Arena z Koszmaru

Tyk
Gif :
Arena z Koszmaru D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Arena z Koszmaru
Czw 5 Gru - 23:41



Arena z Koszmaru




Nad salą balową, ponad głowami bawiących się na parkiecie par, znajduje się niewidoczna dla ich oczu magiczna arena, gdzie każdy może spróbować swoich sił i zmierzyć się z drugim przy użyciu wszelkich dostępnych mu środków.


Wchodząc na piętro z areną goście znajdą się w korytarzu otaczającym pole walki ze wszystkich stron. Już teraz mogą ujrzeć czy za ścianą, na placu boju, ktoś się mierzy z przeciwnikiem. Jeżeli jednak nie chcą stać, blokując przejście, mogą wejść na rozstawione wokół areny miejsca dla oglądających i tam oceniać posunięcia pojedynkujących się, bądź czekać na swoją kolej. Wokół areny znajdują się kamienne posągi przedstawiające pięciu wygranych z ostatnich walk, które w magiczny sposób zmieniają swoją aparycje wraz z ogłoszeniem nowego zwycięzcy.


Wejście na arenę wymaga zapoznania się z rządzącymi nią zasadami, w które wprowadza stary Kapelusznik Albert Orsen Iterian. Ten wszystkim walczącym tłumaczy zasadę dwóch dzwonków, mówiąc, że gdy pierwszy z nich uderzy rozpoczyna się pojedynek – a ten uderzy gdy tylko uczestnicy staną obiema nogami na placu boju. Gdy któreś z uczestników krzyknie, że się poddaje, bądź do krzyknięcia nie będzie już zdolne zabrzmi drugi dzwonek, który cofnie wszystko tak, jakby walka się nie wydarzyła do stanu, w którym walczący znajdowali się, gdy wkroczyli na arenę. Zarówno walczący, jak i widzowie zapamiętają jednak każdą chwilę.


Podczas walki wolno używać wszystkiego, lecz trzeba pamiętać, że żadna moc nie pozwoli na ucieczkę poza obręb areny ze względu na jej specjalne ściany i podłogę, które absorbują wszelką magię, która się z nimi zetknie.



Wchodząc na arenę uczestnicy w przedziwny, magiczny sposób znaleźli się od razu w jej centrum i wtedy zabrzmiał pierwszy dzwonek. Zostali zresztą ostrzeżeni, że walka rozpocznie się niezwłocznie. Jeśli rozejrzą się, nie ujrzą widzów, nie usłyszą ich okrzyków. Ich oczom ukażą się wysokie góry. Będą przekonani, że arena nie znajduje się nad salą balową, lecz w zupełnie innym miejscu, na szczycie stromego wzniesienia, tak że z każdej strony pole walki ograniczone będzie iluzją przepaści, która pryska gdy ktoś chcąc zeskoczyć uderzy o ściany areny.


Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Arena z Koszmaru 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Re: Arena z Koszmaru
Nie 2 Lut - 2:40
Z każdym kolejnym krokiem Christopher zdawał się coraz mniej niezadowolony z zaistniałej sytuacji. Ogon, który wcześniej drgał w rytm jego irytacji, teraz zamarł i nie pokazywał już niczego. Za to z samej twarzy strażnika zniknęła wszelka wściekłość. Mimo, że pojedynek zbliżał się coraz bardziej, on zdawał się tym nie przejmować. Nawet nie zwracał uwagi na wielką plamę wina na jego wyszukanej, męskiej kiecce. Cała czwórka przeszła przez oszklony korytarz aż do wejścia na arenę. Morrison postanowił wejść jako pierwszy. Za sobą poprowadził jedynie barona, jako że to z nim miał się pojedynkować. Seamair jeśli wyrażała jakikolwiek sprzeciw, szybko została przez niego uciszona. Czekała go niezła zabawa. I nie zamierzał pozwolić, by ta diablica mu ją zepsuła.
- A zatem... - gdy wreszcie dotarli w okolice strefy walki, dachowiec rozpoczął swą wielką przemowę - Baronie Tyree, władco czegoś tam... Już zapomniałem, przykro mi. Chciałbym stoczyć z tobą pojedynek w konkurencji bardzo bliskiej memu rodowi.
Początek, gdyby nie wtrącenie o tytule barona, brzmiałby naprawdę podniośle. Sam Christopher praktycznie nigdy przy Seamair jeszcze tak nie mówił. Mogła spodziewać się, że strażnik o takiej reputacji potrafi również odgrywać role, ale to było dosyć wyjątkowe doświadczenie. Dachowiec musiał rzeczywiście wczuć się w sytuację.
- Konkurencja ta jest w moich stronach rozpoznawalna, jako pole dla starć pomiędzy najzniamienitszymi z najznamienitszych przedstawicieli krwi szlacheckiej. Pojedynki zawsze były jednoznaczne, a zwycięzca zdobywał niewyobrażalny respekt wśród widzów i oponenta. Wielu już przypłaciło życiem próbę swych sił w tego typu walkach. W mojej kulturze jest to niesamowicie ważny element. Władcy od wieków podtrzymywali tradycję rozwiązywania sporów na tej właśnie drodze. I skoro decyzja należy do mnie, zaszczytem będzie dla mnie zmierzyć się w ten sposób. Rad będę, mogąc dzisiaj zaproponować tę konkurencję tak znamienitej osobie, jak Ivor Tyree, baron niedalekich ziem. Mimo, że nasz bój skończyć się może jedynie śmiercią jednego z nas, śmierć to będzie honorowa.
No proszę, a jednak pamiętał tytuł. Christopher wyglądał wyjątkowo przekonująco w tym, co mówił. Może i był jedynie dachowcem. Może i na co dzień pracował, jako obijacz mord. Był jednak na prestiżowym balu pełnym wysokourodzonych. Mimo swej wcześniejszej bezczelności, musiał znać chociaż nieco z etykiety i istniała spora szansa, że rzeczywiście miał szlacheckie korzenie. Stał się łagodniejszy i bardziej oficjalny, niż wcześniej w sali tańców. Nikły uśmiech pojawił się jednak dopiero wtedy, gdy baron go wysłuchał i przyszedł czas, by ujawnić rzecz, w jakiej się właściwie będą mierzyć. Na sam koniec zwrócił się do służącego.
- Przynieść dwa taborety. I skrzynkę spirytusu.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Arena z Koszmaru Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Arena z Koszmaru
Pon 3 Lut - 23:15
Nie łudziłam się, że uda mi się spędzić ten wieczór w miły sposób. Zbyt wiele spraw i wątpliwości zaprzątało moją głowę, nim jeszcze dotarliśmy do Zimowej Świątyni. Jednak naprawdę trudno było mi zrozumieć, jak w przeciągu tych kilku chwil mogło dojść do tak kuriozalnej sytuacji... Jedyne czego byłam pewna to, to kogo winić za ten cały cyrk... Widocznie zbyt wiele czasu spędziłam nad własnymi przygotowaniami, licząc na to, że Christopher uczyni to samo. Lecz jak widać, w ferworze „zawodowych obowiązków” Pan Strażnik nie znalazł nawet chwili na powtórzenie podstawowych lekcji etyki...

Szron musiał, wiedział o złej sławie Barona Tyree (może nawet więcej niż ja), skoro zakwalifikował go jako „zagrożenie”. Problem tkwił jednak w tym, że ten kocur podciągał do tej rangi nieznośnie wiele rzeczy, czynności oraz osób. Białowłosy najchętniej zamknąłby mnie w klatce, tylko po to samemu mieć święty spokój. Może podrzuciłby mi jakąś książkę, wszak Czarownica powinnam przecież grzecznie siedzieć i zająć się zgłębianie dawnej wiedzy. Choć kto wie, może i książki były zbyt groźne dla takiej „smarkatej pannicy”, która mogłaby jeszcze zaciąć się papierem... Farsa.
To właśnie przewrażliwienie kocura było winą zaistniałej sytuacji. Tyree z całą pewnością szybko znudziłby się naszym towarzystwem, tym bardziej po usłyszeniu, z jakiego rodu się wywodziłam. Nie był wszak, w żadnym stopniu istotny na arenie politycznej. Pragnęłam jedynie w spokoju odegrać konieczną rolę. Młoda arystokratka, oczarowana wielkim wydarzeniem sezonu. Takich panien było tu całe mrowie. Baron miał zatem w czym przebierać, kiedy tylko znudziłby się Lady Aureavem. Byłam pewna, że po tym grzecznościowym tańcu, mężczyzna poszuka lepszej ofiary. Niestety Christopcher postanowił wszystko skomplikować. Za co też miałam szczerą ochotę go zamordować...

Nawet w świecie równie szalonym co Kraina Luster, panuje zasada, iż akcja wywołuję reakcję i dlatego też kocur szybko spotkał się z konsekwencjami swego wybryku. Gdy Alice potknęła się i znacząca część zawartości jej kieliszka wylądowała na Dachowcu, musiałam powstrzymać się przed uśmiechem. Ach, sama niejednokrotnie miałam ochotę potraktować mężczyznę właśnie w ten sposób (choć teraz było mi żal dobrego trunku). Coś w postawie i aurze czarnowłosej panny nie pozwalało mi uwierzyć, iż owo potknięcie było jedynie wypadkiem. Przeczuwałam, iż nie tylko mnie krępują dziś kajdany narzuconej sobie roli...

Dźwięk, rękawicy uderzającej o twarz mojego ochroniarza, wyrwał mnie z zamyślenia.
Zamiast fałszywego strachu na mojej twarzy odcisnęło się wzburzenie, jakie wywołały słowa Ivora. Mimo że, to Szron nie potrafił w porę ugryźć się w język, to reakcja bruneta była zdecydowanie zbyt przesadzona... Lecz czy dla Arystokracji życie nie jest teatrem? Jeśli chce się w nim zasłynąć, należy zostać zapamiętanym... a zatem zrobić odpowiednie wrażenie.

Mimo iż z urodzenia byłam Arystokratką, nie zostałam wychowana jak jedna z nich. To nie był mój świat. Nigdy nie rozumiałam, jakim prawem uważają własną rasę za lepszą od wszystkich innych. I nawet jeśli potrafiłam grać osobę wysokourodzajną, świadomą swej wartości, to wzgarda na tle rasy czy statusu była dla mnie czymś niepojętym, co budziło we mnie złość...
Sierściuch... mimo iż sama w myślach przeklinałam Christophera, obrzucając go znacznie gorszymi wyzwiskami... to właśnie to słowo najbardziej ubodło mnie w wypowiedzi zielonookiego. Jednak płomień złości rozgorzał w moim spojrzeniu, dopiero z chwilą, kiedy Baron zwrócił się bezpośrednio do mnie. Wówczas uśmiechnęłam się uroczo, by po chwili odrzec.
-Nie, nie odpowiadam za żadne zwierze, Baronie Tyree.
Położyłam wyczuwalny nacisk na słowo zwierze. Nie zdążyłam jednak dodać nic więcej, ponieważ Dachowiec ponownie zabrał głos.
Szybko przyszło mi pożałować tego, że w jakimś stopniu stanęłam po stronie Dachowca... który zaledwie kilkoma słowami zdołał mi przypomnieć, jak bardzo potrafi być irytujący. Zacisnęłam mocniej zęby, czekając na rozwój sytuacji. Potoczyłam dyskretnym spojrzeniem po pozostałych gościach... obserwowali nas, cześć szeptała między sobą... Było pewne, iż zostaniemy zapamiętani...

***

Droga prowadząca do areny dłużyła się niemiłosiernie, jak gdybym nerwowa atmosfera wisząca w powietrzu, faktycznie stanowiła namacalną przeszkodę. Wizja tego, że Szron mógł ponieść klęskę podczas starcia była...przykra, lecz tylko przez fakt, że to nie ja miałam do niej doprowadzić. Z chęcią spróbowałabym swoich sił na arenie i może będę jeszcze miała ku temu szanse.

Musiałam tłumić emocje, dlatego też wolałam się nie odzywać, do czasu Dachowiec i Cień nie zniknęli za bramą areny. Nie byłam zadowolona z faktu, iż przyszło mi pozostać w roli biernej obserwatorki... W dodatku nie zostałam sama. Przeniosłam spojrzenie na kruczowłosą pannę, zastanawiając się, czy jej zachowanie ulegnie zmianie, kiedy to Kruczy Baron, nie rozpościerał nad nią swych opiekuńczych skrzydeł.

Ktoś ze służby poprowadził nas do niewielkiej, przestronnej loży, z której to mogłyśmy wygodnie obejrzeć całe to przedstawienie. Po drodze zwolniłam krok. Nagle zdając sobie sprawę, iż jest to wymarzony moment na ucieczkę spod opieki przeklętego opiekuna. Do czasu poddania się lub śmierci jednego z uczestników, obaj zawodnicy byli więźniami areny. Kolejna tak perfekcyjna okazja mogła się nie zdarzyć... Już miałam ochotę obrócić się napięcie i zniknąć bez słowa wyjaśnienia... lecz ciekawość wzięła nade mną górę, w chwili kiedy Christopher zabrał głos. Zresztą nie darowałabym sobie, gdybym na własne oczy nie ujrzała ewentualnej klęski Dachowca.

Rozparłam się w jednym z foteli, kierując swą uwagę na wydarzenia rozgrywające się na arenie. Cała przemowa, jaką mój Strażnik zaserwował Ivorowi, wydała mi się stekiem bzdur... Ten ogoniasty drań, ewidentnie coś knuł... w dodatku, sprawiał wrażenie, jakby właśnie zaczynał dobrze się bawić... W przeciwieństwie do mnie.
Któż by się spodziewał, że to kocisko potrafi wy-miauczeć z siebie aż tyle słów naraz... To chyba pierwszy raz, kiedy mówił tak wiele. A przynajmniej pierwszy, kiedy wypowiadane słowa nie były kazaniami dotyczącymi mojej lekkomyślności i braku rozwagi.

Gdy w końcu nastała chwila, kiedy wszyscy usłyszeli, w jakiej to sztuce przyjdzie się mierzyć „wojownikom”, nie wytrzymałam i prychnęłam śmiechem. Gdybym była w stanie przewidzieć, że ten pomylony kot wpadnie na tak żenujący pomysł... sama poszłabym mierzyć się z Baronem, w sposób zdecydowanie bardziej właściwy dla tego miejsca. Moja irytacja przez moment wzmogła się do tego stopnia, iż powietrze wokół moich palców zaczęło falować z gorąca.... w ostatniej chwili wygasiłam, moc zaklęcia, które zapewne strawiłoby poręcze fotela. Miałam wrażenie, że reputacja „Lady Erin” zmieniła się właśnie w kocią zabawkę...
-Jaka szkoda, że nasi towarzysze zdecydowali się przeprowadzić to starcie na arenie... Gdyby, ta „walka” odbyło się gdziekolwiek indziej, to sądzę, iż obie spokojnie spędziłybyśmy pozostałą część wieczoru. W każdym razie, po tym, jak Panowie zmożeni alkoholem, najpewniej zostaliby odprowadzeni do jakichś przytulnych gościnnych komnatach, aby wypocząć. Nie sądzisz?
Zwróciłam się do dziewczyny. Na moich ustach tańczył zadziorny uśmiech. Poprawiłam sukna materiału, po czym założyłam nogę na nogę, jednocześnie wbijając się mocniej w oparcie siedziska. W końcu nie ma przedstawienia, bez widowni. Liczyłam jednak, że rozmowa z Alice, urozmaici mi czas. Dlatego też pozwoliłam sobie na nieco więcej autentyczności.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Ivor Tyree
Gif :
Arena z Koszmaru 57f072c14c914063a4b1855d9cbbf1d4
Godność :
Sir Ivor Tyree
Wiek :
Wygląda na 40-50 lat w rzeczywistości dużo więcej
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
197cm/85kg
Znaki szczególne :
Brak skóry na całej twarzy i głowie. Długi czarny łuskowaty ogon zakończony srebrnym ostrzem.
Pod ręką :
Srebrny dzwoneczek zawieszony na szyi, sakwa z pieniędzmi.
Broń :
Krwawa Jaskółka (Katana), Zdobiony srebrny rewolwer wysokiego kalibru, Zdobiony sztylet schowany w rękawie, Ostrze na końcu ogona
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t428-ivor-tyree https://spectrofobia.forumpolish.com/t501-obserwacje-obiektu-nr-kl-01612#3413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t474-kruki-pocztowe-ivora https://spectrofobia.forumpolish.com/t1089-ivor-tyree
Ivor TyreeSiedem Nieszczęść: Pycha
Siedem Nieszczęść: Pycha
Re: Arena z Koszmaru
Pią 7 Lut - 12:11
Ivora zaciekawiła pewność siebie dachowca, który z taką łatwością przyjął wyzwanie na pojedynek. Baron już posłał służących do jego karety po miecz i pistolet, które czekały na specjalną okazję schowane pod poduszkami. Otrzymał swoją broń jeszcze przed wejściem do korytarza prowadzącego na arenę i przytroczył je odpowiednio do pasa. Czul się o wiele lepiej czując ciężar broni, tak przyjemnie ciążący mu na biodrze.
Gdy szli przez magiczny korytarz w kierunku areny w głowie Cienia pojawiło się mnóstwo różnych scenariuszy dotyczących tego co będzie się za chwilę działo. Walka w zwarciu? Pojedynek na pistolety? Ah. tyle możliwości pozabijania się wzajemnie bez żadnych konsekwencji Cokolwiek to będzie, Ivor nie będzie trzymał urazy nawet w razie przegranej. Tak powinno być, powinni się pozabijać i potem wrócić razem i brać udział w dalszej zabawie.
Zanim weszli na arenę, Baron nachylił do swojej podopiecznej.
- Alice, zdobądź jej zaufanie. Postaraj się wydobyć z niej to kim naprawdę jest, wydaje mi się, że nie musisz przy niej udawać, ale decyzję zostawiam Tobie - wyszeptał spokojnie do swojej podopiecznej.
Wtedy rozdzielili się i wraz z kocurem weszli na arenę. Ivor już poprawił ułożenie miecza oraz rewolweru gdy po chwili zdębiał na chwilę. Słowa tego zapchlonego... To miał być pojedynek? To?! Skrzynka spirytusu i zachlewanie się na śmierć. Oczywiście, że kot grałby nieczysto, wiadomo przecież, że zbyt duże ilości czegokolwiek co nie jest przystosowane dla Cieni jest szkodliwe dla jego rasy. Cień przygryzł wargę ale po chwili uśmiechnął się szeroko. Niech będzie, też nie grałby uczciwie gdyby to on dobierał konkurencję.
Gdy służący przyniósł taborety i alkohol, Ivor usiadł spokojnie i oparł łokcie na kolanach wyczekując kolejki.
- Doceniam podstęp, Kocie - powiedział patrząc na swojego przeciwnika.Wydawał się bardzo pewny siebie i... Wyglądał jakby w końcu robił coś co sprawia mu przyjemność. Nic tam, zaszlachtują się wzajemnie przy następnej okazji.


We’re the best dressed here.
Forget the scruffy starlings
dishevelled thrushes
the gaudy tits and finches –
they’re all a waste of space.

We’re the real class act:
never a feather out of place
our blacks perfectly matched.
Like gangsters, ministers,
we demand respect.

Our quills drink in the light
like ink.


Murder of crows
Dilys Rose


Głos: #009966
MG: #CC0033

Powrót do góry Go down





15
Gif :
Arena z Koszmaru 5PUjt0u
Godność :
Alice Murphy
Wiek :
19 lat
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
158/49
Znaki szczególne :
Bordowe oczy i rogi?
Pod ręką :
Czarna Karta, papierosy, krucza papierośnica, krucza zapalniczka, zapalniczka zippo.
Broń :
Kastet, rewolwer, sztylet, dwa magazynki.
Zawód :
Wszystkim za co zapłacisz.
Stan zdrowia :
Jeszcze zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t275-policz-do-15
15Nieaktywny
Re: Arena z Koszmaru
Pią 7 Lut - 13:31
Widząc, jak jej opiekun zaczął przedstawienie odsunęła się o krok by już nie stać między mężczyznami i zakryła drobną dłonią usta. Musiała jakość ukryć drgające wargi w śmiechu, który ledwo powstrzymywała. Wszystko to było zabawne do tego stopnia, że 15 żałowała, że sama nie może pozbyć się kocura. Jednak grzecznie szła w kierunku areny licząc, że na nią wejdzie razem z baronem. Myśl o walkach w klatce poczuła przyjemne mrowienie w klatce piersiowej. Och, jak podniecająca była myśl o walce na śmierć i życie w tym świecie.
Jednak jej opiekun zatrzymał ją przed areną, z miejsca przewróciła oczami korzystając z tego, że na chwilę znaleźli się sami, za kotem i panną.
-Mogłeś to powiedzieć wcześniej, jak nawet nie wiem za kogo się podaje. Eh, no dobra, chociaż wolała bym się bić.
Wyszeptała słodkim głosikiem łącząc ręce na piersiach, jak do modlitwy. Mogło to wyglądać, jakby opiekun chciał ją zapewnić, by się nie martwiła. A przecież pozory to podstawa cywilizacji. Ruszyła na trybuny uspokajając się i starając się jakość ukryć pokłady wściekłości, że to nie ona rozleje dzisiaj krew.
Nie potrzebowała wiele czasu by dogonić tą uroczą panienkę i gościa, który wyglądał jak lokaj. Kto wie, może właśnie nim był. Stanęła niedaleko dziewczyny i założyła ręce na piersi. Rozluźniła się i przysłuchiwała przemowie Dachowca, która była ... głupia. Z każdym słowem jej brwi podnosiły się w zdziwieniu nad ich głupotą. Jednak moment w którym usłyszała konkurencję podziałał jak zapalnik.
Usłyszała piękny stukot butelek, który tak uwielbiała i śmiech dziewczyny. Mięśnie na jej twarzy drgnęły w zdenerwowaniu, jednak szybko się uspokoiła, chociaż udało jej się ochłodzić odrobinę temperaturę na loży.
Słuchała dziewczyny i jednocześnie przyglądała się arenie. Kiedy ta skończyła, odwróciła się do niej, jednak nie zamierzała ukryć lodowatej furii, która kryła się w jej oczach, a przynajmniej nie całkowicie.
-Nie wiem, co zamierza twój towarzysz, ale z pewnością coś kombinuje. Nikt nie walczy z alkoholem, jeśli nie wie, że wygra. Więc jeśli panienka chce uciekać, to radzę teraz.
Jej usteczka rozłożyły się w delikatnym, łobuzerskim uśmiechu, przez co dało się ujrzeć odrastające jej już zęby zakończone szpicem. Była dobrym obserwatorem i potrafiła czytać między wierszami, co zresztą było jej pracą. A dostrzegła w tej kobiecie coś dzikiego i wiedziała, że pewnie nie jest stworzona do siedzenia niczym laleczka na krześle w ładnej sukni.
Czas sprawdzić co w tobie siedzi, a pewnie Ivor się nie obrazi jak cię porwę w słusznym celu.
Chociaż kto wie.
No trudno, jeszcze by się tylko chociaż jedna butelka ze skrzynki przydała.
Spojrzała jeszcze raz na arenę, a potem na pannę Erin i dało się zauważyć małą iskrę w oku Cyrkówki.
-To co idziemy póki są zajęci?
Delikatnie spojrzała na wyjście, jednocześnie zerkając na arenę, czy panowie są zajęci, co można było odczytać jako obawę, że poznają ich plany. Cóż może czarnowłosa też chciała uciec spod opiekuńczego ramienia barona? Kto to wie.

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Arena z Koszmaru 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Re: Arena z Koszmaru
Sob 8 Lut - 21:56
Christopher niestety nie był świadom, jaką pogardą go w tamtym momencie obdarzyła jego partnerka oraz nieznana mu jeszcze, młoda dziewczyna. Mało go to zresztą obchodziło. Na krótki moment zapomniał o tym, że ma pod swoją opieką czarownicę i że towarzyszka potwora może być równie niebezpieczna, co sam potwór. A Ivor z pewnością wypadał na potwora w oczach dachowca. Strażnik czuł dziwne podniecenia na myśl, że będzie mógł zobaczyć, jak cień zwija się na piachu po przedawkowaniu alkoholu. Słowo się rzekło... Pojedynek musiał trwać. Z początku sceptycznie był do tego nastawiony, ale szybko znalazł sposób, jak wyjść z całej sytuacji obronną ręką. Podstępem. Morrison nie zgodziłby się na walkę, gdyby nie był pewien swojego zwycięstwa. Pomijając już wrodzoną wrażliwość cieni na różnego rodzaju trunki, on sam nie znalazł sobie jeszcze równych. Co bynajmniej wrodzone nie było. Tę umiejętność zawdzięczał MORIA.
- Doceniam, że przyjąłeś warunki pojedynku. - odparł mu dachowiec spokojnie - Skoro już jeden z nas musi umrzeć, to napijmy się przynajmniej...
W następnej chwili ochroniarz już sięgał do skrzynki po pierwszą buteleczkę spirytusu. Nie była duża, ledwie pół litra. Tyle jednak wystarczyło, by położyć niejednego człowieka. Cienia zaś już na pewno. Na sam koniec Christopher otworzył alkohol, po czym zajął miejsce na własnym taborecie.
- Za nasze partnerki.
Uniósł butelkę nieznacznie, wznosząc w ten sposób toast i przyłożył ją do ust. Toast jak toast, Christopher jednak w duchu życzył Seamair jedynie mądrości. By ułatwiła życie zarówno sobie, jak i jemu samemu. I by była tam na trybunach, gdy wyjdzie z areny. Nie minęła sekunda, a Morrison pociągnął już pierwszy łyk i... Na tym nie poprzestawał. Żołądki obserwatorów z każdą kolejną chwilą coraz bardziej wykręcały się nieprzyjemnie, jakby świadome tego, co zaraz powinno nastąpić w organizmie dachowca. Większości raczej zrobiło się niedobrze, jeśli ktoś był świadom tego, czym w istocie jest spirytus. Ale strażnik jak na złość nie przestawał. Skończył dopiero, gdy w środku nie było już niczego, co mógłby wypić. Pół litra spirytusu wlał siebie za jednym zamachem.
- Twoja kolej, baronie.
Kiwnął głową na cienia, jeśli ten już wcześniej nie zaczął, po czym bez jakichkolwiek oznak pijaństwa odłożył buteleczkę obok taboretu.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Arena z Koszmaru Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Arena z Koszmaru
Nie 9 Lut - 2:49
Nadal głowiłam się nad decyzją podjętą przez kocura...Strażnik z całą pewnością musiał potrafić posługiwać się jakimś rodzajem broni i to na poziomie, znacznie przekraczającym podstawy. W przypadku Dachowca była to broń palna. Zdążyłam już zarejestrować ten fakt. Od pewnego czasu rozważałam, czy również nie zainteresować się tym właśnie rodzaje broni. W połączeniu z moimi portalami rewolwery mogłyby okazać się szalenie skuteczne. Z drugiej jednak strony, kiedy znaleźć na to wszystko czas? Poza tym broń biała, mimo wszystko miała w sobie znacznie więcej finezji. Szermierka była niczym taniec, w której za całą muzykę muszą wystarczyć szczęk mieczy, stukot kroków i bicie serca. Walka potrafi być okrutna i brutalna, a mimo to zachowuje w sobie coś...pociągającego. Czego zdecydowanie nie można było powiedzieć o tej, rozgrywającej się właśnie na arenie.
Słowa kruczowłosej panny sprawiły, że drgnęłam mimowolnie. Byłam rozczarowana, tym, że nieznajomej w dużym stopniu udało się mnie przejrzeć... Zdecydowanie nie powinnam sobie pozwalać na wypadanie z roli. A jednak chciałam pociągnąć tę dyskusję.
-W istocie... ale czy w życiu to właśnie nie spryt często okazuje się znacznie przydatniejszy niż siła?
Sama zgadzam się z tym stwierdzeniem... a teraz kiedy wróciłam wspomnieniami do kilku naszych utarczek, zaczynałam, rozumieć czemu właśnie taką formę pojedynku wybrał mój „Opiekun”. Być może wcale nie chodziło tutaj o próbę ośmieszenia Ivora lub mnie, poprzez walkę na poziom promili we krwi... Alkohol, spożyty w nadmiarze, stawał się równie groźny co trucizna i w ostateczności prowadzi do zatrucia organizmu... Z kolei Szron w jednej z rozmów, wspomniał o swej niezwykłej odporności... Czyżby, nie był to tylko blef? Pewność siebie, jaką w tej chwili promieniał Dachowiec... krzyczała, że nie. W każdym razie właśnie miałam okazję, by ostatecznie się o tym przekonać. Uśmiechnęłam się mimowolnie. To było bardzo chytre posunięcie, wybrać dziedzinę, w której z góry jest się skazanym na zwycięstwo. Był to również przykład nieszablonowego myślenia, gdyż mi samej do głowy nie przyszłoby, aby jako konkurencję, wybrać coś, co nie jest ściśle związane z „prawdziwą” walką. Gniew, który czułam, teraz zelżał nieco. W końcu w pojedynkach chodziło o zwycięstwo. A jeśli Kocur wygra, istniała szansa, że Baron, nękany wspomnieniem porażki, zechce poszukać milszego towarzystwa. Na moment przymknęłam powieki, starając się wygonić z głowy bardzo przykry fakt... Jeśli, tak faktycznie wyglądał podstęp Szrona, to należała mu się odrobina uznania. Oczywiście nie miałam zamiaru jej uzewnętrzniać ani tym bardziej nie zmieniało to moich planów, uwolnienia się od jego towarzystwa. Ale mimo wszystko.
-Cóż... przemknęło mi to przez myśl... ale gdzie w tym wyzwanie?
Tak, to w istocie był idealny moment na ucieczkę. Ba, byłam przekonana, że kocur nie spodziewa się zastać mnie na trybunach, po tym, jak pojedynek się rozstrzygnie. Doprawdy, żal było nie korzystać, a jednak... odzywała się we mnie ambicja. Co to za sztuka, uciec mu, kiedy się tego spodziewa. O nie. Strażnik miał to sobie zapamiętać.
-Muszę odmówić, moja droga. Nie chcę, przegapić finału tego starcia. Los bywa przewrotny, a ja nie lubię być zaskakiwana.
Za to bardzo lubię zaskakiwać... Z tą myślą, wsunęłam dłoń co swej niewielkiej torebki, po to, by wydobyć z niej niewielki pierścionek, połyskujący najróżniejszymi kolorami. Cztery, kamienie, oszlifowane w serca, składały się na kształt czterolistnej koniczyny, która jak wiadomo, była symbolem szczęścia. Dla mnie zaś wolności i to właśnie ją miał dać mi ten pierścionek. Wsunęłam go na palec, zerkając ukradkiem na swą rozmówczynię.
Uśmiechnęłam się delikatnie, gładząc pierścionek palcami. Alice, mogła pomyśleć, że ten mały gest, jest symbolem mojego dopingu dla Dachowca, może chęcią przekazania szczęścia? I faktycznie, nałożyłam ten pierścionek specjalnie dla Szrona, lecz zdecydowanie nie po to by przyniósł mu szczęście. To miałam zamiar w całości skraść dla siebie. Chociaż... nie faktycznie, to co miałam zamiar uczynić, miało dać mężczyźnie niewielką dawkę szczęścia, przynajmniej na jakiś czas. To jednak musiało jeszcze poczekać.
Spoglądając na uśmiech czarnowłosej, przypomniałam sobie, że sama muszę uważać, aby nie uśmiechać się nazbyt szeroko. Nie tylko Alice, miała ostre ząbki, którymi mogła się pochwalić.
Wyglądało jednak, że moja przeczucia były słuszne, kruczowłosa, również nie bawiła się najlepiej, będąc pod stałym czujnym spojrzeniem Barona. Biada, nam nieszczęsnym damom, za które to właśnie wzniesiono toast. Jakże miło.
-Rzecz jasna, jeśli pragniesz, opuścić widownię w pełni to rozumiem. To dobry moment, by zyskać nieco swobody. Nie da się ukryć. Słyszałam, że na Błoniach na gości czeka naprawdę wiele atrakcji. Wykorzystanie motywu Zimy daje spore pole do popisu. Choć według mnie, wiosna byłaby równie dobra. Zieleń i kwiaty mają w sobie znacznie więcej magii niż lód oraz biały puch.
Kiedyś lubiłam zimę, lecz przestałam od czasu incydentu w tęczowym kraterze...gdzie pewien Lunatyk, postanowił poigrać z moimi uczuciami.
-Czy mam przekazać coś Baronowi w panienki imieniu? Choćby to, że akurat wyszłaś „przypudrować nos”?
Dodałam, uśmiechając się i ponownie mierząc dziewczynę spojrzeniem, w którym i ona mogła doszukać się kilku figlarnych iskierek.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Arena z Koszmaru 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Arena z Koszmaru
Nie 9 Lut - 20:53
Wkroczył na piętro okalające arenę. Mimo wczesnej pory, już ktoś na niej był. Keer oparł się o ogrodzenie i zerknął w dół. To musiał być Szron - sądząc po obecności futra, łatek oraz towarzyszki Dachowca, Seamair - oraz ktoś jeszcze. Dzięki specyficznej konstrukcji budowli doskonale słyszał słowa mężczyzn, którzy w najlepsze wznosili kielony. Gawain aż się skrzywił, gdy rozgrywająca się przed jego oczyma scena przywołała niechciane wspomnienie ruskiego Kapelusznika i jego magicznych trunków. Mocno - ku uciesze strażników Bramy - to wtedy odchorował.
- Erin! - zawołał, rozkładając ramiona i posyłając kobiecie szeroki uśmiech. W jednej ręce trzymał wino, w drugiej deser swojej wybranki. - Wyglądasz olśniewająco! Nawet zgraliśmy się przez pióra! Już sądziłem, że nie spotkam znajomej twarzy! Los mi jednak sprzyja. - Uśmiechnął się do niej zawadiacko, z oczu sypiąc skry rozbawienia. Sprawiał wrażenie pochłoniętego atmosferą wydarzenia. Odłożył wino i podszedł do kobiet, po czym skłonił się dwornie. - Lucjusz Marthyr - zaanonsował sam siebie. Jeśli obie damy na to przyzwoliły, delikatnie ucałował ich dłonie. Wiedział, że Sea tego nie znosi, ale nie wypadało wychodzić z roli. Lucjusz był nieokiełznanym żywiołem, beztroskim i żwawym. Żal było nie wykorzystać jego osoby podczas dzisiejszego spotkania!
- Niechcący... lub zupełnie chcący, podsłuchałem, że panie chcą się stąd ulotnić. - dokończył szeptem. - I służę w tym pomocą, choć chciałbym wpierw dowiedzieć się, czemuż ci panowie w dole piją tak zawzięcie... i cóż takiego piją. Silny trunek, truciznę, stężone medykamenty? Ciężko być publicznością, nie znając kontekstu. - mówił z niebywałą lekkością ignoranta, którego było stać na podobne zachowanie, a jednocześnie jego ust nie opuszczało nic, czego sam nie byłby ciekaw. Lubił personę Lucjusza - najprawdopodobniej dlatego, że wstawiony Keer stawał się z nim jednością w swych eleganckich, ale nadal szczeniackich i głupkowatych przytykach. Tylko słowa i gesty stawały się bardziej kwieciste i teatralne.
- Pani natomiast nie znam, aczkolwiek pragnę to czym prędzej zmienić... - obdarzył nieznajomą czarującym spojrzeniem. - Oczywiście, jeśli nie będzie to obraza pani lub pani towarzysza. - dokończył niższym tonem, po czym przeniósł wzrok na arenę. - Jak mniemam, każda z pań sympatyzuje z jednym z panów. Jestem świadkiem rozstrzygnięcia konfliktu, zakładu? - Uśmiechnął się delikatnie. - Jeśli to drugie, być może bym się przyłączył.


Arena z Koszmaru PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Ivor Tyree
Gif :
Arena z Koszmaru 57f072c14c914063a4b1855d9cbbf1d4
Godność :
Sir Ivor Tyree
Wiek :
Wygląda na 40-50 lat w rzeczywistości dużo więcej
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
197cm/85kg
Znaki szczególne :
Brak skóry na całej twarzy i głowie. Długi czarny łuskowaty ogon zakończony srebrnym ostrzem.
Pod ręką :
Srebrny dzwoneczek zawieszony na szyi, sakwa z pieniędzmi.
Broń :
Krwawa Jaskółka (Katana), Zdobiony srebrny rewolwer wysokiego kalibru, Zdobiony sztylet schowany w rękawie, Ostrze na końcu ogona
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t428-ivor-tyree https://spectrofobia.forumpolish.com/t501-obserwacje-obiektu-nr-kl-01612#3413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t474-kruki-pocztowe-ivora https://spectrofobia.forumpolish.com/t1089-ivor-tyree
Ivor TyreeSiedem Nieszczęść: Pycha
Siedem Nieszczęść: Pycha
Re: Arena z Koszmaru
Czw 13 Lut - 23:20
Ivor położył rewolwer na udzie i sięgnął po butelkę spirytusu. Zatoczył nią kilka okręgów aby przyjrzeć się cieczy, odkorkował butelkę i powąchał ciecz. Ach tak, nawet spirytus mają tutaj najwyższej półki. Cień przymknął na chwilę oczy i zaśmiał się pod nosem. Wypicie kilku lampek wina było wszystkich co świeżo najedzony koszmarami mógł przeżyć, a to? Żart i to na dodatek jeden z tych gorszych jakie w życiu słyszał. Wielokrotnie pił z piratami w świecie ludzi, jednak tamten alkohol był inny, był przepełniony marzeniami, które jako pochodne snów dawały mu jakiekolwiek wartości odżywcze dla Cienia, ten alkohol tutaj... Jasne, miał w sobie pierwiastki magii, ba! Wszystko co ich otaczało było nasycone pierdoloną magią. A mimo to Baron zaciągnął pierwszy spokojny łyk alkoholu i oparł butelkę o kolano rozkoszując się brutalnym paleniem przełyku i języka. Delektował się bólem z jakim alkohol przechodził przez jego organizm, i niemalże natychmiastowych odrętwieniem jakie wywołał.
- Kocie, nie - wróć... Jak Ci na imię? Chciałbym poznać godność pierwszej osoby w tym stuleciu, która mnie okantowała w tak spektakularny sposób.
Zapytał z lekkim uśmiechem i wypił kolejny łyk alkoholu. Teraz był dużo smaczniejszy, to oznacza, że Cieniowi nie zostało już dużo czasu. Gdy otrzymał odpowiedź zaśmiał się i pociągnął ostatni porządny łyk z butelki, odstawił ją w połowie pełną obok taboretu i chwycił w dłoń rewolwer, sprawdził obecności naboi i przystawił lufę do swojej skroni.
- Mam nadzieję, że będziemy w stanie czerpać przyjemność z dalszej części tego wydarzenia, bez chowania urazy. Anna kuolleiden surra eläviä, anna elävien kuolla niin kuin haluavat.
Przeraźliwy huk, który rozniósł się echem po całej arenie. Wystrzał z wielkokalibrowego rewolweru, który potrafił przebijać płytowe pancerze. Kula, która rozerwała czaszkę Cienia na kawałki i rozrzuciła je po arenie. Szybka, bezbolesna acz efektowna śmierć. Po chwili cień ponownie otworzył oczy po usłyszeniu sygnału kończącego starcie. Uśmiechnął się delikatnie i rzucił w kierunku dachowca monetę z czarnego złota z wybitym symbolem kruka.
- Jeśli kiedyś będziesz potrzebował mniej konwencjonalnej pomocy, daj znać. Zobaczę co da się zrobić.
Po tych słowach skierował swoje kroki ku otwartym ponownie drzwiom prowadzącym ku korytarzowi. Spojrzał przelotnie w kierunku Alice. Wiedział, że będzie dobrze ją teraz zostawić trochę samą. Nie widział żadnego powodu, aby nie dać się jej pobawić trochę bez nadzorcy na karku. Skłonił się uprzejmie reszcie zebranych zapalając papierosa i skierował swoje kroki ku wyjściu.

[z/t]


Ostatnio zmieniony przez Ivor Tyree dnia Pią 18 Wrz - 21:15, w całości zmieniany 1 raz


We’re the best dressed here.
Forget the scruffy starlings
dishevelled thrushes
the gaudy tits and finches –
they’re all a waste of space.

We’re the real class act:
never a feather out of place
our blacks perfectly matched.
Like gangsters, ministers,
we demand respect.

Our quills drink in the light
like ink.


Murder of crows
Dilys Rose


Głos: #009966
MG: #CC0033

Powrót do góry Go down





15
Gif :
Arena z Koszmaru 5PUjt0u
Godność :
Alice Murphy
Wiek :
19 lat
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
158/49
Znaki szczególne :
Bordowe oczy i rogi?
Pod ręką :
Czarna Karta, papierosy, krucza papierośnica, krucza zapalniczka, zapalniczka zippo.
Broń :
Kastet, rewolwer, sztylet, dwa magazynki.
Zawód :
Wszystkim za co zapłacisz.
Stan zdrowia :
Jeszcze zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t275-policz-do-15
15Nieaktywny
Re: Arena z Koszmaru
Pią 14 Lut - 12:45
Przytaknęła panience na jej odpowiedź, cóż chyba nie ma ochoty na filozoficzne rozważania, a na pewno nie miała tyle czasu. O ile Ivor podejmie wyzwanie chlania do upadłego, to i tak za długo to nie potrwa. Może i nie wiedziała dużo o tym dziwnym świecie, ale to, że jej opiekun nic nie je, od razu rzuciło się dziewczynie w oczy. Na szczęście Ivor nadawał się na nauczyciela i wytłumaczył jej specyfikę swojego istnienia jako Cienia.
Odpowiedź szlachetnej panienki na ucieczkę zaskoczyła 15 tak miło, że ta się na chwilę zaśmiała, a właściwie zachichotała zasłaniając usta dłonią, by zatuszować swoje zachowanie.
-A więc zamierzasz uciec w mniej komfortowym momencie, ale za to z przytupem? Zaciekawiła mnie panienka. Chętnie bym to zobaczyła.
15 szybko się nudzi ludźmi, szczególnie tymi banalnymi i prostymi, a dziewczyna taka nie była. Malutka cyrkówka obserwowała ją uważnie i z ciekawością, kiedy kobieta założyła pierścień. Zerknęła na arenę i odrzuciła od razu myśl o romansie, coś jej nie pasowało w tej dziwnej parze. Co prawda może i chemia między nimi była, ale cz przerodziła by się w coś więcej skoro dziewczyna chce uciec? A może był to rodzaj zawodów, taka rywalizacja o pokonanie swojego partnera. Rozszyfrowanie tej zagadki tak wciągnęło Alice, że ledwo doszła do niej wypowiedź panienki.
Słysząc o zimie uśmiechnęła się lekko.
-Nie trzeba, sama za daleko bym nie uciekła, nie znam okolicy jeszcze. -w jej głosie słychać było nutę żalu. -Jednak co do atrakcji, chętnie bym je obejrzała. Może jeśli nasi panowie dalej będą skakać sobie do gardeł to uda się skorzystać. Zima ma wiele uroków, choćby kuligi, walka na śnieżki, słodkie skrzypienie śniegu pod butami, albo jazda na łyżwach.
15 uwielbiała zimę, może to dlatego, że tych białych i kojarzonych ze świętami nie miała nigdy. Zawsze jakieś zlecenie, albo klient, albo napad, albo zabójstwo. A tutaj wszystko było tak piękne i magiczne, że może gdyby mogła się rozluźnić i zapomnieć o tym kim jest udało by się jej dobrze bawić.
Dziewczyna przemyciła w zdaniu skrawek informacji o sobie, jednak zrobiła to specjalnie. W panience dało się wyczuć coś innego niż od reszty ludzi z tego świata, szczególnie, że trochę już podróżowała z Ivorem. W Erin jednak coś przypominało 15 laboratorium. Strzelała na ślepo, jednak jeśli trafi, to tylko potwierdzi, że jest istotnie strzelcem wyborowym.
Jednak nie były długo same, ponieważ dołączył do nich wysoki mężczyzna. Alice przyjrzała mu się przesuwając się na bok i zostawiając miejsce by ten mógł przejść i przywitać się. Widocznie znał dobrze tą ciekawą panienkę.
Ona sama uśmiechnęła się delikatnie, nie odsłaniając zębów i stała niczym grzeczna dziewczynka. Podając rękę do ucałowania lekko się skłoniła. Nawet lekko się zarumieniła gdy nieznajomy się do niej zwrócił. Cóż najlepiej by się nie odzywała, ale raczej powinna więc ...
-Alice Murphy, miło mi poznać.
Tyle lat szanowania swojej anonimowości w Świecie Ludzi, by teraz na prawo i lewo szastać swoim imieniem, cóż za dziwny świat.
Mogła by tak stać spokojnie jeszcze długo, gdyby nie huk wystrzału. Odwróciła się w stronę areny jak oparzona licząc na to, że zobaczy jak kot kąpie się we własnej krwi. Jednak to co ujrzała było bardziej ciekawe i niesamowite. Oto głowa jej opiekuna rozrzucona na kawałeczki znalazła się nagle w całości.
Sama chciała się tam znaleźć by móc zabijać ludzi od nowa i od nowa. Cóż za cudowne miejsce, tyle możliwości zadania bólu, niczym w antycznych mitach, kiedy to człowiek raz po raz przeżywa od nowa swoją karę.
15 ledwo powstrzymała podniecenie jakie ją ogarnęło. Zacisnęła ręce na poręczy i spuściła głowę, jakby zawiedziona finałem tego przedstawienia. Szybko jednak się otrząsnęła i obróciła w kierunku zebranych.
-Na mnie chyba pora, skoro walka się skończyła.
Jej uśmiech był zawiedziony, a słowa na wpół pytające, a na wpół twierdzące. Tak jakby 15 miała nadzieję na przedłużenie tej miłej konwersacji.

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Arena z Koszmaru 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Re: Arena z Koszmaru
Nie 16 Lut - 21:44
Christopher czekał cierpliwie. Był cierpliwy, i to do tego o wiele bardziej, niż większość osób, które znał. Nie przeszkadzało mu, z jaką zwłoką Cień rozpoczynał picie swojej kolejki spirytusu. Przyglądał mu się, rozkoszując w duchu każdą chwilą cierpienia, jakie zadał temu osobnikowi. Nie był sadystą, wręcz przeciwnie... Ale kochał patrzeć, gdy nauczkę ponosiły osoby, które świadomie zamierzały mu wchodzić w drogę. Znając podstawowe fakty na temat organizmu stworzeń takich, jak jego przeciwnik, mógł wyobrazić sobie, jakiej katorgi mu to przysporzyło. Jaki ból musiało przynieść zatrucie taką ilością tak silnego alkoholu. Najlepsze w tym wszystkim było to, że po wszystkim oboje wracali do normy, a wszelkie wspomnienia przy tym zostawały. To była nauczka barona... Widząc to, z jaką dumą się nosił, tego typu upokorzenie było w mniemaniu dachowca wystarczające. O dziwo jednak, Ivor okazał się o wiele bardziej wyrozumiały, niż z początku strażnik sądził.
- Ciekawe... - przekrzywił nieco głowę - Christopher Barker, drogi baronie.
Odparł mu z wciąż niezmienionym wyrazem twarzy. Nic nie wskazywało na to, że mógłby kłamać. Przecież różany strażnik nie był na tyle głupi, by podawać swoje personalia osobie, którą dopiero co upokorzył. Niezależnie, jak bardzo by to jej imponowało. Mimika Christophera zmieniła się dopiero, gdy Cień dobył rewolwera i wycelował we własną skroń. Wypowiedział przy tym słowa w jakimś tajemniczym języku.
- Nie chowam urazy baronie. Dbam jedynie o swoje, tak jak i ty.
Morrison chwycił dwie buteleczki spirytusu pozostawione jeszcze na dalszą część pojedynku, która nigdy nie nastąpi. Skinął Ivorowi głową, po czym wstał z taboretu, jakby szykował się do wyjścia. Lekko zastrzygł uszami, gdy nastąpił wystrzał, a potem już wszystko się skończyło. Stali poza areną.
- Mam nadzieję, że taka potrzeba nigdy nie nadejdzie. Miłej zabawy Ivorze.
Dachowiec po raz pierwszy chyba zwrócił się do barona po jego imieniu. Słowa, jakie wypowiedział brzmiały raczej pozytywnie, chociaż to zawsze było ciężko stwierdzić w przypadku Christophera. Mężczyzna w następnej chwili już kierował się w stronę trybun, gdzie, o dziwo, wciaż siedziała Drzazga razem z tamtą czarnowłosą. Morrison idąc w jej kierunku pozwolił sobie na lekki, zadowolony uśmiech. Zniknął on, gdy zaczął się do nich powoli zbliżać. Z daleka już dostrzegł jakiegoś obcego Cienia, szybko się jednak uspokoił, gdy uświadomił sobie, że jest to jeden ze strażników.
- Podobało się?
Spytał z miejsca swojej podopiecznej, w dłoni wciąż ściskając dwie buteleczki spirytusu. Nie zamierzał go marnować. W następnej chwili zwrócił się do Gawaina, mierząc go uważnie wzrokiem.
- Witaj, my się również chyba nie znamy... Jakaś sprawa do załatwienia?
Mruknął półironicznie. Może i był to strażnik, ale nie zmieniało to faktu, iż mu nie ufał. Tak z zasady.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Arena z Koszmaru Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Arena z Koszmaru
Pon 17 Lut - 23:06
Na pytanie swej kruczowłosej towarzyszki odpowiedziałam jedynie tajemniczym spojrzeniem i zadziornym uśmiechem. Słowa nie zawsze były czymś niezbędnym. Co więcej, to wypowiedziane słowa, jakże często potrafiono obrócić na naszą niekorzyść, znacznie rzadziej dotyczyło to milczenia.
Nerwowo przesunęłam palcami po swym dekolcie, chcąc upewnić się, że eliksir, który zażyłam, nadal podtrzymuję iluzję, pięknej jasnej skóry... na której nie sposób, było odnaleźć ślady, pozostawione przed laty przez skalpel oraz szwy. Żałowałam, że suknia nie posiadała zakrytego dekoltu oraz pleców, tak jak każdy z moich stroi. Czułam się nazbyt odsłonięta, a przez to bardziej podatna na uczucie niepokoju, który drapał pazurami, gdzieś we wnętrzu mojej głowy.
-Niestety, nie sądzę, by miało być nam dane aż tyle czasu... Wszystko jednak zależy od tego, w jakich nastrojach nasi towarzysze opuszczą arenę. Być może ta rywalizacja wystarczy, by oczyścić atmosferę?
Mimo zalet, jakie przytoczyła Alice, ja nadal pozostawałam wierna swemu zamiłowaniu dla wiosny. Z drugiej strony jedno z pojęć, było mi nieznane. Kiedy już otwierałam usta, by spytać, czym takim jest ten cały „kulig”, nagle dobiegł mnie znajomy głos, na którego dźwięk moje oblicze od razu rozświetlił uradowany uśmiech. Chyba pierwszy równie szczery od dłuższego czasu. Podniosłam się z miejsca i obróciłam w stronę, nadchodzącego ku nam Cieniowi. Ognistowłosy wysoki mężczyzna, był odziany w elegancki strój o militarnym kroju, któremu finezji dodawały czarne pióra. Gdy sam Gawain wypowiedział, myśl, która właśnie rodziła się w mojej głowie, mój uśmiech tylko się poszerzył.
-Dziękuję. W rzeczy samej, kto wie, może staniemy się prekursorami nowego trendu w dworskiej modzie?
Zażartowałam, po czym poddałam się powitalnemu rytuałowi. Doceniając fakt, iż Cień, najwyraźniej pamiętał, co sądzę o ów procederze, ponieważ ledwo poczułam muśnięcie jego warg o swoją dłoń.
-Również muszę przyznać, iż prezentujesz się niezwykle korzystnie, militarny styl zdecydowanie do Ciebie pasuje.
Energia, jaka otaczała Cienia, była niecodzienna, miała w sobie coś zaraźliwego. Nawet jeśli stanowiła cześć jego roli. Znałam Cichoszę wystarczająco dobrze, by mieć co do tego pewność. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie powinnam poprosić go o udzielenie mi kilku lekcji, bym miała okazje nieco bardziej doszlifować własny aktorski talent.
Kątem oka spostrzegłam, jak Alice zapłonęła rumieńcem. Czyżby nieśmiałość dopadała ją z chwilą, kiedy w pobliżu pojawiali się przedstawiciele płci przeciwnej? Na to właśnie wyglądało... a może był to celowy zabieg? Wielu mężczyzn lubowało się właśnie w takich uroczych i niewinnych niewiastach. Lecz niewinność kruczowłosej była jedynie złudzeniem, niczym barwne plamy na skrzydłach motyla, których celem było wywołanie optycznej iluzji...
Dalsza wypowiedź Cienia przypomniała mi o toczącym się na arenie przedstawianiu. Które jak się okazało, właśnie dobiegało końca.
-Spirytus... A czemuż... cóż, powód jest mniej zaskakujący niż sama forma pojedynku. Urażona duma.
Wyjaśniłam, krótko nie bardzo mogąc pozwolić sobie na bardziej szczerą wypowiedź. Mimo iż miałam naprawdę wielką ochotę, opowiedzieć swemu przyjacielowi o popisie ze strony Dachowca. Co gorsze, wszystko wskazywało na to, że nie dość, iż kocur nie otrzyma nauczki, to jeszcze będzie mógł się pysznić swoim zwycięstwem... Wykazał się niemałym sprytem, wykorzystując słabość natury swego przeciwnika, jak również własny atut.... To chyba złościło mnie najbardziej.
-Powiedzmy, że można tak to ująć. Wydaje mi się jednak, iż na późno już na obstawianie zładów.
Skupiłam swoją uwagę na arenie, gdyż pojedynek właśnie dobiegł kresu... Spięłam się przez moment, widząc jak dłoń Ivora, zaciska się na kolbie broni... W życiu liczył się spryt, a wątpiłam by, arena w magiczny sposób oceniała również czy walka przebiega honorowo. Równie dobrze, Baron mógł spróbować zaskoczyć kocura... tak jednak się nie stało.
Bez mrugnięcia okiem, wpatrywałam się w fontannę krwi, która wypłynęła z głowy bruneta. Zaskakujące jak wiele mieściło jej w sobie „ludzkie” ciało. Cieszyłam się, że dzieli nas magiczna bariera i do trybun nie dochodził zapach posoki... który mógł sprawić, iż objawiłaby się druga część mojej natury...
Uczestnicy pojedynku zmierzali już w naszym kierunku. Mnie zaś ciężko było powstrzymać grymas irytacji, kiedy dostrzegłam, jak jedne z pomników właśnie przybrał wizerunek Christophera... Wspaniale.... jakbym miała mało oglądania jego gęby... Przeklęty kocur i jeszcze, jaki z siebie zadowolony...
Uśmiech na mojej twarzy, pojawiał się wprost proporcjonalnie, do czasu jak ów znikał z twarzy Szrona. Mimo iż nie byłam telepatką, to mogłam wyobrazić sobie, jaka to myśl kłębi się po głowie Dachowca. Było to zapewne coś w stylu: „Pięknie, dopiero co pozbyłem się jednego, a ta już ściągnęła kolejnego...”. Byłam Ciekawa czy Strażnik znał prawdziwą tożsamość mojego kompana.
Słysząc pytanie Dachowca, posłałam mu słodki uśmiech. Pozostali mogli brać go za znak sympatii, lecz kocur, widział ów uśmiech jedynie podczas naszych kłótni, zwykle poprzedzał on jakąś wyjątkowo uszczypliwą złośliwość. Niestety teraz nie mogłam sobie na nią pozwolić...
-Moje gratulacje. To było zaskakujące.
Mogłabym oddać część, swojej małej fortuny, byle tylko nie musieć tego mówić. Zwłaszcza że w istocie gratulacje były zasłużone... konieczność udawania podziwu oraz sympatii względem kocura, sprawiała, że moje ego krwawiło, jakby ktoś właśnie wbił w nie zatrute ostrze.
Musiałam się też powstrzymać, by nie dodać, iż Christopher jest dumą dla swych szlachetnych przodków oraz ich tradycji, gdyż to byłby zbyt jawną kpiną. A przecież ta cała przemowa, po prostu prosiła się o podobny komentarz...
-Czyżbyś z kimś jeszcze miał zamiar się „pojedynkować”?
Pozorując rozbawienie, skupiłam spojrzenie na butelkach trzymanych przez kocura. Ten zaś, znów zdążył przywdziać swą lodową maskę i wpatrywał się wyczekująco w Gawaina. Zaczekałam aż do naszego grona, dołączy również Baron, po czym ponownie zabrałam głos.
-Panowie pozwolą, że przedstawię, szanownego Lucjusza Marthyr. Mojego drogiego przyjaciela. Dołączył do nas, akurat w porę, by móc cieszyć się finałem walki.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Arena z Koszmaru 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Arena z Koszmaru
Czw 20 Lut - 0:12
Uśmiech Seamair był nagrodą samą w sobie. Mile łechtał ego, zważywszy na to, że rzadko gościł na twarzy różowowłosej diablicy. A jeśli już gościł, zwykle był wskazówką do zamknięcia jadaczki i opuszczenia pomieszczenia - warto się do tego stosować, choćby po to, by nie musieć wysłuchiwać dalszego utyskiwania. Drugim istotnym zagrożeniem był ogień. Trzecim trajektoria płonących* ciał stałych.
- Obawiam się, że w tym celu musielibyśmy porwać arcyksiążęcego krawca! - zaśmiał się i "ucałował" kobiecą dłoń, wyobrażając sobie jakiegoś spanikowanego fircyka, wściekle wymachującego swoimi pantoflami w powietrzu i usiłującego wołać o pomoc przez gruby materiał koca. Najciekawszy byłby widok służby biegającej za już częściowo oskubanym ptactwem wszelkiego rodzaju. Wszędzie. W całej Krainie. Codziennie, byleby dogodzić gustom dworzan.
- Och... no wiesz. Brzuszek mi raczej nie grozi. Nie mnie. - Początkowo nie wiedział, jak powinien przyjąć niespodziewany komplement, więc obrócił go w żart. - Za dużo panien do gonienia - puścił jej oczko, po czym oficjalnie przywitał się z panną Alice Murphy. Trochę wątpił w prawdziwość jej miana, gdyż było zwyczajne, ludzkie wręcz, co wywołało u niego natychmiastowy dysonans. - Proszę się nie obawiać. Gonię jedynie w celu upewnienia się, że wszystko odbywa się w należytym porządku - dopowiedział i wyprostował się. Alice rumieniła się niewinnie i kusiła, by zerwać ją niczym świeży owoc. Niestety, dla niej, w opinii Keera byłby zbyt słodki, mdły lub wręcz sfermentowany.
- Choć nie wątpię, że dzisiejsza noc zaowocuje kilkoma bękartami... - zakończył swą wypowiedź, krzywiąc się z niesmakiem. Mina zupełnie mu zrzedła, gdy usłyszał, co takiego piją wielmożni panowie. Spirytus? Co oni? Mieli żołądków jak krowy? Sześć nerek? Zapasową wątrobę? Nic im nie groziło, ale... kurna, bardziej hardcorowym sposobem na przyjęcie spirytusu było tylko wlanie go w siebie drugą stroną. Pokrótce: fuj; blech; co do chuja; pewnie sam bym pił spirytus, gdyby ktoś mi naskoczył.
Amfiteatrowa budowa pomieszczenia pozwalała na podsłuchanie wymiany zdań zupełnie bezproblemowo. Wzmocniła huk wystrzału. Aż dziw, że nie było słychać szumu krwi, bębnienia kropel i kawałków mózgu o podłoże. W snach zawsze były tak wyraźne. Widział każdy szczegół z tak bliska, jakby cały nieboskłon stał się ekranem, do którego został dociśnięty. Dźwięki zdawały się dochodzić od wewnątrz. Może właśnie z tych powodów pokazowy finisz jegomościa w dole zasiał w nim niechęć i rozczarowanie. Jednocześnie zapragnął zbiec na dół, samemu pociągnąć za spust i doświadczyć śmierci. Zawsze znajdował się tak blisko niej, lecz zapadając w letarg ogarniała go nicość, a raczej nijakość.
- Nosz! Ubiegli mnie! - pacnął w dłonią w balustradę, po czym odwrócił się do towarzyszek... oraz zwycięzcy pojedynku. - Cóż mogę rzec? Było krótko i gwałtownie wzorem Kryształowych Pustkowi, ale tak! Podobało się! - podsumował i posłał Szronowi niesięgający oczu uśmiech. - Gratuluję wygranej. - Lekko skłonił się z uznaniem dla kociego sprytu.
- Jeśli liczyć zabawę, wymianę plotek oraz nadrobienie zaległości z moją przyjaciółką jako sprawę... owszem, chciałbym ją załatwić. - odparł, siląc się na spokojny i beztroski ton. Cóż, średnio mu to wychodziło, bo praktycznie wwiercał w Kocura swoje jastrzębie gały, jakby miał zamiar rozszarpać go na strzępy. Wyciągnął dłoń w stronę znajomego z widzenia agenta. - Miło poznać, choć preferuję lżejsze toasty. - Nagle uśmiechnął się szczerze, bo i Szron taki był. Na dodatek zimny i niedostępny. Dzielił ich gruby mur wzajemnej nieufności, ależ ile oparcia on dawał! Obaj byli bezpieczni w swoich skorupach.


*Niestety ogień nie wpływa na trajektorię ciała stałego w sposób znaczący na krótkich dystansach, tj. jak nie spierdolisz wystarczająco szybko, to lepiej żebyś miał karnet u Blackburna - ciekawe, że spalenizna zwykle jest czarna - na operację plastyczną.


Arena z Koszmaru PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Arena z Koszmaru 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Re: Arena z Koszmaru
Pon 24 Lut - 16:24

Zachęcamy do odgrywania wspomnień i wrażeń z walk przeprowadzonych na Arenie - wszak choć wyszła bez szwanku, postać nadal je pamięta.

Powrót do góry Go down





15
Gif :
Arena z Koszmaru 5PUjt0u
Godność :
Alice Murphy
Wiek :
19 lat
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
158/49
Znaki szczególne :
Bordowe oczy i rogi?
Pod ręką :
Czarna Karta, papierosy, krucza papierośnica, krucza zapalniczka, zapalniczka zippo.
Broń :
Kastet, rewolwer, sztylet, dwa magazynki.
Zawód :
Wszystkim za co zapłacisz.
Stan zdrowia :
Jeszcze zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t275-policz-do-15
15Nieaktywny
Re: Arena z Koszmaru
Wto 3 Mar - 19:13
Przez to, że ludzie zaczęli się zbierać po walce nasza mała Cyrkówka też postanowiła się zebrać. O dziwo miała zamiar to zrobić jeszcze przed pojawieniem się kruczego barona na trybunach. Możliwe, że Cyrkówka istotnie postanowiła uciec swojemu opiekunowi, a przynajmniej tak dla bardziej zapoznanych z sytuacją, albo podsłuchujących wcześniejszą rozmowę kobiet.
Nie mniej dziewczyna się nie pożegnała, tylko spokojnie wycofała z towarzystwa. Jeśli jednak Erin zwróciła by uwagę na jej ucieczkę, to czarnowłosa pomachała by jej na pożegnanie z delikatnym uśmiechem na ustach.
Rzeczywiście miała ochotę uciec, ale tylko dlatego, że znudziło ją towarzystwo i ich rozmowy. Pora była by rozejrzeć się za ciekawszym zajęciem w tym wielkim zamku. A tych na pewno nie brakowało dzisiaj.

Z/T

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Arena z Koszmaru 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Re: Arena z Koszmaru
Sob 7 Mar - 21:02
Trudno było powiedzieć, by brak uśmiechu na twarzy Christophera oznaczał coś złego. Zasadniczo, to raczej obecność tego uśmiechu powinna martwić wszystkich naokoło. Ten dosyć powszechny wyraz twarzy towarzyszył dzisiaj niemal wszystkim, poza oczywiście lodowatym strażnikiem, obrońcą Drzazgi. On ani nie lubił się uśmiechać, ani nie robił tego zbyt często. Nie miał ku temu zbyt wiele powodów, chociaż właśnie jeden z nich dopiero co strzelił sobie w łeb na arenie. Morrison lubił ludzi, którzy pogodzili się z przegraną i nie kombinowali nadmiernie. Szybko i z przytupem baron zakończył to wszystko, co by nie przynudzać widzów. Dachowiec zamierzał oczywiście nie zabijać Ivora, by móc patrzeć jak zwija się z bólu, ale nie było mu to niezbędne. Cień zdawał się i tak dostać nauczkę, do tego okazał się dosyć honorowy. Chris nie zmienił zdania w jego kwestii, ale przynajmniej przekonał się, że ma jakąkolwiek klasę, a nie jest zaś przeciętnym oszustem z brudnymi rękoma. Członek stowarzyszenia był pewien, że jeszcze się kiedyś spotkają. Być może w momencie, gdy strażnikowi przyjdzie walczyć z Cieniem, tym razem naprawdę.
- To świetnie.
Odparł Seamair nieco mniej lodowato, niż miał w zwyczaju. W jego głosie czaiła się... satysfakcja. Mógł tylko wyobrażać sobie, jak jego towarzyszka gotuje się w środku. Nie był pewien, czy cały ten pojedynek od początku planowała, by skończył się jego porażką. Wiedział jednak, że nie życzyła mu zwycięstwa. Obecność jego gęby na tym pomniku dobitnie powinna jej przypominać, że nie powinna ich więcej ładować w tego typu sytuacje, bo z pewnością nie on na tym ucierpi.
- Miło to słyszeć... - przeniósł wzrok na drugiego ze strażników, lustrując go swoim lodowatym spojrzeniem - Chociaż przyznam szczerze, że z początku liczyłem tylko na upicie naszego drogiego barona.
W jego głosie krył się nawet żart, mimo że Christopherowi nie było do śmiechu. Zwłaszcza, że dostrzegł, ile szczerości w sobie miał uśmiech Gawaina. Chociaż obaj byli strażnikami, dachowiec nie zamierzał spuszczać gardy, co też chyba nie spodobało się jego gościowi. I na to właśnie liczył.
- Nie, na dzisiaj dosyć mam pojedynkowania się. - stwierdził krótko, po czym spojrzał na kobietę - Nie wspominałaś o nim nigdy, a szkoda... Wiele straciłem.
Nie dziwiło go to nawet zbytnio. Seamair praktycznie nigdy nie mówiła mu nic o sobie. Sam musiał grzebać w poszukiwaniu informacji na jej temat, by móc wiedzieć, gdzie znika, gdy jej nie ma. Miał za zadanie jej pilnować, a niestety czasami sama mu się wymykała. Ona zresztą zdaje się, że grzebała w informatorach równie mocno, co jej "prześladowca".
- Z wzajemnością. Czymś lżejszym również nie pogardzę.
Chris spojrzał z powrotem na strażnika i uścisnął jego dłoń. Wiercące spojrzenie Gawaina dosyć szybko napotkało przeszkodzę nie do pokonania. Lodowata ściana, jaką przed sobą stawiał, skutecznie chroniła go od wszelkich tego typu wierteł. Po prostu psuły się na samym początku. Na szczęście nie musieli tego powtarzać w kółko, bo cień wreszcie tę ścianę dostrzegł. I docenił. A dachowiec docenił to, że on to docenił i nie zamierzał więcej pchać mu się z buciorami do duszy.
- Christopher Barker. - sam się przedstawił, w odpowiedzi na słowa Seamair - Jeśli jest Pan przyjacielem Erin, to jest Pan również moim przyjacielem. A przynajmniej się dogadamy.
Kącik ust u dachowca uniósł się nieznacznie w górę. Nie dlatego, że cieszyło go to spotkanie, bo nie cieszyło. Cały ten bal nadętych arystokratów go nie cieszył, ale musiał jakoś to znieść. Po prostu bawiło go, jak często dzisiaj manipulować będzie musiał słowami. Wątpił, by mógł zaprzyjaźnić się z Gawainem. Na pewno nie był również przyjacielem Seamair, natomiast nie kłamał. Jeśli cień nie zamierzał utrudniać mu roboty, w co szczerze wierzył, to mieli szansę się dogadać.
- Może udamy się w nieco bardziej przystępne miejsce na rozmowy?
Uniósł nieznacznie brwi, spoglądając w kierunku towarzyszącej mu dwójki. Dosyć już miał serdecznie areny i jeżeli tylko zgodzili się na to, opuścił ją czym prędzej.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Arena z Koszmaru Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Arena z Koszmaru
Nie 8 Mar - 4:51
Zadowolenie na twarzy kocura było dla mnie niecodziennym widokiem. Niecodziennym, lecz zdecydowanie nie uznałabym tego za widok godny zapamiętania. Jeśli już zachowywałam w pamięci, coś związanego z Christopherem, były to informacje, jakie mogłam, wykorzystać przeciw niemu, albo też obraz jego twarzy wykrzywionej w grymasie złości bądź irytacji. Takie właśnie “obrazki” były dla mnie niczym małe trofea.
Zwykle twarz Szrona nie zdradzała emocji. Można było odnieść wrażenie, iż chłód, jaki wokół siebie roztacza, zmroził również mięśnie jego twarzy. Teraz jednak gloria i chwała, po odniesionym zwycięstwie musiały, podziałać nań niczym fala odwilżu, która sprawiła, iż Szron był zdolny do czynów tak niezwykłych, jak uśmiech oraz wyduszenie z siebie więcej niż kilku słów.
Być może nie doceniałam umiejętności aktorskich Dachowca ? Wszak również był członkiem Stowarzyszenia, to właśnie przez przynależność do tajnej organizacji, opanowanie tejże sztuki zdawało się koniecznością. Mimo iż w trakcie większości działań prowadzonych dla SCR mogliśmy kryć swe oblicza za maskami, to jakże często byliśmy zmuszani do grania wymaganej roli… Zabawne, że jeszcze kilka lat temu brzydziłam się kłamstwem, ponieważ tkwiłam w nim całe swe życie. Szybko jednak uświadomiłam sobie, iż w życiu, kłamstwo stanowi cenną broń, z której musiałam nauczyć się korzystać. Przyszło mi to, łatwiej niż sądziłam, ale przecież miałam dwójkę “wspaniałych” nauczycieli. To dzięki nim zaufanie, miłość, troska przez tyle lat stanowiły dla mnie jedynie puste słowa. Do dziś, nadal nie przychodzą mi z naturalną łatwością… Blizny, które nosi moje ciało, nie są tymi najgorszymi. Te, które dawne życie pozostawiło w mojej psychice, są znacznie głębsze i zdecydowanie mniej schludne.

Gdy Christopher poskarżył się na fakt, iż nigdy nie wspomniałam o znajomości z Cieniem, jedna z moich brwi nieznacznie uniosła się ku górze. Powstrzymałam się jednak przed komentarzem, gdyż ten nie mógłby być szczery. Cała nasza trójka, była teraz zmuszona do trzymania się swoich ról. W każdym razie tak długo, jak mieliśmy widownię. Wyglądało jednak na to, iż ta ma ochotę się ulotnić. Dostrzegłam nagłe wycofanie się Alice, zdążyłam jeszcze wymienić z nią przelotne spojrzenie i uśmiech. Było w niej coś, co sprawiło, że miałam ochotę poświęcić jej więcej uwagi, lecz nie byłam pewna, czy balowa sala była sceną właściwą dla tego typu znajomości. Zaraz po tym przeniosłam spojrzenie na Barona, ciekawa czy ma zamiar jeszcze do nas dołączyć, czy może od razu popędzi za swą “uroczą” podopieczną.

Jakże słodko… pomyślałam, na krótką chwilę przymykając powieki, głównie po to, by powstrzymać się przed wywróceniem oczami. “Jeśli jest Pan przyjacielem Erin, to jest Pan również moim przyjacielem.” Te słowa mnie rozbawiły, nawet jeśli miały stanowić jedynie użytek dla naszego małego kółka teatralnego… Gdy ponownie otworzyłam oczy, mój wzrok skupił się na Gawainie, byłam ciekawa co też Dręczyciel myśli o moim prześladowcy.
-Faktycznie, można rozejrzeć się za jakimś ciekawszym miejscem. Najpierw jednak warto, zrobić coś z tym.Tym bardziej, skoro spotkanie z gospodarzem nadal przed nami.
Gestem dłoni wskazałam na plamę po winie, która wyraźnie odcinała się na tle jasnej koszuli Dachowca. Już wcześniej jeden z lokajów próbował zaoferować swą pomoc, wybrał jednak wyjątkowo kiepski moment na swą wizytę. Nic zatem dziwnego, iż odszedł przestraszony, kiedy zorientował się, iż Christopher oraz Ivor są zajęci skakaniem sobie do gardeł.
-To nie powinno zająć zbyt wiele czasu.
Zależało mi, by jak najszybciej spotkać się z Lordem Protektorem. Nadal żywiłam urazę do Arcyksięcia, za to w jak wymyślny sposób postanowił mnie ukarać. W moim odczuciu kara była zdecydowanie nieadekwatna do winy… Mimo to miałam zamiar właściwie odgrywać swoją rolę, zaś młoda Arystokratka wiedziała, iż nie wypada przychodzić na przyjęcie z pustymi rękami. Niestety miałam obawy, iż “dobicie się” do Rosarium nie będzie wcale takim prostym zadaniem.
-Lucjuszu czy jeśli porwiemy Cię na jakiś czas, ktoś może mieć mi to za złe? Wolałabym zawczasu uniknąć wszczynania kolejnych konfliktów…
Rzuciłam delikatny akcent na “wszczynanie konfliktów”, jednocześnie spoglądając w kocie ślepia.
Wątpiłam, by Cień przybył samotnie, dlatego zastanawiało mnie, gdzie podziała się jego partnerka. Wolałabym nie paść ofiarą żadnego uroku, rzucanego przez zazdrosną pannę. Podobno zazdrosna kobieta, to jedna z najbardziej okrutnych i niszczycielskich sił natury.
-Gdzie Panowie proponują się udać?
Prawda była taka, że miałam ochotę wybierać się gdziekolwiek tylko z jednym z towarzyszących mi strażników. I miałam zamiar doprowadzić do tego, że faktycznie będę mogła swobodnie porozmawiać z przyjacielem. A może i nawet nieco się zabawić? W końcu byliśmy na balu... Istniało kilka sposobów, na to by cała ta impreza stała się dla mnie bardziej atrakcyjna. Pierwszym z nich były sztuczki magiczne, w których magik sprawia, iż pewien kot znika.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Arena z Koszmaru 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Arena z Koszmaru
Pon 16 Mar - 22:37
Spojrzenie, którym został uraczony można było odebrać na wiele sposobów. Szron już przy pierwszym kontakcie zapisał się w pamięci Cienia jako ktoś konfliktowy. Nie, że rwał się do bitki. Postawą, podejściem, tonem zachęcał, żeby mu porządnie wpierdolić, ale Keer miał dobry humor, więc ani pełna buty gadka, ani ostrożność Dachowca do niczego go nie prowokowały. Nie mógł powiedzieć tego samego o Seamair. Ta zapewne ułożyła tysiąc stosów z kości niezliczonych Szronów i właśnie polewała je smołą.
Gawain uniósł brwi w sztucznym zdziwieniu. - Gdyby został pan wyzwany na pojedynek w jedzeniu, a potem przeciwnik wybrałby jedzenie snów wynik byłby podobny - pociągnął żart kolegi po fachu.
Gwałtownie obrócił głowę w stronę Seamair - No wiesz! Chyba się mnie nie wstydzisz? - prychnął, starając się nie wychodzić z roli, ale i tak czuł się jak debil. Maski, kostiumy, przebrania - nieużywane porastały kurzem, zjadał je czas i mole, przestawały pasować. Dawno nie występował w roli zdziwaczałego Lucjusza, przez co zdawało mu się, że szkliwo popęka mu od bzdur, które wypowiadał.
Zerknął na Alice, która zaczęła się wycofywać. Wyraźnie chciała pozostać przy tym niezauważona, więc nie gonił za nią, nie wołał. Czyżby wstydziła się wyboru partnera na dzisiejszy wieczór? Wszak dał się podejść, po czym poddał walkę. Gdyby publiczność była liczniejsza nie musiałby narzekać na brak mało konstruktywnej krytyki. Skinął kobiecie głową. Przecież czekało na nią jeszcze wiele rozrywek.
- Tym się niestety nie podzielę! Obiecałem pilnować szampana pewnej pani. - Uniósł dwa kieliszki, które trzymał między palcami lewej dłoni. Mam, ale nie dam, zdawała się mówić jego mina, przy czym uścisnął dłoń Christophera. - Nie tylko słowa mówią. - Odparł, lecz nie odwzajemnił uśmiechu. Seamair zwróciła jego uwagę na wątpliwą ozdobę na koszuli Christophera. Skrzywił się nieznacznie.
- Tak się składa, że mam odpowiednie utensylia na podorędziu - przez ciepłą fasadę przebiła się suchość i obojętność profesjonalizmu. Wspomnienie o wizycie u Arcyksięcia okazała się łyżką dziegciu w beczce miodu. Czasem miło byłoby zapomnieć, że jego życie stało się pracą. - Jeśli pan chce, możemy ukryć plamę zmieniając jej kolor - w prostych słowach przedstawił swój plan, po czym zwrócił się do Seamair.
- Po stokroć. Moja partnerka i tak już się dąsa, dlatego wolałbym czym prędzej porwać ją z parkietu... - I z pewnych łasych, lisich łapsk.
Spiął brwi i zawiesił na czymś wzrok. Trwało to ułamek sekundy, lecz towarzystwo bez problemu mogło zorientować się, że Seamair poruszyła drażliwy dla Keera temat. Nie kipiał ze złości, do przygnębienia również było mu daleko. Ponownie odczuł dyskomfort. Nieokreślone coś, które wypływało na powierzchnię jedynie na moment, by umknąć nim uczepi się tej myśli.
- Pan Christopher zdaje się wolałby zaszyć się w spokojniejszym kącie. Proponuję jadalnię lub spacer po błoniach, dzisiejszej świątyni hazardu.


Arena z Koszmaru PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Arena z Koszmaru 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Re: Arena z Koszmaru
Wto 24 Mar - 19:44
Niestety, teatrzyk jak żenujący by nie był, musiał trwać. Christopher najchętniej zaszyłby się gdzieś ze swoim spirytusem i czekał na koniec przedstawienia, z kąta obserwując kolejnych bufonów na parkiecie, ale przyszedł tu z kimś. I nawet to nie byłoby problemem, bo mógłby zwyczajnie zamknąć babsko w jakiejś łazience, ale ta niestety raz, że miała kontakty, dwa, że miała moce, a trzy, że byłoby to dość nieprofesjonalne. A Barker musiał przyznać, że dla takich chwil, jak mina barona podczas pojedynku byłby w stanie nawet wybaczyć przełożonemu tak kretyńskie zadanie. Jedna była chyba tylko rzecz, w której razem się z Seamair zgadzał. Zadanie pilnowania jej to jakaś pomyłka. Według niej dlatego, że nie potrzebuje opieki, a według Christophera dlatego, że ktoś chyba pomylił jego specjalizację. Najpewniej nawet nie nadepnął by jej tak na odcisk, gdyby nie pierwsze spotkanie, w którym jasno mu udowodniła, iż ich szef miał rację co do ochrony. Problem w tym, że wybrał niewłaściwą osobę. Dachowiec wolałby z pewnością uganiać się teraz za jakimiś kryminalistami, lecz niestety zostało mu jedynie rzucać miłymi słówkami na pełnych masek balach. Wyglądało na to, że nawet inni strażnicy nie okażą się deską ratunku w tej rzece absurdu.
- Widzi Pan... - Christopher schował jedną z butelek do kieszeni spodni - Problem polega na tym, że zwyczajowo to wyzwany dyktuje warunki pojedynku. A mi zdarza się stać jedynie po jednej stronie rękawicy.
Głos mężczyzny nie był zbyt głośny. Zasadniczo, to przypominał nieco pomruk, ale jakimś cudem jego rozmówcy dobrze słyszeli ochroniarza. Ten jeden raz za to nie brzmiał ani trochę sztucznie, bo i nie musiał być sztuczny. Nie kłamał, a wolał przy tym, by Lucjusz już teraz zaniechał wszelkich prób prowokowania go. Było to wyjątkowo obusieczna broń, o czym przekonał się już baron.
- Jeśli tak gryzie się ona z moim ubiorem, to proszę bardzo... Będę wdzięczny.
Odpowiedział mu na propozycję ukrycia plamy po winie. Christopher tak naprawdę mógłby latać i z nią, gdyby tylko była to jego decyzja. Przynajmniej odstraszałaby większe ilości arystokratów, których najwyraźniej zwabiały stroje wybrane przez Drzazgę. Ledwie weszli na bal, a już dopadł ich jakiś wyjątkowo podejrzany szlachcic. Na szczęście mieli okazję udać się wreszcie gdzieś, gdzie będzie nieco spokojniej.
- W takim razie nie będziemy zajmować zbyt wiele czasu. Krótki spacer i będzie mógł Pan wrócić do swojej wybranki.
"A my pójść do cholernego arcyksięcia i zniknąć stąd" dodał już w myślach. Dachowiec po tych słowach skierował się na błonia, o ile nikt nie miał nic przeciwko. Dość już miał areny, a podejrzewał, że niejedni urażeni goście będą chcieli się tu jeszcze pobawić. Na chwilę się tylko jeszcze zatrzymał, zwracając do swojej partnerki.
- A tak, zapomniałbym... Lepiej pić w towarzystwie.
To mówiąc, podał kobiecie trzymaną jeszcze butelkę spirytusu. Specjalnie ją zabrał dla niej. Miał to być swego rodzaju triumf, poza tym oczywiście, że może i ją uda się upić, tylko że poza areną. Miałby spokój do końca wieczoru. Jeśli jej nie przyjęła, to Christopher jedynie wzruszył ramionami i również tę butelkę schował do kieszeni.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Arena z Koszmaru Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Arena z Koszmaru
Pią 27 Mar - 1:19
Gdy sieć intrygi, powoli wzbogacała się o nowe nici... stało się coś, czego zupełnie nie wzięłam pod uwagę. Cios, który nadszedł od strony sprzymierzeńca... Nie można było tu jednak mówić o zdradzie, gdyż Cień nie znał wszystkich moich planów. Chociaż, tego wieczoru liczyłam na życzliwość z jego strony. Jak się jednak okazało... doczekał się jej również Christopher i właśnie to sprawiła, iż moje działania nie maiły przebiec zgodnie z pierwotnym zamysłem.
Chciałam udać się z Dachowcem do jednego z korytarzy, miejsca bardziej odludnego i tam właśnie zaatakować. Wówczas nie ściągnęłabym podejrzeń również na Gawaina, teraz istniało takie ryzyko... nie mogłam jednak czekać, ponieważ lepsza okazja mogła się nie nadarzyć.
Teraz kiedy została tu już tylko nasza trójka (po tym, jak Baron odszedł, zapewne w ślad za swą podopieczną), była to szansa, której nie mogłam przegapić.
Na krótką chwilę przymknęłam powieki, po czym zaczęłam „poprawiać” ozdobę tkwiącą w moich włosach. Wolałam nie tkwić bez celu, kiedy w moim spojrzeniu dało się dostrzec cień rozczarowania. Całe szczęście niewielki to też łatwy do przegnania, zarówno z myśli, jak i oblicza. Będzie nieco trudniej, ale czymże jest zabawa, jeśli nie ma w niej wyzwania i nuty ryzyka?
Obserwowałam cały proces, kamuflowania plamy.
Widok Cienia, który to zgrabnie wymachiwał przedmiotem,będącym obiektem pożądania dzieci, (nawet jeśli mocy by nie posiadał) był uroczy. Trudno było mi powstrzymać zadziorny uśmiech, który niespodziewanie wkradł się na moje usta. Było kilka artefaktów, których autorzy, czasem zapominali o funkcjonalności owych przedmiotów.
-Całkiem praktyczna, słyszałam, że część sławnych Baśniopisarzy dysponowała podobną umiejętnością. Chyba nie miałam jeszcze okazji, poznać nikogo będącego przedstawicielem tej rasy, a podobno trudno ich przeoczyć.
Może uda mi się to zmienić właśnie w trakcie balu? Jak się okazało kontakty towarzyskie, zdawały się irytować mojego drogiego opiekuna... co oznaczało, że jednak powinnam spróbować pokręcić się w towarzystwie. Wszak był to bal, a ja jeszcze nawet nie dotarłam na parkiet.
-Albo, możemy porwać ją ze sobą. Wszak kto wie jakie niebezpieczeństwa mogą czyhać na tanecznym parkiecie.
Wtrąciłam, tę małą złośliwość rzucając Szronowi wymowne spojrzenie. Skoro sam tak pilnie troszczył się, o to bym nie wtargnęła na ten złowieszczy obszar, to powinien uwzględnić, iż Cień również może nie chcieć pozostawić tam swej lubej na zbyt długi czas.
-Świątyni hazardu ... brzmi kusząco.
Gdy zauważyłam, że Dachowiec właśnie zmierza do wyjścia, już miałam się odezwać, lecz ten zdążył mnie w tym ubiec.
Przez krótką chwilę dało się dostrzec, moje zmieszanie po tym, jak kocur podarował mi butelkę... zwyczajnie, było to coś, czego się nie spodziewałam. A i w słowach ogoniastego, nie od razu doszukałam się zaczepki. Lecz gdy przez wspomnienia, przemknęły niedawno widziane sceny pojedynku, znalazł się również sens owego gestu. Mimo wszystko uśmiechnęłam się, na swój sposób doceniłam ten podarek, czy raczej idącą za nim okazję.
-Dziękuję. Mam nadzieję, że nie obrazisz się, jednak jeśli zachowam go na kiedy indziej. Dziś wolę celować w nieco łagodniejsze trunki, więc odłożę to w bezpieczniejsze miejsce.
Ujęłam chłodną butelkę w obie dłonie, po czym w powietrzu tuż u mego boku zamigotał niewielki portal, którego tarczę celowo ustawiłam tak, abym tylko ja dobrze widziała, dokąd prowadzi. A wyjście wcale nie znalazło się daleko, bowiem zawisło jakiś pół metra nad głową Christophera. Ja zaś gdy tylko wsunęłam dłonie do portalu, przycisnęłam palce tak, aby zwolnić mechanizm tkwiący w pierścieniu, dzięki czemu ten wyrzucił z siebie skromną zawartość w postaci drobnego złotego pyłku. A dokładniej pyłku, który tworzyły Fliksy, czyli wywołujący stan głębokiego zapomnienia i całkowitej obojętności na otoczenie. Idealne, aby zamroczyć kocura na krótką chwilę i uciec.
Spoiler:
-Może Twoją też przechować? Noszenie jej w kieszeni, chyba nie jest szczególnie wygodne.
Powiedziałam spokojnie, jak gdyby nigdy nic, jednocześnie zerkając na kocura, który właśnie powinien popadać w błogostan. Wystarczyła tylko odrobina pyłku... a odległość była zbyt mała, nawet przy uniku sam ruch powietrza powinien porwać drobiny w ślad za ogoniastym.
Przez tę krótką chwilę mogło zdarzyć się naprawdę wiele... gdyby z jakichś powodów pyłek nie zadziałał, musiałabym gotować się na konfrontację z kocurem. A wątpiłam, by ten uznał, iż to jedynie niegroźny żart z wykorzystaniem odrobiny brokatu. W końcu wycofałam dłonie z portalu, nadal trzymając w nich ofiarowany mi trunek.

*
Jeśli wszystko zadziałało, jak należy, miałam teraz przed sobą Szrona, stojącego nieruchomo z wymalowanym na twarzy błogi uśmieszkiem. To zaś wywołałoby mój szeroki uśmiech.
-Wybacz, jeśli Cię tym zaskoczyłam. Mam nadzieję, że nie będzie sądził, że jesteś w to zamieszany. Lepsza okazja mogła się nie trafić, a ja naprawdę potrzebuję chwili wytchnienia od tego Koteczka...
Mówiąc to, szybko schowałam butelkę do bezdennej sakwy. Nie miałam zamiaru marnować dobrego alkoholu, tym bardziej że był składnikiem wielu eliksirów, jakie tworzyłam.
-Nie mamy zbyt wiele czasu. Nie ruszaj go, możemy spokojnie rozmawiać, nie będzie pamiętał co się teraz wokół niego działo.ale pyłek przestanie, działać za chwilę. Hmmm pamiętasz, jak opowiadałeś mi, o tym przeklętym gwizdku, tworzącym czyjąś zjawę? Czy masz go może przy sobie?
Byłoby smutne, gdyby Dachowiec ocknął się zupełnie osamotniony... dlatego chciałam temu zapobiec. Gdy tylko Cień pozwolił mi skorzystać z artefaktu i dokładnie wyjaśnił jak go użyć, nie zawahałam się, by cicho weń gwizdnąć, skupiając wszystkie swoje myśli na swym Strażniku. Jeśli artefakt zadziała, to według słów Gawaina, dachowiec po ocknięciu się zobaczy u swego boku moją magiczną projekcję, która to będzie wszędzie za nim podążać. Jakże ironiczna zamiana ról... Rzecz jasna, nie mogłam mieć pewności, że gwizdek zadziała, a nie będę mogła tego sprawdzić. Był to jednak tylko dodatek, ot kolejna rzecz, jaką mogłam zirytować i może zdezorientować Christophera. Wątpiłam jednak, aby ten długo dał się zwodzić, magiczne widmo było nieme, zaś jego oryginał w mojej osobie słynął z ciętego języka. Mimo wszystko nie zaszkodziło spróbować.
Z zadowoleniem zerkałam na postać kocura, chcąc rzucić jakiś złośliwy komentarz, lecz w obecnej sytuacji nie miało to sensu.
-A teraz mój drogi Lucjuszu, szybko porywamy Twoją wybrankę i uciekamy zaszyć się, gdzieś gdzie trudno będzie nas znaleźć.
Przemawiała przeze mnie adrenalina, która podsycała ekscytację. Trudno było mi teraz zachowywać się niczym wytworna młoda upiorna. Miałam wielką ochotę, dokonać zbrodni na swej pięknej kreacji, skracając ją na tyle, by odzyskać pełną swobodę poruszania się. Był to niestety pomysł niemądry, który ściągałby na moją osobę, jeszcze więcej uwagi niż w stanie aktualnym.
Złapałam Cienia pod ramię, po czym pociągnęłam za sobą w stronę wyjścia, zwalniając, dopiero gdy zdałam sobie sprawę, iż mój kompan, mało co nie straciłby po drodze, deseru i szampana, którego obiecywał strzec.
-Wybacz...

Christopher >
Pyłek bestii Fliksy – czas działania 1 post
Gwizdek Prześladowcy (przedmiot pożyczony za zgodą posiadacza) – czas działania 3 posty od przebudzenia


zt x 2 Seamair + Gawain


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Arena z Koszmaru 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Arena z Koszmaru
Nie 29 Mar - 20:31
Spojrzenie jastrzębich oczu ponownie przebiegło po Dachowcu, gdy ten kusił los. Każdy otaczał opieką drogą mu rzecz lub osobę. Każdy taką rzecz miał. Odkrycie co poruszyłoby wrażliwą strunę w zimnym Kocurze i zmusiło go do rzucenia wyzwania pozostawało tylko kwestią czasu i chęci.
- Nie powiem... wygodnie się pan dziś urządził - powiódł wzrokiem ku arenie, po czym zaczął grzebać po kieszeniach. Tęczowa Różdżka zatańczyła krótko między palcami Cienia. W jego męskich łapach wyglądała śmiesznie krótko, ale spełniała swoją funkcję.
- Mogę zmienić deseń na taki cały w plamy. Wtedy ta jedna nie będzie się z niczym gryzła - odparł kąśliwie, ale plama już powoli znikała. Oczywiście nadal tam była, lecz miała kolor koszuli, była "niewidzialna". Niestety przeźroczysty kolorem nie był.
- Ja również, choć któryś mógł się nie przyznać. - wyprostował się i schował magiczny przedmiot. Miał podejrzenia kto mógłby być Baśniopisarzem, lecz wolał nie wpuszczać myśli akurat w tę aleję. Cicho westchnął i pokręcił głową. Czy gość w ogóle go słuchał? A może był zbyt oziębły nawet przy najgorętszych babkach, że nie zdobył się na odrobinę męskiej solidarności. - Niestety już zaczyna być zbyt wiele - odparł niezadowolony, gdy Seamair właśnie się wtrąciła. - I właśnie dlatego idę po nią teraz. Nie widzi mi się łagodzenie fochów przez resztę wieczora. - odpowiedział Seamair jednocześnie machnąwszy ręką w stronę Dachowca. Tak po prostu wziął i polazł, choć to próba wciśnięcia Drzazdze spirytusu bardziej pokazała jego olewajstwo. Naprawdę nienawidzili siebie nawzajem albo przymusu, którym był rozkaz Arcyksięcia.
Facet ledwo odwrócił się do nich plecami, a ta już kombinowała. W zasadzie kombinowanie było już za nią. Wszystko sobie obmyśliła, przygotowała zawczasu. Wsza co wlezie wszędzie! Niepozorna, bo ociekająca złotem, ale wsza. I weź ją potem złap!
- Rozłąka dobrze wam zrobi - zaśmiał się serdecznie na tę niegodziwość. Drzazga miała teraz przebywać w otoczeniu drugiego agenta. Nie łączył ich obowiązek, więc jego obecność jej nie wadziła. Czy tak nie było lepiej? Naturalniej?
- Pamiętam gwizdek - odparł cicho i pomachał Kocurowi ręką przed oczami. Korciło, żeby wymacać uszy, wyciągnąć jęzor na zewnątrz albo zrobić inną głupią rzecz, ale miał nie ruszać, to nie ruszał. - ale przeklęty będzie tylko dla niego. - Nie patrząc na Seamair wyciągnął i podał jej gwizdek. Obszedł Szrona. - Coś ty mu zrobiła? - Spojrzał na nią zza mężczyzny i lekko się skrzywił, bo jednak było od niego czuć spirytusem. A potem został bezceremonialnie pociągnięty za ramię.
- Jasne... Ej! Uważaj! - prawie wylał szampana na własne buty...

->> Zimowa świątynia


Arena z Koszmaru PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Arena z Koszmaru 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Re: Arena z Koszmaru
Czw 2 Kwi - 2:03
Wzrok Christophera powędrował w ślad za Gawainem, gdy ten mierzył wzrokiem arenę. Cóż, dachowiec nie zwykł żyć przechwałkami. Albo mówił prawdę na temat siebie, albo milczał. Albo kłamał, by osiągnąć cel misji. W tym jednak wypadku misja w ogóle nie zakładała walki z baronem. Morrison naprawdę cieszył się, że mógł utrzeć nosa takiej problematycznej osobistości, natomiast nie było to godne kłamania.
- Po prostu nie przemawiają do mnie takie świętości.
Prawda była taka, że Christopherowi przez cały czas obojętne było jego własne imię. Może właśnie dlatego tak łatwo udało mu się wykiwać barona - miał kompletnie w dupie swój honor. Podobnie, jak miał w dupie wszelkie plamy, jakie zdobiły jego koszulę. NO ale cóż... Towarzystwo jednak tego wymagało. Nie przepadał za słuchaniem się Seamair, ale na balu była akurat ta jedna, jedyna osoba, przed którą chciał dobrze wyglądać. Jego szef. Reszta go nie obchodziła i Christopher gotów był nawet opierać się dołączaniu do nich kolejnej osoby, ale nie powiedział tego wprost. jeszcze. A nawet jeśli zamierzał to zrobić, wynikła ta nieszczęsna sytuacja ze spirytusem.
- Skoro tak wolisz...
Machnął jedynie ręką na jej odmowę. Wystarczyło mu to, jak zmieszana była na początku i że butelka spirytusu będzie przypominać jej o pojedynku za każdym razem, gdy na nią spojrzy. Momencie, w którym musiała uznać jego sukces.

Niestety, podstępna żmija ten właśnie moment wybrała sobie na atak. Nim dachowiec się zorientował, już został obsypany jakimś dziwnym proszkiem. I nagle cały świat jakby się rozpłynął. jego myśli pofalowały w nieznanych dotąd stronach, które kompletnie mijały się z rzeczywistością. Christopher dosyć szybko pogrążył się w czymś na wzór błogiego snu. Z lekkim uśmiechem pod nosem po prostu gapił się w ścianę, gdy tymczasem towarzystwo rozmawiało sobie w najlepsze. Obudził się po jakimś czasie, nie widząc przy sobie już ich rudego towarzysza. W ogóle... Wszystko się jakby urwało. Jakby ktoś wyciął kawał z jego życia i niezręcznie je skleił. Dachowiec zerknął nawet na kobietę zaraz za swoimi plecami, spodziewając się, że tam zobaczy przyczynę tego dziwnego procederu. Nic jednak... Ona po prostu tam była.
- Gdzie jest ten twój przyjaciel?
Spytał ją, wyzbywając się kompletnie swojego oficjalnego tonu. Nie musiał się ograniczać, skoro byli sami. Seamair jednak nie odpowiedziała... W ogóle zachowywała się jakoś inaczej, ale Christopher postanowił dać tej nowej arystokratce jedną szansę. Ruszył w kierunku "świątyni hazardu", ciągnąc za sobą idealną kopię jego podopiecznej. Z czasem jednak zaczął nabierać podejrzeń. Gdy nie odpowiadał na kolejne pytania i zaczepki. Gdy nic nie mówiła i nic nie kombinowała. Gdy po prostu grzecznie stał. Bezpośrednia konfrontacja z iluzją również nic nie dała. Zresztą... Morrison nie potrzebował zbyt wielu podejrzeń, by stwierdzić, że Seamair go w jakiś sposób oszukała. Ciągle próbowała to robić. Wszystko wyjaśniło się, gdy tknięty przeczuciem postanowił dotknąć arystokratki. Chociaż ta wyraźnie nie chciała tego robić, w końcu musiała się zdemaskować. Gdy ten się nagle zawiesił, strażnik nie raczył go spojrzeniem ani chwili dłużej. Z wściekłością szalejącą w jego duszy rzucił się w tłum par, by ustalić, gdzie się podziała różowowłosa wsza. Nie zamierzał pozwolić, by swoimi dziwnymi gierkami wpakowała się w coś, co narazi na szwank jego reputację w oczach szefa. I w końcu, po poszukiwaniach trwających niemal godzinę, czyli stanowczo zbyt długo, ustalił jej lokację. Była nad księżycowym jeziorem.

ZT

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Arena z Koszmaru 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Arena z Koszmaru
Sob 29 Sie - 23:20
Keer westchnął nerwowo, przestąpiwszy próg hali skrywającej arenę i okrążającą ją widownię. Jego stopa postanęła na jej kamieniach po raz drugi tego wieczora, co zmuszało do przemyśleń, czy aby nie o jeden raz za dużo. To był jego pomysł. Chory, zakrawający o sadomasochizm, popaprany w równej mierze co Kraina Luster, więc pozostawało wręczyć sobie order za ten niebywały wyczyn. Wywoływał w Gawainie trwogę, a ta z kolei przywoływała na jego twarz uśmiech. Nerwowy? Szaleńczy? Radosny? Dysharmonia całkowicie nim zawładnęła i próżno było szukać w nim czegoś pewnego. Emocje i myśli płynęły przez niego nieskrępowane zwyczajowym chłodem. Impulsywny do granic możliwości właśnie komplementował dodatkowy ogon i uszy Luci.
- Gdyby nie... - rozejrzał się wokół i zakrył usta, by stłumić chichot. Mimo wszystko nie chciał, by ktoś inny naigrywał się z Yako. - Rozumiem jeszcze tyle ogonów, ale kolory... są dość wymowne, a jestem pewien, że wiesz, co mam na myśli! Za to uszy! Natura rąk mi poskąpiła, żeby je wszystkie wymiziać! - Znów zaśmiał się na widok dwóch par niezależnych od siebie radarów i przelotnie je pomiętosił, po czym machnięciem odgonił niesforne serduszka. - Ciekawe, czy długo tak będziesz miała. - Brwi Gawaina zafalowały porozumiewawczo i trochę drwiąco.
Podprowadził Yako do balustrady i zerknął na posągi. Jeden z nich przedstawiał Christophera w dumnej, pełnej nonszalancji pozie. Nawet zaklęty w kamieniu zdawał się obrzucać wszystko i wszystkich pogardliwym spojrzeniem, pod którym ciężka atmosfera areny nabierała rzeczywistego wymiaru. "Nikt nie da mi rady" - mówiło.
Oparł się i odsapnął po salwie śmiechu, którą zafundowało mu losowanie. Dziwaczny wygląd Demona osładzał gorycz porażki. Nigdy nie był dobry w grach losowych. Może to i dobrze? Wolał wykorzystywać limit szczęścia na polu bitwy.  - Czyli masz ochotę na powtórkę z polowania... - powiedział w końcu i zerknął na damę swego serca, piękną i władczą jak zawsze. - Więc... ja będę miał sierp, sztylet i kuszę, a ty biegasz jako lis lub w fatałaszkach? - dodał zaczepnie i zmrużył powieki, przypominając sobie szczegóły ich spotkania. Nie upłynęło wiele czasu od wydarzeń na Polanie Melodii, lecz perspektywa, z której je oceniał, zdążyła zmienić się już kilkukrotnie. Początkowo był zdenerwowany na nierozwagę Lisicy i zauroczony jej osobą. Potem zły na siebie, że dał się tak głupio podejść. Rozżalony po pożarze, zazdrosny, zaniepokojony... Ileż motywacji i uczuć składało się na jedno, pozornie proste słowo. Miłość. Miłość potrafiła wyczerpać wszystko, nawet pieprzony alfabet i słownik.
- Jeśli jesteś gotowa do tańca, omówię wszystko z arbitrem i... możemy dać się ponieść - uśmiechnął się do niej czule, lecz jego spojrzenie i gesty nabrały charakterystycznej ostrości. Oddech miał szybszy, a puls wyraźnie wybijał rytm nad kołnierzykiem. Adrenalina buzowała w Cieniu. Bardziej gotów być nie mógł.

7/7 Miłość wisi w powietrzu


Arena z Koszmaru PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Kejko
Gif :
Arena z Koszmaru Animesher.com_blue-eyes-shigatsu-wa-kimi-no-uso-black-cat-1706833
Godność :
Kejko Hanari
Wiek :
23 wiosny
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
170 cm / 57 kg
Znaki szczególne :
Piękne neonowo niebieskie kocie oczy.
Pod ręką :
Torebka a w niej bardziej lub mniej istotne drobiazgi.
Broń :
dwa półdługie miecze, cienki srebrny łańcuch
Zawód :
Poszukiwaczka kłopotów... znaczy przygód // Muzyk solista
Stan zdrowia :
Poobijana po niedawnym starciu. Płytkie rany i zadrapania na ramionach, nogach oraz plecach. Rozcięcie na policzku.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t267-kejko-hanari-alias-kolysanka#415 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1091-kejko
KejkoLwie Serce
Re: Arena z Koszmaru
Czw 3 Wrz - 20:55
Uwaga!

Walka Gawain vs Yako pod czujnym nadzorem Mistrza Gry.

(W razie problemów proszę krzyczeć... czy coś.)

Powrót do góry Go down





Yako
Gif :
Arena z Koszmaru 5PUjt0u
Godność :
Lusian/Luci Foxsoul
Wiek :
Wizualnie 25
Rasa :
Lisi demon
Wzrost / Waga :
190/85 //
Znaki szczególne :
Kuleje, Blizna na lewym oku
Pod ręką :
Laska
Broń :
Naginata
Zawód :
W Świecie Ludzi - Aktor/Aktorka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t230-kp-yako https://spectrofobia.forumpolish.com/t1126-yako
YakoNieaktywny
Re: Arena z Koszmaru
Nie 6 Wrz - 12:29
Początkowo nie wiedziała o czym on mówi. Jakie uszy? Jakie ogony? Spojrzała na swoją kitę...i faktycznie! Zamiast jednej, falowały tam dwie. Tylko, że ta druga była cała biała. Nawet nie taka, jak Lusiana, bo ten miał czarną końcówkę ogona. Co się tu wyprawiało?
Pomacało obie pary uszu i warknęła cicho. Skupiła się i zmieniła swoje na ludzkie, kryjąc je za włosami, ogon jednak zostawiła. Większa ilość ogonów jej nie przeszkadzała, w końcu własnych miała dziewięć - widać, nie tylko Ciebie coś dopadło - prychnęła ale pokręciła głowa lekko rozbawiona. Widać humor Cienia jej się przyjął.
Prychnęła - nie jestem jakiś ninją ani nie opanowałam Matrixa na tyle, żeby unikać bełtów pod ludzką postacią - zaśmiała się i pokręciła głową.
Przeciągnęła się kilka razy, po czym zdjęła na moment Blaszkę i podała ją Cieniowi - skoro ma być jak wtedy, to raczej bez tego - powiedziała i odsunęła się, po czym spojrzała na ukochanego tajemniczo, a jej strój zmienił się. Dokładnie na ten sam, w którym była przy ich pierwszym spotkaniu.
- No to tańczmy - powiedziała i przeciągnęła się mocno i...zmieniła postać na lisią. Niestety podwójne uszy i ogony pozostały podwójnie. Usiadła na środku areny i polizała łapę. Czekała na oficjalne rozpoczęcie, gotowa by trochę pobiegać i znów przeżyć to co na samym początku ich znajomości. Dreszczyk emocji, w szczególności, że tym razem nawet jeśli jedno z nich zginie, to tym razem mimo wszystko, wyjdą z tego cało.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach