Zimowa Świątynia

Ivor Tyree
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 57f072c14c914063a4b1855d9cbbf1d4
Godność :
Sir Ivor Tyree
Wiek :
Wygląda na 40-50 lat w rzeczywistości dużo więcej
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
197cm/85kg
Znaki szczególne :
Brak skóry na całej twarzy i głowie. Długi czarny łuskowaty ogon zakończony srebrnym ostrzem.
Pod ręką :
Srebrny dzwoneczek zawieszony na szyi, sakwa z pieniędzmi.
Broń :
Krwawa Jaskółka (Katana), Zdobiony srebrny rewolwer wysokiego kalibru, Zdobiony sztylet schowany w rękawie, Ostrze na końcu ogona
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t428-ivor-tyree https://spectrofobia.forumpolish.com/t501-obserwacje-obiektu-nr-kl-01612#3413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t474-kruki-pocztowe-ivora https://spectrofobia.forumpolish.com/t1089-ivor-tyree
Ivor TyreeSiedem Nieszczęść: Pycha
Siedem Nieszczęść: Pycha
Re: Zimowa Świątynia
Sro 21 Paź - 16:57

Źrenice Cienia rozszerzyły niemalże całkowicie pochłaniając kolor tęczówki. Znowu poczuł zapach, który sprawił, że poczuł głód. Gdzieś w okolicy była ofiara. Gdzieś, gdzie nie mógł jej tak po prostu dosięgnąć, wiedział jednak, że się boi. Zawsze się bały - dobrze, takie smakowały najlepiej. Momentalnie jednak samodyscypliną wyrwał się z tego amoku żądzy krwi i jego oczy wróciły do normalności. Gdy doszedł znowu do zmysłów zobaczył, że jego rozmówczyni chyba się lekko skrępowała jego propozycją. Cóż, nie obraziłby się gdyby po prostu odmówiła - przecież to nie tak, że miała wobec niego jakiekolwiek zobowiązania.

Alnari jednak po chwili obdarzyła go uśmiechem, dopiła wino i złożyła swoją dłoń w jego. Ivor uśmiechnął się ciepło i przyjaźnie po czym porwał swoją partnerkę w taniec. Każdy krok, każdy ruch był elegancki i idealnie wpasowany w muzykę. Uwielbiał taniec, pozwalał poznać ciało partnera, jego nawyki, pamięć mięśniową i charakter. Prowadził Szklaną delikatnie, nie zamierzał się jej narzucać czy przytłaczać. Taniec to miała być zabawa, przyjemność - w niektórych przypadkach takich jak tango gra wstępna. W tym wypadku walc narzucał pewnego rodzaju elegancki ton całemu tańcowi. Cóż, niestety tango nie było tradycyjną formą tańca balowego, tango nie zostawiało miejsca dla innych na parkiecie, zawsze dominowała jedna konkretna para, która zwracała uwagę całej sali.

Cały czas podczas tańca utrzymywał kontakt wzrokowy ze swoją partnerką, światła sali odbijały się w jego szmaragdowych oczach nabierając niemalże hipnotycznego koloru. Delikatny uśmiech na twarzy Ivora trwał niezmiennie cały cały.

- Co byś zrobiła, Alnari, gdybym postanowił Cię porwać i uwięzić w swojej wieży strzeżonej przez tysiąc kruków? - Zapytał figlarnie swoją partnerkę. Musiała wiedzieć, jaka [nie]sława otacza jego osobę zanim do niego podeszła. Musiała słyszeć plotki, historie, legendy, ostrzeżenia, przekleństwa wypowiadane półgłosem w strachu przez gniewem samozwańczego arystokraty. Zmrużył delikatnie oczy i spojrzał jeszcze głębiej w jej piękne szklane oczęta. - Powiedz, nie boisz się, że mogę Cię zjeść jak ten wielki zły wilk kapturka? - Zapytał ponownie i wyszczerzył figlarnie kły, zaśmiał się cicho kontynuując taniec w nieco teraz zaborczy sposób. Pozostawiał Alnari miejsce do ucieczki, jeśli tego by potrzebowała, jednak zdecydował narzucić jej trochę swoje Ego.



We’re the best dressed here.
Forget the scruffy starlings
dishevelled thrushes
the gaudy tits and finches –
they’re all a waste of space.

We’re the real class act:
never a feather out of place
our blacks perfectly matched.
Like gangsters, ministers,
we demand respect.

Our quills drink in the light
like ink.


Murder of crows
Dilys Rose


Głos: #009966
MG: #CC0033

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Zimowa Świątynia
Sro 21 Paź - 18:31
Pokiwał głową na słowa czerwonowłosego. Dobrze było słyszeć, że jego córka ma się dobrze. Chociaż zakładał, że nie była najszczęśliwszą osobą na balu – z opowieści Mefisto mógł wywnioskować, że to dzika dusza, która nie lubi arystokratycznego życia, przestrzegania wszelkich manier oraz wystawnych sukni.
Smok rozumiał to podejście, ten sposób życia i bycia. On sam jednakże lubował się w kosztownościach i estetyce. Swoje żeńskie postaci zwykł przywdziewać w eleganckie, szykowne stroje – nie w imię popisania się majątkiem czy też przypodobania się komuś. W imię własnej przyjemności. Możliwe więc zatem, że ludzie słusznie zwykli mawiać o Smokach: o ich pragnieniu posiadania piękna i estetyki.  
- Zagubienie się w takim tłumie nie jest trudnym zadaniem. Myślę jednak, że prędzej czy później się odnajdziecie. W razie potrzeby mogę wysłać Lotha na jej poszukiwania. Nie krępuj się pytać – posłał mu miły uśmiech.  
Ptak na ramieniu Smoka pisnął, słysząc kłamstwo Diany. Marzenie Senne uniosło brew i nie przestając się uśmiechać, powiodło wzrokiem na kobietę, ponownie wracając do rogacza, który zaraz zaczął tłumaczyć.
- Rozumiem… Diano, zaspokoję twoją potrzebę posiadania, aczkolwiek wolałbym, abyś nie próbowała mnie ponownie okłamywać.... - Cień była Chciwością, łaknęła więcej i więcej, nie mogąc się zaspokoić. Była niczym czarna dziura, pochłaniająca wszystko to, co znajdzie się na jej drodze. Była żądzą, jednym pierwszych grzechów w ludzkiej religii, tak niepohamowana i nienasyconą, okrutną w stosunku innych, niej samej. Cóż mogłaby zrobić Liderka, gdyby nagle została pozbawiona możliwości posiadania? Gdyby nie mogła znaleźć nic na tym, czy innym świecie, co mogłaby brać? Co by się z nią stało?
Marzenie przeprosiło na kilka chwil swych rozmówców: udało się do jednego ze stołów, by zaczerpnąć z niego podarki. Dwie lodowe róże, zabarwione krwistą czerwienią u pąku.
Jedną z nich wręczył białowłosej – Proszę, niech cię zdobi i przekazuje, iż pięknem jesteś ostrym, niebezpiecznym – niczym, oczywiście, kolce. Drugą z nich podarował Mefisto ze słowami: Przekaż ją proszę Azusie. Nie wiem, czy lubi róże, czy w ogóle lubuje się w kwitach, ale myślę, że ten drobny podarek mimo wszystko ją ucieszy.
Łagodny uśmiech zszedł z jego twarzy. Stał się teraz poważnym.
- Kiedy już podjęliśmy się rozmowy na temat Koszmaru znajdującego się na najniższym piętrze labiryntu, chciałbym prosić o waszą wyrozumiałość. Nie zostało wszakże powiedzianym, iż jest bestią gotową rzucić się na nas, gdy tylko przed nim staniemy. Równie dobrze może być Marzeniem, mylnie wziętym za Koszmar. Może nie chcieć walczyć, jedynie pragnąć, wrócić do domu. Istnieją przeróżne powody, które mogą skutkować jego uwięzieniem w fizycznym świecie, bez możliwości powrotu. Powrócenie do jego świata może być zależne od kilku czynników, np. od siły witalnej istot żywych. Przypuszczalnie jest zdesperowany, aby powrócić do swej krainy, tak więc może dopuszczać się przemocowych rozwiązań. Oczywiście, nie przeczę niebezpieczeństwu, jakie stwarza, czy też nie pomijam faktu, w swoim rozumowaniu, że w rzeczywistości to zły pomiot, pragnący jedynie walki, rozlewu krwi i czyjejś śmierci. Nie mam zatem w zamiarze wam przekazać, abyście byli nieostrożni, pragnę jedynie, przedstawić jedną z możliwych opcji. Wszakże nie wszystko to, co pochodzi z odmętów Krainy Snów jest złe.
Erishi i jego pobratymcy nie byli przecież źli. Chcieli pomagać oraz szerzyć dobroć i miłość.
- Uważam też, że nie zależnie czy ta istota jest dobra, czy też nie: esencja jest wygórowaną ceną za taniec. Nawet gdyby miałoby być ich dwadzieścia.
Poczuł się odrobinę, ale tylko odrobinę urażony i zraniony - zakładać, że istota ta, jest okrutna oraz pragnąć, pozbawić ją fizycznej formy tylko po to, by zyskać jej esencję, nie jest miłym. Może brał to zbyt personalnie, zdarzało się, że młodzi i niedoświadczeni, czy też nieznani mu członkowie Bractwa lub samozwańczy łowcy Koszmarów mylili go z nimi oraz próbowali atakować, nie mogąc odróżnić jego rasy. Delikatna to była bowiem różnica w zapachu. Bardziej widoczna stawała się sama Esencja: nie czarna, lecz biała, nie spaczała - błogosławiła.


Zimowa Świątynia  - Page 11 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Zimowa Świątynia
Sro 21 Paź - 20:48
Na słowa Upiornego Diana mogła zareagować na wiele sposobów. Mogła ciągnąć swoje rzucone mimochodem żarty i drążyć temat. Na przykład mogłaby zwrócić się do Erishiego słowami "Och! Patrz jak Twój rekrut się speszył i złością próbuje ukryć swoje słowa. Jego historia jednak jest dziurawa zupełnie jak ser lub dzieci - skoro miałby iść do Labiryntu po Esencję, to czemu tutaj wciąż stoi? Przecież to niedorzeczne." Dlaczego więc tego nie uczyniła? Było to zbyt wiele zachodu. Na dodatek Mefisto, który dał się sprowokować i wobec szanownych gości tego nadętego balu wypowiedział słowa w tonie, które nie przystawały Arystokracji, nie był dość ciekawym obiektem kpin, by Dianie chciało się marnować na to czas.
Zamiast tego spojrzała się na Erishiego, który zarzucił jej kłamstwo. Lekko zmrużone oczy i poważne oblicze Candran mogły dać jasno do zrozumienia, że mężczyzna powiedział coś niestosownego. W końcu zarzucił jej publicznie kłamstwo i to bez żadnych ku temu podstaw - no poza tym tylko, że dał wiarę swojemu padawanowi, a to wcale nie była okoliczność łagodząca. Nie powiedziała jednak wcale za dużo, a ograniczyła się jedynie do krótkiego:
- Odważne słowa. - I wraz z tą krótką wypowiedzią Cień spojrzała gdzieś w dal na tańczących, gładząc palcami po białej rękojeści jednego ze swych mieczy.
W gruncie rzeczy bowiem nie obchodziło ją czy Erishi ma ją za kłamcę czy nie. Nie starała się nawet upewnić, że ten zrozumie jej stanowisko - nie była w końcu małym dzieckiem, które będzie płakać, gdy nie dostanie zabawki. I myśląc o tym wyobrażała sobie to dziecko, tyle że te miało twarz Mefista i istocie miało w sobie kilka dziur.
Gdy Erishi odszedł Diana przez chwilę nawet zaczęła się zastanawiać co też nim powodowało. W końcu zarzucił jej kłamstwo, a więc logicznie rzecz biorąc nie powinien jej nic dawać. No chyba, ze chciał wyjść na sługusa do bicia. Tyle, że Diana nie chciała sługusa do bicia - przede wszystkim dlatego, że nie chciało jej się podnosić ręki jeżeli nie zakończy się to śmiercią. Bat jest zdecydowanie zbyt mało śmiertelny, a nawet gdyby taki nie był, to uśmiercenie takiego pachołka oznaczałoby, że ten nie byłby zbyt przydatny. Bezczelny drań nawet nie posprzątałby po sobie, zgarniając gdzieś zwłoki. Niemniej prezent przyjęła, spoglądając na niego ametystowym spojrzeniem.
- Chce wrócić do Krainy Snów, czy nie, niechybnie tam trafi. - Skwitowała krótko Diana, nie uważając, by trzeba było się rozwodzić nad tym czym może być Koszmar ukryty na ostatnim piętrze Labiryntu. Dla Diany istotne było, żeby zdobyć Esencję - a to wymagało wypędzenia Koszmaru z tego świata. Dla niej motywacje Koszmaru oraz jego natura nie miały większego znaczenia. Chyba że byłby w stanie zaoferować jej coś cenniejszego niż Esencja. Erishi był w błędzie jeżeli sądził, że Diana zakładała, że Koszmar jest okrutny - nie miało to dla niej żadnego znaczenia.
Co dziwne na twarzy Cienia pojawił się delikatny uśmiech. Zdała sobie sprawę z czegoś, czego w swej ignorancji wcześniej nie mogła dostrzec.
- Zdradzić Ci pewien sekret? - Powiedziała nieco ciszej, jakby szeptem, jednocześnie owijając wokół palca swoje białe włosy.

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Re: Zimowa Świątynia
Czw 22 Paź - 7:00
- W razie czego zapytam, ale nie sądzę by jej nieobecność była spowodowana czymś złym - powiedziałem, uśmiechając się jednym kącikiem ust. Jak zawsze chciał pomagać, to nawet mile o ile się nie narzuca i nie chce tego robić na siłę.
Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na niego pytająco, gdy zapowiedział, że ten babsztyl jednak coś od niego dostanie... Obserwowałem go uważnie, gdy na chwilę bas zostawił, by wrócić z dwiema, lodowymi różami.
Skinąłem mu głową, odbierając podarek - jeśli nie jej to na pewno jej małej Bestii się spodoba - powiedziałem szczerze, spoglądając na lodowe płatki kwiatu. Zerknąłem też na Cienia, która nawet nie podziękowała. No tak.... Pewnie uznała, że jej się to należy. Masakra.... I pomyśleć, że kiedyś może się zdarzyć sytuacja, gdy będę musiał z nią walczyć ramię w ramię.... Blah.
No i Smok znów się rozgadał, ale nie przerywałem mu. Słuchałem uważnie, zerkając co jakiś czas na kobietę - nie martw się i tak nie jest mi do niego po drodze, a już na pewno nie po to by zdobyć esencję dla obcej kobiety, która nawet nie umie powiedzieć zwykłego dzień dobry i grzecznie odmówić - uśmiechnąłem się przy tym niewinnie, zupełnie jakbym wcale nie mówił teraz czegoś niezbyt miłego o kimś, kto stoi zaraz obok mnie.
Szczerze, to miałem już trochę dość obecności tej kobiety.... Denerwowała mnie jak mało kto, a to już był niezły wyczyn.
Pochyliłem się więc do Erishi - moglibyśmy chwilę pogadać na osobności? - zapytałem cicho, nie do końca jednak przejmując się tym czy białowłosa to usłyszy czy też nie. Chciałem być miły, ale już mi się tak prawdę mówiąc odechciało.... Może chociaż Smok umili mi trochę czas na tym balu, bo coraz bardziej zastanawiałem się nad powrotem do domu....


Zimowa Świątynia  - Page 11 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Zimowa Świątynia
Sob 24 Paź - 5:15
Przypomnij sobie, dlaczego jesteśmy tu tyle czasu... Słysząc to lekko przechyliłam głowę w geście udanego zdumienia. Oczywista odpowiedź sama cisnęła się na usta. By zatruwać sobie nawzajem życie... rzecz jasna.. Niestety przez obecność bestii nie mogłam odpowiedzieć na owo pytanie. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał Dachowiec. Wróciłam pamięciom do wydarzeń z rozpoczęcia palu oraz okoliczności zniknięcia gospodarza imprezy. Przed oczami stanęła mi znana twarzyczka, której już nie raz miałam okazję przyjrzeć się podczas odbębniania swojej kary w Lisim zakątku. Odruchowo przyrównałam wygląd nowej faworyty (jak się zdawało) z obecną Arcyksiężną, uśmiechnęłam się nieznacznie, stwierdzając, iż Rosarium ma bardzo konkretny gust. Drobna postura, białe włosy, szkarłatne lub rubinowe oczy... albo bardzo wysublimowany gust, albo dbałość o to by przyszli potomkowie i potomkinie wielkiego rodu, odziedziczyli odpowiednie cechy aparycji. To jednak nie interesowało mnie w najmniejszym szczególe...
Ja miałam własną robotę, a do tego sporadycznie musiałam niańczyć lisy, lubiłam te zwierzęta, choć teraz ich widok głównie przypominał mi o sposobie, w jaki zostałam ukarana.
Cień zadowolenia przemknął w moim spojrzeniu, z chwilą, gdy Kocur wyraźnie zrozumiał, że nie powinien być nazbyt rozmowny w towarzystwie bestii. Z drugiej strony, gdyby sam sobie zaszkodził, byłoby zabawnie. Gorzej, gdyby wspomniał jednak o jakimś z moich wybryków. Nadal nie chciałam by Arcyksiążę dowiedział się o tym, jak wyglądała nasza „współpraca”. Nie warto dostarczać mu więcej powodów, na podstawie których, mógłby przedłużyć mój „wyrok”, czy znaleźć inny sposób na uatrakcyjnienie mi życia...
-Zrobiło Ci się aż tak spieszno? A podobno dobrze się bawisz... A może po „części oficjalnej” miałeś w planie kogo innego obdarzyć swoim towarzystwem, hm?
Spytałam, starając się, by w moim głosie kryła się jedynie ciekawość, choć zwyczajnie cała ta wypowiedź byłaby podszyta zwykłą drwiną. Kto by pomyślał, że właśnie ja nie będę mogła pozwolić sobie na swobodę w obecności bestii.
Wzdrygnęłam się lekko, słysząc głos Upiornego, który nagle pojawił się w komnacie. Niemal odruchowo skinęłam głową na powitanie.
Rosarium rozgadał się, choć większość słów, jakie padły teraz z jego ust były kierowane bardziej w stronę Christophera. A w każdym razie z naszej dwójki, to zdecydowanie Dachowiec wyglądał teraz na bardziej zniecierpliwionego. Nie mogłam zgodzić się w jednej kwestii. Z całą pewnością nie uważałam owej komnaty za rozkoszną, ale równie ozięble oceniłabym każdą inną, w której choćby przez chwilę musiałam trwać w towarzystwie znienawidzonego Opiekuna.
Po prawdzie w tym momencie obecność Szrona była całkiem zbędna. Celowo nie wtajemniczałam go w cel projektu, nad którym pracowałam. Dedal był tajny i im mniej osób o nim wiedziało tym lepiej. Chociaż byłam przekonana, iż Rosarium nie miałby zupełnie nic przeciw, gdybym wtajemniczyła w całą sprawę swego Ochroniarza. Liczyłam na to, że Kocur będzie teraz siedział cicho... Przytaknęłam, kierując się, do którego stołu blat po chwili wypełnił się kilkoma stronicami zawierającymi moje notatki.
-Jest ich kilka... Moje badania nad naturą pasożyta, pozwoliły mi dojść do ciekawych wniosków. Szerszą wiedzę spisałam w dalszej części raportu. Sądzę, że udało mi się odnaleźć skuteczny sposób na obronę przed zarażeniem. Choć nie mogę jeszcze zdecydować jaką formę powinna obrać „osłona”. Amulet byłby trwalszy, choć eliksir pozwoli na sprawowanie większej kontroli. Największą skuteczność odnotowałam w pracy z użyciem magicznych kryształów. Niestety potrzebuje ich więcej. Brakuje mi również „chętnych” do testów...
Przerwałam na moment, rzucając spojrzenie na notatki. Stworzenie lekarstwa było znacznie trudniejsze. Rozdzielenie dwóch organizmów poddanych tak silnej magicznej symbiozie, zdawało się wręcz niemożliwym... Dopiero badanie innych pasożytów oraz ich działania, podsunęło mi kilka możliwych rozwiązań. Były jednak ryzykowne i na chwilę obecną nadal niosły ze sobą zbyt duże ryzyko.
-Nie jestem jeszcze gotowa na testy leku, choć już teraz mogę powiedzieć, że proces rozdzielenia będzie ryzykowny. Większość pasożytów jest skłonna opuścić nosiciela, gdy ten przestaje być dla nich przydatny lub może doprowadzić do zagrożenia samego pasożyta. Inny wypadek to śmierć nosiciela, wówczas niepożądany lokator również opuszcza ciało, by poszukać nowego.
Wyjaśniłam i oderwałam wzrok od papierów, by poznać reakcje swego przełożonego. Nie wiedziałam, czy podążał właściwym tropem. Był on jednak zgodny z pewnymi prawami natury i nieco podrasowany magią. Na chwilę obecną, głównym działaniem leku miało stanowić wprowadzenie zarażonego w stan śmierci klinicznej... jeśli ta trwałaby, dostatecznie długo istniała nadzieja, iż pasożyt sam opuści ciało.

W pewnym stopniu ciekawiła mnie również reakcja Dachowca, jednak nie mogłam teraz jej sprawdzić.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Zimowa Świątynia
Sob 24 Paź - 14:07
Czy jego słowa były odważne, czy też nie – nie jemu było o tym zdecydować. Założył tak, a nie inaczej z prostego powodu. Nie podważał prawdomówności Diany, nie uważał, że Mefisto może mieć stuprocentową rację. Nikt wszakże takiej nie posiada. Nie mniej, Arystokrata należy do drużyny Erishi, stawanie po jego stronie było więc czynnością naturalną. Gdyby Chciwość pokusiła się o inne słowa, zażądała wyjaśnień lub też sama wyjaśniła całą sytuację, pokonując argumenty kowala – Smok przeprosiłby Cień z głębi swego serca.
Nie odpowiedział na żadne ze słów wypowiedziane przez swoich towarzyszy. Kiwną jedynie głową na znak, że przyjął ich wypowiedzi do informacji. Jego słowa nie miały na celu wymuszenie na nich jakiegoś działania – jego braku – tak więc nie widział potrzeby, aby odpowiedzieć. Upiorny dał wyraźnie do zrozumienia, że nie wybiera się na poszukiwania Koszmaru, a Nieszczęście miała rację. Prędzej czy później, z pragnieniem, czy też nie – Koszmarny byt opuści fizyczny świat oraz powróci do Krainy Snów. Wróci do domu.
Kiedy Mefisto pochylił się do niego, uniósł brew. Cóż takiego rogaty miałby mu powiedzieć, niby to w tajemnicy, bez wiedzy białowłosej? Nie zdawał się przywiązywać wagi do sposobu, w jaki się wypowiada w jej obecności.
- Cóż, oczywiście. Co się stało, jak zakładam? – zapytał adepta, następnie zwracając się do przywódczyni – Wygląda na to, że chwilowo będziemy musieli cię opuścić. Mamy istotny temat, który musimy poruszyć. Nie obraź się zatem, jednakże będziesz musiała zdradzić mi swój sekret przy naszej następnej rozmowie. – Uśmiechnął się do niej przepraszająco. Nie wiedział, o czym chce porozmawiać arystokrata, ale musiało to być coś ważnego, niecierpiącego zwłoki, skoro poprosił smoka na bok. Błahe sprawy mogli przecież omówić przy liderce.
- To była przyjemność móc cię znów zobaczyć. Powinniśmy wybrać się kiedyś gdzieś razem i porozmawiać w bardziej sprzyjających warunkach niż te, panujące na głośnej Sali balowej. Możliwe, że nasze następnie spotkanie będzie gdzieś w niematerialnym świecie, kto wie. Los bowiem ma dla nas wszystkich zadanie. Przeznaczeniem więc będą nasze ponowne chwile, wzajemnym towarzystwie - wystawił dłoń, by mogli się odpowiednim gestem pożegnać. Czy ją przyjęła, czy też nie, zależy tylko od Diany. - Bądź pozdrowiona, Chciwości i udanego balu. Nawet jeżeli nie z nami, może trafi się ktoś, z kim twe drogi się skrzyżują na drodze do ostatniego poziomu labiryntu.
Skłonił jej się lekko, następnie odchodząc z Mefisto. Był ciekawym, co było na tyle pilne, że musieli zrezygnować z towarzystwa pięknej damy.

z/t x2


Zimowa Świątynia  - Page 11 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Re: Zimowa Świątynia
Pon 26 Paź - 23:22
Łatwo dało się wyczuć, że taniec, sprawia przyjemność nam obojgu. Wystarczyła zaledwie chwila, kiedy już miało się pewność, iż trafiło się w ręce dobrego partnera (w każdym razie w tańcu), aby pozwolić sobie na większą swobodę. A ta pomagała w lepszym zgraniu się i czerpaniu radości z każdego kolejnego kroku, dyktowanego muzyką.

Wpatrzona w spojrzenie barona, coraz bardziej utwierdzałam się o tym że, to co mawiano o kolorze zielonym, mijało się z prawdą. Słyszało się, iż ta właśnie barwa powinna przynosić spokój i ukojenie. Nie odnalazłam w sobie choćby echa tych stanów. Miałam natomiast wrażenie, że ten mały pojedynek spojrzeń miał na celu zasianie odrobiny niepokoju. Jeśli tak, to ów cel został osiągnięty. Choć był to ten rodzaj niepokoju, w którym dało się odnaleźć odrobinę przyjemności. Wątpiłam jednak, by Cień mógł dokonać owego odkrycia, kiedy to sam zagłębiał się w moim spojrzeniu. Aktualnie zdradzało rozbawienie, przeplatające się z opanowaniem i dozą fascynacji, nieodłącznie towarzyszącej nowym doświadczeniom. A pierwszy taniec z kimś, dotąd znanym jedynie z plotek i opowieści, zdecydowanie się do tak owych zaliczało.

Przez chwilę na moim obliczu odmalowało się zdziwienie, które wywołało dość niecodzienne pytanie. Najwyraźniej ktoś tutaj był w nastroju, by nieco się podrażnić. Z chęcią przyjęłam tego rodzaju wyzwanie, o czym mogły świadczyć zarówno zadziorny uśmiech, jak i nowy rodzaj uwagi, którą obdarzyłam w tej chwili swego towarzysza.
-Szczerze? Byłabym nieco rozczarowana... ponieważ to bardzo desperackie zagranie, aby zapewnić sobie czyjeś towarzystwo. Takie posunięcie mogłoby świadczyć nie tyle o nikczemności czy arogancji potencjalnego porywacza, ale o jego braku wiary w samego siebie.
Z rosnącą ciekawością wyczekiwałam jego reakcji na swoje słowa. Szukając jej, nie tylko w spojrzeniu, ale również ruchach. Ciało posiadało własną mowę, która w tańcu mogła nabrać dodatkowego wyrazu i mocy.
-Muszę również przyznać, że nie byłaby to dla mnie nowość. Przerabiałam już zarówno porwanie, jak i niewolę. Chociaż tysiące kruków stanowiłoby urozmaicenie.
Swoboda, z jaką mówiłam, mogła podawać w wątpliwość czy faktycznie mówię prawdę, czy jedynie się zgrywam. Gdyby jednak mężczyzna mógł zagłębić się w moje wspomnienia, widziałby, że padłam ofiarną takich właśnie i gorszych aktów przemocy. I, że te zmieniły mnie, choć zdecydowanie nie tak jak oczekiwał tego wówczas mój ciemiężyciel. Minęło jednak dostatecznie wiele czasu, bym potrafiła pogodzić się z przeszłością i jej konsekwencjami.
Wzmianka o „zjedzeniu mnie” kosztowała mnie więcej niż tylko nagłe przyspieszone bicie serca. Czyżby Cień w jakiś sposób wyczuł obecność mojej niechcianej towarzyszki? Czy to było w ogóle możliwe? Lecz jego słowa nie brzmiały jak ostrzeżenie czy groźba...
Po prostu bawił się sytuacją, testując mnie oraz to jak płocha się okażę... Ale czy sama również nie sprawdzałam jego własnej cierpliwości? A także tego ile prawdy można odsiać z opowiastek i przestróg.
-Jakaś cześć mnie istotnie obawia się podobnego scenariusza.
Oznajmiłam ze spokojem, posyłając mężczyźnie figlarny uśmiech.
-Ale inna nakazuje ostrzec Cię, że byłabym dość ciężkostrawnym posiłkiem. Na którym w dodatku dość łatwo...połamać zęby.
Ostrzeżenie czy może, rzucone wyzwanie? Na to pytanie baron musiał odpowiedzieć sobie sam. Choć w powietrzu nadal rozbrzmiewała ta sama melodia, dynamika naszego tańca uległa pewnej zmianie. Na myśl przyszło mi mierzenie się z drapieżnikiem przez kraty. Stanowiły pewną barierę bezpieczeństwa, lecz jeśli podejdzie się zbyt blisko, mogą nie wystarczyć... Problem polegał na tym, że w mojej naturze leżała chęć podejmowania ryzyka. I dlatego też nie uciekałam.

* * *

Po skończonym tańcu zabawiłam jeszcze pewien czas w towarzystwie Kruczego Barona. Wieczór zrobił się znacznie bardziej interesujący. Niestety miałam jeszcze kilka spraw do załatwienia, dlatego też musiałam opuścić zielonookiego. Czas, cenna waluta, którą wyjątkowo ciężko skraść. Nie wiedziałam, czy przed końcem balu uda nam się jeszcze na siebie wpaść. Los pokarze. Byłam jednak tak miło, że pozostawiłam mężczyźnie wizytówkę z adresem swojego sklepu, oraz zbliżoną informacją na, kiedy jest przewidziane jego ponowne otwarcie.
Gdy już zostałam sama, przypomniała sobie o swym pupilu, który teraz błąkał się zapewne po Błoniach. Wypadało go poszukać. W końcu nie będę teraz na niego gwizdać czy za nim wołać. Żałowałam też, że nie zabrałam kogoś ze swojej służby... nie miałabym wówczas takich trywialnych zmartwień.

ZT.





Ostatnio zmieniony przez Alnari dnia Pią 8 Sty - 1:07, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Re: Zimowa Świątynia
Wto 10 Lis - 21:57
Nawet jeśli Christopher chciał jakoś odgryźć się Seamir, nie miał na to czasu. Spojrzał tylko w jej kierunku, mrużąc przy tym oczy z niezadowoleniem, a potem całą swą uwagę skupił na Rosarium. Tak jak niespodziewany bywa nowy gość w pokoju, tak nieciekawe jest to z perspektywy tych, którzy tkwili w niewiedzy przez ten krótki czas. Christopher spiął się cały w środku na głos swojego przełożonego, momentalnie zadając sobie masę pytań. Ustawił się równo pod ścianą, udając, że nic się nie stało, co wychodziło mu całkiem przyzwoicie. Lodowa maska jak zwykle tkwiła na swoim miejsc, a wyjątkiem od tego stanowił jedynie ogon, ledwo widocznie drgający w zdenerwowaniu. Bo tak, jeśli kogoś Christopher miał się obawiać, to tego, kto ma nad nim bezpośrednią władzę. Nie z szacunku, czy respektu, chociaż to może po części też... Najbardziej w życiu obawiał się hańby i odebrania mu jedynego celu. Co zrobi, jeśli nieopatrznie doprowadzi do zwolnienia? Nie miał innego życia i nie chciał mieć. Dlatego właśnie naturalnie w jego głowie pojawiły się takie pytania, jak to, ile z ich rozmowy słyszał arcyksiążę. Czy wie, że strażnik nie do końca był zadowolony z podejmowanych przez niego kroków. Czy wiedział, jaka jest relacja pomiędzy Drzazgą, a Szronem... Czy jeśli tak, to zamierzał cokolwiek z tym robić.
- Rad jestem, że raczyłeś dołączyć do nas Panie. Zastanawialiśmy się, czy coś nie wypadło...
To ewidentne kłamstwo pozostało odegrane na tyle dobrze, że arcyksiążę nie musiał się o nim dowiedzieć. Zimny głos dachowca w tej roli akurat sprawdzał się bardzo dobrze. Nie zdradzał za wiele emocji, przez co tylko doświadczeni (a aktualnie jedynym takim była Seamair) mogli cokolwiek z niego wychwycić. Ironia była ukryta bardzo głęboko, przykryta dodatkowo zwyczajnym strachem dachowca przed przykrymi konsekwencjami. Arystokrata całkiem trafnie wywnioskował, że Christopher nie zamierza nic a nic wypowiadać się w kwestii badań. Pozostawił wszystko co do mówienia swojej podopiecznej, mając nadzieję, że gdzieś po drodze się wywali...

Nie robił zbyt wiele podczas całego wykładu. W końcu jednak, gdy spostrzegł, że nikogo oprócz niego samego to nie obchodzi, oparł się nieznacznie o ścianę i z takiej pozycji badał pomieszczenie. Jego wzrok krążył głównie w okolicach bestii. Jako że oboje zostali pozbawieni głosu w tych sprawach, naturalnym było, że swą uwagę mogli skupić właśnie na sobie. Niestety ochroniarz nie potrafił mówić bez słów, tak jak Divard. Skupienie na przedstawianych wynikach badań przedstawiał jedynie poprzez zerkanie co jakiś czas na różowołosą. Nie interesowały go one jednak zbytnio, bo przecież nie był opętańcem. A sama Seamair nie zdawała mu się zbyt współczującą osobą, zatem wątpił, by te badania miały komukolwiek pomóc bardziej, niż jej samej. Tylko nie wiedział, dlaczego akurat... Co ich stowarzyszeniu miało dać rozdzielanie ludzi od pasożytów? Nie widział w tym żadnego interesu. Kolejna bezsensowna decyzja, podobnie jak wydawanie balów tak wystawnych, jak ten... Rzecz jasna na głos nie mógł wyjawić swojego niezadowolenia. Nie będąc zatem zainteresowanym gadaniną, mógł w całości poświęcić uwagę gwieździstej istocie na kanapie. Zastanawiało go, skąd gospodarz wytrzasnął tak fantastyczne stworzenie...

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Zimowa Świątynia
Sob 5 Gru - 17:24
Candran chciała powiedzieć Erishiemu, że od początku nie sądziła, że Mefisto miałby jakiekolwiek szanse, by zdobyć tę Esencje i że niezależnie od tego, co ten sądzi o zbieraniu Esencji, ona ja po prostu zdobędzie. Przy czym była na tyle uprzejma, że nawet nie zamierzała kończyć, że jeżeli ten będzie miał zamiar jej w tym przeszkodzić, to uda jej się zdobyć nie jedną, a dwie Esencje.
Wizja powrotu do Labiryntu rozbudziła jednak wyobraźnię Diany. Jakie bogactwa mogą kryć się w tych zapomnianych labiryntach? Nie tylko w części udostępnionej gościom - ta na pewno nie miała już wiele interesującego do zaoferowania - lecz w części nieodkrytej, niedostępnej.

W mrocznych zakamarkach wymarłej cywilizacji mogły kryć się niezmierzone bogactwa, o których wymarły gatunek nie zdążył nikomu opowiedzieć a nadto może jakaś nieopisana siła, która stała się przyczyną ich zagłady. Broń tak potężna, że zniszczyła swoich twórców choć mogła wydawać się niepokojąca, była niezwykle kusząca. Prawie tak bardzo jak skarbiec pełen złota, tylko czekający by go obrabować.

To zamyślenie sprawiło, że Diana całkiem zapomniała o obecności Mefisto i Erishiego. Gdy w końcu wyrwała się z zamyślenia nie zwróciła uwagi na to, że tych niem a obok, a po prostu wstała z krzesła i jakby nigdy nic ruszyła w stronę, która mogła wskazywać na to, ze zamierza popływać łódkami. Choć może kiedyś sobie przypomni, że przecież rozmawiała z dwoma wyjątkowo nierozgarniętymi Tropicielami... Kto wie.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Zimowa Świątynia
Nie 20 Gru - 17:51
Słuchał słów Seamair na temat lekarstwa na Anielską Klątwę, lecz przez dłuższy czas nie odpowiadał, pozwalając Seamair skończyć, a później przyzwolił na trwanie w ciszy przez dłuższy czas.
Dla Lorda Protektora najważniejsza informacja była taka, że jest jeszcze zbyt wcześnie, by można było mówić o gotowych rozwiązaniach - zarówno w kwestii leczenia Klątwy, jak i przede wszystkim w kwestii samego pasożyta. Co jednak warte pochwalenia, to że prace wciąż trwały. To w końcu przyniesie efekty.
- W miarę możliwości najlepiej będzie opracować zarówno trwałą osłonę, jak również tę, która będzie miała jedynie charakter tymczasowy. Przede wszystkim jednak priorytetem jest opracowanie samej metody, choć na początek rozwiązanie tymczasowe będzie dla Stowarzyszenia korzystniejsze. Zacznij więc od przygotowania i testu odpowiedniego eliksiru. - Po tych słowach spojrzał na Dachowca, po czym ponownie przeniósł swój wzrok na Seamair i uśmiechnął się do kobiety.
- Zarówno kryształy, jak również "ochotników" można znaleźć w Szkarłatnej Otchłani - i tam powinnaś się skierować, ale nie natychmiast. Powiadomię was, gdy wszystko będzie gotowe. Na tę chwilę to wszystko, możecie już wrócić do zabawy.
Po tych słowach podszedł do swojego Divarda i przeczesał palcami jego bujne futro na grzbiecie. Wyglądało to tak, jakby ta dwójka o czymś ze sobą rozmawiała, choć trudno było odgadnąć o czym.

Powrót do góry Go down





Queen
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 5PUjt0u
Godność :
Raven Black
Wiek :
Wygląda na dwadzieścia parę
Rasa :
Kotostrach
Wzrost / Waga :
160 cm | 50kg
Znaki szczególne :
Blizna na prawym policzku, kocie uszy i puszysty (jak u persa) ogon
Pod ręką :
Bursztynowy kompas (w kieszeni spódnicy), zapałki i zapalniczki, noże (przypięte specjalnymi pasami do ud)
Broń :
Noże, spluwy, pazurki
Zawód :
Średniej klasy szlachcianka
Stan zdrowia :
Wyśmienity
https://spectrofobia.forumpolish.com/t306-queen
QueenNieaktywny
Re: Zimowa Świątynia
Pon 21 Gru - 12:53
Raven była niepocieszona. I to bardzo. Nawet dobrze nie wyszli na zewnątrz (nie udało im się nawet dotrzeć do drzwi), kiedy to strażnicy znowu przyczepili się do Akihiko. Kocur wkurzył się i bluzgając (oraz rzucając jakieś słodkie i urocze słówka) odszedł. Tak po prostu. Powiedział straszce, że dłużej już nie może, zebrał się i sobie poszedł. Opuścił bal, zostawiając kotkę samą. Wow. Ależ z niego gentelman, pomyślała wkurzona.  Mieli tu bawić się razem, a teraz co? Została sama w tym zdecydowanie-zbyt-bogatym-i-troche-kiczowatym miejscu.
Westchnęła ciężko. To miejsce było jakieś zgubne. Nie ukradli niczego specjalnego, jakiś przeklęty kocur się do nich (głównie do niej) przyczepił, nie dawał spokoju oraz zagadywał, podnosząc ciśnienie. Akiego jeszcze strażnicy zgarnęli i zawlekli, cholera ich wie gdzie. Czy stanie się jeszcze coś  nieprzyjemnego podczas tej „zabawy”?

Odwróciła się, chcąc wrócić do Sali Balowej i nie marznąc w korytarzu. Musiała przemyśleć to, co chce teraz zrobić.
Gdy już weszła do pomieszczenia, wpadła na jakąś postać.
-Ugh – sapnęła, łapiąc się za nos. – Proszę uważać – powiedziała, nim jeszcze w ogóle spojrzała na nieznajomą personę. Dopiero gdy uniosła wzrok, zdała sobie sprawę, że przed nią stoi Diana. Jej nowa liderka. Machnęła ogonem. To teraz się zacznie. Cień zdawała się mieć jeszcze mniej emocji niż Raven w sobie. A to było coś. Miała na wszystko wywalone, bo miała wszystkich innych głęboko gdzieś.  Rozmowa z nią będzie niewątpliwie ciekawa, pasjonująca i porywająca.
- Nie sądziłam, że przyjdziesz – zmierzyła ja wzrokiem. Nawet ubrała się w czarną sukienkę. Zabawne. Obie ubrane w czarne ubrania, obie z długimi białymi włosami. Queen miała jeszcze białe uszy i puchaty biały ogon. To się dobrały. Normalnie parka z nich genialna.
- Odniosłam wrażenie, że nie przepadasz za innymi, zwłaszcza w takim tłumie.
Cień zdecydowanie nie była najbardziej towarzyską osobą w tej krainie.


Przez noc droga do świtania,
Przez wątpienie do poznania,
Przez błądzenie do mądrości,
Przez śmierć do nieśmiertelności.

Zimowa Świątynia  - Page 11 TDFI7p

#00b7eb | #d23b68 | #a4254b
x x x

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Zimowa Świątynia
Pon 21 Gru - 14:21
Ludzie udających dobre wychowanie i psującymi piękno ciszy, przerywanej wyłącznie przez przyjemną muzykę wygrywają gdzieś u góry przez orkiestrę byli niezwykle nietaktowni i zasługiwali by odciąć im co najmniej języki. Gorsi jednak byli nieudacznicy, którzy nie potrafią stawiać nóg, tak by nie zakłócać swoim nudnym ciałem spokoju Candran.
Tak natomiast uczyniła była Dachowiec, co wywołało jednak zaledwie trzy reakcje u Tropicielki. Pierwsza z nich - najbardziej oczywista - to dwa kroki wymuszone przez wpadnięcie kotki na Cienia, a jednocześnie pozwalające na nabranie odpowiedniego dystansu.
Ten bezprecedensowy i haniebny atak stał się także przyczyną, dla którego fioletowe spojrzenie Diany zwrócone zostało w stronę byłego Dachowca. W oczach Cienia nie dało się jednak dostrzec niczego więcej, poza chłodem towarzyszącym im zawsze, gdy spoglądają na jakiegoś bezbożnika, który ośmielił się oddychać tym samym powietrzem, co białowłosa.
Trudno powiedzieć, czy to spojrzenie wpłynęło w jakikolwiek sposób na prawą, prawdziwą dłoń Diany, która nim jeszcze kobieta postawiła drugi krok, złapała za białą rękojeść krótszego ostrza, gotowa ukazać światu srebrzyste ostrze niezwykłego ostrza i skrócić byłego Dachowca o część ciała, która w oczach Diany nie była jej do niczego potrzebna - gdyż i tak nie używała jej zgodnie z przeznaczeniem. Może w ten sposób wyświedczyłaby dziewczynie przysługę - ta mogłaby wtedy zgłosić zbutwiały czerep do reklamacji i może dostałaby coś, co dla odmiany działa?
- Mam Ci pogratulować spostrzegawczości? - Zapytałą z chłodnym spokojem, odwracając wzrok od kotki i kierując swoje spojrzenie na cyrkowy tłum zebrany nieopodal. Kpiła nie tylko z tego, że słowa, które usłyszała były oczywiste - może taki przydomek powinna nadać temu pchlarzowi? eks-kot Oczywistość. Tak, to brzmi idealnie. Jednocześnie przypomniała jej tym samym niewybaczalne wpadnięcie na Cienia - które świadczy raczej o karygodnym braku jakiejkolwiek spostrzegawczości. Na tym jednak nie poprzestała.
- Nieważne, z wnioskowania i tak byś to oblała. - Diana użyła aluzji związanej z zaliczaniem jakiegoś egzaminu, by ponownie zakpić z Dachowca - w końcu ta dopuściła się czegoś paskudnego jak krzyczące dziecko, a jednocześnie by dać jej do zrozumienia, że powód jej przybycia jest tak oczywisty, by nie zawracała jej głowy takimi durnymi pytaniami.

Powrót do góry Go down





Queen
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 5PUjt0u
Godność :
Raven Black
Wiek :
Wygląda na dwadzieścia parę
Rasa :
Kotostrach
Wzrost / Waga :
160 cm | 50kg
Znaki szczególne :
Blizna na prawym policzku, kocie uszy i puszysty (jak u persa) ogon
Pod ręką :
Bursztynowy kompas (w kieszeni spódnicy), zapałki i zapalniczki, noże (przypięte specjalnymi pasami do ud)
Broń :
Noże, spluwy, pazurki
Zawód :
Średniej klasy szlachcianka
Stan zdrowia :
Wyśmienity
https://spectrofobia.forumpolish.com/t306-queen
QueenNieaktywny
Re: Zimowa Świątynia
Pią 25 Gru - 18:09
Zimne spojrzenie kobiety nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Tak samo jak dłoń sięgająca ku ostrzu. Oczywiście, Cień nie zależało na Raven w żadnym stopniu i chyba tylko myśl, że mogłaby się pozbawić ewentualnej żywej tarczy, powstrzymała ja przed rzeczywistym użyciem broni oraz próbą pokrojenia straszki na kawałki. Próbą, ponieważ nie dość, że albinoska by się tak łatwo nie dała, zwłaszcza z całym swoim arsenałem broni przy sobie, to jeszcze zaraz znalazłaby się straż, która postanowiłaby je rozdzielić i albo kazać się przenieść na arenę, albo całkowicie wykopać z balu. Z jakiegoś powodu, obstawiała te drugą opcję.
Po namyśle chyba nawet nie miałaby nic przeciwko takiemu obrotowi sytuacji. Miałaby wymówkę, żeby przywalić Cień, a potem zostawić to miejsce i iść w cholerę, bo nic miłego i przyjemnego się w nim dla straszki nie dzieje.
- Sama się nią nie popisałaś – odparła, przenosząc wzrok na pazury. Niby to ukazując, jak wielce jest znudzona, a tak naprawdę, cóż… była wkurzona. Wcześniej na te cholerne kocury, teraz na Dianę. Jakby sama uważała, to Raven by na nią nie wpadła. Zderzyły się przodem, kotka nie zaszła ją od tyłu czy z boku. Nie. Zderzyły się klatkami piersiowymi, brzuchami, twarzami. Ta sytuacja jest zatem tak samo winą jej liderki oraz Queen.
Słysząc jej następne słowa, zmrużyła ślepia i zasyczała, jak na kota przystało. Gdyby nie fakt, że miała wystarczająco szacunku do kogoś z pozycją Chciwości, rzuciłaby się na nią z pazurami.
- Czy Ty naprawdę próbujesz zrobić sobie wroga z dosłownie każdego, nawet kogoś, kto będzie walczyć u twego boku? – zapytała beznamiętnie.
Jednak dobrze, że była strachem. Że mogła sobie zdecydować o faktycznym posiadaniu emocji (po ich zjedzeniu i zmagazynowaniu, oczywiście) czy też o przerwaniu ich używania i pozostawienia siebie jako apatycznej istoty, całkiem zdawałoby się pozbawionej duszy oraz tego, co czyniło Raven sobą.
- Widać, że masz jakiś problem z przebywaniem między innymi, ale może gdybyś nie uważała się za lepszą od innych, tyle osób nie patrzyłoby na ciebie z chęcią mordu i nie szukałoby okazji, żeby cie zaatakować.
I tak, Raven spodziewałaby się zobaczyć Dainę, ale w pobliżu koszmaru, nie na Sali balowej. A zatem, czego Cień wcześniej nie wywnioskowała z jej gniewnych (i możliwe, że niedoprecyzowanych) słów było „co robisz pośród tłumu, w tej swojej sukience, bez, chociażby śladu walki?”.
Hm, i to niby ona oblałaby z wnioskowania. Głupota.


Przez noc droga do świtania,
Przez wątpienie do poznania,
Przez błądzenie do mądrości,
Przez śmierć do nieśmiertelności.

Zimowa Świątynia  - Page 11 TDFI7p

#00b7eb | #d23b68 | #a4254b
x x x

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Zimowa Świątynia
Sob 26 Gru - 19:08
Przed dobyciem ostrza Dianę powstrzymała nie świadomość tego kim jest Queen, a własne zasady. Candran nie lubiła dobywać swojego miecza, jeżeli nie zamierzała go użyć, a w obecnej sytuacji konieczność zabawy z tutejszymi strażnikami nie była warta głowy jakiegoś pchlarza - konieczne było więc sprawdzenie kto jest nikczemnym sprawcą całego zamieszania.
Gdyby było inaczej to Strach miałaby kłopoty niezależnie od tego jak wiele żelastwa miała ze sobą była Dachowiec, czy też jak wielu strażników było wokół. Każdy z tych czynników wymagał bowiem odpowiedniego czasu na reakcję, a wprawiony szermierz nie zostawiłby go wiele potencjalnemu przeciwnikowi. Szczególnie, że kobieta - jak błędnie sądziła - była bezpieczna, gdyż Candran nie pozbawiłaby się żywej tarczy.
Dłoń pozostawała na rękojeści, choć palce się nieznacznie cofnęły przesuwając po przyjemnym materiale. Cień spojrzała w stronę, do której zmierzała i przypomniała sobie, że jej kroki nie były zwykłym bezcelowym dreptaniem, a wędrówką do osiągnięcia celu. Realizacji pewnego zamierzenia, które w ostateczności ma doprowadzić do zabicia ukrytego w pradawnym labiryncie Koszmaru. I do tego jednego słowa Queen się Dianie przydały - przypomniały jej o walce, jaka była do stoczenia.
Cała reszta niezbyt interesowała Chciwość. Pretensjonalny ton, syczenie, pokazywania pazurów, czy udawanie znudzenia były dla Candran tak samo godne uwagi jak zeszłoroczny śnieg, którego nawet nie było. Może, gdyby chociaż miała cokolwiek ciekawego do powiedzenia?
Pchlarz bowiem popełniła błąd już na samym początku, co przekreślało jakikolwiek sens jej wypowiedzi. Poczyniła bowiem założenie, że Diana przykłada wagę do tego, co myślą o niej inni. Dla Cienia natomiast robienie sobie wrogów było tak samo niedorzeczne jak zdobywanie przyjaciół - było stratą czasu i nie przynosiło żadnego zysku.
Jeszcze w połowie słów Queen Candran po prostu ruszyła w dalszą drogę omijając ją i tylko gdy była niemal obok niej uniosła dłoń i pokazała dłonią, by ta za nią podążyła. Jak się okazało w głowie Cienia zrodził się plan, do którego można wykorzystać te niezbyt rozgarniętą papugę.
- Za mną. Wydała tylko krótkie polecenie i ruszyła dalej, nie sprawdzając nawet, czy dziewczyna rzeczywiście za nią poszła. Choć zapewne nie będzie mogła się oprzeć - nie wydawało się, jakby bateryjka tego radia się wyczerpała.
Oczywiście Candran mogłaby się z nią kłócić, że ona nie tylko uważa się za lepszą od innych, ale jest lepsza. I skoro tak bardzo pragną ja zabić, to czy to rzeczywiście jej problem, czy też może raczej ich? Nie szukała z nimi żadnego kontaktu - co ją obchodzi co ten plebs robi?

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Zimowa Świątynia
Nie 27 Gru - 1:51
Podczas wydłużającej się nieznośnie chwili milczenia, zaczęłam się zastanawiać, jak patrzy się na sam upływ czasu, kiedy to przeżyło się już niemal milenium. Rosarium niekiedy sprawiał wrażenie, jakby wiedział, że zawsze ma go pod dostatkiem... mnóstwo czasu, może nawet i całe kolejne milenium? Pośpiech był czymś, co zdawało się niewłaściwe dla osoby o jego życiowym statusie.

A jednak nasze spotkanie okazało się niezwykle rzeczowe i krótkie... z drugiej strony zapewne czekała jeszcze masa innych tego podobnych rozmów, jakie Lord miał odbyć dzisiejszej nocy. Ja zaś, dowiedziałam się wszystkiego, co na ten moment było dla mnie istotne.


Skłoniwszy się uprzejmie i wymieniając kilka słów porozumienia, pożegnałam Arcyksięcia jak również jego kompana. Właściwie cieszyłam się, że rozmowa przebiegła krótko i sprawnie. Obawiałam się, że Upiorny mógłby wspomnieć o czymś, co nie powinno dotrzeć do czułych kocich uszu mego ochroniarza... Nie zdziwiłabym się bowiem, gdyby Rosarium postanowił omówić coś dotyczącego moich zadań w Lisim Zakątku... albo nakazać, żebym pojawiła się tam w wyznaczonym terminie, uzbrojona w zestaw szczotek i grzebieni... aby zająć się pielęgnacją futrzanych ulubieńców Lorda Protektora... Całe szczęście nic podobnego nie miało miejsca, dlatego ze spokojem przystanęłam przy Kocurze, czekając aż ten, podąży za mną w stronę wyjścia.

Chwilę po tym jak zamknęły się za nami drzwi komnaty i znów staliśmy na schodach opodal kamiennego strażnika, dopadło mnie dziwne uczucie ulgi pomieszanej z wesołością... Czyżbym aż tak martwiła, się tym spotkaniem, że teraz kiedy się zakończyło, spłynęły ze mnie cięższe emocje? Zdecydowanie powinnam poświęcić więcej czasu na zbadanie tej dziwnej anomalii we własnym nastroju. Miast tego odezwałam się do swego towarzysza.
-Zatem część oficjalną mamy z głowy, pozory podtrzymane. Możesz zatem podwinąć ogon i się stąd ulotnić. Ale ja nie mam zamiaru.
Sama nie wiedziałam czemu, ale zaczęłam się uśmiechać. Czułam się trochę dziwnie... ten wieczór przyniósł mi zdecydowanie zbyt niewiele satysfakcji, aby miał prawo się zakończyć. Jedną z przyczyn był przeklęty Dachowiec, który w naszej wojence na swój sposób wyszedł na prowadzenie przez akcję, która miała miejsce na parkiecie. Samo wspomnienie, sprawiło, że moje ciało znów przeszył nieprzyjemny dreszcz.
-Niestety wątpię byś skorzystał z tej łaskawej propozycji... Dlatego chociaż urozmaićmy sobie czas. Mówiłeś, że nie wystrzegasz się hazardu jeśli nagroda jest wystarczająco ciekawa. Po arenie znalezienie mnie zajęło Ci trochę czasu... wyrobisz się w jego połowie? Czy boisz się wyzwania? Nagrodę wybierasz sam, podobnie ja, jeśli Ci się nie powiedzie. Oczywiście niech to będzie coś realnego... Moja nie będzie wygórowana, chce jedynie w wybranym przez siebie terminie przez pięć dni nie musieć oglądać Twojej gęby. Zrobisz sobie mały urlop i tyle.

Wyglądało na to, że pozbycie się kocura nie będzie tak łatwe jak mi się wydawało. Ba według moich planów już dawno powinien składać prośby o zmianę przydziału... Niestety trafił mi się cholernie uparty i krnąbrny Strażnik..., którego złamanie mogło jeszcze trochę potrwać. Nie było jednak mowy, by psuł inne z moich istotnych planów, takich jak choćby udział w wiosennych Żywosaliach... oczywiście mogłam się wymykać i jakoś go zmylić, ale nadal istniało ryzyko, że Kocur trafiłby na imprezę, na którą zdecydowanie nie był zaproszony... może zatem słowo dane w zakładzie, będzie dodatkowym zabezpieczeniem?

Odwróciłam się i wsparłam ramiona na poręczy schodów. Nadal ogarniała mnie dziwna lekkość i nawet nie martwiłam się reakcją Szrona, który zapewne uzna mój pomysł za niedorzeczny. Wszak właśnie wprost dałam mu do zrozumienia, że po raz kolejny mam zamiar uciec spod jego pieczy. Ale równie dobrze mógł się domyśleć innej rzeczy, że niezależnie od tego czy się zgodzi ja i tak spróbuję... a proponując zakład, daję mu szansę, by chociaż coś na tych gierkach zyskał. Choć, rzecz jasna nie miałam zamiaru dopuścić do jego wygranej.

Wbiłam w swego balowego partnera wyczekujące spojrzenie, zaś w moich oczach dało się dostrzec pewność siebie chylącą się ku granicy zmieniającej ją w zwykłą bezczelność. Co więcej, moje oczy naprawdę zdawały się pobłyskiwać, choć sama nie mogłam tego dostrzec.

Po chwili zerknęłam na ogromną zegarową tarczę. Za kwadrans pierwsza, idealnie.
-Namyśl się, kwadrans chyba Ci wystarczy. Do tego czasu wrócę z łazienki...
Odbiłam się ramionami oparcia w postaci poręczy i szybkim ruchem poprawiłam poły sukni. O dziwo mieliśmy tyle szczęścia, iż nikt nie pchał się na schody przez czas naszej rozmowy. Nie czekając na reakcję ze strony Strażnika, ruszyłam schodami w dół, wypatrując korytarza prowadzącego do damskiej toalety. Biorąc pod uwagę prestiż imprezy i to gdzie się odbywała, byłam spokojna o to, że nikt nieodpowiedni nie będzie się tam za mną pchał... Gdyby zaś chodziło o jakąś karczmę czy inny lokal, nie zdziwiłabym się gdyby cholernik czekał pod samymi drzwiami.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Queen
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 5PUjt0u
Godność :
Raven Black
Wiek :
Wygląda na dwadzieścia parę
Rasa :
Kotostrach
Wzrost / Waga :
160 cm | 50kg
Znaki szczególne :
Blizna na prawym policzku, kocie uszy i puszysty (jak u persa) ogon
Pod ręką :
Bursztynowy kompas (w kieszeni spódnicy), zapałki i zapalniczki, noże (przypięte specjalnymi pasami do ud)
Broń :
Noże, spluwy, pazurki
Zawód :
Średniej klasy szlachcianka
Stan zdrowia :
Wyśmienity
https://spectrofobia.forumpolish.com/t306-queen
QueenNieaktywny
Re: Zimowa Świątynia
Nie 27 Gru - 16:57
Uśmiechnęła się triumfalnie, widząc jak Cień powoli odsuwa dłoń od rękojeści ostrza. Zatem miała rację, przypuszczając, iż kobieta nie pozbawi się żywej tarczy. W końcu wcale nie tak łatwo było je znaleźć, zwłaszcza tych, które mimo personalnych niechęci w stosunku do chciwości – realnie słuchały jej poleceń, gdy dowodziła. Tylko głupiec mimo własnych zwad nie słuchałby swojego lidera, który kierował misją. Głupiec lub samobójca, pragnący zginąć za nieprzemyślane ruchy, kiedy to koszmar go miażdży lub, jeżeli nie ma tego szczęścia i nie ginie w bitwie z kreacją mroku, to Diana pozbawia go życia, nie zastanawiając się, nie wahając nawet przez chwilę. Wszakże nie potrzebuje bezużytecznych zabawek wokół siebie, czyż nie? Tak arogancką była istotą. Raven to rozumiała jasne, jak ktoś nie słucha i naraża nie tylko siebie ale i innych na niebezpieczeństwo oraz całą misję skazuje na porażkę, nie jest materiałem wartym trzymania. Może, po odpowiednim przeszkoleniu z użyciem siły, dałoby się coś zrobić z kogoś takiego.
Ucho jej drgnęło, kiedy została całkowicie zignorowana, a Cień zaczęła sobie iść. Serio? Nie miała w sobie na tyle przyzwoitości, aby chociaż posłuchać, co jej rozmówczyni ma do powiedzenia? Świetnie. Westchnęła. Użeranie się z nią było naprawdę kłopotliwe.
Podążyła za nią. Nie miała czego ze sobą zrobić, więc równie dobrze mogła za nią pójść. Zwłaszcza że to sama białowłosa kazała jej iść z nią. Czyżby zatem postanowiła udać się tam, gdzie jest koszmar? Innej opcji nie widziała. W normalnych okolicznościach Diana po prostu by sobie poszła, nie marnując swojego czasu na Raven. Zostawiłaby ją i poszła w cholerę, co wcale nie było aż tak złym pomysłem.
- Dokąd idziemy? – zapytała, domyślając się już oczywiście miejsca, do którego zmierzają. Ale kto wie? Może była w błędzie i liderka prowadziła ją zupełnie gdzie indziej? Może na Arenę? Żeby dać upust swojej odrazy skierowanej na Queen? Albo kazać jej z kimś walczyć, żeby mogła sobie pooglądać jak (ewentualnie) Raven przegrywa? Cholera ją tam wie.
Nie zależnie od tego gdzie szły: kotka trzymała się dwa kroki za Dianą, splatając ręce za plecami. A co się będzie. Nie musiała być poważną przez cały czas.


Przez noc droga do świtania,
Przez wątpienie do poznania,
Przez błądzenie do mądrości,
Przez śmierć do nieśmiertelności.

Zimowa Świątynia  - Page 11 TDFI7p

#00b7eb | #d23b68 | #a4254b
x x x

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Re: Zimowa Świątynia
Nie 3 Sty - 13:50
Cóż, nie było co się dziwić, że Christopher nie był zbyt potrzebny w zaistniałej rozmowie. On to rozumiał i chyba każdy inny w tym pomieszczeniu to rozumiał, alchemia to zdecydowanie nie jest działka. W sumie nigdy nie miał zbyt wiele hobby poza obijaniem mord i tropieniem, czasami ewentualnie chodził na spacery, zwłaszcza zimą... Ale to tylko po to, by utrzymać formę. Nie lubił zbytnio kisić się w jednym miejscu, zwłaszcza takim, jak jego mieszkanie. Można powiedzieć, że uprzykrzanie życia Seamair stało się swego rodzaju jego nowym hobby i taki bal chociażby był jego częścią, bo nie był raczej kwestią obowiązków. Dachowiec najprawdopodobniej nie został nawet przewidziany w tym spotkaniu przez ich szefa, ale szczęśliwie ten błąd miał być szybko naprawiony. Strażnik zamyślił się na dłuższą chwile, po czym został wyrwany z tego, orientując się nagle, że rozmowa dobiegła końca. Nie silił się nawet na zbytnie ceremoniały przy opuszczaniu pomieszczenia. Po prostu skinął głową i wyszedł za czarownicą. Arcyksiążę mógł pomyśleć sobie, że jest jakimś tępym karkiem, który nie potrafi wykrzesać słowa i chodzi jedynie za swoim obiektem do pilnowania. Cóż, jeśli rzeczywiście tak pomyślał, to Christopher niespecjalnie się tym martwił.

- Coś dziwnie wróciła ci ochota na imprezowanie po tym wszystkim...
Mruknął ironicznie, z początku nie poświęcając większej uwagi na to, jak zachowuje się jego towarzyszka. Jego myśli bardziej zajmowała kwestia Rosarium i tego, kim ta osoba właściwie jest. Ile wie na temat Christophera, czy rzeczywiście nie zwracała na niego uwagi podczas rozmowy i czy czasem nie zastosowała jakiś magicznych sztuczek, by wedrzeć się do jego umysłu i podejrzeć niezbyt pochlebne myśli. W przypadku Szrona nietrudno się dziwić, czemu takie zmartwienia zajmowały jego głowę, to po prostu była część jego natury jako strażnika, by martwić się o opinię szefa. Niezależnie jaki ten szef by nie był.
- Mogę wiedzieć, skąd taki debilny pomysł wziął się w twojej głowie? To dziwne nawet jak na twoje wybryki...
Westchnął ciężko i spojrzał w jej kierunku z lekkim zażenowaniem. Przyglądając jej się przez chwilę dostrzegł, że jest dziwacznie wesoła jak na towarzystwo, w jakim się znalazła. Strażnik uniósł nieznacznie brwi, nie odpowiadając na jej propozycję jeszcze przez kilka długich chwil. Coś z tą kobietą działo się nie tak, zwłaszcza że oczy zaczęły jej dziwnie błyszczeć... Christopher ostatecznie uznał, że pięć dni "urlopu" to nie jest specjalnie dużo, chociaż czuł niesmak, że jak zwykle mieszała w to ich pracę. Niestety gdy już miał coś powiedzieć, dziewczyna po prostu odeszła, zostawiając go samego. Szron pokręcił głową po raz kolejny i sam oparł się o schody, rozglądając dookoła. To miejsce przypominało mu o czymś... Tyle śniegu i tak dalej. Już od dłuższego czasu myślał o czymś, ale na przeszkodzie wciąż stała mu pewna osoba i fakt, że nie mógł jej niczego nakazać.

Powrót do góry Go down





Violet Ni’ur
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 88eda4a0673c5c533004f119182a3b92
Godność :
Violet Ni’ur
Wiek :
25 lat
Rasa :
Lisiczka
Wzrost / Waga :
168 cm i 55 kg
Znaki szczególne :
Białe lisie uszka i długi oraz puchaty lisi ogon
Pod ręką :
Sztylet
Broń :
Pazury, sztylet
Zawód :
Służka
Stan zdrowia :
Doskonały
https://spectrofobia.forumpolish.com/t557-violet-ni-ur#4459 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1170-violet-niur
Violet Ni’urDachowiec z Wysp Księżycowych
Dachowiec z Wysp Księżycowych
Re: Zimowa Świątynia
Sro 6 Sty - 18:53

Zgubiła Pinka podczas ich wspólnej wyprawy nad jezioro. Dobrze się razem bawili: obrzucili trochę śnieżkami, pooglądali lśniące gwiazdy, bajkowe feniksy i smoki latające gdzieś w przestworzach. Niedługo później, zrobił się tłum w miejscu ich oglądania. Oboje nie byli zbyt wysocy, więc szybko zostali przez innych rozdzieleni.
Szukała go, ale na późno. Postanowiła wrócić do Sali Balowej, by się ogrzać. A może i odnaleźć tam marionetkę? Mógł wpaść przecież na dokładnie ten sam pomysł oraz wrócić do ciepłego miejsca, by poszukać lisiczki. Taką miała nadzieję, ponieważ bardzo dobrze jej się z nim rozmawiało i liczyła, że będą mogli wspólnie spędzić czas w wzajemnym towarzystwie.
Ponownie zrzuciła z siebie wierzchnie odzienie i podała je służce, której przyszło obsługiwać gości. Powiedziała jej, że w razie czego zawsze gotowa jest pomóc, ale ona ją zbyła i kazała iść się bawić, skoro ma okazję.
To było naprawdę miłe. Być obsługiwaną i samej nie obsługiwać, ale po tak długim czasie tego typu interakcje z pracującymi sługami sprawiały, że czuła się nieswojo. Zawsze była z nimi na równi, a teraz? Jakby wyżej w hierarchii, ponieważ jest uznawana za gościa, nie służkę od podawania herbaty i ciast Arcyksięciu.
Nie udało jej się odnaleźć Pinka. Szukała go niemalże po całej Sali, ale nic z tego. Nigdzie nie widziała ani jego, ani bestii chłopaka. Zasmucona spuściła uszy. Wielka szkoda. Ta dobrze się razem z nim bawiła.
Westchnęła. I co teraz powinna zrobić?


Snowy white fox of the Arctic,
was it your brush-like tail
that sprayed snow, like crystal sparks,
adorning the dark sky with a shimmering veil?
A beautiful blaze of auroral displays

Zimowa Świątynia  - Page 11 29bf52224b08a0d95f5956e79c9cc172
#87cefa
x x x x x

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Zimowa Świątynia
Pią 8 Sty - 0:23
Ogarniało mnie coraz większe rozbawienie, którego powód nadal pozostawał dla mnie zagadką. Choć aktualnie przyczyną zadowolenia było już samo to, że Dachowiec okazał się mieć na tyle taktu, że nie czatował pod samymi drzwiami damskiej toalety... A to dawało mi szanse na realizację, mojego małego niecnego planu. Musiałam tylko zaczekać, aż łazienka całkiem opustoszeje... Gdy zostałam sama, zablokowałam drzwi i upewniłam się, czy aby na pewno nikt nie został w którejś z kabin, po czym zaczęłam zsuwać z siebie suknię... W międzyczasie z torebki wyciągnęłam niewielki szklany flakonik, zawierający płyn o brązowawym kolorze. Eliksir sporządzony właśnie na taką okazję. Uśmiechnęłam się do własnego odbicia w lustrze i odkręcając buteleczkę, wzniosłam niemy toast.
-No to zaraz zobaczymy, jakie jeszcze mam pomysły... Cholerny Mruczuk...
Przepiłam do nieobecnego Christophera, a następnie kilkoma łykami opróżniłam zawartość fiolki. Przez moment rozkaszlałam się, w powietrzu czułam zapach kurzu a na podniebieniu dziwny smak. Od razu poczułam, że eliksir zadziałał. Zagryzłam zęby, czując nagły szarpiący ból... którego fala zalała całe moje ciało. Objęłam się ramionami i osunęłam na kolana... czekając aż, transformacja się zakończy. To była kwestia sekund i dlatego właśnie proces był dla mnie nieznośnie bolesny. Podobno dało się do tego przyzwyczaić... o ile stosowało się Eliksir Cielisty wystarczająco regularnie. Ja zdecydowanie nie przywykłam... ale całe szczęście nieprzyjemne doznania minęły równie szybko, jak się pojawiły. Wstałam i wyprostowałam się, podziwiając efekt eliksiru. W lustrzanym odbiciu stała teraz smukła dziewczyna mogąca mieć jakieś 22 wiosny. Średniego wzrostu o jasnej cerze kontrastującej z krótko przystrzyżonymi włosami o barwie atramentu. Duże oczy połyskiwały barwą płynnego złota. Lecz tym, co najbardziej przykuwało uwagę była para anielskich skrzydeł. Pióra nie były białe tylko błękitne i przechodziły w coraz to ciemniejsze odcienie, na samych końcach wpadając w granat.
Z uśmiechem przeciągnęłam palcami po skórze pozbawionej blizn, dziwne było jednak dotknąć głowy i nie poczuć ostrego ukłucia rogów. Jednak największą nowością okazało się posiadanie dodatkowych kończyn w postaci skrzydeł... nad którymi nie całkiem jeszcze panowałam.
-Powodzenia w szukaniu Kotku...
Mruknęłam tylko z mściwą satysfakcją, gdy dotarło do mnie, że moje nowe Ja nadal ma na sobie jedynie bieliznę i buty... Całe szczęście o tym również pomyślałam. Możliwie delikatnie złożyłam dawną kreację, po czym wsunęłam ją do bezdennej sakwy, w której miałam ukrytą czarodziejską wstęgę. Oplotłam się nią wokół tali, przez chwilę zastanawiając nad kreacją. Zdecydowałam się pozostać w niebieskiej tonacji. Już po chwili miałam na sobie długą suknię w kolorze indygo. Kreacja była dobrze dopasowana od tali w górę, zaś dół tworzyła zwiewne falbany. Po namyśle miejscami dodałam jeszcze nieco cyrkonii. Błyskotki przypomniały mi, że również biżuterię należało z siebie ściągnąć. Chociaż szczerze wątpiłam, aby Dachowiec lepiej się jej przyjrzał, wolałam jednak nie ryzykować. Podobnie było w kwestii zapachu... Oblałam się, zdecydowanie zbyt dużą ilością konwaliowych perfum licząc, że dostatecznie zamaskują mój oryginalny zapach. Przesadziłam... bo mnie samą również drażniła ich intensywność.
Poprawiłam tylko włosy, wpięłam w nie kilka piórek i pełna samozadowolenia ze swojej intrygi wróciłam na główną salę. Nie zwróciłam jedynie uwagi na to, że oczy teraz już złote zdawały się jeszcze mocniej połyskiwać. Nie pamiętałam czy była to normalna cecha Opętańca, której wizerunek postanowiłam pożyczyć. Gdy zerknęłam na zegar, było już kilka minut po umówionej porze, a zatem wyzwanie się rozpoczęło. Powinnam teraz trzymać się z dala od swego Ochroniarza... ale to było zbyt nudne. Jemu też w końcu należało się nieco rozrywki, czyż nie?

* Aktualny wygląd Seamair ->
Spoiler:


Przechodząc skrajem parkietu, moje spojrzenie napotkało znajomą postać, a w każdym razie zdawało mi się, że gdzieś już ją wcześniej widziałam i to więcej niż raz. Drobna blondynka o uszach i ogonie zdecydowanie bardziej przypominających lisie niż kocie... Zdawała się czymś przygnębiona... i nie bardzo wiedziałam czemu, ale zwróciło to moją uwagę. Może dlatego, że mnie samą ogarnął dziwnie szampański nastrój i niewsmak było mi patrzeć na takiego ponuraka? Gdy tylko rozbrzmiała muzyka a kolejny taniec się rozpoczął, wiedziałam już co zrobić.
Przemykając koło blondynki, uśmiechnęłam się do niej promiennie, po czym bezceremonialnie pociągnęłam ją za sobą, tym samym dosłownie porywając na parkiet. Biedna nie bardzo miała szanse na ucieczkę, no chyba, że wyrywała się bardzo stanowczo.
-Wygląda na to, że potrzebujesz nieco rozrywki. To w końcu bal, trzeba się bawić, miast stać jak ten smutny lodowy filar.
Oznajmiłam, nadal się uśmiechając. Jednocześnie szybko zlustrowałam otoczenie, wypatrując innego smutnego i zapewne nieźle wkurzonego chodzącego lodowca.
Utwór był całkiem energiczny, co bardzo mi odpowiadało. Zdecydowanie mniej podobał mi się ścisk panujący na parkiecie... postanowiłam zrobić z nim porządek. Nie zastanawiając się wiele, rozłożyłam Skrzydła na całą rozpiętość, po czym wraz ze swą biedną ofiarą, zrobiłam kilka szalonych kółek/obrotów. Inni goście nie byli zachwyceni, ale widać szybko zdali sobie sprawę, że jeśli nie chcą być ciągle smagani przez długie pióra, muszą zacząć się wycofywać.
-Tak lepiej, ja prowadzę.
Zakomenderowałam i pozwoliłam sobie na zatracenie się w melodii, czekałam na moment, w którym lisica nieco się rozluźni i również odda muzyce. Wówczas, starałam się, abyśmy obie dobrze się bawiły, jak również dały niezły pokaz na parkiecie. Przez chwilę miałam techniczny problem, by z powrotem złożyć skrzydła, ale po kilku próbach w końcu się udało. Zauważyłam również, że nieco niebieskiego pierza wiruje po parkiecie. Utwór nieco zwolnił i w końcu, poza tańcem był również czas na rozmowę i to ważną, bo w mojej głowie narodził się już plan jak dalej urozmaicić sobie wieczór.
-Mam nadzieję, że nie masz mi za złe porwania. Wyglądałaś, jakbyś potrzebowała, nieco pozytywnej energii a niemal nic nie dostarcza jej równie dobrze, jak taniec.
Na moich ustach ciągle gościł rozbawiony uśmiech sięgający oczu. Czułam się aż za dobrze, jakaś część mnie była tym zaniepokojona i pełna złych przeczuć... jednak byłam zbyt rozbawiona, by się nią teraz martwić. Mogłam przecież później prawda? Miałam czas... co złego mogło się stać? Czegokolwiek teraz bym nie zrobiła, to wybryki obciążą konto biednej niebieskoskrzydłej, a nie moje.
-Sprawiasz wrażenie życzliwej istoty. Czy mogłabym mieć do Ciebie prośbę?
Muzyka powoli cichła, taniec dobiegał końca i był to moment na opuszczenie parkietu. Jeśli jasnowłosa, zgodziła się na wysłuchanie mojej prośby, kontynuowałam. Jednocześnie rozglądałam się po sali w poszukiwaniu Christophera, aby dyskretnie wskazać go dziewczynie. Gdyby nie udało mi się go dostrzec, w co wątpiłam. Wszak wypatrywanie jego gęby w moim pobliżu stało się codziennością... to byłam w stanie opisać go aż nazbyt szczegółowo.
-Widzisz mam tutaj znajomego. Jego balowa partnerka go wystawiła dość nagle i przez to jest trochę przybity, choć okazuje to na bardzo dziwny sposób. Muszę jeszcze kogoś tu odwiedzić i coś załatwić... ale boli mnie myśl, że sam się tu szwenda. Czy nie zechciałabyś przez chwilę dotrzymać mu towarzystwa? Może się nieco opierać, ale tylko z początku. Obiecuję, że dołączę do was, najszybciej jak tylko zdołam.


* Użyty Eliksir Cielisty - zmiana wyglądu postaci  1/5


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Zimowa Świątynia
Pon 11 Sty - 18:17
-Na zwiad. - Odparła tylko cicho nie rozważając już w pamięci poprzedniego spotkania. Nie pomyślałaby nawet, że Queen mogłaby uznać, iż cofnięcie dłoni z ostrza oznaczało, że głowa Stracha jest bezpieczna.
Trzeba jednak przyznać, że Diana jakkolwiek była dość zabójcza, to nie jest osobą dobywającą swojego miecza, gdy nie była pewna, że chce by ten zasmakował krwi. Toteż wiadomo, że w pierwszej kolejności konieczne było rozpoznanie.
Szli w stronę Jeziora, lecz nim dotarli do korytarza do niego prowadzącego Diana nieoczekiwanie schyliła się nieopodal ławki, na której siedziała para pogrążona w namiętnej rozmowie. Candran zabrała im odłożone na bok pięknie zdobione lusterko. Cień od razu się wyprostował i ruszył przed siebie, przy okazji przyglądając się sobie samej - i zupełnie nie dbając o to, że nie patrząc pod nogi może na kogoś wpaść.
Poprawiła jeszcze włosy nim przekroczyła granicę oddzielającą Zimową Świątynię i poczuła, że na zewnątrz jest zdecydowanie chłodniej. Zmrużyła oczy pocierając jednocześnie dłonią, w której znajdowało się lusterko o ramię.
-Ile lądowych stworzeń ma macki? - Zapytała bardziej samą siebie, niż Queen. Zresztą Candran nawet nie była pewna, czy dziewczyna dalej za nią idzie. Sprawdzi to za chwilę. Na razie szła w stronę przycumowanej łodzi.
Podczas gdy wyruszyła do podziemi - które okazały się być wyjątkowo czasochłonne, na co Candran nie miała czasu - zauważyła posągi pradawnej rasy, która mieszkała niegdyś w tych miejscach. Chociaż labirynt nie był specjalnie wilgotny - nic ponad normy podziemi - to Diana nie mogła się oprzeć wrażeniu, że pradawna rasa przynajmniej częściowo była cywilizacją podmorską. Wiele cech wyglądu odzwierciedlonych w starych rzeźbach mogło na to wskazywać - w tym między innymi macki, które najczęściej spotykane były wśród morskich zwierząt.
To mogło oznaczać, że na dnie jeziora poza syrenami może być ukryte także wejście, które pozwoli pominąć zagadki.
Nawet nie chodzi o to, że Dianie rozwiązywanie płaskorzeźbiej łamigłówki się nie podobało. Bawiła się przy tym całkiem dobrze, lecz mimo wszystko miała jasny cel, który stał za przybyciem na bal i bynajmniej nie było to szukanie rozrywek.
Candran zatrzymała się na brzegu obok jednej z łódek, na którą przelotnie spojrzała. Dopiero następnie rozejrzała się, czy Queen wciąż za nią podąża.

Powrót do góry Go down





Violet Ni’ur
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 88eda4a0673c5c533004f119182a3b92
Godność :
Violet Ni’ur
Wiek :
25 lat
Rasa :
Lisiczka
Wzrost / Waga :
168 cm i 55 kg
Znaki szczególne :
Białe lisie uszka i długi oraz puchaty lisi ogon
Pod ręką :
Sztylet
Broń :
Pazury, sztylet
Zawód :
Służka
Stan zdrowia :
Doskonały
https://spectrofobia.forumpolish.com/t557-violet-ni-ur#4459 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1170-violet-niur
Violet Ni’urDachowiec z Wysp Księżycowych
Dachowiec z Wysp Księżycowych
Re: Zimowa Świątynia
Czw 21 Sty - 19:55
Rozważała udanie się do kuchni oraz pomoc kucharzom w przygotowaniu posiłków. Bez swojego partnera, nie miała nikogo z kim mogłaby się bawić. Brata nigdzie nie wiedziała: kilka razy mignął jej gdzieś jego ogon, ale dawno zgubił się  tłumie. Może wrócił do pokoju?
Zastanawiała się też nad podawaniem gościom napoi i jedzenia – obciążyłaby pracującą służbę chociaż odrobinę.
Nim jednak mogła zdecydować, czy zastanawiać się nad ewentualnym udaniem na poszukiwania Arcyksięcia i zapytanie go czy może mu czymś służyć, zauważyła, że w jej kierunku zmierza skrzydlata postać, która z zaskoczenia pociągnęła ją za sobą na sam środek parkietu. Zarumieniła się niewinnie, odrobinę zmieszana nagłym zachowaniem kobiety.
- Jest Panienka bardzo miła – odpowiedziała tylko, uśmiechając się lekko.
Gdy Seamair oceniała wzrokiem parkiet, lisiczka miała okazję przyjrzeć się rozmówczyni. Miała krótkie, ciemne włosy lśniące w blasku niby to gwiazd, które znajdowały się nad głowami wszystkich balowiczów. Piórka w nie włożone oraz iskrzące złote oczy. Miały wspaniałą, intensywną barwę. Nie śmiała jednak się w nie wpatrywać, więc zaraz przeniosła spojrzenie gdzie indziej: dostrzegła też niebieską suknie, kloszowaną oraz falowaną u dołu, wyżej dobrze dopasowaną do zgrabnej sylwetki niewiasty. Najbardziej jednak, oprócz oczu, uwagę przykuwały skrzydła. Nie posiadały jednej tonacji – płynnie przechodziły od białej, przez błękit, niebieski, aż w końcu wpadając w granat. Violet zapragnęła dotknąć pierza, nie mniej: maniery nie pozwoliły jej na takie działania. Własna nieśmiałość również. Nie było w niej bowiem tyle śmiałości, by raczyć dotknąć czyjeś piórka bez pozwolenia.
Wtem, kiedy tak wpatrywała się w skrzydła Opętaniec – ta rozłożyła je oraz zaczęła się obkręcać z Violet szybko, gwałtownie i zdecydowanie bardzo nie elegancko. Blondynka zamknęła oczy, mocniej ściskając swoją partnerkę. Uśmiechnęła się też rozbawiona. Nigdy nie tańczyła w taki sposób i musiała przyznać, że było to bardzo zabawne! Niestety, skończyło zdecydowanie za szybko, jak na gust lisa.
- Oczywiście Panienko – przyznała grzecznie, dając się prowadzić młodej kobiecie.
Szybko okazało się, że to był dopiero początek zabawy. Nieznajoma postanowiła po wywijać na parkiecie, ciągnąc za sobą dachówkę, bawiąc się z nią oraz sprawiając, że w pewnym momencie lis roześmiał się radośnie.
- Muszę przyznać, że zagubiłam gdzieś swojego partnera i nie jestem w stanie go zlokalizować. Obawiam się, że mógł wrócić do domu, pozostawiając mnie bez towarzystwa – szczerze wyraziła swoje obawy na temat porzucenia przez Pinka. Chociaż wciąż wierzyła, że on jej poszukuje pośród zasp jeziora. – Dlatego jestem szczerze wdzięczna za ten akt – dygnęłaby w podzięce, lecz wciąż tańczyły. Teraz wolniej, do spokojniejszej melodii, łapiąc oddechy.
- Prośbę? – zapytała bez zastanowienia, po chwili dodając: Zależy jakiego rodzaju prośbę ma Panienka na myśli.
Nie zamierzała przecież próbować zrobić czegoś niewłaściwego w imię prośby od nieznajomej osoby, która nawet nie raczyła się przedstawić.
Kiedy utwór zakończył się, w eleganckim stylu skłoniła się jej, dziękując za taniec.
Wysłuchała jej prośby, następnie uśmiechając się radośnie.
- Jest Panienka bardzo miłą osobą. Dba Panienka o znajomą osobę, nawet jeśli z jakiegoś powodu nie może Panienka sama z nim porozmawiać.
Ach, popełniła niemałą gafę, wypowiadając na głos swoje myśli. Zaraz więc dodała: Z przyjemnością dotrzymam Paniczowi towarzystwa – zamachała kila razy ogonem. – Proszę mi najpierw wyjawić, jak Panienka się nazywa? – wolała dopytać, dla samej siebie. Może też dla kocura, gdyby ten zapytał ją o godność Opętaniec.
- Violet Ni’ur – przedstawiła się, chyląc głowę oraz łapiąc materiał sukni rękami, kiedy to Seamair postanowiła zdradzić swoje (lub nieswoje) miano – służka gospodarza balu, Arcyksięcia Rosarium.
- Mam nadzieję, że Panienka szybko do nas dołączy – uszy miała postawione, ogon swobodnie spływał po śnieżnobiałym materiale. Był lekko zakryty przez cieniutką pelerynkę obszytą srebrną i złotą nicią. Była rozluźniona i zrelaksowana. – Jestem pewna, że Panicz się ucieszy na Panienki towarzystwo.

Kiedy oddaliła się od zachwycającej Opętaniec, podeszła najpierw do stołów z jadłem i napojem. Nalała sobie ponczu, by ugasić pragnienie, jakie w niej powstało podczas energicznego tańca. W międzyczasie rozejrzała się w poszukiwaniu Christophera.
Z opisu kobiety wiedziała, że jest Dachowcem o szarych włosach oraz uszach i ogonie. Miał zielone, typowo kocie oczy. Był ubrany w elegancko: miał białą koszulę podszywaną srebrnymi nitkami oraz białą marynarkę.
Szybko dostrzegła go w tłumie. W rzeczywistości wyglądał na zatroskanego, by nie mówić przybitego. Opierał się o jedną ze ścian, jakoby izolując się od reszty towarzystwa.
Lis poprawiła błyszczącą kreację oraz upewniła się, że jej kok nie został całkiem zniszczony przy tańcu… Niestety, tak jak podejrzewała, fryzura ledwie się trzymała. Nie miała jednak pod ręką lusterka, więc nie mogła przekonać się, jak źle to wygląda. Miała nadzieję, że nie jest aż tak strasznie.
Odłożyła szklaneczkę i udała się w stronę samotnego kocura.
Kiedy znalazła się w jego pobliżu, uśmiechnęła się ciepło.
- Przepraszam, że Panicza niepokoję – dygnęła lekko, oficjalnie się witając – jednak wydaje się Panicz przygnębiony. Czy wszystko dobrze? – zapytała z realną troską. Sama zaledwie kilka minut temu była smutna, jednak pogodna (trochę niewątpliwie pijana) dusza postanowiła ją rozbawić, dotrzymać towarzystwa i sprawić, że Violet poczuła się na powrót radosna. Dlatego tak ważnym dla niej stało się dotrzymanie towarzystwa Christopherowi. Podzielono się z nią szczęściem, tak więc ona chciała podzielić się z kimś innym. Zwłaszcza, że oboje byli Dachowcami. Na pewno znajdą wspólny język.
- Nazywam się Violet Ni’ur, służę Panu Rosarium – przedstawiła się uprzejmie. Dodała, już w pierwszej chwili, że jest służką Arcyksięcia nie bez powodu: wszakże skąd ona – zwykła Dachówka mogłaby mieć zaproszenie na taką uroczystość oraz mieć w posiadaniu tak piękną suknię? Nie wątpiła, że Christopher również jest czyimś sługą, najpewniej partnerki, która postanowiła go porzucić. Z jakiegoś powodu Violet miała wrażenie, że tą partnerką jest niebieskoskrzydła kobieta, aczkolwiek ewentualny powód, dla którego to zrobiła, pozostawał jej nie znany. Mogli się pokłócić, a przykrość tego zdarzenia odczuwał po stokroć zielonooki mężczyzna. Stąd jego ponurość.  – Dziś jednak udzielono mi zgody, abym uczestniczyła w balu jako gość. Jeżeli nie ma Panicz nic przeciwko, byłabym w radości, gdyby pozwolił mi Panicz dotrzymać sobie towarzystwa. Zagubiłam gdzieś swojego partnera, nie mogę go nigdzie znaleźć, a Panicz również zdaje się być osamotnionym. Razem mogłoby być nam odrobinę raźniej.
Jego chłodne oblicze nie zraziło lisa. Jej niebieskie oczy z łagodnością wpatrywały się w szarowłosego i oczekiwały decyzji. Czy odprawi Violet z kwitkiem? A może zgodzi się, by zamienili kilka słów? Zatańczyli? Wcześniejszy taniec był bardzo zabawny, więc może, gdyby kot zechciał zatańczyć z lisiczką, on również by się rozchmurzył? Nawet jeżeli Violet nie sprawi, że kot się uśmiechnie: gdy tylko Seamair pojawi się w ich otoczeniu, Christopher na pewno się uciszy. Niebieskookna nie zdradzi mu, że została poproszona o dotrzymanie mu towarzystwa, w oczekiwaniu na powrót Opętaniec. Złotooka zrobi mu niespodziankę, której służka nie zamierza zepsuć.


Snowy white fox of the Arctic,
was it your brush-like tail
that sprayed snow, like crystal sparks,
adorning the dark sky with a shimmering veil?
A beautiful blaze of auroral displays

Zimowa Świątynia  - Page 11 29bf52224b08a0d95f5956e79c9cc172
#87cefa
x x x x x

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Re: Zimowa Świątynia
Sob 23 Sty - 18:58
Widząc odchodzącą Seamair wypuścił powietrze z ust, jakby ulżyło mu trochę. Kobieta była nieznośna nawet jak była normalna, a teraz zrobiła się wyjątkowo dziwna, bo zachciało jej się jakiś figli. Widząc oddalającą się sylwetkę różowowłosej pokręcił głową z niesmakiem i oparł się o jedną z kolumn, spoglądając ze znudzeniem na tłumy gości nieopodal, tam na bankiecie. Taniec... Może gdyby potrafił lepiej tańczyć i nie miał awersji do eksponowania swojej osoby niepotrzebnie, to czerpałby większą przyjemność z tego procederu, ale teraz? Teraz miał ochotę prędzej się zabić, niż znowu wracać tam na parkiet, co gorsza jakby jeszcze miało to być w towarzystwie jakiejś obcej osoby. Seamair może i była paskudna, ale przynajmniej tańcząc z nią czerpał pewną satysfakcję, że ona cierpi równie mocno, co on, zresztą mógł dopiec jej tak jak ostatnio. Przy obcej kobiecie (albo mężczyźnie, bo i takie kwiatki się zdarzają na tym świecie) nie mógłby sobie pozwolić na tyle luzu, a też jego umiejętności tańca pozostawiały wiele do życzenia. Tym większa zgroza go chwyciła, gdy spostrzegł niepozorną osóbkę wyłaniającą się z tłumu i pędzącą w jego kierunku z jakiegoś powodu. W głowie powtarzał sobie modlitwy do wszystkich znanych mu bóstw, by to nie on miał być ofiarą blondynki... Niestety, bogowie wypieli się na niego tego dnia. A rzeczywiście mógł wyglądać, jak osoba pogrążona w głębokiej żałobie, bo zasadniczo zawsze tak wyglądał, a teraz na dodatek był lekko zmęczony pilnowaniem Seamair.
- O tak, w najlepszym porządku, nawet nie wiesz jak często to słyszę... - rzucił jej ponure spojrzenie i zmrużył oczy na widok jej fryzury - Za to ty widzę niezłe przeżycia niedawno miałaś.
Albo nie wyczuł troski w jej głosie, albo kompletnie ją zignorował, bowiem jego ton był nieprzyjemny i oschły. Takiego już pecha miała Violet, że trafiła akurat na Christophera Morrisona, najbardziej nietowarzyską osobę na całym tym balu. Zimne oczy dachowca wbiły się kobietę, świdrując ją praktycznie i przygważdżając, tak że większość osób w takiej sytuacji zaczynała czuć się nieswojo. Zwłaszcza, jeśli coś miała na sumieniu.
- Co za zbieg okoliczności... - mruknął ironicznie i przekrzywił nieco głowę, jeszcze bardziej przyglądając się Violet po jej przedstawieniu się - Nazywam się Christopher von Verpissdich. Mogę wiedzieć, czemu zawdzięczam to spotkanie?
Widać było po mężczyźnie, że wyjątkowo mało go obchodzi, z jakiego powodu znalazła się tu dachówka. On był wyjątkowo mało osądzający - status był dla niego jedną z mniej ważnych rzeczy podczas prowadzenia rozmów. Każdego traktował tak samo paskudnie. Jego wzrok, gdy padło słowo "raźniej" powinien dać Violet ostatecznie do zrozumienia, że będzie naprawdę żałować owej propozycji.
- Jesteś tego na pewno z całą pewnością pewna? Ja rzeczywiście zgubiłem swoją partnerkę, ale wyjątkowo mocno nie mam jej ochoty widzieć w tej chwili.
Jedno było pewne: kogokolwiek dachowiec zabrał ze sobą na bal, nie darzył tej osoby zbyt wielką sympatią. Christopher jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Violet z zamyśleniem. Widział, że jej entuzjazm nie ostygł w żadnym stopniu, więc ostatecznie westchnął ciężko i wyprostował się, przybliżając po chwili do dachówki. Będzie i tak się musiał rozejrzeć, a coś czuł, że ta osoba łatwo się od niego nie odklei. Może zgubi ją na parkiecie albo sama zrazi się po dłuższej chwili.
- Jak dokładnie chcesz spędzić wieczór? - mruknął cicho, spoglądając na parkiet czujnym spojrzeniem, jakby czegoś szukając - Spacer? Rejs? Libacja? Taniec?

Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Re: Zimowa Świątynia
Nie 24 Sty - 2:39
Milenium, tak to słowo miało w sobie niezaprzeczalną moc, dlatego też nie zdziwiło mnie, że wywarło takie wrażenie na moim rozmówcy. Zwłaszcza wziąwszy pod uwagę, że dopiero od niedawna sam mógł cieszyć się perspektywą życia dłuższego, niż to jaki natura przeznaczyła dla istot ludzkich. Ciekawe, czy już się o tym dowiedział?
Skinięciem głowy, potwierdziłam jego przypuszczenia, nadal z ciekawością obserwując jego relację. W tej krainie nigdy nie można być pewnym, ile właściwie liczył sobie twój rozmówca. Zastanawiało mnie, ile lat przypisałby mojej osobie. W ostateczności uznałam jednak, że nie będę o to pytać. Prawda mogłaby, go nieco onieśmielić, a to utrudniłoby dalsze dyskusje.
Swoją drogą ta dyskusja o mijających wiekach przypomniała mi, że zbliżały się urodziny Arumant... a ja kompletnie nie miałam pomysłu, co mogłoby ucieszyć starszego braciszka. Z wiekiem sprawiał wrażenie coraz bardziej wybrednego... Ale czy i ze mną nie było podobnie?
-Nie tylko kobiety mają to w zwyczaju.
Scenariusz potrafił się odwrócić, choć prawda była taka, że samotnej niewieście znacznie łatwiej znaleźć później nowe towarzystwo. Zawsze znajdował się ktoś, kto chętnie brał taką pod swe opiekuńcze skrzydła. Nieznajomy szybko stawał się wybawcą, bo przecież nikt nie lubi czuć się samotny wśród tłumu. Zawsze można było również poszukać bezpiecznej przystani wśród większych grupek, o ile miało się ku temu dość śmiałości.
-Miło mi słyszeć. I może nawet postaram się zatrzeć przykre wrażenie, jakie pozostawiła moja poprzedniczka swym nagłym zniknięciem.
Nie zastanawiałam się, kim była, ani czemu postanowiła się ulotnić. Może liczyła na to, że mężczyzna domyśli się, że ma jej szukać? Bardziej się starać czy jakoś ją zaskoczyć. To zależało już od tego, jak charakter miała relacja łącząca tę dwójkę.

Elegancko wczepiona w ramię mężczyzny, mogłam cieszyć się tą odrobiną ciepła bijącą od jego ciała. Niestety sam Frank, nie mógł już liczyć na podobny luksus. Aktualnie mój dotyk, mógł jedynie potęgować chłód płynący z otoczenia. Być może, materiał marynarki był jednak dostatecznie gruby, aby tego nie odczuł. Ja mogłam mieć jedynie pewność, iż było mu daleko do miękkości tkanin, z którymi obcowałam na co dzień.
-Fałszywe nadzieje powiadasz. Czasem warto mieć nawet takie, zwłaszcza wtedy gdy sytuacja wydaje się krytyczna. Jeśli nie mamy się czego złapać, zaczynamy tonąć. A nadzieja jest czymś, co można przekuć w cel. I nawet jeśli później przyjdzie nam, płynąc do niego przez sztorm, zawsze będzie to, ta ciekawsza opcja.

W obecnej pozycji mogłam zdecydowanie lepiej, przyjrzeć się skrzydłom mężczyzny czego nawet nie ukrywałam, rzuciwszy spojrzenie przez ramię. Pióra były niezwykłe, bo choć ich kształt i rozmiar przypominał pierze, to te sprawiały wrażenie wyciętych z metalu. Świetliste refleksy, przemykały wśród skrzydeł, mieniących się srebrzystą metaliczną poświatą.
-Mam nadzieję, że nie są tak ostre, na jakie wyglądają. Byłabym niepocieszona, gdyby po kilku figurach na parkiecie, moja suknia zaliczała się do kategorii „mini”.
Choć zapewne taki stan rzeczy doczekałby się aprobaty od wielu obecnych wówczas na parkiecie mężczyzn. Nie miałam problemu z kusymi kreacjami, jednakże bal o takiej randze nie był im właściwy. Długie ciągnący się tiul, był zdecydowanie bardziej elegancki i powabny.
-Każda sztuka wymaga odpowiedniej praktyki. Ale skoro potrafisz trzymać się w pionie to już całkiem obiecujący początek.
Oznajmiłam z figlarnym uśmiechem. Lubiłam taniec, choć gustowałam w jego spokojniejszych gatunkach. Ten pełen energii i dynamiki był dla mnie zbyt ryzykowny, zwłaszcza kiedy partner nie wiedział, na co musi uważać. Co gwałtowniejsze figury mogły zwiastować bardzo spektakularny finał, a ja nie miałam ochoty dosłownie rozsypać się po parkiecie...
-Hmm dam Ci znać po wszystkie.
Uśmiechnęłam się zadziornie, pochwyciwszy zaczepkę. Kwiat stanowił podarek, o który rzecz jasna nie miałam zamiaru się upominać. Choć gdyby mężczyzna faktycznie planował go spieniężyć, mógłby otrzymać niezłą kwotę, gdyby tylko trafił na jubilera znającego się na swym fachu. Kryształy, które tworzyłam, zdecydowanie należały do unikalnej klasy minerałów.

Bez oporów przyjęłam podany mi kieliszek, krótką chwilę obracając go w palcach, starając się równocześnie, odgadnąć jakiż to tajemniczy trunek w sobie krył.
-O ile nie doprawiają ich jakimś eliksirem nieważkości, to nie liczyłabym na to... Ale czemu nie. Wypijmy.
W między czasie, gestem przywołałam do nas służącego podając mu smycz mojego pupila i prosząc by przez jakiś czas się nim zaopiekował. Mimo iż Airo nie stawiał oporów, tak młody dachowiec sprawiał wrażenie nieco przerażonego swym nowym zadaniem. Sowity napiwek z całą pewnością zdoła zatrzeć wspomnienie przeżytego stresu.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Zimowa Świątynia
Nie 24 Sty - 21:30
Aktualny wygląd Seamiar*:

Dawno nie czułam się tak lekka, czy to przez te skrzydła? W tańcu musiałam co jakiś czas zerkać na własne stopy, po to, aby upewnić się, że nadal mają kontakt z podłogą.
Urocza istota, którą porwałam ze sobą na parkiet, okazała się zaskakująco potulna... Czułam się nawet lekko zdezorientowana, słysząc tak wiele podziękowań i przytaknięć w tak krótkim czasie... Nie przeszkadzało to jednak wcale w dobrej zabawie na parkiecie, a trzeba przyznać, że koniec końców obie śmiałyśmy się równie głośno, ściągając na siebie spojrzenia pozostałych gości. Nie miałam jednak najmniejszego zamiaru martwić się tym, co też sobie w tej chwili myśleli. Taniec właśnie taki powinien być! Miał wyzwalać emocje!

Słuchając blondynki z uwagą, lecz musiałam powstrzymać się z komentarzem. To, co chciałam jej powiedzieć, nieco kłóciłoby się z moimi dalszymi planami...
-Cieszę się zatem, że udało mi się na nowo wzniecić w Tobie iskrę wesołości. Zdecydowanie nie powinno się pozwalać, by coś równie cennego miało okazję wygasnąć.
Mówiąc to, powtórzyłam gest podziękowania, jakim uraczyła mnie dziewczyna z tą różnicą, iż ten wykonany przeze mnie miał w sobie więcej teatralności.

Przedstawiając swą prośbę jasnowłosej, byłam pełna dobrych nadziei. I to właśnie ten nienaturalny optymizm coś mi uświadomił... Chyba byłam pijana... ale co z tego? Nie zmieniało to zupełnie nic w moich planach, a może tylko czyniło wszystko jeszcze zabawniejszym. Czyli tamten drink, musiał coś w sobie mieć, mimo że smakował jak bardziej wykwintna mieszanka tropikalnych owocowych soków... Barmanka miała szczęście, że jednak nie potraktowała mnie jak dziecko! Wszak byłam pełnoletnia i nikt nie mógł mi zabronić z tego korzystać, tak jak miałam na to ochotę.

Słysząc, że jestem „bardzo miłą osobą”, uśmiechnęłam się tylko, jednocześnie tocząc ze sobą zażarty bój, aby nie wybuchnąć śmiechem.
Oj tak... już ja o niego dbam i to jak bardzo... Choć z drugiej strony czy właśnie nie usiłowałam zapewnić mu tygodniowego urlopu? Chociaż moje zamiary ni jak, nie pokrywały się z troską o zdrowie czy samopoczucie Dachowca. Sama zwyczajnie chciałam, choć na chwilę odetchnąć od jego namolnej obecności... Dlatego w drodze po wygraną nie miałam zamiaru wahać się przed sięganiem po nieczyste zagrywki. Jedną z tak owych miała być urocza blondynka, która miałam nadzieję, zdoła dostatecznie długo zdekoncentrować mojego Ochroniarza. Wszak przez ciągłe obcowanie z moją osobą, Kocur powinien mieć znaczne niedobory, jeśli chodziło o relację z kimś miłym i uroczym. Powinien zatem nacieszyć się chwilą.
Zapytana o miano na krótką chwilę przymknęłam oczy i poprawiając kosmyki włosów, które po szaleńczym tańcu niesfornie wymykały się z uczesania.
-Możesz mówić mi Mai Sear. Również miło mi poznać.
Choć wiedziałam, że poznałyśmy się już wcześniej, a przynajmniej, że skądś kojarzyłam tę jasnowłosą pannę... Jej kolejne słowa rozwiały ową zagadkę, co sprawiło, że uśmiech na moich ustach nieznacznie się pogłębił.
-To wiele wyjaśnia...
Dodałam cicho, kierując te słowa do samej siebie. Rosarium i jego cholerna lisia obsesja. Nic dziwnego, że postanowił zagarnąć do siebie Dachowca, który właśnie zdecydowanie bardziej przypominał lisa niźli kota. Podczas odbywania swej kary w Lisim Zakątku widziałam jak Violet towarzyszy Upiornemu podczas przechadzek... i to więcej niż raz. To właśnie stąd kojarzyłam dziewczynę.
-Jak to mówią "Czas pokaże". Postaram się do was dołączyć jak najprędzej.
Najpierw jednak chciałam wykorzystać tę odrobinę uskrzydlającej wolności. Może tak skusić się na jeszcze jednego drinka? Skoro poprzedni wprawiał w tak bajeczny stan... Ciekawe czy ruszyłby też Christophera... to mógłby być ciekawy widok. Pijany Lodowiec. Może nieco by odtajał? Nie... nawet w tym świecie, pozostawały rzeczy pewne i niezachwiane. I jedną z tak owych była wieczna zmarzlina otaczająca Kocura.
W końcu rozstałyśmy się z Violet, kierując się w przeciwne krańce balowej sali. Czym powinnam się zająć? Moje myśli krążyły wokół areny, było coś intrygującego w tym miejscu... dało możliwość bliższego poznania śmierci. Z tym że nawet gdybym zdecydowała się na walkę, to zdecydowanie nie po to, by doświadczyć porażki. O nie, wizja wygranej wołała zdecydowanie głośniej.
Po chwili zdałam sobie sprawę, że coś jeszcze zaczynało mnie wołać... a był to głód. Zaczęłam rozglądać się za stolikiem z przekąskami, aż nagle moje spojrzenie zatrzymało się na kimś, kogo zdecydowanie nie spodziewałam się tutaj spotkać. Na widok rogatego Opętańca, w szerokim uśmiechu błysnęły białe zęby. Nie zastanawiałam się ani chwili i szybkim krokiem, graniczącym z truchtem ruszyłam ku chłopakowi. Nim ten zdarzył jakkolwiek zareagować, został zaatakowany z zaskoczenia.
-Sasza!
Zawołałam, na moment przed tym, jak dosłownie uwiesiłam się Opętańcowi na szyi. W porę przypomniałam sobie o dobrych manierach a, jako że humor miałam więcej niż dobry, postanowiłam być miła i swym powitaniem nawiązać do tego, które często stosowało się w świecie Ludzi (podobno), to też musnęłam wargami policzek bruneta. Przez moment w moim spojrzeniu dało się wychwycić konsternację, bo nie mogłam sobie przypomnieć czy w owym powitaniu nie powinno się powtórzyć gestu również na drugim policzku, albo powtórzyć całość konkretną ilość razy... Ostatecznie postanowiłam się tym nie martwić.
-Nie spodziewałam się tu Ciebie. Widzę, że aklimatyzacja idzie Ci całkiem nieźle. Brawo.
Jakoś z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam, że aktualnie tkwiłam jakby w obcym ciele, co mogło nieźle zaskoczyć biednego Saszę. Ja niezrażona kontynuowałam swą wypowiedź, jednocześnie lustrując bruneta wzrokiem.
-Co u Ciebie? A swoją drogą, to bezczelność, że po tak krótkim czasie masz dłuższe rogi niż ja!
Poskarżyłam się, krzyżując ręce na klatce piersiowej i cofając się nieco, aby mój rozmówca znów mógł cieszyć się z wolnej przestrzeni osobistej. Ten manewr sprawił jednak, że zachwiałam się groźnie, a moje własne skrzydła zatrzepotały chaotycznie, świat przez chwilę zawirował...
-Ojć... uważaj tutaj z drinkami, dobrze Ci radzę.
Oznajmiłam chichocząc, a jednocześnie wracając do bardziej godnej postawy. Szczęśliwy traf chciał, że znaleźliśmy się przy stoliku z przekąskami, to też uraczyłam się czymś... w zasadzie cokolwiek to było wyglądało na tyle abstrakcyjnie, że trudno było wysnuć, podejrzenia co właściwie się jadło... Ostatecznie smakowało całkiem dobrze, choć zbyt wykwintnie nawet jak dla moich pierwotnych korzeni. Kątem oka dostrzegłam Lisicę, która faktycznie dotrzymała prośby i starała się podtrzymać na duchu ewidentnie niezadowolonego Dachowca, bacznie rozglądającego się po sali.
-Z chęcią nieco dłużej zabawiłabym w Twoim towarzystwie, ale mam na głowie pewne nieznośne stworzenie... lepiej, jeśli nie będzie Cię ze mną kojarzył... To strasznie oziębły typ, sam rozumiesz. Bywaj i baw się dobrze, liczę, że uda się nam jeszcze spotkać w spokojniejszych okolicznościach. Może wpadniesz na Święto Żywiołów hm?
Rzuciłam tylko na odchodne, posyłając Opętańcowi ciepły uśmiech. Spotkanie swego pierwszego sukcesu było miłą niespodzianką tego wieczoru. Nie chciałam przegapić zabawy, to też starałam się wmieszać w tłum gości, a jednocześnie zbliżyć do Violet i Chrisa, tak aby ta pierwsza nie mogła mnie dostrzec. Po drodze jeszcze kilka razy zakręciło mi się w głowie, co trochę utrudniało mi „skradanie się”. Skoro z chodzeniem był problem, może powinnam polecieć? Rzecz jasna nie w tej formie... choćby z racji tego, że przecież miałam na sobie suknię, a nie spodnie... no i za bardzo rzucałabym się w oczy. Gdyby tak przemienić się w gołębicę czy pustułkę? Myśl godna rozważenia...


* Użyty Eliksir Cielisty - zmiana wyglądu postaci  2/5



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Zimowa Świątynia  - Page 11 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Re: Zimowa Świątynia
Wto 26 Sty - 2:40
Frank skinął krótko głową. Wiedział dobrze, że i faceci mogli być zdradziecki, chociaż zdarzało się to jakoś dużo rzadziej. Mimo wszystko jak już się z jakąś kobietą wybierali w miejsce publiczne, a zwłaszcza taka oficjalna impreza, to woleliby nie splamić swojego honoru zdradami. Uroki arystokracji. U kobiet mogło być podobnie, z tym że tutaj dochodziła kwestia... kobiet. Nie raz już słyszał, że w takich sytuacjach niewiasty podpuszczają swoich wybranków, by ich szukali. Tylko dlaczego do cholery Frank miałby szukać takiej Parvatti? I gdzie miałby szukać? Szczerze wątpił, by kiedykolwiek się jeszcze spotkali, ale może przeczucie go myliło.
- Może i nie, ale chyba będę musiał podziękować losowi, że zginął twój partner... - już nawet nie próbował udawać, że mu było przykro, zauważył bowiem nastawienie Alnari - Zanim schleje się w trupa albo ucieknę do domu się wyspać, to wolałbym zrobić jeszcze wartościowe rzeczy z jakąś piękną kobietą.
Co to miały być za rzeczy, to sam nie wiedział, więc postanowił pozostawić tę kwestię niejasną. Wyobraźnia kryształowej sama jej podpowie, czego najbardziej oczekuje.

Ostatecznie nie zauważył, że jego ciepło dziwnie uciekało z jego organizmu. Akurat o takich mroźnych porach całkiem częstym było, iż to kobiety marzną, a mężczyźni służą im za grzejniki. Opętaniec niezwykły wręcz chłód bijący od Alnari uznał bardziej za efekt wychłodzenia, nie podejrzewał że mogłaby w ogóle nie wydzielać ciepła. Mieli zresztą na sobie ubrania, ciężko było ocenić, że osoba obok niego to dosłownie kryształ.
- Musiałaś całkiem długo kręcić się po dworze... - mruknął z zamyśleniem, zerkając na niebieskowłosą - Tym bardziej przydałoby się czymś rozgrzać we wnętrzu. I nie, nie mam nadziei... I nie przekuje ich w cel. Widać skazany jestem na utonięcie w tym sztormie.
Odparł jej z ledwo wyczuwalnym niesmakiem w głosie. Przez bardzo długi czas łudził się, że na jego przypadłość jest lekarstwo. Po tylu miesiącach i poznawaniu tego świata już trochę pogodził się z myślą, że nie przyjdzie mu już wrócić do starego życia. Czy w ogóle byłby w stanie po tym wszystkim, co tu zobaczył...
- One? Raczej nie ścinają moich wrogów, a szkoda. Ja za to chętnie zobaczyłbym to całe mini.
Mruknął z lekkim rozbawieniem, próbując wyobrazić sobie lodowatą i wyniosłą Alnari w spódniczce godnej uczennic szkoły średniej. Byłby to też zdecydowanie przyjemny widok dla oczu kogoś, kogo nie łapią eleganckie stroje, a kimś takim był właśnie Frank. Słysząc jej określenie na jego umiejętności taneczne jego uśmiech pod nosem tylko się poszerzył. Bawiło go to z jakiegoś powodu. Miał tylko nadzieję, że ta kobieta nie robi sobie zbyt dużych nadziei.
- Potrafię i nawet nieco się z tego pionu wychylić, jeśli trzeba... Ale raczej nie kojarzę żadnego z lokalnych tańców, więc albo zdamy się na żywioł, albo poprowadzisz mnie podczas tego tańca. Raczej preferowałbym opcję pierwszą.
Uniósł nieco brwi i spojrzał w jej kierunku czekając na reakcję. Liczył, że to jej nie zniechęci do tańca, chociaż widząc jej standardy było to całkiem możliwe.

Sapnął z rozbawieniem po jej odpowiedzi i schował kwiat z powrotem do kieszonki, przyklepując go pieczołowicie w ironicznym geście. Naprawdę zmierzał zatrzymać podarek, bo wyglądał na całkiem drogą ozdobę. Nie wiedział skąd kobieta ją wytrzasnęła, ale grosz nie śmierdzi.
- Może "przypadkiem" zgubię go gdzieś po drodze i poproszę o następny. - mruknął pod nosem, biorąc swój kieliszek i popijać dosyć mocny alkohol - Tak ci się wydaje? Drinki miewają różne ciekawe efekty, nawet te bez dodatku magii.
Alkohol był zabarwiony na czerwony kolor przeplatający się z pomarańczowym. Wyglądało więc to na dosyć mocną mieszankę, lecz pozory potrafią mylić... A przynajmniej w smaku. W smaku okazał się bowiem całkiem smacznym drinkiem zabarwionym w smaku różnymi owocami. Opętaniec upatrzył go już sobie wcześniej. Jak przy większości alkoholi na tym balu, procenty miały ujawnić się dopiero po dłuższym czasie. I oby wtedy nie sterczeli na parkiecie, bo może nimi zakręcić.
- Więc czy szanowna piękność zgodzi się zatańczyć?
Skłonił się nieco zbyt głęboko, przez co cały gest wyszedł dość prześmiewczo, zwłaszcza w wykonaniu Franka, który miał podejście jakie miał. Mimo wszystko wyciągnął dłoń do kryształowej, gotów wciągnąć ją do tańca przy zmianie melodii. Drink wbił mu do głowy głupi pomysł, ze jakoś sobie poradzi z krokami.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach