Ulice Starego Miasta

avatar
GośćGość
Ulice Starego Miasta
Sob 9 Lut - 18:45
Trzy miesiące, a swąd po spaleniźnie nadal utrzymywał się w domu. Zapach palonych materiałów wsiąknął w ściany i miękkie materiały mebli. W starym kominku czarne smugi jak stara krew, osiadły i nietknięte szpeciły wnętrze. Nieme wołanie o pomoc, pustka w zamrożonych oczach i bez emocjonalne oddanie się ogniu. Patrzył na to i łykał gorycz płynącą z widoku i myśli. Wszystkie kukły zostały spalone.
Jeśli kiedykolwiek zdawało mu się, że umrze młodo, to teraz wpatrzony w swoje odbicie w lustrze, widział jak czarne włosy zaczynają siwieć, a skóra przestaje być tak gładka jak kiedyś.
Wyszedł z domu. Prowadzony nie jeden raz przez zaufaną osobę udał się w kilka obowiązkowych miejsc. Czarny, długi płaszcz chronił go przed zimnem, a kaszmirowy, długi szal jak chorągiew za nim powiewał. Nie było śniegu, nie było kałuż. Susza dopadła to miejsce, może i dobrze? Wilgotne spodnie nie przymarzały do nóg i nie przyklejały się do skóry. Brrr… Zupełnie jak październik nad Bajkałem…
Dźwięk dzwoneczków zasygnalizował wejście nowego klienta. Sklepik zastawiony był gablotami ze staroświeckimi fantami dla alchemików. Aż żal było patrzeć jak muszą się trudzić bez techniki… Za którą tak cholernie tęsknił…
- To co zwykle. Dzień dobry. – uśmiechnął się do starszej kobiety i zaczekał na porcję wypróbowanych ziół i specyfików.
- Ostatni raz daję panu tak dużą dawkę, proszę skontaktować się z lekarzem i podjąć inną formę leczenia.
- Ale ja jestem lekarzem. – zaśmiał się bezsilnie i nie tracąc więcej czasu, zapłacił za towar i wyszedł. Leki tłumiące strach, używki tłumiące żal, sen tłumiący ból. Ekstaza, której nie umiał sobie fizycznie zapewnić odnajdowana była w hedonistycznych przyjemnościach. Nie mógł się pogodzić, że źródło jego problemów zaczęło się w głowie.
Szybkim krokiem podążał kocimi łbami, nie dbał o spojrzenia tych zacofanych magików. Nie byli teraz w najmniejszym kręgu jego zainteresowań. Tak jak poprzedni świat pchał go do ludzi, tak ten zamyka go w środku. Poniekąd sam odebrał sobie możliwość zdrowej interakcji z innymi. Póki w jego głowie nie ma spokoju, nie podejmie wysiłku poznawania innych. Skupi się na sobie i swoim wnętrzu. Pozna się bardziej i zrozumie siebie. W końcu. Po tylu latach…
Spacer… Właściwie to trucht. Lodowate powietrze drażniło jego płuca i boleśnie odwracało uwagę od potrzeb. Ludzie, ludzie, więcej ich i więcej ich problemów. Na co oni patrzą? Co to za zgromadzenie? Kogoś znaleźli? Z obrzydzeniem przedarł się przez kilku widzów i zaraz widząc widok skrzywił się i prychnął. Obrazek jak z bajeczki Andersena. Bosa, skulona dziewczynka leżała martwa pod fasadą kamienicy. W skostniałej dłoni trzymała wypalone zapałki. Resztę widocznie zdążyli wypalić… Była teraz taka… Sztywna, niema, słaba… Zupełnie jak marionetki, które spalił.
Poczuł jak robi mu się mdło, mimo lodowatego wiatru, płaszcz zaczął go nieprzyjemnie uciskać i grzać. Miał wrażenie jakby ktoś zabierał z niego ducha. Powoli kręciło mu się w głowie, a obraz robił się delikatnie zamglony.
Blyat…
Wycofał się z tłumu i złapał za czoło, które teraz oblane było potem. Co właściwie się stało?... Jeszcze raz rzucił spojrzenie na zgromadzenie i tym razem zamarł… Charlie?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 9 Lut - 19:04
Charles słyszał, że w Mieście Lalek pewnego razu okolicę zalał swąd spalenizny, a zaalarmowani mieszkańcy odkryli, że to nie pożar, a dym dochodzący z komina jednego z domów. Sobowtórowi jakoś łatwo było się domyślić z którego, chociaż od dawna nie zbliżał się do domu Stwórcy. Słyszał też, że sąsiedzi niepokoją się, bo nie wiedzą, co temu dziwakowi może odbić, że woleli, jak go nie było, a stary dom stał pusty... no i że wszystkie marionetki zostały spalone, ale on wiedział, że to nieprawda.
Chociaż wieści z rodzinnych stron zaniepokoiły go i zirytowały, bo wdarły się w jego życie bez pozwolenia, jak wszystko, co wiązało się z Draganem, to szybko o nich zapomniał oddając się pracy i codzienności, która z dnia na dziej stawała się coraz bardziej barwna. To był ostatni raz, kiedy wrócił myślami do Stwórcy... aż do teraz.
Dziewczynka z zapałkami, cóż za ironia, cóż za marnowanie potencjału. Głupia sierota umarła pod kamienicą, w której Charles akurat spędzał noc. Gdyby wiedział, że tam siedzi, wyniósłby jej krzesło i poduszkę, żeby wygodniej jej się zamarzało... Albo żeby miała co podpalić i się ogrzać, chociaż akurat wątpił, aby na to wpadła, skoro do tej pory nie podjęła wyraźnych kroków w celu ratowania się. Trudno, nie wiedział, nie zdążył, ale chociaż dostał okazję, aby z pierwszego rzędu gapiów obserwować jej nieruchomą pierś. Ciekawe czy daliby mu jej ciało... Zainteresowało go to, jak płuca zachowują się w zimnie, co dzieje się z ich objętością.
Stał na dworze boso, jedynie w czarnym satynowym szlafroku i spodniach do kompletu, za nic mając sobie panoszącą się zimę. Przypatrywał się zamarzniętej kretynce z ciekawością, ale też politowaniem, a wyraz jego oczu nie zmienił się nawet odrobinę, kiedy wśród gapiów rozpoznał swojego Stwórcę. Przyglądał mu się chwilę, aby i ten zdążył go rozpoznać, po czym cofnął się i niespiesznie do niego podszedł.
Wyglądasz na obłąkanego – odezwał się takim tonem, jakim zwykło się mówić 'dzień dobry' do sąsiadki, której jęki rozkoszy słyszało się przez ścianę jeszcze parę godzin temu.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 9 Lut - 19:24
Przecież to kolejne halucynacje. Z chorą satysfakcją uciekłby od tego popieprzonego obrazu wyobraźni i schował się w swoim domu. Jednak stał. Z malującym się na twarzy obrzydzeniem i złością zmusił się do odebrania złośliwej uwagi.
- Wiem, ale przynajmniej mam buty… - mruknął poprawiając na ramieniu torbę, która targana przez wiatr, za wszelką cenę chciała odfrunąć. – Nawet mnie nie dziwi, że nadal żyjesz… Bardziej nie mogę uwierzyć, że zostałeś w tym mieście. Prawdziwy Charles byłby już na końcu świata, w tym najbardziej oddalonym miejscu ode mnie. Co do centymetra. – prychnął i przekrzywił głowę w bok. Westchnął tęsknie i uniósł kącik ust w uśmiechu. – Czy ja właśnie mówię w przestrzeń?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 9 Lut - 19:25
Spojrzenie Marionetki zmiękło i chyba nawet się uśmiechnął. Buty... Na co mu one? Mimo tego nic nie odpowiedział sądząc, że skoro Dragan sam nie widzi tak prostego związku, to po prostu nie chce go zobaczyć i sili się na uwagi niskich lotów.
Byłem daleko, byłem. – Kiwnął głową świadomie ignorując złośliwość Stwórcy. – Po prostu nie boję się tu wracać. – Wzruszył ramionami. – Może... – mruknął w odpowiedzi na pytanie o halucynacje i gadanie do przestrzeni, i uśmiechnął się wręcz kokieteryjnie. W tej chwili nabrał pewności co do swoich przekonań: to on opiekował się Draganem, a nie Dragan nim. To Dragan go potrzebował.
Włożył ręce do kieszeni szlafroka. – Też się cieszę, że mogę cię spotkać w tak uroczych okolicznościach. – Spojrzał w bok na ciało dziewczyny, wokół którego stało już coraz mniej osób.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 9 Lut - 19:30
- Hmmm… - nie odważył się wyciągnąć ręki i dotknąć marionetki. Z jednej strony bał się, że znowu uświadomi sobie o swoich urojeniach, a z drugiej...
- Urocze… - powtórzył za nim i mocno przyciągnął do siebie torbę. Wyciągnął z niej gruby, pognieciony worek i wyprostował go. Nie spodziewał się, że znowu będzie potrzebny. Każda noc niesie za sobą nowe kukły… Cudownie, zima tutaj powoli stawała się jego ulubioną porą roku. Cóż za twórczy okres, porównywalny do piwniczej pracy pod Moskwą…
– Uroczo będzie dopiero kiedy uda mi się wpakować ciało do tego worka… - ruszył w jej kierunku i obejrzał się na marionetkę dopiero kiedy kucnął przed trupem. – Chcesz mi pomóc?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 9 Lut - 19:34
Obrócił głowę pod nienaturalnym dla ludzi kątem z zaciekawieniem przyglądając się jak Dragan wyciąga worek.
Co? Po co ci ono? – spytał podchodząc bliżej, ale na razie zachowując ostrożność i nie pomagając w pakowania ciała.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 9 Lut - 21:24
Nie widząc stanowczej reakcji, sam przystąpił do pracy.
- Wiedza po co mi to ciało zmieni cokolwiek? Nie uwierzę byś chciał mi towarzyszyć i sam się przekonać. – rozejrzał się dookoła, szukając znajomych twarzy. Ciekawe czy już rozpowiadają o obłąkanym grabarzu mieszkającym w porzuconym domu. Jakież cudowne bajki już niedługo będą wymyślać!

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 9 Lut - 21:27
W odpowiedzi na pytanie od razu kiwnął głową. Tak, zmieni. Miał nadzieję, że Dragan oszczędzi sobie dalszej części gadaniny, ale kiedy okazało się, że jednak nie, zaplótł ramiona na piersi i wzniósł oczy ku niebu.
Jestem ciekawski. – Och, doprawdy, żeby musiał to tłumaczyć akurat jemu...? W końcu taki miał być, prawda? – Poza tym wolę wiedzieć, czy przypadkiem nie jestem świadkiem nielegalnego procederu.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 9 Lut - 21:29
- Nawet gdybyś był… - podniósł się i zarzucił worek na ramię – To nic z tym nie zrobisz. Maro.
Nie czekał na odpowiedź, nie dbał czy wytwór jego wyobraźni będzie podążał za nim jak cień, czy rozmyje się jak inni… Szedł wybrukowaną uliczką, między starymi kamienicami i witrynami sklepowymi. Ciężki worek podskakiwał na jego plecach za każdym mocniejszym podmuchem wiatru. Hmm… Będzie dziś padać?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 9 Lut - 21:30
O dziwo, spotkanie Stwórcy nie oddziaływało na Charlesa jakoś destrukcyjnie... przynajmniej na razie. Zdystansował się i z radością zauważył, że dziwaczne zachowanie mężczyzny nie budzi w nim już tak nieprzyjemnych emocji. No, oby tak dalej. Kiedy ciało zostało podniesione, Marionetka spojrzała za siebie, na kamienicę. Zamknął drzwi...? Tak.
Był marą? W porządku. W pewnym momencie specjalnie chwilę się ociągał, aby Dragan stracił go z zasięgu wzroku, a potem podszedł trzymając się z boku, ale krok za nim. Wreszcie czmychnął w jedną z alejek, wyprzedził Dragana dźwigającego ciało i wyszedł naprzeciwko niego. Oparł się barkiem o ścianę i zaplótł ramiona na piersi.
No, to co kombinujesz, panie Victorze Frankenstein?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 9 Lut - 21:30
Zostało już tylko wrócić do domu, odłożyć kukłę do zamrażarki i pójść spać. Kiedy stracił Charlesa z oczu trochę się uspokoił. Po krótce nasiliło się zmęczenie i senność. Powoli już nawet lodowaty wiatr nie był w stanie go ocucić. Pogrążył się we własnych myślach, wrócił do niedawno zaplanowanych scenariuszy, do tych projektów…
- He?... – zatrzymał się. Szybko wrócił na ziemię. Może i by odpowiedział gdyby tylko nie skojarzenie, że przecież w tym świecie Frankenstein nigdy nie istniał…
– Skąd znasz Frankensteina?... – ruszył dalej, przekonany, że znowu gada w przestrzeń. Jak to możliwe, że mózg tak się nad nim znęca? Dlaczego wywołuje projekcje, których tak się boi…
Zatrzymał się. Dość. Trzeba to rozwiać. Szybkim krokiem podszedł do Marionetki i złapał za policzek. Czując na skórze zimno znanego materiału, odskoczył niczym od ognia.
- Ale jak to?...

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 9 Lut - 21:31
Z książek, oczywiście. – Charles wzruszył ramionami i uśmiechnął się z jakimś dziwnym smutkiem. No tak... On nie pokazałby mu takich książek, prawda? Przede wszystkim dlatego, że nie traktowały o Rosji. Marionetka kolejny raz przyznała sobie medal za słuszną decyzję, jaką było opuszczenie domu tego dziwaka.
Pozwolił się dotknąć, nie odsuwał się, właściwie nawet nie drgnął. Biedny wariat... Czyżby miewał aż takie problemy z głową, że poważnie wziął go za jeden ze swoich wyobrażeń? Ciekawe kogo jeszcze widzi tylko w swojej głowie. Pomimo dziwnego zmieszania poczuł też złośliwą satysfakcję i zachichotał wysoko, nieprzyjemnie, co kontrastowało do jego zazwyczaj niskiego głosu.
Och, nie... I widzisz? Zepsułeś mi zabawę, a jeszcze trochę chciałem się z tobą podroczyć. – Zrobił groźną minę pokazując zęby i układając swoje smukłe palce jak szpony. (Jak nazywa się drapieżny ponny? Sz-pony!) – No. To po co ci to ciało? – spytał już poważnie, chowając ręce z powrotem w kieszenie szlafroka.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 9 Lut - 21:31
Zamiast poczuć się urażony taką reakcją, patrzył jedynie ze współczuciem, zupełnie jakby to Marionetka była teraz… Popsuta.
- Do badań. Nie mogę dłużej znieść tego, jak moja wiedza się marnuje… Powiedzmy. – tak naprawdę potrzebował odskoczni od nowego świata. Ciągle wracał myślami do swojego domu. Ach jak on cholernie tęsknił za przeszłością…
Ponownie ruszył przed siebie, ale kiedy tylko minął Charlesa, ponownie obejrzał się na niego, jakby chcąc się upewnić, że rzeczywiście to była to jakaś zjawa.
Skąd on ma ten szlafrok?...
- A jeśli nie satysfakcjonuje cię ta odpowiedź… Powiedzmy, że niosę je do szpitala, nie chcę, by mieścina zaczęła łapać syfy od martwych ciał. – z uśmiechem przytaknął sobie i ruszył dalej.
Pójdzie dalej?...
Nagle się zatrzymał. Zaśmiał się niepewnie i zaczął mówić przed siebie po rosyjsku. Słowa rozmywały się z wiatrem więc póki co nikt ich nie usłyszał.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 9 Lut - 21:32
Jego wiedza? Charles zmarszczył brwi w uwadze łowiąc każde słowo Marionetkarza. Wiedział o Stwórcy cholernie mało, a w tej chwili, kiedy myśl o Gariku nie wzbudzała w nim jadu, nienawiści i żądzy mordu, pozwalał sobie na zwykłą ciekawość. Syfy od martwych ciał? A to sama przypadkiem się nim nie stała? Martwym ciałem. Och, a może on ją znał..? I dlatego traktował inaczej niż resztę umarłych osób? Charlie lekko pokręcił głową i ruszył za mężczyzną. Czuł, że podmuch wiatru rozwiewa jego szlafrok i powoli rozwiązuje sznurek, który słabo sprawdzał się w swojej roli, jako że zrobiony był z równie śliskiego materiału, co reszta kompletu.
Ej, Dragan – zagadnął mężczyznę stając obok niego i na razie ignorując szepty. A może właśnie dlatego w ogóle się odezwał? – Czy tam u nich... Tam u Ludzi też mają takie gwiazdy? – pytał zadzierając głowę do góry. Sam wciąż mówił po angielsku, którego najpewniej nauczyły go osoby, wśród których przebywał przez te parę miesięcy, ale nie dało się nie rozpoznać u niego akcentu tego dziwnego, pierwszego znanego języka.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 9 Lut - 21:33
Przeprosił nieistniejącą postać i popatrzył na Charliego. Wyglądał jakby przebudzał się ze snu. Dopiero rozpoznawał jak mocno odbitka pokrywa się z oryginałem. Ten głos, akcent… Nawet tu udało mu się odrzucić rosyjski. Och jakie to przykre, że nawet tego nie był w stanie zatrzymać w lalce.
- Mają. Jest ich więcej i są bliżej. – westchnął ciężko na samą myśl o samotnie spędzonych nocach pod gwiazdami i rześkich porankach na Syberii… Nie dopuszczał do siebie myśli ile to razy kontemplował niebo u boku…
No już, już. Cicho, cicho…
- Czemu nie wyjdziesz do świata skoro jesteś go tak ciekawy? – zapytał beznamiętnie jednocześnie przekładając worek do drugiej ręki

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 9 Lut - 22:48
Jeszcze więcej? To musiało być piękne. Kolejnych parę sekund przyglądał się niebu, próbując wyobrazić sobie je jeszcze bardziej upstrzone gwiazdami. Kiedyś na pewno to zobaczy. Lekko zacisnął usta i wolnym, swobodnym krokiem przeszedł przed Dragana, aby móc patrzeć mu w twarz.
Byłem zajęty uczeniem się podstaw życia, których ty mnie nie nauczyłeś – odpowiedział bez cienia żalu, grzecznym informującym głosem. – Powiedz mi, Dragan... – przerwał na chwilę, aby westchnąć, co brzmiało bardzo naturalnie, ludzko, a tym samym mogło być uznane za upiorne u kogoś, kto nawet nie miał płuc. – Czy żałujesz, że mnie stworzyłeś? Albo że dałeś mi szansę i nie spaliłeś razem zresztą moich kopii? – Dalej mówił spokojnie i pozornie bez większych emocji, ale jednak coś się w jego głosie zmieniło.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Nie 10 Lut - 14:40
Uniósł szybko brwi i wymalował przed oczami obrazy pokazujące Charlesa uczącego się u kobiet i mężczyzn… W dość kontrowersyjny sposób. Szybko wytrząsnął je z wyobraźni i westchnął.
- Dziwne pytanie. – skrzywił się. Charlie był jak kłamstwo, którym żywił się na pocieszenie. Był złudną nadzieją, że lalka jest przedłużeniem życia tego, którego kochał. – Zastanawia mnie dlaczego je zadajesz… Brzmi to trochę jak pytanie dziecka z przypadku, które próbuje poznać prawdę, czy rodzice żałują, że się narodziło… W każdym razie… - dał sobie tym chwilę na przemyślenie odpowiedzi – Nie. – uśmiechnął się lekko – Idę do domu. Jeśli kiedyś będziesz chciał zobaczyć gwiazdy, wiesz gdzie mnie szukać.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Sro 13 Lut - 12:09
Och, niechciane dziecko? Miał wrażenie, że o to chodzi – nie był idealnie taki, jakim go chciał Dragan, więc chociaż nie powstał przypadkowo, to jego osobowość właśnie taka była: przypadkowa.
Lekko kiwnął głową jakby zachęcał mężczyznę do mówienia, a po części zgadzał się z jego stwierdzeniem. Milczał i nie przerywał, bo miał wrażenie, że oto trwa ulotna, wyjątkowa chwila, w której jego Stwórca chce mu odpowiedzieć na pytanie i to nie po macoszemu, ale nawet dzieląc się swoimi przemyśleniami.
Charles ustąpił mężczyźnie z drogi odchodząc parę kroków na bok. W jego głowie powstał bałagan: chciał dowiedzieć się więcej, chciał pytać i otrzymywać odpowiedzi, a to, że Dragan teraz zaczął gadać dało mu nadzieję, że tak będzie dalej. Z drugiej strony obudziła się w nim dziwna leniwość i niechęć, bo przecież on da radę bez odpowiedzi na pewne pytania... Typowo ludzka ciekawość i przywiązanie powinny być mu obce, prawda? No, przywiązanie może tak, ale ciekawość – to jedyna rzecz, w którą w sobie nie wątpił.
Stał tak chwilę i patrzył na Marionetkarza niosącego ciało.
Aż tak nisko musiałeś upaść, żeby...
Pójdę z tobą – oznajmił tonem wskazującym na to, jakoby jego decyzja była oczywista. Podszedł do Garika równając się z nim krokiem. – Pomogę ci w tym, co robisz, a ty w zamian zaprowadzisz mnie do tamtego świata. Chcesz? Taki układ jest dobry, bo przecież nic nie ma za darmo. – Marionetka nieświadomie pokierowała się jedną z kluczowych zasad, jakie wprowadził w swoje życie jego pierwowzór.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Pon 4 Mar - 16:45
- Odpowiedź jest chyba oczywista, prawda? – rzucił mu zmęczone spojrzenie. Wymusił na sobie uśmiech i zwolnił kroku, by marionetka do niego dołączyła.
W głowie zaczęły pojawiać się nowe obrazy i scenariusze. Jak Charlie miałby pomóc? Czy na tamtym świecie będzie bezpieczny? Czy będzie bezpieczny dla innych?
Bo przecież… Nawet nie łudził się, że zdoła go przy sobie przytrzymać. W końcu oferty się kończą i atrakcyjność spada. Oboje zaczną szukać czegoś innego… Albo kogoś innego?
- Widzę ludzi, których nie ma. Przeraża mnie to. – mruknął wpatrzony w dal.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Pon 4 Mar - 18:40
Wciąż masz na myśli mnie czy kogoś jeszcze? – Szedł przez chwilę skupiając się na swoim ubraniu. Poprawił szlafrok, po czym starannie i mocno zawiązał pasek licząc, że wygra z wiatrem, który systematycznie starał się zerwać z niego czarne odzienie. – Może pomogłoby, gdybyś bardziej zajął się żywymi?


Ostatnio zmieniony przez Wcale nie Charlie dnia Wto 12 Mar - 17:30, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Pią 8 Mar - 20:18
- Mam na myśli ludzi, nie marionetki… Zwykłych przechodniów, którzy okazują się być jakimś chorym cieniem mojej wyobraźni… Podobno są tu od tego leki, ale na mnie nie działają. Połowy składu tego gówna nie znam… - westchnął – Давайте вернемся в сумасшедший дом. – mruknął do siebie i poprawił worek na plecach. Martwe ciała zawsze wydawały się jakieś takie cięższe.
Uśmiechnął się szorstko na żarcik. Nawet gdyby chciał pomóc innym, pierw musi pomóc sobie.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Wto 12 Mar - 19:04
Pomyślał, że mógłby wykorzystać to przyznanie się do słabości, wykpić, wykorzystać do szydzenia... ale z drugiej strony w duchu wzruszył ramionami. To było bezcelowe. Nie chciało mu się silić na jad.
Nie wiem jak cię tam zabrać, ale... – zawiesił głos, bo właściwie wypalił bez większego zastanowienia. Czy zamierzał składać Garikowi taką propozycję? Właściwie czemu nie? Może to w jakiś sposób pomoże? A jeśli nie, cóż, i tak z Marionetkarzem nie było dobrze. – Mogę pokazać ci pewne miejsce, chcesz? Mnie ono pomaga wypoczywać, myśleć, poznawać siebie i może nawet tego, którego miałem przypominać.
Miejsce... A może Charliemu przyszło do głowy zabierać gdzieś Dragana, bo nie chciał iść do Domu Rodzinnego? Byli coraz bliżej, od tego miejsca dzieliła ich praktycznie przecznica. Chwilę się nad tym zastanowił i uznał, że nie czuje lęku czy niechęci, tylko zaciekawienie, jak Dom zmienił się pod jego nieobecność.

ZT x2 do Domu

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Ulice Starego Miasta
Sob 15 Lut - 18:01
Ulice Starego Miasta Zzgystf


Nhěn

Ranga: C
Ilość osób wymaganych do pokonania koszmaru: wystarczy jedna


Ciemności okrywające Krainę Luster były najlepszymi przyjaciółkami odrażającej hybrydy czegoś człowiekopodobnego i wielkiego pająka. To właśnie podczas nocy to wynaturzenie znalazło się w głębii uliczek, bezszelestnie podążając po ścianie jednej z kamienic, niemal prostopadłej do ziemi, około metra ponad powierzchnią. Z większej odległości sylwetka pajęczycy była niemal niezauważalna - rzecz jasna poza miejscami, w których mrok rozpraszało światło lepiej lub gorzej działających starych latarń - dopiero kiedy podeszłoby się bliżej, można byłoby dostrzec szczegóły, takie jak szczękoczułki na twarzy czy chitynowy pancerz na korpusie.

Powrót do góry Go down





avatar
Gif :
Ulice Starego Miasta 5PUjt0u
Godność :
Boone
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
181 cm/ 76 kg
Znaki szczególne :
Ślad po oparzeniu na całej lewej stronie twarzy
Pod ręką :
Plecak, troszkę pieniędzy i oczywiście niedziałający telefon
Broń :
Krótki miecz lub pistolet jako skrzydła
Zawód :
doręczyciel przesyłek
https://spectrofobia.forumpolish.com/t263-frank-boone https://spectrofobia.forumpolish.com/t1084-frank
FrankŻelazna Melodia
Żelazna Melodia
Re: Ulice Starego Miasta
Wto 25 Lut - 1:19
Wzrok opętańca skakał to na broń, to na twarz kobiety. W tamtym momencie każde z jej słów mogło mu uratować życie, chociaż nie o to w tym wszystkich głównie chodziło. Głównie chodziło o to, by nie przerywać tej jakże fascynującej rozmowy, która z jakiegoś powodu stała się największą z ambicji Franka. O ile wcześniej mógł się jeszcze zastanawiać, czy to rzeczywiście jest zauroczenie, tak teraz kompletnie miał to gdzieś. Świat ograniczał się do Diany i jej atencji.
- Wolałbym walczyć z szczurem, któremu wystarczy ledwie szpara, ale niech już będzie ten wilk...
Odpowiedział na jej metaforę, na nieco dłuższą chwilę skupiając wzrok na ostrzu. Następnie założył ręce na piersi, jako że i tak ich do niczego nie zamierzał używać. Kogo by tam obchodziła broń w takim momencie? Pokaźna kolekcja oręża należąca do białowłosej jakimś cudem nie uświadomiła Frankowi, że sam nie ma przy sobie praktycznie nic. Co najwyżej swoje kończyny, a walka zbliżała nieuchronnie się zbliżała. Mało brakowało, a skupiony na kobiecie Boone by się nie cofnął przed jej machnięciami. Niestety, jego rozmówczyni nie wykazywała już takiego zainteresowania, jak on sam.
- Dobrze wiedzieć.
Mruknął pod nosem z lekkim zawodem, gdy zrozumiał, że Cień kompletnie zignorowała jego pytanie. Musiał radzić sobie po prostu ze świadomością, że jest jego rówieśniczką. Albo i nie jest... Wiek w Krainie Luster bywał naprawdę dziwną rzeczą.
- No... - mężczyznę nieco zaskoczyło to nagłe stwierdzenie - Wdzięczny byłbym za jakieś porady przed walką, ale jeśli na to nie ma szans, to na to wygląda.
Dopiero w tamtym momencie opętaniec uświadomił sobie, że zmarnował swój czas na przygotowania. Być może ostatnie minuty w jego życiu. Co jednak było w tym najgorsze, to to, że nawet niespecjalnie się tym przejął. Tak długo, jak mógł cieszyć się rozmową z białowłosą kobietą, tak długo mógłby rzucać się na koszmary choćby nago. Niewiele miał zresztą czas się tym martwić, bo Diana otworzyła kolejny portal. Frank zmarszczył nieco czoło ze zdziwienia, bo spodziewał się walczyć na cmentarzu, ale nie protestował. Po prostu przeszedł na drugą stronę, co jakiś czas zerkając za siebie, czy jego nauczycielka na pewno podąża za nim. Nie mógłby znieść, gdyby przegapiła jego walkę.

Minął dosłownie ułamek sekundy i już z ponurego cmentarza Frank znalazł się na dobrze znanych mu uliczkach. To była nawet miła niespodzianka... Lżej będzie umierać mu w miejscu, które znał. No i w razie potrzeby, wezwać będzie mógł pomoc, chociaż szczerze wątpił, by ktokolwiek odpowiedział (w tym Diana).
- Nie chcę być czepliwy, ale czy to nie jest to samo miasto, z którego otworzyłaś pierwszy portal?
Odsunął się nieco na bok, po czym zerknął przez ramię w kierunku białowłosej. Chciał między innymi, po raz kolejny już, upewnić się, że patrzy. Jeśli umrze, to nie zrobi mu to żadnej różnicy. A jeśli wygra, no to cóż... Powinien jej przynajmniej w jakimś stopniu zaimp

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Ulice Starego Miasta 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Ulice Starego Miasta
Sro 26 Lut - 12:09
Czego ten człowiek od niej oczekiwał? Nie pytał o walkę dotąd, a teraz prosił o porady.jakby do walki z Koszmarem można było się przygotować. Dobry Tropiciel musiał posiadać zdolność analizy sytuacji i adaptowania się do niej.
Nie istniały żadne inne zasady, które mogłyby działać przy przeciwniku tak różnorodnym jak Koszmary. Co nie znaczy, że Frank nie mógłby otrzymać od niej żadnej porady. Może nawet rzuciłaby krótki frazes w stylu "zrozum wroga", lecz nie przy tak nijakim i nędznym koszmarze.
- Po prostu To zabij. - Ton jej głosu przypominał ten, który jest używany przez starych nauczycieli, gdy ich podopieczny stojąc przed tablicą zadaje coraz to nowe pytania, tworzy niedorzeczne teorie zamiast rozwiązać proste zadanie.

Na uliczkach Diana stojąca ze swoim nowym misiem od razu wyczuła koszmarną obecność. Poruszyła noskiem, jakby rzeczywiście czuła zapach. Choć dobrze wiedziała, że to uczucie wybiega ponad sensualne doświadczenie.
Była gotowa w każdej chwili dobyć ostrza, w szczególności gdyby "zapach" Koszmaru się nieoczekiwanie nasilił. To Frank miał walczyć, lecz nie zamierzała dać się zabić przez głupi błąd.
Dobrze pamiętała, że przy jej pierwszym spotkaniu z tymi ponadczasowymi bytami przeżyła, podczas gdy doświadczeni Tropiciele stracili swoje życia.
- Tak, to jest to samo miasto. - Odpowiedziała głosem, który nakazywał spodziewać się dodatku w stylu "trafna dedukcja Watsonie" lecz nic takiego nie nastąpiło.
Dla panny Candran było jednak oczywiste, że skoro jej zleceniodawca spotkał się z nią w Mieście Lalek, to tam prowadzi swoje interesy i to właśnie tam znajduje się szkodzący mu Koszmarny byt.
Nie widziała także nic dziwnego w fakcie, że przekroczyli granicę światów, by móc przygotować się w ciszy. Diana lubiła tamten cmentarz, dobrze jej się kojarzył. Przypominał jej o Ahmyi i to bynajmniej nie dlatego, że ta przypominała nieco zombie, lecz z powodu kilku spotkań na tym właśnie cmentarzu. Natomiast przy użyciu portali i samodzielnie przebyli mniejszą odległość niż gdyby opuścili karczme i udali się najpierw w zaciszne miejsce, a później tutaj. To byłaby niepotrzebna strata czasu.
I oczywiście, że portal do tak odległej lokacji mógł dziwić, lecz - do czego Cień się nie przyznawał - moc portali miała swoje ograniczenia. Nie była w stanie użyć jej by wpaść do sklepu, chyba że sklep ten znajdowałby się w innym Świecie.

Candran mogła wydawać się dość nierozważna z zamyślonym wyrazem twarzy i nieobecnym spojrzeniem, które co jakiś czas kierowała w dół na obejmowanego jedną ręką obrońcę będącego obecnie w swojej miniaturowej formie - o wiele łatwiejszej do przenoszenia. I ktoś mógłby stwierdzić lekkomyślnie, że wygląda jak niewinne dziecko zaaferowane zabawką, które idzie za Frankiem. W rzeczywistości jednak Diana polegająca na swoich Tropicielskich zdolnościach nie musiała obawiać się niespodziewanego ataku. Wiedziała, że wyczuje gdy tylko Koszmar się do nich zbliży i była na to gotowa trzymając prawą dłoń bawiącą się kosmykami włosów, tuż obok białej rękojeści katany. Mogła błyskawicznie chwycić miecz i zaatakować. Choć nieco inaczej było z Frankiem. Czego Diana jednak zdawała się nie zauważać. Może jednak po prostu to ignorowała, stwierdzając, że to jego sprawa jak ma walczyć, a dla niej ważny jest jedynie efekt końcowy. Gdyby natomiast okazał się być nieudacznikiem niezdolnym do walki i przechwalający się swoim uczestnictwem w bitwie… Wtedy lepiej żeby umarł sam. Dzięki temu Diana miałaby mniej pracy musząc zabić tylko Koszmar.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach