Salon przed gabinetem Lorda Protektora

Colette
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
To wcale nie tak, że powrót z misji zawsze wiąże się z osiągnięciem wiktorii i wypełnieniem swojego zadania w sposób nie odbiegający od idealnego rozwiązania. Czasem w wyniku działania siły wyższej - wskutek działania sił, na które nie ma się wpływu, zdarza się ponieść sromotną porażkę; ale i z takiego biegu spraw często należy złożyć sprawozdanie, by choćby oczyścić się z zarzutów bądź licząc na miłosierdzie oczekiwać niższego wymiaru kary.
   Tak na szczęście nie stało się w przypadku Colette. Upiorna mogła się chełpić widokiem arcyksięcia z uwagą wodzącym swym karmazynowym spojrzeniem po doręczonym przez nią liście. Brew arystokratki uniosła się w górę na ten gest ze strony Rosarium; oczywistym było, że przesyłka, którą dane było ją przekazać, była najważniejszym elementem jej misji. Pannę Lucan ciekawiło, jakie sekrety skrywa ta niepozorna koperta w barwie soczystego szkarłatu, lecz wiedziona taktem postanowiła nie wściubiać nosa w nieswoje sprawy - a przynajmniej na razie!
   - Prawdziwa desperacja w walce o arcyksiążęce względy! - zaśmiała się cicho na komentarz Agasharra o przybyłych jubilerach zasłaniając usta dłonią ubraną w białą rękawiczkę - Zgodzę się sir, że piękno tkwi w harmonii szczegółów, a nie pełnej dysonansów kakofonii tandetnego przepychu. Lecz może udam się do nich i ujrzę na własne oczy te przedobrzone wspaniałości? - rzekła w cichym zamyśleniu gładząc się palcami po policzku.
   Liliowe oczy na powrót spoczęły na osobie arcyksięcia, gdy ten skupił wreszcie swoją uwagę na przywiezionej przez nią obroży. Nerwowe podszepty w głowie Colette sugerowały, że Upiorna przechodzi obecnie najtrudniejszy egzamin; wszak dostarczenie listu było zadaniem iście odtwórczym, a przy wyborze biżuterii kobieta odgrywała istotną rolę; w razie niepowodzenia, cała odpowiedzialność ciążyła na niej jako twórczyni projektu, a nie na Byronie, który tylko przekształcił go w rzeczywistość zgodnie z życzeniami panny Lucan. I choć Rosarium zdawał się z uwagą przyglądać detalom dzieła, to z jego ust nie padł żaden komentarz, co tylko utwierdziło arystokratkę w swoich wątpliwościach i wymalowało wyraz subtelnego zmartwienia na jej twarzy.
   Nie trwało to jednak długo i równie szybko, jak się pojawiło, musiało ustąpić miejsca zdziwieniu, które było owocem subtelnej implikacji ukrytej w krótkim rozkazie Lorda Protektora.
   - Divardy? - powtórzyła niemal bezgłośnie za Agasharrem, lecz szybko uświadomiła sobie tę nieuświadomiony w pełni odruch; szybko zatem dodała, rumieniąc się lekko ze zmieszania - Wybacz mi, ale słyszałam, że to bardzo rzadkie stworzenia. Nie spodziewałam się ujrzeć więcej, niż jednego Divarda.
   Lysandrowa dłoń opuściła się na kolana kobiety i wygładziła zmarszczkę, która przecięła gładki materiał czarnej sukni jak kamyk wrzucony w spokojną taflę jeziora. Pytania cisnęły jej się na usta, lecz wiedziała, że nie jest w pozycji, by je obecnie zadawać. Nie chciała wyjść na osobę wścibską, choć z trudem panowała nad językiem; jeżeli są to informacje, które mają być jej przekazane, dowie się o nich prędzej czy później.
   - Doprawdy? W takim razie cieszę się, że dane mi było się przysłużyć. - wymieniła grzeczność i uśmiechnęła się lekko do arcyksięcia.
   Głowa Colette uniosła się nieznacznie do góry podążając w ten sposób za Rosarium, który postanowił zmienić pozycję. Vincent Zora - imię to nie schodziło z ust przechodniów, gdy była w Mieście Lalek. Weteran wojny, o której Upiorna nie słyszała; może to była wojna, w której stojący obok arcyksiążę uzyskał swoją pozycję? Czy zatem stawiało to ich jako dawnych wrogów, a może jako byłych sojuszników? Colette wiedziała tylko, że to z jego inicjatywy odbywały się ataki na konwoje z księżycowym metalem oraz to, że jego gang ma istotną pozycję wśród ugrupowań przestępczych i że jego przeciwwagą była równie potężna Rodzina Fyortersoli.
   - Rzeczywiście nie brzmi to jak najrozsądniejsza taktyka zważywszy, że dookoła mogą gromadzić się padlinożerne ptaki gotowe ucztować na jego dogorywającym ciele. Pomniejsze ugrupowania przestępcze na pewno wykorzystają rodzący się chaos i postanowią uszczknąć coś dla siebie w razie jego niepowodzenia.
   Miasto Lalek zmagało się z niepokojami wewnętrznymi spowodowanymi nie tylko potyczkami walczących ze sobą dwóch największych gangów, ale również rozdzierane było działaniami mniejszych ugrupowań korzystających z wszechogarniającego chaosu. Colette przekrzywiła lekko głowę słysząc kolejne nieoczywiste pytanie Rosarium, które zdawało się implikować bardziej skryte zamiary arcyksięcia. Czy mogłaby go winić, gdyby postanowił jeszcze bardziej rozszerzyć swoje wpływy i wykorzystać zamęt, by umocnić swoją pozycję? Rozwiązanie to zdawało się być koniecznym dla każdego sprawnego polityka.
   - Sir, niestety nie miałam aż tak dużo czasu, by poznać pełen przekrój nastrojów targający obywatelami Miastem Lalek. Zauważyłam jednak, że sporo mieszkańców nadzwyczaj chętnie gromadzi się w okolicach Dworca Arcyksiążęcych Kolei Lustrzanych - zdaje się, że arcyksiążece siły stanowią dla nich gwarant świętego spokoju i bezpieczeństwa. Z całą pewnością bardzo nie odpowiadają im obecne władze miejskie - jak wiadomo, w obliczu niepokoju najprościej jest winić aparat władzy. - westchnęła cicho i wygodniej wsiąknęła w fotel - Przede wszystkim wytykają im to, że są skorumpowani i że nie potrafią działać na tyle skutecznie, by egzekwować prawo wobec mniejszych gangów, które podobno ostatnimi czasy są prawdziwym utrapieniem. Może więc upatrują we wszystkim tym, co idzie za protektoratem przeciwwagi dla nieudolności lokalnych suwerenów?
   Colette drgnęła czując na swoim ramieniu dotyk arcyksięcia i delikatnie zadrżała przez ten niespodziewany kontakt; spuściła lekko wzrok czując, że na policzkach wykwita jej zdradliwy różany rumieniec, pogrążając tym samym liliowe oczy w półmroku. Słysząc kolejne słowa zadarła gwałtownie głowę i wbiła spojrzenie w oczy Agasharra. Z pewnością również drgnęła nie mogąc pohamować swojego podniecenia.
   - Sir, to dla mnie zaszczyt. - tylko tyle potrafiła z siebie wydukać, będąc pod dużym wrażeniem słów Upiornego.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
- Nie widzę przeszkód. - Odparł krótko, gestem ręki z wnętrzem dłoni skierowanym ku górze dając dodatkowy znak, że Colette ma wolną drogę. Samo jednak przyzwolenie, bez żadnych instrukcji gdzie kobieta winna się w tym celu udać, wydawało się okrutnym żartem, a zatem dodał jeszcze.
- Znajdziesz ich w Zielonym Salonie.
W Krainie Luster wielu było samozwańczych mistrzów rzemiosła, którzy wyposażeni w moc przydatną przy ich profesji nie znali żadnych podstaw swej sztuki. Piekarze, którzy zmieniali skały w chleb, lecz nie wiedzieli nic o odmianach pieczywa. Krawcowie potrafiący magią wprawić w ruch igły i nici, lecz pozbawieni gustu tworzący ubrania tak niepraktyczne, że dworska moda uchodziłaby przy nich za strój doskonały do walk. Tego typu osoby rzadko gościły na salonach. Woleli mieszkać w wielkich miastach jak Miasto Lalek, by oferować swoje usługi niewtajemniczonym i zawsze przedstawiać je jako niezwykle prestiżowe. Wielu z nich dla podkreślenia swej roli tworzyła wymyślne historie. Arcyksiążę słyszał o lunatyku, który miał być rzekomo połączeniem krwi upiornych i lunatyków - zegarmistrzów. Sprzedawał swoje miernej jakości czasomierze w sztucznych rogach odebranych jakiemuś baranowi - który nieszczęśliwie przypłacił to zapewne życiem.
- To rzadkie stworzenia, więc nie możesz się dziwić, że nie odsłaniam wszystkich kart na samym początku gry. - Słowa wypowiedziane przez Lorda Protektora miały w sobie lekkość właściwą popołudniowej, niezobowiązującej pogawędce. Jego ton głosu, a także wyczuwalne w nim rozbawienie kontrastowało ze słowami wypowiadanymi o polityce i napiętej sytuacji w ogromnej metropolii jaką było Miasto Lalek.
To oczywiste, że mając pod sobą nie tylko swoje rodowe oddziały, lecz także Stowarzyszenie Czarnej Róży oraz Kompanię handlową mającą niemal monopol w Szkarłatnej Otchłani Agasharr nie miałby problemu ze zdobyciem wielu Divardów. Jednak nie to w liczbie mnogiej miało znaczenie, a cel dla którego została użyta. Nie rozchodziło się wszak o możliwości, lecz dlaczego Rosarium mając obrożę dla jednego z mistycznych lisów kazał sprowadzić większą ich liczbę? Bez wątpienia nie było to przypadkowe działanie i mało prawdopodobne, by stanowiło wyłącznie przejęzyczenie.
Arcyksiążę przeniósł dłoń po ramieniu Colette, a następnie po jej szyi i na podbródek, który uniósł delikatnie - oczywiście o ile kobieta nie oponowała, w innym wypadku po prostu cofnął swoją dłoń.
- Korupcja władz Miasta Lalek to zaledwie wierzchołek góry lodowej, pozorny problem wyciągany przez tych, którzy nie rozumieją złożoności i grozy rzeczywistych kłopotów w opanowaniu gangów.
Wrócił zamyślony głos, a sam Upiorny choć jeszcze chwilę temu patrzył wprost na twarz Colette, teraz przymknął oczy.
- Gangi nie są obcym organizmem narosłym na korze Miasta Lalek, lecz są jego integralną częścią. Funkcjonują od tak dawna, że większość władz miejskich wywodzi się właśnie z ich szeregów, bądź sprawuje swoją funkcję dzięki nim. Nie tylko otrzymują sowite wynagrodzenie za wierność, lecz także wedle swych moralnych kodeksów nie mogą odwrócić się od tych, którzy wyciągnęli do nich rękę w chwili potrzeby. Rządcy Miasta Lalek nie mogą wtrącić się w konflikt, ograniczając się do ochrony swych interesów bo są tak samo powiązane z rodziną Fyortersole, jak i z Milicjantami Zory.
Kilka kolejnych kroków wystarczyło, by Arcyksiążę obszedł stolik i na powrót rozsiadł się wygodnie w zajmowanym wcześniej fotelu.
- Choć nikt z władz miasta czy któregokolwiek z gangów nie powiedział tego wprost, wszyscy między wierszami dawali mi do zrozumienia, że jeżeli postanowię interweniować i mieszać się w konflikt, to walczący zawieszą broń i razem z miejskimi siłami wystąpią przeciwko mnie. Marionetkarze mogą się nienawidzić, lecz gdy pojawi się zewnętrzny wróg staną u swego boku.
Oczywiście zarówno Marionetkarze, jak i sam Agasharr wiedzieli, że nawet zjednoczenie się gangów wspomaganych przez straż miejską mogłoby nie być wystarczające do zatrzymania arcyksiążęcych legionów wspieranych siłami Stowarzyszenia Czarnej Róży. Szczególnie Ci ostatni budzili grozę w Krainie Luster i Szkarłatnej Otchłani. Nieszczęśliwie obie strony zdawały sobie też sprawę, że Rosarium nie zaatakuje narażając życia wielu niewinnych, chyba że będzie miał do tego dobry powód.
- Arcyksięstwo powinno być gwarantem spokoju i stabilności, a zatem cieszy mnie, że przynajmniej część mieszkańców Miasta Lalek postrzega to w ten sposób. Dla pozostałych jest czas lub ... - Przerwał na chwilę. Zawsze z pogardą odnosił się do osób zbyt pewnych siebie. Widział wielokrotnie na turniejach, gdy rogaci rycerze padali pod kopiami młodszych oponentów, zapewniwszy uprzednio, że walka będzie zaledwie dziecinną igraszką i niebawem będą tryumfować. Zbytnia pewność siebie bywała zgubna, lecz po przemyśleniu nie taki charakter miały słowa, które miał zamiar wypowiedzieć. Dlatego po krótkiej przerwie, w której Rosarium uśmiechnął się nieznacznie do Colette, kontynuował:
- lub Stowarzyszenie Czarnej Róży, które ma być koszmarem wrogów Arcyksięstwa. Choć jeszcze się tego nasłuchasz, wolę byś usłyszała to także z moich ust. - Po tych słowa, bez spojrzenia w stronę stojących w pokoju służących wskazał na pustą filiżankę i pokazał palcami liczbę dwa. Służba nie miała problemu by odczytać ten gest i natychmiast zaczęła przygotowywać dla Arcyksięcia i Colette herbatę.
- Jeżeli nie masz maski nie możesz ujawniać swojego członkostwa w Stowarzyszeniu Czarnej Róży. To nie tylko nierozważne, lecz i niebezpieczne. Nie każde działanie wymaga, by ujawniać swoją przynależność. Misja, którą Ci powierzyłem jest niezwykle ważna i przydatna dla Czarnej Róży, a nie musiałaś się na Stowarzyszenie powoływać. Jeżeli jednak włożysz maskę musisz pamiętać, że bierzesz udział w grze. Jej celem jest przekonanie potencjalnych wrogów, że Stowarzyszenie wie o wszystkim, ma swoich agentów wszędzie i uderza niespodziewanie.
Mówiąc prościej Agasharr był zwolennikiem działania przez członków Stowarzyszenia w ukryciu. Ujawniania swojej przynależności do organizacji dopiero gdy sytuacja będzie tego wymagała i będzie to korzystne. To prawda, że mogli swoim autorytetem zdobyć znacznie więcej informacji, lecz nie tylko ujawniliby swoje kontakty, lecz także naraziliby się na ludzi oczekujących spłaty długu wdzięczności od Czarnej Róży, czy nawet od samego Arcyksięcia. Maski nie miały kojarzyć się osobami pokroju straży miejskie Miasta Lalek patrolującej dzielnice i przyjmującej drobne zgłoszenia mieszkańców, a miały stanowić symbol gniewu Arcyksięcia. Anonimowość miała te znaczenie, że nikt nie wiedział kim byli członkowie, a zatem nie można było w nich uderzyć. Co więcej nikt nie wiedział też, czy może ufać drugiej osobie. Czy nie jest zamaskowanym agentem Czarnej Róży. Choć Rosarium zdawał sobie sprawę, że stanowi to zalążek terroru uważał go za konieczny dla powodzenia swoich planów.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Lysandra nie zgłębiła jeszcze wszelkich zakamarków Różanego Pałacu, lecz wyjaśnienia ze strony mężczyzny nie byłyby dla niej niezbędne do ustalenia lokacji nieszczęsnych jubilerów - z pewnością potraktowałby to jako zadanie iście rozwijające, które nie tylko umożliwiłoby jej lepsze poznanie włości swojego gospodarza, ale również nawiązanie bliższych lub dalszych znajomości wśród mieszkańców Pałacu. Niemniej wskazanie miejsca przez arcyksięcia było czynem niezwykle uprzejmym, toteż Colette odwdzięczyła się mu delikatnym, dziękującym uśmiechem i skinęła lekko głową na znak, że zapamiętała cel swojej przyszłej misji! Nie mogła przecież przegapić okazji, by zapoznać się z dziełami tych wątpliwej klasy rzemieślników - bo z całą pewnością nie artystów. Nawet zwyczajny właściciel małego, przydrożnego warsztaciku pozbawiony magicznych talentów w swojej dziedzinie powinien wykazać należyte pokłady poczucia estetyki i znajomości swojego fachu, by móc uchodzić za mistrza swego rzemiosła; nie wystarczyło również byle magiczne szachrajstwo, by próbować zatuszować te jakże istotne braki. A tym, według słów Agasharra, brak było nawet tych jakże podstawowych przymiotów! Stąd też Colette wybierała się obejrzeć wytwory jubilerów nie jako potencjalna klientka, a raczej wizytatorka ogrodu zoologicznego goszczącego na swoim terenie wyjątkowo paskudne egzotyczne osobniki.
   Jasną sprawą było też to, że osoba na tyle potężna i wpływowa, by możni zarówno z całego kontynentu jak i z archipelagu musieli liczyć się z jego zdaniem oraz - nie ukrywając - pokaźnymi siłami miała dostęp do towarów, o jakich Colette ani nie wiedziała, ani nawet nie śniła. Bez wątpienia zdobycie nawet stadka Divardów nie sprawiłoby arcyksiążęcym ludziom zbyt dużych trudności, a z pewnością nie stanowiłoby zadania niemożliwego. Lecz jaki też cel może przyświecać Rosarium, by ten zechciał zaprezentować pannie Lucan przynajmniej dwójkę swoich lisich podopiecznych?
   - Mając dobre karty nie odsłania się ich na początku rozgrywki. - uśmiechnęła się do niego łagodnie, parafrazując jego słowa, a jasne oczy spojrzały na chwilę gdzieś w bok, jakby poszukując wypisanych gdzieś na meblach słów; wkrótce jednak na powrót połączyły się ze spojrzeniem Agasharra z małym, przewrotnym błyskiem - Lecz i złymi można grać licząc, że oponent będzie w wyjątkowej niełasce u przewrotnej Fatum, która pokara go bardziej niekorzystną partią. Obroża miała być tylko dla jednego Divarda. - to mówiąc, brwi kobiety zmarszczył się w zamyślonej manierze - Nie pomyliłam się, prawda?
   Ciekawość, jaką wzbudziły w Upiornej słowa arcyksięcia, nie dawała jej spokoju - wszak z owymi owianymi mgłą legendy magicznymi lisami wiązało się nie tylko zadanie, które kobieta miała wypełnić, ale również część nagrody Colette. Czyżby zatem arcyksiążę postanowił, że będzie jej dane wybrać z którego cennego lisa utoczy krew do swojej fiołki chowańca? Byłaby to aż nadto hojna zapłata.
   Młodej arystokratki nie chroniły zaciszne zakątki jednej ze starych fontann, ni rozległe połacie pałacowych ogrodów rozciagające się gdzie okiem nie sięgnąć, ani nawet wysokie ściany labiryntu, wśród których szukała wespół z zamaskowanym nieznajomym króliczego uciekiniera. I choć maski opadły, to przedstawienie dalej trwało, o czym przypominały jej ukradkowe spojrzenia służby, rzucane jakby od niechcenia podczas wykonywania powierzonych jej obowiązków. Lecz cóż mogła poradzić na to niezwykle przyjemne drżenie rezonujące po całym jej ciele niczym akord rozchodzący się po strunach harfy wprawionych w ruch przez zręczne palce zdolnego muzyka? Dłoń mężczyzny wędrowała w górę, a Colette wpół przymkniętymi oczami oddawała się tej drobnej pieszczocie subtelnie prężąc swoją szyję, by choć o chwilę przedłużyć ten ulotny kontakt. Gdy palce zatrzymały się na spiczastym podbródku, kobieta posłusznie uniosła głowę i spojrzała w oczy Upiornego z czającym się gdzieś, nieuzewnętrznionym pytaniem.
   - Ludzie zdaje się zwykli tłumaczyć wszelkie kryzysy hasłami, które mają być głośne i wieloznaczne, a niekoniecznie trafnie oddające rzeczywisty problem czy obraz sytuacji. - to mówiąc uniosła się lekko na siedzeniu i z pewnym zawodem podążyła wzrokiem za siadającym Rosarium.
   Słowa arcyksięcia o dziwnej zażyłości gangów i władz miejskich Miasta Lalek rzecz jasna dużo wyjaśniły Upiornej - nieopisaną oczywistością było to, że Colette w czasie swojego krótkiego pobytu w metropolii Marionetkarzy nie została momentalnie specjalistką i ekspertką do spraw stosunków lokalnych. By “własnoręcznie” poznać te subtelne nici łączące każde z ugrupowań potrzebne byłoby z pewnością wiele dni poświęconych na rozmowy i studiowanie chociażby lokalnych akt, nie mówiąc już o czasie przeznaczonym na same budowanie zaufania z rozmówcami. A to wszystko po to, by dojść do wniosków zbliżonych do tych, które przedstawił jej arcyksiążę!
   - To… zrozumiałe. Zewnętrzna siła z pewnością wprowadziłaby duże zamieszanie w tak zawile skonstruowanej społeczności, jaką cechuje się Miasto Lalek i naruszyłaby tę ichniejszą dziwaczną harmonię. Wojna przecież nie będzie trwała wiecznie, a ani wpływów arcyksięstwa będzie można się tak łatwo pozbyć, ani bezboleśnie spłacić długu wdzięczności. - rzekła ostrożnie i zaplotła blade palce dookoła mahoniowej poręczy.
   Cała zabawa polegała na tym, by zaskoczyć oponenta. Nie zawsze warto było stawać do pojedynku z podniesiona przyłbicą, a często takie rozwiązanie było zbytecznym przerostem formy nad treścią. Krótkie kiwnięcie lysandrowej głowy potwierdziło słuszność słów arcyksięcia; arystokratka nie mogła zaprzeczyć, że wizja bycia orężem terroru politycznego w rękach samego arcyksięcia dla wielu musiała jawić się wyjątkowo kusząco. Może dla niej również?
   - Bo i po cóż pokazywać wrogowi, w której ręce trzyma się sztylet? - kąciki ust Upiornej drgnęły i wykrzywiły się w delikatny uśmiech - To nierozważne pozbawianie się atutu, jakim jest element zaskoczenia. Będę o tym pamiętać, sir.
   Przez myśl przyszło pannie Lucan, że podobna rozmowa oraz decyzja przezeń podjęta na jej rodzimych wyspach mogłaby zostać odebrana jako zaczątek zdrady interesów Lunis bądź jako pogwałcenie obyczajów - bo czyż godziło się, by mieszkanka archipelagu dołączyła do organu, jakim jest Stowarzyszenie Czarnej Róży - tajnej jednostki politycznej na usługach tego, z którym są zmuszeni zawierać stosunki dyplomatyczne i stawiać się w roli jego dłużnika? Nim dane jej było powtórnie zabrać głos, drzwi do saloniku otworzyły się niemalże bezgłośnie i do pomieszczenia wszedł rosły, ciemnowłosy Upiorny o krótkich trzech rogach. Mężczyzna ubrany był w podróżny strój, który już na pierwszy rzut oka trącał tandetnym bogactwem. Przybysz podszedł do fotela, przy której siedziała panna Lucan i Rosarium nie obdarzając kobiety nawet spojrzeniem.
   - Lordzie Protektorze, przybywam z Miasta Lalek. - skłonił się sztywno przed arcyksięciem, po czym podniósł wzrok na Colette.
   Przez twarz Upiornego przeszła gwałtowna zmiana, która wymalowała na niej wpierw wyraz zdziwienia, który szybko przerodził się w grymas nieukrywanej wzgardy. Podniósł swój pulchny palec, który wycelował w kobietę.
   - Mój Lordzie, ta oto kobieta jest zdrajczynią.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Magię i naukę niezaprzeczalnie łączy jedną rzecz. Jest nią zamiłowanie do wielogłowych stworzeń, w szczególności psów. Zresztą jest to także cecha mitologii. Od Cerberów, przez Ogrzych magów specjalizujących się w mrocznych arkanach i kłótniach między ich głowami aż po dwugłowe krowy z postapokaliptycznego świata. Bez wątpienia zatem sprawa mogłaby wydawać się prostsza, gdyby Arcyksiążę zamówiwszy kilka obroży wspomniał o jednej tylko bestii, która by je nosiła. Zdecydowanie jednak komplikowała się, kiedy jedna zaledwie obroża miała przysłużyć więcej niż jednemu stworzeniu. Czy miało to oznaczać jakieś nieznane misterium pozwalające na pomnożenie przedmiotów, czy też bratobójczą walkę o nagrodę i próbę wyłonienia najprzedniejszego z Arcyksiążęcych Divardów.
Na słowa Colette o tym, że obroża nie może zdobić szyi wielu monarszych lisów Agasharr uśmiechnął się jedynie rozbawiony jej słowami.
- Czy potwierdzanie oczywistości jest konieczne? - Powiedział a jednocześnie pośrednio potwierdził słowa wypowiedziane przez Colette. Kobieta była jednak zdecydowanie zbyt niecierpliwa a przecież wszelkie karty zostaną odsłonięte, gdy tylko służący wykona polecenie i powróci do salonu z Divardami. Na tę chwilę Arcyksiążę nie miał jednak zamiaru zdradzać zbyt wiele.
- Nie ukrywam, że przyniesiona obroża jest tylko dla jednego Divarda i tylko na tego jednego będzie pasować. To jednak nie czas, by mówić o lisach. Będą jeszcze do tego stosowniejsze okazje.
Spojrzenie karmazynowych oczu Lorda Protektora zwróciło się na chwilę w stronę służących przygotowujących herbatę. Choć ta nie była jeszcze gotowa, jej zapach już dobiegł do nozdrzy monarchy.
- W istocie. Zawsze lepiej jest wiedzieć skąd może nadejść atak a jednocześnie nie ujawniać skąd samemu można go wyprowadzić. Demonstracja siły może być kusząca, lecz odkrywa zbyt wiele kart.
W istocie arcyksiążęce legiony, choć będące najsilniejszą armią w Krainie Luster i są niezaprzeczalnie potężną siłą, obserwowane są przez wszystkich Upiornych Arystokratów stanowiąc dla nich wyznacznik siły. Rosarium nie miał jednak zamiaru im ułatwiać podejmowania ewentualnej decyzji o zbrojnym wystąpieniu przeciwko Arcyksięstwu. Choć rozproszenie oddziałów Arcyksięstwa utrudniało manifestacje potęgi bądź zgromadzenie wszystkich sił przeciwko jednemu wrogowi, lecz za to uniemożliwiało to ocenienie prawdziwej siły Arcyksięstwa. Nie można zresztą nie spostrzec, że ewentualne zgromadzenie sił zapewniała kolej i niemalże monopol na handel w Szkarłatnej Otchłani. Nie można też zapomnieć o Stowarzyszeniu, których prawdziwy potencjał pozostawał często tajemnicą nawet dla samych członków organizacji - a co dopiero dla osób trzecich. To wszystko miało zapewnić możliwość ukrycia arcyksiążęcych ostrzy.
Należy zauważyć, że przybył mężczyzna widocznie nie słyszał ani słowa z rozmowy pomiędzy Upiornymi. Inaczej nie mówiłby tak głośno o swoich podejrzeniach co do zdrajcy.
Rosarium podobnie jak w przypadku Divardów, tak teraz nie zamierzał zbyt wcześnie odkrywać swoich kart, a zatem powiedział do mężczyzny uspokajająco.
- Tofelu, liczę, że przynosisz wieści z Miasta Lalek i rozumiesz ich wagę. - Dłonią nakazał mu zająć miejsce na jednym z foteli w pomieszczeniu, po czym zwrócił się ku zdziwieniu trzyroga do Colette.
- Kolejne zadanie musi nieco zaczekać. Jak widzisz muszę przyjąć kolejny raport - a sytuacja nagli. - Obdarował kobietę delikatnym uśmiechem, po czym zwrócił się do Upiornego, którego ręce zaciskały się na podłokietnikach, a usta wyszeptywały pełne irytacji słowa, których sens oddaje zdanie "nie można jej wierzyć!".
Tofel prezentował sobą postawę godną potępienia. Nie chodzi tu wszak o ostrzeżenie Arcyksięcia przed zagrożeniem, lecz o to, że uczynił to w sposób jawny dla Colette. Gdyby Rosarium podejrzewał, iż Colette jest szpiegiem Lunis, to bez wątpienia podążywszy za zdradliwymi radami Tofela, straciłby możliwość obserwacji szpiega, który nie wie, iż jest obserwowany. Tofel, choć niezaprzeczalnie był Upiorny Arystokratą, zdecydowanie nie należał do najbystrzejszych. Dodatkowy róg nie czynił go przebieglejszym od innych Upiornych, a bezpośredniość zdradzała zamiary i narażała go na atak.
- Chętnie wysłucham wieści, które przynosisz, lecz zdaje się, że mój gość Cię nadto rozprasza. Zapewniam Cię, że nie musisz krępować się jej obecnością, czy wiernością. Możemy to nawet sprawdzić.
Rosarium zmierzył spojrzeniem oboje Upiornych siedzących w jego gabinecie, a palcem ujął ucho filiżanki, lecz jeszcze jej nie unosząc. Fakt że służba zakończyła już podawanie herbaty był dobry do kolejnych poczynań zaplanowanych by sprawdzić Colette i uciszyć Tofela. Nie testował jednak wierności mieszkanki Wysp Księżycowych, lecz coś o wiele bardziej subtelnego - zdolność do rozumienia prawdziwego znaczenia sytuacji.
- Podajcie moim gościom sztylety. - Wydawał polecenie, a już po chwili przed Colette oraz Tofelem położono dwa różane ostrza - choć żadnemu z Upiornych goszczących u Rosarium nie udało się zaobserwować skąd służba wzięła te ostrza.
- Skierujcie ostrza ku sobie, a gdy wydam rozkaz pchnijcie nimi. - Słowa Arcyksięcia mogły wydawać się efektem szaleństwa ze względu na spokój i powagę w jaki je formułowa. z jego twarzy zniknął łagodny uśmiech, który gościł jeszcze chwilę wcześniej
W istocie jednak nie miał zamiaru wydać takiego rozkazu. Był pewien, że pulchny rogacz nie pojmie prawdziwego znaczenia tej próby i zawaha się. To wahanie będzie mogło być później wykorzystane co najmniej do przyrównania go do Colette i zapytania, czy w takim razie i on jest zdrajcą.
Z drugiej strony Agasharr liczył, że Colette weźmie pod uwagę jego słowa. Choćby te, w których mówił, że kwestię Divardów przyjdzie czas jeszcze poruszyć. Nie oczekiwał od niej, że chwyci nóż, by się nim pchnąć. To świadczyłoby raczej o głupocie, niźli prawdziwej wierności. Liczył jednak, że Colette zrozumie prawdziwe intencje Rosarium i sięgnie po ostrze by ośmieszyć Tofela - który przecież oskarżył ją o zdradę.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Jakże przewrotnym zdarzeniem jest zostać oskarżonym o zdradę, jednocześnie nie popełniwszy żadnego nielojalnego czynu i będąc do tego czynu predestynowanym! Nagłe wtargnięcie Tofela nie zaowocowało tym, że Lysandra upadła przed arcyksięciem i drąc swoje szaty jak starodawny poseł z odległego świata nie poczęła zapewniać mężczyzny o swojej wierności; z jej ust nie popłynął również wartki i niezrozumiały potok tłumaczeń czy groźby w kierunku niecnego Upiornego i słowa o jego wszeteczeństwie. Miast tego Lysandra wyprostowała swoją sylwetkę i delikatnym ruchem obróciła głowę w kierunku Agasharra, bacznie przypatrując się jego reakcji z lekko uniesioną brwią, jakby wysyłając mu – o ironio – niemą prośbę o wyjaśnienie sensu zaistniałej sytuacji. Nie chciała tym gestem przejawiać pysznej pewności siebie, lecz była świadoma swojej niewinności: nie wydawało się Upiornej, by swoim zachowaniem w czasie pobytu na kontynencie dawała choć najmniejsze symptomy zdrady. Nie prowadziła nawet korespondencji z rodzimym domem będąc świadomą, że w razie niezręcznego doboru słownictwa może ściągnąć tym przykre konsekwencje zarówno na nią, jak i na swoją rodzinę – Księżycowa Arystokracja rzecz jasna bardzo lubowała się w subtelnych intrygach i nawet najmniejszy przejaw sprzeniewierzenia się tradycji mógłby zostać wymierzony jako cios w ród Lucan; nawet, jeżeli Upiorni posłużyliby się tym hasłem tylko w celach propagandowych, a nie przemawiałoby za tym ich rzeczywiste przywiązanie do wartości.
   Zdawać by się mogło, że jej wcześniejsze przypuszczenia się potwierdziły, a intuicja jej nie zawiodła – rzeczywiście szykowały się kłopoty; nawet, jeżeli tylko pozorne. Gwałtowność reakcji z pewnością nie przysporzyłaby jej wiarygodności, toteż Colette tylko wyprostowała dłonią zmarszczkę, jaka powstała na jej zdobionej spódnicy i w milczeniu przysłuchiwała się słowom arcyksięcia. Zresztą czy w takich sytuacjach nie należało zachować przede wszystkim spokój, a nie dawać się targać gwałtownym emocjom?
   - Oczywiście, Lordzie Protektorze.  – skłoniła głową i odwdzięczyła się cieniem uśmiechu, a następnie przeniosła spojrzenie liliowych oczu na trzyrogiego Upiornego.
   Ku jej zdziwieniu, nie ściskały jej żelazne szczypce trwogi; nie musiała się nawet uciekać do sztuczek, których została nauczona przez ojca, a które za zadanie miały wziąć w karby krnąbrne emocje. Choć zamiary Agasharra mogły być dla niej enigmą, zdawało się, że nie jest skłonny uwierzyć oszczerstwom Tofela. Arcyksiążę nie sugerowałby jej, że muszą poczekać, nim omówią kolejne zadanie, gdyby następnego dnia Colette miała stać się żywą pochodnią. Oczywiście, mężczyzna zawsze mógł mieć bardzo specyficzne poczucie humoru i w ramach osobliwego żartu mógłby zlecić pannie Lucan jako zadanie ostateczne chociażby samodzielne ułożenie sobie stosu pogrzebowego – lecz ta możliwość wydawała się być zbyt niespójna z całą postawą Upiornego.
   Wszak fizjonomia Rosarium pozostawała bez żadnych zmian, które to z pewnością według Tofela miała wywołać jego szokująca wiadomość; kontrastowało to zresztą z nerwowością trójrogiego szlachcica. Nie, w słowach arcyksięcia Colette nie wyczuwała żywienia powagi dla domniemań przybysza, lecz skrzętnie ukrytą, jakże subtelną drwinę. Nic nie mogła poradzić na to, że na wspomnienie o rozpraszaniu na jej ustach pojawił się wąski uśmiech, który to miał poprzedzić zdławiony chichot.
   - Sztylety?  – powtórzyła bezwiednie za arcyksięciem i obróciła głowę w kierunku służby, która zmierzała już w ich stronę z orężem w dłoni.
   Czy rzeczywiście miała to być krwawa próba, na jaką jawiła się na pierwszy rzut oka? Lysandra posłała Rosarium przelotne spojrzenie, które następnie spuściła na leżącą przed nią na stoliczku misternie wykonaną broń o różanych zdobieniach. Twarz kobiety pozostawała nieruchoma, gdy w głowie dokonywała krótkiej analizy zgromadzonych faktów. Tofel nie prezentował się jako osoba wybitnie poważana, z której zdaniem bezkrytycznie miałby liczyć się Rosarium, zresztą sam arcyksiążę zdawał się nie dawać jej większych powodów do niepokoju zapewniając o tym, że przyjdzie jeszcze pora na omówienie kolejnego zadania. Czyżby zatem owa próba miała być jedynie pstryczkiem w nos wymierzonym w krnąbrnego arystokratę, który raczej nie podejmie rzuconej mu rękawicy?
   Blada dłoń Upiornej ze spokojem zacisnęła się dookoła zdobnej rękojeści sztyletu i uniosła oręż, którego ostrze zawisło na wysokości brzucha Upiornej – wszak nie tylko treść jest ważna, ale również forma, a arystokratka chciała, by jej gesty miały odpowiednią siłę wyrazu.
   - Oczywiście, mój Lordzie, lecz pokornie liczę, że po wszystkim zasklepisz moje rany? – spojrzenie lysandrowych oczu na powrót uniosło się do oczu arcyksięcia, a na ustach zatańczył przelotny uśmiech. Czyż nie najlepszą okazją na flirt była droga na szafot?

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Jedną z mniej rozsądnych rzeczy, jakie Colette mogłaby czynić było zapewnianie o swojej wierności na podstawie oskarżeń ekscentrycznego mężczyzny o nieestetycznej zbyt dużej ilości rogów oraz przesadnej tuszy. Choć mogłoby to oznaczać ruch desperacji, by uniknąć fałszywych oskarżeń, mogłoby być także nieszczerym zapewnieniem, by odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia - mając wprawdzie coś na sumieniu.
W taki sytuacjach zachowanie spokoju było najlepszym rozwiązaniem, szczególnie, że Colette nie mogła sobie zarzucić zdrady Różanego Dworu. Co więcej nazbyt emocjonalna reakcja mogłaby być przejawem zachowania wręcz obraźliwego, niejako sugestią, że nie ufa się w mądrość i sprawiedliwość Arcyksięcia.
Zresztą w przeciwieństwie do Colette Tofel nie zdał testu. Zamiast powściągnąć swe emocje i nie okazywać ich, od razu dał pokaz trwogi. Zanim jeszcze arcyksiążęca służba przyniosła sztylety trójrogi mężczyzna zaczął mówić, a na jego czole pojawił się pot.
- Ale! Czy to nagroda za dbałość o Arcyksięstwo? Ja wiem kim ona jest! To szczur z Lunis! Przyszła tu donosić swoim rodakom o tym co Lord planuje! Powinienem zostać nagrodzony! Ta kara jest niesprawiedliwa! - Wraz ze słowami jego twarz zmieniła kolor na czerwony. Drżąca ręka co prawda w końcu chwyciła sztylet, lecz nie skierowała go ku sobie. Zupełnie jakby Tofel uczynił to nie tyle z własnej woli, co ze strachu przed ewentualną karą.
- Każ tej wiedźmie się dźgnąć, ale ja na taki los nie zasłużyłem! - Niemal wykrzyczał błagalnie.
Rzecz jasna jego reakcja była równie przesadzona i niepotrzebna co oskarżanie Colette o zdradzie w jej obecności. Pochodzenie z Upiornej Arystokracji nie wystarczyło, by odnaleźć się na dworze. Wielu takich, którzy nie potrafili powściągnąć swych emocji szybko opuszczało salony by wieść awanturnicze życie. Tofel byłby zapewne jednym z nich, gdyby nie jego rodzinne dobra zapewniające mu dochód na tyle znaczący, że sam Tofel mógł powiększać swoje rozmiary nie martwiąc się o to skąd weźmie kolejne dania. Niezaprzeczalnie Tofel był jednak gwałtownikiem, który rzadko myślał nad tym co zamierza powiedzieć.
Rosarium przez chwilę milczał przyglądając się to Colette z ostrzem skierowanym ku sobie oraz Tofelowi wciąż trzymający ostrza zwrócone gdzieś w bok - jakby się bał, że gdy tylko znajdzie się na jego linii te zaatakuje bez jego wiedzy.
Dopiero po dłuższej chwili na twarzy monarchy pojawił się łagodny uśmiech a ciszę przerwało klaśnięcie w dłonie.
- To nie będzie konieczne, bowiem od samego początku nie było moim zamiarem wydawać takiego rozkazu. - Powiedział wstając z zajmowanego przez siebie fotela. Uczynił to niezbyt pośpiesznie, a więc Tofel, który zrozumiał swój błąd natychmiast skierował ostrze ku sobie - myśląc, że nikt nie zauważy, że uczynił to dopiero teraz.
- Tofelu pomożesz mi rozwikłać zagadkę? Mam dwie osoby, z których jedna od razu wykonała mój rozkaz - choć ten mógł oznaczać ból - prosząc jedynie o jego uśmierzenie i kogoś kto postawił siebie na pierwszym miejscu za nic mając sobie arcyksiążęce słowa. Kto z tych osób bardziej zasługuje na miano zdrajcy?
Wypowiadając te słowa Arcyksiążę obszedł stolik z prawej strony, lecz podobnie jak przy wstawianiu z krzesła nie śpieszyło mu się nadto. Po każdym kroku zatrzymywał się, uważnie obserwując zebranych Arystokratów. Widział jak ulga na twarzy Tofela zmienia się już nie w trwogę, lecz w czyste przerażenie, gdy trójrogi zrozumiał jak jego działania mogą być odebrane.
- Jestem wiernym sługą Różanego Pałacu! Nie zdrajcą! Ona jest z Wysp! To Wyspiarka! Nie wykonała rozkazu! Jest wyszkoloną manipulatorką! Zapewniam, że nie jestem zdrajcą! Nigdy bym nie zdradził!
Co prawda Rosarium mógł przytoczyć tutaj żonę Tofela, która została zdradzona podczas zaledwie miesięcznej nieobecności, gdyż sam Tofel uznał, że zbyt długo kazała mu na siebie czekać. To jednak nie byłoby działanie właściwe monarsze.
- Spokojnie Tofelu, przecież wiem, że nie jesteś zdrajcą. - Mówiąc to ujął dłoń Colette trzymającą sztylet. - Bez wątpienia chcesz dobrze. - Tofel dość najadł się strachu. Mimo wszystko miał swoją użyteczność, choć był niezbyt inteligentny. Jednocześnie wypowiadając te słowa delikatnie wsunął swoje palce pod palce Colette przejmując od niej ostrze.
- Troska o wykrycie potencjalnych zdrajców jest godna pochwały, lecz ujawnianie swoich podejrzeń przed posądzanymi osobami jest głupotą. - Jeżeli kobieta nie protestowała wyjął z jej dłoni sztylet i skierował spojrzenie swoich karmazynowych oczu na jego ostrze.
- Nie mówiąc już o tym, że mój drogi gość poczuł się zapewne urażony Twoimi słowami, były zwyczajnie nieuprzejme. Szczególnie wobec osoby, która od swojego przybycia na Różany Dwór co krok udowadnia swoją lojalność.
Oba sztylety rozpłynęły się w powietrzu, jakby nigdy nie istniały. Jednakże zarówno Colette jak i Tofel dobrze czuli ich ciężar - te nie były iluzją. Najgorszym grzechem Tofela nie był jednak fakt, że zachował się nieuprzejmie a stawianie Arcyksięcia w sytuacji, w której musiałby rozstrzygać o czyjejś winie nie posiadając stosownych informacji.
To nie tak, że Rosarium bez reszty ufał Colette i był przekonany, że ta nie donosi Lunis o tym jakie są jego poczynania. Gdyby było inaczej nie musiałby przed nią zatajać treści listu. Korespondencji, za którą Lunis zapłaciłoby fortunę. Jednakże nie kłamał mówiąc, że Colette zachowuje się lojalnie względem Arcyksięstwa.
- Jeżeli tylko przeprosisz mojego gościa będę uważał sprawę za zamkniętą i zapomnę o oskarżeniach rzucanych w najgorszym czasie i zlekceważeniu moich słów.
Twarz Tofela podczas tej krótkiej rozmowy przybierała wiele kolorów. Od czerwieni aż po trupią bladość. Ostatecznie jednak na twarzy Tofela pojawił się chytry uśmieszek, gdy usłyszał, że je winy mogą zostać zapomniane.
- Proszę o wybaczenie! Zachowałem się niestosownie. - Odparł Tofel z trudem wstając z fotela w pośpiechu, zupełnie jakby chciał opuścić salon czym prędzej, by nie wpakować się w jeszcze większe kłopoty. Tymczasem Rosarium musnął palcami po przedramieniu Colette i poszedł dalej - tak że znalazł się za oparciami foteli, na których siedzieli Colette i Tofel.
- Zanim odejdziesz chcę wiedzieć co widziałeś gdy byłeś w Mieście Lalek. - Arcyksiążę stał plecami do Tofela i Colette, lecz już wcześniej zaobserwował, że ten chciałby się czym prędzej oddalić. Złapał go w pół drogi do wyjścia.
- Ja... Ja... Nie wiem za wiele! Nie opuszczałem dworca, lecz słyszałem plotki że Lunis zaatakuje Miasto Lalek i samo zakończy konflikt, kiedy lordowskie legiony siedzą i czekają. Wiem, że w dzielnicy Waniliowej jest problem z przyprawami - nikt nie chce ich dostarczać przez tereny objęte walkami. Mówiło się, że członek Stowarzyszenia zginął zabity przez jakiś pomniejsz gang, lecz okazało się, że z Czarną Różą to jedyne co miał wspólnego to czerń - miał włosy i spodnie w tym kolorze. To wszystko co wiem. Mogę odejść?
Arcyksiążę wyraził na to zgodę kiwnięciem głowy, tuż po tym jak obrócił się na powrót w stronę stolika. Po wykonaniu czterech kroków postanowił wrócić na wcześniej zajmowane miejsce - widocznie chcąc rozprostować nogi, jak czynił poprzednio. Przy Colette znalazł się chwilę po tym, gdy Tofel opuścił salon, stojąc tuż za jej plecami.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
W pierwszej chwili pojawił się gniew. Ku jej zdziwieniu w jej trzewia nie zatopiło się czarne ostrze ofiarowanego sztyletu, a niemiłosierne żądło chłodu promieniujące na całe ciało księżycowej arystokratki. Przez drobną, bladą twarzyczkę przeszła zmarszczka wzburzenia, a paznokcie odcisnęły swoje krwiste półksiężyce na wnętrzach dłoni Colette, gdy przybyły Upiorny zaczął wygłaszać o niej swoje opinie - w rzeczywistości było to nic więcej, niż zwykła potwarz. Tak niehonorowe zachowanie ze strony waszmości Tofela w istocie wymagało wyjaśnienia na udeptanej ziemi, z której tylko jedno z nich mogło wyjść żywe; z pewnością tak orzekłby jej ojciec, dla którego honor był droższy niż życie. Pojedynki mimo swej krwawej natury miały w istocie coś pierwotnie przyciągającego; były jak śmiercionośny taniec, od którego nie można było oderwać oczu. Zarówno na Roslare, jak i w Lunis Colette była świadkiem wielu potyczek między gorącogłowymi szlachcicami o krótkich nerwach; nie był to przyjemny widok, gdy jeden z oponentów godzony śmiertelnie wydawał z siebie ostatnie, przedśmiertne rzężenia.
   I choć panna Lucan była biegła w sztuce walki swoim Anemonem, to nigdy nie pojedynkowała się na śmierć i życie; wszystkie jej potyczki odbywały się w wysokich ścianach rodowej posiadłości w warunkach treningowych. Tofel co prawda zdawał się nie stanowić prawdziwego wyzwania - z każdym jego słowem Colette przekonywała się coraz bardziej o jego tchórzostwie. Czy rzeczywiście chciała, by w razie niepowodzenia ktoś taki jak on przelał jej krew?
   Dopiero ta myśl zadziała na kobietę jak kotwica zarzucona we wzburzone sztormem morze, dzięki czemu Colette zachowała trzeźwy rozum i nie rzuciła się do bitki. Czy rzeczywiście słowa pierwszego lepszego arystokraty powinna brać sobie do serca, ukazując tym jednocześnie swoją słabość? W rzeczy samej Tofel był tylko niezbyt inteligentnym przedstawicielem Upiornych, który swoje braki starał się nadrobić prostackim pieniactwem.
   Oczy Lysandry zwęziły się, gdy przeniosła spojrzenie na nikczemnego arystokratę. Spektakl, jaki trójrogi krzykacz urządził, zdawał się rekompensować w pewnym stopniu zniewagę, jaką doznała Colette. Rosarium z pewnością musiał znać go na tyle dobrze, że udało mu się trafnie przewidzieć jego reakcję. Dlaczego zatem pozwolił mu na takie upokorzenie, bo raczej nie z sympatii do złotorogiej Upiornej?
   -  Och?  - westchnęła i powiodła wzrokiem za wystającym mężczyzną, ze sztyletem nieruchomo przystawionym do delikatnej tkanki brzucha, z pewną irytacją zauważając reakcję Tofela -  Czyli nic z lordowskiego leczenia. - rzekła z zawodem w głosie, lecz sprawny słuchacz mógłby usłyszeć w nim nutę teatralnego przerysowania.
Po kolejnych słowach Rosarium spojrzenie Upiornej powędrowało na otyłego szlachcica równie niespiesznie, co arcyksiążęce kroki przemierzające salonik. Na wspomnienie o byciu wyszkoloną manipulatorką na jej ustach zatańczył rozbawiony uśmieszek - jakże ironicznie brzmiało to z ust osoby, która podstępnie i bez dowodów próbowała rzucić na Colette oskarżenia o zdradę, a więc jedne z najciężej karanych przewinień, które były sprawami gardlowymi!
   Zadarła głowę do góry i spojrzała pytająco na arcyksięcia, gdy jego palce oplotły się dookoła jej dłoni; na krótką chwilę zatrzymała się wzrokiem na jego oczach, by po chwili opuścić go na powierzoną jej broń. Nie oponowała i pozwoliła, by rękojeść wysunęła się z jej uścisku - ostrze nie było już jej więcej potrzebne, toteż nie miała powodu, by sprzeciwiać się woli Rosarium. Na krótką tylko chwilę w dosyć dziecięcej manierze nakryła jego rękę swoimi drobnymi palcami, jakby w ten sposób w tajemnicy powierzała mu swój sekret tkwiący w różanym ostrzu. W gruncie rzeczy panna Lucan była pod wrażeniem tego, jak sprawnie Agasharr poradził sobie z krnąbrnym trójrogiem; zagrywka przeprowadzona z dyplomatycznym taktem pozwoliła na rozwiązanie konfliktu bez udawania się do pierwotniejszych metod, jakimi były pojedynki czy insze samosądy.
   Wspomnienie o "najgorszym czasie" musiało implikować, że albo stało się coś negatywnego, albo dopiero miało się stać. Potwierdzało to przeczucia Colette i bezsprzecznie musiało łączyć się z zamieszaniem, jakie panowało na Różanym Dworze. Pytania cisnęły się na lysandrowej usta, lecz nie znalazły jeszcze uzewnętrznia - przeszkodą był natrętny Tofel o Zbyt Wielu Rogach. Liczyła, że jak najszybciej pozbędą się natręta i będą mogli przejść do dalszej części przerwanej im dyskusji.
   Zdawać by się mogło, że choć przeprosiny nie miały takiej samej siły wyrazu, co głowa nieszczęśnika ofiarowana Colette na tacy, to jednak Upiorna postanowiła, że na nich poprzestanie. Kto wie, czy nie będą musieli jeszcze kiedyś pracować wspólnie w przyszłości? Wątpliwa to przyjemność, ale prawdopodobna do wystąpienia. Tofel przypominał jej pełzającego w popłochu szczura, który próbuję ukryć się w najdalszym kącie przed czyhającym kotem.
   - Wybaczam i przyjmuję przeprosiny. - po jej skórze rozeszło się przyjemne drżenie w miejscu, w którym dotknęły ją palce Rosarium.
   Powiodła wzrokiem za oddalającym się Tofelem i zmarszczyła nos z niezadowolenia - wszak odczucie to przeważyło nad ulgą spowodowaną przez jego odejście. Lunis atakujące Miasto Lalek było mniej prawdopodobne, niż to, że w saloniku, w którym przebywali, spadnie deszcz płonących psów.
   - Słyszałeś to, sir? Przecież jego słowa są pozbawione sensu. To nawet nie brzmi jak plotki, które mógł usłyszeć na krańcu świata! - wyciągnęła szyję i obróciła się delikatnie w stronę mężczyzny, wciąż pozostając odwróconą do niego tyłem - Może jeszcze Księżycowi Upiorni przyzwą do pomocy pradawne bestie będące owocem zakazanej miłości Dachowców i Koszmarów? - nie mogła ukryć irytacji czającej się w jej głosie.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Pojedynki były dobre dla głupców. Tylko bowiem uznanie, że o prawdziwości racji stanowi siła ramienia pozwalała na przyjęcie rozstrzygnięcia sporu za pomocą pojedynku. Oczywiście mowa tutaj o pojedynkach honorowych, tych powodowanych urażeniem czyjejś dumy czy wyrażeniem nieprzychylnych drugiej osobie sadów.
Trudno jednak się zgodzić, że osoba lepiej wprawiona w mieczu jest bardziej honorowa. Tak samo jak tylko głupiec założy, że osoba ładniejsza jest tą mądrzejszą. W tym jednak wypadku niezbyt urodziwy Tofel o liczbie rogów wskazujących na jakieś wady nie wydawał się istotą obdarzoną nawet szczątkową inteligencją.
Pojedynek Colette z Tofelem w istocie mógłby przynieść jej sławę i pogrążyć w infamii trójrogiego, lecz jednocześnie zrodziłby pytania. Dwór pytałby o skutek, a tym samym wszyscy dowiedzieliby się, że kobieta pochodzi z Wysp Księżycowych. Zamiast jednego grubego Tofela, pośmiewiska częściej przesiadującego na dworcu w Mieście Lalek niż na jakimkolwiek dworze, Colette miałaby na głowie wiele osób znacznie bardziej przebiegłych i wyrachowanych.
Mimo wszystko pośpiech Tofela nie był dla Rosarium pożądany. Zajął nieco czasu na najgłupsze z możliwych oskarżeń. Wszak nie tylko nie posiadał żadnych innych informacji, jak to, że Colette pochodziła z Wysp Księżycowych, lecz także swoje oskarżenia sformułował wobec samej zainteresowanej. Gdyby Colette rzeczywiście była szpiegiem, to w ten sposób mógł swym brakiem rozwagi odciąć Rosarium możliwość rozgrywania dworskiej gry przy pomocy wiedzy o prawdziwych zamiarów wysłannika Lunis. Czas ten był stracony, gdyż nawet jeżeli miałby jakieś podejrzenia wobec Colette to nie mógł tego przyznać. Natomiast przez te kilka chwil temat Miasta Lalek i wszystkiego co się w nim działo odszedł na dalszy plan - na tyle odległy, że jedynie wyjrzał zza kurtyny na sama koniec.
Choć wieści Tofela brzmiały bardziej jak karczemne plotki, czy nowinki opowiadane bogatym damom, gdy te kupują biżuterię, to nie wykluczone, że były tam tropy, które warto rozpatrzyć.
W przeciwieństwie jednak do Colette Arcyksiążę daleki był od irytacji czy zdenerwowania. Toteż słowa kobiety o księżycowych upiornych wykorzystujących bestie będące owocem zakazanej miłości Dachowców i Koszmarów spowodował śmiech Lorda Protektora, który oparł się dłonią o fotel Colette.
- Nie opuszczał dworca a zatem nie wie więcej niż generał Lae’phel przesiadujący na pokładzie swojego flagowca. Nie jest jednak wykluczone, że generał zniecierpliwiony walkami w istocie może postanowić zrobić coś nierozsądnego. - W myślach dodał, że Lunis nie zawaha się od niego odciąć, by nie dokładać dodatkowych problemów. - Choć może znasz Lae'phela i wiesz czy cechuje go porywczość? - Wszak pomimo całkiem sprawnego wywiadu nawet Stowarzyszenie Czarnej Róży miało niewiele informacji o przywódcy sił Luni na kontynencie. Jego dotychczasowe ruchy wskazywały na osobę porywczą, choć uzdolnioną i ambitną. Te cechy pozwalały Rosarium wnioskować, że dowódca sił Lunis może w każdej chwili zapragnąć sam zapewnić wykonanie traktatu. Nie wiedział jednak wszystkiego, nie znał zbyt dobrze jego przeszłości a zatem generał pozostawał pewną niewiadomą.
W gruncie rzeczy jednak niezbyt niebezpieczną. Siły wyspiarzy były zbyt słabe by zdobyć bądź oblegać Miasto Lalek i zbyt nieliczne, ażeby móc zagrozić nawet tym arcyksiążęcym legionom, które przebywają w Mieście Lalek. Dopiero gdyby wyspiarze połączyli swoje siły z gangami mogłyby przechylić szalę na korzyść jednego z gangów - przy założeniu, że Różany Dwór pozostałby neutralny.
- Gdyby został dłużej, może dowiedziałbym się skąd wziął te zasłyszane plotki. Szczególnie interesuje mnie komu zależy na tym, by mieszkańcy Miasta Lalek myśleli, że jeden z gangów wystąpił przeciwko Stowarzyszeniu Czarnej Róży. Czy są to tylko plotki, czy raczej ktoś próbuje podważyć autorytet Czarnej Róży - która pomimo zamachu na swoich członków nie reagowałaby i nie wyciągnęła konsekwencji wobec tego gangu. To jednak jest zadanie dla osób znających Miasto Lalek jak własną dłoń. - Przerwał na chwilę i powrócił do swojego fotela, lecz zamiast na nim usiąść napił się ostatniego łyku herbaty - opróżniając tym samym filiżankę.
- Na Wyspach Lunatycy chyba nie są zbyt popularni? - Rozpoczął, po czym usiadłszy na fotelu kontynuował. - Lunatycy bywają niezwykle przydatni. Ich wrodzone zdolności zapewniają im niezwykłą wręcz mobilność oraz możliwość gromadzenia całkiem przydatnych informacji. Sądzę jednak, że w Twoim domu nie ceni się ich wszędobylskich charakterów. - W istocie Lunatycy wielokrotnie przewyższali możliwość podróżowania znaną mieszkańcom Świata Ludzi. Nie tylko nie potrzebowali nowoczesnej technologii: statków, samolotów, pociągów, czy samochodów, lecz przemieszczali się o wiele szybciej - jakby plując na wszelkie prawa fizyki. Jednocześnie - jak przypuszczał Rosarium - ta cecha raczej nie była pożądana w Lunis, któremu zależało przede wszystkim na izolacji. tamtejsi Lunatycy mogliby nie tylko podburzyć lud Lunis, lecz także zdradzić sekrety wysp możnym kontynentu - a żaden z nich nie pogardziłby możliwością zdobycia cennego źródła księżycowego metalu. Kruszec ten nie kończył swojej przydatności na zwalczaniu Koszmarów, lecz był cudownym metalem zaklinaczy - ich zaklęcia działały na nim dłużej i były o wiele silniejsze. Był przydatny także przy różnego rodzaju rytuałach - jako wzmacniacz magii.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Spokój bijący od arcyksięcia nie powinien budzić większej konsternacji - przybyły waszmość Tofel nie uraził w sposób tak bezpardonowy jego godności swymi obelżywymi inwektywami i bezzasadnymi oszczerstwami. W gruncie rzeczy mało rzeczy boli tak bardzo jak urażona duma - nawet z tam błahego powodu, jak niemające pokrycia w rzeczywistości oskarżenia wybryku natury, jakim był trójrogi arystokrata.
   Jednak jak i na zachmurzonym niebie trudno jest dostrzec lot drapieżnego ptaka, tak i gniew zaburza trzeźwość sądów oraz myśli. Drobne palce kobiety po raz pierwszy uniosły do ust ofiarowaną jej filiżankę z herbacianym naparem, z której Colette usączyła drobny łyk, oczy wbijając w misterne malowania na porcelanie, a jasne brwi arystokratki zmarszczyły się w zamyślonej manierze. Choć postawa Rosarium zdawała się być daleka od wrogiej, to panna Lucan nie mogła pozwolić sobie na zbędne rozluźnienie; mimo wszystko była obcą goszczącą w arcyksiążęcych włościach, o czym doskonale świadczyły słowa Tofela, a uciskające ją fiszbiny gorsetu jak zbroja w czasie bitwy przypominały o czyhającym niebezpieczeństwie salonowej gry. Być może ku zdziwieniu powszechnej opinii, ta część bielizny nie symbolizowała jej ucisku, lecz dawała choć pozory bezpieczeństwa - można by rzec, czuła się w gorsecie jak w warownej twierdzy otoczonej grubymi murami.
   Kolejny łyk aromatycznej herbaty wypełnił jej usta, gdy arcyksiążę obdarzył ją hojnym śmiechem i począł snuć swoje przypuszczenia. Trwała tak chwilę w milczeniu przysłuchując się słowom arcyksięcia i nie odejmowała porcelany od warg, w zasadzie próbując kupić sobie czas.
   -  Wtedy będzie głupcem niegodnym dzierżenia swojej roli, czyż nie? - uśmiechnęła się do Upiornego i z cichym stuknięciem szkła o szkło odstawiła filiżankę na spodek -  Lunis zdaje się, że nie jest w stanie sobie pozwolić na podobne ekscesy.
   Odwróciła się na swoim krześle na tyle, aby spojrzeć mężczyźnie w twarz - było to dla niej konieczne, by odkryć intencje skrywające się za zadanym pytaniem. Choć pozornie zdawało się ono być w pełni niewinne, to w rzeczywistości mógł czaić się w nim podtekst. Kto wie, czy Rosarium nie planuje wykryć w ten sposób subtelne powiązania między mieszkańcami Wysp lub w inny też sposób ją wybadać? Dłoń Colette powędrowała na rękę Upiornego wspartą o oparcie krzesła i delikatnie nakryła ją, gdy kobieta z pewnym zawodem w głosie zwróciła się do Agasharra. Jeżeli mężczyzna nie odtrącił jej gestu, delikatnie przejechała po jej wierzchu opuszkiem kciuka, jakby nadając temu gestowi pokrzepiający charakter.
   -  Muszę z przykrością stwierdzić, że nie dane mi było osobiście poznać generała. Towarzystwo, w którym przebywałam było dosyć... ograniczone, jeśli chodzi o dobór osób. Spotkałam go jedynie raz w czasie balu, lecz nie zamieniliśmy ze sobą nawet kilku słów.
   W istocie nie kłamała. Mimo wszystko Księżycowa Arystokracja była grupą pokaźną, która łączyła w sobie Upiornych z wszystkich zakątków Archipelagu, zatem rzadko się zdarzało, by ktoś mógł poszczycić się rozległymi znajomościami; nie można też ukryć faktu, że Colette była bardziej zaaferowana swoją własną sztuką, niż poznawaniem coraz to nowszych i jakże nudnych jegomościów.
   Oczywistym było, że kolejny rekonesans w Mieście Lalek nie leżał w kręgu talentów Lysandry; ta do roli ekspertki nawet nie mogła urastać. Kiwnęła w zamyśleniu głową i przejechała palcem po uszku filiżanki.
   -  W gruncie rzeczy jest to o tyle niepokojące, że Stowarzyszenie nie jest oficjalnie stroną konfliktu. - rzekła cicho, jakby w zamyśleniu -  A przeciwko Czarnej Róży muszą być skierowane działania rozmaitych grup. W obecnym chaosie ciężko z pewnością będzie to rozwikłać.
   Skonfundowanie rosło w pannie Lucan wraz z kolejnym słowem stawianym przez Rosarium. Cóż więc mieli wspólnego Lunatycy i spiskowcy czyhający na honor Czarnej Róży? Być może zakłopotanie odmalowało się na twarzy Upiornej zmarszczonymi brwiami i przekrzywioną głową, ale również sylwetką pochyloną w stronę arcyksięcia, jakby w ten sposób starala się zrozumieć tok rozumowania arcyksięcia.
   -  Lunatycy? Sir, proszę mi wybaczyć, ale nie rozumiem. - wsparła dłonie o gładkie drewno stoliczka; zdała sobie jednak sprawę, że niegrzecznym byłoby nie udzielić odpowiedzi, toteż po chwili namysłu dodała: - Zgodzę się, sir, Lunatycy stanowią zaledwie marginalny procent społeczeństwa Wysp Księżycowych. Możliwe, że wynika to z przedstawionych przez ciebie powodów. - rzekła z namysłem - Lecz jak się domyślasz, moi rodacy otwarcie polemizowaliby z takimi zaletami powołując się na rozmywanie przez nich wartości i tradycji.


Ostatnio zmieniony przez Colette dnia Sro 10 Sie - 20:37, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Nawet najpoważniejsze oskarżenia rzucone z ust, którym nikt nie uwierzy nie powinny wzbudzać złości. Wszak nie reaguje się inaczej, niźli śmiechem, gdy automat magiczny kowboj kurzący się w Upiornym Miasteczku nazwie kogoś szubrawcem. Podobnie nie powinno się przejmować, gdy dziecko nie otrzymawszy od matki zgody na kupienie lodu truskawkowego zaczęło oskarżać przypadkowego przechodnia o kradzież.
Colette mogła być zła z powodu słów Tofela, gdyż w przeciwieństwie do Arcyksięcia nie zdawała sobie sprawy jaką reputacją cieszy się trójróg. Skąd mogła wiedzieć, że Tofelowi się nie wierzy, podobnie jak nie ufa się w zapewnienia o dobrych intencjach osoby wyciągającej z cudzej kieszeni pieniądze.
Przede wszystkim jednak w przededniu ważkiej bitwy pomiędzy rodziną Fyortersoli, na której czele stoi Eleonora a licznymi bojówkami Vincenta Zory sprawa Tofela wydawała się mało istotna. Pulchny Tofel już nadto zmarnował czasu Rosarium i Colette.
- Myślę, że Lunis przede wszystkim nie jest w stanie pozwolić sobie na mieszanie się w sprawy, które są dla nich bez znaczenia. Twoi rodacy mają na względzie przede wszystkim własny interes, a to czy metal trafi do Tropicieli, czy zostanie rozkradziony nie ma dla nich takiego znaczenia. Inaczej dla generała, który każdy gram skradzionego towaru traktuje jak osobistą porażkę.
Wszak nie wolno zapominać, że Księżycowy Dwór niezaprzeczalnie na podstawie zawartego traktatu tracił prawo własności dostarczonego na kontynent Księżycowego Metalu. Z punktu widzenia odległych Wysp Księżycowych nie miało znaczenia do kogo metal ostatecznie trafi - wystarczyło, że samo Lunis wykonało swoje zobowiązanie i przywiozło go na kontynent. Najpewniej Upiorna Arystokracja Wysp byłaby gotowa żądać od Rosarium wykonania swojej części umowy pomimo kradzieży metalu - powołując się na to, że ten został skradziony
na terenie znajdującym pod jurysdykcją Lorda Protektora. Bez wątpienia wyparliby się też Lae'phela, by odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia o niepowodzenia zaopatrzenia Tropicieli. Lunis miało własne problemy i z pozoru konflikt w Mieście Lalek nie miał na wyspy żadnego wpływu.
Oczywiście byłoby inaczej, gdyby pogłoski o inspirowani Zory przez Księżycowych Marionetkarzy okazałyby się prawdziwe. Wtedy ewentualna porażka lunarnego generała byłaby nie tylko powrotem do upragnionej przez Wyspy izolacji, lecz także zbudowaniem zaplecza wśród uciekinierów - Marionetkarzy. Punktu rekrutacyjnego na kontynencie chronionego przez dzielnych żołnierzy Vincenta. Gdyby, lecz tylko wtedy, rzeczywiście Marionetkarze z archipelagu staliby za wszystkim, to bez wątpienia kolejnym celem w przypadku zwycięstwa Zory byłoby same Lunis. Arcyksiążę nie uważał jednak, że należy ostrzec lunarny dwór przed ewentualnym niebezpieczeństwem. Nie tylko dlatego, że im nie sprzyjał, lecz przede wszystkim dlatego, że w istocie nie popierał żadnej ze stron konfliktu. Zarówno jeżeli chodzi o walki w Mieście Lalek, jak również w przypadku sporu o władzę w Lunis. W gruncie rzeczy, choć niewielu o tym wiedziało, nie stał po żadnej ze stron, lecz sam był trzecią stroną obu starć.
Wobec Miasta Lalek i Lunis posiadał własne plany, które niekoniecznie odpowiadały stanowisku prezentowanemu przez walczących.
Wraz z odpowiedzią wypowiadaną przez Colette na temat generała wojsk Lunis, który miał nadzorować interesy księżyca na kontynencie Rosarium nie tylko nie odtrącił dłoni Colette, lecz ponadto położył na niej swoją drugą dłoń, uprzednio delikatnie musnąwszy koniuszkami palców po nadgarstku kobiety.
Arcyksiążę pozostał w tej pozycji do czasu, aż Colette wyraziła swoje obawy dotyczące Stowarzyszenia Czarnej Róży. Wtedy to na twarzy monarchy pojawił się uśmiech, a sam Rosarium usiadł na swoim fotelu - uprzednio dotknąwszy zgiętym palcem wskazującym włosów Arystokratki.
Nim zdążył odpowiedzieć Colette już zaczęła odpowiadać na pytanie dotyczące Lunatyków. Choć nie było ono bez znaczenia, tę kwestię należało na chwilę odłożyć.
- Stowarzyszenie ma wielu wrogów. - Rosarium nie chcąc niepokoić nowego członka Stowarzyszenia nie wskazał, że nawet w samym Stowarzyszeniu znajdują się jego wrogowie. Nie dosłowni - gdyby okazało się, że ktoś ze Stowarzyszenia świadomie godzi w dobro organizacji, to bez wątpienia szybko oddałby swoje życie. W szeregach Róży istniały jednak ugrupowania, które wierzyły, że właściwym i jedynym celem Czarnej Róży jest zdobycie Świata Ludzi. Ich krótkowzroczność była szkodliwa dla organizacji, choć trudno im zarzucić, że życzyli źle Stowarzyszeniu.
- Niektórzy z nich próbują ze mną walczyć - ich łatwo pokonać. Jednak gdyby sytuacja, o której mówił Tofel była skierowana przeciwko Stowarzyszeniu, to bez wątpienia odpowiedzialni za nią byliby o wiele bardziej przebiegli. Sądzę jednak, że w tym wypadku chodziło o zwykłą pomyłkę i plotki rozsiewane przez naiwnych mieszczan. Nie zaszkodzi jednak zweryfikować tej hipotezy.
Uniósł dłoń, dając Colette znać, że tę kwestię zleci komuś innemu. W końcu posyłanie Upiornej Arystokratki z Wysp Księżycowych do Miasta Lalek ponownie byłoby niezmiernie okrutne. Zamiast przechadzać się brukowanymi uliczkami pełnymi depresji, wśród przerażonych i niechętnych spojrzeń mieszkańców, kobieta mogła po prostu poznać kilku Lunatyków i zwiedzić nieco świata, który dotychczas nie był dostępny dla odizolowanego Lunis. O ile bowiem Miasto Lalek może wydawać się mieszkańcom Archipelagu dość egzotyczne, to wciąż znajdowało się w tym samym świecie. Szkarłatna Otchłań była czymś zupełnie odmiennym. Stały ląd dryfował w karmazynowej przestrzeni. Co więcej Colette dobrze się spisała i zasłużyła na mniej ponurą misję, oderwaną od brudów polityki.
- Czyli nie będzie przesadą, że nie miałaś dotychczas do czynienia z wieloma Lunatykami. Obawiam się, że będę odpowiedzialny za zmianę tego stanu rzeczy. - Wypowiedziawszy te słowa Agasharr pozwolił Colette na ich przyswojenie, dając jej czas. Tyle ile zajęło mu sięgnięcie po filiżankę i wzięcie łyku pysznego napoju.
- Aereth Zilkas jest niezwykle uzdolnionym Lunatykiem, który bez wątpienia byłby bardzo cennym dla Stowarzyszenia Różanym Czarnoksiężnikiem. Gdyby tylko nie zniknął przed laty ze względu na osobisty spór z Koryosami - wymarłym już dziś rodem Upiornej Arystokracji. Choć może mówienie o sporze to zbyt wiele. Arata Koryos wraz z objęciem władzy dał upust swoim dawnym niechęcią wobec Zilkasa i zrzucił na niego winę za wszelkie nieszczęścia. Nasz drogi Lunatyk ukrywa się tak dobrze, że nikt jeszcze go nie powiadomił o tym, że jest już bezpieczny. Chciałbym byś odnalazła Aeretha i nakłoniła go do wstąpienia w szeregi Stowarzyszenia Czarnej Róży.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Targane wewnętrznymi konfliktami zarówno rasowymi jak i kastowymi, Lunis chybotało się jak kolos na glinianych nogach, grożąc w każdej chwili rychłym upadkiem. Upiorna, choć nie w pełni uświadomienie, zdawała sobie sprawę z istnienia pewnych słabości swojej ojczyzny – i dostrzegał to pewnie każdy przeciętnie myślący obserwator tego jakże kuriozalnego spektaklu; bo czyż aktem desperacji nie jest łamanie prastarych obyczajów i zwracanie się do dalekich, pogardzanych kuzynów z prośbą o pomoc? Wszak lunarny problem przerastał siły Księżycowej Arystokracji.
   Głowa Colette pokiwała się w zamyśleniu, gdy do uszu kobiety dotarły słowa arcyksięcia - w gruncie rzeczy strony rzadko kiedy chciały wykraczać poza ustalone ramy zawartego porozumienia, jeżeli wymagało to ich dodatkowej działalności. Obojętność Lunis dla grabieżczych akcji skierowanych przeciw konwojom z księżycowym metalem dla wielu mogłaby jawić się jako czyn przewrotny i niewierny, i z pewnością była czynem kierowany czystym pragmatyzmem. Nie można było zakładać, że Księżycowy Dwór obdarzy Arcyksięstwo dozgonną przyjaźnią i miłością – wystarczyło pobieżnie zapoznać się z genezą misternego traktatu, by zauważyć przejawiającą się w nim niechęć Lunis do kontynentu; nawiązanie kontaktów dyplomatycznych nie było przecież decyzją w pełni dobrowolną, a kierowaną desperacją. Stąd też wynikało takie, a nie inne traktowanie kradzieży kruszcu; nie liczył się cel, dla którego metal był sprowadzany na kontynent – ten równie dobrze dla Lunis mógłby pójść na dno jak ładunki herbaty w pewnym małym, nadmorskim miasteczku gdzieś u wybrzeży nowego świata. Liczyło się jedynie wypełnienie zobowiązania, jakim było wydobycie i transport towaru oraz otrzymanie stosownej zapłaty.
   - Z pewnością, sir. W polityce rzadko idzie upatrywać się dobroduszności, bo często i zobowiązania nie wypełnia się z dobrej chęci, a z przymusu.
   Panna Lucan z pewnością nie chciałaby wymienić się rolami z Lae'phelem; choć rola generała jawiła się jako zaszczyt i ukoronowanie jego dotychczasowej działalności, to czy w rzeczywistości nie była aktem podarowania kukły ludowi, który będzie mógł w nim upatrywać swojego spersonifikowanego wroga i obarczać go winą za wszystkie niepowodzenia? Był twarzą, którą w razie porażki można byłoby obrzucać zgniłymi owocami, samemu pozostając z czystymi rękami i uciszonym sumieniem.
   Palce Colette, teraz pozbawione kontaktu z dłonią Rosarium, przeniosły się na oparcie fotela i delikatnie musnęły drewnianą poręcz o delikatnych, różanych zdobieniach. Walka ze znanym wrogiem dla osoby o zasobach pieniężnych oraz ludzkich równych Arcyksięciu nie musiała stanowić istotnego wyzwania – ci, choć głośni, byli jednak łatwi do zlokalizowania i unieszkodliwienia; niczym nie różnili się od świecy strąconej w nieprzebrane odmęty morskie. Problem pojawiał się, gdy wróg był niewidzialny i mógł kąsać w ukryciu zdrowy organizm – wszak nawet od takich błahostek gangrena może strawić cały organizm.
   - Sir, lepiej przeciwdziałać niż leczyć. – podsumowała swoje rozmyślania Colette i przechyliła się lekko w stronę Upiornego; widząc gest Agasharra, nie kontynuowała jednak tematu.
   Odruchowo pokiwała głową potwierdzając, że jej znajomości wśród Lunatyków nie należą do pokaźnego grona. W rzeczy samej Lysandra mogła sobie przypomnieć jedynie kilku marynarzy widzianych w portowej karczmie, którzy ulubili sobie znikać i pojawiać się nagle w losowych miejscach – lecz równie dobrze mogli to być przedstawiciele innych ras o podobnych zdolnościach. Osobiście nie zamieniła z żadnym z nich ani słowa.
   - Och, doprawdy? – uniosła brew i przysunęła się bliżej, jakby bojąc się uronić nawet słowo Rosarium.
   Ach, więc czekała na nią kolejna misja i to natury dyplomatycznej! Palce na poręczy wystukały zgrabny rytm ludowej piosenki, a brwi kobiety zmarszczyły się w zamyśleniu. W duchu Colette musiała przyznać, że nie spodziewała się, że sprawy potoczą się tak szybko – wszak dopiero wróciła z jednej misji, a już została zlecona jej kolejna. Spodziewała się, że dane będzie jej spędzić jakiś czas w Różanym Pałacu, nim zostanie wysłana dalej – jednak była to miła odmiana od skostniałego przebywania przez wiele miesięcy w Lunis. Żałowała tylko, że komponowanie poematu o dzielnym królika tropicielu musi poczekać; i że nie dane jej będzie spędzić odrobiny więcej czasu w towarzystwie Lorda Protektora.
   - Oczywiście, sir, to będzie dla mnie zaszczyt. – uśmiechnęła się i swoje spojrzenie przeniosła gdzieś w głąb pokoju, najwidoczniej nad czymś się namyślając – Rozumiem, że gniew Koryos nie był wymierzony w honory, co w życie Zilkasa? – na usta Colette cisnęło się mnóstwo pytań, lecz przypuszczała, że zostanie odpowiednio poinformowana zanim wyruszy na misję, toteż ograniczyła się tylko do dwóch pytań: - Sir, kiedy mam ruszać i czy mamy jakiś trop, gdzie powinnam zacząć swoje poszukiwania? Na kontynencie musi być pewnie mrowie miejsc, w których mógłby ukryć swój trop przed psami tropiącymi swojego dawnego pana.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Generał Lae'phel był przykładem na to, że Lunis stara się zyskać jak najwięcej możliwie niskim kosztem. Choć człowiek ten był uzdolnionym przywódcą bez wątpienia ustępował wielu innym wodzom stojącym na czele lunarnych armii. Nawet gdyby wypełnił swoją misję wzorowo i zapobiegł wszelkim kradzieżom oraz upewnił się, że każdy wróg Lunis na kontynencie zostanie zgładzony, to zyskałby większy posłuch wśród kontynentalnej Arystokracji niż w swojej ojczyźnie.
Tak długo jak Wyspy Księżycowe nie były zagrożone, tak długo nie miało dla nich żadnego znaczenia co się wydarzy za morzem.
I w zasadzie Rosarium był w stanie zrozumieć ich stanowisko w zakresie niechęci do ingerowania w sprawy zewnętrzne. W końcu kto nie chciałby zapewnić sobie wyłącznie spokoju od świata, któremu jest niechętny? Mimo tego zrozumienia postawa Lunis była w oczach Arcyksięcia krótkowzroczna i co najmniej nierozsądna. Chociaż archipelag był samowystarczalny, to był też względnie słaby.   Księżycowa gwardia w wyszkoleniu nie mogła się równać nie tylko arcyksiążęcym legionom, lecz nawet wielu prywatnym strażom możniejszych Upiornych Arystokratów. Choć w tym drugim wypadku Archipelag mógł się jednak pochwalić większymi zasobami ludzkimi.
Oddziały, które co najwyżej tłumiły bunty nieuzbrojonych cywili nie były w stanie stawić czoła regularnej armii, a Lunis od tysiącleci nie prowadziło prawdziwej wojny. Przynajmniej nie na lądzie. Choć Księżycowa Gwardia stanowiła raczej kompanię honorową, niż prawdziwą siłę zbrojną, to Lunis mogło pochwalić się znakomitą flotą i zabójczo skutecznymi marynarzami.
Gdyby Agasharr postanowił zdobyć Wyspy siłą, to największy problem miałby nie z przedarciem się przez miejskie mury, czy z zajęciem najważniejszych miast, lecz właśnie z dostaniem się na archipelag. Choć dawna inwestycja - Helios - była naprawdę solidną kartą przetargową i odpowiednio użyta mogła przechylić szalę zwycięstwa na korzyść Lorda Protektora.
W czasie, gdy Colette dopytywała o szczegóły nowo powierzonego zadania drzwi do salonu ponownie zostały otwarte. Wszedł przez nie służący, który opuścił salon kilka chwil wcześniej w towarzystwie Divarda, który z ciekawością zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Poza nim był jednak także drugi lis o wiele mniejszy i na pierwszy rzut oka zupełnie niepodobny do Divarda przez bardzo krótki pyszczek. Szczenię nie przyszło tu same, lecz zostało przyniesione.
- Eclipsi, chodź tutaj. - Słowa Arcyksięcia najpierw zostały skierowane do Divarda - Rosarium wolał go mieć pod ręką nim ten uzna, że wolno mu zwiedzać salon na własną łapę i dowolnie niszczyć wszystko, co nie przypadnie mu do gustu.
- Powiedzmy, że Zilkas był niewinną ofiarą politycznej intrygi. Z tego co mi mówiono - nie poznałem go osobiście - był wiernym sługą, który bardziej niż spiskowaniem zajmował się swoimi badaniami. Toteż nie dostrzegł wewnętrznych konfliktów w rodzie Koryosów i nie zabezpieczył się w porę przed fałszywymi oskarżeniami.
Tak naprawdę dziś nikt nie wie co było przyczyną sporu pomiędzy Zilkasem a Koryosami. Bez wątpienia jednak poszlaki wskazywały na to, że Lunatyk musiałby zabić osobę, której służył przez wiele lat, bądź też został przez kogoś wrobiony. Na tę chwilę nie było jednak istotne poruszać tych zawiłych kwestii - zamiast tego  lepiej dostarczyć Colette fakty i pozwolić jej samemu wyciągnąć wnioski. Ograniczyć swoją rolę jedynie do ukierunkowania członkini Stowarzyszenia.
- To prawda, że Kontynent jest niezwykle obszerny i szukanie w nim Lunatyka jest gorsze od szukania igły w stogu siana - bowiem igła nie może zmienić swojego położenia w mgnieniu oka. Obawiam się jednak, że nie mam dla Ciebie dobrych wieści, bo nie będziesz poszukiwać Zilkasa wyłącznie na Kontynencie, lecz także w Szkarłatnej Otchłani. - Rosarium uśmiechnął się  nieznacznie, jakby chcąc ją pocieszyć wobec ogromu miejsc, w jakich Zilkas mógł się ukrywać. Tak naprawdę nie było nawet wykluczone, że ten zaszył się gdzieś w Świecie Ludzi. Jednak była także dobra wiadomość, którą Arcyksiążę sformułował jednocześnie z gestem nakazującym służącemu podejść z trzymanym na rękach szczenięciem Divarda.
- Zilkas jednak nie zatarł wszelkich tropów - choć bez wątpienia zostało ich niewiele. Z tego co udało się ustalić moim agentom słabym punktem naszego zbiega będzie jego rodzina. Ponoć wciąż utrzymuje kontakt ze trojgiem swych braci. Wszyscy mieszkają w niewielkiej posiadłości w Szkarłatnej Otchłani.
W czasie, gdy Arcyksiążę wypowiadał te słowa szczenię zostało ułożone delikatnie na kolanach Colette o ile ta nie protestowała. W przypadku braku zrozumienia Arcyksiążę nie przerywając starał się uspokoić ją ruchem ręki, by wytłumaczyć wszystko za kilka chwil. Ostatecznie jednak wobec stanowczego sprzeciwu Upiornej Divard pozostał na rękach służącego.
- Prosiłaś mnie o krew Divarda, a więc postanowiłem, że w nagrodę otrzymasz nie tylko jego krew, lecz także całego Divarda, choć niezaprzeczalnie bardzo młodego.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Sytuacja Lunis była w bardzo słabej sytuacji. Archipelag zmagał się z własnymi, licznymi problemami, które przerastały Księżycową Arystokrację i tak często nieudolnie rządzącą w swoich domenach, a częste wewnątrzpolityczne konflikty skutecznie absorbowały uwagę lokalnych władyków desperacko próbujących utrzymać swoją dotychczasową pozycję.  Nie było miejsca i czasu na zajmowanie się sprawami, które wykraczały poza swoją strefę wpływu – oczywiście, że nie można nie przypisać temu krótkowzroczności!
   Leniwe i gnuśne Wyspy Księżycowe trwały w swoim skostnieniu, a gdy monotonia stawała się nieznośna, dla urozmaicenia wdawały się w potyczki z leżącym w morskich głębinach królestwem Dengda lub zagłębiały się w prowadzeniu Gry. I tak się powoli żyło w tym Lunis.
   Jasna głowa Upiornej odwróciła się bezwiednie w kierunku otwierających się drzwi, a pogłębiająca się lwia zmarszczka mogła sugerować głębokie zamyślenie bądź powtórnie rodzącą się irytację na samą myśl o powtórnej konfrontacji z Tofelem. Ku jej zaskoczeniu przez odrzwia nie wszedł krągły Arystokrata, lecz stworzenie o złocistym futrze i licznych ogonach, które dopiero po minięciu pierwotnej konsternacji kobieta zidentyfikowało jako arcyksiążęcego Divarda.
   Ujrzenie legendarnego lisa było na tyle niecodziennym wydarzeniem, że Colette była nim na tyle zafrasowana, by nie móc oderwać od niego wzroku i w pierwszej chwili nie zauważyć obecności jego młodszego towarzysza, a służący zamknął drzwi i przeszedł za siedzisko, na którym siedziała kobieta.  Na wąskich ustach Upiornej zakwitł szeroki uśmiech podekscytowania i odsłonił jej małe ząbki, a kobieta z ognikami w oczach powróciła do twarzy Rosarium.
   - Och! Będziemy się mogli przekonać, czy mój jubilerski wybór był trafny! – złączyła ze sobą palce dłoni na wysokości piersi i poruszyła leciutko palcami, jakby ten mały gest miał powstrzymać rodzącą się nadmierną ekscytację.
   Rozmowa przerwana przez nagłe zjawienie się Divardów powróciła jednak szybko na swoje stare tory, a Colette spoważniała i ze skupieniem wysłuchiwała informacji przekazywanych jej przez Rosarium; czasem jednak jej wzrok schodził z twarzy rozmówcy i rzucał ukradkowe spojrzenia siedzącemu niedaleko Upiornego lisowi.
   Nie rolą panny Lucan było bycie sędzią w sprawie niewinności Zilkasa, lecz zdawać by się mogło, że osobie będącej w szale badawczym raczej nie w głowie było bawienie się potyczki i intrygi polityczne – te mimo wszystko były często bardzo angażujące: zarówno emocjonalnie, jak i czasowo. Lunatyk jawił się jednak jako osoba będąca idealnym kozłem ofiarnym, na którego łatwo zrzucić ciężar winy, bo nie miał sposobu (może również chęci?) na skuteczne odparcie postawionych mu zarzutów. Dłoń kobiety powędrowała do jej policzka i delikatnie pogłaskała miękką skórę w zamyślonej manierze.
   Kolejne słowa mężczyzny nie tylko potwierdziły obawy Colette, ale również je pogłębiły. Zaskoczenie odmalowało się na jej twarzy uniesionymi brwiami i lekko rozwartymi ustami. Szkarłatna Otchłań. Miejsce nie tylko odległe, ale również straszące swoją przepastnością i egzotycznością, o którym czytała mało, a jeszcze mniej słyszała – jedynie kilka słów marynarzy snujących swoje opowieści i legendy w karczmie na Rosslare, gdzie będąc dzieckiem wymykała się po nocach. Upłynęło wiele czasu, obrazy wyłaniające się z historii wyblakły i zatarły swoje pierwotne znaczenie – pozostawał w nich jedynie nieprzebrany szkarłat przestworu. I latające statki!
   - To prawda, że w Szkarłatnej Otchłani nie ma morza, a statki nie pływają, a latają? – nie omieszkała zadać tego jakże ważnego i istotnego pytania! W końcu urodziła się i wychowała w akompaniamencie szumu fal.
   Cóż innego mogła uczynić Colette, niż poddać się chęci ruszenia w nieznane na spotkanie przygodzie? Początkowy niepokój i obawa przed trudem zlokalizowania zbiegłego Lunatyka mieszała się w specyficznym tańcu z narastającą ekscytacją - nigdy nie była przecież w Szkarłatnej Otchłani.
   – Dziękuję ci, sir, za informacje. Choć nie będę ukrywać, że wytropienie Zilkasa onieśmiela mnie swoją złożonością i mrowiem miejsc, w których może przebywać, to nie skłamię mówiąc, że nie mogę się doczekać zrealizowania misji.  Czy powinnam coś jeszcze wiedzieć o Zilkasach i o samej misji, czy powinnam spytać osoby, która te informacje zdobywała? – niegrzecznym byłoby niepotrzebnie nadużywać grzeczności arcyksięcia zbytecznymi pytaniami.
   Szczenię dotychczas nadzwyczaj spokojnie siedzące w ramionach służącego poczęło cicho popiskiwać – dopiero słysząc te odgłosy Colette do tej pory pochłonięta kontemplowaniem urody Eclipsi i roztaczająca przed swoimi oczyma wyobraźni przebieg kolejnej misji zdała sobie sprawę z obecności w saloniku jeszcze jednego lisa. Drgnęła zaskoczona widząc, jak służący próbuje ułożyć na jej kolanach wiercące się lisiątko, lecz nie protestowała i przejęła od mężczyzny małe stworzenie, które momentalnie zaczęło ruszać nerwowo swoimi krótkimi, pięcioma ogonkami i w wyraźnej ekscytacji szturchać zimnym nosem dłoń i przedramiona Colette.
   - Och, sir, to zbyt hojna nagroda. – rzekła tylko widocznie skonsternowana i położyła na głowie Divarda swoją dłoń, którą szczenię zaczęło w zabawie lekko podgryzać. – Nie spodziewałam się. – wydukała jeszcze, widocznie zmieszana hojnością swojego gospodarza.
   Lecz za prezent, zwłaszcza tak hojny, należało stosowanie podziękować. Nic nie przychodziło za darmo, a wysiłek, jaki Colette włożyła w wykonanie misji, zdawał się być niewspółmierny do nagrody, jaką otrzymała. Spojrzenie liliowych oczu Upiornej uniosło się do twarzy Rosarium, a twarz przykrył delikatny rumieniec, gdy odwdzięczyła się mu nieśmiałym uśmiechem. Nie przywykła do otrzymywania tak cennych podarunków.
   - Jest prześliczny, bardzo dziękuję i nie wiem, jak się za niego odwdzięczę. – blade palce gładziły złociste futro za divardowym uchem. – Może zechcesz uczynić mi ten honor i pomóc mi go nazwać?

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Upiorni z Lunis mogliby powiedzieć: i weź tu rządź. Jednakże znając ich natychmiast tryumfalnie dodaliby: a my rządzimy! Bez wątpienia Lunis spodobało się trwanie w błędnym kole tłumienia buntów, potyczek z podmorskim ludem i hucznych zabaw. Wieczorem przegrupowują swoje siły, by rano toczyć wojnę z Zorą, Dengdą czy jakimkolwiek innym przeciwnikiem. Kto wie, może nawet Arcyksięstwem? Dla Księżycowego Dworu każda defilada jest imponująca i nie zmieniliby tego nawet samobójcy. Bezsprzecznie nie należy o stan armii pytać jej dowódców. Nawet jeżeli zdają sobie sprawę z jej wad, to nie w ich interesie jest ażeby je ujawniać.
Arcyksiążęcy Divard nie liczył się z żadnymi konwenansami i nie pytał czy coś wypada uczynić, czy też nie. Po prostu wskoczył na kolana monarchy. Nie żeby okazać Rosarium swą czułość, czy pozwolić na głaskanie swojego puszystego futra - choć godził się na to. Celem lisicy była stojąca na stole filiżanka herbaty z resztkami płynu. Bestia - i jest to odpowiednia nazwa w takiej sytuacji - już wyciągała swój pysk, kiedy natrafiła na przeszkodę w postaci przytrzymującej lisie ciało ręki Agasharra.
- Ecli! To nie jest dla Ciebie. - Powiedział a w odpowiedzi na swoje słowa dostał kilka niezadowolonych dźwięków wydanych z siebie przez starszego Divarda. Gdy jednak zwierzę skapitulowało i usiadło zarówno Colette jak i Agasharr mogli zrozumieć, że jest wyraźnie niezadowolone z powodu niedopuszczenia go do herbaty. Nie przez osobiste preferencje, lecz najzwyczajniej z powodu lisiej ciekawości.
- Przekonamy się o tym dość szybko. - Powiedział sięgając po przyniesioną przez Colette obrożę i ostrożnie założył ją na lisią szyję, uprzednio dając powąchać nową biżuterię jej posiadaczce - samej Eclipsi. Ponownie za pomocą swych magicznych zdolności Divard dała znać wszystkim, że prezent jej się podoba. Nawet jednak bez magii byłoby to do wywnioskowania po tym, że lisica spokojnie siedziała dając sobie założyć obrozę.
- Moim zdaniem pasuje idealnie. - Powiedział, po czym uśmiechnął się do Arystokratki, jednocześnie gładząc futro pomiędzy uszami siedzącego mu na kolanach Divarda.
Szkarłatna Otchłań była fascynująca, choć znacznie bardziej problematyczna niż Kraina Luster. Do tego wiele odległych zakamarków Otchłani nie tylko nie było odkrytych, lecz też nikt nie przypuszczał nawet co może się w nich czaić. Rosarium wydawało się, że choćby całą Kompanię zaangażował w odkrycia, to minęłyby wieki nim zbadaliby całą Otchłań. Także te niezbadane rejony nieuwzględnione na żadnej z map.
- Zgadza się. Szkarłatna Otchłań jest jak ogromny archipelag dryfujący w szkarłatnej przestrzeni bez ani kropli wody. To znaczy można tam znaleźć wodę, lecz próżno szukać zbiorników mogących uchodzić za morza czy oceany. Wyobrażałaś sobie kiedyś Archipelag Księżycowy, w którym cała woda nagle zniknęła odsłaniając nieprzebyte głębie? Jeśli tak, to myślę, że Otchłań może być odpowiedzią na te dawne refleksje.
Niespodziewanie Eclipsi zeskoczyła z kolan Arcyksięcia i ruszyła na wędrówkę po salonie. Rosarium przez chwilę ją obserwował, po czym zwrócił się ponownie do Colette.
- Jest jeszcze kilka informacji, którymi dysponujemy, lecz każę je dostarczyć do Twojego pokoju. Aereth Zilkas ukrywa się od wielu lat, kilka czy kilkanaście dni zwłoki nikomu nie zaszkodzi. Zapoznaj się z tymi informacjami, przygotuj i wyrusz, gdy tylko będziesz na to gotowa.
Colette mogła chcieć spędzić kilka dni na odpoczynku, wszak dopiero co wróciła z Miasta Lalek. Oczywiście mógł wysłać ją na kolejną misję, lecz rzucanie biednej dziewczyny po raz kolejny na głęboką wodę bez wcześniejszego przygotowania byłoby niezwykle okrutne.
Ponadto Colette bez wątpienia musiała mieć kilka chwil na to, by oswoić ze sobą otrzymanego od Arcyksięcia lisa.
Eclipsi przez cały czas chodziła po pokoju, lecz w momencie, w którym Colette dowiedziała się, że otrzyma w prezencie Divarda arcyksiążęca lisica zbliżyła się do kobiety wąchając jej suknię. Zupełnie jakby zwierzę chciało sprawdzić, czy kobieta jest godna, by opiekować się małym Divardem.
Początkowo mężczyzna nie odpowiadał na słowa Colette inaczej, niż tylko łagodnym uśmiechem. Dopiero wraz z pytaniem wsparł brodę na palcach, pochylając się w prawą stronę. Zdawał sobie sprawę, że choć dla Colette jest to niezwykle hojna nagroda, to rozumiał także, że łączy się z nią dług wdzięczności. Oczywiście tak prozaiczne rzeczy jak wdzięczność można zdeptać, lecz zarówno Divard, jak i dołączenie do Stowarzyszenia Czarnej Róży stanowiły więzy, które łączyły Colette z kontynentem. Toteż Rosarium po krótkim zastanowieniu odparł:
- Proponuję, byś nazwała go Vincul. - Eclipsi zakończyła wąchanie Colette i zniknęła tak szybko, że kobieta mogła zauważyć jedynie ogony znikające za fotelem, na którym siedziała. - Jednak musisz pamiętać, że to Divard, choć młody powinien być w stanie przekazać nam, czy propozycja imienia mu się podoba. Eclipsi dla przykładu była niezwykle wybredna.
Lisica choć zajęta była przeszukiwaniem pomieszczeń nasłuchiwała rozmowy. Na słowa Rosarium przekazała Upiornym dumę ze swego wyszukanego gustu i nie przystawania na każde imię, które się jej zaproponowało.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Zachowanie lisicy było swoistym fenomenem, który Colette mogła zaobserwować po raz pierwszy w życiu. Arystokratka z rozbawieniem przyglądała się łobuzerskim poczynaniom Divarda, a próbę eksploracji filiżanki z herbatą okrasiła cichym chichotem i przykryciem ust bladą dłonią. Arcyksiążę najwidoczniej był nie tylko dzielnym poszukiwaczem zaginionych króliczków, ale również niezwykle odważnym obrońcą herbacianego portu!
   Nadszedł tedy moment poddania próbie poczucia estetyki Upiornej, a sama egzaminowana niemalże wstrzymując oddech wyczekiwała na werdykt wybrednego puchatego sędzi pochylając się w kierunku złotowłosego lisa. Zjawisko komunikowania się niewerbalnego, a telepatycznego przez lisicę, opartego nie na słowach, a odczuciach było dla Lysandry czymś obcym, do czego dopiero musiała się przyzwyczaić. Choć słyszała legendy o tego rodzaju zdolnościach magicznych lisów to nie przypuszczała, że będą one godzić w jej podświadomość, która machinalnie będzie interpretować ich sens.
   Kamień spadł z serca kobiecie, gdy lisica wyraziła aprobatę wobec sprezentowanej jej obroży. Usta Colette przyozdobił szeroki uśmiech nieskrywanego zadowolenia, skierowany zarówno do Upiornego, jak i do samego Divarda.
   - W takim razie dziękuję, Eclipsi, za docenienie mojego wyboru. – skłoniła głową w dziękującej manierze i błysnęła zębami, niejako w ten sposób potwierdzając późniejsze słowa arcyksięcia.
   Żeglując po morzach zmienia się niebo, lecz nie usposobienie – któż by jednak przypuszczał, że zmiana otoczenia okaże się być aż tak rozległa? Colette przekrzywiła głowę i rozwarła lekko wargi przysłuchując się skróconej relacji topograficznej Szkarłatnej Otchłani przedstawionej przez Rosarium. Dryfującej, a więc zawieszonej w przestrzeni masy mniejszych i większych wysp. Dla lepszego zrozumienia Upiorna zwizualizowała w wyobraźni opis mężczyzny – wszędzie rozległy szkarłat, zarówno dookoła jak i na dole oraz w górze. Skoro nomen omen, to ta dolna przestrzeń musiała zapewne stanowić rzeczywistą otchłań – nieprzebrana czerwień ciągnąca się wszędzie w nieskończoność.  
   - Oczywiście sir, zapoznam się z nimi jak tylko będę mogła. – choć determinacja do zmierzenia się z nieznanym lądem była w Colette silna, to jednak zmęczenie podróżą robiło swoje i kobieta przewidywała, że rzucenie się wprost w ramiona nieznanego nie będzie w jej przypadku najrozsądniejszym rozwiązaniem.
   Uspokoiwszy lisiątko na tyle, by przeniosło swoje zainteresowanie z jej palców na materiał sukni, w których to fałdy w jakże badawczej manierze wkładało swój mały pyszczek, Colette położyła swoją dłoń na jego barki, aby asekurować je przed upadkiem, gdyby jego małe ciałko nie wytrzymało całej ekscytacji w nim zgromadzonej i kolana Arystokratki okazały się być zbyt małym terenem do zabawy. Widząc zbliżającą się do niej lisicę Rosarium kobieta wyciągnęła wolną rękę z wierzchem dłoni skierowanym do góry w jej kierunku, żeby ta – w zależności od chęci Divarda – mogła ją obwąchać. W zależności czy to uczyniła, czy też nie, lysandrowa dłoń wróciła do bawiącego się lisiątka i podrapała je za uchem.
   Choć żwawe usposobienie powierzonego jej młodego Divarda, jak i ciekawska eksploracja starszej jego wersji powoli rozwiewały zawstydzenie Colette, to kobieta nadal nie pobyła się wątpliwości co do motywacji siedzącego przed nią Upiornego. Nie chcą jednak dalej popadać w paranoję, na tę chwilę porzuciła dalsze rozmyślania na ten temat.
   - Vincul powiadasz? – Colette uniosła ostrożnie lisiątko jedną dłonią chwytając je pod przednimi łapkami, a drugą asekurowała jego tył – Drogi paniczu Divardzie, czy aprobujesz propozycję Lorda Protektora co do twojej nowej godności i od dziś zechcesz się zwać Vinculem? – przerysowanym nieco w swojej oficjalności słowom Upiornej zawtórowała ekscytacja lisiątka, lecz ciężko było określić, czy nowy wybuch radości był efektem dobrze dobranego imienia, czy może tego, że ząbki lisiątka zagłębiły się w jedną z kokardek zdobiących strój panny Lucan na wysokości biustu. Dopiero po chwili rozbrzmiała bardziej klarowna zgoda.
   Lisię powróciło na kolana, a Colette spojrzała na Upiornego. Kufer, który obwąchiwała Eclipsi, a do którego służący w pośpiechu chowali bliżej nieokreślone przedmioty, gdy Upiorna wchodziła do saloniku, przypomniał jej o niezadanym wcześniej pytaniu. W murach przybytku Rosarium panowało poruszenie, którego źródła panna Lucan nie znała. Musiała to zmienić!
   - Sir, proszę wybaczyć moją śmiałość, lecz zauważyłam, że coś jest nie tak. Nie dane mi było długo być gościem w Różanym Pałacu, naturalną konsekwencją rzeczy jest to, że moje doświadczenie jest ograniczone w sprawach jego zwyczajowej aktywności. Jednak powracając z Miasta Lalek nie spodziewałam się spotkać takiej… mobilizacji na twym dworze. – rzekła ostrożnie opierając swoją dłoń o dzielący ich stolik.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Eclipsi nie tylko powąchała wyciągniętą ku niej dłoń - nie omieszkując przekazać Colette swojego niezadowolenia z powodu braku jakiegokolwiek smaczka, którego mogłaby z niej zgarnąć - lecz także zrobiła krok do przodu i powąchała przedramię kobiety, układając swój pysk na jej ręce. Arystokratka mogła poczuć bardzo przyjemne w dotyku futro Divarda.
Agasharr, nie ma co ukrywać był zainteresowany tym czy wybrane przez niego imię spodoba się małemu Divardowi. Choć oczywiście szczenię było jeszcze zbyt małe by w pełni rozumieć sens tego co dzieje się wokół niego. Niemniej był to miły, choć krótkotrwały odpoczynek, od całego dnia planowania posunięć Arcyksięstwa i Czarnej Róży wobec nadciągającego starcia pomiędzy największymi gangami Miasta Lalek.
Toteż Rosarium uśmiechnął się, gdy zwierzę zaakceptowało nadaną mu przez Arcyksięcia godność. Z drugiej strony zdał sobie sprawę, że z wyjątkiem królika przywiezionego przez arystokratkę z jej rodowych włości, to wszystkie jej zwierzęta albo nazywał, albo też miał z ich nazwą jakiś związek. Może zamiast Lorda Protektora powinien przyjąć tytuł Lorda Nazywacza? Na tę myśl uśmiechnął się po raz drugi.
W czasie, gdy Colette pytała o mobilizację w Różanym Pałacu Eclipsi odeszła od kufra i wyjątkowo intensywnie przyglądała się kredensowi, w którym zwykle trzymana była zastawa do herbaty. Lisica kilkukrotnie siadała przy nogach mebla oglądając go uważnie, co Arcyksiążę dostrzegł kątem oka.
- Zapewne się domyślasz, po przebiegu naszego spotkania, że za całe zamieszanie winni są wojowniczy mieszkańcy Miasta Lalek. Dokładniej Ci, którzy zebrani są wokół Eleonory Fyortersole oraz Vincenta Zory. Jedna z osób przynależna do tej pierwszej grupy przekazała Stowarzyszeniu Czarnej Róży, a zarazem Arcyksięstwu niezwykle ciekawe informacje, które zostały dodatkowo potwierdzone przez agentów działających na terenie metropolii. - Monarcha przerwał nagle w półsłowa i przechylił lekko głowę w lewą stronę. Powodem tej pauzy był nie kto inny jak Eclipsi, która jedynie rozważała czy jej siły są odpowiednie do zamiarów i teraz dumnie machała ogonem zwisającym z kunsztownie zdobionego kredensu - gdzie wyraźnie się jej spodobało ze względu na wyniosłą postawę z lekko uniesionym pyszczkiem.
- Wracając. Z uzyskanych informacji wynika, że Most Korzenny ma stać się polem bitwy. To teren przynależny Fyortersolom, lecz jednocześnie przedzielający dzielnice we władaniu Milicji. Vincent posyła swych chłopców, by przebili się przez dzielący ich mur, a z drugiej strony mamy naszych informatorów, którzy nie chcą się cofnąć i zrezygnować z wpływów na ważnej przeprawie.
W ten oto sposób Rosarium zakreślił Colette elementy zasadnicze dla samej bitwy, lecz wciąż nie wyjaśnił jednej, niezwykle istotnej kwestii. Nie było bowiem tajemnicą, że stronami konfliktu są Fyortersole i Milicja Zory. Czyżby mobilizacja w Różanym Pałacu oznaczała, że Róża zawarła pakt z wpływową rodziną Marionetkarzy? Ta kwestia pozostawała wciąż do wyjaśnienia i Rosarium nie zwlekał dłużej niż kilka oddechów, by ją wyjaśnić.
- Chociaż Stowarzyszenie Czarnej Róży pozostaje wciąż neutralne, to jego bierność nie może zostać odczytana jak niezdolność do działania. Zamiast tego rozkazałem zająć starą wieżę ratuszową, górującą nad zabudową Miasta Lalek, by Stowarzyszenie Czarnej Róży pozostając neutralne czuwało nad przebiegiem walk i przypominało walczącym, że nie mogą sięgnąć po wszelkie dostępne środki. Stowarzyszenie ma zbierać informacje oraz zapewnić niezbędną pomoc przypadkowym ofiarom. - Oczywiście priorytetem był aspekt psychologiczny, manifestacja obecności Czarnej Róży oraz aspekt informacyjny, lecz Rosarium szczerze chciał zadbać o mieszkańców Miasta Lalek. Mieli się tym zająć zwiadowcy oraz punkt leczniczy rozstawiony nieopodal wieży zegarowej - odpowiednio jednak daleko, by wykluczyć sens udawanego cierpienia, ażeby ugodzić w Stowarzyszenie ukrytym ostrzem.
- Zdecydowałem, że sam również zjawię się na polu bitwy, a raczej w jego okolicach, by móc osobiście nadzorować Stowarzyszenie. Uważam, że ranga wydarzenia jak najbardziej uzasadnia obecność Lorda Protektora. - Ostatnie zdanie, choć bez wątpienia prawdziwe, miało przykryć osobiste motywy kierujące Arcyksięciem. Rosarium nie chciał być tylko biernym obserwatorem, czekającym wśród wygód Różanego Pałacu na jakiekolwiek wieści z frontu. Wolał działać, a to było możliwe tylko wtedy, gdy Lord Protektor stawi się na polu bitwy.
- Zabierzcie Eclipsi i Vincula do Lisiego Zakątku. - Wydał polecenie, co spotkało się z wyraźną dezaprobatą arcyksiążęcej Lisicy, która jednak leniwie zeskoczyła z szafki i podeszła do służącego, który zbliżył się do Colette, by zabrać Vincula. - Twój Divard będzie na Ciebie czekał , lecz najpierw musisz zostać oficjalnie włączona w szeregi Stowarzyszenia Czarnej Róży.
Gdy Divard Colette został już zabrany przez służącego Rosarium wstał po raz kolejny ze swojego fotela i zrobił dwa kroki w stronę Colette wyciągając do niej dłoń, jako wyraźne zaproszenie do tego, aby kobieta powstała.
- W końcu będziesz mi towarzyszyć podczas bitwy, a zatem musisz jeszcze dziś przejść przez wymagane rytuały. - Agasharr wcześniej nie rozważał obecności Colette w Mieście Lalek podczas bitwy. Myśl ta zrodziła się stosunkowo niedawno i była podyktowana podejrzeniami o zamieszanie Marionetkarz z Wysp Księżycowych w wojnę pomiędzy przestępczymi ugrupowaniami Miasta Lalek. Jeżeli plotki okazałyby się prawdziwe, to bez wątpienia obecność Colette mogła być przydatna.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Colette niejako naśladując zachowanie Ahasharra przechyliła lekko głowę – w przeciwieństwie jednak do mężczyzny, uczyniła to nie z powodu rozbrajającego zachowania Eclipsi, które Upiorna skwitowała jedynie uśmiechem promieniującym na jej oczy, ale przez powódź informacji, jakimi zalewał ją arcyksiążę. Brwi kobiety ściągnęły się w zamyślonej manierze, a wolna dłoń, pamiętająca jeszcze miękkość futerka dorosłego Divarda, nieświadomie dotknęła nosa Lysandry, jakby tym gestem próbowała pomóc w skoncentrowaniu się i jak najefektywniejszym usystematyzowaniu zdobytej wiedzy.
   Ktoś z Rodziny Fyortersole przekazał Stowarzyszeniu informacje o zbliżającej się bitwie. Dziwny był to ruch, a Lysandra nie potrafiła dostrzec, jakie powody leżały u podstaw tej decyzji, zwłaszcza, gdy pierwsza myśl o zawiązaniu kruchego i tymczasowego sojuszu z Czarną Różą została szybko zanegowana przez kolejne słowa mężczyzny – Stowarzyszenie pozostawało wszak neutralne. Czyżby zatem był to plan awaryjny, którym Fyortersole zorganizowali sobie wyjście awaryjne w razie niekorzystnego dla nich wyniku bitwy?
Brzmiało to ponuro i fatalistycznie, lecz kwestią czasu była szybka eskalacja konfliktu na masową skalę – zaangażowanie Czarnej Róży wskazywało na znaczący rozmiar zbliżającej się bitwy, wszak gdyby miała to być tylko kolejna zwyczajna potyczka, jakich Miasto Lalek doświadczało w ostatnim czasie, nie panowałoby w Różanym Pałacu takie zamieszanie.
   Colette trwała w milczeniu pozwalając słowom Rosarium odpowiednio wybrzmieć w ciszy panującej w saloniku, od czasu do czasu przerywanej wyłącznie przez niezbyt ciche popiskiwania Vincula.
   - Zatem miałyśmy z Violet na tyle dużo szczęścia, że udało nam się uciec z Miasta Lalek, nim rozgorzały w nim na dobre ognie bitwy. –  zachichotała cicho i napiła z porcelanowej filiżanki malowanej w delikatne kwiatowe motywy.
   Wyprostowała się delikatnie, co Vincul skomentował nerwowym machnięciem ogona i spojrzała niepewnie na siedzącego nieopodal Upiornego. Choć sympatia do arcyksiążęcej osoby mieszała się z pewną nutką nieufności (któż rozsądny ufałby w pełni osobie, którą zna zaledwie kilka dób?), a zgodnie z duchem tanich romansów, którymi kiedyś z nudy panna Lucan zaczytywała się, gdy była gościem w Lunis, powinna rzuciwszy się u stóp mężczyzna rozdzierać swoje szaty i błagać go, by nie ryzykował swojego życia w bezsensownej wojnie, to Colette nie uczyniła tego. Nie tylko z powodu groteskowości takich gestów i tego, że zostałaby zapewne odebrana przez Upiornego za osobę o słabych władzach umysłowych, nie tylko przez to, że mężczyzna przebywając w otoczeniu członków Stowarzyszenia był bezpieczny i nawet nie postawiłby nogi na polu bitwy; obecność Rosarium na terenie spornym w ogólnym bilansie strat i zysków była zwyczajnie opłacalna, a ryzyko akcji zdawało się sięgać minimum.
   - Godne to poszanowania, sir. Sytuacja jest nadzwyczajna, a zaznaczenie obecności Protektoratu w Mieście Lalek będzie miało nie tylko wymiar czysto funkcjonalny, ale – oczywiście – również silny wydźwięk symboliczny. Koniecznym zdaje się, by nadchodzącą bitwę wykorzystać nie tylko jako okazję do pomocy potrzebującym mieszkańcom, lecz również zaakcentować pozycję Stowarzyszenia i Arcyksięstwa.
   Z pewnością pomysł Rosarium zostałby szeroko skrytykowany na jej rodzimych Wyspach, rola obserwatora zakładała przecież podejmowanie zachowawczych działań, a nie zbrojne stłumienie konfliktu w jego zarodku. Księżycowa Arystokracja krytykowałaby ostrożność i skrytość działań Upiornego jako przejaw nieudolności w założeniu cugli niepokornymi ludowi, który rękę postanowił na porządek podnieść - a ręka taka prędzej czy później uschnie. Tym bardziej intrygował Lysandrę, która była ciekawa, jaki tor obiorą przyszłe wydarzenia.
   - Choć Miasto Lalek jest rozległe, to jednak most zawsze stanowić będzie ważny punkt strategiczny. Jak mniemam, bitwa przesądzi o nowym układzie sił? – pytanie zdawało się być wypowiedziane leniwym tonem, jakby od niechcenia, lecz w głosie kobiety można było wyczuć czające się gdzieś napięcie.
   Nie można było ukryć, że Upiorna podświadomie sympatyzowała z arystokratycznymi Marionetkarzami z Rodziny Fyortersole. Nie chodziło nawet o ich podejście do sztuki, a o to, że zdawali się godzić we wroga Lunis na kontynencie, jakim jawiła się Milicja Zory. Dawnych powiązań nie jest tak łatwo się wyzbyć, a kobieta prostodusznie widziała we Fyortersole rozwiązanie problemów Archipelagu Księżycowego z dostawami metalu. Lecz czy rzeczywiście Lunis na tym zależało..?
   Podała służącemu Vincula, który zdawał się być zmęczony dniem pełnym lisich wrażeń, na pożegnanie jeszcze podrapała go pod małą bródką i obróciła swoją twarz w stronę Rosarium, obdarzając mężczyznę delikatnym uśmiechem. Zdawać by się mogło, że nadpobudliwe zachowanie lisiątka udzieliło się i kobiecie, która na wieść o oficjalnym włączeniu do Stowarzyszenia zabłysnęła szerokim uśmiechem ukazującym równe ząbki, a w jej oczach pojawił się błysk podekscytowania. Owinęła drobne palce dookoła wyciągniętej w jej kierunku dłoni Agasharra i korzystając z jego pomocy wstała z siedziska, kiwąwszy uprzednio głową w dziękującym geście.
   Lecz równie szybko, jak twarz kobiety rozświetliła radość, jej blade lico zostało zgaszone wyrazem zaskoczenia. Nie spodziewała się, że dane jej będzie uczestniczyć w bitwie - a raczej być obserwatorem z ramienia Czarnej Róży. Jeżeli mężczyzna nie oponował, wsparła swoje dłonie o jego przedramieniu i przechylając głowę zerkała na niego zdaje się w pytającej manierze. Bo jej obecność na bitwie mogła oznaczać wszystko - arcyksiążę mógł wykorzystać jej powiązania z Lunis jako narzędzie propagandowe, ale równie dobrze mógł odprawić ją do obrony punktu widokowego.
   - Sir, to zaszczyt, lecz nie spodziewałam się tego. - rzekła z wahaniem odruchowo zbliżając się w kierunku Rosarium - Nie jestem przygotowana. Czy mogę prosić o dostęp do map, abym mogła się wstępnie zapoznać z sytuacją? Strateg ze mnie żaden, jednak nie chciałabym udawać się na pole bitwy jako obserwator-ignorant.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Choć pokusa zawarcia sojuszu ze Stowarzyszeniem Czarnej Róży na wypadek porażki w bitwie mogła wydawać się niezwykle kusząca, to istniała jednak także druga możliwość. Co gdyby ruch Fyortersoli nie był uczyniony na złe czasy, lecz wręcz przeciwnie? Gdy opadnie bitewny kurz jedna z przestępczych rodzin Miasta Lalek będzie wyraźnie silniejsza niż jeszcze przed rozpoczęciem starcia. Nie chodzi tu nawet o siły zbrojne, te ulegną uszczupleniu, lecz o prestiż i wpływy.
Gdyby zwycięską stroną okazała się Zora nie tylko połączyliby tereny znajdujące się pod swoją kontrolą, lecz przede wszystkim władze miejskie bez oporów oddałyby im kontrolę nad dostawami Księżycowego Metalu na terenie Miasta Lalek. Oznaczałoby to konieczność włączenia Zory w traktat pomiędzy Arcyksięstwem a Lunis, bądź konieczność znalezienia alternatywnej drogi na transport cennego surowca. Wtedy sojusz Fyortersoli i Czarnej Róży byłby dla nich szansą na uzyskanie utraconego prestiżu i odbudowę sił. Jednakże Fyortersole byliby krótkowzroczni, gdyby gest przyjaźni skierowany ku Stowarzyszeniu miał mieć znaczenie jedynie na wypadek porażki.
Jeżeli Most Korzenny zostanie utrzymany przez Eleonorę, to bez wątpienia będzie to punkt zwrotny w wojnie. Jeżeli Zora miała zwyciężyć nie mogła oszczędzać sił, a musiała rzucić na Most doborowe oddziały. Jeżeli utraciłaby przynajmniej część swojej elity nie osiągnąwszy niczego, to Vincent nie tylko znalazłby się w odwrocie, lecz także odwróciłyby się od niego władze miejskie i pomniejsze gangi dotychczas wspierające Milicję. Fyortersole stanęliby o krok przed zgarnięciem dla siebie całego Miasta Lalek.
Eleonora bez wątpienia wiedziała, że zwycięstwo może być drogą do kolejnego konfliktu - tym razem przeciwko Lordowi Protektorowi Krainy Luster. Co prawda Rosarium nie wiedział czy Fyortersole gotowi są na złożenie hołdu i rezygnację z niezależności, czy raczej chcą zaprosić Stowarzyszenie do stołu, by samemu rozdawać karty, lecz bez wątpienia Marionetkarze nie chcieli kolejnej wojny, tak szybko po zakończeniu poprzedniej. Dlaczego Arcyksiążę w ogóle rozważał możliwość włączenia się Fyortersoli w szeregi Protektoratu? Choć Eleonora straciłaby pełną niezależność to zyskałaby sojusznika, który ugruntuje jego pozycje. W kręgach półświatka Miasta Lalek takie działanie nie było zresztą rzadkością. Fyortersole i Zora byli tak silni między innymi dlatego, że wiele mniejszych gangów wolało otrzymać swój kawałek tortu przy stole potężniejszego, niż zadowolić się własnym niepewnym posiłkiem jedzonym na ulicy.
Tak naprawdę pytanie brzmiało jedynie jak daleko sięgały ambicje Eleonory Fyortersole i jak wiele będzie chciała zagarnąć dla siebie.
Na słowa Colette dotyczące szczęścia Rosarium jedynie uśmiechnął się łagodnie.
- Odkładając na razie na bok politykę i to jak obecność Stowarzyszenia Czarnej Róży zostanie odebrana, to najzwyczajniej wolę być na miejscu i móc podjąć niezbędne kroki, niż czekać w Różanym Pałacu na wieści, które dotrą do mnie, gdy przestaną być aktualne. Obecność Czarnej Róży daleka jest od bierności, choć myślę, że na razie nie będę wyprowadzał z błędu rodzinę Fyortersole czy Milicję Zory.
Gdyby którakolwiek ze stron użyła broni przeciwko niewinnym mieszkańcom Miasta Lalek celowo - a nie wyłącznie uczyniła ich przypadkowymi ofiarami - to byłaby to granica, po której nie tylko siły Stowarzyszenia zgromadzone wokół wieży, lecz także arcyksiążęce legiony zgromadzone w okolicach dworca nie wahałyby się ani chwili. Podobnie jeżeli bitwa stałaby się trójstronna i dołączyły do niej Koszmary, to Różani Tropiciele nie pytaliby nikogo o zgodę. Wręcz przeciwnie, weszliby do walki a walczące strony wiedziałyby co oznacza stanie im na drodze. Obecność Tropicieli Stowarzyszenia miała być zresztą ich chrztem bojowym. Choć wielu z nich już wcześniej walczyło z Koszmarami, to nigdy zwalczanie bytów z czeluści Krainy Snów nie miało charakteru działań Czarnej Róży.
Oczywiście Rosarium zdawał sobie sprawę, że nie tylko Lunis, lecz także pewne frakcje w ramach Czarnej Róży uważają przyjętą przez niego koncepcję rozszerzania wpływów za zbyt zachowawczą. Zamiast nieść nowy ład na włóczniach, Arcyksiążę wolał reformować istniejący porządek i dopasować go do swojej wizji świata. Zamiast rewolucji chciał reformy na tyle istotnej, że zapewni mu nieograniczoną, absolutną władzę, lecz na tyle subtelnej, że nie będzie rodziła otwartego sprzeciwu.
- Dla Zory most jest jaka tama wstrzymująca bieg rzeki - przedziela ich strefy wpływów na dwie części, co w przypadku wojny jest wyjątkowo uciążliwe. Fyortersole dobrze wiedzą, że ich przeciwnicy staną się o wiele groźniejsi jeżeli zwyciężą a jednocześnie wiedzą, że wystarczy odeprzeć atak, by zyskać przewagę. W gruncie rzeczy jednak wątpię, by sama bitwa - niezależnie od tego kto wygra - była w stanie przesądzić o wyniku wojny. To co jednak jest najbardziej istotne, to fakt, że odwrócone zostaną role obu ugrupowań. Dotąd Zora pragnęła zdobyć wpływy, jest w końcu dość świeżym gangiem, podczas gdy Fyortersole strzegli swych wpływów. Jeżeli Zora zdobyłaby most, to będzie musiała go utrzymać i zachować swój stan posiadania. Jeżeli nie uda im się, to bez wątpienia Fyortersole otrzymają stare miasto na tacy. - W istocie w zaledwie kilku słowach nie dało się opisać całej złożoności wojny pomiędzy dwoma gangami. Wystarczy tylko wspomnieć, że nawet odparcie sił Zory nie oznaczało oczywistego skierowanie sił Rodziny na Stare Miasto. Mogły pojawić się inne, bardziej palące cele, bądź też siły Marionetkarzy mogły nie być wystarczające. Scenariuszy było wiele, choć warto było być świadomym tych najbardziej prawdopodobnych i wiedzieć, że nie są one jedynymi możliwymi.
Lord Protektor nie zachęcił Colette do wstania z zajmowanego przez siebie fotela bez powodu. Gdy kobieta znalazła się przed nim pozwolił jej opuścić dłoń i palcami uniósł delikatnie jej podbródek.
Choć jego działania miały przede wszystkim na celu upewnienie się, że Colette nie waha się i jest pewna swojej decyzji o przyłączeniu się do Stowarzyszenia Czarnej Róży, to niezaprzeczalnie przyjemnie pachniała. Arcyksiążę zmrużył lekko oczy i powiedział.
- Zaszczyt, lecz także oficjalne potwierdzenie nowych obowiązków i ostatni moment, by dać wybrzmieć swoim wątpliwością. - W gruncie rzeczy nie chodziło o to, by zebrać jak najwięcej członków Stowarzyszenia - Czarna Róża nie była armią, nie musiała być liczna. Bardziej liczyła się skuteczność i gotowość do wykonania nawet najtrudniejszych zadań. Dlatego też Rosarium chciał, by Colette potwierdziła podjętą uprzednio decyzję - choć nie wątpił, że dopiero z czasem zrozumie prawdziwe znaczenie przystąpienia do Czarnej Róży.
- Jesteś pewna, że chcesz stać się członkiem Czarnej Róży i gotowa sumiennie i z oddaniem wykonywać wszelkie powierzone zadania? - Otworzył oczy, przesuwając powoli palcami, które jeszcze przed chwilą podtrzymywały podbródek Colette po jej szyi, by następnie się cofnąć.
- Każę przynieść Ci także mapy oraz część raportów dotyczących wiedzy Arcyksięstwa na temat możliwego przebiegu bitwy. - Pozostałe raporty nie bez powodu były utajnione, gdyż zawierały w sobie także możliwe posunięcia sił Protektoratu. Rosarium wolał by pozostało ukryte jak daleko idące możliwości rozważał. W końcu stanięcie na polu bitwy jako trzecia strona i walka zarówno z Fyortersolami jak i Zorą nie jest wcale najdalej idącym planem opracowywanym przez Różanych strategów.
- Podczas samej bitwy jednak nie planuję, byś była zmuszona opuszczać sztab Stowarzyszenia. Naszym zadaniem - moim, Twoim i pozostałych zgromadzonych tam członków Stowarzyszenia - będzie obserwowanie pola bitwy i podjęcie decyzji o wykorzystaniu sił Czarnej Róży do niezbędnych działań. Nie będziemy ograniczać się wyłącznie do pomocy niewinnym, lecz o szczegółach dowiesz się nieco później. - Agasharr wciąż znajdował się stosunkowo blisko Colette, odpowiedziawszy na jej pytanie o mapę, zanim zdążyła zastanowić się nad sensem jego wcześniejszych słów. Wszak nie chciał by podejmowała decyzję pochopnie. Nie miał zbyt wiele czasu, lecz tym bardziej wolał go nie zmarnować i nie rozkazywać swoim podwładnym przygotowywać rytuał, który będzie musiał być odwołany.
Co zaś się tyczy Miasta Lalek, to nie jest sekretem, że Stowarzyszeni Czarnej Róży obserwując wszystko z góry nie tylko będzie mogło interweniować, lecz przede wszystkim uważnie obserwować. Od wielu lat nie było większej wojny w Krainie Luster, a jedynie utarczki pomiędzy siłami możnych. Miasto Lalek, jako niezwykle ważny punkt handlowy i prawdziwa metropolia, było frontem, na którym zetrą się najbardziej aktualne doktryny prowadzenia wojny, które zna Kraina Luster. To będzie naprawdę wiele cennych danych, które cierniści Czarnoksiężnicy i Wiedźmy będą mogli wykorzystać dla wzmocnienia nie tylko samej organizacji, lecz także arcyksiążęcych legionów, czy szerzej całego protektoratu.
Gdzie w tym wszystkim jest miejsce Colette? Nie miała walczyć - Arcyksiążę nie widział jeszcze jak kobieta walczy i wielką stratą byłoby posyłanie nowego członka na pewną śmierć. Mając na względzie, że jej tożsamość nie miała być ujawniona trudno mówić tu o narzędziu propagandowym. Ponadto wtedy Arystokratka byłaby zmuszona nie tylko jednoznacznie wybrać czy chce być wierna Rosarium, czy też Lunis, to jeszcze musiałaby to obwieścić światu - a przecież nawet gdyby postanowiła stać wiernie przy Czarnej Roży, to warto byłoby zachować tę "zdradę" w tajemnicy przed Wyspami Księżycowymi. Niezaprzeczalnie jednak Colette miała większe informacje o Archipelagu i jego mieszkańcach niż Rosarium czy większość zaufanych Ciernistych, którzy mieli razem z Rosarium operować ze szczytu Wieży Zegarowej. Choć Lunis jest daleko a jego ludzie będą daleko od Miasta Lalek podczas mającej się wydarzyć bitwy, to tylko głupiec miałby wątpliwości co do tego, że Wyspy mają swoją rolę do odegrania w trwającym konflikcie Marionetkarzy.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz

Przez wysokie okna saloniku przysłonięte szkarłatnymi, welurowymi zasłonami padały ciepłe promienie chylącego się wolno ku zachodowi słońca, lecz Colette nie mogła pozbyć się lepkiego uczucia chłodu, które zapuszczało swoje macki na kręgosłup kobiety i promieniowało na całe ciało nieprzyjemnym dreszczem. Bitwa - jakże patetycznie brzmiało to określenie na uliczne starcie dwóch wrogich sobie gangów Marionetkarzy. Jednak śmieszność oponentów przejawiająca się w nietypowej formie potyczki, która nic wspólnego nie miała z dumnymi natarciami szeregów konnicy czy gromkim śpiewem legionów maszerujących po chwałę lub śmierć przy wtórze salw artyleryjskich, paradoksalnie nie urągała jej grozie i realności - pewnym było, że krew poleje się po obu stronach barykady, a w wyniku działań wojennych ucierpią postronne osoby.
Upiornej nigdy nie dane było uczestniczyć w działaniach zbrojnych przeprowadzanych przez jej ojca. Choć Rosslare jako port położony w pewnym zawieszeniu między Archipelagiem Księżycowym a kontynentalną częścią Krainy Luster słynął przede wszystkim z handlu zamorskiego, to naturalną koleją rzeczy oddziały lorda Ge'ala - ojca Colette - musiały zapewnić kupcom bezpieczeństwo nie tylko wewnętrzne, ale również zewnętrzne. Flota Lucan i możliwość jej szybkiej rozbudowy wynikająca z bogactw płynących z handlu i ceł była powodem licznych kontrowersji w Lunis nakładających ba przylądek ograniczenia liczbowe, których przekroczenie było równoznaczne z buntem, lecz również stała za wykształceniem Lysandry jako stratega i przyszłego dowódcy wojsk ojca. Jednak wiedza teoretyczna blaknie przy braku doświadczenia, a brak znajomość pola bitwy i praw nim rządzących skazywał na porażkę nawet najbardziej wyselekcjonowaną i podręcznikową wiedzę. Spekulacje pozostawały jedynie odległymi mrzonkami.
- Słuszna uwaga, mój Lordzie. - rzekła po chwili wahania delikatnie skinąwszy głową - Zdecydowanie skrócisz tym łańcuch komunikacyjny i decyzyjny.  

Obecność Czarnej Róży rzeczywiście mogła zagwarantować choć pozory bezpieczeństwa obywatelom, którzy w pewnym akcie desperacji postanowili szukać azylu w cieniu jego blasku. Bycie Lordem Protektorem bywało bez wątpienia dużym zobowiązaniem, a brak zdecydowanej reakcji z jego strony dawałby gotowy argument jego przeciwnikom. W istocie zagłębianie się w układ sił na kontynencie było ciekawym wyzwaniem intelektualnym, choć nie należało to do zadań łatwych dla osoby pochodzącej z innego kręgu kulturowego.
- Ciekawi mnie, jaki bieg przybierze bitwa. Nie dysponujemy jak mniemam zdolnościami proroczymi, zatem pozostaje nam nic innego niż czekać na rozstrzygnięcie i reagować w razie konieczności. - wspominając o przewidywaniu przyszłości na jej ustach zatańczył mały uśmieszek.

Choć decyzja o powstaniu z siedzenia była w pełni autonomiczna, panna Lucan z trudem powstrzymała rodzącą się chęć cofnięcia się przed górującym nad nią mężczyzną - oczywiście nie z powodu żywionej odrazy, lecz przez ogarniające ją onieśmielenie. Rosarium był na tyle blisko, że jego intensywny zapach uderzył w nozdrza Colette, a postawa mężczyzy, naturalnie lekko pochylona w jej stronę, zapaliła jej policzki zdradliwym różem. Kobiecie nie pomogła też dłoń arystokraty chwytająca ją za podbródek. Nie oponowała, lecz posłusznie uniosła głowę, by spojrzeć się pytająco w oczy Agasharra; nie mogła jednak długo wytrzymać intensywności jego spojrzenia, opuściła zatem wzrok w dół po twarzy mężczyzny, zatrzymując się przez dłuższą chwilę na jego ustach. Antycypacyjny dreszcz rezonował po ciele kobiety jak fałszywa nuta w harmonijnym dziele, kłując ją w podbrzusze ościeniem adrenaliny - ciało niemalże instynktownie skróciło dzielacy ich dystans o pół kroku, a uczucie dziwnego gorąca potęgowało się na samą myśl o sposobności kontaktu jej odsłoniętej skóry szyi z miękkim miąższem warg Upiornego. Tak się jednak nie stało, a Colette zgromiła się w myślach za takie nieprzyzwoite myśli.

Przypuszczała, że nigdy nie wyzbędzie się wątpliwości wynikających z dołączenia do Czarnej Róży. Cele tej organizacji były sprzeczne z założeniami Lunis, a przynależność Upiornej mogłaby zostać potraktowana przez jej rodaków jako zdrada. W gruncie rzeczy domyślała się, że jej życie opierać się będzie na balansowaniu na cienkiej linie po obu stronach mając przepaście niewierności - z jednej strony Wyspom Księżycowym, z drugiej - arcyksięstwu i jego interesom. W pewnym momencie będzie musiała opowiedzieć się po jednej ze stron - lecz nie był to jeszcze ten czas. Przychylność Czarnej Róży zapewniała jej nie tylko dostęp do informacji, które mogłaby przekazywać Lunis, ale otwierało przed nią drzwi do nowego arsenału możliwości. Może udałoby się jej uzyskać pozory niezależności i zyskać choć odrobinę podmiotowości? Przypuszczała, że nadal będzie pozostawać niczym więcej, niż pionkiem w grze.
- Jestem tego świadoma, mój Lordzie. - skinęła głową na potwierdzenie swoich słów - Zrobię co w mojej mocy, by Cię nie zawieść. Chcę dołączyć do Czarnej Róży. - gdy oczu Rosarium otworzyły się ponownie, uniosła swoje liliowe spojrzenie i uśmiechnęła się do niego delikatnie.

Jakże przewrotnie dwuznacznie brzmiały jego słowa w połączeniu z opuszkami palców błądzącymi po szyi Lysandry.
- Dziękuję ci, sir, to wiele dla mnie znaczy. - nie było to konieczne, Colette spodziewała się, że będzie czuć się pewniej znając założenia zbliżającej bitwy, nawet, jeżeli jej rola nie miała zakładać udzielania porad strategicznych - Nie skłamię mówiąc, że miesza się we mnie ekscytacja i niepewność, a słowa twoje, sir, rozgrzewają moją ciekawość. - wiele się wszak mogło wydarzyć w czasie bitwy, a kobieta nie przeczuwała nawet, jak zaskakujący obrót może przybrać sytuacja w Mieście Lalek.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Prorocze zdolności mogłyby ułatwić podjęcie licznych decyzji. Wiedza o tym, co miało się dopiero wydarzyć, pozwalała stanąć zawsze po właściwej stronie pola bitwy, czy wiedzieć kiedy do wojny w ogóle się nie mieszać. Przewidywanie przyszłości można jednak przyrównać do spoglądania na odległy horyzont za pomocą lunety. Można dostrzec wyraźnie jego brzeg i mieszkańców łowiących ryby na kamienistych plażach, lecz przeoczyć bunt załogi i kordelas w brzuchu.

Widzący przyszłość często definiują teraźniejszość przez jej skutki, a to podejście jest niezrozumiałe dla widzących wyłącznie obecne chwile. Choćby prorocze zdolności były wykorzystywane w pełni moralnie i w najlepszej wierze, to często byłyby zrównane z szaleństwem wśród nieobdarzonych darem jasnowidzenia.

Nawet prostacki przykład pozwala zobrazować tę rozbieżność. Zwykły człowiek, który ujrzy wśród zgliszczy płonącej osady niewinna rodzinę i ich oprawców - uzbrojonych żołnierzy, bez wątpienia jeśli siły i odwaga mu pozwolą stanie w ich obronie. Nie będzie przecież wiedział, że w ten sposób pozwoli roznieść zarazę po całej okolicy i ratując grupę, pogrzebie setki. Jasnowidz natomiast nie ze strachu, czy braku sił wstrzyma się, lecz dlatego, że widząc skutki będzie szukał w nich moralności, a nie w czasie obecnym. Dla krótkowzrocznej istoty teraźniejszości skutki będą nieznane i ocen będzie dokonywać wyłącznie o to, co jest dla niej dostępne.

- Niekiedy informacje pozwalają na przewidywanie przyszłości równie skutecznie co prorocze zdolności. Stowarzyszenie Czarnej Róży stawi się wśród uliczek Miasta Lalek, by móc zebrać jak najwięcej informacji. Kto wie może nawet uda się ustalić co jest prawdziwą przyczyną tej wojny. - Bez wątpienia zmiana układu sił była celem, który pchnął zarówno Zorę jak i Fyortersoli do zbrojnego wystąpienia przeciwko sobie. Jednak musiał też istnieć powód, dla którego zmiana układu sił miała nastąpić właśnie teraz, a nie kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat wcześniej bądź później. Ustalenie tego było jednym z priorytetów Czarnej Róży. Innymi było oczywiście zademonstrowanie siły, ochrona niewinnych mieszkańców Miasta Lalek oraz gromadzenie informacji w ogólności. Jednak poznanie prawdziwych przyczyn wojny było najbardziej skonkretyzowanym z tych priorytetów.

Prorocze zdolności miały tę wadę, że jeżeli odrzucić naiwny predestynizm, oznaczają one nie widzenie wyraźnie jednej możliwej przyszłości, która bez wątpienia się wydarzy, lecz raczej nieskończoną liczbę możliwości. Tym większą, im dalej sięga się swoim jasnowidzącym okiem. Nieszczęśliwie należy odrzucić wiarę w przeznaczenie, by proroctwo miało jakikolwiek sens. Skoro bowiem wizja przyszłych wydarzeń jest niezmienna i nieunikniona, to nie jest ona specjalnie przydatna. Na co wieszczowi wizja swej śmierci, gdy nie będzie w stanie jej w żaden sposób wykorzystać? Co więcej stałby się wtedy niewolnikiem tego co zobaczył - nie mógłby nawet popełnić wcześniejszego samobójstwa, by odmienić choć w minimalnym stopniu swój los. Mając na względzie, że nikt takiemu prorokowi nie jest w stanie zabronić odebrać sobie życia, to predestynacja jest mitem.

Arcyksiążę odwzajemnił uśmiech Colette, jednocześnie powracając swoją dłonią na jej szyję i delikatnie przesuwając po skórze zewnętrzną częścią palców. Deklaracja Colette mogła mieć wiele znaczeń. Kobieta mogła chcieć tylko zyskać dostęp do informacji, które mogłaby przynieść Lunis, a może wręcz przeciwnie przywdzianie różanej maski mogło pozwolić jej uciec spod wpływów Księżycowej Arystokracji. Bez względu na jej motywy musiała jednak pamiętać o tym, że dołączenie do Czarnej Róży jest paktem, który nie tylko daje nowe możliwości, lecz przede wszystkim wiąże się z obowiązkami. Gdy Rosarium otworzył swą dłoń w ten sposób, że palce podtrzymywały twarzyczkę Colette na linii żuchwy, a kciukiem dotknął jej ust, powiedział:
- W takim razie dalsze zwlekanie jest nie tylko niecelowe, lecz zwyczajnie powinno być poczytywane za stratę czasu. - Lord Protektor uniósł swoje spojrzenie w stronę jednego ze służących. - Ile czasu zajmie przygotowanie rytuału w salonie lunarnym? - Miejsce nie zostało wybrane przypadkowo. Colette pochodziła z Wysp Księżycowych - choć z ich obrzeży - a zatem Rosarium wybrał właśnie salon lunarny, na miejsce jej inicjacji. Może jako znak, że Lunis i Czarna Róża nie muszą ze sobą walczyć?
- Według ostrożnych szacunków członkowie Stowarzyszenia będą gotowi w ciągu piętnastu minut od chwili, gdy zostaną powiadomieni. Co też niezwłocznie uczynię, Lordzie Protektorze - Po wypowiedzeniu tych słów służący ukłonił się nisko i wyszedł.

Szkarłatne spojrzenie Arcyksięcia powróciło na Colette stojącą przed nim. Dłoń zsunęła się powoli na ramię kobiety.
- Zatem już dziś oficjalnie zostaniesz przyjęta w szeregi Stowarzyszenia Czarnej Róży. - Pochylił się delikatnie i powiedział na tyle cicho, by pozostali w pomieszczeniu służący nie słyszeli jego słów - były wszak przeznaczone wyłącznie dla Colette.
- Pamiętaj by o tym jednym nie wspominać w Lunis. - I mówiąc to Arcyksiążę nie miał nawet na myśli donoszenia jako szpieg w Różanym Pałacu, lecz nawet rzeczy tak prozaiczne jak podzielenie się informacjami z najbliższymi, czy choćby z ulubioną służącą będącą jej przyjaciółką od najmłodszych lat. To że Colette jest członkiem Stowarzyszenia Czarnej Róży oraz wszystko czego kobieta dowie się w związku ze służbą w organizacji nie powinno zostać ujawnione przed nikim, niezależnie czy pochodzi z Lunis, kontynentu, czy jest byłym żołnierzem MORII.

- Pamiętaj, że Stowarzyszenie Czarnej Róży bada tajniki wszelkiej magii, więc przygotuj się, że podczas samej bitwy - choć nie będziemy w niej stroną - możesz zobaczyć nie tylko Agmy, lecz także dziedziny magii, o których Lunis nie słyszało. - Chciał ją ostrzec nie tylko przed swymi zamiarami, lecz także przed tym wszystkim, co może się wydać jej niezwykłe. Nie dlatego, że obawiał się, że kobieta mogłaby się tego przestraszyć, lecz by nie odciągało jej uwagi od samego starcia - które to powinno być na pierwszym planie.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz

Niezaprzeczalnie czas był jak nieprzebrany ocean, którego nieprzewidywalne fale i prądy nieustannie zmieniały bieg historii – przyszłość z każdą sekundą stawała się teraźniejszością, teraźniejszość – przeszłością, a proces ciągłego stawania, choć niezachwiany w swym konstancie, narażony był jedynie drobne modyfikacje treści, ale nie formy. Osoba obdarzona zdolnością jasnowidzenia uświadomiwszy sobie ten fakt odsłoniłaby się na niestałość czasu, a z zalewu wizji nie mogłaby oddzielić możliwości od konieczności. Lecz tak jak bezzasadnym byłoby wyciąganie ze swego rękawa zegarków, by obronić się przed szarżującym przeciwnikiem, tak próba dostosowania wizji do swoich potrzeb mogła przynieść więcej szkody, niż pożytku.
Wojna w metropolii Marionetkarzy nie stanowiłaby dla Colette niczego więcej, niż osobliwej ciekawostki z odległego lądu, która choć krwawa, nie dotykała jej osobiście. Mogłaby nawet współczuć obywatelom, którzy nie wyrazili swojego poparcia dla żadnej ze stron, a przez konflikt ucierpieli – czy to majątkowo, czy osobiście. Może nawet sympatyzowałaby z poglądami jednego czy drugiego ugrupowania, udzielając im niemego wsparcia – jak to z reguły bywało w przypadku wojen, w które było się niezaangażowanym. Problem leżał jednak u podstaw przepychanek lalkarzy.

Działania Milicji Zory w sposób jednoznaczny skierowane były przeciwko konwojom metalu. Nie wydawali się być zwykłymi rzezimieszkami, którzy próbowali zagarnąć dla siebie jak najwięcej, jednak i tego faktu Colette nie mogła tak prostacko wykluczyć. Lecz w kogo tak naprawdę godzili Marionetkarze? Niechęć do ludzi generała Lae’phela była widoczna na pierwszy rzut oka – Miasto Lalek całe wrzało po ataku na magazyn, w wyniku którego zginęło wielu ludzi Księżycowego możnego. Panna Lucan nie zauważała, jak w ten sposób Zora próbuje zaszkodzić Lunis.
- Z pewnością, sir, informacje są bezcenne, lecz musimy zawsze negatywnie założyć, że możemy nie dysponować pełnym obrazem sytuacji. – zmarszczyła brwi i otworzyła usta, jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, zamiast tego jednak obdarzyła go delikatnym uśmiechem i odgarnęła biały kosmyk włosów za ucho. – Liczę, że uda nam się jak najdokładniej zapełnić te dziury.

Ku jej zaskoczeniu, dłoń mężczyzny ponownie weszła w kontakt z jej skórą. Kąciki ust drgnęły nieznacznie, a kobieta odchyliła głowę zapewniając palcom Rosarium odpowiednią przestrzeń do wędrowania. Zapewne z drogi, na którą zaraz wkroczy, nie będzie odwrotu – nie miało to dla niej obecnie większego znaczenia; choć gdzieś za widnokręgiem majaczyły czarne chmury czyhających na nią nowych obowiązków, chęć stania się częścią czegoś większego przyćmiewała je swym subtelnym blaskiem. Być może wchodziła spod jednej kurateli pod drugą, być może nie uzyskiwała „słodkiej niezależności”, której tak wielu pożądało – jej to nie przeszkadzało. Wszystko było lepsze od monotonii i szarości życia na Wyspach, którą urozmaicała sobie jedynie zdecydowanie zbyt małą ilością muzyki i sztuki, które również nie były powszechnie aprobowane w jej kręgach.

Colette musiałaby przyznać samej sobie, że nie wszystko przekazane jej na Wyspach wydawało się być archaizmami – w jej głowie rezonowałoby stare nauki ojca powtarzające uporczywie, że ciało jest największym wrogiem woli, a człowieczeństwo wymaga toczenia ciągłej wojny ze zwierzęcymi instynktami; zmysły wszak odbierały władze duchowi i pogrążały umysł w ciemności żądzy. Oczywiście uświadomiwszy sobie ten fakt, przez myśl Upiornej przeszłoby nawet, że powinna odsunąć się od mężczyzny, wszak dalsze czyny groziły gorszącą nieobyczajnością. Byłoby tak, gdyby nie – o ironio – przyjemność rozchodząca się po szyi wzdłuż szklaku pozostawionego przez zdradliwe palce, która popychała pannę Lucan do prób przedłużenia kontaktu. Czując intruza na swych wargach, spojrzała najpierw w dół, na dłoń Upiornego, a potem uniosła swój wzrok i połączyła go ze spojrzeniem Rosarium. Cóż mogła poczynić na to, że jej usta same się nieznacznie uchyliły? To z całą pewnością wina tego zdradliwego rumieńca!

Sprawy szły rzeczywiście szybko, a pośpiech zmieszał Upiorną – skinęła jedynie głową na słowa mężczyzny, nie będąc pewną, czy bardziej jest podekscytowana, zawiedziona a może – niepewna. Lecz jak nie można zwlekać przed skokiem w głęboką wodę, tak niektóre rzeczy trzeba wykonywać jak najszybciej.

Z zaciekawieniem przyglądała się Rosarium, lecz zmarszczyła lekko nosek, gdy jego dłoń cofnęła się z jej ust, niemniej jej uwagę szybko przykuły słowa mężczyzny, a raczej poufny sposób ich wypowiedzenia. Nie mogła przecież być gorsza! Wspięła się na palce w swoich pantofelkach i jeżeli Upiorny nie oponował, wsparła się dłonią o jego ramię, by zachować równowagę w nowej pozycji. Zadarła głowę i zbliżyła ostrożnie usta do jego ucha, zniżając głos do konspiracyjnego szeptu.
- Nie obawiaj się, sir. Nie Lunis, a Kraina Luster od wschodu do zachodu nie usłyszy moich słów o Czarnej Róży.

Obietnica, choć z pewnością naiwna i nieco infantylna, zdawała się być jak najszczerszym zapewnieniem panny Lucan – możliwe, że w innych warunkach poczułaby się zagrożona bądź urażona słowami Agasharra, niemniej ogólny obraz sytuacji zdawał się nie dawać jej potrzebnych przesłanek do podjęcia próby obrony.  

Kontynent i Wyspy dzielił nie tylko istotny dystans geograficzny, ale również społeczny i kulturalny – zapewne zatem oddziaływało to również na podejście do Tkania Magii. Bitwa miała zatem przynieść zaskoczenie również w tej dziedzinie, lecz ciekawość Colette była silniejsza niż instynkt samozachowawczy. Zwłaszcza, gdy Rosarium przywołał tę jakże dziwnie egzotyczną nazwę, której Upiorna nigdy w życiu nie słyszała. Mogła jedynie stwierdzić, że kojarzyła jej się z małą jaszczurką. I to różową.
- Agmy? – rzekła niepewnie, nie chcąc jednak zbyt nachalnie zaznaczać swojej niewiedzy.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Nie tylko czas, lecz każda siła okazywała się złudna, gdy polegało się na niej bez zastanowienia, wierząc w jej nieograniczoną potęgę. Wbrew bowiem oczekiwaniom poszukiwacza portowych piratów nie ma siły, która jest nieskończona, której nie można w żaden sposób zatrzymać, bądź wykorzystać przeciwko temu, kto jej używa. Zdecydowanie jednak największym przeciwnikiem takich osób jest nie siła, którą się posługują, lecz własna arogancja i krótkowzroczność - jak ironiczne przy kimś, kto posługuje się czasem.

Czasem bowiem nie dostrzega się oczywistego braku informacji. Nie dopuszcza innej interpretacji, niż ta, która jest dla niego najdogodniejsza. Rzadko można podejmować decyzje mając wszelkie niezbędne informacje, lecz czasami zwykła pokora pozwala na dostrzeżenie, że nie zebrało się wszystkich elementów układanki i możliwość stworzenia hipotetycznych scenariuszy pomagających ocenić sytuację.

Bez całkowitej inwigilacji wszystkich mieszkańców Krainy Luster, Szkarłatnej Otchłani i Świata Ludzi, a także bezkresu Krainy Snów i zbierania każdego skrawka informacji oraz ogromnej pracy wyłożonej na ich analizę nie dało się znać wszystkich okoliczności. Stowarzyszenie Czarnej Róży dokładało jednak wszelkich starań, by przy użyciu o wiele bardziej realnych środków przybliżyć się do pełnego zrozumienia sytuacji w najlepszy możliwy sposób.

Colette nie miała zbyt wielkich możliwości by zwlekać. Bitwa miała rozegrać się już niebawem, a skoro miała pojawić się nad rzeką Ailir - jako reprezentant Wysp Księżycowych w Czarnej Róży - to musiała zostać oficjalnie członkiem Stowarzyszenia. Obecność kogoś spoza organizacji w samym sercu działań Czarnej Róży oznaczałoby, że do tajemnic Stowarzyszenia miałaby dostęp osoba niezwiązana przysięga. Organizacja, która strzeże swych sekretów nie mogła pozwolić sobie na tak lekkomyślne dopuszczanie do sekretów osób, które nie mają wobec niej żadnych zobowiązań.

Gdy Colette zapragnęła pójść w ślady Rosarium, który ściszył głos do konspiracyjnego szeptu nie spotkała się ze sprzeciwem ze strony Arystokraty. Nawet wtedy gdy jej drobna rączka wsparła się o ramię Arcyksięcia. Zamiast zabronić jej konspiracyjnego szeptu pomógł jej lewą ręką obejmując delikatnie, by pomóc kobiecie utrzymać równowagę.
- Nie wątpię w to. - Odparł uśmiechnąwszy się i jednocześnie palcami prawej ręki powoli przesuwając po ramieniu Colette. Dotyk Arcyksięcia był delikatny, choć nie na tyle by Arystokratka nie czuła go przez materiał swojej sukni. Ostatecznie dłoń monarchy zatrzymała się na plecach wyspiarki.

Lord Protektor musiał podczas przygotowań do bitwy uwzględnić wiele drobnych detali, o których historia niezaprzeczalnie zapomni nim wyłoniony zostanie zwycięzca Bitwy o Most Korzenny. Największe problemy tkwiły w tym, że krwawa batalia jaka miała się rozegrać będzie toczona tylko kilkaset metrów od normlanego, typowego dla Miasta Lalek codziennego życia. Co gorsze gangi mają zbyt duże wpływy wśród władz miejskich, by musiały obawiać się ich interwencji. Co więcej są zbyt silne, by taka interwencja mogła im w ogóle zagrozić - gdyby do niej nawet doszło.

Wielu rozsądnych mieszkańców zamknie swe interesy na czas bitwy i będzie czekała rozstrzygnięcia. Zamknięci bezpiecznie w swoich domach przeważnie nie byli niczym zagrożeni. Nieliczni mieli pecha zostać odwiedzeni przez kulę zbłąkanego ognia. Byli jednak także tacy, którzy lekceważyli sobie zagrożenie. Nędzni karczmarze, którzy spraszali do swoich ciasnych pomieszczeń zachęcając nie tylko tanimi, rozwodnionymi trunkami, lecz także najnowszymi wieściami z frontu - zwykle powołując się na nieistniejące kontakty z gangami. Zdradzieccy "lekarze" oferujący swoje eliksiry walczącym zapewniając o ich cudownych właściwościach. Czy w końcu najbardziej podła grupa fałszywych żołnierzy jednej, bądź drugiej strony, którzy chcą zarobić na zamieszaniu. Byli nawet gorsi niż osoby przeczesujące pogorzeliska i okradające trupy. I pomyśleć tylko, że byli mieszkańcy Miasta Lalek spędzający ten czas beztrosko na wsi, którzy i tak potrafili powiedzieć, że mają najgorzej i żądać rekompensaty za straszny los, który ich spotkał.

Pytanie zadane przez Colette wyrwało Agasharra z rozmyślań i spowodowało, że na twarzy Arcyksięcia pojawił się łagodny uśmiech. Cofnął swoje ręce z pleców Arystokratki i obróciwszy się wrócił na zajmowane przez siebie uprzednio krzesło. Gdy usiadł wygodnie przyszedł czas na odpowiedź.

- Agmy są dziełem Czarnej Roży, o którego prawdziwej istocie wie zaledwie garstka osób pracujących nad jego rozwojem w Różanej Wieży. Zresztą zgłębianie szczegółów zajęłoby zdecydowanie zbyt dużo czasu. Dlatego też ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że Agmy są sztucznie stworzonymi żywymi istotami. - Agmy były jednak inne od magicznych chowańców, które przyzywało się do walki. W przeciwieństwie do nich Agmy były w istocie żywe, a nie jedynie na takie wyglądały. Agmy w przeciwieństwie do Marionetek nie były duszą zaklętą w magicznym ciele Marionetki, lecz prawdziwie żywymi stworzeniami powołanymi do życia przez czarną magię.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz

Jakże pomocny był z niego gentleman! Zachowanie równowagi stąpając na palcach, zwłaszcza będąc ubranym w gorset, kilka warstw spódnic, halek i Lun’arth wie czego jeszcze nie jest zadaniem prostym, całość bowiem stroju stanowiła rodzaj specyficznej zbroi przywdziewanej przez kobiety, gdy stawały w te rządzące się własnymi zasadami szranki dworskiego życia. A jak wiadomo powszechnie, zbroja bardzo skutecznie chroni jej posiadacza nie tylko od śmiertelnych ciosów, ale również od nadmiernej swobody ruchu. Colette mogła przecież przypłacić jeden nieostrożny krok potknięciem się o rąbek włąsnej sukni i wpadnięciem w ramiona mężczyzny. Albo – o zgrozo! – impet zderzenia dwóch ciał mógł być na tyle silny, że Rosarium mógłby stracić równowagę i upaść na miękko wyglądający dywan, ciągnąc za sobą pannę Lucan, która to w bardzo dwuznacznej pozycji mogła wylądować na nim. Tak się jednak nie stało w dużej mierze dzięki stabilności agasharrowego uścisku, a między dwójką Upiornych nie doszło do tych podłych zabaw dywanowych (nie mylić z nalotami, które to sprawą są wyłącznie wojskową).
Kroczenie po cienkiej linii przyzwoitości również wymagało wiele umiejętności. Czując wędrującą dłoń mężczyzny Colette przymrużyła oczy i odchyliła lekko głowę, napawając się jakże dziwacznie przyjemnym uczuciem pozostawionym na szlaku, którym przeszły palce Rosarium. Ceniąc jednak swoją godność, nie zamruczała jak dzikie zwierzę, lecz zachichotała cicho – wszak mimo warstwy materiału (a może właśnie przez nią?) łaskotało! Ku powszechnemu zdziwieniu, Upiorna mimo bardzo młodego wieku – ba! zaledwie wkraczała w okres prawdziwej dorosłości i samodzielności – została nauczona przez swoich wychowawców holistycznego podejścia do drugiej osoby i panowania nad własnymi popędami; nie przeszłoby jej nawet przez głowę, by rzucić się na Rosarium jak na obiekt swojego pożądania po to tylko, by jako-tako zaspokoić swoje zachcianki. Abstrahując oczywiście od tego, że za podobne zachowanie mogłaby zostać ukrócona o głowę.

Jednak i nowa pionowa pozycja mogła budzić wiele niedwuznacznych skojarzeń: dwójka jasnowłosych arystokrató była zadziwiająco blisko siebie, z dłonią Colette wspartą o ramię Agasharra i naprzeciwległą ręką (i nie tylko!) mężczyzny zaciśniętą na zagłębieniu pleców Upiornej – mogło to oznaczać tylko jedno, co szybko znalazło uzewnętrznienie w kolejnych słowach wypowiedzianych przez Upiorną:
Mój Lordzie, do tańca brakuje nam tylko muzyki. – zaśmiała się cicho i nieopatrznie musnęła koniuszkiem nosa płatek ucha Upiornego.

Nie pogardziłaby balem. Przyjęcia organizowane w Lunis czy nawet na rodzimym Rosslare były urządzane w dosyć… ograniczonym towarzystwie, nie wspominając nawet o tym, że te wyprawiane na kontynencie mogły być znacząco różne od tych, które znała z wysp! Lecz to musiało zaczekać, mieli wszak Marionetkarzy do nadzorowania. Bitwa miejska była białą plamą na mapie, którą Colette – dzielna podróżniczka z samego końca świata – miała odkryć i zdefiniować. Niezaprzeczalnie było to zadanie honorowe, lecz wiążące się również z wielkim długiem zaciągniętym wobec osoby arcyksięcia i całej Czarne Róży.

Jakież było zdziwienie Upiornej, gdy zauważyła, że trzymający ją towarzysz-arcyksiążę dryfował gdzieś myślami! Początkowo zastanawiała się, czy swoimi słowami czy zachowaniem nie popełniła faux pas, które niczym ostrze katowskie zawisło nad jej szyją, zastanawiała się też, czy może jej gesty wobec Lorda Protektora nie było zbyt bezpośrednie i narzucające się – na szczęście Rosarium szybko pospieszył jej z pomocą i rozwiał czarne chmury wątpliwości. Rozluźniła swój uchwyt z wyraźnym zawodem i ze stukotem wylądowała na swoich obcasikach, lecz w odróżnieniu od Upiornego nie zajmowała swojego poprzedniego miejsca; nie dostała wszak stosownych instrukcji, a mężczyzna celowo mógł zmienić wyłącznie swoją pozycję, by zlecić dalsze zadanie nowemu członkowi Czarnej Róży.
Czyli mogą przybierać dowolny wygląd? Dla przykładu… jaszczurki o różowych łuskach? – cóż mogła zrobić, gdy obraz małej różowej agmy był wizją tak dalece uroczą? – To duży zaszczyt móc dostąpić ujrzenia takiego sekretu. Może mi również dane będzie zaskoczyć Różaną Wieżę talentami wprost z Lunis? Będzie to intratna wymiana.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Sytuacja Niemiec bombardowanych dzień i noc nalotami dywanowymi nie była zbyt kolorowo. W przeciwieństwie do sytuacji Colette, która nie musiała obawiać się upadku. Być może to zasługa braku wąsika bądź prowadzenia wojny totalnej na wszelkich możliwych frontach. Co więcej Arystokratka nie musiała się obawiać, że niezapowiedziana wizyta inkwizytorów w czymkolwiek przeszkodzi Lordowi Protektorowi. Spytacie dlaczego? Czy to zasługa legionów broniących Agasharra przed wieścią straszną jak zaraza? Może przychylność losu, która wzbrania zapychać nazbyt długie posty niepotrzebnym tłem? Otóż nie. Powodem dla którego żaden inkwizytor nie miał prawa pojawić się w salonie był fakt, że się go tu spodziewamy. Jak każdy dobrze wie "nikt nie spodziewa się inkwizycji" a zatem ta nie może się pojawić, gdy jest spodziewana. Gdyby nie ten przydługi wstęp o możliwości pojawienia się inkwizytorów, ci naprawdę mogliby się tu zjawić. Jeżeli nie chcesz inkwizytorów w swojej fabule skopiuj ten wstęp do swojego posta.

Rosarium zdziwiłby się, gdyby Colette zaczęła mruczeć. Nie było to cechą zwyczajowo kojarzoną z Upiorną Arystokracją. Co prawda kobieta zajmowała się - podobnie jak liczne Dachowce mieszkające w Różanym Pałacu - sztuką, lecz to jeszcze nic nie znaczy. Na marginesie warto zauważyć, że nie wszyscy Dachowcy zajmują się sztuką np. Dachowiec Nokrov mieszkający przed piętnastu laty w Różanym Pałacu był kowalem, a sztukę uważał za zbyt oderwaną od ziemi, by się nią interesować. Wracając jednak do meritum zastanówmy się co też takie mruczenie miałoby oznaczać. Wikisłownik, który choć nie jest nieomylną wyrocznią, to będzie dobrym punktem wyjścia, podaje trzy znaczenia słowa mruczeć.

Pierwsze z nich oznacza wydawanie cichego, niskiego i przeciągłego dźwięku. Jakkolwiek ludzki organ mowy jest zdolny do wypełnienia założeń tego znaczenia mruczenia, to w przeciwieństwie do kotów, nie jest to dla ludzi normalny odruch. O wiele naturalniejsze wydaje się być nawet westchnięcie pełne rozkoszy. W gruncie rzeczy jednak bliskość nie wymaga niepotrzebnych efektów dźwięków - o wiele subtelniejsze i zgrabniejsze jest choćby spojrzenie czy uśmiech. W gruncie rzeczy jednak używając tego znaczenia niemożliwym jest powiedzenie czegokolwiek mrucząc - takie mruczenie nie jest stworzone do formułowania słów.

Drugie znaczenie "mówić cicho, niewyraźnie" pasuje do dialogów okraszonych komentarzem "wymruczał". Choć w cichym, niewyraźnym mówieniu przebija się bądź to nieśmiałość, bądź gburowatość, to trudno wyobrazić sobie, by którekolwiek z nich pasowało do intymnych sytuacji. Gdyby jednak Colette powiedział coś do Rosarium, a narrator określiłby to jako "wymruczała" to Agasharr mógłby nawet nie zrozumieć wypowiadanych do niego słów - w żadnym jednak wypadku nie wywołałoby to żadnego podniecenia u mężczyzny. Raczej frustrację, że nie zrozumiało się tego, co druga osoba chciała przekazać. Trzecie znaczenie o gwarowych pochodzeniu "ryczeć" pozostawić można bez komentarza innego niż apelu - wyobraźcie sobie Upiornych, którzy nie widzieli się od wielu lat i wyczekiwali tego spotkania, którzy w kamienicy w Mieście Lalek ryczą tak głośno, że sąsiedzi uderzają w drzwi ze skargami.

Brak muzyki wywołał szeroki uśmiech na twarzy Agasharra. Gdyby Rosarium był tak krótkowzroczny, że dążyłby jedynie do cielesnego zbliżenia z jakąkolwiek istotą i nie był zdolny do kierowania własnym ciałem, lecz opierał się - niczym dzikie zwierzę - na popędach i instynktach, to zapewne rozkazałby teraz przyprowadzić Dachowców, którzy na jego rozkaz zagrają stosowny do sytuacji utwór. Jednakże Lord Protektor wyśmiałby każdego, kto namawiałby do "korzystania z sytuacji". W gruncie rzeczy był to ten sam typ osób, którzy wyruszali w góry na plotki o odkryciu złota w górskim potoku, by następnie wracać zmarznięci, brudni, głodni i bez ani grama cennego kruszcu. O wielkości świadczyła bowiem umiejętność pokierowania wydarzeniami tak, by te doprowadziły do upragnionego rezultatu, zamiast biernego czekania i wypatrywania "okazji".

Złośliwi wrogowie Agasharra Rosarium z czasów zanim ten ogłosił się Lordem Protektorem, gdy jako Arcyksiążę był pierwszym wśród równych Demonicznych Książąt, często mawiali, że w Różanym Pałacu zawsze gra muzyka. Przytyki pochodziły bądź to ze strony artystów, których Upiorny sprowadzał na swój dwór, bądź też ze względu na plotki o zamiłowaniu do lisów. Wprawdzie tych drugich było w Różanym Pałacu całkiem sporo, lecz większość z nich przebywała w ogrodzonym i zacisznym Lisim Zakątku będącym miejscem odpoczynku dla Arcyksięcia. Toteż gdy do uszu Lorda Protektora docierały pogłoski, że wokół Różanego Pałacu błąkają się lisy, ten wiedział, że źródło tych pogłosek nie widziało jego domostwa na oczy. Zazdrośni Książęta, szczególnie zubożali lubili jednak rozpowiadać niezweryfikowane informacje, bo w ten sposób czuli się nieco lepiej.

- Na muzykę przyjdzie czas, lecz aktualnie prędzej przyjdzie nam słyszeć marsz niźli coś nadającego się do tańca. - Odparł nieco zamyślony siedząc już wygodnie na swoim fotelu. Choć Colette niebawem pójdzie przejść rytuał inicjacji, to Rosarium miał dziś jeszcze kilka spotkań do odbycia, a zatem nie mógł opuścić swego monarszego posterunku.

Agmy były niezwykłe nie dlatego, że zostały stworzone z czystej magii, lecz dlatego że były tworem stworzonym w sposób rozumny. Agm zwykle nie tworzyło się, by mieć przyjaciela do sadzania go na kolanach i głaskania całymi godzinami. Jednakże jeżeli jakaś Ciernista Wiedźma bądź Ciernisty Czarnoksiężnik zapragnęliby stworzyć właśnie taką Agmę, to mogli to zrobić. Nie byli bowiem ograniczeni przez właściwości istniejących istot, a mogli pchnąć swą wyobraźnię przez ocean możliwości.
- Tworzenie Agm jest niezwykle skomplikowanym procesem, który nie jest praktykowany poza Czarną Różą. To jeden z sekretów, o których wiedzą nieliczni. Wielu sądzi, że Agmy są jedynie rzadkimi magicznymi stworzeniami, bądź pochodzą z jakiegoś innego wymiaru, a jeszcze inni posądzają o ich Koszmarne pochodzenie. Wszyscy się jednak mylą, lecz naszą rolą jest ich z błędu nie wyprowadzać. - Rosarium pozwolił sobie na pewnego rodzaju grę. Powiedział Colette coś, co nie było powszechnie wiadome, wiedząc, że ta może donieść o Agmach prosto do Lunis. Mimo wszystko nawet gdyby Wyspy odkryły istotę badań Stowarzyszenia, to ta wiedza nic by im nie dała.
- W gruncie rzeczy jednak, choć jest to znaczne uproszczenie, to tak. Agmy mogą wyglądać jak jaszczurka o różowych łuskach. Podobnie jak mogą wyglądać jak monstrualny trzygłowy pies, czy królik o sowich skrzydłach, bądź też cokolwiek innego. W przypadku Agm nie jest istotny wygląd, lecz że powstały w komnatach Różanej Wieży. - W istocie Agm nie tworzyło się tylko w Różanej Wieży, była to jedynie metafora. Podobnie jak mówienie, że Moskwa posłała swoje wojska na terytorium Ukrainy, choć każdy dobrze wie, że nie jest to wojsko Moskiewskie - czasy Wielkiego Księstwa Moskiewskiego słusznie minęły na długo przed powstaniem Ukrainy w jej obecnej formie. Trzeba było umieć rozróżnić metaforę od precyzyjnego opisu, podobnie jak należy odróżniać wypowiedzi wyłącznie narratorskich od wypowiedzi opartych na wiedzy postaci.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz

Do marszu, sir, również można zatańczyć, lecz artyzm w tym żaden. – posłała mu krótki uśmiech i wolnym krokiem zbliżyła się do stolika – Przewrotność rzadko bywa cechą pożądaną, a niecelowe rozwiązania tylko czasem są przejawem geniuszu, a nie zwykłego marnotrawienia sił.
Nie raz słyszała opowieści o ekscentrycznych handlarzach, co towary swoje niszczyli, by zmniejszyć podaż a w związku z tym - zwiększyć ceny i zmaksymalizować swój zysk kosztem nieszczęścia zwykłych obywateli. Szczycili się swoją przebiegłością i chwalili się nią po najbardziej szemranych kątach, a gdy sprawa wypłynęła na wierzch i ktoś zwrócił im uwagę - zasłaniali się wymówką, że przecież to ich towar i mogą z nimi uczynić, co dusza zapragnie, a rozmówca powinien zająć się swoimi sprawami. W czystej teorii mieli rację - lecz choć były ich własnością, miały nieukrywany wpływ na gospodarkę. Jakie szczęście, że ich klienci w pewnym momencie rezygnowali z ich usług i swoje potrzeby zakupowe zaspokajali u innych handlarzy - a nieuczciwych przedsiębiorców w końcu spotykała kara, którą sami sobie wymierzyli.

Świat niezasłaniany ramieniem Upiornego rozszerzył się ponownie, lecz zdawał się być pozbawiony bodźców, które jeszcze przed chwilą nadmiernie stymulowały zmysły Colette - gdy świadomość i wola wypleniły z siebie chwasty odruchów, kobieta musiała przyznać, że rzeczywistość stała się nie tylko większa, ale również pusta i chłodna. Niezbyt to ją zadowoliło, lecz nie była w stanie określić, co bardziej: czy przyćmienie umysłu przez żądzę, czy to, że żądza ustąpiła chłodnemu rozsądkowi. Konflikt ciała z czymś, co niektórzy określali mianem "duszy" był rzeczywiście problematyczny.

W ostateczności Colette mogła rozważać zostanie dziewicą-kapłanką przedwiecznego Koszmaru, którego celem było rozerwanie delikatnych włókien rzeczywistości, by dokonać fuzji świata materialnego z nie-rzeczywistością. To jednak łączyłoby się zapewne z "wyrzuceniem jej z rodu", a arystokratkę niezbyt zachwycała wizja życia jako infamistka - choć bycie takim kozackim buntownikiem może dla nastolatków jawiło się jako coś ekscytującego, to dla osób będących choć trochę obytych w stosunkach społecznych i wiedzących mniej więcej, jak świat funkcjonuje, niosło więcej szkody niż pożytku. Któż by chciał być traktowany jak zwierzę, na które wolno polować?
- To zrozumiałe, że istota w sposób sztuczny zrodzona z magii nie będzie musiała spełniać wszelkich wzorców ras, na których wyglądzie była wzorowana. - rzekła w zamyśleniu bardziej do siebie, niż do mężczyzny i spojrzała w bok, na wielki zegar równym rytmem zwiastujący rychłą godzinę jej inicjacji.

Choć pierwotna misja panny Lucan nie została w żaden sposób przedwcześnie ukończona i dalej niejako będąc zależną od Wysp musiała działać na usługach Lunis, to Upiorna nie planowała być zbyt wylewna jeżeli chodzi o przekazywanie informacji Księżycowej Arystokracji. Nie z czystej sympatii żywionej wobec osoby arcyksięcia - ich relacja była na zbyt wczesnym etapie, by przedkładała ją przed rodzinę czy też "ojczyznę". Przyjaźń Lorda Protektora dawała nowe możliwości, co nie umknęło uwadze naiwnej Colette. Może mogłaby być gwarantem niezależności jej rodu od wpływów Lunis?

Wolno pokiwała głową przysłuchując się słowom Rosarium i objęła się w pasie swoimi ramionami, rzucając mu uważne spojrzenie liliowych oczu. Powodu wywodu Upiornego dopatrywała się raczej we wtajemniczeniu jej w dziedziny, jakimi zajmuje się Stowarzyszenie, niźli w tajemnej próbie, jakiej poddawał ją Agasharr, toteż posłała mu uśmiech i pochyliła się lekko w jego stronę.
Kiedyś, gdy jeszcze częściej bywałam na rodowej wyspie, w czasie mojej... eskapady spotkałam w porcie marynarza, który podzielił się ze mną historią o czarownicy ujeżdżającej wielką, sześcionogą skrzydlatą jaszczurkę o łuskach, w których zaklęte miało być światło poranka, a ich barwa miała niczemu nie ustępować Jutrzence różanopalcej malującej na nieboskłonie swoją bytność. Czarownica ta miała przemierzać sklepienie od wschodu do zachodu tropiąc niewiernych kochanków, którzy mimo licznych i patetycznych deklaracji miłosnych porzucali swoje Dulcynee. Czyniła to w ramach zemsty, ponieważ sama została opuszczona przez swojego ukochanego, na którego czekała przez wieki, a który zamiast niej wybrał młodzieńca, z którym zamienił ledwie słów kilka, a który był ugodowy i zgadzał się na każdy kaprys zdradzieckiego męża. – z każdym słowem Colette jej ton stawał się coraz bardziej przerysowany, czemu wtórowała unosząca się coraz wyżej dłoń arystokratki; gdy jej opowieść sięgnęła zenitu, kobieta machnęła delikatnie ręką i zaśmiała się cicho – Nie było to przeczucie ni podszept intuicji, lecz twój opis, sir, od razu skojarzył mi się z wierzchowcem czarownicy-bohaterki tej opowieści; stąd też zrodziło mi się to dosyć dziecinne pytanie. – wyjaśniła poważniejąc i splatając palce dłoni przed sobą.


Ostatnio zmieniony przez Colette dnia Sro 21 Wrz - 20:53, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach