Ulice Starego Miasta

Parvatti
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Parvatti Ray
Wiek :
1000 lat ponad, ale dalej się trzyma
Rasa :
Baśniopisarka
Wzrost / Waga :
165 cm/ 53 kg
Znaki szczególne :
Srebrno złote włosy, tęczowe oczy i elfie uszy.
Pod ręką :
Papierosy, klucze do mieszkania, portfel, zapalniczka, bransoletka Animicus.
Zawód :
Alkoholik, obieżyświat.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t189-parvatti
ParvattiNieaktywny
Re: Ulice Starego Miasta
Wto 2 Lut - 13:39
Parvatti tylko pomachała ręką na pożegnanie, nie potrzebowała się odzywać więcej. Odeszła z lisem oddalając się od reszty cyrkowej ekipy. Co prawa nie dosłownie, bo Cyrkowcami nie byli jednak każdy by przyznał, że tworzyli nader zabawną gromadkę.
-To co, chcesz jeszcze poszukać tego Dachowca czy idziemy na piwo i ploteczki?
Kodero i fan spelun by ich nie usłyszeli, ale za to zainteresowany Dachowiec mógł, a po co sobie narobić kłopotów, jeśli faktycznie był w stanie zabić rodzinę w Świecie Ludzi i sprowadzić kolejną ofiarę, by w ich świecie nabałaganiła, to istniała możliwość, że to Dachowiec współpracował z Morią, było to mało prawdopodobne lecz nie niemożliwe. W końcu naukowcy z Morii parę razy udowodnili Lustrzanym swoją pomysłowość tworząc nowe bronie i Cyrkowców, których traktowali na równi z bronią, albo nawet gorzej. Okropni ludzie, którzy są w stanie zrobić wszystko by ich zniszczyć.
-Myślę, że tobie nie chce się tak samo jak mnie już tu siedzieć co nie?
Pytanie nie było retoryczne, chociaż Paro i Lusian tak dobrze się znali, że Baśniopisarka mogła równie dobrze zamiast zapytania stwierdzić fakt.

Z/T 2x

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Wto 2 Lut - 18:35
Gdy się podniósł z jego pomocą, uśmiechnął się że jest w stanie chodzić i nadal mogą ruszyć w kierunku speluny, którą obrał sobie za cel Askarius. Pytał się o godność, więc mu odpowiedział - Askarius Fleauette, bliscy mówią mi Dragon. A Ciebie jak zwą, powtórz mi człowieczku, Kodero tak? Ale jaki? - Szedł za nim pokazując mu kierunek do tawerny Księżycowy Młyn. Zastanawiał się jeszcze chwilę nad ich towarzyszami sprzed paru chwil, może ich kiedyś spotka. Szczególnie tą Elfkę, choć Lis był też niczego sobie, trochę agresywny jak dla niego, strasznie się rzucał na lewo i prawo, jakby nie mógł odetchnąć i wyluzować - Znam się trochę na broni palnej, ale za cholerę nie wiem skąd miałbyś wytrzasnąć taką broń, co innego miecze i włócznie, cóż, w broni białej jestem mistrzem - Poklepał chłopaczynę po barku i razem zniknęli za rogiem jakiegoś budynku, kierując się do tawerny.

z/t x 2

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Ulice Starego Miasta
Pon 5 Kwi - 18:25
Zapowiadał się naprawdę piękny dzień. A w każdym razie takie właśnie dało się wysnuć podejrzenia, zerkając na niemal bezchmurne niebo. Oczywiście stałość pogody w tej Krainie bywała niezwykle kapryśna, dlatego nie było nic a nic dziwnego, w widoku Lustrzan niosących ze sobą parasole, a nawet grubsze wierzchnie odziania. Nie mniej w tej chwili było przyjemnie ciepło. Panująca temperatura, znacznie bardziej pasowało do początków lata, niźli wiosny.

Okupując jedną z zacienionych ławek w niewielkim miejskim parku, coraz intensywniej rozmyślałam nad popełnieniem zbrodni... Której ofiarą byłaby moda i poczucie dobrego smaku samo w sobie. Miałam przemożną chęć odprucia czy też rozerwania kilku części swojej garderoby. Niestety upiorna Panna, za którą w dalszym ciągu starałam się uchodzić, nie poważyłaby się na równie karygodne zachowanie... Sama ceniłam sobie dobry smak i doceniałam piękno, jakie kryła w sobie dobrze skrojona suknia czy też garnitur. Jednak gdy robiło mi się zbyt gorąco, dawała o sobie znać ta mniej ułożona cześć natury... ta, która ot lubiła pozbywać się przeszkód napotkanych na swej drodze. Całe szczęście ta racjonalna cześć, mnie pamiętała, że Soren nie dałby mi żyć, gdyby tylko poznał, że celowo zniszczyłam kreacje, która wyszła spod jego ręki. W posiadaniu prywatnego krawca było wiele plusów. Nie brakowało jednak i wad tej sytuacji, kiedy z ów krawcem mieszkało się pod jednym dachem i pamiętało o tym, że jego podejście do szycia przypominało moje względem bestii. Apropo bestii, czułam obecność jednej ze swoich własnych... gdzieś w pobliżu. Widać, któraś znowu nie potrafiła usiedzieć spokojnie w domu i ruszyła moim tropem.
Nie lubiłam bezczynności, niestety byłam na nią skazana. Sklep, w którym jakiś miesiąc temu złożyłam zamówienie na wykonanie dla siebie pary lekkich, praktycznych, a zarazem gustownych pistoletów, był aktualnie pusty. Na drzwiach widniała karta, iż właściciel udał się na obiad i wróci za chwilę. Chwila... bardzo rozbieżna jednostka czasu, która dla jednych oznaczała pięć minut a dla innych choćby godzinę czy więcej. Nie wiedziałam, na ile „chwilę” wycenia właściciel sklepu, to też czekałam.
Po jakiś dwudziestu minutach, w których czasie zajęłam się lekturą jakże intrygującej książki pod tytułem „Sekrety broni palnej, dawniej i dziś”, którą to z roztargnienia zostawiłam na ławce, gdy tylko spostrzegłam znajomą sylwetkę, znikająca w drzwiach sklepu... Wysoki mężczyzna o skórze wpadającej w odcień błękitu, o nienaturalnie szpiczastych uszach i wiecznie zadziornym spojrzeniu. Do dziś nie miałam pojęcia, której z ras był przedstawicielem... jednak nie miało to dla mnie znaczenia. Liczył się fakt, iż w mieście cieszył się naprawdę wysoką renomą, chociaż wiele osób narzekało na jego „styl bycia”, nikt nie śmiał odmówić mu talentu. Uchodził jednak za kapryśnego ekscentryka, o czym sama zdążyłam się już przekonać. Skrycie liczyłam na to, że słynny Mauricio de Falier, nie odstawi już nic dziwnego czy niespodziewanego podczas finalizacji zamówienia... Niestety spodziewać można było się wszystkiego, kiedy było się świadkiem próby wyłudzenia Kapelusza od Kapelusznika czy uznania, iż za równowartość dobrej strzelby można uznać możliwość wprowadzenia się do kogoś na jakiś tydzień, ot dla kaprysu.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





15
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Alice Murphy
Wiek :
19 lat
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
158/49
Znaki szczególne :
Bordowe oczy i rogi?
Pod ręką :
Czarna Karta, papierosy, krucza papierośnica, krucza zapalniczka, zapalniczka zippo.
Broń :
Kastet, rewolwer, sztylet, dwa magazynki.
Zawód :
Wszystkim za co zapłacisz.
Stan zdrowia :
Jeszcze zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t275-policz-do-15
15Nieaktywny
Re: Ulice Starego Miasta
Pon 5 Kwi - 21:07
15 szła ulicami żując gumę. Tak! Cholerną gumę do żucia, której jej okropnie brakowało, jak zresztą wszystkiego zaczynając od ubrań przez muzykę, aż po cholerny smród samochodów. Normalnie wszystkiego, albo raczej nie bo w tym świecie narkotyki były lepsze, zresztą przekonała się nie raz, uwielbiała próbować nowego towaru przed sprzedażą. Zresztą szkoda by nie spróbować, przecież to by był grzech!!!!
Na szczęście zaczęło jej się powodzić, zarabiała coraz więcej więc mogła sobie pozwolić na sprowadzenie pewnych rzeczy z swojego świata. Jedną z nich była właśnie luksusowa miętowa guma, inną były dresy i bluza, a kolejną trampki. Chociaż było dość ciepło, to jej to nie przeszkadzało, właściwie to było jej idealnie, wygodnie i nie za ciepło. Można wręcz rzec, że kurewsko piękna pogoda.
Młoda miała dzisiaj wolne więc szwendała się po mieście szukając kłopotów. Może kogoś okradnie, może coś zniszczy albo się pobije. Wszystko było zajebiście dobrym pomysłem byle by się nie nudziło. Przechodząc koło ławki dostrzegła leżącą na niej książkę. Podniosła. Może kiedyś przeczyta. Jak nie to przyda się na opakowania do działek.
Włożyła książkę za siebie, za pasek, tak że połowa okładki schowana była w dresach, a druga połowa wystawała z skąpej w materiał bluzy, która praktyczne miała jedynie rękawy. Dziewczyna wzruszyła rękami i ruszyła do sklepu na zakupy.
Wparowała do środka trzaskając drzwiami. Nie zwracała uwagi na klientów, a dokładnie jedną osobę, która znajdowała się w sklepie prócz niej.
-Masz moje zamówienie?
Normalnie nie wchodziła by do tak drogiego sklepu, Nie miała po co, broń miała swoją, stałego dostawcę naboi, jednak niektóre rzeczy były za trudne do stworzenia dla zwykłego idioty. Dziewczyna oparła się łokciami o ladę i podrapała po głowie przy rogach. Skubane miały już dobre 10 cm i dalej rosły. Cholernie dziewczynę to irytowało i również drażniło, ponieważ te dwie wierze przeszkadzały jej w drapaniu się po głowie. Powinna je znowu wyrwać.
15 żując głośno gumę spojrzała na różowogłową. Na balu zaczepił ją Ivor, coś od niej w sumie chyba chciał, jednak dziewczyny to nie obchodziło. Odwróciła się do rogatej i odezwała głośno strzelając balonem z gumy.
-Ej ty. Spotkałyśmy się na balu co nie?
W sumie była pewna ale jakoś nie. Dziewczyna była jakaś niższa i wyglądała na młodszą i była strasznie grzecznie ubrana. Co taka księżniczka robiła w sklepie z bronią? Kupowała zatrute ostrze czy co? Albo jakąś cienką szabelkę idealną dla panienki.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Ulice Starego Miasta
Wto 6 Kwi - 1:14
Sklep pod srebrnym szyldem, w którym pistolet krzyżował się ze sztyletem. Nie miał nazwy, nazwisko właściciela była wystarczającą reklamą. Drzwi zamknęły się za mną cicho, wydając jedynie ciche nieprzyjemne skrzypnięcie świadczące o tym, że zawiasy są spragnione smaru.
Rozglądałam się po znajomym już wnętrzu, którego półki od ziemi aż po sam sufit zdobiły najróżniejsze rodzaje broni.
Zapach prochu, stali, drewna i różnorakich olejków wwiercał się w nos zaraz po uchyleniu drzwi. Jak zwykle potrzebowałam chwili, aby się z nim oswoić. Podobnie jak ze świdrującym spojrzeniem złotych oczu, którym de Falier obarczał każdego klienta.
-Maurycjo, witaj. Minęły trzy tygodnie, zatem moja broń powinna być już gotowa. Czyż nie?
-Hmm tak właśnie się umawialiśmy Czterolistna. Tylko czy-
Mężczyzna urwał naglę, wbijając spojrzenie w stronę drzwi, których huk obwieścił nadejście kolejnego klienta. A raczej klientki, co szybko zdradził ton głosu, który wydawał mi się dziwnie znajomy... Chociaż tamten był przesączony słodyczą. Miodem, w którym dało się wyczuć dziwny przymus czy fałsz. Wyczułam to, bo niejednokrotnie sama odpowiednio „zabarwiałam” własny głos.
Czarnowłosa dziewczyna o szkarłatnych oczach, nie rozpoznałam jej od razu. Dopiero gdy na jej aktualny wizerunek, moja pamięć naniosła kilka dodatkowych elementów takich jak choćby urocza sukienka a delikatny makijaż, wszystkie elementy układanki wskoczyły na właściwe miejsca.
Nie wiedziałam dlaczego, ale podczas balu poczułam, że mnie i kruczowłosą coś łączy. Tamtej nocy nie udało mi się odkryć co, ponieważ po opuszczeniu areny nie udało nam się ponownie na siebie wpaść. Obie zmagałyśmy się jednak z nadmiernie „troskliwymi” towarzyszami. Mimowolnie uśmiechnęłam się na wspomnienie zamieszania, jakie Christopher wywołał, tylko po to, by nie dopuścić do mojego tańca z Baronem.... Jakby Cień, mógł przez te kilka minut na parkiecie, porwać mnie do samej Krainy Snów... albo zrobić cokolwiek innego. Nadal mnie to bawiło. Kocia paranoja.
Uśmiechnęłam się, gdy i ja zostałam rozpoznana, zwróciłam się bardziej ku swej rozmówczyni.
-Owszem. Alice zgadza się?
Zatrzymałam spojrzenie na czarnych rogach, których podczas balu nie dało się jeszcze dojrzeć. Czyżby Alice również należała do Upiornych? Choć oczywiście nie byli oni jedyną z ras, jaka mogła pochwalić się posiadaniem mniej lub bardziej okazałego poroża.
-Urosłaś.
Skomentowałam z zadziornym uśmiechem, samym spojrzeniem wskazując na onyksowo czarne szpice, wyrastające z głowy dziewczyny. Wiedziałam, iż sama nie doczekam się podobnej uwagi, moje rogi rosły wyjątkowo leniwie. Jeśli po roku przybywało im choć kilka milimetrów, można było traktować ów wynik za szczyt możliwości. Ale ich rozmiar mi nie przeszkadzał, zawsze uważałam, że w takiej postaci, dodają mi specyficznego uroku.

W czasie naszej krótkiej rozmowy sprzedawca oparł się łokciami o ladę i co rusz wodził wzrokiem to od jednej do drugiej ze swych klientek. Uśmiech, który wymalował się na błękitnawych wargach, nie wróżył nic dobrego. A w każdym razie ja nie odebrałam go zbyt optymistycznie. Mężczyzna klasnął w dłonie i wyprostował się nagle.
-Jakiż szczęśliwy dzień, gościć w swych progach dwie śliczne diablice i to w tym samym czasie! To musi być jakiś znak od mojej szczęśliwej gwiazdy.
Wraz z tymi słowami mężczyzna zniknął w jasnym rozbłysku światła, by pojawić się ponownie w tym samym miejscu po niespełna sekundzie.
Zmrużyłam oczy, które podrażnił ten nagły blask. Starałam się jednak nie okazywać dezaprobaty względem wcześniejszej uwagi... wszak czekały mnie jeszcze negocjacje co do ceny.
W dłoniach białowłosego znalazły się dwie eleganckie walizeczki, ozdobione znakiem sklepowego szyldu. Kilkoma sprawnymi i w pełni zsynchronizowanymi ruchami, mężczyzna otworzył walizki, zwracając je w naszym kierunku. Ta przeznaczona dla zawierała dwa zgrabne pistolety, których rękojeści zdobił symbol czterolistnej koniczyny.
-Oba zamówienia są już gotowe, oczywiście musimy się jeszcze dogadać co do ceny...
Długi i cienki ogon którym mógł pochwalić się sprzedawca, bujał się teraz na boki naśladując ruch polującego kota.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





15
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Alice Murphy
Wiek :
19 lat
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
158/49
Znaki szczególne :
Bordowe oczy i rogi?
Pod ręką :
Czarna Karta, papierosy, krucza papierośnica, krucza zapalniczka, zapalniczka zippo.
Broń :
Kastet, rewolwer, sztylet, dwa magazynki.
Zawód :
Wszystkim za co zapłacisz.
Stan zdrowia :
Jeszcze zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t275-policz-do-15
15Nieaktywny
Re: Ulice Starego Miasta
Pią 9 Kwi - 17:02
w sumie to fajnie, że dziewczyna ją rozpoznała, nawet miło, że pamiętała jej imię ale kurwa w sumie czemu musiała być tak księżniczkowa? NA balu czarnowłosej wydawało się, że zauważyła w dziewczynie coś podobnego do tego, co jest w dziej. Coś dzikiego co chce się wyrwać i coś rozpierdolić. Ale może widocznie się pomyliła.
-Tak, a tyyy?
W sumie specjalnie starała się uniknąć wszelkich form grzecznościowych. Bawili ją rogacze pełne pychy i dumy, którzy uważają się za pępek wszechświata. Lubiła ich denerwować dla zabawy a potem okradać. Świetna zabawa.
Słysząc, że urosła parsknęła śmiechem i zmierzyła dziewczynę od czubków rogów po buty.
-Tobie uciekło trochę centymetrów z butami.
I tak dziewczyna była wyższa od niej, to niczego nie zmieniało. Poza tym co w tym interesującego rozmawiać o wzroście? Bez sensu.
Gdy właściciel sklepu się do nich odezwał 15 zwróciła się znów w jego stronę. To że zniknął w błysku jej nie zdziwiło i nie zareagowała w żaden sposób. Kiedy mężczyzna położył przed nią walizkę uchyliła ją, uśmiechnęła się i zamknęła.
-Nie będę ci dopłacać, tyle ile z poprzedniego zamówienia i ani monety więcej.
Dziewczyna sprawnie zamknęła walizkę. Nie była ona ciężka, znajdowały się w niej zaledwie dwa specjalnie oznaczone kolorowymi numerami magazynki.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Ulice Starego Miasta
Czw 15 Kwi - 2:20
Spotkanie było zdecydowanie nieoczekiwane. Przez chwilę zaczęłam się obawiać, że poza samą Alice w sklepie zjawi się również Baron. Zwykle ufałam podszeptom intuicji, a ta miała zgoła inne opinie na temat owej nietypowej parki, którą poznałam podczas balu. Nie chodziło o to, że skreślałam kruczowłosą z pozycji „potencjalne zagrożenie”. Trzeba było się naprawdę porządnie postarać, abym zdjęła z kogoś cienie ów podejrzenia. Tak ukształtowało mnie życie. W innych zawsze najpierw wypatrywałam tego, co złe.
Tak jak wcześniej na balu, tak w dalszym ciągu wyczuwałam coś „znajomego” w Alice, mimo iż nie licząc koloru oczu i faktu posiadania rogów, obie prezentowałyśmy się bardzo różnie.
-Erin.
Nadal byłyśmy w sklepie, zatem należało podtrzymać Arystokratyczna ułudę jeszcze przez jakiś czas. Rogi na głowie, odpowiednia gra aktorska i kilka dobrze wyuczonych schematów, potrafiły otworzyć w tym świecie naprawdę wiele drzwi. Nie widziałam powodu, aby z tego nie korzystać. Nie czułam z tego powodu wyrzutów sumienia.
-Jeśli nie muszę zadziać głowy, aby posyłać pewnemu kocurowi pełne dezaprobaty spojrzenia, jestem w stanie znieść tę stratę.
Odpowiedziałam, a w moim uśmiechu wybrzmiała zadziorna nuta. Byłam spokojna i miałam dobry nastrój, od kiedy Christophera posłano na jakąś misję, gdzie mój udział okazał się zbędny. Przez jakiś czas musiałam, obyć się bez swego Stróża co przyjęłam z niemałym zadowoleniem.

Po chwili przeniosłam spojrzenie na sprzedawcę, samym spojrzeniem dając mu do zrozumienia, że nie mam ochoty się targować. Nie miałam, ale na broni również mi zależało.
-A co Panienki powiedzą, na dajmy na to... mały wypad we trójkę, skoro wszyscy się znamy do Upiornego Miasteczka? Mógłbym zejść z ceny o jakieś 10 procent ? Albo dodać jakiś ciekawy dodatek do aktualnych lub przyszłych zamówień.
Już sam ton głosu sprzedawcy jasno dawał do zrozumienia, że nie będzie to dobry „interes”. Z każdym wypowiadanym słowem, czułam jakby ktoś właśnie, próbował zgnieść mi czaszkę... Zwykle podobny ból odzywał się, gdy ktoś magią usiłował wpłynąć na mój umysł. Blokada przydatne Upiorne dziedzictwo. Jakim desperatem trzeba było być? Widać pomysł wyciągnięcia gdzieś nas obu, musiał bardzo spodobać się mężczyźnie.
Delikatnie rozmasowałam skroń palcami, a następnie postałam sprzedawcy słodki, a zarazem zjadliwy uśmiech.
-Ze zniżki skorzystamy... Może pozwoli nam zapomnieć o próbie mieszania klientkom w głowach. Po co odstraszać sobie przyszłych klientów?
Zamknęłam wieko walizeczki i szybko przyciągnęłam ją ku sobie. Materiał cicho zachrobotał o sklepową ladę.
-Tylko czy 10 procent to nie za mało? Co sądzisz?
Z teatralną powagą wymalowaną na twarzy zwróciłam się do kruczowłosej.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





15
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Alice Murphy
Wiek :
19 lat
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
158/49
Znaki szczególne :
Bordowe oczy i rogi?
Pod ręką :
Czarna Karta, papierosy, krucza papierośnica, krucza zapalniczka, zapalniczka zippo.
Broń :
Kastet, rewolwer, sztylet, dwa magazynki.
Zawód :
Wszystkim za co zapłacisz.
Stan zdrowia :
Jeszcze zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t275-policz-do-15
15Nieaktywny
Re: Ulice Starego Miasta
Sro 12 Maj - 10:21
15 próbowała w jakiś sposób przyczepić właśnie usłyszane imię do twarzy dziewczyny ale nie pasowało jej. Zresztą na balu też nie była jakoś specjalnie nią zainteresowana. To Baron coś od niej chciał, a musiała mu przyznać że miał bardzo specyficzny gust. Jej to nie za bardzo obchodziło. Jak powiedziała o zadzieraniu głowy uśmiechnęła się i prychnęła kręcąc głową na boki.
Jakie to głupie męczyć się w niewygodnych ubraniach i wysokich butach tylko po dla jakiegoś faceta. Bez sensu. No ale jak to mówią kto się czubi ten się lubi.
Słysząc sprzedawcę spokojnie otworzyła walizkę i przyglądała się broni. Jak zawsze pięknie wykonana, klasyczny rewolwer z delikatnymi czarnymi zdobieniami, lekki. Stworzony z stopu metali z aluminium, które przywiozła z Świata Ludzi. Musiała się zabezpieczyć by nikt jej nie zniszczył broni swoją mocą. Jednak to nie było ważne, najważniejsza była amunicja, aluminiowa osłonka, z złotym wykończeniem, dodatkowo wypełniona narkotykiem zmieszanym z trucizną. Nawet jeśli ktoś dostanie natychmiastową pomoc i rana zostanie opatrzona to trzeba będzie się jeszcze pozbyć trucizny.
Słysząc co mówi mężczyzna uśmiechnęła się i oblizała spiczaste zęby, jednak nie odezwała się. Poczuła ucisk na skroni jednak nie przejmowała się tym. Zaciekawiły ją słowa różowowłosej.
Mieszanie w głowie? Co?
Słysząc pytanie skierowane do niej ocknęła się trochę. Nabój wylądował w magazynku. Dziewczyna zakręciła bębenkiem i odbezpieczyła broń celowała w głowę sprzedawcy. Wolną ręką sięgnęła po sakiewkę z pieniędzmi. Nie było ich mało bo jej zamówienie też nie było byle czym.
-Słyszałeś panienkę. Bierz pieniądze i lepiej spierdalaj. To masz za zamówienie moje i jej. Chciałeś dyskutować cenę to masz.
Można zauważyć jak palec wskazujący drżał na spuście powstrzymując się od wystrzału. 15 dostała już swoje najtrudniejsze zamówienie więc mogła pozbyć się sklepikarza by nie stworzył nic podobnego. Po co jej człowiek, który wie z czego stworzona jej ta broń.
Mężczyzna podniósł rękę, wyglądał na zadowolonego, jednak pojawił się pot na jego skroni. Pomachał dłońmi w kierunku rogatych panien i z uśmiechem wytłumaczył się.
-Już spokojnie, tylko się droczyłem z Panienkami. To może upust 20% na to i następne zamówienie? Dogadamy się prawda?
Ostatnie pytanie było skierowane głównie do Koniczyny. W sumie to było to mądre posunięcie bo przecież z 15 nie było jak dyskutować. Jak uparła się to znikały od cienie szarości, była albo jej opcja albo śmierć lub kalectwo. Tyle do wyboru, aż trudno się zdecydować.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Ulice Starego Miasta
Pon 17 Maj - 0:45
[justify]Kiedyś sądziłam, że to ja jestem wyjątkowo porywcza. Wmówić mi to, usilnie starał się również Christopher. Dziś okazało się, że mogę uważać się za osobę wyjątkowo cierpliwą.
Z lekkim niedowierzaniem przyglądałam się rozwijającej się sytuacji. A dokładniej temu, jak czarnowłosa ot, tak wycelowała własną broń w sprzedawcę, który nawet nie miał czasu, aby zastanowić się lepiej nad moimi słowami. Czym innym była groźba, którą zastosowałam ja sama, czym innym akt ze strony Alice.
Uznałam go za wyjątkowo nieprzemyślane posunięcie...
Wiele osób mawia, że nie ma nic bardziej pewnego jak ludzka głupota. Nie mogłam się z tym nie zgodzić, nie mniej jednak sama wyznawałam nieco odmienne przekonania. Dla mnie równie pewną była ludzka przebiegłość. Bardzo możliwe, że w ten sposób przeceniałam bardzo wiele istot, jednak zawsze lepiej zakładać gorszy scenariusz. Jeśli się nie sprawdzi to tylko tym lepiej, a gdyby jednak do najgorszego doszło, miało się poczucie, że chociaż próbowało się na to przygotować.
Lubiłam też stawiać się na czyimś miejscu i zakładać jak sama postąpiłabym w owej sytuacji.
To też, gdybym parała się zajęciem wyrobu i sprzedawcy broni, wiedziałabym, że sytuacje takie jak ta teraz mogą się zdarzać. A jako że śmierć poniesiona z własnej broni wydawałaby mi się wyjątkowo żałosna... najpewniej jakoś bym się przed tym zabezpieczyła. Pierwsze co przyszło mi do głowy to zaklęcie... ale mogło istnieć wiele innych metod.
Zakładałam zatem, że sprzedawca mógł na którąś z nich wpaść, dlatego nie chciałam, dopuści do tego, aby sytuacja się zaogniła.
Kierowana intuicją i pewną dziecinną przekorą (wiedziałam, że gdyby Kocur mógł mnie teraz obserwować, gotowałby się ze złości, przeklinając mą bezmyślność) stanęłam na linii strzału, jednak tak by przez ramię móc zerknąć na swą rozmówczynię.
-Myślę, że się dogadaliśmy w kwestii ceny w takim razie.
Mimo słów kruczowłosej, na blacie wylądowała sakiewka ze złotem, które należało się sprzedawcy z mojej strony. Bo mimo wszystko swoją pracę wykonał, a ja miałam w planach jeszcze kilka nowych zleceń, którymi powinien się należycie zająć. Mój sposób pojmowania „uczciwości” zadziwiał czasem nawet mnie samą.
-Ach tak, zapomniałabym.
Po chwili sięgnęłam do bezdennej sakwy, wydobywając z niej zdobną, lecz nadal elegancką pochwę od swego ostrza. Nosiła ślady szponów czegoś naprawdę dużego, lecz nie miałam zamiaru wdawać się w dyskusję na ten temat.
-Chce abyś ją dla mnie zreperował, a jeśli to nie możliwe, wykonaj nową na jej podobieństwo. I nie oszczędzaj na materiałach. Żegnam.
Po tym odwróciłam się do Alice, uśmiechając się ciepło. Mężczyzna nie powiedział już nic, lecz w jego obliczu nadal odbijała się mieszanina najrozmaitszych emocji. Był wśród nich zarówno strach, jak i swego rodzaju lubość? Być może moja towarzyszka, zapewniła mu codzienną dawkę adrenaliny, jakiej potrzebowałby poczuć, że żyje? Z całą pewnością tlił się w nim również żal, że ominęły go inne rozrywki, w których nasz udział przewidywał. Bywa...
Sama odezwałam się, dopiero gdy, byłyśmy już w pewnym oddaleniu od sklepu.
-Widzę, że rozwijasz skrzydła, gdy ktoś wokół usilnie nie próbuje trzymać Cię pod własnymi.
Nawiązałam do sytuacji z balu a tym samym postaci Ivora. Nie bardzo miałam chęć natknąć się gdzieś tu na jego osobę. Dobrze pamiętałam podszepty intuicji na jego temat.
Mój głos się zmienił, stracił na przesadnej wyniosłości, która była manierą wielu Arystokratów. Skoro znalazłyśmy się same i ja mogłam sobie pozwolić na bycie naturalną. Bo oblicze, które Alice zaprezentowała chwile wcześniej, zdawało się tą autentyczną stroną jej natury. Czy powinno mnie martwić? Być może...uznałam jednak, że dam sobie więcej czasu, aby na ów temat wyrobić opinię.
Postanowiłam zaryzykować i wyjść z teorią, która mogła okazać się nietrafiona... ale była dobrym punktem do podtrzymania rozmowy.
-Modyfikowana amunicja, utrudnia coś lub zmienia w samym oddawaniu strzału? Bo chyba o taką prosiłaś, skoro nie zaopatrzyłaś się w standardową? Chętnie pogłębię wiedzę od praktyka, bo własną na razie czerpię jedynie z podręcznika..[/justify
***
To nieoczekiwane spotkanie otworzyło mi oczy na pewne kwestie... podsyciło również część przeczuć jakie pielęgnowałam już od zimowego balu. Nadal nie rozumiałam dlaczego, ale coś przyciągało mnie w kruczowłosej. To przez dziwne podszepty intuicji, nim nasze drogi się rozeszły zaproponowałam dziewczynie swego rodzaju układ. Chciałam aby nauczyła mnie jak okiełznać broń palną, sama w zamian zaproponowałam lekcje szermierki.
Co z tego wyniknie? Trudno przewidzieć.... wiedziałam jednak, że jeśli czarnowłosa się zgodzi, to utrzymanie owych lekcji w tajemnicy przed pewnym Dachowcem będzie nie lada wyzwaniem... Byłam też przekonana, że popadłby w swą beznamiętną furię, widząc jak podaje rogatej notatkę, z namiarami na jedną z swych skrzynek pocztowych.
zt.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Ulice Starego Miasta
Nie 3 Kwi - 21:22
Większość uliczek starej części Miasta Lalek została zajęta przez ludzi Zory dość szybko po rozpoczęciu wojny gangów. Wystawili swoje straże, by ich interesy nie były w żaden sposób zagrożone. Na starym mieście znajdowało się jednak kilka odosobnionych alejek, do których Milicja zapuszczała się tylko wyjątkowo. To właśnie na jednej z takich ulic miało rozegrać się pierwsze starcie tej wojny.

Około godziny osiemnastej nieopodal Plac Mieczy przechodziło pięciu członków Milicji, którzy mieli wzmocnić siły gangu w centrum starego miasta, a w szczególności zapewnić osłonę do znajdującego się tam zakładu rusznikarskiego oraz uzdrowiciela Verisetta. Nie spodziewali się problemów podczas drogi. Co prawda dzień wcześniej Fyortersole otwarcie potępiły działania ich gangu oraz poczyniły gesty, które jasno świadczyły o tym, że gotowi byli do walki z Zorą na ulicach Miasta Lalek - stąd zresztą wzmocnienie terenów znajdujących się pod kontrolą Vicenta, lecz przez dwa dni nie doszło do żadnych znaczących ruchów ze strony ludzi Eleonory.

Wąskie schody prowadzące na rynek alchemiczny zostały zablokowane przez wóz dostarczający stare, na oko co najmniej dwustuletnie meble, do zakładu Mirly gdzie miały zostać odnowione za pomocą magii. Kapitan Milicji podszedł do wozu i krzyknął, że mają się odsunąć bo tarasują im drogę - wyraźnie zirytowany tym, że zamiast podjechać od przodu, od szerokiej ulicy, wóz zablokował ich trasę przywożąc meble na tyły zakładu Kapeluszniczki Mirly.

Nie spodziewał się zasadzki. Nawet fakt, że woźnica ubrany był w długi płaszcz, a twarz jego zasłaniał kaptur, nie wydał mu się podejrzany. Toteż gdy zza wozu oraz z pobliskiej kamienicy wybiegło kilka Marionetek kapitan nie zdążył nawet dobyć miecza, nim padł trafiony bełtem wystrzelonym przez żołnierza Fyortersoli ukrytego za dwumetrową szafą. Pozostali Marionetkarze z Zory ostrzeżeni śmiercią swojego dowódcy oraz będący na tyle daleko, by dostrzec w porę atak byli gotowi by stawić czoło Marionetką. Co prawda było ich mniej prawie dwukrotnie mniej, lecz wystarczyło by utrzymali się dość długo, a niechybnie z centrum starego miasta przysłane zostaną posiłki, które przechylą szalę na stronę Milicji.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Ulice Starego Miasta
Pon 4 Kwi - 21:33
Walki na ulicy trwały. Marionetki ścierały się z Marionetkarzami, którzy zostali zepchnięci w stronę szewca sąsiadującego z zakładem meblarskim Mirly. Nieoczekiwanie Zora otrzymała wsparcie ze strony szewskiej rodziny, która trzy lata wcześniej otrzymała pomoc od samego Vincenta Zory. Cywile nie potrafili walczyć, lecz otworzyli drzwi pozwalając trójce pozostałych na placu boju milicjantów na skuteczną obronę oraz dwóm rannym na odpoczynek bez zagrożenia, że Marionetki Fyortersoli dokończą swoje zadanie pozbawiając ich życia.

Teraz gdy wysłannicy Rodziny mogli atakować jedynie przez drzwi ich przewaga liczebna, dotychczas druzgocząca dla ludzi Zory, nie miała tak wielkiego znaczenia. Co więcej stary szewc wraz z synem już pracowali nad tym, by przesunąć ogromną, przedwojenną sofę pod drzwi, jeszcze bardziej utrudniając zadanie napastników. Przerwali jednak i spojrzeli w górę, gdy do uszu obrońców dostał się krzyk żony szewca dobiegający z piętra kamienicy.
- Gavrin, sprawdź czy to nie ich sprawka. - Wydał rozkaz jeden z Marionetkarzy wyprowadzając pchnięcie, które o centymetr chybiło w ciało jednej z Marionetek. Nie musiał tłumaczyć kogo posądza o wywołanie tego krzyku, ani też powtarzać swojego polecenia. Gavrin był potrzebny na dole, musiał się więc śpieszyć.

Gdy Marionetkarz wbiegł na górę ujrzał istoty, które nie przypominały Marionetek Fyoretersoli, choć jedno z nich najprawdopodobniej było właśnie Marionetką. Wojownik dostrzegł, że dwójka była jeszcze bardziej zdziwiona zaistniałą sytuacją niż pulchna małżonka szewca, która zeskoczywszy z łóżka, na którym się znajdowała, spoglądała na przybyszów nieufnym wzrokiem.

Tylko czemu oni byli winni? Znaleźli jedynie uszkodzony kompas i nie przypuszczali, że samo jego podniesienie sprowadzi ich do zupełnie nieznanego sobie miejsca, prosto na pole bitwy pomiędzy dwoma przestępczymi ugrupowaniami.

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Pon 4 Kwi - 22:05
Pnące się ku niebu budynki Miasta Lalek były niemiernie intrygujące w swej strzelistej formie. Niczym średniowieczne katedry budziły podziw swym rozmachem i kunsztem wykończenia, a jednak w tej chwili Candran je przeklinała. Nie z powodu ich brzydoty, czy braku praktyczności, lecz dlatego że nie znając miasta zbyt dobrze - a w szczególności tych jego części - czuła się niczym w labiryncie. Co gorsze czuła na sobie spojrzenie Irith, która chyba tylko dlatego, że zbyt ceni swoją głowę, nie zadała jeszcze pytania "czy Ty w ogóle wiesz gdzie iść?".
Co do zasady Diana dobrze wiedziała jak dotrzeć do wskazanej im przez Marionetkarza miejscówki ludzi Zory. Problem był jednak w tym, że większość uliczek dla Candran wyglądała tak samo i trudno było jej się odnaleźć. W takich chwilach osoby jak Chciwość oddałyby wiele, ażeby spotkać minotaura. Takiego byka z rogami o humanoidalnej budowie, a nie cuchnącego knura na równie ohydnych bagnach. Wtedy mogłaby wyładować swoją frustrację za pomocą dwóch artefaktowych ostrzy tropicieli Bractwa.
Nieszczęśliwie nigdzie nie było mitologicznego potwora, za którego zabicia Candran otrzymałaby tyle złota ile sama waży... znaczy ile ważył ten wieprz zabity niedawno na bagnach, gdyż Diana jest zdecydowanie zbyt lekka. To zdanie pozostawałoby prawdziwe nawet wtedy, gdyby z jakiegoś powodu Cień przytył o około dwieście kilogramów. W końcu Chciwość nigdy nie ma dostatecznie dużo złota.
Jedynym wybawieniem wydawały się odgłosy walki dochodzące z sąsiedniej uliczki. Cień dobrze znała ten charakterystyczny szczęk oręża i nie wahała się ani chwili. Dała dłonią sygnał dla Scavell, by ta ruszyła za nią.
Tłumaczenie, że muszą sprawdzić dochodzące ich odgłosy nie wydawało się Dianie konieczne. To było oczywiste, że muszą je sprawdzić. Nawet nie dlatego, że mogli się na tym wzbogacić - choć niezaprzeczalnie to już było powodem wystarczającym, lecz przede wszystkim dlatego, że dzięki temu Candran nie musi myśleć o tym, że w istocie nie wie gdzie iść.
Tropicielka zatrzymała się dopiero gdy ujrzała Marionetki stojące wokół jakiegoś domu i wyraźnie próbujące się do jego wnętrza dostać. W pierwszej chwili pomyślała, że to jakieś tutejsze siły porządkowe. Marionetki były jednak wykonane raczej jak dzieła sztuki, niźli szeregowi funkcjonariusze. Przez chwilę nawet w głowie Diany pojawiła się myśl, że chciałaby służbę złożoną z takich Marionetek. Fakt, że były uzbrojone był tylko zaletą - nie musiałaby sama odcinać głów dzieciom, akwizytorom i wszelkiego rodzaju fanatykom religijnym.
Nie wiedziała przeciwko komu walczą i dlaczego. Mogła sprawę zignorować i wrócić do swojej podróży, lecz wtedy znów byłaby zbłąkana. Toteż postanowiła pewnym krokiem ruszyć w stronę Marionetek i unosząc dłoń w górę krzyknąć do nich z około siedmiu metrów:
- Cześć.
Słowa te wypowiedziała nie po to, by przywitać Marionetki, to byłoby nad wyraz lekkomyślnie, lecz wyłącznie po to by zwrócić ich uwagę na siebie i uniknąć przypadkowego dobywania ostrzy. Wrogów było chyba dziesięciu, może nieco mniej, a co za tym idzie Tropicielki stały na przegranej pozycji już przez samą liczebność wroga.
- Co tu się właściwie dzieje? - Dodała, gdy ujrzała, że co najmniej trzy Marionetki skierowały w jej stronę swoje spojrzenie. W międzyczasie jej dłoń, wcześniej uniesiona, zdążyła oprzeć się nadgarstkiem na rękojeści miecza, tak że palce zwisały luźno w powietrzu.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Cwetanka Dolinata
Wiek :
19
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
150/44
Znaki szczególne :
Krwistoczerwone skrzydła, długa grzywka
Pod ręką :
Zestaw do szycia, parę puszek z jedzeniem, 2 butelki wody
Broń :
Beretta M9
Zawód :
bezrobotna
https://spectrofobia.forumpolish.com/t875-siea
SieaNieaktywny
Re: Ulice Starego Miasta
Wto 5 Kwi - 17:08
Chciałaby przewidywać nieprzewidywalne rzeczy... takie jak zupełnie niepodejrzany uszkodzony kompas, który to jakimś cudem okazał się jakimś portalem, kamieniem teleportacyjnym czy innym szajsem! Szczerze to prędzej uwierzyłaby w to, że jej dom to pięciu gwiazdkowy hotel niż w to, że ten kompan był w jakiś sposób podejrzany... jak widać można pomylić się ze wszystkim!
Ale chyba bardziej zdziwił ją widok pulchnej żony szewca, bo na to nawet nie miała wytłumaczenia... nawet  biorąc najbardziej prawdopodobne opcję takie jak materia pozakosmiczna oraz czary.... chociaż czary były możliwe??
Dodatkowo jak do tego samego pomieszczenia wbił jakiś typ to zupełnie nie wiedziała co robić!! Spojrzała na Ne Na. Tak jakby ona miała cokolwiek wiedzieć o tej sprawie! Na zewnątrz panował jakiś harmider, dlatego raczej nie wpadli w odpowiednią porę... ale może skuszą się na herbatkę? Nie jej, bo ją nie było na nią stać.
- Bez paniki, ja to wszystko wytłumaczę. - Rzekła pokazując kompas. - To coś nas tutaj przeniosło... - Chciałaby coś więcej dodać, ale no przecież nawet nie miała co! Coś się działo na zewnątrz, szewcowa leżała na ziemi, jakieś dwie typiary(czyli one) stoją zmieszane w obcym domu! "Dlaczego ja?"
- Drogi panie, moglibyśmy wiedzieć co się dzieje na zewnątrz? Jakiś tam spory harmider. - Rzekła ciekawiąc się czy to jakiś festiwal, czy inne zrzeszenie ludzi... znaczy tych magicznych cosi! Zaraz też objęła ramieniem Nene, żeby tylko zgrywać jak najwięcej pozorów. - Jeżeli czegoś wam potrzeba, to jesteśmy skłonni do pomocy! -

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Wto 5 Kwi - 22:20
Scavell zdecydowanie zbyt dużo czasu spędziła w leśnych ostępach i odludnych bagnach, gdzie ich jedynymi towarzyszami byli specyficzni tubylcy, wyznawcy blagierskiego Kruka Tylko Bardziej, czy jakiekolwiek inne przedwieczne stworzenie kult ten wyznawał oraz przerośnięte wieprze. Powrót na łono cywilizacji przyjęła więc z wyraźną ulgą licząc, iż Miasto Lalek przyniesie jej coś więcej, niż wieśniacze zabobony i martwiczą stęchliznę rozkładających się resztek roślinnych.
    Gdziekolwiek szły, szły bardzo pokrętnie, a od marszu stopy Scavell zaczynały niemiłosiernie boleć – bo i też były w drodze dobry kawał czasu i nie miały wielu szans na porządny odpoczynek. Zastanawiała się więc, czy Cienienie kiedykolwiek są zmęczone, skoro nie muszą spać? Czy odczuwają wysiłek, czy może jest on znacznie bardziej zmęczony? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi! Bo przecież nie może zapytać Diany wprost o tak intymne pytania – Irith założyłaby się, że jest to jedna z najściślej strzeżonych tajemnic, o której gdyby tylko się dowiedziała, zostałaby skrócona o głowę. O ile oczywiście nie zostałaby skrócona o głowę przed otrzymaną odpowiedzią – wtedy to byłaby prawdziwa tragedia, umrzeć nie poznawszy prawd! Zatem też ceniąc swój krótki jeszcze żywot ugryzła się w język i miast tego ziewnęła przeciągle.
    - Daleko jeszcze? – spytała z pewnym ociąganiem w głosie i utkwiła spojrzenie stalowych oczu w plecy Diany.
    Bo w istocie, jeśli to jest to miejsce, o którym Scavell myślała, to raczej szły bardzo okrężną drogą. Scavell, która odebrała swoje staranne wykształcenie na tutejszym uniwersytecie w czasach studenckich znała Miasto Lalek jak własną kieszeń, lecz wkrótce ulice i ich układ zaczynał się zacierać w umyśle Lunatyczki. Lecz Diana przecież mogła mieć prawdziwy powód, przez który obrała właśnie taką trasę. Powód, który nie był dostępny dla takiej profanki, jak Lunatyczka. Toteż wojskową wręcz manierą postanowiła, że nie będzie podważała kompetencji swojej przełożonej, a posłuszna jak piesek dzielnie ruszy za nią.
    Odcięta od plotek nie wiedziała, jakie emocje obecnie targają jakże namiętnym Miastem Lalek. Wyraz tępego zdumienia wymalował się na jej twarzy, gdy do jej wyczulonych zmysłów dotarły odgłosy walk. Normalnie zignorowałaby to i poszła dalej – w końcu czekała na nią obiecana, wymarzona nagroda w postaci upragnionego księżycowego metalu, a Marionetkarze z pomniejszych gangów, będąc jakże namiętnymi obywatelami, zwykli urządzać sobie walki uliczne dla zabawy. Założyłaby się, że odkąd nauczą się człapać na swych przykrótkich nóżkach, małe Marionetkarzątka bawią się w budowanie barykad, a pierwsze słowa, jakie wypowiadają, to hasła rewolucyjne proklamujące wyższość ich gangu nad innymi. Tak, starcia podrzędnych gangów były rzecz bardziej     powszednią niż chleb.
Toteż zmarszczyła brwi widząc, że Candran postanowiła zobaczyć, co się dzieje. Przewróciła oczami i bardzo niechętnie, niezmiernie się ociągając ruszyła za swoją liderką.
    Zatrzymała się jak wryta widząc, jak misternie wykonane były Marionetki.
    Marionetka o błękitnej skórze, lśniącej jak porcelana obróciła się w stronę Tropicielek i rzuciła im chłodne, przeszywające spojrzenie szklanych oczu.
    - Nie wasz interes. – odpowiedziała krótko i wróciła do swojego poprzedniego zadania
    Towarzyszący jej rosły Marionetka najwidoczniej uznał, iż wypowiedź jego towarzyszki jest zbyt lakoniczna i z pewnością nieusatysfakcjonowane kobiety nadal nie zaprzestaną swych uciążliwych pytań. Odwrócił się w stronę przybyszek i sztywnymi, mechanicznymi ruchami zbliżył się w ich stronę, odgradzając je od reszty swych towarzyszy.
    - Sprawy rodziny Fyortersole, proszę jak najszybciej odejść i zająć swoimi sprawami.  – najwidoczniej uznał, iż powołanie się na autorytet gangu zniechęci kobiety i uzmysłowi im, że nie warto wtykać nosa w nie swoje sprawy.
    Scavel rzuciła zaniepokojone spojrzenie w stronę Diany. Jej dłoń mimowolnie powędrowała w stronę zdobionej rękojeści Nysarthu.
    - Na pewno chcemy się w to mieszać? Fyortersole, jak się nie mylę, są dużym gangiem i mogą być z tego niezłe kłopoty. - wydukała z siebie i zacisnęła dłoń. Przecież tylko chce mieć miecz i święty spokój, a nie ściągać na siebie gniew połowy Miasta Lalek!

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Sro 6 Kwi - 20:40
Diana bardziej niż na słowa wypowiedziane przez Marionetki zważała na okolicę, która zdradzała o wiele więcej niż niechętni do rozmów członkowie gangu. Chociaż nie mogłaby rozpoznać żołdaka Zory, gdyby ten stał przed nią, to bez problemu po widocznych dla niej śladach ustaliła przybliżony przebieg walk. Zmierzyła spojrzeniem kryjówkę zaatakowanych i nie dostrzegła w niej ani złota, ani klejnotów, ani nawet niczego co mogłaby uznać za wartościowe.
Mogłaby zaatakować Marionetki i niejako otworzyć drugi front, pozwalając broniącym drzwi odetchnąć i przejść do kontrataku. Mogłaby także wykorzystać swoje skrytobójcze zdolności by wedrzeć się do budynku i zabić jego obrońców. Nie widziała jednak w tym korzyści, a także wątpiła by w sprawę zamieszane były koszmary. To zwykłe, nieistotne przepychanki - a przynajmniej na to wskazywała okolica, którą Diana obserwowała. Brak chęci do walki nie oznaczał jednak, że nie była gotowa do walki. Gdyby została zaatakowana błyskawicznie dobyłaby swych ostrzy.
Z rozmyślań Candran została wyrwana dopiero przez głos Lunatyczki. Fioletowe oczy spojrzały na Scavell, jakby ta właśnie przyznała się do zjedzenia ostatniego ciasteczka w słoiku przeznaczonym na smakołyki na czarną godzinę.
- W nic się nie mieszamy. - Powiedziała do adeptki, jakby było to niezwykle oczywiste i całkowicie ignorując pytania wywołane jej wkroczeniem na teren walk.
- Na stary rynek to w tę stronę, zgadza się? - Zapytała Marionetki, która była na tyle uprzejma, że udzieliła kobietom odpowiedzi na ich wcześniejsze pytanie. Żołnierz Fyoretrsoli nie był zbytnio zadowolony, lecz wizja walki z dodatkową dwójką uzbrojonych przeciwników - którzy nie wiadomo skąd się wzięli - oraz możliwość pozbycia się natrętów przekonały go, by odpowiedzieć na pytanie Diany twierdząco.
Kobieta ruszyła więc wolnym krokiem w stronę, którą wcześniej wskazała, zwracając się do Irith.
- Lubię cywilizacje. Można ścinać głowy dowoli jednocześnie ze wskazywaniem drogi. - Strach adeptki przed gangami Marionetkarzy był dla Diany dość zabawny. Głównie dlatego, że zdawała sobie sprawę, że podczas tego typu starć ich udział najprawdopodobniej pozostałby niezauważony.
Co nie oznacza, że Dianie chciało się walczyć z Fyortersolami, Zorą czy kimkolwiek innym. Zależało jej tylko na metalu księżycowym, a wątpiła by ten był ukryty u szewca. nie słyszała jeszcze o butach wykonanych z metalu, tym bardziej księżycowego. Na pewno byłyby niezwykle niewygodne i niepraktyczne. Dość powiedzieć, że bezszelestne poruszanie się byłoby niemożliwe i wykluczone byłoby zaskoczenie kogokolwiek.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Pią 8 Kwi - 14:04
Scavell pośpiesznie podziękowała Marionetce, która okazała się nad wyraz uprzejma, by wskazać im drogę do celu i rzuciła Dianie dziwne spojrzenie z ukosa, pozostawiła jednak całą sytuację bez szerszego komentarza. Bo czyż było coś więcej do dodania? Odetchnęła z ulgą, wszak czasem Scavell zapominała, że chciwość Candran idzie czasem w parze z pewną, mówiąc kolokwialnie, energooszczędnością i pragmatyzmem działania.
    Choć któż wie, czy ów szewc nie okazałby się nagle być ekspertem od wykonywania broni z drogocennego metalu? Wszak w mieście tym występowały różnej maści połączenia wykonywanych zawodów, niezwykle dziwne w swej naturze. Bo czyż w normalnych warunkach zdziwienia nie budziłby aptekarz-cieśla czy złotnik-kucharz?
    Kroczyła przed siebie po ulicznym bruku z opuszczoną głową jak to miała w zwyczaju, pogrążona w rozmyślaniach – na wyciągnięcie ręki miała jad, który o dziwo pozostał w materialnym świecie po zniszczeniu fizycznej postaci Koszmaru. Rodziło to szereg pytań – czy zatem stanowił on część esencji, skoro tak samo jak on nie znikał po wygnaniu przybysza z innego wymiaru, czy może jego natura była z goła inna; czy utracił swoje właściwości, czy też nie, a może uległy one przekształceniu, a efekt jego działania przekraczał jej granice pojmowania? Wiedziała, że poświęci badaniom wiele długich dni i nocy. Oczywiście, jak tylko zdobędą metal. I wykują upragnioną broń!
    Wyrwana z rozmyślań słowami Diany, podniosła trochę zdezorientowany, rozbiegany wzrok i spojrzała ze zdziwieniem na swoją Liderkę. Chwilę musiała się zastanowić, by zdekodować jej słowa, po czym gwałtownie potrząsnęła głową i przytaknęła.
    - Ach, tak. Cywilizacja ma swoje plusy jak widać. I nigdzie nie ma knurów i śmierdzącego bagna. No, przynajmniej jeszcze ich nie spotkałyśmy, choć kto wie?
    Scavell ceniła Święty Spokój ponad wszystko inne, niestety nie dane jej było z nim ostatnio zbyt często obcować. Toteż wizja wejścia w bliskie spotkanie z gangiem Marionetkarzy napawała ją pewnym dziwnym respektem, wszak powszechnie było wiadomo, że w sumie to tak naprawdę oni rządzą Miastem Lalek.
    Po krótkim marszu kobiety wyszły z wąskiej alejki na całkiem rozległy plac wypełniony spacerowiczami, który ze wszystkich stron otaczały misternie zdobione kamieniczki. Scavell zerknęła na Dianę.
    - No, to chyba jesteśmy u celu?
    Wtem poczuła, że coś obtarło się o jej nogę. Wzdrygnęła się i podskoczyła w miejscu, po czym jak oparzona spojrzała w dół. Obok niej stała na oko sześcioletnia dziewczynka, która obcierała policzek brudną rączkę. Wielkie, kocie oczy wbijała w Dianę i pociągała małym noskiem.
    - Psze pani, bo ja się zgubiłam. Widziała pani moją mamusię? Wygląda trochę tak jak pani, ale ma ciemne włosy i obie ręce. – wskazała paluszkiem na Cienia – Była i nagle jej nie ma! – dziecię rozłożyło bezradnie ręce, by jak najbardziej podkreślić nagłość zaistniałej sytuacji.
    Scavell spojrzała na Dianę z przerażeniem wymalowanym na twarzy, z bezgłośnym "ratuj" wymalowanym na ustach.

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 9 Kwi - 15:24
Wielofunkcyjni mieszkańcy Miasta Lalek byli niczym wielofunkcyjne urządzenia kuchenne. Jak najbardziej stanowiły konstrukcyjną ciekawostkę, lecz w gruncie rzeczy były do niczego i znacznie lepiej było urządzenia przeznaczone do jednego, konkretnego zadania. Dzięki temu zepsucie się jednego urządzenia nie pociągało za sobą paraliż całej kuchni, a i jakość wytworzonych dań była o wiele wyższa.
Oczywiście niektórzy, nie wiedząc w sumie czym powinni się zająć, próbowali wszystkiego. We wszystkim byli równie słabi, więc w niczym im to nie pomogło. No może poza dostarczaniem pracy dla windykatorów Miasta Lalek, którzy co chwilę mieli nową nieruchomość do zajęcia.
Candran zmarszczyła tylko nos na wspomnienie bagna i jego otyłego króla. To było coś, o czym nie chciała by Scavell jej przypominała.
- Jeśli jakiegoś spotkamy, będziesz mogła poprawić wcześniejsze błędy. - Odparła nawet nie za bardzo pamiętając, czy Scavell w rzeczywistości popełniła jakieś błędy podczas ostatniej walki z wieprzem. Do samego starcia nie przywiązywała przecież uwagi większej niż to, by jej buty nie były ubrudzona bardziej, niż to konieczne.
W pierwszej chwili Candran miała zamiar zignorować robactwo na drodze i przejść dalej. Nie przejęła się specjalnie także wypomnieniem jej braku lewej ręki. Jednak jej fioletowe oczy ujrzały coś, co wywołało jej gniew. Paskudna ropucha nie tylko zakłócała jej spokój, lecz także zatrzymała ich dla zbliżających się z obu stron alejki uzbrojonych oprychów.
Nim rabusie zdążyli podejść i powiedzieć cokolwiek, zanim Irith zdążyła zaprotestować ostrze o srebrzystym blasku przecięło powietrze ze świstem dosięgając szczurzego gardła.
Troje mężczyzn nadchodzących z prawej oraz kolejna dwójka chcąca zajść Tropicielki z lewej strony zatrzymało się nagle. Widocznie wśród swoich licznych planów, które przecież na pewno mieli przygotowując się do okradania przypadkowych przechodniów, nie mieli takiego, w którym ich wabik zostaje zabity. Na pewno przewidywali możliwość oporu. Zresztą ruszyli w stronę Diany i Scavell pomimo tego, że obie były uzbrojone. Dobrze wykonany oręż stanowi wartość, której żaden odważny złodziej nie przepuści koło ręki. Nie spodziewali się jednak, że oręż zostanie wykorzystany tak szybko przeciwko dziecku. Mieli wszakże przewagę liczebną. Na każdą z Tropicielek przypadało przynajmniej dwóch oprychów, a licząc martwe dziecko to aż trzech.
Chwila zawahania, która ogarnęła napastników nie została zrozumiana przez Dianę. Ta od razu doskoczyła do pierwszego z oponentów. Ten uniósł pałkę, by zasłonić się przed ostrzem. Jednak to nie cięcie widocznego ostrza wymierzone z góry, a pchnięcie drugą ręką dosięgnęło Marionetkarza. Trafiwszy go Candran natychmiast zrobiła krok w tył, by nie pozostawać w zwarciu zbyt długo. Oponent nie był jeszcze martwy, choć bez pomocy bez wątpienia się wykrwawi. Wystarczyło tylko dopilnować, by nie miał kto udzielić mu pomocy.
Liczyła też, że Scavell nie stoi za jej plecami jak zjawa w przytulonej kawiarni, lecz zrozumiała, że są atakowani i dobyła niezwłocznie swej broni.
- To jakieś nieporozumienie! - Krzyknął Marionetkarz, którego słowom przeczył trzymany w ręce nóż - dobyty wcześniej niż miecz Diany. Biedak nie wiedział jednak, że nie trafił na kogoś, kto ma ochotę na pakty i spuścił gardę, gdy Candran schowała krótsze ostrze do pochwy. Gdyby tylko wiedział, że zrobiła to by móc rzucić w niego nożem. Rzut był szybki, lecz nie zabójczy. Jedynie noga Marionetkarza została zraniona krótkim ostrzem.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Pon 11 Kwi - 1:27
Sprawy potoczyły się szybko: nim kolejne słowa zdążyły ujść z ust dziewczynki, na jej gardle otworzyła się szeroka otchłanna rana, z której na ubranie Scavell trysnęła jasna, wciąż gorąca krew. Diana, jak widać, znała się bardzo dobrze na swym fachu – mało kto wychodził cało z przecięcia tętnicy szyjnej zewnętrznej. Ale to nie był czas na sprawdzian z wiedzy o anatomii, wszak trzeba było ratować własną skórę.
    Nim zdążyła wypomnieć Dianie niehumanitarność jej zachowania, ręka wiedziona instynktem powędrowała na misternie zdobioną pnączami winnymi rękojeść, a palec wskazujący pewnie spoczął na ricasso. Ciało wiedzione przyzwyczajeniem wyrobionym przez treningi przybrało odpowiednią pozę: prawa stopa powędrowała do przodu, brzuch został wciągnięty, plecy luźne, choć wyprostowane. Ramię zręcznie wyciągnęło zza pasa oręż i wymierzyło w pierwszego, nadciągającego przeciwnika. W rzeczy samej filozofia walki rapierem była zaskakująco prosta: głosiła prostą zasadę „dziabnij, nim zostaniesz dziabnięty” – a kłuje się ostrą częścią.
    Parowanie mozolnych uderzeń nadciągających rozbójników nie było najbardziej optymalnym sposobem walki, toteż Irith musiała działać szybko; zręcznym wypadem, odpowiednio zaskakującym przeciwnika natarła i dźgnęła go w żołądek; szczęście, iż ten nie był w żaden sposób chroniony jakimkolwiek pancerzem. Cios przebił się przez grubą warstwę tłuszczu i delikatne ściany narządów wewnętrznych, a gdy Scavell cofnęła swoją broń, z wąska strużka krwi zabarwiła poszarzałą koszulę; obrażenia zdawały się być śmiertelne.
    Kolejny przeciwnik był natomiast uzbrojony tylko w pięści – na nieszczęście Lunatyczki, jego cios ją dosięgnął; uderzenie w twarz wytrąciło ją z równowagi i zamroczyło na chwilę, lecz nie kontynuował swoich ciosów, a rzucił się w kierunku swojego rannego towarzysza, by jakkolwiek go ratować. Przeklęła szpetnie pod nosem próbując utrzymać się na kołyszących nogach – mimo wszystko była tylko kobietą, która nie była przywykła do przyjmowania razów na twarz.
    Czasem urażona duma przyćmiewa zdrowe zmysły. Scavell zawarczała wściekle i rzuciła się na chuchrowatego Marionetkarza, uderzając go pięścią w bok głowy; cios, choć nie należał do najsilniejszych, był wyprowadzony z na tyle dużym impetem, by zachwiać jej przeciwnikiem. I tak pojedynek na szpady przerodził się w zwykłą uliczną burdę. Lunatyczka na szczęście była na tyle zwinna, iż uniknąwszy większość ciosów mężczyzny, samej natrzeć i wytrącić go z równowagi. Jej szczęściu sprzyjało to, że zdawał się być w stanie wskazującym na spożycie alkoholu, toteż po wymianie runął jak długi obok swojego towarzysza. Po skończonym pojedynku dyszała ciężko, rozcierając zbolałe, obite ręce i ścierając z twarzy strużkę krwi cieknącą ze zdaje się złamanego nosa. Przyłożyła rękę do twarzy i syknęła z bólu.
    - Ciekawe, czy mają coś kosztownego. – mruknęła pod nosem; zaskakujące, jak z ofiary łatwo stać się oprawcą.
    Choć głos w głowie mówił jej, że stąd nie ma czego plądrować, pochyliła się nad leżącymi na ziemi Marionetkarzy i poczęła przeglądać ich kieszenie - widziała wszak, że Candran bez problemu poradziła sobie z pozostałą dwójką z pewnością lepiej, niż ona, toteż nie widziała sensu we wcześniejszym do niej dołączaniu.
    Pierwszy z nich rzeczywiście nie miał przy sobie żadnych wartościowych rzeczy - ot kilka miedziaków i zawinięte w serwetkę orzechy. Jego towarzysz natomiast mógł się poszczycić dziwnym zawiniątkiem wetkniętym głęboko w kieszeni spodni. Scavell ostrożnie rozwiązała supełek zabezpieczający pakunek i jej oczom ukazała się brosza w kształcie dwóch karpi tworzących okręg wykonana z nieznanego jej metalu. Z pewnością powinna się podzielić tym z Chciwością, nim ta wyczuje, że jej adeptka ma nowe świecidełko.
    Jeden z napastników zaczął wydawać z siebie dziwne pomruki, a krew z nowej rany barwiła błękitem żabot jej koszuli. Uświadomiwszy sobie komizm sytuacji, skierowała swoje kroki w stronę Diany. Z kieszeni wyjęła atłasową chusteczkę i przyłożyła pod nos, starając się zatamować krwawienie.
     – Mów, dla kogo pracujecie?  – warknęła cicho nachylając się w stronę leżącego na ziemi Marionetkarza.
    Mężczyzna błądził oszalałym wzrokiem między Dianą a Scavell jak zwierzę w pułapce. Długą chwilę starał się złapać oddech, choć widocznie z bólu stanowiło to dla niego spory problem - oddychał urywanie i chrapotał.
    - Nie wiem, o czym mówisz! – wyjąkał mężczyzna rzężąc z wyraźnego bólu.
    Scavell przyłożyła do jego szyi końcówkę ostrza, naciskając lekko na jego skórę. Z cienkiej ranki potoczyła się mała strużka krwi, a mężczyzna, widocznie pozbawiony instynktu samozachowawczego, z trudem przełknął ślinę. Przecież powszechnie wiadomo, że ludzie są bardziej wylewni, gdy mają ostrze na gardle.
    - Lestrangeowie.– mężczyzna wychrypiał z trudem i zamknął oczy; po jego czole pociekła strużka potu.
    Scavell podniosła spojrzenie stalowych oczu na swoją Liderkę. Między palec wskazujący i kciuk ujęła misternie wykonaną biżuterię
    - Zamierzamy złożyć im wizytę?


Ostatnio zmieniony przez Scavell dnia Czw 14 Kwi - 20:36, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Pon 11 Kwi - 19:02
Świst ostrzy połączony z bladym, księżycowym światłem stanowił zacny spektakl dla postronnych widzów. Ci z ulicy pośpiesznie się oddalili, lecz zza zasłon wyglądało kilka ciekawskich oczu. Tanie Diany dla napastników był jednak koszmarem. Nie byli przygotowani do walki z uzbrojonym szermierzem, ich uliczny styl walki daleki był do perfekcji Tropicieli. W pchnięciach Marionetkarzy nie było ani grama gracji, były prostackie i czytelne. Żaden z ataków nie był markowany, ich odparcie nie było najmniejszym problemem dla wyszkolonego szermierza.
Starcie nie trwało zbyt długo. Marionetkarze zaskoczeni brakiem zaskoczenia i o wiele gorzej wyszkoleni dość szybko musieli uznać wyższość Candran pewnie trzymającej księżycowe ostrza. Tylko dlaczego Tropicielka zamiast zadać im śmiertelne ciosy jedynie ich okaleczyła pozwalając na przedłużenie agonii. Nie miałaby problemu, by dobić leżących, okazując im litość. Tak się jednak nie stało, zamiast tego schowała swoje miecze do pochew, po uprzednim wytarciu ostrzy z krwi.
- Stójcie! - Dobiegł ich głos z sąsiedniej uliczki. Gdy fiolet spojrzenia Diany powędrował za głosem, Tropicielka ujrzała nadbiegających ludzi. Na jej twarzy pojawił się grymas i już była gotowa ponownie sięgnąć po ostrze, gdy usłyszała kolejne słowa.
- Ten teren jest pod ochroną Milicij Zory, co ma oznaczać to zajście?
Szybkie spojrzenie i ocena sytuacji powstrzymały Candran przed sięgnięciem po ostrze. Nie chciała walczyć z ludźmi, którzy mieli wobec niej dług wdzięczności. Gotowi byliby odmówić zapłaty. Ponadto stojący przed nią Marionetkarze nie byli prostymi ulicznymi rzezimieszkami. Sposób w jaki stali, trzymając w rękach miecze, miejsce które zajęli otaczając Tropicielki - to wszystko wskazywało, że są wyszkoleni. Ich prawie pięciokrotna przewaga liczebna stanowiła ryzyko, którego nie warto było podejmować.
- Próbowano mnie obrabować. - Odparła krótko, po czym przypomniała sobie o Scavell. Już uprzednio upewniła się, że powierzeni jej oponenci zostali pokonani. Słyszała nawet jej rozmowę z rannym Marionetkarzem. W końcu też była świadoma zadanego jej pytania.
- Owszem. - Nie dobiegły do niej żadne dźwięki mogące wskazywać na to, żeby członkowie Milicji zrobili choćby krok w ich stronę. Candran nie miała pojęcia czy to dlatego, że respektują jej umiejętności, czy też są na tyle dociekliwi, by najpierw pytać, później ciąć. Ich bierność oznaczała także, że najpewniej nie byli po stronie rabusiów. Spojrzenie odrazy jednego z milicjantów, gdy ten ujrzał ciało dziecka nie umknęło uwadze Diany.
- Ci ludzie chcieli obrabować mnie na Waszym terenie. - Powtórzyła głośniej. Marionetkarze wymieniali się porozumiewawczymi spojrzeniami. Czyżby chcieli zaatakować? Trzech kolejnych dobiegło od strony uliczki, odcinając standardową drogę ucieczki dla Diany i Scavell.
- Jeżeli tak rzeczywiście było, to proszę przyjąć nasze najszczersze przeprosiny. Pójdą Panie z nami, by wyjaśnić tę sprawę.
Nie, zdecydowanie nie było czasu na nudną i długą procedurę samozwańczych stróżów prawa. Wolała sama zająć się tym problemem i ukarać tych, którzy ośmielili się podnieść na nią rekę.
- Nie. - Odparła krótko, co wyraźnie rozzłościło Marionetkarzy. unieśli swoje miecze i skierowali je ku Dianie. Tropicielka widziała swoją szansę w ewentualnej walce, choć w gruncie rzeczy nie miała zamiaru jej toczyć.
- Proszę nie stawiać oporu, bo będziemy zmuszeni użyć siły.

Powrót do góry Go down





Ne Na
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Ne Na
Wiek :
16 na zawsze
Rasa :
Marionetka
Wzrost / Waga :
162 cm/44 kg
Znaki szczególne :
Delikatne pionowe linie na policzkach i szyi. Wygląd kosmity.
Pod ręką :
plecak, portfel, paralizator, identyfikator, papierosy i zapalniczka. Mały laptop w pokrowcu, kabel ubs. Kilka śrubek. Dużo opakowań kisielu w plecaku.
Broń :
katana
Zawód :
elektromechanik w MORIA
Kontrahent :
miejsce zaklepane dla Wilka
Stan zdrowia :
wszystko ok
https://spectrofobia.forumpolish.com/t866-ne-na
Ne NaNieaktywny
Re: Ulice Starego Miasta
Czw 14 Kwi - 0:40
Ne Na zarejestrowała zaledwie pociągnięcie za rękę, a przejście do sąsiedniej krainy odczuła niczym przez mgłę. Już miała przywołać katanę i zmierzyć się z osobą, która bezczelnie zakłóciła jej sen, kiedy usłyszała głos: "tu, skąd pochodzisz, toczy się wojna. Wybierz mądrze i pomóż zakończyć konflikt". Głos nie mylił się, a marionetka nie potrafiła odmówić pomocy.
Postanowiła rozejrzeć się przed dokonaniem wyboru. Nie oceniała pochopnie. Porozmawiała najpierw z najprzyjaźniej wyglądającymi marionetkami Starego Miasta. Przysłuchała się plotkom i rozmowom osób, których uwagi na siebie wolała nie zwracać. Była już pewna, czyich interesów nie poprze. Nadętych arystokratów. Zora zaś zgarnęła ją pod skrzydła. Dosłownie.
Siea wypowiadała się stanowczo i sprawiła, że Ne Na dostrzegła piękno jej ideałów. Zadeklarowała wtedy chęć pomocy. Wyraziła nadzieję, iż zdolny mechanik będzie im potrzebny.
Zaniepokoiły ją odgłosy z zewnątrz. Lekko przestraszona zwróciła się do skrzydlatej towarzyszki i złapała się jej ramienia.
-Może powinnyśmy wyjść szybko?- zasugerowała niepewnie coś, co chciałaby zrobić natychmiast. Czekała na reakcję otoczenia.
Uświadomiła sobie w tym momencie, że nie każdy hałas jest przyjemny i czasami lepiej trzymać się swojego warsztatu. Może przecież pomagać z daleka, prawda?...
-Oczywiście, że pomożemy- poparła słowa Siei i uśmiechnęła się lekko.
Na szczęście obce postaci były przyjaźnie nastawione. Kobiety uprzejmie wskazały drogę do wyjścia i poprosiły o ostrożność. Przytaknęła. Będzie uważna. Poczuła na sobie powietrze starego miasta, a dźwięk stał się wyraźniejszy i łatwiejszy do zlokalizowania. Upewniła się, że Siea idzie z nią i poszła przodem.
-Co się tam dzieje?- zapytała, nie rozumiejąc, co właśnie widzi.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Czw 14 Kwi - 21:16
Popielate kosmyki włosów wysunęły się z luźno uplecionego warkocza i swymi mackami wpełzły na twarz kobiety. Scavell szybkim, nieco nerwowym ruchem ręki odgarnęła je za ucho i poprawiła przechylony trikorn, który przez impet uderzenia przechylił się i groził możliwością spadnięcia w każdej chwili.
    Lunatyczka z pewnością nie mogła dorównać zwinnością ni gracją w zadawaniu sprawnych ciosów mistrzostwu Diany. Była wszak zaledwie adeptką, która dopiero zaczynała kroczyć po ścieżce zabójczej szermierki, tak różnej od tej, której była uczona w domu rodziny: tamte wypady i finty miały być widowiskowe, a nie skuteczne. Scavell swiadoma swojej słabości i wściekła z powodu nowej rany brudzącej błękitem nowy strój, w umyśle poczęła pielęgnować myśl, by w wolnej chwili poprosić Candran o kilka lekcji we władaniu mieczem. Pozostawał tylko problem, jak to uargumentować? Chciwość z pewnością nie zgodziłaby się udzielić jej treningu z dobroci serca, Irith musiała więc poszukać odpowiednio cennego argumentu.
    Lecz długo nie dane jej było zastanawiać się nad rodzajem łapówki - do jej uszu doszedł męski głos oraz tupot kilku par butów po miejskim bruku. Lunatyczka wyprostowała się gwałtownie i odruchowo odwróciła głowę w kierunku źródła głosu.
    I stanęła jak wryta widząc przybyłych Milicjantów. Zaklęła powtórnie pod nosem - miała serdecznie dosyć Marionetkarzy jak na jeden dzień. Największą obawą napełniała ją wizja kolejnej walki, tym razem z dużo liczniejszym przeciwnikiem. Przelotne spojrzenie skierowanie Cieniowi trochę ją jednak uspokoiło - Diana nie wyglądała, jakby zamierzała się bić; a przynajmniej taką nadzieję żywiła Scavell.
    Lunatyczka odjęła chustkę od nosa i szybkim ruchem wytarła ostrze z nagromadzonej nań krwi, po czym zwinnie schowała je za pas, by zdaje się dodatkowo uspokoić przybyłych ludzi Zory. Przybliżyła się do Cienia i stanęła obok niej - najzwyczajniej na świecie. Pozwoliła również swojej Liderce na przyjęcie na siebie ciężaru wyjaśnień - bo tłumaczenie, czemu na bruku leży trup dziecka z podciętym gardłem nie jawiło jej się jako najprzyjemniejsze zadanie.
    I szybko tego pożałowała. Posłała Candran oszołomione spojrzenie i niemalże odruchowo wystąpiła do przodu unosząc do góry dłonie w skórzanych rękawiczkach wnętrzami skierowanymi do “funkcjonariuszy” - niejako w geście kapitulacji. Dyplomata był z niej wszak żaden, a przyjemność z tłumaczenia się - zerowa.
    - Panowie wybaczą lakoniczną odmowę mojej współtowarzyszki, widocznie jej gniew nie opadł jeszcze po odparciu tego nieszczęsnego rozboju. - zaczęła wolno wodząc spojrzeniem stalowych oczu po Marionetkarzach. Była świadoma, że musi ostrożnie dobierać odpowiednie argumenty, by dodatkowo nie rozjuszyć i tak widocznie zdenerwowanych Milicjantów. - Zostać napadniętym i to w biały dzień na ruchliwych ulicach w tak ważnym dla Miasta Lalek punkcie - to się nie mieści w głowie, że do takiego bezprawia się dopuszczają tutejsze gangi, zwłaszcza te pomniejsze… I żeby jako wabik użyć bezbronnego dziecka, prawdziwa potworność. - na twarz przywołała wizerunek smutku, choć aktorka z niej żadna.
    Nie wiedziała, co siedziało w głowie Diany, lecz mimo jej specyficznych chęci do walki, Scavell zakładała, że jej Liderka nie jest samobójczynią i nie rzuci się dla samego tylko ferworu walki na Marionetkarzy. Irith w duchu błagała tylko, by Candran nie postanowiła sabotować jej prób pertraktowania.
    - Widzą więc panowie, że mamy prosty i ważny powód, by samodzielnie rozliczyć się z naszymi napastnikami. Gang Lestrange widocznie na za dużo sobie pozwala i nie widzę powodu, byście zaprzątali sobie głowy  tym drobnym incydentem; zwłaszcza, gdy na waszym terytorium są Foyertersole, prawda?- liczyła, iż ten blef zadziała; Scavell nie wiedziała o wydarzeniach trawiących Miasto Lalek, lecz założyła, że nie bez powodu Marionetki z obcego gangu oblegały jeden z budynków na ulicy, która to miała być pod opieką Zory.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Ulice Starego Miasta
Czw 14 Kwi - 21:47

- Wybrałyście bardzo pechową porę na przypadkowe pojawienie się. - Głos żołnierza Milicji rozbrzmiał rozbawiony w pomieszczeniu. Trudno powiedzieć, czy zaistniała sytuacja rzeczywiście wydała mu się zabawna, czy cieszyło go poczucie ulgi, że to nie atakujące Marionetki wdarły się w głąb ich schronienia.
- To jest włamanie! Jak możesz się śmiać! - Krzyknęła gruba kobieta wyraźnie wzburzona, że ktoś nagle pojawił się tuż obok niej w tak stresującej sytuacji.
Odgłosy z dołu nie brzmiały optymistycznie. Czyjś agonalny krzyk był tylko wierzchołkiem zmartwień. Wszystko wskazywało na to, że miecze Eleonory wdarły się w głąb budynku, bądź też znalazły jakieś drugie wejście niczym perska armia pod Termopilami. Milicjant spoważniał i nie tracąc czasu zaaprobował zaoferowaną pomoc.
-Każdy się przyda! Zostaliśmy zaatakowani i musimy tu wytrzymać zanim moi przełożeni nie przyślą pomocy. W walce przyda się każdy, jeśli chcecie w niej wziąć udział to ruszajcie na dół. Nie będę jednak was winił, że nie chcecie mieszać się w cudze sprawy, możecie wyjść balkonem i przejść do sąsiedniej kamienicy - to bezpieczna droga. Jednak jeżeli spotkacie ludzi Zory, to zawiadomcie ich, że tu walczymy.
Milicjant obrócił się i ruszył na dół, gdzie trwała zażarta walka. Żona szewca także ruszyła za nim, widocznie chcąc dołączyć do obrony swego domu. Nim jednak przeszła przez drzwi obróciła się jeszcze, by zwrócić się do przybyszów z innego świata.
- Idziecie walczyć z nami, albo ma was tu nie być gdy wrócę.

Opętaniec i Marionetka pozostali w pokoju sami. Mogli podjąć decyzję czy wmieszają się w politykę, z której jeszcze zbyt wiele nie rozumieli, czy może przeciwnie - odejdą. Ucieczka nie była jednoznaczna z wzgardzeniem Milicją Zory. Przypadkowi uczestnicy całego zdarzenia usłyszeli, że przełożeni gangu mają przysłać posiłki, lecz czy wiedzieli o tym co dzieje się w warsztacie szewca?

Trzy najprostsze rozwiązania to:
1. Pomóc w walce
2. Zawiadomienie Milicji Zory, by ta mogła przysłać wsparcie
3. Opuszczenie miejsca walki i udanie się w sobie obranym kierunku

Możecie pisać teraz posty swobodnie między sobą bez udziału Mistrza Gry, do czasu aż postanowicie opuścić szewską sypialnię, wtedy proszę o informację i otrzymacie kolejny post MG.

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Pon 18 Kwi - 0:29
Candran od samego początku nie miała zamiaru walczyć z członkami Milicji Zory. Nie tylko chodzi tu o obawę porażki, która w ocenie Diany nie była wcale mało prawdopodobną możliwością. Marionetkarze byli wyszkoleni a wystarczyło by jeden zablokował jej ciosy na tyle skutecznie, że pozostali zdążą do nich dobiec i szanse na wygraną drastycznie by spadły. Widząc ich rozstawienie Tropicielka wiedziała, że rozdzielenie ich nie byłoby zbyt proste. Istotny był także argument korzyści płynących ze starcia. Tych Diana nie widziała zbyt wiele - ucieczka byłaby o wiele prostsza, mniej ryzykowna i przyniosłaby korzyści w postaci czasu oszczędzonego na walkę.
To prawda, że miała gotowy plan na ewentualne starcie. Była Tropicielką Bractwa oraz zabójcą i zwykła przygotowywać plany na walkę. Dobrze było być gotowym, ażeby uniknąć zaskoczenia i błędów powstałych w wyniku braku właściwej oceny sytuacji.
Dlaczego więc ograniczyła się do lakonicznego zaprzeczenia? Powód był taki, że jej myśli powędrowały do leżących na ziemi oprychów. Działali sami, czy może stoi za nimi coś większego? Bez wątpienia nie mogli być na usługach tej samej osoby co Ci, którzy nazywali się milicjantami. W innym wypadku przybyli żołnierze nie staliby wokół nich, lecz od razu zaatakowali i nie kierowali by do niej przeprosin. Chyba że to zwykłe kłamstwo, aby ułatwić sobie pochwycenie Diany i Scavell.
Już pierwszy rzut oka na ciała dał Candran do myślenia. Dziewczynka była ubrana o wiele za bogato jak na resztę grupy. To oczywiste, że łatwiej zatrzymać się dla kogoś z wyższych sfer, choćby ze względu na potencjalną nagrodę, niż przy włóczędze. Skoro jednak to dziecko było ubrane w strój nie odpowiadających reszcie grupy, a do tego samo dziewczę wydawało się wywodzić raczej z bogatego mieszczaństwa, niźli - jak pozostali - z biedoty, to wydaje się prawdopodobne, że rzeczywiście dla kogoś pracowali.
Znalezienie ich przełożonego wydawało się być podstawą odpowiedzi na pytanie, kto ośmielił się nastawać na bogactwo Chciwości. W tym wszystkim Candran zapomniała na chwilę o milicjantach. Znaczy zdawała sobie sprawę z ich obecności, słyszała nawet słowa wypowiadane przez adeptkę, lecz dopóki Marionetkarze nie stanowili realnego zagrożenia, to nie było powodu do skupiania się na nich.
Mimo wszystko aktualna patowa sytuacja mogła nieco utrudniać rozwiązanie zagadki. Postanowiła zatem kontynuować wątek rozpoczęty przez Scavell i wyjaśnić w sposób dosadny, że powinni zostawić ich w spokoju.
- Tak z dwie minuty drogi w tamtym kierunku, na zdaje się waszym - Cień wyjątkowo zaakcentowała ostatnie słowo - terenie jakieś Marionetki kogoś atakują. Powinniście zająć się raczej tamtą sprawą, a tymi tutaj zajmę się osobiście. To o wiele korzystniejsze dla obu stron, niż spędzenie kilku kolejnych godzin na bezowocnym wyjaśnianiu sprawy.
Dowódca patrolu Milicji Zory nie wydawał się być przekonany, choć wciąż nie nakazał ataku. Był to jak najbardziej dobry znak - choć trudno powiedzieć, czy wynikał on z respektu wobec wyszkolonego oponenta, czy może chęci uniknięcia przelewu krwi.
- Skąd mamy wiedzieć, że mówicie prawdę? Macie jakiś dowód, że Fyortersole są na naszym terenie?
W umyślnie Candran pojawiło się mnóstwo przekleństw skierowanych w stronę Marionetkarza. Traciła tutaj czas na kimś, kto zamiast wysłać część swoich ludzi do sprawdzenia informacji marnuje czas na bezsensowne pytania. Chyba że naprawdę obawiał się Candran i jej księżycowych ostrzy i z tego powodu nie chciał zmniejszać swoich sił. Choć może to nie jej się obawiał?
- Chcesz dowodów? Idź i sam sprawdź lub wyślij jednego ze swoich ludzi.
Kapitan milicji był wyraźnie zirytowany postawą Diany. Przez chwilę chciał nawet sięgnąć po miecz, lecz ostatecznie nie wydobył go z pochwy.
- W normalnych okolicznościach kazałbym was aresztować, lecz trwa wojna. Zajmijcie się swoim śledztwem, lecz Milicja chce dowiedzieć się co udało wam się ustalić. Pozostawię wam jednego z moich ludzi.
Mimo gniewnego tonu, zmrużonych oczu i postawy wskazującej na gotowość do działania kapitan postąpił zgodnie z oczekiwaniami Diany. Tropicielka odetchnęła z ulgą;
- Niech będzie. - Odparła krótko i przez chwilę jeszcze patrzyła jak kapitan Zory wydaje rozkazy i rusza ze swoimi siłami ku oblężonemu przez Marionetki domostwu. Na pobojowisku nieudanego napadu na Tropicielkę pozostał tylko jeden milicjant, który okazał się być Marionetkarzem z wyjątkowo paskudną blizną idącą od ucha aż do podbródka, szpecącą młodą twarz mężczyzny.
Ten ku irytacji Diany okazał się nie być jedynie powietrzem, które będzie można zignorować, a źródłem całkiem cennych informacji - którymi dzielił się sam z siebie. I choć Candran ceniła jego nadgorliwość, ta ułatwiła im nieco śledztwo, to i tak wolałaby traktować go niczym powietrze, które w przyszłości wskaże im drogę do Zory - do której przecież zmierzali.
- Nie ma gangu Lestrange - Odpowiedział w sposób przywodzących na myśl oficera wydającego komendy. Jego donośny głos jeszcze potęgował irytację Diany. - To nazwisko bogatej rodziny Marionetkarzy. Głowa tej rodziny jest miejskim radnym mieszkającym przy Placu Słonecznym wraz z żoną i piątką dzieci. Jeden z jego braci walczył ponoć z naszym przywódcą na wojnie, a drugi jest, zdaje się, jakimś duchownym. Nie wiem jednak o nim zbyt wiele.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Ulice Starego Miasta
Pią 22 Kwi - 1:47
Irith odprowadziła wzrokiem znikających weteranów i odetchnęła z wyraźną ulgą, jakby para w niej dotąd zgromadzona znalazła wreszcie ujście. Na szczęście obyło się bez dalszej walki! Negocjacje jak się okazało, poszły zgodnie z myślą Scavell, a Diana była na tyle dobroduszna, że nie sabotowała działań Lunatyczki - mało tego, zastosowała całkiem zgrabne argumenty, które choć co prawda nie uspokoiły ludzi Zory, to były na tyle przekonywujące, że Milicjanci zostawili ich w świętym spokoju. No, prawie - Adeptka spojrzała nieśmiało w stronę pozostawionego im nowego towarzysza; musiała przyznać, że był całkiem przystojny, a pozornie szpecąca blizna nadawała mu tylko dodatkowego, co prawda specyficznego, ale wciąż uroku! Poczuła się prawie jak bohaterka jednego z tandetnych romansideł, w których to tak lubowała się rozczytywać ostatnimi czasy - kto wie, jak zakończy się ich misja? Ostatecznie będzie miała obiekt badawczy do swojego nowego projektu, a tych potrzebuje sporo. Z drugiej strony zniknięcie funkcjonariusza będzie budzić sporo kontrowersji - zwłaszcza, gdy zostanie zwrócony z wężami zamiast grozy. I z trochę mniejszą ilością człowieczeństwa.
    Spojrzała wymownie na Dianę przekrzywiając lekko w bok głowę, jak to miała w zwyczaju, gdy myślała nad czymś intensywnie, a dłonie w rękawiczkach ponownie skryły się w głębokich kieszeniach płaszcza. Tam palce oplotły się na nowo znalezionym przedmiocie, który zdawał się drżeć delikatnie pod opuszkami Scavell. Dziwnym się wydało kobiecie, że to nie półświatek przestępczy był odpowiedzialny za popełnione przeciw nim przestępstwo.
    Z opisu Marionetkarza wyłaniała się rodzina praworządnych i zamożnych obywateli - nie każdy mógł sobie pozwolić przecież na miejsce w radzie miejskiej. Jaki zatem mógł przyświecać im interes? Raczej nie były to kwestie zarobkowe, a Tropicielki z pewnością nie zaliczały się do wrogów politycznych tego lokalnego polityka, które należało wyeliminować czy wtrącić do obozu pracy przymusowej. Dodatkowo gdyby sprawa wyszła na jaw, opinia publiczna szybko stałaby się nieprzychylna Lestrangeom - choć mawia się co prawda, że politycy to złodzieje, to raczej robią to bardziej finezyjnie, można by rzec - w białych rękawiczkach.
    - Radny i pleban, ciekawe połączenie władzy świeckiej i duchownej w jednej rodzinie. - Scavell zastanawiała się, jak często dochodziło pomiędzy nimi do rękoczynów.
    Wolnym, leniwym ruchem wyciągnęła z kieszeni zaciśniętą dookoła biżuterii dłoń, którą następnie w celu zademonstrowania Dianie ujęła między kciuk i palec wskazujący. Czuła się niezręcznie w powiększonym gronie towarzyszy, zatem nachyliła się konspiracyjnie w stronę Cienia i rzekła półgłosem:
    - Chcesz rzucić okiem na moje znalezisko? Nie widziałam jeszcze takiego metalu, choć zdaje się błyszczy podobnie jak twoje ostrza. Czyżby metal wprost z Wysp Księżycowych? - zwróciła się w stronę Diany wyciągając w jej stronę pieczołowicie wykonaną broszkę; oręż Tropicielki Scavell znała już na tyle dobrze, że poznałaby go wręcz w ciemności, polerowała go wszak nie raz, nie dwa. - Może rzuci to trochę światła na naszą sprawę. Tylko jak to się łączy z tymi obdartusami i dzieckiem-wabikiem? To chyba nie dziecko Lestrangów?
    Lunatyczka była całkiem jak na nią podekscytowana wizją śledztwa i rozwiązywania zagadek detektywistycznych - mogła poczuć się wręcz jak bohater znanej powieści noszący fantazyjny kapelusz na głowie. Było tyle informacji do zgromadzenia, tyle faktów do ustalenia! Nie miała jednak dużo czasu na wnikliwą analizę stanu faktycznego, czuła piekący niemalże przymus szybkiego działania - ach te emocje!
    - Ruszamy od razu do posiadłości czy najpierw rozejrzymy się po okolicy? - jak to mawiała jej gospodyni Saalia, najważniejsze to mieć plan działania, potem to już z górki.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Ulice Starego Miasta - Page 6 5PUjt0u
Godność :
Cwetanka Dolinata
Wiek :
19
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
150/44
Znaki szczególne :
Krwistoczerwone skrzydła, długa grzywka
Pod ręką :
Zestaw do szycia, parę puszek z jedzeniem, 2 butelki wody
Broń :
Beretta M9
Zawód :
bezrobotna
https://spectrofobia.forumpolish.com/t875-siea
SieaNieaktywny
Re: Ulice Starego Miasta
Nie 24 Kwi - 21:30
Wzmianka o włamaniu nieco ucieszył samą Siea'e która to widziała w tym szanse na obranie swojej dawno zagubionej ścieżki. Fakt w życiu jeszcze nie zdarzyło się jej walczyć, ale to nie znaczyło, że w życiu nie strzelała do czegoś żywego.
Gdy zostały same opętaniec wyciągnął z torby swoją berette, którą to zręcznie odbezpieczyła. Skierowała wzrok na Siea, a w jej oczach mianowała się ekscytacja.
- Nie chce decydować za ciebie Ne-na. - Rzekła obserwując ją bardzo uważnie. Tam na dole mogło się zdarzyć cokolwiek... ale obie jakoś mogły sobie poradzić, jednak nie chciała narażać nikogo postronnego. Nawet jeżeli nie znały się jakoś długo, wciąż nie mogła sobie na to pozwolić. - Jeżeli nie chcesz walczyć to to kompletnie zrozumiem. Jeżeli jednak chcesz spróbować, to pamiętaj, że jesteśmy w tym razem. Nie znasz mnie, ani ja ciebie... ale w tym momencie powinniśmy być dla siebie niczym siostry i tak też działać. Nie wiem co za cholerstwo nas tutaj przeniosło, ale ręczę ci, że wrócisz do domu! - Jej morale były na wysokim poziomie! Czuła się jak bohater tych wojennych opowieści! Walczący o słuszną sprawę!
Jeżeli Ne-na chciałaby pomóc to razem z nią udałaby się na dół. Tam dopiero będą mogły coś zdziałać i wyprowadzić jakieś działania. Pytanie tylko jak sytuacja była zła? - Spróbuje ich powystrzelać z daleka jak się będzie dało. - Chociaż nie ukrywała, że wolałaby do tego automata... nie wszystko jednak było na wyciągnięcie ręki.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach