Domek Skrzydlatego Liska

Bane
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Ból po przytwierdzeniu ogona był okropny. Jeśli ktoś kiedyś zapytałby go do czego można było go porównać, Bane miałby problem. Nigdy nie został postrzelony a jednak właśnie tak wyobrażał sobie postrzał w krzyż. Fale bólu rozchodziły się po całym kręgosłupie za każdym machnięciem ogona. Mężczyzna nie kontrolował nowej kończyny ale czuł jej ruchy. Ciało protestowało, ale z każdą sekundą było coraz lepiej. Zupełnie tak, jakby Cyrkowiec w końcu akceptował ogon.
Białowłosy spojrzał na dziewczynę, która przy nim trwała. Tuliła go i głaskała, za co był cholernie wdzięczny. Nie był gotowy na to co się stało i zaskoczenie pomieszane z cierpieniem odebrało mu mowę.
Odczekał aż do momentu kiedy ból nie zelżał na tyle, by medyk mógł spokojnie się podnieść. Ogon przestał się wić i zaczął dziwnie współpracować z ciałem - Bane w czasie gdy próbował wstać poczuł przeciwwagę która pomogła mu się wyprostować. Zaskoczony odwrócił głowę i spojrzał na białą szczotę która skrywała w sobie diabelski grot ogona.
- Kurwa mać. - stwierdził mrugając dziwnymi oczyma - Ja naprawdę dopiąłem sobie ogon. - przeniósł spojrzenie na Julię.
Ta sytuacja była nowa i nie wiedział jak powinien się zachować. Znalazł ogon i dopiął go sobie. Na stałe? Raczej tak, sądząc po bólu gdy cholerstwo wrastało mu w kręgosłup.
Wytężył wolę i spróbował nim zamachać. Udało mu się zaskakująco sprawnie, zupełnie jakby ogon miał od zawsze. Poruszył nim znowu i przystawił końcówkę do dłoni. Chwycił nią chwost i przyjrzał się grotowi ukrytemu w białych, całkiem miękkich, długich na półtorej dłoni włosach.
- Hmm. Nie jest najgorszy. - skomentował z wahaniem i spojrzał na skrzydlatą - Co sądzisz? - zapytał niepewnie i poruszył ogonem tak, by pomiziać ją końcówką po dłoni.
W zasadzie nigdy nie podobały mu się zwierzęce dodatki ale żył już w Krainie Luster na tyle długo by się do nich przyzwyczaić.
Teraz i on miał ogon, można więc było powiedzieć że właśnie stał się pełnoprawnym mieszkańcem tego dziwnego świata.



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Domek Skrzydlatego Liska
Pią 17 Lip - 21:00
Nie pospieszała go, po prostu tuliła i głaskała. Chcąc uspokoić go choć trochę. Widziała, jak ogon bił na wszystkie boki i nie trudno było się domyślić, że nie robił tego sam...lecz z powodu połączenia się z układem nerwowym Cyrkowca.
Obserwowała go uważnie, gdy wstawał i sama szybko się wyprostowała, żeby w razie czego go łapać. W końcu wiedziała, jak to jest się obudzić z dodatkowymi kończynami, czy raczej elementami, których nie powinno się mieć.
Uśmiechnęła się, gdy dotarło do niego co zrobił - pokarało, za to, że tak bezmyślnie przyłożyłeś do siebie coś, co nie wiesz skąd pochodzi - lekko szturchnęła go w ramię, ale nie wyglądała na złą. Nie przeszkadzało jej zbytnio to, że będzie miał teraz ogon. Z ogonem czy bez, będzie go kochać tak samo.
Naburmuszyła się dopiero, gdy zobaczyła, jak szybko ogarnął jak posługiwać się ogonem - to nie fair....mnie to zajęło ładne kilka dni, zanim mogłam poruszyć swoim ogonem - powiedziała nadymając swoje bladawe lica.
Przyglądała się mu uważnie i sama lekko przeczesała białe włoski - będę musiała się przyzwyczaić, ale w sumie....nawet Ci pasuje. Patrz, nawet jest pod kolor - zachichotała i lekko chwyciła ogon, ciągnąc go za niego - masz w nim czucie? - zapytała jeszcze i przeszła na tyły mężczyzny, by uważniej przyjrzeć się nowemu elementowi jego ciała i robiła to naprawdę ze sporym zainteresowaniem.
Podwinęła mu koszulę i obejrzała miejsce, w którym ogon wrastał w ciało - hmmm...wygląda tak jakbyś się z nim urodził...nie ma żadnego śladu, żeby był jakoś doszyty czy doczepiony - powiedziała, wyraźnie zaskoczona, lekko łaskocząc nasadę ogona. No...naprawdę sporo jej zajmie przyzwyczajenie się do tej sytuacji, ale co miała zrobić. Lekarz wyglądał dość zabawnie, ciekawe czy ogon jest po prostu ogonem, czy jednak ma jakieś ciekawe...zastosowania? Czy może jakieś właściwości? Pewnie dowiedzą się o tym niedługo, nie chciała przecież naciskać Białowłosego, mając w pamięci to jak cierpiał jeszcze kilka chwil wcześniej.
Wiedziała też, jak Bane nie przepadał za zwierzęcymi elementami, oraz, że często tęsknił do Świata Ludzi. W sumie nie można mu się było dziwić. Był uwielbiany, bogaty, znany, wolno mu było prawie wszystko. Tutaj musiał zacząć całkowicie od zera. Znalazł się w Krainie prawie bez grosza przy duszy i teraz znów miał swoją małą fortunę. Miała więc nadzieję, że ten incydent nie sprawi, że będzie bardziej gburowaty, że jeszcze bardziej nie będzie lubił tej Krainy, albo zwierzęcych elementów, gdyż Julia chciała naprawdę, żeby ją w pełni akceptował. Mimo, że tym razem, w trakcie zbliżenia nie prosił jej o to by ukryła uszy i ogon (i dobrze, bo nie byłaby w stanie tego tak naprawdę jeszcze zrobić), ale wiedziała, że wolałby ją w bardziej ludzkiej wersji. Chciała jednak by kochał ją taką jaka jest i zupełnie nie przejmował się tym, że ma lisie elementy, tak samo jak ona całkowicie akceptowała to jaki był on sam.

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Ogon był dość niespodziewaną nowością. Gdyby Bane wiedział, że to dziwactwo przywrze do niego jak jakiś pasożyt, nie przykładałby go sobie do pleców. Teraz, po fakcie, nie wiedział co powiedzieć.
Julia miała rację. Jak mógł tak bezmyślnie zbliżyć do siebie takie dziwactwo? Nie wiedział skąd to ma i obstawiał, że pewnie podrzuciła mu to któraś z Marionetek uzupełniających torbę. A może nawet i sam Jan Sebastian? Z tym, że jeśli to on, to miał w tym cel. Z pewnością. Medyk poznał już okularnika na tyle dobrze by wiedzieć, że Jasiek nie ma złych zamiarów. Jest wkurzający i do bólu pragmatyczny, ale z pewnością nie zły.
Bane uśmiechnął się głupio. Oczywiście nie przyzna się do błędu, bo nie pozwoli mu na to duma. Wzruszył więc tylko ramonami akceptując słowa dziewczyny.
Zbyt pewien siebie i swojej nowej kończyny, zrobił ku Julii krok, jak gdyby nigdy nic. Niestety zachwiał się i nieprzyzwyczajony do nieco innego rozlożenia balansu, runął na podłogę jak długi. Ogonem bił na boki ale nie zdołał utrzymać się na nogach.
Gdy już wylądował na podłodze, ogon podwinął się tak, że chwost chlasnął go w czubek głowy i już na nim pozostał, tworząc mężczyźnie dodatkową grzywkę.
- Świetnie. - skomentował leżąc, z naburmuszoną miną. Coś tak czuł, że posiadanie ogona nie będzie tylko i wyłącznie zmianą kosmetyczną. Co z tego, że nim poruszał skoro miał być teraz niczym przysłowiowa łamaga, potykająca się o własne nogi?
- Teraz już wiem ile musiało cię kosztować przyzwyczajenie się do lisiej kity. - powiedział z poziomu parteru i uniósł się na rękach do klęku. Szło mu opornie, bo ogonem chlastał na boki nie mogąc złapać równowagi.
Chwyciwszy się pierwszego lepszego mebla, w końcu podniósł się i westchnął, marszcząc brwi. Chyba zaczynał żałować, że przyprawił sobie ogon.
- Lepsze to, niż rogi. - powiedział cicho. Nigdy nie przyznał się Julii, ale był cholernie zazdrosny o jej kontakty z rogaczami. Upiorni, mimo iż w większości byli to nadęci buce, byli kastą rządzącą a co za tym idzie przydatną.
Bane nigdy ich nie lubił i był zwyczajnie zazdrosny o to, że jego narzeczona utrzymywała bliskie kontakty z jednym z nich.
- Mam. - powiedział i skrzywił się gdy pociągnęła go za ogon - Auć! - syknął trochę na wyrost, bo właściwie wcale go to nie bolało. Zrobił kolejne kilka kroków, tym razem ostrożnie.
Gdy podniosła mu koszulę i wyraziła swoje zdanie, Bane zamyślił się. Nie lubił takich sztucznych dodatków ale jeśli nauczy się nim opeorwać, ogon będzie dodatkową pomocą. Co prawda był zakończony białą kępką włosów, ale przecież do chwytania wiekszych rzeczy się nada.
Poruszył nim, ale zrobił to na tyle nieporadnie, że uderzył Julię w udo. Nie jakoś mocno, ale wystarczająco by poczuła.
- Wybacz... - bąknął zmieszany.
Był jeszcze jeden bardzo ważny aspekt posiadania ogona. Bane miał możliwość przekonać się przynajmniej w jakiejś części jak czuje się Julia. Tu w Krainie Luster nie uchodziła za dziwadło, w Świecie Ludzi z pewnością złapano by ją i poddano eksperymentom. Choć Giping wyrządził jej straszną krzywdę, sprawił też że zaczęła należeć do tego świata jeszcze zanim na dobre w nim osiadła. A on... dopiero teraz poczuł się Lustrzaninem.
Odwrócił się ostrożnie ku niej i złapał ją, przyciągając ją do siebie.
- Chodź no tu, moja narzeczono! - warknął ze śmiechem - Teraz i ja po części jestem zwierzakiem. Szkoda tylko, że nie mam takiego fajnego futerka a tylko to. - wskazał na koniec ogona - No nic. Będziesz musiała przyzwyczaić się do tego, że twój facet ma dodatkową kończynę. - zachichotał chcąc rozładować napięcie - Kto wie, czego jej nauczę...?



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
- Uwa.... - chciała go ostrzec, gdy zbyt pewnie ruszył przed siebie - żaj... ech... Bane nic Ci nie jest?- dokończyła i westchnęła. Widząc jednak co stało się z jego ogonem, zaśmiała się pod nosem - ładna grzywka - powiedziała, wyraźnie rozbawiona tą sytuacją.
- Lisia kita nie była taka zła, gorzej było... - gdy straciła skrzydła. Ale nie chciała o tym teraz myśleć. Potrząsnęła głową - nie ważne - powiedziała i jeśli chciał to pomogła mu wstać.
Przechyliła głowę - czemu lepsze niż rogi? - zapytała, nie do końca rozumiejąc. W końcu wtedy nie miałby problemów z chodzeniem, ale...możliwe, że bolałby go kark? Nie wiedziała tego. Nawet nie wpadło jej do głowy, że mogłoby to mieć coś wspólnego z tym, że Cyrkowiec nie przepadał za Upiornymi Arystokratami.
- Przepraszam... - powiedziała cicho i lekko pogłaskała go po ogonie. Po czym delikatnie zaczęła go po nim łaskotać, zastanawiając się, czy to poczuje, czy jednak nowa kończyna będzie nieczuła na łaskotki. Byłoby na pewno śmiesznie.
- Ej! - naburmuszyła się - wiem, że Cię pociągnęłam, ale nie musisz mi za to oddawać - powiedziała, ale zaraz zachichotała. Nie bolało to aż tak bardzo, więc nie było się czym przejmować.
Pisnęła zaskoczona, gdy nagle ją do siebie przyciągnął, zaraz jednak zaśmiała się wesoło. Prychnęła rozbawiona - dobrze, że nie masz, bo nie będziesz mnie z ogonem zdradzał w łóżku - pokazała mu język. W końcu sama mogła się do swojego przytulić i Bane na pewno mógł to zauważyć, w szczególności, gdy była młodsza - nie tylko do tego muszę się przyzwyczaić - powiedziała i dała mu buziaka, zaraz jednak go klepnęła w klatę - na pewno coś nieprzyzwoitego! Już ja Cię znam - powiedziała i zmarszczyła brwi - żadnego łaskotania! - powiedziała jeszcze, grożąc mu palcem po czym skrzyżowała ręce na piersi, patrząc mu prosto w oczy.

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
- Czemu rogi? - gdy zapytała spojrzał na nią a w jego oczach pojawił się nieprzyjemny błysk. Bane nie lubił Upiornych, po prostu. Wszystko co było związane z tymi nadętymi dupkami budziło u niego wstręt.
- Bo rogi u mężczyzny, to oznaka że jego kobieta puszcza go kantem. - wyjaśnił wymijająco. Nie chciał drążyć tematu a tym bardziej wchodzić w tematy Arystokratów. Nie przyzna jej przecież, że jest cholernie zazdrosny za każdym razem gdy ona jedzie do tego wymuskanego gogusia z tęczą w gałach.
Dał jej konia, ale Bane miał nadzieję, że nic więcej. Już sama myśl, że rogaty szlachetka i Julia mogli robić coś więcej... Uchh! Medykiem wstrząsnął niezauważalny dreszcz.
Gdy wspomniała o zdradzie, spojrzał jej prosto w oczy. Przez chwilę milczał z powagą wypisaną na twarzy.
- Z tym już koniec. - powiedział poważnie - Nie zdradzę cię nigdy więcej. Z kimkolwiek... czy czymkolwiek. Chcę się zmienić, potrzebuję tego. Chcę być lepszym człowie... - urwał, zdając sobie sprawę jak idiotycznie to brzmi - Ekhem, lepszym Cyrkowcem. - poprawił się spuszczając wzrok.
Nigdy nie pogodzi się z tym, co mu zrobiono. Z tym kim się stał. Teraz, z ogonem, był Lustrzaninem ale zbyt dużo przeżył. I najgorsze było to, że wiedział, że to nie koniec jego wyboistej drogi.
Buziak był słodki i bialowłosy przyjął go z rozkoszą, odpowiadając delikatnie i bez pośpiechu. Uwielbiał ją całować, mógłby to robić cały czas! Kochał ją i ta miłość wypełniała go całego, pozwalając mu zapomnieć o wszystkim innym.
Gdy klepnęła go w pierś, uśmiechnął się z złośliwie. Jak to, nie może łaskotać? Nie ma opcji by się powstrzymał!
- Narazie masz spokój, bo póki nie umiem się tym ustrojstwem posługiwać, nie będę nawet próbował. - stwierdził z błyskiem w oku - Nie chcę ponabijać ci siniaków. Ale jak już opanuję ruchy... - wyszczerzył zęby i połaskotał ją dłońmi w boczek - Nie znasz dnia ani godziny, najdroższa! - przyciągnął ją jeszcze mocniej, tak że dziewczyna zderzyła się z jego klatką piersiową. Przejechał jedną dłonią po jej skrzydle, podziwiając dotyk miękkich piór.
- Mój aniołek... - powiedział, całując ją w czubek głowy - Z lisimi uszkami i kitą. - dodał, cicho chichocząc - Mogą nazywać mnie pedofilem. Zoofilem. Nimfomanem. Niech świat mówi co chce, ale ja kocham cię na zabój i nic tego nie zmieni. - uniósł jej podbródek i pocałował namiętnie, na potwierdzenie swoich słów.
Był zmęczony, ona pewnie też. Marzył by się położyć. Z nią. I zasnąć, tak po prostu.
Trzymając w ramionach swój największy skarb.



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Zamrugała i zachichotała - no chyba mnie nie posądzasz o to, że mogłabym Ci je doprawić co? - spojrzała na niego rozbawiona. Nie drążyła jednak bardziej tematu. Nie chciał rozmawiać na ten temat to nie, przecież nie będzie naciskać. Nie jest to nic aż tak bardzo istotnego, by wyciągała z niego te informacje.
Patrzyła na niego zdziwiona, gdy postanowił wprost powiedzieć, że nie będzie już chodził do innych. Uśmiechnęła się łagodnie, widząc jego reakcję na ostatnie słowa i pogładziła go po boku głowy - aby być człowiekiem, nie trzeba być przedstawicielem tej rasy, więc nie musiałeś się poprawiać, z resztą - ujęła jego twarz w dłonie i zmusiła tym samym, by spojrzał jej w oczy - gdybyś nie został Cyrkowcem, nie poznalibyśmy się. Nie spotkałbyś małej głupiutkiej dziewczynki, która spadła ze zjeżdżalni i potrzebowała gburowatego wujka, żeby się nią zaopiekował - powiedziała łagodnie i palcami przeczesała białą grzywę. Była spokojna, mówiła łagodnie i tak też na niego spoglądała.
Zamachała delikatnie ogonem, gdy odpowiedział na pocałunek. Sama uwielbiała to robić. Nie wyobrażała sobie, żeby miała całować kogokolwiek innego. Zaśmiała się nagle, krótko - dzięki temu, że jesteś jaki jesteś, nikt się pod Ciebie nie podszyje. Bo może zmienić wygląd, ale jak zmieni to, że Twoje pocałunki nie są takie zwyczajne, a raczej bardziej....pikantne? - zapytała, lekko rozbawiona tą myślą. Chwilę musiała pomyśleć nad ostatnim słowem, ale na szczęście udało jej się znaleźć, chyba w miarę, trafione określenie.
Zmrużyła oczy, jednak, gdy zaczął ją łaskotać pisnęła i zaczęła mu się wyrywać - njeeeee przestaań - śmiała się głośno po czym zaśmiała, gdy przytulił ją do siebie.
Spojrzała na mężczyznę zaskoczona, gdy nazwał ją aniołkiem - nigdy tak do mnie nie mówiłeś...chyba - powiedziała z lekkim wahaniem, ale nie wyglądało na to, żeby jej to przeszkadzało, bo zaraz się do niego ufnie wtuliła.
Nie dał jej nawet możliwości na odpowiedź. Zamknęła oczy i poddała się, mrucząc cichutko.
Sama była zmęczona, dlatego, gdy tylko się odsunęli od siebie, ziewnęła szeroko - pardon - powiedziała i przetarła oczy - chyba czas się zbierać. Ten wieczór był naprawdę pełen wrażeń - przyznała i pociągnęła Medyka w stronę salonu. Było tam cieplutko, a Bane musiał się nadal grzać no i tam też była ich pościel. Z resztą...nie chciało jej się wchodzić na piętro. A o piżamie nawet nie myślała, najchętniej by padła do łóżka taka jak była i koniec.
Dała tylko jeszcze Leviemu wiadomość od Cyrkowca i poprosiła by zaniósł to do Kliniki. Lepiej teraz niż jakby mieli to wysłać rano. Nie martwiła się, że smok nie wróci albo że nie będzie miał jak wejść do domku. Mógł się zrobić naprawdę malutki, więc klapka dla Amber była dla niego jak najbardziej osiągalna.

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Julia miała rację. Człowiekiem nie czyniła ludzka powierzchowność. Bane został zmieniony za to co zrobił, za krzywdy które uczynił. I chociaż zmiana miała mu początkowo dać nauczkę, po trafieniu do Krainy Luster zachowywał się tak samo niegodziwie jak kiedyś. Tylko na początku, gdy nie mógł się odnaleźć w nowym świecie, był wycofany, milczący i pozbawiony głębszych refleksji. Nawet miał problem z emocjami. Potem nastąpił swoisty "boom" i Blackburn nie radził sobie z samym sobą. Bywał agresywny, mściwy, zapatrzony w siebie, arogancki aż do bólu. I dalej krzywdził, najmocniej jak tylko potrafił. Czemu? Nie znał odpowiedzi, ale... Teraz, będąc w domu skrzydlatej Julii, czuł zmęczenie. Był zmęczony swoim wcześniejszym życiem, i tym w Świecie Ludzi, i tym z jego początków po drugiej stronie lustra. Tęsknił jednak do rzeczy które nie powinny już zaprzątać mu głowy, jak na przykład do swojego samochodu, do piosenek śpiewanych z Anomanderem w czasach gdy jeszcze Anomander był po prostu poważnym medykiem ze smoczymi skrzydłami.
Wszystko co znał Bane, wywróciło się do góry nogami i mężczyzna nie do końca radził sobie z nową rzeczywistością. Szukał sposobu by poradzić sobie z tym co go otacza, szukał wzoru do naśladowania który powie mu jak żyć dalej. Szukał i szukał... A miał ją cały czas przy sobie. Julię Renard, skrzydlatą dziewczynę z lisim ogonem i uszami. Dziewczynę, która mimo śmiesznie niskiego wieku, rozumiała świat lepiej niż on, przyjmowała to co daje los z niesamowitą jak na jej wiek siłą. Czy to szczęście, czy niedola, ona zawsze pozostawała sobą.
Bane widział jej zmęczenie, on sam też czuł się znużony. Gdy ziewnęła, uśmiechnął się. Poczekał aż wyślę zwierzaka z wiadomością i gdy to nastąpiło, podszedł do swojej ukochanej.
- Przez ten ogon, nie poradzę sobie z wniesieniem cię na górę i zaniesieniem do łóżka. Nie w tej postaci. - mruknął uśmiechając się zadziornie - Wskakuj. - rzucił jeszcze tylko, po czym przy użyciu Animicusa z którym nigdy się nie rozstawał, a który nosił na kostce i nogi, zmienił się w sporej wielkości, białe wilczysko. Szturchnął nosem Tulkę by na niego wsiadła i jeśli to zrobiła, poniósł ją na górę do sypialni.
Tam, powrócił do swojej normalnej postaci i uśmiechnął się do niej. Był zmęczony a przez to nieco małomówny. Jeśli chciała, pomógł jej się rozebrać, sam też to zrobił po czym zaciągnął ją pod prysznic.
Nie, nie robili nic poza wspólnym myciem się. Nie mieli na nic innego siły. To był długi dzień.
Po prysznicu, Bane zaniósł dziewczynę na chwiejnych nogach na łóżko i okrył ją kołdrą a następnie sam ostrożnie wdrapał się na posłanie. Uważając by niczego nie uszkodzić chwiejącym się na wszystkie strony ogonem, w końcu ułożył się obok niej. Uśmiechnął się do niej i pogładził ją po policzku.
- Jeśli zabiorę ci w nocy kołdrę... - powiedział cicho, zaspanym głosem - To pozwalam ci mnie kopnąć. Ale tylko ten jeden raz. - zbliżył się i pocałował ją czule - Dobranoc, moja słodka.
Zanim się spostrzegł, już spał.
A z tym chrapaniem to kłamał. Nie mówił jednak nic o tym, że rozwala się w czasie snu na całe łóżko.
Cóż, Julia będzie się musiała przyzwyczaić

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Nigdy nie miała swojego miejsca. Starała się być wesoła, nie pokazywać innym jak się czuje. Nie martwić innych osób, ale jakoś jej to nie wychodziło. Zawsze ktoś się nią musiał zajmować, nie radziła sobie. Starała się jednak jak mogła, by udowodnić, że sobie poradzi. Że da radę, że nie jest po prostu małym dzieckiem, ale jest w stanie coś osiągnąć. Nic to nie dawało...bo wszyscy patrzyli na nią jak na dziecko, nieletnią małą dziewczynkę, która została skrzywdzona przez los i jednocześnie....mimo tego nic nie znaczy. W końcu co może zrobić taka małolata?
Tak było... do tego dnia. W końcu poczuła, że znalazła swoje miejsce, że znalazła kogoś...kto nie uważa jej za kogoś nic nieznaczącego. Bane chciał się nią zaopiekować...ale nie tak jak inni. Nie dlatego, że jest jeszcze młoda, tylko dlatego, że coś do niej czuł. Coś innego niż konieczność zajmowania się nią. Była dla niego ważna, w końcu mogła się tak poczuć.
- Bane dam radę chodzić. Nogi mam w porządku - powiedziała, ale widząc, jak się stara, nie mogła nie wspiąć się na jego grzbiet i dać zanieść do sypialni.
Gdy już byli na piętrze, poprosiła go o pomoc. Mimo, że nie chciała być od nikogo zależna....w chwili obecnej była. Nie była w pełni sił i do tego nie mogła się wyleczyć przez jakąś nieznaną klątwę...wszystko się pochrzaniło.
Gdy byli już nago oraz pozbyła się bandaża z ręki, dała się pociągnąć pod prysznic. Spojrzała w dół, gdy woda zaczęła po nich ściekać - Bane...coś ty mi zrobił? - zaśmiała się szczerze widząc całą masę malinek. Pacnęła go w ramię, ale ostatecznie po prostu się umyli. Oboje chcieli iść spać.
- Wariat - zaśmiała się zaspana, gdy nagle ją podniósł i mimo, iż nie umiał utrzymać w pełni równowagi, zaniósł ją do łóżka. Nie opierała się jednak.
Wtuliła się w ciepłą kołdrę i gdy tylko mężczyzna do niej dołączył, wtuliła się też do niego. Zamruczała na pocałunek - zapamiętam - powiedziała i zamknęła oczy.
Mimo zmęczenia, nie mogła jednak zasnąć. Słyszała spokojny oddech ukochanego, który leżał obok. Czuła jego obecność. Noc była jasna, księżycowa więc Tulka po prostu oglądała pierścionek, który otrzymała zaledwie kilka godzin wcześniej. Był przepiękny, a Lisiczka nie mogła uwierzyć, że związała się z kimś aż tak bardzo.
Spojrzała na Bane'a i pogładziła go po boku głowy, by w końcu wtulić się w niego i zasnąć spokojnie.

Obudziła się dość wcześnie. Była wyspana i dopiero teraz zorientowała się, że spali całkowicie nago, co wywołało u niej rumieńce na twarzy. Spojrzała na swojego narzeczonego i uśmiechnęła się delikatnie. Bane nadal spał. Rozwalony na całe łóżko, które i tak było naprawdę spore. Całe szczęście w nocy nie musieli walczyć o kołdrę, ale pewnie i coś takiego w przyszłości nastanie.
Julia poszła się ogarnąć, poczesać, ubrać. Przy okazji usztywnić znów rękę, oraz obejrzeć to co zostało po odrastaniu skrzydeł oraz jej uchu. To ją zasmuciło, wręcz wycisnęło łzy z jej oczu, ale musiała się opanować! Nie chciała przecież martwić Lekarza, który teraz też powinien odpoczywać.
Spróbowała go obudzić, żeby powiedzieć, że idzie się przewietrzyć, ten jednak tylko zawinął się bardziej, coś podudrał pod nosem i spał dalej, dlatego też wzięła wszystkie zwierzaki i wyszła do ogrodu. Ze śniadaniem poczeka aż Bane w końcu ruszy dupsko z łóżka.
Było chłodno i przyjemnie. Wiał spokojny wietrzyk, słoneczko zaczynało świecić. Odetchnęła świeżym powietrzem i od razu poczuła się lepiej.
Leviathan latał nad domem, rozglądając się za jakimś niebezpieczeństwem, a może za zdobyczą? Kto go tam wie.
Widząc go jednak w powietrzu Julia postanowiła, że musi jednak zacząć pracować nad swoimi skrzydłami, dlatego przywołała Granatowego Aureum i po prostu zaczęła ćwiczyć. Chcąc rozruszać skrzydła i może w końcu ponownie wzbić się w przestworza.

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Pulsowało mu w skroniach a golf niemiło gryzł w szyję. Stracił poczucie czasu i właśnie odzyskiwał trzeźwość umysłu.
- Kurrr... już tak późno... - zaklął pod nosem, wychodząc na skraj Malinowego Lasu, którego szerokie liście przestały odgradzać go mdłego świtu. Musiał błąkać się po nim całą noc. Mgliście pamiętał chwiejnie stawiane kroki w kierunku Norki. Cosiek, Furor, Yuki byli. Gdzie podziała się butelka trunku? Nie miał pojęcia, bo po tym jak ją obalił i dotarł do dzieciaka, był już zbyt pijany na kojarzenie faktów, czasu i przestrzeni. Wszystko byleby się znieczulić. Przegnać chłód i samotność, a majaczącą się przed nim zjawę i własną niemoc obrócić w żart.
Serce podskoczyło mu do gardła, gdy Furor trącił nosem wierzch jego dłoni. Stała tam! Za Furorem! Wyciągała ku niemu zasuszone, czarne dłonie...
- Czego za mną łazisz?! Czego chcesz?! - wydyszał w jej stronę z przyzwyczajenia i kurtuazji, przylepiony do pnia za sobą, lecz zaraz się uspokoił. Gdy tylko Furbo wywęszył obcą istotę i obrócił w jej kierunku swój łeb, ta rozpłynęła się w powietrzu.
Keer usiadł pod drzewem, wziął parę głębszych oddechów i schował głupio wyjęty sztylet. Na nic by się nie zdał. Zerknął jeszcze do zasobnika z bełtami i cmoknął niezadowolony. Paru brakowało. Dobrze pamiętał, że w przypływie odwagi wspartej procentami, a może debilizmu, postanowił sprawdzić odporność Zjawy. Ta, niezależnie od wszystkiego, miała się wyśmienicie. Potem film znów się urywał, lecz rozpoznawał to miejsce. Niedaleko znajdowała się Polana Melodii, ta sama, na której wpadł na psotnego, czarnego lisa... Niewykluczone, że nogi poniosły go tam same, jakby w nadziei na cud lub słodki koniec. Następnie musiał zboczyć z drogi, bo widział stąd dom oraz swą najnowszą Żywicielkę, Julię Renard. Zresztą daleko nie była. Ciekawe, czy tylko tu nocowała, czy też była właścicielką sielankowej posiadłości.
- No! Ładnie sobie poczynam! Yako by mi kłaki powyrywała... zresztą zasłużenie - przeszło mu przez myśl. Wstał i otrzepał ubranie. Oddechu nawet nie sprawdzał. Był samobieżną gorzelnią. Już miał wychodzić z ukrycia, gdy zza domu wylazł Aureum, do niego wybiegł ujadający i powarkujący Furor... i tyle było z wracania do domu w celu doprowadzenia się do stanu akceptowanego przez społeczeństwo. Nie tak miała wyglądać wizyta u lekarza!
W pełni zdawał sobie sprawę jak upiorny może się komuś zdać. Skryty w cieniu drzew, blady, potargany, uzbrojony, z mackami w różnych miejscach, błyskający ślepiami niczym dziki zwierz facet w towarzystwie ponurej, nieśmiertelnej przyzwoitki i wrednej bestii.
- Wracaj gnido! - warknął wściekle na Furora, bardziej ochryple niż by się po sobie tego spodziewał, ale podziałało, gdyż Furbo wyraźnie zwolnił bieg i stracił początkową pewność siebie. Zorientował się, że dwunożne-rude nie atakuje, więc lepiej nie wychylać się przed szereg i podkulić ogon.
- Wyglądasz o niebiosa lepiej niż gdy cię ostatnio widziałem... - powiedział miast powitania, lecz nie wychodził z ukrycia.

Mogę się zaprzyjaźnić? P:1/3 F:1/3
Mackowa wysypka - II stadium P: 1/3 F: 2/5


Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Rozgrzała się, następnie robiła ćwiczenia, które robiła w Klinice, by przywrócić odpowiednie krążenie oraz wzmocnić mięśnie skrzydeł. Levi siedział niedaleko i pilnował czy ktoś się nie zbliża. Pióra Julii były jego skarbem, więc naprawdę o nią dbał.
W końcu zaczęła próby oderwania się od ziemi. Kilka razy jej się udało, ale nie ufała swoim skrzydłom. Nie słuchały jej. Były nagle większe niż wcześniejsze, miały inny kształt co jej przeszkadzało. Dodatkowo chyba miała jakąś blokadę w swojej psychice.
W pewnym momencie wylądowała na kolanach, zirytowana. Odkąd nauczyła się latać, uwielbiała to robić, a teraz? Nie potrafiła...nie była w stanie się w pełni oderwać się od ziemi...a jak jej to wychodziło to dalej nie dała rady już się utrzymać.
Oparła dłonie o miękką trawę, a z jej oczu pociekły łzy frustracji. Dlaczego nie dawała rady, dlaczego to wszystko musiało ją spotkać! Chciała tylko pomóc, wyleczyć nogę tego starego pryka....a co dostała w zamian? Została kaleką i do tego została oszpecona (przynajmniej w jej głowie). Nigdy nie uważała się za ślicznotkę, ale ile minie czasu zanim Bane uzna, że jednak nie chce dziewczyny, która nie dość, że plecy ma w bliznach bo dość....krwawym odrastaniu skrzydeł to jeszcze ma rozszarpane ucho? No i do tego ma niesprawną rękę....ja ona da radę dalej leczyć, jak da radę mu pomagać w pracy? Nie pokazywała tego przy Cyrkowcu, ale czuła się naprawdę źle, była załamana i miała wszystkiego dość!
Nagle, usłyszała ujadanie, które sprawiło, że jej serce stanęło. Z przerażeniem zaczęła się cofać i podkuliła swój ogon, widząc biegnącego w jej stronę psa. - nie...nie... - mówiła cicho, ale to wystarczyło bo Aureum zareagował. Zaraz znalazł się pomiędzy nią, a napastnikiem i zawarczał groźnie, powiększając swoje rozmiary, a z jego paszczy buchnął ostrzegawczo ogień. Patrzył groźnie swoimi czerwonymi ślepiami, prostując granatowe, pierzaste skrzydła. Zdecydowanie nie dałby się jakiemuś rudemu wypłoszowi.
Julia zauważyła, że pies nie jest sam, dopiero gdy ktoś go uspokoił, a potem...odezwał się do niej - ki...kim pan jest? - zapytała mocno drżącym głosem. Była przerażona, to było pewne. Nie miała jako poznać Gawaina...nie dość, że go nie pamiętała to jeszcze był nawet za daleko by go poznać, nawet gdyby pamiętała.
Leviathan zaczął podchodzić do mężczyzny, jednak nagle się...uspokoił. Złożył skrzydła i zmniejszył się. Węszył w powietrzu, aż w końcu wrócił do swojej pani i otarł się o nią swoim kościstym pyskiem. Jakby chciał ja uspokoić - czy...czy pan go zna? - zapytała niepewnie i cieszyła się, że Aureum się od niej nie oddala. Trzymał się przy niej jakby psu coś znów odbiło, ale widziała, że smok poznaje mężczyznę, co było dość....dziwne.
Niepewnie wstała, przyciskając do siebie skrzydła, kładąc po sobie uszy i przytulając do siebie zabandażowaną rękę. Nie wiedząc co ma robić. Bała się i to bardzo....

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Furor zaskuczał na widok płomieni oraz ogromnego przeciwnika. Keer patrzył na swoją ogłupiałą bestię z dezaprobatą, lecz wiedział już, że kolejnego Aureum Furor już nie ruszy, a przynajmniej powtórzy tego zbyt prędko. Dostał swoją lekcję i teraz z podkulonym ogonem wycofywał się w stronę Cienia.
Gawain przeniósł wzrok na spłoszoną Julię, w myślach wyzywając Furbo od najgorszych. Dopiero teraz przypomniał sobie ostatni sen lisiczki i szczerze żałował nieprzytrzymania bestii za futro. Zmarszczył brwi słysząc pytanie Julii. Nie skojarzyła go, nie pamiętała, a może faktycznie było z nim tak źle, że nie była w stanie rozpoznać go z takiej odległości?
Miał jednak inny problem niż Julia z dziurą w pamięci. Był nim zmierzający w ich stronę Aureum, który ani myślał odpuścić Furorowi. Keer złapał zwierza, gdy ten znów zaczął ujadać i odciągnął go, by skrzydlata bestia nie przerobiła ich na pieczyste, lecz ta, ku zaskoczeniu Cienia, opuściła gardę, zmniejszyła się i uspokoiła. Czuł na sobie badawcze spojrzenie krwistych oczu. Wyciągnął wolną dłoń w stronę bestii, gdy go obwąchiwała, po czym już jej przy nim nie było. Czmychnęła z powrotem do Julii.
- Najwyraźniej on zna mnie, choć ostatni wspólny lot nie należał do udanych - odparł i puścił Furora, który zaczął łazić wokoło i obwąchiwać miejsce, w którym sekundę temu stał Leviathan. Cień wyszedł z ukrycia, marszcząc nos, gdy promienie słońca dosięgnęły jego oczu. Mackom również nie podobało się światło i ciepło. Przylgnęły do niego ciaśniej lub schowały się pod ubraniem i we włosach.
- Gawain Keer. Spotkaliśmy się już... a raczej rzucono mnie pod twój nóż. Dzięki tobie mogę nadal normalnie chodzić i strzelać - bezwiednie przeniósł dłoń nad swoje udo, na skrytą pod ubraniem bliznę. - Co do niego - ruchem głowy wskazał na smoka - wylądowałem na nim, gdy opuściłem twój sen. Nie wiem, kto ci to zrobił... ale byłaś nieprzytomna, zimna i pokiereszowana. Gdyby twój pupil nie znał drogi do kliniki, prawdopodobnie nie rozmawialibyśmy teraz. - kontynuował, powoli podchodząc, po czym przystanął w odległości paru metrów. Skrzydła Julii były inne niż to zapamiętał. Masywniejsze, upazurzone. Jedno miało przeciwne barwy, jakby chciało dopasować się do heterochromii dziewczyny, jednak nadal tańczyły na nim piękne, tęczowe odbłyski, przyciągające wrażliwe na światło i ruch oko Keera. Skrzydła nie były jedyną zmianą. Julia obejmowała wychudłe ramię, brakowało części lewego ucha. Do tego wyglądała jakby przed chwilą płakała.
- Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć. A Furor... chciał się tylko przywitać. Ostatnio dałaś mu smakołyki, zobaczył inną bestię i zanadto się podekscytował. Podszedłbym bliżej, ale obawiam się, że mój stan może być zaraźliwy. Poszedłbym do kliniki... ale ty byłaś bliżej. I zadajesz mniej pytań. - uśmiechnął się kpiąco. Trochę wyminął się z prawdą, lecz skoro Julia była tutaj, to siłą rzeczy nie mogła przebywać w placówce. - Poza tym, chciałem cię odwiedzić, zobaczyć jak się miewasz, a mieszkam całkiem niedaleko - dodał odrobinę zmieszany i starał się ignorować zjawę, która pojawiła się za dziewczyną. Gapiła się na niego, jak zawsze i nie robiła nic więcej.
Nie ważne ile błędów dotyczących zachowania bezpieczeństwa i tajemnicy SCRu popełniła Julia i jak bardzo go to irytowało. Polubił tę dziewczynę. Mądra, zdolna i miła, pomogła mu i została by pogadać, podczas gdy większość członków Stowarzyszenia odklepałaby jego leczenie i odfajkowała co trzeba w raporcie. Naprawdę musiała kochać swoją pracę i odczuwać niegasnące powołanie do niesienia pomocy. Miał nadzieję, że to jedno nie uległo zmianie.
- Jeśli przeszkadzam mogę przyjść później, do kliniki, choć nie ukrywam... - wziął głęboki oddech i znów przeniósł wzrok na unoszącego się nad ziemią truposza. - że jest ze mną źle. W zasadzie to nie wiem, co mi jest - głos zadrżał mu na moment. Stres zjadał go od środka i najchętniej ponownie schlałby się w trupa... albo zapadł w letarg. Wyglądał na wymęczonego i podłamanego.

Mogę się zaprzyjaźnić? P:2/3 F:1/3
Mackowa wysypka - II stadium P: 2/3 F: 2/5


Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Obudził go dziwny niepokój.
Otworzył oczy marszcząc brwi i początkowo tylko rozejrzał się po wnętrzu. Gdzie on u licha był? Pamięć wróciła po dwóch sekundach, akurat wtedy gdy był gotów zaczać się denerwować. Rozpoznał meble, pomieszczenie. Rozpoznał też siedzącego na parapecie okna Wredotka, który lizał sobie szeroko pojęte okolice ogona.
Podniósł się z trudem, bo poranki zawsze bywały dla niego bardzo trudne. Zorientował się, że jest nagi ale niestety obok w łóżku nie było Julii. Gdzie poszła? Była jeszcze słaba i obolała, miał nadzieję, że nie poszła do pracy.
Najpierw chwiejnym, niepewnym krokiem poszedł się odświeżyć i ubrać. Nadal nie przyzwyczaił się do ogona. Szybki prysznic odrobinę go obudził, ale nadal we własnym mniemaniu Bane wyglądał jak... No, źle. Wyglądał źle. Przymrużone oczy, zmierzwione włosy, odbita na twarzy pościel. Cudo!
Gdy tylko założył na siebie bieliznę i jasnoszare spodnie dresowe, uznał że czas zejść na dół i poszukać Lisiczki. Usłyszawszy jej głos dochodzący z zewnątrz, podszedł do okna balkonowego i wyjrzał za nie akurat w momencie w którym Leviathan zbliżał się do czegoś z gniewnym warkotem. Bane zmarszczył brwi, wkładając ręce do kieszeni, ciekaw co następi dalej.
Nie martwił się o Julię. Miała Aureum za obrońcę. Przez chwilę obserwował scenę, ale nie bardzo wiedząc o co chodzi, stwierdził że nadszedł czas interweniować. Zwłaszcza, że nie rozpoznał przybysza.
Na dół zszedł niespiesznie, ostrożnym krokiem. Już raz spierdzielił się ze schodów, tyle mu wystarczy. Po drodze zebrał część włosów i związał je z tyłu głowy by grzywa nie opadała mu na oczy. Fryzura ta była typowo użytkowa a i wyglądał w niej lepiej niż w sterczących na wszystkie strony kudłach.
Boso, wyszedł z domu i skierował swoje kroki w miejsce gdzie znajdowała się dziewczyna, jej bestia i coś co postanowiło zakłócić spokój domku w lesie. Na jego twarzy malowało się znudzenie i arogancja tak wielka, że aż ciężko byłoby opisać ją słowami. Bane wyglądał jak uosobienie nadętego skurwysyna. Co z resztą wcale nie mijało się aż tak bardzo z tym jaki faktycznie był.
Zbliżył się do skrzydlatej i schował ręce do kieszeni, patrząc na intruza z góry, niezbyt przyjaznym spojrzeniem. Dopiero po chwili rozpoznał rudą czuprynę i znajome rysy twarzy. Nie pasowały tu jedynie dziwne narośle, które oplatały postać.
- Gawain Keer? - zapytał, mrużąc oczy - Tak, to pan. Poznaję. Choć... zapamiętałem pana nieco inaczej. - wyszczerzył się złośliwie.
Zmieniony Cień wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy. Właściwie Bane nie powinien jeszcze dodawać mu stresu swoim zachowaniem, ale wyglądało na to, że Cyrkowiec po prostu już taki jest. Chamski i opryskliwy. Zwłaszcza rano.
Podszedł do Julii i objął ją ramieniem z satysfakcją wypisaną na twarzy. Czego Keer chciał od Opętanej? Łączyło ich coś? A może zawędrował tu przypadkiem...? Nie, Bane nie wierzył w przypadki.
Im dłużej białowłosy przyglądał się Cieniowi, tym bardziej utwierdzał się w tym, że Gawain jest chory. Nie było w nim ani grama siły i pewności siebie, nie było tej nutki niebezpieczeństwa jaka towarzyszyła mu za każdym razem, kiedy Keer pojawiał się w zasięgu wzroku Blackburn'a.
Bane przypomniał sobie o czymś bardzo ważnym.
Puścił Julię, uśmieszek zniknął z jego ust i zastąpiła go powaga. W oczach błysnął szacunek, bo mimo iż rudowłosy wyglądał inaczej, nadal pozostawał Keer'em. Bane podszedł do niego i stanął zaledwie pół metra od niego. Przez kilka sekund patrzył w jego dziwne oczy po czym wyciągnął dłoń.
- Dziękuję. - powiedział śmiertelnie poważnie - Dziękuję, że przyniosłeś Julię do Kliniki. Dziękuję za twój wkład w jej ratunek. - dodał a lekko drżący głos zdradził targające nim emocje - Julia... Straciła częściowo pamięć. Nie wiem w jakim stopniu, ale nie jestem pewien czy pamięta co dla niej zrobiłeś. - wyjaśnił - Jednak ja... pamiętam. I zapamiętam do końca życia. - w jego oczach błysnął podziw i sympatia do Cienia ale szybko zniknęły na rzecz czegoś, co przypominało troskę - Jesteś chory, widzę to. A ja mam u ciebie dług wdzięczności. Zapewne nigdy go nie spłacę... Ale zrobię wszystko by wyleczyć cię z tego świństwa. Wszystko by doprowadzić cię do zdrowia i porządku. - w głosie pojawiła się determinacja a na ustach mignął uśmiech.
Bane wskazał domek, zapraszając tym samym Gawaina do środka. Może nie powinien się tak rządzić, ale naprawdę chciał mu pomóc. Musiał mu pomóc.
Julia żyła także dzięki niemu. A może przede wszystkim dzięki niemu?



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Spoglądała niepewnie na mężczyznę. Nie wyglądał najlepiej i od razu zaczęła analizować co mu jest. Nie przeszkadzało jej to, że stanął tak daleko, tak czuła się bezpieczniej. Levi chyba czuł jej zdenerwowanie bo potarł się pyskiem o jej zdrowe ramie, jakby chcąc jej dodać otuchy.
Przekręciła głowę i przyjrzała mu się - Gawain...Keer.... - próbowała sobie przypomnieć, jednak chyba brakowało jej jakiegoś jednego elementu, który by przywróciła to wspomnienie - przepraszam...nie pamiętam - uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Nie sądziła by kłamał. Musieli się znać, do tego Levi go nie próbował odgonić, a to oznaczało, że musieli się znać....że musieli się już spotkać i rudowłosy nie zrobił jej nic złego.
Pokręciła głową - nic nie szkodzi... ja...po prostu myślałam, że to pies... - przyznała niepewnie. To na pewno było dziwne jeśli chodzi o Tulkę, która przecież uwielbiała wszystkie zwierzęta, a teraz nagle bała się psów. Zapewne gdyby Anomander nadal rezydował z Klinice, byłby problem, skoro miał swoje psy.
Zamrugała zaskoczona - ja...obecnie nie za bardzo mogę pomóc...przepraszam - powiedziała niepewnie. Opuściła wzrok smutno - ale może... - chciała się odwrócić w stronę domku, ale Bane już był przy niej. Szybko otarła oczy, nie chcąc pokazać, że płakała. Już dość go martwiła.
A więc Bane też go znał. Zaczęła się uważniej przyglądać przybyszowi. Coś wydawało się jej znajome jednak nie umiała jeszcze powiedzieć co.
Odprowadziła medyka wzrokiem, gdy ten podszedł do Keer'a. Słuchała jego słów i postawiła uszy - to Pan mnie przyniósł? - zapytała i podeszła do niego. Dopiero teraz zauważyła jego dziwne oczy - te oczy... - wpatrywała się w nie przez chwilę - ja...już pamiętam - uśmiechnęła się przepraszająco - przepraszam...nie wszystkie wspomnienia chcą wracać od razu - powiedziała niepewnie - dziękuję...że mi pan pomógł - dodała jeszcze i lekko się ukłoniła.
Nie miała nic przeciwko, że Bane zaprosił gościa do domku. To był też jego dom. Poszła z nimi do środka - napije się pan kawy? - zapytała grzecznie i jeśli się zgodził, przygotowała kawę dla mężczyzn, a dla siebie kakao. To jej jednak pozostało, mimo iż wiele się zmieniło.
Nie chciała im przeszkadzać, dlatego też zajęła się swoimi sprawami. Zaczęła przygotowywać jedzenie dla zwierząt. Po misce dla każdej Niechniurki, dla Amber oraz Leviathana. Do jednej miseczki nasypała też słodyczy dla Bon-Bona i zawołała każdego mieszkańca po imieniu. Każdy od razu przyszedł na swoje miejsce i zaczął pałaszować. Dała też miseczkę Furorowi, żeby nie musiał po prostu patrzeć jak inni jedzą, ale też coś zjadł. Nalała też wody do dużej miseczki by mógł się napić, niestety przy odkładaniu trochę rozlała, ale od razu zaczęła to wycierać.

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Keer oniemiał i zrobił wielkie oczy. Na jego twarzy odbił się smutek. A może to był zawód? Co prawda od ich ostatniego spotkania upłynęło naprawdę dużo wody, lecz nie spodziewał się, że Julia wymaże wspomnienia o nim. Julia, która miała tak świetną pamięć, że odnotowano ten fakt w jej kartotece. Był całkowicie przekonany, że nie kłamała. Łzy, niepewna postawa i drżący głos mówiły, więcej niż słowa.
- W porządku. Nic się przecież nie stało - uspokoił ją, gdy dziewczyna przepraszała go raz po raz. Przecież lubiła zwierzęta. Chyba nawet sama mu to powiedziała, a przynajmniej było to po niej widać. Zaczynał się o nią poważnie martwić i rozumieć, że to przez co przeszła, to co widział w jej koszmarze, zmieniło ją bardziej niż początkowo mógłby przypuszczać.
- W porzą... - zaczął i nawet zdążył wyciągnąć przed siebie ręce, gdy dołączył do nich Bane Blackburn. Dziwnie było widzieć go bez koszuli, marynarki, kitla - atrybutów świadczących o profesjonalizmie i lekarskim statusie. Całkiem dobrze zbudowany, zadbany i zaspany. To ostatnie w szczególności zwróciło uwagę Keera. Czyżby ta dwójka dzieliła coś więcej niż tylko pracę? To była dla Gawaina nowość, lecz nie był zbulwersowany możliwym romansem między dwójką współpracujących osób. Stres, odpowiedzialność i wyzwania zbliżyły do siebie już tysiące par. Różnica wieku? Tak jakby miał w tej sprawie coś do powiedzenia będąc w związku z Kitsune liczącym sobie osiemset lat. Poza  tym, Julia nie była dzieckiem. Nie w rozumieniu Krainy Luster. Dziewczyna nie spinała się w obecności Bane'a. W pamięci pobrzmiewały smutne życzenia lekarza, by dobrze wiodło mu się z Luci. Tych kilka sygnałów wystarczyło Keerowi, by stwierdzić, że nic złego się tu nie dzieje. Bardziej zastanawiało go jakim cudem gburowaty Bane i słodka Julia się dogadali. Na tyle na ile ich znał, byli swoimi zupełnymi przeciwieństwami.
- Panie Blackburn - skinął głową na powitanie, po czym lekko zmarszczył brwi. Tak, Bane dalej był królem gburów i właśnie roztaczał nad Julią aurę męskiej dominacji. Cała jego postawa i wymowny gest raziły po oczach stwierdzeniem Nie ruszaj. Ona jest moja.  Nie przeszkadzało mu to w najmniejszym stopniu, za to potwierdziło jego przypuszczenia. Przyjęcie, zważywszy na wczesną porę oraz wywołane zamieszanie, i tak było cieplejsze niż oczekiwał. -  Zmiana wyglądu była niezamierzona. Niestety - odparł niezrażony. Nie łudził się, że jego odmieniony przez fioletowe macki wizerunek nie zostanie skomentowany. Ba! Gorąco pragnął uwag, wyjaśnień, rozpoznania, które rozwiałyby jego wątpliwości.
Cofnął się, gdy uśmiech zniknął z twarzy Bane'a a on sam zaczął się do niego zbliżać. W zmęczonym spojrzeniu Keera błysnęła czujność. Cień stał teraz na szeroko rozstawionych nogach i lekko pochylił sylwetkę szykując się na atak. Ciało wiedzione instynktem i przyzwyczajeniem poruszyło się zanim do rudego czerepu doszło, że nie znajduje się w sytuacji zagrożenia... ale mara... znów pojawiła się za Aureum i jego panią.
- Przepraszam... - wymamrotał zmieszany i skołowany. Wyprostował się i odetchnął, przyciskając palce do nasady nosa. Gdy po paru sekundach odjął je od twarzy i rozchylił powieki, zobaczył wyciągniętą w jego stronę dłoń. Zaskoczony spojrzał Bane'owi w oczy i wysłuchał jego słów. Trochę obawiał się, że ściskając mu dłoń go zarazi, ale mężczyzna wyglądał na pewnego swej decyzji. A może już wiedział co mu dolega i dlatego się nie bał?
- Poznał mnie pan pod tym kocem? - brew Keera powędrowała do góry. Blackburn był wtedy załamany, zapłakany i spanikowany. Jakim cudem go skojarzył? Albo po głosie, albo po oczach lub charakterystycznym odbłysku w źrenicy.
Uścisnął wyciągniętą w jego kierunku dłoń. - Nie ma za co... naprawdę - odparł  i zerknął na Leviathana, a potem na zbliżającą się Julię. - Nie do końca. Przyniósł cię Aureum. Ja tylko zabezpieczyłem cię najlepiej jak potrafiłem, starałem ogrzać i nie zrobić niczego głupiego. Większych możliwości nie miałem... nie będąc kilometr nad ziemią - wzruszył ramionami. - To był zwykły fart, że wylądowałem w twoim śnie, a potem cudem nie skończyłem jako krwawa plama, tylko wdrapałem się na grzbiet bestii.
Posłał Julii smutne spojrzenie, gdy jej kochanek - a może partner - nakreślił sytuację. A więc naprawdę nie pamiętała. Szlag. Stawiało go to w nieciekawej, konfliktowej sytuacji. Powinien zgłosić ten fakt wyżej. Ciekawe, czy pamiętała chociaż, że należy do Stowarzyszenia Czarnej Róży. Z drugiej strony nie była agentem operacyjnym. Siedziała w Wieży lub pałacu i leczyła rannych. Teraz jednak sama przyznała, że i z tym może mieć problem. Nie chciał jej podkopywać... ale zawsze mogli wysłać ją na "urlop", czasowo odsunąć od obowiązków pod mniej obciążającym ją pretekstem. Nie mógł jednak prowadzić podobnych rozmów w obecności Bane'a. Musiał znaleźć jakąś wymówkę, by móc spędzić z nią trochę czasu sam na sam.
Odruchowo uciekł wzrokiem, gdy Julia bacznie przyglądała się jego oczom, jednak szybko odwzajemnił spojrzenie i uśmiechnął się blado, gdy powiedziała, że go sobie przypomina. Wątpił by chodziło o wydarzenia z Wieży. Stawiał na pozostawioną resztkę jej koszmaru, w którym była tylko ona i on. - Najważniejsze, że wracają - starał się ją jakoś pocieszyć, znaleźć choć jeden pozytyw.
- Nie da się ukryć, prawda? - zaśmiał się gorzko i oschle. Czuł się jak intruz. Nie chciał się narzucać, lecz w tyle, nad ramieniem Bane'a widział unoszącą się zjawę. W przeciwieństwie do Tulki, która przypominała sobie to i owo, zapomniany sen Yako nadal do niego nie wrócił. Zwieńczeniem jego kiepskiego stanu były macki. Wbił wzrok w trawę u swoich stóp zastanawiając się, czy i jak ma powiedzieć o swoich dolegliwościach. Bywał już połamany, godzinami leżał na stołach udając trupa, ale jeszcze nigdy nic nie sprowadziło na niego amnezji oraz halucynacji. Wariował, ale nie chciał w to wierzyć ani przyjąć do wiadomości.
- Dziękuję - odparł na zaproszenie Blackburna, po czym ruszył w kierunku domu. Gwizdnął jeszcze na Furora, który szybko za nim podbiegł.
W przedpokoju zostawił buty. Kuszę i bełty odłożył dopiero w jadalni, tak samo jak uprząż ze sztyletem. Ciężko byłoby przeprowadzić jakiekolwiek oględziny, gdy miał na sobie pełno pasków i sprzączek.
- Chętnie. Dobrze mi zrobi po całonocnej włóczędze po lesie - skinął jej głową i przycupnął na jednym z krzeseł. Rozglądał się zaciekawiony. Wnętrzu z pewnością nie brakowało kobiecej ręki i idealnie pasowało do Julii. Kwiaty, delikatne motywy zdobiące meble. Sielanka.


Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Przybycie Gawaina było dość niespodziewane, zwłaszcza, że mężczyzna ewidentnie był chory. Oprócz dziwnych plam i narośli, wyglądał na wyczerpanego zarówno fizycznie jak i psychicznie. Z każdą sekundą przyglądania się, Bane nabierał pewności, że Keer nie jest sobą.
Zaskakujący natomiast był fakt jak Julia szybko odzyskiwała pamięć. Wyglądało na to, że wystarczył bodziec by pojawiły się przebłyski wspomnień, które później dziewczyna z łatwością łączyła. Białowłosy cieszył się, że postępy pojawiały się tak szybko, ale jednocześnie zastanawiał go sam przypadek. Nie był psychiatrą, ale miewał dni kiedy interesowało go coś więcej od własnego nosa.
Nie wypadało sterczeć na podwórku, dlatego naturalnym było zaproszenie gościa do domu. Zwłaszcza, że wyglądał i czuł się jak siedem nieszczęść, a traf chciał, że trafił na parę medyków. Bane wysłuchał wyjaśnienia co do przebiegu ratunku, ale w jego oczach Keer był zwyczajnie zbyt skromny. Przecież nie miał obowiązku ratować napotkanej Opętanej, zwłaszcza, że chyba raczej nie należał do specjalnie przyjaznych osób. Cyrkowiec nie wiedział co łączy rudzielca z drugim rudzielcem, ale wolał teraz o tym nie myśleć. Po co zaprzątać sobie głowę czymś, co w danej chwili nie jest istotne?
Przyglądał się mężczyźnie ze spokojem ale i zaciekawieniem. Wydawało mu się, że kiedyś czytał o podobnych dolegliwościach, potrzebował jednak chwili by sięgnąć pamięcią o co chodziło. Jeszcze nie czuł się ekspertem w chorobach zakaźnych. Pamiętał tylko, że fioletowe wykwity nie pojawiały się u każdego i nie od razu, dlatego też nie obawiał się zarażenia. Nie martwił się też o Julię, bo choroba na którą cierpiał Gawain z pewnością nie była śmiertelna.
Bane przepuścił gościa w drzwiach i sam zamknął je za wychudzonym psem. Bestyjka pasowała do swojego właściciela, gdyby ktoś kiedyś poprosił Blackburna o narysowanie zwierzęcia które będzie pasowało do rudowłosego, medyk narysowałby właśnie takiego, wyliniałego wilka. A może to był lis? Psowaty. To na pewno.
- Przepraszam na moment. - powiedział i szybko wskoczył po schodach na górę. Nie wypadało by paradował przy pacjencie bez ubrania, dlatego szybko narzucił na siebie białą koszulkę, umył ponownie ręce i zszedł do pozostałych, wyglądając już odrobinę bardziej profesjonalnie niż przed chwilą.
- Proszę mi mówić po imieniu. - podszedł do Keer'a i posłał mu blady uśmiech. Przejście na "ty" mogłoby usprawnić komunikację, przynajmniej w tej chwili dlatego Bane zdecydował się na ten ruch. Siadając na krześle na przeciwko, westchnął. Jeśli Julia i jego zapytała o kawę, poprosił grzecznie o ultra mocny napój. Taki jak lubił.
- W zasadzie... Sądzę, że pan Keer chyba wolałby w tej chwili coś mocniejszego. - powiedział patrząc badawczo na mężczyznę - Chwilowo jednak zostańmy przy kawie. - dodał po chwili - Słucham, jestem do dyspozycji, jeśli to panu oczywiście odpowiada. Jeśli nie, zajmie się panem Julia chociaż nie ukrywam, że wolałbym by odpoczywała. Nie jest w pełni sił. - wyjaśnił szczerze, zerkając w stronę krzątającej się skrzydlatej.
Niewiele wiedział o rudowłosym, dziwnookim mężczyźnie. Nie znał jego profesji, ale też i nie zamierzał specjalnie o nią wypytywać. Pamiętał jak przez mgłę incydent z intubacją i samą rozmowę z Luci. Widział uczucie które ich łączyło i w tamtej chwili cholernie zazdrościł im tej zażyłości. Sam nie był ideałem, ale przez długi czas był samotny. Arogancko wymuszał na otoczeniu by darzono go atencją, ale w zasadzie chodziło mu o uwagę tylko jednej osoby. Bo mimo chamstwa i narcyzmu, w głębi duszy był osobą niepewną siebie, łaknącą pochwał i niesamowicie chwiejną.
Może właśnie dlatego, że sam miał teraz w życiu okres, który można by porównać do rollercoastera, wyczuł u Gawaina pewną niestabilność. Chory mężczyzna źle znosił to, co się działo zarówno jemu jak i prawdopodobnie w jego otoczeniu.
- W tamtej chwili, nie rozpoznałem pana. - wyjaśnił, wracając do tematu incydentu sprzed kliniki - O tym, że to pan przyniósł Julię dowiedziałem się od... pracowników. Marionetek. Są moimi oczami i uszami. - wyjaśnił z lekkim uśmiechem. Nie było sensu by ukrywać czegoś tak oczywistego. Jako dyrektor musiał wiedzieć co się dzieje na terenie, którego został dyrektorem a w praktyce właścicielem.
Co chwilę zerkał ukradkiem w stronę Julii. Wolałby by usiadła z nimi, ale też wiedział, że należało przygotować coś do picia i nakarmić ich małe stado. Białowłosy był beznadziejny jeśli chodziło o zajmowanie się domem, jedyne co potrafił to sprzątać, ale rozumiał jak ważne są również inne obowiązki domowe.
- Psycholog ze mnie żaden. - przyznał z uśmiechem Bane - Ale jestem lekarzem. Proszę o szczerość a postaram się pomóc najlepiej, jak będę umiał. - jeśli przeszli na "ty", Bane przerzucił się na nieco swobodniejszy ton, lecz jeśli Keer upierał się by pozostać przy oficjalnej formie, Cyrkowiec uszanował jego decyzję - Co się dzieje? - zapytał po chwili wprost, ściszonym głosem, marszcząc lekko brwi. Miał nadzieję, że Gawain powie mu o wszystkim co mu doskwiera. Tylko wtedy medyk będzie w stanie dobrze zdiagnozować przypadek i zastanowić się, co dalej.



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Blackburn przeprosił go na moment. Wykorzystał go, by uważniej rozejrzeć się po jadalni i po częściowo widocznych przystających do niej pomieszczeniach. Dojrzał skromny salonik i dobrze wyposażoną, ale małą kuchnię. Wszystko poukładane, zadbane. Furor łasuchował w najlepsze i Cień był przekonany, że gdyby zwierz umiał gadać to zamiast podziękowań z jego pyska wydobyłaby się prośba o dokładkę. Pokój wypełniał słodki zapach polnych kwiatów i malin. Z wolna wpadające przez okno słońce powoli podnosiło temperaturę. Gawain przymknął oczy. Niegdyś budził się w podobnych okolicznościach, lecz woń zawsze zawierała w sobie nutkę ostrzegawczej ostrości różnorakiej maści reagentów i mocniejszych ziół. Matka pracowała za dnia. Jej klienci chodzili w promieniach słońca, a ona żerowała na bezbronnych roślinach oraz drzemiących pastuchach, drwalach i lekkoduchach, którzy postanowili zrobić sobie przerwę. On sam budził się, a raczej był budzony o zachodzie, by spędzać noc na pilnowaniu ognia i odrywaniu od łodyg niezliczonej ilości listków i kwiatów.
Skrzypnięcie podłogi było inne, tak samo jak cięższe były kroki. Otrzeźwiły Keera i przegnały wspominki. Gdy rozchylił powieki, jego oczom ukazał się Bane - tym razem ubrany w białą koszulę, nie świecący nagim torsem. Za to zauważył ogon. Blackburn śmiesznie majtał nim na boki, jakby zirytowany jego obecnością, co równocześnie wpływało na jego chód. Nie przypominał sobie, by mężczyzna posiadał wcześniej ogon, ale może krył go w spodniach.
Na prośbę białowłosego niemrawo skinął głową. Nie lubił przechodzić na "ty" zbyt szybko, ale zdawał sobie sprawę, czemu ma służyć ten zabieg. Był pacjentem, Bane jego lekarzem. Żeby wyciągnąć z takiego mruka jakim był szczerze wyznania wymuszało się je skróceniem dystansu. Miał nadzieję, że pomimo świadomości zabiegu ten w jakiś niewyjaśniony sposób mu pomoże.
- Wystarczy Gawain albo Wain - dodał, po tym jak Bane zwrócił się do Julii. - Kawa. Alkoholu już mam dość... przynajmniej obecnie - potwierdził przypuszczenia. A może zgodził się z zaleceniami? Sam nie był w stanie ocenić w jakiej formie się znajduje, więc zdawał się w tym względzie na osoby trzecie.
Oparł łokcie o kolana na słowo "słucham", po czym zerknął w stronę kuchni i spojrzał Bane'owi prosto w oczy.
- Wolałbym nie męczyć pani Julii. Sama zresztą stwierdziła, że nie bardzo może mi pomóc. Obojętne, czy wynika to z niepewności, czy utraty pamięci. - ściszył głos. - To co zobaczyłem w jej śnie... - Keer skrzywił się kwaśno nie kryjąc obrzydzenia. - Nosił znamiona traumy, a ona sama jej wyparcia. Wolałbym jej dodatkowo nie niepokoić - zapewnił, podpierając się notką z pamięci, że Julia nie przepadała za mężczyznami. Zwłaszcza tymi nieznajomymi, nietrzeźwymi i wyglądającymi na niebezpiecznych... Akurat uważał to za zdrowe podejście, a dziewczyna nie potrzebowała w tej chwili dodatkowych stresorów.
Odpowiedź lekarza uspokoiła go. Marionetki faktycznie miały prawo rozpoznać go po dwóch poprzednich wizytach. Oceniały świat innym okiem niż istoty z krwi i kości, wiedzione emocjami. Przynajmniej wiedział, że nie jest tak beznadziejny jak się o to posądzał jeszcze kilka minut temu. Sam zwolniłby się ze służby, gdyby był tak kiepski w ukrywaniu swojej facjaty.
- Byli bardzo pomocni. Stabilni i ostrożni - wrócił pamięcią do wydarzeń z dziedzińca kliniki. - Choć przenoszenie wyglądało nienaturalnie, było perfekcyjne... sam obawiałem się przestawiania pani Renard. Nie wiedziałem, co jej jest. Widziałem rękę, widziałem skrzydła... - przetarł twarz dłonią, po czym wyjrzał przez okno, by oczyścić myśli. Wtedy nadeszła chwila, która czekała go bardziej niż on jej. Odetchnął głęboko, złożył dłonie i przytknął je do ust. Patrzył przed siebie i usiłował sobie przypomnieć kiedy dokładnie spotkało go jego nieszczęście.
- Zaczęło się od fioletowej wysypki. Niedługo potem... zapomniałem sen. Następnie w miejsce plam, w które przeistoczyła się wysypka, pojawiły się macki. W śnie pani Renard. Dla Cieni sny są częścią rzeczywistości, więc choroba, sen czy nie, rozwijała się dalej. Potem było już tylko gorzej, bo zacząłem widzieć... - rudzielec zacisnął usta w wąską kreskę i splótł ze sobą palce. Uciekł wzrokiem w bok, wyraźnie zmieszany.  - ...zjawę - wydusił z siebie w końcu. - Unoszącego się w powietrzu trupa, który znika, gdy ktoś spojrzy w jego stronę. Zapominanie snów nie jest normalne, a widzenie takich rzeczy, również. I tak. Teraz również jest za panem, panie Bane - podniósł wzrok, a potem spojrzał w puste oczodoły niemej istoty. Jej postrzępione szaty rozwiewał nieistniejący wewnątrz domu wiatr, a ona sama wyciągała ku niemu obkurczone, obciągnięte sczerniałą skórą ręce w carpe diem i memento mori w jednym.
- Nie mam pojęcia, czy to stres, klątwa, choroba, czy skutki uboczne. Chciałbym przestać budzić się w towarzystwie tego czegoś. Macki... nie są zbyt uciążliwe, poza wyglądem. Nie lubią światła, ciepła i braku przewiewu, ale nie czuję nimi, nie mam nad nimi kontroli. Są raczej pasożytnicze. A sny... nie wiem. Ponoć zapomniane sny się zdarzają, lecz przy tym wszystkim, wątpię w zbieg okoliczności - ponownie przytknął usta do dłoni. W ciszy dał się słyszeć cichy szelest materiału i skrzypienie buta, gdy jego prawa noga latała w górę i dół. Nie patrzył na lekarza, a zagłębił się w możliwych rozpoznaniach i orzeczeniach. Każde było gorsze od poprzedniego, w strachu przed tym, że nadzieja na wyzdrowienie lub poprawne funkcjonowanie stanie w płomieniach. Jednocześnie trzymał się jej. Kurczowo, do bólu, nie chciał pozbawiać się odczucia szczęścia, nikłej szansy na to, że się z tego wyliże.
- Sądzi pan, że to przejdzie? Bez powikłań? - zapytał łamiącym się głosem, lecz daleko było mu do płaczu.


Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Wysłuchała uważnie słów Cienia - może i on przyniósł...ale i tak mam wrażenie, że raczej by mnie nie doniósł gdyby nie Pan - powiedziała. Nie pamiętała, że utknęła w Krainie Snów, ale kto wie ile by zajęło, zanim by się wybudziła? Gawain jednak pomógł jej tutaj i to bardzo. Do tego nie miała co rozpamiętywać koszmarów co też jest dla niej lepsze.
Uśmiechnęła się do rudowłosego i pokazała mu gdzie może usiąść, gdy Bane poszedł się ogarnąć. Sama nie do końca wiedziała co może więcej zrobić...nie miała siły na leczenie i nie do końca czuła się na siłach by kogoś badać.
Nie słyszała rozmowy mężczyzn ale przytaknęła, gdy obaj przyznali, że chcą kawę. Dopytała tylko gościa, jaką preferuje, z mlekiem, cukrem czy zwykłą czarną, mocną czy słabą. Gdy otrzymała odpowiedź, przygotowała napoje dla całej trójki.
Gdy zwierzaki dostały swoje śniadania, zaczęła zanosić napoje. Musiała to niestety robić pojedynczo. Wolała nie upuścić kubka z gorącym płynem. Najpierw dostał Gawain, następnie Bane. Na koniec przyniosła dla siebie i usiadła obok białowłosego, no chyba, że uznali, że ma sobie iść i robić coś innego.
Nim jednak usiadła, z sufitu, po nitce opuścił się Bon-Bon. Ciemnoturkusowy Affimelle. I zawisł przed twarzą Cienia - Bon-Bon idź jeść - powiedziała gniewnie i złapała pająkowate stworzenie w dłonie po czym zaniosła prosto na miskę ze słodyczami. Jak to dobrze, że Żelkowa Plaża nie była jakoś daleko, mogła tam zdobywać dla niego jedzenie, albo prosić o to Aureum.
W końcu jednak przysiadła się do stołu i upiła trochę słodkiego kakaa. Westchnęła cicho i skupiła się na rozmowie, akurat jak Gawain tłumaczył co mu jest.
To było...dziwne. Poruszyła niepewnie ogonem, zamyślając się - czy...ten trup...jest znajomy? W sensie...to ktoś kogo pan zna, albo widział już jako trupa? Czy to po prostu jakiś...bezimienny, którego pan pierwszy raz widzi? - zapytała. Miała się tym nie zajmować, ale chyba nie zaszkodzi, jak zada jedno czy dwa pytania prawda? Nie chciała przerywać ani przeszkadzać swojemu Narzeczonemu, ale skoro nie kazał jej iść nigdzie indziej to uznała to za zgodę by też uczestniczyć w rozmowie.
Instynktownie spojrzała też za Bane'a gdy Keer wspomniał o tym, że trup się za nim znajduje. Ale...nic nie widziała. Zwierzęta i Bestie też nie reagowały na to, by w pomieszczeniu znajdowało się coś niepokojącego.
Nie do końca podobało jej się to, że nazywa ją panią, ale cóż....na razie niech tak zostanie. Miała wrażenie, że znali się już dłużej, więc czemu był aż taki oficjalny?
Na razie nie odzywała się więcej. To Bane tutaj prowadził badanie, więc starała się nie wtrącać. Jednak pytanie o to czy trup jest znajomy zdawało jej się istotne...w końcu mógł to być po prostu wynik czy czegoś....ale jeśli któryś z mężczyzn zapyta ją o powód czemu o to spytała, odpowie, bo czemu nie?

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Zasadniczo, przejście na "ty" miało im ułatwić kontakt, ale Bane przewidział, że nie będzie z tym łatwo. Niby się sobie przedstawili, polecili by mówić po imieniu a jednak między nimi ziała ogromna przepaść zwana dystansem. Cyrkowiec nie liczył na przyjaźń, nie wiedział o rudowłosym praktycznie nic. Łączył jego postać z Luci, spotykał go na swojej drodze kilka razy i to wszystko.
Bardziej zastanawiała go relacja Keera z Tulką. Niby w stosunku do niej również pozostawał oficjalny, ale czy spotkali się kiedyś poza kliniką? Gawain był Cieniem i mógł włazić do każdego snu - czy to przypadek sprawił, że znalazł się we śnie Julii? Na pewno przypadek?
Bane przyglądał się swojemu niespodziewanemu pacjentowi, przeskakując po różnych częściach ciała. Najciekawsze oczywiście były dziwaczne macko-narośle, ale medyk znalazł też parę innych, ciekawych szczegółów. Wain, bo tak kazał na siebie mówić gość, wyglądał na wyczerpanego. Podkrążone oczy, mimowolne drgania mięśni twarzy, nieobecny wzrok i wzmożona czujność. Mimo iż na pierwszy rzut oka wyglądał na słabego, z pewnością byłby w stanie zareagować na nagły bodziec równie szybko, a może nawet i szybciej niż wtedy gdy jest w pełni zdrowy i wypoczęty. Jak ranne zwierzę, które do końca zachowuje skupienie.
Cyrkowiec w pewnej chwili pochylił się i wsparł dłonie na blacie stołu, ustawiając je bezwiednie w wieżyczkę. Słuchał uważnie każdego słowa Gawaina i starał się analizować wszystko co usłyszał. Każda informacja była ważna. Gdyby ludzkie głowy były przezroczyste, towarzystwo zgromadzone w pokoju zobaczyłoby kręcące się w zawrotnym tempie koła zębate mózgu przetwarzającego słowa.
- Jeśli nie ma pan nic przeciwko, chciałbym usłyszeć co zobaczył pan w jej śnie, panie Gawain. - poprosił Bane patrząc mu w oczy - Nie teraz, później oczywiście. Najpierw skupię się na pańskim przypadku.
Ogon poruszał się na wszystkie strony. Trochę nieporadnie, trochę nerwowo ale białowłosy odkrył bardzo ciekawą rzecz - gdy o nim nie myślał, lepiej kontrolował własne ruchy i bez trudu łapał równowagę. Ogon sam w sobie może i wyglądał dziwnie, ale mógł się okazać całkiem przydatną kończyną. Zwłaszcza, że według jednej z teorii dotyczącej gatunku ludzkiego, człowiek powinien mieć ogon. Jak nazywała się ta teoria i kto ją wymyślił? Cóż, Bane był ignorantem i nie zawsze przywiązywał wagę do nazwisk.
Skinął głową na słowa Keera o personelu kliniki. Spodziewał się po nich profesjonalizmu, ba! wymagał go. W końcu gdyby klinika nie chodziła jak dobrze naoliwiony mechanizm, po cóż Bane'owi byłby taki pęk kluczy do kontrolowania wszystkiego i wszystkich?
Kiwał głową na wyjaśnienia i jego mina z każdą chwilą stawała się coraz poważniejsza. W pewnym momencie zamknął oczy i zmarszczył brwi, chcąc lepiej skupić się na mowie pacjenta. Chwilowo ignorował Julię ale wierzył, że dziewczyna nie obrazi się o to. Pracował mimo dnia wolnego, taki już był. Niby arogancki i gburowaty, a jednak chętnie niosący pomoc gdy tego wymaga chwila.
Pytanie skrzydlatej było trafne i jeśli rudowłosy odpowiedział na nie od razu, Bane tylko pokiwał głową. Niezależnie od odpowiedzi, jego w tej chwili interesowało coś innego.
- Wygląda na to, że muszę prosić pana o opowiedzenie mi snu Julii już teraz. - powiedział z kwaśną miną, bo nie do końca podobał mu się pomysł wywlekania traumy Tulki na wierzch, zwłaszcza że wspomnienia te były zbyt świeże - Mam dziwne wrażenie, że jej stan i pana stan, panie Gawain, mogą mieć jedno źródło. Z tym, że ona oberwała pierwsza, a pan rykoszetem. - spojrzał najpierw na uszatą a potem na Cienia - Wybaczcie, po prostu muszę poznać ten sen. W treści prawie każdej zagadki jest ukryta odpowiedź. A przynajmniej wskazówki.
Keer denerwował się i nie potrafił tego ukryć. Już nie. Był zbyt wydrenowany z energii i wszelkiej cierpliwości. Bane nie znał się zbyt dobrze na Cieniach bo mimo wielu lat bytności w Krainie Luster nadal pozostawały chodzącą zagadką, ale przecież nie ma choroby, której nie da się wyleczyć, prawda? Albo przynajmniej przeczekać aż minie, pod okiem lekarza. Rudzielec prawdopodobnie oberwał klątwą, ale o tym na razie nie musi wiedzieć. W tej chwili najistotniejsza była opowieść - Bane chciał ją poznać za wszelką cenę.
- Wiem jak to zabrzmi, ale niech pan się postara uspokoić. - powiedział pokrzepiająco, uśmiechając się do niego łagodnie przez co przez chwilę wyglądał na o wiele młodszego niż był rzeczywistości - Cokolwiek by to nie było... Jest pan silny. No, w tej chwili trochę zmęczony. Ale wierzę, że coś na to poradzimy.- skinął mu głową - Jeśli jednak nerwy są zbyt silne... I z tym mogę panu pomóc. A raczej nie ja własnoręcznie lecz mój... nowy towarzysz. - Bane odruchowo rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu Kazama. Niby bestia opuściła domek, jednak Cyrkowiec miał wrażenie, że czai się gdzieś w kącie i obserwuje domowników. Potwór bywał przydatny i jeśli Gawain nie będzie w stanie poradzić sobie z emocjami, medyk poprosi o pomoc Zanisshi. Widmo z radością pożre zbędne rozchwianie, zdenerwowanie i sprawi, że mętlik w głowie zniknie, pozostawiając cudownie czystą, niczym nie zmąconą ciszę.



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Wiedział, że Julia ma rację. Spadłaby przy mocniejszej, niespodziewanej zmianie prądu powietrza lub pogody, ale nie zrobił na tyle dużo, by z marszu uznać się za bohatera i przywdziać wieniec. W swoim mniemaniu wypełniał obowiązki agenta i spłacał osobisty dług. Dziewczyna mogła wkopać go poza Wieżą. Zwalić na niego braki w lekach i zrealizowanych receptach, lecz tego nie zrobiła. Z jakiego powodu? Może szukała bratniej duszy, sojusznika lub z dobroci serca, na której brak nie mogła narzekać. W zasadzie tej miała aż za nadto.
- Niewykluczone - odparł na jej rozważania. Nie ciągnął tematu, bo i nie było po co. Ważne, że żyła, a w oddali tliła się nadzieja na powrót do zdrowia i stabilności.
Z Banem przeszli na imiona, lecz nie opuścili oficjalnych formułek. Całe szczęście. I tak czuł się jak intruz - bladym świtem wprosił się do czyjegoś domu, badali go i postanowili leczyć zupełnie za darmo. Wyglądał na trzydzieści lat, lecz na karku miał już pięćdziesiąt siedem wiosen. Z domu wyniósł staromodne wychowanie. Iskrę bezczelności, bezpośredniości i młodzieżowego stylu wzniecił pobyt w Świecie Ludzi oraz niechlubne zajęcia jakimi się parał. Jakoś musiał odeprzeć słowne ataki jednej czy drugiej niewyparzonej gęby, by nie wyjść na opóźnionego kmiota, którego można zostawić na czatach lub posłać po rybę z frytkami.
- To poufne... w normalnych warunkach, ale pani Julia potrzebuje opieki. Pańskiej ręki - zgodził się z Blackburnem. Tak naprawdę wolałby opowiadać o czyimś śnie niż swoich przywidzeniach, lecz gdzieś z tyłu czaiła się myśl, że ignorowanie swojego stanu doprowadzi do gorszego samopoczucia. Lgnął do lekarza niczym ćma do ognia. Nie chciał, ale musiał.
Obserwował Bane'a. Rozmaite emocje odbijające się na jego twarzy i w mowie ciała. Wydał mu się ukontentowany relacją na temat poczynań Marionetek. Keer zapewne rozmyślałby na tym odrobinę dłużej, gdyby nie Affimella, która spuściła się po cieńszej od włosa przędzy i zawisła przed jego twarzą. Zamarł, w pełni świadom zagrożenia. To ośmionogie, niepozorne stworzonko z łatwością mogło posłać go na drugi koniec pokoju na spotkanie ze ścianą nawet się przy tym nie zmęczywszy. Nie bał się jej, ale nie miał zamiaru ruszać. Zwierzę, bestia, magiczna czy nie, każde zasługiwało na osobistą przestrzeń i jej nieprzekraczanie. Julia była zwolniona z tego obostrzenia, bo dosłownie sekundy później jej dłonie ujęły futerkowe ciałko i odsunęły pajączka od niego.
- Z cukru mnie nie ulepiono - skomentował, przelotnie się uśmiechając. Bon-bon. Całkiem urocze imię dla pająka.
Radość szybko uleciała z Cienia w miarę jak opowiadał o swoich dolegliwościach i okolicznościach w jakich wystąpiły. Za to pytanie Renard wywołało na jego twarzy uśmiech. Gorzki, kpiarski, ale uśmiech. Musiał przyznać, że miała talent do rozbawiania go w najmniej spodziewanych momentach.
- Nieee... To szkielet obciągnięty sczerniałą skórą. Szczerzy się, choć bezusty, patrzy pustymi oczodołami. Lata, nie gada, szata jej powiewa - mówił patrząc wprost na zjawę, po raz pierwszy się jej nie bojąc. Bardziej bał się zemsty rodziny i przyjaciół osób od dwudziestu lat gryzących piach. Co było takiego śmiesznego w pytaniu Julii? Każda z nich mogłaby zająć miejsce zjawy, choć szczerze w to wątpił. Większość zapewne skończyła w piecu lub na podmokłych polach Wysp Brytyjskich. Ich trupy, jeśli ich nie spopielono, rozpłynęły się w miękką papkę kilka lat temu.
Prośba Bane'a, by opowiedział sen przy Śniącej, była dla niego nie lada szokiem. Rozumiał jego rozterki i domyślał się, że dobro Julii leży mu na sercu. Przez chwilę wpatrywał się w zielone źrenice Cyrkowca, potem szukając zgody spojrzał na Renard. Obojętne, czy się zgodziła, czy nie. W pierwszej kolejności była agentem SCR i tak musiał rozpatrywać wszelkie za i przeciw. Jej powrót do zdrowia i pełni możliwości był priorytetowy, nawet kosztem ich znajomości.
Keer opadł na krzesło i zerknął gdzieś w bok. - Wątpię w to, bo wysypka była przed tym, ale... - wydał z siebie niezadowolony pomruk - Niech będzie - wzruszył ramionami i spojrzał białowłosemu prosto w jego świecące gały. Nadal miał mu za złe, że zaleczył rany zadane przez Yako, ale że opiekował się Julią... robił to dla niej, nawet jeśli nie zdawała sobie z tego sprawy.
- Prosto ze snu, którego treści nie pamiętam, trafiłem do snu Julii. Byłem w lesie. Dosłownie i w przenośni. Początkowo drzewa były zwykłe, drewniane, z czasem zastępowały je kryształowe. Trafiłem na dom, w nim na kobietę, panią Julię. Zanim się obejrzałem dom przeistoczył się w skrzynię, Julia w lisa. Goniono ją. Psy, myśliwi. Słyszałem trzask zamykanej broni, może dubeltówek, strzelb jakiegoś typu... - podrapał się po nosie, zastanawiając się co było dalej. To tak jakby człowieka zapytać, co kilka dni temu zjadł na śniadanie. Niby najważniejszy posiłek dnia, ale co to konkretnie było? Kanapka, owsianka... ale każda była inna, inaczej przyprawiona, jedzona w innych okolicznościach. Pamiętało się przeważnie niknące uczucie głodu, narastającą sytość, a nie sam posiłek. - Biegła, ja za nią. Z nami psy, sidła, błoto. Nagle widziałem przed sobą nie lisa, a Julię, ale miała związane skrzydła. Powaliłem ją i złapałem. Wtedy w miejscach, w których miałem wysypkę wyrosły macki - ponownie się skrzywił na niezbyt miłe wspomnienie. - Wszystko mnie wtedy mrowiło i gilgotało, ale wracając do snu, byliśmy już na polanie, przy studni, myśliwi byli nieopodal. Lis i Julia byli oddzieleni. Strzał w łapę odbił się na niej, nad łokciem. A potem... doszło do mnie, co widzę... i czego chciałaś Julio - zwrócił się do skrzydlatej. - Raz byłaś tylko postrzelona i wystraszona, by zaraz potem zmienić się w postrzępiony ochłap. Tu ucho, tam krew, zwisające skrzydła... Psy i myśliwi byli blisko, ale ja byłem bliżej, więc postanowiłem oszczędzić ci bólu. Sama prosiłaś mnie o pomoc. Wiedziałaś, że to sen albo myśląc, że to rzeczywistość błagałaś sama siebie, by okazała się tylko nim. Do tego twoje ramię... pokrywała je jakaś czarna masa, nie mogłaś się wyrwać. Potem było już tylko gorzej i nabrałem pewności, że to nie koszmar, a wspomnienia i obawy. Ginęłaś. Raz za razem na różne sposoby, więc pozwólcie, że to pominę - przebiegł wzrokiem po słuchaczach. - Więc, gdy poprosiłaś mnie, bym to zakończył... zrobiłem to i wtedy wylądowałem na smoku - wytłumaczył, lecz nie wyglądał jakby miał zamiar kończyć. Opis, choć niemiły dla wyobraźni, skupił jego myśli i pozwolił wytłumić emocje. W końcu poruszał się po znajomym terenie. - Musicie wiedzieć, że takie sny zdarzają się rzadko. Zwykle moment śmierci oznacza koniec koszmaru i przebudzenie. Ciało reaguje na silne bodźce, czy to krzykiem, czy to poderwaniem się do siadu, ale zawsze przebudzeniem. U ciebie tego nie było. Zabili... rozwalili cię w każdy możliwy dostępny sposób. Widziałem cię zmaltretowaną tak, jak poza Krainą Snów, a mimo to nie zanosiło się, żeby sen miał się zakończyć. - dodał przyglądając się Julii. Miał nadzieję, że nie wzbudził zbyt wielu wspomnień przejmującego bólu, strachu i poczucia bezsilności. W głębi szykował się na potok kobiecych łez i zawodzenie, na czułe słowa Bane'a i jej twarz ukrytą w jego ramionach. Sen czy nie, doznana przez Julię krzywda była prawdziwa. Sam mimowolnie zaciskał pięści, a jego oddech przyspieszył pod wpływem wyrzutu adrenaliny. Przywołanie sennych wydarzeń budziło w nim sprzeciw i idący za nim gniew, ten zaś zlał się z wcześniej odczuwanym stresem.
Keer objął dłońmi filiżankę. Palcami gładził ciepłą porcelanę i patrzył w sufit odbijający się w smolistej tafli, zanim upił spory łyk kawy.
- Nerwy - Gawain wypluł to słowo, jakby nim gardził i się nim brzydził. Uspokajanie się nigdy nie szło mu dobrze. Nie gdy był pozostawiony sam sobie. Znał sposoby, ale żaden z nich nie oferował długofalowej ulgi. Każdorazowo czekał go kac - moralny lub alkoholowy - do czego zdążył się przyzwyczaić. Życie bywało rozczarowujące. - Dziękuję, z całego serca, ale gdyby nie one najprawdopodobniej nie siedziałbym tu teraz - wytłumaczył się prędko. - Wyglądałbym nie gorzej od zjawy, którą widzę, a wolałbym zanadto nie tępić zmysłów - dodał. Może z punktu widzenia lekarza jego argument był do dupy, bo przecież wcześniej pił, lecz odruchy pozostawały w dużej mierze niezależne. Opóźnione, fakt, lecz istniały. Bez emocji, bez hormonów, genetycznie zaprogramowanych reakcji byłby nie lepszy od Marionetki. Niby żywy, ale obojętny. Szkoda tylko, że nie tak wytrzymały.


Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Skinęła mu tylko niepewnie głową, krzywiąc się przy tym nieznacznie, gdy opisał zjawę. W sumie...każdy trup po jakimś czasie zaczyna tak wyglądać...ale wiedziała, że lepiej już nie ciągnąć tego tematu.
Przełknęła niepewnie ślinę i spięła się, gdy Bane poprosił o to, by Gość opowiedział mu sen, w którym znalazł Julię. Średnio miała ochotę tego słuchać, ale wiedziała też, że kiedyś w końcu będzie musiała się z tym zmierzyć...wolałaby później niż wcześniej, ale tak chyba będzie najlepiej. Nie przeczyła więc, ani nie przerywała Cieniowi, gdy ten zaczął swoją opowieść.
Powoli w jej głowie pojawiały się obrazy. Rezydencja na Kryształowym Pustkowiu, dziwnie drzewa, pojawiła się przed jej oczami skrzynia, zapach i ujadanie psów. Dźwięk przeładowywanej broni. Twarze rozbawionych Dachowców.
Pogładziła się po szyi, gdzie jeszcze delikatnie widniał ślad po psim chwytaku. Pamiętała dziwną pułapkę, ucieczkę przed psami, próbę ukrycia zapachu....
W trakcie opowiadania zamknęła oczy i zacisnęła palce na kubku z kakaem, którego nawet nie tknęła. Słuchała, starając się jakoś wytrzymać. Przypominało jej się wszystko. Wcześniej pamiętała ogół....a teraz? Przypominała sobie, aż za wiele. Do tego bardzo wyraźnie zbladła.
Gdy skończył, wstała powoli - ja...przepraszam...położę się, to dla mnie trochę za wiele - powiedziała cicho i jeśli Bane chciał za nią iść, pokręciła głową - zajmij się Pacjentem, poradzę sobie muszę się tylko położyć - uśmiechnęła się do niego po czym zwróciła do Cienia - jeszcze raz panu dziękuję....z tego co pan mówi, to możliwe, że gdyby nie pan, to nadal bym była uwięziona w tym koszmarze - uśmiechnęła się szczerze i lekko skłoniła - przepraszam, że nie dotrzymam wam towarzystwa - dodała jeszcze i ruszyła na górę. Za nią człapał wiernie Aureum, pilnując by jego pani nie upadła.
Julia przyciskała do siebie ranną rękę, a do pleców nowe skrzydła. Uszy miała płasko położone a ogon wisiał bez życia. Położyła się pod kołdrę i pozwoliła popłynąć łzą, jednak nie wydała z siebie żadnego dźwięku.
Nie chciała ich martwić, po prostu potrzebowała chwili dla siebie. Całkowicie zapomniała też o tym, że jeszcze nie jedli śniadania.

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Proszenie Gawaina o przytoczenie snu przy Julii było zwykłym okrucieństwem. Zwłaszcza, że to właśnie ten sen, koszmar który wywołał traumę, był kamykiem który poruszył lawinę problemów. Może i zaczęło się między nimi układać, lecz Opętana nadal była pogruchotana zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Wiele się w niej zmieniło, i nie chodziło tylko o skrzydła czy naderwane ucho.
W ciągu opowieści zerkał to na Keer'a, to na dziewczynę. Ciekawiło go jej zachowanie, prawie tak samo jak przypadek Cienia. Macki były najmniejszym problemem - można się było ich pozbyć w staromodny i nieco brutalny sposób, ale skuteczny. Bane postanowił jednak poczekać z propozycją wycinania ich na żywca.
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, zupełnie jak zaraz po trafieniu do Krainy Luster. Nie odezwał się ani słowem, nawet wtedy kiedy zauważył jak skrzydlata zaciska ręce na swoich kubku. Cokolwiek by sobie nie pomyśleli, Julia musiała sama zmierzyć się ze swoim snem.
Opowieść była makabryczna, Blackburn nie spodziewał się, że można wyśnić tak krwawy scenariusz. Nie pojmował również jakim cudem Tulka była na skraju śmierci, skoro to był tylko sen. A może aż sen? Ta część Krainy Luster pozostała mu nieznana i pewnie jeszcze przez długi czas nie pojmie roli snów po drugiej stronie lustra.
Gdy historia dobiegła końca i nagle dziewczyna wstała, spojrzał na nią badawczo. Usta miał zaciśnięte w cienką kreskę. Jej reakcja była naturalna, właściwie Bane spodziewał się wybuchu nieopanowanego płaczu. Przeliczył się, co tylko potwierdzało, że Julia jest wyjątkowa. Radziła sobie z emocjami lepiej niż niejeden poznany twardziel.
Za Opętaną na górę pobiegł Wredotek. Może i był małym naburmuszonym, niewdzięcznym futrzakiem, ale w tej chwili jako jedyny okazał nieco empatii. Wskoczył na łóżko i jeśli rudowłosa pozwoliła, wgramolił się pod kołdrę i ułożył obok jej twarzy, fucząc śmiesznie i trącając noskiem jej policzek.
Bane spojrzał na Gawaina a w jego zielonych oczach pojawił się chłód a samo wejrzenie stało się ostre jak brzytwa.
- Może mnie pan nazywać potworem, ale to było konieczne. - powiedział ściszonym poważnym tonem upijając kawę. Dłoń trzymająca filiżankę zdradziła na ułamek sekundy nerwy, drzac lekko.
Bane nie był zadowolony z takiego obrotu wydarzeń, ale miał cel w tym, by Keer opowiedział co widział. Chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - zawsze był łapczywy.
- Trzeba stanąć ze śmiercią twarzą w twarz, by pojąć jak wiele znaczy życie. - skwitował, patrząc w stronę schodów prowadzących na górę - Julia jest silną osobą, wytrzymałą. To jej najlepsza cecha, coś czego zazdroszczę jej od lat. Znosi okropne niewygody, ból, negatywne emocje jak mało kto. Jak każdy płacze, miewa gorsze dni ale zawsze wychodzi z wszystkiego jeszcze silniejsza. - wyjaśnił z nutą podziwu w głosie - Pana opowieść miała jedno zadanie: być bodźcem, który zmobilizuje umysł do pracy. Po jej reakcji wnioskuję, że przypomniała sobie wiele, może zbyt wiele? Ale to dobrze. Będzie bolało i Julia będzie cierpieć, ale jak zawsze wyjdzie z tego silniejsza.
W głębi serca Bane nienawidził siebie za to, do czego dopuścił. Nie powinien narażać jej na taki stres a samego Gawaina wykorzystywać w tak podły sposób.
- Przejdźmy jednak do pana problemu. - uśmiechnął się samymi kącikami ust, tylko i wyłącznie dlatego że tak wypadało. Musiał zdobyć jego zaufanie, może niekoniecznie pełne ale wystarczy tylko strzępek.
- Przebywając w Krainie Luster już kilka lat, studiowałem tutejsze księgi by poznać popularne choroby. Mam wrażenie, że kiedyś czytałem o czymś podobnym. - wskazał macki - Nie widziałem nigdy na własne oczy, ale pamiętam że choroba ta jest uleczalna i najważniejszą rolę gra tutaj czas. Wiem, brzmi jak pierdolenie starego mędrca, który za marne grosze sprzedaje wróżby w stylu "Tylko czas uleczy rany." - skrzywił się - Ale w tym przypadku tak jest. Mogę oczywiście pozbyć się Pana dodatkowych kończyn za pomocą skalpela i proszę mi uwierzyć, zrobiłbym to z przyjemnością, lecz nie jestem pewien czy ten sposób by pana zadowolił. - spojrzał mu w jego dziwne oczy - Nie bez znaczenia jest też to, że jest pan po prostu zmęczony. Nie potrafię wygonić zjawy, mogę jedynie zaoferować miejsce na odpoczynek. Z tego co pamiętam... Posiada pan ciekawą umiejętność wpadania w trans, nieprawdaż? - zagadnął - Próbował pan tego? Służę wolnym pokojem, jeśli jest pan zainteresowany. - uśmiechnął się lekko - W każdym bądź razie, decyzję pozostawiam panu. Narzędzia do pozbycia się macek mam na podorędziu, w domku znajdzie się też miejsce by pan odpoczął. Miło będzie pana gościć. - wzruszył ramionami na znak, że takie rozwiązanie nie będzie żadnym problemem - To jak będzie?



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Domek Skrzydlatego Liska
Pią 14 Sie - 21:40
Obserwował ich reakcje. Bane wydawał się być spokojny, wręcz oschły, jednak jego ukradkowe spojrzenia w stronę Julii zdradzały żywe zainteresowanie stanem dziewczyny. Odniósł nawet wrażenie, że gdyby białowłosy nie był do bólu profesjonalny patrzyłby tylko i wyłącznie na nią.
Julia z każdym wypowiadanym przez niego słowem bladła, kurczyła i zapadała się w sobie. Ściskała kubek tak mocno, że zastanawiał się, czy glina zaraz nie pęknie, tak jak ona sama. Zaczynał mieć wątpliwości, czy postąpił właściwie, ale z drugiej strony... jaką alternatywę mógłby jej zaproponować? Miesiące amnezji, niepewności, kolejnych koszmarów i fobii o niewyjaśnionych źródłach? To był jej sen, który on, Cień, zmiął, wchłonął i nadal niósł w sobie. Miała prawo go odzyskać, a nawet powinna. Niepamięć, choć pozornie miła i bezpieczna, niosła ze sobą ryzyko wpadnięcia w tę samą pułapkę dwa razy. Trzeba było temu zapobiec.
Doskonale rozpoznawał gęstniejącą atmosferę, lekko przyspieszony oddech dziewczyny, zapach narastającego stresu i widok spiętych mięśni. Tak wyglądał skok na głęboką wodę. A raczej wrzucenie, bo razem z Blackburnem zepchnęli ją z klifu, nie dając czasu na odliczenie do trzech.
Poderwał się z miejsca, gdy Julia wstała. Patrzył na nią szeroko otwartymi oczami w obawie przed jej możliwą reakcją i zwyczajnie się o nią martwiąc. Dzieczyna nie pozwalała sobie na rozczulanie się nad sobą, a przynajmniej nie czyniła tego w towarzystwie. Nie zaniosła się płaczem, nie omdlała. Żadnych lamentów, żadnych skarg. Znosiła wszystko nader dzielnie. Gorsza była sztywna forma jej wypowiedzi. Stonowana, uprzejma i oszczędna - mowa kryjąca emocje grubym całunem obietnicy samotności, pod którym można wyć do woli.
- Naprawdę nie ma za co - ściągnął brwi i skłonił się przed nią. - To byłaby czysta przyjemność, gdyby nie okoliczności - odparł na jej podziękowania i pokręcił głową na przeprosiny, nawet jeśli bardziej przepraszała siebie za swoją słabość niż ich za jej nieobecność. Czemu ofiary zawsze musiały czuć się winne własnej krzywdy? Nie pojmował tego... Odprowadził dziewczynę, niechniurkę i aureum wzrokiem, ponownie zajął swoje miejsce i głośno odetchnął. Zapowiadał się długi i ciężki dzień.
- A więc to czyni ten dom leżem potworów. - Również wrócił do picia kawy. - Pytanie na ile są oswojone... - mruknął cicho znad filiżanki zanim upił kolejny łyk, bacznie przyglądając się lekarzowi. On też się przejmował. Keer podejrzewał, że nie chciał dokładać Julii balastu w postaci współczucia lub dopuścić do siebie nawet odrobiny bezsilności, którą niosły podobne uczucia. Odłożył filiżankę i spojrzał na Bane'a spod byka. Kogo on chciał oszukać? Siebie? Taaak... łatał własne sumienie i to kosztem jego osoby.
- Nie wiem, czemu jest pan tego taki pewien, ale lepiej żeby miał pan rację - podjął temat. - Julia nie potrafiła przypomnieć sobie tych wydarzeń, unika psowatych jak ognia, jest impulsywna, płochliwa i możliwe, że będzie miała więcej podobnych koszmarów i wspominek. Dla mnie... wygląda jak młodzik po wojnie, ofiara napadu. Zgadzam się co do jednego, powinna pamiętać, lecz nie przeceniałbym jej siły. Zgodziłem się na niechlubną rolę noścy złych wieści, ponieważ ufam iż się pan nią zaopiekuje - naparł na Bane'a i nie wyglądał jakby miał samowolnie opuścić lokal bez uzyskania odpowiednich zapewnień, lecz nie było w tym wrogości. Bardziej zakrawało na dżentelmeńską umowę.
Poprawił siad, obrzucił zjawę znienawidzonym spojrzeniem i zamienił się w słuch, gdy rozmowa wróciła na tor jego choroby.
Uleczalność brzmiała dobrze. Czas już mniej. Ile dokładnie? Pewnie tylko wszystkie chuje pańskie wiedzą, niemniej jednak uśmiechnął się na przekleństwo, które opuściło usta Bane'a. Może jednak nie był aż takim sztywniakiem z rurą w dupie za jakiego go miał.
- Niezbyt - skrzywił się na propozycję wycinania macek. Dla niego byłoby to mniej przyjemne niż dla lekarza. Cóż, ten nie dość, że powołanie miał wymalowane na gębie, to jeszcze okazało się ono jego fetyszem. Pięknie, choć tacy często byli najlepsi w swoim fachu. - Zważywszy na to, że nie wiem jak daleko w głąb ciała sięgają, wolałbym pozostawić to upływowi czasu... - przyznał, wspominając nawet tak prozaiczne czynności jak leczenie kurzajek u swoich pacjentów. Na zewnątrz nieestetyczne i niezbyt duże, pod powierzchnią skóry okazywały się o wiele większym problemem. Zapytany o trans niepewnie pokiwał głową na boki. - I tak, i nie. Jestem wtedy praktycznie martwy, trwam w letargu. Jedynie wrażliwa aparatura świata ludzi lub ktoś obdarowany odpowiednią mocą, jest w stanie orzec, że jeszcze nie zszedłem z tego świata, a i tak miewałem przygody na tym polu. - W roztargnieniu pogładził się po szorstkawym policzku. Ileż to razy uznanoby go za zmarłego, gdyby nie majaczył przed omdleniem, że on żyje i będzie żył nadal? Albo budził się nagi wśród innych podejrzanych o zgon? - Nie ma też wiele wspólnego z odpoczynkiem... jeśli używam tej mocy dłużej lub intensywniej czasem przechodzę aż do rigor mortis. Budząc się brakuje mi świadomości, ale przede wszystkim tchu, wszystko mnie mrowi, nie mam władzy nad członkami. Mam światło i dźwiękowstręt, a potem jestem już tylko wykończony, staram się rozgrzać i odespać wysiłek - dodał zrezygnowany. - Dlatego nie próbowałem - wyjaśnił i oniemiały słuchał kolejnych uwag i propozycji siwego. Ciąć macki? Spać u nich? Druga opcja wydawała się niezwykle kusząca, a i to przy założeniu, że zaśnie. - Macek nadal wolałbym nie ruszać, natomiast co do odpoczynku... jak głupio nie brzmiałoby to w ustach Cienia, miło byłoby spać w bezpiecznych miejscu i nie budzić się z sercem w gardle - uśmiechnął się cierpko. - To ciekawe, a raczej zupełnie szalone... ale ona znika za każdym razem, gdy spojrzy na nią ktoś inny niż ja - wzruszył ramionami, tępo wgapiając się we wzory na obrusie. Czy słyszała? Może. Czy reagowała? W żadnym wypadku. Zjawa nie przejawiała oznak agresji. Nie reagowała na nic prócz jego obecności.
- Nie oczekuję, że będzie pan przy mnie czuwał, ale przyznaję, choć z trudem, że byłoby mi raźniej - spojrzał Bane'owi w oczy. - W zamian... - zawahał się na moment i zażenowany przebiegł wzrokiem po jadalni. - W zamian mógłbym zaoferować pomoc, gdyby pani Julia nadal miewała koszmary - w końcu z siebie wydusił. Być może się narzucał i za bardzo wybiegał w przyszłość, zbytnio osaczał ich swoją obecnością, tak słabo wyjaśnioną, ale kim miałby się "posiłkować" pod nieobecność Yako? Jednocześnie wzmocniłby tym swoją Więź z Julią, co nie było zbyt dobre. Chciał tylko jej pomóc i zmyć się po wszystkim, lecz to nie było takie proste. Jej obecność, obietnica kolejnych snów... mamiły go bardziej niż chciałby przyznać. Jeśliby ją dręczył, to pytaniami o samopoczucie... i może kolejne sny.

Mogę się zaprzyjaźnić? P:3/3 F:2/3
Mackowa wysypka - II stadium P: 3/3 F: 3/5


Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Atmosfera w domku była tak gęsta, że niemal można było odczuć ciężar powietrza niczym kowadło upuszczone na klatkę piersiową. Bane oddychał ze spokojem a jednak czuł się tak, jakby nie mógł odetchnąć pełną piersią.
Wiedział, że Julia opuści pokój. Czuł to. Tłumaczył sam sobie, że przecież jest silna, że wytrzyma napływ przykrych wspomnień... Prawda była jednak tak prosta, że niemal obrzydliwa - Bane chciał poznać jej sen i przyczynę jej samopoczucia, bez względu na cenę. Samolubnie zażądał przedstawienia historii przy niej, nie bacząc na konsekwencje. Czy był aż tak zadufany? A może przekonany, że jakkolwiek by to nie wpłynęło na Tulkę on będzie w stanie jej pomóc?
Uśmiechnął się szyderczo znad swojej filiżanki, słysząc cichy komentarz gościa. Nigdy nie interesowała go opinia innych... Przynajmniej tak sobie wmawiał. Gawain Keer mógł myśleć sobie o nim co tylko chciał, ale póki Blackburn był skuteczny, Cień nie mógł podważać jego kompetencji.
- Ofiara... Tak, ma pan rację. Julia jest ofiarą. - powiedział z powagą - Ofiarą okrucieństwa obu światów, ofiarą bestialstwa zarówno człowieka jak i istoty magicznej. Eksperymentem, który nie miał prawa się powieść... A jednak się udało. - mężczyzna lekko ściągnął brwi - Jest ofiarą, ale nie może się tak wiecznie czuć. Nie może wiecznie uciekać, wiecznie się chować, skamleć i oczekiwać pomocy. Nie jest już dzieckiem. - skwitował - Wierzę w jej siłę, z całego serca. I owszem, zaopiekuję się najlepiej jak tylko będę umiał ale opieka to nie pobłażanie. Z pobłażania nigdy nie wychodzi nic dobrego. - spojrzał w sufit, jakby chciał prześwietlić go i zajrzeć do dziewczyny. Oczywiście nie było to możliwe, więc po chwili przeniósł spojrzenie dziwnych oczu na swojego rozmówcę.
- Julia... Jest mi bardzo bliska. - powiedział po chwili z wahaniem, powoli wypowiadając każde słowo i badając reakcję Keera - Zadbam by była spokojna i szczęśliwa.
Gdy przeszli do sedna sprawy związanej z chorobą, Bane wysłuchał tłumaczenia Cienia z niemałym zainteresowaniem. Nie sądził, że można się wprowadzić w aż tak głęboki trans. Ciekawił go cel tej swoistej hibernacji oraz sam przebieg, ale wolał nie denerwować pacjenta prosząc go o demonstrację. Może innym razem?
Propozycja odpoczynku w nich w domku spotkała się z bardziej przyjazną reakcją. Bane widział wahanie, ale Gawain nie odrzucił prozozycji. W zasadzie goszczenie całkiem obcej osoby oraz proponowanie jej snu pod własnym dachem było dość ryzykowne, jednak Cyrkowiec szybko przekalkulował wszystkie za i przeciw, i wyszło na to, że Keer znajdzie tutaj chwilowy azyl.
- Z mojej strony nic panu nie grozi. - Bane uśmiechnął się odrobinę łagodniej i wzruszył ramionami - Nie jestem kanibalem, więc ciężko byłoby mi ukryć pana trupa. Julia nie ma do tego odpowiednich szaf. - zażartował nieco drętwo. Nigdy nie był utalentowany komicznie dlatego i teraz nie oczekiwał śmiechu.
- Sądzę, że znajdą się dla pana jakieś czyste ręczniki i pościel. Od biedy może nawet i koszula do snu. - powiedział białowłosy - Mogę zaoferować kanapę, jest całkiem wygodna. A jeśli chodzi o czuwanie... Cóż, pana oferta jest hojna a i ja nie mam dzisiaj nic ciekawszego do roboty. Posiedzę z panem. - pierwszy raz od jego przybycia, na ustach medyka zagościł szczery, pogodny uśmiech - Ale nie będę śpiewał kołysanek.
Jeśli Gawain wyraził chęć pozostania i odpoczynku oraz przystał na propozycje snu na kanapie, Bane poszedł na górę po potrzebne rzeczy *. Zajrzał do Julii ale widząc ją nakrytą kołdrą, uznał że skrzydlata śpi dlatego zostawił ją w spokoju. Każdy czasami potrzebuje chwili dla siebie.
Zniósł pościel i przygotował dla Cienia całkiem dobrze wyglądające miejsce do snu. Nie wiedział jak odpoczywają przedstawiciele jego rasy, dlatego zrobił to tak, jakby mościł posłanie dla samego siebie.
Gdy wszystko było gotowe, wskazał na kanapę i wrócił do gościa.
- Proszę się czuć swobodnie. Jeśli coś będzie potrzebne, służę pomocą. - powiedział, patrząc na Gawaina i posyłając mu uśmiech.
* Jeśli jednak Keer wolał pozostać na miejscu, Bane dotrzymał mu towarzystwa przy kawie by następnie zapytać, czy w jakikolwiek sposób mógłby przyczynić się do odpoczynku lub lepszego samopoczucia Cienia.



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Słuchał Bane'a z rosnącym zainteresowaniem. Raporty, kartoteki nie urastały do pięt opowieściom z pierwszej lub drugiej ręki, a mężczyzna przed nim zdawał się dużo wiedzieć o Julii. To, że dzielił z dziewczyną wiele ważnych chwil, było widać jak na dłoni. Wiara i cuda. Rzadko powierzał swój los tym fałszywym przyjaciołom, jednak czegoś trzeba było się chwycić, by móc pójść dalej i zacząć działać. Nie byłby to jego pierwszy wybór, ale czego nie robi się dla ukochanej.
- Jestem tego samego zdania. Możemy tylko pomóc jej pomóc sobie. Zwyczajnie mam nadzieję, że nie nacisnąłem zbyt mocno. Żaden ze mnie terapeuta, nie wiem jak miałbym dawkować tak traumatyczne obrazy... Starałem się unikać drastycznych opisów, ale upiększać też nie mogłem - zacisnął usta i odgonił nachalną mackę łaskoczącą go w kark. Wepchnął ją pod golf i miał nadzieję, że już stamtąd nie wylezie.
Prawdą było, że upiększać niczego nie chciał i nie miał zamiaru. Wiedziony ciekawością pragnął sprawdzić z jakiej gliny ulepiona jest Julia. Być może ona sama nie wiedziała na co naprawdę ją stać, czego jeszcze może dokonać. Obrażenia nie były duże. Ot naderwane ucho. Trochę gorzej było z jej ręką, ale przynajmniej skrzydła odrosły dorodniejsze, jakby symbolizowały większe możliwości i szersze horyzonty, które czekały na dziewczynę. Tylko musieli wypchnąć ją z gniazda.
- Mnie również, aczkolwiek nie aż tak bliska - odpowiedział na oczywistą zaczepkę i uśmiechnął się ciepło do swych myśli. Zapewnienie Blackburna traktował powierzchownie. Mógł gadać po próżnicy albo prawdziwie się zaangażować, lecz nie znał go na tyle, by móc orzec, w którą stronę pójdzie.
- Do tego musiałby pan być Cieniem. Technicznie rzecz biorąc - parsknął krótko, odrobinę rozbawiony wizją kanibalistycznej uczty w wykonaniu Bane'a. - I nie jestem szkieletem, by kryć mnie w szafie - dodał znacznie poważniejszym tonem niż wcześniej, lecz gdzieś na dnie nadal pobrzmiewała nutka wesołości. - Rozumiem, że moja wizyta rodzi wiele pytań. Wcale mnie to nie dziwi - spojrzał mężczyźnie prosto w fosforyzujące źrenice. Aż ciarki przechodziły. Nie dlatego, że było to nienaturalne, bo tak myśleć mogli jedynie ludzie. Miał wrażenie przeglądania się w lustrze. Wprawdzie jego błona odblaskowa była zielonkawo-żółtawa, ale rzadko kiedy spoglądał na siebie pod odpowiednim kątem, by wymusić jej ujawnienie.
- Spieszę z wyjaśnieniem, choć niewiele mi wytłumaczono. Obudziłem się na stole, nade mną była pani Julia. Mocno zszokowana moim powrotem do świata żywych, ale mimo wszystko wyciągnęła kule, zaleczyła ciało i chyba z rozbiegu dała leki. Dopiero po fakcie, przy okazji rekonwalescencji Lusiana dowiedziałem się, że przeciwbólowe pigułki pochodziły z kliniki, w której pan pracuje. Panu Anomanderowi słowem nie pisnąłem o udziale Julii, choć zapewne domyślił się wszystkiego. Potem, po obserwacji i wywiadzie mnie wypuścili. Widać rany postrzałowe wzbudziły wiele podejrzeń... wszak broń palna nie jest u nas powszechna - z grubsza przedstawił historię ich spotkania. Wiedział tylko, że Julia tłumaczyła swoje wypady do Wieży "wezwaniami nauczycieli". - Zdaję sobie sprawę, że z jej strony nie było to zbyt rozsądne. Leki były mocne, z pewnością na receptę, ich stan weryfikowany... jednocześnie ulżyła mi w cierpieniu, nie pytała o nic prócz tego, czy dobrze się miewam. Miałem wobec niej dług - ciągnął swą powiastkę, a dobrze rozwinięta setkami odwiedzonych snów wyobraźnia pozwoliła na krótki moment w nią uwierzyć. Faktyczne miejsce i okoliczności spotkania nie były istotne. Naprawdę się obudził, zobaczył Julię, potem leczenie i leki. Większość zgadzała się co do joty, więc kłamstwo przychodziło mu łatwo, jak jeszcze nigdy.
Skinął głową na warunki pobytu. Nie oczekiwał standardu hotelowego. Wystarczyłby szybki prysznic i drapiący koc. Wszystko byleby nie budzić się przy tym czymś unoszącym się pięć centymetrów od jego twarzy.
- Pan też jest nad wyraz hojny. Naprawdę, sama kanapa i pana obecność wystarczy. Co do mojej oferty, mieszkam po sąsiedzku. Nie zawsze, bo moja pracownia mieści się w Mrocznych Zaułkach, ale jeśli popytać tu i tam, zawsze wskażą drogę - uprzejmie skłonił głowę. - Bardziej niż na czuwaniu podczas snu... - stłumił ziewnięcie. - Przepraszam... zależy mi na czuwaniu podczas przebudzenia - przyznał, po czym zaśmiał się na tekst o kołysankach. Jak to? Ani kołysanki, ani opowiastki? - Poradzę sobie. Lepiej niech pan zagląda do niej. - porozumiewawczo zerknął na sufit.
Wstał i niepewnie zerknął w kierunku Bane'a. Czy zostawanie u kogoś obcego na dzień było mądre? Nie, ale konieczne. Nie mógł tak dłużej. Pił, by zasnąć, spał, by móc dalej pić, a tylko jedno z dwóch było zdrowe dla Cieni.
Wziął broń, tobołek i przeniósł je pod kanapę. Mebel zachęcał samą obietnicą odpoczynku i nawet zrezygnowałby z kąpieli, gdyby nie to, że był z wizytą. Blackburn jakby czytał mu w myślach, bo przygotował posłanie, a resztę na ten moment olał. Zresztą mógł się wykąpać w Norce. Wszystko jedno. Piekielnie chciało mu się spać.
- Dziękuję - powiedział widząc starannie przygotowaną kanapę i uśmiechnął się samymi kącikami ust. - Potrzebuję jedynie zdrowego snu, niczego więcej - zapewnił słabym głosem, siadając i kładąc na kanapie. Zdjął pasek od spodni, by go nie uwierał, otulił się i ułożył na boku, plecami szczelnie przywierając do oparcia. Początkowo ciężko było mu zasnąć. Wiedział, że Julia nie śpi i samotnie mierzy się ze swymi koszmarami na jawie. Myśl, że nic dobrego by teraz nie zdziałał okazała się kojąca. Dziewczyna przeżywała pierwszy szok... potem będzie mógł z nią porozmawiać. Rzeczowo, poważnie... ostrzej. Bez obaw, że wzajemnie się czymś urażą. Bo przecież widział jej sen. Niewyraźnych myśliwych, jej obrażenia, ciało pozbawione ochrony i godności. Nie miała przed nim zbyt wielu tajemnic...


Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Domek Skrzydlatego Liska - Page 7 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Nie oczekiwała, że ktoś za nią pójdzie, dlatego też zdziwiła się, gdy Gawain wstał. Uśmiechnęła się do niego blado i po prostu poszła na górę. Amber i Kropka chwilę wcześniej wróciły do ogrodu, pewnie by się powygrzewać w słońcu, dlatego nawet nie zwróciły uwagi na to, że z ich panią się dzieje. Była jednak wdzięczna Wredotkowi, że postanowił dotrzymać jej towarzystwa.
Zakopała się w pościeli i roniła łzy w poduszkę. Leviathan położył się obok, na kołdrze i czuwał, żeby jego pani mogła spokojnie odpocząć, ogarnąć swoje emocje. Był gotowy jej bronić przed każdym, kto wszedłby do pokoju, co chwila jednak na nią zerkał. Jak wierny pies. Tulka za to przytuliła Wredotka, który próbował ja pocieszyć i głaskała jego miękkie futerko.
Czuła jak Bane się o nią martwi, dlatego po chwili zdjęła Blaszkę i odłożyła ją na stoliczek obok łóżka. Nie chciała uciekać, ale nie chciała go też martwić tym co czuła. Była przerażona, załamana...chciała po prostu zniknąć, ale wiedziała, że jest to niemożliwe. Miała dość uciekania, ale co miała zrobić? Mogła zdać się tylko na ukochanego....wiedziała, że tym razem sama sobie nie poradzi. Nie mogła uciec całkiem....nie oczekiwała jednak, że mężczyzna teraz rzuci wszystko i przyjdzie do niej, choć naprawdę chciałaby się do niego po prostu przytulić. Nic więcej nie potrzebowała...a przynajmniej tak jej się wydawało.
Gdy usłyszała, że ktoś wchodzi na górę, skryła się bardziej pod kołdrą i tylko nasłuchiwała. Aureum uniósł czarny łeb i przyglądał się Lekarzowi, gdy ten postanowił sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Nie zrobił nic więcej, bo wiedział kto to no i nie czuł od niego żadnego zagrożenia. Po prostu sprawdzał i tyle.
Julia leżała tak jeszcze jakiś czas nie mogła jednak zasnąć. Co zamykała oczy i próbowała, widziała przed oczami twarze, słyszała i czuła psy, przypominała sobie wszystko. Nie wiedziała czy tego w ogóle chciała.
W pewnym momencie usiadła i sięgnęła po ołówek i szkicownik i zaczęła szkicować powoli. Nie wiedzieć czemu, zaczęła rysować jednak ranną ręką i z przerażeniem odkryła, że nie jest w stanie przenieść obrazu na papier. Dłoń drżała zbyt mocno, nie mogła zrobić nawet jednak prostej linii. W oczach znów zebrały się łzy. Odrzuciła szkicownik z karykaturami tego co chciała przenieść na papier. Oplotła kolana ramionami i oparła czoło o nogi. Zaczęła znów płakać, nieświadomie wbijając mocno paznokcie w ranną rękę. Drugą ręką umiała rysować w takim samym stopniu, gdy był zdrowa, jednak dla niej....dziewczyny, która uważała to za jeden ze swoich mocnych punktów był to naprawdę cios. Nie mogła latać, miała problem z pamięcią, którą przecież też się szczyciła, a teraz jeszcze to? Nie mogła rysować...co prawda tylko jedną ręką, ale to i tak było dla niej wiele. Wiedziała, że ręka jest słaba przez złamanie, jednak wątpiła, by był to jedyny powód. Powinna być słabsza, szybciej się męczyć, ale Julia...straciła całą swoją precyzję....czuła się coraz większym ciężarem dla Narzeczonego....bo to oznacza, że nie pomoże mu już aż tak bardzo w pracy, do tego czuła się coraz bardziej bezużyteczna....

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach