Mini Wydarzenie Halloweenowe

Gawain
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Przekroczywszy próg labiryntu nie zastał nikogo. Były tylko schody i bogato zdobiony most w górze. Niechętnie opuścił zasłonę ciszy. Śpiew ustał, co stwierdził z ulgą, lecz zaraz po tym ogarnął go wstyd. Jak śmiał się tym cieszyć?
Westchnął ciężko i przysiadł na jednym ze stopni. Niespieszno mu było w górę, na most. Musiał odpocząć, zdezynfekować i obwiązać ranę. Poukładać sobie co nieco w głowie, być tu i teraz. Koniec końców wdrapał się po schodach i nauczony poprzednimi spotkaniami oczekiwał kolejnego potwora.
Szybko ocenił otoczenie. Na moście było więcej miejsca, za dziwacznymi rzeźbami mógł szukać schronienia,  przykucnąć. Kamień nosił ślady walki, a jakże - Keer załadował kuszę, sprawdził sprzączki i ruszył przed siebie. Gdyby potrafił, zrobiłby rozbieżnego zeza, by móc obserwować podobne insektom rzeźby.
- Czym się tak stresuję, skoro nikogo tu nie ma? - Poruszył ramionami i pokręcił głową dla rozluźnienia, zastanawiając się, co mu doskwiera. Dopiero po pewnym czasie doszło do niego, że dzwony katedry wybijały rytm podobny do pulsu. Tempo idealnie utrzymywało Cienia w stanie podenerwowania.
Kontrolnie obejrzał się za siebie - nikt za nim nie podążał. Krowobabsztyl został w swoich przypuszczalnie sześciuset sześćdziesięciu sześciu ścianach. Przytulnie, ale nie miał zamiaru wracać. Gdy obrócił się z powrotem, ujrzał jak zakapturzona postać wyłania się zza cokołu.
Serce zabiło niemiłosiernie szybko, a obraz runy okolonej złotem rozmył się i wyrył pod powiekami palącym dłutem paniki. Nie na długo.
- Nadzieja! - parsknął pod nosem, gorzko się uśmiechając. Nie miał jej dla siebie, tylko dla innych. W tym miejscu jej nie potrzebował i tak jak głosił napis nad labiryntem, porzucił. Podobnie wiarę i miłość, choć tę ostatnią niekompletnie. Tylko czy on, Dręczyciel, faktycznie mógł szczerze nazwać porywy serca miłością? Wyzywanie Losu na próbę, nadzieją? Liczenie na siebie, wiarą?
Ryk zmroził krew w żyłach Gawaina. Uniósł kuszę do strzału, lecz nie zdołał nacisnąć spustu, bowiem oszałamiające wycie przeobrażającej się istoty na moment zawładnęło jego ciałem. Drgania rozeszły się po kościach, a zaraz za nimi ciarki i mrowienie charakterystyczne dla Klątwy. Widok bestii nie wstrząsnął Keerem. Na Ur'Nathum miał do czynienia z podobną, a i Yako czasem ukazywał swój demoniczny rodowód.
Pierwszy krok przeciwnika w stronę Cienia, oznaczał ostrze bełtu. Utkwiło w prawym udzie stwora, czemu towarzyszył wściekły warkot. Wilk zachwiał się, Keer to spostrzegł, ale monstrum nadal było diabelnie szybkie! W ostatnim momencie uskoczył za cokół i wyciągnął dłoń po żelazo, gdy ostre pazury zaryły o kamień. Pył, rozłupany kunszt i iskry posypały się wokół niego. Zrobił mocny wykrok i ciął bestię od dołu, gdy ta dopiero zaczęła odsuwać się od małego rumowiska. Czarna jucha spłynęła na popielate futro z podłużnej rany ciągnącej się przez lewy bok. Cień już szykował się do kolejnego uniku, gdy w ostatnim momencie spostrzegł okazję do nagłego ataku. Skulił się pod stworem, który wyprowadził zbyt szeroki cios. Może przez ból, może przez bełt tkwiący w nodze, lecz brakło mu podparcia! Zamaszyście machnął łapą i kłapnął zębami nad ryżą czupryną Cienia, ale musiał oprzeć się o cokół. Keer dobył drzewca pocisku i mocno go docisnął, jednocześnie zagłębiając ostrze w pobliżu kolana zranionej nogi. Chciał przemknąć stworowi pod tyłkiem, lecz kolejny cios łapy zwalił go z nóg i posłał w kierunku prawej balustrady mostu.
W pierwszym odruchu Gawain usiłował nabrać tchu, lecz poważnie stłuczone żebra skutecznie mu to utrudniały. Poharatane ramię i kolano pulsowały bólem.
- Gh-hah! - wydał z siebie ochrypły, krótki śmiech, patrząc jak bestia łapie się za bok i charakterystycznie charczy. Sam wziął parę króciutkich oddechów, złapał za chłodny liść akantu i ociężale podniósł się z ziemi.
- Co mnie, to i tobie! - Ruszył po wytrącone z ręki ostrze, leżące bliżej niego niż bestii. Wilk nagle rzucił się na niego i ponownie odepchnął Cienia. Wizja Keera rozdwoiła się, po tym jak oberwał barkiem w głowę. Zatoczył się, oparł o kamienne listowie, by wyszczerzyć zakrwawione zęby. Przygryzł sobie język.
- Du-rrreń - wymamrotał i przez łzy obserwował ciężki oddech wilka, jego zmagania by się podnieść. Jednak Gawain, znajdujący się w o niebo lepszym stanie, bez większego trudu dobył ostrza, by ze wszystkich sił wbić je w kark przeklętej istoty. Przekręcił je z lubością, wsłuchując się chrupnięcia i przeskoki.
Wtedy dogoniły go torsje i zimny pot. Wymiotowałby, ale nie miał czym. Mógł tylko oprzeć się o stygnące pod nim ciało i wyrównać oddech. I mieć nadzieję, tak nadzieję - co za ironia - że to, co brał za wstrząśnienie mózgu, nie okaże się wylewem i jego ciało nie odmówi współpracy za minutę lub parę. Spojrzał na chłodne gwiazdy. Wyciągnąłby do nich ręce na wzór wyrzeźbionych postaci, ale brakło mu sił na podobne dyrdymały. Poza tym, to nie po gwiazdy miał sięgać. Z niewytłumaczalnego powodu czuł, że prawdziwym celem był zegarek. Zajęło mu to jednak sporo czasu...


Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
W głąb labiryntu prowadził go śpiew jakiejś istoty.
Głos był delikatny, melodyjny i przyjemny dla ucha. Oj, tak! Właściciel tego głosu zrobiłby karierę na dworze Larazironów. W związku z tym, Viridian postanowił zaufać i nie walczył z prowadzącym go głosem, który umilkł w chwili gdy Arystokrata dotarł do pomieszczenia z mostem.
Postanowił ruszyć przez most.
Jeśli śpiewająca istota gdzieś się kryła, do zapewne na nim lub po drugiej jego stronie.
I chyba faktycznie miał rację!
Gdy był mniej więcej w połowie drogi, zza jednego z cokołów wyszła ubrana na biało postać. Mimo luźnych szat, zaryzykować można było stwierdzenie, że odziana w biel osoba była mężczyzną, a przynajmniej Vyron chciał tak uważać. No bo jakże to tak, samotna kobieta w pełnym niebezpieczeństw labiryncie? To było nie do pomyślenia dla wyznającego tradycyjne poglądy Arystokraty.
- O ja pierdzielę! Prawdziwy kastrat! – ucieszył się Viridian - Tak żeś mnie zainspirował tym swoim śpiewem, że jak tylko wrócę do domu, to rokażę uciąć jajca kilku młodym chłopcom z pałacowego chóru, by raczyli mnie swoim cieniutkim śpiewem przez kolejne lata.
W tej chwili oczy Arystokraty spoczęły na złożonych dłoniach i dziwacznym zegarku. Jego zmęczony ostatnimi doznaniami umysł usłużnie podsuwał mu teksty płomiennych, a przede wszystkim płynących prosto z serca podziękowań za wyprowadzenie go śpiewem z labiryntu, w którym czekałaby go niechybna zguba jeśli nie z rąk potwora rodem z labiryntu w Świecie Ludzi, to diabli wiedzą z czyich, albo czego jeszcze.
Mimo to, szlachetne i słodsze od malin usta Arystokraty mówiły twardo
- Wyskakuj z sikora stary dziadu, albo obskoczysz wpierdol! – powiedział podchodząc dwa kroki do przodu - No już, k...a! Ile mam czekać?! Dawaj sikor!
Przemiana ubranej na biało postaci w wilkopodobne stworzenie zaskoczyła go bardziej niż chciał przyznać. Prawdę powiedziawszy mniej zdziwiłoby go to, gdyby jego Pani Admirał okazała się być wyjątkowo hojnie obdarzonym przez naturę Panem Admirałem o obfitym wąsie i włochatym torsie. No ale czego miał się spodziewać po istocie spotkanej w miejscu takim jak to? Przecież jasnym jest, że każdy napotkany tutaj stwór chce go zeżreć albo i coś gorszego.
- O ty suczy synu! Do Pana?! Z zębami?! – krzyknął tupiąc nogą by wyrazić swoje niezadowolenie - Leżeć! Waruj, k...a twoja mać!
Właśnie dlatego nie przepadał za psami!
Nie dość, że paskudnie śmierdziały to jeszcze potrafiły pogryźć niewinną istotę dla własnej chorej przyjemności.
Z tym stworem było tak samo! Też zachciało mu się gryźć!
Skoczył do przodu, ale Viridian wykonał unik i dobył zza pasa broni, która zabrał z odłamanej ręki Krzyżowca.
Tym razem nie miał zamiaru uciekać. Miał zamiar wygarbować kundlowi skórę tak, jak nikt jeszcze tego nie zrobił. Nie było to nic osobistego, ale skoro okazja sama się nadarzyła, to żal było nie skorzystać i nie wyładować nerwów.
- Głupi kundel! Sukinsyn! Psubrat! Amator autofellatio! – drwił z przeciwnika Arystokrata - Ty paskudny sraluchu, jesteś taki głupi, że pewnie nasrałeś w salonie bo dywan pomylił ci się z trawą, co? A może szczałeś na kanapę i froterowałeś dupskiem podłogę? Co, rów cię swędział?
Stwór ryknął i zaatakował ponownie, ale Viridian wykonał przysiad, wystawił miecz, a stwór przeleciał nad nim kalecząc się o jego sztych.
- Co jest Azor?! Prawda w oczy kole?! Czyli serio nawaliłeś w salonie?! Ha, ha, ha! Głupi kundel!
Kolejny atak, kolejny unik i kolejna rana na ciele bestii.
To co się działo, bardziej niż uczciwą walkę przypominało corridę. Bestia była bykiem, a Viridian w zależności od chwili pełnił rolę banderillera lub kapeadora. Teraz, gdy bestia opadła z sił i stała na „czterech łapach”, przyszła pora na objęcia roli matadora.
- Dzięki za walkę. – powiedział wyprowadzając sztych w serce bestii.
To był koniec.
Vyron uśmiechnął się, za pomocą sztychu broni podniósł z ziemi zegarek po czym wrócił do stwora.
- A teraz Azor dawaj mi tu trofeum – powiedział wyrywając potworowi kły i chowając je do kieszeni - Twój sikor też już sobie wziąłem. – powiedział prostując się i oglądając zegarek, który zwisał teraz z ostrza.
Chwilowo wolał nie dotykać artefaktu gołymi rękoma. Kto tam może wiedzieć, gdzie ta bestia go trzymała?

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Colette wyszła z labiryntu pewnym krokiem czując, iż rodzi się w niej determinacja, by dokończyć osobliwą podróż, w którą zdawały się łączyć minione wydarzenia dziwacznej nocy. Droga wiodła jedynie w górę, po kamiennych, nierównych stopniach; wydawała się być luksusem w porównaniu z chyboczącą się, oślizgłą drabiną. Czarny płaszcz munduru łopotał na wietrze, gdy Upiorna wyszła z wieżyczki na rozległy most rozciągający się przed nią na około dwieście-trzysta metrów długości.
       Widząc groteskowe rzeźby, panna Lucan poczuła się dziwnie familiarnie, jakby gdzieś w głębi pamięci zagrała struna pierwszych wspomnień z wczesnego dzieciństwa. Podeszła do figury i obdarzyła ją niemalże afekcjonalnym spojrzeniem wyciągając dłoń na spotkanie dłoni pokracznej postaci. Przymknęła oczy i cieszyła się tym intymnym, nieśmiałym połączeniem z istotą, której ideę posąg nieudolnie próbował oddać za pomocą symboli. Ideę pierwotnego, prymitywnego i wszechogarniającego strachu. Lysandra czuła bijącą od niej potęgę.
       Rytm dzwonów odzwierciedlał kroki panny Lucan, gdy ta kroczyła przez kamienny most. Wiodła wzorkiem po tajemniczych wgłębieniach; próbowała ocenić, z czym przyjdzie jej się teraz zmierzyć. Wreszcie zdawała sobie sprawę z koszmarnej obecności, jaka ją otacza i jaka bawi się nią, pożywiając się jej siłami witalnymi.
Widząc zatem, iż jakieś stworzenie wychodzi jej naprzeciwko, odruchowo położyła dłoń na rękojeści szabli. Instynkt kazał jej nie patrzeć w stronę zakapturzonej postaci, jednak ciało zareagowało zbyt wolno: w jej umyśle odbił się obraz tak silnego lęku połączonego z brakiem nadziei, iż Lysandra przez chwilę straciła dech w piersiach i skuliła się z bólu.
       Ryk przecinający powietrze i cisza kościelnych dzwonów, jaka po nim nastała, przywróciły arystokratkę do pionu. Warknęła pod nosem i cofnęła się, wydając z siebie krótki, wysoki i ogłuszający dźwięk; gardło Lysandry zabolało niezmiernie.
       Bestia stała chwilę zdezorientowana, a potem zaczęła wolno zbliżać się w stronę Upiornej wydając z siebie gardłowe charczenie. Zatrzymała się na kilka kroków, najeżyła i napięła mięśnie, jakby w każdym możliwym momencie gotowa była do skoku.
       Ten jednak nie nastąpił. Za to bestia wydała z siebie dźwięk wyższy od tego wydanego przez Słowika. Dźwięk w całej swojej osobliwości niezmiernie przypominał zapomnianą, plugawą melodię. Colette mrugnęła zdezorientowana: wilcza postać nie wydawała się mieć zamiar skoczyć na nią i ją rozszarpać – a przynajmniej nie od razu. Upiorna mogła przysiąc, że widzi w jej oczach coś w rodzaju wyczekiwania…? Nieśmiało odchrząknęła i zaśpiewała jeszcze wyżej, a bestia jej zawtórowała.
       Pojedynek trwał w najlepsze, aż Colette doszła do najwyższego dźwięku, jaki było w stanie wydać jej ciało. W bezrozumnych oczach bestii odbiło się coś na kształt triumfu. Nabrała powietrza, już miała śpiewać gdy… pękła, a jej wnętrzności zostały rozrzucone po okolicy, a na twarzy Lysandry chlusnął śmierdzący potok brunatnej krwi.
       Najwidoczniej udało jej się pokonać bestię. Wzruszyła ramionami i ruszyła przed siebie.

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Most co prawda nie wyglądał najbardziej zachęcająco, lecz z porównaniu z tym co Cień napotkała dotychczas na swojej drodze wydawał się być wręcz edeńską łąką. Nie był nieskończony - jak przepastna aleja. Daleko mu do dającego złudną nadzieję wyboru placu w centrum uniwersum tanich horrorów - o żywych trupach. W niczym nie przypominał cuchnącego kanału, który samym swym zapachem odstraszał przypadkowego przechodnia. I zdecydowanie szeroki, prosty most nie miał w sobie nic ze złożonego systemu korytarzy stanowiącego labirynt bez żadnej nadziei i z dziwnymi mieszkankami. Wobec tego panteonu dziwactw most wydawał się być wręcz wrotami nieba.
Choć ze względu na swą strukturę niewiele miał wspólnego z wyobrażeniem sielskiego nie-życia na chmurkach jak w opowieściach dla niesfornych dzieci (których głowy wyjątkowo łatwo oddzielają się od ciałek).
Tropicielka powoli kroczyła po wysłużonych kamieniach z zaciekawieniem przyglądając się posągom. Zupełnie tak, jakby oczekiwała, że ujrzy w nich jakąś wskazówkę. Jak dotychczas zawsze taka była. Pokazywała jaką drogą należy podążyć, a czego unikać. Im dłużej fioletowe oczy przyglądały się karykaturalnym postaciom, tym bardziej Diana utwierdzała się w przekonaniu, że pomyliła się w swoim pierwotnym osądzie.
Była już tego niemal pewna, gdy w końcu oderwała wzrok od zawieszonych wysoko nad jej głowami owalnych elementów pełniących prawdopodobnie rolę zbliżoną do głowy - wnioskując po anatomii poczwar, ujrzała niedoskonałości w strukturze mostu. Im dłużej przyglądała się brukowanej ścieżce, tym pewniejsza była, że te uszkodzenia nie wynikają z niedoskonałej techniki budowniczej, a są czymś wtórnym - podobnie jak wgłębienia po kołach jeżdżących tamtędy wozów, które posiada wiele mostów na obleganych trasach handlowych.
Było to niepokojące, bo mogło oznaczać tylko jedno. To znaczy w istocie mogło to oznaczać niemal wszystko, szczególnie w Krainie Snów, lecz Diana dość szybko wyrobiła sobie opinie, nie zważając na jakiekolwiek inne możliwości.
Toteż zaczęła się rozglądać za potworami, które miały ją zaatakować. Czy wybiegną z tej ponurej katedry? Nie, to byłoby wbrew dotychczasowym doświadczeniom. Spodziewała się ich raczej zza pleców i jak sądziła powinny ją spychać ku katedrze.
Ogarnęło ją zatem zdziwienie, gdy zamiast bestii spotkała jakąś istotę o gabarytach zgoła ludzkich. Trudno jednak mówić o nadziei. Tropicielka zbyt wiele obcowała z Koszmarami, by zdawać sobie sprawę, że ktokolwiek spotkany w tym miejscu nie może być przyjacielem. I właśnie przez to powstrzymała swoje ostrze, po którą już sięgnęła prawa dłoń.
Co jeżeli to coś, ta istota, czymkolwiek ona jest nie była przeszkodą, a właśnie czymś zupełnie przeciwnym. Co jeżeli oczekiwania Diany, że ma przed sobą coś, co powinno być niezwłocznie pozbawione głowy, doprowadziłoby do utraty jedynej szansy na odkrycie sekretów tego irracjonalnego miejsca?
Zawahanie mogło okazać się zgubne, szczególnie, że połączone było z rozkojarzeniem wywołanym nagłym umilknięciem dzwonów. Diana nieostrożnie opuściwszy gardę zorientował się, że jest atakowana w ostatniej chwili by uskoczyć.
Nie miała przed sobą już niczego, co przypominało ludzką istotę. Raczej jakiegoś potwora z najbardziej wybujałych opowieściach o wilkołakach. Wyjątkowo agresywnego potwora, który po pierwszym uderzeniu wyprowadził kolejne.
Za każdym razem Candran z trudem cofała się odskakując. Może gdyby była przygotowana nie miałaby problemów by ominąć kolejne ataki, lecz zaskoczenie odebrało jej cenne części sekundy i naraziło na pazury.
Trzeci atak okazał się być ostatnim, który bestia zadała wykorzystując zaskoczenie. Jej ogromne łapy nie sięgały już dalej. Pierwszy cios był prosty, po drugim masywne pazury pozostały na ziemi, by dać podporę do trzeciego ataku. Nim wilkołaczy pomiot mógł wykonać swój kolejny ruch minęły chwile, które dały Tropicielce odetchnąć.
- A jednak. - Stwierdziła krótko wystawiając srebrzystą klingę przed siebie i przyjmując pozycję, która o wiele lepiej nadawała się do walki.
Candran nie musiała atakować. Jej oponent był zbyt żądny krwi, by wstrzymać się przed natarciem. Widziała już ruchy bestii i postanowiła z tego skorzystać. Gdy padł pierwszy cios ponownie uskoczyła, tym razem z gracją i pewnie przez co pazury nawet nie były blisko by dosięgnąć jej ciała. Przy drugim ataku wykonała ruch, którego bestia się nie spodziewała. Zamiast uciekać zbliżyła się, jednocześnie skoczywszy w bok. Dzięki temu nie tylko uniknęła morderczej łapy, lecz także zajęła dogodną pozycję do kontrataku po prawej stronie strażnika mostu. Ten nie mógł odpowiedzieć dość szybko, by nie zostać ugodzonym srebrzystym ostrzem w bok.
Rozległ się donośny krzyk stworzenia, które zaczęło się rozpadać na oczach Diany. Zupełnie tak, jak gdyby ktoś w jednej chwili postanowił wymazać je z rzeczywistości. Przez ułamek sekundy w miejscu, z którego znikały odłamki bestii ujrzeć można było delikatną srebrną poświatę.
Na twarzy Tropicielki pojawił się uśmiech. Była teraz pewna, że ma do czynienia z czymś Koszmarnym bądź przynajmniej magicznym i stworzenie, które właśnie zgładziła w żadnym stopniu nie było materialne.
Zrobiła kilka kroków, schowała miecz i kucnęła by sięgnąć po piękną ozdobę, która została pozostawiona przez postrach przeprawy nad rzeką umarłych.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Nie wiedział ile już biegł. Mogły minąć minuty, mogły minąć godziny, mogły nawet minąć dni. Mięśnie bolały, lecz strach nie pozwalał mu się zatrzymać, dlatego kontynuował ucieczkę, co chwilę oglądając się za siebie. W końcu stracił z oczu Abi, nie słyszał też jej głosu, dlatego zwolnił i pozwolił sobie na złapanie oddechu. Łapał powietrze jak niedoszły topielec, rozglądając się na boki szklistymi od łez oczami.
Miał dość tej... zabawy. Nie pamiętał, żeby zgadzał się na to wszystko. Czy to jakiś ponury dowcip? A może sumienie postanowiło dać o sobie znać i gnębiło go teraz obrazami, których nigdy nie chciał zobaczyć?
To wszystko... To walka z samym sobą.
Miał chwilę żeby odpocząć, lecz postanowił nie marnować cennego czasu. Im szybciej dotrze do celu, tym szybciej skończą się te katusze.
Było mu szkoda tego, że nie słyszał już śpiewu. Był piękny, tęskny i spokojny. Napełniał jego serce nadzieją, że na końcu odnajdzie to, czego szukał. Nie wiedział jeszcze co to będzie, ale z pewnością to zdobędzie.
Zrobił krok przed siebie, potem kolejny i kolejny. Bicie dzwonu towarzyszyło mu z każdym krokiem, napełniając jego serce niepokojem. Idąc powoli na chwiejących się ze zmęczenia nogach dotarł do podstawy białych schodów, które prowadziły wysoko do ogromnego budynku. Widok ten sprawił, że Aeron aż westchnął. Budowla była piękna, straszliwie kontrastowała z okropieństwem jakie go dotąd spotkało. Może też właśnie ten kontrast sprawił, że Upiorny nadal pozostawał czujny, wietrząc w tym wszystkim jakiś podstęp.
Zanim wspiął się na schody, zerwał z siebie to, co jeszcze do niedawna było marynarką i koszulą. Strzępy materiału tylko go irytowały, nie były mu zatem potrzebne. Spodnie miał jedynie brudne, dlatego zostawił je na miejscu. Próbował pozbyć się butów, ale te wydawały się być zrośnięte z jego stopami.
Dysząc, zaczął wspinać się ku katedrze. Przyglądał się mijanym rzeźbom z zachwytem, ale nie rozpoznawał w nich żadnej ze znanych mu istot. Były jednak na tyle ciekawe, by postanowił zapamiętać ten dziwny wygląd i poszukać o nich informacji, gdy już to wszystko się skończy.
Jego podróż nie trwała jednak długo, bo już po chwili zza jednej z postaci wyłoniła się zakapturzona istota. Vaele zatrzymał się raptownie i zmarszczył brwi. Abi z labiryntu wyglądała podobnie, też niewinnie. Nie było opcji by zaufał kolejnej osobie w bieli.
Trzymała w dłoniach mały, złoty przedmiot, który wyglądał jak kompas lub... zegarek. Nie wiedzieć czemu, Aeron uchwycił się myśli, że było to istocie zegarek lecz symbol na nim wyryty nie przypominał mu nic, co widział wcześniej. Mimo to, im dłużej na niego patrzył, tym bardziej zaczynał się bać. Oddech znowu przyspieszył, szeroko otwarte oczy przyglądały się postaci a mięśnie napięły się, chociaż niewiele w nich zostało już energii.
Ryk, chociaż wywołał trwogę, nie zaskoczył Upiornego. Cały ten chory świat przepełniony był przemocą, dlatego to, że istota okazała się być kolejnym przeciwnikiem, nie zdziwiło mężczyzny ani trochę. Co więcej, wiedział, że z tym musi wygrać. Tamtych ominął, uciekł śmierci. Tego nie było możliwości zignorować.
Wilczy pysk, duże, mocarne ciało. Ślina kapała na schody, warkot rozlegał się głośno, zagłuszając dzwony. A może umilkły? Aeron nie zwrócił uwagi kiedy to nastąpiło.
Potwór rzucił się do przodu a Upiorny, mniejszy i przez to zwinniejszy, uchylił się w bok i uderzył tamtego z pięści w brzuch. Może i był słabszy, lecz ciosy z pewnością sprawią tamtemu ból. Vaele pamiętał bijatyki w koszarach i chociaż nie był mistrzem, wiedział jak obić drugiej istocie mordę.
Poczuł jak fala wściekłości zalewa go, wprawiając w ogromny gniew. Spojrzał na wielkiego wilka, ciskając z oczu gromami.
Mam dosyć. Dosyć, kur*a. Ile można!?
Skoczył na potwora i długimi szponami rozorał mu pysk, na wysokości oczu. Niestety zrobił to na tyle nieporadnie, że tamten chwycił go za ramię i boleśnie je wykręcając, rzucił nim jak workiem kartofli. Aeron odbił się od jednej z rzeźb i upadł na schody, cudem unikając rozbicia nosa. Korzystając z chwili w której wilk wycierał zakrwawiony pysk, Aeron złapał oddech. Ależ był wściekły.
Ponowny zryw, cios i odskok. I znowu. I znowu. Nie miał żadnej broni poza swoimi pazurami, nie mógł też ryzykować i próbować na nim swoich mocy związanych ze spojrzeniem. Nie zauważył żadnego metalowego przedmiotu, zatem druga z mocy też odpadała.
Szarpał z krzykiem, rozdzierał wilcze cielsko, przyjmował ciosy i z twarzą spryskaną juchą ciosy oddawał. Żaden z nich jednak nie wygrywał a walka zaczynała przeciągać się w nieskończoność. Czasami wymieniali ciosy jak dzieciaki na podwórku, czasami rzucali się na siebie jak dzikie zwierzęta, a czasami jedynie powarkiwali, obchodząc się dookoła.
- Jestem tobą a ty jesteś mną. - warknął nagle wilk, szczerząc kły w pokracznym uśmiechu - Jesteśmy podobni, ale nie tacy sami. Ty nie masz odwagi pokonać swoich demonów. - dodał i zaśmiał się w specyficzny, zwierzęcy sposób.
Aeron warknął, patrząc na niego z nienawiścią. Splunął na schody i otarł usta, czekając na jego kolejny ruch. Krążyli wkoło siebie jak dwa walczące psy, obecnie łapiąc kilka sekund na odpoczynek i zmobilizowanie się do dalszej walki na śmierć i życie.
- Wiesz co cię powstrzymuje? - wilk rzucił się na niego i zamknął paszczę na ramieniu, kalecząc boleśnie skórę i mięśnie. Upiorny wrzasnął i próbował odepchnąć napastnika, jednak na darmo. Potwór jeszcze bardziej zacisnął szczękę, sprawiając że kości mężczyzny zatrzeszczały nieprzyjemnie.
Pazury wbił mu najpierw jedno oko, potem w drugie. Dopiero przy drugim monstrum zaskomlało i odskoczyło w tył, łapiąc się za pysk. Pozbawiony oczu, miał jednak jeszcze węch.
- Oślepiłeś mnie. - rzucił z wyrzutem - Ale nie sprawi to, że zniknę. Dalej, pokaż mi, że umiesz walczyć. - warknął złowieszczo - No dalej, Bękarcie. Pokonaj strach.
Aeron zawył i rozpędził się na schodach, celując w brzuch. Pochylił się i z całej siły uderzył swoim jedynym rogiem, popychając wilka w stronę krawędzi schodów. Potwór początkowo zaśmiał się, lecz nie widząc co się dzieje, zachwiał się a jedna noga ześlizgnęła się, a za nim całe cielsko. Wilk ryknął przeraźliwie i młócąc na boki wielkimi łapami, spadł.
Upiorny, dysząc oglądał jego upadek. Nie był dumny ze swojego czynu ani tego jak go dokonał, lecz nie widział innej możliwości. Nie miał szans w starciu siłowym, dlatego musiał uciec się do wydrapania mu oczu i zepchnięcia w dół. Widząc spadające, miotające się ciało wilka nagle rozpoznał istotę i zamarł, z szeroko otwartymi oczami. Z jego ust wydobył się odgłos zaskoczenia. Cofnął się i upadł na schody, zakrywając dłonią usta.
Caius...
Wielkie ciało zniknęło mu z oczu i głośny łoskot w dole potwierdził, że tu już koniec starcia. Zszokowany Upiorny chwycił się za ugryzione miejsce, krzywiąc się z bólu. Zabił go, zabił swojego przyjaciela, jednego z wielu lecz i jednego z najbliższych. Ale... Jak Caius mógł powiedzieć to wszystko? Dlaczego zaatakował?
Jego wzrok przykuła leżąca na schodach błyskotka.
Zegarek. Tamten go zgubił? A może zostawił?
Nie myśląc wiele, mężczyzna schował znalezisko do kieszeni spodni i pozwolił sobie na kilka minut trwania w bezruchu. Miał serdecznie dosyć tego wszystkiego, ale skoro zaszedł tak daleko, nie mógł teraz zrezygnować.
Całe to widziadło przepełnione było symboliką, która docierała do niego z opóźnieniem i otwierała kolejne rany w sercu. Wspomnienia zlewały się ze sobą, wbijając w umysł Aerona maleńkie igiełki. Im dalej szedł tym lepiej rozumiał czym były te próby. Bał się jednak ich nazwać.
Lecz jeszcze bardziej bał się tego, co napotka na końcu swej drogi. A należało kontynuować wędrówkę, dlatego po chwili dźwignął się na nogi i wspiął dalej, by sięgnąć nieba. Łzy same ciekły mu po policzkach, żłobiąc w brudzie i krwi jaśniejsze ścieżki.
Zrozumiałem. Już wystarczy...

Powrót do góry Go down





Sevia
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Sevianna Joyce Blanche
Wiek :
23
Rasa :
Kapelusznik
Wzrost / Waga :
176 cm/ 66 kg
Pod ręką :
Pulares
Broń :
Sztylet
Zawód :
Kucharz w Różanym Pałacu
Stan zdrowia :
Cała i zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t641-sevia
SeviaUpiór herbaciany
Upiór herbaciany
U szczytu kamiennych schodów przywitał ją ogromny most, który wydawał się strzeżony przez liczne posągi dziwacznych, zdecydowanie nieludzkich, w większości uzbrojonych istot. Sevianna widziała już wiele i nie byłaby zdziwiona, gdyby kamienni strażnicy zeskoczyli z piedestałów z zamiarem zabicia jej, gdy tylko wykona kolejny krok. Postanowiwszy jednak ruszyć przed siebie, rozwiała swoje straszne wyobrażenie, napawając serce spokojem, wszak żadna statua nawet nie drgnęła. Raz po raz mijała bruzdy pozostawione w bruku, które częściowo porastał mech. Wyżłobienia nie przypominały śladów, jakie pozostawiłyby powozy, a raczej szpony bestii.
Kapeluszniczka niespiesznie szła w kierunku widzianej po drugiej stronie mostu katedry, której dzwony wybijały, no właśnie, co wybijały? Położenie słońca na niebie zdecydowanie nie wskazywało południa, czego więc zwiastunem mogły być?
Katem oka dostrzegła ruch, gdy gwałtownie się odwróciła, stanęła przed zakapturzoną postacią. Jej biała szata przywodziła na myśl postać duchownego. Dzwony nagle ucichły, a dookoła zapanowała grobowa cisza, którą przeciął skowyt. Skowyt bestii, ogromnego wilka, który niespodziewanie wyrósł spod szat napotkanej postaci. Szczerząc ostre zęby, zawarczał i zaczął człapać w stronę dziewczyny. Sparaliżowana strachem stała wpatrzona w niego dłuższą chwilę.
Gdy stanął nad nią, ślina tocząca się z pyska kapała na ramiona Sevii. Ich oczy się spotkały, wilk rozdziawił pysk z zamiarem połknięcia kapeluszniczki, która opamiętując się w ostatniej chwili, ukazała bestii iluzję. Ta rzuciła się na jeden z posągów, który w jej oczach na ten moment był Sevią. Dziewczyna przykucnęła przy jednej z bruzd w moście i nim napastnik zorientował się, że jego ofiara go przechytrzyła, sprawiła, że na pozór delikatny mech wpełzł na wilka, raz po raz się zaciskając. Skowyt duszonego stwora odbijał się od posągów, wił się próbując się oswobodzić, jednak bez skutku. Ostatecznie padł martwy na ziemię.
Blanche wyprostowała się i marszcząc brwi, czekała jeszcze chwilę, aby mieć pewność, że napastnik jakimś cudem nie zmartwychwstanie. W końcu wszystko było możliwe, co udowodniły jej wcześniejsze wydarzenia. Wolnym krokiem podeszła do martwego wilka, na którego spojrzała z pogardą. Odchodząc od truchła, przypadkiem kopnęła czubkiem buta zegarek, który bestia upuściła. Chwilę się wahała, ostatecznie jednak podniosła go i schowała pod gorsetem.
- Na pamiątkę.

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Biegła i biegła labiryntem, szukając czarującego niczym ona sama głosu, ale znajdowała jedynie kolejne korytarze. A gdy znalazła się najwyraźniej po drugiej jego stronie, przyciągający ją śpiew umilkł jak gdyby tylko się przyśnił. To było niefajne. Bardzo chciała spotkać tego kogoś, kto sprawiłby, że jej naprawdę zjawiskowa szwagierka Luna, słysząc ten głos schowałaby się ze swoim w mysią dziurę.
Wydęła ustka, nieco już zmęczona całokształtem podróży. Nie pogardziłaby ławką albo brakiem parzystokopytnych Bestii podążających jej śladem.
Na skraju kamiennego labiryntu odnalazła schody – kamienne, a jakże! Ruszyła w górę, zachodząc w głowę co spotka ją tym razem. (Nie, nie „spotka” – co ona napotka! Należało zmienić perspektywę, bo pozostawanie bierną nie leżało w naturze Veloniki.) Gdy dotarła na most, znacznie szerszy nawet niż aleja z ozdobnymi klonami, z wcześniej zaczęła sobie układać w główce przestrzenny plan tego miejsca; ciągnęło się bowiem jak jakaś wieś-ulicówka, z jedną tylko drogą: naprzód, wlokąc się bez końca. Nie była pewna gdzie by można ulokować tak rozległe, a ponure miejsce (nie wspominając już o tych wszystkich stworach). Czy znajdowała się w podziemiach Dyniowego Miasteczka, słynącego z handlu czarną (i nie tylko) magią? Albo czy polazła – sierota jedna – na jakieś rubieże Namalowanej Pustyni, gdzie kończą się piaski, a jeszcze nie rozpoczęły Kryształowe Góry? Nie było sensu roztrząsać. Miała tu i teraz, a nawet jeśli z własnej głupoty i nieuwagi została złapana w jakieś paskudne zaklęcie, nie wyglądało, aby miała inny wybór i drogę niż przed siebie. Gdy pozna  strukturę i zasady tego miejsca, zdecyduje jak się wydostać.

Lokacja była ciekawa, a rzeźby niepokojąco-interesujące, ale Velo zaczynała się nudzić. Jak mogła badać nowe obszary, gdy coś ciągle za nią goniło?! Zwykle miała ze sobą eliksiry kamuflujące, ale jej sakwa z przedmiotami podręcznego użytku zniknęła. Miała tylko swoje dwie łapki i ogon. I nogi do biegania.
Przypadła do balustrady i bez problemu się na nią wdrapała, próbując zobaczyć rzekę lub jej koryto na dnie. Przycupnięta na skraju, otworzyła szerzej oczy, nie dowierzając. Czy to znów były części ciał? I ciała? Przypuszczalnie kontynuacja kanału, z którego się wydostała? Choć tam było w miarę sucho, a poniżej woda porywała bez problemu kształty, które niegdyś ruszały się, śmiały i marzyły. Dźwignęła się z kolan i ruszyła spacerem po gzymsie, znacznie wolniej niż skocznym krokiem po schodach. Całe to miejsce miało wywoływać ciarki na plecach i niesmak w ustach, a kotka odczuwała to wszystko trzy razy bardziej niż ktokolwiek inny, bo choć sobie nie uświadamiała, w tym śnie poza granicami świadomości była i Veloniką, i Sophie, kotką i Strachem równocześnie. Ponurość otoczenia wpełzała jej pod skórę, okrywała żałobnym woalem, przytłaczała myśli, wypychała i tłamsiła wrodzoną żwawość. Zrobiła większy krok, omijając bez problemu głębokie bruzdy w balustradzie. Pomimo ukruszeń, rys i wgłębień, most wyglądał równie solidnie i ponadczasowo jak wcześniej kamienice czy labirynt. Staro, kamiennie i trwale.

Skoro droga wiodła i tak jedynie do przodu, kotka odcięła się od widoku ciał w dole i ruszyła po balustradzie w kierunku kolejnego budynku, majaczącego po drugie stronie długaśnego mostu. Szerokość występu była dla niej tak komfortowa jak dla innych zwyczajny chodnik. W powietrzu niosło się głuche echo dzwonu.
Nie zdziwiła się, gdy po drugiej stronie mostu ujrzała postać kierującą się wprost do niej. Każdy etap tej męczącej podróży w pewnym momencie stawiał na jej drodze kogoś, kto chciał jej zrobić krzywdę. Nie spodziewała się jednak ataku mentalnego. Nie sposób nie patrzeć na kogoś, kto zawzięcie się do ciebie zbliża, patrzyła więc i Velo, naturalnie spoglądając też i na przedmiot w dłoniach obcego. Zdawało się, że depresyjny klimat miejsca, w które trafiła w końcu zabił w niej naturalną ciekawość i otwartość, nie zamierzała bowiem jako pierwsza podbiegać, by zawrzeć nową, dożywotnią przyjaźń. Patrzyła, a w jej umyśle nabierały znaczenia runy wyryte na błyszczącym metalu, choć przecież była za daleko, by je wyraźnie dostrzec.

Strach, który pojawia się, gdy nadzieja zmienia się w przekleństwo.

Owy manifest, wraz z przejmującym rykiem, poruszyły samą głębię jej jestestwa. Gdy nadzieja wygasa, gdy zostajesz zamknięty w miejscu, z którego zdaje się nie ma ucieczki i jest tylko wieczna wędrówka, gdy nadzieja jest tłamszona raz po raz, gdy rzeczywistość przydusza cię obcasem do posadzki, nie ma strachu. Są łzy, zaciśnięte szczęki i pięści zwinięte w kułak – bo chce się walczyć, a nie ma jak i o co – lecz to nie strach, a frustracja i bezsilność. Nikt nie płacze ze strachu. Strach każe uciekać lub walczyć; to bezsilność zastyga w połowie ruchu, to ona pod rękę chodzi z beznadzieją.
Velo taka nie była i nie będzie. Zacisnęła wargi i zmrużyła oczy, próbując nie kłaść uszu po sobie, gdy opanowywała fale przerażenia stroszące futro.
Atak sprzed chwili wywołał odwrotny skutek. Nieustępliwość zagrała w bladym uśmiechu Dachówki, jasne oczy rozświetlił blask. Gdy bestia zaszarżowała, kocica była gotowa. Wyczekała do ostatniej chwili i odskoczyła poza zasięg, nadal na gzymsie. Nie spodziewała się, iż strażnik, bo chyba taką mieli pełnić tu funkcję, podąży za nią, a jednak – odbił się od rzeźby i już po chwili zazgrzytał pazurami po kamiennej balustradzie. Nie wyglądał, jakby miał problemy z utrzymaniem równowagi, tak więc Velo nie mogła liczyć na znaczącą przewagę w szybkości i zręczności.
Czy zamierzała grać fair? W chwili gdy liczyło się czy przeżyje ona, czy też kolejny stwór kłapiący paszczą pełną zębów? Oczywiście, że nie.
Wyczekała na kolejną szarżę, a w chwili gdy nie mógł już zmienić kierunku pchnęła niewidzialną ręką telekinezy, bez zbytniego polotu i finezji wyrzucając wilkowatego poza krawędź mostu. Mogła z nim walczyć drugą mocą albo mogła mu pozwolić bezboleśnie zginąć od uderzenia o taflę wody. Wybrała humanitarne rozwiązanie.
Szczerze mówiąc, była sama sobą zdziwiona, bo w chwili, gdy bestia dolatywała do rzeki ciał, spoglądająca w dół kotka jeszcze raz użyła mocy umysłu i przesunęła spadające ciało wilka znad strugi na brzeg, wyhamowując też pęd. Pomimo impetu i kilku siniaków bestii z pewnością nic nie będzie, choć gdy wreszcie wróci na górę, Velo już dawno stąd zniknie.
Dokończyła wędrówkę w kierunku strzelistej katedry gzymsem, wypatrując kolejnych „strażników”. Połyskujący przedmiot, który okazał się kieszonkowym zegarkiem, minęła z pogardliwym uśmiechem, zostawiając gdzie jego miejsce – w pyle ziemi. Nadzieja, która umiera. Też ci prawdopodobny koncept.


Ostatnio zmieniony przez Velo dnia Pią 29 Paź - 23:39, w całości zmieniany 1 raz



Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





Val'rakh
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 8CZhH8B
Godność :
Val’rakh, Żniwiarz Światów, Badacz Śmierci, Strażnik Czerwonego Morza Dusz; wśród ludzi znany jako Vanya Voland
Wiek :
W ludzkiej postaci wygląda na ~25 lat
Rasa :
Koszmar
Wzrost / Waga :
W ludzkiej postaci – 1,8 m, w koszmarnej – ok. 4 m / Względna
Znaki szczególne :
W ludzkiej skórze – mała blizna pod lewym okiem oraz dużo większa wzdłuż kręgosłupa, kolczyk w języku, oczy o szarofioletowej barwie
Pod ręką :
Portfel, zapalniczka, telefon, klucze do apartamentu i samochodu
Zawód :
W Świecie Ludzi – Koroner
Stan zdrowia :
Zdrowy, choć w materialnej postaci zawsze jest trochę osłabiony
Specjalne :
Administrator, Grafik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t564-val-rakh https://spectrofobia.forumpolish.com/t848-val-rakh https://spectrofobia.forumpolish.com/t1151-poczta-vanyi-volanda https://spectrofobia.forumpolish.com/t1122-val-rakh
Val'rakhBadacz Śmierci
  Tajemniczy głos w istocie poprowadził Val’rakha ku wyjściu z tajemniczego labiryntu. Gdy dotarł do podnóża kamiennych schodów, głos ucichł i gdyby Koszmar zdolny był do podobnych uczuć, być może zatęskniłby za kojącą melodią.
  Wciąż uparcie dążąc do odnalezienia granicy snu, wspiął się w górę, aż rozpostarł się przed nim olbrzymi most, pod którym zaś rozciągała się upiorna rzeka. Zdobiące budowlę rzeźby istot o sześciu palcach na chwilę skupiły uwagę Val’rakha. W pewnych elementach były wszak podobne jemu – nie obecnie, ale jego prawdziwemu obliczu. Coraz bardziej pragnął spotkać gospodarza snu, w którym się znalazł i dowiedzieć się więcej na temat jego małej, sennej krainy.
  Gdy przebył mniej więcej połowę drogi przez kamienny most, jego uszu dobiegł dźwięk kościelnych dzwonów. Wtedy też wyłoniła się przed nim zakapturzona postać. Choć stała daleko i ludzkiemu oku ciężko byłoby dojrzeć dokładny kształt, wyczuł runę znajdującą się na zegarku, który trzymała.  Przeszyło go zaś uczucie, które przyrównać można do ludzkich dreszczy. Nie było ono jednak dla Val’rakha czymś negatywnym, bardziej osnute delikatnym cieniem ekscytacji. Strach u ludzi oznaczał znalezienie się w niebezpieczeństwie, jednak to, co groźne dla kruchego, człowieczego żywota, dla Koszmaru o ciekawskiej naturze badacza mogło okazać się interesujące.
  Wtem tajemnicza bestia ruszyła z rykiem ku niemu. Koszmar zadarł głowę wyżej, jak gdyby oczekując na właściwy moment.
  W ułamku sekundy, w czasie krótszym od jednego mrugnięcia, Val’rakh przeistoczył się ze swej na poły ludzkiej postaci w tę prawdziwą – formę potężnego, pradawnego Koszmaru z odmętów Krainy Snów, wysokiego na kilkanaście metrów, z ciałem pokrytym kłębowiskami wijących się macek i skrzętnie skrywającego swe niewyobrażalne lico pod czarnym kapturem. Uniósł nogę, po czym szybkim ruchem nadepnął na zmierzającą w jego kierunku bestię, miażdżąc ją bez litości. Z następnym zaś krokiem znów wyglądał niczym muśnięty przez koszmarne moce Vanya Voland. Tak, jak gdyby jego potworna transformacja nigdy nie miała miejsca. Podniósł leżący nieopodal krwawych zwłok zegarek, po czym niewzruszony wyruszył dalej przed siebie, wprost ku wielkiej katedrze.


Ostatnio zmieniony przez Val'rakh dnia Sob 30 Paź - 3:52, w całości zmieniany 1 raz


Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 6wyUN10

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę

VI. Wielka Katedra

Zwycięstwo nad monstrualnym przeciwnikiem umożliwiło ci dalszą podróż przez długi most oraz wspinaczkę po brukowanych schodach, które zaprowadziły cię pod monumentalną budowlę, na myśl przywodzi gotycką katedrę o wielu strzelistych wieżyczkach i oknach, w których zionął mrok, a pod którymi leżało roztrzaskane kolorowe szkło – wnioskujesz po tym, że w czasach swej świetności były to witraże, może nawet obrazujące tutejsze wierzenia.
Olbrzymie drzwi do katedry stoją przed tobą otworem. Gdy do niej wkraczasz, w świątyni panuje wszechogarniająca cisza, a dookoła nie widać żywego ducha. Masz wrażenie, że możesz czuć się tu bezpiecznie.
Budynek jest nietypowo pusty: oprócz strzaskanych pojedynczych kolumn i drewnianych ławek zamienionych we wióry, na środku katedry znajduje się marmurowy pomnik o kształcie plugawym i nie przywodzącym ci na myśl niczego, co znasz, stojący na granitowym podwyższeniu i otoczony wysoką kolumnadą; cichy głos w głowie podpowiada ci, że jest to czyjś grobowiec.
Przed nim znajdują się trzy identyczne, ziejące pustką dziury w posadzce: masz wrażenie, że czegoś tu brakuje. Gdy rozglądasz się po świątyni, znajdujesz leżącą w kącie figurę z białego marmuru przedstawiającą kobietę o azjatyckiej urodzie z włosami spiętymi w luźny kok i ubraną w orientalne kimono; u jej pasa zawieszony jest miecz. Kolejnym elementem układanki okazuje się porzucona gdzieś przy wejściu niska rzeźba dziewczynki ubranej w gotycki strój i kapelusz. Między wiórami pozostałymi po ławkach odnajdujesz ostatnią rzeźbę - stara, zgarbiona kobieta ubrana od stóp do głów w łachmany trzyma w dłoni kij, na którego końcu widnieje mały płomyk.

Spoiler:


Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Jakiś wielki budynek...katedra? Patrząc na to całe szkło wokół to raczej stara. Podniosłem ostrożnie jedno z kolorowych szkiełek i spojrzałem przez nie. Zakurzone, porysowane, brudne, ale raczej na pewno z jakiegoś witraża. Szkoda, że jestem ignorantem.
Ruszyłem do środka. Cisza...jedyne co słychać to moje kroki. Choć czy na pewno? Może to tylko moja wyobraźnia? Nie wiem...ale jakoś tak...nieswojo się tutaj czułem. Może dlatego, że nie lubiłem ogromnych, cichych przestrzeni? Nie wiem. Z resztą mało ważne.
Szybko znalazłem źródło tego dziwnego uczucia. No tak...wlazłem gdzieś gdzie leży se jakiś trup.... no zajebiście.
Zacząłem łazić po pomieszczeniu, znajdując różne mniej lub bardziej ciekawe przedmioty. Na koniec obejrzałem trumne czy jak to tam inaczej nazwać. Nie dało się jej ruszyć. A naprawdę dawałem w to całą swoją siłę. Rozejrzałem się jeszcze raz i zalazłem coś, co chyyyba było niekompletne. Hmm trzy miejsca...czy wcześniej nie widziałem jakiś figurek?
Poszukałem ich i zacząłem układać w różnych konfiguracjach. Od starej do młodej, mieszane. Na koniec - od najmłodszej do najstarszej. Wtedy wieko odskoczyło. Pchnąłem je i zajrzałem do środka. Dobra...nie ma trupa? Błękitne płomienie? Hmmm rozejrzałem się uważnie czy nie kogoś poza mną i wlazłem do środka. Ciekawe co będzie dalej.


Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Z każdym miarowym oddechem i przełknięciem krwi i plwociny czuł się lepiej. Gwiazd było już mniej - przestały się rozdwajać i krążyć niczym w kalejdoskopie. Ciało pod nim zdążyło oddać resztki ciepła. Pozbawione ostatniej iluzji życia były teraz nieprzyjemnie mokrą i śmierdzącą psem kupą mięcha.
Cień delikatnie odepchnął się od truchła, plamiąc dłonie czarną, na wpół zastygłą posoką i na klęczkach począł zbierać swoje rzeczy. Nadal się trząsł i nie chciał ryzykować zasłabnięcia. Jeszcze nie teraz. Ostrze wróciło do pochwy na udzie, kusza na plecy, a zegarek do kieszeni. Może będzie miał okazję zwalczać plugastwo jego własną bronią. Podniósł się z ziemi i ociężale ruszył ku górującej nad wszystkim katedrze.
Opuszczony budynek był piękny. Żal jedynie wybitych witraży, które niegdyś malowały wnętrze na setkami barwnych plam. Czy istoty z mostu były wyznawcami czy półbogami, którzy lata temu rezydowali w tym nieświętym miejscu?
Mijając szeroko otwarte ramiona drzwi doznał dziwnego uczucia. Od tak dawna nie zażył prawdziwej ciszy i spokoju, że zapomniał jak to jest. Był sam, otoczony przez drzazgi, kamień i kurz, nie licząc osoby, która została złożona w grobowcu na środku. Mogiła wyglądała jak pomieszanie kilku istot z przypadkowymi bryłami. Bliższe oględziny nic Cieniowi nie mówiły, nie uświadczył tabliczki z podpisem. Zamiast niej znalazł trzy dziury w podłodze.
Dopiero gdy obszedł każdy zaułek i każdą nawę, natrafiając na kolejne figury, doszło do niego, że to zamki. Sęk w tym, że otwieranie grobowca mu się nie uśmiechało, a innego wyjścia nie było.
Pierwszy z posągów, młodej dziewczyny, przywlókł na miejsce bez większych trudności, lecz przy następnych odezwały się żebra. Musiał kombinować. Całe szczęście wokół walało się sporo drewna, a on miał przecież wstęgę. Sklecił prowizoryczne nosze i załadował na nie staruchę. Zamiast ją podnosić, przeciągnął ją w swoim tempie, a potem wrócił po kobietę, by uczynić to samo.
Przycupnął przed mogiłą i patrzył na Boginię w trzech osobach, na księżyc rosnący, w pełni i malejący.
- Dziewica, Matka i Starucha - mruknął do siebie. Tylko czemu każda z nich nosiła się zupełnie inaczej? Tu gotyk, tam kimono. Pomieszanie z poplątaniem, ale wątpił w swą pomyłkę.
Wstawił posągi ich miejsca, posyłając kobiecie przelotny uśmiech. Dodać jej ogony i uszy i byłaby wykapana Luci! No i pełnia... uwielbiała księżyc.
Gdy Starucha zajęła ostatnie miejsce, mogiła drgnęła, a splątane ręce otworzyły wieko. Bił od niej znajomy blask niebieskich płomieni, lecz zanim Keer żwawo pokonał stopnie i zajrzał do środka, odczekał minutę. Żadnego ryku, dziwnych postaci, trupa powstającego z grobu. Słowem czysto. Zanurzył się w korytarzu.


Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Przejście pozostałej części mostu nie wiązało się z żadnymi niespodziankami. Choć Tropicielka nie chciała tego przed sobą przyznać, była tym faktem nieco rozczarowana. Teraz gdy wiedziała już, że walczy z paskudztwami o magiczno-koszmarnym charakterze, to czuła się o wiele pewnie ze swoim orężem. Nawet żałowała trochę, że nie stanęła do walki wcześniej. Z drugiej strony nie chciała być lekkomyślna.
W istocie nie śpieszyło jej się specjalnie. Gdy już znalazła się w monumentalnej budowli najpierw skupiła się na podziwianiu okolicy. Sama nie wiedziała dlaczego czuła, że nie musi się niczego obawiać. Tłumaczyła to sobie jednak świadomością, że ma broń idealną do walki ze wszystkim, co mogłoby ją spotkać w tym upiornym miejscu. Gdy kunsztowność wykonania starych kolumn, wymyślnego sklepienia przestała cieszyć ametystowe spojrzenie Tropicielka skierowała swoje kroki ku podniszczonym ławkom i przysiadła na jednej z nich. Takiej, która wydawała się być na tyle stabilna, by utrzymać jej ciężar. Na wszelki wypadek przed spoczęciem kopnęła jeszcze w drewno. Uspokojona tym, że drewniana deska wytrzymała zajęła swoje miejsce.
Przeczuwała, że jej droga prowadzi w głąb ziemi, do upiornej krypty. Była świadoma tego, a mimo to zwlekała. Czy rozważała plan? Starała się przygotować na czekające je starcie? Lekkomyślnie zawierzyła w swoje własne zdolności i bezcenny oręż. Zamiast przygotowywać się na nadchodzące niebezpieczeństwo po prostu odpoczywała. Chłód tego miejsca, podmuchy wiatru dostające się przez zniszczone, strzelista okna był niezwykle przyjemny.
Pozwoliła sobie zamknąć oczy, odchylając głowę do tyłu i wyciągając przed siebie nogi. Trwała tak przez dłuższą chwilę, nad niczym specjalnie nie myśląc.
W końcu jednak nastał czas, by ruszyć dalej. Ruszyła więc ku zagadce, po drodze zbierając wcześniej dostrzeżone figurki.
Ich obecność, choć z początku wydawała się nie mieć znaczenia, nabierała sensu ze względu na ich wyjątkowość. Przepastna katedra miała tylko trzy takie. Ich liczba idealnie pasowała do trzech miejsc.
- Tandeta. - Stwierdziła oglądając wszystkie trzy figurki, gdy jej wzrok padł na zawieszony przy azjatyckiej kobiecie miecz. Pogarda ta wynikała jednak nie tyle z uzasadnionych powodów, a z frustracji, że nie wiedziała co zrobić. Na całe szczęście wtedy spadło na nią oświecenie.
Wszak najmniejsza z figurek, która przypominała wręcz małą laleczkę w ozdobnej sukieneczce wyglądała jak mała, słodka dziewczynka - której Diana bez wahania ścięłaby śliczną główkę. Natomiast opiekunka ognia - jak Candran nazwała staruchę - wydawała się być już u schyłku swojego życia. Natomiast ostatnia wyglądała być pośrodku nich. Może to właśnie była kolejność, którą należało przyjąć? Z drugiej strony, jeżeli okaże się to być fałszem to wystarczy próbować do skutku. Wypróbowanie wszystkich możliwości nie mogło zająć zbyt wiele czasu. Chyba że nieudana próba wyzwalała jakieś niebezpieczeństwo.
- Pf. - Prychnęła tylko i ustawiła figurko według wcześniejszego planu, by zobaczyć co się stanie. Jak się jednak okazało nie stało się nic złego, a wręcz przeciwnie. Przed Dianą otworzyło się przejście do krypty pod katedrą.
Intrygujące.

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Widząc, że nic strasznego się nie dzieje, schował zdobyczny zegarek do kieszeni, razem z kłami pokonanego stwora. Prawdę mówiąc spodziewał się, że błyskotka będzie przeklęta, ale jako że miecz nie pękł, nie przemienił się w maź ani nic z tych rzeczy, postanowił schować zdobycz.
Co miał robić teraz? Wychodziło na to, że nie było innego wyjścia jak ruszyć przed siebie.
Nie wiedział czy to kwestia zmęczenia czy też czegoś innego, ale nogi jakoś nie chciały go nieść naprzód.
Wziął kilka głębokich oddechów i zagwizdał jakąś prostą, w miarę skoczną melodyjkę. Od razu zrobiło mu się lepiej, nogi stały się skore do dalszej wędrówki a na twarz powrócił uśmiech
- Uwaga Psie Wiary! Dostąpicie teraz zaszczytu posłuchania jak śpiewa Jaśnie Pan! Zamknąć tedy paskudne mordy i słuchać! – zapowiedział własny występ i ruszył do przodu.
Początkowo śpiewał coś co pamiętał jeszcze z dzieciństwa. Były to proste przyśpiewki marynarzy stanowiących załogę jego Starszego Brata. Nie było to nic wybitnego, ale za to wulgaryzmów i sprośności wszelakich było tam tyle, że nawet najbardziej zuchwały szewc czy kapelusznik by się nie powstydził. Później zdecydował się na coś bardziej współczesnego i osobistego.
- Siekiera motyka baba goła,
Aeron Vele to jest pierdoła,
siekiera, motyka albo nic
Aeron Vaele to chamski cyc.
Siekiera motyka smętna bajka,
u Aerona miękka fajka,
siekiera, motyka małpi wuj
A Aeron Bękart to jest Ch...j

Zakończył śmiejąc się. To mu się dopiero udała improwizacja! Gdyby ją Bękart słyszał to pewnie posrałby się z zazdrości, że tak wielki talent przypadł nie jemu, ale komuś tak skromnemu i pokornemu jak Vyron Laraziron.
- Na Namalowanej Pustyni
pochwycono raz grubasa,
nie wiedziano co z nim zrobić,
to obcięto mu kutasa!

Śpiewał radośnie, maszerując przed siebie mostem a następnie wspinając się po chcodach. To jednak prawda, że śpiew nadzwyczajnie pomagał w wędrówce.
- Rudy lisek stał pod Malinowym Lasem
rąbiąc drzewo swym kutasem.
Nagle wydał ostry dźwięk
bo natrafił nim na sęk!

Dla podkreślenia bólu płynącego z owego sęka, Vyron wydał z siebie dziki jazgot, który niemal na pewno przyprawił o gęsią skórkę i palpitację serca skryte w mroku potwory.
- W Mieście Lalek, na ulicy Arcyksięcia
mieszkał gość co miał tasiemca,
a że ten był bardzo byczy
to prowadzał go na smyczy!

Zakończył stojąc przed drzwiami dziwnej katedry. Obiekt wyglądał na opuszczony i zdewastowany. Powybijane witraże potęgowały ponure wrażenie.
- Kici kici! Taś taś! Wyłazić potwory! Nuże! Huzia psie krwie! Obiad przyszedł! – zawołał głośno wchodząc do świątyni. Jeśli coś czaiło się w środku, wolał by zaatakowało od razu, niż później ma go napaść w najmniej oczekiwanym momencie. Nic takiego nie miało jednak miejsca.
Wkroczył do środka i przez chwilę przyglądał się stojącemu pośrodku pomnikowi. Nie miał pojęcia czym było to coś, ale wyglądało wyjątkowo nieciekawie. Dłuższą chwilę rozglądał się po wnętrzu, po czym spostrzegł trzy poprzewracane posągi, które pasowały zapewne do trzech otworów.
Vyron ponownie użył mocy tworząc cztery swoje kopie.
- No dobra ... – zaczął cofając się nieco i robiąc swoim kopiom miejsce - przenieście mi te figury i ustawcie je w tych niszach.
Oj przydałby mu się teraz kask na głowę. Przecież bez kasku robole nie wiedzą kto jest kim.
- Co się gapicie?! DO ROBOTY! Ja jestem kierownikiem! Wyobraźcie sobie że mam biały kask na głowie!
Kopie zabrały się za pracę cicho mamrocząc pod nosami.
- Co jest „Żółta brygado”?! Nie marudzić mi tam tylko zap...ać! Nie myślcie sobie nie wiadomo co, ja też chciałbym iść na przerwę. Oglądanie was przy pracy jest strasznie męczące.
Gdy kopie ustawiły figury we właściwej kolejności (początkowo Azjatkę, ze względu na sposób starzenia się, stawiano przed Gotką, ale kierownik robót tj, Wielki Inżynier, Książę Vyron Laraziron zdecydował o zamianie miejsc) płyta grobowa drgnęła i uniosła się odsłaniając drogę w dół, którą oświetlały błękitne płomienia.
- Żółta Brygado, weźcie się w coś uzbrójcie … rzecz jasna poza cierpliwością, bo w tą uzbrojony jestem ja. – powiedział zataczając dłonią okrąg i dając do zrozumienia, że kopie mają sobie wybrać coś co uznają z dobra broń.
Minęła ledwie chwila a wszystkie cztery kopie stały w szeregu trzymając w dłoniach paskudnie wyglądające kawałki witraży.
- Naprzód Mięso Armatnie! Za Moją Książęcą Mość! – wykrzyknął bohatersko Vyron wskazując schody w dół.
Kopie ruszyły przodem, a On za nimi.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Na czas wspinaczki po prostu wyłączył myślenie. Pozwolił nogom nieść się w górę, ku katedrze. Głowę miał opuszczoną, łzy skapywały mu po policzkach by opaść na nagą pierś i zmieszać się z krwią przeciwnika i jego własną. Nie szlochał, bo nie miał już siły.
Wszystko to, co go dziś spotkało było męką. Nie wiedzieć czemu i przez kogo, został pochwycony przez jakąś siłę i doczekał się własnych tortur, brnąc dalej i dalej. Czuł, że nie może się zatrzymać, i chociaż się bał, wiedział, że na to wszystko zasługuje. Śmierć żołnierzy, zdrada wszystkich tych na których mu zależało, fałszywe uśmiechy, obietnice które od początku miały być złamane... Obserwował to wszystko z bólem serca i miał ochotę wrzeszczeć, błagać o cofnięcie czasu ale... czy gdyby potrafił go cofnąć, zachowałby się inaczej?
Z każdym stopniem przed oczami widział kolejną retrospekcję. Sceny z jego własnego życia odtwarzały się i ukazywały Upiornemu jako obserwatorowi. Mógł tylko patrzeć na swoją kłamliwą twarz, gdy wypowiadał wszystkie obietnice. Nie był zaskoczony tym, że kłamanie przychodziło mu z taką łatwością.
Znowu obejrzał swoje dzieciństwo. Znowu doświadczył laski dziadka, gdy bez litości nią go okładał, za każdym razem gdy Aeron okazał nieposłuszeństwo. Znowu widział twarz matki, która chociaż starała się chronić dzieciaka, nienawidziła go z całego serca i patrzyła z pogardą na owoc swojego romansu z...
Ponownie przeżył wojsko, potem wojnę. Znowu widział straszliwych sześciorękich Drosselmeyera. Przyglądał się zastępom Larazirona i jemu samemu, prowadzącemu żołnierzy do boju. Wszystko to odtwarzało się w zwolnionym tempie, dzięki czemu miał okazję przyjrzeć się twarzom wszystkich istot. I tych, które wiele dla niego znaczyły, i tych które były ledwie epizodami w jego długim życiu.
To wszystko bolało, ale szedł dalej, mając nadzieję, że na końcu schodów odnajdzie wreszcie odpowiedzi na wszystkie nurtujące go pytania. Mięśnie paliły przy każdym wysiłku a powieki opadały, domagając się snu.
Żeby nie zasnąć, postanowił coś sobie zaśpiewać, zmuszając umysł do pracy. Szybko namyślił się i ostatecznie odkaszlnął, rozpoczynając piosenkę:
- Witaj, nieznajomy.
Pytanie do ciebie mam:
Czy zdążę jeszcze wrócić?
Drogi dawno już zasypał czas.
Za oknem cisza najcichsza, jaką znam.
Taka przed burzą, co zrywa dach.
- melodia była niepokojąca, lecz słowa same popłynęły, dziwiąc nawet samego śpiewającego.
Droga stała się jakby łatwiejsza do pokonania, a w ciele pojawiła się nowa energia. Wiatr powiał od boku i przyniósł ukojenie, owiewając umęczone ciało Aerona. Szedł dalej.
- Witaj, nieznajomy.
Nawet nie wiem jak na imię masz...
Patrzę na ciebie i myślę:
Czy to ja za kilka lat?

Usta zadrżały w śpiewnym szlochu a nowa fala łez zalała mu oczy, rozmywając obraz.
- Za oknem szarość wchodzi w czerń.
Ty wciąż nie mówisz do mnie nic...
Na tym pustkowiu mieszka śmierć.
Czy to tylko część mojego snu? Powiedz mi!
Ściany się burzą, szyby pękają naraz.
Lecę w dół przez błędy wszystkich lat...
Widzę wyraźnie pełne rozczarowań twarze.
A w oczach ból i gniew uśpionych zdarzeń.

Potknął się i upadł na stopnie, a z jego ust wyrwał się najprawdziwszy szczery szloch. Miał dość, ale zaczynał rozumieć. Tak, to wszystko stawało się dla niego jasne.
- Kłamałem więcej niż kiedykolwiek chciałbym przyznać!
A w moich żyłach płynęła krew zimniejsza niż stal.
Dlatego dzisiaj jestem całkiem sam...
Mój nieznajomy, czy widzisz to co ja?

Koniec drogi był już tak blisko. Dźwignął się i ruszył, zmęczony jak nigdy, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Katedra była niemal na wyciągnięcie ręki, lecz wspinaczka, choć na chwilę stała się łatwiejsza, teraz na powrót była ciężka. Czuł się tak, jakby jakaś siła ciągnęła go w dół.
- Jak to możliwe, że ktokolwiek ufał mi?
Pozornie szczery, lecz nigdy tak jak dziś!
To samo miejsce, ten sam zmęczony strach...
Wśród tłumu ludzi odbijam się od dna.

Ostatnie stopnie i... upadł na posadzkę, przytulając policzek do zimnego kamienia. Poczuł jak spokój zalewa jego serce a chłód ogarnia jego ciało, przynosząc ukojenie ranom i zmuszonym do straszliwego wysiłku mięśniom. Miał dość walki, dość wędrówki. Zrozumiał.
To była jego własna pokuta. A może rozpaczliwy krzyk sumienia? Całe jego życie składało się z kłamstw, bo z takiego się zrodziło. Żałował wielu swoich czynów, wielu też nie żałował. Nie potrafił wyobrazić sobie siebie samego bez całej swojej historii. Z pewnością nie byłby taki, jakim jest teraz.
Zrozumiał jednak, że te wszystkie próby nie służą temu, by się poddał. On miał spojrzeć strachowi w twarz i wyjść z tego silniejszy, lecz żeby tego dokonać, musiał pokonać wszystkie swoje demony. Stanąć w twarz z wszystkimi, których zranił i ich przeprosił. Szkoda, że zrozumiał to dopiero teraz... Uciekł spod fontanny. Uciekł Abi. Zepchnął Caiusa...
Odbij się od dna.
Myśl ta, boleśnie trzeźwa sprawiła, że otworzył szerzej oczy i wstrzymał oddech. Z twarzą mokrą od łez uśmiechnął się lekko, pojmując że to już prawie kres mąk i być może to wszystko da mu podstawę do zmian, które zajdą w jego życiu. Tak, bo ich pragnął. Zmian. Tylko jak dotąd nie miał odwagi by je rozpocząć.
- Żegnaj, nieznajomy.
Już nie chcę twoich rad.
- zaśpiewał na koniec, odczekał chwilę i podniósł się na równe nogi, stając pewnie na obolałych nogach.
Tak, zostawi to wszystko za sobą. Pogodził się z tym, kim jest. Czas by odnalazł w sobie siłę, by iść dalej, mimo ogromnego bagażu grzechów na plecach.
Odetchnął, uspokajając myśli i po chwili z nową energią ruszył przed siebie, nie oglądając się za siebie.

Katedra była piękna lecz zniszczona. W czasach świetności musiała zapierać dech w piersi każdemu, kto odważył się przekroczyć jej mury. Kolorowe szkło walało się po podłodze, na pamiątkę po witrażach które niegdyś musiały zdobić to miejsce.
Przeszedł dalej, delektując się ciszą. Potrzebował jej teraz, by poukładać myśli, kłębiące się w głowie. Wszystko nabierało sensu a on zaczynał z wolna czuć satysfakcję z drogi jaką przebył. Cierpienie jakiego doświadczył było nie do opisania, lecz najwidoczniej tego potrzebował.
Dotarł do czegoś, co wyglądało jak grobowiec. Wspiął się ku niemu i przeszedł obok, muskając szponiastymi palcami zakurzony marmur. Żaden napis nie obwieszczał, kogo miejscem pochówku było to miejsce, Upiorny znalazł jednak trzy wgłębienia, nienaturalne wgłębienia zdradzające, że coś tu wcześniej stało.
Nie musiał szukać długo, nieopodal leżały trzy rzeźby. Każda piękna ale i na swój sposób przerażająca.
Pierwszą była śliczna kobieta o egzotycznej urodzie. Miał wrażenie, że znał jej twarz, jednak nie potrafił teraz nadać jej konkretnego imienia. Mogła być jedną z jego kochanek, mogła być służącą jego dziadka, mogła być napotkaną w mieście sprzedawczynią w jednym ze sklepów. Uniósł ją ostrożnie i zaniósł, ustawiając w środkowej wnęce.
Drugą była dziewczynka, również dziwnie znajoma. Przez jakiś czas przyglądał się jej, chcąc ją rozpoznać, lecz na próżno. Ją też ustawił w miejscu, gdzie zapewne wcześniej stała, obok pięknej pani.
Trzecią była przygarbiona staruszka. Miała tak realistyczne zmarszczki a wyraz jej oczu był oddany z taką dbałością o szczegóły, że Aeron zawahał się zanim ją podniósł. Poczuł się tak, jakby zakłócał jej spokój. Nie było jednak innej możliwości, musiała stanąć obok swoich towarzyszek. Choćby po to, by kolejny wędrowiec mógł nacieszyć oczy przepięknymi rzeźbami, jeśli już uda mu się zajść tak daleko jak jemu.
Gdy tylko podstawa staruszki dotknęła podłoża, Upiorny usłyszał szorowanie kamienia o kamień, dlatego cofnął się o krok by uniknąć ewentualnego ataku.
To grobowiec się poruszał, a raczej jego wieko. Odsunęło się powoli a z wnętrza buchnął kurz i zapach stęchlizny, nie zachęcający do tego by Arystokrata podszedł bliżej.
- Odwaga nie polega na nieodczuwaniu strachu, ale na umiejętności działania mimo niego. - szept który nagle dobiegł od strony posągów zmroził mu krew w żyłach. Zmarszczył brwi i spojrzał na wszystkie kobiety, lecz nie dostrzegając żadnego ruchu, postąpił do przodu, pchany nie tyle odwagą co ciekawością.
Przeszedł obok nich i odkrył, że grobowiec odsłonił przed nim zejście w dół. Nie był pewien, czy powinien tam zejść, lecz ostatecznie... przecież nie było innego drogi. A on już zrozumiał, niezależnie więc od niebezpieczeństwa jakie na niego czyhało, pogodził się z tym, że musi jakoś przejść tę próbę. Próbę, którą zgotowało mu jego własne sumienie.
Zrobił krok, potem kolejny. Zaczął schodzić ostrożnie, uważając by nie poślizgnąć się na stromych schodkach. Przytrzymywał się ścian i gdy schował się już w otworze, ponownie usłyszał szept nad swoją głową.
- Ból przyćmił strach. Niech ciemność uśmierzy ból.
Wieko zamknęło się nad nim a on znalazł się w kompletnej ciemności. To co jednak stało się w następnej chwili sprawiło, że aż westchnął z rozkoszy. Całe jego ciało zalał przyjemny chłód, przynosząc ulgę. Poczuł jak skaleczenia zasklepiają się, mięśnie zostają uleczone a dziury w ramieniu po kłach bestii zmieniają się w nic nieznaczące strupy, by za chwilę odpaść. Nadal był brudny, ale już nie ranny i wypoczęty.
Na dole dojrzał światło niebieskiego płomienia, więc zaczął schodzić jeszcze niżej, gotów na spotkanie z tym, co przygotował sobie sam.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Colette dziarskim krokiem ruszyła dalej brukowanym mostem ozdobiona w barwy wojenne, jakie zostawiła po sobie eksplodująca bestia: białe włosy umazane były w posoce bestii, tak samo blada twarz; na czarnym materiale munduru nie było zbyt widać śladów krwi. Zatrzymała się przed wrotami czegoś, co chyba miało imitować architekturę sakralną i spojrzała na wybite witraże. Ciekawe, czy to był efekt jej pojedynku na dźwięki?
Licząc, iż nie okaże się profanem i tutejsze duchowieństwo nie pogoni jej z widłami i pochodniami, przekroczyła próg budynku i rozejrzała się po wnętrzu. Zawiodła się widząc, iż tutaj również panuje dziwna pustka.
Swoją uwagę skupiła na stojącym na środku świątyni pomniku. Zbliżyła się i dotknęła go licząc, iż w ten sposób uda jej się wczuć aurę miejsca bądź znowu nawiązać kontakt z dziwaczną istotą, zdającą się być gospodarzem tego miejsca. Przeliczyła się, jej dłoń spotkała tylko zimny marmur i głuchą ciszę. I prawie wpadła stopą do czarnej dziury, której nie zauważyła w pierwszym momencie. Zmarszczyła brwi i przyjrzała się im uważnie – czyżby to miał być klucz do rozwiązania?
Ruszyła więc zwiedzać katedrę. W pierwszej chwili nie zauważyła niczego wśród roztrzaskanych ławek i kolumn. Przykucnęła, by odpocząć, a jej wzrok spotkał się ze spojrzeniem kobiecej twarzy. W pierwszej chwili Lysandra drgnęła zaskoczona, a dopiero potem zdała sobie sprawę, że właśnie patrzy na kolejną rzeźbę. Nie kojarzyła stroju, w jakim była przedstawiona, ale kojarzyła broń, którą miała u boku. Spróbowała ją podnieść – figura okazała się być zaskakująco lekka, a następnie oparła ją stabilnie o kolumnę. Ruszyła dalej, natrafiła na dwie kolejne postaci: młodą dziewczynę w dziwacznym stroju oraz staruchę ubraną w łachmany.
Panna Lucan czytała w księgach z biblioteki swojego ojca o prymitywnym kulcie, który scentralizowany był wokół bogini-matki przedstawionej jako kobieta o trzech twarzach: panny, matki i staruchy. Uznawszy to za pewną wskazówkę, spróbowała ułożyć figury w podobnej kolejności.
Odpowiedź okazała się być prawidłowa, a stojący na środku sarkofag drgnął i odsłonił dziurę w ziemi. Upiorna nachyliła się i gdy ujrzała błękit płomienia ziejący z odkrytego przejścia, ruszyła w dół.

Powrót do góry Go down





Sevia
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Sevianna Joyce Blanche
Wiek :
23
Rasa :
Kapelusznik
Wzrost / Waga :
176 cm/ 66 kg
Pod ręką :
Pulares
Broń :
Sztylet
Zawód :
Kucharz w Różanym Pałacu
Stan zdrowia :
Cała i zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t641-sevia
SeviaUpiór herbaciany
Upiór herbaciany
Wnętrze katedry było całkowicie zrujnowane, pod butami Sevii trzeszczały kawałki skruszonego marmuru oraz kolorowego szkła. Z ławek pozostały jedynie drzazgi. Popękane i powywracane kolumny oraz dziurawe sklepienie, straszyły zawaleniem. Zastanawiała się, czy sprawcą tego bałaganu był czas, czy może martwa już bestia. Nieustannie rozglądała się w poszukiwaniu kolejnego przeciwnika, jej wzrok spoczął na jednej z trzech wywróconych figur.
- No dalej, zmień się w kolejne monstrum i mnie zaatakuj - rzuciła wyzwanie w kierunku posągu młodej, uzbrojonej w miecz kobiety. Odczekała chwilę, kiedy jednak nic się nie zadziało, podeszła do marmurowej rzeźby. Trzy figury kobiet w różnym wieku, przywiodły Seviannie na myśl postacie Furii.
- Staruszka, Matka i Młódka... - wymieniła.
Trzy jednakowe wgłębienia przed grobowcem wyglądały, jakby miały pasować do podstaw figur. Kapeluszniczka, wywróciwszy oczyma, złapała za nogi pierwszej z nich i z ogromnym wysiłkiem zaciągnęła w centrum katedry. Zdyszana oparła ręce na kolanach. Chwyciła młodą kobietę za ramię i spróbowała postawić ją do pionu. Spocona dłoń prawie ześlizgnęła się z marmuru, jednak szybko przytuliła ją do siebie, nie pozwalając jej upaść. - Wolałabym tulić kogoś innego... - mruknęła. Gdy posąg stał już bezpiecznie, zajęła się pozostałymi.
Podpierając boki stała przed ustawionymi bez zachowania jakiegokolwiek porządku postaciami kobiet. Pierwsze co wpadło jej do głowy, było ułożenie ich od najstarszej, od razu zabrała się do pracy. Gdy wpasowała figurę dziewczynki w ostatnią dziurę, nic się nie stało. Nadęła policzki zdenerwowana, nie na taki efekt liczyła, a raczej spodziewała się czegokolwiek. Zza jej plecami nie pojawił się żaden duch, sufit nie spadł jej na głowę, a z grobowca nie wyskoczyła mumia.
Przechadzając się w tę i we w tę, myślała nad innym rozwiązaniem zagadki. Po kilku minutach, z otwartej dłoni uderzyła się w czoło. Durna! Ustaw je od najmłodszej! Już porządnie zdyszana, zamieniła figury miejscami i gdy otrzepywała dłonie z niewidzialnego kurzu, płyta grobowca drgnęła. Kiedy kamień nagrobkowy odsunął się całkowicie, z wnętrza wydobyła się niebieska poświata.

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Zbliżając się, obserwowała misterne mury budynku i głębokie oczodoły okien. Wszakże nie miała pewności, że z parapetu nie zapikują ku niej kolejne potworności czy też sama katedra nie ożyje, by pochłonąć ją zdobionym wejściem jak otworem gębowym. (Zadrżała na tę myśl; coś w niej wydawało się aż za bardzo dojmujące i prawdziwe.) Równie dobrze mogła też się otworzyć pod nią ziemia, by połknąć kotkę na wieki wieków. Jak się okazuje – w tym miejscu nie było niemożliwego. W każdej chwili spodziewała się poczuć na karku oddech wilkowatego, któremu w ostatniej chwili darowała żywot.
Z ociąganiem wkroczyła do środka, omijając potłuczone, kolorowe szkło witraży – choć to nie tak, że miała jakikolwiek wybór. Jeśli chciała się stąd wydostać, musiała zharmonizować się z rytmem tego miejsca. Obecnie oznaczało to wizytę w czymś, co przypominało czyjś pałac – skruszały i daawno niesprzątany, ale nadal pałac.
Drobiąc pomiędzy kolumnami, omijała potrzaskane ławy i odrapane ściany. Jedyną przyciągającą wzrok i uwagę atrakcją był postument okratowany kolejnymi leciwymi kolumnami. Zwieńczony został na kształt... no nie wiedziała na czego kształt. Od strony gdzie się zbliżała wystające fragmenty przypominały co nieco macki długie i smukłe jak bicze, ale gdy się zbliżyła, chętniej porównałaby je do kolców, stojących na sztorc i strzegących czegokolwiek, co mogła się znaleźć we wnętrzu.
Ciała – zaszeptało w jej głowie i cała ta wycieczka zaczęła podobać jej się jeszcze mniej. Ogromna szkoda, że tak zwykle pomocna Krwawa Broszka spoczywała teraz przy jej ciele.
Velo drgnęła zaskoczona, przerażona, obróciła się na pięcie, ale nikogo za nią nie było, odskoczyła więc trzy szybkie kroczki aż nie oparła się o kolumnę otaczającą grobowiec.
To był grobowiec. W jednej chwili w ogóle straciła pozostałą ochotę, by przypatrywać się pomnikowi.

Wycofała się poza kolumnadę, zupełnie nie chcąc przebywać w tym miejscu. Wciąż oglądała się przez ramię czy nie wypełznie skądś kolejna maszkara, czy posadzka nie otworzy się, nie chcąc jej pochłonąć na późną kolację, czy sufit nie obali jej się na głowę albo czy nie pojawi się właściciel tego mało zabawnego wymiaru, by wyznaczyć jej końcową karę za wtargnięcie tam., gdzie też tym razem wtargnęła.
Wtedy też o mało co nie potknęła się o jeden z trzech regularnych otworów, ciemniejących przed postumentem. Została tak zahipnotyzowana niepokojącym projektem grobowca, że przy pierwszym podejściu nawet ich nie zauważyła. Obeszła szerokie ustępy dookoła, zachodząc w głowę co mialy na celu. Dalsza, ponowna wędrówka po katedrze pozwoliła odkryć jej porzuconą rzeźbę o podstawie z grubsza pasującej do otworu. Wtedy Velo ożywiła się i zaangażowała w tę dziwną rozgrywkę. Mogły jej nie interesować stare pałacowe ruiny, mogły irytować potworności stojące na straży, ale nie odpuści i nie pogardzi prawdziwą logiczną układanką. Nie pierwszy i nie ostatni raz przychodziło jej zmierzyć się z takimi zagadkami, ruszyła więc na dalszy obchód i tak jak przypuszczała, odnalazła kolejne dwie figury, które również ledwie machnięciem ręki przeniosła na środek katedry.
Wtedy też stanęła i łapiąc się za podbródek, rozmyślała w jakiej kolejności je zestawić. Naturalny bieg czasu sugerował dziewczynkę, kobietę i staruszkę, ale biorąc pod uwagę wszystko czego dotąd tu doświadczyła, szła o zakład, że odpowiedź jest zupełnie odwrotna. Tak też zrobiła – skinienia dłoni posłały rzeźby do otworów w kolejności od najstarszej do najmłodszej. Kamień zgrzytnął o posadzkę, a Velo złożyła się do skoku, gdyby to teraz coś zechciało na nią skoczyć. Nie stało się jednak nic.
Po odczekaniu chwili, w której zupełnie nic jej nie zaatakowało, nikt nie wyskoczył zza kolumny z piłą motorową i żaden szlag jasny jej nie trafił, spróbowała jeszcze raz, tym razem w kolejności zgodnej naturze. Znów zgrzytnął kamień, ale tym razem odgłos był głębszy, dłuższy i poniósł się echem po zniszczonych ścianach i nadgryzionych zębem czasu sufitach i żebrowaniach. Potem zawirował kurz, bo od strony grobowca wiał przeciąg, poruszając wióry i gładząc strzegące go rzeźby. To dopiero była ziejąca jama! Rozwarte usta największego z widziadeł, zapraszające, by w nie wlazła.
I zrobiła to – weszła w niebieskie płomienie – bo cóż miała zrobić. Nie była z kamienia jak trzy pozostałe panny.



Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





Val'rakh
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 8CZhH8B
Godność :
Val’rakh, Żniwiarz Światów, Badacz Śmierci, Strażnik Czerwonego Morza Dusz; wśród ludzi znany jako Vanya Voland
Wiek :
W ludzkiej postaci wygląda na ~25 lat
Rasa :
Koszmar
Wzrost / Waga :
W ludzkiej postaci – 1,8 m, w koszmarnej – ok. 4 m / Względna
Znaki szczególne :
W ludzkiej skórze – mała blizna pod lewym okiem oraz dużo większa wzdłuż kręgosłupa, kolczyk w języku, oczy o szarofioletowej barwie
Pod ręką :
Portfel, zapalniczka, telefon, klucze do apartamentu i samochodu
Zawód :
W Świecie Ludzi – Koroner
Stan zdrowia :
Zdrowy, choć w materialnej postaci zawsze jest trochę osłabiony
Specjalne :
Administrator, Grafik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t564-val-rakh https://spectrofobia.forumpolish.com/t848-val-rakh https://spectrofobia.forumpolish.com/t1151-poczta-vanyi-volanda https://spectrofobia.forumpolish.com/t1122-val-rakh
Val'rakhBadacz Śmierci
  Koszmar nawiedziło przeczucie, że znajduje się już blisko granicy snu, a każdy krok prowadził go coraz bliżej. Po pokonaniu kamiennego postu, wspiął się na schody, po których podążył wprost do rozpościerającej się przed nim katedry.
  Val’rakh potrafił docenić piękno chłodnej i majestatycznej gotyckiej architektury. Przez chwilę podziwiał wytworność budowli, a dopiero później skierował swe kroki do środka. Wnętrze katedry, choć zdawało się emanować pewną bezpieczną aurą, skrywało zdecydowanie mniej gustowności niźli jej zewnętrze. Wszystko zdawało się mocno nadgryzione zębem czasu. Nie ostała się nawet jedna drewniana ławka, miast nich na posadzce leżały smętne wióry. Jednak to właśnie wśród nich Val’rakh zauważył coś o jasnej barwie. Zbliżył się do przedmiotu, nachylił i ujął w dłoń. Była to marmurowa figurka przedstawiająca staruszkę dzierżącą w ręce laskę.
  Rozglądając się dookoła, ruszył dalej, aż do centrum pomieszczenia, w którym stał pomnik o nieopisanym kształcie. Koszmar jednak przywykł do tego, co nieopisane i nienazwane. Przez myśl przeszło mu, że miejsce to wygląda niczym grobowiec. Przed nim dostrzegł znajdujące się w posadzce trzy dziury, a ich widok natychmiast go zaintrygował. Cóż mogło znajdować się w tym miejscu? Wtem zerknął na trzymaną przez niego figurę. Swym rozmiarem zdawała się pasować do wgłębienia, jednak była tylko jedna, a miejsca trzy. Czyżby w katedrze znajdowało się więcej podobnych figur?
  Val’rakh rozejrzał się i dostrzegł przedmiot leżący w kącie. Nawet z odległości, w której się od niego znajdował, nie wydawał się być jedynie kolejnym elementem zniszczonej katedry. Po oględzinach okazało się, że odnalazł kolejną figurkę – tym razem przedstawiającą azjatyckiej urody kobietę. Również tę rzeźbę wziął ze sobą i rozpoczął dalsze poszukiwania. Przy wejściu odnalazł trzecią i, jak się zdawało, ostatnią figurę, na którą wcześniej nie zwrócił uwagi. Dziewczynkę w eleganckiej sukience i kapeluszu. Gdy trzymał już wszystkie figurki, a niesienie ich na raz nie stanowiło dla niego problemu – wszak miał do dyspozycji aż troje rąk, tylko w czwartej wciąż ściskał kościaną kosę, powrócił przed pomnik. Pozostało jedynie dopasowanie figur do wgłębień.
  Przez chwilę przyglądał się im, razem i każdej z osobna, próbując dostrzec w nich pewien wzorzec. I po chwili go zauważył. Znał wiele ludzkich wierzeń, ciekawiły go domysły snute przez istoty materialne, gdy przychodziło im do rozmyślania o eterycznej istocie życia duchowego. Potrójna Bogini – Dziewica, Matka i Starowina. W takiej też kolejności ułożył figury w dziurach.
  Rozwiązanie łamigłówki okazało się prawidłowe i grobowiec rozstąpił się przed Val’rakiem, odkrywając swe wnętrze prowadzące w głąb ziemi. Wciąż równie niewzruszony, ruszył przed siebie.


Ostatnio zmieniony przez Val'rakh dnia Sob 30 Paź - 4:51, w całości zmieniany 1 raz


Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 6wyUN10

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę

VII. Krypta Er’dnetha

Wchodząc do znajdującej się pod katedrą krypty trudno było pozbyć się uczucia dziwności. Wzór zdobiący szary marmur ścian wydawał się być w nieustannym ruchu, choć gdy się na niego patrzyło pozostawał niezmienny. Tak jakby ruch warunkowany był odwrócenie wzroku. Na ziemi unosiła się ledwo widoczna fioletowo-czarna mgiełka, a w powietrzu niewielkie białe drobinki o nieznanym pochodzeniu i strukturze. Bez wątpienia nie były to owady, ani inne podobne latające stworzenia, a raczej maleńkie, unoszące się w powietrzu kuleczki poruszające się w trudnym do zrozumienia ruchu, na pozór nie mającym żadnych prawidłowości.
Z każdym kolejnym krokiem poczucie obcości narastało, aż w końcu co po niektórzy mogli sobie zadać pytanie, czy wciąż znajdują się w mrocznych katakumbach pod wyniosłą katedrą o strzelistych wieżach. Mgła wcześniej ledwie otaczająca stopy przy końcu długich schodów sięgała już sufitu rzeźbionego geometrycznymi wzorami. Obłok nie był jednak na tyle gęsty, by nie dojrzeć znajdujących się kilkanaście metrów schodów. Pomieszczenie było zbyt niskie, by ujrzeć ich szczyt już teraz. Trzeba było postawić jeszcze kilka kroków. Każdy z nich roznosił się głośnym echem po pustym pomieszczeniu.
W końcu nadszedł czas, by ujrzeć to co znajdowało się u szczytu stopni w głównym pomieszczeniu krypty zwieńczonym okazałą kopułą. Na podwyższeniu stało przedziwne stworzenie, które w pierwszej chwili można było wziąć za wielką, mierzącą prawie metr wysokości, dynię. Długie smoliste nogi uniosły ciało na metr, a z czubka rośliny powoli zaczęły wydostawać się macki. Gdy zbliżyło się do monstrum te otworzyło czarne oko wypełnione setkami gwiazd.  Czym był ten stwór? Dawno uśpionym bóstwem, które dawało odpowiedzi, czy może ostatnim przeciwnikiem, którego pokonanie uwolni zagubione w Krainie Snów dusze?

Spoiler:

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Z każdym krokiem ruchome ściany, delikatnie falująca mgła i białe drobinki coraz bardziej omamiały zmysły Keera. W połączeniu z błękitnym, migoczącym światłem pochodni tworzyły nieziemski, wymykający się pojmowaniu spektakl. Zatracił poczucie miejsca i czasu. Poprzednie widoki były znajome i w pewnym stopniu wytłumaczalne. Obecny zdawał się kumulować wszelką iluzoryczność. Rzeczywistość wokół nieustannie skręcała się w niesamowite wzory, a jednak jej wycinek uginał się pod naporem Cienia i zastygał, jakby zawstydzony własną bezkształtnością.
- Chyba oberwałem mocniej niż przypuszczałem... - pomyślał i przystanął oszołomiony. Jego myśli wybrzmiały z taką siłą, że musiał zastanowić się, czy nie wypowiedział ich na głos. Podjął dalszą wędrówkę, która nieoczekiwanie skończyła się szybciej niż przypuszczał. Znajdował się w niskim pomieszczeniu. Czy faktycznie takie było? Zaburzone proporcje nie pozwoliły mu tego ocenić.
Kilkanaście metrów dalej znajdowały się kolejne schody prowadzące do podwyższenia, jednak Gawain zrobił zaledwie trzy kroki i już był u ich stóp. Każdy ruch Cienia był głośny i wprawiał latające drobinki w drżenie.
- Jak fale uderzeniowe... - usłyszał swój głos dochodzący z bliżej nieokreślonego kierunku i ponownie zaobserwował wirowanie kuleczek. Słyszał również strzępki niesformułowanych myśli, szepty własnych przypuszczeń.
Pokonując schody poczuł jak zmienia się przyciąganie. Góra stawała się dołem. Dotarł do dna-szczytu, by odkryć...
- ...dynię?
Zaburzenia wokół przypominały granice przylegających do siebie snów - Keer miał nadzieję odkryć źródło szaleństwa, a nie przerośniętą pozycję konkursową.
- Dynia musi być zdrowa, nieuszkodzona i wolna od ciał obcych - przypomniał sobie jeden z punktów regulaminu. Każdorazowo go bawił. Uśmiech szybko ustąpił zdumieniu, gdy dynia wstała. Znacznie przewyższała go "wzrostem".
- Jaaa.... przepraszam! - wyciągnął przed siebie dłonie.
- Nie chciałem cię obrazić! To był tylko taki żart! - Z marnym skutkiem usiłował usprawiedliwić swój wygłup. Nogi to nic, teraz tałatajstwo dostało macek. Keera przeszedł dreszcz. Że też pozwolił sobie opuścić gardę i stracić czujność! Nie miał pojęcia co robić. Nigdy nie walczył z dyniami, nie mógł ukryć żadnej wyraźniejszej myśli, a i uciekać nie było dokąd.
- Je-jesteś bardzo dorodną dynią... ym.. Sam kiedyś miałem macki! Co prawda nie były takie ładne jak twoje... - Dynia przechyliła się w bok i wychyliła ku niemu. Wyciągnęła macki do jego twarzy, chcąc go wybadać. Delikatnie pociągnęła go za włosy, które przykleiły się do wilgotnej skóry monstrum.
- Niestety musiałem się ich pozbyć, bo... - Istota cofnęła się jak oparzona. Była... wzburzona? - ...nie byłem godzien! - Dygnął i zamarł w oczekiwaniu.
- Zachowaj mnie!
Dynia też dygnęła, jeśli można tak było nazwać dziwaczny przykuc, po czym spojrzała na Cienia rozgwieżdżonym nieboskłonem. Uwiązł w tych galaktykach, malutkich wiązkach materii. Czy to... Kraina Snów? Nie poznał odpowiedzi. Ostatnim co zobaczył, było oślepiające światło.


Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Pierwszy stopień rzadko kiedy miał istotne znaczenie. Stanąwszy na nim zwykle jedną nogą wciąż było się za bezpieczną granicą. Stąd nie powinni trwożyć się Ci, którzy przepełnieni byli ciekawością - trzeba było czegoś więcej by trafić do piekieł.
W tej chwili, choć stopa Candran znajdowała się już na schodach prowadzących ku nieznanemu - do wnętrza upiornych podziemi katedry i krypty, w której mogły znajdować się odpowiedzi lub dalsza część wędrówki. Cień przeczuwała jednak, że właściwa jest pierwsza z możliwości. Dlatego tez nie zamierzała się cofać, choć jej ręka spoczywała na kamiennych portalu.
- Hop. - Stwierdziła znudzonym głosem, który zupełnie nie pasował do znaczenia wypowiedzianych przez nią słów, szczególnie że wraz ze słowami przewróciła wymownie oczami i zbiegła o kilka stopni.
Dopiero po chwili zwolniła krok schodząc coraz niżej. Mgła unosząca się ponad posadzką wydała jej się całkiem ładna. Gdy chmurka znajdowała się już na wysokości, że bez pochylania się była w stanie jej dotknąć to wykonała ruch ręki w powietrzu, jakby chciała chwycić pomiędzy swe palce nieco fioletu i czerni.
Na widok maleńkich bytów unoszących się w powietrzu tylko się uśmiechnęła. Wydały jej się być całkiem urocze! Można się jednak zastanowić, czy jej radość była wywołana rzeczywistym rozczuleniem nad tym, co napotkała, czy może raczej wizja bliskości celu napawała Dianę ekscytacją. Sama Tropicielka niewiele się nad tym zastanawiała.
Pewnym krokiem przemierzyła kryptę nie rozglądając się na boki. Spodziewała się ujrzeć sale tronową tego, który stał za tym parszywym miejscem, a więc żadnego znaczenia nie miały dla niej zdobienia ścian, czy struktura tego miejsca. Czekała tylko, aż jej oczom ukaże się to, co na szczycie schodów.
Gdy się doczekała w pierwszej chwili zatrzymała się, a jej twarz przyozdobił grymas.
- Kiczowata dynia? - Wypowiedziała to na głos, nie dbając o to, czy stojący przed nią Koszmar poczuje się urażony tymi słowami. W istocie bowiem wiedziała, że ma przed sobą istotę o wiele potężniejszą, niż niezbyt skuteczny w oblężeniach pocisk do trebuszy w postaci dyni. Jej rozczarowanie ustąpiło nieco, gdy ujrzała macki mogące posłużyć do walki oraz niby pajęcze odnóża.
Nim ruszyła do ataku, zerknęła jeszcze na swoją protezę. Nie uważała jednak, że pojedynek rozstrzygnie się w pojedynku macek. Liczyła raczej na szybkie cięcie, które powinno zaboleć prawdziwą postać Er'dnetha. To dobra nauczka za lekceważenie jej i stawanie przed Tropicielką w tak uwłaczającej wszelkiej godności formie.
Ruszyła przed siebie, przeskakując na co drugi schodek. Ostrze zalśniło srebrnym światłem, lecz nim miecz ugodził upiorne oko wśród pomarańczy karykaturalnej abominacji stanowiącej awatar Er'dnetha, Cień została oślepiona niezwykle jasnym rozbłyskiem...

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Uspokojona brakiem niebezpieczeństw, hałasów i maszkar, Velonika wkroczyła w jamę wejścia. Nie bez obaw, ale ze znacznie lżejszym sercem niźli wcześniej, u wejścia katedry. Uczucie spokoju minęło jak ręką odjął gdy kątem oka złapała poruszające się po ścianach linie i wzory.
Typowa-manipulacyjna-sztuczka. Uspokój ofiarę, że to wreszcie koniec, by za chwilę uderzyć ze zdwojoną siłą. Kto jak kto, ale Dachowce na polowaniach się znały!
Gdy jednak obróciła się na pięcie, by złapać winowajcę na gorącym uczynku, marmur pozostawał nieruchomy, zastygły w swoim zwykłym dymnym wzorze. Westchnęła zniecierpliwiona i tupnęła nogą. Echo rozeszło się pomimo wzmagającej się mgły i opadających stopni. Otaczały ją same kamienie i schody, w których nie było nic ciekawego. Nawet unoszące się w powietrzu pyłki nie były świetlikami, a czymś martwym, jak i wszystko dookoła. Co może być zabawnego w kupie kamieni postawionych jeden na drugim albo dziurze wykopanej w głębi budynku?
W miarę postępowania w głąb i w dół coraz częściej czuła przeciąg na ramionach, dreszcz na plecach i postawione na sztorc włoski, nie tylko na uszach i ogonie. Jak gdyby koci instynkt ostrzegał ją, że zbliża się do apogeum tego wszystkiego. Gdy napotkała mieszkańca krypty, potencjalne ciało, które spoczęło na zawsze w grobowcu, nie była pewna czy się dziwi czy też nie. (Gdy z dyni poczęły wyrastać macki, stwierdziła, że może jednak nie powinna otwierać tego grobowca.)
Mimowolnie zbliżyła się do stwora, przyciągana jego dziwnością i obcością. Równie szare co dynia macki unosiły się dookoła, niepomne grawitacji, a nogi pomnażały wysokość i dyniotwór górował nad kotką już niemal dwukrotnie. Źrenice Velo robiły się większe i większe, ale nie potrafiła się odsunąć, nie potrafiła uciec. Wtedy w dyni rozwarło się pojedyncze, bezkresne oko, spoglądające wprost w jej oczy, jej wnętrze, jej myśli, jej przyszłość. Setki gwiazd wirowały w jego wnętrzu, aż zebrały się razem i zabłysły tak jasno, że nie pozostało nic poza bielą.



Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Stukot podkutych butów odbijał się głośnym echem od ścian wąskiego korytarza; sprawiał wrażenie, iż ciasnym przejściem przemieszczał się cały patrol zbrojnych, a nie tylko niska, jasnowłosa kobieta krocząca w nader wyprostowanej pozie, z dłonią wspartą leniwie o rękojeść Anemonu. Nie odczuwała wszechobecnej dziwności miejsca – wręcz przeciwnie, czuła się, jakby wreszcie wróciła do domu z długiej, egzotycznej podróży. Wiodła dłonią po malowidłach zdobiących ścianę, zatracając się wolno w ekstatycznym transie. Czuła, że z półmroku coś przyzywa ją do siebie.
        Białe drobinki wirowały opętańczo w powietrzu dookoła głowy Upiornej, zdawały się być wszechobecne i stanowić jedną świadomość, której celem nadrzędnym było otoczyć kobietę i każdą wolną drogą dotrzeć do jej organizmu. Lysandra nie walczyła z nimi. Pozwoliła na tę dziwaczną pieszczotę, otwierając szerzej usta, by chłonąć w siebie substancję.
        - Zdrajca. - cichy i szybki jak błysk ostrza szept zadźwięczał w jej głowie, zmuszając Lysandrę do zatrzymania się.
        Wizja zawirowała, rozmyła się i zaciemniła. Colette wsparła się dłonią o ścianę zdobioną iluzorycznym freskiem czując, iż jej nogi miękną i uginają się pod ciężarem ciała – w innym wypadku runęłaby twarzą na ziemię.
        - Aer’dela, niszczyciel.- zawtórował mu drugi głos.
        Głośny pisk rozsadzał jej uszy i wypełniał całe ciało kłującym bólem. W panice złapała się za uszy mając wrażenie, iż płynie z nich krew. Potem nastąpiła niczym niezmącona cisza. Umysł szalał, pozbawiony zmysłów, tworzył irracjonalne myśli i scenariusze; w głębi słyszała jednak myśl, iż musi czekać, bo przemiana się rozpoczęła.
Colette nie wiedziała, ile trwała w takim stanie odrętwienia i odcięcia od rzeczywistości: mogły to być minuty, mogły godziny. Oślepiające światło błysnęło, a wizja wróciła.
        Widziała siebie ubraną w dziwny, czarno-czerwony mundur zdobiony złotą nicią na pokładzie statku, z Lunarnym Diademem na głowie. Stała u boku wysokiej osoby w zdobiony mundurze galowym, która głosiła płomienną przemowę do zebranych legionów wojsk stojących na brzegu Wysp Księżycowych; szepty podpowiadały, iż jest to Arcyksiążę. W następnej chwili widziała, jak Trakt Główny usłany jest mrowiem trupów Upiornej Arystokracji; gdzieś mignęły jej zbezczeszczone zwłoki głowy rodu Morvan. Lunis stało w płomieniach, a rozochocona biedota miejska razem z mrowiem bestii zalewała srebrzyste ulice.
        Wizja zniknęła, obraz zamglił się i rozpłynął, a przed oczami Lysandry pojawił się ten sam, znajomy już fresk. Kobieta oddychała ciężko, z widocznym trudem łapiąc łapczywie każdy haust powietrza. Chwilę zajęło jej uspokojenie oddechu i doprowadzenie się do stabilnego stanu. Ruszyła chwiejnym krokiem przed siebie.
        Groteska stworzenia, jakie zastała na końcu głównego pomieszczenia, spowodowała, że Colette stanęła w miejscu i ze zmarszczonymi brwiami zmierzyła dziwną istotę chłodnym spojrzeniem. Jedna z macek owinęła się wokół talii Lysandry i przyciągnęła ją do siebie. Upiorna nie protestowała. Wyciągnęła swoją dłoń, by zetknąć się z kolejną zmierzającą do niej macką, gdy białe światło błysnęło i powtórnie odebrało pannie Lucan wzrok.

Powrót do góry Go down





Sevia
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Sevianna Joyce Blanche
Wiek :
23
Rasa :
Kapelusznik
Wzrost / Waga :
176 cm/ 66 kg
Pod ręką :
Pulares
Broń :
Sztylet
Zawód :
Kucharz w Różanym Pałacu
Stan zdrowia :
Cała i zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t641-sevia
SeviaUpiór herbaciany
Upiór herbaciany
Wzory na murach tunelu sprawiały wrażenie, jakby cały czas pozostawały w ruchu, przyprawiając tym Seviannę o zawroty głowy. Idąc w głąb, czuła się coraz gorzej, unoszące się drobiny oraz mgła gęstniejąca z każdym krokiem, pogarszały pole widzenia w delikatnie oświetlonym korytarzu. Gdy dotarła do podnóży ciągnących się nie wiadomo jak wysoko schodów, mgła była już na tyle gęsta, że z wielkim trudem dostrzegała kolejne stopnie. Dlatego podpierając się szorstkiej i zimnej ściany, powoli szła ku górze.
Minęło trochę czasu, zanim dotarła do szczytu schodów, u których stając dojrzała...dynię. Ogromną dynię, umiejscowioną na środku pomieszczenia. Kapeluszniczka chwilę tak sterczała z rozdziawionymi ustami, zanim wybuchła śmiechem. Głośny chichot odbił się echem od ścian.
- Krwiożercze bestie - zaczęła wyliczać na palcach - niekończące się drogi, ciemne dziurska i to wszystko po to, żebym ostatecznie stanęła przed wielką dynią?! - na wpół rozbawiona i oburzona wskazała dłonią na gigantyczne warzywo. Miała już do niej podejść, aby porównać się wielkością, gdy niespodziewanie dynia lekko się poruszyła. Kilka sekund później uniosła się na pajęczych nogach, których Sevia wcześniej nie dostrzegła, a z jej czubka wydobyły się liczne i ogromne macki. Kapeluszniczka z początku zaskoczona wpatrywała się w stworzenie, by po chwili znów zrywać boki z karykaturalnie wyglądającego potwora.
Pomarańczowy stwór widocznie obruszony zrobił kilka kroków na cienkich odnóżach w stronę blondynki, która nie zdążyła się cofnąć. Dynia otworzyła wielkie oko, więżące cały wszechświat. Dziewczyna zatraciła się w blasku gwiazd i czerni bezkresu. Czas jakby stanął, a jednak biegł coraz szybciej, odczuwała ciepło chwili oraz chłód wieczności. Gdy głębia oka zaczęła ją wciągać, rozbłysło oślepiające światło, które pochłonęło Sevię w całości.

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe - Page 3 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
- DRUŻYNA! ŚPIEW!   – wydał komendę Vyron.
Komenda była jak najbardziej zasadna. W końcu, jeśli coś czai się pod ziemią, to lepiej żeby wiedziało, że oto z góry, z gruzów świątyni nadchodzi ŁOMOT ( by nie powiedzieć bardziej dosadnie) i to przez duże „Ł” (tudzież dosadniej przez duże „W”).
-
Od wież Himmelhofu sięgających nieba,
Po nieznane nam brzegi, skryte hen, za falami,
Walczyć będziemy za Księcia Vyrona,
Choćby zębami, pazurami oraz kopniakami.
Krew przelejemy z uśmiechem na twarzach,
I nakarmimy matkę ziemię wrogów trupami,
Za Tego, którego winno się czcić na ołtarzach,
Za Tego, który włada naszymi sercami!
Za rządy Dobrego Pana z Kryształowego Grodu,
Koregenta Gór Lodowych pokrytych śniegami,
Władcę Miłującego Pokój i Wyrozumiałego,
Po którym tylko pola bitew zasłane trupami …

- Chwila, k...a! Jakiego znów „miłującego pokój i wyrozumiałego”? Nie pojebało wam się coś przypadkiem?! Ile razy mam powtarzać, ŻADNEGO PODLIZYWANIA SIĘ! – Vyron aż tupnął nogą ze złości - Przecież jeśli za dziesiątki tysięcy lat jakiś badacz, którego zaciekawi mój żywot, podda tekst tej piosenki krytyce źródeł, to może powiedzieć, że ta piosenka została napisana pod moje dyktando, a przecież to nie prawda!
Kopie Viridiana spojrzały po sobie w sposób wielce znaczący, ale żadna z nich nie odezwała się nawet słowem. Wiedziały, że nie ma co dyskutować z Pierwowzorem, nawet jeśli ich umysły były wspólne.
Im dalej szli tym zarówno Vyronowi jak i jego kopiom robiło się bardziej nieswojo. Coś tu było zdecydowanie nie tak. Cała ta sceneria wyglądała, jakby stanowiła czyjeś chore senne marzenie.
Kroki pochodu rozbrzmiewały echem w pustej sali.
- Jak ja żałuję, że nie ma z nami Kazika, ten to by zadbał o domową atmosferę. No nic, jak to mówią „Kazał pan musiał sam.”   – powiedział Vyron stając na chwilę i przeciągając się - Chłopaki, teraz sobie poukładamy dwuwierszowe kuplety. Tematyka: SEKS!
A jak! To był strzał w dziesiątkę!
Nic w wojsku nie czyni atmosfery lepszej i bardziej wyluzowanej niż gadki, dowcipy i przyśpiewki dotyczące seksu. No, może poza spirytusem spożywanym w nieracjonalnych proporcjach, ale tego akurat pod ręką nie mieli.
Cała czwórka oraz Pierwowzór wydawała się być zachwycona pomyłem.
- Idę tak sobie i dłubiąc w nosie myślę o najróżniejszych sprawach.
O Szklanych Ludziach gwałcących butelki i o Dachowców bezecnych zabawach.
– powiedziała jedna z kopii przekazując pałeczkę sąsiadowi
- A gdy drzemię tak sobie, podłubawszy w nosie, to śnię sny egzotyczne.
O Cyrkowcach ubranych w gumowe stroje i Baśniopisarkach noszących majtki śliczne.

Gdy weszli do dziwnego pomieszczenia, na którego środku znajdował się dziwaczny stwór, swój dwuwiersz wygłaszała akurat trzecia kopia.
- Stając przed nieznanym, miast dłubać nosie, dumam o wielu miłych sprawach,
Jak nagość, gra wstępna, wiązanie, o chłostaniu i innych zabawach.

Słysząc i ewidentnie czując „domową atmosferę” i wynikające  niej ewentualne niebezpieczeństwo, Dynia na nogach aż otworzyła oko.
Vyron gwizdnął przywołując kopie do porządku i gotowości bojowej.  
- Dzień dobry! Jestem Wielki Książę Vyron Laraziron, a to moje Czcigodne Kopie. Zgaduję, że to ty jesteś odpowiedzialny za to, co raczyło nas do tej pory spotkać? Nie martw się, nie mam ci tego za złe. – powiedział Vyron z dobrotliwym uśmiechem na twarzy.
Stwór dalej wpatrywał się w niego okiem pełnym gwiazd.
- Rozumiesz co do ciebie mówię?
Jełśi istota rozumiała, to nie dała po sobie tego poznać. Dalej patrzyła na Vyrona, delikatnie poruszając mackami.
- Ech … – powiedział Viridian zrezygnowany - Potraktuję to tak, jakbyś rozumiał, rozumiała, rozumiało czy jak tam chcesz.
Kopie w tym czasie zdążyły okrążyć stwora, a teraz stały i bawiły się paskudnie wyglądającymi, ostrymi jak noże, kawałami szkła z rozbitych witraży.
- To nie tak, że nie jestem zły, o nie! Musisz wiedzieć, że jestem wściekły jak cholera. Otóż widzisz, goniłem sobie z towarzyszami jelenia po lesie, szast-prast i nagle znalazłem się tu, w tej mieścinie pełnej zdechłych głodomorów. To jeszcze nic! Później przedzierałem się przez leże jakiegoś gadokształtnego pasierba, latałem po labiryncie ganiany przez babsko z krowimi nogami, napierdalałem się na moście z jakimś azorem w białych szmatach, a na koniec, w katedrze o którą powinieneś dbać jako o zabytek, ustawiałem posągi.
Słysząc to kopie popatrzyły po sobie w lekkimi uśmiechami na twarzach, które zdawały się mówić:
„Taaa, jasne, ty układałeś ….”. Na szczęście żadna z nich nie odezwała się nawet słowem.
- Ale wiesz co Mackowata Dynio, pomyślałem sobie, że gdy zejdę tu na dół, to wprowadzę wśród mnie i moich kopii iście „domową atmosferę”. I taki mam k...a zamiar, a ty zaraz dowiesz się, czym jest prawdziwy koszmar! – warknął Vyron, a jego zielone oczy zalśniły dziko - Nuże chłopaki! Brać skur...na! Potwór, nie potwór, byle miał otwór!
Powiedziawszy to zaczął się śmiać i właśnie wtedy nastąpił oślepiający błysk ...

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach