Zamek Dunkelheit

Thorn
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Dunkelheit
Pią 10 Gru - 17:18
NPC - Caius, Alden i Bianka


Jakoś... nie poczuł się wcale lepiej, mówiąc o tym wszystkim. Julia była jeszcze młodziutka, nie było potrzeby wrzucać na jej barki dodatkową odpowiedzialność. Prawda była taka, że Caiusowi nic do tego jak zachowuje się Upiorny Arystokrata i jaką politykę prowadzi. Póki żył w zgodzie z własnym sumieniem, tak było dobrze. A że na horyzoncie pojawiła się kobieta i wielkie zmiany zbiegły się w czasie z zaręczynami... Cóż, widocznie tak miało być.
Uśmiechnął się i zaśmiał gorzki, kręcąc głową na boki i patrząc za okno. Unikał  patrzenia jej w oczy, bo w jego własnych było wypisane wszystko i Julia mogła to odczytać jak z otwartej księgi. Wilk, chociaż był twardzielem, był też naprawdę uczuciowy. Zwłaszcza jeśli chodziło najbliższych.
- "Orientowanie się" nie będzie potrzebne, Lisiczko. - powiedział z żalem - Na pierwszy rzut oka zobaczysz, o co mi chodzi. Nie powiem nic więcej. - dodał, urywając temat bo zbliżali się już do zamku. Statek który nad nimi sunął też był już niebezpiecznie blisko, dlatego jeśli chcieli jeszcze chwilę pobyć sami, musieli się spieszyć.
Caius stuknął dwa razy w ramę powozu, dając woźnicy sygnał by ten popędził konie. Jednocześnie przytulił Tulkę mocniej, bo czuł jak dziewczyna drży. Nie znał powodu strachu i bardzo chciał ją wypytać co się stało, ale nie było na to czasu. Po leczeniu Książąt będą mieli chwilę, wtedy zapyta. Skrzydlata musiała mieć powód dla którego tak reagowała na drogę przez Pustkowia.
Objął ją ciaśniej, chowając w ramionach. Była taka... drobna. Pachniała tym swoim samcem, ale i sobą, małą, dorastającą lisicą. Podlotkiem, który już nie może być traktowany jak szczeniak, ale i nie może być brany za dorosłego osobnika.
Lubił ją. Była szczera i miała w sobie siłę, której co prawda jeszcze w sobie nie odkryła, ale on wiedział. Czuł to w kościach. Poznał ją gdy była dzieckiem, śmieszną dziewczynką ze skrzydełkami i wielkimi lisimi uszkami. Patrzyła na wszystko ufnie, wielu rzeczy się bała. Wyrosła na piękną pannicę, przed którą świat stał otworem.
Pogłaskał jej rude włosy a było w tym ruchu tyle tęsknoty, ile zmieściłoby się w całym Morzu Łez. Nie powiedział nic, oparł podbródek na jej głowie. Było tyle rzeczy o których chciał porozmawiać, lecz nie znajdował słów.
Nagle powóz się zatrzymał, woźnica zeskoczył z kozła i otworzył drzwi, dając jasny sygnał, że muszą wyjść. Czas gonił ich wszystkich.
Nie zważając na protesty, Caius po prostu wyniósł Tulkę z wnętrza i postawił na drodze, gdy już się upewnił że dziewczyna nie drży tak mocno. Poszukał też wzrokiem Aureum i gdy był pewien, że smok jest z nimi, zostawił w spokoju jego panią, pozwalając by Bestia okazała Julii trochę czułości.
Szczęk oręża przerwał ciszę a dwóch stojących pod wrotami prowadzącymi do wnętrza zamku żołnierzy wycelowało w nich załadowane kusze. Ich twarze ukryte były pod hełmami, zatem nie było nawet widać jakiej rasy przedstawicielami byli. Zachowywali się jak świeżo nakręcone Marionetki, zsynchronizowane ze sobą i tylko para dobywająca się z miejsca gdzie ukryte były usta wskazywała, że byli istotami żyjącymi.
- Proszę. O tych zmianach właśnie mówiłem. - warknął cicho Caius, patrząc na zbrojnych. Uniósł szybko rękę na co tamci opuścili broń a drzwi zamczyska otworzyły się powoli. Z mroku wyszedł ku nim Alden a za nim Bianka.
Marny komitet powitalny, ale przecież statek był jeszcze chwilę drogi od celu. Mknął ku nim po niebie, przeszywając chmury jak nóż masło.
Alden miał na sobie czarny, prosty strój składający się z czarnej koszuli, marynarki kamerdynera i prostych spodni. Jedynie noski butów i ranty koszuli nosiły zdobienia - były srebrne. Czerwone włosy opadały falą na plecy. Oczy miał jak zwykle bystre ale miały dziwnie ciemną oprawę, na ustach nie gościł zaś jego zwyczajowy uśmieszek.
Bianka wyglądała gorzej. Czarna sukienka związana fartuszkiem co prawda pasowała do funkcji pokojówki, ale jej zielone, rozpuszczone jak dotąd włosy które żyły własnym życiem, wijąc się lokami na wszystkie strony i sypiąc liśćmi, dziś były oklapnięte i zdecydowanie krótsze. Sięgały jedynie do ramion. Twarz natomiast miała zmęczoną, w kolorze ziemi. Oczy nie błyszczały psotnie, jak dotąd a podkrążenia zwracały uwagę, że działo się coś niedobrego.
Albo wszyscy byli tak piekielnie zmęczeni, albo chorzy. Jedno z dwóch.
Alden spojrzał nerwowo w niebo i ruszył ku Caiusowi pewnym krokiem. Bianka także zerknęła na statek i powlokła się za nim. Żołnierze których mijali przestąpili z nogi na nogę.
- Witaj Julio. - powiedział Kamerdyner, spięty jak nigdy - Chodźcie do środka. Mamy mało czasu.
- A może coś więcej? "Dobrze was widzieć" albo "Dobrze, że dojechaliście na czas"? - warknął Wilk, posyłając czerwonowłosemu wrogie spojrzenie. Iskrzyło między nimi tak, jakby mieli zaraz rzucić się sobie do gardeł. I wszystko było powodem stresu.
- Dobrze was widzieć. Dobrze, że dojechaliście na czas. - powiedział Alden, patrząc na Kucharza z wyższością. Bianka opuściła wzrok i skuliła się jeszcze bardziej.
Gdy ruszyli, Pokojówka podeszła do skrzydlatej i po prostu ją przytuliła, bez słów. Była chłodna i drżała, ale ciężko było ocenić czy to z zimna czy innego powodu. Kryształowe Pustkowia o tej porze były naprawdę mroźnym miejscem.
Cała czwórka ruszyła do wejścia a gdy mijali strażników, Caius warknął na jednego z nich na co tamten jedynie obrócił się i odprowadził go wzrokiem. Wilk nie powinien tak reagować, bo przecież żołnierze wykonywali tylko swoją pracę strzegąc zamku pod nieobecność pana. Nie mógł jednak znieść ich obecności i napięcia, jakie powodowali u służby.
- Wybacz, Julio, nie będziesz miała czasu się odświeżyć. - powiedział Alden, nieco przyjaźniej - Nie sądziliśmy, że Książęta wrócą wcześniej... Przejdziemy od razu do sali w której nastąpi rozładunek. Tam będziemy mieli najwyżej chwilę by porozmawiać. - dodał zerkając przez ramię, ale nie zwalniając kroku - Pytaj o co chcesz, postaramy się udzielić odpowiedzi na wszystkie pytania.
Szli dalej korytarzami. Caius niósł torbę ostrożnie i co chwilę zerkał to na skrzydlatą, to na Biankę. Nie powiedział już jednak nic więcej. Pokojówka milczała przez cały czas.
W zamku panowało poruszenie i nerwowa atmosfera. Po korytarzach przechadzali się żołnierze w zbrojach, służba biegała dookoła i organizowała wszystko co miało być zorganizowane. Gdy wreszcie dotarli do wielkiej sali, z której było przejście na rozległy taras, statek był już zaledwie rzut beretem.
- Będzie dobrze. - powiedział Alden, uspokajając chyba samego siebie. Wszyscy ustawili się w rządku, ale Alden stanął przed medyczką, zasłaniając ją swoim ciałem by w razie nieoczekiwanych okoliczności on został raniony pierwszy. Nie wiedzieli czego się spodziewać o Księciu Larazironie i jego załodze. Być może lecieli tu z truchłem Aerona by przejąc zamek.
- Mamy jeszcze chwilę. - mruknął Wilk, pochylając się ku Tulce - Bianka pomoże ci opatrzeć rannych a po wszystkim porozmawiamy dłużej. - puścił jej oczko, siląc się na pogodny ton.
Prawda była taka, że oni wszyscy zdradzali zdenerwowanie. Zamek aż brzęczał od napięcia jego mieszkańców.


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Dunkelheit
Pią 10 Gru - 22:29
Przechyliła głowę pytająco, gdy powiedział, że szybko zorientuje się o co mu chodzi. Było aż tak źle, że było to widać na pierwszy rzut oka? Zupełnie jej się to nie podobało. Caius nie chciał też więcej jej powiedzieć. Westchnęła, ale nie naciskała. Był wiernym Sługą i nie chciał zdradzać swojego Pana i przyjaciela. Będzie musiała się sama zorientować co się dzieje, a coraz bardziej je się to zaproszenie nie podobało.
Była bardzo wdzięczna Aeronowi za to, że posłał akurat Caiusa. Nikt inny by tak się nią nie zajął. Nie przytuliłby jej. Pewnie by to po prostu zignorowali i jeszcze robili wielka łaskę, że w ogóle się odezwą. Caius nie naciskał po prostu przytulał ją, głaskał po włosach i trwał. Ba! Nawet poinformował woźnicę, że ma przyspieszyć. Dobrze... Jeszcze będzie okazja by jakoś porozmawiać o tym co się właśnie działo.
Miała nadzieję, że będzie miała czas się ogarnąć zanim wejdą do zamku, jednak się przeliczyła. Caius wyniósł ją z powozu, jednak szybko postawił na ziemię. Chociaż tyle, że nie niósł jej do środka. Wzięła swoją torbę z prywatnymi rzeczami a Caius wziął apteczkę. Ten przerzuciła na razie przez zagipsowaną rękę.
Zmarszczyła brwi, gdy nagle żołnierze przy drzwiach wycelowali w nich z kusz. Julia stanęła jak wryta, a jej oczach pojawił się strach, przerażenie. Znów ktoś celował do niej z broni, nawet jeśli z innym zamiarem niż wcześniej. Cofnęła się o dwa kroki, aż poczuła za sobą gorąco wściekłego Aureum, który urósł do rozmiaru konia. Rozprostował skrzydła na co Tulka zareagowała tym samym. Jednak gdy tylko Julia schowała się za swoimi potężnymi skrzydłami, jeden ze strażników...wystrzelił. Bełt wylądował pod łapami smoka, na co ten zasyczał głośno i złapał bełt w paszczę, gdzie został on od razu złamany i spalony. Julia odwróciła się, niby po to, żeby uspokoić Bestię, gdy drugi strażnik ochrzaniał tego pierwszego, ale tak naprawdę chciała się uspokoić. To ona zmusiła mężczyznę do strzelenia, ale musiała się do tego przyznawać? - Levi spokojnie...nic się nie stało - gładziła go po szyi, starając się uspokoić. Miała nadzieję, że nikt nie zauważył jej zachowania - większą karą będzie, jak Książę się dowie, że strzelali do lekarza, którego sam zaprosił - powiedziała jeszcze, na co Strażnicy nagle zamilkli, chyba dopiero teraz dotarło do nich kogo właśnie chcieli postrzelić.
Odwróciła się dopiero gdy usłyszała Aldena. Skinęła mu, po czym przytuliła mocno do siebie Biankę - zajmę się wszystkim - obiecała. Musiała zająć myśli czymś innym. Strach w jej oczach zmienił się w złość. Bianka wyglądała tragicznie. Nawet Alden nie wyglądał dobrze. Nie uśmiechał się jak zawsze. Do tego...te czarne kolory nie dawały za wiele nadziei. Niegdyś kolorowe trio teraz traciło się w tłumie. Oj pogada sobie z Gospodarzem, oj pogada.
Wchodząc do środka Levi niby przypadkiem uderzył żołnierza, który do nich wcześniej strzelił, ogonem w brzuch, ale ten chyba wolał się już nie odzywać, by nie narobić sobie więcej problemów niż było to konieczne.
Gdy weszli do środka, oddała swoją prywatną torbie służbie, żeby zaniosła ją już do jej pokoju. Skoro nie miała czasu się odświeżyć to nie była jej potrzebna. Tylko by przeszkadzała. Zarzuciła sobie na ramiona kitel, wsadzając tylko skrzydła w otwory.
Skinęła głową, że rozumie. Nie zawsze był czas na ogarnianie się. Była w pracy i na tym usiała się skupić. Zerkała jednak co chwila na każdą osobę ze Służby, kontrolując czy wszystko w porządku. Z Bianką zdecydowanie było najgorzej. Wyglądała strasznie, do tego wszystkiego w ogóle nie mówiła. A to było u niej niespotykane.
- Kiedy ten cyrk się zaczął? Przed czy po zaręczynach? - zapytała tylko. Nie wiedziała czy jej odpowiedzą. Nie pytała też głośno. Wolała, żeby to pozostało między nimi.
Nie czuła się tutaj bezpiecznie. Nieświadomie sięgnęła ręką do Blaszki i zacisnęła na niej palce, przez materiał koszuli. Było tu pełno innych osób, zbrojnych, służby. Tutaj już nie czułaby się jak w domu. Nie było tutaj tak spokojnie jak w Rezydencji. Do tego sąsiedztwo też było raczej nieciekawe. Dlaczego Aeron musiał się przenosić akurat tutaj? Akurat w takie miejsce? Z jednej strony chciała wracać jak najszybciej ale z drugiej czuła, że musi zająć się Służbą zanim będzie mogła w końcu wrócić do domu. Tak chciała i tak powinna.
Gdy Alden ją zasłonił westchnęła i stanęła obok niego, a u jej boku znalazł się Aureum obecnie wielkości mniej więcej kuca. Nie mogła się chować za kimś. Wiedziała, że nie mieli pojęcia w jakim stanie i z jakimi zamiarami wrócili, jednak po to miała Aureum i nie miała zamiaru uciekać i się chować. Nie teraz.
Spojrzała na Caiusa - gdy będzie po wszystkim chce obejrzeć całą waszą trójkę. Nie przyjmuję odmowy ani wymówek czy to jasne? - zapytała i spojrzała Wilkowi prosto w oczy. Nie żartowała. Nie chciała ich traktować jak gorszych nie chciała się wywyższać jednak musiała im jakoś pokazać, że nie mogą się zaniedbywać tylko dlatego, że są służbą. Oni byli aż Służbą. Rodziną dla Aerona, rodziną dla niej, dlatego miała zamiar im pomóc. Choćby nie wiadomo co się działo.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Dunkelheit
Nie 19 Gru - 21:14
Służba była naprawdę spięta i gdy Tulka zadała pytania, nie odpowiedzieli tak jak obiecali. Nie dlatego, że nie chcieli. Po prostu znowu źle ocenili ile mają czasu i gdy po Dunkelheit rozniósł się huk dobijającego do zamku statku, Alden zamknął usta, które otworzył by udzielić dziewczynie odpowiedzi. Bianką wstrząsnął dreszcz ale nie ruszyła się z miejsca, Caius natomiast tylko spojrzał na skrzydlatą i posłał jej blady uśmiech mający powiedzieć "Dobrze, Lisiczko, będzie jak chcesz. Ale później."
To co stało się w następnej chwili było fantastycznym pokazem gry aktorskiej, godnej najlepszego teatru. Alden uśmiechnął się tym swoim tajemniczym uśmiechem, prostując się i wypinając pierś do przodu. Caius również poprawił sylwetkę i przywołał na twarz neutralny wyraz. Bianka podniosła głowę i uśmiechnęła się uroczo, opuszczając pokornie oczy. Cała trójka pojaśniała a ich lica stały się zdrowsze, wyglądali na wypoczętych i zadowolonych. I tylko Julia wiedziała, że było to naprawdę piękne kłamstwo.
Wrota prowadzące na taras otworzyły się z hukiem, wpuszczając do środka snop światła a wraz z nim przybyłych z Namalowanej Pustyni Władców.

Słowa Viridiana podniosły go na duchu ale i dały jasny sygnał, że Aeron jest jego dłużnikiem. Nie chciał teraz myśleć o zapłacie, ale gdzieś w tyłu głowy tłukła się myśl, że Laraziron nie poprzestanie na złocie. Nie był materialistą, w ciągu tych paruset lat Aeron zdołał poznać go na tyle by wiedzieć, że dla Kryształowego pieniądze były tylko narzędziem. Narzędziem, którym posługiwał się z niemałą wprawą.
Gdy statek dobił do Dunkelheit, Upiorny Arystokrata ustawił się na przedzie by jako gospodarz zamku zejść z pokładu jako pierwszy. Spojrzał na Gawaina, posyłając mu uśmiech i zapraszając, by ten stanął tuż za nim. To co powiedział mu Cień było zaskakująco szczere ale i naprawdę miłe. Kto wie, może gdyby nie okoliczności, już dawno byliby przyjaciółmi? Keer zawsze myślał trzeźwo, niestety tej trzeźwości ostatnio Aeronowi brakowało i może dlatego wciąż darli koty.
Gdy tylko opuszczono trap, poszedł pierwszy. Miał nadzieję, że zamek został przygotowany na przyjęcie wracających z wyprawy, strudzonych żołnierzy i ich panów. Że medyczka została przywieziona na czas.
Medyczka? Przecież to Julia. Kiedy zaczął myśleć takimi kategoriami?
Drzwi otworzyły się z łoskotem a jego tęczowym oczom ukazała się jego służba ustawiona w rządku i skrzydlata dziewczyna, znajoma dziewczyna ale... inna. Zmrużył oczy, nie zwalniając kroku. Nie miał na sobie wykwintnych szat lecz mimo to cała reszta służby ustawionej pod ścianami skłoniła się pokornie, witając swojego pana.
Najpierw obejrzał Tulkę. Inaczej ją zapamiętał. Widział zmianę wyglądu, maleńkie z pozoru nieistotne szczegóły, które nadawały jej wyglądowi czegoś, co kazało mu myśleć o niej już nie jak o dziewczynce. Była dorosłą kobietą. Medyczką z Miasta Lalek.
Posłał jej przelotny uśmiech w którym było trochę za dużo drapieżności, ale postanowił nie przejmować się tym w tej chwili, bo miał za plecami kogoś, komu musiał poświęcić swoją uwagę. Nawet kilku takich.
- Witam w Dunkelheit. - powiedział stając na środku sali i odwracając się do schodzącego z pokładu Larazirona. Jego dom nie był tak imponujący jak zamek Kryształowego, ale Upiorny miał nadzieję, że Viridian zachowa ewentualne uwagi na później. Nie chcieli przecież marnować czasu na czcze gadanie w sali, gdy mogli zrobić to w łaźniach.
Służba pokłoniła się przed Arystokratami i wracającą z nimi świtą do której należał także Gawain Keer. Widok ten sprawił, że młody Vaele poczuł ulgę bo na pierwszy rzut oka wnętrze wyglądało naprawdę schludnie. Przy suficie rozwieszono nawet proporce w kolorach Vaele i Larazirona, każdego po obu stronach na znak, że są sobie równi. Oczywiście Vyron pewnie by się z tym kłócił, ale chciał nie chciał, byli koregentami.
Korzystając z chwili wydał rozkazy, podchodząc do Aldena. Czerwonowłosy miał je rozesłać dalej, koordynując zejście z pokładu żołnierzy, przygotowanie im posiłku i opiekę nad rannymi. Uśmiechnięta Bianka miała pomóc Caiusowi, który aż palił się do roboty, zadowolony że wreszcie będzie miał okazję nakarmić tyle żołądków. Gdy Aeron dowiedział się, że Bianka została poproszona o pomoc przez Julię, uniósł brwi i spojrzał na Lisiczkę badawczo, oceniając na ile dziewczyna faktycznie potrzebuje pomocy Pokojówki.
- Dobrze panią widzieć, pani doktor. - powiedział chłodno, dopiero teraz zwracając się do niej na powitanie - Rad jestem, że przybyłaś w porę. Pójdziesz z nami do łaźni, by tam służyć nam opieką medyczną. Na twoje życzenie, Bianka pomoże, lecz przy innym rannym. - dodał uśmiechając się lekko, lecz uśmiech nie sięgnął oczu. Caius podał Leviathanowi torbę Tulki.
I to tyle z poświęconej jej uwagi, bo już po chwili Vaele odwrócił się do Larazirona i Keera i poprowadził ich wgłąb zamku, zerkając w przelocie na Aldena i przekazując mu niewerbalnie, że wszystko ma być w idealnym porządku - wszyscy mają być nakarmieni i mają czuć się dobrze. O Batul nie wspomniał ani słowem, bo wiedział, że Bianka zajmie się kobietą i najpierw zaprowadzi ją do komnat gdzie służki pomogą jej się doprowadzić do ładu, zdrapując brud i pozbywając się ewentualnych pasożytów. Dopiero czysta będzie miała okazję spotkać się z Tulką, lecz najpierw dziewczyna musiała zająć się książętami i Keerem, który jako przyjaciel rodziny był tuż za nimi w tej ich upiornej hierarchii.

Sala z basenami wypełnionymi gorącą, pachnącą ziołami wodą była naprawdę duża a blask rozświetlających ją świec był nienachalny i przyjemny, tworząc dość intymną atmosferę. Najpierw poprowadził ich do osobnych wnęk, gdzie mogli się rozebrać i wstępnie umyć, według woli. Tulce w tym czasie wskazał miejsce gdzie mogła się rozłożyć z całym sprzętem. Nie wdawał się z nią w rozmowę.
Sam dość szybko się rozebrał i gdy był gotów, przepasany ręcznikiem wyszedł by spotkać się z Larazironem i Keerem. Uśmiechnął się do nich przyjaźnie i wskazał im skrzydlatą, za którą stała Bianka trzymająca jej torbę.
- To doktor Renard, medyczka która się dziś nami zajmie sprawdzając nasz stan zdrowia. - powiedział, nie wdając się w szczegóły - Pani doktor, jesteśmy cali pani. - dodał z błyskiem w oku, rozkładając ręce na boki i prezentując imponującą sylwetkę którą teraz zdobiły siniaki i zadrapania - A panów zapraszam, póki woda gorąca. Przyda nam się, po czasie spędzonym w chmurach.
To Tulka miała zdecydować którego chce obejrzeć pierwszego. Jej torbę miał Aureum.
W sali rozbrzmiewała cicha muzyka, sprawiając że jej goście mogli rozmawiać w nienachalnym akompaniamencie przyjemnych dla ucha tonów pianina, stworzonych za pomocą magii Aldena.


(Post celowo przyspiesza fabułę, byśmy mogli już w łaźni zwolnić tempo. Batul nie zostanie pozostawiona sama sobie, w każdym moim poście będę opisywać akcję zarówno Aerona jak i NPC (Bianki) zajmującego się Dachowcem. Przyjmijmy zatem, że tempo rozwijania się fabuły Thorn-Vyron-Gawain-Tulka może być inne niż Batul-Bianka, lecz ostatecznie wszystko zostanie splecione w ładną całość. Ma to posłużyć temu, byśmy nie musieli czekać z odpisami na dwie toczące się w tym samym czasie ścieżki.)


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Dunkelheit
Pon 20 Gru - 11:47
Gdy tylko drewniany trap uderzył o kamienne blanki Dunkelheitu stało się jasnym, że ich wyprawa na Pustynię zakończyła się sukcesem. Byli tam i wrócili z powrotem, a przy okazji uwolnili zniewolonych i ocalili kilka istnień, czego można chcieć czegoś więcej?
Viridian stał teraz na pokładzie statku i bacznie przyglądał się nie tylko murom siedziby Bękarta, jej ogólnemu kształtowi i położeniu, ale także dobrostanowi i wyglądowi poddanych witających swego Pana. Pierwszy raz miał być w odwiedzinach u Aerona, zatem nie bardzo wiedział czego się spodziewać. Wątpił by zamek ulepiony był z błota i patyków (tudzież gówna i dykty) i zamieszkiwany przez ludożerców, ale do tej pory oglądał jego bryłę jedynie z pewnej odległości. Teraz gdy przyszło do wysiadania, jasnym stało się, że nazwa zamku nie wzięła się znikąd.
„Dunkel”, w dawnym języku upiornych, znaczyło tyle co „ciemny”, zaś „-heit” było przyrostkiem słowotwórczym tworzącym rzeczowniki rodzaju żeńskiego oznaczające ogólną cechę na podstawie rzeczowników, przymiotników lub imiesłowów biernych, rzadziej przysłówków lub liczebników.
A zatem zamek Aerona nazywał się ...
Ciemność …   – pomyślał Viridian i pokręcił lekko głową. Co też Aeron miał we łbie, że tak nazwał swoją siedzibę? Do głowy przychodziło mu wiele pomysłów, ale na żaden nie mógł się zdecydować. Może Bękart się bał, a groźna nazwa siedziby miała odstraszać wrogów? Może nazwa zamku odzwierciedlała stan jego ducha i umysłu? A może po prostu nie pomyślał, i wybrał słowo które pasowało do ogólnego wyglądu twierdzy? Będzie musiał o to zapytać samego Bękarta.
Oto władca „niebiańskiego dworu” zstępuje w „ciemność”. – pomyślał Vyron i aż uśmiechnął się do swoich myśli. Jakże górnolotnie to brzmiało! Zaprawdę, można by na tej podstawie namalować całkiem ciekawy obraz.
Z pokładu statku nie zabrał ze sobą niczego prócz odzienia na zmianę, gitary i kilku kryształów. Broń, zarówno palną jaki białą zostawił w kajucie. Niech jasnym będzie dla wszystkich, że postanowił zaufać Bękartowi i oddać swoje życie i bezpieczeństwo w jego ręce, zgodnie z tym co przekazywała i niejako nakazywała tradycja.
Tymczasem Aeron ruszył, a za nim poszedł Gawain. Vyron szedł jako trzeci. Był gościem i zamierzał uszanować decyzję Aerona o takim, a nie innym układzie pochodu. Poza tym dawało mu to czas na dokładną obserwację zebranych poddanych i otoczenia. Zebrani nie wyglądali na zabiedzonych ani głodnych, ale było w nich coś dziwnego, czego Vyron nie był w stanie teraz określić.
Wzrokiem odszukał bękarciego Majordoma, którym okazał się być Czerwonowłosy jegomość,  któremu Aeron wydawał jakieś polecenia. On, Niebieskowłosy i uśmiechnięta dziewczyna zdawali się być najbardziej zaufanymi sługami Bękarta. Nie dostrzegł u nich jednak spiłowanych rogów, tak typowych dla arystokratów, którzy służyli innym, ani innych cech, które pomogłyby mu zakwalifikować Aeronowe sługi do konkretnej rasy. Cała trójka wywierała na Vyronie dziwne wrażenie. Jakby coś ukrywali, albo chcieli coś przekazać, lecz nie mieli odwagi.
Jego obserwację przerwał sam Aeron, który zwrócił się do „Pani doktor”.
Pani doktor, choć w tym wypadku „Panna” zapewne pasowałoby lepiej, była młodą skrzydlatą dziewczyną z elementami zwierzęcia w postaci uszu i ogona. Już miał się skrzywić, splunąć, a może nawet rzucić jakąś uwagę o kolejnym pieprzonym dachowcu, uznając medyczkę właśnie za dachowca, ale dziewczyna … nie była dachowcem. Uszy i ogon należały ewidentnie do lisa, lub czegoś łudząco do niego podobnego. Czym zatem była? Następną rzeczą jaka zwróciła jego uwagę było Aureum trzymające w pysku torbę medyczną. Podpisaną nazwiskiem...
Serce zaczęło bić mu szybciej, a w brzuchu pojawiło się dziwne uczucie, jakiego nie czuł od ponad trzydziestu lat.
... „van Wassenaer”
Ponownie przeniósł spojrzenie zielonych oczu na dziewczynę ze skrzydłami. Serce biło u tak mocno, że miał wrażenie, iż lada chwila wyskoczy z piersi. Czy to możliwe? Czy to była ona? Umysł ostatkiem sił kontrolował ciało i rozpaczliwie podpowiadał, że Pani Doktor była zbyt młoda. Przecież nie mogła mieć trzydziestu lat. A może? Może te zwierzęce elementy i skrzydła sprawiały, że dorastała i starzała się o połowę wolniej? Przecież to było możliwe. Tak zwani Opętańcy, czyli Ludzie, których ten świat dostosował do siebie, byli na to najlepszym przykładem.
Gdy zeszli z pokładu na tyle by stać już na solidnym, kamiennym podłożu, Viridian ruszył w stronę dziewczyny, wbijając w nią spojrzenie, którego nie powstydziłby się polujący drapieżnik.  
Nawet jeśli jej bestia zaczęła na niego warczeć, prychać czy parskać to nie zwracał na nią uwagi.
Liczyła się tylko ona.
Ona.
Nie była podobna.
Nie mógł znaleźć, niemal żadnych wspólnych cech z tym co podsuwała mu pamięć. A może to wyobraźnia przez trzydzieści lat upiększała dawny obraz? Może nie miał racji?
Może była podobna?
Szukał w jej twarzy choćby jednego znajomego śladu.
Zmarszczki albo znamienia. Czegokolwiek.
Zaproszenie Aerona wyrwało go z tego chorego transu. Przestał wgapiać się w skrzydlatą dziewczynę niczym gekon w muchę i ruszył za Aeronem i Gawainem.
Im głębiej w trzewia siedziby Bękarta wchodzili, tym bardziej Viridiana zaczynało ogarniać uczucie obcości. Wnętrza tego zamku były niemal puste. Były obce i nieprzystępne do tego stopnia, że zaczął zastanawiać się, jak Bękart może tu wytrzymać. Na surowych ciemnych ścianach brakowało mu tylko łańcuchów i zakutych w nie, jęczących skazańców.
Gdy zeszli do łaźni, rozejrzał się wkoło. Sam nie wiedział czego właściwie poszukiwał, bo miejsce było relatywnie przyjemne, ale sądząc po wystroju i domniemanym guście właściciela całego tego przybytku, spodziewał się tu zastać maszyny tortur albo obdartych więźniów chodzących w kieracie i popędzanych batem. Ciekawe czy w jadalni u Aerona do ścian przykuci są nieszczęśnicy skazani na głodową śmierć, którym ku pokrzepieniu serc i umileniu konania, kilka razy dziennie fundowane było widowisko pod tytułem „Uczta Jaśniepana” wzbogacone o możliwość zapoznania się z aromatami i wyglądem poszczególnych potraw?
Mówiąc krótko, zamek Aerona wydawał się być zimny, ponury i pozbawiony duszy. Viridian miał wrażenie, że Dunkelheit to nie Dom a jedynie budowla wzniesiona z kamieni i zaprawy, która je połączyła. W jego odczuci to miejsce nie posiadało ducha, było przygnębiające, ciemne i pełne smutku. Czy było odbiciem stanu wewnętrznego Aerona? Tego nie wiedział i chyba nie chciał wiedzieć.
Poszedł pod prysznic i byłby wyszedł spod niego całkiem nago, w końcu wszyscy byli mężczyznami, ale uznał, że zachowa choć minimum przyzwoitości i przepasze się ręcznikiem, zwłaszcza, że miała ich badać Skrzydlata Medyczka.
W prawdzie w łaźni leciała już miła dla ucha i duszy muzyka, ale Vyron musiał zrobić coś, żeby nie zwariować od nadmiaru targających nim emocji, a do tej pory to właśnie muzyka działała na niego uspokajająco.
Założył kapodaster na trzecim progu i usiadł na cembrowinie basenu z wodą.
Palce lewej dłoni, z wolna, zaczęły uderzać o struny. Jeden po drugim. Jeden po drugim. Chwilę po nich do gry włączyła się prawa dłoń, której palce zaczęły wędrować i układać się na gryfie instrumentu, dociskając do niego odpowiednie struny. Z razu bicia były delikatnie, pełne uczucia i nieco przeciągle jakby pieścił kobiecą pierś albo muskał palcami płatki kwiatów.
Am/C E7 Am
Am/C E7 Am
Am G
Am E7
Am E7 Am
Później, wraz z kolejnymi chwytami, także bicia stawały się raptowniejsze i mocniejsze jakby grający przelewał na gitarę wszystkie emocje, które znalazły się w słowach owej piosenki  powtarzanych w głowie. Jeden akord zdawał się starczać na kilka bić, w efekcie czego żar emocji zdawał się wylewać z pudła rezonansowego instrumentu.
Am
Dm
E
E7
Am G C
Dm
E
E
E7
Am
Dm6
Zbliżając się do końca piosenki, bicia znowu zwolniły. Dłoń przestała kurczowo ściskać gryf, a na struny instrumentu powrócił spokój i harmonia.
E7
Am/C E7 Am
Te ostatnie takty brzmiały tak, jakby cała wściekłość i złość uleciały, a ich miejsce zajęła rozwaga i ukryty głęboko w duszy smutek, ale w końcu i one umilkły, a razem z nimi zamilkła gitara.
- Jedno jest pewne Aeron, masz w łaźni świetną akustykę. – powiedział uśmiechając się, a potem znowu zaczął grać tę samą piosenkę, ale tym razem dodając do niej słowa .
Gdy skończył, był już nieco spokojniejszy.
Udało mu się opanować targające nim emocje.


(Przepraszam, że wbiłem nieco we wstępnie planowaną kolejkę, ale obawiam się, że przez najbliższe dni mogę mieć mało czasu na napisanie posta, a nie chce żebyście musieli czekać diabli wiedzą ile. Dlatego też "wstawcie" (podczas odgrywania akcji) ten post w miejsce, które uznacie za słuszne, a od nowej kolejki już się dostosuję. )


Ostatnio zmieniony przez Vyron dnia Pon 3 Sty - 0:18, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako (w KL) i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Zamek Dunkelheit
Pon 20 Gru - 19:29
W miarę zbliżania się do Dunkelheit dokładniej czuł przesuwanie się pionów na planszy. Nikła Więź stopniowo nabierała wyrazistości i dawała jasne poczucie kierunku aż Keer dotarł do momentu, w którym nie mógł jej dłużej ignorować. Pomyłka nie wchodziła w grę - w zamku czekała na nich Julia. Widocznie list, który otrzymała, nie był zwyczajnym zaproszeniem na obiad.
Ponieważ mieli się doprowadzać do porządku, zostawił kuszę na Samum, by szlag nie trafił drewna. Zabrał swoje torbiszcze. Może trochę duże, ale miał w nim ubrania bardziej pasujące na wizytę na dworze i magiczne klamoty, które okazywały swą przydatność w najmniej oczekiwanym momencie.
Ustawił się bliżej za Aeronem i zastanawiał się, co powinien o tym wszystkim sądzić, obserwując wysuwany trap. Biernie podążył za gospodarzem, gdyż to on nadawał spotkaniu tempo i puścił Julii oczko, gdy znaleźli się wystarczająco blisko. Trzymała się zaskakująco dobrze. Miło było zobaczyć przyjazną twarz w tych zimnych komnatach. Na zaznajomienie się ze służbą nie miał wielkich szans, gdyż Vaele właśnie postawił między nimi mur konwenansu.
Przyjaciel rodziny, który nawet nie miał sposobności jej poznać...
Cień bezgłośnie westchnął, wysłuchując suchych rozkazów i grzecznościowych formułek rzucanych tu i ówdzie. Na tym etapie spodziewał się, że będzie tylko gorzej. Aeron już przy nim grał ostrożnie, a przy drugim, teraz dodatkowo poddenerwowanym Upiornym gubił się zupełnie. Nie w zawiłościach protokołu, nie w obowiązkach gospodarza - Keer obawiał się, że nałożywszy maskę gotowego na wszystko władcy Aeron zgubi sam siebie. Opowieści Yako zbledły niczym wczorajszy brzask, gdyż nie poznawał żadnego z bohaterów. Tym bardziej cieszyła go obecność Julii. Wystraszonej, niepewnej, ale czystej i niezmąconej. Poznał ją tam, na granicy jego i jej świadomości - będąc pod ostrzem jej skalpela, a potem w jej śnie i kilometr nad ziemią.
Wtedy wyminął ich Vyron, który stanął przed Julią i wlepił w nią oczy, jakby ujrzał widmo. Nie zły czy zniesmaczony, ale... poruszony. Co najmniej osobliwe. Odwrócił się do nich dopiero po zaproszeniu Stalowego Bastarda. Cokolwiek chodziło mu po głowie, nie zagościło na jego twarzy.

Unoszący się w okazałej łaźni delikatny zapach ziół przywiódł na myśl jego pracownię, bezpieczny kąt. Podziękował za wskazanie wnęki i czym prędzej wyswobodził się z licznych sprzączek, odzienia i skrytych pod nim błyskotek. Nareszcie miał sposobność uwolnić się od potu, pustynnego pyłu oraz zarostu, który niemiłosiernie go drażnił, po czym dołączył do reszty ręcznikowej śmietanki.
Wysłuchał, co ma do powiedzenia Aeron i korzystając z chwili, gdy ten obrócił się, by wskazać im Julię, przewrócił oczami i uśmiechnął się lekko do dziewczyny. Może nie znała go na wylot, ale bądź co bądź samodzielnie wyciągała z jego ciała kolejne kule. Nie zamierzał odsłaniać wszystkich kart, choć korciło, by nie powiedzieć głośno "Cześć Julio! Jak się miewasz?".
- Nie dam ci się powtarzać - odparł na zaproszenie, po czym wszedł do basenu.
- Idealna... - wymruczał cicho z nieukrywaną lubością, gdy woda otuliła go aż po brodę. Łypnął na Aerona znad tafli i uśmiechnął się psotnie.
- Dobrze, że zachowujemy kolejność kąpiel-picie, bo inaczej mógłbym wychlapać całą wodę. - przywołał okoliczności ich pierwszego spotkania. Vyron spokojnie mógł zrzucić tę uwagę na karb szybkiego upijania się Cieni, więc teraz czekał tylko na odpowiedź Vaele. Ciekawe, ile szczegółów zachował w pamięci... Przymknął powieki i pozwolił napięciu się rozpuścić. Niezmącony spokój nie trwał długo. To Leviathan trącił jego głowę łbem, domagając się pieszczot. Wyraźnie cierpiał na brak uwagi ze strony Julii, która leczyła kolejne skaleczenia i kolorowe siniaki Aerona. Cień nie miał wielkiego wyboru, więc wychylił się i zaczął gładzić łuskowaty grzbiet oraz okazyjnie drapać smoka po złotej grzywie. Zachęcona bestia ułożyła się obok i powarkiwała, gdy przestawał choć na chwilę. Szybko uciekł w rozmyślania jakież to psoty i smocze sny może uskuteczniać teraz Cosiek, co porabia Yako i dokąd ich to wszystko zaprowadzi.
Jedyną rzeczą, którą chciałby obecnie zmienić był akompaniament - nie gustował w instrumentach klawiszowych. Średnio sprawdzały się w kąpieli. Wtedy do pianina dołączyły kojące akordy gitary. Melodia, choć zupełnie inna, szybko zagłuszyła pierwszą i nabrała mocy, a później znaczenia, gdy Vyron począł śpiewać. Wybór raczej nie był przypadkowy, bo zamiast cieszyć się zwycięstwem, zagrać coś wesołkowatego i rubasznego, Kryształowy Książę zdecydował się właśnie na tę pieśń. Keer nie śmiał mu przeszkadzać - każdy odreagowywał inaczej. Poza tym Upiorny miał miłej barwy głos i niczego sobie wiosło.
Laraziron mógł śpiewać o kimkolwiek, lecz Gawain bez trudu odnalazł w strofach również siebie. Tylko ogień byłby błękitny... Zerknął spod bladych rzęs na pogrążonego w myślach Vyrona. Mógł śpiewać o sobie. Wiekowy, zapewne zdradzał i był zdradzany... A może o Aeronie, którego niechybnie czekają podobne decyzje, a który teraz prężył się przed Julią?


Zamek Dunkelheit - Page 14 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Dunkelheit
Wto 21 Gru - 13:57
Nie odpowiedzieli. Statek był już na miejscu i dotarli na miejsce rozładunku na ostatnią chwilę. Caius spojrzał na nią z obietnicą, jednak to co stało się w następnej kolejności zmusiło ją do zastanowienia się jak bardzo będą skorzy do współpracy. Ale to nie do końca miało znaczenie. Jeśli nie będą, to jej i tak zapowiadający się na jeszcze bardzo długi, dzień, byłby po postu jeszcze dłuższy bo nie odpuści im. Musi ich dokładnie obejrzeć, bo nie będzie oglądać jak się wykończają sami. Tym bardziej jak nic a nic nie pokazywali Gospodarzowi, a ten stracił na tyle zdrowego rozsądku, że jakoś nie zwrócił uwagi na dziwny sposób ubierania się jego Służby. Nie, w końcu czarny i kolorowy to tak samo wygląda - witamy na zamku Księcia Kłamstw - powiedziała do siebie, jednak domyślała się, że czułe zmysły Służby również mogą usłyszeć te słowa. Ale tylko trójca, która stała najbliżej niej.
No i zaczęło się show. Aeron zszedł ze statku jako pierwszy. Za nim, ku zaskoczeniu młódki, zszedł nie kto inny tylko Gawain Keer. Czyżby to było to na co został zaproszony wtedy w liście? Nie wiedziała czemu, ale poczuła pewną ulgę, gdy go zobaczyła. Jedyna znajoma twarz w tym pańskim gronie. A dlaczego jedyna? Bo Aerona nie poznawała. Zmienił się, a przecież nie widzieli się nie wiadomo ile. Ostatni raz gdy ozdabiała jego ramiona i klatę nowymi tatuażami. Jeszcze zanim znalazła się na Pustkowiu....potrząsnęła lekko głową, żeby by wyrzucić to wspomnienie z głowy. To nie był czas, ani miejsce, żeby rozmyślać na takie tematy. Musiała się skupić na pracy, tym bardziej, że ze statku zszedł również Książę Laraziron. No to teraz to już w ogóle się porobiło. Ale chyba Caius jej coś o tym mówił. Możliwe, że ta informacja do niej nie dotarła. Ugh....teraz to miała też nadzieję, że nie postanowi dawać pokazu swojego rasizmu oraz wyższości, o których tyle się już nasłuchała.
Przywołała na usta uprzejmy uśmiech, trochę rozluźniła skrzydła. Nie mogła wyglądać na spiętą czy zdenerwowaną. Była w pracy i na tym musiała się jak na razie skupić. Może potem będzie miała okazję by porozmawiać z Gospodarzem w cztery oczy. I to bardzo poważnie z nim porozmawia.
Aeron...nie przywitał się z nią. Nawet nie skinął głowa, jedynym sygnałem, który wskazywał na to, że ją w ogóle zauważył był jego drapieżny uśmiech. Który w tej sytuacji wydawał się jej niestosowny. Był zaręczony, a ona przyjechała tutaj jako lekarz i nie miała zamiaru udawać małej bezbronnej dziewczynki. Nie mogła panikować, ani pokazywać, że coś jest nie tak. Nie przy książętach. Dlatego gdy tylko zrobiła to reszta Służby ona również pokłoniła się z szacunkiem.
Aeron zwrócił na nią uwagę, dopiero gdy dotarła do niego informacja, iż chce ona pomocy Bianki. A jego słowa...były zimne jak mury tego zamku. Zero nawet cienia sympatii, której mogłaby się spodziewać po kimś, kto sam nazywał ją swoją małą siostrzyczką. Nie pokazała tego jednak po sobie, że to ją zabolało. Lekko skłoniła się Gospodarzowi - witaj Książę i dziękuję za taką możliwość - a więc udało im się sprowadzić tego kogo szukali? Miała taką nadzieję. Inaczej po co by tu przyjeżdżała? By zaleczyć kilka siniaków młodego księcia, któremu chyba władza zaczynała uderzać do głowy? Cały ten stres tylko po to? Chyba wtedy już naprawdę by się wściekła. No wiadomo....zajmie się Służbą i coraz bardziej miała ochotę dodać opiekę nad nimi do rachunku wystawionego potem rogaczowi. Jak jej Bane nie pochwali, że przyniosła do domu złocisze to chyba go potem palnie. Ale znając jej Narzeczonego? Ucieszy się z dodatkowych błyskotek. W końcu kto jak kto ale Bane lubi mieć pełny portfel.
Aureum odebrał torbę. Jego czerwone oczy wyglądały jakby świeciły pod czarną jak noc czaszką. Nie miał typowych kolorów, ale w jakiś dziwny sposób pasował do tego zamku. Ciemny i raczej nie przymilny, patrząc jak nieufnie spoglądał na obu Upiornych.
Uśmiechnęła się delikatnie do Cienia, gdy ten posłał jej oczko. Ulżyło jej gdy okazało się, że nie zostanie sama z Upiornymi. Mimo tego czym zajmował się Keer to czuła się przy nim dziwnie bezpiecznie. Nie mogła dojść do tego czym jest to spowodowane, jednak w tym momencie nawet nie miała głowy by się nad tym zastanawiać. Były ważniejsze rzeczy do roboty.
Podniosła wzrok, gdy Kryształowy zaczął się jej przyglądać. No tego to się nie spodziewała - czy wszystko w porządku Książę? - przekrzywiła lekko głowę, posyłając mu miły uśmiech. I nic. Nie splunął na nią, nie powiedział nic...obraźliwego czy krzywdzącego. Chyba był zmęczony. Nie lubiła oceniać innych po plotkach ale w taki sposób mogła się chociaż trochę nastawić na to czego się spodziewać po danej osobie. Jak na razie...sama nie wiedziała co myśleć. Odetchnęła jednak cicho, gdy mężczyźni ruszyli przed siebie we wskazanym przez Gospodarza kierunku.
Coś innego po drodze jednak zajmowało umysł młodej medyczki. Nie to jak pusty i nieprzyjazny był ten zamek. Raczej to, że nigdzie nie widziała żadnego Upiornego poza tymi dwoma przed nią. Gdzie była narzeczona Aerona? I ... dlaczego on o nią nawet nie zapytał gdy wydawał Aldenowi rozkazy? Czy to nie powinna być naturalnie jedna z pierwszych kwestii, które zostaną poruszone? Nawet jeśli nie było jej na zamku w tym momencie to chyba powinien się nią zainteresować. Ech... A to niby Bane był niewłaściwym partnerem i w ogóle się nie znał na związkach. Uwaga bo Opętana jeszcze w to uwierzy.
Łaźnia...niezbyt dobre miejsce do badania Upiornych. Gdyby była w stroju i sama moczyła się w wodzie mogłaby tutaj siedzieć cały dzień, jednak w pełni ubrana, z kitlem przewieszonym przez ramiona do tego trochę głodna....no tak nie bardzo. Tym bardziej jak musiała oglądać czy wszystko z nimi w porządku, a było tam dość ciemno. Nie całkiem, jednak jak na to co miała robić? Miała nadzieję, że jej to nie przeszkodzi w wykonaniu swojej roboty jak należy. Zależy co będzie musiała robić.
Kazała Leviemu dać apteczkę na wyznaczone miejsce i otworzyła ją, żeby wydobyć to co na pewno będzie jej potrzebne. Patrząc jednak na zachowanie Aerona....raczej mogłaby go zostawić tak jak jest i wiele by mu to nie utrudniło w popisywaniu się przed kolegami.
Uśmiechnęła się i skłoniła lekko, gdy została przedstawiona, wyrażając nadzieję na to iż będzie im się dobrze współpracować.
Pan Gawain wydawał się zadowolony iż może się trochę popluskać. Posłała mu lekko zazdrosne spojrzenie, gdy na nią spojrzał. Sama by się teraz pomoczyła. Może jej podróż nie była tak długa i wyczerpująca jak ich, jednak i tak naprawdę chętnie by się pomoczyła teraz w tym wielki basenie. Ale cóż. Może później. W końcu coś jej mówiło, że raczej nie będzie wracać do domu zaraz po tym jak zbada Służbę.
Skinęła głową Gospodarzowi i poprosiła go by usiadł na stołku. Skoro już się tak pręży do pokazywania swojego wyćwiczonego przez wieki ciała to niech pójdzie na pierwszy ogień. Najpierw obejrzała dokładnie zadrapania oraz okolice siniaków, sprawdzając czy czasem nie ma czegoś złamanego.
Nie odzywała się, poza wydawaniem jakiś prostych poleceń. Skupiała się na swojej pracy i nawet nie zauważyła, gdy Aureum sobie poszedł od niej. Dopiero powarkiwania zwróciły jej uwagę, dlatego oderwała się na moment od oglądania ran i podniosła wzrok, gdy sięgała po wacik do oczyszczenia ran Upiornego - Levi zostaw pana Keera! Chce odpocząć - upomniała na co smok tylko fuknął i połasił się jeszcze moment, ale w końcu dał spokój Cieniowi. Niemożliwy gad. Niby taki wielki i groźny a przy tym mężczyźnie zachowywał się jak szczeniak.
- Może zaszczypać - uprzedziła i zajęła się oczyszczaniem ran. Co pomoże zaleczenie wszystkiego skoro maras pozostanie i może doprowadzić do poważniejszych problemów. Oglądała i oczyszczała uważnie każdą ranę. W pewnym momencie zmrużyła oczy i sięgnęła do apteczki po pęsetę - może trochę zaboleć - powiedziała i spróbowała wyciągnąć coś, co utknęło w jednej ranie. Cmoknęła niezadowolona i sięgnęła po skalpel. Odrobinę nacięła ranę i wyjęła z niej pazur. Westchnęła odkładając go na bok i wyciągnęła szwy. Tę ranę trzeba było zaszyć, jeśli nie chciało się zostawiać jakiś blizn - będzie trzeba poprawić kilka rzeczy - mruknęła do siebie, przyglądając się tatuażom. Choć Książę nie musiał się tego od razu domyślać bo zajmowała się akurat jego plecami. Znalazła jeszcze jednak kilka ran, z których musiała coś powyjmować. Z jednej znów to był kawałek pazura, a z innej jakieś kamyki. Musiał się nieźle tarzać, a patrząc na to gdzie byli, to nawet nie było dziwne. Tylko dwie z tych ran musiała powiększać, jedną niestety trochę bardziej, bo kamyk, który w niej utknął był wbity dość niefortunnie pod skórę. Nie używała znieczulenia, bo też po co. Taki duży chłopiec i będzie uciekał przed odrobiną dyskomfortu? Oczywiście informowała o wszystkim co robiła, nic nie było bez wiedzy mężczyzny.
- - Jeśli jest coś co jakoś szczególnie księcia boli albo przeszkadza proszę mi o tym od razu powiedzieć, żebym nic nie przeoczyła  – poprosiła jeszcze, oczyszczając kolejną zszytą ranę. Nie będzie się z nim cackać ale nie chciała też, żeby ktoś oskarżył ją o niedbalstwo czy też to że coś zmaściła. W końcu jest taka młoda i jeszcze niedoświadczona, a błędy się zdarzają czyż nie?
Cały czas miała założone rękawiczki i mimo iż jedną rękę miała bardzo niesprawną to i tak dawała radę ze wszystkimi obrażeniami. Była skupiona i bardzo dokładna. Widać było, że to nie jest jej pierwszy raz.
Piosenki drugiego Księcia słuchała z przyjemnością. W końcu w Klinice prawie zawsze śpiewało się przy poważniejszych zabiegach. Kij, że wtedy pacjent leżał nieprzytomny. Lubiła pracować przy muzyce.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Dunkelheit
Sob 1 Sty - 18:49
Przez cały czas gdy prowadził swoich gości korytarzami zastanawiał się gdzie jest Rim. Szczęśliwym zrządzeniem losu nie było jej w zamku i nie wyszła by go przywitać, lecz nie zmieniało to faktu, że nie wiedział gdzie się podziewała i co porabiała. Nie martwił się o nią, udowodniła już że jeśli chce to potrafi się obronić. Nie mógł traktować jej jak szklanej laleczki, bo ktoś urodzony na Pustyni nawet nie pasował do takiego wizerunku.
Cieszył się też, że żaden z mężczyzn nie zapytał o narzeczoną. Vyron zapowiedział, że będzie chciał ją poznać, ale im dalej odwleką to w czasie tym lepiej. Może nawet uda się poinstruować kobietę, czego nie powinna przy nim mówić. Nie potrafiła grać, ale była pojętna na tyle, by mógł wytłumaczyć jej parę spraw. Co jak co, ale Viridian nie musiał wiedzieć o wszystkim, bo sam z pewnością miał całą masę sekretów.
Zastanawiał go też sposób w jaki Laraziron przyglądał się Julii. Znał ją? Może tak, może nie. On i drugi Upiorny znali się bardzo długo, dlatego Vaele mógł odrzucić myśl o tym, że Arystokrata mógł być dewiantem, lubującym w o wiele młodszych od siebie kobietach. Dziewczynkach. Kobietach! Przecież Tulka była już kobietą, powinien się przestawić. Właściwie wyrosła na naprawdę śliczną kobietę i może gdyby nie przyjaźń i specyficzna więź jaka ich połączyła, Aeron zastanowiłby się nawet na jakimś słodkim romansem.
Ach, chyba jestem trochę zmęczony...

Będąc już w łaźni posłał Keerowi uśmiech, widząc jak Cień wchodzi do basenu. Sam też najchętniej wskoczyłby do wody, lecz Tulka zdecydowała, że zacznie od niego. Może i dobrze, bo dzięki temu w czasie gdy dziewczyna będzie oglądać tamtych, on będzie mógł zawołać na służbę by przyniesiono im coś do przegryzienia albo picia.
Nie spodziewał się, że Kryształowy zacznie grać. Każdy z Upiornych Arystokratów miał jakiś talent związany z muzyką, co wynikało z wykształcenia jakie otrzymywali, ale Aeron nie wiedział, że Viridian tak chętnie podzieli się z nimi swoimi umiejętnościami.
Usiadł na stołku i oddał się pod opiekę skrzydlatej, odlatując myślami daleko. Wykonywał jej polecenia, ale przez cały ten czas milczał, wsłuchując się w wygrywane przez Vyrona i niesione po sali dźwięki gitary. Melodia była rzewna ale niosła spokój, jaki przyda się każdemu z mężczyzn. W dalszym ciągu ciężko mu było uwierzyć, że tak szybko udało im się to, co zrobili. O takich czynach zazwyczaj czyta się w księgach i zajmują kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt stron... A oni najechali Pustynię i zajęli Kieł dosłownie w kilka godzin. Szalone, ale najwidoczniej tak miało być.
Julia mówiła do niego ale on tylko patrzył gdzieś w dal, ponad jej ramieniem.
Co będzie dalej? Miał swojego więźnia, miał też istotę po którą wyruszył. W następnej kolejności musiał zadbać o utrzymanie Kła i o swoich nowych poddanych, we współpracy z Larazironem. Myśl ta przerażała go, lecz jednocześnie napełniała pewną ekscytacją. Czuł się tak, jakby znowu jak za starych dobrych lat stawał z Kryształowym na polu areny turniejowej, gdzie byli równi sobie lecz każdy chciał udowodnić przewagę. Teraz gdy byli dorośli nie musieli już sobie niczego udowadniać, lecz potrzeba rywalizacji nie wygasła. Przerodziła się jednak w coś trwalszego i milszego sercu. Czy Aeron mógłby nazwać go prawdziwym przyjacielem...?
Z zamyślenia wyrwał go komentarz samego Vyrona. Zamrugał i skierował na niego wzrok tęczowych oczu, uśmiechając się i kiwając mu głową.
- Nie krępuj się jej wykorzystać. - powiedział i gdy tamten zaczął śpiewać, brunet wrócił spojrzeniem do lekarki. Julia pracowała w skupieniu a jednak cały czas miał wrażenie, że patrzy nie na panią doktor a na przestraszoną dziewczynkę, którą była jeszcze nie tak dawno.
Przez chwilę patrzył na nią i im dłużej się jej przyglądał, tym większy żal narastał w jego wnętrzu. Nie zauważył, kiedy uśmiech spełzł z jego ust a brwi zdradziły samopoczucie. Zagryzł zęby chcąc powstrzymać głos, który gotów był opuścić usta i zdradzić prawdziwe samopoczucie Upiornego.
To wszystko dzieje się za szybko, nie mam nad tym pełnej kontroli. Nie mogę jednak zwolnić, jeśli nie chcę by świat zostawił mnie w tyle.
Gdy zadała pytanie wymusił na sobie grzeczny uśmiech. Najwidoczniej skończyła pracę ale jeszcze upewniała się czy wszystko jest w porządku. Mężczyzna pokręcił głową i gdy faktycznie skończyła, używając na nim swojej mocy, wstał ze stołka.
- Dziękuję, pani doktor. - powiedział formalnie i tak po prostu odszedł od niej, kierując się w stronę basenu. Mogła to odebrać jako chamstwo, ale on po prostu nie mógł skupiać się na niej dłużej, mając w jednym pomieszczeniu jeszcze Larazirona i Keera.
Nie czekając na nic więcej, po prostu władował się do wody i westchnął, rozpierając się ramionami na rancie. Na Pustyni było im ciepło, ale tam się męczył, tu zaś miał okazję odpocząć.
- Mam nadzieję, że Himmelhof jest dobrze zaopatrzony w przeróżne trunki. - powiedział przymykając oczy - Bo dziś nie zamierzam być wstrzemięźliwy. - dodał szczerząc zęby do Keera i Vyrona.
Całe napięcie powoli gdzieś ulatywało powodując, że mężczyźni stawali się wobec siebie przychylniejsi i łagodniejsi. Kiedy był czas na bitkę, bili się jak szaleni, a kiedy czas na relaks, wszyscy zgodnie zalegali i pozwalali sobie na odpoczynek.
Z czystym sumieniem można było rzec, że im ufał, dlatego też siedząc w wodzie i mocząc dupsko, nie martwił się tym co zostawili na Pustyni. Jeszcze przyjdzie czas by podyskutować o Kle. Do głowy przyszła mu jednak jedna bardzo ważna kwestia, którą i tak chciał z nimi poruszyć. Uznał, że to dobry czas.
- Panowie, słyszeliście z pewnością o Zimowym balu, wystawionym przez Rosarium i obecności przedstawicieli nowo odkrytych Wysp Księżycowych. - zagaił odchylając głowę do tyłu, opierając ją na rancie basenu - Wiecie też z pewnością o incydencie jaki miał miejsce w czasie przemarszu Księżycowych w Alei Ksiąg. Nie powiem, patrole i to ciągłe szukanie było trochę irytujące jeśli wziąć pod uwagę to, że ostatecznie nic nie znaleziono. Zastanawia mnie jednak nie przedmiot kradzieży czy ataku, nie walka w porcie, bo tym powinien martwić się jego właściciel,  lecz sama obecność tych istot i jej powód. - spojrzał w stronę Larazirona, następnie na Gawaina - Macie jakieś zdanie na ten temat?


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Dunkelheit
Wto 11 Sty - 15:56
Gdy zabrzmiały ostatnie akordy piosenki, Viridian podniósł wzrok i spojrzał na Bękarta. Jego usta zacisnęły się w wąską kreskę, ale nie odezwał się nawet słowem. Obserwował. Trzeba przyznać, że jednej strony interesująca była odporność młodego Vaele na ból, z drugiej zaś, Vyrona drażniła jego nieodpowiedzialność. Po walce rany zawsze należało od razu oczyścić i opatrzyć, by uniknąć zakażenia czy innych komplikacji. Aeron zaś, najwyraźniej stwierdził, że noszenie pod skórą pazurów jakiegoś zezwierzęconego zasrańca jest swoistym testem na męstwo. Cóż, faktycznie było to na swój sposób imponujące, bo przez całą podróż Bastard nawet się nie zająknął, że coś go boli, ale było też nad wyraz nieodpowiedzialne.
Wypuścił powietrze z cichym sykiem, a razem z owym powietrzem uleciał komentarz, który cisnął się mu na usta. Wszystko wskazywało na to, że Panna Renard dalej będzie opatrywała rany Bękarta, a zatem miał jeszcze trochę czasu. Przymknął oczy i przez chwilę zastanawiał się, co ma dalej zagrać. Jego piosenki, pasowały raczej do otwartych przestrzeni i leśnych obozowisk niżli do zamkniętych przestrzeni dworskich sal, no może poza jedną …
Zapiął kapodaster na drugim progu, a chwilę później jego palce zaczęły uderzać o struny gitary. Po łaźni ponownie poniósł się głos Arystokraty, jednak piosenka, którą śpiewał, była zdecydowanie spokojniejsza i niestety smutniejsza. O kim mówiła? Kto jako pierwszy ja zaśpiwał i gdzie? To pozostawało i miało pozostać tajemnicą. W końcu ktoś kiedyś powiedział, że Upiorni są ekspertami w panowaniu nad emocjami.

Em
Am B Em
Em
Am B Em

C
Am
Em
Am B Em

Am
Em
Am
Bsus4 B

(...)

Gdy nadeszła jego pora, akurat skończył śpiewać. Odłożył gitarę opierając ja o cembrowinę, wziął w garść kawałek zielonego kryształu, wstał i podszedł do medyczki.
Stał przed nią odziany jedynie w ręcznik, a przeróżne blizny na jego ciele, układały się w opowieść o kimś, dla kogo rany, ból i siniaki były chlebem powszednim. Stare cięcia i dźgnięcia, zadrapania i oparzenia oraz blizny po postrzałach z czasu ostatniej wojny ze Światem Ludzi i te wcześniejsze, z okresu utrwalania władzy absolutnej na ziemiach jego księstwa, teraz były widoczne jak na dłoni.
Był wojownikiem, żołnierzem zaprawionym w walce, nieczułym i okrutnym, którego ręce czerwone były od krwi ofiar, a jednak stał teraz przed nią z nadzieją w sercu, marząc o tym, by choć ten jeden, jedyny raz los się do niego uśmiechnął.
- Witaj, Panno Renard – powiedział cicho, wpatrując się jednocześnie w jej różnobarwne oczy - Nie jestem ranny ani poobijany, ale skoro dano mi tę chwilę czasu, byłbym głupcem, gdybym z niej nie skorzystał. Powiedz proszę, jak ci na imię, skąd przybywasz, z jakiej placówki medycznej jesteś i gdzie ona się znajduje?
Był więcej niż pewny, że dziewczyna nie należała do dworu Aerona. Musiała zatem pochodzić z jakiejś innej, zewnętrznej placówki oferującej opiekę zdrowotną. Nie był w Mieście Lalek ani okolicach od ponad trzydziestu lat, zatem co nieco mogło się tam zmienić, miał jednak cichą nadzieję, że odpowiedź jaką usłyszy będzie zgodna z tym co nieśmiało podszeptywał mu umysł.
W tym momencie dotarły do niego słowa Aerona, które wywołały na jego twarzy mimowolny, szczery uśmiech i spowodowały że Vyron odwrócił głowę w jego stronę. O tak! Himmelhof był przygotowany na niemal każdą ewentualność.
- Nie martw się, tyle tego jest, że gdybyśmy co dzień tak świętowali, to starczyłoby jeszcze dla twoich dzieci … – zawiesił na chwilę głos i coś liczył w pamięci - … a przy odrobinie szczęścia może nawet dla wnuków.
Ponownie przeniósł spojrzenie zielonych oczy na Medyczkę.
Teraz, gdy stał tak blisko niej, widział, że to nie był ona.
Zwiodło go nazwisko na torbie medycznej.
Oszukało go głupie serce i powiódł na manowce jeszcze głupszy rozum.
Po raz kolejny dał się ponieść emocjom.
Otworzył dłoń i patrząc na kawałek zielonego kryształu pomyślał o różach rosnących w Himmelhofie. O pięknych, rozłożystych i dojrzałych kwiatach gatunku Zephirine Drouhin, które pięły się po ścianach domów i pergolach rozstawionych na ulicach Górnego Miasta. Kryształ zafalował i zaczął zmieniać kształt, przyjmując ostatecznie formę kwiatu. Gdy ten był już ostatecznie uformowany, Vyron wyciągnął rękę i wsunął Pannie Renard kwiat we włosy. Nie był mistrzem w doborze kolorów, ale jego zdaniem zielony kolor kwiatu współgrał z rudym odcieniem włosów dziewczyny.
- Dziękuję. Za wszystko. – powiedział uśmiechając się lekko, ale w tym krótkim, szczerym uśmiechu tym dało się dostrzec coś jeszcze, tylko co? Nie wiadomo. Jak to ktoś ktoś kiedyś powiedział, Upiorni byli i są ekspertami w panowaniu nad emocjami.
Kiwnął głową, odwrócił się i ruszył do basenu z wodą. Nawet nie przypuszczał, że jeden przebłysk durnej nadziei na to co niemożliwe, może mu sprawić aż tyle bólu i przynieść tyle smutku.
Słysząc o Rosarium i ich balu miał ochotę splunąć, powstrzymał się jednak. Bądź co bądź, nie wypadało pluć w kąpieli.
- Rosarium to szczwany lis, można go lubić lub nie, ale nie można nie doceniać. Jeśli zorganizował bal i zaprosił przedstawicieli z Wysp, to znaczy, że poza kurtuazyjnym spotkaniem, wietrzy w tym wszystkim jakiś interes. Jeśli zaś chodzi o obecność tych istot, to myślę, że i one myślą podobnie. – zamyślił się na chwilę i potarł palcami szczecinę, która w międzyczasie pojawiła się na brodzie - Nigdy nie byłem na tych wyspach. Nie znam ich wielkości, żyzności tamtejszych ziem ani nic, ale wyspa to wyspa. Jest ograniczona. Wyobraźcie sobie, że wszyscy jesteśmy władcami tych ziem i mamy dzieci. Nie Bastardów – bez urazy Aeronie – ale dziedziców z prawego łoża. Jeśli mamy po czterech synów, to powinniśmy zadbać o to, by po naszej śmierci nie wybuchła między nimi walka o władzę i ziemie. W takim wypadku zmuszeni jesteśmy podzielić patrymonium, stanowiące 100%, na cztery części. W efekcie takiego działania, każdy syn otrzymuje mniej lub więcej 25% całości (w zależności od żyzności ziem itp.). Czy może czerpać z tego zyski? Zapewne, jeśli ma łeb na karku, tak, ale będą one stanowiły tylko cząstkę tego, co mógłby mieć, gdyby miast ćwiartką władał całością. Wyobraźcie sobie teraz, że wszyscy bracia żyją zgodnie i każdy z nich ma czterech synów, między których dzieli posiadaną przez siebie ziemię. Tym to sposobem, nasze wnuki będą miały tylko ćwiartkę ze 100% ziem, jakie otrzymał ich ojciec. Mówiąc dokładniej, będą miały 6,25% tego co miał każdy z nas, zanim podzieliliśmy to między synów a oni między swoich. To się nazywa rozdrobnienie i jak widzicie w bardzo szybkim tempie może doprowadzić jeśli nie do wojny domowej to do zapaści gospodarczej i poszukiwań nowych terenów dożycia.
Popatrzył po rozmówcach, czy ci zrozumieli jego dość zawiły wywód, po czym kontynuował
- Zatem jeśli pytasz się mnie, o to, czego mogą chcieć tu te istoty, to powiem ci Aeronie, że ziemi i terenów do osiedlenia się. Właśnie dlatego powinieneś modernizować swoją armie. Cholera wie, jaką technologia dysponują Wyspiarze, ani które ziemie zechcą zająć na mocy ewentualnego postanowienia. – rozsiadł się wygodnie w basenie z wodą i uniósł głowę patrząc w sufit - Prawdę mówiąc mam nadzieję, że się mylę, i że choci tylko o jakąś symboliczną wymianę handlową.

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako (w KL) i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Zamek Dunkelheit
Wto 18 Sty - 20:49
Smok fuknął, Keer cmoknął i zanurzył dłoń w wodzie, gdy gad odsunął się od niego. Wcale mu nie przeszkadzał... przynajmniej miał czym się zająć. Odesłał Leviathana spojrzeniem i posłał kontrolne Julii i Aeronowi. Ilość paskudztwa, które Upiorny miał pod skórą, wołała o pomstę. Niechybnie jej doczeka, ale po co ryzykować zakażenie i skazywać się na niepotrzebny ból?
Nigdy nie rozumiał bohaterstwa i pokazówek.
W międzyczasie Vyron zaśpiewał kolejną pieśń. O ile poprzednia wydała się Cieniowi nostalgiczna, ta przywoływała boleść niedokończonych spraw i wiecznej niepewności. Przymknął oczy i zanurzył się głębiej, czekając aż nuty i głos Upiornego ucichną. Skupił się na cieple, uczuciu lekkości podczas kąpieli.
- Utopcie mnie już teraz! - parsknął rozbawiony, słysząc o planach odnośnie zatrważającej i imponującej ilości alkoholu w piwnicach Himmelhofu, a potem zaczął rozmyślać nad badaniami w kierunku maści lub dekoktu niwelującego skutki alkoholu. Wszak nawet ludziom go wstrzykiwano, by upozorować zapicie się na śmierć, ale w przypadku Cieni był szczególnie niebezpieczny. Tak, to ciekawy pomysł. Erin będzie wniebowzięta.
Gdy przyszła jego kolej na oględziny, łypnął niezadowolony na skrzydlatą. Ociągał się, ale w końcu stanął przed nią. Jego najnowsze blizny nie stanowiły dla Julii tajemnicy. Bądź co bądź samodzielnie wyciągała z niego kolejne kule. Mniejsze i cieńsze należały tylko do niego i Yako. Szramy na plecach wyryte przez szorstki kamień za kłamstwo, po pazurze na brodzie w imię prawdy i lojalności, po zębach na prawej dłoni na cześć najbardziej pierwotnych instynktów. Reszta stanowiła blade wspomnienie dawnych bitek, lecz wprawne oko lekarza bez trudu wychwyciłoby, że Gawain wiedział jak zająć się swoimi ranami i jakich specyfików użyć do redukcji tkanki bliznowatej.
- Nic mi nie jest, więc nie marnuj na mnie sił. Mam nadzieję, że podróż ich zbytnio nie nadwyrężyła, Julio. - posłał jej głębokie, badawcze spojrzenie rozszerzonych w półmroku źrenic, gdy wodziła dłońmi nad jego skórą. Celowo użył jej imienia, chcąc wzbudzić jej czujność i dodać otuchy. Prócz starych blizn miał jedynie parę zadrapań i odparzeń - nic co nie zniknęłoby po dniu dobrego snu.
- Uważaj na pacjentkę i na ostre przedmioty wokół. Jeśli możesz, nie stosuj iniekcji, czegokolwiek, co może być dla niej bolesne. Może być bardzo nieswoja. - mruknął jeszcze zanim skończyła oględziny. Nie było sensu ich przerywać. Dobrze poznał żelazny upór lekarzy Kliniki. Wiedział, że Julia zrozumie - co do tego nie miał obaw. Zwyczajnie nie chciał, by skończyła ze szramami, jeśli Kotka zupełnie spanikuje i ograniczy się do mechanizmu walki lub ucieczki.
- Przy okazji... masz może przy sobie moją wstążkę? - porozumiewawczo zerknął na jej ramię. Niezależnie od odpowiedzi mogli zająć się wymianą później, natomiast woda nieubłaganie stygła.
- Dziękuję za opiekę - obdarzył ją bladym uśmiechem i skłonił się lekko nie przerywając kontaktu wzrokowego, po czym wrócił do balii.
Zrobiło się politycznie. Z deszczu pod rynnę, a on i tak był umoczony. Odczekał aż Vyron dokończy teoretyzowanie, by mu nie przerywać, po czym poprawił się w balii.
- Nie tylko słyszałem, ale i byłem na nim gościem. Lubię być na bieżąco, poza tym arcyksiążę zaprasza wszystkich. - wzruszył ramionami, by po tej krótkiej pauzie spojrzeć na obu szlachciców.
- Zgodzę się z motywem pozyskania ziem lub innych dóbr, biorąc pod uwagę niepokoje, które przetaczają się lub niebawem przetoczą przez Księżycowe Wyspy. Zostaliśmy, ja i Luci, zagadnięci przez lisiego Dachowca, który w dość zawiłych i ostrożnych słowach wskazał kilka punktów zaczepienia, a w szczególności niewolnictwo. Księżycowe Wyspy najprawdopodobniej oparły na nim całą gospodarkę i szykuje się im bunt - możliwego zasięgu ani stopnia realizacji nie znam, ale próbował podpytać Luci o jej stanowisko. Dodatkowo wspomniał o ekskluzywności wyspiarzy. Określił ich jako nieprzystępnych, nieufnych, a wizyty na Wyspach kłopotliwymi. Niewykluczone, że biorą w niewolę każdego, kto stanie na ich ziemiach, łatając dziury w dostępności siły roboczej. - odetchnął głębiej zbierając myśli. - Nie dziwiłoby mnie to, gdyż oni wiedzieli gdzie nas znaleźć, podczas gdy my nie mieliśmy pojęcia o ich istnieniu, odejmując tajne przez poufne trzymane pod kluczem arcyksięcia. Pytanie, dlaczego zgodził się ich przyjąć? Natomiast wśród gości słyszałem plotki, że delegacja Księżycowych Wysp spraszała do siebie kogo popadnie oraz rozstawiała gości po kątach, jeśli czymś podpadli. Niebywała zniewaga dla gospodarza. Weszli jak do siebie... jednakże nie miałem okazji być świadkiem. Bierzcie je, proszę, z przymrużeniem oka. - rozwinął, po czym oparł ramiona na brzegu cembrowiny i wbił wzrok w taflę wody, wyraźnie zastanawiając się, czy niczego nie pominął. - Niestety nie udało mi się niczego więcej wyciągnąć. Mogę służyć jedynie wyjaśnieniami. - rzucił im czujne spojrzenie opalizujących w półmroku źrenic. Byli tacy zrelaksowani... jak postrzegali świat wokół? Czasem miał ochotę dowiedzieć się, czemu jedno oświetlenie brali za klimatyczne, inne za zbyt słabe lub mocne. Dla Keera przez większość czasu świat zmieniał jedynie barwy, ale jego kontury pozostawały niezmiennie ostre.


Zamek Dunkelheit - Page 14 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Dunkelheit
Sro 19 Sty - 12:43
Gdyby nie to, że nie są teraz sami, oraz jak bardzo Aeron się zmienił od ich ostatniego spotkania, gdy ozdabiała jego ciało malunkami, dostał by po łbie. Ktoś powinien mu wybić z głowy te niebezpieczne pomysły, tak jak nie zajmowanie się ranami po bójkach. Dlaczego on nigdy się nie nauczy? Odkąd się poznali, a Julia nauczyła się korzystać ze swoich mocy nic tylko składa go do kupy, bo ten nie umie o siebie zadbać. Niby teraz był Księciem, niby był od niej o wiele starszy, a zachowywał się jak nieodpowiedzialne dziecko. Na pewno na statku mieli kogoś, kto chociaż wstępnie mógł zająć się ich ranami. A mimo to... ech.... odporność na ból była naprawdę godna podziwu, ale to nie zmieniało faktu, że powinien bardziej o siebie dbać. Tym bardziej, że teraz już nie był sam.... Ale też coraz bardziej czuła jak się zmienił. Już nie był jej braciszkiem.
Gdy podziękował, westchnęła i wyprostowała skrzydło, tak, że przed oczami miał jej pazur. Nie groziła mu, chciała go zatrzymać, tym bardziej, że doskonale wiedział jak wygląda u niej leczenie, dlaczego więc postanowił sobie iść, zanim w ogóle je zaczęła - proszę o jeszcze moment cierpliwości Książę - poprosiła po czym zdjęła rękawiczki i użyła na nim mocy, starając się być jak najbardziej dokładną. W końcu westchnęła i odsunęła się. Lekko skłoniła - gotowe - powiedziała i zajęła się sprzątaniem miejsca, zanim podejdzie do niej kolejna osoba.
Słyszała w trakcie leczenia melodie, wygrywane przez drugiego Księcia. Były...smutne ale nie komentowała tego. Chciała jak najszybciej zmienić otoczenie. Nie, nie będzie robić wszystkiego na chybcika, jednak chciała zająć się już główną pacjentką. W końcu po to była tutaj wezwana czyż nie?
Spojrzała na drugiego mężczyznę. Nie jest ranny...wszyscy są tacy sami czy jak? Zanim powiedzą czy coś im jest to niech chociaż dadzą się zbadać. Od tego przecież są lekarze! To nie jakieś elementy wystroju, których się używa gdy wydaje się, że coś jest nie tak. Nie powiedziała jednak tego na głos. Uśmiechnęła się tylko uprzejmie.
- Nazywam się Julia Renard i pracuje w Klinice na Wzgórzu w Mieście Lalek - nie było co tego ukrywać, to przecież nie Czarna Róża tylko jej zwyczajna praca i każdy kto tam się zjawi, jeśli tylko Lisiczka będzie na miejscu, dowie się, że raczej nie jest tam w celach towarzyskich - jednak nie przyjechałam tutaj z polecenia służbowego, tylko na osobista prośbę Księcia Vaele - wyjaśniła jeszcze. Dlaczego ją w ogóle o to zapytał?
Zerknęła w kierunku pozostałych mężczyzn. No tak...skoro była wyprawa, która najwyraźniej się udała, to teraz trzeba iść chlać... ech... typowe. Nie pokazywała jednak po sobie nic. Skupiała się na swojej pracy. Oby tylko Aeron potem nie przyszedł do niej marudząc, że ma kaca. Bo na to nic nie poradzi. Z resztą nie po to tutaj przyjechał. A jakby Bane się dowiedziała, że zostałaby choć poproszona o coś takiego to następnym razem przyjechałby tutaj osobiście i raczej nie robił za miłego doktorka.
Nie mogła go rozszyfrować. Stał nad nią i przyglądał się, jakby zawiedziony czymś? A może smutny? Sama nie umiała do tego dojść. Jednak zupełnie nie spodziewała się tego co się stało w następnej chwili. Zamrugała zaskoczona, gdy włożył między jej włosy kryształową różę. Był...zupełnie inny niż się o nim opowiadało. Na jej licach pojawił się delikatny rumieniec.
- Nie masz mi jeszcze za co Książę dziękować - powiedziała uprzejmie i wyciągnęła do niego dłoń - pozwól mi zapracować na ten podarek i daj się zbadać, nawet jeśli nie jesteś ranny - poprosiła i jeśli chwycił ją za dłoń, zamknęła oczy a wzory na jej skrzydłach ponownie zajaśniały. Mógł poczuć ciepło na całym ciele, ale też...ulgę? To, że w trakcie podróży nic sobie nie zrobił, nie oznaczało, że wcześniej się nie zranił, a patrząc na jego ciało łatwo można było wywnioskować, że nie jest on zadufanym w sobie księciuniem, który tylko siedzi na tyłku i wydaje rozkazy, pławiąc się w luksusach. Wszelki dyskomfort, na który Książę nawet nie zwracał uwagi, po prostu zniknął razem z przyjemnym ciepłem. W końcu dziewczyna westchnęła i uśmiechnęła się - teraz powinno być lepiej, prawda? - zapytała, lekko przekręcając głowę i puszczając jego dłoń - dziękuję za ten podarek - dodała jeszcze i odprowadziła go wzrokiem do wody.
Następnie przeniosła spojrzenie na ostatniego z mężczyzn. Myślała, że poczuje ulgę, gdy przyjdzie jego kolej, nie wiedzieć czemu przy nim nie czuła się tak zagrożona jak przy innych mężczyznach ale....czemu on wyglądał na tak niezadowolonego, że musi do niej podejść? Opuściła wzrok i lekko uszy, gdy w końcu wyszedł z wody.
Podniosła go dopiero, gdy się do niej odezwał...kolejny. Westchnęła - niech pan mi pozwoli wykonać swoją pracę...i chociaż dać się zbadać - poprosiła cicho. Pokręciła głową - nie była przyjemna, jednak Książę wysłał po nie Caiusa, więc nie było tak źle - przyznała. Nie musiała się przyznawać, że nawet nie miała czasu odpocząć czy czegoś zjeść po tej kilkugodzinnej podróży, a prawdę mówiąc wcześniej też za wiele przez stres nie zjadła. Ale, to nie była jego sprawa. Jak zajmie się pacjentką, to zanim pójdzie do Służby zapyta Caiusa, czy coś nie zostało po uczcie żołnierzy.
Złapała go za rękę i bez ogródek po prostu użyła na nim mocy. Będzie szybciej i dokładniej. Zacisnęła palce mocniej na jego nadgarstku, gdy zaczął ją pouczać jak ma zachowywać się przy pacjentce. Westchnęła ciężko i weszła mu w słowo - panie Keer, naprawdę wiem jak postępować z takimi osobami - spojrzała mu w oczy, a jej źrenice lekko się zwęziły - poza tym jestem Trucicielką, ma sposoby by robić zastrzyki bez stresowania pacjenta - uśmiechnęła się, ale jej uśmiech nie do końca dotarł do jej oczu.
Jego obtarcia nie były poważne i fakt mogły zniknąć po dobrym odpoczynku jednak...po co? To trochę tak jakby mieć konia, a i tak wszędzie chodzić pieszo. Bo jeszcze się rumak zmęczy.... Skoro już tutaj była to chciała pomóc jak najbardziej mogła.
- Ma na imię Batul, prawda? - upewniła się jeszcze, nie patrząc na niego. Mogło się to wydawać mało ważne, jednak musiała do niej podejść w jakiś spokojny i delikatny sposób. Postawić ją na równi, by mogła się w trakcie choć trochę zrelaksować.
Przytaknęła głową na jego pytanie i wyjęła Maskę z apteczki i odłożyła ją na bok. Nie wiedziała, że pan Keer tam będzie jednak coś ją tknęło by ją spakować. W sumie....można powiedzieć, że zrobiła to nieświadomie.
Gdy odwróciła się do niego, coś jej jednak rzuciło się w oczy. Zmarszczyła brwi - panie Keer proszę niech pan usiądzie na moment, za chwilę wróci pan do swojej ciepłej kąpieli - powiedziała i sięgnęła po coś do apteczki. Jakaś mała buteleczka - Levi - zawołała, na co smok ziewnął szeroko i zbliżył się do mężczyzny, górując nad nim. Po chwili jednak przesunął głowę lekko w bok, rozchylając paszczę, w której pojawiły się gorące płomienie. Nie stał nad nim bezpośrednio, by nie razić go po oczach, jednak sam fakt, że ziejący ogniem smok, właśnie pokazywał swoje płomienne umiejętności zaraz obok czyjejś twarzy, mógł być niepokojący.
Julia odkorkowała buteleczkę - proszę podnieść głowę - powiedziała i jeśli to zrobił, nakropiła lekko jego oczy - powinno być lepiej - powiedziała i odwróciła się by schować buteleczkę do apteczki - to wszystko, chyba, że ma pan jeszcze jakieś pytania? - spojrzała na niego przez ramię. Wzrok miała zmęczony, ale nie marudziła. Była w pracy, a mężczyzna doskonale wiedział jak ta podróż musiała być dla niej stresująca, tym bardziej jak okazało się, że ma zająć się kimś więcej niż pewnym Dachowcem.
Gdy rudzielec wrócił do wody, spakowała wszystko do torby, rzeczy do utylizacji wrzuciła do specjalnego woreczka i również wsadziła do apteczki. Leviathan przeciągnął się, ziewając szeroko, gdy mężczyźni rozmawiali o praktycznie polityce.
Julia nie wiedziała o balu, musiał się odbyć wtedy, gdy jej nie było. Ale...coś wiedziała na temat Wysp. Konflikty z wyspiarzami obecnie były powodowane przez jakiś metal...jednak nie chciała się do tego przyznawać, że coś wie. Nie chciała, żeby Bane miał problemy przez to, że ona zgodziła się komuś pomóc.
Pokręciła głową i zapięła torbę, poprawiła kitel. Czy jeszcze czegoś od niej oczekiwali? Nie chciała im przeszkadzać, ale nie była też jakąś służką, która będzie czekać cierpliwie, aż panowie skończą się bawić.
Podeszła więc niepewnie do nich - przepraszam, że panom przeszkadzam - uśmiechnęła się uprzejmie - jednak czy jeszcze mogłabym panom jakoś pomóc? - zapytała i przekręciła lekko głowę - jeśli nie, to udałabym się już do pacjentki - zaproponowała. Chciała mieć to z głowy, chciała stąd wyjść. Nie miała ochoty przyglądać się jak trzech facetów dobrze się bawi, gdy ktoś inny oczekiwał pomocy od niej. Poza tym martwiła się o Biankę i pozostałych, chciała z nimi jak najszybciej porozmawiać.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Dunkelheit
Nie 23 Sty - 22:03
Muzyka Larazirona koiła nadszarpnięte nerwy i wprowadzała w coś, co można by nazwać stanem melancholii. Aeron wsłuchiwał się w wygrywane przez Upiornego melodie i chłonął treść piosenki, ale nie doszukiwał się głębszego sensu. Czasami łapał się na tym, że chociaż znał Viridiana od kilku setek lat, nie znał go tak naprawdę. Arystokrata zbudował wokół siebie mur z kryształu, gładki i nie do przeskoczenia. Niby wszystko było przez niego widoczne, lecz obraz zakrzywiał się i kształtował tak, jak chciał tego twórca ściany. Nawet teraz Vyron zachowywał się zupełnie inaczej, niż mógłby, prawda? Zazwyczaj opryskliwy i wyniosły, zarażał teraz spokojem i był zaskakująco miły.
Vaele spełniał wszystkie polecenia Julii a gdy zatrzymała go jeszcze na chwilę, skinął głową i zgodził się na użycie jej mocy. Jego stan tego nie wymagał, ale jeśli uznała, że przyda mu się pełna usługa, nie mógł dyskutować z medykiem. Dopiero wtedy zauważył na małej tacce ile wyjęła z niego dziadostwa. W czasie bójki z kocurem nie zwracał uwagi na piach, kamienie i jego pazury a potem był pod wpływem zbyt silnych emocji by skupiać się na bólu czy pieczeniu. Wyglądało na to, że jeszcze chwila a nabawiłby się zakażenia. Tym bardziej docenił obecność dziewczyny.
Gdy skończyła, podziękował i ustąpił miejsca Viridianowi. On nie był ranny (przynajmniej na pierwszy rzut oka), skrzydlata działała więc szybko i bez zbędnych ceregieli. Wytwarzając prezent dla Opętanej sprawił, że Aeron zawiesił na nim badawczy wzrok. Laraziron nigdy nie był skłonny do okazywania sympatii istotom, które miały w sobie choć jeden element zwierzęcy. Może Tulka mu się spodobała? Albo doceniał jej umiejętności? Kiedyś może będzie okazja by zapytać, co sprawiło, że wręczył jej kwiat i to w tak osobliwy sposób.
Upiorny uśmiechnął się pod nosem. Dla medyczki musiało to być dość zaskakujące, zwłaszcza jeśli słyszała krążące o Kryształowym Księciu plotki. Zachowanie Vyrona dowodziło tylko tego, że Upiorni Arystokraci nie zawsze są tacy, za jakich chcą uchodzić.
Później przyszedł czas na Gawaina. Aeron zamknął oczy gdy Laraziron zajął miejsce w basenie, rozpierając się wygodnie. Wszyscy wydawali się być zrelaksowani, ale nadal w pełnej przytomności umysłu. Może nie powinni poruszać tematów związanych w polityką, ale czy była ku temu lepsza okazja? Jeśli spotkaliby się innego dnia, z pewnością zostałoby to zauważone przez otoczenie. A tego przecież nie chcieli.
Zielonooki miał oczywiście rację i chociaż nie musiał tłumaczyć im na czym polega dzielenie włości i jak się odbywa, słuchało się go całkiem przyjemnie. Kilka razy brunet pokiwał głową, ale nie przerywał wywodu. Był ciekaw zdania mężczyzn, bo z pewnością, nawet jeśli nie jawnie, interesowali się otaczającym ich światem i polityką.
Parsknął krótkim śmiechem słysząc Keera. Nie kpiąco, po prostu uwaga Cienia o tym, że Arcyksiążę zaprasza wszystkich wydała mu się śmieszna.
- Właśnie dlatego, że zaprasza wszystkich, arystokracja niechętnie bywa na jego bankietach i balach. - powiedział patrząc w stronę Viridiana - W tłumie nietrudno o zbłąkany sztylet. A poncz bywa doprawiony goryczą.
Z tego co wiedział, Kryształowy nie skorzystał z zaproszenia. Nie znał jego motywów, lecz niezależnie od tego jakie były, faktem było, że dwóch potężnych Upiornych Arystokratów nie stawiło się na wydarzeniu Arcyksięcia. Czy ich nieobecność była zauważona? Możliwe. Jeśli nie przez samego gospodarza, to z pewnością przez lepiej zorientowanych w świecie polityki mieszkańców Krainy Luster. Aeron nie zamierzał tłumaczyć się nikomu z tego, czemu się nie stawił. Miał do tego prawo.
- Niewolnictwo... - skrzywił się, zerkając na środek basenu - To zawsze śliski temat. Nie sądzę jednak, by przybyli na nasze ziemie w poszukiwaniu nowej siły roboczej. Nie zostaliby wtedy przyjęci w taki sposób, chyba że Arcyksiążę zmienił zdanie w kwestii wykorzystywania swoich poddanych. - uśmiechnął się lekko. Jemu oczywiście byłoby to na rękę.
Wysłuchał wszystkiego co mają do powiedzenia a gdy podeszła do nich Julia, przeniósł na nią wzrok i posłał jej uprzejmy lecz dość oszczędny uśmiech. Uniósł się w wodzie i wyszedł na brzeg, sięgając ku ręcznikom i wysuszając pobieżnie ciało. Na grzbiet zarzucił szlafrok, gdy był już suchy założył też czyste, czarne spodnie z miękkiej bawełny. Nie wypadało by chodził po zamku bez dolnej partii ubioru, nawet jeśli był u siebie.
- Jeszcze nie wiem, czy powinniśmy martwić się działaniami Wyspiarzy, jednak zgodzicie się ze mną, że należy pozostać czujnym. Póki działania Arcyksięcia odbywają się na jego prywatnym poletku, możemy spać spokojnie. W czasie jego działań my podjęliśmy własne i w następnej kolejności dobrze byłoby poczekać na rozwój wydarzeń. Nie sądzę, by spisywanie dokumentów byłoby dobrym posunięciem, dlatego zwracam się do was jedynie z koleżeńską prośbą - pozostańmy w kontakcie w temacie Wyspiarzy. - zakończył dość nieformalnie po czym spojrzał na skrzydlatą - Dziękujemy za opiekę, panno Renard. Odprowadzę panią, proszę przodem. Za chwilę wrócę, panowie, cieszcie się kąpielą. - dodał posyłając im uśmiech po czym ruszył za dziewczyną, opuszczając łaźnię.
Odezwał się dopiero gdy przeszli kawałek drogi. Wesołość gdzieś zniknęła, znowu był spięty i śmiertelnie poważny. Myślami był daleko, znacznie dalej niż Julia mogłaby przypuszczać.
- Przywieziona z Pustyni Dachowiec jest w złym stanie i wydaje się półdzika, dlatego zachowaj ostrożność. Może też być chora, lecz nie mnie oceniać na co. - podjął chłodno, jakby wydawał polecenia służbie - Zrób tylko to co konieczne, za pracę zostaniesz sowicie nagrodzona. A gdy opuścisz mury Dunkelheitu, zapomnisz o tym co tu widziałaś i co usłyszałaś. Zapytana o wizytę, powiesz jedynie że była to rutynowa kontrola. Nic więcej. - dodał nawet na nią nie patrząc - Nie chcę po czasie dowiedzieć się, że jest inaczej.

W międzyczasie Batul została poprowadzona do komnat, gdzie zajęła się nią służba. Nie zważając na ewentualne protesty, kobieta została dosłownie wyszorowana w balii pełnej gorącej, aromatyzowanej wody. Potem drugi raz, i trzeci. Za każdym razem woda po myciu była wylewana i o ile za pierwszym myciem była straszliwie brudna, tak za kolejnymi było już lepiej. Wszystkie strupy zostały brutalnie zdarte lecz Bianka starała się uspokajać Batul, tłumacząc że wszystko co się odbywa, jest konieczne by rozpoczęła nowe, lepsze życie. Nawet jeśli Dachowiec była przerażona, służba pracowała uparcie, w razie potrzeby wykonując niektóre czynności na siłę.
Po kąpieli służki zabrały się za jej futro, wyczesując je starannie z pasożytów i kołtunów. Nie było łatwo, lecz ostatecznie Batul wyglądała o wiele lepiej niż jeszcze przed chwilą. Wymęczona zabiegami pielęgnacyjnymi, została w końcu wysuszona ale nie otrzymała odzienia. Nakazano jej zająć miejsce na łóżku, pośrodku komnaty i przyniesiono skromny posiłek, w skład którego wchodziły dwie świeżo upieczone bułeczki, kilka plastrów dobrej szynki i szklanka gorącego mleka.
Bianka nie opuściła komnaty, przeciwieństwie do reszty służby, jeśli więc Batul chciała o cokolwiek zapytać, miała ku temu okazję.


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Batul
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Wiek :
180
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
165/50
Znaki szczególne :
Wąsy i cętki na ciele
Pod ręką :
nic
Stan zdrowia :
Liczne siniaki i zadrapania na ciele.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t772-batul#9505
BatulNieaktywny
Re: Zamek Dunkelheit
Pon 24 Sty - 17:38
Nie miała pojęcia, jak długo podróżowali w przestworzach. Czas mijał jej na krótkich drzemkach przerywanych pojawianiem się strażników. W końcu statek znów ogarnęła mechaniczna fala, oznajmując przybycie do portu. Batul wstała, obudzona harmidrem i przetarła oczy. Przeczesałą włosy palcami i poprawiła ubrania, a już po chwili drzwi do jej kajuty otworzyły się, ukazując jednego z wielu strażników, jakich już do tej pory widziała. Wyprowadził ją z kajuty i zaprowadził ku wyjściu ze statku, gdzie gromadzili się już pozostali pasażerowie. Batul, schowana między strażnikami, nie miała możliwości, żeby cokolwiek dojrzeć, ale sam ogrom statku, w jakim się znajdowała, dał jej odczuć, że to nie jest pierwsza lepsza rezydencja.
Wrota uchyliły się, ukazując widok na ogromną posiadłość. Zaparło jej dech w piersiach widząc, ile bogactwa ją otaczało. Zaraz jednak przypomniała sobie, że nie była tu gościem i wbiła wzrok w podłogę. Jedynie delikatne ruchy kocich uszu zdradzały, że pilnie chłonęła to, co się wokół niej działo. Nie dane jej było jednak zbyt długo nacieszyć się czymkolwiek czy choćby spróbować wyłapać obecność jej córki, gdy jeden ze strażników złapał ją pod ramię i zaprowadził do pięknego, ogromnego pokoju, gdzie została przejęta przez kolejne służki. Dziewczyny szybko rozebrały ją i zaprowadziły do łazienki, w której znajdowała się wanna wypełniona po brzegi parującą, aromatyczną wodą. Oszołomiona całym tym przepychem nie protestowała, gdy niemalże siłą wepchnęły ją do wody i zaczęły szorować zaschnięty brud. Woda szybko przybrała brunatny kolor, gdy pył pustyni spłynął z jej skóry. Nie wiedziała, jak długo trwały zabiegi pielęgnacyjne, a kiedy w końcu mogła wyjść z wody, niemal natychmiast została opatulona mięciutkimi ręcznikami. Kolejne służki wycierały jej włosy i ciało, podczas gdy inne dobierały odpowiedni strój, biorąc pod uwagę stan jej ciała
Nie wiedziała, jak długo dziewczyny brały ją w obroty, doprowadzając do porządku. Po tych wszystkich zabiegach czuła się dziwnie świeżo, jak jeszcze nigdy d tej pory. Jej włosy lśniły, futro było miękkie w dotyku i jedyne, co psuło cały obraz, to wszechobecne siniaki i zadrapania, które tylko częściowo udało się ukryć pod prostą tuniką. Niestety, nawet gorąca kąpiel i najlepsze zabiegi pielęgnacyjne nie są w stanie ot tak zmyć lat głodu i cierpienia.

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Dunkelheit
Wto 25 Sty - 16:00
Skinęła mężczyźnie głową. Skłoniła się pozostałym i podziękowała za współprace. Mimo, iż prawie każdy mówił, że nic mu nie jest, to jednak nie utrudniali jej pracy i dali się zbadać. Tyle jej wystarczyło. Nie upierali się w swoim postanowieniu - nic mi nie jest więc nie potrzebuję tego. I całe szczęście. Chociaż na tyle postanowili ułatwić jej prace.
Leviathan wziął ze sobą torbę, a dziewczyna wyszła z łaźni, wzdychając cicho, gdy w końcu wyszli na chłodne korytarze zamku. Poczuła się lepiej. Do tego została sam na sam z Aeronem. Teraz powinno być luźniej prawda? Może dowie się czegoś więcej na temat pacjentki? Jej przeszłości, warunków w jakich była przetrzymywana? To by ułatwiło jej prace, powiedział za co ma się zabrać w pierwszej kolejności, choć trochę przewidzieć co może zastać.
Jakże się myliła.
Gdy Upiorny w końcu się odezwał, nie było w jego głosie ani szczypty relacji, która ich łączyła. Wręcz poczuła się, jakby traktował ją jak jakąś podrzędną służącą. A to zabawne. Tym bardziej, że nawet nie była jego poddaną. Była niezależna jeśli o to chodzi. I to prawda, że to on ją tutaj ściągnął i to on będzie płacił, ale to nie znaczyło, że nagle stała się jego własnością.
Zatrzymała się, gdy jego słowa wybrzmiały - Dachowiec.... wynagrodzona.... rutynowa kontrola? - za kogo Ty mnie uważasz? - zapytała poważnie. Patrzyła na niego uważnie. Zmienił się... i to wcale nie na lepsze. Żeby Laraziron zrobił na niej lepsze wrażenie niż ktoś kogo uważała za swojego brata? I nie chodziło tutaj o to, że miała zbyt wysokie oczekiwania co do niego. Nawet ktoś z zewnątrz zauważyłby ten spory zgrzyt pomiędzy zachowaniami Upiornych.
- Dachowiec ma imię, nie jest jakąś bezosobową istotą czy przedmiotem - zaczęła - to czy jest chora owszem nie należy do Ciebie, tylko do mnie by to ocenić. Bardziej przydałaby mi się informacja, w jakich warunkach była trzymana, a nie jak się teraz zachowuje, tym bardziej, że tego mogę się domyślić nawet jej nie oglądając - skrzyżowała ręce na piersi, choć raczej przewiesiła zdrową rękę przez gips, a skrzydła lekko rozłożyła - naprawdę sądzisz, że jestem niekompetentna na tyle, żebyś mi wydawał polecenia jak mam potem wyjaśnić przełożonemu po co tutaj przyjechałam? Myślisz, że będę rozpowiadać kim ona jest? Obowiązuje mnie tajemnica lekarska, więc nie musisz się martwić, że będę o tym rozgłaszać gdzie tylko pójdę. Oraz czy uważasz, że Bane jest idiotą, że uwierzy w to, że to była tylko kontrola, patrząc chociażby na zawartość jego własnej torby? - wskazała ruchem głowy na apteczkę, trzymaną przez smoka.
- Zmieniłeś się Aeronie - powiedziała wprost. Wcale nie wyglądała też z tego powodu na zadowoloną. W pobliżu nie było żadnej służby. Skupili się na zajmowaniu żołnierzami i przygotowaniami pomieszczeń, więc nie musiała się martwić o to, że ktoś ich podsłucha. A chciała wykorzystać tę chwilę na rozmowę z nim. Tym bardziej, że potem planował iść chlać z swoimi gośćmi, a że Arystokraci słyną ze swojego długie imprezowania gdy tylko jest ku temu okazja, możliwe, że nie zobaczy go przez najbliższe kilka dni.
Obecnie w ogóle nie przypominała tej wystraszonej, załamanej dziewczynki, którą Cierń tak dobrze znał. Nie było w jej oczach strachu. Patrzyła prosto w jego tęczowe oczy, uszy miała wysoko postawione, a ogon lekko poruszał się na boki. Oczekiwała wyjaśnień, może jakiś przeprosin za jego zachowanie? Czegokolwiek, ale nie traktowania jej jak jakaś mało znacząca istota, która się po prostu przypałętała. Była w pracy i pokazywała to całą swoją osobą. Była lekarzem, który przyjechał pomagać, a nie słuchać rozkazów kogoś, kto chyba ma w dupie co tak naprawdę będzie się działo z jego nowym gościem. Szczerze, to już rady Keera były bardziej pomocne, choć może zareagowała na to trochę za ostro. W końcu sam przyznał, że w nią nie wątpi. Pewnie zrobił to z rozpędu, z przyzwyczajenia kogoś kto sam musiał się zajmować wieloma rannymi wcześniej.  Zajmował się tym od dłuższego czasu niż Julia, więc to było zrozumiałe. Ale słowa Księcia? Aż tak chciał się pochwalić jaki teraz jest ważny?

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Dunkelheit
Pią 28 Sty - 23:01
Gdy zaczęła mówić, zatrzymał się dwa kroki przed nią i obejrzał, przyglądając jej twarzy. Usta miał zaciśnięte w cienką kreskę a brwi lekko uniesione i tylko one zdradzały zainteresowanie. Nie uważał, by jej pytanie miało otrzymać odpowiedź, bo w jego mniemaniu było retoryczne. Kącik ust drgnął, lecz Upiorny nie otworzył ich a jedynie zamrugał, czekając na dalszy ciąg wypowiedzi.
W jej głosie rozbrzmiewała przygana, może nawet pretensja? Spojrzenie miała harde a w postawie widoczna była pewność siebie. Pamiętał ją jako zahukaną dziewczynkę, która postanowiła parać się medycyną. Była też artystką, co potwierdzały stworzone na jego ciele malunki.
Uśmiechnął się pojednawczo, zamykając na chwilę oczy. Nie brał jej na poważnie, bo dziewczyna nie miała pojęcia o wielu sprawach. Nie ona była na Pustyni, nie ona prała po pysku właścicieli burdelu. Nie widziała okrucieństwa i syfu tam panującego, nie czuła smrodu bijącego od ofiar. Nie musiała taplać się w tym błocie, bo chociaż miała udzielić pomocy przywiezionej z Kła Batul, kotka z pewnością była już czyściutka i pachnąca, a jedyne co pozostało to sprawdzić jej kondycję i udzielić kilku rad.
- Dobrze więc. - powiedział, a na jego twarzy wymalowała się kpina - Batul. Ma na imię Batul. - dodał po czym przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę - A jakie to ma w tej chwili znaczenie? Wyrwaliśmy ją stamtąd, nie musi już dłużej pracować ciałem. Ale dobrze, jeśli chcesz wiedzieć, proszę bardzo. - jej ostrzejszy ton sprawił, że mężczyzna zmarszczył brwi a uśmiech zniknął bezpowrotnie. Aeron wyprostował się i spojrzał na nią z góry z czymś, co mogłoby być wyższością i... może było?
- Nie z własnej woli, ale była kurwą, oddawaną w łapy każdego kto chciał pozbyć się napięcia, wyładować żądze. Niedożywiona, trzymana w celi, prawdopodobnie kilka razy zaszła w ciążę bo nie uwierzę, że w tym przybytku dbano o coś takiego jak zabezpieczenie. Nie wiem jednak co stało się z jej dziećmi, możliwe że były sprzedawane lub po prostu zabijane. - powiedział twardo, nie szczędząc brutalnych szczegółów - Więcej mógłby powiedzieć ci pan Keer, to on ją wyciągał. Niemniej, żyła w siedlisku smrodu i choroby, zatem z pewnością coś jej dolega. Nie jestem jednak medykiem, nie wiem co dokładnie. Co nie zmienia faktu, że wystarczyło spojrzenie na nią, bym wiedział, że jest na skraju wytrzymałości. Fizycznej, bo zdrowie psychiczne prawdopodobnie utraciła już dawno temu. - tęczowe oczy przewiercały Tulkę na wylot.
Skrzydlata nie odpuściła i zaczęła atakować pytaniami. Początkowo Upiorny Arystokrata po prostu patrzył na nią, przyjmując wyrzuty na klatę. Po jakimś czasie jednak poczuł, jak wzrasta w nim długo hamowany gniew. Możliwe, że zbierał się przez dłuższy czas, lecz właśnie dziś, teraz, postanowił znaleźć ujście.
Zrobił ku niej dwa kroki by znaleźć się tak blisko, że prawie stykali się ciałami. Nie dbał o to, że jej smok może odebrać to za atak. Poza podejściem i patrzeniem na nią z góry, nie zrobił nic więcej.
- Nie mnie oceniać, czy jesteś kompetentna czy nie. - syknął oschle - Cieszę się, że obowiązuje cię tajemnica lekarska. To wystarczy, bym był spokojny i nie martwił się o zbyt długi język. Nie szkodzi jednak, bym poprosił o milczenie, prawda? To też robię, pani doktor. - zwrot jakim się do niej zwrócił brzmiał obco, zdradzał zdenerwowanie.
Dłonie mu lekko drżały, spojrzenie było twarde a tęcza zamknięta w czarnych obręczach była lśniąca, lecz jej kolory nie zachwycały a rzucały wyzwanie. Starał się zapanować nad emocjami, ale Julia dorzucała do pieca, co sprawiało, że czuł, że długo tak nie pociągnie.
W jego zamku znajdowali się teraz obcy żołnierze pod sztandarem Kryształowego Księcia, gościł też jednego z najlepszych płatnych morderców Krainy Luster, miał na głowie przywiezionych z Pustyni nieszczęśników oraz jednego skurwysyna, który prędzej czy później będzie się musiał zająć osobiście. Był kłębkiem nerwów.
- Nie dbam o to, czy twój przełożony jest idiotą czy nie. - warknął okazując w ten sposób wrogość i udowadniając, że skrzydlata powoli przelewała czarę goryczy - Fakt, że nosisz jego torbę jest dość... osobliwy, jednak nie będę drążyć co was łączy. Wierzę jednak, że jeśli faktycznie coś jest na rzeczy, to nie związałabyś się z idiotą. - dodał złośliwie - Zmieniłem się? - cofnął się, bo poczuł, że jeszcze chwila i będzie zdolny do rękoczynów - Masz rację Julio, zmieniłem się bo świat się zmienia i tylko głupiec tego nie zauważy. Otoczenie wymogło na mnie zmianę postawy, wprowadzenie zmian w otoczeniu. Nie jestem już wycofanym, miłym bękartem, nareszcie mogę wziąć pełny oddech i spojrzeć przed siebie, poza horyzont z wysoko uniesioną głową, bez wstydu. - chociaż mówił cicho, w jego głosie dało się słyszeć powstrzymywaną agresję - Jestem panem na mych włościach. Dbam o ziemie, o mieszkańców i walczę za nich, nie szczędząc energii. W zamian oczekuję lojalności. - dodał i skrzywił się nieładnie - Właściwie... mógłbym kazać ci paść na kolana a ty musiałabyś to zrobić, bo jesteś na moim terenie. Tak działa władza, moja droga. Zrobiłabyś to, łykając przekleństwa ale zgięłabyś kark bo wiesz, że tak byłoby najlepiej. Nie dla mnie, dla ciebie. - odwrócił się do niej plecami, dając jawny sygnał, że dyskusja dobiegła końca - Nie zmuszaj mnie, bym zaczął wymagać od ciebie ślepego posłuszeństwa. Tutaj mam do tego prawo, lecz przez wzgląd na naszą przyjaźń, uznam naszą rozmowę jedynie za przyjacielską sprzeczkę. Kontynuujmy wędrówkę, musimy przejść jeszcze długi kawałek zamku.


W międzyczasie służba przebywająca z Batul skończyła przygotowania. Kobieta została doprowadzona do ładu i ubrana w prostą tunikę. Nadal wyglądała jak siedem nieszczęść, jednak teraz przynajmniej była czysta.
Bianka posłała jej blady uśmiech i wskazała na tacę na której przyniesiono Batul posiłek. Nie wiedziała jak jeszcze mogła zachęcić gościa do jedzenia. Nie chciała zajmować jej rozmową bo widziała, że Dachowiec czuje się nieswojo w zamku, że wszystko ją tu przytłacza bogactwem, mimo iż Aeron Vaele, pan Dunkelheit nakazał umeblować swoją siedzibę dość skromnie, jak na panującą pośród Upiornej Arystokracji modę.
- Pani Batul... - odezwała się Pokojówka - Proszę chociaż skosztować. Za chwilę przybędzie medyk, która panią obejrzy. Nie chcemy by do tego czasu zasłabła pani z głodu. - uśmiechnęła się łagodnie.


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Dunkelheit
Sob 29 Sty - 9:11
Nie podobał się jej ten ton. Nie dość, że najpierw zachowywał się, jakby mówił o przedmiocie, to teraz jeszcze ta kpina w jego głosie? O nie. Nie da się tak łatwo.
On tak na serio? - jakie to ma znaczenie? A takie, że to bardzo może ułatwić moją pracę i przyspieszyć wszystko, a mam wrażenie, że na tym Ci zależy - nadal patrzyła mu w oczy. Bez strachu, bez pokory, która do niedawna jeszcze gościła w jej dwubarwnych oczach - osoba zmuszana do takiej pracy może być trzymana nadal w miarę dobrych warunkach. Może mieć dostęp do jako takie łóżka, do pościeli, albo może spać na ławce czy zimnej, brudnej podłodze. Może być karmiona, albo może być traktowana tylko jak przedmiot, który nie potrzebuje takich wygód. Może mieć dostęp do ciepłej wody albo co jakiś czas być oblewana lodowatą tylko by zmyć smród oraz powierzchowny bród - wymieniała. Doskonale wiedziała jak to jest. Aeron też wiedział, że sama przeszła przez coś podobnego. Podobnego, nie takiego samego, bo Tulka musiała służyć tylko jednej osobie, a Batul? Nawet nie chciała myśleć o tym, przez co musiała przechodzić - i w zależności od warunków, może być po prostu osłabiona, niedożywiona, wyczerpana, a może mieć w sobie pełno jakiegoś syfu, o którym pewnie istnieniu nawet nie zdajesz sobie sprawy, bo też skąd - tutaj miała przewagę nad lekarzami z Krainy. Świat Ludzi był lepiej rozwinięty, a ona pracowała w placówce prowadzonej przez byłych ludzi, tak więc wiedza była o wiele szersza niż nawet dobrze wykształconego Lustrzaka.
Miała nadzieję, że wyośliła mu to na tyle, żeby ten jego skurczony przez przepych móżdżek to zrozumiał. Bo teraz nie zachowywał się jak rozumny Upiorny, którego znała jeszcze nie tak dawno. Bo przecież robiła mu tatuaże kilka miesięcy temu i nie było takich akcji. A teraz? Sama nie widziała co ma o tym wszystkim myśleć.
Wysłuchała go dokładnie, w głowie układając plan działania. Ech....teraz przydałaby się Klinika i będzie musiała się z nią skontaktować. Ale to za chwilę. Na razie musiała co innego na głowie. Pewnego Upiornego, który zachowywał się jak młody, rozpieszczony nastolatek, który bardzo chciał pokazać jaki jest dorosły.
Podniosła wzrok by nadal patrzeć mu w oczy. Aureum zasyczał ostrzegawczo, ale widząc, że jego pani się nie cofa, postanowił się na razie nie wtrącać. Póki Książę nie posunie się za daleko. Odłożył jednak na bok torbę, by być w pełni gotowym do ewentualnej obrony.
Prychnęła - prosisz? Dla mnie to wyglądało jak rozkaz i to jeszcze podszyty groźbą - powiedziała wprost. Skoro tak wygląda jego prośba to już nie wiedziała kto by go chciał. Jak bardzo zdesperowana albo głupia była ta cała Rim, żeby tego nie widzieć? Dlaczego nie reagowała widząc co się dzieje? Nie podobało jej się to. Czyżby była kolejną osobą, która została oślepiona władzą i bogactwem, jak tak wiele innych istot, które wygrzebały się z najgorszego szamba i dostały na szczyt? Miała nadzieję, że tak nie jest....
Zmarszczyła brwi - nie twój interes czy coś mnie z nim łączy. Czy po prostu postanowił oddać mi swoją torbę, gdyż moja obecnie nie nadaje się do niczego i nie było czasu by ją przygotować dokładnie - powiedziała spokojnie. Było za wcześnie by rozmawiać na takie tematy. Poza tym nie było to teraz ważne. A Cierń raczej nie zorientował się jeszcze, że na palcu dziewczyny lśni przez cały czas pierścionek, który dostała właśnie do jej przełożonego.
Słuchała go uważnie, nie odrywając od niego wzroku, jednak jej ogon zaczął się delikatnie poruszać na boki. Nie było to jednak wesołe merdanie, a powolne machanie oznaczające irytację.
To co mówił, nie miało dla niej najmniejszego sensu. Co ona miała do tego wszystkiego, dlaczego musiał ją traktować nagle z taką wyższością? - teraz masz zupełnie inne powody do wstyd i to gorsze niż bycie z nieprawego łoża - powiedziała wprost ale nie miała zamiaru mu na razie tłumaczyć o co jej chodzi. O tym porozmawiają jak już zbada jego Służbę. Jego Rodzinę - i nie wiedziałam, że takie pokazówki muszą się rozgrywać również na polu prywatnych, z osobami, które nie mają nic wspólnego z Twoją władzą - mówiła bez zająknięcia, bez nawet najmniejszego zadrgania dźwięku, bez pokazywania strachu. Sama się zmieniła i nie miała zamiaru pozwalać by ktoś taki właził jej na głowę. Może przy Larazironie by się na to nie odważyła, ale znała Aerona na tyle długo, że raczej mogła sobie na to pozwolić.
Zaśmiała się gorzko i zrobiła krok w przód. Teraz to ona rzucała mu wyzwanie. Zero strachu, zero niepewności - oj braciszku - tak...podkreśliła to słowo - władza tak nie działa - uśmiechnęła się do niego z politowaniem - nie masz nade mną żadnej władzy. Przyjechałam tutaj z własnej woli na twoją prośbę, a nie na rozkaz. Nie jestem twoją poddaną, ani tym bardziej służką, bym musiała się przed Tobą kłaniać - jej źrenice się zwęziły mocno, przez co przypominały te lisów - nie zmusisz mnie do tego. A może chcesz wykorzystać swoje moce do tego? - dbał o podwładnych, ale o swoją własną Rodzinę nie potrafił. Była na niego wściekła. Najchętniej wzięłaby i wybiła te wszystkie durnoty z tej rogatej głowy. Jednak w tej chwili nie miała jak tego zrobić. Inaczej niż po prostu dać mu do zrozumienia jak bardzo się myli w tym swoim bezsensownym rozumowaniu.
Pokręciła głową - zawsze byłeś znany z tego, że nie jesteś jak inni Upiorni a teraz udowadniasz, że to tylko szopka, kolejne kłamstwa i oszustwa. Że tak naprawdę ważna jest dla Ciebie tylko i wyłącznie władza. Zbierasz nowe obowiązki, zostawiając stare gdzieś z tyłu zapomniane - westchnęła z rezygnacją - zmieniłeś się na gorsze - w jej oczach mógł dostrzec wstyd i politowanie. Jednak Tulce nie było wstyd tego co robi, ale tego co widzi i słyszy. Było jej wstyd za niego. Jak można się doprowadzić do czegoś takiego z własnej woli? - Pani Jeziora chyba jednaj miała rację... - dodała jeszcze, jakby do siebie.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Dunkelheit
Pon 31 Sty - 17:07
Chociaż na cały czas jej wypowiedzi patrzył jej w oczy, słowa zdawały się do niego nie docierać. Były plątaniną głosek, zbędnym hałasem, który drażnił jego uszy. Dlaczego tak było? Przecież jeszcze do niedawna Julia była mu bliską przyjaciółką, na tyle bliską by mógł ją pieszczotliwie nazywać siostrzyczką. Słodka dziewczynka wyrosła w śliczną, mądrą kobietę i chociaż zapamiętał ją jako nieco wycofaną i małomówną, miała przecież swój urok i kiedy zdarzało im się spotykać i toczyć rozmowy, okazywała się naprawdę mądrą, ciekawą rozmówczynią. Co się więc zmieniło?
Świat się zmienił. Aeron za radą kilku osób, których obecność nabrała znaczenia dopiero z czasem zrozumiał, że patrzy zbyt krótkowzrocznie. Interesują go tylko codzienne wygody, jest grzeczny i miły dla otoczenia bo czerpie z tego korzyści w danej chwili. A przecież jako Upiorny Arystokrata powinien brać pod uwagę fakt, że otaczające go istoty niebawem zakończą swój żywot. Po co więc starać się o ich przyjaźń, skoro można zbudować sojusze oparte na trwałych, wielopokoleniowych umowach. Sojusze, których składową będzie respekt, jaki budzi książę Vaele. Stalowy Bastard.
Irytacja która w nim narastała, niemal swędziała pod skórą. Był zmęczony ostatnimi wydarzeniami, bowiem w jego życiu następowała właśnie rewolucja, której musiał być przywódcą. Budował świat dla siebie, budował go również dla Rim z którą przyjdzie mu żyć, jeśli ta w końcu przyjmie oświadczyny. A przyjmie, gdy zrozumie z kim ma do czynienia - z mężczyzną potężnym, godnym uczucia i budzącym szacunek. Taki dla niej będzie. Taki będzie dla świata. A w ostateczności udowodni wszystkim, że cichutki i potulny bękart przerósł swojego ojca i jest od niego lepszy we wszystkim!
Uśmiechnął się jedynie gdy wytknęła mu rozkazywanie. Niech odbiera to jak chce, musiał zacząć przyzwyczajać otoczenie do tego, że naturalnym następstwem zmiany statusu jest inne traktowanie. Może i Tulka nie była jego poddaną, lecz również i ona musiała wiedzieć jak zwracać się do Arystokracji.
- Masz rację, nie moja sprawa, czy coś was łączy. - powiedział pojednawczo, lecz uśmiech zniknął z jego ust. Na jego twarzy odmalowała się powaga, bo ciężko było mu utrzymać nerwy na wodzy. Odwrócił się na chwilę, by dać sygnał że powinni ruszać lecz ona postanowiła nie dać za wygraną. Na dodatek jej bydle zaczęło warczeć.
Gdy powiedziała o wstydzie, zamarł z szeroko otwartymi oczyma i powoli odwrócił się w jej stronę. Zdawać by się mogło, że zbladł chociaż może to tylko poświata przytwierdzonych do ścian korytarza świec?
Cisza jaka na chwilę zapanowała poniosła jej słowa echem w głąb zamku, wżerając się w każdy zakamarek posiadłości ale i serca Aerona. Serca, duszy i umysłu.
- Coś ty powiedziała? - zapytał cichym, zdradzającym napięcie głosem. Patrzył na nią wybałuszonymi oczami a tęcza połyskiwała, zdradzając wewnętrzną walkę z przeróżnymi emocjami.
Ciągnęła dalej a on czuł, jak krew odpływa mu po kolei z twarzy, dłoni i stóp. Dreszcz jaki wstrząsnął jego ciałem, biegnąc po kręgosłupie sprawił, że mężczyzna zgrzytnął zębami. Nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Chociaż... Nie, słowa nie były ważne. Ważniejsza była jej postawa, jej pogarda w stosunku do niego.
Powinna paść na kolana i błagać o litość. Powinna całować me dłonie, lizać buty! - myśl ta była tak obca, lecz jednocześnie słodka i kusząca. Wiedział, że sam fakt, że pomyślał o Tulce w taki sposób jest następstwem wielu rzeczy a przede wszystkim rozmów z pewną, nie tak obcą dziewczynie istotą... Ten, którego zwali jeszcze do niedawna Anomanderem, chociaż przebywał w Dunkelheit przez krótki czas, zdążył wraz z radami wlać w serce Upiornego jad, który zżerał go od środka. Pychę, dotąd zupełnie mu nieznaną. Uczucie plugawe, lecz jednocześnie tak... wygodne.
- Jak... JAK ŚMIESZ! - wrzasnął, sam nie poznając swojego zmienionego gniewem głosu. Wściekłość wstrząsała nim, brwi miał zmarszczone, zęby obnażone a ciało napięte do granic możliwości. Brakowało jeszcze, a zacząłby dyszeć tocząc pianę. Jego własny stan zadziwiał go, bo przecież jak dotąd bywał opanowany, udawało mu się tłumić wszystko w sobie i zachować twarz.
Miała rację, zmienił się. Ale chociaż w głębi serca przerażało go to, było już za późno. Słyszał w swoim wnętrzu syk niebieskookiego węża, czuł jak łuski prześlizgują się po jego ciele w dziwacznej pieszczocie.
Chciał coś powiedzieć, wykrzyczeć jej że nie ma racji, że tak bardzo się myli! Niestety, chociaż czuł, że powinien to zrobić, jego własne sumienie podpowiadało mu, że przecież dziewczyna nie mija się z prawdą. Nie zauważył tego, że został skażony, że goni za władzą jak ostatni desperat. Miota się, nie mogąc się zdecydować kim jest naprawdę. Gdzieś w tym wszystkim zatracił samego siebie.
To co powiedziała jako ostatnie przelało jednak czarę goryczy.
Czas jakby spowolnił. Skoczył ku niej, biorąc zamach ręką. Rozum schował się za gniewem, wszystkie uczucia jakimi darzył skrzydlatą wypaliły się szybko, pozostawiając popiół. Z furią wypisaną na twarzy, ze zwierzęcym warkotem wydobywającym się z gardła, strzelił ją w twarz. Jego dłoń zderzyła się z jej miękkim policzkiem, brutalnie wykrzywiając jej śliczną buzię, kalecząc zapewne różowe wargi. Patrzył na to szeroko otwartymi oczami i... był przerażony.
Kiedy jej głowa odskoczyła w bok za sprawą impetu a ręka Upiornego Arystokraty ześlizgnęła się z ciała, Aeron umilkł i zamarł w nienaturalnej pozie, wykrzywiony po ataku. Spojrzeniem uciekł w bok i dysząc, próbował zrozumieć co właśnie się stało.
Uderzyłem ją. Uderzyłem ją. UDERZYŁEM JĄ!
Poderwał się, prostując się i zabierając dłoń. Spojrzał na nią ze zgrozą, przecierając palcami, czując w nich mrowienie po ty co zrobił. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, miał wrażenie, że to nie on ją uderzył a ktoś obcy, kryjący się w jego ciele.
Łuskowate cielsko przesunęło się pod skórą a gadzi śmiech poniósł się w jego głowie tryumfalną melodią. Tego chciał Anomander? By stał się bezwzględny? By zniszczył wszystko co zbudował i na zgliszczach budował nowy świat? Nie, przecież on taki nie był! Całe życie walczył z tym, czym gardził. Walczył z podobieństwem do dziadka! Do mężczyzny, który przez całe dzieciństwo go kształtował... Czyżby potwierdzało się porzekadło, że potwór zawsze ukształtuje potwora?
- J-Julio... - wydusił z siebie, przenosząc na nią spojrzenie tęczowych, przepełnionych trwogą oczu. Co on najlepszego zrobił... Wyrządził jej krzywdę! A teraz zamiast paść przed nią w przeprosinach, stał odrętwiały i patrzył na nią. Nie mógł się ruszyć, strach przed tym kim się stał sparaliżował jego ciało.
Zmieniłem się.


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Dunkelheit
Pon 31 Sty - 21:29
Nie umiała do niego dotrzeć. Miała wrażenie, że nic do niego nie dociera. Zatracił się całkowicie w tym swoim chorym świecie. On teraz był Panem i władcą na tym zamku i miała wrażenie, że tylko to się dla niego liczyło. Czy tylko to było ważne? Nie Służba, nie rodzina....pewnie nawet nie jego narzeczona, a jakąś zasrana władza? Tylko sama ledwo wytrzymywała, żeby mu po prostu nie przyłożyć. Miała ochotę nim potrząsnąć i to najlepiej jak najmocniej i wybić to wszystko. Chciała, żeby było jak dawniej... znów chciała mieć swojego starszego braciszka, któremu mogła się wygadać, do którego mogła się przytulić. Przecież nie tak dawno temu się widzieli i wydawało się, że wszystko jest w porządku. Wydawał się zmęczony, może zestresowany swoimi nowymi obowiązkami, jednak nic nie wskazywało, że zmieni się do tego stopnia. Zachowywał się.... jak stereotypowy Arystokrata, który ma kija w tyłku...brakowało tylko, żeby się spasł jak świnia i nie ruszał z domu. Chociaż czy zamek mógł w ogóle nazwać domem... był zimny...jakby martwy. Jak można było się czuć tutaj dobrze?
Levi z trudem powstrzymywał się, żeby nie interweniować. Syczał ostrzegawczo i rozchylał lekko skrzydła. Z pyska buchał dym, a krwiste oczy świeciły groźnie.
- Nie mam zamiaru się powtarzać - powiedziała, zadzierając lekko nosa. Nie dość, że mu odbiło, to jeszcze stracił słuch? Raczej było z nim wszystko w porządku. Inaczej pewnie by w ogóle na to nie zareagował, tak jak na większość jej wypowiedzi.
Nawet nie drgnęła gdy Książę podniósł na nią głos. Naprawdę przypominał jej małe dziecko. a ponoć miał na karku już ponad pół milenium. Wiedziała, że mężczyźni dojrzewają później, a Upiorni to już w ogóle ale żeby aż tak? Levi tylko warknął groźniej i cały się na piął, widząc, że mężczyzna przed nim jest coraz bliżej krawędzi.
Trafiła w sedno. Wiedziała już co ją czeka. I wiedziała, że nie da rady na to zareagować. Czas spowolnił, a ona widziała dłoń, która nieuchronnie zmierzała w kierunku jej policzka.
Poczuła rozlewające się gorąco raz ból. Tylko dzięki skrzydłom, ale w większej wierze stojącemu za nią Leviathanowi, nie wylądowała na podłodze. Skrzywiła i złapała z rękę, którą poruszyła zbyt pochopnie, próbując nie upaść. W uszach jej piszczało i dopiero wypełniony agresją ryk smoka, który rozniósł się po korytarzach zamku, ją ocucił.
Poczuła niebezpieczne gorąco, gdy gad urósł na tyle na ile pozwalały mu mury, a w jego paszczy pojawił się niebezpieczny płomień - Leviathan laisser! Pas la peine! - podniosła głos na swojego podopiecznego. Smok zatrzymał się z kłapnięciem zębami tuż przed twarzą Upiornego. Tak, że mężczyzna mógł spokojnie poczuć gorąco, która o mało nie owionęło go całego.
Aureum cofnął się i zmniejszył znów do rozmiarów kuca. Wtulając się do swojej pani łbem, przepraszając ją tym samym za to, że jej nie obronił. Jednocześnie jednak odgradzał ją od mężczyzny by więcej nie mógł jej nic zrobić.
Julia poczuła jak coś ścieka jej po brodzie. Dotknęła jej palcem i odkryła, że była to krew. Pewnie po ciosie pękła jej warga. Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej chusteczkę, żeby nie zabrudzić ubrań albo tym bardziej gipsu. Bolała ją zarówno twarz, jak i ręka. Trochę jej było słabo od ciosu, ale nie przejmowała się tym zbytnio.
Wzrok podniosła dopiero, gdy Cierń zwrócił się do niej po imieniu - dla Ciebie Doktor Renard, Książę - powiedziała krótko. Skoro sam chciał uciąć tę znajomość, skoro tak się dopasowywał do otoczenia i wymagał, by ona też to zrobiła to proszę bardzo. Sam nakreślił linię, którą Julia tylko poprawiła.
- Chyba powinieneś wracać do gości, opijać kolejne obowiązki, gdy ja zajmę się tymi, które zaniedbałeś - nie miała zamiaru stać się nagle miła przez to, że ją uderzył. Poklepała smoka po szyi, dając znać, żeby się od niej trochę odsunął - zanim jednak pójdziesz uprzejmie proszę o udostępnienie kuriera, który jest w stanie natychmiastowo teleportować się do Kliniki i spowrotem, w razie, gdyby było tak jak mówisz i musiałabym przesłać tam jakieś próbki do badań - wyjaśniła. Koniec z miłą siostrzyczką, koniec z zagubionym, grzecznym Opętańcem. Przed Aeronem stała teraz młoda, pewna siebie kobieta, pani doktor, dla której obecnie miejsce było tylko na profesjonalne podejście do sprawy. Miał swoją szansę i ją zmarnował.
- Levi znajdź Biankę - poleciła. Smok powęszył chwilę i o ile Gospodarz, nie powiedział jej jak ma trafić do pacjentki, Trucicielka ruszyła w kierunku, który obrał jej podopieczny.
- Udanej zabawy, Książę Kłamstw - rzuciła jeszcze, nawet nie racząc się odwrócić do bruneta.
Gdy tylko zniknęła za rogiem, oparła się o zimną ścianę. Musiała odsapnąć. Nie po leczeniu ale po tych emocjach. Na moment przyłożyła też policzek do kamienia. Był gorący, na pewno będzie miał piękne kolory za kilka godzin, ale nie będzie się tym teraz martwiła. Ważne, że warga już nie krwawi. Na razie i tak nie mogła sobie pozwolić na leczenie.
Ruszyła w dalszą drogę i gdy dotarła na miejsce, zapukała i weszła do środka, uśmiechając się miło - dzień dobry Batul - uśmiechnęła się widząc kocicę. To co się stało między nią a Aeronem to przeszłość, teraz musiała się zająć pacjentką. Przywitała się z Bianką i poprosiła by wszyscy poza nią opuścili pokój. Po co więcej par oczu niż jest to potrzebne.
Podeszła do Dachowca i wyciągnęła rękę - nazywam się Julia Renard, przyszłam Cię zbadać i mam nadzieję, że wyleczyć o ile oczywiście już coś zjadłaś? - spojrzała wymownie na jedzenie - liczę, że będzie nam się dobrze współpracować - dodała jeszcze, a Leviathan położył na stoliczku obok łózka apteczkę, po czym położył się przy wejściu, by w razie czego powstrzymać osoby, które będą chciały zakłócić ich spokój.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Dunkelheit
Sro 2 Lut - 0:34
Chociaż bardzo chciał, nie mógł się ruszyć. Po prostu patrzył na nią szeroko otwartymi oczyma, nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Szukał wytłumaczenia - gdzieś z tyłu głowy kołatała się myśl, że przecież go sprowokowała, że może zrobiła to specjalnie. Powinna przecież przewidzieć konsekwencje...prawda?
Nie, bo przecież nie da się przewidzieć tego, że dotąd kulturalny, miły mężczyzna rzuci się na rozmówcę z łapami. Nigdy wcześniej nie zdarzały mu się podobne wybuchy, dlatego Tulka nie mogła brać pod uwagę takiego scenariusza. On także nie brał, jeszcze do niedawna.
Na domiar wszystkiego z jej ust pociekła krew. Obserwował stróżkę szkarłatu, która wymalowała na jej wardze malutką kreseczkę. Widział w jej oczach zawód i żal, przemieszany ze złością. Patrzyła na niego jak na kogoś, kto sprawił jej nie tylko ból ale i wstyd. Po tym spojrzeniem skurczył się w sobie, bo chociaż skrzydlata nadal pozostawała jedynie dziewczyną, dla niego była ważna na tyle, by jej postawa działała na niego w określony sposób.
Język uwiązł w gardle, urastając do wielkiej guli. Patrzył na nią z trwogą a gdy nagle Aureum urósł i skoczył w jego stronę, Aeron przeniósł na niego wzrok, patrząc prosto w gadzie oczy.
Czy się przestraszył? Byłby głupcem, gdyby było inaczej. Nie cofnął się jednak, sparaliżowany tym nagłym i niechcianym w najgorszych koszmarach obrotem wydarzeń.
Leviathan rzucił się na niego lecz w ostatniej chwili Julia wypowiedziała parę słów w nieznanym języku, na co jej podopieczny zatrzymał się raptownie. Twarz Upiornego owionął gorący oddech bydlęcia, co zmusiło bruneta do przymknięcia oczu. Przez chwilę jeszcze przyglądał się Bestii po czym znowu wrócił do Opętanej.
Czy mogła cokolwiek wyczytać z jego twarzy? O tak. Emocje szalały, już sam nie wiedział co powinien o tym wszystkim myśleć. Czuł żal, trwogę... Był zaskoczony, zły. A przede wszystkim było mu tak bardzo źle z tym co zrobił.
Nie był sobą, to było już jasne ale jaki w takim razie powinien być? Grzeczny, ułożony, uległy? Mężczyzna poczuł jak pod powiekami zaczyna zbierać się niechciana wilgoć. Otworzył usta by coś powiedzieć, lecz zdołał jedynie wymówić jej imię. Chociaż w ten sposób błagał o zrozumienie, Julia twardo sprowadziła go na ziemię.
Aureum cofnął się lecz bronił swojej pani. Dopiero teraz brunet zauważył jak Julia bardzo się zmieniła. Miała inne skrzydła, jedno ucho było postrzępione. Wyglądała doroślej ale...nie taką ją zapamiętał. Kiedy to się stało?
Cała scena wydała się Aeronowi tak smutna, że niemal poczuł jak ciężar tego co zrobił przygniata go do ziemi. Tak, musiał ponieść konsekwencje, bo co z tego, że był Upiornym Arystokratą, co z tego że był panem na zamku i Księciem? Każdy musi w końcu wypić piwo, które sobie naważył.
Wyprostował się raptownie, sztywniejąc jeszcze bardziej. Chociaż w tęczy nadal czaiła się zgroza, Vaele zmusił twarz do przybrania neutralnego wyrazu. Gryzł od środka policzek w nerwowym tiku.
Następne słowa, choć rzeczowe, bolały jak diabli. Tulka uciekła w profesjonalizm, on natomiast musiał pozostać niewzruszonym, jeśli chciał wyjść z twarzą i nie pogorszyć sytuacji.
- Naturalnie. - powiedział, nie określając do której części jej wypowiedzi odnosił się jego komentarz - Przyślę żołnierza, który pozostanie do pani dyspozycji, doktor Renard. - dodał, ledwo ukrywając smutek w głosie.
To wszystko działo się naprawdę a on zrobił to, co zrobił. Brzydził się swoim wybuchem bo wiedział doskonale kogo w tamtej chwili przypominał. A najgorsze w tym wszystkim było to, że Tulka też wiedziała.
Rim...Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteś mi potrzebna. Potrzebna, bym nie stał się kimś, kim gardziłem przez całe moje dzieciństwo i okres dorastania.
Chciał wierzyć, że łagodność Upiornej wpłynie na niego i pozwoli mu wrócić na dawne tory. Miał rację, świat się zmieniał lecz w tym całym wyścigu, zgubił gdzieś prawdziwego siebie. Uświadomiła mu to skrzydlata dziewczyna o dwubarwnych oczach, uświadomiła mu to krzywda jaką jej wyrządził. Czy musiała ucierpieć by zrozumiał, że nie jest sobą?
Nazwanie go Księciem Kłamstw było dopełnieniem, ostatnią szpilką która wbiła się bardzo głęboko. Aeron skrzywił się i uciekł wzrokiem w bok, następnie po prostu zamykając oczy i czekając aż Tulka i jej smok odejdą we wskazanym przez Bestię kierunku. Długo jeszcze trawił to wszystko, stojąc w korytarzu sam jak palec.
Gdy wreszcie zdecydował, że powinien wrócić do gości, był blady jak ściana i skrzywiony tak, jakby połknął coś wyjątkowo gorzkiego. Minęło dosłownie kilka sekund, gdy jego ciało owionął czarny dym, materializujący się z wolna w istotę, której kształt był bardzo trudny do zdefiniowania. Niebieskie oczy świeciły nienaturalnie, przemykając gładko obok stojącego mężczyzny.
Kazam. Wyczuł silne emocje i zjawił się, wygłodniały. Aeron wiedział, że w Dunkelheit zamieszkał jeden, lecz nie widywał go na tyle często by przyzwyczaić się do jego widoku. Zadrżał, gdy stwór objął go rękoma stworzonymi z czarnego dymu, gdy otarł się widmowym policzkiem o jego policzek. Zaczął ucztować, co dało się odczuć nagłym spokojem, jaki ogarnął młodego Vaele. Złość gdzieś zniknęła, na jej miejscu pojawiła się melancholia. Kazam nie zabrał jednak żalu, wyrzutów sumienia czy strachu, bowiem gniew był wyjątkowo smaczny. Składając chłodne pocałunki na twarzy Księcia Kłamstw, potwór spijał emocje, pozostawiając żywiciela pustym, co było chyba jeszcze gorsze od tego co czuł jeszcze przed chwilą.

Żółte ślepia błysnęły w półmroku korytarza, szelest przypominający pocieranie się ptasich piór zmącił ciszę. Dyskretny ruch potwierdził obecność istoty, która od dłuższej chwili przysłuchiwała się całemu zajściu, lecz nie interweniowała. Krwista czerwień długich, rozpuszczonych włosów zafalowała gdy mężczyzna odchodził w sobie tylko znanym kierunku. Wkrótce okaże się, czy to czego był świadkiem da początek lepszym czasom, czy będzie raczej gwoździem do trumny Pana na zamku Dunkelheit.

Aeron wkroczył do pomieszczenia wartkim krokiem, pozbył się ubrań i bezceremonialnie wlazł do basenu w którym swoje dupska moczyli pozostali mężczyźni. Jakoś nie było mu do śmiechu, nie był też zbyt rozmowny. Jedyne na co miał ochotę w tej chwili to na chwilę zapomnieć o sprawie, bo chociaż była poważna, nie mógł przy swoich gościach zdradzać co się stało. Przez chwilę milczał po czym podniósł wzrok na Vyrona, przeskakując zaraz później do Gawaina.
- Nie wiem jak wy, panowie, ale jak chyba mam już na dzisiaj dość macerowania się we wrzącym, ziołowym bulionie. - westchnął, strzelając karkiem przy ruchu głową na boki.
Posłał im wymuszony uśmiech ale nie ruszył się z miejsca. Przydałoby się wrócić do luźnej rozmowy, tylko jak to zrobić? Miał wrażenie, że patrzą na niego badawczo i go osądzają, a przecież tak nie było, prawda? Sumienie dawało o sobie znać, mimo interwencji Kazama, który jak tylko nażarł się do sytości, zniknął, ukrywając się gdzieś w najwyższych wieżach Dunkelheit.
Szkoda, że wychodził na żer tak rzadko.



(Możemy wrócić do kolejki - proponuję, by w następnej kolejności pojawił się post Vyrona, później Gawaina. Tulka i Batul mogą odgrywać akcję niezależnie od naszej.)


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Dunkelheit
Czw 3 Lut - 0:07
- Podarek, na który trzeba zapracować zwyczajowo zwie się zapłatą. – powiedział uśmiechając się i ukazując równe rzędy białych zębów - Ten kwiatek zaś, nie jest zapłatą, a skromną ozdobą, która, jak na mój gust, nawet pasuje kolorystycznie.
Gdy użyła mocy odetchnął głęboko. Gdyby ktoś go zapytał, bez wachnia stwierdziłby, że oto odmłodniał o dwieście, jak nie dwieście pięćdziesiąt lat. Przestały mu doskwierać zesztywniałe mięśnie karku i nadwyrężone od czasu spędzonego w siodle kręgi lędźwiowe. Nagle poczuł się jak młody Bóg.
Zdecydowanie przydałby mu się na dworze ktoś z taką mocą. Nie powiedział jednak ani słowa, tylko podziękował Julii i ruszył do basenu w którym rozsiadł się jak basza i wysłuchał tego co powiedział Gawain.
- Nienawidzę niewolnictwa. – powiedział cicho, odchylając głowę i opierając ją o ocembrowanie basenu. Był nad wyraz spokojny i opanowany. - Nie dlatego, że to bez wątpienia instytucja niemoralna i zła, ale dlatego, że opłacalność niewolnictwa jest mitem i ekonomiczną pułapką, a na dłuższą metę, z niewolnika pożytek jest taki jak ze zdechłego psa na polowaniu. Ergo, jeśli niewolnictwo jest podstawą tamtejszej gospodarki to znaczy, że albo już panuje tam bieda taka, że zapałkę dzieli się na czworo, albo z niedługo będzie.
Zamilkł na chwilę i pogrążył się we własnych myślach. Czy powinien rozwijać temat? Mówić o paradoksach dotyczących jakości i ilości niewolników? Tłumaczyć, że on sam, pojmuje niewolnictwo jako etap pośredni pomiędzy eksterminacją jednostki, a dobrowolną, kontraktową współpracą? Wyjaśniać, dlaczego właściwie uznaje niewolnictwo za szkodliwe z ekonomicznego punktu widzenia i eksplikować różnice pomiędzy niewolnictwem prywatnym a państwowym? Nikt nie pytał go o zdanie, ani tym bardziej nie czekał na wykład o tym, czym jest amortyzacja kosztów, zwrot z inwestycji, alokacja zasobów et huic similia, a zatem darował to sobie.
Zamiast tego zamknął oczy i oddał się relaksowi. Był wypoczęty i spokojny. Mimo profesji Cienia, Viridian nie uważał go za zagrożenie. Nie tylko brali razem udział w działaniach wojennych, co z automatu czyniło ich druhami i towarzyszami broni, ale też byli goli, a co z tym idzie, raczej nie było mowy o tym, by Gawain wyjął sobie z odbytu sztylet lub inne ostrze i zamierzał go zaszlachtować w kąpieli.
Słysząc słowa Aerona, uniósł tylko rękę w geście pożegnania.
Teraz jego myśli krążyły wkoło Julii Renard, skrzydlatej medyczki o różnobarwnych oczach.
Czy torba z tamtym nazwiskiem była jej własnością? A może zdobyła ja w walce i stanowiła ona trofeum? Musiał się tego dowiedzieć!
Tak bardzo chciał wierzyć w to, że Julia jest kimś innym niż była, że gdy usłyszał jej imię i nazwisko, mało nie zawył z rozpaczy. Gdyby choć nazwisko się zgadzało …
Kolejną sprawą nie dającą mu spokoju była kwestia placówki medycznej. Gdzie właściwie znajdowała się Klinika na Wzgórzu w Mieście Lalek? Znał tylko jeden budynek, który zdawał się odpowiadać nazwie i spełniać wymogi, ale ów od pokoleń był własnością Drosselmeierów.
W tej właśnie chwili, gdy pomyślał o starym, stojącym na wzniesieniu domu, który co dzień, o zachodzie słońca zwoływał do siebie domowników i istoty w nim pracujące graną przez nakręcane organy melodią poczuł ukłucie żalu.
Fiolet i zieleń. Ich połączenie. Połączenie, które skryła czerń.
Poczuł jak pod zamkniętymi powiekami zapiekły go oczy.
Przysiągł, że się zemści. Za ten fiolet i tą zieleń z nim połączoną. Za czarny całun i czarną pustkę. Za bezduszną kryształową figurę w podziemiach. Za bezwonną różę. Za wszystko…
Przysiągł sobie i dokona tego choćby to miała być ostatnia rzecz jaką w życiu zrobi.
Wziął głęboki oddech by opanować emocje i wtedy właśnie do jego uszu dobiegł krzyk Aerona, dźwięk uderzenia ciała o ciało i ryk jakiegoś stwora.
Otworzył oczy, uniósł głowę i najpierw popatrzył na Gawaina, a następnie odwrócił się w stronę drzwi.
Wewnętrzny głos nakazywał mu interweniować, sprawdzić co się dzieje, udzielić reprymendy lub przyjść w sukurs temu, kto pomocy potrzebował. Musiał się jednak powstrzymać. Był we włościach Aerona, a odwieczne prawo mówiło, że władca na swoich ziemiach i w swojej siedzibie może wszystko. Jeśli Aeron miał ochotę mógł gwałcić, bić czy choćby przypalać swoich podwładnych rozgrzanym do czerwoności żelazem to miał do tego prawo. Gdyby Viridian interweniował podważyłby autorytet gospodarza i to nie w oczach arystokracji, ale służebnego plebsu.
Krzyki i ryki za drzwiami ustały równie szybko jak się pojawiły, a gdy minęła dłuższa chwila, do łani wszedł Aeron Vaele.
Viridian bacznie mu się przyglądał, ale powstrzymał się od wygłoszenia reprymendy. Był niemal pewny, że Aeron wiedział, że przegrał w chwili gdy podniósł głos do krzyku.
Krzyk, jeśli nie był formą komunikacji na polu walki lub z powodu odległości, był oznaką słabości i braku argumentów. Można było podnieść głos by wyrazić swoje wzburzenie, ale krzyczały wyłącznie osoby słabe, a czy Upiorny Arystokrata miał prawo do bycia słabym? Niestety, ten przywilej by dla nich niedostępny, albowiem w chwili gdy lew słabnie, swoje paskudne łby podnoszą hieny i szakale.
- A mi się wydaje, że nim przejdziemy do macerowania kiszek, powinieneś jeszcze przez chwilę pomacerować ciało. – powiedział poważnie, ponownie odchylając głowę do tyłu i przymykając oczy - Poza tym, chciałbym by doktor Renard udała się z nami do Himmelhofu, a zanim skończy opatrywać Batul, to minie jeszcze chwila. Spędźmy zatem ową chilę w przyjemnym cieple.
Nie zapytał czy ktoś ma coś przeciwko temu. W końcu to on był gospodarzem i do swojej siedziby mógł zapraszać kogo chciał i kiedy chciał.
- Powiedzcie mi, co myślicie o tym, by pewnego dnia wybrać się na wyprawę za Namalowaną Pustynię? Nie jesteście ciekawi co się kryje po drugiej stronie tego morza piachu? – zapytał o to, co od dłuższego czasu chodziło mu po głowie - Tym, co teraz proponowałbym zrobić, jest zamiana Pustynnego Kła w karawanseraj i magazyn. W innym wypadku każdorazowy transport towarów z punktu A do punktu B, bez stacji postojowej, może okazać się nad wyraz kosztowny, by nie powiedzieć nieopłacalny.
Uniósł głowę i popatrzył na obu mężczyzn.
Naprawdę interesowało go ich zdanie na ten temat.

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako (w KL) i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Zamek Dunkelheit
Pią 4 Lut - 21:03
Cień uśmiechnął się szeroko i parokrotnie pokiwał głową, gdy Aeron komentował oficjalny charakter balu. Choć raz się w czymś zgadzali.
- Na moim pierwszym zażartował, że wino, którym wznieśliśmy toast, jest zatrute. A potem powiedział, że ma nadzieję, że zatruł nas ideą spokojnej Krainy Luster. - starał się naśladować miękkie i eleganckie tony Arcyksięcia, co w połączeniu z charakterystyczną chrypą brzmiało kuriozalnie. Szybko spoważniał, gdyż zarówno Aeron jak i Vyron zajęli swoje stanowiska odnośnie niewolnictwa na Wyspach. Nieciekawy temat w miłej kąpieli...
- Zgadzam się z wami, choć uważam, że mają jakiegoś asa w rękawie. Niewolnictwo to jeden element, ale jeśli dysponują bogatymi złożami surowców lub nieznaną nam techniką produkcji narzędzi lub broni, to kto wie, za ile faktycznie będą klepali biedę. Po coś tu przyjechali i zapraszali wszystkich dookoła. Nie dla siły roboczej, jak wspomniałeś Aeronie, ale co za problem trzymać kogoś na skrawku ziemi, dopóki wszystkiego nie wyśpiewa?- rozłożył ramiona w pytającym geście.
- Jednocześnie ich przedstawiciele prowadzą u nas handlowe pertraktacje, poznają ważne osobistości podróżując tu i ówdzie oraz ukradkiem sprawdzają stan naszych miast, wojsk i co tam jeszcze im do głowy przyjdzie. - odparł, po czym zwilżył czoło wodą.
Aeron właśnie postanowił ich na moment opuścić. Skinął Upiornemu, gdy ten polecił, by pozostali w kontakcie.
Pozostawiony w towarzystwie Larazirona początkowo czuł się niezręcznie, jednak ten zwyczajnie odpoczywał. Vaele na miejscu Vyrona już dawno by go zagadywał i prowokował. Widać Kryształowy Książę bardziej cenił sobie ciszę i pieczołowiciej ważył słowa. Keer szybko poszedł w jego ślady. Przymknął oczy, odetchnął głębiej, spokojniej i pozwolił ciepłu wedrzeć się w głąb swych mięśni.
Myślał o dzisiejszych wydarzeniach, o tym jak po raz pierwszy od dawna odkrył przed kimś więcej niż tylko swe miano i oblicze. Wiedzieli czym się zajmował. Nie tylko oni... cała załoga mogła domyślać się, że jest osobą od spraw nieoczywistych i skomplikowanych...
To dziwaczne, czyste i niebezpieczne uczucie podtrzymywało go w stanie gotowości, więc gdy usłyszał krzyki i ryki dochodzące zza drzwi, ani się obejrzał a już siedział na rancie cembrowiny. Był gotów z niej wyskoczyć w samym ręczniku, a nawet bez niego. Zerknął na Vyrona spod spiętych w zmartwieniu brwi, po czym znów wbił spojrzenie w drzwi. Twarz Cienia wykrzywił ból bezsilności i niezrozumienia.
Co i dlaczego Aeron najlepszego narobił?!
Nie trzeba było mędrca by połączyć wyjście Vaele, Julii i Leviathana z rabanem, który nastąpił parę minut później. Mógł się jedynie domyślać, co się właściwie stało, ale nie brzmiało to zachwycająco. Widok powracającego i nieobecnego myślami Vaele tylko wzmógł wrażenie, że nic nie jest takie, jakie być powinno. Cokolwiek działo się z panem na Dunkelheit, było złowróżbne. Przed wyprawą wydarł się na niego, potem wyżył się podczas walki, a teraz najpewniej na Julii...
Keer wślizgnął się z powrotem do balii, przelotnie zajrzał na Vyrona, po czym zasznurował usta i czekał, aż Aeron w końcu się odezwie. Nawet nie raczył spieszyć z wyjaśnieniami. Kąpiel i chlanie - dla gości kłótnia nie istniała i widać tak miało pozostać.
- Dopiero co wszedłeś i no moczyłeś się najkrócej z nas. - odparł wypranym z emocji tonem. Chyba nie miał siły na więcej burzliwych uczuć. Powiódł dłonią tuż pod powierzchnią wody i obserwował jak płatki kwiatów i fragmenty ziół kotłują się między jego palcami. Uśmiechnął się blado, słysząc plany Vyrona.
- Nie sądzę, żeby odmówiła - zerknął na Aerona. - ale z moich obserwacji, raczej unika alkoholu i natarczywych pacjentów. - dodał sztucznie rozbawionym tonem, po czym zwrócił się do Aerona. - Nie siedziałbym tu z wami, gdyby nie jej umiejętności. - przeniósł spojrzenie zielono migocących źrenic na Vyrona. - W razie potrzeby postaram się ją przekonać do wspólnej podróży. Trochę się już znamy. - zapewnił i przeciągnął się lekko, by przegnać stres. Myślami był jednak przy Julii. Jej ostatnim śnie. Nowym zleceniu, do którego musiał podejść w nietypowy dla siebie sposób. Że też cel musiał być Dachowcem...
- Kuszące przedsięwzięcie. - uśmiechnął się półgębkiem. - Przyczółek pozwoli wam wysyłać grupy w poszukiwaniu bogactw, wody i roślinności, rozpoznać i zabezpieczyć teren, stworzyć szlak handlowy. Sam budynek jest dość okazały i przyzwoicie wyposażony. Gdy szlak zostanie dobrze zbadany i zabezpieczony, dodatkowo można zarabiać na żądnych przygód i ciekawych świata możnych. Może jeden czy drugi dorzuci coś ze swojego mieszka. - wzruszył ramionami i przekrzywił głowę w bok. - Może i bym dołączył. Trzeba będzie pozyskać przewodników karawany, miejscowych czytających pogodę i znających piach oraz ochotników szukających lepszego życia. Osobiście najbardziej lubię uczonych, wiecznie urażonych prostackim zachowaniem ochroniarzy. Jeśli ich prawidłowo podpuścić wygłaszają najlepsze wykłady i to w dodatku za darmo, jeśli nie liczyć łechtania ich ego. - wymruczał ukontentowany rozpostartą przez siebie wizją.
Czy Vyron zaprosiłby Julię w tę podróż? Wszak karawana wymuszała obecność medyka, a Laraziron przejawiał duże zainteresowanie młodym Opętańcem. Czy Yako by z nimi wyruszył? Być może, ale jak przewieźć dużą ilość żelków w takim skwarze? Mniejsze i większe zagadnienia natury logistycznej i społecznej skutecznie odrywały Keera od nieobyczajnego wybuchu Aerona. Chciałby wybiec za Julią, lecz obecność Upiornych uwiązała go w tej balii. Poza tym był pewien, że dziewczyna sobie poradzi, a i sama zapewne potrzebowała czasu na ochłonięcie.
Zamknął oczy i życzył sobie, by poleciała z nimi do Himmelhofu.


Zamek Dunkelheit - Page 14 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Dunkelheit
Sro 9 Lut - 1:27
Miał wrażenie, że siedzący z nim w basenie mężczyźni również poczuli, jak gęstnieje atmosfera. Nagle zrobiło się niezręcznie cicho a mur, który między nimi opadł, zaczął wzrastać na nowo.
Aeron starał się unikać spojrzenia zarówno Viridiana jak i Keera. Nie był dumny z tego co miało miejsce jeszcze chwilę temu, a miał wrażenie, że kompani tylko czekają na przyzwolenie, by zacząć wygłaszać swoje osądy. Zaczepił ich w miarę neutralnie, lecz poważny, nieznoszący sprzeciwu ton Kryształowego Księcia sprawił, że brunet zagryzł wnętrze policzka. Znali się zbyt długo, by Laraziron nie rozpoznał pośród ryków dochodzących zza drzwi rozwścieczonego głosu młodego Vaele. Gawain też już wiedział, jak brzmi rozjuszony Arystokrata - Aeron dał mu przecież pokaz tuż przed załadunkiem na statek.
Arystokrata siedział więc w wodzie z nietęgą miną, udając że wszystko jest w porządku, lecz o ile zazwyczaj nie miał problemów z ukrywaniem prawdy, tak teraz wyglądał jak młodzik, który coś zbroił. Julia oberwała całkiem mocno... Na tyle mocno, by impet wytrącił ją z równowagi i jeszcze rozciął wargę.
Niech to szlag.
Gdy Viridian wyraził chęć zaproszenia dziewczyny do Himmelhofu, Aeron spojrzał na niego z niedowierzaniem, na moment otwierając oczy szerzej i uchylając nieco usta, jakby chciał coś powiedzieć. Nie odezwał się jednak ani słowem, po prostu patrzył na niego chcąc odgadnąć prawdziwe motywy mężczyzny. Czemu chciał jej obecności w zamku? Czy był to przejaw wdzięczności?
Mężczyzna zmrużył oczy gdy Gawain postanowił poprzeć pomysł i zgrzytnął zębami, opuszczając głowę. Nie miał nic do gadania w tej materii, dlatego siedział cicho. Z niemałym zaskoczeniem odkrył, że ręce, które miał zanurzone w aromatyzowanej wodzie, ma zaciśnięte w pięści. Szybko rozłożył palce, pozwalając dłoniom by opadły bezwładnie.
Jego milczenie przedłużało się, co samo z siebie było zapewne sygnałem dla pozostałych, że stało się coś, co stać się nie powinno. Aeron wiedział, że nie powinien się tłumaczyć, a jednak czuł ogromną potrzebę wyrażenia swojego żalu. Wyplucia nagromadzonej w ustach goryczy. Podzielenia się obawami, może zasięgnięcia rady?
Informacja o tym, że Julia i Gawain znali się od jakiegoś czasu była całkiem ciekawa i cenna, lecz Upiorny postanowił nie drążyć tematu. Skoro udało mu się przekonać Cienia do tego, że nie jest jego wrogiem, nie powinien teraz wypytywać go o przyjaźń z panią doktor. Zwłaszcza, że Tulka, chociaż zapewne nie zdawała sobie z tego sprawy, była rozpoznawalnym medykiem w okolicy Miasta Lalek. Nie bez znaczenia pozostawał fakt, że była z pewnością o wiele przyjemniejsza w rozmowie od jej nadętego, schamiałego szefa.
Temat gładko zszedł na ziemie, które udało im się pozyskać. Umysł Viridiana, mimo chwili relaksu, pozostał jak zwykle ostry a jego pomysł z utworzeniem przyczółku spotkał się z ogólną aprobatą. Młody Vaele pokiwał głową na znak zgody, nie miał jednak niczego do dodania w tym temacie. Jeszcze przyjdzie czas kiedy usiądą nad mapą i dokładnie opracują plan działania.
Zamyślił się, patrząc w wirujące w wodzie suszone listeczki i maleńkie kwiatuszki. Keer okazał się być naprawdę dobrym kompanem podróży i przede wszystkim profesjonalistą. Inteligentny, potrafiący się zachować a nade wszystko skuteczny. Zabranie go było naprawdę dobrą decyzją.
Szkoda, że ostatnio jest ich tak mało...
Odchylił głowę w tył, pozwalając by cały jej ciężar spoczął na cembrowinie. Westchnął głośno, zamykając oczy. Sumienie nie dawało spokoju, czuł że nie powstrzyma zdradzieckiego języka. Słowa jakie cisnęły mu się na usta były wyjątkowo cierpkie, i chociaż bardzo ciężko było mu przyznać się do słabości, najwidoczniej potrzebował wyrzucić z siebie nadmiar nagromadzonych emocji. Lepiej teraz, niż w Himmelhofie, w towarzystwie obcych żołnierzy.
- Nie daję rady. - powiedział nagle, kierując słowa w przestrzeń. Chociaż nie były głośne, poniosły się w najdalsze kąty rozległej sali, wciskając się zapewne w nawet najmniejsze zakamarki.
Oj, ciężko było przyznać się do słabości przed samym sobą, a co dopiero przed cholernie niebezpiecznym Kryształowym Księciem i niosącym śmierć Cieniem.
- Modernizacja nie przebiega tak, jakbym tego sobie życzył. Szkolenie wojska nie przynosi efektów. Przebudowa Dunkelheit stanęła, zanim na dobre się zaczęła. Moje ziemie przestały być atrakcyjnym miejscem dla poszukujących domu istot. Granice nękane przez rebeliantów spływają krwią niewinnych. - wyrecytował niemal jednym tchem, czując ciężar słów na tyle dobitnie, że gdy zamilkł poczuł jak jego ramiona uginając się pod niewidzialnym brzemieniem - Skarbiec pełen, ale na co mi pieniądze, skoro wszystko co zaplanowałem a co rozpocząłem nie idzie po mojej myśli? Moi ludzie nie rozumieją potrzeby zmian. Nic nie jest tak, jak być powinno. - otworzył oczy, ale nie spojrzał na mężczyzn - Wolałbym zdobyć Pustynię w normalny sposób. Najazdem, może i klasyczną walką, tak bym poczuł po wygranej, że warto było walczyć choćby dla samej idei i chęci rozładowania się. - warknął, już sam nie pojmując swojego toku myślenia - Pogubiłem się. Nie nawykłem do kierowania tyloma rzeczami na raz, nie mam doświadczenia, nie mam nawet wiedzy teoretycznej. - dodał i w końcu wyprostował się, patrząc w oczy to jednemu, to drugiemu, marszcząc brwi w wyrazie niezadowolenia - Wy też uważacie, że się zmieniłem, prawda? Ślepy by to zauważył, i to już dawno. A jednak ja dostrzegłem to dopiero dzisiaj. Nie sypiam, niewiele jem a jednak czuję jak narasta we mnie agresja, której nie jestem w stanie opanować ani wytłumaczyć. Czy tak się czuje ktoś, kto obserwuje jak wszystko co dotąd zbudował okazuje się być wydmuszką? - skrzywił się, opuszczając wzrok na taflę wody - Jakiś czas temu dowiedziałem się, że nasz świat dręczą Koszmary. Nie wiem czym są i czy to prawda, lecz jeśli tak, chciałbym by moja niemoc wynikała z ich wpływu. Wtedy przynajmniej wiedziałbym z kim walczyć. - westchnął i umilkł.
Wcale nie zrobiło mu się lżej na sercu, ba, przeklinał się w duchu, że w ogóle zdobył się na takie wyznania. Co pomyśli Laraziron? Co pomyśli Keer? Aeron wiedział jedno: wiele ryzykuje ujawniając im prawdę. Może bezpieczniej było pozostać w swoim kokoniku kłamstw?


Gdy Julia pojawiła się w komnacie, Bianka posłała jej uśmiech a jej żółte oczy zalśniły z radości. Naprawdę cieszyła się z obecności skrzydlatej i gdy tamta się z nią przywitała, zielonowłosa podziękowała jej za przybycie. Spokojnym, cichym głosem poinformowała medyczkę o wszystkich zabiegach jakie przeszła Batul, wyraził też zmartwienie tym, że Dachowiec nie zainteresowała się posiłkiem.
Nie dane im jednak było rozmawiać zbyt długo, bo już po chwili rozległo się pukanie. Zanim Pokojówka zareagowała w jakikolwiek sposób, drzwi otworzyły się a do wnętrza wszedł ubrany w czarny, skórzany pancerz mężczyzna. Jasne włosy miał upięte w wysoki kucyk. Uśmiechnął się do kobiet przyjaźnie, co sprawiło że jego piękna twarz stała się jeszcze piękniejsza. Bianka uciekła wzrokiem, zagryzając usta i marszcząc brwi.
- Na rozkaz, panno Renard. - powiedział gładko, witając ją skinieniem głowy - Mam pełnić funkcję kuriera. Jestem do pani dyspozycji. - dodał, przechodząc w głąb pokoju i stając pod jedną ze ścian. Jeśli którakolwiek z pań postanowiła go wygonić, blondyn oponował grzecznie, lecz stanowczo, informując, że wypełnia rozkazy.
Kto by pomyślał, że ten sam mężczyzna który zabił swoją siostrę rękoma rudowłosego mordercy, będzie tak chętnie obdarzał uśmiechem inne, piękne kobiety.


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Dunkelheit
Sro 9 Lut - 10:33
Viridian kiwnął potakująco głową słysząc to, co Cień mówił odnośnie przygotowań do wyprawy. Wszystko wskazywało na to, że zakładał on wyprawę drogą naziemną, nie biorąc pod uwagę faktu posiadania przez Zielonookiego „Samum”, „Fenu” i „Harmattana”, o potężnym „Bajkale” nie wspominając. A może Cień wiedział coś, z istnienia czego Arystokrata nie zdawał sobie sprawy? Może przelot nad Pustynią nie był możliwy z powodu prądów powietrznych albo innych zagrożeń? Mimo że bardzo chciał zapytać o to, czemu Cień nie wziął pod uwagę okrętów powietrznych, nie zrobił tego. Nie chciał wyjść na durnia gdyby nad Pustynią faktycznie istniało coś, co uniemożliwiało podróż powietrzną. Będzie musiał to sprawdzić nim narazi na niebezpieczeństwo swoich towarzyszy, żołnierzy, siebie i kosztujące majątek latające okręty.
Rad był za to słyszeć, że Gawain popiera pomysł zabrania Julii do Himmelhofu, tym bardziej, że niejako wybijał tym wszelkie argumenty z ręki Aerona. Gdyby Cień się nie zgodził, Aeron również mógłby oponować, a wtedy zabranie i lepsze poznanie Julii zależałoby wyłącznie od jego decyzji, pod warunkiem wszakże, że ta wywiąże się z zadania jakie powierzył jej Bastard.
- Znacie się powiadasz? To znakomicie! Powinno to zdecydowanie ułatwić sprawę. Widzisz, gdybym to ja sam zaproponował jej wycieczkę do mojej siedziby, mogłaby nieopatrznie zrozumieć to jako odroczoną w czasie egzekucję w ramach mojego widzimisię. – powiedział uśmiechając się wilczo, choć jego oczy pozostawały pogodne i błyszczące - Poza tym, pozna i zwiedzi dziewczyna kawałek świata i rozerwie się po robocie w doborowym towarzystwie. Tak swoją drogą powiedz mi, kim ona właściwie jest? Czy jest z kimś związana? No i gdzie właściwie jest ta cała Klinika, bo jedynym miejscem jakie według mnie odpowiada opisowi, jest siedziba rodowa Drosselmeyerów – swoją drogą całkiem zręcznych marionetkarzy.
Snucie dalekosiężnych planów na przyszłość, rozmowa o ewentualnej wyprawie za Pustynię, na nieznane tereny, a by może i wody, miało za zadanie rozładować nieco atmosferę, jednak gdy padły pierwsze słowa Aerona jasnym się stało, że nic z tego nie wyszło.
Cóż, usiłowałem zmienić temat na coś przyjemniejszego, ale jak tam sobie chcesz. – potwierdził Viridian przesuwając dłonią po ciemnej szczecinie porastającej policzki i podbródek - Ano nie dajesz. Bardzo nie dajesz. Tak bardzo, że nawet my to widzimy i słyszymy. Widzą i słyszą to też twoi poddani i żołnierze, a lada chwila zobacz i usłyszą także twoi przeciwnicy i wrogowie.
Ton głosu miał chłodny, a słowa, które padły z jego ust były ciężkie jakby odlane z ołowiu. Nie śmiał się ani nie drwił z Bastarda albowiem czas, który ów spędził w wojsku oraz jako gwardzista, działał wyłącznie na jego niekorzyść. Nikt nie przekazał Aeronowi wiedzy o tym, jak rządzić, rozwijać i umacniać swoją władzę. Nikt nie wytłumaczył, ani nie wpoił mu podstawowych prawd i zasad, nawet tak oczywistych jak to, że rozumny książę powinien, skoro ma po temu sposobność, podsycać zręcznie jakąś nieprzyjaźń przeciwko sobie, aby stać się jeszcze większym przez jej zgniecenie.
Dopiero teraz, do Zielonookiego dotarło, że Młody Vaele do wszystkiego, co miał i osiągnął, musiał dochodzić sam. Popełniał błędy, walczył z ich konsekwencjami i starał się naprawiać wszystko w taki sposób jak umiał. A umiał niewiele.
Popatrzył na Tęczowookiego lekko mrożąc oczy. Wychodziło na to, że cała wiedza, sprawy do przemyślenia i przykłady, które mu dawał, a które dla niego były oczywiste i trywialne, dla Bastarda były czymś nowym. Czymś czego ten, pozbawiony podstaw i wiedzy nie potrafił pojąć i usystematyzować.
- Kurwa mać ... – powiedział z przekonaniem i złością bardziej do własnych myśli, niż do towarzyszy siedzących z nim w łaźni.
Był zły na siebie. Tak bardzo stawiał się Aeronowi za wzór, tak bardzo zapatrzony był w siebie i zasłuchany we własną legendę, że nie wziął pod uwagę tego, co dla Aerona najważniejsze, a mianowicie braku podstaw. Swoimi radami, naukami i kazaniami wypychał Bastarda na głęboką wodę, nie bacząc na to, że ów nie potrafi pływać, a do szyi ma przywiązany kamień młyński w postaci chęci dorównania swojemu konkurentowi.
Patrzył się na Aerona, a jego oczy pozostawały nieruchome. W głowie cały czas krążyło mu odwieczne prawidło, że gubi sam siebie ten, kto drugiego czyni potężnym, gdyż tworzy się tę potęgę zręcznością lub siłą, a jedno i drugie budzi nieufność u tego, który stał się potężnym. Nie miał jednak wyjścia. Musiał pomóc i wzmocnić Ciernia, albowiem jeśli dziś go nie wzmocni, nie przekaże mu swojej wiedzy i nie pomoże usystematyzować tego co ów już wie, jutro, gdy nadejdzie potrzeba, zostanie sam na placu boju.
Początkowo chciał powiedzieć „przepraszam”. Przeprosić za to, że udzielając mu nauk i rad, dając przykładu i każąc przemyśleć pewne rzeczy, nie wziął pod uwagę tego, jak bardzo różniło się ich dotychczasowe życie. Jednakże słowo to nie przeszło mu przez gardło.
- Wiesz gdzie popełniłeś błąd? – zapytał Viridian, ale chwilę później sam odpowiedział na to pytanie - Pomyliłeś modernizację z rewolucją. Modernizacje przebiega stopniowo, a poddani mają czas by oswoić się ze zmianami. Rewolucja zaś jest nagła, posuwa się naprzód krokiem nieuchronnym i posępnym, wśród kwiatów, które jej rzucają wyznawcy, we krwi swych obrońców i po trupach swych wrogów. Zbyt szybko chciałeś osiągnąć cele, które sobie wyznaczyłeś. Chciałeś zmodernizować wojsko nagłym zrywem, a to wielki błąd. Jesteś żołnierzem, zatem powiedz mi, jak byś się czuł, gdyby dziś przyszedł do ciebie twój przełożony i oznajmił, że oto zostajesz przekwalifikowany w ramach akcji modernizacyjnej i od jutra, zamiast być ciężkozbrojnym piechurem, zostajesz, powiedzmy, celowniczym artylerii polowej lub lekkozbrojnym konnym zwiadowcą? Chujowo, prawda? Tak samo czują się Twoi żołnierze! Są zagubieni, bo nie tylko tracą pewny grunt pod nogami, który dało im pierwsze szkolenie, ale też nie ma ich kto porządnie wyszkolić do nowej roli. Kluczem do modernizacji setek lub tysięcy żołnierzy jest wyszkolenie niewielkiego oddziału, który następnie zostanie przekształcony w kadrę instruktorską. Zrób to w następujący sposób: Wybierz spośród swoich żołnierzy takich, którzy potrafią coś wytłumaczyć w sposób jasny i zrozumiały. Wiesz jak ich sprawdzić? Podpowiem, posłuż się dziećmi. Niech dzieciaki zadają takiemu wybranemu przez ciebie żołnierzowi pytania np. co to jest karabin, jak ten działa i tak dalej, a jeśli ten odpowie na nie w sposób zrozumiały dla dziecka, nie tracąc jednocześnie cierpliwości, to będzie znaczyło, że może zostać instruktorem.
Zamilkł na chwilę, by przemyśleć to co powiedział. Jak na razie wszystko wydawało się jasne i czytelne. Podał przykład jak wyłonić instruktorów spośród żołnierzy i wyjaśnił konieczność stopniowego wprowadzania reform. Pora na rozwiewanie wątpliwości i rozwiązywanie dalszych problemów
Poddani nie muszą rozumieć potrzeby zmian. To ty masz ją rozumieć i przekonać do niej lud! Przezorny władca powinien obmyślić sposób, aby obywatele zawsze i w każdej okoliczności odczuwali potrzebę jego rządu, a wtedy stale będą mu wierni, a uwierz mi, najlepszą twierdzą, jaka można mieć, jest przychylność ludu; choćbyś miał twierdze, nie ocalą cię one, jeżeli nienawidzi cię lud, bo gdy ten chwyci za broń, nie braknie nigdy cudzoziemców, przyczajonych wrogów czy ukrywających się łotrów, którzy przyjdą mu z pomocą. Musisz zatem wiedzieć czemu i co dokładnie chcesz zmieniać i musisz na to patrzeć w pewnej dłuższej perspektywie. W tym wypadku musisz być dobrym ekonomistą. Wiesz jaka jest różnica między złym a dobrym ekonomistą? Zły ekonomista widzi tylko to, w co bezpośrednio uderza wzrok; dobry ekonomista patrzy dalej. Zły ekonomista widzi tylko bezpośrednie konsekwencje proponowanego kierunku działania; dobry ekonomista spogląda również na konsekwencje dalsze i pośrednie. Zły ekonomista widzi tylko skutki, jakie dane działanie przyniosło lub przyniesie pewnej konkretnej grupie; dobry ekonomista bada także skutki, jakie owo działanie przyniesie wszystkim grupom. – starał się wytłumaczyć to w sposób prosty - Jeśli zaś chodzi o bunty na granicach to sam musisz zdecydować jak działać. Miej jednak na względzie to, że pokonanych trzeba albo potraktować łagodnie albo wygubić, gdyż mszczą się oni za błahe krzywdy, za ciężkie zaś nie mogą. Zatem gdy się krzywdzi kogokolwiek, należy czynić to w ten sposób, aby nie trzeba było później obawiać się jego zemsty. Właśnie dlatego z tymi wsiami, o których rozmawialiśmy przed wyruszeniem na Pustynię, postąpiłem tak, a nie inaczej. Upiekłem dwie pieczenie przy jednym ogniu.
Zamoczył obie dłonie w wonnej wodzie i potarł nimi o siebie, a następnie nabrawszy nico owej wody na rękę, przemył sobie kark, by chwilę później przesunąć dłonią po twarzy. Ponownie rozsiadł się wygodnie w basenie rozkrzyżowując ręce i ruchem głowy odrzucając niesforne kosmyki włosów, które opadły na twarz.
- Koszmary powiadasz? – temat ewidentnie zaciekawił Viridiana. Słyszał już bowiem o działających w tym świecie Ludziach z MORII, o przemytnikach i reszcie hultajstwa, ale Koszmary stanowiły coś nowego - Chętnie dowiem się więcej na ten temat, bo z twoich słów wnioskuję, że owe Koszmary mają formę fizyczną, która można zranić i nie są jedynie formą złych marzeń sennych.
Nie powiedział Bastardowi wprost, że chętnie by się zmierzył w walce z czyś takim, ale gdzieś wewnątrz niego zapalił się maleńki płomyczek.
Nowy, nieznany przeciwnik!

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako (w KL) i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Zamek Dunkelheit
Sro 9 Lut - 19:59
Po wywodzie Gawaina zapadła cisza, od której Cień zupełnie zbaraniał. Aeron siedział struty, Laraziron zamyślony.
- Liczyłem chociaż na wyprowadzenie mnie z błędu, bo moja wizja z pewnością ma jakieś dziury. - parsknął krótko, starając się zachęcić towarzystwo do dalszej rozmowy. Ponownie pozwolił namoczonej roślinności umknąć przed jego dłonią. Bawił się tak dłuższą chwilę, obracając nadgarstek i układając palce w różne kształty, jakby dyrygował niewidzialnej orkiestrze.
Viridian przeszedł do tematu Julii, która okropnie go dziś zajmowała. Cóż, nic dziwnego. Sam sprowokował tę konwersację.
- Jedynie delikatnie wspomnę, że liczysz na jej towarzystwo. - uśmiechnął się figlarnie, lekko przymykając oczy. Nie zerkał już na Aerona. Cień był wystarczająco boleśnie świadom cichej obecności Upiornego. Gdyby poczucie winy wydawało jakieś dźwięki zapewne byłyby nimi zgrzytanie, kwilenie i strzały łamanych kości.
- Najpierw była pielęgniarką, teraz jest lekarzem w Klinice. Ponoć szkoliła się u najlepszych. Nasze drogi przecięły się stosunkowo niedawno. Byłem jej pacjentem i nie wypadało o nic pytać, ale ostatnio okazało się, że jesteśmy sąsiadami. Co do związków, nie jest tajemnicą, że niedawno zaręczyła się z Banem Blackburnem, obecnym dyrektorem placówki.  - uciął na moment, by nabrać tchu i przelotnie powspominać nocne powtórki jakiegoś serialu o szpitalu. Między operacją guza mózgu a wycięciem gałki ocznej rozgrywały się prawdziwe ludzkie dramaty. Przystojny Mike zdradził Susie z nową rezydentką, która okazała się być córką dyrektora! Niemożliwe!
- Zaraz za Miastem Lalek, na wzniesieniu. - bąknął, ale czuł, że Viridianowi chodzi o coś innego. Szukał konkretu.
- To okazała posiadłość z wieżyczkami, zegarem z kurantem... okala ją rozległy park. - dodał, po czym wzruszył ramionami i pokręcił głową, nie wiedząc, co miałby powiedzieć więcej na temat Kliniki. - Taki ze mnie architekt jak i poeta. - zrobił kwaśną minę. Nie znał się na rodach, a Marionetkarze kojarzyli mu się przede wszystkim z bezlitosnym gangiem. Wtedy coś go tknęło.
- W jakiego typu Marionetkach specjalizował się ich ród? Lub specjalizuje... wybacz, zwyczajnie nie wyobrażam sobie, by ktoś dobrowolnie oddał rodową siedzibę w obce ręce. - na moment schylił głowę, po czym ponownie spojrzał Viridianowi w oczy. - Mniejsza. W Klinice jest pełno Marionetek bez twarzy. Sprzątają, przenoszą pacjentów. Wykonują proste prace, ale ponieważ zostały dość kunsztownie wykonane, zapewne masz zupełną rację.
Już miał proponować małą wycieczkę w tamte strony, gdy grobowy ton Aerona przegnał rozmyślania o Klinice i Julii. Spojrzał na niego zaniepokojony. Czyli tak brzmiał mówiąc prawdę. Keer nie przerywał mu nawet głośniejszym oddechem lub gwałtowniejszym ruchem. Wiedział, czym jest poczucie bezsilności, końca napierającego z tyłu niczym ściana. Wykorzystał moment zadumy Kryształowego Księcia, który zapewne opowie o wszystkim z perspektywy rządzącego, o czym Keer miał się już dziś okazję przekonać.
- Jeślim naprawdę ci przyjacielem, Aeronie, pozwól. Mógłbym być nie tylko ślepy, ale i głuchy oraz niemy. Dopóki czuję, rozróżniłbym kij od opiekuńczej dłoni... Nie uważam, że się zmieniłeś. Uważam, że nie radzisz sobie z presją. Twoja wizja nie jest mrzonką, ale nawet dla mnie pozostaje jasnym, że to nie jest zadanie dla jednej osoby. Zwłaszcza, że nikt nie lubi zmian. Niosą ze sobą element chaosu, same niewiadome. Gdy pokażesz ludowi, że nie mają się czego obawiać i wskażesz im jasny cel, przestaną mieć tyle wątpliwości. Potrzebujesz małego bohatera. Ktoś kto pokaże maluczkim, że zarządzone przez ciebie innowacje ograniczają straty i koszty, wprost przyczyniają się do zwycięstwa. To może być ktokolwiek, ważne by miał posłuch i cieszył się szacunkiem. - wskazał ręką bliżej nieokreślony kierunek. - I za bardzo skupiasz się na wymaganiu od innych uznawania twojego tytułu. Uwierz mi, zrobisz swoje i każdy sam będzie mianował cię księciem bez zająknięcia. Przyjdą po wsparcie lub w interesach gnąc się w ukłonach. - Cień zaśmiał się nisko i posłał mu blady uśmiech, a wokół jego dziwacznych oczu pojawiły się kurze łapki. Koniec końców Aeron wygarnął mu dziś rano ich ostatnią bitkę.
Gawain mógłby tak jeszcze długo, gdyby nie mało szlachetne Kurwa mać Larazirona. Przyjrzał się mu badawczo, ale nic nie przygotowało go na potok słów, który nastąpił później.
Vyron mówił z takim przekonaniem i charyzmą, że Keer jedynie przytakiwał kiwaniem głową i ponownie łapał się na myśli, że Kryształowy Książę dosłownie wyciągnął te słowa z jego ust. Czegokolwiek Gawain by nie powiedział, Laraziron potrafił rozwinąć i rozszerzyć to na inne dziedziny.
Jedynym problemem, jaki miał z tym całym wywodem, była polityka, a w szczególności podejście do czyjegoś życia. Wieśniacy czy nie, zapewne część z nich wcale się nie buntowała, a Keer doskonale domyślał się w jaki sposób rozwiązano owe problemy. Zasępił się i wbił wzrok w wodę, którą ponownie zaczął się bawić i łowić pojedyncze, wcześniej upatrzone płatki. Ożywił się dopiero, gdy Vaele wspomniał o Koszmarach.
- Ani w Krainie Snów, ani na tej ziemi, nie zetknąłem się z Koszmarem. - Dodał za Vyronem.
- Możliwe, że ktoś dorobił chwytliwą historyjkę do niebezpiecznej Sennej Zjawy. Niepokoi mnie tylko mnie liczba mnoga, dodająca wiarygodności doniesieniom... - spojrzał Aeronowi w oczy. - Skąd pochodzą te informacje? - zapytał zaciekawiony, nie spuszczając młodego Vaele z oczu.


Zamek Dunkelheit - Page 14 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Dunkelheit
Sro 9 Lut - 21:18
Julia była wdzięczna Biance, że nie pokazała przez Batul, że coś jest nie tak. A policzek na pewno już niedługo zacznie nabierać nowych kolorków. Był ciepły i bolał, ale teraz musiała się skupić na swojej pracy, a nie na tym co stało się przed chwilą na korytarzach zamku.
Wysłuchała uważnie sprawozdania. Nie podobało jej się to, że tak mocno kotkę szorowano jednak już za późno, żeby coś w związku z tym zmienić, dlatego uprzejmie podziękowała Biance. Dobrze, że to ona się tym zajmowała, przynajmniej wiedziała jak się przy niej zachować i mogła być w miarę swobodna.
Również zmartwiło ją to, że Dachowiec nic jeszcze nie jadł. Może nie była głodna, w końcu jak mało się je przez dłuższy okres czasu, to potem nie potrzeba wiele by się najeść.
Postanowiła jednak zaryzykować, w końcu powód może być zupełnie inny niż brak apetytu. Uśmiechnęła się do kobiety i przyklęknęła przed nią. Starała się jakoś złapać z nią kontakt wzrokowy - Batul jesteś już bezpieczna - powiedziała ostrożnie, łagodnie - tutaj nikt Cię nie wykorzysta, nawet nikt Cię nie dotknie bez Twojej zgody - uśmiechnęła się do niej - nie musisz się więc martwić o to, że coś może być w jedzeniu. Poza tym...podejrzewam, że jakby główny Kucharz, dowiedział się, że ktoś doprawił jego jedzenie czymś dziwnym to ten ktoś stałby się głównym daniem następnego dnia - zachichotała i spojrzała na Biankę - czyż nie mam racji Bianko? - chciała jakoś wprowadzić luźniejszą atmosferę.
Czy jej się to udało, nie trwało jednak długo. Bo do pokoju musiał wejść nieproszony kurier. Owszem, prosiła o kuriera, ale nie sądziła, że będzie miał taki tupet, żeby wejść do pomieszczenia bez zgody.
Aureum zwiększył rozmiar i szedł za nim. Nie zaatakuje bez rozkazu. Jednak mężczyzna mógł czuć jego gorący oddech na karku. Julia za to lekko się zjeżyła i wstała, patrząc na nieznajomego.
- Bardzo się cieszę, że przyszedł pan tak szybko, jednak prosiłabym o poczekanie na zewnątrz - wskazała na drzwi. Blondas jednak nie była skory do współpracy. Trzepnęła nadgryzionym uchem i westchnęła kręcąc głową - przykro mi jednak nie mogę się zgodzić, by ktoś poza naszą trójką tutaj przebywał - spojrzała mu w oczy - liczy się teraz dobro pacjentki oraz jej komfort, a przebywanie w towarzystwie nie dość, że obcego mężczyzny to do tego żołnierza wcale w tym nie pomoże - starała się mu to jakoś wyoślić. Wyoślić...to chyba dobre słowo bo był uparty jak jedno z tych zwierząt.
Zacisnęła palec wskazujący oraz kciuk na nasadzie nosa. Sama nie miała ochoty teraz na towarzystwo mężczyzn. Była zmęczona, głodna i wkurzona. A nie mogła sobie teraz pozwolić na to by emocje ją jeszcze bardziej poniosły. Dlatego podniosła znów wzrok na mężczyznę i rozłożyła delikatnie skrzydła - szanowny panie, Jestem do pani dyspozycji - zaczęła, nawiązując do tego, że jegomość nawet nie raczył się przedstawić, a wparował jak do swojego wychodka - uprzejmie proszę, aby marszowym krokiem wyszedł pan w tej chwili za drzwi i pilnował, by nikt tutaj już bez mojej zgody nie wszedł. Nawet jeśli by miał to być jeden z Książąt - używała mocy a jej skrzydła lekko lśniły. Miała szczerą nadzieję, że gość nie miał Blokady Umysłu. Jednocześnie wyobrażała sobie jak wychodzi prostując ręce i nogi i idąc jak jakiś ołowiany żołnierzyk, wydając przy tym dźwięki jakby był robocikiem - tam pan poczeka aż pana zawołam gdy będę potrzebować kuriera. Do tego czasu zakaz wstępu - wskazała znów na drzwi dając tym samym znać, że ma się wynosić jak najszybciej. W tym zamku naprawdę "bestie" były bardziej honorowe i męskie niż mężczyźni? Na czym też świat stoi....

(hipnoza kolorami skrzydeł)

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Zamek Dunkelheit - Page 14 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Dunkelheit
Sro 9 Lut - 22:07
Przysłuchując się wymianie informacji na temat Julii, zastanawiał się kiedy dziewczyna i Gawain się poznali. Nie żeby interesowało go to jakoś specjalnie, po prostu Tulka zawsze wydawała się być dość wycofaną dziewczynką, dlatego nawet niesienie pomocy komuś spod ciemnej gwiazdy wydawało mu się być zupełnie nie w jej stylu.
Chwileczkę. Po pierwsze, skrzydlata nie była już dziewczynką, po drugie Keer wcale nie był spod ciemnej gwiazdy. To, że zajmował się tym, czym się zajmował nie definiowało jego przynależności do jakiejkolwiek ze stron. Nie można oceniać innych tylko na podstawie tego, co robią w życiu. Aeron szybko poprawił samego siebie w myślach i wrócił do słuchania rozmowy mężczyzn w milczeniu.
Zaręczyła się? Ach tak, czyli dlatego zareagowała na jego słowa wrogością. Owszem, nie powinien wtykać swojego nosa w nieswoje sprawy, ale romans z przełożonym był zaiste słodką, niemal bajkową historią. Kraina Luster była pełna takich scenariuszy, a jednak gdy przychodziło co do czego i okazywało się, że w najbliższym otoczeniu rozgrywa się jeden, nie można było przepuścić okazji by dowiedzieć się czegoś więcej. Vaele postanowił delikatnie zbadać temat, bo o ile wiedział, że ów Bane faktycznie ma umiejętności i moce niosące pomoc, tak nasłuchał się o nim w mieście, że facet jest arogancki i butny. Brunet nie chciał, by Julia wystawiała się na krzywdę.
Pomyślał ten, który przyrżnął jej w twarz za to, że powiedziała prawdę.
Siedział skwaszony i mieszał z wolna wodę. Było mu ciepło i przyjemnie a jednak nie mógł powiedzieć, że jest spokojny. Męczyły go wyrzuty sumienia, ale siedział cicho. Za cicho.
Dopiero kiedy Vyron zaczął drążyć temat a Cień nie potrafił udzielić konkretnej odpowiedzi, postanowił się włączyć. Nie widział potrzeby by trzymać lokalizację miejsca pracy medyczki w tajemnicy.
- Bo Klinika mieści się w siedzibie rodowej Drosselmeyerów. - powiedział, patrząc w wodę i tańczące w niej płatki kwiatów i ździebełka ziół - Z całym szacunkiem, jesteś za młody by ich znać, Gawainie. - zwrócił się do Cienia, bez przygany czy kpiny w głosie, stwierdzając po prostu fakt - Ostatni potomkowie Drosselmeyerów rozeszli się po świecie. Została po nich posiadłość i ich dzieła, które w dalszym ciągu w niej pracują. - pokiwał głową, przypominając sobie rozmowy z Anomanderem, byłym właścicielem miejsca - Od kilku dekad działa tam szpital i miejsce, które udziela pomocy każdemu, kto jej potrzebuje i posiada na nią odpowiednie środki. Jakiś czas temu mnie tam...operowano. - dodał, aby poprzeć swoją wiedzę informacją, że w owej Klinice był osobiście - Obawiam się, Vyronie, że Drosselmeyerowie sprzedali swoje ziemie. Marionetki które tam pracują to niezaprzeczalnie dzieło ich rąk, jednak obawiam się, że poza nimi, w posiadłości nie zostało już nic, co przypominałoby nam o ich roli, jaką odegrali w Wielkiej Wojnie. - powiedział z nutą nostalgii w głosie.
Obaj pamiętali tamte straszne czasy. Obaj widzieli śmiercionośne, sześciorękie maszyny, które zabijały swoich pobratymców. Czy wiedziały, że niszczą swoich braci i siostry? Czy maszyny Drosselmeyerów cokolwiek czuły?
- Przez jakiś czas obejmowałem Klinikę patronatem, finansując jej działanie w podzięce za przywrócenie zdrowia. Nie trwało to jednak na tyle długo, bym kogokolwiek o tym informował. - wzruszył ramionami, ucinając w ten sposób temat. Nie wiedział niczego więcej, co mogłoby być Vyronowi przydatne. Ciężko było ocenić, czy Upiorny interesuje się Kliniką z jakichś konkretnych powodów, czy po prostu kieruje nim ciekawość.
Laraziron bezlitośnie potwierdził to, co już w tej chwili było oczywiste: młody władca Dunkelheit nie radził sobie z własną zagrodą. Aeron pokiwał smętnie głową, marszcząc brwi i przyjmując ciężkie słowa z pokorą. Nie warto było zaprzeczać prawdzie.
Gawain rozegrał to inaczej i zaczął delikatnie, niejako prosząc o pozwolenie. W obecnej chwili Upiorny nie czuł się na tyle ważny, by jej mu udzielać lub nie, dlatego tylko spojrzał na niego z rezygnacją w oczach i skinął głową, zapamiętując to czego się dowiedział. Usta zacisnął w cienką linię.
Z każdą sekundą jego wypowiedzi brunet czuł wzrastającą sympatię. Cień może i był niebezpieczny, a jego motywy nie do końca znane, lecz tu, siedząc w basenie mówił ze spokojem, jednocześnie nie owijając w bawełnę. Aeron poczuł przeciekającą przez słowa empatię, co początkowo nieco go oszołomiło, biorąc pod uwagę jak zachowywał się w stosunku do rudowłosego jeszcze jakiś czas temu. Gawain był naprawdę równym gościem, chętnym do niesienia pomocy ale i bezwzględnym, jeśli tego wymagała sytuacja. Dlaczego Vaele nie zauważył tego wcześniej, skupiając się jedynie na potrzebie rywalizowania o względy pewnego Demona?
Chociaż czuł się jak łajane dziecko, przyjmował ich rady i starał się zapamiętać jak najwięcej. Twarz zdradzała wszystkie emocje. Odkrył się, opuścił tarczę uplecioną z kłamstw by ukazać się im jako zagubiony, słaby dzieciak, który jeszcze nie dorósł do rządzenia.
Vyron również i tym razem okazał się być skarbnicą wiedzy. Mówił powoli i zrozumiale, a jednak Aeron czuł jak bardzo w kwestii wiedzy różnili się od siebie. Przeskakujące po wodzie tęczowe spojrzenie zdradzało procesy myślowe, kiedy mężczyzna układał sobie wszystko w głowie. I faktycznie, kiedy Kryształowego Księcia uczono wszystkiego tego, co będzie potrzebne gdy obejmie władzę na ziemiach Larazironów, bękart trafił do wojska. Pobierali inne nauki i dopiero z czasem wyszło, że chociaż Vaele mógł się poszczycić tym, że pozycję zdobył ciężką walką, obecnie jest nadal jedynie żołnierzem. Wojakiem, który nie ma zielonego pojęcia o zarządzaniu. To trochę tak, jakby pozwolić pokojówce rozporządzać majątkiem rodowym. Z początku dawałaby radę (głownie wydawać pieniądze) jednak z czasem okazałoby się, że skarbiec jest pusty i wynikło to nie z jej rozrzutności a z braku wiedzy. Albo lepiej, to tak jakby ze sklepikarza zrobić nagle dowódcę wojskowego i kazać mu prowadzić wojnę.
Pokiwał głową w milczeniu, zgadzając się ze wszystkim co mieli mu do powiedzenia mężczyźni. Czuł wstyd ale i jednocześnie ogromną wdzięczność, że postanowili zabrać głos i zrobili to nadzwyczaj delikatnie, okazując mu w ten sposób zrozumienie. Viridiana obawiał się najbardziej, ale zdanie Keera też miał na uwadze i nie chciał wyjść na nieudacznika. Rudzielec miał rację z tym, że za często przypomina innym o swojej pozycji.
- Wygląda na to, że jeszcze długa droga przede mną, zanim cię doścignę, Vyronie. - powiedział cicho, lecz mimo iż uwaga brzmiała dość pesymistycznie, Aeron zrobił coś co potwierdziło, że nie uważa swojej sytuacji za kompletnie beznadziejną: posłał swoim rozmówcom blady, nieśmiały uśmiech - Ale zrobię wszystko, by nadgonić stracony czas. Dziękuję wam. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. - pochylił rogaty łeb najpierw przed Viridianem, później przed Cieniem. Atmosfera zrobiła się ciężka, lecz ostatecznie brunet nie pożałował swojej decyzji, by przyznać się do swojej słabości. Był oszołomiony tym, że okazali mu tyle wsparcia, mimo iż mogli przecież wyśmiać. Może to czas, by zdecydował się aby swoje przyjaźnie pielęgnować prawdziwie?
Gdy temat zszedł na Koszmary, było mu o wiele lżej na sercu i dało się to słyszeć nawet w tonie, bo chociaż zaczął mówić o sprawach mogących wzbudzić trwogę, zrozumiał, że razem z nim w basenie siedzą prawdziwie bliskie mu osoby. Kto by pomyślał, że dzięki rozmowie zupełnie inaczej spojrzy na swojego zielonookiego, odwiecznego rywala i irytującego rudzielca?
- Jakiś czas temu na wyspie noszącej nazwę Ur’nathum odbyła się przedziwna uroczystość. Nie byłoby w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę mnogość wyznań na terenie naszego świata gdyby nie fakt, że w czasie rytuału, wiernym naprawdę udało się przywołać coś, co początkowo było dla reszty niepojęte. - Aeron poprawił się w wodzie i usiadł wygodniej, patrząc na siedzących z nim w basenie rozmówców, zainteresowanych sprawą - W późniejszym czasie, w losowych miejscach, zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Opętania, ciężkie do wytłumaczenia wypadki bądź walki istot, których nikt wcześniej w u nas nie zaobserwował. Co ciekawe, podobne zdarzenia miały miejsce również w Szkarłatnej Otchłani, czyli w miejscu gdzie największe okropności są w zasadzie czymś normalnym. - uśmiechnął się lekko, na podkreślenie statusu drugiego znanego im świata - Nie tutaj, bo na Kryształowych Pustkowiach udało nam się uniknąć spotkania Koszmaru, lecz tam gdzie mieści się moja stara siedziba, czyli na Odwróconym Osiedlu, krążą soczyste plotki. Stąd wiem to i owo. Nie mogłem sprawdzić wspominanych miejsc osobiście, lecz poleciłem swoim ludziom by rozpytali dyskretnie miejscową ludność i tak, wychodzi na to, że we wszystkich znanych nam światach zaczęło się dziać coś niepokojącego, i ma to bezpośredni związek z rytuałem bo zaczęło się dziać zaraz po odprawieniu go. - ciągnął - Pytani okazali się być bogatą skarbnicą wiedzy. Potwierdzono mi, że przywołane demony zwane są Koszmarami i znajdują uciechę w nękaniu kogokolwiek, kogo napotkają na swojej drodze. Początkowo byłem zszokowany tym, że nikt nie próbował z nimi walczyć, czymkolwiek by nie były, lecz głębsze badanie tematu sprawiło, że usłyszałem o...organizacji bądź sekcie, która zajmuje się zwalczaniem Koszmarów. Nie mam pojęcia jednak w jaki sposób i czy robią to dla samej idei walki ze złem, czy może jednak mają w tym inny cel. - wzruszył ramionami po czym nagle pochylił się konspiracyjnie, a w jego oczach błysnęła iskra - Poczytałem więc. Nie musiałem długo szukać, w starych księgach znalazłem wzmiankę o tym, że tysiące lat temu taka sytuacja miała już miejsce i już wtedy walczono z Koszmarami, a ekspertami w tej walce było jedno, konkretne zgrupowanie. - odczekał chwilę po czym odchylił się w tył, na powrót opierając się plecami o ścianę basenu - Źródeł tych informacji jest zaskakująco wiele, wystarczy popytać w miastach lub odkurzyć starą bibliotekę. Niemniej przez to, że ostatnia fala, nie licząc obecnej, miała miejsce tysiące lat temu, nie interesowaliśmy się nią tak mocno, jak powinniśmy. Nic jednak straconego, bo ponoć Koszmary nie opuściły naszego świata. Zastanawia mnie jednak co miałoby nam przynieść rzucanie im jawnego wyzwania. Nie ukrywam, że póki naszych ziem nie dotknęło to plugastwo, możemy być spokojni. Co nie zmienia faktu, że postaram się dowiedzieć czegoś więcej, zwłaszcza teraz gdy wiem, że zdobyte informacje mogą mieć znaczenie również i dla was.
Zaskakującym było to, jak mężczyźni szybko i gładko sunęli po tematach pozornie ze sobą nie związanych. Czyżby wyjątkowo odpowiadało im ichnie towarzystwo?



Bianka bardzo cieszyła się z obecności Tulki i gdy ta zaczęła pracę, Pokojówka usunęła się w bok, uśmiechając się uprzejmie. Żeby nie stać nad nimi jak zarządca, zajęła się sprzątaniem pomieszczenia. Pozbierała mokre ręczniki, poprawiła ustawienie foteli, przetarła dłonią meble które nie wymagały ścierania. Wygładziła też zasłony w oknach i upewniła się, że materiał odpowiednio zakrywa widok. Nie chciała by Batul czuła się nieswojo, już wystarczyło, że znalazła się w obcym miejscu z obcymi kobietami.
Ukradkiem zerkała na Julię gdy tamta mówiła. Na jej policzku widniał ślad, miała też zaczerwienioną wargę. Bianka naprawdę bała się zapytać, skąd te zmiany, bo o ile pamiętała, dziewczyna nie miała ich gdy rozmawiały tuż przed powitaniem książąt.
Aureum który wszedł razem z Tulką był zachwycający i już po chwili Senna przyglądała się mu z błyskiem oczarowania w oczach. Jeśli jej pozwolił, pogładziła jego futro, potem pióra a jeśli naprawdę nie miał nic przeciwko, już po chwili tuliła się do niego jak spragnione pieszczot kocię, chichocząc cicho.
- Myślę, że Kucharz sam pożarłby taką osobę na kolację. - powiedziała z uśmiechem - Wystarczy uwaga, że zupa jest za słona a on już ciska z oczu błyskawicami. - zaśmiała się przyjaźnie. Nie miała powodu by zachowywać się drętwo, była u siebie i z osobami, które lubiła. No, Batul nie znała, ale tamta była Dachowcem, kotem, więc obie kobiety mogły znaleźć wspólny temat.
Gdy do komnaty wszedł blondyn, Bianka spięła się lekko ale nie odezwała się ani słowem. Postanowiła, że poobserwuje gościa, bo nie znała go na tyle dobrze, by wyrażać jakikolwiek osąd. Co prawda łączyła jego pojawienie się ze zmianami jakie zachodziły w Dunkelheit, ale nie mogła go przecież winić za zmianę w zachowaniu Aerona. Nie sądziła, by jedna istota miała na niego aż taki wpływ.
Mężczyzna przez chwilę grzecznie oponował, wymawiając się rozkazami. Uśmiechał się czarująco, lecz najwidoczniej to nie działało na Julię, która była zdecydowana zarówno w słowach jak i czynach. Nawet Aureum dawał jegomościowi sygnał, że nie jest tu mile widziany.
Gdy nagle Opętana rozłożyła skrzydła a jej pióra zaczęły lśnić, kurier wyprostował się i otworzył szerzej oczy. Bianka dopiero po chwili zrozumiała co się działo, kiedy powieki mężczyzny opadły do połowy a jego spojrzenie stało się nieobecne.
Julia wydała konkretne polecenie, na co tamten zachwiał się a po kilku sekundach wpatrywania się w skrzące skrzydła, poruszył już pewniej.
Bianka zachichotała unosząc dłoń do ust gdy tamten ruszył do drzwi. Nie trwało to jednak długo, bo gdy ujrzała jego twarz zamarła. Chociaż blondyn jeszcze przed chwilą był niesamowicie urodziwy, gdy wychodził mijając Pokojówkę, ujrzała że połowa jego twarzy była straszliwie oszpecona, jakby ktoś zdarł z niej skórę lub potraktował ją ogniem. Oczy miał jasne, lecz jedno z nich było teraz całkowicie białe. Wyglądał naprawdę upiornie.
Wyszedł a wtedy Bianka podeszła do Julii z zaniepokojeniem wypisanym na twarzy. Nie bardzo wiedziała jak zagaić rozmowę, zwłaszcza, że była przy nich zdezorientowana Batul.
- Widziałaś to? - mruknęła do przyjaciółki - Wybacz, ale muszę zapytać: ty mu to zrobiłaś? Teraz? Magią?


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach