Herbaciana Rzeka
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Gif :
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
TykArcyksiążę
Re: Herbaciana Rzeka
Sob 26 Paź - 22:32
Sob 26 Paź - 22:32
Ophelii nie udało się całkowicie wyswobodzić Ivora. Nie była w stanie oswobodzić nawet samej siebie z mackowego uścisku. Jej starania nie poszły jednak na marne. Kobiecie udało się przesunąć Koszmarnego Ivora na tyle, by ten prawdziwy mógł uwolnić obie ręce.
To oznaczało, że dałby radę - nie zważając na swoją towarzyszkę - zepchnąć swoją kopię i wtedy mógłby ruszyć w stronę Strażnika, który przybrał wygląd Ophelii.
Dostrzegł jednak, że kryształ na jego głowie zaczął się świecić. Tak samo jak tuż przed tym, gdy promień wystrzelił po raz pierwszy. Szybki rzut oka na drugiego ze Strażników. On również już za chwilę miał użyć swojej koszmarnej zdolności.
To mogło oznaczać jedno - Ivor nawet jeżeli się uwolni może nie zdążyć dobiec do drugiego przeciwnika nim zostanie trafiony promieniem. Jednak czy to było w ogóle konieczne?
Czy jeden ruch może ich uratować i sprawić, że Koszmar zostanie zgładzony, a przynajmniej wygnany z tego świata? Czy to mogło być tak proste? Choć nie, ich przeprawa nie była w żadnym razie prosta.
Księżycowi Strażnicy 4/5
Gracze
* Moce:
Drossel: (1) n/d (2) 1/4 (3) 3/3
Ivor Tyree: (1) 1/3 (2) 1/2 (3) 0/2
* Ekwipunek:
Drossel: Miecz, pistolet (6 naboi)
Ivor Tyree: Miecz
Obrażenia:
Drossel: Niegroźna rana w brzuchu
Ivor: Kula w ramieniu, rana krwawi, wykrwawienie się za 47 postów, odczuwalne skutki utraty krwi za 17.
Gif :
Godność :
Księżna Ophelia Rosemary von Avgrunnen; Lady Ravnbakke, Pani z Lodowych Gór
Wiek :
Ponad dwa stulecia, wizualnie mniej niż 30 lat
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
166 | 51
Znaki szczególne :
Długie srebrne włosy, które rozpuszczone sięgają arystokratce aż za kolana. Zapach jaśminu lub białego bzu oraz białe szaty.
Pod ręką :
Rapier z posrebrzaną rękojeścią
Zawód :
Dama dworu, trucicielka, żar chaosu pod lodem stoicyzmu
DrosselMieszkaniec
Re: Herbaciana Rzeka
Nie 27 Paź - 15:00
Nie 27 Paź - 15:00
Gif :
Godność :
Sir Ivor Tyree
Wiek :
Wygląda na 40-50 lat w rzeczywistości dużo więcej
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
197cm/85kg
Znaki szczególne :
Brak skóry na całej twarzy i głowie. Długi czarny łuskowaty ogon zakończony srebrnym ostrzem.
Pod ręką :
Srebrny dzwoneczek zawieszony na szyi, sakwa z pieniędzmi.
Broń :
Krwawa Jaskółka (Katana), Zdobiony srebrny rewolwer wysokiego kalibru, Zdobiony sztylet schowany w rękawie, Ostrze na końcu ogona
Specjalne :
Mistrz Gry
Ivor TyreeSiedem Nieszczęść: Pycha
Re: Herbaciana Rzeka
Nie 27 Paź - 17:07
Nie 27 Paź - 17:07
We’re the best dressed here.
Forget the scruffy starlings
dishevelled thrushes
the gaudy tits and finches –
they’re all a waste of space.
We’re the real class act:
never a feather out of place
our blacks perfectly matched.
Like gangsters, ministers,
we demand respect.
Our quills drink in the light
like ink.
Murder of crows
Dilys Rose
Głos: #009966
MG: #CC0033
Forget the scruffy starlings
dishevelled thrushes
the gaudy tits and finches –
they’re all a waste of space.
We’re the real class act:
never a feather out of place
our blacks perfectly matched.
Like gangsters, ministers,
we demand respect.
Our quills drink in the light
like ink.
Murder of crows
Dilys Rose
Głos: #009966
MG: #CC0033
Gif :
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
TykArcyksiążę
Re: Herbaciana Rzeka
Nie 27 Paź - 20:21
Nie 27 Paź - 20:21
Ivor oraz Drossel ujrzeli światło. Księżycowy promień wystrzelony przez koszmarną kopię Drossel trafił ich obu zsyłając poczucie beznadziejności i pewnej porażki. Nie byli w stanie użyć swoich mocy.
Wszystko wydawało się być stracone, lecz wtedy usłyszeli jak miarowa melodia wygrywana w tym miejscu przez dziwne, koszmarne siły zmieniła się, by po chwili zniknąć.
Słowa, które dotąd wydawało im się słyszeć zastąpiły inne, które choć niewypowiedziane wgryzły się w umysły pogromców koszmaru:
-Wkrótce się spotkamy.
Chwilę po tym ujrzeli jak ciała ich kopii zmieniają się, rozsypują w czerwony śnieg, który osiadł na ich ubraniach. Gdy unieśli spojrzenie na tarczę księżyca ujrzeli jak ta rozmywa się, jakby była tylko obłokiem dymu, który znika przerzedzony przez wiatr.
Ujrzeli też coś dziwnego spadającego z miejsca, nad którym unosił się Koszmar. Jeżeli zbadali by to bliżej zobaczyliby dziwny kamień, którego wnętrze wydaje się być płynne, a kształty zmienne. Nieznana im skała była dziwnie złowroga, lecz może już mieli okazję słyszeć o Esencji koszmaru i o tym, że niektórzy kupcy oferują za nie naprawdę wartościowe nagrody?
I choć wciąż byli ranni, wciąż odczuwali skutki trafienia księżycowym promieniem, to mogli być pewni jednego: koszmar został pokonany, choć jego pożegnanie wskazywało, że nie zgładzony.
Nagroda: 1 Esencja Koszmaru - sami zdecydujcie, kto ją weźmie.
Księżycowi Strażnicy 5/5
Gracze
* Moce:
Drossel: (1) n/d (2) 1/4 (3) 3/3 Zablokowane
Ivor Tyree: (1) 1/3 (2) 1/2 (3) 0/2 Zablokowane
* Ekwipunek:
Drossel: Miecz, pistolet (6 naboi)
Ivor Tyree: Miecz
Obrażenia:
Drossel: Niegroźna rana w brzuchu, poczucie beznadziejności
Ivor: Kula w ramieniu, rana krwawi, wykrwawienie się za 46 postów, odczuwalne skutki utraty krwi za 16, poczucie beznadziejności
Gif :
Godność :
Księżna Ophelia Rosemary von Avgrunnen; Lady Ravnbakke, Pani z Lodowych Gór
Wiek :
Ponad dwa stulecia, wizualnie mniej niż 30 lat
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
166 | 51
Znaki szczególne :
Długie srebrne włosy, które rozpuszczone sięgają arystokratce aż za kolana. Zapach jaśminu lub białego bzu oraz białe szaty.
Pod ręką :
Rapier z posrebrzaną rękojeścią
Zawód :
Dama dworu, trucicielka, żar chaosu pod lodem stoicyzmu
DrosselMieszkaniec
Re: Herbaciana Rzeka
Sro 30 Paź - 10:38
Sro 30 Paź - 10:38
Gif :
Godność :
Sir Ivor Tyree
Wiek :
Wygląda na 40-50 lat w rzeczywistości dużo więcej
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
197cm/85kg
Znaki szczególne :
Brak skóry na całej twarzy i głowie. Długi czarny łuskowaty ogon zakończony srebrnym ostrzem.
Pod ręką :
Srebrny dzwoneczek zawieszony na szyi, sakwa z pieniędzmi.
Broń :
Krwawa Jaskółka (Katana), Zdobiony srebrny rewolwer wysokiego kalibru, Zdobiony sztylet schowany w rękawie, Ostrze na końcu ogona
Specjalne :
Mistrz Gry
Ivor TyreeSiedem Nieszczęść: Pycha
Re: Herbaciana Rzeka
Pon 4 Lis - 16:07
Pon 4 Lis - 16:07
We’re the best dressed here.
Forget the scruffy starlings
dishevelled thrushes
the gaudy tits and finches –
they’re all a waste of space.
We’re the real class act:
never a feather out of place
our blacks perfectly matched.
Like gangsters, ministers,
we demand respect.
Our quills drink in the light
like ink.
Murder of crows
Dilys Rose
Głos: #009966
MG: #CC0033
Forget the scruffy starlings
dishevelled thrushes
the gaudy tits and finches –
they’re all a waste of space.
We’re the real class act:
never a feather out of place
our blacks perfectly matched.
Like gangsters, ministers,
we demand respect.
Our quills drink in the light
like ink.
Murder of crows
Dilys Rose
Głos: #009966
MG: #CC0033
Gif :
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
TykArcyksiążę
Re: Herbaciana Rzeka
Pon 4 Lis - 21:41
Pon 4 Lis - 21:41
- Udało się wam! - Ciszę przerywaną tylko przez słowa Ivora i Opheliii rozdarł nagle radosny okrzyk młodego głosu dobiegający z północy. Gdy tylko zwrócili się, by zobaczyć kto do nich woła ujrzeli trzy kobiety idące powoli w ich stronę ubrane w podobne, których kołnierz zakrywał większość twarzy, zostawiając tylko niewiele miejsca, przez które dało się dojrzeć oczy zbliżających się postaci.
Pierwsza z nich była wyraźnie bliżej i jej kroki były o wiele żwawsze. Zbliżała się szybko i gdy przemówiła ponownie, gdy została już zauważona, nie było wątpliwości, ze to ona im wcześniej gratulowała. Młody głos zresztą idealnie do niej pasował, była najniższa z całej trójki, na oko mając może nieco ponad metr pięćdziesiąt wzrostu.
- To był Lun'narth, prawda? Widziałam z daleka księżyc i natychmiast skojarzyłam! - Stwierdziła niejako dumna ze swojego odkrycia. Jak student, który po wielu godzinach spędzonych na nauce w końcu opanował perfekcyjnie materiał i czuł potrzebę podzielenia się tym z całym światem. Godnym zaznaczenia jest szczegół, że dziewczynka trzymała w dłoni włócznię, która była dłuższa niż ona, pięknie zdobiona motywem słońca u podstawy grotu.
- Zamknij się Sol. - Odpowiedziała oschle idąca najbardziej z tyłu, zdawać by się mogło nieuzbrojona postać. Jej słowa zlały się jednak z wypowiedzianymi równocześnie przez ostatnią z nieznajomych, której dłoń spoczywała na pistolecie, gotowa by w każdej chwili dobyć broni i wystrzelić.
- Nic wam nie jest? Potrzebujecie pomocy z tymi ranami? - Po ostatnim pytaniu skierowała swoje spojrzenie na nieprzyjemną, nieuzbrojoną postać.
W czasie wypowiedzenia tych kilku zdań łowcy koszmarów zbliżyli się na odległość zaledwie kilku kroków i tam się zatrzymali, patrząc na tych, którzy pokonali grasujący w tym miejscu koszmar.
Gif :
Godność :
Księżna Ophelia Rosemary von Avgrunnen; Lady Ravnbakke, Pani z Lodowych Gór
Wiek :
Ponad dwa stulecia, wizualnie mniej niż 30 lat
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
166 | 51
Znaki szczególne :
Długie srebrne włosy, które rozpuszczone sięgają arystokratce aż za kolana. Zapach jaśminu lub białego bzu oraz białe szaty.
Pod ręką :
Rapier z posrebrzaną rękojeścią
Zawód :
Dama dworu, trucicielka, żar chaosu pod lodem stoicyzmu
DrosselMieszkaniec
Re: Herbaciana Rzeka
Sro 6 Lis - 15:43
Sro 6 Lis - 15:43
Gif :
Godność :
Sir Ivor Tyree
Wiek :
Wygląda na 40-50 lat w rzeczywistości dużo więcej
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
197cm/85kg
Znaki szczególne :
Brak skóry na całej twarzy i głowie. Długi czarny łuskowaty ogon zakończony srebrnym ostrzem.
Pod ręką :
Srebrny dzwoneczek zawieszony na szyi, sakwa z pieniędzmi.
Broń :
Krwawa Jaskółka (Katana), Zdobiony srebrny rewolwer wysokiego kalibru, Zdobiony sztylet schowany w rękawie, Ostrze na końcu ogona
Specjalne :
Mistrz Gry
Ivor TyreeSiedem Nieszczęść: Pycha
Re: Herbaciana Rzeka
Czw 7 Lis - 23:06
Czw 7 Lis - 23:06
We’re the best dressed here.
Forget the scruffy starlings
dishevelled thrushes
the gaudy tits and finches –
they’re all a waste of space.
We’re the real class act:
never a feather out of place
our blacks perfectly matched.
Like gangsters, ministers,
we demand respect.
Our quills drink in the light
like ink.
Murder of crows
Dilys Rose
Głos: #009966
MG: #CC0033
Forget the scruffy starlings
dishevelled thrushes
the gaudy tits and finches –
they’re all a waste of space.
We’re the real class act:
never a feather out of place
our blacks perfectly matched.
Like gangsters, ministers,
we demand respect.
Our quills drink in the light
like ink.
Murder of crows
Dilys Rose
Głos: #009966
MG: #CC0033
Gif :
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
TykArcyksiążę
Re: Herbaciana Rzeka
Czw 14 Lis - 23:38
Czw 14 Lis - 23:38
Nieuzbrojona kobieta, która przed chwilą skarciła swoją towarzyszkę za mówienie zbyt wiele, teraz uśmiechnęła się delikatnie. Jej wyraz twarzy pozostał mimo to chłodny, przez lodowate spojrzenie skierowane w stronę Drossel i Ivora. Nie przepadała za nimi.
- Doskonale. - Jej obojętny głos mógł świadczyć o tym, że ma gdzieś co stało się z tymi, którzy walczyli z Księżycem. Prawdopodobnie od samego początku nie zamierzała się nimi zajmować, chyba że po to by skrócić ich cierpienie.
Pozostałe Tropicielki nie podzielały jednak jej niechęci. Choć Victoire była zdystansowana i mówiła raczej niewiele, to spojrzała w stronę Sarah dość wymownie, jakby czyniąc jej wyrzut, że nie troszczy się o dobro innych - którzy mogliby być ich potencjalnymi sprzymierzeńcami.
Ledwie rzut okiem, a później przywódczyni tropicieli wystąpiła do przodu o dwa kroki, zasłaniając sobą nienawistną "kapłankę" i życzliwym głosem przemawiając do Drossel i Ivora.
- Jestem Victoire Silencieux. Ja i moje przyjaciółki Sarah i ... - W środku słowa zapatrzona dotąd w niknący z wolna czerwony śnieg Sol, najmniejsza z Tropicielek, obudziła się nagle i słysząc o czym Victoire mówi krzyknęła głośno, wchodząc jej w słowo:
- Sol! To ja. - Co spotkało się z kolejnym już wymownym spojrzeniem, tym razem skierowanym w stronę dziewczynki.
Ciche westchnięcie i Lunatyk kontynuowała swoją przemowę, przerwaną przez nazbyt energiczną pogromczynię koszmarów:
- Jesteśmy członkiniami Bractwa, które poluje na istoty podobne do tych, z którymi właśnie walczyliście. - Znów wtrącając się w połowie Słowa Sol zakrzyknęła: - To koszmary! - Victoire mrugnęła tylko i wyszeptała zniechęcona imię swojej małej towarzyszki, po czym kontynuowała. - Tak, nazywamy je Koszmarami. Jeżeli nie trafiliście tu przypadkiem i chcecie dowiedzieć się więcej to znajdziecie nas w Różanym Pałacu. - Sol dodała do tego: - To ten absurdalnie wielki budynek tu niedaleko! Nie da się nie trafić. - W jej niewinnym dziewczęcym głosie i naiwności było nawet coś zabawnego.
Milcząca dodać Sarah, stojąca w cieniu Lunatyk odezwała się kpiącym głosem, wyglądając zza ramienia Victoire. - Spójrz tylko na nich Vic, ledwo przeżyli. Naprawdę sądzisz, że się do czegokolwiek przydadzą i odważą się tropić i polować na Koszmary? - Choć teraz tropienie odeszło na dalszy plan, Koszmary były zbyt liczne i zbyt silne, by Bractwo mogło je przeoczyć, to kiedyś znalezienie potworności, które pochodziła z sennych krain było o wiele trudniejsze. Stąd większość zdolności Tropicieli pomagała im w tym zadaniu.
Gif :
Godność :
Księżna Ophelia Rosemary von Avgrunnen; Lady Ravnbakke, Pani z Lodowych Gór
Wiek :
Ponad dwa stulecia, wizualnie mniej niż 30 lat
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
166 | 51
Znaki szczególne :
Długie srebrne włosy, które rozpuszczone sięgają arystokratce aż za kolana. Zapach jaśminu lub białego bzu oraz białe szaty.
Pod ręką :
Rapier z posrebrzaną rękojeścią
Zawód :
Dama dworu, trucicielka, żar chaosu pod lodem stoicyzmu
DrosselMieszkaniec
Re: Herbaciana Rzeka
Sro 20 Lis - 14:03
Sro 20 Lis - 14:03
— Księżna Ophelia von Avgrunenn, a mój towarzysz to sir Ivor Tyree. — przedstawiła siebie i przyjaciela nie zapominając przy okazji o podkreśleniu ich pochodzenia. Wyniosłość? Oczywiście, była wszakże skażona pycha prawie tak samo jak Cień, jednak w tym wypadku było to swego rodzaju ostrzeżenie.
— Powiadomcie skrzydło szpitalne, że wkrótce przybędziemy. — po tych słowach odwróciła się plecami do łowczyń rozpuszczając srebrne włosy, które uwolnione sięgały aż do kolan arystokratki. Niewątpliwie ich obecna długość była swego rodzaju rekompensatą za chłopięcą fryzurę noszoną przed laty, gdy przemierzała trzy światy w męskim przebraniu. Ale o tym mógł wiedzieć tylko Ivor.
Gif :
Godność :
Sir Ivor Tyree
Wiek :
Wygląda na 40-50 lat w rzeczywistości dużo więcej
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
197cm/85kg
Znaki szczególne :
Brak skóry na całej twarzy i głowie. Długi czarny łuskowaty ogon zakończony srebrnym ostrzem.
Pod ręką :
Srebrny dzwoneczek zawieszony na szyi, sakwa z pieniędzmi.
Broń :
Krwawa Jaskółka (Katana), Zdobiony srebrny rewolwer wysokiego kalibru, Zdobiony sztylet schowany w rękawie, Ostrze na końcu ogona
Specjalne :
Mistrz Gry
Ivor TyreeSiedem Nieszczęść: Pycha
Re: Herbaciana Rzeka
Wto 10 Gru - 10:57
Wto 10 Gru - 10:57
We’re the best dressed here.
Forget the scruffy starlings
dishevelled thrushes
the gaudy tits and finches –
they’re all a waste of space.
We’re the real class act:
never a feather out of place
our blacks perfectly matched.
Like gangsters, ministers,
we demand respect.
Our quills drink in the light
like ink.
Murder of crows
Dilys Rose
Głos: #009966
MG: #CC0033
Forget the scruffy starlings
dishevelled thrushes
the gaudy tits and finches –
they’re all a waste of space.
We’re the real class act:
never a feather out of place
our blacks perfectly matched.
Like gangsters, ministers,
we demand respect.
Our quills drink in the light
like ink.
Murder of crows
Dilys Rose
Głos: #009966
MG: #CC0033
Gif :
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
TykArcyksiążę
Re: Herbaciana Rzeka
Czw 2 Sty - 23:42
Czw 2 Sty - 23:42
Victoire wydawała się przyjąć ze spokojem odmowę nieznajomych. Jednak dlaczego rzuciła krótkie spojrzenie gdzieś w dół, nim uniosła spojrzenie i na jej twarz wolno pojawił się delikatny uśmiech - raczej wyuczona kurtuazja, niż szczera radość.
- Doskonale. - W takim razie pomyślnej drogi i powiadomimy Dwór o Państwa przybyciu. - Po tych słowach skinęła lekko głową, chwytając palcami za rondo swojego kapelusza i ruszyła w swoją stronę.
W tym czasie, a nawet i nieco wcześniej najmłodsza z dziewczyn straciła zainteresowanie pogromcami Koszmaru, zajęła się za to usilną próbą zebrania resztek czerwonego śniegu do płóciennego worka, lecz ten niknął zbyt szybko, rozpływając się w nicość prosto na jej dłoniach. Niezrażona tym faktem biegała do pozostałych jeszcze większych zasp, wciąż próbując i nucąc pod nosem jakąś melancholijną pieśń o księżycu.
- Lun'narth nie został zniszczony, a my nie jesteśmy posłańcami. - Rzuciła głośny komentarz, z jednej strony umniejszając zasługom tej pary, a z drugiej stając przeciwko zapewnieniom Victoire, że informacje zostaną przekazane. Jej słowa nie spotkały się jednak z żadną reakcją odchodzących powoli tropicielek.
- Drań zaciera ślady. - Powiedziała unosząc się znad kolejnej zaspy i rozglądając na boki mała Sol. Następnie zaklęła pod nosem, zwróciła się ku Drossel i Ivorowi. Pomachała do nich, a później odwróciwszy się pobiegła za swoimi towarzyszkami.
Członkinie Bractwa zt
Gif :
Godność :
Lambert Laventon
Wiek :
wizualne 28 lat, realnie 267 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
184/74
Znaki szczególne :
ręce od łokci do dłoni ma granatowe, instensywnie czerwone oczy, ręce w wielu drobnych bliznach, bardzo ładny, przystojny mężczyzna
Pod ręką :
torba: szkicownik, artystyczne przybory; plecak: zielnik, bestionariusz, zestaw medyczny, zestaw podróżniczy
Broń :
sztylet z perłowym uchwytem
Zawód :
portrecista, malarz, ilustrator, artysta, podróżnik
LambertMalarz Tęczy
Re: Herbaciana Rzeka
Pon 31 Lip - 7:39
Pon 31 Lip - 7:39
Podróż przez Morze Łez było udręką, ale szczęśliwie krótką. To był jeden z gorszych rejsów na jakie Lambert się załapał, a bywał na wielu. Jako że był już w podróży od kilku miesięcy, jego zapas pieniędzy był na tym etapie skromny, a nie miał czasu ani ochoty rozstawić się nigdzie ze straganem oferującym portrety i malunki, więc za podróż statkiem zapłacił dodatkową parą rąk do pracy. Były to oczywiści jego ręce, co odczuł później bardzo dotkliwie. Statek był skromny i nieduży, ale obłożony towarem, więc poza marynarskimi obowiązkami zaprzęgnięto go również do załadunku i rozładunku dóbr.
Kiedy więc wszedł w głąb lądu, myśli i żołądek przestały falować w rytmie fal, każdy jego mięsień skrzywił się i zaczął marudzić, a Lambert, będąc w pełnej zgodności ze swoim ciałem, wtórował mu zmęczonymi myślami i marzeniami o wygodnym łóżku. Może gdyby nie stracił mapy jeszcze przed zaciągnięciem się, wybrałby o wiele dłuższą, ale przyjemniejszą trasę dookoła, ale było już zdecydowanie za późno na takie myśli. Ostatnie monetki wydał na uzupełnienie podstawowych zapasów żywności (i zakup kawy, która była w tej chwili zbytkiem, ale niezbędnym zbytkiem) i noc w wygodnym łóżku w przydrożnym zajeździe, a nie w namiocie pod lasem, jak miał w zwyczaju.
Zaraz później ruszył szlakiem wzdłuż Herbacianej Rzeki, niecierpliwie maszerując do wymarzonego Edenu, boskiego Raju, do miejsca które cierpliwie czekało, a jednak zmęczone ramiona i nogi tylko i wyłącznie popędzały. Kiedy dotarł na obszar zbawienia, czyli ziołowych gorących źródeł Herbacianych Łąk, głowę zasnuło mu miękkie zmęczenie zmieszane z ulgą. I dla takich momentów podróżował, dla nich żył - zasłużony odpoczynek po trudach dróg. Przez następne trzy dni na zmianę moczył się w zdrowotnych wodach, mył i suszył ubrania z kurzu dróg i morskiej soli, starannie wyczesywał z włosów wszystkie drobiny zebrane w podróży - małe robaczki, patyczki, listki, zaschnięte błoto, kołtuny. Wszystko to zostało usunięte, włosy znów lśniły perłowym blaskiem, skóra i ubrania zostały wyprane, i tak oto z wód wyłonił się tajemniczy piękny podróżnik pachnący ziołami gorących źródeł, czerwone spojrzenie żywych oczu schowane za okrągłymi okularami wskazywało na to, że tułacz odzyskał siły na dalszą drogę.
Wypoczynek dobiegał końca, spakował więc swój plecak i torbę, i ruszył znów w trasę, wracając na szlak wzdłuż Herbacianej Rzeki, niepewny dokąd właściwie powinien teraz iść. Może warto pójść do któregoś z większych miast i zaopatrzyć się w nową porządną mapę od kartografa? To był rozsądny plan, choć nie rozpalił w Lambercie iskry przygody. Miał dużo czasu żeby rozważyć swoje opcje, bo rzeka zdawała się wić przez ziemię bez końca, a on nie kwapił się aby oddalać się od prostej nadrzecznej trasy.
Podszedł do brzegu, żeby sprawdzić jaki dziś był dzień tygodnia. A, czwartek - w korycie płynęła herbata jabłkowa, jakby z miętowa nutą, może w tym miejscu wpływała do rzeki jakaś odnoga. Nie był to żaden smakowy faworyt Lamberta, ale ciężko gardzić tak szczodrymi darami natury. Z żalem zauważył, że zostawił nad gorącymi źródłami kubek. Ostatnie roztargnienie naprawdę dawało mu w kość. Z westchnieniem wyciągnął notatnik i nieśpiesznymi ruchami wyrysował prosty stalowy kubek. Popatrzył na niego i pokręcił głową. Nie, skoro i tak w końcu zniknie po ożywieniu go z papieru, równie dobrze mógłby napić się z czegoś ładniejszego. Więc narysował drugi, ceramiczny, ołówek mocniej i pewniej żłobił grafitem papier, na bokach kubek miał malowane farbką ozdoby jak słońce, księżyc i jabłko. Ale wydawało mu się nieprzyjemnym picie chłodnej rzecznej herbaty z tak ładnego i trochę zbyt ciężkiego naczynia. Więc zaczął rysować kolejny, nie zwracając uwagę na coraz większe pragnienie w gardle.
Kiedy więc wszedł w głąb lądu, myśli i żołądek przestały falować w rytmie fal, każdy jego mięsień skrzywił się i zaczął marudzić, a Lambert, będąc w pełnej zgodności ze swoim ciałem, wtórował mu zmęczonymi myślami i marzeniami o wygodnym łóżku. Może gdyby nie stracił mapy jeszcze przed zaciągnięciem się, wybrałby o wiele dłuższą, ale przyjemniejszą trasę dookoła, ale było już zdecydowanie za późno na takie myśli. Ostatnie monetki wydał na uzupełnienie podstawowych zapasów żywności (i zakup kawy, która była w tej chwili zbytkiem, ale niezbędnym zbytkiem) i noc w wygodnym łóżku w przydrożnym zajeździe, a nie w namiocie pod lasem, jak miał w zwyczaju.
Zaraz później ruszył szlakiem wzdłuż Herbacianej Rzeki, niecierpliwie maszerując do wymarzonego Edenu, boskiego Raju, do miejsca które cierpliwie czekało, a jednak zmęczone ramiona i nogi tylko i wyłącznie popędzały. Kiedy dotarł na obszar zbawienia, czyli ziołowych gorących źródeł Herbacianych Łąk, głowę zasnuło mu miękkie zmęczenie zmieszane z ulgą. I dla takich momentów podróżował, dla nich żył - zasłużony odpoczynek po trudach dróg. Przez następne trzy dni na zmianę moczył się w zdrowotnych wodach, mył i suszył ubrania z kurzu dróg i morskiej soli, starannie wyczesywał z włosów wszystkie drobiny zebrane w podróży - małe robaczki, patyczki, listki, zaschnięte błoto, kołtuny. Wszystko to zostało usunięte, włosy znów lśniły perłowym blaskiem, skóra i ubrania zostały wyprane, i tak oto z wód wyłonił się tajemniczy piękny podróżnik pachnący ziołami gorących źródeł, czerwone spojrzenie żywych oczu schowane za okrągłymi okularami wskazywało na to, że tułacz odzyskał siły na dalszą drogę.
Wypoczynek dobiegał końca, spakował więc swój plecak i torbę, i ruszył znów w trasę, wracając na szlak wzdłuż Herbacianej Rzeki, niepewny dokąd właściwie powinien teraz iść. Może warto pójść do któregoś z większych miast i zaopatrzyć się w nową porządną mapę od kartografa? To był rozsądny plan, choć nie rozpalił w Lambercie iskry przygody. Miał dużo czasu żeby rozważyć swoje opcje, bo rzeka zdawała się wić przez ziemię bez końca, a on nie kwapił się aby oddalać się od prostej nadrzecznej trasy.
Podszedł do brzegu, żeby sprawdzić jaki dziś był dzień tygodnia. A, czwartek - w korycie płynęła herbata jabłkowa, jakby z miętowa nutą, może w tym miejscu wpływała do rzeki jakaś odnoga. Nie był to żaden smakowy faworyt Lamberta, ale ciężko gardzić tak szczodrymi darami natury. Z żalem zauważył, że zostawił nad gorącymi źródłami kubek. Ostatnie roztargnienie naprawdę dawało mu w kość. Z westchnieniem wyciągnął notatnik i nieśpiesznymi ruchami wyrysował prosty stalowy kubek. Popatrzył na niego i pokręcił głową. Nie, skoro i tak w końcu zniknie po ożywieniu go z papieru, równie dobrze mógłby napić się z czegoś ładniejszego. Więc narysował drugi, ceramiczny, ołówek mocniej i pewniej żłobił grafitem papier, na bokach kubek miał malowane farbką ozdoby jak słońce, księżyc i jabłko. Ale wydawało mu się nieprzyjemnym picie chłodnej rzecznej herbaty z tak ładnego i trochę zbyt ciężkiego naczynia. Więc zaczął rysować kolejny, nie zwracając uwagę na coraz większe pragnienie w gardle.
Gif :
Godność :
Lady Cassandra Incendio
Wiek :
1500, wizualnie 30 lat
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
175/60
Pod ręką :
prosty nóż, scyzoryk i parasolka
Zawód :
Władczyni włości Incendio, wszak praca władcy jest o wiele bardziej wymagająca niż niektórym się wydaje
CassandraDemoniczna Księżna
Re: Herbaciana Rzeka
Wto 1 Sie - 22:56
Wto 1 Sie - 22:56
Zdecydowanie ostatnio potrzebowała zażyć trochę kontaktu z przyrodą. Ciągłe sprawy na najwyższym szczeblu władzy zaczynały ją trochę przytłaczać. A to ktoś przyszedł, że mu ostrokołem sąsiad na pole wjechał. A to udziel błogosławieństwa dla nowo urodzonego dzieciaka. Bycie władczynią nie należało do najłatwiejszych zajęć Cassandry. Czasami mocno ją to męczyło. A wiadomo, zmęczony władca, to markotny władca. Lubiła więc czasami zniknąć na jakąś dłuższą chwilę. Każdy potrzebuje złapać trochę oddechu od zajęć życia codziennego, niezależnie czy jest prostym chłopem czy kimś wysoko postawionym. Jak postanowiła, tak też zrobiła. Ubrała się w podróżne szaty, pod spodem miała jak zawsze dłuższą suknię.
Miło będzie usiąść nad Herbacianą Rzeką, zawsze wywołuje takie miłe chwilę, kojarzące się z pierwszymi promieniami słońca, lub dla innych kojarzyć się może z czasem podwieczorku. Wędrowała więc na swym rumaku, ponieważ wspominana rzeka była w trochę dalszej odległości. Gdy dotarła już na część swojej ulubionej polany, miała ze sobą kosz piknikowy, koc. W końcu czuła się wolna, daleko od obowiązków i wszystkich nudnych zajęć. Rozpostarła więc nad brzegiem rzeki koc w czerwono-czarną kratę, postawiła na nim kosz piknikowy, przygotowała nakrycie dla siebie i drugiej osoby. Brakowało jej ostatnio towarzysza, więc wyobrażała sobie, że ktoś siedzi z nią. Po wielu latach myślała, że samotność nie będzie jej tak doskwierać. Dobre sobie, tęsknota zawsze pozostawia swój cień wewnątrz, i potrafi atakować znienacka. Cassandra wygodnie rozsiadła się na kocu, nalała do filiżanki naparu, uniosła naczynie do góry i upiła kilka łyków. Ah, wspaniały bukiet ziół, tego potrzebowałam. Odstawiła na spodeczek. Wyciągnęła z kosza małe zawiniątko, wszak o rogi należy odpowiednio zadbać, zawartość zawierała maź wzmacniającą struktury kostne, a w szczególności rogi. Rozsmarowała trochę na dłoniach, po czym zaczęła nanosić na swoje rogi. Dokładnie rozprowadziła maść, a później pozwoliła sobie na rozmarzony wzrok i głębokie westchnięcie. W końcu trochę wolności.
Miło będzie usiąść nad Herbacianą Rzeką, zawsze wywołuje takie miłe chwilę, kojarzące się z pierwszymi promieniami słońca, lub dla innych kojarzyć się może z czasem podwieczorku. Wędrowała więc na swym rumaku, ponieważ wspominana rzeka była w trochę dalszej odległości. Gdy dotarła już na część swojej ulubionej polany, miała ze sobą kosz piknikowy, koc. W końcu czuła się wolna, daleko od obowiązków i wszystkich nudnych zajęć. Rozpostarła więc nad brzegiem rzeki koc w czerwono-czarną kratę, postawiła na nim kosz piknikowy, przygotowała nakrycie dla siebie i drugiej osoby. Brakowało jej ostatnio towarzysza, więc wyobrażała sobie, że ktoś siedzi z nią. Po wielu latach myślała, że samotność nie będzie jej tak doskwierać. Dobre sobie, tęsknota zawsze pozostawia swój cień wewnątrz, i potrafi atakować znienacka. Cassandra wygodnie rozsiadła się na kocu, nalała do filiżanki naparu, uniosła naczynie do góry i upiła kilka łyków. Ah, wspaniały bukiet ziół, tego potrzebowałam. Odstawiła na spodeczek. Wyciągnęła z kosza małe zawiniątko, wszak o rogi należy odpowiednio zadbać, zawartość zawierała maź wzmacniającą struktury kostne, a w szczególności rogi. Rozsmarowała trochę na dłoniach, po czym zaczęła nanosić na swoje rogi. Dokładnie rozprowadziła maść, a później pozwoliła sobie na rozmarzony wzrok i głębokie westchnięcie. W końcu trochę wolności.
#ff0033
Gif :
Godność :
Lambert Laventon
Wiek :
wizualne 28 lat, realnie 267 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
184/74
Znaki szczególne :
ręce od łokci do dłoni ma granatowe, instensywnie czerwone oczy, ręce w wielu drobnych bliznach, bardzo ładny, przystojny mężczyzna
Pod ręką :
torba: szkicownik, artystyczne przybory; plecak: zielnik, bestionariusz, zestaw medyczny, zestaw podróżniczy
Broń :
sztylet z perłowym uchwytem
Zawód :
portrecista, malarz, ilustrator, artysta, podróżnik
LambertMalarz Tęczy
Re: Herbaciana Rzeka
Sro 2 Sie - 17:24
Sro 2 Sie - 17:24
Jeszcze jedna kreska, jeszcze jedno pociągniecie ołówkiem i jego arcydzieło miało ujrzeć światło dnia w realnych trzech wymiarach. Coś go tchnęło i bardziej wiedziony uczuciem niż świadomą myślą wyrysował swój kubek z którego pił w dzieciństwie. Niewielki, uszczerbiony, brzydki i krzywy jak cholera, bo ulepił go z gliny z pomocą ojca, a potem pomalował niepasującymi do siebie kolorowymi farbkami, głównie używając palców zamiast pędzli. Bez najmniejszego wysiłku ożywił przedmiot do życia i przyglądnął się z swojemu wspomnieniu w formie kubka z czułością. Już miał nabrać do niego herbaty, kiedy usłyszał końskie rżenie odbite nikłym echem nad taflą spokojnych herbacianych wód rzeki. Wyprostował się i czujnie rozejrzał się dookoła, nic jednak nie znalazło się w zasięgu jego wzroku, ale znów - wiedziony ciekawością większą od pragnienia, którego jeszcze nie udało mu się zaspokoić, ruszył w stronę z której jak mu się zdawało dobiegł dźwięk.
Już po chwili pomiędzy rzadko rozproszonymi drzewami dojrzał łączkę nad brzegiem i kogoś na niej piknikującego. Klasnął w dłonie zadowolony, uwielbiał napotykać ludzi w trakcie podróży. Z każdym krokiem stawało się coraz bardziej jasne kim owa osoba była. Rozpoznałby tę sylwetkę i rogi wszędzie, między innymi dlatego, że być może jego szkicowniki były pełne dziesiątek szkiców Cassandry ze szczególnym detalem na jej majestatyczne rogi. Zazwyczaj skończone szkicowniki kończył gdzieś w kufrach albo zapomniane piętrzyły się w kątach jego pracowni, ale te zawierające Demoniczną Księżną rodu Incendio z tajemniczych powodów często były gdzieś na wierzchu. Miał nawet przyjemność namalować jeden z jej oficjalnych portretów, a także kilka malunków dla osób z jej dworu. Arystokracja lubowała się w zdobieniu ścian swoich pałaców i zamków różnego rodzaju dekoracjami, wielkie płótna i pozłacane ramy zawsze nadawały odpowiedniego majestatu miejscu.
- Lady Cassandro! - zawołał, podchodząc bliżej i kłaniając się, aż dobytek na jego plecach zagrzechotał od nagłego ruchu.
- Co za niespodzianka cię tu widzieć, pani! Lambert Laventon, skromny malarz i podróżnik, do usług, mam nadzieję, że jeszcze gdzieś istnieję w pani choćby odległych wspomnieniach, a jeśli nie, chętnie je za pozwoleniem przywrócę! - zaczął świergotać jak słowik, to podekscytowany poprawiając okulary, to machając dłonią w której trzymał swój garnuszek albo przeczesując włosy. Zdaje się, że od czasu zejścia ze statku z Morza Łez nie miał nikogo, poza sobą, do rozmowy.
Czy to ta pora roku, że arystokracja wypełzała ze swoich barłogów wyłożonych jedwabiami, poduszkami i wygodami, żeby przypomnieć sobie czym były błoto, trawa i świeże powietrze? Najwyraźniej! Czteroroga dama była kolejną wysoko postawioną arystokratką na drodze Lamberta, co w zasadzie nie było tak częste jak mogłoby się wydawać. Co bardziej snobistyczni, przyzwyczajeni do luksusów i obawiający się o swoje życie woleli wypoczynek w letnich pałacykach a podróże ze służbą i strażą dla zachowania wizerunku i bezpieczeństwa. A jednak lady Cassandra siedziała sama, na kocyku, och, tu były rozłożone naczynia dla dwóch osób... Czyżby znów przeszkodził w jakiejś schadzce, w jakimś tajemniczym spotkaniu? Kiedy tylko to zauważył zmieszał się jakby i ucichł zewnętrznie i wewnętrznie.
- Mam żywą nadzieję, że nie przeszkadzam...
Już po chwili pomiędzy rzadko rozproszonymi drzewami dojrzał łączkę nad brzegiem i kogoś na niej piknikującego. Klasnął w dłonie zadowolony, uwielbiał napotykać ludzi w trakcie podróży. Z każdym krokiem stawało się coraz bardziej jasne kim owa osoba była. Rozpoznałby tę sylwetkę i rogi wszędzie, między innymi dlatego, że być może jego szkicowniki były pełne dziesiątek szkiców Cassandry ze szczególnym detalem na jej majestatyczne rogi. Zazwyczaj skończone szkicowniki kończył gdzieś w kufrach albo zapomniane piętrzyły się w kątach jego pracowni, ale te zawierające Demoniczną Księżną rodu Incendio z tajemniczych powodów często były gdzieś na wierzchu. Miał nawet przyjemność namalować jeden z jej oficjalnych portretów, a także kilka malunków dla osób z jej dworu. Arystokracja lubowała się w zdobieniu ścian swoich pałaców i zamków różnego rodzaju dekoracjami, wielkie płótna i pozłacane ramy zawsze nadawały odpowiedniego majestatu miejscu.
- Lady Cassandro! - zawołał, podchodząc bliżej i kłaniając się, aż dobytek na jego plecach zagrzechotał od nagłego ruchu.
- Co za niespodzianka cię tu widzieć, pani! Lambert Laventon, skromny malarz i podróżnik, do usług, mam nadzieję, że jeszcze gdzieś istnieję w pani choćby odległych wspomnieniach, a jeśli nie, chętnie je za pozwoleniem przywrócę! - zaczął świergotać jak słowik, to podekscytowany poprawiając okulary, to machając dłonią w której trzymał swój garnuszek albo przeczesując włosy. Zdaje się, że od czasu zejścia ze statku z Morza Łez nie miał nikogo, poza sobą, do rozmowy.
Czy to ta pora roku, że arystokracja wypełzała ze swoich barłogów wyłożonych jedwabiami, poduszkami i wygodami, żeby przypomnieć sobie czym były błoto, trawa i świeże powietrze? Najwyraźniej! Czteroroga dama była kolejną wysoko postawioną arystokratką na drodze Lamberta, co w zasadzie nie było tak częste jak mogłoby się wydawać. Co bardziej snobistyczni, przyzwyczajeni do luksusów i obawiający się o swoje życie woleli wypoczynek w letnich pałacykach a podróże ze służbą i strażą dla zachowania wizerunku i bezpieczeństwa. A jednak lady Cassandra siedziała sama, na kocyku, och, tu były rozłożone naczynia dla dwóch osób... Czyżby znów przeszkodził w jakiejś schadzce, w jakimś tajemniczym spotkaniu? Kiedy tylko to zauważył zmieszał się jakby i ucichł zewnętrznie i wewnętrznie.
- Mam żywą nadzieję, że nie przeszkadzam...
Gif :
Godność :
Lady Cassandra Incendio
Wiek :
1500, wizualnie 30 lat
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
175/60
Pod ręką :
prosty nóż, scyzoryk i parasolka
Zawód :
Władczyni włości Incendio, wszak praca władcy jest o wiele bardziej wymagająca niż niektórym się wydaje
CassandraDemoniczna Księżna
Re: Herbaciana Rzeka
Sro 2 Sie - 22:07
Sro 2 Sie - 22:07
Cisza, spokój, spokojny śpiew ptaków, szum i bulgot rzeki. Jakże sielankowy nastrój nastał, można by wręcz odpłynąć w krainę sennych marzeń. Popijała sobie właśnie resztę herbatki, kiedy usłyszała głos, z pierwszego tonu nie była pewna czy go rozpoznała. Gdy pojawiła się sylwetka należąca do głosu, uśmiechnęła się ukradkiem. Tak, to był on, czasami miewała myśli gdzie krąży ten zdolny malarz. Fakt, że na zamku wisiało sporo jego prac, tym bardziej rad była, że go spotkała.
Wstała z pozycji siedzącej, by wymienić uprzejmości.
- Lambert, wieki Ciebie nie widziałam - odpowiedziała, obdarzając go promiennym uśmiechem.
- Wspomnienia trochę wyblakły, ale nie zapomniałam Ciebie, wszak Twoje dzieła wiszą u mnie na zamku. Wybitne są to dzieła, aczkolwiek chętnie posłucham i odświeżę swoje wspomnienia
Co prawda, czas i miejsce oraz sposób spędzania czasu, mogły wskazywać, że odbywała się tu jakaś romantyczna schadzka. W pewnym sensie była, ale nie w takim jakim myślicie. Wszak jak miło jest spędzać czas samemu z własnymi myślami, zmartwieniami, marzeniami, dla kogoś takiego jak Cassandra było wytchnieniem od ciągle powtarzającej się codzienności. Skoro więc zjawił się malarz, tym razem będzie miała kompana. Czasami kuchenna służba, która szykowała dla niej kosz dziwiła się, dlaczego zabiera podwójne nakrycia. Upiorna miewała dobre przeczucie, że kiedyś ktoś niezapowiedziany się zjawi, a wtedy będzie mogła tą osobę ugościć.
- Ależ skądże, nie przeszkadzasz, miło Ciebie zobaczyć, ile to już minęło od naszego ostatniego spotkania? - zaczęła się zastanawiać, licząc w głowie, dni, miesiące, lata.
Wskazała dłonią drugie nakrycie, zachęcając Lamberta, by przyłączył się do jej piknikowego posiłku. Uzupełniła filiżanki, pyszną, aromatyczną herbatą, z której wyczuwać można było jeszcze woń świeżo dodanych malin. Podała filiżankę mężczyźnie, sama biorąc swoją.
- Za spotkanie po latach - wypiła trochę ciepłego naparu.
Wstała z pozycji siedzącej, by wymienić uprzejmości.
- Lambert, wieki Ciebie nie widziałam - odpowiedziała, obdarzając go promiennym uśmiechem.
- Wspomnienia trochę wyblakły, ale nie zapomniałam Ciebie, wszak Twoje dzieła wiszą u mnie na zamku. Wybitne są to dzieła, aczkolwiek chętnie posłucham i odświeżę swoje wspomnienia
Co prawda, czas i miejsce oraz sposób spędzania czasu, mogły wskazywać, że odbywała się tu jakaś romantyczna schadzka. W pewnym sensie była, ale nie w takim jakim myślicie. Wszak jak miło jest spędzać czas samemu z własnymi myślami, zmartwieniami, marzeniami, dla kogoś takiego jak Cassandra było wytchnieniem od ciągle powtarzającej się codzienności. Skoro więc zjawił się malarz, tym razem będzie miała kompana. Czasami kuchenna służba, która szykowała dla niej kosz dziwiła się, dlaczego zabiera podwójne nakrycia. Upiorna miewała dobre przeczucie, że kiedyś ktoś niezapowiedziany się zjawi, a wtedy będzie mogła tą osobę ugościć.
- Ależ skądże, nie przeszkadzasz, miło Ciebie zobaczyć, ile to już minęło od naszego ostatniego spotkania? - zaczęła się zastanawiać, licząc w głowie, dni, miesiące, lata.
Wskazała dłonią drugie nakrycie, zachęcając Lamberta, by przyłączył się do jej piknikowego posiłku. Uzupełniła filiżanki, pyszną, aromatyczną herbatą, z której wyczuwać można było jeszcze woń świeżo dodanych malin. Podała filiżankę mężczyźnie, sama biorąc swoją.
- Za spotkanie po latach - wypiła trochę ciepłego naparu.
#ff0033
Gif :
Godność :
Lambert Laventon
Wiek :
wizualne 28 lat, realnie 267 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
184/74
Znaki szczególne :
ręce od łokci do dłoni ma granatowe, instensywnie czerwone oczy, ręce w wielu drobnych bliznach, bardzo ładny, przystojny mężczyzna
Pod ręką :
torba: szkicownik, artystyczne przybory; plecak: zielnik, bestionariusz, zestaw medyczny, zestaw podróżniczy
Broń :
sztylet z perłowym uchwytem
Zawód :
portrecista, malarz, ilustrator, artysta, podróżnik
LambertMalarz Tęczy
Re: Herbaciana Rzeka
Pią 4 Sie - 18:34
Pią 4 Sie - 18:34
Zmrużył powieki jak zadowolony wygrzewaniem się w słońcu kot, że jego prace jak i on sam gdzieś tam ciągle tliły się w przestrzeni jej pałacu jak i wspomnień, i odwzajemnił uśmiech.
- Głównie co pamiętam, to moje prędkie braki w czerwonych farbach na kolor twoich sukni, pani - zażartował lekko. - Ale ujrzałem w tym okazję, żeby wgłębić się w ten kolor trochę bardziej. Jeśli idzie o czerwone pigmenty, najlepiej sprawdzają się te z owadów, ciekawe, prawda? Lubię też te z korzeni, ale jednym z moich sekretów głębokiej wyjątkowej barwy czerwieni są jagody, bardzo szczególne, skryte głęboko w Malinowym Lesie... - W tym miejscu przerwał i przyłożył palec do ust, jak zwykle trochę teatralnie, niby to uciszając samego siebie przed wydaniem tak ważnej informacji, a i jednocześnie prosząc lady Cassandrę o zachowanie tego sekretu. Rzeczywiście, nie wiedzieć czemu czerwień pochłonęła go wtedy dogłębnie i do reszty. Korzystając z tego, że w tamtym czasie miał stałe zatrudnienie, skorzystał ze środków dworu i zafundował sobie wycieczkę do Szkarłatnej Otchłani, żeby tam studiując kolor tonąć we wszystkich odcieniach czerwieni. Teraz zaś złapał okulary za oprawki i podciągnął je do góry lokując je na głowie między włosami, odkrywając swoje absurdalnie czerwone oczy.
Pomimo jej zapewnień, że nie przeszkadza, rozejrzał się dookoła podejrzliwie. Nie licząc jej konia, rzeczywiście (na razie) byli sami. Zdjął więc z pleców dobytek i usiadł, zgrabnie podciągając i układając swoje szaty. W głębi ducha dziękował sobie, że zdążył w gorących źródłach zmyć z siebie podróżny pot i brud, i czystą dłonią ujął zaoferowaną filiżankę. Swojego małego glinianego potworka położył obok. Niedługo i tak sam zniknie, wracając na papier notatnika.
- Za spotkanie po latach - powtórzył za nią. - To rzeczywiście musiały być już lata, prawda? Nieprawdopodobne... Czasem zapominam, że czas istnieje, w podróży zbyt łatwo o tym zapomnieć - powiedział, patrząc gdzieś w chmury. Smak ciepłej herbaty na chwilę zamknął jego rozgadane usta, a spojrzenie zmiękło z rozkoszy nad chwilą. Chciał, żeby takie chwile trwały dłużej. Wiedział, że Lady Cassandra był obdarzona długowiecznością, tak samo jak on, choć z pewnością był młodszy od niej wiele setek lat. Nie wszyscy jednak mieli ten dar, co skłaniało Lamberta do wielu przemyśleń, szczególnie kiedy myślał o swojej rodzinie.
- Łatwo niekiedy zapomnieć jak cenny jest czas, zwłaszcza kiedy wydaje się nam, że mamy go nieskończenie wiele - mruknął pod nosem, chyba bardziej do swojej herbaty niż towarzyszki.
Przyłożył filiżankę blisko ust, ale nie wziął kolejnego łyka, a pozwolił ciepłu napoju grzać jego usta a zapachowi dochodzić do nosa. Zerknął znad filiżanki na arystokratkę. Lambert wyglądał jakby miał wiele pytań, ale nie śmiał burzyć lady Cassandrze spokoju wyjścia, które ewidentnie było próbą relaksu poza murami, w których czekały ją liczne obowiązki i dni po brzegi wypełnione sprawami do załatwienia. Nie dziwił się, że potrzebowała zaleźć chwilę spokoju dla siebie.
- Głównie co pamiętam, to moje prędkie braki w czerwonych farbach na kolor twoich sukni, pani - zażartował lekko. - Ale ujrzałem w tym okazję, żeby wgłębić się w ten kolor trochę bardziej. Jeśli idzie o czerwone pigmenty, najlepiej sprawdzają się te z owadów, ciekawe, prawda? Lubię też te z korzeni, ale jednym z moich sekretów głębokiej wyjątkowej barwy czerwieni są jagody, bardzo szczególne, skryte głęboko w Malinowym Lesie... - W tym miejscu przerwał i przyłożył palec do ust, jak zwykle trochę teatralnie, niby to uciszając samego siebie przed wydaniem tak ważnej informacji, a i jednocześnie prosząc lady Cassandrę o zachowanie tego sekretu. Rzeczywiście, nie wiedzieć czemu czerwień pochłonęła go wtedy dogłębnie i do reszty. Korzystając z tego, że w tamtym czasie miał stałe zatrudnienie, skorzystał ze środków dworu i zafundował sobie wycieczkę do Szkarłatnej Otchłani, żeby tam studiując kolor tonąć we wszystkich odcieniach czerwieni. Teraz zaś złapał okulary za oprawki i podciągnął je do góry lokując je na głowie między włosami, odkrywając swoje absurdalnie czerwone oczy.
Pomimo jej zapewnień, że nie przeszkadza, rozejrzał się dookoła podejrzliwie. Nie licząc jej konia, rzeczywiście (na razie) byli sami. Zdjął więc z pleców dobytek i usiadł, zgrabnie podciągając i układając swoje szaty. W głębi ducha dziękował sobie, że zdążył w gorących źródłach zmyć z siebie podróżny pot i brud, i czystą dłonią ujął zaoferowaną filiżankę. Swojego małego glinianego potworka położył obok. Niedługo i tak sam zniknie, wracając na papier notatnika.
- Za spotkanie po latach - powtórzył za nią. - To rzeczywiście musiały być już lata, prawda? Nieprawdopodobne... Czasem zapominam, że czas istnieje, w podróży zbyt łatwo o tym zapomnieć - powiedział, patrząc gdzieś w chmury. Smak ciepłej herbaty na chwilę zamknął jego rozgadane usta, a spojrzenie zmiękło z rozkoszy nad chwilą. Chciał, żeby takie chwile trwały dłużej. Wiedział, że Lady Cassandra był obdarzona długowiecznością, tak samo jak on, choć z pewnością był młodszy od niej wiele setek lat. Nie wszyscy jednak mieli ten dar, co skłaniało Lamberta do wielu przemyśleń, szczególnie kiedy myślał o swojej rodzinie.
- Łatwo niekiedy zapomnieć jak cenny jest czas, zwłaszcza kiedy wydaje się nam, że mamy go nieskończenie wiele - mruknął pod nosem, chyba bardziej do swojej herbaty niż towarzyszki.
Przyłożył filiżankę blisko ust, ale nie wziął kolejnego łyka, a pozwolił ciepłu napoju grzać jego usta a zapachowi dochodzić do nosa. Zerknął znad filiżanki na arystokratkę. Lambert wyglądał jakby miał wiele pytań, ale nie śmiał burzyć lady Cassandrze spokoju wyjścia, które ewidentnie było próbą relaksu poza murami, w których czekały ją liczne obowiązki i dni po brzegi wypełnione sprawami do załatwienia. Nie dziwił się, że potrzebowała zaleźć chwilę spokoju dla siebie.
Gif :
Godność :
Lady Cassandra Incendio
Wiek :
1500, wizualnie 30 lat
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
175/60
Pod ręką :
prosty nóż, scyzoryk i parasolka
Zawód :
Władczyni włości Incendio, wszak praca władcy jest o wiele bardziej wymagająca niż niektórym się wydaje
CassandraDemoniczna Księżna
Re: Herbaciana Rzeka
Pon 7 Sie - 21:13
Pon 7 Sie - 21:13
W jej oczach można było dostrzec wesoło tańczące iskierki, ze względu na radość spotkania z przyjacielem, z dawnych lat. Słuchała uważnie, jak opowiadał jej o tym, jak uzyskał tak wspaniałe barwniki. Lekko zachichotała, czasem gdy nie było w około niej nikogo z dworu, zdarzało jej się zachowywać jak nastolatka. Gdy przyłożył palec do ust, ona również to zrobiła.
- Ależ oczywiście, Twoje tajemnice są u mnie bezpieczne, nie do pomyślenia by było gdyby ktoś zaczął podrabiać Twój styl - wykonała gest zamykania kłódki kluczykiem, który znaczył, że będzie milczała.
Ciepła herbatka przyjemnie rozgrzewała w środku, miło było spotkać kogoś tak barwnego po tych długich latach. Czas dla niej wydawał się biec za szybko, ileż to już minęło od śmierci jej męża. Jak długo już rządziła swoimi ziemiami.
- Mam podobnie, czas toczy się nieubłaganie ciągle do przodu, wprawiony w ruch, nigdy nie staje. Przyzwyczaiłam się i już tylko obserwacja cyklu wszechświata wyznacza kolejne działania - westchnęła.
Siedzieli tak, wspólnie popijając herbatę, wspominając stare czasy i wspomnienia. Bardzo miłe wspomnienia. Cassandra nie spodziewała się, że spotkanie Lamberta tak pozytywnie ją nastroi, z drugiej zaś strony na jej twarzy przez chwilę widać było zmartwienie. Kolejne posiedzenie nad rzeką może być samotne, cóż można rzec, że już taki los władców. Ostatecznie zostają sami, Ci długowieczni muszą mierzyć się z trudami dużo dłużej niż zwyczajni ludzie. Po krótkim czasie, który dla Upiornej był niczym spadające ziarenko piasku, powrócił na twarz uśmiech oraz wyrażała ona wdzięczność, że mogła tę przyjemną chwilę spędzić razem z Lambertem.
- Ależ oczywiście, Twoje tajemnice są u mnie bezpieczne, nie do pomyślenia by było gdyby ktoś zaczął podrabiać Twój styl - wykonała gest zamykania kłódki kluczykiem, który znaczył, że będzie milczała.
Ciepła herbatka przyjemnie rozgrzewała w środku, miło było spotkać kogoś tak barwnego po tych długich latach. Czas dla niej wydawał się biec za szybko, ileż to już minęło od śmierci jej męża. Jak długo już rządziła swoimi ziemiami.
- Mam podobnie, czas toczy się nieubłaganie ciągle do przodu, wprawiony w ruch, nigdy nie staje. Przyzwyczaiłam się i już tylko obserwacja cyklu wszechświata wyznacza kolejne działania - westchnęła.
Siedzieli tak, wspólnie popijając herbatę, wspominając stare czasy i wspomnienia. Bardzo miłe wspomnienia. Cassandra nie spodziewała się, że spotkanie Lamberta tak pozytywnie ją nastroi, z drugiej zaś strony na jej twarzy przez chwilę widać było zmartwienie. Kolejne posiedzenie nad rzeką może być samotne, cóż można rzec, że już taki los władców. Ostatecznie zostają sami, Ci długowieczni muszą mierzyć się z trudami dużo dłużej niż zwyczajni ludzie. Po krótkim czasie, który dla Upiornej był niczym spadające ziarenko piasku, powrócił na twarz uśmiech oraz wyrażała ona wdzięczność, że mogła tę przyjemną chwilę spędzić razem z Lambertem.
#ff0033
Gif :
Godność :
Lambert Laventon
Wiek :
wizualne 28 lat, realnie 267 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
184/74
Znaki szczególne :
ręce od łokci do dłoni ma granatowe, instensywnie czerwone oczy, ręce w wielu drobnych bliznach, bardzo ładny, przystojny mężczyzna
Pod ręką :
torba: szkicownik, artystyczne przybory; plecak: zielnik, bestionariusz, zestaw medyczny, zestaw podróżniczy
Broń :
sztylet z perłowym uchwytem
Zawód :
portrecista, malarz, ilustrator, artysta, podróżnik
LambertMalarz Tęczy
Re: Herbaciana Rzeka
Wto 8 Sie - 14:59
Wto 8 Sie - 14:59
Zdumiało Lamberta jej swobodne zachowanie, a z drugiej strony w jakiś sposób rozweseliło w duchu. Co było tylko kolejnym dowodem na to jak bardzo potrafił się różnić świat w korytarzach pałaców, gdzie zawsze ktoś patrzył i wymagał zachowania "zasad" od tego tutaj świata, na kocyku, na trawce, gdzie nie patrzył i nie osądzał nikt. Nie przypominał sobie, żeby miał wcześniej zbyt wiele okazji, żeby móc tak swobodnie i prywatnie rozmawiać z lady Cassandrą. A mimo to ciągle czuł barierę, dzielącą ich przepaść, której ona albo nie widziała, albo się nią nie przejmowała w ramach swoich "wychodnych" godzin.
- Proszę mi wybaczyć śmiałość jeśli pytam zbyt bezpośrednio, ale... - powiedział w pewnym momencie powoli, ostrożnie, jakby badał teren na ile może sobie pozwolić, w zamyśleniu wodząc palcem kółka wzdłuż brzegu filiżanki - co w zasadzie słychać na włościach i u rodu Incendio? Przyznaję, że już od miesięcy nie nadstawiałem ucha na wiadomości-- no cóż, właściwie na plotki, powiedzmy sobie szczerze, na plotki co tam wrze lub drży wśród arystokracji. Ale skoro mam tak nadzwyczajną okazję spytać samą Księżną, aż żal choć nie spróbować spytać.
Było to poniekąd skomplikowane pytanie. Czasem służba wiedziała więcej co w trawie piszczy niż niejeden wysoko postawiony rogacz. Co innego odpowiedziałaby mu służba kuchenna, co innego drobny szlachcic, który nie kiwnął palcem na swoje utrzymanie bo słuszna sumka na spokojne życie sama spadła mu wraz ze spadkiem, a co innego młody rogaty Upiorny wypruwający sobie handlem żyły, żeby zadowolić wymagających rodziców. A co innego ktoś z samej góry, jak lady Cassandra. Z góry czasem nie było widać odległych kątów i najcichszych szeptów, zwłaszcza tych, które wolały pozostać nieusłyszane. Ale to właśnie ona była bijącym centrum i sercem rodu, więc kogo innego pytać jak nie ją, prawda? Z kolei Lambert znajdował się w intrygującej pozycji. Nigdy nie był stałym mieszkańcem żadnego z dworów, oficjalnie nie podlegał wewnętrznym strukturom i zawsze pracował na niezależnych kontraktach. Krótko mówiąc, zazwyczaj oferował swoje usługi i gdzieś tam się na dworze po prostu kręcił, dopóki nie skończył malować to co malować miał. Dawało mu to pewne pole manewru. Był trochę "swój" na usługach na dworze, pracownik, a trochę "nie swój", artysta malarz indywidualista bardziej gość, który może odejść w każdej chwili. Różnie to ludzie odbierali, i bardzo różnie związku z tym się do niego zwracali. Dzięki temu zawsze udawało mu się dotrzeć do niejednej ciekawej informacji...
- Proszę mi wybaczyć śmiałość jeśli pytam zbyt bezpośrednio, ale... - powiedział w pewnym momencie powoli, ostrożnie, jakby badał teren na ile może sobie pozwolić, w zamyśleniu wodząc palcem kółka wzdłuż brzegu filiżanki - co w zasadzie słychać na włościach i u rodu Incendio? Przyznaję, że już od miesięcy nie nadstawiałem ucha na wiadomości-- no cóż, właściwie na plotki, powiedzmy sobie szczerze, na plotki co tam wrze lub drży wśród arystokracji. Ale skoro mam tak nadzwyczajną okazję spytać samą Księżną, aż żal choć nie spróbować spytać.
Było to poniekąd skomplikowane pytanie. Czasem służba wiedziała więcej co w trawie piszczy niż niejeden wysoko postawiony rogacz. Co innego odpowiedziałaby mu służba kuchenna, co innego drobny szlachcic, który nie kiwnął palcem na swoje utrzymanie bo słuszna sumka na spokojne życie sama spadła mu wraz ze spadkiem, a co innego młody rogaty Upiorny wypruwający sobie handlem żyły, żeby zadowolić wymagających rodziców. A co innego ktoś z samej góry, jak lady Cassandra. Z góry czasem nie było widać odległych kątów i najcichszych szeptów, zwłaszcza tych, które wolały pozostać nieusłyszane. Ale to właśnie ona była bijącym centrum i sercem rodu, więc kogo innego pytać jak nie ją, prawda? Z kolei Lambert znajdował się w intrygującej pozycji. Nigdy nie był stałym mieszkańcem żadnego z dworów, oficjalnie nie podlegał wewnętrznym strukturom i zawsze pracował na niezależnych kontraktach. Krótko mówiąc, zazwyczaj oferował swoje usługi i gdzieś tam się na dworze po prostu kręcił, dopóki nie skończył malować to co malować miał. Dawało mu to pewne pole manewru. Był trochę "swój" na usługach na dworze, pracownik, a trochę "nie swój", artysta malarz indywidualista bardziej gość, który może odejść w każdej chwili. Różnie to ludzie odbierali, i bardzo różnie związku z tym się do niego zwracali. Dzięki temu zawsze udawało mu się dotrzeć do niejednej ciekawej informacji...
Gif :
Godność :
Lady Cassandra Incendio
Wiek :
1500, wizualnie 30 lat
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
175/60
Pod ręką :
prosty nóż, scyzoryk i parasolka
Zawód :
Władczyni włości Incendio, wszak praca władcy jest o wiele bardziej wymagająca niż niektórym się wydaje
CassandraDemoniczna Księżna
Re: Herbaciana Rzeka
Wto 15 Sie - 1:45
Wto 15 Sie - 1:45
Bez otoczenia dworek, służby i swoich poddanych, czasami w Cassandrze budziło się wewnętrzne dziecko, które chciałoby wszystkiego doświadczyć po swojemu. Chłopak wiedział jak wyciągnąć z niej informację. Hmm, w sumie część obrazów wypadałoby odrestaurować, może zaprosić go na swoje włości. Chwilę się zamyśliła, zdarzało jej się podczas rozmów czasami skierować myśli w stronę swoich poddanych, troszczyła się o nich najlepiej jak potrafiła.
- Ależ mój drogi, cóż może dziać się na dworze. Stary Jasiek narzekał, że mu sąsiad wjechał ogrodzeniem na pole. Kilka nowych małżeństw się pobrało. A i kilkoro dzieci się urodziło. Zwykłe nudne sprawy, a w rodzie Incendio trochę krzywo zaczynają patrzeć, że już długo nie ma Lorda na zamku - westchnęła.
Ostatnio po kątach słyszała, jak zaczynali podszeptywać o tym, że jak to tak, sama Lady. Cóż, nie były to przyjemne wiadomości dla niej, przyzwyczajona była do samotnego dbania o swój lud. Posmutniała trochę, uzupełniła filiżanki ciepłą herbatą. Wypiła swój napar.
- Ehh... od zaufanej służki dowiedziałam się, że chcą znowu mieć Lorda na zamku, staram się jak mogę dla moich ludzi, a i tak ciągle mentalność jak za czasów mojego nieodżałowanego męża. To jest też powód moich wycieczek nad Herbacianą Rzekę, jak mawiają, ściany pałacu mają uszy - wezbrały w niej mocno uczucia, łzy pociekły z jej oczu lekkim strumieniem.
Musiała pewnie wyglądać teraz mizernie, wielka Pani na włościach, a tu w zacisznym kącie smutki ją dopadły, bardzo doceniała też to, że nie jest tu sama. Otarła rękawem sukni swoje łzy, sięgnęła głębiej do koszyka, namacała butelkę. Wyciągnęła ją, odkręciła i napiła się prosto z gwinta. Napój był ciemnoczerwonej barwy, zapach lekko gryzący. Zdecydowanie była to butelka prawdopodobnie wiśniówki.
- A jakbyś chciał jeszcze nieraz odwiedzić moje włości, to jesteś na nim mile widziany, artyści zawsze znajdą u nas wikt i opierunek - uśmiechnęła się do Lamberta.
Zaszkliły jej się trochę oczy po wypitym alkoholu, wyciągnęła dłoń z butelką w stronę mężczyzny.
- Jak masz ochotę, częstuj się.
- Ależ mój drogi, cóż może dziać się na dworze. Stary Jasiek narzekał, że mu sąsiad wjechał ogrodzeniem na pole. Kilka nowych małżeństw się pobrało. A i kilkoro dzieci się urodziło. Zwykłe nudne sprawy, a w rodzie Incendio trochę krzywo zaczynają patrzeć, że już długo nie ma Lorda na zamku - westchnęła.
Ostatnio po kątach słyszała, jak zaczynali podszeptywać o tym, że jak to tak, sama Lady. Cóż, nie były to przyjemne wiadomości dla niej, przyzwyczajona była do samotnego dbania o swój lud. Posmutniała trochę, uzupełniła filiżanki ciepłą herbatą. Wypiła swój napar.
- Ehh... od zaufanej służki dowiedziałam się, że chcą znowu mieć Lorda na zamku, staram się jak mogę dla moich ludzi, a i tak ciągle mentalność jak za czasów mojego nieodżałowanego męża. To jest też powód moich wycieczek nad Herbacianą Rzekę, jak mawiają, ściany pałacu mają uszy - wezbrały w niej mocno uczucia, łzy pociekły z jej oczu lekkim strumieniem.
Musiała pewnie wyglądać teraz mizernie, wielka Pani na włościach, a tu w zacisznym kącie smutki ją dopadły, bardzo doceniała też to, że nie jest tu sama. Otarła rękawem sukni swoje łzy, sięgnęła głębiej do koszyka, namacała butelkę. Wyciągnęła ją, odkręciła i napiła się prosto z gwinta. Napój był ciemnoczerwonej barwy, zapach lekko gryzący. Zdecydowanie była to butelka prawdopodobnie wiśniówki.
- A jakbyś chciał jeszcze nieraz odwiedzić moje włości, to jesteś na nim mile widziany, artyści zawsze znajdą u nas wikt i opierunek - uśmiechnęła się do Lamberta.
Zaszkliły jej się trochę oczy po wypitym alkoholu, wyciągnęła dłoń z butelką w stronę mężczyzny.
- Jak masz ochotę, częstuj się.
#ff0033
Gif :
Godność :
Lambert Laventon
Wiek :
wizualne 28 lat, realnie 267 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
184/74
Znaki szczególne :
ręce od łokci do dłoni ma granatowe, instensywnie czerwone oczy, ręce w wielu drobnych bliznach, bardzo ładny, przystojny mężczyzna
Pod ręką :
torba: szkicownik, artystyczne przybory; plecak: zielnik, bestionariusz, zestaw medyczny, zestaw podróżniczy
Broń :
sztylet z perłowym uchwytem
Zawód :
portrecista, malarz, ilustrator, artysta, podróżnik
LambertMalarz Tęczy
Re: Herbaciana Rzeka
Sro 6 Wrz - 22:23
Sro 6 Wrz - 22:23
Lambert nie przerywając kiwania głową i potakiwania, wchłaniając słowa lady Cassandry jak lniana ścierka wodę, płynnym ruchem wyciągnął już skądś bawełnianą chustkę dla łez Upiornej. Ale ona zdążyła zrobić użytek ze swojego rękawa sukni. I zanim zdążył chustkę schować, ona już piła z gwinta. Z niemym i niemałym zafascynowaniem oglądał ten jednoosobowy teatr niecodziennych zachowań. Wziął od niej butelkę. Jedną dłoń złożył na piersi, a drugą z butelką uniósł w powietrze w geście toastu.
- Za swobodę nad rzeką i za rządy bez Lordów. - Uczcił ich wspólnym moment i chętnie, idąc za przykładem Lady Cassandry, pociągnął z gwinta. Wzdrygnął się z zadowoleniem na rozchodzące się po ciele cierpkie ciepło. Podobało mu się to - czuł, że ostatnie dni były swojego rodzaju regeneracją, odpoczynkiem i relaksem, co niechybnie znaczyło, że niedługo znów nadejdzie intensywny czas nowości, zmęczenia i wyzwań. Nie było w jego naturze bać się takich dni, niemniej jednak z tym większą milczącą kontemplacją cieszył się z tego obecnego momentu.
- Nie rozumiem tego zniecierpliwienia brakiem Lordowskiej Mości. Szczególnie, że są to teraz twoje włości i twój ród, pani, i zdaje się, że dobrze prosperujące. Tak naprawdę nie wiem, kto mógłby cię do czegokolwiek zmusić, pani. Do diabłów z tradycjami... Ach, ostatnio na drodze natknąłem się na moją daleką kuzynkę, hrabinę Artemis z rodu Shepard. Ona z kolei zdaje się ma nadmiar kandydatów na przyszłego męża, od zaaranżowanego do związku młodzieńca, przez sekretnego narzeczonego, którego ponoć rzeczywiście kocha, aż po niechcianego dodatkowego adoratora. I widzisz pani, tak to właśnie jest, gdzieś jest tych chętnych zbyt wielu, a gdzie indziej ich obecność jest niepożądana i pożądana jednocześnie - powiedział, napił się jeszcze i podał jej butelkę. Przepił nachylając się nad filiżanką, wiśniowy posmak alkoholu przemieszał się z malinowym posmakiem herbaty.
- Zawsze są inne rozwiązania na tego typu problemy - dodał trochę ciszej, zamyślony, a ewidentnie zamyślony właśnie w tych rozwiązaniach, których prawdopodobnie Lady nasłuchała się od swoich doradców i krewnych. - Od prostego poddania się presji, po niebezpieczną opcję figuranta, a czemu by nie zrobić psikusa wszystkim, i zamiast Lorda pojąć jakąś damę i uczynić ród Incendio posiadaczami dwóch Lady na włościach, przecież były i takie przypadki. Zawsze też możesz pani postawić na swoim, z długowiecznością masz czas aby się zastanowić co dalej... Lub bardziej typowe rozwiązania - zakręcił dłonią w powietrzu - dziedzic. To często ostudza presję posiadania Lorda. Może być nieślubne, może być przysposobione-- Ach, proszę mi wybaczyć, z pewnością masz pani dość takich porad, skoro uciekłaś od tych zmartwień aż tu.
Zapatrzył się w dno pustej już teraz filiżanki, dłonią skubiąc jakąś wystającą nitkę koca. Rzeka raczyła ich swoim koncertem cichych szmerów i plusków, zapachem herbaty niesionej wiatrem czeszącym liście i trawę. To rzeczywiście było piękne miejsce na odpoczynek. Podniósł głowę i uśmiechnął się łagodnie, trochę przepraszająco, trochę niewinnie, trochę pocieszająco.
- Proszę się nie martwić, Lady Cassandro, nie wątpię, że sprawy wejdą na właściwe tory we właściwym czasie. Tym samym z niekłamaną przyjemnością chętnie skorzystam z zaproszenia na twój dwór - zapewnił ją. - Na razie jednak zmierzam do samego serca Miasta Lalek gdzie mam kilka spraw do załatwienia, a stamtąd... cóż, tego jeszcze sam nie wiem.
- Za swobodę nad rzeką i za rządy bez Lordów. - Uczcił ich wspólnym moment i chętnie, idąc za przykładem Lady Cassandry, pociągnął z gwinta. Wzdrygnął się z zadowoleniem na rozchodzące się po ciele cierpkie ciepło. Podobało mu się to - czuł, że ostatnie dni były swojego rodzaju regeneracją, odpoczynkiem i relaksem, co niechybnie znaczyło, że niedługo znów nadejdzie intensywny czas nowości, zmęczenia i wyzwań. Nie było w jego naturze bać się takich dni, niemniej jednak z tym większą milczącą kontemplacją cieszył się z tego obecnego momentu.
- Nie rozumiem tego zniecierpliwienia brakiem Lordowskiej Mości. Szczególnie, że są to teraz twoje włości i twój ród, pani, i zdaje się, że dobrze prosperujące. Tak naprawdę nie wiem, kto mógłby cię do czegokolwiek zmusić, pani. Do diabłów z tradycjami... Ach, ostatnio na drodze natknąłem się na moją daleką kuzynkę, hrabinę Artemis z rodu Shepard. Ona z kolei zdaje się ma nadmiar kandydatów na przyszłego męża, od zaaranżowanego do związku młodzieńca, przez sekretnego narzeczonego, którego ponoć rzeczywiście kocha, aż po niechcianego dodatkowego adoratora. I widzisz pani, tak to właśnie jest, gdzieś jest tych chętnych zbyt wielu, a gdzie indziej ich obecność jest niepożądana i pożądana jednocześnie - powiedział, napił się jeszcze i podał jej butelkę. Przepił nachylając się nad filiżanką, wiśniowy posmak alkoholu przemieszał się z malinowym posmakiem herbaty.
- Zawsze są inne rozwiązania na tego typu problemy - dodał trochę ciszej, zamyślony, a ewidentnie zamyślony właśnie w tych rozwiązaniach, których prawdopodobnie Lady nasłuchała się od swoich doradców i krewnych. - Od prostego poddania się presji, po niebezpieczną opcję figuranta, a czemu by nie zrobić psikusa wszystkim, i zamiast Lorda pojąć jakąś damę i uczynić ród Incendio posiadaczami dwóch Lady na włościach, przecież były i takie przypadki. Zawsze też możesz pani postawić na swoim, z długowiecznością masz czas aby się zastanowić co dalej... Lub bardziej typowe rozwiązania - zakręcił dłonią w powietrzu - dziedzic. To często ostudza presję posiadania Lorda. Może być nieślubne, może być przysposobione-- Ach, proszę mi wybaczyć, z pewnością masz pani dość takich porad, skoro uciekłaś od tych zmartwień aż tu.
Zapatrzył się w dno pustej już teraz filiżanki, dłonią skubiąc jakąś wystającą nitkę koca. Rzeka raczyła ich swoim koncertem cichych szmerów i plusków, zapachem herbaty niesionej wiatrem czeszącym liście i trawę. To rzeczywiście było piękne miejsce na odpoczynek. Podniósł głowę i uśmiechnął się łagodnie, trochę przepraszająco, trochę niewinnie, trochę pocieszająco.
- Proszę się nie martwić, Lady Cassandro, nie wątpię, że sprawy wejdą na właściwe tory we właściwym czasie. Tym samym z niekłamaną przyjemnością chętnie skorzystam z zaproszenia na twój dwór - zapewnił ją. - Na razie jednak zmierzam do samego serca Miasta Lalek gdzie mam kilka spraw do załatwienia, a stamtąd... cóż, tego jeszcze sam nie wiem.
Gif :
Godność :
Lady Cassandra Incendio
Wiek :
1500, wizualnie 30 lat
Rasa :
Upiorna Arystokracja
Wzrost / Waga :
175/60
Pod ręką :
prosty nóż, scyzoryk i parasolka
Zawód :
Władczyni włości Incendio, wszak praca władcy jest o wiele bardziej wymagająca niż niektórym się wydaje
CassandraDemoniczna Księżna
Re: Herbaciana Rzeka
Pon 11 Wrz - 23:57
Pon 11 Wrz - 23:57
Przysłuchiwała się z zaciekawieniem, zapamiętywała w myślach słowa wypowiadane przez Lamberta.
- Tak to jest, jak tradycja jest mocno zakorzeniona w korzeniach. Dlatego pojawiło się to zniecierpliwienie wśród pałacowej szlachty. Ciekawe opowieści, całkiem nietypowe jak na podejście Upiornych. Widać, że hrabina Artemis bardzo mocno wyzwolona z okowów dawnych zasad - powiedziała, wyraźnie zaciekawiona opowieścią Lamberta, i sama dopiła jeszcze pozostałą herbatę z filiżanki.
Pomału zaczęła się zbierać, schowała zastawa herbacianą do koszyka. Druga część wypowiedzi mężczyzny była bardzo ciekawa. W swoich myślach odnotowała, bądź co bądź ciekawe rozwiązania, które zostały jej przedstawione.
- Ależ nic się nie stało, Lambercie. Co do porad, dziękuję, być może kiedyś je wykorzystam. Natomiast tak, trzeba czasami odpocząć od tego całego zgiełku - uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Dziękuję za wspaniała rozmowę oraz życzę zatem owocnej podróży do Miasta Lalek, oczywiście bramy mojego pałacu stoją dla Ciebie zawsze otworem. Pewnie część mieszkańców chętnie by chciała nowych obrazów spod pędzla tak znakomitego malarza - puściła oczko w jego stronę.
Zebrała swoje rzeczy do koszyka piknikowego, wzięła go w dłoń, pomachała na odchodne l ruszyła dostojnym krokiem w kierunku swojej posiadłości
[z/t]
- Tak to jest, jak tradycja jest mocno zakorzeniona w korzeniach. Dlatego pojawiło się to zniecierpliwienie wśród pałacowej szlachty. Ciekawe opowieści, całkiem nietypowe jak na podejście Upiornych. Widać, że hrabina Artemis bardzo mocno wyzwolona z okowów dawnych zasad - powiedziała, wyraźnie zaciekawiona opowieścią Lamberta, i sama dopiła jeszcze pozostałą herbatę z filiżanki.
Pomału zaczęła się zbierać, schowała zastawa herbacianą do koszyka. Druga część wypowiedzi mężczyzny była bardzo ciekawa. W swoich myślach odnotowała, bądź co bądź ciekawe rozwiązania, które zostały jej przedstawione.
- Ależ nic się nie stało, Lambercie. Co do porad, dziękuję, być może kiedyś je wykorzystam. Natomiast tak, trzeba czasami odpocząć od tego całego zgiełku - uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Dziękuję za wspaniała rozmowę oraz życzę zatem owocnej podróży do Miasta Lalek, oczywiście bramy mojego pałacu stoją dla Ciebie zawsze otworem. Pewnie część mieszkańców chętnie by chciała nowych obrazów spod pędzla tak znakomitego malarza - puściła oczko w jego stronę.
Zebrała swoje rzeczy do koszyka piknikowego, wzięła go w dłoń, pomachała na odchodne l ruszyła dostojnym krokiem w kierunku swojej posiadłości
[z/t]
#ff0033
Gif :
Godność :
Lambert Laventon
Wiek :
wizualne 28 lat, realnie 267 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
184/74
Znaki szczególne :
ręce od łokci do dłoni ma granatowe, instensywnie czerwone oczy, ręce w wielu drobnych bliznach, bardzo ładny, przystojny mężczyzna
Pod ręką :
torba: szkicownik, artystyczne przybory; plecak: zielnik, bestionariusz, zestaw medyczny, zestaw podróżniczy
Broń :
sztylet z perłowym uchwytem
Zawód :
portrecista, malarz, ilustrator, artysta, podróżnik
LambertMalarz Tęczy
Re: Herbaciana Rzeka
Nie 17 Wrz - 21:35
Nie 17 Wrz - 21:35
Skłonił się na pożegnanie, odprowadzając wzrokiem Lady Cassandrę, aż zniknęła na ścieżce gdzieś za drzewami. Zwinięty piknik pozostawił Lamberta z resztki smaku herbaty i nutą alkoholu na języku i kształtem majestatycznych rogów Lady w myślach.
Przez chwilę grzebał butem w ziemi tarmosząc wygładzoną przez koc trawę, aż wreszcie nasunął z powrotem na nos okulary i objuczył się plecakiem i torbą. Sam miał już ruszyć w dalszą podróż, nieco chmurnie nastawiając się na wizytę w Mieście Lalek, kiedy coś go tknęło. Był to dźwięk zwierzęcia, aż wciągnął powietrze z zaskoczenia. Koń Lady Cassandry! Nieuwiązany spokojnie zszedł z słońca pod cień drzew i tam już w ciszy pozostał, zajęty sobą. Ani on nie przejął się brakiem swojego jeźdźca, ani właścicielka, która odeszła piechotą, pochłonięta myślami i ciężarem obowiązków, mając wiele wciąż do przemyślenia, nie zorientowała się, że odchodzi inaczej niż przybyła.
Lambert stał przez chwilę skołowany. Biec za Lady? Zostawić konia licząc, że nic mu się nie stanie, ktoś po niego wróci? Nic sensownego nie przychodziło do głowy poza jedną myślą - zająć się problemem samemu, swoim sposobem. I tak też Lambert po zapoznaniu się z koniem (bezproblemowym, świetnie ułożonym prawdopodobnie przez koniuszego) dosiadł go i skierował stępem ku Miastu Lalek z założeniem, że tym bardziej będzie musiał odwiedzić Lady Cassandrę, przy okazji oddając jej konia. W międzyczasie zrobi z niespodziewanego prezentu użytek.
(zt)
Przez chwilę grzebał butem w ziemi tarmosząc wygładzoną przez koc trawę, aż wreszcie nasunął z powrotem na nos okulary i objuczył się plecakiem i torbą. Sam miał już ruszyć w dalszą podróż, nieco chmurnie nastawiając się na wizytę w Mieście Lalek, kiedy coś go tknęło. Był to dźwięk zwierzęcia, aż wciągnął powietrze z zaskoczenia. Koń Lady Cassandry! Nieuwiązany spokojnie zszedł z słońca pod cień drzew i tam już w ciszy pozostał, zajęty sobą. Ani on nie przejął się brakiem swojego jeźdźca, ani właścicielka, która odeszła piechotą, pochłonięta myślami i ciężarem obowiązków, mając wiele wciąż do przemyślenia, nie zorientowała się, że odchodzi inaczej niż przybyła.
Lambert stał przez chwilę skołowany. Biec za Lady? Zostawić konia licząc, że nic mu się nie stanie, ktoś po niego wróci? Nic sensownego nie przychodziło do głowy poza jedną myślą - zająć się problemem samemu, swoim sposobem. I tak też Lambert po zapoznaniu się z koniem (bezproblemowym, świetnie ułożonym prawdopodobnie przez koniuszego) dosiadł go i skierował stępem ku Miastu Lalek z założeniem, że tym bardziej będzie musiał odwiedzić Lady Cassandrę, przy okazji oddając jej konia. W międzyczasie zrobi z niespodziewanego prezentu użytek.
(zt)
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|