oka chcąc odkryć skąd to tajemnicze uczucie, że nie spotkali się pierwszy raz. Jednak siadając na swoje krzesło usprawiedliwiła przeczucie nadmiarem alkoholu w krwi.
-Panowie. Cudownie się rozmawia, jednak potrzebuję odrobiny świeżego powietrza. Mam nadzieję, że nie uciekniecie mi i spędzicie ze mną jeszcze parę przyjemnych chwil jak tylko wrócę do tego przybytku.
Postanowiła i od razu wcieliła swój plan w życie wstając z miejsca, zabierając swoją torbę i kierując się do wyjścia krokiem chwiejnym, jednak jeszcze nie pijackim, tylko kokiem seksownej kobiety która specjalnie wygina się by osoby na nią spoglądające mogły zapamiętać kształt jej ciała.
Jednak gdy tylko zniknęła za drzwiami karczmy oparła się o chłodny mur zadowolona z jego przyjemnie trzeźwiącego chłodu. Cóż może przejdzie się napić kawy?


Dłoń Miłosa 6/7

Powrót do góry Go down





Poe
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Amias Vernifer
Wiek :
25
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
175/58
Pod ręką :
Lusterko, grzebień, papierosy goździkowe, zapalniczka, pieniądze
Broń :
Rapier
Zawód :
Tancerz na szarfach
https://spectrofobia.forumpolish.com/t273-amias-poe-vernifer https://spectrofobia.forumpolish.com/t1109-poe
PoeBiały Królik
Biały Królik
Patrzył na Eliasa spod białych rzęs. Mrugał spokojnie, leniwie i choć z zainteresowaniem słuchał mężczyzny, to wyraźnie czekał na koniec jego wywodu. Wyraźnie wyrobił sobie zdanie i miał zamiar się nim podzielić.
- Nie mogę się w pełni zgodzić. I na błazenadzie można zyskać. Gdyby każdy szablonowo używał swoich talentów nadal pchalibyśmy kamienie siłą umysłu, żeby ubić dzika niczym jakieś dzikusy. Te same dzikusy raczej nie miały czasu na głupie kawały w karczmach i nowatorskie pomysły. Żeby dzika hodować, a nie gonić za nimi po lasach - zmarszczył brew i sięgnął po kielich, by zapić rosnący głód. Mógłby zjeść całe zapasy karczmy, a i tak by go nie zaspokoił. Nie dałby rady zmieścić wszystkiego naraz... ale może chociaż nie myślałby o jedzeniu przez jakiś czas. - Poza tym, gdzieś trzeba ćwiczyć umiejętności. I nie powiedziałem, że kwiat wziął się znikąd, a że wyparował - dodał i wzruszył ramionami. Więcej wina dla nich! - Nie żywię urazy. Nie powiem, chciałbym mieć taką moc... mówić za co piję, wypić i patrzeć jak to, czego sobie życzyłem spełnia się na moich oczach - uśmiechnął się przebiegle i ponownie napełnił kielich. - Wtedy nie dość, że kupowaliby mi trunki, to jeszcze płacili, żebym pił za ich zdrowie i sukcesy. - Czym by to było? Błazenadą? Zyskiem? Wszystko zależało od punktu widzenia i własnych ambicji.
- Och - fiołkowe oczy rozszerzyły się w lekkim zaskoczeniu na wzmiankę o wzorach kreślonych przez dym. Ciekawe, czy dałoby się zrobić coś podobnego na większą skalę. Na scenie pozawijany, podświetlony dym mógłby dobrze dopełnić spektakl. - Chętnie dam się zaskoczyć - wetknął papierosa w lakierowaną lufkę. Parvatti wyciągnęła swoje papierosy. Nic nie powiedział, ale coś mu nie pasowało. O zniecierpliwieniu nie mogło być mowy, bo białogłowa oznajmiła, że potrzebuje spaceru.
- Coo?! - Amias wyraził żal i pokręcił głową na boki, nie do końca zadowolony z takiego obrotu sprawy. - No dobsz... tylko wróć! I uważaj na siebie!- zawołał za nią półgłosem, żeby nie irytować bywalców karczmy bardziej niż by sobie tego życzył. Chwilę patrzył za nią. Na jej zgrabny tyłek, ale też na to jak się zataczała. Możliwe, że nie będzie nawet pamiętać, że obiecała jeszcze dziś do nich wrócić, jeśli zapije w kolejnej karczmie. No nic...
Obrócił się z powrotem do Eliasa, który nie miał już w ręku zapalniczki, więc postanowił, że odpali papierosa sam, ale mężczyzna w porę go powstrzymał i przestrzegł. Nie zabrał jednak tytoniu z powrotem. Był "na potem".
- Chyba można po tym bardziej niż trochę odlecieć... - Ujął lufkę między palce jednej ręki, a papieros drugiej. - Co nasuwa dość oczywiste pytanie - Położył pustą lufkę na stole i wyciągnął srebrną papierośnicę, by ułożyć w niej niebieski "tytoń" w miejsce jednej ze swych goździkowych cygaretek. - Po co chciałeś nimi nas częstować? - Papierośnica zatrzasnęła się w zgrabnej, ale silnej dłoni. Amias nadal wyglądał jakby wyciągnięto go z okładki magazynu, ale trudno byłoby o nim powiedzieć, że jest zblazowany, naiwny czy głupi. Zyskał drapieżczego uroku... i czegoś co ledwo widocznie falowało pod koszulą. - A raczej ją? Inaczej byś mnie nie ostrzegał, tylko pozwolił mi upalić się w trupa i poleciał za nią. To się kupy nie trzyma - Oparł się na krześle, założył nogę na nogę i głęboko odetchnął. Był głodny. Kurrrrewsko głodny, a przy rosnącym poczuciu zagrożenia i denerwującym plebsie, stawał się bardziej kurewski i bardziej głodny. Odpalił cygaretkę, zaciągnął się głęboko, po czym przewrócił oczami. Korzenna przyprawa mile pachniała i podbijała tytoniowe nuty... jak i maskowała nie najlepszą jakość wyrobu. Nie były złe. Przy wojskowych skrętach nawet nie stały, ale i tak... brakowało im czegoś.  - Znaczy, chciałbym zrozumieć nie tyle cel, a strategię, bo Parvatti znam tylko z widzenia... i od dziś imienia - Uśmiechnął się do swych myśli. Mógł dać dyla w każdym momencie. Właśnie podjął grę, której zasad jeszcze nie znał. Bawił się świetnie!


Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 Ev4vUTM

Powrót do góry Go down





Enkil
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-
Wzrost / Waga :
193 cm / 85 kg
Pod ręką :
Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t271-enkil-arantza#411 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1082-enkil
EnkilDręczyciel
Dręczyciel
Przysłuchując się wypowiedzi białowłosego, po zastanowieniu musiałem mu oddać trochę racji. Faktycznie, gdzieś trzeba było ćwiczyć... a większa publika potrafi przenieść motywację za zupełnie inny poziom.
Tak jak podczas nauki władania ostrzem, gdy już z drewna przechodziło się na twardą stal. Świadomość tego, że tym razem błąd będzie kosztował o wiele więcej niż tylko kolejna porcja siniaków, znacznie wyostrzał koncentrację i czyniło naukę efektywniejszą.

Wyglądało też na to, że nie doceniłem jakże osławionej kobiecej intuicji... Był to jednak czynnik równie nieprzewidywalny co sam pierwiastek chaosu, który w każdym z osobna mógł rozwinąć się mniej lub bardziej. Całe szczęście Baśniopisarka zaoszczędziła mi sięgania po mniej wyrafinowane sposoby... na drodze do osiągnięcia swego celu.

Dotyk dłoni, muśnięcie skóry o skórę... niby nic znaczącego... a jednak nabiera całkiem nowego znaczenia, gdy dochodzi do niego między łowcą i ofiarą. Lecz to nie w tym kierunku miała zmierzać ta relacja... co oczywiście nie znaczyło, że nie może zawierać w sobie pewnych elementów łowów... które zwykle dodawały wszystkiemu odpowiedniej mocy. Typowa relacja łowca i ofiara, zbyt szybko mnie nudziła, czego dowód stanowiła Rim. Dawno już porzuciłem plany, jakie wiązałem z tym rogatym i żałosnym kłębkiem nieszczęść.

Parvatti sprawiała wrażenie, jakby zaczynała wyczuwać nici, łączącej nas sennej więzi. Albo przynajmniej jakby wodziła za nimi dłońmi po omacku, licząc na to, iż zdoła pochwycić niewidzialne nici, by po nich trafić do źródła. Zawsze było coś intrygującego w obserwowaniu, jak świadomość żywiciela przechodziła tę swoistą transformację. Najciekawszy nieodmiennie był moment, kiedy zdawali sobie sprawę z tego, jak mocno są już uwikłani w tej sieci... zresztą nie tylko oni. To zawsze działało w obie strony.
-Rozumiem, jednak niczego nie mogę obiecać.
Przez dłuższą chwilę odprowadzałem kobietę wzrokiem, jednocześnie obserwując czy ktoś z bywalców nie zechce jej towarzyszyć. Zbyt pospieszne i ochocze kroki, należało wówczas ostudzić... choćby czymś tak prostym, jak nagle wyrosłym z ziemi gwoździem utkanym z cienia... Nic spektakularnego a jakże skuteczne. Gdy Baśniopisarka w końcu opuściła karczmę, moja uwaga w pełni przeniosła się na Amiasa. Już samo spojrzenie mogło, zdradzać naglą zmianę w moim nastawieniu.
-Na tyle na ile to możliwe staram się rozdzielać życie prywatne od interesów... ale dziś zaszło do dość znaczącego konfliktu w tych sferach. Jednocześnie, nie zwykłem marnować okazji, jeśli los sam podsuwa je pod nos.
Sam również sięgnąłem po papierosa, choć zdecydowanie mniej wyszukanego niż te zamknięte w srebrnej papierośnicy. Bywały dni, że sięgałem też po te wyjątkowo paskudne, tylko po to, by później lepiej docenić jakość wybornego towaru. Człowiek czasem potrzebował konfrontacji z szarą i nudną rzeczywistością, a nawet nędzą... inaczej to, co się miało lub o co walczyło, powszedniało, zatracając swój urok.
-Biorąc pod uwagę Twoją reputację, to prędzej czy później mielibyśmy w końcu ze sobą styczność... choć na tym etapie zwykle kto inny zajmowałby się tą rozmową.
Zamilkłem na moment, pozwalając by kłęby dymu rozgościły się w moich drogach oddechowych. Jednocześnie dałem też sobie chwilę na przemyślenie jego sów... Ta dwójka, jak na tak krótki staż znajomości zdawała się dogadywać aż nazbyt dobrze. Musiałem jednak ukrywać, jak mocno irytował mnie ten fakt. Oczywiście mógłbym nakazać Lunatykowi, by trzymał się od kobiety z daleka... lecz, tego rodzaju persony podobne groźby samoistnie przekuwały w nęcący cel i zachętę do działania.
-W jej obecności, nie moglibyśmy porozmawiać otwarcie na pewien temat. W zasadzie nadal nie możemy, dlatego będę liczył na Twoją domyślność. Szczególnie w kwestii tego, jakie słowa mogą, a jakie nie powinny paść głośno.
Szkarłat nie należał do chłodnej palety barw, a jednak to przeszywające zimno, dało się nagle odczuć w moim spojrzeniu. Choć nie na długo, w końcu nie miałem na celu zastraszyć swego rozmówcy a jedynie go przestrzec.
-Organizacja, do której należę, od pewnego czasu rozgląda się za osobami dysponującymi odpowiednimi talentami, ale i reputacją... Tak się składa, że spełniasz oba warunki.
Zapatrzyłem się na żar, tlący się na końcu papierosa. Destrukcję, podsycaną każdym kolejnym oddechem. Rekrutacje, na co mi przyszło... tym powinien zajmować się Ivor. A nie zaraz, w końcu awansowałem tą chodzącą nadętą zarazę... będę musiał w końcu znaleźć czas by nieco dłużej porozmawiać z własnym doradcą... a przy okazji dowiedzieć się kogo wyznaczył na swą poprzednią rangę.
-Przystając do nas, zyskujesz możliwość, by bardziej rozwinąć własny potencjał, ale przede wszystkim, aby zyskać to, co jest nieosiągalne dla pojedynczej jednostki. Nie ma w tym żadnych wzniosłych i pieprzonych ideałów. To po prostu biznes, który słynie ze swej zachłanności. Wszak, by osiągnąć coś w życiu, należy otoczyć się odpowiednimi ludźmi i dlatego też sami tak owych wybieramy.

Powrót do góry Go down





Poe
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Amias Vernifer
Wiek :
25
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
175/58
Pod ręką :
Lusterko, grzebień, papierosy goździkowe, zapalniczka, pieniądze
Broń :
Rapier
Zawód :
Tancerz na szarfach
https://spectrofobia.forumpolish.com/t273-amias-poe-vernifer https://spectrofobia.forumpolish.com/t1109-poe
PoeBiały Królik
Biały Królik
Aura niebezpieczeństwa  roztaczana przez Eliasa, którą dane mu było poczuć przy barze, przybrała na sile. Lekko zmarszczył brwi - nie lubił agresywnych typów i unikał ich jak ognia... zwłaszcza kiedy okazywało się, tak jak dziś, że wmieszał się w ich prywatne sprawy. Baby nie jednemu mieszały we łbie i tak oto nawet największy półgłówek był gotów zgrywać rycerza lub uzurpować miejsce samca alfa. Brunet raczej nie zaliczał się do grupy mało rozgarniętych osobników, ale sprowokowany nadal mógł okazać się podły i okrutny. Cokolwiek kombinował nie zalatywało niczym dobrym.
Przemilczał pierwsze słowa pozwalając Eliasowi  zaciągnąć się w ciszy i spokoju. Trafił na gadatliwego typa, bo zanim jego rytuał się dopełnił wypowiedział ciekawą opinię. Może nawet komplement? Zaciągnął się ponownie, po czym zadarł głowę i wypuścił dym uśmiechając się delikatnie.
- Bywało się tu i tam - spojrzał na niego z ukosa. - Posiedzisz przy tym stole jeszcze trochę i też sobie taką wypracujesz - zachichotał nisko i powiódł wzrokiem po stałych bywalcach. Co sobie roili w zapitych główkach? Kogo teraz widzieli? Biznesmenów? Facetów narzekających na porzucające ich kobiety? Klienta i sponsora?
- Noo... skoro już musimy tutaj, bo świat na zewnątrz przestał istnieć - bezradnie rozłożył ramiona, a świat na zewnątrz naprawdę mało go teraz obchodził. - Zamieniam się w słuch.
Zasnute alkoholową mgiełką ametysty zyskały nieco wyrazistości, a wyrównana brew zmarszczyła się w próbie podtrzymania skupienia Lunatyka. Wargi miał zaciśnięte i zaczął zaciągać się krócej, ale za to częściej. Dyskretnie nachylił się ku Eliasowi i w miarę słuchania oczy robiły mu się coraz to okrąglejsze.
- Woah - opadł na oparcie i nie spuszczał wzroku z mężczyzny, oszołomiony wyznaniem. Serce zabiło mu mocniej i zrobiło mu się tak gorąco, że koszula zaczęła uwierać. Rozpiął dwa pierwsze guziki. Z jakiegoś powodu nie wątpił... ale kurde! Sam pociskał nie gorszy kit! Skupił wzrok na końcówce cygaretki, zaciągnął się po raz ostatni, po czym wyciągnął ją z lufki i zgasił w papierośnicy.
- A może szukacie kogoś z ładną buźką? Skąd mam mieć pewność, że potem nie będę miał ani interesów, ani prywaty? Hmm? - Obracał między palcami czarny uchwyt niczym ołówek i zachodził w głowę. - Przynajmniej nie powiedziałeś, że będzie łatwo. A to już coś... - uniósł brwi i kilka razy powikał głową. Ideały... rodzice je mieli i co im z tego przyszło? Owszem na biedę nie narzekali, ale jak przyszło co do czego, zostali ze stertą medali i myślą, że mogli zrobić więcej. Jak opuszczone psy wyglądali przez okno, snuli się na nudnych prywatkach i rozpamiętywali stare czasy, łudząc się, że wrócą do akcji. Nigdy nie zrobili niczego dla siebie. Liczyło się co inni powiedzą. Inni zawsze określali ich od A do Z.
- Załóżmy na moment, że w pełni wierzę i rozumiem definicję osoby odpowiedniej. Chciałbym wiedzieć, co we mnie jest odpowiedniego - ciągnął niezależnie od odpowiedzi lub jej braku. - Chyba że wiesz, skąd wzięło się moje drugie imię. Wtedy możemy uznać ten etap za zamknięty, a zrozumienie za obustronne - uśmiechnął się boleśnie, natychmiast karcąc się w myślach za ten wybieg. Wtedy rozległo się głośne puk - to jego żuchwa wydała taki odgłos, na co jasno wskazywała przyłożona do policzka dłoń.
- Uch... - westchnął i coś wymamrotał pod nosem, po czym sięgnął po kolejną cygaretkę. Wina już nie ruszał. Wiedział, że nie pomoże.


Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 Ev4vUTM

Powrót do góry Go down





Enkil
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-
Wzrost / Waga :
193 cm / 85 kg
Pod ręką :
Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t271-enkil-arantza#411 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1082-enkil
EnkilDręczyciel
Dręczyciel
Musiałem powstrzymać się, by nie prychnąć na uwagę dotyczącą wyrobienia sobie reputacji. Kąciki moich ust uniosły się subtelnie w tamtym momencie. Tak reputacja była istotka, choć czasem jeszcze ważniejsze było, alby tak owej nie posiadać. Albo by jej macki sięgały tylko do pewnych granic, nie wychylając się z mroku, bardziej niż było to konieczne. Dawało to swobodę, z której mogłem korzystać choćby w tej chwili.
Ten stan nie mógł trwać jednak wiecznie i dlatego też czyniłem niezbędne przygotowania, by w przyszłości móc inaczej ginąć pośród cieni.
Rozmowa tutaj była pewnym ryzykiem, dlatego po jej zakończeniu najpewniej poświęcę chwilę na przez sondowanie umysłów tutejszych bywalców. W każdym razie tych wystarczająco przytomnych, by jakkolwiek kojarzyć fakty. A ta grupa notorycznie się zmniejszała, z każdą następną kolejką podłego alkoholu. Jeśli już ryzykować wszelkie nieprzyjemności idące z przyjmowaniem pokarmów czy płynów niespełniających wymogów żywieniowych własnego organizmu... to niech, chociaż będzie to coś naprawdę dobrego. Po powrocie trzeba będzie, zainteresować się jako poszło przejęcie transportu z Archipelagu. Ostatnim razem trafiły nam w ręce prawdziwe perełki. Można zatem było mieć nadzieje, iż mieszkańcy Księżycowych Wysp nagle nie obniżyli swych standardów.

Ładną buzią... na ten komentarz, moja brew wskoczyła na wyższy poziom, zaś usta zwęziły się do cienkiej kreski. Westchnąłem ciężko, po czym ponownie strułem płuca porcją dymu.
-Tak długo, jak prywatne relacje nie stają na drodze efektywności, tak nie interesuje nas kto z kim gdzie, po co i dlaczego...
Przez smugę dymu, obrzuciłem Lunatyka spojrzeniem a na mojej twarzy niczym za pociągnięciem pędzla, wymalował się cierpki uśmiech.
-Chyba że zaczniesz się bawić z kimś z rogatych łbów, wówczas ten fakt można by wykorzystać...
Patrząc na listę żon i haremie, jakim otaczał się Rosarium, Poe miałby szansę, wpasować się w jego gusta o ile ten gustowałby w zniewieściałych chłoptasiach. Z drugiej strony cholerny tyran dobiegał już milenium, zatem kto wiem, czy w którymś z kolejnych kryzysów, gusta nieco mu się nie zmienią. Pokręciłem głową z dezaprobatą dla własnych myśli.

Na pytanie białowłosego nie odpowiedziałem wprost. Mój rozmówca mógł za to spostrzec, iż wszystkie cienie, jakie rzucały przedmioty, pozostawione na stoliku zaczęły napływać wprost do mojej spoczywającej na blacie dłoni. Gdy uchyliłem rękę, Poe mógł dostrzec utkany z cienia czarny kształt pająka, który szybko rozwiał się, gdy tylko moje palce ponownie opadły na blat.
-Pomijając samo to, masz również inne interesujące nas atuty. Jak na przykład znanie i umiejętność swobodnego poruszania się po drugim świecie.
Zapowiadało się, że niebawem będziemy musieli zmienić scenerię dla tej rozmowy... Chłopaka ewidentnie zaczynało nosić. Na swój wewnętrzny sposób.

Powrót do góry Go down





Poe
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Amias Vernifer
Wiek :
25
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
175/58
Pod ręką :
Lusterko, grzebień, papierosy goździkowe, zapalniczka, pieniądze
Broń :
Rapier
Zawód :
Tancerz na szarfach
https://spectrofobia.forumpolish.com/t273-amias-poe-vernifer https://spectrofobia.forumpolish.com/t1109-poe
PoeBiały Królik
Biały Królik
Amias uśmiechnął się szerzej i radośniej po raz pierwszy odkąd podjął trudniejszą od zamówienia trunków dyskusję.
- Nigdy nie stały, bo stałe nawet nie są. A prywatne? - parsknął rozbawiony, zakrywając usta dłonią niczym speszona dwórka. Natomiast z fiołkowych oczu strzelał iskrami wesołości. Próżno było w nich szukać uległości.
- Nie obrażaj mnie. Prywatność moich relacji nigdy nie była celem. Co innego jak ktoś mnie bardzo uprzejmie i ładnie uprosił. Bogate bydło lubi ciszę i spokój. - Z nonszalancją wzruszył ramionami i lubością zaciągnął się dymem.  Odrobinę spiął się i zmarszczył brwi widząc napływające do dłoni Eliasa cienie, ale nic nie powiedział. Obserwował spektakl z mieszaniną strachu i fascynacji, by zobaczywszy pająka z uznaniem skinąć mężczyźnie głową. A więc wiedział. Nie na taką gwiazdkę z nieba liczył. Siedzący naprzeciw mężczyzna pochodził spod najciemniejszej na całym firmamencie. Ucieleśniony omen, równie zagadkowy co bełkoczący Kapelusznik. Sama tajemniczość nie byłaby jeszcze tak stresująca, gdyby nie fakt, że facet gadał z sensem. Nie postradał zmysłów, wyraźnie wpisywał jego osobę w bliżej niesprecyzowane plany. Niebezpieczne plany.
- Na przykład - powtórzył za Cieniem wlepiając wzrok w swoje paznokcie, po czym parokrotnie zgiął i wyprostował palce. Rozejrzał się wokół, westchnął zmęczony i osunął się na krześle. Z oparcia patrzył na mężczyznę.
- Zmieniłbym miejsce. Tutaj jest tłoczno, a ja jestem głodny. Robię się wtedy marudny - dodał z nietęgą miną urażonego i znudzonego dzieciaka. - Jakiś las, pastwisko... cokolwiek. Konia z kopytami.. bYm zz...JADŁ! - Skrzywił się, a raczej to jego twarz nagle wydłużyła się o dobre dwa centymetry ukazując intensywny metaliczny granat. Amias wrzucił papierosa do popielniczki i zakrył policzki dłońmi. Widać było jak bolesne są jego zmagania. Oczy zaszkliły mu łzy. Machnął głową w kierunku wyjścia, złapał swoje rzeczy, po czym zniknął z trzaskiem.
Nie czekał przy drzwiach. Jeszcze ktoś by go zobaczył! Takiego! Takiego... odsłoniętego! Wystarczyło, że ten typ go tak widział! Dlatego teraz siedział na jednym z niższych daszków, starał się nie przyciągać uwagi uszatych, zaspanych muzykantów i czekał. Wziął parę głębokich oddechów i rozluźnił mięśnie, by ciało mogło swobodnie wrócić do dawnego kształtu.


Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 Ev4vUTM

Powrót do góry Go down





Enkil
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-
Wzrost / Waga :
193 cm / 85 kg
Pod ręką :
Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t271-enkil-arantza#411 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1082-enkil
EnkilDręczyciel
Dręczyciel
Choćby usilnie próbować, nie dało się zignorować faktu, że Lunatykowi coraz trudniej było prowadzić dalszą konwersację. Nagłe zdenerwowanie można by usprawiedliwić stresem... bo jego zalążki z całą pewnością zaczynały kiełkować u rozmówcy, kiedy ten naprawdę zaczynał pojmować rangę pozornie „niewinnej” rozmowy.
W przypadku białowłosego geneza problemu leżała jednak w innej sferze, którą też Poe przedstawił dość zwięźle. Głód. Gdy sam na zbyt długo rezygnowałem z odwiedzin, u swej śniącej stawałem się rozdrażniony. A dla otaczających mnie osób zdecydowanie lepiej było, abym w rozdrażnienie nie popadał... wyglądało na to, że ta sama zasada tyczyła się również Lunatyka.
-Nie da się nie zauważyć...
Rzuciłem w odpowiedzi na jego komentarz dotyczący, robienia się marudnym. Jak się okazało w dość niefortunnym momencie, gdyż właśnie wtedy żuchwa mężczyzny postanowiła uwolnić się z okowów narzucanych jej przez szczękę... W każdym razie tak wyglądało to w pierwszej chwili... Tym, co bardziej przyciągało spojrzenie, była połyskliwa ciemna powierzchnia, która na moment ukazała się na twarzy rozmówcy. Nie kryłem zdziwienia dla niecodziennego widoku. Wszystko trwało jednak zbyt krótko, aby pokusić się o dokładniejszą ocenę. Tym bardziej że spanikowany Lunatyk zrobił to, co typowe dla jego rasy, zniknął. Znaczący gest, dawał do zrozumienia, że nie była to ucieczka a jedynie teraz już naprawdę konieczna zmiana otoczenia. Odczekałem krótką chwilę, po czym sam opuściłem tawernę w bardziej staromodny sposób.
Zlokalizowanie białowłosego nie zajęło wiele czasu. Gdy dostrzegłem go na jednym z dachów, sam zmieniłem formę na taką, która pozwoliła na swobodne i ciche przemieszczanie się.
Moment później jakiś metr od postaci Poe, kłęby czarnego dymu zaczęły przybierać kształt ludzkiej sylwetki, aż w końcu opadły odsłaniając moją osobę.
-Znam odpowiednie miejsce, nie tak daleko stąd. Nie liczyłbym specjalnie na koninę, ale jestem przekonany, że gospodarz znajdzie dla Ciebie coś co zaspokoi nawet monstrualny apetyt...
Wyczekując odpowiedzi lunatyka, jednocześnie utkwiłem spojrzenie na samym szczycie dachu, tawerny której gośćmi byliśmy. Na krawędzi dachu, niczym kamienny gargulec trwało stworzenie, którego ciało sprawiało wrażenie utkanego z czystego mroku. Jedynie dwa białe punkty zdawały się żarzyć na tle ciemności, bacznie obserwując dwójkę mężczyzny. Stworzenie przeciągnęło się leniwie, było w tym coś z kociej nonszalancji, lecz nadal pozostawało na swym posterunku.
-Rozmowę dokończymy, kiedy zjesz. O interesach nie warto rozmawiać z pustym żołądkiem.
Jeśli lunatyk się zgodził, oboje udali się na spacer, któremu towarzyszyła cisza oraz lecący ich śladem Cauchemare.

ZT. x2

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Kodero Grinnik
Wiek :
40
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
198/90 - cm/kg
Znaki szczególne :
Blizna na brzuchu i rozcięty policzek
Pod ręką :
Strzelba 8 sztrzałowa; Rewolwer 7 strzałowy; Nożyk w bucie
Broń :
Strzelba; Rewolwer; Nóż;
Zawód :
Leśniczy
Kontrahent :
brak
Stan zdrowia :
Ból brzucha.
https://spectrofobia.forumpolish.com/u209
KotsonNieaktywny
Choć znałem go krótko postanowiłem odpowiedzieć przed samym wejściem, podałem rękę i odpowiedziałem Moje imię już znasz, więc się odpowiednio przedstawię Kodero Grinnik od kilku miesięcy Leśniczy przez dawnych kolegów nazywany Kotsonem przez nawyk wspinania się po drzewach. Dziękuję Ci właśnie podsunąłeś mi myśl nad tym co mógłbym zrobić, gdym skończył gonić za zemstą. Jednak przy browarze będzie się lepiej układać nasza rozmowa, więc wejdźmy. Wkroczyłem razem z towarzyszem do tawerny nazywającej się "Księżycowy młyn" interesujące. Zajęliśmy stolik i teraz interesowało mnie tylko czy tu nas ktoś obsłuży czy musimy sami. Czy wiesz jak to tutaj wygląda, chodzi mi o obsługę. Zadowoliłbym się każdą metodą, muszę to przyznać. Chociaż interesująca myśl, czy mógłbym tutaj rozpocząć handel bronią. Od razu by mnie policja przymknęła jednak nie rozmawiajmy o tym tak otwarcie. Jeśli trochę wypiję, ktoś pomyśli że to bzdury. Ale postawienie strzelnicy, sklepu coś kosztuję, jeszcze myśl o sprowadzaniu. Jednak to może być strzał w dziesiątke, można by było złoto przepalać i formować sprzedawać zyskiwać.

Tymczasem Walentis:
Nic ciekawego każdy się zwija. Postanowienie było myślę, że elfka albo lis mnie widział. Nie ważne, ruszając za Kodero odkryłem, że ruszyli do tawerny. Pozostaje mi czekać, aż wyjdą.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Wszedł do tawerny, oboje, on już chyba podekscytowany zimnym browcem, kufelkiem i drinkami, plus dobrą strawą zapomniał o swoich obrażeniach. Uśmiechnął się towarzysko, gdy ponownie odpowiedział mu kim jest, w tamtym zamieszaniu trudno było zapamiętać jego imię. Nieźle tam napsocił. Siedli oboje przy stoliku, on siadł na przeciwko drzwi wyjściowych, tak żeby mieć oko kto wchodzi i wychodzi. Pierwszy raz tutaj był, plus czuł że sprawa z dachowcem Walentisem może dzisiaj się rozwiązać. Dla niego było to oczywiste, że ten mały kotek od pantery, był współpracownikiem, kompanem morderczej dzikiej bestii z świata ludzi - Leśniczy? Czyli dbasz o florę, faunę, ogólnie roślinki i zwierzęta, żeby nikt nie bezcześcił łona matki natury? Musisz być miłośnikiem w takim razie, ja bym osobiście nie pracował w takim zawodzie gdybym czegoś nie kochał lub ubóstwiał. Czekaj, wezmę nam po kuflu - Wstał od stołu, jeszcze nie ściągnął z pasa katany oraz tarczy greckiej. Ruszył do baru, oparł się o ladę łokciami, wyciągnął z sakwy parę monet, położył na stosie, równiutko, przysunął do barmanki. Uśmiechnął się, a ona także. Ładniutka dziewczyna spytała go co podać, on powiedział że cztery zimne jasne piwa, lane do drewnianych kufli, na tacy jakby mogła. Nalała zamówienie, podała, wzięła swoją zapłatę. On rzucił jej czarujący uśmiech i zaciekawione spojrzenie, obrócił się z tacą, wrócił do stolika. Położył na środku cztery zimne kufle.

Ściągnął miecz z paska, oparł je o krzesło między nogami, ściągnął tarczę z pleców, położył ją pod stołem, opierając o nogę mebelka. Popatrzył na Kodero, Kotsona, leśniczego, człowieczka z problemami - Coś czuję, że Walentis, ten twój dachowiec. Nie chciałem mówić tego przy wszystkich, ale jest zamieszany w tamto morderstwo. Prawdopodobnie współpracował z tą panterą, pokłócili się, mieli konflikt interesów, a dachowiec który Cię tu sprowadził, wykorzystał Cię w tym zamieszaniu. Uwierzyłeś mu i teraz pewnie czai się gdzieś za rogiem, albo na dachu tawerny i czeka aż wyjdziemy. Teraz możemy swobodnie mówić, o to się nie martw, nikt by nie usłyszał niczego w sąsiednim stoliku, przy tej biesiadnej muzyce - Muzyka grała, klienci hałasowali, śmiali się i rzucali wulgaryzmami, rozmawiali, było dość głośno, ale Askari mówił spokojnym, normalnym tonem, w końcu siedział na przeciwko niego. Sięgnął po kufel, przyłożył do warg, zmrużył oczy obserwując drzwi wejściowe. Zaczął wlewać w swoje gardło pyszne jasne piwo. Wypił połowę, orzeźwiająco odetchnął, wyciągnął plecy, poruszał barkami i oparł się, patrząc na człowieczka.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Kodero Grinnik
Wiek :
40
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
198/90 - cm/kg
Znaki szczególne :
Blizna na brzuchu i rozcięty policzek
Pod ręką :
Strzelba 8 sztrzałowa; Rewolwer 7 strzałowy; Nożyk w bucie
Broń :
Strzelba; Rewolwer; Nóż;
Zawód :
Leśniczy
Kontrahent :
brak
Stan zdrowia :
Ból brzucha.
https://spectrofobia.forumpolish.com/u209
KotsonNieaktywny
Przybliżyłem się do stołu, lekko zgarbiłem się, sięgnąłem po piwo. Wyglądało jakbym się modlił. Ze smutnym głosem odpowiedziałem. Możesz mieć rację, jeśli teraz zniknął mógł przybrać półludzką formę. Dla Ciebie będzie go trudniej znaleźć, ale ja go widziałem w obu wersjach. Ale coś czuję, że ta pantera, którą widziałem mogła przypominać Walentisa, pomyśl jak wy je nazywacie dachowce? Potrafią przybrać różne formy, więc futro także.
Spojrzałem w kufel, cóż pijemy. Jedną ręką przechyliłem, czułem jak chłodne piwo wzmacnia mój organizm przez mój umysł przepływała tona myśli. Czas jakby się zatrzymał, mogłem pić bez końca, gdy usłyszałem burczenie, obudziłem się. Nagle jakby wszystko znikło i pojawił się on plan. Powiedz mi mój drogi Askarimie, czy istnieje przedmiot do podróży pomiędzy światami? Walentis i ja wpadliśmy przy jakiś dwóch drzewach. Czy to normalne myślałem, że jest tu jakaś milicja/policja coś tego typu. Co pilnuje transportu między światowego. Urwałem, kurde zasypuje go masą pytań. Nie śpiesz się z odpowiedzią. Spojrzałem na kufel, w którym widocznie została połowa cudnego piwa. Odstawiłem broń, strzelbę oparłem o ścianę, torbę powiesiłem na krześle i zdjąłem tą poszarpaną kurtkę, jak i także górną część pancerza. Mam nadzieję, że z powodu mojej broni nie wywalą nas. Kapelusz przydało by się ogarnąć, zacząłem się delikatnie śmiać, zostanę Kowbojem.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Patrzył na niego złotooki o dzikich oczach, które dla wrogów często przypominały jadowitego smoka, drapieżnika którymi precyzyjnie przenikał ruchy swoich wrogów. Był znakomitym wojownikiem, który zaakceptował pojęcia strachu podczas walki, przyzwyczaił się do niego, całkowicie udało mu się kontrolować swoje odruchy, nie popełniał nigdy błędu. Natomiast Kodero modląc się nad kuflem, wprawił mnie w jakiś taki nastrój, w którym nie współczułem mu, ale nie akceptował jego smutku, stanu psychicznego. Nie zdenerwowało go aż tak, ale po prostu na swoim miejscu, nigdy by sobie nie pozwolił że brutalne fakty mogły go przytłoczyć, zwłaszcza podczas picia alkoholu. Choć w sumie po to był alkohol, by zatapiać smutki, lecz jakoś Askarius nigdy nie zatapiał smutków w nim. Smutek psuł smak - Dachowce to dachowce, są też odmieńcy, tak zwani cyrkowce, nawet jeżeli wiemy do jakiego gatunku należy Walentis. Czarna pantera znikła, jak rozumiem, trop się urwał, więc jedyną osobą która wie gdzie może się znajdować, albo przypuszczać, jest właśnie ten twój kompan. Najlepiej będzie złapać kociaka, zaprowadzić go w odizolowane miejsce, przesłuchać i wydobyć prawdę, a następnie wykonać sprawiedliwy wyrok, jaki uznasz za stosowny. Na twoim miejscu po prostu nie głowiłbym się nad tym wszystkim, ta sprawa wydaje się mieć naprawdę głębokie dno. Usunąłbym na twoim miejscu dachowca, odnalazł panterę, ją też zajebal i nie zastanawiał się nad motywem - Rzekł spokojnie patrząc na zasmuconego człowieczka. Sięgnął po kufel i wypił resztę aż po same dno. Odłożył pusty, mokry kufel w środku. Sięgnął po drugi i zrobił niego łyczka. Piwo zaczęło już powoli działać, robiło mu się przyjemnie, czuł się nawodniony, a w gardle czuć było browarem.

Askarimie, boże, jeszcze nigdy nie słyszał takiej odmiany jego imienia. W skrócie Askarius w ludzkim świecie to było określenie na czarnoskórych żołnierzy, lecz tak naprawdę brzmiało jedynie ładnie, takie mu matka i ojciec wybrali. Zachichotał myśląc o tym skrócie, łyknął zimnego browara, którego już pił powoli. Wystarczy że jednego strzelił w ciągu minuty - Zabawne, nikt mi tak nie odmienia imienia. Mów mi jak chcesz, tylko pamiętaj. Jestem zdystansowaną, lekką osobą w obyciu, luźno podchodzę do takich kontaktów międzyludzkich. Tamten lisi dachowiec, którego spotkaliśmy z elfą na ulicy, powiem Ci że jemu akurat nie powinieneś na przyszłość żartować. Gdy ktoś nie zna się na żartach albo ma wyrobione zdanie o ludziach, innych osobach, umilanie się do niego na nią się nie zda - Wpatrzył się na resztę sali, szukając jakiś ciekawych widoczków. Zauważył kelnerkę i zespół, w sumie zaczął oceniać ich atrakcyjność.

Patrząc na seksowny tyłek kelnerki opinany w materiał spodni, odpowiedział Kodero, spokojnym i wyraźnym tonem, popił piwo i rzekł - Musisz albo znaleźć lunatyka, albo portal do waszego świata, albo zdobyć lub ewentualnie pozyskać przedmiot. Często takie magiczne artefakty dają w nagrodę za wykonanie najemniczych zleceń. Ochraniarz jakiegoś arystokratę, a ten płaci Ci magicznym relikwiarzem. Akurat masz tutaj przed sobą mnie, jestem Lunatykiem, gatunkiem podróżnika, obieżyświata.... Boże, co za tyłeczek ma - Ostatnie szepnął bardziej pod nosem do siebie, nie wytrzymując widoku, łycząc się zimnym browarem, którego wypił aż do połowy. Pragnienie go nagle naszło patrząc na te jędrne pośladki. Kiedy on włożył ostatnio? Miesiąc temu, te sprawy bractwa plus jego rodu go czasami tak pochłaniały.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Kodero Grinnik
Wiek :
40
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
198/90 - cm/kg
Znaki szczególne :
Blizna na brzuchu i rozcięty policzek
Pod ręką :
Strzelba 8 sztrzałowa; Rewolwer 7 strzałowy; Nożyk w bucie
Broń :
Strzelba; Rewolwer; Nóż;
Zawód :
Leśniczy
Kontrahent :
brak
Stan zdrowia :
Ból brzucha.
https://spectrofobia.forumpolish.com/u209
KotsonNieaktywny
A więc to tak. Poczułem się o wiele lepiej, najwidoczniej Aski ma wyjątkową umiejętność. Ah toż to morda idealna. Wziąłem łyk po czym prawie go wyplułem, Aski wyjątkowo obserwował chyba kelnerkę. Co tak siedzisz? Podejdź zagadaj. Dasz radę, a jeśli wracając do tego o czym myślałem, jak uważasz czy można...  Urwałem usłyszałem krzyk, jakby kogoś z łona wyciągali. Miałem przeogromną chęć wstać i wywalić typa, ale co ja mogę, dostanę w brzuch i się złożę. Ogarnijmy jeszcze z 4 piwa. Wypiłem duszkiem resztę kufla i chwyciłem za kolejny. Świeżość, miłość ten smak przypomniał mi wszystko, łza mi przeleciała, zostało mniej więcej 1/4 kufla.
Jakie zarąbiste. O czym to mówiłem, o czy można założyć sklep z bronią i amunicją? Walneło by się jeszcze strzelnice i można byłoby tu zarabiać. Przedmiot umożliwiający transport pomiędzy światami, wynajęcie wanu i przejeżdżanie. Motor jazda po tym świecie. Mmm, przyjemna myśl. Ogarnie się Walentisa, może coś powie nie mówiłem do niego tak jak na przesłuchaniu. Mówił Ci ktoś, że masz śliczne oczy. Tylko oczywiście no-homo, ok. Kurde trochę dziwaczne, mówię do Ciebie krótkimi zdaniami, a Ty takimi długimi. Boję się, że przez taką rozmowę, odejdziesz używasz długich, zdań a ja coś zacznę, nie skończę wrócę i mętlik. Jak ty to robisz? Powinienem się tak każdemu przyglądać, akademia się przypomniała.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Może człowieczek miał racje i powinnien zagadać do tej kelnerki, choć bardziej podobało się mu jej tyłek na razie. Popatrzył na jej klatkę, też niczego sobie. Akurat piersi kochał, małe i duże, średnie i skromne, lubił jak były jędrne. Twarz miała uroczą, słodką. Alkohol sprawił mu lekki zwód, albo to też jej wygląd. Uśmiechnął się i nie patrząc na człowieczka, odpowiedział mu - Pewnie zagadam, ale to później, dopiero co przyszliśmy a już będę podpijał do kelnerki? Zauważyła pewnie moją osobę, mam nadzieję, więc wypada jednak coś kupić, sporo, a pod koniec, uderzyć, pewnie i zdecydowanie - Obrócił się do niego, odstawił swój pusty kufel i wstał z tacą pełną pustego szkła. Ruszył do baru, położył tacę i poprosił o dolewkę. Przy okazji zamówił do ich stolika gulasz myśliwski z kawałkami dziczyzny, chleb do tego, trochę warzyw w środku i dwie szklanki wody. Zapłacił jak poprzednio, umieszczając monety równiutko w kolumnie. Wrócił do człowieczka, do ich stolika z czertami kuflami na tacy, położył, siadł i sięgnął po kufel. Załyczył się, odłożył - Zamówiłem nam potrawkę z mięsem, w sosie myśliwskim i warzywami, trochę bułek i po szklance wody. Najedzmy się i pijmy Kotsonie Kodero Cżłowieku-Leśniczy. Zdrowie - Wziął kufel do dłoni i zrobił w powietrzu tradycyjny toast, wzniesienie pucharu. Napił się sporo jasnego piwa, odstawił szklankę. Wyciągnął z kieszeni fajkę drewnianą, tytoń, napełnił komorę liśćmi tytoniowymi, odpalił zapalniczką. Poprawił miecz, położył go na podłodze przy tarczy. Cmoknął lufkę fajki i wypuścił srogą chmurę dymu.

Popatrzył na swojego towarzysza paląc fajkę, obserwował go, jak chyba już działa w nim alkohol, u niego jedynie lekko czuł się wesoły, poprawiło mu te dwa piwa samopoczucie - Interesy chcesz robić? Planować, no cóż, na pewno będziesz musiał mieć kapitał i jakiś biznes plan, lokal plus dostawcę. W ogóle komu byś to sprzedawał? Krainie luster, naszej społeczności? - Zamyślił się nad tym, bo w sumie nie spodziewał się przebłysku potrzeby zarabiania w nim, wydawał się bardziej pochłonięty przeszłością i nie myślał zbytnio co czyni, co robi. Zawędrował tutaj w końcu, w amoku zemsty.

- Strasznie pierdolisz, powiedział Ci to ktoś? Po prostu wyluzuj stary, mów co ci leży na serduszku, bądź szczery ze mną, przecież nie musisz się martwić że rozpowiem któremuś z twoich ludzkich znajomych. Mam totalnie wyjebane w to, ważne że brakiem zaufania i szczerością oraz swobodą mówienia, na pewno nie pozyskasz pozytywnych znajomych, może kumpli od browara, a nawet przyjaciół - Prychnął sobie w głowie na myśl o tym, że uznał iż ma jakiś słowotok, po prostu mówił tyle ile uważał to za słuszne. To prawda jednak, że dużo mówił gdy miał okazję, ale po co ma zgrywać cichego, taki nie był, wolał walić prosto z mostu, zachowując też umiar, wypowiadać się pełnymi zdaniami żeby ludzie wiedzieli o co mu dokładnie chodzi.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Kodero Grinnik
Wiek :
40
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
198/90 - cm/kg
Znaki szczególne :
Blizna na brzuchu i rozcięty policzek
Pod ręką :
Strzelba 8 sztrzałowa; Rewolwer 7 strzałowy; Nożyk w bucie
Broń :
Strzelba; Rewolwer; Nóż;
Zawód :
Leśniczy
Kontrahent :
brak
Stan zdrowia :
Ból brzucha.
https://spectrofobia.forumpolish.com/u209
KotsonNieaktywny
Dobra to słuchaj chcę dać wam możliwości to hobby to przyszłość, a jak się nie będzie sprzedawać to zawsze się znajdą czarne typy, gangi, mafie. Lokum to początek, portal, brak interwencji bagiet, pierwsza broń palna w Krainie. Nie muszkiet czy coś straszego, ale np. Karabin automatyczny m4a1. Broń myśliwska, sportowa, ale broń biała także łuki, kusze tak dla wyglądu. Pewnie nie jestem pierwszy, który to zrobi. Jak się tutaj bawią?
Gdy tylko zauważyłem, że Aski zakupił strawę, przysunąłem ją do siebie i w spokoju, zacząłem jeść. No wyborne! Często tu jadasz? Czy ktoś Ci polecił. Mmm, wiem co by tutaj pasowały zrazy. Z tym gulaszem, oh pychotka. Ale gdy ja mówię zrazy, to mam namyśli to owinięte mięsko, w środku bekon, ser, grzybki podawane z piwkiem i świeżym pieczywem, często dla smaku z gulaszem no pychotka. Rozkosza trwała nie samowicie długo, podczas smakowania tego mięska, z warzywami no rozpłuwało się w ustach bułeczka czuć było, że moja nie była aż tak świeża, tak więc wyciągnąłem nożyk z buta i podzieliłem na 8 kawałków wyglądało to jak łódeczki przebierałem delikatnie w sosie sos gorący idealnie nawał nutkę pikantności potrawie. Czy twoja bułka także jest taka sucha? Czy to tylko ja na taką trafiłem?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
- Mówisz jakbym, był jakimś reprezentantem naszej szlachetnej społeczności. Całkowicie Ci nie pomogę, mogę pogłowić się nad tym jedynie. Jakby umieścić moją osobę, w twoim biznesie... Zanudziłbym się na śmierć, wolę drogę wojownika, korzystać z białej broni, niżeli oddawać ją komuś, żeby zajebał ją kogoś. Gdzie tu przyjemność obcowania z przeciwnikiem? - Zaciągnął się głęboko drewnianą fajką, pomyślał nad tym jego planem. Nie to, że by mu nie pomógł, z tym wszystkim.  Rozumiał doskonale jak to ugryźć, żeby się im powodziło. Wydmuchał dym gdzieś na bok, szukając kelnerki z ładnym tyłkiem, urodziwą twarzą, chudym ciałem. Poszła gdzieś pewnie na zaplecze służbowe - Niepotrzebnie ograniczasz się do danej grupy, obleć wszystkie na raz, traf swoim produktem do każdego, sprzedawaj to, na co jest najbardziej zapotrzebowanie, ale oferuj też unikatowe egzemplarze, rarytasy. Przecież twój sklep nie musi wyglądać jak katalog meblowy, wystarczy, że będziesz miał, to co najszybciej się sprzeda. Popyt i podaż. Załatwisz to z czarnego rynku, ulegalizujesz towar,  sprzedasz najtaniej na legalnym rynku, będziesz posiadał tego ogromną ilość, zarobisz na tym... - Podniósł lewą dłoń, pomachał ją powoli na lewo i prawo, dwa razy - Dwa razy tyle ile za to kupiłeś, zwróci Ci się początkowy kapitał, zostawisz go na kolejną partię, drugą zainwestujesz w rarytasy. I już masz dochodowy proces - Nie mogąc znaleźć kelnerki, popatrzył na Kotsona, który jadł ze smaczkiem, smakowało mu, cieszył się, że to, co zamówił, pałaszuje. Sięgnął po kufel piwa, napił się powoli zimnego płynu, rozkosznego dla jego podniebienia. Ach te jasne piwo. Wyciągnął niewielki metalowy skrobak, którym wyjął popiół z komory fajki. Wytrzepał go na podłogę. Schował ją do kieszeni. Sięgnął po łyżkę i zaczął wcinać, cieplutkie i mięsiste. Potem zjedzą coś innego, alkohol będzie miał co palić, a wypiłby jeszcze sporo.

- Czasami robię sobie takie wypady, relaksacyjna alkoholizowana biesiada. Lubię wypić raz na jakiś czas, porządnie pójść w tany, spotkać kogoś ciekawego, poznać jego historię, coś w ten deseń. Rzadko chodzę do jednego miejsca, podróżowanie leży, w mojej naturze Lunatyka, odkrywam miejsca, w których nie byłem -  Wziął parę gryzów bułki, była w sam raz, miękka i świeża. Może dostał chujową? Pewnie mu podniebienie szwankuje od tych wewnętrznych obrażeń - Tylko pytanie skąd załatwisz ludzi do tego? Obsługując podziemie, legalność, lustrzany potrzebujesz większą ilość rąk. Nie mówię tutaj o takiej wielkiej gromadce, bo w sumie na twoim miejscu, korzystając z zasobów czarnego rynku, pozostałbym niewielką, skromnym sklepikiem z obszernym magazynem. Plus, definitywnie przyda Ci się jeden ze sposobów podróżowania między światami - Zjadł do końca, położył miskę na tacę, sięgnął po kufel i wypił do końca, zakrył usta otwartą dłonią, cicho stłumił bek. Oparł się o oparcie, wyciągnął się. Pomasował się po brzuchu.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Kodero Grinnik
Wiek :
40
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
198/90 - cm/kg
Znaki szczególne :
Blizna na brzuchu i rozcięty policzek
Pod ręką :
Strzelba 8 sztrzałowa; Rewolwer 7 strzałowy; Nożyk w bucie
Broń :
Strzelba; Rewolwer; Nóż;
Zawód :
Leśniczy
Kontrahent :
brak
Stan zdrowia :
Ból brzucha.
https://spectrofobia.forumpolish.com/u209
KotsonNieaktywny
Dobra to walę konkrety, zjemy napijemy się, przepraszam nawalimy się, do szpitala i co to będzie koniec naszego spotkania? Czy znikniesz na jakąś godzinę, a ja tutaj posiedzę? Wrócisz i spowrotem się nawalimy i dopiero potem do szpitala. Skończyłem, zajadać gulasz. Wypiłem jeszcze trochę piwa. Przy okazji zauważyłem, że Askari jest wyjątkowo grzecznościowy. A zaiż także zasłoniłem usta i bekłem. Bardzo dobry towar tutaj mają, pewnie u mnie to co najwyżej w takim barze, naleśniki by dawali.
Uważam, że powinienem bardziej się tutaj opatrzyć w jakiś sklep, który byłby w jakiś stopniu popularny, w was jest dużo wojowników, w moim świecie broń biała to już raczej tylko kolekcjonerska. Broń bym i tak ogarnął jednak tutaj pozostaje myśl, to i co jeszcze? Wyjątkową jesteś osobą, masz jakieś kontakty w grupie do której należysz, to stwierdzenie padło gdyż nie przypominasz mi samotnego wilka najemnika. Sięgnąłem po kolejny browar. Rozłożyłem się położyłem nogi na sąsiednim najbliższym krześle i chlusnąłem kolejną część, przejechałem kciukiem po wąsie.
Historia Askarima mogłaby mną wstrząsnąć, ale chciałbym ją usłyszeć, może dzięki temu odkryję ten świat lepiej? Czy dałoby radę, po podróżować razem z tobą? Coś odkryję czegoś się dowiem, będę posiadał lepszą wiedzę o tym zaskakującym tajemniczym świecie. Jednak teraz zadam Ci najważniejsze pytanie: Pogłaskałem się po brodzie. Ustawiłem się w pozycji jakbym stawiał mu warunki, czyli nogi na podłogę, twarz skierowana w dół delikatnie oświetlona z jednej strony. Jak...Dobrze...Grasz...w karty? To ostanie słowo, wypowiedziałem bardziej radośnie. Zaśmiałem się i wróciłem do leżącej pozycji, jak to mogło wystraszyć. Twarz odbiorcy mogła wyglądać na przerażoną, gdybym to omawiał do kogoś w Ludzkim Świecie.
Muszę dostać namiary na powszechną broń palną i jakieś larytasy z białej. Tutaj ktoś wpadnie na napad wycelują mieczami we mnie, a ja przygotowana strzelba. Hehe, to będzie życie nawet bez strzelnicy mogę zarobić, jeśli ogarnę coś dodatkowego.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Kotson chyba zaczął czuć jakieś dziwne zależności empatyczne, w stosunku do Askariego i on to zauważył, może dlatego, że jako jedyny z trójki na ulicy, tak naprawdę chciał mu pomóc, no może Elfa chciała mu pomóc, lecz i tak wybrała stronę liska, albo liski, w sumie był to dziwny typ. Wysłuchał jego słów, wpatrując się w niego, nic nie mówił przez chwilę, tylko łyknął mocnego gula piwska. Nie uśmiechał się, tylko poczuł na chwilę chęć do całkowitego wyjaśnienia mu, dlaczego z nim przesiadywał, żeby człowieczek się nie pogubił zbytnio w tych swoich rozmyślaniach, emocjach i uczuciach.

- Ehh, Człowieczku, rozumiem, że w twojej sytuacji jesteś całkowicie zdany na siebie i gdy ja wyciągnąłem dłoń, w twoim kierunku, to chcesz snuć plany, wliczając mnie w nie. Chciałbym jednak wyjaśnić, że ja to robię z czystego znudzenia, potrzeby przygody, chcę trochę adrenaliny w swoim życiu, uznałem, że pomoc tobie, twojej sprawie może sprawić, że będę miał kolejną przygodę do opowiadania swojej rodzinie, bliskim. Jestem wojownikiem, który sięga miecza jedynie w szlachetnych zamiarach, uznałem... W skrócie mówiąc, że twoja sprawa jest godna mojej klingi i tak będzie. Pomogę Ci z twoją "sprawą morderstwa" - Wyjaśnił powoli, na końcu jedynie spoglądając gdzieś na bok, szukając pewnie kelnerki, która wydawała się lepszym widokiem podczas tej chwili szczerości, niżeli wulkan reakcji, który mógł się pojawić na twarzy Kodero, Kotsona, Człowieczka. Odłożył kufel i wyciągnął ponownie fajkę drewnianą, skręcił ją ponownie, włożył ziele tytoniowe, odpalił. Przydałoby się coś mocniejszego, na te rozmyślenia, ale jednak odpędził szybko te myśli, bo nie miał zamiaru główkować zbytnio po zielonym zielu na temat relacji z tak naprawdę nieznajomym. Wymienili dopiero może paręnaście pełnych, solidnych zdań, z tego większość to były spekulacje, dogadywanie szczegółów gdzie mieli się napić, plus rozmyślenia na temat przyszłości człowieczka. Tak naprawdę Kodero mógł jedynie powiedzieć o Askarim, że lubi dobrze pojeść, napić się, ma chęć do pomocy potrzebującym, no i to, że jego intencję są inne niżeli "działacza charytatywnego". Zaciągnął się tytoniem i poprosił kelnerkę na chwilę, podeszła i szepnął jej do ucha, żeby przyniosła w ciągu kilka chwil kolejną kolejkę z jasnym piwem, cztery kufle oraz jednego smażonego, pieczonego kurczaka z paleniska na pojedynczym talerzu, w sosie mięsnym, przyprawami oraz bochenkiem chleba. Zapłacił jej i się uśmiechnął.

- Zrozum mnie zagubiony Kotsonie, nie miałem zamiaru Cię urazić, nie mam zamiaru Cię urazić, ani zostawić w potrzebie. Uważam po prostu, że mój udział w twoim problemie, "sprawy morderstwa" powinieneś przemyśleć inaczej. Jako obserwatora, który będzie aktywny podczas procesu łapania sprawcy i dokonywania wyroku na panterze albo Walentisie, Wolentisie? - Uśmiechnął się i dmuchnął obłok dymu między nimi. Sięgnął po piwo i napił się. W dymie jego złocisto dzikie oczyska mogły być widoczne bardziej niż jego twarz albo czarny chiński garnitur - Snujesz plany na przyszłość, a jak już mówię, powinieneś się skupić na tym Walentisie, pozbyć się go, nieważne czy jest winny czy nie. Fakt jest taki, że prowadzi się do tej pory na manowce, do rynsztoku. O mały włosy nie straciłeś głowy na tej uliczce, leżąc, gdyby nie ja albo ta Elfa, prawdopodobnie tej nietypowy lisi dachowiec, zabrałby Ci coś cenniejszego niż pieniądze - Wyjaśnił mu tonem stanowczym chcąc dać mu do zrozumienia, że może sobie gdybać na temat przyszłości, lecz powinien pomyśleć o tej sytuacji na uliczce, o tym jak się tutaj znalazł, o tej sprawie morderstwa, a nie snuć plany. Rozpoczynać kolejną sprawę, albo nawet dwie, gdy jeszcze wcześniejszych nie zakończył. Nigdy nie ruszy dalej, nigdy mu się nie powiedzie jeżeli będzie odkładał problemy na bok - On, ten Walentis, na pewno czeka na nas, gdybyśmy dokończyli tutaj posiłek. Wyszedłbyś sam z Tawerny, ja bocznym wyjściem, podszedłby do Ciebie, ten dachowiec, a ja bym z tyłu go podszedł, używając moich mocy... Złapalibyśmy skurwiela, zanieślibyśmy go do mojej kryjówki albo posiadłości rodzinnej, tam przesłuchali i wykonali wyrok, egzekucję - Stanowczo zakończył co miał do powiedzenia, paląc sobie fajkę i patrząc jak kelnerka, przynosi na stół pieczonego kurczaka z rożna, kładzie na środku stołu, z całym pokrojonym bochenkiem chleba, serwetkami, czterema zimnymi kuflami jasnego piwa.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Kodero Grinnik
Wiek :
40
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
198/90 - cm/kg
Znaki szczególne :
Blizna na brzuchu i rozcięty policzek
Pod ręką :
Strzelba 8 sztrzałowa; Rewolwer 7 strzałowy; Nożyk w bucie
Broń :
Strzelba; Rewolwer; Nóż;
Zawód :
Leśniczy
Kontrahent :
brak
Stan zdrowia :
Ból brzucha.
https://spectrofobia.forumpolish.com/u209
KotsonNieaktywny
Ale się zdenerwowałem, Aki miał dużo racji w tym co mówił odbiegałem od rzeczywistości. To była moja wina to ja, przestałem myśleć, byłem tak zły, że wstałem i wyszedłem przed lokal, ochłonąć, nie powinienem tego robić, ale się stało. Powiedziałem tylko: Przepraszam. Wstałem, wziąłem zapałki, cygaro i stanąłem przed lokalem. Nie mogłem wyjaśnić tego, że tak się czułem przez głowę, przebijała się masa emocji, dobrych, złych.
Stałem, nawet palenie nie dawało mi radości, odciąłem nie z żarzoną część cygara i wyrzuciłem na ziemie, gasząc butem. Starałem się wrócić, jednak coś przykuło moją uwagę. Poczułem jakbym, był obserwowany, tylko przez kogo? Albo przez co? Rzeczywiście Walentis był zły, jednak nie dałem się tego po sobie poznać, że wiem i wróciłem do tawerny. Starałem się zachowywać normalnie, jednak nie była to prawda. Słuchaj Askarim, przepraszam Cię za to wyjście. Słuchaj, coś dziwnego. Usiadłem, pokazałem dwoma palcami, uderzając delikatnie w kufel, chciałem skrycie przekazać, że ktoś mnie widział, jak wyszedłem. Dobra o wiele lepiej się poczułem, gdy wyszedłem. Wypiłem pół kufla i znowu zacząłem pokazywać do Askarima znakami z rąk może coś skojarzy, że ktoś ma na oku tawernę i jakby czeka na moją osobę, spakowaną. Zagrajmy jeszcze w te karty i spadam do tego szpitala. Muszę się skupić na tym co się dzieje, pomożesz mi ja potem, pomogę Tobie. Spotkamy się tak, jak mówiłeś. Ostatnie zdanie powiedziałem cichszym głosem. Jeśli nas podsłuchują, nie będzie zbyt ciekawie. Mogą wiedzieć o mnie, więcej jeśli to Walentis przyprowadził kumpli. Nienawidzę zdrajców, nie powinienem ufać tak o wszystkim jak lecą.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Wyciągnąłem z sakwy parę monet, ustawiłem w rządek i przesunąłem w kierunku Kotsona po stole, w stylu rozdania karcianego. Uśmiechnąłem się, wstałem do pionu i sięgnąłem po tarcze, wczepiłem ją w pas na plecach, potem miecz na lewy bok. Poprawiłem swój garnitur, wyprostowałem z przodu, sprawdziłem, czy jakiś guzik mi się nie odpiął, tak samo na rozporku. Kelnerka była ładniutka i na pewno tutaj przyjdę kolejnego dnia wypoczynkowego. Może to moja wybranka serca? Możliwe. Dotknąłem swojej twarzy zimną dłonią, zacząłem rozsmarowywać palcami po policzkach, wargach i brodzie, jakbym miał na nich balsam. 
- Kotsonie, ogólnie rzecz biorąc, sprawy mnie naglą, ale spotkamy się później, jak zakończę moje sprawy służbowe. Czeka mnie ważne spotkanie z przełożonym, moim szefem, w sprawie "projektu" w którym uczestniczę. Opowiem Ci kiedy indziej - Wyjaśniłem człowiekowi, podszedłem do baru i wziąłem kartkę z piórem, zapisałem na nich adres korespondencyjny w szkarłatnym wymiarze, numer telefonu w świecie ludzi i takie tam adresy, pod którym mógłby zostawić mi wiadomość, żeby się skontaktować ze mną. Wróciłem do niego, podałem mu kartkę  zapisaną atramentem, położyłem obok kolumny monet, które mógł użyć w zapłacie za usługi w klinice, do której powinien się skierować - Barmanka Ci objaśni, dokładnie gdzie znajduje się klinika, w której opatrzą twoje rany, tutaj masz paręnaście monet, którymi będziesz mógł zapłacić plus moje dane kontaktowe na tej kartce... A teraz wybacz, towarzyszu, muszę cię opuścić, widzimy się za parę dni - Pożegnałem go ciepłym uśmiechem, machnięciem dłoni i wyszedłem z tawerny, nie patrząc na dachy, gdzie mógł ukrywać się Walentis. Niech dachowiec myśli, że nadal Kotson mu wierzy, w tą bajkową wersję zdarzeń. Znikłem gdzieś za zaułkiem, teleportowałem się. 

Z/T

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Kodero Grinnik
Wiek :
40
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
198/90 - cm/kg
Znaki szczególne :
Blizna na brzuchu i rozcięty policzek
Pod ręką :
Strzelba 8 sztrzałowa; Rewolwer 7 strzałowy; Nożyk w bucie
Broń :
Strzelba; Rewolwer; Nóż;
Zawód :
Leśniczy
Kontrahent :
brak
Stan zdrowia :
Ból brzucha.
https://spectrofobia.forumpolish.com/u209
KotsonNieaktywny
Dziękuję za wszystko. Jeszcze się zobaczymy, bywaj. Dopiłem piwo, schowałem pieniądze, przeczytałem i także schowałem karteczkę. Zabrałem moje rzeczy, po czym wstałem, pokręciłem głową, by usłyszeć chrupnięcie. Po czym podszedłem do barmanki, zapytałem o to co miałem zapytać, podziękowałem i wyszedłem. Przed barem spojrzałem w niebo i ruszyłem w stronę kliniki. Pyszne zimne piwo dodało mi sił, a także pozbyło się bólu w okolicach brzucha. Przez moją głowę przebijało się wiele myśli, w pewnym momencie myślałem, by nie strzelić sobie teraz w łeb, z drugiej chciałem tu zostać, a z trzeciej wrócić do siebie i zająć się domem, życiem.

Tymczasem Walentis zasnął nad tawerną. Miał obserwować, ale nie wyszło. Gdy się obudził, postanowił sprawdzić, czy nadal jestem w środku, jednak jak tylko się wychylił, nie zauważył ani mnie, ani tajemniczej osoby. Od razu postanowił mnie szukać przez znajomość terenu, domyślił się gdzie mogę iść "od baru do baru".

Z/T

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach