Zimowa Świątynia

Queen
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Raven Black
Wiek :
Wygląda na dwadzieścia parę
Rasa :
Kotostrach
Wzrost / Waga :
160 cm | 50kg
Znaki szczególne :
Blizna na prawym policzku, kocie uszy i puszysty (jak u persa) ogon
Pod ręką :
Bursztynowy kompas (w kieszeni spódnicy), zapałki i zapalniczki, noże (przypięte specjalnymi pasami do ud)
Broń :
Noże, spluwy, pazurki
Zawód :
Średniej klasy szlachcianka
Stan zdrowia :
Wyśmienity
https://spectrofobia.forumpolish.com/t306-queen
QueenNieaktywny
Re: Zimowa Świątynia
Wto 26 Sty - 13:21
Cóż, sądziła, że pójdą bezpośrednio na koszmar – Raven założyła, że Diana już wie, gdzie on jest. Gdzie dokładnie się znajduje. Bo to, że gdzieś w labiryncie, nie jest obcą wiadomością dla osób mniej lub bardziej zawikłanych i powiązanych  z Bractwem. Jednakże, skoro jej liderka nie była w świadomości, gdzie kryje się ta szkarada, nie pozostało im nic innego, jak go poszukać. Poznają wtedy lokalizacje potwora, z którym będą walczyć, zorientują się czy nie ma tu innej grupy z bractwa, która chce z nim walczyć. Albo po prostu jakiegoś szaleńca, który rzuca się „ku przygodzie” na bestię, której jego broń nie zrani. A nawet jeśli zrani, to koszmar nawet nie poczuje. Niby to ugryzienie jakiegoś komara. Irytujące, ale do przeżycia bez większej szkody.
Podążała więc za – chyba najmniej rozmowną istotą, jaką przyszło jej spotkać w życiu. Zastanawiała się, co jej z Cień nie tak. Queen rozumiała, że można nie dbać o wiele istnień, sama miała wywalone na obcych, ale żeby sięgnąć aż takiego poziomu wywalenia na innych? Jest jakaś szkoła, która tego uczy? Jakieś szkolenie? Chętnie by się zapisała, żeby chociaż zbliżyć się możliwości liderki.
-Wow – powiedziała tylko, widząc jak ta bez żadnych ceregieli kradnie lusterko sprzed nosa pary. Tak, jakby oni tam nie siedzieli i nic nie widzieli. Dwójka była chyba w takim szoku z tego powodu, że nawet nie ruszyła za nimi. Nieźle.
- Co? – spojrzała a nią jakby była kretynką. Może i była, pytając o lądowe stworzenia posiadające macki. Przecież oczywistym było, że to morskie istoty je mają!
- Shakrast – odpowiedziała po chwili. Nie miał macek tak do końca, raczej ogony, które przypominały macki. Były mackopodobne, tyle. Inne stworzenie lądowe, które mogłoby mieć coś wspólnego z mackami, nie istnieje! Jasne, były osoby zmiennokształtne i mogły sobie zmienić kończyny na macki, ale żeby tak się z nimi urodzić? Nie. Nope.
- Dlaczego idziemy nad jezioro? – przecież mieli iść do labiryntu. Więc po co tam? Naszą ją na pływanie w lodowatej wodzie w środku nocy? Czy jaka cholera?
Oczywiście Cień ją dalej ignorowała, więc Straszka fuknęła tylko pod nosem. Okropny babsztyl. Ciekawe czy w ogóle miała gdzieś z tyłu głowy, że kotka za nią idzie i mówi do niej słowa, czy też całkowicie zamknęła się w swoim świecie, nie przejmując się zupełnie niczym. Heh, może udałoby się jej raz wpaść do wody, jakby taka zamyślona szła i szła, nie zwracając uwagi na nic.

zt x 2


Przez noc droga do świtania,
Przez wątpienie do poznania,
Przez błądzenie do mądrości,
Przez śmierć do nieśmiertelności.

Zimowa Świątynia  - Page 12 TDFI7p

#00b7eb | #d23b68 | #a4254b
x x x

Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Re: Zimowa Świątynia
Czw 28 Sty - 1:53
Postanowiłam nie kontrować komentarza dotyczącego tonięcia. Wychwyciłam nagłą zmianę nastroju u Opętańca. W tej chwili dalsze zapewnianie o swych racjach jedynie by go zniechęciło. W podobnych sytuacjach wiedza o tym, kiedy należało odpuścić, była równie istotna, co ta, za jaki sznurek w danej chwili pociągnąć.
-Jestem zwolenniczką bardziej stonowanych figur tanecznych. W takich układach czuję zdecydowanie większą swobodę. Postaram się nie tyle poprowadzić a jedynie nakierować. W przeciwnym wypadku byłoby ciężko o właściwą ocenę twych tanecznych umiejętności. Postaraj się po prostu wczuć w muzykę. Rada, którą usłyszałbyś na niemal każdym kursie. A ta, którą mogę dać ja, staraj się czerpać z tego przyjemność.
Zaczepny uśmiech tańczący na moich ustach miał być wyraźną oznaką tego, iż nie tak łatwo mnie zniechęcić. Naprawdę nie sądziłam, by mogło być aż tak źle. Nawet jeśli Opętaniec nie znał tańców, preferowanych po tej stronie Lustra. Zarówno w tym, jak i jego świcie, ta rzecz wcale nie różniła się od siebie tak bardzo.
-Sądzisz, że tak łatwo będzie doprosić się o kolejny? Nic z tych rzeczy, to jak oddawać cząstkę siebie, więc doradzam należycie go strzec.
Oznajmiłam, przywołując na twarz wyraz teatralnego oburzenia, a nawet grożąc mężczyźnie palcem. Ot, tak, mogłabym stworzyć kolejną tego rodzaju urokliwą ozdobę, ale czy mój towarzysz musiał o tym wiedzieć? Nie zamierzałam w ten sposób umniejszać wartości swego podarku. Choć w istocie było to z mojej perspektywy mało znaczący drobiazg. Jednak słowa o oddawaniu cząstki siebie, nie były kłamstwem. Te kryształy, były częścią mnie, to też mogłam je kontrolować. Było to przydatne choćby w czasie walki. Już nie raz te śliczne błyskotki uratowały mi życie, czy pomogły w rozwiązywaniu niewygodnych problemów.

Uznałam, że nie będę psuć humoru swemu skrzydlatemu towarzyszowi. Bo jeśli ten liczył, że uda się mnie spić po kilku drinkach to cóż... mógł się srogo rozczarować. Nigdy nie stroniłam od dobrych, a co za tym idzie często i mocnych trunków. Miałam zdecydowanie więcej czasu niż Frank, na to, by odpowiednio zahartować swój organizm. Chociaż, jeśli faktycznie napitek był doprawiony magicznie, nasze szanse nieco bardziej się wyrównywały.

Przez chwilę przyglądałam się zawartości kielicha. Liczyłam na to, że ciepła paleta barw miała być wskazówką, dla rozgrzewających właściwości trunku.
-Za nieoczekiwane spotkania.
Wzniosłam toast, lekko unosząc kielich i posyłając Opętańcowi ciepły uśmiech. Już wystarczająco wiele osób zdążyło tutaj opić zdrowie gospodarza, szampańską zabawę i wieczne panowanie Lorda Protektora...
Miał przyjemny zapach przywodzący na myśl owoce oraz egzotyczne kwiaty. Również smak okazał się miłym zaskoczeniem, czułam jak na języku gra mi wiele apetycznych nut. Drink niósł przyjemne orzeźwienie, nie był mdląco słodki, czego z początku się obawiałam. Słodycz mogła być tu zwodnicza, tak jak w większości koktajli jej zadaniem mogło być zamaskowanie mocy alkoholu. Takie picie było trochę jak rosyjska ruletka. Oczywiście można by przywołać służącego, który zapewne opowiedziałby nam więcej o substancji, która miarowo znikała z zawartości naszych kielichów. Jednak to zabiłoby cały ten element zabawy. W końcu gdzie ryzyko tam i zabawa. Ponownie w głowie zajaśniały mi zasłyszane urywki rozmów dotyczące tutejszej areny. Może później... Teraz czekało inne wyzwanie i kto wie, jakie zagrożenie ze sobą niosło.

Mimo iż zachowanie odpowiedniego konwenansu w przypadku Opętańca, nie należało do najlepszych, doceniałam starania. Komedia potrafiła stanowić dobrą zasłonę, aby ukryć pewne braki. Co więcej, potrafiłam jasno spojrzeć na sytuację. Frank gościł w tym świecie od niedawna, a nabranie odpowiednie ogłady wymagało czasu. Obca nie była tylko Kraina, ale również świat salonów. A jednak mimo wyobcowania, znalazło się w nim na tyle chęci i odwagi, by rozeznać się w tym wymiarze.
-Dziękuję. Z miłą chęcią.
Wykonując pełne elegancji dygnięcie, przyjęłam zaproszenie, podając dłoń mężczyźnie. Rzecz jasna, wcześniej pozbywając się już pustego kielichu. Jak zwykle od razu pojawił się usłużny członek balowej obsługi, podstawiając srebrną tacę i skłaniając się uprzejmie.

Powrót do góry Go down





Violet Ni’ur
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 88eda4a0673c5c533004f119182a3b92
Godność :
Violet Ni’ur
Wiek :
25 lat
Rasa :
Lisiczka
Wzrost / Waga :
168 cm i 55 kg
Znaki szczególne :
Białe lisie uszka i długi oraz puchaty lisi ogon
Pod ręką :
Sztylet
Broń :
Pazury, sztylet
Zawód :
Służka
Stan zdrowia :
Doskonały
https://spectrofobia.forumpolish.com/t557-violet-ni-ur#4459 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1170-violet-niur
Violet Ni’urDachowiec z Wysp Księżycowych
Dachowiec z Wysp Księżycowych
Re: Zimowa Świątynia
Wto 2 Lut - 22:13
Przekrzywiła trochę głowę, spoglądając na niego, gdy stwierdził, że często to słyszy. Czy to znaczyło, że kocur przebył tak wiele tragedii w swoim życiu, że smutek wiecznie się go trzyma? Jeżeli tak było, jeśli rzeczywiście spotkało go to nieopisane zło, pozostawiające za sobą długotrwałą rozpacz – rozumiała, jak ciężko musi mu być odnajdywać w sobie siłę, by każdego kolejnego dnia otwierać oczy.
Violet przeżyła coś podobnego, przeraźliwe smutnego i ściskającego serce, kiedy to wciąż służyła Księżycowej Arystokracji. Okrutnym panom, nieposiadającym w sobie krzty dobroci czy też litości.
- Przykro mi to słyszeć – opuściła trochę uszy – mam nadzieję, że w Panicza życiu niedługo pojawi się więcej radości – uśmiechnęła się ciepło, a potem trochę zarumieniła, słysząc jego dalsze słowa. Lewą dłonią sięgnęła do fryzury, starając się ją lekko poprawić.
- Wpadłam na... a raczej zostałam uprowadzona do tańca, przez piękną Opętaniec. Dodała mi radości, kiedy ogarnęło mnie przygnębienie – podniosła uszy, mówiąc entuzjastycznie.
Przywykła do tego typu spojrzeń. Wciąż były dla niej niekomfortowe, ale lata nauki i wpojenia pewnych zasad robiły swoje: lis nawet nie drgnął pod lodowatym wzrokiem kota. Uśmiech nawet na sekundkę nie zniknął z jej ust. Jej postawa wciąż pozostawała taka sama.
- Bardzo miło Panicza poznać – odparła na jego przedstawienie się. – Myślę, że na to pytanie najlepszą odpowiedzią było by „przypadkowi” – zamachała puchatym ogonem – przypadkiem zostałam zauważona przez kogoś, w chwili nieszczęścia. A jako, że podzielono się ze mnie radością, chciałabym się podzielić nią z kimś, to wyraźnie jej potrzebuje. Zwłaszcza, że nas dachowców często spotyka tak wiele złego. Powinniśmy sobie pomagać oraz porzucać nasze troski na rzecz uciech razem.
Och, czyżby pokłócili się tak bardzo, że kocur teraz nie może patrzeć na kobietę? Zastanowiła się, posyłając mu przeciągłe spojrzenie. W takiej sytuacji zrobiło jej się jeszcze bardziej szkoda mężczyzny. Nieporozumienia między ludzie mogły wyrządzić tyle złego! Jedno niewłaściwe słowo, zła jego interpretacja i droga kochanków się rozchodziła, pozostawiając za sobą żal w sercach obojga. Wił się on niczym ciernie, obłapiające tak kruchą ideę miłości. Już nawet nie romantycznej, pożądliwej, przepełnionej pasją – każdej innej, czy to poświęconej rodzinie, swoim przyjaciołom. Komuś, specjalnemu. Będącego ulubowanym platoniczną miłością.
- Oczywiście, Paniczu Christopher, jestem tego pewna. Chociaż przykro mi słyszeć, że relacje Panicza z partnerką nie ułożyły się zbyt dobrze. Wierze jednak, że wkrótce przyczyna waszej niezgody odejdzie w zapomnienie.
Przez kilka chwil sądziła, że okazała się dla niego zbyt irytująca i zostanie jej nakazane, aby dała sobie spokój i przestała go dręczyć. Na szczęście niebieskooki – z dużo mniejszym entuzjazmem oraz zaangażowaniem niż ona – ostatecznie wyraził zgodę na wspólne spędzanie czas.
- Nie jestem fanką zbyt dużych ilości alkoholu, ale myślę, że napiję się lampki wina – powiedziała – aczkolwiek wolałabym to zrobić po tańcu – znowu zaczęła merdać ogonem – potem moglibyśmy się przejść. Jeżeli Panicz nie będzie mieć ochoty płynąć łódką, będziemy mogli pooglądać smoki i feniksy z brzegu.
Zabawa na parkiecie poprawiła jej nastrój, więc Chrisowi też powinna. Zwłaszcza, jeżeli później napiją się alkoholu. Zacznie na nich działać i od razu nastrój dachowca się polepszy.


Snowy white fox of the Arctic,
was it your brush-like tail
that sprayed snow, like crystal sparks,
adorning the dark sky with a shimmering veil?
A beautiful blaze of auroral displays

Zimowa Świątynia  - Page 12 29bf52224b08a0d95f5956e79c9cc172
#87cefa
x x x x x

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Re: Zimowa Świątynia
Czw 4 Lut - 0:48
- Tańczyłem dzisiaj raz i z tego co pamiętam robiłem to po pijaku... - mruknął cicho i pokręcił głową dziwnym niesmakiem - Partnerka, z którą to robiłem zawinęła się spory kawał czasu temu... W każdym razie, nie zdziw się, jeśli przyniosę ci wstyd. Ale fakt, będę z tego na pewno czerpał przyjemność, czego się nie robi, by obrzydzić arystokracji ten cudowny bal.
Pokręcił głową z nutą rozbawienia. Nie był oczywiście jakimś wielkim przeciwnikiem arystokracji, ale nie przepadał na pewno za nimi. Paskudni kolesie, którym zdecydowanie brakowało czasami kija nad głową, który przywołał by ich dzikie zapędy do porządku. Frank czerpał dziwną przyjemność z udowadniania im, że nad nimi władzy nie mają i zapewne przez dłuższy czas nie zdobędą. Oczywiście teraz nie zamierzał wytaczać gościom wojny, gdyż polegać na nim miała całkiem urodziwa kobieta, ale zażartować z tego nie zaszkodzi. Alnari też bawiła go, chociaż z nieco innego powodu, jej dziwnego podejścia do prezencji mężczyzny... Nie rozumiał, czemu nie urwała się z jakimś przystojnym blondynem w wieku od lat pięciuset, zamiast przychodzić do niego i wmawiać mu, że powinien bardziej w siebie wierzyć. Przez myśl Frankowi przeszło, że w zasadzie nie jest to kwestia wiary a tego, co chce robić. W tej sytuacji kryształowa wypadała jako ktoś, kto chciał ustawić mu jego priorytety na miejscu... Ciekawe.
- To bardzo uprzejme w takim razie z twojej strony - pokiwał krótko głową w zadumie i znów zerknął na kwiat - Gdyby okoliczności były inne, powiedziałbym nawet, że romantyczne.
Jeśli tak o tym pomyśleć to rzeczywiście, oddawanie cząstki siebie zalatywało stereotypowymi romansidłami z udziałem niezwykłych istot. Szczerze jednak wątpił, by tego szukała arystokratka, zapewne bawiła się nim tak, jak on zamierza bawić się sytuacją.

Uśmiechnął się pod nosem i zręcznie stuknął brzegiem kieliszka o ten należący do Alnari. Wypił w paru łykach zawartość naczynia i zerknął znów w kierunku parkietu. Nie należał do osób wstydliwych, ale to zdecydowanie pomagało zapomnieć o brakach w umiejętnościach tanecznych. Mogło też odwrócić uwagę jego partnerki od faktu istnienia owych braków.
- Za nieoczekiwane.
Odparł po dłuższej chwili z wyjątkowo ponurym uśmiechem. Gdyby znała go lepiej wiedziałaby, jak gorzki wydźwięk miały owe słowa. Jak ironiczne one był w kontekście historii Franka Boone'a. Mężczyzna ostatecznie odłożył naczynie i chwycił mocno dłoń kobiety. Nie w sposób brutalny, czy niewygodny, trzymał ją po prostu pewnie, mając w tym nawet urywek celu. Z lekkim, od razu skrytym zaskoczeniem na twarzy odkrył, że rzeczywiście podejrzenia wcześniej były słuszne. Kobieta była zimna jak lód. Oby nie w środku, bo daleko wtedy nie zajdzie. Pogładził się jeszcze przez chwilę po brodzie, a potem po oczach, by przegnać typowe zamroczenie po alkoholu, którego już dzisiaj wypił sporo. pomijając mocny drink sprzed chwili. Następnie ruszył przed siebie pewnym krokiem, prowadząc kryształową u boku. Na skraju odczekał jeszcze tylko, aż piosenka zmieni się i będą mogli wejść w rytm nie psując układu. Zerknął znów w kierunku kryształowej z nadzieją, że ta rzeczywiście nie zostawi go na pastwę tanecznych kroków, chociaż miał zamiar zajść samemu tak daleko, jak to możliwe.
- Obyś również czerpała radość z tego tańca.

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Re: Zimowa Świątynia
Czw 4 Lut - 1:07
Grzeczność Violet doprawdy była rozczulająca... Byłaby przynajmniej dla każdego, kto nie jest Christopherem Morrisonem. Dla niego było to tak nieoczekiwane i niepożądane zarazem, że zaczęło go nawet intrygować, czego ta kobieta właściwie od niego chce. Nie, żeby miał zamiar czerpać przyjemność z tego wieczoru, co to to nie. Tańce i zabawa z uroczą kobietą zdecydowanie nie jest tym, co lubi robić strażnik. To go odróżnia od większości facetów, może ku jego własnej zgubie.
- Szczerze wątpię w to, by pojawiła się w nim jakakolwiek radość, póki ta małpa gdzieś tu jest na wolności. - mruknął cicho i znów przemierzył salę czujnym spojrzeniem - Zabawne. Czemu nie kontynuowałaś z nią tańca?
Spytał się, nie patrząc nawet w jej kierunku. Nie można było zdecydowanie zaliczyć tego do pytań grzecznych, czy niewinnie ciekawskich. Było nieuprzejme jak najbardziej i takie miało być, dachowiec bowiem niezbyt chciał tracić czas na takie bzdety, jak zabawa, gdy musiał znaleźć Seamair. Tydzień to dużo, w międzyczasie zapewne zrobi coś skrajnie debilnego, a potem on się będzie musiał tłumaczyć arcyksięciu, dlaczego jego podopieczna trafiła do szpitala. Ta blondyna jednak z jakiegoś powodu nie odpuszczała, chyba przez ten spirytus stracił swoje zdolności odpychające innych...
- Podziękuj naszemu drogiemu gospodarzowi za ten stan rzeczy. - spojrzał wreszcie w jej kierunku, postanawiając odpowiedzieć na słowa o złu, jakie spotyka dachowce - Mojej radości raczej taniec nie podniesie.
Spoglądał na nią przez dłuższą chwilę posyłając dalej to swoje lodowate spojrzenie, chociaż nie łudził się już, że to jakkolwiek ją odstraszy. Westchnął tylko ostentacyjnie i na krótki moment nawet kącik jego ust uniósł się. Tylko na krótki moment, i to tylko dlatego, że wyjątkowo bawiła głupota tej osóbki. Nieco ociężale wyciągnął dłoń w jej kierunku, takie bowiem chyba były zwyczaje w tych stronach. Kobieta ułożyła plan wycieczki mniej więcej tak, że obleci dużą część balu, prędzej czy później zapewne znajdzie zgubę. Tymczasem musiał zmierzyć się z parkietem po raz kolejny...
- Wyglądasz na wyjątkowo niewyżytą pod katem romantyzmu. - stwierdził nieco kąśliwie, chociaż Violet mogła zinterpretować jego głos jak sobie chciała - Naprawdę wydaje ci się, że jestem odpowiednią osobą do tego typu zajęć?
Może nawet parsknąłby śmiechem, gdyby wiedział jaki był plan lisiczki. Upić go... Niedoczekanie. Wlał w siebie półtora litra wysokoprocentowego spirytusu, lampka wina go nie powali. Tymczasem ruszył z nią w kierunku tańczących, stwierdzając w myślach, że chce mieć to już po prostu za sobą. Naprawdę był najgorszą możliwą osoba, do której mogła przyczepić się Violet.

Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Re: Zimowa Świątynia
Nie 7 Lut - 4:49
Jeszcze zanim dotarłam na tą jakże zaszczytną uroczystość, postanowiłam sobie nie tracić czasu na nudne towarzystwo. Wszak był to mój pierwszy bal od przeszło dekady. Kto by pomyślał, że ledwie parę miesięcy wstecz tkwiłam zawieszona między życiem a śmiercią, snem a jawą.
Znów miałam czas na uczestnictwo w najróżniejszych społecznych wydarzeniach i nie wątpiłam, że wiele z nich będzie miało znacznie bardziej formalny wydźwięk. Co za tym idzie, będzie jeszcze czas na odnowienie dawnych przyjaźni, czarowanie wysoko urodzonych kawalerów i wdowców albo też zdobywanie sympatii szczególnie wpływowych person. Przypadkiem poznany Opętaniec mógł okazać się znacznie ciekawszym towarzystwem. A jak na razie nie nudziłam się przy Franku i o ile nie zacznę, to nie widziałam powodów, aby rozglądać się za „lepszą” partią.

Świat ponownie miał o mnie słyszeć, lecz dziś mój główny priorytet stanowiła zabawa.
Było oczywistym, że znalazłabym dla siebie towarzystwo na odpowiednio wysokim poziomie, kogoś, kto nie odstawałby ode mnie rangą. Jednak wśród arystokracji pozostało niewiele zagadek... a ciekawość była częścią mojej natury.
-Doprawdy? Zdradzisz jakie okoliczności uznałbyś za słuszne i godne miana romantyzmu?
Zapytałam z nutą ciekawości, wymieszanej na równi z rozbawieniem. W istocie mój podarek nie był wyrazem żadnego głębszego uczucia, jednak zaintrygowało mnie, gdzie mężczyzna wyznacza granice dla tego stanu. Być może gdyby sceneria nabrała więcej dramatyzmu, a kwiat był tą jedyną ostatnią pamiątką, którą pozostawiłabym na okrutnym łez padole? Tak romantyzm często lubił iść w parze z dramaturgią.

Nie dało się ukryć, iż wzniesiony toast miał posmak goryczy, a w każdym razie dla Franka. Nagła powaga mieszająca się z żalem, niemal natychmiast odmalowały się na rysach jego twarzy. Emocje sięgały nawet oczu, choć Opętaniec nie pozwolił im na zbyt długą poufałość.

Można było wywnioskować, iż jedna z życiowych niespodzianek była wyjątkowo przykra dla mego towarzysza. Za najbardziej oczywistą, można by uważać sam fakt przemiany... jednak mogło chodzić o coś zupełnie innego. Może nagła śmierć kogoś bliskiego, utrata czegoś cennego? Możliwości było naprawdę wiele i na próżno było o nich gdybać, kiedy brakowało konkretniejszych poszlak. Była to jednak kolejna tajemnica do odkrycia w osobie Franka.

Po chwili zostałam pociągnięta w stronę parkietu. Zerkałam na swego partnera, który najwyraźniej próbował wyzwolić się z okowów, a to zmęczenia a może wątpliwości. Czy sama musiałam się od nich opędzać? Nie chciałam dać wiary, w zapowiedzi żelazno-skrzydłego jakoby był aż tak fatalnym tancerzem. Z drugiej strony dodawanie sobie animuszu alkoholem, coś znaczyła. Choć w moim życiu przewijały się osoby, które prawdziwego natchnionego stanu doznawały jedynie za sprawą używek. Zwykle byli to jednak artyści.
-Taki mam zamiar i vice versa. Gotów?
Posłałam towarzyszowi zachęcający uśmiech, na chwilę nim wplątaliśmy się między pozostałych tańczących. Tak jak zapowiadałam, chciałam dać mężczyźnie swobodę, opatrzoną jedynie niezbędną korektą.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Re: Zimowa Świątynia
Pon 8 Lut - 2:45
Frank zdawał się nawet rozluźniony w obecności kryształowej. Mimo dziwnych właściwości jej skóry oraz fakcie, iż jest istotą o raczej wyższej randze w tym świecie, czuł się w jej obecności swobodnie... Coś, co mogłoby zabrzmieć jako komplement, gdyby nie fakt, że opętaniec czuł się swobodnie w obecności zdecydowanie zbyt wielu osób. Na przykład w jego pracy, nie zawsze wszyscy życzyli sobie, by nie szanować ich autorytetu. Dla mężczyzny autorytet to nie był żaden, ale jego zdrowie najwyraźniej było innego zdania, ponieważ po paru takich zlekceważeniach stracił jakąś ilość zębów. Pozostawało wierzyć, że Alnari jego swoboda nie przeszkadza, a jeśli już, to nie wybije mu szczęki. Mimo, że dla wielu byłby to bardzo ciekawy obrót wydarzeń tego wieczoru.
- Romantyczne? Gdyby którakolwiek ze stron miała na celu coś podobnego. - uśmiechnął się krzywo, chociaż z nieskrywanym rozbawieniem - Gdybyśmy nie poznali się ledwie chwilę temu... Chociaż patrząc na dziwactwa tego świata, nie byłaby to najdziwniejsza miłość, jaką widziałem.
Wzruszył tylko ramionami i skierował się do stolika. Czekał ich toast, który dla Franka okazał się dość ponury... A potem taniec. A co potem? To zależało, jak jego partnerce spodoba się taniec, który jej sprezentuje.

Jego ponurość wspomnianym toastem nie trwała długo. Był świadom, że nie przyszedł tu rozpamiętywać krzywd z przeszłości, a bawić się po wyjątkowo napiętym tygodniu. Zamierzał to robić, niezależnie jak wiele alkoholu musiałby w siebie wlać, by nie spieprzyć tańca. Jak już przy alkoholu mowa, poczuł przyjemne mrowienie w końcówkach palców... Przyjemne odprężenie w jego umyśle, które spowodowane było drinkiem. Nie był jeszcze pijany, to na pewno... Ale lekko zamroczony, a przez to bardziej skory do niektórych rzeczy.
- Nie po to wlałem w siebie alkohol, żeby teraz zrezygnować... Zresztą jeszcze uciekłabyś mi do kogoś innego.
Pokręcił głową, ponownie z rozbawieniem. Nie miał bladego pojęcia, co teraz będą tańczyć i najpewniej kobieta będzie go musiała poprawić... Ale chyba na tym polegała cała zabawa. Albo po prostu był pijany i porywał się z motyką na słońce, a po wszystkim mocno tego pożałuje. Co by to nie było, zdecydował się wkroczyć razem z kryształową między tańczące pary. Wsłuchał się grającą melodię, obserwował kątem oka mijane przez nich na każdym kroku pary... A potem chwycił jedną dłoń kobiety w swoją, drugą kładąc na jej talii. To ustawienie widział już z daleka, od tego trzeba było zacząć. I znów, pod dłonią na jej boku poczuł charakterystyczny chłód... Jakby w ogóle nie generowała ciepła. Jakby w istocie obejmował w tej chwili żywy kryształ. Postanowił poruszyć ten temat za chwilę, gdy już wpasują się do tańca. Frank nie zawsze przestrzegał tanecznych kroków, ale trudno było oczekiwać od niego pełnej znajomości. Wprawił ich obu w ruch, wędrując w rytm tańca w ślad za innymi parami. Co jakiś czas obracał ich obu, gdy rozbrzmiewała ta bardziej dobitna nuta stanowiąca sygnał. Jedno trzeba było mu przyznać, nie dawał Alnari wytchnienia, przynajmniej dopóki muzyka się nie uspokoiła.
- Twoje ciało... - zaczął powoli temat, patrząc jej przez cały czas w twarz - Jest kompletnie wychłodzone. Jest tu całkiem ciepło, wszystko w porządku?
Przyglądał się jej w oczekiwaniu na odpowiedź. W zależności od tego co powie, może będzie jej w stanie pomóc.

Powrót do góry Go down





Violet Ni’ur
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 88eda4a0673c5c533004f119182a3b92
Godność :
Violet Ni’ur
Wiek :
25 lat
Rasa :
Lisiczka
Wzrost / Waga :
168 cm i 55 kg
Znaki szczególne :
Białe lisie uszka i długi oraz puchaty lisi ogon
Pod ręką :
Sztylet
Broń :
Pazury, sztylet
Zawód :
Służka
Stan zdrowia :
Doskonały
https://spectrofobia.forumpolish.com/t557-violet-ni-ur#4459 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1170-violet-niur
Violet Ni’urDachowiec z Wysp Księżycowych
Dachowiec z Wysp Księżycowych
Re: Zimowa Świątynia
Sro 10 Lut - 20:11
Małpa? Tego się nie spodziewała. Rzuciła mu niepewne spojrzenie, nie do końca wiedząc, co powinna myśleć. Czy wśród partnerów balu wystąpiła aż taka niezgoda, by rzucać na siebie przezwiskami? Czyżby Christopher został zraniony do takiego stopnia, że jedyny sposób, w jaki mógł wypowiadać się o kobiecie był tak niepochlebny? Spojrzała w bok, powoli kierując wzrok ku ziemi. Smutnym było słyszeć, że ich relacja nie należała już do przyjemnych. Ale zawsze była nadzieja! To, co teraz wydaje się być tylko zlepkiem nieprzyjemnych chwil później może stać się powodem do żartów.
Violet pamięta, gdy była młodsza i wchodziła w okres dojrzewania, obraziła się śmiertelnie na swojego brata. Armir niesamowicie ją zdenerwował…już nawet nie pamiętała tej niewielkiej głupoty, o którą była zła, ale przez dobre trzy tygodnie nie odzywała się do niego, o ile nie dotyczyło to pracy na dworze. Parę tygodni później śmiali się oboje z tego, a czarny lis żartował nawet, że dobrze się stało, że padło na niego. Gdyby lisiczka przypadkiem wyładowała swoje hormony, na którymś z panów… wątpili, by jej życie zostało oszczędzone. A nawet jeśli, przeczuwali, że na zwykłym biciu by się nie skończyło.
Postanowiła nie komentować sposobu, w jaki ten wypowiedział się o Seamair. Odpowiedziała jednak na jego pytanie.
- Cóż, Panienka pojawiła się bardzo niespodziewanie i równie niespodziewanie pobiegła w swoją stronę – uśmiechnęła się, nie przejmując się jego niemiłym tonem. Zważając na jego aktualny nastrój, nie miała nic przeciwko. – Jestem pewna, że tańczy teraz z kimś albo hasa w śniegu.
Niebieskowłosa Opętaniec wydawała się Violet na tyle nietrzeźwa, żeby nie mieć żadnych hamulców. Zaśmiała się pod nosem, wyobrażając sobie, jak kobieta dosłownie tarza się w białym puchu dla samej zabawy, niczym dziecko robiące aniołka.
- Panicz również służy Arcyksięciu? – zamachała ogonem. Oczywiście, nie znała każdego sługi z osobna, zwłaszcza jeżeli Christopher zajmował się czymś innym niż sprzątaniem, gotowaniem i umilaniem Lordowi czasu oraz towarzyszeniu na spacerach.
Czym się Panicz zajmuje? – zapytała zaciekawiona. – Niech zgadnę, jest Panicz posłańcem? Albo wojownikiem? – Christopher zdaniem Violetki mógł być wojownikiem, który posługując się orężem, niczym cichy zabójca pokonuje wrogów ich pana.
- Pan Rosarium nie jest złym panem. Nim zostałam jego służką, nigdy nie miałam chociaż jednej dziesiątej wolności, którą mam teraz. Nie wiem w jaki sposób Panicz trafił do Arcyksięcia, ale nie uwierzę, by nasz Lord mógł powodować czyjeś nieszczęście. Może nieumyślnie, ale na pewno nie celowo!
Tak. Tego była bardziej niż pewna. Rosarium był dobrą osobą! Nikt nie mógł wmówić jej inaczej.
Przyjęła jego dłoń z uśmiechem. Ucieszyło ją, że na kilka sekund lekko się uśmiechnął. To musiało znaczyć, że te kilka chwil towarzystwa innego dachowca polepszyły mu nastrój.
Zawstydziła się lekko, słysząc jego słowa. Och, czyżby naprawdę tak było. Posłała mu niepewne spojrzenie.
- Dlaczego Panicz tak uważa? – zapytała, czerwieniąc się lekko. Nie przeczyła, że miała w sobie coś z romantyka, ale żeby od razu była niewyżyta pod tym względem? Nigdy nad tym się głębiej nie zastanawiała. Chyba każda dziewczyna miała w sobie to wewnętrzne pragnienie romantyzmu. A może się myliła?
- Proszę się nie przejmować Paniczu, jeżeli nie czuje się Panicz pewnie w roli przewodzącej, jestem przeszkolona. Mogę prowadzić pierwszy taniec, a później, jeżeli Panicz zechcę, podczas tańca pomogę trochę, udzielając wskazówek co do dalszych ruchów.
W końcu właśnie o to musiało chodzić Christopherowi, prawa? O to, że nie jest najlepszym tancerzem i obawia się zrobienia Ni’ur krzywdy lub też skompromitowania ich. Biały lis nie miałaby mu za złe nastąpienia na jej stopy kilka razy, a odnośnie kompromitacji – wątpiła, by towarzystwo na sali było wystarczająco trzeźwe, aby zauważyć wszelkie niepowodzenia dachowców. No i, tak jak mówiła, mogła poprowadzić ich taniec.


Snowy white fox of the Arctic,
was it your brush-like tail
that sprayed snow, like crystal sparks,
adorning the dark sky with a shimmering veil?
A beautiful blaze of auroral displays

Zimowa Świątynia  - Page 12 29bf52224b08a0d95f5956e79c9cc172
#87cefa
x x x x x

Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Re: Zimowa Świątynia
Pią 12 Lut - 0:52
Pozazdrościłam swemu towarzyszowi, widząc jak łatwo, przyszło mu się rozluźnić. Magia alkoholu jak się okazało, potrafiła dorównać niektórym eliksirom czy zaklęciom. Jeden drink, choć z całą pewnością niejedyny... tęskniłam za czasami, kiedy to wystarczało, aby i mnie porwał przyjemny rausz. Co prawda nauczyłam się imitować ów stan, niekiedy warto było, wyglądać na mniej trzeźwą niż było się w rzeczywistości... jednak to nie była jedna z okoliczności wymagających podobnego zabiegu. Jak widać, Frank należał do tego rodzaju osób, których animusz wzrastał proporcjonalnie do liczby wlanych w siebie procentów. A zatem typ, który musiał pilnować pewnej granicy, która niekiedy bywała zdradliwa.

-Tylko jeśli zaczęłabym się przy Tobie nudzić... a z całą pewnością zauważyłbyś, gdyby coś takiego miało miejsce.

Rzuciłam zupełnie swobodnie, choć dało się wyczuć, że wypowiedź, choć swobodna była jak najbardziej szczera. Ale przecież, Opętaniec wiedział o tym, nawet bez mojego zapewnienia. Nie przybyliśmy na bal wspólnie, nie wiązały nas żadne konwenanse.
Kładąc dłoń na ramieniu partnera, ciepłym uśmiechem pochwaliłam, odpowiedni start, w który wliczało się właśnie przybranie właściwej pozycji. Złączone dłonie zdradzały kontrast, jaki dzielił temperatury naszych ciał. Możliwość, aby skraść komuś odrobinę własnego ciepła, zawsze przyjmowałam jak coś przyjemnego.

Taniec być może odbiegał od pewnych standardów i gdyby, był to konkurs, z całą pewnością nie otrzymalibyśmy zaś wysokich not. Lecz Opętaniec pozytywie mnie zaskoczył, gdyż po jego zapowiedziach, sądziłam, że będę musiała przewodzić nam przez niemal cały czas, jaki mieliśmy spędzić na parkiecie. Całe szczęście brak znajomości kroków, Frank potrafił nadrobić dzięki wyczuciu rytmu, jak również swobodzie. Dlatego też zaledwie kilkukrotnie pokierowałam naszą dwójką, kiedy to znaleźliśmy się zbyt blisko pozostałych tancerzy. Zderzenie się z nimi nie należałoby do miłych, a na domiar złego zwróciłoby na nas zbyt wiele niepochlebnych spojrzeń. A im dłużej trwał bal, tym więcej podobnych „wypadków” miało miejsce. Wiązało się to niezaprzeczalnie z ilością trunków, jaką do tej pory zdążyli wlać w siebie goście Rosarium. A trudno zachować umiar, kiedy gospodarz postanowił uraczyć biesiadników tak znakomitymi rocznikami.

Choć nie idealny, taniec z Opętańce sprawiła mi przyjemność. Nie tylko dlatego, że moje stopy uniknęły rozdeptania. Frank był dla siebie zbyt surowy. Zdarzyło mi się już nie raz tańczyć z Hrabią, który mimo tanecznych kursów, na parkiecie był jak kula u nogi. Nic po pamiętaniu kroków, jeśli nie potrafiło się odnaleźć rytmu i piękna w tym parkietowym rytuale.
-Ciężko mi teraz powiedzieć czy w kwestii swych umiejętności tanecznych dramatyzowałeś, a może jedynie próbowałeś mnie nastraszyć, czy zwieść, by uświadczyć pozytywnego odbioru z mojej strony. Naprawdę nie wiem...
Powiedziałam z nutą rozbawienia, spoglądając mężczyźnie w oczy, wyczekując jego reakcji na tego rodzaju „oskarżenie”.
-Co zaś tyczy się naszego poprzedniego tematu. Powiedź, jak dobrze jesteś rozeznany na temat istot zamieszkujących ten świat? Z chęcią przytoczyłabym Ci przykład romantyzmu, który sama uważam za naprawdę dziwny... Wiesz, kim są Senne Zjawy oraz Cienie?
Zapytałam, nieco ściszając głos, a jednocześnie nachylając się ku mężczyźnie, aby przy panującym gwarze miał w ogóle szanse mnie usłyszeć.
Zaciekawiona początkiem wypowiedzi, przechyliłam głowę niczym zaciekawiony kociak, czekając na rozwinięcie tematu.
-Co do panującej tutaj temperatury, nie zgodzę się z Tobą. Ta cała lodowo-śnieżna sceneria potrafi wywołać dreszcze już samym swym istnieniem. Wybacz, jeśli sprawiam wrażenie oziębłej... ale dla mnie to całkiem naturalne. W dużym stopniu przejmuję temperaturę otoczenia, gdybyśmy dla odmiany spędzili nieco czasu przy jakimś kominku, moja skóra mogłaby Cię sparzyć.

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Re: Zimowa Świątynia
Czw 18 Lut - 21:44
- Hasa na śniegu...
Tylko tyle mruknął w odpowiedzi, kręcąc głową z wyraźną dezaprobatą. Z opisu kobiety wnioskował, że ta musiała być nieźle wstawiona albo czymś naćpana. Nikt normalny nie robi takich rzeczy, zwłaszcza na tak eleganckim balu... Chociaż cholera wie, niektórzy arystokraci byli poważnie ześwirowani przez lata samouwielbienia i egocentryzmu. Z opisu jednak wynikało, że dopadła ją opętańczyni, a nie żadna arystokratka. Więc pozostawał opcja naćpania.
- Wykonuje dla niego różne rzeczy od jakiegoś czasu, inaczej zapewne w ogóle nie byłoby mnie na tej imprezie. Nie zamierzam rozmawiać o pracy na tak urokliwym balu. - westchnął ciężko i zerknął w kierunku wirującego ogona jego nowej towarzyszki - Co ty masz z tą kitą?
Pytanie na pewno niezbyt uprzejme, chociaż dziewczyna mogła stopniowo dostrzegać pewien schemat. Facet usilnie starał się pokazać, że nie jest odpowiednią osobą do towarzystwa w rozrywkach. Czy to dlatego, że nie miał humoru? Nie. Czy dlatego, że nie doceniał siebie pod jakimiś względami? Absolutnie nie. Po prostu kurna był ostatnim lodowcem, który nadawał się do balowych zabaw i wszyscy chyba dobrze o tym wiedzieli, poza tą jedną uparta dziewczyną.
- Oj z każdym dniem tylko bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że dobrze wiedział co robi, gdy mi to gotował. - sapnął z rezygnacją i uniósł nieco brwi, pokazując, co myśli o jej zachwycie - Widać musiałaś mieć bardzo złe doświadczenia. Nikt nie jest idealny, tym bardziej arystokraci. Niektórzy miewają sadystyczną uciechę z ustawiania i psucia innym życia...
Każde kolejne słowo wypowiadał coraz ciszej i ciszej, jakby coraz bardziej kierował je do samego siebie, a nie do dachowczyni. Ostatecznie jednak mogła usłyszeć całość i tylko w jej woli leżało, jak zamierza zinterpretować całość. Czy uzna to za przytyk w stronę arcyksięcia, czy może przepuści Christopherowi, bo ten w głębi duszy wiedział, że nie może otwarcie obrażać szefa.

Jakże naiwna dziewczyna była, jeśli sądziła, że uśmiech Christophera zwiastował coś dobrego. Bynajmniej, ten tutał odzwierciedlał jego zażenowanie i rozbawienie zarazem wyjątkowo dziecinnym punktem widzenia jego towarzyszki. Nie rozumiała jak widać, że nie w każdym leży radość, po którą wystarczy tylko sięgnąć. Ale próbować mogła... Przynajmniej się pośmieje, tak wewnętrznie.
- Ponieważ przyczepiłaś się do pierwszego, lepszego faceta i już sprawiasz wrażenie, jak gdybyś zaplanowała całą romantyczną wycieczkę.
Pokręcił głową z dezaprobatą i pociągnął ją na parkiet. Im szybciej to załatwi, tym szybciej się od niego odczepi. A nóż powie mu coś jeszcze interesującego, skoro służy bezpośrednio pod ich szefem...
- Jeszcze tego mi brakowało, by mi ktoś dyktował podczas tańca. Byłem na wystarczająco wielu bankietach by wiedzieć, jak to się robi. - podszedł z nią bliżej środka i chwycił odpowiednio według układu - Wyobraź sobie, że tańczysz z kimkolwiek innym.
Dodał po dłuższej chwili. Po co? Po to, żeby nie ubzdurało jej się przypadkiem w głowie, że to on jest dobrym tancerzem. Bo inaczej już nigdy chyba go nie opuści, a on miał tu ważną misję do zrobienia. Nim partnerka zdążyła mu w ogóle odpowiedzieć, ten chwycił ją pewniej i pociągnął do tańca, przechodząc w miarę płynnie w strumień innych par oraz poruszając w ślad za nimi. Czy wychodziło mu to dobrze? Nigdy nie czuł się w roli tancerza, zatem można było wyczuć, że traktuje całość wyjątkowo sztywno. Ważne jednak, że nie deptał jej po nogach i nie gubił rytmu.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Zimowa Świątynia
Nie 21 Lut - 0:47
* Aktualny wygląd Seamair ->
Spoiler:


Ten bal wcale nie musiał być zły! Gdy w końcu uwolniłam się od niechcianego opiekuna, zaczęłam dostrzegać wiele możliwości, jakie niósł ze sobą lodowy pałac. Szczególnie korciło mnie, by zagrać na nosie Dachowcowi i spędzić trochę czasu z Kruczym Baronem, do czego Kocur tak usilnie starał się nie dopuścić. I właściwie czemu? Wiedziałam jakie opowieści krążą o tym typie, ale nawet gdyby był samym diabłem, to co mógł mi zrobić w czasie przyjęcia organizowanego przez samego Lorda Protektora. Straż i ochrona byli tu rozsiana niemal równie gęsto co drzewa po lesie. Bo przecież cześć ochrony działała również w utajnieniu, mimo iż każdy zapewne ów faktu się domyślał. Czułam się zatem wyjątkowo bezpiecznie... niestety problem w realizacji mojego planu dostarczał sam Ivor a właściwie jego brak. Spędziłam dobry kwadrans jak nie dłużej, rozglądając się za Cieniem, lecz ten gdzieś przepadł. Moje poszedł zwiedzać ten cały Labirynt? Też bym mogła... gdy tylko podłoga przestanie się kręcić...
Przywarłam do jednego z lodowych filarów, czekając, aż świat odrobinę zwolni... nie był to jednak mądry pomysł, gdyż od razu ogarnęła mnie fala chłodu. Całe szczęście, nie było to równie nagłe i niespodziewane co zdradziecki atak Dachowca, dlatego udało mi się obejść bez pisków. Odsunęłam się nieco i zrobiłam użytek ze swych skrzydeł, otulając się nimi na chwilę niczym płaszczem.
-Za bardzo łaskocze... jak można z takimi wytrzymać na co dzień...
Poskarżyłam się, nie wiadomo komu, gdy nagle pochwyciłam wymierzone we mnie spojrzenia. Dwójka mężczyzn, których podobieństwo jasno wskazywało na całkiem bliskie pokrewieństwo. Jeden miał na głowie cylinder, ozdobiony barwnymi ptasimi piórami zaś drugi porastał bluszcz, którego łodygi zwisały aż za rondo nakrycia głowy. Nie trudno było domyślić się, iż obaj byli Kapelusznikami. Oboje dyskutowali między sobą dość energiczne i nerwowo, po czym nagle ten z bluszczowym cylindrem ruszył w moją stronę. Pan opierzony machnął tylko rękoma i obserwował z oddali, wyraźnie niezadowolony z obrotu sprawy. Ja zaś robiłam się coraz ciekawsza, o co może chodzić...
Gdy mężczyzna nagle złapał mnie za ręce, a w kącikach jego oczu pojawiły się łzy... dosłownie mnie zamurowało. Stałam bezruchu, wpatrując się w nieznajomego... który odezwał się płaczliwym tonem.
-Lena, Kochanie proszę wróć do domu... Wiesz przecież, że tylko na Tobie mi zależy, ten jeden raz nic nie znaczył. Byłem wtedy pijany! To Agnes mnie uwiodła... Błagam wróć, znów możemy być szczęśliwi. Jak dawniej...
Mężczyzna puścił mnie tylko po to, by z bezkresnej głębi swego kapelusza wyciągnąć pokaźny bukiet frezji. Od ich intensywnego zapachu od razu zakręciło mnie w nosie...
-Twoje ulubione, pamiętam. Lena to nie musi się tak kończyć...
Lena... a zatem tak miała na imię panna, której wizerunek aktualnie przybrałam. Cóż dziewczę ewidentnie nie miało gustu do facetów... bo ten rozchlipany typ naprzeciwko mnie był po prostu żałośnie irytujący. Trochą godności... Nie udało mi się powstrzymać i zaczęłam się śmiać. Powolnym niemal czułym gestem wyciągnęłam ręce w stronę bukietu, a kiedy tylko moje palce musnęły pierwszych kwiatów, te nagle stanęły w płomieniach.
Wyraźnie przestraszony Kapelusznik chciał chyba krzyknąć, ale wyglądało, że nagle się zapowietrzył.
-Ktoś Ci już mówił, że jesteś bardzo irytujący... Daj mi spokój, nie znam Cię i chce się bawić w spokoju.
Na ziemię zdarzył opaść jedynie pył, lecz powietrze wypełnił słodko mdlący zapach kwiatów. Zaniepokojony obrotem spraw, brat (chyba) nieszczęsnego amanta zaczął zbliżać się do nas, szybkim krokiem. Na jego twarzy była wypisana złość, choć jeszcze nie wiedziałam, do kogo ta była skierowana.
Ja jednak nie miałam zamiaru ruszyć się z miejsca i wcale nie dlatego, że bałam się, iż kolejny krok skończy się upadkiem. Choć mógł... powoli zaczynała ogarniać mnie przyjemna senność. Dlaczego Rosarium nie wstawił tu kilku łóżek... miałam teraz taką ochotę wsunąć się pod ciepłą pierzynę...
-Nie lubię mazgajów... wybacz, jesteś zupełnie nie w moim typie.
Doprecyzowałam, widząc, iż Kapelusznik nadal wlepia we mnie spojrzenie zbitego psa.
-Lena jesteś pijana... na pewno tak nie myślisz...
-Chcesz sprawdzić co myślę? To zbliż się jeszcze trochę...
Dodałam figlarnym tonem, zachęcając mężczyznę by się zbliżył, lecz ten zatrzymał się w półkroku, gdy tylko dostrzegł kolorowe płomyki pełgające na moich palcach.
Zabawne, do właśnie takich zakwalifikowałam cały ten dziwny incydent. Ciekawe jak bawiła się teraz biedna jasnowłosa lisica, którą wydałam na pastwę irbisa... Najpewniej doznawała teraz największego rozczarowania, jakie mógł przynieść ten bal a była nim postać Christophera... Zło mojego świata... zło, na które nadal nie znalazłam skutecznego lekarstwa albo egzorcyzmu...



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Re: Zimowa Świątynia
Nie 28 Lut - 3:00
Frank spojrzał na kobietę z lekkim uśmiechem. Alkohol co prawda nie opanował go całkowicie, ale czuł się na tyle odprężony, że nie czuł już większych hamulców przy towarzyszce. Czy to dobrze, czy źle? Czas jeszcze pokaże, ale czuł sporą satysfakcję z samego faktu, że osoba obiektywnie urodziwa i w dodatku wysoko urodzona postanowiła zainteresować się jego osobą. Zainteresowała się nim i wciąż ją interesował... Nie rozumiał trochę dlaczego, ponieważ z własnej perspektywy był kompletnie nudny, ale cieszył się. Cieszył się i zamierzał korzystać z wieczoru, po to w końcu się tu pojawił. Żeby wypocząć, poznać kogoś sympatycznego, zaznać chociaż jednej z tych przyjemnych rzeczy, o których tak często mówili inni po tej stronie lustra... Już w pewien sposób mógł uznać wieczór za udany, ale czegoś mu jeszcze brakowało. Wciąż mało mu czegoś było i miał nadzieję, że kryształowa w jakimś stopniu to zaspokoi, nim wieczór dobiegnie końca.
- Taką mam nadzieję... Mężczyźni bywają ślepi. Obym ja się nie okazał, bo utrata takiej piękności byłaby istną tragedią.
Odparł jej wesoło, z równie dużym entuzjazmem przystępując do tańca. Pochwycił kobietę tak, jak uczono go od zawsze przy tańcu i od razu wyczuł, że coś tu nie gra. Do głowy mu przyszło, że w takim stanie nie powinni tańczyć, a zamiast tego pójść gdzieś Alnari ogrzać, ale kobieta nie zdawała się zbytnio przejęta swoją, powiedziałby już, hipotermią. W dodatku sam Frank niesiony na skrzydłach alkoholu wyjątkowo mocno dał się ponieść tańcowi, który rzeczywiście w obecności dobrej tancerki okazał się miłym doświadczeniem. Być może będzie musiał to częściej robić... W każdym razie czerpał z tego nie mniej, niż sama kryształowa. Jej oczy oraz ogólnie cała sylwetka migały nieustannie w światłach, sprawiając, że jego towarzyszka tańczyła nie tylko przy pomocy kroków, ale i z samym wyglądem. Był to na tyle zachwycający widok, że Frank przeważnie analizował właśnie jej oczy, zamiast skupiać na parkiecie. Obserwował jej źrenice niczym dwa migoczące diamenty, zachwycony ich wyglądem. Zasadniczo tym właśnie były, jeśli tylko wiedziałby o tancerce wszystko.

Gdy wreszcie tańce dobiegły końca, nadeszła chwila wielkiej oceny. Frank przekrzywił łeb i czekał przez dłuższą chwilę, uśmiechając się krzywo na sam koniec, gdy ta skończyła.
- Może w pewnym sensie wszystkiego po trochu. Czasami bardziej strategicznie jest pokazać się w gorszym świetle, zanim nastąpi główna prezentacja. - zaśmiał się krótko - Zresztą nie czuję się zbyt pewnie na parkiecie, przy większości kobiet myśli skupiam na wszystkim i na niczym, co kończy się źle. Czasami widzę zaś coś, co jest warte skupienia się na tym i co czyni taniec piękniejszym.
Postukał się krótko palcem w okolicach oczu, jakby nie było oczywiste, o czym dokładnie mówił. Również teraz przyglądał się jej kryształowym oczom... Przypomniały mu się oczy Parvatti, ale w tej chwili nawet niezbyt interesowało go, gdzie ona jest. Wieczór był zbyt krótki a trzeźwość zbyt krucha, by rozdwajać się na kogoś, kogo się zapewne nigdy nie zobaczy. Nie chciał być jednym z tych desperatów.
- Trochę je znam... Kojarzę co nieco, ale niezbyt dużo - zmrużył oczy, przyglądając jej się badawczo - Chętnie posłucham o tym romantyzmie.
Wzruszył ramionami i złapał delikatnie kobietę za dłoń, odciągając nieco dalej. Nie chciał stać jak kołek tuż przy parkiecie. Ogólnie nie lubił być na widoku. Dopiero gdy przystanęli w bardziej ustronnym miejscu, znów skupił na niej wzrok, zastanawiając się nad tym, o czym w zasadzie do niego mówi.
- To... Ciekawa właściwość. - zmarszczył brwi z niezrozumieniem, ale chwilę potem na jego twarzy znów pojawiło się rozluźnienie - Rozumiem więc, że całkiem gładko pobierasz temperaturę z otoczenia... Jak wiele masz zamiar zabrać ode mnie?
Uśmiechnął się z wyraźnym rozbawieniem. Nie przeszkadzało mu, jeśli kobieta zamierzała się ogrzać, w pewien sposób nawet poczułby się lepiej, gdyby mógł jej w ten sposób pomóc. Po dłuższej chwili zamyślenia pchnięty nieco alkoholem, nachylił się całkiem blisko do Alnari i mruknął cicho.
- Chcesz udać się w bardziej ustronne miejsce? Gwar nie sprzyja ciekawym rozmowom.

Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Re: Zimowa Świątynia
Sro 3 Mar - 0:47
Musiałabym być ślepa albo konkretnie otumaniona i to czymś znacznie mocniejszym niż zwykły alkohol, ale nie dostrzec zachwytu w spojrzeniu Opętańca. Byłam kolekcjonerką takich właśnie spojrzeń, lubiłam pławić się w ich świetle, niczym kot w promieniach popołudniowego słońca. Bo i też nigdy nie wypierałam przed sobą faktu, że śliczny ze mnie narcyz. Uroda była czymś, co zniszczyło mi życie, a co później wspierając innymi atutami, przekułam w oręż.
Zadrżałam, gdy przypomniałam sobie, z jakim podziwem obserwował mnie mój pierwszy mąż, gdy jeszcze byłam tylko jedną z wielu zabawek. Kimś, kto nie miał prawa głosu, kto musiał znosić kolejne ciosy z nadzieją na to, że nie trafi w końcu tam, gdzie reszta zabaweczek... które zwyczajnie znudziły się, albo zepsuły... I kto by przypuszczał, że to zabaweczka w końcu zepsuje swego Pana...
-Nie mogę się z Tobą nie zgodzić. To całkiem przebiegła i zyskowna strategia. Choć nie sprawdzi się w każdej sytuacji. Jeśli na przykład ktoś skończy swą oceną na pierwszym wrażeniu, można w tym wypadku stracić szansę, aby zabłysnąć później.
Z takich właśnie działań chętnie korzystano na polu walki, rzecz jasna korzystali z niej ci, którzy intelekt i spryt cenili wyżej niż butę i honor. Dworskie życie niekiedy stawało się zaskakująco podobne do pola walki... aby zachować swą pozycję, nie można było tracić czujności. Należało dbać o właściwe sojusze a czasem i podejmować ryzyko, gdyż pozostawanie biernym mogło okazać się gwoździem do trumny.

Słysząc komplement, posłałam mężczyźnie słodki uśmiech, w którym dało się znać zadowolenie.
-Pochlebca. Cieszy mnie, że być może udało mi się zachęcić Cię do częstszego odwiedzania parkietu. Bo na tego rodzaju uroczystościach, to właśnie tu można poczuć się prawdziwie swobodnie, nawet ze świadomością bycia obserwowanym przez tak wiele par oczu.
Wyglądało na to, że mój towarzysz nie czuł się zbyt swobodnie w tłumie. Akurat było to coś, do czego niekoniecznie dało się przyzwyczaić. Ot cześć natury. Jednym przypada stać się częścią stada, innym wznieść się ponad szereg a jeszcze innym obserwować go z oddali czyniąc uniki bądź szykując się do łowów. Każda rola była istotna w tym układzie i konieczna w jego zachowaniu.
Myślałam zdecydowanie za dużo... widać był to ten stan, gdy przyjęte procenty pobudzały miast przyjemnie rozluźniać. Cóż, to można było jeszcze naprawić... wszak znałam swoje granice, choć było łatwiej tak ową kontrolować, gdy chwytało się po sprawdzone i dobrze sobie znane trunki. Tutejsze w rezultacie mogły okazać się loterią, a jak dało się zauważyć, ów „hazard” zbierał coraz poważniejsze żniwo wśród gości. Żal robiło mi się na myśl o tych wszystkich biednych Lunatykach, którzy po pijaku postanowią skorzystać ze swej mocy teleportacji. Umysł nazbyt zamroczony w połączeniu z tego rodzaju magią mógł doprowadzić do sytuacji kłopotliwych, a nawet tragicznych w skutkach.

Słysząc pytanie ze strony Franka, zaśmiałam się perliście, lecz ów dźwięk tonął w morzu innych znacznie donośniejszych. Kolejny utwór, który właśnie wygrywała orkiestra, był wyjątkowo żwawy i intensywny a co za tym szło również głośniejszy. Cieszyłam się, że zdarzyliśmy zejść z parkietu przed jego nastaniem. Jeśli przy takiej muzyce ktoś aż nadto zapędzi się w tańcu, zapewne da innym okazję do bliższego zapoznania się z podłogą.
-Sądzisz, że ośmieliłabym się dokonać tak niegodziwej praktyki, jak skraść komuś jakże cenne odrobiny ciepła? Na dodatek, kiedy wokół panuje tak mroźna atmosfera?
Wyprostowałam się, jednocześnie opierając jedną z dłoni na wysokości swej tali, czyniąc tym samym swą postawę bardziej wyniosłą. W moim spojrzeniu tliło się oburzenie, lecz uśmiech mówił jasno, iż jest to jedynie element gry.
Pytanie pozostało jednak bez odpowiedzi, a w każdym razie ta nie padła w formie słów. Zostawienie niedopowiedzeń czasem bywa ciekawszym rozwiązaniem. Lubiłam korzystać z tej oto furtki, zmuszając rozmówcę do poszukiwań i domysłów.

Bynajmniej nie zapomniałam o temacie Cieni i Sennych Zjaw, niestety, gdy moja uwaga miała się skupić ponownie na ów wątku, odebrałam namacalny mentalny protest. Widać pewna Zjawa, z której jaźnią splatała się moja własna, nie była szczęśliwa, kiedy to miało się mówić o Cieniach. Zjawa bała się ich panicznie, a ów strach nasilił się, gdy zrozumiała, że tym razem nie zdoła się wymknąć... jeśli któryś wyciągnie po nią swe szpony. Biedactwo.
Z własnych myśli wyrwała mnie propozycja... Jej nadawcy widać zależało, by na pewno została usłyszana, gdyż srebrno skrzydły nachylił się nade mną. Mogłam poczuć bojącą w jego ciepłym oddechu woń słodkiego alkoholu. Jak bardzo trunek zaszumiał w głowie memu towarzyszowi? I ile okowów opadło gdzieś na dno kieliszka... Czy brnąć dalej w tę zabawę, aby ów fakt sprawdzić?
Ah ciekawość, w końcu pewnego dnia przyjdzie mi za nią srogo zapłacić.
Kiedyś.

Jeszcze bardziej zmniejszyłam dzielący nas i tak już niewielki dystans, aby i mnie Opętaniec mógł dobrze usłyszeć, nawet gdy ściszyłam głos do granic konspiracyjnego szeptu.
-Istotnie, zrobiło się dość szumnie. Ale ostrzegam, że nie pozwolę ponownie porwać się w ten ziąb.
Byłam ciekawa, jakież miejsce padnie wyborem skrzydlatego, to też nie poddałam mu żadnej własnej propozycji, choć znalazłabym nawet kilka. Arena była sporym widowiskiem, lecz nie wątpiłam, że na widowni znalazłyby się bardziej osłonięte loże. Choć co do panującego tam hałasu nie miałam pewności, wszystko zapewne zależało od tego, czy aktualna walka była dostatecznie emocjonująca. Rosarium zapewne pomyślał, również o miejscach, gdzie dyskusje można było prowadzić w warunkach dlań odpowiednich. Zatem któreś z rozlicznych przejeść i korytarzy mogło zaprowadzić gości do gabinetów. A może czekały i inne miejsca, naprawdę nie miałam rozeznania w całej obszernej liście atrakcji. Uznałam, że tym razem pozwolę się zaskakiwać, a znacznie później będę ewentualnie żałować, straconych szans.
Bez pytania o pozwolenie, wdzięcznym gestem wczepiłam się w ramię Franka. Zerkałam ku niemu, zaś w blasku szmaragdowych oczu dało się odczytać wyczekiwanie.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Re: Zimowa Świątynia
Pią 5 Mar - 1:21
Uśmiechnął się nieznacznie i odchylił głowę do tyłu, gdy ta skomentowała jego podejście do tematu tańca i chwalenia się umiejętnościami. Nie mógł spodziewać się, że ta po prostu by się zgodziła... Niemal od razu było widać, że nie jest to tego typu kobieta. Ona lubi się bawić i mącić, a przez to również drążyć. W tym wypadku padło na prezencje opętańca, któremu w gruncie rzeczy było dobrze tak, jak dotychczas, o ile dobrze można nazwać ogólnie mieszkanie w kompletnie obcym świecie, który momentami przypominał krainę z jakiegoś koszmaru pięciolatka. Spodziewał się więc, że Alnar i tym razem powie coś od siebie, ale w pewnym sensie nawet to lubił. Przynajmniej w ten sposób było ciekawie i mógł również zweryfikować u kogoś innego to, co postanowił robić. Z drugiej strony kryształowa zasadniczo zgodziła się z nim, po prostu wytknęła dziury w owej strategii, ale należało sobie zadać pytanie, czy jakakolwiek strategia nie miała wad? Chętnie by taką poznał.
- Jeśli ktoś odpuści sobie taniec z samego tylko faktu, że nie jestem najlepszym tancerzem, to być może tak będzie lepiej. - wzruszył krótko ramionami - Zwykło się mówić, że kto nie ryzykuje, ten nie je. Myślę, że w tym wypadku zaryzykowałem i dało to jakieś owoce... Chociaż rzecz jasna mój taniec wciąż mało ma wspólnego z profesjonalizmem.
Mężczyzna oparł się o jedną z kolumn, czuł bowiem, że stanie w pionie sprawia mu leciutkie trudności. Może i sam alkohol nie mieszał mu w głowie na tyle, ale taniec oraz ogólnie dość bogaty dzień sprawiały, że miał ochotę chwilę odpocząć. Alnari go raczej nie zatrzyma, więc pozostawało pytanie tylko, w jaki sposób to zrobi.
- Pochlebca? - zerknął na nią, przekrzywiając nieco głowę - Niektórym to słowo źle by się skojarzyło. Ja jedyne wskazuje fakty, które same cisną się na usta.
Uśmiechnął się pod nosem, świadom, że zasadniczo zaczął jej słodzić. Zauważył już wcześniej, że właśnie to kupuje kobietę, nawet jeżeli była tego świadoma. Była to przynęta, na którą łapała się mimo wiedzy, że jest przynętą. Frank jednak mimo wszystko musiał się mieć na baczności, bo jeden krok za daleko i to on mógł stać się jakąś bezradną rybką wiszącą na haczyku. Tego zawsze się obawiał.

Na twarzy Franka również zagościł uśmiech rozbawienia, gdy usłyszał jej śmiech. Był dość ładny, musiał przyznać. Mimo wszystko nie rozumiał dlaczego kobieta się tak wzbrania, skoro sama przyznała, że jej samej w takim miejscu dość ciężko doświadczyć ciepła. Sam ten fakt mógłby wydać się niepokojący roznosicielowi, gdyby nie to, że został mocno ośmielony przez alkohol oraz atmosferę wieczoru, po części również sam urok swojej rozmówczyni. Czasami zapomina się o takich rzeczach, jak podejrzliwość, a to właśnie po to tu chyba przyszedł, by opuścić gardę.
- Sądzę, że mogłoby to głupio i niegodziwie zabrzmieć, gdybyś sama o to poprosiła, ale ja bym raczej swoje słowa traktował prędzej jako propozycję lub ofertę.
W końcu co mu szkodziło... W każdym razie atmosfera jaka się zaczęła tworzyć sprawiała, że opętaniec coraz mniej miał ochotę przebywać w tłumie, głównie dla wygody. Ucieszyło go wyraźnie, gdy kryształowa przystała na jego propozycję, w dodatku jeszcze bardziej zmniejszyła dystans między nimi. Już wcześniej Frank naruszył coś, co można by nazwać standardową przestrzenią osobistą i większość kobiet raczej by go zbeształa, zamiast jeszcze bardziej w to brnąć.
- Na zewnątrz? Byłem tam już sporo razy, raczej samemu średnio mam ochotę pchać się tam po raz kolejny. O tak późnej porze powinno się raczej odpocząć w przytulnym wnętrzu...
Westchnął ciężko na myśl o ciepłym kominku i łóżku. Zasadniczo teraz pojawiła się też w jego głowie myśl, jak on w ogóle wróci do swojego mieszkania... Chyba będzie musiał tu gdzieś przenocować. Impreza raczej potrwa do białego rana, zatem nikt go nie powinien wygonić. Kto wie zresztą, czy coś go tu nie zatrzyma jeszcze na całą noc.
- Nasz gospodarz zadbał szczęśliwie o miejsca, w których można zaznać nieco prywatności.
Zerknął tylko krótko na Alnari, gdy ta mu się wczepiła i zmarszczył nieco brwi. Uznał to zwyczajnie za dobry znak i ruszył do wyjścia z sali balowej. Szybko przebył razem z kryształową korytarze oraz schody dzielące ich od piętra, na którym stały szeregi prywatnych komnat. Frank zajrzał do pierwszej, lepszej z nich, w których nie znalazł nikogo. Wślizgnął się tam do środka, ciągnąc tym samym za sobą kobietę. Wnętrze zaś powinno odpowiadać im standardom, poza łóżkiem znajdowały się tam również piękne meble, książki, stół z zestawem dzbanka oraz filiżanek, a także dwa krzesła, czyli właśnie to, czego było im teraz potrzeba. Opętaniec zerknął na swoją towarzyszkę, odzywając się nieco żartobliwie.
- Jej wysokości odpowiada miejscówka?

Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Re: Zimowa Świątynia
Nie 7 Mar - 1:48
Co jakiś czas rozglądałam się dyskretnie po balowej sali. Wypatrywałam, nie tyle znajomych twarzy, co właśnie tych zupełnie mi nieznanych, przejawiających nadmierne zainteresowanie. Zdziwiłabym się, gdyby, któryś z braci nie postanowił wysłać tu swych zauszników a przy okazji napomknąć im, aby mieli oko na niesforną Szafir. Cóż, nieco nadszarpnęłam ich zaufania, to fakt... ale nie bardzo tolerowałam tą ich całą nadopiekuńczość. Bo przecież już nie raz nie dwa musiałam nasłuchać się wykładów o tym, aby uważać, z kim się bawię. Po dzisiejszym balu zapewne również czeka mnie kazanie a może nawet dwa... Trudno, jakoś to przeboleję, znowu...
-Widzę, że przeprowadziłeś odpowiedni rekonesans. Ja dziś zaniedbałam tę kwestię, zwykle lubię być przygotowana. Jednak od czasu do czasu warto dać się zaskakiwać.
Ponownie krocząc u boku opętańca, nieco niepewnie zerkałam przez ramię na pobłyskujące w świetle metaliczne pióra. Wolną ręką przygarnęłam do siebie nieco materiał sukni, po to by ta lepiej przylegała do ciała. Zapewne niewiele istot wolałoby przekonać się na własnej skórze, czy ów pióra są równie ostre, jak wyglądają... niż narażać na rozcięcie swą cenną garderobę. Z drugiej jednak strony, moc wspomagająca regenerację rzadko kiedy okazywała się częścią czyjejś natury. Mój rodzaj miał w tym wypadku szczęście albo też łaskę gwiazd.

Im dalej zostawialiśmy za sobą gwar balowej sali, tym głośniej pobrzmiewało echo naszych kroków. Pewnych, a jednocześnie niosących w sobie jakieś ponaglenie. Niczym niewidzialne ostrzeżenie dla tych, którzy mieliby teraz stanąć na drodze do celu.
I znów to wyostrzenie zmysłów, zdające się skutkiem niedawnego drinka. Czy słodkie otumanienie przyjdzie z czasem? Wbije we mnie zęby, nagle i niespodziewanie niczym bestia kryjąca się gdzieś w mroku? A może jednak słodkiej trucizny było za mało, aby oczekiwać ów efektów? Z drugiej strony zwiększona wrażliwość też mogła być ciekawa, pytanie na jak wiele zmysłów podziałała...

Drzwi jednej z gościnnych komnat zamknęły się za nami, równie szybko, jak i się otwarły. W komnacie panował przyjemny półmrok, gdyż światło dawało jedynie boczne oświetlenie. Dostatecznie jasno by o nic się nie potknąć, a jednocześnie okazja, aby dać nieco wytchnienia oczom, które cały wieczór były narażone na blask śnieżnej bieli i lodowych refleksów. Piękne meble, biblioteczka, zastawa no i łóżko skryte dyskretnie w głębi niewielkiego pomieszczenia. Słysząc uwagę ze strony Franka, uśmiechnęłam się tylko, po czym w milczeniu zaczęłam krążyć po pomieszczeniu, dokonując demonstracyjnej inspekcji. Opuszkami palców sunęłam to po grzbietach książek, nocnym stoliku czy w końcu oparciu krzesła, za którym przystanęłam.
-Całkiem przytulnie, chociaż mógł pomyśleć o kominku.
Dodałam zaczepnie, jednocześnie pochylając się nad stołem i trącając jedną ze stojących nań filiżanek.
-Herbatą nie tak łatwo się rozgrzać, ale widać nasz gospodarz jest innego zdania.
Powietrze przeciął dźwięk trąconej porcelany, wibrował przez chwilę, aż ponownie nie dotknęłam filiżanki, aby zdusić ów melodię.
Zerkałam w stronę opętańca z tajemniczym uśmiechem tańczącym na ustach. Ciekawa czy podchwyci zawoalowaną aluzję, nawiązującą do niedawnej rozmowy. Staranie tkane nici pajęczyny... zwykle dostrzegane wówczas, gdy nie sposób się z nich wyrwać.
Przystanęłam tuż przy krawędzi stołu, sięgając do wazonu, w którym tkwił kosztowny bukiet, stworzony z białych oraz błękitno-srebrzystych kwiatów. Te drugie przypominały nieco orchidee. Pochwyciłam jedną z roślin, odrywając ją od reszty. Przybliżyłam kwiat do twarzy, na moment zamykając oczy i delektując się słodkim zapachem. Moje wargi, musnęły o srebrzyste płatki, nim odsunęłam od siebie kwiat.
-Pochodzimy z tego samego krańca Krainy...
Mruknęłam cicho, bardziej do własnych myśli niż towarzyszącego mi mężczyzny.Kwiaty niewątpliwie sprowadzono z Archipelagu.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Re: Zimowa Świątynia
Sro 10 Mar - 1:50
Opętaniec pokręcił krótko głową zaraz. Być może do tego właśnie Alnari go teraz zachęcała, by dał pokaz tego czego się nauczył i skłamał nieco znów... Ale Frank wiedział swoje. Wiedział, że tak naprawdę nic nie wie o tym miejscu, a o pokojach dowiedział się co najwyżej od natrętnej służby. Biorąc pod uwagę, że gdy to mu mówiono nie miał żadnej partnerki, zapewne odnoszono się do branego przez niego alkoholu. Że niby spędziłby całą noc tutaj na zgonie... Dobre sobie, chociaż zapewne gdyby nie kilka spotkań, tak mógłby skończyć. Nie miałby wówczas motywacji, by trzeźwieć wciąż na nowo. Tak jak na przykład niedawno, gdy musiał użerać się z dachowcem na mrozie. W sumie musi sprawdzić, czy nie zarąbała mu ostatecznie telefonu.
- Nie do końca... Chociaż to fakt, kręcę się tu już jakiś czas. Niestety bądź stety pokojów gościnnych jeszcze nie widziałem, a jedynie słyszałem o nich. Myślę, że będzie to dobry kierunek.
Odparł jej dość swobodnie, nie zwracając z początku uwagi na jej niepokój dotyczący skrzydeł. W pewnym momencie przebywania w krainie luster zapominał o nich, chociaż wciąż nienawidził spania na brzuchu. Cholernie mu czasami te dwa płaty przeszkadzały.

Uśmiechnął się pod nosem i również skierował do stolika, rozglądając uważniej po wnętrzu. Komnata nosiła na sobie wyraźnie znamiona bogactwa, było to wyraźnie widać w meblach i wykładzinie. A mimo to całość urządzono dosyć skromnie, zapewne dlatego, że podobnych pokojów były tu dziesiątki, o ile nie setki. Ten konkretny niestety akurat kominka nie posiadał.
- Czy ja wiem, czy tak źle... Sama przyznałaś, że mogłabyś zacząć wręcz parzyć. Chyba jednak wolę nie ryzykować.
Wbił w nią wzrok, przekrzywiając nieco głowę i opierając się o stół jedną ręką. Na krótki moment zerknął w kierunku filiżanki, którą się bawiła, próbując rozwikłać jej zawiłą wypowiedź. Była ona na tyle dziwna, że całkiem szybko wychwycił do czego konkretnie kryształowa teraz nawiązywała.
- Gospodarz miewa pełno spraw na głowie... Mógł popełnić pomyłkę, szczęśliwie już wcześniej chyba poznaliśmy inne rozwiązanie.
Stanął całkiem blisko niej, obserwując jej oczy. Stał tak w milczeniu do momentu, aż ta nie sięgnęła do bukietu, rzucając dość zagadkową wypowiedź. W pierwszej chwili Frank chciał napomknąć że w ogóle stąd nie pochodzi, ale szybko uświadomił sobie, że ta mówi o kwiatach.
- No cóż, pod względem piękna macie wiele wspólnego... - spojrzał na owe kwiaty przez dłuższą chwilę z zamyśleniem - Jakaś część rodzinnego domu musi być dość pokrzepiająca.
Ponownie na jego twarzy zagościł uśmiech, chociaż tym razem kryjący w sobie nieco melancholii. Kwestia tęsknoty za domem... Chyba nie chciał teraz o tym myśleć, więc szybko zmienił temat na dawne tory. Odbił się od stołu i pochwycił jedną z filiżanek, przyglądając jej się.
- Wolisz więc skosztować herbaty, czy może rozgrzać się w nieco inny sposób?
Uniósł brwi, nie odrywając wzroku od naczynia, aż wreszcie je odstawił.

Powrót do góry Go down





Violet Ni’ur
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 88eda4a0673c5c533004f119182a3b92
Godność :
Violet Ni’ur
Wiek :
25 lat
Rasa :
Lisiczka
Wzrost / Waga :
168 cm i 55 kg
Znaki szczególne :
Białe lisie uszka i długi oraz puchaty lisi ogon
Pod ręką :
Sztylet
Broń :
Pazury, sztylet
Zawód :
Służka
Stan zdrowia :
Doskonały
https://spectrofobia.forumpolish.com/t557-violet-ni-ur#4459 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1170-violet-niur
Violet Ni’urDachowiec z Wysp Księżycowych
Dachowiec z Wysp Księżycowych
Re: Zimowa Świątynia
Nie 14 Mar - 21:32
Z jakiegoś powodu sądziła, że sposób w jaki Christopher wypowiedział „hasa po śniegu” jest całkiem zabawny. Możliwe, że to ze względu na ponurość jego persony – dachowiec nie był najszczęśliwszą istotą tego balu, więc tak pozytywne stwierdzenie padające z jego ust wydawało się zabawne.
- Oczywiście – powiedziała szybko – rozumiem i nie będę naciskać na kontynuowanie tego wątku – posłała mu miły uśmiech. Jeżeli kocur nie chciał rozmawiać o swojej pracy, lisiczka nie będzie go do tego zmuszać. Chyba wystarczy, że spędza z nim swój czas, a jemu średnio się to podoba. Nie zamierza jednak zostawiać kogoś tak smutnego samemu sobie.  Pantera potrzebuje ciepła, radości i życzliwości w swoim życiu, tak więc Violet mu je da. Chociaż na te kilka wspólnych chwil na balu. Może jeszcze też w późniejszym czasie, gdyby przyszło im się spotkać na dworze Arcyksięcia w bardziej służbowych warunkach.
- Hm? – spojrzała na swój merdający ogon. – A on. Po prostu jestem w dobrym nastroju. Moi poprzedni panowie nie byli zbyt dobrzy… Nie byłam z nimi nigdy szczęśliwa, więc teraz, kiedy jestem zwyczajni radosna: nie mogę się powstrzymać przed machaniem nim. Wiem, że to głupie, ale dawniej nie mogłabym zrobić czegoś takiego bez odbycia kary. Ich zdaniem ktoś taki jak my, dachowce, nie zasługujemy na radość, jesteśmy niczym więcej, a śmieciami, które zawadzają. Jeśli od czasu do czasu się do czegoś przydamy, to nie jest źle, ale kiedy popełnimy błąd..?
Zamilkła na chwilę. Nie chciała wspominać swojej sytuacji, kiedy służyła pod arystokracją z Wysp. Pokręciła głową, otrzepując się z dozy smutku, która chciała się wkraść oraz popsuć całą zabawę. Tak łatwo się jej nie da.
Nie kontynuowała już urwanej myśli. Kocur nie chciał rozmawiać o pracy, ona nie chciała o tym.
- Myślę, że wszyscy mają swoje wady i zalety. Arystokraci również… Ale Arcyksiążę nie jest złą osobą…
Nie mógł być złą osobą. Chociaż może w oczach kogoś, kto był wolny, a później z jakiegoś powodu przestał (bo w tej chwili zakładała, że tak było z kocurem) mogło to wyglądać inaczej. Oboje mieli różne doświadczenia życiowe, więc może to, co ona widziała jakoś coś pozytywnego i dobrego, w jego oczach było złem?
Nie zamierzała się z nim wykłócać na ten temat. Nie była typem osoby, który by chociaż śmiał próbować.

Zgadzała się, że to romantyczna wycieczka. Ale to nie tak, że mieli jakieś inne miejsca, w które mogli pójść! Byli na balu, musieli więc tańczyć, napić się, przejść się po błoniach, przepłynąć łódką po jeziorku. Takie były tu atrakcje.
- Panicz może mieć trochę racji – przyznała po namyśle – jednak to nie tak, że mamy wybór mniej romantycznych miejsc i scenerii, czyż nie? – zapytała niewinnie.
- Nie chciałam Panicza urazić – tyle dane było jej powiedzieć nim została pociągnięta na parkiet. Uśmiechnęła się do niego i pozwoliła prowadzić.
Taniec ten był zdecydowanie inny od tego, którego doświadczyła z Opetaniec. Był rytmiczny i spokojny, a ten ze skrzydlatą kobietą: przepełniony energią oraz dzikością. Nie znaczy to jednak, że obecny partner jej się nie podobał – Christopher tańczył dobrze, więc nie obawiała się, że wpadnie na inną parę, albo zostanie podeptana.
- Dobrze Panicz tańczy – pochwaliła go. Zdawała sobie sprawę, iż nie potrzebował, aby ktoś mu to mówił. Nie mniej każda pochwała jest miła i dobra. Więc może ona chociaż trochę poprawi mu nastrój?


Snowy white fox of the Arctic,
was it your brush-like tail
that sprayed snow, like crystal sparks,
adorning the dark sky with a shimmering veil?
A beautiful blaze of auroral displays

Zimowa Świątynia  - Page 12 29bf52224b08a0d95f5956e79c9cc172
#87cefa
x x x x x

Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Re: Zimowa Świątynia
Czw 18 Mar - 0:52
Czy coś było ze mną nie tak? Pozwolić sobie na zamknięcie się w pokoju z mężczyzną, o którym nie wiedziałam praktycznie nic, no może poza tym, jak się nazywał. Niektórzy samo to uznaliby za mały sukces.
Alkohol i znajomość krótsza niż czas przeciętnego teatralnego spektaklu. Jakże znany schemat, potępiany przez każdego, kto w życiu otarł się o odrobinę przyzwoitości i dobrego smaku. I jedno i drugie nie było mi obce, a zatem czy coś było ze mną nie tak?
Nie. Byłam ze sobą najzwyczajniej szczera... i nie miałam zamiaru ograniczać się, gdy faktycznie nie musiałam. Za bardzo ceniłam sobie uroki życia, aby kłaść na nie cień, tylko dlatego, że ktoś mógł sobie „coś” pomyśleć. To było nieuniknione. W ostateczności lepiej nasłuchać się o grzeszkach, które istotnie się popełniło, niźli tych wykreowanych przez istoty zbyt strachliwe by, poważyły się sięgać po to czego naprawdę chcą.

Aluzje, nieznaczne gesty, uśmiechy i spojrzenie, w którym iskrzyło zarówno wyczekiwanie, jak i ekscytacja. A przede wszystkim ten szczególny rodzaju głodu, choć nadal krył się głębiej, nadal możliwy do stłumienia. Choć w rzeczywistości, czekający na pobudzenie. Jak płomień paleniska, pragnący pochłonąć kolejną szczapę drewna.
-Musisz być bardziej ostrożny... Nie każdy zareagowałby spokojnie na stwierdzenie, że nasz drogi Lord może być omylny. Na dworze nie brak fanatyków, którzy skorzystają z byle okazji do stanięcia w obronie honoru gospodarza.
Mówiłam zupełnie spokojnie i nie dało się znać po mnie zdenerwowania, choć rada, której właśnie udzieliłam swemu rozmówcy była jak najbardziej prawdziwa. Nie byłam fanatyczką i od pewnego czasu wycofałam się z polityki na tyle, by nie wypaść z obiegu, lecz jednocześnie, aby ta nie przeszkadzała mi w nowym biznesie... Zdążyłam jednak nasłuchać się, a nawet być świadkiem tego i owego.
-No, chyba że w życiu brakuje Ci adrenaliny...
Przy tej kwestii mój głos się zmienił, nabrał więcej zmysłowości. Podobnie jak również figlarny uśmiech. Zabawa w testowanie granic, kto i w jaki sposób pierwszy przekroczy tę, po której zwykle odwrót czy opór stają się bezcelowe.
-To już zależy od tego, jakie wspomnienia o owym domu pozwoliliśmy sobie zachować.
Skwitowałam, jednocześnie pozwalając by, kwiat wysunął się z moich palców i miękko opadł na drewniany blat. Sama zaś obróciłam się tak, aby mebel znalazł się za moimi plecami, palce obu dłoni zacisnęłam na krawędziach mebla. Aktualna poza zdradzała w sobie swoistą nonszalancję.
-Gdyby miała ochotę na herbatę, kazałabym ją sobie dostarczyć na sali.
Przechyliłam się do przodu, tak by ponownie znaleźć się niebezpiecznie blisko Opętańca. Lubiłam drażnić się z mężczyznami w ten sposób. Sprawdzać ich cierpliwość i reakcje. Wpatrywałam się teraz z uporczywą intensywnością w zielone oczy, tego, który nie tak dawno mógł nazywać się człowiekiem. Tylko tyle i aż tyle. Wyzwanie, mające określić kto jako pierwszy wykona ruch decydujący o otwarciu „rozgrywki”. Zabawa.
-A może Ty, masz ochotę na kilka łyków aromatycznego naparu, przy których można by zastanowić się, czy TO mądra decyzja...
Było jasne, że nie. Tylko co z tego? Nie sprawiałam wrażenia, aby miało to dla mnie znaczenie. Były błędy, które zwyczajnie warto było popełniać. Choć dla jednych mogły mieć większe konsekwencje niż dla innych. Już dawno zaniechałam zwyczaju zerkania na dłonie potencjalnych kochanków. Był czas, że szukałam obrączek albo śladu po nich. Aktualnie przestałam się tym frasować. Ale zwyczajnie miałam ochotę trochę się z Frankiem podrażnić. Delikatnie przechyliłam głowę, nadal lustrując swego towarzysza spojrzeniem. Moje palce niespiesznie sunęły po gładkim niczym szklana tafle blacie stołu.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Re: Zimowa Świątynia
Czw 18 Mar - 2:30
Gra... To slowo zaczęło powoli kołatać w głowie biednego opętańca, który do pewnego stopnia dał się złapać najzwyczajniej w świecie niczym mucha na lep. Odkąd zobaczył kryształową doceniał jej urodę, przez dłuższy czas nie sądził jednak, że da się nią aż tak bardzo oczarować. Chciał być człowiekiem o zimnej głowie, który nie da się skusić... Ale niestety nie udało mu się to chyba, nie pierwszy zresztą raz. Poniósł porażkę, nawet jeżeli teraz tego absolutnie nie żałował. Był gotów ich odnieść znacznie więcej... I nawet nie myślał o tym, kiedy przekroczył tę granicę zatracenia. Być może w momencie wypicia alkoholu, a być może wtedy, gdy zatańczyli... Lub skazany był na to od samego początku. Odkąd zobaczył nieznajomą kobietę o nienaturalnej urodzie. Zaczęło mu to jednak sprawiać przyjemność, stanowiło bowiem jakiś taki naturalny tor... Tor, po którym zjeżdżał bez oporów dzięki uczuciu lekkości po wypitym drinku. Mimo, że od samego początku nie chciał grać w gry i uparcie pokazywał to Alnari, teraz dał się wciągnąć w jedną z nich. Porzucił jednak swą dumę i uprzedzenia... W imię czego? To się jeszcze okaże.
- Chciałbym wierzyć, że nie... Ale im dłużej tu jestem, tym bardziej chyba jej łaknę. - odparł jej nieco nieprzytomnym głosem, jakby do końca nie baczył na to, co mówi - A ty... Przyszłaś tu po wrażenia?
Mruknął cicho, nadając swoim słowom podobny ton do tego, którym uraczyła go kryształowa. Jej głos zdawał się lepić w nieco przyciemnionym pokoju. Był niczym nektar, który z jednej strony chciał spić, a z drugiej lepił się do niego i przez to nie mógł już uciec. Otulał go i obezwładniał, a mężczyzna oddawał się temu uczuciu, pozwalając by atmosfera przyjemnie gęstniała. Adrenalina, o której wcześniej oboje wspomnieli zdawała się już wisieć w powietrzu, bliska tego by ich pochłonąć. A jednak mimo to mężczyzna jeszcze przez krótki czas jej nie dopuszczał... Tylko po to, żeby ta chwila mogła potrwać dłużej.
- Jakież wspomnienia mógłby wzbudzać ten kwiat...
Odparł jej cicho, stając na wprost niej. Jego słowa zdawały się znaczyć kompletnie co innego, niż mogłoby się wydawać. Coraz bardziej pełne były pewnych emocji, które już wkrótce mogły eksplodować. Zasadniczo nie zauważyłby nawet różnicy, gdyby Alnari na pytanie nie odpowiedziała. Liczyły się tylko słowa, nie zaś ich treść. Tak właśnie Frank uczynił, nie odpowiedział z początku na jej słowa o herbacie. Odwzajemnił jej się spojrzeniem niewzruszony nagłą bliskością, coraz bardziej domyślając się tego, co się może zaraz wydarzyć. Coś mu jednak szeptało również, że to pułapka... Swego rodzaju próba. Że skoro już podjął tę grę, to nie mógł jej tak łatwo przegrać i zakończyć w tym momencie. Zamiast tego nachylił się nieznacznie do przodu, jeszcze bardziej skracając dystans między ich twarzami, który normalnie byłby nie do dopuszczenia. Oparł jedną ze swych dłoni na stole tuż obok Alnari, osaczając ją niejako w ten sposób. Mimo jednak tego, że wyglądało jakby to on w tej chwili był drapieżnikiem, straciłby tę pozycję zbyt wcześnie wpadając w jej pułapkę. Bawiła się nim... A on chciał jej pokazać, że nie robi tego wbrew jego woli.
- Na co więc masz ochotę?
Mruknął cicho, niemal wręcz konspiracyjnie. Niewielki dystans ich dzielący sprawił, że mogła poczuć jego oddech łaskoczący jej usta. Mężczyzna powoli rozprostował dłoń leżącą na stole.
- Czy mam ochotę... - uśmiechnął się pod nosem dając do zrozumienia, że on nie ma żadnych wątpliwości - Na coś mam, ale z pewnością nie jest to herbata. Nie ma dla mnie żadnego znaczenia, czy to mądra decyzja...
W tym momencie jego dłoń spotkała się z tą kryształowej, wsuwając na nią powoli i unieruchamiając w miejscu. Była przygwożdżona, w pewnym sensie. Chociaż fizycznie nie przyduszal jej dłoni, powoli na nich obu wpełzały więzy, które uniemożliwiały jakąkolwiek zmianę pozycji do tyłu... Droga zdawała się prowadzić tylko w jednym kierunku.
- Tej nocy nie zamierzam roztrząsać moich błędów... W tym tego.
Wyszeptał do niej, wbijając wzrok w jej przepiękne, magiczne oczy... Magia bywa zdradliwa i niebezpieczna. Ale czasami bywa też piękna. Przez ten cały czas mężczyzna nieświadomie skracał już i tak mały dystans. Gdy więc wreszcie wypowiedział ostatnie słowo, jego wargi praktycznie muskały usta kryształowej. Przez chwilę delektował się ich ledwo wyczywalnym dotykiem... Ale potem musiało nadejść to, co nieuniknione i delikatnie zbliżył je jeszcze bardziej, aż nie połączyły się w pocałunku.

Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Re: Zimowa Świątynia
Nie 21 Mar - 4:12
Trwała walka, niezwykle emocjonalna i specyficzna zarazem. Starcie, w którym oręż stanowił głos, dotyk, spojrzenie... A każda zadana i zdobyta rana, jedynie motywowały do tego, by w tym pojedynku stawać się jeszcze bardziej zajadłym.
A co było w tym wszystkim najlepsze? Że przegrany mógł zyskać równie wiele co zwycięstwa...
-W końcu to bal... wskazane jest oczekiwać wrażeń.
W moim głosie zabrzmiała słodka nuta triumfu. Miałam, swoje poglądy dotyczące tego, jak powinna kończyć się udana impreza, a raczej, na jakie okoliczności przypadał jej finał. Aktualnie ścieżka, na której się znaleźliśmy, nosiła wszelkie znamiona tego, bym ostatecznie mogła uznać bal za udany. Choć wiele w tej kwestii zależało jeszcze on Skrzydlatego. Lecz z chwilą, gdy ten podjął wyzwanie, byłam więcej niż dobrej myśli...
Szept... może mieć w sobie więcej mocy niż choćby najgłośniejszy krzyk. A już szczególnie w sprzyjających okolicznościach. A coraz bardziej gęstniejąca atmosfera panująca w niewielkiej komnacie, do tak owych się zaliczała. Półmrok, balans między mrokiem a światłem. Zachęcał i nadawał rzeczywistości nową dozę subtelności. Nadawał blasku spojrzeniom, które słaliśmy sobie nawzajem. W tej sekundzie, w głębi czarnych źrenic każde z nas, mogło niczym z kryształowej wróżyć swe oczekiwania względem bardzo bliskiej przyszłości.
-Myślę, że wiesz.... A nawet jestem tego pewna.
Odpowiedziałam spokojnie, nadal wpatrzona w zielone oczy. Mogłam je podziwiać z wyjątkową dokładnością, kiedy to twarz ich właściciela znalazła się tuż naprzeciw mojej. Moja własna nie cofnęła się nawet o centymetr, dając tym samym do zrozumienia, że nie tak łatwo mnie speszyć.
Drgnęłam mimowolnie, czując jak dłonie Franka, zamykają się na moich własnych. Ruch, choć wcale nie był gwałtowny, sprowadził mnie chwilowo do roli zdobyczy... Uwięzionej w klatce ramion i unieruchomionej. Oczywiście kładziony na mnie nacisk dawał mi możliwość uwolnienia się... gdybym oczywiście chciała uciekać. Niemal zawsze dało się znaleźć odpowiedni moment, aby całkiem zmienić narracje. Jednak aktualny przebieg naszego starcia zwyczajnie mi się podobał.
Niewielka komnata zdawała się kurczyć jeszcze bardziej... świat malał i tracił na znaczeniu, wraz z każdym centymetrem, znikającym z dzielącej nas odległości.
Uśmiechnęłam się znowu, po tym, jak usłyszałam kolejne słowa mężczyzny. Moje zadowolenie wzbudziła zarówno ich treść, jak również ton, z jakim zostały wypowiedziane. W głosie Opętańca zdecydowanie mieszało się z pożądaniem... a to połączenie od wieków stanowiło jedną z mych ulubionych kompozycji.
-Dobrze wiedzieć...
Zdążyłam mruknąć cicho, na chwilę przed tym, nim nasze wargi złączyły się ze sobą. Nie był to jednak pocałunek, jeszcze nie... był to jego przedsmak, trzymający nas w żarliwym wyczekiwaniu. Słodka tortura, w której sekunda zdawała się równie nieuchronna co wieczność. Przegrałam w pojedynku spojrzeń, w próbie wwiercania się sobie w duszę. Oddałam się ciemności, by ta w zamian wzmocniłam każde inne doznanie.
Odwzajemniłam pocałunek, jednocześnie pogłębiając go, smakując tej chwili namiętności z rosnącą zachłannością.
Moje dłonie nadal tkwiły pod niewolą palców Opętańca, które zdawały się zaciskać na nim z większą mocą. Nie zamierzałam się wyrywać, ciekawa ich dalszych poczynań.
Skorzystałam jednak z innej niewielkiej swobody, jaką jeszcze dysponowałam a którą świadomie zamierzałam porzucić. Nieprzerywająca pocałunku, wyprostowałam ramiona, jednocześnie pochylając swe ciało do przodu, tracąc oparcie, jakie stanowił stół, po to, by zyskać je gdzie indziej. Gdyż zatrzymałam się dopiero na torsie mężczyzny. Nagle pożałowała swej szczodrości i pomysłu darowania Skrzydlatemu kryształowej ozdóbki, której ostre krawędzie czułam teraz wyraźnie na własnej skórze.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Re: Zimowa Świątynia
Sro 24 Mar - 20:04
W kwestii udanego balu Frank mógłby mieć nieco inne zdanie... Mógłby mieć, gdyby nie to, że dał się w istocie złapać w pułapkę kobiety, którą dotąd mógł uważać za swego rodzaju zdobycz. Gdy dla niego była to rozrywka i przyjemność, tym bardziej ekscytująca z powodu egzotyczności towarzyszki, dla niej zapewne stanowiło scenariusz powtarzany już kilkadziesiąt razy. Był przy niej niczym dziecko, które nie wiedziało czego chce od tego wydarzenia, a jednak kobieta mimo wszystko zdawała się również czerpać z tego przyjemność. Sam opętaniec zaś nie mógł wiedzieć, z jak starą istotą ma do czynienia. Fizyczny wygląd był czymś doprawdy dziwnym w tej krainie, już zdążył się o tym przekonać niejednokrotnie, a mimo to wciąż się łapał...
- Wrażenia... - uśmiechnął się lekko - Możliwe więc, że oboje przyszliśmy tu po tu samo... I nawzajem możemy to sobie dać.
Alkohol. Niezwykły płyn, który w tej chwili szumiał mu w głowie i blokował wszelkiego rodzaju chłodne myślenie, którym charakteryzował się w innych tego typu sytuacjach. Potrafił wyrwać się spod wpływu różnorakich uroków, ale poległ przy zwykłym alkoholu... A może tak naprawdę to nie była wina alkoholu? W jego stanie trudno już było odróżnić, które z żądz są tymi najbardziej pierwotnymi, te które powstrzymuje na co dzień. Żądzę samą w sobie jednak wyraźnie było słychać. Słychać ją było w jego głosie, a także widać po jego zachowaniu i niecierpliwych, acz powolnych ruchach. Dyskretnych sygnałach wydawanych przez ciało, które potwierdzały jedynie to, co z łatwością Alnari mogła podejrzewać. Ona również zdawała się być pochłonięta przez podobne żądze... Oboje zdawali się pragnąć tego samego. Kryształowa, mimo faktu że niejako została osaczona przez swojego towarzysza, nie cofnęła się nawet o centymetr. Opętaniec zarejestrował to przez moment i uznał za dobry omen. Tylko idiota w tej chwili nie byłby w stanie pojąć, do czego to zmierza. Dystans, jaki ich dzielił był zdecydowanie za mały, jak na zwyczajną rozmowę. Gdy wreszcie mężczyzna zaczął drastycznie zmniejszać ów dystans jeszcze bardziej, dążąc do zera, usłyszał krótką odpowiedź od kryształowej. Zdążył się jednak tylko uśmiechnąć z zadowoleniem, nie potrafiąc i tak zresztą wymyślić już żadnej odpowiedzi. Tutaj słowa traciły powoli swą moc. Dotyk i rozkosz płynąca z tego stanowiła już jedyną formę komunikacja, jaka była akceptowalna. W jednej chwili kobieta odwzajemniła pocałunek, nadając mu zdecydowanie większej dynamiki, niż początkowo. Ich usta zwarły się szczelnie, pozwalając obu rozkoszować wzajemnym ich smakiem. Frank bez zastanowienia dał wciągnąć się w ten wir namiętności, tym bardziej, że poczuł jak na jego torsie zawisł nagle ciężar kobiety. Przyjemność płynąca z pocałunku wzmogła się jedynie, gdy ta chwila zbliżenia, którą mieli urosła na sile. Mężczyzna przymknął oczy, czując delikatne wargi partnerki i całując je namiętnie. W końcu również zrezygnował z trzymania dłoni Alnari na stole, wyswobadzając ją dość szybko. Rękę przeniósł na talię kobiety, obejmując ja i przyciągając do siebie, także ugrzęźli oboje w pozycji, którą nadali chwilę wcześniej swoim ciałom. Druga dłoń, która dotąd pozostawała wolna, mimowolnie skierowała się na tył głowy kryształowej, dotykając jej niezwykłych włosów i gładząc je. Do pocałunku doszły również pieszczoty fizyczne, gdy mężczyzna zaczął gładzić jej talię oraz biodro, badając w ten sposób krągłości. Niestety, w tym wszystkim Frank nie mógł wiedzieć, jaką zmorą okazał się kryształowy kwiat, chociaż czuł jego delikatny ucisk na piersi. Adrenalina jednak, która nagle eksplodowała i rosła na sile, tłumiła to uczucie bólu. W tej chwili Alnari musiała sama zająć się owym drobiazgiem... Wyjmując z jego kieszeni, lub pozbywając się razem z nią, mężczyzna nie wyglądał, jakby robiło mu to większą różnicę.

Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 12 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Re: Zimowa Świątynia
Pią 26 Mar - 23:49
Pożądanie pierwotna siła, którą można by przyrównać do ognia. Spektakularne i zjawiskowe, a jednak niezwykle kapryśne w swej naturze, potrafiło okazać się zdradliwe i to na różnych etapach. Nie każdemu łatwo jest je wzniecić, gdy nie zadba się o wystarczającą ilość doznań, łatwo by przygasło lub wypaliło się zbyt szybko. Podobnie jak z płomieniami, chciwymi i łapczywymi, lecz nadal wymagającymi kontroli... gdyż skutki niekontrolowanego pożaru, potrafiły przerosnąć już nie jednego. I jedna i druga sztuka wymagała nauki przez doświadczenie w tym konieczności sparzenia sobie palców i to nie raz czy dwa... bo tym siłom nigdy nie można zaufać w pełni.
W tym pokoju i tej chwili wszelkie granice, jakie istniały między mną a Frankiem, okazały się niezwykle kruche. Pękały pod intensywnym spojrzeniem, muśnięciami palców, by w końcu runąć zupełnie na skutek pocałunku.
Oboje zanurzaliśmy się coraz głębiej w słodkiej i obezwładniającej przyjemności, jaka uwolniła się w chwili złączenia się naszych warg. Teraz tak zawzięcie skupionych na znalezieniu dla siebie ułożenia, niosącego najwięcej doznań. Pocałunek był czymś niezwykłym, w krótką chwilę potrafił zdradzić o człowieku informacje, których wyciąganie zajęłoby całe godziny rozmów.
To zawsze było coś więcej niż tylko czysta namiętność. Szczególnie dla tych łączących pocałunki z prawdziwym romantyzmem, miłością... dla mnie był to jeden z licznych kluczy do poznania, a zarazem rozkoszy.
Skorzystałam z faktu, iż moje dłonie znów zyskały swobodę, postanowiłam spleść je na karku mężczyzny. Czułam jak w tej samej chwili, Opętaniec mocniej przyciąga mnie do siebie i mogłabym cieszyć się tym z lubością, gdyby nie przeklęta ozdóbka... Zdobyłam się na odrobinę poświęcenia i jeszcze chwilę cierpliwości, skupiając się teraz na wędrówce męskich dłoni.
Przyjemny dreszcz spływał po skórze, niczym krople letniego deszczu, którym drogę wyznaczały palce srebrno-skrzydłego. Pieszczota, ale i zwiad, mający na celu sprawdzić, na ile może sobie pozwolić. Bo przecież ten wir namiętności można było rozwiać w każdym momencie. Wystarczyłoby odepchnąć od siebie mężczyznę, z którym nadal trwałam zwarta w coraz bardziej żywiołowym pocałunku. Okrutny cios, po którym pozostałoby poczucie frustracji i niespełnienia....
Również w taki sposób potrafiłam się bawić, gdy chciałam się z kimś wyjątkowo podrażnić i przeciągać romans... ale też, aby ukarać potencjalnego kochanka, gdy sobie na to zasłużył. Mogłam pozwolić sobie na takie zagranie, jednak nie dziś. Nie, kiedy sama pozwoliłam sobie upoić się namiętnością.
Poczułam jak, palce Franka zanurzają się w paskach moich włosów, gładząc je delikatnie. Delikatna, a nawet czuła pieszczota, którą przyjęłam z miłym zaskoczeniem. Tak nagłe spotkania, bardzo często obywały się bez czułości, zaś niecierpliwy pośpiech często popychał nawet ku brutalności. Ją również potrafiłam docenić, ale wówczas gdy była świadomym wyborem, a nie jedynie pochodną wyścigu z czasem.
Nas nic nie goniło, czasu mieliśmy naprawdę wiele podobnie jak i sposobów na jego zagospodarowanie.
Moja cierpliwość względem ignorowania narastającej serii ukłuć w końcu dobiegła końca. Moje dłonie zsunęły się miękko po torsie Franka, po czym zajęły się zsuwaniem z niego marynarki. W pewnej chwili uświadomiłam sobie, iż ta pozornie błaha czynność tym razem nie okazała się tak prosta... No tak... Dawno nie byłam z kimś, kto mógł pochwalić się posiadaniem tak okazałych skrzydeł.
Konieczność zmusiła mnie do oderwania się od gorących warg Opętańca, któremu posłała wpół rozbawiony na wpół proszący uśmiech.
-Mała pomoc?
Wtrąciłam tylko, jednocześnie puszczając marynarkę, a zajmując się koszulą. Oczywiście o ile nie napotkałam na protest, choć w obecnej chwili tak owy bardzo by mnie zdziwił. Radziłam sobie z niewielkimi guzikami z wręcz niepokojącą wprawą... W całej sytuacji bawiło mnie, iż zwykle to mężczyźni napotykali znacznie więcej przeszkód w kwestii pozbawiania kochanek garderoby. Biedni zatem ci, którzy dodatkowo napotykali na skrzydlate niewiasty.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach