Skwer w centrum miasta

Thorn
Gif :
Skwer w centrum miasta  - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Skwer w centrum miasta
Pią 17 Sty - 1:27
Aeron Vaele nigdy nie przypuszczałby, że ktoś taki jak Rim stąpa po tym świecie. Dziewczyna wydawała się być po prostu egzotycznie wyglądającą Upiorną Arystokratką, lecz pod ciekawą powierzchownością kryła się naprawdę straszna historia.
Ciężko było sprawić, by młody książę był czymś szczerze zaskoczony, jeszcze trudniej, by był przejęty. A jednak, kiedy słuchał jej opowieści, jego humor powoli przygasał. Uśmiechnięta twarz nie była na miejscu.
Co chwilę kiwał głową, czasem marszczył brwi i starał się nie pokazywać po sobie zaskoczenia.
W zasadzie... Postawa wuja dziewczyny wcale go nie dziwiła. Kraina Luster jest domem dla wielu niegodziwców, przykładu nie trzeba było daleko szukać. Zarabianie przez prostutycję też nie było niczym zaskakującym wśród Dachowców. Może brzmiało to rasistowsko, jednak nie dało się ukryć, że to właśnie uszaci byli największymi szumowinami wśród istot zamieszkujących ten świat. Złodzieje, mordercy, oszuści...
- A czy ty... Pracowałaś tak, jak twoja matka? - zapytał patrząc jej w fioletowe oczy. Był ciekaw nie dlatego, że go to kręciło. Po prostu chciał wiedzieć, bo ta wiedza pomoże mu dobrać sposób zachowania przy niej.
Kiedy kelnerka przyniosła zamówienie, przed nimi postawiono dwa solidne puchary lodów o najbardziej egzotycznych smakach świata. A najlepsze było to, że gałki miały kolory tęczy lecz ich smak zmieniał się z każdą kolejną łyżeczką wkładaną do ust.
Upiorny jednak nie zamierzał w tej chwili rozpoczynać posiłku. Słuchał jej uważnie i analizował każdy fragment historii.
Pokręcił głową kiedy powiedziała o morderstwie. Skrzywił się i spuścił wzrok. O takich rzeczach nigdy nie słuchało się z przyjemnością i chociaż Aeron wiele w życiu już widział i słyszał, śmierć zawsze bywała przykrym doświadczeniem.
Gdy przyznała, że wuj zakazał jej mówienia o sobie Arystokratom, brunet spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się łagodnie.
- Miał rację. Nie powinnaś o tym mówić każdemu napotkanemu Upiornemu. - powiedział po czym sięgnął ku jej dłoni, chwycił ją delikatnie i ścisnął pokrzepiająco - Trafiłaś jednak na cywilizowanego osobnika swojej rasy. Nie zrobię ci krzywdy, nie musisz się mnie obawiać. - uspokoił ją - Nie mam powodu. Właściwie... Raczej powinienem przeprosić za twojego ojca. Wybacz jednak, nie zrobię tego bo go zwyczajnie nie znam. - wzruszył ramionami - Musze ci jednak powiedzieć coś, co powinnaś zapamiętać: Nie wszyscy są tak źli na jakich wyglądają, i na odwrót. Upiorny skrzywdził twoją matkę, lecz nie wrzucaj wszystkich rogatych do jednego worka. Zwłaszcza, że sama jesteś jedną z nich. - uśmiechnął się uprzejmie i puścił jej dłoń - Jeśli chcesz... Zabiorę cię na swój dwór. Pokażę ci, jak żyją Upiorni Arystokraci. - powiedział po chwili, biorąc łyżeczkę w dłoń i wtykając ją w lody.
Jej pytanie nie było niegrzeczne ale zanim odpowiedział, zjadł trochę swoich lodów. Jego porcja była wyśmienita.
- Czy wiedza kim jestem coś zmieni? - zapytał a w jego oczach pojawiło się rozbawienie - Nie chcę, byś nagle zaczęła zachowywać się... Inaczej. - przyznał - Ale dobrze. Jeśli jesteś ciekawa, przedstawię się pełnym tytułem. - odłożył łyżeczkę i posłał jej uśmiech - Jestem Książę Aeron Vaele. Koregent Lodowych Gór i Pan na Zamku Dunkelheit.

Powrót do góry Go down





Rim
Gif :
Skwer w centrum miasta  - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Rim Huriya
Wiek :
118
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
167/45
Znaki szczególne :
Białe włosy, lekko spiczaste uszy, fioletowe wąsy na policzkach, fioletowe cętki na przedramionach i łydkach
Pod ręką :
Pamiątkowa bransoletka, pierścionek zaręczynowy
https://spectrofobia.forumpolish.com/t238-kp-rim https://spectrofobia.forumpolish.com/t1111-rim
RimNieaktywny
Re: Skwer w centrum miasta
Pią 17 Sty - 15:51
Pokręciła głową - wuj wolał mieć służącą w domu. Ktoś musiał gotować, sprzątać i pomagać mamie po pracy...do tego był za leniwy, żeby...chodzić na przykład na zakupy. Sam pracował, zarabiał ale przez to uznawał, że w domu jest panem i rozliczał mnie zawsze z każdego miedziaka.... Przynajmniej tak uznał...póki nie skończę 118 lat.....- spojrzała na swoje spracowane ręce, które zdecydowanie nie pasowały do Arystokracji a tym bardziej do młodej Upiornej, którą była.
Urwała swoją opowieść widząc lody. Po prostu zatkało ją z zachwytu, ale wiedziała, że musi dokończyć. Bo inaczej było to niegrzeczne.
- Ja...staram się unikać Upiornych i ... jeszcze nikomu nie opowiadałam mojej historii - przyznała. Spięła się na moment zaskoczona, gdy Vaele złapał ją za rękę. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie. Ten gest był taki prosty...ale miły, dzięki czemu dość szybko się rozluźniła.
Pokręciła głową - nie mam co wybaczać. Też nie mam pojęcia kto to jest...i szczerze nigdy się specjalnie nie zastanawiałam na tym - wzruszyła ramionami. Czemu miałaby go szukać? Nie naprawi krzywd, nie zwróci mamie życia. A na pewno by się nie przyznał do niej więc nie było w ogóle sensu, żeby go poszukiwać.
Uciekła wzrokiem w bok - ja...nie wrzucam Upiornych do jednego worka...nie uważam, że są źli... - przyznała i zagryzła wargę - po prostu...skoro przez całe życie wbijano mi do głowy, że mam się ich obawiać i jak tylko, ktoś z Arystokracji dowie się o tym, że jestem mieszańcem to mnie zabije....to - westchnęła - po prostu raczej staram się ich unikać, ale nie jest to takie proste....nawet przez prawie całe życie zakrywałam rogi. Chodzenie bez kaptura było i nadal trochę jest dla mnie dziwne...ale powoli się uczę - uśmiechnęła się niewinnie.
Nie wiedziała jak ma zareagować na jego propozycję - bardzo chętnie...ale nie wiem czy ja się nadaję do życia Arystokratki - powiedziała i podrapała się zakłopotana po karku. Była ciekawa jakby wyglądało jej życie jakby żyła jak prawdziwa Upiorna - dlaczego...w ogóle mi Pan to proponuje? Przecież...nie zna mnie Pan - zapytała niepewnie, ale była ciekawa jego odpowiedzi.
Sama zabrała się za jedzenie tych wspaniałych słodkości. O mało co nie zaczęła skakać z rozkoszy. Te były o wiele lepsze od tych które jadła jak na początku swojej nowej przygody. Zaczęła się nimi delektować, więc nawet nie zwróciła uwagi na to, że mężczyzna tak długo nie odpowiada.
Z trudem się skupiła, gdy w końcu postanowił się przedstawić. Spojrzała na niego wielkimi oczami, z łyżeczką nadal w ustach. Po prostu ją zamurowało. K...Książę? Przyglądała mu się chwilę, aż w końcu przypomniała sobie, że chyba należałoby przełknąć te lody, które już zdążyły się stopić w jej ustach.
- To...chyba powinnam mówić...Książę,...a nie pan...prawda? - zapytała niepewnie. Nie do końca wiedziała jak ma się przy nim zachowywać. Nigdy nikt jej tego nie uczył. Wpajany miała tylko strach przed innymi rogaczami nic więcej - w Lodowych Górach musi być strasznie zimno...naprawdę ma tam Pan... Książę zamek? - zapytała by spróbować nie myśleć o tym, że rozmawia z kimś naprawdę ważnym w tej Krainie....dlaczego on w ogóle zwrócił na nią uwagę? Na jakąś bezdomną Upiorną, która po prostu wpadła w kłopoty. Zamiast jej podziękować po prostu, zaprosił ją na lody...ale dlaczego? Nie rozumiała tego...

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Skwer w centrum miasta  - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Skwer w centrum miasta
Pon 20 Sty - 19:23
W pewnym sensie odetchnął z ulgą, kiedy powiedziała, że wuj nie zmuszał jej do prostytucji. Aeron nie oceniał po okładce i starał się nie szufladkować, ale zupełnie inaczej rozmawia się z ofiarą sutenerstwa a ofiarą wykorzystywania do sprzątania.
Przyglądał się jej z uwagą kiedy mówiła. Miała w sobie coś, co instynktownie odbierał jako postawę ofiary. Kuliła się, ściszała głos, odwracała wzrok... Może gdyby miał w sobie większe pokłady agresji, wykorzystałby to w niestosowny sposób, lecz młody Vaele był z tych drugich. Gdy widział kobietę w tarapatach - biedną i bezbronną - chciał osłonić ją płaszczem, podać rękę i zabrać w bezpieczne miejsce. I tak też było z Rim.
- Czuję się więc wyróżniony. - powiedział cicho kiedy wyznała, że jest pierwszym który poznał jej historię. Posłał jej ciepły uśmiech na znak, że nie drwi i nie ma złych zamiarów.
Lody były przepyszne a ich smak intensywny. Zwłaszcza, że zajadał się nimi w towarzystwie tak interesującej osoby.
Przygryzanie ust w jej wykonaniu było niezwykle kuszące i kiedy to zrobiła, odruchowo spojrzał na jej wargi. Dziewczyna sporo przeszła, pewnie chciałaby odpocząć, oderwać się od problemów dnia codziennego, najlepiej w ramionach kogoś... odpowiedniego. Kogoś, kto by się nią zajął, nie oceniał.
Upiorny Arystokrata odrzucił niestosowne myśli. To nie tak, że miewał ciągoty do każdej napotkanej ślicznotki. Po prostu dawno już nie spotkał rogatej z którą mógłby pozwolić sobie na tak... normalną rozmowę. Nie musiał się przy niej prostować, grać kogoś kim nie jest. Pilnować się na każdym kroku. Oczywiście nie będzie się przed nią uzewnętrzniał ale chyba potrzebuje kogoś, z kim będzie mógł tak po prostu wyjść. Na lody czy na spacer.
- Nie wiesz, czy się nadajesz do życia Arystokratki? - powtórzył z uśmiechem na ustach - Cóż za nonsens. - parsknął, ale nie było w tym drwiny a jedynie wesołość - Moja droga, z twojej opowieści wynika, że poznałaś już tą ciemną stronę życia. Jego trudy. Namęczyłaś się nie tylko psychicznie ale i fizycznie, zgadza się? - ujął delikatnie jej dłoń, odwrócił ją wnętrzem w górę i palcami swojej ręki przejechał po twardej skórze osoby pracującej siłowo - Bycie Arystokratką to głównie wygody. - powiedział z uśmiechem - Nie chcesz trochę odpocząć? Powylegiwać się pośród stosu poduszek, potańczyć w pięknych sukniach, popijać najlepsze wino? - ściszył głos i zmrużył oczy, kusząc ją jak przysłowiowy diabeł - Nie masz arystokrackiej rodziny, nie masz zamku czy dworu... Ale powiedzmy, że w ramach przyjaźni udostępnię ci na jakiś czas swój dom i oddam kawałek swojego życia. - puścił jej oczko a gdy zapytała o powód, odchylił się na krześle i uśmiechnął tajemniczo - Uznajmy... że jestem znudzony swoim obecnym życiem i chciałbym zaszaleć. Faktycznie, nie znam cię, ale co może pójść nie tak? Ostatecznie zawsze będziesz mogła odejść, przecież nie będę cię więził. - chwycił łyżeczkę, nabrał trochę lodów i wsunął ją sobie do ust. Przez chwilę delektował się ich smakiem.
Czekał na jej odpowiedź ale nie naciskał. Nie chciał wyjść na desperata bo w gruncie rzeczy, nie był zdesperowany. Rim wydawała się być ciekawostką którą on chciał zgłębić. Upiorny który nie jest szlachcicem... to brzmi ciekawie! Chciał zobaczyć jak zachowują się ci, którzy urodzili się w złym miejscu i złym czasie w obliczu nagłej zmiany otoczenia.
No i polubił ją. Po prostu.
Zaśmiał się kiedy zadała pytanie. Odłożył łyżeczkę na stół i pochylił się ku niej konspiracyjnie.
- W miejscach publicznych... Pewnie tak. - wzruszył ramionami - Ale poza nimi, możesz nazywać mnie jak chcesz, byle nie wulgarnie. - uniósł palec - Na to może jeszcze przyjdzie pora. - dodał tajemniczo - I tak. Mam zamek. W Lodowych Górach jest zimno, ale nie wewnątrz mojego domu. Na pewno nie ma tam tropikalnych temperatur, ale sądzę, że może ci się tam spodobać. - wyjaśnił - Głównie dlatego, że nie będziesz musiała się ukrywać. Ani rogów, ani twoich egzotycznych zdobień. Będziesz mogła być kim tylko zechcesz.

Powrót do góry Go down





Rim
Gif :
Skwer w centrum miasta  - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Rim Huriya
Wiek :
118
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
167/45
Znaki szczególne :
Białe włosy, lekko spiczaste uszy, fioletowe wąsy na policzkach, fioletowe cętki na przedramionach i łydkach
Pod ręką :
Pamiątkowa bransoletka, pierścionek zaręczynowy
https://spectrofobia.forumpolish.com/t238-kp-rim https://spectrofobia.forumpolish.com/t1111-rim
RimNieaktywny
Re: Skwer w centrum miasta
Pon 20 Sty - 21:56
Spojrzała na niego zaskoczona, gdy ten wydał się rozbawiony faktem, że nie wie czy nadaje się do takiego życia. Naprawdę nie była tego pewna. Nigdy nie zaznała luksusów. Dla niej luksusem było to, że nie musiała wstawać nie wiadomo o której i nie musiała harować cały dzień.
Śledziła jego palce i słuchała jego słów. Przytaknęła głową i cofnęła niepewnie dłoń. Wiedziała, że nie było się czym szczycić. Było jej wstyd i to bardzo, ale co miała na to poradzić. Tych rąk raczej nigdy się nie pozbędzie. Tego śladu przeszłości, tak samo jak tatuaży, którymi została naznaczona, zanim zdążyła jeszcze cokolwiek kojarzyć.
Znów zagryzła dolną wargę - wygody...poduszki - spojrzała na niego z niedowierzaniem - naprawdę mógłby mi to pan dać? - zapytała, patrząc w jego tęczowe, przepiękne oczy - Ale..czego oczekuje pan w zamian? Przecież...w życiu nie ma nic za darmo - widać było, że wierzy w te słowa. Całe życie musiała pracować o choćby kawałek chleba czy nawet możliwość snu. Tak...takie kary też dostawała...że musiała robić coś na co potrzebowała całą noc, a rano normalne obowiązki. To było naprawdę wykańczające.
Westchnęła - przepraszam, jeśli okażę tym brak szacunku...ale skąd mam mieć pewność, że nie chce mnie Pan tam zaciągnąć z wiadomych przyczyn? - nie uważała się za ślicznotkę, ale sama mogła się przekonać, że często na to nie patrzyli. Wystarczało im, że ktoś był dostatecznie naiwny - ja...chętnie bym skorzystała z propozycji...chciałabym zobaczyć jakby to było jakbym urodziła się po drugiej stronie...ale...chyba rozumie pan moje obawy? - mówiła cicho i lekko się kuliła. Naprawdę się bała, że zostanie za to ukarana. Ale...teraz nie miało to znaczenia. Wiedziała, że jej mama nie chciałaby, żeby się oddawała, czy to za pieniądze czy też za wygody. Sama jej to powiedziała....i miała zamiar dotrzymać obietnicy. Nie odda się za wygody. Woli wrócić na ulicę. Odda się tylko temu, komu będzie sama chciała. Bez zmuszania, bez niczego, ale na pewno nie tak.
Nazywać go jak chce? Ale...jakby go mogła nazywać inaczej? Nie do końca pojmowała o co mu tak naprawdę chodzi.
Uśmiechnęła się niepewnie, słysząc jego odpowiedzi i odłożyła łyżeczkę po czym westchnęła ciężko - ja...chętnie księcia odwiedzę...zobaczę jak to jest... - uśmiechnęła się delikatnie. Miała wątpliwości, to prawda. Ale też była ciekawa. Musiała zaryzykować. Chciała zaryzykować...zrobić coś z własnej, nieprzymuszonej woli. Nie była pewna czy to coś dla niej, ale jeśli nie spróbuje to się nie dowie...prawda?

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Skwer w centrum miasta  - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Skwer w centrum miasta
Czw 23 Sty - 23:58
Gdyby dziewczyna nie miała wątpliwości, nie wahała się, byłby szczerze zdziwiony. Uznałby, że coś z nią ewidentnie nie tak, bo z jednej strony jego propozycja była wielce kusząca ale podejrzana.
Kiedy zapytała o cenę wygód które był w stanie jej zapewnić, Aeron spojrzał w jej fioletowe oczy i przez dłuższą chwilę milczał, podziwiając ich kolor. Zawsze lubił patrzeć innym w oczy bo wierzył, że to w nich odbija się cała dusza istoty. Kolor odzwierciedlał często charakter, gra kolorów wskazywała to, co na pierwszy rzut oka nie było widoczne, po pierwszej rozmowie nie było wyczuwalne.
Rim wydawała się być bardzo smutną osobą. Nosiła w sobie ból i żal, za to wszystko co uczynili jej w życiu i jednocześnie nie wiedziała, że powinno być inaczej. Jako Upiorna Arystokratka zaznała niewygód które absolutnie nie były przeznaczone dla niej. Urodziła się pod złą gwiazdą.
Młody Vaele sam był zwolennikiem ciężkiej pracy i był zdania, że nawet wysoko urodzony, nie powinien dostawać wszystkiego na tacy. Ale kiedy patrzył na jej spracowane ręce...
Tęcza jego oczu była zagadką dla każdej, napotkanej istoty, bo o ile jedna barwa potrafiła podpowiedzieć coś więcej o osobie, tak jego wielobarwne tęczówki nie mówiły o nim nic. A może mówiły wszystko?
Wysłuchał jej wątpliwości z delikatnym uśmiechem na ustach. Nie potrafił udzielić jednoznacznej odpowiedzi, nie mógł powiedzieć co będzie gdy się zgodzi. Nie miał co do niej żadnych złych zamiarów ale czy mógł jej obiecać, że jej nie tknie? Była śliczną Upiorną Arystokratką, taką niewinną i... zagubioną. Była ciekawostką i nowością, bo mimo połowy milenium które miał na karku, takiej rogatej jeszcze nie spotkał.
- Rozumiem twoje obawy. - powiedział ze spokojem - Nie masz się czego obawiać. Nie będzie żadnych "wiadomych przyczyn". - uśmiechnął się nieco szerzej, celowo używając zwrotu jaki użyła - Gdybym chciał zrobić ci krzywdę, już dawno bym to zrobił. Zaproszenie jest swoistą... odpłatą za udzieloną pomoc. Kto wie ile bym wytrzymał na tym upale... - uniósł łyżeczkę i wsunął porcję lodów do ust, delektując się ich smakiem.
Odczekał chwilę by jasnowłosa dobrze zrozumiała jego motywy. Jego intencje były czyste, chciał najzwyczajniej pokazać jej jak to jest żyć jak szlachta. Był ciekaw jak będzie się zachowywać w zupełnie nowym środowisku, chciał obserwować jej przemianę. Zdobyć nowe informacje.
- Powiedz... co masz do stracenia? - zapytał w końcu, przechylając nieco głowę na bok. Pytanie w zasadzie było retoryczne, bo z jej opowieści wynikało, że nie była zbyt zamożną osobą. Zgoda na jego eksperyment nie niosła za sobą żadnych kosztów.
Kiedy wreszcie wyraziła swoje zdanie, rozpromienił się a jego oczy zalśniły wesołym blaskiem. Właściwie... nie mógł już doczekać się wspólnych chwil z zamku. Nauki etykiety, nowych nawyków. Chciał sprawdzić jak mu pójdzie w roli nauczyciela.
- Świetnie! - powiedział - Nie ma na co czekać. Dokończymy i porywam cię do zamczyska. - puścił do niej oczko po czym zaśmiał się szczerze - Spokojnie, tylko żartuję. Nie zrobię nic wbrew twojej woli. - dodał - W razie czego... Och, na pewno masz w zanadrzu jakieś moce które mogą wyrządzić krzywdę. Nie żebyś ich potrzebowała. Niemniej, nie jesteś bezbronna, Rim. Pamiętaj o tym.

Jeśli faktycznie zdecydowała się z nim pójść, to po dokończonym deserze, Upiorny zapłacił za posiłek, wyprowadził na zewnątrz i razem udali się w podróż. Daleką, bo aż w góry.
Lodowe Góry i do mrocznego zamku Dunkelheit.

ZT

Powrót do góry Go down





Rim
Gif :
Skwer w centrum miasta  - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Rim Huriya
Wiek :
118
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
167/45
Znaki szczególne :
Białe włosy, lekko spiczaste uszy, fioletowe wąsy na policzkach, fioletowe cętki na przedramionach i łydkach
Pod ręką :
Pamiątkowa bransoletka, pierścionek zaręczynowy
https://spectrofobia.forumpolish.com/t238-kp-rim https://spectrofobia.forumpolish.com/t1111-rim
RimNieaktywny
Re: Skwer w centrum miasta
Pią 24 Sty - 13:21
Jego spojrzenie było takie łagodne i przyciągające. Rim naprawdę nie mogła oderwać wzroku od tego wspaniałego spojrzenia. Lekko się przy tym rumieniła. Aż jej się robiło głupio, że go podejrzewała, w szczególności po tym co powiedział. Jednak nie przepraszała go za to, bo chyba miała prawo prawda? Nie wiedziała o nim nic...ale nie wiedzieć czemu chciała go poznać, dowiedzieć się czegoś, a jednocześnie zobaczyć jak to jest mieszkać, żyć jak Arystokratka, zobaczyć...jak ten Książę przed nią mieszka. Może w ten sposób pozna go z innej strony? Na pewno ma jakąś Służbę, na pewno nie mieszka sam w zamku, więc będzie mogła zobaczyć jak zachowuje się na co dzień... przynajmniej miała taką nadzieję, choć nawet nie miała pojęcia dlaczego tak było...
- Ale Książę mi też pomógł i do tego zaprosiła na lody...naprawdę nie potrzeba mi niczego więcej - uśmiechnęła się do niego, ale nie upierała się, żeby nie jechać. Już zdecydowała i nie chciała zmieniać zdania. Wiedziała, że jeśli zacznie się zastanawiać w jedną i drugą stronę to potem będzie żałować, albo on uzna, że jest z nią coś nie tak i straci możliwość by dowiedzieć się jak w ogóle wygląda życie takiej osoby. Czytała sporo w książkach, słyszała wiele opowieści, ale jak bardzo pokrywają się one z prawdą? Nie miała pojęcia.
Zagryzła ponownie wargę i uciekła wzrokiem gdzieś w bok. W sumie miał rację. Co prawda miała do stracenia coś dość cennego, ale nie powiedziała tego. Bo czy to naprawdę było aż tak cenne? No dla niej tak...ale nie chciała, żeby on ją wyśmiał. Była przyzwyczajona do wyzywania i wyśmiewania, ale nie znaczyło to, że chciała wyrażać na to zgodę. Ciekawe czy naprawdę będzie mogła tam być sobą...
Dlaczego...on się tak z tego cieszy? Zaskoczyło ją to i to mocno. Nie był to jednak błysk satysfakcji, że udało mu się osiągnąć to co chciał. To było...po prostu szczęście. Uśmiechnęła i sama nieśmiało zaśmiała, gdy ten zażartował. Uciekła znów wzrokiem w bok, gdy powiedział o mocy, która może wyrządzić krzywdę. Nie posiadała takiego. No ok...mogła kogoś kopnąć jako antylopa....ale nie było to raczej nic co było przeznaczone do robienia krzywdy. Czyżby wszyscy Upiorni mieli jakąś moc, która do tego służyła? Będzie musiała się go zapytać...ale to później...jak go trochę pozna, o ile w ogóle nie zapomni o tym by zadać to pytanie.
Zjadła całą porcje, nawet nie wiedziała jak to zmieściła. Gdy zapłacił, przypomniała sobie o czymś - czy...byłoby problemem jakbym wzięła ze sobą swoje Bestie? - zapytała niepewnie - nie chcę ich zostawiać samych - dodała, a gdy się zgodził, podziękowała grzecznie, z wyraźną ulgą oraz szczęściem. Nie chodziło jej nawet o ochronę, chciała je wziąć, żeby nie być całkiem sama w nowym miejscu. By też one nie siedziały same.
Wychodząc chciała go poprosić, żeby poczekał, aż pójdzie po swoje przyjaciółki, gdy przed lodziarnią wylądował biały Rajski ptak, o niebiesko-fioletowo-czerwonych piórach. Od razu połasiła się do Upiornej i podeszła do drugiego rogacza nieufnie. Powąchała go po czym stanęła na tylnych łapach by spojrzeć mu w twarz po czym...po prostu go polizała po nosie - Risha! - skarciła przyjaciółkę - przepraszam za nią... - powiedziała od razu spłoszona i odciągnęła Bestię od niego - chy...chyba Księcia polubiła - powiedziała po czym ich przedstawiła. Zarówno Rishę jak I Farih, która jednak nie był aż tak ochocza by się pokazywać. Położyła się na jednym z rogów białowłosej i po prostu przyglądała się nowej osobie.
Przez to małe zamieszanie Rim całkowicie zapomniała, że powinna zabrać coś ze sobą do ubrania...albo cokolwiek, czy poinformować Hostel, w którym się zatrzymywała. Za bardzo skupiła się na nowej przygodzie, która ją czekała.

ZT

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Skwer w centrum miasta
Sob 18 Kwi - 16:28
Powód przybycia wilczycy w te rejony był stosunkowo prosty. Potrzebowała ona pomocy dobrego krawca, gdyż jej zwierzęca kita gryzła się nieco z zamiłowaniem do ludzkiej odzieży. A gdzie znajdzie lepszego rzemieślnika niż w mieście, które właśnie z nich słynie? Kto wie, może któregoś dnia zostanie tu na stałe, były to jednak dość odległe plany. Ale skoro już zawitała do tego jakże urokliwego miejsca, postanowiła nieco bardziej skorzystać z chwili i po prostu sobie odpocząć.
Wybór Isleen padł na ulokowany w centrum, skwer. W końcu gdzie lepiej jest wypocząć niż na świeżym powietrzu? Przez swoją długoletnią izolatkę, teraz wręcz kurczowo trzymała się każdego skrawka zieleni. Nareszcie czuła się wolna. Usiadła na jednej z ławek, kładąc swe łokcie na oparciu. Przymknęła swe ślepia i skierowała łeb do góry, po prostu się relaksując. Pogoda dopisywała, więc grzechem byłoby z tego nie skorzystać. Końcówka ogona Isi co jakiś czas uderzała o jej lewe udo, wyrażając zadowolenie właścicielki.
Jeżeli samo niebo nie zacznie się walić, nie chwyci dziś za broń. Nawet, jeżeli ta czekała w gotowości, doczepiona do jej pasa. W końcu ile można walczyć? Czasem należy sobie przysiąść i nacieszyć się chwilą taką, jak ta. Przecież nigdy nie mogła być pewna, ile jeszcze takich okazji zastanie w swym życiu. Podjęła się dość ryzykownego i odpowiedzialnego zajęcia. Każda kolejna misja mogła być tą ostatnią. Mimo wszystko, nie żałowała podjętego przez siebie wyboru. Miała za co walczyć, o czym nie zapominała.

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Skwer w centrum miasta  - Page 4 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Skwer w centrum miasta
Nie 19 Kwi - 12:54
Wieść o śmieci przyjaciela dotarła do niego jakiś czas po tym smutnym wydarzeniu. Praktycznie cała jego drużyna została zabita: jedynie Lenne została. Gwiezdny wiedział, co powinien zrobić – zaprosić ją do siebie i wziąć pod swoje skrzydła, zaopiekować się nią. Spotkali się już raz, wiedziała kim jest, więc miał nadzieję, że jeśli wciąż jest skłonna do walki: dołączy do Ladon i nie pozwoli, by chęć zemsty zawładnęła jej życiem.
Niebieskowłosy wciąż opłakiwał śmierć Kyrana. Urządzili mu krótki pogrzeb – jego ciało zostało spalone, a prochy rozsypane i oddane do ziemi. Cykl życia Kapelusznika się wypełnił. Przyroda wydała go na świat, a gdy nadszedł jego czas, ponowie pochłonęła.

☆☆☆
Nie wiedział, gdzie znajdzie wilczycę: nie sądził, by przyszła w miejsce, w którym spotkali się po raz pierwszy – w odludnej części miasteczka, kryjąc się jak szczury po nocach. Tam jednak zaczął swoje poszukiwania. Z lotu ptaka wypatrywał charakterystycznych uszu i ogona. W postaci jastrzębia sprawniej przelatywał między wysokimi budowlami i łatwiej robił zwroty czy też szybkie skręty.
W końcu ją dostrzegł. Siedziała na ławce, delektując się promieniami słońca.
Zleciał za ziemię, przybierając ludzką formę.
W żałobnym geście założył na siebie lniane spodnie, wysokie buty, czarno-fioletowe hanfu z wyszytymi wzorami przedstawiającymi pegazy latające miedzy chmurami. Miał przy sobie fioletowo-biały wachlarz ze zdobieniami, które układały się w żurawie w locie ze sztyletami w niego wbudowanymi i oczywiście swój rapier, tuż przy psie.
Zaplótł włosy w luźny warkocz, przewiązany złotą wstążką.
Pióra pozostały na części jego twarzy, a długie lotki wystawały spomiędzy włosów o kolorze nieba.
- Isleen – odezwał się miękkim tonem, przysiadając koło niej na ławce – szukałem Cię.
Spojrzał na nią swoimi czerwonymi oczami, które wyrażały nic, a żal i zrozumienie do jej straty.
- Jak się czujesz? – zapytał. Nie zamierzał od razu wypytywać czy dołączy do jego grup, czy też nie: wolał się najpierw upewnić, że psychicznie jej stan jest stabilny. Że radzi sobie z życiem i idzie dalej, nie oglądając się na przeszłość.
Sądząc jednak po lekko poruszającym się ogonie: wydawało się, że z wilczycą wszystko jest w porządku. Na tyle, na ile może być.


Skwer w centrum miasta  - Page 4 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Skwer w centrum miasta
Nie 19 Kwi - 21:18
Wyglądała bardzo dobrze, jak na kogoś, kto niedawno stracił najcenniejszych przyjaciół. Brak jakiegokolwiek śladu smutku czy żałoby, dla wielu mógł wydawać się rzeczą karygodną. W końcu od osób dotkniętych stratą, oczekuje się pewnych zachowań. W tym przypadku, próżno było szukać bólu i cierpienia na twarzy wilczycy. Isleen wyglądała na niezwykle zadowoloną, jakby to krwawe zdarzenie, z którym przyszło dziewczynie się mierzyć, nie dotknęło jej osobiście.
Bursztynowe spojrzenie wilczycy ponownie skupiło się na błękitnym niebie, gdy tylko sporej wielkości cień odebrał jej upragnione słońce. Dopiero, kiedy ten wylądował tuż przed nią, przybierając znane dla Isi kształty, tropicielka wiedziała, z kim ma do czynienia. Rozpoznała tą twarz, nawet jeśli nie oglądała jej zbyt często.
- Mnie? Czy coś się stało?
Zdała sobie sprawę z tego, jak ów pytanie mogło zabrzmieć. Zwłaszcza, że śmierć członków drużyny, była sprawą świeżą. Niemniej jednak życie toczyło się dalej, a wróg wciąż nie odpuszczał. Zakładała, że Erishi myśli podobnie.
- Znacznie lepiej, dziękuję za troskę. A co z tobą?
On również stracił przyjaciele w tym incydencie. Śmierć osoby bliskiej nie należała do łatwych, nawet dla bardzo wprawionych wojowników. Jego oczy mówiły wiele. Skupiały się bardziej na istocie żywej, nie poległych. Doskonale wychodziło mu to, co Isleen przez cały ten czas starała się zrobić. I choć była niezwykle młodą jednostką, trzymała się zaskakująco dobrze.
- I proszę, nie patrz tak na mnie - zaczęła. - Żal niczego nie zmieni.
Mówiła to, co myślała, choć w praktyce sama miewała z tym olbrzymie problemy. Mimo wewnętrznego bólu, który odczuwała po stracie drużyny, starała się żyć dalej. W końcu nic innego jej nie pozostało. Wciąż miała za kogo walczyć. Gdyby teraz poddała się żałobie i odpuściła, zmarnowałaby jedynie własne życie i cenny czas, jaki otrzymała od swojego mistrza. Śmierć była nierozłącznym elementem tej pracy. Do tego ją przyzwyczajał. Zdawał sobie sprawę, że ten potworny czas kiedyś nadejdzie. A ona musiała być na tą próbę przygotowana.
Przesunęła się, robiąc dla smoka miejsce. Nie nalegała, aby usiadł. Niemniej jednak nie musiał dłużej nad nią stać. Sama z kolei skupiła swój wzrok na błękicie nieba. Niewiele osób potrafiło dostrzec jego piękno. Dla większości stało się ono rzeczą tak błahą, że niewielu już potrafiło zwrócić na nie uwagę. Co jednak z osobą, która żyje ze świadomością, że w każdej chwili może umrzeć, tracąc okazję do dalszego cieszenia się z takich drobnostek?
- Nadal masz obawy, że koszmar, z którym przyjdzie ci się mierzyć, okaże się dla ciebie za silny? - wypaliła nagle.
Ciekawiło ją, jak on podchodzi do tej sprawy. Może i miał dużo więcej doświadczenia, jednak wciąż ryzykował swoim zdrowiem, a nawet życiem. W końcu wielu wspaniałych wojowników poległo w boju z tymi potworami i bez wątpienia - jeszcze więcej polegnie.

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Skwer w centrum miasta  - Page 4 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Skwer w centrum miasta
Wto 21 Kwi - 14:33
Słysząc jej pytanie czy coś się stało, jedynie pokręcił głową. Stało się, jednak nie w takim kontekście jak możliwe myślała kobieta – kolejna katastrofa ich nie dopadła, struktura bractwa się nie rozpadła, a Koszmary nie przejęły władzy nad wszystkimi światami, rządząc nimi w terrorze. Jedyną krzywdą, przykrością jaka się odbyła – była śmierć członów jej drużyny, a przyjaciela Erishi.
- Cieszę się, że masz się lepiej – posłał jej lekki uśmiech. – Wybacz, że nie przybyłem wcześniej. Prawdę mówiąc informacje o ich śmierci dostałem dopiero niedawno. A w międzyczasie miałem, jakkolwiek okrutnie to nie zabrzmi, mam nadzieję, że mi to wybaczysz, trochę pilniejszych spraw do załatwienia – mówił tutaj o rekrutowaniu Mefisto oraz mniej lub bardziej nieudanym rytuale, który pozostawił po siebie jedną śmierć i jednego na wpół opętanego smoka o wojowniczym charakterku. To mu przypominało, ze trzeba będzie pozbyć się gruzów z altanki.
Nad dalszą częścią pytania musiał się zastanowić. Było mu żal poległych przyjaciół, jednak krąg życia i śmierci się wypełnił – harmonia świata została zachowana. Nie mógł zatem na to narzekać: cenił bowiem naturalną kolej cyklu życia.
- W porządku, dziękuję, że pytasz.
Nie do końca czuł, aby było w porządku, jednak nie zamierzał jej tego w żaden sposób ukazać. Dawno nauczył się posługiwać mową ciała tak, by wskazać konkretne emocje. Teraz ukazywał zrelaksowanie poprzez swoją luźną postawę, wygodne oparcie się o ławkę i cieszenie się promieniami słońca, tańczącymi na jego twarzy.
- Masz rację. Żal nie przywróci nam tych, którzy zginęli… Jednak jest on naturalny. Opłakiwanie zmarłych nie jest niczym niewskazanym.
Wierzę, że polegli zostają z nami na zawsze. Nie tylko w myślach, nie w sercu czy duszy, czepiając się jej jak ostatniego kawałka nadziei: rodzimy się, by później zostać oddani ziemi, po której kroczyliśmy. Gonimy z wiatrem, wcześniej targającym nam włosy. Stajemy się tym szumem drzew, zapachem kwiatów, śpiewem ptaków. Nasza egzystencja się kończy, jednak my nie przepadamy – zostajemy w tym świece już na zawsze. Naradzamy się ponownie, jako coś innego. Ci, którzy są przeznaczeni sobie, zawsze się spotkają. Może więc i my, któregoś dnia dostrzeżemy na horyzoncie życia tych, których myśleliśmy, że straciliśmy bezpowrotnie.

Wiele istot podzielało jego poglądy – inny Gwiezdni, którzy żyli w harmonii w Esterze, ludzie bytujący na Ziemi, czy w końcu Lustrzanie, którzy niekiedy byli czymś na wzór duchów, swoich własnych widm.
Pytanie wilczycy było niespodziewane, jednak nie niechciane: Eri z wielką chęcią podzieli się z nią swoimi przemyśleniami.
- Nie obawiam się swojej śmierci – zaczął. Tak samo jak Koszmary nie umierał realnie; jego fizyczne ciało ginęło, a astralna postać wracała tam, skąd przybyła – do wymiaru w Krainie Snów. – Jednak wiem, że gdzieś tam są Koszmary po stokroć silniejsze ode mnie. Czasem obawiam się ich potęgi, lecz jeszcze bardziej przeraża mnie to, jak zaślepione swoją nienawiścią, złością, bólem i żalem bywają. Staram się jak mogę, by unikać walki, jednak jeśli nie będę miał wyboru: zmierzę się z nimi w pełni świadom, iż nie mam szansy na wygraną.
Czy to odwaga, walczyć przeciwko czemuś tak potężnemu, że nie ma się realnie najmniejszej sposobności, by chociaż przeżyć te walkę? A może głupota pchana brawurą? O tym zdecydować mogła Lenne.
- Szukałem Cię nie tylko dlatego, że chciałem zapytać o samopoczucie – ciemne rzęsy zasłoniły na chwilę przymknięte powieki Marzenia – chciałbym Ci zaproponować dołączenie do mojej drużyny. Wiem, że rany w twoim sercu jeszcze długo będą się goić, jednak bezpieczniej jest walczyć razem, niż porywać się samemu. Dodatkowo znasz mnie: może niedługo, może niedokładnie i bardziej z widzenia niż czegokolwiek innego, lecz nie jestem w pełni obcym. Oferuję Ci też miejsce pod moimi skrzydłami ze względu na pamięć tych, którzy stracili swe życia: byśmy mogli wspólnie o nich pamiętać i uwagą oraz rozwagą pomagać sobie w chwilach niepewności, słabości i zagrożenia.
Uśmiechał się zachęcająco, gdy to mówił. Jednak żaden inny gest nie wskazywał na to, by Gwiezdny Marzyciel naciskał na wilczycę. Patrzył w jej oczy i czekał na odpowiedź, nie ważne, jaka by ona nie była.


Skwer w centrum miasta  - Page 4 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Skwer w centrum miasta
Sro 22 Kwi - 22:27
- Nie musisz przepraszać, rozumiem to doskonale - odparła szczerze.
Jego wcześniejsze przybycie niczego by nie zmieniło. Ponadto robił to, co robić należało, po prostu żył dalej. Nie mogła go za to obwiniać. Wiedziała jak ważną rolę przyszło mu pełnić, toteż nawet nie pytając, była skłonna uwierzyć mu na słowo.
- Cieszy mnie to, że w ogóle przyszedłeś.
Słowa, które wypłynęły z ust wilczycy, nie wynikały jedynie z jej kultury osobistej. Były szczerym odzwierciedleniem odczuć młodej kobiety. Nie mieli okazji by poznać się bliżej. Mimo to Erishi zadał sobie sporo trudu, aby ją odnaleźć. Doceniała to, zwłaszcza że nie często przebywała w Mieście Lalek. Wykazał się zatem niezwykłymi umiejętnościami, godnymi pozycji lidera. Kto wie, może któregoś dnia i ona osiągnie taki poziom?
- Dobrze słyszeć, że i ty się trzymasz.
Isleen nie czuła się lepiej od swojego rozmówcy. Dyskusja jedynie przypomniała dziewczynie o poniesionej stracie i choć znosiła ją dzielnie, rany wciąż pozostawały świeże. Zdawała sobie sprawę z tego, jak wielka jest to dla niej próba, rozumiała każde wypowiedziane przez siebie słowo, jednak wciąż była tylko Dachowcem. Daleko kobiecie do bezuczuciowego Stracha. Nawet, jeżeli stwarzała pozory nieprzejętej.
- Muszę przyznać, że nigdy nie patrzyłam na to w ten sposób. Dla mnie śmierć od zawsze była nierozłącznym elementem życia. Nawet, jeżeli nieśpieszno mi umierać.
Mimowolnie przypomniała sobie swoje pierwsze spotkanie z koszmarem. Miała wtedy nieodparte wrażenie, że stoi oko w oko z samą śmiercią. Do dziś nie potrafi stwierdzić, co było straszniejsze - świadomość tego, że niebawem umrze czy bezsilność.
- Jeżeli swoją śmiercią nie mógłbyś niczego zmienić, nie byłoby to wtedy czyste marnotrawstwo?
Po części go rozumiała. Sama jednak nie potrafiłaby zmarnować swojego życia. Stanąć do bitwy z dużo potężniejszą od siebie bestią, aby dać pozostałym członkom drużyny cenny czas na wykonanie ruchu bądź ewakuację... możliwe, że podjęłaby wtedy takie ryzyko. Nie chciała jednak głupio stracić tego, co mimo wszystko było cenne. Zwłaszcza dla jej najbliższych.
- Dlaczego właściwie walczysz?
To pytanie nasunęło się samo, kiedy otrzymała odpowiedź na swe wcześniejsze zagadnienie. Znów zawładnęła nią czysta ciekawość. Skoro stawia się swoje cenne życie na szali, trzeb wiedzieć za co się walczy. Ona również miała swój cel. Nie walczyła z koszmarami dla samego ich zabijania. Ale czy inni podążali tą samą ścieżką co ona?
Spojrzała na niego zaskoczona. Nie przypuszczała, że może być coś jeszcze. Szybko jednak powstrzymała swoje emocje i wysłuchała tego, co ten miał do powiedzenia.
- Z chęcią przyjmę twoją propozycję. Wiem, że może zabrzmieć to źle, ale miałam zamiar rozejrzeć się za nową drużyną.
Nie traktowała swych poległych towarzyszy jako czegoś, co łatwo można było zastąpić. Nie mogła jednak zrezygnować z dalszych działań, a jak zauważył sam Erishi, grupa zapewniała większe bezpieczeństwo.

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Skwer w centrum miasta  - Page 4 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Skwer w centrum miasta
Sro 22 Kwi - 23:36
Cieszył się, że Leene wykazała się wyrozumiałością w stosunku do niego i jego zadań. Okrutnym było powiedzieć jej wprost, że było coś ważniejszego do zrobienia, jednak taka była rzeczywistości. Brutalna i okrutna.
- Cóż, lepiej późno niż wcale, jak to mawiają – uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Młodsza kobieta zasługiwała na wsparcie, jednak wątpił czy po stracie członków drużyny je miała. – Jeśli zajdzie cię kiedyś potrzeba, by się wygadać, wyżalić, to pamiętaj, że zawsze wysłucham twoich obaw.
Erishi kiedyś zajmował się dziećmi. Był wtedy kobietą o przeciętnej, nie wyróżniającej się urodzie i prowadził sierociniec. Czasy, w których przyszło żyć dzieciom były przerażające – pierwsze zarazy w Europie środkowej nie oszczędzały nikogo. Zwłaszcza ludzi, którzy odrzucali wiedzę medyczną, ratując się jedynie wiarą i modłami. Doprawdy Ciemne to były Wieki i chwile spędzone na skażone i poczerniałej od krwi umarłych ziemi. Niech spoczywają w pokoju, niech ich dusze zakwitają w nowych kwiatach i trawie, po której stąpają przechodnie.
Bardziej jednak niż na wspomnieniu śmierci, Gwiezdny skupił się na wesołych buziach dzieci, które mówiły jej o swoich problemach, prosiły, by pomogła im rozwiązać niektóre z nich, a czasem tylko siedziała przy łóżku, trzymając za rękę i kołysząc ich swym delikatnym i jasnym śpiewem do snu. Dzieci nie rozumiały tekstu pieśni Ladon – były one bowiem tak stare, że w Esterze tylko nieliczne Marzenia pamiętały ich znaczenie. Może jeszcze bestie ni to ptaki, ni rośliny, które zawsze dotrzymywały jej towarzystwa.
- Tracenie bliskich w walce nie jest mi obce – powiedział, a jego gładki ton czy twarz nawet nie drgnęły. W oczach zamigotały bliżej nieokreślone emocje. – Smutne czy nie, musimy jakoś się trzymać. Nawet jeśli nie razem, to wciąż musimy żyć.
Położył jej dłoń na ramieniu, a później delikatnie uścisnął. Chciał dodać jej wsparcia i otuchy.
- Śmierć jest, była i będzie częścią życia, jednak sposób w jaki ją postrzegamy jest różny. Jedni są przerażeni jej wizją, a drudzy witają ją z otwartymi ramionami. Myślenie można zawsze zmienić, jednak harmonii wynikającej bycia żywym, z opuszczenia swojego ciała i stania się bytem astralnym – nie da się zmienić w żaden sposób. Wszyscy i wszystko kiedyś polegną. Cykl się wypełni i powstanie nowe życie.
Zabrał dłoń z jej ramienia. Ciepłe słońce lgnęło do jego ciemniej szaty, jednak mu to nie przeszkadzało: chłód straty przeszywał jego serce, więc trochę ciepła mu nie zaszkodzi.
- Jeżeli polegnę podczas walki z Koszmarem, ale zdołam go zatrzymać przez wystarczająco długi czas, by ktoś mógł uciec i ocalić swe życie, nie będzie to marnotrawstwem. Jeśli zginę, a zaraz po mnie przybędą kolejni, a rany które mu zadałem jakoś przyśpieszą jego pokonanie, znów nie będzie to marnotrawstwo.
Nie musiał się zastanawiać ani sekundy by odpowiedzieć na jej kolejne pytanie.
- By chronić tych, którzy nie są w stanie sami się ocalić. By pomóc niewinnym, którzy nie zasługują na swój los. Chcę, by czy to ludzie czy lustrzanie przeżyli swoje życie jak najlepiej. Pragnę walczyć nie tylko z Koszmarami, ale i nienawiścią, która pochłania wszystkie światy. Winniśmy bowiem dzielić się miłością, nie okrucieństwem.
Zakończył są wypowiedź, a później zapytał o to samo wilczycę. Chciał wiedzieć, czy walczyła ona, by ratować życia, czy też je „odbierać”. Fizyczne formy koszmarów ginęły, jednak one same wracały tam, skąd przybyły.
- Cieszę się, że do nas dołączysz – kiwnął głową z uśmiechem. – Mam nowy nabytek w drużynie, dopiero co przeszedł rytuał… Nie poszło tak, jak powinno. Walczył wcześniej z potężnym bytem, który pozostawił na nim piętno. Zapach Koszaru wprost od niego biję, jednak nie atakuj go. Nie jest wrogiem – nie sądził, by kobieta faktycznie chciała zrobić mu krzywdę, ale lepiej było powiedzieć i ją uprzedzić, że może spotkać kogoś takiego na swojej drodze. W drużynie prowadzonej przez Erishi.


Skwer w centrum miasta  - Page 4 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Skwer w centrum miasta
Pią 24 Kwi - 17:54
Nie musiał przejmować się słowami, które przed chwilą wypowiedział. Choć dla niego wydawać się mogły brutalne, Isleen nie odczuła ich okrucieństwa. Daleko jej do rekruta, którym była kiedyś. I choć dawną wilczycę zapewne poruszyłby taki stan rzeczy, teraz doskonale wszystko rozumiała. Sama potrafiła znaleźć usprawiedliwienie dla swego rozmówcy, nawet nie musiała pytać.
- Dlatego to doceniam - odwzajemniła uśmiech. Nie mylił się, a przynajmniej nie aż tak bardzo. - Jeżeli odczuję taką potrzebę, zgłoszę się do ciebie.
Wciąż miała wsparcie w najbliższej rodzinie, jednak nie wszystkimi problemami mogła się z nimi podzielić. Matka nie bardzo chciała słuchać o Lustrzanach, odcięła się od swego dawnego życia wieki temu, a pozostali członkowie byli po prostu ludźmi. Nie rozumieli wszystkich spraw krainy, w której przyszło jej teraz żyć. To zupełnie odmienny świat, a posiadanie wsparcia po tej stronie lustra, mogło okazać się nieocenioną pomocą. Grzechem byłoby zatem odmówić.
- Śmierć nie jest łatwa dla żadnej ze stron... Kiedy umierasz, pozostawiasz w rozpaczy bliskie ci osoby. Myśl, że moi najbliżsi będą przeze mnie cierpieć, nie daje mi spokoju. A mimo to wciąż walczę. Ryzykuję swoje zdrowie i życie, aby ich ochraniać. Czy to nie egoistyczne podejście?
Poczuwszy dotyk rozmówcy na swoim ramieniu, odwróciła w jego kierunku głowę i wysłuchała tego, co ma do powiedzenia.
- Wszystko ma swój początek i koniec. Nawet gwieździe przyjdzie zgasnąć. Perspektywa śmierci mnie nie przeraża. Ale co z żywymi? - spytała, a na jej usta wkradł się delikatny uśmiech. - Właśnie dlatego staram się iść na przód, niezależnie od poniesionej straty. Nie chcę krzywdzić poległych towarzyszy swoją rozpaczą.
Luźny, spokojny dzień zamienił się w dość poważną rozmowę, która poruszała mało popularny temat. Niewiele istot pragnęło prowadzić dyskusję na temat śmierci, niemniej jednak nie przeszkadzało to kobiecie. Wymiana poglądów potrafiła okazać się pouczająca, ale czy ich nastawienie do sprawy rzeczywiście było aż tak rozbieżne?
- Czyli myślimy tak samo - odparła szczerze. - Nie rozumiem osób, które bezmyślnie wybierają śmierć, marnując jedynie swoje życia.
Wciąż była osobą młodą, mającą wiele życia przed sobą. Nie rozumiała wielu spraw, a i poglądy kobiety potrafiły okazać się mylne. Niemniej jednak starała się jak najdokładniej poznać świat, w którym przyszło jej żyć. Bardziej doświadczony Eri mógł ją dobrze nakierować.
- Zaczynam rozumieć, dlaczego dobrze dogadywałeś się z moim mistrzem. Macie takie samo podejście w wielu sprawach.
Może to właśnie dzięki temu jej poglądy były tak mocno zbliżone do tego, co reprezentował sobą Erishi? Ona również chwyciła za miecz, aby ochraniać słabszych. Nawet jeśli głównym zapalnikiem była jej rodzina. Nie zapomniała tego, co Bractwo dla niej zrobiło. Gdyby nie Tropiciele, nie siedziałaby teraz obok mężczyzny i to nie dlatego, że zdecydowała się dołączyć. Po prostu zginęłaby w lesie.
Isleen spoważniała. Długo nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Wzmianka o jego nowym nabytku... była jak koszmar, z którym ponownie musiała się zmierzyć. Milczała, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Myśli Tropicielki błądziły wokół Ilyasa - jednego z poległych.
- To nie koszmar zabił moich towarzyszy - wypaliła w końcu. - To Ilyas. Jego spaczenie nie przebiegło tak, jak powinno. Na ostatniej misji stracił nad sobą kontrolę. Kiedy zdaliśmy sobie sprawę z tego, że nie uda nam się do niego dotrzeć, było już za późno... Kai leżał martwy...
Nie powiedziała nic więcej. Jeżeli sobie tego zażyczy, opowie mu wszystko ze szczegółami. Teraz jedynie podzieliła się z mężczyzną swoimi obawami. Co, jeśli jego nowy nabytek, podzieli los jej towarzysza?

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Skwer w centrum miasta  - Page 4 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Skwer w centrum miasta
Sob 25 Kwi - 14:59
Analizował chwilę słowa Dachówki, po czym rzekł: Nie uważam tego za egoistyczne. Walczysz, ryzykujesz swoje życie, ponieważ pragniesz bronić swoich bliskich. Nawet jeśli ból po Twojej stracie będzie dla nich trudny do zniesienia – nie zapomną nigdy tego, że kochałaś ich wystarczająco mocno, by być gotową ocierać się o śmierć raz po raz. Żywi z czasem uczą żyć się z bolesnym uczuciem straty, kontynuują swe życie, nawet polepszają je, nie tylko dla samych siebie, ale też i dla tych, którzy byli im bliscy i polegli. Nie powinnaś się zatem tym zadręczać: robisz co tylko możesz, by oni mogli żyć.
Zakończył swoją wypowiedź, lekko kiwają głową. Miało to za zadanie umocnić jego słowa i nadać im więcej prawdziwości.
- Masz rację. Nawet gwiazdom przyjdzie kiedyś stracić swój blask. Jednak światło od nich bijące przemierza galaktyki i dociera do nich czasem i tysiące lat po wypaleniu gwiazdy. Ich blask, chociaż już zgasł, wciąż otacza opieką tych, którzy tego potrzebują. Lśnią dla tych, którzy pragną by jasność ich promieni już na zawsze z nimi została. Tak samo jest z nami. Kiedy polegniemy, blask naszych dusz będzie świecił naszym ukochanym – a więc rodzinie, przyjaciołom, partnerom do końca ich podróży w tym świecie. A gdy już umrą, ponownie połączą się z naturą, z nami. Nasze światło nie gaśnie wraz z nami. Żyje w innych, rozrasta się i oświetla im drogę, gdy tylko zbłądzą w mroku.
Dalszą część wypowiedzi wilczycy skomentował: Dobre podejście. Poddawanie się stracie i rozpaczy z nią związanej niczego nie zmieni, dlatego należy iść przed siebie i nie oglądać się przez ramię. Przeszłość zawsze będzie już przeszłością.
Eri, w przeciwieństwie do swojej rozmówczyni, rozumiał dlaczego, niektórzy wybierają śmierć.
- Myślę, że oni są tak pogrążeni w rozpaczy i bólu swojej egzystencji, że jedyną dla nich sensowną opcją, by zakończyć to cierpienie, jest właśnie śmierć. Tak, jak mówiłem: niektórzy witają ją z otwartymi ramionami.
I chociaż było to smutne oraz odbierające radość z życia – myśleć bowiem, że można być tak skrzywdzonym i zmęczonym, by przezwyciężyć wszystkie swoje instynkty i stanąć do walki, której wygrać się nie może lub też popełnić samobójstwo – takie, a nie inne, były realia każdego świata, który Erishi odwiedził.
Uśmiechnął się na jej słowa. Smok zna wielu liderów i członków bractwa, jednak tylko z niektórymi utrzymywał ciągłe i bardzo przyjacielskie kontakty. Jedną z tych osób był właśnie mistrz Leen.
Zapadła chwilowa cisza. Gwiezdny wypełnił ją swoimi myślami – zastanawiał się, czy z Mefisto wszystko w porządku, czy jego córce spodobała się pozytywka? Czy Saga wciąż siedzi z Bethy i szepcze jej kojące słowa? Czy Tydius sprząta plamy krwi, których ziemia i marmur nigdy nie będą w stanie wpić? Jak wiele kłopotów przysporzy to jego drużynie? Wiele. Jednak nie wystarczająco, by złamać ich ducha. Marzenie zrobi wszystko, by odpowiednio się nimi zająć.
Wtem głos tropicielki wyrwał go z zamyślenia. Ponownie skupił się na jej słowach i ze zdziwieniem zmieszanym ze smutkiem odkrył, że oboje doświadczyli czegoś podobnego w krótkim odstępie czasu.
- Mogłabyś opowiedzieć o tym więcej? Chciałbym poznać szczegóły tej sprawy – obawa o Mefisto i to, że któregoś razu straci nad sobą kontrolę, że Erishi nie będzie mógł go powstrzymać, objawiła się ze zdwojoną siłą.
Od siebie powiem też, że Kyran nie żyje. Spaczenie Mefisto poszło źle, ale ostatecznie udało mi się do niego dotrzeć.
Gwiezdny zaczął się zastanawiać, w jaki sposób zbliżyć się do Upiornego na tyle, by w razie potrzeby znów go okiełznać? Sama przemoc może nie wystarczyć, same słowa mogą nie okazać się wystarczająco skuteczne. Kiedy jego rodzinie groziło niebezpieczeństwo: stracił nad sobą panowanie. To też wzmianka o niej pomogła na opanowanie. Jednak w wcale przeciwko koszmarowi, gdy straci nad sobą kontrolę, co będzie w stanie go zatrzymać? Uczucia. Przywiązanie i oddanie. Więzy przyjaźni. Potomek Gwiazd musi jak najszybciej zbudować z nim wystarczająco silną więź, odpowiednio nacechowaną emocjonalnie, by go poskromić. Tego samego życzył Rosei, Beth i Sadze. Będzie musiał powiadomić te trójkę, by mieli z nim jak najwięcej interakcji. Chociaż wątpił, by Beth chciała. Jeszcze nie teraz.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Skwer w centrum miasta
Nie 26 Kwi - 23:01
Słowa smoka rozwiały nieco wątpliwości wilczycy, ale czy jej rodzina myślała tak samo? Od samego początku była temu przeciwna. Nikt z nich nie chciał, aby młoda kobieta niepotrzebnie się narażała.
- Uczucie bezsilności jest najgorsze - wypaliła niespodziewanie. - Zawsze powtarzałam Aileen, że będę ją chronić. Czułam się wcześniej nietykalna, posiadałam zdolności, którymi ona nie dysponowała. Miałam wrażenie, że jestem kimś w rodzaju superbohatera. Tak było do czasu, aż nie stanęłam oko w oko ze swoim pierwszym koszmarem. Całe te obietnice stały się jedynie pustymi słowami. Nie było żadnego herosa. Potrafiłam tylko biec przed siebie i krzyczeć do siostry, aby się nie zatrzymywała. - Tutaj zrobiła pauzę, wyraźnie zawstydzona swoją przeszłością. - Kiedy otrzymałam okazję, aby wstąpić do Bractwa, przyjęłam ją bez chwili wahania. Nie chciałam przechodzić przez to po raz kolejny. Nie chciałam, aby ktokolwiek przez to przechodził.
Skorzystała z jego oferty znacznie wcześniej, niż myślała. A wszystko po to, aby lepiej zobrazować mu swój "egoizm". I o ile na tamtą decyzję wpłynęło naprawdę wiele czynników, wciąż nie zrezygnowała ze ścieżki, którą dla siebie obrała. Dalej walczyła z koszmarami, aby zapewnić bezpieczeństwo nie tylko swojej rodzinie, ale i słabszym od siebie.
- Ten nurt filozoficzny, który wyznajesz... Jest on typowy dla Lustrzan czy to bardziej twoje prywatne przemyślenia? Jeszcze nie spotkałam się z osobą, która miałaby takie nastawienie, niemniej jednak wciąż niewiele wiem o tym świecie... Nawet jeżeli już trochę w nim żyję - powiedziała, uśmiechając się przy tym lekko. - Wciąż jest tak wiele do odkrycia. Przynajmniej dla mnie. Szkoda, że poruszanie się po świecie ludzi jest dla mnie niezwykle problematyczne. Jest tam tyle miejsc, które chciałabym zwiedzić.
Isleen szybko przeszła z tematu śmierci do podróży, nawet tego nie zauważając. Jak powiedział Erishi, "przeszłość zawsze będzie już przeszłością". Pora spojrzeć w przód, pozwolić wyobraźni działać. Rozpacz niczego nie zmieni.
- Jak wielki muszą dźwigać ciężar, skoro dopuszczają się takiego czynu? Nie ma chyba na tym świecie niczego gorszego, niż zmarnowane życie.
A i owszem, była to niezwykle smutna prawda, jednak nikt z nich nie dysponował wystarczającą mocą, aby ten fakt zmienić. Nie oznaczało to jednak, że ich działania nie miały żadnego znaczenia. Wnosiły do świata naprawdę wiele. Kto wie, ile istnień dzięki nim wciąż żyje.
Kobieta kiwnęła głową, choć potrzebowała chwili, aby kontynuować poruszony przez nią temat. Walka z przyjacielem nie należała do najprzyjemniejszych doświadczeń.
- Poszliśmy zapolować na Koszmar, który znajdował się w Malinowym Lesie. Okazał się dość silnym przeciwnikiem. Evard mocno oberwał, co wyprowadziło Ilyasa z równowagi. Wpadł w istny szał. Po zniszczeniu naszego celu, zaatakował Kaia i Ayanę. Sparaliżowałam go, a następnie ruszyłam do Evarda, aby mu pomóc. Nie trwało to długo, więc szybko dołączyliśmy do pozostałych. Niestety Ilyas wciąż pozostawał w amoku. Nawet słowa Evarda zdawały się do niego nie docierać. Kiedy moja moc przestała działać, zaczęliśmy skupiać się na obronie. Pierwszy padł Kai. Topór naszego straconego kompana rozłupał mu czaszkę. Dopiero wtedy zaczęliśmy rozważać zabicie Ilyasa. Jak się pewnie domyślasz, na zwykłej gadaninie stanęło. Nikt nie chciał tego zrobić. Jako druga padła Ayana. Jej ciało było w znacznie lepszej kondycji, miałam szansę coś zdziałać, jednak Evard mnie zatrzymał. Zdawał sobie sprawę z tego, że pozostało mi niewiele esencji... Tylko jedno użycie mocy, dwóch martwych towarzyszy, jeden ranny towarzysz, mocno poobijane ciało i rozszalały przeciwnik... paskudna sytuacja. "Walczymy do końca". Tak brzmiało jego ostatnie polecenie. Zdecydował się na samobójczy ruch... Poświęcił swoje życie, dając mi tym samym szansę na zabicie...
Tutaj urwała, biorąc głęboki wdech. Nie tylko straciła swoich najcenniejszych towarzyszy, ale też musiała jednego z nich zabić osobiście. To wspomnienie ją poruszyło. Choć zachowała spokój, potrzebowała czasu aby powstrzymać emocje. Siedziała jak posąg, starając się nie złamać swych postanowień. Żadnego smutku czy żalu. Nie mogła.
- Myślisz, że ta sytuacja się powtórzy? - spytała, gdy tylko odzyskała głos.
Mefisto... Nie znała go i choć nie chciała zbyt szybko oceniać, miała pewne obawy. W końcu już kogoś zabił. Co jeśli ta sytuacja się powtórzy?

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Skwer w centrum miasta  - Page 4 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Skwer w centrum miasta
Wto 28 Kwi - 12:58
Wysłuchał spokojnie historii Isleen. Nie znał jej wystarczająco dobrze, by wcześniej mieć takie informacje, dlatego zdecydował się objąć kobietę skrzydłem. Białe pióra delikatnie opadły na jej ramię i dłoń. Zrobił to, by okazać jej swoje wsparcie oraz na swój sposób okazać zrozumienie – nie dotknął i nie objął ją rękoma: nie znali się w sposób wystarczający, by czynić takie rzeczy. Jednak wierzył, że gest przez niego wykonany, miękkość i zapach pierza, ułagodzą jej ból.
- Walka z silnymi przeciwnikami uświadamia nam jak słabi jesteśmy w rzeczywistości – podjął temat – pozwala nam przypomnieć sobie, dlaczego tak dbamy o nasze życia i czemu nie możemy zatracać się w pozornej sile. Wszakże jeden niewłaściwy krok, jedna chwila nie uwagi, a zmarnujemy fizyczną egzystencję, przemieniając się w duchy, które chociaż wrócą do natury: już na zawsze będą obwiniać siebie na niepowodzenie. Nie zaznają wiecznego spokoju, a gdy przyjdzie chwila ich odrodzenia i połączenie się z tymi, którzy są im przeznaczeni – obawiam się, że nie będą w stanie cieszyć się tym darem.
Ludzkie życia były kruche, jeszcze bardziej niż lustrzan. Nie mniej jednak posiadały dokładnie taką samą wartość: nie istnieją bowiem żadne istoty i stworzenia, które byłyby bardziej wartościowe czy też godne istnienia od innych. Myśli te mogą pojawiać się u przedstawicieli przeróżnych ras, jednak Erishi wiedział, że są w błędzie. Życie to życie, nie ma znaczenia czy się jest panem świata czy też barwnym motylem.
- To tylko moje myśli, wierzenia i przemyślenia. Nie mam prawa mówić za innych czy też decydować o czym i w jaki sposób mają wyrażać swoje poglądy – odparł na jej pytanie – może są lustrzanie, którzy wierzą w te same ideę, co ja. A może ich nie ma i jestem jedynym? – zapytał, nie licząc na żadną odpowiedź. Zakładał, że nawet gdyby jakaś się znalazła, nie miałaby ona prawdziwie znaczenia.
- Wszyscy mamy wiele do odkrycia – również się uśmiechnął i zabrał skrzydło, by nie narzucać jej już dłużej dotyku – droga istnienia usiana jest miejscami, istotami oraz poglądami, które przyjdzie nam spotkać po raz pierwszy i często po raz ostatni. Monotonią może się wydawać każdy kolejny dzień w jednym miejscu, jednak od nas zależy jak spożytkujemy ten czasy, jakich wartości nauczymy się czerpać ze świata, który nas otacza.
Spojrzał na kwiaty, tańczące pośród wiosennego wiatru.
- To, co teraz wydaje Ci się problemem, kiedyś będzie niczym, a błahostką. Wierzę, że któregoś dnia Świat Ludzi, Kraina Luster i Szkarłatna Otchłań będą mogły się złączyć, a sztuczne podziały znikną. Wyczekuj zatem dnia,  w którym będziesz mogła przechadzać się po ulicach kosztowych miast bez obawy, ze ktoś może zobaczyć Twój ogon czy też uszy.
Nie miał za złe zmianie tematu. Nie był co prawda pewien czy była ona celowa, jednak wystarczy im już rozmów o śmierci i powrocie do natury.
- Zbyt wielki, byśmy mogli to pojąć – ponownie żal zacisnął się na jego duszy, jako to pustka, wysysająca całą dobroć ze swoich ofiar – zbyt bolesny, aby można było go przetrwać.
Nie winił żadnej z osób, które odebrały sobie życie. Na swój smutny sposób podziwiał ich odwagę: opuścili się oni bowiem aktu, który wymagał od nich przezwyciężenia wszystkich swoich instynktów, przezwyciężenia poczucia winy, tłoczącego się pod skórą i wyjącej w duszy rozpaczy, która nakazywała żyć i iść na przód tak długo, aż nie pochłonie ich całych.
Wysłuchał całej opowieści Lenne o śmierci jej drużyny z miną, która ni wyrażała z byt wielu emocji. W środku jednak aż od nich wirowało. To co spotkało jego przyjaciela, jego grupę oraz wilczycę, która teraz siedzi ramię w ramię ze smokiem, było okrutne. Przeraźliwe i rozdzierające serce na małe kawałeczki.
- Przykro mi, że musiałaś tego doświadczać – wyrzekł w końcu. Nie znalazł innych słów, które mógłby jej podarować.
- Nie wiem – jego ton był trochę nieobecny. Myślami bowiem błądził wokół Mefisto. Chociaż był mniejszym smokiem, chociaż do zmiany potrzebował Esencji, to wciąż był niebezpieczny. Jego prawdziwa siła się ujawniła, jego dusza wydała z siebie ryk, a ciało odpowiedziało poruszone wyznaniem serca. Stał się smokiem, zdolnym uwolnić się z kajdan, które uniemożliwiają mu rozpostarcie skrzydeł. – Zrobię jednak wszystko, by do tego nie dopuścić. – Była to obietnica, którą składał nie tylko Dachówce, ale i Kyranowi i Elizabeth. Składał ją również samemu Mefisto – aby już więcej nie musiał smakować krwi w pysku, by nie musiał z żalem przypominać sobie o swoich czynach.
- Jeśli jednak mi się nie uda, pozwól, że Saga i Tydius Cię stamtąd zabiorą. Oni się Tobą zajmą. Już dostali rozkazy, by w razie czego uciekać i ratować swe życia: tylko ja będę stawał do ewentualnej walki z upiornym.
Sprawy nie ułatwiało to, że Mefisto wciąż cuchnął Koszmarem. Eri będzie musiał poświęcić wiele esencji, by pomóc rogatemu nauczyć się panować nad swoją nową postacią oraz w pełni wyzwolić z ograniczeń, które wiążą jego duszę.


Skwer w centrum miasta  - Page 4 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Skwer w centrum miasta
Pią 1 Maj - 21:48
Kolejny gest smoka, pomimo jego szczerych intencji, wywołał u wilczycy negatywne uczucia. Nie minęło przecież zbyt wiele czasu od momentu, kiedy ten zabrał z jej ramienia swą dłoń. Zbyt często, jak na tak krótką rozmowę, Eri naruszał przestrzeń osobistą wilczycy. Czuła się przez to niekomfortowo.
- Wystarczy mi rozmowa, ale i tak dziękuję - postawiła sprawę jasno, doskonale rozumiejąc, co ten chciał osiągnąć.
Ponownie zamilkła, dając się wypowiedzieć rozmówcy. Nie mogła się z nim nie zgodzić. Tamto doświadczenie otworzyło jej oczy. Pozwoliło zrozumieć, że nie jest niepokonana. Z drugiej strony, czy można było oczekiwać po nastolatce jakiegoś dojrzałego podejścia w kwestii własnych mocy? Zwłaszcza, że ta żyła nie wiedząc o istnieniu Lustrzan. Nawet jej matka, choć była to bardziej zasługa poświęcenia kobiety, wyglądem przypominała człowieka. Pozbawiona zwierzęcych atrybutów i niechętna do używania nadludzkich zdolności, idealnie wtapiała się w tłum.
- Nawet Lustrzanie potrafią być słabi - odparła w końcu. - Z początku myślałam, że jest to domena ludzi. W końcu nie mają żadnych mocy... Wtedy tak bardzo na nich polegałam, nie zdając sobie sprawy z tego, co w walce jest najistotniejsze. Wojownik nieużywający głowy w bitwie, szybko ją straci. Lekceważenie przeciwnika nie przyniesie niczego, prócz porażki. Podobnie jest z ludźmi... Wydają się słabi, choć w rzeczywistości są potęgą, z którą trzeba się liczyć. - Zrobiła krótką przerwę, po czym uśmiechnęła się lekko. - Znasz w końcu jakiegoś Lustrzana, zdolnego zniszczyć całe miasta jednym palcem? Wbrew pozorom, ludzie to potrafią.
I to dosłownie. W jej wypowiedzi nie padła żadna metafora. Lustrzanie może i mieli swoją magię, ale czy stanowili rzeczywiste wyzwanie dla ludzi? Z przerażeniem analizowała dokonania tego "słabszego" gatunku. Nikt nie zabijał tak skutecznie jak oni. Czy mieszkańcy tych ziem zdołają odeprzeć kolejny atak? I co z tą niesławną organizacją MORIA? Jaką technologią oni dysponują? Działają na zlecenie rządu? A może to organizacja terrorystyczna? Jeżeli to pierwsze... Ile czasu pozostało tej krainie?
- Nie oczekuję tego od ciebie - wyjaśniła. - Po prostu twoje słowa rozbudziły moją ciekawość. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad wierzeniami Lustrzan, choć miałam przyjemność oglądać kilka ich świątyń. Hmm... Mógłbyś opowiedzieć mi nieco o tutejszej religii?
Z całą pewnością znalazłby się ktoś, kto myśli podobnie do smoka. Nawet, jeżeli on sam nie był wyznawcą żadnej religii. Zapewne zdawał sobie z tego sprawę. A może odpowiedź Isleen, gdyby tylko padła, nieco go zaskoczyła? Kto wie.
- Nawet, jeśli całym naszym światem, będzie nudna monotonia?
Jak móc się rozwijać, będąc w jednym i tym samym miejscu? Bez przerwy doświadczając tego samego? Czy naprawdę można wtedy przełamać tą sztuczną barierę? Wynieść ze swego życia coś odmiennego? Nie wszyscy chcą bądź mogą odkrywać. I nawet, jeżeli była to metafora to i dla niej znajdą się te zamknięte osoby. Istoty, które po prostu utknęły.
- Czy ten dzień kiedyś nadejdzie? Nawet, jeżeli zaakceptuje nas Glasville, a później sama Anglia, co z innymi krajami? Co, jeżeli uznają nas za zagrożenie? Najbardziej przeraża mnie myśl o tym, że dla ludzi będziemy jedynie bronią...
Naoglądała się wystarczająco dużej ilości filmów, aby ta myśl zrodziła się w jej głowie. Posiadała nadprzyrodzone moce, potrafiła znacznie więcej od zwykłego człowieka. Ludzie niechętnie patrzyli na odmieńców, nawet z ich własnego gatunku. Inne poglądy, pochodzenie, kolor skóry... Człowiek nie potrafił zaakceptować drugiego człowieka. Dlaczego mieliby patrzeć przychylnie na Lustrzan?
Nie kontynuowała już tematu samobójstw. Kolejne komentarze wydawały się zbędne, mężczyzna idealnie to wszystko podsumował. Czy obwiniała kogokolwiek za taki stan rzeczy? Nie. Sama nie doświadczyła sytuacji, które mogłyby ją popchnąć do takiego czynu. Nie miała zatem pewności, jakby się zachowała. Może godziłaby się na swoją ponurą egzystencje. A może tak jak i tamci, wybrałaby chłód śmierci, aby uwolnić się od bólu i cierpienia.
Przymknęła swoje oczy, starając się zapomnieć o całej tej historii.
- Podobno trudne sytuacje jedynie nas umacniają.
Tylko tyle była teraz w stanie powiedzieć. Doświadczyła bólu po stracie przyjaciół. Jednego z nich zmuszona była zabić osobiście. Jednak wciąż miała wystarczająco dużo sił, aby siedzieć obok mężczyzny. Nie poddała się. I nie zamierzała.
- Skoro taka jest twa wola.
Nie powiedziała nic więcej, nie było takiej potrzeby. Doskonale zrozumiała jego polecenie. Zamierzała je wykonać. Niezależnie od tego, jak bardzo chciałaby zostać i go wspierać. Rozkaz to rozkaz.

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Skwer w centrum miasta  - Page 4 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
- Oczywiście – zabrał więc swoje skrzydło, nie chcąc naruszać jej przestrzeni jeszcze bardziej. Na szczęście nie siedział na tyle blisko, by mogła poczuć się niekomfortowo przez samo bycie ramię w ramię, ponieważ dzieliła ich odległość kilkunastu centymetrów.
- Myślę, że najsilniejszymi są właśnie ci, którzy są słabi – powiedział, po uważnym wysłuchaniu wilczycy. – W końcu zdając sobie sprawę z własnych słabości, możemy je przezwyciężać, stawać się lepszymi wersjami siebie – odetchnął i kontynuował – widziałem wystarczająco wiele by stwierdzić, że masz rację. Ludzie, pomimo niemożliwości z korzystania z magii, są potężnym gatunkiem. W końcu zawładnęli całą ziemią, stworzyli siebie panami świata, w którym żyją.
Nie było to nic dobrego. Zniewalanie innych gatunków (nawet ludzi, tylko o innym kolorze skóry czy statusie społecznym), niszczenie świata, w którym żyją poprzez zaśmiecanie, wycinki lasków i zanieczyszczanie wód? Ludzie potrafili być bardziej przerażającymi bestiami, niż cokolwiek innego.
- Słyszałem kiedyś taką krótką historię – zaczął, spoglądając na Isleen – o tygrysie. Królowa swych ziem, potężne stworzenie, przed którym drżą inne. Dumna, waleczna i niesamowicie niebezpieczna. Wyobraź sobie teraz, że ta potężna istota drżała z przerażenia, uciekała ile sił w łapach, ledwo mogąc złapać oddech. Jej ciało pokryte było krwią, czarne pasy zabarwiły się na czerwono. Biegła tak szybko, jak tylko potrafiła, jednak z każdą chwilą była coraz słabsza. Ona, szlachetna i wspaniała, niepokonana przez żadne inne zwierzę. Krwawiła z otwartych ran, zostawiając za sobą czerwony szlak. Biegła, lecz to, co ja goniło było coraz bliżej. Głośny warkot, głuchy odgłos, pocisk przecinający powietrze. Trafił ją i przeszył na wylot razem z płucem. Nie zatrzymała się, bo wiedziała, że jeśli to zrobi: będzie pewnym trupem. Z pyska toczyła jej się krew, była bliska kresu sił. Warkot zniknął, drzew zrobiło się za dużo, potworna machina nie miała szans się przez nie przedrzeć. Stworzenia postanowiły dopaść ją o własnych łapach. Tygrysica w końcu padła na ziemię. Trawa i kwiaty zagłuszyły jej upadek. Świszczący oddech urywał się, a ona, pozbawiona sił by wstać, mogła jedynie żałośnie zawodzić błagając o łaskę – zrobił pauzę, odwracając wzrok i spoglądając na ziemię. – Potworne bestie ją dopadły, doprowadziły do upadku Królowej. Kilkoro ludzi i ich broń złamały tak potężną istotę – przymknął powieki – ludzie pomimo braku siły fizycznej, która dorównuje innym zwierzętom, pomimo braku magicznych mocy, są niesamowicie silni. Bywają okrutni, niebezpieczni i zdolni by złamać ducha każdego, kogo tylko spotkają. Widziałem jak budują cywilizacje, potęgi, o których wielu lustrzan nie przyszło nawet śnić. Widziałem też, jak ci sami ludzie doprowadzają do ich końca, mordując przy tym wszystkich, którzy staną im na drodze. Bratobójcze wojny, polowania, zniewolenia – istoty ludzie są przerażające i nigdy nie będę wątpił w ich potęgę. Jednak wiem też, że są słabi, delikatni i krusi. Nie żyją długo, maja dobre serca, są łagodni i potrafią przebaczać. Są niczym, a zawiłością. Kiedy byłem pośród nich nauczyłem się, że mogą być bezwzględni i jednocześnie łagodni. Są inni niż Lustrzanie, a jednak tak bardzo do nich podobni.
Wiele istot z Krainy Luster była taka sama. Mająca władze, przepełniona potęgą, zniewalająca inne gatunki, próżna, butna. Były też istoty słabe, delikatne, troskliwe. Od ludzi różnią się tylko tym, że posiadają magiczne umiejętności.
- Lustrzanie wierzą w to, co podpowiada im serce – uśmiechnął się łagodnie. – Tylko ono jest wyznacznikiem drogi, którą podążają.
Marzyciel był głęboko przekonany o swojej racji. W końcu były różne świątynie w Krainie Luster, wierzono w wielu bogów, więc jakże ktoś mógłby im narzucać religię, którą mają wyznawać?
- Czasem zdaje się,  że monotonia nas zabija. Jednak daje ona szanse wejrzeć w głąb siebie i sprawić, że staniemy się lepszymi wersjami siebie. Będziemy w stanie przeanalizować nasze wady oraz zalety, znaleźć słabe punkty, popracować nad sobą i stać się kimś innym. To jak odrodzenie się, odbycie przysłowiowego katharsis, oczyszczenia, by powstać jak feniks z popiołów i rozpocząć nowy rozdział w życiu, który jak można przypuszczać – złamie monotonię, wprowadzi do życia więcej barw.
Dalsze słowa Dachówki były prawdziwie bolesne. Były jak trucizna wlewana do niegojącej się rany.
- Dla ludzi nawet inni ludzie bywają bronią – odparł – jednak chce wierzyć, że któregoś dnia, to co nas dzieli, będzie mogło nas wszystkich połączyć. Nie ma bowiem tylko bieli i czerni. To też nie odcienie szarości. Nasze życia zabarwione są jakoby tęczą, pojawiającą się, gdy ciężkie krople deszczu oraz jasne promienie słońca, spotkają się na nieboskłonie. Może zatem i nam wszystkim uda się zakończyć te waśnie i zobaczyć tęcze utkaną z łez i nadziei tych, którzy polegli. Miej wiarę, Isleen. Jesteśmy tym, kim jesteśmy, ale któregoś dnia będziemy kimś więcej. Któregoś dnia będziemy dzielić te same ziemie bez żadnych sporów.
Smok wierzył, że pokój któregoś dnia nadejdzie.
- Trudne sytuacje niekiedy łamią naszego ducha. Innym razem sprawiają, że jesteśmy silniejsi. To od nas zależy, jak z nich wyjdziemy.
Cieszył się, że wilczyca zrozumiała i nie zamierzała wybiegać przed szereg. Byłoby to nie tylko podważeniem jego decyzji, jako lidera, ale również wyjątkowo niebezpieczne. Mogłaby w ten sposób narazić całą drużynę i więcej żyć zostałoby straconych.
- Cieszę się, że rozumiesz.


Skwer w centrum miasta  - Page 4 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Samo siedzenie obok nie byłoby niekomfortowe. Większy problem stanowił dotyk - w tej czy innej postaci. Najpierw jego dłoń na ramieniu, a chwilę później skrzydło... Nie znali się dostatecznie dobrze, więc takie zachowanie wprowadzało kobietę w lekkie zakłopotanie. Na szczęście smok się poprawił i dalsza część konwersacji mogła przebiegać spokojnie.
- Pomimo tego, że nie posiadają żadnej mocy, są naprawdę wspaniali. Wszystko, co do tej pory osiągnęli, jest wynikiem ich ciężkiej pracy i wytrwałości. Stawiają potężne budynki, tworzą niesamowite machiny i dysponują zatrważającymi możliwościami, pomimo braku magii. Są niesamowici. Ciekawe, czy sami zdają sobie z tego sprawę.
Niektóre cuda techniki najchętniej przeniosłaby do tego świata. Szczególnie te ułatwiające komunikację. Listy nie szły tak szybko jak E-maile, potrafiły się zagubić, a czasami nawet nie dotrzeć do adresata. Pod tym względem, ludzkość prześcignęła magię. Gdyby oba światy zdecydowały się współpracować, mogłoby powstać coś niesamowitego. A to jedynie utwierdziło wilczycę w przekonaniu, że jej rozmówca miał rację. Najsilniejszymi byli ci najsłabsi.
- Choć większość swojego życia spędziłam w Świecie Ludzi, ciężko jest mi cokolwiek powiedzieć o ludzkiej naturze. Całą swoją wiedzę posiadam jedynie z telewizji i Internetu. Tam z kolei przeważała przemoc. Media najchętniej pokazywały tragedię, jak gdyby ludzkie cierpienie sprzedawało się najlepiej. Mimo wszystko nie mogę nazwać ich potworami. Nawet, jeśli nazwa MORIA jest mi dobrze znana. Może podchodzę do tego zbyt personalnie, ale nie mogłabym nazwać członków własnej rodziny bestiami, a przecież są ludźmi. Ani mój ojciec, ani Aileen, nie byliby w stanie nikogo skrzywdzić.
Śmiało mogła za nich poręczyć. Znała ich, mieszkała razem z nimi pod jednym dachem i doskonale wiedziała, że gdyby nie sprzeciw ze strony matki, wszyscy żyliby teraz w Krainie Luster. Cóż, kobieta nie chciała wracać do świata, z którym wiązała złe wspomnienia. Poświęcenie tego, co dla wielu jest rzeczą istotną, dało jej upragnione szczęście, a to było najważniejsze. Nawet, jeśli stanowiło problem dla Isleen.
- Emocje potrafią być zgubne - zauważyła. - Czasem nasze uczucia przeinaczają prawdę, ukazują złudne obrazy. Czy ślepa wiara w ich słuszność nie jest przypadkiem zgubna?
Jej interpretacja mogła okazać się błędna. Zdawała sobie z tego sprawę, niemniej jednak postanowiła kontynuować temat. Miała wrażenie, że smok postąpi tak samo. Nawet, jeśli jego wypowiedź miała mieć zupełnie inny wydźwięk.
- Czy sama próba wejrzenia w siebie nie przerwie monotonii? Poza tym, ta może być naprawdę różna. Czasem na tyle straszna, że nie potrafi ona dać nam chwili wytchnienia. Niezależnie od tego, jak bardzo byśmy tego chcieli, nie jesteśmy w stanie niczego zmienić. Nie mamy czasu, aby móc stanąć do walki z tym przerażającym przeciwnikiem.
Odrodzić się na nowo, jako ktoś zupełnie inny... Niewielu istotom będzie to dane. Część z nich świadomie pogodzi się ze swym losem, a pozostałym ślepo przyjdzie wierzyć, że zmienią coś w swym życiu. Ale dlaczego nie próbować? Czy głupcami są ci, którzy dostrzegając swą szansę, starają się ją pochwycić? Błędem będzie bezczynność i marnotrawstwo okazji.
- Pragnę tego z całego serca. Obecny podział dotyka mnie osobiście, jednak czy ktokolwiek nie będący u władzy, zdoła wywołać zmianę na taką skalę? Zwłaszcza, że świat ludzi zdaje się być nam wrogi?
Owszem, nie każdy człowiek taki był. Niemniej jednak plotki o niesławnej MORIA dotarły aż do niej.
- Jeżeli MORIA to grupa przestępcza, mamy jakiekolwiek szanse. Jeżeli jednak współpracują z rządem...
Nie musiała dokańczać swojej wypowiedzi. Erishi zdawał się znać świat ludzi dostatecznie dobrze, aby wiedzieć, do czego wilczyca zmierza. I owszem, Anglia nie jest całą Ziemią. Zapewne jakiś kraj przyjmie ich z otwartymi ramionami, ale od czego zacząć? Gdzie będzie ta bezpieczna strefa?
- Najlepiej byłoby iść na przód. I nawet jeżeli staram się podążać za tą zasadą, czasem zastanawiam się nad czym, czy jakaś sytuacja po prostu mnie mnie przerośnie.
Strata drużyny była dla niej niezwykłym ciosem, ale czy przetrwałaby gwałtowną śmierć członka własnej rodziny?

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Skwer w centrum miasta  - Page 4 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Re: Skwer w centrum miasta
Nie 17 Maj - 14:08
Czy ludzie zdawali sobie sprawę z własnej potęgi? Według smoka przynajmniej część z nich była świadoma tego faktu. Ludzie, będący u władzy wykorzystywali bowiem wszystkie znane im techniki i sztuczki, by się utrzymać na swojej pozycji. Ugrupowania, protestujące wobec okrutnych ustaw czy też rozporządzeń – mocą i siłą swojego przebicia niekiedy zmuszały władców do zmiany decyzji lub przynajmniej wprowadzenia jakichś ulg.
W kwestii siły na tle fizycznym byli może i słabi, ale nadrabiali te braki pod względem zjednoczenia, kreatywności i (chociaż nie zawsze, niektórzy zostali pozbawieni tego rodzaju myślenia, aby łatwo można było nimi manipulować) szerokiej wizji, dotyczącej otaczającego świata.
- Myślę, że chociaż część istotny ludzkich zdaje sobie sprawę z tego, jak potężnym i niebezpiecznym są gatunkiem.
Lustrzanie naprawdę byli bardzo podobni do ludzi – mieli potęgę nie tylko związaną z magicznymi mocami, ale również ich samym jestestwem. Przepełnieni byli tą samą pasją, która kryła się w ludziach. Nie wielkie różnice dzieli mieszkańców Krainy Luster i Ludzi. Wszyscy byli bowiem żywymi istotami (mniej lub bardziej) oraz mieli wolną wolę (niekiedy poddawała się ona opresją innych, czasem zanikała, jednak zawsze: od wieków i przez wieki – tkwiła w nowo narodzonych).  
- Nie wszyscy ludzie są bestiami – sprostował, gdyż odniósł wrażenie, że Isi źle go zrozumiała. – Tak samo jak nie każda bestia jest przerażająca i brutalna w swych aktach. Nie mniej jednak ludzie kryją w sobie potwory i niekiedy nawet Ci najdelikatniejsi potrafią pokazać, że demon w nich tkwiący jest potężny. Sądzę, że Twoja rodzina należała do istot łagodnych i szlachetnych, dlatego nigdy nie byli złymi stworzeniami. Jednak wierzę, że w odpowiednich okolicznościach nawet i oni mogliby pokazać, jaka siła w nich drzemie.
Wtedy, nim Erishi mógł odpowiedzieć na następne słowa wilczycy – ogromny czekoladowy zając pojawił się jakby znikąd. Spojrzał na Eri i Isi, poruszając przy tym swoim noskiem. Kawałki czekolady skruszyły się, opadając na ziemię. Wtedy też zza królika wybiegły kolorowe pisanki, które miały nogi przypominające te kocie. Na małych łapakach potuptały do siedzących na ławce. Dwie pisanki postanowiły uczepić się pazurkami materiałów ubrań Marzenia oraz Dachówki.
Czekoladowy królik zaryczał niczym lew i przywołał do siebie armię pisanek. Jego puchaty ogon otworzył się, jakoby był drzwiami prowadzącymi do wnętrza zająca. Pisanki pośpiesznie wbiegły w zająca, który po chwili zamknął ogon oraz pokicał w swoją stronę.
Gwiezdny zamrugał kilka razy, wyraźnie zdezorientowany tą sytuacją. Pisanka, która uczepiła się jego ubrania wciąż tam była. Tak samo jak ta, która trzymała dachówkę.
- To było…. Wyjątkowo niecodzienne, wielkanocne zjawisko – skwitował. Dłonią sięgnął do pisanki i odczepił ją od siebie. Przyjrzał się jej uważnie. Miała kolorowe wzory przedstawiające nieznane mu niby to kształty. Wtedy przez skorupkę pisanki przebiła się głowa kurczaka. Jego kocie łapki zamachały w powietrzu, a później, przez ostre szarpniecie, wyrwały się Marzeniu z dłoni. Pisanka zbiegła na ziemię i podążyła tropem czekoladowego zająca.
- Nie jestem pewien, co się właśnie wydarzyło.
Nie próbował oszukiwać ani siebie, ani wilczycy. Nie miał zielonego pojęcia, co się przed chwilą wydarzyło. Jego smocza mistyfikacja w postaci tatuażu znalazła się na szyi Marzenia oraz przyglądała się całemu zdarzeniu. Odwróciła wzrok od pisanki-kurczaka-kota i zamrugała kilkukrotnie, patrząc przy tym na Isleen. Chwilę później przeniosła się pod ubrania.
- Wracając do tematu… - odchrząknął – emocje są tym, co czyni nas żywymi. Nie mniej jednak masz rację, ślepa wiara w nie jest powodem naszej zguby. Jednakowoż miałem bardziej na myśli kierowanie się głosem serca oraz zważanie na rozsądek. Nie można w życiu zdawać się tylko na jedno z nich – zarówno nadmiar wiary jak i jej brak w emocji i logikę przynoszą ból oraz cierpienie.
Zbytnia ufność związaną z logiką też nie przynosi niczego dobrego. Pozbawia bowiem emocji, sprawia, że wszystkie istoty stają się niczym mechaniczne bestie, zdolne jedynie do chłodnej kalkulacji. Osamotnione, objęte mrozem i posiadające skamieniałe serce.
- Wierzę, że któregoś dnia właśnie to się ziści. Zjednoczenie nasz wszystkich jest długotrwałym procesem. Miną może i całe wieki, zanim znajdzie się lider bądź też liderzy zdolni tego dokonać. Nasze żywoty mogą przeminąć, jednak wierzę, że nienarodzone jeszcze dzieci któregoś dnia doczekają mej wizji dla świata.
Może i złudna i niemożliwa do spełnienia była to wiara, jednak Marzenie Senne chciało bardziej niż wszystko inne zobaczyć taki, a nie inny porządek świata.
- Nie wszyscy nas nienawidzą. Tak samo jak nie wszyscy lustrzanie nienawidzą ludzi. Zawsze znajdą się tacy, którzy będą po przeciwnej stronie.
MORIA, rząd czy jakakolwiek inna władza mogą z sobą współpracować, ale tak jak podczas wielkich wojen czy rewolucji mających znieść podział rasowy: znajdą się ludzie niezgadzający się z władzą, tacy, którzy udzielą schronienia istotom odmiennym.
- Właśnie dlatego podążanie swoją ścieżką samotnie jest tak trudne. Gdy ma się wokół siebie zaufanych przyjaciół czy też znajomych: nawet jeśli dla jednej z osób sytuacja ta zdaje się być bez wyjścia, dla drugiej zawsze znajdzie się rozwiązanie. Nie należy zatem obawiać się, polegać na innych.
Erishi cieszył się z rozmowy, jaką prowadzą we dwójkę. Nie mniej, sądząc po pozycji słońca - trochę się zasiedział.
- Będę się już zbierać, dziękuję Ci za rozmowę - uśmiechnął się do wilczycy. - Do zobaczenia niedługo.
Wstał z ławki, zmienił się w ptaka, tym razem ostro złotego, przywołującego na myśl legendarnego feniksa i odelciał w siną dal.

Z/T

Wielkanoc – magiczne stworzonka!


Skwer w centrum miasta  - Page 4 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Skwer w centrum miasta
Pon 19 Paź - 12:45
_______________

Co ja tu robiłam? To, co zawsze.
Kraina Luster była długa i szeroka w wielu tego słowa znaczeniach. Odkąd opuściłam dom rodzinny udało mi się zwiedzić jej spory kawał, nie wspominając o licznych wyprawach do Świata Ludzi po...drobne upominki. Musiałam przyznać, że spora część z nich miała dobry gust muzyczny i wykonawców w pewnych gatunkach. Nic więc dziwnego, że trochę stamtąd pozabierałam do siebie. Tym razem jednak przywiało mnie do samego Miasta Lalek, a nawet jego centrum z jednego, prostego powodu - zaczynało mi brakować funduszy. Czy jest lepsze miejsce do ograbienia paru kieszeni niż właśnie miasto? Nie! I każdy szanujący się złodziej to wie. Tym bardziej taki, który za nic ma zasady, a kimś takim byłam właśnie ja. Nic więc dziwnego, że pewnym siebie krokiem wkroczyłam na uliczki naprawdę ciekawego miejsca jakim było wcześniej wspomniane Miasto Lalek. Właściwie nigdy nie zwracałam większej uwagi na wygląd miejsc jakie odwiedzałam, chyba, że miałabym z tego jakiś interes. Teraz jednak w oczy od razu rzucił mi się nadmiar wszystkiego; od ludzi, po drobne sklepiki i temu podobne. Ciasne uliczki gdzie lepiej się nie zapuszczać krzyżowały się z tymi szerszymi przepełnionymi kafejkami i sklepami, jednak nieodłącznym elementem obu miejsc byli przechodnie. Ci jak myszy tłoczyli się na ulicach będąc dla mnie nie tylko smakowitym kąskiem do psot i zabaw, ale i źródłem zarobku. Słodkiego i nienacechowanego zbyt wielkim wysiłkiem zarobku. Na samym początku szłam luźnym, lekkim krokiem a mój ogon poruszał się na boki w odprężeniu, gdy uszy czujnie wyłapywały najróżniejsze dźwięki; rozmowy, szepty, śmiechy. Tego było tu naprawdę pełno i nie sposób było tego przeoczyć. Chciałam wiedzieć kto o czym rozmawia, czym dzieli się ze swoim towarzyszem, bo nigdy nie wiadomo co może się później przydać. Bystrym okiem wyłapywałam co bardziej kuszące kieszenie czasem uśmiechając się niewinnie do zerkających w moją stronę osób, czasem co bardziej natrętnemu osobnikowi pokazując język, czy luzując pasek u spodni. Czy się wyróżniałam? Trudno powiedzieć. Mogłam iść w zakład, że było o wiele więcej dziwniejszych ode mnie istot - kilka ogonów, skrzydła, rogi, dwie głowy; a to tylko część przykładów! Ja na całe szczęście miałam wszystkiego w odpowiedniej ilości i jedynie strojem nadrabiałam niedosyt krzykliwości. Sunąc tak uliczkami co jakiś czas niezauważenie podwędzałam portfele - a to jakiemuś eleganckiemu staruszkowi, to kobiecie pochylającej się by zawiązać but, to młodzikowi, który nie nauczył się jeszcze by chować co cenniejsze rzeczy gdzieś indziej niż w tylnej kieszeni swoich spodni. Nim doszłam do Skweru miałam już jakąś część tego po co tu zawitałam. Mimo to, nie czułam jeszcze odpowiedniej satysfakcji - w końcu ludzi była jeszcze cała masa, aż grzechem byłoby nie skorzystać! Poprawiłam czarny pokrowiec na gitarę przerzucony niechlujnie przez moje prawe ramie, zatrzymując się na moment przed samym skwerem, rozglądając się dookoła z udawanym zainteresowaniem okolicznymi kafejkami i innymi sklepikami. Lekko przesunęłam palcami po wąsach prostując je, a moje białe uszy drgnęły lekko gdy z gwaru innych głosów wyłapałam przytłumiony dźwięk harmonijki. Hm, a więc miejsce lokalnego grajka zajęte - no trudno, nic straconego. I tak byłam tu tylko przejazdem - a może i przejściem? Po krótkim upewnieniu się, że licznie odwiedzany skwer jest miejscem wręcz idealnym do kontynuowania polowania, gładko wsunęłam się pomiędzy spacerujących przyjaciół, pary i staruszków, idąc spokojnie ku pewnej ławce pod całkiem stabilnie wyglądającym drzewem, którą bezpardonowo zajęłam w całości, rozkładając na niej nie tylko swój bagaż pod postacią plecaka i pokrowca - ale i samą siebie. Wykorzystując dogodne położenie, witałam się z przechodniami których wzrok spadał na moją osobę, a co ciekawszym - wyciągałam pierdoły z kieszeni spodni i płaszczy, pozostając przy tym niezauważoną. W końcu jednak moje własne kieszenie zaczęły nieco ciążyć, dlatego otworzyłam pokrowiec i wysunęłam z niego małą sakwę, wrzucając do niej podwędzone pieniądze. I ciach! Pokrowiec ponownie zamknięty a ja wracam do poszukiwania następnej ofiary by móc z czystym sumieniem opuścić to miejsce i poszukać jakiegoś do snu gdzieś na obrzeżach - kto tym razem padnie moją ofiarą?

Powrót do góry Go down





Yako
Gif :
Skwer w centrum miasta  - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Lusian/Luci Foxsoul
Wiek :
Wizualnie 25
Rasa :
Lisi demon
Wzrost / Waga :
190/85 //
Znaki szczególne :
Kuleje, Blizna na lewym oku
Pod ręką :
Laska
Broń :
Naginata
Zawód :
W Świecie Ludzi - Aktor/Aktorka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t230-kp-yako https://spectrofobia.forumpolish.com/t1126-yako
YakoNieaktywny
Re: Skwer w centrum miasta
Sro 21 Paź - 11:54
Udało mu się czmychnąć tej wkurzonej kocicy. No trochę nie przemyślał, ale prawdę mówiąc nie przejmował się nigdy tym, żeby jakoś zwracać uwagę na swoje ofiary, w szczególności, że Kapelusznik raczej nie zapuszczał się w te rejony Miasta. No trudno. Kiedy indziej sprawdzi interesy. Chciał tam po prostu zajść z nudów tak prawdę mówiąc. Nie było to nic pilnego. Ba! Nawet nic co by w ogóle musiał robił.
Wrócił do swojego wyglądu. Długich białych włosów, lisich dodatków, czerwonych oczu i ładnie zbudowanego ciała. Wygląd różnił się całkowicie od tego co widziała Kicia, więc nie musiał się przejmować, że zwróci na niego uwagę.
Ubrania również się zmieniły, na sprawne jeansy, czarny T-shirt i skórzaną kurtkę. Tak mu było najwygodniej.
Przechadzał się po skwerze, spoglądając na pojedyncze stragany, które się czasem tam pojawiały, albo sklepikarze, którzy starali się wcisnąć jakieś swoje towary. Jeden akurat sprzedawał jego ulubione orzechy prażone w karmelu, jeszcze ciepłe, dlatego postanowił się skusić. Przecież i tak nie przytyje, a chętnie sobie coś pochrupie, zastanawiając się co teraz ze sobą zrobić.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Skwer w centrum miasta
Czw 22 Paź - 21:01
Leżałam rozciągnięta na ławce co jakiś czas unosząc spojrzenie migdałowych ślepi na przechodzących niedaleko nieznajomych, jakby w poszukiwaniu godnego łupu. Byłam jednak wybredna - każdy doskonale wie, że nie każda mysz nadaje się na jedzenie, tak samo było z ludzkimi kieszeniami czy innymi pierdołami. Kraść kradłam dla zabawy, psikusa czy potrzeby - a aktualnie miałam wszystko czego potrzebowałam, a mijające mnie osoby akurat miały na wierzchu to, co sama już miałam i nie było mi na ten moment zbytnio potrzebne. Może przemawiała przeze mnie już zwykła, kocia leniwa natura? A może faktycznie na jakiś czas czułam sytość po dokonaniu paru psot i drobnych kradzieży. Wtedy jednak moje spojrzenie skupiło się na dość...Wyróżniającej się sylwetce, albowiem jakiegoś wysokiego mężczyzny o białych włosach i odzianego w skórzaną kurtkę. Uniosłam lekko brew, przyglądając się osobnikowi z lekkim zainteresowaniem. Długo jednak nie skupiałam się na jego urodzie a tym, co przy sobie miał. A miał...zaskakująco mało jak na wygląd który prezentował. Na pierwszy rzut oka pomyślałam, że mam do czynienia z kimś z własnego, kociego podwórka, jednak coś mi podpadały drobne, aczkolwiek ważne elementy - ogon, uszy chociażby. Gdy byłam już święcie przekonana, że to nikt ode mnie z czystym sercem podjęłam decyzję o tym, by zobaczyć co takiego ten ma w kieszeniach - bo coś musiał mieć. Nikt z domu nie wychodzi całkiem goły, bez kosztowności. Podniosłam się więc sprawnie, zarzuciłam plecak na jedno ramie, a pokrowiec na drugie i lekkim, beztroskim krokiem ruszyłam w stronę przeciwną do tej w którą udawał się białowłosy nieznajomy - a więc w te jego. Gdy byłam blisko niego, poruszyłam nieznacznie wąsami i...Odwróciłam wzrok, uderzając o niego nieznacznie pokrowcem i barkiem, tym samym na ułamek sekundy mając w zasięgu palców jego kieszeń od kurtki. Gdy coś z nie pochwyciłam, niezauważona cofnęłam rękę i również - kontynuując teatrzyk - odsunęłam się i udałam zmieszaną.
- Proszę wybaczyć, zamyśliłam się. Miłego dnia! - po tym jakże szczerym pożegnaniu, poprawiłam plecak i gitarę, odchodząc jak gdyby nigdy nic w swoją stronę, wciskając ręce do własnych kieszeni, w końcu jednak wyciągając jedną z nich by obejrzeć to co zwinęłam. Gdy rozluźniłam pięść, na mojej dłoni ukazały się...
- Drobniaki? Serio?

Powrót do góry Go down





Yako
Gif :
Skwer w centrum miasta  - Page 4 5PUjt0u
Godność :
Lusian/Luci Foxsoul
Wiek :
Wizualnie 25
Rasa :
Lisi demon
Wzrost / Waga :
190/85 //
Znaki szczególne :
Kuleje, Blizna na lewym oku
Pod ręką :
Laska
Broń :
Naginata
Zawód :
W Świecie Ludzi - Aktor/Aktorka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t230-kp-yako https://spectrofobia.forumpolish.com/t1126-yako
YakoNieaktywny
Re: Skwer w centrum miasta
Czw 22 Paź - 22:07
Spacerował sobie spokojnie, rozglądając się leniwie. Szedł sobie spokojnie, przegryzając ledwo co zakupione orzeszki, gdy nagle ktoś na niego wpadł. Warknął pod nosem, ale nie przejął się tym zbytnio. Pokręcił tylko głową i wsadził torebkę do kieszeni, w której...powinien mieć jakieś drobniaki. Zaśmiał się pod nosem - no to dzieje się coś ciekawego - powiedziałem i zmieniłem się w białego lisa.
Szybko znalazłem trop prowadzący do pewnej kici. Znalazłem gdzie idzie i wyprzedziłem ją. Wróciłem do swojej postaci przy jednym z zaułków i poczekałem na nią. Słysząc jej reakcję zaśmiałem się nisko - serio myślałaś, że będę trzymał coś bardziej wartościowego w tak oczywistym miejscu? - zapytałem i poklepałem się po piersi, wydając przy tym dźwięk raczej niezbyt pustej sakiewki, którą miałem ukrytą w wewnętrznej kieszeni kurtki.
Oparłem się wygodnie o ścianę i spojrzałem na nią z góry. Światło odbiło się w rubinie, umieszczonym na skórzanej obroży na mojej szyi - komuś się nudziło? Nie wyglądasz jakby Ci brakowało forsy - zapytałem, podchodząc do niej i leniwie falując swoim ogonem.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Skwer w centrum miasta
Wto 10 Lis - 19:52
No dobrze - to była najmniej pożądaną i oczekiwana kontynuacja mojego krótkiego spotkania z gościem, którego chwile wcześniej powiedzmy - okradłam z paru drobniaków dla czystej zabawy bez chęci zarobku, chociaż! W głowie pojawiła mi się myśl, że a nuż jednak coś ciekawego się tam kryje. Gdy po moich słowach, w których szło wyczuć właśnie ten rodzaj zawodu - usłyszałam odpowiedź. Podniosłam spojrzenie a moje uszy drgnęły nieznacznie gdy dojrzałam przed sobą tego samego mężczyznę stojącego w zaułku i poklepującego się po piersi, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk obijanych monet.
- To nie było najbardziej rozsądne posunięcie, by pokazywać gdzie ma się oszczędności przed kieszonkowcem, zdajesz sobie z tego sprawę, nie? - uniosłam lekko brew rozbawiona, wrzucając do kieszeni marne grosze jakie udało mi się zgarnąć. Niedoczekaniem było, że mu je oddam nawet po tym jak magicznie mnie wyprzedził i znalazł się w miejscu gdzie był. Na jego dalsze słowa skrzyżowałam ręce na wysokości piersi, zadzierając lekko głowę gdy ruszył w bliżej mnie, kiedy ja nie miała nawet z tyłu głowy aby się cofnąć. Stałam w miejscu a mój długi, biały ogon powoli i delikatnie ruszał się na boki.
- A byś się zdziwił - parsknęłam z lekkim uśmiechem. - Hm, ale racja, aktualnie pieniędzy mi nie brakuje, ale zaswędziały mnie rączki. Raczej za tymi groszami nie będziesz płakać, więc nawet nie przeproszę - wyszczerzyłam kiełki i trzepnęłam uchem, poprawiając jedną ręką przewieszony przez ramię futerał z gitarą.
- A ty co tak się przybliżasz, kolego? - zaśmiałam się i dźgnęłam go w pierś. - Ale żeby tak na pierwszym spotkaniu? Dachowca nie widziałeś? - uniosłam brew a moje wąsiska drgnęły lekko gdy drugą rękę włożyłam do kieszeni długiego, zielonego płaszcza, nie spuszczając rozluźnionego, rozbawionego wzroku  z rozmówcy.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach