Mini Wydarzenie Halloweenowe

Val'rakh
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 8CZhH8B
Godność :
Val’rakh, Żniwiarz Światów, Badacz Śmierci, Strażnik Czerwonego Morza Dusz; wśród ludzi znany jako Vanya Voland
Wiek :
W ludzkiej postaci wygląda na ~25 lat
Rasa :
Koszmar
Wzrost / Waga :
W ludzkiej postaci – 1,8 m, w koszmarnej – ok. 4 m / Względna
Znaki szczególne :
W ludzkiej skórze – mała blizna pod lewym okiem oraz dużo większa wzdłuż kręgosłupa, kolczyk w języku, oczy o szarofioletowej barwie
Pod ręką :
Portfel, zapalniczka, telefon, klucze do apartamentu i samochodu
Zawód :
W Świecie Ludzi – Koroner
Stan zdrowia :
Zdrowy, choć w materialnej postaci zawsze jest trochę osłabiony
Specjalne :
Administrator, Grafik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t564-val-rakh https://spectrofobia.forumpolish.com/t848-val-rakh https://spectrofobia.forumpolish.com/t1151-poczta-vanyi-volanda https://spectrofobia.forumpolish.com/t1122-val-rakh
Val'rakhBadacz Śmierci
  Zmierzając w stronę końca snu, podążał ciemną, wąską alejką. Jedynym źródłem światła wydawały się być płonące poły jego płaszcza. Choć ulica była ciasna, Val'rakh mógłby przysiąc, że antyczne kamienice rozstępują się przed nim, wskazując właściwą drogę. Wszechogarniająca cisza nie przeszkadzała mu, wręcz zdawała się uspokajająca po całym dniu wsłuchiwania się w zgiełk ludzkiego miasta. Istotom materialnym nierzadko wędrówki po Krainie Snów wydają się przeciągać w nieskończoność, jednak Koszmar podążał szybkim krokiem, szybszym, niż mógłby na to pozwolić sobie człowiek bądź inna istota niezrodzona ze snu.
  Gdy spacer aleją dobiegł końca, dostrzegł przed sobą nikłe światło. Uliczne latarnie upiornie rozświetlały rozpościerający się przed nim plac. Nie było na nim nic godnego jego uwagi, jednak mimowolnie jego spojrzenie spoczęło na punkcie centralnym – starej, kamiennej fontannie, w której, zdawałoby się, od lat nie płynęła woda. Ledwie zdążył do niej dotrzeć, kiedy jego uszu dobiegło skrzypienie drzwi. Wcześniej szczelnie zamknięte domy mieszkańców snu poczęły się otwierać. Wypełzły z nich istoty przypominające ożywione truchła; szeptały między sobą w charkotliwym, nieokreślonym języku. Zmierzały przez mrok w stronę Val’rakha, aż w końcu otoczyły go ciasnym kręgiem.
  Czy bał się? Czy Koszmar w ogóle zdolny jest do odczuwania strachu w ludzkim rozumieniu tego słowa? Val’rakhiem nie targały podobne emocje. Choć w owym śnie gościł po raz pierwszy, znał już zasady rządzące Krainą Snów, być może wszak był niemal tak stary, jak ona. W Świecie Ludzi jego moce były stłamszone przez nieudany rytuał, jednak tu mógł emanować swoją prawdziwą, koszmarną potęgą.
  Początkowo tłum jedynie przyglądał się Val’rakhowi z zaciekawieniem, kilkoro nawet próbowało mu się skłonić w pokraczny sposób, jednak po chwili jeden z odważniejszych mieszkańców sennego miasta złapał za jego szatę. Cofnął się, gdy Koszmar gwałtownie poruszył płaszczem, przy okazji parząc dłonie nieokrzesanego nieumarłego niegasnącym ogniem.
  Val’rakh nie potrzebował towarzystwa natarczywych ożywieńców.
  Jedną z lewych rąk chwycił za prawą, wyginając ją nienaturalnie w tył, aż rozległo się głośnie trzaśnięcie łamanych kości. Nie poczuł on jednak żadnego bólu. Kość przebiła skórę, a Val’rakh złapał za nią i począł wyciągać z niekrwawiącej rany kościaną kosę. Jak i w jego prawdziwej postaci, tak i teraz przyrośnięta była do ciała podobnymi do mięśni wyrostkami, a gdy została wydobyta w całości, ręka, jak gdyby nigdy nic, wróciła do pierwotnego stanu.
  Tłum cofnął się o kilka kroków, gdy Val’rakh wykonywał zamach kosą. Jej ostrze z brutalną siłą trafiło wprost w starą fontannę, roztrzaskując kamienną fasadę. Tym samym odsłonił znajdujące się w jej wnętrzu drzwi. Wiedział już dokładnie którędy powinien dalej zmierzać.
  Spod czarnego płaszcza wyłoniła się para wielkich, podobnych owadzim, skrzydeł. Val’rakh niczym widmo, przemknął w powietrzu, niemal niedostrzegalnie dla ludzkiego oka, w stronę drzwi. Uchylił je i przekroczył próg.


Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 6wyUN10

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę

III. Kanał Wygnańca

Ukryta w fontannie drabina prowadziła do sporego kanału, najpewniej kiedyś wypełnionego wodą po brzegi. Tylko niewielki fragment trzymetrowego muru nie był wilgotny od niegdyś płynącej tu latami wody. Dziś pozostała jedynie mętna breja, w której pływały śmieci i resztki ciał. Niektóre pozostałości po rozszarpanym ciele były dość świeże. Z ich ran płynęły wciąż resztki krwi. Inne miały wiele lat - kości łamały się pod nogami z głośnym trzaskiem.
To właśnie dźwięk łamanej kości był niczym gwizdek przywołujący tutejsze potwory. Głośny ryk dobiegł z wnętrza kanału. Stworzenie było duże, mierzyło sobie dwa metry i przypominało humanoidalnego aligatora chodzącego na dwóch nogach, górne kończyny natomiast przypominały umięśnione ręce, które wydawały się bez problemu zdolne do uniesienia dorosłego człowieka. Potwór miał jednak pewną słabość, którą udało się dostrzec, gdy odruchowo schowano się w małej bocznej odnodze mającej ledwie nieco ponad metr wysokości. Stwór nie był w stanie tak nisko obniżyć swego pyska i choć kręcił się po okolicy i zdawało się, że wie o czyjejś obecności to nie był w stanie dopaść swej ofiary.  
Znajdując się w niskiej odnodze kanału dało się ujrzeć niewielki zawieszony na ścianie plan, który pokazywał układ kanałów, aktualne miejsce oraz miejsca oznaczone jako “wyjście”. Zapewne były to drabiny, którymi dało się opuścić przeklęte kanały.

Spoiler:

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Schodząc po drabinie Candran miała chwilę zawahania, która skutkowała zsunięciem się stopy Cienia ze szczebla drabiny i zaciśnięciu dłoni dla ochrony przed upadkiem. Stało się to, gdy do nozdrzy Cienia doszedł przeokropny fetor. Jego źródło było nieszczęśliwie miejscem, do którego kobieta zmierzała.
Wątpliwości szybko zostały rozwiane przez spojrzenie w górę. Co prawda ametystowe oczy nie dojrzały żadnego ruchu, poza cienkim promieniem światła wpadającego z owalnego placu, w którego centrum znajdował się rycerski pogromca nieumarłych. Skoro zdecydowała, że mierzenie się z hordą umarłych nie leży w jej interesie, to nie pozostawało nic innego jak kontynuować podróż - gdziekolwiek ta miałaby ją zaprowadzić. NIewątpliwie jednym z argumentów, który przechylił szalę był fakt, że gnijące zastępy nie pachną nawet odrobinę lepiej.
Ostatnie kilka centymetrów Tropicielka pokonała zeskakując z drabiny - jakby pomimo niechęci do dalszej drogi postanowiła wkroczyć na nią jak najszybciej. Co prawda unikała dotykania ścian, lecz kroki stawiała pewnie. Może nawet zbyt pewnie, bo przez swą niefrasobliwość nadepnęła na starą kość, które pękła pod jej butem. Dźwięk ten rozniósł się echem po okolicy niezmiernie frustrując Chciwość.
Diana nie lubiła przyznawać się do własnych błędów, między innymi dlatego pomimo posiadania w pełni funkcjonalnej protezy wykonanej przez jakiegoś Marionetkarza z wysp, wciąż traktowała swój brak lewego przedramienia jako jedną z największych wad i ujmę na jej tropicielskich zdolnościach. Od własnego wypadku dokładała wszelkich starań, by kolejne inicjacje adeptów przebiegały prawidłowo. NIe robiła tego dla tych, których zrekrutowała - często nawet nie pamiętała ich imion. Chodziło po prostu o ciągłe udowadnianie sobie swoich własnych zdolności. Przeto rozchodzący się echem wśród wysokich murów dawnego kanału, a dziś zdawać by się mogło swoistego rodzaju umieralnika denerwował Candran o wiele bardziej niż wrzaski dzieci.
Jednak nie na tyle, by Cień straciła nad sobą panowanie i rzuciła się na zbliżające się ku niej monstrum z paskudnym wydłużonym pyskiem wyposażonym w zdecydowanie nazbyt dużo zębów - jak na gust Tropicielki.
Mogła stanąć do walki, dobyła nawet cenne ostrze, którego srebrzysty blask wyróżniał się spośród czarni, brązów i zgniłej zieleni panującej nad okolicą. Dobrze pasował za to do białych, choć teraz już nieco wilgotnych włosów Candran.
Szybka ocena sytuacji pozwoliła na wysunięcie jednego zasadniczego wniosku. Przeciwnik górował nad Tropicielką wzrostem i prawdopodobnie także siłą, a do tego w wąskim kanale miał przewagę - Diana nawet jeżeli byłaby szybsza i sprawniejsza, to nie mogłaby wykorzystać swoich atutów w pełni. Była jeszcze jedna, niesłusznie marginalizowana przez samego Cienia, kwestia. Walka tutaj, nawet jeżeli będzie wygrana, niesie za sobą ryzyko upadku, a ten bez wątpienia spowoduje, że Cień zabierze ze sobą nieco tego miejsca w postaci niedopuszczalnego brudu.
Decyzja mogła być więc tylko jedna. W szczególności, że już wcześniej kątem oka dostrzegła przywieszone w bocznych odnogach kanałów tabliczki i wiedziała, że z jakiegoś powodu ktoś wskazał jej wyjście. NIe wiedziała jak te będzie wyglądać, choć spodziewała się raczej kolnej drabiny niż schodów. To ułatwiłoby wiele - stwór z jego budową ciała nie byłbym stanie wejść po drabinie. Był zbyt pokraczny, nieproporcjonalny i makabrycznie wykrzywiony. Nawet jednak gdyby wyjście go nie zatrzymało, to Candran liczyła na lepszy grunt do walki zarówno pod względem walorów bojowych, jak i estetyki oraz czystości.
Wiedziała gdzie powinna się udać, a że cel jej drogi znajdował się za potworem? Nie wydawało się to wielkim problemem wobec wybrania drogi przez cień, jak w myślach Tropicielka określiła użycie przez nią mocy. Na wszelki wypadek stała się niematerialna chwilę wcześniej, by w razie jakiejś dziwnej anomalii uniemożliwiającej użycie mocy, wciąż miała nieco czasu na uskok - na przykład do jednego z tych niskich kanałów, gdzie stwór nie powinien jej dosięgnąć.
Jak się jednak okazało moc zadziałało prawidłowo. Stwór był zdezorientowany, gdy jego ofiara przemknęła dopiero co nie obok, lecz przez niego. Wszak czy nie widział, że powinien się usunąć, bo Tropicielka właśnie przed nim ucieka? NIewychowany prostak!
Diana ponownie stała się materialna przy drabinie. NIe zwlekała nawet chwili, świadoma że bestia po krótkiej chwili dekoncentracji ruszyła za nią w pogoń. Gdy jednak aligatoropodobna poczwara dotarła do drabiny prowadzącej na górę, to łowczyni Koszmarów była już zbyt daleko, by dosięgnęły ją dłonie Wygnańca.

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Euforia trwała krótko. Wzrok Cienia padł na trupy, którymi wyściełany był kanał. Większość była stara, ale świeżych również nie brakowało. Z deszczu wpadł pod rynnę. Może maska maska miała rację i zwyczajnie wypluła z siebie to, czego wolał do siebie nie dopuszczać. Z trudem przełknął ślinę, patrząc na dokonaną rzeź. Co rozerwało śmiałków przed nim?
Wstał i uszedł zaledwie parę kroków, gdy rozległ się głośny trzask. Struchlał i skulił się, po czym poznał odpowiedź swoje na pytanie. Donośny ryk bez trudu zagłuszył jego myśli, a widok ogromnego aligatora zmusił Keera do ucieczki.
Normalne jaszczury były wystarczająco groźne, by dwa razy się zastanowić, zanim się do nich podejdzie, a ten? Ten właśnie zapinkalał w jego stronę, wypełniając prawie całe przejście swoim potężnym cielskiem. Podjęcie walki z monstrum byłoby aktem durnego heroizmu. Twarde łuski oraz przewaga masy i wzrostu skazały na śmierć niezliczonych desperatów przed nim. Czemu z nim miałoby być inaczej?
Uskoczył w jakiś ciemny kąt z nadzieją, że nie został zauważony, lecz kolejne chrupnięcia na pewno naprowadzą potwora. Wnęka okazała się być odnogą i co dziwne nie odnalazł w niej trupów, a plan kanałów. Potwór za nim, choć nie mógł się schylić, starał się wydrapać Gawaina z nory pazurzastą stopą. Siłą rzeczy Cień musiał się odrobinę odsunąć. Wykorzystując małe możliwości jaszczura, powoli, lecz w wielkiej niewygodzie, odkręcił nożem plakietkę z planem i padł na plecy przytulając ją do siebie. Odczołgał się na bezpieczną odległość. W końcu mógł złapać spokojniejszy oddech i zapoznać się z rozkładem poszczególnych korytarzy. Odrzucił najbliższe wyjście. Najprawdopodobniej trafiłby w okolice placu, na którym w najlepsze trwało zebranie zombiaków. Drugie było bardziej obiecujące, przy założeniu, że nie jest zatarasowane lub zawalone.
Zaczął kluczyć niskimi, identycznymi korytarzykami. Były nudne, szarobure i gęsto poprzecinane innymi odnogami lub kanałami wentylacyjnymi zapewniającymi powiew świeżego powietrza - obietnicy wolności. Jednak z tabliczką w ręku nie dało się zgubić. Faktycznie część przejść była zawalona i w kilku miejscach trzeba było poszurać brzuchem, ale w końcu ujrzał upragnione wyjście. Nie to, które początkowo wybrał, ale jednak.
Szarpnął za drabinę. Leciutko się zachybotała, ale powinna go utrzymać. Podjął mozolną wędrówkę w górę. Może tym razem los w końcu się do niego uśmiechnie.


Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Zejście po drabinie zajęło mu ledwie chwilę, ale jako-takie przyzwyczajenie się do smrodu, zajęło mu znacznie więcej czasu. Viridian mełł przekleństwa pod nosem. Nie oszczędzał nikogo. Dostało się jeleniowi – bo uciekał, kompanom – bo ich tu nie było, miastu – bo śmierdziało, kanałowi – bo śmierdział bardziej od miasta, a także mieszkańcom. O tak, tym ostatnim oberwało się taką wiązanką wzniosłych słów, że gdyby choć część z truposzy miało małżowiny uszne, te pozwijałyby się w trąbki.
Przez chwilę myślał o tym czego doświadczył i wywnioskował z narastających uciążliwości, że kolejnym krokiem będzie wejście do przepełnionego dołu kloacznego. Zdecydowanie mu isę to nie podobało.
- Żryjcie gówno niedojdy! Cofam to co powiedziałem! – krzyknął patrząc w górę, skąd chwilę temu przybył, a skąd dało się słyszeć niezidentyfikowane odgłosy wydawane przez tłumy zdechłego plebsu - To miasto ssie krzywy badyl i wali trupem!
Poprawił przyodziewek, wsunął za pas broń rycerza i niespiesznie ruszył naprzód. Starał się nie deptać szczątków, ale było to niemal niemożliwe. Wyglądało na to, że kanały stały się swojego rodzaju spiżarnią.
Potwierdził to ryk potwora czającego się gdzieś wewnątrz kanału.
- I jeszcze wam się coś zalęgło w kanałach ... – dodał nieco ciszej odruchowo zerkając w górę, ku swoim jęczącym rozmówcom.
Faktycznie, w kanale zalęgło się coś, co mogło być jedynie wynikiem płomiennego romansu pomiędzy krokodylem a dachowcem. Czemu akurat dachowcem? Cóż, Vyron nie był rasistą, ale nie od dziś wiadomo, że co złe to przez dachowców.
Obmacał kieszenie i cały przyodziewek w poszukiwaniu czegoś co mogłoby mu pomóc, jakiejś broni białej, kryształowego pyłu czy choćby rewolweru. Nie znalazł nic poza bronią rycerza, którą zabrał z fontanny.
- Co jest do kroćset fur beczek? – zapytał sam siebie nieco zaskoczony.
Przecież zanim się tu znalazł, był na polowaniu. Ganiał razem z towarzyszami jelenia po lesie, a teraz nie miał przy sobie nic, poza ubraniem na grzbiecie i bronią rzeźby.
Co on niby zamierzał uczynić z tym jeleniem gdyby go złapał?
Niemal od razu wyraz niesmaku wykrzywił mu twarz. TO, o czym pomyślał, było zdecydowaną przesadą i nawet jak na ktoś o tak krzywo pojętym libertyńskim podejściu do życia jak On. Choć może gdyby był dachowcem ...?
Rozmyślania przerwał mu ryk potwora.
Vyron nie zastanawiając się długo wskoczył i ukrył się w zagłębieniu. Jeśli zaraz czegoś nie wymyśli, to będzie miał przechlapane jak Pinokio w krainie termitów. Rozejrzał się wkoło i dostrzegł plan z zaznaczonym wyjściem.
No, i to jest konkret! pomyślał uśmiechając się do siebie. Teraz pozostawało tylko wywabić z przejścia ten owoc występnej miłości i droga wolna.
Mózg pracował na najwyższych obrotach, aż w końcu Viridian wpadł na pomysł. Złożył ręce w trąbkę i niskim głosem zaczął wołać
- TO JA! TWÓJ WEWNĘTRZNY GŁOS! MUSISZ STAD ODEJŚĆ BO STRASZNIE TU ŚMIERDZI I MOŻNA DOSTAĆ SEPSY OD SAMEGO PATRZENIA!
Stwór słysząc to zaryczał i ruszył przed siebie w poszukiwaniu „wewnętrznego głosu”.
- Tylko żartowałem. Co ty taki spięty jakbyś od tygodnia nie mógł się porządnie wysrać?   – powiedział Vyron z urazą obserwując łapy stwora, który buszował koło zagłębienia – Prawdę mówiąc wydaje mi się że to przez brak błonnika w diecie, ale specjalistą nie jestem.
Kolejny świetny pomysł przyszedł mu do głowy niemal natychmiast.
- Słuchaj, pomogę ci. Znasz ten dowcip? Złota rybka postanowiła wyjechać na urlop i poprosiła krokodyla, żeby ją w tym czasie zastąpił. Krokodyl się zgodził. Po tygodniu rybka wróciła i pyta go, czy ktoś przychodził z życzeniami pod jej nieobecność.
- A był tu taki jeden chłop, co chciał mieć penisa aż do ziemi.
- I co zrobiłeś? - zapytała rybka.
- Odgryzłem mu obie nogi.
– zakończył i roześmiał się.
Stwór, niejako w kontrreakcji zaryczał, zasyczał i podwoił wysiłki w celu pochwycenia zdobyczy.
- Co, ten już znałeś? To posłuchaj tego:
Wchodzi facet do baru z krokodylem.
- Proszę wyjść! On jest niebezpieczny!
- On jest bardzo miły i nikomu nie zrobi krzywdy, mogę to udowodnić.
- Dobrze, jeżeli wszyscy goście uznają, że nie ma zagrożenia, to może pan zostać.
Facet prowadzi krokodyla na środek, wali pięścią trzy razy w łeb krokodyla i mówi:
- Otwórz paszczę! - Krokodyl otwiera, a facet zdejmuje gacie i wkłada przyrodzenie do środka, następnie wali znowu trzy razy i mówi:
- Zamknij paszczę!
Krokodyl zamyka i wszyscy widza jak zęby krokodyla zatrzymują się o centymetry od ważnych organów. Facet chowa interes i mówi:
- Może ktoś chce spróbować?
Odzywa się kobiecy głos:
- Ja, ale niech pan nie bije mnie tak mocno w głowę.
– zakończył Vyron śmiejąc się pod nosem. Ten dowcip był naprawdę dobry!
Krokodylopodobny stwór miotał się teraz przy schronieniu Vyrona sycząc i z furia tłukąc łapami o ściany. Widać, że dowcipy nie tylko nie poszły mu w smak, ale na dodatek go zirytowały.
- Wiesz co? Powiem ci jeszcze jeden dowcip. – stwierdził Vyron zirytowany faktem, że jego genialny plan nie podziałał -  Wiesz pokrako czym różnisz się od wiadra gówna? WIADREM!
Powiedziawszy to użył mocy tworząc swoją kopię i wręczył jej miecz.
- Masz tu miecz i skop mu dupę. – powiedział Vyron wręczając swojej kopii broń robiąc zachęcający gest ręką.
Kopia już miała ruszać do walki, gdy Vyron zatrzymał ją w miejscu.
- Wiesz co, jednak oddaj ten miecz. Poradzisz z nim sobie gołymi rękoma.   – powiedział odbierając broń i klepiąc kopię po ramieniu- No nie patrz tak na mnie! Obijesz go jak konkubent rudego pasierba! Tylko odciągnij go nieco w tamtą stronę. - powiedziawszy to, wskazał kierunek z którego jakiś czas temu przyszedł.
Poczekali aż bestia przestanie się miotać przy schronieniu, po czym wyskoczyli z kryjówki. Kopia, za którą pognał stwór, w kierunku wskazanym przez Vyrona, a sam Vyron w kierunku wyjścia wskazanego przez plan na ścianie.
Gdy dopadł drabiny poczuł, że jego kryształowa kopia właśnie padła w starciu ze potworem. No cóż … bywa i tak.
Nie zastanawiając się dłużej nad tym faktem, zaczął się wspinać. Wolał nie spotkać się z tym stworem na otwartej przestrzeni.

Powrót do góry Go down





Echo
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
30
Wzrost / Waga :
200/90
Pod ręką :
ręka
https://kartapostacijeszczeniegotowa.pl
EchoNieaktywny
No skoro udało mu się już uciec od jednego, to pora było zmierzyć się z następnym. Tym razem o wiele gorszym, ścieki! Brud, syf i jeszcze kawałki ciała? Obrzydzenia można było dostać i w sumie się dostało, Echo starał się w ogóle nie spoglądać w dół. Choć dodatkowo co jakiś czas nadepną na kość, która swym pęknięciem dała mu sporo ciarek. Już wyobrażał sobie otwarte złamanie.
Droga nie była aż tak długa, a sam telewizorek starał się zachowywać ciszę i iść dość powoli oraz ostrożnie. Jakim zdziwieniem było u niego to, że na jego drodze staną jakiś zmutowany aligator furry! Oh tak, jeszcze tego brakowało. Nic innego mu nie było trzeba, jak wielki potwór w ściekach.
Już miał zamiar się poddać, jednak jego ciekawość jak zwykle błądziła po ścianach. Napotkawszy się na mapę, która wskazywała wyjście i jakieś kilka elementów. Echo bez żadnego zastanowienia ruszył do wyjścia, w końcu trzeba jakoś przeżyć. Nic nie mówiąc, cichutko stąpając. Mężczyzna ruszył we wskazaną drogę, jedynie co jeszcze wyjął ze swojej paszczy to był granat dymny. Ostrożnie wyciągnął zawleczkę i położył go sobie pod nogami, następnie dalej kontynuował swoją podróż. Granat narobi trochę dymu i może jakoś odwróci uwagę bestii, a on w tym czasie po prostu uda się na drabinkę i wyjdzie z tego bagna. Koszmar, koszmar i jeszcze raz koszmar. Co go czeka następne? Nawet nie chce wiedzieć.

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Gdy do jego nozdrzy wdarł się odór, skrzywił się i zasłonił nos ręką. Zrobiło mu się niedobrze. Nawet nie chciał się zastanawiać, co znajdywało się w tych kanałach. Chociaż po zejściu na dół oraz staniu w tej brei, mógł się domyślać. Zwłaszcza że tuż koło jego nogi były zwłoki. Obrzydliwe. Wielu by się pewnie przeraziło, ale… Erishi był świadom, że jest we śnie, więc nie obawiał się o swoje jestestwo tak, jak obawiałby się ktoś tego nieświadomy. Albo niepotrafiący poruszać się po Krainie Snów. Bycie zatem nie tylko doświadczonym tropicielem, przywódcą jednej z grup, Bractwa ale i także samym bytem utkanym snów dawało mu tutaj swoistą przewagę. W równym stopniu mogło też sprowadzać na niego nieszczęście.
Stwory z powierzchni zaczynały wchodzić do fontanny – słyszał, jak ich nieporadne cielska uderzają o jej ściany, a później pełzają kawałek dalej. Charakterystyczny odgłos szurania to potwierdzał. Jak tak dalej pójdzie: spadną na niego.
Dobrze, że jego szaty nie były prawdziwe. Przedzieranie się przez brązową papkę w białych ubraniach było złym pomysłem i nigdy nie zdecydowałby się stanąć w niej, gdyby później musiał to wyprać.
I wtedy usłyszał ryk. Próbował wywąchać czy to coś było Koszmarem, ale smród był zbyt silny. Prowizorycznie schował się w dogodnej szczelinie, by zaobserwować stworzenie. Wyglądało jak aligator, ale taki bardziej ludzki! Jakby… chciał się zmienić w człowieka, albo aligatora, ale proces przemiany zatrzymał się w połowie. Dość przykre. Marzenie nie chciało nawet myśleć, jakby się czuł, gdyby ktoś lub coś nagle powstrzymało jego możliwość zmiany. A zwłaszcza w jej trakcie. Pewnie wtedy też byłby taki zirytowany i ryczał…
Zmienił się we wronę i przeleciał obok istoty. Nawet jeżeli to był ten, którego szukał: w kanale było za mało miejsca na walkę i śmierdziało.
Kawałek dalej zauważył plan kanałów. Wcześniej, gdy płynęła tu jeszcze woda, było to logiczne. Teraz wydawało się dziwne i nie na miejscu. Zwłaszcza, jeśli ten aligatorek żywi się tym, co tutaj wpadnie. Chociaż pewnie to i tak tylko te truposze.
Poleciał więc w tamtym kierunku. Zauważył kolejną drabinę oraz wyjście prowadzące w górę. Wzbił się więc, machając skrzydłami. A potem spadł, a jego forma wróciła do tej ludzkiej. Z pluskiem wpadł w breję. Zabolało. Bardziej niż plecy i tył głowy, to jego poczucie estetyki i żołądek, który zaczął domagać się zwrócenia posiłku. Oczywiście jak już wstał. Problem był jednak taki: nie miał czym wymiotować. Ugh. OBRZYDLISTWO.
Rozmasował tył głowy. Chyba krwawił, ale nie było to ważne. Gadzioroludź zmierzał w jego kierunku. Nie miał wiec czasu się zastanawiać, dlaczego został odepchnięty oraz czemu ponownie się przemienił. Co zakłóciło jego magię? A raczej ją cofnęło? W końcu, gdyby została całkiem zakłócona, to zostałby wroną, albo wrócił do smoczej postaci, nie mieszcząc się w tym miejscu i wszystko burząc.
- To nie jest dobry dzień – stwierdził, gdy podczas wspinania się, bestia chwyciła paszczą jego nogę. Spróbował zmienić się w dziecko: podziałało. Jakimś cudem. Noga została uwolniona z paszczy, a on szybko wspiął się wyżej. Oczywiście na tyle szybko, na ile pozwalało mu obolałe ciało. Eh.


Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Krok po kroku, wolno i ostrożnie jak linoskoczek tańczący nad przepaścią Colette schodziła po śliskich szczeblach metalowej drabiny, trzymając się kurczowo żelaznego prętu jakby w obawie, że gdy tylko choć lekko rozluźni uścisk, runie w dół, w nieprzeniknioną ciemność, która zamknie się nad nią na wieki. Długa suknia nie ułatwiała zadania, nieznośnie plątała się między nogami i chłonęła w siebie brud i zgniliznę osiadłą na leciwej drabinie. Jeszcze tylko kilka szczebli dzieliło ją od gruntu, gdy obcasik buta ześlizgnął się ze stopnia, a Lysandra z pluskiem upadła pupą w śmierdzącą, płytką breję. Z jej piersi wydarł się odgłos bólu zmieszany z nieukrywaną ohydą, gdy do jej nozdrzy dostał się odór rozkładu; zdawał się wypełniać całe, monstrualne pomieszczenie, lepkimi mackami oplatał jej ciało i nieznośnie drażnił nos oraz żołądek. Słowik z trudem powstrzymała odruch wymiotny.
       Dłoń szukając oparcia natrafiła na dziwny przedmiot i odruchowo zacisnęła się na nim. Dziewczyna walcząc z oporem obejrzała się przez ramię, by zobaczyć, czego dotknęła; później musiała przyznać, że wolała żyć w błogiej nieświadomości, niż dowiedzieć się, że złapała za kostkę trupa z rozharatanym brzuchem, którego wnętrzności pływały w wodzie dookoła niego. Wkrótce zdała sobie sprawę, że ciał jest więcej: niektóre wydawały się być świeże, inne dotknięte były znacznym stopniem rozkładu, a po innych zostały tylko kości.
       Trudno przyszło opanować Colette drżenie ciała; apatyczne mięśnie nie chciały współpracować z wątłą wolą, którą ogarnęło jedno tylko pragnienie, tak silnie wbijające się igłami w nerwy; głowę zaprzątała jedna myśl: uciekaj.
       Próbując wstać, nacisnęła mocniej na trzymaną nogę; kość nie wytrzymała próby i z głuchym trzaskiem pękła. Odgłos ten jednak wydał się być Colette zbyt głośny: może to kwestia akustyki kanału, a może to wyostrzone przez napływ adrenaliny zmysły były nadmiernie napięte?
       Odgłosowi pęknięcia zawtórował ryk, dochodzący z mrocznych głębin kanału, których Colette nie mogła dostrzec z racji braku światła. Może, choć wydaje się to absurdalne, to właśnie ten plugawy ryk ją uratował? Poczuła, że nad dotąd sparaliżowanym ciałem zaczyna odzyskiwać władzę. Wreszcie mogła poderwać się z ziemi, napięła zatem wszystkie mięśnie i zwinnie, choć z pewnym wysiłkiem wskoczyła na nogi. Nie miała czasu, by przyglądać się dawcy ryku. Instynkt powiódł ją do czegoś, co wydawało się być boczną odnogą o obniżonym sklepieniu, niczym mysz szukającą chronienia w ciasnej dziurze. Modliła się tylko do Lun’artha, by nie zastała tam więcej potworów.
       Traf chciał, iż stworzenie nie było w stanie dostać się do korytarza, w którym schroniła się Upiorna. Dziewczyna miała dzięki temu chwilę na przyjrzeniu się plugastwu: nigdy nie widziała czegoś równie ohydnego, nawet w księgach kultu, które jej ojciec pieczołowicie chronił przed niepowołanymi (w tymi i lysandrowymi) oczami.
       Chwilę zajęło jej uspokojenie się, drżące dłonie wytarła w i tak brudny materiał sukni, a jej oczy przypadkowo natrafiły na coś, co stanowiło swoisty plan kanałów. Uważnie przeanalizowała rysunek przykładając do niego palec i wodząc nim ścieżkę, jaką musiała pokonać, by osiągnąć wyjście. Pech chciał, że wiodła ona za plecami stwora; boczna alejka, do której weszła, okazała się być ślepa.
       Anemon dzielnie wisiał zaczepiony u jej pasa, niemniej walka nie wydawała się być rozsądnym wyjściem w jej sytuacji; co prawda panna Lucan potrafiła posługiwać się bardzo dobrze swoją szablą, lecz przeciwnik wydawał się być zbyt silny do walki: był dużo wyższy od arystokratki, a Upiorna nie wiedziała, czy nie zaskoczy ją jakąś dziwną mocą. Również użycie Ars Lunatri nie wchodziło w grę: jej gardło było zbyt zaciśnięte, by wydać z siebie czysty dźwięk, a by osiągnąć efekt zauroczenia jej głos musiał być nienaganny.
       Postanowiła również, że nie będzie sprawdzać swojego szczęścia i nie zabawi się w sprint między nogami potwora. Zamiast tego zanuciła cicho, nisko, nieco kakofonicznie. O dziwo ciemność panująca w kanale sprzyjała jej, umożliwiała skuteczną ucieczkę. Trójwymiarowa postać Słowika zniknęła, gdy użyła Ars Oblivi i zlała się w jedność z wszechogarniającym mrokiem. Snując się wzdłuż ścian, zręcznie wyminęła paskudnego aligatora i ruszyła kierując się mapą, którą wyuczyła się na pamięć.
       Lun’arth wysłuchał jej modłów i bezpiecznie doprowadził do wyjścia. Colette objęła szczebel bladą dłonią i rozpoczęła kolejną wspinaczkę.

Powrót do góry Go down





Sevia
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Sevianna Joyce Blanche
Wiek :
23
Rasa :
Kapelusznik
Wzrost / Waga :
176 cm/ 66 kg
Pod ręką :
Pulares
Broń :
Sztylet
Zawód :
Kucharz w Różanym Pałacu
Stan zdrowia :
Cała i zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t641-sevia
SeviaUpiór herbaciany
Upiór herbaciany
Spoconą dłonią ogarnęła zmierzwione włosy i kilka niesfornych kosmyków z twarzy. Okropny odór unoszący się w kanale przyprawiał o mdłości. Woda, a raczej bliżej nieokreślona ciecz, w której brodziła po kolana, była ciepła. Sevia wzdrygnęła się, gdy coś dotknęło jej nogi. Spojrzawszy w dół, dostrzegła dziesiątki, a nawet setki zwłok, na których widok wydała z siebie stłumiony krzyk. Dokładała wszelkich starań, aby uspokoić ciężki oddech, przekonywała samą siebie, że znajduje się teraz w zdecydowanie lepszym położeniu, aniżeli kilka minut wcześniej.
- Raz, dwa, trzy - drżącym głosem zaczęła liczyć. Metoda ta nie była najskuteczniejsza. Przecież dopiero co atakowana przez nieumarłych, stała aktualnie wśród rozkładających się ciał. - Cz-cztery - zająknęła się, gdy wyobraziła sobie siebie jako kolejne truchło do kolekcji.
W kanale panował półmrok, dlatego wyciągnęła przed siebie ręce, aby po omacku odnaleźć ścianę. Dłoń dotknęła wilgotnego i lepkiego muru. Kapeluszniczka nie zatrzymywała się, mimo że przy każdym kroku deptała kolejne ciała. W którymś momencie zahaczywszy o jedne ze zwłok padła jak długa prosto pomiędzy ludzkie szczątki.
- Nie, nie, nie, nie - Spanikowana zaczęła się podnosić. Śliska od mułu dłoń, ześlizgiwała się za każdym razem ze ściany, co skutkowało kolejnymi upadkami. Wydawało się, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Czuła wręcz jak cały kanał wybija jej rytm serca. Dopiero przerażający ryk uświadomił jej, że to wcale nie jej serce, a kroki monstrum, które właśnie podążało w jej kierunku. Przypływ adrenaliny pomógł jej wygramolić się z bagna. Ledwo unosząc nogi, przeszła na drugą stronę kanału, chowając się w cieniu. Jej celem były drzwi, którymi weszła do środka, jednak gdy do tarła do punktu wyjścia z przerażeniem zdała sobie sprawę, że tych już nie ma. Ogromne jaszczuro podobne stworzenie było coraz bliżej, tak samo, jak prawdopodobna śmierć kapeluszniczki. Z jednej strony wolała zostać połknięta w całości przez napotkaną bestię niż zjedzona żywcem w fontannie. Nadal o omacku szukała jakiejś możliwej drogi ucieczki, którą stać się miała mniejsza odnoga kanału. Wąski tunel prowadził nie wiadomo gdzie, tak samo, jak każda z wcześniej napotkanych dróg i wyjść. Jednak był na tyle wąski, że napastnik z pewnością nie był w stanie ruszyć w dalszą pogoń za Sevią. Czołgając się w głąb tunelu, słyszała, jak bestia zbliża się, do jego wejścia. Syki i jęki cichły, a podłoże robiło się coraz suchsze. W ciemności niedelikatnie uderzyła ramieniem o pręt. Po omacaniu go wywnioskowała, że nad nią znajduje się wyjście. - Chyba rozum postradałam.- szepnęła pod nosem, wchodząc na pierwszy szczebel metalowej drabiny.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Chłód i wilgoć wdzierały się pod ubranie, obmywając każdy zakamarek jego ciała, kojąc rany powstałe na skutek wyrywania piór. Woda niosła ukojenie. Zapragnął pozostać w tej pozycji, leżąc w zimnie i pozwalając sobie na odpoczynek. Może nawet i na sen?
W jednej chwili dotarło do niego wiele istotnych faktów na raz. Pierwszy był smród. Aeron dźwignął się najpierw do klęku, potem wstał na chwiejnych nogach i przytrzymując się ściany, wyprostował się z jękiem. Znajdował się w kanałach. Śmierdziało tu tak, że z trudem powstrzymywał torsje, kaszląc i dławiąc się własną śliną. Łzy mieszały się z krwią i ściekiem, w którym jeszcze przed chwilą leżał, myśląc że to zwykła kałuża.
Było ciemno, nie widział prawie nic. Ciemne zarysy ścian, szczebelki drabiny którą mógł tutaj zejść... Stał w ścieku, który chlupotał obrzydliwie przy najmniejszym ruchu. Wdychał smród zgnilizny i fekaliów. Chciało mu się wyć.
I zawył. Ale nie on. Przerażający ryk poniósł się po korytarzu, sprawiając że Aeron obrócił się wokół własnej osi, próbując zlokalizować skąd dobiegł ten odgłos. Z pewnością nie został wydany przez istotę cywilizowaną, bo przecież nikt nie ryczy w taki sposób!
Oddech przyspieszył, kiedy panika na dobre zmieniła się w strach. Nie mógł się poddać, musiał iść dalej! Ale jak iść dalej, skoro ledwo stał na nogach i był ślepy w ciemnościach kanału?
Przez wyszczerzone zęby oddychał z trudem, wyrzucając z siebie strugi lepkiej śliny. Był jak zaszczute, skrzywdzone zwierzę lecz czuł, że to jeszcze nie czas by się poddać. Nie po tym co powiedział mu Laraziron, tam w górze.
Ryk rozległ się ponownie, tym razem o wiele bliżej. Vaele cofnął się bez pomyślunku i potknął się o coś, co leżało w brudnej wodzie. Upadł, rozchlapując ściek. Chrupnięcie nie było dobrym sygnałem, jednak tym razem Upiorny był pewien, że to nie jego ciało wydało dźwięk. Owszem, miał połamane skrzydła, lecz nie poczuł nowej fali bólu, dlatego po omacku odnalazł źródło odgłosu i gdy uniósł wyżej znalezisko, zakrztusił się własnym krzykiem, odrzucając przedmiot. Kość.
Kolejny ryk zmroził mu serce i wprawił w odrętwienie, ale tylko na chwilę. Arystokrata otworzył szerzej oczy i zmienił pozycję, pochylając się do przodu, wspierając na dłoniach by wstać. Połamane skrzydła wisiały bezwładnie, utrudniając utrzymanie równowagi. Potrzebował czasu by zebrać siły. Potrzebował czasu by pomyśleć co dalej.
Słyszał go. Wielkie, szorujące po ścianach cielsko nieokreślonego z wyglądu monstrum. Słyszał charczący oddech, kapanie śliny, ruchy oblizującego pysk jęzora. A przede wszystkim chlupot wody, coraz bliżej i bliżej.
To koniec?
Cisza jaka nagle zapadła była niemal pocieszająca. Aeron sapnął cicho, nasłuchując by zlokalizować potwora. Ne usłyszał nic. Poszedł? A może nigdy go tu nie było i wyobraźnia wymęczonego Upiornego płatała mu figle?
Z nadzieję która rozbłysła w jego sercu, uniósł się chwiejnie i wyprostował, odnajdując środek ciężkości i robiąc krok w przód. Tak, musiał iść dalej. Kanały nie będą jego grobem.
Nie mam już sił...
Rozdzierający ból wywołał krzyk. Początkowo nie był nawet świadom, że to on krzyczał, bo rozżarzone igły cierpienia wbiły się głęboko, sięgając jego umysłu. Uniesiony nagle w górę, przyrżnął głową o sufit kanałów. Usłyszał dźwięk łamanej kości i poczuł, jak gorąca ciecz zalewa mu twarz z kawałek czegoś twardego zsuwa się po skroni by z chlupnięciem zniknąć w czarnej toni ścieków.
Czy to... jeden z moich rogów?
Szarpnięty, wrzasnął rozdzierająco, na co trzymająca go siła wzmocniła zacisk. Gardłowy pomruk zdradził, kim był ten, który postanowił pobawić się Upiornym jak szmacianą lalką.
Potwór zacisnął szczęki, miażdżąc to co zostało ze skrzydeł Aerona, zamieniając je w papkę. Mlaskał nieprzyjemnie, spijając juchę. Miotał ofiarą na boki i chociaż bolało jak diabli, Vaele pozostawał przytomny. I zaskakująco trzeźwo myślący.
Muszę... muszę iść dalej. Muszę przeżyć!
Szarpany na boki, zauważył nagle na jednej ze ścian szkic. Skupił na nim wzrok zwierzęcych oczu, lecz pożerający go mutant ani myślał ułatwić sprawy. Aeron rozpaczliwie próbował przyjrzeć się rysunkowi, lecz póki tamten poruszał nim na wszystkie strony, niemożliwym było dojrzenie co znajduje się na rycinie.
Pomysł pojawił się nagle i zakrawał na szaleństwo lecz... to mogło się udać.
Zagryzając zęby z bólu, odwrócił się i szczerząc jak dziki zwierz, sięgnął dłonią ku plecom. Chociaż stracił wszystkie pióra i obecnie był pożerany żywcem, zachował coś co w tej chwili miało okazję bardzo mu się przydać. Szpony.
Wymacał nieporadnie podstawę tego co zostało ze skrzydeł. Połączenie z plecami i już miał wykonać cięcie, kiedy zawahał się na parę sekund. Czy... o to właśnie chodziło? Czy był zdolny do okaleczenia się, by iść dalej? Cóż to była za makabryczna próba?
Z krzykiem jakiego nie powstydziłby się żaden demon, wbił pazury we własne ciało i pociągnął, resztkami swoich sił. Zmiażdżone wcześniej kości chrupnęły, ścięgna ustąpiły a paskudny odgłos rwącej się skóry potwierdził, że Upiorny Arystokrata pozbawił się dodatkowych kończyn. Niczym uwolniony z kurtki za którą trzymał napastnik, Aeron spadł znowu w ściek i odnajdując w sobie siłę, spowodowaną rozpaczliwą chęcią przeżycia, potykając się na leżących w wodzie zwłokach, rzucił się biegiem w stronę ryciny.
Potwór za nim wydał z siebie zadowolony pomruk i zabrał się za rozrywanie mięsa i pożeranie go. Nie wiedział jeszcze, że ofiara właśnie wymykała mu się z łap.
Mężczyzna, umęczony lecz nadal przytomny, wpadł na ścianę i przytrzymując się jej, odnalazł spojrzeniem rysunek. Plany kanałów! Sapnął z uśmiechem niedowierzania. Nie miał jednak zbyt wiele czasu na analizowanie mapy. Odnalazł szybko punkt w którym się znajdował, znalazł oznaczone wyjście i prawie wybuchnął śmiechem zdając sobie sprawę z tego, że to wcale nie jest tak daleko.
Mlaskanie przypomniało mu o tym, jak bardzo musiał się spieszyć. Potwór pożywiał się łapczywie i tylko bogowie wiedzieli, ile posiłku mu jeszcze zostało.
Aeron rzucił się w kierunku wyjścia biegiem, nie zważając na deptane zwłoki i rozpryskiwane na wszystkie strony nieczystości. Ciało paliło żywym ogniem, lecz chęć przetrwania była silniejsza niż cokolwiek innego. Modlił się, płacząc jak dziecko, by obrana droga była tą właściwą.
Błagam... niech to będzie koniec. Nie wytrzymam dłużej.
Gdzieś w oddali za jego plecami rozległ się ponowny ryk świadczący o tym, że bestia właśnie skończyła posiłek i wyrusza na kolejne łowy. Jego własny szloch przerodził się w niekontrolowany, żałosny płacz gdy wymacał w ciemności drabinę prowadzącą ku wyjściu.
Oby tylko nie trafił w jeszcze gorsze miejsce niż to.

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Chciała zawrócić już w chwili, gdy przestąpiła próg ukrytych drzwiczek. Ależ bałagan. Biedne istoty. I ich kończyny! Bardziej z szacunku dla już-zmarłych (dla odróżnienia od pozostawionych przy fontannie jeszcze-nie-do-końca-martwych) niż z niechęci do zabrudzenia wytłaczanych trzewików (co to za skóra, która namaka po jednej wyprawie?) telekinezą uniosła się kilka centymetrów nad powierzchnię brejowatego podłoża i tak ruszyła. Przesuwała dłońmi po ścianach, badając ich wiek i chropowatość. Tak zaaferowały ją liczne boczne odnogi, że wyłaniając się zza winkla niemal nie zauważyła żerującego gadoludzia.
Cóż, on zauważył ją z równie wielkim zaskoczeniem. Ale za to szybki był, skurczybyk.
Wyprysnął w stronę kotki aż chlapało i musiała włożyć naprawdę sporo woli, by jeszcze prędzej unieść się nad jego głowę. Lewitowała u sklepienia, ale to nie mogło trwać wiecznie. W końcu musiała mu się przyjrzeć!
Rozszerzyła źrenice, wpuszczając całość (wątpliwie) dostępnego światła i przypuszczając, że zwierzoludź albo nie korzysta ze wzroku, by widzieć, albo widzi sklotopicznie, jak ona. Gapił się bowiem wprost na nią z wściekłością godną trzech takich, i to jeszcze tych, co już posmakowali! Rączki miał zabawne, ale z takiego kąta nie widziała czy bardziej przypominają Tyranozaura rexa czy Człowieka, postanowiła więc skoczyć bliżej. Odbiła się od sufitu i zanurkowała w dół, celując w kałużę, a nie kopczyk suchych kości obok. Gad był jednak piekielnie szybki i w mgnieniu oka zanurkował za nią. Przetoczyła się z paskudnym mlaśnięciem pod ścianę, czując jak mucha umykająca przed packą. Naprawdę-mało-zabawne. Krokodylasty zakłapał krzywymi zębiskami i znów musiała się odbić od ściany, wspomagając impet telekinezą, by odskoczyć poza zasięg szczęk. Wyglądał jak Dachowiec albo wilkołak, tylko że krokodyli. Ciało miał muskularne, pokryte łuskami i z pewnością śliskie. I ciężkie. Musiała uważać, by nie zostać przygniecioną. Placek z Veloniki to ostatnie na co miała ochotę.
Zadyndała u sufitu, ociekając brudną wodą z błotem i Magia-jedna-wie czym jeszcze. Brrr. Mister (monster?) poniżej machał z kolei łapkami i grzmiał co nie miara. Zapamiętała już jego ogólną budowę, sposób poruszania się oraz ewidentny fakt, że nie była to jej kategoria wagowa, należało więc unikać bezpośredniego kontaktu. Chciała już ruszyć w dalszą drogę, w końcu jeśli miała zostać tu na wieczność, to nie w kanale (dosłownie!), z jednym jedynym egzemplarzem do badań! Wszak znudził jej się po kwadransie. Z takiej wysokości zobaczyła kolejne odgałęzienia, te co i wcześniej mini-tunele, odbiegające od głównej arterii (pełnej plugawej krwi). Może tamtędy?
Zanurkowała teraz ona, w połowie zmieniając tor poprzez odbicie się od telekinetycznej podstawki, stworzonej w powietrzu. Mhm, dużo krzywych, niemytych zębów. Modelem to on nie zostanie. Zaszorowała po wilgotnym kamieniu, umykając przed pazurzastymi łapkami i wściekłym spojrzeniem. Niziutkie niecki dawały po równi mało wygody i poczucia bezpieczeństwa. Velo nie była nawet pewna czy korytarzyk dokądkolwiek prowadził.

Gdy okazało się, że nie, ochoczo przygotowała się do wyjścia, jednak jej dłoń dotknęła czegoś zimnego, suchego i wyżłobionego. Nikłe światło wskazywało na linie i kropki, ale dopiero po chwili zorientowała się, że jakiś szaleniec wyżłobił mapę kanałów! Pojęcia nie miała po co, skoro teren wyglądał na dosyć zalewowy, ale narzekać nie zamierzała. Wodziła palcem po preferowanej drodze, w sobie tylko znany sposób zapamiętując sekwencje zakrętów. Co by z niej była za wagabunda gdyby gubiła się w byle ścieku?
Problem natrętnego adoratora rozwiązała (znów) telekinezą i zamoczonym w ju – naprawdę nie zamierzała dociekać czym – płaszczu. Posłała go skąd przyszła, kierując się obserwacją, że stwór najchętniej pobiegnie za takim jak dotąd, gwałtownym ruchem, sama z kolei pofrunęła zaraz ponad breją na dnie, nie czyniąc żadnego dźwięku. Płaszcza nie było jej szkoda, czasu owszem. Gdy chwytała pręty drabiny – nie mogła wzlecieć, bo już przed chwilą została raz zrzucona niemal prosto w przegniłe ramiona już-trupa – z satysfakcją usłyszała odbijający się echem, wściekły ryk.



Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





Val'rakh
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 8CZhH8B
Godność :
Val’rakh, Żniwiarz Światów, Badacz Śmierci, Strażnik Czerwonego Morza Dusz; wśród ludzi znany jako Vanya Voland
Wiek :
W ludzkiej postaci wygląda na ~25 lat
Rasa :
Koszmar
Wzrost / Waga :
W ludzkiej postaci – 1,8 m, w koszmarnej – ok. 4 m / Względna
Znaki szczególne :
W ludzkiej skórze – mała blizna pod lewym okiem oraz dużo większa wzdłuż kręgosłupa, kolczyk w języku, oczy o szarofioletowej barwie
Pod ręką :
Portfel, zapalniczka, telefon, klucze do apartamentu i samochodu
Zawód :
W Świecie Ludzi – Koroner
Stan zdrowia :
Zdrowy, choć w materialnej postaci zawsze jest trochę osłabiony
Specjalne :
Administrator, Grafik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t564-val-rakh https://spectrofobia.forumpolish.com/t848-val-rakh https://spectrofobia.forumpolish.com/t1151-poczta-vanyi-volanda https://spectrofobia.forumpolish.com/t1122-val-rakh
Val'rakhBadacz Śmierci
  Po przekroczeniu progu drzwi ukrytych w fontannie, przed Val’rakiem roztoczył się mrok. Ponownie zagłębił się w przepełnione ciemnością miejsce, choć znacznie bardziej przytłaczające, niż aleja, którą uprzednio kroczył. Unosząc się w powietrzu, niemal niezauważalnie poruszając skrzydłami, przemierzał rozpostarty przed nim kanał. Było to miejsce odrażające i plugawe. Pod Koszmarem kłębiły się gnijące resztki ciał i nagie kości. Wszechobecny odór mógłby przyprawić człowieka o konwulsje, jednak Val’rakh nie odbierał doznań z otaczającego go świata w sposób ludzki. Niejako akceptował istnienie pewnych elementów rzeczywistości i stawały się one dla niego czymś neutralnym, czemu nawet nie poświęcał uwagi. Nie sposób było zatem dywagować czy w jakikolwiek sposób przeszkadzała mu obecność w owianych mrokiem, przepełnionych zgnilizną zawilgoconych tunelach. Dla niego liczyła się jedynie jego obecność tu i teraz oraz kontynuowanie swej podróży do końca snu, by zdążyć powrócić do materialnego świata nim pierwsze promienie jesiennego słońca musną szyby w okiennicach jego sypialni.
  Ciemność rozświetlał płonący płaszcz Val’rakha, z którego drobne iskry co i raz spadały na ziemię w płomiennym tańcu, by prędko zgasnąć. Kościaną kosę trzymał blisko przy boku, tak, by nie przeszkadzała mu w jego podróży i nie dotykała ścian kanału. Poruszał się bezszelestnie, niby widmo, stąd też, gdy usłyszał dźwięk pękających kości, wiedział, że nie nastąpił przypadkiem na żadnego nieszczęsnego nieboszczka. Nie był w tunelu sam. Wkrótce jego oczom ukazało się humanoidalne monstrum skąpane w mroku. Val’rakh w swej istocie będący neutralny, nieingerujący w życie innych stworzeń z Krainy Snów bardziej, niźli tego potrzebował, początkowo nie miał zamiaru w żaden sposób ingerować w istnienie stworzenia. Potwór jednak nie okazał się równie przychylnie mu nastawiony, co istoty, które napotkał wcześniej. Miast oddać mu należny pokłon, zaryczał głośno, a jego głos przepełniony gniewem zadudnił echem w podziemnych korytarzach.
  Val’rakh nie czekał długo. Jego kosa uniosła się w powietrzu i szybkim, prostym ruchem, któremu towarzyszył cichy świst, pomknęła w stronę monstrum, przecinając je w pionie na pół, po czym natychmiast wróciła do ręki właściciela. Mogłoby się zdawać, że wysiłki te są daremne, gdyż połówki potwora poczęły się ze sobą zrastać równie szybko, jak zostały oddzielone, jednak dostatecznie wolno, by Koszmar przeleciał między nimi wprost do małego, węższego tunelu. Po przebyciu kilku metrów, zauważył wiszący na ścianie plan kanału. I wiedział już, że jego instynkt nie zawiódł go i tym razem, wszak zmierzał we właściwym kierunku.
  Wkrótce dotarł do końca tunelu, gdzie czekała na niego drabina. Wyczuwał obcą, koszmarną moc wokół tego miejsca. Tym bardziej pragnął dotrzeć do granic snu i być może spotkać jego gospodarza. Kończąc swój lot, postawił stopy na jednym z niższych szczebli. Jego płaszcz wciąż falował w powietrzu, nie dotykając podłoża. Trojgiem rąk począł wspinać się ku górze, w czwartej dłoni wciąż trzymając kosę, tym razem jeszcze bliżej ciała, by nie przeszkadzała mu w wąskim tunelu. W końcu zdołał wydostać się z kanału.


Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 6wyUN10

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę

IV. Labirynt Arii

Oślizgła i zimna drabina, jeśli tylko udało ci się z niej nie spaść w czasie wspinaczki, zaprowadziła cię przed kolejne monumentalne wrota. Stara tabliczka głosiła jedynie, iż przed tobą ciągnąć się ma stary labirynt i choć wyblakły napis „Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wchodzicie” nie napawał cię determinacją ni optymizmem, droga ta stanowiła jedyną możliwość opuszczenia kanałów. Drzwi otworzyły się z głuchym stęknięciem, któremu zaraz zawtórował odgłos uruchamiającego się mechanizmu. Wraz z podmuchem powietrza nieliczne świece znajdujące się na ścianach z ciosanego kamienia zapłonęły momentalnie i skąpały monumentalne korytarze w łagodnym świetle.
Gdy doszedłeś do pierwszego z rozwidleń, pojawił się odwieczny problem, która droga będzie prowadzić do wyjścia. Nie mogłeś wywnioskować tego po oznaczeniach korytarzy, których wszak nie było, ni w twoje oczy nie rzuciła się żadna mapa. Niemniej, gdy tylko wsłuchałeś się w ciszę, mogłeś usłyszeć cichy, odległy głos dochodzący z rozgałęzienia biegnącego na prawo. Z lewej strony natomiast dochodził nietypowy odgłos kroków, z każdą chwilą coraz głośniejszy i głośniejszy. Źródłem dźwięku okazała się być antropomorficzna postać – wydawała się być kobietą o oczach białych i pustych, głowie zwieńczoną krótkimi rogami wyłaniającymi się z gęstwiny kasztanowych, skudlonych włosów; jej nogi nie były ludzkie, przywodziły na myśl tylne kończyny byków. Postać wydała z siebie ciche syknięcie i ruszyła w twoją stronę – nie miałeś innej opcji, niż ucieczkę.
Ostatecznie udało ci się ją zgubić, niemniej sam znajdowałeś się w centrum labiryntu i nie wiedziałeś, w którą stronę powinieneś się udać. W oddali nadal mogłeś usłyszeć zgłuszony śpiew.

Spoiler:

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Znalazłszy się na górze Diana rzuciła jeszcze pogardliwe spojrzenie na cuchnący kanał i żerującego w nim bezradnego potwora. Jego masywne barki i podłużna głowa uniemożliwiały skorzystanie z drabiny. Cień wziął głęboki wdech, bynajmniej nie z ulgi, lecz by nacieszyć nozdrza czystym powietrzem, wolnym od woni ścieków wymieszane z trupim odorem.
Nie od razu więc ujrzała monumentalną bramę z ceglanego muru miejscami pokrytego obficie zielonym mchem oraz żelaznych wrót. Jeszcze później spostrzegła tabliczkę, zdążywszy uprzednio wyrazić nadzieję na nieco czystszą przeprawę niż poprzednio. Zdążyła już zatęsknić za przepastną brukowaną aleją i jej dekoracyjnymi rzędami czerwonych klonów.
- Mhm. - Mruknęła pod nosem ujrzawszy ledwo dostrzegalny napis. Sytuacja była dość absurdalna i przez chwilę Cień zastanawiała się nawet, czy napis ten nie pojawił się dopiero wtedy, gdy zdążyła wyrazić myślami swoje pragnienie pokonywania w miarę ładnych przeszkód. W gruncie rzeczy nie miało to jednak znaczenia. Droga była jedna i niezależnie od tego gdzie prowadziła trzeba było ją przejść.
Zresztą, czy przebycie bramy, od której starsze twory nie istnieją, chyba że wieczyste, nie było koniecznym w wędrówce ku empireum? Nadzieja bywała dobrą wymówką, by stanąwszy w miejscu czekać na cud. Candran postanowiła działać.
Nie musiała zresztą długo czekać, by rzeczywistość zaaprobowała jej zamiary. Wystarczył jeden krok, by wrota stanęły otworem a kamienne ściany labiryntu rozświetlone zostały blaskiem świec.
Na twarzy Tropicielki pojawił się uśmiech znak rozbawienia, szybko zakryty przez palce prawej dłoni. Choć ścianom daleko do luksusów, a sama myśl o ogromie labiryntu i długości korytarzy niepokoiła Cienia, to nie sposób było poczuć dziwny rodzaj tryumfu, gdy wnętrze mykeńskiego gmachu okazało się być w znośnym stanie.
Może to nieoczekiwany uśmiech losu sprawił, że Tropicielka ruszyła pewnym krokiem w głąb zawiłych korytarzy.
Dopiero będąc przy pierwszym rozwidleniu zatrzymała się. Nie dlatego, ze chciała zastanowić się nad właściwą ścieżką. Nim zdążyła choćby o tym pomyśleć i wstrzymać krok usłyszała cichy, ledwo słyszalny śpiew. Czy ten mógł być drogą? Kolejną wskazówką, jakich dotąd spotkała wiele? Rzeźby wznosiły ręce ku górze, zdechlaki spychały ku fontannie a mapy wskazywały właściwą drogę. Czy śpiew będzie kolejny?
Nie od razu Diana przyjęła taką możliwość. Dopiero coraz głośniejsze kroki i ujrzenie cudacznej postaci upewniło ją w tym przekonaniu. Mogła stanąć do walki z poczwarą, lecz nie widziała w tym najmniejszego sensu. Choć trzeba przyznać, że pokusa była silna. Ostrze chwycone lewą ręką wysunęło się z pochwy na kilka milimetrów. Trzeba było jednak pamiętać o tym, czego Diana dotąd była świadkiem - zawsze istniała właściwa droga i zawsze była wyraźnie, choć enigmatycznie oznaczona.
- Minotauria? Minotaurzyca? - powiedziała tylko z pogardą i nie czekając, aż stwór się na nią rzuci ruszyła żwawym krokiem w prawą odnogę labiryntu.
Niemal cały czas podążała za głosem, a beztroskie zboczenie z drogi tylko utwierdziło ją w słuszności obranej taktyki. Dopóki trzymała się niewidzialnej ścieżki dźwięku szła w ciszy, nie niepokojona przez rogate kozo-wiedźmy. Gdy tylko z ciekawości zboczyła z tej trasy zaledwie po paru krokach ujrzała znajomą poczwarę. Przeto odwróciła się na pięcie i powróciła na wcześniej obraną drogę.
Jakiś czas później Dianę ponownie naszły wątpliwości. Szła już bardzo długo - zbyt długo jak na jej gust. Zaczęła się zastanawiać, czy śpiew nie jest syrenii i nie zwodzi na wieczne błąkanie. Wszak zachęcająca szeroka aleja była jedynie nieskończoną tułaczką, a ciemna, podejrzana uliczka ucieczką.
Dobyła dłuższe ostrze i postanowiła na następnym rozwidleniu wybrać walkę. Pech chciał, że los z niej zadrwił i gdy z czystej ciekawości spojrzała w stronę skąd dobiegał śpiew ujrzała koniec labiryntu.
- Aha.
Srebrzysty blask tropicielskiego miecza Diany na powrót został ukryty w czarnej pochwie.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Wspinaczka była trudna. Palce ślizgały się po szczeblach, grożąc upadkiem z wysokości. Już raz go to spotkało, nie miał ochoty na ponowne spotkanie ze ściekami, zwłaszcza, że ryk bestii był coraz bliżej i bliżej. Rozpaczliwe pragnienie przeżycia popchnęło go ku górze. Mięśnie napięte były do granic możliwości, sprawiając mu dodatkowy ból. Oddychał głośno, wypychając oddechem ślinę która skapywała mu po brodzie. Gdyby ktoś z Arystokracji go teraz zobaczył...
Dalej. Dalej. Dalej. Dalej!
Szlochając wydostał się z kanałów i padł na podłogę, łapiąc oddech jak gdyby prawie się utopił. Bardzo potrzebował odpoczynku, bardzo potrzebował kąpieli w czystej wodzie. Opatrzenia ran.
Ubranie wisiało na nim w strzępach, zabarwione krwią i nieczystościami. Skaleczenia piekły, lecz ból ten był niczym w porównaniu do wyczerpania psychicznego.
Już niczego nie rozumiał. Jakaś siła pchała go naprzód, lecz okropności jakie napotykał na swojej drodze sprawiały, że myśl o poddaniu się była jasna i kusząca. Może gdyby dał się rozszarpać, w końcu odnalazłby spokój?
Jęcząc, podniósł się i rozejrzał półprzytomnym wzrokiem. Nic nie dało przecieranie twarzy, i tak cały był w smrodzie i brudzie. Uniósł dłoń i dotknął rogów... a raczej jednego. Miał rację, to co zsunęło się z jego głowy było jego rogiem. Właśnie został połowicznie pozbawiony swojej największej ozdoby.
Ostra krawędź ukłuła go w palce, lecz gorsze było uczucie jakie wstrząsnęło jego ciałem. Dreszcz, który pewnie w normalnych warunkach byłby całkiem przyjemny, lecz dziś wywołał jedynie głośny jęk. Dlaczego to wszystko miało miejsce?
Spojrzał przed siebie i gdy zauważył wielkie drzwi, na chwiejnych nogach zbliżył się do nich i dotknął tabliczki. Przeczytał napis i parsknął śmiechem, pochylając głowę, opierając czoło o chłodny metal. Pozwolił by jego ciałem zawładnęła wesołość, bo co innego mógł zrobić?
- Mam porzucić nadzieję? - zapytał samego siebie - A co, jeśli nigdy jej nie miałem?
Ruszył przed siebie, zagłębiając się w labirynt. Plusem tej wędrówki było to, że panowała tu cisza i spokój. Upiorny szedł, krok za krokiem i oddychał głęboko, wprowadzając ciało w coś podobnego odrętwieniu. Wyłączył myślenie, żeby chociaż trochę uspokoić skołatane nerwy. Po prostu bezmyślnie sunął na przód.
Pierwsze rozwidlenie. Rozejrzał się na obie strony i już miał wybrać lewą odnogę, wzdychając z rezygnacją, gdy nagle usłyszał odgłos kroków nienależących do niego. Zatrzymał się i gotów na najgorsze, napiął nogi i ręce, gotów na zmierzenie się z tym, co szło w jego stronę.
Początkowo myślał, że ta nieszczęsna istota zabłądziła jak on i potrzebuje pomocy. Chociaż nigdy nie należał do specjalnie empatycznych, opuścił ręce by jej nie straszyć i już miał zaoferować wspólną wędrówkę, gdy postać syknęła, szczerząc zęby.
Kolejny potwór. Jakżeby inaczej? Cały ten chory świat dawał mu do zrozumienia, że jego czas niebawem nadejdzie, a walka o każdą minutę tylko wydłuża katusze. Mimo to nie poddał się.
Przyjrzał się istocie. Miała kasztanowe, poskręcane włosy, dziwne nogi i była dość kruchej postury. Mimo to, jej białe puste oczy były wpatrzone w Aerona, brwi ściągnięte a z wyszczerzonych zębów kapała spieniona ślina.
Abi...?
Poznał ją. Myśl ta okazała się jeszcze straszniejsza, niż spotkanie z potworem w kanałach. Oto stała przed nim Upiorna Arystokratka, zmieniona przez te świat, przez labirynt. Nienawiść biła od niej prawie tak mocno, jak od niego smród ścieków.
- Abi... - powiedział, przerażony widokiem i wyciągnął ku niej dłoń. Monstrum syknęło jeszcze głośniej i ruszyło wolnym krokiem w jego stronę, klekocząc zwierzęcymi nogami o podłoże.
- Porzuciłeś mnie. - warknęła istota, zmniejszając dystans - Dałeś nadzieję, by później wysłać daleko, bym nie sprawiała kłopotów. - kontynuowała.
- N-nie! To nie tak. - próbował protestować, jednak zmieniona Upiorna jedynie uśmiechnęła się paskudnie.
- A jak? - prychnęła - Przygarnąłeś, bo było ci mnie żal. Wymyśliłeś historyjkę o znamieniu, bo wiedziałeś że je mam. Swoje sfabrykowałeś, tylko po to by wzbudzić moje zaufanie. - powiedziała - I wiesz co? Tak było dobrze. Dałabym ci zdrowe, czystokrwiste potomstwo. Silnych synów i piękne córki. Dałabym, wiesz? Tak. Dałabym. - zaśmiała się gorzko - Ale ty wolałeś wystawić mnie na sprzedaż. W imię czego? Sojuszu? Jakichś swoich ideałów? - syknęła - Jesteś najgorszym z kłamców. Dlatego... - przerwała, stając w odległości dwóch metrów - Zdychaj.
Poderwał się do biegu w ostatniej chwili, umykając przed jej wyciągniętymi dłońmi. Pognał z krzykiem, przepraszając ją głośno, płacząc i wyjąc. Nie tak miało to wyglądać, on jej przecież nie porzucił!
Porzuciłem. Wziąłem do domu, nakarmiłem opowieścią o więzach rodzinnych i kiedy już byłem pewien, że je mi z rąk, wysłałem ją daleko, by nabrała ogłady i by wróciła do mnie dorosła. Bym wtedy mógł zdecydować o jej cenie.
Gnał, goniony przez Abi i wyrzuty sumienia. Strach pompował w jego kończyny nowe siły. Obierał drogę na oślep, by w końcu zgubić potwora na kilkanaście sekund. Zatrzymał się wyczerpany i prawie wypluwając płuca, pochylił się do przodu by pomyśleć co dalej.
Z zamyślenia wyrwał go śpiew. Odległy i cichy, lecz najprawdziwszy, piękny śpiew. Mając nadzieję, że może tym razem spotka go coś innego od tych wszystkich potworności, obrał nowy kierunek. Pobiegł w stronę głosu, roniąc łzy i szlochając głośno.
Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam...
Głośny syk Abi przypomniał mu o zagrożeniu. Ponownie deptała mu po piętach a on co chwilę gubił ją, by za chwilę ponownie być ściganym. Ile jeszcze to potrwa? Niewiele brakowało by po prostu padł i dał się zabić, akceptując jej żal i wściekłość.
Tymczasem piosenka stała się głośniejsza i bardziej wyraźna. Podążył za nią i z ulgą odkrył, że po chwili naprawdę zgubił monstrum. Nie zwalniał jednak, obawiając się o ponowne spotkanie. Gnał dalej i dalej, kierując się stronę muzyki.

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Po wspięciu się na sam szczyt oraz wydostaniu z kanału miał czas zastanowić się, dlaczego magia zmiany postaci na drabinie zadziałała, a wcześniej, kiedy leciał, została rozproszona. Uznał, że koszmar, z którym miał do czynienia nie chciał mu pozwolić na łatwe poruszanie się w postaci latania. Założył więc, że może się zmienić,  w cokolwiek chce, póki nie ma to skrzydeł. A przynajmniej tych lotnych.
Wędrówka zaprowadziła go pod potężne wrota. Przed nimi znajdowała się tabliczka z  bardzo demotywującym tekstem.
- Jeżeli ten napis ma zniechęcić zdeterminowane osoby, albo mnie, to przeliczyłeś się – stwierdził, nie wiedząc, czy nie jest przypadkiem obserwowany przez koszmar. Albo podsłuchiwany. Jeżeli tak było, to mógł wyrazić swoje odczucia w tym temacie.
Przeszedł przez drzwi i stanął przed kolejnym wyborem. Udać się w prawo czy też w lewo? Hmmm. Zastanowił się w ciszy, by po chwili usłyszeć kroki i śpiew.
- Och? – mruknął pod nosem, czekając na obrót wydarzeń. I wtedy ją zobaczył. Kobietę-byka. Czyżby koszmar wzorował się legendarnym Minotaurem i jego labiryntem? Najprawdopodobniej tak, bowiem miała też wielki topór i rzuciła się na Sennego. Ten zmienił się w wilka i pobiegł w stronę, z której dobiegał śpiew. Albo zostanie zwabiony przez Syrenę i padnie ofiarą czegoś gorszego, albo spotka się twarzą w twarz z koszmarem. W końcu.
Mógłby też stanąć do walki z kobietą bestią, ale czy był sens, skoro była tylko wytworem snu, a nie bezpośrednio jego przeciwnikiem? Nie sądził.
W końcu ją zgubił. Trochę wyraźniej słyszał też śpiew i cóż, nie mają lepszego pomysłu, gdzie się udać (nie chciał próbować znowu latać), podążył za głosem niesionym przez ściany.
Zastanawiał się, gdzie teraz dotrze.
- Planujesz się ze mną w końcu spotkać? – zapytał, niby to powietrza, niby koszmaru.


Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Wejście po drabinie nie należało do łatwych, ale ryki dobiegające spod jej podstawy działały nad wyraz mobilizująco. Ba! Brzmiały na tyle motywująco, że Vyron gotów był wejść po pionowej ścianie używając własnych jelit jako liny, byle tylko nie wpaść w łapy monstrum, stojącego poniżej i zachęcającego go do zwiększonego wysiłku.
Gdy tylko dotarł bezpiecznie na górę, stwór w dole wydał się nagle jakiś taki cherlawy i nijaki. Słabowite to było i miast grozy budziło jedynie litość. Gdy tak na niego spoglądał, do głowy przyszedł mu plan tak genialny i cwany, że sam ledwie mógł w to uwierzyć.
- Eeee! Ty tam! Powiedz mie, lubuje ci świży chliebek z suszono kiełbaso? – zapytał siląc się na możliwie jak najbardziej chłopski akcent i miły ton.
Z dołu dobiegł ryk i syk wściekłego stwora.
- No a jak! To pewno i pieczone miensko z kaszą ci lubuje, co? – zapytał Viridian z co raz szerszym uśmiechem na twarzy.
Stwór na dole z wściekłości zaczynał już szarpać ścianę pazurami i syczeć
- Rozumiem, że powiedziałeś „A kez by to miso nie lubowało człowiekowi!” Prawda! A powiedzta mie kumosicku, takiego dobrusiego makowca tys byś zezorł? – w trakcie zadawania ostatniego pytania twarz Wielkiego Księcia ozdabiał piękny i szczery uśmiech.
Jak można było się spodziewać Wygnianiec zaryczał wściekle i kilkukrotnie kłapną paszczą.
- Tedy masz, poczęstuj się i niech ci w sadło idzie! - powiedział Viridian zdejmując spodnie i wypinając goły tyłek za krawędź - Znaj chamie łaskę Pana! Oddaję tobie co kryję w sobie!
W tej chwili dotarło do niego, że nie ma pod ręką papieru toaletowego ani niczego czym bez większego żalu mógłby się podetrzeć. No nic, musiał wybrnąć z tej sytuacji z twarzą.
- Ha ha ha! Żartowałem! Nie dla psa kiełbasa! – zawołał radośnie i podciągnąwszy spodnie ruszył w kierunku nowego wyzwania.
Nagłe zniknięcie pańskich półdupków i radosne zawołanie z wysokości wywołało co prawda kolejną serię ryków, syków i uderzeń o ściany, ale Vyron nie dbał już o to. Przeciwnik został dostatecznie upokorzony.
Podszedł do tabliczki i przez chwilę jej się przyglądał. Migoczące światło płomieni nie ułatwiało mu czytania wyblakłego tekstu.
- Podrzućcie … wieprzkom … nadzienie , wy, ... którzy … wędzicie – odczytał napis na tabliczce i przez chwilę zastanawiał się nad jego sensem. Wyglądało na to, że ktoś kto był tu przed nim zostawił tę wiadomość dla swoich następców. O jakie nadzienie chodziło? Gdzie były te wieprzki? Tego akurat nie wiedział, wiedział za to, że informacja go nie dotyczy, albowiem wyraźnie powiedziane było, że dotyczy to tych, którzy wędzą. On nie wędził.
Ruszył śmiało do przodu pogwizdując pod nosem.
Jak na razie nie było tak źle. Spodziewał się, że po ucieczce … znaczy się taktycznym odwrocie od Wygnańca, wpadnie w coś jeszcze gorszego, a tu proszę jaka niespodzianka. Sucho, relatywnie czysto, niezbyt zimno i tylko trochę śmierdząco.
Gdy dotarł do rozwidlenia zatrzymał się. No tak! Nie mogło być tak łatwo, co? Oczywiście że nie. Przecież projektując kanały czy labirynty zawsze trzeba robić pozbawione sensu ( oczywiście z punktu widzenia błądzącego) rozwidlenia i ślepe korytarze.
Odnogi nie różniły się od siebie niemal niczym, a taktyka by iść w tą z nich, z której mniej śmierdzi, wydawała się być chybioną albowiem w kamiennych korytarzach powietrze praktycznie stało.
- Echo! – wykrzyknął
- Echo, echo, echo, cho, cho …
- Dupsko!
- Dupsko, dupsko, dupsko, sko, sko …
- Kloc!
- Kloc, kloc, kloc, oc, oc …
- Ale zabawa! – ucieszył się Vyron zacierając ręce - Cyce!
- Cyce, cyce, cyce, yce, yce …
- A teraz coś trudniejszego! – zawołał roześmiany - Bękart ch...j!
- Wraaaaarrr! - zaryczał kanał w odpowiedzi
- Nie „wraaar” tylko „Bękart ch..j!”
- Wraaaarrrr Muuuu! - zaryczał korytarz niczym szalony, rozpłodowy buhaj na widok łąki pełnej dorodnych krów i jałówek.
Słysząc ryk Wielki Książę odskoczył i dobył miecza.
Z ciemności jednego z korytarzy wyszło coś co wyglądało jak mieszaniec Upiornego Arystokraty i krowy!
Dawno temu, będąc jeszcze dzieckiem, słyszał od Dziadka o takim dziwadle. Pół człek-pół byk. Jeśli pamięć go nie myliła, monstrum to nazywało się Perseusz i pochodziło z wyspy Dedal w Świecie Ludzi. Doskonała pamięć pozwoliła mu nawet na przypomnienie sobie szczegółów. Otóż samicą straszliwego Perseusza była Ariadna, labirynt wybudował na polecenie króla niejaki Minotaur, a zabójca Perseusza wyszedł z labiryntu dzięki przędzy, którą podarowała mu jego ukochana imieniem Kreta. Co ciekawe, później ten sam Minotaur zrobił też specjalne skrzydła żeby zabić własnego syna, ale to inna historia.
A zatem stworem przed nim była Ariadna czyli suka, locha, klacz czy jak tam nazywać się winno samicę Perseusza!
- Ja nie wędzę! – powiedział od razu by uniknąć ewentualnych nieporozumień odnośnie podrzucania nadzienia dla wieprzków. W tym momencie do głowy przyszedł mu kolejny świetny pomysł.
- Ja nie wędzę, ale kolega z dołu ... – mówiąc to wskazał ręką kierunek w którym znajdowała się drabina do kanałów z Wygnańcem - Ten to wędzi cały czas! Bez przerwy! Wędzi jak pojebany! Jakby tego było mało, mówił, to znaczy ryczał, że w dupie ma wasze nakazy od nadzieniu dla wieprzków, a ty możesz mu naskoczyć bo jesteś grubą i niezdarną krową. Serio!
Chyba nie wypadł zbyt przekonująco, albowiem Ariadna zdawała się mniej interesować wędzącym poniżej kolegą niż potencjalnym młodzianem (choć już nie najmłodszym) do schrupania.
- To ja dziękuję za wskazanie! – powiedział chowając miecz i cofając się w korytarz, z którego dał się słyszeć cichy śpiew - A do kolegi od wędzenia to prosto, jak w przysłowiowa mordę strzelił i na dół! Znajdziesz bez problemu! No a teraz bywaj!
Powiedziawszy to ruszył sprintem przed siebie jakby go goniła nie Ariadna ale całe pastwisko Prometeuszy.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Mięśnie ramion bolały ją od wspinaczki, która zdawała się trwać wieki. Nieistotne było dla niej, gdzie się znalazła; istotne było to, że mieli tu stanowczo zbyt dużo drabin. Gdy już znalazła się na górze, wytarła dłonie w już i tak brudną suknię – materiał niczym już nie przypominał swojego dawnego karmazynowego koloru; z pięknej sukni została tylko brunatna, porwana i mokra szmata. Upiorna spojrzała na nią z obrzydzeniem – nadal śmierdziała rozkładem, jakim przesiąknięty był kanał, w którym swoje żerowisko uczynił ten plugawy, aligatoropodobny stwór, równie obrzydliwy, jak wielki.
        Colette postanowiła pozbyć się zbędnego balastu; ściągnęła z siebie suknię i zrzuciła ją na ziemię. Podjęcie decyzji o rozebraniu się ułatwiła jej zawartość dziwnej skrzyni stojącej przy wejściu. Schyliła się i wyjęła z niej czarny mundur, dziwnym trafem o kroju identycznym do mundurów jej ojca; nawet oznaczenie pozycji się zgadzało. Zbliżyła go i powąchała; zapach był niezwykle zbliżony do zapachów, które znała z dzieciństwa, a którymi przesycona była posiadłość Rosslare: morska sól przeplatała się z zapachem róż, ulubionych kwiatów jej matki oraz jaśminem. Przymknęła na chwilę oczy zanurzając się w bezpieczeństwie wspomnienia domu i bez długiego namyślania go założyła na siebie. Do pasa przypięła pochwę z Anemonem.
        Kończyła zapinać ostatnie guziki drżącymi z zimna palcami, gdy jej wzrok powędrował na wieńczący drzwi napis. Wcześniej rzecz jasna była świadoma obecności olbrzymich wrót, które rozciągały się przed nią jak groźna paszcza kolejnego potwora i straszyły bielą marmuru. Westchnęła i pchnęła drzwi – mimo wszystko to była jej jedyna droga ucieczki. Działanie jest lepsze, niż bezczynne czekanie na to, co nieuchronne.
        Kolejne rozwidlenie dróg i żadnej wskazówki, w którą stronę zmierzać. Przykucnęła, by odpocząć, a może zyskać inną perspektywę? Niemniej, gdy tylko wyciszyła się nieznacznie, a jej dudniące od adrenaliny i wysiłku serce przestało zagłuszać jej myśli. Usłyszała dochodzący z oddali cichy głos, niezwykle kuszący i nęcący. Tak podobny do jej własnego, gdy dźwiękami plecie Ars Lunatri, by zmylić umysł i serca, zamydlić oczy tym słabej woli. Uśmiechnęła się pod nosem. Choć obawa ogarnęła ją odruchowo, to świadomość, że przyrodzona jej rasie odporność na efekty oddziałujące na psychikę wysoce prawdopodobnie zablokuje jej negatywny wpływ.
        Decyzja o pójściu i zbadaniu źródła głosu została przyspieszona przez zjawienie się groteskowego monstrum, dziwacznej kobiety, która w szaleńczym pędzie rzuciła się na Upiorną. Przeklęła pod nosem i ruszyła biegiem w wolny korytarz. Zatrzymała się dopiero, gdy odgłos kroków ucichł.
        Teraz pozostawało zdecydować, w którą stronę iść. Zamknęła oczy, dotknęła zimnej, kamiennej ściany i ruszyła w kierunku, z którego dochodził głos, ostrożnie stawiając kroki, by nie wpaść w kolejną pułapkę. Może dzięki temu też mniej się bała? Co z oczu to z serca.
        Głos stawał się coraz głośniejszy, Colette uznała więc, że dotarła do jego źródła. W pewnym momencie ucichł, a panna Lucan otworzyła oczy licząc, iż ujrzy osobę, od której głos pochodził. Ujrzała jedynie ciemność. Jak wiadomo, nie patrzy się w otchłań, bo otchłań patrzy w ciebie, toteż Lysandra prychnęła pod nosem, strzepnęła kurz z nowego munduru i ruszyła w kierunku wyjścia z felernego labiryntu. Dawno się tak nie rozczarowała, jak dzisiaj!

Powrót do góry Go down





Sevia
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Sevianna Joyce Blanche
Wiek :
23
Rasa :
Kapelusznik
Wzrost / Waga :
176 cm/ 66 kg
Pod ręką :
Pulares
Broń :
Sztylet
Zawód :
Kucharz w Różanym Pałacu
Stan zdrowia :
Cała i zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t641-sevia
SeviaUpiór herbaciany
Upiór herbaciany
Stojąc przed wrotami, kichała raz po raz. Smród kanałów nadal utrzymując się na nasiąkniętych ubraniach, drażnił nozdrza. Ogarniała ją złość i bezsilność wobec koszmaru, który widocznie się nią bawił. Marzyła o zemście na tym, kto wciągnął ją, w to całe bagno oraz ciepłej kąpieli. Poczerwieniała ze złości i zacisnęła zęby. Do oczu napływały łzy, a na język cisnęły się niecenzuralne słowa. Ostatecznie wrzasnęła, dając upust emocjom, a kilka chwil później wrota po jej lewej otworzyły się, na co parsknęła bez cienia jakichkolwiek emocji. Seviannę w tym momencie dopadła obojętność, która mogła okazać się zgubna bądź zbawienna. Do tej pory udało jej się ujść z życiem w o wiele trudniejszych sytuacjach, dlatego plątanina korytarzy nie napawała kapeluszniczki lękiem. Wyżynając rąbek sukienki, wkroczyła do wnętrza. Przystanęła na chwilę przy jednej z nielicznych świec oświetlających korytarze, aby lekko ogrzać zmarznięte dłonie, pokryte brązową, lepką i niezwykle cuchnącą cieczą. Wpatrzona w skaczący płomyk zastanawiała się, ile jeszcze prób na nią czeka. Sama przed sobą przyznała, że jest już zmęczona i najchętniej nie ruszałaby dalej.
Stojąc w kompletnej ciszy, do jej uszu zaczęły docierać przytłumione dźwięki. Już sama nie była pewna czy z labiryntu dobiega cichy śpiew, czy jednak zdążyła postradać rozum. Głos okazał się nie być urojeniem, niestety tak samo, jak postać wyłaniająca się z lewego korytarza. Pół kobieta, pół kozioł, a raczej Minotaur zawarczał i rzucił się w jej kierunku.
- Daruj już sobie! - krzyknęła i ile sił w nogach ruszyła w przeciwną stronę. Stukot obcasów oraz racic odbijał się od kamiennych ścian. Na szczęście szaleńczy bieg zaprowadził ją daleko od niebezpieczeństwa. Kroki, a raczej odgłos galopu ucichł, dlatego też Sevia zatrzymała się na chwilę, aby jeszcze nasłuchiwać. Usłyszany wcześniej śpiew stał się zdecydowanie głośniejszy. Bez przekonania ruszyła jego śladem, mając nadzieję, że nie idzie na pewną śmierć.

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Keer z przyjemnością zamknął za sobą właz i odetchnął nieprzesyconym smrodem trupów powietrzem. Zapachniało kurzem. Widocznie królowały tu inne żywioły. Rozmasował obolałe od ciągłego kucania łydki, otrzepał się, choć z marnym skutkiem.
Ciężko było nie dostrzec zaśniedziałego mosiądzu bramy, poprzecinanego licznymi wstęgami wypolerowanego kamienia układającymi się w labirynt. Zerknął na starą tabliczkę zawieszoną na kolumnie obok, a potem z powrotem na wrota.
- Hmm, tak, podłoga jest zrobiona z podłogi - mruknął tonem pełnym zadumy. Ktokolwiek rozwieszał te cholerne tabliczki, nazywał zasrane placyki i zaropiałe kanały, miał jaja wielkości strusich. Pieprzeni służbiści. Brakowało tylko książeczki na kolejne pieczątki.
Porzucić nadzieję w labiryncie. Czyżby nie miał prostego wyjścia i faktycznie Keer będzie musiał przetrwać w nim na tyle długo, aż straci z oczu wszelkie możliwości? A może nadzieja nie będzie pomocna i wystarczy wiara we własne siły?
Powiódł oczyma po kamiennych wężach, chcąc odnaleźć wskazówkę, lecz wówczas wzór ożył. Pofalował przez powierzchnię, by przy akompaniamencie mechanicznych stuków i puków ułożyć się w nic nieznaczącą ozdobę.
Powiew powietrza przyniósł ze sobą blade światło świec.
Pierwszy postawiony krok potoczył się echem w głąb i w górę. Gawain zadarł głowę. Jeśli gdzieś tam był sufit, to nie sposób było go dojrzeć. W porównaniu do przepastnych korytarzy Cień był maciupeńki niczym mrówka. Postanowił iść przy jednej ze ścian, nie przejmując się kapiącym na niego przestygniętym woskiem. Długie, świetliste palce gięły się od powietrza i wskazywały Gawainowi wnętrze. Różnica ciśnień istniała, więc wyjście prawdopodobnie również.
Trafił na pierwsze rozwidlenie.
- Tutaj się już wieszać tabliczek nie chciało, co? - warknął pod nosem i rozejrzał się. Oba korytarze były identyczne. Tupnął nogą kilka razy, próbując wychwycić możliwą różnicę, lecz dźwięk wracał w jednakowym tempie. Z prawa dochodził do niego cichy śpiew. Słowa nie były rozpoznawalne, ale dotąd pogrzebany pod codziennością żal już tak. A potem usłyszał stukanie.
Charakterystyczne klak-klak-klak wziął za dobrą monetę, kolejny mechanizm. Kilkanaście kroków później stanął twarzą w twarz z najbardziej włochatą babą, jaką miał okazję spotkać. Syknęła na Keera i przyspieszyła kroku, pochylając głowę. Widocznie rudzi nie byli w jej typie.
Wybałuszył oczy, otworzył i zamknął usta, po czym rzucił się biegiem w przeciwną stronę. Musiał powstrzymać chęć oglądania się za siebie, by nie wpaść na ścianę lub nie wyżłobić rysy w kamieniu swoim uzębieniem. Pominął parę pierwszych rozgałęzień i natrafił na ślepy zaułek. Tym razem zerknął przez ramię i uskoczył w bok. Za późno! Poczuł jak jeden z rogów rozcina mu ramię. Z krzykiem padł na zimny kamień i sięgnął do torby, by cisnąć w nienawistne czupiradło dosłownie czymkolwiek, by odwrócić jego uwagę.
- Żryj to! - zakrzyknął bojowo, zasapany jak jasny gwint i machnął ręką.
Co jest, kurna?! Skąd to?! Słoiczek sosu tatarskiego majestatycznie poszybował i rozbił się u kopyt potworzycy, obryzgując je kawałkami pikli i cebuli. Syknęła głośniej i zaryła kopytem, ale Keer zyskał czas i mógł się podnieść.
- Odsuń się, bo ci przydzwonię! Rozumiesz mnie, cielę na niedzielę?! - nieźle poddenerwowany, ponownie na oślep sięgnął do torby. Metalowe, ciężkie, super! Rzucił krowim dzwonkiem i zręcznie wyminął szkaradę.
Tym razem nie ignorował słabego śpiewu, choć ciężej było mu na sercu. Ostatnim razem, gdy uciszył emocje i sumienie, pieśń zamilkła wraz z nimi. Teraz zdawała się go ratować, lecz nawet nie zauważył kiedy zgubił krowodziewuchę. Biegł i biegł, trzymając się za ramię, by krew nie zdradziła jego położenia.
Dokąd tak naprawdę to wszystko zmierzało? Droga, plac, kanały... czy przedłużał nieuniknione? Wtedy trafił do niższego pomieszczenia z wieloma odnogami. Centrum! Wyhamował, drobiąc w miejscu i stanął przed wyjściem. Śpiew nadal był stłumiony. Oczywistym było, że powinien tam wejść, lecz nogi miał jak z ołowiu. Przygryzł policzki i zacisnął pięści. Czyżby czekała go kara zesłana przez Eileen? Stała się Strachem, a on tkwił w bolesnej iluzji? Nie mógł zawrócić w tym czyśćcu, nie mógł niczego cofnąć i naprawić.
- Wybacz mi... - załkał cicho, pozwalając łzom płynąć. Chłonął obraz otwartego przejścia. Pieśń nie ustawała. Miał wrażenie, że zwariuje, że po paru godzinach zabiłby Eileen jeszcze raz, żeby tylko się zamknęła. Niech to się skończy!
Ruszył przed siebie, lecz nim postawił ostatni krok w labiryncie, wyciszył wszystkie dźwięki. Ukochana cisza otuliła go całunem.


Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Było ciemno i nic nie było widać ani słychać. Zamrugałem kilka razy i ...prawie spadłem! Znajdowałem się na oślizgłej drabinie i uciekałem przed jakimś potworem. Wiedziałem, że musze jak najszybciej się wydostać. Bez broni nie miałem żadnych szans, a z bronią? Pewnie też niewielkie.
Gdy znalazłem się przed drzwiami do labiryntu zawahałem się. Jednak gdzie indziej iść? Z potworem nie chciało mi się ścierać. Raczej mało prawdopodobne żebym przeżył. No chyba, że to tylko sen. Z resztą coś mi nie pasowało. Czy przed chwila nie byłem w innym miejscu? Nieeee....zdawało mi się, pewnie przez to co się ostatnimi czasy działo.
Wlazłem do środka. Daleko jednak nie zaszedłem. Rozwidlenie. No tak...w końcu to pieprzony labirynt. Śpiew. Hmmmm zachęcająco ale jednocześnie nie. Z drugiej strony...kroki. Ale czyje? Szybko się dowiedziałem...
- Aleś ty brzydka! - wyrwało mi się i ruszyłem pędem w przeciwnym do niej kierunku. Kuźwa gdzie esencja gdy by się przydała?! Smok by z nią miał szanse! No...dobra...mogło tu być za ciasno.
W końcu jej zwiałem! - pierdolę... - musiałem złapać lekki oddech. No i gdzie teraz? Jestem w pizdu, gdzieś w środku labiryntu i nie widziałem nigdzie żadnej innej drabiny.
Westchnąłem ciężko. Do śpiewu czy do kroków do tej brzyduli? Śpiew...zdecydowanie. Westchnąłem i ruszyłem w kierunku pięknego głosu. Dawno takiego nie słyszałem. A może nawet nigdy.... Miałem tylko nadzieję, że to nie kolejna rogata paskuda....


Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Sasza
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
21
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
180
Znaki szczególne :
Czarne skrzydła, rogi i ogon, różnobarwne tęczówki z pinowymi źrenicami
Pod ręką :
pistolet, nóż, fajki i wódka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t182-sasza https://spectrofobia.forumpolish.com/t1112-sasza
SaszaGrobowa Ciemność
Sasza otworzył oczy i uniósł głowę, by zobaczyć tuż przed sobą szyjkę butelki bliżej nieokreślonego, ale na pewno mocnego trunku. Przez chwilę dochodził do siebie, zastanawiając się o co tu chodzi. Najwidoczniej zasnęło mu się podczas popijawy. Tylko dlaczego tak bolała go ręka? A zapewne dlatego, że miał ją zaklinowaną o szczeble drabiny i wisiał na niej całym ciężarem ciała. Mimo tego ręka nadal dzielnie trzymała butelkę z cennym płynem. Dobra ręka!
Opętaniec stanął na nogach i odruchowo pociągnął łyk z flaszki, rozglądając się dookoła. Nie miał pojęcia gdzie jest, bo dookoła było ciemno jak w dupie, ale skoro był przy drabinie to albo z niej schodził albo miał zamiar wejść na górę. Biorąc pod uwagę jego stan, gdyby chodziło o pierwszą opcję to raczej obudziłby leżąc z rozwaloną twarzą. Zostawała więc opcja druga.
- No to w górę! - Rzucił sam do siebie. Łatwiej jednak było powiedzieć niż zrobić, bo wchodzenie po drabinie gdy wszystko wokół wirowało w kilku płaszczyznach nie było zbyt łatwe. Na szczęście po drugim upadku przypomniał sobie że przecież ma skrzydła. Ino co mu po tym, jak nie potrafił poruszać się równo w jednym kierunku i po kilku powietrznych akrobacjach podczas których o dziwo nie uronił ani kropli alkoholu, nadal znajdował się na dole drabiny?
Ostatecznie udało mu się dostać na górę, unosząc się za pomocą skrzydeł i trzymając rękoma szczebli drabiny. Dobrze że miał jeszcze czarci ogon, którym mógł trzymać flaszkę. Ile to się trzeba narobić żeby wejść po głupiej drabinie!
Po dotarciu na górny poziom, w ogóle nie zwrócił uwagi na jakieś napisy na wrotami i dobrze, bo i tak by się nie doczytał. Po chwili natomiast pojawił się przed nim inny problem – rozwidlenie dróg. Najpierw cholerna drabina a teraz jeszcze to. I co niby miał zrobić? Na szczęście z lewej strony słychać było jakieś kroki, więc Sasza uznał że zapali sobie papierosa i poczeka na nadchodzącego ktosia by zapytać go o kierunek. Jednak gdy nieznana istota była już blisko, nagle zaczęła syczeć i biec w jego stronę.
- Szto eta blyat?! Chto ty shipish! - Wrzasnął Sasza, jednak byko-kobieto-coś nadal na niego szarżowało. - Idi na choj! - Krzyknał ponownie, rzucając w napastnika butelką z alkoholem.
Ostatnim co widział były białe puste oczy, po czym obudził bezpiecznie w swoim łóżku.

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Najpierw kanały, teraz labirynt. Ktoś miał niezaprzeczalnie paskudne poczucie humoru.
Velo była jednak zadowolona. (Znowu.) Nie otaczał jej już zaduch zgnilizny, który od nozdrzy odcięła chyba tylko siłą woli, a dodatkowo wyszła (jako-tako) na powierzchnię, zamiast stąpać po nieznanych szczątkach. I miała też nieco światła! Świece tworzyły klimat rodem z nawiedzonego zamku, nawet jeśli ten zamek posiadał li i wyłącznie gołe ściany i zawiłe korytarze.
Wiedziona doświadczeniem, zaczęła szukać kamiennej lub metalowej mapy, ale dostała tylko figę z makiem. (Choć od takiego błąkania się naprawdę można zgłodnieć!) Ruszyła więc w głąb tanecznym krokiem bez żadnego większego planu. Po chwili zastrzygła uchem, bo z oddali dobiegło ją melodyjne https://www.youtube.com/watch?v=MFo6TDeYQBI. Po lewej z kolei koci słuch wyłapał kroki, a wiedziona doświadczeniem jednak nie chciała powtarzać doświadczenia z jaszczuroludziem.
Ruszyła więc w przeciwnym kierunku, wiedziona głosem jak po sznurku, niczym Elsa Ariadna. Bardzo chciała mu odpowiedzieć, ale talentu nie miała za grosz. Napawała się więc tylko melodią i tonem, bezbłędnie wyłapując w którą odnogę skręcić. Usiłowała też nie słyszeć rozlegających się raz po raz kroków.



Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





Val'rakh
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 8CZhH8B
Godność :
Val’rakh, Żniwiarz Światów, Badacz Śmierci, Strażnik Czerwonego Morza Dusz; wśród ludzi znany jako Vanya Voland
Wiek :
W ludzkiej postaci wygląda na ~25 lat
Rasa :
Koszmar
Wzrost / Waga :
W ludzkiej postaci – 1,8 m, w koszmarnej – ok. 4 m / Względna
Znaki szczególne :
W ludzkiej skórze – mała blizna pod lewym okiem oraz dużo większa wzdłuż kręgosłupa, kolczyk w języku, oczy o szarofioletowej barwie
Pod ręką :
Portfel, zapalniczka, telefon, klucze do apartamentu i samochodu
Zawód :
W Świecie Ludzi – Koroner
Stan zdrowia :
Zdrowy, choć w materialnej postaci zawsze jest trochę osłabiony
Specjalne :
Administrator, Grafik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t564-val-rakh https://spectrofobia.forumpolish.com/t848-val-rakh https://spectrofobia.forumpolish.com/t1151-poczta-vanyi-volanda https://spectrofobia.forumpolish.com/t1122-val-rakh
Val'rakhBadacz Śmierci
  Po wspięciu się na szczyt drabiny, na Val’rakha oczekiwały kolejne wrota. Tym razem okazalsze i ozdobione tabliczką, której treść nijak nie zniechęciła Koszmaru do dalszej podróży. Naparł na drzwi, a te powoli otworzyły się, ukazując mu miejsce, które miało być labiryntem. Monumentalne pomieszczenie było bliższe jego gustom niźli ciasne, zatęchłe kanały. Wypełniające je delikatne światło świec, które zapłonęły, gdy tylko przekroczył wrota, rozganiały ciemność, co również wydało mu się milsze od brodzenia w ciemnościach.
  Zatrzymał się na chwilę przy wejściu do labiryntu, próbując podjąć decyzję, w którym kierunku powinien się udać. Nawet gdyby zdarzyło mu się zabłądzić, nie obawiał się. Jego płaszcz wszak wciąż pozostawiał za nim ścieżkę ułożonych z sadzy pradawnych symboli, po której zawsze mógł wrócić do miejsca, w którym uprzednio się znajdował lub też od razu zobaczyć, którą ścieżką wcześniej już kroczył. Usłyszał wtedy delikatny, melodyjny głos dochodzący z prawego korytarza. Zaś z lewego jego uszu doszedł dźwięk kroków. Obrócił się w lewą stronę i dostrzegł zmierzające ku niemu stworzenie.
  Omiótł spojrzeniem trojga oczu jawiącą się przed nim postać. Wzrok jej białych, pustych ślepi również spoczął na Val’rakhu. Przez chwilę nie wykonywał żadnego ruchu, jak gdyby sprawdzając jakie zamiary wobec jego obecności ma jawiąca się w labiryncie, upiorna kobieta. Ta jednak również, jak i potwór z kanałów, nie zamierzała pozwolić mu na swobodną wędrówkę we śnie. Syknęła i poczęła szybko zbliżać się do Koszmaru. On zaś postąpił dokładnie tak samo, jak jeszcze niedawno z poprzednim przeciwnikiem – zamachnął się kościaną kosą, którą wypuścił z ręki, a ta, wciąż przyrośnięta do jego ramienia rozciągliwymi, mięsistymi strunami, uderzyła ostrzem w wiedźmę, powalając ją na ziemię, po czym powróciła do uścisku właściciela. Wtem usłyszał jednak dźwięk kolejnych kroków. Niewieści potwór nie był zatem jedynym czyhającym na niego w tych murach. Val’rakh prędko uznał, że dalsze próby walki nie mają sensu. To nie widma z labiryntu były źródłem koszmaru, które najwidoczniej nie było mu przychylne i które to dysponowało potęgą zdolną manipulować małą senną krainą, do której zawędrował.
  Nie czekając na kolejne zagrożenia, ani nie sprawdzając czy powalona przez niego wiedźma została aby na pewno pokonana, wyruszył w przeciwnym kierunku. W końcu znalazł się w centrum labiryntu, choć sam nie był tego pewnym. Wiedział skąd przybył, jednak nie był w stanie oszacować rozmiarów budowli ani jak dużą jej część już przebył. Wiedział jednak, że z każdym kolejnym krokiem delikatny głos, który słyszał, stawał się coraz głośniejszy. Nie był już eterycznym echem, a prowadzącą go błogą melodią. Postanowił więc dalej za nim podążać, sądząc, że to właśnie on skieruje go ku wyjściu z upiornej plątaniny korytarzy.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 2 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę

V. Most Bestii

Po opuszczeniu skomplikowanych ścieżek labiryntu głos ucichł, jakby nigdy go nie było. Stojąc przed starymi, kamiennymi schodami można było wykonać tylko jeden krok - ruszyć w górę. Na ogromny, szeroki na dziesięć i długi na trzysta metrów, zdobiony po obu stronach monumentalnymi trzymetrowymi rzeźbami przedstawiającymi istoty o sześciu trzy stawowych rękach zakończonych sześciopalczastymi dłońmi i długiej, owalnej głowie. Choć wszystkie posągi przedstawiały ten sam rodzaj istoty, to różniły się od siebie. Niektóre z rzeźb trzymały włócznie, inne wyciągały swe dłonie ku gwiazdom, kolejne wyglądały jakby zaraz miały zeskoczyć z cokołu. Wydawało się, że nie ma żadnej prawidłowości w ich rozłożeniu, żadnego sensu - jakby ułożono je całkowicie losowo, bądź nawet były przedstawicielami jakiegoś obcego gatunku, który zamienił się w kamień przed wielką katedrą, która czekała na tego, kto przekroczy ponurą rzekę ciał płynącą w dole. Rzekę, którą niewielu było w stanie dojrzeć za sprawą pięknie zdobionej kamiennymi roślinami balustrady o wysokości półtora metra i szerokości niemal metra biegnącej pomiędzy masywnymi dwumetrowymi cokołami.
Most wydawał się być naprawdę solidny i wytrzymały, a mimo tego gdzieniegdzie dało się ujrzeć wgłębienia w bruku, jakby coś uderzyło o niego z wielką siłą. W innych miejscach dostrzegalne były ślady po pazurach, które przecinały solidne skały. Choć widok ten mógł niepokoić, to z początku nic nie wskazywało na to, że na moście czyha coś niebezpiecznego. Jedynie miarowo bijący dzwon, którego dźwięk dobiegał z katedralnej wieży, mógł wzbudzać niepokój.
W połowie drogi zza jednego z cokołów wyszła postać ubrana w białe szaty zakrywające całe jej ciało. Dłonie miała złączone, trzymając w nich złoty zegarek z wygrawerowaną runą. Choć kształtu ten nie był nigdy wcześniej dostrzeżony przez obserwatora to wyrył w umyśle swoje znaczenie. Runa oznaczała strach, który pojawia się, gdy nadzieja zmienia się w przekleństwo. Ten towarzyszący żołnierzom, gdy zrozumieją, że leżąca na ziemi apteczka jest pusta, a znaleziony magazynek nie przyniósł skutku i wszystkie kule chybiły celu, czy studentom, którzy mają ściągę pozwalającą im zdać egzamin, lecz zbyt byli nieostrożni i dali się przyłapać zaprzepaszczając swoje szanse na sukces.
Głośny, przejmujący ryk wypełnił całą okolicę, gdy kościelne dzwony zamilkły. Nim udało się zbliżyć do postaci w białych szatach wycie dobiegające spod postrzępionego kaptura omamiło stojącego na moście nieszczęśnika. Nim zdążył się obejrzeć ujrzał przed sobą ogromną bestię z długim, wilczym pyskiem i żądnymi krwi oczyma. Resztki szat wciąż zwisały z masywnego cielska, a złota ozdoba upadła na bruk. Stwór nie czekał, lecz od razu zaatakował.

Spoiler:

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach