Salon przed gabinetem Lorda Protektora

Tyk
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 3 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Taniec w gruncie rzeczy nie wymaga muzyki, choć ta zdecydowanie go ułatwia - nadaje mu właściwe tempo i uzupełnia oprawą. W gruncie jednak rzeczy można by zatańczyć mając za towarzysza jedynie szumiące za oknem drzewa. Podobnie do osiągnięcia sukcesu nie trzeba przebiegłości czy inteligencji, choć te zdecydowanie pomagają. Ostatecznie jednak dochodzi do sytuacji, gdy przytoczeni kupcy wpadną na pomysł zgoła pozbawiony sensu. Przekonani o tym, że skoro zaszli tak daleko, to są wyjątkowi, inteligentni i przebiegli, to pomysł ten bezrefleksyjnie przyjmują. Nie zastanawiają się czy niszczenie swoich towarów, bądź sprzedawanie pseudo alkoholu, licząc, że wmówią klientom, że Ci będą po nim pijani, jest dobrym pomysłem, czy raczej powinno być przyrównywane z szaleństwem.

Colette mogła podążyć ścieżką religijnego fanatyzmu i rozszerzyć swą krucjatę na całą Krainę Luster, Szkarłatną Otchłań, a nawet Świat Ludzi. Wtedy jednak rzeczywiście groziło jej jednak wykluczenie z rodu, czego nie można powiedzieć o działaniach podejmowanych pod protektoratem Arcyksięcia. Te nigdy nie dotrą do Lunis, jeżeli Colette sama o nich nie doniesie. Nawet jednak wtedy nie musi to jeszcze oznaczać wykluczenia z rodziny.

Arystokratyczne rody Upiornej Arystokracji są w swych założeniach niezwykle przestarzałe i podatne na genetyczne pułapki. Jakkolwiek posiadają rozległe majątki i nawet najbiedniejsze rody Patrycjuszowskie mogą się poszczycić kilkoma zakładami i garstką ziemi, gdzie poza mieszkaniem mogą także uprawiać potrzebne im rośliny - na przykład do produkcji alkoholu, a potężne czy to Patrycjuszowskie, czy Książęce rody dzierżyły ogromne połacie ziemi strzeżonej przez wojsko, flotę i niejednokrotnie grube mury. Rodzina Colette już przez sam fakt bycia bramą pomiędzy kontynentem a Wyspami miała bogactwo, na które z zazdrością patrzyłyby liczne zubożało rody książęce.

Cały majątek Upiornej Arystokracji był jednak spętany więzami rodziny. Co prawda niezbyt inteligentnego syna można było wyrzucić z domu, co automatycznie czyniło go wykluczonym - pozbawionym jakichkolwiek praw, lecz nie rozwiązywało to problemu przekazywania swych wpływów nie temu, kto najlepiej będzie nimi zarządzał, lecz najstarszemu z dzieci. Możliwości na żonglowanie dziedziczeniem były ograniczone. Głowa rodziny nie mogła dzielić swego majątku, bo to doprowadziłoby do haniebnego rozdrobnienia i w efekcie osłabienia domeny. Wszystko musiał otrzymać jeden Upiorny Arystokrata. Gdy jednak to młodszy syn był tym bardziej uzdolnionym, a starszy był mimo wszystko dobrą osobą, która miała swoje ambicje i nie chciała zrzec się swych praw, to niewiele dało się zrobić. Dziedziczenie w starych rodach było świętością. Wystąpienie przeciwko niej nie oznaczało wyłącznie problemów wewnętrznych, lecz także interwencje innych rodów, pragnących wesprzeć "prawowitego dziedzica" w jego walce o należną mu pozycje.

- W gruncie rzeczy Agmy nie muszą być na niczym wzorowane. Jednak nie ich wizualne walory są istotne. Czarna Róża byłaby pełna głupców, gdyby hodowała wymyślne zwierzątka, które nie mają praktycznego zastosowania. Agmom można nadawać dowolne właściwości i upewnić się, że będą nadawać się do roli, którą Stowarzyszenie im powierza.
Ton Arcyksięcia był łagodny, a on sam po zakończeniu swojej wypowiedzi uśmiechnął się łagodnie.

Agmy mogłyby zostać przyrównane do Marionetek, lecz w przeciwieństwie duszy zaklętej w kukiełce, ciała Agm były czystą kreacją magii. Nie oznacza to jednak, że były od Marionetek doskonalsze, lecz stworzone do zupełnie innych celów. Agmy były przede wszystkim bronią Stowarzyszenia Czarnej Róży i z tą myślą były tworzone. Zazwyczaj nie były inteligentne, a przynajmniej nie na tyle by wykształcić własną świadomość. To wada jeżeli chodzi o samodzielne działanie Agm, a jednocześnie zaleta bo te nie były zdolne do choćby zrozumienia koncepcji buntu.

Lord Protektor słuchał z uwagą historii opowiadanej przez Colette. Historia o przerażającej wiedźmie przemierzającej nieboskłon nie była znana Arcyksięciu. Przynajmniej nie przypominał sobie, by o niej pamiętał. W historii tej jednak silne było widmo konfliktu pomiędzy lekkomyślnie składanymi przysięgami a wygodą. Wśród Upiornej Arystokracji, lecz także poza nimi, wielu było takich, którzy gotowi byli przysięgać wierność - każdego dnia komuś innemu. Każda ich deklaracja była pełna powagi, wypowiedziana z przyklęku i wydawać by się mogło szczera. Jednakże już następnego ranka stojąc przed innym seniorem, bądź piękną damą, zapominali o swoich wcześniejszych słowach.

I wyjaśnienie tu poczynić należy, że następny dzień jest ledwie figurą retoryczną. Czasem składający przysięgę dochowywali swego słowa przez zaledwie kilka godzin, innym razem sto lat, lecz zawsze ostatecznie pluli na swe wzniosłe deklaracje, gdy zwyciężała wygoda.

Osoby, które składają przysięgi są w istocie godne podziwu, lecz nie przez sam fakt ich złożenia, lecz przez wytrwałe ich dotrzymywanie. Ci którzy o poranku wychwalali wschodzące zza horyzontu słońce, by wieczorem przeklinać je - że ośmieliło się ich opuścić - nie byli warci zbyt wiele. Zasługiwali raczej na potępienie, niż słowa współczucia.

- Historia w istocie interesująca i kto wie, czy pierwowzorem sześcionogiej skrzydlatej jaszczurki nie była jakaś Agma stworzona przez dosiadającą ją Ciernistą Wiedźmę. Co jednak istotniejsze historia każe zadać pytanie o znaczenie przysiąg.
Lord Protektor przerwał na chwilę, by zamknąwszy oczy rozważyć poruszoną kwestię. Gdy je otworzył kiwnięciem głowy dął znać, że rozumie skąd przyszło pytanie Colette. Gdy to się stało miał już gotowe słowa, które nie zwlekając wypowiedział:

- Czy najszczersze i najtrwalsze nie są słowa wypowiadane szeptem? Gdy ktoś podnosi głos w patetycznej manierze w istocie wygląda na pewnego swych słów, lecz czy tak naprawdę nie lekceważy konsekwencji? Natomiast osoba, która swe przysięgi składa cicho, niepewnie rozumie ich wagę i dlatego nie ma odwagi swej obietnicy wykrzyczeć.
W gruncie rzeczy słowa miały znaczenie tylko wtedy, gdy związane były z czynami. Nawet najgłośniejsze i najbardziej przekonujące zapewnienia, że udzieli się komuś schronienia brzmią pokrzepiająco. Ile jest jednak w nich prawdy, gdy nie jest się gotowym tej pomocy udzielić, kiedy ta jest potrzebna, bądź też gdy udzielenie schronienia wiąże się z oczekiwaniem odwzajemnienia? Nikt nie odmówi gościny, gdy wie, że zostanie sowicie wynagrodzony. Prawdziwe zaszczyty przypaść powinny tym, którzy nie będą wiele mówić, lecz gdy zajdzie potrzeba nie tylko udzielą schronienia, lecz podzielą się tym, co sami mają - nie oczekując niczego w zamian.


Ostatnio zmieniony przez Tyk dnia Czw 22 Wrz - 23:20, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 3 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz

Niejednokrotnie forma jest równie ważna co treść; dla przykładu czy pyszna i wartościowa potrawa nie smakuje wyborniej, gdy zostaje podana estetycznie na czystej, wysokiej jakości porcelanowej zastawie, tworząc tym samym harmonijną pieśń bodźców zarówno smakowych, jak i wzrokowych, niż gdyby została podetknięta komuś pod nos w wyszczerbionej glinianej misce serwowanej w podrzędnych karczmach, których właściciele są na tyle biedni, by współdzielić lokal z hutnikiem czy garbarzem? I choć smak dania pozostaje w teorii ten sam, to nieszczęśnik, któremu przychodzi jeść po szemranych lokalach najpierw musi pokonać swój wstręt do niehigienicznej zastawy, zamiast cieszyć się posiłkiem. Tak też działo się w przypadku tańca – nie można było mówić o tej samej harmonii i płynności ruchów bez muzyki. Hipotetycznie można tańczyć bez podkładu, ale po co?
Nawet wyłącznie ozdobne zwierzątka można wykorzystać w sposób celowy, lecz natura obdarzyła nas pokaźnym katalogiem atrakcyjnie wyglądających gatunków, które mogłyby tak samo dobrze spełniać ten cel. – uśmiechnęła się półgębkiem – Zatem rzeczywiście, tworzenie sztucznych stworzeń wyłącznie ze względu na ich atrakcyjną aparycję byłoby zwyczajnym marnotrawieniem zasobów i czasu. – nie abstrahowała już dłużej i obejrzała się przez ramię na Upiornego marszcząc drobny nosek w zamyślonej manierze – Praktyczne rozwiązanie. Zamiast liczyć na przewrotny i niepewny, a przede wszystkim – czasochłonny – dobór naturalny, samemu powołać do istnienia coś posiadające konkretne właściwości niemalże ex nihilo. – zmarszczyła brwi i spojrzała w dal. – Niejeden powiedziały zapewne, że Stowarzyszenie ma bluźniercze zapędy. – przez myśl kobiety przemknęło, że zapewne dlatego też tylu boi się Czarnej Róży; nie uzewnętrzniła jednak swojej myśli, a objęła się ciaśniej ramionami, gdy po jej plecach przeszedł zimny dreszcz.

Jaką ironią losu byłaby sytuacja, gdyby ktoś z Lunis wysłał na kontynent szpiega za Colette! Kobieta może nawet uśmiechnęłaby się z zabiegów przewrotnej Fortuny próbującej ubarwić jej życie, gdyby do jej uszu dotarły podobne plotki; niemniej będąc pozostawioną samej sobie, musiała sama nakładać na siebie ograniczenia i być sędzią w swojej sprawie – mimo pozorów wolności nie należało to do szczytów komfortu panny Lucan. Z każdego czynu zostanie kiedyś rozliczona.

Tak więc będąc w salonie musiała uważać na swoje dalsze słowa i czyny; świadomość, że dopuściła się nieobyczajności wobec mężczyzny powoli przedzierała się przez mgłę dziewczęcej fascynacji i bolesnymi i długimi igłami wstydu wbijała się w miękki miąższ nerwów Upiornej – może nawet spaliłaby się z zażenowania własnym zachowaniem, gdyby nie lekcje panowania nad sobą udzielane jej jeszcze przez ojca. Nieraz ostrze szabli było bardziej miłosierne niż towarzyskie docinki.

Zadarła głowę i przeniosła spojrzenie na mężczyznę, gdy z jego ust padły słowa o znaczeniu przysiąg. Kolejnym zrządzeniem złośliwego losu ten temat musiał pojawić się akurat w momencie, gdy Colette miała sama ślubować dozgonną wierność i posłuszeństwo Czarnej Róży (i kobieta sama nieopatrznie go przywołała), nic więc dziwnego, że kąciki jej ust drgnęły w lekkim uśmiechu, gdy Rosarium dokonał kondensacji morału skróconej wersji historii Upiornej. Jej wargi rozwarły się nieznacznie, a powieki opuściły się nieznacznie pogrążając liliowe oczy kobiety w półmroku – zamyślenie porwało kobietę w swoje sidła; Colette miała wrażenie, że słowa, jakie padną w najbliższych chwilach, mogą w pewien sposób być dla niej decydujące.

Świat pełen był osób składających obietnice bez pokrycia: kwestia ta nie dotyczyła tylko polityków starających się desperacko zawalczyć o względy swoich wyborców, lecz również zwyczajnych ludzi – nie raz zdarzało się przecież, by wzgardzony przez otoczenie mężczyzna składał płonne deklaracji pierwszej osobie, która zwróciła na niego uwagę. Przysięga często w tym przypadku nie wytrzymywała nie tyle próby czasu, co woli krzywoprzysięzcy. Lecz drugim, niewypowiedzianym przez Rosarium morałem wynikającym z historii o czarownicy i jej różowołuskim wierzchowcu była przemiana wzgardzonej kobiety w narzędzie Erynii.
Bez wątpienia, sir.  – przytaknęła arystokracie, gdy ten skończył mówić – Dużo jest prawdy i mądrości w tym, co mówisz. Choć nieraz publiczna przysięga również posiada przymioty tej wyszeptanej, a jej istnienie jest niezbędne dla wywarcia określonych skutków. Problem leży przede wszystkim w osobach o zbyt długich językach, które myślą, że ich słowa nie wywierają żadnych konsekwencji, a przede wszystkim – że nikt nie może wymierzyć im sprawiedliwości za krzywoprzysięstwo. – przymrużyła oczy spoglądając w kominek, a jej kąciki drgnęły lekko, gdy wyobrażała sobie nieszczęsnych zdrajców tłumaczących Zemście na Smoku, że to nie jest tak, jak myśli – Jakim więc zdziwieniem musiała być owa czarownica, która przypominała występnym kochankom o skutkach złamanej przysięgi!



Ostatnio zmieniony przez Colette dnia Nie 2 Paź - 13:32, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 3 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Jeżeli nie jest się ograniczonym żadną formą, to trudno określić jakiekolwiek standardy, wedle których będzie się określało co jest piękne a co brzydkie. Stowarzyszenie mogłoby stworzyć stworzenia o dowolnym kształcie i wiele z Agm mogłoby konkurować z najpiękniejszymi zwierzętami, lecz tworzenie ich wyłącznie dla unikatowości i piękna oznaczałoby korzystanie z osiągnięć fizyki kwantowej dla zaparzenia kawy. Co prawda byłoby teoretycznie możliwe, ale wybitnie nieodpowiedzialne i lekkomyślne.

Niektórzy za bluźniercze uznaliby odstąpienie o włos od pradawnych tradycji a inni nie nazwaliby tak nawet trupów powstających z martwych i tworzących armię Paladyna z nowym mieczem. Zostawiając jednak relatywizm na bok należy stwierdzić, że Stowarzyszenie Czarnej Róży nie wystrzegało się bluźnierczych, zakazanych dziedzin magii. To właśnie Czarna Roża gromadziła osoby, które chciały przekraczać granice. Podbój i utrzymanie swego panowania wymagało bowiem nie tylko niezliczonych legionów lecz przede wszystkim dysponowania bronią, która nie jest dostępna dla nikogo innego. Bycia nieustannie o krok przed przeciwnikami. Jeżeli wymagało to sięgnięcia do mrocznych sztuk, to Lord Protektor był gotowy nie zezwolić członkom Czarnej Róży na prowadzenie bluźnierczych badań, lecz sam również był gotowy sięgnąć dalej.

W gruncie rzeczy bowiem już sam fakt, że Rosarium ogłosił się obrońcą Krainy Luster oraz powziął kroki, które zmierzają do koncentracji władzy nad ogromnymi obszarami Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani w jego rękach może być uznany za bluźnierczy.
- I zapewne nie pomyliłby się za bardzo. - Odpowiedział uśmiechnąwszy się o wsparłszy dłoń na podłokietniku swojego wygodnego krzesła. Agasharr nie był osobą, która znalazłaby się w jakimś miejscu przypadkiem. Dobrze rozumiał swoją pozycję i rolę w dworskich grach. Zdawał sobie sprawę, że na salonach nie wypadało nazywać swoich praktyk bluźnierczymi - określenie to rezerwując wyłącznie dla działań podejmowanych przez swoich wrogów. Jednak wśród członków Stowarzyszenia Czarnej Róży nie musiał się powstrzymywać przed bardziej otwartą postawą na temat praktyk Różanej Wieży.
- Choć gdyby ktoś mnie zapytał, czy Stowarzyszenie Czarnej Róży dopuszcza się mrocznych, bluźnierczych praktyk w murach Różanej Wieży to bez wątpienia zaprzeczyłbym tym bredniom. - Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech wskazujący na rozbawienie. - Wszak wszystko co robi Stowarzyszenie to dbanie o dobro mieszkańców Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani - Drugorzędną kwestią pozostawało po jakie sięgają środki by tę misję realizować.

Colette nie musiała się jednak obawiać, że Rosarium wykorzysta jej chwilową słabość przeciwko niej, a przynajmniej nie po to by doprowadzić do jej wykluczenia z rodu. Nawet nie dlatego, że o wiele bardziej przydatna była posiadając prawa i mogąc liczyć na przejęcie przywództwa w swoim wyspiarskim rodzie. Nie należy zapominać, że władza głowy rodziny w arystokratycznych rodach była naprawdę ogromna i Ci mogli wykluczyć kogoś z rodziny nawet przez proste gesty: nie zaproszenie kogoś na pogrzeb swego brata, wyrzucenie krewniaka poza mury rodowej fortecy, czy nawet proste stwierdzenie "nie jesteśmy już rodziną". Tak naprawdę wystarczyła zachcianka głowy rodu. Choć nie przekreślała ona rodzinnych więzi, to wystarczyła by wedle dawnych praw osoba wykluczona była traktowana jak obca. Toteż Rosarium chronił nie tylko Stowarzyszenie zabraniając o nim mówić Colette, lecz także ją samą - by posądzona o zdradę nie została pozbawiona swych praw przysługujących jej z urodzenia.

Gdy Colette komentowała reakcję Lorda Protektora na opowiedzianą historię, Rosarium zrobił kilka kroków w jej stronę. Na jego twarzy pojawił się uśmiech rozbawienia, który niemalże nie przerodził się w monarszy chichot - który niczym się nie różni od innych, nie posiadających przymiotów władzy.
- Nasza droga czarownica nie jest narzędziem sprawiedliwości, lecz zemsty. W innym wypadku musiałaby ważyć racje i roztrząsać względy słuszności. Na całe szczęście krzywoprzysięzcy nie zasługują na sprawiedliwość.
Wszyscy, którzy byli ślepi na konsekwencje swych czynów i za nic mieli dane słowo, lubili powoływać się na wrogie im zachowanie tego, kto ich przysięgę przyjął. Krzyczeli, że przecież to druga strona sama była sobie winna, że zostali zdradzeni, oszukani i porzuceni. Co dziwne zwykle okoliczności te pojawiają się dopiero wtedy, gdy na horyzoncie pojawią się konsekwencje. Rosarium nie zliczy osób, które spłonęły na stosach z zapewnieniem, że skrytobójca mający zabić Arcyksięcia był tylko dla dobra Lorda Protektora, by sprawdzić czujność chroniącej Agasharra Czarnej Róży.

Nie wolno jednak zapominać o tym, że są także inne osoby łamiące przysięgi. Tacy którzy występują przeciwko własnemu kodeksowi i okazują nieposłuszeństwo złożonym wcześniej przysięgą, lecz czynią to wiedząc, że spotka ich kara. Uważają, że to co czynią jest słuszne i konieczne. Są gotowi przebić swój brzuch krótkim ostrzem, gdy zakończą toczoną walkę. To prawda, że takie osoby powinna spotkać kara - by nie stanowiły zachęty dla lekkomyślnych głupców, którzy co dnia klękają przed innym tronem. Jednak takie osoby zasługują na szacunek, albowiem znając straszliwe konsekwencje godzą się na nie w imię wyższych wartości.

Dłoń Arcyksięcia dotknęła brzucha Księżycowej Upiornej tak, że opuszki palców znalazły się już na boku kobiety. Jego słowa nie zachęcały do łamania przysiąg, lecz przeciwnie. Wszak nawet gdyby zrobiła to w najszczytniejszym celu, to wciąż wisiałoby nad nią widmo ślepej zemsty, zamiast sprawiedliwości ważącej racje.
- Czas naszej rozmowy powoli dobiega końca.
W czasie gdy wypowiadał te słowa do salonu wkroczyła kobieta, której strażnicy otworzyli drzwi. Ukłoniwszy się uśmiechnęła się tryumfalnie unosząc podbródek w górę.
- Wszystko gotowe! - Jej oczy na chwilę zatrzymały się na Colette. Kobieta przygryzła delikatnie dolną wargę - zupełnie jakby ważyła słowa i zastanawiała się nad czymś intensywnie.
- Znakomicie. - Odpowiedział Arcyksiążę delikatnie musnąwszy ustami czubek głowy Arystokratki, po czym dodał jeszcze. - Czas na Twoje wstąpienie do Czarnej Róży. - lecz mówiąc te słowa nie patrzył na znajdującą się przy nim Colette, lecz na kobietę, która dopiero co weszła do pomieszczenia. Ta uśmiechnęła się i jakby nagle wymazując całe wcześniejsze zmieszanie powiedziała.
- Czarna Róża będzie mieć spokój, a jeżeli ktoś jej spróbuje przeszkodzić, to przerobię go na rękawiczki. - Na wyciągniętej dłoni pojawił się zwój.


Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 3 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz

Życie bywało niesłychanie przewrotne – raz zmuszało cię do ogólnomiejskich porządków wywołanych przez drobne zanieczyszczenie ziarna, a raz pchało w zimne objęcia dalekiej północy, gdzie jedynym ciepłem było to bijące od spalonych statków, którymi przypłynąłeś na ten niegościnny ląd. Gdyby to było możliwe, Colette westchnęłaby bezgłośnie uświadomiwszy sobie ciężar, jaki spoczął na jej barkach, lecz jako, że ludzki aparat mowy nie jest w stanie wykrzesać z siebie podobnej aberracji, musiała poprzestać na cichym wypuszczeniu z siebie powietrza, tak, by niepotrzebnie nie frapować zebranych w salonie służby ani osoby arcyksięcia swoimi (w gruncie rzeczy nieznacznie) zmiennymi nastrojami. Wszak oddech wstrzymywany był nie bez przyczyny, a kobieta dopiero po tym, jak wypowiedziała swoje słowa o bluźnierczym charakterze praktyk Czarnej Róży zrozumiała, że nieżyczliwi mogliby wyczytać w nich przytyk i krytykę wobec działalności Stowarzyszenia. Ku ich powszechnemu zdziwieniu mogłoby się okazać, że gdyby ktokolwiek z nich zapytał samą wyspiarską prowokatorkę o sens jej słów, ta odpowiedziałaby zapewne, że nie spodziewała się tak radykalnej zmiany własnego położenia.

Ród, w którym przyszła na świat, był nie tylko pośrednikiem w handlu zamorskim, a przede wszystkim strażnikiem prastarego kultu, co naturalną koleją rzeczy pociągało konieczność – nawet czysto wizerunkowego – dbania o moralne i obyczajne normy, które były ważne dla Wysp Księżycowych. Ludność archipelagu z racji swojej wielowiekowej izolacji z nieufnością patrzyła na nowostki pochodzące z kontynentu; chęć zachowania swojego antycznego statusu quo była bez wątpienia jednym z powodów, przez które Lunis zerwało kontakty ze swoimi rewolucyjnymi krewniakami zza morza. Przyjmując zatem punkt widzenia statystycznego, przeciętnie wierzącego (można by pokusić się o stwierdzenie, że wierzącego i niepraktykującego z racji tego, jak wyglądały społeczne kwestie kultu) mieszkańca Wysp sama idea tworzenia syntetycznego życia byłaby zaprzeczeniem naturalnych praw rządzących światem; przedmiotowym wykorzystaniem magii dla własnego kaprysu zabawy w bóstwo. A Księżycowi nie lubili, gdy ktoś wynosił się ponad nich i groził naruszeniem ich nienaruszalnej pozycji.

Będąc o krok od tego, by samemu praktykować owe zakazane i mroczne ścieżki, Colette nie mogła powstrzymać się przed publicznym zauważeniem ironii tkwiącej w jej własnym położeniu. Mogła jednak odetchnąć z ulgą słysząc, że Rosarium nie zamierza jej ukarać; jakby jeszcze tego było mało, zdawał się być rozbawiony jej słowami i w przewrotny sposób zażartował o oficjalnym stanowisku Czarnej Róży.
W takim razie i ja będę utrzymywać tę wersję zeznań. W byciu partnerami w tej małej „zbrodni” najważniejsze jest zachować spójność, czyż nie? — przy słowie „zbrodnia” jej palce posłużyły za wizualizację cudzysłowu, a koniec wypowiedzi okrasiła cichym śmiechem, po którym na jej twarzy został tylko szeroki uśmiech.

Upiorna uważała, że takie zapewnienia powinny wystarczyć Agasharrowi co do jej dyskretności wobec przekazanych jej „sekretów” Czarnej Róży – pomijając oczywiście wcześniejszą obietnicę złożoną poufnie na ucho arcyksięcia. Po szybkim rachunku zysków i strat bycie wkupionym w łaski Stowarzyszenia czysto pragmatycznie przyniosłoby jej więcej korzyści, niż ten rodzaj ślepej wierności, którego wymagało od niej Lunis. Zapewne gdyby jej powiązania ze Stowarzyszeniem dziwnym trafem ujrzały światło dzienne, Księżycowa Arystokracja prędzej wyrzekłaby się jej, niż spróbowała wykorzystać na własną korzyść.

Powiodła wzrokiem za wstającym Upiornym i przekrzywiła lekko głowę, jednocześnie obracając swój tułów tak, by stanęła twarzą w twarz ze zbliżającym się mężczyzną. Gdy ten był już blisko zadarła podbródek, aby swoim spojrzeniem dosięgnąć oczu wyższego od niej arystokraty.
Zapewne. Lecz czy w uproszczeniu sprawiedliwość nie wywodzi się z chęci zemsty jako odwetu za doznaną krzywdę? — przymrużyła oczy, a jej dłoń samymi tylko opuszkami ostrożnie spoczęła na piersi Rosarium; w razie najdrobniejszej oznaki niechęci z jego strony momentalnie cofnęła rękę i spojrzała z zakłopotaniem w przestrzeń — Muszę jednak przyznać, że bez wątpienia w tym drugim przypadku rzadko kiedy możemy mówić o zdroworozsądkowym obiektywizmie. Zemsta ma rządzić się emocjami i je zaspokajać, a sprawiedliwość kierować się rozumem i dalekowzroczną perspektywą.

Konsekwencje dla wielu stanowiły to samo, co czarne burzowe chmury dla nierozsądnych wędrowców wybierających się w podróż bez odpowiedniego przygotowania. Jakże cudne byłoby przed nimi zbiec bądź je zanegować! Niestety tak samo jak trudno znaleźć stosowne schronienie w szczerym polu, tak samo ciężko przychodzi pogodzić się ze skutkami własnych czynów – zwłaszcza, gdy te (o ironio) dowodzą czyjejś niekonsekwencji. Zdawać by się zatem mogło, że bycie związanym przysięgą stanowi fatalistyczne przypieczętowanie własnego losu. Jak to z reguły bywa, wszystko trzeba miarkować – choć tu trudno nie uciekać w relatywizm.

Posłała pytające spojrzenie Rosarium czując, jak jego ręka znalazła się na jej brzuchu; ciepło z niej bijące promieniowało w miejscu styku mimo gorsetu kobiety oraz wierzchniej warstwy sukni. Gdyby Colette znała treść rozważań Agasharra stwierdziłaby, że ten gest jest wyjątkowo miły, lecz dodatkowa obrona przed ciosem własnego ostrza była w tym momencie aż nadto profilaktyczna. Miast tego zbliżyła się jednak nieznacznie, choć jej twarz przysłoniła maska zmieszania.
Tak. — opuściła lekko głowę by spojrzeć na przegub ręki mężczyzny, a następnie skierowała twarz w stronę otwierających się drzwi – u jej uldze w progu nie stał Tofel, a nieznana jej kobieta.

Po treści jej słów wnioskowała, że albo niesie nowe wieści o zbliżającej się bitwie, albo sprawa dotyczy interesów Czarnej Róży bądź innych, jeszcze mroczniejszych przedsięwzięć arcyksięcia. Ten ostatni jednak szybko sprostował, a Colette domyślała się, że nieznajoma przyszła po nią. Przymrużyła lekko oczy na nieoczekiwaną „pieszczotę” i posłała Upiornemu rozbawione spojrzenie, które wtórowało szerokiemu uśmiechowi.
Zażartowałabym, że lepiej działać szybko, nim się rozmyślę, ale kości zostały rzucone, a moja decyzja podjęta.


Ostatnio zmieniony przez Colette dnia Wto 11 Paź - 15:49, w całości zmieniany 2 razy

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 3 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Utrzymanie jednolitej i spójnej wersji wydarzeń bywa niezwykle trudne. Łatwo jest zapomnieć o własnych twierdzeniach, wypowiadanych jeszcze kilka chwil wcześniej, gdy w grę wchodzą emocje i nieujawnione dążenia. I później zawsze pozostaje tylko pytanie: "o co właściwie chodzi?"

Zresztą przy nieszczerości łatwo jest o argumenty tylko na pozór logiczne i w gruncie rzeczy wewnętrznie sprzeczne. W opowieściach jednym razem rana była niewielka, a innym krew była wszędzie znacząc wszystko szkarłatem. W jednej wersji historii lusterko było, a w innej zaś nigdzie nie można było go dojrzeć. Podobnie z apteczka, która otworzona po raz pierwszy po kilku chwilach stała się otwieraną wielokrotnie. Wszystkie te rozbieżne wersje wydarzeń można by usunąć, gdyby snuta opowieść była szczera, nie zaś opowiadana dla ukrycia swych zbrodniczych występków.

Na szczęście nawet gdy okazało się, że występków nie udało się ukryć wciąż pozostawał jeszcze ostatni bastion. Krzyknąć głośno, tak by każdy usłyszał, że ktoś inny - nieważne kto - dopuścił się czynów równie złych bądź nawet gorszych. Dzięki temu niełaska spadała na niego, a samemu można było odejść w spokoju, szczęśliwości i bez nękającego tłumu żądającego sprawiedliwości.

Na nieszczęście takich osób Czarna Róża nie zważała na to, kto najgłośniej krzyczy. Jej członkowie nie ustawiali się w tłumie, lecz kierowali się wolą Arcyksięcia i na nic były próby ich oszukania. Przede wszystkim próżno było liczyć, że wyszkolony egzekutor stowarzyszenia da się zwieść prostymi sztuczkami, iluzją i tanią manipulacją.

- Byłoby to nadmierne uproszczenie. Choć skutki zarówno działań sprawiedliwych, jak również tych wiedzionych zemstą mogą być podobne, to różnica jest zasadnicza. Zemsta jest ślepa na względy inne, niż własne. Przy zemście liczy się tylko cel a nie słuszność. Sprawiedliwość natomiast wzbrania się przed spoglądaniem z jednego tylko punktu widzenia, wymaga poszukiwania odpowiedzi i wyznaczenia kryteriów. Zemsta pragnie wymazać swoje krzywdy przez cierpienie zadane oprawcy, podczas gdy sprawiedliwość zmusza do zadania najtrudniejszego z pytań: "co jest słuszne".
Stojąca u progu członkini Stowarzyszenia Czarnej Róży zbliżyła się, nie przerywając jednak drugiej części wypowiedzi Arcyksięcia dotyczącej sprawiedliwości i zemsty.
- Choć sprawiedliwość i zemsta są ślepe, to każda z zupełnie różnych powodów. Mamy tu przedziwną sytuację, gdy to samo określenie oznacza coś zupełnie innego. Zemsta jest ślepa na inne punkty widzenia, natomiast sprawiedliwość uwzględnia je wszystkie w takiej samej mierze, nie widząc między nimi żadnych różnic. Sprawiedliwość nie dopuszcza uprzywilejowania "Ja" podczas gdy zemsta niemalże wyklucza inną możliwość.
Członkinie Stowarzyszenia zamyśliwszy się w końcu postanowiła zabrać głos i dodać kilka słów od siebie:
- Jak szłam przynieść wieści spotkałam wielce szanownego pana Tofela. - Poinformowała głosem pełnym formalizmu, po czym jednak ton jej stał się znacznie lżejszy, a na twarzy pojawił się łagodny uśmiech. - Gdybym nie była tak dobrotliwą i sprawiedliwą duszą, to przypomniałabym mu jak pijany zniszczył mi sukienkę wylewając na nią wino. Jednak nieszczęśliwie moja sprawiedliwa natura każe mi uwzględnić, że wielce szanowny pan Tofel jest ... - Nagle przerwała zakrywając usta dłonią, lecz jej spojrzenie utkwione w Colette i Arcyksięcia zdradzało teatralność jej gestu.
- Powinnaś bardziej uważać na słowa, kto wie czy Tofel nie postanowi oskarżyć Cię o zdradę. - Wypowiedziawszy te słowa spojrzał na Colette, która była przecież świadkiem takiego zachowania grubego upiornego. Na te słowa jednak członkini Stowarzyszenia jedynie machnęła ręką i odparła:
- To mu obiecam jakieś ciasto. Jednak nie przyszłam tu plotkować! Większość kupców zgodziła się bez słowa, wystarczyło pomachać im przed nosem słowem "rekompensata". Dobrze zdawali sobie sprawę, że niewiele sprzedadzą podczas bitwy. Było kilku o nieco mniej rozsądnym podejściu, ale ostatecznie wszyscy się zgodzili ze stanowiskiem Czarnej Róży.
Lord Protektor słuchał słów wypowiadanych przez starszą stażem cżłonkinie Czarnej Róży, zanim jednak jej odpowiedział zwrócił się jeszcze do Colette.
- Ostateczność tej decyzji jest cechą niezwykle pożądaną, lecz pośpiech jest podyktowany koniecznością przygotowań do nadchodzącej bitwy.
Głos Agasharra zabrzmiał nieco zbyt refleksyjnie to za sprawą uświadomienia sobie, że od kiedy tylko otrzymał wieści o nadchodzącym starciu, to niemalże poświęcił temu cały swój czas.
W salonie pojawił się kolejny członek Stowarzyszenia Czarnej Róży, tym razem w celu powiadomienia o tym, że rytuał inicjacji Colette jako nowego członka Stowarzyszenia jest gotowy.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Salon przed gabinetem Lorda Protektora - Page 3 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz

Upiorna przysłuchiwała się rozmowie, jaką arystokrata prowadził z przybyłą do salonu kobietą nie zabierając głosu. Nie dziwiła jej swoboda, z jaką arcyksiążę odnosił się do nieznajomej – wszak do Colette, która stanowiła dla niego zupełnie obcą osobę, nie zwracał się w sposób przesadnie oficjalny respektując wszelkie reguły protokołu.

Samo wspomnienie o Tofelu przypomniało Colette jej niedawne zirytowanie wywołane przez dziwacznego Upiornego, lecz mimo to odwzajemniła uśmiech kobiety i na jej aktorską egzaltację tylko zareagowała cichym śmiechem – nie można było odmówić jej ani charakteru, ani charyzmy. Uśmiech tylko w nikłym stopniu objął jej oczy. Czas ją gnał i popędzał – za rogiem wszak czaiła się bitwa, której Upiorna z Wysp Księżycowych miała być świadkiem.
Zapewne. — westchnęła tylko cicho odwracając wzrok od twarzy mężczyzny — Dziękuję za poświęcony mi czas. — ujęła w dłonie swą suknię za płaty obszernego materiału znajdujące się po bokach stroju i z wpółprzymkniętymi oczami skłoniła się nisko przed Upiornym. — Liczę, że następnym razem los skrzyżuje nasze drogi w mniej… batalistycznych okolicznościach. — posłała mu ostatni blady uśmiech nim ruszyła za czekającym na nią przewodnikiem, który miał zaprowadzić ją wprost do Niezwykle Tajemnych Komnat, gdzie przejść miała Jeszcze Bardziej Tajemny Rytuał Inicjacji.

Moralne wartościowanie dwóch odmiennych form zadośćuczynienia za doznane krzywdy nie zaprzątało głowy Colette, gdy opuściwszy salon w wąskim korytarzu minęła niesławnego Tofela. Arystokrata obrzucił ją spojrzeniem swych kaprawych oczek okalanych fałdami tłuszczu, które u ludzi zwykłej wagi są niczym więcej niż powiekami i uśmiechnął się kpiąco, dygając przed nią w przesadzonej manierze. Ot zwykła złośliwość, którą puszcza się w niepamięć ze względu nawet na samą jej absurdalną naturę. Niestety Tofel miał pecha, a Colette ogarniał niezbyt pozytywny nastrój – wystarczyła tylko wola i symboliczny ruch ręką, by po niedługiej chwili Tofel wystrzelił salwą niepohamowanego kichania niosącego się echem po wysokich korytarzach Różanego Pałacu. A Upiorna z Wysp oddaliła się z cieniem triumfalnego uśmiechu na ustach. Nie liczy się wszak sposób, a cel, czyż nie?


[zt x 2]

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach