Jezioro księżycowe

Gawain
Gif :
Jezioro księżycowe - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Jezioro księżycowe
Nie 6 Gru - 16:28
Upiorny przed nim błyskał ząbkami, co było dobrym znakiem. Nie wątpił, że może donieść Vaele o tej rozmowie lub będzie usiłował wyciągnąć od niego szczegóły ich znajomości, ale nie przejął się tym zbytnio. Nawet życzyłby mu powodzenia, bo sam nie znał detali. Jak bardzo irytujący nie byłby w swym milczeniu Aeron, tak teraz był mu za nie wdzięczny.
- Choć ostatnio wszędzie go pełno, zdaje się, że dziś księcia zabrakło. Szkoda - Pewnie zaraz chciałby porwać Luci do tańca. Rozkminiałby co jest między nimi. Łaziłby i rzucał dwuznacznymi komentarzami, które zajęłyby jego myśli na długie wieczory. Czy faktycznie było mu szkoda? Po części tak.
Zerknął na Smoka i na moment spiął się pod jego natarczywym spojrzeniem. Przyglądał mu się zbyt intensywnie i dokładnie, by czuł się w jego towarzystwie zupełnie swobodnie. Każde słowo dobierał niczym kwiaty do bukietu, dopełniał swoistego ceremoniału. Gdy mówił, Keer widział drogie kamienie z wolna staczające się spomiędzy jego palców. Niestety pojął jedynie parę małych rzeczy, zbyt pijany na filozoficzne rozprawy.
- Nie spieszy mi się w tamtą stronę, nawet jeśli przemijanie jest nieuchronne - odparł chłodno. Nieważne jak piękne według strojnego mężczyzny były oczy Cienia, ciepło zastąpiło coś hardego i przykrego.
- Złośliwcy na ogół nie bywają mądrzy - powtórzył gest za Upiornym. Nic nie poradzi na głupie skojarzenia mieszkańców o wątpliwej proweniencji.
Nie przymuszał nikogo do picia. Jemu samemu już lekko szumiało w głowie i wiedział, że powinien przestać, zanim się struje i narobi wstydu. Skinął głową w pełnym zrozumieniu.
- Gawain Keer - skłonił się lekko, po czym uśmiechnął się pochmurnie i marzycielsko zarazem. Nawet Mefisto nie chciał, by mówić mu per pan i tym razem Gawain nie doszukiwał się pułapek, więc zwrócił się do jego towarzysza zdecydowanie prościej.
- Erishi, sny nigdy nie będą do końca moje. Są jak wykradzione klejnoty. Po części wam ich zazdroszczę - powiedział i obrócił się na moment, by móc spojrzeć w nocne rozgwieżdżone niebo i skrzydlate stworzenia, które co jakiś czas przeganiały mrok. Mrok, którego nigdy prawdziwie nie widział. Ciekawie, jak Erishi i Mefisto postrzegali jezioro i niebo nad nim swoimi oczyma.
- Może wejdziemy do środka? Równie tu pięknie, co zimno - ponownie zwrócił się do nich.


Jezioro księżycowe - Page 6 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Jezioro księżycowe - Page 6 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Jezioro księżycowe
Czw 10 Gru - 13:34
On, w odróżnieniu od pozostałej dwójki jegomości, nie miał zielonego pojęcia, o kim rozmawiają. Oczywiście, zdawał sobie sprawę z tego, że jest to arystokrata, ale kto? Realnie, jedynym znanym Upiornym Erishi był Mefisto. Kilku było w szeregach bractwa, jednak byli oni albo mieszańcami albo pochodzili z tych niższych warstw szlacheckich krainy luster. Byli dobrymi osobami, silnymi wojownikami. Nikim wystarczająco ważnym (w kontekście polityczno-społecznym, bowiem dla ich rodzin byli wszystkim), aby ich nagłe zniknięcie sprawiło, że gazety zaczną o tym pisać. Rzecz jasna, nie życzył im takiego zniknięcia! Po prostu to, co robią, walka z koszmarami jest wyzwaniem, pozbawia żyć jednostek w imię ratowania wielu. Bolesny oraz rozdzierający serce system – poświęcanie pojedynczych osób, aby ratować społeczeństwa. Nie mniej, nikt nie wymyślił lepszego, który pozwalałby ocalić każdego bez wyjątku. Albowiem, gdy śmierć przybędzie, wskazuje jedynie kilka możliwych do podążenia dróg; wieczne odejście, powrócenie do natury esencji istnienia świata; przemianę w stracha, niby to materialną istotę pozbawioną wszelkich emocji, pustą, niekiedy niepamiętającą o swoim wcześniejszym życiu. Była też opcja trzecia – zmianę w istotę niematerialną, zdolną do poruszania się po krainie snów.
Pytaniem było, czy po śmierci zostaje się taką samą osobą, jaką się było za życia?  I tak, i nie. Częściowo nie zmieniają się oni w ogóle, dalej przejawiają typowe dla siebie zachowania, może nawet mają wciąż ten sam wygląd. Z drugiej strony, wydają się być dalecy, obcy i nieswoi. Stają się inni, jednocześnie będąc dokładnie takimi samymi.
Obydwaj spojrzeli na Marzenie. Mefisto z podświadomym (a może w pełni świadomym) zrozumieniem dla jego uczuć. Gawain z kolei, z lekkim dyskomfortem, jakby to przeciągliwy wzrok Smoka sprawiał, że komfortowość jego osoby nie była pełna, swobodna.
- Oczywiście, nie życzę ci śmierci – pokręcił lekko głową – chciałem jedynie zaznaczyć, podzielić się myślą, ulotną niczym piękno motyla, nakierowując chwilowo wasze myśli – tu spojrzał w oczy rudego, później rogatego – na ideę bycia częścią, elementem wszechświata, który tak dobrze widać w odzwierciedleniu naszych oczu – nie miał na myśli niczego złego czy też niestosownego. Domyślał się zatem, że to „jego pomyła w zrozumieniu intencji” mogła prowadzić do nagłej zmiany postawy, chłodu od Cienia bijącego. Były jeszcze inne możliwości; bardziej bolesne, smokowi nie znane, możliwe też, że nigdy niezaznane.
- To przyjemność pana poznać – to już ostatni raz, gdy użył tego sformułowania. Od teraz będzie nazywał go jego mianem, pełnoprawnym imieniem.
- Sny nie należą do nikogo. Są mniej lub bardziej prywatne, ale nawet byty z nich zrodzone i w nich mieszające nie mogą powiedzieć, że ten oto sen jest ich. Sny są wspólne, należą do każdego, kto tylko może się tam dostać. Nie ma znaczenia czy aby to osiągnąć, najpierw materialne istoty potrzebują zasnąć. Nie ważnym jest również to, że niektórzy potrafią się po prostu przedostać do nich samą myślą, samym pragnieniem. Możemy również marzyć i śnić na jawie, koncentrując się na głębokich, wstydliwych, pożądliwych pragnieniach naszych serc, uciekając w krainę nierzeczywistości. Nic nie powstrzymuje ciebie, mnie, Mefisto czy też tysięcy innych istot przed zanurzeniem się w obrazy naszej imaginacji.
Tak właśnie było. Istotnym aspektem wcale nie był fakt zaśnięcia i śnienia. Ważnym było „zanurzenie się” w sen, poczucie go całym sobą. Nawet jeżeli tylko po to, aby następnie go pożreć, wymazując z rzeczywistości krain sennych. Chociaż smutnym było, spoglądać na pozostawioną przez zjedzone sny pustkę – wszyscy musieli się czymś żywić.
- Chciałbym się jeszcze przejść ośnieżonymi ogrodami, jednak czujcie się swobodnie by wrócić do ciepłej Sali. Oczywiście, możecie mi również towarzyszyć w wędrówce. To kolejne niezwykle magiczne miejsce, które chociaż zimne, krzywdzące, czaruje pięknem, zachwytem.
Gwiezdny zawsze taki był. Od kiedy tylko zyskał świadomość w Esterze, poszukiwał piękna, zachwycał się nim, otaczał, gdy tylko mógł (nie było to trudne, jego dom przepełniony był blaskiem urokliwości). Był idealnym przykładem marzyciela, żyjącego we własnym świecie. Nie uciekał co prawda od rzeczywistości często, brał ją taką, jaką była, wierząc w przeznaczenie kierujące żywotem smoka. Kiedy jednak to robił, zapuszczał się w krainy magiczne niebytu świadomości marzeń – czas przestawał mieć znaczenie, troski i problemy znikały.


Jezioro księżycowe - Page 6 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Jezioro księżycowe - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Re: Jezioro księżycowe
Pią 11 Gru - 21:24
Uśmiechnąłem się tajemniczo - zdaje się, że coś, a może ktoś zaprząta mu teraz głowę i nie ma czasu na jakieś tam bale - powiedziałem, mrużąc lekko oczy. Nie będę mówił dopiero co poznanemu sobie facetowi o życiu prywatnym kogoś innego, ale niech się sam domyśla. Nikomu nie obiecałem nic nikomu nie mówić, tak więc czemu miałbym być w tej sprawie całkowicie cicho?
Erishi znów się rozgadał, jak to on, ale nie przerywałem mu. Westchnąłem tylko gdy już skończył i przeczesałem krwiste włosy - nie ma czego zazdrościć. Owszem może niektóre sny są piękne, gdy się je śni, ale niestety z drugiej strony są te, które sprawiają, że budzisz się zlany potem - powiedziałem, spoglądając w stronę spokojnej tafli wody. Ile to już razy budziłem się z krzykiem i imieniem córki na ustach? Ile razy, gdy była w domu, od razu sprawdzałem czy aby na pewno nic jej nie jest? Może i nie znałem jej długo, może i nie spędziliśmy ze sobą zbyt dużo czasu ale czułem się za nią odpowiedzialny. W końcu była moją córką....i miałem zamiar o nią zadbać, jednocześnie jednak nie narzucając jej niczego.
Faktycznie było zimno, ale nie to nie zmieniało faktu, że chyba nie chciałem jeszcze wracać do środka. Bo też po co? - szczerze ja jeszcze bym się trochę pomroził. Moja partnerka gdzieś zniknęła i podejrzewam, że wróciła do domu. Nie za bardzo lubi tłumy, tak więc za bardzo i tak nie mam obecnie co tam robić - wzruszyłem ramionami. No można było jeszcze pić. Ale jakoś nie miałem na to zbytniej ochoty. Chciałem spokojnie jeszcze spędzić ten czas, nie mając nadzieję, że nie natknę się już na pewnego Cienia, albo na gang jagódek z tajemniczych wysp.


Jezioro księżycowe - Page 6 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Jezioro księżycowe - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Jezioro księżycowe
Sob 12 Gru - 20:23
- Zajęty jest praktycznie zawsze. Nieobecność dziwi mnie jedynie przez wzgląd na liczne wzmianki o powracaniu na polityczną arenę. Choć kto wie, może doczekamy balu w jego autorskim wydaniu, na jego warunkach - głośno rozmyślał i ugryzł się w język, by nie dodać "wejścia smoka". Cokolwiek planował Aeron - a Gawain był już pewien, że nadaje z Mefisto na tych samych falach - prędko się nie wydarzy, ale za to będzie wielkie.
- Nie wątpię, ale zgoła inaczej okazuję romantyczność i wrażliwość - odparł spokojnie, wyraźnie starając się odciąć od tematu poruszonego przez Erishi. Uciekał, choćby na parę chwil, przed przemijaniem, które nieustannie i nieustępliwie postępowało.
- Mi również - wymienił uprzejmości z Erishi. Poznać było miło. Jeszcze nikt mu nie groził i w ogóle fajnie, luz. Teraz musiał przekonać się, czy równie miło będzie go znać i z nim przebywać.
- Nie chciałem urazić, choć ta wizja niestety nie jest mi piękną, nieważne ile bym się starał... - dodał nieco zniesmaczony i zmieszany, lecz świadomy własnych rozterek. Następnie Ver'se zaczął kolejny wykład. Sił i cierpliwości starczyło Gawainowi do połowy. Doskonale wiedział, o co chodzi Smokowi i nie potrzebował dodatkowych lekcji w tym zakresie, więc nie trudził się czytaniem między wierszami. A sny na jawie? Phi! Nie dorastały prawdziwym do pięt!
- Nic też nie stoi na przeszkodzie, by pochłonęły tysiące istot bez reszty i pozbawiły je żywota przedwcześnie - dobitnie podkreślił ostatnie słowo i od niechcenia machnął ręką. Ileż osób postradało zmysły poddając się niższym instynktom? Bywały chwile, że Kraina Luster zdawała się Keerowi konstruktem złożonym z majaków niezliczonych szaleńców. Zupełnie jakby istnieli tylko w celu zasilania jej kolejnymi wynaturzeniami zrodzonymi ze skrajnych emocji i niezaspokojonych potrzeb. Patrząc na świat pod tym kątem, Strachy nie tylko nie wydawały się już tak okropne, ale wręcz uznawał ich pożyteczność... oczywiście w ograniczonym zakresie.
Posłał Mefisto wymowne spojrzenie, proste do zrozumienia "On tak zawsze?" - Może i tak, ale zawsze możecie spotkać się z drogimi wam osobami, wrócić do ważnych chwil. Przeżyć je na nowo. Nawet jeśli to męczące... czasem chciałbym się z wami zamienić - cierpko uśmiechnął się do Upiornego.
Obaj mężczyźni woleli zostać na zewnątrz. Jeśli się ruszą i pospacerują... nie miałby nic przeciwko. Ostatecznie przekonała go wzmianka o porzuceniu Mefisto przez partnerkę. Mieli wspólny temat. Zyskał punkt zaczepienia.
- Moja również zostawiła mnie w tyle. Nadal jest na balu - spojrzał w bliżej nieokreślonym kierunku. - Muszę to i owo przemyśleć i wrócę! - naśladował cieńszy głos Luci, wyraźnie zirytowany. - Jakby było co... Chętnie się z wami przejdę w oczekiwaniu na werdykt mej pani, czy bal był udany, czy raczej nie bardzo. Wszystko byleby nie marznąć stojąc w miejscu - przyznał i z wyczekiwaniem zawiesił wzrok na Erishi, który najwyraźniej wiedział, które zakamarki ma ochotę obejrzeć.


Jezioro księżycowe - Page 6 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Jezioro księżycowe - Page 6 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Jezioro księżycowe
Wto 15 Gru - 22:18
- Sny, tak jak i jawa, przepełnione są zarówno dobrymi, jak i złymi chwilami. Niekiedy stają się marzeniami, czule oplatającymi zmysły kochanków nocy, innym razem to węże zaciekłe, duszące w zawiści swojej nienawiści żrącej – powiedział gładko. Niby to nie zwracając uwagi na słowa rudego. Jednakże zwrócił i mimowolnie uśmiech opadł z jego twarzy, w oczy wkradł się smutek. Nikt nie musiał mu tego mówić: tak wielu traciło swe życia z błahych powodów. Gonili za czymś, co nigdy nie było im dane, wpadając w sidła śmierci, podrygującej do pieśni przeznaczenia. Zew życia dla nich jeszcze nie zamilkł, mówiło przeznaczenie, życie samo w sobie. Śmierć odparła wtedy, tak jak zawsze: oszukali cię. Wyzwolili się spod twojej władzy, są wolni. Umrą więc dziś. Tu i teraz, nie mając niczego w swych rękach. Jedynie ich dusze, rozpływające się w eterze codzienności.
To nie była wina tylko snów. Nie było to winą gwiazd, ni wiatru powiewu. Dla niektórych przeznaczenie pisało taki los. Wtedy też uśmiechało się zadziornie, figlarnie mrugało do śmierci – i tak odmiennie do sytuacji, w której ktoś wyrwał się z jego rąk – z dumą wręcz spoglądało na mijające postaci.
Jakikolwiek nie byłby to powód dla tych, którzy mijali, goniąc za czymś nieuchwytnym – mili swój cel, nie tkwili pozostawieni w obojętności do świata i swego losu. Czuli, żyli pełną piersią. To było ważne.
Nie skomentował kolejnych słów Cienia. Jak mógłby? Widywał Lunę w snach, i kochał ją żarliwie tak, jakby wciąż tam była. Jakby istniała, niewymazana przez szpony Lotha. A później, gdy budził się i uświadamiał sobie, że nie ma jej przy jego boku: tak ogromny żal dopadał jego serca, osadzał się w nim niczym śnieg, otulając go chłodem. Nie płakał. Chciałby załkać, pozwolić odejść jej duchowi, wciąż będącego z nim. Szepczącego kojące słowa, gdy blady księżyc ukazywał się na rozgwieżdżonym niebie. Uparcie trzymał się miłości, jaką do niej żywił. Chciałby się wyzwolić, pokochać kogoś innego, ale… Tu spojrzał na Mefisto, w milczeniu. Arystokrata pocałował smoka już dwa razy. W różnych okolicznościach, dla zabawy, dla chęci uciszenia go, dla… jakiegokolwiek innego powodu. Bał się. Sposobu, w jaki serce zabiło mu mocniej. Tego, jak bardzo chciałby pogłębić pocałunek, wsunąć palce w żywe płomienie, włosy. Tylko że z tak wielu powodów nawet nie mógł próbować myśleć o nim, inaczej iż o jednym ze swoich podopiecznych, z członków drużyny. W czym miałby się doszukiwać powodów ewentualnego zakochania? W egoistycznych uczuciach, w wolnej duszy kowala?
Wiele istot chciało go już uwieść. Chciało sprawić, żeby Eri stał się częścią ich życia. Zawsze jednak stały za tym jakieś powody. Ponieważ był piękny: zmieniał wtedy swą postać na inną, mniej urodziwą. Odchodzili. Ponieważ był bogaty. Oddawał więc im część swego złota i srebra. Odchodzili lub łasili się na więcej. Próbowali go okraść, zabić. Pragnęli troski i czułości, którą przyjęliby od każdego. Nie był więc wyjątkowy: był kimś łatwym do zastąpienia. Pożądali jego siły: ukazywał się zatem słaby, odmawiał walk: porzucali go, zrzucając w niepamięć. Chcieli seksu. Odmawiał. Odchodzili. Próbowali wciągnąć go w emocjonalne, polityczne, społeczne gry. Nie pragnął bawić się w wojny. Porzucali go.
Możliwe, że on byłby w stanie zmienić smoka. Pozwolił Lunie odejść, ale ona wracała. Nie zawsze, nie w każdą noc. Nie każdego księżyca. Ale była, uparcie nie pozwalając o siebie zapomnieć.
Mefisto nie miał żadnej złej intencji. Droczył się z nim, ale nie chciał wykorzystywać. Słuchał jego słów, nie ulegał, asertywnie się wypowiadał, wyprowadzał Ladon z błędu, pozwalał się wyprowadzić z błędu. Był temperamentny, zupełnie inny niż on sam, niż Luna. Tak różny, że może…
Możliwe, że był tak samo zniszczony, jak Erishi.
Mimowolnie prawą dłonią powędrował do lewego przedramienia. Uśmiechnął się smutno, zaciskając palce na srebrnej bransolecie, którą podarował mu Upiorny. Rękaw futra podwinął się, ukazując jej fragment. Przeniósł na nią wzrok, zamknął na chwilę ślepia, odetchnął chłodem.
Uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób. Łagodnie, lekko. To nie był czas ani miejsce na takie rozmyślenia.
- Jestem rad, że zechcieliście mi towarzyszyć – spojrzał to na jednego, to na drugiego. – Chodźmy zatem. Jestem przekonany, że cała nasza trójka będzie bardziej niż zachwycona zimowym obrazem ogrodu.
Ruszył zatem, prowadząc ich w stronę wybranego przez siebie miejsca.


Jezioro księżycowe - Page 6 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Jezioro księżycowe - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Re: Jezioro księżycowe
Sro 16 Gru - 15:21
Zamyśliłem się, po czym uśmiechnąłem tajemniczo - szybciej chyba doczekamy się wesela, choć mam wrażenie, że nie będzie tak wystawne jak bal u Agasharra - powiedziałem i zachichotałem. Jego wybranka nie wyglądała na fankę tłumów i wielkich przyjęć. Pójdą pewnie raczej w coś skromnego, ale jeśli nie poprosi mnie o pomoc z alkoholem, obrączkami to chyba im wbiję na tę imprezę i narobię wstydu. Domyślam się, że kuchnią zajmie się jego kucharz, ale sam tez chciałem mieć w to jakiś wkład.
Nie wtrącałem się w ich wymianę zdań. Znali się na tym lepiej niż ja, więc nie miałem nic do dodania. Cień i Marzenie. No to się dobrali....
Nie mogłem jednak milczeć, słysząc dlaczego Keer chciałby śnić. Skrzywiłem się - może i tak, ale z drugiej strony, wyobraź sobie ... - zamyśliłem się, zastanawiając jak to dobrze powiedzieć - masz dziecko? Albo kogoś bliskiego? - zacząłem - wyobraź sobie, że co noc, czujesz jak ktoś przejmuje nad tobą kontrolę i każe Ci zabijać tę osobę. Wyrywasz jej serce, dusisz, rozszarpujesz, zabijasz na wiele sposobów i czujesz z tego wielką satysfakcję, mimo, że jednocześnie czujesz ból i przerażenie. Chcesz? Chętnie się zamienię i pozbędę się snów całkowicie. Te kilka marzeń nie jest warte czegoś takiego - skierowałem wzrok gdzieś w bok. Wątpiłem by Erishi mógł na to coś poradzić, ale w głębi serca błagałem, żeby coś z tym zrobił. Wiedział co jest tego powodem, w przeciwieństwie do rudzielca. Ale cóż....naprawdę miałem już dość, a nie czułem się na tyle dobrze, by przed snem się wymęczyć. To mi zawsze pomagało, jednak obecnie...nie miałem fizycznie takiej możliwości.
Zachichotałem nisko - a co zrobiłeś, że musi sobie coś przemyśleć? Moja zniknęła krótko przed tym jak chciałem zabrać ją na arenę. W sumie zgodziła się przyjść tylko dlatego, że zaproponowałem jej walkę - wzruszyłem ramionami - cóż, taka córcia mi się trafiła - przyznałem.
Ruszyłem za smokiem. Nie umknął mi fakt, że miał założoną bransoletę. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem i nie wiedząc czemu...zrobiło mi się po prostu milo. W końcu zazwyczaj miałem gdzieś kto nosi moje wyroby, jednak w tym wypadku...było inaczej, choć nie rozumiałem dlaczego tak jest...


Jezioro księżycowe - Page 6 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Jezioro księżycowe - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Jezioro księżycowe
Pon 21 Gru - 16:14
Szeroko otworzył oczy na słowo "wesele" i zdębiał. Ale jak to? On? Ten, który stąpał ostrożnie niczym kot i zdawał się nikomu nie ufać, znalazł kogoś?  A może nawet się zakochał?
- Vaele się żeni?! Serio? Nie wkręcasz mnie? - skrzyżował ręce na piersi i badawczo przyglądał się twarzy Upiornego. - Bo to co mówisz, a raczej sposób... nie brzmi jak czysto polityczny zabieg. - Przekrzywił głowę w bok i zawiesił kwestię polityki między nimi. Odpowiedź nie była dla niego tak istotna. Interesowała go osoba, którą Aeron do siebie dopuścił. Chyba, że pomylił się co do osoby, ale mniejsza. Kim by była lub był? Tu gadał o wracaniu na polityczną scenę, tu żeni się gdzieś na boku. Może jeszcze teraz nie dostrzegał połączeń między poszczególnymi wydarzeniami, ale zastanawiały go decyzje podejmowane przez Aerona. Póki co, zdawały się być podejmowane w porywie serca. Dziwna sprawa...
Odbijający się w oczach Erishi smutek, a przede wszystkim brak kolejnego monologu z jego strony, udowadniały Cieniowi, że ponownie trafił w sedno. Wcale nie cieszyło go wbijanie szpil w serca towarzyszy, obnażanie niewygodnej i niemiłej prawdy. Skoro prawdy nikt nie lubił, sam siłą rzeczy stawał się nielubiany. Smok ściskał zdobną bransoletę jakby chciał by pomogła mu zatrzymać coś w sobie. Być może była to pamiątka lub prezent od właśnie takiej ważnej osoby, o której chce lub boi się śnić ponownie. Powiedziałby coś, ale finalnie tylko delikatnie skinął mu głową na znak, że rozumie.
Keer przytaknął na pytanie Upiornego niepewien do czego zmierza. Słuchając jego słów spiął brwi i cicho przeklął. Męczyło go to biadolenie, choć miał podejrzenia, skąd może się brać. I szczerze współczuł. Lubił koszmary... na swój pokręcony sposób, ale bardziej jarało go pozbywanie się ich.
- Moi pobratymcy, nawet za darmo, by cię od nich zbawili. Starczyło poszukać. A zamieniłbym się, bo miałbym wybór, co chcę z nimi zrobić. Nie ma snów, nie ma wyboru... choć w twoim przypadku, Mefisto, powiedziałbym, że źródło udręki jest w tobie. Koszmary są zaledwie jej odbiciem - skonstatował i posłał mu smutny, lecz oszczędny uśmiech.  Z opisu snu wnioskował, że Upiorny nie odnajduje się w roli ojca. Strach przez porażką, nieznanym i utratą kontroli był dość typowym dla osób, które stawiały pierwsze kroki w nowym środowisku lub spadła na nie duża odpowiedzialność. Trauma również była możliwością, ale wówczas sen miałby nieco inny kształt, a szczerze wątpił by Upiorny chodził i wszystkim wokoło opowiadał, że zabił swoją latorośl. Nie, on nic podobnego nie zrobił...
- Nie wątpię. Co prawda wolałbym przyjrzeć się roślinom z bliska, ale mam już na pieńku z pałacowym ogrodnikiem - uśmiechnął się szelmowsko do Smoka.
Tym razem to Gawain spojrzał gdzieś w bok, po czym cicho prychnął i podrapał się po nosie.
- To zabawne! - przeczesał włosy i wziął głębszy oddech, również ruszając w kierunku obranym przez Erishi. - Moja zniknęła po tym jak zabrałem ją na arenę. Chciałem zadośćuczynić za to, że zatańczyłem na balu z inną. Sama miała zamiar tańczyć dziś z kim popadnie, wyszaleć się, ale była zazdrosna. Obiecałem więc taniec innego rodzaju, który miał być kontynuacją już zaczętego, przez który jesteśmy dziś razem. Wtedy to był wypadek, ale była ciekawa które z nas wygrałoby, gdyby walka była na poważnie - uśmiechnął się do swych wspomnień, po czym odrobinę spoważniał. - Chyba była zaskoczona przegraną, ale szczerze... brakowało jej tak niewiele, że równie dobrze, to ona mogła mnie rozpłatać. Zwykły łut szczęścia. Okropnie się przejęła, poszła z koleżanką i teraz gdzieś się tu kręci... - machnął ręką na otaczające ich budynki i przyrodę, po czym westchnął ciężko.

Z/T x3


Jezioro księżycowe - Page 6 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Jezioro księżycowe - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Re: Jezioro księżycowe
Pią 8 Sty - 2:59
Zyndu to niezwykłe stworzenia o dość zagadkowej naturze. Legendy mówią, że powstały z energii i dusz poległych magicznych istot. Inne opowiadają, że są ucieleśnieniem magicznych duchów opiekuńczych. Gdzie leży prawda? Tego nie wiadomo... jednak Frank, miał okazję na własnej skórze przekonać się o wyjątkowości owych istot. Być może nie od razu spostrzegł stworzenie, które w swej widmowej formie przemierzało błonie, nie martwiąc się żadną napotkaną przeszkodą. Do czasu aż bestia nie postanowiła zainteresować się jego osobą. Trudno było dokładnie opisać drapieżnika, który właśnie zaczął powoli, zbliżać się do mężczyzny węsząc przy tym intensywnie. Jego ciało zdawało się utkane ze światła i metalu, który chwilami wyglądał niczym płynna rtęć. Sylwetka zwierzęcia była krzyżówką drapieżnego kota i wilka, zaś rozmiar sugerował to drugie w nieco przerośniętej wersji. Gdyby Opętaniec chciał odczytać intencje bestii, spoglądając w jej ślepia, okazałoby się to nie małym wyzwaniem, gdyż Zyndu oczu nie posiadał. Mimo wszystko ciężko było mówić tu o chęci ataku czy agresji. Była ciekawość, choć oczywiście osaczony mężczyzna mógł mieć całkiem inne spojrzenie na sytuację.

Zgubić bestię... i to wielkości wilczarza, było całkiem niezłym osiągnięciem. Chociaż do takiej sytuacji nie powinno dojść. Mój pupil co prawda dostał ode mnie nieco swobody, kiedy to spędzałam czas w towarzystwie Ivora, lecz zdecydowanie nadużył swej wolności. Wyglądało na to, że będę musiała, rozmówić się z Poskramiaczem odpowiedzialnym za tresuję Zundu.
Chłód oraz urokliwe miejsce, do którego dotarłam, koiły nerwy. Poszukiwania sprowadziły mnie aż do skraju jeziora, nad którego taflą niebo spowijał niezwykły świetlisty pokaz. Zatrzymałam się i zadarłam głowę do góry, z lubością obserwując ogniste ptaki splecione w podniebnym tańcu. A to wszystko na tle rozgwieżdżonego nieba, które jak zawsze przywoływało mnie do siebie z siłą, którą mało kto był w stanie zrozumieć. Lodowe jezioro cieszyło się sporą popularnością, o czym świadczył chwilowy brak wolnych łódek, choć w oddali widziałam jedną zmierzającą ku niewielkiemu pomostowi. Wątpiłam jednak aby mój pupil miał odnaleźć się, gdzieś na środku jeziora to też ruszyłam w dalszą drogę.

W końcu zaczął dokuczać mi chłód. Nie spodziewałam się, że szukanie bestii zajmie mi tyle czasu, to też nie zabierałam z szatni swej peleryny. Z miłą chęcią otuliłabym się teraz miękką, a jednocześnie ciepłą tkaniną. W ostateczności po powrocie na sale będzie trzeba rozejrzeć się za jakimś rozgrzewającym koktajlem. Byłam przekonana, iż służba uwzględniła szereg dań, przekąsek i drinków pomocnych w odzyskaniu termicznej równowagi. Na razie objęłam się dłońmi i rozmasowałam ramiona. Miałam wrażenie, że zdarzył już osiąść na nich szron. Wtem w końcu udało mi się odnaleźć moją zgubę, która właśnie postanowiła ponękać jakiegoś nieszczęśnika. Z oddali nie widziałam, zbyt dokładnie kim był pechowiec, choć moją uwagę zwróciły skrzydła o nietypowym metalicznym poblasku. Być może kto inny, podbiegłby teraz i spanikowany zabrałby się za odciąganie bestii. Ja zaś nadal szłam spokojnie równym tempem, jedynie obserwując rozwój zdarzeń. Może gdyby nieszczęśnikiem okazał się, któryś z Upiornych Arystokratów, zdobyłabym się na przyspieszenie kroku. Może.
Gdy znalazłam się dostatecznie blisko, rzuciłam krótką komendę bestii.
-Airo zostaw.
W końcu stanęłam przed Opętańcem, którego stan i ubiór kazał podejrzewać, że przybył tu w charakterze czyjegoś sługi... Z drugiej strony Rosarium nie raz okazywał swoją wspaniałomyślność i na podobnych uroczystościach pozwalał gościć również osobom z niższych kręgów społecznych. Niezależnie od tego, kim był ten mężczyzna, mnie obowiązywała etykieta, jak również kultura.
-Najmocniej przepraszam za moją bestię. Mam nadzieję, że nie naprzykrzała się za bardzo?
Spytałam, a na moich ustach rozciągnął się delikatny uśmiech. Pochyliłam się delikatnie, głaszcząc bestię po pysku, ta pisnęła cicho, ewidentnie zadowolona z końca naszej rozłąki.
-Coś ewidentnie go w Panu zaciekawiło.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Jezioro księżycowe - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Re: Jezioro księżycowe
Sob 9 Sty - 20:26
Po raz kolejny Frank został pozostawiony samemu sobie, chociaż tym razem owy fakt go wyjątkowo zadowolił. Dachowczyni była naprawdę mocno dziwna i cieszył się, że ostatecznie gdzieś czmychnęła, być może kradnąc mu coś przy tym. Nawet tego nie sprawdzał, nie miał wszak przy sobie nic cennego. Pozostało mu jedynie cieszyć się resztą tego wieczoru w swoim własnym towarzystwie, rozmyślając nad sensem przychodzenia tutaj i tego, jakie osoby poznał. Poszło mu dosyć kiepsko trzeba przyznać. Nie martwił się jednak zanadto bo wierzył, że już nigdy nie spotka takich osób jak Uzochi, czy Parvatti. Wróci do swojego szarego świata życia w hostelu i zarabianiu psich groszy z roznoszenia paczek. Wystawne bale to zdecydowanie nie jego bajka... Ostatecznie skończył pod jakimś drzewem, pochylając się nieco do przodu z zamyśleniem. Miał płaszcz, dlatego temperatura szczególnie mu nie przeszkadzała. Natomiast przeszkodzić mógł nieco stwór, który postanowił z jakiegoś powodu uczepić się go. Opętaniec nagle sobie zdał sprawę, że coś wyjątkowo dziwnego zbliża się w jego kierunku. Wzdrygnął się wyraźnie i cofnął o parę kroków, gdy spostrzegł jak istota węszy za nim. Wyraźnie skołowany zaczął się rozglądać, bowiem skoro był zwierzak, to musi być też właściciel. A ten być może poskromi to... Coś.
- Paszoł won. - fuknął na stwora wyraźnie zaniepokojony - Nie mam żarcia, poszedł już.
Syknął ze złudną nadzieją, że to cokolwiek da. Nie pozwalał zwierzęciu podejść do siebie na bliżej, niż metr, potem się cofał. Nie wiedział co to za zwierzę i jakie ma zamiary. Mogło być zatem wszystkim, włączając w to zabójcę... A jednak, gdy był tak pochłonięty bestią nie zauważył, że nadeszła jego właścicielka.
- Ciągle mu to mówiłem.
Mruknął cicho, patrząc wciąż za zwierzęciem, które na dźwięk komendy zostawiło go w końcu. Pokręcił głową i przeniósł wzrok na nieznajomą, badając ją wzrokiem przez dłuższą chwilę. Kryło się w niej coś pięknego i magicznego. Przy czym to drugie wcale nie było komplementem, kobiecie dosłownie błyszczały się włosy. Jeden rzut oka i Frank stwierdził, że nie jest ona człowiekiem.
- Nooo powiedzmy, naruszyła nieco moją wrażliwą przestrzeń osobistą.
Mruknął nieco ironicznie pod nosem i westchnął ciężko, widząc że kryzys został zażegnany. Zaczął znów poświęcać więcej uwagi swojej rozmówczyni, przyglądając jej się. Tak, ewidentnie nie była człowiekiem. Mogło jej się wydać nawet nieco nachalne, że ją tak świdruje wzrokiem, ale opętaniec nie wyglądał, jakby pamiętał o jakiejś etykiecie. Jego ubiór chociaż w jakimś stopniu elegancki, był zaniedbany w wielu miejscach. Tu jakieś zagięcie, tam wystajaca koszula i tak dalej.
- Może to, że jestem tu najbardziej nieinteresującą osobą z całego balu. -spojrzał na Alnari niezbyt przekonany - Mogę zadać pytanie? Zgubiła Pani partnera? Czy tylko szukała to... Coś.
W głowie nie mieściło mu się, że ktoś taki nie przyprowadził nikogo na bal. A że była sama to odpowiedź sama cisnęła się na usta. Frank wcisnął ręce w kieszenie i podszedł nieco bliżej, ewidentnie unikając stworzenia i stając jak najdalej od niego.

Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Jezioro księżycowe - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Re: Jezioro księżycowe
Nie 10 Sty - 2:49
Chwilę rozważałam, czy ponownie przypiąć Zyndu do smyczy. Zapewne stojący naprzeciw mnie Opętaniec, poczułby się wówczas bardziej komfortowo... Cóż chyba tyle byłam mu winna, po tej małej bestialskiej napaści. Z niewielkiej torebki wydobyłam cienką srebrną smycz i nachyliłam się nad swoim pupilem, aby ponownie ograniczyć jego wolność.
-Ciekawość, prawo młodych. A w praktyce to jeszcze szczenie. Jego tresura ciągle trwa.
Bestia jakby rozumiejąc, że to właśnie na jej temat toczy się dyskusja, postanowiła pokazać się od lepszej strony. Nie czekając na komendę, grzecznie ułożyła się na ziemi, kładąc łeb na wyciągniętych przednich łapach.
Ponownie się prostując, spostrzegłam na sobie badawcze spojrzenie nieznajomego. Bynajmniej nie czułam się speszona, przez te wszystkie lata przywykłam do tego rodzaju spojrzeń. Zdarzało mi się znosić o wiele bardziej nachalne, to też w odpowiedzi jedynie pogłębiłam uśmiech nadal goszczący na ustach.
-Jeśli sam myślisz o sobie w ten sposób, inni też mogą zacząć. Pozwolenie na to by tłamsiła nas własna niepewność, to jedna z najgorszych zbrodni, jaką można popełnić przeciw samemu sobie.
Nawet jeśli mężczyzna połakomił się na autoironię to i tak wyczuwałam w nim niepewność, którą zdradzało wiele rzeczy. Drobne niuanse, które z czasem da się dostrzec równie łatwo co zagniecenia na ubraniu... Zastanawiałam się, czy poczuł się nieswojo, słysząc podobne przestrogi od kogoś, kto na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie znacznie młodszego. W swym balowym wydaniu mogłam się prezentować na jakieś dwadzieścia lat. Nie przesadzałam dziś z makijażem. Odpowiednio dobrany potrafił, przydać dojrzałości co niekiedy przydawało się choćby w robieniu interesów. Nawet, żyjąc w świecie długowiecznych istot, niektórzy zdawali się, zapominać o tym, jak wielka potrafiła być, przepaść między latami, które faktycznie się przeżyło o tymi, na które się wyglądało. Co zaś tyczyło się mojego rozmówcy, sprawa była nieco uproszczona. Mimo iż ludzie po zarażeniu Anielską Klątwą, również wkraczali w krąg ras magicznych, ich czas był nieco bardziej ograniczony, iż ten przysługujący istotom pierwotnie magicznym. W dodatku skrzydła składające się z pięknych metalowych piór zdawały się nadal rosnąć. To podpowiadało, że do zakażenia nie mogło dojść aż tak dawno. Chociaż istniała też ewentualność, że Skrzydła odrastały ponownie po wcześniejszym ich usunięciu. Wielu Ludzi dotkniętych pasożytem, nie potrafiło sobie poradzić z nową rzeczywistością. Próby pozbycia się dodatkowych kończyn, choć niewyobrażalnie bolesne zdarzały się częściej, niż można było się spodziewać. Dla mnie samej było to coś całkiem niezrozumiałego... jak można było nie docenić szansy, jaką dawał los. Magicznego błogosławieństwa.
-W zasadzie... mój balowy partner zgubił się sam. Jakieś trzy dni przed uroczystością, zachciało mu się zabawy w pojedynki. Naprawdę miałam go za mądrzejszego. A przynajmniej za osobę, która potrafi ocenić swoje szanse... Cóż, po tym jakoś nie miałam głowy do szukania zastępstwa.
Lekkość, z jaką mówiłam, mogłaby sugerować, że cała ta opowiastka stanowi żart. Mówiłam jednak najzupełniej poważnie. Mój niedoszły partner, nie był po prostu nikim szczególnym w moim życiu, to też nie czułam potrzeby żałowania go.
-To coś to Zyndu a wabi się Airo.
Bestia na dźwięk swego imienia obróciła pysk w naszą stronę, gdy jednak nie usłyszała żadnej komendy, jej zainteresowanie zgasło. Drgnęłam lekko, czując jak chłodny wiatr, znów postanowił przypomnieć mi o błędzie, jakim było zostawienie peleryny.
-Co zaś tyczy się mnie Alnari De Margant znana również jako Szafir.
Wysunęłam dłoń w kierunku mężczyzny, dając tym samym sposobność, aby również się przedstawił.
Po chwili moje spojrzenie pomknęło ku zimowej świątyni. Podobno na Błoniach również mieściło się sporo ciekawych atrakcji, ale teraz miałam chęć na powrót do stosunkowo ciepłej sali, gdzie miałam też największe szanse na zdobycie czegoś rozgrzewającego.
-Trzeba przyznać, że w tym roku Arcyksiążę zgotował nam chłodne przyjęcie... Mam nadzieję, że motyw kolejnego, będzie chylił się ku cieplejszym klimatom. Również wybierasz się z powrotem na salę, a może nasze pojawienie się przerwało poszukiwania zgubionej partnerki?
Uśmiech stał się nieco drapieżniejszy, a w szafirowych tęczówkach zagrały iskierki wyzwania. Skoro już trafił się rozmówca, nie należało go ot, tak porzucać. Tym bardziej że młody Opętaniec a w każdym razie miałam nadzieję, że właśnie nim był (zawsze istniało prawdopodobieństwo pomyłki choćby z Senną Zjawą), mógł mi dostarczyć nieco rozrywki. Od czasu mej rzekomej śmierci narobiłam sobie ogromnych zaległości, jeśli chodziło o informacje dotyczące tamtej strony Lustra. Kto mógł lepiej pomóc w ich nadrobieniu niż jej dawny mieszkaniec.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Jezioro księżycowe - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Re: Jezioro księżycowe
Nie 10 Sty - 16:02
Mimo, że zagrożenie zasadniczo minęło, opętaniec wciąż wpatrywał się w niewielkie zwierzę. Nie ufał zdaje się jego niewinności, tak jak kryształowa to czyniła, zatem wolał je mieć cały czas na widoku. Nawet gdy przypięła go na smyczy, nie wyglądał na przekonanego. Dopiero po dłuższej chwili, gdy kobieta znów odezwała się do niego, postanowił przenieść wzrok na nią i zostawił biedne stworzenie w spokoju. Co prawda był bardziej spokojny widząc, że właściciel jest w pobliżu i że nie ma wrogich zamiarów, ale zawsze warto mieć się na baczności.
- Miałem dość nieprzyjemne doświadczenia z tutejszą fauną, proszę mi wybaczyć.
Pokiwał krótko głową, starając się brzmieć w miarę grzecznie. Nie było powodu, by zrażać do siebie rozmówczynię, skoro ta nie wydawała się w żaden sposób wroga. Frank podrapał się po nadgarstku, po czym znów spojrzał na stworzenie, nieco przekrzywiając głowę na widok jego zachowania. Wyraz jego twarzy kazał sądzić, że docenił nowe zachowanie stworzenia, dlatego pomimo ogólnej konsternacji wyglądem zwierza, na krótki moment pojawiło się rozbawienie. Ale tylko na moment, potem wrócił do zajmowania się samą właścicielką, która mimo wszystko mogła okazać się jeszcze bardziej interesując od istoty na smyczy. Albo bardziej niebezpieczna.
- Piękne słowa, ale znam też inne. - uśmiechnął się lekko, żeby nie wyjść na gburowatego podczas wypowiadania ich - Pozwolenie, żeby wiodło nas nasze własne ego to najprostsza droga do upadku. Jestem realistą, większość z tutejszej arystokracji nie brata się z takimi robakami jak ja.
Aż sam chrząknął z rozbawieniem na swoje słowa, pokazując, że podchodzi do nich w miarę z dystansem. Nie był ani upiornym arystokratą, ani żadną inną istotą z wyższych sfer. Nie był nawet bogaty, większość gości potrafiła to rozpoznać z daleka i omijała go szerokim łukiem. Parvatti, która zdawała się tak nie myśleć, zostawiła go z jakiegoś powodu tak czy siak, zapewne przez fakt, że nie pasowało jej ile alkoholu chciał w siebie wlewać.
- A tak tak, ten... - zamyślił się na dłuższą chwilę, rozmyślając o wydarzeniach sprzed tych trzech dni - Obstawialiśmy na to...
Natychmiast umilkł, bo uświadomił sobie, że im więcej mówi, tym bardziej kobieta może poczuć się urażona. W takiej zapyziałej karczmie, do jakiej chadzał Frank wieczorami, jedną z częstych rozrywek był hazard. Niektóre dyskusje dotyczące ogłaszanych pojedynków pomiędzy rogaczami były doprawdy ciekawe, a i ostatnio opętaniec pokusił się postawić parę groszy, skoro od wszystkich już zbierali. Cóż, wygrał, ale to też byłoby niegrzeczne wspominać o takim fakcie. Odchrząknął więc tylko i spojrzał znów na bestię, gdy kobieta wreszcie postanowiła ją przedstawić.
- Osobliwe stworzenie, dosyć niepokojące... - zmarszczył brwi, po czym spojrzał na przedstawiającą mu się Alnari - Frank Boone... bez specjalnych tytułów. Miło poznać.
Wyciągnął również swoją dłoń, po czym na jego twarzy wykwitło lekkie zdziwienie, gdy spostrzegł skórę kryształowej. Na ułamek sekundy się nawet zawahał, ale ostatecznie było już za późno, więc po prostu uścisnął ją. Cofnął po dłuższej chwili, a ruch placów u dłoni kazał sądzić, że wciąż zastanawiał się nad tym, co właściwie właśnie dotknął.
- Cóż, ważne, że w ogóle jest na co przyjść. Przynajmniej alkohol rozdają za darmo...
Słysząc pytanie Szafir spojrzał na jej twarz. Dostrzegł dziwne iskierki w jej oczach, na co uniósł nieznacznie brwi, jak gdyby zastanawiał się, czy dobrze odbiera jej intencje. Znów poruszył palcami u dłoni, nad czymś się zastanawiając, po czym wystawił rękę w jej kierunku w ramach zaproszenia. Postanowił podjąć to nieme wyzwanie, chociaż nieco zastanawiało go czego dokładnie dotyczyło. Dyskusja? Flirt? Czy może coś jeszcze innego?
- Właściwie, to partnerkę zgubiłem, ale nie mam zamiaru jej szukać. Zostawiła mnie. - wzruszył ramionami - Skoro brakuje ci chwilowo partnera, to może przynajmniej odprowadzę ciebie na salę, bo widzę że obu nam mróz dokucza. Będzie to zresztą na pewno ciekawsze, niż sterczenie pod drzewem. Ty wydajesz się ciekawą partnerką.
Spojrzał na nią pytająco, czekając na odpowiedź. Gotowy był nawet na to, że odmówi, bo był świadom, że osoby z wyższych sfer raczej nie kręcą się wokół tych niższych. A Frank nawet jeśli nie wyglądał, to na pewno nie zachowywał się jak arystokrata.
- Czy może za niskie progi?
Uśmiechnął się z lekką kpiną, bowiem przypomniał sobie ile razy dzisiaj odmówiono mu gdzieś przez stan.

Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Jezioro księżycowe - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Re: Jezioro księżycowe
Wto 12 Sty - 0:43
Musiałam się powstrzymać, aby nie zaśmiać się po usłyszeniu wypowiedzi mężczyzny na temat ego. W taj kwestii mieliśmy zupełnie odmienne spojrzenie na świat. Od zawsze uważałam, że posiadanie nadmiernej pewności siebie jest zdecydowanie lepsze niż zupełny jej brak. Życie to działanie, a strach, wycofanie i obawy zwykle są tym, co podtrzymuje nas przed podejmowaniem działań. Można być jednocześnie zarozumiałym i pewnym siebie, a przy tym nadal posiadać dostatecznie wiele rozsądku, aby podejmować właściwe decyzje.
Postanowiłam zaczekać z dalszym rozwijaniem tej spornej kwestii, dlatego teraz jedynie uśmiechnęłam się i pokręciłam głową, wyrazie podkreślając dezaprobatę dla owej postawy.

Wyraźnie zaciekawiłam się, słysząc o zakładach i uznając tę zbieżność za całkiem ciekawą, a już na pewno zabawną. Hazard był akurat jedną z tych rzeczy, która łączyła wszystkie kręgi społeczne. A te z górnych pięter równie często znajdowały rozrywkę w śmierci, czyniąc tą jeszcze bardziej pokazową a często i obdartą z należytego szacunku.
-Obstawił Pan właściwie?
Spytałam, nieco ściszając głos, nadając mu nieco konspiratorskiego charakteru. Jakby ta informacja miała jakieś kluczowe znaczenie, miała przynieść coś więcej niż zaspokojenie niezdrowej ciekawości. Zdecydowanie nie sprawiałam wrażenie, kogoś trwającego w żałobie czy choćby odrobinę przejmującego się nagłą stratą. Jedyne co straciłam to dobry kontakt w interesach.
-Istotnie osobliwe, nadal stanowi swego rodzaju zagadkę. Sprezentował mi ją brat. Podobno, gdy osiągnie wiek dojrzały, swym rozmiarem może przewyższyć rosłego konia. A że mam ją od niedawna, nie wiem jak długo będzie, mogła mi tak swobodnie towarzyszyć, jak dziś.
Miałam nadzieję, że akurat ten gatunek bestii dojrzewa latami. Jeśli chodziło o podróż wierzchem, to w tej roli doskonale sprawdzał się eques. Swoją drogą, ostatnio chyba odrobinę zaniedbałam pozostałych pupili. Ich „zaprzyjaźnianie się” również będzie ważną kwestią do poruszenia przy kolejnym spotkaniu z Poskramiaczem.

Powitanie, czy może raczej towarzyszące mu gesty, ewidentnie wprawiły Franka w konsternację, a przynajmniej niepewność. Lekko zmrużyłam oczy, kiedy moje spojrzenie zastygło na naszych złączonych dłoniach. Kolejna rzecz, jaka po tylu latach przestawała dziwić. Rozumiałam, że gładkość oraz chłód mojego ciała potrafił zszokować i zniesmaczyć, jak również zaintrygować. Nie zawsze ot, tak dało się ocenić jakie wrażenie sprawił pierwszy kontakt. Tak jak miało to miejsce teraz.
-I to nie byle jaki. Acz, ledwie garstka tu obecnych, będzie mogła liczyć na ten uchodzący za ambrozję. Nasz gospodarz dobiega już milenium, miał czas, by zgromadzić naprawdę wyjątkowe napitki i nie tylko.
Tęskniłam za trunkami z archipelagu, ostatnim czasem sprowadzanie czegokolwiek z rodzinnych stron okazywało się problematyczne. Przeklęci piraci. Już dawno należało coś z nimi zrobić... Do tej pory nie udało mi się jeszcze natknąć na Kontynencie na choćby kwarcową odmianę wina...wielka szkoda.
Dyskretnie obserwowałam dłonie mężczyzny. Nie byłam pewna czy ich właściciel jest świadomy, iż te nieznaczne gesty i ruchy mogą mówić o nim więcej, niż ten pragnąłby zdradzić. Człowiek mógł być jak otwarta księga, lecz nie każdy i nie od razu potrafił zrozumieć język, w którym ją spisano. To wszystko wymagało czasu.
-Mogłabym powiedzieć, że mi przykro, ale widzę, że nie ma tak owej potrzeby, skoro sam nie dręczysz się tym faktem. Taka jest natura tego gatunku wydarzeń. Nie mogłoby się na nich obyć bez dram, zdrad oraz innych niespodzianek. Niemal każdy podświadomie czeka, aż stanie się to „coś”. Aż w końcu ktoś zawsze się wyłamuje i dostarcza innym tego, na co i sam czekał.
W mroźnym powietrzu rozniósł się dźwięk perlistego śmiechu, który można było nawet uznać za miły dla ucha. Tym bardziej iż nagła wesołość nie trwała długo.
-Miło mi słyszeć, że stanowię ciekawszą perspektywę i nie muszę obawiać się konkury ze strony takiej zgrabnej...
Na moment zmrużyłam oczy i przechyliłam nieznacznie głowę, aby lepiej przyjrzeć się drzewu, pod którym nadal staliśmy.
-sosenki. Trzeba przyznać, że przez te wszystkie igły sprawia wrażenie mało przystępnej.
Naprawdę mnie to rozbawiło, choć wiedziałam, że mężczyzna chciał być miły. Lubiłam komplementy, również te bardziej wyszukane i dlatego nie należało ot, tak rozczulać się nad każdym. To wprowadzało pewien rodzaj wyzwania i zachęty do dalszych starań.
W ostateczności skinęłam głową i skorzystałam z zaproszenia srebrno-skrzydłowego. Skoro nie okazał się czyimś sługą, już był to pewien plus. Fakt, iż zdecydowanie odstawał ode mnie rangą, co sam też doskonale widział... cóż, moja reputacja była już na takim poziomie, iż tego rodzaju niuanse nie mogły jej zaszkodzić. Lubiłam towarzystwo wyższych sfer, lecz nie znaczyło to, że mam się ograniczać wyłącznie do nich. Nie lubiłam, gdy dyktowano mi warunki, sama byłam tą, która odnajdywała w tym przyjemność.
-Dziękuję. Sama z całą pewnością zacznę od poszukania jakiegoś rozgrzewającego trunku. Sama Zimowa Świątynia również powinna obfitować w jakieś atrakcje. Nie miałam jeszcze okazji zbyt dokładnie się rozejrzeć, jak na razie większość pobytu tutaj spędziłam na parkiecie.
Liczyłam na to, że Opętaniec miał, większą widzę na temat tutejszych rozrywek, może nawet odwiedził którąś i mógł zasugerować, czy faktycznie warto się nią zaciekawić.
Słysząc uwagę o za niskich progach, westchnęłam teatralnie i posłałam swemu towarzyszowi surowe spojrzenie.
-Jak widzę, nabawiłeś się przykrego nawyku podcinania sobie skrzydeł. To podchodzi pod sam okaleczanie się. Powinieneś się tego jak najszybciej wyzbyć.
Gdy oboje ruszyliśmy w stronę Świątyni, bestia zerwała się na równe nogi i iście pokazowym krokiem, truchtała u mojego boku. Jako jedyna przejawiała nieśmiałe oznaki niezadowolenia z tego, że czas spędzony na wolnej przestrzeni właśnie miał dobiec końca.
-Zdobycie odpowiedniej reputacji, prawie nigdy nie jest rzeczą prostą. No, chyba że uśmiechnie się do Ciebie fortuna. W przeciwnym razie wymaga to wielu starań. Pewność siebie, odpowiednia prezencja oraz wiele innych cech, niekoniecznie uznawanych za te chlubne okazują się w tym całkiem pomocne.
Po raz kolejny powiodłam spojrzeniem po Opętańcu, po czym podjęłam się nieznacznej próby poprawienia jego prezentacji. Niewielka kieszeń marynarki kuła w oczy pustką. W tym miejscu tkwić powinna poszetka czy butonierka. Wolną dłoń wysunęłam przed siebie, po czym delikatnie zacisnęłam ją, w pieść. Po krótkiej chwili, na otwartej dłoni spoczywał Kryształowy kwiat o jasnobłękitnej barwie. Nie zwalniając nawet kroku, sprawnym ruchem wsunęłam ozdobę do kieszonki na torsie Opętańca, po czym jak gdyby nigdy nic, kontynuowałam rozmowę.
-Ale kiedy uda się już wypracować sobie jej odpowiedni poziom w rzeczywistości, mało co może jej zagrozić.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Jezioro księżycowe - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Re: Jezioro księżycowe
Pon 18 Sty - 18:24
Uniósł nieco brwi słysząc śmiech kobiety na jego słowa. Nie było to zbyt grzeczne w obecnej sytuacji i kobieta powinna być raczej tego świadoma, ale Frank nie zamierzał robić z tego powodu burdy. W końcu mogli mieć odmienne zdanie w tej kwestii, on zawsze wolał trzymać się raczej na uboczu. Nie znaczyło to, że nie potrafił być pewny siebie, to zdarzało mu się nawet często w sytuacjach, gdy absolutnie powinien tego unikać. Kwestia szlachetności jego krwi po prostu była dla niego tak nieistotna, że nie chciało mu się udawać kogoś ważniejszego, niż jest. Stąd Alnari mogła wnioskować, że ma o sobie niskie mniemanie...
- Hm... - spojrzał na kobietę z zamyśleniem, zastanawiając się co powinien odpowiedzieć - Myślę, że tak... W końcu pieniądze się same nie rozmnożyły.
Uśmiechnął się lekko, rozumiejąc powoli, że jego dziwna towarzyszka i tak nie była zbyt przywiązana do swojego starego partnera. Może się pokłócili? Nie wiedział tego, ale nawet jeśli, to typek już był martwy, zatem nie miało to żadnego znaczenia. Frank wolał skupić się na chwili teraźniejszej i fakcie, że być może spotkał towarzyszkę na resztę wieczoru. Na więcej niż jeden wieczór nie liczył, przyzwyczaił się że tego typu znajomości urywają się niemal natychmiastowo. Słysząc opis zwierzęcia Frank rzucił mu krótkie, niezbyt przekonane spojrzenie. Wyobraził sobie tego stwora wielkości konia i nie spodobała mu się ta wizja, ale z grzeczności wolał przemilczeć swoją opinię na temat Airo.

Mężczyzna również wbił wzrok w ich dłonie, po chwili chowając swoją z powrotem. Jej skóra była kompletnie obca, wręcz nieludzka, a to mu się niezbyt spodobało. Wyglądała wszak jak człowiek i spodziewał się, że będzie nieco bardziej ludzka pod względem dotyku. Niemniej i tu trzymał język za zębami, nie komentując tego aspektu. Podejrzewał, że była tu tworem całkowicie normalnym. Normalność ze świata Franka tymczasem była tu czymś na wskroś dziwacznym.
- Przepraszam... - zmarszczył brwi i spojrzał na jej twarz nieco skonsternowany - Dobrze usłyszałem millenium? Nieźle się trzyma...
Chciałby wierzyć, że źle usłyszał, ale wiedział, że to bardzo mało prawdopodobne. Millenium... Tysiąc lat. Wiedział już niestety, że istoty z tego świata potrafią mieć setki lat, niczym bohaterowie starego testamentu, ale nie spodziewał się ich spotykać wokół siebie. Mógł jedynie podejrzewać, który osobnik w jakim jest wieku, ponieważ niestety wraz z latami nie zmieniał się wygląd tych istot. Pieprzona długowieczność, jedna z największych zagadek tego świata.
- Nie nazwałbym tego dramatem, kobiety na tym balu po prostu pojawiają się i znikają. - wzruszył ramionami, po czym zerknął na sosnę uśmiechając się pod nosem na dźwięk jej własnego śmiechu - Jeszcze nieco mi brak do dendrofila, no cóż... Podejrzewam, że dostałaś już wiele ofert partnerstwa, więc tym bardziej nie powinienem być zawiedziony. Brakuje takich kobiet na tej imprezie.
Całkiem trafnie stwierdził, że jego rozmówczyni jest wyjątkowo łasa na komplementy, postanowił więc rzucić w nią paroma z nich. Nigdy nie był komplemenciarzem, ale jeśli to ma przekonać ją, by spędziła z nim parę godzin, to czemu nie... Ostatecznie i tak nie miał nic ciekawszego do roboty, a też nie mógł ukryć, że urody, czy charakteru Alnari nie brakowało.

Na jego twarzy wykwitło zadowolenie, gdy kryształowa przyjęła zaproszenie. Chwycił ją więc za rękę na wzór tych wszystkich dostojnych par, które dzisiaj widywał, a z których drwił sobie w myślach. Skoro miał do czynienia z kimś z wyższych sfer, to chyba sam teraz będzie musiał zadrwić z siebie, ale nie zaprzątał sobie tym zbytnio głowy.
- Drwina i dystans to żadne podcinanie sobie skrzydeł. Wystarczy na wszystko spojrzeć z boku... Ty jesteś kimś w rodzaju arystokracji, a ja roznosicielem, który dostał się tu przypadkiem. Lubię śmiać się z tego faktu, żeby nie zrodziły się czasem jakieś fałszywe nadzieje.
Pokręcił głową i zaczął rozglądać się dookoła. Co jakiś czas przyglądał się twarzy Alnari, by ocenić z kim właściwie ma do czynienia. Wiele mówiła jak na kompletnie obcą osobe, czy możliwe, że to spotkanie nie jest przypadkowe? Podejrzewał, że może znowu zrobił coś nie tak i któraś z grup przestępczych zapragnęła go zbić albo co gorsza się pozbyć... I tego typu ponure myśli pojawiły się w głowie Franka, ale krótkie otrząśnięcie się przegnało je w miarę szybko, tak by pozwalały przynajmniej cieszyć się wieczorem.
- Widzisz, jedną z nich zostawiliśmy właśnie za sobą. - wskazał kciukiem za siebie, w kierunku tafli jeziora - Można tu również zatańczyć, a skoro już uparłaś się, bym okłamywał ciebie w swojej kwestii, to mogę powiedzieć, że jestem świetnym tancerzem.
W tym momencie postanowił zadrwić nieco z jej własnych rad, które uznawał za mocno sytuacyjne. Chwilę później jednak spostrzegł, jak kobieta czyni coś na swojej dłoni. Przekrzywił głowę z ciekawością, oglądając jak kwiat spoczywa w jego kieszeni. Zaraz po tym, jak Alnari go tam zostawiła, Frank wyciągnął go ostrożnie i zaczął oglądać.
- Piękna rzecz... - mruknął z podziwem, po czym spojrzał na kryształową - Pewnie parę centów za niego dostanę, mogę zatrzymać po wszystkim?
Widać priorytety opętańca nie zmieniły się nawet na chwilę. Była to zresztą kolejna próba niewinnego zadrwienia z podejścia kryształowej do całej osoby Franka. Ten po chwili wsunął kwiat z powrotem do kieszeni i spojrzał w kierunku stolika z alkoholami, który dopiero co minęli. Jego twarz nieco się rozjaśniła, do głowy wpadł mu bowiem pomysł, jak kobietę nieco zagiąć a przy okazji umilić sobie wieczór.
- Jeśli mamy zatańczyć, to co powiesz na to, by przed wszystkim stać się nieco bardziej lekką?
Praktycznie z marszu chwycił sprawnie dwa kieliszki jakiegoś mocniejszego alkoholu, jeden z nich podsuwając Alnari, by go wypiła. Podpita być może będzie mniej gadać o nim, a więcej powie o sobie.

ZTx2

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach